„Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”. Kuba Wojtaszczyk napisał książkę o hipsterach, prekariacie i polskości
Witold – głęboko wierzy w to, że jego matką jest księżna Diana. Weronika – szara, niepewna siebie doktorantka polonistyki, Adam i Evan – kwiaciarz i uznany artysta, którym wydaje się, że ich miłość coś znaczy. Poznań – miasto, w którym humaniści nie mają szans na karierę. Kuba Wojtaszczyk, kulturoznawca, absolwent gender studies, pisarz, autor książki „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”. Głos 20-30 latków?
Prekariusze, czyli wykształceni i wykwalifikowani ludzie, którzy nie mogą znaleźć pracy adekwatnej do ich kompetencji. Humaniści i artyści, twórcy, którzy zmuszeni są pracować na umowach sieciowych, nie mają świadczeń zdrowotnych, nie odkładają na emeryturę. Kuba Wojtaszczyk opisał przedstawicieli poznańskiego prekariatu. Jakie są ich cechy wspólne? Autor wyjaśnia w rozmowie z naTemat.
Okładka książki Kuby Wojtaszczyka.•materiały promocyjne
Czy ta książka jest pana manifestem, czy raczej satyrą na prekariat?
„Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” na pewno nie jest manifestem i na pewno nie satyrą. Przedstawiam młodych ludzi w krzywym zwierciadle, ale to jednak cały czas jest zwierciadło, w którym odbijają się ich problemy. Poprzez czarny humor i groteskę próbuję dobitniej przedstawić temat prekariatu, który jest bliski moim rówieśnikom, ludziom 20-30 letnim, ale nie tylko; przecież prekarność nie pyta o wiek. Te mechanizmy służą mi do tego, żeby bardziej naświetlić problem, a nie po to, by go wyśmiać.
Polscy prekariusze są roszczeniowi? Czy powinni mieć prawo do walki o równe traktowanie na rynku pracy?
Prekariusze czują się obywatelami drugiej kategorii, półobywatelami, skoro, np. pracują na umowach śmieciowych i nie mogą mieć ubezpieczenia albo zarabiają za mało, żeby ubezpieczyć się na własną rękę. Państwo o nich nie dba, czują się przez nie porzuceni. To oznacza, że w naszym kraju, ale przecież nie tylko w nim, system działa źle. Prekariusze powinni domagać się praw, które państwo gwarantuje obywatelom z etatem.
Z którą postawą przedstawioną w „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” Pan się utożsamia? Z rewolucjonistą, czy może z obserwatorem?
Przyklaskuję rewolucji, ale na pewno nie takiej krwawej, prowadzonej ad hoc. Przyszli rewolucjoniści powinni mieć dobrego, mocnego lidera, który będzie ich przedstawicielem, bo przecież dobrze wiemy, że nie każdy może pełnić tę funkcję. To jest problem bohaterów mojej książki. Oni nie są w stanie znaleźć osoby, która potrafi poprowadzić ich na barykady. Każda kolejna robi to nieudolnie, a niektóre nawet kierują się egoistycznymi pobudkami. Jestem, jak najbardziej za manifestowaniem własnych praw, jednak powinno to odbywać się na drodze pokojowej.
Kuba Wojtaszczyk twierdzi, że manifestowanie swoich praw powinno odbywać się na drodze pokojowej.•Fot. Kamila Szuba
Pan kpi ze swoich bohaterów, prawda? Czy są oni stereotypowymi hipsterami?
Trochę pokpiwam, trochę też puszczam oko do czytelnika. Jednak sądzę, że moi bohaterowie nie są stereotypowymi hipsterami. OK, Adam i Evan być może tak, przynajmniej wizualnie. Pewnie nawet sami hipsterzy, poproszeni o wskazanie przedstawiciela ich grupy, wskazaliby któregoś z nich. Jednak już Weronika i Witold hipsterami nie są. Mało tego, Witold znajduje się pomiędzy rzeczywistością a światem, do którego aspiruje. Myśli bowiem, że jest porzuconym w polskim zbożu w latach 80. potomkiem brytyjskiej rodziny królewskiej.
W książce Weronika powiedziała, że Witold jest „nieustannie kraczącym krukiem zapowiadającym śmierć i inne plagi tego świata”. Czy on faktycznie pełni funkcję lynchowskiej postaci wieszczącej złe wydarzenia?
