Duda, 20.02.2017

 

pis-to

https://wiadomo.co/waldemar-kuczynski-uzurpatorska-przebudowa-panstwa/

Tusk naprawia błędy Dudy, Waszczykowskiego i Macierewicza. Zdobył od USA bardzo ważną dla Polski deklarację!

20.02.2017

Na zakończonej w niedzielę Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa goszczący w Europie wiceprezydent USA Mike Pence znalazł czas dla wielu sojuszników, ale niestety zabrakło mu go dla prezydenta Andrzeja Dudy. Na całe szczęście Polska całkiem nie straciła w ten sposób okazji do zawiązana kontaktu z nową amerykańską administracją. Dziś Mike Pence spotkał się bowiem szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem w Brukseli. – W obliczu rosyjskich prób zmiany granic siłą, będziemy nadal wspierali działania w Polsce – oznajmił.

Ostatnie dni nie były dla polskiej dyplomacji najlepsze. Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa to zawsze świetna okazja zarówno do oficjalnych, jak i kuluarowych spotkań z najważniejszymi światowymi przywódcami, ale delegowani w tym roku do Bawarii prezydent Andrzej Duda, minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski i minister obrony Antoni Macierewicz jej nie wykorzystali.

Szef MSZ został publicznie zrugany przez wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej (i jednego z faworytów do fotela nowego szefa KE) Fransa Timmermansa za nieposzanowanie przez rząd Prawa i Sprawiedliwości polskiej konstytucji. Szef MON uznał natomiast, że w Monachium najbardziej opłaca mu się robienie polityki krajowej i ośmieszył Polskę swoimi historiami o alternatywnych przyczynach katastrofy smoleńskiej.

 

Nie najlepiej sprawy rozegrała też polska głowa państwa. Andrzej Duda pozwolił, by na panel dyskusyjny z jego udziałem delegowano jedynie amerykańskiego senatora (wielce szanowanego, ale już niezbyt znaczącego w Białym Domu Johna McCaina) i nie miał szans na spotkanie z wiceprezydentem USA Mikem Pencem, który wizytę w Monachium wykorzystywał jako okazję do nawiązana relacji nowej amerykańskiej administracji z najważniejszymi partnerami w Europie.

„Co Tusk zrobił dla Polski…?”
Na szczęście Mike Pence nie odleci ze Starego Kontynentu bez spotkania z jakimkolwiek wpływowym Polakiem. Zastępca Donalda Trumpa spotkał się bowiem z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. W poniedziałkowe południe szef RE wrzucił na Twittera zdjęcie z tej rozmowy, podpisane komentarzem, iż „pogłoski o śmierci Zachodu były mocno przesadzone”. Wyraźnie widać bowiem, że atmosfera spotkania Tusk-Pence była bardzo dobra.

dinald-tusk

Co niektórych zaskakuje, gdyż kilkanaście dni temu stojący na czele Rady Europejskiej Polak wystosował stanowczy apel o jedność Europejczyków w czasach wzrastającego dla nas zagrożenia. Powody do obaw Donald Tusk wymienił bardzo konkretnie. Wspomniał o „asertywności Chin”, „agresywnej polityce Rosji”, czy inspirowanych radykalnym islamem wojnach, terrorze i anarchii na Bliskim Wschodzie oraz w Afryce. Na koniec tego wyliczenia Polak wspomniał także o „niepokojących deklaracjach nowej administracji USA”.

Za te ostatnie słowa wylała się na niego fala krytyki. Głównie ze strony aktualnie rządzący w Polsce, którzy od dawna wybór prawicowego Donalda Trumpa przedstawiali jako rzekomo lepszy dla Polski scenariusz od zwycięstwa liberalnej Hillary Clinton. Tę ocenę rząd PiS utrzymywał nawet, gdy nowy prezydent USA nie tylko ciepło wypowiadał się o partnerach z Kremla, ale i zlecił amerykańskim służbom zbadanie, czy Polska dokonuje agresji na Białoruś.

Donald Tusk z nową ekipą w Białym Domu postanowił jednak z takiej pozycji wasala nie rozmawiać. I jak widać, teoria mówiąca, iż, Amerykanie z szacunkiem traktują tylko tych, którzy im nie ustępują, chyba się sprawdza. – Potrzebowaliśmy tej rozmowy, bo za dużo się wydarzyło w Unii Europejskiej i w USA. Za wiele wyrażono opinii na temat naszych relacji i bezpieczeństwa, by udawać, że wszystko jest po staremu – komentował szef RE po dzisiejszej rozmowie w Brukseli.

Amerykański wiceprezydent odpowiedział natomiast stwierdzeniem, iż Europę i Amerykę „łączą wspólne dziedzictwo, te same wartości i przede wszystkim ten sam cel”. I dodał bardzo konkretne zobowiązanie. – Musimy być zdecydowani w obronie suwerenności i integralności terytorialnej państw w Europie. W obliczu rosyjskich prób zmiany granic siłą, będziemy nadal wspierali działania w Polsce i krajach bałtyckich związane ze wzmocnioną wysuniętą obecnością NATO na Wschodzie – oznajmił zastępca Truma po spotkaniu z Tuskiem.

tusk

naTemat.pl

Tajemnica Kolegialnej 8. Skrytka pod schodami, a w niej rewolwer

Milena Orłowska, 20 lutego 2017

Krzysztof Rządkowski: - Zszedłem do piwnicy - jest tam dostęp do schodów od ich 'lewej' strony. Uniosłem głowę. I zobaczyłem dziwną belkę...

Krzysztof Rządkowski: – Zszedłem do piwnicy – jest tam dostęp do schodów od ich ‚lewej’ strony. Uniosłem głowę. I zobaczyłem dziwną belkę… (PIOTR AUGUSTYNIAK)

Ta deska była dziwna – niczego nie podtrzymywała, niczego nie zakrywała, wyglądała na całkiem niepotrzebną. Została więc wyrwana, a wtedy okazało się, że była pod nią skrytka. Na broń.

Oficynę kamienicy przy Kolegialnej 8 Krzysztof Rządkowski kupił w styczniu. To niewielki budynek w podwórku okazałego gmachu, w którym przed wojną działał Hotel Polski.

– Sam hotel powstał w 1857 r., a oficyna podobno jest jeszcze starsza – opowiada „Wyborczej” nowy właściciel. – I to właśnie ona początkowo pełniła rolę zajazdu. Potem goście przenieśli się do budynku przy ulicy, a w oficynie były już prawdopodobnie zwykłe mieszkania.

Rządkowski właśnie zaczął remont – wszystko odbywa się pod okiem biura konserwatora zabytków. Chce wynajmować lokale, plan jest taki, by na parterze były biura, na piętrze – mieszkania.

Ale zanim prace na dobre się zaczęły, budynek już sprawił niespodziankę. – Martwił mnie stan schodów wewnątrz, kilka stopni było spróchniałych, nie chciałem, by ekipie remontowej stała się krzywda – relacjonuje pan Krzysztof. – Postanowiłem więc te stopnie wymienić. Zszedłem do piwnicy – jest tam dostęp do schodów od ich „lewej” strony. Uniosłem głowę. I zobaczyłem dziwną belkę.

Deska nie służyła niczemu. Niczego nie podtrzymywała, niczego nie zasłaniała. Po prostu była. Właściciel uznał, że się jej pozbędzie. Pociągnął… i okazało się, że między deską a ścianą jest coś metalowego.

– Początkowo myślałem, że to jakieś mocowania, kliny. Szybko jednak zorientowałem się, że to broń. Rewolwer, który ktoś ukrył pod tymi schodami lata temu – mówi Rządkowski.

Jak wyglądał rewolwer, jak będzie wyglądać oficyna kamienicy po remoncie – oglądajcie

Rewolwer był niewielki, zardzewiały, z drewnianą rękojeścią, która natychmiast po wydobyciu rozpadła się na dwie części.

Kto go tam schował? Dlaczego?

– Nie mam pojęcia. Być może wiąże się z tym jakaś międzywojenna historia – zastanawia się nasz rozmówca.

Przekazał rewolwer policji, ale wcześniej zrobił sobie zdjęcie na pamiątkę. Potem poszperał w internecie. Okazało się, że ta broń to prawdopodobnie produkt belgijski, bardzo popularny w XIX i pierwszej połowie XX wieku, wzorowany na angielskim rewolwerze Webley Mk II, zwanym także – zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w krajach, gdzie go podrabiano – Bulldog. Była to broń tania, o stosunkowo niewielkiej sile rażenia, więc używali jej np. rowerzyści, by nastraszyć goniące ich psy. Rewolwer nazywano także „targowym” albo „jarmarcznym”, bo chłopi brali go ze sobą w drodze na targowiska. Pomagał bronić się przed złodziejaszkami.

Ciekawostka: rewolwerem Webley Mk II posługiwał się sam Sherlock Holmes. Używali go policjanci w wielu krajach.

– Raczej nie dowiemy się, jak trafił pod schody przy Kolegialnej 8 – wzdycha Grzegorz Gołębiewski, płocki historyk. – Można jedynie przypuszczać, że była to czyjaś osobista broń, legalna albo nielegalna. I że ktoś w obawie – może przed Niemcami – zbudował na nią taką skrytkę.

Gołębiewski dodaje, że w okresie międzywojennym bardzo dużo osób miało broń, a zezwoleniami zbytnio się nie przejmowano. Właśnie skończyła się I wojna światowa, rewolwery nie były więc dla ludzi niczym niezwykłym. Bronią dość chętnie posługiwały się także bojówki PPS w okresie rewolucji roku 1905. Być może Bulldog spod schodów to pamiątka po jakimś bojówkarzu.

Przypomnijmy, że w 2011 r., w czasie remontu kamienicy przy Tumskiej 13 (tej, w której działa dziś sklep Tiger), pod posadzką znaleziono garnek pełen właśnie niewielkich belgijskich rewolwerów, w dość opłakanym stanie. Kto wie, być może te dwa znaleziska są ze sobą powiązane? W każdym razie pochodzenia broni z Tumskiej także nie udało się określić.

Co będzie z Bulldogiem z Kolegialnej?

– Rewolwer zbada biegły – zapowiada Krzysztof Piasek, rzecznik płockiej policji. – Jeśli okaże się, że to faktycznie broń i że nie stanowi żadnego zagrożenia, prawdopodobnie trafi do muzeum.

– Marzy mi się, by był wyeksponowany w Muzeum Mazowieckim, które przecież niedługo ma otworzyć swoje nowe skrzydło, po sąsiedzku, przy Kolegialnej 6 – zdradza pan Krzysztof. – Rewolwer nie wywędrowałby zbyt daleko.

I jeszcze kilka słów o samej nieruchomości przy Kolegialnej 8 – wszystko wskazuje na to, że w okresie międzywojennym był to w Płocku niezwykle popularny adres. We frontowej kamienicy działał hotel, na dole była restauracja. A w trzech oficynach na podwórku były – uwaga – drukarnia, sklep, fryzjer, zakład ślusarski, księgarnia, biuro kancelaryjne, siedziba towarzystw – wioślarskiego i technicznego, redakcja „Dziennika Płockiego”, skład farb i owocarnia.

Broń ukrył właściciel drukarni? Czy klientka owocarni? Dziś możemy tylko… strzelać.

