Jacek Kurski z budżetem śmierci
Jacek Kurski wychodzi ze skądinąd słusznego założenia, że za złamanie kręgosłupa trzeba mu płacić. Można mieć wątpliwości, kiedy ten kręgosłup dał sobie złamać. Na pewno długo przed „dziadkiem z Wehrmachtu”, bo ktokolwiek zdrowy nie podjąłby się tak uwłaczającego godności ludzkiej tematu. Kurski nie wyraża myśli, jego język nie jest relacją – narracją – tego, co onże chciałby wyrazić, jego język – fizycznie i charakterologicznie – sepleni. Złamany osobnik przekazuje skarlałe myśli, myśli-gnomy, które podszywają się pod narrację, logikę przekazu, ale są ich karzełkami.
Niestety, takie postaci mamy obecne w życiu publicznym, które swoją osobą uwłaczają nam, Polakom, uwłaczają średniej inteligencji rodaka. Złamany plasuje się zawsze poniżej średniej. Zło nie jest inteligentne, choć za takie chciałoby uchodzić. Taki osobnik został postawiony jako prezes na czele telewizji… no, jakiej? Wystarczy otworzyć jakikolwiek kanał podczas emisji programu, który jest właściwym probierzem dla przywołania trafnego rzeczownika bądź przymiotnika – i mamy. Kurski jest prezesem telewizyjnej gadzinówki. Dawno temu odpowiednie dający rzeczy słowo ukuli Polacy – warszawiacy – to, co z ich mózgami starali się zrobić wrogowie. Gadzinówki mają powodować, iż rodzić się będą gadzie nawyki. I takie gady wypełzają z programów informatycznych, politycznych. Płaskie, antyludzkie, antymoralne.
W tym wypadku zawsze należy odwołać się do języka, do jego zawartości, bo język nie kłamie, tylko osobnik nim się posługujący. Kurski nigdy nie zbuduje wartościowej metafory, przekazu, gdyż nie potrafi, jest nietwórczy, nieinteligentny, tylko będzie się zapożyczał i to w najgorszych źródłach.
Kurski doprowadził byłą telewizję publiczną – a obecnie jak napisałem: gadzinówkę – do upadku finansowego. I jak to opisuje? Oto: „Trzeba sobie jasno powiedzieć, że doszliśmy do ściany. Mamy budżet śmierci” – rzecze Kurski.
Taki kicz językowy, potworek. Przywołać należy w tym miejscu metaforę „fortepianu”, która została użyta przez naszego najtrudniejszego wieszcza, Norwida. Telewizja publiczna miała spełniać misję, ale sięgnęła bruku, została wypchnięta na śmierć, rozbiła się w drobiazgi, jak fortepian. Zamiast narodowego Norwida, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, mamy Kurskiego pląsającego na gruzach kultury, na gruzach fortepianu, przy disco polo niejakiego Martyniuka.
Zaprzeczenie kultury Martyniuk i zaprzeczenie fachowości Kurski każą sobie płacić za złamanie kręgosłupów. Kurski zniszczył dobro wspólne Polaków i za to zniszczenie każe sobie płacić. Spadek oglądalności TVP jest dramatyczny, finanse spółki publicznej zadłużone na setki milionów. Obecnie w kasie brakuje 200 milionów zł. Lecz Kurskiemu podskoczyła pensja. Poprzedni prezes zarabiał circa 20 tys. zł, Kurski teraz może zarabiać w przedziale 30-52 tys. zł, do tego premia w wysokości 50 proc. wynagrodzenia miesięcznego. Kurski także uprawia nepotyzm, w gadzinówce zatrudnił swoją narzeczoną, która podobno już odeszła na bardziej intratne stanowisko w państwowej spółce, ale pobiera w telewizji premie, za ubiegły rok dostała 50 tys. zł.
Publiczne media sięgnęły bruku. Nie potrzebujemy do niszczenia kraju wrogów zewnętrznych, stworzyliśmy własnych. Jak szarańcza niszczą wszystko po drodze, obżerają się ponad miarę i są żadni. Muszą paść. Musi tę telewizję spotkać śmierć – jak to kiczowato nazywa Kurski. Szarańcza pochłania więcej i więcej, lecz ci, którzy wytwarzają dobro, prędzej czy później sięgają do środków skutecznych przeciw szarańczy i takich osobników jak Kurski przepędzają, nie przebierając w rodzajach obrony.
