Suweren jest niespójny. Rozmowa z prof. Mikołajem Cześnikiem
Prof. Mikołaj Cześnik, dyrektor Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS: To głos jego ważnej, dużej części, zaniepokojonej sytuacją polskiej demokracji. Brzmiący donośnie, bo była to niewątpliwie jedna z największych manifestacji politycznych w ostatnim ćwierćwieczu. Nie warto go ignorować.
Prezes Kaczyński w sobotę na czacie komentował: „Te protesty to nie jest wielkie zmartwienie”.
– To dowód krótkowzroczności politycznej, może się zemścić. Ja bym na miejscu prezesa tego nie ignorował.
A notowania PiS w zasadzie bez zmian.
– Tak. Jak popatrzymy na notowania PiS w ciągu ostatniego roku, to widać wyraźnie, że PiS silnie rosło od lipca do listopada 2015 r. Było wtedy na poziomie prawie 40 proc. Ten wzrost był po pierwsze, efektem wygranych wyborów prezydenckich. Po drugie, bardzo dobrej, przekonującej kampanii. Na tę partię zagłosowało 5,7 mln, czyli 37,5 proc. głosujących i 18,6 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania.
Teraz partia Jarosława Kaczyńskiego wróciła do swego „naturalnego” stanu posiadania. Ma poparcie ok. 30 proc., czyli takie jak w 2014 r. i przez dużą część 2015 r. Dlatego nie można mówić, że mamy do czynienia z jakąś rewolucją czy jakąś fundamentalną zmianą poglądów Polaków.
Od wyborów notowania PiS są raczej stabilne.
– I dość wysokie. Takie wrażenie może być spowodowane tym, że nie ma dzisiaj innej partii z notowaniami ok. 30 proc. Jest Nowoczesna, która urosła w siłę i stała się istotną częścią polskiej sceny politycznej. I PO, która osłabła m.in. dlatego, że Nowoczesna się nią pożywiła. No i pojawił się ruch Kukiza, który zrobił zamieszanie na scenie politycznej. Ale Nowoczesna i PO w sumie mają mniej więcej tyle co PiS. Więc nie sposób mówić, że Polacy gremialnie porzucili idee liberalne na rzecz chrześcijańsko-nacjonalistyczno-konserwatywnych.
Notowania PiS są stabilne mimo kilkunastu już protestów KOD, opinii Komisji Weneckiej czy Parlamentu Europejskiego, że PiS podważa fundamenty demokracji, czyli trójpodział władzy. Prezydent nie zaprzysięga legalnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, rząd nie publikuje wyroku TK, a rzeczniczka klubu obraża sędziów Sądu Najwyższego, nazywając ich kolesiami.
– To na wyborców PiS prawdopodobnie nie ma wpływu. Do nich ten komunikat nie dociera albo dociera zniekształcony medialnie, np. że to jest „kwiczenie świń odrywanych od koryta”, ryk tych, którzy tracą wpływy. Wprawdzie „Wiadomości” TVP za prezesury Jacka Kurskiego straciły ok. 700 tys. widzów, ale nadal ogląda je blisko 3 mln. Prawdopodobnie dziennik TVP 1 przestali oglądać ci, którzy i tak by nie głosowali na partię Kaczyńskiego. Ci, którzy głosują na PiS, otrzymują z TVP przekaz, który jest spójny z tym, co myślą o świecie. Co więcej, on jest podawany w taki sposób, żeby był łatwo przyswajalny. To jest „populizacja” informacji, infantylizacja przekazu. Najwyraźniej prezesi Kaczyński i Kurski czytają wyniki badań. Tam widać, że elektorat PiS jest najgorzej wykształcony, najmniej wiedzący o świecie, pochodzący z mniejszych ośrodków. W Polsce mamy miliony ludzi, którzy w ogóle nie czytają książek, nie chodzą do teatrów, do kina, nie wiedzą, co się dzieje na świecie. Ich można dosyć łatwo urobić tym „spopulizowanym” komunikatem. Wzmocnić nawet w nich przekonanie, że odbywa się „dobra zmiana”.
Ziarno, które zasiewa Kaczyński, pada na bardzo podatny grunt. On mówi mniej więcej tyle: są jacyś źli ludzie, którzy nam zabierają. Prezes jest mistrzem manipulacji i gry półsłówkami. Proszę zwrócić uwagę, że on bardzo często nie mówi do końca, nie dopowiada, zawiesza głos w połowie, sugeruje, insynuuje, ponieważ doskonale wie, co sobie ten przeciętny Polak dośpiewa. I jego nie obchodzi, co sobie dośpiewa całe 30 mln dorosłych Polaków. Jego obchodzi, żeby te 5-6 mln dośpiewało sobie to, co on chce. I razem z „Wiadomościami” czy TVP Info dzień w dzień sobie to dośpiewują. Reszta w rękach zręcznego retora, który powie, że naród nas popiera, wiemy, czego suweren chce itd. Mnie to irytuje, bo przecież PiS nie ma poparcia większości Polaków.
