Tusk, 11.04.2016

 

Burza wokół raportu o Obronie Terytorialnej. „Uzbrojona formacja do zapobiegania działaniom antyrządowym”?

Patryk Strzałkowski, 11.04.2016

Pokaz organizacji paramilitarnej

Pokaz organizacji paramilitarnej (Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta)

1. Inicjatywa Antoniego Macierewicza miałaby służyć do zwalczania opozycji?
2. Tak komentatorzy wnioskują z niezależnego raportu o Obronie Terytorialnej
3. „Chodzi o zupełnie inne działania” – mówi współautor raportu

 

„Wyposażona w broń maszynową formacja paramilitarna może stanowić środek zapobiegawczy działaniom antyrządowym” – taki zapis znalazł się w opublikowanym w zeszłym tygodniu raporcie, dotyczącym koncepcji stworzenia w Polsce Obrony Terytorialnej, co jest sztandarowym pomysłem Antoniego Macierewicza.

Raport stworzyło Narodowe Centrum Studiów Strategicznych – ośrodek analityczny, zajmujący się bezpieczeństwem. Raport nie jest oficjalnym dokumentem MON ani projektem ustawy, jednak m.in. w kwestii Obrony Terytorialnej NCSS współpracuje z Ministerstwem Obrony Narodowej.

W raporcie znalazły się trzy koncepcje, według których można stworzyć OT w Polsce:
1. Koncepcja Terytorialna – zgodnie z nią OT to lekka piechota, która udziela wsparcia regularnemu wojsku; na takiej zasadzie działa np. OT w Szwecji
2. Koncepcja Mobilno-Zmechanizowana – zbliżona do modelu amerykańskiej Gwardii Narodowej, zakłada wyposażenie w sprzęt ciężki
3. Koncepcja Milicyjna – zgodnie z tym pomysłem OT działa też w czasie pokoju i wtedy podlega Ministerstwu Spraw Wewnętrznych.

„Skuteczny środek zapobiegawczy działaniom antyrządowym”

Właśnie ta ostatnia koncepcja wzbudziła dużo kontrowersji – a wszystko przez ten zapis:

„Milicyjna” Obrona Terytorialna jest tam m.in. określana jako „formacja paramilitarna, może stanowić skuteczny środek zapobiegawczy (odstraszający) działaniom antyrządowym”, a także przeciwko „zagrożeniom wynikającym z masowej imigracji”.

Wśród komentatorów od razu pojawiły się głosy, że może chodzić o faktyczne wykorzystanie Obrony Terytorialnej do fizycznej walki z opozycją i rozpędzania protestów antyrządowych.

Chodzi o walkę z „zielonymi ludzikami”?

Inni komentujący raport przekonywali, że krążący cytat jest wyrwany w kontekstu. W tym samym rozdziale raportu mowa jest bowiem, że w koncepcji milicyjnej OT ma „przeciwdziałać przemytowi, nielegalnej imigracji czy zorganizowanym grupom przestępczym”, a także tzw. „Zielonym ludzikom”*.

Co więcej, także w raporcie NCSS, autorzy zwracają uwagę, że koncepcja „nie posiada ona faktycznego przedstawicielstwa w ministerialnych kręgach decyzyjnych” i „ma minimalne szanse na wdrożenie do realizacji”.

Współautor raportu: Polski żołnierz nigdy nie podniesie ręki na obywateli

Jednak nawet pomimo tych twierdzeń, zapis o „zapobieganiu działaniom antyrządowym” może być kontrowersyjny. Dlatego zapytaliśmy o niego współautora raportu i byłego żołnierza, mjr. rez. Mariusza Kordowskiego, Dyrektora Programów Militarnych NCSS.

– W dzisiejszym świecie zagrożenia ulegają zmianom i właśnie w odpowiedzi na te zagrożenia są tworzone różne koncepcje obrony terytorialnej – mówi Kordowski.

– Zupełnie nie chodzi o działania ze strony obywateli, ale zagrożenia takie jak tzw. „zielone ludziki” czy imigranci w sytuacji, gdy tworzą enklawy, w których nie przestrzega się prawa – wyjaśnia. – Warto zastanowić się nad różnymi koncepcjami OT, dlatego powstał ten raport – dodaje.

– Obrona Terytorialna może być wykorzystywana do wsparcia służb w sytuacjach nadzwyczajnych. Np. w Nowym Orleanie po huraganie Katrina powstawały gangi, dokonujące napadów i właśnie im przeciwdziałała Gwardia Narodowa (amerykańska wersja obrony terytorialnej) – mówi współautor raportu.

Kordowski zwraca uwagę, że przez pamięć o stanie wojennym polskiemu wojsku trudno pozbyć się negatywnych konotacji wśród Polaków. – Dlatego żaden polski żołnierz nigdy nie podniesie ręki na obywateli. Nikt w ogóle o czymś takim nie myśli – zapewnia były żołnierz i podkreśla, że wojsko jest apolityczne.

