Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.
Trybunał Konstytucyjny jest fasadą, dekoracją do pisowskiego autorytaryzmu, zaś prezes Julia Przyłębska – nie trzymająca profesjonalizmu – służy niekiedy do przyznawania jej tytułów „człowieka wolności” przez pisowskie media. O tym quasi Trybunale jakbyśmy zapomnieli, a nie powinniśmy, bo to jedno z ważniejszych narzędzi służących Jarosławowi Kaczyńskiemu do Polexitu. W Trybunale Przyłębskiej raczej nie przejmują się prawem, instytucja nie stoi na straży Konstytucji.
Oto Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) 19 marca ma ogłosić wyrok ws. pytania prejudycjalnego zadanego przez Sąd Najwyższy co do zdolności nowej Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) do wykonywania konstytucyjnego zadania stania na straży niezależności sądów. Czy Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, której skład wyłoniła nowa KRS, będzie niezależnym sądem w rozumieniu prawa unijnego?
Zaś Trybunał pod wodzą Przyłębskiej już 14 marca wyda wyrok ws. tychże przepisów o KRS zmienionych w grudniu 2017 roku. Posiedzenie TK ma być niejawne. W istocie będzie nieważne, bo zostanie podjęte wbrew przepisom ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich oraz o samym Trybunale.
Trybunał Konstytucyjny odpowie na połączone wnioski samego KRS i grupy senatorów. Przedstawienie stanowiska ws. wniosków przez RPO Adama Bodnara upływa dopiero 22 marca, czyli 30 dni po terminie, gdy wpłynął wniosek grupy senatorów. Ponadto udział w rozpoznaniu sprawy ma brać Justyn Piskorski, tzw. sędzia dubler, który został wybrany w skład TK niezgodnie z Konstytucją, a tym samym jego wyroki i postępowania z jego udziałem są nieważne.
Wyrok Trybunału Przyłębskiej ma ubiec wyrok TSUE. Ten ostatni najprawdopodobniej wyda postanowienie, które nie spodoba się władzy PiS, gdyż sądownictwo ma być niezależne, a nie w rękach rządzących polityków.
Najbliższe wybory w kraju dotyczą Parlamentu Europejskiego, wydawałoby się, że partia rządząca powinna skupiać się na porządku europejskim i tym, co by do niego ewentualnie wnieść. Ale nie PiS, które broni swego „porządku” w kraju, czyli władzy, bo gdy ta wypadnie im z rąk, będą odpowiadać za bezprawie, które jest owym pisowskim „porządkiem” oraz – o czym jeszcze mało wiemy – za afery, które ujawniają się przez przypadek, jak afery KNF, NBP czy K-Towers.
Aby Polska była normalna i miała przed sobą przyszłość w porządku cywilizacji zachodniej, demokratycznej, musi wyczyścić się z afer PiS. Najlepiej – wcześniej, bo później możemy doczekać, iż będziemy walczyć o niepodległość, utrata suwerenności państwowej nie jest wcale taka trudna.
PiS zrobił spęd swoich kadr partyjnych w Rzeszowie, które nazwał konwencją. Przemówienie Kaczyńskiego jak zwykle było politycznie i intelektualnie anemiczne, „siła” retoryki prezesa zasadza się na tym, że wynajduje wrogów i dzięki nim zyskuje to, iż jakiś czas kursują w narodzie jego złote myśli.
Prezes postraszył, iż opozycja – czytaj: Platforma Obywatelska – odbierze socjał, słynne 500 plus. Otóż Platforma ani Bruksela nie odbiorą. 500 plus weszło już na stałe do wydatków sztywnych. 500 plus może zostać zlikwidowane tylko przez inflację, a ta grozi, gdy PiS utrzyma się u władzy. Polsce grozi los gorszy od Grecji, a to z jednego zasadniczego powodu, nie mamy zabezpieczenia w euro, bo nie należymy do strefy euro.
Jeżeli opozycja coś „odbierze”, to przywróci trójpodział władzy i Konstytucję. Na początku będzie problem z Andrzejem Dudą, gdyż ten nie jest strażnikiem Konstytucji, stale ją łamie.
Z rzeszowskiej konwencji na dłużej zostanie zapamiętane, iż prezes postraszył dziećmi, otóż według niego u dzieci w wieku 0-4 lat (cytat) „ma być podważana kwestia tożsamości chłopców i dziewczynek”. W jaki sposób? – prezes nie powiedział. Czyżby zamieniano dzieciom narządy płciowe? Świadomość seksualna jest absorbująca od najmłodszych lat i należy jej uczyć dzieci wraz z nauką czytania, bo wiedza ma służyć, a PiS chciałby tę wiedzę odebrać, bo analfabetyzm służy takim jak oni ciemnogrodzianom.
Na konwencji PiS, która miała dotyczyć eurowyborów, najmniej poświęcono czasu Unii Europejskiej, choć została przyjęta 12 punktowa „Deklaracja Europejska”, która jest słuszna aż do bólu, ale przyjęta przez PiS jest groteskowa.
