Majtki Migalskiego, czyli politycy przyszłością polskiej prozy [VARGA]
Każdy rozpozna, kim jest prezes Gęsiorowski, Zbigniew Zero, Mariusz Błyszczek oraz cała plejada tych, o których pisarz Migalski chyba marzy, że mu wytoczą proces.
Czytelnictwo w Polsce spada, ale nie spada pisarstwo, więcej – pisarstwo rośnie w siłę, pisarstwo pręży muskuły, pisarstwo wzrasta mocą niesłychaną, mamy coraz większy współczynnik pisarzy na czytelnika, pojawiają się wciąż nowi debiutanci. Oto kolejny dowód na tę tezę: Marek Migalski napisał powieść.
Sławny ten politolog, polityk i przenikliwy analityk ogłosił właśnie w tygodniku „Do Rzeczy” masywny pierwszy odcinek swojej powieści „Bez litości” z adnotacją, że jest to rzecz tylko dla dorosłych. Nie od rzeczy będzie dodać, że owa „skandalizująca powieść polityczna”, jak ją pismo reklamuje, to najmocniejszy chyba debiut od czasów „Pamiętnika Anastazji P.” – jeśli ktoś pamięta tamtą wydawniczą sensację, to pojmie wnet, iż po debiucie Migalskiego tacy giganci literatury politycznej jak Marcin Wolski i Rafał Ziemkiewicz mogą czuć się mocno zagrożeni.
Bohaterem powieści jest dla niepoznaki niejaki Marek Migalski, i to akurat chwyt nienowy, literatura światowa zna wiele takich zabiegów, kiedy autor wprost się przedstawia. Nie w tym jednak siła „Bez litości”. Ta powieść naprawdę nie zna litości w obnażaniu polskiej polityki, ale nade wszystko nie zna litości dla czytelnika. Niewątpliwie najsmaczniejsze jest tu to, że obnaża owa proza „tylko dla dorosłych” ni mniej, ni więcej jak środowisko PiS-u, co, powiedzmy sobie szczerze, trąci nieco pociągającą perwersją. Więcej – wszyscy protagoniści tej prozy są zamaskowani jedynie dla picu i każdy przecież od razu rozpozna, kim jest prezes Gęsiorowski zwany Gęsiorem, spin doktor Misiek oraz jego konkurent Kura, Rysiek Czarny, Zbigniew Zero, Mariusz Błyszczek oraz cała plejada tych, o których pisarz Migalski chyba marzy, że mu wytoczą proces, dzięki czemu „Bez litości” zyska sławę, a akurat sławy Migalski pragnie najbardziej, do czego ze szczerą bezczelnością się przyznaje. Jest zatem „Bez litości” bezlitosną rozprawą z polską prawicą i historią kariery Migalskiego w tejże formacji, natomiast prawdziwa pornografia polityczna zaczyna się wtedy, gdy prezes Gęsior proponuje Migalskiemu, by ten został ni mniej, ni więcej jak prezydentem Rzeczpospolitej. Gorzej – Gęsior domaga się, aby go Migalski miażdżył w mediach, aby Gęsiora obnażał, atakował partię, w ten oto sposób wzmocni się paradoksalnie Gęsiora pozycja. Niestety, nadchodzi feralny poranek 10 kwietnia roku pamiętnego…
Wątek pornograficzny mocny jest nade wszystko w wulgarnym, acz niestety niewyszukanym języku dialogów, ale niech koneserzy sprośności nie tracą nadziei: są tu też mocne wątki damsko-męskie. Jak dobrze pamiętamy, kilka lat temu wścibskie media przyłapały Migalskiego w sklepie z bielizną, gdy kupował biustonosz rozmiar 75B oraz czerwone stringi (nie dla siebie podobno), a ja już wtedy wyczuwałem intuicyjnie, że ma ten sławny politolog zadatki na dużej klasy pisarza, zresztą w swojej powieści potwierdza nie tylko pisarski, ale właśnie, a może nade wszystko, swój erotyczny temperament, pisząc na przykład o Kasi, córce działacza „Solidarności”, studentce trzeciego roku, która „zrobiła mu najlepszego loda od początku ich znajomości” (zresztą to niejedyny francuz w tym odcinku, będzie jeszcze jeden brukselski w wykonaniu pewnej dziennikarki).
