KOD, Kopacz, 11.06.2016

 

 

top11.06.2016

Pawłowicz nie ma auta, a z komunikacji nie korzysta. „Fakt”: Wydała ponad 50 tys. na taksówki

TS, 11.06.2016

Krystyna Pawłowicz

Krystyna Pawłowicz (+Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

1. „Fakt”: „Krystyna Pawłowicz z PiS rozbija się w najlepsze taksówkami”
2. Posłanka PiS miała na ten cel wydać w ubiegłej kadencji równo 52 400 zł
3. „Nie mam samochodu ani prawa jazdy” – tłumaczy Pawłowicz

52 400 zł – tyle Krystyna Pawłowicz miała wydać, z pieniędzy podatników, na podróże taksówkami. I to tylko w ubiegłej kadencji Sejmu. W rozmowie z „Faktem” posłanka PiS tłumaczy, skąd wzięły się te opłaty.

Nie mam prywatnego samochodu ani prawa jazdy

Jak zauważa redakcja dziennika, „nie przeszkadzało jej to wydać w ostatniej kadencji 16 tys. zł na paliwo”. Prokuratura nie uznała jednak tego precedensu za złamanie prawa. Pawłowicz miała podpisywać dokumenty na wykorzystanie cudzego samochodu.

Każdy z posłów otrzymuje na prowadzenie biura poselskiego konkretną pulę pieniędzy. Po ostatniej podwyżce, o 1050 zł, jest to dokładnie 13 200 zł miesięcznie. Jednak, jak zaznaczono w regulaminie, pieniądze te mają pomagać w pełnieniu funkcji publicznej i nie mogą być wydawane na cele prywatne.

pawłowicz

pierwsza

gazeta.pl

Gdzie Wałęsa? Nie ma. Są za to Lech Kaczyński i Szydło – „Die Welt” ostro o wystawie w Bundestagu

 Oprac. Monika Margraf, Deutsche Welle, 11.06.2016

Otwarcie wystawy w Bundestagu: Norbert Lammert, Marek Kuchciński, parlamentarzyści

Otwarcie wystawy w Bundestagu: Norbert Lammert, Marek Kuchciński, parlamentarzyści (Fot. Elżbieta Stasik / DW)

„Tak Polska ośmiesza Niemcy w Bundestagu” – ocenia „Die Welt”, opisując wystawę o relacjach polsko-niemieckich, przygotowaną przez warszawskie Muzeum Historii Polski.

W zeszłym tygodniu w siedzibie Bundestagu otwarta została wystawa „Polacy i Niemcy. Historie dialogu” o relacjach polsko-niemieckich w XX wieku. Przygotowało ją Muzeum Historii Polski z okazji 25-lecia Traktatu o Dobrym Sąsiedztwie. Rocznica przypada na 17 czerwca i do tego dnia w reprezentacyjnym miejscu siedziby Bundestagu będzie można oglądać wystawę.

Otworzyli ją uroczyście 31 maja marszałek Sejmu Marek Kuchciński i przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert. Ale – jak zauważa „Die Welt” – „liczba zaproszeń na tę ceremonię była najwyraźniej bardzo ograniczona. Przypadek czy ostrożność?”.

Jest Szydło, Wałęsy brak

Wystawa już wywołała zdumienie, a nawet irytację, którą wprost wyrażają środowiska wysiedlonych – czytamy. Ale wg dziennikarza „Die Welt” Svena Feliksa Kellerhoffa krytyka ta ma swoje powody. Pierwszy: wystawy „nie przygotowano w duchu dialogu, ale jednostronnie”. Drugi to kwestie merytoryczne: w wystawie ani raz nie pojawia się przywódca i legenda „Solidarności” Lech Wałęsa. Jest za to Lech Kaczyński i – jak pisze „Die Welt” – „urzędująca premier Beata Szydło z partii PiS”.

