Kaliningrad, 17.08.2016

 

top17.08.2016

 

Dobre imię Lecha Kaczyńskiego

Dobre imię Lecha Kaczyńskiego

W sprawie antysemityzmu PiS celowo nie stawia kropki nad i. Andrzej Duda powie przyzwoite słowa o pogromie kieleckim. Ale tyle jego, bo to formalnie głowa państwa. Ważniejsze jest wiercenie się szefowej MEN Anny Zalewskiej u Moniki Olejnik, która tak się wykręcała od odpowiedzi, iż wyszedł jej powróz retoryczny. W Jedwabnem zbrodnia na Żydach to „opinia pani redaktor powtarzana za panem Grossem”.

Uniwersalne orzecznictwo PiS – „opinia”, a nie wyrok. Zaś pogrom kielecki jest dziełem „nie Polaków, lecz antysemitów”. Przy tej okazji warto zanotować słowa inne, które na razie nie mają specjalnego związku z tym, o czym piszę, ale wyjdzie – że tak rzeknę – szydło z worka PiS. Mianowicie pani minister zmienia słowniki, bo dla niej „poległ, znaczy zginął”. Oczywiście, że poległ rozum minister Zalewskiej, ale Jarosławowi Kaczyńskiemu o coś zupełnie innego chodzi, a nie rozum minister.

Następną cegiełkę dokłada minister sprawiedliwości i prokurator generalny zarazem Zbigniew Ziobro, który zmieniać będzie kodeks karny. Ziobro przedstawił projekt ustawy dotyczący dobrego imienia Polski: – Z całą powagą będziemy traktować znieważanie i pomawianie dobrego imienia Polski oraz pokoleń Polaków, których dotknęła tragedia i cierpienie wywołane napaścią Niemiec nazistowskich. To pokolenie Polaków jest pomawiane. To pokolenie jest przedstawiane jako sprawcy Holokaustu, masowego unicestwiania ludzi.Czyli nikt (Monika Olejnik też) nie będzie powtarzał za panem Grossem, bo tego dokonali nie do końca Polacy, tylko antysemici. Dopytywany przez Piotra Kraśkę w TOK FM Adam Bielan, czy proponowany przez Ziobrę zapis dotyczy także Jedwabnego, wymigiwał się od odpowiedzi, wiercił się.

To jest jeden wątek, który jest podległy innemu. Nowelizacja ustawy o dobrym imieniu Polski wcale nie musi być aż taka trudna. Został on wyartykułowany przez minister Zalewską, iż „poległ, znaczy zginął”. A nad tym „polegnięciem” pracuje cały rząd ze szczególnym uwzględnieniem Antoniego Macierewicza. Jeździ po całej Polsce i po całym kalendarzu dat historycznych i wpisuje „poległ” o Lechu Kaczyńskim w tzw. apelach smoleńskich. Lech K. poległ w Bitwie Warszawskiej 1920, w Powstaniu Warszawskim, mało brakowało, a poległby w Czerwcu ’56 w Poznaniu, ale uratował go od „polegnięcia” prezydent Jacek Jaśkowiak.

Lech Kaczyński jest po wielokroć „polegnięty”. Obok tego toczy się jeszcze jedna walka, mianowicie o trwały ślad w przestrzeni. Najważniejsze, aby pomniki świadczyły o „polegnięciu”. W innych miastach polskich to nie jest jakiś szczególny problem, aby postawić pomniki, ale najważniejszy jest warszawski pomnik na Krakowskim Przedmieściu. Gdy on stanie, legalnie bądź nielegalnie – nieważne – jaki problem wpisać do ustawy Ziobry o dobrym imieniu Polski? Hę?

Kaczyński ma pomniki, ma „polęgnięcia” w podręcznikach – i to jest dobre imię Polski. Nowelizujemy ustawę – zapowie poseł Stanisław Piotrowicz. Akurat w nowelach PiS jest mistrzem. I ustawowo każdy Polak będzie musiał bronić dobrego imienia Polski, które symbolizuje „polegnięty” Lech K. I ten drugi wątek jest ważniejszy od dobrego imienia Polaków. Dobre imię Lecha Kaczyńskiego – bo jak nie, to grozi kara do 3 lat więzienia.

Waldemar Mystkowski

dobre

koduj24.pl

Się należało.

CqFtL7tWYAEa8QY

 

zmyłka1

Tylko koni żal…

PiS, który robi tyle wrzawy wokół dobrej marki i reputacji naszego kraju, „wstawania z kolan” itp., przeznacza miliony euro na agencję obrony i lansowania dobrego imienia Polski, właśnie niszczy jedną z najlepszych marek w Polsce – stadninę koni w Janowie Podlaskim.

Najnowsza historia stadniny w Janowie Podlaskim pozostanie symbolem rządów Prawa i Sprawiedliwości. Najpierw, w lutym 2016, kilka miesięcy po dojściu do władzy, nieposkromiony apetyt na stanowiska, posady, prestiż, na „dobrą zmianę” od góry do dołu – wszystko to każe rządowi wsadzić swoich ludzi do stadniny, która była symbolem dobrej roboty, stabilizacji, „Dumą Polski” (jak nazywa się doroczna aukcja koni arabskich). Nawet komuniści nie potrafili jej zniszczyć.

Nowym szefem stadniny zostaje człowiek, który sam przyznaje, że przedtem z hodowlą koni nie miał nic wspólnego (ale widocznie miał coś wspólnego z Ministerstwem Rolnictwa i z Agencją Nieruchomości Rolnych). Do stadniny, w której wiedza i doświadczenia są bezcenne, przywozi się ludzi bez odpowiednich kwalifikacji.Potem, kiedy w stajni dzieje się coraz gorzej, szefem zostaje apolityczny profesor, który jednak nie jest w stanie udźwignąć masy upadłości (a może i podłości, bo to, co się stało zasługuje na mocne słowa).

No i wreszcie – katastrofa, totalna kompromitacja, pokaz nieudolności, bałagan, niekompetencja, dwukrotna licytacja tej samej klaczy Emira, pogoń za kupcem, brak kontaktu aukcjonera z (rzekomym) nabywcą, puste stoliki dla kupujących, fiasko finansowe i prestiżowe. Kupcy demonstracyjnie wychodzą przed końcem aukcji. Mówi się o możliwej „ustawce”, o niejasnej roli spółek Skarbu Państwa (Orlen, PKO BP).

A jeszcze tak niedawno doroczna aukcja biła rekordy, albo przynajmniej nie przynosiła wstydu, były lata lepsze i gorsze, ale nigdy zawstydzające, celebryci na czele z Shirley Watts uświetniali swoją obecnością i kasą Dumę Polski. Każdego roku media z dumą informowały o polskiej szkole hodowli koni arabskich, o sukcesach prestiżowych i finansowych.

Oczywiście, teraz pojawi się prokurator, władza zagrzmi, że „nie pozwoli”, że wyjaśni do końca, politycy PiS będą mówili, że to wyjątkowy i w końcu nie taki ważny wyjątek, że jeszcze przed „dobrą zmianą” padały klacze, że opozycja rozdyma sprawę, a nieżyczliwe władzy media zacierają ręce, zadowolone, że Polsce znów się coś nie udało.
Tylko koni żal…

tylko

passemt.blog.polityka.pl

ŚRODA, 17 SIERPNIA 2016

Sellin: Opozycja zorientowała się, że spór o TK to jej jedyne paliwo polityczne

20:24
mk2

Sellin: Opozycja zorientowała się, że spór o TK to jej jedyne paliwo polityczne

Jak mówił w „Minęła 20” Jarosław Sellin:

„Ta sprawa jest prosta, bo jest bardziej polityczna niż prawna. Opozycja się zorientowała, że jedyne jej paliwo jakie ma to podtrzymanie i eskalowanie sporu o TK. W związku z tym żadnego kompromisu nie chce. Były już dwie nasze ustawy kompromisowe, będzie trzecia ustawa będąca poszukiwaniem kompromisu”

300polityka.pl

SOKzBURAKA – najgorszy zdrajca Polski?

Sok z buraka - najgorszy zdrajca Polski?

Były groźby, że przyjdą do domu, że mi wykończą rodzinę, a mnie w pierwszej kolejności, że mnie powieszą i że jestem najgorszym zdrajcą Polski.

Z SOKiemzBURAKA rozmawia Magda Jethon

Magda Jethon: Nie boisz się?

SOKzBURAKA: Nie ukrywam, że trochę tak. Obawiam się, że ktoś może zapukać o 5.30 i tę opozycję próbować wyłączyć, bo im jesteś mocniejszy, tym bardziej przeszkadzasz. Mam jednak nadzieję, że nikt nie zacznie mnie nękać i nie powie, że pan nam przeszkadza i trzeba panu zrobić coś brzydkiego.

– Nikt nie stukał jeszcze do ciebie, nie włamał się do komputera, nie zniszczył czegoś?

– Były takie próby, oczywiście. Było polowanie na mnie. Są portale czy strony internetowe, które próbują to robić. Nie chcę podawać ich nazw, bo jak kiedyś ujawniłem, to ściągnąłem na siebie masę ich zwolenników, którzy strasznie hejtowali i utrudniali życie tym, którzy u mnie zostawiali komentarze. Zrobiło się bardzo wulgarnie i agresywnie. Nie nadążałem z ich blokowaniem. A już mam poblokowanych parę tysięcy osób.

– Nieźle brzmi: mam parę tysięcy wrogów, musiałem ich poblokować. Normalny człowiek ma trzech do pięciu wrogów, a ty parę tysięcy?

– Kiedyś Kuba Wojewódzki powiedział, że miarą popularności jest liczba wrogów. (śmiech) Ja wszystkie groźby w miarę możliwości zgłaszałem do Facebooka, który za każdym razem reagował. Często te strony i konta fejkowe były zamykane, ale natychmiast powstawały nowe i groźby są do dzisiaj. Kiedyś w Polsce nie było takiej agresji. Dlatego obawiam się, że dziś moje ujawnienie mogłoby być moim końcem. Ostatnio masa hejtów zmusiła Hannę Lis do opuszczenia Twittera.

– Jednak liczysz się z najgorszym?

– Jestem na to przygotowany. Kiedy ktoś zapuka do mnie do domu, to ja wtedy wytoczę zupełnie inną broń, którą mam schowaną. Mianowicie mam dobre relacje ze wszystkimi ważnymi dziennikarzami i mediami, od ciebie zaczynając, poprzez „Newsweeka”, „Wyborczą”, „Na temat” itd. Wierzę, że kiedy będzie potrzeba, to mi pomogą.

– Czyli tam w mediach zostawiłeś swoje dane?

– Nie. Dlatego jest nas dwóch.

– ?

