Wal.duszkiem, 25.04.2016

 

topTOKFM25.04.2016

Pół roku po zwycięstwie PiS. Lis: Mówienie o demolowaniu Polski to nie histeria. To fakty

opr. dżek, 25.04.2016

Tomasz Lis

Tomasz Lis (WOJCIECH OLKUŚNIK)

Mocny komentarz Lisa pół roku po zwycięstwie PiS. – Nazywanie rzeczy po imieniu to nie wyraz histerii, ale trzeźwości umysłu – pisze w „Newsweeku” redaktor naczelny tygodnika.
– W półroczu, które właśnie mija od momentu wyborczego zwycięstwa PiS, wielu mówiło, by nie nadużywać mocnych słów w opisie ekscesów władzy, bo za chwile nam słów zabraknie – pisze w najnowszym wydaniu „Newsweeka” Tomasz Lis . – Jesteśmy w punkcie, gdy trzeba słów najmocniejszych, bo za chwilę na wypowiadanie słów będzie za późno – straszy.

– Powściągliwość w używaniu słów generalnie jest wskazana. Problem w tym, że do opisu sytuacji nadzwyczajnej, z którą mamy do czynienia dziś, zwykle używaliśmy słów z epoki zwyczajnej, która przeminęła. Na dodatek umiar opisu miał moc terapeutyczną i uspokajającą. Skoro nie używamy dramatycznych określeń, to znaczy, że sytuacja nie jest dramatyczna. Była też ta powściągliwość dzieckiem niedowierzania. Przecież jest niemożliwe, by to, co widzimy, było aż tak realne.Przecież to niemożliwe, by totalnie zawłaszczone przez PiS państwo tak szybko demolowano. Przecież nie mieści się w głowie, by budowane ponad ćwierćwiecze liberalna demokracja i państwo prawa tak bezceremonialnie deptano i dewastowano – pisze Lis.

 

Nadszedł czas, by to, co się w głowie nie mieściło, przyjąć do wiadomości. By niemożliwe uznać za rzeczywiste. By odłożyć na półkę uspokajacze w postaci umiaru słów. By ignorować zarzuty histerii – bo nazywanie rzeczy po imieniu nie jest wyrazem histerii, ale trzeźwości umysłu. Nadszedł czas, by nie bać się w opisie dzisiejszej władzy porównań i metafor, które – choć zawsze ryzykowne – są coraz bardziej uzasadnione – pisze naczelny „Newsweeka”.

Cały komentarz w najnowszym wydaniu „Newsweeka”>>>

Zobacz także

 

TOK FM

Polska bez Europy, Europa bez Polski

Krzysztof Lisek, Paweł Zalewski, 25.04.2016
W ciągu zaledwie kilku miesięcy PiS podważył zaufanie europejskich partnerów do naszego kraju. Wypadliśmy z kuluarowych rozmów o przyszłości UE. Dodaliśmy nowe argumenty do dyskusji o utworzeniu wąskiego trzonu Unii – bez nas
 

Jesienią 2015 r. wielu z nas nie wyobrażało sobie polskiego ministra spraw zagranicznych odmawiającego zaproszenia wiceszefa Komisji Europejskiej. Nikt też nie przypuszczał, że w odpowiedzi na antyunijny kurs polskich władz zjednoczona opozycja wezwie do udziału w marszu przeciw opuszczeniu Unii Europejskiej. Okazuje się, że PiS dał radę błyskawicznie zakwestionować fundament polityki, zgodnie z którym Unia jest instytucją warunkującą rozwój i bezpieczeństwo Polski. Jesteśmy w punkcie zwrotnym. Warto się zastanowić, dlaczego tak się stało i jakie mogą być tego konsekwencje.

Unia stoi na zaufaniu

Z powodu wielu nieporozumień musimy rozpocząć od wyjaśnienia istoty samej Unii Europejskiej.

Jest nią mechanizm umożliwiający negocjowanie sprzecznych interesów, aby po uwzględnieniu ich różnorodności każdy z 28 krajów członkowskich w efekcie mógł mieć korzyść. Reguły rozstrzygania tak głębokich sporów są akceptowane przez wszystkich członków dzięki wzajemnemu zaufaniu. Ono z kolei jest możliwe dzięki transparentności i przewidywalności podejmowania decyzji politycznych przez poszczególne państwa. W praktyce umożliwia je tylko system demokracji partyjnej ograniczony prawem i kontrolą mediów.