Jednak co założeniem, że w czasach pokoju OT podlegałaby Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, a nie MON? – Między innymi z tego powodu nie jesteśmy zwolennikami tej koncepcji. Powinien istnieć wyraźny rozdział, co podlega pod MON, a co po MSW – mówi.

*Zwrot „Zielone ludziki” odnosi się do aneksji Krymu przez Rosję, gdy na ukraińskim półwyspie pojawiły się uzbrojone oddziały w zielonym umundurowaniu, bez żadnych oznakowań. Ukraina i eksperci z innych państw twierdzili, że „zielone ludziki” to w rzeczywistości rosyjscy żołnierze. Jednak strona rosyjska zaprzeczała, argumentując, że takie zielone mundury „można kupić w każdym sklepie z militariami”.

burza

TOK FM

 

Najwybitniejsi polscy pisarze protestują przeciwko odwołaniu Grzegorza Gaudena

red, 11.04.2016

Grzegorz Gauden

Grzegorz Gauden (MATEUSZ SKWARCZEK)

Minister kultury Piotr Gliński odwołał Grzegorza Gaudena z funkcji dyrektora Instytutu Książki. Pisarze wystosowali do ministra list otwarty, w którym dają wyraz sprzeciwowi wobec tej decyzji. Wśród nich – obok m.in. Wiesława Myśliwskiego, Olgi Tokarczuk, Adama Zagajewskiego i Doroty Masłowskiej – także teść prezydenta Dudy, poeta Julian Kornhauser.
 

List otwarty do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pragniemy wyrazić nasz sprzeciw wobec odwołania Grzegorza Gaudena z funkcji dyrektora Instytutu Książki.

Domyślamy się, że nasz protest nie odniesie skutku – nowy rząd już nas przyzwyczaił do lekceważenia opinii publicznej – ale chcemy, żeby to było powiedziane: Grzegorz Gauden był doskonałym dyrektorem Instytutu, od lat świetnie prowadził bardzo fachowy zespół. Owocnie kontynuując pracę rozpoczętą przez Albrechta Lemppa, doprowadził do rozkwitu tej ważnej dla wspierania polskiej literatury placówki. Instytut Książki kierował się zawsze kryteriami czysto merytorycznymi, nikomu nie zaglądał do legitymacji partyjnej. Natomiast odwołanie Grzegorza Gaudena jest aktem politycznej zemsty i może tylko zaszkodzić polskiej kulturze.

Marek Bieńczyk, Anna Bikont, Jacek Bocheński, Stefan Chwin, Tadeusz Dąbrowski, Jacek Dehnel, Janusz Głowacki, Paweł Huelle, Ignacy Karpowicz, Krystyna Kofta, Julian Kornhauser, Hanna Krall, Jerzy Kronhold, Zbigniew Kruszyński, Ryszard Krynicki, Krystyna Lars, Ewa Lipska, Mikołaj Łoziński, Dorota Masłowska, Wiesław Myśliwski, Tadeusz Nyczek, Joanna Olczak-Ronikier, Kazimierz Orłoś, Jerzy Pilch, Tomasz Różycki, Krzysztof Siwczyk, Mariusz Szczygieł, Wojciech Tochman, Olga Tokarczuk, Barbara Toruńczyk, Adam Zagajewski

Zobacz także

pisarzeProtestują

wyborcza.pl

 

PONIEDZIAŁEK, 11 KWIETNIA 2016

11:39

Gowin: Nie widzę powodów, żeby Donalda Tuska stawiać przed Trybunałem Stanu

Dziś nie widzę powodów, żeby stawiać Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu – mówił Jarosław Gowin w dogrywce Kontrwywiadu RMF. Wicepremier i minister nauki dodał, że trzeba pozwolić działać prokuraturze.

Jeżeli pod Smoleńskiem nie doszło do zamachu albo jeśli nie da się tego udowodnić, to nie będzie to miało żadnych konsekwencji dla jakiejkolwiek partii – stwierdził Gowin.

Co ciekawe, inny ważny polityk PiS Stanisław Karczewski, pytany rano w Radiu Zet o Trybunał Stanu dla byłego polskiego premiera, stwierdził: – Nie wiem, być może tak. Bardzo prawdopodobne, bardzo prawdopodobne.

