Waszczykowski jako lapsus
Szef dyplomacji Witold Waszczykowski zagroził opozycji, iż we wrześniu odtajni papiery dotyczące negocjacji Polski z Rosją Putina po katastrofie smoleńskiej. Mądrzy Jankesi i Angole mają zapisy prawne i tradycję, że dokumenty dotyczące spraw zagranicznych bez względu na ich wagę odtajnia się po 50 latach, a niektóre nigdy.
Ale my żyjemy w Polsce, pewne tematy – jak katastrofa smoleńska – są tak zmityzowane, że wszystko, co formułowane jest w PiS jest „prawdziwym” kłamstwem. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby wiedzieć, że ten kompleks prezesa PiS odgrodził go od rzeczywistości i uczynił, iż on, Jarosław Kaczyński, pogrążył się w miazmatach alternatywnego świata.
Niestety, sporo Polaków, bo ok.19 proc., daje się na to nabrać i rezultaty mamy takie, iż rządzą Polską miazmaty w postaci problemów osobowościowych prezesa, który w ich rytm porusza swoimi pacynkami Andrzejem Dudą i Beatą Szydło, jak w teatrze kukiełkowym.
Waszczykowski traci grunt pod nogami, nie ma żadnych osiągnięć w dyplomacji, nie jest wpuszczany na europejskie i amerykańskie salony. Jego największym sukcesem poza granicami Polski jest załatwienie Andrzejowi Dudzie spotkania z premierem Kanady Justinem Trudeau i to poza oficjalnym protokołem, które nie skutkowało wspólnym komunikatem międzypaństwowym, tylko wspólnym zdjęciem.
Waszczykowski nie ma zdolności i możliwości swojego poprzednika, Radosława Sikorskiego, którego wiele dyplomatycznych fajerwerków przejdzie do naszej historii, jak choćby spowodowanie ucieczki z Kijowa Janukowycza w objęcia Putina.
Waszczykowski zatem chce ratować swoją pozycję, a w PiS jest jedna żelazna reguła, która daje szanse na zachowanie fotela, gra katastrofą smoleńską. Prezes Kaczyński ten miazmat potrafi docenić, toteż Waszczykowski oświadczył, że chce ujawnić papiery dotyczące Smoleńska, aby pogrążyć opozycję.
Dobrze czytacie „opozycję”. To jest ten typ myślenia, Waszczykowski w niego się wpisuje: PiS kontra cały świat. Opozycją jest cały świat! I co takiego może opublikować pisowski szef dyplomacji? Niczego! Ale potraktuje wybiórczo dokumenty, które wcześniej zostaną publicystycznie obrobione przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy prawicowych. Rzeczywiście żurnaliści będą więc mieli dzień, dwa, aby dać odpór pisowskim miazmatom.
Lech Kaczyński na początku roku 2010 zareagował alergicznie na wieść o spotkaniu Putin – Donald Tusk. Od razu można było odczytać znaną figurę właściwą dla bufonów: dlaczego nie ja? Chciał skorzystać z owoców normalizacji stosunków Polska – Rosja po kompletnym ich zniszczeniu w czasie IV RP, lat 2005-2007. Zaczynała się kampania prezydencka 2010, a sondażowe wyniki dla Lecha Kaczyńskiego wyglądały katastrofalnie, nikt nie był tak źle oceniany po 1989 roku.
Lech Kaczyński wówczas został namaszczony przez Kongres PiS w Poznaniu, jako kandydat tej partii na prezydenta. Nie można było połączyć wizyty Donalda Tuska z Kaczyńskiego chciejstwem, bo byłoby to wbrew protokołowi dyplomatycznemu.
I bodaj najważniejsze. Tupolew musiał lądować 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, bo inauguracja kampanii wyborczej na grobach ofiar katyńskich miała tylko siłę medialną, inaczej nie byłoby żadnego odzewu.
Jarosław Kaczyński nie jest nazbyt lotnym intelektualnie człowiekiem, wystarczy przeczytać jego autobiografię, nie jest świadomy swoich kompleksów, bo tego rodzaju człowiek zwykle o tym nie wie. Ten kompleks jak zaraza został przeniesiony na całkiem sporą część wyborców. I mamy takie, a nie inne skutki w sferze publicznej.
Waszczykowski jest miernym szefem dyplomacji. I po ujawnieniu dokumentów smoleńskich dotyczących relacji Polska – Rosja niewiele sobie pomoże, ale zepsuje i tak kiepską społeczną atmosferę. Kreml pewnie zaciera ręce: „Ot, durnowate Polaczki”.
Niedługo kariera Waszczykowskiego jako szefa dyplomacji się skończy, więc po takich decyzjach, jak publikacja wybranych dokumentów smoleńskich on sam będzie miał całkiem spory wybór: co robić ze sobą. Ten wybór mieści się między nauką na Harvardzie u profesora Radosława Sikorskiego a skorzystanie z zasług dla Kremla, gdzie może zgłosić się po nagrodę. Co Waszczykowski wybierze?
Może wreszcie będzie kimś, a nie tylko dyplomatycznym Lapsusem.
Waldemar Mystkowski
LEWIATAN PIS. JAK PARTIA RZĄDZĄCA POŻERA PAŃSTWO
SZYMON GRELA13 SIERPNIA 2016
PiS centralizuje i upolitycznia kolejne urzędy publiczne. Zlikwidował cywilną służbę publiczną dopuszczając do administracji państwowej działaczy partyjnych. Teraz chce kontroli nad samorządami terytorialnymi – Regionalne Izby Obrachunkowe będą zależne od rządu. Krok po kroku PiS upodabnia się do suwerena opisanego w „Lewiatanie” Thomasa Hobbesa
Zwiększanie kontroli państwa PiS nad calym życiem publicznym skojarzyło się „Oku” z traktatem filozofii politycznej Thomasa Hobbesa sprzed 365 lat. Zdaniem filozofa społeczeństwo powinno dla własnego dobra – zapewnienia sobie pokoju wewnętrznego i obrony przed zewnętrznymi zagrożeniami – oddać pełnię władzy w ręce suwerena (najlepiej monarchy absolutnego). Jak biblijny potwór morski Lewiatan, władca ma “rozporządzać tak wielką mocą i siłą mu przekazaną, ze strachem przed ta mocą może kształtować wolę wszystkich tych ludzi”.
Poza nieomylnością i bezkarnością, a także zastępowaniem sądów i cenzurowaniem obiegu myśli, jednym z uprawnień suwerena jest „dobieranie wszelkich radców, ministrów, urzędników i sędziów, zarówno w pokoju, jak i w czasie wojny”.
