Duda, 04.04.2016

 

Efekt „500 plus”? Rodzice namawiają dzieci w sierocińcach, by pisały, że „chcą wrócić do domu”

Ludmiła Anannikova, Justyna Suchecka, 04.04.2016

Efekt

Efekt „500 plus”? Rodzice namawiają dzieci w sierocińcach, by pisały, że „chcą wrócić do domu”, Ludmiła Anannikova, Justyna Suchecka (fot. IRENEUSZ SZUNIEWICZ)

O krewnych u rodzin zastępczych przypominają sobie ciocie i wujkowie. Nagły wybuch miłości czy efekt „500 plus”? Będą rozstrzygać sądy.
 

– Przez sześć lat matka nie robiła nic, by odzyskać syna, i nagle, gdy weszło 500 plus, wystąpiła do sądu, by do niej wrócił – opowiada Urszula Milczarek, która prowadzi z mężem rodzinny dom dziecka. Zajmują się dziewięciorgiem dzieci, wśród nich 13-letnim Maciejem, o którym właśnie przypomniała sobie mama.

Zdaniem Milczarek powrót chłopca do rodzinnego domu nie byłby korzystny. – Mama jest upośledzona, nie potrafi pomóc dzieciom w nauce, w domu brud i smród. Dwaj starsi bracia Macieja wychowują się w domu dziecka i nie chcą wracać. Poszli do przodu z nauką, jeden uczy się dobrze, drugi bardzo dobrze. Wiedzą, że to jest dla nich szansa.

Przyznaje jednak, że Maciej jest najbardziej związany z matką. Jeździ do niej na święta, na weekendy i na pewno chciałby wrócić.

Tuż przed Wielkanocą zaplanowano rozprawę sądową w sprawie powrotu chłopca do domu. Ale matka się nie stawiła, więc posiedzenie odroczono. Milczarek ma nadzieję, że sąd przyzna dalszą opiekę nad dzieckiem jej i mężowi, ale nerwy są.

Matka wiedziała, że nie poradzi

Denerwują się też Sylwia i Waldemar Łysakowscy, którzy prowadzą rodzinną placówkę pod Warszawą. Wśród ich wychowanków od dwóch miesięcy jest 12-letni Marek. Chłopiec wcześniej mieszkał z rodzicami na wsi.

– Tylko babcia i ciocia Marka mieszkały w prawdziwym domu. On z rodzicami gnieździł się w ciemnej komórce, bez wody i toalety, był izolowany od świata – opowiada Łysakowska. – Gdy do nas przyjechał, był lepki od brudu, śmierdział moczem. Ale brud i złe warunki mieszkaniowe to niejedyne problemy, z którymi się zmagał.

Marek jest niepełnosprawny umysłowo. Nie mówi, nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych. Przez pierwsze siedem lat życia nie otrzymywał żadnej fachowej pomocy, nie był też diagnozowany.

– Dopiero gdy urzędnicy zorientowali się, że nie chodzi do szkoły, chłopca umieszczono w szkole specjalnej – opowiada Łysakowska.

To właśnie szkoła wystąpiła do sądu o zabranie dziecka z rodziny biologicznej. Ustalono, że ojciec, alkoholik, bił Marka, potwierdziły to obdukcje.

– Zdarzało się, że dziecko wracało do szkoły następnego dnia w tej samej pielusze, w której wyjechało stamtąd dnia poprzedniego. Szkoła wielokrotnie sygnalizowała, że nie jest leczony – mówi Łysakowska.

O umieszczenie dziecka w domu pomocy społecznej lub rodzinie zastępczej prosiła sąd także mama chłopca. Była przekonana, że nie poradzi sobie z opieką.

Ciocia sobie przypomniała

W ciągu dwóch miesięcy pobytu u Łysakowskich Marek nauczył się przynosić matce zastępczej czystą pieluchę, gdy stara była zasikana. Wie też, że rano, gdy dojdzie do nocnej „katastrofy”, trzeba zmienić pościel. A w jego słowniku poza „ga-ga” i „da-da” pojawiły się kolejne sylaby: „ma-ma”.

– Może komuś się wydaje, że to niewiele, ale my jesteśmy szczęśliwi, bo uświadomiło nam to, że dziecko jest wyuczalne – mówi Sylwia Łysakowska. – Za kilka dni idziemy do logopedy. Chcemy wiedzieć, jakie robić ćwiczenia, by uelastycznić język i usprawnić mowę. Wiemy jednak, że Marek nigdy nie będzie mówił normalnie. 12 lat to zbyt późno, by mowa mogła się rozwinąć w pełni.

