Merkel, 18.03.2017

 

Szybka decyzja Dudy, mimo nierozwianych wątpliwości. Ustawa o zgromadzeniach już podpisana

dafa,PAP, 18.03.2017

Prezydent RP Andrzej Duda

Prezydent RP Andrzej Duda (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

• Prezydent podpisał nowelizację ustawy o zgromadzeniach
• W czwartek jej zgodność z Konstytucją orzekł TK
• Opozycja i eksperci podważają legalność wydanego wyroku

Jak zwraca uwagę w komunikacie Kancelaria Prezydenta Andrzej Duda nie mógł odmówić podpisania ustawy, którą Trybunał Konstytucyjny uznał za zgodną z Konstytucją. Dyrektor biura prasowego prezydenckiej kancelarii Marek Magierowski powiedział po wyroku, że prezydent podtrzymuje swe wątpliwości dotyczące nowelizacji ustawy o zgromadzeniach, ale szanuje wyrok. W grudniu Andrzej Duda zaskarżył przepisy nowelizacji bo jego zdaniem sprzeczny z Konstytucją był m.in. przepis noweli wprowadzający zgromadzenia cykliczne.

Dowiedz się więcej:

Czy sędziowie TK byli jednomyślni w swojej decyzji?

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska odczytała w czwartek wyrok TK ws. nowelizacji Prawa o zgromadzeniach. Sędziowie większością głosów uznali nowelizację za zgodną z Konstytucją. Zdanie odrębne zgłosiło czterech sędziów: Leon Kieres, Piotr Pszczółkowski, Małgorzata Pyziak-Szafnicka i Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz. To pierwszy wyrok od wielu miesięcy, który Trybunał orzekł w pełnym składzie. Wyrok podważa opozycja i eksperci. Ich wątpliwości budzi skład sędziowski dopuszczony do orzekania przy ustawie.

Na jakiej podstawie prezydent skierował ustawę do TK?

Prezydent Andrzej Duda skierował do TK wniosek o zbadanie, czy ustawa o zgromadzeniach jest zgodna z Konstytucją. Prezydent ma zastrzeżenia do wprowadzenia tzw. zgromadzeń cyklicznych oraz do faktu, że według nowej ustawy nie można zaskarżyć decyzji wojewody o zakazie zgromadzeń. „Według Prezydenta Andrzeja Dudy wolność zgromadzeń stanowi konieczny element demokracji i warunkuje korzystanie z innych wolności i praw człowieka” – czytamy w komunikacie na stronie prezydenta.

Co wprowadza nowelizacja ustawy o zgromadzeniach?

Nowela ustawy przewiduje m.in. możliwość otrzymania na trzy lata zgody na cykliczne organizowanie zgromadzeń i brak możliwości organizacji konkurencyjnego zgromadzenia w tym samym miejscu. Przewiduje ona też, że odległość między zgromadzeniami nie może być mniejsza niż 100 metrów. Zgodnie z nowelą wojewoda będzie mógł wydać zgodę na cykliczne organizowanie zgromadzeń publicznych w tym samym miejscu przez trzy lata z rzędu. W myśl nowych przepisów, organ gminy będzie wydawał decyzję o zakazie zgromadzenia, jeżeli ma ono odbyć się w miejscu i czasie, w którym odbywa się zgromadzenie cykliczne.

Jakie jeszcze kontrowersje wzbudzał projekt ustawy?

Duży sprzeciw wywołał zapis, zgodnie z którym organom władzy publicznej, kościołom i związkom wyznaniowym przysługiwałoby pierwszeństwo w wyborze miejsca i czasu zgromadzenia przed innymi. Poprawkę, odrzucającą ten zapis, zgłosiły PiS i PO, poparło w głosowaniu 85 senatorów. Druga przyjęta poprawka wprowadza 14-dniowe vacatio legis. Sejm zaproponował, aby nowela weszła w życie z dniem jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Kto protestował przeciwko tej ustawie?

Sąd Najwyższy uznał projekt ustawy za niekonstytucyjny i sprzeczny z zasadami prawa międzynarodowego. Ostro skrytykowała go też Fundacja Helsińska. Projekt „jest bardzo wątpliwy z punktu widzenia Konstytucji RP”, ogranicza wolność pokojowego manifestowania i stanowi „poważny krok wstecz” – napisała. Ustawę skrytykował także Rzecznik Praw Obywatelskich, który podzielił wątpliwości dotyczące zgodności projektu z Konstytucją.

Prezes TK do dziennikarzy: Dziwię się, że nie mają państwo żadnych pytań merytorycznych

gazeta.pl

Gowinowi nie podobają się odwołania wykładów Kiessling

Gowinowi nie podobają się odwołania wykładów Kiessling

Pisaliśmy już o odwołaniu przez władze Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego wykładów amerykańskiej działaczki antyaborcyjnej Rebeki Kiessling. Przyleciała ona do Polski na zaproszenie instytutu Ordo Iuris, który wsławił się walką o całkowity zakaz aborcji. Na swojej stronie na Facebooku napisała wprost, jaki jest cel jest wizyty: zmiana prawa, tak by gwałt nie był legalną przesłanką do aborcji. Kiessling miała wystąpić na kilku uczelniach: na Uniwersytecie Warszawskim, Jagiellońskim, KUL, Wrocławskim i UMK w Toruniu.

Działające na nich koła naukowe związane bądź sympatyzujące z Ordo Iuris, wystąpiły o udostępnienie sal na te spotkania. Na Uniwersytecie Wrocławskim studenci wykorzystali nawet logo uczelni na zaproszeniach. Jak się później okazało, starając się o salę, posłużyli się fortelem: nie poinformowali dziekana o charakterze wydarzenia. Sala miała być rzekomo udostępniona na spotkanie wewnętrzne, a nie na kontrowersyjny wykład.

Na wszystkich uczelniach, poza KUL, wykład został odwołany. Co więcej, w piątek opublikowano wspólne oświadczenie profesorów Marcina Pałysa i Jana Nowaka, rektorów uniwersytetów Jagiellońskiego i Warszawskiego w sprawie odwołania spotkań z antyaborcyjną działaczką z USA. „Czyniąc właściwy użytek z niezbędnej Uniwersytetom autonomii, oddzielamy oparte o naukową metodę ścieranie się stanowisk od nieakceptowalnej w murach uczelni propagandy” – napisali.

Oświadczenie w sprawie odwoływania spotkań z amerykańską działaczką wydał sam minister nauki Jarosław Gowin. Czytamy w nim m.in. „Z niepokojem i smutkiem przyjąłem informację, że władze kilku polskich uniwersytetów wydały zakaz zorganizowania w swoich murach wykładu Pani Rebeki Kiessling – amerykańskiej prawniczki i działaczki ruchu pro-life. Misją uniwersytetu jest dążenie do prawdy. Droga zaś do niej to dialog, ścieranie się przeciwstawnych, racjonalnie uzasadnionych stanowisk, szacunek dla wolności myśli i pluralizmu. Z przykrością muszę stwierdzić, że decyzję władz wspomnianych uniwersytetów odbieram jako zaprzeczenie tych wartości. Konstytucyjna zasada autonomii uczelni służy poszerzaniu wolności badań naukowych oraz wolności słowa. Powinna być gwarancją dla szerokich swobód, a nie narzędziem do ich ograniczania” – stwierdził zasmucony minister nauki.

