Przyłębska, 07.12.2016

 

top07-12-2016

 

Ciepły Łukaszenka, odgrzewanie wschodniego satrapy

Ciepły Łukaszenka, odgrzewanie wschodniego satrapy

Wywiad z Donaldem Tuskiem przeprowadzony przez Tomasza Lisa nie cieszył się specjalnym medialnym wzięciem. Szef Rady Europejskiej nie powiedział niczego nieobliczalnego, a tylko taki towar jest chodliwy. O wiele więcej mówiono i pisano o zdarzeniu z gruntu nieistotnym, a mianowicie o powrocie rzecznika Macierewicza niejakiego Bartłomieja Misiewicza, który niewiele potrafi, nawet nie umie posługiwać się poprawnie językiem polskim. Oczywiście jest to smutne, ale nieistotne, choć postać Macierewicza jest złowieszcza, nieobliczalna nie tylko dla życia publicznego, ale przede wszystkim bezpieczeństwa Polski. Tenże Misiewicz zagroził „Gazecie Wyborczej”, że minister obrony pozwie przed sąd dziennik za cykl artykułów śledczych Tomasza Piątka o szemranych interesach i związkach ministra. Wątpię, czy do tego dojdzie, bo wówczas wiedza o postaci Macierewicza popłynie o wiele szerszym rynsztokiem.

Tusk w wywiadzie mówił o ważnych sprawach, dla nas szczególnie, bo oddalamy się z głównego nurtu polityki europejskiej, marginalizujemy. Były premier wyraża obawy o stosunek Warszawy do Brukseli i jego osoby: ”Unia Europejska, choć nie jest rajem, to politycznie wymarzone dla Polski miejsce na ziemi. Dlatego nie jestem w stanie zaakceptować i zrozumieć tych wszystkich głosów i działań, także w Warszawie, które mogą osłabić i podważyć Unię Europejską”.

„PiS – świadomie lub nieświadomie – robi wszystko, by spełnił się czarny scenariusz, czyli rozpad Unii Europejskiej i osamotnienie Polski”. Prawda, jakie to obliczalne, rozsądne i rozumne? Te pozytywne cechy nie są w cenie. Martwimy się intencjami Jarosława Kaczyńskiego, który wywołuje zwykle negatywne emocje, bo skutecznie niszczy nasze relacje i pozycję w Unii Europejskiej.

Tak naprawdę nie wiemy, jaki jest cel partii Kaczyńskiego w stosunku do Zachodu. „Powstanie z kolan” – to jakiś okrutny żart, nie dość, że nie powstaliśmy, to leżymy, jesteśmy poobijani, kolokwialnie – zaliczyliśmy upadek na twarz, a może jeszcze bardziej: na pysk.

W tym samym czasie, gdy Tusk mówi o czarnym scenariuszu, wraca z Białorusi marszałek Senatu Stanisław Karczewski i mówi o tamtejszym satrapie Aleksandrze Łukaszence, że to „ciepły człowiek”. Nie jest to odosobniony sąd, bo podobnie mówił kilka dni temu szef dyplomacji Witold Waszczykowski i wicepremier od wielkich planów Mateusz Morawiecki.

Tusk mówi o osamotnieniu Polski w Europie i na Zachodzie, a PiS już dokonał zwrotu o 180 stopni. Bliżej tej partii do autorytaryzmu Łukaszenki, niż do demokracji zachodniej. Morawiecki wszak z „ciepłym człowiekiem” chce budować polsko-białoruską potęgę gospodarczą. Warto przypomnieć, iż Białoruś od wielu lat ma ujemny wzrost gospodarczy. Polska jeszcze konsumuje wzrost wypracowany przez poprzedni rząd, ale tempo rozwoju gospodarczego zostało znacząco zahamowane.

Czyżby Kaczyński przestawił już zwrotnicę na Wschód, acz jeszcze nie jest to mówione otwartym tekstem, bo Polacy to wciąż najbardziej prounijny naród w Europie. Ale od czego jest tradycja, aby przypomnieć o idei Międzymorza, Białoruś przecież była częścią składową I Rzeczpospolitej. Karczewski mówi o ciepłym satrapie w Mińsku i jednocześnie o Jarosławie Kaczyńskim, który go tam wysłał. Marszałek chwalił się, że godzinami rozmawia z prezesem PiS, który wg niego zna się na wszystkim – dosłownie tak powiedział. Widocznie Karczewski zna się na niewielu sprawach i z tego powodu uważa swojego zwierzchnika za alfę i omegę.

Z „ciepłym” Łukaszenką Kaczyńskiego może łączyć to, że Białorusin jest dożywotnim prezydentem. O takiej samej absolutnej władzy marzy wódz PiS także w kraju. Nie zapominajmy, iż „ciepłe” stosunki z autokratą z Mińska mogą mieć cel pragmatyczny. Janukowycz pod presją Majdanu dał nogę do Putina, a gdzie może salwować się Kaczyński ze swoim dworem? Do Budapesztu? Orban go ogra, mimo wszystko będzie się trzymał z Brukselą, a Łukaszenka to brat Słowianin. Wystarczy przypomnieć Białorusinowi, że polskim bohaterem narodowym jest Białorusin Kościuszko.

Waldemar Mystkowski

cieply

koduj24.pl

Ciepły Łukaszenka, odgrzewanie wschodniego satrapy

Wywiad z Donaldem Tuskiem przeprowadzony przez Tomasza Lisa nie cieszył specjalnym medialnym wzięciem. Szef Rady Europejskiej nie powiedział niczego nieobliczalnego, a tylko taki towar jest chodliwy. O wiele więcej mówiono i pisano o zdarzeniu z gruntu nieistotnym, a mianowicie o powrocie rzecznika Macierewicza niejakiego Barłomieja Misiewicza, który niewiele potrafi, nawet posługiwać się poprawnie językiem polskim. Oczywiście jest to smutne, ale nieistotne, choć postać Macierewicza jest złowieszcza, nieobliczalna nie tylko dla życia publicznego, ale przede wszystkim bezpieczeństwa Polski. Tenże Misiewicz zagroził „Gazecie Wyborczej”, że minister obrony pozwie ptrzed sąd dziennik za cykl artykułów śledczych Tomasza Piątka o szemranych interesach i związkach ministra. Wątpię, czy do tego dojdzie, bo wówczas wiedza o postaci Macierewicza popłynie o wiele szerszym rynsztokiem.

Tusk w wywiadzie mówił o ważnych sprawach, dla nas szczególnie, bo oddalamy się z głównego nurtu polityki europejskiej, marginalizujemy. Były premier wyraża obawy o stosunek Warszawy do Brukseli i jego osoby: ” Unia Europejska, choć nie jest rajem, to politycznie wymarzone dla Polski miejsce na ziemi. Dlatego nie jestem w stanie zaakceptować i zrozumieć tych wszystkich głosów i działań, także w Warszawie, które mogą osłabić i podważyć Unię Europejską”.

„PiS – świadomie lub nieświadomie – robi wszystko, by spełnił się czarny scenariusz”, czyli rozpad Unii Europejskiej i osamotnienie Polski”. Prawda, jakie to obliczalne, rozsądne i rozumne? Te pozytywne cechy nie są w cenie. Martwimy się intencjami Jarosława Kaczyńskiego, wywołuje zwykle negatywne emocje, bo skutecznie niszczy nasze relacje i pozcyję w Unii Europejskiej.

Tak naprawdę nie wiemy, jaki jest cel partii Kaczyńskiego w stosunku do Zachodu.  „Powstanie z kolan” – to jakiś okrutny żart, nie dość, że nie powstaliśmy, to leżymy, jesteśmy poobijani, kolokwialnie – zaliczyliśmy upadek na twarz, a może jeszcze bardziej: na pysk.

W tym samym czasie, gdy Tusk mówi o czarnym scenariuszu, wraca z Białorusi marszałek Senatu Marek Karczewski i mówi o tamtejszym satrapie Aleksandrze Łukaszence, że to „ciepły człowiek”. Nie jest to odosobniony sąd, bo podobnie mówił kilka dni temu szef dyplomacji Witold Waszczyowski i wicepremier od wielkich planów Mateusz Morawiecki.

Tusk mówi o osamotnieniu Polski w Europie i na Zachodzie, a PiS już dokonał zwrotu o 180 stopni. Bliżej tej partii do autorytaryzmu Łukaszenki, niż do demokracji zachodniej. Morawiecki wszak z „ciepłym człowiekiem” chce budować polsko-białoruską potęgę gospodarczą, warto przypomnieć, iż Białoruś od wielu lat ma ujemny wzrost gospodarczy, Polska jeszcze konsumuje wzrost wypracowany przez poprzedni rząd, ale tempo rozwoju gospodarczego zostało znacząco zahamowane.

Czyżby Kaczyński przestawił już zwrotnicę na Wschód, acz jeszcze nie jest to mówione otwartym tekstem, bo Polacy to wciąż najbardziej prounijnym naród w Europie. Ale od czego jest tradycja, aby przypomnieć o idei Międzymorza, Białoruś przecież była częścią składową I Rzeczpospolitej. Karczewski mówi o ciepłym satrapie w Mińsku i jednocześnie o Jarosławie Kaczyńskim, który go tam wysłał. Marszałek chwalił się, że godzinami rozmawia z prezesem PiS, który wg niego zna się na wszystkim, dosłownie tak powiedział. Widocznie Karczewski zna się na niewielu sprawach i z tego powodu przypisuje alfę i omegę swemu zwierzchnikowi.

Z „ciepłym” Łukaszenką Kaczyńskiego może łączyć to, że Białorusin jest dożywotnim prezydentem, o takiej samej absolutnej władzy marzy wódz PiS także w kraju. Nie zapominajmy, iż „ciepłe” stosunki z autokratą z Mińska mogą mieć cel pragmatyczny. Janukowycz pod presją Majdanu dał nogę do Putina, a gdzie może salwować się Kaczyński ze swoim dworem? Do Budapesztu? Orban go ogra, mimo wszystko będzie się trzymał z Brukselą, a Łukaszenka to brat Słowianin, wystarczy przypomnieć Białorusinowi, że polskim bohaterem narodowym jest Białorusin Kościuszko.

Więcej >>>

 

Splinternet, czyli czas się bać 2.0 [ORLIŃSKI]

Wojciech Orliński, 05 grudnia 2016

Wojciech Orliński

Wojciech Orliński (Fot. Marcin Klaban / Agencja Gazeta)

Rok 2017 przyniesie szokujące wiadomości o zarządzaniu siecią

Jak państwo z pewnością zdążyli zauważyć, często w tej rubryce straszę internetem. Wybory w USA przyniosły nowe powody do obaw.

Wytrollowani. Narracja starych mediów padła. Nadeszła opowieść Donalda Trumpa

Moje dotychczasowe straszenie w pigułkowym streszczeniu wyglądało tak: kiedy Amerykanie komercjalizowali sieć 20 lat temu, przyjęli rozwiązania prawne przyznające firmom internetowym przywileje niedostępne innym branżom. Argumentacja była wtedy taka, że małe cyfrowe start-upy bez takich przywilejów nie poradzą sobie w rywalizacji z molochami starej gospodarki.

Teraz Google, Facebook czy Amazon same są molochami, ale przywileje mają nadal. Wśród nich instytucję tzw. warunkowego zwolnienia od odpowiedzialności (safe harbor), prowadzącą do paradoksalnej sytuacji.

W krajach demokratycznych tradycyjne media nie mogą bezkarnie kłamać, manipulować czy wzywać do nienawiści. Ich działania krępują różne przepisy, które w jednych krajach działają dobrze (Szwecja), w innych wcale (Polska), ale wszędzie jakiś system istnieje przynajmniej w teorii.

W przypadku firm internetowych nie ma nawet takiej teorii. Przeciwnie: przepisy skonstruowano tak, żeby je chronić przed prawną odpowiedzialnością za treści rozpowszechniane za ich pomocą.

Dlaczego amerykańskie prawo obowiązuje w Polsce? Bo Amerykanie przez lata dopisywali korzystne dla swych korporacji rozwiązania do wielkich traktatów o wolnym handlu, w tym przypadku do traktatu WCT z 1998.

Traktaty o wolnym handlu negocjowane są w tajemnicy przed opinią publiczną, więc do niedawna ludzie niespecjalnie interesowali się tym, że poza „wolnym handlem” tam się dopisuje mnóstwo dziwnych rzeczy, dotyczących na przykład norm żywności czy własności intelektualnej.

To się już chyba skończyło. Negocjowane przez wiele lat projekty traktatów o wolnym handlu USA z Unią Europejską (TTIP) oraz z regionem Pacyfiku (TPP) wylądują na śmietniku. Ostatnim z tych wielkich traktatów będzie już chyba tylko unijno-kanadyjskie CETA, ale i ten wejdzie w życie już tylko częściowo: podpisany, lecz nie ratyfikowany, bo to drugie w obecnym politycznym klimacie wydaje się mało prawdopodobne.

Podejrzany TTIP. Kto zarobi na wolnym handlu z Ameryką

Donald Trump w kampanii wyborczej wielokrotnie przedstawiał siebie jako wroga tych traktatów, zapowiadał ich zrywanie, podobno ma zacząć już pierwszego dnia po zaprzysiężeniu. Nie wiadomo, co z tego zrealizuje w praktyce, bo bezpośrednim skutkiem ich beztroskiego wypowiadania będzie gigantyczna globalna recesja.

Jeśli Trump się rozpędzi, może też wypowiedzieć traktat WCT. A to będzie miało niespodziewany skutek uboczny w postaci końca ochrony przywilejów Facebooka w Unii Europejskiej.

A że Trump coś zrobi z internetem, to wydaje mi się pewne. Rok 2017 będzie rokiem szokujących wiadomości z tej dziedziny.

Musimy się nastawić na nadejście czasów splinternetu – jak od kilkunastu lat teoretycy opisują groźbę sieci postglobalistycznej i zbałkanizowanej. Początki już obserwujemy.

Dziś internet cenzurują nie tylko Chiny, Iran czy Arabia Saudyjska. Kraje demokratyczne też stosują różne warianty „indeksu usług niedozwolonych” – wycinając prewencyjnie nielegalny hazard, pornografię czy mowę nienawiści.

Inwigilacja w sieci. Internet nie jest nasz

Częściowo można te ograniczenia omijać za pomocą usług takich jak VPN, za sprawą których ktoś mieszkający w Teheranie może udawać, że jest w Kopenhadze. Już dzisiaj jednak niektóre serwisy na przywitanie wyświetlą wtedy komunikat „widzę, że korzystasz z VPN – takich klientów nie obsługujemy”.

Trump może zakazać używania takich serwisów. Jak? Klucze do sterowania internetem są w USA. To są dosłowne klucze: za ich pomocą głosują członkowie organizacji ICANN, która decyduje, co w sieci wolno, a czego nie wolno.

ICANN jest organizacją formalnie międzynarodową i pozarządową. W praktyce przez blisko 18 lat była zależna od rządu USA – pierwszą szefową (Esther Dyson) mianował prezydent Bush.

