Prime, 09.01.2017

 

Umarł Zygmunt Bauman

Umarł Zygmunt Bauman

Żyd, komunista, kosmopolita, wygnaniec, antyglobalista, bezwzględny krytyk współczesności, wiecznie zainteresowany światem filozof (lub „socjolog refleksyjny”). Odszedł ze świata płynnej nowoczesności „w krainę płynnej wieczności” (jak napisała towarzyszka ostatnich lat jego życia). Był ostatnim z tragicznego, a jednocześnie bardzo twórczego pokolenia ludzi, na których najnowsza historia Polski pozostawiła swoje nieusuwalne piętno (Kołakowski, Baczko). Nigdy nie wyparł się swojej biografii, choć ją potężnie przepracował, wyplątując się z okowów ideologii, w które wpadł w młodości. „Można powiedzieć, że od wczesnego dzieciństwa byłem niejako przestawiany na coraz to inne tory, przy czym każdy z tych torów dokądś zmierzał, lecz każdy biegł w innym kierunku” – powiedział po latach.

O jego życiu nie ma jednak co pisać, bo był człowiekiem publicznym, nie prywatnym. Nie ma co też pisać o jego światopoglądzie czy systemie myśli. Na pewno pozostał wierny swoim lewicowym korzeniom, ale jego myśl różnorodna była jak tęcza; nie budował systemów, nie wzmacniał własnych teorii, pisał eseje, interpretował świat, nadawał sens temu, co zatopione było w chaosie. Nigdy nie był „zimnym” socjologiem. Był intelektualistą zaangażowanym w życie publiczne. Uważnym i odpowiedzialnym za słowo, choć niekiedy słowo to wylatywało daleko poza przyjęte pole semantyczne. Oceniał, potępiał, zachęcał. Wierzył w wolność, wierzył, za Gramscim, że ludzie mogą zmienić świat, wykorzystując ambiwalencję i niepewność życia społecznego. Kultura była – według niego – „nożem przyłożonym do przyszłości”. Był moralistą, w dobrym znaczeniu tego słowa: nie pouczał, nie dawał konkretnych zaleceń, ale uważał, że moralność, a przede wszystkim stosunek do Innych, jest fundamentem naszego człowieczeństwa. Zawsze można wybrać moralność, zawsze można być człowiekiem, nawet w warunkach systemowo odczłowieczających.

Był człowiekiem z poprzedniej epoki, a jednocześnie bardzo nowoczesnym, erudytą, mędrcem, człowiekiem skromnym, ale też intelektualistą zaskakującym i świeżym jak źródło bijące ze skał. Do końca.

Magdalena Środa

koduj24.pl

Z Kaczyńskim można wygrać

Z Kaczyńskim można wygrać

Platforma Obywatelska pierwszą rundę walki, w nowym roku, o praworządność na terenie Sejmu może zaliczyć do udanych, nie przegrała. Co najmniej osiągnęła remis w tej walce. Grzegorz Schetyna zaryzykował, acz nie miał innego wyjścia, nie zjawił się na spotkaniu u marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego.

Schetyna nie miał wsparcia Ryszarda Petru, który ma dziwny tik, zobaczy Jarosława Kaczyńskiego, dostaje pomroczności niejasnej umysłu, słynnego już „światełka w tunelu”. Ta pomroczność zamienia się następnie w mroki, prezes PiS hipnotyzuje lidera Nowoczesnej.

Schetyna jest zawodnikiem lepszym, a przynajmniej takim się wydaje w tym roku. Spotkanie zorganizował marszałek Senatu, ale to nie on został nazwany przez Michała Szczerbę „panem marszałkiem kochanym”. Karczewski ma jednak pomroczność wpisaną w intelekt i moralność, bo nie dostałby legitymacji PiS, Jarosław Kaczyński nie uczyniłby go swoim podwładnym.

Prezes każe, Karczewski musi zorganizować rozmowy z opozycją zamiast Kuchcińskiego. Na rozmowy w sprawie rozwiązania kryzysu wokół ustawy budżetowej przybył do siebie sam marszałek Senatu Karczewski i dwaj – nie wiedzieć z jakich powodów – inni politycy partii rządzącej Zbigniew Ziobro i nikomu nie znany polityk Marek Zagórski.

Najważniejszy rzecz jasna był prezes Kaczyński, bo on jest stroną sporu, on jest sprawcą kryzysu. Kaczyński zawinił, Kuchcińskiego już powiesili. Właśnie wchodzi na szafot (polityczny, rzecz jasna) Karczewski, zostanie „powieszony”, gdy następne rundy będzie wygrywał Schetyna (oby pozbył się pomroczności i dołączył do niego Petru).

Powrócę do zawodników strony przeciwnej, na chwilę skupmy uwagę na dwóch sygnalizowanych już „zawodnikach”. Na Ziobrze i tym Zagórskim. Dlaczego pojawił się minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie? Wszak jego partia Solidarna Polska nie dostała się do Parlamentu ze swoich list wyborczych, nie stworzyła żadnej koalicji z PiS, politycy SP dostali się do Sejmu z list PiS. Ziobro nie ma sejmowych praw jako lider swojej partii. Zjednoczył się z Kaczyńskim, jest na to papier, ale nie utworzył koalicji wyborczej.

Solidarna Polska nie tworzy żadnego klubu parlamentarnego, a nikogo nie obchodzi subklub w klubie PiS. Zjawiając się więc na tym spotkaniu Ziobro naruszył obyczaje polityczne i złamał wykładnię regulaminu Sejmu.

Solidarna Polska nie ma nawet praw do pieniędzy budżetowych, bo nie jest zarejestrowana jako osobny podmiot polityczny, a więc nie ma faktycznych praw politycznych do reprezentowania strony w sporze sejmowym. Chyba że Ziobro przyszedł na spotkanie jako straszak Kaczyńskiego? I tak należy traktować tego magistra prawa, który straszy opozycję paragrafami.

Ale co na spotkaniu robił Zagórski? Czym straszył? Zagórski pochodzi z Polski Razem, szefem jego jest Jarosław Gowin, którego partyjka też nie podpisała żadnego glejtu koalicyjnego, też nie ma praw do pieniędzy budżetowych, nie ma praw podmiotowych w Sejmie. Czy Zagórski straszył Gowinem? Dla mnie pytanie jest z gruntu kabaretowych: kto się boi Gowina?

Takie towarzystwo z jednej strony zjawiło się na spotkaniu, aby zażegnać kryzys sejmowy. A druga strona też ciekawa. Paweł Kukiz jako opozycyjne kukułcze jajo. To że ten „polityk” sam siebie zalicza do opozycji, kwalifikuje go do zbuków. Bez większego nosa można stwierdzić, iż od Kukiza zalatuje pisizmem. Z kolei Władysław Kosiniak-Kamysz już się nie liczy, miota się, elektorat PSL został wchłonięty przez PiS. Zaś o Petru już pisałem, siedział na spotkaniu naprzeciwko źródła swojej pomroczności, imitującego światełko w tunelu, prezesa Kaczyńskiego, zahipnotyzował się i już.

Spotkanie nie przyniosło żadnego rozstrzygnięcia w sprawie kryzysu parlamentarnego. Wszystko wskazuje, że nie mogło i nie przyniesie żadnych kompromisów. Kaczyński ma plan, a ten nie zakłada żadnego kompromisu, ustępstwa. Opozycja co najwyżej może przyklepać bezprawie.

Bezprawiem jest tryb przyjęcia ustawy budżetowej, bezprawiem brak kworum, bo nie ma dowodów, że było ono, poszlaki wskazują, że nie było. Zatem bezprawiem jest dalsze procedowanie ustawy budżetowej w Senacie. A więc Karczewski nie powinien organizować spotkania, tym samym na nim być.

Schetyna wybrał najbardziej oczywistą postawę, nie przybył na spotkanie, którego celem było przymuszenie opozycji do zalegalizowania bezprawia. Schetyna wygrywa pierwszą rundę, przynajmniej nie przegrał, a Petru – który nie chce grać w opozycji – pokazał się jako przegrany, jako ten, któremu ciecze jucha. Czekamy na drugą rundę, boję się o Petru, bo nie jestem pewien, czy oprzytomniał. Z Kaczyńskim można wygrać, potrzeba być wspólnotą w opozycji, nie dać się hipnotyzować.

Waldemar Mystkowski

z-kaczynskim

koduj24.pl

 

Michalski: Nie wierzę w przypadki. Dla PiS najważniejsze jest podzielenie opozycji i odcięcie jej od zaplecza jakim jest KOD

jagor, 09.01.2017

Jarosław Kaczyński i koordynator ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński

Jarosław Kaczyński i koordynator ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński (Fot. Sławomir Kamiński)

„Wpadek nie ma co rozgrzeszać, ale o sukcesie opozycji w ostatecznym rozrachunku nie przesądzi ich brak. Bo specsłużby PiS i tak na każdego haki znajdą, a jak nie znajdą, to wyprodukują” – pisze w najnowszym ‚Newsweeku” Cezary Michalski.

Michalski w tygodniku w tekście „Opozycja stanu wyjątkowego” wymienia trzy nazwiska, o których stało się głośno w ostatnich dniach. To Mateusz Kijowski, który popełnił błąd, próbując zarabiać na informatycznej obsłudze ruchu, którego jest liderem. Co więcej – jak pisze Michalski – jeszcze większym błędem było zatajenie tych informacji przed członkami władz Komitetu Obrony Demokracji.

Kolejną znaną osobą jest Andrzej Rzepliński, który za niewykorzystany w zeszłym roku urlop odebrał 150 tys. zł ekwiwalentu, a co skrzętnie wykorzystują politycy PIS, media rządowe i trolle do atakowania byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, przypomina Michalski. „Swój lud” ma uwierzyć, że to jeden z ciężkich grzechów likwidowanych przez Kaczyńskiego elit.

Zupełnym brakiem czujność wykazał się także Ryszard Petru. Kiedy trwał protest jeszcze zjednoczonej opozycji w Sejmie, lider Nowoczesnej poleciał do Portugalii.

PiS potrzebował takiego strzału w opozycję

Publicysta zwraca uwagę, że trzy jednoczesne ciosy w trzy ważne postacie reprezentujące opozycje, są bardzo korzystne dla PiS. Partia rządząca potrzebowała takiego strzału, by przykryć fakty związane z brakiem jakiegokolwiek legalizmu przy uchwalaniu budżetu. Jednocześnie Cezary Michalski pisze, że nie wierzy, aby był to przypadek:

Szczególnie, gdy na czele służb stoi Mariusz Kamiński, który kiedyś jako szef CBA za rządów Jarosława Kaczyńskiego łamał prawo, urządzając prowokacje skierowane przeciwko opozycji, a nawet przeciw liderowi sojuszniczej Samoobrony. I przecież po to właśnie Andrzej Duda Kamińskiego ułaskawił, aby Jarosław Kaczyński mógł go postawić na czele służb i wręczyć mu w prezencie ustawę inwigilacyjną  mającą bronić PiS przed terrorystami z opozycji i KOD

Autor dodaje też, że nie wierzy w przypadek, kiedy po ujawnieniu faktur Kijowskiego, wicemarszałek i szef klubu PiS Ryszard Terlecki występuje w roli doradcy opozycji. Zdaniem Michalskiego to powinno dać opozycji do myślenia, bo gdy Terlecki mówi, że PO i Nowoczesna powinny odciąć się od KOD, to zapewne realizuje myśl Kaczyńskiego z zebrań przy Nowogrodzkiej (siedziba PiS).

