7 grzechów głównych KOD. Oto, co sprawia, że ruch Kijowskiego może stracić w oczach Polaków
Komitet Obrony Demokracji to ruch społeczny, jakiego w Polsce od dawna nie było. Na Zachodzie często bywa porównywany do pierwszej „Solidarności”, a Mateusz Kijowski do Lecha Wałęsy. To sprawia, że KOD-owi wybacza się na razie wszystkie grzechy. Tych tymczasem nie brakuje i im dłużej KOD będzie w nich trwał, tym szybciej nadejdzie moment, gdy boleśnie za nie zapłaci. Oto 7 grzechów głównych ruchu Kijowskiego.
1. Tylko sprzeciw
Ruchy, które odnosiły w historii największe sukcesy zwykle oparte były na dążeniu do określonego celu. Wiedziały, czego chcą. W „Solidarności” z czasów PRL od początku chodziło o poprawę bytu klasy robotniczej i choćby minimalny szacunek władzy wobec obywateli. Kolejne lata skutecznej walki o ten cel sprawiły, że przy okazji wywalczyć udało się uzyskać o wiele więcej. W tym całkowity upadek komunizmu, nie tylko w Polsce, lecz także innych krajach.
Tymczasem KOD wie jedynie, czego nie chce. Energia tysięcy Polaków, którzy dali się porwać inicjatywie stworzonej przez Mateusza Kijowskiego idzie dziś tylko i wyłącznie w sprzeciw. Nie walczą o coś, tylko przeciw czemuś. Choć lider KOD szybko zdystansował się od działań Andrzeja Miszka, który zaproponował nazwę „Komitet Obrony Demokracji przed PiS”, to ona oddawała charakter ruchu znacznie lepiej. Jeszcze lepszy byłby tylko szyld „Komitet Przeciw PiS”.
2. Brak programu
KOD zorganizował wiele manifestacji, ale już manifestu z prawdziwego zdarzenia wciąż się nie doczekał. Teoretycznie powstał on już 22 listopada 2015 roku, ale w dokumencie z tą datą nie ma właściwie żadnego konkretu. Nie dziwi oparcie wszystkiego na sprzeciwie, skoro w „konstytucji” KOD dominują zdania rozpoczynające się od słów „nie chcemy”, „nie godzimy się”, czy – dla odmiany – „nie ma też naszej zgody”.
Demokracja w Polsce jest zagrożona. Działania władzy, jej lekceważenie prawa oraz demokratycznego obyczaju zmuszają nas do wyrażenia stanowczego sprzeciwu. Nie chcemy Polski totalitarnej, zamkniętej dla myślących inaczej niż każe władza, nie chcemy Polski pełnej frustracji i żądzy rewanżu. Chcemy, żeby w Polsce było miejsce dla wszystkich Polaków, równych wobec prawa,z ich przekonaniami, opiniami, etyką i estetyką. Nie godzimy się na zawłaszczanie państwa, dzielenie Polaków na lepszych i gorszych, pogardę dla „innego”. Nie ma też naszej zgody na poglądy godzące w zasady demokracji i prawa człowieka. Czytaj więcej
Porównania do pierwszej „Solidarności” łechcą ego każdego członka KOD, więc posłużmy się nimi jeszcze raz… W sierpniu 1980 roku „S” dopiero kiełkowała podczas strajku w Stoczni Gdańskiej, ale zaczynała nie od okrągłych słów, a 21 postulatów. Bardzo konkretnych. Takich, których każdy zwolennik ówczesnej opozycji mógł ze zrozumieniem bronić.
Polacy angażujący się w KOD nie mają takiej szansy. Jaki pomysł na Polskę ma KOD? Trudno znaleźć o tym jakiekolwiek informacje. Można się domyślić, że chcą Polski bez Jarosława Kaczyńskiego i PiS, ale na dłuższą metę to może być dla Polaków za mało.
– KOD nie jest bliski zwykłym ludziom – celnie punktował Robert Biedroń w poniedziałkowym programie „Tomasz Lis.”. I przypominał, że ruch Mateusza Kijowskiego właściwie nie ma nic do zaoferowania tej części społeczeństwa, która bardziej niż o stan demokracji martwi się, by godnie przetrwać od wypłaty do wypłaty.
KOD stał się siłą zdolną do wykreowania wielkich zmian w państwie i przyszedł najwyższy czas na to, by zajął się także takimi problemami. I przedstawił Polakom plan, który obronioną już demokrację uchroni przed tym, by za kilka lat znowu nie zrezygnowano z niej za 500 zł od autorytarnej władzy.
3. Wodzostwo
Kto pretenduje do miana obrońcy danej wartości, ten sam powinien świecić przykładem. Tymczasem Komitet Obrony Demokracji od samego początku działa wodzowsko. Przez co w walce o demokratyczne standardy wypada równie wiarygodnie, jak liczni rozwodnicy z Prawa i Sprawiedliwości broniący chrześcijańskich wartości rodzinnych.
KOD, czyli kto? Na to pytanie większość Polaków odpowie nazwiskiem Mateusza Kijowskiego. W rzeczywistości od kilku miesięcy na czele Komitetu stoi jeszcze kilka osób, ale można odnieść wrażenie, że zostały dopuszczone do „władzy” tylko dlatego, że nie są tak przebojowe, jak lider.
W polskiej polityce to nic nowego. Co więcej, Polacy bardzo lubią, gdy dane poglądy można identyfikować z twarzą silnego lidera. Przed Mateuszem Kijowskim swój sukces budowali w ten sposób Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Przez wszystkie te lata zarzucano im jednak, że taką strategią osłabiają polską demokrację. I nie były to zarzuty bezpodstawne, bo sposób zarządzania PO i PiS przypominał raczej monarchię (czasem ocierającą się o tyranię) niż zdrową demokrację.
KOD poszedł niestety tą samą drogą. Światełkiem nadziei jest zapowiedź, iż więcej wpływu na funkcjonowanie organizacji zwykli ludzie będą mieli, gdy na dobre ruszy stowarzyszenie KOD. Oby na obietnicach się nie skończyło.
4. Kompromitacje wizerunkowe
Grzech trzeci Mateuszowi Kijowskiemu można jednak spróbować odpuścić… Od początku stawiał on na to, by zostać najbardziej rozpoznawalną twarzą KOD, bo widział, jakie oblicze pokazywali inni sympatycy powołanej przez niego inicjatywy. Kiedy Komitet dopiero raczkował, hitem sieci szybko stały się wpisy na jego facebookowej stronie. Gdzie niektórzy pisali na przykład, że „oddychają lepiej, od kiedy jest KOD”. Jednak takie komentarze wywołujące głównie uśmiech politowania nadal można usłyszeć wszędzie, gdzie pojawiają się KOD-erzy.