Witold jest stuprocentowym egoistą, który chce prowadzić prekariuszy na barykady, ponieważ myśli, że tak zachowuje się prawdziwa błękitna krew. Witek nie rozumie problemów osób, którym chce przewodzić, zresztą – mało go one interesują. Wspomniany egoizm i brak umiejętności sprawiają, że niszczy wszystko to, co napotka na swojej drodze. Z tych względów Weronika może mieć rację, nazywając Witolda czarnym krukiem. W tym wypadku Lynch jest tu zasadnym nawiązaniem.
Ale czytelnik może odnieść wrażenie, że po prostu jest chory psychicznie. Czy może to jego oderwanie od rzeczywistości jest bardziej symboliczne?
Interpretację pozostawiam czytelnikom. Przyczynkiem do powstania Witolda było moje uwielbienie dla serialu „Dwonton Abbey”, a dokładnie do jego bohaterów z wyższych pięter rezydencji, czyli brytyjskiej szlachty. Pomyślałem, że ciekawie byłoby skonfrontować, stworzone przez serial, cechy tej grupy z naszym polskim grajdołkiem. Do tego dodałem zamiłowanie do antybohaterów, dlatego też Witold nastawiony jest nacjonalistycznie, zachęca do kontroli urodzeń itd. Z drugiej strony mój bohater posiada też cechy, których mu zazdroszczę, jak np. możliwość zupełnego odcięcia się od rzeczywistości.
materiały promocyjne
Mam wrażenie, że pozostali bohaterowie też nie znają świata rzeczywistego. Jedna z nich, Ela, kiedy Weronika próbuje nastawić jej złamaną nogę, komentuje, że w serialu „Chirurdzy” robili to sprawniej. Albo widać to też w scenie, w której rewolucjoniści krzyczą do policjantów, że wiedzą, jak skończy się interwencja policji, bo przecież wszyscy oglądają filmy. Jakby fikcja była bardziej realna niż doświadczenie.
To ciekawe, co pani mówi. Być może moi bohaterowie są zamknięci w tych wykreowanych przez media światach, ponieważ zwyczajnie do nich aspirują, skoro ich rzeczywistość nie zaspakaja nawet podstawowych potrzeb. Mają na siebie pomysł, jednak system nie pozwala tych pragnień zrealizować. Dlatego popadają głębiej i głębiej w popkulturowe projekcje. Poza tym to też cecha ludzi urodzonych w latach 90. – wtedy, chłonąc napływ produkcji z Zachodu, marzyliśmy przecież, by być, np. jednym z przyjaciół z „Beverly Hills, 90210”. Patrzymy na Zachód, wierząc, że jest tam lepiej.
W pańskiej powieści występuje wątek pogardy polskości. Nie tylko Witold uważa, że lepiej być „książęcym bękartem niż Polakiem”, ale każdy bohater ma chyba przeświadczenie, że Polska to grajdół, z którego trzeba uciekać.
Zdecydowanie tak jest. Moi bohaterowie są zmęczeni, sfrustrowani własną prekarnością. Chcą zmiany, chcą odetchnąć, dlatego też wydają nieprzemyślane sądy. Przecież na Zachodzie prekariat wygląda bardzo podobnie do naszego. Wykazują się zatem dużą ignorancją. Podobnie, gdy myślą o Warszawie, jako o „ziemi obiecanej”. Stolica poniekąd mami ich fajnymi, modnymi miejscami, w których na pewno chcieliby pracować. A przecież w Warszawie umowy śmieciowe są tak samo na porządku dziennym, jak w Poznaniu.
materiały promocyjne
Dlaczego akcja dzieje się w Poznaniu?
Studiowałem w Poznaniu, co sprawiło, że mogłem z łatwością oddać klimat miasta, jego specyfikę. Obserwowałem moich rówieśników, jak próbują zrobić karierę w tym, de facto niewielkim, mieście, jak prześcigają się w aplikowaniu na te same stanowiska. Poza tym pisałem „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” z myślą o atmosferze, która panowała w Poznaniu za rządów poprzedniego prezydenta tego miasta. Obecnie czuć większy oddech, co nie znaczy, że niweluje to prekariat i poczucie porażki z niego wynikające.