11:24

Petru: Za 22 godziny będzie wiadomo, czy Kaczyński nas okłamał, czy naprawdę szuka jakiegokolwiek porozumienia

Jak mówił Ryszard Petru na briefingu w Sejmie:

„Jesteśmy w przeddzień ważnego momentu. Jutro zbiera się Komisja Sprawiedliwości, która ma zaopiniować kandydata do TK i chciałem zwrócić uwagę, że do tego momentu zostały 22 godziny i to tak naprawdę czas, który odliczamy czas Jarosław Kaczyński i chcemy sprawdzić, czy PiS poszukuje kompromisu, czy też okłamuje Polaków, mówiąc, że poszukuje, a de facto będzie brnął i tworzył dalszy chaos. Propozycja, którą złożyliśmy to jedno z rozwiązań,  które może uspokoić sytuację, polegałoby na tym, że jutro kandydatem, który PiS przedstawi na komisji, będzie jeden ze zgłoszonych w grudniu sędziów przez PiS do TK. Jeżeli ta osoba nie będzie jedną z tej trójki, to tak naprawdę oznacza to jednostronnie zerwanie jakichkolwiek rozmów przez Jarosława Kaczyńskiego (…) Na porozumienie zostały 22 godziny”

Za 22 godziny będzie wiadomo, czy Jarosław Kaczyński nas wszystkich okłamał, czy też naprawdę szuka jakiegokolwiek porozumienia – dodał lider Nowoczesnej.

Licznik odliczający czas do wspomnianego posiedzenia sejmowej komisji został już umieszczony na stronie Nowoczesnej.

09:40

Karczewski: Tusk zdradził swojego prezydenta i pojechał do Putina. Nigdy mu tego nie wybaczę

To, że Donald Tusk zdradził swojego prezydenta i pojechał Putina, to niewybaczalne. W życiu tego Tuskowi nie wybaczę – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet, dodając, że „Tusk to zdrajca prezydenta”.

Marszałek Senatu pytany, czy Donald Tusk powinien stanąć przed Trybunałem Stanu, stwierdził: – Nie wiem, być może tak. Bardzo prawdopodobne, bardzo prawdopodobne. Tego nie wiem. W te chwili nie wiem. Poczekajmy na wynik pracy komisji.

Karczewski ocenił też, że władze Polski nie powinny poprzeć Tuska w ubieganiu się o drugą kadencję przewodniczenia Radzie Europejskiej.

09:03
Screenshot 2016-04-11 at 08.51.52

Petru: Przerażające jest to, że nie wyciągnęliśmy jako państwo wniosków z katastrofy smoleńskiej

Jak mówił o słowach Jarosława Kaczyńskiego Ryszard Petru w Polsat News:

„To jest chęć zemsty. Dotąd było to państwo prawa, jak komuś wymierzało się karę, to trzeba było udowodnić przestępstwo. Obawiam się, że katastrofa smoleńska była zbiorem nieszczęśliwych wypadków, przerażające jest to, że nie wyciągnęliśmy jako państwo z tego wniosków. Pokazało to choćby to, co stało się ostatnio z limuzyną prezydencką”

Lider Nowoczesnej dodawał:

„Moralnie są osoby odpowiedzialne, ale ważne, by państwo polskie wyciągnęło wnioski z tej katastrofy i żeby nigdy nic podobnego już się nie wydarzyło”

 

08:29

Gowin: Podziały są głębsze niż 6 lat temu. Nikt z nas, polityków nie może mieć poczucia dobrze wykonanej pracy

Jarosław Gowin w Kontrwywiadzie RMF był pytany przez Konrada Piaseckiego, jak najpierw przetrwał w PO, a teraz w PiS:

„Nie ma we mnie żadnego pęknięcia, nawet nie ma napięcia. Proszę prześledzić mojej wypowiedzi z tamtych czasów. Może moje pamięć wybiera mnie przed samym sobą, ale przez te 6 lat nie powiedziałem niczego, co by uderzało w dobre imię jednej bądź drugiej strony sporu. Starałem się należeć do tych ludzi, którzy w obliczu tej katastrofy raczej łączą niż dzielą. Czy mi się to udało w sposób pełny, na pewno nie. Podziały są jeszcze głębsze niż 6 lat temu, a być może są dramatycznie głębsze. Być może będą trwały przez pokolenia. Tu nikt z nas polityków nie może mieć poczucia dobrze wykonanej pracy”

Gowin, pytany o zamach, odpowiedział: – Nie sformułowałbym takiej opinii [o zamachu], choć przez 6 lat raczej mnożyły się we mnie wątpliwości niż żeby ten obraz katastrofy się wyjaśniał.

Chcę szukać pojednania, ale nie da się zbudować pojednania na dłuższą metę inaczej, niż na gruncie prawdy. Proszę tego nie interpretować tego w kategoriach politycznych: musimy przebaczyć, ale równocześnie winni jesteśmy ofiarom katastrofy i rodzinom, samym sobie dążenie do prawdy. Jeżeli z tej prawdy wynikną jakieś konsekwencje natury karnej, ktoś będzie musiał mieć postawione zarzuty – nie przesądzam w tej chwili, czy tak będzie i kto będzie adresatem zarzutów – to oczywiście te zarzuty powinny być postawione – dodał gość Kontrwywiadu.

