Ogórek, 12.08.2016

 

top12.08.2016

 

Genialne głowy Kempy i Suskiego

Genialne głowy Kempy i Suskiego

Podwyżki dla pracowników w Kancelarii Premiera nie potrzebują uchwały sejmowej. Wystarczy, że Beata Kempa sama uchwali. Jeszcze prezes Kaczyński by się wkurzył i trzeba byłoby je wycofać, jak to miało miejsce z apanażami dla posłów i ministrów oraz pensji dla żon prezydentów. Asystenci, sekretarze tudzież podobny drobiazg dostaną o 100 proc. więcej, a nawet o 260 proc. W sektorze prywatnym to nie jest możliwe, nawet w najlepiej prosperujących bankach, ale za rządów PiS – owszem.

Ktoś powie, że asystenci i sekretarze mało zarabiali i odstawali wysokością gaży od portfela szefowej Kancelarii Kempy. Na pasku wynagrodzeń płaca asystenta mizernie wyglądała na tle paska Kempy. Tak! Trzeba jednak wiedzieć, że funkcja asystenta, sekretarza, jest taka, iż od czasu do czasu asystent podrzuci kogoś z kancelarii samochodem albo z rana przeczyta prasę i mailem prześle, co myśli o premier Beacie Szydło taki Michnik, Rzepliński, Kijowski. Może się też zdarzyć, że asystent przeczyta w prasie, co myśli Billy Clinton o „metodach Putina” prezesa Kaczyńskiego, acz artykuł musi być przetłumaczony na język polski.

Taka mniej więcej jest praca asystentów i sekretarzy w tego typu kancelariach. Ta praca jest ciężka – owszem – lecz nie z powodu potu na czole, lecz czerwienienia się na obliczu, że w takiej to kancelarii wykonuje się pracę. Te podwyżki 100 proc, a nawet 260 proc. są za lojalność, którą trzeba kupić – takie 500+ sekretarzy i asystentów.

Ów wzrost wynagrodzeń „nie spowoduje dodatkowych skutków finansowych dla budżetu państwa” – napisano w rozporządzeniu Kancelarii Premiera. Jakim to sposobem? Czyżby Kempa zamierzała wypłacać z własnych oszczędności? Gdy została zapytana o źródło szmalu (każdy by chciał znać taki adres albo mieć maszynkę do kręcenia pieniędzy, nawet na korbkę), odpowiedziała: „Jestem na wakacjach za granicą”. Dobrze, że Kempa miała ze sobą telefon, więc mogła odpowiedzieć, że nie może odpowiedzieć, bo jest na wakacjach.

Według powyższej logiki Kempy, radziłbym jej następnym razem nie brać telefonu na wakacje, bo wówczas dzwoniącemu by odpowiedziała, nie ma telefonu, więc nie może odpowiedzieć. A gdyby coś ważnego działo się w państwie, wystarczy mieć telewizor ze sobą. Jacek Kurski będzie wiedział, jak wezwać niezwłocznie Kempę, aby ratowała ojczyznę PiS.

Inny interesujący wątek poruszył kolejny orzeł PiS, Marek Suski. Mianowicie wykoncypował w swojej genialnej głowie (pamiętajmy, że to mniejszy geniusz od prezesa), iż smoleński Tupolew, jako terytorium Polski, został wbrew prawu międzynarodowemu przez Rosję anektowany. Jak czytałem tę informację, to poleciałem do swojego prywatnego arsenału, aby spakować plecak i giwerę, wszak taka wiadomość powoduje nie tylko wzrost patriotyzmu, ale przede wszystkim gotowość, aby walczyć o honor, ojczyznę i być mięsem armatnim. Widocznie Suski jeszcze nie skontaktował się z Antonim Macierewiczem, bo ten ma wojsko pod sobą. Giwerę i plecak więc odstawiłem do swojego arsenału. Ale boję się o Suskiego, bo poleci airbusem LOT-u, będzie miał międzylądowanie na Szeremietiewie w Moskwie, gdzie przyjedzie z pobliskiego Kremla Putin i powie do Suskiego: U nas geniuszów niet, a do tego jeszcze kawałek Polski sobie anektuję.

Gdzie się więc nie obejrzysz geniusz pisowski, acz Kempa i Suski to tacy geniusze wagi lekkiej, bo w ciężkiej chodzi jego genialność prezes.

Waldemar Mystkowski

genialne

Koduj24.pl

Warszawski sąd zajmie się sprawą nieopublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego przez Beatę Szydło

Paweł Kośmiński, 12.08.2016

Helsińska Fundacja Praw Człowieka podkreśla, że nie publikując wyroku, premier Beata Szydło nie dopełniła swoich obowiązków

Helsińska Fundacja Praw Człowieka podkreśla, że nie publikując wyroku, premier Beata Szydło nie dopełniła swoich obowiązków (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

We wrześniu warszawski sąd zajmie się decyzją prokuratury o odmowie wszczęcia postępowania w sprawie niepublikowania wyroku przez rząd PiS. Zażalenie na decyzję Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga złożyła Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Organizacja podkreśla, że nie publikując wyroku, premier Beata Szydło nie dopełniła swoich obowiązków.

O sprawie Helsińska Fundacja Praw Człowieka poinformowała na Facebooku. „Na początku czerwca wnieśliśmy zażalenie na odmowę wszczęcia postępowania w sprawie nieopublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca 2016 r. Dziś otrzymaliśmy odpowiedź z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, że sprawa zostanie rozpoznana w składzie trzech sędziów zawodowych. Tym samym sąd przychylił się do naszego wniosku, w którym podkreśliliśmy, że sprawa jej znacznej wagi” – napisała fundacja.

Informację potwierdza „Wyborczej” rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie Ewa Leszczyńska-Furtak. Termin posiedzenia sądu wyznaczono na wrzesień. – Prokurator odmówił wszczęcia postępowania, natomiast sąd ma się wypowiedzieć, czy było to zasadne czy nie, czy odmowa była prawidłową decyzją czy należy coś jeszcze ewentualnie uzupełnić, prowadzić postępowanie w tym zakresie – tłumaczy sędzia Leszczyńska-Furtak.

Przyznaje, że sprawa nie jest prosta: – To sprawa skomplikowana, o czym najlepiej świadczy to, że od długiego czasu trwa wokół tego zagadnienia spór w debacie publicznej. A w związku z tym, ze względu na skomplikowany charakter sprawy, sąd zadecydował o składzie trzyosobowym.

Obywatele skarżą się, a prokuratura odmawia wszczęcia postępowania

Chodzi o wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca. Sędziowie TK orzekli wówczas, że ustawa PiS o Trybunale jest niezgodna z konstytucją – zarówno w całości, jak i w poszczególnych punktach. Jednak rząd wyroku nie uznał, nazywając go jedynie opinią czy stanowiskiem wydanym podczas nieformalnego spotkania sędziów. Mimo że wyroki TK są zgodnie z konstytucją, do dziś nie opublikowała go premier Beata Szydło. Chociaż jego wydrukowanie było jednym z podstawowych zaleceń Komisji Weneckiej. Apelowała o to Komisja Europejska, a także zgromadzenia i stowarzyszenia zrzeszające prawników.

W końcu do prokuratury zaczęły wpływać zawiadomienia od obywateli w sprawie braku publikacji wyroku. Łącznie ok. 2 tys. Wzór takiego zawiadomienia publikowaliśmy również na łamach „Wyborczej”. Powoływaliśmy się w nim na art. 231 kodeksu karnego, w którym mowa o działaniu na szkodę interesu publicznego lub prywatnego przez funkcjonariusza publicznego, który „przekracza swoje uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków”.

Ale pod koniec kwietnia Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zdecydowała o niewszczynaniu śledztwa. Na etapie tzw. postępowania wyjaśniającego sprawą zajmowało się kolejno trzech prokuratorów. Pierwszy został przesunięty do innego wydziału, drugi sam zrezygnował z prowadzenia sprawy, wreszcie trzeci podjął decyzję na odmowę wszczęcia śledztwa.

HFPC: Skoro zwłoka publikacji prowadzi do szkody, tym bardziej odmowa

Na tę decyzję zażalenie złożyła Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która nie zgadza się ze stwierdzeniem, że działanie premier nie spełniało znamion przestępstwa niedopełnienia obowiązków, a brak publikacji wyroku nie spowodował szkody w interesie publicznym lub prywatnym. Według HFPC odmowa publikacji orzeczenia TK „doprowadziła do powstania szkody o charakterze ustrojowym, politycznym, ekonomicznym, a także wizerunkowym”.

– Bezpośrednim rezultatem takiego zachowania organów władzy jest znaczne ryzyko powstania dualizmu prawnego, w którym jedne organy będą stosować się do orzeczeń TK, a inne mogą ich nie uznawać. Wpływa to wprost na bezpieczeństwo prawne jednostki – przekonuje Marcin Wolny, jeden z autorów zażalenia.

I dodaje: – Twierdzenie o powstaniu szkody w interesie publicznym wskutek zaniechania publikacji wyroku TK potwierdzają także działania samej prokuratury związane ze „wstrzymaniem” publikacji jednego z grudniowych orzeczeń TK. W postanowieniu kończącym to postępowanie uznała ona, że sama zwłoka w publikowaniu orzeczenia prowadzi do powstania szkody w interesie publicznym. Tym bardziej musi do niej prowadzić także odmowa publikacji wyroku.

Chodzi o umorzone w styczniu postępowanie w sprawie „zaniechania niezwłocznego ogłoszenia” wyroku TK z 3 grudnia. Tamto śledztwo umorzono, bo rząd wyrok w końcu opublikował.

Zobacz także

sąd

wyborcza.pl

Nowoczesna zapowiada złożenie wniosku do prokuratury. Twierdzi, że Kaczyński łamie prawo

  • Autor: PAP/MIW
  • 12 sierpnia 2016
Nowoczesna zapowiada złożenie wniosku do prokuratury. Twierdzi, że Kaczyński łamie prawoPosłanka Joanna Scheuring-Wielgus. (fot. klub.nowoczesna.org)

• Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie tylko uzurpuje sobie prawo, ale również łamie prawo zabraniając rządowi publikacji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie nowej ustawy o Trybunale – uważają posłowie Nowoczesnej.
• Zapowiadają także złożenie wniosku do prokuratury w tej sprawie.
• PiS uważa zarzuty Nowoczesnej za absurdalne.

Posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus podkreśliła na piątkowej (12.08) konferencji w Sejmie, że „szokujące jest ignorowanie prawa” przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Nawiązując do środowej (10.08) wypowiedzi Kaczyńskiego posłanka podkreśliła, że lider PiS zabronił rządowi publikacji wyroku TK ws. nowej ustawy o Trybunale.

Kaczyński mówił w środę, że nowa ustawa o TK jest rozpatrywana przez Trybunał na podstawie ustawy i w trybie, które nie obowiązują. Jak dodał wydane w ten sposób akty TK mają „charakter prywatny” i nie mogą nabrać mocy prawnej poprzez publikację. W czwartek TK uznał, że kilkanaście przepisów nowej ustawy o TK jest niezgodnych z konstytucją.

Paweł Rabiej z Nowoczesnej dodał, że w kwestii TK Kaczyński „wprost powiedział rządowi, że ma nie publikować wyroku Trybunału”.

– To jest nie tylko uzurpacja, ale to jest też złamanie prawa. To jest podżeganie do przestępstwa używając języka prawa karnego i to jest sprawstwo kierownicze – podkreślił Rabiej.

– Jarosław Kaczyński musi ponieść tego konsekwencje, dlatego Nowoczesna składa do prokuratury wniosek o ściganie Jarosława Kaczyńskiego z tytułu podżegania rządu do przestępstwa jakim jest niepublikowanie wyroku TK – powiedział Rabiej.

Scheuring-Wielgus przekonywała, że jest więcej przykładów ignorowania prawa przez lidera PiS. Jej zdaniem „poseł Jarosław Kaczyński nakazał Radzie Mediów Narodowych cofnięcie decyzji” ws. odwołania Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP.

Kolejna sprawa, mówiła posłanka, dotyczy przestrzeni publicznej.

– Poseł Jarosław Kaczyński palcem wskazał, gdzie mają stać w Warszawie pomniki smoleńskie – dodała.

– Czas najwyższy nazwać te rzeczy po imieniu, to jest uzurpacja i Jarosław Kaczyński jest uzurpatorem. Jarosław Kaczyński uzurpuje sobie prawa, których nie ma, Jarosław Kaczyński nie ma żadnych praw do podejmowania decyzji – powiedziała posłanka Nowoczesnej.

Rabiej ocenił, że „w Polsce powstał pozaprawny, pozakonstytucyjny układ władzy”, a jego „zwornikiem” właśnie Kaczyński, który „uzurpuje sobie prawo do tego, żeby Sejm, prezydent, rząd, a także kilkanaście innych instytucji wykonywały jego wolę”.

– To jest sytuacja niezwykle groźna, to jest dzisiaj jeden z największych problemów, jaki mamy w państwie – bezprawie, bezprawie rządu – ocenił Rabiej.

Zapowiedział, że Nowoczesna wspólnie z organizacjami pozarządowymi rozpocznie monitoring tego „w jaki sposób Jarosław Kaczyński jako nieformalna osoba rządząca układem władzy wpływa na rząd, parlament i instytucje państwa”.

Poseł PiS Łukasz Schreiber ocenił, że zarzuty Nowoczesnej są „tak absurdalne, że aż trudno to na poważnie komentować”.