A jak to robi PiS?
Regionalne Izby Obrachunkowe
Regionalne Izby Obrachunkowe (RIO) to organ kontrolujący wydatki, wykonywanie budżetu oraz legalność finansów jednostek samorządowych: województw, powiatów i gmin. Jest ich 16 – po jednej w każdym województwie. Do tej pory były niezależne od rządu. Ich prezesów powoływało kolegium RIO.
To się zmieni. Teraz wybierze ich rada konkursowa. Jej przewodniczącego wybierze premier. Poza tym będzie w nich po jednej osobie wyznaczonej przez ministra finansów, szefa MSWiA, Krajową Radę RIO i samorządy. Oznacza to, że trzy na pięć głosów należeć będzie do rządu i to on będzie decydował, kto zostanie prezesem każdej z Izb.
Przeczytaj też:
KADRY „DOBREJ ZMIANY”. RADA MEDIÓW NARODOWYCH DEMONSTRUJE NIEZALEŻNOŚĆ
PiS wprowadza te zmiany na chwilę przed końcem kadencji prezesów RIO. Jeśli Izby nie zdążą przeprowadzić starej procedury konkursowej, zostaną unieważnione i nowego prezesa/prezeskę wybierze rząd.
Konsekwencje mogą być dotkliwe.
To osoby delegowane przez partię rządzącą będą kontrolować finanse jednostek terytorialnych. Stworzy to okazję do nękania nieprzychylnych rządowi władz lokalnych, a nawet do pociągania ich do odpowiedzialności karnej – jednym z zadań RIO jest kierowanie podejrzeń o nadużycia do prokuratury.
Po nowelizacji RIO będą badać także gospodarność samorządów, rzecz bardziej arbitralną, np. czy uzasadnione jest wydawanie pieniędzy na wybrany cel. W ten sposób mogą opóźniać finansowe decyzje władz lokalnych.
Na przykład takie jak o finansowaniu in vitro – w około 10 miastach uchwalono bądź przygotowywane są odpowiednie uchwały (z inicjatywy .Nowoczesnej i SLD).
Przeczytaj też:
MIASTA FINANSUJĄ IN VITRO. DLACZEGO NIE WARSZAWA?
RIO to kolejna część administracji, którą objęła kontrolą partia rządząca. Co jeszcze podporządkuje sobie PiS? A co już podporządkował?
Służba cywilna
Ustawa o służbie cywilnej, jedna z najgłośniejszych, przegłosowana przez PiS w styczniu 2016 r. Na jej mocy zwolniono wszystkich dyrektorów i dyrektorki w administracji państwowej (około 1,6 tys. osób). Rządzący zastąpili ich ludźmi z własnego nadania:
- zniesiono obowiązek organizowania konkursów na dyrektorów,
- wycofano przepis, który ograniczał wybór kadry kierowniczej tylko do osób z doświadczeniem w administracji,
- zniesiono zakaz członkostwa w partii politycznej; dzięki czemu PiS może powoływać swych partyjnych działaczy,
- do tej pory kandydat na szefa służby cywilne nie mógł być związany z żadną partią polityczną przez pięć lat poprzedzających objęcie stanowiska. Dzięki nowej ustawie, może z partii wystąpić nawet na dzień przed nominacją.
- PiS zlikwidował też Radę Służby Cywilnej i powołała Radę Służby Publicznej, której skład w całości wybiera premier.
Przeczytaj też:
ZIELONE LUDZIKI MINISTRA SZYSZKI
Prokurator Generalny
PiS połączył stanowiska prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Ich niezależność gwarantowała reforma rządu PO-PSL z 2010 r. Prokuratora generalnego wybierał prezydent na sześcioletnią niepowtarzalną kadencję spośród dwóch kandydatów wskazanych przez Krajową Radę Sądownictwa i Krajową Radę Prokuratury.
Teraz, dzięki nowej ustawie min. Zbigniew Ziobro uzyskał możliwość bezpośredniego wpływania na prokuratury regionalne, zlecania niektórych operacji służbom śledczym, znoszenia klauzuli tajność niektórych dokumentów prokuratury.
Przejął też kompetencje Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która została zlikwidowana.
Przeczytaj też:
MINISTER ZIOBRO NIE ODRÓŻNIA KONTROLI PREWENCYJNEJ OD VACATIO LEGIS
Kuratorzy oświaty
W grudniu 2015 r. Sejm znowelizował ustawę o systemie oświaty. Poszerzył władzę kuratorów. Mogą oni np. zablokować decyzję samorządu o udzieleniu zezwolenia na utworzenie publicznej placówki edukacyjnej. Pomyślany jako sposób przeciwdziałania przejmowaniu szkół publicznych przez stowarzyszenia i fundacje zakładane przez samorządy, może też być wykorzystywany do dekretowania, które organizacje mogą powoływać szkoły.
Wspomniana ustawa powierzyła przy tym szefowej rządu wybór wszystkich wojewódzkich kuratorów (oraz ich zastępców). Na jej podstawie PiS wymienił już 15 z 16 osób na tych stanowiskach.
Wcześniej powoływali ich wojewodowie. Oni także powoływani są przez premier, ale teraz wpływ szefa/szefowej rządu będzie bezpośredni.
Prezes ZUS
W nowej ustawie o służbie cywilnej znalazł się również zapis o wyborze prezesa ZUS. Dotąd wyłaniany w konkursie, obecnie powoływany/a będzie przez szefową rządu.
Wojewodowie i finansowanie systemu ochrony zdrowia
Od 2018 roku wojewodowie maja być odpowiedzialni za dystrybuowanie funduszy na ochronę zdrowia w swoim województwie, co oznacza kontrolę na wielomiliardowymi sumami.
W lipcu minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zapowiedział likwidację Narodowego Funduszu Zdrowia. NFZ rozdzielał pieniądze do swoich wojewódzkich oddziałów, które we współpracy z samorządami dzieliły pieniądze lokalnie.
Teraz to wojewodowie, podlegli premier, będą decydować o dystrybucji pieniędzy w swoich województwach – samorządy stracą całe wpływy. To oni zdecydują, które placówki i na co dostaną pieniądze.
Przeczytaj też:
RADZIWIŁŁ SIĘ MYLI. PIENIĄDZE NA ZDROWIE CZASEM ROSŁY
Wojewodowie zarządzać będą wojewódzkimi oddziałami powołanego w miejsce NFZ Urzędu Zdrowia Publicznego, który będzie pod bezpośrednią kontrolą ministra zdrowia. NFZ, choć zarządzany przez osoby nominowane przez premiera, był formalnie instytucją niezależną.