Nie mam prawa wątpić w talent powieściowej Kasi, ale w tym dziele po prawdzie literackiego loda Migalskiemu najlepiej robi sam Migalski. Owszem, musi iść za tym pewna ekwilibrystyka, istotna sprawność fizyczna, ale spokojny jestem, że Migalskiemu się udaje jak mało komu. A jak już robieniem sobie loda się zmęczy, to jedzie ręcznie, z wybitnym skutkiem zresztą, ta proza ma niebywały wręcz potencjał czegoś, co pruderyjni ludzie niesłusznie zupełnie nazywają samogwałtem; nie mam wątpliwości, że pisząc tę skandalizującą powieść, zużył Migalski bardzo dużo chusteczek higienicznych. Naturalnie stara nam się tu jawić Migalski jako autoironiczny cynik, względnie cyniczny ironista – za każdym razem jednak wychodzi jedynie mistrz manualnych zabaw.
Dla znudzonych erotyką i polityką mam dobrą wiadomość: w dalszej części pierwszego odcinka zaczyna się wreszcie apokaliptyczne chlanie: co ciekawe, akurat z europosłami Platformy, z którymi Migalski daje w palnik – wątek eurokariery Migalskiego jest tu bardzo mocny, a z wątku tego wynika, że w Brukseli roboty mało, kasy dużo, a gorzały jeszcze więcej. Jedno wielce mnie ujęło w prozie Migalskiego: gdy został europosłem, począł rozglądać się za komisją europejską, w której pracach miałby brać udział. Wybrał naturalnie komisję kultury, gdy uświadomiono mu, że jest tam najmniej pracy i w zasadzie to nikogo ona nie obchodzi.
Owa satyryczno-erotyczno-polityczna powieść może okazać się jaskółką pewnych ciekawych zmian, gdy to politycy schodzący ze sceny poczną masowo przerzucać się na twórczość literacką – pocieszające w pewnym sensie jest, iż splendor pisarza okazuje się dla wielu nie mniejszym splendorem niż ten, który udziałem jest polityka. Spodziewać się nawet należy, iż w ślady Migalskiego pójdą galopem niebawem całe szwadrony polityków, choć oczywiście nie znaczy to, iż każdy raźno wstąpi w prozę sprośną i amoralną. Osobiście mam już kilku swoich kandydatów. I tak ustępujący prezydent pisać może wreszcie w spokoju coś nawiązującego ściśle do „Zapisków myśliwego” Turgieniewa, względnie kontynuować drogę Józefa Ignacego Kraszewskiego, a tajemnicą poliszynela jest wszak, iż Kraszewskiego jest Komorowski wielkim admiratorem. Nie jest wykluczone, że przegrany prezydent jedyną jest już osobą w tym kraju, która coś więcej niż „Starą baśń” Kraszewskiego przeczytała, a płodny ten prozaik machnął ich 230.
Donald Tusk w swej nudnej brukselskiej samotni kreśli już może ciąg dalszy „Do przerwy 0:1”, kultowej dla pokoleń opowieści futbolowej Bahdaja, co do Radka Sikorskiego, nie mam wątpliwości, że autor „Prochów świętych” kontynuował będzie swą nieopatrznie zarzuconą karierę literacką, wybierając nurt sensacyjny bądź szpiegowski. Bartłomiej Sienkiewicz, będąc prawnukiem wiadomo kogo, nie ma innego wyjścia niźli epicko wejść na Dzikie Pola, pora temu wielce sprzyjająca, powieść o ukraińskiej wojnie to temat akurat dla niego: język jego wszak krewki a dosadny, soczysty a jednocześnie piękny literacko, dorównać, a i przeskoczyć wielkiego pradziada może. Taki Palikot książek już pisać nie musi żadnych, bo napisał ich wystarczająco dużo, ilość rzekłbym, balzakowską, niech da szansę innym, na przykład Leszkowi Millerowi, który mógłby – jako znawca i propagator tematu – wejść mocno w pisanie literatury kobiecej, romansowej, erotycznej nawet.
Mogę nawet rzucić brawurowe hasło: politycy do piór, pisarze do polityki. Osobliwie dlatego, że pisarze są z zasady takimi frajerami, że więcej już w Polsce nie zniszczą, z elementarnego braku talentu w tym kierunku nie umieją po prostu. Oni tylko pisać potrafią, a akurat pisać to mogą za nich politycy, nawet złe książki. Złych książek i tak się w Polsce wielką moc wydaje, więc specjalnie rynku nie zepsują, a że w Polsce w ogóle i tak nikt nic nie czyta, można powiedzieć, że korzyść obopólna, a nawet potrójna: dla pisarzy, dla polityków i dla Polski wreszcie.