Wydaje mi się, że wśród studiujących w Poznaniu, coraz częściej pokutuje myślenie, że po obronie dyplomu i tak z tego miasta wyjadą; czy to do Warszawy, Krakowa czy Berlina. Takie myślenie jest bardzo inspirujące i niestety prawdziwe. Podobnie sprawa ma się z wyborem studiów humanistycznych – już na pierwszym roku mówimy sobie, że i tak nie będziemy mieli pracy. Zatem: dlaczego zaczęliśmy dany kierunek?
Pomówmy o przemocy. Wydaje mi się, że w pana książce podkreślana jest poprzez fikcyjne artykuły z „Głosu Wielkopolskiego”. Spłaszczone i tabloidowe relacje z awantur z policją i z morderstw. Bardzo dobrze pokazał pan to, jak prasa nakręca upodobanie ludzi do przemocy.
Użycie „Głosu Wielkopolskiego” miało na celu jeszcze mocniejsze osadzenie w lokalności. Ten periodyk z tabloidem ma niewiele wspólnego. Jednak faktycznie jest tak, jak pani mówi, że prasa nakręca czytelników, zachęca do szukania sensacji za wszelką cenę. Bardzo chętnie śledzimy takie medialne krwawe telenowele, jak te, w których główne role odgrywali, chociażby Ewa Tylman, a ostatnio – Kajetan Poznański. W obu przypadkach prawdziwy dramat przerodził się w spektakl.
Kuba Wojtaszczyk.•Fot. Kamila Szuba
To też powoduje tę znieczulicę widoczną u pana bohaterów. Trudno im przejąć się śmiercią, zapłakać na pogrzebie przyjaciela.
W powieści przemoc i śmierć działa dwutorowo. Z jednej strony moi bohaterowie nie odbierają tragedii tak, jak oczekuje tego społeczeństwo. Gdy mają do czynienia z przemocą lub ze śmiercią, orientują się, że ta styczność ich oczyszcza, co więcej – staje się katalizatorem zmian, zachętą do kolejnej akcji. Z drugiej strony moi bohaterowie wierzą, że prekarność jest tą tytułową przemocą, stosowaną przez system, a nieme przyzwolenie na wyzysk salariatu to fascynacja podglądania.
Szydło: Politycy PO wolą jeździć do Brukseli i eskalować konflikt, zamiast szukać kompromisu
Szydło: Politycy PO wolą jeździć do Brukseli i eskalować konflikt, zamiast szukać kompromisu
Jak mówiła dziś premier Szydło, odnosząc się do zarzutów opozycji pod swoim adresem i wniosku SLD o postawienie szefowej rządu przed Trybunałem Stanu:
„Nie uważam, żeby w tej chwili był powód, żeby stawiać mnie przed Trybunałem Stanu. Nie złamałam konstytucji. Działania podejmujemy zgodnie z prawem. Nie mogę opublikować czegoś, co nie spełnia wymogów prawa. Moim obowiązkiem konstytucyjnym i obowiązkiem wynikającym z ustaw jest przestrzeganie prawa”
PBSz mówiła też o potrzebie wypracowania konsensusu ws. Trybunału Konstytucyjnego:
„Potrzebna jest zgoda wszystkich ugrupowań. Jeśli opozycja nie chce rozmawiać na temat naszych propozycji, to musimy szukać rozwiązania, które pozwoli uspokoić sytuację. Bo to jest dziś potrzebne polskiemu państwu. Komisja Wenecka sama zaznaczyła, że wszystkie ugrupowania powinny uczestniczyć w wypracowywaniu kompromisu. To byłaby najlepsza droga. Pytanie, czy politycy opozycji chcą pracować dla polskich obywateli, czy eskalować kolejne awantury. Apeluję do opozycji o szukanie wspólnej drogi. Politycy PO nie chcą rozmawiać, jeżdżą do Brukseli, eskalują konflikt. To nie jest droga, którą powinni iść patrioci”
„Oni muszą gdzieś pracować” – Karczewski o zatrudnieniu żony Ziobry w państwowej spółce
„Oni muszą gdzieś pracować” – Karczewski o zatrudnieniu żony Ziobry w państwowej spółce
Stanisław Karczewski w „Jeden na jeden” TVN24 był pytany przez Bogdana Rymanowskiego, czy to dobra zmiana, że Patrycja Kotecka, żona ministra Ziobry dostała posadę w spółce zależnej od państwowego PZU – czyli Link4:
„To dobra zmiana dlatego, że ona jest fachowcem, dziennikarzem. Będzie zajmowała się promocją i na pewno jest bardzo kompetentna. To nie nepotyzm. Zdarza się od czasu do czasu, że takie zatrudnienia sprawiają tego typu odczucia, ale przecież oni muszą gdzieś pracować. Będzie to bardzo dobrze wykorzystana osoba do rozwoju dobrze funkcjonującej spółki PZU”
Marszałek Senatu kilka minut później powtórzył: – To pojedyncze osoby. One muszą gdzieś pracować i dobrze, że zona pana ministra będzie pracowała w tym miesiącu, bo jest dobrym fachowcem.
