Kijowski, 30.05.2016

 

„Pokrzykiwanie ‚nadprezydeta i nadpremiera’ Kaczyńskiego nie robi w Brukseli wrażenia”

As, 30.05.2016
Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

– Nie załatwia się spraw samym krzykiem, trzeba mieć argumenty. A PiS nie ma argumentów – ocenił w TOK FM Jarosław Wałęsa. Wg eurodeputowanego PO, PiS chce tworzyć „nowy ład”, ale na razie „nie widać żadnego ładu i spójnej myśli”.

Podczas wizyty komisarza Fransa Timmermansa w Polsce, przedstawiciele rządu zapewniali, że zależy im na rozwiązaniu kryzysu wokół TK. Ale prezes PiS już straszy KE.

W wywiadzie dla „Do rzeczy” ostrzegł, że rząd będzie chciał zaskarżyć do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości procedurę przestrzegania praworządności, którą KE wszczęła wobec Polski.

 

– Pan Kaczyński jako ‚nadpremier’ i ‚nadprezydent’ ma prawo mówić takie rzeczy. Takie pokrzykiwanie nie robią tutaj w Brukseli wrażenia. Nie załatwia się spraw samym krzykiem, trzeba mieć argumenty. A rząd PiS nie ma argumentów – komentował Jarosław Wałęsa w rozmowie z Mikołajem Lizutem.

Europoseł PO zwraca uwagę, że kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego to zaledwie jeden z problemów na linii Warszawa-Bruksela. UE przygląda się przecież sprawom m.in. wycinki Puszczy Białowieskiej i ustawy antyterrorystycznej.

– Pytanie, jak ta ekipa chce rządzić, jeśli konfliktuje się w każdym sektorze… To się wpisuje w ideologię PiS: negowania wszystkiego, co było wcześniej i tworzenia nowego ładu. Tylko nie widać żadnego ładu i spójnej myśli. Widać tylko destrukcję. Chciałbym kogoś mądrego, kto powiedziałby mi, gdzie ten sens i logika rządzenia. Bo jej po prostu nie ma – uważa Jarosław Wałęsa.

Zobacz także

 

pokrzykiwanie

TOK FM

Weekend Wolności. Marsze KOD w całej Polsce z okazji rocznicy pierwszych wolnych wyborów

Daniel Flis, 30.05.2016

4 czerwca - rocznica pierwszych wolnych wyborów - to święto każdego Polaka

4 czerwca – rocznica pierwszych wolnych wyborów – to święto każdego Polaka (fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta)

Komitet Obrony Demokracji z okazji rocznicy pierwszych wolnych wyborów organizuje 3, 4 i 5 czerwca marsze, pikniki i koncerty w kilkudziesięciu miastach Polski i za granicą.

Warszawa

Na czele warszawskiego marszu Wszyscy dla Wolności pójdą w sobotę 4 czerwca byli prezydenci – Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski. Pochód rozpocznie się o godz. 16 w okolicach skrzyżowania ul. Marszałkowskiej z Królewską. Marsz przejdzie Marszałkowską na pl. Konstytucji. Tam o godz. 17.30 odbędzie się Toast za Wolność.

O 19.30 na pl. Defilad rozpocznie się festiwal Wyłącz System organizowany przez Dom Spotkań z Historią. W programie m.in. spektakl i koncerty Macieja Maleńczuka, Voo Voo i Katarzyny Nosowskiej.

Inne miasta

* Bielsko-Biała – rodzinny piknik na rynku o godz. 16;

* Bydgoszcz – namiot KOD-u, a w nim bicie rekordu na najdłuższy rysunek pt. „Pociąg do demokracji”, lokalizacja w trakcie ustalania;

* Częstochowa – piknik na Promenadzie im. Czesława Niemena od godz. 14 do 18 (wśród atrakcji turniej tenisowy o Puchar KOD-u, a o godz. 17 toast);

* Człuchów – wystawa „Wszyscy dla wolności – krótka historia demokracji w Polsce 1989-2016” na rynku od godz. 11 do 13;

* Gdańsk – piknik w parku Reagana od godz. 14 do 18;

* Kielce – marsz o godz. 15 z pl. Wolności do pl. Artystów, gdzie odbędzie się piknik z konkursami i zabawami dla dorosłych i dzieci. O godz. 17 toast;

* Koszalin – marsz o godz. 15 spod pomnika Piłsudskiego przy ul. Zwycięstwa na Rynek Staromiejski, gdzie o godz. 17 odbędzie się piknik. O godz. 20 after party w klubie Kawałek Podłogi;

* Kraków – marsz o godz. 15 z Rynku Głównego przy pomniku Adama Mickiewicza na plac Wolnica;

* Legnica – manifestacja na rynku o godz. 15;

* Leszno – piknik na rynku o godz. 15;

* Łódź – piknik w parku Poniatowskiego od godz. 12 do 17, na scenie m.in. Skiba;

* Mikołów – namiot KOD-u na rynku od godz. 9 do 13, w nim m.in. zabawy dla dzieci;

* Opole – Toast dla Wolności o 14.30 na rynku i wiele happeningów od godz. 15 do północy;

* Oświęcim – manifestacja „Wolność kocham i rozumiem” na pl. Pokoju o godz. 16;

* Rzeszów – piknik „Wolność słowa i gitary” na scenie przy bulwarach nad Wisłokiem od godz. 14 do 17;

* Szczecin – marsz o godz. 15 z pl. Solidarności na Jasne Błonia;

* Zielona Góra – piknik na deptaku przy pomniku Bachusa od godz. 12 do 18, a o godz. 16 marsz spod pomnika Trzech Robotników.

KOD będzie świętował też w piątek i niedzielę. 3 czerwca o godz. 20 odbędzie się „Koncert dla wolności” w pubie Pod Lwami w Kędzierzynie-Koźlu. 5 czerwca w Toruniu pod Łukiem Cezara, we Włocławku w parku Sienkiewicza i w Inowrocławiu staną namioty KOD-u. Dodatkowo KOD Toruń zaprasza na śniadanie na trawie na Rynku Staromiejskim.

Zobacz także

marszeKOD

wyborcza.pl

 

Przytrzymać moc

Ludwik Dorn, 30.05.2016
Częściowo wolne wybory do parlamentu z 4 czerwca 1989 r. zmieniły historię Polski. Polacy mogli wybrać jedną trzecią Sejmu i cały Senat - tu niemal stuprocentowe zwycięstwo odnieśli kandydaci popierani przez Solidarność. Dzisiaj mija ich 24 rocznica - z tej okazji przypominamy gorące dni poprzedzające tamto głosowanie. Na zdjęciu: wiec wyborczy na ulicy Świdnickiej

Częściowo wolne wybory do parlamentu z 4 czerwca 1989 r. zmieniły historię Polski. Polacy mogli wybrać jedną trzecią Sejmu i cały Senat – tu niemal stuprocentowe zwycięstwo odnieśli kandydaci popierani przez Solidarność. Dzisiaj mija ich 24 rocznica – z tej… (Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)

KOD wykonał pracę nie do przecenienia, organizując w formie manifestacji opór przeciwko rozmontowaniu przez PiS państwa prawa. Wytworzoną moc należy przytrzymać i temu też ma służyć inicjatywa na rzecz Dnia III Rzeczypospolitej.

„Gazeta Wyborcza” piórem Jarosława Kurskiego zaprasza do dyskusji: „Czy 4 czerwca, największe bezkrwawe zwycięstwo Polaków, powinien się stać świętem narodowym? Wasze opinie będą wskazówką dla ruchu KOD, czy zacząć zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy”.

Uradowało mnie to wezwanie, a to dlatego, że stanowi ono dowód na pewną równoległość myślenia osób i środowisk bardzo od siebie odległych, takich jak Jarosław Kurski i ja. Sam od około trzech miesięcy, trochę jak Wujek Dobra Rada, na różne strony rozsyłam notatki i memoriały, przedkładając koncepcję wystąpienia z obywatelskim projektem ustawy o ustanowieniu 4 czerwca Dniem III Rzeczypospolitej. Odwoływałem się w tych memoriałach do następujących argumentów natury politycznej.

Propagandowa wrogość do III RP

Rzeczpospolita Polska na mocy konstytucji jest III Rzecząpospolitą. W propagandzie obozu władzy oraz wypowiedziach jego najbardziej prominentnych przedstawicieli z prezydentem na czele III RP funkcjonuje jako inwektywa, a w najlepszym razie twór polityczny godny lekceważenia lub pogardy. Przekaz ten współbrzmi z opiniami, odczuciami lub intuicjami znacznej części aktywnego politycznie społeczeństwa i nie spotyka się z kontrakcją opartą na solidnych i wyartykułowanych podstawach polityczno-ideowych. III RP ma swoich zażartych i gorących wrogów oraz wyłącznie letnich obrońców.

W ostatnich wyborach mniej więcej połowa wyborców – z odmiennych zresztą motywów – opowiedziała się za partiami wrogimi z różnych powodów III Rzeczypospolitej (PiS, Kukiz’15, KORWiN, Razem), a druga połowa – za partiami, które III RP nie atakowały, ale też z jej obrony nie czyniły istotnej kwestii politycznej (PO, Nowoczesna, PSL, Zjednoczona Lewica).

