Mann, 14.12.2016

 

 

Pisowska cenzura powstaje z kolan

Pisowska cenzura powstaje z kolan

Pisowska cenzura raczkuje, ale jest „nadzieja”, że może „powstać z kolan” – i łazić po mediach, które uzna za niechętne pisowskiej propagandzie. Doświadczyły już tego „Gazeta Wyborcza” i „Newsweek” ze strony Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych (PWPW). Oskarżenia są tak absurdalne, iż można spokojnie napisać: autorzy domagający się cenzury mają do czynienia nie z mniemaną ochroną dóbr osobistych, ale z ochroną zawartości głów własnych, kolokwialnie nazywanymi „odklejającymi się klepkami”.

W wypadku PWPW należy ponadto pisać, iż jej prezesi są pisowscy, bo pochodzą z nadania tej partii, a przy tym różnią się od normalnych prezesów, którzy zostali usunięci, iż ci ostatni nie oskarżali, jak prezesi pisowscy. Jest to zatem signum temporis. Oby temporis jak najszybciej minęło, bo dopadnie nas wszystkich choroba „odklejających się klepek”.

PWPW może służyć jako soczewka deformacji pisowskiej i zwać się z grubsza horrendum absurdum satyrum albo podobnie. PWPW złożyło pozew przeciw „Wyborczej” w warszawskim Sądzie Okręgowym z żądaniem zabezpieczenia jeszcze przed wydaniem wyroku, aby usuniętych zostało 27 fragmentów tekstów, które dotyczyły firmy – państwowej – bowiem naruszają „dobra osobiste spółki”. Horrendum podstawowe – język. Jest to taki gniot i zakalec językowy, jaki może się zdarzyć tylko pisowskim urzędnikom, syndrom, „nikt nam nie powie, że białe jest białe…” Można nazywać go także oksymoronem. „Dobra osobiste czegoś nieosobistego”.

Ten tekst, który piszę, może też się spotkać z oskarżeniem, iż narusza dobra osobiste spółki państwowej. „Wyborcza” zetknęła się na początku pisowskiej władzy z tym zjawiskiem, bowiem napisała o mszy zorganizowanej przez prezesów. Tak dobrze czytacie – mszy. Pisowscy prezesi pracują tak, iż organizują mszę w przedsiębiorstwie, które wszak nie specjalizuje się w produkcji metafizyki (co jest samo w sobie oksymoronem) ani szat liturgicznych, aby je wypróbować jako produkowany wyrób podczas mszy przed wypuszczeniem na rynek. PWPW chce w ten sposób zastraszyć dziennikarzy „Wyborczej” i samą redakcję, gdyż domaga się za ten artykulik o mszy 50 tys. zł. Zastraszenie w tym wypadku polega na tym, że dziennikarze nie zajmują się tym, do czego zostali powołani, tylko muszą myśleć o drodze prawnej, aby odeprzeć ataki PWPW.

Tych horrendów jest 27, jak napisałem. Inny dotyczy tytułu artykułu „Czy Kaczyński wie o układzie w PWPW”. A uzasadnienie zapędów cenzorskich dotyczy słowa „układ” – o którym można przeczytać we wniosku do sądu skierowanym przez PWPW przeciw „Wyborczej” – „układ w debacie publicznej uchodzi za [słowo – przyp. mój] wysoce pejoratywne”.
Słowo „układ” wszak jest kluczowe dla retoryki prezesa Kaczyńskiego. Jeżeli sąd by się przychylił do uzurpatorskich zapędów PWPW, należałoby potraktować wyrok jak „przykład”. Wypowiedzi prezesa byłyby do tego stopnia „wypikane”, iż my suweren nie wiedzielibyśmy, co ten geniusz mówi do nas, a dokładnie, dlaczego pluje, bo to forma zawartości przekazu Kaczyńskiego.

Horrendum absurdum satyrum ze strony PWPW dopadło też ‚Newsweeka”. Dziennikarzowi tygodnika Michałowi Krzymowskiemu zarzuca się zniesławienie, a konkretnie „mógł działać na rzecz obcego wywiadu przeciw RP”.
Niczego nie zmyślam ani nie piszę, że postępowanie PWPW mieści się w popularnych Tworkach, acz tymi Tworkami może być, gdyby literatura piękna chciała się zajmować pisowskimi horrendum absurdum, a nawet horendum szajbusum (szajbusum – od szajby).

Prezesom PWPW należałoby zwrócić uwagę, iż „dobra osobiste” nie są dobrami PWPW, jak kilka z nich opisane wyżej. Tych michałków jest więcej, to są raczej „dobra psychologiczne inaczej”, a może nawet „dobra psychiatryczne inaczej” – i występują powszechnie w wymienionych Tworkach.

Cenzura pisowska powstaje zatem z kolan, raczkuje. Tak w każdym razie powstaje w PWPW, iż grzmotnęła o powałę, w następstwie tego ukazały się prezesom PWPW gwiazdki w mózgu i oczach, chcą się nimi podzielić z sądem i narodem. Ale nieznajomość języka polskiego doprowadza do mylenia tożsamości osobistej prezesów z tożsamością firmy. Jakkolwiek ci prezesi PWPW nazywają się bytami pisowskimi, które w publicystyce noszą określenia Misiewiczów, Pisiewiczów z wrodzonym im syndromem „tupolewizmu”. Czego się nie dotkną tak zdefiniowani presesi, mamy do czynienia z „lewizną”.

Prawniczka Dorota Bychawska-Siniarska z Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o pozwie PWPW mówi, iż „duża liczba powództw wytoczona dwóm wydawcom ma na celu wywołanie efektu mrożącego i powstrzymanie redakcji od publikacji dalszych tekstów na temat PWPW”.

PWPW chce zatem osiągnąć efekt precenzuralny, który można opisać poprzez figurę literacką, chce abortować krytykę na swój temat w stadium zarodka. Mamy zatem do czynienia nie z „dobrami osobistymi”, ale z czymś niezdrowym w lęgnącym się w umysłach prezesów. PWPW do tego tekstu też może się przyczepić, bo prezesi tej państwowej firmy to postacie wyjęte żywcem z Mrożka bądź z Gombrowicza, choćby z tego ostatniego – z „Transatlantyku”: PWPW to „Baron, Ciumkała, Pyckal i Koński Psi Interes”. Geniusz Gombrowicz tak opisuje tych prezesów „dobra osobiste”: „ta zaś swarliwość nie tyle może z finansowych rozrachunków, ile z natur sprzeczności. A bo Baron jak bąk huczy, buczy i tańcuje, jak paw ogon puszy, jak sokół w górę polatuje; a Pyckal, jak byk, wrzaskiem krzykiem swojem chamskiem chamskiem się nawala; a Ciumkała gmyrze”.

Waldemar Mystkowski

pisowska

koduj24.pl

Kleofas Wieniawa

Macierewicza ministerstwo zaatakowane śmiechem przez Siemoniaka

ciag-dalszy

Tomasz Siemoniak zaatakował śmiechem konferencję naukową MON poświęconą „najnowszym rozwiązaniom w technice i technologii wpływających na przyszłość modernizacyjną sprzętu i uzbrojenia wojskowego”, na którą to zaproszono dermatologa „Jakiegoś-Tam”, który ma  być ojcem Edmunda Jannigera, prześmiesznego doradcy Antoniego Macierewicza. Gdy wszyscy się naśmiali i narechotali, ośmieszony Macierewicz zrezygnował ze śmiesznej postaci.

Siemoniak te najnowsze rozwiązania dermatologiczne w armii skomentował: „To forma zapłaty za wspieranie Macierewicza. Może opowie o najnowszych tendencjach w stosowaniu kamuflażu na skórze?”

Ten kamuflaż na skórze to aluzja do dezinformacji, którą w istocie zajmują się pracujący w Ministerstwie Obrony Narodowej. Dezinformują, bo co innego im pozostaje, gdy zatrudniony jest taki Misiu Misiewicz.

Dezinformator więc odpowiedział, że ojciec Jannigera dostał Nobla, co później okazało się dezinformacją, czyli kłamstwem, acz mogło być tak, iż „światowej sławy dermatolog” wyleczył Misiewicza z kamuflażu, czyli z wykwitu na skórze, która wiadomo, jaką jest chorobą, i przyznał mu prywatnego Nobla. Ministerstwo daje (złote medale), ale i odbiera (pośmiertnie stopnie generalskie Jaruzelskiemu i Kiszczakowi).

Oto mamy dalszy ciąg kamuflażu, czy też dezinformacji, gdyż ministerstwo publikuje na swoich stronach oświadczenie dermatologicznych autorytetów, które „wyrażają swoje oburzenie i zaniepokojenie wobec posła Tomasza Siemoniaka”.

Zaś MON przekazał na ręce towarzystw naukowców „wyrazy ubolewania” za to, co zrobił Siemoniak. Tak to ministerstwo zostało zaatakowane przez Siemoniaka śmiechem – i ledwie uszło z życiem.

Może jednak być tak – na co zwracam uwagę Siemoniakowi – iż Macierewicz przygotowuje jakiś gorący konflikt z Ruskimi, albo Szkopami. Dermatolog zaś jest potrzebny do tego, aby żołnierze mieli świadomość, co na polu bitwy pokonani Szkopi bądź Ruscy mogą zostawić, mianowicie bataliony zarażonych markietanek wiadomą chorobą.

„Światowej sławy” dermatolog uświadomia, czym grozi zarażenie wiadomą chorobą, czyli syfem. Tak wygląda sytuacja na froncie Ministerstwa Głupich Kroków, czyli co słychać u Szweja i jego szwejków. Na Kremlu Rusków muszą boleć przepony ze śmiechu.

Więcej >>>

 

Odstrzał wilków – bo obserwują dzieci za kościołem

BARTŁOMIEJ KURAŚ, 15 grudnia 2016

'Atak wilków' - obraz Alfreda Wierusza-Kowalskiego

‚Atak wilków’ – obraz Alfreda Wierusza-Kowalskiego (MUZEUM NARODOWE WE WROCLAWIU)

Starosta nowotarski zaapelował do Ministerstwa Środowiska o zgodę na odstrzał wilków. – Drapieżniki obserwują dzieci wracające wieczorem z nabożeństw kościelnych – argumentuje.

Pismo od starosty Krzysztofa Fabera na początku listopada wpłynęło do Ministerstwa Środowiska, wojewody małopolskiego Józefa Pilcha i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Przyrody w Krakowie.

Bo opowiadano w biurze

Starosta Faber tak przedstawił sytuację na podhalańskich wioskach: „W związku ze zwiększającą się ilością ataków wilka szarego (Canis lupus) na zwierzęta hodowlane na terenie powiatu nowotarskiego, co może świadczyć o wzroście jego liczebności, zwracam się z uprzejmą prośbą o podjęcie działań zmierzających do redukcyjnego odstrzału tego drapieżnika. Coraz liczniejsze skargi mieszkańców oraz hodowców z Podhala, Spisza i Orawy jednoznacznie świadczą, że populacja wilka na terenach górskich odbudowała się i jest stabilna. Ataki wilków na stada owiec lub bydło zdarzają się już nawet w miejscowościach, w których dotychczas do takich zdarzeń nie dochodziło. Z roku na rok liczba ataków jest coraz większa, a szkody wśród zwierząt hodowlanych, w szczególności owiec i bydła, są coraz częstsze oraz dotkliwsze dla rolników. Równocześnie nierzadkim widokiem we wioskach podgórskich są pojawiające się wilki, które penetrują tereny pomiędzy zabudowaniami gospodarskimi. Z relacji mieszkańców wynika, że drapieżniki te obserwują nie tylko zwierzęta, ale również ludzi, w tym dzieci wracające wieczorem ze szkoły czy nabożeństw kościelnych. (…) Mając na uwadze te fakty (…), wnioskuję o niezwłoczne podjęcie działań, które doprowadzą do redukcyjnego odstrzału wilka szarego (Canis lupus) przez koła łowieckie, w szczególności najbardziej agresywnych osobników”.

Skąd powiatowy samorządowiec dowiedział się, że „wilki obserwują dzieci wracające wieczorem ze szkoły czy nabożeństw”? Starostwo po informacje odsyła do dyrektora Związku Hodowców Owiec i Kóz Jana Janczego. To on publicznie stwierdził, że wilki miały zaatakować dziecko w Łopusznej, co stało się podstawą pisma z powiatu do ministerstwa.

– Słyszałem o takim przypadku, ale to było jeszcze na przełomie XX i XXI wieku. Opowiadano sobie o tym u nas w biurze – twierdzi teraz dyrektor Janczy.

Mityczne zdarzenia

Wilki w Polsce są pod ochroną, sprawę postanowili więc zbadać ekolodzy z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Sołtys Łopusznej Kazimierz Dziga poinformował organizację, że nie słyszał o żadnym ataku na dziecko. Dodał, że osiem lat temu wataha zagryzła w okolicy 25 sztuk bydła, ale w tym roku wilk był widziany w tym rejonie tylko przez dwa dni i nie wyrządził żadnej szkody. O ataku na dziecko nic nie wie także nadleśniczy Nadleśnictwa Nowy Targ Roman Latoń, który od 16 lat mieszka w Łopusznej, a od 40 pracuje w Lasach Państwowych.

Wilki zaobserwowane w województwie zachodniopomorskim w styczniu 2016 rokuCezary Korkosz

Informacją zdziwiony jest także Janusz Tomasiewicz, dyrektor Gorczańskiego Parku Narodowego, w którego otulinie leży część Łopusznej.

– Gdyby doszło do ataku na dziecko, to byłoby o tym głośno. W mojej ocenie to kolejny przykład przypisywania wilkom mitycznych zdarzeń – mówi Tomasiewicz. – Faktem jest natomiast, że w okresie późnego lata i wczesnej jesieni zdarzają się częstsze ataki na zwierzęta domowe, bydło lub owce, kiedy to wadera uczy młode wilki polowania. Istotne jest, by zwierzęta gospodarskie były odpowiednio pilnowane, zamykane na noc. W mijającym sezonie funkcjonował u nas wypas na Hali Długiej pod Turbaczem. Z tego, co wiem, baca wypasający stado owiec nie odnotował ataków wśród swojej trzody, pomimo że w pobliżu wilki się niejednokrotnie pojawiały.