Jak podkreślił opozycja każdego dnia zwołuje konferencje, na których mówi, że oczekuje konkretnych decyzji np. ze strony TK. „Natomiast, jeżeli zabiera głos Jarosław Kaczyński były premier, prezes największej partii, lider Zjednoczonej Prawicy, to się dzieje coś strasznego. Ma prawo i będzie komentował to, co się dzieje – oświadczył poseł PiS.

 

http://www.parlamentarny.pl/spoleczenstwo/nowoczesna-zapowiada-zlozenie-wniosku-do-prokuratury-twierdzi-ze-kaczynski-lamie-prawo,12944.html

Adamowicz dosadnie o prezesie TVP: „Pozdrówcie tego idiotę ode mnie”

es, paw, kk, mc, 12.08.2016

Paweł Adamowicz i Jacek Kurski

Paweł Adamowicz i Jacek Kurski (.)

Czwartkowe, wieczorne wydanie Panoramy TVP 3 Gdańsk rozpoczęło się od informacji o wizycie CBA w gdańskim magistracie. Wyemitowano w nim fragment telefonicznej rozmowy prezydenta Gdańska z dziennikarzem TVP Gdańsk. Prezydent był w nim wyjątkowo bezpośredni.

„Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zabezpieczyli dokumenty w dwóch sprawach. Pierwsza dotyczy zmian w planach zagospodarowania przestrzennego w gdańskim Jelitkowie. Druga umów miasta ze spółką deweloperską, która budowała tam osiedle mieszkalne. Śledczy podejrzewają, że na zmianach miał skorzystać prezydent Gdańska Paweł Adamowicz” – tak prezenter Panoramy TVP3 Gdańsk zapowiedział trzyminutowy materiał poświęcony czwartkowej wizycie CBA w gdańskim magistracie.

„Być może prezydent coś wie”

Jak wynika z materiału, dziennikarze TVP Gdańsk próbowali skontaktować się z Adamowiczem. Zadzwonili do niego na komórkę, ale ten, gdy zorientował się, kto do niego dzwoni powiedział tylko: „Jak Kurski do mnie zadzwoni, to może z nim porozmawiam, natomiast nie muszę rozmawiać z asystentami Kurskiego. Pozdrówcie tego idiotę od mnie”.

O komentarz do wczorajszych słów prezydenta poprosiliśmy rzecznika prezydenta Antoniego Pawlaka: – Panowie dobrze się znają. Być może pan prezydent wie coś o panu Kurskim. To jedyny komentarz, jakiego mogę udzielić w tej sprawie – powiedział.

Wcześniej Antoni Pawlak informował, że wizyta była dziwna, bo funkcjonariusze CBA zażądali wydania dokumentów, które otrzymywali już wcześniej dwa razy – w 2012 i 2014 r.

Warto dodać, że Jacek Kurski, jeszcze jako polityk PiS, wielokrotnie krytykował prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Natomiast teraz kierowana przez niego TVP wyjątkowo czujnie śledzi wszystko, co dzieje się w Gdańsku.

Czemu CBA przyszło do Urzędu Miasta?

Jak informowaliśmy wcześniej, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro polecił na nowo wszcząć umorzone śledztwo w sprawie nieujawnienia dochodów przez prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Śledztwo obejmuje także wcześniej umorzony wątek rzekomego przyjęcia korzyści majątkowej w postaci rabatu na trzy zakupione mieszkania na osiedlu Neptun Park w Jelitkowie.

Więcej o sprawie przeczytasz TUTAJ .

adamowicz

trojmiasto.wyborcza.pl

 

 

 

12.08.2016, 16:10
TK00099

TK publikuje komunikat o wynagrodzeniach sędziów. „Nierzetelne informacje o rzekomo nadzwyczajnych przywilejach”

W związku z nierzetelnymi informacjami dotyczącymi rzekomo nadzwyczajnych „przywilejów”, którymi cieszą się Sędziowie TK i pracownicy jego Biura, z upoważnienia Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, Biuro TK informuje: Ustawa z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym (Dz. U. z 2016 r. poz. 293) w niczym nie zmieniła stanu prawnego obowiązującego od lat w zakresie wynagrodzeń oraz innych uprawnień Sędziów TK;nie zmienia go również ustawa z dnia 22 lipca 2016 r. o Trybunale Konstytucyjnym (Dz. U. poz. 1157)czytamy w komunikacie TK.

Jak podkreśla TK: „Instytucja stanu spoczynku i związanego z nim stabilnego, wysokiego uposażenia jest przede wszystkim gwarancją niezawisłości sędziowskiej. Zabezpiecza on przed koniecznością rozważania sposobów zarobkowania po zakończeniu misji sędziowskiej, zabiegania o względy polityków, środowisk czy gremiów, od których mogłaby zależeć przyszłość sędziego.

Szczególne znaczenie ma to dla tych sędziów, których kadencja upływałaby przed ewentualnym nabyciem przed nich uprawnień emerytalnych. Uposażenie Sędziów TK w stanie spoczynku jest określone ustawowo. Jego procentowo ustalona wysokość− taka sama jak w wypadku ogółu polskich sędziów i prokuratorów − wynosi 75% ostatnio pobieranego wynagrodzenia (z wyłączeniem dodatku funkcyjnego)”

Jak czytamy też: Wynagrodzenie zasadnicze Sędziów TK jest określone ustawowo. Ustalane jest przez pomnożenie tzw. podstawy − przeciętnego wynagrodzenia w II kwartale roku poprzedniego, ogłaszanego przez Prezesa GUS − przez mnożnik wynoszący 5,0. Dla porównania, mnożnik sędziów Sądu Najwyższego i sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego wynosi w stawce podstawowej 4,13, a w stawce awansowej (po siedmiu latach pracy) – 4,7495.

300polityka.pl

PIĄTEK, 12 SIERPNIA 2016

KE przypomina: Zarówno Komisja Europejska, jak i Komisja Wenecka rekomendowały publikowanie wyroków TK

14:04
KE11000

KE przypomina: Zarówno Komisja Europejska jak i Komisja Wenecka rekomendowały publikowanie wyroków TK

Jak powiedziała na konferencji prasowej w Brukseli Annika Breidthardt:

„Odnotowaliśmy wczorajszy wyrok TK. Teraz czas na działania polskiego rządu i wyciągnięcie wniosków z tego orzeczenia. Przypominamy po prostu, że zarówno KE jak i Komisja Wenecka rekomendowały publikowanie wyroków TK”

http://ec.europa.eu/avservices/video/player.cfm?ref=I125097

300polityka.pl

 

PIĄTEK, 12 SIERPNIA 2016

HGW: W PO nie ma oczekiwania na powrót Tuska. Kandydatem na prezydenta musi być osoba reprezentująca młodszą generację

12:58

HGW: W PO nie ma oczekiwania na powrót Tuska. Kandydatem na prezydenta musi być osoba reprezentująca młodszą generację

Jak mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl, pytana, czy w PO jest oczekiwanie na powrót Donalda Tuska do Polski:

„Nie, nie ma takiego oczekiwania. Nigdy się nie zastanawiałam [czy Tusk powinien kandydować na prezydenta Polski]. Dzisiaj, jak widać, metodami marketingowymi można wypromować każdego i trzeba by zbadać, kto ma największe szanse. Na pewno to musi być osoba reprezentujące nieco młodszą generację niż Tusk”

12:51

HGW: Jan Śpiewak jest cynglem PiS-u

Jan Śpiewak jest cynglem PiS-u. Jest cynglem PiS-u, ponieważ mam swoje informacje, że spotykał się z posłami PiS-u. Wie pan… To w swoim czasie się okaże. Tak, jak Guział był cynglem PiS-u, tak samo Śpiewak jest Guziałem PiS-u i cynglem. W końcu okazało się, że w referendum nawet Jarosław Kaczyński pomagał Guziałowi, osobiście przeprowadzał konferencję – mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl.

12:44

HGW: Może poszliśmy trochę za bardzo w lewo. Powrót do koncepcji konserwatywno-liberalnej wydaje mi się możliwy

Jak mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl:

„Trochę zaskoczył mnie wywiad Grzegorza Schetyny, ale przecież zawsze byliśmy różnorodni. Może poszliśmy trochę za bardzo w lewo, miałam czasami takie odczucie, natomiast powrót do koncepcji konserwatywno-liberalnej wydaje mi się możliwy. Raczej centrum niż prawo. Zawsze były u nas takiej osoby i nie było nakazu głosowania przez całe lata”

12:21
gasiuk1

Nowoczesna i PO zaskarżyły art. 16 ustawy o TK. „W sprawach fundamentalnych działamy wspólnie”

Na konferencji prasowej w Sejmie Arkadiusz Myrcha i Kamila Gasiuk-Pihowicz poinformowali o złożeniu do TK wspólnego wniosku zaskarżającego art. 16 ustawy o Trybunale – dotyczący wyboru prezesa. Jak powiedziała Gasiuk-Pihowicz:

„Przepisy, które zostały zmienione w ustawie o TK w zakresie wyboru prezesa mają na celu wybranie w grudniu osoby najbardziej posłusznej wobec Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego Nowoczesna razem z PO zdecydowała się złożyć wniosek w którym zaskarżamy art. 16 dotyczący wyboru kandydata na prezesa TK. Obecnie obowiązujące przepisy wprowadzają w naszej ocenie niekonstytucyjne rozwiązanie, które umożliwiają przedstawienie prezydentowi kandydatowi, który odda na siebie jeden głos. Oznacza to, że prezesem może zostać osoba, która nie cieszy się szacunkiem większości sędziów. Chcemy, aby wniosek został rozpoznany w tym samym trybie [co ustawa o TK] – na posiedzeniu niejawnym. W naszej ocenie nie ma potrzeby zwoływania dodatkowej rozprawy”.

Jak podkreślił Myrcha: W sprawach ważnych działamy wspólnie.

11:04

W przyszłym tygodniu pierwsze posiedzenie rządu po przerwie. W porządku m.in. projekt ustawy o innowacyjności

Rząd po wakacyjnej przerwie zbierze się w najbliższy wtorek, tj. 16 sierpnia. Będzie to pierwsze posiedzenie w tym miesiącu – ostatnie odbyło się 26 lipca. W porządku obrad przede wszystkim projekt tzw. ustawy o innowacyjności, firmowanej przez wicepremiera Jarosława Gowina.

Jak argumentuje resort nauki, celem projektu jest stworzenie instrumentów, które przyczynią się do wzrostu innowacyjności polskiej gospodarki, co ma przełożenie na wzrost dochodu narodowego i poprawę dobrobytu w Polsce.

Projekt zawiera rozwiązania podatkowe – m.in. zniesienie opodatkowania podatkiem dochodowym aportu własności intelektualnej i przemysłowej, podwyższenie kwoty maksymalnego odliczenia kosztów kwalifikowanych, wydłużenie okresu z obecnych 3 lat do 6 w jakim przedsiębiorca może odliczyć koszty na działalność B+R, zwrot gotówkowy dla nowopowstających przedsiębiorstw czy zwiększenie kwoty ulgi wydatkowej dla podatników podnoszących stale poziom nakładów na B+R.

300polityka.pl

„Konstytucja tylko na papierze. Wszystkie chwyty, które stosuje PiS ws. TK są znane – tak samo było w Austrii w 1933 r.”

As, 12.08.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20536516,video.html?embed=0&autoplay=1
– Paraliż TK ma na celu zawieszenie działania konstytucji. Bo jeśli się znosi działanie niezależnego sądu konstytucyjnego, to – de facto – nie ma konstytucji. To właśnie dość szybko i sprawnie osiągnął PiS – mówił w TOK FM Jerzy Stępień. Dzięki paraliżowaniu działania TK, PiS może robić, co chce. – Hulaj dusza. Możemy uchwalać dowolne ustawy. A przy okazji zastraszać społeczeństwo, polityków – ocenił.

Jerzy Stępień przypomina, że byli prezesi TK bardzo wcześnie zaczęli protestować przeciwko działaniom PiS. Po tym jak prezydent Duda nie zaprzysiągł trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji, których kadencja zaczynała się w listopadzie, przygotowali specjalny list.

– Wzywaliśmy prezydenta do zaprzysiężenia sędziów, zwracając uwagę, że łamie konstytucję. Wydawało się nam, że działania prezydenta to jakaś polityczna gra. Ale potem przyszły kolejne działania m.in. ułaskawienie pana Kamińskiego, pierwsza ustawa „naprawcza” autorstwa PiS… Dla kogoś, kto zajmuje się prawem konstytucyjnym te wszystkie chwyty, które zaczęto stosować, są znane. W ten sposób przecież „rozłożono” sąd konstytucyjny w Austrii – przypomniał gość „Poranka Radia TOK FM”.

 

„Nie będzie publikacji. Kompromitacja Rzeplińskiego, opinia części sędziów” – PiS nie zmienia retoryki ws. wyroku TK>>>

http://audycje.tokfm.pl/widget/40269

Zobacz także

konstytucja

TOK FM

Rządy w stylu PiS. Przypadek TVP

Dominika Wielowieyska Gazeta Wyborcza, 12.08.2016

Jacek Kurski

Jacek Kurski (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Rozgrywki wokół TVP są emanacją rządów PiS w skali makro. Pokazują w soczewce styl działania partii rządzącej.

Rozgrywki wokół TVP są emanacją rządów PiS w skali makro. Pokazują w soczewce styl działania partii rządzącej. I mogliśmy to dokładnie przeanalizować, ponieważ tym razem – jak obrazowo napisała to Agnieszka Kublik – buldogi zeżarły dywan.

