Duda, 07.03.2016

 

Lis: Dla Kaczyńskiego zaczęła się walka na śmierć i życie. PiS nie wrzuci na luz

As, 07.03.2016
Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot . Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Kaczyński nie pójdzie na żaden kompromis w sprawie TK, nawet gdyby był on zgodny z jego interesem. Bo nie o interes tu idzie, ale o własne emocjonalne potrzeby – absolutnej dominacji i totalnego dyktatu” – ocenia redaktor naczelny „Newsweeka”. Wg Lisa, prezesa PiS „interesuje go wyłącznie władza absolutna, ale nawet absolutna nie będzie wystarczająco absolutna”.

 

Nikt nie może mieć wątpliwości, że bez Jarosława Kaczyńskiego PiS nie objął by władzy. Ale zdaniem Tomasza Lisa, „za sprawą jego psychologicznych deficytów nigdy nie będzie w stanie jej sensownie sprawować”.

„Politykę najlepiej czytać, jako grę interesów z elementami psychologii. Ale w wypadku polityki PiS interes jest mniej ważny. Kluczowa jest właśnie psychologia. Bez zrozumienia mentalności Kaczyńskiego nie sposób pojąć, dlaczego PiS robi to, co robi, dlaczego pewnych rzeczy nie robi i dlaczego tak często jest w stanie działać nie tylko przeciw Polsce, ale przeciw własnym interesom” – napisał w najnowszym wydaniu „Newsweeka”.

Lis ocenia, że prezes Prawa i Sprawiedliwości to osobowość narcystyczna i autorytarna.

„Ta pierwsza cechuje się „nastawieniem wielkościowym” i brakiem empatii. Ta druga oznacza silną predyspozycję do antydemokratycznych działań. Kaczyński nie pójdzie na żaden kompromis w sprawie TK, nawet gdyby był on zgodny z jego interesem. Bo nie o interes tu idzie, ale o własne emocjonalne potrzeby – absolutnej dominacji i totalnego dyktatu. Dlatego tez PiS nie wrzuci na luz. Będzie jechał coraz ostrzej, odnajdywał kolejnych wrogów i zwalczał ich z coraz zacieklej” – uważa redaktor naczelny „Newsweeka.”.

 

lisDla

dlaKaczyńskiego

TOK FM

Ziobro zmienia opinię Seremeta ws. TK i wnosi o odroczenie rozprawy. Rzepliński odmawia

mf, PAP, 07.03.2016
Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

1. Ziobro chce odroczenia wtorkowej rozprawy TK o 14 dni
2. Ziobro wycofał też opinię swojego poprzednika – Andrzeja Seremeta ws. TK
3. Wg Seremeta pisowska ustawa ws. TK jest w wielu punktach niekonstytucyjna
4. Prezes TK odmówił odroczenia rozprawy

Zbigniew Ziobro od piątku jest nie tylko ministrem sprawiedliwości, ale i prokuratorem generalnym. Jedną z jego pierwszych decyzji na tym stanowisko była zmiana oficjalnej opinii, jaką ws. nowelizacji ustawy o TK autorstwa PiS wydał Andrzej Seremet – były prokurator generalny.

Seremet w swoim dokumencie stwierdzał, że pisowska nowelizacja ustawy jest niekonstytucyjna w 16 punktach – wymieniał m.in. zapis o tym, że TK musi orzekać w pełnym składzie 13 z 15 sędziów oraz rozpatrywać sprawy według kolejności ich wpływu do TK (poza prokuratorem generalnym swoje opinie ws. TK wydali także m.in. Prezes Sądu Najwyższego i Naczelna Rada Adwokacka)

 

Zbigniew Ziobro poza wycofaniem tej krytycznej opinii wniósł także o odroczenie planowanej na wtorek i środę rozprawy o dwa tygodnie. TK miał podczas niej badać zgodność nowelizacji autorstwa PiS z konstytucją. Jak poinformował rzecznik prasowy resortu Sebastian Kaleta, wniosek o odroczenie uzasadniony jest „czasem potrzebnym do zajęcia stanowiska w tej sprawie”.

Jednak prezes TK Andrzej Rzepliński stwierdził, że „postanowił nie odraczać rozprawy”. Tymczasem Marszałek Sejmu Marek Kuchciński zapowiedział, że jeśli wtorkowa rozprawa się odbędzie, przedstawiciel Sejmu nie weźmie w niej udziału.

Ustawa ws. TK wg PiS

Przygotowana przez PiS ustawa ws. TK stanowi m.in., że Trybunał co do zasady orzeka ws. konstytucyjności w pełnym składzie co najmniej 13 spośród 15 sędziów TK (wcześniej pełny skład to co najmniej dziewięciu sędziów). Orzeczenia pełnego składu mają zapadać większością 2/3 głosów, a nie – jak wcześniej – zwykłą.

Ponadto przyjęto, że Zgromadzenie Ogólne TK nie będzie już stwierdzać wygaśnięcia mandatu sędziego, lecz przygotowywać dla Sejmu wniosek o jego złożenie „w szczególnie rażących

przypadkach”; postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego TK można będzie wszczynać także na wniosek prezydenta lub ministra sprawiedliwości, którzy wcześniej nie mieli takiego prawa.

Kontrowersje wokół ustawy i TK

Ponieważ badana przez TK ustawa dotyczy funkcjonowania Trybunału, spór budzi sposób jej rozpatrzenia na rozprawie. Chodzi o kwestię ewentualnego zastosowania przepisów nowelizacji ustawy o TK podczas wyrokowania Trybunału w tej sprawie.

Prezes TK Andrzej Rzepliński pytany w styczniu o rozstrzyganie tej sprawy nie odpowiedział wprost, czy nowelizację zbada na podstawie wyłącznie konstytucji, czy też z uwzględnieniem tej nowelizacji. Powołał się na artykuł konstytucji, że sędziowie TK „w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko konstytucji”.

