Błaszczak: Co terroryści pomyślą o Mogherini? Władza nie może być rozbeczana
Błaszczak: Co terroryści pomyślą o Mogherini? Władza nie może być rozbeczana
Jak mówił w Piaskiem po oczach Mariusz Błaszczak:
„Krokiem dalej jest nie dopuścić do popełnienia takich błędów jak na Zachodzie Europy. Po drugie, zwrócić się ku wartościom, filarom o które jest oparta cywilizacja europejska. Pomagajmy uchodźcom na miejscu. To rząd PiS robi. Ilu milionów imigrantów Europa może przyjąć?”
Jak dodał:
„Proszę się wczuć w człowieka, który jest terrorystą, który jest gotów poświęcić swoje życie, a tak jest w przypadku terrorystów islamskich. Co on sobie pomyśli o takiej władzy, co on sobie pomyśli o pani Mogherini? Czy to go odstraszy? Chodzi o postawę władzy, władza nie może być rozbeczana. Władza powinna stać na straży porządku i wolności i bezpieczeństwa obywateli”
Błaszczak w odpowiedzi na pytanie ilu jest muzułmanów w Polsce: Nie pamiętam w tej chwili
Ilu mamy muzułmanów w Polsce – zapytał Konrad Piasecki w „Piaskiem po oczach”:
„Mamy muzułmanów bardzo różnych. Mamy takich, którzy są zintegrowani. Mamy muzułmanów, którzy są obywatelami rosyjskimi, którzy traktowali Polskę jako kraj tranzytowy. Ja w tej chwili nie pamiętam, mamy takie dane [w MSW]”
Błaszczak: Polska znalazłaby się w takiej sytuacji jak Francja, gdyby nie zmiana rządu
Jak mówił w „Piaskiem po Oczach” Mariusz Błaszczak:
„Ja jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polski i Polaków. Nie będę doradzał francuskim służbom. Francja jest w dużo trudniejszej sytuacji. Polska by znalazła się w takiej sytuacji jak Francja, gdyby nie zmiana rządu. Już mielibyśmy kilka tysięcy imigrantów. Bo tak zdecydowała koalicja PO-PSL. To tylko kwestia czasu. Tu nie chodzi o narodowość, tylko chodzi o kulturę i doświadczenia. Przybysze z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu po prostu się nie integrują. Czyż multi-kulti nie jest praźódłem tych tragedii? To nienazywanie rzeczy po imieniu, twierdzenie, że wszystko będzie dobrze”
Błaszczak o materiale Skórzyńskiego: Moja wypowiedź została zmanipulowana
W rozmowie z Konradem Piaseckim w „Piaskiem po oczach” Mariusz Błaszczak skrytykował materiał Krzysztofa Skórzyńskiego z „Faktów” i wykorzystanie swojej wypowiedzi o kredkach:
„Red. Skórzyński zmanipulował materiał. Wszystko wyciągnięto z kontekstu. Pana wypowiedzi też można by było tak wyciągnąć z kontekstu”
Rzekomy atak hakerski na MON to polityczna prowokacja. Kto za nią stoi? Łatwo się domyślić
Czy rzekomy atak na sieć MON-u ma związek ze szczytem NATO? (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
W czwartek grupa podająca się za ukraiński Prawy Sektor poinformowała, że jest w posiadaniu istotnych danych z sieci Ministerstwa Obrony Narodowej. Hakerzy zażądali okupu w wysokości 50 tys. dolarów.
Całą sprawę można by zbagatelizować, gdyby nie fakt, że ta sama grupa kilka dni wcześniej opublikowała dane klientów Netii. Dowodem na to, że do wycieku danych z serwerów MON faktycznie doszło, miały być również dokumenty i zdjęcia, którymi autorzy ataku pochwalili się na Twitterze.
Pravyy Sector/Twitter
Dziś MON odniósł się do sprawy, zaznaczając, że wczorajszy incydent to „manipulacja mająca stworzyć wrażenie groźnego ataku”. Resort podkreślił, że opublikowane przez anonimowego użytkownika Twittera dokumenty i zdjęcia pochodzą z jawnej sieci ministerstwa. Co więcej, są to dokumenty nieaktualne, datowane na rok 2012.
Systemy kierowania i dowodzenia Ministerstwa Obrony Narodowej i Sił Zbrojnych RP działają bez zakłóceń i są całkowicie bezpieczne. Trwają czynności wyjaśniające wszystkie okoliczności, w jakich doszło do tego incydentu.
– czytamy w oświadczeniu ministerstwa.
Tajne dane bezpieczne, ale…
Czym jest sieć jawna, o której mówi resort? To tzw. INTER-MON, czyli odpowiednik Intranetu, z którym do czynienia ma każdy, kto pracuje lub pracował w nieco większej firmie. To w Intranecie znajdują się aktualności i informacje przeznaczone dla pracowników, wyszukiwarka kontaktów, czy też przydatne dokumenty kadrowe. INTER-MON pełni w resorcie obrony bardzo podobną funkcję.
Pravyy Sector/Twitter
Czy uzyskanie dostępu do INTER-MON-u stwarza zagrożenie dla tajnych danych przechowywanych na serwerach MON? Nie, bo takie dane są od Intranetu całkowicie odizolowane.
W każdym systemie specjalnego przeznaczenia, jak choćby w systemie informatycznym MON-u, wydziela się specjalne strefy, w których przetwarzane są tajne lub ściśle tajne dane. Te strefy są odpowiednio wyizolowane z systemu i dostęp do nich posiada jedynie wąska grupa osób posiadająca odpowiednie uprawnienia.
– podkreśla Michał Jarski, ekspert Trend Micro.
Zdaniem Jarskiego, wyciek ten możemy porównać z wyciekami danych klientów, do których czasami dochodzi w przypadku operatorów telekomunikacyjnych, czy też banków. To oczywiście bardzo przykry incydent, ale nie stwarza poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa.
Prowokacja, ale czyja?
To, że nie doszło do wycieku tajnych danych nie oznacza jednak wcale, że problem automatycznie znika. Już sam fakt, że ktoś opublikował dokumenty z Intranetu MON-u, powinien i musi budzić niepokój. Choćby z tego powodu, że pozyskanie takich zasobów może prowadzić do działań wtórnych – prowokacji politycznych i kampanii dezinformacyjnych. Właśnie z taką kampanią – zdaniem Jarskiego – mamy do czynienia w przypadku rzekomego ataku na serwery MON-u.
Ekspert zwraca uwagę, że atakujący – kimkolwiek są – bardzo chcą wszystkich przekonać, że działają na polecenie ukraińskiego ugrupowania Prawy Sektor. Już to budzi poważne podejrzenia, bo zazwyczaj w przypadku takich ataków ich autorzy starają się zachować pełną anonimowość.
W jednym z wczorajszych wpisów na Twitterze użytkownik Pravyy Sector opublikował dane osobowe Romana Donika. To rzekomo na jego konto miałby trafić okup, którego hakerzy zażądali od MON-u. Donik to ukraiński bloger, który opisuje przebieg konfliktu pomiędzy Rosją i Ukrainą.
„Jeśli ktoś podaje publicznie numer konta osoby, która jest związana z tym konfliktem, to cel takiego działania wydaje się jasny” – podkreśla Jarski. „Chodzi o klasyczną kampanię dezinformacyjną” – dodaje.
Pravyy Sector/Twitter
O tym, że cała sprawa wydaje się być polityczną prowokacją, świadczy również jeden z opublikowanych na Twitterze dokumentów zatytułowany: „ankieta personalna kandydata do służby PRISM”. Ma on sugerować, że Ministerstwo Obrony Narodowej współpracuje z amerykańską NSA w ramach programu szpiegowskiego PRISM.
Sęk w tym, że – jak wyjaśnia MON – dokument ten został sfabrykowany. Owszem, taka ankieta istnieje naprawdę, ale nie ma nic wspólnego z PRISM. To po prostu standardowa aplikacja złożona przez kandydata do służby za granicą.
Kto więc stoi za prowokacją? „Tego nie wiemy. Możemy się domyślać. Zwróciłbym jednak uwagę na fakt, że do rzekomego ataku doszło tuż po kluczowym – również z perspektywy cyberbezpieczeństwa szczycie NATO” – zaznacza Jarski.
To właśnie w Warszawie sygnatariusze Paktu Północnoatlantyckiego uznali cyberprzestrzeń za kolejne pole prowadzenia działań zbrojnych. To również pierwszy szczyt NATO, na którym zwrócono uwagę na potrzebę zwiększenia bezpieczeństwa systemów informatycznych, w tym tych odpowiedzialnych za funkcjonowanie infrastruktury krytycznej.
Najwidoczniej jest ktoś, komu coraz ściślejsza współpraca państw członkowskich NATO w tym zakresie jest zdecydowanie nie na rękę.
Ministrowie rządu PiS stają się sławni na cały świat, dzięki swym niekompetencjom i zakłamaniu.
Nieznana nawet w kraju Anna Zalewska jednym wystąpieniem u Moniki Olejnik wchodzi na medialne salony. Wszyscy o niej piszą. Co jesr szczególnego w politykach PiS, że są żadni. Wielu jest takich nijakich, jako oni, bez twarzy, bez wiedzy. Prawda, nie są ministrami. Ale ministrowie pisowskiego rządu mogliby nie otwierać ust, przecież nie możemy za nich się ciągle wstydzić.
Ta Zalewska nie odróżnia „poległ” od „zginął”. W Jedwabnem i w Kielcach to nie Polacy mordowali Żydów, ale „ci, którzy byli antysemitami”.
No i teraz Zalewska ma. Pisze o niej cały świat.
Musiało tak się stać, że wydał oświadczenie Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, w którym napisano:
„Tak jak w nauczaniu historii nie ma miejsca na wątpliwości na temat tego, kto rozpętał II wojnę światową czy kto zamordował polskich oficerów w Katyniu, tak samo jednoznaczne musi być nauczanie o zbrodniach popełnionych w Jedwabnem i Kielcach”.
Czy Zalewska nie wie? Wie! Tylko jest zakłamana, cyniczna, bez charakteru. Polka bez honoru, wyhodowana przez Kaczyńskiego. Oni prowadzą taka politykę na taborecie, skąd prezes pluje, a jego kaczuszki kwakając jego absurdy roznoszą je po kraju, a niektóre durności dostają się na łamy całego świata.
Taka nasza zaraza. Tym razem tę pisowską dżumę roznosiła Anna Zalewska, która poległa w walce z rozumem. Bojowniczka o zakłamanie.
Niech się Warzecha wykaże, zamiast prężyć muskuły na Twitterze. Czekam na niego z pistolecikiem
TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK
Dwutygodnik „Party – Życie gwiazd!” włączył się państwowotwórczo w promocję dzietności. Na okładce: „Pora na dziecko. To prawdziwy baby boom! Małgorzata Socha spodziewa się drugiego dziecka, a Paulina Sykut-Jeżyna wkrótce urodzi córeczkę!”.
Skąd to nawrócenie lemingo-pisemka? Odpowiedź na stronie 13. Całą jej powierzchnię zajmuje wielka (i zapewne dobrze płatna) reklama. Obrazek podzielony jest na pół.
Po lewej – rysunek dziecinną kreską: chłopczyk na boisku. I hasło: „Chciałbym zostać piłkarzem – Staś, lat 6”.
