Kijowski, 06.06.2016

 

CkNT0M4UUAE7VZ-

KOD

CkNWh9iWYAkLeL2

Ka

kaczyńskiPotrzebny

NIEDZIELA, 5 CZERWCA 2016

Kaczyński: Potrzebny jest nam ruch społeczny. Od czasu do czasu demonstracja, ale z KOD-owcami nie musimy się ścigać

22:04

Kaczyński: Potrzebny jest nam ruch społeczny. Od czasu do czasu demonstracja, ale z KOD-owcami nie musimy się ścigać

Jak mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z Gazetą Polską, w trakcie XI Zjazdu Klubów GP:

„Trzeba tworzyć wielki ruch poparcia dla dobrej zmiany. Trzeba się jednoczyć, rozszerzać. Organizować różnego rodzaju społeczne akcje. Także takie akcje, które naciskają w tym kierunku. Nie trzeba się tego bać. W kierunku właśnie tej dobrej zmiany. Trzeba przypominać władzy, tej, lokalnej, ale także i tej naszej, o różnego rodzaju zobowiązaniach”

„Nie musimy tutaj z KOD-owcami się ścigać”

„Bo jeżeli chcemy, żeby ta dobra zmiana rzeczywiście nastąpiła, to może to nastąpić tylko wtedy, jeżeli mamy do czynienia, czy będziemy mieli do czynienia, z takim współdziałaniem. Czegoś co jest od dołu i tego co jest od góry. Tylko od góry się nie da zrobić. Trzeba działać z dwóch stron. W tej chwili ten ruch społeczny jest nam bardzo, ale to bardzo potrzebny. I oczywiście od czasu do czasu, jakieś wielkie spotkanie w Warszawie. Jakaś wielka demonstracja. Coś co pokaże, że dobra zmiana ma poparcie, takie czynne poparcie społeczne. Ale od czasu do czasu. Nie musimy tutaj z KOD-owcami się ścigać. Nie ma to żadnego sensu. Natomiast na co dzień przyglądanie się rzeczywistości, dostrzeganie tego co jest złe, co pozostaje złe. Tego co jest złe, bo nie zmieniono czegoś, co było przed tym. I co jest złe dlatego, że grzeszą ci, którzy są po naszej stronie. Bo tacy ludzie też grzeszą”

20:24

PEK: Nie pamiętam wypowiedzi Kamińskiego, w których atakowałby kogokolwiek lub mówiłby coś przeciwko programowi PO

Jak mówiła Ewa Kopacz w „Faktach po faktach” TVN24:

„Nie pamiętam wypowiedzi Kamińskiego w mediach, w których on atakowałby kogokolwiek lub mówiłby coś przeciwko programowi Platformy. Chodziło tylko o techniczne zasady, zapisane w regulaminie. Nie wiem, czy Grzegorz Schetyna o tym wiedział. Nie rozmawiałam z nim na ten temat, ale pewnie będzie okazja, kiedy będzie tydzień sejmowy. Ktoś, kto współpracował ze mną w KPRM, nie jest osobą, której mogłabym teraz wydawać jakiekolwiek rozkazy”

20:18

PEK: Apeluję do wszystkich, którzy mają pokusy, żeby kogokolwiek wyrzucać z PO. Dzisiaj Platforma powinna być jednością

Jak mówiła Ewa Kopacz w „Faktach po faktach” TVN24:

„W Platformie dzisiaj nie kopiemy się po kostkach. W tej Platformie, do której przyszłam 15 lat temu i tak jest nadal, w Platformie wielonurtowej, bardzo różnorodnej, każdy z nas miał prawo mówić swoim własnym głosem i nikt nikogo za to nie karał. Dzisiaj tak jest nadal. Dzisiaj apeluję do wszystkich tych, którzy mają jakiejkolwiek pokusy, żeby tę Platformę rozwalać, kogokolwiek wyrzucać. Dzisiaj ta Platforma powinna być jednością, tak jak powinna być jednością cała opozycja”

Dopytywana, kto ma pokusy, żeby wyrzucać, była premier stwierdziła, że tylko odpowiada na pytania.

300polityka.pl

Frasyniuk: Krzyknąłem: „Jarek! Zwyciężymy!”. On musi zrozumieć, że jeśli się nie cofnie, przegra i zostanie odsunięty

Rozmawiał: Jacek Harłukowicz, 05.06.2016

Władysław Frasyniuk

Władysław Frasyniuk (Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta)

– Tym, którzy starają się dezawuować datę i znaczenie wyborów z 4 czerwca 1989 roku, pokazaliśmy, że nie ma na to naszej zgody – mówi „Wyborczej” Władysław Frasyniuk. – Chciałem Kaczyńskiemu uświadomić, że ciągle ma szansę, żeby się zmienić. Że może porzucić obecną drogę i być z nami. Ale oczywiście musi też mieć świadomość, że jeśli tego nie zrobi, zostanie w końcu sam. Zostanie odsunięty.

Jacek Harłukowicz: W sobotę spełniło się chyba w końcu pańskie wielkie marzenie – rocznicę 4 czerwca świętowały, w sposób radosny, dziesiątki tysięcy Polaków. Postulował pan o to od lat.

Władysław Frasyniuk: Tak. Chyba po raz pierwszy po 1989 roku udało nam się tego dnia poruszyć wszystkich tych, dla których to ważna data. Nareszcie. Okazało się przy okazji, że ludzie nie tylko nauczyli się wreszcie doceniać wydarzenia sprzed 27 lat, ale mają dodatkowo potrzebę, by być tego dnia razem: spotkać się, cieszyć, piknikować. Mają poczucie wspólnoty. Jestem z tego powodu ogromnie szczęśliwy. Bo tym wszystkim, którzy od lat starają się dezawuować tę datę, pokazaliśmy, że nie ma na to naszej zgody.

