Kolejne dotacje ministerstwa kultury. Największe dla Centrum Opatrzności Bożej i Muzeum Pamięci Sybiru http://wyborcza.pl/1,75475,19715902,dotacje-ministerstwa-kultury-najwieksze-dla-centrum-opatrznosci.html?pelna=tak …
No to mamy ustawę budżetową ‚2016. PAD ją podpisał. A tam wzrost PKB o 3,8 proc., 1,7 proc. proc inflacji i rekordowy deficyt 54,7 mld zł
Konflikt wartości w świecie PiS. Wystawę na rocznicę chrztu Polski wygryzła wystawa smoleńska
Obchody piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Wtedy przed budynkiem Kordegardy wyświetlano filmy, w tym roku w jej wnętrzu odbędzie się wystawa (AGATA GRZYBOWSKA)
Ogólnopolskie obchody 1050. rocznicy chrztu Polski są organizowane z wielką pompą przez trzy dni – od 14 do 16 kwietnia. Pierwszego – uroczysta msza św. w gnieźnieńskiej katedrze, którą odprawią członkowie Episkopatu Polski. Na Ostrowie Lednickim zabrzmi wtedy jubileuszowy dzwon.
Dzień później – pierwsze w historii wyjazdowe posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, czyli Sejmu i Senatu, na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. W styczniu uroczyście informowali o tym w siedzibie Episkopatu Polski Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski, pisowscy marszałkowie obu izb.
Ostatniego dnia obchodów przedstawiciele polskiego i zagranicznych episkopatów odprawią uroczystą mszę na stadionie miejskim w Poznaniu. Spodziewanych jest ponad 40 tys. wiernych.
Poznańscy urzędnicy postanowili więc rozsławić rocznicę. Zaproponowali specjalną wystawę w stolicy w galerii Kordegarda.
– Jesienią zeszłego roku urząd miasta i Narodowe Centrum Kultury, któremu podlega Kordegarda, wyraziły wolę, by taką wystawę zorganizować. To były ustne ustalenia. Zgodnie z nimi wystawa miała się odbyć na początku kwietnia, przed uroczystymi obchodami rocznicy chrztu – wyjaśnia Hanna Surma, rzeczniczka prezydenta Poznania.
Ale na początku lutego okazało się, że to już nieaktualne. Do poznańskiego urzędu miasta zadzwonili przedstawiciele galerii. – Poinformowali nas, że trzeba przesunąć wystawę na drugą połowę kwietnia. Bo zmienił się harmonogram wystaw w galerii – mówi Surma.
Te zmiany w harmonogramie Kordegardy to wystawa poświęcona katastrofie smoleńskiej. 10 kwietnia jest jej szósta rocznica.
Zmiana harmonogramu zbiegła się w czasie z dymisją dotychczasowego dyrektora Narodowego Centrum Kultury Krzysztofa Dudki, który piastował to stanowisko od 2007 r. Na jego miejsce wicepremier i minister kultury Piotr Gliński powołał Marka Mutora, który był już dyrektorem NCK w latach 2006-07, gdy PiS rządził po raz pierwszy.
W NCK galerię Kordegarda nadzoruje Elżbieta Wrotnowska-Gmyz, szefowa działu edukacji kulturalnej, prywatnie żona znanego propisowskiego publicysty. Nasi rozmówcy mówią, że wystawa z okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej to jej oryginalny pomysł. Wrotnowska-Gmyz nie chce jednak o tym rozmawiać.
– To prawda, że Kordegarda organizuje w tym czasie wystawę dotyczącą katastrofy smoleńskiej – mówi Michał Laszczkowski, rzecznik prasowy NCK. – Ale zaproponowaliśmy Poznaniowi termin od 17 kwietnia. Wątpliwości nie dotyczą więc tego, czy chcemy poznańską wystawę, ale kiedy.
Jednak dla poznańskich urzędników propozycja zorganizowania wystawy w drugiej połowie kwietnia – już po uroczystych obchodach 1050. rocznicy chrztu Polski – jest niezrozumiała.
– Państwo wiedzą, że dla Poznania ta data jest nie do przyjęcia? – pytamy Laszczkowskiego.
– Z tego, co wiem, to rozmowy o wystawie jeszcze trwają. A Poznań zgłosił się do nas z tym pomysłem dość późno – tłumaczy się.
– Najważniejszym wydarzeniem w naszych tysiącletnich dziejach jest zamach w Smoleńsku przygotowany przez prezydenta Putina przy udziale byłego premiera Tuska. Cóż przy nim znaczy tak błahy epizod jak chrzest Polski? – ironizuje prof. Krzysztof Podemski, socjolog z poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. – Dlatego rozumiem decyzję szefostwa galerii. Jest ona głęboko słuszna i uzasadniona.
Decyzjonizm
PAD zwołał RBN na najbliższą środę, 9 marca
PAD zwołał RBN na najbliższą środę, 9 marca
– Prezydent Duda zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego na środę, 9 marca – poinformował na konferencji Paweł Soloch. Jak mówił szef BBN:
„Tryb i skład RBN określa zarządzenie podpisane przez prezydenta z datą 2 marca. Zgodnie z nim, prezydent na najbliższe posiedzenie Rady zaprosił przedstawicieli instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju, tj. marszałek Sejmu, Senatu, premier, ministrowie: obrony narodowej, spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i administracji. Jednocześnie prezydent zaprosił szefów wszystkich ugrupowań politycznych reprezentowanych w parlamencie. W posiedzeniu Rady wezmą udział przedstawiciele prezydenta, szef KPRP oraz szef BBN”
Posiedzenie – jak poinformował Soloch – będzie poświęcone wskazaniu głównych problemów związanych z bezpieczeństwem kraju oraz wskazaniu aktualnych kwestii związanych z bezpieczeństwem Polski.