Smutne jest to, że po tym, co się teraz dzieje w Polsce, nie będzie raczej powrotu do poczucia wspólnoty. Coś istotnego Kaczyński naruszył. Gorszy pieniądz wypiera lepszy, złe praktyki zastosowane przez PiS po wyborach prawdopodobnie w polskiej kulturze politycznej pozostaną. Te wszystkie działania, które podjął Kaczyński, doprowadzą do tego, że kiedy ktoś wygra wybory w 2019, 2023 czy może dopiero w 2027 r., to będzie miał pokusę, jeśli jakaś instytucja państwa będzie mu przeszkadzać, żeby ją zlikwidować, osłabić, zneutralizować. Tak się dzieje już teraz: konserwator zabytków przeszkadza, to zmienia się ustawę o konserwatorze. Przeszkadzają sądy i ustrój sądów – zmienia się ustrój sądów. KRS przeszkadza, to się ją wymienia, a konstytucję się obchodzi.
Badaliśmy – z Michałem Kotnarowskim z ISP PAN i Igorem Lubaszenką z Uniwersytetu SWPS – na ile wyborcy PiS są podobni do milczącej większości, do grupy niegłosujących. I okazało się, że wyborcy PiS są dosyć blisko takiego uśrednionego, niegłosującego Polaka, ale tylko jeśli chodzi o kwestie socjalne, ekonomiczne. Czyli PiS może liczyć na przyzwolenie ze strony także tej grupy głównie w sprawach społecznych i gospodarczych, ale już nie światopoglądowych czy ustrojowych. Tu jego legitymacja do działań w imieniu całego narodu jest zdecydowanie mniejsza.
Gabinet Szydło popiera 36 proc. (nie popiera 33 proc.). Ale te 36 proc. jest liczone wśród wszystkich badanych, a poparcie dla partii – wśród deklarujących udział w wyborach. Rząd popierają nie tylko wyborcy PiS.
– Co to znaczy popierać rząd? Ci, którzy mówią, że są zwolennikami rządu, wcale nie muszą akceptować wszystkiego, co rząd robi. Wśród zwolenników rządu zawsze jest bardzo wielu takich, którzy nie akceptują wielu jego decyzji. Jest sporo przykładów, że nawet ci, którzy PiS popierają, nie są jego bezwarunkowymi wyznawcami. Zaraz po wyborach okazało się, że niektórzy wycofują swoje poparcie – prof. Jadwiga Staniszkis, prof. Antoni Kamiński czy prof. Ryszard Bugaj. Bycie zwolennikiem rządu jest oczywiście silną determinantą przy głosowaniu na PiS (czy każdej innej akurat rządzącej partii), ale łatwo jest je wycofać, wystarczy, że zostanie naruszony jakiś istotny interes wyborcy.
44 proc. jest zadowolonych, że na czele rządu stoi Szydło, 41 proc. – nie.
– Jest coraz mniej niezdecydowanych, czyli poglądy się krystalizują. I dlatego przybywa jej zwolenników. Populistyczna działalność rządu spotyka się z poparciem, propaganda „Wiadomości” jest skuteczna, np. projekt 500 plus. Ale z nim wiąże się zagrożenie. Weźmy przykład dwóch rodzin: Kowalski ma jedno dziecko, a Nowak – dwoje. Obaj mają problemy z pracą albo są bezrobotni. Te 500 zł, które trafi do jednej rodziny, a nie trafi do drugiej, będzie generować zawiść, poczucie niesprawiedliwości, wykluczenia. W dłuższej perspektywie, kiedy ten program się rozkręci, ten problem się na pewno pojawi. Przecież wedle danych GUS połowa polskich dzieci to jedynacy.
Zacznie spadać poparcie dla rządu?
– Raczej nie będzie rosło. A niedługo się okaże, że są niespełnione obietnice wyborcze, nie będzie obniżenia wieku emerytalnego. Już doradca prezydenta mówi, że nie będzie możliwości przewalutowania kredytów we frankach na złote.
– Zasadniczo to są grupy rozłączne: ci, którzy popierają PiS, nie są za publikacją wyroku. Ci, którzy nie popierają PiS, oceniają, że niepublikowanie wyroku to łamanie konstytucji.
A 44 proc. zadowolonych z premier Szydło? Muszą być wśród nich ci, którzy uważają, że niepublikowanie wyroku TK to błąd.