Szefernaker: Gratuluję PO nowego lidera, który donosi na Polskę za granicą
Paweł Szefernaker w Radiu Koszalin był pytany o zapowiadaną rezolucję PE ws. Polski:
„Gratuluję PO nowego lidera, który jeździ i skarży się na Polskę, który donosi na Polskę za granicą, który przygotowuje rezolucję w PE i szuka dla niej większości. Tak wygląda opozycja w Polsce. Nie potrafią sobie poradzić w Polsce, poradzić z komunikacją w Polsce. Skarżą się na Polskę za granicą. My zawsze, jeżeli była kwestia polskiego interesu za granicą, wspieraliśmy polskich przedstawicieli, jak byliśmy w opozycji. Wspieraliśmy Donalda Tuska jako kandydata na szefa RE, panią Bieńkowską, która bardzo słabo wypadła na komisji w PE jako kandydat na komisarza. Tymczasem mamy sytuację, gdzie PO przeniosła polityczny spór za granicę”
Ruchomy pomnik smoleński?
Jesienią 2008 r. tuż przed katedrą wawelską stanął pomnik papieża. Na jego poświęcenie przyjechali m.in. ówczesny prezydent Lech Kaczyński i przedstawiciele rządu. Był to pierwszy przypadek w historii Krakowa, by głowa państwa odsłaniała pomnik bez pozwoleń. Kościelni prawnicy uznali… (MICHAŁ ŁEPECKI)
Szósta rocznica katastrofy smoleńskiej, a pierwsza pod rządami PiS, miała być zwieńczeniem wieloletnich starań tej formacji o uhonorowanie byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednak oprócz zapowiedzi, że pomnik będzie, konkretów nie ma.
Kaczyński ma pretensje. Dudzie brak asertywności
W PiS słychać głosy, że to wina prezydenta. Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda spotykają się od czasu do czasu, za każdym razem w jakimś mieszkaniu, bo Duda na Nowogrodzką nie chce jeździć. Spotkania upływają raczej w przyjemnej atmosferze, bo prezydent nie dał prezesowi PiS wielu powodów do krytyki.
Jednak według naszych rozmówców ostatnio Kaczyński miał mieć pretensje, że Duda jest „mało asertywny” i za rzadko wychodzi z inicjatywą.
Obaj mieli też rozmawiać o planach postawienia pomnika. – Do ustalenia jest, gdzie miałby stanąć pomnik wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej, a gdzie pomnik Lecha. I jak to pogodzić ze stojącym już na dziedzińcu Pałacu pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego – opowiada polityk PiS.
W PiS wypominają, że Duda meldował gotowość do współpracy, ale nic z tego nie wynikło.
W sierpniu, dzień po zaprzysiężeniu, w wywiadzie dla PAP powiedział, że jest gotowy do rozmów z ekipą Hanny Gronkiewicz-Waltz o lokalizacji pomnika przed Pałacem Prezydenckim.
Żadnych poważnych rozmów między Kancelarią a stołecznym ratuszem jednak nie było.
Nasze źródła przypominają, że bez odpowiedzi zostało wezwanie Kaczyńskiego i kilku organizacji, by przed Pałac wrócił krzyż harcerski przeniesiony z Krakowskiego Przedmieścia do jednego z pobliskich kościołów.
