22.04.2016
CHCIWOŚĆ – JAK NAS OSZUKUJĄ WIELKIE FIRMY – fragment książki Pawła Reszki, która wstrząśnie sektorem finansowym
Premiera 27 kwietnia, nakładem wydawnictwa Czerwone i czarne.
Jak pisze Reszka:
“Ta książka to efekt kilkunastu rozmów z pracownikami albo byłymi pracownikami banków, firm doradztwa finansowego, towarzystw ubezpieczeniowych. W znacznej części tych największych, renomowanych. Podkreślam to, bo ktoś mógłby dojść do wniosku, że “takie rzeczy” mogą się dziać tylko w firmach krzakach. Nie, dzieją się we wszystkich firmach działających na rynku – w dużych, średnich i małych. Sprzedać, sprzedać jak najwięcej i jak najdrożej, przegonić konkurencję. Mówiąc wprost, należy naciągać i oszukiwać klientów. Żeby sprzedawać dużo i drogo, trzeba jechać po bandzie – pokazywać tylko jasną stronę produktu, nie wspominać o ryzyku, nie martwić się, że kogoś nie stać na jakąś inwestycję. To nie są jednostkowe przypadki naciągania klientów – to system”
*****
(str. 11)
SPRZEDAWCA W FIRMIE DORADZTWA UBEZPIECZENIOWEGO I FINANSOWEGO:
Patrzę w rachunek inwestycyjny tego człowieka. Włożył 1,2 mln, a ma 600 tys. Szef każe mi do niego jechać. Starszy pan. Mówię mu, że mam propozycję. Firma zainwestuje te 600 tys. w inny produkt. Podpiszemy z nim też umowę, że gwarantujemy mu odzyskanie tego 1,2 mln. Dziękował, miał łzy w oczach. Gdy odchodziłem z firmy, spojrzałem znów na jego rachunek. Agresywne inwestycje w akcje i zostało tylko 340 tys. Niby ma gwarancje, ale moja była firma ich raczej nie wypełni. Sądzę, że zbliża się do upadku.
*****
(str. 164)
MAIL DYREKTORA REGIONALNEGO SPRZEDAŻY DO PRACOWNIKÓW:
Moi Kochani,
w najbliższy piątek – zapraszam w imieniu swoim
i waszych szefów na małe spotkanie przy piwku. Beczki już się chłodzą
A wszystkim, którzy w tym tygodniu sprzedadzą REGSA [polisę strukturyzowaną] – wódeczka przy barze
Pozdrawiam.
***
PRACOWNIK BANKU:
Pieniądze przewalały się na tych imprezach. Stół zastawiony jedzeniem, przychodzi jakaś kapela, coś gra – gość obok daje im stówę. Przychodzi kelnerka – stówa, tu stówa, tam stówa. My, młodzi – patrzymy: “Kuźwa, wydał na imprezie 500 zł na nic. 500 zł? Za tyle
wynajmuję przecież mieszkanie!”.
***
POŚREDNIK KREDYTOWY:
Jestem z prowincji. Dla mnie to było wejście w inny świat. świat marynarek, fajnych papierosów, alkoholi, perfum. wszystko jest inne. Rozmowy, kobiety. wszystko podlega łatwiejszym ocenom, bo jest łatwo przeliczalne na pieniądze. Dlatego tak wybuchnąłem śmiechem, gdy zapytał pan, czy zarobki były tajne. Naprawdę mnie pan rozśmieszył. Bo były jak najbardziej jawne. Najstarsi mają się chwalić zarobkami, żeby najmłodsi lepiej walczyli. Korporacja ma to do siebie. U nas wszystko było na tablicy w openspejsie. Kto sprzedał, ile sprzedał i czego sprzedał. wystarczył rzut oka i wiadomo, kto jest rekinem, a kto jeziorowym leszczem.
***
BYŁY SPRZEDAWCA POLISOLOKAT:
Czy się opłacało? Ja zaczynałem od zera, a potem nagle zarabiałem 30 tys. miesięcznie. To były spore pieniądze.
***
PRACOWNIK BANKU:
Opowiem, jak to działa. Specjalnie mieszają młodych pracowników i starych, tych, którzy mają swoich stałych klientów, tych, którym się udało. Każdy chce być tacy jak oni. Nas w back office – czyli tej przestrzeni “z tyłu sklepu”, położonej za okienkami bankowymi, siedzi może 16 osób. Przestrzeń otwarta. Biurka, brak ścian. Młodych sadzają koło starszych. oczywiście oficjalnie dlatego, żeby mogli się uczyć, podpatrywać, podpytywać, nabierać doświadczenia. Ale jest, jak mówię, jeszcze jeden cel. Młodzi mają też zazdrościć, wzorować się, projektować sobie życie tak, żeby za jakiś czas stali się tacy jak starsi koledzy.
Niech pan pamięta, że młodzi są biedni jak myszy kościelne. wynajmują mieszkania, kończą studia, ledwie wiążą koniec z końcem. Do tej pory chodzili na “domówki”. Każdy przynosił to, co ma: jeden piwo, drugi wódkę. Nie miało znaczenia, ile masz w kieszeni. Istotne, że bawimy się dobrze ze sobą. Jest fajnie. A tutaj nagle inny świat. Szef twojego szefa pisze maila! Zaprasza cały zespół w piątek po robocie na browara do najmodniejszej kanapy w mieście. wszyscy w garniturkach. walą łychę. Pewnie za cenę czterech pięćdziesiątek można by zrobić domówkę. Studenci patrzą: “łał, gdzie ja jestem!”. Od tej pory patrzą w szefa oraz w jego szefa jak w obrazek. Chcą być tacy jak oni. Bez względu na cenę.
***
MOTYWACYJNY MAIL DO PRACOWNIKÓW JEDNEJ Z FIRM DORADZTWA FINANSOWEGO:
Nowy tydzień, nowe wyzwania! Potrzebujemy co najmniej 10 000 000 mln. WSZYSTKIE ręce na pokładzie szukają produkcji.
Pierwsze 6 osób, które sprzeda regsa z IKE, otrzymuje buteleczkę scotch whisky.
Otwieram listę. Już grzeją się telefony… Pamiętacie akcję IKE w zeszłym roku???? Ile zarobiliśmy kasy????