Składniki stylu PiS są następujące:

+ Pazerność – skala wymiany kadrowej w TVP pokazuje, jak wielkie jest ciśnienie obozu IV RP, by objąć kolejne stanowiska. I jak bardzo całe towarzystwo chce wreszcie zarabiać na państwowym. Ciekawa jest sekwencja zdarzeń. W grudniu 2015 r. powstała spółka producencka Michała Karnowskiego i senatora PiS Grzegorza Biereckiego Syssitia. Następnie media braci Karnowskich bardzo mocno promują Jacka Kurskiego, a gdy dochodzi do rozgrywki, której celem jest pozbawienie Kurskiego stanowiska – Karnowcy stają zdecydowanie w jego obronie, odsądzając puczystów od czci i wiary. Jerzy Targalski w portalu Niezalezna.pl sugeruje, że Syssytia powstała po to, aby w przyszłości zarabiać w TVP Kurskiego (nie zarabia i nie będzie zarabiać – twierdzi TVP i Karnowscy). „Gdybym nie znał tych ludzi [z „Gazety Polskiej”], uznałbym, że tam jakieś szatany są czynne. Że boją się otwarcia zbioru zastrzeżonego” – napisał Michał Karnowski, ale o celu powołania i planach biznesowych Syssytii nie wspomina.

+ Nieudolność – charakterystyczne, że obie strony sporu, czyli Jacek Kurski i szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, który usiłował Kurskiego odwołać, zarzucają sobie nieudolność i brak profesjonalizmu. I obaj mają rację! Kurski doprowadził do gwałtownego spadku oglądalności TVP przez nerwowe ruchy w ramówce i poronione propozycje programowe. Przyczyną jest też nieznośna i niespotykana na taką skalę propaganda prorządowa. Z kolei zarzut Kurskiego pod adresem Czabańskiego, że nie potrafił skutecznie wprowadzić w życie przepisów o opłacie audiowizualnej, jest także jak najbardziej prawdziwy.

+ Propaganda – głoszenie tez jaskrawo sprzecznych z rzeczywistością – to charakterystyczna cecha rządów PiS. Nikt w PiS nie czuje nawet zażenowania przy wygłaszaniu takich opinii, np. Joanna Lichocka, która twierdzi, że PiS telewizję odpolityczni i uwolni od wpływów partyjnych. Po czym cała jatka odbywa się w gabinecie prezesa Kaczyńskiego, który podejmuje decyzję o losie Kurskiego, a ponadto jest arbitrem w sporach, kto może zajmować dane stanowisko w TVP, a kto nie. Zaś Jacek Kurski w wywiadzie dla „wSieci” tłumaczy – bez cienia wstydu – że jak się go wyrzuci z posady, to PiS na tym straci, bo on dba o osłonę medialną rządu.

+ I wreszcie pieniactwo oraz skłonność do konstruowania karkołomnych konstrukcji spiskowych. Otóż środowisko IV RP uwielbia spiski i szukanie układów. I już poznajdowało „układy” we własnym gronie. Bo o ile informacje o tym, że Michał Karnowski założył spółkę producencką, są prawdziwe, o tyle opisywane przez „Gazetę Polską” relacje personalne, z których wynika, że Roman Giertych zyskuje coraz większe wpływy w TVP, są dość zabawne. Być może te frakcje wzajemnie się wykończą tymi oskarżeniami. Szkoda, że odbywa się to kosztem majątku publicznego.

Przez lata słyszeliśmy, że środowisko IV RP jest odsunięte od wpływów, choć są to sami profesjonaliści, mają wielki potencjał, dokonają niezwykłych cudów odnowy. Wystarczyło kilka miesięcy, aby zobaczyć skutki tych działań w pełnej krasie. Same zgliszcza.

Zobacz także

otoSkładniki

wyborcza.pl

Przepraszam, gdzie tu faszyzm?

Bartek Sabela, 11.08.2016

Marsz ONR, 1 sierpnia, Warszawa

Marsz ONR, 1 sierpnia, Warszawa (Fot. Andrzej Hulimka /Reporter)

Pan się czuje urażony tym marszem? Że nawołują do nienawiści? A ma pan jakieś dowody?

– Chciałem zgłosić doniesienie o przestępstwie – zatrzymuję patrol policji eskortujący marsz ONR. Jest popołudnie 1 sierpnia.

– Jakim przestępstwie?

– Propagowanie faszyzmu.

– Naprawdę? Gdzie? – patrol idzie jakieś 15 m od platformy prowadzącej marsz. Na niej dwóch członków ONR w ciemnych koszulach zapiętych pod szyję i czarnych spodniach. Na ramionach mają zielone opaski z falangami. Ramię i miecz. Obok nich wodzirej marszu ubrany „nieoficjalnie” jakby przed chwilą wyszedł zza biurka jakiejś korporacji, krzyczy do mikrofonu hasła – co któreś otwarcie wzywa do nienawiści. „Jeden pocisk – jeden Niemiec”, „Sierpem i młotem czerwoną hołotę” albo „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści [choć zdaje się, że czasami również słychać, że „syjoniści”]. – A nie widzi pan?

– Yyyy, dobrze, no dziękuję, zajmiemy się tym.

Obserwuję policjanta, idąc za nimi. Nie robi nic. Zatrzymuję więc kolejny patrol, znów zgłaszam przestępstwo.

– Aaa nie, wie pan, to na komendę pan musi.

– A panowie nic nie mogą?

– Nic.

Powiewają zielone oenerowskie flagi z falangami, opaski zielone mieszają się z biało-czerwonymi. W centrum zgromadzenia, ponad symbolami Polski Walczącej, łopoczą czarne sztandary z krzyżem celtyckim, w wielu krajach traktowanym na równi ze swastyką. Gdy pochód ruszył w kierunku Nowego Światu, sztandary z celtykami zwinięto i zastąpiono falangami. Nad pochodem unoszą się też liczne mieczyki Chrobrego – miecz owinięty biało-czerwoną wstęgą, zwykle na zielonym tle. Historią sięga lat 20., gdy był symbolem Obozu Wielkiej Polski. Członkowie OWP otwarcie głosili hasła antysemickie, pozdrawiali się salutem rzymskim. Już w 1933 roku władze sanacyjne zdelegalizowały znak i OWP. Wątpliwości co do rasistowskich konotacji symbolu nie miała organizacja Football Against Racism in Europe i UEFA, która zakazała pokazywania mieczy Chrobrego na stadionach Euro 2008, Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie i ostatnio Euro 2016. Na czarną listę wpisano także znak toporła i falangi, oficjalnego symbolu ONR. Czarne toporły widać tu i ówdzie wśród uczestników marszu. Toporzeł zaprojektowano w latach 30. XX wieku jako symbol antysemickiej i antychrześcijańskiej grupy neopogańskiej Zadruga. Używano go, by znakować nieżydowskie sklepy. Tak, by prawdziwy polski patriota przypadkiem nie kupił mąki czy jajek od Żyda. Teraz posługują się nim najbardziej skrajni nacjonaliści – neopoganie, np. z ugrupowania Niklot.

Dzwonię na 997.

– Chciałbym zgłosić przestępstwo. Propagowanie faszyzmu.

– Ale gdzie?

– Na marszu ONR.

– A gdzie on jest?

– Jak to gdzie? W Warszawie.

– I kto tam jest, i co robi?

– Proszę pana, idzie tu kilkaset, może kilka tysięcy osób. Organizatorzy jawnie propagują faszyzm.

– A gdzie oni są teraz?

– Skręcili w Nowy Świat.

– To musi pan na komendę.

No to komenda.

– Będzie trzeba długo czekać, wie pan? Bo dziś bardzo dużo interesantów.

Rozglądam się po poczekalni, oprócz mnie jest jeden człowiek.

– Bardzo długo trzeba będzie czekać – funkcjonariusz patrzy mi wymownie w oczy.

– Poczekam, nie ma problemu.

Po godzinie zostaję zaproszony do pokoju.

– To jaki pan ma kłopot?

– Przestępstwo chciałem zgłosić. Propagowanie faszyzmu na ulicach miasta.

– Przez kogo?

– Przez organizatorów marszu.

– Jakiego marszu?

– Tego, co idzie właśnie przez Warszawę.

– A to ja nic nie wiem, nie orientuję się.

– Marsz oenerowski, właśnie idą Nowym Światem.

– I pan, rozumiem, ma jakieś pretensje do organizatorów? A kto jest organizatorem?

– ONR.

– A co to za skrót?

– Obóz Narodowo-Radykalny.

– Aha. I pan się czuje urażony tym marszem? Że oni propagują faszyzm? Ale to w pana odczuciu tylko czy ma pan jakieś dowody?

– Dowody? Tam jest ileś stacji telewizyjnych, dowody pan może zaraz w telewizorze obejrzeć. Jakbym zrobił zdjęcie organizatorom i zamienił na czarno-białe, to mógłbym je podpisać „Berlin 1933”!

– To ja zawołam starszego kolegę może.

Przychodzi funkcjonariusz starszy rangą, niezwykle uprzejmy. Opowiadam mu o brunatnych koszulach, celtyckich krzyżach i innych symbolach jasno kojarzących się z faszyzmem.

– Tylko że w naszym kraju nie ma symboli zabronionych.

– Czyli mogę swobodnie biegać po ulicach ze swastyką na plecach?

– Tak. Ale nawet jakby była zakazana, to nic by to nie dało. Wystarczy trochę zmienić kolor, kształt i nie udowodni pan, że swastyka to swastyka. Jest za to definicja propagowania faszyzmu. Ale oni jej nie wypełniają, my nie możemy nic zrobić. To jest dla mnie tak samo smutne jak dla pana. Są też na przykład znaki chronione prawem, jak flaga, godło. Takim znakiem jest też PW. Tylko co to znaczy znieważyć taki znak? Zauważył pan, że oni nigdy opaski PW nie noszą obok celtyka? Możesz mieć krzyż na plecach, opaskę na ramieniu i wszystko jest OK. Dopiero jak połączysz graficznie jedno z drugim, to jest to przestępstwo. Ale oni to wiedzą i nikt tego nie robi. Swastyk też nie noszą, choć mogliby.

– To co musieliby zrobić, żeby pan ich mógł zatrzymać?

– Otwarcie nawoływać do wprowadzenia w Polsce faszyzmu. Do zmiany ustroju. Do mordowania Żydów, czarnych. Takie rzeczy. Dopóki tego nie robią, my mamy związane ręce.

– Krzyczeli, że na drzewach zamiast liści… wie pan. To nie jest nawoływanie do mordowania?

– Jest. Ale to za mało. Bo mamy ręce związane również w inny sposób. Polityczny. Kiedyś były szkolenia z rozpoznawania i postępowania z takimi ugrupowaniami. Dostaliśmy nawet książeczki instruktażowe, byśmy umieli odczytywać symbole. Bo tych jest dużo, czasami są zakamuflowane. Na przykład taki znak SS Totenkopf, nie wszyscy go znają. A kibice Legii wpisali go w swoje symbole. Ale tych szkoleń i książeczek już nie ma. Błaszczak zabrał. Rozumie pan?

– Aż za dobrze. Mam nieodparte wrażenie, że władza szkoli sobie przyszłe bojówki.

– To nie są przyszłe bojówki. To już są bojówki. Widzi pan, co się dzieje na Marszach Niepodległości. Powyciągali ich ze stadionów i stworzyli z nich wierną gwardię.

– Obawiam się, że prędzej czy później dojdzie do jakiejś konfrontacji.

– Bo tak będzie – wkrótce będziecie się z nimi bić na ulicach.

– Pana to nie martwi?

– Martwi. Tak samo jak pana.

Rozstajemy się w milczeniu.

Paramilitarni: Wróg widzi, że cały naród pod bronią i duchem silny – trzy razy się zastanowi, nim napadnie

Nie jestem warszawiakiem, choć w stolicy przemieszkałem ponad 13 lat. Nikt z mojej rodziny nie brał udziału w powstaniu warszawskim, nikt nie był w AK, nikt nie zginął w katowniach UB. Lecz 1 sierpnia był dla mnie zawsze dniem niezwykłym, ważniejszym niż każde inne narodowe święto. Jeszcze parę lat temu, gdy otwierałem okno, na moim osiedlu można było usłyszeć od rana powstańcze piosenki. Czasami włączałem sobie Lao Che „Powstanie Warszawskie” – „Wiara się rozkrochmala/ wilczur się oźlił i piekło podpala”, śpiewają w utworze „Stare Miasto”. Potem o siedemnastej zawsze wychodziłem na najbliższe duże skrzyżowanie i czekałem, aż wszystko się zatrzyma.

Ale tego dnia już nie ma.

Wyklęci i niesprowokowani. Uliczna lekcja patriotyzmu

Wróciwszy z komendy, opublikowałem na Facebooku moje rozmowy z policjantami. W ciągu jednej nocy pojawiły się tysiące udostępnień i setki komentarzy. Także te obrażające mnie w ordynarnych słowach i wyśmiewające to, co zrobiłem. Autorzy tych wpisów przekonywali, że faszyści nigdy nie mordowali ludzi, że celtyk to wszak symbol chrześcijański, swastyka to hinduski znak szczęścia, a hajlowanie to nic innego jak starożytny salut rzymski. Wdepnąłem.

Rafał Gaweł, szef stowarzyszenia TrzyRzecze, w ramach którego działa Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, przyjmuje mnie w biurze, w siedzibie Teatru TrzyRzecze. W ciągu kilku lat działalności, najpierw w Białymstoku, teraz w Warszawie, stowarzyszenie złożyło setki zawiadomień o napaściach, pobiciach, malowaniu swastyk, rozpowszechnianiu faszystowskich idei. Działania ośrodka opisywały gazety, mówiono o nich w telewizji, Marcin Kącki opisywał je w książce „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Siadamy w starych fotelach, wśród szarych, wysokich ścian. Pokój oświetla jedynie mała lampka biurowa. Mroczna sceneria. Do mrocznej rozmowy.