Dopiero afera Snowdena sprawiła, że ICANN zaczął się uniezależniać od rządu USA. Proces ten zakończył się 1 października 2016, przy gorących sprzeciwach Partii Republikańskiej.

Republikanie zaraz będą mieć pełną kontrolę nad wszystkimi trzema gałęziami władzy: rządem, parlamentem i sądem najwyższym. Wydaje mi się dość prawdopodobne, że wykorzystają tę przewagę do odzyskania kontroli nad ICANN.

To będzie o tyle prostsze, że organizacja może się spotykać tylko na terytorium USA – bo tylko tam można użyć tych kluczy. Trumpowi wystarczy więc po prostu nie wpuścić nieposłusznych członków ICANN na terytorium USA.

Byłby to skandal, ale Trump się skandali raczej nie obawia. To będzie koniec globalnego internetu. I to może nadejść już w 2017.

 

wyborcza.pl

 

Prowokator

czgnv3qwgaaatc1

czgsw_oxcaa-zvf
ŚRODA, 7 GRUDNIA 2016

Dokonamy jednego cięcia, trzeba będzie usunąć z TK trzy osoby, które nie są sędziami. Borys Budka o TK, nowej Konstytucji i wspólnych listach z Nowoczesną

14054059_1179947468748572_7648469607359515734_n

Borys Budka w rozmowie z 300POLITYKĄ i Radiem Koszalin zapowiada usunięcie z TK trzech dublerów, jeśli zostaną dopuszczeni do orzekania po 19 grudnia. Wiceszef PO mówi o konieczności uchwalenia nowej Konstytucji, w której być może TK zostanie zastąpiony izbą konstytucyjną Sądu Najwyższego. Budka mówi też, że wspólne listy PO i Nowoczesnej są nieuniknione i nie potrzeba przymusu nowego prawa wyborczego, by tak się stało. 

Trzeba usunąć z TK trzy osoby, które nie są sędziami

Jeśli PO dojdzie do władzy, w co wierzę, to pierwszą rzeczą, którą trzeba będzie zrobić, to trzeba będzie usunąć z TK trzy osoby, które nie są sędziami. Po drugie, trzeba będzie trzeba będzie naprawić, poddać ponownemu rozstrzygnięciu te orzeczenia, w których te osoby brały udział, więc to będzie bardzo długi proces naprawy. PiS swój cel osiągnął, celem było zablokowanie TK, naprawianie będzie bardzo długie. Obywatele będą mogli podważać orzeczenia, w których brali udział ci, którzy nie są sędziami i przyjdzie państwu polskiemu płacić odszkodowania za to, co PiS wyczynia. W przeciwieństwie do hipokryzji PiS i tego, żeby Trybunałem grać, to jeśli PO dojdzie do władzy, dokonamy jednego cięcia, to będzie jedna ustawa, która w sposób jasny, czytelny i zgodny z Konstytucją uzdrowi TK. 

Być może Izba konstytucyjna SN zamiast zniszczonego TK

Być może trzeba będzie szukać większości konstytucyjnej i inaczej rozwiązać te kwestie, myślę o Sądzie Najwyższym i być może jednej izbie konstytucyjnej. TK stał się symbolem polityki PiS podporządkowania wszystkiego jednej władzy. 

Nowa konstytucja, która Polskę zabezpieczy przed zamachami na demokrację

Po państwie PiS trzeba będzie bardzo dużo rzeczy naprawić, być może będzie potrzebna nowa ustawa zasadnicza, która Polskę zabezpieczy przed zamachami na demokrację i zasadę trójpodziału władzy. Ale to jest kwestia tego jak mocna w przyszłości będzie reprezentacja obecnej opozycji w parlamencie. Teraz jest czas, żeby pracować, żeby zgromadzić większość która odsunie PiS od władzy. 

Wspólna lista PO i Nowoczesnej? Nie będzie innego wyjścia by odsunąć PiS od władzy

Jestem przekonany, że współpraca z Nowoczesną będzie się zacieśniać. Oczywiście i u nas, i w Nowoczesnej są osoby, które mają gdzieś tam historyczne doświadczenia i po prostu z jakichś ludzkich animozji wynikają niepotrzebne uwagi i podgryzanie się, czy kopanie po kostkach. I Schetyna i Petru powtarzają, że przyjdzie taki czas, że opozycja będzie mogła się zjednoczyć. Nie będzie innego wyjścia by odsunąć PiS od władzy, przy obecnej ordynacji by już nie było innego wyjścia, a co dopiero przy tej, którą PiS nam szykuje. Mam nadzieję, że nasza dojrzałość pozwoli na jak najszerszą współpracę i wystawienie wspólnych list. Ważne, by tu w parlamencie pracować razem, bo nic nie buduje tak zaufania jak wspólna praca w parlamencie, w komisjach, wspólne projekty.

300polityka.pl

ŚRODA, 7 GRUDNIA 2016, 20:40
IMG_2331

Balcerowicz o Dudzie: Żaden inny prezydent nie zaszkodził swojemu krajowi w tak strasznym stylu

– Duda jest szczególnym niszczycielem ładu konstytucyjnego w Polsce, bo na prezydenta spada szczególny obowiązek dbania o Konstytucję. Trudno sobie wyobrazić większy delikt konstytucyjny. Żaden prezydent nie zaszkodził tak swojemu krajowi w tak strasznym stylu – mówił Leszek Balcerowicz w Kropce nad I.

20:31

Im większa będzie demonstracja pokojowej niezgody na niszczenie naszego dorobku, to tym szybciej się to skończy – mówił Leszek Balcerowicz w programie Moniki Olejnik.

20:29

Balcerowicz: Retoryka Trumpa była drastyczna, ale on ją łagodzi. A z PiS mamy odwrotność

Retoryka Trumpa była ostra, drastyczna ale on ją łagodzi, teraz widzimy wycofywanie się. A tu mamy odwrotność. Łagodna retoryka w kampanii i inna praktyka. W kampanii ani pan Duda ani pani Szydło nie obiecywali ataku na TK, włącznie z jego paraliżem – mówił Balcerowicz w Kropce nad I.

20:13
IMG_2330

Balcerowicz: Propaganda jak u nazistów i komunistów. Przykład Piotrowicza jest jaskrawym potwierdzeniem odrazy moralnej tej całej linii

Postępowanie Piotrowicza jest szokujące ale nie zaskakujące, bo całe postępowanie PiSu jest odrażające moralnie. Mamy do czynienia z bezprzykładnym psuciem ustroju, ograniczaniem wolności. Temu towarzyszy brutalna i kłamliwa propaganda, łącznie z używaniem inwektyw i insynuacji. Nikczemnością jest używanie określenia resortowe dzieci z tytułu faktycznego, lub rzekomego pochodzenia liderów opozycji. Przecież naziści mówili o pochodzeniu żydowskim, a komuniści o pochodzeniu burżuazyjnym. To są te same metody, mówię o propagandzie, nie o czynach. I przykład Piotrowicza jest jaskrawym potwierdzeniem odrazy moralnej tej całej linii. Może dzięki temu, że pokaże się jaki to jest człowiek, ludzie, którzy dotąd się tym nie interesowali, zrozumieją, że z Polską PiS robi coś bardzo złego – mówił Leszek Balcerowicz w Kropce nad I.

19:47

Pikul: Kontaktowali się ze mną sympatycy albo nawet członkowie PiS i dziękowali mi za taką postawę

Muszę powiedzieć, że od wczoraj przez całą noc i dzisiaj przez cały dzień dostaje telefony, maile. Co ciekawe, większość tych ludzi, którzy się ze mną skontaktowała, to ludzie obcy, z całej Polski. Co ciekawe, to ludzie, którzy oficjalnie do mnie mówili, że są albo sympatykami PiS-u albo nawet członkami. Dziękowali mi za taką postawę. Ten czas jest dla mnie bardzo trudny, ale jednocześnie taka nadzieja we mnie wstąpiła, że jednak jest jakaś potrzeba przyzwoitego zachowania się w życiu każdego z nas – mówił Antoni Pikul w rozmowie z Justyną Pochanke w „Faktach po faktach” TVN24.

19:36

Pikul o Piotrowiczu: Nie może być tak, że człowiek, który był w aparacie represji, dzisiaj ustala normy moralne

To mój gest rozpaczy. Do kogo mam się udać, żeby ta tendencja nie miała miejsca? To rechot historii. Ciężko mi się o tym mówi, bo nigdy nie studiowałem życia pana Piotrowicza, nie interesowałem się jego życiem. Mieliśmy jeden kontakt w areszcie i nigdy wcześniej ani później się nie widzieliśmy. Nie może być tak, że człowiek, który był w aparacie represji w tamtych czasach, dzisiaj ustala normy moralne i poczucia wszystkich, ze mną na czele, wmawiając mi i oczekując potwierdzenia faktu, jakoby się dla mnie poświęcał i ratował mnie przed tymże aparatem – mówił Antoni Pikul w rozmowie z Justyną Pochanke w „Faktach po faktach” TVN24. Jak dodał:

„Powtarzam: pan Piotrowicz nigdy mi nie pomagał. Jedyna działalność, jaką wtedy dokonywał, to stworzenie aktu oskarżenia w sytuacji, kiedy materiał dowodowy był tak kiepski, że sąd wojskowy umorzył sprawę z powodu braku dowodów winy”

Pan Piotrowicz nigdy nie wykonał w moją stronę żadnego gestu pomocy – dodał Pikul.

300polityka.pl

Uderzają w najczulszy punkt Jarosława Kaczyńskiego. Jak protestują Obywatele RP

Paweł Kasprzak, Wojciech Maziarski; Montaż: Katarzyna Szczepańska, 07.12.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,149607,21086661,video.html?embed=0&autoplay=1

Protestując w trakcie miesięcznic smoleńskich, sprzeciwiamy się systematycznej budowie narodowo-katolickiego fundamentalizmu – mówi w ‚Temacie Dnia’ Paweł Kasprzak z inicjatywy Obywatele RP. Gość Wojciecha Maziarskiego podkreśla, że miesięcznice smoleńskie to najczulszy punkt Jarosława Kaczyńskiego. I dodaje, że zapowiedź zablokowania kolejnej miesięcznicy 10 grudnia rozwścieczyła Jarosława Kaczyńskiego i doprowadziła do legislacyjnego przyspieszenia w sprawie ustawy o zgromadzeniach.

uderzaja

wyborcza.pl

 

 

Rafał Zakrzewski

Odwracanie kota Misiewiczem. „Wyborcza” nie przestraszy się gróźb Macierewicza

07 grudnia 2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (%Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

MON grozi nam pozwem i nazywa „systematycznym szkalowaniem” znakomicie udokumentowane artykuły Tomasza Piątka o niejasnych powiązaniach Macierewicza z podejrzanymi osobami.

W odpowiedzi rzecznikowi MON

MON wybija na bębnach rytmy wojenne. I rusza na bój z nami.

„W związku z systematycznym szkalowaniem przez Gazetę Wyborczą Ministra Obrony Narodowej i prowadzeniem działań dezinformacyjnych mających na celu obronę aparatu sowieckiego rządzącego w przeszłości Polską informuję, że minister Antoni Macierewicz wystąpi do sądu przeciwko Gazecie Wyborczej ” – zapowiada w komunikacie przesłanym PAP cudownie przywrócony rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz.

„Systematycznym szkalowaniem” nazywa znakomicie udokumentowane artykuły Tomasza Piątka o niejasnych powiązaniach Macierewicza z podejrzanymi osobami. Chodzi m.in. o:

Antoni Macierewicz i MON uparcie nie odpowiadali na nasze pytania i publikacje albo przedstawiali gołosłowne zaprzeczenia. Wszystko to skrupulatnie relacjonowaliśmy.

Nie uprawiamy więc – co sugeruje Misiewicz – „dezinformacji i prób wprowadzenia opinii publicznej w błąd”. Przeciwnie: chcemy rozświetlić przed opinią publiczną niejasne kontakty obecnego szefa MON. I nie ma to nic wspólnego z bezczelnym i absurdalnym zarzutem MON, że bronimy „aparatu sowieckiego rządzącego w przeszłości Polską”.

Być może właśnie sąd, którym nam MON wygraża, jest niezbędny, by białe stało się białe, a czarne – czarne.

Pikanterii awanturze, jaką nam MON urządza, dodaje powrót Misiewicza do służby. Dostał właśnie pierwsze zadanie. A jeszcze w sobotę, przy okazji 25-lecia Radia Maryja, dyrektor Rydzyk dodawał mu otuchy: „Ile pana sponiewierają, to kto to zniesie? Nie łamać się, alleluja i do przodu. Piorun nie uderza w to, co małe, ma pan być wielki duchem”.

Słowo stało się ciałem.

Zobacz także: Antoni Macierewicz i płatny konfident komunistycznej Służby Bezpieczeństwa

 odwracanie

wyborcza.pl

 

„Nie jestem w stanie zrozumieć działań, także Warszawy, które osłabiają UE”. Donald Tusk w ekskluzywnym wywiadzie dla Newsweeka i Onetu [WIDEO]

– Unia Europejska, choć nie jest rajem, to politycznie wymarzone dla Polski miejsce na ziemi. Dlatego nie jestem w stanie zaakceptować i zrozumieć tych wszystkich głosów i działań, także w Warszawie, które mogą osłabić i podważyć Unię Europejską. Zobaczcie ekskluzywny wywiad, którego Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej udzielił Tomaszowi Lisowi, redaktorowi naczelnemu tygodnika „Newsweek Polska”. Tylko na Newsweek.pl i w Onecie!

– Polska polityka nie pozwala mi o sobie zapomnieć. Sercem i umysłem jestem ciągle w Warszawie, Gdańsku i Brukseli równocześnie – dodaje Donald Tusk. Zobaczcie cały wywiad!

 

Czytaj też: Po niespełna trzech miesiącach młody współpracownik Antoniego Macierewicza dostał rozgrzeszenie od ojca Tadeusza Rydzyka i prokuratury Zbigniewa Ziobry. W tej sytuacji nie pozostaje mu nic innego niż podjęcie pracy. Dla Polski

nie-jestem

newsweek.pl

Łukaszenko, nadzieja PiS

7.12.2016
środa

W Brukseli rządu PiS nie chcą, to może zechcą w Mińsku. Polska młodzież nie powinna się infekować Zachodem, może zacznie po wiedzę o Europie jeździć na uczelnie kontrolowane przez Łukaszenkę. Pisowskie marzenie o silnej Polsce w silnej Europie kończy się na Białorusi pod rządami byłego dyrektora kołchozu.

Zaszczytu przyjęcia na salonach dożywotniego prezydenta dostąpił świeżo pisowski szef Senatu Stanisław Karczewski. Doznał podobnie miłych wrażeń jak jego pisowscy poprzednicy w Mińsku. Taki miły człowiek, ten Łukaszenka. A że podporządkował sobie polską mniejszość, zdławił polityczną opozycję i media, kto by w PiS się tym przejmował?

