Lubnauer, 30.01.2017

 

Karczewski osiwiał z braku zasług

Karczewski osiwiał z braku zasług

Problemem polskiej polityki i przestrzeni publicznej jest z pewnością Jarosław Kaczyński i jakość jego partii. PiS stara się wpisać w globalny scenariusz, iż zachodzące zmiany na świecie i Europie mają przełożenie na Polskę, na które prezes i jego partia odpowiadają.

Otóż nic bardziej mylnego. PiS działa przeciwskutecznie nowym zjawiskom, pogłębia ich przyczyny, wprowadza jeszcze większy zamęt. Jedyną receptą PiS jest odświeżenie XIX-wiecznego wzorca sprawowania władzy, a wraz z nią zniszczenie nowoczesnych instytucji i miękkich wartości, takich jak zaufanie, ten kapitał społeczny, który nigdy w naszym kraju nie był ważny. Obecnie jest jeszcze gorzej, bo Polak bardziej wierzy obcemu niż drugiemu Polakowi. Przecież elektorat PiS Niemca, a nawet Rosjanina nie nazwie niepełnosprawnym, a Polaka – tak. To jest „sukces” Kaczyńskiego.

Słabością PiS jest więc ich prezes i jeszcze gorsze kadry. Nie dziwmy się zatem, żeby utrzymać się u władzy, będą niszczyć demokratyczne instytucje, demokratyczne standardy. Tylko w ten sposób utrzymają cugle, ale z takiego powożenia rozpierzchnie się im także własny elektorat. Zauważmy, jak słabymi powożącymi są poszczególni politycy PiS. Prezydenta Andrzeja Dudę nawet nie można porównać do notariusza, bo to uwłacza temu zawodowi. Beaty Szydło nikt poważnie nie traktuje, bo ona sama nie wie, co mówi, ma „szczęśliwie” logoreę, więc mówi i mówi – bez sensu. Niewielu chce w tym bezsensie wyławiać jakiekolwiek sensy. Podobnie przedstawia się marszałek Sejmu Marek Kuchciński czy też marszałek izby refleksji, Senatu, Stanisław Karczewski.

Ten ostatni z refleksji ma tylko siwe włosy i żadnych publicznych zasług, aby ktokolwiek do jego refleksyjności się odwoływał. Karczewskiego nikt nie cytuje, a więc nie darzy szacunkiem jego refleksji. Karczewski najwyżej może zdobyć się na spostrzeżenie, iż Łukaszenka to ciepły człowiek.
Kaczyński do władzy dobrał sobie takich ludzi, jakich miał. Lepszych nie potrzebował, w istocie są to ludzie z odrzutu, ludzie zbędni, bo tylko tacy mogą bezrefleksyjnie stać na czele rozwalonych instytucji. Na czele Trybunału Konstytucyjnego stanęła leniwa Julia Przyłębska, której zatrudnić w normalnych czasach nie chciał nawet Sąd Okręgowy w Poznaniu, mimo wakatów.

I kimś takim jest Karczewski, Przyłębska Senatu, nawet mam wrażenie, iż jego jedynym walorem jest owa siwość, którą widzisz i możesz odnieść wrażenie, że w procesie życia jakiejś wiedzy nabył o życiu. Nie, nie nabył, chyba że za wiedzę uznamy kłamanie, mętniactwo, unikanie odpowiedzialności, tchórzliwość.
Ta Przyłębska Senatu rzecze o obecnej pracy mediów w Sejmie: „Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać. Amen”. Generalnie – jest kluczem do mętniactwa. Media zostały odgrodzone od władzy, bo kuchnia obecnej władzy jest wyjątkowo nieprofesjonalna. Kuchciński musi czytać z kartki „dzień dobry”, bo może zapomnieć, że tak się wita, zaś Karczewski z refleksyjności ma tylko siwe włosy i może posiwiałe nie własne myśli.

Karczewski bezrefleksyjnie powtarza pisowskie komunikaty dnia, a dzisiaj dotyczą one wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia i oświaty, bo to kolejne dziedziny, które Kaczyński wraz ze swymi fatalnymi kadrami demoluje. Nazywane są reformami. Karczewski mówi o tych reformach, że nie jest to „pójście na żadną wojnę”: „Chcemy wprowadzać reformy. Jeżeli wprowadzamy reformy dla społeczeństwa, dla Polski, Polaków, bo tego oczekują”. Reforma edukacji polegać ma na tym, że młodzież będzie niekonkurencyjna w stosunku do rówieśników na świecie, zdrowia nie będzie zabierał smog. bo polski węgiel go nie wytwarza, zaś sądownictwo będzie bardziej demokratyczne, bo podległe reprezentantom narodu, czyli politykom.

Tak nas reformują w tym teatrzyku coraz bliższym dawno, dawno minionych czasów, Kaczyński i jego kadry, które nie są żadnymi elitami. Tym razem nieco skupiłem się na Karczewskim, który nie ma żadnych zasług dla kraju, ale stoi na czele izby refleksji. Polski nie stać na tak bezrefleksyjne postaci, Polska ma kadry, elity, które coś osiągnęły, potrafią mówić, pisać książki, wydawać sądy zgodne z prawem. PiS zaś ma takich Karczewskich, którzy osiwieli z braku zasług.

Waldemar Mystkowski

 

koduj24.pl

karczewski

Karczewski osiwał z braku zasług

Problemem polskiej polityki i przestrzeni publicznej jest z pewnością Jarosław Kaczyński i jakość jego partii. PiS stara się wpisać w globalny scenariusz, iż zachodzące zmiany na świecie i Europie mają przełożenie na Polskę, na które prezes i jego partia odpowiadają.

Otóż nic bardziej mylnego. PiS działa przeciwskutecznie nowym zjawiskom, pogłębia ich przyczyny, wprowadza jeszcze większy zamęt. Jedyną receptą PiS jest odświeżenie XIX wiecznego wzorca sprawowania władzy, a wraz z nią zniszczenie nowoczesnych instytucji i miękkich wartości, takich jak zaufanie, ten kapitał społeczny, który nigdy w naszym kraju nie był ważny. Obecnie jest jeszcze gorzej, bo Polak bardziej wierzy obcemu niż drugiemu Polakowi. Przecież elektorat PiS Niemca, a nawet Rosjanina nie nazwie niepełnosprawnym, a Polaka – tak. To jest „sukces” Kaczyńskiego.

Słabością PiS jest więc ich prezes i jeszcze gorsze kadry, nie dziwmy się zatem, żeby utrzymać się u władzy, będą niszczyć demokratyczne instytucje, demokratyczne standardy. Tylko w ten sposób utrzymają cugle, ale z takiego powożenie rozpierzchnie się im także własny elektorat.

Zauważmy, jak słabymi powożącymi są poszczególni politycy PiS. Prezydenta Andrzeja Dudę nawet nie można porównać do notariusza, bo to uwłacza temu zawodowi, Beatę Szydło nikt poważnie nie traktuje, bo ona sama nie wie, co mówi, ma „szczęśliwie” logoreę, więc mówi i mówi – bez sensu. Niewielu chce w tym bezsensie wyławiać jakiekolwiek sensy. Podobnie przedstawia się marszałek Sejmu Marek Kuchciński, czy też marszałek izby refleksji, Senatu, Stanisław Karczewski.

Ten ostatni z refleksji ma tylko siwe włosy i żadnych publicznych zasług, aby ktokolwiek do jego refleksyjności się odwoływał. Karczewskiego nikt nie cytuje, a więc nie darzy szacunkiem jego refleksji. Karczewski najwyżej może zdobyć się na spostrzeęnie, iż Łukaszenka to ciepły człowiek.

Kaczyński do władzy dobrał sobie takich ludzi, jakich miał. Lepszych nie potrzebował, w istocie są to ludzie z odrzutu, ludzie zbędni, bo tylko tacy mogą bezrefleksyjnie stać na czele rozwalonych instytucji. Na czele Trybunału Konstytucyjnego stanęła leniwa Julia Przyłębska, której zatrudnić w normalnych czasach nie chciał nawet Sąd Okręgowy w Poznaniu, mimo wakatów.

I kimś takim jest Karczewski, Przyłębska Senatu, nawet mam wrażenie, iż jego jedynym walorem jest owa siwość, którą widzisz i możesz odnieść wrażenie, że w procesie życia jakiejś wiedzy nabył o życiu. Nie, nie nabył, chyba że za wiedzę uznamy kłamanie, mętniactwo, unikanie odpowiedzialności, tchórzliwość.

Ta Przyłębska Senatu rzecze o obecnej pracy mediów w Sejmie: „Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać. Amen”. Generalnie – jest kluczem do mętniactwa. Media zostały odgrodzone od władzy, bo kuchnia obecnej władzy jest wyjątkowo nieprofesjonalna. Kuchciński musi czytać z kartki „dzień dobry”, bo może zapomnieć, że tak się wita, zaś Karczewski z refleksyjności ma tylko siwe włosy i może posiwiałe niewłasne myśli.

Karczewski bezrefleksyjnie powtarza pisowskie komunikaty dnia, a dzisiaj dotyczą one wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia i oświaty, bo to kolejne dziedziny, które Kaczyński wraz ze swymi fatalnymi kadrami demoluje. Nazywane są reformami. Karczewski mówi o tych referomach, że nie jest to „pójście na żadną wojnę”: „Chcemy wprowadzać reformy. Jeżeli wprowadzamy reformy dla społeczeństwa, dla Polski, Polaków, bo tego oczekują”.

Reforma edukacji polegać ma na tym, że młodzież będzie niekonkurencyjna w stosunku do rówieśników na świecie, zdrowia nie będzie zabierał smog. bo polski węgiel go nie wytwarza, zaś sądownictwo będzie bardziej demokratyczne, bo podległe reprezentantom narodu, czyli politykom.

Tak nas reformują w tym teatrzyku coraz bliższym dawno, dawno minionych czasów, Kaczyński i jego kadry, które nie są żadnymi elitami. Tym razem nieco skupiłem się na Karczewskim, który nie ma żadnych zasług dla kraju, ale stoi na czele izby refleksji. Polski nie stać na tak bezrefleksyjne postaci, Polska ma kadry, elity, które coś osiągnęły, potrafią mówić, pisać książki, wydawać sądy zgodne z prawem.

PiS zaś ma takich Karczewskich, którzy osiwiali z braku zasług.

Więcej >>>

 

WTOREK, 31 STYCZNIA 2017 09:08

Karczewski o pracy mediów w Sejmie: Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać

09:08

Karczewski o pracy mediów w Sejmie: Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać

Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać. Amen. Tak jest. Szczegóły mogą być zmieniane i to zawsze będą zmieniane. Generalnie są zachowane – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News, pytany o pracę dziennikarzy w Sejmie.

09:01

Karczewski: Nie idziemy na żadną wojnę. Chcemy wprowadzać reformy

Nie, dlaczego? To nie wojna, tylko uporządkowanie. Wczoraj miałem, jak to zwykle bywa, dyżur w swoim biurze i jak zwykle zgłaszają się ludzie, którzy są niezadowoleni, oburzeni tym, jak działa wymiar sprawiedliwości i polskie sądy. Nie dość tego, wczoraj wieczorem miałem spotkanie i rozmawialiśmy o systemie opieki zdrowotnej, o problemach tego systemu. Okazuje się, że są jeszcze sprawy w sądach, które dot. roszczeń w stosunku do kas chorych, które zostały zlikwidowane kilkanaście lat temu. Tego oczekuje społeczeństwo – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News, pytany, czy PiS rozpoczęło otwartą wojnę z sędziami. Jak dodał:

„Nie idziemy na żadną wojnę. Chcemy wprowadzać reformy. Jeżeli wprowadzamy reformy dla społeczeństwa, dla Polski, Polaków, bo tego oczekują, reformy oświaty, to przecież nie walczymy z nauczycielami. Chcemy również dla nauczycieli, stworzyć im dobre warunki. W wyniku tej reformy żaden nauczyciel nie straci pracy. To samo dotyczy wszystkich innych reform. One nie są robione przeciw komuś, tylko przede wszystkim dla obywateli”

300polityka.pl

Magdalena Środa

Cieszę się, że wygrał wybory.

Problem z Kijowskim?

Problem z Kijowskim?

Cieszę się, że Kijowski wygrał wybory. Osobiście, i wbrew opinii wielu publicystów (również z tej witryny), nie widzę problemu Kijowskiego jako Wielkiego Problemu. Bardzo źle się oczywiście stało, że nikt mu nie uświadomił, że większość oczekuje od niego heroizmu, czystości moralnej, życia powietrzem, wywiązywania się ze wszystkich zobowiązań i całkowitego oddania działaniom opozycyjnym i obywatelskim. Jakieś honoraria? To obrzydliwe! My, Polacy ciągle szukamy świętych i każdy lider, gdy tylko okaże się być normalnym człowiekiem wydaje się nam być katastrofą i zdradą.

Kijowski świętym nie jest, wielkim bohaterem też nie. Jest dobrym organizatorem społecznego sprzeciwu, można powiedzieć, matką KOD-u (ojcem był Łoziński). To więc jego dziecko, którym troskliwie i z poświęceniem zajmuje się od początku. Potępiające go dziś w czambuł różne czyściochy moralne jakoś na pomysł matkowania temu ruchowi nie wpadły lub nie miały czasu, bo musiały zarabiać. A teraz z wyżyn swojej czystości (materialnie sytej czystości) unoszą się świętym oburzeniem, że Kijowski swoją nieprawością utopi KOD. A Kijowski musi żyć, płacić rachunki, płacić alimenty (był zresztą jedynym ściganym w Polsce przez opinię publiczną niepłacącym alimentów, a imię ich przecież milion) i może się mylić. Mieć wpadki. Jak my wszyscy. Nie sądzę, by jego intencją było oszukiwanie, że chciał na KODzie zarobić. Ale z czegoś żyć musi. Bardzo źle się stało, że najbliższe otoczenie nie uświadomiło mu po pierwsze: jak ważna jest przejrzystość, po drugie, że cały naród musi wiedzieć jak zarabia, po trzecie (ewentualnie) lepiej, żeby w ogóle nie zarabiał, bo przywódca w oczach opinii publicznej powinien być świętym żyjącym wyłącznie Sprawą. Wydaje mi się, że ci, którzy umożliwiali mu „fakturowy proceder” są równie odpowiedzialni jak sam Kijowski. Ale mleko się wylało. Kijowski został przytopiony, unurzany w błocie (o co sam się częściowo prosił) no i może wystarczy?! Wygrał demokratyczne wybory. To, że części się to nie podoba, to normalna konsekwencja demokracji.