A TERAZ ZOBACZ: Konsekracja kościoła w Toruniu

„Rezygnacja z Wałęsy nie jest jednak naprawdę zaskakująca, bo jedyny polski laureat Pokojowej Nagrody Nobla nie ukrywa swojego wstrętu do konserwatywnego przekształcenia kraju przez rząd PiS” – zauważa niemiecka gazeta. „Dlaczego jednak strona niemiecka, która nadaje tej wystawie najwyższą rangę, nie obstawała przy tym, by docenić rolę Wałęsy? To zagadka”.

Jak wyjaśnia to Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski? Wg niego wystawa pokazuje „rzeczywistą rolę osób w relacjach polsko-niemieckich”. „Jeśli brak w niej Wałęsy, to tylko dlatego, że nie odegrał żadnej znaczącej roli w tych relacjach” – cytuje Kostrę na swoim blogu szanowany w Niemczech wrocławski historyk Krzysztof Ruchniewicz.

„Die Welt” i krótki wykład: kim jest Wałęsa

„Znaczenie Wałęsy jako symbolu rozpadu bloku wschodniego jest nie do przecenienia. Jego niezłomność była z uwagą obserwowana także przez opozycję w NRD. SED (Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec) widziała w nim główną siłę frontalnego ataku na władzę i poświęciła mu, przede wszystkim z pomocą Stasi, swoją uwagę. Tylko to wystarcza, by przywódcę Solidarności uważać za ważną figurę w relacjach polsko-niemieckich” – przypomina „Die Welt”.

Kolejny zgrzyt w wystawie to kwestia mniejszości. „Zwłaszcza przedstawiciele niemieckiej mniejszości w Polsce zdziwili się tym, co widnieje na jednej małej tabliczce” – pisze dziennik. A co to? Napis: „Mimo wypełnienia części zobowiązań, to uzgodnienie traktatu nie jest jeszcze w pełni wdrożone przez niemiecki rząd. Uzgodnienia te zostały w pełni wdrożone przez Polskę”.

„To stwierdzenie jest co najmniej ryzykowne. Bo polsko-niemiecki okrągły stół ws. mniejszości został faktycznie wygaszony” – pisze „Die Welt”. Wspomina też o niekorzystnych dla mniejszości niemieckiej planach poszerzenia granic Opola i skargach mniejszości na ograniczenie lekcji niemieckiego. „Pełne wdrożenie z pewnością tak nie wygląda” – zauważa zgryźliwie gazeta.

Jak podkreśla, po wojnie i niemieckich zbrodniach na Polakach, relacje między oboma krajami są trudne. „Tak wątpliwe ich przestawienie nie powinno jednak mieć miejsca w niemieckim parlamencie” – ocenia.

Tekst pochodzi z serwisu Deutsche Welle.

A TERAZ ZOBACZ: Guardian krytykuję Polskę za te wypowiedzi współpracowników Szyszki

gdzie

gazeta.pl

 

„Wolność” słowa w TVP

Krzysztof Kiljański, 08.06.2016

Siedziba TVP

Siedziba TVP (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Co innego, kiedy wszyscy niby coś wiedzą ogólnie, a co innego, kiedy doświadczymy czegoś na własnej skórze” – pisze w liście nasz czytelnik.

Piszę ten list, bo chciałbym się podzielić moim osobistym, namacalnym doświadczeniem nt. „wolności” słowa, jaka panuje obecnie w TVP.

Otóż w poniedziałek 6 czerwca 2016 r. udało mi się dodzwonić do programu „W tyle wizji”. O dziwo, udało mi się dodzwonić za pierwszym razem, więc chyba dużego tłoku tam nie ma. Akurat w tym czasie prowadzący (panowie Ziemkiewicz i Wolski) w swoim zwyczaju próbowali ośmieszyć i zdyskredytować KOD. Obaj panowie nawiązywali do tego, że sobotnia demonstracja KOD-u miała zakończyć się toastem, więc skrupulatnie zauważyli, że skoro toast, to nie może zabraknąć w pierwszej linii Aleksandra Kwaśniewskiego, i pokazali parę migawek z jego niedyspozycjami.