– Ten drugi, który mi bardzo pomaga wziął na siebie ujawnienie się z imienia i nazwiska i nawet z numeru telefonu, a nawet, żeby było ciekawiej, założył firmę po to, żebyśmy mogli też świadczyć jakieś usługi komercyjne. To jest zupełnie inna opowieść, bo „SOKzBURAKA” od tworu partyzanckiego i robionego przy okazji, stał się tak dominujący w moim życiu, że zrezygnowałem z pracy. Jestem właśnie na wypowiedzeniu…  I cieszę się, że jest nas dwóch, a poza tym, mam na co dzień kilkanaście osób, które regularnie podsyłają swoje pomysły, grafiki i teksty. Robią to anonimowo i non profit.

Powiedz w końcu co to jest ten „SOKzBURAKA”?

-„SOKzBURAKA” jest w tej chwili najbardziej aktywizującą internautów stroną opozycyjną w Polsce. Ma już prawie czterysta tysięcy polubień na fb, a  jej 84% aktywnych użytkowników w ciągu miesiąca generuje 20 milionów interakcji, czyli polubień, komentarzy i udostępnień. Chciałbym w tym roku w liczbie fanów przeskoczyć „Wyborczą”. „Newsweek” i „Wprost”, bo wszystkie prawicowe strony dawno są już w tyle.

– Co jest na stronie „SOKuzBURAKA”?

– Memy, czyli ironiczne, śmieszne i prawdziwe obrazki z aktualnego życia politycznego i społecznego.

– Jacy ludzie interesują się „SOKiemzBURAKA”?

– Przede wszystkim ci, którzy muszą natychmiast odreagować to, co dzieje się w Polsce oraz ci, dla których sok jest jednym z głównych źródeł informacji.

– Dużo osób w twoim otoczeniu wie, że SOKzBURAKA to ty?

– Oprócz mojej najbliższej rodziny i wybranych bliskich osób, to nikt.

– Trzymasz to w tajemnicy, bo…

– To muszę zacząć od początku. Kiedyś SOKzBURAKA był jak kawiarenka w „Drobnych cwaniaczkach” Woody Allena, zrobiony przy okazji. U Allena wielki podkop i napad na bank, a w „SOKuzBURAKA” sprzedawaliśmy ciasteczka, czyli różne mało ważne, ale śmieszne rzeczy ku pokrzepieniu serc, dla rozrywki, dla uśmiechu. Nic groźnego ani ważnego. Taki był początek.

– To był rok…

– 2013 r., oficjalnie zaczęliśmy 1 kwietnia, czyli w prima aprilis.

– Urodziny radiowej Trójki.

– O, brawo! Od czasu do czasu „SOK” stawał się lożą szyderców, gdzie pod koniec dnia można było spokojnie o kilku rzeczach, które najbardziej człowieka poruszyły danego dnia, napisać. I okazało się, że te rzeczy pisane od serca, najbardziej ludzi angażowały i poruszały.

– Zaczęło się od żartu, zabawy towarzyskiej?

– Na początku dotykałem polityki z każdej strony, od lewej przez środek do prawej i robiłem to w sposób bardzo delikatny, można powiedzieć muskałem ich, wytykając rzeczy, które robili nie tak. Zawsze jednak, kiedy dotknąłem prawej strony, pojawiała się agresja.

– Kiedy znalazłeś się po stronie opozycji?

– Pamiętam na początku piętnowałem nawet Komorowskiego, o którym wszyscy wtedy mówili, że zabiera żyrandole z pałacu. U mnie też się na ten temat pojawiały krytyczne memy, a później, kiedy się okazało, że żadnych żyrandoli nie zabrał, to nie było nikogo, kto by powiedział przepraszam. Ja zamieszczałem przeprosiny, ale pytałem też, czy np. Duda i kancelaria aktualnego prezydenta będzie miała tyle przyzwoitości, żeby powiedzieć  przepraszam. Niestety, zostawili tak dużo kłamliwych informacji na temat Komorowskiego tylko po to, żeby go zdeprecjonować i zepsuć jego wizerunek. Te kłamliwe propagandowe informacje nakręciły na Facebooku ogromną agresję skierowaną przeciwko byłemu prezydentowi. To był język po prostu kloaczny, rynsztokowy i było tego nieprawdopodobnie dużo. Pamiętam też czasy Ukrainy, kiedy rosyjscy trolle wszędzie w polskim internecie wpisywali mnóstwo nieprawdy, związanej z Ukrainą, albo próbowali podburzać Polaków, sięgając po Wołyń i różne inne fakty lub mity, tylko po to, żeby Polacy nie solidaryzowali się z Ukraińcami. To wszystko mnie bardzo wkurzało. Uznałem, że się na to nie godzę.

– I postanowiłeś jako SOKzBURAKA dać temu wyraz?

– Tak. Chcę też w ten sposób zachęcać ludzi do większej odwagi, żeby nie bali się nazywać pewnych zjawisk po imieniu. Pamiętam polskie zespoły muzyczne, które stały w kolejce po to, żeby zagrać na Majdanie. Tam była bitwa, żeby znaleźć się na liście, bo jak jesteś na Majdanie, to przejdziesz do historii. Ileś młodych zespołów, tak jak za dawnych czasów w Polsce, śpiewało piosenki, „Wolność – kocham i rozumiem”, „Chciałbym być sobą” czy „Runął już ostatni mur” i „Nie dzieli nas nic” – utwory, które są symbolami i przeszły do historii. Tymczasem, prawdopodobnie Ukraina była ostatnim momentem, kiedy jeszcze polskich artystów było stać na odwagę, bo kiedy pojawił się KOD, manifestacje, na których można zagrać i pokazać swój opór, to okazało się, że ludzie się boją, że nie ma chętnych. Gdyby nie Big Cyc, który przyszedł i rozwalił system, śpiewając „Antoni do broni”, to nikt by nie zaśpiewał.

– Czyli „SOKzBURAKA” walczy nie tylko ze świństwem, z łajdactwem, z nieprawdą, która jest w przestrzeni, ale też i ze strachem.

– Jak prawdziwa klasyczna opozycja, tyle że w internecie.

– Masz tak duże poczucie misji?

– Tak, bardzo duże.

– Wierzysz, że właściwie odczytujesz dzisiejszą sytuację polityczną?

– Wiele lat zajmowałem się reklamą. Wiem, jak w reklamie buduje się świadomość marek, świadomość produktów i jak łatwo to można zepsuć. Reklama często jest manipulacją, wyolbrzymianiem, a wyolbrzymiać można na  plus i na minus. I dziś w Polsce, a szczególnie w kampanii wyborczej, mieliśmy  ewidentnie do czynienia z działaniem socjotechnik propagandowych, gdzie próbuje się zepsuć obraz w sposób subiektywny, zepsuć obraz ludzi tylko po to, żeby ich zniszczyć, żeby ich nie było, żeby ich usunąć. Chcę, żeby ludzie zrozumieli, że nie wszystko co ktoś publicznie mówi jest prawdą. A dziś wyjątkowo dużo, szczególnie w mediach publicznych, jest nieprawdy. Do tego sami politycy nieustannie kłamią. Ktoś musi ich łapać za słowo.

– Kto wpadł na pomysł SOKuzBURAKA?

-Ja!

– A nazwa rodziła się w bólach, czy powstała natychmiast?

– Przyszła sama. Miała być o polskich sprawach, no i domena musiała być wolna. „SOKzBURAKA” ma już w sobie całą opowieść, bo jest pyszny, zdrowy i polecany. A jednocześnie nazwa trochę prześmiewcza. Jakoś dziwnie nikt z  panów marketerów, choć sprzedają ten sok, nie wpadł na pomysł, żeby zarezerwować tę domenę, więc była wolna. No i poszło. Później się zastanawiałem, czy nie jest zbyt prześmiewcza.

– ?

– Bo nazywanie kogoś burakiem to nie jest chyba miłe i przyjemne.

– Kogo tak nazywasz?

– Nie zakładałem, że będę piętnował buractwo. Ludzie mogą sobie to dowolnie interpretować. Trzeba jednak przyznać, że zdarzają się  buraki naokoło i czasem należy ich nazwać po imieniu, zakląć, tupnąć nogą i nie ma co się certolić, ktoś musi mieć jaja.

– Często idziesz po bandzie?

– No, ktoś musi.

– Zaliczyłeś jakieś wpadki?

– Tak, kilka. Zaczynając od różnych prowokacji, które bywały przygotowywane bardzo misternie. Pamiętam taką pierwszą, dotyczyła Pauliny Młynarskiej. Dostałem z wielu miejsc cytaty z niej, łącznie z linkami do stron, które o tym pisały. Przyjąłem to za sytuację prawdziwą, sprawdziłem linki, starałem się zweryfikować wszystkie dane, no i zrobiłem mem na temat. I co się okazało? Zaraz, jak tylko go umieściłem, wszystkie te strony przestały istnieć, natomiast Paulina dostała od razu informację, że „SOKzBURAKA” robi kampanię przeciwko niej. Oczywiście napisała do mediów i to poszło w świat. Skontaktowałem się z nią, wyjaśniłem sprawę, przeprosiłem. To była taka pierwsza duża nauczka, po której wiedziałem, że wszelkie informacje należy weryfikować i rzetelnie sprawdzać u źródła. Nie można się opierać na nieznanych stronach, blogach itd.

– To jest adrenalina?

– Duża. Nigdy nie wiesz, w którym momencie przekraczasz tę granicę. Dlatego  codziennie czytam na Wikipedii definicję satyry, żeby sprawdzić, czy jeszcze się w niej mieszczę.

– Żałujesz nieraz czegoś lub myślisz – może nie trzeba było, może coś cofnę…

– Tak. Były takie rzeczy, które cofałem.

– Czy ktoś ci groził?

– Tak, nieraz.

– Kto!?

– Głównie z kont fejkowych, czyli nieprawdziwych, często tworzonych właśnie w tym celu. Były groźby, że przyjdą do domu, że mi wykończą rodzinę, a mnie w pierwszej kolejności, że mnie powieszą i że jestem najgorszym zdrajcą Polski. Tego jest bardzo dużo.

– Ale jeszcze do sądu nie poszedłeś?

– Nie, jeszcze nie. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

– Z jednej strony jesteś powszechnie znany, każdy wie, co to jest „SOKzBURAKA”, a z drugiej całkiem anonimowy, nie masz poczucia niedosytu?

– Gdybym chciał budować swoje nazwisko, to pewnie z chęcią bym się ujawnił i stał celebrytą, postacią publiczną, mniej lub bardziej piętnowaną albo oklaskiwaną. Ale nie chcę.

– Czujesz urok tej tajemnicy?

– Oczywiście, wszystko, co jest trochę tajemnicze jest bardziej pociągające. Granie na ludzkiej ciekawości wydaje się bardziej interesujące niż powiedzenie kawa na ławę. To tak jak z kobietą, delikatnie obnażona jest dużo bardziej pociągająca.

– Czyli w tej chwili nie pozwalasz ujawnić twojego nazwiska?