Równanie z jodłą, jeleniem i wilkiem

Ekolodzy uważają, że pismo starosty to efekt zabiegów lobby myśliwskiego.

– Straszenie wilkiem może mieć zgubne dla tego gatunku konsekwencje – przestrzega Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. I zwraca uwagę na takie zdanie z pisma starosty: „Sami myśliwi zrzeszeni w kołach łowieckich podkreślają, że w związku ze wzrostem liczebności wilka znacząco zwiększyły się szkody w stanie zwierzyny łownej”.

Ministerstwo Środowiska przed miesiącem zgodziło się na odstrzał jeleni w rejonie Babiogórskiego Parku Narodowego, częściowo położonego w powiecie nowotarskim. Jeleni ma być tam zbyt dużo, bo nie polują na nie wilki, których tym razem – zdaniem resortu – jest… zbyt mało.

– Ta sytuacja pokazuje, że tak naprawdę chodzi o zaspokojenie łowieckich ambicji – uważa Ślusarczyk.

W przyszłym roku od kul w rejonie Babiogórskiego Parku Narodowego może paść 60 jeleni.

– Chcemy odtworzyć występujący na tym terenie przed wiekiem las jodłowy. Jelenie na to nie pozwalają, bo obgryzają rośliny. Idealnie byłoby, gdyby sama natura zadbała o zmniejszenie stada jeleni. Ale występujące u nas wilki w ciągu ostatniego roku upolowały tylko pięć sztuk – mówi Barbara Kuligowska z BgPN. – Będziemy postulowali, by myśliwi zwiększyli aktywność pod Babią Górą, ale poza granicami parku.

Co ma na smyczy myśliwy

Zdaniem organizacji ekologicznych obecny rząd forsuje większe przywileje dla myśliwych kosztem ochrony przyrody. W nowelizacji prawa łowieckiego znalazł się zapis, że każdy, kto przeszkadza w polowaniu – nawet właściciel lasu – podlega grzywnie. 20 organizacji przyrodniczych i prozwierzęcych postuluje uchylenie tego przepisu, odsunięcie polowań od zabudowań mieszkalnych co najmniej na 500 m, zakaz polowań zbiorowych, zakaz używania toksycznej dla gleby amunicji ołowianej i zakaz udziału dzieci w polowaniach – na to ostatnie zgodził się już rząd.

– Z innymi postulatami może być kiepsko, bo – niestety – minister środowiska Jan Szyszko chodzi na smyczy Polskiego Związku Łowieckiego – uważa Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

***

Krzysztof Faber
Starosta nowotarski, do 2011 r. w PiS, teraz bezpartyjny sympatyk prawicy. Nominat plebiscytu „Silny człowiek Podhala”. Odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Srebrnym Krzyżem Zasługi

Jan Szyszko
Minister środowiska, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej o. Tadeusza Rydzyka, honorowy obywatel Wielunia i Krościenka.

Canis lupus
Żywi się dziczyzną, padliną, w ostateczności nawet rybami. Nie atakuje ludzi, o ile nie zostanie do tego zmuszony nadzwyczajnymi okolicznościami. Ostatni znany atak wilka na człowieka nastąpił w 2009 roku w Gruzji. Od początku XXI wieku odnotowano na świecie 20 takich przypadków.

wilki

wyborcza.pl

Wojciech Maziarski

Maziarski: Robimy Bangkok w Warszawie

15 grudnia 2016

Kontrmanifestacja podczas marszu KOD w Warszawie

Kontrmanifestacja podczas marszu KOD w Warszawie (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

Kieszonkowe kompendium wiedzy o współczesnej polskiej polityce, do rozdawania na granicach, lotniskach i dworcach. Oto ono, czytajcie

Warszawa, wtorkowy wieczór, rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Naprzeciw siebie stoją dwa tłumy ludzi z takimi samymi polskimi flagami, patrzą sobie w oczy z taką samą niechęcią i pogardą, skandują takie samo hasło: „Precz z komuną!”. Cudzoziemcy, których sporo przewija się w centrum stolicy, pewnie niewiele z tego rozumieją.

Szkoda, że nie znają języka i nie mogą czytać polskich gazet i portali, z których zaczerpnąłem poniższe informacje i cytaty. Po przetłumaczeniu można by z nich ułożyć kieszonkowe kompendium wiedzy o współczesnej polskiej polityce, do rozdawania na granicach, lotniskach i dworcach. Oto ono, czytajcie:

Gospodarka jest dziś jedną z najszybciej rozwijających się na świecie. Jednak z powodu rozwarstwienia społecznego jest to zarazem kraj niestabilny politycznie. Rządzący doszli do władzy dzięki poparciu ludności biedniejszej i wiejskiej, według której pani premier jest pierwszym politykiem rozumiejącym potrzeby biednych. Jednak stolica i duże miasta niemal całkowicie opowiadają się przeciw niej. Zarzucają obozowi władzy korupcję i populizm.

„Rzeczywiście pomogli ludziom, dając im pieniądze. Jednak były to posunięcia populistyczne, które w dłuższej perspektywie zadłużą kraj, a ludzi rozleniwią” – powiedziała 26-letnia mieszkanka stolicy. 28-letni marketingowiec z największego koncernu w kraju zarzuca obozowi rządzącemu brutalność i brak chęci porozumienia. „Problemem jest to, że ten obóz popierają ludzie niewykształceni, którzy nie wiedzą, jak działają ich przywódcy” – mówi i krytykuje nepotyzm władzy, rozdającej stanowiska swoim ludziom, którzy zbijają fortuny, pasożytując na rządowych programach.

Przytoczone opinie ilustrują być może największy problem kraju, którym jest głęboka wyrwa pomiędzy biedną prowincją a regionami bogatymi i stolicą. Analitycy i socjologowie uważają, że zasypanie podziałów może zająć lata.

Zaostrzenie konfliktu nastąpiło, gdy Trybunał Konstytucyjny ogłosił, że forsowane przez partię rządzącą rozwiązania są niezgodne z konstytucją. Rządzący nie zgodzili się z tą decyzją i stwierdzili, że Trybunał przekroczył swoje uprawnienia. Przeciwnicy rządu twierdzą, że premier jest sterowaną marionetką i tylko firmuje decyzje podejmowane przez kogoś innego. W rzeczywistości rządzi nie ona, lecz jej brat żyjący na wygnaniu w Czarnogórze…

Zaraz, zaraz. Jaki brat, jaka Czarnogóra?

No dobra, wydało się. Wszystkie cytaty pochodzą z artykułów dotyczących Tajlandii. Pominąłem tylko drugorzędne szczegóły, takie jak np. informacja, że tam władze nie rozdawały 500 plus, lecz subsydiowały biednych rolników, skupując od nich ryż po cenach o wiele wyższych niż rynkowe.

Co będzie dalej w Polsce? Nie wiadomo. Wiemy natomiast, jak potoczyły się wydarzenia w Tajlandii. W obliczu coraz większych napięć i walk ulicznych między zwolennikami i przeciwnikami rządu do akcji wkroczyła armia, przeprowadzając w maju 2014 r. bezkrwawy zamach stanu. Pani premier Yingluck Shinawatra stanęła przed sądem z zarzutem doprowadzenia do strat budżetu w wysokości ponad 1,5 mld dolarów. Grozi jej do 10 lat więzienia. W państwowych magazynach wciąż zalega ponad półtora miliona ton niesprzedanego ryżu.

premier

wyborcza.pl

PWPW chce ocenzurować siedem tekstów w „Gazecie Wyborczej”

Łukasz Woźnicki, 15 grudnia 2016

Prezes Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych Piotr Woyciechowski

Prezes Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych Piotr Woyciechowski (KUBA ATYS/AGENCJA GAZETA)

„Xxx Xxxxxxxxx xxx x xxxxxxxx x XXXX” – tak będzie wyglądał tytuł jednego z artykułów „Wyborczej”, jeśli sąd przychyli się do wniosku Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Państwowa spółka chce zmusić gazetę, by usunęła 27 fragmentów z tekstów na jej temat.

Kolejny już pozew PWPW właśnie dotarł do redakcji „Gazety Wyborczej”. Prezesi Wytwórni w listopadzie złożyli go w warszawskim Sądzie Okręgowym. Za rzekome „naruszenie dóbr osobistych spółki” domagają się przeprosin a także 100 tys. zł zadośćuczynienia wpłaconego na konto fundacji Reduta PWPW.

Pozew dotyczy siedmiu tekstów, które opublikowaliśmy od sierpnia do października. PWPW nie kwestionuje opisanych w nich faktów. Ma zastrzeżenia do poszczególnych określeń, tytułów, leadów a nawet wypowiedzi ekspertów, których zapytaliśmy o opinię. To w sumie 27 fragmentów, często składających się z kilku wyrazów.

„Artykuły zawierają wypowiedzi oczerniające PWPW i zmierzające do poniżenia spółki w oczach opinii publicznej. (…) Zarzuty te mogą spowodować utratę zaufania potrzebnego do prawidłowego funkcjonowania PWPW” – piszą prezes spółki Piotr Woyciechowski i wiceprezes Robert Wardak.

Jednocześnie członkowie zarządu występują z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa. Chcą, by jeszcze przed wydaniem wyroku sąd nakazał „Wyborczej” usunięcie wskazanych fragmentów z tekstów opublikowanych w internecie.

„Jak XXXX xxxxxxx xxxxxxx Xxxxxxxx” – tak wyglądałby tytuł naszego tekstu, gdyby zgodnie z żądaniem spółki usunąć z niego „PWPW usiłuje zmrozić Wyborczą”. „Sąd: Nie ma zgody na xxxxxx xx Xxxxxxxx” – tak wyglądałby inny tytuł po usunięciu „knebel na Wyborczą”. Artykuł o umowach spółki z firmami byłych polityków PiS – „Czy Kaczyński wie o układzie w PWPW” – w ogóle nie miałby tytułu. Według PWPW cały nadaje się do usunięcia, bo słowo „układ” „w debacie publicznej uchodzi za wysoce pejoratywne”. Z innego tekstu ma zniknąć sródtytuł: „Cenzura prewencyjna jest konstytucyjnie zakazana”.

Jak prezesi PWPW „rozmawiają” z mediami

Paradoksalnie, większość tekstów, za które PWPW pozywa Agorę, dotyczyła licznych kroków prawnych podejmowanych przez spółkę i wymierzonych w media a także dziennikarzy. Spółka podejmowała je w ciągu niespełna dziesięciu miesięcy urzędowania nowych prezesów z nadania PiS. Sam pozew jest ostatnim z takich działań.

W czerwcu spółka po raz pierwszy pozwała Agorę o ochronę dóbr osobistych. Za tekst o mszy zorganizowanej przez prezesów domaga się 50 tys. zł zadośćuczynienia. Gdy w sierpniu wysłaliśmy do PWPW pytania o działalność, jej prawniczka przysłała pismo, w którym zagroziła „podjęciem kroków prawnych, co narazi Agorę na dodatkowe koszty”.

Po artykule na ten temat Wytwórnia złożyła dwa wnioski o zabezpieczenie powództwa (sąd je oddalił). Chciała m.in. by sąd zakazał mediom Agory pisania o niej czegokolwiek przez rok. „Wniosek ma skandaliczny charakter i jest bezprawnym naruszeniem wolności słowa” – komentowała Izba Wydawców Prasy. Spółka pozywa teraz Agorę za te słowa.

Prezesi Wytwórni pozwali również wydawcę „Newsweeka”Ringier Axel Springer za tekst o zwolnieniach w Wytwórni. Domagają się astronomicznej kwoty 1 mln zł zadośćuczynienia za rzekome naruszenie dóbr osobistych. Zarząd wystąpił do prokuratury, by ścigała z urzędu dziennikarza tygodnika Michała Krzymowskiego, któremu zarzuca zniesławienie. Prezesi zawiadomili prokuraturę, że dziennikarz mógł działać na rzecz obcego wywiadu przeciw RP. Sam prezes Woyciechowski wystąpił z prywatnym aktem oskarżenia przeciw Krzymowskiemu.

„Działania PWPW mają ewidentnie odwetowy charakter. Ich celem jest tłumienie krytyki prasowej” – mówiła o pozwie przeciw „Newsweekowi” Dorota Bychawska-Siniarska, dyrektorka Obserwatorium wolności mediów w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Przytoczyliśmy te słowa, a spółka pozywa za nie teraz Agorę.

Cały czas chodzi o to samo: o zmrożenie

Swój wniosek o usunięcie fragmentów PWPW uzasadnia tempem życia i ludzką świadomością. „Obecnie życie społeczne jest tak szybkie i dynamiczne, że tego rodzaju sprawy [sądowe, przyp. red] są po pewnym czasie przysłaniane w pamięci ludzkiej innymi. Spraw tych jest bardzo wiele, stąd w ludzkiej świadomości mogą się mieszać. To zaś spowoduje, że mimo uzyskania korzystnego orzeczenia w ludzkiej świadomości PWPW nadal może być kojarzona z zarzutami zawartymi w publikacjach” – opisują prezesi. „W społecznym odczuciu PWPW będzie uchodziła za cenzora pomimo opublikowanych przeprosin” – precyzują.

– Zadziwiająca jest próba usuwania treści bez wyroku sądu – ocenia Dorota Bychawska-Siniarska z HFPC, którą zapoznaliśmy z pozwem. – Zarzuty w powództwie są na tyle ogólne, że nie sądzę, aby taki wniosek ostał się w sądzie. Dodatkowo żądanie usunięcia treści jest sprzeczne z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – mówi.