„Musimy to brać we własne ręce”
Nasi rozmówcy zwracają uwagę na słowa prezesa PiS z ostatniej miesięcznicy, gdy do zebranych przed Pałacem mówił: „Musimy to w wielkiej mierze brać we własne ręce, bo inaczej może być różnie. Diabeł nie śpi i często przeszkadza w najlepszych przedsięwzięciach”. – To dziwne, że coś się bierze we własne ręce, gdy ma się pełną władzę w kraju – komentuje polityk PiS.
Na razie pewne jest, że 10 kwietnia na elewacji południowej oficyny Pałacu Prezydenckiego ma zawisnąć okazała i niezwykle rozbudowana inskrypcja: „W tym budynku pracował i mieszkał w latach 2005-2010 Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Profesor Lech Kaczyński, dr hab. nauk prawnych, prof. Uniwersytetu Gdańskiego i Uniwersytetu Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, uczestnik opozycji demokratycznej, współpracownik Komitetu Samoobrony Społecznej KOR, działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, doradca Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku, delegat na 1. Zjazd Krajowy NSZZ » Solidarność «, w stanie wojennym internowany w Strzebielinku, członek Władz Podziemnej » Solidarności «, uczestnik Obrad Okrągłego Stołu, wiceprzewodniczący NSZZ » Solidarność «, senator I Kadencji, minister Stanu ds. Bezpieczeństwa w Kancelarii Prezydenta RP, poseł na Sejm I i IV Kadencji, prezes Najwyższej Izby Kontroli, minister Sprawiedliwości , prezydent m.st. Warszawy, prezydent Rzeczpospolitej Polskiej. Zginął 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku”.
Chopin pójdzie o bonię wyżej
Kłopot jest z miejscem, bo na elewacji wisi już inna rocznicowa tablica. Skromniejsza, poświęcona Fryderykowi Chopinowi, który w pałacu jako ośmiolatek dał pierwszy koncert.
Kancelaria Prezydenta zaproponowała, by Chopina zdjąć i przenieść za winkiel. – Taki wniosek dostały służby konserwatorskie ratusza – mówi jeden z warszawskich urzędników. I opowiada, że zanim konserwator wydał decyzję, Pałac przysłał korektę. Teraz proponuje, by Chopina „podnieść o jedną bonię”.
– W PiS zorientowali się, że tablicę Chopina, którą chcieli zdejmować z frontu elewacji, ufundował prezydent Lech Kaczyński z małżonką w 2008 r. – mówi polityk PO. – Zrobiło się trochę niezręcznie, więc Chopin zostanie. Nad Lechem Kaczyńskim.
Wywieszenie tablicy nie ucina jednak spekulacji o pomniku byłego prezydenta. W sobotę na Twitterze poseł PO Bogusław Sonik nagle napisał: „Pomnik Prezydenta Lecha Kaczyńskiego realizowany przez prof. ASP Jana Tutaja prawdopodobnie stanie 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu”.
Profesor Jan Tutaj to prorektor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W piątek w rozmowie z „Wyborczą” zaprzeczył tym rewelacjom: – Nie pracuję nad żadnym pomnikiem Lecha Kaczyńskiego ani innym związanym z katastrofą smoleńską. Mam dużo innych zajęć – powiedział nam Tutaj.
Pomnik na dziedzińcu Pałacu byłby sposobem na ominięcie władz Warszawy niechętnych temu pomysłowi. Krakowskie Przedmieście to rejon miasta pod ścisłą ochroną konserwatorską i terytorium stołecznych służb konserwatorskich. Te od 2011 r. konsekwentnie nie godzą się na upamiętnienie katastrofy smoleńskiej przed Pałacem (rok temu zdominowana przez PO rada miasta wybrała inną lokalizację: skwer na tyłach Krakowskiego Przedmieścia).
Swój konserwator Jezierska
Ale PiS wszedł już na ścieżkę, by to zmienić. W końcówce lutego wojewoda mazowiecki z PiS Zdzisław Sipiera (PiS) powołał na wojewódzkiego konserwatora zabytków Barbarę Jezierską. Była już konserwatorem w końcówce poprzednich rządów PiS i znana jest z niechęci do ekipy rządzącej Warszawą.
Wraz z nominacją Jezierskiej wrócił temat pomnika smoleńskiego przed Pałacem Prezydenckim. Teraz wystarczy, że wojewoda odbierze stołecznemu konserwatorowi możliwość decydowania o Krakowskim Przedmieściu, do czego ma prawo.