– W policji pracują różne osoby. Spotykaliśmy zarówno takich o poglądach skrajnie prawicowych, jak i takich, którzy trzymali za plecami kciuki za Antifą i gratulowali nam tego, co robimy. Ale policja to instytucja zhierarchizowana, osobiste przekonania to drugorzędna sprawa. Wiesz, kto w Białymstoku celebrował mszę, podczas której ONR wszedł do katedry? Kapelan policji polskiej (podlaskiej). Byłem tam. Policja w ogóle nie reagowała na hasła otwarcie nawołujące do mordowania Żydów. Idą przez miasto, nawołując do zbrodni, a policja mówi, że nie zanotowała żadnych incydentów. Po marszu publicznie wyczytano listę zdrajców narodu. Byłem na trzecim miejscu. To też dla policji nie był powód do reakcji. Więc my teraz już idziemy wprost do prokuratury. To, o czym mówisz, przechodziłem setki razy. Za każdym razem starano się mnie zniechęcić do złożenia zawiadomienia o przestępstwie. Tak jak większość pokrzywdzonych, zwłaszcza w przypadku przestępstw na tle rasowym lub ksenofobicznym. Najpierw próbuje się im wyperswadować złożenie zgłoszenia na recepcji. Słyszą to, co ty. Że trzeba będzie czekać, a najlepiej pan przyjdzie jutro. Jeśli delikwenta jednak nie udaje się zniechęcić, to wtedy przyjdzie ten „dobry policjant”. I powie: no ale po co to panu, ja pana rozumiem, ale co możemy zrobić. Albo spyta, czy masz dowody. Ale to przecież nie ty jesteś od zbierania dowodów! Od tego jest właśnie policja! Tak się dzieje, bo policja rozliczana jest ze statystyk. Nikomu nie zależy na tym, by słupki spraw związanych z rasizmem czy ksenofobią szły w górę. Więc się ich nie przyjmuje. Z prokuraturą nie jest dużo lepiej – połowa spraw jest odrzucana na wstępie. I tylko odwoływanie się od decyzji o umorzeniu lub odmowie wszczęcia postępowania przynosi jakiekolwiek rezultaty.

ONR w Białymstoku. Macie się czego bać!

– A sprawa jest niezwykle prosta – kontynuuje Gaweł. – To nie policjant jest od oceny tego, czy znak jest zakazany, niezakazany, chroniony czy niechroniony. Jego obowiązkiem jest przyjąć zgłoszenie. Reszta pozostaje w gestii prokuratury, sądu i powołanych biegłych. To oni oceniają, czy dany symbol propagował faszyzm lub komunizm, czy też nie. Mamy przepis mówiący o tym, że zakazane jest propagowanie totalitaryzmów. To się rozciąga na wszelkiego rodzaju symbolikę z tym związaną. Zazwyczaj udaje nam się to udowodnić w sądach nawet bez powoływania biegłych. Jeśli ktoś maluje krzyż celtycki i obok niego umieszcza napis „white pride”, to jest to proste jak konstrukcja cepa, że odwołuje się do teorii rasy panów, która leży u podstaw ideologii faszystowskiej. To właśnie teoria supremacji białej rasy legitymizowała nazistowskie zbrodnie. My, jako stowarzyszenie, uznaliśmy, i udało nam się przekonać większość śledczych, że umieszczanie, dajmy na to, swastyki na murze jest propagowaniem faszyzmu i nikt nie powinien mieć co do tego wątpliwości.

Ale wielu ma. Kilka lat temu Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ odrzuciła zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa polegającego na malowaniu swastyk na murach, uzasadniając, że w Azji swastyka jest powszechnie stosowanym symbolem szczęścia. O tak ciekawej interpretacji symbolu w kraju, w którym z rąk nazistów zginęło 6 mln ludzi, pisały nawet gazety w Delhi.

Dzwonię zatem do biura rzecznika Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Pytam, jak to możliwe, by takiego dnia w ogóle wydać pozwolenie na marsz takiej organizacji. Słyszę w odpowiedzi:

– Konstytucja zapewnia wolność wypowiedzi i zgromadzeń i wszędzie tam, gdzie ktoś chce manifestować, nawet jeśli to jest taka organizacja, my jedynie rejestrujemy zgłoszenie. Chyba że cel zgromadzenia byłby niezgodny z prawem, wtedy możemy odmówić rejestracji, w innym wypadku nie.

– Dlaczego zatem, gdy podczas marszu pojawiła się neofaszystowska symbolika i hasła wzywające do nienawiści, miasto nie przerwało zgromadzenia?

– Na miejscu zwykle są przedstawiciele naszego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, ale i policji. Więc pewnie wspólnie to uzgodnili. Jeśli pojawiają się bójki, niebezpieczne materiały, dewastacje, mimo zapewnień organizatora, że marsz miał być pokojowy, to wtedy można zdelegalizować takie zgromadzenie.

– Czy zatem przyczyną delegalizacji mogłyby być wyżej wspomniane symbole i zachowania?

– Nie chciałabym gdybać, natomiast wszelkie działania zagrażające bezpieczeństwu oraz niegodne z prawem mogą być powodem rozwiązania zgromadzenia, ale nie chciałabym się konkretnie wypowiadać.

Prezesa flirt z narodowcami

Profesor Rafał Pankowski ze stowarzyszenia Nigdy Więcej, wykładowca Collegium Civitas, nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości: – Z ustawy o zgromadzeniach jasno wynika, że przedstawiciel urzędu miasta powinien obserwować przebieg takiego wydarzenia i gdy zachodzi obawa, że mamy do czynienia z łamaniem prawa, czyli na przykład artykułu 256 i 257 kodeksu karnego o propagowaniu faszyzmu i rasizmu, to ten urzędnik ma prawo, a wręcz zobowiązany jest rozwiązać takie zgromadzenie. Może się to również stać na wniosek policji. Niestety, to się często rozbija o brak woli, o lekceważenie i banalizowanie takich problemów, czasami również o ciche sympatyzowanie z tą ideologią. Przecież mieliśmy w ciągu ostatniego roku wiele demonstracji niezwykle agresywnych. Nie mogę sobie przypomnieć przypadku, żeby ktokolwiek został skutecznie pociągnięty do odpowiedzialności, nawet za najbardziej ewidentne zachowania faszystowskie czy rasistowskie podczas takich demonstracji w ostatnich miesiącach.

W internecie wiele osób zarzucało mi, że reaguję nadmiernie histerycznie, że faszyzm mylę z nacjonalizmem. Niektórzy zarzucali mi brak patriotyzmu. Pytam zatem Rafała Gawła i profesora Pankowskiego, jak określiliby oenerowski marsz w rocznicę powstania warszawskiego.

– Moim zdaniem krzyż celtycki i oenerowcy z hasłami pełnymi nienawiści – Gaweł na chwilę zawiesza głos – powiem w ten sposób: w Niemczech tacy ludzie momentalnie zostaliby aresztowani przez Urząd Ochrony Konstytucji.

– Dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości – mówi profesor Pankowski – że takie symbole jak krzyż celtycki to znaki neofaszyzmu. Celtyk w wersji demonstrowanej na rocznicy powstania to nawet nie jest jakiś historyczny znak. Jest współczesny, powojenny, spopularyzowany przez subkulturę skinheadów. Poza tym moim zdaniem sam ONR, zarówno ten dzisiejszy, jak i ten przedwojenny, jest organizacją opartą na wzorach faszystowskich i jest na to bardzo wiele argumentów: hasła antysemickie i rasistowskie, elementy paramilitarne, pochwała i stosowanie przemocy. Historia ONR-u jest tego pełna.

Obóz Narodowo-Radykalny był już dwukrotnie delegalizowany. Raz w 1934 roku przez władze sanacyjne, a ostatnio w 2009 roku przez sąd w Opolu. Za propagowanie faszyzmu. Sąd powołał się na artykuł 13 konstytucji zakazujący działania partii faszystowskich, nazistowskich i komunistycznych. Lecz obecnie ONR znów działa zupełnie bezkarnie. Co się stało zatem? Kiedy skręciliśmy w tę ślepą uliczkę nienawiści? Ludzie, których widzę na marszu, to już nie jest ONR sprzed lat. Wielu z nich to nie są przypadkowi ludzie. To nie są chłopcy z zawodówki biegający po ulicach we flyersach. Kolejne marsze pokazują, że to osoby, które są nauczone, jak chodzić w szyku, są karni, są wyszkoleni. Przeciętny obserwator, patrząc na ostatnią demonstrację w Białymstoku, mógłby pomyśleć, że widzi przemarsz regularnego ugrupowania paramilitarnego. Choć na pozór wielu z nich wygląda zupełnie normalnie. Noszą normalne fryzury, czasami nawet brody.

– Od jakichś dwóch lat usilnie próbują wygładzić swój wizerunek, odejść od obrazu prostego skinheada – wyjaśnia Gaweł. – Działają teraz jak dobrze zarządzana firma. Wchodzą do szkół, przedszkoli, domów dziecka. Organizują spotkania, pogadanki ideologiczne, rozdają upominki i ulotki. Udokumentowaliśmy wiele takich przypadków. W Łodzi rozdawano dzieciom kalendarze z neofaszystowskimi symbolami i hasłami pisanymi szwabachą. Poza tym środowiska skrajnej prawicy związanej z radykalnymi odłamami Kościoła katolickiego opanowały również wiele instytucji, także prokuraturę. Tak było w Białymstoku. Udało im się wprowadzić swoich ludzi do Sejmu. Niektórzy z nich to neofaszyści, nie nacjonaliści. Wybory wygrano za pomocą jednego instrumentu – lęku przed obcymi. Doprowadzono do sytuacji, w której w klarowny sposób wskazano wroga. A jak pokazuje historia, nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg, jak ktoś do nienawidzenia. To, co zrobiło PiS i Kukiz ’15, podsycając ten lęk, w szczególności przed islamem, tego się nie da zatrzymać. To są zatrute tysiące, miliony młodych głów. Lata nauki tolerancji poszły w las. Znałem takiego młodego chłopaka, który uczył się w jednym z białostockich techników. Spotkaliśmy się podczas maratonu pisania listów Amnesty International. On pisał te listy w obronie osób prześladowanych całymi nocami. Teraz nawołuje do zabijania islamistów i wyrzucania z Polski czarnych. Mówi, że Hitler miał rację. Co się stało z nim w ciągu trzech, czterech lat?

Wszystkie koszulki Kukiza. Rozmowa z prof. Rafałem Wnukiem

Profesor Pankowski: – Ale jest jeszcze coś. Poza reakcjami instytucjonalno-prawnymi można by się spodziewać reakcji uczestników marszu i przechodniów, którzy pewnie niekoniecznie są zwolennikami neofaszyzmu. A mimo to jakoś nikt nie reagował. Jak widać, nikomu nie przeszkadza symbolika neofaszystowska, nawet w takim dniu.

W 2010 roku we współpracy ze stowarzyszeniem Nigdy Więcej policja wprowadziła materiały szkoleniowe o przestępstwach na tle rasowym i ksenofobicznym. W książeczce „Przestępstwa z nienawiści” zawarty był wykaz symboli neofaszystowskich. Na drugim miejscu, tuż za swastyką, znalazł się „międzynarodowy symbol rasizmu” – kołomir, czyli krzyż celtycki. Kilka pozycji niżej, pod runami „Sig”, krzyżem Ku Klux Klanu, można znaleźć oenerowską falangę, dalej również toporła, miecz Chrobrego i pornograficzny „zakaz pedałowania”. W maju tego roku na wniosek posła Kukiz’15 Adama Andruszkiewicza, prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, materiały szkoleniowe wycofano.

„Poprzedni system szkoleń zawarty w materiale pomocniczym, mógł sprzyjać kształtowaniu postaw niechętnych wobec niektórych środowisk. Tymczasem zadaniem policji jest zapewnić bezpieczeństwo wszystkim obywatelom” – takie uzasadnienie od MSWiA dostała „Rzeczpospolita”.

Tymczasem Antoni Macierewicz zapowiedział, że od września rozpocznie się formowanie oddziałów Obrony Terytorialnej. ONR ma wejść w jej struktury.

Zadzwoniłem do Stołecznej Komendy Policji z prośbą o komentarz. Poprosili o pytania na piśmie. Zapytałem m.in., dlaczego funkcjonariusze zabezpieczający marsz nie reagowali na symbole neofaszystowskie, hasła wzywające do nienawiści. Dlaczego policja wycofała „Przestępstwa z nienawiści” i czy czują naciski, by ignorować przestępstwa na tle rasowym i religijnym.

Po kilku dniach nadeszła odpowiedź:

„W odpowiedzi na Pana e-maila z 4 sierpnia informuję, że jednym z podstawowych zadań Policji jest reagowanie na wszelkie przejawy łamania prawa, w tym na przestępstwa popełniane na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość. Dbanie o przestrzeganie standardów ochrony praw człowieka przez Policję przy jednoczesnym poszanowaniu prawa do wyrażania swoich poglądów, co zapewnia Konstytucja RP, stanowi bardzo ważny element działania tej służby.