Powtórzmy to!!!
[IKE to indywidualne konto emerytalne].
***
PRACOWNIK BANKU:
Jaki obowiązuje styl? Bogatszy, pokazowy. Może być nawet bluza od dresu, ale markowa. Nagle zauważasz na przykład, że kobiety z tego środowiska bardzo zwracają na to uwagę. Rozumiesz, że one patrzą, jak jesteś uczesany, jak fryzjer cię obcina. Nie masz nowego iPhone’a? To znaczy, że jesteś kompletnym kretynem. Kto cię tutaj w ogóle, k…, wpuścił? Dziewczyna się z tobą nie umówi, jeśli nie spełniasz “podstawowych norm”. Spotykałem takie dziewczyny na imprezach. Stoimy razem przy barze. Coś usiłuję zagadać, ale kompletny mur i niechęć. widać mam nie dość fajną marynarkę. Piję nie takiego drinka, nie wyglądam dość korporacyjnie. Nagle podchodzi jakiś wspólny znajomy. okazuje się, że pracujemy wszyscy troje w jednej grupie kapitałowej. Jej stosunek zmienia się o 180 stopni. Jest miła, skora do pogawędki. Może nie jestem tak ubrany, żeby spełniać jej oczekiwania, ale to może znaczyć różne rzeczy. że jestem ekscentryczny albo że dopiero zaczynam. To znaczy, że można ze mną porozmawiać, bo jest nadzieja, że się to zmieni. Nie jestem już przecież przypadkowy, jestem w korporacji. Gdyby nie to, nie byłoby rozmowy.
Ten korpoblichtr aż kłuł w oczy. iPhone’y, iPady, samochody. “Wiesz, a ja robię kurs na pilotowanie awionetki…”. “Super, ja też zrobię, a po ile są awionetki?”. ile w tym prawdy? ile udawania? Nieważne, to tak po prostu. wszyscy mówią o rzeczach związanych z kasą, luksusem. Dziewczyny słuchają w napięciu. w końcu dzwoni ci telefon w kieszeni i zastanawiasz się: odbierać? Nie odbierać? To nasi starsi koledzy kręcą te laski. Rzucają pieniędzmi na lewo i prawo. Stawiają drinki. Pyta pan, czy chcieliśmy tak żyć. Bardzo! To było fajne.
Ostatni bój generała Ścibora-Rylskiego. Sąd sprawdzi, czy współpracował z UB
Ten tekst jest częścią Gazety Pisarzy – specjalnego wydania Gazety Wyborczej i serwisu Wyborcza.pl, powstałego z inspiracji Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 i Światowej Stolicy Książki UNESCO 2016.
Zapraszamy na Wyborcza.pl i 23 kwietnia 2016 do kiosków!
– Jestem starym, chorym człowiekiem, a to długa historia do opowiadania – głos gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego w słuchawce jest wciąż mocny i pewny, ale o swoim procesie lustracyjnym, który wkrótce się rozpocznie, nie chce mówić.
Ma 99 lat. Jest najstarszym stopniem żyjącym uczestnikiem powstania warszawskiego. Był żołnierzem Września 1939, walczył w 27. Wołyńskiej Dywizji AK, brał udział w operacji „Burza”. W powstaniu dowodził kompanią „Motyla” w zgrupowaniu „Radosław”.
„Twardy w obronie, bystry i szybki w natarciu. Wybitny oficer. Wyposażony w dużą inicjatywę, inteligentny, niezwykle ofiarny i odważny. Posiada dużą intuicję bojową. Przeprowadził samodzielnie udane akcje wypadowe, nocne na Stawki i Fort Traugutta” – tak we wniosku awansowym pisał o nim dowódca batalionu „Czata 49” mjr Tadeusz Runge pseudonim „Witold”. Za udział w powstaniu Ścibor-Rylski dostał Virtuti Militari i Krzyż Walecznych.
Po upadku powstania wycofał się z miasta z ludnością cywilną. Po wojnie zamieszkał w Poznaniu, a następnie w Warszawie.
Był jednym z inicjatorów powołania Muzeum Powstania Warszawskiego. Jest prezesem Związków Powstańców Warszawskich, był członkiem komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich w 2010 i 2015 r.
W ostatnich latach naraził się prawicowcom, uciszając awanturników zakłócających obchody powstania warszawskiego. Wielokrotnie apelował, by nie upolityczniać tych uroczystości. Był atakowany przez prawicę i oskarżany o sympatyzowanie z PO.
Kapituła podlega lustracji
W 2004 roku został członkiem Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari i stąd jego dzisiejsze kłopoty. Członkowie kapituły, tak jak ministrowie i posłowie, podlegają ustawie lustracyjnej, składając oświadczenia o swoich związkach z UB i SB. Ścibor-Rylski takie oświadczenie złożył w 2007 r., ale nie wspomniał w nim o kontaktach z UB i SB.
Po raz pierwszy informacja o tym, że został zarejestrowany przez UB jako tajny współpracownik o pseudonimie „Zdzisławski”, pojawiła się w 2012 r. w książce Marka Lachowicza „Wspomnienia cichociemnego”.
Pion lustracyjny IPN wszczął wtedy procedurę weryfikacyjną oświadczenia lustracyjnego generała. W marcu tego roku wystąpił do sądu o wszczęcie postępowania, podejrzewając kłamstwo lustracyjne.
Według IPN był on tajnym współpracownikiem poznańskiego UB w latach 1947-64, a potem, po przeprowadzce do Warszawy, miał podjąć współpracę z wywiadem, którą kontynuował aż do 1981 roku.
W archiwach IPN zachowała się jego teczka personalna i teczka pracy, 34 ręcznie pisane przez niego meldunki oraz kilkadziesiąt raportów ze spotkań z oficerem prowadzącym.
Z dokumentów UB wynika, że został zmuszony do współpracy na podstawie materiałów kompromitujących. Był początkowo wykorzystywany do rozpracowywania środowiska polonijnego w USA i osób przyjeżdżających na Międzynarodowe Targi Poznańskie.
„Nie negując powszechnie znanego faktu, iż Zbigniew Ścibor-Rylski w okresie II wojny światowej, walcząc jako żołnierz w obronie kraju, wykazał się wyjątkowym męstwem i odwagą, należy stwierdzić, iż w świetle zebranego materiału dowodowego zachodzą wątpliwości co do prawdziwości jego oświadczenia lustracyjnego” – napisał prokurator Piotr Dąbrowski, domagając się lustracji.