Kijowski zaproponował profesjonalizację funkcji przewodniczącego i słusznie. W końcu to więcej niż praca i powołanie razem wzięte. Nigdy nie doścignie modelu Kaczyńskiego, czyli przywódcy, który nie ma rodziny, nie ma konta, nie ma zobowiązań i żyje polityką, partią i modlitwą. Trudno. Możemy mieć różnych przywódców. Kijowski nie jest zły, a jego autorytet dziś jest szargany tyleż przez jego nieroztropne działania co przez media, którym nie o przejrzystość chodzi, a o sensację. Tak więc dopóki nie mamy innego, dopóki sami nie potrafimy zejść z wyżyn swoich wygodnych posad i roli sędziów i zająć miejsca głównych aktorów opozycji – dajmy mu szansę i kredyt zaufania. Dla dobra nas wszystkich.

Magdalena Środa

 

koduj24.pl

PONIEDZIAŁEK, 30 STYCZNIA 2017

Rzepliński: Zmiany w KRS to próba antypolskiej kontrrewolucji

20:16

Rzepliński: Zmiany w KRS to próba antypolskiej kontrrewolucji

To nie rewolucja, to próba mocno antypolskiej kontrrewolucji i element tej kontrrewolucji. Wszystko jest oparte na kłamstwie, jeżeli chodzi o próbę zniszczenia KRS jako organu stojącego na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Absolutnie te pomysły są niekonstytucyjne i tutaj moi przedmówcy o tym mówili – mówił Andrzej Rzepliński w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24, komentując rządowe propozycje dot. zmian w KRS.

19:42

Ziobro o zmianach w KRS: My przywracamy normalność, czyli równowagę władz

– Gdybyśmy wprowadzili taki model jak w Austrii, to jako minister sprawiedliwości decydowałbym kto będzie sędzią. Czy my idziemy tak daleko? Ten mechanizm jest przeprowadzony na wzór Hiszpanii. My przywracamy normalność, czyli równowagę władz. Podobny mechanizm działa w Szwecji. Nie może być tak, że władza sądownicza zajmuje się sama sobą. I ma największe przywileje. Chcemy, aby parlament miał wpływ – jako władza demokratyczna – może wybrać sędziów do KRS, którzy mając niezależną pozycję będą wskazywać kandydatów na sędziów – powiedział w „Gościu Wydarzeń” minister Zbigniew Ziobro.

19:28

Ziobro: Zyskać mają uczciwi sędziowie, zmiany mają sprawić, że nadzwyczajna kasta ma przejść do historii

– Wszystkie proponowane przez nas zmiany służą obywatelom. Nadzwyczajna kasta – jak sami siebie nazywają – ma przejść do historii. Nadzwyczajna kasta się będzie bronić. Zyskać mają uczciwi sędziowie, których nie brakuje. Te mechanizmy, które wprowadzamy służą temu, by zagwarantować obiektywizm orzekania. Znamy sprawy sędziów na telefon. To się wielu nie podoba i z tym skończymy. Chcemy ograniczyć przywileje „nadzwyczajnej kasty”. Nie było mnie na posiedzeniu KRS, bo wybieram to co jest ważniejsze dla Polaków. Dla Polaków ważniejsze jest działanie, a nie gadanie. Ja działam – mówił o zmianach w KRS i uchwale KRS minister Zbigniew Ziobro w „Gościu Wydarzeń” Polsat News.

17:40

Budka o zmianach w KRS: To, co zostało zaproponowane, tak naprawdę kończy epokę niezależności sądów

Jak mówił Borys Budka na briefingu przed budynkiem KRS:

„Spotykamy się w miejscu, gdzie już niedługo może się okazać, że zamiast niezależnej KRS, jeżeli pomysł ministra Ziobro zostanie zrealizowany, będziemy mieli do czynienia z kolejnym PiS-owskim organem podległym tej większości sejmowej. W tej chwili rozpoczynamy jako KRS opiniowanie ustaw, które przedstawił minister Ziobro, które z demokratyzacją czy niezależnością nie mają nic wspólnego. To, co zostało zaproponowane, to tak naprawdę kończy epokę niezależności sądów w Polsce. Zaproponowano, by to większość sejmowa wybierała nie tylko – jak jet zapisane w Konstytucji – 4 przedstawicieli Sejmu w KRS, ale by to posłowie, większość parlamentarna decydowała, którzy sędziowie znajdą się w KRS. Czyli tak naprawdę to minister Ziobro, poseł Kaczyński i PiS będzie decydował o tym, kto w Polsce zasiądzie w KRS. Tego jeszcze im mało. Minister Ziobro proponuje, żeby KRS – wbrew Konstytucji – podzielić na dwie izby. Jedna miałaby składać się z sędziów, a druga z przedstawicieli parlamentu, ministra sprawiedliwości, przedstawiciela prezydenta oraz niejako na dokładkę prezesa NSA i I prezesa SN. Co więcej, ta polityczna izba miałaby możliwość blokowania każdej decyzji w KRS. De facto wprowadzono by uzależnienie wszelkich decyzji od widzimisię polityków zasiadających w KRS”

Jak dodał:

„Tak naprawdę pomysł ministra Ziobro ma powodować, że KRS stanie się najbardziej upolitycznionym ciałem, o którym mowa w Konstytucji, jeżeli chodzi o sądownictwo. KRS ma za zadanie stać na staży niezależności sądów w Polsce. Właśnie dlatego w przeważającym jej składzie są nie politycy, nie nominanci posła Kaczyńskiego, ale niezawiśli sędziowie wybierani przez samych sędziów. To, co proponuje minister Ziobro, to skrajne upolitycznienie i niesie za sobą tak naprawdę koniec niezależnego sądownictwa w Polsce. W sposób niekonstytucyjny chce się wygasić 4-letnie kadencje sędziów zasiadających w KRS tylko po to, by ta większość parlamentarna mogła wybrać w to miejsce sędziów, którzy im się podobają. Tak naprawdę KRS ma zostać upolityczniona, by ten organ decydował o tym, kto w Polsce będzie mógł sprawować władzę sądowniczą, kto będzie mógł awansować, a kto nigdy awansu nie dostąpi. Po upolitycznieniu KRS, od widzimisię polityków, albo niestety od ich oceny tego, co robią w sądach będzie decydowała dalsza droga zawodowa sędziego”

16:55

Petru złożył pozew przeciwko SE i se.pl. We wtorek pozew przeciwko „wSieci”

Ryszard Petru w pozwie przeciwko wydawcy SE oraz portalu Se.pl żąda publikacji przeprosin oraz wpłaty na cel społeczny w tym wypadku na WOŚP kwoty 50.000 PLN. Pozew dotyczy „nieprawdziwych informacji dotyczące wyjazdów Ryszarda Petru związanych z wykonywaniem prze niego obowiązków posła oraz przedstawiania w sensacyjnym aspekcie jego prywatnych relacji”. Oto treść przeprosin, których domaga się Petru:

„Wydawca dziennika „Super Express” – ZPR Media S.A. – przeprasza Pana Ryszarda Petru za podanie w artykułach zamieszczonych na łamach dziennika w dniu 21 i 23 stycznia 2017 r. nieprawdziwych i wybiórczych informacji dotyczących okoliczności wyjazdów służbowych związanych ze sprawowaniem przez niego funkcji posła.

Jednocześnie Wydawca wyraża ubolewanie, że opublikowane artykuły zostały opatrzone tytułami i komentarzami, których treść w sposób oczywisty przekraczała granice przyzwoitości i dobrego smaku. Takie działanie stanowiło naruszenie dobrego imienia i godności Pana Ryszarda Petru”

Ponadto, wtorek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku zostanie złożony pozew przeciwko wSieci – wydawcy Fratria sp. z o.o. i red. naczelnemu – Jackowi Karnowskiemu (w SO w Warszawie)

15:14

Rzymkowski dla 300 i RDC: Kukiz’15 chce być w wyborach samorządowych platformą dla wszelkich organizacji pozarządowych

– My chcemy być taką – wiem że to jest brzydkie słowo – platformą dla wszelkich organizacji pozarządowych, które w sposób zatomizowany próbują zaistnieć na tej niwie samorządowej. Będziemy tworzyć listy wyborcze i te wszystkie środowiska, które działają pro-obywatelsko, pro-rozwojowo dla swoich wspólnot zaprosić na te listy wyborcze. Chcemy by nasz komitet był wyjątkowy na tle innych. Bo tamte listy są listami gauleiterów partyjnych PO, PiS, PSL które jest potęgą samorządową. Jest bardzo wiele rozdrobnionych komitetów w samorządach. My chcemy być zapleczem logistycznym, pomóc tym osobom by stworzyć te listy w sposób właściwy –
powiedział w audycji „Polityka w samo południe” Tomasz Rzymkowski w audycji „Polityka w samo południe” na antenie RDC.

300polityka.pl

Sędziowie ostro o pomysłach PiS na sądy. „Zagrażają niezależności, służą upolitycznieniu, sprzeczne w konstytucją”

Ewa Siedlecka, 30 stycznia 2017

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Zmiany proponowane przez PiS to poważne zagrożenie dla niezależności sądów i niezawisłości sędziów, zmierzają do upolitycznienia sądownictwa – oceniają polscy sędziowie. Krajowa Rada Sądownictwa uznała, że w rażący sposób naruszają konstytucję.

W Warszawie obradowali w poniedziałek sędziowie, przedstawiciele okręgów i apelacji sądowych z całej Polski. I Krajowa Rada Sądownictwa, której dotyczy projekt przekazany w czwartek do konsultacji społecznych. Ministerstwo Sprawiedliwości dało na jego zaopiniowanie cztery dni robocze.

Zmiany w ustawie o KRS to: przerwanie kadencji obecnej Rady, wybranie nowej – przez posłów, stworzenie w niej dwóch „zgromadzeń”, które będą mogły nawzajem blokować sędziowskie nominacje. W czwartek min. Zbigniew Ziobro mówił też o pomyśle wprowadzenia sędziów pokoju wybieranych przez obywateli do sądzenia drobnych spraw, o stworzeniu elektronicznego rejestru spraw, likwidacji większości stanowisk funkcyjnych w sądownictwie i powołaniu specjalnej Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, w której oskarżycielami będą prokuratorzy.

Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki mówił o tych zmianach jako demokratyzacji sądów. Tłumaczył, że jeśli sędziów do KRS wybiorą politycy (a nie, jak dotąd, sędziowie), to będzie tak, jakby wybierał ich cały naród. – Według polskiej konstytucji naród sprawuje władzę w sposób bezpośredni lub w sposób pośredni. Proszę powiedzieć, w jaki sposób dziś przeciętny obywatel ma wpływ na władzę sądowniczą? – mówił Jaki.

Zagrożona niezależność

Sędziowie z całej Polski przyjęli uchwałę: deklarują w niej, że chcą zmian w sądownictwie, ale te zapowiadane przez ministra Ziobrę „nie doprowadzą do usprawnienia i przyspieszenia postępowań sądowych”. Przypominają, że „Minister Sprawiedliwości nie wykonuje ustawowych obowiązków i blokuje obsadzanie wolnych miejsc sędziowskich” – w tej chwili już 500.

„Krajowa Rada Sądownictwa w formule proponowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości nie będzie gwarantować wyboru na stanowiska sędziowskie osób o najwyższych kwalifikacjach. (.) Proponowane zmiany stanowią poważne zagrożenie dla niezależności sądów i niezawisłości sędziów, będących fundamentem demokratycznego państwa prawa. Stracą na nich przede wszystkim obywatele i ich konstytucyjne prawo do sądu” – piszą sędziowie.

Dwie godziny po sędziach swoją opinię wydała KRS, która zebrała się na nadzwyczajnym posiedzeniu.

„Opiniowany projekt ustawy w rażący sposób narusza normy konstytucji” – czytamy w uchwale. KRS stwierdza, że odebranie sędziom prawa wyboru do Rady swoich przedstawicieli upolitycznia ją i narusza konstytucyjne zasady podziału władz, niezależności sądów i artykuł mówiący, że KRS stoi na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów. Stworzenie dwóch „zgromadzeń” w KRS oznacza odebranie jej konstytucyjnej kompetencji do wnioskowania o powoływanie sędziów, a także zmianę jej konstytucyjnego kształtu: z ciała jednolitego na dwuizbowe. Sprawia, że KRS nie będzie w stanie wykonywać konstytucyjnych obowiązków. I uprzywilejowuje polityków w KRS, bo głos dziesięciu członków zgromadzenia „politycznego” będzie ważył tyle samo co głos 15 sędziów ze zgromadzenia „sędziowskiego”.

Konstytucyjną zasadę podziału władz, niezależności sądów i niezawisłości sędziów oraz zasady powoływania sędziów narusza propozycja, by KRS przedstawiała prezydentowi kandydatów „do wyboru”, bo daje to prezydentowi dodatkową, nieopisaną w konstytucji kompetencję. Konstytucję narusza też przerwanie kadencji obecnej KRS i wybranie jej składu na nowo.

KRS zauważa, że zasady, według których swoich przedstawicieli do Rady wybierają: władza wykonawcza, ustawodawcza i sadownicza, zaakceptowało społeczeństwo w referendum konstytucyjnym. To odpowiedź na argument PiS, że sędziowie nie są wybierani przez obywateli.

„Projektowane przepisy prowadzą do jednoznacznego upolitycznienia Krajowej Rady Sądowniczej oraz pozbawienia samorządu sędziowskiego jakiegokolwiek wpływu na przedstawianie kandydatów na sędziów” – pisze KRS w uzasadnieniu opinii.

Pomysły PiS sprzeczne ze standardami Rady Europy

Opinia KRS została przyjęta przy trzech głosach sprzeciwu: posła Stanisława Piotrowicza (PiS) i senatorów PiS Rafała Ambrozika i Stanisława Gogacza. Na posiedzeniu nie było przedstawiciela prezydenta Wiesława Johanna, ministra Zbigniewa Ziobry i posłanki PiS Krystyny Pawłowicz.

Dokument ma 18 stron. KRS powołuje się w nim na wydaną tego samego dnia opinię Rady Wykonawczej Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa (ENCJ). To ciało złożone z przedstawicieli rad sądownictwa krajów Rady Europy.

„Projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa może zaszkodzić niezależności sądownictwa w Polsce” – czytamy w opinii ENCJ. Według ENCJ pomysły Ministerstwa Sprawiedliwości co do KRS są sprzeczne ze standardami przyjętymi dla sądownictwa w Radzie Europy.

sedziowie

wyborcza.pl

Prokurator powołany przez Macierewicza zajmuje się wypadkiem pod Toruniem

Prokurator powołany przez Macierewicza zajmuje się wypadkiem pod Toruniem

W dziale ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald rozpoczęły się przesłuchania kierowców, uczestniczących w karambolu z udziałem kolumny Antoniego Macierewicza w miejscowości Lubicz pod Toruniem. Wezwanie w trybie pilnym dostał już kierowca lawety. Zarówno jego zdaniem, jak i pozostałych świadków, karambol spowodował kierowca prowadzący rządową limuzynę z Antonim Macierewiczem na pokładzie. Przebieg wypadku będzie badał prokurator z Żandarmerii Wojskowej, całkiem niedawno mianowany przez samego szefa MON.

Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że powodem karambolu mogły być niekorzystne warunki na drodze. Jeden z samochodów jadących w kolumnie rządowej miał stracić przyczepność i uderzyć w pojazd przed nim. Na oficjalny komunikat trzeba jednak jeszcze poczekać.

Sam minister utrzymuje, że auto, którym podróżował nie spowodowało wypadku. – „Jego przyczyna jest badana, ale jedno jest pewne – że nie został on spowodowany przez kierowcę samochodu, którym ja jechałem. Co do tego nie ma cienia wątpliwości, bo ten samochód został z tyłu uderzony przez jeden z innych samochodów” – oznajmił Antoni Macierewicz.

W poniedziałkowym programie Radia Zet poseł PiS Krzysztof Łapiński, próbując odpowiadać na pytania Konrada Piaseckiego, wił się jak piskorz, nie kryjąc swojego zaskoczenia wiadomością, iż prokuratora prowadzącego sprawę mianował niedawno na to stanowisko sam szef MON. Łapińskiemu nie pozostawało mu nic innego, jak wyrazić nadzieję, że prokurator okaże się godny pokładanego w nim zaufania i będzie chciał udowodnić swoją niezależność. Już wkrótce przekonamy się, jak będzie.

prokurator

koduj24.pl

 

marcin-kedryna

PONIEDZIAŁEK, 30 STYCZNIA 2017

Duda w Żaganiu: To dziejowa chwila. Przestrzeń sojuszniczego bezpieczeństwa została rzeczywiście rozciągnięta na Polskę

14:07

Duda w Żaganiu: To dziejowa chwila. Przestrzeń sojuszniczego bezpieczeństwa została rzeczywiście rozciągnięta na Polskę

– Ta chwila jest dziejowa dlatego, że następuje zmiana paradygmatów w naszej części Europy i w naszej części świata ‒ nie tylko w dokumentach takich jak te, które ostatnio zostały podjęte, i w decyzjach, jakie zapadają w gabinetach czy na salach obrad, jak podczas ostatniego warszawskiego szczytu NATO, ale dziś fizycznie Sojusz Północnoatlantycki, armia Stanów Zjednoczonych są obecne w Polsce. Oznacza to, że przestrzeń sojuszniczego bezpieczeństwa została rzeczywiście ‒ w pełnym tego słowa znaczeniu ‒ rozciągnięta na Polskę. Obejrzymy za moment te pierwsze wspólne ćwiczenia w doskonaleniu kolektywnej obrony. Ale wierzę, że tak jak to ćwiczenie, tak każdy dzień współdziałania polskich i amerykańskich żołnierzy będzie właśnie budował sferę bezpieczeństwa, sferę współpracy i sferę sojuszniczej przyjaźni pomiędzy naszymi armiami i pomiędzy naszymi narodami –powiedział prezydent Andrzej Duda przed rozpoczęciem polsko-amerykańskich ćwiczeń w Żaganiu.

 

300polityka.pl

dominika-wielowieyska

Biskup Głódź kazał spier**** jednemu z krakowskich fotografów. Potem wsiadł do BMW i odjechał

30.01.2017

Tytus Kondracki to jeden z krakowskich fotografów, którzy mieli oficjalną akredytację na Ingres abp. Marka Jędraszewskiego. Właśnie ujawnił, jakimi słowami „potraktował” go biskup Sławoj Leszek Głódź. Tylko dlatego, że Kondracki fotografował wypakowywanie prezentów dla arcybiskupa, usłyszał, że ma „spier****”.

Z relacji fotografa wynika, że biskup emeryt nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. „Spier****” .Usłyszałem tuż przed zapozowaniem do zdjęcia” – opisuje Kondracki. Jak twierdzi, zapytał Głodzia, czy wypada mu używać takiego języka. Jedna z obecnych tam kobiet miała odpowiedzieć, że trzeba wybaczyć biskupowi i „być miłosiernym”.

tytus-kondracki

O co poszło? Prawdopodobnie o zawartość bagażnika, w którym znajdować się miały prezenty dla nowego arcybiskupa krakowskiego Marka Jędraszewskiego. Sam Kondracki nie wie, jakie to były prezenty, a biskup się nie pochwalił. Wsiał do samochodu i odjechał.

 

fotograf

naTemat.pl

PONIEDZIAŁEK, 30 STYCZNIA 2017

Warszawski ratusz: Wbrew informacjom CBA, zatrzymania nie dotyczą osób obecnie zatrudnionych

13:21

Warszawski ratusz: Wbrew informacjom CBA, zatrzymania nie dotyczą osób obecnie zatrudnionych

Wbrew opublikowanej przez CBA informacji, dzisiejsze (30.01) zatrzymania nie dotyczą jakiejkolwiek osoby zatrudnionej w Urzędzie m.st. Warszawy. Jakub R. nie jest pracownikiem ratusza od 4 lat – został zatrudniony w ratuszu w 2006 r., za czasów rządów PiS w Warszawie. Już w 2014 r., w związku z wątpliwościami dotyczącymi przejęcia jednej z nieruchomości przez rodzinę Jakuba R., Urząd złożył zawiadomienie do prokuratury. Jednak sprawa została umorzona – czytamy w oświadczeniu warszawskiego ratusza w związku z porannym komunikatem CBA o zatrzymaniu 5 osób związanych z aferą reprywatyzacyjną.

11:56

Petru: To właśnie jest plan Morawieckiego: Miało być 3,8% wzrostu PKB, a będzie pewnie znacznie mniej

– Pragnę zauważyć, że na świecie nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby tak głębokie spowolnienie. Jutro będą wyniki, będziemy je komentować. Ale to właśnie jest plan Morawieckiego: Miało być 3,8 a będzie pewnie znacznie mniej. Zauważmy, że w trakcie roku Morawiecki mówił – przez pierwsze półrocze – że wszystko jest ok, a później zaczął [prognozy] korygować. Nowoczesna mówi o Nowoczesnej Gospodarce. Trzeba zacząć od budżetu. Nie tylko został uchwalony nielegalnie, ale to jest budżet z bardzo dotkliwym deficytem, dług bardzo szybko rośnie. Nowoczesna na to się z nie zgadza. Rok temu złożyliśmy ustawę o zrównoważonym budżecie. Ta ustawa leży w zamrażarce od ponad roku. Apelujemy o to, by zacząć [o niej] rozmawiać. Wynikiem działalności jest bardzo istotny spadek inwestycji i PKB, o czym już mówiłem. Polskie przedsiębiorstwa nie zwolniły jeszcze nigdy tak bardzo z powodów politycznych. Jarosław Kaczyński mówił, że nie inwestują ludzie, którzy nie lubią PiS. Jest inaczej: polskie firmy widząc chaos i niepewność po prostu wstrzymują się inwestycjami. My proponujemy zupełnie inną politykę: przyjazną przedsiębiorcom – powiedział na konferencji prasowej w Sejmie Ryszard Petru.

10:40

Szydło: Realizujemy program Maluch Plus. To blisko 500 mln złotych wsparcia dla takich inwestycji, jak żłobki

Kiedy rozpoczynaliśmy prace w rządzie z panią minister Rafalską, to uznaliśmy, że sprawy rodziny powinny być dla nas jednymi z najważniejszych. Uznałyśmy, że słowo rodzina trzeba pokazać w zestawie zadań rządu. Mamy ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Ale nie skończyło się na nazwie. To był moment, gdy minister Rafalska przystąpiła do realizacji programów pro-rodzinnych. W tym roku realizujemy program Rodzina 500 Plus, Mieszkanie Plus, ale też realizujemy Program Maluch Plus. To blisko 500 mln złotych, które przeznaczamy na wsparcie takich inwestycji jako żłobki. Będą też projekty, które będą dedykowane dla rodzin poprzez fundacje, stowarzyszenia. Rodzina ma być bezpieczna, rodzina ma swoim państwie czuć się bezpiecznie. Wszystkie programy, które realizowaliśmy mają służyć jednemu: wspieraniu rodziny. Dzieci to nasza przyszłość – mówiła w Stalowej Woli premier Beata Szydło.

10:26

„Chodzi nam o bezpieczeństwo”. Błaszczak prezentuje zmiany w przepisach dot. cudzoziemców

Przed chwilą na stronie MSWiA został zawieszony projekt nowelizacji ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP – poinformował na konferencji Mariusz Błaszczak. Jak dodał:

„To projekt, który spowoduje wprowadzenie przede wszystkim procedur granicznych na granicach zewnętrznych UE, które stanowią jednocześnie granice Polski. To projekt, którego wprowadzenie w życie spowoduje wzrost poziomu bezpieczeństwa w naszym kraju. Procedury graniczne zostały wprowadzone w kilkunastu państwach UE. Np. Węgry wprowadzili takie procedury po kryzysie związanym z przekraczaniem granicy węgierskiej w 2015 roku. My nauczeniem doświadczeniem z końca sierpnia ubiegłego roku, kiedy to została podjęta nieudana próba dzięki postawie Staży Granicznej otworzenia nowego szlaku przerzutu emigrantów do Europy, do UE, przez granicę polsko-białoruską, zdecydowaliśmy najpierw o przygotowaniu takich rozwiązań, a dziś właśnie ten projekt prezentujemy”

Chodzi nam o bezpieczeństwo, o uszczelnienie granic, po trzecie o wprowadzenie procedur, które ułatwią wydalanie z Polski tych, którzy przyjeżdżają albo próbują wjechać do naszego kraju w sposób nielegalny czy też zgłaszają intencje takie, żeby potraktować nasz kraj jako kraj tranzytowy, bo celem ich podróży jest zachód Europy – stwierdził szef MSWiA, dodając, że „wprowadzenie tych przepisów spowoduje także uniknięcie presji migracyjnej”.

„Chodzi nam o bezpieczeństwo. O to, żeby Polska nie była zagrożona napływem emigrantów z Bliskiego Wschodu, Azji, Afryki Północnej, żeby w Polsce nie dochodziło do takich zdarzeń, z jakimi mamy do czynienia w Niemczech, Francji czy Belgii, a więc – mówiąc wprost – do zamachów terrorystycznych. Bezpieczeństwo jest priorytetem rządu PiS. To główne zadanie, jakie stoi przede mną jako szef MSWiA. W związku z tym projekt został przygotowany i dziś prezentujemy jego założenia”

Projekt jest już opublikowany w RCL.

Zmiany proponowane w projekcie ustawy przedstawionym przez min. @mblaszczak

09:28

Czabański: Poprosiłem o wyjaśnienia w sprawie depeszy TVP Info z soboty. To szkodzi wizerunkowi mediów publicznych

– Niebawem dojdzie do rozmowy z Kurskim, będą robione audyty finansowe, to da podstawy do twardych ocen. Z nich będą wynikać wnioski, pozytywne lub inne. Chodzi o korygowanie ewentualnie złego kursu, jeśli z nim mamy do czynienia. Są pewne niepokojące sygnały, jak z tą depeszą z TVP Info z soboty. To więcej niż niefortunne, to szkodzi mediom publicznym. W tej sprawie poprosiłem o wyjaśnienia. W swoich konsekwencjach może to bardzo zaszkodzić TVP. Jakość programu mediów publicznych, to zdecyduje o tym jak ludzie odbiorą propozycje z abonamentem – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Krzysztof Czabański.

09:25

Czabański: Nie podobało mi się, że TVP ustawiła się na kontrze do WOŚP

– Ja bym bardziej się martwił tym, jak media publicznie będą przekonywać do tego, by płacić abonament. W momencie gdy pewne zjawiska programów się pojawiają… Mnie zaniepokoiło disco-polo, to stało się ulubionym programem TVP. Na tym tle trudno namawiać ludzi do płacenia abonamentu. Jeżeli ja słyszę, że są dziwne posunięcia programowe jak z WOŚP..Dlaczego się kopać z koniem? Nie podobało mi się, że TVP ustawiła się na kontrze do WOŚP. Trzeba było informować, pokazywać szlachetność. Próba ukrywania znaczków to jakieś posunięcie nie z tego świata – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Krzysztof Czabański.

09:19

Czabański: Ustawa abonamentowa jest dyskutowana, do rozstrzygnięcia są problemy jak ściągać abonament

– Ustawa abonamentowa jest dyskutowana. Do rozstrzygnięcia są pewne problemy – jak ściągać abonament. Chodzi o uszczelnienie obecnie obowiązującej ustawy. Czyli po jakie instrumenty sięgnąć. Jeżeli ta ustawa odniesie dobry skutek, to nie trzeba będzie dalej kombinować. Jeśli okaże się, że ona nie przyniesie rezultatów, to być może trzeba będzie sięgnąć po inne rozwiązania, po opłatę audiowizualną – jak np. ja proponowałem kilka miesięcy temu ściąganą z prądem, albo przy PiT. Teraz pomysłem jest to, by urzędy skarbowe weryfikowały to, czy ktoś płaci abonament, czy nie. Ale sprawa nie jest jeszcze przesądzona. To jest w dyskusjach i rozmowach. Dopiero, gdy dobry sposób będzie wymyślony, to wejdzie w życie. O tym uszczelnieniu Jacek Kurski mówi od pół roku, a efektów nie widać. Nic nie jest jeszcze przesądzone. Jeśli prezes Jarosław Kaczyński mówi, że nastąpiło przyspieszenie, to znaczy że decyzje na najwyższym szczeblu politycznym zostały już podjęte. To najwyżsi politycy decydują o tych sprawach – powiedział w „Salonie politycznym Trójki”.