– Duża liczba powództw wytoczona dwóm wydawcom ma na celu wywołanie efektu mrożącego i powstrzymanie redakcji od publikacji dalszych tekstów na temat PWPW – komentuje prawniczka. – Poza tym ciężko mówić o „dobrach osobistych” podmiotu państwowego. Dziennikarze powinni mieć możliwość wglądu i analizy tego, co się dzieje w spółkach skarbu państwa, bez obawy, iż będzie to skutkowało procesem – dodaje.

pwpw

wyborcza.pl

 

„Odwal się od Polski. Idź na emeryturę” – Szumełda z KOD do Kaczyńskiego w „Tak czy Nie”

odwal-sie
– Odwal się od Polski, odwal się od Polaków, przestań niszczyć ten kraj i idź na emeryturę człowieku – z takim przesłaniem do Jarosława Kaczyńskiego w programie „Tak czy Nie” zwrócił się Radomir Szumełda z Komitetu Obrony Demokracji. Publicysta i prezes Fundacji „Łączka” Tadeusz Płużański marsz KOD w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego nazwał „kodowską demolką”.

W 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w całej Polsce zorganizowano marsze KOD. Opozycyjna demonstracja w Warszawie zgromadziła więcej osób niż rządowa manifestacja na placu Trzech Krzyży. Według szacunków policji, w marszu KOD w Warszawie wzięło udział ok. 5 tys. osób. Rzecznik ratusza podał z kolei, że było to 25 tys. osób.

 

Liczebność manifestacji, w której wzięli udział m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński, premier Beata Szydło i zwolennicy PiS, ratusz ocenił na niecałe 3 tys. osób, policja na ok. 2 tys. Podano także, że w manifestacji Związku Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym, która stanęła na trasie przemarszu KOD, uczestniczyło 500 osób.

 

Gwałtowna kłótnia o Jaruzelskiego
– Panu się Jaruzelski podoba – stwierdził Płużański zwracając się do Szumełdy wywołując jego gwałtowaną reakcję.

 

– Dlaczego pan znowu kłamie – krzyczał Szumełda dodając, że aparat PZPR najsilniej reprezentowany jest w strukturach PiS.

 

Na głównej stronie portalu polsatnews.pl zamieściliśmy sondę z pytaniem: „Czy po manifestacji 13 grudnia Jarosław Kaczyński powinien obawiać się opozycji?”. Głosy rozłożyły się niemal po połowie. „Tak” odpowiedziało 49,4 proc. głosujących, „Nie” 50,6 proc.

 

Dotychczasowe odcinki programu „Tak czy Nie” można obejrzeć tutaj.

 

Polsat News 

Grzeczni już byliśmy – protesty w całej Polsce

Grzeczni już byliśmy - protesty w całej Polsce

Gdańsk – pierwsza pikieta odbyła się przed urzędem wojewódzkim. Wzięli w niej udział m.in. przedstawiciele ZNP oraz stowarzyszeń przeciwnych proponowanej przez PiS reformie oświaty. Uczestnicy złożyli w sekretariacie wojewody postulaty strajkowe. Druga pikieta odbyła się po południu na Targu Drzewnym przed biurem poselskim PiS.

Główna pomorska manifestacja odbyła na Długim Targu pod Fontanną Neptuna. Rozpoczęła się minutą ciszy ku czci ofiar stanu wojennego, po czym odśpiewano hymn narodowy. Potem odczytano postulaty. Obecny na miejscu przedstawiciel gdańskiego samorządu ocenił, że w manifestacji wzięło udział około 2–2,5 tys. osób. W trakcie manifestacji przypomniano, że we wtorek doszło do zdewastowania gdańskiego Pomnika Poległych Stoczniowców (ktoś namalował na nim polityczne napisy). Aktor Jerzy Kiszkis odczytał specjalny list napisany przez członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970. „Historia nie wybaczy profanacji tego uświęconego miejsca” – napisano w liście.

Gdynia – protest rozpoczął się w południe, kiedy to na skwerze pod Infoboksem uruchomiono miasteczko strajkowe, w którym przez kilka godzin chętni mogli zabierać głos lub złożyć podpis pod postulatami strajkowymi wypisanymi na tekturowej tablicy. Organizatorzy zadbali m.in. o koksownik i ciepłą zupę, ich zdaniem przez miasteczko przewinęło się około dwóch tys. osób. Po południu manifestanci udali się przed biuro lokalnego zarządu PiS. Zdaniem policji w tej pikiecie wzięło udział około 600 osób.

Manifestacje odbyły się także w Sopocie, Słupsku, Lęborku, Wejherowie, Pucku i Władysławowie.

Łódź – ok. 2 tys. osób wzięło udział w pikiecie pod hasłem „Pełzający stan wojenny”. Zgromadzenie odbyło się przed siedzibą PiS. Uczestnicy pikiety przyszli z flagami, transparentami, napisami na kartkach, latarkami i gwizdkami. Na jednym z transparentów napisano „Program partii programem narodu” – nawiązując hasłem do lat 70. ubiegłego wieku.

Katowice – manifestanci zgromadzili się na Rynku, przy Teatrze im. Wyspiańskiego. „Wszyscy przyszliśmy tutaj razem w jednym celu – pokazać, że w Polsce nie będzie miejsca na dyktaturę” – mówił jeden z organizatorów katowickiej demonstracji Jarosław Marciniak.

Kraków – w proteście udział brało ok. 3 tys. osób. Zgromadzeni przed wieżą ratuszową przygotowali imitację pomnika Jarosława Kaczyńskiego i krzycząc, że nie dopuszczą do tego, aby Kaczyński doczekał się pomników, przy użyciu parasoli obalili monument. – „Obalamy dyktaturę, gdyż uważamy, że zmiany, które rząd uchwalił w zaledwie 12 miesięcy, są zmianami, które dają mu narzędzia do tego, aby obalić demokratyczne państwo prawa w Polsce” – powiedziała współorganizatorka demonstracji Ramona Matuszczak.

Olsztyn – w manifestacji KOD na placu przed ratuszem wzięło udział blisko pół tysiąca ludzi. Odczytano postulaty Strajku Obywatelskiego, a przemawiający, wśród których byli wykładowcy olsztyńskiego uniwersytetu, przekonywali, że polski rząd łamie zapisy Konstytucji i pochopnie wprowadza reformy, m.in. tę związaną z edukacją.

Opole – uczestnicy strajku obywatelskiego zapełnili Plac Wolności. Według organizatorów przyszło blisko dwa tysiące osób. Manifestanci odśpiewali hymn państwowy i zapalili znicze pod Pomnikiem Bojowników o Polskość Śląska Opolskiego. Widoczne były także transparenty przeciwników przyłączenia podopolskich gmin do stolicy regionu.

Białystok – w strajku obywatelskim wzięło udział ok. pół tysiąca osób. Protest odbył się pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego w centrum miasta. Manifestujący mieli ze sobą flagi Polski i Unii Europejskiej. Na zakończenie manifestujący ułożyli ze zniczy napis „Stop”. W ciągu dnia w koszach na śmieci w centrum miasta ustawione były tabliczki z hasłami: „Dlaczego milczysz, gdy PiS niszczy państwo prawa?”, „Religię do kościołów racz nam wrócić Panie!” czy nekrolog z napisem „Wolność”.

Bydgoszcz – przeszło tysiąc osób wzięło udział w manifestacji na Starym Rynku. Złożono kwiaty przed tablicą upamiętniającą siedzibę w latach 1980-1981 Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego, a następnie Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”.

Lublin – blisko tysiąc osób uczestniczyło w manifestacji przed kamienicą, w której mieści się siedziba zarządu regionalnego Solidarności i biura posłów PiS. Udział w niej wzięli m.in. działacze związkowi z okresu stanu wojennego. Mówili, że wolność w Polsce znów jest zagrożona. „Chcemy mieć wolną Polskę i żeby nam nikt nie zmieniał ustroju państwa” – mówił organizator strajku w zakładach PZL Świdnik w grudniu 1981 r. Andrzej Sokołowski. W czasie manifestacji odtwarzano przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego, nadawane z głośnika ustawionego w jednym z okien kamienicy. „To nie jest nasz głos, to głos dzisiejszej Solidarności” – wyjaśniał prowadzący manifestację lider lubelskiego KOD Bartosz Sierpniowski. Wiec starała się zakłócić grupka narodowców, skandujących „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”.

Szczecin – ponad 3 tysiące osób protestowało na szczecińskim pl. Solidarności, gdzie 17 grudnia 1970 r. zginęło od kul wojska i milicji 16 osób, a ponad 100 zostało rannych. Na jednym z transparentów było napisane „Szczecin żąda szacunku do prawa”, a protestujący skandowali m.in.„Wolność, równość, demokracja” i „Precz z kaczorem dyktatorem”. – „Widziałem tutaj transparent o wspaniałej treści +Nie wolno dzielić narodu, naród trzeba łączyć+” – przemawiał do zgromadzonych były minister spraw wewnętrznych, działacz opozycji w PRL Andrzej Milczanowski. – „Pragnę powiedzieć: jeszcze Polska nie zginęła póki my żyjemy i dodać, nie mogą nas podzielić, musimy być razem, musimy wytrwać, musimy podkreślam wytrwać i chcę was zapewnić, że po stronie Polski będzie racja, a nie jak powiedział Jarosław Kaczyński po naszej stronie” – mówił Milczanowski.

Wrocław – przed Dolnośląskim Urzędem Wojewódzkim około tysiąc osób manifestowało pod hasłem „Grzeczni już byliśmy!”. W proteście uczestniczyli m.in. działacze KOD, Nowoczesnej, PO, partii Razem, SLD, Unii Europejskich Demokratów, Dolnośląskiego Kongresu Kobiet oraz organizacji „Dziewuchy Dziewuchom”.

Toruń – KOD zorganizował spotkanie z Adamem Michnikiem. Po jego zakończeniu przez miasto przeszli uczestnicy Strajku Obywatelskiego i złożyli kwiaty pod tablicą upamiętniającą demonstracje w obronie wolności, które odbyły się 1 i 3 maja 1982 r.

Kielce – ok. 200 osób manifestowało przed siedzibą świętokrzyskiego PiS. Przygotowano klepsydrę z napisem „Demokratyczne państwo prawa”, przy której płonęły znicze.

Krosno – demonstrowano przed biurem posła PiS Stanisława Piotrowicza. – „Jesteśmy niezadowoleni i mamy dość obecnej władzy” – powiedział do zebranych lider krośnieńskiego KOD Adrian Krzanowski. – „Zjednoczyliśmy się przeciwko wspólnemu wrogowi; ten wróg nazywa się Prawo i Sprawiedliwość” – mówił Krzanowski.

Na Podkarpaciu protesty odbyły się także w Rzeszowie, Dębicy i Przemyślu.

Radom – przedstawiciele i sympatycy KOD-u, Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej oraz uczestniczki tzw. Czarnego Protestu zebrali się na placu przed dawnym urzędem wojewódzkim. Byli też nauczyciele, którzy z niepokojem mówili o czekających ich zwolnieniach w związku z likwidacją gimnazjów.

oprac. bt

Źródło: pap.pl

grzeczni

koduj24.pl

13 grudnia 2016 to nie tak powinno być

13 grudnia 2016 to nie tak powinno być

Jarosławie „demolka” Kaczyński, odwal się wreszcie od Polski raz na zawsze.

Obchody 35 rocznicy stanu wojennego już za nami. W całej Polsce tysiące ludzi wyszło na ulice, by wspólnie wyrazić swój sprzeciw wobec fatalnej polityki rządu. Polityce rujnującej gospodarkę, dzielącej naród, ograniczającej prawa obywatelskie. Dzisiaj, już tak na spokojnie, analizuję, zastanawiam się i czas na podsumowanie.

Nie ma już co się łudzić. Zdecydowanie jesteśmy MY i są ONI. MY przyjęliśmy ze spokojem wygraną PiS w wyborach parlamentarnych, ale szybko pierwsze decyzje rządzącej partii sprowadziły nas do pionu. MY zorganizowaliśmy się w ruch obywatelski, by bronić polskiej demokracji. Bronić dokonań minionych 27 lat. Konstytucję RP znamy już praktycznie na pamięć, świetnie orientujemy się, które instytucje i organizacje stoją na straży wolnej Polski. Wychodzimy na ulice, by walczyć w obronie podstawowych wartości człowieka i obywatela. MY wyśmiewamy zwolenników PiS-u, pewnie dlatego, że zupełnie nie możemy zrozumieć, co tak bardzo trzyma ich przy prezesie. Często pozwalamy sobie na dość ostre słowa, określenia, jednak większość z nas uśmiecha się do przeciwników i wierzy, że rozmową, dyskusją możemy wspólnie stanąć nad podziałami.

ONI skupieni wokół Jarosława Kaczyńskiego, zapatrzeni w niego jak w najświętszy obrazek. Wreszcie czują się ważni i potrzebni. Wreszcie znaleźli się w głównym nurcie polskości, a nie, jak dotąd, gdzieś na obrzeżach. ONI wierzą, że poprzednia Polska była niesprawiedliwa, nie pozwoliła im rozwinąć skrzydeł. Wierzą w zamach smoleński i zagrożenie Polski z każdej możliwej strony. Dali się przekonać, że MY jesteśmy byłymi ubekami, komunistami, złodziejami, którzy walczą tylko o powrót do koryta, o powrót tych czasów, które ONI wspominają bardzo źle. ONI biorą udział w miesięcznicach smoleńskich, są gotowi na każde wezwanie prezesa. ONI modlą się o wolną Polskę, o karę dla NAS, o sprawiedliwość taką, jaką pokazuje im rządząca partia i wspierający ją Kościół.

Wczoraj MY i ONI zetknęliśmy się swoimi manifestacjami w Warszawie. MY zebraliśmy się przed dawną siedzibą PZPR, by potem przejść przed siedzibę PiS-u. MY uczciliśmy pamięć ofiar stanu wojennego, by odnieść ich walkę do dzisiejszej Polski. Słuchaliśmy przemówienia Mateusza Kijowskiego, już bardziej zdecydowanego, wciąż jednak wyważonego. „Dziś, po 35 latach, znów musimy być razem. Nie dajmy się podzielić, bądźmy wszyscy razem. Przyszliśmy tutaj, żeby razem sprzeciwić się zawłaszczaniu państwa” – mówił, a ludzie wołali „Wśród Polaków nie ma wrogów”, „Wolność, równość, demokracja”. Potem były już bardzo ostre, ale jakże prawdziwe słowa Radka Szumełdy – „Kaczyński, łapy precz od nas wszystkich. Jarosławie Kaczyński, bilans twoich rządów nie pozostawia złudzeń. To demolka Polski wszędzie, gdzie się spojrzy. Jarosławie „demolka” Kaczyński, odwal się wreszcie od Polski raz na zawsze”.