Co dalej?
„Oko” będzie śledzić, jakie dalsze stanowiska będą centralizowane i włączone pod kontrolę rządu. Prosimy naszych czytelników i czytelniczki o zgłaszanie funkcji i urzędów, o których mogliśmy zapomnieć.
Przeczytaj też:
FACHOWCY ANTONIEGO MACIEREWICZA
Macierewicz do polskich żołnierzy w Kuwejcie: budujecie mur chroniący Polskę. I o zagrożeniu na Wschodzie: Gotowi musimy być na wszystko!
Misją Polskiego Kontyngentu Wojskowego OIR (Operation Ingerent Resolve) Kuwejt jest prowadzenie rozpoznania lotniczego na rzecz sił koalicji międzynarodowej, realizującej zadania przeciw tzw. Państwu Islamskiemu.
W trakcie spotkania z żołnierzami – jak poinformowało MON w komunikacie – Macierewicz podkreślał, że stoją oni na straży bezpieczeństwa Polski. – Jesteście częścią narodowego i żołnierskiego wysiłku na rzecz bezpieczeństwa Polski. I za to, w imieniu Rzeczpospolitej, gratulując awansów i nagród, gratulując odwagi, serdecznie wam dziękuję. Spełniacie dobrze żołnierski i polski obowiązek – powiedział.
Zaznaczył również, że gdyby nie służba żołnierzy m.in. w Kuwejcie, nie byłoby gwarancji „bezpieczeństwa i niepodległości Polski”, które, jak podkreślił, uzyskaliśmy dzięki ostatnim decyzjom szczytu NATO, dzięki decyzjom rządu amerykańskiego oraz rozstrzygnięciu, że armia USA i armie NATO będą na stałe stacjonować na wschodnich granicach Paktu Północnoatlantyckiego.
Niespokojnie na Wschodzie
– Każda kropla potu, każda Wasza misja, każdy Wasz przelot, który realizujecie, jest cegłą budowanego muru obronnego chroniącego Polskę. Muru z żołnierskich piersi i żołnierskich istnień tam na Wschodzie. Tam, gdzie będą oni stacjonowali naprzeciwko narastającej agresji rosyjskiej. Bo musimy jasno powiedzieć: oby nigdy się nie spełniło to, co zostało zapisane w decyzjach NATO, że te armie nie tylko mają odstraszać, ale także w razie potrzeby i bronić. Ale gotowi musimy być na wszystko! – dodał szef MON.
„15 VIII najważniejszym świętem”
W swoim wystąpieniu nawiązał również do przypadającego na poniedziałek święta Wojska Polskiego. Macierewicz stwierdził, że jest to „najważniejsze święto narodowe dla Polski”, ponieważ, jak zaznaczył, gdyby nie żołnierze walczący w 1920 r., nie byłoby niepodległej Polski. – Być może byłaby dziś jakaś Polska marionetkowa, część wielkiego monolitu sowieckiego imperium rosyjskiego rozciągającego się na cały świat. Ale Polski suwerennej nie byłoby. I o tym każdy Polak musi pamiętać – mówił.
Wczoraj zakończyła się z kolei dwudniowa wizyta szefa MON w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Afganistanie. Macierewicz odwiedził wojska stacjonujące w Kandaharze, Morehead, Bagram i Gamberi. Ministrowi także tutaj towarzyszył gen. broni Marek Tomaszycki, któremu podlegają kontyngenty zagraniczne.
MINISTER ZIOBRO NIE ODRÓŻNIA KONTROLI PREWENCYJNEJ OD VACATIO LEGIS
STANISŁAW SKARŻYŃSKI 12 SIERPNIA 2016
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny tak rozpędził się w krytyce wczorajszego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, że pomieszał pojęcia. Prezydenckie uprawnienie do wniosku o kontrolę prewencyjną pomieszało mu się z prawem TK do zbadania konstytucyjności ustawy zanim zacznie obowiązywać
Konstytucja mówi, że tylko w jednym przypadku jest możliwa kontrola prewencyjna. Przypisana jest Prezydentowi RP. Trybunał, wkraczając w sferę oceny ustawy zanim stała się obowiązującym prawem złamał uprawnienia prezydenta i dokonał prewencyjnej oceny.
FAŁSZ I MATOŁEK. MINISTER POMYLIŁ KONTROLĘ PREWENCYJNĄ Z VACATIO LEGIS.
Prawo do wniosku o prewencyjną kontrolę norm rzeczywiście przysługuje tylko prezydentowi. Możliwość ta jednak istnieje tylko w przypadku tych ustaw, które zostały już uchwalone przez Sejm, ale nie zostały jeszcze podpisane przez prezydenta.
„Kontrola prewencyjna” polega na tym, że po otrzymaniu ustawy z Sejmu, ale przed podpisaniem ustawy głowa państwa zwraca się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zbadanie, czy ustawa jest zgodna z konstytucją – jeśli ustawa jest zgodna z konstytucją, musi ją podpisać. Jeśli nie – nie może tego zrobić.
Natomiast ustawa o Trybunale Konstytucyjnym z 22 lipca, o której mówił Ziobro, została podpisana przez Andrzeja Dudę 30 lipca bez zasięgania opinii TK. „Kontrola prewencyjna” tej ustawy nie dotyczyła, ponieważ Andrzej Duda nie skierował jej – przed podpisem – do Trybunału.
Przeczytaj też:
PREZYDENT UKRYWA PRZED SUWERENEM PODPISANIE USTAWY O TK
Vacatio legis
Zbigniew Ziobro pomylił „kontrolę prewencyjną norm” z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego podczas trwania vacatio legis – czyli czasu między ogłoszeniem ustawy w dzienniku urzędowym a jej wejściem w życie.
Długość vacatio legis zależy od rodzaju prawa – standardowo wynosi 14 dni od dnia ogłoszenia, choć ustawodawca w uzasadnionych przypadkach może je skrócić, wyeliminować zupełnie, lub przeciwnie: wydłużyć – do kilku, a czasem nawet kilkunastu miesięcy, by wszyscy, których dotyczyć będzie nowe prawo, mogli się do niego przygotować.
Art. 92 najnowszej ustawy o TK stanowi, że „ustawa wejdzie w życie po 14 dniach od dnia ogłoszenia”. Ponieważ ustawę opublikowano 1 sierpnia, datą wejścia ustawy w życie jest 16 sierpnia. Trybunał natomiast wyrok w jej sprawie wydał 11-go, czyli po zakończeniu procesu legislacyjnego, ale przed wejściem prawa w życie. Właśnie w czasie vacatio legis.