Widzę, że nie tylko Niklasowi Frankowi dobra zmiana kojarzy się ze schyłkiem Republiki Weimarskiej…
Każdy z nas rodzi się ateistą.
Prezes i złota rybka
Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Na wiecu KOD w obronie męża mówiła: „Przyszłam tu wyrazić swój sprzeciw względem tego rządu i tego małego człowieczka, który stoi za tymi, których sam wybrał”.
Cokolwiek rząd zrobi, wszyscy patrzą na Nowogrodzką albo na Żoliborz, jakby tam jakiś naczelnik rządził, a przecież to premier Beata Szydło powinna odpowiadać za to, co się dzieje w państwie.
Ciągle jesteśmy na wojnie.
Ale to nie wina Kaczyńskiego, że minister spraw zagranicznych ma takie zamiłowanie do epistolografii. Minister wojuje z różnymi instytucjami europejskimi. Oburza się na Komisję Wenecką, że nastąpił przeciek w sprawie TK, a być może ten przeciek pochodzi z jego resortu.
Skarży się listownie szefowi Rady Europy. Na nowego wroga, czyli Komisję Wenecką, bo ta jest upolityczniona i daje armaty protestującym.
Tak naprawdę jednak to nie KOD, lecz rząd sprawia, że czujemy się jak w cyrku.
I co ma zrobić prezes?
„Reakcja świata zewnętrznego ma źródło w naszym kraju, jednocześnie to potem do nas wraca i wszystko kręci się dalej. Ze strony naszych sojuszników formułowane jest oczekiwanie, żeby w Polsce był spokój, choćby przed bardzo ważnym warszawskim szczytem NATO” – tak mówi prezes w „Gazecie Współczesnej” i krytykuje min. Waszczykowskiego za to, że za szybko się zwrócił do Komisji. Krytykuje, a Waszczykowski nie słucha i robi swoje.
Pan prezes, który ma w sobie samo „dobro”, chce jedynie wzburzyć staw, ale nie na świecie, tylko w Polsce. „Wiadomo u nas od lat, stosując analogię do stawu, kto jest dużym szczupakiem, kto jakąś mniejszą rybką, a kto zupełną drobnicą. Właściwie nie ma w tym stawie żadnego ruchu. Chcemy ten staw wzburzyć i dać szansę okoniom, by były szczupakami, a płotkom, żeby stały się okoniami”.
Pan prezes, chcąc nie chcąc, postrzegany jest niczym rybak, który złowił złotą rybkę.
Jeden z przyjaciół prezesa zawsze marzył o tym, żeby mieć domek. I może teraz się to spełni, bo został szefem spółki skarbu państwa i nie tylko.
Życzliwa prezesowi Janina Goss (pożyczyła mu 200 tys. złotych) dostała miejsce w radzie nadzorczej PGE. Prezesowi zostało jeszcze do spłacenia 80 tys. złotych.
Ktoś inny chciał ujarzmić stadniny, życzenie zostało spełnione. Pewien pan marzył o tym, żeby zostać prezesem Ośrodka Hodowli Zarodowej w Kamieńcu Ząbkowickim. Marzenie się spełniło. Kiedyś zarządzał autobusami. Jeden rolnik nawet się nie spodziewał, że będzie pracował w radiu.
Ale trzeba pamiętać o tym, że limit życzeń może się wyczerpać, bo złota rybka spełnia tylko trzy.
Tym, którzy pytają, czy w Polsce rządzi Kaczyński, Jadwiga Staniszkis odpowiada: nie, rządzi głodna posad masa.
Prezesowi dedykuję piosenkę kabaretu Elita: „Hej, szable w dłoń! Łuki w juki, a łupy wziąć w troki./ Hajda na koń! Okażemy się godni epoki”.
Rolnicy czekają na dopłaty, a Agencja Restrukturyzacji w destrukcji
Pcim, 24 sierpnia 2015 r. Marcin Mastalerek, wójt Daniel Obajtek i Beata Szydło (wówczas kandydatka PiS na premiera) remontują szkołę. Obajtek jest ceniony w PiS, został szefem ARiMR (YOUTUBE)
Znajomy rolnik, właściciel 22 hektarów ziemi na Pomorzu, dostał właśnie zawiadomienie z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa podpisane przez nowego kierownika biura powiatowego.
„Z powodu na skomplikowany charakter sprawy” oraz „z uwagi na konieczność wykonania obowiązkowych kontroli wniosku” termin, w którym Agencja wypłaci mu dopłaty, zostaje przesunięty na 30 czerwca. Czyli do ostatniego ustawowego dnia, kiedy Agencja ma obowiązek wypłacić pieniądze.
– To chyba jakiś żart! – oburza się rolnik. – Tu są same łąki, najmniej skomplikowana sprawa dla dopłat. A kontrolę wniosków robiło się zawsze. Niech chociaż się przyznają, że narobili bałaganu, a nie takie dyrdymały mi tu piszą!
Nowa ekipa przyznaje, że są opóźnienia w wypłatach, ale winę zwala na poprzedników. Bo nie przygotowali dobrze systemu informatycznego, a poza tym w ARiMR pracowali ludzie niekompetentni. – Teraz wstawiamy tam ludzi przygotowanych – tłumaczył niedawno rolnikom minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel.