ZiobroZmienia

gazeta.pl

PiS przegrywa wybory w Chrzanowie, mateczniku Szydło

mw, 07.03.2016

Ryszard Kosowski oraz Robert Maciaszek zmierzą się w drugiej turze wyborów burmistrza Chrzanowa

Ryszard Kosowski oraz Robert Maciaszek zmierzą się w drugiej turze wyborów burmistrza Chrzanowa (fot. MICHAŁ ŁEPECKI, SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Ryszard Kosowski, b. burmistrz Chrzanowa w latach 2002-2014 oraz Robert Maciaszek, b. poseł PO zmierzą się w drugiej turze wyborów burmistrza Chrzanowa – wynika z oficjalnych wyników niedzielnych wyborów. Kandydatka mocnego w regionie PiS Beata Majkrzak zajęła dopiero trzecie miejsce.
 

Według protokołu wyników głosowania Ryszard Kosowski (KWW Wspólny Chrzanów) otrzymał 5203 głosy – 44,09 proc., Robert Maciaszek (KWW Roberta Maciaszka) 3252 głosy – 27,56 proc., Beata Majkrzak (KWW Beaty Majkrzak) 2246 głosów – 19,03 proc., a Bogdan Kosowski (KWW Wspólnota Gmin Powiatu Chrzanowskiego) – 1099 głosów – 9,31 proc. Frekwencja wyniosła 30,78 proc. Druga tura wyborów burmistrza Chrzanowa odbędzie się 20 marca.

W okręgu chrzanowskim w wyborach parlamentarnych do Sejmu startowała Beata Szydło. Zdobyła tu prawie 100 tys. głosów i zanotowała czwarty wynik w kraju.

Przedterminowe wybory w Chrzanowie zostały zarządzone ponieważ poprzedni burmistrz tego miasta Marek Niechwiej został odwołany przez mieszkańców w referendum w grudniu zeszłego roku. Od połowy stycznia funkcję komisarza sprawowała Beata Majkrzak.

O przeprowadzeniu referendum postanowiła we wrześniu ub.r. na nadzwyczajnej sesji Rada Miasta Chrzanowa. Radni zarzucali burmistrzowi m.in. brak umiejętności zarządzania finansami gminy i brak wizji dalszego rozwoju miasta. Ich zdaniem burmistrzem nie powinna być osoba, na której ciążą prokuratorskie zarzuty.

Niechwiej był burmistrzem Chrzanowa pierwszą kadencję. Jesienią 2014 r. w drugiej turze wyborów pokonał urzędującego od 12 lat Ryszarda Kosowskiego.

Wiosną ub.r. prokuratura postawiła burmistrzowi Chrzanowa zarzut prowadzenia samochodu po pijanemu. W lutym samorządowiec został zatrzymany po tym, jak wjechał w drewniane ogrodzenie na jednej z ulic Chrzanowa. Badania alkomatem wykazały u niego ponad 1,6 promila alkoholu (0,84 mg/l). W śledztwie burmistrz nie przyznał się do tego czynu, zasłaniając się niepamięcią. Sprawa toczy się w Sądzie Rejonowym w Myślenicach.

Samorządowiec usłyszał też w prokuraturze zarzut poświadczenia nieprawdy w oświadczeniu majątkowym, które złożył. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Chrzanowie.

Zobacz także

piSprzegrywa

wyborcza.pl

 

Nowa dyplomacja kulturalna

Milena Rachid Chehab, 07.03.2016

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Instytuty Polskie nie będą już, jak dotąd, promowały polskiej kultury za granicą. Teraz priorytetem są potrzeby Polonii oraz dyplomacja historyczna.
 

„Dla obecnego kierownictwa MSZ ważne jest jak największe angażowanie Polaków mieszkających za granicą w swoje działania. Chcemy, by Polacy i Polonia byli ambasadorami polskich spraw, także w wymiarze dyplomacji publicznej i kulturalnej. Szczególny akcent zostanie położony na dyplomację historyczną” – potwierdza nam zapowiedź reformy Instytutów Polskich (IP) Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Gdy plan ten minister Witold Waszczykowski zdradził 29 stycznia w swoim exposé, 25 Instytutów rozsianych od Nowego Jorku po Tokio wpadło w popłoch. Bo ten plan to zwrot o 180 stopni.

Oficjalnie pracownicy nie komentują zmian, ograniczając się do streszczania misji IP. – Od lat priorytetem polskiej dyplomacji kulturalnej jest budowanie za granicą przekonania o atrakcyjności i wyjątkowości polskiej kultury – mówi Anna Godlewska, dyrektor Instytutu w Londynie. – Potrzeby Polonii są inne, a opiekę nad nią sprawują konsulaty. Działają też liczne stowarzyszenia polskie za granicą. Na nasze wydarzenia zawsze zapraszamy Polaków, ale to z myślą o odbiorcach zagranicznych przygotowujemy swój program.

Jak mówią pracownicy IP, większość tematów, które interesują odbiorców w poszczególnych krajach, Polonii nie przyciągnie. Bo jej zainteresowaniem cieszą się raczej koncerty folklorystyczne i rocznicowe wieczory patriotyczne. – Jeśli Instytuty Polskie przebranżowią się w ośrodki kultury skierowane do Polonii, to będzie to oznaczać ich śmierć – mówi wieloletni dyrektor jednego z IP.

Pierwszą zmianą, którą wprowadziło nowe kierownictwo MSZ, było dodanie do obecnych priorytetów (w tym roku to m.in. promocja polskich miast, wkładu Polski w przełom 1989 r. oraz „przemysłu kreatywnego”, czyli np. polskich twórców gier komputerowych) międzynarodowej promocji 1050. rocznicy chrztu Polski i Światowych Dni Młodzieży (ŚDM) w Krakowie.

W niektórych placówkach zmian jeszcze nie widać („Nie mamy żadnych nacisków z Warszawy” – zapewnia Dariusz Klechowski, dyrektor Instytutu w Moskwie), w innych dają już o sobie znać. – Dostaliśmy do przetłumaczenia ok. 90 stron tekstów do aplikacji dla pielgrzymów przyjeżdżających na ŚDM, m.in. książeczkę „Miłosierdzie w pytaniach i odpowiedziach”, przewodnik po sakramencie pokuty oraz komentarz do Koronki do Miłosierdzia Bożego – mówią pracownicy jednego z IP.