ONI z Bogiem na transparentach i zdjęciami ofiar stanu wojennego słuchali z zapartym tchem przemówienia Jarosława Kaczyńskiego na placu Trzech Krzyży. Po oddaniu pamięci ofiarom stanu wojennego prezes przechodzi płynnie do dnia dzisiejszego. Padają ostre słowa o wściekłym oporze tych, co to zostali oderwani od koryta, o „nieustannym opluwaniu i obrażaniu w mediach, na ulicy, nawet w gmachu Sejmu”, o całkowitym zwycięstwie, o wpajaniu prawdy młodemu pokoleniu i tym, co to zapomnieli, jak było i jak jest. ONI byli zachwyceni, gdy usłyszeli Andrzeja Gwiazdę, jednego z bohaterów Solidarności, który ogłosił, że walka o Polskę wciąż trwa, ale „tutaj sam rząd nie wystarczy. Rząd jest dowództwem, ale rząd, żeby wygrać, musi mieć armię i tą armią jesteśmy my. Mamy być armią wierną i patriotyczną”.

MY i ONI spotkaliśmy się na trasie. NAS ktoś obrzuca workami z wodą. ONI krzyczą „Cała Polska się z was śmieje, komuniści i złodzieje”, „Polscy zdrajcy, pachołki Moskwy”, coś o KOD-zie, żyjącym w smrodzie, o wiszących komunistach. ONI mają na twarzach nienawiść, mnóstwo agresji. MY wołamy „Misiewicze, Piotrowicze”. My idziemy z uśmiechem, spokojnie.

Nie czarujmy się, nie bądźmy hipokrytami. Jesteśmy MY i ONI i nic tego nie zmieni. Żadne czary mary, żadne zaklinanie rzeczywistości. Jesteśmy Polacy i Polacy, nie razem, lecz coraz bardziej osobno. Wczoraj, z obu stron, rocznica stanu wojennego została przykryta bolączkami dzisiejszej Polski. Nie mówię tego z pretensją, choć żal mi pamięci, żal mi wspomnień, zamkniętych krótkim płomieniem świecy. Żal mi NAS, patrzących na siebie z coraz większą wrogością. Żal mi i odczuwam wielką złość na tych, którzy rozgrywają swoje ambicyjki zgodnie z zasadą, że więcej się osiągnie, jak będzie się rozgrywać naród przeciwko sobie. Żal mi, że przyszło mi żyć w czasach, gdy Polak Polakowi wrogiem. Żal mi…

Tamara Olszewska

13-grudnia

koduj24.pl

ŚRODA, 14 GRUDNIA 2016, 20:38

PEK o słowach Kaczyńskiego: To ma być opozycja, która nie będzie mu przeszkadzać w zawłaszczaniu państwa, czyli koncesjonowana

Sądzę, że to bardzo niebezpieczne, co mówi Jarosław Kaczyński. Mówiąc, że opozycję trzeba uporządkować, to znaczy utemperować. To ma być taka opozycja, która nie będzie mu przeszkadzać w tym zawłaszczaniu państwa, czyli koncesjonowana – mówiła Ewa Kopacz w „Faktach po faktach” TVN24. Była premier mówiła też o ograniczeniach dla mediów w Sejmie, które szykuje Marek Kuchciński:

„Dzisiaj zaczyna porządkować w parlamencie klub PiS. Decyzją marszałka Kuchcińskiego porządkuje media. Będziemy mieli tylko i wyłącznie wyznaczone miejsca, w których media będą mogły pracować, a miejsce będzie poza głównym budynkiem Sejmu”

18:36

Budka dla 300 i RDC: Jestem przekonany, że PO w taki ewolucyjny sposób przejdzie do tego, by młodsze pokolenie przejęło władzę w partii

– Ja jestem zawsze za grą zespołową. Ja bardzo cenię Joannę Muchę, to osoba bardzo pracowita, która z nami pracuje w PO, by Polacy znowu nam zaufali. Ale np. gabinet cieni który zaproponował Schetyna składa się z osób doświadczonych, z olbrzymią wiedzą, a z drugiej strony z młodych parlamentarzystów. W PO pokazujemy, że potrafimy grać zespołowo. Nitras, Tomczyk, Brejza – długo by wymieniać, nie chcę nikogo pomijać, ale to są osoby, które mają w PESEL 7 lub 8 na przodzie. A z drugiej strony są doświadczeni politycy. Ja jestem przekonany, że PO w taki ewolucyjny sposób przejdzie do tego, by młodsze pokolenie przejęło władzę w partii. Ale w taki sposób jak teraz – współdziałając z doświadczonymi politykami – powiedział w audycji „Polityka w samo południe” Borys Budka.

W poniedziałek Joanna Mucha powiedziała, że w partiach opozycyjnych przywództwo powinno przejąć młodsze pokolenie.

18:21
budkaRDC1

Budka dla 300 i RDC: Generał Jaruzelski 35 lat temu też chciał uporządkować opozycję

To chichot historii, że w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego pan poseł Kaczyński, który nie pełni w państwie żadnej funkcji, mówi, że będzie zabierał się za porządkowanie prac opozycji. Generał Jaruzelski też chciał chyba 35 lat temu uporządkować opozycję. Na szczęście to mu nie wyszło. to jest jeden wielki absurd. Niech poseł Kaczyński zajmie się porządkowaniem swoich koalicjantów. Np. niech wyjaśni sprawę Solidarnej Polski i kongresu – podobno klimatycznego – finansowanego ze środków UE. – powiedział w „Polityce w samo południe” na antenie RDC Borys Budka.

300polityka.pl

Ciąg dalszy sprawy wykładu ojca Jannigera. Na stronie MON głos zabierają… dermatolodzy

Michał Wilgocki, 14 grudnia 2016

Edmund Janniger z Antonim Macierewiczem

Edmund Janniger z Antonim Macierewiczem (Fot. Facebook Edmund Janniger)

Resort Antoniego Macierewicza publikuje na swojej stronie listy dwóch dermatologów, którzy biorą w obronę prof. Roberta Schwartza. To ojciec byłego doradcy Macierewicza Edmunda Jannigera, który ma wygłosić na wojskowej konferencji wykład o dermatologii. Rzecznik MON nazwał nawet Schwartza noblistą, co okazało się nieprawdą.

Przed tygodniem „Fakt” opisał, że MON na konferencję dotyczącą „najnowszych rozwiązań w technice i technologii wpływających na przyszłość modernizacyjną sprzętu i uzbrojenia wojskowego” zaprosił… dermatologa, czyli lekarza zajmującego się chorobami skóry. Dlaczego? Okazało się, że prelegent to prof. Robert Schwartz z uczelni Rutgers. To ojciec Edmunda Jannigera, który na początku urzędowania Antoniego Macierewicza został jego doradcą w MON. Wywołało to falę kpin w internecie, ponieważ 21-letni Janniger nie miał wcześniej politycznego doświadczenia. Młody doradca odszedł z MON i stanął na czele założonego przez siebie think-tanku w USA.

Z zaproszenia dla Schwartza żartował były minister obrony narodowej i poseł PO Tomasz Siemoniak. – To forma zapłaty za wspieranie Macierewicza. Może opowie o najnowszych tendencjach w stosowaniu kamuflażu na skórze? – mówił Siemoniak w rozmowie z „Faktem”.

Ta wypowiedź oburzyła rzecznik MON Bartłomieja Misiewicza. – Prof. Schwarz jest laureatem Nagrody Nobla i światowej sławy dermatologiem – dowodził Misiewicz. Tyle tylko, że Schwarz Nagrody Nobla nie dostał. Dodajmy, że Misiewicz zajmuje się w MON walką z dezinformacją.

W poniedziałek MON na swojej stronie internetowej opublikowało oświadczenie w obronie prof. Schwartza. Sięga też po dermatologiczne autorytety. To prof. Dedee F. Murrel oraz prof. Andris Y. Rubins.

„Profesorowie wyrażają swoje oburzenie i zaniepokojenie wobec posła Tomasza Siemoniaka, który zaatakował wybitnego naukowca za wykłady z zakresu dermatologii, które wygłosi w różnych instytucjach wojskowych na zaproszenie MON. Obaj wybitni naukowcy zaznaczają wagę problematyki dermatologicznej dla bezpieczeństwa żołnierzy, podkreślając kompetencje i nowatorski charakter prac prof. Schwarza” – czytamy na stronie MON. „Ponadto wyrażają zaniepokojenie tym, że były minister odpowiedzialny za armię próbuje uniemożliwić rozwój kontaktów polskich wojskowych naukowców z amerykańskimi” – dodaje resort.

MON informuje też, że przekazał na ręce towarzystw naukowców „wyrazy ubolewania” za to, co zrobił Siemoniak.

ciag-dalszy

wyborcza.pl

Pawłowicz broni Piotrowicza. „Znam sprzedawczynię w mięsnym, która musiała zapisać się do PZPR”

ADAM LESZCZYŃSKI14 GRUDNIA 2016

Jedna gwiazda PiS broni drugiej: posłanka Pawłowicz chwali posła Piotrowicza. Mówi, że jest niezwykle szlachetnym człowiekiem, a w PRL „miliony ludzi” należały do partii – włącznie z pewną sprzedawczynią w mięsnym, którą znała. Z przykrością informujemy posłankę Pawłowicz, że z przypadku jednej osoby wyciąga błędne wnioski

W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl posłanka Krystyna Pawłowicz broni wytrwale kolegi z partyjnej ławy, posła Stanisława Piotrowicza – który jako prokurator w PRL oskarżał opozycjonistę Antoniego Pikula.

Posłanka Pawłowicz rozwodzi się nad licznymi zaletami charakteru posła Piotrowicza. „Nie będę się za niego tłumaczyć, ani go usprawiedliwiać” – mówi. Po czym natychmiast zaczyna go tłumaczyć i usprawiedliwiać.

Mogę tylko powiedzieć, że odkąd go znam, jest człowiekiem niezwykle szlachetnym. Mam znajomego, lekarza, który zna go od wielu, wielu lat. Zawsze wspomina go jako dobrego, serdecznego kolegę. Przy każdej okazji mówi: „Pozdrów Staszka”. To naprawdę bardzo dobry, szlachetny człowiek.

Nie możemy zweryfikować opinii o szlachetności charakteru posła Pawłowicza (chociaż warto przypomnieć, że już w III RP oczyścił z zarzutów księdza, który molestował dzieci w Tylawie), ale możemy sprawdzić prawdziwość opinii posłanki Pawłowicz na temat tego, ile osób – i kto – wstępował w PRL do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Piotrowicz należał do niej w latach 1978-1989.


Można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy, że przynależność do PZPR była błędem. Problem w tym, że do Partii należały miliony ludzi. Znam przypadek sprzedawczyni ze sklepu mięsnego, która starając się o pracę musiała zapisać się do PZPR-u.

Krystyna Pawłowicz, Wywiad dla portalu wPolityce.pl – 14/12/2016

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta


PÓŁPRAWDA. WSTĄPIENIE DO PARTII NIE BYŁO OBOWIĄZKOWE


Posłanka Pawłowicz ma rację, kiedy mówi, że do PZPR rzeczywiście należały „miliony ludzi”. Liczebność partii komunistycznej (łącznie z kandydatami) kształtowała się tak:

LICZBA CZŁONKÓW PZPR

 liczba

Jak widać, liczba członków PZPR ulegała licznym wahaniom – spadała po kryzysach politycznych w PRL w 1956 i 1980 r. Najwięcej Polaków wstąpiło do partii w epoce gierkowskiej – jak poseł Piotrowicz. Od powstania „Solidarności” w sierpniu 1980 r. liczba członków PZPR wyraźnie spadła (o 500 tys.), a potem konsekwentnie malała aż do końca lat 80. Wielu ludzi występowało wówczas z partii – i nie spotykały ich za to żadne konsekwencje (to w tym okresie Piotrowicz dostał od władzy Krzyż Zasługi).

W tym miejscu jednak posłanka Pawłowicz nie ma racji: w PRL można było normalnie żyć – i robić karierę w wielu dziedzinach, nie wstępując do partii, bo wbrew dzisiejszym wyobrażeniom w późnym PRL – jak mówił OKO.press socjolog Andrzej Rychard „system się sfragmentaryzował. Obok systemu oficjalnego, czyli rytualnych zachowań wymaganych przez władze, rozwinięty był system nieoficjalny(druga ekonomia, układy nieformalne), a także pokaźny nie-system, tolerowany przez władze, ale kontrolowany tylko częściowo (m.in. Kościół, rzemiosło, prywatne rolnictwo).  Była też opozycja, czyli anty-system.

fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

„W PRL można było robić różne rzeczy”. Piotrowicz ma rację, nie musiał być prokuratorem z PZPR

PIOTR PACEWICZ  12 GRUDNIA 2016

Można było być naukowcem, lekarzem, adwokatem czy inżynierem, nie będąc jednocześnie członkiem PZPR. Przynależność do partii była w praktyce obowiązkowa dla tych, którzy chcieli robić karierę w aparacie władzy – jak prokurator Piotrowicz.

OKO.press

 

Debata o Polsce w Parlamencie Europejskim. „Rząd nie wykonał zaleceń Komisji. Sytuacja się nie poprawia”

Michał Kokot

14 grudnia 2016 | 17:28

W Parlamencie Europejskim trwa debata poświęcona praworządności w Polsce.

W Parlamencie Europejskim trwa debata poświęcona praworządności w Polsce. (VINCENT KESSLER / REUTERS / REUTERS)

W Parlamencie Europejskim odbyła się debata poświęcona praworządności w Polsce. Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, stwierdził w jej trakcie, że rząd nie wypełnia żadnych zaleceń wydanych przez KE oraz Komisję Wenecką.

Parlament Europejski debatował wczoraj po raz czwarty w tym roku na temat praworządności w Polsce. Debaty poprzedzały wizyty przedstawicieli Komisji Europejskiej z jej wiceprzewodniczącym Fransem Timmermansem na czele, który spotykał się w Warszawie z przedstawicielami rządu i opozycji.