Obajtek daje radę
I na czele Agencji postawił 40-letniego Daniela Obajtka, byłego wójta Pcimia. To postać w PiS ceniona. – To człowiek, który realizuje program PiS i się tego nie boi – mówiła o nim w czasie kampanii wyborczej Beata Szydło. Cała Polska mogła zobaczyć, jak z wałkiem w ręku gruntowała ściany remontowanej szkoły w Pcimiu. Wójt stał za nią w fartuchu z napisem „Damy radę”.
Obajtek po ukończeniu Technikum Rolniczego pracował w firmie tworzyw sztucznych, której współwłaścicielem jest jego wuj, potem doświadczenie zdobywał w samorządzie Pcimia – był radnym, a od 2007 r. wójtem. I z obu tych miejsc pozostały mu zarzuty prokuratorskie o łapówkarstwo i oszustwa. Sprawa jest w sądzie. Minister Jurgiel o zarzutach wiedział, ale uznał, że nie jest to przeszkodą w kierowaniu instytucją, która dysponuje miliardami. Jarosław Gowin, „jako były minister sprawiedliwości”, stwierdził zaś na Twitterze, że zarzuty są wyssane z palca.
Ciotka z Pcimia
Nowy prezes zabrał się więc raźno do pracy. Najpierw kazał wymienić szyby w służbowej limuzynie na przyciemniane. Potem zaczął porządki w kadrach. Wymienił swoich zastępców, prezesów 16 oddziałów regionalnych i dyrektorów w centrali. Nowi ludzie to zaufani Obajtka. Np. dyrektorem departamentu administracyjno-gospodarczego została dawna sekretarka Obajtka z gminy, zwana w Agencji „ciotką z Pcimia”.
A w połowie lutego, w tzw. czarny czwartek, prezes zwolnił z pracy niemal wszystkich, czyli 305 kierowników biur powiatowych, które odpowiadają za terminowe i prawidłowe wypłaty dla rolników.
W Agencji powstał nieopisany bałagan, co jednak nie przeszkodziło prezesowi w kolejnych czystkach – ostatniego dnia lutego pod nóż poszli zastępcy kierowników biur powiatowych.
– Nikt z moich znajomych już nie pracuje w Agencji. Kogo mogli, to odwołali. Zlikwidowano konkursy, więc na kierownicze stanowiska powołuje się dowolne osoby, byle były związane z PiS. Np. szefem mojego regionu została była dyrektor ośrodka kultury w Kolnie – mówi Stefan Krajewski, do listopada 2015 r. dyrektor ARiMR na region podlaski.
Krajewskiego nowa władza nie zdołała odwołać, bo 11 listopada został wicemarszałkiem sejmiku podlaskiego. Pewnie dlatego jako jeden z nielicznych nie boi się mówić pod nazwiskiem.
– System nie działa? – dziwi się. – Pracowałem w Agencji od pierwszego dnia akcesji, od maja 2004 r. Ciągle były jakieś problemy z systemem informatycznym, ale poprawiało się go na bieżąco i pierwsze pieniądze zaczynaliśmy zwykle wypłacać w połowie października, a kończyliśmy z końcem lutego następnego roku. W 2015 r. też zaczęliśmy 16 października.
Audyt: 300 mln na nagrody
W środę prezes Obajtek przedstawił wyniki audytu wewnętrznego, który nakazał przeprowadzić w Agencji. Wynika z niego, że poprzednia ekipa była bardzo niegospodarna, bo w ciągu ośmiu lat rządów koalicji PO-PSL wydała na nagrody dla pracowników 300 mln zł (w tym 80 mln dla kierownictwa), a na promocję agencji 38 mln zł.
– Ja nie rozumiem, jak człowiek, który ma poważne zarzuty prokuratorskie, może z odkrytym czołem coś takiego mówić! Wydanie 300 mln zł na nagrody dla 11 tys. pracowników w ciągu ośmiu lat naprawdę nie powinno szokować – mówi jeden z byłych dyrektorów Agencji. – A już zupełnym absurdem jest krytykowanie pieniędzy na promocję. Myśmy poprzez lokalną prasę i radio przypominali rolnikom o terminach składania wniosków, informowaliśmy o nowych propozycjach inwestowania. Bez tych ogłoszeń pewnie nie udałoby się wykorzystać wszystkich przyznanych przez Brukselę pieniędzy na rolnictwo i to dopiero byłaby porażka.
– A jeśli pan Obajtek taki jest gospodarny, to niech policzy, ile Agencja wyda na trzymiesięczne odprawy dla ludzi zwalnianych z powodu „braku zaufania” bez konieczności świadczenia pracy – dodaje nasz rozmówca. – I ile wyda na odszkodowania, bo jestem przekonany, że wiele spraw Agencja przegra w sądzie.
Krytykując wydatki ekipy PO-PSL, prezes Obajtek nie wspomniał, że on sam już podpisał umowę z Telewizją Trwam na emisję programu promującego dopłaty dla rolników. Przeznaczył na to na razie 250 tys. zł.
Wypłaty w lesie
W zeszłym roku wnioski o dopłaty złożyło ok. 1,35 mln rolników na blisko 14,5 mld zł. Wnioski rolnicy wypełniają wiosną, a pod koniec roku Agencja zaczyna przelewać pieniądze na ich konta. Zwykle w marcu następnego roku prawie wszyscy mają już całą sumę na kontach. Tymczasem do tej pory Agencja za rok 2015 przelała rolnikom ok. 6,5 mld zł, z czego 2,8 mld zł przelała jeszcze poprzednia ekipa w październiku i listopadzie 2015 roku, przed roszadami personalnymi.