Morawiecki i Waszczykowski, też tacy mili panowie, będą budowali wspólnie z Łukaszenką polsko-białoruską potęgę gospodarczą (tempo rozwoju Białorusi od lat negatywne, PKB p.c. 5412 euro), a ministrowie pani Szydło skorzystają z bogatych doświadczeń białoruskiego reżimu (ciągle na czarnej liście UE) w budowie prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego.

Jaki jest cel tego pisowskiego poloneza z Łukaszenką? Propagandowy: jesteśmy liderem regionu, współpraca z Łukaszenką będzie miała dobry wpływ na polską gospodarkę, poprawi się położenie białoruskich Polaków, podpisujemy umowy oświatowe. Te nadzieje co prawda już nieraz umierały na naszych oczach, ale nie szkodzi. PiS ma jakiś klucz do Mińska, którego nie miały poprzednie polskie rządy.

Może być też cel ukryty przed opinią publiczną. Rząd warszawski prowadzi jakąś grę via Łukaszenka z Putinem. Może chodzić o zwrot wraku smoleńskiego, ale też o cele bardziej długofalowe. W nowej sytuacji międzynarodowej, w niepewności po Brexicie i Trumpie, w coraz większej izolacji od UE – PiS powoli przestawia zwrotnice na Moskwę. Byłby w tym element racjonalny, ale pytanie: za jaką cenę? Czy za cenę wychłodzenia stosunków z Ukrainą Poroszenki?

Opinie marszałka Senatu nie są samodzielnie, co nie znaczy, że nie są jakoś miarodajne. Sam Karczewski chwali się, że rozmawia godzinami z Kaczyńskim, który zna się na wszystkim prócz (a jednak!) medycyny. Karczewskiemu polecałbym uważną lekturę http://natemat.pl/194937,kaczynski-ma-bolszewicka-wizje-przemiany-a-wladza-to-dla-niego-przydeptac-kopnac-staniszkis-ostro-o-prezesie-pis” target=”_blank”>rozmowy z prof. Staniszkis na temat Kaczyńskiego, jego poglądów i przyszłości obozu pisowskiego.

Kto jak kto, ale Staniszkis coś wie o Kaczyńskim. Podsumowuje go tak: inteligentny, samotny, tak jak PiS nie cieszy się z wygranej, tylko boi buntu i wietrzy spiski. A ponieważ ludzie PS czują się słabi, to depcą i kopią: to dla nich jest władza.

Karczewski wykonywał taką politykę na Białorusi. W Mińsku miał kopnąć poprzednie polskie rządy. Ich politykę białoruską. Jej fragmentem była obrona praw mniejszości polskiej oraz dostarczanie Polakom i Białorusinom pod rządami Łukaszenki prawdziwej informacji przygotowywanej przez dziennikarzy białoruskich i polskich i nadawanej na Białoruś z polską pomocą.

Portal Belsat/Biełsat TV informuje dziś rzetelnie, a nie propagandowo, o wizycie Karczewskiego w Mińsku.

Opozycja białoruska jest zaniepokojona, za to dziennik telewizyjny kontrolowany przez reżim poświęcił wizycie 12 minut. Czy Polsat też dostanie kopniaka?

lukaszenko

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Antoni Pikul dla „Wyborczej”: Piotrowicz palcem w mojej sprawie nie kiwnął

MAŁGORZATA BUJARA, RZESZÓW, 07 grudnia 2016

Poseł Stanisław Piotrowicz podczas konferencji prasowej

Poseł Stanisław Piotrowicz podczas konferencji prasowej (Fot. SŁAWOMIR KAMISKI)

Bogdan Rzońca z PiS chciał wykorzystać biografię działacza opozycyjnego Antoniego Pikula z Jasła do wybielenia przeszłości posła Stanisława Piotrowicza. Nie udało się. – Prokurator Stanisław Piotrowicz palcem w mojej sprawie nie kiwnął – mówi „Wyborczej” Pikul. – On pozostanie przy swoim zdaniu, ja przy swoim – skomentował Rzońca.

Bogdan Rzońca, poseł PiS z Jasła na Podkarpaciu, z sejmowej mównicy próbował przedstawić swojego partyjnego kolegę, słynnego posła Stanisława Piotrowicza jako obrońcę opozycjonistów. Gdy politycy PO po raz kolejny wypomnieli Piotrowiczowi to, że jako prokurator stanu wojennego oskarżał opozycyjnego działacza z Jasła Antoniego Pikula, wszedł na mównicę sejmową i mocnym głosem oświadczył:

– Ze słów pana Antoniego Pikula wynika jasno, że postawa posła Piotrowicza, wtedy prokuratora, była jedynym sposobem, która uchroniła go od więzienia.

Rzońca zachęcał też posłów opozycji: – Zapytajcie pana Pikula. On jest, on żyje, można z nim rozmawiać. I nie bójcie się tej prawdy, że to był dobry sposób na obronę poczciwego człowieka. I zrobił to pan poseł Piotrowicz.

Z Pikulem porozmawiał wczoraj dziennikarz TVN 24. Puścił mu nagranie z wypowiedzią Rzońcy. – Nie wiem, co na to powiedzieć, to przecież obrzydliwe – mówił Pikul.

Pikul: To kompletne wywrócenie prawdy historycznej

Pikul jest dziś wiceburmistrzem Jasła. Był działaczem NSZZ „Solidarność” od początku jej istnienia, także w podziemiu. Wydawał i kolportował biuletyn związkowy. W połowie 1982 roku został zatrzymany przez SB. Przesiedział w areszcie śledczym, jak do dziś wspomina, trzy miesiące. W akcie oskarżenia mowa była o gromadzeniu w celu rozpowszechniania ulotek i czasopism, których treść mogła wywołać niepokój publiczny lub rozruchy. Podpisał go Stanisław Piotrowicz, dziś poseł PiS, szef sejmowej komisji sprawiedliwości.

– Było mi przykro tego słuchać – mówi Pikul „Wyborczej” o wypowiedzi polityka PiS na swój temat.

– Poseł Rzońca włożył mi w usta słowa, których ja nigdy nie wypowiedziałem. Że ja jako ten „poczciwy człowiek”, jak mnie określił, nigdy bym nie wyszedł z więzienia, gdyby nie pan Piotrowicz. To jest kompletnym wywróceniem prawdy historycznej. Pan prokurator Piotrowicz palcem w mojej sprawie nie kiwnął. On wtedy robił partyjną karierę – wspomina Pikul. Twierdzi, że nie trafił do więzienia, bo zabrakło po prostu dowodów. Spędził niecałe trzy miesiące w areszcie śledczym w Załężu k. Rzeszowa.

Pikul z wykształcenia jest architektem, po 1989 roku pracował w firmach prywatnych. Ale cały czas był też aktywny w podkarpackiej polityce regionalnej. Wstąpił do Unii Wolności, był radnym miejskim i wojewódzkim. Od dwóch kadencji pełni funkcję wiceburmistrza Jasła. W poprzedniej kadencji był zastępcą bezpartyjnego burmistrza Andrzeja Czarneckiego, dziś zaś Ryszarda Pabiana. Pabian również jest bezpartyjny, ale w kampanii popierało go PiS, a w radzie miasta przewagę ma właśnie ta partia.

– Współpraca z burmistrzem Pabianem układa nam się dobrze, ale liczę się z każdym wariantem. Nie żyjemy w próżni. Burmistrz także ma swoje polityczne zaplecze, naciski mogą być. Wiem jednak, że pan burmistrz jest upartym człowiekiem – mówi Pikul.

Rzońca: Pikul pozostanie przy swoim zdaniu, ja przy swoim

Poseł Rzońca trwa przy swoim. Na swoim FB napisał, że Pikul nigdy nie miał żalu do Piotrowicza. – Każdy ma prawo się wypowiadać. Ja na gorąco wypowiadałem się na sali sejmowej. Uważam sprawę za zakończoną, on pozostanie przy swoim zdaniu, ja przy swoim – mówi „Wyborczej”.

Pytam go o ocenę postawy posła Piotrowicza w latach 80. – Wiem, że z adwokatem Pikula Stanisławem Zającem razem jechali do niego do aresztu i uzgadniali wersję postępowania, i później skończyło się to tak, że Pikul wyszedł z aresztu – mówił Rzońca.

Zając był adwokatem z Jasła, w wolnej Polsce parlamentarzystą. Zginął w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem.

– Wbrew temu, jak przedstawił mnie w Sejmie poseł Rzońca jako jakiegoś tam chłoptasia, byłem w strukturach podziemnych dość wysoko. Gdybyśmy słyszeli o jakimś cieniu, że ktoś w prokuraturze jest za nami i nam pomaga, tobyśmy wiedzieli. My wtedy mogliśmy liczyć na dwóch adwokatów, m.in. Staszka Zająca – mówi Pikul.

Zobacz także: Znów na ulicach, jak za czasów Jaruzelskiego, pojawi się ZOMO – Henryk Wujec w „3×3”

 jak

wyborcza.pl

 

Rząd PiS szczodrze wynagrodził amerykańskiego agenta w swoich szeregach…

czfcpzdwqaei3zm

 

 

czaxu-kw8aay60y

 

czf2flnwqaalqxj

 

pazdziernikowa

Maciej Stasiński

Oko za oko czy prawo i sąd? Jak ukarać Kaczyńskiego

07 grudnia 2016

Ławy PiS na sali sejmowej

Ławy PiS na sali sejmowej (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Nie wolno nam grozić PiS, że jak da nam ostatecznie po ryju, to my się odwiniemy, i to bez rękawiczki, ale z kastetem. Obrońcy wolności nie mogą naprawiać bezprawia bezprawiem, a jeśli dojdzie co do czego, krwi zmywać krwią

Trafna, bo pozbawiona złudzeń jest diagnoza działań PiS, jaką postawił w „Wyborczej” Stanisław Skarżyński. Niedobra, a nawet groźna jest terapia, jaką Polsce przepisuje, czyli jak po PiS-ie posprzątać i ponaprawiać, co zdąży zepsuć.

Polska, jeśli chce być wierna zachodniej demokracji liberalnej, nie może hołdować zasadzie z kodeksu Hammurabiego „oko za oko” czy bardziej swojskiej „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.

To prawda, że PiS łamie umowę społeczną i dokonuje pełzającego zamachu stanu. Niszczy państwo prawa, podział władz, liberalną demokrację i w imię rzekomo świętej zasady, że większość może wszystko, pełzająco wprowadza porządek ideologiczno-policyjnej tyranii.

Brak złudzeń Skarżyńskiego jest potrzebny nam wszystkim, by nie okazało się, że wierząc, że „jakoś to będzie, a nie będzie przecież tak źle”, zbudzimy się, kiedy będzie za późno, bo Polska będzie już na obrzeżu Europy, pozbawiona wolnych mediów, pod czujnym okiem obrony terytorialnej. Słowem, kiedy się przebudzimy w kraju, w którym nie mamy ani praw, ani siły, by się bronić.

Niestety, z tym bezlitosnym oglądem muszę się rozstać, gdy ogarnia go zapał bitewny.

Pisze Skarżyński: „Skoro politycy PiS rozwalili ustrój, nie mają prawa oczekiwać, że w razie porażki będą sądzeni według przepisów porządku prawnego, który niszczą. (…) Być może za to, co wyprawiali do tej pory, politycy PiS powinni spodziewać się rozpraw przed Trybunałem Stanu. Natomiast za to, co planują zrobić teraz, spotkać ich może dosłownie wszystko – za złamaną przez nich granicą prawa konstytucyjnego jest już tylko anarchia. Powinni się dobrze zastanowić, czy są gotowi na taki hazard”.

Zobacz: Temat Dnia: Trwa przygotowanie artyleryjskie do pozbawienia nas praw obywatelskich – mecenas Jacek Dubois o działaniach obecnej władzy

Skarżyński wzywa więc opozycję, by porzuciła praworządność i „przeszła na trudny obszar polityki bez prawa”, którą nazywa „czystą, surową polityką stanu wyjątkowego”. Właściwie grozi PiS, że jak da nam ostatecznie po ryju, to my się odwiniemy, i to bez rękawiczki, ale z kastetem. Mamy niesprawiedliwość naprawiać niesprawiedliwością, bezprawie – bezprawiem, a nawet – jeśli przyjdzie co do czego – krew zmywać krwią.

Otóż nie możemy odpowiadać stanem wyjątkowym na stan wyjątkowy. Nie wolno nam tego robić, skoro nie chcemy się pożegnać z cywilizowanym ładem społecznym, którego właśnie bronimy. A jeśli chcemy za jakiś czas odbudować to, co zburzyli barbarzyńcy, nie możemy postępować jak oni. I dlatego nie możemy, do czego namawia Skarżyński, „przyjąć do wiadomości śmierci III Rzeczpospolitej”.

To prawda, że powinniśmy się pożegnać z neoliberalną tezą, że postęp społeczny automatycznie rośnie wraz z PKB. Kryzys unieważnił to przeświadczenie, wyniósł do władzy Trumpa i grozi kolejnymi wstrząsami. U nas wiarę, że jesteśmy zieloną wyspą, na której wszyscy rozkwitamy, zburzył zeszłoroczny triumf PiS. I prawdą jest, że „postęp ekonomiczny umożliwia postęp społeczny pod warunkiem, że inwestuje się jego owoce w dostęp do wiedzy, niweluje się różnice społeczne i bariery edukacyjne, że dba się o równouprawnienie wykluczonych”. Z tym trzeba się zmierzyć.

Ale to nie znaczy, że musimy się żegnać z całym ustrojem III RP, a zwłaszcza ze strzegącą go przed przemocą – choć niedoskonale, jak widać – praworządnością.

Bo nawet kiedy PiS rozbije umowę społeczną w perzynę, nie cały ustrój legnie w gruzach. Kiedy już bandyci rozniosą Trybunał Konstytucyjny oraz zniewolą sądy, musimy przywrócić niezawisłe sądownictwo, a nie zastąpić je trybunałami rewolucyjnymi. Stosując konstytucję z 1997 roku, bo innej nie mamy.

Jeśli PiS terroryzuje obywateli bezprawiem, a może niedługo również siłą policyjną, to  nie możemy na bezprawie i siłę odpowiadać innym rewolucyjnym bezprawiem, lecz przeciwnie – prawem i sądem właśnie. Nie możemy ich wieszać i rozstrzeliwać, nawet jeśli oni uciekną się wcześniej do przemocy w kryteriach ulicznych, które być może nas pod rządami nowej opryczniny czekają.

To już było i czegoś mądry po szkodzie Polak powinien się nauczyć.

nie-wolno

 

oko

wyborcza.pl

Rafał Zakrzewski

Sojusz ołtarza z tronem u stóp Rydzyka

07 grudnia 2016

Ojciec Rydzyk zgromadził wokół siebie zarządców Polski

Ojciec Rydzyk zgromadził wokół siebie zarządców Polski (Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta)

Podczas rocznicy Radia Maryja władza udzieliła wielkiego wsparcia ojcu dyrektorowi. A on to odwzajemnia wielkim wsparciem dla władzy. Ma za sobą 2 mln szabel słuchaczy-wyznawców – tym żaden polityk nie pogardzi.