Timmermans otworzył debatę

Wiceprzewodniczący KE, rozpoczynając dyskusję w parlamencie, wprost stwierdził, że rząd nie wypełnia żadnych zaleceń wydanych przez KE oraz Komisję Wenecką w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Według niego nie wyeliminowano żadnych z naruszeń prawa, w sprawie których Komisja miała zastrzeżenia: polski rząd nadal nie publikuje wyroków Trybunału, a prezydent nie zamierza zaprzysiąc trzech sędziów powołanych przez Sejm poprzedniej kadencji.

Timmermans powiedział też, że pod koniec października Komisja co prawda otrzymała odpowiedź polskiego rządu w sprawie zaleceń, ale „w tej odpowiedzi nie ogłoszono żadnych nowych działań władz”. Według niego działania polskiego rządu mogą się przyczynić do „pogłębienia kryzysu konstytucyjnego”. Skrytykował projekt ustawy przygotowanej przez PiS, dotyczącej nowego sposobu powoływania prezesa Trybunału.

– Apeluję do rządu, aby nie wprowadzał nowych przepisów, zanim nie przeanalizuje ich sam TK – powiedział Timmermans. Jednocześnie zaapelował do prezydenta RP, by zaprzysiągł trzech sędziów Trybunału wybranych przez poprzedni parlament, do rządu zaś, by opublikował wszystkie dotychczasowe wyroki TK

– Nie można przecież wybierać tylko tych, które się podobają – stwierdził wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej

Według niego konflikt wokół TK pokazuje, że w Polsce coraz bardziej jest zaburzona zasada trójpodziału władzy.

– Tu chodzi o przestrzeganie podstawowych wartości, to nie jest kwestia polityczna. Bez względu na to, jaki program ma rząd, przepisy muszą być wprowadzane zgodnie z ustawodawstwem krajowym.

Na koniec zaś podkreślił: – To jest spór, który KE prowadzi z polskim rządem, nie z Polską, a już z całą pewnością nie z polskim narodem.

Zobacz: Sen PiS-u o Unii Europejskiej. „To propozycje z XIX wieku” – ocenia szef Parlamentu Europejskiego

Debata o Polsce była momentami bardzo emocjonalna

– Znowu robicie orwellowski spektakl, mam nadzieję, że ostatni. Cała ta debata na temat Polski jest skrajnie stronnicza i niczym niepoparta – odparował Ryszard Legutko (PiS)

Przez kilka minut przekonywał, że w całej dyskusji wcale nie chodzi o naruszanie wartości i praw Unii Europejskiej, ale o odmienne poglądy polityczne.

– Chodzi wam tylko o zachowanie monopolu. Nie szanujecie rzymskiej zasady, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie i że trzeba również wysłuchać racji innej strony – mówił Legutko.

Birgit Sippel, niemiecka eurodeputowana Socjalistów i Demokratów, stwierdziła zaś, że na Polskę powinny zostać nałożone sankcje, jeśli dalej nie będzie przestrzegać prawa. Niektórzy z eurodeputowanych wspominali zaś, że w przeszłości Polska był dla nich symbolem dążenia do wolności, a dzisiaj jest tego zaprzeczeniem. Iwan Jakovcić, chorwacki europoseł z frakcji Liberałów i Demokratów, wspominał, jak na początku lat 80. jeździł do Polski, by wspierać rodzącą się tam „Solidarność”.

– „Polska jest w naszych sercach” – tak śpiewaliśmy wtedy w Chorwacji. Ale dzisiaj moje serce jest puste. A gdy patrzę na was, jak się śmiejecie, przypominają mi się twarze ówczesnych komunistów, którzy wtedy też się cynicznie śmiali. Dzisiaj ich nie ma. I was też nie będzie.

PiS w obronę brali członkowie jego frakcji, Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKiR), którzy podobnie jak Legutko twierdzili, że Komisja w sposób nieuzasadniony „atakuje Polskę”.

Holender Timmermans odpowiadał: – Nie byłoby mnie na tym świecie, gdyby polscy żołnierze nie walczyli o naszą wolność w trakcie II wojny światowej. Mam osobisty dług wobec niej. Ale wyraźny podział władzy to zręby systemu demokratycznego

Komisja Europejska oficjalnie rozważa teraz odpowiedź polskiego rządu na swoje zastrzeżenia, które otrzymała pod koniec października. Jeśli stwierdzi, że nie jest zadowalająca, mogłaby rozważyć uruchomienie artykułu 7 unijnego traktatu i wniosku do Rady UE o stwierdzenie zagrożenia dla praworządności w Polsce. W ostateczności przewiduje on nałożenie sankcji na kraj członkowski, w tym zawieszenie jego prawa głosu.

debata

wyborcza.pl

Światowej sławy fizyk krytykuje rządy PiS

Światowej sławy fizyk krytykuje rządy PiS

W poniedziałek prezydent Andrzej Duda odznaczał dwóch wybitnych naukowców – brytyjskiego matematyka prof. Rogera Penrose’a oraz polskiego fizyka prof. Andrzeja Trautmana. Prof. Trautman otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a prof. Penrose – Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Przy okazji prezydent usłyszał publicznie kilka gorzkich słów o „dobrej zmianie” od prof. Iwo Białynickiego-Biruli, który wygłaszał laudację.

Prof. Iwo Białynicki-Birula z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN na zakończenie swojego wystąpienia zwrócił się bezpośrednio do prezydenta Dudy i obecnego na uroczystości ministra nauki, wicepremiera Jarosława Gowina: „Nieskrępowana współpraca międzynarodowa i brak ideologicznie motywowanej ingerencji w naukę są podstawą działania nas, którzy zajmują się nauką” – podkreślił. Na tym jednak nie poprzestał.

„Przypomnę, że w faszystowskich Niemczech fizyka została podzielona na tą poprawną niemiecką fizykę i fałszywą żydowską fizykę. W rezultacie fizycy o korzeniach żydowskich zostali zmuszeni do emigracji. I co się stało? Ci uczeni wylądowali w Stanach Zjednoczonych i pomogli skonstruować bombę, która zostałaby użyta przeciwko tym właśnie Niemcom, gdyby wojna nie skończyła się w maju [1945 r.], a trwała jeszcze dłużej” – mówił prof. Iwo Białynicki-Birula. – „Oczywiście w Polsce nie jest tak źle, ale jednak z niepokojem obserwuję ingerencję – która jest motywowana politycznie i ideologicznie – w naukę. Bardzo się cieszę, że pan minister nauki, premier Jarosław Gowin słyszy to, bo wydaje mi się, że sprawa ta wymaga jednak pewnej reakcji” – mówił fizyk.

Na czym według niego polega wspomniana ingerencja czynników rządowych? „Mamy bowiem próby zastąpienia teorii ewolucji kreacjonizmem, mamy próby zastąpienia nauk medycznych ideologicznie motywowanymi regulacjami, mamy próby zastąpienia praw aerodynamiki argumentami opartymi na parówkach i puszkach z Coca-Coli. To wszystko wskazuje na to, że wymagana jest pewna zdecydowana reakcja na tego typu wtargnięcia ignorantów na teren, który jest domeną nauki” – przestrzegał prof. Iwo Białynicki-Birula.

Wicepremier Gowin odniósł się do słów prof. Białynickiego-Biruli: – „Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo ważny – wręcz kluczowy dla nauki – jest jej międzynarodowy kontekst, z całą pewnością w taki sposób będzie się w Polsce rozwijać. Jeszcze bardziej fundamentalne dla nauki jest zapewnienie jej wolności” – podkreślił minister. Przypomniał zebranym, że od października obowiązuje ustawa deregulacyjna, która – według ministra – „w naturalny sposób poszerza wolność polskich naukowców”. Zapewnił, że nowa ustawa o szkolnictwie wyższym powstanie w wyniku szerokiego dialogu ze środowiskiem akademickim i poszerzy autonomię uczelni.

Autor laudacji prof. Iwo Białynicki-Birula to autor przełomowych prac w dziedzinie elektrodynamiki kwantowej, optyki kwantowej i fizyki atomowej, autor wielu książek i monografii (w tym pięciu podręczników akademickich). Dwa lata temu otrzymał Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, popularnie zwaną polskim Noblem, za „fundamentalne prace dotyczące pola elektromagnetycznego, które doprowadziły do sformułowania zasady nieoznaczoności dla fotonu”.

mpm
Źródło: wyborcza.pl, pap.pl

swiatowej-slawy

koduj24.pl

 

Wspólne stanowisko rektorów: Nie akceptujemy głównych kierunków reformy edukacji

Justyna Suchecka

14 grudnia 2016

Rektor Politechniki Warszawskiej, prof. dr hab. inż. Jan Szmidt

Rektor Politechniki Warszawskiej, prof. dr hab. inż. Jan Szmidt (Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta)

Rektorzy wystąpili w obronie gimnazjów. Krytykują zbyt szybkie tempo prac minister Anny Zalewskiej i obalają edukacyjne mity. Między innymi te, że kiedyś trudniej było zdać maturę, a czteroletnie liceum jest gwarancją wyższego poziomu nauczania.

– Pragnę podkreślić, że główną przyczyną projektowanych zmian w strukturze jest diagnoza obecnego stanu liceów. Warto zauważyć, że 26 z 37 rektorów szkół wyższych wyraziło negatywną ocenę przygotowania absolwentów szkół ponadgimnazjalnych do podjęcia studiów, wskazując na zbyt krótki czas nauki w liceum ogólnokształcącym – mówiła Anna Zalewska w połowie września, prezentując założenia reformy edukacji, w tym najważniejsze – likwidację gimnazjów.

Tylko że rektorów nie zapytała o zdanie – powoływała się na kontrolę NIK z czasów, gdy nawet jeszcze nie była ministrem. W dodatku kontrola NIK dotyczyła nie struktury szkół, a egzaminów maturalnych. Pytania o likwidację gimnazjów do rektorów wysłała za to „Wyborcza” – otrzymaliśmy kilkanaście odpowiedzi, niemal wszystkie bardzo sceptyczne wobec reformy. Rektorzy krytykowali przede wszystkim tempo prac Anny Zalewskiej.

W środę w czasie posiedzenia połączonych komisji edukacji i samorządu w Sejmie okazało się, że rektorzy przedstawili też swoje wspólne stanowisko na temat reformy, ale skierowali pismo do przewodniczących sejmowych komisji i wicepremiera i ministra nauki Jarosława Gowina. Jego treść na posiedzeniu cytowała była minister edukacji w rządzie PO-PSL Krystyna Szumilas.

Stanowisko Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, pod którym podpisany jest prof. Jan Szmidt, rektor Politechniki Warszawskiej, jest stanowcze i krytyczne. Rektorzy w 28 punktach wymieniają liczne nadużycia i niedopatrzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Zobacz: Reforma edukacji krzywdzi nasze dzieci 

Uczelnie nie udzielają reformie akceptacji

Rektorzy przyznają, że są zaskoczeni „pozbawieniem KRASP wpływu na kształt projektu reformowania systemu oświaty”. Zaznaczają też, że nie będą opiniować szczegółowych zapisów ustaw (to ponad 700 stron), bo to „oznaczałoby akceptację zarówno potrzeby, jak i głównych kierunków zamierzonej reformy. Takiej akceptacji uczelnie zrzeszone w KRASP nie udzielają”.

Rektorzy swoją analizę zaczynają od tego, że „edukacja nie powinna być poddawana rewolucyjnym zmianom i gwałtownym zwrotom”. Ich zdaniem „uzasadnienie proponowanych zmian nie wskazuje niestety na żadne przesłanki mające charakter długofalowej, przemyślanej polityki państwa w sprawach edukacji”. Punktują: brak analizy uwarunkowań zewnętrznych jak i wewnętrznych.

Autorzy listu przypominają o wynikach badania PISA z ostatnich lat. W roku 2000 ponad 20 proc. absolwentów ósmych klas miało poważne problemy z czytaniem, w 2003 r. ten odsetek wśród 15-latków spadł poniżej 10 proc. „Ten postęp jest trwały, co potwierdziły kolejne badania”. Zwracają też uwagę, że szefowa MEN jeszcze w czerwcu twierdziła, że nasz sukces w PISA to dowód na nadmierne testowanie uczniów. „Gdyby ten argument był trafny, na czele listy rankingowej badania PISA powinno się znaleźć USA, gdzie uczniowie testowani są bardzo intensywnie i znacznie częściej niż w Polsce; tymczasem kraj ten pozostaje za nami w tyle”.

W liście wysłanym do Jarosława Gowina rektorzy zwracają uwagę na obawę, że skrócenie edukacji ogólnej z dziewięciu do ośmiu lat może przywrócić poziom wykształcenia do stanu sprzed 1999 r. „Efekty wieloletniego działania tamtego systemu pokazują wyniki badania PIAAC. Widać z niego, jak bardzo nasze pokolenia, wyrosłe w tamtym systemie szkolnym, odstają w dół od pokoleń najmłodszych” – komentują.

Świat straci do nas zaufanie?

Według rektorów istotne są też aspekty międzynarodowe. Obawiają się m.in. że zmiana systemu kształcenia grozi „utratą międzynarodowej wiarygodności naszego Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji” (pozwala on określić umiejętności polskich absolwentów pracodawcom w innych krajach) i „doprowadzi do rozdźwięku między poziomami kształcenia w Polsce i innych krajach europejskich”.

Podkreślają równocześnie, że wydłużenie podstawówki oznacza „dłuższe pozostawienie dzieci wiejskich w gorzej wyposażonych sprzętowo oraz kadrowo małych szkołach”. To ich zdaniem ogromnie ważna przesłanka społeczna. „Przejście z jednego typu szkoły do innego jest doświadczeniem, które kształci zdolność adaptacji – dlatego większość uczniów na świecie uczy się dziś w kilku cyklach trzyletnich” – przypominają.

Co ciekawe, rektorzy nie przyklasnęli też koncepcji wydłużenia liceum do lat czterech, co zdaniem Anny Zalewskiej jest ukłonem w stronę uczelni. Pomysł określają jako „wyjątkowo słabo uzasadniony”. Uważają, że z perspektywy akademickiej argument o tym, że liceum zostało właściwie skrócone do dwóch lat, jest absolutnie niezrozumiały.