Wiemy już, kiedy „Smoleńsk” wejdzie do kin. Premiera była kilkakrotnie przekładana
Termin realizacji zdjęć do „Smoleńska” kilkakrotnie przekładano. Pierwsze prace nad filmem rozpoczęły się już w 2013 r. w Warszawie, ale odbyły się wtedy tylko cztery dni zdjęć – w kwietniu i listopadzie. Ostatecznie główny okres zdjęciowy rozpoczął się 24 lutego 2015 r. Fundacja Smoleńsk 2010 zbierała fundusze na produkcję filmu od prywatnych inwestorów i darczyńców. To problemy z domknięciem budżetu były powodem kilkukrotnego przekładania daty premiery filmu.
„Wydarzenie, które wpływa na życie Polaków”
„10 kwietnia 2010 roku rządowy samolot Tupolew 154 z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim i towarzyszącymi mu 95 osobami – członkami oficjalnej delegacji zmierzającej do Katynia – ulega katastrofie w Smoleńsku. Wszyscy pasażerowie giną na miejscu. Tragedia wywołuje ogromne poruszenie w Polsce i na świecie. Nina (w jej roli Beata Fido), dziennikarka pracująca dla dużej, komercyjnej stacji telewizyjnej, próbuje dowiedzieć się, jakie były powody katastrofy” – brzmi opis filmu „Smoleńsk”, przekazany przez dystrybutora.
„Tropy prowadzą między innymi do dramatycznej wyprawy Lecha Kaczyńskiego do ogarniętej wojną Gruzji, której celem było powstrzymanie inwazji wojsk rosyjskich na Tbilisi w sierpniu 2008 roku. Z każdą kolejną godziną dziennikarskiego śledztwa Nina przekonuje się, że prawda jest o wiele bardziej złożona, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać…” – czytamy w opisie filmu.
– Tragedia smoleńska stała się najważniejszym wydarzeniem w III RP, najtragiczniejszą chwilą w polskiej historii od czasu II wojny światowej. Stała się wydarzeniem, które wpływa na los dzisiejszej Polski i życie Polaków w sposób niebywale silny. Które nas podzieliło bardzo głęboko. Dlatego próba zmierzenia się z tym tematem jest nie tylko wielkim wyzwaniem, ale i obywatelskim obowiązkiem twórcy – powiedział reżyser Antoni Krauze.
Lech Łotocki w roli prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Na stronie Fundacji Smoleńsk 2010 czytamy, że obraz przedstawi „fakty ustalone przez Zespół parlamentarny ds. zbadania przyczyn katastrofy TU-154”. Zespołowi zorganizowanemu przez parlamentarzystów PiS przewodniczył Antoni Macierewicz, obecny minister obrony narodowej. To wtedy Macierewicz zasłynął tezą o wybuchu, który miał być przyczyną katastrofy Tu-154 w Smoleńsku. Polityk stawiał ją od lipca 2010, kiedy zespół rozpoczął prace.
Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego ustaliła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M. Komisja podkreśla, że ani rejestratory dźwięku ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
Reżyser „Smoleńska” ma w dorobku m.in. nagradzany film „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” z 2011 r. Rolę prezydenta Lecha Kaczyńskiego gra w filmie Lech Łotocki, a Marii Kaczyńskiej – Ewa Dałkowska. Odtwórczynią roli Ewy Błasik, wdowy po dowódcy Sił Powietrznych RP gen. Andrzeju Błasiku, jest Aldona Struzik. W obsadzie „Smoleńska” są też m.in.: Jerzy Zelnik, Katarzyna Łaniewska, Marek Bukowski, Maria Gładkowska, Dominika Figurska, Anna Samusionek, Redbad Klynstra i Andrzej Mastalerz.
Za zdjęcia do filmu, realizowane w Polsce i w USA, odpowiada Michał Pakulski. Muzykę skomponował Michał Lorenc. Film został zrealizowany na podstawie scenariusza, którego autorami są: Antoni Krauze, Tomasz Łysiak, Maciej Pawlicki i Marcin Wolski.
Producent filmu Maciej Pawlicki podkreślał, że twórcy filmu „Smoleńsk” chcieliby, aby miała miejsce również jego dystrybucja w kinach za granicą.
Rafał Bryndal
Policja historyczna weszła do domu Kopernika . Przeszukanie podobno związane jest z aferą dotyczącą obrotem ziemią .
Siemoniak: Na Podlasiu PiS zawsze wygrywało wybory, to nie będzie wielki test, żaden plebiscyt
Jak mówił o zbliżających się wyborach uzupełniających na Podlasiu do Senatu Tomasz Siemoniak:
„Jarosław Kaczyński dwoi się i troi, bo kandydatka, która została tam desygnowana przez PiS nie ma nic wspólnego z tym terenem. Natomiast jest to teren, w którym zawsze PiS wygrywał wybory do Senatu, więc to nie jest taki prawdziwy plebiscyt. Wyraźnie widać tę myśl Jarosława Kaczyńskiego, żeby z hipotetycznego zwycięstwa na Podlasiu uczynić jakiś taki wielki test poparcia. A tymczasem, gdyby tego rodzaju wybory do Senatu odbywały się w okręgu wałbrzyskim to zdecydowanie by wygrał kandydat Platformy. Po prostu Polska ma swoją geografię polityczną”
Błaszczak o PO: Totalna opozycja straciła rozum
Mariusz Błaszczak był pytany przez Małgorzatę Serafin w „Polityce przy kawie” TVP1 o nocną konferencję PO pod siedzibą Ministerstwa Sprawiedliwości:
„Nic nowego nie usłyszeliśmy. Pora była tylko trochę inna, ale to świadczy o tym, że totalna opozycja – bo tak mówił Grzegorz Schetyna o swojej partii – straciła rozum”
– Zbigniew Ziobro jest doświadczonym politykiem. Jest ministrem, który z całą pewnością poradzi sobie w naprawieniu tego wszystkiego, co zostało przez 8 lat zepsute – dodał Błaszczak.