Medialne wypowiedzi urzędników zdają się potwierdzać, że Instytuty nie będą się mogły już chwalić swą apolitycznością. Wiceszef MSZ Jan Dziedziczak sugerował w radiowej Dwójce, że powinny się skupić na promowaniu takich postaci jak Kopernik, Chopin, Jan Paweł II czy Skłodowska-Curie, a nie zajmować się „głównie promocją LGBT, czyli środowisk homoseksualnych, transwestytów, i wieczorami z Feminoteką”. Szefowie IP podkreślają, że Chopin i Skłodowska-Curie są w ich programach, ale promowanie na świecie całej współczesnej, bogatej polskiej kultury z wykorzystaniem tych postaci będzie przeciwskuteczne i zburzy budowaną przez lata wiarygodność u zagranicznych partnerów.

Na pracownikach Instytutów Polskich duże wrażenie zrobił też artykuł w „Naszym Dzienniku” z 16 lutego zapowiadający, że „MSZ utnie obelgi”, którymi rzekomo dotąd Instytuty „szkalowały ojczystą historię, tradycję i kulturę”. „NDz” zwraca też uwagę na „niezwykłą nadreprezentację problematyki żydowskiej”, np. przez promowanie Muzeum Historii Żydów Polskich. Krytykuje też promocję biografii Bronisława Geremka (Wiedeń, Lipsk), „ekstrawaganckie (na granicy pornografii) inscenizacje Teatru Rozmaitości z Warszawy” (Budapeszt), projekcje „dekadenckiej » Sali samobójców «, pełnych perwersji » Galerianek «” i „szkalującej Polskę » Idy «”, a także „uznawanie za najwyższy autorytet w dziedzinie sztuki współczesnej Andy Rottenberg

Zobacz także

waszczykowski

wyborcza.pl

 

Ziobro wycofuje krytyczną opinię Seremeta do ustawy PiS o TK

mw, 07.03.2016

Andrzej Seremet, Zbigniew Ziobro

Andrzej Seremet, Zbigniew Ziobro (fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI, JACEK MARCZEWSKI)

Prokurator generalny Zbigniew Ziobro wycofał opinię swojego poprzednika Andrzeja Seremeta do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wniósł też o odroczenie rozprawy o 14 dni – podało TVP Info.
 

Prokurator generalny jest jedną z instytucji, która opiniuje dla Trybunału Konstytucyjnego ustawę o TK. Oprócz niego stanowiska przedstawiają m.in. prezes Sądu Najwyższego, Krajowa Rada Sądownictwa czy Naczelna Rada Adwokacka.

W swojej opinii Andrzej Seremet napisał, że niezgodne z konstytucją są m.in. zapisy o tym, że Trybunał Konstytucyjny co do zasady ma orzekać w pełnym składzie co najmniej 13 spośród 15 sędziów, że orzeczenia pełnego składu mają zapadać większością dwóch trzecich głosów, a terminy rozpatrywania wniosków wyznaczane mają być według kolejności wpływu.

Prokurator generalny zakwestionował również brak vacatio legis. Za zgodny z konstytucją uznał za to tryb uchwalenia noweli.

Dzisiejszą decyzją Zbigniew Ziobro, od kilku dni nowy prokurator generalny, unieważnił krytyczną opinię Seremeta.

Nowela uchwalona przez Sejm 22 grudnia ubiegłego roku zakłada m.in., że TK co do zasady ma orzekać w pełnym składzie co najmniej 13 spośród 15 sędziów TK (wcześniej pełny skład to co najmniej dziewięciu sędziów). Orzeczenia pełnego składu mają zapadać większością dwóch trzecich głosów, a nie – jak wcześniej – zwykłą. Ponadto terminy rozpatrywania wniosków wyznaczane mają być w TK według kolejności wpływu, a co do zasady rozprawa w TK nie może się odbyć wcześniej niż po trzech miesiącach od doręczenia uczestnikom postępowania zawiadomienia o jej terminie, a w pełnym składzie – po sześciu miesiącach. Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację 28 grudnia 2015 r. Jeszcze tego samego dnia ustawę opublikowano i weszła ona w życie. Do TK zaskarżyli ją: posłowie PO, PSL i Nowoczesnej, I prezes Sądu Najwyższego, rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar oraz Krajowa Rada Sądownictwa. Wszystkie wnioski TK połączył do wspólnego rozpoznania, które ma rozpocząć się jutro.

Zobacz także

ZiobroJuż

wyborcza.pl

 

Wypadek prezydenta Dudy. Zamach czy zaniechania w BOR?

Wojciech Czuchnowski, 07.03.2016

Pomoc drogowa wyciąga z rowu na lawetę limuzynę, którą jechał prezydent Andrzej Duda. Autostrada A4 w okolicach Lewina Brzeskiego na Opolszczyźnie, 5 marca 2016 r.

Pomoc drogowa wyciąga z rowu na lawetę limuzynę, którą jechał prezydent Andrzej Duda. Autostrada A4 w okolicach Lewina Brzeskiego na Opolszczyźnie, 5 marca 2016 r. (MARIUSZ MATERLIK)

Ochrona prezydenta jechała w samochodach z napędem na cztery koła. A Andrzej Duda w pancernym aucie podatnym na poślizgi. Przyczyną piątkowego wypadku limuzyny prezydenta był przede wszystkim niewłaściwy dobór pojazdu.

O błędzie w wyborze samochodu dla prezydenta mówi nam gen. Marian Janicki, szef BOR w latach 2007-13: – Przed każdym wyjazdem ochranianej osoby szef ochrony podejmuje decyzję o wyborze pojazdu. Zależy ona od tego, jaki jest cel podróży, jaka ma być pogoda i jak długo potrwa wyjazd. W tym wypadku, przy wyjeździe w góry w warunkach zimowych, było oczywiste, że powinno się użyć pojazdów terenowych lub przynajmniej z napędem 4×4. Wiadomo było przecież, że kolumna będzie podjeżdżać pod wyciągi narciarskie, gdzie można się spodziewać gołoledzi nawet przy obecnej lekkiej zimie, warunki na autostradzie też nie były pewne – wylicza.