 

wyborcza.pl

„Nie udawajmy idiotów”. Prof. Hartman tłumaczy prawdziwe powody protestów przeciwko wizytom prezesa PiS na Wawelu

20.02.2017

 

Prof. Hartman sprzeciwia się upartyjnianiu przez Jarosława Kaczyńskiego i PiS Wawelu
Prof. Hartman sprzeciwia się upartyjnianiu przez Jarosława Kaczyńskiego i PiS Wawelu Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Przeciwko czemu właściwie protestują ludzie, których politycy PiS określają mianem bojówkarzy, a poseł Joachim Brudziński nazywa „dziczą”? Według nich, Wawel jest „zawłaszczany przez jedną partię polityczną”. Napisali nawet w tej sprawie list do abp. Marka Jędraszewskiego. Pod listem podpisali się m.in prof. Jan Hartman – etyk i filozof; Michał Rusinek- pisarz, były sekretarz Wisławy Szymborskiej i Adam Zagajewski- poeta i eseista. – Mogę powiedzieć panu Kaczyńskiemu jak wygląda prywatna wizyta na grobie mojego ojca. Wsiadam w samochód lub pociąg, płacę za bilet, który kupiłem w kasie, a następnie w godzinach otwarcia cmentarza odwiedzam grób. On zresztą wie jakie są różnice – mówi naTemat prof. Hartman.

Stał się Pan jedną z twarzy protestów przeciwko miesięcznicom wawelskim, czyli wizytom prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który odwiedza tam brata. Przeciwko czemu protestujecie, gdzie tu jest problem?

– Problem mamy z tym, że ktoś próbuje nam wmówić, że my nie pozwalamy Kaczyńskiemu odwiedzać grobu swojego brata. Może więc zacznę od tego, że zapraszam każdego dnia Jarosława Kaczyńskiego. Niech sobie odwiedza prywatnie, on i jego rodzina, groby Marii i Lecha Kaczyńskiego. Ale tu nie o to chodzi. Nie jest też prawdą, że ktokolwiek chciał przeszkodzić, czy nie dopuścić Kaczyńskiego na Wawel. To są kłamstwa.

To o co chodzi?

O to, że nie można kłamać jakoby te wizyty nie miały nic wspólnego z polityką, z PiS, że mają charakter czysto prywatny. Ostatnio tak nie jest. Jarosław Kaczyński przybywa na Wawel w otoczeniu dygnitarzy partyjnych, w otoczeniu swoich podwładnych z partii. Odwiedza Wawel za pieniądze partyjne. Zresztą bardzo duże pieniądze, bo on przyjeżdża tam jak książę ze swoją świtą, z podwładnymi. Są to ewidentnie wizyty o charakterze politycznym mające, bynajmniej nie wyłącznie prywatny i religijny sens – lecz wpisujące się w projekt polityczny, którym jest symboliczne umocowanie PiS-u w tym niezwykłym, wyjątkowym miejscu, będącym własnością duchową całego narodu. Tego czynić nie wolno.

Nie było żadnych wątpliwości gdy zapadła decyzja, że Lech Kaczyński zostanie tam pochowany, że istnieje plan polityczny, PR-owy, zbudowania mitu Lecha Kaczyńskiego jako męczennika i wielkiego męża stanu i koncentrowania reputacji, wizerunku PiS-u wokół tego mitu. A topograficznym centrum tego mitu miał się stać Wawel. Wiadomo było, dlaczego ten prezydent został tam pochowany, tak samo jak wiadomo, dlaczego PiS nie chciałby, aby Lech Wałęsa został tam w przyszłości pochowany. Odrzucam więc oszczerstwa, że próbowaliśmy przeszkodzić w prywatnych wizytach Jarosława Kaczyńskiego na Wawelu. Odrzucam też obłudę argumentu sugerującego, że te służbowe, polityczne, mające oczywisty sens wizerunkowy i symboliczny wizyty na Wawelu, mają charakter prywatny.

Te wasze protesty muszą być solą w oku dla Kaczyńskiego i polityków PiS skoro poseł Brudziński nazwał was „dziczą”.

Ja jestem „profesorską dziczą”, więc odpisałem panu Brudzińskiemu na blogu. Mam nadzieję, że sobie przeczyta. To jest absolutnie infantylne ze strony pana Brudzińskiego żeby wymyślić sobie, że jak on będzie towarzyszył Kaczyńskiemu pieszo, to już nie będzie notablem partyjnym. Ale to, że Brudziński musiał się pofatygować na Wawel pieszo, chyłkiem i udawać że jest tam prywatnie i tylko przypadkiem w tym samym czasie co Kaczyński – świadczy o tym, iż PiS ma poważny problem wizerunkowy. Na razie jedyny pomysł PiS-u, żeby jakoś opanować tę sytuację, to jest opieranie się na tabu żałoby, grobu i prywatności i cały czas granie tym grobem. Udawanie, że są to prywatne wizyty.

Jak odróżnić prywatną wizytę od partyjnej?

Mogę powiedzieć panu Kaczyńskiemu, jak wygląda moja prywatna wizyta na grobie ojca. Wsiadam w samochód lub pociąg, płacę za bilet, który kupiłem w kasie, a następnie w godzinach otwarcia cmentarza odwiedzam grób. Myślę, że pan Kaczyński wie, co to znaczy, kupić bilet, podjechać w okolice Wawelu, przejść parę kroków itd. Miałbym w związku z tym pytanie, jaka część wydatków PiS-u pochodzi z dotacji budżetowych, a jaka ze składek? I proporcjonalnie, ile kosztuje partię i podatnika jedna manifestacja polityczna, którą jest służbowa wizyta na Wawelu? Bo pieniądze na partie są również środkami publicznymi. Nie udawajmy, że nie wiemy, o co chodzi i nie bójmy się szantażu moralnego. A już sumieniu Jarosława Kaczyńskiego zostawiam to, jak wykorzystuje ofiary katastrofy smoleńskiej do celów politycznych. Ofiary są tutaj żetonami w rozgrywce politycznej.

Pan, ateista, podpisał się pod listem do metropolity krakowskiego, żeby rozwiązał sprawę miesięcznic wawelskich. Czy uważa Pan, że abp. Jędraszewski jest w stanie rozwiązać ten – jak ustaliliśmy – polityczny spór?

Nie rozumiem wiązania podpisania tego listu z moim poglądem na kwestie nieistnienia bogów. Abp. Jędraszewski jest gospodarzem religijnej części Wawelu, dokładnie tej, którą odwiedza prezes PiS. I jest w jego mocy, by rozmówić się z Jarosławem Kaczyńskim odnośnie dalszych wizyt i ich charakteru. Myślę, że jest w stanie powiedzieć – „Panie prezesie, ma pan wstęp o każdej porze dnia i nocy do mojej katedry, tylko bardzo proszę, żeby te wizyty miały charakter rodzinny, osobisty, tak jak to bywało dawniej. Ponieważ robi to negatywne wrażenie i sugeruje, że chce pan osiągnąć jakąś wizerunkową, polityczną korzyść”. Tak powinien się zachować arcybiskup, powinien się tak zachować bez naszego listu. Napisaliśmy ten list, bo tego nie zrobił. Sądzę, że to jest zupełnie naturalne, że zwracamy się do gospodarza tego miejsca, aby je chronił przed politycznymi nadużyciami.

A czy to nie leży w gestii prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, żeby rozwiązać ten konflikt?

Każdy człowiek o dużym autorytecie może spróbować przemówić do rozsądku, do poczucia przyzwoitości Jarosława Kaczyńskiego. Być może gdyby Jacek Majchrowski się w tę sprawę zaangażował, to byłby jakiś efekt. Ale formalnie nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Jedyną osobą, która ma z nią coś wspólnego jest gospodarz katedry na Wawelu, abp Jędraszewski, który zaprasza Jarosława Kaczyńskiego. Wawel nie może być kojarzony z żadną partią, czy władzą właśnie, dlatego że to była siedziba polskich królów. Tak samo jak Zamek Królewski w Warszawie. Nie róbmy z siebie idiotów, że nie wiemy o co w tym wszystkim chodzi.

Niektórzy przeciwstawiają te wasze protesty ludziom z miesięcznic smoleńskich zbierającym się pod Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Nie ma Pan z tym problemu?

Nie wiem na czym polega przeciwstawienie. Jest czymś moralnie odrażającym branie udziału w zebraniach politycznych, których jedynym sensem jest szerzenie łgarstw i oszczerstw. Szerzenie łgarstw polega na tym, że sugeruje się, jakoby były jakieś przesłanki świadczące o tym, że pod Smoleńskiem mogło dojść do zamachu. A oszczerstwa polegają na tym, jakoby winny temu „zamachowi” miał być Donald Tusk. Te zebrania nie mają nic wspólnego z żałobą, one są czysto polityczne i mają na celu użycie ofiar katastrofy smoleńskiej do celu politycznego jakim jest świadome załgiwanie historii, wmawianie sobie i innym, że to nie była katastrofa i że nie została wyjaśniona.

A więc rzeczywiście, stoimy w radykalnej, moralnej opozycji do czegoś takiego. Jesteśmy wrogami używania trumien w walce politycznej. Nasze działanie jest czysto patriotyczne. Bronimy godności ofiar katastrofy smoleńskiej. Nasze pobudki moralne są jasne. Gdyby nawet pan Brudziński nie pieszo, ale na kolanach wchodził na Wawel, nie zmieni to faktu, że był notablem partyjnym towarzyszącym swojemu pryncypałowi w wizycie partyjnej na Wawelu opłaconej z partyjnych środków. Z faktami się nie dyskutuje.

nie-udawajmy

natemat.pl

„To oburzające, nie da się tego obronić”. Gugała o proteście podczas wizyty Kaczyńskiego na Wawelu

jagor, 20.02.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,21394472,video.html?embed=0&autoplay=1
Ocena protestu w trakcie sobotniej wizyty prezesa PiS na grobie brata, podzieliła gości Godziny Publicystów w Radiu TOK FM. Najmocniej przeciwko takiej formie wyrażania poglądów mówił Jarosław Gugała z Polsatu.

Każdego 18. dnia miesiąca – w miesięcznicę pogrzebu pary prezydenckiej – prezes Kaczyński odwiedza grób brata i bratowej. Pod Wawelem zebrało się w sobotę kilkadziesiąt osób. Przynieśli ze sobą tabliczki ze znakiem zakazu wjazdu i hasłami: „Nekropolia nie dla PiS-u”, „Stop upartyjnianiu Wawelu”, „Módl się prywatnie, nie w blasku fleszy”.

Skandowali: „Wawel królów, nie prezesów”, „Wawel wolny, nie PiS-owski”, „Modli się człowiek, a nie partia”, „Tu Jest Wawel, a nie Nowogrodzka”. Manifestujący – których od drogi na Wawel oddzielały barierki – nie próbowali zablokować wjazdu samochodów, wiozących m.in. prezesa PiS. Padły tylko okrzyki: „Będziesz siedzieć!”. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

W ocenie Jarosława Gugały nie ma żadnego usprawiedliwienia dla organizatorów protestu pod Wawelem.

Nie da się tego w żaden sposób obronić

– Nie da się w żaden cywilizowany sposób uzasadnić czegoś takiego, że ktoś idzie na grób bliskich i są ludzie, którzy mu w tym przeszkadzają, krzyczą. Każdy z nas może wyobrazić sobie taką sytuację z naszym udziałem i musi zaprotestować. To jest podstawa czegoś więcej niż polityka, to jest sprawa dobrego wychowania. Nie da się tego w żaden sposób obronić – argumentował w Radiu TOK FM Gugała.