Dwa tygodnie temu sąd miał zatwierdzić dalszy pobyt Marka w rodzinie zastępczej. Szkoła wystawiła jej pozytywną opinię, chwaląc postępy. Za pobytem chłopca u Łysakowskich opowiedział się także kurator. Sąd jednak wyznaczył kolejne posiedzenie na maj, bo uznał, że trzeba ponownie zbadać sytuację chłopca. Powód? Na rozprawie pojawiła się ciocia Marka. Tłumaczyła, że cała rodzina bardzo go kocha i chce, żeby wrócił do domu, że „został zabrany z biedy, a przecież teraz państwo z biedy dzieci nie zabiera”. A siniaki? Marek często spadał z łóżka. Ojciec go nie tknął.

Zdaniem mamy zastępczej Marek jest potrzebny rodzinie dla pieniędzy. – Nikt z nich nie pracuje, póki był Marek, dostawali na niego zasiłki przysługujące osobie niepełnosprawnej i opiekunowi – w sumie półtora tysiąca. Teraz ma dojść jeszcze 500 zł, więc kwota wzrasta. Jest o co walczyć – tłumaczy Łysakowska. I dodaje, że ona jako rodzic zastępczy przeznaczy 500 zł Marka na jego leczenie.

– Niestety, w rodzinach, gdzie jest patologia, pieniądze nie pójdą na potrzeby dzieci – opowiada Łysakowska. – Matka innego dziecka, które mam w rodzinie, ma w sumie ośmioro dzieci. Po odliczeniu dziecka, które jest u nas, i jednego, które skończyło 18 lat, wyszło jej, że będzie dostawać łącznie 3 tysiące. Jeszcze nie zaczęły się wypłaty, a ona już kupiła samochód za 20 tysięcy. Z właścicielem umówiła się, że jak wejdzie program, będzie mu płacić te 3 tysiące, a żyć będą dalej z zasiłków. Następnego dnia po zakupie rozbiła samochód, więc teraz auta nie ma, a płacić trzeba.

Takich dzieci jak Maciej i Marek jest w Polsce wiele. W tzw. pieczy zastępczej przebywa dziś 77 tys. dzieci.

Ilu rodziców przypomni sobie o dzieciach z powodu „500 plus?”

– W sądowych statystykach nie będzie tego widać, a przynajmniej nie od razu – zastrzega Dorota Hildebrand-Mrowiec, prezeska Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych. – Program wsparcia rodzin jest szczytny, ale niestety wszystko może się rozbić o czynnik ludzki. Jak z każdym świadczeniem będzie tak, że znajdą się ludzie, którzy zechcą je wykorzystać źle i potraktują dzieci instrumentalnie. Z drugiej strony może w niektórych miejscach te pieniądze naprawdę pomogą. Rodzice upomną się o swoje dzieci nie dla pieniędzy samych w sobie, tylko dlatego, że pierwszy raz od lat mieliby środki, by móc się dziećmi zająć dobrze. I to ich zmotywuje do pracy nad sobą, odbudowania rodziny. Bo ktoś im dał szansę. Moja jedyna obawa to ta, że sądy zostaną zasypane wnioskami od ludzi, którzy będą chcieli odzyskać dzieci w złej wierze. Oczywiście sądy nie są naiwne, każdą sprawę rozpatruje się indywidualnie, ale to może wydłużyć procedury. A najgorsze, co może spotkać dzieci, to niepewność i ciągłe rozdarcie. One potrzebują spokoju, stabilnego środowiska i miłości.

W Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej muszą zdawać sobie sprawę, co się święci. Choć wiceminister Bartosz Marczuk wielokrotnie mówił, że „ufa rodzicom i wierzy, że są najlepszymi przyjaciółmi swoich dzieci”, resort próbuje zabezpieczyć się przed nadużyciami.

Na początku marca Marczuk mówił PAP: – Nie zamykamy oczu na to, że są rodziny dysfunkcyjne, mogą być różnego rodzaju patologie i zostawiamy sobie taki wentyl bezpieczeństwa w postaci artykułu, który mówi o tym, że jeśli świadczenie jest marnotrawione czy wydawane niezgodnie z celem, może być wypłacane albo w formie rzeczowej, albo w formie usług, czyli np. gmina, która będzie o tym decydować, będzie mogła kupić odzież czy jedzenie albo zapłacić czesne w przedszkolu.