Bywa też, że takie sytuacje przestają być śmieszne. Przypomnijmy choćby stawiającą KOD w kiepskim świetle sprawę wykorzystania wizerunku 2-letniego dziecka, które w Biuletynie „DEKODER” zostało przedstawione jako „koordynator sekcji dwulatków”. Obronie demokracji kiepsko służą też rozpowszechniane przez sympatyków KOD memy i dowcipy o politykach PiS, hołdujące najprostszemu poczuciu humoru.
Tak samo szkodzą KOD kuriozalnej, albo i wulgarnej treści transparenty coraz częściej pojawiające się na manifestacjach. Organizatorzy ostatnio skrupulatnie pilnowali, by takie materiały schowano, ale warto zastanowić się dlaczego w ogóle je stworzono. Odzwierciedlają po prostu nastroje, którym pozwolono się w KOD rozprzestrzeniać.
5. Hejt
I te nastroje to osobny temat. Komitet Obrony Demokracji wziął od partii nie tylko wzorce wodzowskiego zarządzania. W podobny sposób generuje też język nienawiści. Pół biedy, gdy hejt skierowany jest w stronę rządzących, którzy nieźle zaleźli sympatykom KOD za skórę. Staje się jednak także najlepszą odpowiedzią dla każdego, kto śmie skrytykować organizację lub jej lidera. Świetnie przekonaliśmy się o tym w naTemat, gdy kilkukrotnie pozwoliliśmy sobie negatywnie ocenić KOD. Odpowiedzi KOD-erów wyglądały m.in. tak:
Gdy napisaliśmy, że Ewa Kopacz dopiero teraz dowiedziała się o kłopotach alimentacyjnych Mateusza Kijowskiego, zdarzyło się, że ktoś stwierdził nawet, iż nasza redakcja krytykuje KOD, bo obawia się konsekwencji przejęcia władzy przez to środowisko. Znajoma retoryka…? Niestety sympatyków KOD trudno czasem odróżnić od członków klubów „Gazety Polskiej” i Rodziny Radia Maryja. Równie mocno impregnowali się na wszelką krytykę i uwierzyli, że kto nie zawsze jest z nimi, na zawsze będzie przeciw nim.
6. Zamknięcie na inne poglądy
Większość powyższych problemów bierze się z tego, że w KOD szybko zamknięto się na wszelkie inne poglądy, niż te łączące wszystkich sympatyków. To podstawowy problem. Nie pozwala on na stworzenie ciekawego programu i jest katalizatorem wspomnianego hejtu. Bo jedynymi tematami, które na 100 proc. nie wywołają w KOD żadnego sporu są obrona demokracji i krytyka poczynań PiS. Tyle i tylko tyle…
7. Przekonanie o wielkości
Nie chodzi tu tylko o to, czy na ostatniej demonstracji w Warszawie było 240 tys. osób czy dużo mniej, jak oceniły policja, TVP i portal Gazeta.pl. KOD to bezapelacyjnie ruch masowy i cieszący się ogromnym poparciem społecznym. Ale jednocześnie to poparcie jest bardziej wątłe niż się działaczom KOD wydaje.
Potwierdzają to dwa niedawne badania, które są dla ruchu Mateusza Kijowskiego zarazem dobrą, jak i złą wiadomością. Dobre wieści są takie, że z sondażu przeprowadzonego przez SW Research dla „Newsweeka” wynika, iż KOD popiera 46 proc. Polaków, a według badania Ariadna ten odsetek to nawet 53 proc.
Przekonanie, że na świecie istnieją już tylko KOD-erzy i PiS-owcy obalają jednak szczegółowe dane. W przypadku badania dla „Newsweeka” bardzo złą wiadomością dla KOD jest to, że zaledwie 11 proc. Polaków odpowiedziało, iż popiera ten ruch i angażuje się w jego działania. Istotny jest też fakt, że aż 27 proc. respondentów uznało, że w ogóle nie ma na temat KOD zdania. W badaniu dr. Norberta Maliszewskiego pytano natomiast, czy KOD popieramy „raczej” czy „zdecydowanie”. Tę drugą odpowiedź wskazało jedynie 19 proc.
Ergo? Komitet Obrony Demokracji bardzo szybko może stracić społeczne poparcie. Wystarczy, że ciężar popełnianych przez ten ruch grzechów zacznie zniechęcać Polaków. A gdy zostanie tylko „najtwardszy elektorat”, KOD z głównego gracza na polskiej scenie politycznej stanie się jednym z kolejnych stowarzyszeń, które nie stanowią niczego więcej niż koła wzajemnej adoracji.Nim ktoś spróbuje zrzucić nam, że próbujemy „zniszczyć” KOD, czy wyliczając jego grzechy „przymilamy się władzy”, przypomnijmy, że Komitet Obrony Demokracji i Mateusz Kijowski od zawsze mają w naTemat specjalne miejsce. Dla dobra przyjaciół czasem trzeba ich jednak oceniać najsurowiej.
Komisja Europejska negatywnie oceniła rząd Szydło. Co grozi Polsce?
18.05.2016
W przyszłym tygodniu Komisja Europejska prześle do Polski podsumowanie dotychczasowych rozmów z rządem ws. Trybunału Konstytucyjnego – podaje radio RMF FM. Tej nocy premier Beata Szydło miała rozmawiać telefonicznie na ten temat z Fransem Timmermansem.
Według informacji korespondentki RMF FM, ogólna ocena dla gabinetu Beaty Szydła wypadła negatywnie. Co za tym idzie, Polsce grozi drugi etap procedury ochrony państwa prawa. Miałoby się to mieć miejsce już za miesiąc.
Z kolei – według źródeł PAP – KE ma upoważnić dzisiaj swojego wiceprzewodniczącego Fransa Timmermansa, by ten przygotował dokument podsumowujący dotychczasowe kontakty z władzami z Warszawy na temat rozwiązania kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Nie będzie to jednak jeszcze przejście do drugiego etapu procedury ochrony praworządności, ale jej „przedsionek”. Timmermans ma do poniedziałku wysłać do Warszawy pismo, w którym przedstawi polskim władzom termin na przedstawienie rozwiązań dotyczących TK.
Jeśli odpowiedzi z Polski, które mają nadejść w ciągu dwóch tygodni, nie będą satysfakcjonujące, wówczas KE ma przejść do kolejnego etapu procedury praworządności, czyli wydania „uzasadnionej opinii” na temat działań naszego kraju.
Dyskusja o Polsce w Komisji Europejskiej
Prowadzony z polskim rządem dialog na temat państwa prawa będzie jednym z tematów dzisiejszego spotkania Komisji Europejskiej – poinformował rzecznik KE Margaritis Schinas. Według źródeł nie zapadną decyzje o dalszych krokach w ramach procedury państwa prawa.
Schinas poinformował, że tematem cotygodniowego posiedzenia KE będzie „stan prac” w sprawie Polski.
W styczniu KE rozpoczęła wobec Polski procedurę ochrony praworządności w związku ze sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Wiceprzewodniczący Komisji Frans Timmermans na początku kwietnia był w Warszawie, gdzie spotkał się z przedstawicielami rządu oraz Trybunału Konstytucyjnego. Zapowiadał ponowną wizytę w Polsce, jednak dotychczas do niej nie doszło.