Minister w swojej argumentacji poszedł dalej: „W polskich uczelniach zdarzają się wykłady, konferencje czy pokazy artystyczne, które przekraczają najbardziej elementarne tabu zachodniej cywilizacji, a w istocie uderzają w ogólnoludzkie wartości. Niezależnie od tego, na jak ciężką próbę wystawia to moje poczucie smaku i zmysł prawdy, konsekwentnie wstrzymywałem się od interwencji – w duchu szacunku dla autonomii uczelni i wolności akademickiej. Trudno jednak, bym milczał, gdy zasadom tym sprzeniewierzają się – w mojej ocenie – ci, którzy powołani są do roli ich strażników. Jest to dla mnie tym bardziej nie do zaakceptowania, że w przypadku wykładu Pani Kiessling mamy do czynienia nie z prezentacją argumentów na rzecz któregoś ze stanowisk skrajnych, lecz z obroną najprostszej wartości: ludzkiego życia. Z poglądami Pani Kiessling można się zgadzać lub nie, lecz zabranianie ich artykułowania jest niczym innym jak cenzurą”.

Powróćmy do oświadczenia rektorów. Napisali w nim również: „Przypuszczamy, że Pan Premier nie znał okoliczności oraz motywów wizyty Pani Rebeki Kiessling w Polsce. Nie została ona zaproszona na nasze uczelnie przez organizacje studenckie i nie miała brać udziału w debatach o charakterze akademickim, podczas których doszłoby do wymiany różnorodnych argumentów. Pani Kiessling na swojej stronie internetowej otwarcie informuje, że odwiedza Polskę na zaproszenie Instytutu na rzecz Kultury Prawnej ‘Ordo Iuris’, po to aby swoimi wystąpieniami wesprzeć ten Instytut w dążeniach do wykreślenia z ustawy uchwalonej w 1993 roku możliwości legalnego przerwania ciąży w przypadku, gdy jest ona wynikiem gwałtu”. Na zakończenie rektorzy uznali za „nieuzasadniony” i „publicystyczny” osąd słowa ministra o wydarzeniach organizowanych na uczelniach, które „przekraczają najbardziej elementarne tabu zachodniej cywilizacji, a w istocie uderzają w ogólnoludzkie wartości”. Rektor UW prof. Marcin Pałys zasugerował również organizatorom, że spotkanie mogłoby się odbyć w sobotę, gdyby zmieniono jego formułę. Zaproponował debatę. Najwyraźniej jednak pomysł nie przydał Ordo Iuris do gustu. Po pierwszej odmowie środowisk akademickich, przedstawiciele fundacji ponownie poprosili władze UW o zorganizowanie… wykładu z możliwością zadawania pytań. „Ta propozycja spotkała się także z odmową UW” – czytamy na ich facebookowym profilu. Nic dziwnego. Uniwersytet nie powinien być miejscem politycznej agitacji.

Co na to studenci? Protestowali, żądając odwołania spotkań z Rebeką Kiessling. Ordo Iuris protestujących w Krakowie straszył… pozwami i horrendalnymi odszkodowaniami. Nic dziwnego, że reakcja rektorów bardzo studentów ucieszyła. „Jesteśmy zwolennikami naukowej debaty i wolności do wyrażania naukowo argumentowanych poglądów. Jednak podkreślamy, że Uniwersytet nie jest miejscem politycznej agitacji. Jego misją jest stworzenie przestrzeni do ścierania się racjonalnie uzasadnionych stanowisk, tj. takich, które są oparte na faktach i badaniach, a nie tylko i wyłącznie na przekonaniach ideologicznych” – czytamy na Facebooku inicjatywy Uniwersytet Zaangażowany. – „Jesteśmy dumni, że nasz Uniwersytet dołączył do zaszczytnego grona uczelni, które nie bały się powiedzieć ‘NIE’ w odpowiednim momencie” – kończą studenci.

Wracając do samej Kiessling, Amerykanka twierdzi, że sama jest dzieckiem poczętym w wyniku gwałtu. Została adoptowana przez żydowską rodzinę. Swoją biologiczną matkę poznała w wieku 19 lat. Wtedy miała się dowiedzieć, że jej biologicznym ojcem jest seryjny gwałciciel. To wyznanie – jak opowiada na licznych spotkaniach Rebeka Kiessling – odmieniło jej życie. Została chrześcijanką i antyaborcyjną działaczką.

mpm

Źródło: wyborcza.pl, onet.pl

koduj24.pl

„Zastanawiałem się, jak św. Józef wychował Jezusa”. Kuriozalne wystąpienie ojca prezydenta Dudy

japan, 17.03.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,114883,21510404,video.html?embed=0&autoplay=1
– Chłopcy powinni być zmuszani do odprawiania pierwszych piątków. Bo nie ma lepszego kursu na chłopca niż częsta spowiedź – przekonywał na spotkaniu z mężczyznami Jan Tadeusz Duda – ojciec prezydenta RP.

Jan Tadeusz Duda 15 marca był gościem specjalnym spotkania Mężczyzn św. Józefa. To „sieć mężczyzn, którzy pragną w swoim życiu duchowym czegoś więcej”. Ojciec prezydenta podczas zgromadzenia w Krakowie wygłosił prawie 100-minutową prelekcję ph. „Kształtowanie mężczyzny”, wpisującą się w temat przewodni mityngu. Zaczął od pochwalenia idei takich spotkań, których celem jest odbudowa etosu mężczyzny, który zdaniem ojca prezydenta – został zdegradowany. – Ja jestem wykładowcą i obserwuję, jak do swoich obowiązków podchodzą panowie, a jak panie. I muszę z przykrością stwierdzić, że panowie są chyba do tyłu. To jest po prostu jakiś kryzys męskości, mężczyzny. Zresztą chyba panowie o tym wiecie, bo się tu spotykacie – mówił na spotkaniu Jan Tadeusz Duda.

Przekonywał zebranych, że każde dziecko jest indywidualnością, ale na rodzicach spoczywa obowiązek wyboru tego, co wartościowe. Wymienił także szkołę, Kościół i podwórko, jako czynniki kształtujące młodego człowieka. Od tego momentu spotkania motyw wiary i religii powtarzał bardzo często. – Uważam, że wiara jest wartością nadrzędną, bo wiara spaja wszystkie wartości w jeden system. Bez wiary, wyznawanie wartości staje się kaprysem – głosił. Po czym przeszedł do przykładów i opowiedział, czym kierował się podczas wychowania swojej trójki dzieci, m.in. Andrzeja, dziś prezydenta RP.

– Kiedy zaczynałem być ojcem, to zastanawiałem się, jak św. Józef wychował Pana Jezusa. To był dla mnie taki szczególny wzorzec. Teraz św. Józef jest dla mnie także szczególnym patronem, bo to patron dzieci adoptowanych [jedno z dzieci Dudów jest adoptowane – przyp. red.). I ja się już wtedy zastanawiałem, jak św. Józef to zrobił, że wychował człowieka tej klasy – mówił

Potem prof. Jan Tadeusz Duda, na co dzień wykładowca na Wydziale Informatyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, zaczął naukowo analizować różnice między mężczyznami i kobietami. Nie zabrakło seksistowskich uwag.

– Chłopcy lubią się bawić rzeczami twardymi, które trzeba poskładać albo rozebrać, a dziewczynki lubią się bawić rzeczami miękkimi, które trzeba przytulić. I to jest tak oczywista różnica. Mężczyzna w ogóle ewolucyjnie został tak ukształtowany, żeby zajmował się sprawami strategicznymi. Ponadto mężczyźni dużo racjonalniej myślą – i to nie jest dyskryminujące – tak jest po prostu – przekonywał zebranych.