Jezierska już stwierdziła publicznie, że to ona powinna się zajmować najważniejszymi kwartałami miasta.
A politycy PiS ruszyli do mediów, upominając się o pomnik. Wicepremier Piotr Gliński („Rzeczpospolita”): „Pomnik stanie przed Pałacem Prezydenckim, prędzej czy później”. Tę samą deklarację złożył wiceminister kultury Jarosław Sellin: „Lokalizacją pomnika z Lechem Kaczyńskim na czele jest Krakowskie Przedmieście”.
Na marcowej miesięcznicy lider PiS zapowiedział jedynie, że „za miesiąc staną tu prowizoryczne instalacje upamiętniające wydarzenia sprzed sześciu lat”.
Ruchoma makieta
W PiS niewielu wie, co się dzieje w sprawie pomnika. Mnożą się plotki: – Są pogłoski, że przed Pałacem będzie prezentacja pomnika, ale w formie tymczasowej, makiety lub modelu. I to na terenie należącym do Pałacu Prezydenckiego, żeby nie mogła jej od razu utrącić prezydent Warszawy i jej służby.
Poseł Jacek Sasin w niedzielnym programie Moniki Olejnik w Radiu ZET mówił niejasno: „Czegoś, co można nazwać pomnikiem, pewnie nie będzie, bo żeby zbudować pomnik, muszą być spełnione pewne kryteria, prawne również. Nie wykluczam, że z okazji rocznicy może być tam umieszczona pewna instalacja, która będzie przypominała to, co się wydarzyło 10 kwietnia”.
Zastępca stołecznego konserwatora Michał Krasucki ucina te plany: – Krakowskie Przedmieście jest pod ścisłą ochroną.
To oznacza, że jego biuro musi wydać zgodę na każdą planowaną tam instalację, nawet tymczasową. I że nie ma znaczenia, jaka instytucja legitymuje się tytułem własności do terenu. Ma obowiązek wystąpić o zgodę. – Do piątkowego popołudnia nie wpłynęło do nas żadne tego typu zgłoszenie – mówi.
Jak Jan Paweł II
W PiS jednak opowiadają sobie o mobilnym pomniku Jana Pawła II, który stanął bez pozwoleń w Krakowie. – Tak radzą prezesowi PiS posłowie z Krakowa, bo tutaj już raz się taki manewr udał – mówi krakowska historyk sztuki.
Jesienią 2008 r. siedem metrów przed wejściem do katedry wawelskiej stanął 4,5-metrowy pomnik papieża. Na jego poświęcenie przyjechali m.in. ówczesny prezydent Lech Kaczyński i przedstawiciele rządu. Był to pierwszy przypadek w historii Krakowa, by głowa państwa odsłaniała pomnik bez pozwoleń.
W czasie gdy święcono monument krakowski, Kościół nie miał jeszcze ani pozwolenia budowlanego, ani koniecznej w takim przypadku opinii konserwatora Wzgórza Wawelskiego.
Kościelni prawnicy uznali jednak, że prawa nie złamią, jeśli Jan Paweł II z brązu nie zostanie „na trwałe połączony z podłożem”.
Pomnik ustawiono więc na dębowych podkładach umieszczonych pod postumentem i zamaskowanych. Dziś pomnik ma już wszystkie pozwolenia i jest na stałe przytwierdzony do podłoża.
Lis: Jedyne auto, którym umie jeździć Kaczyński, to autorytaryzm
Wg Tomasza Lis, groźba „Polxitu” wisi nad nami, choć prezes PiS nie zdecyduje się na tak radykalny krok, „póki płyną z niej do Polski wielkie pieniądze”.
Ale, jak ocenia, już dziś europejscy politycy widzą „Polxit ma miejsce”. „Na razie w sensie ewakuacji ze świata wartości, w którym respektowane są fundamenty państwa prawa, trójpodziału władzy i obywatelskie wolności” – pisze redaktor naczelny „Newsweeka”.
„Polxit już jest wielkim problemem, a może być katastrofą. I miliony Polaków muszą mu zapobiec, by Polska nie znalazła się w miejscu, z którego tak długo i tak bardzo pragnęła uciec.
Autorytarna Polska Kaczyńskiego i Rydzyka albo państwo prawa, Polska europejska, otwarta, normalna. Wybór należy do nas” – uważa Tomasz Lis.