Po uzyskaniu w Sejmie większości bezwzględnej przez PiS dezawuowanie i wrogość wobec III RP stały się najistotniejszym spoiwem ideowo-politycznym obozu władzy państwowej. Maszyneria i instytucje opanowywanego (nie jest to proces zakończony) przez PiS-owski obóz władzy państwa mają służyć zniszczeniu historyczno-symbolicznych fundamentów tegoż państwa traktowanego jako twór przejściowy, czego oczywistym dowodem jest dążenie do tego, by z ubeckiego epizodu Lecha Wałęsy uczynić instrument podważający moralną i polityczną prawomocność serii cząstkowych aktów założycielskich, które zaowocowały powstaniem niepodległego państwa polskiego. Nie towarzyszy temu żadna alternatywna koncepcja organizacji państwa, gdyż koncept IV Rzeczypospolitej trafił z różnych przyczyn do lamusa.

Takie działania obozu władzy wywołują reakcje obronne, które jednak są słabo artykułowane i w ogóle nieskoordynowane, ale kryją w sobie potężny społeczny i polityczny potencjał. Jeśli bowiem III RP to twór godny pogardy, moralnie pusty, powstały w wyniku działań tajnych współpracowników bezpieki i prowadzących ich oficerów, to jaki sens ma życie milionów ludzi w ich roli obywatelskiej? W najgorszym razie przez 25 lat byli agentami wrogich Polsce sił, w najlepszym – dali się tym siłom otumanić i ogłupić. Dlatego działania władzy mające na celu dekonstrukcję III Rzeczypospolitej łączą się z radykalną zmianą dystrybucji szacunku społecznego, której wprowadzanie uderza w godnościowe interesy milionów Polaków. Stanowi to społeczną bazę dla konstrukcji obozu III Rzeczypospolitej.


4 czerwca 1989, Warszawa, tłok przed wejściem do sztabu wyborczego

Siła inicjatywy obywatelskiej

Wybór formy obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej w sprawie 4 czerwca ma same zalety.

Po pierwsze, wykracza poza zaklęte koło parlamentu, które obywatele obserwują jako widzowie, a nie uczestnicy.

Po drugie, choć opozycja pojęć „partyjne – obywatelskie” nabrała w Polsce cech absurdalnych i groteskowych, to jest społecznym i politycznym faktem. Obywatelskie w ramach tej opozycji jest zawsze lepsze niż partyjne.

Po trzecie, wybór tej formy pozwala się obozowi III Rzeczypospolitej nazwać i policzyć. Nazwać w formule niepartyjnej, wykraczającej przy tym poza zróżnicowanie na rząd i opozycję. Nazwanie samego siebie jest w tej perspektywie fundamentalnym aktem samopoznania i samoświadomości politycznej.

Ponieważ obóz władzy używa sformułowań „III Rzeczpospolita”, „obóz III Rzeczypospolitej” jako wyrażeń stygmatyzujących i dezawuujących, nadarza się okazja odwrócenia znaczeń, czyli przejęcia wyrażenia stygmatyzującego i uczynienia zeń dumnego wyróżnika i sztandaru. Najbardziej znane historyczne przykłady to niderlandcy gezowie, paryscy frondyści i czerwony sztandar.

Po czwarte, partiom i ruchom obywatelskim, które podejmą się tego przedsięwzięcia, formuła obywatelska daje szansę stworzenia bazy e-mailowej i teleadresowej aktywistów, czyli ludzi, którzy dokonali egzystencjalnego wyboru politycznego w obronie godności swoich życiorysów, zaakceptowali nazwę III Rzeczypospolitej i się z nią politycznie związali. Będą oni w przyszłości stanowić dostępny zasób polityczny.

Nie sądzę, by potencjał mobilizacyjny proponowanej inicjatywy był niższy niż milion podpisów, a może być większy.

Szansa dla opozycji

Wewnętrzne konflikty społeczne i polityczne rozgrywają się wokół i o kształt struktury społecznej, która zgodnie z klasykami socjologii ma trzy wymiary: dystrybucji dóbr materialnych, dystrybucji władzy i dystrybucji szacunku społecznego. W Polsce po 2005 r. konflikt o dystrybucję szacunku społecznego wysunął się na plan pierwszy, wypierając podział postkomunistyczny. Wyborczy sukces PiS w 2015 r. dokonał się dzięki temu, że partii tej udało się po części połączyć, a po części nałożyć na siebie linie konfliktu o szacunek społeczny i rozdział dóbr materialnych. Obecnie nie ma (przynajmniej w 2016 r.) szans na to, by odwołać się w kategoriach politycznych do konfliktu o rozdział dóbr materialnych: wzrost płacy realnej wyprzedza wzrost PKB, a do tego dochodzi realizacja programu 500+. Jest natomiast możliwość nałożenia na siebie konfliktu o dystrybucję władzy i konfliktu o rozdział szacunku społecznego.

Konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego jest klasycznym konfliktem polityczno-społecznym o dystrybucję władzy. Dotyczy „czarnej skrzynki” systemu politycznego, która jest ważna dla nie więcej niż 10 proc. społeczeństwa, czyli ok. 20 proc. chodzących na wybory obywateli. Klasycy teorii konfliktu społecznego odróżniają natężenie konfliktu (wielkości energii społecznej inwestowanej w konflikt i postrzeganej stawki konfliktu) od jego gwałtowności (napięcia). Konflikt wokół TK ma wysokie napięcie i niewysokie natężenie.

Rodzący się konflikt o III RP, czyli szacunek społeczny, będzie miał na pewno wysokie natężenie, choć może niższe niż w przypadku TK napięcie. Narzucające się połączenie tych dwóch konfliktów stanowi dla opozycji wobec obecnego obozu władzy szansę na zepchnięcie go do głębokiej defensywy i inwestycję w przyszłość, czyli 2017 r., kiedy na polityczną agendę może powrócić konflikt o dystrybucję dóbr materialnych.

Ewentualna inicjatywa obywatelska w sprawie Dnia III Rzeczypospolitej może rozwiązać problem, który Stanisław Brzozowski, intelektualista z przełomu XIX i XX w., diagnozował jako polską niezdolność do „przytrzymania mocy”. Chodzi tu o to, że w Polsce można doprowadzić do pewnej kumulacji napięcia, ale jest trudność z wykorzystaniem jej do długotrwałych i konsekwentnych działań.

Komitet Obrony Demokracji wykonał pracę nie do przecenienia, organizując w formie manifestacji opór przeciwko rozmontowywaniu przez PiS-owski obóz władzy państwa prawa. Ale dynamika działań zbiorowych takich jak manifestacje zawsze w końcu ma tendencję gasnącą. Ponadto konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego zakończy się zapewne jakiegoś rodzaju kompromisem między PiS-owskim obozem władzy a Unią Europejską, podobnym do tego, do jakiego doszło między Węgrami a UE. Wytworzoną moc należy przytrzymać i temu też ma służyć inicjatywa na rzecz Dnia III Rzeczypospolitej.

Ludwik Dorn – działacz opozycji demokratycznej w PRL, współzałożyciel PiS i wiceprezes partii do 2007 r. W latach 2005-07 minister spraw wewnętrznych i wicepremier, a następnie marszałek Sejmu. W latach 2008-15 bezpartyjny poseł niezrzeszony

Zobacz także

dorn

wyborcza.pl

 

wSprawie

Kaczyński gada Od Rzeczy. Przeraża i Straszy

Agnieszka Kublik, 30.05.2016

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie udzielonym prorządowemu tygodnikowi „Do Rzeczy” daje wykładnię swojej filozofii rządzenia. Sprowadza się ona do prostej prawdy, że owładnięta obłędem grupa ludzi, która zmieniła Polskę w oligarchię, próbuje teraz wyeliminować z Polski demokrację. Proste? Nie? To poczytajcie.

To pierwszy wywiad udzielony przez Kaczyńskiego po rozmowach rządu z Fransem Timmermansem, pierwszym wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej. Kaczyński, co jest bardzo znamienne, bo nie zrobiła tego ani pani premier, ani szef MSZ, kreśli granice kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.

Słowo „kompromis” tu zupełnie nie pasuje, bo Kaczyński wprost deklaruje, że wyroków TK nie uznaje, a wybór trójki sędziów wybranych przez poprzedni parlament uznaje za nieważny.

Co zatem jest „kompromisem” według Kaczyńskiego? Publikacja wyroku? „Możemy to zrobić – i to się w tych rozmowach z Komisją Europejską pojawiało – jako pewien gest mający charakter historyczny, natomiast nie możemy tego opublikować jako aktu obowiązującego. Jeśli pojawi się nowa ustawa, która będzie zawierać pewne nowe rozwiązania, to zmieni się rzeczywistość prawna. I wtedy nawet jeśli opublikuje się orzeczenie, to będzie już ono bezprzedmiotowe. Taki gest w imię tego, by Komisja Europejska mogła to odnotować, możemy oczywiście uczynić”.

Zwracam uwagę na słówko „jeśli”, bo to znaczy, że nie ma tu nic pewnego.

Zaprzysiężenie trzech sędziów przez prezydenta? Nigdy w życiu! „Ta trójka musiałaby jeszcze raz zostać wybrana przez Sejm, bo poprzednie uchwały są nieważne” – wyjaśnia Kaczyński. I dodaje: „Jesteśmy gotowani ich dopuścić, ale na miejsca sukcesywnie zwalniane przez odchodzących sędziów”.

