Kaczyński chciał być jak Orban i zwodzić Komisję Europejską. Ale Bruksela się nie nabrała i rząd PiS ma problem
Jarosław Kaczyński konsekwentnie realizuje scenariusz przećwiczony już przez Viktora Orbana. Dotyczy to także stosunków z Unią Europejską. Kiedy Bruksela zaczęła zajmować się konfliktem wokół Trybunału Konstytucyjnego, PiS postanowiło wzorem premiera Węgier udawać chęć kompromisu i nadal robić swoje. Nie udało się – Komisja Europejska przejrzała tę grę i właśnie straciła cierpliwość.
Polska dołączyła do Węgier i jest w Unii Europejskiej krajem specjalnej troski. Tak jak kiedyś wspólnotowe instytucje z niedowierzaniem i rozczarowaniem przyglądały się kolejnym zmianom dokonywanym przez rząd Viktora Orbana, tak teraz zajmują się kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Być jak Orban
Prawo i Sprawiedliwość chciało sprawę rozegrać tak, jak zwykł robić to Orban. Węgierski premier to mistrz salonowej polityki, który na brukselskich salonach czuje się jak u siebie. Bo jest u siebie, dzisiaj największą siłą polityczną Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej jest Europejska Partia Ludowa, której Fidesz jest członkiem. Dzięki temu Orban spotyka się z najważniejszymi politykami UE nie tylko na spotkaniach Rady Europejskiej, lecz także na zebraniach partii.
Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość jest członkiem trzykrotnie mniejszej grupy Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Przez to praktycznie nie liczy się przy podziale stanowisk w PE. Ale przede wszystkim PiS nie ma siły przebicia w Komisji i Radzie Europejskiej, bo partie z grupy PiS rządzą tylko w Wielkiej Brytanii i na Węgrzech.
Mistrz dyplomacji
Poza tym Orbanowi sporo uchodziło na sucho, bo premier Węgier przywiązywał wielką wagę do dyplomacji. Kiedy tylko wybuchał jakiś pożar, jechał do Brukseli, by przekonywać brukselskich urzędników, że uważnie wsłuchuje się w ich głos, że jest otwarty na dyskusję, a nawet na ustępstwa. Oczywiście, kiedy wracał do kraju, wracał do ostrej, czasami wręcz antyunijnej retoryki.
Tak samo próbował zrobić Kaczyński, wysyłając Beatę Szydło, by z mównicy sejmowej grzmiała o naszej suwerenności i o tym, że nie ulegniemy dyktatowi Brukseli. Kilka dni później spotkała się z Fransem Timmermansem, wymieniała uśmiechy i uściski rąk oraz zapewniała o gotowości do dialogu.
Nie wystarczą deklaracje
Podobnie lawirował Orban. Ale jest jedna zasadnicza różnica. On nie tylko mówił o dialogu i dyskusji, ale też rzeczywiście szedł na ustępstwa. I chwilę później przykręcał śrubę w innym miejscu. Tymczasem PiS nie cofnęło się ani o krok, cały czas tylko mówi o chęci rozwiązania sporu.
Jak widać dla Komisji Europejskiej to za mało. PiS nadużyło jej cierpliwości i w efekcie Komisja wyda krytyczną wobec polskich władz opinię. To dość zaskakujące posunięcie, bo jeszcze tydzień temu Timmermans spotykał się z Beatą Szydło i wydawało się, że zażegnano niebezpieczeństwo wydania negatywnej dla nas opinii.
KE traci cierpliwość
Na razie nie będzie to jednak dokument wydany w ramach procedury kontroli praworządności, a poufne pismo, które zostanie przekazane tylko polskiemu rządowi – donosi RMF FM. Komisja przyjęła opinię tuż przed południem. Możliwe jednak, że krytyczne wobec działań rządu słowa padną także publicznie, bo wiceszef KE Frans Timmermans na godzinę 12.30 zwołał konferencję prasową.
Jeśli taka forma nacisku nie zadziała, kolejnym krokiem będzie już wydanie oficjalnej, publicznej opinii, wpisanej w procedury. Prezes zapowiedział, że jeśli tak się stanie, Polska zaskarży procedurę. A to oznacza już otwartą wojnę z Komisją Europejską. I trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek na niej skorzystał.
Zabójcza terapia dla Unii i dla nas
Frans Timmermans i Beata Szydło (Czarek Sokolowski (AP Photo/Czarek Sokolowski))
Twierdzi wprawdzie, że nie powinniśmy wychodzić z Unii, ale w świetle tego, co mówi, akurat w te zapewnienia może uwierzyć jedynie bałwan.
Bo po cóż trwać w czymś, co już upada, a w dodatku przysparza nam samych kłopotów? Dla forsy? Wszak Unia pogrążyła się w chaosie, więc – dodam – już w niedalekiej przyszłości pieniądze będą niepewne. Bo Polska jest zbyt słaba, by mogła sama zadbać o swe interesy? Zapewne, choć nad tą kwestią Cichocki się nie pochyla. Roztacza za to dramatyczną wizję tego, jak Bruksela uczyniła z Polski ofiarę, by odwrócić uwagę od własnych klęsk i grzechów.
W sporze o Trybunał Konstytucyjny i standardy demokracji chodzi nie o wartości – komentuje Cichocki – tylko o to, że „elity europejskie strasznie nabroiły (…), a teraz nie chcą zostać ze swych błędów rozliczone i dlatego gorączkowo szukają kozła ofiarnego. Im dłużej będziemy trwać w konflikcie Unia – Polska, tym większe niebezpieczeństwo, że to my zostaniemy w tej roli obsadzeni”. Podkręcanie sporu z Polską ma więc ułatwić elitom europejskim utrzymanie obecnego nieznośnego stanu. Zwłaszcza że nie ma dowodów, by Polska odchodziła od demokracji, naruszając kryteria kopenhaskie, obowiązujące członków UE.
W dodatku, twierdzi Cichocki, wątpliwe jest prawo Komisji Europejskiej do ingerencji w sprawie TK. Toteż PiS zamiast jak teraz wchodzić w emocjonalne i szkodliwe dla Polski zwarcie z Unią, powinien spytać Trybunał Sprawiedliwości UE, czy działania KE są uprawnione. W ten sposób polskie władze zamroziłyby na lata konflikt z Unią i mogłyby się nią nie przejmować. Jak się zdaje, PiS skorzystał z tych rad Cichockiego.
Dotąd znałem Marka Cichockiego jako interesującego krytyka UE, zajmującego się nie tylko jej wadami, lecz także dokonaniami. I jako kompetentnego uczestnika wspólnej Europy, który wie, że współtworzą ją – obok gry sił i wąskich interesów – wartości, rozmaite i pozostające w konfliktach. Warto było się z Cichockim kłócić i nie sposób było go ignorować. Dziś z rozczarowaniem konstatuję, że konserwatywna myśl Cichockiego osuwa się w myśl zaprzeczną. Na pierwszy plan wysuwają się bowiem w tych rozważaniach, zamiast szacunku dla państwa prawa, sztuczki prawne mające ułatwić rządzącym rozmontowywanie demokracji. Zamiast namysłu nad europejską polityką rządzoną przez konglomerat narodowych interesów i uniwersalnych wartości jest redukcja Unii do dyktatu możnych. Zamiast praw obywateli są interesy rządzących.
Cichocki uśmierca wspólną Europę, zostawiając z niej tylko państwa, władzę i siłę. Co zbliża go do obecnej ideologii PiS, zgodnie z którą naczelnym suwerenem jest ten, kto rządzi. Upominanie się o prawa obywatelskie czy zachowanie trójpodziału władzy, by hamować zapędy rządzących, to instrument walki o wpływy. A w tej walce naprzeciw z grubsza normalnego polskiego rządu stoi niedemokratyczna Komisja Europejska, ikona zmarniałej Europy.
