Timmermans walczy o państwo prawa w Polsce
Nie PiS będzie płacić za wpadki (w istocie nie wpadki, a poglądy prezesa Kaczyńskiego) swoich polityków na arenie międzynarodowej. Zapłacimy za Mateusza Morawieckiego, czy za Witolda Waszczykowskiego. Dorzucą swoje Beata Szydło i Andrzej Duda, którzy nie są żadnymi samodzielnymi bytami politycznymi, ale emanacją prezesa.
Morawiecki robi karierę na Zachodzie ze swoim „prawo nie jest najważniejsze”, jest wpisywany na „prestiżową” listę postaci, którzy popisali się identycznymi stwierdzeniami. Niestety, są to tylko faszyści z Hansem Frankiem na czele. Niech nikt nie twierdzi, że to przypadek, bo determinacja, z jaką bronił bezprawia w rozmowie z Timem Sebastianem w Deutsche Welle, a przede wszystkim zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego i przymiarka do takiego samego zniszczenia niezależności sądownictwa, są wehikułem PiS do faszyzacji życia publicznego w kraju.
Musimy bić w bębny, w dzwony, w polityków opozycji, aby nie ustępowali pola zagrożeniu wewnętrz kraju, dla Polski zagrożeniem jest Jarosław Kaczyński i jego partia. Każdy dzień przybliża nas do reżimu, a tym samym do osamotnienia w Europie, a później nie muszę dopowiadać, jakie będą odzywki w Paryżu, czy w Londynie, iż „nie będą chceli umierać za Gdańsk, Warszawę i Poznań”.
Przyjaciel Polski – wielki, nie boję się tak go określić – wiceszef Komisji Europejskiej, Frans Timmermans ponagla kraje członkowskie Unii Europejskiej, aby przyszły z pomocą w sporze o kontrowersyjną reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce.
Timmermans namawia wszystkie kraje, oprócz Niemiec, których relacje z Polską są obciążone historycznie. Pomóc Polsce – to znaczy postawić tamę zawłaszczania prawa przez PiS, aby obronić państwo prawa. Musimy sobie uświadomić, iż zniszczenie niezależności sądów, jest tożsame ze zniszczeniem opozycji. PiS będzie z każdym z nas mógł zrobić, co zechce. Najpierw zastraszyć, a jak to się nie uda, posadzić za kratami. Do tego sprowadzi się „reforma sądownictwa”.
Polska jest wypychana z reformującej się Unii Europejskiej, dosadnie przekonamy się już w połowie marca, gdy Komisja Europejska przedstawi „białą księgę” kierunków reform UE na najbliższą dekadę, która ma być wstępem do reformy instytucji unijnych i UE. Unia zmierza do ścislejszej integracji, a tym samym „różnych prędkości” dla poszczególnych krajów.
Niestety z pomysłami Ferdynanda Kiepskiego Kaczyńskiego znajdziemy się w ogonie unijnym wraz z Węgrami. A może jeszcze gorzej, bo głośno już jest wyrażana (choćby przez premiera Walonii Paula Magnette’a), iż po Brexicie winien nastąpić Polexit, Hunxit.
Potrzebna – jak nigdy dotąd – jest w kraju współpraca opozycji – elit politycznych i społeczeństwa obywatelskiego. Jeżeli teraz nie zadbamy o kraj i o siebie, za jakiś czas może być za późno, bo PiS skutecznie nas rozpirzy, skłóci, a niektórych posadzi.
ANNA J. DUDEK, 18 LUTEGO 2017
„Bild” opisał zmyśloną historię. Uchodźcy nie gwałcili kobiet w sylwestrową noc
„Bild”, największa gazeta w Europie, 6 lutego 2017 opublikował zmyśloną historię o napaściach na kobiety, jakich w sylwestrowy wieczór mieli dopuścić się imigranci we Frankfurcie
„Media fabrykują newsy” – oznajmił Donald Trump 16 lutego 2017 na kolejnej bulwersującej konferencji prasowej w Białym Domu. I choć niemal w każdym zdaniu mijał się z prawdą, akurat w tym jednym – nie.
W niemieckim tabloidzie „Bild” 6 lutego 2017 ukazała się bulwersująca relacja o tym, jak w sylwestrową noc 2016/2017 kilkudziesięciu uchodźców ze schroniska we Frankfurcie molestowało kobiety na deptaku Fressgass i okradało klientów pobliskich restauracji. Artykuł przedrukowało lub opisało wiele europejskich mediów (w Polsce m.in. „Fakt”), zyskał też ogromną popularność w sieci, dostarczając argumentów wciąż rosnącej rzeszy islamofobów.
Rzecz w tym, że nie ma w nim ani słowa prawdy. Gazeta już przeprosiła.
„Redakcja Bilda przeprasza za niedokładne przekazanie informacji. Tekst w żaden sposób nie spełnia dziennikarskich standardów Bilda”
Redaktor naczelny Julian Reichelt zapewnia na twitterze, że wydawca zajmuje się sprawą. „Przepraszamy za naszą własną pracę. Wkrótce ogłoszę, co zrobimy”.
Policja miała „poważne wątpliwości”
W tekście (już zdjętym ze strony internetowej tabloidu) relacji dziennikarzom „Bilda” dostarczyli właściciel restauracji, Jan Mai, i dwie rzekome ofiary. 27-letnia Irina A. opowiadała reporterom: „Złapali mnie za krocze, łapali za piersi, obłapiali mnie wszędzie”.
Policja ustaliła jednak w trakcie rozmów ze świadkami, że właściciel restauracji kłamał. Podobnie Irina. Druga z kobiet, która miała być molestowana, nawet nie przebywała tamtej nocy w mieście.
Nie było żadnego zgłoszenia o gwałcie czy molestowaniu seksualnym. Policja wszczęła dochodzenie w sprawie sfabrykowanej historii.
Przeczytaj też:
Dlaczego zaatakowano właśnie Berlin
To wszystko nie zatrzymało rozpowszechniania fałszywego newsa. W kraju, który w 2016 roku przyjął 890 tys. uchodźców, reperkusje publikowania tego typu informacji powielających negatywne stereotypy, mogą być poważne. Także reperkusje polityczne: w 2017 roku kanclerz Angela Merkel będzie ubiegała się o czwartą kadencję.
Publikacja „Bilda” wpisuje się w antyislamską narrację europejskich prawicowych mediów i populistycznych polityków typu Marine Le Pen czy Geerta Wildersa, który właśnie ogłosił, że zamierza zdelegalizować w Holandii Koran. Szkodzi też tym, którzy – jak Angela Merkel – prowadzą wobec uchodźców politykę otwartych drzwi. Doskonale pasuje do rozwijanej przez PiS opowieści o straszliwym zagrożeniu uchodźcami, przed którym broni Polski PiS, z min. Błaszczakiem na czele.