 Wzajemne uprzejmości prawione przez rządzących i ojca dyrektora to klimat wokół obchodów 25-lecia Radia Maryja w minioną sobotę. Któż tam nie był… Andrzej Duda był pierwszym prezydentem, który świętował radiowe urodziny w Toruniu. Byli ministrowie: Antoni Macierewicz, Mariusz Błaszczak, Marek Gróbarczyk, Jan Szyszko, Krzysztof Jurgiel, Zbigniew Ziobro. Beatę Szydło reprezentowała Beata Kempa.

Przy ołtarzu z abp. Markiem Jędraszewskim mszę koncelebrowało kilkunastu biskupów, m.in. Sławoj Leszek Głódź, Andrzej Suski, Ignacy Dec, Wiesław Mering, Antoni Pacyfik-Dydycz, Adam Lepa. Prawdziwy sojusz ołtarza z tronem.

– Przybyłem tutaj jako prezydent, żeby podziękować – zaczął wystąpienie w trakcie mszy prezydent. I dziękował za „wielkie dzieło wspólnoty i miłosierdzia” i „siłę budowania społeczeństwa i polskiej państwowości”.

– I za niezłomność. Już właśnie na początku lat 90. radio mówiło – wbrew obowiązującym prądom liberalnym, do których dołączyły prądy lewicowe – o tym, jaki jest świat wartości, czego potrzebuje człowiek, jakie powinno być polskie państwo. Tak aby można było powiedzieć, że jest państwem godności i solidarności, państwem demokratycznym w znaczeniu podstawowym – kontynuował.

Potem przemawiał abp Głódź: – Czekaliśmy ćwierć wieku na te słowa najwyższej władzy państwowej. Nie tylko prezydenta, ale zwierzchnika sił zbrojnych. A klaskał nie tylko prezydent, ale też minister obrony narodowej, który tchnął ducha. Ja żałuję, że nie jestem biskupem polowym. Pan minister tworzy obronę terytorialną, życzymy mu, żeby się udało – komplementował Macierewicza arcybiskup.

Przez dwie godziny dla słuchaczy śpiewał Reprezentacyjny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego, wielokrotnie zachwalany na antenie przez o. Rydzyka.

W słodką atmosferą między pisowską władzą a dyrektorem radia wpisuje się wielki wywiad braci Karnowskich z Rydzykiem („wSieci”, 5-11 grudnia). Zapytany, jak patrzy na obecne rządy, odpowiedział: „Przede wszystkim mam nadzieję, że ci, którzy rządzą, chcą dobrze. Gdy patrzę na wielu z rządu, to widzę, że to szlachetni ludzie, że chcą pracować dla Polski. Często za granicą słyszę, że zazdroszczą nam takiego prezydenta, takiego rządu. Ludzi, którzy się modlą, którzy troszczą się o swój kraj”.

Słowa te to wielkie wsparcie ojca dyrektora dla rządzących. Ma za sobą 2 mln szabel słuchaczy-wyznawców, a tym żaden polityk nie pogardzi. Zwłaszcza że – niekoniecznie w duchu ewangelii – chłoszcze opozycję: „Przed nimi [rządzącymi] są wilcze doły, pułapki pozakładane, a wokół nich pełno ludzi starego układu. I raz po raz widzimy, jak sypią piasek w tryby, wkładają kije w szprychy. To państwo w państwie”.

Zachęcany słowami Karnowskich, że „w ostatnich miesiącach nie zawahali się nawet przed wezwaniami do nałożenia na Polskę rozmaitych kar i sankcji”, Rydzyk bezpardonowo demaskuje: „Powiem otwarcie – to zdrada. My mamy polskie sprawy w Polsce rozwiązywać. Spójrzmy też choćby na KOD. Kiedy słyszę nazwę »Komitet Obrony Demokracji«, zaraz pytam: Jakiej demokracji? Bo może socjalistycznej? To resortowe myślenie”.

Ojciec Rydzyk ma też zdanie o kondycji naszej gazety, przestrzega naiwnych, co wierzą, że „Wyborcza” pada. Mówi Karnowskim: „To bajeczki. Ileż to razy już pisano. Zapewne coś szykują i się przepoczwarzają. Przecież właśnie uruchamiają kolejną telewizję, wydają kilkanaście tytułów prasowych, wiele portali. To naiwni ludzie takie rzeczy opowiadają. Ja się nabrać nie dam. Za potężne siły za tym stoją, żeby im dali upaść”.

I tego się trzymajmy. Szczęść Boże, dyrektorze!

Zobacz: Srebrne gody zakonnika

 

ojciec

wyborcza.pl

RENATA GROCHAL

Po co PiS kolejna wojna z kobietami? Jedną już przegrał

07 grudnia 2016

„Strajk kobiet” w Warszawie (Fot Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta;)

Rząd przygotowuje się do wypowiedzenia konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Ministerstwo Sprawiedliwości wystąpiło o stanowisko w tej sprawie do resortów. Za wypowiedzeniem dokumentu opowiedziała się już minister pracy Elżbieta Rafalska

Trudno zrozumieć, po co PiS otwiera kolejny front, skoro ma już na karku protesty przeciwko reformie edukacji, protesty służby zdrowia, a 13 grudnia ma być wielka manifestacja przeciwko ograniczeniu prawa do zgromadzeń. Po co PiS, który już raz przegrał z kobietami w sprawie aborcji, znowu z nimi zadziera? Organizatorki „czarnego protestu” będą pikietować przed biurami posłów PiS, odwiedzą także najważniejsze biuro – siedzibę partii przy ul. Nowogrodzkiej, gdzie urzęduje prezes Jarosław Kaczyński.

Wypowiedzenie konwencji będzie spłatą zobowiązań wobec biskupów, którzy poparli PiS w kampanii. Watykan, a za nim polscy hierarchowie protestowali przeciwko ratyfikacji dokumentu. Przedstawiali go jako „zagrożenie dla tradycyjnej rodziny” i „promowanie genderyzmu, feminizmu oraz homoseksualizmu”. Te absurdy powtarzali posłowie PiS.

Wrzucając do debaty publicznej temat konwencji, PiS chce przykryć narastający chaos tych rządów – pogarszające się wyniki gospodarcze, problemy z budżetem, niedotrzymanymi obietnicami, jak podniesienie kwoty wolnej od podatku od razu do 8 tys. zł, spadające inwestycje. Kiedy brakuje chleba, trzeba dać publice igrzyska.

Wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej, która zobowiązuje sygnatariuszy do kompleksowej walki z przemocą, będzie oznaczało, że państwo PiS umywa ręce. Że prywatyzuje problem przemocy, tak jak kiedyś sprywatyzowano kwestię aborcji. Jej także sprzeciwia się Kościół, więc Polki muszą to załatwiać we własnym zakresie.

Rząd nie będzie już musiał budować schronisk dla ofiar przemocy, których jest dziś za mało. Nie będzie musiał zapewnić bitym kobietom – bo większość ofiar przemocy to kobiety – fachowej pomocy i całodobowej infolinii. Niech sobie radzą same. Zwiastunem takiego podejścia do kwestii przemocy wobec kobiet było już zabranie przez Ministerstwo Sprawiedliwości dofinansowania Centrum Praw Kobiet – organizacji pozarządowej, która od lat pomaga ofiarom przestępstw. Teraz rząd zabiera się do wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej.

Przeciwnicy konwencji powiedzą: przecież można walczyć z przemocą wobec kobiet bez tego dokumentu. Pewnie tak. Problem w tym, że przez ponad 20 lat wolnej Polski to się nie udało. A konwencja, oprócz szeregu rozwiązań, do których zobowiązują się sygnatariusze, tworzy też mechanizm monitoringu wprowadzania zapisów dokumentu (GREVIO). I to się nie podoba rządowi, bo po co jakaś zewnętrzna instytucja ma go sprawdzać.

Pozostaje tylko liczyć na to, że przygotowanie wypowiedzenia konwencji to samodzielna szarża ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i wiceministra Łukasza Piebiaka, nieskonsultowana z Jarosławem Kaczyńskim. A gdy prezes wyzdrowieje i wróci na Nowogrodzką, to skalkuluje, że wojna z kobietami mu się nie opłaca, i to zablokuje.

Zobacz: Nowicka, Terlikowska i Wielowieyska w „Studio pod parasolką”. Zaprasza Dorota Wysocka-Schnepf

 

prezes

wyborcza.pl

Misiewicz wraca na pierwszą linię: odzyskał ważne stanowiska w Ministerstwie Obrony

PAWEŁ WROŃSKI, 07 grudnia 2016

Bartłomiej Misiewicz

Bartłomiej Misiewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Bartłomiej Misiewicz, 26-letni były pracownik apteki w Łomiankach, powraca. Ponownie jest rzecznikiem MON i szefem gabinetu politycznego ministra obrony.

Misiewicz był przez ostatnie miesiące zawieszony w pełnieniu tych funkcji. Sam o to wnioskował po publikacji „Newsweeka”, z której wynikało, że proponował radnym PO w Bełchatowie poparcie PiS i utworzenie wspólnej koalicji. W zamian mieli otrzymać stanowiska w spółkach skarbu państwa. We wtorek prokurator Witold Błaszczyk poinformował, że Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim umorzyła śledztwo ws. obietnic rzecznika MON (było prowadzone w sprawie, a nie przeciw Misiewiczowi).

Tuż po publikacji „Newsweeka” w obronie urzędnika resortu obrony stanęli posłowie PiS Anna Milczanowska i Dariusz Kubiak. Deklarowali, że byli obecni podczas spotkań w Bełchatowie i według nich propozycja pracy za głosy nie padła. „Byliśmy tam i gwarantujemy: nic takiego nie miało miejsca” – oświadczyli. Szef MON Antoni Macierewicz przychylając się do prośby Misiewicza o zawieszenia na czas śledztwa, wyrażał równocześnie przekonanie, że jest niewinny.

Misiewicz jako „pokoleniowa zmiana”

O tym, że Bartłomiej Misiewicz wraca na pierwsza linię wiadomo było już w ubiegłym tygodniu. Na Twitterze polemizował z TVN24, która poinformowała, że MON kupi w przyszłym roku 25 dronów, choć Antoni Macierewicz obiecał „tysiące”. Misiewicz pisał, że dronów będzie 200, a w piątek wziął udział w konferencji prasowej: stwierdził tam już, że dronów będzie tysiąc. W MON Misiewicz pełnił ostatnio funkcję „specjalisty od dezinformacji”.

26-letni szef gabinetu ministra jest nieodłącznym cieniem Macierewicza. Żadnej uczelni nie ukończył, pracował w aptece Arnika w Łomiankach. Został przez szefa MON odznaczony złotym medalem za „Zasługi dla obronności kraju” oraz, mimo braku formalnych uprawnień, zasiadał w radach nadzorczych spółki Energa w Ostrołęce i w Polskiej Grupie Zbrojeniowej (w PGZ w ostatniej chwili zmieniono statut spółki, aby było to możliwe). W połowie listopada Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie powołania Bartłomieja Misiewicza do rad nadzorczych Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Sam Misiewicz w „Gazecie Polskiej” dowodził, że ataki na niego mają powstrzymać wymianę pokoleń w wojsku polskim, zaś Antoni Macierewicz „wSieci” twierdził, że atak na Misiewicza jest atakiem na niego.

Ostatnio rzecznik MON podjął studia na uczelni o. Tadeusza Rydzyka. Sam dyrektor Radia Maryja pozdrowił go na uroczystości 25-lecia rozgłośni: – Alleluja i do przodu, piorun nie uderza w to, co jest małe – stwierdził redemptorysta.

Zobacz też: Boją się tego, czego nie rozumieją – Ewa Kopacz w 3×3

 

misiewicz

wyborcza.pl

Donald Tusk w programie „Tomasz Lis.”. „PiS robi wszystko, by spełnił się czarny scenariusz”

07.12.2016

– Inaczej definiuję polskie interesy niż PiS. Uważam, że robię to lepiej i precyzyjniej – powiedział Donald Tusk w wydaniu specjalnym programu „Tomasz Lis.”. Przewodniczący Rady Europejskiej w rozmowie z redaktorem naczelnym „Newsweeka” mówi, że „PiS – świadomie lub nieświadomie – robi wszystko, by spełnił się czarny scenariusz”, czyli rozpad Unii Europejskiej i osamotnienie Polski. – Jeśli jakiś kraj ma swojego przedstawiciela na najwyższym urzędzie w Europie i grymasi z tego powodu, nie może być traktowany do końca poważnie. To jest problem – stwierdził były premier w wywiadzie dla Onetu i „Newsweeka”.

Gość Tomasza Lisa, pytany na wstępie o porównanie pracy premiera Polski i szefa Rady Europejskiej, odpowiedział:  „To, co było fascynujące w pracy premiera, to nieustanna konfrontacja z brutalną czasem rzeczywistością, oponentami”. –  Tu praca jest delikatniejsza, dyplomatyczna – powiedział Tusk, zaznaczając, że waga spraw bywa większa. – Mam jakiś wpływ na bieg dziejów o wymiarze globalnym – dodał.

– Dla mnie zawsze najważniejsza będzie Polska – zapewnił Tusk. Powiedział jednocześnie, że nie tęskni za adrenaliną polskiej polityki. – Polska polityka nie daje mi o sobie zapomnieć, sercem i umysłem jestem zarówno w Warszawie, Gdańsku i Brukseli – zaznaczył były premier.

Donald Tusk: początek roku zwiastował większe problemy UE

Pytany o stan Unii Europejskiej przewodniczący Rady Europejskiej powiedział, że sytuacja jest lepsza, niż moglibyśmy się tego spodziewać.  – Początek roku zwiastował dużo poważniejsze dramaty – stwierdził Tusk. Liczby mówią same za siebie i są absolutnie bezwzględne – dziś między Turcją a Grecją w ciągu miesiąca przechodzi mniej ludzi niż jeszcze pół roku temu w ciągu jednego dnia – argumentował Tusk.

Były premier uważa, że jego rolą jest zadbanie, by relacje między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi były tak dobre jak wcześniej albo lepsze. – Relacje transatlantyckie muszą pozostać priorytetem – podkreślił w rozmowie z Tomaszem Lisem, odpowiadając na pytanie o współpracę z prezydentem elektem USA Donaldem Trumpem.

„Unia Europejska może nie przetrwać”

Redaktor naczelny „Newsweeka” pytał również, jaka będzie rola kanclerz Niemiec Angeli Merkel. – Rola Niemiec obiektywnie wzrośnie, Niemcy bez Wielkiej Brytanii będą „więksi” – przyznał Donald Tusk, dodając, że „ważniejsza jest trwałość instytucji tworzących ustrój liberalno-demokratyczny”, a  odpowiedzialność za stabilność tego ustroju będzie spoczywała – w większym niż do tej pory stopniu – na kilku państwach”. – Nie mam szczególnych iluzji, że znajdzie się jeden heros, który będzie w stanie uchronić Unię Europejską przed niestabilnością – zaznaczył.

– Bez dobrej woli i jednoznacznej solidarności – w tym ze strony Polski – Unia Europejska może nie przetrwać. Utrzymać Unię Europejską – a to skomplikowany i delikatny mechanizm – jest trudno. Wymaga to nieustannej opieki i pieczołowitości ze strony wszystkich aktorów – ostrzegł szef Rady Europejskiej.