Donosiciel czy konspirator?
Generał podczas śledztwa nie zaprzeczał związkom z UB. Twierdzi jednak, że podjął współpracę na polecenie swojego dowódcy z AK „Radosława”, czyli Jana Mazurkiewicza. „Jako oficer wywiadu AK zgodziłem się w Poznaniu na współpracę z UB, ale moim faktycznym celem było uzyskiwanie informacji, kim interesuje się Urząd, i następnie ostrzeganie tych osób. Pytano mnie o kolegów z powstania, a ja nie udzielałem żadnych informacji, wykręcałem się. Natomiast później informowałem taką osobę, że UB się nią interesuje, w ten sposób ostrzegałem kolegów” – zeznał prokuratorowi IPN.
Twierdzi, że do takich osób wysyłał anonimowe listy z ostrzeżeniami, które sam pisał na maszynie. Podpisywał je „przyjaciel” i wysyłał pocztą. W ten sposób ostrzegł kilkanaście osób. Nie był jednak w stanie wymienić ani jednego nazwiska ani w inny sposób wskazać osoby, której pomógł. Opowiedział, że spotkania z funkcjonariuszami UB odbywał w ich mieszkaniach lub w hotelach. Z dokumentów SB, które zachowały się z lat 1969-81, wynika, że było ich 71. Najczęściej spotykał się z oficerem prowadzącym w warszawskiej restauracji Arkady. „Ubecy głównie interesowali się moimi kolegami z AK, ale pytali też o inne osoby z państwowych nieruchomości ziemskich. Starałem się wymigiwać z tych spotkań” – mówił.
Generał twierdzi, że o swojej działalności informował wiele osób, m.in. Władysława Stasiaka, szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, oraz kanclerza Kapituły Orderu Virtuti Militari generała Stanisława Nałęcza-Komornickiego. To właśnie on zasugerował, żeby nie wpisywał do oświadczenia lustracyjnego kontaktów z UB i SB. „Co masz się tym chwalić” – miał powiedzieć.
Takie życie
Pierwsze posiedzenie, na którym stołeczny sąd zdecydował o wszczęciu postępowania lustracyjnego, odbyło się kilka dni temu i trwało tylko 20 minut. Generała, który od wielu lat nie może chodzić, wwieziono na salę rozpraw na wózku inwalidzkim.
Powiedział, że nie jest w stanie wysłuchać postanowienia sądu, bo bardzo źle słyszy. Poprosił, by pisemne postanowienie o wszczęciu lustracji sąd przesłał listownie, by mógł się z nim zapoznać. Poprosił też o obrońcę z urzędu, gdyż nie zna żadnego prawnika, który mógłby go bronić.
W aktach jest odręcznie pisane drżącą ręką jego oświadczenie. Zapewnia, że z powodu jego spotkań z funkcjonariuszami SB i UB żadna z osób trzecich nie poniosła żadnej krzywdy i nie doświadczyła żadnych przykrości. Napisał też, że ze względu na wiek i kłopoty ze zdrowiem nie będzie mógł osobiście stawić się na procesie.
– To może poważnie utrudnić pana obronę – zauważam. – Cóż robić, takie jest życie – mówi generał. – Teraz jestem chory. Niech pan zadzwoni, gdy trochę wydobrzeję, to o tym porozmawiamy.
*Ur. w 1966 r., dziennikarz i publicysta. W latach 80. zaangażował się w działalność opozycyjną. Pracował w „Wyborczej”, „Przekroju”, „Polityce”. Autor zbioru „Kafka z Mrożkiem. Reportaże pomorskie” (2012), książek „Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich” (2013) i „Elegancki morderca” (2015). Ostatnio w książce „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka” opisał historię studenta zabitego w 1983 r. przez milicję.
Senator PiS oskarżył byłego premiera Belgii, że jest rosyjskim agentem wpływu w PE. Guy Verhofstadt odpowiada
Guy Verhofstadt (Fot. Wikipedia)
Guya Verhofstadta PiS ma za co nie lubić. Przewodniczący Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy w europarlamencie wielokrotnie krytycznie wypowiadał się na temat posunięć partii rządzącej.
Po wydaniu przez Trybunał Konstytucyjny orzeczenia w sprawie niezgodności z konstytucją PiS-owskiej nowelizacji ustawy o TK wezwał Beatę Szydło do respektowania wyroku. Rząd zdążył już wtedy zapowiedzieć, że go nie opublikuje.
W specjalnym oświadczeniu napisał, że oczekiwanie, że Trybunał uzna ustawę przeforsowaną przez PiS za zgodną z ustawą zasadniczą, było „absurdalne i kafkowskie”. Jak podkreślił, zamiast pogłębiać paraliż TK i kryzys konstytucyjny w Polsce, premier powinna uczynić to, „co zrobiłby każdy demokratyczny rząd: opublikować wyrok bez zwłoki i wdrożyć jego postanowienia”.
Dzień później stwierdził: „Polski rząd musi zacząć działać zgodnie z podstawowymi europejskimi wartościami, które zostały zapisane w traktatach UE”.
W kwietniu Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą polski rząd do opublikowania i wdrożenia „bez zbędnej zwłoki” orzeczenia TK oraz przestrzegania rekomendacji Komisji Weneckiej. Wtedy były premier Belgii pisał: „Polakom i Węgrom należy przypomnieć, że prezydent Rosji Władimir Putin aktywnie stara się dzielić i osłabić Unię Europejską i NATO”.
W końcu w rozmowie z Wirtualną Polską polityka zaatakował senator PiS Jan Maria Jackowski. – Przypomnę, że pan Verhofstadt, który jest szefem frakcji liberałów i demokratów, jest rosyjskim agentem wpływu w Parlamencie Europejskim, ponieważ spółka, z którą jest związany, pracuje z Gazpromem. W najlepszym razie jest pożytecznym idiotą – mówił.
I dodał: – W związku z powyższym podejmowanie rezolucji osłabiającej i tak skonfliktowaną Unię Europejską, która ma gigantyczne problemy jest po prostu działaniem na szkodę Polski, UE, a na pewno z korzyścią dla Rosji.