– Jeszcze nie. Oczywiście zastanawiam się nad tym, czy dobrze jest być anonimowym do końca, bo anonimowych najłatwiej jest usuwać, no bo nikt nie zwróci uwagi, kiedy ich nie będzie. Dlatego, jak już powiedziałem, dla pewnych osób przestałem być anonimowy.

– Na początku siedziałeś kilkadziesiąt minut dziennie przy komputerze, a teraz?

– Dzisiaj to jest pełny etat i więcej.

– Trochę zwariowałeś?

– No.

– Masz rodzinę…

– Tak.

– Twoja żona cię jeszcze toleruje?

– Moja żona podchodzi do tego z dystansem. Bardzo ją za to szanuję, dajemy sobie przestrzeń do zajmowania się rzeczami, które nam sprawiają przyjemność, albo w których się realizujemy, albo w których uważamy, że mamy jakąś misję do spełnienia. Ona to akceptuje, chociaż nie jest to łatwe, bo  pracuję codziennie do trzeciej albo do czwartej w nocy, zamiast pójść z żoną do łóżka i po prostu wyspać się normalnie. Mam nadzieję, że od września, kiedy nasze dziecko wróci do szkoły, to przesunę czas pracy na godziny szkoły.

– Twoja córka wie, że ty jesteś „SOKiemzBURAKA”?

– Tak.

– I wie, że powinna to trzymać w tajemnicy?

– Wie, dlatego że nawet u niej w szkole połowa dzieci w klasie jest zdeklarowana politycznie po jednej stronie, a druga połowa po drugiej…

– Która to klasa!?

– Początek szkoły podstawowej. Te dzieci rozmawiają ze sobą, powtarzają opinie swoich rodziców, które nie podlegają dyskusji, bo każdy jest przekonany w stu procentach. Dlatego moja córka wie, że o tym, co tata robi nie mówimy, to drażliwy temat i koniec.

– Kiedyś ja wiedziałam, że w szkole nie mogę mówić, że rodzice słuchają Radia Wolna Europa, a dziś twoja córka wie, że nie może powiedzieć, że ty jesteś „SOKiemzBURAKA”?

– Tak.

– A co możesz o sobie ujawnić? Ile masz lat, gdzie pracujesz, jaki masz zawód?

– To są wszystko informacje, które pomagają ludziom identyfikować daną osobę. Mogę tylko powiedzieć, że mam córkę, bo już to padło, no i skoro robię memy, to mogę jeszcze powiedzieć, że znam się na grafice. Piszę też teksty.

– Robiłeś to na początku z potrzeby serca…

– Cały czas robię z potrzeby serca.

– Kiedy zaczniesz na tym zarabiać, to już nie będzie z potrzeby serca?

– Nadal będzie. Jedni idą do pracy, bo chcą zarobić, inni, bo kochają tę robotę. Doskonałym przykładem są ludzie w mediach, którzy zarabiają psie pieniądze, ale mają misję i kochają to, co robią. Kolejnym przykładem są teatry, aktorzy, ich zawód jest ich miłością i sposobem na życie. Babcia mnie uczyła, że w życiu najważniejsze jest zarobić na chleb, mówiła: „jak będziesz chciał zarobić na więcej niż na chleb, to przestaniesz się cieszyć tym, co robisz, tylko zaczniesz myśleć o pieniądzach”. Ja bym chciał na ten chleb mieć. Żeby nie mieć długów, żeby spłacić karty.

– A masz długi?

– Tak, dlatego że od dawna kupuję na Facebooku promocję swoich postów. Wszyscy mnie pytają, kto za wami stoi, kto płaci za posty? No, ja płacę. Każdy, kto ma stronę na Facebooku może nacisnąć taki magiczny przycisk „promuj post”, ja go naciskam i płacę 2, 3, 4 złote, czasem trochę więcej. Na Facebooku są takie mikropłatności, czyli że jednorazowo płacisz mało, ale skumulowana w ciągu miesiąca kwota może się okazać dość duża.

– To dość niebezpieczne, najpierw drobne 2 złote, a na koniec miesiąca okazuje się, że cała pensja poszła.

– No, może nie cała, ale parę tysięcy miesięcznie wychodzi.

– To jesteś wariatem…

– Trochę tak.

– Co by było, gdyby ktoś ci teraz zamknął możliwość robienia memów?

– Zajmując się reklamą przez wiele lat, robiłem rzeczy, które były powszechnie znane w całej Polsce i nie tylko w Polsce. Zajmowałem się bardzo znanymi markami, robiłem wielkie kampanie. Zawsze ktoś na tym korzystał, czyli właściciel jakiejś marki zarabiał krocie, a ja miałem satysfakcję, że mi się udało, że ktoś robił biznes. Po jakimś czasie postanowiłem coś zrobić dla siebie. Może to coś nawet kiedyś stanie się biznesem, na razie mam misję do spełnienia oraz nadzieję, że ta misja skończy się wtedy, kiedy w Polsce stanie się normalnie. Kiedy już nie będzie podziałów i ludzie zaczną się ze sobą dogadywać i współistnieć, bo tak też można, a nawet tak powinno być, to wtedy z „SOKzBURAKA” zrobię stronę komercyjną. I skoro udało mi się napełniać portfele różnych firm i osób w reklamie, może napełnię kiedyś swój portfel albo raz na zawsze spłacę karty kredytowe.

były

 

szb-pisdrolon

koduj24.pl

ŚRODA, 17 SIERPNIA 2016

Sellin: Opozycja zorientowała się, że spór o TK to jej jedyne paliwo polityczne

20:24
mk2

Sellin: Opozycja zorientowała się, że spór o TK to jej jedyne paliwo polityczne

Jak mówił w „Minęła 20” Jarosław Sellin:

„Ta sprawa jest prosta, bo jest bardziej polityczna niż prawna. Opozycja się zorientowała, że jedyne jej paliwo jakie ma to podtrzymanie i eskalowanie sporu o TK. W związku z tym żadnego kompromisu nie chce. Były już dwie nasze ustawy kompromisowe, będzie trzecia ustawa będąca poszukiwaniem kompromisu”

300polityka.pl

 

ŚRODA, 17 SIERPNIA 2016

Kijowski: Jestem zawiedziony, że Schetyna wybrał takie łamy do publikowania ważnego wywiadu

20:01

Kijowski: Jestem zawiedziony, że Schetyna wybrał takie łamy do publikowania ważnego wywiadu

Jak mówił Mateusz Kijowski w „Faktach po faktach” TVN24, pytany, jak ocenia to, że PO robi się na chadecję:

„Nie do końca to rozumiem. W tej chwili takie ideowe czy ideologiczne zwroty, zmiany nie mają znaczenia, większego sensu, bo w tej chwili moment jest konstytucyjny (…) Nie ma się co zastanawiać, czy będziemy bardziej lewicowi, prawicowi, chadeccy czy bardziej konserwatywni. Trzeba się zająć obroną tego, co najważniejsze. To trochę strata czasu w tej chwili”

– Jestem trochę zawiedziony, że Schetyna wybrał takie łamy do publikowania takiego ważnego wywiadu. To nie wygląda zbyt poważnie, ale jesteśmy w stanie wrócić do rozmowy. Martwię się o Platformę – dodał lider KOD.

 

ŚRODA, 17 SIERPNIA 2016

Kijowski o PO: Takie ideologiczne zwroty nie mają większego sensu. Trzeba się zająć obroną tego, co najważniejsze

20:01

Kijowski o PO: Takie ideologiczne zwroty nie mają większego sensu. Trzeba się zająć obroną tego, co najważniejsze

Jak mówił Mateusz Kijowski w „Faktach po faktach” TVN24, pytany, jak ocenia to, że PO robi się na chadecję:

„Nie do końca to rozumiem. W tej chwili takie ideowe czy ideologiczne zwroty, zmiany nie mają znaczenia, większego sensu, bo w tej chwili moment jest konstytucyjny (…) Nie ma się co zastanawiać, czy będziemy bardziej lewicowi, prawicowi, chadeccy czy bardziej konserwatywni. Trzeba się zająć obroną tego, co najważniejsze. To trochę strata czasu w tej chwili”

19:54

Kijowski: Trzeba się zjednoczyć wokół obrony podstaw ustrojowych. Do tego jest potrzebny silny, duży szeroki blok

Mamy do czynienia z tzw. momentem konstytucyjnym. Momentem, w którym właściwie programy nie mają znaczenia, a znaczenie mają sprawy ustrojowe. Walczymy o sprawy ustrojowe, o to, żeby pozostać państwem demokratycznym, co jest łatwe, bo prawo zostało mocno zdewastowane. Trzeba się zjednoczyć wokół wartości, obrony podstaw ustrojowych Polski. W związku z tym do tego jest potrzebny silny, duży, szeroki blok. Kiedy obronimy to boisko, na którym toczy się gra, potem trzeba zająć się grą i trzeba się być może podzielić – mówił Mateusz Kijowski w „Faktach po faktach” TVN24.

To trochę jest taka sytuacja, jak w 1989 roku, kiedy „Solidarność” czy też Komitety Obywatelskie wystawiły szeroki blok i dosyć szybko wyłoniły się z tego bloku różne siły, różne partie pokrywające cały spektrum poglądów. Ale ten moment, kiedy trzeba było stanąć razem i zawalczyć o wartości, to ten czas się zbliża – dodał lider KOD.

19:44

Kijowski o starcie w wyborach: Z całą pewnością nie przez najbliższych kilka lat

Mateusz Kijowski był pytany w „Faktach po faktach” TVN24 przez Anitę Werner, czy „Kijowski na liście wyborczej” to niechodzący temat:

„Z całą pewnością nie przez najbliższych kilka lat. Nie w najbliższych wyborach i pewnie nie w następnych. Trudno jest powiedzieć, co będzie kiedyś, bo chociażby jest ograniczona liczba kadencji, którą pełnić w KOD, więc być może z czasem przestanę funkcjonować w KOD i się zdążyć, żę będę chciał robić. Ale na razie o tym nie myślę”

19:38

Kijowski: Nie zdejmujemy licznika przed KPRM. Wyrok z 9 marca nie został opublikowany

Oczywiście, że nie zdejmujemy [licznika]. Na liczniku jest, że 9 marca 2016 roku Trybunał wydał wyrok. Ten wyrok nie został opublikowany, a my się domagamy opublikowania. Więc nie zdejmujemy – mówił Mateusz Kijowski w „Faktach po faktach” TVN24.