– Natomiast jest coś w tym, że istnieje pewien nadmiar polityki w tej żałobie. Ale do tego żeby to oceniać też nie mamy prawa. Ktoś to tak odczuwa, to chodzi co miesiąc. Obyczajowo żałoba po bracie… to czarne szaty zdejmuje się po dwóch latach – mówił dziennikarz.

– Całe państwo ma być zakładnikiem niejako żałoby osobistej polityka? – wtrąciła prowadząca Godzinę Publicystów Dominika Wielowieyska.

To oburzające, że się przeszkadza komuś w wizycie na grobie

 – To jest problem. Ale nie uzasadnia tego (protestu) i to jest fatalne, To jest nie tylko „błąd taktyczny”. To jest oburzające, że się przeszkadza komuś w wizycie na grobie jego bliskiej osoby. To mieszanie polityki ze sprawami (osobistymi)? Tutaj nie da się tego nie pomieszać dlatego, że ten człowiek (Lech Kaczyński), na którego grób oni przychodzą, to był prezydent RP i to nie jest wizyta wyłącznie prywatna. To jest wizyta osób, które należały do jego obozu, które chcą w ten sposób oddać mu hołd. I to też należy zrozumieć – podkreślił.

Zdaniem gościa Godziny Publicystów, jak opozycja chce protestować, to ma tysiąc innych miejsc i sposobów, żeby to robić.

– Uważam, że druga strona sceny politycznej, już nie tylko obywatele, powinna to uszanować. W tym miejscu tego nie powinno się robić, jeżeli wszyscy mamy za chwilę się nie pozabijać – podsumował Jarosław Gugała.

Radykalny rodzaj demonstrowania to paliwo dla PIS

Wcześniej Aleksandra Pawlicka z „Newsweeka” przekonywała, że ulica jest jedynym miejscem, gdzie można wyrażać swoje opinie. – Nauczycielami hejtu politycznego, jego rozpoczęcia, to jest zasługa strony prawicowej. Ten radykalny rodzaj demonstrowania Obywateli RP jest paliwem, którego potrzebuje PiS – powiedziała dziennikarka.

Grzegorz Sroczyński z „Gazety Wyborczej” i TOK FM, mówił z kolei, że niezmiennie bawi go poseł Brudziński, który apeluje o łagodny język w dyskusji.

Joachim Brudziński stawia się w roli ofiary

– Mnie zawsze ciszy Joachim Brudziński, który stawia się w roli ofiary i apeluje o kulturalny język, osoba, która krzyczała o komunistach i złodziejach, a na wielu wiecach wypowiadała na temat obywateli niepopierających PiS skrajne sądy – przypomniał Sroczyński.

Dziennikarz zauważył też, że PiS od wygranych wyborów stawia się w roli ofiary.

– Uważa, że demonstracje obywateli RP dają paliwo rządzącym. Jeśli PiS organizuje miesięcznice smoleńskie i jeździ na grób brata, to należy to uszanować. Raz z powodów czysto ludzkich, a dwa, z taktycznych. W „Wiadomościach” są pokazywane trzy razy w tygodniu demonstracje Obywateli RP jako przykład zezwierzęcenia i upadku obyczajów – mówił Grzegorz Sroczyński.

TOK FM

 

PONIEDZIAŁEK, 20 LUTEGO 2017, 19:03

Kaczyński do warszawskich działaczy PiS: Nadszedł czas, w którym zaczynamy przygotowywać się do wyborów samorządowych

Przed partią cały cykl wyborów, najbliższe będą wybory samorządowe – mówił Jarosław Kaczyński na spotkaniu z działaczami PiS z Warszawy i powiatów okołowarszawskich. Jak stwierdził, „nadszedł czas, w którym zaczynamy przygotowywać się do wyborów samorządowych”. Spotkanie jest relacjonowane na twitterowym koncie PiS.

Prezes PiS powtórzył też, że struktura ds. wyborów samorządowych będzie składać się z pełnomocników w każdym województwie i okręgu. Pełnomocnikami zostaną „nowi” parlamentarzyści.

300polityka.pl

„Ma ktoś jakieś śmigłowce?” – pyta Macierewicz i ogłasza przetarg. Ale… nie podaje wymagań

Paweł Wroński, 20 lutego 2017

S-70i Black Hawk

S-70i Black Hawk (Fot. Dominik Werner / Agencja Gazeta)

Ministerstwo Obrony ogłosiło przetarg dla producentów śmigłowców specjalistycznych. Wymagania techniczne? Na razie MON ich nie podaje.

Przetarg na zakup 16 śmigłowców dla wojsk specjalnych i marynarki wojennej minister Antoni Macierewicz zapowiedział podczas ubiegłotygodniowej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium.

Zamieszanie ze śmigłowcami zaczęło się po zerwaniu w październiku ubiegłego roku kontraktu z francuską firmą Airbus. Francuzi oferowali zakupu 50 śmigłowców Caracal za 13,2 mld zł. Od tego czasu Macierewicz stwierdził, że „kupuje” dwa śmigłowce Black Hawk w Mielcu, potem mówił o 11 śmigłowcach. Następnie rozważał produkcję własnych maszyn wspólnie z Ukrainą. Mnożył zapowiedzi pojawienia się śmigłowców: dwa pierwsze miały być do dyspozycji armii do końca grudnia, potem na przełomie stycznia i lutego, następnie – do końca marca. Szef MON twierdził też, że w 2017 r. Polska będzie miała 16 śmigłowców, a zgodnie z programem modernizacji sił zbrojnych do 2022 r. kupimy 50 śmigłowców wielozadaniowych.

Wczorajszy komunikat Inspektoratu Uzbrojenia MON wskazuje, że chodzi nie o regularny przetarg, ale raczej o konkurs ofert dla trzech możliwych dostawców uzbrojenia. MON jest zainteresowane ośmioma śmigłowcami SAR (Search and Rescue) dla sił specjalnych i ośmioma morskimi, mogącymi wypełniać misje zwalczania okrętów podwodnych i misje SAR. Komunikat wskazuje, że „najbardziej pilne” jest pozyskanie śmigłowców dla sił specjalnych.

„W minutę”: 20 lutego 2017 roku

Kluczowe dla producentów założenia „taktyczno-techniczne” oraz parametry finansowe nie są dziś znane, „mają być doprecyzowane”. Jednak MON oczekuje „niezwłocznego przedstawienia” ofert. Nie wiadomo też, kiedy śmigłowce trafią do Polski.

Inspektoratem Uzbrojenia MON kieruje płk Dariusz Pluta. Jego poprzednik gen. Adam Duda został zmuszony do dymisji, wraz z nim z inspektoratu odeszło w tym roku 12 wyższych oficerów – specjalistów od techniki wojskowej.

Odpowiedzialny w MON za dostawy uzbrojenia wiceminister Bartosz Kownacki w niedzielę w Radiu ZET tłumaczył, że szefostwo MON chce podzielić przetarg na drogie śmigłowce specjalistyczne i tanie transportowe. Ten drugi ma być zorganizowany później.

To odejście od koncepcji „jednej platformy”, czyli śmigłowca, który miał spełniać wszystkie wymagania. Poprzedni szef MON Tomasz Siemoniak twierdzi, że dzięki tej koncepcji Francuzi z Airbusa mieli zbudować fabrykę w Łodzi, koszty eksploatacji byłyby niższe, a Airbus oprócz pakietu serwisowego proponował symulatory i pakiety szkoleniowe. Pierwsze caracale miały trafić do Polski już w tym roku.

Dziś nasze siły specjalne nie mają śmigłowców do misji SAR, a śmigłowce morskie są przestarzałe albo awaryjne. To ogranicza możliwość poszukiwanie rozbitków na Bałtyku. Przestarzałe są też śmigłowce do zwalczania okrętów podwodnych.

Kownacki sugerował, że poprzedni przetarg był ułożony pod jednego dostawcę. Teraz zaproszono do niego trzech oferentów: PZL Mielec (Sikorsky Aircraft Corporation, własność Lockheed Martin), Leonardo (dawniej Agusta Westland, właściciel zakładów w Świdniku) i Airbus Helicopters (zwycięzca poprzedniego przetargu). Każda z firm dysponuje śmigłowcem specjalistycznym z rezerwą mocy i dodatkowym wyposażeniem oraz wydłużonym zasięgiem.

Włoski Leonardo dysponuje modelem AW 101, który w 2004 r. wygrał przetarg na śmigłowiec dla prezydenta (unieważniony po naciskach politycznych w 2014 r.). Trzysilnikowy AW 101 ma zasięg ponad 800 km, prędkość ponad 300 km\godz. i zabiera na pokład 30 osób. Airbus może zaprezentować H225M – czyli ponownie Caracala – który osiąga prędkość 320 km\godz., ma zasięg ok. 900 km, a zabiera 28 osób. Sikorsky – czyli Lockheed Martin – dysponuje śmigłowcem Seahawk (rozwiniętą wersją Black Hawka). Jego zasięg to ponad 800 km, zabiera 19 osób, a jego prędkość jest zbliżona do 300 km/godz.

Faworytem wydają się właśnie Amerykanie. Ich zalety to prawdopodobnie najniższa cena i deklaracja dyrekcji zakładów w Mielcu, że śmigłowce zostaną „wyprodukowane z Polsce”, czyli złożone w tamtejszej fabryce.

Informacji o przetargu na śmigłowce domaga się PO. MON ma jej udzielić w czwartek. – Dziś już wiemy, że wojsko nie otrzyma na czas wymaganej liczby śmigłowców – mówi poseł Czesław Mroczek (PO), były wiceszef MON.

macierewicz-oglasza

wyborcza.pl

Uczniowie będą szukać prawdy o Smoleńsku. Konkurs Jarosława Zielińskiego

Maciej Chołodowski, 20 lutego 2017

Wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński

Wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński (MARCIN ONUFRYJUK)

Prawdy o katastrofie smoleńskiej będzie poszukiwać młodzież podlaskich szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. To jeden z tematów konkursu historyczno-literackiego, którego pomysłodawcą jest Jarosław Zieliński. – Młodzież wyrobi sobie też pogląd na temat manipulacji dotyczącej tej katastrofy – przekonuje poseł-wiceminister.

To już piąta edycja konkursu, którego organizatorem od początku jest podlaski poseł PiS i wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński. Tym razem w jego przygotowanie i przeprowadzenie włączyła się podlaska kurator oświaty Jadwiga Szczypiń (w ramach podziału stanowisk w Podlaskiem po ostatnich wyborach parlamentarnych na to stanowisko wskazana przez Zielińskiego). Konkurs ma odbywać się w tym roku pod hasłem: „By czas nie zaćmił i niepamięć”, a myśl przewodnia brzmi: „W poszukiwaniu prawdy o Katyniu, Smoleńsku i Obławie Augustowskiej”.

Wśród regulaminowych celów wymieniono: „kształtowanie świadomości historycznej i narodowej młodzieży na podstawie wiedzy i tradycji, a nie uprzedzeń i emocji” i „uświadamianie, że doświadczenia historyczne narodów wpływają na kształtowanie postaw i mentalność kolejnych pokoleń oraz system ich wartości społecznych i etycznych”. Prace mogą mieć dowolną formę, np. eseju, rozprawy, reportażu czy wspomnienia.