Teza o inwazji groźnego islamu na niewinną Europę jest manipulacją. Wśród ponad 1,5 mld muzułmanów na świecie ogromna większość potępia zamachy i boi się terrorystów, których ofiarami najczęściej są sami wyznawcy islamu.
Papież Franciszek powiedział w ubiegłym roku, że błędem jest utożsamianie przemocy z islamem. „To nieprawda. Myślę, że w prawie każdej religii są małe, fundamentalistyczne ruchy.
Jeśli mam mówić o przemocy w islamie, muszę też mówić o przemocy w katolicyzmie. Nie wszyscy muzułmanie stosują przemoc”.
Europa się islamu boi, Europa islamu nie lubi
Z ogólnoeuropejskiego sondażu przeprowadzonego przez brytyjski think tank Chatham House, wynika, że islamofobia w Europie ma się znakomicie. 55 proc. Europejczyków uważa, że powinno się zatrzymać imigrację i napływ uchodźców do Europy. Najwięcej – w Polsce, w której odsetek wyznawców islamu jest zapewne najniższy wśród badanych krajów. Na wykresie poniżej pominięto odpowiedzi „trudno powiedzieć”.
CO EUROPEJCZYCY MYŚLĄ O IMIGRACJI MUZUŁMANÓW DO EUROPY
„Powinno się zatrzymać imigrację z krajów muzułmańskich do Europy”. Odpowiedź „zgadzam się” (kolor czerwony), odpowiedź „nie zgadzam się” (kolor zielony)
Wraz z islamofobią nasila się także agresja fizyczna wobec obcokrajowców i przedstawicieli mniejszości religijnych. Także w Polsce. Z obserwacji stowarzyszenia Nigdy Więcej wynika, że w latach 2013-2015 w Polsce dochodziło do kilkunastu incydentów o podłożu ksenofobicznym czy rasistowskim tygodniowo. Od lata 2015 takich zdarzeń jest kilka dziennie.
PRZESTĘPSTWA Z NIENAWIŚCI. NOWE SPRAWY 2005-2016
Liczba nowych postępowań w sprawach o przestępstwa z nienawiści. Rok 2016 = podwojona liczba I półrocza
Podobnie wyglądają statystyki w Niemczech, gdzie dramatycznie wzrosła liczba ataków na schroniska dla uchodźców.
W 1938 roku zbiorową panikę wywołała audycja Orsona Wellesa, będąca zaledwie adaptacją powieści „Wojna światów” H.G. Wellsa. Mimo zapewnień nadawcy, że słuchają zmyślonej opowieści, mieszkańcy New Jersey byli pewni, że za chwilę zginą z rąk obcych.
„Bild” nie wywołał paniki. On ją tylko skutecznie podsycił.
TOMASZ BIELECKI, 18 LUTEGO 2017
Przedpokój dla Polski już gotowy, zmieścimy się w nim z Węgrami
Polska już jest poza „pierwszą prędkością” UE – strefą euro. Dalsze podziały państw członkowskich ze względu na różne tempa integracji zyskują na popularności jako sposób na uzdrowienie Unii. Dla Polski to ryzyko dryfu ku obrzeżom Europy. Zwłaszcza przy tak osłabionej pozycji Warszawy w Brukseli
Poważniejsze decyzje o reformach Unii Europejskiej są zamrożone co najmniej do jesieni 2017 r., czyli do wyborów w Niemczech. Pomimo to Komisja Europejska chce w połowie marca przedstawić „białą księgę” z kierunkami reform na najbliższą dekadę. Ale to będzie tylko wstęp do dyskusji.
Chwilę później – 25 marca – przywódcy 27 krajów Unii (bez Wlk. Brytanii szykującej się do Brexitu) zjadą do Rzymu na 60. rocznicę powołania Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, z której wyrosła Unia.
W szykowanej Deklaracji Rzymskiej nie będzie detalicznych opisów reform. Ale zanosi się na potwierdzenie – przewidzianej traktatami UE – zasady zróżnicowanej integracji. Innymi słowy, różnych „prędkości” w Unii Europejskiej.
Przeczytaj też:
Przygotujcie się na nową Europę. Wiatr wieje dzisiaj w przeciwną stronę
Pokaz jedności w Rzymie
W Rzymie nie zatrzasną się drzwi do żadnego elitarnego klubu wewnątrz UE dla uboższych krewnych (np. Polski). Przeciwnie, szczyt ma być „urodzinowym” pokazem jedności. Pomimo to zapisy o różnych „prędkościach” (kanclerz Angela Merkel poparła je 3 lutego) będą polityczną presją na kraje pragnące osłabiać integrację w czasie, gdy Unia powinna zwierać szeregi (m.in. z powodu Donalda Trumpa, Rosji, rodzimych populistów).
To ma być sygnał: „Jeśli nie jesteście gotowi iść dalej na drodze eurointegracji, to nie będziemy na was czekać”.
Ale kiedy to różnicowanie się zacznie? To nic doraźnego. Unijna debata może rozpocząć się w tym roku, ale chodzi o reformy rozłożone na dobrych parę lat.
Dalsze rozwarstwianie się Unii będzie raczej ewolucyjnym procesem, a nie decyzją któregoś szczytu UE, na którym dokonałby się oficjalny podział na różne nowe unijne kluby.
Już teraz są różne prędkości
Unia już teraz nie jest jednolita – nie wszystkie kraje UE należą do bezwizowej strefy Schengen. Zapisy w Traktacie Lizbońskim o „wzmocnionej współpracy” pozwalają co najmniej dziewięciu z 28 krajów Unii na przyspieszenie w mniejszym gronie.
- – Tak bez udziału Polski, powstał wspólny patent europejski.
- – Polska w 2010 r. nie przystąpiła do wzmocnionej współpracy- liczącej obecnie 17 krajów UE – części Unii, która uzgodniła reguły dotyczące wyboru prawa rozwodowego dla małżeństw międzynarodowych (czyli teoretycznie podpadających od jurysdykcję dwóch państw UE).
- – Natomiast w 2016 r. Polska nie przystąpiła do wzmocnionej współpracy 18 krajów UE, które uzgodniły zasady co do praw majątkowych w międzynarodowych małżeństwach i związkach partnerskich. Te reguły zaczną obowiązywać od 2019 r.