08:22

Gowin: My, politycy nie sprostaliśmy próbie. Daliśmy się rozegrać Putinowi

Jak mówił Jarosław Gowin w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:

„My politycy na pewno nie [sprostaliśmy próbie]. Mówię to nie po to, by kogokolwiek oskarżać, bo w takiej sytuacji każdy powinien się bić we własne piersi, ale ta najtrudniejszy chyba test przywództwa i polityki w kategoriach służby został przez klasę polityczną niestety oblany. Przyczyn jest wiele, niektóre z nich wiodą za granicę. Daliśmy się rozegrać Władimirowi Putinowi. Wtedy, w tych pierwszych godzinach po katastrofie nikt nie przypuszczał, jak bardzo bezwzględnie do tej niesłychanej tragedii podejdą władze Rosji”

300polityka.pl

 

Publikuję tu moje teksty z Gazety Wyborczej w pierwszym miesiącu po katastrofie smoleńskiej pokazujące, jak od samego dnia katastrofy PiS zaczął uważać, ją za zafundowane mu przez tragedię narzędzie do oszkalowania swych wrogów i do wykorzystania, jako trampoliny do władzy. Z całym cynizmem i amoralnością mimo wielkiego dramatu. Z ich strony nie było nie tylko dnia, ale ani godziny wspólnego przeżywania.
13. kwietnia 2010 rok
ZWŁOKI, JAK POCISKI.
To nieprawda, że po katastrofie lotniczej i śmierci tylu znanych osób z parą prezydencką, ustała wojna polityczna. Nie ustała, tylko przybrała kształt żałobny
Trwa po jednej jednak stronie. Czym jak nie wojną polityczną jest bardzo częste w tych dniach ciskanie w oczy krytykom, przeciwnikom Lecha Kaczyńskiego, jako prezydenta, zarzutów o fałszowaniu jego publicznego wizerunku dla celów politycznych? Jest to tym bardziej paskudne, że wydaje się być zgodne z tradycją mówienia dobrze o zmarłych w okresie żałoby, podczas gdy naprawdę jest posługiwaniem się zwłokami prezydenta w roli pocisku przeciwko ludziom, których się nie lubi, bo myślą inaczej. Na dodatek oni nie mogą odeprzeć tych rzucanych w siebie zwłok, bo natychmiast byliby oskarżeni, że naruszają czas żałoby.
Nikt nie może mieć nic przeciwko temu, by pokazywać, jakim był Lech Kaczyński w osobistych kontaktach, czy jakim był, czyimś zdaniem, w ogóle. Ale uważam za coś niegodnego wykorzystywanie jego śmierci do moralnego obsmarowywanie politycznych przeciwników. Poczekajcie z tym do końca żałoby, kiedy druga strona przestanie być sparaliżowana całunem śmierci i żałoby i będzie mogła się do tych oskarżeń odnieść.
3 maja 2010 rok
KOT W ŻAŁOBNYM WORKU
Lech Wałęsa powiedział niedawno mądrze, że po tym, jak Jarosław Kaczyński wpływał na prezydenturę brata, powinien wziąć różaniec do ręki i się modlić, a nie kandydować na prezydenta. Ale zdecydował kandydować.
I nie dlatego szef PiS chowany jest po kątach, albo przemierza w milczeniu korytarze Sejmu w asyście ochroniarzy, że jest wstrząśnięty. Nie dlatego, lecz z wyrachowania, z rozmyślnego włączenia żalu i współczucia, jakie katastrofa wzbudziła, także dla Prezydenta i jego rodziny, do arsenału walki wyborczej. Tak wyszło PiS-wskim majstrom od wizerunku, politycznym makijażystom. I tak zostali zaprogramowani działacze partyjni, zgodnie łkający nad szefem partii.
Chodzi o osiągnięcie dwu celów. Po pierwsze, przez ciągłe podtrzymywanie klimatu żałoby po Prezydencie, szczególnie przez PiS-wski megafon i ekran zwany TVP1, pragnie się maksymalnie przedłużyć ów stan współczucia dla brata, bo tylko jego trwanie daje szansę przerobienia go na wyborczy wynik. Dlatego Prezes wystarczająco silny, by ubiegać się o urząd, musi być „zdruzgotany”, czyli niezdolny, by powiedzieć to samemu.
Po drugie, chodzi o wiarygodny pretekst, by wytłumaczyć jego milczenie. Jak wiadomo, prezes Kaczyński, kiedy mówi, to jego szczególna miłość do ludzi rodzi mu lawiny przeciwników. Im więcej prezes mówi, tym więcej ma wrogów. To fatalna cecha na czas wyborczy (a jeszcze gorsza na czas rządzenia!), więc trzeba, by zamilknął i by to nie budziło protestów. No, a skoro jest „zdruzgotany”, to wiadomo, że milczy.
Strategia chowania prezesa, chwalona często przez komentatorów, to paskudztwo, zwykłe oszukiwanie wyborców. Mają zapomnieć, jakim jest naprawdę kandydat PiS, i współczując mu, wybrać do Pałacu Prezydenckiego kota w worku.
To branie obywateli za „ciemny lud”, który ten zawiązany worek kupi. Nie kupi. Bo zada proste pytanie, a co będzie jak go wybierzemy? Czy z milczącego kandydata pod żałobnym przykryciem zrobi się milczącym prezydentem, czy może wtedy, gdy przez 5 lat nic nie będzie od wyborców zależało, zobaczymy prezesa Kaczyńskiego w całej jego jakże dobrze nam znanej krasie z lat 2005 – 2007, gdy nieopatrznie dostało mu się w ręce koło sterowe państwa?