Opozycje trzeba podzielić i zniszczyć. A najważniejsze jest odcięcie liberalnych partii od KOD  – od ich naturalnego mieszczańskiego i inteligenckiego zaplecza

– pisze w ‚Newsweeku” Michalski.

 

TOK FM

Spotkanie z opozycją zakończyło się niczym. Nowoczesna i ludowcy dali się rozmiękczyć
Mniej niż zero
Kompromis jest pożądany, ale z udziałem wszystkich stron konfliktu i nie pod presją czy dyktatem.

9 stycznia 2017

Kryzys sejmowy trwa. Spotkanie pod egidą marszałka Senatu go nie rozwiązało ani nie złagodziło. Nie mogło być inaczej, skoro nie przyszli na nie ani marszałek Sejmu, winny wywołania konfliktu, ani lider największej parlamentarnej partii opozycyjnej.

Grzegorz Schetyna przekonująco wytłumaczył się z nieobecności. Jego stanowisko jest najklarowniejsze: marszałek Senatu nie powinien się zajmować konfliktem, do którego doszło w Sejmie, tak jak kancelaria Senatu nie może zastępować kancelarii Sejmu. To marszałek Kuchciński powinien stawić się na spotkaniu i przyznać do błędu. Nie może być zgody na łamanie procedur sejmowych, prawa, konstytucji i demokracji.

Spotkanie u marszałka Karczewskiego zakończyło się de facto niczym. Ale pokazało, że Nowoczesna i ludowcy są gotowi dać się rozmiękczyć. Prezes Kaczyński od początku kryzysu gra na rozbicie trzonu opozycji, który tworzą frakcje Schetyny i Petru, z niewielką i wahliwą pomocą ludowców Kosiniaka-Kamysza. Klub Kukiza opozycją bywa niechętnie i oszczędnie i w tej grze się nie liczy.

PiS korzysta na kryzysie sejmowym, opozycja zawodzi

Ostatnie wydarzenia na scenie opozycyjnej – jej osłabienie wskutek nieodpowiedzialnych zachowań panów Petru i Kijowskiego – są wiatrem w żagle PiS. Kaczyński nie cofnął się o krok – zresztą sam nigdy tego nie zapowiadał – cofnęła się część opozycji.

Pojawiły się pogłoski, że na rzecz spotkania i kompromisu działał zakulisowo Kościół. Zapewne chodziłoby tu o kardynała Nycza, który nazwał protest sejmowy działaniem przeciw świętom. Z takim nastawieniem Kościół mógłby tylko dodatkowo utrudnić znalezienie rozwiązania kryzysu wywołanego i podtrzymywanego przez PiS.

Propozycje, aby pisowski Senat zgłaszał opozycyjne poprawki do projektu ustawy budżetowej, są ośmieszaniem demokracji parlamentarnej. Uchylanie się marszałka Kuchcińskiego od rozmowy twarzą w twarz z liderami opozycji zakrawa na tchórzostwo, a zasięganie przez niego opinii pod kątem ewentualnego ukarania posłów opozycji można odczytać jako próbę zastraszania opozycji w stylu poradzieckich satrapii. To wrażenie może wzmacniać udział w spotkaniu ministra sprawiedliwości.

Kompromis jest pożądany, ale z udziałem wszystkich stron konfliktu i nie pod presją czy dyktatem. Rozwiązanie przyjęte na zasadach partnerskich i w poczuciu odpowiedzialności za parlamentaryzm byłoby sukcesem polskiej demokracji i przyniosłoby ulgę tym, którzy czują się w państwie pod rządami PiS coraz bardziej nieswojo. Kompromis w obecnym rozumieniu PiS i części opozycji nie spełni tych nadziei.

 

polityka.pl

Po tekście „Wyborczej” RPO przyjrzy się sprawie pedofila w sutannie. „Dlaczego z wyroku usunięto zapis o nadużyciu autorytetu księdza?”

WYWIAD
Rozmawiała: Justyna Kopińska, 09 stycznia 2017

Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar

Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Po reportażu w „Dużym Formacie” biuro Rzecznika Praw Obywatelskich przeanalizuje akta sprawy księdza Romana B. – Sprawdzimy, gdzie polski system prawny nie zadziałał albo nie działa tak, jak powinien. Zastanawiałem się, czy możemy wnieść kasację. Ale w tym przypadku jest to kasacja na niekorzyść oskarżonego, więc minął termin, w którym możemy ją złożyć – mówi RPO Adam Bodnar.

Ksiądz Roman podstępnie wywiózł od rodziców 13-letnią Kasię, więził ją i przez kilkanaście miesięcy gwałcił. Pedofil odprawia dziś msze w Puszczykowie. I koresponduje z dziećmi na Facebookuprzeczytaj reportaż Justyny Kopińskiej

Justyna Kopińska: W jaki sposób zostały naruszone prawa bohaterki tekstu? Co można było zrobić, by jej pomóc?

Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar: To będę mógł powiedzieć po zapoznaniu się z aktami. Szczególnie interesuje nas, czy bohaterka tekstu „Wyborczej” była odpowiednio reprezentowana w sądzie? Czy prokurator złożył wniosek o odszkodowanie? Dlaczego z wyroku usunięto zapis o nadużyciu autorytetu księdza? W jakim stopniu opinie biegłych (uznali, że ksiądz ma zaburzenia pedofilne i nie mógł w pełni kontrolować swoich działań) zaważyły na wyroku?

Dziewczynka powinna mieć pełne wsparcie psychologiczne. Są też miejsca, w których można łączyć szkołę z psychoterapią. Działają jak hostele albo mieszkanie chronione. Prawdopodobnie Kasia powinna znaleźć się w takim miejscu. Może będzie jeszcze na to szansa.

Istotna jest również odpowiedzialność odszkodowawcza Kościoła. Do tej pory jest jedna prawomocna ugoda ofiary z Kościołem. To sprawa „Marcin K. kontra diecezja koszalińsko-kołobrzeska”. Scenariusz był podobny – ksiądz, ofiara, skazanie. Kościół zgodził się na wypłatę odszkodowania.

Czy mamy jakikolwiek wpływ na to, że ksiądz pedofil nadal odprawia msze dla wiernych? Czy jest to wewnętrzna sprawa zakonu?

– Stwierdzenie, że jest to wewnętrzna sprawa zakonu, to umywanie rąk. Ale z drugiej strony jako rzecznik praw obywatelskich nie mogę komentować moralności tej czy innej organizacji kościelnej.

Polska ma dobre prawo w zakresie ochrony kolejnych ofiar przed skazanymi za pedofilię? Czy można je udoskonalić?

– Są jeszcze brakujące elementy. Osoba oskarżona o czyny pedofilne, która została uznana za niepoczytalną przez biegłych, trafia do szpitala psychiatrycznego. Gdy wychodzi ze szpitala, nikt nie ma obowiązku powiadomić ofiary, że jej oprawca jest na wolności. Tę wadę na pewno należy naprawić. Podobnie jak kwestie przedawnienia. Często osoby, które doświadczyły pedofilii, mówią o niej, kiedy są już samodzielne i dorosłe. A wtedy nie dysponują już żadnymi środkami prawnymi, aby oskarżyć osobę, która ich skrzywdziła. W pani artykule jeden z księży ufa, że wymiar sprawiedliwości kontroluje Facebooka księdza Romana i sprawdza, czy nie kontaktuje się z nieletnimi. Od niedawna policja ma takie możliwości. Ciekawe, czy rzeczywiście z nich korzysta i jak wielu pedofilów jest kontrolowana w sieci.

Jedna z nauczycielek usłyszała od Kasi, że jest wykorzystywana seksualnie przez księdza Romana. Zamiast zgłosić to na policję, powiedziała o wszystkim księdzu. Podobnie postępowały nauczycielki, które uczyły wychowanków sióstr Boromeuszek. Zamiast zgłaszać sprawy do wymiaru sprawiedliwości,

dzwoniły do siostry Bernadetty

. Nauczyciele mają obowiązek informować policję, czy zależy to wyłącznie od ich dobrej woli?

– To nie jest kwestia dobrej woli. Bo nauczyciel to nie jest osoba prywatna, tylko funkcjonariusz publiczny. Jeśli funkcjonariusz dowiaduje się o przestępstwie, zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego musi zawiadomić odpowiednie organy. Jeśli tego nie zrobi, zaniedbuje obowiązki pedagoga.

Ksiądz zabierał Kasię do Lichenia, Łagiewnik. Nawet jak chciała skoczyć z ósmego piętra, to wziął ją do egzorcysty i poprosił o wspólny pokój na noc. Dlaczego ludziom w takich sytuacjach nie zapala się czerwona lampka?

– Gdy czytałem reportaż, zauważyłem schemat, który znam z innych spraw księży pedofilów. Podstawowa metoda reakcji na informację przekazywaną przez dziecko to zaprzeczenie. I to zarówno przez nauczycieli, znajomych, jak i rodziców. Mówią: „przecież ksiądz nie mógł ci tego zrobić, nie opowiadaj bzdur”. Na pewno różne instytucje powinny być bardziej wyczulone na zagrożenia pedofilii, ale wymaga to zmian w postawie. Obserwowania ludzi nie przez pryzmat ich autorytetu czy habitu, ale sposobu zachowania i czynów.

Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, dwukrotnie odmówił „Wyborczej” rozmowy na temat sprawy księdza Romana B.

 

rpo

wyborcza.pl

We wtorek kolejne spotkanie marszałka Senatu z opozycją. Czy PO przyjdzie?

Agata Kondzińska, Agnieszka Kublik, 09 stycznia 2017

PO będzie okupować salę obrad do 11 stycznia

PO będzie okupować salę obrad do 11 stycznia (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Podczas pierwszego od wybuchu kryzysu w Sejmie spotkania Jarosława Kaczyńskiego z opozycją Platforma nie chciała rozmawiać. O tym, czy weźmie udział w kolejnym, zdecyduje zarząd PO

Na spotkanie w poniedziałek rano telefonicznie zapraszał marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Nie odpowiedział tylko lider PO.

– Zostałem zawiadomiony o godz. 7.36 telefonami z nieznanego numeru. Nie chcę być niegrzeczny, ale organizowanie spotkania, które ma być przełomowe, nie polega na gorączkowym porannym wydzwanianiu do szefów partii opozycyjnych – komentował przed spotkaniem Grzegorz Schetyna. Zapowiedział, że jego partia do rozmów z PiS nie siada. – To nie jest kwestia, którą powinien się zajmować Senat. Do konfliktu doszło w Sejmie. Czy teraz marszałek Karczewski będzie prowadził obrady Sejmu? To absurd – mówił szef PO.

Zobacz: „My nie wywiesimy białej flagi”- PO kontra reszta opozycji. Co ustalono na spotkaniu u marszałka Senatu?

Do Karczewskiego nikt z PO nie poszedł. – Wiedzieliśmy, że to zagrywka pod kamery, blef, bo PiS kompromisu nie chce. Gdyby chciał, toby wpuścił do Sejmu dziennikarzy na starych zasadach. A nie wpuszcza – mówi nam poseł PO, który protestuje w sali plenarnej. W Sejmie plotkowano o tajnym spotkaniu Schetyny z Kaczyńskim. Petru twierdzi, że do niego doszło, Schetyna zaprzecza.