Jakie są dokonania podkomisji smoleńskiej?

Bo jest dobry czas

W trakcie poniedziałkowej (20.02) konferencji prasowej poświęconej tegorocznej edycji konkursu poseł-wiceminister twierdził:

– Obecnie sytuacja jest sprzyjająca do organizacji takich konkursów.

O zaproszeniu kuratorium jak współorganizatora mówił:

– Dzięki temu szkoły będą o tym konkursie lepiej poinformowane, niż to było dotąd. Wcześniej [za zarządów PO-PSL – red.] były przypadki, że szkoły o nim nie wiedziały. Często decydowały o tym poglądy polityczne, a nie merytoryczne jak to być powinno. Chodzi o poszukiwanie prawdy, bo wiedza nie jest pełna tak, jak w przypadku Obławy Augustowskiej [śledztwo w tej sprawie wciąż prowadzi IPN, strona białoruska nie zgadza się na ekshumacje w obwodzie grodzieńskim, gdzie jej ofiary są najprawdopodobniej pochowane – red.] czy Katynia, w sprawie, którego brakuje tzw. listy białoruskiej. Ja wiem o Katyniu, nie ze szkoły, ale z domu, głównie od ojca. W szkole mi o tym nie mówiono. Teraz w szkole się o tym mówi, ale nie wystarczająco. Jeśli chodzi o katastrofę smoleńską to jest pole do poszukiwania prawdy.

Niech młodzież składa prawdę

Zieliński przekonywał:

-Władza przez parę lat była zainteresowana, żeby prawdę o katastrofie smoleńskiej ukryć. Sporo zmieniło się pod tym względem w ciągu ostatniego ponad roku. Pracuje komisja, która pracuje nad poznaniem prawdziwych okoliczności przyczyn katastrofy. Pracuje prokuratura, może nie w takim tempie, w jakim byśmy chcieli. Jest co robić. Jest to pole, wyzwanie do poszukanie prawdy przez wszystkich, którzy są do tego zobowiązani, ale razem z nimi może poszukiwać młodzież. Ważne, aby młodzież poznała wiedzę, która jest i te białe plamy, których jeszcze jest niemało.

Zapytany przez „Wyborczą”: do jakich źródeł powinna sięgać młodzież, przygotowując prace o katastrofie smoleńskiej, odparł:

– Do wszystkich dostępnych, chociaż młodzież ma tu niełatwą sytuację: musi poruszać się wśród wielu niewiadomych. Ten kłopot mamy wszyscy i chcemy, by młodzież też sobie uzmysłowiła, że z prawdą o wielu wydarzeniach żywych historycznie łatwo nie jest. Chcemy też wiedzieć czego w tej sprawie nie wiemy i młodzież będzie zapewne sobie wyrabiała na ten temat pogląd. Też wyrobi sobie pogląd na temat manipulacji dotyczącej katastrofy smoleńskiej. Nawet jeśli sobie tylko uzmysłowi to, że ma kłopoty ze znalezieniem podstawowej wiedzy po ponad sześciu latach od katastrofy, to już jest dużo. To znaczy, że uświadomi sobie miejsce i okoliczności, w jakich żyje. Jeśli uświadomi sobie dalej, że prawda podlega manipulacji, to też dobrze. Uświadomienie sobie choćby tylko tego, ma wartość. A jeżeli poskłada sobie z elementów dostępnych jakiś obraz, choćby niepełny – z pytaniami jakie sobie postawi – na które nie ma jeszcze dzisiaj obiektywnych odpowiedzi, to będzie kolejna wartość.

Kluczowy jest proces

Kuratorka Szczypiń podkreślała edukacyjno-wychowawczy walor konkursu:

– Wymaga poszukiwań w archiwach, archiwach internetowych, publikacjach, w tym pracach naukowych. Sięganie do tych źródeł kształtuje odpowiednią postawę. Przede wszystkim stwarza pole do różnych aktywności, której tyko efektem jest praca konkursowa. Kluczowy jest proces na drodze do rezultatu, poszukiwanie.

Zastrzegła:

– W naszym regulaminie nie wskazujemy ani literatury, ani źródeł, które byśmy rekomendowali. Młodzież jest kreatywna. Jeśli po poszukiwaniach zrodzi się jej myśl, przeleje ją na papier.

Prace ma ocenić komisja konkursowa złożona z naukowców z uczelni wyższych i nauczycieli ze szkół (na razie nie podano nazwisk członków; ich opinie nie będą udostępniane). Zgodnie z regulaminem konkursowym komisja ma brać pod uwagę, m.in. walory historyczno-naukowe prac – „zobiektywizowany opis wydarzenia historycznego z wykorzystaniem wskazanych przez autora źródeł historycznych”.

Jak przyznał Zieliński, jednym ze źródeł „poszukiwań prawdy o katastrofie smoleńskiej” przez młodzieży mogą być prace komisji smoleńskiej. Konkurs trwa do końca kwietnia.

 

bialystok.wyborcza.pl

c5ielwpvcaa5r3w

c5h2ctwwiael_tw

Minister obrony w gabinecie cieni Platformy Obywatelskiej Czesław Mroczek mówi na temat kompromitacji polityków PiS (Macierewicza i Waszczykowskiego) oraz prezydenta Dudy podczas 43. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium.

Mroczek takich dosadnych słw nie używa, ale ja napiszę: rynsztok PiS. Do takiego poziomu sprowadzili Polske. Mroczek wywiadu udzielił portalowi wiadomo.co.

wiadomo-co

„Wariactwo albo prowokacja”. Porażka Polski w Monachium

LUTY 20, 2017

Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz na międzynarodowej konferencji bezpieczeństwa wylicza wszystkie etapy rosyjskiej agresji, a wśród nich: wojnę w Gruzji, inwazję na Ukrainę i… tragedię smoleńską. Takie słowa padają nie na spotkaniu z elektoratem PiS, ale na oficjalnej konferencji prasowej. – Przejaw wariactwa albo prowokacyjna wypowiedź. Nikt tego, co on mówi, nie traktuje poważnie – komentuje w rozmowie z wiadomo.co minister obrony narodowej w gabinecie cieni PO Czesław Mroczek. Mówimy też o roli prezydenta Polski i deklaracji wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych po spotkaniu z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem.


Kamila Terpiał: Jak powinniśmy traktować słowa Antoniego Macierewicza o kolejnych etapach rosyjskiej agresji? Włączył w to także katastrofę smoleńską, w której „poległo dwóch polskich prezydentów”.

Czesław Mroczek: Z całą pewnością takie słowa w sposób mocny i dobitny osłabiają Polskę w relacjach międzynarodowych. Minister Macierewicz postawił taką tezę w ważnym miejscu, gdzie było wielu przedstawicieli najważniejszych państw świata. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że cały demokratyczny świat zareagował przecież na przejawy rosyjskiej agresji w stosunku do Gruzji czy Ukrainy. Jesteśmy nawet w trakcie tej reakcji, mamy przecież nałożone sankcje na Rosję. Nikt za to nie podzielił tego stanowiska Macierewicza w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej. Jedno z dwóch: albo ludzie uznali, że to jest niedorzeczne, że to przejaw wariactwa, albo że jest to prowokacyjna wypowiedź. Macierewicz został, jak strach na wróble w polu, zupełnie sam. Nikt tego, co on mówi, poważnie nie traktuje.

Macierewicz został, jak strach na wróble w polu, zupełnie sam. Nikt tego, co on mówi, poważnie nie traktuje.

Nie będzie reakcji Rosji?

Na razie nawet Rosja nie uznała za stosowne, aby odnieść się do tego tematu. Chociaż na ogół chętnie korzysta z takich okazji, kiedy ktoś się wygłupi. Co nie znaczy, że nie wykorzysta tego w przyszłości. W ogóle Polska w Monachium poniosła ogromną porażkę. Obaj ministrowie (minister obrony narodowej Antoni Macierewicz i minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski – red.) tak osłabili swoją pozycję, że nikt nie będzie ich już poważnie traktował. A w przyszłości, jak będziemy musieli na arenie międzynarodowej podnieść jakąś sprawę, która będzie dla nas kluczowa, to wszyscy będą się zastanawiali, czy to nie jakaś kolejna zagrywka i czy w ogóle warto tego słuchać. Jedno jest pewne, większość poważnych ludzi będzie teraz Antoniego Macierewicza po prostu unikać. Kontaktowanie się z nim jest bowiem związane z ryzykiem ośmieszania się, więc będzie miał coraz mniej rozmówców. To jest dla Polski sytuacja dramatyczna.

Polska w Monachium poniosła ogromną porażkę.

Wcześniej w Brukseli minister Macierewicz domagał się, aby w wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej włączyło się NATO. To w ogóle realne?

Skalę porażki i wygłupów Macierewicza w tej sprawie pokazuje odpowiedź jego kolegi z rządu. Minister Waszczykowski, chyba nie wiedząc o tej wypowiedzi ministra obrony, oświadczył, że rok temu już zgłaszał tę sprawę i otrzymał odpowiedź, że NATO nie ma narzędzi, żeby cokolwiek w tej sprawie zrobić. Jeżeli chodzi o NATO, to rzeczywiście nie ma żadnej instytucji formalnej, która zajmowałaby się badaniem zdarzeń lotniczych. Jeżeli wydarzy się jakiś incydent lotniczy, to bada go każde państwo we własnym zakresie. Taki wniosek nie ma więc żadnego uzasadnienia z punktu widzenia merytorycznego, ale jest aktem rozpaczy Macierewicza i PiS w związku z tym, w jakiej sytuacji się znaleźli. Ponad rok po przejęciu władzy w sprawie katastrofy smoleńskiej nie potrafią zrobić nic, a to z prostego powodu – wcześniej kłamali. Formułowali nieprawdziwe tezy i budowali kłamstwo smoleńskie, a jak wiadomo, kłamstwo ma krótkie nóżki. Wszystkie instytucje państwa, które przejęli, nie potrafiły przez ponad rok udowodnić żadnej z absurdalnych tez Macierewicza. Dlatego on teraz swoim zwyczajem ucieka z tego pola i strzela kolejnymi historiami wyssanymi z palca.

Wszystkie instytucje państwa, które przejęli, nie potrafiły przez ponad rok udowodnić żadnej z absurdalnych tez Macierewicza.

Czy na „monachijską wypowiedź” Antoniego Macierewicza powinien zareagować prezydent? Powiedzieć jasno, czy to jest polskie stanowisko, czy tylko słowa ministra…

Pan prezydent był w Monachium. Niestety, to wydarzenie w ogóle w historii naszej dyplomacji będzie wydarzeniem niezwykle smutnym, osłabiającym pozycję Polski na arenie międzynarodowej.

Andrzej Duda akurat do tej wypowiedzi ministra obrony narodowej się nie odniósł. Do historii za to przejdzie jego oświadczenie odczytane z kartki.

Problem polega na tym, że aktywności prezydenta jako zwierzchnika sił zbrojnych i kompetencji, jakie ma w sprawach prowadzenia polityki zagranicznej, w ogóle nie widać. Monachium to była ważna konferencja z punktu widzenia sytuacji światowej, w szczególności relacji transatlantyckich. A Polska gdzieś odpłynęła. Macierewicz wygłasza swoje rewelacje na konferencji prasowej, przy prawie pustej sali. Tu i treść, i forma były fatalne i kuriozalne. Ale ja się nie odwołuję do prezydenta, bo według mnie tu już nie ma żadnej nadziei.