Zdaniem Cichockiego rządy Orbána na Węgrzech, kariera skrajnego Frontu Narodowego we Francji, dążenia do Brexitu dowodzą, że wreszcie „teraz Europa staje się projektem obywateli” zbrzydzonych arbitralną władzą Unii. W tej wersji polityka PiS to przejaw owego obywatelskiego poruszenia. I zapowiedź przyszłości Europy.
A przecież Cichocki wie, że Komisję Europejską wybierają unijne państwa, a zatwierdza ją i kontroluje jej poczynania Parlament Europejski. Ma więc ona demokratyczny mandat. Cichocki wie też, że nie ma w Europie jednego ludu. Bo choć część europejskich społeczeństw przychylnie patrzy na autorytarne i ksenofobiczne ugrupowania, to większość Europejczyków chce Unii gwarantującej wolność i równość praw, pokój oparty na wzajemnej solidarności oraz rozwój. Te założycielskie ideały Unii nie stały się widmem przeszłości, wciąż odwołuje się do nich większość obywateli, także tych niezadowolonych. Bo, tu zgoda z Cichockim, Unia popadła w poważne tarapaty. Żeby przetrwać, musi się zmienić. Jednak receptą na dręczące ją kryzysy, na lęki społeczeństw przed teraźniejszością i przyszłością, na terroryzm i wojenne zagrożenia, na bezrobocie, nierówności i niepewną sytuację ekonomiczną, na masowy przypływ uchodźców nie są dezintegracja i powrót do polityki opartej jedynie na narodowych egoizmach. Przyniosło to Europie zbyt wiele nieszczęść, byśmy tego nie wiedzieli.
Tyle że dziś każdy rząd, który jak PiS rozwala w swoim kraju demokrację bądź odrzuca unijną politykę kompromisów i solidarności, choćby w sprawie uchodźców, przykłada się do dezintegracji Unii. Dla Polski zabójczej. Cichocki ze swoją wiedzą i kompetencją świetnie to pojmuje, a jednak staje po stronie dezintegratorów. Jakby dał się uwieść tej wyłaniającej się sile i ujrzał w niej konieczność. Czy tak?
Tyle że dziś każdy rząd, który jak PiS rozwala w swoim kraju demokrację bądź odrzuca unijną politykę kompromisów i solidarności, choćby w sprawie uchodźców, przykłada się do dezintegracji Unii. Dla Polski zabójczej. Cichocki ze swoją wiedzą i kompetencją świetnie to pojmuje, a jednak staje po stronie dezintegratorów. Jakby dał się uwieść tej wyłaniającej się sile i ujrzał w niej konieczność. Czy tak?
Kosiniak-Kamysz: Klucz do rozwiązania sporu wokół TK leży w polskim parlamencie, w przyszłym tygodniu muszą rozpocząć się prace nad projektami
Kosiniak-Kamysz: Klucz do rozwiązania sporu wokół TK leży w polskim parlamencie, w przyszłym tygodniu muszą rozpocząć się prace nad projektami
Jak mówił w Sejmie Władysław Kosiniak-Kamysz:
„Nie spełniły się przewidywania jednej ani drugiej strony. Wielcy optymiści mówili, że już KE porozumiała się z Polską, nie sprawdziły się również przewidywania tych, którzy twierdzili, że przejdziemy do kolejnego etapu procedury, którą wszczęła wobec Polski KE. Sytuacja jest bardzo trudna. Myślę, że coraz większa grupa Polaków jest już strasznie zmęczona tym sporem, nie chce już więcej słyszeć o kłopotach z tym związanych. Klucz do rozwiązania leży w polskim parlamencie. W przyszłym tygodniu muszą rozpocząć się prace komisji, która powoła podkomisję i muszą się rozpocząć prace nad projektami. Każdy dzień zwłoki to obniżanie pozycji Polski na arenie międzynarodowej. PiS mógłby sam wyjść z tej sytuacji, ale może nie potrafi – dlatego przygotowaliśmy nasz projekt ustawy kompromisowej, która rozwiązuje całość problemu wokół TK”
Schetyna: Potrzebna jest kapitulacja Kaczyńskiego. Musimy znów wrócić do rodziny europejskiej
Jak mówił dziś po konferencji wiceszefa Komisji Europejskiej i negatywnej opinii o Polsce Grzegorz Schetyna:
„Potrzebna jest kapitulacja Kaczyńskiego, odejście od złych prób rozwiązywania [kryzysu], opublikowanie wyroku, zaprzysiężenie sędziów. Tylko tyle i aż tyle. Wszystko w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Jesteśmy jako kraj złym przykładem dla Europy. Dotykamy już kwestii polskiego rozwoju, inwestycji, już nie tylko praworządności. Mówimy: nie jest jeszcze za późno. Mamy dwa tygodnie, by odmienić tę sytuację. Wciąż mamy szansę wrócić do rodziny europejskiej. Bo to już sytuacja nie tylko szkodząca PiS-owi, ale Polsce”
Mazurek: Dziwi mnie dzisiejsza opinia KE, Komisja próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy Polski
Jak mówiła w Sejmie rzecznik klubu PiS Beata Mazurek:
„Dziwi mnie dzisiejsza opinia KE, KE próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy polskie. Na to naszej zgody nie będzie. Bo nie ma podstawy traktatowej. Ja nie rozumiem intencji zaangażowania KE – z jednej strony mówią, że ingerują, ale mówią tez, że to nasza wewnętrzna sprawa w Polsce”
Jak dodała:
„Nie można nam zarzucić że nie chcemy kompromisu i dialogu. Mówimy o tym, że jesteśmy w stanie sukcesywnie zaprzysiąc sędziów. Mówimy o tym, że jesteśmy w stanie zmieniać treść ustawy o TK, zarówno w zakresie liczby sędziów, jak i kolejności spraw. Z naszej strony kompromis jest. Jestem zdziwiona tym, że KE tak intensywnie się nami zajmuje. Kompromis jest możliwy do zawarcia. Trzeba dobrej woli wszystkich partii w Sejmie. Spór polityczny wokół TK naprawdę nikomu nie służy”
Petru: Opinia KE to krok w kierunku sankcji. Polska tym samym oddaje swoją suwerenność w ręce innych krajów
Jak zaapelował dziś po konferencji wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa Ryszard Petru do polskiego rządu:
„Niech opublikuje opinię KE, bo nie może być tak, że my, Polacy, o tym nie wiemy. To dotyczy naszych żywotnych spraw. KE nie dała się nabrać na sztuczki PiS polegające na markowaniu rozmów z opozycją. Nie ma ochoty po stronie PiS rozwiązania tego kompromisu. KE nie dała się zwieść. Obawiam się, że Polsce grożą sankcje, bo rząd i prezydent łamią prawo. Jeden w Polsce człowiek upiera się, że ma rację, a przez to Polacy muszą za to płacić. Oddajemy tym samym suwerenność naszego kraju w ręce innych krajów, bo o sankcjach decydują inne państwa. To smutny dzień, PiS się tego nie spodziewało, myślało, że wszystkich oszuka”
– To symboliczny czas, by skończyć z dobrą zmianą – stwierdził lider Nowoczesnej.
Timmermans: Mimo konstruktywnego dialogu z Polską, nie udało się znaleźć rozwiązań głównych problemów ws. TK
Timmermans: Mimo konstruktywnego dialogu, nie udało się nam znaleźć rozwiązań głównych problemów ws. TK
KE przyjęła opinię o stanie praworządności w Polsce. Jak mówił na konferencji prasowej wiceszef KE Frans Timmermans:
„Od połowy stycznia prowadziliśmy intensywny dialog z Polską w ramach procedury kontroli praworządności. Dwa razy odwiedziłem Warszawę, nasze rozmowy zawsze były konstruktywne. Do tej pory nie potrafiliśmy jednak znaleźć rozwiązania głównych problemów: składu TK, publikacji wyroków i ich poszanowania oraz treści ustawy o TK. Komisja chce pomoc polskim władzom odnalezienia szybkich i efektywnych rozwiązań. Dziś zdecydowaliśmy się wysłać Polsce naszą ocenę sytuacji”
Jak dodał:
KE nie chce być częścią debaty politycznej w Polsce. Naszym zadaniem jest ochrona rządów prawa. Nie chcę spekulować o następnych krokach. Cały czas jesteśmy w procesie konstruktywnego dialogu.