Zdaniem Janickiego absurdem jest, że w kolumnie, w której dominowały auta terenowe, akurat prezydent jechał BMW 760 z napędem na tylną oś. A to właśnie z tyłu nastąpił „wystrzał” opony, po którym pojazd wylądował w rowie.

– Gdyby nie wysokie umiejętności kierowcy, skończyłoby się to jeszcze gorzej – mówi były szef BOR.

Dowódcą ochrony prezydenta jest kpt. Bartłomiej Hebda, rekomendował go obecny szef BOR płk Andrzej Pawlikowski, gdy doradzał Andrzejowi Dudzie, nim stanął na czele Biura. W opinii naszych rozmówców Hebda, mimo że jest dobrym oficerem i był ranny w Iraku, nie ma doświadczenia w organizowaniu przejazdów VIP-ów i może popełniać błędy.

Pancernik na glinianych kołach

Prezydenckie BMW 760 to pancerna wersja flagowej limuzyny koncernu. Waży 3,5 tony (dwa razy tyle co seryjne auto). Jedna opona do tego wozu kosztuje 3-5 tys. zł. Ze względu na ciężar pojazdu są one specjalnie wzmocnione i przystosowane do działania ogromnych sił.

Opony zmieniane są co 15-20 tys. km. Felgi mają też specjalne pierścienie, które w razie np. przestrzelenia opony pozwalają na dalszą jazdę z prędkością ok. 80 km/godz.

BMW ma jednak minusy: nie nadaje się do bezpiecznej jazdy w trudnych warunkach poza asfaltem. Ciężko jest je rozpędzić, ale trudno też wyhamować. Przy piątkowym wypadku samochód zachowałby się też stabilniej, gdyby jechał wolniej. Granica bezpieczeństwa przy pęknięciu opony w wypadku tego pojazdu to 120 km/godz. Kolumna jechała ponad 150 km/godz. (niektórzy mówią nawet o 200 km/godz.), bo prezydent spieszył się na zawody sportowe.

Kontrola auta przed wyjazdem

Doszło więc do „wystrzału”, czyli rozerwania opony, gwałtownego ze względu na ciężar pojazdu. Limuzyna, jak każde nowoczesne auto, ma czujniki wskazujące na ubytek powietrza. Gdyby wcześniej pojawiły się niepokojące sygnały, kierowca miałby to wyświetlone na komputerze pokładowym.

Raczej niemożliwe, by opona była uszkodzona w chwili wyjazdu. Przepisy BOR przewidują, że przed trasą samochody przechodzą przez wewnętrzną stację diagnostyczną wyposażoną w najnowocześniejszy sprzęt. Oględzinom podlega zawieszenie i ogumienie.

– Sprawdzany jest stan bieżnika i boki, czy nie ma na nich wybrzuszeń lub uszkodzeń. Nie ma sprzętu do prześwietlenia opony, by zobaczyć, czy kord nie jest pęknięty od wewnątrz, być może taki sprzęt powinno się sprowadzić – mówi oficer BOR zajmujący się transportem.

Jego zdaniem bardzo prawdopodobne jest, że uszkodzenie opony nastąpiło trochę wcześniej podczas jazdy, ale już po wyjeździe z bazy transportowej BOR.

Czystki w BOR

Jedną z przyczyn nieprawidłowości i proceduralnych zaniedbań mogły być zmiany kadrowe, które w BOR przeprowadza płk Pawlikowski.

Na stanowisko wiceszefa transportu powołał Rafała Niwińskiego, oficera, który wcześniej nie miał doświadczenia w tym zakresie, ale był osobistym kierowcą Marii Kaczyńskiej, żony prezydenta. Z kolei szefem logistyki, od którego zależą zakupy sprzętu, mianował płk. Jacka Lipskiego, który przez osiem ostatnich lat był poza służbą. Teraz zaś dostał zadanie… kierowania wewnętrzną komisją smoleńską w BOR, która ma zbadać, czy Biuro dopełniło obowiązków przed 10 kwietnia 2010 r.

PiS jednak nie chce obciążać winą obecnego kierownictwa BOR. – To pokazuje, w jakim stanie obecny rząd odziedziczył służby po ośmiu latach rządu PO i PSL – mówił w niedzielę Jacek Sasin (PiS). – Nie należy stawiać zarzutów kierującym dziś polskimi służbami, bo dobrym przykładem jest zawalenie wszystkich procedur przez BOR w 2010 r.

Wzmożenie powypadkowe

Politycy PiS i prawicowi publicyści początkowo incydent z oponą potraktowali dość lekko. Wzmożenie zaczęło się od soboty.

„Takich przypadków nie ma. Prezydent Duda jest w niebezpieczeństwie. Nie wiem tylko, czy był to zamach na życie Prezydenta Dudy, czy tylko ostrzeżenie, żeby zmienił postępowanie, bo są tacy, którym się ono nie podoba. Zbyt wiele mają do stracenia. I którzy są gotowi, by przejść do czynów. Czy polskie państwo tym razem będzie chciało zrozumieć, co się stało i co się może stać? Czy będzie potrafiło zapobiec kolejnej tragedii?” – pytał dramatycznie Maciej Pawlicki na portalu wPolityce.pl.

A szef portalu Michał Karnowski stwierdził: „Należy przyjąć, że próbowano zabić prezydenta”. Zamachu nie wykluczył też we wspomnianej rozmowie radiowej Jacek Sasin.

Śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania zagrożenia życia prezydenta wszczęła prokuratura w Opolu. A Piotr Bączek, szef kontrwywiadu wojskowego i bliski współpracownik Antoniego Macierewicza, „zlecił podjęcie czynności kontrolnych sprawdzających flotę samochodową, z której korzysta kierownictwo MON i dowództwo Sił Zbrojnych RP w związku ze zdarzeniem samochodowym Prezydenta RP”.

Zobacz także

przyczyna

wyborcza.pl

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie, czy zwykła głupota?