Monachium to była ważna konferencja z punktu widzenia sytuacji światowej, w szczególności relacji transatlantyckich. A Polska gdzieś odpłynęła.

Czasu na spotkanie z Andrzejem Dudą nie znalazł wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence, dzisiaj spotkał się za to z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. O czym to świadczy?

To dobitny dowód na to, że jest jeszcze jakiś Polak, który ma potencjał do tego, aby spotkać się z wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych.

Czyli prezydenta Polski administracja USA nie traktuje poważnie?

Wiceprezydent Mike Pence spotyka się z najważniejszymi europejskimi politykami i potwierdza główną linię polityki amerykańskiej, realizowaną od kilkudziesięciu lat. To, że spotyka się z szefem Rady Europejskiej, jest bardzo ważne. A ci, którzy mówią, że Donald Tusk nie robi nic dla Polski – a tak mówią politycy PiS – mówią oczywiste bzdury. To spotkanie pokazuje, jak ważną rolę Donald Tusk pełni w strukturach europejskich i jak jest to ważne dla bezpieczeństwa Polski. Francja, Niemcy czy Włochy zawsze zbudują sobie jakąś formę współpracy, która będzie dawała bezpieczeństwo ich państwom. Na osłabieniu albo rozpadzie UE najbardziej ucierpią takie państwa, jak Polska. Dobre funkcjonowanie UE jest dla nas gwarancją nie tylko dalszego rozwoju gospodarczego, ale też elementarnego bezpieczeństwa. To, że w gronie najważniejszych polityków europejskich jest Polak, to jest przecież powód do dumy.

Wiceprezydent Mike Pence spotyka się z najważniejszymi europejskimi politykami i potwierdza główną linię polityki amerykańskiej, realizowaną od kilkudziesięciu lat. To, że spotyka się z szefem Rady Europejskiej, jest bardzo ważne.

„Wobec działań Rosji, która dąży do zmiany porządku światowego, potwierdzamy nasze zobowiązania w Polsce” – taką deklarację Mike Pence złożył po spotkaniu z Donaldem Tuskiem. To ważne słowa?

UE i NATO są filarami naszego bezpieczeństwa. Jeżeli mówi to wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, w świetle różnych wcześniejszych wypowiedzi prezydenta tego kraju, to jest to niezwykle ważne. W ogóle konferencja w Monachium jest potwierdzeniem wspólnoty amerykańsko-europejskiej. To, że ta zapowiedź padła po rozmowie z przewodniczącym Tuskiem, a nie z polskim prezydentem, to też jest symptomatyczne.

Chciałam wrócić jeszcze do Antoniego Macierewicza – na czym polega jego silna pozycja w rządzie? Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej” pisze, że minister obrony narodowej zakazał generałom bezpośredniego kontaktu z prezydentem, czyli zwierzchnikiem sił zbrojnych. To już nie zabawa.

Cała formacja Prawo i Sprawiedliwość swój sukces zbudowała na tragedii smoleńskiej. Budując wręcz „religię smoleńską”, a kapłanem tej religii jest właśnie Antoni Macierewicz i na tej podstawie zbudował swoją silną pozycję w rządzie. To, co robi w Ministerstwie Obrony Narodowej, nie jest związane z budowaniem potencjału sił zbrojnych, tylko budowaniem i wzmacnianiem swojej pozycji w PiS. Podobnie działa zresztą także minister spraw zagranicznych, większość jego wypowiedzi nie jest skierowana do międzynarodowych rozmówców, tylko do Jarosława Kaczyńskiego. To jest budowanie własnej pozycji kosztem interesów państwa polskiego.

https://wiadomo.co/wariactwo-albo-prowokacja-porazka-polski-w-monachium/

NATO pomoże w śledztwie smoleńskim? Spytaliśmy. „Nic nam nie wiadomo o takiej prośbie”

jsx, mk, 20.02.2017

Antoni Macierewicz na spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Kwaterze Głównej Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli.

Antoni Macierewicz na spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Kwaterze Głównej Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli. (ppor. Robert Suchy/CO MON)

Antoni Macierewicz twierdzi, że otrzymał zapowiedź pomocy ws. śledztwa smoleńskiego od NATO. Zapytaliśmy o to rzecznika Sojuszu – jego przedstawiciele odpisali nam, że nie dostali takiej prośby od polskiego rządu.

 

W czwartek Antoni Macierewicz mówił, że NATO pomoże Polsce w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Polityk poinformował media, że podczas spotkania szefów MONpaństw Sojuszu dostał taką zapowiedź pomocy m.in. od dowódcy wojsk NATO w Europie gen. Curtisa Scaparrottiego. Spytaliśmy o to rzecznika Sojuszu. „Kwaterze głównej NATO nic nie wiadomo o tej prośbie” – napisał nam Daniele Riggio.

Podobne informacje zdobył korespondent TVN24 i TVN BiS Maciej Sokołowski w dowództwie wojsk USA w Europie. – Stany Zjednoczone już wcześniej przekazały wszelkie informacje i pomoc w sprawie śledztwa smoleńskiego i wyczerpały swoje możliwości – dowiedział się nieoficjalnie. Według anonimowych przedstawicieli NATO, Sojusz nie otrzymał żadnej oficjalnej prośby od polskiego rządu.

Sokołowski dowiedział się również nieoficjalnie, że według NATO gen. Scaparrotti na temat katastrofy wypowiadał się nie jako dowódca wojsk Sojuszu, a jedynie jako generał armii USA.

„Uzyskałem taką zapowiedź…”

Macierewicz podczas czwartkowego spotkania w Brukseli powiedział dziennikarzom, że o „tragedii smoleńskiej” rozmawiał Scaparrottim i ministrem obrony Wielkiej Brytanii Michaelem Fallonem.

– Wydaje się, iż najwyższy czas, żeby NATO włączyło się do wyjaśnienia tej sprawy, do wsparcia Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która w tej materii działa, i uzyskałem taką zapowiedź, zarówno ze strony pana generała Scaparrottiego (…), jak i pana Michaela Fallona – powiedział szef MON.

Rzecznik NATO poradził nam, by skontaktować się z ministerstwami obrony USA i Wielkiej Brytanii. Czekamy na ich odpowiedzi.

macierewicz

gazeta.pl

„Ośmiesza siebie i Polskę”. Dyplomata o wypowiedzi Macierewicza w Monachium

Marcin Kozłowski, 20.02.2017

Macierewicz na Konferencji Bezpieczeństwa

Macierewicz na Konferencji Bezpieczeństwa (twitter.com/MON_GOV_PL)

– Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że minister Antoni Macierewicz powiedział rzecz absurdalną – komentuje wystąpienie szefa MON w Monachium Jerzy Maria Nowak, dyplomata i b. ambasador przy NATO.

Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz podczas sobotniego spotkania z dziennikarzami na 53. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium mówiąc o relacjach z Rosją odniósł się do katastrofy smoleńskiej. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

NATO jest jedynym sposobem powstrzymania agresji rosyjskiej, której kolejne etapy od 2008 roku były symbolizowane takimi dramatycznymi wydarzeniami jak agresja na Gruzję w 2008 r., jak tragedia smoleńska w 2010 r., w której poległo 2 prezydentów RP i całe dowództwo, jak wreszcie agresja na Ukrainę – mówił minister.

Minister dodał też, że „marsz Putina musi zostać zastopowany”.

„Rosja zachowuje się w tej sprawie profesjonalnie”

Słowa Antoniego Macierewicza komentuje w rozmowie z Gazeta.pl Jerzy Maria Nowak, dyplomata i b. ambasador przy NATO. Jak twierdzi, nie stawia to Polski w dobrym świetle na arenie międzynarodowej.

– Wszyscy słuchacze na konferencji zadawali sobie sprawę, że minister powiedział rzecz absurdalną. Minister wygłosił swoją propagandową kwestię, która ośmiesza jego i Polskę – mówi Jerzy Maria Nowak.

– Działo się to w trakcie konferencji, gdzie omawia się sprawy najważniejsze, czyli załamywanie porządku międzynarodowego, niepewność związaną ze stanowiskiem USA w sprawie NATO, problemy Unii Europejskiej – zauważa dyplomata.

Jak dodał Nowak, nikt z sojuszników nie podejmie się komentowania tego typu wypowiedzi, bo „to byłoby niezręczne dla każdego z naszych partnerów”.

– Rosja zachowuje się w tej sprawie bardzo profesjonalne. Nie wdaje się w dyskusje na temat nonsensownych oskarżeń, daje do zrozumienia światu, że ma do czynienia z osobami zachowującymi się absurdalnie. W ten sposób obniża ich prestiż – komentuje ekspert.

Zobacz także: Antoni Macierewicz zapowiada modernizację polskiej armii

osmiesza

gazeta.pl

Polska pisowska zdegradowana do drugiej ligi

wiceprezydent

Czy politycy PiS uświadamiają sobie, iż doprowadzili do sytuacji zdegradowania Polski do drugiej ligi. Może mają oczy dookoła głowy, bo rozumu raczej nie mają tak usytuowanego.

Podczas 53. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium zasłynął najbardziej Witold Waszczykowski, który jak Reytan bronił dewastacji demokracji i prawa w Polsce przed mieszczaninem – w dobrym znaczeniu – wiceszefem Komiji Europejskiej Holendrem Fransem Timmermansem.

Otóż Waszczykowski odkrył z właściwą mu emfazą, iż w Holandii nie na Trybunału Konstytucvyjnego. Ale ten niezbyt lotny dyplomata nie odkrył, że w tym kraju żadnemu politykowi nie przyjdzie do głowy, aby łamać konstytucję. Holandia ma jedną z najbardziej utwardzonych demokracji i może być przykładem dla całego świata zachodniego, włącznie z krajami anglosaskimi.

Zaś Andrzej Duda nie spotkał się z wiceprezydentem USA Mike’m Pencem, bo już z Dudą niewielu chce sie spotykać. Nie jest żadnym partnerem, a wydawałoby się, że do Jankesa nie jest tak trudno dotrzeć, bo nie nazbyt wielu było prezydentów w Monachium. Duda zaś mógł usłyszeć z ust Pence’a, iż światowym bohaterem walki z komunizmem jest Lechem Wałęsa. Wyobrażam sobie jak w tym momencie Duda zrobił swoją minę papuśnego zdziwienia.

Był jeszcze Antoni Macierewicz w stolicy Bawarii, ten niestety ma renomę taką, na jaką zasługuje także w kraju, ministra od zamachu smoleńskiego. Zawsze w takich wypadkach polscy ministrowie obrony spotkali się z sekretarzem obrony USA, ale nie Macierewicz.

Spadamy we wszystkich klasyfikacjach, w Unii Europejskiej w połowie marca dowiemy się z „białej skiegi” kierunku reform, którą przedstawi Komisja Europejska, zostaliśmy zdegradowani do ostatniej prędkości integracji, bo takie zostaną wyznaczone krajom członkowskim. Nie będziemy sami, bo z Węgrami.