Żakowski: Ziobro od dziś jest królem. Cała nasza prywatność w rękach pana Zbyszka
– Wielki dzień Zbigniewa Ziobry. Od dziś jest królem, rządzi Ziobro jak chce – we wszystkim – komentował w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski.
Minister sprawiedliwości od dziś jest jednocześnie prokuratorem generalnym. – Prokuratura sklejona z ministerstwem sprawiedliwości rządzi światem – skomentował Żakowski.
Zoll ostro o poczynaniach PiS: Przecież to są lata 30. XX wieku w Niemczech
Prof. Andrzej Zoll (MATEUSZ SKWARCZEK)
– Dla polskiego państwa prawa, już dzisiaj mocno zagrożonego, jest to na pewno dzień bardzo niekorzystny i zwiększający zagrożenie – nie ukrywa prof. Andrzej Zoll.
W ten sposób ocenił konsekwencje wchodzącej dziś w życie ustawy o prokuraturze, której głównym założeniem jest połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Taką władzę Zbigniew Ziobro miał już za poprzednich rządów PiS.
Prof. Zoll: Prokurator będzie mógł upubliczniać donosy, podsłuchy. Wszystko
Prof. Zoll mówi o „bardzo idącym zagrożeniu dla obywateli”. – Dla tych, którzy nie są przestępcami, a którzy mogą być ciągani po sądach, tak jak obserwowaliśmy to parę lat temu, w sposób, jaki urąga praworządności. Władza prokuratora generalnego ministra sprawiedliwości jest rzeczywiście na podstawie tych przepisów władzą bardzo daleko idącą. I to jest w rękach polityka – mówił.
I wskazywał zarzuty do ustawy. To, że prokurator generalny może ingerować w konkretne postępowania, prokuratorom prowadzącym postępowania przygotowawcze wydawać polecenia, upubliczniać dokumenty i informacje z postępowania przygotowawczego (jak podkreślał – dosłownie wszystko).
– Może upubliczniać np. donosy, które dostanie prokurator, podsłuchy. Prokurator generalny może to upublicznić – podkreślił. – A to jest nie niezależny prokurator, tylko minister sprawiedliwości, a więc członek rządu, polityk.
Prawo obywatela do prywatności „zostaje bardzo narażone”
Jak zwrócił uwagę, prawo do prywatności „zostaje bardzo narażone”. – Mamy to wszystko w kontekście zmiany przepisów dotyczących inwigilacji, zmiany przepisów o policji. To rzeczywiście bardzo osłabia bezpieczeństwo obywateli. Nie przestępców, tylko tych, którzy nie są przestępcami, ale którzy mogą być narażeni na pociągnięcie do odpowiedzialności za czyny przez nich nie popełnione albo za czyny karane surowiej, niż te czyny, które oni rzeczywiście popełnili. Brak jest gwarancji dla obywatela. To zostało zlikwidowane – mówił prof. Zoll.
„Zupełnie kuriozalnym” nazwał przepis ustawy mówiący o tym, że prokurator odpowiada wprawdzie za przewinienia służbowe, ale „nie stanowi przewinienia dyscyplinarnego działanie lub zaniechanie prokuratora podjęte wyłącznie w interesie społecznym”. – Co jest interesem społecznym, będzie definiował minister sprawiedliwości – podkreślił.
Przyznał, że w takim przypadku niewykluczona jest odpowiedzialność karna. – Tylko znów postępowanie przeciwko prokuratorowi, który popełniłby przestępstwo, będzie również w rękach ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego. Znów będą decydowały kryteria polityczne, a nie prawne – zwrócił uwagę.
Jeśli PiS nie uzna wyroku TK, będzie „obowiązywała decyzja pana Kaczyńskiego”
Prowadzący Jacek Żakowski pytał go, jakie prawo będzie obowiązywało, jeśli TK orzekłby, że ustawa o prokuraturze jest niezgodna z konstytucją, ale rząd uznałby tego wyroku i nie opublikowałby. – Jeżeli rząd nie opublikuje, to mamy chaos prawny. Nie jestem w stanie powiedzieć, co wtedy obowiązuje. Obowiązuje decyzja pana Kaczyńskiego. I to jest wtedy dyktatura – zresztą w Polsce jednoosobowa – osoby, która w dodatku nie ponosi jeszcze za nic odpowiedzialności, bo jest posłem i nie sprawuje żadnej innej funkcji – mówił prof. Zoll.
I dodał: – Powiem bardzo mocne słowo, ale przecież to są lata 30. w Niemczech, kiedy właśnie wprowadzono za Carlem Schmittem decyzjonizm, tzn. obowiązuje nie norma abstrakcyjna generalna, tylko decyzja tego, który ma władzę.