Na jego słowa zareagował sam Verhofstadt. „Plotka głosi, że jestem rosyjskim szpiegiem. Nie wiem więc, dlaczego jestem na czarnej liście Putina” – napisał na Twitterze.
Gowin światełkiem nadziei w tym rządzie i realną alternatywą dla Prezesa. Krakus przypomina, że prawica może być inna
Czy w obecnym rządzie jest ktokolwiek, z kim można wiązać nadzieje, że przerwie sprowadzanie konserwatyzmu do wojującego z całym światem autorytaryzmu? Na taki jasny punkt w ostatnimi czasy wyrasta Jarosław Gowin, który staje się coraz bardziej wyraźnym głosem rozsądku na szczytach władzy. I skrupulatnie buduje zaplecze, które pozwala mu czuć się bezpiecznie w roli krytyka poczynań Jarosława Kaczyńskiego.
Dobra mina do złej gry
To, że Jarosławowi Gowinowi nie będzie po drodze ze wszystkim, co zrobi jego starszy o 12 lat imiennikiem było jasne od pierwszych chwil, gdy Polska Razem zaczęła flirt z Prawem i Sprawiedliwością. To prezes Kaczyński dał krakowskiemu konserwatyście szanse na szybki powrót do władzy po rozstaniu z poprzednią formacją, ale przecież wcześniej przez prawie dwie dekady świetnie czuł się w środowisku Unii Wolności, a później Platformy Obywatelskiej. Jak czuje się dziś w rządzie, który w pół roku skłócił Polskę z Unią Europejską i USA? Krakowskie konserwatywne zaplecze Gowina mówi, że „ciasno”.
Na błędach popełnionych przy współpracy z Donaldem Tuskiem Jarosław Gowin nauczył się jednak, że zbyt otwarta nielojalność wobec lidera przynosi skutki odwrotne do zamierzonych i w najważniejszych dla obecnej koalicji Zjednoczonej Prawicy sprawach nie wychyla się ze sprzeciwem, co najwyżej wymownie milczy.
Głos rozsądku
Im ekipa Jarosława Kaczyńskiego uderza jednak w bardziej kuriozalne nuty, tym Krakus delikatnie, ale stanowczo zaczyna przypominać, że prawica i konserwatyzm nie na tym polegają. Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni to Jarosław Gowin był więc głosem rozsądku w sprawie zemsty na Donaldzie Tusku z wykorzystaniem Trybunału Stanu. Później pierwszy głośno przypomniał przyjaciołom z PiS i Episkopatu, że zmuszanie Polek ustawą do noszenia ciąży pochodzącej z gwałtu lub zagrażającej życiu matki i wtrącanie do aresztów za poronienie to najprostsza droga do dechrystianizacji Polski.
I to Jarosław Gowin jako jedyny przedstawiciel obecnej władzy nie tylko zabrał głos, ale i podjął możliwie stanowcze działania w sprawie wielkiego święta z okazji 82. rocznicy powstania ONR, którą zorganizowano w Białymstoku przy cichym przyzwoleniu tamtejszych władz, hierarchów i elity naukowej. Na tych pierwszych wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego nie ma wielkiego wpływu, ale władzom zaangażowanej w neonazistowskie święto Politechniki Białostockiej dobitnie zasugerował, by „w przyszłości podejmować decyzje dużo lepiej przemyślane”.
Niby niewiele, ale w kontrolowanym przez Jarosława Kaczyńskiego rządzie to jakość konserwatyzmu, której próżno szukać u kogokolwiek innego. I sygnał potrzebny tym posłom i senatorom rządzącej prawicy, którzy zaangażowanie się w tzw. dobrą zmianę wyobrażali sobie inaczej. Czyli wszystkim poza zapatrzonym w Prezesa słynnym „zakonem PC” i karierowiczami gotowymi dla posad i wpływów uczestniczyć w każdym, nawet najbardziej kontrowersyjnym planie Kaczyńskiego.
Doświadczenie jest po jego stronie
Na przejście rządu dusz wśród nich ma podobno chrapkę Mateusz Morawiecki, ale jego siłą są jedynie duże pieniądze i sympatia mediów. No i zadaje się marzyć o zostaniu następcą Jarosława Kaczyńskiego, na co trzeba by czekać latami. Jarosław Gowin ma tymczasem szansę stworzyć dla Prezesa alternatywę. I to relatywnie szybko.
Równie ważnym elementem planu realizacji tych ambicji jest jednak nie tylko danie nadziei na oderwanie prawicy od skrajności, ale i działania „na drugą nogę”. Ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego nie gwarantuje Gowinowi dostępu do takiej władzy, jak MON, MSWiA, czy MSZ, ale… pozwala skutecznie obłaskawić o. Tadeusza Rydzyka. Czyli gwaranta poparcia od dość co najmniej kilkuprocentowego elektoratu, ważnego dla każdego, kto chce powalczyć o przejęcie kontroli nad prawą sceną polskiej sceny politycznej.
Jarosław Gowin sympatię o. Rydzyka może kupić dzięki wsparciu toruńskiej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Dla krakowskiego polityka dobrze się składa, że wpływowy redemptorysta obecnie najlepiej czuje się właśnie w tej części swojego małego imperium.
Jak powszechnie wiadomo, dla zakonnika ważniejsze od wpływów są pieniądze, a tych MNiSW jeszcze nie udało się zorganizować. Ale nikt nie przekreślił nadziei na ministerialne dotacje w przyszłości. W międzyczasie minister Gowin pojawił się jednak w Toruniu, by tamtejsze „umiłowane dzieło Pana Boga” osobiście pochwalić. A następnie wziął się za plany liberalizacji systemu szkolnictwa wyższego w Polsce, które właśnie akademikom z toruńskich Bielan będzie najbardziej na rękę.
Wyczekiwanie na „ten” moment
Kiedy więc można liczyć, że Jarosław Gowin zacznie sycić swoje największe ambicje? – Ten moment musi nadejść, ale chyba do niego jeszcze daleko. Po Polsce Razem de facto nic nie zostało, a nowe zaplecze dopiero sonduje. A w PiS na razie wszystkie kłopoty rozwiązują mniejszymi lub większymi synekurami, których pula jest w rękach Kaczyńskiego – słyszymy w najwierniejszym Gowinowi środowisku krakowskich konserwatystów. – Ale wiatr wieje dla niego, a on jest mądrzejszy o nauczki z popełnionych błędów. Co nie udało się w Platformie, może uda mu się z PiS – dodają nasi rozmówcy.