Wbrew temu, co mówi Zbigniew Ziobro, nie ma żadnego prawa, które uniemożliwia Trybunałowi Konstytucyjnemu zajmowanie się ustawami podczas trwania vacatio legis. Ustawy podlegają kognicji, czyli rozpoznaniu przez Trybunał Konstytucyjny już w dniu ich ogłoszenia.
Jest dokładnie przeciwnie niż twierdzi Ziobro. „Jednym z celów vacatio legis jest właśnie umożliwienie TK kontroli zgodności ustawy z konstytucją jeszcze zanim zacznie ona wywoływać skutki” – mówił wczoraj sędzia TK
Gdyby Zbigniew Ziobro słuchał sędziów Trybunału Konstytucyjnego, usłyszałby jak wiceprezes Stanisław Biernat podał wczoraj przykład ustawy, w sprawie których zgodności z ustawą zasadniczą TK wypowiedział się właśnie w czasie trwania vacatio legis: w 2011 roku nowelizacja kodeksu wyborczego, umożliwiająca przeprowadzenie dwudniowych wyborów, została opublikowana 31 stycznia, a w przepisach wprowadzających wprowadzono sześciomiesięczne vacatio legis. Wniosek o uznanie ustawy za niezgodną z konstytucją złożyła grupa posłów PiS.
Trybunał Konstytucyjny wyrok w tej sprawie – K/9/11 – wydał 20 lipca 2011 roku, czyli na 11 dni przed wejściem ustawy w życie.
Europa sobie – Polska sobie
Ale dowcip! Guy Verhofstadt (były premier Belgii, eurodeputowany, przewodniczący frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim) ma poczucie humoru.
W rozmowie z „GW” sugeruje, by prezes Kaczyński wycofał się z błędu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. „To nic strasznego zmienić zdanie, przyznać się” – mówi belgijski polityk. Sam kilkakrotnie tak postąpił i nigdy nie żałował. Przeciwnie – potem czuł się lepiej.
Jednak pomiędzy Kaczyńskim a Verhofstadtem jest różnica – ten pierwszy nigdy nie przyznaje się do błędu. Nawet kiedy weteranom powstania warszawskiego wciska się na siłę apel smoleński, Kaczyński bez zmrużenia oka obserwuje, jak Macierewicz przyciska 90-letnich weteranów i jak niektórzy z nich nawet po „kompromisie” nie mogą się z tym pogodzić.
Verhofstadt nie tylko żartuje. Mówi on, że Unia Europejska w obecnym wydaniu nie działa. Przede wszystkim dlatego, że jest oparta na zasadzie konsensu, jednomyślności. To zresztą przypomina zgubną dla Polski zasadę liberum veto. „To z tego powodu – przypomina belgijski polityk – polska zniknęła kiedyś z mapy Europy”. Dzisiaj, oparta na niekończących się uzgodnieniach i na zasadzie jednomyślności, nie jest w stanie funkcjonować, nie jest w stanie działać skutecznie po Brexicie, a za Wielką Brytanią mogą pójść inne państwa. Fala nacjonalizmu i egoizmu narodowego jest wysoka. Może zmyć Unię Europejską. Jeżeli po Brexicie UE się nie zmieni, nie postawi się twardo wobec Wielkiej Brytanii (wolny przepływ ludzi, towarów, kapitału i wartości), to może się cofnąć do etapu wspólnego rynku i ewentualnie wspólnego funduszu strukturalnego. Byłaby to klęska idei europejskiej w obecnym wydaniu.
Paradoks europejsko-polski polega na tym, że o ile w zjednoczonej Europie obowiązuje jednomyślność, czyli muszą się zgodzić wszyscy (!), wszystkie kraje członkowskie, to w Polsce nie musi się zgodzić nikt (!), wymagana jest zgoda tylko jednego człowieka – prezesa Kaczyńskiego. Kaczyński decyduje o wszystkim – od wskazania kandydata na prezydenta i premiera, obsady TVP i mediów narodowych, po dobór ministrów i prezesów spółek, a przede wszystkim po Trybunał Konstytucyjny, prawo i sprawiedliwość.
Wybitni prawnicy, Andrzej Zoll, Jerzy Stępień, mówią, że Polska już nie jest państwem prawnym, konstytucja jest tylko na papierze, gdyż działanie Trybunału zostało sparaliżowane. Kaczyński grozi, że trzeba będzie przyjąć takie rozwiązanie, które zmusi Trybunał do „podporządkowania się konstytucji”. Po ośmieszeniu parlamentarnej komisji „ekspertów” prof. Majchrowskiego (której uwagi nie zostały nawet wzięte pod uwagę) prezes Kaczyński pokazał, kto tu rządzi.
Unia Europejska jest sparaliżowana, ponieważ liczy się każdy głos. Polska demokracja – odwrotnie, jest sparaliżowana, ponieważ liczy się głos tylko jednego człowieka. Ma to coraz mniej wspólnego z demokracją. Im więcej ludzi to zrozumie – tym lepiej. Dlatego nie możemy milczeć.
Tracimy właśnie wszystko, co zdobyliśmy
Co się stało?
Od połowy lat 70. XX wieku, jeszcze za tzw. komuny, po mniej więcej przełom pierwszej dekady XXI wieku – zmieniając radykalnie paradygmat polityki, w epoce, którą za Janem Widackim będą może przywoływać jako tę, w której sens zastąpił mit – wywindowaliśmy się z europejskich peryferii prawie do samego jądra Europy. Wyrośliśmy ponad kraje porównywalne najnowszą historią i okolicznościami startu w 1989 r. Nigdy wcześniej tak szybko tak wiele nie działo się z nami dobrego. Nigdy nie mieliśmy tyle jako państwo.
Najpierw w jego traktatowo opisanym i realną polityką realizowanym systemie bezpieczeństwa. Jestem dumny z tych prawie 2 proc. PKB przeznaczanych na armię i jestem szczęśliwy z dobrego sąsiedztwa Niemiec i z NATO. Choć kiedy świat znów jest podpalany (czy nie i u nas także?), można czuć się prawdziwie bezpiecznie? Jestem też dumny z pozycji Polski, wyższej niż jej realne aktywa. Pomogły nam kryzysy: w Hiszpanii, Grecji, Portugalii, częściowo i we Włoszech. Pomógł nam deficyt przywódców. Pomogło nam zagubienie się Europy.