Bez PO kompromis nie ma sensu

Do Senatu ostatecznie przyjechali Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL), Paweł Kukiz (Kukiz’15), Jarosław Kaczyński (PiS), Ryszard Petru (Nowoczesna), Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska), Marek Zagórski (Polska Razem). – Po raz pierwszy to była normalna rozmowa, marszałek Karczewski wprowadza lepszą atmosferę niż marszałek Marek Kuchciński – mówi jeden z uczestników spotkania.

PSL i Nowoczesna chciały, by Platforma dostała drugą szansę, stąd rozłożenie rozmów na dwa takty.

Dlatego kolejne spotkanie zaplanowano na wtorek – na godz. 14. Iść czy nie iść? – o tym zadecyduje zarząd PO, który zbierze się przed południem. – Bez Platformy kompromis nie ma sensu, on ma sens tylko wtedy, gdy opozycja jest zjednoczona – mówi nam Petru. Ale czy opozycja potrafi solidarnie działać? Petru: – Gdybyśmy mogli dogadać się z PO, to kompromis z PiS byłby możliwy. – Nie jest pan w stanie dogadać się ze Schetyną? Petru: – Nie wiem.

Politycy PO i Nowoczesnej nadal są na sali plenarnej. Na spotkaniu Petru zadeklarował jednak, że jego posłowie nie będą blokować mównicy, czyli marszałek Sejmu będzie mógł w środę rozpocząć posiedzenie. Ale które? Opozycja uważa, że to będzie kontynuacja posiedzenia 33. – tego, które zostało przerwane przed świętami, a nie kolejnego – 34., jak informuje Kancelaria Sejmu. – Tu nie ma rozstrzygnięcia – mówi Petru. – Tak jak i w innych sprawach – dodaje.

Nowoczesna na spotkanie u marszałka Karczewskiego przyszła z gotowymi punktami porozumienia: 1. Media zostają w Sejmie na starych zasadach. 2. Wszystkie kluby opozycyjne deklarują, że nie będą blokować mównicy, 3. Uznanie, że głosowanie nad budżetem 16 grudnia w Sali Kolumnowej było nielegalne. 4. Niewykluczanie z obrad posłów bez powodu.

W poniedziałek nie było porozumienia w sprawie pkt 3 i 4. Jednak na spotkaniu PiS zaproponował, że marszałek Senatu zgłasza wszystkie poprawki, które dostanie od opozycji. Część z nich jest przyjmowana. Budżet ponownie trafia do Sejmu, tam znów mają być przyjmowane poprawki, tak by posłowie mieli wpływ na niego. Rozmawiano też o tym, że opozycja kwestionuje legalność uchwalania ustawy budżetowej. A PiS odwrotnie. Politycy tej partii powoływali się na dziesięć ekspertyz, które ma mieć prezydent, a które świadczą o tym, że wszystko było zgodnie z prawem. – Jest kwestia sporu prawnego, ale też konsensusu politycznego. Jeśli będziemy tkwić w zastoju, nic nie osiągniemy – mówi nam Kosiniak-Kamysz. Zapowiada, że PSL wspólnie z Nowoczesną chce zaskarżyć tryb uchwalania ustawy budżetowej do Trybunału Konstytucyjnego.

PiS o „szopce” i wyjazdach liderów

We wtorek o godz. 17 zbierze się klub PiS. Będzie w nim uczestniczył lider partii Jarosław Kaczyński.

W rozesłanych w poniedziałek przekazach dnia PiS instruował swoich posłów, jak komentować kolejny dzień kryzysu. Według PiS „to szopka”, dlatego należy przypominać, że Schetyna w czasie protestu pojechał na narty do Austrii, a Petru do Portugalii. Są też wytyczne dotyczące zaplanowanego na środę posiedzenia Sejmu. Biuro partii informuje, że „parlament będzie obradował tam, gdzie to możliwe”. Sala Kolumnowa jest przygotowana pod obrady, a każdy z 460 posłów będzie miał w niej zapewnione miejsce oraz dostanie urządzenie do głosowania. PiS pisze o „nielegalnym proteście opozycji”. Posłowie dostali też streszczenie ekspertyz zamówionych przez Sejm. Wnioski: posłowie PO i Nowoczesnej złamali prawo – regulamin Sejmu, kodeks karny i ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Według PiS „eksperci wykazali, że marszałek bronił praw i godności Sejmu przed grupą radykałów, którzy postanowili zerwać prace nad budżetem”. PiS zapewnia posłów: „Eksperci rozstrzygnęli, że zachowanie marszałka było zgodne z prawem”.

W poniedziałek PO opublikowała dwie zamówione przez siebie ekspertyzy prawne. Wynika z nich, że głosowanie nad budżetem nie było zgodne z prawem.

o-godz

wyborcza.pl

Braterskie gangi Londynu. Chłopcy z ferajny cz. 14

Marta Grzywacz, 09 stycznia 2017

Ronnie (z lewej) i Reggie Kray z matką Violet i dziadkiem Jimmym Lee. Gdy skazanych na dożywocie bliźniaków rozdzielono, Reggie wpadł w depresję i próbował popełnić samobójstwo. Władze więzienne zgodziły się, aby raz na pół roku odwiedzał Ronniego

Ronnie (z lewej) i Reggie Kray z matką Violet i dziadkiem Jimmym Lee. Gdy skazanych na dożywocie bliźniaków rozdzielono, Reggie wpadł w depresję i próbował popełnić samobójstwo. Władze więzienne zgodziły się, aby raz na pół roku odwiedzał Ronniego (Fot. Getty Images)

Przez kilkanaście lat gangi braci Richardsonów i Krayów walczyły o prymat w przestępczym świecie Londynu. Kradli, wymuszali haracze, zabijali i okaleczali swoje ofiary. Nie kierowali się żadnym mafijnym kodeksem – okrucieństwo było dla nich celem samym w sobie.

Lata 60. nazywano swingującymi. Beatlesi i Stonesi rządzili listami przebojów, Carnaby Street rządziła modą, a ja i mój brat rządziliśmy Londynem. Byliśmy, kurwa, nietykalni – napisał w swej autobiografii Ronnie Kray.

Zabić kogoś, pobić, pociąć kawałkiem szkła czy nożem – to była codzienność – wspominał ich dawny kompan w dokumencie „Flesh and Blood. The Story of The Krays”. O zbrodniach, skandalach seksualnych i przyjaźniach Krayów z celebrytami pisywały brytyjskie gazety. Mawiano, że „Londyn kocha się bać” braci. Jednak Reginald i młodszy o 10 minut Ronald, bliźniacy jednojajowi, urodzeni 24 października 1933r. w Londynie, swoje życie na wolności skończyli już w wieku 35 lat. W 1969 r. za dwa morderstwa, które zdołano im udowodnić, trafili do więzienia z wyrokiem dożywocia – pierwszy za zabicie George’a Cornella z konkurencyjnego gangu Richardsonów, drugi za zamordowanie Jacka McVitiego, członka własnego gangu.

Chłopcy z East Endu

Pod koniec lat 60. Krayowie mieli już ustabilizowaną pozycję gangsterów celebrytów. Zawsze znakomicie ubrani sprawiali wrażenie kulturalnych mężczyzn. Awansowali w hierarchii społecznej, kupując klub Esmeralda Barn w centrum Londynu, gdzie schodziła się śmietanka towarzyska miasta. Obracali się wśród polityków, bankierów i artystów, takich jak Frank Sinatra, Barbara Windsor czy Judy Garland. Ale mimo bratania się z bogaczami z West Endu pozostali chłopakami z robotniczej dzielnicy Bethnal Green na biednym East Endzie, gdzie się wychowali.

Nędza, choroby i przestępczość były wpisane w krajobraz tamtejszych zapyziałych uliczek i przepełnionych, cuchnących domów zamieszkanych nie tylko przez Anglików, ale też francuskich hugenotów, Irlandczyków, Żydów i przybyszy z Bangladeszu. Odkąd w XIX w. wybudowano na East Endzie doki św. Katarzyny, sytuacja tylko się pogorszyła, ponieważ ciągnęły tam do pracy tłumy imigrantów, powodując jeszcze większe zatłoczenie i chaos.

Ojciec bliźniaków, Charles Kray, handlował, czym się dało, i notorycznie ukrywał się przed służbą wojskową, więc w domu bywał okazjonalnie. Matce w wychowywaniu bliźniaków i ich starszego brata pomagał jej ojciec, były bokser, dzięki któremu Reggie i Ronnie zaczęli trenować pięściarstwo, a pierwszy z nich odnosił nawet sukcesy. Ale pewnego dnia bracia dostali wezwanie do wojska.

Genco Russo: heroinowy boss z Sycylii. Chłopcy z ferajny cz. 13

Świrusy w więźniu

Jednak gdy po komisji wojskowej przydzielono im mundury, po prostu wyszli z budynku, a próbującego ich zatrzymać żołnierza pobili. Złapani i oskarżeni o dezercję jako jedni z ostatnich trafili do słynnego więzienia Tower, skąd wkrótce przeniesiono ich do zakładu wojskowego. Zachowywali się tam niczym wcielone diabły. „Jak już nie będzie innego wyjścia, udawajcie wariatów” – poradził im ojciec. Nie było to trudne, bo bracia byli mocno niestabilni emocjonalnie, a u Ronniego lekarze zdiagnozowali później nawet schizofrenię paranoidalną.

Wpadali w furię, rozbierali się do naga, cięli mundury, tłukli talerze, wylali na głowę strażnika kubeł z nieczystościami, innego oblali gorącą herbatą, a kolejnego przykuli skradzionymi kajdankami do kraty, w końcu podpalili swoje łóżka. Nie mieliśmy nic do stracenia. Ojciec nam powtarzał: „Jeżeli ktoś jest twardy i niczym się nie przejmuje, staje się nie do pokonania” – wspominał Reggie.

Lista ich przewinień była tak długa, że mogli trafić do więzienia na 20 lat, ale wojsko chciało się ich pozbyć. Sąd wojskowy okazał się farsą: dostali jedynie po sześć miesięcy i karnie wyrzucono ich z armii.

Doktor Łokietek, gangster i bojownik. Chłopcy z ferajny cz. 12

The Firm and…

Dwa lata ucieczek, ukrywania się wśród przestępców, w końcu odsiadki okazały się najlepszą szkołą gangsterki. W 1954 r. Krayowie wrócili na East End, gdzie przejęli miejscowy salon z bilardem i natychmiast zostali zaatakowani przez lokalny gang, który próbował wymusić na nich haracz za ochronę. Nie dali się – Ronnie pociął jednego z napastników szkłem. Wieść o tym, że potrafią walczyć bezwzględnie i do upadłego, błyskawicznie rozniosła się po Londynie. Bracia brutalnie rozprawiali się z przeciwnikami, napędzając się wzajemnie w coraz większym okrucieństwie.

Trzy lata później mieli już na East Endzie własny klub Double R oraz gang, który nazwali The Firm. Zyski czerpali głównie ze ściągania haraczy – najpierw od biednych eastendersów, a gdy przejęli także klub Esmeralda Barns – od bogatszych klientów z West Endu.