Rząd „dobrej zmiany” to eksperyment. Po słowach Kaczyńskiego gabinet zadrżał
W tygodniku braci Karnowskich przemówił naczelnik państwa. Rząd „dobrej zmiany” lekko zadrżał w posadach, bo prezes określił go mianem eksperymentu i domaga się przyspieszenia.
Wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla „w Sieci” stanowił podsumowanie półrocza nowej władzy. Szkód w tym czasie narobiła ona więcej niż niejeden rząd przez kilka lat, ale Kaczyński uznał, że należy jeszcze bardziej przyspieszyć. Jeśli trzeba będzie, to z nowym rządem, bo ten prezes PiS określił pieszczotliwie mianem „eksperymentu”. Jak zwykle w wywiadach z Jarosławem Kaczyńskim nie brakowało dowcipów, takich jak zapewnienia, że nie ma najmniejszego wpływu na Pałac Prezydencki.
Prezes przyznał jednak, że ma pewien wpływ na rząd, choć ten działa na własną odpowiedzialność. Sprytnie się szef PiS urządził – bo np. odpowiedzialność karna za niepublikowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego spadnie na urzędników rządowych, choć to nie oni decydują czy wcisnąć przycisk „drukuj”.
Jak duży wpływ ma prezes na rząd przekonamy się już wkrótce, kiedy będą się decydować losy szefa MSZ. Zwalnia się właśnie miejsce w Europarlamencie, bo Janusz Wojciechowski z PiS został jednak przepchnięty do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Następny na liście wyborczej był Witold Waszczykowski. On sam zapewnia, że „jeśli będzie miał wybór” to woli pozostać w MSZ. No właśnie, tylko czy będzie miał wybór…
Jak już wspomniałem, rząd nadal nie wydrukował marcowego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał – zgodnie z prawem i opiniami wszystkich liczących się autorytetów w tej dziedzinie, łącznie z Komisją Wenecką – działa dalej. Rząd traktuje go jak powietrze (nikt z władz nie pojawił się np. na dorocznym Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów TK). Mamy więc w praktyce dwa porządki prawne – jeden, respektowany przez sądy i samorządy (uchwały w tej sprawie wydały rady miejskie Łodzi i Warszawy), i drugi, który uzurpuje sobie rząd, Sejm i prezydent. Tak się kończy zabawa prawem i sprawiedliwością.
Jeszcze groźniejsze mogą być zabawy z bronią. Wprawdzie śmiać się można z deklaracji wiceministra obrony narodowej, że polska armia ma przestrzegać dekalogu (co z przykazaniem piątym?) czy chce mobilizować do służby fryzjerów z narzędziami. Ale już projekt ustawy antyterrorystycznej przygotowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji jeży włos na głowie. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ma dostać bardzo szerokie uprawnienia inwigilacyjne i podejrzewając zagrożenie terrorystyczne może wejść do każdego do domu dowolnej porze dnia i nocy. Potencjalnych terrorystów będzie można zamykać już nie na 48 godzin lecz na 2 tygodnie. Po ogłoszeniu odpowiedniego poziomu alarmu będzie można zabronić zgromadzeń publicznych. I tylko nikt jeszcze nie sprecyzował, co tak konkretnie nam grozi i z czyjej strony. Podobno ze strony uchodźców. Czyżby tych, których nie chcemy przyjąć?
Równie ciekawie wygląda projekt nowej ustawy o mediach publicznych. Pardon, narodowych. Mają dbać o rzetelność informacji (niezły dowcip dla tych co jeszcze oglądają Wiadomości w TVP czy programy w TVP Info), a także m.in. o to, by nie wypaczano historii Polski. Dlatego zapewne każdy film „nie po linii” będzie opatrywany odpowiednimi planszami, jak niedawno oscarowa „Ida.” Media narodowe będą kontrolowane bezpośrednio przez sześcioosobową Radę Mediów Narodowych, wybieraną przez Sejm, Senat i Prezydenta. Zakazu wstępu dla polityków nie wpisano. Napisano za to całą ustawę o finansowaniu mediów narodowych – każdy kto ma licznik z prądem, zapłaci 15 zł miesięcznie na narodową telewizję i radio. Nie masz telewizora i nie chcesz mieć? Nie szkodzi, zapłacisz i tak. W sumie uzbiera się tego drobne 1,5-2 mld zł rocznie. Będzie za co realizować narodową misję i patriotyczne seriale. Tylko kto to wszystko będzie oglądał?
Są pierwsi ranni i krew. Tak mogło się zdarzyć na Powązkach
Ten tekst jest częścią Gazety Pisarzy – specjalnego wydania Gazety Wyborczej i serwisu Wyborcza.pl, powstałego z inspiracji Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 i Światowej Stolicy Książki UNESCO 2016.
Zapraszamy na Wyborcza.pl i 23 kwietnia 2016 do kiosków!
Jak na krajowego korespondenta terenowego przystało, wpadłem między fronty – kordonu policji i tłumu. Nikt nie spodziewał się, że dojdzie do takiej eskalacji i to w takim miejscu jak Powązki.
Wiadomo było, że część rodzin bronić będzie dostępu do grobów, ponieważ decyzja o otwarciu ich, podjęta przez ekipę prokuratorską, zapadła wbrew ich woli. Obywatel Pasionek, szef zespołu prokuratorów badających na nowo katastrofę smoleńską, która była, jest i będzie, w związku z czym badana na nowo będzie zawsze, powiedział parę dni temu jasno, do kogo należy decyzja w tej kwestii. Dodając wczoraj, że decyzja ta była konieczna, ponieważ w dotychczasowych opiniach medycznych jest zbyt wiele błędów, a nawet zamian ciał ofiar, i w ogóle nie wiadomo, jak naprawdę zginęły zwłoki.
Nie przypuszczał Pasionek, że cmentarz zamieni się w pole bitwy, a policja użyje pałek, gazu i armatek wodnych. Najlepszy obraz wydarzeń odda poniższe sprawozdanie stenograficzne.