Ale gdybyśmy nie osiągnęli tyle, ile sami osiągnęliśmy, wysiłkiem i mądrością (finanse publiczne odpowiednio zabezpieczone w konstytucji, jak znalazł w 2008 r.), nie mielibyśmy tego, co mamy. Bronisław Geremek, którego twarz dla wielu decydujących o świecie polityków była twarzą Polski. Jerzy Buzek jako speaker Parlamentu Europy. Donald Tusk. Gdyby nie drużyna, w której grali, ich by w Europie nie było. Gdyby nie dobra perspektywa w gospodarce, kultura przywódców i reprezentantów (Mazowiecki, Skubiszewski, Geremek, Kwaśniewski, Kułakowski, Grela, Truszczyński, Prawda, Koźmiński i wielu innych, pamiętana też w Europie i w Świecie mądrość Wałęsy). Ale i teatr, poezja, reportaż, muzyka, plastyka.
Prawdziwa wartość i skromność, którą buduje wielkość sztuki polityki i kultury na tyle wielka, że nie popada w kompleksy. W konkurencji PiS i „narodowcy” z resztą Polski to jest prawdziwa różnica.
Mamy też sukces liczony zgrubnymi wskaźnikami gospodarczymi. Żadna europejska gospodarka nie rosła w takim tempie. Ani czeska, ani słowacka, ani węgierska. Ma to wpływ na długość życia Polaków i na komfort ich życia.
Polska jest w ruinie? Naprawdę? Wobec czego? Wobec kogo? Tak, wobec Francji Polska jest w ruinie. Ale czy ta ruina głębsza od tej sprzed 25 lat? Czy płytsza? Na ile głębsza? Jak płytsza? A co z innymi porównaniami: Ukrainą, Rosją? Marudom zalecam roczniki statystyczne. I czyste oczy.
Dlaczego demokracja więc przegrywa? Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość zwycięża?
Najpierw dlatego, że demokraci zachłysnąwszy się własnym sukces, uwierzyli, że z tego, ze kraj rośnie, wynika, że każdy jego mieszkaniec rośnie. A to jest nieprawda. Jest przeciwnie. Jeśli Warszawa staje się europejskim średniakiem pod względem dochodów jej mieszkańców, to ci warszawiacy, których przychody są stałe (na przykład emeryci), biednieją. Ceny usług rosną. To jest bardzo proste. Nigdy nie usłyszałem tego z jakichkolwiek neoliberalnych ust. Ani Balcerowicz, ani Buzek, ani Tusk. Milczeli w sprawie podziału owoców sukcesu we wszystkich znanych i nieznanych sobie językach. Chyba że bronili warstw uprzywilejowanych.
Oni otworzyli szeroko wrota: demagogom, populistom, złoczyńcom. Odnotować tu trzeba, niestety, kompromitację zorganizowanej lewicy, SLD. Miał szansę odmiennej, własnej, lewicowej opowieści o obowiązkach rządu. Wybrał, kiedy uzyskał narzędzia władzy, podlizywanie się liberałom. Zabrakło rzetelnej alternatywy. Biję się w swoje własne piersi. Byłem przez długi czas wiceprzewodniczącym tej partii. Poglądy miałem swoje, nawet je komunikowałem, ale lojalność zwyciężyła. Największy błąd życia. Wcześniej należało odejść. Ale – dla rzetelności relacji poglądów – trzeba było też wcześniej tam przyjść. Nie zważając na polskie rowy. Na grymas Wałęsy, Geremka, „Gazety”.
Do dzisiaj dla polityków PO – PiS bliższy im niż lewica. Jak za Rokity. Żadne doświadczenie, nawet tabuny peerelowskiej hołoty w PiS nie zmienia ich perspektywy.
Co się stanie?
Przegraliśmy Polskę. Od tego trzeba zacząć. Jakieś czterdzieści lat, od 1976 r., udawało się nam oszukiwać Polaków, Europę i Świat, że Polska jest taka jak ówczesny otwarty na człowieka Kościół, jak Komitet Obrony Robotników, jak „Tygodnik Powszechny”, jak warszawski Klub Inteligencji Katolickiej, jak miesięcznik „Więź” z jego czytelnikami.
Tymczasem Polska to „Fakt”, „Superekspres”. Tymczasem Polska to też Moczar, Filipski, Pietrzak i Jurczyk. Polska dzisiaj to PiS. To dzisiaj Rydzyk, Głódź i Pacyfik (czego?) Dydycz. PiS najpierw znajdzie wroga. Nie swojego wroga, tego już ma. PiS zaoferuje wroga każdemu chcącemu, każdemu wyczekującemu usprawiedliwienia tego, że nie ma tyle, ile chciałby (a każdy chyba chciałby mieć więcej, niż ma). Będzie pielęgnować tego wroga. Będzie aktualizować jego grzechy. Będzie zarządzać zawiścią i nienawiścią. To jest istota PiS. Trafnie współpracująca z tą częścią Polski, która jest taka jak oni.
Będą karać inaczej myślących. Niekoniecznie więzieniem. Będą karać grzywnami. Dla takiego jak ja – znają moje finansowe możliwości – tylko 5 tysięcy. Dla Michnika – 150. Dla krajowej gazety – pół miliona. Dla „wrażej” telewizji półtora miliona. Przeciwnicy tej dobrej zmiany wymiękną. Ja nie wymięknę. Tacy jak ja, jak Michnik sczeźniemy. Niektórzy umrą wcześniej. Wielkie media wymiękną. Dochody z reklamy! Omnipotencja państwa. Jeden wódz, jedna dobra partia (czy PO taką dla wielu jej dostojnych gości świadomie nie była?), jeden przekaz i komentarz.
Europa, czyli Niemcy, Holendrzy, Duńczycy, Francuzi – z różną intensywnością pokomentują, powspółczują, wzruszą ramionami i zajmą się sobą. My pozostaniemy z PiS. I z królową sklepu mięsnego. Gospodarce Kaczyński dobrze nie zrobi.
Na marginesie – bawi mnie przez łzy zachwyt tym jego od gospodarki gościem – Morawieckim.
Co robić?
Nic poza absolutnie pełnym zjednoczeniem DEMOKRATÓW w perspektywie 2018, 2019 i 2020 r. Dziś to już sprawa honoru, a nie polityki. Nie wiem, czy każdy z przywódców PO, PSL, N+ to rozumie. Ale KOD powinien. O tym już pisałem.
Przypomnijcie sobie to, co tu, w 2019 r. Będzie za późno. Ale po polsku.
To już państwowa religia. Obchody rocznicy poświęconej Piłsudskiemu, a wojsko odczytuje Apel smoleński
Co ma wspólnego I Kompania Kadrowa Józefa Piłsudskiego z Lechem Kaczyńskim? Nad tym zastanawiali się uczestnicy obchodów rocznicy zakończenia marszu piłsudczyków w Kielcach. Bo na uroczystości poświęconej wydarzeniom z 1914 roku musiało znaleźć się miejsce dla Apelu smoleńskiego.