Jednak najważniejszym podziałem w UE jest granica między 19 krajami strefy euro oraz resztą, której waga mocno spadła przez brexitową rejteradę Brytyjczyków.
Euroland to zatem już istniejąca „pierwsza prędkość”, „twardy trzon”, „twarde jądro” Unii.
W zasadzie nie powinno się teraz mówić o powstawaniu „prędkości” (bo te już istnieją), lecz o pogłębianiu podziałów.
Przeczytaj też:
Jak Kaczyński Merkel pokochał
Kaczyński zaklina Unię
„To pomysł na rozbicie, a w istocie likwidację Unii Europejskiej w dotychczasowym tego słowa znaczeniu. Ja nie sądzę, żeby pani kanclerz była zwolennikiem tego typu koncepcji” – tak ideę Unii „dwóch prędkości” skomentował 8 lutego prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dzień wcześniej rozmawiał z panią kanclerz w Warszawie.
To prawda – strategicznym celem Angeli Merkel jest zachowanie jedności UE oraz utrzymanie Polski (i innych krajów naszej części Unii) jak najbliżej centrum UE. To przekłada się, przynajmniej na razie,
na niechęć Berlina do – sugerowanego przez Holendrów w 2016 r. – tworzenia strefy „mini-Schengen”, obejmującej tylko kraje gotowe na wspólną polityką azylową, czyli m.in. na przyjmowanie kwot uchodźców.
Jednak przywiązanie Merkel do jedności UE nie przeszkadza jej w poparciu dla tworzenia wspólnej polityki obronnej tylko przez chętne kraje UE. I przede wszystkim nie oznacza sprzeciwu Niemiec dla reform wewnątrz strefy euro, choć ich kształt będzie zależeć od składu nowego rządu w Berlinie po jesiennych wyborach.
„Nie mówiłam o różnych prędkościach w ramach eurolandu. Strefa euro powinna pozostać spójna i nadal wspólnie podtrzymywać wszystkie swoje projekty” – tak Merkel doprecyzowała 9 lutego swe pomysły na UE, gdy gazety we Włoszech zaczęły spekulować, że „prędkości” to pomysł Berlina na zepchnięcie Rzymu do niższej kategorii wewnątrz eurolandu.
Która prędkość dla Polski
Polska nie przyjmie euro, więc jest bez szans na dołączenie do „pierwszej prędkości”. Jednocześnie jest członkiem jednolitego rynku UE, który okazał się bodaj najtrwalszym spoiwem integracji europejskiej. A zatem nie ma mowy o dosłownym „wypisywaniu” Warszawy z UE w przewidywalnej przyszłości.
Natomiast jest duże prawdopodobieństwo, że zacieśnianie współpracy gospodarczej i budżetowej w eurolandzie doprowadzi do coraz mocniejszego wyodrębniania tej grupy także pod względem politycznym.
To niesie ryzyko, że w tym węższym gronie będą ucierane projekty nowych przepisów UE, a może i będzie dyskutowana polityka zagraniczna.
Przedpokoju dla Polski (i reszty krajów bez euro) nawet nie trzeba by ujmować w oficjalnych przepisach. Sama praktyka polityczna w Brukseli radykalnie osłabiałaby głos Warszawy.
Zacieśnienie „unii politycznej” w eurolandzie jest pomysłem mocno zakorzenionym we Francji (nie w części wiernej Marine Le Pen), a także dość popularnym we Włoszech, Beneluksie, Hiszpanii.
Takiego eurolandu, który marginalizowałby m.in. Polskę, zdecydowanie nie chcą Niemcy. Ale owa marginalizacja z czasem – chodzi o perspektywę 5-10 lat – mogłaby stać się efektem ubocznym pogłębiania integracji strefy euro.
Przeczytaj też:
Koncert pobożnych życzeń Waszczykowskiego. Nie wiemy nawet, co sprawdzać
Jak tego uniknąć?
Polska od lat stosowała taktykę „wkładania nogi w drzwi”, czyli – to udawało się dzięki współpracy z Londynem – dopisywała do reform eurolandu (m.in. unii bankowej) klauzule pozwalające na dołączenie do nowych projektów nawet przed przyjęciem euro.
Rząd Donalda Tuska podpisał się pod paktem fiskalnym z 2012 r. o dyscyplinie budżetowej krajów euro.
Ale najważniejszy był polski kapitał polityczny, chwalona przez Unię gospodarka i dobra reputacja Warszawy, która wzmacniała główny nurt w UE.
To, oczywiście, nie mogło zatrzeć dystansu miedzy eurolandem i resztą, ale mogło częściowo łagodzić jego skutki. Trudniej byłoby trzymać taką Polskę z dala od głównych dyskusji.
Jednak inaczej jest teraz z Polską i Węgrami (bo w Grupie Wyszehradzkiej tej linii nie podzielają Czesi i Słowacy), które rzucają Unii wyzwanie m.in. w kwestii praworządności, liberalnej demokracji, roli brukselskich instytucji w UE.
Przeczytaj też:
Kaczyński na morzu ideologicznych złudzeń. Czyli polityka europejska PiS
Paul Magnette, premier Walonii, rozprawiał niedawno o Polexicie, Hunxicie, Romaxicie, Bulxicie (wyjściu Polski, Węgier, Rumunii i Bułgarii z UE). Dwa-trzy lata temu takie wypowiedzi, nawet ze strony rządu regionalnego, wywołałyby awanturę. Teraz słowa Magnette’a stały się niemalże zwykłym głosem w europejskiej dyskusji.
Ile to może kosztować?
Rozwarstwianie się Unii może mieć – mierzalne w miliardach euro – koszty dla Polski już w następnym budżecie UE po 2020 r. Bruksela zacznie nad nim pracować tej jesieni.
Głównie w krajach Południa odżywają postulaty wydzielenia osobnego budżetu eurolandu (przed kilku dniami w niewiążącej uchwale poparł to Parlament Europejski), co da się przeprowadzić nawet bez zmiany traktatów UE.
To zapewne uszczupliłoby fundusze dla Polski i innych krajów bez euro. Polska zwalczała – wówczas dopiero kiełkujący – pomysł eurobudżetu przed negocjacjami budżetu UE na lata 2014-2020.
Ale teraz osłabiona pozycja polityczna Warszawy utrudni zwalczanie różnych „prędkości” w unijnej kasie.
Tomasz Bielecki jest dziennikarzem, mieszka w Brukseli, wieloletni korespondent „Gazety Wyborczej”.