Czy to nie paradoks, że udało się dopiero teraz, gdy obecny rząd łamie demokratyczne reguły i dezawuuje znaczenie tej daty? Gdy rozmontowywany jest Trybunał Konstytucyjny, służba cywilna?

– Wręcz przeciwnie! Mam wrażenie, że udało się to właśnie z powodów, które pan wymienił. Przez ostatnie 27 lat po 1989 roku byliśmy przekonani, że zakorzenienie Polski w Unii Europejskiej i NATO da nam mechanizmy, które na lata bronić będą demokratycznych przemian. I że teraz będziemy już bezpieczni. To nas uśpiło. Bo okazało się, że demokracja nie jest czymś danym nam raz na zawsze. Że trzeba o nią dbać, podlewać, bo inaczej będzie więdnąć. I tu widzę jedyną zasługę obecnej polityki Jarosława Kaczyńskiego: unaocznił nam wszystkim, że nie ma nic za darmo. Że tym pociągiem o nazwie „wolność” nie da się jechać na gapę.

To zresztą nie jest wyłącznie polski problem. Wszystkim demokracjom na świecie grożą takie choroby jak populizm czy nacjonalizm. Dlatego tak ważne jest, byśmy byli aktywni, by społeczeństwo było prawdziwie obywatelskie. By w obronie swoich wolności i wartości potrafiło się zorganizować i powiedzieć źle rządzącym gromkie „nie”. A daty dla siebie ważne potrafiło odpowiednio obchodzić. To po prostu takie działanie, by mając już poważny kaszel, nie dopuścić do zapalenia płuc.

W swoim wystąpieniu przywoływał pan słowa Lecha Wałęsy. Szkoda, że nie było go w Warszawie obok Bronisława Komorowskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego.

– Szkoda nawet nie dlatego, że nie przemawiał do tych zgromadzonych tłumów ze sceny. Szkoda przede wszystkim dlatego, że tam były dziesiątki tysięcy osób mu życzliwych. Ludzi, którzy zdają sobie powoli sprawę, że tak naprawdę Wałęsie zawdzięczają wszystko. Że bez niego nie byłoby dzisiejszej Polski. A Lechu, nie mogę tego zrozumieć, woli w tym czasie koncentrować się na tych wszystkich małych ludziach, którzy nieudolnie wciąż starają się go podgryzać, oskarżać i umniejszać jego rolę w tamtych czasach [w czasie manifestacji pod domem Wałęsy odbył się wiec przeciwników, b. prezydent próbował dyskutować z jego uczestnikami]. Powinien być w Warszawie razem z nami przede wszystkim dla siebie samego. Żeby zobaczyć, że Polacy go cenią, wiedzą, kim był i co robił wtedy, gdy odwaga nie była taka tania.

Zwrócił się pan też bezpośrednio do Jarosława Kaczyńskiego z zawołaniem „Jarek! Zwyciężymy!”. Usłyszał?

– Na pewno, bo takich tłumów idących ulicami stolicy nie da się zignorować. Moje przesłanie miało jednak charakter otwarty. Chciałem Kaczyńskiemu uświadomić, że ciągle ma szansę, żeby się zmienić. Że może porzucić obecną drogę i być z nami. O to chodziło. Ale oczywiście musi też mieć świadomość, że jeśli tego nie zrobi, zostanie w końcu sam. I w końcu przegra, zostanie odsunięty.

Przed sobotą sporo było wypowiedzi polityków, którzy udawali, że nie wiedzą, o co chodzi z datą 4 czerwca. Udawał Marek Jakubiak od Kukiza, Antoni Macierewicz stwierdził, że kojarzy mu się ona z wyborami samorządowymi w 1938 roku. Były takie wypowiedzi urzędników prezydenta Andrzeja Dudy.

– Nie ma się co nad tym znęcać, bo sami sobie dali tymi wypowiedziami świadectwo. Dla mnie symboliczna jest postawa właśnie prezydenta Andrzeja Dudy, który tego dnia uciekł do Rzymu. W takich sytuacjach, jak mówi stare przysłowie, należy się modlić o zdrowie pana prezydenta. Bo na rozum już chyba za późno.

Władysław Frasyniuk – działacz opozycji demokratycznej, przywódca pierwszej dolnośląskiej „Solidarności”, potem poseł na Sejm, związany z Unią Demokratyczną, Unią Wolności i Partią Demokratyczną, szef think tanku tworzonego przez Komitet Obrony Demokracji.

Zobacz także

frasyniuk

wyborcza.pl

 

Kijowski przedstawia program KOD-u: Chcemy, by każdy Polak wypowiedział się, jakiej Polski chce

luna, pap, 05.06.2016

Mateusz Kijowski przedstawił program KOD-u

Mateusz Kijowski przedstawił program KOD-u (Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta)

– Jeśli nauczymy się ze sobą rozmawiać, to zwyciężymy wszelkie przeciwności i na pewno dojdziemy razem do celu. Chcielibyśmy nauczyć się słuchać, nauczyć się, jak z wzajemnych różnic budować siłę – mówił w niedzielę do uczestników spotkania lider Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski.

Przedstawiając program „Przestrzeń wolności. Jakiej Polski chcemy?”, Kijowski podkreślił, że to projekt rozmowy, która jest podstawą porozumienia.

– Jeśli nauczymy się ze sobą rozmawiać, to zwyciężymy wszelkie przeciwności i na pewno dojdziemy razem do celu. Chcielibyśmy nauczyć się słuchać, nauczyć się, jak z wzajemnych różnic budować siłę w drodze kompromisu, pojednania, łączenia różnych idei i pomysłów, a nie walki o to, kto postawi na swoim – mówił lider KOD-u do uczestników spotkania.

Zapowiedział też, że w ciągu dwóch lat KOD zamierza dotrzeć do każdego Polaka, by wypowiedział się, „jakiej Polski chce” i jak widzi wolność. Jak dodał: „Polacy bez „powietrza wolności” nie poddadzą się żadnej doktrynie, żadnej sile politycznej”.