Nic zatem dziwnego, że odejście od tych standardów przez Węgry spotkało się z silną krytyką wewnątrz Unii. Zrozumiałe jest także to, że dążenie rządu i prezydenta RP do uzyskania zupełnie niekontrolowanej pozycji w Polsce przez zakwestionowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego musiało zrodzić kryzys w relacjach z Brukselą.

Respektując unijne reguły, rząd PO stał się istotnym partnerem w rozwiązywaniu wewnętrznych europejskich problemów. W trakcie kryzysu finansowego Polska zadeklarowała uczestnictwo w Europejskim Mechanizmie Stabilizacji Finansowej. Angażowała się w reformy demokratyzacyjne w krajach arabskiej wiosny. Razem ze Szwecją przedstawiła koncepcję Partnerstwa Wschodniego. Jego celem miała być stabilizacja Ukrainy, Mołdowy, Białorusi, Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu przez udzielanie im wsparcia w przyjmowaniu unijnych standardów politycznych i gospodarczych. Polityka współodpowiedzialności za UE zbudowała zaufanie do Polski i jej wysoką wiarygodność. Symbolem tego było powierzenie najwyższych unijnych funkcji Jerzemu Buzkowi i Donaldowi Tuskowi.

Z drugiej strony wiarygodność pomogła Polsce odnieść sukces w wielu negocjacjach. Dyskutując o unii bankowej, przekonaliśmy partnerów strefy euro do rozwiązań, które utrzymały jedność Unii i były korzystne dla polskich banków będących filiami banków zachodnich. Doprowadziliśmy też do tego, że Unia zerwała ze złą praktyką uzależniania polityki wobec Kijowa, Mińska czy Tbilisi od relacji z Moskwą. Zaufanie i wiarygodność okazały się bezcennymi środkami, dzięki którym pozyskaliśmy olbrzymie fundusze unijne i możemy je wydawać na cele ważne dla Polaków.

To jednak należy już do przeszłości. W ciągu zaledwie kilku miesięcy PiS podważył zaufanie europejskich partnerów do naszego kraju. Wypadliśmy z kuluarowych rozmów o przyszłości Unii. Dodaliśmy nowe argumenty do dyskusji o utworzeniu wąskiego trzonu Unii z Niemiec, Francji, Włoch, Belgii, Holandii, Luksemburga i Austrii. Utraciliśmy realny wpływ na kierunek już realizowanych polityk unijnych. Kryzys wiarygodności władz przełożył się wprost na utratę zdolności realizacji polskich interesów w Unii. Nie stało się to przez przypadek. PiS przestał postrzegać UE jako szansę, lecz widzi w niej przeszkodę w realizacji swoich planów zmiany Polski.

Niemcy i Unia to nie wrogowie, lecz sojusznicy

Największa zmiana zaszła w relacjach z Niemcami. Liderzy PiS od dawna prezentują RFN jako kraj realizujący swoje interesy kosztem Polski. Czasami, podobnie jak Jarosław Kaczyński, dodają, że Niemcy robią to razem z Rosją, a Rzeczpospolita za rządów PO-PSL stała się kondominium niemiecko-rosyjskim. Według nich głównym instrumentem polityki Berlina ma być Unia, mimo że powstała właśnie jako odpowiedź na strategiczne wyzwanie dotyczące zagrożenia potencjałem Niemiec. W przeszłości przewaga Niemiec okazywała się niewystarczająca do zdominowania Europy. Jednak ich centralne położenie oraz olbrzymi potencjał gospodarczy – ludnościowy, a w efekcie polityczny – uczyniły z nich kluczowy czynnik układu politycznego na kontynencie.

Powstająca przez wiele lat Unia Europejska stworzyła gorset standardów i polityk, którym wszyscy muszą podlegać. Krępuje on przede wszystkim najsilniejszego jej członka – Niemcy. Republika Federalna przyjęła te zasady, mając świadomość korzyści gospodarczych z tak poszerzonego, europejskiego rynku wewnętrznego. Jednak zamiast dostrzegać w Unii mechanizm ograniczenia i kontroli potęgi niemieckiej, politycy PiS widzą w niej instrument dominacji Berlina. Trudno o większe niezrozumienie rzeczywistości.

Ostatnio pretekstem do ostrej kampanii przeciw Niemcom stała się kwestia unijnej polityki imigracyjnej. PiS czyni z rządu RFN głównego winnego zaproszenia ponad miliona uchodźców do Europy. Atakując osobiście kanclerz Angelę Merkel, liderzy PiS używają antyimigracyjnych argumentów, którymi w Niemczech posługują się ich koledzy z antyunijnej i prorosyjskiej partii Alternative für Deutschland (AfD). Z tego jednak, że UE czy Niemcy popełniają błędy w polityce wobec uchodźców, nie można wnioskować, iż są one wrogie wobec Polski. W rzeczywistości są naszymi najbliższymi strategicznymi sojusznikami. Jednak PiS, używając wspólnej retoryki z AfD w kluczowej dla Europy sprawie, wzmacnia partię godzącą w nasze interesy i popierającą politykę Kremla.