Timmermans: państwa UE muszą pomóc w sporze z Polską
18.02.2017
Frans Timmermans uważa, że „wszyscy za wyjątkiem Niemiec powinni włączyć się w prawny spór z Polską”. Wiceprzewodniczący KE opowiedział się także za ideą Europy dwóch prędkości.
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans ponaglił kraje członkowskie UE do przyjścia z pomocą w sporze o kontrowersyjną reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce. – To jasne, że KE nie jest w stanie działać sama. Państwa członkowskie muszą pomóc – powiedział Timmermans w wywiadzie udzielonym agencji Reutera podczas drugiego dnia Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Dodał, że 27 państw członkowskich musi zrozumieć, jak ważna dla przyszłości UE jest obrona państwa prawa. – Każde z nich musi przejąć za to swoją odpowiedzialność – powiedział holenderski polityk.
Za wyjątkiem Niemiec
Timmermanns dodał, że rozumie, iż rząd Niemiec z powodu historycznie obciążonych stosunków polsko-niemieckich świadomie nie uczestniczy w sporze. Podczas niedawnej wizyty w Warszawie Angela Merkel ogólnie podkreśliła znaczenie wolnej prasy i niezależnego sądownictwa. – Mamy jednak 26 innych rządów, które mogą się wypowiedzieć – stwierdził Frans Timmermans, wskazując, że najwidoczniej nie wszyscy zrozumieli znaczenie tego konfliktu.
Wyjaśnił, że chodzi o zasadnicze wyzwanie w Europie – o koncepcję wolnego i zamkniętego światopoglądu. – Problem ten powinien być ważny dla całej UE, bo państwo prawa jest tym, na czym zbudowana jest UE – przypomniał. – Nie możemy sobie pozwolić na to, by sądownictwo nie było niezależne – dodał.
Ważne dla każdego
Również dla rynku wewnętrznego UE jest koniecznością, by każdy miał dostęp do niezależnego sędziego, który nie otrzymuje poleceń od rządów. Timmermans wyraził obawę, że wraz z reformą sądownictwa w Polsce straci na znaczeniu trójpodział władzy. – Niezależność sądownictwa nie jest zabawką w rękach elit, tylko jest ważna dla każdego obywatela – dodał Timmermans.
Wiceszef KE sprzeciwił się wrażeniu, jakoby takie konflikty prawne piętrzyły się z krajami Europy Wschodniej. Wprawdzie pojawiają się co rusz dyskusje z Węgrami, ale można w nich często wypracować rozwiązania. W Rumunii zaś rząd wycofał się z projektu złagodzenia przepisów antykorupcyjnych. Polska jest dla niego przypadkiem szczególnym.
Europa dwóch prędkości
Jednocześnie Timmermans opowiedział się za – postulowaną już wcześniej przez kanclerz Niemiec – Europą dwóch prędkości. – Myślę, że jest to droga, której potrzebujemy w Europie – powiedział, zaznaczając, że jest to odpowiedź na podziały w Europie. Nie stymuluje tego podziału, tylko jemu zapobiega – dodał.
Zdaniem wiceprzewodniczącego KE koncepcja ta nie nadaje się do 19 krajów, które wprowadziły wspólną walutę. – Strefa euro potrzebuje jedności, a nie różnorodności – podkreślił Timmermans. W jego przekonaniu UE potrzebuje reform, ale wiele kwestii można uregulować w ramach już istniejących traktatów.
Ostra wymiana zdań
W dyskusji panelowej w pierwszym dniu Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium (17.02.2017) doszło do ostrej wymiany zdań między szefem polskiego MSZ Witoldem Waszczykowskim i wiceszefem KE Timmermansem. W dyskusji tej poszło o stosunek polskiego rządu do kwestii praworządności.
„Nekropolia nie dla PiS-u”, „Stop upartyjnianiu Wawelu”. Kaczyński przyjechał odwiedzić grób brata
Demonstracja pod Wawelem (Michał Łepecki)
• Wjazdowi na wzgórze towarzyszyła demonstracja „przeciw upartyjnieniu Wawelu”
• Zbierano też podpisy pod listem do metropolity krakowskiego w tej sprawie
Każdego 18. dnia miesiąca – w miesięcznicę pogrzebu pary prezydenckiej – Jarosław Kaczyński odwiedza grób brata i bratowej. Pod Wawelem zebrało się w sobotę kilkadziesiąt osób. Przynieśli ze sobą tabliczki ze znakiem zakazu wjazdu i hasłami: „Nekropolia nie dla PiS-u”, „Stop upartyjnianiu Wawelu”, „Módl się prywatnie nie w blasku fleszy”. Skandowali: „Wawel królów, nie prezesów”, „Wawel wolny, nie PiS-owski”, „Modli się człowiek, a nie partia”, „Tu Jest Wawel, a nie Nowogrodzka”. Manifestujący – których od drogi na Wawel oddzielały barierki – nie próbowali zablokować wjazdu samochodów, wiozących m.in. prezesa PiS. Padły tylko okrzyki: „Będziesz siedzieć!”.
Dowiedz się więcej:
O co chodzi organizatorom protestu?
– Jesteśmy tutaj, bo nie zgadzamy się na upolitycznienie Wzgórza Wawelskiego. Pan prezes Jarosław Kaczyński przyjeżdża na grób swojego brata i jego małżonki, ale robi to w sposób polityczny i widowiskowy, przyjeżdża razem z notablami partyjnymi, urządzając niejako partyjną szopkę. Temu się sprzeciwiamy – mówił Tomasz Puła, jeden z organizatorów protestu. Dodał, że krokiem do odpolitycznienia Wawelu byłaby likwidacja barierek, które są rozstawiane, gdy przyjeżdża prezes PiS. Jak podkreślił Puła, nie chodzi o zabronienie posłowi Kaczyńskiemu odwiedzania grobu brata, tylko „powinno się to odbywać w inny sposób”.
Czego żądają sygnatariusze pisma do metropolity?
Podczas demonstracji zbierano podpisy pod listem do metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego. „Wzgórze Wawelskie i Wawelska Katedra są dla każdego Polaka świętością. Z niepokojem obserwujemy, jak to symboliczne dla Polski i drogie sercu każdego Polaka miejsce jest zawłaszczane przez jedną partię polityczną. Jest to kolejny krok w kierunku podziału społeczeństwa. Nie zgadzamy się na polityczne wykorzystywanie Wawelu” – napisali sygnatariusze.
Kto podpisał się po listem?