– To hasło KOD-u „Wolność jest w nas” jest absolutnie słuszne i ono również daje nam wiarę w to, że poradzimy sobie i z tym trudnym okresem, który obecnie przeżywamy – powiedział Kijowski.

Kwaśniewski: Wolność jest w polskim DNA

W spotkaniu programowym KOD-u udział wzięli dwaj byli prezydenci – Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski.

Kwaśniewski pogratulował KOD-owi sobotniego marszu w Warszawie. Jego zdaniem to nie tylko zgromadzenie wielu ludzi, ale tez wyraz pozytywnej energii, która daje dużą nadzieję.

– Wolność, która jest w polskim DNA, pozwoli Polakom przetrwać złe czasy. Czasami jest ona i przeszkodą, i problemem, ale ta wolność jest – ocenił Kwaśniewski. Inną sprzyjająca cechą jest jego zdaniem polski indywidualizm; to, że Polacy są zdolni do działania we własnym imieniu, na własny rachunek i do podejmowania ryzyka.

Kwaśniewski podkreślił, że budowanie ponadpartyjnego porozumienia jest możliwe i konieczne. – Dobra polityka właśnie na tym polega. Nie polega na tym, co usiłują nam dziś mówić rządzący, że konflikt jest olejem historii – mówił były prezydent.

Komorowski: Będzie jeszcze gorzej

Komorowski przekonywał natomiast, że wola poszukiwania tego, co może łączyć, przy poszanowaniu różnic może być odpowiedzią na próby „wykoślawiania” demokracji. Zaznaczył, że można wskazać wiele przykładów, kiedy sukcesy zostały osiągnięte w szerokim porozumieniu.

– Dzisiaj warto myśleć, czy jest możliwe porozumienie i w jakich kwestiach, obejmujące i opozycję, i obóz rządzących – mówił Komorowski. Zaznaczył jednak, że na razie środowisko rządzące nie tylko nie szuka, a wręcz niszczy tkankę współpracy i porozumienia.

Były prezydent zwrócił również uwagę na różnice wewnątrz samej opozycji, a także w KOD-zie. Podkreślił, że zadaniem jest znalezienie kompromisu między tym, co dzieli, a tym, co powinno łączyć.

Zaznaczył też, że potrzebny jest bardzo szeroki konsensus, budowany na podstawie konstytucji, państwa prawa, państwa szanującego obywateli, społeczną gospodarkę rynkową oraz integrację z Unią Europejską i NATO.

Komorowski dał też do zrozumienia, że nie ma złudzeń co do Jarosława Kaczyńskiego.

– Nie mamy prawa liczyć, że będzie lepiej, niż to zapowiada pan prezes. Będzie gorzej. On zapowiada w sposób bardzo bezwzględny i nie ukrywa tego, że to będzie <>, być może drugie cesarstwo albo może trochę okres późniejszy w historii Niemiec – przestrzegał Komorowski.

Jego zdaniem Kaczyński stworzył wrażenie, że różnie można rozumieć zapis konstytucji, iż Polska jest demokratycznym państwem prawnym. – To jest przejaw kuglarstwa prawno-politycznego, które może być skuteczne, jeśli nie zostanie przeciwstawiony temu proces edukowania (…), co jest naprawdę w zapisie konstytucyjnym i jak się to ma do reguł świata demokratycznego, który konstytuuje Unia Europejska – zaznaczył były prezydent.

Zobacz także

kijowski

wyborcza.pl

Ile kłamstwa zmieści Polska?

Janusz Lewandowski*, 04.06.2016

Janusz Lewandowski

Janusz Lewandowski (Fot. Dominik Werner / Agencja Gazeta)

Łgarstwo fałszowało przeszłość i teraźniejszość. Po wyborach zostało upaństwowione i zagraża naszej przyszłości.

Bez niezwykłej kariery kłamstwa nie sposób wyjaśnić, dlaczego Polska, uznawana dotąd za wzór dla innych krajów, znalazła się na unijnej oślej ławce. Dariusz Rosati wskazał trzy koronne przykłady oszustwa: Smoleńsk, „Polska w ruinie” i obietnice wyborcze („Gazeta Wyborcza”, 23 maja 2016). Ale jest tego dużo więcej, stąd mój poszerzony katalog.Kłamstwo ma swoją toksyczną moc, uprawiane wytrwale – wedle najgorszych wzorów, które utopiły we krwi Europę pierwszej połowy XX wieku. Do roku 2015 służyło opozycji antypaństwowej, kwestionującej prawomocność III RP. Zrodziło alternatywną wspólnotę łgarstwa, sięgającego głęboko w przeszłość. Po wyborach kłamstwo zostało upaństwowione, przez co jego szkodliwość nie ogranicza się do fałszowania pamięci i współczesności. Zagraża naszej przyszłości!

CZYTAJ TEŻ: Lewandowski: Rząd PiS to sezonowa patologia

Zdrada Okrągłego Stołu

Zdrada elit przy Okrągłym Stole zrodziła pokraczny twór zwany III RP, pozorujący suwerenność, zasługujący na miano „kondominium rosyjsko-niemieckiego”. Nic dziwnego, skoro stronie solidarnościowej przewodził Wałęsa. Wtedy idol Kaczyńskich, po ich odtrąceniu przemianowany na „agenta Bolka”.

Ciemny lud może to kupi. Ale rozumny lud zapyta, dlaczego zdrada ideałów „Solidarności” polegała na twardym upominaniu się przez Wałęsę o legalizację „Solidarności” jako warunek przystąpienia do rozmów. Dlaczego był tam Lech Kaczyński, który 20-lecie tej zdrady uczcił stwierdzeniem, że „to taktyczne porozumienie było wtedy konieczne”? Dlaczego owe zdradzieckie elity bez rozlewu krwi, inspirując inne kraje, doprowadziły do wycofania Armii Radzieckiej z Polski i utorowały nam drogę do NATO i Unii? Wspomnienie IV RP i gorzki smak półrocza „dobrej zmiany” pozwalają wyobrazić sobie alternatywę: siłowy skok na władzę w ówczesnych realiach geopolitycznej niepewności. Rewolucyjne trybunały dekomunizacji i lustracji pogrążające kraj pustych półek i hiperinflacji w chaosie i domowym konflikcie.