Według wysokiej rangi urzędnika KE, z którym rozmawiała PAP, Komisja jest zniecierpliwiona brakiem rezultatów dialogu z Polską i utrzymującym się kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego. – To ma być żółta kartka dla Polski od Komisji Europejskiej – powiedział o debacie komisarzy na temat Polski.
Według dwóch źródeł w Brukseli premier Beata Szydło rozmawiała wczoraj z Timmermansem na temat kryzysu wokół TK i prowadzonej przez KE wobec Polski procedury. Rozmówcy PAP nie zdradzają szczegółów rozmowy; miało do niej dojść z inicjatywy naszego kraju.
Po kwietniowej wizycie w Polsce Timmermans ocenił, że punktem wyjścia do rozwiązania kryzysu wokół TK powinna być publikacja i wdrożenie jego wyroku o niezgodności z konstytucją grudniowej nowelizacji ustawy o Trybunale. Jednak premier Szydło przekonywała, że nie może opublikować niedawnego orzeczenia TK w sprawie tzw. ustawy naprawczej, bo złamałaby w ten sposób konstytucję. Opozycja zarzuca jej natomiast, że wstrzymywanie się z publikacją orzeczenia jest naruszeniem prawa.
Spór o Trybunał Konstytucyjny w Polsce posłużył KE do przetestowania przyjętych w 2014 roku ram prawnych dotyczących ochrony państwa prawnego w UE. Mają one być narzędziem umożliwiającym odpowiednie reagowanie na szczeblu unijnym na systemowe zagrożenia dla państwa prawa i są uzupełnieniem art. 7 Traktatu o UE, który przewiduje sankcje dla kraju naruszającego wartości, na jakich opiera się Unia.
Szydło na EKG: Jesteśmy w przeddzień ogłoszenia bardzo ważnego programu mieszkaniowego
Szydło na EKG: Jesteśmy w przeddzień ogłoszenia bardzo ważnego programu mieszkaniowego
Jak mówiła dziś premier Szydło na EKG:
„Jesteśmy w przeddzień ogłoszenia bardzo ważnego programu mieszkaniowego. Wdrożyliśmy już program wsparcia dla rodzin. Chcemy odbudowywać polski przemysł, stawiamy na reindustrializację. Stawiamy na rozwój kapitału, na wsparcie firm. Wszystkie działania, które prowadzi Ministerstwo Rozwoju, są dyktowane tym wyzwaniem”
Szydło na EKG: Plan Morawieckiego da ogromną szansę Polsce i Europie. Mamy do rozegrania poważną partię gospodarczą na arenie międzynarodowej
Jak mówiła dziś premier Szydło na Europejskim Kongresie Gospodarczym:
„Gospodarka dla mojego rządu jest priorytetem. To nie tylko czysta deklaracja polityka. To deklaracja rzeczywista, faktyczna. Moje słowa poparte są konkretnymi przedsięwzięciami podjętymi przez polski rząd. Program rozwoju, o którym będzie mówił w szczegółach wicepremier Morawiecki, jest programem przyjętym jako dokument rządowy, dający ogromną szansę Polsce, poszczególnym regionom, Europie – nie boję się tego powiedzieć. Bo Polska jako poważny gracz na rynku europejskim, jako członek UE, ma do rozgrywki poważną partię gospodarczą na arenie międzynarodowej”
Prof. Płatek dziękuje prezydentowej. „Za miłe wsparcie Kongresu Kobiet”
Dla wielu komentatorów, nie było przypadku w tym, że jubileusz Kół Gospodyń Wiejskich zorganizowano w tym sam czasie co Kongres Kobiet. Fronda ucieszyła się, że pani prezydentowa „wybrała właściwe kobiety”.
Uczestniczka kongresu Kinga Rusin mówiła w TOK FM o „bolesnej próbie podziału kobiet”.
A prof. Monika Płatek postanowiła… podziękować prezydentowej Agacie Dudzie. – Rozumiem w jakiej jest sytuacji. Ona nas nie podzieliła, to było dyskretne i miłe wsparcie. Dzięki temu, że zostały zaproszone przez panią prezydentową, to kobiety z Kół Gospodyń Wiejskich były już w Warszawie i mogły przyjść na Kongres Kobiet. I miały ogromny wpływ na to, że kongres był tak wspaniały i merytoryczny – mówiła karnistka z Uniwersytetu Warszawskiego w „Poranku Radia TOK FM”.
Wiceminister środowiska pisze list otwarty do redakcji Agence France Presse i „The Guardian”
Wiceminister środowiska Andrzej Konieczny (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Ministerstwo zamieściło list na swojej stronie internetowej. Adresowany jest do Agence France Presse, państwowej francuskiej agencji informacyjnej, która napisała depeszę o wycince Puszczy, oraz do dziennika „The Guardian”, który pod koniec marca ją opublikował. Depesza nosi tytuł „Polska zezwala na wycinkę na wielką skalę w ostatnim lesie pierwotnym Europy”.
Wiceminister Konieczny twierdzi, że tytuł wprowadza czytelników w błąd, bo „zgodnie z naukowymi standardami ekologicznymi Puszcza nie jest lasem pierwotnym”. Doprecyzowuje, że lasy „częściowo zbliżone do naturalnych” stanowią jedynie część Białowieskiego Parku Narodowego, który podlega ścisłej ochronie i „w którym nie wycina się ani nie zamierza wycinać nawet jednego drzewa”.
Wiceminister tłumaczy, że Białowieski Park Narodowy to tylko jedna szósta polskiej części Puszczy Białowieskiej. Teren Parku znajduje się poza strukturą Lasów Państwowych i stosuje się tam „ochronę bierną, polegającą wyłącznie na obserwacji zachodzących, nawet najbardziej destrukcyjnych dla środowiska przyrodniczego procesów”. Konieczny ubolewa, że zwolennicy „biernej ochrony” chcą jej rozszerzenia także na część Puszczy, zarządzaną przez LP.
Ministerstwo: „Dziennik upaja się fałszywą ideologią”
„Nie zmienia to jednak faktu, że dramat zamierającej Puszczy Białowieskiej zarówno na obszarze Parku Narodowego, jak i lasów poza Parkiem trwa. Spór między zwolennikami aktywnych działań w obronie Puszczy przed kornikiem i tymi, którzy wolą bronić kornika przed leśnikami, bezwzględnie wykorzystuje kornik” – twierdzi Konieczny. Według niego atakowanie drzew w Puszczy ułatwiają kornikowi „funkcjonujące przepisy prawne o ochronie przyrody”, które czynią Puszczę „bezbronną wobec wszelkiego rodzaju zagrożeń”.