Podchwyciwszy ten temat, próbowałem coś dołożyć od siebie, więc zadzwoniłem do stacji. Pani, która odebrała mój telefon, zaczęła bardzo dokładnie mnie wypytywać, co ja chcę dokładnie powiedzieć, bo ona musi to dokładnie przekazać dalej. Kiedy (chyba w swojej naiwności) zacząłem opowiadać, że chcę uzupełnić dyskusję o innych polityków lubiących toasty, których zapewne dwaj panowie prowadzący woleliby nie wymieniać, to błyskawicznie mnie rozłączono i w telefonie nastała głucha cisza.

Ze swojej strony chciałem uzupełnić migawki prowadzących program m.in. o postać p. Jana Marii Jackowskiego, który kilkanaście lat temu występował na mównicy sejmowej kompletnie pijany czy inną posłankę PiS-u – Elżbietę Kruk, która kilka lat temu chodziła pijana po Sejmie i „coś tam” mamrotała.

Tak więc wygląda prawdziwa „wolność” w telewizji w kraju, gdzie demokracja ma się świetnie.

Mogę też dodać, że byłem na fonii tego programu w zeszłym tygodniu (wówczas prowadzącymi byli Warzecha i Janecki) i wtedy udało mi się coś powiedzieć, ale widocznie teraz zapamiętano mnie i kiedy się przedstawiłem, to poddano szczegółowej kontroli draft mojej wypowiedzi.

Uważam, że warto zamieścić tę informację, bo co innego, kiedy wszyscy niby coś wiedzą ogólnie, a co innego, kiedy doświadczymy czegoś na własnej skórze. Myślę, że gdyby podobna sytuacja zdarzyła się w odwrotną stronę, to ekipa „dobrej zmiany” wykorzystałaby to bez cienia skrupułów.

wyborcza.pl

Porażka Czabańskiego, triumf Kurskiego

Agnieszka Kublik, 10.06.2016

Krzysztof Czabański

Krzysztof Czabański (Fot. Mikołaj Kuras / Agencja Gazeta)

Buńczuczne zapowiedzi PiS, że wreszcie uwolni media publiczne od kiczowatej komercji, spełzły właśnie na niczym. To porażka wiceministra kultury Krzysztofa Czabańskiego. To on przygotowywał wielką reformę mediów publicznych.

I sukces prezesa TVP Jacka Kurskiego. Bo w czytanym właśnie w Sejmie projekcie ustawy o Radzie Mediów Narodowych nie ma zapisu, że wraz z wejściem nowych przepisów kończy się kadencja obecnego zarządu. To oczywisty sygnał, że prezes PiS Jarosław Kaczyński jest dokonaniami prezesa Kurskiego bardzo usatysfakcjonowany.

I to mimo krytyki płynącej z obozu „Gazety Polskiej”, że Kurski nie dekomunizuje, że wręcz konserwuje układ (Jerzy Targalski, publicysta „GP”, oskarżył Kurskiego nawet o ochronę ubekistanu w TVP). Skoro Kaczyński, tak wrażliwy na walkę z postkomunistycznym układem, stawia nadal na Kurskiego, widać chce, by media publiczne tak jak do tej pory silnie angażowały się w osłanianie rządu przed krytyką ze strony opozycji, Unii Europejskiej, ba, w ogóle całego świata.

Kaczyński wie, że tak się podtrzymuje poparcie swoich zwolenników, a potem dzięki ich głosom wygrywa wybory. Kaczyński poprzednie porażki wyborcze PiS zawsze tłumaczył właśnie brakiem poparcia ze strony mediów. Teraz tego błędu popełnić nie chce.