19:31

Kijowski: Nie wiadomo, czym dwa wyroki: z 9 marca i 11 sierpnia różnią się od tych pozostałych 21, które zostały opublikowane

Jak mówił Mateusz Kijowski w „”Faktach po faktach” TVN24:

„[Publikacja zaległych wyroków TK] niewiele zmienia z dokładnością do tego, że partia rządząca pokazała, że właściwie sami nie wiedzą, o co chodzi. Raz jest opinia, raz orzeczenie, raz rozstrzygnięcie kiedy indziej wyrok. W Monitorze Polskim jest to wyrok i tak należy tak to traktować. Nie wiadomo tylko, czym te dwa wyroki: z 9 marca i 11 sierpnia różnią się od tych pozostałych 21, które zostały opublikowane”

PiS chce obezwładnić TK i wszystkie wyroki dot. Trybunału uznają za nieważne, bo to by im utrudniło paraliż Trybunału – dodał lider KOD.

300polityka.pl

ŚRODA, 17 SIERPNIA 2016, 17:41

Kosiniak-Kamysz: Na marszach KOD zaczynała być obecna lewicowa ideologia

Jak mówił Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z Łukaszem Mężykiem w Radiu Koszalin, pytany, czy będzie jeszcze chodzić na marsze KOD:

„To zależy od celu tego spotkania, marszu. Jak był pierwszy marsz w grudniu, uważałem, że tam trzeba być. To był ten moment rozpoczęcia dewastacji praw obywatelskich i TK. Wtedy widziałem taką potrzebę, jak był marsz dot. wartości europejskich też byłem. Zobaczymy, czy będą wspólne mianowniki. Nie chciałbym, żeby tam wkradła się jakaś ideologia, a ona zaczynała być troszkę obecna w ostatnich miesiącach. Raczej lewicowa, bardziej w lewą stronę. Jeżeli to ma być ruch społeczny, to ideologia w tym ruchu powinna być jak najmniej obecna. [Przejawem tej ideologii] były wystąpienia niektórych osób na tych demonstracjach. To nie służy dobrze samej organizacji”

 

17:47

Rzepliński: Nikt nie ma prawa segregować wyroków TK

Andrzej Rzepliński w rozmowie z PAP wyraził nadzieję, iż rząd opublikuje dwa brakujące wyroki. – Nikt nie ma prawa segregować wyroków TK! – stwierdził prezes TK.

Rzepliński zdradził, że przygotował już odpowiedź na pismo Mariusza Muszyńskiego – wybranego w grudniu przez Sejm na sędziego TK, a niedopuszczonego do orzekania – który żąda umożliwienia mu podjęcia obowiązków zawodowych w Trybunale.

300polityka.pl

Trybunał umiera z godnością

Jerzy Zajadło prawnik, 17.08.2016

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Jeśli Trybunał Konstytucyjny ma przetrwać w kształcie, jaki proponują i wyobrażają sobie politycy PiS oraz ich eksperci, to tak jakby go w ogóle nie było

Wydarzenia ostatnich dni mogłyby świadczyć o tym, że spór wokół TK wszedł w jakąś nową, którąś już z rzędu fazę: uchwalenie kolejnej ustawy naprawczej, ogłoszenie raportu przez zespół ekspertów powołany przez marszałka Sejmu, wyrok z 11 sierpnia o spodziewanej treści i ze spodziewanymi trzema zdaniami odrębnymi, ponowna obstrukcja obowiązku publikacji orzeczenia ze strony obozu rządzącego.

Ale wbrew wszelkim pozorom nie jest to żaden nowy etap kryzysu konstytucyjnego, lecz raczej tylko kolejne ogniwo pewnego łańcucha zdarzeń, które obserwujemy od przełomu października i listopada ubiegłego roku. Zdarzeń chaotycznych, nieracjonalnych, destrukcyjnych dla państwa, pełnych prawnych i prawniczych absurdów, naruszających elementarne ustalenia nauki i praktyki prawa, mających na celu nie naprawę, lecz paraliż i w rezultacie ostateczne zniszczenie Trybunału.

Jeśli TK ma przetrwać w kształcie, jaki proponują i wyobrażają sobie politycy PiS oraz ich eksperci, to tak jakby go w ogóle nie było. A być może nawet jeszcze gorzej – wprawdzie będzie, ale być może lepiej, by go w ogóle nie było, ponieważ jako atrapa kontroli konstytucyjności prawa stanie się tylko listkiem figowym mającym dodatkowo przykrywać bezprawne działania władzy autorytetem wyroków konstytucyjnych. Merytoryczny poziom raportu zespołu ekspertów marszałka Sejmu oraz konsekwencja, z jaką wybrani przez PiS nowi sędziowie TK zgłaszają zdania odrębne, i treść ich opinii świadczą o tym, że tak się najprawdopodobniej stanie i że polski sąd konstytucyjny w dłuższej perspektywie przekształci się w organ fasadowy.

Niektórzy czytelnicy tego felietonu mogą mi oczywiście zarzucić, że formułuję dosyć radykalną tezę i nie popieram jej głębszą analizą prawną. Trudno, z pokorą przyjmę taką krytykę, ale takie są, niestety, wymogi krótkiej wypowiedzi prasowej. Nie jestem więc w stanie przedstawić wszystkich wchodzących w grę argumentów, ponieważ rozrosłoby się to do rozmiarów średniej wielkości książki. Poza tym w tej sprawie wszystko już w zasadzie zostało powiedziane i fakty, te, które już były, i te, które jeszcze prawdopodobnie nastąpią, świadczą i będą świadczyć same za siebie.

Kiedy słuchałem transmisji z ogłoszenia ostatniego orzeczenia TK z 11 sierpnia i nieco późniejszej konferencji prasowej trzech sędziów, zdałem sobie sprawę, że Trybunał wprawdzie umiera, ale umiera z godnością. Do końca trzyma się bowiem pewnych zasad i reguł, które powinny obowiązywać w demokratycznym państwie prawa. Mógł wprawdzie całą nową ustawę wyrzucić do kosza, uznając jej niekonstytucyjność, ale nie zrobił tego. Nie jest to jednak przejaw jego słabości, lecz wręcz przeciwnie – profesjonalizmu i odpowiedzialności, ponieważ za jedyny punkt odniesienia przyjmuje tekst konstytucji, a zwłaszcza ucieleśnione w nim wartości. Trybunał gra więc w zupełnie inną grę niż większość parlamentarna, prezydent i rząd, ponieważ oni wspomniane zasady i reguły demokratycznego państwa prawa permanentnie naruszają. Tak więc – chapeau bas, Panie i Panowie sędziowie! Niestety, nie wszyscy.

prof. Jerzy Zajadło – kierownik Katedry Teorii Filozofii Państwa i Prawa Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego

Zobacz także

spór

wyborcza.pl

„Kaczyński wierzy, że prawo moralne jest w nim. A każda instytucja, która stoi na jego drodze, może być skorumpowana”

jsx, 17.08.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20557928,video.html?embed=0&autoplay=1
– Konserwatyści powiedzieli: „prawda jest jedna, my na nią mamy receptę i wiemy, co jest dobre, a cała reszta to didaskalia. My działamy w prawdzie, a wy w imieniu instytucji, które są z tego świata” – mówił Jakub Dymek w Poranku Radia TOK FM.

– Jarosław Kaczyński wierzy, że prawo moralne jest w nim i każda instytucja, która stoi mu na drodze, może być skorumpowana – mówił w Poranku Radia TOK FM Jakub Dymek z „Krytyki Politycznej”. – Logicznie rzecz biorąc tak może być – przyznał.

Jak przypominał, lewica przez lata powtarzała, że „wszystko jest relatywne, a instytucje nie są doskonałe”. – To jest bolesny wniosek, ale niestety jest prawdziwy – zaznaczył publicysta.

– Przez lata pokazywaliśmy labilność i społeczne skonstruowanie swiata. Konserwatyści wyciągnęli z tego wniosek, powiedzieli: „prawda jest jedna, my na nią mamy receptę i wiemy, co jest dobre, a cała reszta to didaskalia. My działamy w prawdzie, a wy w imieniu instytucji, które są z tego świata” – oceniał.

http://audycje.tokfm.pl/widget/40434

Zobacz także

kaczyński

 

kaczyński1

TOK FM

Bracia Karnowscy dostali program w TVP Info

look, 17.08.2016

Jacek (z lewej) i Michał (z prawej) Karnowscy

Jacek (z lewej) i Michał (z prawej) Karnowscy (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Od września widzowie kanału informacyjnego TVP będą mogli oglądać program prowadzony przez Jacka i Michała Karnowskich. „Na korytarzach TVP wiadomość o programie komentuje się jako spłacanie długów za poparcie dla Jacka Kurskiego” – zauważa „Press”.

„Salon Dziennikarski Floriańska 3” braci Karnowskich ma zadebiutować w TVP Info 3 września po godz. 9. Nowa audycja nie będzie programem wyprodukowanym z myślą o TVP, lecz transmisją ze studia katolickiego Radia Warszawa 106,2 FM. Karnowscy w ramach współpracy serwisu wPolityce z radiem i tygodnikiem „Idziemy” diecezji warszawsko-praskiej prowadzą tam cotygodniowy program publicystyczny. W dyskusjach na bieżące tematy biorą udział księża i prawicowi publicyści. Wcześniej program transmitowała Telewizja Republika, teraz zajmie się tym kanał informacyjny publicznej telewizji.

O tym, że „Floriańska 3” może trafić do TVP, przed tygodniem informował „Press”.Miesięcznik wiązał umieszczenie programu w jesiennej ramówce z poparciem braci Karnowskich dla prezesa TVP Jacka Kurskiego.

Michał Karnowski krytykował decyzję o odwołaniu Kurskiego ze stanowiska przez Radę Mediów Narodowych. W tygodniku „wSieci” ukazał się też obszerny wywiad z Kurskim, w którym prezes odpierał stawiane mu zarzuty.

„Na korytarzach TVP wiadomość o programie braci Karnowskich komentuje się więc jako spłacanie długów” – opisywał „Press”. – Niech gadają. Nie muszę mieć programu w TVP Info – mówił miesięcznikowi Michał Karnowski.

Wrzesień przyniesie także inną zmianę na rynku mediów. W RMF FM zadebiutuje Robert Mazurek, dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „wSieci”. Zastąpi Konrada Piaseckiego, który przeszedł do Radia ZET.

Mazurek jest znany z wywiadów w „Plusie Minusie” – weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej”, w których punktuje polityków. Od września będzie prowadził polityczną „Poranną rozmowę w RMF FM” nadawaną po godz. 8. – To będą dziewięciominutowe wywiady na aktualne tematy polityczne i społeczne – mówi „Press” Robert Mazurek.