Szefernaker o Amber Gold: To symbol III RP. Pamiętamy, jak prezydent Gdańska ciągnął samolot
Szefernaker o Amber Gold: To symbol III RP. Pamiętamy, jak prezydent Gdańska ciągnął samolot
Jak mówił Paweł Szefernaker w Radiu Koszalin, pytany, czy afera Amber Gold – w sprawie której rusza dzisiaj proces – to symbol afer III RP:
„To na pewno symbol tego, co najgorsze w ciągu 25 lat wolnej Polski. To symbol tego, że była grupa ludzi, która była uprzywilejowana, która mogła sobie pozwolić na to, żeby oszukiwać resztę społeczeństwa. To była taka grupa ludzi, która miała układy z władzą. To była taka grupa ludzi, która wiedziała, że może sobie na wszystko pozwolić i nic jej nie będzie”
„Jestem przekonany, że doczekamy się sprawiedliwości w kwestii Amber Gold”
„Jestem przekonany, że ten proces – który rozpoczyna się bardzo późno – jednak mimo wszystko, zawirowań związanych z prawem, ruszy i że to prawo, które do tej pory nie funkcjonowało, w przypadku tego procesu będzie funkcjonowało i że wszyscy może doczekamy się jakiejś sprawiedliwości w kwestii Amber Gold”
„Pamiętamy, jak prezydent Gdańska ciągnął samolot”
„Tłem całej sytuacji było to, że różnego rodzaju grupy mogły sobie pozwalać na pewne rzeczy, bo wiedziały, że kara ich za to nie spotka. Jak ruszała linia lotnicza w Polsce, związana z pewien sposób z osobami, które będą oskarżone, to prezydenci największych miast reklamowali kwestię wejścia tej linii na polski rynek. Pamiętamy, jak ciągnęli samolot w Gdańsku, prezydent Gdańska ciągnął na swoim lotnisku i to było przyzwolenie na to, że jest pewna grupa ludzi, która może sobie na pewne rzeczy pozwolić. Dlaczego akurat tę grupę wspierali pewni politycy? Dlatego, że były pewnego rodzaju relacje między tymi ludźmi i to symbol III RP”
– Nie wszyscy wobec prawa byli równi. Nie wszyscy wobec życia społeczno-politycznego byli równi. To trzeba zmienić. Za taką zmianą Polacy 25 października zagłosowali i będziemy ją realizować – dodał minister w Kancelarii Premiera.
Karczewski o Smoleńsku: Bardzo źle, że przez 6 lat nie doszliśmy do prawdy
– Bardzo źle, że przez 6 lat nie doszliśmy do prawdy i nie została ona określona – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News. Jak dodał:
„Bardzo rzadko zgadzam się z politykami, którzy mają lewicowe poglądy, ale jeden z lewicowych polityków mówił, że śledztwo jest prowadzone gorzej niż w przypadku kradzieży z garażu na Pradze. I to prawda. To śledztwo było bardzo słabo prowadzone, powoli, nietransparentnie. Tak wielka tragedia powinna być wyjaśniona do samego końca”
– Nie powinno być dzielenia Polaków na tych, którzy mają taką czy inną teorię – mówił Karczewski.
Jurgiel: Potrzeba naszego narodu jest taka, żeby ziemia była uprawiana przez fachowców i żeby nie przechodziła w niepożądane ręce
– Taka jest potrzeba naszego narodu, żeby ziemia była uprawiana przez fachowców i żeby nie przechodziła w niepożądane ręce – mówił Krzysztof Jurgiel w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF.
Minister rolnictwa tłumaczył, jaka myśl przyświeca nowej, kontrowersyjnej ustawie o obrocie ziemią:
„Przede wszystkim zahamowanie spekulacji, która miała miejsce w ostatnich 8 latach. Wyprzedaż była niekontrolowana, pamiętamy te strajki i protesty, szczególnie Szczecin, Pomorze. Były tam nieprawidłowości, które tamte koalicja nie potrafiła uporządkować, ciągle mówiła o przygotowaniu ustawy, która powstrzyma ten proceder, ale przyjęta ustawa w sierpniu ubiegłego roku pod wielkimi hasłami obrony polskiej ziemi, okazała się bublem prawnym, który sankcjonuje to, co było. Po 1 maja doszłoby do niekontrolowanego przepływu polskiej ziemi w obce ręce”
Jurgiel argumentował, że w całej Europie są ograniczenia w obrocie nieruchomościami rolnymi. Dodał też, że „cudzoziemcy będą mieli utrudniony dostęp do ziemi – tak, jak jest to w Niemczech, Danii, Francji”.