Marek Migalski wydaje dramatyczne oświadczenie: Odchodzę z polityki, ignorowano mnie
Marek Migalski (Fot. Wojciech Olkunik / Agencja Gazeta)
– Mam wiele możliwości, mogę na przykład prowadzić poranki w TVN24 – dowcipkował na antenie tej stacji.
W południe był już poważniejszy.
„Moja partia nie uzyskała potrzebnego zaufania. To jasny sygnał, że nie w pełni odpowiedzieliśmy na zapotrzebowanie społeczne. Muszę z tego wyciągnąć adekwatne wnioski” – napisał Migalski.
„Przypomnę jedynie, że przed ponad dwoma miesiącami zrezygnowałem z funkcji wiceprezesa Polski Razem Jarosława Gowina. Nie wszedłem także do sztabu wyborczego. Moje sugestie co do kształtu kampanii ignorowano, a rad nie uwzględniano. Dlatego skupiłem się na swojej kampanii indywidualnej. Była ona przez wielu oceniana jako jedna z najlepszych w kraju. Jednak polityka to gra zespołowa i jako drużyna ponieśliśmy bolesną porażkę. Nie mogę tego nie zauważać” – dodaje.
Właśnie dlatego Migalski podjął decyzję o odejściu z polityki.
„Wybrałem powrót do życia akademickiego i publicystycznego. Mam nadzieję, że moja wiedza i doświadczenie, które nabyłem w ciągu ostatnich pięciu lat, będą pomocne w opisywaniu rzeczywistości i jej objaśnianiu wyborcom. Byłem niebanalnym i wnikliwym analitykiem przed pięcioma laty. Dziś – po tym doświadczeniu, które stało się moim udziałem – mam wrażenie, że jeszcze lepiej rozumiem mechanizmy rządzące polską i europejską polityką. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Wydaje mi się, że Pan Bóg obdarzył mnie talentami analitycznymi w większym stopniu niźli partyjno-organizacyjnymi. Nie mam zamiaru się z Nim wadzić i pokornie przyjmuję Jego wyroki” – pisze politolog.
Wojciech Sadurski: Rafał Trzaskowski powinien zostać liderem PO. Partia nie może być dalej rządzona przez Kopacz
Jeśli Platforma chce odbić się odwrócić spadający trend sondażowy musi nie tylko wykazać się większą dynamiką i energią, ale przede wszystkim zmienić swojego lidera – tak uważa konstytucjonalista Wojciech Sadurski. Na miejscu Ewy Kopacz widzi Rafała Trzaskowskiego. – To najlepszy kandydat – zapewnia.
Platforma straciła „powab” zwycięzcy
Profesor i bloger naTemat przekonywał, że Trzaskowski ma wszystkie niezbędne atuty. Jest doświadczony, doskonale rozumie świat cyfrowy i wywodzi się z pokolenia, które właśnie odwróciło się od Platformy. – Ktoś taki byłby wspaniałym liderem – mówił w „Faktach po Faktach”. Platforma wpadła w praktykę „samobiczowania się”. Nie dostrzega, że w ciągu ostatnich kilku lat w Polsce, mimo wielu błędów i słabości, zaszły potrzebne i dobre zmiany, których teraz Platforma nie potrafi wyeksponować.
Partia Ewy Kopacz ma nie lada kłopoty. – Straciła swój powab i miano ciągłego zwycięzcy – mówi Sadurski. – Wpada w spiralę porażek, zarówno w sondażach, jak i w prawdziwych wyborach. Spiralę, z której nie jest łatwo wyjść – dodaje. Dlatego obecna szefowa powinna podjąć stanowcze działania.
Duda to „polityczny produkt partii”
Konstytucjonalista bardzo krytycznie wypowiedział się także na temat nowego prezydenta i jego planów. – Wszystko co o nim wiem sprawia, ze nie mam do niego zaufania. To zwykły produkt partii – mówił na antenie telewizji TVN. Zdaniem Sadurskiego, konstytucja którą proponuje Andrzej Duda jest „przepełniona konserwatyzmem i ociekająca klerykalizmem.”
Dlatego też PO powinna zadbać o to, aby jak najszybciej przeprowadzić zmiany, które zaniedbała przez ostatnie lata, takie jak związki partnerskie czy in vitro. – Trzeba uchronić Polskę przez chęcią orbanizacji, jaką może nam zagwarantować PiS – podsumował.