Polska ma teraz czas na odpowiedź „w odpowiednim czasie”. Na podstawie tej odpowiedzi – jak informuje KE – będzie nadal prowadzony „konstruktywny dialog” z Polską. Jeśli nadal nie będzie rozwiązania, KE może wydać rekomendację, która będzie oznaczać przejście na 2 etap procedury.
Ziobro zaostrza kary za przestępstwa na tle seksualnym. „Państwo będzie reagować bezwzględnie i brutalnie”
– Bezkarność jest najszybszą drogą do demoralizacji. Zaostrzymy kary za przestępstwa seksualne. W tym obszarze państwo powinno reagować bezwzględnie i brutalnie, ale w ramach prawa (…) Rząd Beaty Szydło będzie konsekwentnie realizował politykę karną w związku z tymi przestępstwami. Wprowadzamy drakońskie zaostrzenie kar, mamy nadzieję, że Polacy podejdą do tych zmian z akceptacją. Przywracamy poczucie sprawiedliwości –zapowiedział dziś na konferencji prasowej Zbigniew Ziobro.
Premier @BeataSzydlo po spotkaniu z Wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej @TimmermansEU. Podajcie dalej! #KE #TK
KE przyjęła krytyczną opinię o praworządności w Polsce. „Nie udało się znaleźć rozwiązań ws. TK”
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans (SŁAWOMIR KAMIŃSKI / Agencja Gazeta)
– Pomimo naszych starań dotąd nie udało się znaleźć rozwiązań kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego w Polsce – mówił na konferencji prasowej Frans Timmermans. Wiceszef KE zaznaczył jednak, że rozwiązanie kryzysu wokół TK musi zostać znalezione w Polsce. – KE nie chce ingerować w polityczną debatę w Polsce – zaznaczył.
KE nie będzie na razie publikować dokumentu – wyśle go jednak polskim władzom. Wcześniej unijne źródła podały, że treść opinii jest „mocno krytyczna”.
– Unia Europejska jest zbudowana na wspólnych wartościach zapisanych w Traktacie. Te wartości obejmują również przestrzegane prawa (…). Zapewnienie przestrzegania praworządności jest kolektywnym zadaniem instytucji unijnych i wszystkich państw członkowskich – mówił Timmermans. Jak podkreślił, KE jest gotowa kontynuować dialog z polskimi władzami, a wymiana informacji z rządem Beaty Szydło „była zawsze konstruktywna”.
Rozmowy z KE trwają od stycznia
Timmermans, który od stycznia prowadzi z Polską dialog w ramach procedury ochrony praworządności, zdał komisarzom relację z ostatnich kontaktów z polskimi władzami na temat możliwości rozwiązania kryzysu wokół TK. We wtorek wieczorem doszło do rozmowy telefonicznej Timmermansa z premier Beatą Szydło, ale – jak twierdzą źródła – nie przyniosła ona przełomu i nie przekonała wiceszefa KE do zmiany projektu krytycznej opinii.
Polskie władze będą teraz miały dwa tygodnie na to, by ustosunkować się do opinii. Jeżeli wskazane problemy nie zostaną rozwiązane, to kolejnym etapem procedury jest wydanie przez KE zaleceń z określonym terminem rozwiązania konkretnych problemów.
Ostatecznym rozwiązaniem jest wniosek do Rady UE (przedstawicieli państw członkowskich) o stwierdzenie naruszeń zasad państwa prawa, zgodnie z artykułem 7 unijnego traktatu. Artykuł ten pozwala też nałożyć sankcje na kraj łamiący zasady praworządności.
A TERAZ ZOBACZ: Ziobro chciał dopiec Platformie, ale wtedy powiedział TO
Konferencja Timmemansa teraz. Tymczasem w TVPIS..
O islamofobii i zaprzeczaniu zagładzie
Minister spraw zagranicznych Iranu, Mohammad Dżawad Zarif i Witold Waszczykowski (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
Obaj panowie robili jednak dobrą minę do złej gry i pozowali uśmiechnięci do zdjęć. Podpisali porozumienia o zacieśnieniu współpracy handlowej, co oczywiście teraz, po zdjęciu nałożonych na Iran sankcji, jest dobrą wiadomością, oraz o regularnych konsultacjach politycznych na wysokim szczeblu.
„Zawsze czuliśmy – cytuje Waszczykowskiego irańska agencja Tasnim – że Iran jest częścią rozwiązania, a nie częścią problemu”. To bardzo interesująca deklaracja. „Zawsze” oznacza więc też wówczas, gdy Iran, łamiąc traktaty, realizował nielegalny program atomowy. Gdy dokonywał zamachów terrorystycznych od Libanu po Argentynę. Gdy wzywał do wymazania Izraela z mapy świata. Gdy twierdził, że Zagłada to kłamliwy mit, i organizował konkursy satyryczne na najlepiej wyszydzający ją rysunek. To wszystko najwyraźniej zdaniem ministra Waszczykowskiego część rozwiązania, a nie część problemu.
Mógł szef polskiej dyplomacji wypowiedzieć się oględniej, mówiąc, że uważamy, iż Iran jest częścią nie tylko problemu, ale też rozwiązania – jest to zdanie niemal uniwersalnie słuszne i pasuje nawet do jego własnego rządu. Ale nie: „zawsze czuliśmy”. „My” w tym wypadku znaczy „Polska”.
Wiele osób jest zdania, że najbardziej zasługujące na napiętnowanie działania Iranu to już raczej przeszłość. Kwestię programu atomowego uregulowało porozumienie genewskie. O nowych irańskich zamachach terrorystycznych ostatnio nie słychać, być może dlatego, że kraj jest zbyt zaangażowany w wojny w Syrii i Iraku. Od wyboru prezydenta Rouhaniego nie mówi się już o wymazywaniu Izraela z mapy.
Kolejne wydanie konkursu satyry na Zagładę wprawdzie właśnie odbyło się w Teheranie, ale przecież sam minister Zarif zapewnił w wywiadzie dla „New Yorkera”, że rząd irański nie ma z tym nic wspólnego: konkurs organizuje niezależna instytucja. „Dlaczego w Stanach jest Ku Klux Klan? Czy odpowiedzialny jest za to rząd amerykański?” – stwierdził w tym samym wywiadzie. Zapewnił zarazem, że „osoby, które głosiły nienawiść rasową lub przemoc, nie zostaną zaproszone” do konkursu. Pal sześć przekonanie, że można szydzić z Zagłady, nie będąc rasistą, ale skąd minister wie, kto nie będzie zaproszony, skoro jego rząd nie ma z organizacją konkursu nic wspólnego? Konkurs zorganizowały Instytut Kulturalny Sarcheshmeh podlegający Organizacji Propagandy Islamskiej nadzorowanej bezpośrednio przez Najwyższego Przywódcę, ajatollaha Ali Chameneiego, oraz Organizacja Mediów i Sztuki Owj podlegająca Gwardii Rewolucyjnej. Wypowiedź ministra Zarifa ma więc sens jedynie, jeśli założyć, że rząd irański nie ma nic wspólnego z Przywódcą i Gwardią, bo ich nie kontroluje, lecz im podlega, co skądinąd jest prawdą, ale problemu nie rozwiązuje. Ach, zapomniałem: Iran jest częścią rozwiązania, nie częścią problemu.
Dość żartów. W Dzień Pamięci o Zagładzie w tym roku Najwyższy Przywódca opublikował na swojej stronie w internecie film, który kwestionuje Zagładę. Tymczasem zginęły w niej 3 mln polskich obywateli. W kontaktach z państwem, które to kwestionuje, każdy rząd polski ma obowiązek protestować, a już zwłaszcza rząd, który z polityki historycznej uczynił priorytet. Wyobraźmy sobie reakcję Warszawy, gdyby Iran zakwestionował prawdę o Katyniu. W kwestii zaprzeczania przez Iran Zagładzie ten rząd jednak milczy. Tak jakby był częścią problemu, a nie rozwiązania.
