Kleofas Wieniawa:
Przegrany rząd Szydło w Londynie
Polski rząd pojechał do Londynu, czyli do stolicy jednego z krajów brytyjskich, które na życzenie swoich polityków wypchnęli je z Unii Europejskiej, z najciekawszego w dziejach projektu cywilizacyjnego. Zaś Polska pod rządami PiS została w Europie zmarginalizowana i na nic się zdadzą zaklinania pisowskich polityków, iż Polska nadaje ton w Unii.
To brzmi jak żart.
Spotkali się dwaj przegrańcy unijni, czerwone latarnie. Wystarczy powierzchwonie ocenić polskie znaczenie w Komisji Europejskiej, Komisji Weneckiej, w Radzie Europy, w stolicach wiodących państw Unii, w Berlinie i Paryżu. Zostaliśmy zesłani do oślej ławki.
Dość komicznie brzmiały słowa Beaty Szydło skierowane do londyńskiej Polonii: Wracajcie! Na pewno nie wrócą do Polski pisowskiej, jeżeli Brexit potoczy się źle dla imigrantów, Polonia przemieści się do Niemiec, Francji, Włoch, ale nie do Polski, Polska jest dla nich miejscem do odwiedzin pozostawionych tutaj rodzin. Wszak nikt nie chce być obrażany porównaniem do najgorszego sortu, ani do elementu animalnego, życie to nie ZOO, może być ono na Nowogrodzkiej, ale nie w polskich domach – gdziekolwiek one są.
W Londynie mógł mieć coś do załatwienia Mateusz Morawiecki, do załatwienia w City, lecz Polska jest coraz mniej wiarygodna dla inwestorów, dla kapitału zagranicznego, bo elity biznesowe słyszą naszego geniusza z Żoliborza, który niczego nie panimaju z ekonomii, kapitału, ale gadać i pluć owszem lubi.
Do Londyniu pojechał przegrany w Europie rząd, niczego tam konkretnego nioe załatwił, nie osiągnał, a jedynie potwierdził nie swoje sukcesy, jak choćby przesłanie do Polski kontyngentu 150 żołnierzy brytyjskich, ale to jest dzieło Tomasza Siemoniaka.
Wzniosłe słowa, jakich używa premier Szydło, nie przystoją ludziom z rozumem, żadni politycy na świecie nie używają takich pustych nadymanych słów i raczej unikają logorei, które jest jej wrodzona.
Smutny obraz aktualnie rządzących w Polsce tylko potwierdził się w Londynie. Polski zdewaluowanej, wsobnej, zmarginalizowanej.
Katastroficzny dyplom Macieja Laska
Dla tych, którzy nie wierzą w kompetencje podkomisji Macierewicza ds. zbadania prawdziwych przyczyn katastrofy smoleńskiej, mam przykrą wiadomość: jesteście malkontentami. Komisja rządowa Jerzego Millera męczyła się nad raportem przeszło rok, a ludzie Macierewicza o wiele krócej.
Hipotez wiele padało, a to sztuczna mgła, hel wydmuchiwany z teatralnych machin, dwa, a nawet trzy wybuchy, wybuch bomby w salonce albo na skrzydle, brzoza nie była pancerna, więc coś tam, coś tam, itd. Cuda na kiju. A przyczyna katastrofy jest prosta, którą wykryto dedukcją – metodą osławionego Colombo – i to dwutorowo przez dwie ekipy Macierewicza, niezależnie od siebie, więc musi to być prawdziwa przyczyna.
Ufff… Otóż najpierw zakomunikował wiekopomne odkrycie poseł PO Czesław Mroczek, który w poprzedniej kadencji Sejmu był wiceministrem obrony, iż jego następca, a zastępca samego Macierewicza wiceminister Wojciech Falkowski złożył do Wojskowej Akademii Technicznej wniosek o odebranie tytułu doktora Maciejowi Laskowi, byłemu przewodniczącemu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Odkrycie Mroczka pochodzi z sierpnia bieżącego roku. A drugi tor to eksperci Macierewicza, którzy brali udział w słynnych konferencjach smoleńskich, oni z kolei na jesieni, czyli teraz wystąpili do WAT o to samo – odebranie tytułu doktora Laskowi.
Dlaczego Antoni Macierewicz nie pochwalił się, że winny katastrofy smoleńskiej jest dyplom doktora Macieja Laska? Ktoś może zapytać: jak to zwykły papierek jest winny katastrofy? Odpowiadam: gdyby nie był winny, to dwutorowo by nie chciano odebrać tytułu naukowego.
A nawet z odpowiedzią pójdę dalej. Czy ktoś słyszał, aby w komunie odebrano komuś tytuł naukowy? Życie owszem – odebrano niejednemu bohaterowi, ale nie tytuł. Tak samo sprawa się miała w faszyzmie, palono książki różnych doktorów, mordowano ich w obozach, ale tytułu nie odbierano. Więc z dyplomem Laska coś musi być na rzeczy, to jakiś tytuł katastroficzny. Fascynujemy się i uważamy za uniwersalne Ministerstwo Kroków Monty Pythona, najwyższa pora fascynować się uniwersalizmem dedukcji detektywistycznych ekspertów Macierewicza. Dokonali wiekopomnego odkrycia. Nie śmiejcie się, kiedyś śmiano się z Kopernika, że Ziemia kręci się wokół Słońca, co na oko widać, że to nie jest prawdą. Słońce kręci się wokół naszego gumna.