Telewizja doszła do ściany, ale Kurski też. I ta ściana jest dla Kurskiego właściwa. Kurski sam w sobie jest ścianą, nietwórczy, jak szarańcza, nieinteligentny jak ten zbiorowy pożerający twór.
Waldemar Mystkowski
Kleofas Wieniawa
Macierewicz w sieci dialektyki tchórza
Dialektyka pisowska przejdzie do legendy, która zresztą jest ufundowana na tchórzliwości.
Dlaczego Antoni Macierewicz zbiegł po wypadku pod Toruniem spowodowanym tym samym syndromem niechlujstwa, bylejakości, jaka zaszła w katastrofie smoleńskiej?
Daje odpowiedź prof. Andrzej Zybertowicz:
„Macierewicz nie musial pomagać rannym w karambolu, mogła być to próba zamachu”.
Oczywiście nie jest to żadna dialektyka, tylko skręt zwojów mózgowych.
Polaku nie pomagaj, bo wróg może się na ciebie zasadzić. Zresztą nie chodzi o pomaganie, ale przybycie organów śledczych. Procedurę, która jest pokłosiem prawa.
Dialektyka tchórzów ma się dobrze. Zasadzają się na nich. A dlaczego? Bo tchórz, który tworzy atmosferę nienawiści, obawia się odwetu.
Tchórz wynika z jego ducha. Czysta psychologia behawioralna. Teraz rozumiem, dlaczego uciekają pijani kierowcy z miejsca wypadku. Wódka zrobiła na nich zamach.
Jacek Kurski postawiony pod ścianą z budżetem śmierci
Jacek Kurski wychodzi ze skądinąd słusznego założenia, że za złamanie kręgosłupa trzeba mu płacić. Można mieć wątpliwości, kiedy ten kręgosłup dał sobie złamać. Na pewno długo przed „dziadkiem z Wehrmachtu”, bo ktokolwiek zdrowy nie podjąłby się tak uwłaczającego godności ludzkiej tematu.
Więc od dawna, dawna Jacek Kurski jest moralnym inwalidą, co zresztą słychać w jego języku. Kurski nie wyraża myśli, jego język nie jest relacją – narracją – tego, co onże chciałby wyrazić, jego język – fizycznie i charakterologicznie – sepleni. Złamany osobnik przekazuje skarlałe myśli, myśli-gnomy, które podszywają się pod narrację, logikę przekazu, ale są ich karzełkami.
Niestety takie nieinteligentne postaci mamy obecne w życiu publicznym, które swoją osobą uwłaczają nam, Polakom, uwłaczają średniej inteligencji rodaka, złamany plasuje się zawsze poniżej średniej. Zło nie jest inteligentne, choć za takie chciałoby uchodzić.
Taki osobnik został postawiony, jako prezes na czele telewizji… no, jakiej? Wystarczy otworzyć jakikolwiek kanał podczas emisji programu, który jest właściwym probierzem dla przywołania trafnego rzeczownika bądź przymiotnika – i mamy. Kurski jest prezesem telewizyjnej gadzinówki. Dawno temu odpowiednie dający rzeczy słowo ukuli Polacy – warszawiacy – to, co z ich mózgami starali się zrobić wrogowie.
Gadzinówki mają powodować, iż rodzić się będą gadzie nawyki. I takie gady wypełzają z programów informatycznych, politycznych. Płaskie, antyludzkie, antymoralne.
W tym wypadku zawsze należy odwołać sie do języka, do jego zawartości, bo język nie kłamie, tylko osobnik nim się posługujący. Kurski nigdy nie zbuduje wartościowej metafory, przekazu, gdyż nie potrafi, jest nietwórczy, nieinteligentny, tylko będzie się zapożyczał i to w najgorszych źródłach.
Kurski doprowadził byłą telewizję publiczną – a obecnie jak napisałem: gadzinówkę – do upadku finansowego. I jak to opisuje? Oto: „Trzeba sobie jasno powiedzieć, że doszliśmy do ściany. Mamy budżet śmierci” – rzecze Kurski.
Taki kicz językowy, potworek. Przywołać należy w tym miejscu metaforę „fortepianu”, która została użyta przez naszego najtrudniejszego wieszcza, Norwida. Telewizja publiczna miała spełniać misję, ale sięgnęła bruku, została wypchnięta na śmierć, rozbiła się w drobiazgi, jak fortepian.