Zobacz także

bracia karnowscy

wyborcza.pl

 

 

majmurek

http://opinie.wp.pl/jakub-majmurek-czy-pis-ulegnie-fanatykom-6026650451399809a

 

jacek międlar

jacek międlar 1

Złożyłam zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z art. 255 kk –

CqDnb56WIAAAX7D

CqDnb6ZW8AAq1OX

 

ŚRODA, 17 SIERPNIA 2016

Bielan: PO zgrzeszyła, będąc zachłanna i chcąc wybrać dodatkowych 5 sędziów TK, których kadencja mijała po wyborach

Bielan: PO zgrzeszyła, będąc zachłanna i chcąc wybrać dodatkowych 5 sędziów TK, których kadencja mijała po wyborach

Jak mówił Adam Bielan w rozmowie z Piotrem Kraśko w TOK FM:

„Chodziło o powołanie 5 sędziów, bo kadencja wszystkich 5 mijała już po wyborach i parlament nie miał mandatu, żeby powoływać wszystkich 5. Natomiast gdyby nie zachłanność Platformy, która miała większość przez TK… Wczoraj GW ubolewa, żę w tej kadencji mogą osiągnąć sędziowie związani z PiS. Świetnie, jeżeli Wyborcza używa takiego języka… Przez 5 lat rządów, większość stanowili sędziowie związani z PO. Wtedy GW nie mówiła, że to złe dla demokracji. Ale Platforma zgrzeszyła, będąc zachłanna i chcąc wybrać dodatkowych 5 sędziów TK, których kadencja mijała po wyborach”

bielanPO

300polityka.pl

08:22

Bielan: Komorowski rozpoczął spór o Trybunał

Jest spór, tak naprawdę spór polityczny, zainicjowany przez byłego szefa poprzedniego gościa, posła Szłapki, który wypowiada się w mediach niczym dziewica orleańska, zapominając, że przez 4 lata pracował w Kancelarii Bronisława Komorowskiego, który rozpoczął ten spór, tworząc ustawę, która później okazała się ustawą łamiącą Konstytucję, a także łamiąc zasadę trójpodziału władzy. Tworzył tę ustawę z obecnym prezesem i wiceprezesem TK – mówił Adam Bielan w rozmowie z Piotrem Kraśko w TOK FM.

07:40
bodnaar1000a

Bodnar o publikacji wyroków: Nie dajmy się zwieść, że wszystko idzie w dobrym kierunku

Jak mówił we „Wstajesz i wiesz” TVN24 Adam Bodnar o publikacji wyroków TK:

„My poruszamy się w świecie pewnej irracjonalności prawnej. Tej całej sytuacji nie byłoby, gdyby wyrok z 9 marca został opublikowany zgodnie z Konstytucją. Obawiam się, że teraz po wyroku z 11 sierpnia będziemy nadal żyli w świecie takiej irracjonalności. Ten stan chaosu będzie się pogłębiał. Nie dajmy się zwieść, ze wszystko idzie w dobrym kierunku”

300polityka.pl

Kraśko wypytuje Bielana o TK. „To jest tak naprawdę spór polityczny”

jsx, 17.08.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20557296,video.html?embed=0&autoplay=1
– Czy Trybunał Konstytucyjny ma prawo ocenić konstytucyjność ustawy czy nie? – pytał Piotr Kraśko w Poranku Radia TOK FM.- Myślę, że ma prawo w zgodzie z regułami ustawowymi – odpowiedział poseł PiS Adam Bielan.

– Czy Trybunał Konstytucyjny ma prawo ocenić konstytucyjność ustawy czy nie? – pytał Piotr Kraśko w Poranku Radia TOK FM.- Myślę, że ma prawo w zgodzie z regułami ustawowymi – stwierdził Adam Bielan.

– Najpierw musi stwierdzić, czy ta ustawa jest konstytucyjna – mówił Kraśko. – TK stwierdza że jest – OK, od tej pory jest to święte prawo – dodał. – TK działa na podstawie ustawy, którą uchwala parlament – podkreślał Bielan. – Przede wszystkim na podstawie konstytucji – stwierdził na to prowadzący audycję.

– Jest w tej sprawie bardzo mocny spór między prawnikami – powiedział polityk. – Dr hab. Kamil Zaradkiewicz, wielokrotnie nagradzany i chwalony przez prezesa Rzeplińskiego, wyraźnie wypowiada się publicznie, że to rozstrzygnięcie nie było wyrokiem Trybunału, nie powinno być w związku z tym publikowane – dodał.

– Ale po drugiej stronie mamy prezes Sądu Najwyższego, Naczelny Sąd Administracyjny, Krajową Radę Adwokacką – wszystkie instytucje prawnicze w Polsce – mówił Kraśko. – To jest tak naprawdę spór polityczny – ocenił Bielan.

http://audycje.tokfm.pl/widget/40433

Zobacz także

kraśko

TOK FM

Kara za „polskie obozy śmierci”. Ziobrze chodzi też o Jedwabne? Bielan wyraźnie unika odpowiedzi…

jsx, 17.08.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20557310,video.html?embed=0&autoplay=1
– Nie sądzę, żeby propozycja ministra Ziobro tej kwestii dotyczyła – powiedział krótko Adam Bielan. W ten sposób odniósł się do pytań Piotra Kraśki. Dziennikarz chciał wiedzieć, czy za twierdzenie, że to Polacy mordowali Żydów w Jedwabnem w przyszłości może grozić kara.

Ministerstwo sprawiedliwości chce karania za sformułowania „polskie obozy zagłady” itp. „Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje narodowi polskiemu lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3” – przeczytał przepis Piotr Kraśko w Poranku Radia TOK FM.

– Pełna zgoda absolutnie co do sformułowania „polskie obozy zagłady” – zaznaczył. Jego zdaniem jest to „absolutnie niedopuszczalne” i za ich używanie należałoby „ścigać i karać”. – Jak szeroko rozumieć ten przepis? Czy można go też stosować do dyskusji o pogromie w Kielcach albo Jedwabnego? – pytał Adama Bielana.

 

– Nie sądzę – odpowiedział poseł PiS. – Pogrom był już po wojnie. Myślę, że chodzi o określenia, które pan przytoczył, o „polskie obozy śmierci”, które pojawiają się bardzo często – dodał. Jak zaznaczył, używają go nawet media „państw, które są z nami zaprzyjaźnione”. – Mówią też o tym politycy, z tym trzeba walczyć – zaznaczył polityk.

– Ten przepis pewnie nie wystarczy, potrzebna jest większa aktywność naszych służb dyplomatycznych i polityka historyczna w popkulturze – mówił Bielan. – Ona, czy tego chcemy czy nie, kształtuje świadomość i wiedzę historyczną milionów obywateli państw zachodnich – podkreślał.

– To obowiązujące ustalenie IPN, że w Jedwabnem to Polacy mordowali Żydów. Czy za jakiś czas za takie sformułowanie może grozić kara? – nie odpuszczał Kraśko. – Nie sądzę, żeby propozycja ministra Ziobro tej kwestii dotyczyła – uciął Bielan.

http://audycje.tokfm.pl/widget/40433

Zobacz także

kara

TOK FM

Gościnne występy.W środę – Środa. „Żona powinna być dostępna”

Magdalena Środa filozof, etyk, 17.08.2016

fot. 123rf

Krótki tekst o raporcie dotyczącym molestowania seksualnego („Wyborcza”, 16 sierpnia) wywołał burzę komentarzy. Mogą one stanowić doskonały materiał badawczy służący zrozumieniu, dlaczego molestowanie w Polsce jest tak powszechne i dlaczego tak trudno jest z nim walczyć.

Krótki tekst o raporcie dotyczącym molestowania seksualnego („Wyborcza”, 16 sierpnia) wywołał burzę komentarzy. To żadne hejty, ot zwykłe opinie zwykłych Polaków, również Polek. Mogą one stanowić doskonały materiał badawczy służący zrozumieniu, dlaczego molestowanie w Polsce jest tak powszechne i dlaczego tak trudno jest z nim walczyć.

Część internautów wpisuje raport o przemocy seksualnej w myślenie spiskowe. Taki raport komuś musi przecież służyć. Najczęściej wrogom Polski i polskości. „Ile zapłacił za niego Soros?”, ” » Wyborcza «umacnia pedagogikę wstydu”, „zadaniem raportu jest pokazanie, że muzułmanie nie są tacy straszni”, „to klasyczny schemat działania środowisk lewicowych”, „jeśli to zrobiły feministki, to nie ma to żadnej wartości”, bo oczywiście „czegoś takiego” nie zrobiliby nacjonaliści, zwolennicy „wstawania Polski z kolan” ani prawdziwi mężczyźni.

Przecież „świńskie żarty, nawet jeśli kogoś one obrażają, klepanie żony po pupie, nawet jeśli tego nie lubi, oraz prawienie komplementów podwładnym, nawet jeśli one czują się skrępowane – nie jest niczym złym”. „Nie popadajmy w totalne skrajności!”, „taki jest świat”, „zawsze tak było”.

Nazywam to „naturalizacją przemocy”. I sprawcom, i ofiarom molestowanie seksualne wydaje się czymś normalnym. Jeśli ofiary czują dyskomfort, obrzydzenie, niechęć, to i tak nie wiedzą, jak się przed tym bronić. „Naturalizacja” to jedna z przyczyn, która powoduje, że w Polsce w porównaniu z innymi krajami Europy jest rzekomo niski poziom przemocy. Jest, bo w przeciwieństwie do Szwedek, Francuzek czy Czeszek Polki albo nie wiedzą, że jej doświadczają, bo należy ona do „natury” relacji męsko-damskich, albo wstydzą się do niej przyznać. Internauci piszą: „a co to, nie można już gwizdnąć na kobietę?”, „otrzeć się o kogoś”, „poderwać”, „odprężyć się w pracy”, „nie ma czegoś takiego jak gwałt małżeński: żona powinna być dostępna seksualnie mężowi. Skoro mąż ma obowiązki, które nie zawsze sprawiają mu przyjemność, to żona też powinna je mieć i znosić spokojnie”. „To kobiety wymyśliły gwałt małżeński, żeby móc wsadzać mężów do więzienia i przejmować ich majątki”.

Przemoc jest nie tylko „naturalizowana”, ale i uniwersalizowana: „każdy jest ofiarą przemocy”, „przemoc jest wszędzie”, „chęć wykorzystywania słabszego jest częścią naszej osobowości” – piszą internauci. Nie ma więc winnych. Albo – przeciwnie – wina leży po drugiej stronie: „to przecież kobiety molestują mężczyzn, te dekolty, te krótkie spódniczki.”, „a co z tymi, które lubią ostrzejszy seks?”, „faceci też doświadczają przemocy, a gdy się skarżą, stają się pośmiewiskiem”.

Najwięcej jednak komentarzy ma charakter bagatelizujący i prześmiewczy (przykładowo: „raport jest o tym, jak brzydkie kobiety chcą być gwałcone”). To w nich kryje się najwięcej pogardy wobec kobiet, która stanowi nie tylko motyw molestujących zachowań, ale buduje społeczną atmosferę przyzwolenia na molestowanie. Niby „normalne”, „naturalne”, „powszechne”. Przede wszystkim jednak krzywdzące, upokarzające, złe.