W konsekwencji zmiany podejścia do Niemiec PiS wycofuje się z Trójkąta Weimarskiego, który początkowo służył wciąganiu Polski do Unii. Za rządów PO Trójkąt stał się mechanizmem wpływu na najważniejsze decyzje niemiecko-francuskiego tandemu. Dotyczyło to zarówno wewnętrznej polityki UE, jak i zagranicznej, np. wobec Ukrainy.

Ze względu na ważny potencjał Polski w Grupie Wyszehradzkiej Trójkąt Weimarski był zarazem mechanizmem reprezentowania interesów Europy Środkowej wobec Berlina i Paryża. Zależność była też odwrotna. Polska mogła budować akceptację Grupy dla najważniejszych decyzji uzgodnionych z Niemcami i Francją. Rezygnując z instrumentu weimarskiego, zminimalizowaliśmy nasz wpływ na Unię. Stawiając wyłącznie na Wyszehrad, zostaliśmy zakładnikiem polityki Węgier, najbardziej antyunijnego członka Grupy. Tak z kraju rozgrywającego w Europie staliśmy się państwem szukającym natchnienia w Budapeszcie. Trudno o lepszy przykład dobrowolnej degradacji i przeniesienia pola gry z Premiership do ligi okręgowej! To jednak nie koniec „dobrej zmiany”.

Bazy NATO, imigranci, Brexit

Od przejęcia przez prezydenta Władimira Putina władzy w Rosji jej polityka tworzy dla Polski strategiczne wyzwanie. Szef MSZ Witold Waszczykowski mówi o egzystencjalnym zagrożeniu ze strony Kremla, z czym się zgadzamy.

Prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu i rządowi PO udało się uzyskać na szczycie NATO w Newport zapewnienie dotyczące rozmieszczenia w Polsce i krajach bałtyckich baz sprzętu wojskowego i prowadzenia rotacyjnych ćwiczeń wojsk alianckich w Polsce.

Prezydent Andrzej Duda i rząd PiS przyjęli dalej idący postulat stałej, a nie rotującej obecności. Jednak nie wyciągnęli wniosków z tego, że główne zaplecze logistyczne NATO i wojsk amerykańskich w Europie znajduje się w RFN. Trudno przekonywać władze USA do poważniejszego, militarnego zaangażowania się w Polsce, gdy w stosunkach między PiS a Berlinem panuje wrogość. Dla Amerykanów, podobnie jak dla reszty Europejczyków, Niemcy to główny partner na kontynencie, zwornik bezpieczeństwa i stabilizacji. Jak mają silniej wspierać kraj, który kwestionuje podstawowe założenie ich polityki w Europie i zamiast gwarantować niezbędną współpracę, wchodzi w konflikt z Berlinem?

PiS, grając kartą imigracyjną, zaburzył również percepcję bezpieczeństwa Polaków. W wyniku nagonki antymuzułmańskiej wielu z nas uwierzyło, że napływ wynegocjowanej przez premier Ewę Kopacz grupy uchodźców stanowi strategiczne zagrożenie dla Polski. Że będzie prowadzić do terroru i islamizacji kraju. W rzeczywistości ma on charakter taktyczny i sprowadza się do zorganizowania systemu ich bezpiecznego przyjmowania.

Jeżeli chodzi o integrację, to dla naszego kraju nie stanowiłoby problemu przyjęcie nie tylko siedmiu, ale nawet pięćdziesięciu tysięcy imigrantów. Ponieważ uchodźcy mogliby pojawić się w Polsce z Niemiec, z nimi zaczęliśmy wiązać zagrożenie. Gdyby doszło do realizacji czarnego scenariusza i nastąpiłoby podzielenie strefy Schengen na podstrefy, PiS z pewnością wolałby być razem z Grupą Wyszehradzką niż z Niemcami.

Na koniec jeszcze qui pro quo z Wielką Brytanią.