– Nawet w elektoracie PiS jest jakaś grupa osób, które mają wątpliwości. Było to widać w sondażu TNS dla „Wyborczej”: co czwarty wyborca PiS i co trzeci Andrzeja Dudy oceniał, że politycy muszą zawsze przestrzegać prawa, nawet jeśli im się ono nie podoba. Z tego wynika, że wśród wyborców PiS też jest sporo takich, którzy są rozdarci wewnętrznie. Jednak większość Polaków, te 65 proc., rozumie, że niepublikowanie wyroku Trybunału jest po prostu bezprawiem.
Prezydent Duda miał w marcu zaufanie 59 proc., premier Szydło – 52.
– Ufać to jednak nie popierać. To szersze pojęcie.
Kaczyński i Macierewicz mają aż 49 proc. nieufności.
– Bo im trudno zaufać. Są nieprzewidywalni, a przez to zdaniem części Polaków – po prostu groźni.
A Duda i Szydło? Wykonują bez szemrania polecenia Kaczyńskiego i łamią konstytucję. Można komuś ufać, a nie popierać?
– No, jak widać, można. Pytanie o zaufanie mierzy, jak o kimś myślimy: ciepło czy chłodno.
Dudzie ufa 59 proc., można z tego wnioskować, że suweren zgadza się z tym, co robi prezydent?
– No właśnie nie. Suweren jest bytem wielogłowym, u nas mniej więcej 30-milionowym. Nie można go aż tak bardzo antropomorfizować i twierdzić, że ma jakąś jedną wolę. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że wola suwerena zawsze będzie niespójna. Ale można powiedzieć, że większość suwerena jest za publikacją wyroku TK, za bezwarunkowym przestrzeganiem prawa. Na PiS zagłosowało 18,6 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania. Twierdzenie, że zwycięzcy mogą robić, co chcą, bo suweren tego chce, to czysty populizm. Przeciwstawianie narodu elitom to czysty populizm. Jest dobry lud, ten lud nas wybrał, i są złe elity, te, które lud doją. Proszę zobaczyć, jak się wtedy, przy takim postawieniu sprawy, uruchamiają narracje sprzed 80 czy 90 lat, że nasz wróg to cykliści, masoni, komuniści, syjoniści, Żydzi, targowica itd. Swojskość jest przez populistów bardzo pożądaną wartością. I dokładnie to teraz PiS nam na tacy podaje. Że będzie swojsko, że będzie po naszemu. Te 5-6 mln Polaków, a może i więcej, może to kupić.
Schetyna sam na billboardzie: Wspólnie obronimy Polskę
Schetyna sam na billboardzie: Wspólnie obronimy Polskę
Billboardy i citylighty z hasłem „Wspólnie obronimy Polskę” oraz zdjęciem Grzegorza Schetyny to kolejny etap kampanii outdoorowej PO związanej z marszem 7 maja. Na oficjalnym koncie SMD Warszawa pojawiło się też hasło, że „7 maja to początek”. Nie wykorzystano jednak żadnych materiałów z marszu, po którym jednym z głównych elementów przekazu PO było to, że zgromadził 250 tysięcy protestujących.
Petru: Często mam pytania z zagranicy, czy w Polsce będzie referendum ws. wyjścia Polski z UE
– Mam często pytania z zagranicy, czy w Polsce będzie referendum ws. wyjścia Polski z UE –przyznał dziś w „Kropce nad i” Ryszard Petru.
Lider Nowoczesnej stwierdził, iż razem z Grzegorzem Schetyną i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem uzgadniają kwestię pójścia na planowane na piątek spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim i Markiem Kuchcińskim. Petru mówił, iż „nie pozwoli zrobić prezesowi PiS show”, a sam Kaczyński powinien najpierw wytłumaczyć się przed Polakami z działań wobec TK.
Rozmowa w „Kropce” dotyczyła też finansowania marszu 7 maja. Adam Bielan w TVP Info przyznał dziś, iż PO mogła na marsz wydać nawet 2 mln zł. Petru powiedział w „Kropce”, że Nowoczesna na marsz nie wydała pieniędzy, a on sam kupił jedynie T-shirt KOD.
Czy sposób przenoszenia prokuratorów po likwidacji Prokuratury Generalnej nie narusza konstytucji? – pyta RPO we wniosku do TK
„Nowa ustawa o prokuraturze pozwala na potraktowanie prokuratorów w sposób, który przekreśla cały dotychczasowy dorobek zawodowy. Reorganizacja prokuratury stała się bowiem podstawą do całkowicie arbitralnej weryfikacji kadrowej. Arbitralnej, bo ustawa nie zawiera kryteriów jej przeprowadzenia” – czytamy na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich.
Adam Bodnar złożył wniosek o zbadanie ustawy o prokuraturze do Trybunału Konstytucyjnego.