Komisja Europejska przyjęła opinię na temat Polski. Co dalej?
Frans Timmermans, spotkał się z premier Szydło (KACPER PEMPEL / REUTERS / REUTERS)
Oficjalna „opinia na temat praworządności” to kluczowy punkt pierwszego z trzech etapów procedury na rzecz praworządności, którą Komisja Europejska wszczęła w styczniu w związku ze sporem o Trybunał Konstytucyjny w Polsce.
Odpowiedź polskiego rządu może zawierać zarówno poglądy Warszawy na konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, jak i propozycje rozwiązania go.
Zgodnie z unijnymi regułami Komisja Europejska powinna, opierając się na niej, znów podjąć „konstruktywny dialog” z rządem Beaty Szydło w celu rozwiązania konfliktu.
Jednak jeśli odpowiedź Polski będzie wymijająca, nie da nadziei na szybkie rozwiązanie konfliktu albo „w rozsądnym terminie”, a prowadzony na jej podstawie dialog Komisji z Warszawą nie doprowadzi do uwzględnienia zastrzeżeń KE co do Trybunału, Bruksela może przejść do drugiego etapu procedury. Jest nim wydanie oficjalnych „zaleceń w sprawie praworządności” z wyznaczeniem terminu na ich uwzględnienie.
Czym grozi artykuł siódmy
Trzeci etap to monitorowanie wdrażania zaleceń. A jeśli zostaną przez Polskę pokpione – to decyzja, czy nie sięgnąć po dyscyplinujący artykuł 7 z traktatu o Unii Europejskiej. Na jego mocy kraje UE – większością głosów 22 z 28 członków i za zgodą europarlamentu – mogą stwierdzić ryzyko naruszenia podstawowych wartości i ogłosić własne rekomendacje dla Polski.
Ponadto artykuł 7 grozi nałożeniem sankcji. Ale do tego trzeba by – co jest obecnie bardzo mało prawdopodobne – uprzedniej jednomyślnej deklaracji krajów UE (poza Polską) o poważnym i stałym naruszeniu podstawowych unijnych wartości (to m.in. państwo prawa). Węgierski premier Viktor Orbán już obiecał weto.
Pojawiły się spekulacje, że weto Budapesztu można by ominąć przez wszczęcie równoczesnej procedury dyscyplinującej wobec Polski i Węgier, ale taka opcja – zdaniem speców od unijnych traktatów – byłaby sprzeczna z prawem UE.
Traktat Unii określa, że wśród ewentualnych sankcji (nazywanych „zawieszeniem niektórych praw”) może być zawieszenie prawa głosu w Radzie UE, ale nie precyzuje innych możliwych restrykcji. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że karą byłoby uderzenie po kieszeni – np. poprzez zawieszenie części przelewów z budżetu UE.
Elastyczne terminy i procedura presji
Na razie jedyny sztywny termin to dwa tygodnie dla rządu Szydło na odpowiedź Komisji Europejskiej.
Potem szybsze bądź wolniejsze tempo procedury na rzecz praworządności w Polsce będzie po części polityczną decyzją Komisji uzależnioną od gotowości Warszawy do rzetelnych rozmów z nią oraz do rozsądnych kompromisów w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.
Dziś wydaje się, że Komisja nie ma ochoty nazbyt zwlekać. I niewykluczone, że jeśli spór o Trybunał nie przybliży się do rozstrzygnięcia, oficjalne zalecenie o praworządności (II etap procedury) może zostać przyjęte nawet w najbliższych kilku tygodniach.
Cała procedura KE jest przede wszystkim narzędziem presji politycznej (z racji małego prawdopodobieństwa sankcji), a w Brukseli można usłyszeć, że taka presja będzie mniej skuteczna po lipcowym szczycie NATO w Warszawie oraz po Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie.
Jakie straty oprócz reputacji?
Gdyby Komisja Europejska zdecydowała się na sięgnięcie po artykuł 7 traktatu UE, to Polska – jeśliby chciała go blokować – byłaby zdana na targi z krajami członkowskimi. Najpierw, by nie uzbierało się 22 krajów (potrzebnych do „stwierdzenia ryzyka” i przyjęcia rekomendacji), a potem w celu złamania jednomyślności w Radzie Europejskiej (co obecnie obiecuje Orban). Niewykluczone, że ceną za przychylność dla rządu Szydło byłyby ustępstwa wobec tych krajów w różnorakich rokowaniach Rady UE na temat nowych unijnych przepisów.
Ale teraz znacznie realniejszą ceną jest osłabianie pozycji i marginalizacja Polski, która rośnie z każdym dniem sporu z Komisją o niezależność Trybunału Konstytucyjnego.
Taka marginalizacja kosztuje. Przykładowo KE już jesienią zamierza dyskutować o priorytetach unijnego budżetu po 2020 r., a w UE podnoszą się głosy na rzecz silnego zredukowanie funduszy strukturalnych czy nawet likwidacji polityki regionalnej w obecnym kształcie. Siła polskiego lobbingu przeciw takim pomysłom byłaby teraz wyjątkowo marna.
– Trudno wyobrazić sobie zachodniego premiera idącego dziś do swego parlamentu po zgodę na składki do budżetu Unii po 2020 r., które w dużym stopniu miałyby iść na politykę spójności w Polsce – mówi wysoki rangą urzędnik UE.
Ponadto jeśli nie utrzymamy w ryzach naszego budżetu i wpadniemy w najbliższych latach w unijną procedurę unijnego deficytu, Bruksela może mieć większą niż zwykle ochotę na dyscyplinujące zawieszenie części funduszy dla Polski. To narzędzie przewidziane prawem UE, które kilka lat temu zastosowano wobec Węgier (potem fundusze odwieszono).
Czy rząd ma pieniądze na 500+? Budżet się nie spina
GUS potwierdził wczoraj wcześniejsze wyliczenia – w I kwartale 2016 r. nasza gospodarka niespodziewanie wyhamowała. PKB wzrósł o 3 proc., znacznie poniżej oczekiwań rynkowych i znacznie wolniej niż w poprzednich kwartałach. – Po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych PKB spadł o 0,1 proc., co jest najgorszym wynikiem w ujęciu kwartalnym od IV kwartału 2012 r. – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista banku Crédit Agricole Polska.
Te dane zaniepokoiły ekonomistów. Mają oni jednak nadzieję, że to tylko jednorazowy spadek, a nie w ogóle spowolnienie gospodarki. Gdyby było inaczej, gdyby się okazało, że polityka już odciska piętno na gospodarce, zniechęca firmy do inwestycji – niepokoić powinniśmy się zacząć wszyscy.
Po dojściu do władzy PiS zdemontował mechanizmy, które miały zabezpieczać finanse państwa. Do kosza wyrzucił politykę zaciskania pasa i gwałtownie zwiększył wydatki. Sztandarowy projekt – 500-złotowe dodatki na dzieci – do granic wytrzymałości napiął finanse państwa. Bo dodatki kosztują budżet prawie 2 mld zł miesięcznie i w tym roku pójdzie na nie 17 mld zł. Ogromne pieniądze.
Kluczowa dla sfinansowania programu „500 plus” jest poprawa ściągalności podatków. Rząd wymyślił sobie, że do kasy państwa ma dzięki temu wpływać dodatkowo nawet kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie. Pierwsze rozwiązania uszczelniające system podatkowy przejęte po poprzednim rządzie – klauzula obejścia prawa podatkowego i Jednolity Plik Kontrolny – wkrótce zaczną działać. Następne, choćby pakiet, który ma zapobiec oszustwom na rynku paliwowym, są w drodze. Eksperci podatkowi i ekonomiści powątpiewają. Pieniądze dla budżetu z tego wszystkiego pewnie będą, ale nie wiadomo jakie i nie wiadomo kiedy.