W dalszej części listu Konieczny pisze, że obszary leśne poza obrębem Parku nie są lasem naturalnym, bo wielokrotnie podlegały eksploatacji. I przypomina, że wycinkę w Puszczy prowadziła m.in. na postawie rządowej licencji angielska firma The Century European Timber Corporation. „Jednym z fałszywie oskarżających jest należący do najstarszych angielskich dzienników ‚The Guardian’, który woli przemilczeć o niszczycielskim działaniu firmy z jego kraju […]. Ale o tym dziennik nie wspomina, upajając się fałszywą ideologią” – pisze wiceminister.
Po tych oskarżeniach przedstawia sukcesy Lasów Państwowych. „Systematycznie wzrasta powierzchnia zalesienia, która zbliża się do 30 proc. pokrycia powierzchni kraju. Wzrasta też zasobność, czyli ilość drewna w lasach. Wzrasta średni wiek drzewostanów” – pisze. Dodaje, że leśnicy prowadzą tzw. „przebudowę drzewostanów”, czyli zmianę składu lasów z jednogatunkowych i jednowiekowych „w kierunku lasów zbliżonych do naturalnych”. Polskie lasy stawiane są za wzór w Europie, a świadczą o tym „opinie wizytujących polskie lasy naukowców i praktyków z całego świata” – podsumowuje minister.
Wiceminister zaprasza „Guardiana” do Puszczy
Jednak, jak pisze, leśnicy nie będą w stanie obronić Puszczy, jeśli nie pozwoli im się przeprowadzić wycinki zaatakowanych przez kornika drzew. „Badania wykazują, że wylatujące z zaatakowanego drzewa kolejne pokolenia korników mogą zaatakować 30 zdrowych drzew, na których będą mnożyć się ich nowe zastępy. Eliminacja drzew zarażonych jest ratunkiem dla puszczańskich świerkowych borów” – twierdzi wiceminister.
„Zupełnie niezrozumiała jest sytuacja, że w XXI wieku, po niemal stu latach od rabunkowej wycinki, indolencja urzędnicza doprowadziła do podobnych, katastrofalnych skutków działania kornika jak opisywana angielska firma. W wyniku zamarcia ogromnej ilości drzew siedliska ważne dla Wspólnoty Europejskiej ulegają procesom silnego przekształcania. Tereny o niskim poziomie wód zamieniają się w zespoły trawiaste, a tereny o wysokim poziomie wód w tereny zalane wodą. W jednym i drugim przypadku istniejące tam siedliska ważne dla Wspólnoty podlegają degradacji” – ostrzega.
Swój list Konieczny kończy zapewnieniem, że wierzy w autentyczne zainteresowanie Agence France Presse i „Guardiana” sytuacją Puszczy Białowieskiej. Dlatego zaprasza dziennikarzy do wizyty w Polsce w celu „skonfrontowania rzeczywistej sytuacji Puszczy Białowieskiej i polskich lasów z treścią przekazu, jaki został opublikowany przez AFP i ‚The Guardian'”. Obiecuje odsłonić przed nimi „wszystkie tajniki zawodu i sytuacji w polskim leśnictwie”.
PILNE: Rewolucja na Łazienkowskiej 3 #ASZdziennik http://aszdziennik.pl/117283,kibice-legii-warszawa-zrywaja-wspolprace-z-tvn-koniec-lzenia-gwiazd-stacji-na-stadionie …
Pitera: Za rządów PiS policja zabija ludzi
Posłanka Platformy w programie Wirtualnej Polski „#DziejeSięNaŻywo” nawiązała do tragicznych wydarzeń z Wrocławia, gdy kilka dni temu – niedługo po brutalnej interwencji i porażeniu przez policjantów paralizatorem – zmarł 25-latek. Jak stwierdziła Julia Pitera – zwracając się do posła PiS Dominika Tarczyńskiego:
„Za rządów PiS policja zabija ludzi. Gdzie jest szef MSWiA? Dlaczego nie ma jego wypowiedzi w tej sprawie? Gdyby takie zdarzenie miało miejsce za rządów PO, PiS zrobiłoby szereg konferencji prasowych na ten temat”
Legia kontra TVN. Telewizja: Zrywamy współpracę. Legia: To my zrywamy
W trakcie meczu z Piastem Gliwice w 35. kolejce ekstraklasy na „żylecie”, czyli trybunie, z której prowadzony jest na Legii doping, zawisł transparent: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik – inne ladacznice, dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice!”. Była to reakcja na podane przez media informacje, że 2 maja, podczas finału Pucharu Polski (mecz Legia – Lech), na Stadionie Narodowym został wygwizdany Andrzej Duda.
TVN kończy współpracę…
Jednym z efektów wywieszenia tego transparentu było zawieszenie współpracy z Legią przez telewizję TVN. Kilka dni temu z należącego do grupy TVN serwisu VOD Player.pl usunięto wszystkie odcinki serialu „(L)egenda”, który jest emitowany z okazji stulecia klubu.
„TVN, wiodąca grupa medialna w Polsce, nie będzie tolerować jakichkolwiek przejawów agresji wymierzonych w swoich pracowników ani zachowań zachęcających do tak haniebnych czynów. Nadawca nie popiera i nie chce być kojarzony z promowaniem przemocy, agresji, nienawiści i chuligaństwa. Zdecydowanie potępia również bierne podejście klubu do tej nagannej sytuacji” – czytamy w oświadczeniu.
…Legia odpowiada: „To my kończymy współpracę”. Będą kroki prawne?
Dziś rano pojawiło się kolejne oświadczenie – tym razem klubu, który oświadczył, że to on zrywa współpracę.
„Do dnia dzisiejszego Legia Warszawa nie otrzymała żadnej oficjalnej informacji ze strony Zarządu TVN S.A. o rzekomym zawieszeniu współpracy z Klubem. Władze Legii wykazały bardzo wiele cierpliwości i wyrozumiałości dla skandalicznie nieprofesjonalnej sytuacji, w której wspomniane powyżej spekulacje były upowszechniane za pośrednictwem oficjalnego fanpage’a serwisu Player.pl na Facebooku” – pisze Legia.
„Wobec braku jakichkolwiek wyjaśnień w tej sprawie ze strony Zarządu TVN S.A. oraz inspirowania przezeń publikacji prasowych godzących w dobre imię Legii Warszawa i stwierdzających nieprawdę, władze Klubu podjęły decyzję o natychmiastowym zakończeniu współpracy z TVN S.A. Stosowne pismo w tej sprawie, zgodnie z zasadami profesjonalnej komunikacji biznesowej, zostanie przekazane Zarządowi stacji” – kontynuuje klub.
„Legia Warszawa wyraża jednocześnie zdecydowany sprzeciw wobec prób wmieszania Klubu w bieżący spór polityczny oraz manipulacji polegającej na przedstawieniu jednoznacznego odcięcia się przez Klub od wszelkich treści propagujących przemoc jako ‚promowania przemocy, agresji, nienawiści i chuligaństwa’. Decyzje o podjęciu ewentualnych kroków prawnych wobec TVN S.A. zostaną podjęte po zakończeniu analizy prawnej zaistniałej sytuacji. Projekt serialu dokumentalnego na Stulecie Legii Warszawa będzie kontynuowany w nowej formule we współpracy z bardziej wiarygodnym i profesjonalnym partnerem” – kwituje klub.