Zobacz także

raport

gazeta,pl

CqC64P6XgAAWyp-

Kontrowersyjny pomysł senatora PiS. Tak chce uczcić ważną rocznicę

17.08.2016

W 2020 roku będziemy obchodzić okrągłą, setną rocznicę Bitwy Warszawskiej. Senator PiS Jan Żaryn wpadł na nietypowy pomysł uczczenia jej. Chce, by do Radzymina przyjechały delegacje z całego świata i „uklękły, pochyliły głowy, dziękując narodowi polskiemu za ocalenie Europy”. Co więcej, delegacje te miałyby „widzieć łuk triumfalny na cześć tego wydarzenia, spinający oba brzegi Wisły” – kreśli swoją wizję prof. Żaryn w rozmowie z tygodnikiem „wSieci”.

Prof. Jan Żaryn, w rozmowie z tygodnikiem „wSieci” nakreślił dość nietypowy scenariusz obchodów setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej przypadającej na 2020 rok. Senator PiS chce, by do Polski przyjechały delegacje z przyjechały delegacje z całego świata i uklękły dziękując Polakom.

 

Jest moim marzeniem, by w 2020 r. do Radzymina, gdzie rozegrał się ważny akt wojny polsko-bolszewickiej, przyjechały delegacje z całego świata i uklękły, pochyliły głowy, dziękując narodowi polskiemu za ocalenie Europy. To nic nie kosztuje, ale może przypomnieć światu o wielkiej roli Polski w historii Starego Kontynentu, o roli muru przed nawałnicami ze Wschodu – stwierdził prof. Żaryn. Ale to nie wszystko! Senator ma jeszcze jedno życzenie.– A jadąc do Radzymina, delegacje te powinny widzieć łuk triumfalny na cześć tego wydarzenia, spinający oba brzegi Wisły– dodał.

Według niego każdy naród, który przysłużył się innym, powinien być doceniany w podobny sposób. – I żeby to nie zabrzmiało egoistycznie, to powiem, że tak samo narody powinny podziękować choćby Włochom za przechowanie dorobku wielkiej kultury basenu Morza Śródziemnego. Dlaczego nie? Narody powinny sobie nawzajem dziękować za wielkie rzeczy – twierdzi prof. Żaryn w rozmowie z tygodnikiem „wSieci”.

absurdalny

Fakt.pl

„Fakt”: Morawiecki podpadł prezesowi. „Przekonali Kaczyńskiego, żeby przestał się z nim cackać”

AB, 17.08.2016

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

Prezes PiS jest zniecierpliwiony brakiem widocznych efektów „planu Morawieckiego”? Rozmówcy „Faktu” przekonują, że tak. „Prezes stał się oschły dla wicepremiera” – twierdzą.

„Grono podszeptywaczy Jarosława Kaczyńskiego przekonało prezesa PiS, by przestał się cackać z wicepremierem i zaczął wymagać pierwszych efektów realizacji jego planu” – pisze „Fakt”. Zdaniem rozmówców gazety jak na razie nie ma widocznych rezultatów prac Mateusza Morawieckiego – a to tylko napędza wewnątrzpartyjnych krytyków ministra rozwoju.

– Skończyły się spotkania, które zajmują długie dysputy o historii czy gospodarce – twierdzą anonimowi politycy. I dodają: Kaczyński zaczął się inaczej odnosić do „swojego pupila”.

Na początku sierpnia Ministerstwo Rozwoju pokazało cały projekt „Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. W zakresie budowania oszczędności narodowych zakłada on m.in. przebudowę systemu emerytalnego i obniżenie podatku Belki. Co dokładnie przewiduje dokument? CZYTAJ WIĘCEJ >>>

fakt

gazeta.pl

„Będzie wojna, będzie wojna”

Będzie wojna, bo mówi się o niej. Jabłonie uginają się od jabłek, jak w 1939. Tak mówiła w wywiadzie Anda Rottenberg i zabrzmiało to dość histerycznie – choć zapewne tak zabrzmieć nie miało.

Nie miało, bo miało być, zapewne, tylko ilustracją pewnego nastroju, klimatu, który faktycznie wisi nad Europą. Zostało jednak wykorzystane jako tytuł – i w tym kontekście zabrzmiało. Ale pani Rottenberg ma rację, klimat czuć: w jednym miejscu bardziej, w innym mniej – ale wisi. Bo uchodźcy, bo ISIS, fala populizmu, bo Le Pen, bo Trump, bo Kaczyński, bo Erdoğan, bo Putin, bo fala nacjonalizmu bliskiego faszyzmowi, o ile nie po prostu faszystowska.

W Polsce ten klimat wisi szczególnie: uchodźców u nas nie ma, ale są, i to nawet bardziej, niżby faktycznie byli, bo nie ciałem u nas goszczą, a demonem. Pożegnaliśmy się z liberalną demokracją, a otrzymaliśmy demokraturę – autokratyzm, który z demokracji utrzymał głównie fasadę. Zaczynamy się z tym godzić, mając nadzieję, że demokratura Kaczyńskiego nie ruszy ostatniej nietkniętej demokratyczne świętości: wyborów. Po ulicach, nie niepokojone przez policję (bo ministerstwo zabrało wytyczne) maszerują kolesie ubrani jak faszyści, salutujący jak faszyści, głoszący podobne hasła co faszyści – ale trollujący, że faszystami nie są i rechoczący za każdym razem, gdy sąd ukarze za „pomówienie” człowieka tak ich nazywającego.

Albo gdy policja odmówi interwencji, bo w ich demonstracjach „nie widzi propagowania faszyzmu”, a poza tym MSW odebrało wytyczne, według których można by ich zidentyfikować. Dlaczego ministerstwo zabrało (hodowla, by odtworzyć w Polsce układ Fidesz-Jobbik?) i dlaczego policja nie może korzystać z innych przepisów niż wytyczne – pozostaje zagadką.

Tak więc owszem, coś nad Europą wisi. A jeśli coś wisi – to najczęściej mówi się, że to wojna. Bo co ma wisieć – pokój?

Rzecz w tym, że nie bardzo wiadomo, z kim miałaby być ta wojna. Pierwszy wróg, który przychodzi do głowy, to oczywiście Rosja. Ale nie do końca wiadomo, dlaczego Rosja miałaby rzucać się na NATO. Jest zbyt słaba, by pokonać Zachód, i wie o tym doskonale: atak na NATO mógłby skończyć się dla Moskwy katastrofą i gospodarczą masakrą, i Rosja raczej nie ma powodu podejmować tego ryzyka. Putin wydaje się dążyć do ustabilizowania sytuacji w kraju i stworzenia tam złudzenia demokracji: to coś jak POPiS, albo może lepiej PiSPOL – autokratyczne zarządzanie przy odgrywaniu demokratycznego teatrzyku i zapewnianiu ciepłej wody w kranie, mającej zapewnić spokój w kraju i rządy tak długie, jak się da.

Niewykluczone zresztą, że w długim terminie Putin liczy na współpracę z państwami Zachodu, bo czemu nie: lepszy i bliższy Zachód niż drzemiące na Wschodzie, podwieszone pod Syberię i Daleki Wschód Chiny.

Cała dotychczasowa gra Putina mogła dotyczyć głównie rozbijania zachodnich struktur i spuszczenia z Zachodu liberalnej pary, która każe mu patrzeć na Rosję jako na trudne do zaakceptowania i partnerskiego traktowania siedlisko autokracji i ustalenia nowego poziomu, na którym Rosja się z Zachodem porozumiewa. Nie dawna, rugana jak uczniak Jelcynowska Rosja, a regionalny partner, z którym trzeba się liczyć.

Nie bardzo wiadomo, jakie rosyjskie problemy mogłoby trwale rozwiązać wejście w tryb „wojna z NATO”: poparcie społeczne utrzymywałoby się zapewne przez jakiś czas, być może aż do czasu zawarcia pokoju – bo przecież wojna wiecznie trwać nie może, być może udałoby się opanować jakieś tereny, np. kraje bałtyckie. Ale co dalej? Okupacja Rygi, Wilna i Tallina przy jednoczesnym gospodarczym nacisku ze strony Zachodu, przy którym obecne sankcje są drobnostką? Odium międzynarodowego zbója? Już inkorporacja Krymu przysporzyła tylu wewnętrznych i międzynarodowych kłopotów, że finansów i energii – przynajmniej do tej pory – nie starcza na inkorporację Donbasu, więc jak wyobrazić sobie gigantyczny wysiłek włączenia w rosyjski obieg Litwy, Łotwy i Estonii (czy choćby ich części) przy jednoczesnej gospodarczej zapaści? Jak długo w takiej sytuacji można utrzymywać społeczne poparcie w kraju, który już zaznał czegoś w stylu dobrobytu i wytworzył warstwę klasy średniej?

Mogłoby to się dziać wyłącznie w ramach totalitaryzacji życia w Rosji, a czy naprawdę warto zakładać, że Putin – mając do wyboru to rozwiązanie albo dalsze prowadzenie swojej cwanej gry w stopniowe poprawianie sytuacji gospodarczej i międzynarodowej w Rosji (co mu, od kiedy wziął władzę w 2000 roku, całkiem nieźle wychodzi) – wybierze wojnę i totalizm, a w efekcie izolację na długie lata?

Rosja, jak się wydaje, jest teraz w sytuacji przypominającej Libię Kadafiego i Egipt Mubaraka: Putin doprowadził do sytuacji, w której Zachód ma prosty wybór – albo akceptacja putinowskiego reżimu, albo chaos od Bałtyku po Pacyfik. Co najmniej. Założył Zachodowi nelsona, z którego nie bardzo jest jak się wyślizgnąć.

W tej sytuacji tym ważniejsze jest demonstrowanie zachodniej jedności typu obecność NATO w Europie Wschodniej, wspólne manewry, zwarta UE – żeby granice były narysowane dla Putina bardzo wyraźnie. I doprowadzanie nie tyle do krachu gospodarczego w Rosji, ile do nękania Moskwy sankcjami, żeby w dłuższej perspektywie wymuszać jakieś zmiany, żeby podgrzewać wewnętrzną liberalną opozycję. Chyba, niestety, nie ma na Rosję innego sposobu niż stare, dobre nękanie i trollowanie reżimu – problem w tym, że póki co to on trolluje Zachód, a ten pozwala się trollować.

Tak, znam te argumenty: przed I i II wojną światową też uspokajano, że wojny nie będzie, bo nikomu się to nie opłaca. Ale, mimo wszystko, sytuacja jest inna od tej sprzed I i II wojny. W Rosji, oczywiście, istnieje potencjał do rozpętania światowej wojny, tak samo jak przed I wojną istniał u państw centralnych, a przed II – u Hitlera. Ale Rosja, w przeciwieństwie do Niemiec i Austro-Węgier, wie, że nie ma realnych szans na zwycięstwo. Nie wydaje się również, by miała, przynajmniej póki co, determinację szaleńca, jaką miała III Rzesza.