Głosując na nieobecnego kandydata nie wybierzemy nieobecnego prezydenta. Na nieobecne postawimy, dobrze znane dostaniemy.
6 maja 2010 rok.
PRZYWALIĆ PLATFORMIE BLACHĄ TUPOLEWA
PiS zgłosił do Sejmu rezolucję wzywającą premiera, by wystąpił do Rosji o przekazanie śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Wyobraźmy sobie, że Sejm ją uchwala i premier występuje do władz rosyjskich o przejęcie śledztwa. Załóżmy nawet, że takie przejęcie prawo dopuszcza, co w przypadku śledztwa prokuratorskiego, a nie czystego wyjaśniania przyczyn katastrofy lotniczej, jest wątpliwe. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach może sądzić, że takiemu żądaniu Rosjanie się podporządkują? Przecież bije w oczy podejrzliwość wobec tego, co Rosjanie robią w sprawie katastrofy, przekazanie śledztwa byłoby przyznaniem, że podejrzliwość jest zasadna. To byłaby zgoda na upokorzenie ich kraju w obliczu świata, bo sprawa jest głośna. Prezes PiS doskonale to wie. Wie, że śledztwo, prowadzone zresztą, jak podkreśla strona polska, która w nim uczestniczy, rzetelnie, nie będzie przekazane Polsce. PiS nie po to zgłasza rezolucję!
Nie chodzi mu o dobro śledztwa, bo tą drogą je tylko utrudni i przedłuży. Chyba nie chce tego? Wie, że rezolucja nie będzie uchwalona, a gdyby była to premier, który rozumie interes kraju, nie wystąpi do Rosji o oddanie śledztwa. Bo go nie dostanie, a stosunki z Rosją zawali.
I dlatego PiS z rezolucją wystąpił, że to doskonale rozumie. Chodzi mu o ustawienie Platformy, rządu, premiera i marszałka Sejmu w wygodnej pozycji do wyborczego obryzgania zarzutami, że prawdę o katastrofie oddali za lepsze stosunki z Rosją, że się boją, a krewcy publicyści dodadzą, że to sługusy Ruskich, albo i gorzej. O to tylko chodzi!
To kolejna PiS-owska pułapka. Zrobisz to, co trzeba i jesteś na muszce! Prezes milczy, ale to ten sam prezes i ten sam PiS. Ten sam co w latach 2005-2007. Wszystko inne to puder, maskarada i paprotka.
9 maja 2010 rok
KNEBEL ŻAŁOBY
Od dawna już politycy PiS i komentatorzy sympatyzujący z tą partią stosują etykietowanie każdej niemal wypowiedzi, która krytykuje Prawo i Sprawiedliwość, jego liderów i polityczny projekt, tak zwaną IV RP.
Wystarczy bardziej stanowcza ocena zachowania polityka PiS, szczególnie braci Kaczyńskich wcześniej, a teraz prezesa PiS, by dostała etykietkę obelgi, nagonki, nienawiści itd. W głównym nurcie mediów czasami, a w internecie zawsze, towarzyszy temu porcja rynsztokowych wyzwisk.
Od wypadku pod Smoleńskiem maniera etykietowania antypisowskiej krytyki, jako z góry obelżywej, nienawistnej, nabrała cech szantażu cenzorskiego. Krytyka PiS, jego prezesa i zmarłego brata, jest przedstawiana jako przestępstwo moralne, godzenie w powagę żałoby i lekceważenie cierpienia ludzi, którzy stracili bliskich. Przy tym szantaż nie obejmuje jednakową ochroną wszystkich ofiar i dotkniętych żałobą, lecz głównie prezydenta i jego brata. Tutaj ma obowiązywać jako coś, czemu nie wolno się przeciwstawić, zasada: mówić dobrze, a jak już nie, to z zesznurowanymi ustami, a najlepiej milczeć.
PiS nawet nie mając władzy znalazł w klimacie żalu i współczucia po smoleńskiej tragedii okazję i sposób do narzucenia takiego tonu i treści debaty publicznej, z których można wyciągnąć trywialny, ale superważny dla tej partii zysk polityczny. Politycy PiS, przyjmijmy z dobrą wiarą że szczerze, przybrali żałobne szaty, miny i słowa. Ale ich medialne i internetowe armie są w natarciu, wykorzystując w stopniu niespotykanym wcześniej rynsztokowy rezerwuar języka. Ich samych żałobna cenzura nie obowiązuje rzecz jasna, bo wymyślają tym, którzy, ich zdaniem, zmarłych i ich rodziny nie chcą uszanować.
Oczywiście, spotykają się z odpowiedzią, czasem niesmaczną, bo cenzurze żałobnej, czyli sytuacyjnej, można się przeciwstawić, ryzykując co najwyżej obryzganie wyzwiskami. Gorzej, gdyby ta partia znowu dostała władzę. Ile nocy jej wystarczy, by cenzorski szantaż na podkładzie żalu zastąpić skuteczniejszym, władczym? Sądzę, że niewiele, bo pamiętamy rok 2005, gdy w parę godzin media publiczne znalazły się w rękach Braci. I widzimy TVP1, zapowiedź mediów Czwartej RP.
Tę cenzurę trzeba z debaty publicznej usunąć. Żałoba po tych, co odeszli, i debata nad tym, co nadejdzie dla kraju, to płaszczyzny, których nie wolno mieszać. Debata dotyczy dziś tego kto będzie prezydentem. Prezydentura nie może być podarunkiem pocieszenia po tragedii, danym w odruchu współczucia.