Jesteśmy otwarci na współpracę z licznymi instytucjami i organizacjami, by przestrzegać obowiązujących przepisów i chronić prawo. Od wielu lat policjanci z KSP, podobnie jak ich koledzy w kraju, są przygotowywani do ścigania tego rodzaju przestępstw. Cyklicznie prowadzone są szkolenia w zakresie przeciwdziałania i zwalczania przestępstw z nienawiści. Dodatkowo organizowane są szkolenia specjalistyczne dla policjantów służby prewencyjnej i kryminalnej dotyczące różnych aspektów ścigania tego typu przestępstw. Od ponad 10 lat w Policji na poziomie centralnym funkcjonuje Pełnomocnik KGP ds. Ochrony Prawa Człowieka, natomiast w komendach wojewódzkich Policji, w tym w KSP, pełnomocnicy komendantów, którzy na bieżąco monitorują działania policjantów pod kątem respektowania w swoich działaniach przestrzegania praw człowieka.

W związku z marszem, który ruszył 1 sierpnia z Ronda Dmowskiego w Warszawie, policjanci Komendy Rejonowej Policji Warszawa I nie otrzymali do chwili obecnej żadnego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa w trakcie zgromadzenia. Naczelnik sztabu śródmiejskiej jednostki nie był też informowany przez swoich policjantów, biorących udział w policyjnym zabezpieczeniu zgromadzenia, o przypadkach propagowania treści zabronionych.

Przebieg zgromadzenia był rejestrowany przez policjantów KSP. Z analizy materiału wynika, że jedynym incydentem, który zarejestrowały kamery, był moment odpalenia rac w rejonie ronda o godz. 17.00, ale to sposób oddania hołdu powstańcom.

Dodatkowo na marszu obecni byli także obserwatorzy ze stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, którzy nie zgłaszali żadnych uwag dotyczących niezgodnego z prawem zachowania jego uczestników.

Jeśli dysponuje Pan materiałami, które mogą wskazywać na naruszenie prawa podczas marszu, proszę o zgłoszenie się do jednostki Policji w celu przyjęcia zawiadomienia o przestępstwie.

Art. 256 kk § 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.”

Ten sam zestaw pytań wysłałem do rzecznika MSWiA. Biuro prasowe MSWiA zwracało uwagę na okres urlopowy. Do momentu publikacji nie dostałem odpowiedzi.


Tekst pochodzi z jutrzejszego ”Dużego Formatu”, w którym przeczytasz też:

Bracia. I nienawiść, i miłość
Z Januszem Kondratiukiem o Andrzeju Kondratiuku rozmawia Jacek Szczerba

Dwóch ojców, dwóch synów
Wojciech Karpieszuk o polskiej rodzinie możliwej tylko za polską granicą

Niewolnicy XXI wieku
Kim są, jak się ich łapie i jak im pomóc, pyta Aleksandra Szyłło

Nasze fantazje o Żydach
Lidia Ostałowska pyta o pułapkę filosemityzmu

Czekoladowy ojciec, babcia z porcelany
Natalia Szostak rozmawia z Angélicą Dass, brazylijską fotografką i aktywistką społeczną, autorką projektu „Humanae”

Otylia Jędrzejczak: Nie wychodzę z wody
Małgorzata I. Niemczyńska pyta mistrzynię olimpijską, czym się zajmuje po zakończeniu kariery sportowej

 

wyborcza.pl

 

 

hojna

Hojna jak Kempa? Szefowa kancelarii premiera dała gigantyczne podwyżki swoim podwładnym

as, 12.08.2016

Beata Kempa

Beata Kempa (Agencja Gazeta/Gazeta.pl)

• Jest projekt rozporządzenia, które podnosi wynagrodzenia w KPRM
• Podobno powstał on pod nadzorem Beaty Kempy
• Pensje asystentów mają wzrosnąć o 100 proc., a sekretarzy o 260 proc.

 

W lipcu okazało się, że powstał projekt ogromnych podwyżek m.in. dla posłów i ministrów oraz pensji dla żon prezydentów. Przepadł jednak w Sejmie, ponoć po interwencji samego prezesa PiS. Ale nie oznacza to, że Beata Kempa zrezygnowała z innych podobnych pomysłów.

Zarobią 100 procent więcej

Jak pisze „Fakt”, właśnie wchodzi w życie rozporządzenie premiera przygotowane pod nadzorem Kempy zmieniające zasadnicze wynagrodzenie asystentów w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Czym ta decyzja jest uzasadniona? Oficjalne tym, że ich pensje nie zmieniały się od 1998 roku, a od tego czasu znacznie wzrosła choćby płaca minimalna. Ale to nieprawda – pensje rosły. Jak wylicza tabloid, „w 1998 r. asystent maksymalnie zarabiał 1800 zł, a teraz dostawał 3100 zł brutto”. Po najnowszych podwyżkach zasadnicze wynagrodzenie asystentów wzrośnie do 6560 zł. Czyli – o ponad 100 procent.

Nie tylko asystenci

Asystentów jest w KPRM szesnastu. Pracują m.in. dla premiera i wicepremierów. Jednak, jak podaje tvn24bis.pl, zarabiać więcej będą nie tylko asystenci, ale i sekretarze: Prezesa Rady Ministrów, wiceprezesa Rady Ministrów, ministra, Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, sekretarza stanu, podsekretarza stanu, dyrektora generalnego, dyrektora biura, departamentu (komórki organizacyjnej równorzędnej). Ich pensje mają się teraz wynosić od 2000-5060 zł. W rozporządzeniu podano, że obecnie wynagrodzenie zasadnicze mieści się w przedziale 1330-1940 zł. – „Oznacza to, że górna granica wynagrodzenia sekretarzy zostanie podniesiona o 260 proc.”–czytamy na tvn24bis.pl. Według ostatnich danych na stanowiskach sekretarzy zatrudnione są 3 osoby.

Kempa jest na wakacjach

W rozporządzeniu podkreślono, że „wzrost wynagrodzeń nie spowoduje dodatkowych skutków finansowych dla budżetu państwa”. Chcieliśmy się zatem dowiedzieć, z jakich środków będą wypłacone podwyżki, ale w biurze prasowym KPRM nikt nie odbierał telefonu. Wysłaliśmy maila z pytaniami, ale raczej nie spodziewamy się rychłej odpowiedzi, bo na mail w innej sprawie, wysłany do biura prasowego KPRM 18 lipca, nie mamy odpowiedzi do dziś.

„Fakt”, który dodzwonił się do Beaty Kempy też nie dowiedział się wiele więcej. – Jestem na wakacjach za granicą – powiedziała dziennikarzom tabloidu.

 

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,20536747,hojna-jak-kempa-szefowa-kancelarii-premiera-dala-gigantyczne.html#Prze

satelita

http://wyborcza.biz/biznes/1,147752,20535387,satelita-na-orbicie-czyli-kosmiczny-plan-dla-polski.html?disableRedirects=true

CppKh5xVYAAZxCK

Woody Allen: wszyscy uważają mnie za cynika. To prześmieszne!

ANNA TATARSKA 2016-08-11

– Nie mam cynicznego podejścia do życia. Po prostu, jako dramaturga interesują mnie konflikt, związki, które nie wypalają – mówi Woody Allen. Do kin wchodzi jego najnowszy film „Śmietanka towarzyska”.

Woody Allen / Diomedia / Zuma Press / Diomedia / Zuma Press
Rozmowa z Woodym Allenem
Anna Tatarska: Ma pan własne studio produkcyjne, nie współpracuje z wielkimi wytwórniami. Dlaczego?

Woody Allen: Wszystko ułożyło się w dość naturalny sposób. To nie był świadomy bunt, raczej łut szczęścia. Nawet kiedy pracowałem z Hollywood, to nigdy nie było Hollywood per se, ale na przykład zdjęcia w Nowym Jorku realizowane dla hollywoodzkiego studia, choćby United Artists. Byli bardzo liberalni, dawali mi pełną wolność. Nie mogłem narzekać!

Jeden z pierwszych filmów w życiu „Bierz forsę i w nogi” nakręciłem dla Palomar Pictures, wówczas nowej firmy. Nie mieli pojęcia, co robią, to było urocze. Dostałem od nich carte blanche i milion dolarów, co wówczas wystarczało na zrobienie filmu.

Potem nawiązałem współpracę z United. Po kilku udanych wspólnych produkcjach doczekałem się oficjalnego prawa do final cut, czyli prawa do ostatecznej wersji montażu. Choć właściwie miałem je od samego początku…

Dlaczego wasze drogi się rozeszły?

– Przestaliśmy razem pracować, bo firma została sprzedana i stała się wielkim molochem. Znikali stopniowo, to nie było jakieś rozstanie we łzach.

Taka sytuacja, w jakiej jestem obecnie, bardzo mi odpowiada. Mam pełną wolność, sam zbieram budżet przy pomocy prywatnych inwestorów, nie potrzebuję ogromnych pieniędzy, by zrobić film.

Kiedy kończę scenariusz, nigdy nie muszę go z nikim konsultować, by wystartować z produkcją. Nie jest konieczna jakaś zgoda wyższej instancji. Sam proponuję skończony film dystrybutorom na całym świecie, a oni są niezmiennie zainteresowani. Taki system działa. Pozostaje mi tylko liczyć na dobrą reakcję publiczności. Czasami udaje się ją wywołać.

Przygląda się pan w „Śmietance towarzyskiej” Hollywood lat 30. Myślimy o tych czasach z nostalgią, ale dla filmowca to nie był raj…

– Nie. Za żadne skarby nie chciałbym pracować w takich warunkach. Studia narzucały twórcom obsadę, scenariusz, oddawały materiał zewnętrznemu montażyście, a reżyser nie miał prawa decyzji.

A towarzysko? To rzeczywiście była złota era – czas glamouru, elegancji? Bo taki obraz wyłania się z medialnych przekazów i filmowych portretów tamtych czasów…

– Ja dorastałem w latach 40. w Nowym Jorku. Estetyka tabloidów była w mediach wszechobecna. Co rano otwierało się gazetę na zdjęciach Weegee’ego, przedstawiających morderstwa i krwawe wypadki. Codziennie ktoś kogoś rzucał albo się w kimś namiętnie zakochiwał.

Pasjami czytało się wtedy kolumny plotkarskie aktorek Heddy Hopper czy Sheilah Graham.Humphrey Bogart, Vivien Leigh czy Clark Gable na tańcach w Trocadéro i Macombo, Fred Astaire bawiący w klubie nocnym… Dla moich rodziców to była magiczna lektura.

Obok tekstu widniały zdjęcia, których bohaterowie przypominali greckich bogów. Byli przedstawiani niemal jako mieszkańcy innego świata, jakieś mitologiczne twory. To w tamtych czasach na Manhattanie powstała taka formuła jak „Café Society” – klub skupiający polityków, bogaczy, aktorów, scenarzystów i gangsterów. W takich miejscach mieszały się światy. Oczywiście, że było w tamtym okresie coś romantycznego. Na przykład dbałość o konwenanse. Ludzie ubierali się uroczyście na wyjście na miasto. Cały dzień siedzieli w swoim biurze, wracali do domu, wkładali smoking, brali pod rękę żonę w wieczorowej sukni, udawali się do teatru, potem na kolację, tańce i drinki, i tak do drugiej w nocy. Z daleka wygląda to wspaniale. Najprawdopodobniej z bliska było widać pewne minusy, ale ludzie, o których mówię, byli niewątpliwie uprzywilejowani. Mimo szalejącej depresji starczało im na wygodne życie, dobre jedzenie. Dla nas, biedaków, czytanie o nich w gazecie było rasową rozrywką!

Jednak dziś nie chce pan być częścią towarzyskiej śmietanki. Bliżej panu chyba do podejścia Vonnie, granej przez Kristen Stewart. „Wolałabym być bliżej życia” – mówi ona w pewnym momencie bohaterowi Jessego Eisenberga, Bobby’emu.

– Ktokolwiek marzy o życiu gwiazdorską fantazją, musi się pogodzić z tym, że zostawia realizm za plecami. Gwiazdy, które zasiedlały w tamtych czasach Hollywood, na ekranie grały herosów z fantastycznym poczuciem humoru, urokiem osobistym i elokwencją. Jednak w prawdziwym życiu rzadko były w stanie to powtórzyć. I jeśli nie umiały wyzbyć się tęsknoty za taką przerysowaną, filmową wizją życia, marnie kończyły. W ich wspomnieniach znajdujemy masę historii o alkoholizmie, złamanych sercach, rozwodach… smutnych problemach zwyczajnego życia.

Mnie eskapizm nie podnieca. Chcę żyć prawdziwym życiem.

I to się udaje?

– Mam nadzieję. Cenię drobne przyjemności.

Lubię podejść sobie do sklepu, na przykład Carnegie Deli na siódmej ulicy i kupić coś smacznego. To żydowskie delikatesy, podkreślam, bo o to też mnie ktoś ostatnio pytał – czy lubię żydowską kuchnię…

No cóż, moja matka nie była zbyt utalentowana kulinarnie, długo nie miałem pojęcia, że to może być aż tak smaczne. Miło jest od czasu do czasu zajrzeć do dobrej restauracji. Byle nie za często!

Mam wrażenie, że włożył pan wiele pracy w to, by „Śmietanka…” była bardzo wierna detalom z epoki. Dlaczego było to tak ważne?

– Bo zależało mi na autentyczności. Jeśli w Hollywood lub Nowym Jorku nie było przestrzeni, jakiej potrzebowaliśmy – budowaliśmy plan od zera według modeli i fotografii. Lubię filmy z epoki, bo przeszłość pełna jest wspaniałych historii.

Jeśli osadzam akcję dziś, mam do dyspozycji świat wypełniony iPhone’ami i komputerami. A początek wieku i kilka kolejnych dekad to czas niezwykle romantyczny, także wizualnie.

Z takim materiałem można wspaniale pracować, co udowadniają operatorzy, z którymi spotykałem się na przestrzeni lat w swojej pracy. Oni uwielbiają filmy z epoki, bo mają możliwość odejścia od nudnego realizmu. Ciemne drewno, piękne żyrandole, płaszczyzny, głębia – aż chce się bawić światłem!