Szczęśliwie mądrość elit, przy istotnym udziale Kościoła, otworzyła niezwykłe ćwierćwiecze pościgu cywilizacyjnego, który przeniósł nas ze Wschodu na Zachód. Może za mało było dekomunizacji symbolicznej, ale porozumienie miało tę wyższość nad scenariuszem wojny domowej, że pozwoliło skupić energię narodu na dekomunizacji realnej, w postaci odbudowy państwowości godnej członkostwa w NATO i Unii, samorządności lokalnej oraz gospodarki rynkowej.

Pierwszy krok – Okrągły Stół – był spełnieniem pokojowego etosu „Solidarności”, a dalsze kroki zgodne z dewizą „odważnie i z rozwagą”. Zaś dzisiejsze państwo PiS nie może się odnaleźć w demokratycznym świecie!

CZYTAJ TEŻ: Rok 2015, czyli jak zadowoleni ze swego życia Polacy zapragnęli jeszcze raz zadziwić Europę

Ćwierćwiecze błędów i wypaczeń

Skoro Polska stała się Polską dopiero teraz, za sprawą Kaczyńskiego, Dudy i Szydło, to minione ćwierćwiecze było stratą czasu. Były tylko dwa przebłyski prawdziwej polskości. Pierwszym było półrocze rządu Olszewskiego, który sypał się od pierwszego miesiąca, ale jego legalne odwołanie, po dziennej naradzie toczonej w świetle kamer, ubrano w spisek „nocnej zmiany”. Drugi epizod rządów PiS, Samoobrony i LPR po dwóch zaledwie latach sprowokował pospolite ruszenie przy urnach w wyborach roku 2007, by nie wstydzić się za Polskę. Gloryfikacja tych nieudacznych epizodów dobrze ilustruje gotowość pisania naszej historii na nowo.

Żadna propaganda nie przesłoni prawdy, że Polska żegnała komunizm w sytuacji chaosu gospodarczego, ucieczki od złotówki oraz niezdolności obsługi długu, co nas negatywnie wyróżniało na mapie postkomunistycznej niedoli.

Warto spierać się o treść planu Balcerowicza czy początki prywatyzacji, ale nie sposób zaprzeczyć faktom. Polska gospodarka jako pierwsza zaczęła rosnąć (koniec roku 1991) i to u nas wyzwolił się największy potencjał prywatnej przedsiębiorczości. Ustanowiliśmy światowy rekord w zakresie przywilejów pracowniczych w prywatyzacji. Statystyka ośmiesza tezy o zmarnowanym ćwierćwieczu. Czy 2,5-krotny wzrost produkcji przemysłowej od roku 1989 można nazywać deindustrializacją kraju? Czy istnieje jakiś lepszy wzór domykania luki rozwojowej, skoro nasz PKB na głowę urósł z poziomu 30 proc. średniej unijnej do prawie 70 proc.? Startowaliśmy z podobnego poziomu jak Ukraina, ale dziś prześcignęliśmy Grecję i ścigamy Portugalię, gdy Ukraina została na poziomie sprzed ćwierćwiecza.

Mamy powody do dumy! Rosło, co powinno rosnąć, malało, co powinno maleć. Aż do czasu wyborów roku 2015. Zdrowa gospodarka dostała się w ręce autorów hasła „Polska w ruinie”. Ministrowi finansów objawiła się złotówka jako waluta rezerwowa świata. Gdy to piszę, udało się z niej zrobić najsłabszy pieniądz świata! Złotówki żal i koni żal, a nie są to jedyne ofiary „dobrej zmiany”.

CZYTAJ TEŻ: Janusz Lewandowski: Zastęp służalczy, zwany PiS-em, realizuje obsesje Kaczyńskiego

Pedagogika wstydu

Wcale nie chodzi o wstyd za rząd PiS, Samoobrony i LPR w latach 2005-07. I jeszcze większy wstyd za obecny rząd, który w szybkim tempie uczynił z dumnej i podziwianej Polski kraj specjalnej troski. Chodzi o Polaków portret własny, który nie znosi żadnej skazy. Ma być patriotycznie upiększony, czyli fałszywy. Pedagogiką wstydu nazywa się odwagę zmierzenia się, w imię prawdy, z ciemnymi kartami polskości. Może sobie na to pozwolić naród dumny ze swej historii i swego miejsca we współczesności. Dlatego III RP mogła. Ale nie może polskość, która funduje się na kompleksach i megalomanii. Epatowanie polskimi cierpieniami i mesjanizmem polskiego, chrześcijańskiego szańca nie robi żadnego wrażenia w Europie, bo tu konkurs cierpień się skończył. Dzisiejsze cierpienia wypierają stare, bo są transmitowane live ze świata. Dziś w Europie konkuruje się sukcesami. Na sukcesach budowała się do roku 2015 polska marka.

Można oczywiście uprawiać politykę historyczną na klęskach, ofiarach i mgle smoleńskiej, ale wielkim nadużyciem jest zawłaszczanie przez PiS polskich dat, świąt i symboli – w imię rzekomego „odzyskiwania pamięci”. Wnioskodawcą ustawy ustanawiającej Dzień Flagi był poseł PO, pamięć „żołnierzy wyklętych” uczcił prezydent Komorowski, na Katyń patrzymy przez obiektyw Wajdy. Ustawa lustracyjna i IPN rodziły się przy udziale naszych środowisk. Mnożyły się inscenizacje historyczne, od Grunwaldu po starcia z ZOMO. Operetkowe przejawy „pedagogiki dumy”, jak inscenizacja ślubu rotmistrza Pileckiego, pod patronatem wicepremiera Glińskiego, mogą jedynie spowodować nową falę Polish jokes. Od dawna ich nie słyszeliśmy.