facebook.pl

Olejnik pyta Karczewskiego o Tuska. A ten: Nie jestem za karą śmierci, ale za ciężkim więzieniem

mast, 11.04.2016

Stanisław Karczewski

Stanisław Karczewski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

1. Karczewski: Tusk zdradził prezydenta i pojechał do Putina. Niewybaczalne
2. „Władze nie powinny popierać jego reelekcji na szefa RE” – mówił
3. Marszałek Senatu: Trybunał Stanu dla Tuska jest „bardzo prawdopodobny”

 

– Donald Tusk zdradził swojego prezydenta i pojechał do Putina. To jest niewybaczalne. Ja tego Tuskowi nigdy w życiu nie wybaczę – powiedział marszałek Senatu Stanisław Karczewski w programie „Gość Radia ZET”.

Trybunał Stanu „bardzo prawdopodobny, bardzo”

Karczewski ocenił również, że władze Polski nie powinny poprzeć Tuska w ubieganiu się o drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. – Ja jestem przeciwny. Nie powinien, za całą swoją działalność i postawę polityczną. Również za Smoleńsk – stwierdził marszałek.

Podkreślił jednak, że decyzję w tej sprawie podejmie rząd. – Nie wiem jaka będzie decyzja biało-czerwonej drużyny. Do tej pory głosowaliśmy zawsze za Polakami, niezależnie od tego, kto kandydował na ważne stanowisko. Ale tu jestem przeciwko – tłumaczył.

W opinii Karczewskiego Tusk powinien za to stanąć przed Trybunałem Stanu. – To bardzo prawdopodobne, bardzo. Nie wiem, być może tak, poczekajmy na wyniki prac komisji – powiedział Karczewski.

Marszałek jest przeciwny karze śmierci dla Donalda Tuska, o czym mówiła wczoraj Ewa Stankiewicz ze stowarzyszenia Solidarni 2010 na antenie TVP.

– Jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale zwolennikiem rzetelności, prawdy i rozliczenia. Jeśli ktoś popełnił błąd, to powinien odpowiedzieć – stwierdził Karczewski. I opowiedział się za karą „bezwzględnego, ciężkiego więzienia”, chociaż nie uściślił, że taką karę przewiduje dla Donalda Tuska.

karczewskiWradiu

Kaczyński życzy Tuskowi powodzenia

PiS ustami Karczewskiego zapowiada teraz, że może nie poprzeć kandydatury Tuska na kolejną kadencję szefa Rady Europejskiej, ale jeszcze dwa lata temu Jarosław Kaczyński gratulował byłemu premierowi objęcia nowej funkcji.

Po expose premier Ewy Kopacz we wrześniu 2014 roku, prezes PiS podszedł do Tuska i uścisnął mu dłoń. – Powiedziałem Donaldowi Tuskowi, żeby nie wierzył, że go nienawidzę – mówił wtedy Kaczyński. I dodał, ze „życzył przyszłemu przewodniczącemu Rady Europejskiej powodzenia”.

olejnikPyta

gazeta.pl

 

Jak karmiliśmy demona

Kazimierz Bem *, Jarosław Makowski **, 11.04.2016

Boimy się dziś brunatnej prawicy? Słusznie. Ale przyznajmy: jest ona też naszym dziełem!