Jarosław Gowin o „oficjalnej wersji” śmierci Jana Kulczyka. „Jest dużo zagadek do wyjaśnienia”
Dziennikarz, który gościł dziś wicepremiera i ministra nauki i szkolnictwa wyższego w TVP Info Jarosława Gowina, nie był dla niego łaskawy. Zaczął rozmowę od pytania o jego zaangażowanie w legalizację rozgrywek pokerowych i ułatwienia dla firm bukmacherskich (projekt ustawy przygotowała jego partia Polska Razem), przy czym ocenił, że ta tematyka nie jest pokrewna jego ministerstwu. Przypomniał także, że Gowin, będąc jeszcze politykiem Platformy Obywatelskiej głosował za tzw. ustawą hazardową, przygotowaną przez rząd Donalda Tuska (Gowin tłumaczył, że przekonał się o szkodliwości tej ustawy).
Dziennikarz przypomina słowa o „zemście postkomunistów”
Następnie dziennikarz TVP Info zapytał Gowina, czy „wciąż z chęcią chce stanąć przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold”, jak zapewniał w zeszłym tygodniu w radiowej Trójce. Powołanie komisji zapowiedziała premier Beata Szydło. Gdy wybuchła afera, Gowin był ministrem sprawiedliwości z ramienia PO.
– Bardzo chętnie stanę przed tą komisją. Bardzo wiele środowisk starało się ukryć prawdę o Amber Gold. Myślę, że po tych kilku latach pora jest na to, żeby odsłonić to, co się da. Bo też chcę od razu zastrzec – to nie jest tak, że ja dysponuję jakąś tajną, wstrząsającą wiedzą, że będę wskazywał nazwiska polityków, uwikłanych we współpracę z mafią – bo to nie jest żaden Marcin P., tylko mafia stała za Amber Gold. Ale na pewno jest wiele tajemniczych kwestii, które być może komisja śledcza wyjaśni – zapewnił Gowin.
– Wspomina pan swoje słowa sprzed lat, to ja też pozwolę sobie je wspomnieć – odpowiedział dziennikarz. I kontynuował: – Jeszcze jako minister sprawiedliwości w rządzie PO i PSL-u mówił pan, że taka komisja śledcza – bo to nie jest pierwszy pomysł jej powołania – byłaby „polityczną hucpą, a cała sprawa to zemsta postkomunistycznego biznesu na premierze Donaldzie Tusku”. To są wypowiedzi mniej więcej z połowy 2012 r.
– Co do tej drugiej części, to mówiłem, że „być może” to jest zemsta postkomunistycznego biznesu, bo rzeczywiście od Amber Gold pewne nitki wyraźnie prowadziły do tego postkomunistycznego biznesu, za którym zresztą często stoją postkomunistyczne służby – odparł wicepremier. I zapewnił, że dziś nie podpisałby się pod tymi słowami, bo przez cztery lata od wybuchu afery wciąż nie została ona wyjaśniona, a Polacy nie odzyskali wszystkich swoich pieniędzy. – Skoro wymiar sprawiedliwości jest bezradny, pora na komisję śledczą – odparł.
Gowin o „wersji oficjalnej” śmierci Kulczyka
– To w takim razie spytam o jeszcze jedne słowa i o to, czy dziś powiedziałby pan to samo. To wywiad z sierpnia 2012 roku. „Część biznesu, zwłaszcza o korzeniach sięgających PRL-u, może dążyć do obalenia Tuska. Przestali bać się powrotu do władzy Kaczyńskiego, a Tusk okazał się jeszcze bardziej bezwzględny w zwalczaniu korupcyjnego styku polityki i biznesu” – dziennikarz znowu przytoczył słowa Gowina z przeszłości.
– Liczyłem na to, że zapowiedzi Donalda Tuska, że przetnie te związki między światem polityki a szemraną częścią biznesu… – zaczął wiceminister.
– Ale ja się bardziej pytam o te „korzenie sięgające PRL-u, które nie boją się powrotu do władzy Kaczyńskiego” – przerwał mu dziennikarz. Gowin wziął głęboki oddech i po krótkiej chwili odpowiedział:
– Trudno mi powiedzieć, jakie dzisiaj jest podejście tych środowisk, bo ich rola w gospodarce na szczęście z wielu powodów zdecydowanie zmalała. Nie żyje, przynajmniej taka jest wersja oficjalna, Jan Kulczyk. Imperia wielu innych postkomunistycznych bonzów…
– Wersja oficjalna? – zainteresował się prowadzący.
– Panie redaktorze, przyszłość pokaże, czy w tej sprawie nie ma jeszcze jakiegoś drugiego dna. Natomiast imperia tych wielu postkomunistycznych bonzów na szczęście bardzo zmalały…
– Panie premierze, jest pan przedstawicielem rządu. Jeśli padają takie słowa, publicznie, w telewizji polskiej, to chciałbym wiedzieć – dlaczego? Czy są jakieś powody, żeby sądzić, że jest inaczej? – znowu przerwał dziennikarz.
– Nie mam żadnej wiedzy na ten temat jako minister, ale jako obywatel zadaję sobie pytanie, jak to się dzieje, że najbogatszy Polak jedzie na operację serca w zwykłym miejskim szpitalu w Wiedniu, a nie w jakiejś bardzo ekskluzywnej klinice, gdzie byłby otoczony wyjątkowo dobrą opieką. Ale zostawmy ten temat, jest jeszcze dużo zagadek do wyjaśnienia, wielu na pewno nie uda się wyjaśnić. Wracając do sprawy Amber Gold, winni jesteśmy wielu tysiącom oszukanym przez tę firmę Polaków wyjaśnienie tej sprawy – odpowiedział Gowin.
Michnik: Zobaczyłem drugą twarz Polski
DOMINIKA WIELOWIEYSKA: Przez ostatnie miesiące wiele osób pytało, gdzie jest Adam Michnik i dlaczego milczy.
ADAM MICHNIK: Byłem w USA na stypendium. Miałem wykłady, a przede wszystkim miałem swoje biuro, gdzie mogłem pisać. Tam jest prawie tak dobrze jak w więzieniu, gdzie – jak mówił Stefan Kisielewski – nie ma wódki, dziewczyn i telefonów. Uważałem, że zdążę jeszcze zaznaczyć swoją obecność.
Amerykanie pytali cię o Polskę?
– Bardzo często. Ludzie nauki, dziennikarstwa, polityki. Dla większości było niezrozumiałe to, co się u nas dzieje. Pytali: „Jak to się stało, że w Polsce, kraju sukcesu, wybieracie takich polityków, o których przecież wiedzieliście, że pod ich rządami Polska stanie się państwem orbanowsko-putinowskim?”. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc pytałem: „A co się u was stało, że Donald Trump jest tak popularny?”. A oni: „Dlaczego pan mówi o Trumpie teraz?”. „Bo to jest empiryczny dowód na to, że nie tylko Polacy zwariowali. To zjawisko międzynarodowe” – odpowiadałem.