„Ziemia to dobro ogólnonarodowe i powinny być gospodarstwa rodzinne, i w większości uprawiane czy zagospodarowywane przez polskich rolników i Polaków”
– Nie jesteśmy słynną zieloną wyspą Tuska, tylko okrajem w UE, gdzie pewne zasady, jeżeli chodzi o zagospodarowywanie ziemią zostały przyjęte. Zostały też przyjęte ograniczenia i zasady i tak będziemy funkcjonowali – dodał Jurgiel.
Stanisław Karczewski: Nic nie wiedziałem o wizycie senatorów USA
Stanisław Karczewski (%Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)
– Jak pan się czuje jako antykomunistyczny bolszewik? – zaczął program Bogdan Rymanowski, odnosząc się do wypowiedzi prof. Jadwigi Staniszkis na temat PiS. – Nie czytałem tego wywiadu, słyszałem tylko o nim, czytałem jego opis (…). Pani profesor zmienia znacznie swoje poglądy, wyostrza się w swoich opiniach i ma błędne opinie – stwierdził Stanisław Karczewski.
Komentując nowe kierownictwo stadniny w Janowie Podlaskim, Karczewski ocenił: – Oni sobie dobrze poradzą. A wcale nie jest takie oczywiste, że ci, którzy mają takie długie doświadczenie, nie popełniają błędów.
– A to, że żona obecnego ministra sprawiedliwości dostała posadę w spółce zależnej PZU, to jest dobra zmiana? – pytał Bogdan Rymanowski. – To jest dobra zmiana, dlatego że ona jest fachowcem. Ona jest dziennikarzem, będzie zajmowała się promocją i na pewno będzie kompetentna – mówił Karczewski. Podkreślił, że „to nie jest nepotyzm”. – Zdarza się od czasu do czasu, że takie zatrudnienia sprawiają tego typu odczucia. A przecież ludzie muszą gdzieś pracować (…). Bardzo często zdarza się w moim zawodzie, że profesorowie, ordynatorzy wychowują swoich następców. Wśród tych następców są również ich dzieci. No czy to jest nepotyzm? – tłumaczył marszałek Senatu.
Pytany, czy jest jakakolwiek szansa na to, że rząd PiS do grudnia opublikuje orzeczenie TK, Karczewski odparł: – Dlaczego pani premier Beata Szydło ma łamać prawo, łamać konstytucję i publikować coś, co nie jest orzeczeniem, ale opinią TK?
Pytany, czy wie, w jakiej sprawie prezydent Duda spotkał się z amerykańskimi senatorami, marszałek Senatu odpowiedział krótko: – Z informacji, które do nas docierają, rozmawiano na temat bezpieczeństwa. Dociskany, dlaczego senatorowie amerykańscy nie spotkali się z senatorami polskimi, odparł: – Ja nie wiedziałem nic o tej wizycie, o przygotowaniach, nie mieliśmy żadnej informacji. Choć wiem, że tak postępują senatorowie USA, że nie informują Senatu i władz polskich o swoich przyjazdach. Zaprzeczył, jakoby ze strony USA były jakiekolwiek „naciski, by PiS się cofnął”.
Pytany, czy PiS poprze społeczny projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji, który wkrótce wpłynie do Sejmu, Karczewski mówił: – Zobaczymy, w jakiej formule i kiedy wpłynie i jaka będzie treść. Zawsze politycy PiS mają wolność sumienia i głosujemy tak, jak dyktuje nam sumienie. Podkreślając, że sam osobiście za taką ustawą by nie zagłosował.
Na pytanie, czy na Krakowskim Przedmieściu 10 kwietnia stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego, odpowiedział wymijająco: – 10 kwietnia będziemy obchodzili szóstą rocznicę tragedii, spotkamy się tam, gdzie przybyli mieszkańcy Warszawy i nie tylko. My będziemy i będziemy wyrażali swoją pamięć.