Zamiast narodowego Norwida, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, mamy Kurskiego pląsającego na gruzach kultury, na gruzach fortepianu, przy disco polo niejakiego Martyniuka.
Zaprzeczenie kultury Martyniuk i zaprzeczenie fachowości Kurski każą sobie płacić za złamanie kręgosłupów. Kurski zniszczył dobro wspólne Polaków i za to zniszczenie każe sobie płacić. Spadek oglądalności TVP jest dramatyczny, finanse spółki publicznej zadłużone na setki milionów. Obecnie w kasie brakuje 200 milionów zł. Lecz Kurskiemu podskoczyła pensja. Poprzedni prezes zarabiał circa 20 tys. zł, Kurskiego pensja mieści się w przedziale 30-52 tys. zł, do tego premia wysokości 50 proc. wynagrodzenia miesięcznego.
Kurski także uprawia nepotyzm, w gadzinówce zatrudnił swoją narzeczoną, która podobno już odeszła na bardziej intratne stanowisko w państwowej spółce, ale pobiera w telewizji premie, za ubiegły rok dostała 50 tys. zł.
Publiczne media sięgnęły bruku. Nie potrzebujemy do niszczenia kraju wrogów zewnętrznych, stworzyliśmy własnych, jak szarańcza niszczą wszystko po drodze, obżerają się ponad miarę i są żadni. Muszą paść. Musi ją telewizję spotkać śmierć – jak to kiczowato nazywa Kurski. Szarańcza pochłania więcej i więcej, lecz ci, którzy wytwarzają dobro prędzej czy później sięgają do środków skutecznych przeciw szarańczy i takich osobników jak Kurski przepędzają, nie przebierając w rodzajach obrony.
Telewizja doszła do ściany, ale Kurski też. I ta ściana jest dla Kurskiego właściwa. Kurski sam w sobie jest ścianą, nietwórczy, jak szarańcza, nieinteligentny jak ten zbiorowy pożerający twór.
TVP: „budżet śmierci” z podwyżką dla prezesa Kurskiego i wysokimi premiami
Sędzia Andrzej Wróbel nie do odwołania?
Nowoczesna zapowiada skargę wobec fałszywego newsa TVP o „aresztowaniu Ryszarda P. za szpiegostwo na rzecz Rosji”
Paulina Henning-Kloska z Nowoczesnej zapowiedziała złożenie skargi na TVP za wyemitowanie tzw. fake newsa w Studiu Polska TVP Info. Program miał być poświęcony rozpowszechnianiu się zjawiska fałszywych wiadomości i autor programu Maciej Pawlicki, odczytał na początku programu – w charakterze wstępu 0- komunikat o aresztowaniu w domyśle lidera Nowoczesnej za szpiegostwo na rzecz Rosji.
Praktykę manipulacji TVP potępił też Marcin Kierwiński z PO, ale nie opuścił studia TVP, jak posłanka Nowoczesnej.
W związku ze skandaliczną manipulacją w TVP @hennigkloska opuściła studio. Szkoda, że @MKierwinski nie wsparł jej w geście solidarności.
Jak mówiła posłanka Nowoczesnej: Chciałam przeprosić wszystkich telewidzów telewizji publicznej, wszystkich sympatyków, którzy w dalszym ciągu oglądają TVP Info, ale opuszczam studio i nie wezmę udziału w dalszej części programu.
Fragment programu:
Po chwili od wyjścia Henning Kloski ze studia Michał Rachoń żartował, że zadaje jej pytania. – Ale by się pan zdziwił jakby wyszła spod stołu – śmiał się poseł Marek Jakubiak z Kukiz’15.
W tym fragmencie prowadzący program Studio Polska, Maciej Pawlicki, po dłuższej przerwie na czołówkę programu powtarza wiadomość i w końcu mówi, że podany przez niego „news” jest fałszywy:
Zybertowicz: „Macierewicz nie musiał pomagać rannym w karambolu. A gdyby to był zamach?”
Temat kolizji z udziałem kolumny aut ministra Antoniego Macierewicza został poruszony przez gości dzisiejszego programu „Śniadanie w radiu ZET„. Po zdarzeniu minister był krytykowany za to, że natychmiast odjechał z miejsca wypadku i nie został, by ewentualnie pomóc poszkodowanym. Tego zachowania bronił profesor Andrzej Zybertowicz, doradca społeczny prezydenta Andrzeja Dudy.