Wielkość i męczeństwo prezydenta Kaczyńskiego

Śp. Lech Kaczyński zasługuje na dobrą pamięć, ale na pomniki ma trafić Kaczyński mocno ocenzurowany. Trzeba wygumkować jego trzeźwą ocenę Okrągłego Stołu, słowa o ostateczności orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego i inne dowody szacunku dla prawa, a także wyraziste poglądy pierwszej damy. „Mianowanie szefów mediów przez rząd to żart” – mówił w roku 2008, ośmieszając zza grobu nominację Jacka Kurskiego. Powody, dla których prezydentura Kaczyńskiego rośnie w oczach w porównaniu z prezydenturą Dudy, są skrywane, a nasila się beznadziejna misja przerabiania jego słabości na zalety. Pochówek na Wawelu zaprasza do oceny prezydentury, która nie miała szans na reelekcję. Naznaczona była serią porażek w polityce międzynarodowej, izolujących de facto Polskę, w tym nonsensownym zerwaniem Trójkąta Weimarskiego. Tragikomiczna samowolka w postaci pomnika Lecha Kaczyńskiego na dziedzińcu warszawskiego ratusza zwiastuje ciąg dalszy, na który ten dobry człowiek i szczery patriota sobie nie zasłużył!

Sfałszowane wybory samorządoweFałszowanie wyborów to grzech śmiertelny demokracji. Oskarżenie o fałszerstwo pozwala odebrać prawomocność wybranym władzom, dlatego znalazło miejsce w arsenale PiS. „Komorowski wybrany przez nieporozumienie” – to jeszcze Jarosław Kaczyński w wersji light. Potem ten sam katolik z Żoliborza, łamiąc ósme przykazanie, oskarżył koalicję rządową o sfałszowanie wyborów samorządowych. Żadnych dowodów! A jest to kłamstwo do kwadratu, bo PKW, odpowiedzialna za bałagan, to instytucja niezależna od koalicji rządowej. Źle, że ponure kłamstwo, najbardziej obraźliwe dla demokracji, dowiezione do Brukseli, uszło bezkarnie!

Rzeczywiste fałszerstwo wyborcze dokonało się w wyborach roku 2015. Polegało na ukryciu Kaczyńskiego, Ziobry, Macierewicza i Kamińskiego, czyli rzeczywistych beneficjentów kampanii firmowanej przez osoby i obietnice sugerujące, że IV RP już się nigdy nie powtórzy.

Polskie problemy rozwiązujmy w Polsce

Tak apelowała w roku 2016 premier Szydło, rozsyłając zarazem 751 europosłom rządowy paszkwil na III RP. Powinna te słowa adresować do swych towarzyszy partyjnych, którzy od lat zniesławiali Polskę. Były w Brukseli występy o dławieniu mediów księdza Rydzyka, z udziałem samego Rydzyka. Dowieziono kłamstwo smoleńskie wraz z Macierewiczem, a obecny minister Ziobro usiłował nam szkodzić w czasie polskiej prezydencji. Grupowo (m.in. Legutko, Czarnecki, Poręba, Krasnodębski) forsowano rezolucję o zagrożeniach demokracji w Polsce po wyborach samorządowych, ale główną rolę wziął na siebie ówczesny europoseł Duda. Zachwycona tym Joanna Lichocka pisała w grudniu 2014 roku: „To dobrze, że opozycja zorganizowała wysłuchanie publiczne w PE na temat zagrożenia demokracji. Jesteśmy w Unii, to także nasz parlament”. Święte słowa, gdyby nie jedno „ale” Było to eksportowanie kłamstwa! Marginalne znaczenie i całkowity brak wiarygodności delegacji PiS sprawił, że te liczne udokumentowane przejawy wynoszenia do Europy wydumanych problemów krajowych przechodziły niezauważenie. Adresowane były zresztą do widowni krajowej, podobnie jak mowa premier Szydło w Strasburgu, oklaskiwana przez przeciwników UE i przyjaciół Putina. I tylko przez nich.

Teraz, kiedy PiS psuje nasze państwo na oczach całego demokratycznego świata, reagują przyjaciele Polski. Przyjaciół naszej wolności mamy na Zachodzie. Ich zdziwienie i zaniepokojenie jest proporcjonalne do nadziei, jaką budził nasz kraj. Wciąż budzi, gdy widzą tysiące ludzi manifestujących w obronie demokracji. Ja i moi koledzy będziemy w Parlamencie Europejskim głosem tych ludzi. Każde kłamstwo o Polsce wynoszone poza Polskę będzie kłamstwem nazwane i piętnowane!

Polska powstaje z kolan

W zmyślonym świecie PiS dopiero teraz odzyskujemy podmiotowość, szacunek i znaczenie. Ma to się tak do rzeczywistości jak dwie minuty Dudy do dwóch godzin rozmowy Komorowskiego z prezydentem Obamą. Jak litościwe wsparcie ze strony Węgier do partnerstwa z Berlinem i Paryżem w ramach Trójkąta Weimarskiego. Jak premier Szydło na dywaniku w Brukseli do obecności Tuska na szczycie G7. Smutna rzeczywistość to spychanie nas na oślą ławkę, czyli rujnowanie pozycji będącej dziełem zbiorowym Polaków po roku 1989. Pozycji, która była niedościgłym marzeniem i przedmiotem zazdrości wszystkich innych krajów postkomunistycznych. Już nam nie zazdroszczą.

W kwietniu 2016 roku Parlament Europejski zajmował się nadużyciami władzy w Hondurasie, Pakistanie, Nigerii i w Polsce. W takim towarzystwie powstajemy z kolan! Kaczyński dał wreszcie satysfakcję wszystkim tym, którzy nam zazdrościli, a nawet źle życzyli Polsce, bo zanadto wyrosła ponad wschodnioeuropejską normę.