W piśmie znajduje się prośba do arcybiskupa o zaprzestanie organizowania na Wawelu uroczystości partyjnych pod pretekstem odwiedzin grobu pary prezydenckiej. List podpisali m.in. Michał Rusinek, Adam Zagajewski, prof. Jan Hartman, były działacz Solidarności Edward Nowak, Leszek Wójtowicz. „Wawel jest własnością całego narodu, a nie jednej partii, nawet tej, która wygrała wybory i sprawuje władzę” – podkreślili. Dokument ma zostać przekazany metropolicie krakowskiemu.
Donald Trump zmartwiony. Bo się wydało [APPLEBAUM]
Rostowski o doniesieniach FT: To typowe dla Kaczyńskiego, dla jego kompletnego braku zrozumienia norm cywilizacji europejskiej
Rostowski o doniesieniach FT: To typowe dla Kaczyńskiego, dla jego kompletnego braku zrozumienia norm cywilizacji europejskiej
– To typowe dla Jarosława Kaczyńskiego, dla jego kompletnego braku zrozumienia norm cywilizacji europejskiej. Zakładam, że to prawda, ponieważ poważna gazeta, jaką jest „Financial Times”, to napisała. Jeśli nie jest – to nie ma co komentować. Jeśli to prawda, to jest to gigantyczny błąd dyplomatyczny – powiedział Jacek Rostowski w “Brutalnej Prawdzie” Kamila Durczoka w Polsat News. Deklarację Jarosława Kaczyńskiego, opisywaną przez FT ocenił jako “słowa azjatyckiego watażki”.
Ponad tysiąc osób na marszu w obronie samorządów. „Łódź nie będzie Kaczogrodem!”
18.02.2017
W południe na łódzkim placu Wolności zebrało się około tysiąca osób, które chciały zaprotestować przeciwko planom PiS-u dotyczącym zmian w ordynacji wyborczej. Marsz współorganizował łódzki KOD, miesięcznik „Liberte!” oraz politycy opozycji.
Na dzisiejszą manifestację do Łodzi przyjechał Mateusz Kijowski, który jednak nie przemawiał, a jedynie przechadzał się wśród protestujących. A ci mieli ze sobą transparenty, nawiązujące nie tylko do samorządów. Wśród tych najlepiej widocznych był jeden z napisem: „Póki mamy w głowach dobrze, nie oddamy sądów Ziobrze” oraz wielki portret Jarosława Kaczyńskiego z podpisem: „twarz specjalnej troski”. To wyraźne nawiązanie do niedawnych słów prezesa PiS-u, które padły podczas jego wizyty w Łodzi. Kaczyński powiedział wtedy, że wśród członków KOD-u, protestujących przeciw jego wizycie „widzi troszkę twarzy osób specjalnej troski”.
Wśród protestujących prawdziwą furorę zrobiło hasło, ukute przez radnego SLD, Macieja Rakowskiego, który z mównicy zapewnił, że: „Łódź nigdy nie będzie Kaczogrodem!”
Zdanowska: „Nie poddam się, będę kandydować”
Na dzisiejszym marszu obecna była prezydent Łodzi Hanna Zdanowska, która, jeśli zapowiadane przez PiS zmiany w ordynacji wejdą w życie, nie będzie mogła po raz trzeci kandydować w wyborach samorządowych. Mimo to prezydent zapowiedziała, że nie zamierza swoich planów zmieniać. Podtrzymała wcześniejszą deklarację, że w 2018 roku zamierza wystartować w wyborach samorządowych, by dokończyć wszystkie zmiany, które zapoczątkowała w Łodzi.
Prezydent Zdanowska podkreśliła też wagę „małych ojczyzn” i lokalnego patriotyzmu oraz dumy ze swojego miasta. Zdaniem prezydent, wszystko to udało się zbudować w Łodzi, która wcześniej była miastem, do którego przylgnęła łatka prowincji – a teraz staje się prawdziwą metropolią.
„PiS w sprawie samorządów śmieje się obywatelom w twarz”
Na marszu obecni byli przedstawiciele wszystkich partii opozycyjnych. Wśród nich, Marcin Gołaszewski, łódzki polityk Nowoczesnej, który podkreślał, że plany władzy, dotyczące samorządów to pokaz ignorowania głosu obywateli. – Kiedy politycy PiS mówią, że wprowadzą zmiany w ordynacji, pokazują, że opinie ludzi, tego symbolicznego suwerena, mają po prostu za nic – mówił polityk Nowoczesnej.
– A kiedy ktoś przeciw tym ewidentnie niekonstytucyjnym planom protestuje, prezes PiS mówi nam, żebyśmy zwrócili się do Trybunału Konstytucyjnego. I to jest po prostu śmianie się ludziom w twarz, bo wszyscy widzimy, jak PiS ubezwłasnowolnił Trybunał – dodawał Gołaszewski.
Podkreślił, że centralizacja władzy, do której dąży PiS, to element państwa totalitarnego. – PiS boi się samorządności na poziomie lokalnym. A wie, że wygrać wybory może tylko manipulując ordynacją. Stąd obecne, bardzo groźne pomysły, tyle że ludzie się na nie nie nabiorą. Bo w samorządach wiedzą, kto jest, a kto nie jest dobrym gospodarzem – mówił polityk Nowoczesnej.
„Albo Kaczyński się cofnie, albo pójdziemy po niego na Nowogrodzką”
Protestujący podkreślali, że protesty w obronie samorządów oraz niezawisłych sądów są konieczne. – Nie można tworzyć sobie ordynacji pod konkretnego kandydata! A to właśnie próbuje robić PiS, zapowiadając swoje zmiany – mówił łódzki wiceprezydent i wiceszef SLD Tomasz Trela. – Powiem na własnym przykładzie. Honorem jest wystartować w uczciwych wyborach i, tak jak ja, przegrać. A dyshonorem wystartować w wyborach, gdzie wcześniej specjalnie „skrojono” ordynację na potrzeby partii rządzącej, która chce przejąć wszystkie dziedziny życia, także samorządy – mówił. – Jeśli pan Kaczyński dalej będzie tak robił i dążył do wprowadzenia zmian w ordynacji, to powiem wprost – pójdziemy po niego na Nowogrodzką – kwitował Trela.
Podczas dzisiejszego marszu, który po 14 zakończył się pod siedzibą PiS-u przy Piotrkowskiej, manifestanci zbierali podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie zmian w ordynacji wyborczej. Pomysłodawcą tego referendum są publicyści miesięcznika „Liberte!”, a akcję referendalną wspiera KOD i politycy opozycji. Samorządowcy obecni na dzisiejszym marszu, z marszałkiem województwa łódzkiego Witoldem Stępniem oraz prezydentami i wójtami podłódzkich miast podpisali deklarację o wspólnym sprzeciwie wobec ingerowania władzy centralnej w samorządy.