Zdecydował się pan tym razem nie tylko na współpracę z legendarnym operatorem Vittorio Storaro („Czas apokalipsy”, „Ostatnie tango w Paryżu”), ale i na kręcenie cyfrową kamerą. Skąd ten zwrot?

Dużo sobie wspólnie z Vittorio ponarzekaliśmy na to, że kamery analogowe odchodzą do lamusa. Językiem przyszłości nieuchronnie staje się cyfra. Kochamy celuloidową taśmę, ale zgodziliśmy się, że w obecnych czasach kurczowe trzymanie się tego nie ma sensu. Fala wzbiera: kina nie chcą już grać ze starych nośników, trzeba iść z duchem czasu.

Spokój Vittorio i jego pewność szybko mi się udzieliły, więc nie martwiłem się za dużo tą pozornie radykalną zmianą. To świetny operator z gigantycznym doświadczeniem, wspaniałym dorobkiem i dobrym okiem do detali. Nie miałem zamiaru kwestionować jego opinii. Nie znalazłem w tej metodzie pracy żadnych minusów, a same plusy – można kręcić dłuższe ujęcia, wygumkować mikrofon, który niechcący znalazł się w kadrze, przyśpieszyć krok zbyt ślamazarnemu statyście. Prawdziwa magia! Miałem sytuacje, w których cyfrowe techniki bywały zbawieniem, jak przy „O północy w Paryżu”, kiedy na nagranych w Wersalu zdjęciach zauważyliśmy elektryczne żarówki. To detal, na który być może nikt nie zwróciłby uwagi, ale nas to strasznie uwierało. Nie mogliśmy tam wrócić, musieliśmy więc potem cyfrowo dorabiać do nich małe płomyczki.

Jak obsadził pan główne role kobiece?

– Podobał mi się kontrast między dwiema kobietami, z którymi wiąże się główny bohater. Blake Lively to wysoka, złotowłosa piękność o klasycznej urodzie, wygląda jak dziewczyna z okładki, jak miliard dolarów. Takie były piękności z „Café Society” w tamtych czasach, uprzywilejowane białe bogaczki z jachtami i stadniną, przypominały Grace Kelly. Blake była doskonałą przeciwwagą dla Kristen Stewart – drobnej, pięknej i w nieoczywisty sposób intrygującej brunetki.

”Śmietanka…” jest filmem romantycznym, ale też dość brutalnym jak na pana standardy. Strasznie tu dużo morderstw!

– Nie powinno to być zaskoczenie! Od samego początku, nawet w komediach takich jak „Bierz forsę i w nogi”, grałem gangsterów. W „Miłości i śmierci” opowiadam o wojnie, a na końcu umieram. We „Wszystko gra” i „Śnie Kasandry” w centrum jest morderstwo, podobnie jak w „Irracjonalnym mężczyźnie” i „Tajemnicy morderstwa na Manhattanie”. Przemoc istnieje w moich filmach, tylko nie jest dosadnie pokazywana. Musi się pojawiać, bo była częścią świata, w jakim dorastałem. Chwilę przed moim urodzeniem na Brooklynie działały gangi, jak choćby Murder Inc, w których byli nie tylko włoscy, ale też irlandzcy czy właśnie żydowscy gangsterzy.

Jakie jeszcze wspomnienia z własnego życia udało się panu przemycić na ekran?

Od jednego z dziennikarzy usłyszałem, że rodzina mojego głównego bohatera wygląda nieatrakcyjnie. Proszę mi wierzyć, gdyby moi nieżyjący rodzice usłyszeli taki komentarz, przewróciliby się w grobie!

Z takimi ludźmi jak bliscy Bobby’ego dorastałem. Takie twarze i stroje pamiętam.

Od dawna nie występował pan we własnych produkcjach. Skąd pomysł, by tym razem wcielić się w rolę narratora?

– Pisząc scenariusz, chciałem, by przypominał opowieść, miał strukturę książkową. Zależało mi, by wprowadzić na ekran całą rodzinę – braci, siostry, by snuć jednocześnie wiele historii zamiast jednej. Na przestrzeni lat, miejsc, różnych sytuacji, zbudować rodzaj filmowej panoramy. Stąd pomysł na narratora. Pojawia się, by widz miał kontakt z autorem, czuł jego obecność, jak podczas lektury Dickensa czy Bellowa. A ponieważ to ja jestem autorem, pomyślałem, że wejdę w te buty. Oczywiście mogłem to zlecić komuś innemu, ale tak było po prostu łatwiej – wiedziałem dokładnie, czego chcę, nie musiałem nikogo prowadzić ani poprawiać.

Krytycy podkreślają, że nieco stępiło się ostrze pana cynizmu. Zgadza się pan?

– Wszyscy uważają mnie za cynika, to prześmieszne! Dostałem nawet kiedyś książkę, zatytułowaną „Allen: komik-cynik”. Jako dramaturga interesują mnie konflikt, związki, które nie wypalają. Można równie dobrze powiedzieć, że „Przeminęło z wiatrem” jest cyniczne, bo opowiada o związku, który się nie udaje. Ale to właśnie ludzie chcą oglądać. Nie mam cynicznego podejścia do życia. Mnie się wydaje, że jestem realistą. Na całym świecie ludzie mają problemy ze związkami, to jeden z punktów wyjścia dla literatury i sztuki. Skąd się wzięły te wszystkie randkowe aplikacje na naszych telefonach, jak nie z nieumiejętności spotkania drugiej osoby i wypracowania jakiegoś działającego schematu? Przeważnie zamiast pracować nad tym, co jest, rozglądamy się za kimś nowym, a związki się w międzyczasie rozpadają. Ja po prostu biorę to pod uwagę.

Gdybym nakręcił film o tym, że wszystko jest idealnie, zanudzilibyście się na śmierć.

woody

cojestgrane24.wyborcza.pl

PIĄTEK, 12 SIERPNIA 2016

Ogórek: Temat TK jest zastępczy, wśród opozycji panuje marazm i miałkość.

10:35
uid_347e74a4a022576f9e77b21ae35b80141470984387477_width_633_play_0_pos_0_gs_0_height_355

Ogórek: Temat TK jest zastępczy, wśród opozycji panuje marazm i miałkość.

Jak mówiła Magdalena Ogórek w TVP Info:

– Temat Trybunału Konstytucyjnego to temat zastępczy, szczególnie dla opozycji, która go rozdmuchuje. Pat w sprawie Trybunału skończy się wtedy, kiedy skończy się kadencja prezesa Rzeplińskiego. Proszę zwrócić uwagę na marazm i miałkość, które panują wśród opozycji. Przez prawie rok opozycja nie potrafiła sformułować kontry do programu Morawieckiego. Kibicuję obecnemu rządowi. Widzę tam dużo postulatów zbieżnych z moim programem wyborczym sprzed roku oraz upatruję w tym szansę dla Polski. 

10:26
gus1

GUS: W II kwartale 2016 roku PKB wzrósł o 3,1%. Oczekiwania: 3,3%

Jak poinformował GUS w komunikacie:

„W II kwartale 2016 r. PKB wyrównany sezonowo (w cenach stałych przy roku odniesienia 2010) zwiększył się realnie o 0,9% w porównaniu z poprzednim kwartałem i był wyższy niż przed rokiem o 3,0%.
PKB niewyrównany sezonowo (w cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego) wzrósł realnie o 3,1% w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego”.

Ekonomiści liczyli na wzrost o 3,3 – 3,4%. Kolejne dane o II kwartale GUS poda 30 sierpnia.

10:23
12671858_1591417594506914_8089566556327450301_o

Sondaż RZ: Petru przed Tuskiem jako lider opozycji, Kopacz i Schetyna w tyle.

Jak wynika z sondażu, jaki publikuje RZ 39,2% Polaków uważa Ryszarda Petru za lidera opozycji w Polsce, a 37,7% wskazuje w tym kontekście szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska.

Na dalszych miejscach znaleźli się: była premier Ewa Kopacz (28,2%), obecny lider PO Grzegorz Schetyna (25,9%) oraz Mateusz Kijowski (16,7%).

W sondażu spytano też, które partie kojarzą się Polakom ze zmianą obecnego porządku. Tu najczęściej wskazywany jest PiS (32,6 proc.), na drugim miejscu znajduje się Kukiz’15 (26,2 proc.), który nieznacznie wyprzedza Nowoczesną (25,2 proc.). Platformę Obywatelską jako partię zmiany wskazało 15,9 proc. ankietowanych.

Sondaż przeprowadził IBRIS.

09:11

Grupiński: Wniosek do TK w przyszłym tygodniu. Taka skarga wymaga trochę podpisów, a jest okres urlopowy

Będziemy w tych przepisach, w których TK nie wyraził zdania lub też – jak mówił sędzia Biernat – nie zostało do końca mocno uargumentowane przez strony, bo także RPO składał skargę, tę argumentację poszerzymy i złożymy [skargę] jeszcze w sprawie kilku przepisów – mówił Rafał Grupiński w rozmowie z Beatą Lubecką w „Politycznym Graffiti” Polsat News. Jak dodał:

„Myślę, że w przyszłym tygodniu powinniśmy być gotowi, jeżeli chodzi o zbieranie podpisów wśród posłów, bo jednak jest okres urlopowy, a podpisów trochę taka skarga wymaga”

09:03

Grupiński: Czysta polityka to dobre określenie w stosunku do ministra Ziobro

Jak mówił Rafał Grupiński w rozmowie z Beatą Lubecką w „Politycznym Graffiti” Polsat News:

„Czysta polityka to dobre określenie w stosunku do ministra Ziobro, który wyraźnie zamienił Ministerstwo Sprawiedliwości w taką agendę polityczną Nowogrodzkiej, czyli PiS-u. To niestety przypadłość tej formacji, która ideologizuje całą politykę, poprzez wyznanie smoleńskie, a po drugie – podporządkowuje prawo i depcze Konstytucję tylko dlatego, że inne życzenie ma poseł Kaczyński niż to wynika z przepisów prawa. Jednym słowem: PiS jest dzisiaj ugrupowaniem, które pokazuje, że naga siła, jeśli się wygra demokratycznie wybory, to można potem ignorować prawo i deptać Konstytucję, ponieważ tak się wydaje rządzącym. To fatalna sytuacja i z punktu widzenia demokracji, i systemu demokratycznego”

08:59

Grupiński: Zastanawia mnie aktywność marszałka Karczewskiego. On wychodzi wyraźnie poza swoją rolę

Zastanawia mnie od pewnego czasu aktywność marszałka Karczewskiego, dlatego że wychodzi on wyraźnie poza swoją rolę. Warto pamiętać o tym, że zarówno marszałek Sejmu, jak i Senatu jest marszałkiem całego Senatu i całego Sejmu, a więc wszystkich opcji politycznych, które zasiadają w parlamencie. Niezależnie od tego, z jakiej opcji się pochodzi, nie powinno się w ten sposób okazywać emocji politycznych po jednej stronie, a niestety marszałek Karczewski od pewnego czasu wykracza tę rolę – tak Rafał Grupiński w rozmowie z Beatą Lubecką w „Politycznym Graffiti” Polsat News skomentował twitterowy wpis marszałka Karczewskiego dot. TK.

08:47
sonik0

Sonik: Teraz przychodzi czas na to, by jasno powiedzieć obywatelom: Prawica może być taka jak my, konserwatywno-liberalna

Jak mówił w TV Republika Bogusław Sonik:

„Grzegorz Schetyna nie mówił nawet o skręcie, mówił o tym czym PO była od samego początku. PO od początku plasowała się w centrum, jej jednym z głównych składników było Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, do którego należałem. To centrum miało właśnie taki program: konserwatywno-liberalny. Oczywiście, później w trakcie sprawowania władzy partie szukają oparcia w różnych środowiskach, rozszerzając swoją [bazę]. Dlatego PO spotykała się krytyką: nie wiadomo, czym wy jesteście, gdzie się plasujecie. Schetyna ma rację mówiąc: byliśmy zawsze w tym centrum konserwatywno-liberalnym, budujmy program, pokażmy Polakom, że może być inna prawica niż ta, która sprawuje obecnie władzę, prawica która szanuje porządek demokratyczny i państwo prawa. W tej chwili przychodzi czas na to, by jasno powiedzieć obywatelom: prawica może być taka my, konserwatywno-liberalna, plasująca się w centrum i gotowa na odpowiedzi wyzwania cywilizacyjne. Nie opuszczamy prawej strony centrum i prawej strony polskiej polityki”

08:20
maxresdefault

Gasiuk-Pihowicz: PiS działa na dwóch frontach. Albo ignoruje działania TK, albo atakuje TK poprzez kolejne ustawy

Jak mówiła w TOK FM Kamila Gasiuk-Pihowicz o wspólnym wniosku PO i Nowoczesnej o art. 16:

„Ustawa z 22 lipca przewiduje, że prezydentowi zostaną przedstawieni 3 kandydatów, każdy sędzia będzie miał jeden głos w ZO. Jest to w naszej ocenie procedura, która nie gwarantuje realizacji dyrektywy konstytucyjnej regulującej tę kwestię. Prezydentowi powinny zostać przedstawione te kandydatury, które cieszą się poparciem większości sędziów TK. A w tym schemacie może zostać zaprezentowana kandydatura, która dostała 1 głos, a kandydat zgłosił się sam. Ta procedura powinna być uregulowana w taki sposób, że kandydaci będą mieli większość”

Gdy Jacek Żakowski zapytał, czy TK będzie miał szansę rozstrzygnąć o tym przepisie:

„Tak. Przepisy, które znacząco spowalniały pracę TK, zostały usunięte z ustawy. Gdy spojrzymy na bazę tej ustawy, to była ustawa z 1997 roku, doskonale znana TK. Przepisy uznane za niekonstytucyjne wyszły z tej ustawy”

Jak dodała:

„PiS działa na dwóch frontach. Albo ignoruje działania TK, albo atakuje TK poprzez kolejne ustawy. To się sprowadza do tego, by sparaliżować prace”

300polityka.pl

„Rosja anektowała polskie terytorium”. Tak twierdzi poseł PiS. I domaga się przeprosin

TS, 10.08.2016

Marek Suski i Jarosław Kaczyński

Marek Suski i Jarosław Kaczyński (PRZEMEK WIERZCHOWSKI / Agencja Gazeta)

• Poseł PiS Marek Suski stwierdził, że „Rosja anektowała polskie terytorium”
• Takim mianem określił wrak rozbitego 10 kwietnia 2010 r. tupolewa
• „Rosja powinna to natychmiast zwrócić i przeprosić” – stwierdził Suski

Wraca sprawa powrotu rozbitego 10 kwietnia 2010 r. tupolewa do Polski, którego szczątki wciąż znajdują się na terenie Rosji. – To jest własność Polski. Samolot rządowy jest częścią polskiego terytorium i ono jest anektowane przez Rosję zupełnie bezprawnie, łamiąc międzynarodowe prawo – stwierdził w rozmowie z SuperstacjąvMarek Suski. Pytany o to, czy dobre relacje Jarosława Kaczyńskiego z Viktorem Orbanem mogą pomoc w rozwiązaniu tej kwestii, odparł: – Tutaj nie wydaje mi się, żeby był potrzebny negocjator, tylko Rosja powinna to natychmiast zwrócić i przeprosić.