Po prawej – boisko prawdziwe, czyli kiepsko zrobione w Photoshopie. I hasło: „Przeznacz środki z programu 500+ na obligacje Skarbu Państwa”. Jak również adres strony: www.dlatwoichdzieci.pl…
Wszedłem na tę stronę i poczytałem sobie. Cytuję tekst jak leci, zachowując oryginalną pisownię i interpunkcję:
„Marek z przedszkola mi nie wierzy ale w przyszłości zostanę dzielną lekarką! Czym są Obligacje Oszczędnościowe? Obligacje oszczędnościowe to bezpieczna i dostępna dla każdego forma oszczędzania. Korzystając z niej, pożyczasz Skarbowi Państwa określoną kwotę na 2, 3, 4 albo 10 lat, a po upływie tego czasu otrzymujesz zwrot pożyczki wraz z odsetkami, których wysokość uzależniona jest od rodzaju zakupionych obligacji. KUP TERAZ. Będę ratowała misie, lalki i też ludzi, jak będą chcieli. Wiem bo obiecała mi to mama!”.
Jak rozumiem, bez odłożonej grubszej kasy dziewczynka w IV RP lekarką nie zostanie. A co z prawem do bezpłatnej edukacji? Czy dobra zmiana zamierza do reszty zlikwidować i to?
Ale zostawmy złośliwości. Pomysł Morawieckiego jest genialny. Państwo daje ludziom pieniądze na dzieci. Jednak zaraz potem ich błaga, żeby odebrali dzieciom te pieniądze i z powrotem oddali je państwu. Neoliberałowie martwią się, że PiS jest zbyt rozdawniczy. Spokojna głowa: na czele gospodarki stoi neo-neoliberał rozdająco-żebrzący. Wewnętrznie sprzeczny, ale na swój sposób konsekwentny. Bo Morawiecki zapowiada identyczne posunięcia w kwestii OFE. Pieniądze zabrane z obowiązkowych prywatnych funduszy emerytalnych (tzw. drugi filar) nie wszystkie trafią do publicznego ZUS. Część z nich zostanie wykorzystana do „zachęcania” ludzi, żeby… odkładali pieniądze na starość w funduszach prywatnych! Tyle że w dobrowolnym trzecim filarze.
Jak widać, nasz neo-neo miota się od ściany do ściany. Ale geniusz tak ma, że wśród ekstremów kwitnie. Cieszy mnie też jego pewność siebie. Morawiecki plącze się w sprzecznościach i zaprzeczeniach jak w sznurowadłach – jednak nadal wierzy w moc nawijania makaronu na uszy, w siłę „zachęcania”, w magię reklamy. Spodziewam się kolejnych kampanii. Np. pod hasłem: „Masz wnuki? Zadbaj o ich przyszłość, wpłać emeryturę na konto PiS!”. No, chyba że ktoś jednak zdejmie geniusza ze stanowiska. Żeby zajął się lalkami, misiami i ich pieniędzmi, nie naszymi.
Podobną wiarę w moc reklamy ma minister skarbu Dawid Jackiewicz. Razem z panią premier Szydło Jackiewicz ogłosił, że spółki skarbu państwa stworzą Polską Fundację Narodową. Fundacja zaś będzie reklamować Polskę za granicą. Na ten cel spółki państwowe przeznaczą… 100 mln rocznie.
Policzmy. Z jednej strony jest to koszt budowy ok. 20 przedszkoli. Z drugiej – jeśli przeliczyć tę kasę na czas/przestrzeń reklamową w USA i najważniejszych krajach Europy Zachodniej łącznie – jest to koszt skromnej, miesięcznej kampanijki pasty do zębów w oszczędnie wybranych mediach.
Za takie pieniądze państwo może zrobić wiele dobrego. Ale wtedy, gdy robi to, co do państwa należy. Nie wtedy, gdy bawi się w rekina reklamy. To zabawa droga i w tym przypadku przeciwskuteczna. Reklamie ludzie się poddają, jednak jej nie ufają – bo jest ona właśnie domeną rekinów. I tyranozaurów-tyranów, którzy chcą zastąpić nią klasyczną propagandę. Wielu dyktatorów próbowało reklamować się w mediach demokratycznego świata. Jednak ich kampanie oddziaływały wizerunkowo jeszcze gorzej niż ta, którą w Polsce zrobił przed rokiem Lactovaginal (wystąpiły w niej takie postaci, jak Janek Grzyb, Zbyszek Upław i Zenek Świąd – przepraszam, że przypominam, ale zapomnieć nie mogę). Gdyby wyłożyć trochę więcej kasy, to może nawet i „The Economist” zamieściłby hasło: „Jeszcze Polska w ruinie nie zbankrutowała”. A obok uśmiechnięte buzie Janka i Zenka, to znaczy Mateusza i Beaty. Ale ludzie i tak zobaczyliby pyski rekinów.
Albo rekinków. Pewien ichtiolog powiedział mi kiedyś, że jedyny rekin, który żyje na polskich wodach terytorialnych, nazywa się rekinek psi. Ma tylko pół metra długości, za to jest bardzo wredny.
Wracając do sedna: żadna kampania reklamowa nie prześcignie tego, co dla wizerunku Polski zrobiła np. Anna Zalewska. Od dwóch dni jestem bombardowany pytaniami przez dziennikarzy ze świata. Pytają: „Czy polska minister EDUKACJI powiedziała, że to nie Polacy mordowali Żydów w Jedwabnem? Czy polska minister EDUKACJI powiedziała, że to nie Polacy mordowali Żydów w Kielcach? Czy to możliwe?”. Możliwe, możliwe – odpowiadam. Bo co mam odpowiedzieć? Szczególnie po tym, jak szerzej znane stały się antysemickie publikacje Macierewicza sprzed 20 lat (w tej sprawie też dostaję maile ze świata – to taki dopisek dla ministra Błaszczaka, gdyby nie mógł spać nocami i potrzebował jakiejś lektury).
A jeszcze lepszą niż Zalewska ikoną reklamową mógłby być Łukasz Warzecha – publicysta „wSieci”, który zawstydził Chucka Norrisa (i TurboDymoMana, o ile ktoś pamięta TurboDymoMana). Warzecha odniósł się dziś na Twitterze do zamachu w Nicei. Napisał: „We wszystkich tych sytuacjach uderza bierność i bezradność Europejczyków. Nikt nie próbował zamachowca zatrzymać, wskoczyć do szoferki”. Posypały się złośliwe komentarze w rodzaju: „Mały człowieku, obejrzyj filmy z ludźmi, co wieszali się na drzwiach samochodu i skasuj te bzdury”. Czy też: „A jeśli zamachowiec zablokował drzwi od środka?”. ASZdziennik rozkręcił akcję, zachęcając ludzi do odpowiedzi na pytanie: „Co By Zrobił Warzecha?”. I ludzie piszą: „Wrzuciłby hobbita razem z pierścieniem do Góry Przeznaczenia”. „W samolocie otworzyłby okno, uciąłby brzozę, przez co tupolew by bezpiecznie wylądował”.
Muszę zaprotestować przeciw tej mowie nienawiści. Skąd wiecie, że Warzecha nie dałby rady? Ja pozwolę mu się wykazać. Niestety, nie dysponuję tupolewem ani ciężarówką. Ale jutro o godzinie 12 na tzw. patelni (placyk w Warszawie przy stacji metra Centrum) będę stał z zabawkowym pistolecikiem w ręku. Niech przyjdzie i wyrwie.
Przepraszam, jeśli to niepoważnie zabrzmiało. Ale jestem poważny, przynajmniej w tej sprawie. I będę tam stał. Niepoważny jest Warzecha, który pręży swe internetowe muskuły na Twitterze, gdy giną ludzie.
A kto przeczyta całą jego dyskusję z komentatorami, ten się przekona, że jest jeszcze gorzej.
Warzecha porównuje ofiary z Nicei do „baranów idących na rzeź”.
Monika Olejnik ma kapitalny pomysł, aby PiS poprawił swój wizerunek w Unii Europejskiej i na świecie, w tym w USA, bo Jarosława Kaczyńskiego nazywają klonem Putina.
Wydawać gazetę w języku angielskim „Polska wg PiS”.
Otóż Beata Szydło chce promować markę Polska. Wg PiS tą marką jest prezes.
Wydawać światłe myśli naszego Słoneczka, niech inne narody je poznają. Bo piszą o Polsce brzydko za sprawą małżeństwa Sikorskich, szczególnie tej… tej…, no, tej… Anne Applebaum.
Za 100 mln zł marka Kaczyński będzie rozchodziła się na świecie, jak ciepłe bułeczki.
Prezes bedzie smarował kolejne tomy swojej autobiografii, publikować je w odcinkach. Cały świat będzie przebierał nóżkami, co też prezes wymyśli, jakie to przyjdą mu do genialnej łepetyny „najgorsze sorty”, „elementy animalne”.
Nasz ci on, nasz! Kaczyński – produkt made in PiSland.
Niech się wstydzi ten, kto widzi
Jarosław Kaczyński, prezes PiS (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)
Pewnie to, że nie zareagował albo nie próbował przekonać prezydenta podczas prywatnej rozmowy, iż wszystko zmierza w dobrym kierunku, rozzłościło prezesa Kaczyńskiego.
Pamiętam film „To właśnie miłość”, w którym Hugh Grant wcielił się w rolę premiera Wielkiej Brytanii. Potrafił w ostrych słowach zareagować na to, co robił prezydent Stanów Zjednoczonych, powiedział: „Może jesteśmy małym krajem, ale możemy poszczycić się Szekspirem, Seanem Connerym, lewą nogą Beckhama, Churchillem i Harrym Potterem”. Ale tam chodziło o miłość i urażoną dumę premiera, a tu chodzi o ojczyznę.
Jednak okazuje się, że potrafimy stworzyć świat magii. Za pomocą czarodziejskiej różdżki krytyczne słowa prezydenta Obamy pod adresem polskich władz zniknęły z mediów publicznych, co zresztą zostało obśmiane przez amerykańskie media i stało się dowodem na cenzurę w Polsce.
PiS słyszał zupełnie coś innego niż prezydent Obama powiedział.
Prezes Kaczyński zapamiętał słowa o Polsce, że jesteśmy przykładem demokracji dla świata, że jesteśmy wyspą wolności w świecie, w którym jest jej coraz mniej.
Prezes powiedział niedawno, że za pomocą telewizji można wykreować obraz, jaki się chce, bo społeczeństwo nie analizuje tego, co tam widzi, tylko przyjmuje jak prawdziwe.
Pech polega na tym, że są inne telewizje, no i media zachodnie. Tu pan prezes ma pomysł, żeby uruchomić agencję PR, która zmieniłaby wizerunek Polski, bo przecież nie może być tak, że Ameryka patrzy na nas oczami Anne Applebaum. Według prezesa Kaczyńskiego to małżeństwo Sikorskich stoi za złą opinią o Polsce.
Proponuję wydanie gazety na Zachodzie, pieniędzy jest dużo i zapewne będzie to bardzo poczytny tytuł: „Polska według PiS”.
Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich wstrząśnięty słowami minister edukacji. Zaprasza ją do Muzeum Polin
Minister Edukacji Anna Zalewska (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Anna Zalewska, minister edukacji, w środę 13 lipca była gościem programu „Kropka nad i” prowadzonego przez Monikę Olejnik. Na pytania, kto zabił Żydów w Jedwabnem i w czasie pogromu kieleckiego, nie chciała przyznać, że byli to Polacy. Mówiła, że książki Jana Tomasza Grossa, autora m.in. „Sąsiadów”, w której napisał, że to Polacy spalili żywcem kilkuset Żydów w Jedwabnem, są „tendencyjne” i „pełne kłamstw”. Na pytanie, kto w takim razie zabijał Żydów w Kielcach, Zalewska odpowiedziała, że należy zostawić tę kwestię historykom, a dzieci uczyć „pamięci i szacunku, żeby Holocaust nigdy się nie powtórzył”.