Antoni Macierewicz nie wyciągnął żadnych wniosków z gorszącej awantury o Apel smoleński w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Wtedy pod naciskiem powstańców i opinii publicznej zmodyfikowano jego treść.
Ale teraz na kolejnej historycznej uroczystości wojskowi odczytali nazwiska osób, które zginęły w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. W Kielcach obchodzono rocznicę zakończenia marszu I Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego – informuje lokalny dziennik „Echo Dnia”.
Mimo tego, że uroczystość nie miała nic wspólnego ze Smoleńskiem, do apelu pamięci włączono część ofiar 10 kwietnia 2010 roku. Wymieniono m.in. Lecha Kaczyńskiego i jego żonę, a także dowódców rodzajów sił zbrojnych i kapelanów wojskowych. Na stronie „Echa Dnia” można zobaczyć nagranie z uroczystości.
Antoni Macierewicz o katastrofie smoleńskiej mówił też papieżowi Franciszkowi. Minister obrony przekonuje, że temat smoleńska wyniknął w sposób naturalny z przebiegu rozmowy. Z opisu polityka wynika, że papież nie znał szczegółów sprawy (np. nie wiedział, że zginęło dowództwo sił zbrojnych), ale pamięta wydarzenia i mocno je przeżył.
– To było wtedy dla niego istotne i pamięta o tym wydarzeniu i rozumie konieczność wyjaśnienia go – powiedział „ND” Macierewicz. Franciszek miał też zapewnić go o „pełnym wsparciu” w sprawie wyjaśnienia katastrofy.
źródło: „Echo Dnia”
Ziorro się prawu nie kłania
Zbigniew Ziobro (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Dalsza część wywiadu, dotycząca Trybunału Konstytucyjnego, dowodzi, że pozostał wierny ideałom dzieciństwa – prawu narzuconemu Polsce przez Trybunał mówi stanowcze „nie!”.
Wykazuje się przy tym trzeźwą oceną skutków tej postawy: „My w tym sporze ostatecznie wygramy, ale na tym wszystkim straci powaga państwa”.
Rzecz jasna, problem nie w tym, co PiS robi z Trybunałem, lecz w Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej. Nie potrafią one docenić wysiłku PiS-u w dążeniu do kompromisu. „Cztery główne zalecenia Komisji Weneckiej zostały spełnione w tej ustawie” – oświadcza Ziobro, mając na myśli ustawę, którą Trybunał osądził w czwartek, uchylając niektóre jej przepisy.
Które zalecenia Komisji uznał za główne – minister-prokurator nie wyjawił. Na pytanie o niezałatwienie kwestii trzech sędziów, których zaprzysiężenia odmawia prezydent, odpowiada: „Bez przesady. Czytając raport Komisji Weneckiej, nie odniosłem wrażenia, że jest to najcięższy zarzut”.
Cóż, na niektórych trudno zrobić wrażenie.
Sam minister-prokurator wrażenie na innych robić lubi. Chce ustanowienia kary 25 lat za wyłudzenie podatku VAT. Jednak nie zaimponuje tym, którzy pamiętają, że w latach 60. w PRL-u wymierzono za aferę mięsną karę śmierci. Sprawy to nie rozwiązało, bo mięsa brakowało w sklepach przez cały okres „władzy ludowej”. Prawdopodobne więc, że kara 25 lat nie ukróci poważnie wyłudzeń VAT. Ale chyba nie o to chodzi. Surowe karanie dla surowego karania – to stała wizytówka PiS-u.
Ziobro licytuje dalej – zapowiada podniesienie kary za zabójstwo do 20 lat (oczywiście przy utrzymaniu dzisiejszej kary dożywocia).
O swoich planach zmian w sądownictwie mówi nader oględnie – że „pracuje nad tym” i nie będzie rewolucji. Zmieni się system oceny sędziów. I tu dobra wiadomość: podstawą oceny przestanie być „załatwialność” (ile spraw sąd w jakikolwiek sposób zakończył). Ale co będzie podstawą, nie zdradza. W podejrzliwym umyśle rodzi się myśl: A może treść wyroków? Na przykład to, czy sędzia uwzględnia niepublikowane wyroki Trybunału? Albo czy sądząc za wyłudzenie VAT, przysoli te 25 lat, czy ręka mu zadrży?
Minister-prokurator deklaruje jedynie – trzymając się emploi Zorro/Janosika – że dopilnuje, by sądy i prokuratura nie „lekceważyły takich spraw jak ta w Pucku (pobicie dzieci na śmierć w rodzinie zastępczej) czy Amber Gold”. Tu akurat tylko przyklasnąć.
Na pytanie, czy państwo powinno ufać obywatelom, Ziobro odpowiada: „Nie wszystkim tak samo. Przecież wśród obywateli mogą być też terroryści albo mafijni przestępcy”. Tylko jak ich odróżnić? Minister-prokurator nie wyjaśnia, ale można się domyślić – każdego trzeba sprawdzić. Sam zresztą wymienia wiele, także swoich, uprawnień inwigilacyjnych. Przyznaje, że mogą się zdarzyć nadużycia władzy, jednak „taka sytuacja jest lepsza niż taka, że władza jest słaba, a przestępcy – silni”.
W tej dychotomii zagubiła się gdzieś reszta obywateli, którzy przestępcami nie są… Dalej minister-prokurator wykłada, że bezpieczeństwo jest warunkiem korzystania z wolności. Cóż, nie ma wolności bez inwigilacji!
Ziobro zdradza także swoje młodzieńcze marzenie – zostać prokuratorem generalnym. I proszę, pragnienie spełnione. Łączy teraz dwa spełnione marzenia – prokuratora generalnego i Zorro/Janosika.
W zeszłym tygodniu uratował z więzienia dwoje patriotów, którzy napisali „Kat” na nagrobku Bieruta. W celu odbicia ich z komendy policji posłał aż dwóch prokuratorów. W wywiadzie pytany, czy prokuratura „dociągnie sprawę do końca, czy umorzy ze względu na znikomą szkodliwość czynu”, ujawnia niebanalne poczucie humoru: „To już niezależna decyzja prokuratury”.