– Z całą pewnością Unia Europejska pozostaje dziś miejscem najlepszym na Ziemi, jeśli chodzi o standardy, dobrobyt, wewnętrzną stabilność – wyliczył Tusk.

Tusk: UE to wymarzone miejsce dla Polski

W jego opinii UE „to wymarzone miejsce polityczne dla Polski” i „trudno wyobrazić sobie inny kraj, któremu powinno bardziej zależeć na zintegrowanej i solidarnej Unii Europejskiej”.

 

Pytany przez Tomasza Lisa o niechęć polskiego rządu do niego jako szefa Rady Europejskiej, odpowiedział: „Na pewno mi to nie pomaga, ale zdążyłem się do niej przyzwyczaić”. – Polityka polskiego rządu budzi w różnych miejscach w Europie zdziwienie i smutek – stwierdził Tusk.  Wyjaśnił jednak, że „w Europie nikt nie fascynuje się detalami wewnętrznego sporu politycznego w Polsce, mało kto rozumie też te emocje”. – Europa ma więcej problemów – zaznaczył.

– Polacy są wciąż najbardziej proeuropejskim narodem w Europie. Wejście do UE i jej wzmacnianie jest długotrwałym procesem i mam nadzieję, że dzisiejsza warszawska ekipa go nie zatrzyma – podsumował były premier.

lis-pyta

onet.pl

Mury mówią….

cyqwrccwgaa3git

 

karczewski

ŚRODA, 7 GRUDNIA 2016, 08:16
karcz2

Karczewski: To była ciepła rozmowa z Łukaszenką

Rozmowa była dobra, serdeczna. Trochę dłuższa niż planowana, bo trwała ponad godzinę. Ja odniosłem wrażenie, że to jest człowiek, któremu bardzo zależy na Białorusi. Widać, że Białoruś się rozwija. Widać, że to ciepły człowiek. Ta rozmowa była ciepła, tak mogę ją określić. To była na pewno ważna rozmowa dla Polaków, dla Białorusi. Rozmawiałem [na Białorusi] też z opozycją. Białoruś to nie tylko Łukaszenka, wbrew pozorom – mówił w „Gościu Radia ZET” Stanisław Karczewski o wizycie na Białorusi.

odrzuccie

300polityka.pl

ŚRODA, 7 GRUDNIA 2016

STAN GRY: Fotyga do MSZ, Podział w KOD, Rafalska za wypowiedzeniem konwencji antyprzemocowej, Kowal: PiS częścią elit

— 4 DNI PREZYDENT NIE WYKONUJE WYROKU TK – jedynka GW sprzed roku jak dziś.

— POMYSŁY PIS OGRANICZĄ WZROST GOSPODARCZY – RYSZARD PETRU ROK TEMU NA JEDYNCE RZ.

— FOTYGA WRACA DO MSZ – FAKT: “Pytania są jedynie takie: kiedy dymisja Waszczykowskiego i kto go zastąpi – mówi nam ważny polityk PiS. Zwłaszcza ta druga kwestia spędza sen z powiek rządzącym. Na horyzoncie nie widać kandydatów, którzy natychmiast mogliby objąć stery polskiej polityki zagranicznej. – Nie bardzo mamy kogo. Gdyby było inaczej, Waszczykowski zostałby już zdymisjonowany – ocenia polityk PiS.
Inny, mówiąc o dokonaniach szefa MSZ, opowiada historyjkę. – Podczas ostatniej wizyty w Izraelu na kolacji z premierem Netanjahu i jego żoną Waszczykowski był „osobą towarzyszącą” premier Beacie Szydło. I na tym powinna zakończyć się jego działalność – na byciu „osobą towarzyszącą” – wyzłośliwia się polityk. Kto zatem za Waszczykowskiego? Faworytką jest Anna Fotyga. Ufa jej Jarosław Kaczyński (67 l.). Fotyga ostatnio odniosła sukces w europarlamencie raportem o aktywności rosyjskich służb. Zastanawiano się też nad Konradem Szymańskim (47 l.). Ten dziś doradza w sprawach zagranicznych premier Szydło. W PiS obawiają się jednak, że może być zbyt samodzielny na stanowisku szefa MSZ”.

— RAFALSKA ZA WYPOWIEDZENIEM KONWENCJI ANTYPRZEMOCOWEJ: “- Jestem za wypowiedzeniem przez Polskę konwencji antyprzemocowej – mówi „Wyborczej” minister pracy Elżbieta Rafalska. Resort sprawiedliwości potwierdza, że „rozpoczął dyskusję na temat konwencji”. Stanowisko Rafalskiej to pierwszy w rządzie tak mocny głos w tej sprawie”.

— SĄD NAJWYŻSZY RATUJE PEDOFILA – tytuł w GPC o sprawie Polańskiego.

— ZNAK CZASÓW: KILKA OSÓB NA DEMONSTRACJI WS ZGROMADZEŃ WYSTARCZA GW ZA ZDJĘCIE NA JEDYNCE.

— HGW ROZDA 400+ – jak pisze Gazeta Stołeczna na jedynce: “Ratusz wesprze rodziców, których dzieci nie dostały się do publicznych żłobków. Od września będzie rozdawać bon żłobkowy wart 400 zł, który można będzie przeznaczyć na opłacenie prywatnego żłobka, klubu malucha lub niani. Warszawski bon żłobkowy ma zacząć działać od września. Ma być wart 400 zł miesięcznie. Otrzymają go warszawiacy, którzy mają dziecko w wieku żłobkowym”.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Karczewski: Jutro moje spotkanie z dziennikarzami
Schetyna: Jarosław Wałęsa to poważny kandydat na prezydenta Gdańska
Schetyna: Ci, którzy zmieniają barwy polityczne, utrudniają przyszłą współpracę opozycji
Karczewski: Wbrew pozorom, to jest większa możliwość organizowania demonstracji niż do tej pory
Schetyna o podpisie Mazguły: Wytłumaczyłem Kijowskiemu, że to był błąd
Piasecki apeluje do Karczewskiego: Zastanówcie się nad tą ustawą o zgromadzeniach
Karczewski: To była ciepła rozmowa z Łukaszenką
Budka: Na ma miejscu Piotrowicza złożyłbym mandat
Budka o podpisie Mazguły: To był błąd i to widać również w środowisku KOD-owskim
Budka: Obawiam się, że prezydent Duda nie zawetuje niczego, co pochodzi od tego parlamentu
Budka o zablokowaniu miesięcznicy smoleńskiej: Nie sięgnąłbym tak daleko
Fotyga w MSZ, admirator Tuska nie płaci ludziom, Rząd tłumaczy się jak PO: To tajne procedury, GW o rozłamie w KOD – TEMATY DNIA
Polityczny plan środy: sejmowa komisja o TK, kolejne przesłuchania przed komisją śledczą
http://300polityka.pl/live/2016/12/07/

— KUCHCIŃSKI NA JEDYNCE SE: ZA 100 TYS. UCZY URZĘDNIKÓW JAK ZAKŁADAĆ SKARPETKI: “Jaśnie panujący nad Sejmem marszałek Marek Kuchciński (61 l.) wprowadza na Wiejską powiew francuskiego sznytu. Pracownikom Kancelarii Sejmu zorganizowano bowiem szkolenia z dobrych manier. Ich uczestnicy dowiedzieli się m.in., jakie skarpetki dobierać do stroju. Nauka savoir-vivre’u słono kosztuje, bo jak wyliczył wicemarszałek Stanisław Tyszka (37 l.), szkolenia kosztowały 100 tysięcy złotych!”.

— GW O KONFLIKCIE W KOD: “Skąd taki podział? To wynik wewnętrznych tarć w KOD i tego, że część zarządu Komitetu oraz Mateusz Kijowski przez długi czas nie mogli się dogadać. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, lider KOD początkowo był przeciwny strajkowi, jednak gdy zobaczył, jak duże budzi on zainteresowanie, postanowił zorganizować drugie wydarzenie”.

— KRYSTYNA PAWŁOWICZ: POSŁOWIE CIĘŻKO PRACUJĄ, W PRZECIWIEŃSTWIE DO DZIENNIKARZY- mówi w rozmowie z SE: “Pracują bardzo ciężko. W odróżnieniu od redaktorów naczelnych niektórych gazet, np. „Super Expressu”. A „Wyborcza” to już w ogóle nie pracuje, bo tam wszyscy są na emeryturze albo pochowani za jakieś lustracyjne przewinienia. Ale posłowie, owszem, bardzo ciężko pracują i to mogę powiedzieć o sobie – minął dopiero rok tej kadencji Sejmu, a mam za sobą już ok. 300 interwencji, podjęłam bardzo wiele spraw, np. sprawę dotyczącą nieuczciwej konkurencji ze strony sklepów Kaufland, które podają się za polskiego przedsiębiorcę, zachwalając swoje towary jako „nasze, polskie”. Więc im odpowiedziałam „wasze to niemieckie”. My na razie nie jesteśmy „nasze, niemieckie” tylko „nasze, polskie”. I wiem, że UOKiK podjął interwencję. Jestem w kilku komisjach sejmowych, które właściwie nieustannie pracują – dzień i noc. Oprócz tego jeżdżę jeszcze na wykłady, choć to akurat nie ma nic wspólnego z byciem posłem. W każdym razie – ja śpię po 3 godziny!”

— PAN Z OGONKIEM – PAWŁOWICZ O KIJOWSKIM: “ – Dobrze, ale przecież w tym roku, 11 listopada, różne organizacje szły przez Warszawę i nic się nie działo. I potrzeba było waszych zmian.
– Przepraszam bardzo, a przy innych okazjach? Zresztą minister Błaszczak mówił, że trzeba było zorganizować duże siły, bo były zapowiedzi. Tylko sprawność policji nie dopuściła do prowokacji. Trzeba to uregulować raz na zawsze. Żeby taki pan z ogonkiem…
– Przepraszam, jaki pan z ogonkiem?
– Alimenciarz po prostu. Żeby taki człowiek ze swoim dworem nie zakłócał pogrzebów i innych uroczystości. Nasza ustawa niczego nie zakazuje, krzywda nikomu się nie dzieje, a stwarza odległość, żeby uniemożliwić konflikty. I tyle”.

— POLSKI GŁOS WS. TUSKA RACZEJ OSAMOTNIONY – pisze w RZ Anna Słojewska: “W tej sytuacji bardzo krytyczny polski głos jest raczej osamotniony. – Nie mają żadnej możliwości zablokowania Tuska, to nie przejdzie – przekonuje nas wysoki rangą unijny dyplomata. Przeciwko PiS działa sposób mianowania przewodniczącego. Gdy chodzi o przedłużenie kadencji, będzie się szukało zdecydowanych przeciwników Tuska, a nie jego gorących zwolenników. Wystarczy, że większość wyrazi brak zainteresowania zmianą na tym stanowisku. – Nie wierzę, żeby w środku Brexitu przywódcy zdecydowali się na zmianę i ryzykowali, że następca Tuska będzie się uczył wszystkiego od początku – mówi dyplomata jednego ze starych państw UE”.

— PRZED PREZYDENTEM DWA WAŻNE WYZWANIA – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Ale teraz przed prezydentem dwa ważne wyzwania: reforma edukacji i nowe Prawo o zgromadzeniach. W pierwszej sprawie prezydent może się skonsultować z Pierwsza Damą, która przecież jest nauczycielką. Może będzie chciała obronić szkoły językowe, jako germanistka, i stanie po stronie opozycji zgłaszającej poprawki, odrzucone podczas prac komisji przez PiS? Jeszcze trudniejsza jest sytuacja Andrzeja Dudy w sprawie zaostrzenia prawa dotyczącego demonstracji. Nie dość że mocno dyskusyjna jest treść tej ustawy, to jeszcze prezydent będzie musiał wyjątkowo szybko się decydować. Na 10 grudnia wyznaczono przecież kontrmanifestację i zablokowanie obchodów smoleńskiej miesięcznicy…”.

— DYLETANT WALCZY Z ALIMENCIARZEM – jedynka GPC o Petru i Kijowskim.

— OPOZYCJA KŁÓCI SIĘ O 13 GRUDNIA – GPC: “Ryszardowi Petru najwyraźniej nie spodobało się środowisko, do którego dołączył, podpisując apel „Stop dewastacji Polski”. W poniedziałek na antenie TVN24 skrytykował Mateusza Kijowskiego za to, że oprócz nich i kilku celebrytów, dla których demokracja w Polsce się skończyła wraz z rządami PiS-u, znalazł się tam również płk Adam Mazguła, znany ostatnio z wychwalania stanu wojennego. Maszerowanie z ubekami nie w smak jest również działaczom Solidarności będącym dzisiaj w PO, m.in. Janowi Rulewskiemu”.

— FAKT NA JEDYNCE O JERZYM MAZGAJU, KTÓRY KIEDYŚ WYBIERAŁ GARNITURY DONALDA TUSKA: “Do redakcji Faktu napływają skargi byłych pracowników pozostawionych bez należnych pensji, odszkodowań i odpraw. A przecież sukcesem Almy przez lata chwalił się jej twórca Jerzy Mazgaj (57 l.). Gdzie jest teraz?
Jerzy Mazgaj od lat gości na liście najbogatszych Polaków. Jest właścicielem Vistuli, udziałowcem firmy jubilerskiej W.Kruk i przedstawicelem handlowym wielu luksusowych marek. Choć od 15 listopada nie jest prezesem Almy, wciąż pozostaje jej głównym udziałowcem. Mazgaj uwielbia luksus. Pytany kiedyś, co dobrego zrobił, odpowiedział, że dał pracę 6 tys. ludzi i sprawiedliwie ich traktuje. Płacił im praktycznie tyle, ile inni właściciele sieci sklepów. Twierdził jednak, że mają lepiej”.

— JERZY MAZGAJ NA SALONACH Z PO – FAKT: “To jego firma dostarczała garnitury premierowi. W 2014 r. sztab wyborczy PO mieścił się w tym samym budynku przy placu Trzech Krzyży w Warszawie, gdzie spółka Mazgaja prowadzi salon z garniturami Ermenegildo Zegna. Biznesmen był bardzo ostrym krytykiem „dobrej zmiany”. Po wygranej Andrzeja Dudy (44 l.) zarzekał się, że… wyjedzie z Polski i osiedli na stałe w swojej rezydencji w Monako. Gdy wygrało PiS, od razu uznał, że dla przedsiębiorców to fatalna wiadomość”.

— WŁADZA STRASZY AWANTURĄ 13 GRUDNIA, BO NA NIĄ LICZY – Dominika Wielowieyska w GW: “Wszystko to może podgrzać protesty 13 grudnia. Ale nikt nie zapowiada użycia przemocy. Organizatorzy demonstracji muszą się potężnie zmobilizować, by nie dopuścić do żadnej prowokacji czy agresji, bo – jak widać – władza na to liczy”.