Ale to nie jest odpowiedź na pytanie, dlaczego Polacy dokonali takiego wyboru.
– To był wykręt, bo nie bardzo miałem ochotę mówić o tym w Stanach. Jeśli chodzi o wybory prezydenckie, to rzeczywiście one zostały przegrane w wyniku błędów i zaniechań zwolenników Komorowskiego. Mówię, bom smutny i sam pełen winy. Sam byłem przekonany, że on musi wygrać.
Wypominają ci to twoje zdanie, że Komorowski przegrałby tylko wtedy, gdyby przejechał zakonnicę w ciąży, i to na pasach. To sformułowanie weszło na stałe do polskiego języka politycznego.
– No tak. Powiedziałem to w dobrej wierze. I mam za swoje. Będą mi to pamiętali do końca życia.
Media stały się nie tyle obserwatorami komentującymi z dystansu rzeczywistość, ile uczestnikami sporu po jednej albo drugiej stronie barykady. Wielu młodych ludzi, młodych dziennikarzy to odrzuca.
– Zobacz, jak wyglądają amerykańskie media.
Dziennikarze stali się politykami w jeszcze większym stopniu niż kilka lat temu?
– Nie stali się politykami. Dziennikarz nie może udawać, że nie wie, w jakim świecie politycznym żyje, i powtarzać „obiektywnie”: „No, trochę racji ma Stalin, trochę racji ma Beria, a trochę – oficerowie z Katynia”. To jest taka gadanina. Kiedy Platforma powstawała, byłem wobec niej w kontrze. Rządziła tym krajem raz lepiej, raz gorzej, ale wiele rzeczy zrobiła dobrych, i to było w ramach przyzwoitości. A teraz masz władzę, która robi z Polski państwo autorytarne.
Dlaczego po 26 latach wolności nie ma cywilizowanej wymiany władzy? Jedna partia rządzi osiem lat, zużywa się w rządzeniu i dla naszego zdrowia psychicznego i publicznego jest dobrze, żeby nastąpiła wymiana władzy, przyszli nowi ludzie z nową energią. Ale nie doczekaliśmy się opozycji, która przejęłaby władzę zgodnie ze standardami demokratycznego państwa prawa.
– To pytanie ma dwa plany: aktualny i historyczny. W XX wieku Polska nie miała demokratycznej prawicy. Ona była albo endecka, albo nasycona endecką mentalnością etnicznego państwa i narodu zorganizowanego na wzór autorytarny. I to nastawienie było tak mocne, że obóz Piłsudskiego – budowany w kontrze do endecji – po śmierci Marszałka też został zainfekowany wirusami endeckimi. Bo to była półdyktatura bez ideologii.
Faktem jest, że przez osiem lat rządów PO jej twarze się opatrzyły, że były błędy i nieumiejętność komunikowania się z ludźmi. Fatalne reakcje na podsłuchy i sprawna propaganda PiS: z tego, że ktoś zamówił ośmiorniczki, potrafili zrobić opowieść o rozpasaniu elit i władzy. Przecież to absurd, ale w ogłupianiu ludzi – mistrzostwo świata. Owszem, oni skrywali swoją autentyczną, agresywną twarz. Ale przed wyborami napisałem, że będziemy mieli jedwabną dyktaturę, model putinowski. Jeżeli popatrzymy, co się dzieje w całym regionie – Rosja, Ukraina, Słowacja, Węgry – to wszędzie widać tego wirusa, który wciąż nie ma dobrej definicji. Gdy ktoś mówi, że to faszyzm, to jest to nieporozumienie. To raczej pełzający zamach stanu: krok po kroku rozmontowują demokratyczne państwa. Dlaczego ludzie się na to godzą? Nie wszyscy się godzą, bo PiS wygrał te wybory niewysoko. Poza tym wina spoczywa na klasie politycznej. Nie umiała zbudować projektu dla tej części społeczeństwa, która się czuła sfrustrowana, wykluczona, przegrana, ani projektu konserwatywnego podobnego do zachodnich wzorców, który nie byłby bandyterką. Ale w Polsce nigdy nie było silnej chrześcijańskiej demokracji, była tylko endecja. Ogromną rolę odegrały wewnętrzne procesy w obrębie polskiego katolicyzmu. Część Kościoła, najbardziej słyszalna, jednoznacznie opowiedziała się za PiS; nie tylko politycznie, ale też w sensie mentalnym i kulturowym.
Kaczyńskiemu udało się zagospodarować część wyborców narodowych, których wciąż kokietuje, ale oczarował też umiarkowane środowiska konserwatywne. Jak to się stało?
– Oni nie tyle ulegają urokowi Kaczyńskiego, ile są zafascynowani siłą. To środowisko antyliberalne w głębokim sensie tego słowa, i niekoniecznie chodzi mu o rynek, ale o całą sferę obyczajową, aksjologiczną. Oni zawsze znajdą się tam, gdzie jest siła. Do tej pory epatowali antykomunizmem. W tej chwili przesunęli się w stronę antydemokratyczną i antyliberalną. Uważają, że liberalna mafia ukradła im Polskę. I temu podporządkowują swoje działania, zgodnie z zasadą: wolę błądzić z moimi, niż mieć rację z tamtymi.
Wielu z nich wierzy, że państwo jest tak zepsute, iż tylko radykalne recepty Kaczyńskiego mogą spowodować jakąś odnowę.
– Tego nie rozumiem, bo wszystkie reformy Kaczyńskiego oznaczają destrukcję państwa polskiego. Tego wszystkiego, co udało się zbudować przez ostatnie 27 lat.
Chcą wymiany elit, ponieważ uważają, że redystrybucja majątku, godności i szacunku była niesprawiedliwa.
– Z tym się mogę zgodzić i gotów jestem uznać to za historyczny błąd formacji reformatorskiej. Za mało było wrażliwości i rozmowy z ludźmi na ten temat, bo jeśli jakieś grupy czuły się wykluczone, to nie można tego lekceważyć, nawet jeśli uważamy, że to odczucia przesadzone. Natomiast jeśli mówi się o wymianie elit, to proszę bardzo, ale na jakie?
Odblokować ścieżki awansu, bo do tej pory wszystko było zablokowane, skostniałe.
– To życzę wszystkiego najlepszego. Bo już takiej sitwiarskiej polityki, jaką prowadzi PiS, nigdy w III RP nie było.
Prof. Andrzej Zybertowicz jeszcze za rządów Platformy powiedział, że nie da się zrobić głębokiej odnowy państwa na ostrej kontrze wobec elit antypisowskich, więc trzeba to robić przynajmniej z ich częścią. Stwierdził też, że duża część zaplecza pisowskiego jest mało kreatywna, nastawiona na przeszłość i sfrustrowana, a to blokuje rozwój.