Zbigniew Ziobro naciska na RPO. Amnesty International mówi „dość” działaniom ministra
• Minister Ziobro zaapelował do RPO o respektowanie wolności sumienia
• Chodzi o sprawę drukarza, który odmówił druku materiałów LGBT
– Żadne naciski, szczególnie ze strony władzy wykonawczej, nie powinny mieć miejsca – tak Amnesty International zareagowała w oświadczeniu na wypowiedź ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Minister zaapelował do Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, by ten wsparł go w obronie drukarza ukaranego za odmówienie wykonania usługi zleconej przez fundację LGBT.
Dowiedz się więcej:
Czego dotyczy sprawa drukarza i fundacji LGBT?
Fundacja LGBT zamówiła w jednej z łódzkich drukarni usługę wydruku materiałów o treści homo-, bi- i transseksualnej. Mężczyzna zrezygnował z realizacji tłumacząc, że materiały nie są zgodne z jego światopoglądem i przekonaniami. Wniosek o ukaranie złożyła policja, która postępowanie prowadziła z inicjatywy RPO. Sąd nakazał zapłatę 200 zł grzywny. Obwiniony wniósł sprzeciw, postępowanie toczy się od nowa.
Jak na ten wyrok zareagowało Ministerstwo Sprawiedliwości?
Minister stwierdził, że „sądy są zobowiązane strzec wolności sumienia”. Adam Bodnar napisał do Zbigniewa Ziobry, że odmowa drukarza była dyskryminacją osób LGBT. Minister nie zgodził się twierdząc, że drukarz odmówił nie ze względu na orientację zleceniodawców, a same treści. Ziobro zaapelował do Bodnara, by ten wsparł go w tym, aby łódzki sąd respektował zasadę wolności sumienia.
Jakie kroki podjął minister Zbigniew Ziobro?
Jako prokurator generalny zdecydował o przystąpieniu przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi do toczącego się ponownie postępowania przed sądem w Łodzi. Tym samym, jak twierdzi, wystąpił „w obronie konstytucyjnych praw i wolności”.
Co jeszcze znalazło się w oświadczeniu Amnesty International?
Organizacja zaznaczyła, że Rzecznik Praw Obywatelskich podejmuje sprawy dotyczące praw osób należących do różnych grup społecznych w bardzo szerokim zakresie. AI zwróciła uwagę, że RPO bada, czy nie nastąpiło naruszenie prawa i stoi na straży realizacji zasady równego traktowania.
Zobacz także: Zbigniew Ziobro niefortunnie się przejęzyczył. Ciekawe, jaka była reakcja Jarosława Kaczyńskiego
Tych słów Beaty Szydło już nikt nie pamięta. Trudno uwierzyć, że pisała to zaledwie 1,5 roku temu
Ta właśnie wypowiedź obecnej premier, a ówczesnej posłanki PiS trafiły na oficjalne konto na Twitterze Prawa i Sprawiedliwości w styczniu 2015 r. Po kilkunastu miesiącach przypomnieli je twórcy facebookowego profilu „Żałosna Logika”.
Beata Szydło odnosiła się wtedy do nowelizacji specustawy dotyczącej górnictwa przegłosowanej w nocy z 15 na 16 stycznia ubiegłego roku. Zakładała ona wydzielenie z Kompanii Węglowej czterech nierentownych kopalń i przekazanie ich do spółki restrukturyzacji.
Tymczasem zarzuty o głosowaniu pod osłoną nocy i likwidacji górnictwa, które obecna premier kierowała do Platformy Obywatelskiej, są teraz kierowane przez opozycję pod adresem rządu Prawa i Sprawiedliwości.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości w obliczu krytyki
Partia rządząca w listopadzie 2015 roku przegłosowała nocą uchwały unieważniające wybór pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez posłów poprzedniej kadencji. Na początku lipca prace komisji nad projektem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym trwały do godz. 3.30. Odrzucono wówczas poprawki opozycji. Także nocą odbywały się sejmowe debaty dot. ustawy o TK i ustawy medialnej.
Krytyka dotknęła PiS także w związku z planami likwidacji kopalń. Jak informuje„Gazeta Wyborcza”, decyzją rządu do likwidacji mają trafić co najmniej dwie nierentowne kopalnie. Ministerstwo Energii tłumaczy, że zgodnie z unijnymi wymogami wielkie spółki górnicze do końca 2017 r. muszą wyjść na zero.
Zobacz także: Awantura w Sejmie. Grzegorz Schetyna ostro o Beacie Szydło
Waszczykowski zapowiada ujawnienie dokumentów w sprawie Smoleńska. Zarzuca Tuskowi „grę z Rosją przeciwko polskiemu prezydentowi”.
To ma być mocne wejście na otwarcie sezonu politycznego. Min. Waszczykowski mówi „Wyborczej”, że upubliczni kilkadziesiąt dokumentów, które dotąd były zastrzeżone. Są wśród nich notatki z rozmów pracowników MSZ z ówczesnym ambasadorem rosyjskim w Polsce Władimirem Grininem, wiceszefów MSZ z rosyjskimi odpowiednikami, a nawet – jak twierdzi Waszczykowski – byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
– Z dokumentów wynika, że obie strony chciały, by w uroczystościach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej nie brał udziału prezydent Kaczyński. To Rosjanie wyszli z propozycją rozdzielenia wizyt Tuska i Kaczyńskiego. Zależało im na tym, by prezydenta nie było w Katyniu, gdy będą tam Tusk z Putinem, a jak już chce polecieć, to żeby to była odrębna wizyta – podkreśla Waszczykowski. – Pokażę, że to było niezgodne z interesem państwa polskiego, żeby grać przeciwko polskiemu prezydentowi na rzecz Rosji.
I zapowiada, że przekaże te dokumenty powołanej przez MON podkomisji smoleńskiej, a być może także prokuraturze.
Sprawę rozdzielenia wizyt PiS podnosił tuż po katastrofie. Jarosław Kaczyński we wrześniu 2010 r. mówił o grze Tuska z Putinem, której skutkiem było rozdzielenie wizyt i obniżenie rangi wizyty prezydenta. Sugerował, że gdyby była jedna wizyta (premier w Katyniu był 7 kwietnia), to nie doszłoby do katastrofy.
Gdy te same argumenty powtórzył w Sejmie w 2012 r., Tusk odpowiedział, że politycy PiS „chcą wmówić Polakom, że katastrofa smoleńska to wynik zamachu i spisku Tusk – Putin, Komorowski – Miedwiediew”. – Takim samym kłamstwem jest teza o rozdzieleniu wizyt – twierdził Tusk. I wspominał: – Problem podwójnej wizyty zaczął się, gdy możliwe okazało się spotkanie w Smoleńsku premiera Polski i Rosji oraz wspólne uczczenie ofiar – powiedział. Wówczas politycznym sukcesem rządu było doprowadzenie do tego, że premier Rosji złożył hołd ofiarom Katynia, tak jak rok wcześniej 1 września wziął udział w obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej.