Przyglądając się argumentom zwolenników Brexitu, trudno nie zauważyć zbieżności z tym, co o Unii mówią politycy PiS. W obu przypadkach pada krytyka eurokratów, którzy pasożytują za nasze pieniądze, a także mechanizmu wyzyskiwania nas przez inne państwa, skandali, afer i korupcji. Brytyjczycy używający tego języka chcą opuszczenia Unii. Mówiący to samo politycy PiS wolą jeszcze chwilę w niej pozostać, aby przyjmować fundusze UE. Inne konsekwencje, ten sam język. Jednak opinie PiS, słyszane i dyskutowane na Wyspach, wzmacniają argumenty na rzecz opuszczenia Unii.

Co Brexit oznaczałby dla Polski?

Po pierwsze – osłabienie spójności NATO. Jeżeli Brytyjczycy zdystansują się od Europy, trudno sobie wyobrazić, aby utrzymali wolę jej obrony w ramach NATO. W szczególności dotyczy to najbardziej zagrożonych przez Rosję krajów bałtyckich. Po drugie – legną w gruzach plany zbudowania efektywnej europejskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Bez Wielkiej Brytanii mającej najsilniejsze siły zbrojne w Unii i prowadzącej interesy międzynarodowe o zasięgu światowym żadna z tych polityk nie będzie możliwa. PiS, uwiarygodniając argumentację brytyjskich wrogów Unii Europejskiej, podpiłowuje gałąź, na której wszyscy siedzimy.

Polityka zagraniczna ofiarą „dobrej zmiany”

Polityka PiS w szokujący sposób degraduje nasze możliwości w UE i NATO oraz burzy rozumienie bezpieczeństwa przez Polaków, mieszając wyzwania taktyczne i strategiczne. Zaczynamy mieć mniej możliwości rozwojowych i stajemy się bardziej zagrożeni. Wytłumaczenie jest tylko jedno. Polityka zagraniczna Polski padła ofiarą prymatu rewolucyjnej zmiany systemu. Zawłaszczenie instytucji państwa przez PiS, do którego drogę otworzyło złamanie konstytucji, jest dla liderów PiS ważniejsze niż przyszłość Polski w Unii. Dziś nie możemy już mieć wobec tego żadnych wątpliwości.

*Krzysztof Lisek (PO) – przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu VI kadencji, wiceprzewodniczący podkomisji bezpieczeństwa i obrony Parlamentu Europejskiego VII kadencji

**Paweł Zalewski (PO) – przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu V kadencji, wiceprzewodniczący komisji handlu międzynarodowego Parlamentu Europejskiego VII kadencji

Zobacz także

wypadliśmy

wyborcza.pl

 

PONIEDZIAŁEK, 25 KWIETNIA 2016

Ziobro: List prezydentów można odczytać jako obronę praktyk, które opisuje Do Rzeczy

12:17

Ziobro: List prezydentów można odczytać jako obronę praktyk, które opisuje Do Rzeczy

Jak mówiła premier Beata Szydło na konferencji w KPRM była pytana o list byłych prezydentów, szefów MSZ i opozycjonistów:

„Ci panowie, którzy podpisali się pod tym listem uważają, że to oni są demokracją. Uważam inaczej – demokracja polega na tym, że obywatele dokonują w wolnych wyborach wyborów tych, którzy mają w ich imieniu sprawować rządy. I dokonali Polacy takiego wyboru w demokratycznych wyborach”

List można odczytywać jako list w obronie tego klimatu i praktyk, które ujawnia dzisiaj tygodnik „Do Rzeczy”. Ten list prezydentów można odczytać w kontekście obrony tego klimatu, który pozwalał na prowadzenie tego rodzaju rozmów panu Grasiowi. Wtedy, dla tych panów demokracja miała się świetnie, kiedy pan Graś potrafił w sposób skuteczny z panem Kulczykiem oddziaływać na zewnętrzne media, aby przestały być krytyczne wobec rządu. Byli prezydenci nie byli oburzeni akcją w tygodniku „Wprost” – dodał Zbigniew Ziobro.

Minister sprawiedliwości stwierdził też, że to demokracja „rodem z kawiarni Sowa & Przyjaciele”.

300polityka.pl

Dziennikarz pyta trzecią osobę w państwie o Szydło w USA. “Eeee, nie wiem, po co pojechała”

Marszałek Senatu nie wie, po co Szydło pojechała do USA
Marszałek Senatu nie wie, po co Szydło pojechała do USA Fot. Twitter / Łukasz Korach

“Pojechała w określonym celu. Podpisania umowy dotyczącej przyszłości….Eeeee, czego ta przyszłość? Jeszcze raz. Nie wiem, po co tam pojechała” – o taką wypowiedź pokusił się marszałek Senatu, pytany o to, po co Beata Szydło pojechała do USA.