Wielkimi Krokami ekspertów Macierewicza doszliśmy do prawdy. Dlatego resort obrony od tej pory powinien nazywać się Ministerstwo Wielkich Kroków, bo jesteśmy lepsi od Brytyjczyków, którzy też mieli swój Smoleńsk – Lockerbie.
Waldemar Mystkowski
Prywatna bitwa Glińskiego
Historia z PRL-u: Po dobrej wódzie lepszy jestem w dżudzie… Rozmowa z kompozytorem Andrzejem Korzyńskim
DZIŚ W LONDYNIE, A JUTRO W WARSZAWIE PIS BĘDZIE UDAWAĆ, ŻE LICZY SIĘ W EUROPIE
STANISŁAW SKARŻYŃSKI, 28 LISTOPADA 2016
Przedstawiana jako „historyczna” i niezwykle ważna, wizyta Beaty Szydło w Wielkiej Brytanii jest spotkaniem polityków z państw, którzy wypchnęli swoje państwa na europejski margines. Podobnie jest z nagłaśnianym, jutrzejszym spotkaniem szesnastu ministrów spraw zagranicznych
Sama Beata Szydło w porannym wywiadzie dla TVP Info nie umiała wytłumaczyć, po co właściwie wybiera się do Zjednoczonego Królestwa. W rozmowie przed wylotem do Londynu Szydło zapowiedziała, że wizyta „będzie dotyczyć”:
- „spraw zagranicznych” – to stwierdzenie banalne, skoro ksenofobiczne rządy obu państw uważają dyskusję o sprawach wewnętrznych za naruszanie ich suwerenności;
- „gospodarczych” – to z kolei nonsens, bo Polska i Wielka Brytania jako członkowie Unii Europejskiej w bardzo ograniczonym zakresie mogą wprowadzać szczególne regulacje do dwustronnych relacji gospodarczych, a po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE Polska będzie wciąż w dużym stopniu ograniczona regulacjami wspólnotowymi, chroniącymi rynek wewnętrzny UE przed resztą świata;
- „i polityki obronnej” – tu również nie ma specjalnie o czym rozmawiać, ponieważ oba kraje należą do NATO.
W efekcie w telewizji publicznej Beata Szydło uznała za kluczowe to, że Theresa May nie tylko się z nią spotka, ale jeszcze wyjedzie powitać reprezentację z Polski na lotnisku. To rzeczywiście w dyplomacji uznawane za wyraz szczególnej przyjazności, ale to tylko gest, który nie ma żadnych praktycznych konsekwencji.
W rzeczywistości Wielką Brytanię i Polskę łączy marginalizacja – w wyniku podjętych decyzji politycznych oba państwa znalazły się daleko od głównego nurtu decyzji na kontynencie europejskim. Teresa May i Beata Szydło są liderkami dużych, kompletnie nie liczących się w Europie rządów.
Przeczytaj też:
WSTYD. MINISTER WASZCZYKOWSKI NIE ZNA NAJWAŻNIEJSZYCH DECYZJI NATO TEJ DEKADY
Nie-wielka Brytania
UE nie ma wyjścia, będzie współpracowała z Wielka Brytanią. W Wielkiej Brytanii UE będzie miała być może najważniejszego partnera. Pozostaje ona ważnym sojusznikiem NATO. To państwo, które będzie nadawało ton sprawom europejskim.
BĘDZIE SĄSIADEM, JAKICH UNIA MA WIELU. ALE „NADAWANIE TONU” TO NONSENS.
Oczywiście Wielka Brytania po wyjściu z Unii Europejskiej będzie ważnym partnerem gospodarczym i politycznym Unii Europejskiej – jest państwem demokratycznym, należy do Rady Europy, NATO i wielu innych organizacji międzynarodowych, które utrwalają demokratyczny ład polityczny obszaru euroatlantyckiego.
Twierdzenie jednak, że to Unia Europejska nie ma wyjścia i musi współpracować z Wielką Brytanią, która „będzie nadawać ton sprawom europejskim” jest nonsensem.
Rdzeń Europy niezmiennie tworzą państwa strefy euro, wśród których dominują największe gospodarki – Niemcy, Francja, Włochy oraz sąsiadujące z nimi, piekielnie bogate państwa Beneluksu. Do niedawna, nieco awansem, w tej pierwszej lidze była również Polska. Wielka Brytania natomiast od początku była w ogonie integracji europejskiej – nie przystąpiła ani do unii walutowej, ani do strefy Schengen, wynegocjowała rabat w składce do budżetu unijnego.
Na „Brexicie” stracą i Unia Europejska, i Wielka Brytania, ale decyzja referendalna zaszkodziła bardziej Wyspom – dlatego po ogłoszeniu wyników premier David Cameron podał się do dymisji, namawiający do głosowania na opuszczenie UE populiści zaczęli odwoływać swoje wcześniejsze obietnice, a sformowany po kryzysie rząd w Londynie od miesięcy unika oficjalnego rozpoczęcia procedury wyjścia z Unii Europejskiej.