– Wtedy działanie władzy przestaje być przewidywalne. Dla obywatela, dla jego bezpieczeństwa niezwykle ważne jest to, żeby mógł przewidzieć, jak postąpi władza w takiej czy innej sytuacji. Kiedy odejdziemy od prawa i kierowania się prawem, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się władza zachowa – tłumaczył konstytucjonalista.
Ustawa o TK autorstwa PiS. „Żadna ustawa naprawcza, podobny projekt był w 2007 r.”
Prof. Zoll mówił też o PiS-owskiej nowelizacji ustawy o TK, którą rządzący usilnie nazywają „naprawczą”. – To nie jest żadna ustawa naprawcza – podkreślił. – Projekt ustawy o zupełnie zbliżonej treści był w sierpniu 2007 r. w Sejmie. Nie został uchwalony tylko z tego powodu, że rozwiązano parlament. Wobec czego to nie jest jakaś ustawa, która miałaby naprawić coś popsutego w czerwcu przez PO, tylko to jest ustawa, która wpisuje się w strategię działania PiS. Strategię, która już była dyrektywą ich działania w 2007 r.
Co jeśli TK orzeknie o niekonstytucyjności tej ustawy, ale PiS nie będzie chciał przyjąć tego do wiadomości? – Jeśli władza nie opublikuje tego orzeczenia, nie będzie go stosowała, nie przyjmie go do wiadomości jako obowiązującego powszechnie, zgodnie z konstytucją, to wtedy mamy już rzeczywiście do czynienia z zerwaniem z zasadą demokratycznego państwa prawa. Zaczynamy mieć państwo, w którym siła polityczna jest rozstrzygająca, prawo przestaje się liczyć. Ale to jest katastrofa – mówił prof. Zoll.
Jak podkreślał, „to jest nie tylko nasz wewnętrzny problem”, ale także kwestia „oceny funkcjonowania naszego państwa w ramach UE” czy wreszcie problem gospodarczy. – Bo trudno jest np. inwestować w państwie, w którym nie obowiązuje prawo, tylko taki decyzjonizm tych, którzy sprawują władzę – zwrócił uwagę.
Kaczyński: Projekt opinii Komisji Weneckiej to absurd z punktu widzenia prawa
Jarosław Kaczyński w Zambrowie (MARCIN ONUFRYJUK)
2. Mówił, że to „absurd prawny” i „błąd naszych sojuszników”
3. Wcześniej projekt opinii wyciekł do mediów
– Komisja Wenecka skompromitowała się przeciekiem opinii. To jest tylko projekt, ale jeśli by go potraktować poważnie, to jest on absurdalny w sensie prawnym – tak Jarosław Kaczyński ocenił prace Komisji w rozmowie z Polskim Radiem Białystok.
I dodał, że KW nie jest ciałem, które ocenia „z punktu widzenia prawa” różnego rodzaju wątpliwości, tylko instytucją o „bardzo wyraźnym nastawieniu politycznym”.
Kaczyński powiedział również, że opinie Komisji nie mają charakteru wiążącego, a sprawa jest wykorzystywana przez sojuszników Polski za granicą. – To jest ich poważnym błędem – uczynili z działań Komisji sprawę, która utrudnia rozwiązanie sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego – ocenił prezes PiS. Stwierdził również, że w tym momencie jest to już kwestia „suwerenności Polski:”.
Opinia będzie wydana zgodnie z planem
Po wycieku do mediów projektu opinii Komisji Weneckiej na temat zmian w Trybunale Konstytucyjnym, MSZ złożył wniosek do Rady Europy o przesunięcie terminu publikacji dokumentu w ostatecznej formie. Zamiast 12 marca, poproszono o przesunięcie na czerwiec tego roku. Komisja odrzuciła jednak ten wniosek i dokument zostanie wydany zgodnie z planem.
W projekcie, który wyciekł do mediów, Komisja Wenecka w konkluzjach wzywa wszystkie organy władzy w Polsce do pełnego poszanowania i wprowadzenia w życie orzeczeń TK. Stwierdza, że dopóki sytuacja kryzysu konstytucyjnego odnoszącego się do TK pozostaje nierozwiązana i dopóki Trybunał nie może wykonywać pracy w skuteczny sposób, zagrożone są nie tylko rządy prawa, ale także demokracja i prawa człowieka.
Ofensywa rządu na Radę Europy
Przewodniczący Komisji Weneckiej Gianni Buquicchio w drodze na spotkanie z przedstawicielami Sejmu. 08.02.2016 (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
PiS używa przecieku projektu raportu Komisji Weneckiej jako pretekstu do żądania odroczenia przyjęcia przez Komisję ostatecznej opinii. Ale wygląda na to, że już wcześ-niej przygotował ofensywę propagandową i dyplomatyczną (jeżeli zachowania PiS wobec oficjeli i organów Rady Europy czy Unii Europejskiej można nazwać dyplomatycznymi) podważającą wiarygodność nie tylko Komisji, ale również innych instytucji Rady Europy.
Na środowym posiedzeniu Komitetu Ministrów Rady Europy wiceminister spraw zagranicznych Aleksander Stępkowski nie tylko oskarżył Komisję Wenecką o przeciek (dowodów, że to ona była źródłem przecieku, nie podał). Stwierdził też – co wiem ze źródeł zbliżonych do Komitetu – że w sprawie Polski zmanipulowane jest Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. Dowodem zaś ma być wypowiedź posłanki PO Agnieszki Pomaskiej dla Radia TOK FM z 29 stycznia. Przesłuchałam ją, ciekawa spisku uknutego przez PO przeciw Polsce.