W kolejnych słowach Duda jeszcze mocniej nakreślał swoje poglądy na temat funkcji kobiety i mężczyzny w dzisiejszym społeczeństwie. – W małżeństwie mężczyzna pracuje, bo musi, bo on odpowiada za stronę materialną. Natomiast kobieta pracuje dlatego, żeby się lepiej czuć. Ona ma prawo do pracy, a my mamy obowiązek. I taka postawa powinna być kształtowana u chłopców.

Wypełniona po brzegi mężczyznami sala w skupieniu słuchała także opowieści o dorastaniu obecnego prezydenta RP – Andrzeja Dudy. – Jak Andrzej chodził do drugiej klasy, myśmy się przenieśli z miasteczka akademickiego na Biały Prądnik. On został w szkole przy AGH. I w pewnym momencie nie byłem w stanie go odwozić – powiedziałem musisz jeździć autobusem, trudno, dwie przesiadki. Ale pamiętaj – odpowiadasz za siebie. Ja nie będę cię kontrolował, ale co jakiś czas sprawdzę. I jak sprawdzę, a nie wyjdzie, to będzie bardzo trudno. Taką miałem szkołę – opowiadał ojciec prezydenta.

Zgromadzonym wskazał, że cech prawdziwego mężczyzny winni szukać w… westernach. – Prawdziwy facet jest sprawny, uczciwy, sprawiedliwy i odważny. I jeszcze nie jest drobiazgowy – wymieniał Duda. Prelekcję „Kształtowanie mężczyzny” uzupełnił kościelną anegdotą:

– Kiedyś bardzo ważna osoba – biskup opowiedział mi, jak siostrzeniec troszkę chory był i grymasił, kaprysił i dokuczał wszystkim, więc on go tak – pach – w rękę uderzył. A ten mówi: tylko mama może bić Adasia. Dziecko czuje kto za nie odpowiada i ten ktoś ma dużo większe uprawnienia również ze stosowania sankcji. Jeżeli chcemy utrzymać autorytet, dziecko musi czuć, kto za niego odpowiada.

Na koniec Jan Tadeusz Duda opowiadał zebranym, że nie wolno przed dzieckiem idealizować małżeństwa. – Miałem takiego kolegę, który rok może był w małżeństwie, nie wytrzymał. Bo się okazało, że on sobie to tak wyidealizował rodzinę, że potem nie był w stanie tolerować tego, że żonie nie chce się ugotować obiadu – głosił. W kolejnych stwierdzeniach szedł jeszcze dalej. – Nie możemy tworzyć utopii, musimy dzieciom przedstawiać twarde realia. I wtedy nie będzie zaskoczeniem, że okazuje się, że ksiądz zachowuje się niewłaściwie. No nie będzie zaskoczeniem dla dziecka. Bo on wie, że takie jest życie. Ksiądz też nie jest święty, bo byśmy mieli cały kalendarz przepełniony świętymi, gdyby każdy ksiądz był święty, a tak jakoś nie ma. Każdy jest grzeszny.

Zebranie zakończyło kilka pytań. Jan Duda poradził mężczyznom, jak dobrze wychować synów: – Chłopcy powinni być zmuszani do odprawiania pierwszych piątków. Bo nie ma lepszego kursu na chłopca niż częsta spowiedź. Taka jest prawda. On musi tam wyznać tam swoje winy dziecięce. To jest dobry sposób – trzymać kurs przez spowiedź. Dobrą szkołą dla chłopców jest też ministrantura. To jest szkoła życia. Ona daje kilka rzeczy: porządne środowisko, kontakt stały z praktykami religijnymi i obycie z kuchnią Kościoła. Radzę pchać dzieci na ministrantów.

 

gazeta.pl

http://www.rp.pl/Sluzby-mundurowe/170318947-Magierowski-Wszystkie-nominacje-w-armii-sa-uzgadniane-z-prezydentem.html#ap-1

 

Stanowisko rektorów UW i UJ | Uniwersytet Warszawski

Towarzystwo Dziennikarskie

List do dziennikarzy i opinii publicznej Niemiec. „Budowana od lat przyjaźń polsko-niemiecka jest dziś zagrożona przez falę kłamliwej propagandy”

17 marca 2017

Okładka 'Gazety Polskiej Codziennie' ze stycznia 2016

Okładka ‚Gazety Polskiej Codziennie’ ze stycznia 2016

Drodzy Przyjaciele, budowane od lat partnerstwo i przyjaźń polsko-niemiecka są dziś zagrożone przez falę kłamliwej i agresywnej propagandy antyniemieckiej, zainicjowanej przez polskie władze i przywodzącej na myśl komunistyczną propagandę lat 60.

Na pierwszych stronach prorządowych polskich mediów widzimy obraźliwe fotomontaże przedstawiające niemieckich przywódców i liderów Unii Europejskiej w mundurach Wehrmachtu w scenerii z czasów II wojny światowej. Z ust najważniejszych polityków polskiego obozu rządowego padają wobec Niemiec, państwa sojuszniczego i przyjaznego Polsce, oskarżenia o dominację i narzucanie swej woli Europie.

Rzeczniczka partii rządzącej w głównym wydaniu „Wiadomości” państwowej telewizji zarzuca państwu niemieckiemu ingerowanie w wewnętrzne sprawy Polski i pyta: „Czy jesteśmy wolnym krajem, czy kolonią niemiecką?”. Zapowiada zmianę prawa, która miałaby wyrugować niemieckich wydawców z polskiego rynku prasowego. Posuwa się nawet do pogróżek pod adresem prezesa koncernu prasowego Ringier Axel Springer, strasząc go prokuraturą.

Drodzy niemieccy Przyjaciele,

wiemy, jak bolesne i krzywdzące są wszystkie te kłamstwa i oszczerstwa padające pod Waszym adresem. Zapewniamy, że są one tak samo bolesne dla nas, obrońców polskiego państwa prawa i polskiej demokracji.

Choć nie jesteśmy osobiście odpowiedzialni za tę nikczemną kampanię propagandową, której ofiarą padamy także my, kierujemy do Was słowa przeprosin i ubolewania.

My, sygnatariusze tego listu, jesteśmy dziennikarzami, publicystami i redaktorami mediów przywiązanych do idei demokracji i państwa prawa. Podziwiamy społeczeństwo i państwo niemieckie za respektowanie standardów demokratycznych i moralnych i za solidarność z prześladowanymi.

Jesteśmy przekonani, że większość polskiej opinii publicznej okaże się odporna na szerzoną w złej wierze antyniemiecką propagandę i że będzie to tylko bolesny i wstydliwy epizod w historii przyjaznych stosunków polsko-niemieckich.

Towarzystwo Dziennikarskie

Zobacz: PiS zamierza Polskę z Unii wyprowadzić. Nie godzą się na to obywatele, Europejczycy i Polacy. Komentarz Jarosława Kurskiego

wyborcza.pl

Waszczykowski: Pan Bóg miał siedem dni, ja tylko trzy

Pan Bóg miał siedem dni, by stworzyć świat, a ja miałem trzy, by wypromować kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego – narzekał szef MSZ Witold Waszczykowski.

Waszczykowski stwierdził w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”, że  podczas głosowania w sprawie szefa Rady Europejskiej wobec dwóch kandydatów – dwóch Polaków – zastosowano „całkowicie odmienne procedury”.