Wnioski w programie „Rodzina 500 plus” można składać od 1 kwietnia. Zweryfikowane przez urzędników rodziny otrzymają 500 zł miesięcznie na każde drugie i kolejne dziecko, a jeśli spełnią kryterium dochodowe (800 zł na osobę w rodzinie lub 1200 w przypadku dzieci z niepełnosprawnościami) – również na pierwsze. Pierwsze wypłaty – najprawdopodobniej w maju.

Ludmiła Anannikova : Interesują Cię tematy związane z polityką społeczną, mniejszościami, dyskryminacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!

Justyna Suchecka: Interesują Cię tematy związane z edukacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!

Zobacz także

matkaKupiła

wyborcza.pl

 

Wysoka cena za nową ustawę o ziemi. Eksperci oceniają: grozi nam milionowa kara i obcięcie dotacji

As, 04.04.2016

Posłowie PiS podczas głosowania w Sejmie

Posłowie PiS podczas głosowania w Sejmie (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Jak ocenia „DGP”, ustawa wstrzymująca sprzedaży ziemi z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa łamie ustalenia traktatu akcesyjnego. Konsekwencje mogą być dotkliwe. „Polska ustawa może stać się przedmiotem skargi Komisji do Trybunału Sprawiedliwości UE” – oceniają eksperci. Ale na tym się nie skończy.

 

„Tworzenie złego prawa może się odbić na naszej kieszeni. Jak ostrzegają eksperci, realna wydaje się groźba nałożenia na Polskę kilkudziesięciu milionów euro kary. Zagrożone są także dopłaty do naszego rolnictwa” – ostrzega „Dziennik Gazeta Prawna, opierając się na opiniach prawników.

Przepisu ustawy przyjętej przed tygodniem, kolidują z zapisami traktatu akcesyjnego, który Polska podpisała i zaakceptowała wchodząc do Unii Europejskiej.

 

„Wstępując do UE Polska wynegocjowała 12-letni okres przejściowy dla zagranicznych nabywców ziemi rolnej. Kończy się on 1 maja tego roku. W traktacie akcesyjnym zobowiązała się także do tego, że po tym okresie „w żadnym przypadku” obywatele Unii nie będą traktowani w sposób mniej korzystny w zakresie nabywania ziemi, niż byli w dniu podpisania traktatu o przystąpieniu” – przypomina „DGP”.

Przepisy przygotowane przez PiS, i przyjęte głosami posłów Prawa i Sprawiedliwości, ogranicza zakupy, bo nabywców gruntów rolnych ogranicza do rolników indywidualnych oraz Kościoła katolickiego i innych związków wyznaniowych.

Przyjęta przez Sejm w czwartek ustawa, wejdzie w życie 30 kwietnia. Czyli dzień przed końcem obowiązywania ograniczeń zapisanych w traktacie akcesyjnym.

Zobacz także

złePrawo

TOK FM

Profil premier Szydło zalany dziesiątkami wpisów od kobiet. „Dziękuję za troskę. Informuję, że mój cykl przebiega w porządku”

Wah, 04.04.2016

Profil premier Szydło zalany dziesiątkami wpisów od kobiet.

Profil premier Szydło zalany dziesiątkami wpisów od kobiet. „Dziękuję za troskę. Informuję, że mój cykl przebiega w porządku” (fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI, screen: facebook.com/BeataSzydlo)

Kobiety wpisują na oficjalnym profilu premier Szydło na Facebooku informacje o swoim okresie, jego symptomach oraz objawach w ramach akcji #TrudnyOkres. Jej autorzy apelują na Facebooku: „Zasypmy naszą Prezes Rady Ministrów informacjami, pytaniami lub wątpliwościami związanymi z naszym cyklem miesiączkowym, miesiączką, owulacją, upławami. Niech ma pełną kontrolę nad tym, co się u nas dzieje, niech skupi się tylko na nas! Może przypomni sobie, że też jest kobietą”.
 

Premier Beata Szydło zdecydowanie popiera proponowaną ustawę o zaostrzeniu prawa aborcyjnego . Najważniejszy jej zapis to zniesienie wszystkich trzech wyjątków dopuszczalności aborcji w Polsce. Dziś aborcja jest dozwolona w trzech sytuacjach: kiedy ciąża stanowi zagrożenie dla życia kobiety, kiedy istnieje prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo kiedy istnieje uzasadnione podejrzenie, że ciąża jest efektem przestępstwa, np. gwałtu. W nowej ustawie nie można by było wykonywać aborcji w żadnym z tych trzech wypadków.