Kłamstwo jest podstawowym budulcem państwa PiS. Dlatego Polska PiS źle odnajduje się w świecie zachodniej demokracji. Polska PiS to sen wyśniony na Kremlu – o kraju, który sam sobie szkodzi, bez pomocy zaborców, agresorów i zielonych ludzików.

*Janusz Lewandowski – ekonomista. W latach 80. lider gdańskich liberałów, współzałożyciel Kongresu Liberalno-Demokratycznego, poseł na Sejm I, III i IV kadencji, minister przekształceń własnościowych od 1990 do 1993 r. W latach 2010-14 unijny komisarz ds. programowania finansowego i budżetu. Eurodeputowany od 2004 r.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Jerzy Bahr: Wypadek przy pracy nad Polską
Naprzeciw nas są już całe cywilizacje: chińska, indyjska, muzułmańska. Europa też musi funkcjonować jak cywilizacja, a nie poszczególne państwa. Chyba że chcemy skończyć jak starożytny Rzym

Dekalog dobrej rozmowy
Lęk, poczucie zagrożenia, zmęczenie, chciwość, żądza władzy, żądza pieniądza, rywalizacja, która się przeradza we wrogość, zawiść i poczucie niższości. Łatwo się nie dogadamy, ale warto spróbować. Z prof. Bogdanem de Barbaro rozmawia Agnieszka Jucewicz.

Jerzy Radziwiłłowicz: To trzeba zatrzymać
Wałęsa: „my” cierpimy, „oni” też zaczną. A wtedy razem zrobimy porządek. Radziwiłowicz: dziś w repertuarze – „Człowiek z nienawiści”

Ile kłamstwa zmieści Polska?
Łgarstwo fałszowało przeszłość i teraźniejszość. Po wyborach zostało upaństwowione i zagraża naszej przyszłości

Brexit. Poznaj Europę, to ją polubisz
Anglicy się rozleniwili – twierdzi Brian, menedżer w wielkiej firmie budowlanej. – Mówią, że imigranci odbierają nam pracę. Nieprawda. Oni biorą robotę, do której nie chcemy ruszyć dupska

Beduini z pustyni Negew – obywatele wyjęci spod prawa
Ile można patrzeć, jak Izraelczycy burzą twoje domy, straszą zwierzęta, doprowadzają dzieci do histerii. My nie jesteśmy z żelaza, chcemy spokoju. Jak ludzie, choć jak ludzie nie żyjemy już od lat

Włodzimierz Lubański. Włodek, nie chciałbyś grać u nas w Realu?
Dostałem telefon z KC, że jako jedyny polski sportowiec mam wziąć udział w akademii w Moskwie. Dali mi tam tytuł Zasłużonego Mistrza Sportu Sowieckiego Sojuza. Z Włodzimierzem Lubańskim rozmawia Michał Okoński

Yasmina Khadra: Zabij człowieka, zabijesz Boga
Tych szaleńców jest kilka tysięcy. Pozostałe półtora miliarda chce tego co każdy: znaleźć pracę i wychować dzieci. Z Yasminą Khadrą, pisarzem algierskim, rozmawia Piotr Ibrahim Kalwas

Podróżując z dziećmi, zachwycisz się
Myślę, że dzięki podróżom nasze dziewczynki, które są wrażliwe, jeszcze bardziej uważnie odbierają świat. Jasne, że się boję, kiedy widzą też zło, ale chciałabym, żeby wierzyły, że można z nim coś zrobić. Z Anną Alboth rozmawia Magdalena Kicińska

Strzecha jest hot
Minibrowary w górę, jarmuż w dół – takie przepowiednie snuto na rok 2016. Czas powiedzieć: sprawdzam. Również to, jak światowe trendy – wymierne, bo oparte na ankiecie, którą amerykańska National Restaurant Association rozsyła co roku 1575 członkom – mają się do polskich realiów

ileJeszcze

wyborcza.pl

Jeśli Kaczyński nazywa ruch protestu rebelią, to znaczy, że się go boi

Marek Beylin, 05.06.2016

„Trwa rebelia” przeciw rządom PiS – Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia z okazji rocznicy wyborów 4 czerwca (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

KOD i opozycyjne partie powinny się skupić na tym, jak poszerzać opór społeczny. Nie chodzi tylko o to, żeby na demonstracje przychodziło coraz więcej osób.

Dotąd tych, którzy sprzeciwiali się temu, jak PiS demontuje demokrację, prezes określał jako „gorszy sort” czy porównywał do współpracowników gestapo. A wszyscy w PiS, wraz z prezydentem Dudą, twierdzili, że protestujący chcą jedynie odzyskać dostęp do „koryta”, przy którym tuczyli się przez długie lata. Te obelgi miały nie tylko obrzydzić społeczeństwu KOD i opozycyjne partie, lecz także ukazać ich marginalność.To się zmieniło. Obelgi wciąż są w użyciu, ale gdy w sobotnim wystąpieniu Kaczyński nazwał protesty rebelią, wyjawił bezwiednie, że uważa je za groźne dla swej władzy. Do PiS dotarło wreszcie to, czego się nie spodziewał: protesty będą się nasilać.

A ponieważ rządzący nie zamierzają ustąpić w kwestii Trybunału Konstytucyjnego, chcą też w pełni podporządkować sobie państwo, w tym władzę sądowniczą, oraz życie społeczeństwa, tak by przylegało do jedynie słusznej ideologii, nie mogą liczyć na kompromis z protestującymi. Władza jest więc w trudnej sytuacji: nie może społecznego oporu spacyfikować siłą, ale nie ma protestującym nic do zaoferowania.

Toteż, jak sądzę, PiS będzie jeszcze żarłoczniej pożerał państwo, rozbudowując sieć klientów lojalnych wobec partii. Spróbuje też zastosować wybiórcze represje wobec przeciwników. I będzie wciąż liczył na to, że 500+, a także kolejne obietnice socjalne, jak tanie mieszkania, przytrzymają mu zwolenników.