Na razie sukcesów w uszczelnianiu podatków nie widać. Dochody kasy państwa na koniec kwietnia były niższe od planu i wyniosły 105,4 mld zł. Plan – 107,4 mld zł. Z najważniejszego podatku, czyli z VAT, pieniędzy też jest trochę mniej, niż planował rząd. Podobnie z akcyzy. Z podatku od banków po dwóch miesiącach funkcjonowania tej daniny budżet dostał 725,4 mln zł. To zaledwie 13 proc. planu na cały rok – 5,5 mld zł. Żeby go zrealizować, budżet powinien z podatku bankowego dostawać co miesiąc 550 mln zł. Dostaje nieco ponad 360 mln. Podatku od handlu ciągle nie ma. I nie wiadomo, kiedy będzie. A miał dać budżetowi w tym roku 2 mld zł.
Budżetowi nie pomaga utrzymująca się przez cały czas deflacja, przy założonej w nim 1,7-proc. inflacji. To oznacza po prostu mniej pieniędzy z VAT od cen, które przy deflacji nie rosną.
W tym roku sytuację budżetu i realizację programu „500 plus” wspierają przesunięte z zeszłego roku pieniądze z aukcji LTE. Budżet miał mieć z niej ponad 9 mld zł. Część tych pieniędzy jest jednak zagrożona, bo jeden ze zwycięzców się wycofał i nie wpłacił blisko 2 mld zł. Innym zastrzykiem gotówki będzie wpłata z zysku NBP. Tu rząd może liczyć na przeszło 8 mld zł, w budżecie zapisał sobie z tej kwoty nieco ponad 3 mld zł.
Tak czy siak, wszystko ma się pospinać przy rekordowo wysokim deficycie w budżecie państwa sięgającym 54,7 mld zł.
Jeszcze gorzej wygląda przyszły rok. Program „500 plus” będzie kosztować 23 mld zł. Pieniędzy z LTE i tak mocnego wsparcia z NBP już nie będzie. Trzeba będzie liczyć na uszczelnienie podatków. I na rezygnację z realizacji obietnic wyborczych. Raczej nie mamy co liczyć na zapisaną już w ustawie obniżkę stawek VAT. A i to może nie wystarczyć.
Kidawa o Tusku: To polityk na trudne czasy. Byłabym zadowolona, gdyby wrócił
Kidawa o Tusku: To polityk na trudne czasy. Byłabym zadowolona, gdyby wrócił
– To polityk na trudne czasy, prowadził nas do zwycięstw w pięknym stylu. Z jednej strony czuję się bezpieczna, gdy sprawuje jedną z najważniejszych funkcji w Europie, ale gdyby wrócił do Polski, byłabym zadowolona – mówiła dziś w Polsat News o Donaldzie Tusku Małgorzata Kidawa-Błońska.
Kidawa o zawieszeniu Kamińskiego: Wystarczyłaby rozmowa, bez zawieszenia. Nie wiem, czy Schetyna o tym wiedział
– Tutaj wystarczyłaby rozmowa, mogłoby obyć się bez zawieszenia w klubie. Choć dyscyplina [w klubie] powinna być większa. Ale ja nawet nie wiem, czy Grzegorz Schetyna wiedział o decyzji kolegium klubu. W klubie jest rywalizacja. Dziś wszystkie oczy są zwrócone na PO, to wywołuje negatywne komentarze na nas temat – mówiła dziś w Politycznym Graffiti Polsat News o zawieszeniu Michała Kamińskiego Małgorzata Kidawa-Błońska.
Dera: Jeżeli w parlamencie nie dojdzie do kompromisu ws. TK, to zostaje nam ostatnia szansa – prezydent
Jak mówił Andrzej Dera w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:
„Jeżeli nie dojdzie do kompromisu [ws. TK] na poziomie parlamentarnym, wówczas będzie tam ostatnia szansa dla naszego kraju, bo inaczej sobie nie wyobrażam, żeby w Pałacu Prezydenckim, z udziałem prezydenta spotkały się wszystkie strony i tam ustaliły, co należy w tej sprawie zrobić i żeby to zostało dotrzymane”
– Jeżeli na poziomie parlamentarnym nie dojdzie do takiego kompromisu i porozumienia, to zostaje nam ostatnia szansa – pan prezydent. W tym wypadku jest ostatnią deską ratunku – dodał prezydencki minister.
Zandberg: KOD chce być ruchem jednej sprawy
– KOD chce być ruchem jednej sprawy, stojącym na straży trójpodziału władz, przestrzegania procedur – mówił dziś o stowarzyszeniu w TOK FM lider Partii Razem Adrian Zandberg
Dera: 6 sierpnia podsumowanie roku pracy prezydenta Dudy
– Prezydent Andrzej Duda będzie miał podsumowanie roku 6 sierpnia – w dniu, w którym objął urząd. Jeszcze jeszcze parę miesięcy do tego, żeby podsumować rok pracy – poinformował Andrzej Dera w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF.
Dera: PAD ma zapewnienia minister, że do końca roku zostanie przyjęty projekt dot. obniżenia wieku emerytalnego
Jak mówił Andrzej Dera w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:
„Prezydent wyraźnie powiedział, że swoje zobowiązania wykonuje. Prezydentowi bardzo zależy na tym, aby te projekty w Sejmie przeszły [dot. obniżenia wieku emerytalnego]. Proszę nie mówić, że nic się nie dzieje. Podkomisja pracuje, było już pierwsze posiedzenie. Są pewne priorytety i jest kolejność. Prezydent wie i ma zapewnienia pani minister, że do końca tego roku projekt dot. obniżenia wieku emerytalnego zostanie przyjęty przez parlament i to pana prezydenta satysfakcjonuje. Jeżeli zapowiedź pani premier zostanie zrealizowana i w tym roku wyjdzie z Sejmu i od przyszłego roku zacznie obowiązywać kwestia obniżenia wieku emerytalnego, to pana prezydenta bardzo to satysfakcjonuje”
Schetyna o zawieszeniu Kamińskiego: Nie ma świętych krów w PO
Jak mówił w „Jeden na jeden” TVN24 Grzegorz Schetyna:
„Żadnego knebla nikt nie zakłada nikomu. To kwestia elementarnej organizacji, autodysycypliny. Został w ten sposób ukarany. Podzielam tę decyzję i ją rozumiem. Nie ma świętych krów w PO. Jeżeli ktoś będzie uważał, że będzie robił swoją politykę, bo ma swoje doświadczenie i swoje pomysły, to będzie się stawiał poza grupą PO. Gratuluje mu poczucia humoru, ale sugeruję, by lepiej wpisał się w działanie klubu. To była jednogłośna decyzja. Wszyscy ludzie klubu PO muszą pilnować tego, żeby ten zespół [PO] dobrze funkcjonował. Jeśli nie szanuje dyscypliny, to musi wiedzieć że grożą mu konsekwencje. To kwestia recydywy zachowań. Jeśli będzie uważać, że jest na specjalnych prawach w klubie PO, to nie życzę powodzenia w [dalszym] funkcjonowaniu w klubie PO”
Bogdan Rymanowski zacytował tekst 300POLITYKI i informacje o tym, że działanie wobec Kamińskiego ma pokazać, że Ewa Kopacz nie potrafi obronić swoich współpracowników:
„To absurdalne. Nie będę się odnosił do takich rzeczy, bo nie mają żadnego związku z rzeczywistością”
W Sejmie posiedzenie XXII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży
Dzisiaj, w dniu Międzynarodowego Dnia Dziecka, w Sejmie odbędzie się posiedzenie XXII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży.
– Jak co roku będzie ono okazją do kształtowania postaw obywatelskich młodych Polaków oraz szerzenia wśród nich wiedzy na temat zasad funkcjonowania polskiego Sejmu i demokracji parlamentarnej – informuje Kancelaria Sejmu.
Tegoroczny temat przewodni sesji brzmi: Miejsca pamięci – materialne świadectwo wydarzeń szczególnych dla lokalnej i narodowej tożsamości. Do udziału zaproszono młodzież zainteresowaną działaniem na rzecz swojej społeczności lokalnej.