Politycy w Brukseli doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to oni są w lepszej pozycji negocjacyjnej – dlatego naciskają na Londyn, by rozpoczął procedurę wychodzenia z UE lub wycofał się z głupiej decyzji.
Polska nadaje ton samej sobie
Jutro do Polski przylatuje 16 ministrów spraw zagranicznych. Będą rozmawiać o przyszłości UE, o reformach. Przylatuje również w najbliższych dniach do Polski premier Malty. Polska jest państwem, które nadaje ton polityce europejskiej.
POLSKA NADAJE TON, ALE W TRZECIEJ LIDZE EUROPEJSKIEJ POLITYKI.
Polska została drugim państwem – obok opuszczającej wspólnotę Wielkiej Brytanii – które zostało przez premier Szydło nazwane „nadającym ton”. To oczywiście nonsens – Polska po zmianie politycznej stara się jednoczyć państwa Europy środkowej i wschodniej, których główną motywacją do udziału w jutrzejszym spotkaniu jest to, że nic nie tracą na obecności w Polsce.
Kiedy jednak jedność państw „Trójmorza” ma zostać przekuta w działanie polityczne, wszystko się sypie. Doskonałym przykładem był komunikat Słowacji i Czech, które – po deklaracji Jarosława Kaczyńskiego i Victora Orbana o planach „kontrrewolucji kulturowej” natychmiast jasno powiedziały, że w niczym takim nie zamierzają brać udziału.
Szczyt mniejszych graczy
Do Polski przyjeżdżają szefowie dyplomacji szesnastu państw, ale poza rzeczywiście pierwszoligowymi Włochami i Polską, która pod władzą PiS spadła do drugiej ligi, w szczycie udział wezmą mało istotne gospodarczo i politycznie państwa UE.
Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Chorwacja, Grecja, Rumunia, Słowenia to europejska trzecia liga. Pozostałe państwa to marginalne państwa bałkańskie, które nie należą nawet do UE – Czarnogóra, Serbia, Macedonia, Albania, Bośnia, Hercegowina i Kosowo. Wszystkie te państwa obciążone są podobnym problemem – podatnością na argumenty Rosji, którym Polska bez wsparcia Unii Europejskiej nie jest w stanie się przeciwstawić. Premią za liczbę jest obecność szefowej unijnej dyplomacji, Federiki Mogherini.
Celebrowany przez PiS szczyt nie może przynieść żadnych istotnych decyzji – nikt nie będzie chciał zobowiązać się do współpracy z Warszawsą – mało przewidywalną politycznie, pogrążoną w konflikcie z instytucjami unijnymi i partnerami na Zachodzie, która nie ma nic konkretnego do zaproponowania.
Natomiast chwalenie się wizytą szefa rządu Malty to wyraz absolutnej desperacji, który w poważnej rozmowie o polityce zagranicznej brzmi jak dowcip.
Oczywiście, spotkania z Maltą są konieczne i należy im się odpowiednia oprawa wynikająca z szacunku dla suwerennego, sojuszniczego państwa, ale wymienianie Malty jako podmiotu nie ma sensu – to państwo na Morzu Śródziemnym ma poniżej pół miliona mieszkańców (mniej więcej tyle, co Gdańsk), a jego PKB to mniej więcej jedna czwarta bogactwa generowanego przez jeden tylko niemiecki Berlin.
Szydło na spotkaniu z Polonią: Wracajcie!
Wprowadzamy takie zmiany, które mam nadzieję dla wielu z państwa będą zachęcające do powrotu. Wracajcie! Ci którzy macie taką wolę, mogę was zapewnić, że państwo polskie przyjmie was z otwartymi ramionami. Ci wszyscy, którzy zdecydujecie o pozostaniu – nigdy nie pozostawimy was bez opieki – powiedziała na spotkaniu z Polonią w polskiej ambasadzie w Londynie premier Beata Szydło.
May zapowiada pierwszy polsko-brytyjski bilateralny traktat obronny
Zgodziliśmy się pracować nad pierwszym polskim bilateralnym traktatem obronnym. To porozumienie wzmocni współpracę między przemysłem obronnym w Wielkiej Brytanii i Polsce, zwłaszcza w sferze wspólnych badań, produkcji i zamawiania [systemów zbrojeniowych] – zapowiedziała na wspólnej konferencji prasowej z premier Szydło premier Wielkiej Brytanii.
Jak zadeklarowała, Wielka Brytania – zgodnie z ustaleniami szczytu NATO – wyśle do Polski 150 żołnierzy i pojazdy opancerzone do Polski w kwietniu 2017.