– Jeżeli chodzi o moje zdanie, zdanie Beaty Szydło, to tak, ja popieram tę inicjatywę – mówiła w Polskim Radiu premier dodając, że „nie może jeszcze rozmawiać o całości projektu ustawy, bo tej ustawy jeszcze nie ma” – Czekamy cały czas na projekt, bo on jest przygotowywany, i jeżeli zostaną zebrane podpisy, to wpłynie i na pewno będzie procedowany w Sejmie.

W niedzielę w całym kraju odbyły się w niedzielę demonstracje przeciwko projektowi zaostrzenia ustawy aborcyjnej pod hasłem „Nie dla torturowania kobiet”. W największej z nich, w Warszawie, udział wzięło ponad 7 tys. osób. Uczestnicy przynosili ze sobą wieszaki – jako symbol narzędzia, którym w podziemiu dokonuje się aborcji. Wieszaki zaczepiano na gałęziach drzew przed Sejmem, a także na klamkach biur poselskich PiS.

Grupa kobiet w ramach zorganizowanego protestu demonstracyjnie wyszła ze mszy w kościele św. Anny w Warszawie w momencie, gdy ksiądz odprawiający mszę odczytywał list Prezydium Konferencji Episkopatu Polski ‚w sprawie pełnej ochrony życia człowieka’.

Kolejnym miejscem protestu przeciw zaostrzeniu ustawy aborcyjnej stał się facebookowy profil Beaty Szydło. „Rząd pragnie kontrolować nasze macice, komórki jajowe i ciąże. Czy to nie miłe, że tak o nas dba? Ułatwmy mu zadanie – informujmy Panią Premier Beatę Szydło o szczegółach naszych cykli (…) Zasypmy naszą Prezes Rady Ministrów informacjami, pytaniami lub wątpliwościami związanymi z naszym cyklem miesiączkowym, miesiączką, owulacją, upławami. Niech ma pełną kontrolę nad tym, co się u nas dzieje, niech skupi się tylko na nas! Może przypomni sobie, że też jest kobietą” – zachęcają autorzy akcji #TrudnyOkresDlaRządu.

Na oficjalnym profilu na Facebooku pani premier dziesiątki kobiet napisało już ze szczegółowo o przebiegu swojego cyklu. Internautki ironicznie odpowiadają na zainteresowanie władzy ich płodnością. Dlatego opisują dokładnie swój okres: punktualność, czas trwania czy obfitość. Wpisy mają od kilkudziesięciu do ponad 200 polubień i są najpopularniejszymi komentarzami pod wiadomościami od premier Szydło więcej na profilu premier Szydło ):

Z najnowszego sondażu CBOS opublikowanego 1 kwietnia, wynika, że zdecydowana większość Polaków nie chce zaostrzenia prawa aborcyjnego. Badanie zostało przeprowadzone jeszcze przed złożeniem nowego projektu ustawy, który penalizuje przerywanie ciąży.

Większość Polaków uważa, że aborcja powinna być dozwolona w trzech przypadkach: gdy zagrożone jest życie matki (80 proc.) lub jej zdrowie (71 proc.), gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa (73 proc.) oraz gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony (53 proc.).

Te trzy przypadki dopuszcza obecnie polskie prawo. Z takiej możliwości skorzystało (według oficjalnych statystyk) w 2014 roku 977 kobiet. Najczęstszą przyczyną aborcji było duże prawdopodobieństwo ciężkiego nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.

Jeśli Sejm przyjmie nową ustawę, według której przerywanie ciąży będzie nielegalne bez względu na sytuację kobiety i jej zdrowie, wypowie się tym samym wbrew opinii i stanowisku społeczeństwa. Stanowisku, które na przestrzeni ostatnich 24 lat jest niezmienne. Jak pokazywały wcześniejsze sondaże CBOS, Polacy od początku lat 90. zdecydowanie opowiadali się za możliwością przerywania ciąży, kiedy jej dalszy przebieg grozi śmiercią lub utratą zdrowia przez kobietę (88 proc. w 1992 r. za taką możliwością), ciąża jest wynikiem gwałtu (80 proc. w 1992 r.) lub dziecko rodzi się upośledzone (71 proc. w 1992 r.).