Może już nawet nie jesteśmy w drugiej lidze, ale w trzeciej, dzieki takim złamanym ludziom i politykom, którzy niewiele mają do powiedzenia, jak Waszczykowski, Duda, Macierewicz.

Więcej >>>

„Macierewicz jest szaleńcem albo agentem. Kim są jego zwierzchnicy?”

red. As, 20.02.2017

Andrzej Celiński

Andrzej Celiński (tokfm.pl)

„Czuję się bezsilny” – przyznaje Andrzej Celiński, oburzony wystąpieniem szefa MON w Monachium. Antoni Macierewicz mówiąc o agresywnej polityce Rosji wobec Zachodu, jednym tchem wymienił wojnę w Gruzji, agresję na wschodnią Ukrainę i katastrofę smoleńską.

 

Dokładnie min. Antoni Macierewicz stwierdził: „NATO jest jedynym sposobem powstrzymania agresji rosyjskiej, której kolejne etapy od 2008 roku były symbolizowane takimi dramatycznymi wydarzeniami jak agresja na Gruzję w 2008 r., jak tragedia smoleńska w 2010 r., w której poległo 2 prezydentów RP i całe dowództwo, jak wreszcie agresja na Ukrainę”.

„Powyższe zdanie wypowiada szaleniec albo agent Federacji Rosyjskiej. Nie ma zastosowania prawo wyłączonego środka. Albo-albo. Są zdania, których nie można uznać tak po prostu za dopuszczalny w publicznej debacie pogląd. Tak jak nie akceptowalibyśmy za dopuszczalnego poglądu w dyskusji zdania, że Polacy wymordowali podczas II wojny światowej pięć milionów Żydów, albo że Auschwitz-Birkenau to polski obóz zagłady” – skomentował Andrzej Celiński na blogu w serwisie Polityka.pl.

Granice tolerancji

Zdaniem byłego posła i działacza podziemnej „Solidarności”, słów szefa MON tolerować nie można. „Jeśli prezydent RP i premier polskiego rządu natychmiast nie zareagują, oznaczać to będzie tę samą wobec nich kwalifikację” — uważa.

 I przyznaje, że czuje się bezsilny. Nie tylko dlatego, że takie wystąpienia jak wypowiedź Macierewicza, osłabiają  pozycję Polski. Ale także dlatego, że PiS niezmienne cieszy się wysokim poparciem Polaków.

„Polska zostanie zepchnięta do ściśle zamkniętego wschodniego kąta Europy. I wepchnięta, w perspektywie, wprost w objęcia Kremla. Macierewicz jest szaleńcem albo agentem. Kim są jego zwierzchnicy?” – pyta Andrzej Celiński.

Zobacz też: „Odłóżmy na bok to, co wygłasza Macierewicz”. Szef komisji ds. służb (PiS) o przetargu na śmigłowce

macierewicz-jest

TOK FM

pis-zmniejsza

PiS zmniejsza Polaka i obywatela

wiadomosci

Zanadto nie martwi mnie, że PiS sekuje kulturę, odmawia pieniędzy na dzieła ważne dla substancji duchowej narodu. One tak czy siak zostaną dowartościowane, kultura zawsze była niezależna od źródeł finansowania, może dlatego tak często wybitni twórcy ubodzy.

PRL bał się twórców, starał się ich podporządkować, łożył pieniądze, a ci – oprócz integralnych akolitów – mieli zupełnie inny światopogląd, niż zadekretowany. Dlatego nie zanadto obrażam się na Piotra Glińskiego, iż podzielił pieniądze na wsparcie przedsięwzięć kulturalnych wśród twardych pisowców i katolików, bo oni nie są w stanie wznieść ponad przeciętność. Będziemy mieli gnioty typu film „Smoleńsk”, którego nikt nie chce oglądać, bądź ten rydzykowy „Zerwany kłos”.

Martwi mnie przekaz do społeczeństwa, do odbiorców. To jest najbardziej krucha materia, bezbronna, gdy zwalczana jest kultura (o w tym kontekście nie boję się nazwać: kultura narodowa, bo taką jest wszystko, co stwarzane jest w narodzie, arcydzieła i kicze). Część odbiorców będzie pozbawiona obrazu polskiej kultury aktualnie powstającej, będzie pozbawiona tych drożdży, które pozwalają uczestniczyć w dialogu z nowymi zjawiskami społecznymi, kulturowymi. I nie chodzi nawet o aktywne zajęcie głosu, ale o świadomość, iż coś takiego się dzieje.

PiS uderza w duchowość polskiego społeczeństwa, zubaża Polaków. Metaforycznie można to opisać, iż pozbawia części Polaka w Polaku, w obywatelu obywatela. Władza PiS zmniejsza ludzi, trawestując: „Prezesie, zmniejszyłem wyborców” – mógłby zameldować Jacek Kurski. I taka dokonuje się operacja zmiany, „dobrej zmiany” w mediach pisowskich. Zmienia się z normalnego na „dobre”, na małe, wówczas zrozumiałe dla prezesa i jego akolitów.

Agnieszka Holland odnosi sukces na festiwalu filmowym w Berlinie zdobywając „Pokotem” Srebrnego Niedźwiedzia, w mediach tzw. narodowych do tego stopnia zmniejszyli ten sukces, że w ogóle nie poiformowano o nim. Za duży to sukces, przerasta ich. Oczywiście, że w innych mediach informacja została podana, bo jeszcze nie mamy cenzury, ale część odbiorców , nawet tych najbardziej biernych, została przefasowana na pisowską małość, na zmniejszenie. Dużo, niedużo? Może to tylko milimetr, ale w kulturze to czasami dużo.

Na to się oburzam, na to, że zmniejszają Polaków. Beata Szydło może nie lubić genialnej „Idy” Pawlikowskiego, nawet to rozumiem, bo sama dawno została zmniejszona i nie wróżę jej powrotu do normalności, więc „Ida” będzie poza jej zasięgiem, ale dlaczego zmniejszają wielu młodych Polaków nieświadomych tej operacji zmniejszania?

 

, 20 LUTEGO 2017

„Wiadomości TVP” przemilczały wiadomość o nagrodzie Agnieszki Holland. Był za news o urodzinach Kopernika

„Pokot” Agnieszki Holland został uhonorowany Srebrnym Niedźwiedziem – Nagrodą im. Alfreda Bauera na festiwalu Berlinale. Informacja, którą podawały wszystkie polskie i europejskie media, nie znalazła się w „Wiadomościach” TVP. W przeciwieństwie do newsa o 544 rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika

Informacja o nagrodzie za „wyznaczanie nowych perspektyw w sztuce filmowej” dla polskiej reżyserki pojawiła się ok. 20.30 w sobotę 18 lutego. Czyli już po „Wiadomościach”. Jednak główny serwis TVP nie podał tej informacji także w niedzielę.

Tego dnia podano natomiast informację o pogrzebie polskiej misjonarki Heleny Kmieć, o śmierci aktorki Danuty Szaflarskiej, o proteście pod Wawelem („chamskie okrzyki pod Wawelem), o demonstracji KOD przeciwko reformie sądownictwa, o obchodach Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Radomsku z udziałem min. Macierewicza, o protestach w Paryżu, o zwycięstwie Kasi Moś, która będzie reprezentowała Polskę na Eurowizji.

Znalazł się nawet czas antenowy  dla newsa sprzed 544 lat – o rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika. O sukcesie polskiej kinematografii na jednym z najważniejszych filmowych festiwali na świecie – cisza.

A na stronie TVP Info

Rano 18 lutego na stronie internetowej TVP Info można było przeczytać, że dwa polskie filmy mają szansę na nagrodę.

Po 20.00 pojawił się artykuł zatytułowany „Złoty Niedźwiedź dla węgierskiego obrazu”.

W tekście przytoczono słowa Agnieszki Holland, która opowiada o swoim filmie „Pokot”: „Wrażliwość na cierpienia najsłabszych znalazła się w poważnym konflikcie, który stał się polityczny, z zupełnie inną mentalnością z mentalnością tych, którzy chcą podporządkować sobie wszystko to, co jest słabsze – przyrodę, zwierzęta, kobiety, gejów, niepełnosprawnych.

Te dwie wrażliwości ze sobą walczą. W naszym filmie zaistniał ten rodzaj sporu podstawowego. Robiliśmy ten film cztery lata, świat się zmienił i wszystko zrobiło się naraz polityczne.”

Agnieszka Holland o filmie powiedziała o wiele więcej, a jej komentarz był zdecydowanie polityczny.

OKO.press uzupełnia wypowiedź reżyserki o mniej poprawne fragmenty z wywiaduw „Gazecie Wyborczej”:

„Chciałam pokazać gniew. (…) Łatwo jest zostać wariatką. To nie dotyczy tylko kobiet, ale w ogóle słabszych. Słabszych, w których jest jednak jakaś siła trudna do opanowania.

Na przykład w Polsce mówi się, że opozycja jest „histeryczna”. To termin związany z kobietą.

Medycyna już z niego zrezygnowała, ale histeria długo uchodziła za jakieś wariactwo wynikające z wściekłości macicy, coś godnego pogardy. I tego określenia używają nasze władze w stosunku do tych, którzy im się przeciwstawiają. Siedziałam niedawno parę miesięcy w Stanach i na bieżąco śledziłam, co się tam dzieje. Trump i jego ludzie też mówią, że antyrosyjska reakcja Obamy jest histeryczna. To ta sama mentalność – autorytarna, męska”.

I dalej Holland mówi: „Polityka PiS prowadzi do tego, żeby ograniczyć prawa kobiet i z powrotem wepchnąć je do tradycyjnych ról pt. „Kinder, Küche, Kirche”. Chodzi o władzę. Nad kobietą wyzwoloną mężczyzna nie ma takiej władzy, jaką miał przedtem. To też zmienia demografię. Fakt, że kobiety spełniają się zawodowo, powoduje, że nie prokreują tak chętnie. Dzięki niezależności ekonomicznej wybierają sobie taki styl życia, jaki jest dla nich wygodniejszy albo pozwala im na większą samorealizację, zamiast pięciorga czy dziesięciorga dzieci”.

W grudniu 2016 r. podczas kampanii OKO.press Agnieszka Holland w nagranym dla nas filmie mówiła: „Żyjemy w kraju, w którym rządząca ekipa używa kłamstwa jako głównego narzędzia uprawiania polityki”.

Przeczytaj też:

Apel Agnieszki Holland o wsparcie dla OKO.press

OKO.PRESS  24 PAŹDZIERNIKA 2016

wiadomosci

OKO.,press

„To oburzające, nie da się tego obronić”. Gugała o proteście podczas wizyty Kaczyńskiego na Wawelu

jagor, 20.02.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,103085,21394472,video.html?embed=0&autoplay=1
Ocena protestu w trakcie sobotniej wizyty prezesa PiS na grobie brata, podzieliła gości Godziny Publicystów w Radiu TOK FM. Najmocniej przeciwko takiej formie wyrażania poglądów mówił Jarosław Gugała z Polsatu.