Szydło dziękuje May. M.in. za wspólne złożenie kwiatów pod pomnikiem polskich lotników
Jak mówiła premier Szydło w Londynie, na wspólnej konferencji z premier May:
„Chcę podziękować za symboliczne dwa gesty, które premier wykonała. Dziękuję, że mogliśmy wspólnie złożyć kwiaty pod pomnikiem polskich lotników. Dziękuję też, że mogliśmy porozmawiać z weteranami. Bezprecedensowe jest dla mnie zaproszenie liderów Polonii, to jest dla mnie niezwykle istotne. Dziękuje za to, za docenienie Polski i Polaków. Dziękuję za pomoc i wsparcie jakie uzyskali nasi obywatele Wielkiej Brytanii. Premier May natychmiast zareagowała”
Szydło o gwarancjach dla Polaków w UE i obywateli UK w UE: Zasada wzajemności to będzie warunek mocno podnoszony
– Jeszcze raz chcę bardzo wyraźnie podkreślić: dzisiejsza rozmowa dotyczyła relacji bilateralnych. Negocjacje dotyczące Brexitu rozpoczną się, gdy UK zrobi ten pierwszy krok. Dziś możemy rozmawiać o Brexicie jako o fakcie, który miał miejsce w wyniku referendum. Dla Polski będzie niezwykle istotne, jakie będą gwarancje dla obywateli Polski w Wielkiej Brytanii. To mają być relacje oparte na wzajemności, jeśli chodzi o obywateli Wielkiej Brytanii w UE. To ma być na zasadzie równorzędnej [gwarantowania praw]. To będzie warunek mocno podnoszony – mówiła premier Szydło w Londynie, na wspólnej konferencji z premier May.
Szydło: Rozmowy o Brexicie będą prowadzone w formacie UE-Wielka Brytania
– Rozmowy o Brexicie będą prowadzone w formacie UE-Wielka Brytania. Polska będzie ich aktywnym uczestnikiem. Pytanie dotyczące Brexitu jest nieco daleko idące. Brexit będzie na pewno interesującym doświadczeniem dla krajów UE, ale to przed nami. Będziemy rozmawiali, gdy Wielka Brytania zrobi pierwszy krok – mówiła premier Szydło w Londynie, na wspólnej konferencji z premier May.
Szydło: Bez względu na to, czy Wielka Brytania jest w UE, czy nie pozostanie partnerem strategicznym
– Bez względu na to, czy jest, czy nie jest w UE, Wielka Brytania jest partnerem strategicznym Polski. Mamy wiele wspólnych tematów, jeśli chodzi o gospodarkę, obronność. To były dobre rozmowy, konkretne. Ustaliliśmy wspólnie plany na przyszłość. Podjęliśmy wspólne zobowiązania. Te rozmowy będą kontynuowane w tym formacie. W 2017 roku konsultacje odbędą się w Warszawie – mówiła premier Szydło w Londynie, na wspólnej konferencji z premier May.
Trwa rozmowa premier May i premier Szydło z liderami Polonii w Wielkiej Brytanii
Na Downing Street 10 trwa rozmowa premier Szydło, premier May z liderami Polonii w Zjednoczonym Królestwie m.in. o sytuacji Polaków na Wyspach Brytyjskich.
Kolejnym punktem jest sesja plenarna konsultacji międzyrządowych. Później planowana jest konferencja prasowa.
Wzniosłe słowa, mało konkretów – tak można podsumować deklaracje po wizycie premier Beaty Szydło w Wielkiej Brytanii
Resort Macierewicza mści się na Lasku? Poseł PO: Chcą pozbawić go tytułu doktora. Uczelnia zaprzecza
Poseł Czesław Mroczek zamieścił w poniedziałek po południu na swoim profilu na Facebooku wpis o tym, jak „dobra zmiana” mści się na Macieju Lasku. „Zemsta ‚dobrej zmiany’. Wiceminister Obrony Narodowej Wojciech Fałkowski złożył wniosek do Wojskowej Akademii Technicznej o odebranie tytułu doktora Maciejowi Laskowi, byłemu przewodniczącemu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W czasach PIS-u rząd będzie ustalał, kto może być naukowcem, a kto nie” – napisał poseł Czesław Mroczek.
„Dobra zmiana” mści się za Smoleńsk
W rozmowie z Gazeta.pl poseł doprecyzował, że taki wniosek został złożony w sierpniu tego roku przez wiceszefa MON. – On został już rozpatrzony przez radę wydziału. Na szczęście negatywnie, więc próba odebrania tytułu doktora Maciejowi Laskowi się nie udała – dodaje Mroczek.
Z prośbą o stanowisko zwróciliśmy się do Ministerstwa Obrony Narodowej i Wojskowej Akademii Technicznej. Ministerstwo poinformowało, że „stosowny komunikat zostanie rozesłany do mediów dziś lub jutro”.
Uczelnia: Wniosek złożyła grupa profesorów
Z kolei rzeczniczka WAT-u Grażyna Palczak przesłała do TOK FM oświadczenie, w którym napisano, że odebranie tytułu Laskowi nie było pomysłem MON:
Sprawa odebrania stopnia naukowego doktora nauk technicznych p. Maciejowi Laskowi nie była inicjatywą Wojskowej Akademii Technicznej, lecz grupy profesorów, w imieniu których wniosek złożył prof. Włodzimierz Klonowski.