22 kwietnia 2016, godzina 8:00, koparki zbliżają się do bramy wjazdowej cmentarza. 8:01, koparki zatrzymują się, na ziemi przy bramie leżą członkowie rodzin, które przeciwko ekshumacji, blokują wjazd, nad nimi transparent „Ręce precz od nas!”. 8:05, członkowie rodzin za ekshumacją odciągają od tego pomysłu tych przeciw za pomocą rąk, dochodzi do szarpaniny. 8:08, wkracza policja, rozdziela szarpiących się. 8:15, wjazd koparek, przejazd do grobów. 8:20, protestujący nie dają za wygraną, kładą się na grobach swoich bliskich, podczas gdy koparki wgłębiają się w temat grobów ofiar, których rodziny są za ekshumacją, tłum rośnie.
8:25, piwa bym się napił.
8:26, tłum rośnie. 8:30, tłum, który urósł, dzieli się na dwie części, tych Za i tych Przeciw, pomiędzy nimi grunt, na gruncie złego prawa stoi policja, próbuje zabezpieczyć ekshumację, słychać, jak dowódca wzywa posiłki. 8:35, padają wrogie okrzyki, w kierunku tych Przeciw lecą w powietrzu pierwsze słoiki i znicze z rąk tych, którzy Za. 8:38, apele policji przez megafon nie przynoszą skutku, dochodzi do walk wręcz, nierzadko z użyciem wyrwanych z ziemi krzyży, są pierwsi ranni, jest pierwsza krew, ekshumacja zostaje wstrzymana, koparki wycofują się na z góry upatrzone pozycje, policja używa gazu i pałek, bez skutku.
8:39, nadjeżdżają posiłki, w sensie wozów armatek, nie wiktu. 8:40, aresztowania, zatrzymania, pacyfikacja. 8:41, cmentarz pusty, z jednego z rozkopanych grobów słychać wołający o pomoc pojedynczy głos
Mój głos. Potrącony, wpadłem w pewnym momencie do grobu. Miałem mieszane uczucia, z jednej strony byłem bezpieczny, z drugiej No nie jest to ulubione moje lokejszyn. Ból ręki nie pozwalał mi wydostać się na zewnątrz, więc musiałem się poniżyć wołaniem o pomoc. W pewnym momencie nachyliła się nade mną twarz grabarza, bełkotliwym głosem zapytał, czy wpadłem, czy zmartwychwstałem, po czym zaśmiał się z udanego żartu i podał mi drabinę.
+++
Tą jedną ręką piszę w redakcji na Czerskiej. Dojdzie do ekshumacji czy nie, zatrważającym jest, że coś tak bezsensownego i makabrycznego ulęgło się w ich głowach.
Dzień w redakcji się kończy. Z okna widzę duży supermarket, ludzie wchodzą do niego i wychodzą – co który z nich wierzy w zamach? Bo wierzy. To największy przekręt w historii Polski, jaki udał się polskiej prawicy. Splot, warkocz ze złych okoliczności, niekompetencji, chaosu i burdelu organizacyjnego przerobić, cynicznie przekuć na narodową ikonę religijną, na konia, który ciągnie wóz z napisem PiS, a oszalały furman coraz chlasta go batem po bokach. Ofiary smoleńskiego lotu zamienić na lot smoleńskich ofiar.
Podatny grunt, co trzeci Polak jest zagorzałym fanem teorii spiskowych. Ten Polak dobrze się czuje pod kołdrą ze spisku, ona go grzeje, świat cały tak starannie wtedy uczesany, taki równy ma przedziałek, my, ofiary, po jednej, po drugiej czyhający na nas oni, jakie bajecznie proste wtedy wszystko, jakie
+++
Przerywam, alarm, syrena wyje. Musimy natychmiast opuścić budynek redakcji, zamachowiec poinformował telefonicznie o podłożeniu bomby. Słyszę tumult i krzyki na korytarzu, pada: Jezu i kurwa mać!
Siedzę, zostaję. Jeszcze „Gazeta Pisarzy” nie zginęła, póki my piszemy.
Będę tłukł w klawisze do końca, jak na krajowego korespondenta terenowego przys
*Ur. w 1956 r., pisarz, felietonista. Zginął w zamachu bombowym.
Szczerski: Media prywatne w Polsce finansują jedną z partii opozycyjnych. PAD w swoich nominacjach będzie gwarantować obiektywizm
Szczerski: Media prywatne w Polsce finansują jedną z partii opozycyjnych. PAD w swoich nominacjach będzie gwarantować obiektywizm
Jak mówił w radiowej „Trójce” prezydencki minister:
„Trzeba bronić mediów publicznych. Dzisiaj jest bardzo agresywny rynek medialny. Wiemy, że członkowie rad nadzorczych mediów prywatnych wprost finansowali jedną z opozycyjnych partii. Widzimy, że rynek mediów prywatnych jest zaangażowany politycznie. Media publiczne powinny funkcjonować jako media narodowe, gdzie są pod uwagę brane różne głosy. Pan prezydent – jeśli dojdzie do uchwalenia tej ustawy [medialnej] – w swoich nominacjach personalnych będzie gwarantował obiektywizm i różnorodność w mediach. To jest kierunek, który jest konieczny”
Szczerski: PO nienawidziła Polonii, całą swoją kadencję ją zwalczała, gdzie tylko mogła
– Wiemy, że Platforma nienawidziła Polonii, że całą swoją kadencję zwalczała Polonię, gdzie tylko mogła, ale proszę się nie brzydzić nimi, panie pośle – mówił dziś w radiowej „Trójce” Krzysztof Szczerski, zwracając się do Rafała Grupińskiego. Rozmowa dotyczyła wizyty premier Szydło w USA.
Kronika dobrej zmiany. Jak przegrać z USA i zostać 53. stanem
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej (Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta)
Ten tekst jest częścią Gazety Pisarzy – specjalnego wydania Gazety Wyborczej i serwisu Wyborcza.pl, powstałego z inspiracji Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 i Światowej Stolicy Książki UNESCO 2016.
Zapraszamy na Wyborcza.pl i 23 kwietnia 2016 do kiosków!