I choć Jacek Kurski może się czuć zwycięzcą, to przed nim szalenie trudne wyzwania. Oglądalność TVP spada, a najbardziej „Wiadomości”, flagowego programu propagandowego. Niższa oglądalność to mniejsze wpływy z reklam. Teraz, gdy nie wiadomo, jak długo nie będzie stabilnego finansowania, Kurski musi o reklamy zabiegać. Komercjalizacja TVP będzie się pogłębiać. Z doświadczeń wiadomo, że to niestety oznacza zaniżanie poziomu, więcej szmirowatej rozrywki, tandetnych seriali, niskogatunkowych filmów. Żeby zacząć zarabiać na programach wysokiej jakości, trzeba do nich przyzwyczaić widzów, a tego nie da się zrobić z dnia na dzień.

Tak więc TV PiS Kurskiego pozostaje biedna i coraz mniej chętnie oglądana. By nadal spełniać oczekiwania Kaczyńskiego, musi iść w kierunku silnej, bezpardonowej propagandy w programach informacyjnych i w publicystyce oraz w stronę narracji patriotyczno-rozmarynowo-narodowej w rozrywce i w kulturze.

Ale za to się nie utrzyma. Więc będzie musiał sztukować budżet komercyjnymi gniotami. Chyba że rząd z budżetu dosypie na swoje media?

To jest tak daleko od przedwyborczych obietnic PiS, że dalej nie można. Miała być bogata i niezależna od władzy telewizja publiczna, będzie biedna i skrępowana przez obsesję władzy prezesa PiS.

Zobacz także

medialna

wyborcza.pl

Misiek i KOD dzielą Platformę. Czy jest możliwy rozłam?

Renata Grochal, 11.06.2016

Michał Kamiński

Michał Kamiński (Fot. Tomasz Rytych / Agencja Gazeta)

Zawieszenie Michała Kamińskiego, bliskiego współpracownika Ewy Kopacz, ujawniło stare podziały w PO. Czy jest możliwy rozłam?

Czwartkowe posiedzenie klubu PO, na którym część polityków, z Bogdanem Borusewiczem i Stefanem Niesiołowskim na czele, skrytykowała partyjne władze, pokazało duże napięcia w partii. Obaj krytykowali wpisaną do regulaminu klubu zasadę, że wszystkie wystąpienia medialne posłów muszą być konsultowane z Marcinem Kierwińskim odpowiedzialnym za politykę medialną klubu. Za naruszenie tej zasady zawieszono niedawno w prawach członka klubu Michała Kamińskiego (nazywanego „Miśkiem”), bliskiego współpracownika Ewy Kopacz.

Schetynę krytykowali też Kopacz i były wicepremier Cezary Grabarczyk, m.in. za ostatnią kampanię billboardową PO. Oboje to liderzy dawnej „spółdzielni”, która w poprzedniej kadencji Sejmu, wspierając Donalda Tuska, była w opozycji do Schetyny.

Czy w PO jest dziś możliwy rozłam i wyjście z partii grupy około dziesięciu posłów skupionych wokół Kopacz? Borusewicz uważa, że mimo ostrej dyskusji na czwartkowym klubie takiego zagrożenia nie ma.

– Ta dyskusja pokazała, że sprawa Kamińskiego nie jest próbą wypchnięcia nikogo z PO. Wręcz przeciwnie, ze strony kierownictwa klubu jest deklaracja, że regulamin zostanie zmieniony – mówi Borusewicz. Dodaje, że posłowie muszą informować o swoich występach kierownictwo klubu, ale nikt nie może ograniczać im dostępu do mediów.

Sama Kopacz zapewnia, że w ogóle nie myśli o rozłamie. Część naszych rozmówców uważa, że byłby on bardziej prawdopodobny, gdyby już dziś powstała koalicja całej opozycji przeciwko PiS. Wtedy krytycy Schetyny mieliby większą szansę na jedynki na listach koalicji niż w PO Schetyny. Ale na szeroką koalicję na razie się nie zanosi.