08:47

Jurek: Oczekiwałbym, żeby minister Zalewska zerwała współpracę z organizacjami politycznego ruchu homoseksualnego

Jak mówił Marek Jurek w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM:

„Oczekiwałbym, żeby minister Zalewska zerwała współpracę z organizacjami politycznego ruchu homoseksualnego, który nawiązał rząd Platformy. Dlatego, że możemy się doczekać w ramach tego wahadła, że rząd się zmieni i nawet przy ograniczonej współpracy, umowy o współpracę pozostaną aktualne, więc będą kontynuować to, co robili. Jeżeli ma być dobra zmiana, postawmy na rodzinę nie w deklaracjach, ale powiedzmy: zgodnie z art. 72 Konstytucji, który każdemu daje prawo apelować o przeciwdziałanie demoralizacji, apeluję, żeby zerwać tę współpracę i ją zakończyć”

08:39

Jurek: Najsłabszą stroną rządu jest tak naprawdę kierownictwo partii rządzącej

Jak mówił Marek Jurek w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM:

„Najsłabszą stroną rządu jest tak naprawdę kierownictwo partii rządzącej, która dostarcza problemów, bez których rząd radziłby sobie lepiej i miałby jeszcze większe poparcie społeczne. Takie wrzutki, jak ostatnio ten pomysł zmieniania ordynacji samorządowej i likwidowania JOW-ów. Przecież to kompletny absurd. Jak można w jednym tygodniu odbierać nagrodę wolności, zdając sobie sprawę, że w społeczeństwach pokomunistycznych mamy niedowład opinii publicznej i tłumić inicjatywę społeczną na najniższym poziomie? Liczę na interwencję prezydenta w tej sprawie. Pamiętam wspaniałe wystąpienie prezydenta po I turze, kiedy zwracał się do Pawła Kukiza mówiąc: tak, JOW-y to sprawa, nad którą trzeba dużo myśleć i rozmawiać. Sprawa próby likwidacji JOW-ów w wyborach do większości miast w Polsce, do gmin wiejskich, itd. to sprawa godna tego, żeby wystąpić w obronie. Uważam, że JOW-y powinny być wprowadzone w całym samorządzie. W Sejmie też, ale w samorządzie to proste”

08:33

Łapiński o Misiewiczu: Gdy ktoś jest osobą publiczną, to powinien uważać gdzie się chodzi i z kim

– Wiemy że Bartłomiej Misiewicz jest doradcą ministra, ale w wyborach parlamentarnych nie uzyskał wystarczającej liczby głosów, by być w Sejmie. Wielu ministrów chciałoby mieć taką rozpoznawalność, jak skromny szef gabinetu ministra. Z tego co wszyscy mówią, to jest człowiek młody, ambitny pracowity. Ale on musi uważać na media. Gdy ktoś jest osobą publiczną, to powinien uważać gdzie się chodzi i z kim. Dziś każdy może publikować zdjęcia, wrzucić nagrania do sieci – powiedział w rozmowie z Konradem Piaseckim Krzysztof Łapiński w „Gościu Radia ZET”.

08:30

Jurek: Niedobrze, że przedłuża się prace nad projektem nowej ustawy aborcyjnej

Jak mówił Marek Jurek w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM:

„Ten projekt o ochronie życia leży tam [w komisji] od paru miesięcy. Niedobrze, że przedłuża się prace nad tym projektem. Teraz wysłano go do pani premier, żeby zapytać co myśleć, itd., a przecież to jest projekt uzgodniony przez Polską Federację Ruchów Obrony Życia, które współpracują z PiS-em i liczyły na pomoc wtedy, kiedy PIS odrzucał projekt „Stop aborcji”. Bardzo niedobra gra, niepotrzebna, bo w sprawach tak ważnych politycy mają elementarny obowiązek budować opinię publiczną, a nie przedłużać sprawy”

08:25

Łapiński: Ja nie dostaje przekazów dnia. Mówię co myślę. I tyle

Ja nie dostaje przekazów dnia. Może nie jestem na tej liście posłów… Mówię co myślę. I tyle. A że czasem pomyśle to mówię – mówił w rozmowie z Konradem Piaseckim Krzysztof Łapiński w „Gościu Radia ZET”.

Poseł PiS mówił też o swojej rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim: To nie było wezwanie na dywanik. Przed nowym rokiem miałem taką rozmowę z Kaczyńskim. Wszystko moje wypowiedzi są podyktowane troską o PiS. Gdy ja mówię że nie należy mnożyć frontów, to znaczy, że nie musimy szukać przeciwników na siłę. Część z nich nie jest naturalnych. Ale np. uważam, że nie powinniśmy straszyć posłów więzieniami. Bo oni tylko na to czekają. Wytrącajmy naszym przeciwnikom argumenty, że jesteśmy zamordystami. Nie ma sensu machać szabelką. Dziś opozycja jest tak słaba i tak rozbita, że nie warto ich takimi wypowiedziami jednoczyć.

08:17

Łapiński: Gdyby dziś była kampania wyborcza, to tematy, które są wokół PiS ciągnęłyby nas w dół

– Na końcu musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to co dzieje się wokół pewnych osób pomaga czy szkodzi partii. Ja wolałbym dziś, by w kontekście PiS mówiono o tym, że dzięki pakietowi paliwowemu do budżetu wpada kilka miliardów więcej. Jest pytanie na ile w naszej komunikacji na ile będzie dominował przekaz o pewnych sytuacjach, a na ile o sukcesach. Gdyby dziś była kampania wyborcza, to tematy, które są wokół PiS ciągnęłyby nas w dół. PiS może unikać takich sytuacji to po pierwsze. A po drugie, starać się z nich wyjść z twarzą. Zdarzył się wypadek, można powiedzieć w transparentny sposób powiedzieć, dlaczego tak się stało – powiedział w rozmowie z Konradem Piaseckim Krzysztof Łapiński w „Gościu Radia ZET”.

08:04

Gowin: Dobrym bezpiecznikiem przed nadmierną kumulacją władzy byłby wybór członków KRS większością 3/5

Jak mówił Jarosław Gowin w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Jako były minister sprawiedliwości mogę powiedzieć tak, że KRS w obecnym składzie jest połączeniem związku zawodowego prezesów dużych sądów i w tej drugiej części dobieranych przez polityków jest ciałem fikcyjnym. Chyba, że któryś z polityków – jak Jan Bury – ma ambicje, żeby wpływać na nominacje personalne w polskich sądach. W mojej ocenie nie ma żadnego zagrożenia dla niezależności sądownictwa w takiej konstrukcji wyboru KRS, jaką przewidział minister Ziobro”

„Jestem zwolennikiem tego, aby wbudowywać w mechanizmy demokratyczne pewne bezpieczniki”

„Sędziowie też byliby – według koncepcji Ziobry – wybierani przez parlament. Tak, jak się dzisiaj od zawsze z sędziami TK. Sam fakt, że parlament wybiera członków jakiegoś gremium nie oznacza, że to gremium staje się politycznie zależne. Jestem zwolennikiem tego, aby wbudowywać w mechanizmy demokratyczne pewne bezpieczniki. Dobrym bezpiecznikiem przed nadmierną kumulacją władzy byłby np. wybór członków KRS większością 3/5, co oznacza w polskich realiach, że każda większość rządowa musi się porozumiewać z opozycją”

Rozpoczynamy dopiero dyskusję nad tym projektem. Wydaje mi się, że to rozwiązanie, które uśmierzyłoby takie obawy, jakie te, które pan formułuje – dodał Gowin.

07:54

Gowin: Polacy mogą nam wybaczyć błędy, natomiast na pewno nie wybaczą nam arogancji

Polacy mogą nam wybaczyć błędy, natomiast na pewno nie wybaczą nam arogancji. Od oceniania pracy, sposobu działania poszczególnych ministrów jest jedna osoba – pani premier. Jeszcze raz powtórzę: tylko Beata Szydło jest od tego, żeby publiczne oceny działalności poszczególnych ministrów. Nie byłoby rzeczą pożądaną, gdyby minister rozwoju recenzował to, co robię w ministerstwie nauki, a ja recenzował to, co się dzieje w ministerstwie obrony – mówił Jarosław Gowin w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24, pytany jak ocenia poziom arogancji obecnej władzy. Jak przyznał, „w 2019 roku Polacy rozliczą nas, tak jak wszystkich rządzących, w sposób bezwzględny”.

07:30

Błaszczak o zmianach w przepisach dot. cudzoziemców: Chodzi o to, by nielegalnie przekraczający granicę byli szybko deportowani

– Chodzi o wprowadzenie procedur granicznych. Chodzi o to, by ludzie którzy nielegalnie przekraczają granice, byli szybko deportowani. My musimy wprowadzić takie procedury, które ułatwią i usprawnią działania sił emigracyjnych. Rzecz polega na tym, że niektóre organizacje pozarządowe przeprowadzają szkolenia dla tych imigrantów ekonomicznych. Chodzi o to, by procedury deportacyjne były szybsze i sprawniejsze. W ciągu 28 dni maksymalnie zostanie przeprowadzone postępowanie. Np. ten morderca z Ełku nie powinien być w Polsce. Uchodźcy będą zatrzymywani na granicy. Jeśli ktoś będzie składał odwołanie, to ono trafi do Rady ds. Cudzoziemców, do organu o charakterze quasi-sądowym – powiedział w „Sygnałach Dnia” PR1 Mariusz Błaszczak.

300polityka.pl

PONIEDZIAŁEK, 30 STYCZNIA 2017

STAN GRY: Żakowski: Kijowski workiem kamieni u szyi, DGP o powiązaniach wiceministra od górnictwa

— MUCHA MOŻLIWĄ KANDYDATKĄ NA PREZYDENTA LUBLINA – jedynka Dziennika Wschodniego: Jeżeli nie Żuk to kto? http://jedynki.press.pl/2017-01-30/dzwschodni.jpg

— NAJWYŻSZE OD LAT PREMIER, SPORA PODWYŻKA DLA PREZESA TVP, CZY TAK POWINNO BYĆ W SPÓŁCE, KTÓRA STOI NA KRAWĘDZI BANKRUCTWA? – Agnieszka Kublik w GW: “Najwyższe od lat premie roczne, spora podwyżka pensji prezesa TVP. Czy tak powinno być w spółce, która stoi na krawędzi bankructwa?”
http://wyborcza.pl/7,75398,21309339,tvp-budzet-smierci-z-podwyzka-dla-prezesa-kurskiego-i-wysokimi.html

— DGP O POWIĄZANIACH MINISTRA OD GÓRNICTWA GRZEGORZA TOBISZOWSKIEGO I RZECZNIKA TAURONU – jak pisze Karolina Baca-Pogorzelska: “Rzecznik kontrolowanej przez państwo spółki energetycznej Tauron Maciej Wąsowicz, protegowany wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego, odpowiada za medialną obsługę państwowych firm węglowych. (…) W ubiegłym roku rzecznik nadzorowanego przez resort energii Tauronu zarobił wg informacji DGP przynajmniej 300 tys. zł w innych spółkach podległych temu ministerstwu”.

— BYŁ NAWET KIEROWCĄ TOBISZOWSKIEGO – dalej Baca-Pogorzelska: “Jak to się stało, że akurat Wąsowicz został głównym specjalistą PR polskiego górnictwa? – Jeszcze jako dziennikarz był widywany w kręgu najbliższych współpracowników wiceministra Tobiszowskiego. Doradzał mu w kontaktach z lokalnymi dziennikarzami, jak trzeba, był jego kierowcą – mówi nasz rozmówca ze związków zawodowych”.
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/541335,doradza-rzecznikuje-i-handluje-weglem-maciej-wasowicz-szara-eminencja-polskiego-gornictwa.html

— JEŹDZIŁA NA NARTACH I PO OPOZYCJI – SE O Szydło.

— RYDZYK SPRZEDAJE BILETY NA MACIEREWICZA, CHCESZ POSŁUCHAĆ, ZAPŁAĆ 60 TYS – SE.

— STANISŁAW KOZIEJ O PARASOLU NAD MISIEWICZEM – mówi SE: “Byłem załamany, oglądając to zdjęcie, i już prosiłem na Twitterze swoich „followersów”, by mi go nie przysyłali… Bardzo przykra sytuacja nie tylko z punktu widzenia tego urzędnika, który powinien wyczuwać proporcje. Oficer też powinien tę sytuację rozwiązać inaczej. Mógł cofnąć mikrofon pod namiot, mógł kogoś poprosić o to, by potrzymał parasol. Naprawdę nie wypada oficerowi, by trzymał go nad każdym urzędnikiem”.

— BOR NIE PRZERWAŁ JAZDY SAMOCHODU GOWINA Z PRZEBITĄ OPONĄ – Izabela Kacprzak w RZ: “Wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin w ubiegły weekend kibicował Polakom podczas skoków narciarskich w Zakopanem. W drodze powrotnej do Warszawy, tuż za rogatkami miasta, samochód BOR, którym podróżował Gowin, najechał na kamień. Doszło do uszkodzenia opony. Informacja o nagłym spadku ciśnienia wyświetliła się kierowcy na desce rozdzielczej. Mimo to auto nie zatrzymało się. Dojechało do Krakowa, gdzie wicepremier przesiadł się do innego samochodu z kolumny prezydenta i nim dojechał do Warszawy. – To wbrew jakimkolwiek zasadom ochrony najważniejszych osób w państwie, jestem zszokowany – mówi nam jeden z byłych szefów BOR”. http://www.rp.pl/Polityka/301299947-Przebita-opona-w-limuzynie-Jaroslawa-Gowina-BOR-nie-przerwal-jazdy.html

— TO BŁASZCZAK ZMUSIŁ SZEFA BOR DO ODEJŚCIA – Magdalena Rubaj w Fakcie: “BOR poszedł na zwolnienie lekarskie, ale już wtedy było wiadomo, że do służby nie wróci.
Z naszych informacji wynika, że zwolnienie lekarskie i odejście zostało na Pawlikowskim wymuszone przez ministra Mariusza Błaszczaka (48 l.). O co chodzi? Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości i wyłudzenia dwóch milionów złotych z PKP SA”.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
CBA zatrzymało 5 osób w związku z aferą reprywatyzacyjną w Warszawie
Czabański: Poprosiłem o wyjaśnienia w sprawie depeszy TVP Info z soboty. To szkodzi wizerunkowi mediów publicznych
Czabański: Nie podobało mi się, że TVP ustawiła się na kontrze do WOŚP
Jurek: Oczekiwałbym, żeby minister Zalewska zerwała współpracę z organizacjami politycznego ruchu homoseksualnego
Jurek: Najsłabszą stroną rządu jest tak naprawdę kierownictwo partii rządzącej
Łapiński o Misiewiczu: Gdy ktoś jest osobą publiczną, to powinien uważać gdzie się chodzi i z kim
Jurek: Niedobrze, że przedłuża się prace nad projektem nowej ustawy aborcyjnej
Łapiński: Ja nie dostaje przekazów dnia. Mówię co myślę. I tyle
Łapiński: Gdyby dziś była kampania wyborcza, to tematy, które są wokół PiS ciągnęłyby nas w dół
Gowin: Dobrym bezpiecznikiem przed nadmierną kumulacją władzy byłby wybór członków KRS większością 3/5
Gowin: Polacy mogą nam wybaczyć błędy, natomiast na pewno nie wybaczą nam arogancji
Gowin: Nie było żadnego zagrożenia. Oficerowie BOR zachowali się profesjonalnie, gumę złapaliśmy za Krakowem
Polityczny plan poniedziałku: Nadzwyczajne posiedzenie KRS, Duda w Żaganiu
http://300polityka.pl/live/2017/01/30/

— KOBIETA NA SZCZYTACH POLITYKI TO ŚWIETNA ZMIANA – Joanna Lichocka w GPC: “Dziś PiS obala ten niesprawiedliwy mit. Beata Szydło po roku rządów dowodzi, że kobieta na szczytach polityki to świetna zmiana. Ta, jak kiedyś powiedział Jarosław Kaczyński: niezwykła, a jednocześnie zupełnie zwykła Polska kobieta”.

— PLATFORMA POLUBIŁA REFERENDA – tytuł w GW.