Zobacz także

profil

wyborcza.pl

 

Kolejna urojona rozmowa Dudy z Obamą

Mariusz Zawadzki, 03.04.2016

Podczas uroczystego obiadu 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ Andrzej Duda siedział przy stole obok prezydenta USA Baracka Obamy i Władimira Putina

Podczas uroczystego obiadu 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ Andrzej Duda siedział przy stole obok prezydenta USA Baracka Obamy i Władimira Putina (UN Photo/Amanda Voisard/pool / Anadolu Agency/EN)

Czy to był primaaprilisowy żart min. Szczerskiego?

Nie wiem jaką pensję ma minister Krzysztof Szczerski, ale mam nadzieję, że wysoką. Wprawdzie widziałem go w akcji tylko dwa razy – w Ameryce, gdzie towarzyszył prezydentowi Dudzie – ale w obu przypadkach bardzo mi zaimponował. Mało kto potrafi wyjść do dziennikarzy i ze śmiertelnie poważną miną opowiadać śmiechu warte bajki. Do tego potrzebne są bujna wyobraźnia, tupet, zimna krew i bezgraniczne poświęcenie, bo przecież Szczerski – dla dobra swojego szefa – robi z siebie totalnego błazna.

Pierwszy raz podziwiałem go na sesji ONZ w Nowym Jorku pół roku temu. Wtedy odbyło się pamiętne przyjęcie, na którym Duda siedział po prawicy Baracka Obamy. Szczerski przekonywał dziennikarzy, że przy stole obaj prezydenci przeprowadzili ważną rozmowę. – Z prezydentem Obamą rozmowy dotyczą tego, czego wszyscy spodziewamy się od tych dwóch przywódców, jeśli się spotykają – opowiadał prezydencki minister. – Czyli: dyskusja o bezpieczeństwie, zwłaszcza w perspektywie przyszłorocznego szczytu NATO w Warszawie, Ukraina, polityka wschodnia, sankcje wobec Rosji…

Zaraz obok przy stole siedział Władimir Putin (po lewicy Obamy). Czy zatem prezydenci polski i amerykański szeptali sobie na ucho, żeby Rosjanin nie usłyszał? Chyba jednak nie. Ale mimo nadstawiającego ucho Putina rozmawiali otwarcie i swobodnie!

– Szczegóły są oczywiście własnością obu panów – wyjaśniał Szczerski (znowu zapomniał o Putinie, powinien był raczej powiedzieć: „szczegóły są własnością trzech panów”). – Rozmowy miały taki charakter, który powoduje, że można rozmawiać szczerze i bezpośrednio, więc ja nie będę wszystkich szczegółów, niestety, mógł państwu zdradzić, natomiast wydaje mi się, jestem przekonany, że to były naprawdę poważne, ciekawe i ważne rozmowy, które posunęły znowu całą tę politykę, którą pan Andrzej Duda zaplanował.

Następnego dnia Duda, pytany przez dziennikarzy o kolację, wypowiadał się lakonicznie. Tym sposobem niejako utrzymała się w mocy kuriozalna relacja Szczerskiego (jako znacznie bardziej szczegółowa). Wprawdzie ludzie wtajemniczeni, znający choć trochę realia – dyplomaci, politycy, dziennikarze – śmiali się ze Szczerskiego do rozpuku, ale wielu Polaków mu uwierzyło. Prezydencki minister wystąpił w roli kamikadze – popełnił blamaż, żeby nie musiał go popełnić Duda. Osobiście obstawiam, że taki podział ról nie był przypadkowy; Duda i Szczerski zawczasu wszystko między sobą ustalili.

W tym tygodniu polski prezydent znowu przyjechał do Ameryki, tym razem na szczyt nuklearny w Waszyngtonie. Nikt z rządu USA się z nim nie spotkał, dlatego prezydent desperacko potrzebował sukcesu. I znowu w roli ratownika oraz kamikadze wystąpił Szczerski. Tym razem opowiadał dziennikarzom o ważnej rozmowie, jaką Duda i Obama mieli odbyć przed kolacją, na której byli przywódcy ponad 50 państw.

Mówili rzekomo o bezpieczeństwie nuklearnym, lipcowym szczycie NATO w Warszawie i o sporze o Trybunał Konstytucyjny w Polsce. Duda miał poinformować Obamę, że po spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z opozycją jest szansa na polityczny kompromis w Warszawie.

Taka rozmowa musiałaby zająć przynajmniej kilka minut. W dodatku, jak twierdzi Szczerski, była to „dwustronna rozmowa w cztery oczy”. Kiedy Obama, który miał na głowie pół setki gości, znalazł na nią czas? – Po powitaniu, idąc do miejsca gdzie była kolacja, panowie po prostu przystanęli i osobno porozmawiali w cztery oczy we własnym gronie, czyli w dwie osoby – plątał się w zeznaniach Szczerski.