Oficjalnie Tusk został zaproszony do Katynia przez ówczesnego premiera Putina 3 lutego 2010 r. Dzień później – 4 lutego – prezydent Lech Kaczyński ogłosił, że też chce jechać do Katynia. W dyplomacji obowiązuje jednak zasada: premier zaprasza premiera, prezydent – prezydenta. Dlatego ze względów protokolarnych udział prezydenta Kaczyńskiego w tym spotkaniu nie był możliwy.
Ze strony polskiej była wstępna koncepcja, by potraktować przyjazd Lecha Kaczyńskiego na spotkanie premierów jako wizytę prywatną. Nie wymagałoby to obecności prezydenta Rosji. Jednak Kaczyński chciał być przewodniczącym polskiej delegacji. Ale to nie było możliwe: protokół nie przewiduje rozmów politycznych prezydenta z premierem innego państwa w obecności szefa własnego rządu. I dlatego, by prezydent nie czuł się pominięty, zorganizowano uroczystości 10 kwietnia.
Wyjazd Tuska był międzypaństwową wizytą roboczą na podstawie zaproszenia szefa rosyjskiego rządu. Wyjazd Lecha Kaczyńskiego był częścią zagranicznych obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Nieoficjalnie mówiło się w PiS, że ma to być nieformalny początek kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego, dlatego zabrał on na obchody tak wielu urzędników oraz polityków.
Przygotowanie obu wizyt badała Prokuratura Okręgowa Warszawa–Praga. Trzy razy umorzyła postępowanie, bo nie dopatrzyła się uchybień popełnionych przez urzędników, które wskazywałyby na popełnienie przestępstwa. Rodziny ofiar wytoczyły urzędnikom proces. Oskarżony w nim Tomasz Arabski, b. szef kancelarii premiera, mówił w czwartek w sądzie, że nigdy nie był organizowany wspólny wyjazd Tuska i Kaczyńskiego do Katynia, więc rozdzielenie wizyt nie miało miejsca.
Sędzia Wojciech Łączewski, badając zażalenie grupy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej na umorzenie prokuratorskiego śledztwa, obalił tezę, że rozdzielenie wizyt obniżyło rangę wizyty prezydenta. Sędzia mówił, że wizyta premiera była oficjalna, robocza, ale nie nadano jej statusu. Kancelaria Prezydenta też nie ustaliła statusu wizyty prezydenta. Sędzia zauważył, że w aktach jest korespondencja pracowników Kancelarii Prezydenta, z której wynika, że sami początkowo traktowali wizytę jako prywatną. Sędzia zauważył, że pracowniczka Kancelarii koordynująca przygotowania była w Smoleńsku i Katyniu.
Nie potwierdza to więc tezy, że nikt z urzędników nie odpowiada za sprawdzenie stanu lotniska, oraz zeznań Jacka Sasina (wówczas współpracownika prezydenta Kaczyńskiego), że nie wiedział o stanie lotniska. Sędzia mówi, że jest korespondencja z Kancelarii, w której pada pytanie, czy lotnisko jest czynne.
Według wiceszefa PO Tomasza Siemoniaka zarzuty, że Tusk prowadził grę z Rosją przeciwko polskiemu prezydentowi, są absurdalne. – To, co zapowiada min. Waszczykowski, to jest chęć dalszej gry sprawą smoleńską. Ani prokuratura, ani podkomisja smoleńska nie dostarczają nowych argumentów, więc Waszczykowski postanowił działać. Ma słabą pozycję w rządzie i PiS, a na przykładzie Macierewicza przekonał się, że pozycję w PiS buduje się na Smoleńsku – ocenia Siemoniak.
Na lipcowym kongresie PiS Jarosław Kaczyński dał do zrozumienia, że negatywnie ocenia Waszczykowskiego, ale ten twierdzi, że nie próbuje Smoleńskiem podnieść swoich notowań.
– Ja też mogłem zginąć w Smoleńsku, ale Władysław Stasiak [b. szef kancelarii prezydenta Kaczyńskiego, też zginął w katastrofie] prosił mnie, bym został w kraju i poszedł do radiowej Trójki, bo dyskusja dotyczyła polityki zagranicznej – przekonuje.
Zapewnia, że nie chce postawić Tuska przed sądem: – Mnie interesuje aspekt polityczny, że grano przeciwko interesom państwa polskiego. A czy jest to przestępstwo, np. niedopełnienia obowiązków, to jest kwestia wtórna.
Jak to z rozdzieleniem wizyt było
– 1 września 2009 r. – podczas wizyty premiera Rosji Władimira Putina na Westerplatte z okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej po raz pierwszy pada propozycja, by Donald Tusk złożył wizytę w Katyniu w 70. rocznicę zbrodni.
– grudzień 2009 r. – wtedy po raz pierwszy pojawiły się sygnały o tym, iż prezydent Lech Kaczyński też być może się wybierze na obchody do Katynia. Z notatki Mariusza Handzlika z Kancelarii Prezydenta (zginął w katastrofie smoleńskiej) wynika, że najprawdopodobniej prezydent pojedzie.
Ministerstwo Kultury wraz z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zaczęły pisać scenariusze wspólnej wizyty premiera i prezydenta 10 kwietnia w Smoleńsku. I to mimo że w styczniu 2010 r. Handzlik na spotkaniu w Oświęcimiu pytany przez sekretarza Rady Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika (zginął w katastrofie), czy w kalendarzu prezydenta są obchody rocznicy w Katyniu, miał odpowiedzieć: „Nic takiego nie widziałem”. – Jest z tego notatka – mówił sędzia Wojciech Łączewski z Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, który rozpatrywał zażalenie na umorzenie śledztwa w sprawie organizacji dwóch wizyt.
– 3 lutego 2010 r. – Putin oficjalnie zaprasza Tuska, by 7 kwietnia złożył wizytę w Katyniu.
– 4 lutego 2010 r. – prezydent Kaczyński ogłasza, że też chce jechać do Katynia. Urzędnicy jego kancelarii uruchamiają procedury przygotowania wizyty.
– 3 marca 2010 r. – kancelaria premiera ogłasza, że prezydent poleci do Katynia 10 kwietnia na ceremonię zorganizowaną przez Kancelarię Prezydenta w porozumieniu z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
– 7 kwietnia 2010 r. – Tusk z Putinem spotykają się w Katyniu.
– 10 kwietnia 2010 r. – do Katynia leci prezydent Lech Kaczyński.