Poniedziałek. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „wSieci” oświadcza, że rząd Beaty Szydło to „eksperyment”. I na koniec roku ten eksperyment zostanie zweryfikowany. O co chodzi? Zapewne o to, by premier Szydło rządzenie nie weszło w nałóg.
Wtorek. Prezes Polski oczywiście nie jest uzależniony od rządzenia. Jan Rokita w TVN 24 stwierdził: „Władza Donalda Tuska była absolutna, a Kaczyński nie panuje nad samorządem terytorialnym”.
Narodowy kandydat na prezydenta, największy autorytet i celebryta TVP/Narodowej – Marian Kowalski – oświadczył, że jego ugrupowanie skończyło z pewnym zgubnym nałogiem: „Będąc w Ruchu Narodowym, od dawna nigdy nie mówiliśmy nic złego, jeśli chodzi o naród żydowski – wręcz przeciwnie”.
Środa. „Fakt” podaje: Wiceprzewodnicząca Rady Miasta w Skarszewicach na Pomorzu ukradła w sklepie butelkę whisky. Okazało się, że jest członkinią miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Oburzeni koledzy po ujawnieniu kradzieży natychmiast ją z komisji odwołali. Dlaczego? W końcu 0,75 problemu rozwiązała.
Lider U2 Bono powiedział, że w Polsce i na Węgrzech panuje hipernacjonalizm. Po liście protestacyjnym posłanki PiS Krystyny Pawłowicz napisał do niego również poseł Kukiz’15 i kolega po mikrofonie – Liroy. Korespondowanie polskich parlamentarzystów z Bono zaczyna stawać się obsesją.
Czwartek. Ryszard Petru w Radiu ZET o poranku ustala, kim w Unii Europejskiej jest Donald Tusk. Najpierw stwierdził, że jest prezydentem Unii Europejskiej, potem Rady Europejskiej. – Nie – poprawił się – przewodniczącym Rady Europejskiej jest Barroso. José M. Barroso był dwa lata temu przewodniczącym Komisji Europejskiej. Rozmowa ewidentnie zaczęła się za wcześnie.
Michał Kamiński – były poseł PiS, obecnie PO – oświadcza „Super Expressowi”, że zaczął dbać o siebie: – Schudłem 20 kg, piwa nie piję już wcale – pochwalił się.
Z kolei były prezydent Lech Wałęsa, martwi się o obecnego – Andrzeja Dudę: „Człowieku, poddaj się, zrezygnuj, każdy wie, że Kaczyński ma wpływ na prezydenta”. Czy młody posłucha starego? Andrzej Duda nadal pije piwo.
Prezes TVP Jacek Kurski w swojej własnej telewizji cieszy się, że pokaże 227 meczów, w tym, co najważniejsze, polskiej reprezentacji: – Nowoczesny patriotyzm to piłka nożna – deklaruje. Patriotyczny król Władysław Łokietek, by ustalić sort krakowskich mieszczan, kazał każdemu mówić: „soczewica, koło, miele, młyn”. Jacek Kurski będzie testował polskość na nazwiskach Błaszczykowski, Szczęsny, Piszczek…
Piątek. „Fakt” opisuje aferę, którą „wykryła” TV Republika. Według stacji wojsko kupiło za 31 mln zł 10 tys. tablic Mendelejewa, po 3100 zł za sztukę. Poseł Maciej Wąsik z tego powodu kpi z szefa MON. Okazuje się jednak, że 30 tys. tablic kosztowało 150 tys. zł – czyli 5 zł za sztukę, a 31 mln to cały fundusz promocji MON. Obok tablic Mendelejewa były też tablice matematyczne. Nikt z nich nie skorzystał.
W „Gazecie Polskiej Codziennie” uzależniony od wierszowania Marcin Wolski rymuje starą anegdotkę, że najlepiej wywołać wojnę z USA, przegrać i zostać „choćby i 53. stanem”. Ubolewa jednak, że Waszyngton nas nie przyjmie, bo uwaga: „Polacy wnet rozwalą Unię/ po co rozsadzać mają Stany”. Wieszcz jakiś?
* Marcin Wroński – ur. w 1972, pisarz, autor m.in. kryminałów retro o komisarzu Zydze Maciejewskim.
Paweł Wroński „Gazeta Wyborcza”
Koniec z „urbanowskim panświnizmem”. Kaczyński zapowiada media narodowe
Jarosław Kaczyński chce mediów narodowych, które odwoływałyby się do nauki kościoła i polskich tradycji. Dostrzega również, że musiałyby one mieć jednocześnie wielu odbiorców, aby wpływać na społeczeństwo. – Tego nie mogą rozwiązać politycy – przyznał podczas swojego wykładu we Włocławku.
Lider Prawa i Sprawiedliwości gościł w piątek we Włocławku na konferencji „Środki społecznego przekazu w służbie dobra wspólnego”, którą zorganizowano w Wyższym Seminarium Duchownym. Wygłosił tam półgodzinny wykład, podczas którego omówił przemiany zachodzące w polskich mediach po 1989 r. oraz zdradził w jakim kierunku według niego powinny one zmierzać.
„Urbanowski panświnizm”
Jego zdaniem po zmianie ustroju główny nurt mediów pomijał wartości narodowe, przesłanie kościoła i polską tradycję. – Dążono do społecznej demobilizacji – nie ma wątpliwości Kaczyński. – Ten przekaz był uzupełniany poprzez przekaz nieco inny, nastawiony właściwie już tylko na jedno: na niszczenie wartości. Ale w tym wypadku wartości już wszystkich. Na czysty nihilizm. Na zupełne odrzucenie znaków. To był przekaz „NIE” (bardzo dawno temu był to popularny tygodnik – dop. red.). Przekaz urbanowski. Urbanowski panświnizm.
Podobne funkcje, choć nie tożsame z gazetą byłego propagandzisty rządu generała Jaruzelskiego, przypisał Kaczyński gazetom młodzieżowym z lat 90-tych. Według niego niszczyły one prawdziwe wartości, w szczególności w pismach dla dziewcząt.
Media odbiły na prawo
Wyżej opisany system, w skład którego Jarosław Kaczyński włączył także sterowanie telewizję publiczną, jego zdaniem funkcjonował do 2002 r. Wówczas afera Rywina miała uświadomić ludziom jak działają media. Kolejnym ku temu krokiem miał być „przemysł pogardy”, który zdaniem Kaczyńskiego zaczął funkcjonować w 2005 r., po dojściu do władzy PiS.