W gorszej sytuacji jest niestety Ukraina, gdzie frustracja społeczna może doprowadzić do odnowienia problemów z utrzymaniem kraju w kupie, które Rosja – jak zawsze – rozegra. Tam do lokalnych konfliktów może niestety dojść – pytanie, jak daleko może się posunąć Rosja. Ta jednak, przynajmniej do tej pory, stosuje strategię niewłażenia z wojskiem tam, gdzie większość jej nie chce, być może bojąc się kłopotów typu czeczeńskiego i kolejnej łomotaniny na arenie międzynarodowej kończącej się gospodarczą obsuwą. W Gruzji Rosjanie zadowolili się popierającą ich Abchazją i Osetią, na Ukrainie – jeśli zdecydują się, na przykład podczas wygodnej dla nich prezydentury Trumpa, na kolejną interwencję, zakładać można, że konflikt będzie się toczył wyłącznie o te tereny, w których poparcie dla Rosji jest największe.

Jeśli chodzi o środkową i zachodnią Europę, to dostrzec tutaj jakiekolwiek zagrożenie konfliktem międzynarodowym nadzwyczaj trudno. Ani Francuzi nie pójdą przecież na Niemców, ani Niemcy na Francuzów. Piekiełko natomiast możemy urządzić sobie sami, napędzając histerię. Bo owocami i nakręcaczami histerii są właśnie Le Pen, Wilders czy Kaczyński z Macierewiczem. Niemcy, które póki co nie histeryzują, właśnie zabierają się za walkę z terroryzmem sprawnie i rzeczowo, nie widząc w zagrożeniu pretekstu do wymiksowania się z unijnych struktur jak Wilders czy LePen czy rezygnacji z liberalnych i czytelnych zasad demokracji jak Kaczyński. I jeśli nie zwariują Niemcy, jeśli w Stanach nie zwycięży Trump, a we Francji Le Pen – jakaś szansa na zachowanie w miarę stabilnej sytuacji w Europie jest. Jeśli paranoja natomiast posypie się na całą Europę – wtedy Kaczyński z Macierewiczem pohulają na całego, rozkręcając swój grubą kreską rysowany, tępawy, niestrawny, niedialogowy i słabo oświecony nacjonalistyczny projekt.

Jeśli chodzi o PiS, to nie wiadomo, jak to wszystko będzie wyglądało w przyszłości, ale choć poglądy Kaczyńskiego, niestety, ewoluują w kierunku coraz bardziej zamordystycznym, to większość zwolenników PiS naprawdę wierzy w to, że wybrany przez nich rząd buduje demokratyczne państwo, w ramach którego uderzają nie po demokracji, a wyłącznie po dawnym „salonie” i jego zwolennikach. Takiej „wymiany elit” jednak, niestety, nie da się przeprowadzić, nie tłukąc jajek, czyli nie zamieniając państwa w autokrację odmawiającą racji bytu w przestrzeni publicznej właściwie wszystkim opcjom politycznym poza prawicą, więc pisowska wizja demokracji padła ofiarą ich własnej obsesji i poczucia długoletniego wykluczenia.

I bardzo możliwe, że cała ta sytuacja skończy się polską, narodową wersją łukaszenkizmu, bo kto wie, czy PiS w końcu nie zdecyduje się zamanipulować przy wyborach. Na razie trudno sobie wyobrazić, by miało to się stać bezpośrednio: wybory nadal są świętością, a ich sfałszowanie spotkałoby się z najwyższymi unijnymi i natowskimi sankcjami, czego Kaczyński się boi (z prostego powodu, któremu na imię Rosja). Na razie Polska sprawia wrażenie, jakby odczuwała ból fantomowy po nieistniejącej już okupacji i żeby tradycji stało się zadość – okupuje sama siebie. I taka wewnętrzna okupacja nam grozi – o wiele bardziej niż wojna.

Wojny, oczywiście, wykluczyć nie można, ale wydaje się, że mogłoby do niej dojść wyłącznie w przypadku wymknięcia się międzynarodowej sytuacji spod kontroli. A nieprzewidywalna i niedorzeczna Polska Kaczyńskiego i Macierewicza jest tu, niestety, o wiele bardziej czynnikiem ryzyka niż gwarancji ładu. Zarówno w oczach sojuszników, jak i potencjalnych wrogów.

A wyśnione Międzymorze? Jeśli ktokolwiek myśli, że jakiekolwiek państwo pójdzie za środkowoeuropejską wersją Rosji, którą się staje Polska coraz bardziej ciemnogrodzką, nieatrakcyjną gospodarczo i – niestety – cywilizacyjnie (bo tę namiastkę soft power, którą Polska miała wyłącznie na Ukrainie, w Gruzji i trochę w Rumunii pod rządami PiS właśnie koncertowo traci), emitującą ciągle jedno i to samo nacjonalistyczne buczenie, roszczeniową, rozwrzeszczaną, histeryczną i reagującą najnormalniej w świecie głupio na niebezpieczne tendencje na świecie, za to rozpychającą się w regionie coraz bardziej – powinien poważnie zastanowić się nad swoim oglądem rzeczywistości.

Polska musi stać się dla regionu atrakcyjna, cokolwiek ta atrakcyjność miałaby znaczyć. Potem dopiero można zacząć się zastanawiać nad spełnianiem swoich regionalnych ambicji.

mówią

szczerek.blog.polityja.pl

Rząd zlikwidował mały ruch graniczny z Kaliningradem. I uderzył w najbiedniejszych

Paulina Siegień, Dorota Karaś, 17.08.2016

Zamożniejsi Rosjanie nawet nie zauważyli, że małego ruchu już nie ma. Na zdjęciu Jewgienij Zacharow i jego syn Anton, aktor kaliningradzkiego teatru, w gdańskim centrum handlowym

Zamożniejsi Rosjanie nawet nie zauważyli, że małego ruchu już nie ma. Na zdjęciu Jewgienij Zacharow i jego syn Anton, aktor kaliningradzkiego teatru, w gdańskim centrum handlowym (DOMINIK SADOWSKI)

Nasi nie kupują taniej benzyny i papierosów, a Rosjanie nie okupują Biedronek. I tylko zamożni jeżdżą jak dawniej. – Jakie względy bezpieczeństwa? Przecież Rosjanie nie przyjeżdżali tutaj gwałcić i rabować. Przyjeżdżali z gotówką – irytują się mieszkańcy.

Irina pracuje w salonie fryzjerskim w Kaliningradzie. Samotnie wychowuje ośmioletnią córkę. Podobne do siebie – takie same blond włosy, niebieskie oczy i sympatyczne, okrągłe twarze. Na facebookowym profilu Irina zamieszcza wszystkie informacje dotyczące likwidacji małego ruchu granicznego między Polską a obwodem kaliningradzkim.

Przez ostatnie kilka lat regularnie wyjeżdżała do Polski – wiosną i latem nawet raz w miesiącu. Chciała pokazać dziecku jak najwięcej świata. Ich pierwszy wspólny wyjazd za granicę to podróż do oddalonego o 50 km Braniewa. Jeździły dzięki umowie o małym ruchu granicznym między Polską a Rosją. Obowiązywała od czterech lat. W lipcu tego roku została zawieszona ze względów bezpieczeństwa.

Polskie obawy nie ustają

1 lipca, piątek. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ogłasza, że na czas szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży zamyka ruch zarówno z obwodem kaliningradzkim, jak i z Ukrainą. W Kaliningradzie wściekli są i ci, którzy zapłacili wcześniej za wczasy w Polsce, i ci, którzy przyjeżdżają na zakupy, koncerty, wycieczki. Krążą plotki: polska decyzja może mieć związek z czystką w dowództwie Floty Bałtyckiej. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu odwołał bowiem kilkudziesięciu oficerów, w tym głównego dowódcę floty. A kilka dni wcześniej mówił, że Rosja powinna „przygotować odpowiedź” w związku ze wzmacnianiem militarnego potencjału NATO. Polskie służby nie mogły zignorować tego oświadczenia.

2 lipca. Rosyjskie władze zawieszają umowę o małym ruchu granicznym z Polską. Tracą na tym Polacy mieszkający najbliżej granicy, którzy oblegają rosyjskie stacje benzynowe z tańszym paliwem i sklepy z papierosami.

Lipcowy szczyt NATO mija bez incydentów, kończą się Światowe Dni Młodzieży. Wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński informuje o wznowieniu małego ruchu granicznego z Ukrainą. Ruch z Rosją nadal ma być zawieszony. Przyczyna? „Nie ustały dotychczas obawy związane z naszym bezpieczeństwem”. Kiedy ruch może zostać przywrócony? Nie wiadomo. Może nigdy.

Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji, doprecyzowuje na antenie Radia Gdańsk: – Kiedy Polska zawiesiła mały ruch graniczny, strona ukraińska nie wystąpiła z zawieszeniem umowy, a strona rosyjska – tak. Podczas szczytu NATO strona rosyjska wypowiadała się agresywnie wobec Polski. Obwód królewiecki jest zmilitaryzowany, ostatnio zmienił się gubernator. Jest to człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta Rosji, mówi się o nim „były ochroniarz Putina”.

Polacy stracą więcej?

Nadchodzi połowa sierpnia, a po obu stronach granicy nie milkną komentarze co do decyzji polskiego rządu.

Katja Apanowa jest dziennikarką z Kaliningradu. Częściej bywała w Polsce niż w Rosji właściwej. Nauczyła się języka i w końcu przeniosła z mężem do Polski. Na razie nie jest zawiedziona. Czy coś ją zaskoczyło?

– Tutaj wszyscy zwracają uwagę na moją azjatycką urodę. A ja miałam tylko jednego dziadka Buriata, reszta rodziny to Słowianie! Ale w Polsce i tak rzucam się w oczy.

Katja pisze korespondencje dla kaliningradzkich redakcji:

To, że przywrócono ruch z Ukrainą, a z Kaliningradem nie…, to jest przykre. Czyli wcale nie chodziło o szczyt NATO i o bezpieczeństwo papieża. Mam nadzieję, że to nie jest ostateczna decyzja. Przecież ruch bezwizowy to był projekt apolityczny, coś dla zwykłych ludzi.

Apanowa uważa, że przygraniczne regiony Polski więcej stracą niż obwód kaliningradzki.

– Po pierwsze, gdy spadł kurs rubla, wyjazdy na zakupy przestały być tak korzystne – wylicza. – Po drugie, wielu mieszkańców obwodu poza „kartoczkami” małego ruchu granicznego ma także polskie wizy, dla nich granica się nie zamknęła. Po trzecie, branża turystyczna w obwodzie w ogóle tego nie poczuje, bo Polacy z zezwoleniami małego ruchu prawie w ogóle nie docierali do Kaliningradu – ich podróż kończyła się na przygranicznej stacji benzynowej. I to właśnie ci ludzie, którzy przez ostatnie cztery lata żyli z wyjazdów na rosyjskie stacje benzynowe, są teraz w najgorszej sytuacji.