Jak dodała, Klonowski złożył wniosek w imieniu grupy profesorów, którzy zarzucili Laskowi „nierzetelność naukową”. 23 listopada Rada Wydziału Mechatroniki i Lotnictwa WAT odrzuciła ten wniosek. „Zarzuty wobec dr. inż. Macieja Laska nie dotyczą okoliczności wskazujących na to, że stopień doktora został nadany na podstawie dorobku powstałego z naruszeniem prawa, w tym praw autorskich, lub dobrych obyczajów w nauce” – czytamy w oświadczeniu WAT, która nie widzi w związku z tym przesłanek do wznowienia postępowania o nadanie tytułu naukowego.
Maciej Lasek jest inżynierem specjalistą od mechaniki lotu, po katastrofie smoleńskiej brał udział w pracach tzw. komisji Millera, która ustalała przyczyny tragedii. W latach 2012-2016 był szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Był również szefem tzw. zespołu Laska, który miał za zadanie przekazywać rzetelną, specjalistyczną wiedzę o katastrofie – w reakcji na teorie spiskowe.
Dowiedz się więcej:
Co ustaliła Komisja Millera, która jako pierwsza badała katastrofę?
Komisja Millera ustaliła, że przyczyną katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania – konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami. Członkowie komisji podkreślali, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu, którą forsował Antoni Macierewicz. Ponadto w raporcie wskazano m.in. na błędy rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku.
Kto do tej pory badał przyczyny katastrofy smoleńskiej?
Do lipca 2011 r. przyczyny katastrofy badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. Tragicznym lotem prezydenckiego tupolewa zajmował się też parlamentarny zespół smoleński, na którego czele stal Antoni Macierewicz. Jego raport z kwietnia 2015 r. zawierał tezę, że prawdopodobną przyczyną katastrofy była seria wybuchów m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce. Od lutego 2016 r. katastrofą zajmuje się podkomisja powołana przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.
„Eksperci smoleńscy” chcą odebrać Maciejowi Laskowi tytuł doktora
Nieudany fortel Błaszczaka
Niestety, okazało się, że polscy mundurowi, to nie ten bezkrytyczny „ciemny lud”, na którym PiS chciałoby tak wiele budować. Bardzo szybko poznali się na matactwie ministra Mariusza Błaszczaka, który mówił co innego, a zrobił jeszcze co innego.
Otóż jeszcze w lipcu tego roku projekt ustawy dotyczącej byłych funkcjonariuszy SB przedstawiony przez szefa MSWiA do konsultacji związkom zawodowym i innym resortom zakładał obniżenie świadczeń osobom, które pełniły służbę wyłącznie w organach bezpieczeństwa PRL. Obniżenie emerytur miało nie dotknąć funkcjonariuszy SB, którzy przeszli weryfikację i pracowali w służbach III RP.
Tymczasem rządowi pan minister przedstawił zupełnie inny projekt, który przewiduje, że każdy, kto przed 31 lipca 1990 roku służył choć jeden dzień w SB lub jej pokrewnych „organach”, a potem przeszedł do pracy w służbach III RP, traci specjalne uprawnienia emerytalne. Nic dziwnego, że w środowisku służb mundurowych naprawdę zawrzało.
Działacze z Federacji Związków Służb Mundurowych, która skupia emerytów służb podlegających MSWiA oraz służb specjalnych ostro zareagowali na zmianę w projekcie ustawy, nazywając ją „niesprawiedliwą i niekonstytucyjną”. Domagają się wycofania projektu „karzącego osoby, które podjęły pracę na rzecz demokratycznego państwa i w tej pracy uzyskały dobre oceny”.
Skarżąc „ustawę Błaszczaka” do sądów i TK, związkowcy zamierzają się oprzeć na orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 2009 r. Wówczas TK stwierdził, że „każdy funkcjonariusz organów bezpieczeństwa PRL, który został zatrudniony w nowo tworzonych służbach policji bezpieczeństwa, ma w pełni gwarantowane, równe prawa z powołanymi do tych służb po raz pierwszy od połowy 1990 roku, w tym równe prawa do korzystania z uprzywilejowanych zasad zaopatrzenia emerytalnego”. Trybunał Konstytucyjny orzekł wówczas także, że służba w suwerennej Polsce traktowana jest jednakowo bez względu na przeszłość funkcjonariusza.
Gowin ma granat, który rozsadzi wszechwładzę Kaczyńskiego i już bawi się zawleczką. „Czeka, sonduje ludzi i się umacnia”
Jarosław Gowin to człowiek, który misterną układankę, stojącą za wszechwładzą swojego o 13 lat starszego imiennika z Żoliborza, może łatwo zniszczyć. Dobrze o tym wie i przypomina o tym coraz dobitniej. Mówi się, że tylko czeka na optymalny moment, w którym nie straci nic z wypracowanych wpływów, a wciąż będzie miał szansę zostać wybawcą od wojny polsko-polskiej.
Przecież to koalicja…
Historia polskiej polityki nie wróży obecnej władzy nic dobrego. Wręcz regułą jest bowiem, że prawicowe rządy upadają za sprawą wewnętrznej erozji. Prawo i Sprawiedliwość też miało już takie przejścia. W 2007 roku koalicja z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną eksplodowała przecież od wewnątrz po serii wykreowanych przez władzę skandali. Jarosław Kaczyński dość niespodziewanie poddał się Donaldowi Tuskowi na dwa lata przed kolejnymi planowymi wyborami.