Właśnie ta kwestia wywołuje największy spór w PO, a nie sprawa Kamińskiego. Borusewicz, Kopacz i jej współpracownicy uważają, że Platforma powinna wejść do organizowanej pod parasolem KOD koalicji Wolność, Równość, Demokracja i przygotowywać się do wspólnego startu w wyborach za trzy i pół roku. Liczą się z pełną kadencją PiS, ale wiedzą też, że Jarosław Kaczyński jest zdolny do ryzykownych decyzji.

– Protesty społeczne nie słabną, aktywność opozycji w Sejmie jest duża, nacisk Komisji Europejskiej będzie się zwiększał i w jakimś momencie Kaczyński może się zdecydować na wcześniejsze wybory – argumentuje Borusewicz. – A wtedy możemy nie zdążyć przygotować wspólnych list. Lepiej o tym rozmawiać już dziś.

Schetyna w przyspieszone wybory nie wierzy. Nie wyklucza wspólnych list całej opozycji za trzy i pół roku, ale teraz stawia na szyld PO. W tym czasie chce uporządkować partię i odbudować społeczne poparcie do około 30 proc.

Na razie PO ma połowę tego, a ciągłe zajmowanie się samą sobą nie poprawia jej notowań.

Zobacz także

kodImisiek

wyborcza.pl

 

Bawarski poseł w obronie Wałęsy protestuje przeciw polskiej wystawie w Berlinie

Bartosz T. Wieliński, 11.06.2016

Lech Wałęsa

Lech Wałęsa (Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta)

– Nie godzę się na to, by w gmachu Bundestagu fałszowano historię – mówi Hartmut Koschyk, pełnomocnik niemieckiego rządu ds. mniejszości narodowych, który protestuje przeciwko polskiej wystawie w Berlinie.

– W Niemczech na początku lat 80. niektórzy próbowali pomniejszać znaczenie „Solidarności”. To się nie może powtarzać – mówi „Wyborczej” Koschyk.

Chodzi o wystawę „Polacy i Niemcy. Historia dialogu”, którą z okazji 25. rocznicy podpisania polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie marszałek Sejmu Marek Kuchciński wraz z przewodniczącym Bundestagu Norbertem Lammertem otworzył w jednym z gmachów Bundestagu w Berlinie. – To wzruszająca chwila – mówił Kuchciński podczas uroczystości.

Jednak nie dla wszystkich. Hartmut Koschyk, poseł bawarskiej konserwatywnej chadecji, działacz Związku Wypędzonych i pełnomocnik rządu ds. mniejszości, zaprotestował przeciwko niej w liście do przewodniczącego Bundestagu. Jego zdaniem wystawa nie opowiada prawdy, bo pomija rolę „Solidarności” w przemianach w Polsce.

– Lech Wałęsa, ówczesny odważny przywódca „Solidarności”, nie został w ogóle wymieniony. To niezrozumiałe. Przecież ten laureat Pokojowej Nagrody Nobla odegrał wielką rolę w dialogu między Polakami a Niemcami – pisze Koschyk.

Oburza go też brak wzmianki o Okrągłym Stole, a także zapis, z którego wynika, że Polacy wypełnili zobowiązania wynikające z polsko-niemieckich traktatów, a Niemcy nie. Jego zdaniem to nieprawda.

– Byłem obecny, gdy podpisywano traktat o dobrym sąsiedztwie. Znam ludzi po polskiej stronie, którzy angażowali się w pojednanie. Bez „Solidarności” i jej bohaterów nie doszłoby do niego. Nie można ich teraz z polsko-niemieckiej historii wyrzucać – mówi Koschyk. Dodaje, że liczy na reakcję przewodniczącego Lammerta.

Zobacz także

bawarski

wyborcza.pl