Jak czytamy na stronie RPO:
„Rzecznik Praw Obywatelskich przypomina, że prawidłowe funkcjonowanie prokuratury ma fundamentalne znaczenie z punktu widzenia ochrony praw jednostki. Zaś wprowadzone rozwiązania należy też postrzegać w kontekście deklarowanej przez ustawodawcę niezależności prokuratorów przy wykonywaniu ustawowych czynności.
Zasada niezależności nie jest celem samym w sobie, ma ona przede wszystkim zapewnić prawidłowe funkcjonowanie prokuratury, kierującej się zasadą bezstronności i równego traktowania obywateli. To temu służą ustawowe gwarancje nieprzenoszenia prokuratorów na inne miejsce służbowe bez ich zgody.
Dla prokuratora przeniesienie na inne miejsce służbowe stanowi także jedną z najsurowszych kar dyscyplinarnych. Swoją surowością ustępuje jedynie wydaleniu prokuratora ze służby. W postępowaniu dyscyplinarnym, w którym prokuratorowi wymierzana jest kara przeniesienia na inne miejsce służbowe, prokurator korzysta jednak z dwuinstancyjnego sądownictwa dyscyplinarnego, a ponadto ma zapewnioną możliwość złożenia kasacji do Sądu Najwyższego”
Comeback Ewy Kopacz
Symboliczny moment z sobotniej manifestacji opozycji – zaczyna się przedstawianie liderów, ludzie pod sceną krzyczą „Ewa, Ewa!”. Była premier stoi wśród tłumu, przed podwyższeniem. Prowadzący imprezę pod wpływem okrzyków zaprasza ją na scenę, ale wejście jest z tyłu, więc ludzie podnoszą Kopacz i pomagają jej wskoczyć na podwyższenie. To ulotny moment, uwieczniony na zdjęciu, które krąży na Facebooku, ale takie chwile się liczą w polityce.
Reporter TVN24 – Cyprian Jopek publikuje na Twitterze zdjęcie jednego z transparentów: „Ewa weź stery, przywróć porządek do cholery”.
„Sektor” PO przed #Marsz7maja #KOD ciekawe co na to G.Schetyna? 😉
To oczywiście tylko epizody na marginesie wielkiej manifestacji opozycji, ale nie ma polityka, który nie chciałby być ich bohaterem. Także przez barierki, w wałęsowskim stylu, musiał przeskakiwać, niezaproszony na scenę Bogdan Borusewicz. Także to zostało uwiecznione na zdjęciu krążącym na Facebooku.
– Jedyny lider, który podczas marszu nie podzielił siĘ rolą, to lider PO, nawet Petru oddał głos Gasiuk-Pihowicz – mówi nam znany poseł PO. Inny rozmówca z PO zwraca uwagę:– Chodziłem w naszym sektorze podczas wystąpień, nasi ludzie mocno narzekali na skład PO z pierwszego szeregu. Małgosia Kidawa nawet nie została powitana.
Żaden pierwszoplanowy polityk dawno nie został tak bezwzględnie potraktowany przez własne środowisko polityczne jak Ewa Kopacz. Tuż po przegranych, ale i tak z wyższym niż spodziewany wynikiem, odchodząca premier przegrywa wybory na szefa klubu PO z politykiem drugiego szeregu i usuwa się w cień. Platforma pogrąża się w wewnętrznej rywalizacji i stopniowo traci sondażową pozycję lidera opozycji. Od tamtej pory jej średnie poparcie czasem tylko dzieli mniej niż 10 punktów od wyniku wyborczego. Dziś o 24% Platforma może pomarzyć.
Platforma ma coraz większego kaca z tym jak potraktowała Kopacz, liderkę, której determinacja i pracowitość w kampanii przewyższała nawet to, co w momentach koncentracji dawał z siebie Donald Tusk.
Po 8 latach rządzenia to Kopacz zebrała największe ciosy, ale i zwykłe szyderstwa mediów. Każde jej przejęzyczenie było tematem przez dwa dni. Mimo, że była przez media traktowana wyjątkowo brutalnie, nigdy nie użalała się publicznie, ani prywatnie – jak mówią jej współpracownicy – nad publikacjami. – Czasem tylko rzucała: „ten to mnie chyba nie lubi” – wspomina bliski jej polityk PO. To jaskrawy kontrast z oskarżającym media obecnym liderem PO, który posunął się do tego, że w Kropce nad I udzielał publicznych połajanek autorce Gazety Wyborczej, a w prywatnych rozmowach ma się dzielić się opiniami, że jest ofiarą zorganizowanego, medialnego spisku.
Rosnący sentyment Platformy do Kopacz widać na sejmowych korytarzach i na posiedzeniach klubu PO, gdzie ostatnio miało dojść do sytuacji, że kolejni posłowie publicznie jej dziękowali, że wbrew regionalnym baronom umieściła ich na listach wyborczych.