Czyli trójka sędziów wybrana w tej kadencji i zaprzysiężona nocą przez prezydenta na miejsca zajęte przez trójkę wybraną w poprzedniej kadencji będzie pracować w TK jak gdyby nigdy nic. A ta druga trójka będzie mogła orzekać, kiedy Kaczyński „będzie gotowy ich dopuścić”.

Prezes PiS objaśnia dalej, dlaczego poszedł na wojnę z Trybunałem. A to dlatego, że wrogowie Polski, Polski suwerennej i demokratycznej, chcieli stworzyć w Polsce „państwo prawa”. Co jest, żeby było jasne, absolutnym skandalem, bo po prostu znaczy, że Polską „rządzą korporacje prawnicze z Trybunałem na czele”, „podmiotem są ci, którzy mają najwięcej pieniędzy, a obywatele są w gruncie rzeczy poddanymi”. To oligarchia, na którą, podkreśla prezes, „my się nie zgadzamy”, bo „w konstytucji mowa jest o demokratycznym państwie prawa”.

– Zasada, że suwerenem jest lud i ten lud jest reprezentowany przez parlament, musi być przestrzegana – wyjaśnia Kaczyński.

I znów snuje tę opowieść, że gdyby Trybunału nie zablokował, to ten zablokowałby wszystkie ustawy PiS i „nasze rządy zakończyłyby się kompromitacją”.

Czyli od kompromitacji, że ustawy PiS są niekonstytucyjne, Kaczyński wolał kompromitację, że narusza trójpodział władzy.

A kto tego nie rozumie, został wedle Kaczyńskiego dotknięty przez obłęd. – Bo to jest obłęd w najczystszej postaci. Obłęd wywołany przez pewną grupę i przenoszony na innych. Dzisiaj w Polsce demokracja jest nieporównanie bardziej praktykowana niż w czasie rządów PO – mówi prezes.

I nie wygląda, że żartuje, choć przecież nie mówi prawdy i doskonale o tym wie.

Bruksela znów jawi się jako bohater negatywny. Bo „ośrodki europejskie naszej suwerenności nie szanują, to znaczy nie szanują też Polski i nie szanują Polaków”. A nie szanują, „bo za tym kryją się interesy. Polska podporządkowana Niemcom, całkowicie niepodmiotowa w polityce międzynarodowej, pozwalająca się eksploatować w sensie gospodarczym jako zasób taniej siły roboczej, to znakomity interes dla Niemiec i innych państw unijnych. Jeśli ktoś chce ten stan rzeczy naruszyć, zmienić to, to jest i będzie atakowany”.

Ktoś chce, Kaczyński na pewno, i dlatego tak Komisja Europejska polski rząd atakuje. Bo przecież atakiem jest przypominanie, że władza ma obowiązek przestrzegać własnej konstytucji. Kaczyński zapowiada, że jeśli KE „pójdzie na ostro”, zaskarży ją do Europejskiego Trybunału Stanu.

Co nas czeka? Opozycję – prześladowanie. To Kaczyński wykłada jasno: „Gdy my się w Polsce w końcu za to wszystko [oligarchię] weźmiemy, a mam nadzieję, że prokuratura zacznie dochodzić do tych różnych spraw, to na pewno będzie krzyk, że to jest prześladowanie opozycji i łamanie demokracji”.

Prześladowania mają się obawiać „Beata Sawicka, Weronika Marczuk i rodzina Wajdów”. To te nazwiska Kaczyński wymienia w kontekście „pewnego mechanizmu, że powyżej pewnego poziomu obowiązuje immunitet w bardzo czasem drastycznych sprawach”.

Nie mam pewności, czy ten wywód prezesa jest zrozumiały, ale mam pewność, że prokuratura Ziobry ma zadanie do wykonania: prześladować opozycję.

W sprawie wykorzystywania mediów publicznych do utrzymania się przy władzy Kaczyński jest zaskakująco szczery. – W Polsce za pomocą telewizji można wykreować obraz, jaki się chce, bo społeczeństwo nie analizuje tego, co tam widzi, tylko przyjmuje jako prawdziwe – tłumaczy.

Słyszycie tu pogardę dla społeczeństwa? Bo ja tak.

Media publiczne, o których roli prezes wyraża się „osłona medialna” i „kanał dotarcia do Polaków z własnym przekazem”, są teraz „bardziej obiektywne”. Dalej wykłada, że utrzymywanie poparcia społecznego, gdy ma się „poparcie mediów, które go bronią i osłaniają przy każdej aferze”, to żadna sztuka.

Kaczyński jest tak zadowolony z „osłony” swoich mediów publicznych, że nawet niemal już namaścił prezesa TVP Jacka Kurskiego na nowego redaktora naczelnego TV Narodowej, chyba zapomniał, że ma obowiązywać konkurs i że to nie on ma go rozstrzygać. Formalnie to kompetencja szefa Rady Mediów Narodowych, którego powołuje marszałek Sejmu, więc może Kaczyński ma rację, że i tak to on zdecyduje, czy Kurski się nada, czy nie na szefa „kanału dotarcia do Polaków z własnym przekazem”.

Premier Beata Szydło jest „eksperymentem”, potwierdza Kaczyński, bo „doznała błyskawicznego awansu”, ale udanym, więc „nie ma żądnych przesłanek, aby go przerywać”.

Nieswojo po lekturze tego wywiadu może się poczuć prezydent Duda. Bo Kaczyński po politycznej ocenie, że „prezydent wypełnia swoją funkcję, jego funkcją jest »stać dobrze «”, dorzuca zdanie, że „jego ocena osobista nie ma tu żadnego znaczenia”.

No cóż, jak widać, ma ogromne, inaczej by prezes o tym nie wspominał.

Kaczyński wreszcie przyznał, że protest KOD z 7 maja „był dość liczny”, to „jak na polskie warunki jest bardzo dużo i ja tego nie kwestionuję”. Ale cóż z tego? Prezes PiS kompleksów nie ma: „Wbrew powszechnemu przekonaniu to nasza strona jest lepiej wykształcona i lepiej inkulturowana, a nie tamta”.

Zobacz także

prezes

wyborcza.pl

 

Figura Chrystusa wjedzie dziś do Poznania

Radio Maryja, 30.05.2016

fot. pl.wikipedia.org

Figura Chrystusa z odbudowywanego Pomnika Wdzięczności przyjedzie dziś do Poznania. Powitać ją będzie można o godzinie 16.30 w parafii Świętego Krzyża. 3 czerwca, w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, zostanie ona poświęcona przy kościele świętego Floriana.

Uroczystości odbędą się na gruncie kościelnym, bo prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak nie zgodził się na zorganizowanie tego wydarzenia na terenie miejskim. Figura Chrystusa miała przyjechać do Poznania już rok temu. W ostatniej chwili władze nie wydały jednak na to zgody tłumacząc, że inicjatorzy wystawy nie przysłali potrzebnej dokumentacji.

Prof. Stanisław Mikołajczak, przewodniczący Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności, mówi dlaczego figura Chrystusa musi wrócić na plac Mickiewicza.

– Z tego powodu, że została w niezwykle haniebny sposób wywleczona. Dlatego, że po zburzeniu pomnika Niemcy obalili figurę i uwiązaną za szyję stalowymi linami figurę wlekli za czołgiem na śmietnik. Tam leżała kilka dni, potem ją przetopiono. Tak sprofanowany symbol religijnych i patriotycznych działań Polaków, musi w godny sposób wrócić na miejsce, z którego został wywleczony – takie było nasze myślenie. Niestety, władze się na to nie zgodziły. Po roku postanowiliśmy ją wprowadzić do Poznania 3 czerwca, w bardzo uroczysty sposób – wyjaśnia prof. Stanisław Mikołajczak.

Pomnik Wdzięczności stał w Poznaniu przez 7 lat – od 1932 roku aż do wybuchu II wojny światowej. Jego zniszczenia, po zajęciu stolicy Wielkopolski, dokonali Niemcy.

O szczegółach dotyczących uroczystości powitania i poświecenia figury Chrystusa można poczytać na stronie internetowej: ako.poznan.pl.