Gdy Olejnik ponownie zadała pytanie o śmierć Żydów, Zalewska stwierdziła, że jest „zwolenniczką dystansu i pozostawiania opinii Polakom”. – Różne były zawiłości historyczne – mówiła. Dodała też, że Żydów zabili „ci, którzy byli antysemitami”.
O jej wypowiedziach rozpisuje się prasa z całego świata, bo minister zacytowała agencja AP. Artykuły na ten temat opublikowały m.in. „Haaretz” i Fox News.
W piątek oświadczenie w tej sprawie wydał Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP. Autorzy oświadczenia podkreślają, że są zdumieni i wstrząśnięci wypowiedzią minister, która nie potrafiła nazwać sprawców mordów w Jedwabnem i Kielcach.
W liście czytamy: „Działając w porozumieniu z Muzeum Polin oraz Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny, Związek wystosował do Pani Minister zaproszenie – podpisane przez Lesława Piszewskiego, Przewodniczącego Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, Michaela Schudricha, Naczelnego Rabina Polski, oraz profesora Dariusza Stolę, Dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich – do odwiedzenia Muzeum, gdzie będzie mogła się dowiedzieć, że sprawcami tych zbrodni na Żydach byli Polacy. I ofiary, i sprawcy byli obywatelami Rzeczypospolitej”.
Autorzy podkreślają, że „tak, jak w nauczaniu historii nie ma miejsca na wątpliwości na temat tego, kto rozpętał II wojnę światową, czy kto zamordował polskich oficerów w Katyniu, tak samo jednoznaczne musi być nauczanie o zbrodniach popełnionych w Jedwabnem i Kielcach”.
W oświadczeniu podkreślają, że oczekują odpowiedzi na zaproszenie.
Minister edukacji w czwartek przestała wypowiadać się publicznie, odwołała piątkowy wywiad, którego miała udzielić Jackowi Żakowskiemu w Radiu TOK FM. A w opublikowanej w piątek rozmowie z „Dziennikiem” pytana, co znajdzie się w podręcznikach na temat wydarzeń w Jedwabnem i Kielcach, mówiła krótko: „Tylko prawda i fakty.
Justyna Suchecka: Interesują Cię tematy związane z edukacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!
Szokujący wpis poseł Pawłowicz po zamachu w Nicei. „Albo my, albo oni. Walka cywilizacji trwa”
Szokujący komentarz do jeszcze bardziej szokującego zamachu w Nicei. Poseł Krystyna Pawłowicz nie spuszcza z tonu i nawet w tak tragicznej sytuacji kwituje sprawę w swoim stylu.
Przypomnijmy – we Francji rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum ludzi. Co najmniej 84 osoby nie żyją, jeszcze więcej jest rannych. Za atakiem stał młody Tunezyjczyk, który był „w kręgu zainteresowań policji”. W tym miejscu znajdziesz więcej informacji o samym ataku.
Poseł Pawłowicz znana (właściwie już tylko) ze skandalicznych wypowiedzi i zachowań, zabrała głos także i w tej sprawie. Czemu o tym piszemy? Żeby pokazać, w jaki sposób może zachowywać się polska parlamentarzystka. Na Facebooku zamieściła post, napisany w swoim chaotycznym stylu. Przypomniała, że to kolejny raz, gdy „przybysze podziękowali Francuzom za ich gościnę”.
– Walka cywilizacji trwa. Albo my, albo oni. A jak tam z najnowszymi lewackimi pomysłami Niemiec i Komisji Europejskiej o obowiązkowych „przydziałach” islamistów państwom narodowym? Autorów takich pomysłów należy KARAĆ jak za WSPÓŁSPRAWSTWO w ZBRODNI – napisała.
Ministerstwo Finansów zachęca obywateli – pożyczcie Polsce pieniądze z 500 plus
dlatwoichdzieci.pl (dlatwoichdzieci.pl)
Ministerstwo Finansów uruchomiło stronę „Dla Twoich dzieci”. Przekonuje na niej do przeznaczania środków z programu Rodzina 500 plus na zakup obligacji skarbowych, i w ten sposób odkładania na przyszłość dzieci. Idea oszczędzania zdecydowanie jest godna pochwały – dzieciom na start w dorosłość z pewnością przyda się pewna „poduszka finansowa”, w miarę możliwości warto ją budować.
Jest tylko jeden szkopuł.
Nabywając obligacje skarbowe tak naprawdę udziela się Skarbowi Państwa pożyczki.Obligacje to dług, jaki państwo zaciąga u inwestorów. Ministerstwo Finansów zachęcając do lokowania środków z Rodziny 500 plus akurat w obligacje skarbowe mówi właściwie „jak już masz te 500 zł, to my byśmy je od Ciebie chętnie pożyczyli”.
Regularne nabywanie obligacji z pieniędzy z 500 plus doprowadzi do ciekawej sytuacji. Państwo da Ci 500 zł, Ty pożyczysz je państwu, ono da ci je za miesiąc w ramach kolejnej płatności 500 plus, Ty znów je pożyczysz i tak cały czas będziecie się „przerzucać” tymi 500 złotymi.
Premier Szydło i wicepremier Morawiecki nie mogą dojść do konsensusu czy Rodzina 500 plus jest na kredyt czy nie. Inicjatywa zachęcająca beneficjentów programu do nabywania obligacji skarbowych pokazuje, że państwo z ochotą pożyczyłoby sobie od nich te 500 zł na dziecko.
Zachęcając Polaków do lokowania środków z Rodziny 500 plus w obligacje państwo chce przesunąć koszty programu w czasie. Pozyska środki na bieżącą wypłatę świadczeń, a jednocześnie zyska czas, bo obligacje wykupi dopiero po kilku latach. Cena za taką pożyczkę nie jest wygórowana – oprocentowanie obligacji to obecnie od 2 proc. do 2,50 proc. w skali roku. A właściwie jeszcze mniej, bo odsetki od obligacji są objęte 19-procentowym podatkiem od zysków kapitałowych.
GOODPICTURES FRANCISZEK MAZUR
Będzie lepsza oferta?
„Dla beneficjentów programu 500 plus Ministerstwo Finansów planuje jesienią wprowadzić na rynek specjalne obligacje, których oprocentowanie będzie nieco korzystniejsze niż innych serii obligacji detalicznych” – informował na początku czerwca resort. Obligacje, do nabywania których zachęca Ministerstwo Finansów na stronie „Dla Twoich dzieci” nie są na razie nowością, to te same obligacje, które może nabyć każdy inny.
Obligacje skarbowe są emitowane co miesiąc. Jedna obligacja kosztuje 100 zł. Obligacje standardowo są emitowane na 2, 3, 4 lub 10 lat. Po tym czasie następuje ich wykup, czyli zwrot całego kapitału ulokowanego w obligacje. W międzyczasie, co pół roku, rok lub 2 lata (zależnie od czasu trwania obligacji), państwo wypłaca także odsetki. W razie potrzeby szybszego sięgnięcia po oszczędności, można złożyć dyspozycję przedterminowego wykupu obligacji.
„LGBT, malowane kwiatki”. Tak, Błaszczak naprawdę powiedział TO po zamachu w Nicei
Taką opinią podzielił się na konferencji prasowej Mariusz Błaszczak
„Organizowano marsze, malowano kwiatki na chodnikach” – krytykował minister
Minister spraw wewnętrznych zwołał konferencję prasową po ataku w Nicei. – Jakie wnioski zostały wyciągnięte po zamachach terrorystycznych w Paryżu? – pytał Mariusz Błaszczak. – Zorganizowano marsze, malowano kwiatki na chodnikach w różne kolory, kredkami o kolorach całej tęczy. Dla mnie jest to bardzo wyraźne nawiązanie do LGBT. Po zamachach terrorystycznych rozpłakała się pani Mogherini, wysoki komisarz UE ds. międzynarodowych. Czy to jest odpowiednia reakcja? Moim zdaniem nie – stwierdził minister. Dopytywany o to, jaka powinna być jego zdaniem prawidłowa reakcja, nie udzielił konkretnej odpowiedzi.
Dowiedz się więcej:
Co wydarzyło się w Nicei?
Rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum na promenadzie w Nicei podczas pokazu fajerwerków. Potem kierowca wyszedł i zaczął strzelać do ludzi. Mężczyzna został zastrzelony przez policję. W kabinie utkwiło ponad 40 kul. Nie wiadomo, czy napastnik działał sam, czy miał wspólników, którym udało się uciec. W ciężarówce znaleziono broń palną i granaty. Łącznie zginęły co najmniej 84 osoby.
Co wydarzyło się w Paryżu?
W nocy 13 listopada 2015 r. terroryści zabili w Paryżu 137 osób, w tym ponad 100 zakładników uwięzionych w sali koncertowej Bataclan. Do serii zamachów doszło w sześciu różnych miejscach Paryża – m.in. w okolicach stadionu, gdzie rozgrywano mecz Francja-Niemcy. Do zamachu przyznało się Państwo Islamskie. Zagroziło też Francji kolejnymi atakami.
Słynny KSAP, szkoła kształcąca urzędników, będzie imienia Kaczyńskiego? PiS chce uhonorować „wybitnego męża stanu”
Nowi słuchacze KSAP składają uroczyste ślubowanie (Fot. KSAP/KPRM.GOV.PL)
Działająca od początku lat 90. ubiegłego wieku Krajowa Szkoła Administracji Publicznej kształci przyszłych urzędników służby cywilnej oraz wyższych urzędników administracji państwowej. Zgodnie ze statutem uczelni – „neutralnych politycznie, kompetentnych i odpowiedzialnych za powierzone im sprawy”.
Zasłużeni dla szkoły: Mazowiecki, Nowak-Jeziorański…
Szkoła wyłączona jest z systemu szkolnictwa wyższego, a podlega prezesowi Rady Ministrów. Zgodnie z ustawą o KSAP to premier „nadaje szkole statut określający jej ustrój i organizację, zakres działania, zasady kształcenia, prawa i obowiązki słuchaczy oraz inne sprawy dotyczące jej działania, nieuregulowane w ustawie, uwzględniając rolę szkoły w systemie administracji państwa”.
To również premier powołuje dyrektora szkoły. Obecny Jan Pastwa pełni tę funkcję od 2012 r., a więc wybrany został jeszcze za rządów PO-PSL. Były szef służby cywilnej i ambasador RP w Czechach sam jest absolwentem tej uczelni.
Decyzję o utworzeniu szkoły podjął premier Tadeusz Mazowiecki. Do dziś na jej stronie figuruje wśród „zasłużonych dla KSAP”. Obok niego: założycielka i wieloletnia dyrektorka szkoły prof. Maria Gintowt-Jankowicz, jeden z pierwszych wykładowców KSAP prof. Michał Kulesza, minister edukacji w rządzie Mazowieckiego prof. Henryk Samsonowicz, wreszcie – Jan Nowak-Jeziorański.
Teraz rząd PiS zdecydował, że – rozpoczynając pracę nad zmianą ustawy o szkole – nada uczelni imię. Nie jednak przykładowo Mazowieckiego, ale „Prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego”.
Ale to Kaczyński zostanie patronem szkoły. Dla prestiżu
– Projekt ustawy zaakceptował już Stały Komitet Rady Ministrów, a na posiedzeniu w najbliższy wtorek zajmie się nim Rada Ministrów. Jeżeli go przyjmie, zostanie skierowany do Sejmu. Rada Szkoły jednogłośnie opowiedziała się za projektem – mówi „Wyborczej” Michał Graczyk, zastępca dyrektora służby cywilnej i opiekun merytoryczny projektu. W skład Rady Szkoły wchodzą m.in. ministrowie: MSWiA, MSZ, Ministerstwa Finansów oraz Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a także szefowie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Prezydenta RP oraz szef służby cywilnej.