Kopacz coraz częściej manifestuje odmienne od obecnego kierownictwa zdanie na temat strategii politycznej. Zdystansowała się w RDC i Faktach po Faktach od rzuconego przez Schetynę kuriozalnego pomysłu ponownego referendum unijnego, wyśmianego przez Monikę Olejnik. W komentarzu dla GW skrytykowała pozostanie PO poza koalicją tworzoną przez Mateusza Kijowskiego i KOD. Wypowiada się bardziej krytycznie wobec Kościoła, czego nie robi, raczej naiwnie szukające porozumienia z hierarchami nowe kierownictwo Platformy.
Była premier nie zamierza dać się w partii zmarginalizować. Jedni mówią, że o jej większą obecność miał ją prosić Donald Tusk, inni, że po prostu jest waleczna i nie będzie oddawać pola.
Dziś w Platformie rezerwą strategiczną jest Ewa Kopacz. Politycy PO, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie mówią, że z czasem jej znaczenie będzie jeszcze bardziej rosnąć.
Po „Wiadomościach” mam dla państwa wiadomość: prezes Kaczyński jest wkurzony
„Wiadomości” 9 maja
Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek miał wątpliwości, czy PiS, a zwłaszcza Jarosław Kaczyński, przejmuje się sobotnim marszem KOD i opozycji, to poniedziałkowe „Wiadomości” wyprowadziły go z błędu. Oj, przejmuje się. I to bardzo.
Jak wiadomo, na „Wiadomości” prezesa Kurskiego można liczyć
Pierwsza informacja dziennika to… „pięciokrotnie zawyżona” liczba uczestników sobotniego protestu. Bo przecież wiadomo: było 45 tys., a nie ponad 200 tys. „Wiadomości” wiedzą, jak było naprawdę, bo sami liczyli, a jak wiadomo na „Wiadomości” prezesa Jacka Kurskiego można liczyć, wiarygodność to ich najważniejsza zaleta.
No, a skoro przyszło tylko 45 tys. ludzi, to przecież protest był porażką opozycji a zwycięstwem władzy. To „pięciokrotne zawyżenie” służyło propagandzie – objaśniał widzom „Wiadomości” Paweł Lisicki z „doRzeczy” – by zagranica mogła mówić o zamachu stanu w Polsce.
O tej porażce opozycji a zwycięstwie PiS główny dziennik informacyjny TVP1 opowiadał prawie 5 minut. Biorąc pod uwagę, że marsz przeszedł przez Warszawę dwa dni temu, „Wiadomości” poświęciły „zawyżaniu frekwencji” naprawdę bardzo dużo czasu. Musiały tak długo zaniżać rangę tego, co się stało w sobotę, bo tak bardzo marsz KOD wkurzył prezesa. Bo był to najpewniej najliczniejszy protest nie tylko po przejęciu Polski przez PiS, ale i po 1989 roku, co „Wiadomościom” oczywiście nie przeszło przez gardło.
Na koniec prowadzący poniedziałkowy dziennik Michał Adamczyk pointował, że ratusz „celowo” zawyżył liczbę sobotnich manifestujących. Ciekawe, potrafią to udowodnić?
„Wiadomości” reagują na kibolskie szubienice
Druga informacja, że rząd Szydło w piątek ogłosi audyt rządów PO-PSL. I dopiero trzecia informacja dotyczyła komentowanego przez cały dzień transparentu, jaki wywiesili kibole Legii w czasie meczu z Piastem Gliwice: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”. Transparent nie spotkał się z reakcją służb porządkowych, sędzia nie przerwał meczu.
A „Wiadomości” jak zareagowały? „Złe słowa” widać było komentarz na pasku. Potem były tłumaczenia, że kibicie w ten sposób okazali „negatywny stosunek” i że „spirala nienawiści nie nakręca się sama”, bo nakręca ją opozycja, która wytwarza „atmosferę zagrożenia i niepokoju”. Brzmiało to jak rozgrzeszanie autorów transparentu z „szubienicą”.
Czyżby redaktorom „Wiadomości” spodobał się przekaz kiboli?
Dzisiejsze „Wiadomości” to ważne przekazy (od władzy): Kaczyński jest wkurzony na KOD, bo tak wielu Polaków wyszło, by protestować przeciwko jego władzy. I Kaczyński nie jest wkurzony na kiboli, bo opozycja (oraz rzecz jasna GW, Lis, Olejnik) winna jest sama sobie, że ktoś chętnie by ją widział „na szubienicy”.