 

radiomaryja.pl

top30.05.2016

 

PONIEDZIAŁEK, 30 MAJA 2016

Radziwiłł: Stawianie mi zarzutów za strajk w CZD to absurd. To wynik wieloletnich zaniedbań, długi szpitala rosły za rządów PO

11:14
Screenshot 2016-05-30 at 10.39.11

Radziwiłł: Stawianie mi zarzutów za strajk w CZD to absurd. To wynik wieloletnich zaniedbań, długi szpitala rosły za rządów PO

Minister zdrowia mówił dziś na konferencji prasowej:

„Trudna sytuacja w Centrum Zdrowia Dziecka nie rozpoczęła się 17 maja, tylko znacznie, znacznie wcześniej. W tym kontekście, spoglądając na sytuację, która jest najbardziej wymierna, czyli sytuację długów, to jeśli prześledzimy to w ciągu ostatnich kilkunastu lat, to te długi, które były wysokie, ale do zaakceptowania, to ten okres kończy się w 2007. W 2008 dług skoczył do 106 mln, by do 2015 osiągnąć 312 mln złotych. Z całą pewnością obecne kierownictwo MZ nie ma z tym nic wspólnego. W tych latach dług CZD urósł blisko trzykrotnie. Wtedy ministrami byli Arłukowicz, Kopacz i Zembala. Taki jest punkt wyjścia. Dziwią ataki Bartosza Arłukowicza, który w 2013 zarządził kontrole w CZD, z której wynikło w wiele nieprawidłowości, ale nic specjalnego się nie wydarzyło”

Konstanty Radziwiłł podkreślał:

„W styczniu tego roku było pierwsze wsparcie, które pozwoliło na oddech centrum. Historia tego konfliktu nie rozpoczęła się 17 maja. 8 grudnia 2014 – wtedy ministrem zdrowia był Arłukowicz – zakładowa organizacja pielęgniarek i położnych złożyła na piśmie żądania, żądając 30% podwyższenia wynagrodzeń”

Minister stwierdził:

„Czynienie mi osobiście zarzutów, że mamy strajk, to absurd w tej sytuacji. To wynik wieloletnich zaniedbań, a konflikt, który skończył się strajkiem zaczął się ponad rok temu”

300polityka.pl

Piekielny kompromis w sprawie Trybunału

Ewa Siedlecka, „Gazeta Wyborcza”, 30.05.2016

Trybunał Konstytucyjny - co z nim będzie?

Trybunał Konstytucyjny – co z nim będzie? (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

PiS już w grudniu, powołując sędziów dublerów, przygotował sobie furtkę do rozwiązania kryzysu konstytucyjnego. Ale zanim z niej skorzysta, pokazując, jaki ludzki z niego pan, chce zniszczyć autorytet Trybunału – felieton z cyklu „Ludzkie prawo”.

30 lat temu Trybunał wydał pierwszy wyrok. Uznał, że Rada Ministrów PRL złamała konstytucję, wydając rozporządzenie o podwyżce czynszu dla osób, które wykupiły swoje mieszkania. I rząd PRL wykonał ten wyrok. Mimo że TK bardzo kreatywnie zinterpretował konstytucję. Trybunał urodzin nie obchodzi, bo PiS, uchwalając budżet na 2016 r., nie zgodził się sfinansować uroczystości, na którą byli zaproszeni przedstawiciele sądów konstytucyjnych z całej Europy.

Przy okazji PiS nie dał w budżecie pieniędzy – 1 mln 70 tys. zł – na ustawową waloryzację wynagrodzenia sędziów TK w stanie spoczynku. Szykują się procesy w sądach pracy. Skarb państwa musi je przegrać. A wtedy się zacznie: że te wyroki, to tylko „opinie” wydane przez „grupę kolesi” kierowaną korporacyjnym interesem. I będzie „szukanie kompromisu”. Na przykład: wy zrezygnujecie z egzekwowania wyroku, za to my nie uchwalimy ustawy odbierającej wam stan spoczynku.

Tak już wygląda „szukanie kompromisu” w sprawie kryzysu konstytucyjnego. Według ujawnionej przez portal wPolityce.pl roboczej wersji rządowego stanowiska dla Komisji Europejskiej prezes TK miałby dopuścić do orzekania trzech PiS-owskich dublerów wybranych na prawomocnie obsadzone przez poprzedni Sejm miejsca, a w zamian PiS będzie w przyszłości wprowadzał do TK trzech sędziów wybranych prawidłowo przez poprzedni Sejm (teraz nie mogą orzekać, bo prezydent odmawia ich zaprzysiężenia). Według dokumentu wPolityce.pl mieliby wchodzić na kolejne zwalniające się w Trybunale miejsca: w grudniu br., czerwcu 2017 i maju 2019 r. Mimo że wybrani zostali na miejsca, które zwolniły się 3, 8 i 9 grudnia 2015 r. Ich kadencja biegnie już od grudnia mimo braku zaprzysiężenia, co stwierdza wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia. To, kiedy rozpoczyna się ich kadencja, widnieje w Monitorze Polskim, gdzie opublikowano uchwały Sejmu o ich wyborze. Taką datę publikuje się w MP przy wyborze każdego sędziego. Konstytucja (art. 194 ust. 1) mówi, że „sędziowie są wybierani na 9 lat”, musi więc być wiadome, od kiedy ta kadencja się liczy.

Wprowadzanie sędziów na inne miejsca, niż te, na które zostali wybrani, byłoby sprzeczne z prawem. I z zaleceniami Komisji Weneckiej. Podobnie jak druga część tej propozycji: że prezes TK dopuszcza do orzekania dublerów na miejsca obsadzone już przez poprzedni Sejm.

Można by się z tej propozycji rządu śmiać, gdyby nie wywiad, jakiego „Wyborczej” udzielił lider KOD Mateusz Kijowski po powrocie z rozmów w Brukseli m.in. z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem. „Sytuacja nie jest prosta i trzeba szukać mało eleganckich rozwiązań. Idziemy przez błoto ibuty muszą się pobrudzić, żeby wrócić na czystą ścieżkę prawa” – powiedział Kijowski.

Jeśli oznacza to, że Komisja Europejska gotowa jest zadowolić się bezprawnym „kompromisem”, zniszczy to Trybunał. Gdy TK będzie orzekał w nieprawidłowo obsadzonym składzie, strony, które przegrają sprawy przed Trybunałem, będą kwestionować te wyroki i skarżyć się do Trybunału w Strasburgu na naruszenie prawa do sądu. Trybunał będzie orzekał w atmosferze braku zaufania. Ta sytuacja potrwa kilkanaście lat, aż do momentu gdy z Trybunału odejdą sporni sędziowie. To całkiem zrujnuje jego autorytet.

Ale ze wspomnianego wywiadu Kijowskiego można wnioskować też, że rząd zaproponował inne rozwiązanie: na zwalniające się w Trybunale miejsca sukcesywnie wprowadzano by dublerów, których prezydent zaprzysiągł, a prezes TK nie dopuszcza do orzekania. I to już ma ręce i nogi, bo oni – wbrew temu, co się sądzi – nie zostali wybrani na żadne konkretne miejsce. Sprawdziłam w Monitorze Polskim: w opublikowanych tam uchwałach Sejmu powołujących dublerów do TK nie ma daty rozpoczęcia ich kadencji!

Do tej pory przy powoływanych sędziach zawsze była wpisana. Także przy wybranych przez PiS w grudniu sędziach – Przyłębskiej i Pszczółkowskim. I wybranym w kwietniu Jędrzejewskim. Bez dat jest tylko trzech dublerów: Henryk Cioch, Lech Morawski, Mariusz Muszyński. To nie przypadek: już 2 grudnia, kiedy PiS dokonywał wyboru trzech dublerów, zostawił sobie pole do manewru co do tego, kiedy rozpoczną orzekanie.

Mało tego: Trybunał Konstytucyjny też pozostawił tę kwestię otwartą. W wyroku z 3 grudnia wypowiedział się tylko o uchwałach, którymi Sejm „unieważnił” wybór sędziów przez poprzedni Sejm: stwierdził, że nie wywołały skutków prawnych. Nie powiedział nic o uchwałach powołujących dublerów.

Co z tego wynika? Ano to, że gdyby w grudniu, gdy zwalniać się będzie miejsce w Trybunale, Sejm np. przyjął uchwałę, że kadencja jednego z trzech dublerów właśnie się rozpoczyna – to takie rozwiązanie, choć mało eleganckie, byłoby prawnie dopuszczalne. I w ten sposób można wprowadzać dublerów na kolejne zwalniające się miejsca. Bierze to pod uwagę sam Trybunał: na jego stronie internetowej umieszczono nazwiska dublerów jako „sędziów oczekujących na podjęcie obowiązków”.

Oczywiście pozostaje pytanie, czy przyjmując takie rozwiązanie sprawy dublerów, PiS gotów jest zaprzysiąc – jednorazowo lub na zakładkę z dublerami – trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm. Możliwe, że taki warunek twardo stawia Komisja Europejska. I możliwe, że właśnie tego PiS nie chce zrobić, bo w ten sposób zmniejsza różnicę głosów pomiędzy platformianymi i swoimi sędziami w Trybunale.

Gdyby PiS zadeklarował wprowadzenie trzech sędziów platformianych na należne im miejsca i obsadzał dublerami kolejne zwalniające się w Trybunale, to mielibyśmy rozwiązany spór o sędziów. Zaś rozwiązaniem kwestii nieuznawania wyroków TK jest projekt nowej ustawy o TK, który PiS wniósł miesiąc temu do Sejmu. Ta ustawa zawiera szereg rozwiązań wcześniej zakwestionowanych przez Trybunał, ale pozwala Trybunałowi osądzić ich konstytucyjność w trybie zgodnym z ową ustawą. A taki wyrok TK PiS mógłby opublikować bez zastrzeżeń. Gdyby jeszcze opublikował – nawet jako „materiał historyczny”, jak proponuje to prezes Kaczyński – wyrok z 9 marca i kolejne siedem, które zapadły potem, mielibyśmy komplet rozwiązań wszystkich punktów spornych tworzących kryzys konstytucyjny.

Czy PiS uruchomi rozwiązania, które wcześniej sam przygotował? Przygotował je dla siebie, więc użyje ich wtedy, gdy uzna, że ma w tym interes.