Boimy się dziś brunatnej prawicy? Słusznie. Ale przyznajmy: jest ona też naszym dziełem! (rys. Hanna Pyrzyńska)

Boimy się dziś brunatnej prawicy? Słusznie. Ale przyznajmy: jest ona też naszym dziełem!
 

Na początku swojej kariery Abraham Lincoln przestrzegał Amerykanów przed ślepą wiarą w jednego przywódcę, który odczaruje całe zło i przywróci świetność narodowi. Dowodził spokojnie i rzeczowo, że jedyne, co może uratować republikę, to wykształcenie u polityków i obywateli szacunku dla rządów prawa i konstytucji. Tylko taka „cywilna religia” jego zdaniem uratowałaby państwo przed paroksyzmami demagogii zarówno z prawa, jak i z lewa.

Jak to możliwe

Po kilku miesiącach rządów PiS wielu Polaków się dziwi, jakim cudem ta partia – językiem i metodami działania zbliżająca się do brunatnych dyktatur – zdobyła władzę absolutną. Zadajemy sobie pytanie, dlaczego Polacy w jakimś masochistycznym geście postanowili w pył obrócić własne sukcesy, których byli twórcami po 1989 r. Jak to możliwe, że Polki i Polacy zaufali człowiekowi, który wciąż powtarza, iż „Polska jest w ruinie”, a swoich przeciwników politycznych określa mianem „najgorszego sortu”, „elementem najbardziej zdemoralizowanym, podłym, animalnym”?

Wielu publicystów wskazuje, że powrót PiS do władzy ma podłoże ekonomiczne i socjalne. To jednak tylko część prawdy.

My chcemy zwrócić uwagę na coś innego: od 2005 r. w Polsce prowadziliśmy nieustanny flirt z nacjonalizmem i ksenofobią. Regularnie rządzący ignorowali przy tym konstytucję. Ów flirt z coraz bardziej radykalną prawicą prowadził nie tylko PiS, ale prowadzili także inni: Platforma Obywatelska, Kościół oraz – o czym dziś nie chce nikt pamiętać – nasz Trybunał Konstytucyjny. Dziś – gdy po polskich ulicach bezkarnie maszerują faszyzujące „patrole”, a rząd chce „upaństwowić” kobiece macice i pochwy – zbieramy żniwo naszych poprzednich zaniechań. Kultury obojętności i prywatyzacji życia.

Co do tego, że PiS miał zawsze skłonność do radykalnej prawicy, przekonywać nie trzeba. Wodzowski styl sprawowania władzy, zachwyt nad „zdrową siłą narodu”, banialuki o „ochronie polskości”, „polonizacji banków”, „wstawania z kolan przed możnymi” – to wiadomo od dawna. W dodatku od lat liderzy PiS mówili, że żyjemy w kondominium, a prawo, demokracja i wolne media to fikcja. Znamy dobrze tę retorykę. Jaki PiS, każdy widzi.

Platforma w ramionach populizmu

Dużo ciekawsze są przypadki zachowania innych aktorów społecznych i politycznych. Zacznijmy od Platformy Obywatelskiej, która wygrała kolejno osiem razy wybory. Za każdym razem obiecywała program centrowy i umiarkowany: regulację in vitro, ratyfikację Karty Praw Podstawowych, związki partnerskie, likwidację Funduszu Kościelnego. Ale ta sama partia po każdej wygranej dawała sobie wmówić, że Polacy są konserwatywni, więc postępowe obietnice, które dawały jej zwycięstwo, odkładała na półkę. Stosowany przez PiS i Kościół szantaż bycia za mało tradycjonalistyczną formacją popychał ją w ramiona narodowego populizmu, w co wyborcy prawicy i tak nie wierzyli, a co z kolei zniechęcało jej własny elektorat – umiarkowany i liberalny.

Podamy kilka przykładów. O Karcie Praw Podstawowych zapomniano już na samym początku, projektu ustawy o związkach partnerskich nigdy nie poddano nawet pod głosowanie. Gdy prawica straszyła Trynkiewiczem, rząd Platformy nie tylko spaprał prowokację z dziecięcą pornografią i ludzkimi szczątkami w jego celi, ale też uchwalił potworek prawny o przymusowym leczeniu pedofilów.

Nawet gdy obywatele domagali się zaprzestania dotowania z budżetu budowy Świątyni Opatrzności Bożej (pismo „Liberte” zebrało tysiące podpisów pod petycją w tej sprawie), minister Bogdan Zdrojewski zapowiedział, że na świątynię pieniądze muszą się znaleźć. Nawet nie próbował udawać, że chodzi o „Muzeum Myśli Wszelakiej”! Funduszu Kościelnego nie tylko nie zlikwidowano, ale wręcz w roku wyborczym podwojono – ten haracz okazał się za mały, bo Kościół i tak poparł PiS zarówno w wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych.