Na zarzut, że Polska podczas głosowania na szefa RE poniosła porażkę 27:1, Waszczykowski odpowiedział: – Nie było żadnej porażki 27:1. Proszę zobaczyć jak wyglądało rzekome głosowanie. Zadano jedynie pytanie, kto jest przeciw.

– Zgłoszonego przez premier Szydło kandydata w ogóle nie dopuszczono do głosu – zauważa Waszczykowski.

Szef MSZ sprzeciwia się twierdzeniu, że w świetle sporu personalnego związanego z Donaldem Tuskiem, polskie propozycje reformy UE w ogóle nie zostały zauważone przez europejskie media. Zdaniem Waszczykowskiego nie jest to zgodne z prawdą, bo uwagi Warszawy rozpoczęły dyskusję, „tylko, niestety, część mediów nie chce tego dostrzec”.

Waszczykowski przyznaje, że nie udało się zastąpić Donalda Tuska lepsza kandydaturą, ale stało się tak dlatego, że Saryusz-Wolski dopiero w sobotę przed odbywającym się w czwartek głosowaniem zgodził się kandydować.

– Pan Bóg miał siedem dni, by stworzyć świat, a ja miałem trzy, by wypromować kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego. To mało, żeby zorganizować poparcie dla tego typu decyzji – mówił szef MSZ. Dodał też, że „takie sprawy” leżą nie w gestii ministrów, tylko premierów, a Polska właśnie ze względu na zbyt krótki czas na przedstawienie kandydatury Saryusza-Wolskiego starała się o przełożenie głosowania.

Minister Waszczykowski nie składa jednak broni. – Przegraliśmy etap, ale to długi wyścig. Do jego końca daleko – mówi.

Wywiad z ministrem Witoldem Waszczykowskim w „Dzienniku Zachodnim”

rp.pl

Jarosław Kaczyński: Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić długo

Mateusz Morawiecki sądząc, że PiS będzie rządzić do 2031 roku, jest defetystą – uważa prezes PiS Jarosław Kaczyński.

– Będziemy rządzić długo – zapewnia prezes PiS w drugiej części wywiadu udzielonego Onetowi. Reaguje tak na sugestię, że rząd PiS tworzy takie przepisy, które kolejna władza może wykorzystać przeciwko Prawu i Sprawiedliwości.

Prezes PiS stanowczo twierdzi, że w Polsce konieczna jest personalna i strukturalna przebudowa sądownictwa. Jak twierdzi, wie o tym, że wielu sędziów dokonuje nadużyć, a sądownictwo jest „zdegenerowane do dna i wymaga radykalnych zmian”.

Kaczyński zapewnia, że wprowadzenie do KRS sędziów popieranych przez PiS jest elementem, który „doprowadzi do zmiany w sądownictwie”.

„TK miał sypać piach w tryby rządu PiS”

Zmiany, które PiS przeprowadziło wobec trybunału Konstytucyjnego, były, według Kaczyńskiego, nie tylko prawem jego ugrupowania, ale wręcz obowiązkiem.  Prezes PiS tłumaczył, że działania poprzednich rządów miały doprowadzić do zmiany ustroju z „demokratycznego na trybunalski”.

– Po naszej wygranej TK miał sypać piach w tryby rządu, żeby nie udała nam się przebudowa kraju – mówił Kaczyński.

„Pseudoelity z antypaństwowym nastawieniem”

Kaczyński twierdzi, że zbudowanie „państwa prawdziwego” z „państwa teoretycznego” zabierze 8-12 lat. Zasadniczym, jego zdaniem, problemem, jest to, że „po upadku komunizmu państwo nie zostało zbudowane całkowicie od nowa”. A do tego było potrzebne odsuniecie od władzy ludzi starego systemu i zbudowanie nowej hierarchii społecznej.

Prezes PiS podkreślał, ze nie jest winą obecnie rządzących, iż państwo przez 20 lat się rozsypywało, a „pseudoelity tego nie rozumiały i się tym nie zajmowały”.

– To „państwo teoretyczne” zabezpieczono na wiele sposobów, poprzez regulacje prawne. A znoszenie tych przepisów powoduje duży opór i zarzuty, że łamiemy konstytucję. A nie da się demokracji i wolnego rynku zbudować na szkielecie państwa komunistycznego. Trzeba zbudować całkiem nowe państwo. I my to robimy – mówił Kaczyński.

„Zdecydowałem, że miesięcznice będą”

Kaczyński przyznał, że po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich główna organizatorka miesięcznic, Anita Czerwińska, zaproponowała, żeby z nich zrezygnować.

Decyzję o tym, by zwyczaj obchodzenia miesięcznic katastrofy smoleńskiej podtrzymać, podjął sam Jarosław Kaczyński.

– Skończymy dopiero, kiedy będą pomniki i kiedy będą konkluzje, przynajmniej wstępne, dotyczące śledztw smoleńskich – mówi.

Przyznaje też, że już w 2010 roku „wydał zalecenie”, aby na miesięcznicach pojawiali się wyłącznie ci politycy, którzy byli zaprzyjaźnieni z jego bratem. Chciał bowiem, by uroczystość miała charakter „rodzinny”. Teraz, jak twierdzi Kaczyński, jej charakter staje się polityczny ze względu na protesty opozycji.

„Pani Gersdorf nie ma prawa badać legalności wyboru pani Przyłębskiej”…

… A pani Przyłębska ma prawo badać wybór pani Gersdorf. Na tym polega ta zasadnicza różnica prawna – tak Kaczyński podsumował złożenie przez grupę posłów PiS wniosku o zbadanie legalności wyboru I prezes Sądu Najwyższego.

Jego zdaniem, Gersdorf „idzie drogą” byłego prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego. – Zresztą ich dobre relacje są powszechnie znane – mówi prezes PiS.

„Różnie oceniam ministrów”

Kaczyński nie jest przekonany co do rekonstrukcji rządu przed wyborami samorządowymi. Uważa, że krytykowani wcześniej ministrowie rządu Beaty Szydło, określani jako „tabor maruderów”, podciągnęli się.

– Tabory się podciągnęły, ale inni zostali z tyłu. Zostawię dla siebie ocenę którzy… – mówił.

Ze szczególnym uznaniem Kaczyński wypowiadał się o ministrze Mateuszu Morawieckim:  – Cieszę się, że w młodszym od mojego pokoleniu są tacy ludzie, bardzo kompetentni i jednocześnie patriotyczni.

Całość wywiadu w Onet.pl

rp.pl

Prof. Zoll: Wyrok Trybunału jest nieważny

Prezydent nie powinien podpisywać ustawy o zgromadzeniach, bo czwartkowy wyrok Trybunału jest nieważny, dlatego że skład był niewłaściwy. W tym składzie zasiadały 3 osoby, które nie są sędziami TK – mówi nam były prezes TK, konstytucjonalista, prof. Andrzej Zoll. Pytamy też o rozproszoną kontrolę konstytucyjną, którą już zapowiadają niektórzy sędziowie.