Zobacz także

siedlecka

wyborcza.pl

 

CjsZbDpXAAAGtJy

Binienda: „NASA gotowa zbadać katastrofę smoleńską”. Naprawdę? Zapytaliśmy samą Agencję i oto odpowiedź

Patryk Strzałkowski, 29.05.2016

Nasa gotowa zbadać katastrofę smoleńską? Niekoniecznie

Nasa gotowa zbadać katastrofę smoleńską? Niekoniecznie (Fot. Gazeta.pl)

– NASA już jest gotowa do przeprowadzenia badań modelu Tu-154 – zapowiedział jeden członków nowej komisji ds. zbadania katastrofy smoleńskiej. Czy rzeczywiście? Niekoniecznie…

– Będziemy poszukiwali wykonawców (badań modelu Tu-154M w tunelu aerodynamicznym – red.) Jeśli w Polsce nie będzie chętnych, to NASA już jest gotowa do przeprowadzenia takich badań – zapowiedział na antenie telewizji Republika prof. Wiesław Binienda, członek smoleńskiej podkomisji Antoniego Macierewicza.

Tę wypowiedź zacytowała „Gazeta Polska Codziennie”. W środę na jej łamach ukazał się artykuł „NASA chce pomóc w wyjaśnieniu katastrofy”. „Wykonany zostanie model tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Jego badaniem zainteresowana jest słynna agencja NASA” – zapowiadał dziennik.

Postanowiliśmy sprawdzić te informacje u źródła. Początkowo w sekretariacie podkomisji ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej usłyszeliśmy jedynie, że „rozpatrywane są różne oferty wykonania badań”. Po kilku dniach otrzymaliśmy odpowiedzi od członka komisji oraz od NASA.

„Nie słyszałam o żadnym badaniu Tu-154 przeprowadzonym przez NASA”

O wypowiedź prof. Biniendy i doniesienia „Gazety Polskiej” zapytaliśmy mailowo  wiceszefa podkomisji, dr Kazimierza Nowaczyka.

„Nie prowadzimy rozmów z NASA. Mamy oferty współpracy ze strony polskich ośrodków naukowych i one będą rozważane w pierwszej kolejności” – napisał.

Nieco więcej dowiedzieliśmy się od samej Agencji. Do naszych pytań odniosła się Leslie Williams z działu prasowego Centrum Badania Lotu imienia Neila A. Armstronga (to jeden z ośrodków NASA, który zajmuje się badaniami aeronautycznymi).

NASAFot. Gazeta

 „NASA nigdy nie była zaangażowana w badania Tu-154” – pisze Williams i zaznacza, że najbardziej zbliżonym do niego badanym modelem był lot samolotem Tu-144. Pilot NASA wykonywał nim loty testowe nad Rosją

„Zazwyczaj NASA nie angażuje się w przygotowywanie ekspertyzy technicznej katastrof lotniczych, poza samolotami naszymi lub naszych partnerów” – czytamy w odpowiedzi. Williams zwraca uwagę, że za badanie wypadków lotniczych pod jurysdykcją USA odpowiedzialna jest Federalna Administracja Lotnictwa (FAA).

„Nie słyszałam o żadnym badaniu modelu Tu-154 przeprowadzonym przez NASA. Nie mogę też odpowiedzieć, czy Agencja przeprowadziłaby taki test, gdyby została o to poproszona” – pisze Williams. „Jeśli polski rząd poprosi o pomoc, musiałby to jednak zrobić za pośrednictwem centrali NASA” – zaznacza.

Kto zasiada w nowej podkomisji?

Podkomisja smoleńska przy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP) została powołana przez Antoniego Macierewicza na początku marca. Ma ona na nowo zająć się katastrofą prezydenckiego tupolewa. – Jestem przekonany, że wyniki badania pozwolą nas zbliżyć do prawdy, dostarczyć materiał prokuraturze wojskowej i sprawiedliwie osądzić odpowiedzialnych za tę straszliwą tragedię – przekonywał szef MON.

Ile zarobią członkowie podkomisji? [LISTA PŁAC] >>>

Problem w tym, że żaden z członków podkomisji nie specjalizuje się w badaniu katastrof lotniczych. To właśnie dlatego Macierewicz musiał dla nich stworzyć podkomisję – jak opisywała „Gazeta Wyborcza”, „nie spełniali ustawowych kryteriów fachowości, która kwalifikowałaby ich do normalnej” Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego”.

Członkowie podkomisji działali wcześniej w zespole Macierewicza ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154 lub przy „Konferencjach smoleńskich”. Są też zwolennikami teorii zamachu i wybuchów – niektórzy z nich wsławili się dość nietypowymi metodami wyjaśniania okoliczności rozbicia Tu-154M, np. prezentowaniem zdjęć przegotowanych parówek lub rozbitych puszek po napoju energetycznym.

Co się wydarzyło 10 kwietnia? Oto najważniejsze ustalenia >>>

binienda

gazeta.pl

Młodzi Polacy witają papieża

Jacek Żakowski, 30.05.2016

Papież Franciszek

Papież Franciszek (Fot. Riccardo De Luca AP)

Dwa miesiące przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży w Krakowie młodzież intensywnie przygotowuje się do duchowego przeżycia, jakim będzie spotkanie z Ojcem Świętym, Franciszkiem – trzecim odwiedzającym nas papieżem. Na fanpage’u gościa TVPiS, lidera Ruchu Narodowego, niedawnego kandydata na prezydenta RP, trwa wymiana opinii młodego pokolenia katolików, którzy nie ukrywają swoich imion, nazwisk, a nawet wizerunków.

Od redakcji: W tekście występują liczne wulgaryzmy. Cytując wpisy, zachowano pisownię oryginalną.

Arkadiusz Andreasik: „Do wora”.

Anna Jura: „Jebać tego starego debila!!!”.

Filip El: „Jak słysze tego pajaca to pomimo tego, że jestem chrześcijaninem i PAN Jezus nie każe mi nikogo bić, to temu typowi przyjebałbym chętnie w ryj;)”.

Mirosław Kuśnierz: „Wypowiedzieć konkordat i zostawić własny Kościół Polski. Pierdolony skurwysyn, zdrajca”.

Remigiusz Dominik: „jebany antychryst”.

Czarek Grabowski: „Jednak szwab szwabem pozostanie”, na co Zbigniew Olejniczak: „On jest z Argentyny”. Czarek Grabowski: „O faktycznie, coś mi się po***ało:D”.

Grzegorz Ziemkowski: „A huj z takim papieżem. niech spierdala do brudasów może też go zgwałcą”.

Grzegorz Urbanowicz: „Niech sam dupy nadstawi”.

Arek Kubis: „Pieprzony zjeb”; „A żebyś zdechł”.

Mateusz Michal: „pierdolony lewak, a kościół katolicki to organizacja dawno zinfiltrowana przez masonerię, oczywista”.

Karolina Galica: „PRECZ Z TYM ZWYROLEM!!!!!”; „WYPĘDZIĆ GNOJA Z WATYKANU!!!!!!!!”.

David Cisak: „W jego przypadku otruć zjeba jak dawniej i wybrać kogoś silnego”.

Ponad tysiąc tego rodzaju opinii powstało w odpowiedzi na sygnowany przez Mariana Kowalskiego wpis zawierający zmyśloną wypowiedź papieża: „KOŃCZ WAŚĆ, WSTYDU OSZCZĘDŹ! Franciszek: Europejki muszą się rozmnażać z muzułmańskimi imigrantami, by przeciwdziałać » spadkowi przyrostu naturalnego «”.

Nikt tam nie zawraca sobie głowy prostowaniem ani polemizowaniem z tymi wezwaniami i opiniami. Po prostu są, jakby nigdy nic.

Wpis Kowalskiego to może być fejk (podszywanie się, prowokacja). Ale komentarze robią wrażenie prawdziwych. I chyba nieźle oddają świadomość części pokolenia, które wyrastając w III RP, miało przywilej powszechnego uczęszczania na lekcje religii w przedszkolu i szkole od zerówki po klasę maturalną. W zdecydowanej większości są to wpisy młodych katolików, cokolwiek słowo „katolik” tu znaczy.

Wydaje mi się, że kilka osób powinno się takimi dyskusjami interesować.

Najpierw może koledzy z „Wiadomości” TVP, których tak niepokoi eskalacja agresji, że nie są w stanie wysłuchać prostego zdania do końca. Bardzo chętnie zobaczyłbym np. rozmowę redaktor Holeckiej z Mirosławem Kuśnierzem i Davidem Cisakiem (patrz wyżej). Mogą być jako rozmówcy bardziej pouczający niż sam dość przewidywalny Marian Kowalski.

David Cisak i Arkadiusz Andreasik mogliby też być ciekawymi rozmówcami dla prokuratora, gdyby prokuratura jeszcze interesowała się przestrzeganiem prawa, a nie tylko wykonywaniem zamówień politycznych. Nie żeby zaraz karać, ale żeby dać do myślenia, bo chyba wzywanie do zabicia papieża nie powinno być uznawane za normę, zwłaszcza w katolickim kraju.