Tylko to umieli robić. To był ich jedyny sposób zarabiania na życie, bo brakowało im inteligencji – drwił z Krayów Eddie Richardson z konkurencyjnego gangu. Na określenie „konkurencyjny” jednak zawsze się oburzał: Oni nie dorastali nam do pięt! To były cieniasy, które tylko udawały gangsterów. Naoglądali się filmów gangsterskich i chcieli być jak Al Capone!

Al Capone. Najsłynniejszy gangster Ameryki. Chłopcy z ferajny cz. 10

…The Torture Gang

Porównania były jednak uzasadnione. Gang Richardsonów także tworzyli bracia, choć nie bliźniacy, Charlie i Eddie. Byli niemal rówieśnikami Krayów i też wychowali się na East Endzie. Ich ojciec – notabene bokser – był również rzadkim gościem w domu, podobny stosunek mieli też do służby wojskowej – Charlie pociął swój mundur, licząc na to, że uznają go za wariata.

Richardsonowie zostali przestępcami w wieku kilkunastu lat, ale oprócz wymuszania haraczy udawali, że prowadzą normalne interesy. Charlie zainwestował w obróbkę złomu, Eddie kupował automaty do gier, które z zyskiem sprzedawał właścicielom pubów. Jeśli ktoś nie chciał ich kupić, zwykle źle kończył. Richardsonowie inwestowali także w legalne firmy, które brały ogromne pożyczki i znikały z rynku.

Głośniej niż o ich szemranych interesach mówiło się jednak o metodach, które stosowali. Nie bez powodu Richardsonów nazywano The Torture Gang. Nie wchodziłeś im w drogę albo kończyłeś jako kaleka – wspominał były współpracownik.

Znakiem firmowym Charliego i Ediego stało się przybijanie niepokornych do podłogi za pomocą sześciocalowych gwoździ oraz obcinanie im palców u rąk i nóg obcęgami. Torturowali też za pomocą prądu i zimnej wody, która wzmagała ból. Na tyłach swego ogrodu urządzali sądy kapturowe, podczas których Eddie grał rolę prokuratora, a Charlie sędziego. Wyroki wykonywał Frank Fraser zwany „Szalonym” lub „Dentystą”, który pozłacanymi kombinerkami wyrywał „oskarżonym” zdrowe zęby. Więzienni lekarze orzekli potem, że był szaleńcem.

Po wszystkim ofiary sprzątały własną krew, a na odchodne dostawały czystą koszulę. Dlatego o kimś, kto wpadł w ręce Richardsonów mawiano, że „dostał koszulę od Charliego”.

Bandyci z Czarnego Kota. Chłopcy z ferajny cz. 11

Wojna gangów o „pedała”

Oba gangi się znały, a ich członkowie często razem pili. Podczas jednej z libacji pokłócili się i zwrócili się przeciwko sobie. W czasie bożonarodzeniowego przyjęcia w 1965 r. w Astor Club George Cornell z gangu Richardsonów nazwał nieco grubszego od brata Ronniego Kraya „tłustym pedałem”. Ronnie się obraził, bo zawsze podkreślał, że nie jest homoseksualistą, tylko biseksualistą. Lubił kobiety, ale żaden szatniarz, kelner czy krupier nie miał szans na pracę w klubie Esmeralda, jeśli nie przeszedł przez jego łóżko. Romanse Ronniego nikogo nie dziwiły, aż do chwili, gdy „Sunday Express” doniósł, że jego kochankiem jest lord Robert Boothby, znany polityk Partii Konserwatywnej. Sprawę udało się zatuszować i choć w latach 60. homoseksualizm wciąż był w Wielkiej Brytanii przestępstwem, obaj mężczyźni uniknęli kary. Jednak wielu twierdziło, że na późniejszą porażkę wyborczą konserwatystów miał wpływ właśnie ten skandal.

Cornell i Ronnie się pobili, a później doszło do kilkudniowej wojny obu gangów. 8 marca 1966 r. w klubie Mr. Smith’s w czasie strzelaniny zginął Richard Hart, jeden z ludzi Krayów. Następnego wieczoru Ronnie strzelił w pubie Blind Beggars do George’a Cornella, który zmarł w szpitalu. Nigdy nie zapomnę dreszczu, który mnie przeszył, gdy powiedział mi, że podobało mu się to spojrzenie w oczach Cornella, gdy do niego strzelał – wspominała Kate Kray, z którą Ronnie ożenił się, siedząc już w więzieniu.

Plac Pigalle – centrum paryskiego półświatka. Chłopcy z ferajny cz. 9

Furia Reggiego

Reggie ożenił się wcześniej. 19 kwietnia 1965 r., rok przed wojną z Richardsonami, w jednym z kościołów East Endu poślubił 17-letnią Frances Shea, siostrę swego kierowcy. Stracił dla niej głowę, choć jak brat był biseksualny. Dwa lata później Frances popełniła samobójstwo. Jedni twierdzili, że nie mogła znieść męża, który mimo że zazdrosny i zaborczy, na jej oczach sypiał z prostytutkami. Inni – że była chora psychicznie, a jeszcze inni – że zginęła na polecenie Ronniego, który nie mógł znieść, że dla brata jest ktoś ważniejszy od niego.

Po śmierć żony Reggie stał się jeszcze bardziej nieobliczalny. Kilka miesięcy po jej pogrzebie zabił jednego ze swoich ludzi, Jacka McVitiego, za to, że źle wykonał zlecenie zabójstwa i człowiek, który miał zginąć, stał się świadkiem koronnym. Ciała McVitiego nigdy nie odnaleziono. Mówiono, że Reggie utopił je w betonie, kazał skremować w trumnie z innym ciałem albo nakarmić nim świnie. Dopiero w latach 90. Tony Lambrianou wyznał, że pochował McVitiego w grobie pod inną trumną na cmentarzu Gravesent. To był straszny wieczór – wspominał. Reggie zaprosił Jacka na imprezę, gdy tylko McVitie zdążył wejść, dwóch członków gangu chwyciło go pod ręce i zaciągnęło do innego pokoju. Reggie przyłożył mu pistolet do głowy, ale ten nie wystrzelił. Wówczas zatopił nóż w jego brzuchu. Wszystko razem trwało sekundy. A potem usłyszałem: „Pozbądź się go”.

Gangsterzy znad Wilii. Chłopcy z ferajny cz. 8

Koniec braci Richardsonów

Zanim słynny londyński policjant Leonard „Nipper” Reed dopadł braci Krayów, przed sądem stanęli Richardsonowie i członkowie ich gangu. 30 lipca 1966 r. o świcie aresztowany został Charlie i choć tego dnia Anglia została mistrzem świata w piłce nożnej, sprawa Richardsonów budziła ogromne emocje.

W kwietniu 1967 r., podczas rozprawy przed sądem przy Old Bailey, tłumnie zgromadzona publiczność usłyszała, jak gang pomnażał zyski i karał przeciwników. Głównym świadkiem był Johnny Bradbury, członek grupy, który ratując się przed stryczkiem za morderstwo, zeznawał przeciw dotychczasowym kumplom.

Charlie Richardson został uznany za winnego kradzieży, oszustwa, porwania, napaści, haraczu, ciężkiego uszkodzenia ciała oraz morderstwa i skazany na 25 lat więzienia. Eddie dostał 15 lat. Cały czas utrzymywał, że tortury, o które oskarżano jego gang, to mit. Dopiero w swojej biografii z 2005 r. przyznał, że zadawanie bólu sprawiało mu przyjemność. Nie chodziło tylko o to, żeby kogoś zranić. Raczej o udowadnianie swojej męskości. Byłem pełen agresji, szybko działałem i szybko było po wszystkim. Charlie z kolei lubił przeciągać pewne procedury – wspominał. Ale nie chciałbym dzisiaj spotkać na ulicy takiego siebie, jakim byłem kiedyś.

Miszka Japończyk, król Odessy. Chłopcy z ferajny cz. 7

Rozdzieleni bliźniacy

Wkrótce do tego samego więzienia trafili też bracia Krayowie. Za kratami wspólnie wypili morze kawy i zjedli tony herbatników, ale Eddie Richardson jak zwykle narzekał, że Ronnie i Reggie są tak głupi, że nie da się z nimi rozmawiać.

Krayów również zdradził członek gangu. Kiedy detektyw Reed wkroczył 6 marca 1968 r. do mieszkania ich matki Violet Kray w Braithwaite w Shoreditch, obaj leżeli w łóżkach – Reggie z dziewczyną, Ronnie z chłopakiem, z którym bawił w nocy w klubie. Uwięzienie gangsterów rozwiązało języki świadkom. W zamian za zeznania policja zaproponowała wolność 28 kryminalistom. Rozprawa Krayów zaczęła się w styczniu 1969 r., trwała 39 dni i była wówczas najdłuższą w historii brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości.

Gdy sędzia Mulford Stevenson wydawał wyrok, kara śmierci była już w Wielkiej Brytanii zniesiona, dlatego bracia dostali dożywocie. W mojej opinii społeczeństwo zasługuje na to, żeby od was odpocząć, dlatego powinno się was zamknąć przynajmniej na 30 lat – uzasadniał wyrok. Bracia Krayowie tylko dwa razy podczas procesu powiedzieli prawdę – wspominał potem – gdy Reggie wyraził się o prokuratorze „tłusty brudas” i gdy Ronnie oskarżył sędziego o to, że jest do niego uprzedzony.

W więzieniu 35-letnich bliźniaków przebadał psychiatra. Kreyowie pozowali na kulturalnych mężczyzn słuchających sopranu Marii Callas i czytających poezję Roberta Frosta, ale dokumentacja medyczna odtajniona kilka lat temu ujawnia, że byli uzależnieni od środków uspokajających. Reggie – według lekarza – był typem raczej niespokojnym, który moczył łóżko do 10. roku życia. Ronnie, walczący od 16 lat ze schizofrenią paranoidalną, pozbawiony leków stawał się depresyjny i podejrzliwie przyglądał się innym ludziom, w obawie, że chcą go zranić. Jego choroba spowodowała, że braci rozdzielono – Ronnie trafił do Broadmoor Hospital, znakomicie wyposażonej kliniki psychiatrycznej.

Don Vito Cascio Ferro: pierwszy ojciec chrzestny. Chłopcy z ferajny cz. 6

Pod krawatem w psychiatryku

Dobrze mu to zrobiło, w szpitalu stał się spokojniejszy i szczęśliwszy. Miał prawo nawet urządzić swój pokój. I zrobił to – wspominała Maureen Flanagan, modelka i znajoma obu braci. Jego pokój był nieskazitelny. To była właśnie ta jego podwójna natura. Z jednej strony bił ludzi do krwi, a z drugiej nie prowadził samochodu, bo bał się, że pobrudzi sobie ręce. Palił 80 papierosów dziennie, ale zaciągał się każdym najwyżej dwa albo trzy razy z obawy, że poplami sobie palce nikotyną.

W szpitalu wolno mu było nosić cywilne ubranie. Zakładał eleganckie koszule, krawaty od Armaniego i żądał, aby kupowano mu okulary w rogowej oprawie. Kiedyś poprosił o gitarę, którą chciał podarować koledze na święta. Miała być kupiona w sklepie, w którym zaopatrywał się Eric Clapton. Zapytałam – wspomina Flanagan – czy sprzedawca może ją dostarczyć do szpitala psychiatrycznego na nazwisko Ronniego Kraya i czy zdąży to zrobić przed świętami. Odpowiedział, że w wypadku tego nazwiska na pewno zrobi wszystko, żeby zdążyć. Nawet wtedy braciom Kray nikt nie ważył się odmówić.