— GW LUSTRUJE ROBERTA LUŚNIĘ: “Dotarliśmy jednak do akt sprawy lustracyjnej Roberta Luśni z lat 2003-2006. Jego obrońcą w tej sprawie był zaufany prawnik Macierewicza, Andrzej Lew-Mirski. Broniąc Luśni, adwokat twierdził, że już w 1992 r. Macierewicz prześwietlił swojego współpracownika! Zdaniem mecenasa, miałoby to znaczyć, że Luśnia jest niewinny, skoro Macierewicz uznał go za takiego. Mimo licznych dowodów winy… Co pozostało po 1992 roku w teczkach Roberta Luśni? Jak zniknęła ich część i dlaczego?”.

— GW NA JEDYNCE O TESTACH PISA: “Trzecie miejsce w UE w czytaniu, a szóste w matematyce zajęli polscy uczniowie w międzynarodowym teście PISA. – To dowód, że likwidacja gimnazjów jest złym pomysłem – komentują badacze i opozycja. Na Ministerstwie Edukacji wyniki nie zrobiły wrażenia”.

— FRASYNIUKOWI NIE PRZESZKADZA POPARCIE KOMUNISTYCZNEGO PUŁKOWNIKA – jak mówi Faktowi: “To tania sensacja. Kompletnie się tym nie przejmuję. Przecież pułkownik nie jest podejrzany o zbrodnie komunistyczne w stanie wojennym.
– Ale był oficerem i członkiem PZPR w tamtym czasie.
– A inny funkcjonariusz PZPR i prokurator, który oskarżał za działalność opozycyjną w stanie wojennym, rozmontowuje dziś z ramienia PiS Trybunał Konstytucyjny. Polskie szaleństwo. Lepiej, żeby podpisu pułkownika pod listem nie było, ale nie miałem na to wpływu.
– To kompromitacja dla KOD, żeby się wiązać z takim człowiekiem – komentuje w rozmowie z nami prof. Antoni Dudek.
– Nie wiem, co prof. Dudek robił w stanie wojennym. Nie wiem, czy przechodził ścieżki zdrowia, ale ja zaznałem ich na własnej skórze. I uznaję, że demokracja daje drugie życie. Także tym, którym wówczas zabrakło odwagi albo byli po drugiej stronie”.

— RZĄD TŁUMACZY WPADKI: TO JEST TAJNE – FAKT: “Tajne! Niejawne! Nie możemy mówić o szczegółach! – tak rząd coraz częściej tłumaczy swoje wpadki. Strategia “wiem, ale powiedzieć nie mogę” zaczyna być dominująca w sytuacji, kiedy kolejni ministrowie zaliczają wtopy”.

— OBECNE KIEROWNICTWO PIS SIĘ MYLI – mówi Paweł Kowal cytowany przez RZ: “Świat, także świat polityczny, nie lubi być skomplikowany. Zbyt wiele pytań i jeszcze więcej odpowiedzi budzi niepewność. – To się może skończyć jakimś prawicowym populizmem – ostrzega Paweł Kowal. – Obecne kierownictwo PiS wierzy, że może utrzymać w ryzach prawicowy ekstremizm. Mylą się. – Pani premier mówi z pogardą: “elity” i nie rozumie, że to ona należy do tej elity, do establishmentu – analizuje były eurodeputowany. – To, że się trochę “przebrali” i próbują kogoś imitować, niczego nie zmienia”.

— ZŁOTY TONIE PRZEZ POLITYKĘ – tytuł RZ na jedynce: “W świadomości biznesu na długo pozostaną chaotyczne,nieprzemyślane projekty, których efektem jest demolowanie wizerunku państwa. Warunkiem utrzymania dobrej opinii o Polsce i jej gospodarce jest powstrzymanie się od głoszenia pomysłów na znaczący wzrost podatków czy dopuszczanie do deficytu finansów państwa na granicy dopuszczalnych przez Brukselę limitów. W czasach, gdy na światowych rynkach szaleją burze, Polsce potrzebna jest klarowna i zrozumiała strategia gospodarcza oraz wielka ostrożność w podejmowaniu decyzji”.

300polityka.pl

kod-nie

Beata Tadla opisuje kulisy pracy w telewizji. ”Wyżuta się nie czuję, ale wypluta owszem”

Beata Tadla, 07.12.2016

 

To nie jest ani spis skarg, ani kolekcja narzekań. To raczej zbiór słodkich i gorzkich sytuacji, których widz nie miał szansy zobaczyć, a słuchacz usłyszeć, a które wydarzyły się tuż obok kamery czy mikrofonu – pisze Beata Tadla w książce „Czego oczy nie widzą”.

W 1998 roku z Eski przeniosłam się do Radia Plus. To była ogólnopolska sieć, w której skład wchodziły stacje katolickie. Wśród nich także Radio Legnica – i to jego dyrektor przekonał mnie, bym znów pojawiła się na mojej rodzimej antenie. A było to możliwe, bo w Warszawie powstał centralny newsroom i to tu przygotowywaliśmy serwisy informacyjne emitowane równocześnie w lokalnych stacjach należących do rodziny Plusa. Decyzję o przeniesieniu podjęłam z sentymentu. Dziś myślę, że była cholernie głupia, i bardzo jej żałuję. O zawartości programów decydowała najbardziej zideologizowana ekipa, jaką kiedykolwiek poznałam.

Beata Tadla podczas montażu materiału do serwisu w Radiu Eska (fot. archiwum prywatne)Beata Tadla podczas montażu materiału do serwisu w Radiu Eska (fot. archiwum prywatne)

Oczywiście nie wszyscy byli tacy, bo większość to świetni ludzie i mam też z tamtych czasów cudowne wspomnienia oraz fantastycznych znajomych. Ci, którym zawdzięczam wspomnienia koszmarne, moimi znajomymi nie są. Szkoda, że nie zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, gdy na pierwszym spotkaniu z nowym szefem zostałam zapytana o nastawienie do Mariana Krzaklewskiego… Potem od znanego redaktora z charakterystycznym „r” dowiadywałam się, jak powinnam traktować Lecha Wałęsę (źle), Erikę Steinbach (źle) czy Augusto Pinocheta (dobrze). (…)

(…) Nie zdążyłam wrzucić do serwisu informacji o porwaniu wenezuelskiego księdza w Rwandzie. Nie zdążyłam, bo pojawiła się Katolickiej Agencji Informacyjnej tuż przed moim wejściem do studia, a nie miałam w zwyczaju czytać na antenie depesz, których sama nie napisałam. Powiedziałam, że wnikliwie ją przeczytam po serwisie, opiszę i włożę do kolejnego wydania, tym bardziej że nie była to żadna pilna sprawa z ostatniej chwili. Kiedy wróciłam do newsroomu, już czekali na mnie wszyscy święci, czyli chyba całe kierownictwo. Nie dlatego, że wiadomość o księdzu była szczególnie istotna, tylko dlatego że śmiałam nie wykonać polecenia.

Wydawca – jeden ze znanych dziś „niepokornych” bliźniaków – urządził pokazówkę, wrzeszcząc na mnie przy szefach, obrażając, wmawiając, że gdyby zabili jakiegoś gangstera, to na pewno bym zdążyła włożyć to do serwisu. Krzyczał jak szalony. Łzy ciekły mi po policzkach. Przerwałam ten sabat i wyszłam. Może miałabym siłę się bronić, gdyby nie to, że byłam w dziewiątym miesiącu ciąży… Ani ciąża, ani to, że jestem starsza od krzyczącego, ani też to, że jestem kobietą, kompletnie mu nie przeszkadzało. Nie wróciłam już do tamtego Radia Plus. Powiedziałam sobie, że nigdy więcej nie chcę mieć do czynienia z takim miejscem i ludźmi, którzy będą próbowali mnie obrażać i indoktrynować. I nigdy już nie miałam.

***

Sprawa Szymona z Będzina poruszyła największych twardzieli. Kiedy przygotowywaliśmy materiały na ten temat, widziałam łzy w oczach redakcyjnych kolegów. Historia miała straszny początek, bardzo długi i bolesny dalszy ciąg oraz koszmarne zakończenie. Rozpoczynałam codzienny dyżur w TVN24, kiedy policja poinformowała o znalezieniu ciała małego chłopca w jednym z cieszyńskich stawów.

To był 2010 rok. Wielokrotnie wcześniej i wiele razy później musiałam informować o śmierci dziecka, ale w tym wypadku okoliczności były niezwykle tajemnicze. Zazwyczaj najpierw pojawiają się doniesienia o zaginięciu, potem o poszukiwaniach, tropach, akcjach lokalnych społeczności. Jeśli uda się odnaleźć malucha całego i zdrowego, wszyscy w redakcji żyjemy tym szczęściem.

Gdy finał jest tragiczny, my też to mocno przeżywamy. A wtedy byliśmy zszokowani, bo tego dwulatka nikt nie szukał. Nie było zgłoszenia, że zaginął, ani przed znalezieniem ciała, ani po… Sprawa wstrząsnęła całą Polską. Nigdy nie zapomnę, jak policjanci przysłali nam portret chłopca. Grafik nie miał łatwego zadania, bo patrząc na martwe dziecko, musiał narysować jego twarz jak za życia, odtworzyć ją. Potem trafiła ona na plakaty, które rozklejono nie tylko w Polsce. Nie mogłam patrzeć. Płakałam. Ciężko mi było ukryć wzruszenie także w serwisach informacyjnych.

Relacjonowaliśmy każde wydarzenie związane z Szymonem (dopiero dwa lata później okazało się, że tak miał na imię) i zawsze było to bolesne doświadczenie. I wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że zmarł z powodu urazu brzucha, i wtedy, gdy podejrzewano, że mógł być ofiarą wypadku, którego sprawca przewiózł ciało w bagażniku i wyrzucił wiele kilometrów dalej, i wtedy, gdy szukano sklepu, w którym mogły być kupione jego ubranka, wreszcie wtedy, gdy Cieszyn zorganizował pogrzeb, a na tablicy nagrobnej napisano tylko: „Chłopczyk. Żył ok. 2 lat”.

 

Beata Tadla (fot. Iza Grzybowska)Beata Tadla (fot. Iza Grzybowska)

 

***

Obserwowanie pary gości z wojujących ze sobą ugrupowań jest ciekawym doświadczeniem. Bardzo często to schemat, który wygląda tak:

Obaj panowie/panie/pan i pani miło rozmawiają ze sobą przy charakteryzacji.

Często mówią sobie po imieniu.

Wymieniają uwagi niezwiązane z tematem programu.

Uśmiechają się.

Komplementują dziennikarza.

Tuż przed startem programu przypominają sobie, że trzeba się pokłócić.

Kamera, akcja.

Wymieniają się złowrogim spojrzeniem.

Wielokrotnie powtarzają: „Ja panu/pani nie przerywałem/am”.

Wypominają fatalne działania z przeszłości: „rządziliście x lat”, „to wasza wina”, „psujecie państwo”.

Recytują przekaz dnia, czyli hasło, które musi paść bez względu na zadawane pytania.

Padają uwagi do dziennikarza: „Proszę uspokoić tego pana/tę panią!”, „mój adwersarz mówi dłużej niż ja!”, „dlaczego pani pozwala, by mnie obrażano?!”.

Mówią jednocześnie.

Dziennikarz wtrąca: „Ale proszę się nie przekrzykiwać, bo widz nic z tego nie zrozumie”.

Program się kończy.

Kurz bitewny opada.

„Wojownicy” podają sobie rękę.

Wracają do mówienia na TY.

Często komentują swoje występy w stylu: „nie przesadziłem?”, „ale pod koniec to cię poniosło” albo: „dzisiaj to byliśmy jacyś grzeczni, nie?”.

Jeden drugiego pyta, czy ma jak wrócić.

Po przepychance ani śladu.

Kurtyna.

***

Końcówka Wiadomości jest jednocześnie początkiem programu „Dziś wieczorem”. Jeszcze na antenie TVP1 pojawiają się goście i pada pierwsze pytanie, a cała rozmowa jest potem kontynuowana w TVP Info. I któregoś razu tak sobie zaczynam spotkanie z zaproszonymi europosłankami, po czym mówię: „I o tym będziemy rozmawiać już za chwilę, to jest program „Dziś wieczorem”, zapraszam państwa do TVN… yyy… do TVP Info oczywiście. „Przechodzi pani? – zapytała jedna z posłanek, ale już nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zagłuszyła mnie muzyka i przykryły napisy końcowe.

Los Angeles, 2015 rok. Beata Tadla z ekipą w trakcie realizacji materiału do Wiadomości o przygotowaniach do rozdania Oscarów (fot. archiwum prywatne)Los Angeles, 2015 rok. Beata Tadla z ekipą w trakcie realizacji materiału do Wiadomości o przygotowaniach do rozdania Oscarów (fot. archiwum prywatne)

Jak ja się tą wpadką zdenerwowałam! Kompletnie nie potrafiłam się skoncentrować na rozmowie. Nogi mi się trzęsły, a głos drżał. Przeżywałam to przez kilka tygodni. Nawet pocieszenia kolegów nie pomagały. Pomyłka nie uszła uwadze czujnych tabloidów, ale tym razem próbowały mnie usprawiedliwiać, że pracowałam w TVN i to pewnie dlatego. Owszem, pracowałam, no ale ile czasu już minęło! Będę w tym przypadku surowa dla siebie. Nie mam pojęcia, jak to się stało. I nawet nie będę próbować się tłumaczyć, bo nie mam nic na swoją obronę. Do końca programu miałam minę zbitego psa. A raczej takiego, co to sam ugryzł się w ogon.

1998 rok. Spotkanie Jerzego Buzka z polskim Zenonem Kuchciakiem. Beata Tadla pracowała wtedy w Super FM (fot. archiwum prywatne)1998 rok. Spotkanie Jerzego Buzka z polskim Zenonem Kuchciakiem. Beata Tadla pracowała wtedy w Super FM (fot. archiwum prywatne)

***

Jacka Pałasińskiego – mojego serdecznego kolegę z TVN24 – nazywaliśmy w redakcji Pałą, od nazwiska. Niespecjalnie to chyba lubił, ale musiał się pogodzić, bo tak się utarło i już. Pała to arcysympatyczny, mądry i pomocny człowiek, dziennikarz specjalizujący się w tematyce zagranicznej, korespondent, pisarz. Czasem, żeby opowiedzieć o jakimś ważnym wydarzeniu na świecie, Jacek stawał na podeście pod ogromnym telebimem i na tle map oraz zdjęć tłumaczył, co, gdzie i dlaczego się stało. I tak miał też zrobić w dniu, w którym stację odwiedziła szkolna wycieczka.

Wnętrze telewizji jest dla dzieci jak statek kosmiczny, więc słuchały przewodnika oraz oglądały studio i nas z otwartymi buziami. Czas antenowego wejścia Jacka już się zbliżał, szła ostatnia reklama, ale jego nigdzie nie było. Od paru minut powinien stać na stanowisku. Ponieważ realizator nie widział go na monitorze w reżyserce, wbiegł zdenerwowany do newsroomu i krzyknął na całe gardło: „Dlaczego Pała jeszcze nie stoi? Ma stanąć natychmiast! Za dwadzieścia sekund wchodzi!”