Dlatego KOD i opozycyjne partie powinny skupić się na tym, jak poszerzać opór społeczny. Nie chodzi tylko o to, żeby na demonstracje przychodziło coraz więcej osób, oraz by demokratyczni przeciwnicy PiS występowali razem, odnajdując to, co ich łączy, przy zachowaniu różnic. Równie ważne jest bowiem to, by dostrzegać problemy różnych grup społecznych oraz poszerzać paletę praw, o które trzeba się upominać, i je w przyszłości zagwarantować.

Z tego, że 500+ cieszy się masową akceptacją, wynikają dwie kwestie. Po pierwsze, nie da się tego świadczenia cofnąć, choć można je modyfikować, by było sprawiedliwiej rozdzielane. A po drugie, poświadczyło to, że niemała część społeczeństwa takich pieniędzy potrzebuje nie po to, by dać upust konsumpcyjnym fanaberiom, lecz by zapewnić sobie i swym dzieciom nieco bardziej godne życie. Co oznacza, że dotychczasowe polityki społeczne w dużej mierze zawiodły i trzeba stworzyć nowe.

To, że groźba zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej wywołała takie poruszenie, pokazuje, jak źle mają się w Polsce prawa kobiet i jak długo kumulowała się ich gorycz. Nie wyobrażam sobie, by dziś wołać o polską demokrację, nie przywołując zarazem kwestii godności i uprawnień kobiet stanowiących ponad połowę społeczeństwa.

A przecież takich praw, o które trzeba się upominać, jest więcej. Marnie wyglądają choćby prawa pracownicze, słabo jest z prawami przedsiębiorców, zwłaszcza mniejszych – np. wobec państwa, szwankuje też równy dostęp do edukacji czy wyrównywanie dostępu do dóbr kultury.

Nie będę dalej wyliczał, pragnę tylko zwrócić uwagę na to, że jeśli chcemy nie tylko PiS osłabić, lecz w następnych wyborach odsunąć tę partię od władzy, nie możemy poprzestać na wojowaniu o ogólne prawa. Musimy te prawa konkretyzować, tak by w naszym oporze rozmaite grupy społeczne ujrzały nadzieję także dla siebie. Wtedy na pewno pokonamy PiS.

Zobacz także

jeśli

wyborcza.pl

Leszek Jażdżewski: Maszerując, nie abdykujmy z myślenia

04.06.2016

Zawstydzanie już nie działa – stwierdza Przemysław Czapliński w wywiadzie Grzegorza Sroczyńskiego dla „Dużego Formatu”. Elity, które przez lata wychowywały społeczeństwo pokazując mu jego niedoskonałe, zacofane oblicze, doszły do ściany. Homo sovieticus się zbuntował i reformować się nie ma zamiaru.

Egzorcyzmowanie nacjonalizmu na początku lat 90. może wyglądać na prorocze (w końcu po 27 latach od wyborów czerwcowych mamy katolicko – narodowe rządy). Ale jeśli rację ma Czapliński, to bardziej prawdopodobne, że relacja jest jednak odwrotna: potępianie w czambuł wszystkiego, co pachniało „nacjonalizmem” – a więc tradycjonalizm, antykomunizm, szeroko pojęta prawicowość – dały efekt w postaci silnej reakcji, która stworzyła z jednej strony sfrustrowane nie-liberalne elity, a z drugiej społeczeństwo, które miało już dość przeglądania się w krzywym zwierciadle. Z tego mariażu powstał dzisiejszy obóz rządzący i jego medialno-społeczne zaplecze.

W ostatniej dekadzie do słabnącej strategii zawstydzania doszlusowała strategia bezalternatywności. Bezalternatywność to sytuacja w jakiej znalazł się człowiek, który nie chciał u władzy narodowo-katolickiej prawicy. Wybór miał jeden: głosować na partię umiarkowanego postępu w granicach prawa, czyli PO. Strategia zatykania nosa wyborcom przez elity coraz bardziej w swoich środkach perswazji przypominała słynne głosowanie bez skreśleń w czasach PRL. Ale trzeba przyznać, że – przynajmniej do czasu – była skuteczna. Przyniosła Platformie osiem zwycięstw z rzędu, jednocześnie pozwalając tej partii mieć w głębokim poważaniu zarówno elity intelektualne, jak i biznesowe, co te same szczerze przyznawały, choć potem i tak karnie stawiały się przy urnach. Dopóki istniał PiS, głosowanie inaczej niż na PO pachniało zdradą stanu, skazywało Polskę na rządy nieobliczalnego Kaczyńskiego. Mogło się wydawać, że w takiej symbiozie partia Tuska skazana jest na rządy po wsze czasy. Zawiedli, jak zwykle, Polacy.

Przejście do porządku dziennego nad ekscesami partyjnej nomenklatury PRL – nieuniknionej prawdopodobnie w warunkach ewolucyjnego, a nie rewolucyjnego demontażu dyktatury – dało paliwo do „jaskiniowego antykomunizmu” młodego pokolenia, które PRL zna już tylko z barów z wódką i śledzikiem. Przy braku wspólnotowych narracji innych niż te dostarczane przez zwulgaryzowaną tradycję narodową i szkolną katechezę (strategia zawstydzania nie prowadziła niestety do budowy pozytywnych wzorców patriotyzmu/wspólnotowości), skonfrontowani z bezalternatywnością głosowania na jedynie słuszną partię młodzi wybrali niestabilnego rockmana, który obiecał im, że z nimi „rozpier…li system”, w estetyce, jaką znają i lubią – Polski powiatowej z Przystanku Woodstock.