Ronnie zmarł w szpitalu na atak serca w 1995 r. Reggie pięć lat po nim na raka, wypuszczono go z więzienia w ostatnim stadium choroby.

W 1989 r. Eddie Richardson znów trafił do więzienia, tym razem dostał 25 lat za przemyt narkotyków. Wyszedł po 12 latach. Za kratkami odkrył w sobie talent malarski, dziś sprzedaje swe prace i wystawia w galeriach. Mieszka w domu za 2,5 mln funtów, jeździ mercedesem, a na wernisażach opowiada o dawnym gangsterskim życiu.

Korzystałam z: Robert Ziębiński „Londyn. Przewodnik popkulturowy”, John Pearson „Notorious: The Immortal Legend of The Kray Twins”.

 

wyborcza.pl

PONIEDZIAŁEK, 9 STYCZNIA 2017, 20:12

Petru: Kaczyński poinformował nas na spotkaniu, że niedawno spotkał się ze Schetyną

Z tego, co Jarosław Kaczyński poinformował na nas spotkaniu, spotkali się niedawno – Grzegorz Schetyna z Jarosławem Kaczyńskim. To słowo przeciwko słowu. Nie wiem, czy się spotkali – mówił Ryszard Petru w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24. Jak przyznał, 16 grudnia spotkał się z Kaczyńskim „przelotnie”. Nie chciał więcej powiedzieć, z kim rozmawiał.

19:53

Schetyna: W ostatnich dniach nie rozmawiałem z Kaczyńskim

W ostatnich dniach nie rozmawiałem z Jarosławem Kaczyńskim, bo nie miałem możliwości i nie było tematu do tej rozmowy – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w „Faktach po faktach” TVN24.

300polityka.pl

 

oto

http://koduj24.pl/oto-jak-pis-wyslizgalo-opozycje/

Nie ma przełomu – będzie kolejne spotkanie u marszałka Senatu. Ale jest decyzja ws. blokady mównicy

AB, mako, PAP, 09.01.2017

Po spotkaniu u marszałka Senatu

Po spotkaniu u marszałka Senatu (Fot. Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta i Stanisław Karczewski via Twitter)

• W Senacie spotkali się liderzy partii politycznych
• Celem rozmów miało być rozwiązanie kryzysu parlamentarnego
• Politycy nie osiągnęli jednak porozumienia we wszystkich kwestiach

W rozmowach u marszałka Senatu wzięli udział Jarosław Kaczyński, Ryszard Petru, Paweł Kukiz, Władysław Kosiniak-Kamysz, Zbigniew Ziobro i Marek Zagórski. Celem spotkania miało być rozwiązanie kryzysu parlamentarnego. Wiadomo już, że to się nie udało – kwestia poprawek do budżetu pozostaje nadal otwarta. – Uczestnicy stwierdzili, że ich kluby nie będą blokować mównicy sejmowej – powiedział po wyjściu z sali prezes PiS. Jarosław Kaczyński zapowiedział też, że we wtorek odbędzie się kolejne spotkanie; podobnie jak wcześniej zostanie na nie zaproszony Grzegorz Schetyna lub wyznaczona przez niego osoba. Dziś szef PO nie wziął udziału w rozmowach.

W trwa – mam nadzieję, że owocne – spotkanie przedstawicieli najważniejszych ugrupowań parlamentarnych – niestety bez @Platforma_org.

Dowiedz się więcej:

Kto brał udział w rozmowach?

W spotkaniu, które miało doprowadzić do rozwiązania trwającego od 16 grudnia kryzysu parlamentarnego, uczestniczyli liderzy: PiS, PSL, Nowoczesnej i Kukiz’15, a także przedstawiciele Solidarnej Polski i Polski Razem – posłowie tych ugrupowań należą do klubu parlamentarnego PiS. W rozmowach nie wziął za to udziału lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Spotkanie rozpoczęło się po godz. 14 i trwało ok. 2 godzin.

Jak rozmowy podsumował Jarosław Kaczyński?

– Uczestnicy spotkania zgodzili się w następujących sprawach: zaczynamy posiedzenie Sejmu na sali plenarnej; uczestnicy stwierdzili, że ich kluby nie będą blokowały mównicy, tym bardziej stołu prezydialnego – powiedział Kaczyński dziennikarzom w Senacie. Prezes PiS mówił także o tym, że „jedna lub dwie partie” planują w razie ostatecznego uchwaleniu budżetu zaskarżyć go do Trybunału Konstytucyjnego. – Z naszego punktu widzenia jest to rzeczą, na którą trudno się zgodzić, ale to jest prawo 50 posłów i my tego prawa w żadnym wypadku nie kwestionujemy – oświadczył i dodał, że sprawa przegłosowania poprawek do budżetu w Senacie „to kwestia otwarta”.

Jakie deklaracje padły ze strony Nowoczesnej?

– Nie opuszczamy sali plenarnej, ale zadeklarowaliśmy, że nie będziemy blokować mównicy sejmowej. Prosiliśmy też, by przyszłe porozumienie było zawarte z udziałem wszystkich partii parlamentarnych, włącznie z PO – podsumował spotkanie Ryszard Petru. Lider Nowoczesnej powiedział, że obecność Schetyny jest konieczna do zawarcia porozumienia między rządem PiS a opozycją. Obiecał jednak, że „nie będzie ostrych form protestu w przyszłości”. Lider PSL również potwierdził, że 11 stycznia obrady na sali plenarnej przebiegną normalnie. Nie wiadomo jak do tych deklaracji ustosunkuje się Platforma Obywatelska.

Co po spotkaniu mówił Paweł Kukiz?

Paweł Kukiz powiedział, że na spotkaniu zaakceptowano propozycję Kukiz’15, żeby poprawki do budżetu „wróciły” do Sejmu. Lider Kukiz’15 stwierdził też, że padła prośba, by „kluby wskazały szczególnie te poprawki, na których im szczególnie zależy”. Poseł miał także „uświadomić wszystkich, że nie będzie uczestniczył w obradach w przypadku, gdy protest w tej formie będzie kontynuowany, a na posłów blokujących mównicę nie zostaną nałożone kary regulaminowe”. Na pytanie o nieobecność Schetyny, Kukiz odpowiedział, że to „zupełnie niepotrzebna manifestacja”, którą uważa za błąd.

Dlaczego PO nie uczestniczyła w rozmowach?

Grzegorz Schetyna nie pojawił się na spotkaniu liderów opozycji z marszałkiem Senatu. Już wcześniej tłumaczył, że okupacja sali plenarnej Sejmu przez opozycję i polityczny spór wokół sposobu uchwalenia budżetu nie są sprawami, którymi powinien zajmować się Senat. – Oczekuję od marszałka Kuchcińskiego, żeby nie chował się za czyimiś plecami, a przyznał do błędu. Jeżeli tego nie zrobi, to oznacza, że wywiesza białą flagę. Albo spotkanie organizowane przez prezydenta, albo spotkanie liderów wszystkich partii parlamentarnych. Nic innego nie wchodzi w grę – powiedział Schetyna. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

TOK FM

Michał Wybieralski

Podpis prezydenta Dudy pod reformą edukacji to akt podległości

09 stycznia 2017

Prezydent Andrzej Duda poinformował o podpisaniu ustaw reformujących oświatę

Prezydent Andrzej Duda poinformował o podpisaniu ustaw reformujących oświatę (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

Konflikt o reformę oświaty to jedyna dziś sprawa w polskiej polityce, która ma potencjał, by „zdołować” notowania PiS.

Decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o podpisaniu ustaw oświatowych, które zlikwidują gimnazja i gruntownie zmienią polską szkołę, można rozpatrywać w dwóch kategoriach – jako akt wiary w reformę PiS lub jako akt podległości wobec tej partii. Wszystkie okoliczności wskazują na to drugie.

Duda przez 21 dni (maksymalny termin) decyzji nie podejmował. Jego otoczenie dawało do zrozumienia, że prowadził szerokie konsultacje, więc zapewne ma wątpliwości. Wcześniej prezydent się nie wahał, aprobował pomysły PiS jak sprawny notariusz (oprócz ustawy o zgromadzeniach, którą odesłał do Trybunału Konstytucyjnego).

Zobacz: Ta reforma skazuje wiejskie dzieci na drugi sort – w „3×3” o zmianach w oświacie

Dzisiejszą decyzję poprzedził długą inwokacją. Zasygnalizował konflikty, które niesie reforma: z nauczycielami, których czekają masowe zwolnienia (nawet 37 tys. osób), z samorządowcami (wszystkie organizacje samorządowe są przeciw tej reformie) i z rodzicami (awantury, które wywoła wytyczanie nowej siatki szkół).

Widać więc, że Duda w tę reformę nie wierzy. Wie, że jest źle przygotowana, za szybko wprowadzana, zrodzi chaos. Wie to pewnie lepiej niż większość polityków PiS, bo – jak sam mówi – jest mężem nauczycielki. Za wetem przemawiało wiele merytorycznych argumentów.

Jednak ostatecznie prezydent dbałość o dobro wspólne odrzucił – podpisał akt podległości wobec własnej partii.

Możliwe, że podpisał dziś coś więcej – wyrok na tę partię. Poparcie społeczne dla likwidacji gimnazjów – jak wynika z sondaży – spadło w ciągu roku z mniej więcej 70 do 45 proc. Następstwem prezydenckiego podpisu będzie strajk powszechny członków Związku Nauczycielstwa Polskiego – 200 tys. z 600 tys. nauczycieli. Reforma dotknie – poprzez zmiany lektur, podręczników, nauczycieli – wszystkich 5 mln uczniów. Chaos, który spowoduje, będzie przedmiotem rozmów kilkudziesięciu milionów Polaków: rodziców, dziadków, wujków…

Na forsowanie tej reformy ZNP, stowarzyszenia rodzicielskie i niemal wszystkie partie opozycyjne odpowiedzą żądaniem referendum. Koalicja przeciwników dewastowania edukacji zbierze bez problemu 0,5 mln podpisów pod takim wnioskiem. Odrzucenie go w Sejmie byłoby poważnym ciosem w PiS, który wszak na każdym kroku przekonuje, że wykonuje wolę „suwerena”.

A zgoda na referendum może jeszcze bardziej tej partii zagrozić – jeśli przemieni się ono w plebiscyt „za” lub „przeciwko” władzy. PiS nie może być pewien wygranej. Dynamika procesów politycznych w takich przypadkach jest duża, kampania referendalna skupi uwagę mediów, a opozycji pozwoli przypomnieć cały pakiet zarzutów wobec tej władzy.

Konflikt o reformę oświaty to jedyna dziś sprawa w polskiej polityce mająca potencjał, by „zdołować” notowania PiS, który po ponad roku rządów utrzymuje poparcie na poziomie wyniku wyborczego.

Akty podległości często źle się kończą.

to

wyborcza.pl

Marszałek chwali ułatwienia dla mediów, a oni pokazują TE zdjęcia. „Mniejszej kanciapy nie było?”

past, 09.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,114883,21218235,video.html?embed=0&autoplay=1
Stanisław Karczewski zapewnił dziennikarz w Sejmie, że będą pracować na starych zasadach. Przy okazji zaprezentował nowe Centrum Medialne. Okazało się, że dziennikarze nie są z niego tak zadowoleni, jak liczył marszałek.