Biskupi i katecheci mogliby pewnie mieć ciekawe refleksje, gdyby porozmawiali o pomyśle Mirosława Kuśnierza. Bo gołym okiem widać, że jest pod ich – zapewne niezamierzonym – wpływem.

Przepraszam za obfitość brzydkich słów w cytowanych tekstach. Takie… czasy.

Zobacz także

arkadiusz

wyborcza.pl

 

Strajk pielęgniarek pod lupą prokuratury. Gdzie jest minister zdrowia?

Dominika Wielowieyska, 30.05.2016

Konstanty Radziwiłł

Konstanty Radziwiłł (Fot. Jan Kucharzyk/ Agencja Gazeta)

W przypadku strajku pracowników służby zdrowia schemat za każdym razem jest ten sam. Rząd albo unika odpowiedzialności i z problemem zostawia szefów szpitala, albo powtarza, że nie ma pieniędzy i że lekarze czy pielęgniarki (w zależności od rodzaju strajku) narażają życie pacjentów w imię własnych interesów finansowych. Opozycja z kolei zarzuca rządowi brak wrażliwości i nieumiejętność rozwiązywania konfliktów.

Ten klasyczny model sprawdza się także w przypadku ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła i trwającego strajku pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu.

Radziwiłł jako przedstawiciel opozycji i środowiska lekarzy zawsze popierał ich strajki i żądania, a także żądania pielęgniarek, piętnując poprzednich szefów resortu zdrowia. Teraz nagle zniknął, a jego urzędnicy wydali oświadczenie, że „rozmowy nie mogą się odbywać w atmosferze strajku, którego zakładnikami stają się pacjenci”. „Szczególny sprzeciw ministra zdrowia budzi wykorzystywanie ciężko chorych dzieci do wywierania nacisku, i to w finansowym kontekście” – czytamy w dokumencie. Tak jakbym słyszała byłego ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza sprzed roku, na którym wówczas Konstanty Radziwiłł nie zostawił suchej nitki.

Niezależnie od tego, kto by rządził, zawsze jakaś grupa zawodowa może być niezadowolona z powodu niskich pensji. Trzeba jednak szukać kompromisu między oczekiwaniami pielęgniarek a możliwościami finansowymi państwa. Kalkulacja jest prosta – jeśli pielęgniarki za swoją ciężką pracę będą dostawać za mało pieniędzy, to zrezygnują z niej albo wyjadą. I rządzący muszą brać to pod uwagę.

Do górnolotnych argumentów obu stron, że „chodzi o dobro pacjentów”, zawsze podchodzę sceptycznie. Nie ma co ukrywać: każdy strajk uderza w pacjentów, a Centrum Zdrowia Dziecka i tak jest już bardzo zadłużone. Z drugiej strony oskarżenia ministerstwa wydają się na wyrost, bo są oddziały w CZD, które pracują normalnie po to właśnie, by nie narażać zdrowia i życia pacjentów. Choć faktem jest, że część dzieci trzeba było przenieść do innych placówek.

Czym ostatni przypadek różni się od innych z poprzednich lat? Ano właśnie tym, że minister zdrowia zniknął. Cokolwiek by mówić o Bartoszu Arłukowiczu, to jednak on sam stanął naprzeciw np. lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego i – mówiąc kolokwialnie – wziął sprawę na klatę.

Kilka miesięcy temu szefowa MEN Anna Zalewska ruszyła do jakiejś szkoły łagodzić kłótnię między dyrektorem a uczniami, ogłaszając, że nowy rząd nie boi się rozwiązywania konfliktów. Spór w tej szkole nie miał żadnego znaczenia, sprawa by została załatwiona i bez ingerencji ministerstwa, a pani minister naprawdę powinna była się zająć ważniejszymi rzeczami. Natomiast o wiele poważniejsza sytuacja w jednym z kluczowych w Polsce szpitali dziecięcych, czyli strajk uderzający w pacjentów, uwagi rządu się nie doczekał.

Druga moja wątpliwość dotyczy informacji, że prokuratura zajmie się strajkiem i zbada, czy przypadkiem pielęgniarki nie złamały prawa. Trudno przesądzać o tym, czy prawo było przestrzegane, ale na nieszczęście rząd PiS podporządkował sobie ponownie prokuraturę i – co więcej – szczyci się tym, że w wielu przypadkach ręcznie nią steruje. W takiej atmosferze zapowiedź prokuratorów wygląda na zastraszanie. O wiele lepiej byłoby, gdyby sprawę analizował prokurator niezależny od rządzących. Bylibyśmy wtedy pewni, że nie wszczyna on ewentualnego śledztwa tylko po to, by zmusić strajkujące kobiety do ustępstw.

Zobacz także

strajk

wyborcza.pl

 

Rząd chce utworzyć Rejestr Niedozwolonych Stron. I zmusić dostawców internetu, by je blokowali

Łukasz Woźnicki, 30.05.2016

Premier Beata Szydło

Premier Beata Szydło (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Do rejestru prowadzonego przez Ministerstwo Finansów mają trafiać strony internetowe z nielegalnymi grami hazardowymi. Dostawcy usług internetowych będą zmuszeni blokować wskazane witryny. Rząd liczy, że ograniczy szarą strefę i zwiększy wpływy do budżetu państwa. Nie ukrywa: pieniądze są potrzebne na program 500 plus.

Utworzenie Rejestru Niedozwolonych Stron zakłada rządowy projekt nowelizacji ustawy o grach hazardowych przygotowany przez Ministerstwo Finansów. W ubiegłym tygodniu dokument został opublikowany na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Powstał bez opracowywania założeń i bez konsultacji. Rząd liczy, że ustawa wejdzie w życie 1 stycznia 2017 r.

„Celem ustawy jest ochrona obywateli, w tym osób nieletnich, przed szkodliwymi skutkami hazardu, a także zmniejszenie skali występowania tzw. szarej strefy. Działalność nielegalnych operatorów, zwłaszcza w internecie, prowadzi do utraty dochodów przez skarb państwa” – uzasadnia ministerstwo.

„Realizacja niniejszego celu ma nastąpić poprzez wprowadzenie narzędzi prawnych umożliwiających blokowanie stron internetowych nielegalnych operatorów, jak również płatności dokonywanych na ich konta” – dodaje.

Minister wskaże, co blokować

Według projektu Rejestr Niedozwolonych Stron będzie prowadził minister finansów. Szef resortu z urzędu ma decydować o wpisaniu strony do wykazu i o jej usunięciu z rejestru. Na czarną listę będą trafiać „adresy elektroniczne pozwalające na identyfikację stron internetowych zawierających treści umożliwiające urządzanie gier hazardowych bez zezwolenia lub uczestniczenie w takich grach”. Inaczej mówiąc, wszelkiej maści internetowe kasyna oferujące np. grę w pokera czy ruletkę na pieniądze bez odpowiedniej koncesji. Ale niekoniecznie tylko one.

„Tak sformułowany przepis różnie można zrozumieć” – opisuje „Dziennik Internautów”, który jako pierwszy zwrócił uwagę na pomysł blokowania stron. „Według tej definicji niemal każda strona może być ‚stroną niedozwoloną’. Pisaliśmy o wyrokach dotyczących gier hazardowych i w naszych tekstach pojawiały się nazwy podmiotów organizujących nielegalne gry. To oznacza, że także ‚Dziennik Internautów’ umożliwia identyfikację stron zawierających treści dotyczące gier hazardowych” – dodaje.

Dwa dnia na zablokowanie strony

Witryny na polecenie ministra będą blokować dostawcy usług internetowych. Taki obowiązek nałoży na nich ustawa. Firmy, np. UPC czy Orange, będą musiały „nieodpłatnie utrudniać dostęp do niedozwolonych stron poprzez blokowanie dostępu do ich adresów internetowych”. Na wprowadzenie blokady dostawcy dostaną dwa dni robocze od momentu opublikowania strony w wykazie. W podobnym trybie witryny będą odblokowywane po decyzji ministra.

Tu MF zostawia sobie furtkę, aby wyłączyć z konieczności blokowania niektóre firmy. Rząd będzie mógł określić rozporządzeniem, jacy przedsiębiorcy będą zwolnieni z tego obowiązku. Ma się kierować „rozmiarem działalności i wielkością sprzedaży”.

Kontrola? Będzie, ale iluzoryczna

„Rejestr Niedozwolonych Stron będzie pod kontrolą sądu” – czytamy w projekcie. Tyle że będzie to „kontrola” już po fakcie. Rząd chce skorzystać z identycznego rozwiązania, jakie zastosował niedawno przy tzw. ustawie inwigilacyjnej. Raz na pół roku minister finansów będzie przekazywał sądowi sprawozdanie z liczbą adresów wpisanych do rejestru i informację na temat treści uzasadniających wpis. Sąd będzie mógł się zapoznać ze statystykami i w razie wątpliwości zażądać dodatkowych informacji. Przy okazji ustawy inwigilacyjnej rzecznik praw obywatelskich nazywał taki sposób sprawowania kontroli sądowej „iluzorycznym”.

MF chce również zablokować możliwość wpłacania pieniędzy na konta nielegalnych kasyn internetowym. Tu taki obowiązek nakłada na „krajowe i unijne instytucje płatnicze”. Będą musiały monitorować zmiany w rejestrze i „dokładać należytej staranności w celu uniemożliwienia swoim klientom wykonywania transakcji płatniczych”. A jeśli nie będą tego robić, minister zawiadomi Komisję Nadzoru Finansowego.