Ale posłanka musiała chyba mówić szyfrem, bo niczego się nie doszukałam. Może poza anegdotą, że jak jechała taksówką na obrady Zgromadzenia Parlamentarnego z delegatami z Cypru, to gdy się dowiedzieli, że jest z Polski, skomentowali: „Ciężkie czasy u was nastały”. Czyli że może ich w tej taksówce indoktrynowała?
Min. Stępkowski nie zacytował Komitetowi Ministrów RE nic z wypowiedzi posłanki. Stwierdził tylko, że rozmowa zawiera dowód manipulacji. I to w takiej skali, że domaga się zablokowania (zapewne zmanipulowanej) debaty w komisji spraw politycznych i demokracji Zgromadzenia Parlamentarnego zaplanowanej na 8 marca.
Argumentacja podobna do tej dotyczącej przecieku: organ jest niewiarygodny, trzeba więc odroczyć debatę.
Kolejny element ofensywy propagandowej to zaprzeczanie ustaleniom Komisji. Zawiera je odpowiedź szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego na list pierwszego wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa sprzed miesiąca. Waszczykowski w niegrzecznym tonie stwierdza, że Trybunał w Polsce nie jest zablokowany, a jeśli jest, to przez prezesa TK, że rząd wykonał wyroki Trybunału i że nie ma żadnego wpływu na jego funkcjonowanie (ustawę „naprawczą” pomija). A więc wyraźnie widać, że ustalenia Komisji Weneckiej są zmanipulowane i polegają na dezinformacji o sytuacji w Polsce.
W dowodzenie braku wiarygodności Komisji Weneckiej włączył się portal Niezalezna.pl. „Dotarł” do „analizy prawnej omawiającej sprawę TK, którą otrzymała Komisja Wenecka”, a której „niestety w ogóle nie uwzględniono. Prawdopodobnie dlatego, że przygotowali ją sędziowie nominowani przez nowy parlament – niezbyt dobrze widziany na postępowych salonach Europy”. Niezalezna.pl publikuje nawet ową analizę. Niepodpisaną. Za to stanowiącą dowód, że Komisja jest zmanipulowana niczym Cypryjczycy w taksówce.
Nie zdziwiłabym się, gdyby w najbliższym czasie się okazało, że któryś z członków delegacji Komisji, która była w Polsce, np. zna prezesa Rzeplińskiego (o co nietrudno wśród prawników peregrynujących po międzynarodowych konferencjach) lub że – o zgrozo! – był zaproszony na obchody 30-lecia Trybunału Konstytucyjnego. A że obchody się nie odbędą, bo PiS nie dał pieniędzy, raport Komisji to forma zemsty. I należy odroczyć wydanie ostatecznej wersji raportu zmanipulowanej przez członków delegacji „związanych z prezesem Rzeplińskim” (swoją drogą jak odroczenie miałoby wpłynąć na treść raportu?).
Po akcji zohydzania Trybunału Konstytucyjnego, jego prezesa i obywateli gorszego sortu – w norkach i na rowerach – PiS przystąpił do zohydzania Komisji Weneckiej i instytucji Rady Europy. Przy okazji zohydza Polskę, niszcząc naszą, budowaną przez lata pozycję międzynarodową.
Ale czego się nie robi w obronie honoru PiS. Dobro PiS – dobrem narodu! (A PiS – suwerenem).
Kijowski zagiął Żalka. „Postawmy pomnik Kiszczakowi, który dał nam wolność i demokrację”
W programie Moniki Olejnik doszło do starcia między Jackiem Żalkiem i Mateuszem Kijowskim. Wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS zarzucił liderowi KOD, że reprezentuje „tradycję SB i UB”, choć nie potrafił tego uargumentować. W odpowiedzi na absurdalne zarzuty słyszał tylko śmiech oponenta, zadziwiając też prowadzącą.
Jacek Żalek próbował za wszelką cenę udowodnić, że Komitet Obrony Demokracji działa w interesie komunistów. Tak przynajmniej wynikało z jego wypowiedzi, której głównym punktem było hasło „tradycji SB i UB”. A osobami kultywującymi ją są broniący Lecha Wałęsę Polacy. I przewodzi im Mateusz Kijowski. – Nie wiem, co powiedzieć –stwierdził lider KOD. – Jeżeli ktoś w sposób brudny traktuje symbol, to odnosi się do milionów, które wywalczyły wolność – dodał po chwili. Zażądał też przeprosin od Żalka za obrażenie ok. 200 tys. ludzi, którzy w ubiegłą sobotę wyszli na ulice.
Polityk PiS jednak nie tylko nie przeprosił, ale kontynuował rozpoczętą myśl. – [Na demonstracjach KOD] jest dużo agresji, nienawiści – przekonywał w programie „Kropka na i”. – Są tam osoby, które dają sobie prawo do pouczania, czym jest demokracja, a przed laty same ją gwałciły – grzmiał. Monika Olejnik poprosiła o sprecyzowanie kogo miał na myśli, ale ten uchylił się od odpowiedzi. Wreszcie zarzucił jej, że ta zaprasza do studia Włodzimierza Cimoszewicza, którego syna dostrzegł wśród protestujących. – Jak ma się piernik do wiatraka? – spytała dziennikarka. Żalek to zignorował i poszedł dalej. – Na marszach KOD demonstrują oprawcy z SB – usłyszeli Kijowski i Olejnik. Ponownie nie było wiadomo, o kim mówił.