Większość parlamentarna partii-której-nazwy-nie-warto-wymawiać uchwala nam kolejne ustawy sprzeczne z Konstytucją RP, z dobrymi demokratycznymi obyczajami, z rozsądkiem i zwykłą przyzwoitością. Kiedy przychodzą na nas opresje, szukamy szybkiego ratunku i natychmiastowej ulgi. Wielu z nas chciałoby zrobić coś, co od razu zmieni sytuację. W dyskusjach pojawiają się różne pomysły. I coraz częściej wychodzi hasło obywatelskiego nieposłuszeństwa.

A co to właściwie jest nieposłuszeństwo obywatelskie?

Czy można chodzić po ulicach z obraźliwymi tekstami wobec prezydenta, żeby dać się aresztować a potem domagać się pomocy innych, jako bezprawnie represjonowany?

Czy można proponować zbieranie podpisów pod pomysłem rozwiązania parlamentu albo delegalizacji jakiejś partii politycznej?

Czy można apelować, że musimy ich zmieść od władzy, bo…?

Oczywiście, wszystko można. Ale nazywanie tego obywatelskim nieposłuszeństwem jest niepoważne.

Kiedy opresyjne państwo zakazuje nam podejmować działania, których wymaga od nas nasze sumienie, możemy nie zgodzić się i przyjąć na siebie karę. Kiedy opresyjne państwo zmusza nas do działań, które są sprzeczne z naszym sumieniem, możemy odmówić i przyjąć na siebie karę. Postawa obywatelska wymaga szacunku dla prawa. A nieposłuszeństwo obywatelskie zakłada, że prawo funkcjonuje, ale ponieważ jest złe i się z nim nie zgadzamy, to pokażemy na własnej skórze, jak bardzo jest ono złe. W nadziei, że kiedy ktoś to zobaczy, zmieni prawo.

Nieposłuszeństwo obywatelskie nie jest nastawione na burzenie porządku prawnego, ale na jego zmianę. Nie zakłada natychmiastowych efektów ani nie służy obronie własnej pozycji. To poświęcenie jednostek, żeby pokazać absurdy systemu, w którym żyją, a nie obrona jakiegoś status quo.

Kto chce dowiedzieć się czegoś więcej na temat obywatelskiego nieposłuszeństwa, niech postudiuje historię ruchów wolnościowych nie używających przemocy. Mahtma Gandhi, Nelson Mandela, Martin Luter King, Lech Wałęsa – to tylko niektóre symbole takich ruchów. Oni swoim życiem i swoim cierpieniem pokazali, że walczą o prawdziwe wartości i że te wartości są dla nich ważne. Nie ośmieszajmy ich dokonań kabaretowymi pomysłami.

nieposłuszeństwo

naTemat.pl

Zostawcie Zelnika w spokoju!

Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski, 07.03.2016

Cezary Gmyz, dziennikarz niepokorny, chce ocenić ciężar winy Zelnika. A cóż aktor uczynił?

Cezary Gmyz, dziennikarz niepokorny, chce ocenić ciężar winy Zelnika. A cóż aktor uczynił? (Fot. Wojciech Surdziel / AG)

Nie spodziewaliśmy się, że najnowsza odsłona lustracyjnej rewolucji tak szybko zacznie pożerać własne dzieci. Od piątku wieczorem na prawicy krąży hiobowa wieść: w IPN odnalazła się teczka pracy tajnego współpracownika SB, którym ma być Jerzy Zelnik.
 

Niewiele wiadomo o jej zawartości. Według naszych źródeł aktor podpisał zobowiązanie w 1963 albo 1965 r., miał zostać pozyskany „na zasadzie dobrowolności”, bo wierzył w socjalizm. Był wtedy w trakcie studiów aktorskich. W 1965 r. dostał główną rolę w „Faraonie” – to do dziś najważniejsza jego kreacja. Współpracę zerwał po wydarzeniach Marca ’68.

Schemat podobny jak u TW „Bolka” utożsamianego z Lechem Wałęsą. Kilka lat współpracy, potem koniec, dalej już czysta karta.

Dzisiaj Jerzy Zelnik jest jedną z głównych twarzy PiS podczas uroczystości patriotycznych i rocznicowych. Gra też znaczącą rolę w filmie „Smoleńsk”, sfabularyzowanej teorii o zamachu z 10 kwietnia 2010 r. Aktor otwarcie popiera Prawo i Sprawiedliwość.

Partia Kaczyńskiego ma teraz kłopot, musi rozstrzygnąć, co zrobić z Zelnikiem. Gdy ogłosi, że nic się nie stało, znacznie umniejszy wagę teczki TW „Bolka”, która obciąża Lecha Wałęsę. Jeśli pozbędzie się Zelnika, to i tak nie uniknie szyderstw ani nie zabezpieczy się przed tym, co i na kogo jeszcze może wyjść z esbeckich teczek.

Z pomocą PiS rusza Cezary Gmyz, dziennikarz niepokorny, który ma ocenić ciężar winy Zelnika. Z wypowiedzi aktora dla „Wyborczej” wynika, że powierzył Gmyzowi swój los. To on będzie tym ramieniem partii, które wymierzy Zelnikowi sprawiedliwość.

A partia już zadecyduje, co z Zelnikiem zrobić dalej. Tylko ona może rozgrzeszyć lub skazać. Partia decydowała w PRL i partia decyduje teraz.

Pamiętamy sprawę teczki Jarosława Kaczyńskiego według wykładni PiS, jedynej, którą SB częściowo sfałszowała. Wystarczyło, by prezes stwierdził, że jest tam dużo nieprawdziwych informacji. Teraz jednak takie tłumaczenia nie przejdą. Albo wszystkie kwity są prawdziwe, albo nie.

No i jak to jest z tymi agentami? Czy przez dekady byli „marionetkami w rękach SB”? Po zachowaniu Zelnika w ostatnich latach raczej nie widać, by był on obiektem szantażu ze strony SB czy postkomunistów. Od lat stoi na pierwszej linii walki z „układem” i „zdradą w Magdalence”. Upada więc spiskowa teoria, że komuniści trzymali w domu teczki, po to by sterować swoją dawną agenturą.

A miało być tak dobrze: papiery TW „Bolka” znalezione w domu gen. Kiszczaka miały przywrócić blask lustracji, pogrążyć Lecha Wałęsę, a wraz z nim całą III Rzeczpospolitą, przez część prawicy malowniczo określaną mianem „bękarta Okrągłego Stołu”.