 

– Prawo i Sprawiedliwość robi krok w tył i podjęło decyzję, że wracają stare warunki pracy dziennikarzy – powiedział na konferencji prasowej marszałek Senatu Stanisław Karczewski. – Nie zmieniamy tych warunków – zapewnił.

Konferencja marszałka odbyła się w nowym Centrum Medialnym parlamentu w budynku F. – Tu będziemy mieli, mam nadzieję, lepsze warunki niż w Sejmie – zaznaczył.

Właśnie do tego pomieszania miała w dużej mierze przenieść się praca dziennikarzy zgodnie z propozycjami, z których teraz PiS się wycofało. Okazało się, że choć dziennikarze są zadowoleni z utrzymania starych zasad, to z nowej sali – już niekoniecznie.

„Liczyłem, że kiedy to powiem, dostanę od państwa brawa”

Jednak dziennikarze zwrócili uwagę, że szumnie zapowiadane Centrum Medialne nie do końca spełnia oczekiwania.

– Mówił pan o poprawie warunków pracy dziennikarzy, ale jak pan widzi, jak tu stoimy, to bardzo mi przykro, ale to nie jest poprawa warunków pracy – powiedział Jacek Czarnecki z Radia ZET i dodał, że „docenia wysiłki” Karczewskiego. – Ale dziękujemy, że po staremu zostają zasady pracy w Sejmie – powiedział dziennikarz.

– Muszę panu powiedzieć że liczyłem, że kiedy to powiem, dostanę od państwa brawa. No ale, no, żałuję… – odparł marszałek Senatu.

Nowe wspaniałe warunki w nowej sali prasowej. 3 x mniejsza od poprz nie ma miejsc siedzących tłok jednym słowem @RadioZET_NEWS

„Żeby dziennikarze nie sprawiali kłopotu”

Później reporter powiedział, że od jednego z wicemarszałków osobiście usłyszał, że zmianach dostępu do Sejmu chodziło o to, żeby „dziennikarze nie sprawiali kłopotu”.

Tymczasem inni reporterzy sejmowi pokazywali na Twitterze swoje zdjęcia z Centrum Medialnego i pisali o „ścisku”. Jak widać na zdjęciach, sam Karczewski musiał przeciskać się między dziennikarzami i kamerami, aby wyjść z sali.

Po jednym z pytań dziennikarzy okazało się też, że „stare zasady” nie wróciły jeszcze w 100 procentach. Wciąż zamknięte jest wejście na galerię prasową, skąd widać salę obrad i protestujących tam posłów opozycji. – Jak wrócą normalne warunki, to galeria będzie otwarta. Nie wiem, czy pan sobie wyobraża męczenie obywateli piosenkami pani Joanny Muchy. Ja sobie nie wyobrażam – powiedział marszałek Senatu.

Nowe, lepsze warunki pracy? Mniejsza sala… Dziennikarze się nie mieszczą

Premiera nowego komfortu pracy mediów w Sejmie. Najpierw 20 min czekania na wejście do nowej sali a teraz ścisk.

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

Sala konferencyjna w Centrum Medialnym. Mniejszej kanciapy nie dało się znaleźć?

marszalek

gazeta.pl

c1uws6kwiaexebv

http://www.rp.pl/Publicystyka/301089963-Janusz-Lewandowski-Odrzucony-dar-normalnosci.html#ap-1

Szef Kabaretu Moralnego Niepokoju: Ucho to kluczowy organ pana prezesa. Wszyscy o nie walczą

09.01.2017
Rusza „Ucho prezesa”. Szef Kabaretu Moralnego Niepokoju Robert Górski stworzył prześmiewczy serial o pewnym prezesie pewnej partii. Do obejrzenia w internecie, bo w TVP Górski nie widział dla siebie już miejsca.

Czemu pan właściwie odszedł z TVP? Były naciski, żeby pan coś inaczej pokazał?

– Nie. Póki tam byliśmy, nie było żadnych sugestii czy prób cenzury. Ale atmosfera zrobiła się gęsta. Naprawdę gęsta.

Kabaret Moralnego Niepokoju (fot. Rafał Mielnik/AG)Kabaret Moralnego Niepokoju (fot. Rafał Mielnik/AG)

To znaczy?

Wie pani jak to jest: ma się do wyboru różne imprezy. Jest taka, gdzie jest się niemile widzianym gościem, i taka, gdzie cię chętnie zapraszają. Inne telewizje nas chcą. To po co sobie robić afronty? Na ramówce Polsatu przyszła do nas pani Nina Terentiew, z każdym kabaretem się osobiście przywitała, wiedziała kto jak się nazywa. Takie rzeczy tworzą poczucie, że komuś na tobie zależy. Drobny gest, ale znaczący.

Prezes Kurski się tak z panem nie witał?

– Prezes Kurski powiedział, że kabarety są ostatecznym dowodem upadku telewizji publicznej. Więc zrozumiałem, że jak nie, to nie. Nie muszę przebywać w miejscu, gdzie mnie nie chcą.

Czy artysta kabaretowy może mieć poglądy polityczne? Pan ma?

– Mam. Oprócz tego, że jestem artystą kabaretowym, to jestem obywatelem tego kraju. Chcąc nie chcąc muszę mieć poglądy polityczne.

Jakie?

– Nie będę o nich mówić. Satyryk nie powinien tego robić, bo wtedy przestaje być satyrykiem. Tak sobie wyobrażam tę pracę: powinniśmy przede wszystkim śmiać się z tych, którzy rządzą. Bo oni mogą więcej. To na nich się trzeba skupić, opozycja jest na drugim planie. Tak w ogóle powiem pani, że lubię wszystkich ludzi, nie mam nic przeciwko chociażby homoseksualistom.

Skupia się pan na rządzących, stąd pana nowy program „Ucho prezesa”. Dlaczego tak?

– Bo ucho to kluczowy organ pana prezesa.

A nie głowa?

– Ucho jest częścią głowy. Przez nie można się do niej dostać, dlatego wszyscy o to ucho walczą. Pan prezes Kaczyński jest samotny, nie ma kontaktu z codziennym światem. Wie o nim tyle, co mu do tego ucha nagadają. Kto ma donośniejszy głos czy silniejsze ramiona, żeby się do tego ucha dopchać, ten ma na niego większy wpływ. Na jego decyzje również.

Widzę pewne analogie do sakramentu spowiedzi.

– No pan prezes jest przecież wszechmogący!

Co pan ma na myśli?

– Jego partia ma w Sejmie większość. Może sobie pozwolić na wszystko, oficjalnie nie pełniąc żadnej funkcji. Nie ponosi przy tym żadnej odpowiedzialności. Potrafi kogoś wynieść na piedestał i momentalnie go zeń strącić. Adam Hofman był przybocznym prezesa i nagle został zepchnięty w otchłań. Już z niej nie wrócił. Rada Mediów Narodowych powstała tylko po to, żeby usankcjonować werdykt prezesa. Swoją drogą ciekaw jestem, czy nominantka ministra skarbu, czyli de facto prezesa, okaże się najlepszą kandydatką na stanowisko prezesa Polskiego Radia. Ale prezes na pewno jest też otoczony różnymi intrygami.

Skąd ta teza??

Bo nie może być inaczej. Jeden mu donosi na drugiego, inny próbuje go od tego ucha odsunąć. Trzeba być człowiekiem ze spiżu, żeby to wszystko wytrzymać. Te wszystkie naciski, którym pan prezes musi być poddawany! Staje się w ten sposób osobą godną współczucia, bo to przecież nie może być łatwe zadanie. Ciągle musi dokonywać jakichś wyborów, selekcji, różnych interpretacji różnych myśli, które mu tam suflują.

Myśli pan, że prezes może komuś zadać coś w rodzaju pokuty? A my widzimy potem tylko, że np. nie podaje mu ręki?

– Prezes jest oczywiście osobą niezwykle charyzmatyczną. Potrafi się porozumiewać ze swoim otoczeniem bez słów. Robi tylko drobne gesty, a otoczenie obserwując je rozumie, w jakim prezes jest nastroju, co myśli, jakie ma aktualne życzenia. Myślę, że trwa też walka o to, kto te życzenia i myśli szybciej odczyta.

Widzę, że przeprowadził pan głębokie studium prezesa?

– Czy ja wiem więcej niż pozostali? Nie sądzę. Nie znam nikogo z jego otoczenia. Po prostu obserwuję pewne rzeczy, jako satyryk żyję z obserwacji i naśladownictwa. Właściwie nic nie wymyślam od zera, tylko przenoszę na scenę to, co widzę. A prezes jest codziennie w telewizji i to od paru dobrych lat. Widzieliśmy go w różnych sytuacjach, lepszych i gorszych. Miałem czas, żeby się na niego napatrzeć, naczytać się o nim. Mam też swoje lata, znam różne sposoby zachowań, potrafię je interpretować.

On pana fascynuje?

– Wydaje mi się, że wszystkich fascynuje. Takiej pozycji, jaką osiągnął, nie osiągnąłby byle kto. Musi to być człowiek obdarzony szeregiem różnych umiejętności. Fascynuje mnie tak samo jak każda inna osoba, która zdobywa władzę po latach konsekwentnego do niej dążenia. Aż w końcu osiąga taki stopień, że praktycznie może zrobić wszystko. To oznacza, że posiada jakąś niezwykłą charyzmę. Zresztą polityka gromadzi ludzi o silnym charakterze. Przedsiębiorczych, aktywnych.

Fragment programu 'Ucho Prezesa' (fot. UchoPrezesa/Youtube)Fragment programu ‚Ucho Prezesa’ (fot. UchoPrezesa/Youtube)

Rozumiem, że w „Uchu prezesa” pierwsze skrzypce będzie grał prezes i rząd. A opozycja?

– Wszystko dzieje się w gabinecie prezesa, osoby z innych partii nie mają tam dostępu. Ale jest na przykład sekretarka prezesa i jej syn – głos ulicy, pojawiający się w tym gabinecie. Poza tym wyobrażam sobie, że pan prezes może sobie zrobić jakąś prasówkę i pokomentować wydarzenia spoza swojej partii. Chociażby słynny wyjazd Ryszarda Petru do Portugalii.

Będzie się pan z tego śmiał?

– Nie wprost, ale wypadałoby się z opozycji też pośmiać i do tego będę zmierzał. Szczerze: widzi pani w tej opozycji kogoś, kto jest interesujący i ciekawy? Schetyna? Jakoś mało aktywny. Może dlaczego cała ta opozycja jest taka rachityczna. Nie ma wyrazistych postaci. Dajmy jej trochę czasu. Kiedyś robiłem parodię posiedzeń rządu i obśmiewałem ówczesną władzę. Teraz też będę od czasu do czasu żartował z opozycji, bo i w rządzie, i w opozycji są rzeczy, które mi się nie podobają. Petru być musi, bo jest naprawdę zabawny. Na przykład ten jego puczowy bojkot czy jak to nazwać…

To, co się dzieje w Polsce, naprawdę pana bawi?

– Jest to wszystko trochę zabawne, przyzna pani? W tej naszej kochanej Polsce nic nie jest tak do końca straszne. Nawet nasz komunizm, który miał oczywiście różne okresy, był dosyć lajtowy. Demokracja chyba też nie jest tak bardzo zagrożona i chyba nie ma takiego puczu, jak głosi prezes, skoro pan Petru wyjeżdża sobie na wakacje. Myślę, że ci wszyscy politycy przedstawiają sytuację jako groźniejszą, niż jest w rzeczywistości. Dla nich polaryzacja polityczna jest jakimś paliwem. Używają skrajnych opinii, żeby było show.