– Ja bym zwolnił każdy zespół ochrony, który pozwoliłby, żeby ochraniany VIP angażował się w udzielanie pomocy osobom rannym, w sytuacji, gdy jest pełno innych osób – mówił na antenie radia ZET Andrzej Zybertowicz. – Nie wiemy, czy nie zapytał tych osób, czy wszystko z nimi w porządku – dodał. Po tym podniósł argument, że ochrona mogła zakładać, iż była to próba zamachu.
Elementarne zasady bezpieczeństwa. Gdy ma miejsce sytuacja nadzwyczajna, to nie wiadomo, czy to jest wypadek, splot nieszczęśliwych okoliczności czy próba zamachu. Osoba chroniona natychmiast musi być przewieziona w inne miejsce.
– Nie ma żadnych wiarygodnych informacji co do tego, z jaką prędkością jechała kolumna trzech samochodów ministra Macierewicza – stwierdził prof. Zybertowicz.
Rzeczywiście, prokuratura ani Żandarmeria Wojskowa na razie nie podały wielu szczegółów zdarzenia, w tym prędkości, z jaką jechała kolumna w tuż przed kolizją. Jednak jak wyliczyliśmy na podstawie czasu, w jakim minister pokonał trasę Warszawa – Toruń – Warszawa, kolumna musiała jechać ze średnią prędkością 120 km/h. Aby uzyskać taką średnią, na niektórych odcinkach ta prędkość musiała być dużo wyższa.
Janek brał urzędników na cienki drucik…
Trump zaczął od blokady granic, ale tak samo może zabrać się za reformę światowego handlu czy NATO
Kompromitacja smoleńskiej podkomisji PiS. Zero dowodów i miliony złotych kosztów
Ksiądz i doradca prezydenta mówi, gdzie jest miejsce opozycji: „Najlepiej za więziennym murem”
– Wielu z nas zapamięta tych pseudobojowników, powstańców walczących, jak mówili, o wolność, o demokrację, o Polskę, wielu z nas zapamięta tych ludzi – przepraszam za określenie – jako bandę przygłupów – przyznał w felietonie dla Telewizji Trwam ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, członek Narodowej Rady Rozwoju.
Bortkiewicz mówił o wydarzeniach w Sejmie z 16 grudnia, kiedy opozycja rozpoczęła blokowanie sali plenarnej. – Dla takich ludzi nie może być i nie ma miejsca w polityce. Ich właściwym miejscem aktywności powinny być kabarety, ale najlepiej takie, które byłyby zakładane za więziennym murem – oceniał.
Ks. Bortkiewicz to profesor nauk teologicznych specjalizujący się w zakresie teologii moralnej. W latach 2002-2008 był dziekanem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, od 2002 jest dyrektorem Centrum Etyki UAM w Poznaniu. Członek Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk.
Czym jest Narodowa Rada Rozwoju?
Narodowa Rada Rozwoju jest gremium konsultacyjno-doradczym przy prezydencie RP. Założeniem NRR, jak możemy przeczytać na stronie, „jest stworzenie płaszczyzny dla debaty programowej nt. rozwoju Polski i wypracowanie stanowisk wykraczających poza horyzont bieżącej polityki”. Zadaniem rady jest przygotowywanie dla prezydenta przygotowywać dla prezydenta opinii, ekspertyz i założeń merytorycznych do prezydenckich projektów ustaw.
Członkami NRR są też m.in. prawnik prof. dr hab Witold Modzelewski, ekonomista prof. Stanisław Gomułka, architekt dr Czesław Bielecki, socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, twórca Optimusa Roman Kluska, dziennikarz Bronisław Wildstein czy były minister zdrowia Marek Balicki.
A TERAZ ZOBACZ: Duda: „Notariusz dobrej zmiany” nie jest określeniem, które mnie obraża
Tak wyglądało przesłuchanie demonstranta, który był pod Sejmem 16 grudnia. „Prokurator wyrywał mi kartki z ręki”
29.01.2017
Twierdzi, że nie utrudniał pracy ekipie TVP, a wręcz, że to on został przez nich zaatakowany. W trakcie przesłuchania prokurator nie pozwalał mu przeczytać spisanych zeznań. To relacja Wawrzyńca Hłaski, jednego z protestujących pod sejmem 16 grudnia. Właśnie opisał kulisy przesłuchań w sprawie utrudniania pracy dziennikarzom TVP.