Petru jednoznacznie o udziale w spotkaniu liderów partii. „Ono ma przykryć obniżkę ratingu”
2. Organizuje je PiS, a jak na razie udział potwierdził klub Kukiz’15
3. „Nie wybieram się na to spotkanie” – powiedział Ryszard Petru w TVN24
Najpóźniej w piątek ma odbyć się spotkanie liderów partii m.in. na temat projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym autorstwa PiS. Udział w rozmowach zapowiadają politycy Kukiz’15. Nie wyklucza tego PSL, PO ma zdecydować we wtorek, a Nowoczesna zdecydowanie odrzuca możliwość udziału.
– Nie wybieram się na to spotkanie – powiedział Petru w „Kropce nad i” i dodał, że będzie jeszcze rozmawiał o tym z lidarami PO i PSL. – Natomiast może zdarzyć się coś takiego, że Jarosław Kaczyński ogłosi publikację wyroku Trybunału. Gdyby tak się stało… – mówił lider Nowoczesnej i zaraz dodał, że wiec, iż „prawdopodobieństwo tego jest bardzo niskie”.
– Dlatego nie będę uczestniczył w spotkaniu, które ma markować jakieś sygnały, że będzie kompromis – oświadczył Petru. Przypomniał też, że na poprzednim spotkaniu Jarosław Kaczyński zapowiedział wypełnienie zaleceń Komisji Weneckiej. – Nic w tej sprawie się nie wydarzyło – powiedział.
Później Petru dodał, że byłby skłonny zmienić decyzję po uzgodnieniu tego z Grzegorzem Schetyną i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. – Jesteśmy w stałym kontakcie – zapewnił.
„PiS chce spotkaniem przykryć obniżkę ratingu”
Lider Nowoczesnej odniósł się też faktu, iż piątkowy termin spotkania zbiega się z opublikowaniem przez agencję Moody’s rewizji ratingu Polski. – Tego dnia prawdopodobnie nastąpi obniżka ratingu przez Moody’s. Minister Szałamacha zachowuje się tak, jakby wiedział, że ona będzie – powiedział Petru.
– Zwykle takie decyzje są ogłaszane po zamknięciu sesji giełdowych, czyli po godz. 17 i to spotkanie jest fantastycznym sposobem, żeby przykryć tę złą wiadomość dla tzw. „dobrej zmiany” – ocenił. – Tym bardziej nie pozwolimy Jarosławowi Kaczyńskiemu zrobić swojego show, kiedy musi się tłumaczyć, dlaczego Polska jest coraz gorzej oceniania przez świat – dodał.
Agnieszka Holland w „Tomasz Lis.”: sądzę, że panująca władza dąży do zmiany ustroju w Polsce
09.05.2016
Panująca w tym momencie władza dąży do zmiany ustroju w Polsce – powiedziała w programie „Tomasz Lis.” Agnieszka Holland. Polska reżyserka podkreśliła, że to, co się stało w kraju za rządów PiS-u, jest „głębokim ciosem w samą ideę UE” i podważa pozycję Polski w UE. – Żadne zaklęcia prezesa Kaczyńskiego tego nie odwrócą – zauważyła. Jej zdaniem w starciu KOD – Jarosław Kaczyński, ten drugi przegra. – Pytanie tylko, ile szkód narobi – powiedziała Holland w rozmowie z Tomaszem Lisem.
„Nie ma mandatu do zmiany domu wszystkich Polaków”. Sienkiewicz przekonuje, że opór przeciw PiS będzie jeszcze większy
– Polska jest w trakcie wielkiej zmiany. Przede wszystkim ustrojowej, ale zmiana dokonuje się w imieniu zdecydowanej mniejszości obywateli. Co z tego, że jest większość parlamentarna? Nie ma mandatu do zmiany domu wszystkich Polaków – podkreślił w rozmowie z Tomaszem Lisem były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz.
Pytany o rozbieżności dotyczące liczby uczestników sobotniego marszu Komitetu Obrony Demokracji w Warszawie, gość programu „Tomasz Lis.”podkreślił, że w gruncie rzeczy jest to spór aksjologiczny. Nie rozstrzyga go faktyczna liczba demonstrantów, a przekonanie, jaka ona mogła być. – Jedno nie ulega wątpliwości, ta liczba jest zdecydowanie większa niż 40 tys, która była podawana z triumfem przez PiS – zastrzegł Bartłomiej Sienkiewicz.
W jego przekonaniu, istotą antyrządowych demonstracji nie jest to, co się na nich mówi. – Liderzy polityczni są, bo powinni być. To jest jednak trochę milczący marsz. Wychodzi prawie 200 tys. ludzi na ulicę i mówi: „my się nie zgadzamy” – ocenił były minister. Jak dodał, władza poświęciła wiele wysiłku, aby zdezawuować marsz sobotni marsz opozycji i „przykryć” jego istotę. Sienkiewicz przypominał, że w tym celu w trakcie demonstracji zorganizowano czat z Jarosławem Kaczyńskim.