– Doszło do gwałtownego zaostrzenia walki politycznej, przy czym było to zaostrzenie całkowicie przemyślane. To była przemyślana socjotechnika. Media były głównym wykonawcą zniszczenia tych, którzy zagrażali status quo ustalonemu w latach 90-tych – uważa lider Prawa i Sprawiedliwości. I dodał, że ten konflikt jeszcze bardziej zaostrzyła katastrofa smoleńska.
Dostrzegł jednak plusy kolejnych lat: zredukowanie przekazu urbanowskiego oraz postkomunistycznego. To według prezesa rządzącej partii pozwoliło wielu mediom zaostrzyć ton antykomunistyczny i antypeerelowski, by ostatecznie pozwolić rosnąć w siłę mediom prawicowym.
Cel: media narodowe
– Ta sytuacja doprowadziła do otwarcia na przemianę, która może prowadzić – jeżeli się uda – ku temu, że dobro wspólne stanie się przynajmniej dla mediów publicznych podstawową przesłanką funkcjonowania. Dobro publiczne, a więc docieranie do prawdy i odwoływanie się do tych wartości, które konstruują naszą wspólnotę narodową – wyraził nadzieję Kaczyński. – A tutaj nie ma innych wartości, niż te, które wyrastają z naszej historii, która jest ściśle związana z kościołem.
Lider PiS działalność wielu współczesnych mediów określił „sieczką w głowach”. Jak powiedział, służy ona temu, by polskie społeczeństwo było bierne i amnezyjne. Według niego przezwyciężyć ten mechanizm będzie mogła ustawa o mediach narodowych. Jak podkreślił, obecna ich forma jest formą zalążkową. Ale chciałby dążyć do formy dojrzałej.
– Telewizja i radio już nie będą spółkami, tylko państwowymi osobami prawnymi – zapowiedział Jarosław Kaczyński. – Mechanizmy czysto ekonomiczne mają być tutaj zdecydowanie ograniczone. Jest także jednak oglądalność, która powoduje, że media narodowe – jeżeli mają wpływać na społeczeństwo – muszą być oglądane. I tutaj jest właśnie ten problem, przed którym stoimy. Tego nie mogą rozwiązać politycy, tylko mogą zrobić to dziennikarze. Tylko oni mogą odpowiedzieć na pytanie jak to zrobić, żeby Polacy chcieli oglądać media narodowe i żeby mówiły one prawdę i jednocześnie przekazywały te wartości, które konstruują naszą wspólnotę.
Nie bój się
Ten tekst jest częścią Gazety Pisarzy – specjalnego wydania Gazety Wyborczej i serwisu Wyborcza.pl, powstałego z inspiracji Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 i Światowej Stolicy Książki UNESCO 2016.
Zapraszamy na Wyborcza.pl i 23 kwietnia 2016 do kiosków!
Bojąc się, zamykamy się w sobie, wracamy do sprawdzonych wzorców zachowań. Odwracamy się od tego, co nowe, bo stare obiecuje nam jako takie poczucie bezpieczeństwa. Nie snujemy planów, martwiąc się o dziś. Oddychamy płytko, nie bierzemy już oddechu pełną piersią. Patrzymy blisko, pod nogi.
Lęk oddziela ludzi od siebie, każe im być podejrzliwymi i nieufnymi. Dzieli na „swoich” i „obcych” i daje się rozgrywać różnym izmom. Dlatego społeczeństwa, które się boją, stają się łatwym łupem dla nawiedzonych wodzów, pokracznych dyktatorów, populistycznych manipulatorów, którzy nastawiają ludzi przeciwko sobie, tworząc spiralę nienawiści.
Lękowi trzeba przeciwstawić to, co czyni nas istotami prawdziwie ludzkimi. I nie jest to brawurowa odwaga czy wielka inteligencja, nawet nie zdumiewająca wynalazczość, ale prosta zdolność do współodczuwania, głęboka solidarność z drugim człowiekiem, która bierze się z tego, że jesteśmy w stanie rozpoznać siebie w innym, a jego w sobie.
Jedną z najlepszych dróg współodczuwania jest literatura. To wyrafinowana i niezwykle subtelna forma komunikacji międzyludzkiej, według mnie – najdoskonalsza. Cudowny wynalazek człowieka pozwalający mu przynajmniej na chwilę przestać być sobą i wyprawić się w wielką podróż na inny kontynent, do „ja” innego człowieka. Spojrzeć na świat jego oczami, rozgościć się w cudzym świecie i na czas czytania stać się błędnym rycerzem z wadą wzroku, nadwrażliwym księciem rozmyślającym nad zagadką śmierci, znudzoną żoną prowincjonalnego doktora czy zakochanym kupcem krążącym po brudnym Powiślu. Można dyskutować w czasie uczty o rodzajach miłości i dziwić się okrucieństwu kwietnia.
Dzięki literaturze potrafimy stworzyć wielką wspólnotę opowieści, w których każdy będzie mógł rozpoznać siebie w innym człowieku. Bez względu na język i kulturę, religię i narodowość. Dlatego w literaturze jest dla nas nadzieja – ci, którzy w niej uczestniczą, istnieją niejako po wielekroć, widzą więcej i szerzej. Lepiej rozumieją, że nie da się zmieścić świata w jednej formułce ani postawić mu jednej tylko diagnozy, podobnie jak nie można mu przepisać jednego uniwersalnego leku. Składa się nań bowiem mnogość punktów widzenia, które należy cierpliwie uzgadniać.
Nie łudźcie się. „Wyborcza” zredagowana przez pisarzy i pisarki nie przyniesie lepszych wiadomości niż zwykle, tak samo jak ich książki raczej nie zmienią świata. Literatura ma tylko nieustannie przypominać, że ludzie są sobie bliżsi i bardziej do siebie podobni, niż chcą to przyznać niektórzy piewcy lęku.
Póki piszemy i czytamy – jesteśmy razem.
* Olga Tokarczuk – pisarka, eseistka, poetka, dwukrotna laureatka Nagrody Literackiej „Nike” (2008, 2015) za powieści „Bieguni” i „Księgi Jakubowe”