Pierwszy zadeklarowany punkt to „Europa Wartości”. Może prezes Kaczyński nie wie, iż fundamentem Unii Europejskiej są wartości demokratyczne, a pisowska Polska jako pierwsza i na razie jedyna jest sądzona w Trybunale Sprawiedliwości UE za niszczenie niezależności sądownictwa. Groteska? Tylko PiS potrafi deklarować coś, co jest im ideowo obce.
PiS także deklaruje, iż „wynegocjujemy korzystny dla Polski nowy budżet UE”. Bez żadnych przyjaciół w UE (nawet Węgry Orbana się odwróciły), zmarginalizowani, wrodzy do największych, jak Francja i Niemcy, chcą coś uzyskać.
Ta cała deklaracja jest tylko propagandą, bo gdyby miało stać się nieszczęście dla Polski i PiS wygrał eurowybory oraz parlamentarne, żaden punkt nie zostałby zrealizowany, a deklaracja sprowadziłaby się do tylko jednego punktu nie ujętego w niej, mianowicie do Polexitu. Kaczyńskiemu UE przeszkadzałaby w autorytaryzmie.
Prezes PiS do perfekcji opanował strategię posiadania pełni władzy, a zarazem nie chce być odpowiedzialnym za jej sprawowanie.
Odpowiedzialność prawna bowiem spada na jego marionetki, które kiedyś – gdy władza wypadnie mu z rąk, jak Ceaușescu bądź Janukowyczowi – staną przed niezależnym wymiarem sprawiedliwości i odpowiedzą za bezprawie. Kaczyński swoją odpowiedzialność rozpisuje na Andrzeja Dudę, Beatę Szydło i Mateusza Morawieckiego, którzy w niepohamowanej własnej żądzy władzy stali się zakładnikami prezesa PiS.
Afera ze spółką Srebrna pokazuje – niczym w podręczniku politycznej korupcji – w jaki sposób splatają się wątki narracji dyktatury i zarządzania marionetkami delegowanymi przez prezesa PiS. Winniśmy całować po rękach Geralda Birgfellnera, że zdecydował się ujawnić taśmy z transakcji biznesowych przeprowadzanych z Jarosławem Kaczyńskim. Niemniej bardzo ważną postacią w demitologizacji prezesa PiS jest Roman Giertych, zaś dziennikarze „Wyborczej”, opisujący kolejne rozdziały afery K-Towers, zasługują na najwyższe nagrody dziennikarskie i to międzynarodowe – jakiegoś globalnego Pulitzera.
Kaczyński na poziomie państwa odpowiedzialnymi za swoje bezprawie czyni prezydenta i premierów (na razie jest dwoje). Oni kiedyś odpowiedzą za niszczenie Polski i to na wszelkich poziomach: prawnym, moralnym, finansowym.
We władzach spółki Srebrna, którą zarządza Jarosław Kaczyński, są osoby bez znaczenia, które nadstawiają kark za prezesa, jak sławny już Kujda i „pani Basia”, osoby, które nie wiedzą, za co odpowiadają, za co jednak są wynagrodzeni sowitymi synekurami państwowymi. Birgfellner, rozmawiając z Kaczyńskim, był zdziwiony, że nie rozmawia z zarządem Srebrnej, Kaczyński miał na to odpowiedź: „Ci ludzie kręcą własne lody”.
A zatem mamy do czynienia z ludźmi-słupami, którzy nie są świadomi odpowiedzialności. Tak też wyglądać miał model biznesowy K-Towers (wieżowców na cześć braci Kaczyńskich). Odpowiedzialność prawną i finansową brały na siebie dwie spółki-krzaki Nuneaton (komandytowa i z o.o.), zaś Srebrna pełnię zysków. Gdyby biznes z wieżowcami nie wypalił, odpowiedzialne byłyby spółki-krzaki, a Srebrna nie straciłaby na tym ani grosza.
Kaczyński zarządzą Srebrną za pomocą ludzi-słupów i tak zarządza państwem – za pomocą słupów, w które ochoczo zgodzili się wcielić Duda, wcześniej Szydło, a dzisiaj Mateusz Morawiecki. Aby w przyszłości osądzić bezprawie i dążenie Kaczyńskiego do dyktatury, nie wystarczy powołanie jakiejś komisji śledczej ani postawienia go przed sądem. Najpierw do spółki Srebrna winni wejść śledczy i to ci o najwyższych kompetencjach i profesjonalizmie. Ten akt „pożegnania dyktatury” winien odbywać się przy podniesionej kurtynie, jednocześnie dobrze byłoby, gdyby osądzane były polityczne słupy prezesa – jako to podsądnymi winni być Duda, Szydło i Morawiecki – z jednym zarzutem: legitymizowanie bezprawia.
Musimy zdawać sobie sprawę, że Kaczyński, jego słupy i kadry partyjne nie oddadzą władzy, tylko dlatego, że przegrają wybory. Czeka nas męka przez dyktaturę – ku demokracji.