Justyna Koć: Komentarze po czwartkowym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego są na ogół jasne: wyrok jest nieważny i może być kwestionowany. Dlaczego?

prof. Andrzej Zoll: Dlatego że skład był niewłaściwy. W tym składzie zasiadały 3 osoby, które nie są sędziami TK, co zostało stwierdzone w sposób definitywny w wyroku Trybunału z 3 grudnia 2015 roku. Wyrok został opublikowany i wyraźnie było w nim stwierdzone, że te osoby zostały wybrane na miejsca już zajęte. Wobec tego ten wybór był obciąży bardzo poważną wadą i był nieważny. Te osoby nie mogły zasiadać w składzie Trybunału podczas rozpatrywania tej sprawy, a zasiadały, zaś 4 osoby, które powinny, nie mogły. Zostały bezpodstawnie wyłączone. Trzech sędziów, co do których już w styczniu minister Ziobro wystąpił z wnioskiem o zbadanie, czy ich wybór w 2010 roku był zgodny z konstytucją. Zaznaczam, że Trybunał nie jest w ogóle właściwy do rozpoznania tego typu wniosków, a po drugie, stan faktyczny wskazuje na to, że wniosek został złożony niezupełnie w dobrej wierze. Ze stenogramów wynika, że zarzut, który stawia prokurator generalny, nie ma podstaw w stanie faktycznym.

W tym składzie zasiadały 3 osoby, które nie są sędziami TK, co zostało stwierdzone w sposób definitywny w wyroku Trybunału z 3 grudnia 2015 roku. Wyrok został opublikowany i wyraźnie było w nim stwierdzone, że te osoby zostały wybrane na miejsca już zajęte. Wobec tego ten wybór był obciąży bardzo poważną wadą i był nieważny.

Niedopuszczony został również wiceprzewodniczący Trybunału, sędzia Stanisław Biernat, który jest na jakimś dziwnym przymusowym urlopie. Pamiętam, że gdy byłem sędzią Trybunału Konstytucyjnego i miałem wykłady za granicą, to przyjeżdżałem na posiedzenia Trybunału, nie korzystałem z urlopu.

Panie profesorze, jakie to rodzi konsekwencje?

Prezydent nie powinien podpisywać ustawy, nie dostał odpowiedzi na postawione przez siebie wątpliwości od organu, który do tego był uprawniony. Uprawniony do udzielenia odpowiedzi prezydentowi jest pełny skład Trybunału, oczywiście ten skład, czyli osoby, które są sędziami. W tym przypadku to nie miało miejsca, więc twierdzę, że nie było wyroku.

Druga spraw – patrząc na to już od strony czysto merytorycznej, odpowiedź dana prezydentowi jest niekompletna. Rację miał sędzia Pszczółkowski, który w zdaniu odrębnym powiedział, że szczególnie jeżeli chodzi o kontrolę prewencyjną, a z taką mieliśmy do czynienia, nie można umorzyć postępowania w oparciu o to, że wniosek, zdaniem większości, był źle skonstruowany. Prezydent musi otrzymać odpowiedź na postawione przez siebie wątpliwości.

Prezydent nie powinien podpisywać ustawy, nie dostał odpowiedzi na postawione przez siebie wątpliwości od organu, który do tego był uprawniony.

Po trzecie, tam, gdzie uznano, że nie ma naruszenia konstytucji – ja absolutnie się z takim stanowiskiem nie zgadzam. Uważam, że te 3 zdania odrębne, które zostały wyrażone przez sędziego Kieresa, panią sędzię Pyziak-Szafnicką i panią sędzię Wronkowską-Jaśkiewicz, są w pełni uzasadnione.

To, co dzieje się w TK, zaczyna przypominać cyrk i może nawet byłoby śmieszne, gdyby nie było tak straszne. M.in. sędzia Waldemar Żurek mówi wprost, że dla niego to orzeczenie jest nieistniejące i że on będzie stosować w tym przypadku wprost konstytucję. Zaczynamy mieć w praktyce rozproszoną kontrolę konstytucyjną?

Zgadza się, taki był zresztą kierunek ustaleń spotkania sędziów i środowisk prawniczych w Katowicach. Ja również byłem tam obecny. W takim kierunku szło rozumowanie, że ponieważ sparaliżowany jest działalnością polityczną Trybunał Konstytucyjny, to konieczność ochrony leży po stronie sądu. Chcę podkreślić, że sparaliżowanie Trybunału spowodowało, że wolności i prawa obywateli nie są chronione. Tu mamy przykład tego, chodzi o wolność zgromadzeń, jedno z podstawowych praw obywatelskich, i to prawo nie dostało rzeczywistej ochrony. Tę ochronę muszą przejąć sądy. Daje temu podstawę konstytucja, artykuł 8 konstytucji w ustępie 2 mówi, że konstytucję stosuje się bezpośrednio, chyba że sama konstytucja mówi inaczej.

Sparaliżowanie Trybunału spowodowało, że wolności i prawa obywateli nie są chronione.

Konstytucja mówi, że sąd podlega konstytucji ustawą, ale jeżeli sędzia dojdzie do wniosku, że ustawa jest sprzeczna z konstytucją, może stosować ją, przechodząc do porządku dziennego nad ustawą. Oczywiście to niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo chaosu, bo może być wiele interpretacji konstytucji przez sądy. Tym większa teraz rola Sądu Najwyższego, który powinien doprowadzić do ujednolicenia orzecznictwa w tym zakresie.

Prezydent już powiedział, że podpisze ustawę, chociaż ma wątpliwości. Czy prezydent mógłby w ogóle nie podpisać ustawy w tej sytuacji?

Moim zdaniem, mógłby jej nie podpisać, dlatego że to nie jest wyrok. Gdyby to był wyrok, to prezydent byłby zobowiązany do podpisania. Może oczywiście podpisać tylko na tej zasadzie, jakby w ogóle nie występował do TK, jakby zrezygnował z tej kontroli. Tak to należy rozumieć, że prezydent zrezygnował z kontroli konstytucyjnej.

Może nie podpisywać ze względu na sędziów dublerów, którzy wydali wyrok, co w konsekwencji powoduje, że wyrok jest nieważny?

Tak, jednak wówczas sam prezydent przyznałby się do pewnego naruszenia konstytucji, którego sam dokonał, przyjmując ślubowanie od tych osób, czyli sędziów dublerów, jak się mówi o nich w mediach.

wiadomo.co

Kaczyński zaczyna walkę o samorządy. Pomóc w wygranej ma młodzież

Agata Kondzińska, 18 marca 2017

Konwencja PiS. Jarosław Kaczyński

Konwencja PiS. Jarosław Kaczyński (MARCIN ONUFRYJUK)

Prezes Kaczyński dopieszcza młodych posłów PiS i buduje specjalne zespoły samorządowe, które mają przygotować partię do wyborów. Kręcą na to nosem wypróbowani działacze w terenie.

9 marca. Siedziba PiS przy Nowogrodzkiej. Wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński podaje granatową teczkę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ten podchodzi z nią do sejmowego debiutanta Łukasza Schreibera. Godzinę później na Facebooku poseł PiS z dumą pisze: „Będę odpowiadał za wybory w kujawsko-pomorskim”.

Takich teczek w to popołudnie Kaczyński wręczył 17. W każdej było „zarządzenie prezesa PiS w sprawie powołania przewodniczącego zespołu samorządowego”. Różna jest tylko nazwa województwa. – Kaczyński celowo zrobił to z taką pompą, żeby dopieścić sejmowych debiutantów, pokazać, że stoi za nimi centrala, że mają w niej wsparcie. W regionach poczują się przez to silniejsi i nie będą się bali rywalizacji – ocenia jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości. I dodaje: – W terenie zaiskrzy.

Dziś PiS ma dziesięciu prezydentów, którzy albo należą do partii, albo dwa lata temu startowali z poparciem PiS. Ale żadne z miast, w których rządzą, nie ma nawet 100 tys. mieszkańców. Po następnych wyborach ma się to zmienić.