Jak było naprawdę? Obama witał wszystkich gości w Niebieskim Pokoju w Białym Domu – ale każdego osobno (czekali w kolejce). Z każdym robił sobie pamiątkowe zdjęcie i wymieniał kilka zdań. Kolacja odbywała się we Wschodnim Pokoju, do którego idzie się przez główny korytarz (trzeba pokonać dystans około 15 metrów).

Czy to możliwe, żeby Obama osobiście odprowadzał każdego z gości do Wschodniego Pokoju, a potem znowu wracał do Niebieskiego Pokoju, żeby powitać kolejnego gościa? Oczywiście nie. Musiałby w krótkim czasie pokonać dystans 1,5 km (15 metrów razy dwa, bo tam i z powrotem, i razy 50, bo tylu było gości na kolacji). Dlatego Duda i Obama nie mogli – wbrew temu co mówił Szczerski – razem „iść do miejsca, gdzie była kolacja”. No chyba, że Duda był ostatni w kolejce do powitania w Niebieskim Pokoju. Wydaje się naturalne i wysoce prawdopodobne, że z ostatnim gościem Obama przeszedł do Wschodniego Pokoju.

Statystycznie rzecz biorąc, szansa, że Duda był ostatni w kolejce, wynosi 2 proc. A zatem na 98 proc. „dwustronna rozmowa w cztery oczy”, o której bajał Szczerski, to było grzecznościowe kilka zdań przy powitaniu w Niebieskim Pokoju.

Jednak nawet gdyby Duda był ostatni, to i tak pogawędka w korytarzu nie byłaby żadną „dwustronną rozmową w cztery oczy”. Bo po wszystkich „dwustronnych rozmowach w cztery oczy”, w których uczestniczy prezydent USA, Biały Dom wydaje oficjalny komunikat. Np. przed kolacją Obama rozmawiał na osobności z prezydentem Turcji Erdoganem i dlatego na portalu WhiteHouse.gov jest w tej sprawie krótki komunikat. Ale próżno szukać tam jakiegokolwiek komunikatu o rozmowie z Dudą.

Co warto podkreślić, prezydent Duda w tej hucpie znowu – formalnie rzecz biorąc – nie brał udziału. Bo o swojej „dwustronnej rozmowie w cztery oczy” w ogóle się nie wypowiadał. Nie musiał – zadbały o to jego służby prasowe. Przed konferencją prasową Dudy (następnego dnia po kolacji w Białym Domu) przedstawiciel kancelarii prezydenckiej pytał mnie – i innych dziennikarzy – jakie zamierzamy zadać pytania. Odparłem, że chcę zapytać o „dwustronną rozmowę” i poddać w wątpliwość wersję Szczerskiego. Przedstawiciel kancelarii stwierdził, że to jest złe, bezsensowne pytanie.

Sondowanie dziennikarzy i recenzowanie ich pytań przed konferencją – zdumiewające, nieprawdaż? – jest zapewne próbą wywarcia presji. Szczególnie na dziennikarzy z mediów publicznych (powyższa sytuacja pokazuje, jak chore są w Polsce relacje media-władza; etaty dziennikarzy, nawet z mediów publicznych, nie powinny zależeć od osób, którym ci dziennikarze zadają pytania!).

Poznawszy plany dziennikarzy przedstawiciel kancelarii podszedł do Marka Magierowskiego, rzecznika prezydenta, i coś mu szeptał na ucho. Wkrótce zaczęła się konferencja. Duda odpowiedział na jedno pytanie o NATO, po czym Magierowski ogłosił dziennikarzom, że prezydent niestety nie ma więcej czasu. Ale bardzo dziękuje wszystkim mediom za przybycie.

Skoro Duda uciekł, w mocy pozostała relacja Szczerskiego, którą oczywiście ludzie bardziej przytomni lub dociekliwi wyśmiewają. Ale portale prawicowe w Polsce triumfalnie odtrąbiły, że Obama spotkał się z Dudą, czyli „dobra zmiana” PiS wcale nie jest tak źle postrzegana w Waszyngtonie, a jeśli nawet, to i tak nie psuje nam relacji z USA. A lud smoleński uwierzył.

Duet „ściemniający Szczerski, uciekający Duda” znowu zatriumfował.

Zobacz także

urojona

wyborcza.pl

04.04.2016, Top TOK FM

top4kwietnia2016