— JACEK ŻAKOWSKI O KIJOWSKIM – pisze w GW: “Kijowski przetrwał i stał się workiem kamieni u szyi ruchu sprzeciwu. Wielu ludziom ruchu ułatwi to powrót do wygodnej bierności. Wielu wahającym się ułatwi przejście do obozu władzy”.

— ŻAKOWSKI O FRASYNIUKU? : “To trudne wyzwania. Ale jeśli oba okażą się nadmierne, zawsze jest nadzieja, że na scenie pojawi się nowy aktor. Lub jakiś stary okaże się mistrzem nowej roli”.
http://wyborcza.pl/7,75968,21308795,kod-i-kijowski-cena-przetrwania.html

— ŻADNA REFORMA WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI NIE BYŁABY MOŻLIWA – Tomasz Pietryga w RZ: “Nikt nie powiedział: poczekajmy na szczegóły, porozmawiajmy, mamy kontrpropozycje. Od razu nastąpił frontalny atak. „Jeżeli zmiany wejdą w życie, to koniec demokracji w Polsce”, „zamach na konstytucję i niezawisłość sędziowską”, „dalszy etap walki z sądownictwem” i jego „podporządkowanie władzy politycznej”. Do takich sformułowań sięgnęły tzw. sędziowskie elity, czyli kilkunastu prezesów i działaczy sędziowskich organizacji, którzy uważają, że są głosem całego środowiska. Zresztą podobnie odpowiadali oni na plany poprzednich ministrów sprawiedliwości”.
http://www.rp.pl/Publicystyka/301299964-Sady-bezruch-to-doskonaly-stan.html

— ZIOBRO POKRZYŻOWAŁ PLANY PISU Z SĘDZIĄ WRÓBLEM? – jak pisze w GW Ewa Siedlecka: “Skoro zaś mandat nie został wygaszony, to Sejm nie może wybrać nowego sędziego na miejsce sędziego Wróbla. Bo ten formalnie nadal jest sędzią TK. Wygląda na to, że PiS plany powołania nowego sędziego do TK pokrzyżował Zbigniew Ziobro, który 12 stycznia złożył w Trybunale wniosek o zbadanie prawomocności powołania trzech sędziów w 2010 r. Został za to skrytykowany przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego”. http://wyborcza.pl/7,75398,21309329,sedzia-andrzej-wrobel-nie-do-odwolania.html

— ZACZYNA SIĘ BABY BOOM – jedynka Kuriera Lubelskiego o wzroście liczby urodzin.

— UJAWNIJCIE SWOJĄ MIŁOŚĆ – jedynka SE o Petru.

— OLIWA SPRAWIEDLIWA – PB na jedynce o wygranej w sądzie byłej prezes PGNiG.

300polityka.pl

Krzysztof Varga

„Ucho Prezesa”. Ciepły Kaczor, czyli pluszowe ostrze satyry [VARGA]

30 stycznia 2017

Kadr z serialu 'Ucho prezesa'

Kadr z serialu ‚Ucho prezesa’ (Ucho Prezesa / https://www.youtube.com/watch?v=meBI0dmQRws)

Za popularność serialu „Ucho Prezesa” odpowiada tak naprawdę sam Prezes. Dziś Kaczyński jest w stanie sprzedać każdy produkt.

Wzbraniałem się z całych sił, toczyłem ze sobą heroiczną walkę, aż wreszcie skapitulowałem i obejrzałem internetowy serial satyryczny „Ucho Prezesa”. Mój opór brał się z tego, że należę do osób wybitnie zdystansowanych do kabaretu, osobliwie do polskiego kabaretu we wszystkich jego emanacjach. Uznać oczywiście można, iż wynika to z mojego wrodzonego braku poczucia humoru, chociaż się tym specjalnie nie zadręczam, poczucie humoru to nie jest w Polsce rzecz nagminna ani niezbędna, a jeżeli już owo poczucie humoru w Polsce występuje, to jest endemiczne, osobne i specyficzne.

Serial „Ucho Prezesa”. Robert Górski: Chcę ocieplić wizerunek Kaczyńskiego. A jemu ocieplić wizerunek świata

Nigdy zatem nie śledziłem polskich kabaretów, nawet w czasach komuny nie umiałem wykrzesać entuzjazmu, jeśli przypadkiem z jakimś antykomunistycznym kabaretem się zetknąłem. Tym bardziej w wolnej Polsce omijałem szerokim łukiem wszystkie cudownie rozmnożone kabarety, w tym nawet Kabaret Moralnego Niepokoju, który za najgorętszą obecnie produkcję, a więc owo „Ucho Prezesa”, odpowiada.

Będzie odpowiedź na ‚Ucho Prezesa’? TVP negocjuje z Górskim ws. serialu o… opozycji

Tyle że za popularność serialu „Ucho Prezesa” odpowiada tak naprawdę sam Prezes, gdyby nie to, iż Kaczyński w osobie Roberta Górskiego jest bohaterem tych filmików, w zasadzie nie byłoby tematu, dziś Kaczyński jest w stanie sprzedać każdy produkt. Być może nawet nie wiedząc o tym, Kaczyński daje pracę całemu legionowi satyryków, ale też politologów, analityków, komentatorów – słowem: zawodowym kaczologom. Kaczolog to jest, obawiam się, wręcz zawód przyszłości. Tak jak w dawnej epoce wytworzyła się osobna kasta sowietologów, przeprowadzająca egzegezy tego, co się na Kremlu dzieje, dzisiaj mamy do czynienia z wnikliwymi analitykami tego, co się na Nowogrodzkiej i Wiejskiej wyprawia. Każde słowo, każde chrząknięcie i każde mlaśnięcie Prezesa poddawane jest laboratoryjnym analizom. Apologeci Prezesa nad mlaśnięciami się pochylają, z zachwytem dowodząc, iż są to mlaśnięcia epokowe, srodzy krytycy Prezesa za niezrozumiałymi mlaśnięciami znajdują zapowiedzi strasznych działań. Nie ulega wątpliwości, że gdyby Kaczyński przestał w ogóle mówić, względnie jedynie niezrozumiałe onomatopeje z siebie by wydawał – publicyści niepokorni by te onomatopeje do poziomu cytatów biblijnych wynosili, krytycy zaś za każdą onomatopeją by zapowiedź zniszczenia demokracji odkrywali.

Czy już powstały powieści o Kaczyńskim? Nie jest to wykluczone, osobiście nie kojarzę, ale w dzisiejszej książkowej nadprodukcji łatwo nawet sensacyjne wydawnictwo przeoczyć. Czy powstał już balet o Kaczyńskim? Gdyby wystawiono balet o życiu Kaczyńskiego, wszyscy by na ten balet do Teatru Wielkiego pędzili na wyścigi. Gdyby wystawiono operę o władzy Kaczyńskiego, byłaby to najbardziej oblegana opera w polskich dziejach. Gdyby symfonię o Kaczyńskim skomponowano – poziom zainteresowania muzyką poważną w Polsce wystrzeliłby w kosmos.

Zresztą do Kaczyńskiego pretensji mieć nie można, on wszak jedynie realizuje swoje dziecięce marzenia o wszechwładzy, on się bawi, buduje zamki w piaskownicy i je potem rozwala łopatką w ataku wściekłości, on ustawia na stole ludziki z kasztanów i żołędzi, toczy nimi bitwy, a jak się zeźli, to jednym ruchem strąca wszystkie na podłogę i depcze histerycznie. Mnie jest to bliskie, w czasach przedszkola i podstawówki też taki byłem, rodzinne przekazy podkreślają, że należałem do dzieci egoistycznych, narcystycznych, złośliwych i obrażalskich, dlatego zapewne współodczuwam z Kaczyńskim. Zazdroszczę mu też, bo nawet będąc mężczyzną w sile wieku, chętnie bym się pobawił w bycie despotą, demiurgiem, a nade wszystko wielkim destruktorem. Bo każde dziecko przecież, nawet to dorosłe, bardziej niż budować lubi niszczyć.

Rozumiem świetnie, że Kaczyńskiemu się serial podobał, bo utwierdza go w przekonaniu o swojej wyjątkowości i niezbędności na tle miernot, lizusów i wazeliniarzy. Oto samotność geniusza – myśli Kaczyński, rozglądając się po swoim dworze i lustrując gnących się w ukłonach dworaków. Taki Błaszczak w „Uchu Prezesa” jest, owszem, przybocznym Prezesa, po prawdzie lokajem, szepczącym mu nieustannie słodkie pochlebstwa, szykującym herbatki i częstującym landrynkami, ale nie jest groźnym ministrem policji jak w rzeczywistości. Ja w zasadzie tego Mariusza lubię. Nie cenię, nie szanuję, ale lubię, bo to niegroźna i niemęska figura, nie ma w nim nic niebezpiecznego przecież. Nie jest prawdą, że „Ucho Prezesa” ociepla wyłącznie Kaczyńskiego, „Ucho Prezesa” ociepla wszystkich – do Macierewicza brawurowo odwzorowanego w odcinku trzecim poczułem niemal sympatię: to nie jest złowrogi dewastator, który armię rozbija, to starszy kulturalny pan z wyraźną słabością do młodych, nierozgarniętych chłopców. Sam Misiewicz też przecież jeno jest „taki trochę większy ministrant”, w sumie sympatyczny, choć ograniczony umysłowo. Prawdziwemu Macierewiczowi bardzo się ponoć odcinek podobał i raczył go nazwać „znakomitym”, podobnie prawdziwy Błaszczak przyznał, iż oglądając siebie, „znakomicie się bawił”. Wcale mnie to nie dziwi, bo serialowi Mariusz i Antoni budzą ciepłe uczucia, jak kotki na Facebooku.

Prezydent wyczekujący bezskutecznie na audiencję przed gabinetem Prezesa, prezydent, którego wszyscy sobie lekceważą, z sekretarką na czele, jest tu postacią żałosną, ale jednak budzi współczucie, a nie złość. Ja po obejrzeniu „Ucha Prezesa” mam dla prezydenta ogrom ludzkich uczuć – prawdziwy prezydent powinien Kabaretowi Moralnego Niepokoju być wdzięczny za ocieplenie wizerunku i pokazanie go jako nieśmiałego niedorajdę, a nie kogoś, kto jednym pociągnięciem długopisu zniszczyć może ostatki wolności. Podobnie Mateusz Morawiecki – w serialu prymus, który jako jeden z nielicznych zachowuje rozsądek, lecz jego wizja nowoczesności nie ma szans w zderzeniu z anachronicznym myśleniem Prezesa.

Samemu Prezesowi ów satyryczny serial się podobał, Prezes dał znak, że ma poczucie humoru i pozwala z siebie się śmiać, choć przecież tak naprawdę Prezes pozwolił się śmiać ze swych dworzan, aby ich tym bardziej pognębić. Zatem dworzanie także się śmieją, z siebie się śmieją oczywiście, bo to Prezesowi przyjemność sprawia. Dworzanie dla dobrego samopoczucia Prezesa są gotowi rechotać i tarzać się po podłodze, oglądając siebie jako halabardników wyzbytych resztek godności, albowiem upokorzeni wielką satysfakcję sprawiają władcy. Władca ma wówczas dobry humor, a wiadomo z historii, że gdy władca ma dobry humor, to i mianować na jakieś stanowisko może, i egzekucję wstrzymać, życie darowując. W subtelnych głosach sprzeciwu wobec „Ucha Prezesa” dały się słyszeć jedynie argumenty trzeciorzędne, mianowicie, że koty mleka nie piją oraz że Prezes nie słodzi herbaty ani nie ssie landrynek, poza tym podług potakiwaczy wszystko chyba się zgadza – to, że naczelnik otoczony jest przez posłusznych służalców, że samodzielność decyzyjna tam nie występuje. Nikt się na niesprawiedliwe wypaczenia serialu nie skarżył, dało się słyszeć zbiorowe westchnienie ulgi, że prawda wreszcie oficjalnie została ujawniona: tylko naczelnik decyzje podejmuje, nikt inny własnego zdania tam nie ma. Po obejrzeniu czterech odcinków dochodzę do wniosku, że Bóg musi mieć specjalne względy dla Polski, że zesłał nam Kaczyńskiego, aby ten Polski bandzie matołów zniszczyć nie pozwolił.

 

dworzanie

wyborcza.pl

Tylnymi drzwiami do władzy i na spotkania ze zwolennikami – wyjazdy prezesa PiS komentuje Wojciech Maziarski

Wojciech Maziarski, Zdjęcia: Adam Rosołowski, Montaż: Michał Szyszka, 30.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21310021,video.html?embed=0&autoplay=1

Na spotkania ze swoimi zwolennikami Jarosław Kaczyński musi wchodzić tylnymi drzwiami, bo przy głównych protestują jego oponenci – komentuje Wojciech Maziarski. I dodaje: prezes PiS głównymi drzwiami wejdzie na salę rozpraw, na którą wejdą ludzie łamiący konstytucję.

na

wyborcza.pl

Samotnie przepłynął Atlantyk. Zajęło mu to 77 dni. „Ocean mnie zmienił”

Rozmawiała: Ilona Godlewska, 29 stycznia 2017

Romuald Koperski na łodzi Pianista dopłynął do brzegu wyspy Tobago.

Romuald Koperski na łodzi Pianista dopłynął do brzegu wyspy Tobago. (arch. pryw.)

Miałem chwile, kiedy chciałem uciec z tej kajuty, w której były meble i 80 cm przestrzeni między nimi. Romuald Koperski po 77 dniach wrócił z wyprawy łodzią wiosłową przez Atlantyk.

Ilona Godlewska: Nie ma pan dość wody?

Romuald Koperski*: Woda mi jest bliska, więc nie mam wstrętu. Powiem pani więcej, jak już trafiłem po 77 dniach na Atlantyku na Karaiby, to ciągnęło mnie na plażę. Zastanawiam się teraz, czy nie wybrać się na Pacyfik, ale na miesiąc-dwa, bo szkoda mi na dłuższą podróż czasu.

Trzy lata temu chciał pan przepłynąć Ocean Spokojny łódką wiosłową. Nie udało się. Ale jednak powrócił pan na ocean, tyle że Atlantyk.