Potrzebujemy pieniędzy na program 500 plus

„Doświadczenia innych krajów wskazują na niską skuteczność konserwatywnego podejścia do organizacji gier hazardowych” – stwierdzają autorzy projektu. „Dlatego jednocześnie przewidujemy bardziej liberalne uregulowanie rynku gier: dopuszczenie urządzania gier na automatach także poza kasynami gry, zmianę zasad organizacji gry w pokera, rozszerzenie katalogu gier oferowanych za pośrednictwem internetu” – dodają.

Liczą, że klienci z szarej strefy przeniosą się do operatorów legalnych. A to będzie skutkowało wyższymi wpływami do budżetu państwa. Dlatego wprowadzają jeszcze jeden zapis. Określa, ile pieniędzy będzie można przekazywać państwowym funduszom z dopłat.

Dopłaty obowiązują w grach objętych monopolem państwa. Np. w przypadku gier liczbowych cena kuponu zawiera 25-proc. dopłatę. Wpływy trafiają do Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej, Funduszu Promocji Kultury i Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych. W 2015 r. dostały one z tego tytułu kolejno: 740 mln zł, 192 mln zł i 28 mln zł.

Jeśli nowelizacja wejdzie w życie, w kolejnych latach fundusze będą mogły dostać maksymalnie 110 proc. tego, co dostały w 2015 r. „Wynika to z konieczności rozdysponowania kwot z tytułu dopłat również na inne cele społeczne. W szczególności uzasadnione jest to koniecznością zwiększenia środków budżetowych przeznaczonych na finansowanie programu pomocy państwa w wychowaniu dzieci ‚Rodzina 500 plus'” – stwierdzają autorzy projektu.

PiS robi to samo, co próbowała zrobić Platforma

Rząd PiS nie wymyślił w sprawie blokowania stron hazardowych niczego nowego. Bardzo podobny, choć szerszy projekt forsował w 2009 roku rząd PO-PSL. Wówczas Ministerstwo Finansów chciało wprowadzić Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych wraz z blokadą witryn hazardowych, pedofilskich czy ułatwiających oszustwa finansowe.

Gdy projekt – bez konsultacji społecznych, a nawet pytania o zdanie operatorów – ujrzał światło dzienne, w sieci zawrzało. „Cenzura, drugie Chiny” – protestowali wówczas internauci.

– Proponowane rozwiązania dają organom administracji arbitralne prawo do decydowania o blokowaniu stron w internecie. To zaś stoi w sprzeczności z podstawowymi zasadami obowiązującymi w demokratycznym państwie – komentowała fundacja Panoptykon. Pomysł upadł po protestach.

Zobacz także

rządPiS

wyborcza.pl

 

 

CjsAgR5WYAAcDB_

 

benjamin

Unia nie gryzie

Tomasz Tadeusz Koncewicz*, 28.05.2016

Frans Timmermans i Beata Szydło

Frans Timmermans i Beata Szydło (Czarek Sokolowski (AP Photo/Czarek Sokolowski))

Egoistyczne państwo zapatrzone w dumną historię i własny interes było dobre za Bismarcka. W świecie wielkich korporacji, globalnych spekulantów i głodnych nowych mocarstw samotna Rzeczpospolita przepadnie.

To, co i jak mówiła do opozycji premier w Sejmie, jest kolejnym bolesnym dowodem, jak populistyczna i oderwana od rzeczywistości jest polityka rządu. A wyznacza ją wiara w wyjątkowość własnej historii, nieufność i patrzenie na świat w kategoriach „my kontra oni”. Po raz kolejny usłyszeliśmy, że suwerenność Polski jest zagrożona, że znów jesteśmy osaczeni przez nieprzyjazne siły, że Polsce cały czas coś się należy w imię sprawiedliwości dziejowej i że temu, że coś idzie źle, jak zawsze winna jest Europa.

Ktoś, kto dyskusję o przyszłości Polski w Europie prowadzi w taki sposób, dowodzi, że nie rozumie świata.

Unia Europejska to nowy dodatkowy poziom ochrony, który ma hamować groźne, co pokazało zeszłe stulecie, ekscesy państwa narodowego. Koncepcja integracji europejskiej od początku zakłada nieustającą próbę poszukiwania równowagi pomiędzy interesami wszystkich podmiotów. W XXI w. państwa przestały być jedyną formą politycznej organizacji i ekspresji. Integracja nie zastępuje jednak państwa narodowego, ale je przemienia. Jej celem jest wspomożenie i uzupełnienie państw, tak aby lepiej mogły służyć potrzebom obywateli i sprostać wyzwaniom globalizacji, z którymi nie mają szans poradzić sobie same.

Integracja rozszerza obowiązek lojalności wobec źródeł prawa. Ten, kto utrzymuje, że jest nim nadal tylko krajowa konstytucja i „wola suwerena”, działa na szkodę kraju, lekceważąc szerszą wspólnotę. Od momentu powstania Unia miała być czymś więcej niż tylko sumą egoistycznie rozumianych interesów. Wspólne wykonywanie władzy publicznej poza granicami państwowymi nie stanowi wcale zagrożenia dla państw i demokracji. Owszem, państwo jest zagrożone, ale tylko wtedy, gdy pojmuje samo siebie jako hermetyczną, nieufną wspólnotę. Wolno mu tak robić, ale wówczas powinno podkreślać swoje odrębności spoza wspólnoty. W Europie nie można być trochę na „tak”, czerpiąc korzyści (które w naszym przypadku już przekroczyły kwoty przekazane państwom Europy Zachodniej w ramach planu Marshalla), a trochę na „nie”. Jesteśmy w Europie, a to znaczy, że bierzemy odpowiedzialność za dobro wspólne i akceptujemy zasady wiążące wszystkich.

***

Gdyby Unia Europejska nie istniała, do jej powołania zmusiłby narody Europy kryzys finansowy, który pokazał, że dziś państwa są potężne w teorii, a w praktyce ich indywidualne działania podlegają licznym i poważnym ograniczeniom. Liczy się tylko to, co można zrobić razem – a Unia korzysta z kompetencji, których żadne z państw nie ma, i właśnie po to została ustanowiona. W zjednoczonej Europie państwa korzystają z nowego rodzaju suwerenności, opartej na przyjętych z własnej woli ograniczeniach natury politycznej i prawnej, na zależności i interakcji. Europa postsuwerennych państw jest – czy może powinna być – budowana wokół triady „dobro wspólne – subsydiarność – solidarność”. Dziś suwerenność odnajdujemy tam, gdzie działania w celu realizacji dobra wspólnego i zaspokajania potrzeb obywateli mogą być podjęte najefektywniej. Patrzymy, kto poradzi sobie lepiej z problemem: państwo w pojedynkę czy Unia – i tym uzasadniamy przekazanie kompetencji do działania na poziom Warszawy albo Brukseli. To czysty rachunek wydajności i efektywności. Państwa są tak ściśle związane, że nie mogą funkcjonować bez siebie. Nie tylko współpracują, również rywalizują, ale i to, paradoksalnie, pociąga za sobą wzmocnienie indywidualnych suwerenności – rozumianych w nowym sensie, jako dbałość o dobro obywateli – każdego z nich. W konsekwencji suwerenne w nowym europejskim sensie są zarówno Polska, jak i Unia.

***

Polska władza tego nie rozumie. Rząd i parlament najlepiej czują się w świecie własnej historii, a jeżeli już do Europy puszczają oko, to tylko do Europy państw, a nie Europy kompromisu, która odrzuca izolację i hierarchię. Powołują się przy tym namiętnie na decyzję „suwerena”. Ale jeśli już mamy być jej wierni, to suweren istotnie wyraził swoją wolę w sposób zdecydowany – w 2003 roku, gdy w referendum jasno opowiedział się za integracją. W Europie, do której polski suweren chce przynależeć, państwa nie mogą już wszystkiego. To Europa wspólnota, która emancypuje obywatela, prawdziwego beneficjenta integracji, wyzwala go z ciasnoty wyznaczonej granicami „swojego” państwa. Dzięki prawu europejskiemu obywatel może dokonywać nowych wyborów, może poszerzać przestrzeń życiową i rzucać wyzwanie swojemu państwu, gdy okazuje się ono opresyjne. Nasza Europa, którą wybrał naród, nie jest wspólnotą doskonałą i nigdy taka nie będzie, ponieważ tworzą ją państwa same dalekie od doskonałości. Ale reprezentuje, czasami lepiej, czasami gorzej, wartości, które są tlenem dla obywatela, a śmiertelnym zagrożeniem dla obecnej władzy: otwartość, pluralizm, wiarę, że władza nie może wszystkiego. Nasza Europa pamięta, że zapatrzone w siebie państwa narodowe, które nie czuły żadnej kontroli, były reżimami stale rozpamiętującymi wojny i stale gotowymi do wywoływania kolejnych. Ta pamięć stanowiła lejtmotyw decyzji o integracji. Wiara w omnipotencję państwa narodowego i szerzenie strachu doprowadziły już kiedyś Europę na skraj przepaści. Dlatego dzisiaj od polityków musimy wymagać więcej niż powrotu do nostalgicznej suwerenności. Czas najwyższy zrozumieć to teraz, bo inaczej zostaniemy bankrutem. Dumnym, bo suwerennym – ale ta suwerenność będzie malowaną atrapą skrywającą śmiertelną słabość.