Morawiecki:
gość, który w IIIRP zarobił za bycie bankowym prezesem-słupem kilka milionów euro, pierdoli o braku sprawiedliwości w ostatnim ćwierćwieczu
Jak to ze zbiórką na pomnik Kaczyńskich było…
Sprawa społecznej zbiórki pieniędzy na budowę w Radomiu pomnika Marii i Lecha Kaczyńskich od lat budzi wątpliwości. Pierwsze informacje o podejrzeniach i rzekomych nieprawidłowościach dotarły do CBA jeszcze przed zwycięskimi dla PiS wyborami parlamentarnymi w 2015 roku. Biurem kierował wówczas Paweł Wojtunik. Funkcjonariusze co prawda podjęli decyzję o analizie spływających do Biura doniesień, ale nie wszczęli żadnej operacji, uznawszy, iż cała sprawa nie leży w ich kompetencjach. Uznali, że raczej powinna się jej przyjrzeć policja. Mijały miesiące, a teraz można już powiedzieć nawet i lata. Sprawa jednak nie została zapomniana.
Po wygranych przez PiS wyborach postępowanie wszczęto. Przesłuchano osoby, które odpowiadały za zbiórkę cegiełek, firmowaną przez posła PiS Marka Suskiego, który był wówczas przewodniczącym społecznego komitetu budowy pomnika Kaczyńskich w Radomiu. Z informacji rmf24.pl wynika, że lubelska prokuratura nadal prowadzi śledztwo w tej sprawie.
RMF FM podało, że śledztwo lubelskiej prokuratury nie dotyczy wprost działalności społecznego komitetu, który zbierał cegiełki na pomnik pary prezydenckiej, sprawdzana jest dystrybucja cegiełek. Badana jest rola jednego z byłych wiceprezydentów Radomia, który je rozprowadzał. Według śledczych, mogło dojść do wykorzystywania przez niego funkcji, którą pełnił. Sprawdzane jest, czy od kupowania cegiełek uzależniał jakieś decyzje.
Sam Marek Suski zachowuje pełen spokój. W Polsat News pytany o doniesienia radia RMF FM, które podało, że CBA prowadzi operację, której celem może być polityk PiS, stwierdził, że to manipulacja. – „W tych doniesieniach nie ma żadnej mowy o tym, żeby stwierdzono cokolwiek, a jeżeli cztery lata po wybudowaniu pomnika, cztery lata się sprawdza i nic nie ma, to wydaje się, że puszczenie tego w tym momencie, raczej jest związane z czymś innym”. Dodał, że „CBA jest od tego, by wnikliwie badać sprawy, które dotyczą przede wszystkim ludzi władzy, i musi kontynuować postępowanie podjęte przez poprzedników”. Jednocześnie zasugerował, że te działania nie mają podstaw i są motywowane politycznie… Oświadczył nawet, że w czasie zbiórki nie doszło do żadnych nieprawidłowości.
Pierwszy w Polsce monument przedstawiający prezydencką parę został odsłonięty w Radomiu w kwietniu 2013 roku i kosztował około 230 tys. zł.
Waldemar Kuczyński
Wariaci lub kanalie? Absolutnie trafne, może jeszcze trochę rozdartych, co robić, miał być raj a jest szambo, ale nasze! Oto PiS-land.
Jacek Kurski o „Uchu Prezesa”: Bohaterowie niespełna władz umysłowych albo kanalie
Prezes TVP Jacek Kurski udzielił wywiadu serwisowi wPolityce.pl. Jednym z tematów rozmowy był serial „Ucho Prezesa”, w którym sparodiowano też jego samego. Zdaniem Kurskiego w serialu „nie ma pozytywnych bohaterów”.
Jakoś trzyma się tylko Prezes. Cała reszta to albo osoby niespełna władz umysłowych, albo integralne kanalie. Natomiast słyszę ze wszystkich stron, że jestem tam, mimo wszystko, dosyć sympatycznie pokazany
– mówi Prezes TVP. Ubolewa jednak nad faktem, że twórca serialu, grający tytułowego prezesa Robert Górski był „nieco bardziej łaskawy”, kiedy parodiował Donalda Tuska. – Tam, jak obradował „rząd Tuska”, to albo to były lenie, albo jacyś nudziarze, albo „haratanie w gałę”. Nie było wizerunków, które by wykluczały etycznie. Środowisko pokazane w „Uchu prezesa” jest, gdy odrzeć warstwę komiczną, dosyć paskudne – mówi.
Pietrzak zamiast „Ucha Prezesa”
Kurski był też pytany o warunki, jakie Telewizja Polska miała postawić Górskiemu, by serial był emitowany na antenie stacji. Prezes poinformował, że nie brał udział w negocjacjach, ale TVP miało mieć „subtelne oczekiwanie, żeby symetrycznie sobie żartować z obu stron politycznego konfliktu”.
Przy okazji rozmowy o kabaretach w TVP, Kurski poinformował, że na antenie pojawi się Jan Pietrzak. Najnowszy program w jego wykonaniu ma zostać wyemitowany już w najbliższą niedzielę.
Kuracja Kurskiego: „Wiadomości” po „Faktach”
Prezes TVP pochwalił w wywiadzie „Wiadomości”, które „zbudowały sobie markę i powagę”, a politycy zabiegają, by wystąpić w rozmowie po serwisie informacyjnym.
Oczywiście są rzeczy do poprawienia. Ale idzie to w bardzo dobrą stronę. Co zrobić, by mieć zdrowy stosunek do „Wiadomości”? Jest jeden rodzaj kuracji, którą sam sobie „zadaję”: obejrzeć „Fakty”. Ja to robię raz w tygodniu i z ulgą przełączam się na „Wiadomości”, gdzie jestem z powrotem w normalnej telewizji
– wyjaśnia Kurski. Były polityk uważa, że TVN i Polsat to środowisko o przechyle tak „antyrzadowym, antykonserwatywnym”, że TVP „z natury rzeczy musi, dając miejsce opozycji – prezentować racje rządu, które nie są eksponowane gdzie indziej”.
Wyznanie stewarda.
Waldemar Mystkowski
Buraczane wystąpienie Waszczykowskiego
Stachanowcy. W ciągu dwóch dni na arenie międzynarodowej PiS-owcy popisali się takimi oto wyczynami: Antoni Macierewicz przekonał NATO do katastrofy smoleńskiej, Mateusz Morawiecki rozwalił Tima Sebastiana w Deutsche Welle, iż prawo nie jest najważniejsze, a Witold Waszczykowski obnażył wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, albowiem Holandia nie ma Trybunału Konstytucyjnego.