Zdaniem byłego szefa MSW, im częściej części Polaków przypisuje się złe intencje, tym bardziej mobilizuje się ich do wyjścia na ulice. Jak mówił Bartłomiej Sienkiewicz, demonstracje KOD to nie typowe wiece polityczne, na które chodzi się, aby usłyszeć wezwanie do rewolucji. To przede wszystkim manifestacja sprzeciwu. – Opór będzie narastał – zapowiedział były członek rządu Donalda Tuska.
Według niego, kluczowym pytaniem, jakie należy sobie zadać już dziś, jest pytanie o stan kraju po rządach Jarosława Kaczyńskiego. – Problem nie zniknie tylko dlatego, że PiS przestanie rządzić. Zostaniemy z wielkim kłopotem – podsumował gość programu.
Jak już pisaliśmy, sobotnia manifestacja KOD stała się przedmiotem zaciekłych sporów politycznych. Jedni uznają ją za największą demonstrację po 1989 roku, przytaczając – za warszawskim ratuszem – szacunki o 240 tys. uczestników. Inni bagatelizują jej znaczenie i podkreślają, powołując się na stołeczną policję, że wzięło w niej udział nie więcej niż 45 tys. osób.
Prezydent Duda jest już w Kanadzie, czyli jak cię nie zapraszają, to zaproś się sam
Andrzej Duda (ŁUKASZ KRAJEWSKI)
W kanadyjskich mediach próżno szukać wzmianek o przyjeździe naszego prezydenta. Kiedy wpisać „Duda” w okienku wyszukiwania kanadyjskiego Google News, wyskakują jedynie wiadomości na temat Lucasa Dudy, urodzonego w Kanadzie zawodnika bejsbolowej drużyny New York Mets. Nic nie ma nawet na stronach internetowych kanadyjskiego rządu. Jest nadzieja, że to się zmieni we wtorek, kiedy Andrzej Duda spotka się z kanadyjskim premierem Justinem Trudeau, lub w środę, kiedy przyjmie go gubernator generalny David Lloyd Johnston (reprezentujący brytyjską królową Elżbietę II, która formalnie rzecz biorąc panuje również w Kanadzie). Wszakże warto zauważyć, że Trudeau nie będzie rozmawiał z Dudą w siedzibie rządu, tylko w budynku parlamentu. Nie będzie również żadnej kolacji wydanej przez kanadyjskiego premiera dla polskiego gościa.
– Ta wizyta nie ma charakteru oficjalnego – mówi „Wyborczej” były wysoki rangą polski dyplomata. – Organizowana jest nie przez Kanadyjczyków, tylko przez polską ambasadę w Ottawie. W myśl zasady „jak cię nie zapraszają, to zaproś się sam”. Podobnie jak niedawna wizyta premier Szydło w USA: dużo turystyki, mało polityki…
Kwietniowa wizyta Beaty Szydło miała jednak istotny powód – w nowojorskiej siedzibie ONZ pani premier podpisała w imieniu Polski traktat klimatyczny wynegocjowany w grudniu w Paryżu. Poza tym spotykała się z Polonią, odwiedziła amerykańską Częstochowę i zwiedzała giełdę przy Wall Street.
Prezydent Duda w Kanadzie również będzie spotykał się z Polonią, będzie celebrował 1050. rocznicę chrztu Polski i święto 3 maja. W poniedziałek złożył wieniec pod pomnikiem katyńskim w Toronto i odwiedził polski cmentarz wojskowy w Niagarze, przy granicy USA (leżą tam ochotnicy z armii Hallera organizowanej pod koniec I wojny światowej), i oczywiście przy okazji obejrzał słynny wodospad.
Wszakże prezydencki minister Krzysztof Szczerski zapewniał dziennikarzy, że wizyta Dudy w Kanadzie ma duże znaczenie – szczególnie z uwagi na lipcowy szczyt NATO w Warszawie. Kanada jest członkiem sojuszu i chcemy, by włączyła się we „wzmacnianie wschodniej flanki” (tak w żargonie nazywa się kraje NATO sąsiadujące z Rosją, które po rosyjskiej agresji na Ukrainę domagają się wzmocnienia bezpieczeństwa).
– Ważne, by Kanada aktywnie uczestniczyła w decyzjach szczytu warszawskiego, także w sensie praktycznym, czyli obecności wojsk kanadyjskich, kanadyjskiego sprzętu bojowego na wschodniej flance – mówił Szczerski.
Dlatego Duda nie tylko będzie rozmawiał z Trudeau o planach NATO, ale również odwiedzi bazę wojskową w Petawawa, gdzie spotka się z kanadyjskimi żołnierzami, którzy stacjonowali w Polsce w ramach rotacyjnej obecności.