W piśmie skierowanym do sekretarz Rady Ministrów Jolanty Rusiniak szefowa kancelarii premier Beata Kempa napisała, że „z uwagi na zakres projektowanej regulacji projekt nie był przedmiotem uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji publicznych” i że nie wymaga rozpatrzenia przez komisję prawniczą. MSZ stwierdza, że projekt nie jest objęty prawem UE.
W uzasadnieniu projektu czytamy, że nadanie szkole imienia Lecha Kaczyńskiego „ma na celu uhonorowanie pamięci wybitnego męża stanu oraz popularyzowanie i upowszechnianie jego dorobku intelektualnego”. Ma też mieć „wpływ na prestiż KSAP”.
Dlaczego to jednak właśnie były prezydent ma zostać patronem uczelni? W uzasadnieniu napisano, że „bardzo przyczynił się do propagowania idei szkoły, zwłaszcza u jej początków”. Jak? „Towarzyszyło mu przekonanie, że wychowankowie szkoły to ogromny kapitał, ludzie, urzędnicza elita, bez której budowa profesjonalnego państwa polskiego i reforma administracji publicznej, tak potrzebna w pierwszych latach transformacji ustrojowej, nie będą możliwe, a już na pewno nie tak efektywne”.
Bo Kaczyński „przyczynił się do propagowania idei szkoły”
Ale to nie wszystko. W projekcie przypomniano, że w „sytuacji kryzysowej, kiedy pojawiły się poważne trudności ze znalezieniem dobrych, godnych miejsc pracy dla absolwentów szkoły”, zaoferował zatrudnienie „blisko połowie absolwentów I Promocji”. To właśnie „dzięki jego stanowczości i determinacji” zostali zatrudnieni w Najwyższej Izbie Kontroli, kiedy szefował jej właśnie Kaczyński. Wśród zatrudnionych znalazł się m.in. Władysław Stasiak – późniejszy szef MSWiA w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i kancelarii Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
O komentarz do zaproponowanych przez rząd zmian poprosiliśmy uczelnię. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy decyzja była konsultowana z władzami uczelni i czy właściwszym patronem nie byłby np. Tadeusz Mazowiecki jako osoba, która zdecydowało o utworzeniu KSAP. – Kandydatura prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego na patrona Szkoły będącej czołową instytucją przygotowującą wysoko wyspecjalizowane kadry dla polskiej administracji spotkała się z szeroką akceptacją władz szkoły – napisała „Wyborczej” Karolina Sawicka. – Ocena, który z tych dwóch wielkich Polaków lepiej zasłużył się Ojczyźnie, nie należy do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej.
W odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób Lech Kaczyński przyczynił się do propagowania, uczelnia powtórzyła argumenty zawarte w uzasadnieniu projektu.
Kto jest autorem pomysłu, by nadać szkole imię byłego prezydenta? To jedno z pytań, które zadaliśmy KPRM. Na odpowiedź czekamy.
W temacie „multi-kulti” zabija: dziś u wybrzeży Włoch wyłowiono kuter z ciałami uchodźców. 700 ofiar. Powtórzę: 700.
Błaszczak: Trzeba nazywać rzeczy po imieniu, bo niedługo poprawność polityczna zgubi Europę
Błaszczak: Trzeba nazywać rzeczy po imieniu, bo niedługo poprawność polityczna zgubi Europę
– Czy tymi słowami nie nakręca się spirali nienawiści wobec migrantów? – zapytała szefa MSWiA na konferencji prasowej Justyna Dobrosz-Oracz, cytując jego opinię, iż zamach w Nicei jest skutkiem „poprawności politycznej i polityki multi-kulti”.
Jak odpowiedział Mariusz Błaszczak:
„To moja ocena sytuacji. Przecież to nie pierwszy zamach terrorystyczny. We Francji wciąż jest stan wyjątkowy. Stan wyjątkowy oznacza ograniczenie swobód obywatelskich. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Bo niedługo dojdzie do tego, że ta poprawność polityczna zgubi Europę (…) Zrobię wszystko, by zapewnić obywatelom bezpieczeństwo”
Grabiec: Wyobrażam sobie wspólne listy z Nowoczesną
Rzecznik PO Jan Grabiec w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl był pytany o szanse na powstanie wspólnych list w wyborach samorządowych:
„Jesteśmy gotowi do rozmów z Nowoczesną o wspólnych listach w wyborach samorządowych, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Ale to jeszcze nie pora, dziś nie ma wyborów, rozmawianie o tym teraz to najlepsza droga do tego, by się pokłócić. Wyobrażam sobie wspólne listy z Nowoczesną, opozycja powinna ze sobą blisko współpracować, ale jak blisko – to zależy od ordynacji. Jeśli będzie obowiązywała ordynacja większościowa, to na zasadzie – albo się dogadamy, albo wygra PiS”
Grabiec: Schetyna premierem, Tusk prezydentem – do tego dążymy
– Z całą pewnością lider formacji, która ma szansę wygrać wybory, musi być przygotowany na to, że zostanie premierem. Chcielibyśmy, żeby za trzy lata, kiedy Donald Tusk wrócił do polski, startował w tych wyborach. Ma predyspozycje i kompetencje. Schetyna premierem, Tusk prezydentem – do tego dążymy – mówił Jan Grabiec w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl.
Sąd za nienawiść do uchodźców
Oskarżona liczy na interwencję prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Oskarżenia dotyczą jednej z wielu ubiegłorocznych antyimigranckich manifestacji, jakie narodowcy organizowali we Wrocławiu.
27 września 2015 r. 4 tysiące osób ruszyło spod Dworca Głównego i idąc głównymi ulicami, wznosiło okrzyki: „Cała Polska śpiewa z nami, wypier… z uchodźcami”, „Islamiści pedofile”. Maszerujący nieśli też transparent skierowany do ówczesnej premier Ewy Kopacz: „Za zdradę narodu spotka cię kara, zawiśniesz na sznurze ty k… stara”. Przemarsz zakończyły przemówienia organizatorów na wrocławskim Rynku. Po raz pierwszy szerokiej publiczności zaprezentował się wtedy ks. Jacek Międlar
Justyna H. mówiła wówczas do megafonu: – Oni uważają, że białe kobiety niemuzułmańskie trzeba gwałcić. Biała Europa zmierza ku upadkowi. Rządzą nami żydowscy imperialiści, a przybysze wyrżną nas wszystkich w pień. Przyjadą po dzieci, staruszki i wszyscy będziemy bez głów! Nie pozwolimy, by islamskie ścierwo zniszczyło naród polski!
Po manifestacji do prokuratury wpłynęły zawiadomienia o łamaniu prawa przez nawoływanie do nienawiści ze względu na narodowość, rasę i wyznanie. Wnioski o ściganie złożyły zarówno osoby prywatne, jak i wrocławska policja.
Pod koniec czerwca prowadząca postępowanie Prokuratura Rejonowa we Wrocławiu skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Justynie H. – Podczas wygłaszanej przemowy szerzyła wrogość do muzułmanów z uwagi na przynależność wyznaniową oraz osób czarnoskórych z uwagi na ich przynależność rasową – mówi rzeczniczka prokuratury Małgorzata Klaus. – Jej przemówienie wzbudzać miało uczucia niechęci, złości czy wręcz wrogości. Zgromadzony materiał dowodowy jednoznacznie wskazuje, że swym zachowaniem zrealizowała znamiona zarzucanego jej czynu.
Podczas przesłuchania Justyna H. nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Poprosiła jednak o pomoc prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę na swoim facebookowym profilu, bo jest „ciągana do odpowiedzialności karnej z powodu stwierdzania powszechnie znanych faktów na temat fundamentalnego islamu”. Rzecznik Ziobry nie chciał skomentować sprawy.
Nie czepiajcie się minister Zalewskiej. Chciała tylko zrobić przyjemność prezesowi Kaczyńskiemu
Anna Zalewska (Fot. Kornelia Glowacka-Wolf / Agencja Gazeta)
Przypomnijmy. Pani minister edukacji narodowej nie była w stanie powiedzieć, kto mordował Żydów w Jedwabnem i w Kielcach. Jej zdaniem winnymi zbrodni były „złożone okoliczności historyczne”, „nie do końca Polacy”, „antysemici”. Pojawiły się komentarze, że to skandal, niekompetencja, kompromitacja, wstyd. Słyszymy hasło: „Zalewska do dymisji!”.
Uważam, że tego rodzaju żądanie jest być może słuszne, ale zarazem nieskuteczne i niesprawiedliwe.
Nie wiem, czy słuszny jest zarzut ignorancji. Zapewne pani minister jeszcze pół roku temu mniej więcej wiedziała, co się stało w Jedwabnem i Kielcach. Historia pod rządami PiS zmienia się jednak tak szybko, że nie zdążyła się zapoznać z ostatnią wersją.
Nie wiem też, czy podkreślenie braku kwalifikacji albo zarzucanie pani minister intelektualnego tchórzostwa to argumenty deprecjonujące w oczach lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego.
PiS-owscy intelektualiści jak prof. Ryszard Terlecki czy Jarosław Sellin zostali oddelegowani do brudnej roboty. Terlecki, kiedyś hippis i wolnościowiec, trzyma za twarz Sejm. Sellin, niegdyś subtelny publicysta, robi za medialnego chuligana. Ludwik Dorn, współtwórca PiS, został wymazany nie tylko z historii partii, ale nawet z rocznicy Czerwca ’76. To Marek Suski i Marek Kuchciński stanowią teraz o sile PiS, co dowodzi, że mózg ugrupowania spoczywa na Żoliborzu.
Podczas wypowiedzi pani minister widać było, że przede wszystkim nie chce zrobić przykrości Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jej wystąpienie nie było przeznaczone dla nas. PiS to teatr jednego widzą, gdzie wszyscy grają dla prezesa, na czele z panią premier Szydło.
Pani minister edukacji wypełniała więc jedynie swoje obowiązki. Powtarzajmy: „wolność jest niewolą” i „niewiedza jest siłą”.
Szydło: Zrobimy wszystko, ażeby powstrzymać to szaleństwo terroryzmu, które przetacza się przez Europę
Szydło: Zrobimy wszystko, ażeby powstrzymać to szaleństwo terroryzmu, które przetacza się przez Europę
Jak mówiła premier Szydło na briefingu w trakcie szczytu ASEM w Ułan Bator:
„Dzisiaj jest kolejny tragiczny dzień. Dowiedzieliśmy się, że w Nicei był zamach terrorystyczny. W tej chwili wszyscy łączymy się w bólu z narodem francuskim. Chcę złożyć kondolencje w imieniu narodu polskiego dla narodu francuskiego. Chcę złożyć kondolencje wszystkim rodzinom ofiar. Tutaj, na szczycie rozpoczęliśmy nasze spotkanie od minuty ciszy. Wszyscy wyrażają ubolewanie, ogromny żal i ból, ale też wielki gniew wobec tych, którzy nie potrafią powstrzymać swoich tak brutalnych, godzących w życie ludzkie ataków. To chwile, w których wszyscy powinniśmy być razem, przede wszystkim myśleć o tych, którzy zginęli, o ich rodzinach, ale to też są momenty, w których powinniśmy bardzo wyraźnie i głośno mówić, że nie ma naszej zgody na terroryzm, na to, ażeby niewinni ludzie ginęli i zrobimy wszystko, ażeby powstrzymać to szaleństwo terroryzmu, które przetacza się w tej chwili przez Europę. Jeszcze raz chcę powiedzieć, że dzisiaj jest ten moment, ten czas, w którym powinniśmy modlić się za tych, którzy zginęli i myśleć o tych, którzy zostali osieroceni i być wszyscy razem”
Szefowa polskiego rządu jeszcze dziś – w ramach szczytu ASEM – ma zaplanowane spotkania z prezydentem i premierem Mongolii.