Lider KOD nie ukrywał rosnącego zdziwienia, ale i irytacji. Kiedy próbował coś powiedzieć, Żalek wchodził mu w słowo. Na każdy rozsądny komentarz reagował nerwowo, nie mogąc skleić zdania. Trudno było właściwie zrozumieć, o czym mówi. Gdy rozmowa zeszła na temat wycieku opinii Komisji Weneckiej, przekonywał, że stoi za tym „Gazeta Wyborcza”. Zdaniem Żalka, skoro do niego doszło, Komisja nie może być wiarygodna. – Bazujemy na niepewnych informacjach – skwitował. Kijowski oponował, aż usłyszał, że jeśli może podważać autentyczność teczek „Bolka”, to to samo tyczy się opinii Komisji. – Powinniśmy więc postawić pomnik Kiszczakowi, który dał nam wolność i demokrację – skwitował szef KOD.
Młody płetwal z mamą – jedyne takie wideo
To pierwsze takie nagranie w historii badań ssaków morskich. Jego autorem jest ekolog morska Leigh Torres. Podczas badań, które prowadziła u zachodnich wybrzeży Nowej Zelandii dla uniwersytetu w Oregonie, trafiła na niesamowitą sposobność: wieloryba, najpewniej płetwala błękitnego, z młodym.
Zespół doktor Torres zachował bezpieczną odległość, by nie niepokoić zwierząt, ale uruchomił niewielkiego drona, który zwykle służył do pomocy w określaniu wielkości napotykanych wielorybów. Na nagraniu udało się uchwycić bardzo interesujący moment – młode właśnie się posilało.
Mały płetwal, znajdujący się cały czas przy boku dorosłego osobnika, na przemian wynurzał się, by zaczerpnąć oddechu, i wpływał pod brzuch matki. Zawsze trafiał w to samo miejsce i spędzał tam dłuższą chwilę. Według Torres takie zachowanie wyraźnie wskazuje na moment pożywiania się wielorybiątka. Nikomu wcześniej nie udało się uchwycić tego na taśmie.
Naukowcy jeszcze nie rozstrzygnęli, czy widoczne na filmie zwierzęta to na pewno płetwale błękitne, jednak większość dowodów na to wskazuje. Jak twierdzi biolog, sfilmowane osobniki należą zapewne do mniejszego podgatunku, osiągającego ok. 27 metrów długości (największe osobniki, zamieszkujące rejony Antarktydy, mogą mierzyć nawet 34 metry). Oblicza się, że tych mniejszych egzemplarzy jest ok. 10 tys.
Funkcjonowanie płetwali błękitnych od dawna jest zagadką dla biologów morskich. Wiadomo, że wieloryby te mają sutki, ale ukryte pod warstwami skóry. Jednocześnie budowa warg i otworu gębowego płetwali uniemożliwia ssanie, nie wiadomo więc do końca, w jaki sposób odbywa się karmienie – doktor Torres sugeruje, że matka może „wstrzykiwać” mleko do pyska młodego.
Noworodek płetwala rodzi się po 11 miesiącach ciąży i waży ok. 2700 kilogramów – niemal 3 tony. Odżywiając się wyłącznie mlekiem matki przez pierwsze pół roku życia, maluchy osiągają wagę mniej więcej 17 ton! Oznacza to 80 kilogramów przyrostu masy dziennie.
Biorąc pod uwagę fakt, że płetwale wydają na świat tylko jedno młode co 2-3 lata, nagranie dające wgląd w ich sposób opieki nad młodymi ma ogromny walor edukacyjny. Wieloryby te są pod ścisłą ochroną, ich populacja w ciągu 50 lat została odbudowana niemal od zera. Im więcej informacji na temat zwyczajów płetwali poznamy, tym większa szansa na zachowanie tego gatunku.
Mimo zakazu połowów płetwale są zagrożone, m.in. przez kolizje z okrętami (niestety, nie nauczyły się ich omijać), zagłuszające ich „pieśni” odgłosy platform wiertniczych, czy zabijające kryl – ich główne pożywienie – zanieczyszczenia.
Wideo Leigh Torres jest niezwykłe nie tylko ze względu na karmienie na nim zarejestrowane. Wraz z danymi zebranymi z tego regionu pokazuje także, że populacja płetwali odbudowuje się, co daje nadzieję na utrzymanie gatunku przez najbliższe lata.
Jarosław Kaczyński napisał autobiografię. W połowie roku pierwsza część
Jarosław Kaczyński (KACPER PEMPEL / REUTERS / REUTERS)
– Szykujemy książkę niespodziankę – biografię według mnie najwybitniejszego polskiego żyjącego polityka. Wszystko wskazuje na to, że będzie w tym roku na rynku pierwsza część autobiografii Jarosława Kaczyńskiego. Książka zaplanowana na dwa tomy – mówi w rozmowie z portalem braci Karnowskich Tadeusz Zysk, założyciel wydawnictwa Zysk i S-ka.
Zysk nazywa Kaczyńskiego najwybitniejszym polskim politykiem XX wieku na równi z Romanem Dmowskim.
To już druga książka na temat Kaczyńskiego, która ukaże się w ciągu zaledwie roku. Autorem poprzedniej – „Tajemnic Kaczyńskiego” – jest Michał Krzymowski, dziennikarz „Newsweeka”.
„Tajemnice Kaczyńskiego” nie są portretem apolitycznym, jak chciał autor. To lektura o człowieku, który całe swoje życie podporządkował matce, bratu, ale też polityce. A jednak zawsze był samotny. To właśnie udało się pokazać autorowi – pisze w recenzji książki dziennikarka „Wyborczej” Agata Kondzińska.