Zauważmy, iż prezes się nie wypowiadał. Chociaż – wycofuję się – „Finnancial Times” podał, że Jarosław Kaczyński postraszył via Angela Merkel, iż za Donaldem Tuskiem może być wysłany list gończy, europejski nakaz aresztowania.
Urobek godny stachanowców. I jak ma być odbierana Polska na arenie międzynarodowej? Tak jak Andrzej Duda podczas 53. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, gdzie przebywał wiceprezydent USA Mike Pence, który nie raczył z nim porozmawiać, ale za to Duda usłyszał, że Lech Wałęsa jest bohaterem zwycięskiej walki z komunizmem. Nie Lech Kaczyński, a nawet gieroj nad gierojami Jarosław Kaczyński.
Takich dorobiliśmy się reprezentantów, którzy na zewnątrz nie potrafią trzymać fason dumnego Polaka, jakim ja się czuję, tylko nas ośmieszają. Całkiem uzasadnione jest domaganie się od polityków PiS, by przed swymi wystąpieniami za granicą prosili media, aby ich podpisywali „pisowiec”, bądź władza PiS, jakkolwiek, gdyż kompromitują Polaka, Polskę. Takie podpisy są tak samo ważne, jak z obozami koncentracyjnymi. Pisowiec pochodzi z terenu Polski, zdobył władzę w procedurze demokratycznej, lecz niszczy demokrację i samą Polskę. Jasne?
Waszczykowski, który nie lubi wegetarian, zaprezentował się iście buraczano na panelu dyskusyjnym w Monachium, gdzie posadzili go wraz z wiceszefem Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem. Waszczykowski był przypuścić atak na Holendra zarzutem, iż Holandia nie spełnia standardów europejskich, gdyż nie posiada Trybunału Konstytucyjnego.
Z takim zarzutem może wystąpić kolokwialny burak w stosunku do mieszczańskiej Holandii, która prawem przysłowiowo oddycha, my tymczasem smogiem i takimi Waszczykowskimi, pisowcami, jako rzekłem. O prawa obywatelskie Holendrzy dobijali się wiekami, wywalczyli je i żadnemu ichniemu politykowi przez myśl nie przejdzie, aby je odbierać. Byle sąd przywróci polityka holenderskiego do porządku prawnego.
Pisowca Waszczykowskiego mógł szczególnie zdenerwować Timmermans tym, iż zrecenzował pisowską walkę z demokracją godną porządnego KOD-owca: „W dniu, w którym rząd (holenderski – przyp. mój) będzie ingerował w sądownictwo, ja też wyjdę na ulicę”.
Mamy KOD-owca w osobie wiceszefa KE. W Polsce oburzenie w szeregach pisowców – jako napisałem – powszechne. Oto szefowa gabinetu Dudy Małgorzata Sadurska odpowiedziała językiem pisowskim, iż Timmerman „chce coś narzucać Polsce”.
Przestrzeganie prawa to jest „chce narzucić”, upomina się o nie w imieniu Polaków. A jak ktoś by nie wiedział, kto to jest ta Sadurska, która ma formalnie wysokie stanowisko, lecz rzadko występuje, bo niewiele ma do powiedzenia, to podpowiem , że można znaleźć obrazek z nią na You Tube, jak ustawiona w jednym szeregu z prezesem PiS i innymi politykami tej partii wzieli się za łapki, falują, podskakują i razem śpiewają na cześć o. Tadeusza Rydzyka. Takie to śmieszne i kompromitujące postaci reprezentują PiS, ale nie Polaków. Stachanowcy kompromitacji.
Jak napisać opowieść? Elżbieta Cherezińska: „Róbmy bohaterom zdjęcia za pomocą słów” [AKADEMIA OPOWIEŚCI]
Do ostrej wymiany zdań między szefem polskiego MSZ i pierwszym wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem doszło podczas jednego z paneli dyskusyjnych, zorganizowanych w ramach 53. Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa.
Zaczęło się od niewinnej różnicy poglądów w sprawie Brexitu. Wiceprzewodniczący KE określił Brexit głupim pomysłem, zapewniając przy tym, że szanuje decyzję Brytyjczyków, więc dołoży wszelkich starań, aby rozwód Wielkiej Brytanii i UE odbył się w możliwie najłagodniejszy sposób.
Minister Waszczykowski odpowiedział wówczas, że „Brexit to efekt tego, że Brytyjczycy nie mogli już znieść Unii Europejskiej”, co powinno skłonić UE do namysłu, czym właściwie jest dzisiaj ta Wspólnota i jakie są jej cele. Szef polskiego MSZ odniósł się także do kwestii przyjmowania przez Polskę Ukraińców. Wytknął Unii hipokryzję: skrytykował struktury UE za wymaganie od Polski solidarności względem przyjmowania uchodźców, ale pomijanie jej w takich kwestiach jak dostawy gazu czy energii. „Polacy musieli jako obywatele UE czekać siedem lat na otwarcie przez Niemcy rynku pracy” – mówił dalej Waszczykowski.
Na tym nie koniec. Swoją wypowiedź minister spuentował stwierdzeniem, że wiceprzewodniczący KE żyje „w wieży z kości słoniowej”, co wywołało ogólne poruszenie na sali.
Co odpowiedział Frans Timmermans?
Dyskusja między politykami rozgorzała. Timmermans wypomniał Waszczykowskiemu między innymi, że Polki w „czarnym proteście” musiały wymóc na rządzie PiS odstąpienie od planu zaostrzenia prawa aborcyjnego.
Waszczykowski nie pozostał mu dłużny. „To kiedy Trybunał Konstytucyjny w Holandii zostanie stworzony zgodnie z europejskimi standardami?” – zapytał. Timmermans odpowiedział błyskotliwie i zebrał owacje od publiczności.
Timmermans punktuje Waszczykowskiego za TK
Holenderski system prawny nie przewiduje istnienia instytucji przypominającej polski TK. Już wcześniej minister Waszczykowski przekonywał, że skoro w Holandii nie ma takiego organu, to (jako Holender) Frans Timmermans nie ma prawa mieszać się w sprawy polskiego TK. Ale ten odpowiedział:
„Jeśli rząd Holandii złamie konstytucję i będzie się mieszał w sprawy wymiaru sprawiedliwości, ja też wyjdę na ulicę. Nie ma żadnego prawnego wymogu, by państwo miało trybunał konstytucyjny. Ale jeśli konstytucja danego kraju go przewiduje, to tę konstytucję trzeba respektować”.