– W 2011 r. pomyślałem, że chciałbym się zmierzyć z czymś niezwykłym. Wyruszyłem na Ocean Spokojny, byłem tam 16 dni. Niestety, wyż na Pacyfiku uniemożliwił mi dopłynięcie do wybrzeża Ameryki. Potem łódka poszła w chwilowe zapomnienie. Najpierw stała gdzieś pod wiatą, trafiła do jednego z moich przyjaciół, aż w końcu stanęła pod jedną z knajpek, jako taka atrakcja. I tak sobie stała, aż do momentu, kiedy na jednym ze spotkań mój kolega Andrzej Lubiak rzucił: może chociaż ten Atlantyk zrobisz? Powiedziałem o tym żonie. Entuzjazmu nie było… Ale we mnie ta myśl zaczęła kiełkować. Wypłynąłem w listopadzie z Wysp Kanaryjskich. Kiedy ruszyłem, nie było już drogi powrotnej. Nie mogłem przecież popłynąć pod wiatr. A nie było łatwo – na 77 dni rejsu przez 40 miałem sztorm i to nie były jakieś tam metrowe fale. Szybko stałem się w tym temacie specjalistą. Po kilku dniach już widziałem, która fala mnie uderzy, która wykręci mi stery. Przy każdym wschodzie i każdym zachodzie różnice ciśnień wywoływały sztorm. Płynąłem na 6-metrowej łódce. Ktoś powie: super. Ale wystarczy pójść do wesołego miasteczka i wsiąść do bujanej klatki. To jest fajne przez kilka minut. A mną na tym oceanie bujało przez dzień i noc przez 77 dni. No i podstawowe czynności stają się problemem. No bo jak ukroić sobie chleb, żeby się nie zaciąć? Albo zaparzyć herbatę, nie parząc się przy tym? Przesiąkłem solą morską, przez to zrobiły mi się bolące rany. Sól nie pozwalała się im goić.

Co było najtrudniejsze?

Wcale nie jakieś fizyczne niedogodności. Tylko walka z własną psychiką. Zaliczyłem napady klaustrofobii. Miałem takie chwile, kiedy chciałem uciec z tego pudła, z tej kajuty, w której były meble i 80 cm przestrzeni między nimi.

I?

Trzeba strzelić sobie w mordę, czymś się zająć i koncentrować na zakończeniu. Mocy dodawały też SMS-y od przyjaciół. Nawet pani sobie nie wyobraża, jak w tej samotni jedna wiadomość może wznieść na górę. No i teraz przez te SMS-y mam do zapłacenia rachunki na 4-5 tys. (śmiech).

Ale dzięki tym wiadomościom mieliśmy stały dostęp do informacji, co się u pana dzieje. Pod koniec grudnia na stronie internetowej pojawiła się niepokojąca wiadomość: Romuald Koperski zgłosił koniec żywności. Wcześniej stracił kanister z 40 litrami słodkiej wody, a odsalarka została zalana…

Jedzenia wziąłem po prostu za mało. Zwyciężyło myślenie: jakoś to będzie. Efekt jest taki, że schudłem 20 kg. Oczywiście starałem się łowić ryby. Ale w moim przypadku nie było to wcale takie łatwe, bo jestem z tych, którzy okno otwierają, żeby muchę wypuścić. W końcu jednak głód zwyciężył. Na szczęście zdarzały się też takie momenty, kiedy nie musiałem wcale rzucać wędki, ryby po prostu wskakiwały mi same na pokład.

Zaliczył pan dwa poważne wypadki.

Oczywiście mogłem co noc wykładać dryfkotwę, która daje pewność, że łódka się nie przewróci, ale z drugiej strony to hamuje prędkość. Wolałem ryzykować. Dzięki temu, kiedy rano się budziłem, okazywało się, że zrobiłem 25 mil, a nie 5. No i w połowie grudnia o 4 w nocy dostałem strzał od wielkiej fali. Obudziłem się w wywróconej łodzi. Było kompletnie ciemno. Łódź jest zbudowana tak, że powinna „wstać” sama do naturalnej pozycji, ale tak się nie stało. Pierwsza myśl: wskoczyć do wody, żeby ją ratować. Nie miałem kapoka ani butów, bo w takich chwilach się o tym nie myśli. I poślizgnąłem się, uderzając głową o wiosła. I drugi wypadek – już w biały dzień, znowu duża fala, znowu wywrotka. Dziś mogę się przyznać – to były błędy żeglarskie. Ten rejs był dla mnie znacznie trudniejszy niż podróże po Rosji. Głównie dlatego, że Syberię dobrze znam. Miałem też świadomość, że gdy coś się stanie, pomoc szybko nie dotrze.

Spotkał pan kogoś przez te 77 dni?

Na mapie widziałem statki, wydawało się, że są blisko. Tylko gdy ją powiększałem, okazywało się, że są np. 300 km ode mnie. Blisko Wysp Kanaryjskich patrzę, a jeden ze statków płynie prosto na mnie. Pytam po angielsku przez radio: czy mnie widzą. Oni, że tak. Patrzę, a ten statek, szkoda gadać – brudny, zardzewiały, ledwo to się trzyma kupy. Podpłynęli, żeby się przywitać. Bo im się wyświetliło na AIS-ie [System Automatycznej Identyfikacji – pozwala widzieć komunikaty innych statków, ale i nadawać własny]: statek turystyczny, 6 metrów, jednoosobowy. Stwierdzili, że to jakiś cudak, no bo co to za jednostka z jednoosobową załogą? To był 10 listopada i ostatni ludzie, jakich widziałem aż do połowy stycznia.

Nie kusiło, żeby zabrać kogoś ze sobą?

Nie jestem pierwszy, który przepłynął Atlantyk, ale to były głównie dwu-czteroosobowe drużyny wioślarzy. Widziałem to nieraz: wypływają przyjaciele, wracają wrogowie. Wszystko przez to, że każdy ma inną wizję rejsu i ich nie da się pogodzić. Napięcia są nieuniknione.

Co panu dała ta wyprawa?

Ocean mnie zmienił, mnie, 61-letniego Koperskiego. Z takich rzeczy przyziemnych: doceniam, co to znaczy móc zrobić sobie herbatę, kiedy mam na nią ochotę. Ale co ważniejsze, inaczej zacząłem odbierać rzeczywistość. Jestem przekonany, że w życiu nie ma przypadku. Wiara w to, co się robi, ma moc sprawczą. Sam jestem tego przykładem. Od ponad 20 lat jeżdżę po świecie i miewałem naprawdę różne przygody, ale zawsze wychodziłem z nich obronną ręką. A wszystko dlatego, że za każdym razem wychodziłem z założenia, że nic nie może mi się stać. Jak się nie przeżyje takiej wyprawy, to człowiek sobie nie zdaje sprawy z tego, ile może wytrzymać. Jak mi się wybił palec piątego dnia rejsu, to zacisnąłem zęby i sam sobie go nastawiłem. I nic, że deszcz i sztorm obok. Jest coś jeszcze – teraz nikt mnie nie wyprowadzi z równowagi: Kaczyński, Macierewicz nie są w stanie mnie zdenerwować.

Widzę, że sytuację w kraju pan śledzi.

Staram się oglądać jak najmniej. Po powrocie odpaliłem jakiś portal internetowy i szybko wyłączyłem. Po co to oglądać, jak tam tylko jątrzą? Powiem pani jedno: w stadzie jednostka taka jak Macierewicz byłaby zagryziona albo wypędzona, bo tam musi być harmonia, a tacy osobnicy sieją chaos. My jako naród mamy jeden problem: nie mamy poczucia wspólnoty. Przykre, że zachowujemy się jak stado kundli, które szczekają na siebie nawzajem i na to, co za płotem. I rządzą nami szczekacze, którzy nie mają nic do powiedzenia.

Ostro.

Nie znam drugiego kraju, który tak porzuciłby swoich, jak my w Rosji. Oczywiście Kaczyński przed wyborami obiecywał: przeprowadzimy repatriację Polaków ze Wschodu. I dziś pytam: kogo ściągnął? Dlaczego ci ludzie nadal żyją w norach na dalekiej Syberii? Żeby nie było, na wybory chodzę. Ale na marszu KOD-u też mnie pani nie zobaczy. Nie widzę tam przywódcy, za który mógłbym pójść. Ale na „czarny protest” – czemu nie. Za kobietami pójdę zawsze. Nie życzę sobie, żeby ktoś w majtkach mojej żony grzebał.

Takim przywódcą jest Putin? Kilka lat temu powiedział pan, że jego rządy podniosły Rosję z kolan.

On naprawdę ma 89 proc. poparcia! To, co mówią „zachodnie” media o dmuchaniu słupków, to bzdura. Kiedy wyjeżdżam do Rosji, rozmawiam z ludźmi i wiem, że stoją za Putinem murem. To wódz, który zapewnia im to, czego potrzebują.

Fakt, że żyją w takim przeświadczeniu, nie oznacza, że tak jest.

W naszym mniemaniu Rosja to miejsce, gdzie po przekroczeniu granicy głowę obcinają. A to wspaniali, pomocni ludzie. Kiedy nie miałem jedzenia, zapraszali mnie do siebie, choć sami nie mieli dużo. A kiedy dotarłem do Ameryki, głodowałem. Ta „straszna” Syberia to inny świat, taki ludzki, dlatego tam wracam. Za trzy miesiące wyruszam znowu.

Romuald Koperski nie wrzuca na luz?

W życiu! Wtedy uświadomiłbym sobie, że mam 60 lat, a ja się czuję na 29 i pół. Wie pani, jak trafiłem na Syberię? Miałem poukładane życie, grałem w kurorcie szwajcarskim, dobrze zarabiałem, miałem dużo czasu. Żyłem sobie spokojnie przez 5-6 lat i coraz bardziej doskwierała mi myśl, że jak tak dalej pójdzie, zdechnę w jakiejś knajpie. Kupiłem samochód, wziąłem mapę i postanowiłem ruszyć do Nowego Jorku. A jak tam najbliżej? Przez Syberię! Ja muszę być w ruchu.

Kolejny pomysł już się tli?

Nawet kilka. Remontuję stary samolot i lecę dookoła świata. W ciągu dwóch-trzech lat się uda. Jest jeszcze kolejny rekord do pobicia – na wyspie Trynidad czekał na mnie Charles Brunner, rekordzista Guinnessa. W 2010 r. pokonałem go w kategorii najdłuższy koncert fortepianowy na świecie, zdobywając nowy rekord świata. Stwierdziliśmy, że już nie ma sensu ścigać się ze sobą. Teraz wystąpimy razem. To będzie najdłuższy koncert fortepianowy w duecie. Na początek „jedziemy” 50 godzin.

* Romuald Koperski – podróżnik, pilot, reportażysta i pianista. Prowadzi fundację dobroczynną m.in. na rzecz rodaków na Syberii, którą często odwiedza. Rekordzista Guinnessa – w styczniu 2010 r. wykonał najdłuższy koncert fortepianowy na świecie, trwający 103 godziny i 8 sekund. 31 października 2016 łodzią wiosłową „Pianista” wypłynął w rejs. Wystartował z Teneryfy, 16 stycznia dopłynął do portu Scarborough na wyspie Tobago.

***

Czekam na Państwa opinie pod adresem: Ilona.Godlewska@gdansk.agora.pl.

samotnie

wyborcza.pl

Powrót z emigracji do Polski? Jak wrócić i nie zwariować

Agnieszka Burton, 30 stycznia 2017

Rys. Paweł Jońca

Ludzie często wyjeżdżają po cichu. Powrót z emigracji do Polski jest jednak wstydem.

Decyzję podjęła pewnej nocy, po prostu obudziła się z przeświadczeniem, że powinni wrócić do kraju, mimo że na Węgrzech im się podobało.

W Warszawie powitała ich rodzina, każdy miał jednak swoje sprawy, własne życie, a ona cały czas porównywała wszystko z Budapesztem, trudno było już tego słuchać. Szokowała ją agresywna jazda kierowców, zatroskane, zacięte miny. Wystarczyły cztery lata za granicą, by stolica wydawała się obca.

– Styl życia, pośpiech, nie bardzo się w tym odnajdywałam. Węgrzy są bardziej wyluzowani, jest tam więcej uśmiechu, życzliwości. Mówią „dzień dobry”, a jak wychodzę z bloku, ktoś mi przytrzyma drzwi, bo prowadzę rower – opowiada Aleksandra Mościcka, z wykształcenia ekonomistka, specjalistka ds. rynku pracy.

Były też ciężkie chwile: czteroletni syn spakował plecak i oświadczył, że wraca do domu, na Węgry, a siedmioletnia córka przed zaśnięciem wyliczała przyjaciół, za którymi tęskni.

Dlatego Aleksandra wymyśliła Powroty, grupę wsparcia dla osób wracających z emigracji do Polski. Warszawska fundacja Sto Pociech udostępniła salę, potem doszła dotacja z MSZ, a w 2016 roku projekt otrzymał współfinansowanie z Senatu (w ramach opieki nad Polonią i Polakami mieszkającymi za granicą).

– Organizujemy bezpłatne warsztaty (powrotny szok kulturowy, wykorzystywanie potencjału przywiezionego z zagranicy). Przychodzą małżeństwa mieszane, jest więc sporo obcokrajowców. Spotkania dla tych, którzy już są w Polsce, zwykle co dwa miesiące, ogłaszamy na Facebooku. Są też konsultacje przez Skype’a, telefon i mailowo dla osób z całej Polski, także dla tych, którzy dopiero myślą o reemigracji. Nie zachęcamy ani nie zniechęcamy nikogo. Podpytuję rozważających powrót z emigracji do Polski, czy policzyli, ile będzie kosztować wynajem mieszkania, rozmawiam o rynku pracy, by pomóc samodzielnie podjąć decyzję. Ale zainteresowanie rośnie, minęło 12 lat od wejścia do UE, emigranci mają kilkuletnie dzieci i zaczynają się zastanawiać, co dalej.

Polską ziemię zasieję. Emigranci wracają z Anglii na wieś

Mówi się, że każdy rok życia na obczyźnie to pół roku przyzwyczajania się do kraju rodzinnego. W pierwszym roku po powrocie nie warto podejmować wielkich decyzji, znowu wyjeżdżać, bo wtedy rządzą nami duże emocje (ale kolejny raz na emigrację wyjeżdża 10 procent naszych „powrotowców”, na ogół w związku z pracą).

Jest też coś takiego jak „pułapka emigracyjna”, tam tęsknimy za zielonymi polami i babcią, tu przyjeżdżamy i nie jesteśmy już wyczekiwanym gościem z zagranicy, powoli przechodzi się do zwykłego życia. Ale trzeba rozumieć, że to jest proces, że będzie coraz lepiej. Do Polski nie wraca się dla lepszej organizacji życia społecznego, dla większych pieniędzy. Biurokracja też jest duża, trzeba być na to przygotowanym, najlepiej się uśmiechnąć: „Miejmy nadzieję, że to się będzie zmieniać”. Do Polski wraca się, by być u siebie i blisko rodziny. Staram się pamiętać, co jest dla mnie ważniejsze: wygodne życie w obcym kraju czy fakt, że dzieci mogą być blisko dziadków, uczestniczyć w ważnych wydarzeniach rodzinnych? To jest coś nieprzeliczalnego. Zrobiłam sobie nawet plakat, by nie zapomnieć: czego mi tam brakowało, za czym tęskniłam. Ale i tak kawałek serca zostawiłam w Budapeszcie.

Reemigrantów trudny powrót do Polski. To narzekanie, to ściąganie, te przepisy!