Uważa pan, że artysta kabaretowy może obśmiać wszystko?

– Oczywiście. No dobrze, ze Smoleńska nie będę żartował. Chociaż wyobrażam sobie, że jest jakiś sposób, żeby ten temat oswoić, a przecież temu w końcu służy żart. Słyszałem na przykład niedawno kawał o Papieżu…

Jaki?

– Jan Paweł II dostał się do nieba – no bo gdzie niby miał się dostać. Idąc do niego zobaczył uchylone drzwi do piekła. Zajrzał do środka, a tam stół ugina się od pysznych potraw. Jest pieczony prosiak, dania z grilla, kipi barszcz i bigos. Pełen wypas. W czyśćcu podobnie. Może potraw mniej, ale zapachy też biją w nos. W końcu dociera do nieba, a tam pusty stół. Papież pyta Jezusa, dlaczego tak skromnie. Na co Jezus: A co, opłaca się gotować dla nas dwóch?

Wszystko można obśmiać, tylko trzeba sposobem.

A Maciej Stuhr żartem o tupolewie przesadził czy nie?

– Jeden powie, że to był żart ze Smoleńska, drugi, że to żart z tych, którzy nadużywają tej tragedii do swoich politycznych interesów. Ja uważam tak, jak ten drugi – tak też rozumiałem intencję Maćka. Choć ja sam słowa tupolew bym nie użył, żeby się nie narazić na takie interpretacje.

Albo na ataki? Boi się pan ataków przez żarty w „Uchu prezesa”?

– Czytam wpisy na YouTubie i widzę, że na coś takiego właśnie ludzie czekali. To samo jest tak podniecające, że chcę to robić. Oczywiście obawiam się prób wzięcia mnie na którąś stronę sztandaru, choć będę się przed tym bronił rękami i nogami. Trudno, taka rola satyryka.

 

Robert Górski. Lider i autor większości tekstów Kabaretu Moralnego Niepokoju. Pisał scenariusze m.in. Mazurskiej Nocy Kabaretowej i kabaretonów podczas Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Prowadził też wraz z Andrzejem Poniedzielskim program Kabaretowe kawałki TVP2. W latach 2009-2012 razem z Marcinem Wójcikiem na antenie TVP2 prowadził Kabaretowy Klub Dwójki.

Angelika Swoboda. Dziennikarka magazynu weekend.gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w „Gazecie Wyborczej”, pracowała też w „Super Expressie” i „Fakcie”. Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi chętnie rozmawia zawsze i wszędzie, kawy i sportowych samochodów.

odszedl

weekend.gazeta.pl

Ty bardziej praktycznie do mnie mów [SROCZYŃSKI]

Grzegorz Sroczyński, 09 stycznia 2017

Nie wygracie wyborów zalewając nas patosem i drukując ogólnikowe manifesty o wolności w „Gazecie Wyborczej”.

Opozycja przez dziesięć dni na łamach „Wyborczej” przedstawiała swój „Dekalog wolności”. Dowiedzieliśmy się, co to jest wolność słowa: „Wolność słowa to prawo do wygłaszania własnych poglądów” – napisała Barbara Dolniak z Nowoczesnej. Dowiedzieliśmy się, co to wolność sumienia: „Wolność sumienia to swoboda wyrażania swoich myśli” – napisał Borys Budka z PO. Podobnego zestawu ogólnie słusznych deklaracji dawno nie czytałem. Mam do opozycji prośbę – zamiast zalewać nas nudnym patosem, ustosunkujcie się do pięciu poniższych kwestii.

1. Wymiar sprawiedliwości. Co opozycja po wygranych wyborach zamierza zrobić z wymiarem sprawiedliwości? Polskie sądy są oceniane przez obywateli źle. Również przez tych, którzy znają sprawy od środka. Prof. Ewa Łętowska: „W Polsce sprawiedliwość trzeba sobie wyszarpywać”. Prof. Tomasz Koncewicz: „Sędzia polski jest uczony, jak z pompą, z całym rygoryzmem tłumaczyć, dlaczego nie może się sprawą zająć”. W jaki sposób chce ten problem rozwiązać PiS – już wiemy. Wziąć sądy za mordę. Natomiast kompletnie nie wiemy, jakie odpowiedzi ma opozycja i czy w ogóle widzi problem, który widzą obywatele.

2. Niskie płace. Jak opozycja zamierza dowartościować polską pracę? Czy ma jakąś odpowiedź na niepokojące raporty Komisji Europejskiej, która wiele razy zwracała Polsce uwagę na problem tzw. biednych pracujących (czyli tych, którzy zasuwają po kilkanaście godzin dziennie i nie są w stanie z tego wyżyć)? Jak opozycja zamierza odpowiedzieć na uwagi Banku Światowego, że bijemy rekordy częstotliwości występowania niskich płac?

3. Śmieciówki. Jaką opozycja ma odpowiedź na ostrzeżenia Brukseli, że elastyczne formy zatrudnienia dewastują nasz rynek pracy i obniżają innowacyjność gospodarki? 26-letnia Sylwia pracująca w firmie kateringowej mówi „Wyborczej” tak: „Raz wpadam do kuchni na cztery godziny, innym razem na dwanaście, nie jestem w stanie niczego zaplanować, córką opiekuje się moja mama na rencie. Gdybym miała etat lub chociaż pół, wiedziałabym, na czym stoję, miałabym stałe godziny pracy i pensję. Gdyby trzeba było zostać dłużej, pracodawca musiałby mi zapłacić za nadgodziny. A tak? Praca dosłownie zawładnęła moim życiem”. Co opozycja po wygranych wyborach chce zaoferować takim ludziom jak Sylwia?

„Praca na kolejne 30 dni. Jak tak można żyć?” – kiedy umowa jest śmieciowa

4. Wiek emerytalny. Z tego, co słyszę, chcecie go automatycznie podnieść do 67 lat, bo troszczycie się o budżet państwa. Łatwo mieć takie propaństwowe poglądy, gdy się osobiście nic nie ryzykuje – Grzegorz Schetyna czy Ryszard Petru mogą być czynni zawodowo choćby do dziewięćdziesiątki (pisać do gazet, wykładać na uczelniach, doradzać zarządom). Nieco inaczej sprawa wygląda z punktu widzenia Anny R., 55-letniej kasjerki: „Codziennie mam do przerzucenia około dwóch ton, bo nie jest tak, że kasjerka jest kasjerką, jesteśmy jednocześnie ochroniarzami, ładowaczami, brakuje mi sił, bo mam chory kręgosłup”. W jaki sposób opozycja chce rozwiązać problem wieku emerytalnego tych Polaków, którzy wykonują nisko płatne i ciężkie prace fizyczne? Co macie do zaoferowania tej grupie poza pouczeniami o elastyczności i konieczności przekwalifikowania się?

5. Program 500+. Nie wiadomo, czy zamierzacie go kontynuować. Niby mówicie, że tak, ale po kątach dodajecie, że absolutnie nas na to nie stać. Chciałbym poważnej deklaracji z waszej strony – w tę lub we w tę. Chcę wiedzieć, jaki jest wasz prawdziwy stosunek do transferów socjalnych. Jeśli uważacie, że dawanie pieniędzy ludziom do ręki jest złe (ja akurat uważam, że dobre, ale są też argumenty przeciw), to czy jesteście skłonni te 23 mld rocznie wydać inaczej: na przedszkola, żłobki, lepszą służbę zdrowia i pekaesy na prowincji?

Chłoń-Domińczak: Program 500+ ograniczy kobietom wybór. A do rodzenia nie zachęci

Naszej opozycji ciągle trzeba przypominać, o jakie głosy toczy bój. Nie o głosy tych, którzy chodzą na wiece KOD, nie znoszą PiS i są szczerze przerażeni demolką, którą urządza Kaczyński. Ich już macie. Bijecie się o głosy tej połowy obywateli, która niechętnie chodzi na wybory, a także o tę część wyborców PiS, których przekonały rozmaite obietnice socjalne. Ci ludzie chcieliby „pożyć lepiej”, ale jednocześnie – i w tym wasza szansa – chcą trochę spokoju. Chcą co miesiąc dostawać 500+, ale niekoniecznie w pakiecie z awanturami prezesa. Chcą wzrostu płacy minimalnej i stawki godzinowej, ale bez kolejnych „szokowych reform” – jak reforma edukacji – ponieważ w czasach Balcerowicza odebrali lekcję, że to się zawsze odbywa ich kosztem. Opozycja powinna szukać języka rozmowy właśnie z tymi ludźmi. Nie znajdzie go, drukując ogólnikowe manifesty o wolności w „Gazecie Wyborczej”.

 

nie-wygracie

wyborcza.pl

Już wiemy, skąd pochodzą zagadkowe sygnały radiowe, które docierają do Ziemi. I mamy kłopot

Piotr Cieśliński, 08 stycznia 2017

Wiele rzekomych sygnałów obcych cywilizacji okazało się wcześniej nieznanymi zjawiskami naturalnymi

Wiele rzekomych sygnałów obcych cywilizacji okazało się wcześniej nieznanymi zjawiskami naturalnymi (Sebastien Decoret / 123RF)

Te radiowe impulsy odkryto całkiem niedawno. Nie ma w nich żadnej regularności, trwają ledwie kilka milisekund i cichną. Nazwano je „szybkimi błyskami radiowymi” (FRB). W ostatnim „Nature” radioastronomowie informują, że wreszcie udało im się ustalić źródło jednego z takich sygnałów.

Ale zacznijmy od początku, czyli historii odkrycia tych sygnałów. Na pierwszy sygnał FRB natrafił doktorant David Narkevic, który na polecenie swego promotora Duncana Lorimera z Uniwersytetu Zachodniej Wirginii przekopywał się przez archiwalne zapisy sygnałów zarejestrowanych przez australijski radioteleskop Parkes.

Ich celem było poszukiwanie nietypowych pulsarów. To są wirujące gwiazdy neutronowe, które niczym kosmiczne latarnie z wielką regularnością omiatają Ziemię wiązką radiowego promieniowania. Znamy już w tej chwili około 2000 pulsarów.

Zamiast nietypowego pulsara badacze niespodziewanie znaleźli mocny, krótki i jednorazowy zagadkowy sygnał radiowy, który został zarejestrowany w 2001 r. Był kakofonią najróżniejszych częstotliwości i urwał się po zaledwie 5 milisekundach. Nigdy więcej się nie powtórzył.

Duncan Lorimer zrelacjonował odkrycie w 2007 r. w „Science”, sugerując, że być może jest to radiowe echo jakiegoś całkiem nowego zjawiska, zapewne jakiegoś kosmicznego kataklizmu. Ale mając tylko jeden przypadek, trudno było coś pewnego ustalić. W szczególności nie było jasne, z którego miejsca na niebie ani z jak daleka ten sygnał przybył na Ziemię.

Sytuacja zmieniła się w 2011 r., kiedy inny astronom znalazł drugi podobny milisekundowy sygnał radiowy, także w archiwalnych zapiskach radioteleskopu Parkes. Dwa lata później w archiwach natrafiono na kolejne cztery. Nazwano je „szybkimi błyskami radiowymi” (po angielsku „fast radio burst”, czyli w skrócie FRB).