W ich opinii czytamy: „Ci sami młodzi ludzie, kilkanaście miesięcy później, muszą na studiach w ciągu 30 godzin zajęć opanować zwykle duży dział nauki i poświęcają na to czas od pierwszej do ostatniej minuty zajęć. Nauczyciel akademicki, twierdzący, że ma do dyspozycji w zasadzie tylko 20 godzin, bo najpierw musi studentów ‚poznać’, a potem ‚przygotować do egzaminu’ naraziłby się na śmieszność”.

Rektorzy obalają mity

Kiedyś matura była trudniejsza? „Aby zdać maturę z matematyki w roku 1971, należało podejść do rozwiązania 3 spośród 5 zaproponowanych zadań. Rozwiązanie jednego z nich gwarantowało zdany egzamin. Dziś egzamin na poziomie podstawowym z matematyki sprawdza wszystkie podstawowe umiejętności za pomocą około 30 zadań. Natomiast egzamin na poziomie rozszerzonym odpowiada trudności egzaminu wstępnego na uniwersytecki kierunek matematyka z tamtych czasów” – czytamy w stanowisku KRASP.

Czy poziom studentów się obniżył? Rektorzy obalają także ten mit, przypominając statystyki. „Gdy liczba studentów wzrasta pięciokrotnie, to trudno oczekiwać, że wzrost ten ujawni nieznane wcześniej zasoby młodych bardzo zdolnych ludzi – ci trafiali na studia już wcześniej i stanowią dziś około 20 proc. wszystkich studentów. Obraz ogólny kształtuje większość, czyli pozostałe 80 proc. Jednak tych studentów także warto kształcić, bo chęć nauki jest wartością, którą bardzo trudno wygenerować, czego boleśnie doświadcza wiele krajów. Ponadto, wszystkie kraje rozwinięte, ze względu na potrzeby rynku pracy, zorientowanego na profesje wykorzystujące umiejętności złożone, postawiły na wyposażenie w dyplomy szkół wyższych ok. 40-50 proc. młodych ludzi z każdego rocznika. Nie ma żadnych wątpliwości, że najlepsze 40 proc. naszych młodych ludzi w niczym intelektualnie nie ustępuje swoim rówieśnikom z innych krajów i może śmiało aspirować o podobne miejsca pracy”.

rektorzy

wyborcza.pl

Marek Beylin, Gazeta Wyborcza

PiS pozostanie partią mniejszościową. Dlatego nasila pogróżki

14 grudnia 2016

Warszawski marsz PiS w rocznicę stanu wojennego, 13 grudnia 2013 r. Przemawia Jarosław Kaczyński

Warszawski marsz PiS w rocznicę stanu wojennego, 13 grudnia 2013 r. Przemawia Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Społeczeństwo wściekłe na władzę jest silniejsze od władzy wściekłej na obywateli. A nikt w III RP nie potrafił tak rozwścieczać Polaków jak teraz PiS.

– Zmiana napotyka opór, wściekły opór – mówił 13 grudnia Jarosław Kaczyński. I zagrzewał zwolenników „dobrej zmiany” do wielkiej mobilizacji, bez której PiS nie odniesie zwycięstwa. Prezes jak zwykle grzmiał twardo i agresywnie, groził przeciwnikom procesami karnymi, ale z jego wystąpienia przebijało poczucie słabości.

Kaczyński wie, że jego polityka wywołuje coraz większy opór. 13 grudnia demonstracje KOD-u przeciwko jego władzy odbyły się w 81 miastach, wzięło w nich udział kilkaset tysięcy osób. Ludzie, demonstrując w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, trafnie rozpoznają, że PiS chce, jak niegdyś komuniści, wziąć wszystkich pod but. Odebrać nam prawa i godność, cenzurować nasze słowa i naszą historię.

Ale trwały i mocny sprzeciw takie zamiary niweczy. Społeczeństwo wściekłe na władzę jest zawsze silniejsze od władzy wściekłej na obywateli. A nikt w III RP nie potrafił tak rozwścieczać Polaków jak teraz PiS.

Naszym protestom dodaje siły również to, że nie przemieniają się w seanse nienawiści. Broniliśmy we wtorek naszych praw i godności, ale nie lżyliśmy przeciwników. Na wyzwiska, że jesteśmy ubekami i zdrajcami, jakimi szermowali podczas PiS-owskiej demonstracji funkcjonariusze „dobrej zmiany”, odpowiadaliśmy radykalnie innym przesłaniem. Takim, że w naszym sprzeciwie i w społeczeństwie, za którym się opowiadamy, jest miejsce dla każdego niezależnie od wyznawanego światopoglądu. Jedyny warunek to respektowanie konstytucji oraz cudzych praw i godności.

Kaczyński dostrzega słabości swojej władzy. Wie też, że PiS nie zdobędzie więcej zwolenników, niż ma teraz, czyli – dysponując trzydziestoparoprocentowym poparciem – pozostanie partią mniejszościową. Dlatego nasila pogróżki wobec opozycji i społeczeństwa.

– Z naszej strony na pewno będą próby doprowadzenia do pewnego uporządkowania działań opozycji – zapowiedział szef PiS we wtorek w radiowej Trójce. – Chodzi o to, by opozycja pozwoliła władzy rządzić – dodał. Kaczyński chce więc mieć opozycję koncesjonowaną, której mógłby sam wyznaczać ramy działania. Takie też widzi mu się społeczeństwo.

Ale konfrontować się musi z rzeczywistym społeczeństwem i realną opozycją, a nie z tymi ze swoich marzeń. Na tym tle wygląda jak kapryśne tyraniątko, które nie daje rady. Może nabruździć, dewastować państwo i krzywdzić ludzi. Może też nazbyt opornych represjonować. Jednak nie przerobi Polaków na swoją modłę.

– Jarku, porzuć strach przed społeczeństwem – apelował Władysław Frasyniuk podczas demonstracji w Warszawie. A prezes boi się coraz bardziej.

Zobacz: Narasta opór przeciwko temu, co robi władza – Józef Pinior w „Temacie Dnia”

 

jarku

wyborcza.pl

ŚRODA, 14 GRUDNIA 2016

Legutko: Wam chodzi najmniej o wolność i prawa. Wam chodzi o zachowanie monopolu jednej strony

17:00
legutko2

Legutko: Wam chodzi najmniej o wolność i prawa. Wam chodzi o zachowanie monopolu jednej strony

– Znowu robicie orwellowski spektakl. Jak poprzednio ta debata jest bezsensowna, niesprawiedliwa i skrajnie stronnicza. Nie ma żadnego problemu z ustawą o zgromadzeniach. Nie. Nie ma żadnych ograniczeń komukolwiek prawa do demonstracji. Dlaczego tak mijacie się z prawdą? Wstydźcie się – mówił w PE Ryszard Legutko.

Legutko: Wam chodzi najmniej o wolność i prawa. Wam chodzi o zachowanie monopolu jednej strony

W UE od czasów niepamiętnych rządzi jedna opcja polityczna. I już tak się przyzwyczailiście do tego, że jeżeli gdzieś następuje jakieś zróżnicowanie, to traktujecie to jako anomalię. Może dobrze, że są spory w TK? Może to dobrze? Wam chodzi najmniej o wolność i prawa. Wam chodzi o zachowanie monopolu jednej strony. Prawda jest taka, że macie z tymi wolnościami coraz mniej wspólnego.

Legutko: Przyjedźcie do Polski i nauczycie się może jak należy dbać o prawa kobiet

Polska jest na ostatnim miejscu w tym niechlubnym rankingu [przemocy wobec kobiet. Pana ojczyzna panie przewodniczący Timmermans jest wysoko w tym rankingu. Zajmijmy się może takimi krajami jak Holandia, jak Belgia i przestaniemy zajmować się Polską. Przyjedźcie do Polski i może nauczycie się tego jak należy dbać o prawa kobiet.

16:46

Lewandowski w PE: Mandat mniej niż 20% uprawnionych nie usprawiedliwia kroczącego zamachu stanu

– 35 lat od wprowadzenia stanu wojennego, 27 lat od odzyskania niepodległości, dziesiątki tysięcy ludzi wyszło na ulice demonstrować przeciwko obecnej władzy. Ta władza wzięła się z demokratycznego mandatu, ale mandat mniej niż 20% uprawnionych do głosowania nie usprawiedliwia kroczącego zamachu stanu. Nie usprawiedliwia rujnowania pozycji polski w świecie. Lista tych nadużyć się wydłuża. Nowa ustawa o zgromadzeniach dławi fundamentalne prawo o których walczyła Solidarność. Lista się wydłuża – samorząd terytorialny, niezależne sądownictwo. Jest doskonale widoczne po obu stronach Atlantyku. Nie spuści się nowej żelaznej kurtyny. Misja prania mózgów, która jest misją niektórych mediów publicznych nie dociera do Brukseli i Strasburga – mówił Janusz Lewandowski w debacie o Polsce w PE.

Lewandowski: To już 5 debata o Polsce.

To już 5 debata o Polsce. Jesteśmy chorym ogniwem tej wspólnoty. Wspaniałe dzieło zbiorowe milionów Polaków, jakim jest Polska ćwierćwiecza, nie zasługuje na płacenie tak wielkiej ceny za nadużycia władzy.

16:24
timmermasns1

Timmermans wzywa rząd do publikacji wyroków, PAD do zaprzysiężenia sędziów. „KE wkrótce zajmie się Polską”

– Sytuacja nie polepszyła się od wydania rekomendacji przez KE. Komisja Wenecka wydała opinię, która wspierała Komisję. Niestety polski rząd – który sam zaprosił Komisję Wenecką – skrytykował tę opinię. 3 ustawy o TK są na ostatnim etapie procesu legislacyjnego. Niektóre z zaleceń są realizowane. Ale nowe ustawy mogą tylko pogłębić kryzys konstytucyjny. Niech polski rząd wstrzyma się z procedowaniem ustaw, zanim zbada je TK. Wzywam prezydenta do zaprzysiężenia trzech sędziów, a rząd do publikacji wyroku. Nie można wybierać wyroków, które się publikuje. KE wkrótce będzie dyskutować ponownie nad sytuacją w Polsce – powiedział na początku debaty w PE Frans Timmermans.

15:51

Szymański o poparciu dla Tuska: Decyzja będzie podjęta, gdy będziemy wiedzieli więcej niż wiemy teraz

– Decyzja będzie podjęta, gdy będziemy wiedzieli więcej niż wiemy teraz. Wątki krajowe są znane, one są wyjątkowe trudne, bo łączy nas długa przeszłość. Decyzja będzie podjęta w momencie, gdy będziemy wiedzieli całość sytuacji na poziomie europejskim. Chcemy podjeść do tej decyzji jak najbardziej odpowiedzialnie. Dziś jest za wcześnie [o tym] mówić –powiedział dziennikarzom w środę wiceminister Konrad Szymański.

– Donald Tusk ma mnóstwo powodów do niepokoju, bo sytuacja w UE jest niestabilna – dodał Szymański w odpowiedzi na pytanie, czy Tusk ma się czegoś obawiać.

Wcześniej RMF podało, że premier Malty miał usłyszeć od polskiego rządu, że poparcia nie będzie.

Tusk bez poparcia rządu RP na drugą kadencję. Takie stanowisko usłyszał premier Malty podczas wizyty w PL. @RMF24pl

15:22

Lewandowski: PE patrzy dzisiaj na Aleppo, powinien patrzyć na ulice Warszawy

Powody są, będziemy stawali w tej debacie, natomiast czas niezbyt korzystny, bo ta wrzutka liberałów i socjalistów na 13 grudnia, pomimo naszego sprzeciwu była niefortunna. 14 grudnia niespecjalnie poprawia sytuację, dlatego, że dzisiaj PE jest w gorączce wyborczej, patrzy na Aleppo, powinien patrzyć na ulice Warszawy. Liczymy w przyszłości na znacznie lepszą współpracę pod tym względem z socjalistami i liberałami. Odbudujemy to, bo każde narzędzie nadużywane stępia się i przestaje być tak użyteczne, a Polacy oczekują, że demokratyczny świat nie pozostanie obojętny wobec tego, co się dzieje w Polsce – mówił Janusz Lewandowski na briefingu w PE.

15:15

Schetyna: Organizatorem każdej z debat o Polsce w PE jest Kaczyński

Dzisiaj po raz piąty będzie organizowana debata o Polsce w PE. Organizatorem każdej z tych debat jest Jarosław Kaczyński i jego polityka. Wczoraj szczególnie to widzieliśmy. Szczególnie przy przekazywaniu prawa do zezwalania na demonstracje, zabierania jej samorządowi i przekazywaniu jej urzędnikom rządu – mówił Grzegorz Schetyna na briefingu w Brukseli.

 

schetyna-w-brukseli

300polityka.pl

Dociekliwy jak Marek Suski. Poseł PiS dopytuje o nazwisko carycy Katarzyny

Scena jak z parodii filmu noir miała miejsce podczas posiedzenia komisji ds. Amber Gold. Poseł PiS Marek Suski dopytywał, a odpowiadał Ryszard Milewski, sędzia z Gdańska. Bohaterką pytań, które zadawał Marek Suski była tajemnicza „caryca”. Zobacz, jak potoczył się dialog.

Przed komisją ds. afery Amber Gold zeznawał sędzia Ryszard Milewski, był szef Sądu Okręgowego w Gdańsku. Milewski odbył we wrześniu 2012 r. rozmowę telefoniczną z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera (był to Paweł M., który twierdzi, że była to „prowokacja dziennikarska”). po rozmowie telefonicznej, jaką we wrześniu 2012 r. przeprowadził z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera. Milewski miał wyrazić gotowość do wyznaczenia kilku sędziów, którzy zapoznaliby Donalda Tuska ze sprawą Marcina P., szefa Amber Gold.

W pewnym momencie przesłuchania Milewskiego przed komisją miał miejsce taki o to dialog między nim a posłem PiS, Markiem Suskim.