Dlatego w każdym województwie (i w Warszawie) centrala partii wyznaczyła przewodniczącego zespołu samorządowego. Zostali nimi posłowie po raz pierwszy wybrani do Sejmu. Poseł PiS Jarosław Szlachetka jest przewodniczącym zespołu w województwie małopolskim i tak opisuje jego zadania: – Chodzi o stworzenie programu samorządowego oraz list potencjalnych kandydatów na kandydatów do sejmików, wójtów, burmistrzów, prezydentów miast. Nowa struktura pozwoli uporządkować współpracę w wyborach na terenie regionu i koordynację kampanii wyborczej.

Rozpisuje plan działań: – W następnym tygodniu zostaną powołani koordynatorzy okręgowi. A potem – zespoły obwodowe w każdym województwie. Obwód będzie odpowiadał okręgowi w wyborach na radnych sejmików województw. Do zespołu wejdą: radni sejmików oraz szefowie powiatów.

Kto zatem przygotuje listy wyborcze? – Struktura, która mi podlega. Na pewno listy będziemy konsultować wspólnie z zarządami okręgowymi PiS, żadnej konkurencji tu nie będzie – zapewnia Szlachetka.

W PiS już spekulują, że budowanie osobnych struktur obok zarządów wojewódzkich partii spowoduje wiele konfliktów. – Co jeśli zarząd nie zaakceptuje listy przygotowanej przez zespół? – pyta jeden z posłów. I sam odpowiada: – Zaczną się wycieczki na Nowogrodzką, żeby przekonać do swoich racji.

I wspomina powiedzenie Jarosława Kaczyńskiego, że są trzy rodzaje wrogów: „osobisty, śmiertelny i kolega z listy”.

Na Dolnym Śląsku przygotowaniami do wyborów samorządowych będzie zarządzał poseł PiS Przemysław Czarnecki. – Nie będzie żadnych konfliktów, z każdym staram się współpracować – zapewnia w rozmowie z „Wyborczą”. I on jest przekonany, że nie będzie napięć przy tworzeniu list wyborczych.

Według naszych informacji to przewodniczący zespołów dostali zadanie przygotowania raportów otwarcia. Mają sprawdzić, ilu dokładnie radnych ma partia w terenie, czy głosują oni zgodnie z linią PiS, czy płacą składki, czy są zaangażowanymi działaczami, czy tylko figurantami.

W PiS oglądają się też na Polskę Razem Jarosława Gowina. – Jest wicepremierem, ale nie popiera naszego pomysłu, by od wyborów samorządowych w 2018 r. obowiązywało ograniczenie kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. I wokół tego buduje już sojusze w samorządach – mówi poseł PiS.

W Gdańsku partia Gowina już podpisała deklarację o współpracy w ramach Koalicji dla Gdańska z politykami Kukiz’15, Partii Wolności i Republikanami. – Gowin szykuje sobie pole do negocjacji przed wyborami – mówi nasz rozmówca. I zaznacza, że w porozumieniu zjednoczonej prawicy zawartym w lipcu 2014 r. między PiS, Solidarną Polską i Polską Razem nie ma zapisów dotyczących wyborów samorządowych.

Samorządowcy się jednoczą

Ponad 1,6 tys. samorządowców przyjechało w czwartek do Warszawy na powołane przez siedem organizacji (m.in. Związek Miast Polskich, Unię Metropolitalną i Związek Gmin Wiejskich RP) forum. Temat: sprzeciw wobec zapowiadanych przez PiS zmian w ordynacji wyborczej.

Przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP Marek Olszewski podkreślał, że to największe od lat spotkanie łączące samorządowców zarówno z metropolii, jak i z małych miejscowości. Do stolicy zjechali m.in. prezydenci Białegostoku, Gdańska, Gliwic, Wrocławia, a także marszałkowie województw, liczni burmistrzowie i wójtowie.

Uczestnicy forum powołali komitet protestacyjny. Planują demonstrację w Warszawie (termin jeszcze nieznany) i przyjęcie wspólnej uchwały w obronie samorządności przez wszystkie rady i sejmiki. Ma ona zostać przegłosowana w całym kraju 27 maja (w Dzień Samorządności).

Protest wzmocni kampania informacyjna na temat zagrożeń dla samorządności. Z budżetów samorządów mają być opłacane spoty telewizyjne.

Samorządowcy chcą też wesprzeć protest nauczycieli i rodziców dotyczący reformy oświaty.

wyborcza.pl

Bartosz T. Wieliński

Nu, Paliak, nu pagadi. Co wolno Waszczykowskiemu bez Unii

17 marca 2017

Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski

Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Czesi odwołali szczyt Międzymorza. Na Łotwie okazało się, że coś jest nie tak z prawem własności gmachu ambasady. Trump ćwierknął coś o Kościuszce, ale na zaproszenie nie odpowiedział. Orbán tłumaczył, że nie ma czasu na rozmowy, bo zaraz przyjmuje euro. Na szczęście Ławrow odebrał.

Skórzany fotel w saloniku dla VIP-ów na 20. piętrze socrealistycznego drapacza chmur przy placu Smoleńskim 32/34 w Moskwie był tak miękki, że nie chciało się z niego wstawać. Ale Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej, coraz bardziej się w nim wiercił. Siedział już dobre trzy godziny. I nic.

Formalnie salonik, w istocie poczekalnia. Czekało się na sucho, stół zaściełały jedynie magazyny na kredowym papierze, o sukcesach i o rosyjskiej potędze.

Gospodarz, stojący 16. rok na czele rosyjskiej dyplomacji Sergiej Ławrow, sięgnął po najprostszy sposób zmiękczenia partnera. Gdy Polakowi znudziły się lakierowane czasopisma, wymownie spojrzał na przydzielonego polskiej delegacji młodego dyplomatę. Ten z lekkim uśmiechem odpowiedział: „Jeszczio niet”.

Był marzec 2020 r. Po trzech miesiącach od formalnego wystąpienia Polski z Unii Europejskiej euforia w narodowo-konserwatywnym obozie rządzącym zaczynała się kończyć. Tak, Polexit był politycznym majstersztykiem i zarazem blitzkriegiem. W styczniu 2018 roku Komisja Europejska postanowiła ukarać Warszawę za naruszanie niezależności sądownictwa oraz mediów. Fundusze strukturalne zostały zamrożone, a rząd PiS z miejsca ogłosił, że z takiej Unii zamierza się wypisać. Scenariusz napisano rok wcześniej, tuż po wyborze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej: przejęcie mediów należących do zagranicznych koncernów, rozkręcenie antyunijnej propagandowej ofensywy i w końcu referendum.

Ministerstwo Środowiska wydało zgodę na budowę odcinka autostrady do Moskwy. Pobiegnie przez Dolinę Rospudy. Natura 2020 bez Unii

Plan wcielono życie bez żadnych zgrzytów. Ustawę repolonizacyjną przez Sejm i Senat przepchnięto w ciągu czterech dni, prezydent Duda nie musiał nawet wracać z nart, żeby ją podpisać. Kurier w eskorcie dwóch oficerów BOR zawiózł mu dokumenty do Wisły. Wiosną na mocy ustawy w redakcjach byli już nowi naczelni i nowi dziennikarze. Zła Unia straszyła ze wszystkich czołówek i pasków wiadomości. W czerwcowym referendum połączonym z przyspieszonymi wyborami za Polexitem głosowało 50,3 proc. uprawnionych. Negocjacje rozwodowe z Brukselą poszły szybko. Polacy nie Brytyjczycy, nikt nie czuł sentymentu. „Dziennik Telewizyjny” dzień wyjścia z Unii 1 stycznia 2020 r. porównał do odzyskania niepodległości w roku 1918.