Dzisiaj znamy już około 20 sygnałów FRB i wciąż nie mamy pojęcia, kto lub co je nadaje

Ponieważ trwają przez ułamek sekundy i były wykrywane przez radioteleskopy mające niewielką rozdzielczość kątową, trudno było zlokalizować miejsce na niebie, z którego są emitowane.

Jedna z ich cech od początku wskazywała jednak na to, że nie rodzą się w pobliżu Ziemi ani nawet w naszej Galaktyce. Paczki fal radiowych FRB charakteryzują się  dyspersją, tj. fale krótsze (o największej częstotliwości) przychodzą jako pierwsze, a fale dłuższe – z pewnym opóźnieniem. To oznacza, że w swej wędrówce do Ziemi musiały przechodzić przez rozrzedzone obłoki zjonizowanego gazu, który spowalnia bieg fal radiowych. Ponieważ to spowolnienie zależy od długości fal, rozmiar takiej dyspersji (opóźnienia fal dłuższych względem krótszych) jest dobrą miarą odległości, z jakiej przybywa sygnał.

Dyspersja FRB zdawała się wskazywać, że te sygnały przemierzyły długą drogę i raczej pochodzą spoza Drogi Mlecznej. To z kolei wskazuje na to, że są to emisje o olbrzymiej mocy, skoro jesteśmy je w stanie odebrać z tak wielkich międzygalaktycznych odległości.

Przeszkodą w ich bliższym zbadaniu było to, że do niedawna żaden z sygnałów się nie powtarzał. Pojawiały się, po milisekundach gasły i już nie wracały. To się zmieniło w listopadzie 2012 r. Wykryty tego dnia sygnał FRB odezwał się ponownie, a potem zarejestrowano go raz jeszcze.

Radioastronomowie postanowili więc zastawić pułapkę. Urządzili w zeszłym roku regularne polowanie, które – jak informują w tygodniku „Nature” z 4 stycznia – zakończyło się sukcesem. Dzięki nasłuchowi obserwatoriów z dwóch kontynentów – radioteleskopu Arecibo w Portoryko, sieci radioteleskopów VLA w stanie Nowy Meksyk w USA, a także europejskiej sieci VLBI – zlokalizowali galaktykę, z której pochodzi ta radiowa emisja.

Poniżej zdjęcie galaktyki, która jest źródłem radiowego błysku FRB:

Zdjęcie galaktyki, która jest źródłem radiowego błysku FRB 121102Gemini Observatory/AURA/NRC

I tu pierwsze zdziwienie. Jest to ledwie zauważalna, niewielka, karłowata galaktyka w gwiazdozbiorze Woźnicy o masie 100 razy mniejszej niż Droga Mleczna. Dość słabo świeci w świetle widzialnym, a także na co dzień wykazuje niewielką emisję radiową.

Mimo to raz na jakiś czas zdarza się tam coś, co generuje potężny impuls radiowy, który przemierza 2,6 mld lat świetlnych (bo taka odległość dzieli nas od tej galaktyki) i dociera do Ziemi, gdzie odbieramy go jako FRB.

Oceania się, że energia radiowego błysku FRB musi przekraczać łączną energię wypromieniowaną jednocześnie przez pół miliarda gwiazd takich jak Słońce

– To dziwne – mówi Shriharsh Tendulkar, astronom z McGill University w Montrealu (Kanada). To mała galaktyka, która ma znacznie mniej gwiazd, niż typowe gwiezdne „wyspy” we Wszechświecie, a więc także dużo mniejsze szanse na to, aby wydarzył się tam kataklizm zdolny wygenerować tak potężną paczkę fal radiowych.

Naukowcy spodziewali się znaleźć źródło FRB raczej w galaktykach aktywnych, które mają sporo obszarów gwiazdotwórczych, gdzie się kotłuje materia i aż buzuje od narodzin nowych gwiazd i eksplozji supernowych, w których giną masywne gwiazdy.

Dlaczego akurat z tak niepozornej galaktyki pochodzi emisja? I dlaczego podobnego źródła radiowego nie ma w naszej Drodze Mlecznej lub sąsiednich galaktykach? Cokolwiek gwałtownego się tam dzieje, jest dość rzadkie w skali kosmicznej.

Astronomowie głowią się nad możliwymi mechanizmami FRB i na razie nie mają dobrego pomysłu. Najpierw sugerowano, że to są jakieś rzadkie jednorazowe apokaliptyczne kataklizmy, np. kolizja dwóch gwiazd neutronowych. Ale skoro odkryto FRB, który się powtarza, to znaczy, że jest to zjawisko powtarzalne.

Oczywiście, kosmicznych katastrof można sobie wyobrazić bardzo wiele. Być może to emisja radiowa z otoczenia czarnej dziury znajdującej się w centrum galaktyki. Dziś wiemy, że prawie każda galaktyka ma taką centralną dziurę, która co pewien czas rozrywa i pochłania gwiazdy, które za bardzo się do niej zbliżą.

– Żartujemy, że to echo gwiezdnych wojen i eksplodujących gwiazd śmierci, ale tak naprawdę myślimy, że uda się to wyjaśnić za pomocą zwykłej fizyki – mówi Shami Chatterjee z Uniwersytetu Cornella, współautor pracy w „Nature”

Jak dodaje w dzienniku „New York Times”, jego zdaniem FRB to rezultat dziwnych reakcji między gwiazdą neutronową i pozostałościami po eksplozji supernowej, w której ta gwiazda się narodziła. Nie wyklucza jednak, że źródłem jest czarna dziura.

Możliwe też, że jesteśmy na tropie całkiem nowego zjawiska astrofizycznego. Dzięki coraz lepszym „uszom” i „oczom” astrofizycy rejestrują świetlne i radiowe echa najróżniejszych kosmicznych wydarzeń. Nie wszystkie jeszcze udało się zidentyfikować, wciąż trwa śledztwo w sprawie tzw. błysków gamma, a więc promieniowania o wielkiej energii, które nadbiega z wielkich odległości i kilka razy dziennie uderza w Ziemię.

Żyjemy w dość spokojnym zakątku Wszechświata, ale coraz bardziej uświadamiamy sobie, że takie spokojne sąsiedztwo może być wyjątkiem, a nie regułą. Wiele galaktyk jest miejscem wielkich kataklizmów generujących fale uderzeniowe i radiację, które muszą destabilizować i sterylizować pobliskie układy planetarne. Być może większość galaktyk jest niezdatna do takiego życia, jakie znamy.

wiemy

wyborcza.pl

„Ucho prezesa” już w sieci. To najbardziej oczekiwany kabaret od lat. Zobacz u nas

ds, bs, 09.01.2017

Fragment programu 'Ucho prezesa'

Fragment programu ‚Ucho prezesa’ (fot. UchoPrezesa/Youtube)

Tylko sam zwiastun tej serii ma ponad dwa miliony wyświetleń! Dzieło członków Kabaretu Moralnego Niepokoju to satyra na postać Jarosława Kaczyńskiego i jego otoczenia. Produkcją nie była zainteresowana telewizja, całość zobaczymy za darmo na YouTubie.

 

Kabaret Moralnego Niepokoju znany jest przede wszystkim z cyklu „Posiedzenie rządu”, w którym przez lata na antenie TVP parodiował polityków Platformy Obywatelskiej.

Przez ostatni rok zarząd TVP nie znalazł stałego miejsca dla cyklu i analogicznej satyry z obecnego rządu. Komicy postanowili na własną rękę stworzyć kontynuację w postaci miniserialu politycznego „Ucho prezesa”. Zgodnie z zapowiedzią, premierowe odcinki są już dostępne.

„Śmiać się z polityków bez złośliwości”

O godzinie 8:00 na oficjalnym kanale programu pojawiły się dwa pierwsze odcinki produkcji Roberta Górskiego. Jak mówił sam twórca w wywiadzie dla Niezależna.pl: „Nie ma w tym serialu nic zajadłego i chcę nim udowodnić, że można śmiać się z polityków bez złośliwości”.

‚Sam Robert wciela się w nim w TEGO Prezesa, w TYM gabinecie, na TEJ ulicy. Jest tytułowym uchem, do którego każdy chce dotrzeć’

– czytamy w opisie produkcji na YouTubie.

„El Comandante” i jego gabinet

Głównym bohaterem satyry Górskiego jest prezes Jarosław Kaczyński. Nazywany „El Comandante” kieruje krajem ze swojego gabinetu, do którego przedstawiciele innych partii nie mają dostępu. Prezydent także na spotkanie z prezesem musi czekać. Liczy się tylko zdanie prezesa.

– Ja wam wszystkim umebluję Polskę

– mówi w pierwszym odcinku.

W kolejnych odcinkach pojawiać się będą niemal wyłącznie ludzie z otoczenia PiS. Jak mówi sam Robert Górski – Wszystko zdominowała jedna partia. Piszę krótkie opisy tygodnia do „Wprostu”. Próbuję czasami napisać coś o opozycji, ale ona jest tak niemrawa, blada i pozbawiona wyrazistych postaci… PiS naprawdę zgarnął całą pulę, zawładnął masową wyobraźnią właśnie dlatego, bo wystawił w pierwszej linii dobrych napastników.

Czytaj także: Szef Kabaretu Moralnego Niepokoju: Ucho to kluczowy organ pana prezesa. Wszyscy o nie walczą >>

robert

gazeta.pl

Jacek Dubois, Krzysztof Stępiński

Polski Teatr Internetowy przedstawia spektakl „Gra Strategiczna”

09 stycznia 2017

Tłumy pod Sejmem

Tłumy pod Sejmem (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Warszawa, współcześnie, Nowogrodzka. Prezes przyjmuje przyjaciół, na szafce włączony telewizor.

Prezes wpatrując się w ekran telewizora, na którym widać zgromadzony pod Sejmem tłum, wspierający polityków opozycji: I co panowie na to?

Piotr Duda: Oni od kilku dni wszczynają burdy. Czapkami ich nakryjemy.

Piotr Guział: Do okupantów się strzelało.

Prezes kończąc spotkanie: Dziękuję panom. Zatem jesteśmy umówieni, niebawem dam znać, z której oferty skorzystam. Musimy tylko znaleźć odpowiedni moment.

Warszawa, współcześnie, budynek Sejmu.

Poseł Marek Suski przebijając się do sali kolumnowej popycha jednego z posłów. Popchnięty poseł łapie go za rękę. Marek Suski przewraca się i krzyczy: To był zaplanowany chuligański atak.

Marszałek: Panie naczelniku, czy to ten moment żeby dzwonić.

Prezes: Nie. Jeszcze nie, czekajcie.

Warszawa, wieczorem, Żoliborz

Prezes siada w fotelu i machając czapką nakrywa ustawione na podłodze misie.

Kot: Nie boisz się, że to się wymknie spod kontroli?

Prezes: Przecież to jest jak planszowa gra strategiczna. Napuszczamy jednych na drugich, potem przegrupowujemy siły i od nowa.

Kot: Wiem, że ty ich kreujesz, ale pamiętaj, że Frankenstein przekombinował.

Kurtyna

duda

wyborcza.pl

Polska w pigułce PiS.

prime

http://www.polskatimes.pl/opinie/wywiady/a/piotr-glinski-obledna-taktyka-opozycji-prowadzi-do-zniszczenia-demokracji-i-polski-wywiad,11665930/