Dziś ma wszechwładzę. Kontroluje prezydenta, szefową rządu, większość sejmową i nie waha się przed autorytarnymi działaniami, mającymi na celu umacnianie się przy władzy. To wszytko skuteczne jest jednak tylko wobec zagrożenia ze strony opozycji. Tymczasem prawie nic tej wszechwładzy nowego Naczelnika Państwa nie chroni przed rozpadem koalicji rządzącej.
Bo wbrew wszelkim pozorom, na które przed rokiem udało się nabrać Sąd Najwyższy, 25 października 2015 roku zwyciężyła koalicja PiS-Solidarna Polska-Polska Razem, której – obok Jarosława Kaczyńskiego – liderami są też Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin.
I cała ta wszechwładza, którą ten układ daje, opiera się na niewielkiej przewadze w Sejmie. Włącznie z wszystkimi posłami niezależnymi i kołem Wolni i Solidarni to 11 głosów (a nie na wszystkich z tych posłów Jarosław Kaczyński może w pełni polegać). Sam klub PiS ma większość tylko dzięki 4 głosom przewagi.
PiS nie rządzi samodzielnie. Jest w koalicji z Polską Razem Jarosława Gowina i Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Gowin się bawi
Trudno więc będzie tę przewagę utrzymać do końca kadencji. Szczególnie za sprawą ostatniego z wymienionych koalicjantów. Jarosław Gowin trzyma bowiem w ręku granat, który może rozsadzić obecny układ władzy. I od czasu do czasu ostentacyjnie bawi się jego zawleczką. Ostatnio dość często. Tylko w ciągu minionego tygodnia zrobił to aż cztery razy.
Najpierw publicznie wyśmiał obietnice partii rządzącej, że obecny system po obniżeniu wieku emerytalnego może zagwarantować godne życie. – Uważam, że na dłuższą metę obecny system emerytalny jest dysfunkcjonalny. Ja mam trójkę dwudziestoparoletnich dzieci i żadne z nich nie wierzy w to, że kiedyś będzie dostawało emeryturę z ZUS – stwierdził na antenie Radia ZET.
– Trzeba zbudować szczegółowe rozwiązania, które zachęcą Polaków do tego żeby pracowali dłużej – dodał. I szczerze wyznał, że za realizacją sztandarowej obietnicy PiS o obniżeniu wieku emerytalnego zagłosował tylko „w zamian za poparcie PiS dla poszerzenia wolności gospodarczej”.
Jarosław Gowin głośno zaczął też mówić o swoich poważnych zastrzeżeniach do tworzonej przez PiS komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji, która miałaby być gwoździem do politycznej trumny dla Hanny Gronkiewicz-Waltz i innych niewygodnych polityków, którzy przewinęli się w swojej karierze przez warszawski ratusz.
PiS chcą z niej stworzyć quasi-sąd, czyli twór – co znamienne – nieprzewidziany w konstytucji. I to pomysł, którego były minister sprawiedliwości nie może przemilczać. – Wydaje mi się, że w pierwotnym kształcie ustawa prowadzi do przemieszania kompetencji władzy wykonawczej i władzy sądowniczej – ostrzegał w jednym z wywiadów.
Zrobił sobie kilka dni przerwy i zabawa ze wspomnianą zawleczką znowu zaczęła się na całego. Gdy wielu w PiS tylko zaciera ręce na myśl o tym, iż odgrzanie afery Amber Gold może posłużyć do zniszczenia Donalda Tuska, nadzieje na wsparcie tej inicjatywy rozwiał jeden z wicepremierów w kontrolowanym przez prezesa Kaczyńskiego rządzie.
Prawica próbuje wmówić społeczeństwu, że były premier wiedział o celach Amber Gold od początku istnienia tej piramidy finansowej i na niej korzystał. Jarosław Gowin, który był szefem resortu sprawiedliwości w tamtych czasach zapowiada tymczasem, że na sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold zaświadczy co innego. – ABW jako pierwsza oficjalnie poinformowała premiera Donalda Tuska o aferze Amber Gold. (…) Byłem świadkiem, jak Tusk zgłasza pretensje do ówczesnego szefa ABW gen. Bondaryka, że ten za późno poinformował go o tej aferze – oświadczył na antenie TVP Info, ku zaskoczeniu prowadzącego.
Jakby Jarosław Kaczyński dostał mało takich znaków ostrzegawczych, Jarosław Gowin postanowił zostawić kolejny na Twitterze. I to tuż po tym, gdy inny z wicepremierów stanął twardo przeciwko propagandowym insynuacjom, kontrolowanej przez partię rządzącą, TVP wobec dzieci byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego i prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego.
Premier Gliński – klasa. Jestem dumny, że mogę być z Nim we wspólnym rządzie.
W błędzie są oczywiście ci, którzy sądzą, że kwestią dni pozostaje, kiedy Jarosław Gowin ze szczytów obecnej władzy przejdzie do opozycji. Aż tak szybko to nie pójdzie… Błędne jest jednak umniejszanie roli 54-letniego krakusa w polityce.