Wracają po cichu

Aleksandra: – Byłyśmy w Dublinie i w Londynie zbadać potrzeby Polaków. Pytali o pracę, jakie dokumenty są potrzebne, jak rozpocząć działalność. Pewien pan z Dublina chciał założyć warsztat samochodowy w Polsce. Już tu był, starał się, rodzina mu pomagała, ale szło opornie, był sfrustrowany, zniechęcony Polską. Powiedziałam delikatnie: „Nie każdy musi reemigrować”, a on na to: „ Ale ja chcę wrócić do kraju!”, jakby szukał potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze.

W Anglii pytano o powrót do Polski na emeryturę. W Irlandii przyszły osoby w wieku produkcyjnym – kobiety narzekały, że w Polsce nie pracuje się na pół etatu, więc z większą liczbą dzieci nie ma po co wracać. Pytano o edukację, czy zapisać dzieci do międzynarodowej szkoły, gdzie koszty są wysokie, ale jest więcej angielskiego, czy do społecznej? Kiedy najlepiej wracać z dzieckiem? Na co generalnie mówimy, aby z nastolatkami nie wracać, tylko – jeśli można – przeczekać ten okres.

Pojawiał się też wątek psychologiczny: jakie są wyzwania po powrocie, jak poradzili sobie inni? Jak rozmawiać z urzędnikami, bo w Polsce nie ma pakietu powitalnego czekającego na reemigrantów, nikt się nie cieszy, że wrócili.

W Londynie przed spotkaniem podsłuchałam przypadkiem rozmowę: „Powrót do Polski? To jakiś joke!”. Podeszłam do tych ludzi, zaprosiłam, nawet weszli posłuchać. Wielu Polaków w Anglii może by chciało wrócić, bo nie są tam tak chętnie przyjmowani, ale wiedzą, że nie wszystkich reemigrantów nasz rynek pracy by wchłonął, szczególnie w Polsce B. Często słyszymy, że my jesteśmy z Warszawy, a ktoś chce na przykład wrócić do Lublina – i co w tym Lublinie?

Nie spotkałam natomiast ludzi, którzy chcieliby wracać z powodu Brexitu. Ci, którzy są przekonani, że chcą tam mieszkać, zostają. Ale na pewno jest niepokój. Przyznała to prywatnie jedna z działaczek polonijnych z Londynu: nikt nie wie, co będzie dalej, wszyscy czekają. Od znajomej wiem o kobiecie, która w grudniu zrezygnowała z pracy i już jest w Polsce, bo w angielskim metrze bała się mówić po polsku. Tak czy owak Wielka Brytania przeważa wśród krajów, z których wracają Polacy. W Irlandii Polakom żyje się chyba łatwiej, bo Irlandczycy są otwarci i serdeczni. Ktoś powiedział, że bardzo lubi Irlandię, bo ludzi nie ocenia się tam ze względu na tytuły, ale na to, jacy są, co zrobili dla innych.

„Za dwa lata i tak cię tu nie będzie”. W Wielkiej Brytanii nie chcą Polaków

Często słyszałyśmy: „Pomyślimy za rok”, „Gdy córka skończy szkołę”. Ludzie odkładają tę decyzję, ale się rozglądają. Powrót z emigracji do Polski jest jednak pewnym wstydem. Ludzie często wyjeżdżają po cichu. W Irlandii mówiono nam: dzieci znikają, nie ma ich we wrześniu w polskiej szkole, nauczyciel dzwoni do rodziców, okazuje się, że wrócili do Polski, nikogo nie uprzedzając.

Polka w Londynie: Jak przeżyłam Brexit

Wkurzone twarze

Anna, wróciła do Wrocławia po ośmiu latach w USA: – Przyjechaliśmy w zeszłym roku. Moje ośmioletnie dziecko po przeprowadzce zaczęło rysować same smutne, wkurzone twarze. Gdy chodziliśmy na spacer, ludzie wydawali mi się strasznie niegrzeczni, wszędzie chciałam menedżera prosić: bo pani robi miny przy sprzedawaniu lodów, bo kasjerka jest niesympatyczna.

Żałować, nie żałuję, ale są pewne rzeczy, które mnie oburzają. W Stanach w ramach ubezpieczenia jest pełny pakiet szczepionek, do żadnego przedszkola dziecka nie przyjmą bez wykonanych szczepień, a tu nikt o to nie pyta. W szkole, na zebraniu rodziców, pani mówi: dziecko takie a takie ma ospę. Jak to? I nikt nas nie poinformował? Jedna matka się odzywa: „To tylko takie krostki”. Wpadłam w szał, a oni na mnie patrzyli jak na ufoludka.

Dramatycznym rozczarowaniem była szkoła. Jestem załamana, bo mała źle znosi zmiany, jej się tutaj nie podoba. W domu mówimy po polsku, Kasia też zna angielski, myślałam – łatwo będzie znaleźć coś dla takiego dziecka. Zapisałam ją do szkoły dwujęzycznej, 800 złotych na miesiąc. Ta szkoła skończyła się, kiedy nauczycielka powiedziała do dzieci: „Go and sit on the carpet”. Tylko Katarzyna poszła, żadne inne dziecko nie zrozumiało i szlag trafił całą dwujęzyczność! W drugiej szkole prywatnej prosiłam nauczycielkę, żeby prowadziła córkę inaczej, a ona zaczęła krzyczeć, że ma program i uczy dzieci z piosenek, bo wtedy chętniej się uczą. Trzecia szkoła w ciągu roku, rany boskie! Mówię do pani dyrektor: „Córka nie chce tutaj przyjść, a ja jestem zmuszona zabrać ją z ostatniej placówki, bo pani od angielskiego słabo zna język, inni nauczyciele ciągle się zmieniają”. Dyrektorka ujęła mnie, bo pyta dziecko: „Co w tamtej szkole lubiłaś, czego nie lubiłaś, czego się boisz? Koleżanek ci nie zmienię, ale zawsze jak ci się coś nie będzie podobać, to mam w gabinecie sowę, która jest bardzo mądra, przyjdź i pogadaj z nią”. Mała, jak wychodziliśmy, mówi: „Pani dyrektor, proszę mi pokazać ten gabinet, chcę porozmawiać z tą sową”. Bała się, że dzieci nie będą jej lubić, że będzie nowa pani, nie znała słownictwa potrzebnego do zapoznawania się z polskimi dziećmi.

Młodzi Polacy na Wyspach: Prymusi czy nieuki?

Na podwórku panował ostracyzm, Kasia mówi super po angielsku, ma ładniejszy rowerek i dziewczynki nie chciały się z nią bawić. Kiedyś cała grupa tych małolat podniosła ręce, a także ręce lalek, przeciwko zabawie z nią. Dzieci dwujęzycznych jest tu sporo, ale czują się dziwakami, mała nie chce na mieście słowa po angielsku powiedzieć, wstydzi się. Podobno to normalne, bo pragnie być jak inni rówieśnicy. Na szczęście w tej trzeciej szkole jest nauczycielka, która mieszkała w Stanach, rozumie kulturę amerykańską i potrafi prowadzić moje dziecko. Gdy mają klasówkę, ona ma zadania na swoim poziomie. Kiedy mieli tydzień kultury międzynarodowej, podpowiedziałam nauczycielce: „Może córka opowie o amerykańskiej szkole?”. No i mała poprzynosiła rzeczy z tamtej szkoły i mówiła po angielsku. Po przyjeździe do Polski Kasia przytulała po amerykańsku każde dziecko, a dzieci tego nie lubiły, uciekały. Po tamtej lekcji same podeszły, żeby ją przytulić, coś pękło.

To prawda, że trudniej jest zaadaptować się po powrocie do własnego kraju, niż gdy zaczynamy emigrację. Rozmawiałam z psychologiem z Powrotów, by pomóc swojemu dziecku, ale ona od razu powiedziała, że muszę zacząć od siebie. Przyzwyczajasz się do nowej rzeczywistości, stajesz się człowiekiem międzykulturowym: co znalazłaś w nowej kulturze – bierzesz, czego nie lubisz – odrzucasz. I potem te stare rzeczy, które odrzuciłaś, walą jak obuchem! Dlatego chciałam wszędzie prosić tego menedżera.

Mąż jest naukowcem, dostał tu lepszą ofertę pracy w nowej placówce stworzonej z pieniędzy unijnych. Ja od roku szukam, jestem psychologiem, pracowałam długo w marketingu, ale znalezienie pracy w moim zawodzie to masakra! Mam lepsze kompetencje niż inni, płynną znajomość angielskiego, ale też to zlewają. Jeszcze mnie pytają: „Jak będzie się pani czuła w młodym zespole?”. No ludzie, czy ja jestem siedemdziesięcioletnia pani? Niektórzy pytają: „Po co wróciliście do tego głupiego kraju?”. Ale nie rozumieją, że ekonomia runęła wszędzie. W Stanach z powodu Obamacare pracodawca ma zapewnić ubezpieczenie zatrudnionym na pełny etat, więc wiele firm zwolniło pracowników albo przeszło z nimi na pół etatu. Ja straciłam pracę w administracji stanowej.

Niedawno szłam i płakałam w czarnym proteście. Ginekolog stwierdził ciążę pozamaciczną. Poleciałam na badania do szpitala, ciąży pozamacicznej nie miałam, ale to przecież mogło się zdarzyć! Musiałabym czekać, aż mi rozerwie wnętrzności!? To schizofrenia. Wróciłam do zupełnie nowego kraju.

Pozytywną stroną powrotu jest bliskość rodziny, wsiadasz do samochodu, godzinę czy więcej i jesteś, mała może przytulić babcię.

Gdy dzieci w szkole pytają: „Krzysiek, ty masz mamę?”, on odpowiada: „Mam, przyjedzie na Dzień Mamy”. Reportaż o eurosierotach

Siedziałam pod klasą

Katarzyna Tu, współzałożycielka Fundacji AZJA – Centrum Wymiany Kulturowej, asystentka kulturowa w Zespole Szkół Publicznych w Mrokowie koło Warszawy:

– Kiedy po 23 latach wróciłam do Polski, zaczęłam szukać ludzi o podobnych doświadczeniach. Dopiero kiedy znalazłam Powroty, poczułam, że ktoś mnie rozumie. Moje dzieci wychowały się na Tajwanie, chciałam wrócić, aby ich oczy i mózgi otworzyły się na kulturę polską. Ale dopiero po paru latach udało mi się dostać odpowiednią pracę, jestem asystentem kulturowym w szkole w Mrokowie w gminie Lesznowola, gdzie 13 procent dzieci to Chińczycy i Wietnamczycy.

Ale największym szokiem była polska szkoła. Syn miał 12 lat, córka 15, nastolatki bardziej przeżywają stres adaptacyjny niż małe dzieci, poza tym nie uczyli się polskiego na Tajwanie. Dziś wiem, że to był wielki błąd, ale wydawało mi się, że w Warszawie łatwo znajdę dwujęzyczne szkoły. Dzieci trafiły do gimnazjum publicznego przy liceum przygotowującym do matury międzynarodowej. Rozczarowałam się szybko, nauczyciele próbowali, jednak brakowało im odpowiedniego doświadczenia. Córka przychodziła do domu z płaczem. Była sfrustrowana, bo polscy uczniowie ściągają, onieśmielało ją, że ludzie gapią się na nią w metrze, bo ma orientalne rysy. Ale były też miłe chwile: zgubiła telefon i ktoś obcy pożyczył jej swój, żeby do mnie zadzwoniła, albo dziwiło ją przepuszczanie przechodniów na ulicy. Co dzień chodziłam do ich szkoły, siedziałam pod klasami, żeby coś usłyszeć i wieczorami pomóc w lekcjach, tłumaczyłam podręczniki na angielski.

Trudne powroty dzieci emigrantów. Ze szkoły obcej do polskiej

Według ustawy cudzoziemcy i reemigranci mają prawo do pięciu godzin tygodniowo języka polskiego (w tym zajęć wyrównawczych z innych przedmiotów). Moje dzieci korzystały z tych zajęć, opłacałam też korepetytorkę z polskiego. Po jakimś czasie przepisałam je do międzynarodowej szkoły, choć dużo kosztowała, ale zależało mi, aby ich umiejętności oraz wkład w naukę zostały docenione.

One są dziećmi trzeciej kultury, córka nie lubi, kiedy pytają ją, skąd pochodzi, odpowiada: „Mama jest z Polski, tata z Tajwanu, urodziłam się w Stanach”. Jak chcą mi dopiec, mówią, że nigdy tu nie zostaną, że Polski nienawidzą, ale i tak widać, że ten kraj już w nich jest. Chciałabym jeszcze nacieszyć się Polską, bardzo mi jej brakowało, tych wierzb płaczących, zmieniających się pór roku, wcale mi się nie spieszy do kolejnego wyjazdu.

Patataj, patataj, pojedziemy w cudny kraj. Mała emigracja z Wielkiej Brytanii opowiada o Polsce

Dublin przestał się opłacać

Łukasz wrócił do małego miasteczka po dziesięciu latach w Dublinie, marzył o założeniu firmy i własnym domu. – Jak się ma rodzinę, to emigracja tak nie smakuje, brakuje dziadków dla malucha. Wiele osób, chce wrócić, ale się boją, patrzą na nas jak na śmiałków – czy im się uda, czy nie?

Łukasz skontaktował się z Aleksandrą z Powrotów. Mieli alternatywę pracy w Londynie, ale Łukasz przekalkulował, że przeprowadzka do Anglii nie byłaby łatwa. Gdy córka skończyła rok i dostała irlandzki paszport, spakowali się.

– Założenie działalności poszło łatwo, są dotacje, można dostać pieniądze na start. Poza tym byli starzy znajomi, koledzy po fachu, łatwiej było znaleźć zlecenia. Gdybym nie miał tu kontaktów, może musiałbym z powrotem jechać do Irlandii. Choć ekonomicznie życie w Dublinie przestało się opłacać, przedszkola są bardzo drogie, różnica w poziomie życia nie jest już taka duża. Jedzenie mamy tu lepsze, w dużych miastach markety niczym się nie różnią, jest ten sam niedobry chleb i przetworzona żywność. Ale u nas na prowincji są jeszcze smakołyki. Zamiast do Hiszpanii jedzie się nad polskie morze. W Irlandii zarabia się lepiej, ale w Polsce jak się dużo pracuje, to można dobić do tych stawek. Tak, w Polsce trzeba dużo pracować! Ale w Dublinie stresowałem się tak samo jak tutaj. Teraz pracuję dla siebie.