 Każdego 18. dnia miesiąca – w miesięcznicę pogrzebu pary prezydenckiej – prezes Kaczyński odwiedza grób brata i bratowej. Pod Wawelem zebrało się w sobotę kilkadziesiąt osób. Przynieśli ze sobą tabliczki ze znakiem zakazu wjazdu i hasłami: „Nekropolia nie dla PiS-u”, „Stop upartyjnianiu Wawelu”, „Módl się prywatnie nie w blasku fleszy”. Skandowali: „Wawel królów, nie prezesów”, „Wawel wolny, nie PiS-owski”, „Modli się człowiek, a nie partia”, „Tu Jest Wawel, a nie Nowogrodzka”. Manifestujący – których od drogi na Wawel oddzielały barierki – nie próbowali zablokować wjazdu samochodów, wiozących m.in. prezesa PiS. Padły tylko okrzyki: „Będziesz siedzieć!”. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

W ocenie Jarosława Gugały, nie ma żadnego usprawiedliwienia dla organizatorów protestu pod Wawelem.

Nie da się tego w żaden sposób obronić

– Nie da się w żaden cywilizowany sposób uzasadnić czegoś takiego, że ktoś idzie na grób bliskich i są ludzie, którzy mu w tym przeszkadzają, krzyczą. Każdy z nas może wyobrazi sobie taką sytuację z naszym udziałem, to musi zaprotestować. To jest podstawa czegoś więcej niż polityka, to jest sprawa dobrego wychowania. Nie da się tego w żaden sposób obronić – argumentował w Radiu TOK FM Gugała.

– Natomiast jest coś w tym, że istnieje pewien nadmiar polityki w tej żałobie. Ale do tego żeby to oceniać też nie mamy prawa. Ktoś to tak odczuwa, to chodzi co miesiąc. Obyczajowo żałoba po bracie… to czarne szaty zdejmuje się po dwóch latach – mówił dziennikarz.

– Całe państwo ma być zakładnikiem niejako żałoby osobistej polityka? – wtrąciła prowadząca Godzinę Publicystów Dominik Wielowieyska.

To oburzające, że się przeszkadza komuś w wizycie na grobie

 – To jest problem. Ale nie uzasadnia tego (protestu), i to jest fatalne i to jest nie tylko „błąd taktyczny”. To jest oburzające, że się przeszkadza komuś w wizycie na grobie jego bliskiej osoby. To mieszanie polityki ze sprawami (osobistymi)? Tutaj nie da się tego nie pomieszać dlatego, że ten człowiek (Lech Kaczyński), na którego grób oni przychodzą, to był prezydent RP i to nie jest wizyta wyłącznie prywatna. To jest wizyta osób, które należały do jego obozu, które chcą w ten sposób oddać mu hołd. I to też należy zrozumieć – podkreślił.

Zdaniem gościa Godziny Publicystów, jak opozycja chce protestować, to ma tysiąc innych miejsc i sposobów żeby to robić.

– Uważam, że to druga strona sceny politycznej, już nie tylko obywatele, powinna to uszanować. W tym miejscu tego nie powinno się robić, jeżeli wszyscy mamy za chwilę się nie pozabijać – podsumował Jarosław Gugała.

Radykalny rodzaj demonstrowania to paliwo dla PIS

Wcześniej Aleksandra Pawlicka z „Newsweeka” przekonywała, że ulica jest jedynym miejscem, gdzie można wyrażać swoje opinie. – Nauczycielami hejtu politycznego, jego rozpoczęcia, to jest zasługa strony prawicowej. Ten radykalny rodzaj demonstrowania Obywateli RP jest paliwem, którego potrzebuje PiS – powiedziała dziennikarka.

Grzegorz Sroczyński z „Gazety Wyborczej” i TOK FM, mówił z kolei, że niezmiennie bawi go poseł Brudziński, który apeluje o łagodny język w dyskusji.

Joachim Brudziński stawia się w roli ofiary

– Mnie zawsze ciszy Joachim Brudziński, który stawia się w roli ofiary i apeluje o kulturalny język, osoba, która krzyczała o komunistach i złodziejach, a na wielu wiecach wypowiadała na temat obywateli nie popierających PiS skrajne sądy – przypomniał Sroczyński.

Dziennikarz zauważył też, że PiS od wygranych wyborów stawia się w roli ofiary.

– Uważa, że demonstracje obywateli RP dają paliwo rządzącym. Jeśli PiS organizuje miesięcznice smoleńskie i jeździ na grób brata, to należy to uszanować. Raz  z powodów czysto ludzkich, a dwa, z taktycznych. W „Wiadomościach” są pokazywane trzy razy w tygodniu demonstracje Obywateli RP jako przykład zezwierzęcenia i upadku obyczajów – mówił Grzegorz Sroczyński.

to-oburzajace

TOK FM

Schnepf: Trump już jest właściwie zakładnikiem Putina. A nasi dyplomaci nie czytają sygnałów z USA

Ryszard Schnepf

20.02.2017

Jak to możliwe, żeby po ujawnieniu afery i konszachtów gen. Flynna z Rosjanami główny doradca ds. zagranicznych prezydenta RP prowadził z Flynnem „pełnowymiarowy dialog”? – pyta w gościnnym felietonie b. ambasador Polski w USA, Ryszard Schnepf.

Ostatnie dni przyniosły dymisję Michaela Flynna ze stanowiska doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA i informacje „New York Timesa” o częstych kontaktach osób z najbliższego otoczenia prezydenta Donalda Trumpa z przedstawicielami władz Rosji.

W świetle tych zdarzeń to, co ostatnio robią polscy dyplomaci obozu rządzącego, jest jak jazda niewprawnego, niedoświadczonego kierowcy po oblodzonym zakręcie bez opon zimowych. Tylko że w grę wchodzi tu nie mniej lub bardziej groźny wypadek, tylko bezpieczeństwo Polski.

Donald Trump rozmawia z Władimirem Putinem (fot. Jonathan Ernst/Reuters)Donald Trump rozmawia z Władimirem Putinem (fot. Jonathan Ernst/Reuters)

Polacy rozmawiają z człowiekiem skompromitowanym

Kiedy prezydencki minister Krzysztof Szczerski rozmawiał w Waszyngtonie z jeszcze wtedy doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego, generałem Flynnem, jasny był już charakter powiązań generała z rosyjskimi dyplomatami na placówce w USA, a dokładnie z ambasadorem Kisljakiem. Flynn poruszał w rozmowie z Rosjaninem kwestię sankcji nałożonych przez USA na Rosję za jej działania na Ukrainie.

A co mówił po spotkaniu pan minister Szczerski? Otóż mówił, że „relacje Polski i USA z nową administracją bardzo się zaawansowały, teraz to jest dialog pełnowymiarowy”, a gen. Flynn „zapewniał go, że polityka z nową administracją amerykańską będzie bardzo intensywna i istnieje duże wzajemne pole interesu polsko-amerykańskiego”.

Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Krzysztof Szczerski (fot. Przemek Wierzchowski/AG)Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Krzysztof Szczerski (fot. Przemek Wierzchowski/AG)

Rozmowy Flynna z Rosjanami to był brak lojalności

Miałem przyjemność poznać człowieka, z którym spotykał się zbyt często i w interesujących okolicznościach gen. Flynn. Siergiej Iwanowicz Kisljak to doświadczony dyplomata o ogromnym stażu, skali kontaktów i doświadczeniu. Spędził w USA prawie 20 lat. Zaczynał karierę w latach 70, pracował w przedstawicielstwie ZSRR przy ONZ, a od dziewięciu lat jest ambasadorem Federacji Rosyjskiej w USA. I samo to, że gen. Flynn z kimś takim się zna, to nic złego. Natomiast liczba spotkań tych panów w okresie kampanii wyborczej już tak.

A to, co gen. Flynn zrobił w momencie, gdy Barack Obama ogłosił wydalenie 35 Rosjan z USA… Zbieżność tych spotkań dla każdego choć trochę doświadczonego dyplomaty jest łatwa do odczytania. Ta rozmowa, pod koniec grudnia ubiegłego roku, była próbą amortyzowania decyzji prezydenta Obamy. To nie powinno mieć miejsca z kilku powodów.

Po pierwsze – takie działanie człowieka z przyszłego rozdania rządowego, podjęte, gdy urząd sprawuje jeszcze poprzedni układ władzy, jest bardzo niestosowne. Po drugie – zgodnie z prawem amerykańskim jako osoba, która nie objęła jeszcze funkcji, gen. Flynn nie miał prawa negocjować stanowiska Stanów Zjednoczonych. Po trzecie – to się polskim obserwatorom politycznym może wydawać dziwne, ale lojalność i prawdomówność są normą obyczajowości politycznej Ameryki. Przecież to jest kraj, w którym ściąganie na lekcjach jest powszechnie uważane za występek i piętnowane przez samych uczniów! Tymczasem w polskiej kulturze jest to wyraz cwaniactwa i dawania sobie rady w trudnych sytuacjach. Różnica kulturowa jest kluczowa. Zarzuty do Billa Clintona polegały nie na tym, że zrobił to, co miał zrobić, tylko że kłamał, że tego nie zrobił. A gen. Flynn kłamał, że nie spotykał się z ambasadorem Kisljakiem.

2015 r., Michael Flynn ściska dłoń Władimira Putina na przyjęciu w Moskwie (fot. AP)2015 r., Michael Flynn ściska dłoń Władimira Putina na przyjęciu w Moskwie (fot. AP)

Trump będzie musiał bronić swojego urzędu

Teraz słyszę, jak szef BBN mówi, że dymisja Flynna to dowód na to, iż Donald Trump nie jest prorosyjski. A szef polskiego MSZ twierdzi, jakoby żądanie przez USA zwrotu Krymu Ukrainie – skądinąd rozpaczliwa próba ratowania twarzy przez Trumpa – jest wyrazem kontynuacji dotychczasowego kursu politycznego Waszyngtonu. I myślę, jak można być tak politycznie naiwnym. To wszystko trzeba odczytywać w kontekście aktualnego klimatu politycznego w Stanach Zjednoczonych.

A ten klimat wygląda następująco: wszystko wskazuje na to, że Donald Trump znajdzie się w sytuacji, w której będzie musiał bronić swojego urzędu. Rośnie krytyka i mobilizacja przeciw niemu nie tylko po stronie Demokratów. Planowane powołanie komisji do zbadania sprawy Flynna i doniesień służb o kontaktach ludzi z kampanii Trumpa z rosyjskimi służbami wskazują na to, że toczy się tam ostra gra – o to, jaka będzie ta prezydentura, i czy w ogóle będzie.

Czy pojawia się nam na horyzoncie słowo „impeachment”? To by była ostateczność i niezwykle trudna decyzja osłabiająca autorytet władzy prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale jeśli materiały, które zebrały amerykańskie służby, potwierdzą choćby to, że Donald Trump wiedział o rozmowach Flynna, to może się otworzyć taka ścieżka. Ale to nie byłaby dobra informacja dla zachodniego świata, choć nie z takimi wyzwaniami radziła sobie amerykańska demokracja. To, jak sędziowie wbrew prezydentowi stają po stronie wydalanych jego dekretem imigrantów, pokazuje moc i stabilność systemu demokratycznego w tym państwie. I to, jak szanowana jest w USA konstytucja.