Po tych słowach na sali rozległy się oklaski. Waszczykowski próbował jeszcze kontratakować, mówiąc, że rząd PiS chce jedynie, aby Komisja Europejska pozwoliła mu respektować swoją konstytucję. „Ależ proszę bardzo, tylko o to was prosimy” – odpowiedział holenderski polityk, za co ponownie został nagrodzony brawami.
Czym jest Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa?
Konferencja w Monachium jest międzynarodowym spotkaniem polityków ds. wojskowych i bezpieczeństwa oraz przemysłu zbrojeniowego. To największe spotkanie tego rodzaju na świecie, w którym biorą udział politycy, dyplomaci i eksperci z krajów członkowskich NATO, Unii Europejskiej oraz innych krajów, takich jak Rosja, Chińska Republika Ludowa, Japonia czy Indie.
Sadurska o słowach Timmermansa: Atak w ogóle nieprzystający do tematu konferencji
Sadurska o słowach Timmermansa: Atak w ogóle nieprzystający do tematu konferencji
– Atak w ogóle nieprzystający do tematu konferencji. Timmermans pokazuje się w jednej osobie w kilku rolach. Jako sędzia, jako oceniający, jako osoba, która chce coś narzucać Polsce. Nie ma pojęcia, jak wygląda sytuacji w Polsce, jak działa prawo i TK – stwierdziła w „Śniadaniu w Trójce” Małgorzata Sadurska z Kancelarii Prezydenta.
Halicki o konferencji w Monachium: Jesteśmy usadzani do kąta i łajani za nieposzanowanie porządku demokratycznego
– Jesteśmy usadzani do kąta i łajani za nieposzanowanie porządku demokratycznego w państwie. Za taką postawę, która nasze partnerstwo stawia pod znakiem zapytania. To wstyd. Dlatego do tego dochodzi, że ten polski głos, jak my szukamy naszej obecności, to widzimy go w panelu z boku, a nie na sali głównej, gdzie powinien być dobitnie przedstawiony. Mówię także o obecności prezydenta Dudy, który z nikim ważnym się nie spotkał. Nie mógł się spotkać się z wiceprezydentem Pencem, chociaż wiem, że takie zabiegi były. To też jest dowód na to, w jakiej pozycji jest dzisiaj Polska – mówił Andrzej Halicki w „Śniadaniu w Trójce”.
PiS masakruje Macierewicz przekonał NATO, by zajęła się Smoleńskiem Morawicki rozwalił Tima Sebastiana Waszczykowski obnażył Timmermansa 🙂
„Szanujcie własną konstytucję”. Timmermans do Waszczykowskiego
2017-02-17
„Będziemy przestrzegać naszej konstytucji, a nie waszej wizji naszej konstytucji”. „Jesteśmy teraz w sferze alternatywnych faktów” – to fragmenty ostrej wymiany zdań pomiędzy szefem polskiego MSZ Witoldem Waszczykowskim a wiceprzewodniczącym KE Fransem Timmermansem. Doszło do niej w piątek w Monachium podczas panelu dyskusyjnego o przyszłości Unii Europejskiej.
W panelu, zorganizowanym w ramach 53. Konferencji Bezpieczeństwa, wzięli też udział: prezydent Litwy Dalia Grybauskaite i niemiecki minister finansów Wolfgang Schauble.
Spięcie zaczęło się od wypowiedzi Franza Timmermansa: – Kiedy kobiety w Polsce sądziły, że ich prawa będą ograniczane przez rząd lub parlament, to natychmiast wyszły na ulice. Wyszły, bo podzielają wspólne poglądy. Za waszym pozwoleniem powiem coś o naturze tej Unii Europejskiej. Natura Unii Europejskiej jest oparta na prawie, na traktatach, które podpisujemy. Każdy jest równy przed prawem. Tak, możemy mieć różne prędkości rozwoju. Tak, wszyscy idziemy w tym samym kierunku, choć nie z tą samą prędkością. Mnie to odpowiada. Ale każdy jest równy wobec prawa. To prawo jest ustalane na poziomie europejskim, a kraje członkowskie powinny je implementować. Rządy prawa oznaczają, że władza nie ingeruje w sądownictwo, nie ogranicza sędziów, którzy wydają wyroki. Sędziowie powinni móc bezpośrednio kontaktować się z Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Nie tylko dlatego, że takie jest prawo każdego obywatela, ale też dlatego, że na tym bazuje nasz wewnętrzny rynek. Każdy, kto działa na wewnętrznym rynku powinien mieć dostęp do niezawisłego sędziego, który nie wykonuje poleceń rządu! To jest fundament Unii – prawo. Nie władza, nie polityka, ale traktaty i prawo.
Waszczykowski: – Chciałbym się do tego odnieść – to kiedy w Holandii powstanie Trybunał Konstytucyjny? Wedle standardów europejskich? To pytanie retoryczne, nie musi pan na nie odpowiadać.
Timmermans: – Nie, z przyjemnością odpowiem. W dniu, w którym rząd będzie ingerował w sądownictwo, ja też wyjdę na ulicę. Nie ma żadnego prawa, które wymaga, aby państwo miało Trybunał Konstytucyjny. Ale jeżeli masz Trybunał Konstytucyjny, zgodny z Twoją konstytucją, to, proszę, szanuj zasady swojej konstytucji.
Waszczykowski: – Ale, jeszcze raz. Powinniśmy szanować naszą własną konstytucję?
Timmermans: Tak, prosimy! My tylko o to prosimy! Żebyście szanowali własną konstytucję.
Waszczykowski: Pozwólcie nam przestrzegać naszej konstytucji – nie waszej wizji naszej konstytucji. Dobrze?
Timmermans: – Sam pan poprosił o opinię Komisji Weneckiej. Odpowiedź Komisji była jasna jak słońce. Jedyne co oni od was otrzymali, to obraźliwa odpowiedź. I żadnej odpowiedzi na to, co oni wam zalecili. Proszę, rozwiążmy to wspólnie, współpracując.
Waszczykowski: Wyrok Komisji Weneckiej….tak naprawdę nie było wyroku, to była rada. Końcowa rada stanowiła: macie w Polsce spór polityczny. Rozwiążcie go za pomocą instrumentów politycznych. Nie za pomocą ingerecji zagranicznych instytucji.
Timmemans: Jesteśmy teraz w sferze alternatywnych faktów. Pozostawmy to na tym.
Z robotem do łóżka. Kochanie, wymasuj mi tranzystory
„Niesamowita historia”. Zaginiony manuskrypt w języku Azteków, który odnalazł się w Krakowie
Donald Trump. Szpieg, który mnie nie kocha