Nie taki słaby, jak go malują
Owszem, Polska Razem teoretycznie nie ma w klubie parlamentarnym PiS wielkiej reprezentacji. Tylko, że rządowa przewaga to tylko ta wspomniana garstka głosów. Poza tym słabość Gowina w Sejmie jest jedynie teoretyczna, bo cały klub PiS nie składa się z ludzi takich, jak posłanka Mateusiak-Pielucha. Spora jest tam grupa ludzi, którym nie podoba się wojna z TK, zaglądanie Polakom między nogi i pod kołdrę, toporna propaganda, czy wątpliwe dla bezpieczeństwa państwa działania Antoniego Macierewicza. Kwestią czasu jest, gdy część z nich dłużej nie wytrzyma.
Gdy niektórym ruchom głośno „stop” mówią wicepremierzy, możecie sobie tylko wyobrazić, jakie opinie po cichu wygłaszają szeregowi posłowie młodego pokolenia. Albo dawni działacze „Solidarności”, którzy dzisiaj są niżej notowani niż były PRL-owski prokurator, czy ludzie, którzy do Sejmu dostali się tylko dlatego, że ich nazwisko zrobiło się rozpoznawalne za sprawą śmierci kogoś bliskiego w katastrofie smoleńskiej.
Do tego dochodzi instynkt samozachowawczy u zwykłych koniunkturalistów. Gdy Kaczyński, Ziobro i Gowin wygrywali przed rokiem, oczekiwano, że kwestią rychłej przyszłości będzie rozpad Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, po którym konserwatyści z tych środowisk uciekną do partii rządzącej. PiS szybko uświadomiło im jednak, że byliby ostatnimi głupcami.
W perspektywie przyszłości PiS nie jest już bowiem partią, która zagwarantuje sukces. Efekt 500+ nie będzie działał wiecznie, nawet jeśli nie zabraknie pieniędzy na wypłaty. A podsycanie wojny polsko-polskiej coraz bardziej męczy po obu stronach barykady. Kto chce mieć przyszłość w polityce na długie lata, a jest dziś w PiS, ten ma jeszcze chwilę, by wykorzystać okazję do wypracowania własnej pozycji i… musi z tej partii uciekać.
Ucieczka na swoje
Gdzie, żeby nie wypaść na chorągiewkę i karierowicza? Do wyboru są tylko PO, Nowoczesna, ludowcy i lewica, więc najlepiej uciekać na swoje. I tu tkwi największa siła Jarosława Gowina. Już wówczas, gdy były lider konserwatywnego skrzydła Platformy wchodził w koalicję z PiS jego znajomi z krakowskiej inteligencji podkreślali, że Gowin był zawsze zbyt ambitny, by teraz uwierzyć, że zadowoli się rolą „liberalnego” kwiatka do kożucha Jarosława Kaczyńskiego.
– Sądzę, że Jarek sonduje, szuka ludzi, umacnia się. I czeka na odpowiedni moment. Czy to człowiek zdolny na dłuższą metę pomagać w tym cyrku? Nie wierzę. Czy jest zdolny sprytnie wykorzystać Kaczyńskiego? Wystarczy popatrzeć z perspektywy czasu, co zrobił z Tuskiem… –mówią nam pod Wawelem dzisiaj. Nazwiska wolą jednak nie podawać, by nie być posądzonym o rozdawanie pocałunków śmierci i nie denerwować Gowina. Bo podobno nic nie wyprowadza go dziś z równowagi tak bardzo, jak ciągłe namowy, by jak najszybciej opuścił ten rząd.
Zdaniem rozmówców naTemat z krakowskiego środowiska akademickiego zbliżonego do Jarosława Gowina, na odpowiedni dla niego moment na rozstanie z PiS trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Nie tylko ze względu na trwające dopiero poszukiwania odpowiednio dużego grona rozłamowców.
– Musi dać się Kaczyńskiemu jeszcze trochę zohydzić. Prawica w Polsce nie wygrywa bez prostych ludzi i Kościoła, a oni są jeszcze po stronie Kaczyńskiego. Trzeba ich przeciągnąć, co Jarek robi m.in. układając się z Toruniem, szczególnie finansowo. Trzeba też poczekać na jeszcze większe znudzenie Smoleńskiem. No i na nieuchronne problemy gospodarcze. Do tego czasu Gowin musi umiejętnie grać między głosowaniem zgodnie z poleceniami wierchuszki PiS, a wyraźnym zaznaczaniem, że jednak jest z innej bajki – słyszymy.
Piotr Gliński i Jarosław Gowin cieszą się, że pracują w jednym rządzie. W przyszłości razem mogą znaleźć się w takim, na który Jarosław Kaczyński nie będzie miał już żadnego wpływu.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Koniec wojny, teraz Polska Razem
I jak ta gra miałaby się skończyć? Zapewne przede wszystkim przyspieszonymi wyborami. Wspomniana „wierchuszka PiS” co prawda mogłaby spróbować podratować się po rozłamie układem z Pawłem Kukizem i spółką, ale biorąc pod uwagę wewnętrzne kłopoty i podziały wśród „antysystemowców”, doprowadzenie do sukcesu takiej koalicji byłoby skrajnie trudne. Poza tym, skutecznie zadziałałoby jedynie na brak 36 głosów.