Błaszczak o zamachu w Nicei: To konsekwencja polityki multi-kulti, poprawności politycznej
Jak mówił dziś w Politycznym Graffiti Polsat News Mariusz Błaszczak, pytany o zamach w Nicei:
„Nie wyciągnięto wniosków z poprzednich zamachów, w Paryżu i Brukseli. Pani Federica Mogherini zalewa się łzami, kiedy podświetla się wieżę Eiffla, Hanna Gronkiewicz-Waltz podświetla Pałac Kultury… To jest konsekwencja polityki multi-kulti, polityki poprawności politycznej. Nie ma perspektyw do opanowania tej sytuacji, nie widać ich. Ciekawe, jak zachowają się zdjęcia ogarnięte poprawnością polityczną (…) My nie będziemy popełniać błędów Zachodu. Lekkoduchy, jak pan Petru czy pan Bodnar, mówią, że ustawa antyterrorystyczna to zła ustawa, a ona jest niezbędna”
Szef MSWiA przyznał, iż zwołał na dziś spotkanie zespołu antyterrorystycznego, na którego czele stoi.
Waszczykowski: Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, to można przewidzieć scenariusz większego zaangażowania Polski w operację przeciwko ISIS
Jak mówił w „Polityce przy kawie” minister Witold Waszczykowski o wysłaniu polskich F-16 do Kuwejtu:
„Ten wybór był konieczny. Jeśli Państwo Islamskie nie będzie zwalczane tam gdzie powinno być zwalczane, to przyjdzie do nas. Tak jak przychodzi do Francji, do innych państw w Europie Zachodniej. My mamy obowiązek solidarnie walczyć z tym zagrożeniem. Robimy to w sposób symboliczny. Polska nie jest bezpośrednio zaangażowana w walkę przeciwko Państwu Islamskiemu. Polskie samoloty mają prowadzić misje patrolowe, a żołnierze – szkoleniowe”
Zapytany o zwiększenie zaangażowania polskich sił powiedział:
„Można to przewidzieć, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Teraz nikt od nas tego nie wymaga. Nikt nas nie prosi o więcej. Myślimy o tym, by wrócić do zaangażowania Polski w niektóre operacje pokojowe pod egidą ONZ. Kiedyś Polska była zaangażowana w takie operacje np. na wzgórzach Golan, na syryjsko-izraelskiej. Myślimy wrócić do jednej z takich operacji”
Tusk o zamachu w Nicei: tragiczny paradoks
Petru: Nie widzę powodu, żeby nie głosować za 15% CIT. Nie jesteśmy opozycją totalną
Jak mówił Ryszard Petru w „Gościu poranka” TVP Info:
„Mamy bardzo podobny pogląd [ws. 15% CIT-u dla małych podatników] i nie widzę powodu, żeby nie głosować wspólnie za tą ustawą. Zobaczymy, jaka ona ostatecznie wyjdzie. Często jest tak, że w ustawie, która jest dobra, pojawiają się złe rzeczy. Zobaczymy na poziomie konkretów, a nie deklaracji (…) Nie jesteśmy opozycją totalną. Uważamy, że rządy PiS nie są dobre dla Polski, ale jeżeli możemy coś wspólnie zrobić, nawet małą rzecz, to się to opłaca”
Petru: Uważałbym za właściwe spotkanie w ramach RBN
– Jako przywódca partii uważałbym za właściwe spotkanie w ramach RBN – taką radę radę zwołuje prezydent Duda – aby porozmawiać o tym, jak jesteśmy przygotowani do ŚDM. Wiem, że takie spotkanie wstępnie było, ale sytuacja jest nowa i to pokazuje, że wszyscy jesteśmy zagrożeni. Euro przed chwilą było, wydawało się bezpieczne. Dobrze by było wiedzieć, na ile jesteśmy bezpieczni, jakie działania będą podejmowane, żeby tego typu sytuacji uniknąć – mówił Ryszard Petru w „Gościu poranka” TVP Info.
ZAMACH W NICEI. Błaszczak już znalazł współwinnych ataku: to poprawność polityczna i szefowa dyplomacji UE
Mariusz Błaszczak (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Do krwawego zamachu doszło w Nicei w czwartek tuż przed północą. Rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum ludzi świętujących 14 lipca. To kolejny w ostatnim czasie zamach terrorystyczny we Francji po atakach w Paryżu 13 listopada 2015 roku. Lokalna gazeta „Nice Matin” zidentyfikowała napastnika jako 31-letniego mieszkańca Nicei tunezyjskiego pochodzenia, ale policja nie potwierdziła jeszcze tożsamości zamachowca.
Błaszczak: Zamach w Nicei to konsekwencja polityki multikulti, polityki poprawności politycznej
Za to pośrednich winnych zamachu znalazł już dziś polski minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. W porannym programie „Polityczne graffiti” w stacji Polsat News minister rządu Beaty Szydło wykorzystał zamach w Nicei do ideologicznego ataku. Na celowniku ministra znalazły się m.in. multikulti i poprawność polityczna.
– Nie wyciągnięto wniosków z poprzednich zamachów, tych w Paryżu i Brukseli – mówił Błaszczak. I dalej perorował: – Pani Federica Mogherini [szefowa dyplomacji UE] zalewa się łzami, kiedy podświetla się wieżę Eiffla, Hanna Gronkiewicz-Waltz podświetla Pałac Kultury – kpił Błaszczak. I dodawał: – To jest konsekwencja polityki multikulti, polityki poprawności politycznej. Nie ma perspektyw do opanowania tej sytuacji, nie widać ich.
Błaszczak stwierdził również, że Polska „nie będzie popełniać błędów Zachodu”, i zaatakował przeciwników politycznych: – Lekkoduchy, jak pan Petru czy pan Bodnar, mówią, że ustawa antyterrorystyczna to zła ustawa, a ona jest niezbędna – stwierdził minister.
I poinformował, że zwołał na piątek spotkanie zespołu antyterrorystycznego.
Błaszczak: Już w latach 80. św. Jan Paweł II pytał – co zrobiłaś, Francjo, z chrztem?
Tragedię w Nicei minister postanowił również wykorzystać do międzypartyjnych rozgrywek:
– Rzecz fundamentalna. Zmienił się rząd i bardzo dobrze, bo gdyby rządziła koalicja PO-PSL, to mielibyśmy już tysiące emigrantów z Bliskiego Wschodu. Bo przypomnę, że tamten rząd, łamiąc solidarność Grupy Wyszehradzkiej, podjął decyzję, by do Polski przyjechali emigranci. My nie narazimy bezpieczeństwa Polaków – mówił Błaszczak w kolejnym wywiadzie w TVP Info.
W telewizji publicznej minister jeszcze ostrzej zaatakował instytucje unijne.
– Co myślą terroryści, kiedy widzą panią Mogherini zalaną łzami? Co myślą, kiedy widzą, że zamykane są kościoły we Francji, a otwierane meczety? Jak do tego podchodzą? Jakie wyciągają wnioski? Św. Jan Paweł II w latach 80. zapytał we Francji: co zrobiłaś, Francjo, ze swoim chrztem? To są konsekwencje. My jesteśmy solidarni w tragedii. My też działamy przeciw kryzysom w Unii Europejskiej. Czym Unia się teraz zajmuje? Polską? Zamiast zajmować się terroryzmem? – pytał Błaszczak.
Szydło markuje Polskę
Premier Beata Szydło powołała Polskę Fundację Narodową, która będzie promowała markę Polska. W samą porę, strzał w dziesiątkę.
Polska jest na ustach całej Europy, zajmuje się nami Komisja Wenecka, Parlament Europejski, Komisja Europejska. Barack Obama, a po nim najpewniej Hillary Clinton, a jej mąż już, były prezydent USA, Bill Clinton promowali markę Polska („przywództwo na wzór putinowski”). Nawet za darmochę markę Polska promowały dwa największe dzienniki „New York Times” i „Washington Post”. Lepszego public relations nie trzeba.
Polska czekała na rząd Beaty Szydło, aby polska marka dostała odpowiednie rzeczy słowo: Polska. Posunę się dalej, wszak produkt marki Polska mamy. A jakże! Finlandia kiedyś miała Nokię, dzisiaj ma ją Microsoft. Zaraz wyjaśnię, dlaczego takie porównanie. Usłyszałem, że w kraju mamy Wielkiego Stratega. Tak powiedziała szefowa gabinetu Szydło, Beata Kempa: – „Każdy, kto jedzie na Nowogrodzką, każdy minister… Rozmowy z prezesem to bardzo dobre rozmowy, również je odbywam, wielu ministrów je odbywa, takie rozmowy. Bardzo się cieszymy, to bardzo dobry strateg [przyp. mój – składnia Kempy].
Mamy Wielkiego Stratega, on jest naszą marką. Rząd i prezydent odbywają rozmowy w jednym gabinecie na Nowogrodzkiej, wszyscy jadą do niego. Trochę mi łezka w oku się kręci, bo w takiej Korei Płn. za strategiem chodzą z notesami i długopisami. Spijają jego słowa z warg. A do naszego stratega latają wybrańcy. Też chciałbym go spotkać na mieście, jestem w posiadaniu notesu i długopisu.
Marką Korei Płn. jest więc Kim Dzong Un. Kto jest marką Białorusi? No, kto? Łukaszenka. Kto jest marką Rosji? Też wiemy, ale on nie jest „klonem Kaczyńskiego”. Prezes musi się podciągnąć, aby „New York Times” nie pisał o nim, że jest „klonem Putina”.
Jak miałaby być promowana marka Polska w postaci Kaczyńskiego? Czy tak, jak na często spotykanym obrazku: prezes w środku, a po czterech jego stronach dwumetrowi ochroniarze? Można wówczas byłoby powiedzieć: oto wielkość marki Polska. Wielki Strateg.
A wracając do Nokii, była to marka fińska, promowana przez tamtejszy rząd. Ale znaleźli się rządzący, którzy prezesem tej firmy markowej uczynili pociotka tamtejszego Kaczyńskiego. Powstaje zatem pytanie, wszak wiemy, jak marka Polska jest postrzegana w Unii Europejskiej i USA. Jaki Microsoft kupi Polskę? Czy aby nie Kreml wykupi „kopię”?
Waldemar Mystkowski
Ekshumacja w Jedwabnem?
– Listy do podpisywania były faktycznie w niedzielę w naszym kościele, ludzie się podpisywali. Czy dużo podpisów zebrano? Tego nie wiem. Nie wiem też, gdzie są te listy. Proszę do burmistrza zadzwonić, bo to on jest odpowiedzialny. Z urzędu była prośba, aby takie coś zorganizować – mówi jeden z wikariuszy w jedwabieńskiej parafii.
Burmistrz Michał Chajewski udaje, że o sprawie wie niewiele. – Podobno takie podpisy są zbierane. Podkreślam: podobno. To pewnie jakaś akcja społeczna. Z tego, co wiem, to zorganizowała ją pani doktor Ewa Kurek. Proszę sobie wygooglować, w internecie wszystko jest – mówił i nie potwierdził, że prosił kościół o pomoc w zbieraniu podpisów. Sam listy poparcia ekshumacji nie podpisał. Jeszcze.
– Tak. zamierzam to zrobić. Uważam, że skoro są ofiary, doszło do morderstwa, to trzeba ustalić, ile osób zginęło, kto. Trzeba raz na zawsze rozwiać wątpliwości, kto zamordował. Przecież sam IPN podał, że na miejscu zbrodni znaleziono kilkadziesiąt pocisków. To wszystko nie jest takie jednoznaczne.
W minioną niedzielę, w 75. rocznicę mordu w Jedwabnem, uczczono pamięć zabitych Żydów. Jak co roku nie pojawił się żaden mieszkaniec miasteczka, żaden duchowny ani przedstawiciel lokalnej władzy, ani też centralnej.