– Gdy Kaczyński sięgnął po Mateusza Morawieckiego, myślałem, że on chce iść właśnie w tę stronę, bo to była nowa twarz w polskiej polityce. Morawiecki robił na mnie wrażenie człowieka sukcesu, bo miał opinię dobrego prezesa banku. Ale teraz Kaczyński przede wszystkim stawia na zwarcie na każdym froncie.
W obozie PiS znalazł się także prof. Piotr Gliński.
– To raczej postać groteskowa, która bierze udział w rekonstrukcji ślubu Pileckiego. Początkowo myślałem, że to żart, ale zrobiono to na serio. Może zrekonstruują jeszcze noc poślubną.
Andrzej Duda podobnie jak Gliński wywodzi się z Unii Wolności, miał przyciągać umiarkowany elektorat. Teraz jest znany głównie z tego, że o drugiej w nocy koresponduje z młodymi pannami o takich pseudonimach jak „leśne ruchadło” czy „Karolina wazelina”.
– Nasz prezydent po prostu ma dużo czasu. W 1963 r. miałem poprawkę z fizyki. Siedziałem w parku, przechodzi Jacek Kuroń i mówi: „Adaś, na plenum towarzysz Gomułka się tobą zajął i cię krytykował”. Ja mówię: „Jacuś, daj mi spokój, ja mam poprawkę z fizyki i nie mam czasu na głupstwa”. Jacek potem mówił tak: „Towarzysz Gomułka, niestety, nie ma poprawki z fizyki i ma czas na głupstwa”. Otóż prezydent Duda ma czas na głupstwa.
I zostanie wiernym żołnierzem Kaczyńskiego?
– Ja bym słowa „żołnierz” tu nie używał, bo ono w polskiej tradycji ma jakąś przymieszkę męstwa i odwagi.
A na poważnie?
– Mówienie na poważnie o prezydencie Dudzie świadczy o tym, że się ma w duszy wielki zmysł okrucieństwa.
Kaczyński na to, co się dzieje na ulicach, odpowiada ostro, przykręcając śrubę.
– To tylko pozór i retoryka. Oni przecież przynajmniej z dwóch rzeczy się wycofali spektakularnie: z zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej i z przyspieszonych wyborów samorządowych. To właśnie jest odpowiedź na to, co dzieje się na ulicach. A tam jest druga twarz Polski. Gdy przyjechałem do kraju po sześciu miesiącach nieobecności i poszedłem na marsz KOD, nagle zobaczyłem, że jestem w mieście, którego nie znam, wśród ludzi, których się nie spodziewałem, w atmosferze, która mi przypominała 1980 r.: pogoda, humor, żarty, dobra wola, wzajemna życzliwość. Coś takiego widziałem też podczas pierwszej wizyty papieża w Polsce w 1979 r.: setki tysięcy ludzi na placach, skupionych w pewnej atmosferze, wokół pewnego nowego wzoru obywatelskiego. I wtedy były przecież jakieś opozycyjne środowiska: KOR, ROPCiO, Kluby Inteligencji Katolickiej. Tamta atmosfera nie przełożyła się jednak na masowy akces do tych organizacji. Ale to była baza wielkich przemian w Polsce. I teraz też jest coś, czego nie umiemy nazwać, ale już widać, że ten odruch sprzeciwu nie przekłada się jeszcze na dotychczasowe instytucjonalne projekty opozycyjnych partii. Z tego mogą wynikać dwie różne rzeczy: albo te partie to zauważą i zaczną szukać innego języka, albo ukonstytuuje się coś nowego, poza czy ponad tymi partiami.
Czy KOD powinien się przekształcić w strukturę polityczną?
– Nie wiem. Na razie jestem zaskoczony tym zjawiskiem. Wiem tylko, że to jest rewitalizacja społeczeństwa obywatelskiego. Jeżeli ktoś mnie pyta, czy KOD wygra, czy przegra, mówię: Na dzisiaj już wygrał. Pokazał, że wielka część polskiego społeczeństwa nie godzi się z tym, co wyprawia ta władza. I nie godzi się w sposób spektakularny.
Jak oceniasz liderów opozycji, Grzegorza Schetynę czy Ryszarda Petru?
– Pewne rzeczy mnie dziwią. Petru szanuję, bo z niczego w trzy miesiące zbudował realną siłę, a te dziewczyny z Nowoczesnej są po prostu świetne. Ale dziwi mnie, że on już ogłasza się liderem, już się uskarża, że na billboardach o marszu jest Platforma. Co to kogo obchodzi? Jakby chciał się kopać po kostkach z ludźmi, z którymi powinien iść razem. Jeśli chodzi o Schetynę, to nie rozumiem, dlaczego zaczyna wewnątrzpartyjne porachunki, zamiast powiedzieć: „Wszystkie ręce na pokład”. Można krytykować Ewę Kopacz, ale jedno trzeba jej oddać – że potrafiła powiedzieć: „Proszę bardzo, Schetyna idzie do MSZ, nie ma żadnych rozliczeń”.
Ewa Kopacz napisała w „Gazecie Wyborczej”, że PO, aby przeciwstawić się Kaczyńskiemu, powinna się teraz przesunąć się w lewo.
– Nie uważam, że to dobra koncepcja. Na pewno opozycja musi coś zaproponować wykluczonym. Jeśli chodzi o sprawy światopoglądowe, to wielka część naszego społeczeństwa jest bardzo konserwatywna. Pojęcia „lewica”, „prawica” już dawno straciły na znaczeniu, a wobec tego, co robi PiS, zdewaluowały się już do końca. Realny podział dzisiaj to podział na społeczeństwo otwarte i społeczeństwo zamknięte, które nam proponuje PiS.
Nie masz wrażenia, że obóz opozycyjny nie ma jeszcze lidera? A to jednak warunek, by stworzyć alternatywną siłę wobec PiS.
– Zawracanie głowy. Lider naturalny się wyłoni, gdy się okaże społecznie niezbędny. Być może on już jest, tylko my go jeszcze nie znamy.
Gdybyś miał okazję spotkać Jarosława Kaczyńskiego, to o co byś go zapytał?
– Jarek, przecież ty nie będziesz wiecznie żył, dlaczego ty chcesz przejść do historii jako niszczyciel? Miałeś przyzwoitego brata, przyzwoitą mamę – dlaczego robisz to wszystko?
Kiedy rządził pierwszy raz, miał pełne poparcie swojego brata.
– To nigdy nie było do końca tak. Oczywiście, podstawowym mankamentem Leszka było mentalne uzależnienie od Jarka, ale on był inny. I był partnerem mimo wszystko, a nie tylko wykonawcą zadań. Jarek też wiedział, że Leszek się od niego różni i pewnych rzeczy nie zrobi.
Dzisiaj nie ma już tego hamulca.
– Dokładnie. Wielokrotnie bywałem w sporze z Jarkiem, ale nawet wtedy, kiedy kompletnie się z nim nie zgadzałem, po swojemu go szanowałem. Jednak demontaż państwa prawa i łamanie konstytucji to są granice, po przekroczeniu których nie ma już dyskusji.