Wawrzyniec Hłasko to mężczyzna w zielonym kapturze, którego zdjęcie na swojej stronie opublikowała policja. Był jedną z osób, która 16 grudnia wieczorem pojawiła się pod Sejmem, by spontanicznie zaprotestować przeciwko wykluczeniu posła z obrad i głosowaniu przez PiS na Sali Kolumnowej. Teraz został przesłuchany w prokuraturze. Hłasko twierdzi, że prokurator wyrwał mu z ręki protokół przesłuchania, pod którymi miał się podpisać. Przesłuchanie trwało 4 godziny, a na koniec prokurator wyrywał mu z ręki kartki z protokołem zeznań. Jest to dokument, który przesłuchiwany podpisuje, by potwierdzić, że faktycznie złożył zeznania danej treści.
Hłasko opisał też przebieg swojego udziału w proteście przed Sejmem w nocy z 16 na 17 grudnia 2016 r. Przyznał, że doszło do oprotestowania obecności pracowników TVP pod Hotelem Dom Poselski. Pisze, że zdecydował się nagrać pracę operatora TVP, stojąc za nim i nie podejmując wobec niego żadnej próby powstrzymania go od obowiązków zawodowych.
To właśnie utrudnienie pracownikom TVP wykonywania obowiązków jest jednym z wątków badanych przez prokuraturę.
Następnie Hłasko twierdzi, że to on został zaatakowany przez operatora kamery TVP. Według niego pracownik TVP zrobił to zasłaniając jego obiektyw, odpychając go rękami i „siłą własnego ciała”. Według demonstranta, pracownik TVP rzucił w jego kierunku „pie**ol się”, a następnie oślepił go lampą kamery. Wtedy Hłasko miał według własnych słów „instynktownie” próbować zasłonić obiektyw. „Nie doszło wtedy do uszkodzenia sprzętu, ani do naruszenia nietykalności cielesnej operatora TVP. Wywołało to we mnie poczucie zagrożenia i natychmiast zdecydowałem się oddalić z miejsca zdarzenia” – kończy swój wpis Wawrzyniec Hłasko.
Prokurator przesłuchiwał mnie blisko 4 godziny. Wyrywał mi kartki z ręki, gdy usiłowałem przeczytać protokół ze złożonych zeznań.
Ciężko mi opisywać co się w zasadzie tam wydarzyło. Złożyłem bardzo obszerne wyjaśnienia kosztem ogromnego stresu i ekstremalnych emocji. Teraz czekamy na dalszy przebieg sprawy.
W nocy z 16 na 17 grudnia brałem udział w spontanicznej demonstracji pod Sejmem RP, w trakcie tych wydarzeń doszło też do oprotestowania obecności ekipy TVP info podczas zgromadzenia przed wejściem do Hotelu Dom Poselski.
Przebywałem na demonstracji jako osoba prywatna i rejestrowałem za pomocą własnego telefonu komórkowego materiał wideo, dla potrzeb własnych związanych z działalnością artystyczną. Pojawienie się ekipy TVP info na miejscu tego wydarzenia spotkało się z głośną dezaprobatą obecnych tam osób, jeszcze przed podjętą przez ekipę próbą realizacji materiału zostali oni głośno wygwizdani. Następnie, już chwilę po rozpoczęciu transmisji, wśród uczestników pojawiały się próby dźwiękowego zagłuszania prezentera TVP info. Mogłem to zaobserwować na ekranie telefonu, za pomocą którego rejestrowałem zdarzenie, stojąc po prawej stronie obiektywu kamery TVP info. W międzyczasie zdecydowałem się zarejestrować pracę operatora TVP, stojąc za nim i nie podejmując wobec niego żadnej próby powstrzymania go od obowiązków zawodowych. Rejestrowałem materiał wideo i pozostawałem w bezpiecznej, niekolidującej z pracą operatora odległości. Mimo to operator kilkukrotnie usiłował powstrzymać moje działanie, zasłaniając mój obiektyw, odpychając mnie rękami i siłą własnego ciała. Odsunąłem się kilka kroków dalej i wówczas to znalazłem się w tłumie stojącym w kadrze kamery TVP. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, natychmiast postanowiłem się wycofać, tak aby nie utrudniać pracy ekipie dziennikarskiej. Usłyszałem od niego skierowane w stosunku do mnie głośne „Pierdol się”. W tym momencie spostrzegłem, iż obiektyw kamery został skierowany wobec mnie „en face”, przy użyciu oślepiającej lampy, dlatego instynktownie podjąłem próbę zasłonięcia obiektywu, a moja ręka czterokrotnie została siłą odepchnięta przez operatora TVP. Nie doszło wtedy do uszkodzenia sprzętu, ani do naruszenia nietykalności cielesnej operatora TVP.