Nie ma lepszego podsumowania dyskusji wokół wizyty premier w Stanach Zjednoczonych niż postawa marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego. Pytany przez dziennikarzy o cel wizyty, marszałek najpierw zaczął mówić o “podpisaniu umowy dotyczącej przyszłości”, a potem… po prostu się zaplątał. “Nie wiem, po co tam pojechała” – wyznał z rozbrajającą szczerością.I w sumie trudno się dziwić. Bo w kontekście wizyty Szydło mówi się niemal wyłącznie np. o jej wizycie na wystawie o polskich uchodźcach w Indiach czy modlitwie w “amerykańskiej Częstochowie” w Doylestown. Premier nie spotkała się z nikim istotnym, co staje się dziś obiektem kpin.

Dosadnie podsumował to polski biznesmen z USA. „Byłem na mszy w amerykańskiej Częstochowie i spotkaniu z panią premier Szydło. Mówiła przez 30 minut same slogany, powtórzyła chyba kilkanaście razy, że jesteśmy Polakami. Nie sądziłem, że dożyję czasu, że takie coś będzie premierem” – napisał na Facebooku.

naTemat.pl

Polski biznesmen z USA o Szydło: “Nie sądziłem, że dożyję czasu, że takie coś będzie premierem”

Polski biznesmen w USA krytykuje Szydło
Polski biznesmen w USA krytykuje Szydło Fot. instagram.com/premierrp

“Byłem na mszy w amerykańskiej Częstochowie i spotkaniu z panią premier Szydło. Mówiła przez 30 minut same slogany, powtórzyła chyba kilkanaście razy, że jesteśmy Polakami. Po przemówieniu nie można było zadać nawet jednego pytania” – napisał na Facebooku Zbigniew Chrzanowski, Polak mieszkający w USA, właściciel firmy Trident Contracting.

Wizyta Szydło w Stanach Zjednoczonych była przedstawiana przez polityków PiS jako wielkie wydarzenie. Tymczasem komentatorzy zwracali uwagę, że polska premier nie spotkała się za oceanem z “nikim ważnym”. Teraz dochodzi do tego głos polskiego biznesmena w USA, który wyraził opinię na temat tego, jak zaprezentowała się Szydło.

Chrzanowski jest bardzo krytyczny. W swoim facebookowym wpisie wyliczył poprzednich premierów (nawet Kaczyńskiego), których nazywa “osobowościami”. “Można się było z nimi nie zgadzać, ale nikt nie może im odmówić inteligencji i kompetencji. Chyba Jarosław Kaczyński ma rację, że nazywa Szydło powiatową” – stwierdza Chrzanowski.

“Panie prezesie, czas kończyć ten eksperyment” – dodaje. “Jedna rzecz, która mi się udała, w końcu udało mi się w podejść do PBS, i zadać pytanie, czy w ramach dobrej zmiany, będzie mogła zmienić decyzje geniusza dyplomacji ministra Waszczykowskiego o odwołaniu pani konsul Urszuli Gacek. Przypomnę, ze protest w tej sprawie został wysłany przez polonie nowojorska do MSZ. (…) PBS powiedziała, że też bardzo ceni panią konsul i zbada sprawę. Ciekawe, czy dotrzyma słowa?” – kwituje biznesmen.

bzinesmen

naTemat.pl

Prof. Norman Davies: Kaczyński działa jak bolszewik, a PiS to najbardziej mściwy gang w Europie

luna, 25.04.2016

Norman Davies

Norman Davies (Fot. Tomasz Szambelan / Agencja Gazeta)

„Mściwi” polscy przywódcy wykorzystują nowe muzeum wojny do przepisania historii – uważa historyk Norman Davies. W rozmowie z tygodnikiem „The Observer” naukowiec stwierdza, że wart pół miliarda złotych projekt stał się przedmiotem walki pomiędzy „ksenofobicznymi politykami” i historykami.
 

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ma zostać otwarte na przełomie 2016 i 2017 r. Koszt budynku to 449 mln zł, do tej pory wydano już 232 mln zł. Dotychczasowa koncepcja przyszłego muzeum zakładała pokazanie najważniejszych faktów z dziejów II wojny światowej. Oprócz znanych bitew i wydarzeń wystawy miały obszernie opowiadać o losach ludności cywilnej, o ofiarach okupacji niemieckiej, sowieckiej i japońskiej.

Czy Muzeum II Wojny zaprezentuje „polski punkt widzenia”?