Strategia zawstydzania została twórczo rozwinięta (o czym niestety Sroczyński z Czaplińskim nie rozmawiają).  Nastąpiło ahistoryczne utożsamienie kryzysu finansowego z 2008 roku i skandalicznego wykpienia się sektora finansowego publicznymi funduszami kosztem zadłużenia przynajmniej na dwa pokolenia wprzód z „błędami i wypaczeniami” transformacji i polskiego modelu gospodarki. Najlepszą tego egzemplifikacją jest wywiad Marcina Króla, także udzielony Sroczyńskiemu, pod znamiennym tytułem „Byliśmy głupi” oraz nieustający plebiscyt tekstów i wywiadów stawiających pod pręgierzem polski model kapitalizmu. Patrząc na efekty tego rozliczenia, ciśnie się na usta „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”.

W tym duchu utrzymany jest tekst Michała Danielewskiego, „Ulica Durna pyta ulicę Mądrą. Jaka Polska po Kaczyńskim”. Podzielam szczerą, jak sądzę, chęć dyskusji autora o „Polsce po PiSie”. Jej brak uważam za grzech pierworodny partii politycznych i środowisk intelektualnych w opozycji do antyliberalnej pisowskiej kontrrewolucji. Jednak teza Danielewskiego o tym, że skoro polskie społeczeństwo na dobre skreśliło lewicę, potrzeba mu więcej tej samej kuracji, tylko tym razem ze strony pozostałych na placu boju „liberałów” (kogokolwiek autor miałby na myśli), jest intelektualnym i politycznym kuriozum, przykładem ekstremalnego paternalizmu, który lewica podobno stara się za wszelką cenę zwalczać. Podejście typu: „ciemny lud odrzucił lewicę, dajmy mu więcej tego samego!” jest drogą do pewnej klęski. To właśnie przez taką arogancję „mainstream” i rządzący przez osiem lat obóz stracił władzę.

Chichotem historii jest fakt, że nie kto inny, jak „trzeci bliźniak”, Ludwik Dorn, napisał w poniedziałek pean na cześć świętowania 4 czerwca jako symbolicznej obrony III RP, na łamach „Gazety”, która na cześć 25-lecia transformacji postanowiła popełnić rytualne seppuku, oddając łamy, być może w nieuzasadnionym poczuciu winy, swoim radykalnie lewicowym krytykom. Zniszczenie resztek mitu o ojcach założycielach transformacji (gdzie nasze polskie Mount Rushmore z Wałęsą, Geremkiem, Mazowieckim, Kuroniem, Balcerowiczem?), zawstydzanie klasy średniej i inteligencji, że nie dość pochylała się nad wykluczonymi i nie dość głośno protestowała przeciwko „awanturniczym” obniżkom podatków, w połączeniu z ignorowaniem klasy średniej i inteligencji przez ówczesną partię rządzącą, dało w efekcie partię .Nowoczesna w klimacie Open’era sprzed kryzysu.

Ten pobieżny i skrótowy bilans strategii zawstydzania wypada dziś – z punktu widzenia ją stosujących – niekorzystnie. Trzeba jednak pamiętać, że do czasu, czyli do wejścia Polski do Unii Europejskiej, dawała ona rewelacyjne efekty. Żaden rząd, czy to katolicko-związkowej prawicy, czy postkomunistycznej lewicy, nie ośmielił się kwestionować polskiej drogi na Zachód, wymuszającej brutalnie procesy dostosowawcze po naszej stronie. Nie można zapominać też o najważniejszej debacie 27-lecia czyli rachunku sumienia dokonanego w Jedwabnem.

Nie jest przypadkiem, że wejście do Unii zbiegło się z klęską imperium SLD i dominacją prawicy. Problem polegał na tym, że po 2004 roku nie wytworzono nowej narracji, innej niż dyskredytacja III RP i transformacji (wcześniej PiS-Samoobrona-LPR, dziś PiS-Kukiz-Korwin-narodowcy) i obrona przed skutkami wprowadzenia tej diagnozy w czyn (PO). Obrony transformacji – również do czasu – podejmowało się słabnące środowisko „Gazety Wyborczej” i dawnej Unii Wolności. O tym, jak niedopuszczalnym nadużyciem było utożsamienie wizji z chorobą psychiczną, pisze w debiutującym 4 czerwca pierwszym numerze internetowego dwutygodnika LIBERTÉ! Tadeusz Bartoś, ale o negatywnych skutkach sprowadzania polityki do zarządzania ostrzegali wcześniej choćby Aleksander Smolar czy Rafał Matyja, nieliczni komentatorzy, którzy nie dali zamknąć sobie ust „bezalternatywnością” PO.

Rozdygotanie, w jakie wprawiają Polaków, a szczególnie medialno-polityczne elity, rządy PiS, nie zwalniają nikogo z intelektualnej uczciwości. Jeśli chcemy na serio myśleć o przyszłości, nie może się obejść bez racjonalnej i chłodnej diagnozy (nie mylić z rozliczeniami) obecnego stanu rzeczy, a następnie poważnego namysłu nad strategiami, które będą dobrze służyć polskiemu wychodzeniu z peryferii. Prawie na pewno będą musiały się one odwoływać do innych emocji niż wstyd. Czyżby przyszedł czas na dumę? Czy celem wciąż jest, czy też powinna być, li tylko modernizacja? A jeśli nie modernizacja, to co? Warto mnożyć pytania i nie spieszyć się z odpowiedziami, które miałyby posłużyć doraźnemu sukcesowi politycznemu tego czy innego ugrupowania. Ten proces wymaga spotkań i rozmów intelektualnych środowisk, także po różnych stronach politycznych spektrów. Nota bene, myślenie przestało być partiom politycznym do sukcesu wyborczego potrzebne, co jest niestety częścią problemu.

Nie zmarnujmy szansy, jaką jest wywołane rządami PiS bezprecedensowe ożywienie społeczne. Maszerując, nie abdykujmy z myślenia.

 

Tekst pochodzi z pierwszego numeru internetowego Dwutygodnika Liberté! – zachęcamy do lektury.

jażdżewski

TOK FM