– Dostałem zaproszenie, ale nie skorzystałem. Miałem inne plany – powiedział Chajewski.
„Żydowska hucpa w Jedwabnem”
Dr Ewa Kurek znana jest z antysemickich wypowiedzi. Zajmuje się stosunkami polsko-żydowskimi z okresu okupacji, a z jej badań wyłania się negatywny obraz Żydów i pozytywny Polaków. Chcieliśmy ją zapytać o sens ekshumacji w Jedwabnem. Na maila nie odpowiedziała. Na swojej stronie internetowej kilka tygodni temu zamieściła publikację pt. „Jedwabne – anatomia kłamstwa”. Czytamy w niej: „Żydowska hucpa z Jedwabnem nie miała na celu ustalenie prawdy historycznej, lecz zaszczepienie Polakom poczucia winy wobec Żydów, które prowadzić miało do wybicia z Polaków dumy i honoru. Żałosne, że w sprawę fałszerstwa dały się wciągnąć najwyższe władze Polski, które (…) nie dopełniły ciążącego na nich obowiązku działań zgodnych z polskim prawem (…) zgodnie z którym powinna zostać w Jedwabnem przeprowadzona normalna ekshumacja.” Zamiast tego wolały – jak dalej pisze – „ulegać naciskom polsko-amerykańskich żydowskich lewaków”.
W 2001 r. ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński wstrzymał decyzję o ekshumacji, choć prowadzący śledztwo prok. Radosław Ignatiew z białostockiego oddziału IPN o to zabiegał. Uważał, że ekshumacja pozwoliłaby na ustalenie liczby ofiar, określenie mechanizmu śmierci i sprawdzenie wiarygodności świadków. Ustalenie liczby ofiar byłoby ważne dla określenia przypuszczalnej liczby osób, które mogłyby konwojować grupę Żydów do stodoły. W procesie w 1949 r. skazano 12 osób.
Te argumenty Lecha Kaczyńskiego nie przekonały. Gmina Żydowska zwróciła się do polskich władz o zaniechanie ekshumacji. Rabin Warszawy i Łodzi Michael Schudrich powiedział: „Szacunek dla kości naszych ofiar jest dla nas ważniejszy niż wiedza, kto zginął i jak, kto zabił i jak”.
Dariusz Piontkowski, poseł PiS z Białegostoku, twierdzi, że warto się zastanowić nad tym, czy faktycznie ekshumacji nie przeprowadzić. – Choćby po to, żeby raz na zawsze wszystko wyjaśnić. To trudna historia, ale musimy poznać prawdę dotyczącą liczby ofiar – powiedział Piontkowski.
To niepotrzebne
– To, że nie przeprowadzono ekshumacji, było efektem porozumienia władz z gminą żydowską. Zwyciężył szacunek dla wiary i wyznania nad potrzebą udowodnienia faktów. Nie wiem, co pani Kurek chce udowodnić? Czy jak się okaże, że 75 lat temu zginęło mniej Żydów, niż zakładamy, to Polacy będą lepsi? Ich wina będzie mniejsza? Nie ma najmniejszej wątpliwości, że to Polacy dokonali tej zbrodni – powiedziała prof. Barbara Engelking, badaczka dziejów Zagłady Żydów w Polsce.
– Moim zdaniem ekshumacja wniesie niewiele, może jedynie skorygować listę ofiar i ich liczbę, nic więcej – twierdzi Jan Milewski, historyk z białostockiego IPN.
Od 2000 roku IPN prowadził postępowanie w sprawie tego pogromu. Przesłuchano 111 żyjących świadków. 30 czerwca 2003 śledztwo umorzono z powodu niewykrycia innych żyjących sprawców zbrodni niż ci, którzy wcześniej zostali osądzeni. Śledztwo dowiodło, że zabójstwo zostało zaplanowane i dokonane przez polskich mieszkańców Jedwabnego i okolicznych miejscowości.
– Śledztwo wznowić można tylko, jeżeli pojawią się nowe okoliczności. W tym momencie nie mogę powiedzieć, jaka jest szansa, że tak się stanie lub nie. Jeżeli wpłynie wniosek o ekshumację, będziemy go analizować – powiedział prokurator Dariusz Olszewski z białostockiego IPN.
CO SIĘ ZDARZYŁO W 1941 R.
75 lat temu, 10 lipca 1941 r., w Jedwabnem grupa polskiej ludności zamordowała z inspiracji Niemców co najmniej 340 żydowskich sąsiadów. Od rana tego dnia polscy mieszkańcy miasta i sąsiednich miejscowości wypędzali Żydów z domów i gonili na rynek. Tam bili ich i kazali sprzątać plac. Po południu kolejna grupa Żydów, około 300 osób, kobiety, mężczyźni i dzieci, została wyprowadzona z rynku. Polscy mieszkańcy Jedwabnego wprowadzili ich do drewnianej, krytej strzechą stodoły znajdującej się za miastem, a następnie stodołę zamknęli, oblali naftą i podpalili. Pojawiały się relacje, że zdarzenie to dokumentowali fotograficznie hitlerowcy, jednak zdjęć takich nie odnaleziono. Do pogromów doszło też m.in. w Radziłowie i Wąsoszu. Z inspiracji Niemców ginęło wówczas z rąk miejscowej ludności tysiące Żydów także na Litwie, Ukrainie i Białorusi.
Po wojnie liczbę ofiar oszacowano na 1600 osób. Taką liczbę podano na pomniku ofiar w Jedwabnem, który stał na miejscu zbrodni do 2001. Również Jan T. Gross w swojej książce „Sąsiedzi” wydanej w 2001 roku pisze o 1600 ofiarach. IPN ocenił jednak po śledztwie, że żywcem spalono 340 osób.
Yanusze humoru. „Studio Yayo”, „W tyle wizji”, „Z szafy Pietrzaka”, czyli satyra w telewizji narodowej
Kadr z programu „Studio Yayo” (http://warszawa.tvp.pl/)
Po wyborach PiS dokonał radykalnych zmian w polityce historycznej, kulturalnej i „ochronie” środowiska. Ale nowe otwarcie nastąpiło też w polityce satyrycznej, tak zaniedbanej przez pozbawioną poczucia humoru koalicję PO-PSL. Pionierami „dobrej zmiany” na tym odcinku zostali Marcin Wolski, Jan Pietrzak i Ryszard Makowski, którzy dostali programy w odnowionej TVP. Poważnej korekty w satyrze narodowej można było się już spodziewać na początku roku, gdy „Bild” opublikował rozmowę z Witoldem Waszczykowskim. Minister spraw zagranicznych tłumaczył w niemieckiej gazecie, że PiS nie chce „świata złożonego z rowerzystów i wegetarian” – do ustanowienia tego piekła na ziemi miał dążyć poprzedni, dotknięty marksistowskim przechyłem rząd. Potem popularny „Waszczu” (jak pieszczotliwe nazwał go Wolski w swym programie „W tyle wizji”) tłumaczył, że był to żart skrojony pod czytelników niemieckiego tabloidu. Czy w kraju, w którym jest 72 mln rowerów, kilka procent obywateli to wegetarianie, a Zieloni współrządzili krajem i rządzą nadal w kilku landach, żart został zrozumiany? Nie wiem, ale tytuł tekstu w „Bildzie” brzmiał: „Czy Polacy zwariowali?”.
W Polsce za to ubaw był po pachy. „Waszczykowski trafił w dziesiątkę” – zauważył wówczas, także celnie, publicysta Łukasz Warzecha. Wkrótce sam, jako jeden z prowadzących „W tyle wizji”, dostał możliwość współkształtowania polityki satyrycznej w mediach publicznych.
„W tyle wizji”
Pomysł był genialny w swej prostocie – zrobić lustrzane odbicie „Szkła kontaktowego” TVN24. To, co w „Szkle” jest lewe, niechaj tu będzie prawe. Zadania podjął się weteran polskiego kabaretu Marcin Wolski, który do współprowadzenia programu zaprosił najorlejsze pióra prawicowej publicystyki, m.in. Warzechę, Rafała Ziemkiewicza, Stanisława Janeckiego, Wiktora Świetlika, Krzysztofa Feusette’a oraz dla kontrastu, bo przecież nie dla równowagi, Krzysztofa Skibę. Lustro wyszło trochę krzywe.
Powyższe nazwiska dawały nadzieję. W końcu prawicowiec nie ma klasycznych dylematów lewicowca typu: czy opowiadając dowcip, mogę powiedzieć „Murzyn”, czy jednak muszę „czarnoskóry”; nie krępują go kajdany poprawności politycznej. I już podczas emisji jednego z pierwszych odcinków okazało się, że „W tyle wizji” faktycznie nie obowiązuje jakakolwiek poprawność, a już zwłaszcza realizacyjna. Do programu zadzwonił niejaki Karol z Łowicza, powiedział, co miał do powiedzenia, pożegnał się, po czym niespodziewanie znowu powiedział „dzień dobry!” i został gwałtownie wyłączony – telefon „na żywo” był puszczony z taśmy. „Chyba ta osoba się do nas nie dodzwoniła” – inteligentnie ratowała sytuację współprowadząca Dorota Łosiewicz z „wSieci”. „Może po prostu zobaczyła panią redaktor, ogarnął ją strach, wstyd, no i zrezygnowała” – szef programu po dżentelmeńsku podał jej ramię.
Żeby nie było – „W tyle wizji” to nie jest stuprocentowa zrzynka ze „Szkła kontaktowego”. Ten program już w pierwszych sekundach wykorzystuje zabójczą przewagę nad konkurencją, jaką daje mu postać Wolskiego. Ten nadworny fraszkopisarz PiS-u, kiedyś sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR w Trójce, zwykł otwierać numer „Gazety Polski Codziennie” jakąś wierszowaną perełką. „W tyle wizji” otwiera za to błyskotliwym felietonem. Ot, choćby takim: „Coraz głośniej rozbrzmiewają hasła ‚Wracamy do PRL-u’. Ciekawe, że pojawiają się one głównie w ustach tych, którzy nie powinni się tego powrotu obawiać. Przecież w tamtych czasach ich resortowi ojcowie (…) byli panami życia i śmierci. (…) Może więc chodzi o to, że PiS zamierza się cofnąć, nabrać rozbiegu przed wielkim skokiem. Tylko że cofnąć się do prawdziwej, najjaśniejszej, suwerennej Rzeczpospolitej”.
Po starciu wazeliny z ekranu uzmysławiamy sobie podstawowy problem „W tyle wizji”: z kogo tu się właściwie śmiać? Najbardziej operetkowe postaci znalazły się w rządzie albo sterują nim z tylnego siedzenia, a rząd przecież nabiera rozbiegu i nie można mu podstawiać nogi. Opozycja parlamentarna? Nadal nie żyje. Pozaparlamentarna? Ile można żartować z „KOD-erów”? Na szczęście czasy mamy burzliwe i tematy aż same garną się przednim wejściem do „W tyle wizji”.
Ot, choćby UE pracuje nad wprowadzeniem silniejszej kontroli nad dostępem do niektórych rodzajów broni palnej – to m.in. pokłosie zamachów w Brukseli i Paryżu (w ataku na „Charlie Hebdo” islamiści użyli broni legalnie kupionej na Słowacji). Wolski przedstawia to tak, że Unia chce pozabierać broń, „ponieważ wychodzi z założenia, że obywatel nie powinien się bronić, jeśli przypadkiem ktoś go zaatakuje”. „Bo jeszcze mu zrobi krzywdę? A jak się okaże, że to imigrant, Jezu!” – sadzi dowcipasa Rafał Ziemkiewicz. „To jeszcze pogwałci prawo gościnności, udowodni, że jest rasistą, Boże kochany!” – ironicznie załamuje ręce Wolski. W tym momencie ze wszystkich niezabranych jeszcze przez UE polskich pistoletów wydobywają się salwy śmiechu.