– Czy znana jest panu ta osoba? – spytał Marek Suski

– Ale kto? – odpowiedział Ryszard Milewski

– Ta o pseudonimie „Caryca” – nie odpuszczał Marek Suski.

– Przepraszam, ale jedyna caryca którą znam, to Katarzyna

– Katarzyna…. – powtórzył za Milewskim Marek Suski – A może pan podać nazwisko?

Co było dalej? Zobaczcie filmik.

dociekliwy

newsweek.pl

14.12.2016, 07:50

Schetyna o przeciwnikach marszu KOD: Tam była naprawdę nienawiść. Hasła, krzyki, wyrazy twarzy. To byli ludzie, którzy nienawidzą

Jak mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Wczoraj po raz pierwszy widziałem, nie chcę powiedzieć zderzenie, ale uczestnicy dwóch demonstracji byli koło siebie. Był taki fragment na ulicach Kruczy i Al. Jerozolimskich. Brałem udział w wielu demonstracjach przez wiele dziesięcioleci i takie miałem wrażenie, widziałem twarze ludzi, którzy stali, odgrodzeni kordonem policji z drugiej strony i tam była naprawdę nienawiść. Hasła, krzyki, wyrazy twarzy. To byli ludzie, którzy nienawidzą. Po raz pierwszy coś takiego zobaczyłem. Nie tych ludzi krzyczących, widzę ich w telewizji, zdjęcia, z daleka. Mówię o wczorajszym obrazie. To była nienawiść. W sensie agresywnej nienawiści jest z jednej strony, mówię to z odpowiedzialnością, bo widziałem, jak reagowała ta druga strona. Jeżeli to będzie w taki sposób eskalowane i prowadzone, jak chociażby wczorajsza ustawa o zgromadzeniach, to dojdzie do eksplozji tej nienawiści. Za to biorą odpowiedzialność ci, którzy w taki sposób prowadzą politykę w Polsce”

Przewodniczący PO stwierdził, że przesuwamy się w kierunku ograniczonej demokracji.

07:40

Schetyna: Degradacja Jaruzelskiego i Kiszczaka to pomysł na przykrycie kompromitującej przeszłości Piotrowicza

To wczorajszy pomysł PiS-u na to, żeby przykrywać kompromitującą przeszłość Stanisława Piotrowicza. Nie mam co do tego żadnych złudzeń, ponieważ nie ma żadnego projektu ustawy, oprócz pomysłu, który ma wybrzmieć 13 [grudnia], nic za tym nie idzie. Tak, jak szybko zostało to powiedziane, tak PiS szybko o tym zapomni – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24, komentując zapowiedź zabrania stopni generalskich Jaruzelskiemu i Kiszczakowi. Lider PO pytał, dlaczego nie zrobiono tego za poprzednich rządów PiS. Nie wykluczył zarazem, że Platforma może poprzeć taką inicjatywę.

00:59
Zrzut ekranu 2016-12-14 o 00.14.13

Kryzys frekwencyjny PiS, Piotrowicz, TK, górnicy, Petru zaostrza język o PiS, powrót Tuska – TEMATY DNIA

TO DOPIERO ŚRODA!

ALE 10 DNI DO WIGILII

 

GÓRNICY KONTRA RZĄD – ŚLĄSK STANIE PRZED ŚWIĘTAMI, PROTESTY MOGĄ SIĘ WYMKNĄĆ SPOD KONTROLI – jedynka DGP.

 

PIS DALEKI OD SŁÓW KACZYŃSKIEGO SPRZED ROKU O WIELOSET TYSIĘCZNYCH MANIFESTACJACH – piszemy na 300: http://300polityka.pl/news/2016/12/13/tak-jak-na-wegrzech-pis-daleki-od-zapowiedzi-kaczynskiego-sprzed-roku-o-wieluset-tysiecznych-manifestacjach/

KOD Z MIAŻDZĄCĄ PRZEWAGĄ NAD PIS – strona startowa Superexpressu: se.pl

KACZYŃSKI SPESZONY LICZEBNOŚCIĄ MANIFESTACJI KOD – pisze GW: “Liczebność warszawskiej demonstracji KOD zaskoczyła wczoraj organizatorów. Widać było, że speszyła również Kaczyńskiego. Na placu Trzech Krzyży wypowiadał się mało dynamicznie i znacznie łagodniej niż rano”.

STANĘLIŚMY NAPRZECIWKO SZKODNIKÓW – GPC na jedynce nie traci rezonu i czujności.

ROBERT BIEDROŃ NA TWITTERZE: “Ostatni raz moja mama,działaczka Solidarności, wychodziła na ulicę w czasach PRL. Dziś coś w niej pękło i wyszła ponownie. Dla mnie to znak”.

DUCK OFF – jeden z transparentów na marszu KOD.

 

PIOTROWICZ KŁAMAŁ – jedynka Faktu: Kolejny działacz podziemia oskarża. Prześladował opozycję.

GW O PROKURATORZE PIOTROWICZU: Prokurator Piotrowicz brał udział w rozbiciu spotkania opozycji w 1988 roku?

W KROŚNIE PRZEPRASZALI ZA PIOTROWICZA – na jedynce podkarpackich Nowin zdjęcie z manifestacji Nowoczesnej pod biurem posła PiS. http://jedynki.press.pl/2016-12-14/nowiny.jpg

NIE DAMY SOBIE WYPRAĆ MÓZGÓW – kobieta z transparentem na jedynce GW i tytuł: DOBRA ZMIANA NAPOTYKA NA OPÓR.

 

TREND — PETRU BARDZO ZAOSTRZA JĘZYK O PIS I KACZYŃSKIM: TCHÓRZ OTOCZONY OCHRONIARZAMIhttp://300polityka.pl/news/2016/12/13/bedzie-brakowalo-pieniedzy-na-wszystko-co-naobiecywali-dlatego-wywoluja-emocje-i-robia-igrzyska-5-cytatow/

TUSK WRÓCI NA WYBORY PREZYDENCKIE – Renata Grochal i Tomasz Bielecki w GW: “Według naszych źródeł Tusk bierze pod uwagę powrót do kraju, ale nie na wybory parlamentarne, tylko na prezydenckie, które odbędą się w maju 2020 r. Druga kadencja Tuska w RE, gdyby ją otrzymał, skończyłaby się w listopadzie 2019 r., a więc już po wyborach parlamentarnych, na pół roku przed prezydenckimi”.

KWAŚNIEWSKI O DEGRADACJI KOMUNISTYCZNYCH GENERAŁÓW mówił u KKZ w Faktach z zagranicy: degradacja Jaruzelskiego i Kiszczaka powinna się spotkać z oporem byłych opozycjonistów, gdyż „lepiej być internowanym przez generałów, niż przez szeregowych lub cywilów”. (http://www.tvn24.pl)

 

300POLITYKA RANO OBSERWUJE:
7:30 Grzegorz Schetyna – Jeden na jeden TVN24
7:40 Ryszard Petru  – Poranek TOK FM
7:45 Ryszard Terlecki – Gość Poranka TVP Info
8:02 Andrzej Dera – Gość Radia Zet
8:13 Mariusz Błaszczak  – Salon Polityczny Trójki

DZIEŃ W PIGUŁCE:
komisje o poprawkach do reformy edukacji
przesłuchania przed komisją ds. Amber Gold
PO z górnikami w Sejmie
II czytanie projektu tzw. ustawy dezubekizacyjnej
Senat
debata PE nt Polski
podpisanie umowy na haubice Krab
I czyt. projektu ustawy o Narodowych Obchodach Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości
wybór sędziego TK
głosowanie reformy edukacji

PLAN POLITYCZNEJ ŚRODY: Debata w PE o Polsce, Sejm o reformie edukacji i wyborze sędziego TK, kolejne przesłuchania przed Amber Gold http://300polityka.pl/live/2016/12/14/polityczny-plan-srody-debata-w-pe-o-polsce-sejm-o-reformie-edukacji-i-wyborze-sedziego-tk-kolejne-przesluchania-przed-amber-gold/

 

3 RZECZY KTÓRE TRZEBA WIEDZIEĆ Z PRZESŁUCHANIA KANDYDATA PIS DO TK:

CREDO WARCIŃSKIEGO NA SEJMOWEJ KOMISJI SPRAWIEDLIWOŚCI: Kryzys konstytucyjny to sytuacja, w której nie poruszamy się po prawie, tylko po filozofii prawa http://300polityka.pl/live/2016/12/13/warcinski-kryzys-konstytucyjny-to-sytuacja-w-ktorej-nie-poruszamy-sie-po-prawie-tylko-po-filozofii-prawa/

WARCIŃSKI KWESTIONUJE LINIĘ RZEPLIŃSKIEGO WS SIŁY WYŻSZEJhttp://300polityka.pl/live/2016/12/13/warcinski-w-ostatnim-czasie-przekroczono-umiar-prawo-nie-zna-takiej-koncepcji-jak-sila-wyzsza/

PAWŁOWICZ O GIMBAZIE: http://300polityka.pl/live/2016/12/13/piotrowicz-odnosze-wrazenie-jakby-studenci-urzadzali-profesorowi-kolokwium-pawlowicz-nie-studenci-tylko-gimbaza/

300polityka.pl

Transmisja w TVP, Kurski pod sceną, a zespół odsłania koszulki z tymi podobiznami. „Jestem tutaj z nim”

WB, 14.12.2016

Koncert w Stoczni Gdańskiej

Koncert w Stoczni Gdańskiej (RENATA DĄBROWSKA)

Jacek Kurski podrygiwał tuż pod sceną, a jego TVP na żywo transmitowała koncert w Stoczni Gdańskiej. Prezes telewizji nie spodziewał się, że jeden z zaproszonych zespołów w taki sposób zamanifestuje swoje poglądy.

Pod hasłem „Zapal światło wolności” odbyły się w Gdańsku obchody upamiętniające ofiary stanu wojennego. Głównym wydarzeniem był koncert organizowany przez gdański IPN, NSZZ „Solidarność” i gdański oddział TVP. Koncert nie byle jaki, bo honorowym patronatem objęli go prezydent Andrzej Duda i wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin. Występowały m.in. zespoły Armia, Izrael i Kryzys. To właśnie ten ostatni zespół zgotował organizatorom niemiłą niespodziankę.

Wyśpiewując słowa „jestem tutaj z nim” z piosenki „Święty szczyt” wokalista Kryzysu Robert Brylewski rozpiął kurtkę, pod którą miał t-shirt z podobizną Lecha Wałęsy. Jakby tego było mało, kolejni muzycy odsłonili swoje koszulki z twarzami legend „Solidarności” – Henryki Krzywonos i Jacka Kuronia.

Koncert w Stoczni GdańskiejFot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Oj będą problemy w 🙂 Kryzys na żywo Brylewski w koszulce z Wałęsą, Świtalski w koszulce z Kuroniem @krytyka

Koncert nie tylko był współorganizowany przez TVP, ale także transmitowany na żywo na jednym z kanałów telewizji publicznej. Z relacji trójmiasto.wyborcza.pl wynika, że tuż pod sceną stał prezes TVP Jacek Kurski. Jego minę możemy sobie tylko wyobrazić. To w końcu pod jego rządami telewizja, zgodnie z linią partyjną, zaczęła sekować niesprzyjających PiS-owi opozycjonistów z czasów PRL. Dotyczy to szczególnie Lecha Wałęsy, którego próbowano skompromitować m.in. pokazując nagrania z Magdalenki, a także – niezgodnie z prawdą – ogłaszając, że eksperci potwierdzili autentyczność znalezionej w domu Czesława Kiszczaka teczki TW „Bolka”.

Wielowieyska: Kurski wykonuje mokrą robotę. „Wiadomości” biorą na siebie odium najbardziej ohydnych propagandowych ataków

transmisja

gazeta.pl

Chaos na pokładzie, brak listy pasażerów. Prokuratura bada rządowy lot z Londynu

mk, PAP, 14.12.2016

Wizyta premier Beaty Szydło w Londynie

Wizyta premier Beaty Szydło w Londynie (Matt Dunham (AP Photo/Matt Dunham, Pool))

• Prokuratura analizuje przelot delegacji rządowej z Londynu do Warszawy
• Zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie złożyła Nowoczesna
• Wg „DGP”, organizacja lotu była chaotyczna, doszło do nieporozumień

 

Warszawska prokuratura okręgowa sprawdza, czy nie doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w związku z organizacją przelotu delegacji rządowej z Londynu do Warszawy. Zawiadomienie w tej sprawie złożyła Nowoczesna. – Prowadzimy postępowanie sprawdzające – powiedział PAP rzecznik prokuratury prok. Michał Dziekański.

Dowiedz się więcej:

Co wydarzyło się w samolocie?

„Dziennik Gazeta Prawna” napisał o powrocie delegacji rządowej z wizyty w Londynie. Wojskowa CASA, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała delegacja. Okazało się, że dziennikarze mają wracać embraerem. Na pokładzie tego samolotu znalazło się najpierw więcej osób niż było miejsc, samolot był źle wyważony. Odbywały się rozmowy, kto zostaje w samolocie, a kto wysiada, by polecieć kilka godzin później casą. W jednej z rozmów między znajdującymi się na pokładzie miało paść określenie „to tupolewizm”. Po opuszczeniu pokładu przez grupę osób embraer odleciał do Polski. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

Zobacz także: „Nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos”. Bulwersujące kulisy rządowego lotu z Londynu

chaos

gazeta.pl

Tomasz Piątek

Jak ukarać PiS? Liczmy im misiowe!

14 grudnia 2016

Premier Beata Szydło i członkowie jej gabinetu przed pierwszym posiedzeniem rządu

Premier Beata Szydło i członkowie jej gabinetu przed pierwszym posiedzeniem rządu (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Na łamach „Wyborczej” trwa spór o to, jak pokonać i ukarać PiS. Zgłaszam własną propozycję. A zainspirował mnie Jarosław Kaczyński

W swoich tekstach („Zima wasza, wiosna nasza” i „Tragedia to lato Muminków”) Stanisław Skarżyński radzi lać na odlew, tylko mocniej. Mówi tak: pisowcy obalili porządek prawny III RP, więc nie można ich rozliczać według tego porządku (względnie łagodnego). Nie można ich karać wedle prawa, które zniszczyli – trzeba ich karać wedle bezprawia, które wprowadzili. Smutne to, przyznaje autor, ale nieuniknione: państwa prawa już nie ma. I nie udawajmy, że jest. Drodzy pisowcy, chcecie ulicznych reguł, to będziecie je mieli. Walnęliście pięścią, dostaniecie kastetem.