***

Złudzeń, że obecna większość zrozumie cokolwiek z tego, o czym piszę, nie mam żadnych. Mimo to wierzę, że takie pisanie ma wielki sens. Nawet nie dla tych, którzy są przywiązani do osiągnięć ostatnich 25 lat polskiej historii, tylko dla tych, którzy je kontestują – ale są dumni z bycia Polakiem i Europejczykiem jednocześnie i czują, że przynależą do kręgu europejskiego. Po to, żeby pamiętali o trudzie naszego powrotu do Europy i o konsekwencjach wybierania partii, która teraz chce nas z niej wypchnąć.

*Tomasz Tadeusz Koncewicz – adwokat, profesor prawa, kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej na Uniwersytecie Gdańskim, Fulbright Visiting Professor w Berkeley School of Law w Kalifornii. Ostatnio wydał „Prawo z ludzką twarzą”.

Tytuł i lead od redakcji

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Być jak Robert Lewandowski
Robert Lewandowski jest jak romantyczny bohater. Indywidualny, a zarazem niezdecydowany. Jak Gustaw-Konrad przechodzący w Jacka Soplicę. Kiedyś odrzucany, dziś staje się żołnierzem sprawy narodowej

Ryszard Bugaj: Dziś najbliżej mi do partii Razem
Na kogo miałem głosować? Na Rysia Petru? PiS był dla mnie najlepszą z dostępnych możliwości

Prof. McMahan: Truman był w Hiroszimie terrorystą
Fakt, że aktów terroru dopuszczali się w II wojnie Niemcy, Rosjanie, Japończycy, Amerykanie, Brytyjczycy, nie zwalnia prezydenta USA z odpowiedzialności za śmierć tysięcy niewinnych ludzi w Hiroszimie i Nagasaki. Rozmowa Mariusza Zawadzkiego

Ameryka głosuje środkowym palcem
Trump nie wziął się znikąd. Kiedy Thomas Jefferson, człowiek, który pisał Deklarację Niepodległości, chciał zostać prezydentem, dowiedział się, że jest „zbyt uczony i ma tendencje do abstrakcyjnego myślenia”

Cicha rewolucja introwertyków
Jak się kończy era samopromujących się ekstrawertyków. Z Susan Cain rozmawia Agnieszka Jucewicz

Matthew Tyrmand: syn Leopolda, człowiek Trumpa
Każda epoka ma Tyrmanda, na jakiego zasłużyła

Pruszków Corp. Wzlot i upadek polskiej cosa nostry
To były karki, ale z głową na karku. Dziś zakładaliby start-upy albo robili kariery w korporacjach. Z Arturem Górskim rozmawia Marek Markowski

Prof. Krzysztof Pomian: Ta władza to pałka, która musi walnąć, czyli co z tym PiS-em?
Powstanie twardego jądra Unii, ale bez Polski, jest niemal przesądzone. Mogłoby być z Polską, ale nie z taką jak dzisiaj. Rozmowa Macieja Stasińskiego

koncewicz

wyborcza.pl

Kijowski o materiale „Wiadomości”: „Nigdy nie sądziłem, że będą mnie cytować jako autorytet”

Maciej Orłowski, 29.05.2016

Mateusz Kijowski jako autorytet

Mateusz Kijowski jako autorytet „Wiadomości”? Tak się stało (Fot. Tomasz Rytych / Agencja Gazeta)

„Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że Wiadomości TVPiS będą mnie cytować jako autorytet, a pan Zybertowicz będzie mi wkładał w usta własne interpretacje i opinie. To fascynujące” – napisał na stronie Komitetu Obrony Demokracji jego lider Mateusz Kijowski, komentując reakcje na jego krytyczne słowa o Platformie Obywatelskiej.

Chodzi o wypowiedź lidera KOD Mateusza Kijowskiego, który w piątek wieczorem gościł u Konrada Piaseckiego w programie TVN 24 „Piaskiem po oczach”. Wystąpił tam tuż po wizycie w Brukseli, gdzie spotkał się m.in. z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. Kijowski skomentował w programie decyzję zarządu krajowego PO, który postanowił, że partia nie dołączy do koalicji „Wolność, Równość, Demokracja”, zainicjowanej przez KOD.

– Myślę, że to większa strata dla Platformy niż dla koalicji. Wielu posłów od Grzegorza Schetyny mówi: chcielibyśmy wejść i musimy coś zrobić. PO musi się uporządkować wewnętrznie. Mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnych rozłamów i będą potrafili to załatwić w środku – ocenił.

Na pytanie dziennikarza, do której z obecnych partii jest mu obecnie najbliżej, Kijowski odpowiedział, że żadna nie spełnia obecnie jego oczekiwań. Odpowiedział jednak na pytanie, na kogo głosował w wyborach. – To nie jest żadna tajemnica, mówiłem to wielokrotnie, wisi to cały czas na blogach. Przekonywałem do głosowania na PO i dokładnie wyjaśniałem, dlaczego – mówił.

– Dzisiaj PO trochę pana rozczarowuje – zauważył dziennikarz.

– Ona od dawna mnie rozczarowywała. Uważam, że w tej chwili PO po utracie władzy utraciła również jakiekolwiek umocowanie w rzeczywistości – odpowiedział Kijowski, dodając, że przekonywał do głosowania na Platformę tylko ze względu na „analizy matematyczne, które przeprowadzał”, mając na myśli niedopuszczenie PiS do władzy.

„Wiadomości”: Po spotkaniu z Tuskiem krytykuje PO

Wypowiedź Kijowskiego posłużyła „Wiadomościom” TVP do postawienia tezy o konflikcie Grzegorza Schetyny z Donaldem Tuskiem. Poświęcony był temu główny materiał dzisiejszego programu, przygotowany przez Klaudiusza Pobudzina. – Właśnie po spotkaniu z Donaldem Tuskiem kierowaną przez Schetyną partię ostro zaatakował Mateusz Kijowski, lider KOD. Zarzucił PO, że straciła kontakt z rzeczywistością – mówił dziennikarz.

Po tych słowach wypowiedź lidera KOD skomentował prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy ds. społecznych. – Po rozmowie z Donaldem Tuskiem Mateusz Kijowski wyraźnie dystansuje się od kierowanej przez Grzegorza Schetynę PO. Można odnieść wrażenie, że to jakaś forma pośredniego pocałunku śmierci, jaki Donald Tusk daje Platformie – przekonywał socjolog.

Takie wykorzystanie wypowiedzi w programie Konrada Piaseckiego skomentował dziś sam Kijowski. Na stronie KOD zamieścił wpis, który zatytułował cytatem jednego z Ojców Założycieli Stanów Zjedoczonych Benjamina Franklina: „Jeśli będziemy trzymać się osobno, to powieszą nas razem”.

„Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że Wiadomości TVPiS będą mnie cytować jako autorytet, a pan Zybertowicz będzie mi wkładał w usta własne interpretacje i opinie. To fascynujące. TV Republika, 300polityka i inne media proreżimowe również powołują się na moją wypowiedź u Konrada Piaseckiego. I wszyscy oni pokazują, że nie słuchają i nie rozumieją. Spora część dzisiejszej Kawy na Ławę [program TVN 24 z udziałem polityków – red.] też była poświęcona analizie mojej wypowiedzi” – pisze Kijowski.

„Jeżeli moja wypowiedź stoi na przeszkodzie, to przepraszam”

Lider KOD zaznaczył, że w ostatnich tygodniach przekonuje, że nie tylko PO, ale większość polityków „oderwała się nieco od rzeczywistości”. „Najbardziej oderwana od rzeczywistości jest partia rządząca. Partie opozycyjne – zarówno parlamentarne jak i pozaparlamentarne – mają dylemat, jak zachować się w tej trudnej sytuacji, kiedy niszczone są ustrojowe podstawy polskiego państwa” – tłumaczy, dodając, że muszą one wybierać między naturalną rywalizacją a współpracą.

„Platforma Obywatelska jest największą partią opozycyjną w Parlamencie. Jest ważnym elementem opozycji demokratycznej w Polsce. Nikt nie powinien odrzucać współpracy z nią. Nie tylko ze względów pragmatycznych, ale i z powodu historycznych dokonań i zasług. Mam nadzieję, że sama PO przestanie się wyłączać poza nawias” – napisał Kijowski. Zarazem zaznaczył, że jeśli jego wypowiedź, „źle zinterpretowana przez nieprzychylne opozycji media”, stoi na przeszkodzie łagodzeniu konfliktów między partiami, to za nią przeprasza.

„Benjamin Franklin tuż po ogłoszeniu Deklaracji Niepodległości powiedział: ‚jeśli będziemy trzymać się osobno, to powieszą nas razem’. Stoimy dzisiaj w podobnie dramatycznym momencie naszej historii. Ważą się losy naszego kraju, przyszłość jest niepewna, poziom konfliktu się podnosi. W tej sytuacji wszystkie siły wyznające podobne wartości powinny być razem. Tylko współpraca może nas uratować” – zakończył swoje oświadczenie.

Zobacz także

kijowski

wyborcza.pl