Dudapomoc na ulicy. Trwa poszukiwanie nowej lokalizacji dla biura pomocy prawnej prezydenta elekta
Dudapomoc tymczasem urzęduje na ulicy. – Niemożliwym okazało się jego funkcjonowanie w tym miejscu – tłumaczył w TVN 24 europoseł Janusz Wojciechowski, koordynator projektu.
Biuro pomocy prawnej otwarto w wynajętym przez sztab wyborczy Andrzeja Dudy lokalu w centrum Warszawy w połowie maja. Wcześniej w tym samym miejscu miały siedzibę Muzeum Zgody Bronisława Komorowskiego, a następnie bronkomarket, sklep z cenami w euro. Kolejną inicjatywą wyborczą sztabu Dudy było właśnie biuro prawne, które miało być odpowiedzią na potrzeby zawiedzionych systemem wyborców. Otworzył je w czasie kampanii prezydenckiej Andrzej Duda. Jak zapowiedziano, biuro będzie działać również po wyborach.
Pierwszego dnia działalności biura do jego siedziby przybyły tłumy, nie tylko warszawiaków. W ciągu 8 godz. przyjęto ponad 140 osób – rozczarowanych działaniem polskiego wymiaru sprawiedliwości, uwikłanych w wieloletnie procesy, ludzi, którzy stracili już nadzieję. Wielu z nich obiecano dalszy kontakt. Jak zapewniał Wojciechowski, pierwszego dnia napisano wiele pism do urzędów, sądów i ministerstw oraz przyjęto dokumenty do późniejszego zapoznania się z nimi.
Dudapomoc na ulicy
Biuro działało od poniedziałku do piątku w godz. 8-15 w prestiżowym miejscu przy ulicy Pięknej w centrum Warszawy. Jak poinformowało TVN 24, aktualnie działa na ulicy, ponieważ „nie było możliwości kontynuowania działalności w dotychczasowym lokalu”. Nie podano jednak konkretnej przyczyny zamknięcia lokalu. Na drzwiach biura zawieszono kartkę z adresem biura poselskiego Wojciechowskiego, pod którym można uzyskać informacje o sprawach przyjętych i rozpatrzonych, oraz informacją, że nowe miejsce i godziny przyjęć zostaną ogłoszone niezwłocznie po ustaleniu nowej siedziby.
Europoseł Wojciechowski był dziś na Pięknej i spotykał się z petentami na ulicy. Zapewnił, że w ciągu kilku najbliższych dni zostanie otwarty nowy lokal. Podkreśla, że jest to rozwiązanie przejściowe, a docelowo biuro pomocy ma działać przy Kancelarii Prezydenta.
Tymczasem od prezydentury Lecha Wałęsy w Kancelarii Prezydenta działa Biuro Listów i Opinii Obywatelskich. Jak powiedział Janusz Wojciechowski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”: „Tam ludzie dostają odpowiedzi pewnie takie, jak ja dostałem. Że pan prezydent nie zajmie się sprawą”. Europoseł obiecał, że Andrzej Duda będzie przyglądał się każdej sprawie. Prezydent elekt – jeszcze w czasie kampanii – powiedział, że biuro jest potrzebne, bo wiele osób czuje się pokrzywdzonych przez organy państwa, a w Dudapomocy mogą oczekiwać interwencji w najtrudniejszych sprawach.
Wojciechowski podkreślił, że jest wielu ludzi, którzy oczekują na przyjęcie i wysłuchanie. Jest też już wiele osób, które czekają na kontynuację swojej sprawy. Zostały one poinformowane o przejściowych trudnościach lokalowych i będą obsługiwane w pierwszej kolejności po wznowieniu pracy biura.
Dudapomoc tymczasowo na Foksal?
Dotychczas w biurze urzędowali głównie – oprócz samego Wojciechowskiego – działacze PiS: senator Grzegorz Wojciechowski, radny Waldemar Buda oraz radna Ewa Rzymkowska.
Być może biuro pomocy prawnej wznowi swoją działalność w pałacyku MSZ na Foksal, czyli w miejscu, gdzie do czasu zaprzysiężenia ma urzędować prezydent elekt. Uzyskaliśmy taką informację w biurze prasowym Prawa i Sprawiedliwości.
O udostępnieniu Andrzejowi Dudzie pałacyku MSZ poinformował dziś Grzegorz Schetyna. – To będzie trwało do 6 sierpnia, czyli do zaprzysiężenia – powiedział podczas rozmowy z dziennikarzami w Opolu.
Niestety, nie udało nam się skontaktować z europosłem Januszem Wojciechowskim, który nadal jest odpowiedzialny za przedsięwzięcie.