Minister kultury Piotr Gliński w opublikowanym 15 kwietnia Dzienniku Urzędowym ogłosił zamiar połączenia dwóch instytucji – Muzeum II Wojny Światowej i powołanego po wyborach Muzeum Westerplatte, w wyniku czego miałoby powstać Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku.

Powód? Po wyborach parlamentarnych jesienią ub. roku politycy PiS oraz część prawicowych historyków wyrażali obawę, czy Muzeum II Wojny będzie w odpowiedni sposób prezentowało „polski punkt widzenia”. W obwieszczeniu minister przyznaje m.in., że „przyczyną połączenia jest zapewnienie zwiększonej efektywności działań na rzecz podtrzymania i upowszechniania tradycji narodowej i państwowej, w szczególności w nawiązaniu do dziejów Polski w okresie II wojny światowej, w tym wojny obronnej 1939 r., właściwe uhonorowanie miejsca symbolicznego, jakim jest pole bitwy na Westerplatte”.

Historycy odpowiedzieli na decyzję ministerstwa listem protestacyjnym. Jak piszą, „trudno uniknąć wrażenia, że decyzja o likwidacji wpisuje się w logikę walki politycznej polegającej na niszczeniu instytucji powołanych do życia przez poprzedni rząd zupełnie niezależnie od ich wartości merytorycznych”. I dodają: „Jako historykom, humanistom i muzealnikom trudno nam jest akceptować akt wandalizmu bezmyślnie dokonywany na naszej kulturze”.

Norman Davies: Kaczyński zachowuje się jak bolszewik

Teraz w sprawie muzeum głos zabrał prof. Norman Davies, znany brytyjski historyk, autor licznych książek o Polsce oraz przewodniczący Kolegium Programowego muzeum.

Zdaniem Daviesa zachowania rządu PiS w sprawie muzeum są „paranoiczne”. Historyk podkreśla, że partia nie chce, by zagraniczni historycy decydowali o tym, co się dzieje w „jej muzeum” i że za zmianami stoi bezpośrednio Jarosław Kaczyński, który działa jak osobiste „politbiuro”.

Davies stwierdza, że nowa „polityka pamięci” Kaczyńskiego ma na celu rozliczenie się z politycznymi rywalami, m.in. z Lechem Wałęsą, Donaldem Tuskiem, który był premierem w czasie, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej.

„On zachowuje się jak bolszewik i paranoidalny awanturnik. Prawo i Sprawiedliwość jest najbardziej mściwym gangiem w Europie. Gdańsk to szczególne miejsce ze względu na skojarzenia z Lechem Wałęsą, ‚Solidarnością’ i Tuskiem, który tam się urodził, skończył historię i wmurował kamień węgielny pod budowę muzeum. Kaczyński był w ‚Solidarności’, wspierał Wałęsę w kampanii wyborczej. Potem Wałęsa go odsunął, więc Kaczyński od tego czasu planował zemstę” – cytuje prof. Daviesa „The Observer”.

Zdaniem historyka rząd od dawna planował przejęcie muzeum, stąd też jego pomysł na utworzenie w Gdańsku muzeum Westerplatte.

Prof. Davies mówi także o „polityce pamięci” stosowanej przez PiS, która „działa głównie dzięki insynuacjom”. Zdaniem historyka jest to ksenofobiczna próba Prawa i Sprawiedliwości przepisania historii.

Zobacz także

profDavies

wyborcza.pl

Byli prezydenci we wspólnym liście wzywają do „pełnej mobilizacji”. „Polska zmierza do autorytaryzmu”

lulu, 25.04.2016

Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski

Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski (Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Najbliższe miesiące zadecydują o losie praworządności i demokracji w Polsce. Niezbędna jest mobilizacja społeczeństwa i opozycji – apelują w liście otwartym byli prezydenci, ministrowie i opozycjoniści.

Oto pełna treść listu otwartego:

Przywrócimy demokratyczne państwo prawa. Oświadczenie

Najbliższe miesiące zadecydują o losie praworządności i demokracji w Polsce.

Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza zejść z drogi niszczenia porządku konstytucyjnego, paraliżowania pracy Trybunału Konstytucyjnego i całej władzy sądowniczej. Parlament pracuje pod dyktando niewielkiej większości, lekceważąc argumenty i interesy mniejszości. Pojawiają się projekty drakońskich ustaw, takich jak bezwzględny zakaz przerywania ciąży. Władza eskaluje konflikty i podziały w społeczeństwie.