Zachwytom nad teczką „Bolka” nie było końca, a politycy i publicyści PiS prześcigali się w podkreślaniu doniosłości tego znaleziska. Właściwie tylko Joanna Lichocka, dziś posłanka PiS, a jeszcze niedawno dziennikarka, przestrzegała przed „wejściem w grę, która może dotyczyć zupełnie innych spraw niż TW »Bolek «”.

Jak widać, obawy Lichockiej były słuszne i lustracyjne szambo wybiło prosto w twarz zwolennikom lustracji, pogrążając cennego dla nich człowieka. A to dopiero początek. W latach 60. i 70. bezpieka nie miała pojęcia, że kilkadziesiąt lat później jedni agenci zasłużą na strącenie w niebyt, a innym za zasługi będą darowane winy. Werbowano wszystkich w zależności od potrzeb – duchownych, dziennikarzy, naukowców, kombatantów i opozycjonistów wszelkich opcji.

Przy okazji w papiery wpisywano dużo kłamstw, mieszając plotki z faktami i informacje z podsłuchów z raportami agentów. Esbeckie kwity to nie Biblia, ale gadanie, że „bezpieka sama siebie nie oszukiwała”, jest bzdurą.

Powiedzmy to jasno: nie ma żadnego znaczenia, czy blisko pół wieku temu Jerzy Zelnik coś podpisał i czy z kimś się spotykał. I nie powinno mieć – bez względu na to, jakie aktor ma dziś poglądy.

Znaczenie śmieciom z szaf MSW i domów partyjnych dygnitarzy nadają zwolennicy lustracji oraz politycy używający ich do niszczenia przeciwników politycznych.

Kazus Zelnika powinien być dla was nauczką. Czy naprawdę dalej chcecie się tak bawić?

———-

Jerzy Zelnik: Tam nic wielkiego nie ma

AGNIESZKA KUBLIK: Dzwonię w delikatnej sprawie. Mamy informację, że w IPN znaleziono teczkę dotyczącą pańskiej współpracy z SB w latach 60.

JERZY ZELNIK: Tak, tak, od razu pani powiem, że te dokumenty w tej chwili ogląda – ja tam dzieckiem prawie byłem, miałem 18 lat – i analizuje redaktor Cezary Gmyz. Będzie odpowiedź w poniedziałek, za tydzień.

Pan widział te dokumenty?

– Jakieś fragmenty widziałem. Ale w tej chwili nie mogę pani informować, bo to jakieś zamierzchłe czasy, gdzie wiadomo, że jak człowiek młody, to głupi.

Dlatego chcemy poznać pańską wersję, jak było. To prawda, że SB przyszła do pana?

– Proszę pani, nic pani w tej chwili nie mogę mówić. Dlatego że dokumenty przegląda pan red. Gmyz i odpowiedź będzie za tydzień. I będzie wszystko wiadomo. Tam nic wielkiego nie ma, ale to trzeba rzeczywiście jakoś zanalizować.

To prawda, że SB próbowała pana zwerbować?

– Nie mogę w tej chwili mówić o żadnych szczegółach, bo proszono mnie o to. Trzeba spokojnie podejść do tego, 40 tys. razy gorsze rzeczy się działy, więc wytrzymamy, prawda? Za tydzień będzie odpowiedź, proszę o cierpliwość.

Rozmawiała Agnieszka Kublik </p>

Zobacz także

pisMa

wyborcza.pl

 

 

ostatnieDni

Naczelny „SE” do KOD: „Jesteście gorszym sortem, patologią”. I fala komentarzy: „Towarzysz redaktor”

TS, 06.03.2016
Manifestacja KOD. Marsz poparcia dla Lecha Wałęsy

Manifestacja KOD. Marsz poparcia dla Lecha Wałęsy (Kuba Atys / Agencja Gazeta)

1. „Zatęchłe dusze i prostackie umysły” – tak KOD określił naczelny „SE”
2. Felieton Sławomira Jastrzębskiego wywołał burzę komentarzy

 

„Wy naprawdę istniejecie. Wy, ze spaczonymi sumieniami, zatęchłymi duszami i prostackimi umysłami. Wy, gorszy sort Polaków” – to wstęp do felietonu, który ukaże się w jutrzejszym „Super Expressie”.

Naczelny dziennika, Sławomir Jastrzębski, odniósł się w ten sposób do członków Komitetu Obrony Demokracji, którzy mieli w sieci naruszać dobre imię prezydenta Andrzeja Dudy. Treść artykułu sugeruje, że chodzi o wszystkie osoby związane z KOD.

 

„Jesteście patologią”

„Kiedy całkiem niedawno padły te słowa, słowa o waszym istnieniu, o istnieniu sortu kapusiów, donosicieli, hochsztaplerów, eleganckich złodziei, jakże się oburzyliście. (…) I nawet na tych waszych marszach pod wodzą pewnego pana niepłacącego alimentów (…) całkiem nieźle wam szło z tą pozą”, pisze dalej Jastrzębowski, odnosząc się do wypowiedzianego przez Jarosława Kaczyńskiego zdania o „najgorszym sorcie Polaków”.

Dalej naczelny „SE” uderza jeszcze mocniej. „Życzyliście prezydentowi śmierci, żałowaliście, że nie zginął, pisaliście, że następnym razem zginie na pewno, obrażaliście prezydenta Polski najgorszymi, najpodlejszymi słowami, których wstydzą się nawet ladacznice. (…) Jesteście patologią i tak będziecie traktowani”, czytamy w felietonie.

Burza komentarzy

Swoim felietonem, a właściwie listem do sympatyków KOD, Jastrzębowski wywołał burzę komentarzy. „Jeśli wydawca SE pozwoli, by autor tak haniebnego tekstu pozostał szefem gazety, przekroczymy granicę, za którą jest krew”, napisał na Twitterze dziennikarz Krzysztof Leski.

jeśliWydawca

„Towarzysz redaktor – bijące serce partii” – tak z kolei naczelnego „Super Expressu” określił dziennikarz i były wiceminister rozwoju regionalnego Konrad Niklewicz.

mój

„Przestańmy się wygłupiać i udawać, że jakiekolwiek znaczenie ma to, co napisał Jastrzębowski” – to z kolei głos Piotra Beniuszysa, politologa z redakcji czasopisma „Liberte!”

przestańmy

Wśród komentujących nie brakuje też głosów poparcia dla słów Jastrzębskiego, zwłaszcza pod tekstem umieszczonym na internetowej witrynie dziennika.