Taki pomysł ma też walor dydaktyczny. Psujom-pisujom zadrżałyby ręce. Zaczęłyby się bać. Jedni mniej, ale inni bardziej. Walec miażdżący kraj straciłby rozpęd i monolityczność.

Zobacz też: Antoni Macierewicz i płatny konfident komunistycznej Służby Bezpieczeństwa

Autorowi odpowiadają Maciej Stasiński i Bartosz Wieliński, ambasadorzy Krainy Łagodności. Stasiński odrzuca „oko za oko” (co dopiero „oko podbite kastetem”). Mówi: niech zajmą się nimi sądy, mimo wszystko. Wieliński proponuje nadzwyczajną komisję prawdy i pojednania na wzór południowoafrykański. Pisowcy mieliby się przed nią publicznie spowiadać.

Rozumiem argumenty wszystkich trzech autorów. Skarżyński ma rację. Pisowcy nie powinni czuć się bezkarni. Nie możemy w nieskończoność nadstawiać policzka. Bo nadstawiamy nie tylko swój. Powtarzając sobie: „Znośmy pokornie to wszystko, za trzy lata wybory”, pomagamy miażdżyć grupy dyskryminowane: kobiety, gejów i lesbijki, niekatolików, imigrantów. Pisowcy muszą sobie przypomnieć, że Pani Demokracja w dłoniach ma nie tylko lilię. Także rózgę.

Albo i bat. Bat, który sami jej w ręce włożyli. Bo jeśli władzę odzyska opozycja demokratyczna, to niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego może być przywracana opieszale. Nowa władza może ulec pokusom bezprawia, by wysmagać przeciwnika…

Temu jednak sprzeciwia się Stasiński. On też ma rację. Jako racjonaliści i/lub chrześcijanie nie możemy linczować. Musimy doprowadzać przed niezawisły sąd. Choćby i w kajdankach, w asyście kamer TV.

I swoją rację ma również Wieliński. Wielkie narodowe wyznanie win nam wszystkim dobrze by zrobiło. Wszyscy powinniśmy popatrzeć sobie w twarz i opowiedzieć, co poszło nie tak. Gdzie popełniliśmy błąd, gdzie grzech.

Ale spowiedź nie wystarcza. Podobno winna jej towarzyszyć pokuta i zadośćuczynienie.

Premier Beata Szydło i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie 22 grudnia 2015 r. PRZEMEK WIERZCHOWSKI

Liderzy, mam nadzieję, odpokutują w więzieniu. A w każdym razie – stając przed sądem. Jednak tych, którzy zasługują lub zasłużą na proces sądowy, będzie co najwyżej kilka tysięcy. Parlamentarzyści koalicji rządzącej, ministrowie i wiceministrowie, wysocy urzędnicy państwowi i funkcjonariusze partyjni, nowi szefowie spółek państwowych, kłamcy z mediów „dobrej zmiany”, notoryczni trolle internetowi… Ale co z pomniejszymi uczestnikami „dobrej zmiany”? Na przykład z szeregowymi członkami partii rządzącej? Trzeba ich rozliczyć – przynajmniej z tego, co się da wyliczyć.

Informatorzy z branży marketingowej donoszą, że jedna spółka państwowa (razem z firmami zależnymi) może dziś zatrudniać nawet kilkuset tzw. Misiewiczów. Czyli niekompetentnych i suto opłacanych aparatczyków. A taki „Misiewicz” w samych tylko pensjach, premiach i apanażach (np. samochód służbowy) kosztuje podatnika ok. 200 tys. zł rocznie.

Według wykazu znajdującego się na stronie likwidowanego właśnie Ministerstwa Skarbu spółek państwowych jest 396. Załóżmy, że każda z nich zatrudnia średnio 20 Misiewiczów. To daje nam 396 razy 20 razy 200 tys. Czyli 1,584 mld zł rocznie.

Pobieżny, stronniczy, zawyżony szacunek? Pobieżny – ale bardzo zaniżony. Eksperci z portalu Strefa Inwestorów wyliczyli, że w ciągu ostatniego roku wartość spółek skarbu państwa spadła na giełdzie o 39 mld zł. Doliczmy straty wynikające z niekompetencji tych Misiewiczów, co trafili nie do spółek, ale do urzędów… Wypadałoby uznać, że ten rok będzie nas kosztować co najmniej 50 mld zł.

A cztery lata – 200 mld, jeśli „dobra zmiana” nie zmieni tempa.

Jak odzyskać tę kasę? Poszukałem inspiracji u samego prezesa. W latach 90. niektórzy politycy – w tym właśnie Jarosław Kaczyński – lansowali pomysł „dekomunizacji finansowej” w formie opłaty. Każdy członek PZPR i władz PRL miał się oczyścić z politycznej winy, płacąc specjalny podatek (w wysokości zależnej od jego rangi w komunistycznej hierarchii). „Wypierz się, komuszku, w proszku tym: POLLENIN!” – naśmiewał się satyryk Marcin Wolski (dzisiaj wielbiciel Kaczyńskiego, szef TVP 2).

Pomysłu nie zrealizowano. Może i słusznie. Komunistom wiele wybaczono za to, że bez oporów zrzekli się władzy absolutnej. Tworzyli sobie jakieś spadochrony, ale w końcu zdali się na łaskę i niełaskę demokracji. W ten sposób pomogli ją wprowadzić.

Takiego wybaczenia nie może być dla pisowców. Oni wzięli w swoje ręce demokrację i ją zepsuli. A teraz zastępują ją autorytaryzmem. Powinni zapłacić.

Państwo nie może nikogo skazywać bez sądu – nawet na grzywnę. Może jednak wlepiać kary administracyjne. Nie grzywny, ale mandaty.

Pisowcy muszą nam zapłacić misiowe (tak to nazwijmy – wszyscy rozumieją, o co chodzi). Wielki Nadzwyczajny Mandat, niepodlegający zwyczajnym ograniczeniom dla administracyjnych kar pieniężnych. Nowy parlament powinien takie misiowe uchwalić.

Kto miałby je płacić? Członkowie PiS i partii kolaborujących. Wszyscy Misiewicze ze spółek skarbu państwa oraz urzędów publicznych (nie tylko szefowie). Jak również właściciele, inwestorzy, pracownicy i współpracownicy redakcyjni „mediów narodowych” i „dobrozmianowych” (z nienawistnymi portalami włącznie). Zatem ci, co świadomie przyczyniają się do pisokłamstwa i/lub czerpią z niego zyski.

Bartłomiej Misiewicz&Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

Uwaga dla neoliberałów: misiowe nie może dotyczyć ludzi korzystających z programów socjalnych PiS (w zasadzie słusznych, choć wprowadzonych po wariacku). Odwrotnie: część misiowego powinna iść na racjonalizowanie tych programów.

Wróćmy do dygnitarzy, kombinatorów i propagandzistów, czyli przyszłych płatników misiowego. Spokojnie uzbiera się ich jakieś 100 tys. Z wyliczeń powyżej wynika, że w 2019 r. każdy misio-płatnik będzie miał do zapłaty średnio 2 mln zł. Średnio, bo szczególnie „zasłużeni” powinni płacić więcej niż pionki. Muszą zostać obciążeni większą cząstką narodowej straty.

Jak sobie z tym poradzą? Ich problem. Trzeba było nie pisować!

Oczywiście, może być gorzej: straty mogą przekroczyć 200 mld. Zatem opozycja przez najbliższe lata powinna aktualizować prognozy misiowego. Ekonomiści powinni liczyć, jak rosną koszty – i ile przypadnie na pojedynczego pisowca. Eksperci powinni typować prominentnych Misiewiczów, Piotrowiczów i Wolskich, którzy za swoje szkodnictwo zostaną szczególnie obciążeni. Dzięki temu każdy pisowiec mógłby być na bieżąco z wiszącą nad nim rózgą Pani Demokracji. Założę się, że strony publikujące aktualne wyliczenia misiowego byłyby hitem internetu.

Polska opozycja demokratyczna jest odporna na dobre pomysły. Ten jednak powinna wziąć z pocałowaniem ręki (bierzcie: zrzekam się praw autorskich).

Po pierwsze, ten pomysł jest sprawiedliwy. Po drugie, chwytliwy. Polacy są czuli na hasło: „Ten to się nakradł!”. Większość z nas nie lubi sądów, aresztowań, więzień. Nie ufamy sędziom, policjantom, instytucjom resocjalizacyjnym. Ale lubimy, gdy złodziej płaci. Może nie jest to nasza najlepsza cecha narodowa. Jednak trudno jej się dziwić. Jesteśmy na dorobku. Dopiero niedawno (i niecałkowicie) wyszliśmy z biedy. Opłaciliśmy to ciężką pracą. W tej sytuacji każdy grosz potrafi boleć… A boleć będzie jeszcze bardziej, gdy PiS roztrwoni tę ciężką pracę i wepchnie nas znowu w biedę.

Dlatego po trzecie, ten pomysł jest humanitarny. Za parę lat Polacy będą chcieli rozszarpać pisowców. Wtedy opozycja zawoła: przecież mamy plan, jak odzyskać te pieniądze bez przemocy i ogólnego bałaganu! Mamy plan, jak ukarać pisowców po ludzku, a surowo i pożytecznie. Czyli co do grosza.

Po czwarte, ten pomysł wygląda realistycznie. Pisowcy raczej nie przejmują się groźbą sądów i trybunałów po utracie władzy. „Nie będą mieli jaj” – pocieszają się – żaden rząd nie lubi sadzać byłego rządu. Bo po co dawać przykład następnemu rządowi?”. To prawda. Ale każdy rząd radośnie korzysta z okazji, by zabrać trochę pieniędzy obywatelom. Szczególnie tym, którzy są słabsi.

Pisowcy to wiedzą. I wiedzą, że gdy stracą władzę, to oni będą słabszymi obywatelami.

Puk, puk! Kto tam? Pani Demokracja! Z rachunkiem za dojną zmianę!

piatek

wyborcza.pl

 

Jacek Dubois, Krzysztof Stępiński

Polski Teatr Internetowy przedstawia dramat polityczny „Przechodzę do opozycji”

14 grudnia 2016

0 Polska, 13 grudnia 2016 na ulicę polskich miast wyszło tysiące Polaków protestując przeciwko naruszaniu zasad demokracji przez rządzących

0 Polska, 13 grudnia 2016 na ulicę polskich miast wyszło tysiące Polaków protestując przeciwko naruszaniu zasad demokracji przez rządzących (KACPER PEMPEL / REUTERS / REUTERS)

Polska, 13 grudnia 2016, na ulicę polskich miast wyszło tysiące Polaków, protestując przeciwko naruszaniu zasad demokracji przez rządzących.

Warszawa, Nowogrodzka po południu

Minister spraw wewnętrznych, blady, klęcząc przed siwowłosym mężczyzną siedzącym w fotelu: – Naczelniku, nie podołałem wyzwaniu, nie wiem, w jaki sposób wymknęli się z domów. Proszę o wybaczenie.

Prezes: – Wybaczam.

Minister, odzyskując kolory na policzkach: – Dziękuję.

Prezes: – Ale pod warunkiem……

Warszawa, Nowogrodzka, chwilę później, odprawa ścisłego kierownictwa politycznego.

Prezes: – Nie powstrzymamy tej fali protestu. Musimy zatem przejąć nad nią kontrolę.

Minister MON: – Skrzyknąć moje hufce obrony terytorialnej.

Prezes, z niesmakiem lekceważy pytającego: – Zdecydowałem się przejść do opozycji. Od dziś wy mnie będziecie zwalczać, a ja dzięki swojej bohaterskiej postawie w walce z wami przejmę kontrolę nad opozycją, co pozwoli mi na nowo uzyskać większość sejmową. Ale teraz muszę się zdrzemnąć.

Warszawa, Nowogrodzka, chwilę później, korytarz. Uczestnicy spotkania oczekują, aż prezes skończy drzemkę.

Minister MON: – Zwariował.

Minister MSW: – Nie, ma przebłysk geniuszu

Warszawa, Nowogrodzka, kilka godzin później, po zakończeniu drzemki prezesa.

Prezes, jeszcze ziewając: – To plan jest taki. Jutro wygłaszam przemówienie wzywające do przywrócenia w kraju demokracji. Wtedy wy wprowadzacie stan wojenny i mnie internujecie.

Minister sprawiedliwości: – Nigdy bym nie śmiał wsadzić Pana Naczelnika do więzienia.

Prezes: – Do jakiego więzienia? Będę internowany w swoim domu na Żoliborzu. Jak już odeśpię te wszystkie dolegliwości, obywatele spontanicznie uwolnią mnie i obwołają naczelnikiem. Mariusz, ty tego osobiście dopilnujesz. Dalej już będzie prosto: rozwiązujemy Sejm i rozpisujemy nowe wybory, w których moja nowa partia zdobywa konstytucyjną większość.

Minister sprawiedliwości, drżąc: – A co będzie z nami?

Prezes: – Nie będzie żadnej grubej kreski jak w 1989 r. Staniecie przed sądem.

Ministrowie zgodnym chórem: – I do tiurmy.

Prezes: – Zwariowaliście. Andrzej was od razu ułaskawi, wyrażacie skruchę i wracacie do roboty, w końcu potrzebni mi będą ludzie do walki z wypaczeniami poprzedniej władzy.

Warszawa, Żoliborz, wieczorem.

Prezes wybiera pled na trudny czas opozycyjnej pracy.

Kot: – A co będzie, jeśli Andrzej wybije się na samodzielność?

Kurtyna

Zobacz: Od roku PiS funduje nam państwo stanu wyjątkowego – komentuje Rafał Zakrzewski

 

dramat

wyborcza.pl

czosuyfxuaai5ab