Politycy PiS: Pielęgniarki „strajkują dla kasy”. Zobaczcie, co Szydło mówiła na ten temat rok temu
Beata Szydło i tweet PiS (Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)
2. „Chodzi im po prostu o kasę” – ocenił minister zdrowia
3. W lipcu 2015 Beata Szydło stwierdziła, że „pielęgniarki muszą strajkować”
W warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka od ponad tygodnia trwa strajk pielęgniarek. Personel domaga się nie tylko podwyżek, ale przede wszystkim poprawy warunków pracy.
– Ja już nie chcę tych 400 zł! Tylko poproszę, żeby pielęgniarek było tyle na oddziale, żebym ja nie musiała – patrząc rodzicowi w oczy – mówić: „zaraz”, „chwilę”, „nie teraz”, „proszę poczekać” – mówiła w dramatycznym apelu pielęgniarka z 35-letnim stażem.
Tymczasem minister zdrowia Konstanty Radziwiłł stwierdził na antenie TVN24, że „w tym strajku chodzi po prostu o kasę”. – Proszę, żebyśmy nie rozwadniali tego – dodał. Podobnego zdania był także wiceszef resortu.
W sieci można jednak znaleźć dawną wypowiedź premier, pasującą jak ulał do sprawy. Jak zauważyła m.in. Marcelina Zawisza z Partii Razem, rok temu Beata Szydłopodczas lipcowej konwencji PiS w Katowicach powiedziała, że „polskie pielęgniarki muszą strajkować, żeby osiągnąć to, co się im należy”. – To nie jest zdrowy system – stwierdziła wtedy przyszła premier.
Szydło we wtorek omawiała sytuację z ministrem zdrowia. – Najważniejsze, żeby doszło do porozumienia i liczę, że będzie zawarte jak najszybciej; nadrzędną kwestią jest bezpieczeństwo pacjentów – mówiła.
Problemy od lat
24 maja personel Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka” rozpoczął strajk; pielęgniarki walczą o podwyżki i zwiększenia obsady kadrowej. Jak przekonują, dyrekcja szpitala powinna w jak najkrótszym czasie przyjąć ok. 70 pielęgniarek.
Pracująca w CZD pielęgniarka bez doświadczenia otrzymuje płacę zasadniczą w wysokości ok. 2,5 tys. brutto, a po okresie próbnym również dodatki. Według rzeczniczki 74 proc. pielęgniarek zarabia jednak od 4 do powyżej 6 tys. zł.
Szpital od lat zmaga się m.in. z finansowymi problemami. Obecnie zobowiązania ogółem placówki wynoszą 336 mln zł, w tym zobowiązania wymagalne – 23 mln zł (stan na koniec I kw. 2016 r.). W połowie grudnia 2015 r. minister skarbu państwa pozytywnie rozpatrzył wniosek CZD dot. udzielenia 100 mln zł pożyczki. Została ona uruchomiona w styczniu 2016 r. z Funduszu Restrukturyzacji Przedsiębiorców.
Kardiologia. Zabrać bogatym, dać biednym. Taka rewolucja nie uleczy chorych
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł (Fot. Bartosz Bobkowski / AG)
W końcu kwietnia Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji opublikowała propozycje nowych stawek za leczenie ostrych zespołów wieńcowych. Prawie wszystkie procedury zostały mocno przecenione. Na przykład angioplastyka wieńcowa z implantem jednego stentu kosztująca Narodowy Fundusz Zdrowia do tej pory 12 tys. 740 zł miałaby kosztować po korekcie 4690 zł, a stawka za wszczepienie stymulatora serca po zawale została obniżona o ponad 12 tys. zł.
Średnio koszt wszystkich procedur z zakresu kardiologii inwazyjnej obniżono o jedną trzecią. Wprowadzenie nowych cen oznaczałoby, że z 3 mld zł, które do tej pory NFZ przeznaczał na leczenie chorych z zawałami, zaoszczędzi 1 mld zł.
Wśród kardiologów zawrzało. W połowie maja doszło do ich spotkania z wiceministrem zdrowia Krzysztofem Łandą, obecni byli także dziennikarze. – Wprowadzenie nowych taryf to będzie jedna wielka tragedia – oceniał prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
CZYTAJ TEŻ: Kardiolodzy przerażeni nową wyceną zawałów
Jak powstał cennik?
Z komunikatu Ministerstwa Zdrowia można się dowiedzieć, że nowe stawki powstały we współpracy Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji z placówkami medycznymi. Tyle tylko, że placówek wykonujących te zabiegi jest 170, do współpracy zgłosiło się 40, a Agencja wybrała z nich 24. Nie ma pewności, czy rachunek kosztów sporządzony na podstawie wyliczeń tych placówek jest reprezentatywny.
Prof. Maciej Lesiak z Poznania twierdził, że w jego klinice wszczepienie stentu kosztuje 7645 zł i proponowana nowa stawka jest poniżej kosztów. – Mój szpital dostałby rocznie mniej o 9 mln zł z samej kardiologii – przekonywał ministra.
– W moim szpitalu wyszło, że będziemy mieli o 4 mln zł mniej kwartalnie – mówił z kolei prof. Łukasz Szumowski z Instytutu Kardiologii w Aninie.
Szpital im. Jana Pawła II w Krakowie wcześniej policzył, że straciłby rocznie na nowych wycenach 19,5 mln zł.
W odpowiedzi na argumenty kardiologów wiceminister Łanda pokazywał wykres, z którego wynikało, że ratowanie życia chorych z zawałami odbywa się w Polsce głównie od poniedziałku do piątku, w weekendy tych zabiegów jest niemal o połowę mniej. To oznacza, że część z nich mogłaby być wykonywana w trybie planowym, z ustawianiem chorych w kolejce. Przekonywał też, że 10 lat temu cena jednego stentu wynosiła 10-12 tys. zł, dzisiaj spadła niemal dziesięciokrotnie, a taryfa została taka sama.
Jak to jest z kardiologią? Eksperci zajmujący się systemem zdrowia od lat obserwowali z niepokojem skutki niezmiernie korzystnych wycen w kardiologii inwazyjnej. W całym kraju wyrastały nowe szpitale jednego dnia poświęcone tylko tej dziedzinie albo oddziały kardiologii w większych szpitalach publicznych. O niektórych miastach krążył dowcip, że wystarczy przewrócić się na ulicy, by obudzić się w szpitalu z wszczepionym stentem, bo pogotowie przewiezie delikwenta do placówki, która chętnie na nim zarobi.
Dyrektorzy większych szpitali publicznych też potrafią liczyć. Wykorzystywali pieniądze otrzymywane na remonty po to, by stworzyć u siebie nowy oddział, który zarabiał na inne, generujące ciągłe straty. Zarówno dla placówek publicznych, jak i prywatnych ta dziedzina medycyny jest tym bardziej pożądana, że zabiegi u chorych ze świeżym zawałem serca bezpośrednio ratują życie i nie są limitowane.
Pomóc najbiedniejszym
Limity pogrążają szpitale w długach, bo za leczenie chorych ponad wartość kontraktu dostają tylko część pieniędzy, a i to z dużym opóźnieniem. Burzliwy rozwój kardiologii inwazyjnej w ostatnich latach pokazuje, że jeśli się jakąś dziedzinę zrobi opłacalną, to pacjenci mogą się czuć bezpiecznie. Nie będzie kłopotów z dostaniem się do szpitala, z dostępem do nowoczesnych terapii. Wyniki leczenia zawałów serca w Polsce są porównywalne z wynikami w Niemczech, gdzie pieniędzy jest znacznie więcej. Ale sukces w leczeniu zawałów w dużej części marnuje się wskutek braku ciągłości leczenia. Pacjent wychodzący ze szpitala nie jest zdrowy. Wymaga rehabilitacji i opieki kardiologa, a z tym jest znacznie gorzej. W dwa lata po zawale umiera prawie co trzeci pacjent.
Dramat polskiego systemu zdrowia polega na tym, że nie starcza pieniędzy na leczenie wszystkich potrzebujących i znacznie więcej jest usług wycenianych poniżej kosztów. To generuje długi szpitali i ciągłe oszczędności kosztem jakości leczenia.