Waszczykowski od tego czasu bardzo się nudził. Skończyły się plotki o jego odwołaniu, ale skończyły się też wyjazdy do Brukseli. A telefony milczały. Niemiecki minister był w międzyczasie w Kijowie i w Moskwie. Nawet nie zadzwonił podzielić się wrażeniami, co wcześniej było normą. Chłód wiejący od czasów afery widelcowej z Francji był jeszcze bardziej mroźny. Premier Wielkiej Brytanii zapowiadała, że wesprze Polaków w trudnych chwilach po rozwodzie. Wizytę jednak w ostatniej chwili odwołano. Tak jak szczyt Międzymorza w Warszawie, który prezydent Duda organizował od roku. Bułgarski wiceminister podczas audiencji zrugał polskiego ambasadora; kilka lat wcześniej taka impertynencja Sofii była nie do pomyślenia. Na Łotwie okazało się, że kwestie własności gmachu polskiej ambasady są niejasne i najprawdopodobniej dyplomaci będą musieli się wyprowadzić. A Budapeszt tłumaczył, że nie ma czasu na rozmowy i wizyty, bo 1 czerwca będzie przyjmował euro i musi dopiąć największy sukces Orbána na ostatni guzik.

Międzymorze – Polska od morza do morza. Utopia, do której wracają politycy PiS

Nawet Amerykanie, choć w Polsce ciągle trzymali tysiąc żołnierzy, nabrali dystansu. Prezydent Trump puścił wprawdzie parę tweetów o polskiej odwadze i umiłowaniu wolności, przywołał nawet czyny Kościuszki i Pułaskiego. Ale do Warszawy nie przyjechał, a Andrzej Duda nie obejrzał Gabinetu Owalnego od środka.

W MSZ, podobnie jak w innych resortach, euforia po Polexicie mijała.

Waszczykowski postanowił, że trzeba poszukać przyjaciół na Wschodzie. Dostał zielone światło z Nowogrodzkiej i zaczął za pośrednictwem ludzi z otoczenia Aleksandra Łukaszenki, prezydenta Białorusi, nazwanego przez polityków PiS „ciepłym człowiekiem”, sondować Rosjan. Minister był zdeterminowany. Zamierzał osiągnąć sukces, który można by sprzedać propagandowo: skłonić Rosjan, by znieśli embargo na polskie jabłka, a przy okazji przybliżyć zwrot wraku prezydenckiego tupolewa.

Przygotowania do wizyty szły jak po maśle. Ludzie Ławrowa przez białoruskiego szefa dyplomacji Uładzimira Makieja, a potem bezpośrednio sygnalizowali szczerą chęć do rozmów. Do Moskwy Waszczykowski zabrał tabun dziennikarzy. Konferencję prasową zaplanowano na 17 czasu polskiego, tak by na placu Powstańców zdążyli jak najstaranniej przygotować główny materiał dla „Dziennika Telewizyjnego”. Przekaz miał być jasny: Polska bez Unii radzi sobie lepiej.

Ale Ławrow kazał na siebie czekać. Konferencja się nie odbyła. Korespondent TVP ratował się, nadając relację, że rozmowy ministrów się przedłużają i że to dobry znak.

Rosjanin po ponad czterech godzinach wylewnie przepraszał Waszczykowskiego i tłumaczył, że prezydent Putin nagle wezwał go na Kreml. – Pan każe, sługa musi. Sam pan wie, jak to jest – zażartował. Ale na tym żarty się skończyły. O zniesieniu embarga na jabłka w ogóle nie było mowy. Minister powiedział to na samym początku. A potem oznajmił, że wobec wyjścia Polski z Unii Rosja dokonała przeglądu polityki wobec Warszawy. I postanowiła ją zaostrzyć.

Ławrow wyliczał, że po Rosji nie będą mogły już kursować polskie ciężarówki, częstotliwość lotów polskich przewoźników zostanie ograniczona, za przelot nad Rosją polskie linie będą musiały płacić dwa razy więcej niż te z krajów Unii. Cieśnina Piławska w obwodzie kaliningradzkim, jedyne wyjście z Zalewu Wiślanego na Bałtyk, zostanie zamknięta.

Ławrow mówił dalej, ale Waszczykowski już nie słuchał. Zastanawiał się, do którego z szefów unijnej dyplomacji zadzwonić najpierw. 27 krajów, Komisja Europejska, europarlament staną za nami murem.

I wtedy dotarło do niego, że Warszawa jest sama.

– Dlaczego nam to robicie? – zapytał Ławrowa.

– Bo możemy – odpowiedział Rosjanin.

W drodze powrotnej na lotnisko Szeremietiewo Waszczykowski odebrał informację o ataku hakerów, prawdopodobnie rosyjskich, na polskie systemy internetowe. Padły serwery giełdy, kilku banków, informatycy w Sejmie biegali od pokoju do pokoju i wyrywali z komputerów kable sieciowe, by odciąć intruzów od poufnych danych.

W samolocie Waszczykowski się pocieszał, że z Warszawy zadzwoni do Makieja. Białorusini przechodzili z Rosjanami już nie takie jazdy. Makiej, choć za ZSRR służył w GRU, to swój chłop, może coś poradzi.

wyborcza.pl

 

Ta scena przejdzie do historii stosunków Europy i Ameryki. Chemii między Donaldem Trumpem i Angelą Merkel nie było

Bartosz T. Wieliński, 17 marca 2017

Evan Vucci (AP Photo/Evan Vucci)

Donald Trump podczas spotkania z Angelą Merkel zapewniał, że popiera NATO i że nie jest izolacjonistą. A Merkel – jak mówią Niemcy – „pokazała kanty”.

Ta scena przejdzie do historii stosunków Europy i Ameryki. Angela Merkel i Donald Trump przed swoją pierwszą rozmową w cztery oczy siedzieli na fotelach w Gabinecie Owalnym, przed nimi uwijali się fotoreporterzy, domagając się od przywódców, by podali sobie ręce. Merkel się uśmiechała, Trump nachylony do przodu miał kamienną twarz. Kamery zarejestrowały, jak kanclerz pyta go: „Czy chcesz handshake’a?”. Trump na pytanie nie odpowiedział. Z marsową miną patrzył przed siebie. Skoro w dyplomacji wszystkie gesty są ważne, to ten o rozmowach powiedział wiele.

No handshake from Trump but a „friendly welcome” for Angela Merkel at the traditional Oval Office photo op http://dw.com/p/2ZRfO 

Już podczas konferencji prasowej było widać, że urok Merkel na Trumpa nie działa. A przecież 11 lat temu w tym samym miejscu bez problemu udobruchała George’a W. Busha. Ówczesny prezydent miał Niemcom za złe, że w 2003 r. wraz z Francją i Rosją próbowali uniemożliwić mu inwazję na Irak. Merkel polubił tak bardzo, że pół roku później podczas szczytu G8 w Petersburgu próbował rozmasować Merkel kark. Podczas wspólnej konferencji prasowej Trumpa i Merkel było widać, że polityków zbyt dużo dzieli, by mówić o chemii. Ale może o to chodziło?

Merkel miała polecieć do Waszyngtonu już w poniedziałek. Atak zimy spowodował jednak paraliż amerykańskiej stolicy i zamknięcie lotnisk. Trump osobiście dzwonił do kanclerz, radząc przesunięcie wizyty na piątek.