Oświadczenie KOD

Co ciekawe, oświadczenie w sprawie, o której pisze naczelny „SE” już wczoraj wydał KOD. „Niestety, działania Komitetu Obrony Demokracji bardzo się komuś nie podobają. Dlatego podjęte zostały szeroko zakrojone akcje, żeby nas zdyskredytować”, czytamy w komunikacie.

„Wyrażamy oburzenie z powodu posądzania nas o tak niskie zachowania. I cieszymy się, że Panu Prezydentowi nic się nie stało oraz życzymy bezpiecznych podróży i szerokiej drogi w przyszłości” – dodają członkowie Komitetu.

naczelnySE

gazeta.pl

Zdaniem naczelnego: Jesteście gorszym sortem Polaków, sami to udowodniliście

06.03.2016
slawomir-jastrzebowski-naczelny-super-express-u
foto: Super Express

Nie chciało mi się wierzyć, że jesteście tak podli, tak chamscy i tak niscy. Wy, gorszy sort Polaków. Wy naprawdę istniejecie. Wykluci i mentalnie uformowani przez zdegenerowany komunizm. Wy, ze spaczonymi sumieniami, zatęchłymi duszami i prostackimi umysłami. Wy, gorszy sort Polaków.

 

Kiedy całkiem niedawno padły te słowa, słowa o waszym istnieniu, o istnieniu sortu  kapusiów, donosicieli, hochsztaplerów, eleganckich złodziei, jakże się oburzyliście. Jakże doniosły był wasz wrzask. Że to dzielenie Polaków, że nieprawda, że to (uwaga!) język nienawiści i konfliktu. A przecież wy – próbowaliście udowadniać –  jesteście kulturalni, pokojowi, dystyngowani i mądrzy. I nawet na tych waszych marszach pod wodzą pewnego pana niepłacącego alimentów (mój Boże, jakich wy macie bohaterów) całkiem nieźle wam szło z tą pozą. Paradny był szczególnie Jan Gross plujący na Polaków z tabliczką „Gorszy sort”. Tak, jest pan gorszym sortem. Ktoś łatwowierny mógłby jednak dać się wam nabrać. Lecz cóż, zdekonspirowaliście się sami, sami pokazaliście swoją prawdziwą twarz, chociaż  „twarz” w waszym przypadku razi nieadekwatnością. Wystarczył drogowy wypadek prezydenta Polski, żebyście nie wytrzymali. I zapełnił się Internet waszymi prawdziwymi myślami. Życzyliście prezydentowi śmierci, żałowaliście, że nie zginął, pisaliście, że następnym razem zginie na pewno, obrażaliście prezydenta Polski najgorszymi, najpodlejszymi słowami, których wstydzą się nawet ladacznice, groziliście. W sukurs przyszli wam wasi ulubieni dziennikarze przez lata całe wysługujący się poprzedniej władzy. Są naprawdę wściekli, bo stracili dojną krowę, jaką było dla  nich państwo. Stracili pracę i pozycję. Żartowali, więc radośnie i beztrosko z wypadku, w którym  naprawdę mógł zginąć prezydent Polski. Kim trzeba być, co trzeba mieć w głowie, żeby z tego robić temat do żartów? Ja wiem, ale nie wypada mi tutaj pisać takich słów. Kończąc, życząc śmierci prezydentowi Polski i kpiąc z wypadku udowodniliście nam wszystkim, że jesteście gorszym sortem Polaków. Nasze zadanie polega na tym, żebyście już nigdy nie decydowali w Polsce, o żadnych, ale to żadnych ważnych sprawach. Jesteście patologią i tak będziecie traktowani.

Zobacz także: Tomasz Walczak: Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień

m.se.pl

Beata Szydło: Przetrwamy ataki. Unia Europejska mnie nie przestraszy

Premier Beata Szydło zapowiada, że nie przestraszy się Unii Europejskiej.
Premier Beata Szydło zapowiada, że nie przestraszy się Unii Europejskiej. screen YouTube.com

W wywiadzie dla „Gazety Polskiej” premier rządu Prawa i Sprawiedliwości obiecuje Polakom dotrzymanie obietnic i nieustraszone wprowadzanie „dobrej zmiany”. Zdaniem Beaty Szydło, Polska płaci dziś cenę opóźnienia cywilizacyjnego za politykę „grubej kreski”, a teraz jest ostatni moment, by rozbić rzekomy układ.

Pod koniec grudnia ubiegłego roku rząd Prawa i Sprawiedliwość poprosił Komisję Wenecką, organ Rady Europy, o wydanie opinii w sprawie swojej „ustawy naprawczej o TK”, by przeciąć spór z partiami opozycyjnymi. Kilka dni temu ktoś przekazał projekt negatywnej opinii mediom, co politycy PiS komentują mówiąc, że rząd nie musi wprowadzać zaleceń Komisji w życie, bo Polska jest suwerennym państwem. W podobnym duchu dla „Gazety Polskiej” wypowiada się właśnie premier Beata Szydło.

Mamy naprawdę ogromny potencjał, ale obciążenia z przeszłości są kulą u nogi. To ostatni moment, by z tym skończyć. I my tego dokonamy. Nie przestraszą mnie krzyk beneficjentów „grubej kreski”, kolejne komisje, inspekcje i działania UE. W interesie Polski jest zmiana i ona się dokona. To obiecałam wyborcom.

Premier Szydło zapowiada też gruntowne zmiany w wymiarze sprawiedliwości, który – jej zdaniem – nie potrafił oczyścić się po czasach PRL. Szefowa rządu przewiduje, że w odpowiedzi nastąpią ataki na rząd PiS.