Dowiedz się więcej:

Co ustaliła Komisja Millera, która jako pierwsza badała katastrofę?

Komisja Millera ustaliła, że przyczyną katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania – konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami. Członkowie komisji podkreślali, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu, którą forsował Antoni Macierewicz. Ponadto w raporcie wskazano m.in. na błędy rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku.

Kto do tej pory badał przyczyny katastrofy smoleńskiej?

Do lipca 2011 r. przyczyny katastrofy badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. Tragicznym lotem prezydenckiego tupolewa zajmował się też parlamentarny zespół smoleński, na którego czele stal Antoni Macierewicz. Jego raport z kwietnia 2015 r. zawierał tezę, że prawdopodobną przyczyną katastrofy była seria wybuchów m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce. Od lutego 2016 r. katastrofą zajmuje się podkomisja powołana przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.

rosja

gazeta.pl

Pomogła uwolnić polskiego oficera. Szef SKW, zaufany Macierewicza, ukarał ją

Wojciech Czuchnowski, wbs, 12.08.2016

Piotr Bączek, szef Służby Kontrwywiadu

Piotr Bączek, szef Służby Kontrwywiadu (Fot. Sławomir Kamiński / AG)

Piotr Bączek, szef Służby Kontrwywiadu, zdegradował mjr Magdę E. za udział w uwolnieniu oficera skazanego na Białorusi. Powód? Działała bez wiedzy Bączka.

Grudzień 2015 r. Ludzie Antoniego Macierewicza przejmują Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, szefem zostaje Bączek, zaufany ministra obrony. Od razu szykuje przejęcie Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, gdzie pracują oficerowie mianowani przez poprzednią ekipę.

Trwa w tym czasie akcja służb specjalnych i dyplomacji w celu wymiany kapitana 18. Pułku Rozpoznawczego w Białymstoku więzionego na Białorusi na wicekonsula tego kraju zatrzymanego przez polskie służby pod zarzutem szpiegostwa.

„W dniu 2 i 9 grudnia 2015 obwiniona, działając z zamiarem bezpośrednim, przekroczyła swoje uprawnienia w ten sposób, że przebywając na urlopie, samowolnie bez zgody i wiedzy szefa SKW albo innych uprawnionych osób odbyła trzy spotkania z konsulem RP na Białorusi oraz rodziną oficera WP, (…) prowadziła rozmowy i uzyskiwała informacje na tematy dotyczące oficera WP zatrzymanego na Białorusi” – tak SKW uzasadniła wniosek o wszczęcie wobec major E. postępowania dyscyplinarnego. Prowadził je od 16 lutego 2016 r. na polecenie Bączka ppor. Piotr Kurek, rzecznik dyscyplinarny SKW, oficer z zaciągu Macierewicza z 2007 r.

15 lipca Magdalenę E. uznano za winną. Kara – degradacja do stopnia kapitana. Uzasadnienie: kara ma „cele wychowawcze i zapobiegawcze wobec innych funkcjonariuszy służb specjalnych, którzy w przyszłości chcieliby postępować w podobny sposób i podejmować czynności, nie będąc do tego uprawnionym, oraz bez zgody i akceptacji Szefa SKW”.

Bączek nie odniósł się do tego, że major E. przyczyniła się do uwolnienia polskiego oficera, zabiegała o poprawę jego sytuacji w więzieniu i pomoc jego rodzinie.

Nie podał też najważniejszego – że zgody na udział w operacji udzielił jej szef SKW gen. Piotr Pytel, odwołany potem przez ludzi Macierewicza. Pytla w ogóle nie przesłuchano, podobnie jak płk. Krzysztofa Duszy, ostatniego przełożonego major E. Jego również, jak już pisaliśmy, Bączek zdegradował (do szeregowca!) za informowanie mediów o siłowym przejęciu Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, którym Dusza kierował.

Polski kapitan od maja 2015 r. odsiadywał na Białorusi wyrok siedmiu lat więzienia za szpiegostwo. Do Polski wrócił w lutym 2016 r. Był to finał tajnej operacji wymiany szpiegów podjętej jeszcze za rządów PO-PSL. Kontynuowano ją w czasach PiS za wiedzą prezydenta Andrzeja Dudy i koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.

Wymiana (szczegóły ujawnił portal Tvn24.pl) trwała kilka miesięcy. Nie było spotkań służb i transakcji „jeden za jednego”. Były żmudne zabiegi dyplomatyczne i nieoficjalne kontakty specsłużb obu krajów. W ich wyniku jesienią 2015 r. polski areszt opuścił wicekonsul Białorusi Siergiej H.

Przedsięwzięcie wymagało układu z prokuraturą. Współdziałali w tej sprawie dwaj koordynatorzy specsłużb. Rozpoczął ją Marek Biernacki (PO), a zakończył Kamiński. Siergiej H. dobrowolnie poddał się karze, sąd wymierzył mu najniższą możliwą, zaliczając do niej dziewięć miesięcy aresztu.

Major Magdalena E. była przed zmianą władzy wiceszefową Zarządu Operacyjnego SKW. W kontrwywiadzie służyła od 2007 r. w misjach zagranicznych i na wschodniej granicy, gdzie ścigała szpiegów. Wielokrotnie nagradzana listami gratulacyjnymi, chwalona w rozkazach dziennych dowódcy Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Koledzy mówią, że podczas dwóch misji w Afganistanie zlikwidowała więcej talibów niż wszyscy polscy żołnierze.

To skrajnie nieodpowiedzialne – ocenia gen. Janusz Nosek, były szef SKW, to, co zrobił Piotr Bączek, degradując mjr Magdalenę E.

Ukaraniem przez Bączka jest też zszokowany Marek Biernacki (PO), który chwalił postawę swojego następcy Mariusza Kamińskiego.

Biernacki mówi nam, że to on poprosił major, by zajęła się rodziną kapitana z Białegostoku. – Pani major jest oddanym żołnierzem. Wielokrotnie ryzykowała dla ojczyzny. Tak samo w tej bardzo trudnej sprawie objęła ochroną rodzinę kapitana. Prosiłem ją, by jak najdłużej opiekowała się rodziną tego oficera – relacjonuje Biernacki.

I dodaje: – Obecny szef SKW formułuje wobec pani major zarzut, że opiekowała się rodziną żołnierza. Jest to zarzut karykaturalny. Obowiązkiem każdego żołnierza, każdego Polaka jest otoczenie opieką rodziny drugiego żołnierza. Przypominam, że kapitan był przetrzymywany w ciężkich warunkach na Białorusi i był niepewny swojej przyszłości. Taka kara to bardzo zły sygnał dla każdego żołnierza.

Magdalena E. nie pogodziła się z decyzją o karze. Jej pełnomocnik mec. Antoni Kania-Sieniawski napisał odwołanie. Zarzuca w nim rzecznikowi dyscyplinarnemu SKW, że: * orzeczenie oparł na notatkach zaledwie dwóch świadków z tej służby; * nie pozwolił obwinionej na złożenie wyjaśnień; * nie uwzględnił jej wniosków dowodowych; * nie dopuścił jej do zebranych w sprawie materiałów; * nie wskazał, jakie negatywne skutki przyniosły działania major E.

Adwokat żąda powołania w tej sprawie specjalnej komisji oraz przesłuchania Kamińskiego, prezydenta Dudy oraz szefa BBN Pawła Solocha. Rzecznikowi adwokat zarzuca „stronniczość i brak obiektywizmu” i domaga się wyłączenia go z postępowania. Odpowiedzi na to jeszcze nie ma. f

DLA „WYBORCZEJ” GEN. JANUSZ NOSEK, szef SKW 2007-2013:

– Dyscyplinarne ukaranie mjr Magdaleny E. obniżeniem stopnia to kolejny przykład skandalicznego postępowania obecnego kierownictwa SKW z funkcjonariuszami, którzy odnosili sukcesy zawodowe w latach 2008-15. Jako jedna z pierwszych kobiet na dwóch zmianach przez rok pełniła służbę w Narodowej Komórce Kontrwywiadu PKW Afganistan. Z uwagi na uwarunkowania kulturowe Afganistanu wymagało to od niej szczególnych predyspozycji, które docenione zostały m.in. przez amerykańskie dowództwo. Była wielokrotnie nagradzana i odznaczana za zaangażowanie w trakcie pełnienia służby.

Obecne kierownictwo SKW, doprowadzając swoim działaniem do odejścia takich osób ze służby, a tych przypadków jest sporo, dramatycznie osłabia zdolności kontrwywiadowcze państwa polskiego.

W świetle aktualnych zagrożeń to postępowanie co najmniej skrajnie nieodpowiedzialne.

Zobacz także

ludzie

wyborcza.pl

Prowokacja krymska

Wacław Radziwinowicz (Gazeta Wyborcza), 12.08.2016

Moskwa oskarża Kijów o zbrojne wtargnięcie na półwysep

Moskwa oskarża Kijów o zbrojne wtargnięcie na półwysep (STRINGER / REUTERS / REUTERS)

Sytuacja wokół Krymu jest złowieszcza. Moskwa oskarża Kijów o zbrojne wtargnięcie na półwysep, zabicie dwóch oficerów, przygotowanie serii zamachów terrorystycznych. Władze Ukrainy, odpierając zarzuty, oskarżają Rosjan o prowokację.

To się kojarzy fatalnie. Choćby z tym, że Stalin rozpoczął wojnę zimową w 1939 r. od oskarżenia Finów o ostrzelanie pozycji wojsk radzieckich przy granicy i zabicie kilku żołnierzy. Dziś wiadomo, że do czerwonoarmistów strzelała nie armia fińska, ale swoi na rozkaz Moskwy, by dać pretekst do „małej zwycięskiej wojny”, która okazała się niemała.

Przypomina się sytuacja z sierpnia 2008 r. Wtedy także były igrzyska, trwała kampania wyborcza przed zmianą gospodarza Białego Domu, mnożyły się prowokacje na granicy rosyjsko-gruzińskiej. I wybuchła wojna, armia Rosji weszła do Gruzji.

Zanim jednak się wyjaśni, do czego – i czy w ogóle – doszło w niedzielę i poniedziałek na granicy anektowanego Krymu i ukraińskiego obwodu chersońskiego, warto zwrócić uwagę na niepokojące gesty Moskwy.

Władimir Putin, oskarżając władze Ukrainy o „przejście do praktyki terroryzmu”, sam wrócił do polityki podważania legalności ich wyboru. O Petrze Poroszence i jego ekipie powiedział: „Ci ludzie, którzy w swoim czasie przechwycili władzę w Kijowie”. Tak prezydent Rosji nie mówił od 2014 r., kiedy odmawiał uznania „junty ukraińskiej” za partnera do rozmów. Dziś wraca do tej retoryki. Zagroził też, że Moskwa nie pozostawi tego, co się stało, bez odpowiedzi. Nad tym, jak odpowiedzieć, zastanawiała się wczoraj na zwołanym w trybie pilnym posiedzeniu kremlowska Rada Bezpieczeństwa.

Gospodarz Kremla odrzucił też, co bardzo niepokoi, możliwość negocjacji o rozwiązaniu konfliktu ukraińskiego w tak zwanym formacie czwórki normandzkiej, czyli spotkań przywódców Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy. A „czwórka” była jedyną nadzieją na uspokojenie sytuacji w Donbasie. Wcześniej to jej wysiłki doprowadziły do porozumień mińskich, niejeden raz zapobiegły nieuniknionemu, jak się wydawało, wybuchowi wielkiej wojny.

Dziś Moskwa znów gra w wojnę. Niedawno Siergiej Szojgu, minister obrony, na konferencji prasowej powiedział o ulokowaniu nowych jednostek przy granicy z Ukrainą. Za kilka dni w tym rejonie rozpoczną się zakrojone na wielką skalę manewry armii Południowego Okręgu Wojskowego „Kaukaz 2016”. Elementem manewrów ma być mobilizacja rezerwistów i wyposażenie ich w pełny ekwipunek frontowy. Bliski ministerstwu obrony tygodnik „Niezależny Przegląd Wojskowy” trzy tygodnie temu napisał, że „Kreml nie wyklucza wielkiej wojny z Ukrainą”. Tak otwarcie Moskwa mówi niezwykle rzadko.