Łukasz łatwo zaaklimatyzował się w kraju. Zajęty był pracą i nie myślał o tym. Ale widzi: żonę stres adaptacyjny bardziej dotknął, tam miała większe szanse, by realizować się jako grafik. Tu jest pedagogiem. Małe miasteczko, nic się nie dzieje, żonę czasem to denerwuje, jednak nie namawia na kolejną emigrację. Łukasz pracuje jako geodeta, podwykonawca dla dużych firm. – Ludzie narzekają, ale jeżdżę po kraju i widzę zmiany. Ekonomicznie jest lepiej niż kiedyś. Bardziej uderza nie bieda materialna, lecz mentalna. Wiele osób choruje na alkoholizm i depresję, nie ma rozwiniętej siatki pomocy. To duży, choć ukrywany problem. Na Zachodzie łatwiej znaleźć pomoc.

Są w kraju od trzech lat. Łukasz marzy: – Chciałbym w Polsce osiągnąć stabilizację i już nie ze względów zarobkowych, ale poznawczych gdzieś na rok sobie jechać i popracować, bez presji zarabiania pieniędzy.

Polskie Kopciuszki w Wielkiej Brytanii. Już nie pracują na zmywaku

***

Trzeba wiedzieć, po co wracam

Rozmowa z Kingą Białek, psycholożką

Jak przygotować się do powrotu?

– W Polsce rzadko się mówi, że powracający przechodzą szok kulturowy, który bywa trudniejszy niż przy emigracji.

Dotyczy tylko Polaków?

– Nie. To uniwersalne zjawisko, nieważne, z jakiej do jakiej kultury wracamy.

Przy powrocie do własnego kraju powinno być łatwiej.

– To złudzenie, że dobrze znamy to miejsce. Kraj się zmienił, bliscy się zmienili, my też jesteśmy inni. Polacy wracający z Wielkiej Brytanii nauczyli się innego etosu pracy, pracownik mówi tam o swoich potrzebach, nie ma problemu z odmawianiem. Anglosaska kultura wymaga też uprzejmości innej niż polska, umiejętności small talk, szybkiego, niezobowiązującego nawiązania kontaktu. W Polsce nie znamy tego i albo jesteśmy nieśmiali, albo bardzo szczerzy, gdy ktoś zapyta o pogodę, wchodzimy w sferę intymną: „Pogoda taka, że aż głowa mnie boli”. I pamiętajmy, że Polska to nowy kraj dla dzieci, które urodziły i wychowywały się za granicą.

Czyli przyjazdy na wakacje nie dają żadnej wskazówki, jak będzie, gdy już na stałe wrócimy?

– Właśnie! Zawsze na początku jest fajnie, dużo się dzieje, wszyscy są stęsknieni, chętnie się spotykają. Nazywa się to „miesiącem miodowym”. Wg badań po mniej więcej miesiącu relacje zaczynają się osłabiać, znajomi i rodzina mają swoje życie. I tu dla reemigrantów zaczyna się trudny moment. Większość czuje się odrzucona. Trzeba sobie wtedy powiedzieć, że to naturalny proces.

Istnieje pojęcie depresji emigracyjnej. Czy jest depresja reemigracyjna?

– Zdarza się. Ale czym innym jest depresja, a czym innym stan depresyjny. Stany depresyjne zdarzają się bardzo często, gdy minie „miesiąc miodowy”. To obniżenie nastroju, aktywności, większa senność, brak motywacji do codziennych czynności, chęć kolejnego wyjazdu. Jest teoria litery U: najpierw miesiąc miodowy, potem etap utraty złudzeń, docieramy na sam dół litery, konfrontujemy się z rzeczywistością, zastanawiamy się, czy znów wyjechać. Potem następuje okres przystosowania. Jeśli wiemy, jak radzić sobie z emocjami, rozmawiamy z przyjacielem, rodzicem, potrafimy ten stres obniżyć. W grupie Powroty mamy duże zapotrzebowanie na naukę technik pozwalających radzić sobie z tym stresem.

Co pomaga przetrwać?

– Trzeba zaplanować wszystko, co można, by nie było powrotu bez rozpoznania rynku pracy, szkoły dla dziecka, przedszkola. Należy poczytać o okolicy, w której chcemy wynająć, kupić mieszkanie. Musimy pogodzić się z tym, że będziemy mieli różne stany emocjonalne, co w większości wypadków nie oznacza, że jesteśmy zaburzeni psychicznie. Nawet jak wszystko będzie szło dobrze, i tak będzie dużo zaskoczeń. Wiadomo np., że w Polsce nie zawsze załatwia się sprawy z uśmiechem i z uprzejmością jak na Zachodzie. Gdy podchodzimy do okienka, a urzędniczka zaczyna pić herbatę, nie znaczy to, że chce nas zlekceważyć, ale może nie ma czasu na przerwę i za mało zarabia. W tej sytuacji mogę mieć postawę roszczeniową albo powiedzieć: „Doskonale panią rozumiem, bo siedziałam wczoraj do późna, jestem przemęczona i jeszcze ta pogoda”. Ważne jest skupianie się na tym, co tu i teraz.

Chyba największą sztuką jest być szczęśliwym niezależnie od miejsca zamieszkania?

– Ciekawym zjawiskiem są dzieci trzeciej kultury, które mają kilka ojczyzn lub mityczną ojczyznę rodziców, więc nie wiadomo, skąd mają czerpać poczucie tożsamości. Ale okazuje się, że jeśli człowiek ma silne poczucie wartości, oparte nie tylko na tym, z jakiego kraju pochodzi, ale jaką jest osobą, ma poczucie przynależności do całego świata. Wtedy niezależnie, gdzie mieszka, jest sobą. Więc najważniejsze to dobrze się czuć ze sobą. Wtedy dobrze będziemy się czuć w każdym kraju.

Kinga Białek – psycholożka, trenerka i konsultantka międzykulturowa, politolożka

Więcej informacji: www.facebook.com/powrotyWarszawa

powroty@stopociech.pl

 

pytaja

wyborcza.pl

Chcemy odwołania prezesa TVP za skrajnie brudną, goebbelsowską propagandę – K.Lubnauer w 3×3

Katarzyna Lubnauer, Roman Imielski, Zdjęcia: Adam Rosołowski, Montaż: Michał Szyszka, 30.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21309871,video.html?embed=0&autoplay=1

PiS wykorzystuje TVP do walki z opozycją – mówi w 3×3 rzeczniczka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. Jej zdaniem, świadczy o tym podanie w programie ‚Studio Polska’ fałszywej informacji o rzekomym aresztowaniu Ryszarda Petru pod zarzutem szpiegostwa. I zapowiada wniosek o odwołanie prezesa TVP. Także regularna nagonka na Nowoczesną w ‚Wiadomościach TVP’ pokazuje, że dla PiS Nowoczesna jest najgroźniejszą partią opozycyjną – mówi Katarzyna Lubnauer.

chcemy

wyborcza.pl

Wojciech Czuchnowski

Cień teczki „Bolka”

30 stycznia 2017

Lech Wałęsa, rok 1980

Lech Wałęsa, rok 1980 (LOOR/SIPA/East News)

Zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego władza groziła Lechowi Wałęsie, że ujawni materiały o jego współpracy z SB. Przywódca „Solidarności” nie uległ i nie zdradził. Ale sprawa ciągnie się za nim do dzisiaj.

Kolejny akord rozegra się we wtorek. IPN ogłosi wyniki ekspertyzy teczki TW „Bolek” znalezionej rok temu w domu byłego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka. Eksperci ocenili, czy donosy w tej teczce pisał Lech Wałęsa.

Zawartość teczki „Bolka” i jej kontekst historyczny przeanalizowali autorzy najnowszego numeru periodyku „Wolność i Solidarność” wydawanego przez Collegium Civitas i Europejskie Centrum Solidarności.

Pobierz dokument w formacie pdf >>

Bezpieka przyciska i grozi

Próbę szantażu wobec Wałęsy internowanego w Arłamowie opisuje Tomasz Kozłowski, naukowiec z IPN. Władze wysłały do Wałęsy ppłk. Czesława Wojtalika (w latach 70. wiceszefa SB w Gdańsku). „Wojtalik zagroził ujawnieniem współpracy z SB z początku lat siedemdziesiątych – pisze Kozłowski. – Wałęsa stracił pewność siebie. Z raportu oficera BOR wiemy, jakie wrażenie zrobiła ta wizyta: Denerwowało go zaglądanie do jego pokoju. Szybko zjadał posiłek i szedł do swego pokoju. Prawie cały dzień przestał oparty o parapet okna i spoglądający bezwiednie w bliżej nieokreśloną dal ”.

Zobacz też: Konferencja z udziałem Lecha Wałęsy „Przewodniczący – Noblista – Bolek – Prezydent. Kim jest naprawdę Lech Wałęsa?”

Przewodniczący zdelegalizowanej „S” nie dał się złamać, stał się symbolem oporu. Gdy Komitet Noblowski wytypował Wałęsę do Pokojowej Nagrody Nobla, komuniści usiłowali go skompromitować aktami „Bolka”. W MSW powstał zespół fabrykujący donosy agenta, by dowieść jego współpracy w czasie powstawania Wolnych Związków Zawodowych i „S”. Fałszywki podrzucano m.in. Annie Walentynowicz.

Andrzej Friszke, historyk z Collegium Civitas, opisuje niezłomną postawę Wałęsy na przesłuchaniach: „Unikał jakichkolwiek ocen czy rozmowy o szczegółach, w końcu odpowiedział krótko: Wyrosłem ze słusznego protestu klasy robotniczej i wierzyłem w mądrość świata pracy. Dziś jestem zobligowany tymi ludźmi, którzy siedzą. Siedzą między innymi przeze mnie. Moralnie jestem odpowiedzialny za tych ludzi ” – cytuje Friszke.

Od informatora do kontestatora

W periodyku „WiS” teczkę „Bolka” (750 stron) analizuje Jan Skórzyński z Collegium Civitas. Nie neguje, że po Grudniu ’70 Wałęsa, jeden z przywódców krwawo stłumionego protestu stoczniowców, zgodził się na współpracę.

Bezpieka zwerbowała wtedy ponad 130 robotników z Trójmiasta, w tym Wałęsę. Skórzyński odrzuca możliwość, że teczka była sfabrykowana, zawiera bowiem zbyt wiele prawdziwych szczegółów z życia Wałęsy i typowych dla niego zwrotów. „Kilkakrotnie przesłuchiwany, z pewnością straszony, niedoświadczony działacz robotniczy opowiedział o swoim udziale w protestach grudniowych i podjął zobowiązania wobec SB” – pisze Skórzyński. Przypomina, że przyznał to w zawoalowany sposób w swojej pierwszej autobiografii „Droga nadziei”. Wałęsa wspominał tam: „Prawdą jest też, że z tego starcia [z SB] nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem”.

Skórzyński stwierdza, że na początku współpracy (1971-72) „informacje przekazywane przez Bolka naraziły wielu jego kolegów na prześladowania, ułatwiały pacyfikację oporu i pozwalały SB na kontrolowanie sytuacji w Stoczni Gdańskiej. Niezależnie od intencji Wałęsy w tej mierze rola jego donosów była jednoznacznie negatywna. Tę postawę można próbować zrozumieć, ale nie da się jej obronić”.

„Bolek” informował o planach drukowania nielegalnych ulotek, próbach strajku i o robotnikach, którzy mieli mieć broń odebraną milicjantom. Dostawał za to pieniądze.

Pod koniec 1971 r. zmienił postawę. Zaczął pouczać „prowadzących go” esbeków, jak należy traktować robotników. Krytykował władze za niedotrzymywanie zobowiązań złożonych po Grudniu. W analizie z 1972 r. SB pisze: „TW zamiast rozładowywać istniejącą atmosferę na zakładzie, pogłębiał ją swoimi wystąpieniami. Na zebraniu stawał po stronie tych, który sprzeciwiali się zarządzeniom dyrekcji, tłumacząc później na spotkaniu [z SB], że zrobił to po to, aby mieć w dalszym ciągu zaufanie u osób przez nas rozpracowywanych”.

Skórzyński: „Wedle opinii SB Bolek był informatorem nietypowym. Choć początkowo dobrze wypełniał swe zadania, to po pewnym czasie zaczął wyplątywać się z sieci bezpieki i zamiast donosów przekazywać jej własne opinie o sytuacji w stoczni i problemach pracowniczych. W dodatku zaczął publicznie występować z ostrą krytyką władz, podburzając innych i w rezultacie pełniąc rolę odwrotną niż ta, której oczekiwali od niego policyjni mocodawcy. Zamiast uśmierzać atmosferę i ułatwiać kontrolę załogi, stał się rozsadnikiem niezadowolenia i źródłem destabilizacji. W końcu miarka się przebrała – kierownictwo stoczni pozbyło się coraz bardziej kłopotliwego pracownika. Tajna policja nie interweniowała, by go zatrzymać w zakładzie. Najwidoczniej uznała, że przynosi więcej szkody niż pożytku”.

Epizod w biografii

Kontakty Wałęsy z SB trwały do 1975 r., ale naprawdę znamiona współpracy miały jego relacje z lat 1971-72. Potem zaczął unikać spotkań, przychodził bez raportów i istotnych dla bezpieki informacji. Nie reagował na pouczenia i przydzielane zadania.

W lutym 1975 r. esbek ostrzegł Wałęsę, że jest decyzja, by go zwolnić z pracy za „wichrzycielstwo”. Wałęsa „oświadczył, że nie da się tak zwolnić i będzie dochodził swoich praw”. Skórzyński: „Ostatnie słowa skierowane do oficera prowadzącego dobrze ilustrują ewolucję, jaka się dokonała w młodym stoczniowcu. W ciągu kilku lat przeszedł drogę od człowieka zastraszonego, gotowego do współpracy z władzami, do hardego, świadomego swych praw robotnika. Następne lata potwierdzą trwałość tej przemiany, doprowadzając Lecha Wałęsę na czoło ruchu walczącego o wolność Polski”.

Autor podkreśla: „Wszelkie kontakty z SB zakończyły się na kilka lat przed przystąpieniem Wałęsy do ruchu opozycyjnego. Jeśli więc w okresie pogrudniowym był uwikłany we współpracę z policją, to potrafił się z tego uzależnienia wyrwać. Od roku 1976 władze traktowały go jako przeciwnika. I tak już było do końca PRL”.

Skórzyński podsumowuje: „Historię Bolka można odczytać na kilka sposobów. W jednym ujęciu będzie to opowieść o ludzkiej słabości, zdradzie i kolaboracji, w drugim – o początkowym załamaniu i późniejszym stopniowym podnoszeniu się z upadku, o społecznym i obywatelskim dojrzewaniu młodego robotnika w niejednoznacznej moralnie atmosferze rządów Edwarda Gierka. Jeszcze inna narracja to opis przebiegłej gry prowadzonej przez przyszłego przywódcę Solidarności , który wyprowadził w pole aparat bezpieczeństwa PRL.

Nie zacierając negatywnych konsekwencji współpracy Lecha Wałęsy z SB, widzę w tym jedynie epizod jego biografii, istotny, ale niedefiniujący politycznego życiorysu przywódcy Solidarności ”.

co-wynika

wyborcza.pl