Prezydent Rosji Władimir Putin (fot. Mikhail Klimentyev/AP)Prezydent Rosji Władimir Putin (fot. Mikhail Klimentyev/AP)

Karty trzyma w ręku Władimir Putin

Dlatego jestem ogromnie zaskoczony, że nasi – w sumie doświadczeni – dyplomaci obozu rządowego nie czytają we właściwy sposób komunikatów płynących z Waszyngtonu. Zamiast tego traktują pojedyncze wypowiedzi, które służą zupełnie, ale to zupełnie innemu celowi, w sposób życzeniowy, żeby nie powiedzieć naiwny. Tymczasem w chwili obecnej w jakimś stopniu Donald Trump już jest zakładnikiem Władimira Putina. Dlaczego? Dlatego mianowicie, że wokół relacji Trump-Putin narosło już tyle domysłów, że jego świadectwo, świadectwo Putina, że mieli dobre stosunki i rozmawiali, bądź zaprzeczenie, że żadnych kontaktów nie było i nie rozmawiali, będzie decydowało o przyszłości prezydenta USA!

Tak, można sobie wyobrazić, że wystarczy jedno słowo Putina, jedna wrzutka wypuszczona przez rosyjskie służby, żeby dokonać egzekucji najwyższego urzędnika państwa amerykańskiego. To przerażające, że doszło do sytuacji, w której ludźmi, od których tyle zależy, mogą być właśnie Putin i służby rosyjskie. Jaki to jest sygnał dla nas? Wiadomo – ogromne niebezpieczeństwo.

Ryszard Schnepf (fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta)Ryszard Schnepf (fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta)

Dr Ryszard Schnepf. Dyplomata, były wiceminister spraw zagranicznych, były ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Urugwaju, Ameryce Środkowej, Hiszpanii i w Stanach Zjednoczonych. Prywatnie mąż dziennikarki Doroty Wysockiej-Schnepf, ojciec trójki dzieci. W październiku, po 25 latach służby, zrezygnował z pracy w MSZ. Obecnie wykłada politykę zagraniczną, współczesną dyplomację i politykę USA na Uniwersytecie Warszawskim.

schnepf

weekend.gazeta.pl

Jak Macierewicz Dudę od generałów odcinał, czyli wojskowy z prezydentem spotkać się nie mogą

Paweł Wroński, 19 lutego 2017

Generał Jarosław Mika, prezydent RP Andrzej Duda, generał Mirosław Różański i minister obrony narodowej w rządzie PiS Antoni Macierewicz podczas uroczystości wręczenia nominacji na stanowisko Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych generałowi Mice. Warszawa, Pałac Prezydencki, 8 luty 2016

Generał Jarosław Mika, prezydent RP Andrzej Duda, generał Mirosław Różański i minister obrony narodowej w rządzie PiS Antoni Macierewicz podczas uroczystości wręczenia nominacji na stanowisko Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych generałowi Mice. Warszawa, Pałac Prezydencki, 8 luty… (KUBA ATYS)

Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz zakazał najważniejszym dowódcom Wojska Polskiego bezpośredniego kontaktu z prezydentem Andrzejem Dudą.

Ustny zakaz kontaktów z prezydentem dla szefa sztabu, dowódcy generalnego i dowódcy operacyjnego sił zbrojnych został wydany jesienią przez szefa MON. Po co? Powody są co najmniej dwa.

Po pierwsze, nie informować prezydenta

Według zamysłu Macierewicza Andrzej Duda o sytuacji w armii ma wiedzieć jak najmniej. Powód? Generałowie dopominali się m.in. interwencji zwierzchnika sił zbrojnych w sprawie niektórych nominacji, a także wyjaśnień, na czym ma polegać zmiana systemu dowodzenia i jak ma wyglądać nowy program modernizacji technicznej sił zbrojnych.

– Wygląda na to, że prezydent już się pogodził z faktem, że nie ma wpływu na sytuację w wojsku. W gronie bliskich współpracowników stwierdził nawet, że nie tylko on ma problemy z Antonim Macierewiczem – twierdzi nasz informator z Pałacu Prezydenckiego. – W relacjach z szefem MON Andrzeja Dudę reprezentuje Paweł Soloch. Szef BBN jest zwany w Pałacu Harrym Potterem i najwidoczniej Macierewicza się boi. Obecnie sytuacja jest taka, że każdemu spotkaniu prezydenta z kadrą dowódczą towarzyszy minister Macierewicz – dodaje nasz rozmówca.

Krytyczne wypowiedzi na temat kierowania siłami zbrojnymi w obecności prezydenta spowodowały już dymisję inspektora sił powietrznych gen. Tomasza Drewniaka.

Zobacz: Co tak naprawdę Antoni Macierewicz ustalił z NATO?

Nasi rozmówcy twierdzą, że jedyną osobą w Pałacu Prezydenckim, która ma szczegółowe informacje na temat sytuacji w siłach zbrojnych, jest gen. Jarosław Kraszewski, artylerzysta, który m.in. był w Iraku. Generał jest pracownikiem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Po drugie, wpłynąć na decyzje Andrzeja Dudy

Powodem zakazu kontaktów wyższych oficerów z prezydentem była też szczególna troska Macierewicza o to, by nikt nie wpływał na Andrzeja Dudę przy personalnych wyborach, szczególnie przy wyborze najważniejszym: szefa Sztabu Generalnego.

Aby dopilnować korzystnego dla siebie rozwiązania, minister obrony uknuł nawet małą intrygę. Na przełomie października i listopada Andrzej Duda w Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych miał rozmawiać o wyzwaniach, jakie stoją przed wojskiem, oraz o projekcie reformy systemu dowodzenia siłami zbrojnymi. Ku zaskoczeniu prezydenta na miejscu witał go zastępca dowódcy. Sam dowódca – gen. Marek Tomaszycki – przebywał wówczas w podróży służbowej. Najprawdopodobniej był w Afganistanie, gdzie przygotowywał kolejną zmianę w polskim kontyngencie, o czym dobrze wiedział minister Macierewicz.

Prezydent uznał nieobecność za despekt ze strony dowódcy operacyjnego, a sprawa miała istotne znaczenie: gen. Tomaszycki, świetnie mówiący po angielsku i mający bardzo dobre notowania w NATO, miał być według nieoficjalnych informacji faworytem Pałacu Prezydenckiego przy wyborze szefa Sztabu Generalnego. Natomiast szefowi MON zależało na nominacji gen. Leszka Surawskiego.

I dopiął swego: Surawski 31 stycznia został szefem Sztabu Generalnego WP.

Gen. Surawski w ostatnim czasie stał się jednym z najbliższych współpracowników ministra Macierewicza. To on m.in. wskazał nowego dowódcę generalnego sił zbrojnych: gen. Jarosława Mikę, dowódcę 11. Dywizji, podobnie jak gen. Surawski – czołgistę.

jak-macierewicz

wyborcza.pl

Prezydent do generałów: „Panowie, szczerze, jaka jest sytuacja”. Siemoniak o tym, jak Macierewicz odcina Dudę od armii

jagor, 19.01.2017

Odprawa Kadry Kierowniczej MON: Antoni Macierewicz, Andrzej Duda i szef sztabu generalnego gen. Mieczysław Gocuł

Odprawa Kadry Kierowniczej MON: Antoni Macierewicz, Andrzej Duda i szef sztabu generalnego gen. Mieczysław Gocuł (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

„Macierewicz psuje armię, i mówię to z całą odpowiedzialnością. Brak wiarygodności i fatalna polityka personalna” – tak wojsko pod rządami obecnego szefa MON opisuje w ?Tygodniku Powszechnym? Tomasz Siemoniak. Wg b. ministra obrony, Macierewicz odcina od armii prezydenta, a samym resortem ?dowodzi? jego 26-letni zastępca.

Tomasz Siemoniak nie pozostawia dosłownie suchej nitki na kierownictwie MON i sposobie, w jaki resort prowadzi politykę personalną wobec oficerów. To, że z armii, w krótkim czasie, odchodzą najważniejsi dowódcy ma – zdaniem Siemoniaka – kluczowe znaczenie. Jak twierdzi, to dowód na „niezdolność do współpracy z Macierewiczem”.

Były minister obrony mówi w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”, że w praktyce ministerstwem obrony kieruje 26-letni rzecznik resortu. I to on wzywa do siebie generałów i z nimi rozmawia.

Misiewicz wzywa generałów na rozmowę

„W praktyce wygląda to tak, że resortem na co dzień zarządza właśnie Misiewicz. Minister zajęty jest wielka polityką, przemówieniami, mediami. Natomiast jego rzecznik zajmuje się m.in. kadrami”.

Siemoniak mówi, że na takie wezwania personalne generał musi się stawić. „Musi przyjść. Niektórzy nie zgadzali się na to i zapłacili stanowiskiem.”

Wojsko to hierarchia. Takie zachowanie poniża generałów

Na pytanie czy to poniża dowódców, Siemoniak przypomina, że wojsko to struktura hierarchiczna. „26-letni urzędnik, który wydaje polecenia, domaga się, by otwierać przed nim drzwi, który jeździ po mieście rządową limuzyną na sygnale, który żąda by do niego mówić: czołem, panie ministrze… . Nie żartuję. Dowódcy odchodzą. Odejście generałów: Mirosława Różańskiego i Mieczysława Gocuła to koniec pewnej epoki. Oni mieli autorytet, gwarantowali normalność i byli parasolem chroniącym żołnierzy przez ‘Misiewiczami’” – mówi Siemoniak.

To dobra decyzja Andrzeja Dudy

Polityk liczy, że „szaleństwa Macierewicza” będzie korygował prezydent, który choć werbalnie popiera szefa MON, to tam gdzie może działa rozsądnie. Jako przykład takich działań Siemoniak wymienia mianowanie generała brygady Sławomira Wojciechowskiego na stanowisko dowódcy operacyjnego rodzajów sił zbrojnych oraz przedłużenie kadencji szefowi Sztabu Generalnego generałowi Gocułowi [gen. Gocuł i tak postanowił z końcem stycznia odejść z armii – red.]. Niestety, jak mówi Siemoniak, minister obrony odcina prezydenta Dudę od wpływu na kształt armii.

„Panowie, proszę mówić szczerze”. Po tygodniu już nie pracował

„Powiem na przykładzie szeroko opowiadanym w wojsku. Kilka tygodni temu prezydent i minister odwiedzili dowództwo generalne. Za stołem generałowie, inspektorzy sił zbrojnych. Prezydent: ‘Panowie, proszę mówić szczerze, jaka jest sytuacja’. Odzywa się jeden z najważniejszych inspektorów. Macierewicz jest niezadowolony. Prostuje koryguje. No, ale prezydent chciał, żeby było szczerze. Mija tydzień i co? Minister zwalnia tego inspektora, świetnego generała. Prośbę prezydenta o szczerość słyszało kilkunastu najważniejszych dowódców będących w sali. I co oni pomyśleli? Zwierzchnik sił zbrojnych każe mówić szczerze, a minister za to wyrzuca, co to jest? Kto w wojsku będzie szanował prezydenta po czymś takim?” – mówi otwarcie Tomasz Siemoniak.

Były minister podkreśla, że dowódca w wojsku musi mieć charakter i swoje zdanie.

Armię zrujnują lizusy i potakiwacze Macierewicza. (…) Minister musi znać prawdę, to są zbyt poważne sprawy, żeby je oddawać picerom i miernotom” – dodaje Siemoniak.

Przez pierwszy rok rządów PiS z armii odeszło albo zostało do tego zmuszonych ponad 260 pułkowników i 26 generałów.

Zobacz też: Siemoniak: PiS ma twarz Macierewicza. Oby było tak, że ktoś jest w stanie powiedzieć mu „nie”

TOK FM