Jeszcze w ubiegłym roku AOTMiT zaproponowała wyższe taryfy za leczenie pacjentów ze schorzeniami psychicznymi, ale stawki w NFZ się nie zmieniły z braku pieniędzy.
Minister Konstanty Radziwiłł zapowiadał kilka miesięcy temu, że opieka psychiatryczna dostanie dofinansowanie z budżetu państwa. Niestety, na zapowiedziach się skończyło, budżet nie jest skłonny inwestować w zdrowie. Z braku perspektyw resort szuka teraz oszczędności w samym systemie zdrowia. Na pierwszy ogień poszły te świadczenia, które są wycenione szczególnie korzystnie. Po kardiologii inwazyjnej niższe stawki zaproponowano również ortopedii. W czerwcu według zapowiedzi wiceministra Łandy ma nastąpić trzecia fala taryfikacji, a pieniądze zaoszczędzone na obniżce cen świadczeń przeszacowanych będą przeznaczane na najbiedniejsze dziedziny medycyny. Wybierze je minister zdrowia.
Oprócz obniżonych stawek oszczędności przyniosą zapewne wydatki na wyroby medyczne. Zasady ich refundacji mają być skopiowane z ustawy o refundacji leków. Szpitale będą miały do dyspozycji te wyroby, których producenci zaakceptują cenę urzędową ustaloną w Ministerstwie Zdrowia. Jeśli celem nowej regulacji jest oszczędność pieniędzy, to pacjenci mogą się obawiać o jakość stosowanych przy zabiegach wyrobów – stentów czy endoprotez. Nowe przepisy pozwolą pacjentom na dopłaty do droższego wyrobu medycznego, ale czy nie stanie się tak, że będą zmuszani do dopłat? Każdy błąd i przeoczenie w tej ustawie odbije się na zdrowiu i kieszeni chorego.
CZYTAJ TEŻ: Resort zdrowia zreformuje psychiatrię. Centra zdrowia psychicznego w każdym powiecie
Pomysły z pułapkami
Skutek ustawy o refundacji leków był dla NFZ ogromnie korzystny, ale pacjentom przyniósł więcej recept pełnopłatnych i niepokój, czy dostaną w aptece przepisany lek (jeśli w Polsce był tani, to był wywożony za granicę i sprzedawany tamtejszym pacjentom). Jeśli wskutek nowej ustawy stenty staną się najtańsze w Europie, to jak zapobiec ich reeksportowi? Nowa ustawa, zamiast przynieść możliwość wyboru, może stworzyć ekonomiczny przymus dopłacania do wszystkiego.
Zamiast obiecywanych 6 proc. PKB ze środków publicznych na ochronę zdrowia mamy nową falę szukania oszczędności w samym systemie. Tych zaoszczędzonych pieniędzy nie wystarczy, by odczuć poprawę w innych, niedofinansowanych dziedzinach, ale radykalna korekta stawek w kardiologii może gwałtownie pogorszyć dostęp do leczenia pacjentów z zawałami. Kardiolodzy przestrzegają, że cięcie stawek będzie skutkować wyjazdami lekarzy za granicę. To już byłaby strata nie do odrobienia dla całego systemu. Nowy cennik zaproponowany przez AOTMiT nie jest ostateczny. Mają się jeszcze odbyć rozmowy z kierownictwem resortu zdrowia. Miejmy nadzieję, że osiągnięty kompromis pozwoli na uniknięcie błędów, za które zawsze płacą chorzy.
Ostry dyżur – leczymy służbę zdrowia. Zgłoś nam chore przepisy, kulejącą przychodnię, szpital w zapaści. Pisz: zdrowie@wyborcza.pl lub dzwoń w środę w godz. 12-15: 22 555 52 38
Cykl wideo „To Ci wyjdzie na zdrowie” przybliża tematy związane z ciałem i duszą. Rozmawiamy o zdrowiu, codziennych nawykach, profilaktyce i leczeniu. Przyglądamy się najnowszym odkryciom i fenomenom z zakresu medycyny. Oglądaj nas na zdrowie!
W tygodniku „Tylko Zdrowie” czytaj:
To już koniec ery antybiotyków?
Amerykańscy uczeni wykryli u pacjentki zakażenie bakteriami opornymi na antybiotyk ostatniej szansy – kolistynę. To pierwszy taki przypadek w Stanach i niezwykle groźny, bo może oznaczać, że infekcje wywołane bakteriami będą jak w dawnych czasach nieuleczalne
Staw biodrowy. Czy każde zwyrodnienie wymaga operacji?
Stolarz powiedziałby, że na stole nie ma już politury – została goła deska. Mechanik powiedziałby, że kulki w łożysku się wytarły, łożysko niedługo się zatrze i stanie. W stawie biodrowym dzieje się podobnie. Części kości, które się ze sobą stykają, są wysłane chrząstką stawową. To ona ulega zniszczeniu. Rozmowa z lek. med. Mariuszem Golcem, ortopedą i traumatologiem
Staw biodrowy. Rehabilitacja – jak odzyskać sprawność po zabiegu
– Zanim jeszcze pacjent będzie miał wykonany zabieg wszczepienia endoprotezy stawu biodrowego, warto rozważyć spotkanie z fizjoterapeutą
Dzień Dziecka. Polecamy książki, które pomogą wytłumaczyć, jak działa nasze ciało
Gdyby nie dorośli, dziecko raczej nie posługiwałoby się określeniami „gruby”, „chudy”. Ono długo takich pojęć nie zna i nie ocenia w takich kryteriach innych osób. Jak rozmawiać z dzieckiem o ciele i chorobach?
Henry Marsh: Nie istnieje nic bardziej przerażającego niż przerażony lekarz
U mojego trzymiesięcznego syna wykryto guza mózgu. Kiedy potem musiałem rozmawiać z rodzicami chorego dziecka, mówiłem im: „Wiem, co czujecie. Przeszedłem przez to samo”. Rozmowa z Henrmy Marshem*, neurochirurgiem, pisarzem
Leczenie raka. Na studiach lekarskich za mało uczą o nowotworach
Na naszych oczach dokonuje się rewolucja w leczeniu nowotworów. I nawet jeżeli nie umiemy jeszcze tej choroby całkowicie wyleczyć, to dzięki nowoczesnym lekom potrafimy sprawić, że pacjent żyje z rakiem przez wiele lat – jak z cukrzycą czy nadciśnieniem. Rozmowa z dr. n. med. Tomaszem Olesińskim*, chirurgiem onkologiem
Kardiologia. Zabrać bogatym, dać biednym. Taka rewolucja nie uleczy chorych
Gdyby udało się zabrać miliard złotych kardiologii, można by dodać psychiatrii. Tak chciałoby Ministerstwo Zdrowia, ale skutków takiej radykalnej operacji boją się nie tylko kardiolodzy
Jak rozpoznać ekologiczną żywność. Czym się różni bio od organic?
Polscy konsumenci zakładają, że ekologiczne rolnictwo jest po to, by dostarczyć zdrowej żywności. W krajach zachodnich produkty ekologiczne kupuje się również po to, by wspierać rolnictwo bardziej przyjazne dla środowiska. Rozmowa z Arturem Siedlarkiem, ekspertem od żywności ekologicznej
Pakiet onkologiczny. Wreszcie wszyscy chorzy skorzystają z szybszego leczenia
Szpitale dostaną pieniądze nie tylko za pacjentów pasujących do sztywnych reguł pakietu onkologicznego
Warszawa i Pekin 4 czerwca
Sztab wyborczy „Solidarności” w kawiarni „Niespodzianka”, 4 czerwca 1989 r. (Fot. Sławomir Sierzputowski / AG)
4 czerwca 1989 roku odbyły się wybory w Polsce. Niezbyt demokratyczne, o zdawałoby się z góry przesądzonym wyniku. Bękart magdalenkowego spisku komuny i solidarnościowych zdrajców. Gdy wyborcy w Polsce dość tłumnie szli do urn, na placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie gąsienice czołgów miażdżyły studentów domagających się politycznych swobód. Nad Wisłą rodziła się III RP, w Państwie Środka – nowe supermocarstwo.