Jeżeli do nowych wyborów doszłoby w odpowiednim czasie, wcale nie muszą się one zakończyć bezapelacyjnym zwycięstwem PO lub Nowoczesnej. Nie muszą nawet skończyć się bezapelacyjnym zwycięstwem koalicji tych największych formacji opozycyjnych. Szczególnie, jeśli konserwatyści z Platformy lepiej odnajdą się w ofercie nowej, koncyliacyjnej siły na prawicy niż w sojuszu z liberałami od Petru.
I co jeśli rząd uda się sformować tylko w wielkiej koalicji? Wtedy Jarosław Gowin będzie miał szansę, by wreszcie nasycić ambicję i zająć pozycję głównego rozgrywającego. Kto wie, czy nie z fotela premiera. Nawet nazwę partii ma przecież świetną do odegrania roli tego, kto zakończy wojnę polsko-polską. Wszak Polska Razem to właśnie to, czego Polacy najbardziej potrzebują…
Nie róbcie z Glińskiego bohatera. Oto, dlaczego uważam, że zachował się jak tchórz
Minister Gliński nie dlatego atakuje „Wiadomości” TVP, że nagle zaczęła ma przeszkadzać sączona od miesięcy w tym programie propaganda. Robi to, bo w końcu poczuł ją na własnej skórze. W każdej innej sprawie, która nie dotyczyła jego rodziny, umywał ręce. I to powinno służyć dziś za miarę jego przyzwoitości.
Czytam, że Gliński, który w studio TVP wygarnął dziennikarzom „Wiadomości”, „pokazał, że jest przyzwoitym człowiekiem”, „udowodnił klasę”, „jest bohaterem”. Zachwytom nie ma końca, a powód jest w gruncie rzeczy jeden – PiS po raz kolejny potyka się o własne nogi, a nie ma nic lepszego (prawda?), niż obraz polityka obozu rządzącego, który wbija swoim ludziom nóż w plecy. Takie „zdrady” muszą być efektowne, a „zdrajcę” natychmiast trzeba przygarnąć pod swoje skrzydła, oznaczyć epitetami podkreślającymi jego nagle przebudzoną szlachetność.
A jaki z Glińskiego jest bohater? Nie łudźmy się, że idzie na wojnę z własnym środowiskiem, bo po kilku miesiącach prymitywnej propagandy w TVP uznał, że przekroczono granicę. Nie łudźmy się, że znudziło mu się milczenie w sprawie „argumentów ad sorosum” (mityczna „kasa od Sorosa” funkcjonuje jako zarzut nie od wczoraj) i leży mu na sercu dobro organizacji pozarządowych.
Jeśli ludzie Paczuskiej z TVP przekroczyli dziś kolejną granicę, to jest to granica wyznaczająca interes Glińskiego. Minister palcem by nie kiwnął, gdyby brudy propagandy TVP nie sięgnęły jego żony, która pracuje w fundacji razem z córką Bronisława Komorowskiego. Tak, to co powiedział w „Wiadomościach” jest prawdą, ale nie świadectwem odwagi. Raczej tchórzostwa. Bo Gliński pokazał, że prawdę może powiedzieć dopiero wtedy, gdy metody od dawna używane do dyskredytowania przeciwników poczuje na własnej skórze.
Zresztą, nie zapominajmy, że to ten sam minister, który robi czystki w instytucjach kultury, sugeruje, które filmy powinny być pokazywane na festiwalach, obraża powstańców, mówiąc, że skoro są przeciwni „apelom smoleńskim”, znaczy, że opiekuje się nimi Platforma Obywatelska. Tak naprawdę w wielu sprawach używa więc repertuaru środków rodem z „Wiadomości”. Dlaczego? Bo żadna z jego wcześniejszych „ofiar” nie miała tyle szczęścia co Komorowska i nie pracowała z jego żoną…
Kopacz: Wczoraj usłyszeliśmy ze szczególną szczerością, że TVP stała się tubą propagandową opcji rządzącej
Wczoraj mieliśmy wywiad, który przejdzie do historii, wywiad premier Glińskiego. TVP w ramach swojej misji edukuje społeczeństwo. My usłyszeliśmy ze szczególną szczerością w jaki to sposób dziś edukuje społeczeństwo. Edukuje w swoisty sposób. TVP stała się tubą propagandową opcji rządzącej – powiedziała na konferencji prasowej w Sejmie była premier Ewa Kopacz.
Kopacz: Prezydent Duda powiedział, dlaczego reforma jest konieczna
Ale gdy spotykamy się z obywatelami i pytamy co z tą reformą edukacji, to słyszymy tylko dwa pytania: dlaczego i dlaczego tak szybko. I powiem szczerze nie usłyszeliśmy odpowiedzi na te pytania. Ale znalazł się ktoś bardzo odważny, kto powiedział, dlaczego ta reforma jest konieczna. On powiedział, że reforma jest potrzebna, by nasze dzieci uczyły się prawdziwej historii – gdzie będzie jasno powiedziane, kto jest zdrajcą, a kto patriotą.
Gęsto, że bejsbola zawiesisz [DANIELEWSKI]
Małostkowy brak szacunku – Konrad Sadurski komentuje zachowanie prezydenta