Przezabawnie Bezczelny Lewak nazwał Antoniego Macierewicza.
Macierewicz to
Sun Tzu Podkarpacia,
Bonaparte powiatu grójeckiego
i Czyngis-Chan Wąbrzeźna (i okolic).
Od siebie dodam Clausewitz Żoliborza.
Macierewicz najprawdopodobniej dostanie kopa z buta. Chciałoby się napisać z żołnierskiego buta.
Na pewno zostanie z niego smród jak z sowieckiej onucy.
„Do ministra dotarła smutna prawda, że jego czas w rządzie Beaty Szydło dobiega końca, więc jego aktywność (tak jak i pozostałych zagrożonych ministrów) wzrosła o 16.457% z jedną drobną różnicą: na użytek swoich toruńskich wyznawców zaczął budować legendę zniszczonego przez Moskwę i sprzedawczyków z Polski największego bohatera, który stąpał po ziemi. Tej ziemi.”
Co się stanie z tym kapłanem religii smoleńskiej?
„Jednak pan minister znów zabrał głos i po raz kolejny stwierdził, że „na pewno doprowadzi do końca zadanie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej”. Jeśli to prawda, to w mojej skromnej ocenie zrobi to nie jako minister obrony narodowej, ale jako były minister. Dobrze poinformowani prawicowi dziennikarze piszą z kolei, że Macierewicz w kuluarowych rozmowach jest przekonany, że straci stanowisko i twierdzi, że Jarosław Kaczyński chcąc go usunąć zwyczajnie „zwariował” (przyganiał kocioł garnkowi). Okazuje się, że termin przydatności Macierewicza do spożycia na eksponowanych stanowiskach państwowych, to 2 lata max (minister w rządzie Olszewskiego 7 miesięcy, wiceminister w rządzie Kaczyńskiego 3 miesiące, likwidator WSI 1 rok, szef SKW 1 rok). Tyle wystarczy, żeby zniszczyć każdą instytucję, która została mu powierzona.”