Dla nas komunikat był oczywisty. Kto żyw – szuka Jacka. Antena najważniejsza. Ale w tym momencie zorientowaliśmy się, że przecież nie jesteśmy sami i to, co dla nas ma jednoznaczny sens, dla naszych gości nie bardzo. Dzieci na szczęście nie zrozumiały tego wywodu, bo nadal rozglądały się zaciekawione kamerami, lampami, guziczkami i pokrętłami, jednak panie nauczycielki popatrzyły z niesmakiem i zaczęły do siebie szeptać, a potem chichotać. Jacek na szczęście zdążył przed końcem bloku reklamowego. Realizator się uspokoił, a kiedy już usiadł przed swoim suwakiem, ogłosił: „Pała stoi. Wchodzimy!”.

Beata Tadla w trakcie specjalnego wydania Wiadomości z okazji 10-lecia wejścia Polski do Unii Europejskiej (fot. Jarosław Kret)Beata Tadla w trakcie specjalnego wydania Wiadomości z okazji 10-lecia wejścia Polski do Unii Europejskiej (fot. Jarosław Kret)

***

Tak jak mi wróżono w TVN, telewizja publiczna „wyżuła mnie i wypluła”. Wyżuta się nie czuję, bo nauczyłam się tam tyle, ile byłam w stanie unieść w tym nowym plecaku z doświadczeniami, ale wypluta owszem. Kiedy PiS wygrał wybory parlamentarne, „sprzątanie” TVP stało się już tylko kwestią czasu. Wiedzieliśmy, że czekający w blokach startowych „niepokorni” liczą na dobrą dla siebie zmianę i już zacierają ręce, spodziewając się posadek za wieloletnią lojalność wobec tych, którzy właśnie rozpoczynali władanie Polską. W redakcji zapanowała atmosfera schyłkowa, zastanawialiśmy się, jak będą te czystki wyglądać i kto pierwszy trafi pod topór. Ponieważ to, że czeka nas „ścięcie”, było już oczywiste, oczekiwanie na wyrok przybierało różne formy. Okoliczności, szczególnie internetowe spekulacje i triumfalizm „niepokornych” środowisk, nie sprzyjały nastrojom, nadal jednak pracowaliśmy tak jak wcześniej – sumiennie i bez „odbębniania” obowiązków.

Beata Tadla na planie zwiastunu wieczoru wyborczego w 2014 roku (fot. Jarosław Kret)Beata Tadla na planie zwiastunu wieczoru wyborczego w 2014 roku (fot. Jarosław Kret)

Czasem pozwalaliśmy sobie na głośne żarty, bo już nam było wszystko jedno, czy ktoś je wyniesie. Wymyślaliśmy, jaką to samokrytykę przyjdzie nam składać, że może jednak przeniosą nas do redakcji dla dzieci TVP ABC albo chociaż dostaniemy programy o rolnictwie. Straszyliśmy się widmem robienia zaangażowanych ideologicznie materiałów żywcem przeniesionych z prawicowych portali i wykonywaniem poleceń nowych szefów, również żywcem przeniesionych z tychże mediów, choć oczywiście wiedzieliśmy, że jak przyjdą, to nas już nie będzie. Jakoś musieliśmy sobie wypełnić tę nerwówkę. To była próba odreagowania, bo głównie niepokoiliśmy się o przyszłość, każdy o własną, bo to zwykły, ludzki odruch myśleć o utrzymaniu rodzin i spłacie kredytów. Ale w tym wszystkim chodziło jeszcze o jedno: wiedzieliśmy, że redakcja zniknie, a zespół zostanie rozbity.

 

Beata Tadla w Radiu Legnica i książka Beata Tadla w Radiu Legnica i książka „Czego oczy nie widzą” (fot. archiwum prywatne/mat. prasowe wydawnictwa Rebis)

Skróty pochodzą od redakcji.

Książka „Czego oczy nie widzą” ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis.

Beata Tadla. Pochodzi z Legnicy. Karierę zaczynała w radiu – pracowała m.in. w Esce i w Radiu Plus. Potem związała się z telewizją – prowadziła „Fakty” w TVN i „Wiadomości” w TVP1. Od listopada współprowadzi serwis informacyjny „24 godziny” w Nowa TV. Prywatnie związana z Jarosławem Kretem. Z drugiego małżeństwa ma syna Jana.

tadla

weekend.gazeta.pl

Rząd wypowie konwencję o zwalczaniu przemocy wobec kobiet? Trwają prace. Minister Rafalska: „Jestem za!”

Renata Grochal, 07 grudnia 2016

Marsz Pand przeciwko przemocy. Warszawa, grudzień 2014

Marsz Pand przeciwko przemocy. Warszawa, grudzień 2014 (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

– Jestem za wypowiedzeniem przez Polskę konwencji antyprzemocowej – mówi „Wyborczej” minister pracy Elżbieta Rafalska. Resort sprawiedliwości potwierdza, że „rozpoczął dyskusję na temat konwencji”.

Stanowisko Rafalskiej to pierwszy w rządzie tak mocny głos w tej sprawie. O tym, że trwają prace zmierzające do wypowiedzenia konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, napisał jako pierwszy serwis Oko.press.

Adam Lipiński, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania i społeczeństwa obywatelskiego, zaprzeczył wtedy tym informacjom. Teraz potwierdza je Ministerstwo Sprawiedliwości: to tam trwają przygotowania do wypowiedzenia konwencji.

Wioletta Olszewska z biura komunikacji społecznej resortu odpowiedziała „Wyborczej”, że podsekretarz stanu Łukasz Piebiak „zainicjował dyskusję na temat konwencji”. „Podjęcie dyskusji nie determinuje podejmowania konkretnych czynności, a jest jedynie podstawą do zgromadzenia stanowisk poszczególnych resortów – informuje Olszewska.

Resort pracy jest „za”. Minister Rafalska mówi nam, że opowiada się za wypowiedzeniem konwencji.

– Byliśmy jej od początku przeciwni. Szereg wyrażonych w niej poglądów i rozwiązań kłóciło się z naszymi poglądami, np. zapisy związane z kulturowym widzeniem płci. Dla mnie płeć jest kategorią biologiczną, a nie kulturową – podkreśla Rafalska w rozmowie z „Wyborczą”. Jednocześnie pani minister dodaje, że przygotowuje nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Ma być gotowa w styczniu: – Chcemy, żeby ustawa nie odnosiła się wyłącznie do przemocy w rodzinie – bo to stygmatyzuje – ale szerzej, do przemocy domowej.

Według rozmówców „Wyborczej”, to może być sposób PiS na wypowiedzenie konwencji. Rząd powie, że skoro w nowelizacji ustawy o zwalczaniu przemocy wprowadzono rozwiązania, których wymaga konwencja, to Polska nie musi być już jej sygnatariuszem. Wtedy rząd przygotuje ustawę o wypowiedzeniu ratyfikacji. Z głosowaniem nie będzie problemu, bo PiS ma większość.

– Politycy PiS nie podają argumentów prawnych, tylko ideologiczne, to niezrozumienie konwencji. Jeśli rząd ją wypowie, to będzie po pierwsze wstyd, a po drugie demonstracja polityczna oraz ideologiczna – przypomina Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, europosłanka PO, była pełnomocniczka ds. równego traktowania w rządzie Donalda Tuska.

Wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej przez rząd PiS byłoby naturalną konsekwencją wcześniejszych wypowiedzi polityków z tego obozu, którzy w jej zapisach widzą „zagrożenie dla tradycyjnej rodziny, promowanie feminizmu, homoseksualizmu i transseksualizmu”. W podobnym tonie wypowiadali się kościelni hierarchowie.

Konwencja została ratyfikowana przez rząd Ewy Kopacz, a w lutym 2015 roku ustawę ratyfikacyjną przyjął parlament. Beata Szydło nazwała wówczas konwencję „mistyfikacją”. Dokument skrytykował także kandydat na prezydenta Andrzej Duda, bo wprowadza „pojęcia niedookreślone” takie jak „gender”, czyli płeć społeczno-kulturowa, czy „stereotypowe role kobiet i mężczyzn wynikające z tradycji i kultury, które zgodnie z przepisami tej konwencji należy wykorzeniać”.

Chodzi o art. 12. zobowiązujący państwa sygnatariuszy do wykorzenienia tych uprzedzeń, zwyczajów, tradycji opartych na idei niższości kobiet lub stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn, które prowadzą do przemocy.

Według Kozłowskiej-Rajewicz, która przygotowywała konwencję do podpisu, w art. 12 mówi się o wykorzenianiu stereotypów dotyczących płci i nie odnosi się on do religii katolickiej, bo rytualne zabójstwa i obrzezanie nie są jej częścią.

Beata Kempa, szefowa kancelarii premiera, podczas debaty w Sejmie nazwała konwencję „potworkiem legislacyjnym, który nie walczy z przemocą”. – On spełnia postulaty środowisk LGBT, środowisk homoseksualnych – grzmiała Kempa w 2015 roku.

Marta Lempart, współorganizatorka „czarnego protestu”, zapowiada, że jeśli rząd wypowie konwencję, to kobiety znowu wyjdą na ulice: – Będziemy protestować pod biurami posłów PiS. Rząd chyba chce, żeby wzrosła liczba kobiet, które giną na skutek przemocy.

Konwencja o zwalczaniu przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej została wyłożona do podpisu w 2011 roku w Stambule. Podpisały ją 42 z 47 państw Rady Europy, w tym wszystkie państwa UE. Konwencji nie podpisały m.in. Białoruś, Armenia, Azerbejdżan, Mołdawia i Rosja. A nie ratyfikowały jej jeszcze m.in. Bułgaria, Czechy, Niemcy, Grecja, Węgry, Islandia i Wielka Brytania.

Konwencja wprowadza kompleksowe rozwiązania wspierające walkę z przemocą wobec kobiet. Nakłada na sygnatariuszy obowiązek utworzenia odpowiedniej liczby schronisk, ośrodków wsparcia i całodobowej infolinii. Państwa muszą wprowadzić odpowiednie procedury przesłuchań policyjnych i zbierać dane na temat przestępstw z uwzględnieniem płci.

25 listopada – Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet

 

rzad

 

rzad

wyborcza.pl

Bartosz T. Wieliński, Gazeta Wyborcza

Ministrze Szczerski, Tusk mało robi dla Polski? A co załatwił Juncker dla Luksemburga?

06 grudnia 2016

Krzysztof Szczerski

Krzysztof Szczerski (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Krzysztof Szczerski, minister w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy zajmujący się polityką zagraniczną, powiedział dziś w Radiu RMF, że Donald Tusk jako prezydent Unii Europejskiej „nie przyniósł Polsce realnych korzyści”. I ubolewał, że Tusk „mógł zrobić znacznie więcej”, ale niestety nie zrobił.

Słowa te padły w kontekście odwlekania przez rząd decyzji o poparciu Tuska na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Rząd sygnalizował, że sprawa nie jest przesądzona. Witold Waszczykowski, szef dyplomacji, dał Tuskowi ultimatum, by do maja zmienił swój stosunek do „dobrej zmiany”. Jarosław Kaczyński nie owija w bawełnę i powtarza, że Tusk Europie zaszkodzi, bo prokuratura może postawić mu zarzuty w sprawie organizacji feralnego lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. To, że obwinia Tuska za śmierć brata i chce się na nim zemścić, jest jasne.

Oficjalny przekaz PiS jest taki, że nie chodzi o Smoleńsk, ale o nieporadność Tuska. Polska wysłała go na wysokie stanowisko i nic z tego nie ma. Dlatego minister Szczerski powinien odpowiedzieć na poniższe pytania:

Jakie „realne korzyści” czerpie Norwegia z tego, że Jens Stoltenberg jest sekretarzem generalnym NATO?

Co Luksemburgowi załatwił przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker?

Jak Korea Południowa skorzystała po objęciu przez Ban Ki-moona funkcji sekretarza generalnego ONZ?

Jak Szwajcarii pomagali Gianni Infantino, obecny szef FIFA, i jego poprzednik Sepp Blatter?

Minister Szczerski polityką zagraniczną zajmuje się od lat. Z bliska oglądał wiele organizacji międzynarodowych. Konkretna odpowiedź na powyższe pytania nie powinna sprawić mu trudności.

Zobacz: Dlaczego Jarosław Kaczyński chce „ściągnąć” do Polski Donalda Tuska?

 

jaroslaw

wyborcza.pl

Stanisław Skarżyński

Zima wasza, wiosna nasza. A potem lato i V Rzeczpospolita

06 grudnia 2016

Skoro politycy PiS rozwalili ustrój, nie mają prawa oczekiwać, że w razie porażki będą sądzeni według przepisów porządku prawnego, który niszczą

Skoro politycy PiS rozwalili ustrój, nie mają prawa oczekiwać, że w razie porażki będą sądzeni według przepisów porządku prawnego, który niszczą (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jakie czasy, taki zamach stanu. Dziś w Aleppo swobodnie można rozmawiać przez komórkę. Wszystkie sieci działają. Podobnie w Warszawie, w której trwa przewrót polityczny, dzień po dniu sprawdzane są bilety autobusowe

Historia uczy, że zdrajcy zwykle zostają ukarani. Nie zawsze, nie wszyscy, często nie ci najważniejsi, ale da się przecież dowieść, że sprawiedliwość jest częścią dziejów ludzkości.

Polska lista hańby jest długa i ponura, ale przynajmniej przez ostatnie 30 lat nie trzeba było do niej dopisywać nowych nazwisk. Siedzieli tam sobie – między innymi – konfederaci z targowicy, szmalcownicy, podpalacze stodoły w Jedwabnem, Moczar, a także, choć na tle tamtych pomniejsi, Jaruzelski z Kiszczakiem.

Od 1989 roku wydawało się, że ten dramat mamy już za sobą. Dziś jednak – czyli w chwili, w której do smutnego finału zbliża się wojna z Trybunałem Konstytucyjnym – kończy się kryzys konstytucyjny, a rozpoczyna się nowy etap . Etap nieodwracalnych zmian ustroju państwa.

Głupio byłoby to przegapić, choć pozory zachęcają, by odwrócić wzrok. Nie dajmy się nabrać. Jakie czasy, taki zamach stanu. Dziś w Aleppo – na które dzień i noc lecą bomby, gdzie nie ma wody i żywności, gdzie ludzie giną tysiącami – swobodnie można rozmawiać przez telefon komórkowy. Wszystkie sieci działają. Podobnie w Warszawie, w której trwa radykalny przewrót, dzień po dniu skrupulatnie sprawdzane są bilety autobusowe.

Od strony filozofii politycznej sprawa jest jednoznaczna: PiS łamie umowę społeczną. Politycy tej partii zostali wybrani do pracy na rzecz poprawy istniejącego ustroju, a nie w celu jego zdemolowania, więc działania podejmowane przez nich na zlecenie partyjnego kierownictwa są złamaniem przysięgi – poselskiej, senatorskiej, prezydenckiej.