Kamienna twarz kanclerz

– Zawsze lepiej rozmawiać ze sobą niż o sobie – Merkel rzuciła na początku spotkania jeden ze swoich ulubionych sloganów. Wcześniej wraz z Trumpem spotkała się z przedstawicielami niemieckiego i amerykańskiego biznesu. Niemcy przekonywali Amerykanów do swojego modelu edukacji zawodowej, w której uczniowie oprócz nauki teorii w szkole terminują w przedsiębiorstwach. Trump na konferencji prasowej wyrażał się o tym modelu z uznaniem, a nawet zasugerował, że można by go wprowadzić w USA. Zapewnił też gościa z Niemiec, że popiera NATO. Chce jedynie, by członkowie Sojuszu byli uczciwi wobec Ameryki i płacili na obronę tyle, ile trzeba, czyli 2 proc. swojego PKB. To samo miesiąc temu w Brukseli i Monachium powtarzali wysłannicy amerykańskiego przywódcy. Trump chwalił też rolę, jaką Merkel i prezydent Francji François Hollande odegrali wobec kryzysu na Ukrainie. Merkel oświadczyła, że za te słowa jest Trumpowi wdzięczna.

Ale gdy Trump, mówiąc o rzekomym podsłuchiwaniu go przez administrację Obamy (do tej pory nie przedstawiono na to żadnych dowodów), dodał, że bycie na amerykańskim podsłuchu jest tym, co go z Merkel łączy, niemiecka kanclerz wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Fakt, w 2013 r. wyszło na jaw, że amerykański wywiad trzymał na podsłuchu jej komórkę, a ona wściekła dzwoniła do Obamy, żądając zaprzestania inwigilacji. Ale z Obamą łączyła ją przyjaźń. Podczas ostatniej wizyty w Berlinie w listopadzie 2016 r. ustępujący prezydent namaścił ją na przywódczynię wolnego świata.

Trump tymczasem mówiąc o spuściźnie po Obamie, użył słowa „katastrofa”. A dziennikarce niemieckiej agencji DPA zarzucił, że szerzy „fake-news”. Nie spodobała mu się bowiem jej sugestia, że dąży do izolacjonizmu. – Jestem handlowcem, jestem zwolennikiem uczciwego handlu – zapewniał, dodając, że Ameryka traciła na umowach handlowych i to się musi skończyć. Zapewniał jednak, że na tym skorzysta cały świat. Merkel obserwowała tę wymianę zdań z kamienną twarzą

Trump i „ta kobieta”

Jeszcze w kampanii Trump mówił o niej per „ta kobieta”, twierdził, że jej polityka wobec uchodźców doprowadziła do katastrofy. Zarzuty stawiał jej jeszcze w styczniu 2017 r. tuż przed zaprzysiężeniem, obarczając odpowiedzialnością za zamach na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie. Fakt, że Merkel zdecydowała się nagiąć dyplomatyczne zasady i udać się na półtora dnia do Waszyngtonu, by spotkać się z nowym prezydentem i zjeść z nim obiad – Trump, to nowo mianowany przywódca, który jako pierwszy powinien odwiedzić Berlin – świadczy o jej determinacji, by stosunki z USA utrzymać na chociażby przyzwoitym poziomie. Przed jej wylotem z Berlina niemieckie media pisały, że ta wizyta może być najtrudniejszą misją w jej karierze.

Czy Merkel jednak jechała oczarować Trumpa, tak jak to zrobiła z Bushem juniorem? Z obecnym prezydentem łączy ją tylko to, że tak jak on późno zaczęła polityczną karierę. Trump lubi popisywać się swoim bogactwem i wszechmocą. Merkel to skromna ewangeliczka, co widać chociażby po jej ubiorze. Trump uwielbia, gdy celebrują go tłumy, często epatuje patriotyzmem. Merkel tłumów i wielkich słów unika.

Do tego politycy mają rozbieżne wizje światowego porządku. W kwestii przyjmowania uchodźców są zaś jak ogień i woda. Dlatego niemieckie media słusznie przewidziały, że Merkel do Trumpa zachowa dystans.

Niemcy Trumpa nie lubią, w tym roku są wybory. Przewaga chadecji, na czele której stoi kanclerz, nad jej główną rywalką SPD stopniała do góra kilku punktów procentowych. Dlatego Merkel, jak to mówią Niemcy, „pokazała kanty”, czyli nie udawała, że między nią a Trumpem nie ma żadnych różnic. Ale zrobiła to w typowy łagodny sposób. Na konferencji prasowej mówiła, że Niemcy i USA mają różne interesy i muszą ze sobą rozmawiać, by znaleźć wspólny mianownik.

wyborcza.pl

Pół godziny w cztery oczy. Merkel namawiała Trumpa na powrót do rozmów o wolnym handlu

dafa,PAP, 17.03.2017

Angela Merkel i Donald Trump w Białym Domu

Angela Merkel i Donald Trump w Białym Domu (Andrew Harnik / AP (AP Photo/Andrew Harnik))

• Pierwsze spotkanie przywódców od czasu objęcia prezydentury przez Trumpa
• Rozmowy dotyczyły m.in. umowy o wolnym handlu, stosunków w Rosją i imigracji

 

To było pierwsze spotkanie Trumpa z szefową rządu Niemiec, odkąd objął on urząd prezydencki 20 stycznia. Półgodzinna rozmowa polityków dotyczyła m.in. walki z terroryzmem i polityki imigracyjnej. Na wspólnej konferencji prasowej po rozmowach kanclerz Niemiec i Donald Trump zapewniali o „mocnym zaangażowaniu” USA na rzecz Sojuszu Północnoatlantyckiego, jednocześnie podkreślając, że inne kraje muszą wywiązywać się z własnych zobowiązań wobec tej organizacji. Amerykański prezydent mówił również o handlu międzynarodowym i imigracji. Zadeklarował, że nie wierzy w izolacjonizm, ale uważa, że polityka handlowa powinna być sprawiedliwa. O imigracji powiedział, że to „przywilej, nie prawo”, a priorytetem jest bezpieczeństwo obywateli.

Dowiedz się więcej:

Co Merkel i Trump mówili na temat konfliktu w Donbasie?

Sytuacja na wschodzie Ukrainy i na granicy z Rosją była jednym z głównych tematów rozmów. Merkel i Trump podkreślili, że Niemcy i USA chcą współpracować w celu realizacji porozumień mających doprowadzić do pokojowego rozwiązania konfliktu w Donbasie. – Chodzi z jednej strony o bezpieczną i suwerenną Ukrainę, a z drugiej, gdy tamte problemy zostaną rozwiązane, o możliwość poprawienia relacji z Rosją – podkreśliła kanclerz Niemiec. Nie ujawniła, czy podczas spotkania z Trumpem poruszona została kwestia ewentualnego zniesienia sankcji nałożonych na Rosję za jej rolę w ukraińskim konflikcie oraz aneksję Krymu.

Co dalej ze strefą wolnego handlu?

Niemcy liczą na to, że UE i Stany Zjednoczone wznowią zamrożone obecnie negocjacje w sprawie porozumienia o wspólnej strefie wolnego handlu (TTIP). Merkel przypomniała, że obowiązujące porozumienia handlowe z Unią Europejską przyczyniały się do tworzenia miejsc pracy po obu stronach. Jednocześnie wykluczyła dwustronne rokowania między USA i Niemcami. Trump podkreślił z kolei, że w kwestiach gospodarczych nie jest izolacjonistą, oraz określił siebie jako zwolennika „sprawiedliwego handlu”.

gazeta.pl