Dzisiaj wymiar sprawiedliwości – dużo za późno – po prostu musi przejść gruntowne zmiany. Wiem, iż to wywoła potężne ataki tych, dla których dzisiejszy stan jest korzystny. Trudno. Przetrwamy je.

W najnowszym wywiadzie Beata Szydło zapowiada również rychłe opublikowanie wyników kontroli stanu państwa po ośmiu latach rządów koalicji PO-PSL.

Audyt już niebawem zostanie przedstawiony opinii publicznej. Każdy będzie mógł sam wyrobić sobie zdanie o stanie instytucji państwa, które przejęliśmy po poprzednikach. Na pewno wrażenie robi niegospodarność, rozrzutność, nieliczenie się z publicznymi środkami. Czytaj więcej

źródło: niezalezna.pl

beataSzydło

naTemat.pl

PONIEDZIAŁEK, 7 MARCA 2016

Nieoficjalne wyniki: Anders wygrywa z Bagińskim na Podlasiu, 4000 głosów przewagi. Frekwencja ok 17%

00:27
12658037_214847138864343_4017877677264462712_o

Nieoficjalne wyniki: Anna Maria Anders wygrywa z Mieczysławem Bagińskim na Podlasiu

Anna Maria Anders będzie nowym senatorem z okręgu 59. Jak informują nas źródła w sztabie PiS, kandydatka zjednoczonej prawicy zdobyła 30 600 głosów, a Bagiński – 26 600. Frekwencja wynosi około 17%. Anders zdobyła ok 47%, a Bagiński – ok 41%.
W kwietniu 2013 w Rybniku Bolesław Piecha pokonał kandydatów opozycji, zdobywając 28% (przy frekwencji 11,4%). Kilka miesięcy później, Zdzisław Pupa zmiażdżył kandydatów SP i PO na Podkarpaciu w okręgu 55. Dostał 60%, drugi Mariusz Kawa miał zaledwie 21%. To wszystko przy frekwencji 15,8%.

Rok później, 7 września 2014 PiS wygrał trzy wybory uzupełniające w okręgach 47, 73 i 82. W okręgu 47 Maria Koc zdobyła 58%, w okręgu 73 Izabela Kloc miała 48%. W okręgu 82 Jarosław Rusiecki miał 37%, a kandydat PSL – 35%. To było jedno z najmniejszych zwycięstw PiS w całej serii. Frekwencja wynosiła odpowiednio 6,6% , 9,4% i 7,3%

I wreszcie 8 lutego 2015 w okręgu 75 Czesław Ryszka zdobył 56% przy frekwencji 7,3%. Michał Gramtyka z PO miał 29%.

300polityka.pl

 

Pracownik Dudy widział wypadek na A4. I szczegółowo opisał go na swoim blogu

mast, 06.03.2016

Prezydenckie auto wpadło w poślizg na A4

Prezydenckie auto wpadło w poślizg na A4 (MARIO/Agencja Gazeta)

1. Marcin Kędryna jechał w konwoju prezydenta, kiedy doszło do wypadku
2. Na swoim blogu zdał szczegółową relację z wydarzenia
3. Kędryna: Akcja BOR-u szybka, a limuzyna bezpieczna dla VIP-a

 

„Jechaliśmy w kolumnie A4 na wschód. Między naszym Sharanem a prezydenckim BMW jechało jedno BOR-owskie audi. Na kolanach miałem komputer” – tak relację z wypadku prezydenckiej limuzyny rozpoczyna na swoim blogu Marcin Kędryna, specjalista od mediów społecznościowych Andrzeja Dudy.

Pracownik Kancelarii towarzyszył prezydentowi w trakcie feralnej jazdy trasą A4. Jechał w konwoju w bliskiej odległości limuzyny BMW. Jego opowieść jest udramatyzowana, ale również pełna szczegółów dotyczących wypadku.

„Samochód zrobiony tak, by VIP przeżył”

Kędryna napisał, że kierowca, z którym jechał w konwoju, tuż za Wrocławiem zasygnalizował mu, że z samochodem prezydenta coś się dzieje. „Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że z beemki lecą kawałki gumy” – relacjonuje. Według opisu, samochód zaczęło mocno ściągać na prawą stronę jezdni, ale kierowca starał się trzymać w pewnej odległości od pobocza i nie „zjeżdżać na trawę”. Kiedy opona całkowicie się rozleciała, auto wyleciało z drogi i tyłem wpadło do płytkiego rowu.

Akcja BOR-u, która nastąpiła potem, była zdaniem świadka wypadku ekspresowa. „Nim zdążyłem się ogarnąć i wysiadłem, wkoło beemki byli już BOR-owcy (…) Podjeżdża X5 [BMW – przyp. red.]. PAD wsiada. Nie wiem, czy staliśmy dwie minuty” – czytamy w jego relacji.

Niedługo później konwój zjechał na stację benzynową. Z relacji Kędryny wynika, że prezydent Duda był wtedy w dobrym nastroju, nawet żartował ze współpracownikami: „PAD w automacie robi sobie kawę. Rzuca jakimś żartem o sensowności jeżdżenia w pasach”.

Kędryna wspomina również o tym, że samochód BMW 760 High Security jest wyjątkowo bezpieczny. I, powołując się na własne „motoryzacyjne doświadczenia”, stwierdza, że kierowca prezydenta nie popełnił żadnego błędu. „Każdy z nich mógł być śmiertelny. Dla innych ludzi na drodze. Może niekoniecznie dla Prezydenta, bo ten samochód zrobiony jest tak, by VIP przeżył” – napisał bloger. To jednak nie zmienia jego zdaniem faktu, że opony w takich samochodach „nie powinny wybuchać”.

Wypadek bada prokuratura

Przypomnijmy: w czasie piątkowego przejazdu prezydenckiej kolumny autostradą A4 w okolicach Lewina Brzeskiego w samochodzie prezydenta uszkodzeniu uległa opona. Auto, którym jechał, wpadło w poślizg i zsunęło się do rowu. Prezydentowi ani żadnej z towarzyszących mu osób nic się nie stało. BOR we współpracy z policją ustala przyczyny zdarzenia.

Okoliczności incydentu z udziałem prezydenckiej limuzyny bada prokuratura.

pracoenikDudy