Ci ludzie dostali władzę o określonych parametrach i zasięgu, a wykorzystali ją, żeby zmienić zasady i otrzymaną władzę uczynić bezgraniczną. To nie jest nadużycie władzy, to nie jest korupcja. To zdrada.

Skoro politycy PiS rozwalili ustrój, nie mają prawa oczekiwać, że w razie porażki będą sądzeni według przepisów porządku prawnego, który niszczą. Posłom tej partii warto na każdym kroku przypominać, że wprowadzany przez nich stan anarchii – stan wyjątkowy – jest bronią obosieczną. Z jednej strony daje ludziom nowych rządów narzędzia do powiększenia władzy, ale równocześnie wszystkim – a więc również im – odbiera ochronę, którą dawał dotąd system prawa.

Być może za to, co wyprawiali do tej pory, politycy PiS powinni spodziewać się rozpraw przed Trybunałem Stanu. Natomiast za to, co planują zrobić teraz, spotkać ich może dosłownie wszystko – za złamaną przez nich granicą prawa konstytucyjnego jest już tylko anarchia. Powinni się dobrze zastanowić, czy są gotowi na taki hazard.

***

Zajrzyjmy na chwilę do historii. Platforma po objęciu władzy w 2007 roku przez osiem lat nie kiwnęła palcem, żeby pociągnąć do odpowiedzialności tych ludzi PiS, którzy w czasie pierwszych rządów tej partii przekraczali granice, jakich politykom w demokratycznym państwie prawa przekraczać nie wolno. Potwora, którym dziś jest PiS, stworzył Donald Tusk i jego partia. Jego i jej słabość, głupota i niezdolność odparcia pokusy hodowania sobie przeciwnika, którego łatwo pobić w kolejnych starciach wyborczych.

Żeby ten scenariusz się nie powtórzył, trzeba przyjąć do wiadomości śmierć III Rzeczypospolitej. Jej sztuczne podtrzymywanie przy życiu grozi nam popadnięciem w absurd. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym po odejściu PiS od władzy kolejny Sejm postanawia pociągnąć zdrajców do odpowiedzialności. Uchwala ustawę powołującą odpowiedni trybunał, a ta zostaje natychmiast, na wniosek PiS, uznana za niezgodną z konstytucją – przez ludzi, którymi PiS obsadził Trybunał Konstytucyjny! I co zrobią wówczas KOD, PO i Nowoczesna? Jeśli dziś w swojej wyobraźni politycy opozycji nie porzucą III Rzeczypospolitej jako ustroju i nie przejdą na trudny obszar polityki bez prawa, to będą bezradni: w imię podtrzymania iluzji istnienia ustroju III RP uszanują wyrok Trybunału, który da Kaczyńskiemu bezkarność.

Jeszcze niedawno można było liczyć, że po przegranej PiS w kolejnych wyborach życie publiczne „wróci do normy”. Przez ostatni rok najazd na Rzeczpospolitą jakoś się mieścił w ramach ustroju. Wyginał konstytucję, naciągał ją, testował jej granice. Na takie okazje ustrój miał przygotowany Trybunał Stanu. Ale wraz z objęciem stanowisk sędziów TK przez trójkę pisowskich samozwańców trzask – i III RP na naszych oczach przestaje istnieć. Od tego momentu mamy strzępy starego prawa, które z przyzwyczajenia można honorować, oraz czystą, surową politykę stanu wyjątkowego.

***

Przykra sprawa, ale ani to pierwszy, ani ostatni taki wypadek w historii. Konstytucja okazała się niedoskonała, ustrój nieodporny na zamach. Zdarza się. III RP trzeba przekuć w ideę, zachować korpus wartości, które stworzyły demokratyczne, przynajmniej starające się być sprawiedliwe, dość liberalne państwa prawa. Owo państwo pozwoliło nam wydostać się z komuny, dołączyć do NATO i Unii Europejskiej, rozwinąć gospodarkę i wyjść na prostą.

Prędzej czy później przyjdzie czas, gdy pojawi się możliwość osądzenia tych, którzy nam III Rzeczpospolitą wykończyli. Użycie Trybunału Stanu będzie błędem – nie tylko dlatego, że kary, które Trybunał ma do dyspozycji, są po prostu śmieszne, ale też dlatego, że byłaby to idiotyczna niekonsekwencja. Tak jak nie można było orzekać o konstytucyjności ustawy na podstawie przepisów tej ustawy, tak nie da się sądzić tych, którzy zabili III Rzeczpospolitą na podstawie konstytucji z 1997 roku. To sprzeczność – chcąc sądzić, automatycznie obala się swój zarzut. Trybunał Stanu jest częścią ustroju, który umiera.

PiS, wchodząc na teren stanu wyjątkowego, sam wskazuje nowe możliwości. Ostatnio sławę w mediach zdobywa jego ustawa o komisji weryfikacyjnej do spraw reprywatyzacyjnych, w której pokręcono wszystko ze wszystkim: możliwości ustawodawcze, władzę wykonawczą i uprawnienia do wydawania wyroków. Podobny twór można sobie wyobrazić do osądzenia dokonań PiS po 2015 roku – komisję łączącą odpowiedzialność polityczną z wyrokiem karnym, odpowiedzialnością skarbową, odebraniem odznaczeń państwowych i praw emerytalnych z tytułu działalności publicznej.

I znów, trzeba politykom PiS przypominać: to wyście zaczęli. III RP chroniła i nas, i was. Korzystaliście z jej ochrony, z jej wolności słowa, swobody zrzeszeń i demonstracji – żeby ją zniszczyć. O to, że jej prawa nie będą was chronić przed zemstą tych, którym na III RP zależało, możecie mieć pretensje tylko do siebie.

***

Jednocześnie trzeba wyciągnąć z tego wnioski. Dostrzec te niedoskonałości ustroju III RP, które pozwoliły PiS zmobilizować rzeszę ludzi gotowych dać jednej partii prawo do zdemolowania państwa.

Uwiedzeni neoliberalnym oszustwem wpisaliśmy do ustroju te same błędy, które wcześniej popełniły Ameryka i Wielka Brytania – a to na nich się wzorowaliśmy. Ci, którzy dziś wychwalają pod niebiosa politykę gospodarczą III RP, Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, powinni do listy ich osiągnięć politycznych dopisać opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię, zwycięstwo Donalda Trumpa oraz ukatrupienie III?Rzeczypospolitej przez PiS.

Brak solidarności społecznej, wspieranie silniejszych, zgoda na to, by słabsi sami musieli się organizować, zezwolenie na to, by się radykalizowali i szukali pomocy na oślep, ignorowanie ich, aż zwrócili się przeciwko państwu, które ich olało… Najpoważniejszym błędem III RP był brak sensownych instytucji wsparcia społecznego. To doprawdy straszna recenzja ćwierćwiecza imponującego wzrostu gospodarczego, że ludzie po prostu tęsknią za komuną, bo dawała im elementarne poczucie bezpieczeństwa socjalnego.

Drugim śmiertelnym błędem było przekonanie, że postęp społeczny jest prostym skutkiem rozwoju ekonomicznego. Tak nie jest. Postęp ekonomiczny umożliwia postęp społeczny pod warunkiem, że inwestuje się jego owoce w dostęp do wiedzy, że niweluje się różnice społeczne, że dba się o równouprawnienie wykluczonych różnej maści. W tej sprawie Polska nie zrobiła zupełnie nic. Wplątana w romans polityki z Kościołem, niezdolna do zaoferowania grupom dyskryminowanym wsparcia, kobietom bezpieczeństwa, III RP z roku na rok traciła sojuszników.

Można mieć tylko nadzieję, że kolejna, V Rzeczpospolita będzie sprawiedliwsza. To możliwe, ale tylko pod warunkiem, że będziemy pamiętać błędy trzeciej i mądrze – z troską o ludzi, których uwiodła, a bez litości dla tych, którzy z ich frustracji skorzystali – rozliczymy autorytarną IV Rzeczpospolitą, która rodzi się na naszych oczach.

skoro

wyborcza.pl

Magdalena Środa, filozof, etyk

Czarno widzę przyszłość

06 grudnia 2016

Demonstracja przeciwko wprowadzeniu ustawy o zgromadzeniach

Demonstracja przeciwko wprowadzeniu ustawy o zgromadzeniach (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Unieważnią wybory, zabiorą paszporty, wprowadzą cenzurę i obowiązkowe msze dla wszystkich. Są na bardzo dobrej drodze, by tego dokonać i trwać latami.

Ustawa o zgromadzeniach to zaprawdę niezwykły „prezent grudniowy” rządzącej partii dla ludu (w innych miesiącach prezenty nie były zresztą gorsze). Zbliża się właśnie rocznica stanu wojennego, która przypomni niektórym, jak to było w latach, w których broniący się przed własną śmiercią komunizm skazywał wszystkich na strach, zniewolenie, beznadzieję i więzienia. Obecny ustrój nie jest oczywiście komunistyczny i bynajmniej nie umiera; właśnie jest w rozkwicie, ale już daje nam przedsmak tego, co będzie, gdy się w pełni rozwinie, dojrzeje, obrośnie w piórka. To znaczy, gdy unieważni konstytucje, wybory, wolność indywidualną, odseparuje nas od świata, zabierze paszporty, wprowadzi cenzurę i obowiązkowe msze dla wszystkich. Jest na bardzo dobrej drodze, by tego dokonać i trwać latami.

Za jakiś czas ze wzruszeniem i niedowierzaniem niektórzy z nas będą wspominali czasy, gdy w Polsce była wolność, demokracja i dobrobyt (z ciepłą wodą w kranie). Te jedyne jasne trzydzieści lat w naszej całej historii! Było, minęło, nie wróci.

Stanem normalnym w Polsce jest nienormalność. I co mnie czasem zaskakuje: co najmniej jedna trzecia obywateli i obywatelek tę nienormalność popiera i cieszy się nią. Mają pełne zaufanie do autorytarnej władzy, do prezydenta bez kręgosłupa, do premier bez własnych poglądów. Siła, ambicje i bezwzględność Kaczyńskiego im imponują.

Podobnie było chyba za czasów stanu wojennego. Pamiętam badania, w których znacząca część ludzi cieszyła się z jego wprowadzenia, bo wreszcie był porządek i silna władza, która wiedziała, czego chce. Chyba lubimy silną władzę. Nie jest prawdą, że lubimy wolność. Jako lud nie znosimy jej. Tylko jakiejś części obywateli i obywatelek na niej zależy. To ci, którzy nie mają dziś znaczenia, bo za dużo wiedzą, za dużo podróżują, za dużo chcą, za dużo pamiętają, za dużo czytają.

Teraz nikt czytać nie będzie: szkoła będzie reprodukowała wyborców PiS, telewizja – ich proste przekonania, Sejm – ich furie. Jak mówił niegdysiejszy kandydat na prezydenta Kononowicz: „Nie będzie bandyctwa, nie będzie złodziejstwa… Niczego nie będzie”.

Rewolucji też nie. Ani wojny domowej. Ani manifestacji, ani zgromadzeń. Bartłomiej Sienkiewicz wzywa do nieposłuszeństwa obywatelskiego, twierdząc, że to „broń atomowa” demokracji (Wyborcza.pl, 5 grudnia). To jest jakaś broń, ale trzeba wiedzieć, że łamanie prawa – które ma rangę obywatelskiego nieposłuszeństwa – musi spełniać kilka warunków, między innymi ten, że ponosi się jego konsekwencje, czyli idzie się do więzienia. Nie mam wątpliwości, że będzie wielu chętnych. Znów. I znów przez bardzo wiele lat to nic nie da. I znów będziemy coś robili dla hipotetycznych następnych pokoleń. Tym razem jednak nie będziemy walczyć z zewnętrznym wrogiem, tylko z jakimś własnym „obcym” lub „swojskim”, dla którego my jesteśmy „obcymi”, który jest z nas i w nas. Beznadziejna?to walka. Czarno widzę przyszłość.

Zobacz też: Znów na ulicach, jak za czasów Jaruzelskiego, pojawi się ZOMO – Henryk Wujec w „3×3”

ustawa

wyborcza.pl

Sędzia Julia Przyłębska była oceniona negatywnie. Poznański sąd nie chce pokazać tej opinii

Piotr Żytnicki, 06.12.2016

Sędzia Julia Przyłębska

Sędzia Julia Przyłębska (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Julia Przyłębska, obecnie sędzia Trybunału Konstytucyjnego, została negatywnie oceniona przez sądowego wizytatora w 2001 r. w Poznaniu. Dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”, powołując się na przepisy o dostępie do informacji publicznej, chciał zapoznać się z tą oceną. Ale dostał odmowę

Julia Przyłębska jest jednym z trojga sędziów wybranych do Trybunału Konstytucyjnego przez PiS. Wcześniej pracowała z przerwami w poznańskich sądach, orzekając w wydziale cywilnym, a potem w wydziale ubezpieczeń społecznych.

W 1998 r. zrezygnowała z pracy sędziego, ale trzy lata później postanowiła do niej wrócić. To wtedy sędzia wizytator w Poznaniu wziął pod lupę jej orzeczenia z lat 90. Ocena była negatywna. Opinię wizytatora podtrzymało potem zgromadzenie ogólne poznańskiego sądu. To blokowało Przyłębskiej powrót do pracy w sądzie. Ta przeszkoda zniknęła, gdy wkrótce potem zmieniły się przepisy.

Przyłębska ostatecznie powróciła do pracy w sądzie w 2007 r., znów do wydziału ubezpieczeń społecznych. Orzekała do końca ubiegłego roku, gdy wybrano ją do Trybunału Konstytucyjnego.

Sprawą negatywnej opinii z 2001 r. zainteresował się dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego” Łukasz Cieśla. Według jednego z poznańskich sędziów, z którym rozmawiał Cieśla, treść tamtej opinii wskazuje, że Przyłębska „nie powinna znaleźć się w Trybunale Konstytucyjnym, do którego powinni trafiać wybitni prawnicy”.

Dziennikarz zwrócił się do prezesa poznańskiego sądu o udostępnienie treści opinii na temat Przyłębskiej. Powołał się na przepisy o dostępie do informacji publicznej. Ale kilka dni temu dostał odmowę.

Z uzasadnienia prezesa sądu wynika, że opinia na temat kompetencji zawodowych Przyłębskiej jest co prawda informacją publiczną, ale istnieją powody do jej utajnienia. Prezes powołał się na Prawo o ustroju sądów powszechnych, w którym zapisano, że „informacje dotyczące oceny pracy” sędziego są objęte tajemnicą i podlegają ochronie. Mogą zaś być ujawnione tylko wtedy, gdy zgodzi się na to sędzia, którego dotyczy opinia.

Dziennikarz „Głosu” skontaktował się z Przyłębską i zapytał, czy zgodzi się na ujawnienie opinii o swojej pracy. Przyłębska jednak odmówiła.

– Wiem, że mam prawo odwołać się od tej odmowy do sądu administracyjnego. Być może z niego skorzystam – mówi nam Łukasz Cieśla.

Komentarza rzecznika poznańskiego sądu we wtorek nie udało nam się uzyskać.

 
sedzia

wyborcza.pl