Klasę średnią stać na podróż

Zezwolenie na przekroczenie granicy w ramach małego ruchu, ważne przez dwa lata, kosztowało Rosjanina 26 euro. Z takim dokumentem mógł się poruszać tylko po przygranicznych powiatach. Za wizę Schengen trzeba już zapłacić około 60 euro. I przygotować więcej dokumentów. Dlatego po rosyjskiej stronie zamrożenie ruchu uderza w biedniejszych. Bogatsi nadal jeżdżą. Po dżinsy Lee za 199 zł, po perfumy Calvina Kleina za 169 zł, po adidasy Reebok za 188 zł.

W Gdańsku ulubionym miejscem zakupów Rosjan jest Fashion House, centrum ze sklepami oferującymi tańsze końcówki kolekcji. Goście z Kaliningradu wykupują tam np. całe kolekcje ekskluzywnej porcelany. W Fashion nie zauważyli na razie, żeby Rosjan było mniej.

– Mamy system rozpoznawania tablic rejestracyjnych i przypisywania ich do poszczególnych krajów – tłumaczy Ireneusz Homa, dyrektor. – Nie zarejestrowaliśmy większych zmian. Rosjanie wciąż nas odwiedzają. Może dlatego, że nasz klient to przedstawiciel klasy średniej, którego stać na wizę i zaplanowanie kolejnej wizyty.

To nie był przepis dla Putina

W ubiegłym roku polscy pogranicznicy odprawili 1,3 mln osób z Rosji. Główny Urząd Statystyczny policzył, że każda z nich wydała w Polsce średnio 436 zł. Kwartalnie Rosjanie zostawiali w naszym kraju około 70 mln zł. Rocznie – ponad 280 mln.

Trudno się dziwić, że przeciwko trwałemu zawieszeniu ruchu protestują polscy samorządowcy. Marszałek województwa warmińsko–mazurskiego zwrócił się do szefa MSWiA z pytaniem o plany polskiego rządu w tej sprawie. Podobne pismo wysłał też marszałek pomorski Mieczysław Struk. – Mały ruch nie został uruchomiony dla Putina i jego otoczenia, ale dla zwykłych ludzi mieszkających po obu stronach granicy – przekonywał w radiu.

Janusz Gierulski, ekspert Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza, przewiduje: – Ucierpią gminy przygraniczne, w których bezrobocie sięga 15 proc. Ruch przygraniczny był szansą. Korzystały z niego małe i średnie firmy, hotele, branża medyczna i kosmetyczna. Zaczęły się organizować firmy proponujące wycieczki do Kaliningradu, coraz więcej Polaków jeździło tam turystycznie. Przyglądałem się od wielu lat przejściu granicznemu w Grzechotkach – jego standard rośnie z roku na rok. Kiedyś po tamtej stronie włos stawał dęba, teraz jest wielka uprzejmość, oni też uczą się wielu rzeczy.

Jakie bezpieczeństwo?

Popularny kaliningradzki bloger Dmitrij Nadrszin należy do tych, dla których uzyskanie wizy nie stanowi większego problemu. Ale i on żałuje małego ruchu: – Myślę, że nie warto szukać winnych, ale jak zwykle ucierpią zwyczajni Polacy i zwykli mieszkańcy obwodu. Ja chciałbym skorzystać z okazji i podziękować wszystkim czytającym ten tekst Polakom za ich gościnność w ciągu ostatnich czterech lat.

Marek, emerytowany policjant z okolic Braniewa, nie rozumie argumentu, którym rząd motywuje zamrożenie ruchu. – Jakie względy bezpieczeństwa? Przecież ci ludzie nie przyjeżdżali tutaj kraść, gwałcić i rabować. Oni przyjeżdżali z gotówką – mówi.

Polska była tańszą opcją

Gusiew leży na wschodnim krańcu obwodu kaliningradzkiego. To miasteczko, z którego pochodzi poprzedni gubernator Nikołaj Cukanow. Dzięki niemu Gusiew rozwijał się w ostatnich latach szybciej niż pozostałe miejscowości w obwodzie. Cukanow forsował koncepcję dwóch centrów obwodu, pierwszym oczywiście jest Kaliningrad, drugim miałby się stać Gusiew. Nie zdążył. Pod koniec lipca Władimir Putin odwołał go z funkcji gubernatora i przekazał jego obowiązki swojemu byłemu ochroniarzowi, generałowi FSB Jewgienijowi Ziniczewowi.

W Gusiewie mieszka Anżela Łukasiewicz. Pracuje w biurze podróży. Ma 30 lat i bardzo dobre zdanie o Polakach. – Przed porodem często jeździłam do sklepu z towarami dla dzieci w Gołdapi – opowiada. – Tato jeździł do Gołdapi po części do samochodu, bo u was są dużo tańsze.

Teraz Anżela nie wyobraża sobie, że miałaby przestać jeździć do Polski. – Jesteśmy zamkniętym regionem. Pracuję w biurze podróży, wiem, ile kosztują bilety lotnicze, wycieczki. Wsiąść z rodziną w samochód i pojechać do Polski to była dotąd świetna, najtańsza opcja.

W Gusiewie ludzie nie mają wątpliwości, kogo winić za zamrożenie ruchu.

– Jak to kogo? – dziwi się naszemu pytaniu Anżela. – Polski rząd!

Zobacz także

rządZlikwiduje

Wyborcza.pl

Cezary Michalski o polityce historycznej pod

CqC2RYiXgAAmhXq

Ks. Międlar: Żydzi obsadzają nawet Stolicę Apostolską

Katarzyna Wiśniewska, 17.08.2016

Ksiądz Międlar podczas

Ksiądz Międlar podczas „Marszu w obronie chrześcijańskiej Europy” w 2015 r. (KORNELIA GŁOWACKA-WOLF)

Ochrońmy Kościół, Europę i całą kulę ziemską przed żydowskim imperializmem, który jest złem w czystej postaci – wzywa znany ksiądz nacjonalista Jacek Międlar na prawicowym portalu wdolnymslasku.com. – Do wielu ludzi ks. Międlar przemawia – tłumaczy związany z portalem poseł PiS Jacek Świat.

Prawicowy portal wdolnymslasku.com opublikował hejterski filmik księdza nacjonalisty Jacka Międlara. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Wielu być może sklasyfikuje mnie jako antysemitę, oszołoma, ksenofoba i faszystę, inni zaś powiedzą: fakty, o których ksiądz mówi, są znane i dobrze, że ksiądz je przywołał. Otóż największymi wrogami świata i Kościoła są żydowscy imperialiści oraz masoneria” – tak rozpoczyna swoją tyradę Międlar. Stoi na tle dużego krzyża wiszącego na ścianie.

Ks. Międlar i wrogowie Chrystusa

„Najwyżej postawionymi masonami są Żydzi. Są to wrogowie Chrystusa i wrogowie chrześcijan, nienawidzą nas” – kontynuuje ks. Międlar. I przekonuje, że żydomasoneria „obsadza swoimi ludźmi nawet Stolicę Apostolską”.

Dalej Międlar instruuje: „Jak mamy na to niebezpieczeństwo żydomasońskie zareagować? Odpowiedź mamy w Ewangelii”. I cytuje fragment Biblii: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię”. I dalej peroruje: „Musimy wytoczyć wojnę, bo winniśmy walczyć ze złem. Czy winniśmy wziąć karabin w ręce i podciąć wszystkim gardła? Ależ nie. Winniśmy rozpalić świat ogniem prawdy. Życzę wam błogosławionego tygodnia, ochrońmy Kościół, Europę i całą kulę ziemską przed żydowskim imperializmem, który jest złem w czystej postaci. Szczęść Boże” – kończy swoje wystąpienie ksiądz nacjonalista.

Czytaj także: Mimo zakazu ksiądz nacjonalista Jacek Międlar politykuje dalej

Nad filmikiem redakcja portalu wdolnymslasku.com umieściła tytuł: „Niedziela z » antysemitą” – Jacek Międlar TV”. (Pod takim zresztą tytułem sam ks. Międlar rozpowszechnia ten film).

Portal kilkakrotnie już bronił ks. Międlara, nazywając artykuły „Wyborczej” o nim „szkalującymi” i „zmanipulowanymi”, a także chwaląc „patriotyczne przekonania” księdza.

Z portalem jest związany poseł PiS Jacek Świat. – Czy umieszczanie na stronie tego typu nagrań ks. Międlara to dobry pomysł? – spytaliśmy go.

Złoty pociąg. Zdjęcia, mapy i pełna historia odkrycia

– Nie znam tego materiału. Wiem, jaki styl ma ks. Międlar, i nie będę ukrywał, że niespecjalnie mi on odpowiada. Ale do wielu ludzi ks. Międlar przemawia, można powiedzieć, że to postać znana. Zatem odnotowanie jego wypowiedzi nie wydaje mi się czymś dziwnym – stwierdził poseł Świat.

Ks. Międlar – duszpasterz kiboli

Na pytanie, czy reklamowanie mowy nienawiści ma sens, poseł PiS odpowiedział: – To społeczny fakt, który trzeba zauważyć. A „Gazeta Wyborcza” powinna ostrożnie podchodzić wobec oskarżania innych osób, bo sama nie jest bez winy w kwestii tak zwanej mowy nienawiści. Uważam, że porównanie „Wyborczej” do działalności ks. Międlara na pewno nie jest przesadzone.

Ale niedługo po naszej rozmowie z posłem Światem filmik zniknął z głównej strony portalu – można go było jednak znaleźć, wpisując tytuł lub nazwisko księdza w tamtejszą wyszukiwarkę.

Czytaj też: Kapłan nienawiści. Ks. Międlar: „Nazywają nas faszystami, bo bronimy się przed inwazją”

Jacka Międlara można nazwać nieformalnym duszpasterzem nacjonalistów i kiboli. Występował na marszach nacjonalistycznych i wiecach antyimigranckich. Zgromadzenie Księży Misjonarzy, do którego należy, karnie przeniosło go z Wrocławia (a potem także z Zakopanego) i nałożyło zakaz publicznych wypowiedzi. Ale ks. Międlar nic sobie z tego nie robi. Ostatnio na Twitterze szczuł na posłankę Nowoczesnej Joannę Scheuring-Wielgus: „Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa!”.

Międlar uwziął się na posłankę, ponieważ w lipcu zawiadomiła Prokuraturę Rejonową w Białymstoku o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa. Chodzi o kazanie, które Międlar wygłosił kilka miesięcy temu w białostockiej katedrze na uroczystościach 82. rocznicy ONR. Mówił wtedy m.in., że „największą przeszkodą na drodze ruchu wolnościowego jest zwykłe tchórzostwo, zwykła żydowska pasywność”.

Nowe wybiegi dla psów we Wrocławiu. Zdecyduj, gdzie powstaną [KLIKNIJ, BY ZAGŁOSOWAĆ]alttekst

ksiądzMiędlar

wroclaw.wyborcza.pl