Prezydent Poroszenko prosi, by sytuacją wokół Krymu jak najszybciej zajęły się Rada Bezpieczeństwa ONZ, Waszyngton i Bruksela. Sam chciałby się spotkać z Putinem, nie zwracając uwagi na to, że ten znów ogłasza go uzurpatorem.

Prezydenta Ukrainy zrozumieć można. Na granicach jego kraju jest coraz niebezpieczniej. Pachnie wojną.

Zobacz także

 

 

sytuacja

wyborcza.pl

Po występach Jana Pietrzaka. Kultura i jej brak w TVP

AGNIESZKA KUBLIK, 12.08.2016

Jan Pietrzak świętuje rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja, 2015 r.

Jan Pietrzak świętuje rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja, 2015 r. (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

Jan Pietrzak o „łajdakach”, „gnidach”, „mendach” i „sukinkotach”. KRRiT dostała skargi na program Pietrzaka, , w TVP Jacka Kurskiego.

„Występ Jana Pietrzaka, daleki od istoty kultury, okazał się wulgarny i obelżywy, zarówno wobec opisywanych przez niego osób, jak i widzów. To żenujący występ człowieka prezentującego i propagującego język niedopuszczalny dla publicznego kanału telewizyjnego, którego celem jest propagowanie kultury” – tak napisał do Rady Mediów Narodowych poseł Nowoczesnej Grzegorz Furgo.

Skarga dotyczy pokazanej w ostatnią sobotę w TVP Kultura retransmisji występu Pietrzaka z 21 marca. Pietrzak występował w prawicowym Klubie Ronina w siedzibie propisowskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Szef Klubu Józef Orzeł tak przedstawiał Pietrzaka: „Nasz autor, nasz bohater, członek Klubu od początku”. Pietrzak się zrewanżował, nazywając klubowiczów „niezwykle elitarnym towarzystwem”. – Nie widzę lepszego – dorzucił.

Kanałem TVP Kultura kieruje od stycznia, czyli od kiedy rząd PiS przejął media publiczne, Mateusz Matyszkowicz, redaktor naczelny kwartalnika „Fronda LUX”, redaktor „Teologii Politycznej”.

Na początku kwietnia portal braci Karnowskich wPolityce.pl w dziale kultura zamieścił całe nagranie (1 godzina, 34 minuty) z Klubu Ronina ze wstępem: „Jan Pietrzak w czasie minikoncertu zaprezentował zarówno najnowsze piosenki, jak i te starsze, doskonale wszystkim znane. Nie zabrakło aktualnej satyry”.

Skargi na program Pietrzaka płyną od początku tygodnia też do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wczoraj Rada dostała skargę od PO. Do czwartku – w sumie siedem. Wszyscy skarżą się na niebywały poziom prostactwa i niewybredne obelgi.

Kto rozpatrzy te skargi – Rada Mediów Narodowych czy KRRiT?

Rada Mediów Narodowych to nowy korpus (powstała 1 sierpnia tego roku), który wybiera i odwołuje władze mediów publicznych. W Radzie zasiada trójka posłów PiS – Krzysztof Czabański, Joanna Lichocka i Elżbieta Kruk – i to oni mają w Radzie większość.

Rozpatrywanie skarg to zadanie KRRiT. Ale kadencja obecnej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji upłynęła 4 sierpnia, a nowej jeszcze nie ma. Bo prezydent Andrzej Duda zwleka z powołaniem swoich dwóch członków. Ale już jest jasne, że i tu większość będzie mieć PiS, bo Sejm i Senat rekomendowały do KRRiT kandydatów tej partii: Witolda Kołodziejskiego, Elżbietę Więcławską-Sauk i Teresę Bochwic.

Do czasu powstania nowej KRRiT obowiązki pełni stara Rada. I ta Rada już się skargami na TVP Kultura zajęła, wystąpiła do telewizji publicznej o nagranie sobotniego programu.

„W ramach kabaretowo-muzycznego występu padały wielokrotne stwierdzenia, które godzą w kulturalny charakter tego kanału Telewizji Polskiej – pisze w swojej skardze poseł Furgo, członek sejmowej komisji kultury. – Nie mogą mieć miejsca podobne sytuacje, kiedy kanał z założenia poświęcony ubogacaniu świadomości widzów prezentuje treści obraźliwe, obelżywe i chamskie w kontekście wielu osób, scharakteryzowanych przez Jana Pietrzaka jako» szajka «. Po tych słowach padają zwroty ad personam obraźliwie, określające przedstawicieli partii opozycyjnych”.

Poseł Nowoczesnej cytuje „żarty” Pietrzaka.

O Annie Grodzkiej: „Pannę Grodzką straciliśmy z oczu. Przez cztery lata w Sejmie ocaliła dziewictwo. Były afery w czasie przerw, bo posłowie wychodzili, stali na korytarzach i nikt nie chciał wejść do żadnej toalety, bo nie wiedzieli, gdzie” to to «wejdzie i co z tego może wyniknąć”.

O Januszu Palikocie: „A ten palikmiot, waliknot, sukinkot wrócił tam, gdzie jego miejsce, do chlewu ze swoimi świńskimi ryjami i sztucznymi członkami”.

O Polsce: „Były lata, że nie śpiewałem” Żeby Polska była Polska «, myślałem, że sprawy pokrętnie, meandrami, za wolno, ale jakoś tam idą w dobrym kierunku, że dożyję tego, że Polska będzie Polską. Potem przyszły te rządy tej fatalnej koalicji medialno-politycznej, tego Tuska, tej całej hołoty, łobuzów, sprzedawczyków, zdrajców.” Zołzy «ja na nich mówiłem. Zołzy, złodzieje, oszusty, łajdaki, zdrajcy”.

O Palikocie i Ryszardzie Petru: „Obecna wersja Palikota, czyli Petru, jest bardziej nowoczesna jednak od Twojego Rucha. Tamtego Rucha pochodziła z Biłgoraja, a ten jest Rumunem Balcerowicza. Z innego rucha pochodził”.

Skargę do KRRiT w czwartek skierowali posłowie PO. Oni zwrócili uwagę na „żarty” z posła PO Stefana Niesiołowskiego: „Niesiołowski jest z pierwszego zawodu entomologiem, jest profesorem owadologii. Jego naturalne środowisko ekologiczne to wszy, mendy, gnidy, pluskwy, muchy plujki, żuki gnojniki. I to jest również jego elektorat”.

Oraz byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego: „Sam Komorowski jest w odmętach złodziejstwa pogrążony, można powiedzieć. Z prezydenckiej kancelarii nawynosił sporo przedmiotów, prawda? Najzabawniejsze te dwa obrazki wynieśli tam.» Gęsiarka «, bo to mu żonę przypominało. To jego ulubiony portret był. I taki metaforyczny, taka alegoria,” Bydło na pastwisku” to samo jego środowisko. To wynieśli z sympatii, to można zrozumieć”.

Cytują też taki „żart” o prezydencie Komorowskim i premier Ewie Kopacz: „Tępy umysłowo gajowy polujący na jelenie z nagonką na-na-na-na Nałęcza i klępa latająca po peronach z misiem u boku”.

PO domaga się dla TVP kary pieniężnej.

– Doszło do sytuacji niewyobrażalnej: w TVP Kultura mało kulturalnym językiem, dyskryminującym, obrażającym obywateli Polski, satyryk związany z PiS obraził wyborców opozycji, PO – mówi poseł PO Krzysztof Brejza. – Określanie ludzi mianem hołoty, wszy, sugerowanie niepełnosprawności, upośledzenia umysłowego, to nie jest język, który mieści się w pojęciu misji publicznej Telewizji Polskiej. PO chce, by tym skandalicznym programem zajęła się i RMN.

A poseł Furgo pyta Radę Mediów Narodowych: „Kto spośród wydawców TVP Kultura ponosi odpowiedzialność za fatalne w skutkach wyemitowanie występu Jana Pietrzaka?”. „Środowisko i członkowie Klubu Ronina sami zdecydowali się na wzięcie udziału w tym widowisku na niskim poziomie, jednak widzowie TVP zostali postawieni w kłopotliwej sytuacji. W oczekiwaniu na wartościowy materiał telewizyjny otrzymali chamskie żarty pozbawione dobrego smaku i wyczucia” – pisze poseł Nowoczesnej.

„Wyborcza” na początku tygodnia poprosiła TVP o nagranie programu Pietrzaka z TVP Kultura. Telewizja nam odmówiła.

DŁUGA DROGA JANA PIETRZAKA

Jan Pietrzak, rocznik 1937. Najpierw robotnik. Tak opowiadał o latach socjalizmu: „Nie miałem nic przeciwko zastanej rzeczywistości. Nie walczyłem z nią, ja z niej wyrastałem – byłem w ZMP, w PZPR. Socjalizm brałem wprost: to nasza fabryka, nasz kraj i mamy prawo mówić wyraźnie, co nam się nie podoba, a towarzysz sekretarz nie będzie nam dyktował, jaką uchwałę przyjmiemy. Dlatego w radzie robotniczej uchodziłem za krzykacza” (wywiad dla „Rzeczpospolitej”, 1994). Pietrzaka krępuje robociarski kombinezon. Chce na studia, wybiera socjologię w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR.

Pietrzak to twórca kabaretu Hybrydy oraz kabaretu Pod Egidą. Z klubem studenckim Hybrydy w Warszawie był związany od 1960 r. Występowali tam m.in.: Jonasz Kofta, Adam Kreczmar, Stefan Friedmann, Maciej Damięcki, Piotr Fronczewski.

W 1967 r. PRL-owskie władze kabaret rozwiązały (za wrogość wobec władz i deprawację młodzieży), a Pietrzak założył kabaret Pod Egidą. Kabaret był głosem antykomunistycznej opozycji. Pietrzak napisał wtedy m.in. hymn opozycji „Żeby Polska była Polską”.

Po 1989 r. zaangażował się politycznie, pisał do „Tygodnika Solidarność”. W 1995 r. startował w wyborach prezydenckich z hasłami przywrócenia kary śmierci i liberalizacji gospodarki. Dostał 1,12 proc. głosów. Od 2005 r. popiera we wszystkich wyborach PiS. Od 2013 roku prowadzi program satyryczny „Wolne żarty” w TV Republika. Jest publicystą tygodnika „wSieci”.

Zobacz także

pietrzak

wyborcza.pl

 

Gościnne występy. W piątek – Olejnik. Trafiony, zatopiony

Monika Olejnik „Kropka nad i” TVN 24 „Gość Radia ZET”, 12.08.2016

Schetyna bystro zauważył, że Europa skręca w prawo, no to skoro tak, to PO też musi tak uczynić

Schetyna bystro zauważył, że Europa skręca w prawo, no to skoro tak, to PO też musi tak uczynić (Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta)

Schetyna mówi, że PO powinna utrzymać konserwatywną kotwicę. Oby za pomocą tej kotwicy nie zatopił swojej partii.

Jarosław Kaczyński idzie jak burza, rozwala TK, jego ludzie wysysają kasę, jak tylko się da, przykładem mogą być olbrzymie pieniądze, które minister obrony wypłaca swoim doradcom, współpracownikom. Obsadzają wszystko swoimi ludźmi, pozostały już tylko chyba babcie klozetowe.

A co robi Platforma Obywatelska?

Jak zwykle zajmuje się sobą. Tym razem za sprawą Grzegorza Schetyny, który nagle ogłasza na łamach prawicowego tygodnika „Do Rzeczy”, że Platforma musi wrócić do źródeł, koniec z lewicowymi eksperymentami.

Schetyna bystro zauważył, że Europa skręca w prawo, no to skoro tak, to PO też musi tak uczynić.

Czyżby tak go zafascynował Jarosław Kaczyński, że postanowił doszlusować do niego, niczym kiedyś Jarosław Gowin?

Co na myśli ma Schetyna, mówiąc: „koniec z lewicowymi eksperymentami”? Czy ma pretensje do swojej partii, do rządów PO, że finansowano z budżetu państwa metodę in vitro? Czy ma pretensje, że próbowano zrobić porządek z finansami Kościoła? W wywiadzie lider PO złośliwie mówi o LGBT, i tu przypomina mi się rechot posłów PO i Donalda Tuska, kiedy Robert Biedroń z trybuny sejmowej mówił o ciosach poniżej pasa.

Jest tyle błędów, które czyni PiS, tyle hucpy, która jest kompletnie niezauważana przez opozycję – nowy sposób prowadzenia polityki partyjnej, ogłaszanie programu partii nie na kongresie, tylko podczas wywiadu.

Może Schetyna chce być drugim Kaczyńskim, pozazdrościł mu twardej ręki, jego siły i tego, że rządzi wszystkim i wszystkimi.

Schetyna w wywiadzie przypomina, że mówił do Petru, że wygrywa się „w Końskich, a nie w Wilanowie”. To może Schetyna powinien pojechać do Torunia i tam spróbować swoich sił wyborczych?

Kiedyś Jarosław Kaczyński mówił o premierze z PO: Tusk jest to ukryty polityk skrajnej lewicy. Być może okaże się, że Schetyna jest ukrytym politykiem prawicy.

Schetyna mówi, że PO powinna utrzymać konserwatywną kotwicę. Oby za pomocą tej kotwicy nie zatopił swojej partii.

Zobacz także

schetyna

wyborcza.pl