Czas na blok demokratyczny
Reakcje obozu władzy na sobotnią manifestację w obronie praworządności i demokracji przypominają i tym razem, tylko mocniej, reakcje propagandy PRL na opozycję demokratyczną i pierwszą Solidarność. Tak jakby żaden polityk nowej władzy, redaktor i dziennikarz z nią sympatyzujący nie pamiętał już, jak się to skończyło – dla władzy.
Gorzej. Prezydent Duda znów obarcza winą obecną opozycję za brak dialogu. A przecież to on, strażnik konstytucji i rządów prawa, powinien spełnić swoje obowiązki w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, zachęcić do tego samego panią premier i pójść w sobotę na manifestację KOD.
Udekorowani Orłem Białym działacze dawnej opozycji, Zofia Romaszewska i Bronisław Wildstein, milczą, gdy dzisiejsi rządzący i obecne media publiczne nie potępiają karygodnych wyczynów nacjonalistów. Albo kiedy na stadionie wywiesza się transparent z pogróżkami wobec KOD i dziennikarzy niezwiązanych z obecną władzą. A przecież sami dostawali za PRL podobne pogróżki.
Sobotnia manifestacja KOD pokazała moim zdaniem dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, że społeczne poparcie dla manifestacji w obronie demokracji liberalnej i polityki proeuropejskiej utrzymuje się, a nawet rośnie.
Po drugie, że to rosnące poparcie jest apelem do obecnej opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej o stworzenie wspólnego bloku demokratycznego, najpierw dla ściślejszej współpracy, później dla wspólnych list wyborczych w oparciu o programową wizję Polski po PiS.
Ile osób wzięło udział w sobotniej manifestacji opozycji – głowią się media. 240 tysięcy (jak podają władze Warszawy)? Czy może 40 tys. (jak doliczyła się policja)? Pytanie ważne, odpowiedź również, ale nie tylko tym warto się zajmować. Równie ważne są reakcje władzy. Wiem, że zabrzmi mocno to, co za chwilę napiszę, ale tak to, niestety, wygląda – reakcje te są wyjęte żywcem z kanonów propagandy czasów minionych i świadczą o coraz większym strachu przed opozycją.
Umniejszanie jej roli i znaczenia, liczebności i siły wystąpień było ulubionym zajęciem przedstawicieli i zwolenników władzy w latach 80. Lecha Wałęsę nazywano więc „osobą prywatną” (dziś – o ironio! – „tym panem”), strajki były „czasowymi przestojami w pracy”, a demonstracje „drobnymi wybrykami”. Dziś z ust wicepremiera Morawieckiego słyszymy kuriozalne słowa o tym, że stołeczny ratusz doliczył się tak wielu demonstrantów, bo policzył również osoby obserwujące marsz opozycji.
Mateusz Morawiecki najwyraźniej uniósł się tak wysoko, że nie poczuł, jak wylądował na ugorze. Z jego słów wynika bowiem, że nie była to największa demonstracja w Polsce po 1989 roku, ale największa świecka impreza w ogóle. Jak może być inaczej, skoro wyprowadzono na ulice 40 tys. maszerujących i 200 tys. widzów? W tym kontekście słowa Mariusza Błaszczaka, obecnie szefa MSWiA, który słynie z odwracania kota ogonem, że marsz był „porażką”, zostawiam bez komentarza.
No dobrze, ale o czym to wszystko świadczy? Napisać, że PiS boi się KOD i zjednoczonej opozycji, to banał. Boi się od dawna, zresztą na własne, a raczej Jarosława Kaczyńskiego życzenie, który dokonał rzeczy wydawałoby się niemożliwej w III RP – w ciągu pół roku rządów zjednoczył opozycję i wyprowadził dziesiątki tysięcy niechętnych sobie ludzi na ulice.
Ten strach jest już na tyle silny, że pozbawia zdolności chłodnej kalkulacji, co – jak wiadomo – jest w polityce prostą drogą do katastrofy. Tak zwykle zaczyna się erozja każdej władzy – nie wtedy, gdy jest coraz ostrzej krytykowana, ale wtedy, gdy swymi posunięciami i decyzjami zniechęca do siebie kolejne grupy społeczne, przy okazji ośmieszając własne działania. Słaba musi być władza, która z pomocą policji dwa dni z rzędu zajmuje się przekonywaniem, że demonstrantów było mniej, a nie więcej i która w dodatku sama, choć chciałaby, nie potrafi zmobilizować własnych zwolenników (pamiętacie jeszcze zapowiedzi milionowego marszu na rocznicę Smoleńska?).
I na tym właściwie mógłbym zakończyć, gdyby nie to, że właściwie nie ma się z czego cieszyć, bo w konsekwencji tracimy wszyscy, a najbardziej siła i autorytet państwa. I nie jest to wina opozycji, jak próbuje nam się wmówić.