Wywołało to we mnie poczucie zagrożenia i natychmiast zdecydowałem się oddalić z miejsca zdarzenia.
Kownacki: Być może PKB było fałszowane tylko po to, żeby pokazać, jaką jesteśmy zieloną wyspą
Kownacki: Być może PKB było fałszowane tylko po to, żeby pokazać, jaką jesteśmy zieloną wyspą
– Był ogromny problem i być może to PKB w latach ubiegłych było fałszowane tylko po to, żeby pokazać, jaką jesteśmy szczęśliwą i zieloną wyspą. Wszystko na to wskazuje, bo nawet ściągalność VAT-u w ostatnim roku znacznie wzrosła – mówił Bartosz Kownacki w „Kawie na ławę” TVN24.
Kownacki: Wolę mieć zdjęcie w dyskotece będąc 26-letnim kawalerem, niż zdjęcie w samolocie z koleżanką, będąc ojcem kilkorga dzieci
Jak mówił Bartosz Kownacki w „Kawie na ławę” TVN24:
„Jedną rzecz warto powiedzieć. Nie znam decyzji [ws. Bartłomieja Misiewicza]. Przejaw hipokryzji polityków też jest gigantyczny. Nie jest rzeczą naganną, że ktoś poszedł na dyskotekę. Pan nie był w wieku 26 lat na dyskotece [do Adama Szłapki]? No właśnie, a cała reszta podjeżdżała limuzyna, o tym, że padały dziwne propozycje, to tylko papier jednego z tabloidów. Pan wie, jak funkcjonują tabloidy. Wolę mieć zdjęcie w dyskotece będąc 26-letnim kawalerem, niż mieć zdjęcie w samolocie z koleżanką klubową, będąc ojcem kilkorga dzieci”
Neumann: To kolumna Macierewicza najechała na ludzi stojących na czerwonym świetle
Jak mówił Sławomir Neumann w „Kawie na ławę” TVN24:
„Jechała kolumna – kilka samochodów, minister Macierewicz nie jeździ jednym, bo się boi zamachu – najechali na ludzi stojących na czerwonym świetle, rozbili samochody. Minister Macierewicz w sposób haniebny wyszedł ze swoje go samochodu, przeszedł się do innego i pojechał. Nie sprawdził, czy tym ludziom coś się stało. To jego kolumna, ministra obrony narodowej najechała na ludzi stojących na czerwonym świetle z dużą prędkością i rozbiła im samochody”
Kownacki: Jest nagonka na Macierewicza. Nie mówi się o sukcesach, które zostały odniesione przez ostatni rok
Jak mówił Bartosz Kownacki w „Kawie na ławę” TVN24:
„Są granice hipokryzji, niestety także do państwa to mówię, do części dziennikarzy. Otóż w tej sprawie samochód, którym jechał minister Macierewicz, był najechany przez inny samochód, a próbowano zrobić narrację, że to on najechał. Kierowca ministra miał nie mieć uprawnień. To osoba, która od 30 lat jest zawodowym kierowcą, od ponad 10 ma uprawnienia do jeżdżenia pojazdami specjalnymi. Pracowała w biurze, innych instytucjach. Budowana jest narracja tylko po to, żeby zaatakować Antoniego Macierewicza. Jest nagonka na Macierewicza, a nie mówi się o tym, co ważne, dobre. O tych sukcesach, które zostały przez ostatni rok odniesione”
Wśród sukcesów wiceszef MON wymienił m.in. organizację szczytu NATO. Jak doprecyzował, mówi do dziennikarzy, także do TVN-u. Dalej mówił:
„2 lata temu reprezentowałem Natalię Arnal, która została najechana czy brała udział w kolizji z udziałem prezydenta Komorowskiego. Pan Komorowski czmychnął, nawet nie zatrzymując samochodu do Belwederu. Tę osobę, która jechała wtedy z dzieckiem, płakało, nikt się nie chciał zająć. Później próbowano zrobić panią Natalię winną, mimo że ewidentnie tam funkcjonariusze BOR byli sprawcami tego zdarzenia czy złamali przepisy. Media w ogóle o tym milczały”