Trzy miesiące później rozpoczynała się w Londynie konferencja Unii Międzyparlamentarnej. Zgłoszony został wniosek o uzupełnienie porządku obrad o punkt poświęcony tragicznym wydarzeniom w stolicy Chin. Ogłoszono imienne głosowanie nad tą propozycją. W wyniku losowania Polska miała oddać głos jako ostatnia. Państwa popierające Chiny były przeciw. Wśród nich ZSRR i wszystkie kraje Europy Środkowej i Wschodniej. W pewnym momencie było już wiadomo, że wniosek nie przeszedł, ale my wciąż czekaliśmy na swoją kolej. Gdy nadeszła, oddaliśmy jednomyślnie wszystkie swoje głosy za propozycją. Przegrane kraje demokratyczne zgotowały nam aplauz.
W tym samym czasie w Warszawie powoływano rząd Tadeusza Mazowieckiego. W jednej chwili cały świat zrozumiał, co rzeczywiście stało się w Polsce. Nasz 4 czerwca stał się symbolem wolności, zaprzeczeniem tego wszystkiego, o czym przypominał tragiczny pekiński. W kolejnych miesiącach pozostałe kraje regionu środkowej Europy przeżywały swoje dni wolności, podkreślając tym bardziej znaczenie tego, co wydarzyło się wcześniej w Polsce.
Dwa lata temu, w 25. rocznicę tamtych wydarzeń, liczni zagraniczni goście naszych uroczystości mówili wiele o polskim sukcesie, o naszej roli wzorcowego modelu pokojowej przemiany. Wydawało się, że wszyscy mamy powód do dumy. Okazało się jednak, że tak nie jest.
Ubiegłoroczne wybory wygrała propaganda kraju w ruinie, kraju, któremu nic się nie udaje, który został skolonizowany, pozbawiony suwerenności itd. Po kilku miesiącach nowych rządów znowu jesteśmy obiektem powszechnego zainteresowania. Tym razem jako zdumiewający przykład popełniającej harakiri demokracji. Kraj narastającego zagrożenia dla wolności obywateli, demontażu zasad praworządnego państwa, ostentacyjnego braku solidarności z Unią Europejską.
Czy nasza historia zatoczy koło? Być może. Jednak pamięć o 4 czerwca 1989 r. podpowiada, że nawet najbardziej prawdopodobne scenariusze nie muszą się spełnić. Ostatecznie wszystko zależy od obywateli. Ta data warta jest pamiętania. Ona zobowiązuje.
Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, marszałek Sejmu, minister spraw zagranicznych i minister sprawiedliwości, z czynnej polityki wycofał się w 2015 r.
Ziobro nie odpuści Polańskiemu. Chodzi mu o reżysera czy o Sąd Najwyższy?
24 maja, Roman Polański w Katowicach, gdzie otwierał Festiwal Muzyki Filmowej (GRZEGORZ CELEJEWSKI)
– Podjąłem decyzję w sprawie decyzji dotyczącej Romana Polańskiego, w której to sprawie sąd krakowski zdecydował o niewydawaniu pana Polańskiego Stanom Zjednoczonym w sytuacji, kiedy jest oskarżony i ścigany o okrutne przestępstwo wobec dziecka, gwałt na dziecku – tak min. Ziobro tłumaczył się w radiowej Jedynce.
Polański od 40 lat jest ścigany w USA za seks z nieletnią Samanthą Gailey. Postawiono mu sześć zarzutów, ale później zredukowano je do jednego, w ramach obowiązującego tylko w krajach anglosaskich trybu „targowania się” (oskarżony i prokurator mogą zawrzeć ugodę, dzięki której część zarzutów jest darowana). Polański, obawiając się, że sędzia nie dotrzyma warunków ugody, wyjechał z USA.
Stany Zjednoczone w grudniu 2014 r. wystąpiły do Polski z wnioskiem o wydanie Polańskiego. W październiku 2015 r. sędzia Dariusz Mazur z krakowskiego sądu okręgowego uznał, że ekstradycja jest niedopuszczalna. W trzygodzinnym uzasadnieniu szczegółowo wskazywał, gdzie podczas postępowania przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości doszło do naruszenia zasad niezawisłości sędziowskiej i bezstronności. Przypomniał, że Polański w związku z tą sprawą przez blisko rok był pozbawiony wolności – cztery razy dłużej, niż uzgodniono w ugodzie. – Więc o co chodzi Amerykanom? Czy o sprawiedliwość? Nie znajduję logicznej odpowiedzi – argumentował wówczas sędzia Mazur.
Krakowska prokuratura, choć miała możliwość zaskarżenia rozstrzygnięcia, nie zrobiła tego, podkreślając, że „uzasadnienie postanowienia sądu zawiera wyczerpujące ustalenia dotyczące stanu faktycznego sprawy, kompletne wskazanie podstaw prawnych rozstrzygnięcia, a także w sposób logiczny przedstawia tok rozumowania i wnioskowania sądu”.
W zeszłym roku akta tej sprawy wypożyczyła Prokuratura Generalna. Badała, czy są podstawy do wniesienia kasacji. – To delikatna sprawa ze względu na stosunki z USA. Musieliśmy sprawdzić, czy prokuratura wyczerpała wszystkie możliwości – mówi nam osoba znająca kulisy sprawy.
Dopóki prokuratorem generalnym był Andrzej Seremet, w sprawie nic się nie działo. Akt jednak nie zwrócono i gdy zmienił się szef prokuratury, sprawa przybrała inny obrót. Dziś Seremet zapewnia „Wyborczą”: – Czytałem uzasadnienie wyroku sądu. I po jego analizie uznałem, że nie ma wystarczających argumentów, by wnieść skuteczną kasację.
Innego zdania jest obecny minister sprawiedliwości. „W ocenie Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro Sąd Okręgowy w Krakowie, odmawiając ekstradycji Romana Polańskiego, w sposób jednostronny i wybiórczy ocenił zgromadzony materiał dowodowy. Zaniechał przy tym wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy” – czytamy w komunikacie zamieszczonym we wtorek na stronie Prokuratury Krajowej. Według jego autorów krakowski sąd „nieprawidłowo przyjął, że Polański poniósł już konsekwencje ewentualnej kary, i niesłusznie uznał także, że w USA może dojść do nieludzkiego i poniżającego traktowania oskarżonego”.
– Z tego powodu, że on jest osobą znaną – ja mu nie odbieram jego dorobku – nie można usprawiedliwiać i tworzyć uzasadnień, że ma być traktowany inaczej. Gdyby to był przysłowiowy Kowalski, nauczyciel, lekarz, hydraulik, malarz, to jestem pewien, że z każdego kraju już dawno zostałby deportowany do USA – stwierdził Ziobro. Nie omieszkał dodać, że reżyser „broniony jest przez śmietankę towarzyską i część mediów liberalnych”.
– Trudno polemizować, skoro nie znamy argumentacji merytorycznej, ale jedynie demagogiczną. Mam wrażenie jednak, że pan minister nie zna sprawy, bo sąd nie badał kwestii winy i kary, gdyż te nie są kwestionowane. Tu chodziło o dopuszczalność ekstradycji – komentuje mec. Jan Olszewski, obrońca Polańskiego.
Część prawników słowa Ziobry odbiera jako próbę uderzenia w liberalne elity, a Ziobro przed nimi się nie ugnie. Niektórzy prawnicy wskazują jednak na jeszcze inny możliwy scenariusz. – Niewykluczone, że kasacja w sprawie Polańskiego to tak naprawdę przygotowanie uderzenia w Sąd Najwyższy. W razie jej odrzucenia będzie miał powód, by ogłosić, że konieczna jest zmiana ludzi bez moralności – kreśli możliwy przebieg wydarzeń krakowski adwokat. – Proszę spojrzeć, że PiS-owskie media już atakują sędziów SN – dodaje.