Kwaśniewski wylicza błędy PAD-a: Uwikłał się w partyjność, porzucił ideę wspólnoty, zrezygnował z roli mediatora
Kwaśniewski wylicza błędy PAD-a: Uwikłał się w partyjność, porzucił ideę wspólnoty, zrezygnował z roli mediatora
– Prezydent Duda zrezygnował z roli mediatora, mimo, że stanowisko prezydenta powinno go do tego skłaniać. Żeby sklejać, a nie rozdzielać – stwierdził dziś w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet Aleksander Kwaśniewski.
Jak mówił były prezydent:
„Mam żal do Andrzeja Dudy w sprawie bardzo zasadniczej. Gdy słuchałem jego wystąpienia inauguracyjnego, a byłem wtedy w Sejmie, to słyszałem, jak wiele czasu poświęcił idei wspólnoty, takiej, w której prezydent jest niemal zobligowany, by szukać porozumienia, żeby działać ponad podziałami partyjnymi. Gdyby PAD poszedł tą drogą, to mielibyśmy dużo więcej satysfakcji z jego prezydentury, a ponieważ on się uwikłał w partyjność, to jest, jak jest. I ja się bardzo tym martwię”
Kwaśniewski: Za Tuska młodzi lokowali w PO wielkie nadzieje, potem czar prysł. Dziś PO całkiem zgubiła młodych wyborców
Jak mówił dziś w Radiu Zet Aleksander Kwaśniewski o sytuacji Platformy Obywatelskiej:
„Zgubiono młodych wyborców, zagubiono się w komunikacji, za czasów Tuska młodzi lokowali w PO wielkie nadzieje, potem czar prysł. Wyborcy wystawili Platformie rachunek. Przegrana PO to nie tylko zasługa PiS, to błędy Platformy”
Szydło: Zlikwidujemy umowy śmieciowe, bo to patologia rynku pracy. Resort rozwoju pracuje nad konstytucją dla firm
– W Polsce mamy ogromny problem bardzo niskich wynagrodzeń. Wprowadzamy minimalną stawkę 12 zł za godzinę, bo ludzie pracują za głodowe stawki. Musimy też zlikwidować umowy śmieciowe, bo to patologia, która musi być wyeliminowana z rynku pracy, bo pracownik ma godnie zarabiać i mieć zabezpieczenie warunków pracy – mówiła dziś w Sygnałach Dnia PR1 premier Szydło.
Jak dodawała:
„Ministerstwo Rozwoju pracuje nad kodeksem – oni to nazywają konstytucją – dla przedsiębiorców, który będzie będzie zawierał szereg rozwiązań ułatwiających i odciążających przedsiębiorców. By mogli prowadzić bardziej efektywnie swoje firmy, by obciążenia na nich były mniejsze”
Szydło o słowach Clintona: Powinien Polskę przeprosić. Dziwi mnie, że opozycja się tymi słowami ekscytuje
Beata Szydło w radiowej Jedynce odniosła się do słów Billa Clintona, który porównał Polskę do putinowskiej Rosji i mówił w naszym kontekście o autorytaryzmie. Jak stwierdziła premier:
„Dziwię się politykom polskiej opozycji, którzy ekscytują się takimi wypowiedziami, jak np. Billa Clintona, i uznają je za bardzo poważne. To jest – przy całym szacunku dla byłego prezydenta USA – zupełna przesada, powinien nas przeprosić. Dlatego, że tego typu stwierdzenia są nie tylko nieuprawnione, ale po prostu krzywdzące”
Szefowa rządu dodawała:
„Wprowadzamy rozwiązania prawne, które mają chronić dobre imię Polski, mówił o tym minister Ziobro, pan premier Gliński w swoim resorcie również bardzo intensywnie nad tym pracuje”
„To Clinton sprawił, że jesteśmy członkami NATO. Trochę powagi!” – apeluje Kraśko
– Jeśli mówimy o byłych prezydentach USA, to może jednak trochę powagi. W połowie lat 90. wcale nie było oczywiste, że Stany Zjednoczone zgodzą się na poszerzenie NATO. Na początku Bill Clinton miał co do tego ogromne wątpliwości. Ale to on w końcu sprawił, że jesteśmy częścią najpotężniejszego sojuszu wojskowego świata, i ze spokojem mówimy, że Stany Zjednoczone i NATO są gwarancją polskiego bezpieczeństwa – mówił Piotr Kraśko w „Poranku Radia TOK FM”.
Zdaniem dziennikarza, politycy Prawa i Sprawiedliwości nie mają podstaw, by kwestionować wiedzę Clintona na temat polityki zagranicznej. Mimo, że polityk od lat jest „tylko” byłym prezydentem.
– Clinton nie tylko był świetnym studentem na Yale, ale też studiował na Oksfordzie. A tam jego opiekunem naukowym był prof. Zbigniew Pełczyński. Trudno uważać, że Bill Clinton jest źle zorientowany sprawach świata
Były prezydent USA stał się obiektem bohaterem politycznych komentarzy w Polsce, po krytycznej wypowiedzi na temat obecnej sytuacji w naszym kraju. Bill Clinton stwierdził, że „Polska i Węgry teraz zdecydowały, że demokracja to dla nich zbyt wielki problem i wolą przywództwo na wzór putinowski”.
Według Jarosława Kaczyńskiego, „jeśli ktoś twierdzi, że dzisiaj w Polsce nie ma demokracji, to znaczy, że jest w stanie, który trzeba by zbadać zbadany metodami medycznymi”.
Baczyński: Tej władzy nie chodzi o rządzenie, ale o rząd dusz
Jak zauważył szef „Polityki” podczas sejmowych wystąpień „nie każdy minister” z równym przejęciem I zaangażowaniem opowiadał „ewidentne kłamstwa, półprawdy i insynuacje”.
Prezes PiS, zarządzając wielki przegląd rządów PO-PSL, swoich sprawdził, a wyborców „utwardził”. Bo to dla nich przygotowano „serie ostrych oskarżeń” i trudne do weryfikacji „opowieści o złotych mercedesach, zdradziecko wydanych agentach, moździerzach bez amunicji” i innych winach byłych władz.
Rządy PiS to popis propagandy. Ale zdaniem Jerzego Baczyńskiego, inaczej niż w czasach PRL, propaganda „nie jest dziś instrumentem polityki, ale to polityka służy propagandzie”.
„Czyli takiemu utwardzaniu i formowaniu umysłów wyborców, aby nabrali trwałej oporności ‚na Moody i KODy'”. Tej władzy nie chodzi o rządzenie, ale o rząd dusz. To jest chyba prawdziwa rozgrywka, gambit Kaczyńskiego. I ciężkie wyzwanie dla całej opozycji, która takiej gry prowadzić nie umie” – ocenia redaktor naczelny tygodnika „Polityka”.
‚To był casting: kto bardziej przywali opozycji, by zachować posadę” Sienkiewicz o sejmowym audycie rządów PO-PSL>>>