Rządzący wybrali konfrontację ze wspólnotą euroatlantycką. Spór w sprawie Trybunału realnie grozi ograniczeniem praw członkowskich w Unii Europejskiej. Antyeuropejskie i ksenofobiczne wypowiedzi i działania rządzących podważają spójność Unii, działają na rzecz interesów imperialistycznej Rosji. Z wiarygodnego, cenionego partnera w Unii i NATO stajemy się „państwem specjalnej troski”. Chwieją się fundamenty naszego bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego.

Polska zmierza do autorytaryzmu i izolacji w świecie.

Do powstrzymania tej tendencji niezbędna jest pełna mobilizacja społeczeństwa i środowisk opozycji oraz wypracowanie programu wspólnego działania na rzecz obrony demokracji.

1. Apelujemy do wszystkich Polaków o kierowanie się w codziennej pracy i działaniu porządkiem prawnym zgodnym z konstytucją. Próba stworzenia przez PiS porządku własnego jest uzurpacją władzy. Wzywamy polityków obozu rządzącego, którym drogie są państwo i demokracja, do odmowy udziału w ich niszczeniu. Przypominamy, że za łamanie konstytucji winni poniosą odpowiedzialność.

2. Wyrażamy uznanie i szacunek dla odpowiedzialnej, godnej postawy sędziów Trybunału Konstytucyjnego, innych sądów, reprezentacji prawników oraz wydziałów prawa uczelni wyższych. Sędziom, prokuratorom i przedstawicielom innych zawodów prawniczych należy zapewnić szczególną ochronę przed konsekwencjami bezprawnych posunięć władz.

3. Opozycja parlamentarna nie może ulec presji rządzących. Nie mogą podlegać negocjacjom kwestie fundamentalne, a szczególnie obowiązek publikowania przez rząd wyroków Trybunału Konstytucyjnego, zaprzysiężenie trzech sędziów TK wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji oraz nowelizacja konstytucji w celu zmiany obecnego składu Trybunału. Apelujemy o współdziałanie polityków opozycji w obronie państwa prawa oraz swobód obywatelskich.

4. Wyrażamy uznanie dla Komitetu Obrony Demokracji, który stał się ośrodkiem koordynującym ruchu obywatelskiego sprzeciwu. Miarą społecznego zapotrzebowania na jego działania jest masowy udział Polaków w akcjach organizowanych przez Komitet. Aby skutecznie wypełniać swoją misję, KOD winien pozostać organizacją społeczną, która nie angażuje się w rywalizację partyjną.

5. Wyrażamy uznanie wspólnocie euroatlantyckiej i Unii Europejskiej za jej zaangażowanie na rzecz ochrony praworządności i demokracji w naszym państwie. Prowadzone na jej forach dyskusje, podejmowane uchwały, opinie i rekomendacje nie są „ingerencją w wewnętrzne sprawy Polski”, lecz wyrazem uzasadnionej troski o stan naszego państwa i prawa obywateli. Apelujemy o wytrwałość we wspólnej trosce o łączące nas wartości.

Warszawa, 25.04.2016

Sygnatariusze tego apelu różnią się w ocenie wielu polskich problemów, ale łączy nas wspólne przekonanie, że warunkiem wstępnym jakichkolwiek racjonalnych zmian jest utrzymanie w Polsce demokracji.

Lech Wałęsa, prezydent RP w latach 1990-1995

Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP w latach 1995-2000 i 2000-2005

Bronisław Komorowski, prezydent RP w latach 2010-2015

Włodzimierz Cimoszewicz, premier RP w latach 1996-1997, minister spraw zagranicznych RP w latach 2001-2005

Andrzej Olechowski, minister spraw zagranicznych RP w latach 1993-1995

Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych w latach 2007-2014

Ryszard Bugaj, działacz i ekspert „Solidarności”, internowany

Władysław Frasyniuk, przywódca „Solidarności”, więzień polityczny

Bogdan Lis, przywódca „Solidarności”, więzień polityczny

Jerzy Stępień, przywódca „Solidarności”, internowany, prezes Trybunału Konstytucyjnego w latach 2006-2008

Zobacz też: Byłe pierwsze damy we wspólnym liście przeciwko zakazowi aborcji >>>

byli

wspólny

gazeta.pl

 

 

Minister Gliński na tropie mafii. Narodził się polski komisarz Cattani?

Jędrzej Słodkowski, 25.04.2016

Zachęta, grudzień 2012. Wystawa

Zachęta, grudzień 2012. Wystawa „Naziści” Piotra Uklańskiego (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

Po teatrze, filmie i literaturze wicepremier Piotr Gliński otwiera nowy front walk o dobrą zmianę w kulturze narodowej. Chodzi o sztuki wizualne. Statuty Zachęty i innych podlegających ministrowi instytucji zostaną zmienione.
 