Ci sami gospodarze w innym odcinku dogłębnie przeanalizowali też skutki Brexitu (za który odpowiada, zdaniem Wolskiego, Donald Tusk). A zwłaszcza propozycja głębszej integracji opracowana przez ministrów spraw zagranicznych Niemiec i Francji. Taki zapomniany już dziś plan wypłynął zaraz po Brexicie, w związku z czym cień „niemieckiego porządku” znów padł na cały kontynent. Jak lekko i trafnie skomentować taki dokument? Najlepiej fragmentem filmu „Dyktator”, w którym parodiujący Hitlera Chaplin bawi się piłką o kształcie kuli ziemskiej, przy akompaniamencie – to już inwencja autorów „W tyle wizji” – „Ody do radości”, hymnu UE. Ziemkiewicz rozwija te delikatnie sugerowane skojarzenia: „Nasze tzw. elity, jak mają do wyboru IV Rzeczpospolitą i IV Rzeszę, to zdecydowanie wolą tę IV Rzeszę”. Brakowało tylko straszenia swastyką, ale to akurat wzięła na siebie chwilę później „Gazeta Polska”; Wolski napisze w niej, że referendum w Wielkiej Brytanii to dla niego „wielki dzień zwycięstwa rozsądku nad polityczną poprawnością i państwa narodowego nad lewacką utopią”.
A skoro jesteśmy przy lewackich patologiach, warto jeszcze wspomnieć kapitalny żarcik Krzysztofa Feusette’a, którym podsumował spotkanie wyjątkowo uprzejmych wobec siebie tego dnia Grzegorza Schetyny i Mateusza Kijowskiego: „Zaczynam podejrzewać, że te częste wizyty komisarza Timmermansa, specjalisty europejskiego od związków jednopłciowych, mogą mieć jakieś drugie dno. Jak widzę tutaj panów, żegnają się, witają…”.
Czy awans Marcina Wolskiego na stanowisko dyrektora TVP2 oznacza konieczność porzucenia „W tyle wizji”? Oby nie. Ale jeśli tak, niech pan Marcin podczas tego Wolexitu uważa, jak się wita i żegna.
„Z szafy Pietrzaka”
Jeszcze intensywniejszej satyryzacji doświadcza TVP3 Warszawa, zarządzana od niedawna przez Jacka Sobalę, który za rządów PiS-LPR-Samoobrona w mediach publicznych grasował po gabinetach dyrektorskich Radia BIS, Jedynki i Trójki. Podczas ostrego konfliktu z zespołem tej ostatniej udzielił „Wyborczej” wywiadu, w którym oznajmił: „Ja błędów nie popełniam”. Skoro tak, to my, pewni dobrze zainwestowanego czasu, możemy oddać się oglądaniu dwóch nowych programów na jego antenie (lub w portalu TVP).
Pierwszy prowadzi Jan Pietrzak, twórca Kabaretu pod Egidą i najważniejsza – obok Wałęsy, papieża, Gorbaczowa i Reagana – z postaci, które doprowadziły do upadku komunizmu. Przesadzam? „Sezon mieliśmy udany i zwycięski – ogłosił Pietrzak w felietonie we „wSieci”. – Od kilku miesięcy nie ma komuny we władzach! To wielkie zwycięstwo Kabaretu pod Egidą. Po raz pierwszy od 1967 r. nasze drwiny, szyderstwa skumulowały się i Szanowny Elektorat wyrzucił komunę na śmietnik historii. Żadne inne środowisko artystyczne nie może pochwalić się tak konsekwentnym programem antykomunistycznym”.
W programie „Z szafy Pietrzaka” nie jest aż tak sierioźnie; człowiek z takim doświadczeniem scenicznym potrafi zadbać o atmosferę od samego początku. Mamy więc kawiarniany stolik z trzęsącą się lampką, kotarę, no i tytułową szafę, ale nie tak popularny w tych kręgach model SB/IPN, lecz oldskulowego drewnianego grzmota. No i mamy Pietrzaka, który wychodzi zza szafy tyłem, rozgląda się, niby zdezorientowany, aż zakrzykuje do kamery: „O! Mam was!”. „Mniej zdolni koledzy”, którzy według Pietrzaka wyzłośliwiają się na temat jego programu, już po samym takim wstępie znów trzęsą się z zazdrości.
Co jest potem? Przegląd archiwaliów z Kabaretu Pod Egidą – od klasyków (Kaczmarski, Gajos czy Jaroszyński), po Ziemkiewicza (jakby komuś było go dziś mało) czy Ryszarda Makowskiego (patrz niżej).
Najwięcej jest oczywiście gospodarza, który a to opowie tę samą anegdotę w odstępie dwóch odcinków, a to wyciągnie z szafy nagranie według zagadkowego klucza. Weźmy np. to z 2009 r. o świńskiej grypie, która miała się zacząć od „szczególnej symbiozy posła Palikota ze świńskim ryjem”. Dalej Pietrzak dodaje: „Nasze Kaczory odporne na zarazę ze Wschodu w stu procentach”. Ciągle śmiesznie, ale czy nie osłabia to tezy o smoleńskim zamachu?
Każdy odcinek kończy aktualny już felieton, w którym Pietrzak porusza najbardziej ważkie sprawy państwowe. Choćby zainwestowanie przez fundusz George’a Sorosa w akcje Agory, wydawcy „Wyborczej”. „Panie Soros, niech pan nam przestanie opowiadać o otwartym społeczeństwie. Polska od stuleci otwierana jest przez naszych miłych sąsiadów. Drzwi i okna mamy pootwierane, że aż przeciąg urywa – przypomina Pietrzak. – Mam nadzieję, że nie życzy nam pan źle, a jedynie jest pan źle poinformowany przez polskojęzyczne, lecz wrogie nam media, które łżą jak najęte. Proszę sprawdzić przez kogo najęte, kto z tej niby-homogenicznej Polski robi chłopca do bicia”.
Soros na razie nie odpowiedział. Może dlatego, że był to apel polskojęzyczny? Soros jest synem pisarza esperantysty, więc może warto, by Pietrzak w następnym programie spróbował w esperanto?
„Studio Yayo”
Drugi program satyryczny w TVP3 Warszawa jest dowodem na to, że Sobala nie popełnił błędu, jeśli chodzi o zapewnienie swej stacji publicity. Kto by pomyślał, że 10-minutowa niskobudżetowa audycja z lokalnej stacji okaże się najgorętszym jak dotąd, najszerzej komentowanym w internecie hitem całej telewizji narodowej?
Być może sukces nie byłby tak okazały, gdyby Ryszard Makowski, kiedyś członek kabaretu OT.TO, dziś felietonista „wSieci”, przed mistrzostwami Europy nie wystąpił w TVP Info na żywo ze specjalną piłkarsko-pijacką piosenką („Polej, polej, polej/ Szable czas już wznieść/ Polska strzeli gole, czyli Zenek, ja i teść”), brutalnie przerwaną przez prowadzącego. Hymn ten z miejsca stał się drugim po hejnale krakowskim najbardziej znanym nagle przerwanym utworem w polskiej kulturze.
Kiedy więc nieco później, w pierwszym odcinku „Studia Yayo”, prowadzonego z satyrykiem-parodystą Pawłem Dłużewskim, Makowski wypowiedział utrzymany w podobnych klimatach dowcip, naród ryknął z uciechy. A dowcip szedł tak: „R.M.: W związku z mistrzostwami Europy w piłce nożnej trwają złote żniwa handlowców. Nieoczekiwanie narzekają zdesperowani producenci piwa i napojów wysokoprocentowych. Okazało się, że kibole najchętniej oglądają mecze przy kawie i ciasteczkach. P.D.: Mówisz poważnie? R.M.: Nie no, co ty. Jajcowałem!”.
Niektórzy do dziś uważają to za najsłabszy żart w historii telewizji, włącznie z wyczynami Karola Strasburgera w „Familiadzie”, ale nie słuchajcie ich – to znaczy tyle, że nie oglądali kolejnych odcinków.
Makowski i Dłużewski, zgodnie z postmodrnistycznymi trendami, zdają sobie sprawę ze swej reputacji i próbują wciągnąć widza w taką gierkę: „Wiemy o tym, że wy myślicie, że jesteśmy żenujący. Teraz wiedzcie, że my wiemy, że wy wiecie i wiedzcie, że mamy do siebie dystans i też uważamy, że robimy żenadę, bo przecież to telewizja publiczna, część społeczeństwa jest głupia, więc i w TVP musi być miejsce dla głupich”.
Wybitnemu dryblerowi satyry taka kiwka być może by się udała, ale Makowski i Dłużewski to raczej nie Ronaldo i Messi: „P.D.: Czy mamy wzorce? Benny Hill, Jaś Fasola, Monty Python. R.M.: Ryszard Petru. On nas natchnął najbardziej. Im więcej gaf, im więcej wpadek, no to popularność od razu rośnie” (składnia oryginalna).
A jednak coś w tym „Studiu Yayo” jest. Przywraca magiczną aurę programów realizowanych przez półamatorów w osiedlowych kablówkach w latach 90. Kojarzy się też jakoś ze „Śmiechu warte”, przed laty obowiązkowym punktem niedzieli w każdym domu, ale nie z sytuacją w studiu Tadeusza Drozdy, tylko raczej z filmami przysyłanymi do programu, na których teoretycznie zabawne sytuacje trwały za długo, prawie zawsze nie były śmieszne, no i były przeważnie zapisami ludzkich klęsk.
Fascynujący jest też kontrast między tym jak Makowski mówi – a ma głos dobrotliwego niedźwiadka z dobranocek – i tym, co mówi albo śpiewa. Najgłośniej było o piosence złożonej po części z antysemickich klisz, w której odpór „cymesom, geszeftom” robionych kosztem „Polaczków” m.in. przez „Rothschilda, mistrza lichwy” daje nowy rząd („więc niech rekiny finansjery płyną stąd”). Zaprotestowały stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita i żydowskie B’nai B’rith, a Makowski po tygodniu tłumaczył, że nie chciał nikogo urazić.
W tym samym odcinku Dłużewski z Makowskim snuli wizję zaludnienia uchodźcami wiecznie niemogącego się otworzyć lotniska pod Berlinem. „Parę rzeczy tam działa. Kasy są, można wypłacać socjal. Karuzela na walizki niech się kręci jako lunapark dla dzieci. (…) Jest też wieża kontrolna, a na wieży sto ekranów. Można śledzić ruch niewiernych w całej Europie. Marzenie!”. Moja przyjaciółka pracowała z uchodźcami zaludniającymi inne berlińskie lotnisko, nieczynne już Tempelhof, wspominała to miejsce jako największe możliwe nagromadzenie traum wojennych, tragedii i problemów. Ale może rzeczywiście – lunapark na taśmie bagażowej to rozwiązanie? I czemu nie pójść dalej – może kąpiel w sedesie udającym basen?
Czy naprawdę, zapytacie, nie było w „Studiu Yayo” ani jednego zabawnego żartu? No dobra, był ten jeden raz. W pierwszym odcinku Dłużewski podkłada głos pod wideo, na którym Adam Michnik peroruje coś w swoim stylu, jąkając się (kupa śmiechu z tym jąkaniem!) i szeroko gestykulując.
Ciekawe: minęło 50 lat publicznej działalności Michnika, a jego oponenci wciąż niezmordowanie, i to mimo odtrąbienia śmierci „michnikowszczyzny”, usiłują dowieść, jak paskudny i żałosny to typ. Dobrze wiedzieć, że w świecie płynnej nowoczesności jednak nie wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu.