Biskupi w biało-czerwonych ornatach

Podobnie zachowywał się Kościół rzymskokatolicki. Wydawałoby się, że organizacja, która za św. Pawłem powtarza, iż nie ma Żyda ani Greka, mężczyzny ani kobiety, niewolnika ani wolnego, będzie szanowała wolną i demokratyczną Polskę, temperując prawicowe nastroje. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Otóż wszystkie rządy od lewicy po prawicę pokazywały, że jeśli Kościół wystarczająco intensywnie i wystarczająco długo będzie naciskał, to zawsze dostanie to, co będzie chciał. Biskupi poprzebierali się więc w biało-czerwone ornaty, zaczęli grzmieć, że zagraża Polakom Europa, prawa człowieka, bezbożna Unia, geje, feministki i gender – a z drugiej strony od lat wyciągali rękę po unijne pieniądze, by remontować swoje kościoły.

Hierarchowie mówili pięknie o dobru wspólnym, ale zawsze dziwnym trafem się okazywało, że tak naprawdę chodzi o białych, heteroseksualnych, rzymskokatolickich Polaków płci męskiej, najlepiej w stanie kapłańskim.

Także w kwestii uchodźców sprawa jest niejednoznaczna. Po apelu polskich biskupów o przyjęcie imigrantów niezrozumiałe było milczenie Kościoła, gdy w internecie wylał się hejt na papieża Franciszka, który obmywał nogi uchodźcom. Kościół również słowem się nie zająknął na temat tego, że po zamachach w Brukseli premier Beata Szydło oświadczyła, iż Polska nie będzie jednak przyjmować uchodźców.

Jeśli uważają państwo, że przesadzamy w naszej ocenie, proponujemy porównanie kary dla księdza Wojciecha Lemańskiego, który bronił osób urodzonych z in vitro, oraz księdza Jacka Międlara nazywającego się dumnie „faszystą” i zagrzewającego nacjonalistów do obrony polskości.

Trybunał Konstytucyjny patrzył w prawo

Wreszcie polski Trybunał Konstytucyjny. Wiemy, że dziś to główna ofiara polityki PiS oraz zdecydowany obrońca demokracji, dlatego też jego krytyka jest źle odbierana. Ale nie zmienia to tego, że żadna instytucja nie skręciła Polski równie skutecznie na prawo co Trybunał, i to szczególnie obecny. To TK jeszcze z 1997 r. piórem prof. Andrzeja Zolla radykalnie ograniczył prawo do aborcji. Ten sam profesor Zoll dwa lata temu próbował poprzez Komisję Kodyfikacyjną przywrócić karalność za „doprowadzenie do śmierci dziecka poczętego”.

Tylko w zeszłym roku Trybunał nie tylko utrzymał karalność za „obrazę uczuć religijnych” (co zbliża nas do Iranu i Arabii Saudyjskiej), ale także zalegalizował nieograniczony ubój rytualny zwierząt, noszenie burek oraz rytualne obrzezanie dziewczynek w imię „wolności religii”, którą prezes Andrzej Rzepliński nazwał „źrenicą konstytucji”. Zeszłoroczny wyrok Trybunału w sprawie klauzuli sumienia lekarzy de facto już wtedy zupełnie zdelegalizował aborcję oraz badania prenatalne. Katolickie sumienie lekarskie jest w Polsce królem, nawet jeśli musi umrzeć kobieta, bo – choć płód zagraża jej zdrowiu i życiu – to powinna rodzić.

***

Nasz tekst jest gorzkim wyrzutem wobec polskiej klasy politycznej, prawniczej i kościelnej. Brunatną twarz prawicowej Polski, którą dziś oglądamy w państwowej telewizji, wyhodowaliśmy wszyscy razem. Nikt nie ma czystego sumienia. Latami przymykaliśmy oko i pozwalaliśmy na ograniczania praw kobiet, mniejszości seksualnych, piętnowanie liberałów, a karmiliśmy demona patriotów, „wyklętych”, prawdziwych konserwatystów, „obrońców życia”, kibiców. Bo mieli biało-czerwone opaski, szaliki z orłem czy ornaty – choć widać było, że ich sumienia i serca są brunatne. Karmiliśmy tego demona na tyle długo, że dziś możemy się stać jego ofiarą.

*Kazimierz Bem – pastor ewangelicko-reformowany w USA, publicysta protestancki

**Jarosław Makowski – filozof, teolog i publicysta, radny sejmiku śląskiego z ramienia PO

Zobacz także

tkDziś

wyborcza.pl