Ministerstwo Kultury jest, jak informuje Piotr Gliński, „w trakcie weryfikacji doniesień” prasowych o – uwaga, to będzie długie zdanie z wieloma trudnymi słowami – „zamkniętej grupie kilkudziesięciu kuratorów, artystów, właścicieli i dyrektorów galerii, a także krytyków sztuki, dystrybuującej uznanie i pieniądze oraz udzielającej swojego poparcia jedynie wąskiej grupie związanych z nimi artystów poprzez uzyskanie kontroli nad wieloma mechanizmami funkcjonującymi w polskim świecie sztuk wizualnych”.

Czy można ową grupę określić poręczniej? Jasne! I już ktoś to za ministra zrobił. „Ze wstępnej analizy wynika, że owa ‚Mafia bardzo kulturalna’, jak nazwała ją w jednym z artykułów opublikowanych na łamach dziennika ‚Rzeczpospolita’ krytyk sztuki Monika Małkowska, najprawdopodobniej funkcjonuje” – donosi Gliński.

Małkowska w 2015 r. opublikowała w „Rzeczpospolitej” dwa teksty, w których tropiła układy w środowisku sztuki nowoczesnej. Bonzowie mafii kulturalnej, czyli szefowie Zachęty, CSW i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, BWA Wrocław i radiowej Dwójki, zamiast od razu oddać się w ręce służb, śmieli opublikować list do naczelnego „Rzeczpospolitej”, w którym efekty dziennikarskiego śledztwa Małkowskiej nazwali „pomówieniami i oderwanymi od faktów oskarżeniami”.

Wicepremier nie chwali się, a szkoda, że Małkowska została niedawno ekspertką ministerstwa. To ona, obok m.in. Zbigniewa Dowgiałły – autora kultowego już dzieła przedstawiającego eksplodującego tupolewa i latające serca – decyduje teraz, które muzea i galerie dostaną pieniądze na rozwój kolekcji.

Minister wypowiedział wojnę mafii w odpowiedzi na interpelację poselską postulującą „doroczne przeglądy twórczości członków Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków w Zachęcie”. Glińskiemu pomysł się podoba, bo „wpisuje się w kierunek myślenia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o zmianach w promocji polskich twórców”. Minister zapowiada już zmianę statutów Zachęty i innych podlegających mu instytucji.

Gliński, profesor socjologii i specjalista od społeczeństwa obywatelskiego, doskonale wie, jak trwałe i trudne do zerwania są więzi społeczne wiążące członków mafii. Tym większy podziw budzi jego determinacja. A że z mafią nie ma żartów, chciałbym ministra wesprzeć. Mam pomysł.

Zachęta jest NARODOWĄ Galerią Sztuki, czemuż by więc miał w niej odbywać się przegląd twórczości członków wyłącznie warszawskiego ZPAP-u? ZPAP ma 24 okręgi, z czego wynika, że co pół miesiąca Zachętę mogłyby wypełnić obrazy i rzeźby zwożone z kolejnych okręgów: od Bielska-Białej, przez Gliwice z Zabrzem, po Zieloną Górę. Dzięki temu zatrudnionych dziś w Zachęcie kuratorów można by zwolnić, co pozbawiłoby mafię istotnego źródła dochodów.

Co potem, gdy wicepremier Gliński wypali już nowotwór na zdrowej tkance sztuk pięknych nie tylko w Zachęcie, ale też innych muzeach? No, niechybnie awans! Zwłaszcza że rząd Beaty Szydło to, jak wiemy od tygodnia, tylko „eksperyment”. Nie po to Gliński znosił szyderstwa podczas zsyłki do tabletu, żeby teraz być tylko wice.

Jako premier mógłby rozbijać układy tworzone dziś przez Prawo i Sprawiedliwość w prokuraturze, ochronie środowiska, obronności, mediach, dyplomacji, służbach, spółkach skarbu państwa, agencjach rolnych i stadninach.

Pole do popisu jest ogromne i szybko się powiększające. Do takiej roboty trzeba kogoś o konsekwencji komisarza Cattaniego, który w serialu „Ośmiornica” ścinał łby hydrze sycylijskiej mafii.

Czy Gliński dostanie tę szansę? Wszystko w rękach ojca chrzestnego (jego politycznej kariery) Jarosława Kaczyńskiego.

Zobacz także

ministerGliński

wyborcza.pl

 

top25.04.2016

25.04.2016