***
„Lewactwo”, Niemcy, uchodźcy, Michnik. Polityka satyryczna w TVP kręci się wokół tych samych kompleksów, fobii i obsesji, co polityka informacyjna. Co robić? Oglądać programy satyryczne, czyli niepoważne i niezabawne? Czy jednak informacyjne – poważne i zabawne, np. „Wiadomości”?
Wybór należy do ciebie – jak głosi napis na jeszcze innym trującym produkcie. Uważaj tylko, żeby się ze śmiechu nie zaciągnąć.
Donos na Morawieckiego
Minister Mateusz Morawiecki (fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta)
Ostry spór o Trybunał Konstytucyjny posłużył Jarosławowi Kaczyńskiemu do scementowania swej formacji. Kaczyński wie, że tak duży obóz polityczny będzie miał tendencję do rozłażenia się. Trzeba więc konfliktu, który wciągnie w odpowiedzialność za łamanie zasad demokracji wszystkich bez wyjątku. Wtedy będą wiedzieć, że jedyne oparcie mają w prezesie. Na otarcie łez dostają wiele posad – tylko dla swoich.
Kaczyńskiemu nie przeszkadzało, że różne lobby wewnątrz rządu podgryzają się nawzajem. Najważniejsze, by to kontrolować. Jednak mimo silnej konsolidacji własnego środowiska i olbrzymiego tortu do podziału widać już pierwsze symptomy kłopotów. Kontrola intryg wewnątrz partii traci skuteczność.
Prezes PiS nie ma wielu kompetentnych ludzi w sprawach gospodarki. Ławka jest krótka. Można rozdać wiele lukratywnych stanowisk wiernym kolegom bez kompetencji, ale nie sposób stosować tej zasady wobec wszystkich instytucji, bo przecież ktoś musi rządzić. Kaczyński postawił na Morawieckiego. „Musimy odrzucić ostatecznie nieszczęsne koncepcje szkodnika Balcerowicza, postawić na Morawieckiego” – mówił na ostatnim kongresie PiS. Wcześniej podkreślał, że „cały rząd musi pracować na wielki plan Morawieckiego” i trzeba dać wicepremierowi instrumenty do zarządzania całą gospodarką. Na jesiennym kongresie Morawiecki ma zostać wiceprezesem partii.
Jego rosnąca pozycja wywołuje niepokój w obozie PiS. Antoni Macierewicz i zakon PC, którego interesów pilnuje minister skarbu Dawid Jackiewicz, oraz grupa twórcy imperium SKOK Grzegorza Biereckiego i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro stanowią doraźną koalicję. Cel? Ograniczenie wpływów Morawieckiego.
Koń trojański
Dziś w spółkach skarbu państwa zakon PC i Morawiecki mają swoje udzielne księstwa i rozdają tam posady. Jednak zaplecze PiS boi się, że wicepremier zyskuje przewagę. W PZU o wpływy walczą ludzie Ziobry i Jackiewicza, ale w partii nieoficjalnie mówi się, że niedługo największy ubezpieczyciel przejdzie pod skrzydła Morawieckiego. A także inne spółki z udziałem skarbu państwa.
Nie da się bowiem realizować jego planu inwestycyjnego bez zaprzęgnięcia całego gospodarczego sektora publicznego, dziś kontrolowanego przez niechętną Morawieckiemu część PiS.
Ostra jazda na Morawieckiego już się rozpoczęła. Jego przeciwnicy rozsyłają wielostronicowy anonimowy donos, którego nie sposób zlekceważyć. Autor (lub autorzy) ma dużą wiedzę na temat ważnych postaci życia gospodarczego III RP.
Przy tym stopniu szczegółowości nie dałoby się go napisać bez czerpania informacji od służb specjalnych. Są w tym dokumencie błędy i przeinaczenia, po to by główna teza była jednoznaczna. Są insynuacje niepoparte żadnymi dowodami. Ale nie o rzetelność tu chodzi ani o opis przekrętów, bo tego tam nie ma.
Jest opis szerokiej sieci personalnych powiązań, który ma dowieść, że Morawiecki to koń trojański dawnych środowisk Platformy Obywatelskiej i że mianowanie go wicepremierem było błędem, bo zabezpiecza on interesy układu, z którymi PiS chciał walczyć.
Wymowa donosu współgra z tekstami niektórych współpracowników senatora Biereckiego, współtwórcy SKOK. Janusz Szewczak, były główny ekonomista SKOK, dziś poseł PiS, przestrzegał w portalu wPolityce.pl przed nominacją Morawieckiego: „Banksterzy mają dziś na całym świecie coraz gorszą opinię, zaś przed sektorem bankowym w Polsce stoją olbrzymie i bardzo trudne wyzwania”.
Wedle dokumentu krajem nadal rządzi niepodzielnie b. premier Jan Krzysztof Bielecki z pomocą b. prezesa PGE Krzysztofa Kiliana i właśnie Morawieckiego. Skąd taki wniosek?
Złowroga sieć oplata gospodarkę
Morawiecki opiera się na sprawdzonych menedżerach, z którymi współpracował w przeszłości. Jednym z nich jest Paweł Borys, którego uczynił szefem Polskiego Funduszu Rozwoju. Instytucja ta ma odpowiadać za rozkręcenie inwestycji i zarządzanie oszczędnościami emerytalnymi. W PKO BP pozostawił na stanowisku prezesa Zbigniewa Jagiełłę. To tylko dwa z wielu przykładów, które bolą zaplecze PiS.
Jan Krzysztof Bielecki
Tekst kolportowany przez wrogów Morawieckiego zawiera fakty mało znane i fakty powszechnie znane – w końcu wicepremier był w Radzie Gospodarczej przy premierze Tusku, a na jej czele stał Jan Krzysztof Bielecki. Trudno, aby panowie się nie znali. Jednak tajemniczy autor opisuje Morawieckiego jako zakładnika środowisk gospodarczych PO, który chytrze omotał Kaczyńskiego za pomocą „techniki manipulacji zwanej samousynowieniem”. Wszystko zaś po to, by storpedować „dobrą zmianę”, zapewnić wpływy poprzednim elitom gospodarczym i zablokować awans prawdziwym patriotom.
Jeśliby wyprać ten donos z psychologizujących ozdobników, to same informacje nie są czymś kompromitującym – po prostu Morawiecki jako wieloletni prezes banku BZ WBK miał wiele kontaktów z ludźmi biznesu i sektora finansowego. Ale opis ten może działać na wyobraźnię zwolenników teorii o układzie oplatającym życie gospodarcze, wyznawanej zwłaszcza przez Kaczyńskiego. I na to zapewne liczą autorzy opracowania.
Konstruują piramidę: „ten jest powiązany z tym, a inny z tamtym”, „ten i tamten są z WSI”. A w tle dorzucono Jana Kulczyka, który dla PiS był symbolem oligarchii sięgającej korzeniami PRL. Choć żadnych bezpośrednich związków Kulczyka z Morawieckim nie opisano.
Test na władzę Kaczyńskiego
Ekipa Morawieckiego balansuje między racjonalnością ekonomiczną a populizmem. Z jakim skutkiem – jeszcze nie wiemy. Część gospodarcza rządu usiłuje znaleźć źródła finansowania 500 plus, zwleka z realizacją innych kosztownych obietnic, a jeśli je spełni, to w okrojonym kształcie, by minimalizować koszty. Budżet jest napięty do granic wytrzymałości.
Można zakładać, że odejście Morawieckiego i innych w miarę racjonalnie myślących ministrów zepchnie Polskę w otchłań gospodarczej nieodpowiedzialności, której twarzą stanie się wspomniany Janusz Szewczak. A projekty inwestycyjne, których powodzenie i tak nie jest pewne, będzie można wyrzucić do kosza, gdy zabraknie kompetentnych ludzi do ich realizowania.
Ponadto donos uderza nie tylko w Morawieckiego, ale także w samego Kaczyńskiego, który jawi się tutaj jako bezwolne narzędzie w rękach wrogich PiS banksterów, bezwiednie konserwując stary układ gospodarczo-polityczny. Bo przecież to prezes PiS pompuje pozycję wicepremiera Morawieckiego.
Można skwitować ten dokument prostą tezą, że niektórzy boją się odebrania im fajnych posad w spółkach skarbu państwa. Ale stawka wydaje się wyższa.
Nie wiem, czy warto brać na serio sugestie, że Beatę Szydło zastąpi Morawiecki. Wicepremier bowiem – co widać po jego ostatnich występach – porusza się w świecie polityki jak słoń w składzie porcelany. Wystarczy przypomnieć jego wypowiedź w TVN 24, że wybór między Hillary Clinton a Donaldem Trumpem to jak wybór między dżumą a cholerą. Należy raczej się spodziewać, że premierem zostanie sam Kaczyński.
Niemniej donos ten zwiastuje batalię o to, kto obok prezesa zdobędzie największe wpływy i władzę – z kim Kaczyński będzie musiał się liczyć. Z Macierewiczem? Z Biereckim? Czy maleją wpływy zakonu PC? I czy jakieś medium z obozu IV RP opublikuje anonimowy utwór, w tym właśnie gronie kolportowany? Albo choćby obficie zacytuje dane tam zawarte? Niebezpieczna gra, bo kto to opublikuje, narazi się na gniew prezesa.
Zduszenie zaś ataku na Morawieckiego w zarodku będzie dowodem, że prezes nie utracił pełni władzy w partii i państwie.
Zamach w Nicei: ciężarówka wypełniona bronią i granatami wjechała w tłum [CO WIEMY]
• Wiemy już, że był to zamach. Zginęły co najmniej 84 osoby
• W ciężarówce znaleziono broń palną i granaty
Co wiemy do tej pory o zamachu w Nicei:
Ile osób zginęło?
Nie żyją co najmniej 84 osoby – podały władze regionu. W szpitalach znajduje się około 100 rannych, połowa z nich jest w stanie krytycznym.
Kim był zamachowiec?
Nie wiemy o nim wiele. Francuskie media podały jedynie, że w ciężarówce znaleziono dowód, należący do 31-letniego Francuza pochodzenia tunezyjskiego.
Przebieg ataku w Nicei
Ciężarówka rozpędziła się i wjechała w tłum ludzi na promenandzie w Nicei. Na nagraniu Tagesschau widać dokładny moment zamachu:
Pojazd przejechał ok. 2 kilometry przez tłum – podaje Euronews. Potem kierowca wyszedł i zaczął strzelać do ludzi. Mężczyzna został zastrzelony przez policję. Nie wiadomo, czy działał sam, czy miał wspólników, którym udało się uciec.W ciężarówce znaleziono broń palną i granaty – podaje dziennik „Le Figaro”.
Jakie były okoliczności ataku?
Do ataku doszło na nadmorskiej promenadzie, na której zgromadzeni mieszkańcy i turyści oglądali pokaz fajerwerków z okazji Dnia Bastylii, święta narodowego Francji.
Jak zareagowały francuskie władze?
– To nie był wypadek, lecz celowy atak – podkreślają władze. Mer Nicei Christian Estrosi zaapelował na Twitterze do mieszkańców miasta o pozostanie w domach.
Relacje świadków
– To była masakra. Wszędzie leżały ciała – opowiada mężczyzna, z którym rozmawiali reporterzy AP. – Wszyscy krzyczeli: „Uciekajcie, uciekajcie, to zamach!”. Słyszeliśmy strzały, początkowo wydawało nam się, że to fajerwerki – relacjonował inny świadek telewizji BFM TV.
Na Twitterze pojawiły się nagrania, na których widać spanikowany tłum, a także zdjęcia ciężarówki: