1.

 

nie popierając Donalda Tuska działa wbrew interesowi Polski. Jedynym powodem takiego działania jest chęć zemsty Jarosława Kaczyńskiego.

 

Kaczyński zarzuca Tuskowi „łamanie zasad UE” i „obniżanie statusu Polski”. Przy okazji manipuluje

past, 07.03.2017

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Czarek Sokolowski (AP Photo/Czarek Sokolowski))

Donald Tusk szkodzi Polsce, a na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej zgłosił się sam – mówił w TVP Jarosław Kaczyński. To drugie jest jednak manipulacją – zgodnie z prawem UE Tusk nie jest wybierany ponownie, lecz odnawia się jego mandat.

Jarosław Kaczyński w programie „Gość Wiadomości” mówił o tym, dlaczego PiS nie popiera kandydatury Donalda Tuska na szefa RE i wystawiło swojego kandydata.

– Jak wiadomo pan Donald Tusk zgłosił się sam, a jest to kandydat z naszego punktu widzenia, z polskiego punktu widzenia, zupełnie nie do zaakceptowania – powiedział prezes PiS. Dopytany przez prowadzącą Kaczyński dodał, że Tusk jest „swoim kandydatem i może jeszcze pana Schetyny”.

Ta wypowiedź jest manipulacją – ponieważ Tusk „nie zgłosił się sam”. Tuska nie musiał nikt zgłaszać ani być zgłoszonym, ponieważ głosowanie dotyczy nie wybrania go, a odnowienia mandatu. Zgodnie z zasadami wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej po tym, jak szef RE kończy pierwsza kadencję, rada nie wybiera go ponownie, ale „odnawia jego mandat”.

Dlaczego ta kandydatura jest nie do zaakceptowania? Kaczyński tłumaczył:

Dlatego, że łamał podstawowe zasady UE, to znaczy neutralność wobec spraw wewnętrznych poszczególnych państw. Popierał i popiera opozycję, i to opozycję bardzo szczególnego rodzaju: która wzywa służby do nieposłuszeństwa, która blokuje Sejm, która sama o sobie mówi, że jest opozycją totalną i która mówi, że przejmie władze przy pomocy ulicy i zagranicy.

„Chodzi o status Polski w Europie i na świecie”

Wg. prezesa PiS kandydatura Jacka Saryusz-Wolskiego ma na celu zatrzymanie „obniżaniu statusu Polski”. – Chodzi o to, żeby ten status przywrócić do stanu, jaki był pod koniec naszych rządów, kiedy to z Polską się liczono – mówił Kaczyński.Jego zdaniem za rządów Tuska status Polski w UE „obniżał się”.

– To nie jest przedsięwzięcie do wywołania chwilowego zainteresowania. Chodzi o status Polski w Unii Europejskiej i szerzej, status Polski w Europie i na świecie – przekonywał prezes partii rządzącej. Kaczyński utrzymywał też, że Tusk nie tylko angażował się w wewnętrzną politykę, ale też „działał przeciwko Polsce”. – Proszę pamiętać o poparciu Donalda Tuska dla sankcji wobec Polski – powiedział prezes PiS.

Jednak takie poparcie jest jedynie spekulacją. Tusk nigdy jednoznacznie nie powiedział, że popiera nałożenie sankcji na Polskę. Podczas jednego z wystąpień nazwał „optymalną” decyzję Komisji Europejskiej o wszczęciu wobec Polski procedury kontroli praworządności.

Ta procedura teoretycznie mogłaby skończyć się nałożeniem sankcji – jednak byłby to ostateczny i radykalny krok, a możliwych byłyby wiele innych środków. Przy innej okazji Tusk zapewniał, że będzie starał się, by Polska „nie poniosła szwanku”.

Prezes PiS: Nie obiecałem Saryusz-Wolskiemu teki szefa MSZ

Kaczyński zaprzeczył jakoby miał obiecać fotel szefa MSZ Saryusz-Wolskiemu. – Nie obiecałem niczego takiego – powiedział Kaczyński.

Szef PiS odniósł się w ten sposób do spekulacji, jakoby Saryusz-Wolski miał w zamian za zgodę na kandydowanie na szefa Rady Europejskiej, w przyszłości otrzymać tekę szefa polskiej dyplomacji.

Na czwartek i piątek w Brukseli zaplanowany jest szczyt UE, na którym ma zapaść decyzja o wyborze szefa Rady Europejskiej na kolejne 2,5 roku. Na początku lutego Donald Tusk, który na ten urząd został wybrany latem 2014 r., zadeklarował chęć kontynuowania dotychczasowej pracy.

gazeta.pl

WTOREK, 7 MARCA 2017

Kaczyński o konsekwencjach nielegalności wyboru prof. Gersdorf: Wtedy SN będzie musiał powtórzyć procedurę

21:04


Kaczyński o konsekwencjach nielegalności wyboru prof. Gersdorf: Wtedy SN będzie musiał powtórzyć procedurę

SN będzie musiał powtórzyć tę procedurę wg jakichś jasnych reguł. To jest dużo, SN powinien być ostoją praworządności. Jeżeli się dokonuje czegoś tak ważnego, jak wybór kandydatów, no to mamy do czynienia tu z kryzysem i tej instytucji – powiedział w Gościu Wiadomości Jarosław Kaczyński.

300polityka.pl

Z przykrością to stwierdzam. Jeżeli UE nie zablokuje środków przeznaczonych dla PL, dyktator Kaczyński będzie nadal bawił się w najlepsze.

WTOREK, 7 MARCA 2017

Kaczyński: Sądy będą bardziej obiektywne

20:48

Kaczyński: Sądy będą bardziej obiektywne

– Sądownictwo ma być lepsze dla obywateli, sprawiedliwsze, szybsze. Było wiele niesprawiedliwych wyroków. I to w różnych dziedzinach. Nie da się zaprzeczyć temu, że wielu przedstawicieli tej korporacji uwikłało się w różne związki. W tej korporacji mamy tak, że jest establishment, który o wszystkim decyduje i tą resztę, która ma niewiele do powiedzenia. Trochą tak jak w Polsce, my to zmieniamy. Sądy będą bardziej obiektywne. I nie będą zaangażowane politycznie – powiedział w „Gościu Wiadomości” Jarosław Kaczyński.

WTOREK, 7 MARCA 2017

Kaczyński: Premier Irlandii nie wkraczał w polskie sprawy, nie popierał opozycji totalnej

20:37

Kaczyński: Premier Irlandii nie wkraczał w polskie sprawy, nie popierał opozycji totalnej

– Premier Irlandii nie wkraczał w polskie sprawy, nie popierał opozycji totalnej, nie mówił o dokonywaniu puczu. Bo przejęcie władzy przez ulicę i zagranicę, to jest pucz – powiedział w „Gościu Wiadomości” Jarosław Kaczyński.

20:33

Kaczyński: Nie obiecałem stanowiska szefa MSZ Jackowi Saryusz-Wolskiemu

Nie obiecałem niczego takiego. Nie jest tak, że pan Saryusz-Wolski jest kandydatem na szefa MSZ. – powiedział w „Gościu Wiadomości” Jarosław Kaczyński.

20:28

Kaczyński: 8-10 tygodni temu strona niemiecka mówiła nam, że jeśli zaprotestujemy przeciwko Tuskowi, to on nie będzie wybrany

– Jeśli Tusk zostanie wybrany, to będzie zupełnie inna Unia. Jeszcze niedawno w nieoficjalnych rozmowach mówiła nam strona niemiecka, że jeśli się zaprotestujemy przeciwko temu wyborowi, to oczywiste, to Tusk nie zostanie wybrany. To było 8-10 tygodni temu. Coś się zmieniło. To trzeba rozpatrywać w kontekście wczorajszej deklaracji wersalskiej. Wiele rzeczy jest jaśniejszych teraz. I decyzja o wpuszczeniu emigrantów ekonomicznych, co wypchnęło Wielką Brytanię z UE. I te decyzje dotyczące Tuska. On z całą pewnością nie będzie się przeciwstawiał Europie różnych prędkości. My nie możemy powiedzieć teraz, ze na pewno tak będzie, ale decyzja w Wersalu oznacza, że proces rozpadu UE zapoczątkowany prze Brexit będzie się pogłębiał. Dlaczego pani Merkel idzie w takim kierunku? Nie wiem. Ale jej poprzednie decyzje stają się bardziej zrozumiałe. Nasz opór [przeciwko Tuskowi] będzie bardzo zdecydowany, premier Szydło została do tego zobligowana – powiedział w „Gościu Wiadomości” prezes Jarosław Kaczyński.

20:18

Kaczyński: Tusk jest kandydatem swoim. I może pana Schetyny

Tusk jest kandydatem swoim. I może pana Schetyny. Ja się obawiam, że te bardzo ostre i szybkie reakcje miały też za swą podstawę obawy pana Schetyny. Powrót Tuska byłby niezupełnie wygodny dla niego – powiedział w „Gościu Wiadomości” Jarosław Kaczyński.

20:15

Kaczyński: Jeśli ktoś sprzeciwia się kandydaturze Saryusz-Wolskiego, to działa wbrew polskim interesom

To pokazuje jak bardzo PO idzie w kierunku całkowitej destrukcji. Polskim kandydatem jest Saryusz-Wolski. Jest ktoś przeciwko temu występuje, to działa wbrew polskim interesom. Słowa o ulicy i zagranicy są brzemienne. Mielismy w Polsce tradycje…. ja tuż nie chce już zaostrzać. Pan Schetyna jako historyk orientuje się w tym, co robi. A robi bardzo źle – mówił o wyjeździe Schetyny do Brukseli Jarosław Kaczyński w „Gościu Wiadomości”.

20:11

Kaczyński o kandydaturze JSW: To nie jest przedsięwzięcie dla zabawy. To dla naszych interesów

Jest następujący sens, jak wiadomo Tusk zgłosił się sam. A jest to kandydat z polskiego punktu widzenia nie do zaakceptowania. Łamał podstawowe zasady, które powinny obowiązywać w UE. Zasadę neutralności – popierał opozycję, która wzywa aparat państwowy, służby do nieposłuszeństwa. Dziś z Polską się próbują nie liczyć, stąd ta kandydatura, stąd nasz sprzeciw. To nie jest przedsięwzięcie dla zabawy. To jest przedsięwzięcie dla naszych interesów, statusu Polski w Europie i na świecie – powiedział w „Gościu Wiadomości” Jarosław Kaczyński.

300polityka.pl

Europa wciąż chce Tuska. PiS w przekazach dnia wylicza grzechy przewodniczącego RE

Tomasz Bielecki, Bruksela, Agata Kondzińska, 07 marca 2017

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk (Alastair Grant (AP Photo/Alastair Grant, FILE))

Szanse Donalda Tuska na II kadencję w Brukseli wzrosły jeszcze bardziej w ostatnich dwóch dniach. Ma poparcie największych krajów UE. I nie ma żadnego kontrkandydata prócz Jacka Saryusz-Wolskiego.

Poniedziałkowy szczyt Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii w Wersalu nie przyniósł żadnych zmian w sprawie Donalda Tuska. Choć tego nie ogłoszono tam publicznie, to wedle nieoficjalnych sygnałów wszystkie cztery najważniejsze kraje Unii mocno popierają Tuska na kadencję od 31 maja 2017 r. od 30 listopada 2019 r. I co ważniejsze, postawione przez Polskę pod ścianą, są gotowe w ten czwartek wieczorem przegłosować premier Beatę Szydło. A zatem zamierzają po raz pierwszy w historii UE obsadzić jedno z jej najwyższych stanowisk kandydatem, któremu sprzeciwia się rząd jego własnego kraju.

Saryusz-Wolski to „jedyny kandydat na szefa RE”

– Ponad 90 proc. szans na reelekcję Tuska – obstawiało we wtorek w rozmowie z „Wyborczą” dwóch wysoko postawionych zachodnich dyplomatów. Ale Polska twardo obstaje przy kandydaturze Jacka Saryusz-Wolskiego, która prawdopodobnie była obliczona nie tyle na jego wybór na szefa Rady Europejskiej, ile na przełamanie konsensusu wokół Tuska i zachęcenie innych rywali, by stanęli do wyścigu. Jednak w zakulisowych rozmowach przedstawicieli krajów Unii w Brukseli do wtorku nie pojawił się żaden dodatkowy kandydat. Rząd Beaty Szydło najwyraźniej jednak nie zamierza odpuszczać.

– Polska będzie się domagać zaproszenia Jacka Saryusz-Wolskiego na szczyt UE w czwartek, by mógł przedstawić swój program – zapowiedział szef dyplomacji Witold Waszczykowski. Chodzi o tę część obrad, którą poprowadzi nie Tusk (bo kandyduje), lecz Joseph Muscat, premier Malty sprawującej unijną prezydencję w tym półroczu. Maltańczycy nie komentowali we wtorek żądań Waszczykowskiego.

Z zapowiedzi Waszczykowskiego wynika, że rząd zamierza podjąć próbę obalenia kandydatury Tuska za pomocą podważania jej legalności. Sam Saryusz-Wolski za pośrednictwem Twittera ogłosił, że „rola nieformalnego lidera opozycji”, czyli Tuska, kłóci się z zapisami traktatu o UE nakazującemu, by „przewodniczący Rady Europejskiej nie pełnił krajowych urzędów”. Natomiast Waszczykowski przekonywał we wtorek, że jedynym kandydatem na szefa Rady Europejskiej jest Saryusz-Wolski, bo oficjalnie zgłosił go jeden z krajów UE, czyli Polska. Waszczykowski stwierdził, że Tusk nie jest jeszcze kandydatem, bo nie otrzymał dotąd oficjalnej nominacji żadnego kraju Unii.

Tyle że unijne prawo nie zawiera żadnego wymogu nominacji. A kandydata (bądź kandydatów) z szansami na większość głosów przedstawi – po swych konsultacjach – Malta. Kandydaturę Tuska w 2014 r. w ten sposób przedstawił jego poprzednik Herman Van Rompuy. A przy II kadencji Van Rompuya w 2012 r. ta rola przypadła Danii sprawującej wówczas półroczną prezydencję.

Zobacz: „Kwestionowanie Tuska to pierwszy krok do wyprowadzania Polski z Unii” – Gronkiewicz-Waltz ostro o PiS i polowaniu CBA

Warszawa jako jedyna nie poprze Tuska

Waszczykowski uczestniczył we wtorek w spotkaniu Rady UE ds. Ogólnych (Polska zwykle wysyła na nią ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego), której głównym zadaniem było przygotowanie czwartkowego szczytu UE. Podczas wtorkowego spotkania Waszczykowski – zdaniem świadków obrad – nie zająknął się na temat Saryusz-Wolskiego. Po tej naradzie niemiecki wiceszef dyplomacji Michael Roth przed kamerami wzywał Polskę do rezygnacji z zastrzeżeń wobec Tuska.

– Akurat w czasach takich jak dzisiaj powinniśmy przecież trzymać się razem, także w kwestiach personalno-politycznych i nie wnosić do Unii Europejskiej nowych konfliktów – powiedział.

Roth nawiązał też do zastrzeżeń ze strony Węgier, a minister Waszczykowski – jak wynika z jego sugestii – wręcz nie wyklucza poparcia Budapesztu dla Saryusz-Wolskiego. Jednak premier Viktor Orban nie zamierza głosować przeciw Tuskowi.

– Węgier jest teraz powściągliwy w publicznych wypowiedziach, bo jako nowy lider regionu wyszehradzkiego nie chce upokarzać rządu Polski – tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów.

Jeśli premier Szydło zażąda w czwartek w Radzie Europejskiej formalnego głosowania w sprawie Tuska, to – jeśli między przywódcami utrzyma się stan z wtorkowego wieczora – Polska będzie jednym krajem głosującym na „nie”.

PiS wylicza grzechy Tuska

W przekazach dnia rozsyłanych do posłów i senatorów PiS, by wiedzieli jak komentować bieżące wydarzenia, wymienione są „grzechy” Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej: łamanie zasady neutralności wobec Polski; zaangażowanie „w akcje organów UE, które były skierowane przeciwko Polsce”, a służyły całkowitemu zafałszowaniu sytuacji; popierał projekty i decyzje godzące w interes kraju.

Pochwały PiS zarezerwował dla europosła Jacka Saryusz-Wolskiego: polityk bardzo doświadczony na scenie europejskiej; ma zasługi na rzecz integracji europejskiej, w tym jest jednym twórców naszego wejścia w struktury UE.

W instrukcjach jest też podpowiedź, że „elementem przesądzającym była gwarancja bezstronności”. Decyzję o wyrzuceniu Saryusz-Wolskiego z PO i Europejskiej Partii Ludowej nazywają „skandaliczną i antypolskim działaniem”.

PiS wyjaśnia też swoim posłom, dlaczego rząd nie może poprzeć Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej, bo ten stoi po stronie opozycji, co jest „podważaniem wyniku demokratycznych wyborów”. A „wybór szefa RE powinien nastąpić przy akceptacji państwa, z którego pochodzi kandydat. Do tej pory tak zawsze było”. A gdyby stało się inaczej, to „byłby sygnał, że zwycięża koniunkturalizm elit brukselskich”.

PiS przypomina też „ataki Donalda Tuska na Polskę” i cytuje jego tweeta z ostatniego dnia 2016 r. z życzeniami: „W nowym 2017 roku – Ojczyznę wolną od zła i głupoty, Panie”.

Ale też za „Newsweekiem” cytuje słowa Tuska z tekstu, który napisał w 1987 r. dla „Znaku”: „Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu”.

wyborcza.pl

Kaczyński ukradkiem wyprowadza Polskę z UE

Kaczyński ukradkiem wyprowadza Polskę z UE

Celem nie jest Donald Tusk – w tej rozgrywce chodzi o to, by szefem Rady Europejskiej przestał być Polak.

Prezes PiS chce przesunąć Polskę na peryferia UE, a potem może nawet w ogóle z niej wystąpić. Komentatorzy bezradnie rozkładają ręce i pytają: czy Jarosław Kaczyński naprawdę nie rozumie, że z punktu widzenia interesów naszego kraju Polak na stanowisku szefa Rady Europejskiego jest wielką wartością? Nawet jeśli tym Polakiem jest jego osobisty wróg Donald Tusk…

To błędnie postawione pytanie. Jarosław Kaczyński doskonale rozumie, że Polak jako nieformalny „prezydent” Europy jest wielką wartością. Tyle że – jego zdaniem – wartością negatywną. Właśnie dlatego podjął próbę usunięcia go z tego stanowiska.

Zabieg z Jackiem Saryuszem-Wolskim nie ma na celu osadzenia nadambitnego renegata z PO w brukselskim fotelu. Jarosław Kaczyński doskonale wie, że to kompletnie nierealne – i mało go to obchodzi. Tak naprawdę liczy się tylko jedno – by pozbyć się z Brukseli Tuska. I to nie tylko dlatego, że ten polityk stał się w ostatnich latach prawdziwą obsesją lidera PiS-u. Oczywiście, miło będzie wysadzić go z siodła i pognębić, wzywając na przesłuchania w prokuraturze. Ale to tylko przy okazji, dla frajdy i rozrywki, bo rzeczywista stawka w tej grze jest znacznie wyższa, a prawdziwym celem jest pozbycie się Polaka ze stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Niech je zajmie ktokolwiek inny – Francuz, Holender, Niemiec. Właśnie Niemiec byłby najlepszy.

UE zagraża planom Kaczyńskiego

Krytycy Kaczyńskiego sądzą, że prezes PiS-u nie rozumie, iż obecność wpływowych Polaków w decyzyjnym centrum Unii zwiększa znaczenie Warszawy i sytuuje ją w unijnym jądrze, a alternatywą może być ześlizgiwanie się na peryferie, a może wręcz wypadnięcie z grona krajów tworzących UE.

Jednak on to doskonale rozumie. I właśnie do tego zmierza. Traktuje silną pozycję Polski w strukturach Unii jako wielkie zagrożenie dla swojej władzy i planów na przyszłość. Nie chce, by Polska pozostawała w jądrze UE. Najszczęśliwszy byłby, gdyby znalazła się na marginesie, którym Bruksela przestałaby się interesować.
Jarosław Kaczyński od chwili przejęcia rządów przez Prawo i Sprawiedliwość metodycznie demontuje instytucje ograniczające jego władzę i zmuszające go do podporządkowania się regułom gry, na które nie ma wpływu i których nie może dowolnie zmieniać i naginać do swej woli. Skasował niezależność prokuratury, zniszczył Trybunał Konstytucyjny, podporządkował sobie media państwowe i stopniowo tłamsi prywatne, szykuje się do ofensywy przeciw sądom i samorządom, przygotowuje ustawę wymierzoną przeciw organizacjom pozarządowym, zapowiada „repolonizację”, czyli odbieranie gazet i stacji radiowych oraz telewizyjnych zagranicznym właścicielom.

Czy ktokolwiek jest na tyle naiwny, by wierzyć, że niszcząc w kraju wszystkie instytucje i struktury narzucające mu ograniczenia Jarosław Kaczyński pogodzi się z ograniczeniami wynikającymi z członkostwa w UE?

Scenariusz wychodzenia z Unii

Prezes PiS nigdy nie darzył Unii szczególną atencją, tyle że znając nastroje Polaków nie mógł wystąpić przeciw Brukseli z otwartą przyłbicą – w sondażach za członkostwem w UE opowiada się ponad 80 proc. obywateli. Dziś jesteśmy nawet bardziej euroentuzjastyczni niż przed akcesją – w 2000 r. za wstąpieniem do UE opowiadało się 70 proc. Polaków.

Jarosław Kaczyński wybrał więc metodę stopniowego zasiewania fermentu i wbijania klina między polską opinię publiczną a Unię. W podobny sposób w 1990 r. wypowiedział wojnę rządowi Tadeusza Mazowieckiego. Wiedząc, że nie może frontalnie zaatakować popularnego i lubianego przez Polaków premiera, wybrał dla starcia pole zastępcze, wysuwając kandydaturę Lecha Wałęsy na prezydenta i wmawiając początkowo obywatelom, że nie podważa ani nie atakuje linii politycznej rządu, a jedynie chce „przyspieszyć” reformy.

Także w stosunkach z UE obowiązuje dziś w propagandzie PiS bałamutna formuła głosząca, że członkostwo w Unii jest rzeczą dobrą i pożyteczną, jednak sama Unia wymaga reform, musi stać się jakąś bliżej nieokreśloną „Europą ojczyzn”, a traktat trzeba napisać od nowa.

Takie tezy oznaczają w istocie zakwestionowanie Unii Europejskiej. A ponieważ nie wydaje się, by ktokolwiek w Europie zamierzał Kaczyńskiego posłuchać i pisać z nim nowy traktat, konsekwencja może być tylko jedna: kraj nieakceptujący obecnej formuły UE zawsze ma możliwość opuszczenia wspólnoty. Z tej możliwości właśnie skorzystali Brytyjczycy. Kaczyński nie mówi o tym głośno i ukrywa swoje prawdziwe cele, ale w rzeczywistości stara się wepchnąć Polskę na tę samą drogę.

Jak to zrobił Orbán

Wbrew wynikom sondaży, sugerującym, że Polacy są społeczeństwem euroentuzjastycznym, wysiłki prezesa PiS nie są skazane na niepowodzenie. Nastroje społeczne wyraźnie bowiem ewoluują.

„Postawy Polaków w sprawie członkostwa naszego kraju w UE nie są bynajmniej tak jednoznaczne, jak wskazywałyby badania. 37 proc. Polaków uważa bowiem, że nasz kraj mógłby lepiej poradzić sobie z wyzwaniami przyszłości, gdyby był poza UE” – piszą autorzy grudniowego raportu Fundacji Batorego i konkludują: „Jeśli w publicystyce często narzeka się, że polityka PiS wyprowadza Polskę z głównego nurtu polityki europejskiej, to warto zwrócić uwagę, że może to odpowiadać znacznie liczniejszej grupie obywateli, niż zdają się wierzyć krytycy obecnego rządu”.

W sondażu IPSOS dla OKO.press z października 2016 r. zadano pytanie, co należałoby zrobić w związku z tym, że „Europa przeżywa kryzys”. Wprawdzie 43 proc. respondentów odpowiedziało: „pogłębić współpracę i zwiększyć rolę Komisji Europejskiej”, ale niemal tyle samo – 41 proc. – poparło PiS-owską koncepcję „ograniczenia współpracy do spraw gospodarczych i zwiększenie niezależności państw”, a 8 proc. opowiedziało się za wystąpieniem Polski z Unii Europejskiej.

Te trendy niewątpliwie grają na korzyść Kaczyńskiego, który ma przed oczami przykład Węgier – kraju, który w chwili akcesji był jeszcze bardziej proeuropejski niż Polska. W sondażu z 2000 r. za wstąpieniem do UE opowiedziało się 70 proc. Polaków i aż 84 proc. Węgrów. W dzisiejszych badaniach wciąż zdecydowanie przeważają tam ci, którzy uważają, że członkostwo w UE jest dla Węgier korzystne – w lipcu 2016 r. uważało tak 70 proc. obywateli.

A jednak – mimo takich nastrojów – autorytarny i antyeuropejski premier Viktor Orbán cieszy się rzeczywistym poparciem większości społeczeństwa, gdy wytacza propagandowe i polityczne działa przeciw rzekomej unijnej opresji. W oficjalnej propagandzie Bruksela stała się niemal synonimem okupanta.

Rządzącym udało się umiejętnie zbudować wizerunek wroga bazujący na fobiach, uprzedzeniach i stereotypach zakorzenionych w umyśle przeciętego Węgra, dla którego Unia Europejska to nie „my, społeczeństwa Europy”, lecz mityczni biurokraci, wykorzenieni kosmopolici, żywiący się ośmiorniczkami bankierzy i finansiści, pożyczający biednemu ludowi forinty, a domagający się spłacania coraz droższych franków. Ci krwiopijcy chcą nas w dodatku zmusić do przyjęcia dziesiątków tysięcy przybyszy z krajów muzułmańskich. I kto nas przed tym może obronić? Tylko Viktor Orbán – człowiek, który się Unii nie kłania i buduje na południowej granicy zasieki.

Z węgierskich doświadczeń Jarosław Kaczyński z pewnością wyciągnął dwa wnioski: po pierwsze – należy wybrać dogodne pole sporu, w którym władza będzie mogła stanąć przeciw Unii po tej samej stronie barykady, co większość społeczeństwa. Na Węgrzech idealną okazją do tego było pojawienie się rzeki uchodźców przedostających się do kraju przez południową granicę. Węgrzy rzeczywiście widzieli ich na własne oczy i doświadczali związanych z ich obecnością niewygód.

W przeciwieństwie do tego przeciętny Polak żadnego muzułmańskiego uchodźcy nigdy nie widział, bo ich w naszym kraju praktycznie nie ma. Mimo to rządowa propaganda stara się eksploatować ten wątek, licząc na podobny efekt, jak na Węgrzech. Właśnie dlatego minister Błaszczak opowiada dyrdymały o unijnych „strefach szariatu, w których nie obowiązuje zachodnie prawo” i nie wpuszcza syryjskich sierot, które chciały przyjąć władze Sopotu.

Drugi wniosek płynący z węgierskich doświadczeń jest być może jeszcze ważniejszy – niezależnie od tego, jakie jest pole sporu, w oczach przeciętnego obywatela Unia Europejska musi być wrogiem, zaborcą i agresorem. Unia to „oni”. Obcy, którzy chcą „nas” ujarzmić i pozbawić tożsamości.

A jacy to „oni”, jeśli na czele Rady Europejskiej stoi Polak? Wprawdzie Polak najgorszego sortu i wnuk żołnierza Wehrmachtu, ale jednak Polak. To bardzo psuje klarowność obrazu. Dobrze zatem byłoby się go stamtąd pozbyć, zastępując kimś innym, najlepiej niemieckim gejem muzułmaninem, który idealnie ucieleśniałby zagrożenia płynące z Brukseli do Polski.

Przygotowania do decydującej bitwy

Jarosław Kaczyński niewątpliwie ma świadomość, że w nadchodzących miesiącach dojdzie do konfrontacji między Warszawą a Brukselą. Już dotychczasowe przypadki łamania standardów państwa prawa w Polsce spotykały się z protestami na Zachodzie, ale konflikt wciąż nie osiągnął poziomu krytycznego. Z miesiąca na miesiąc jednak ton sporu się zaostrza. Słowa o sankcjach politycznych i finansowych wobec Warszawy (i ewentualnie Budapesztu) padają coraz częściej i z coraz wyższego szczebla. W zeszłym tygodniu wprost powiedział o nich prezydent Francji Francois Hollande.

Prezes PiS niewątpliwie ma świadomość, że przygotowywane przez niego kagańcowe, antykonstytucyjne ustawy wywołają protesty nie tylko w kraju, ale i za granicą. Planowana likwidacja niezależności Krajowej Rady Sądownictwa z pewnością odbije się szerokim echem i wystawi rząd w Warszawie na krytyki i potępienia.
Punktem krytycznym będzie jednak tzw. „repolonizacja” mediów. Gdy polski rząd zacznie odbierać gazety i stacje telewizyjne oraz radiowe niemieckim i amerykańskim koncernom, tamtejsze rządy nie będą mieć wyboru. Pod naciskiem swoich środowisk biznesu będą musiały wkroczyć do akcji przeciw dyktaturze Kaczyńskiego.
A wówczas prezes zacznie wołać „Ratunku, Niemcy mnie biją!”. Przyznacie, że to brzmi znacznie lepiej niż „Tusk mnie bije!”.

Wojciech Maziarski

koduj24.pl

Macierewicz i Szydło – ludzie katastrofy

Obydwa wypadki – Antoniego Macierewicza pod Toruniem i Beaty Szydło w Oświęcimiu – łączy pisowskie signum: łamanie procedur i powypadkowe szukanie winnych wśród innych. Znacie to? Tak! Do najbardziej spektakularnej katastrofy doszło pod Smoleńskiem, tam zostało zabitych (jak chce PiS „poległych”) 96 osób. W Toruniu i Oświęcimiu doszło do katastrof drogowych, a te są „bezpieczniejsze” od lotniczych. Gdyby jednak Macierewicz, bądź Szydło stracili życie („polegli”), mielibyśmy kolejne osoby w panteonie partii Kaczyńskiego. Sprawcami byliby jacyś lokalni Putin, bądź Tusk.

Czy pozabijają się Macierewicz, czy Szydło, jest drugorzędne, mogą wszak zabić niewinnych ludzi, którzy na nich nie głosowali. W tym wypadku prawdopodobieństwo (19% elektoratu głosowało na PiS)  jest jak 5:1. Brak procedur w prawie nazywa sie bezprawiem – o to jest gorsze niż katastrofa smoleńska – bo katastrofa taka dotyczy całego kraju, właśnie znajdujemy się w fazie lotu pikującego, brzozą w tym wypadku będzie Bruksela. Tak walniemy, że kilka pokoleń do przodu się nie pozbiera, bo taki jest sens katastrof – rozwala się w try miga i skutki są nieodwracalne.

Nie chcę snuć porównań ogólnych, powrócę do wypadków pod Toruniem i w Oświęcimiu. Z jaką prędkością jechał Antoni Macierewicz do Torunia, wiemy, bo sam się przyznał przez o. Tadeuszem Rydzykiem. 240 km pokonał w 1 godzinę i 40 minut. Ile to wychodzi km na godzinę? To zadanie powinien rozwiązać Mariusz Błaszczak (dlaczego on? – o tym zaraz).

Z jaką prędkością Macierewicz wracał z Torunia na raut Kaczyńskiego, na którym to został uhonorowany przez sobie podległych dziennikarzy „Człowiekiem Wolności”? Należy podejrzewać, że z taką samą prędkością, z jaką jechał do Torunia. Przestępca nieukarany zawsze popełnia ten sam czyn. Recydywa – to przyzwyczajenie, a Macierewicz jest z tego znany. Recydywą jego jest, iż nie po drodze mu z rozumem i racjonalnościa, za to po drodze mu z Misiewiczem. Do wypadku Macierewicza doszło dlatego, że jego osobisty kierowca (ten sam, który wysługiwał się twórcom stanu wojennego) pomylił drogi, był doganiany ze zwiększoną prędkością przez inny pojazd w kolumnie Macierewicza. Podobno kierowca ministra obrony w ogóle nie hamował, zadziałały systemy zbliżeniowe.

Samochody nie miały autocasco, więc ich naprawa będzie opłacana z kasy państwowej. Kierowca Macierewicza dopuścił się następnie przestępstwa, bo zbiegł wraz z Macierewiczem z miejsca wypadku, a Macierewicz w drodze na raut swego zwierzchnika mógł obmyślić, jak zabezpieczyć „niewinność” swoich podwładnych żandarmów. No, jak to zrobił? Zgadliście! Przekupstwo to najstarsza metoda na świecie. Żandarmi z grupy ochronnej dostali 1700 zł dodatku do pensji. Mobilizujące. Gdyby jeden koleś z drugim zechciał odejść i nie daj boże mówić, dodatek traci.

Macierewicz ma łeb jak sklep, a nawet supermarket. Czy taki łeb ma Błaszczak, który wypowiadał się o katastrofie w Oświęcimiu z Beatą Szydło? Błaszczak ma większy łeb, bo wielkości sporej galerii handlowej. Oto po publikacji „Rzeczpospolitej”, w której opisano wypadek oświęcimski z winą konowoju z pasażerką Szydło, Błaszczak w programie 1 Polskiego Radia („Sygnały Dnia”) był powiedzieć: „Jedynym wiarygodnym źródłem informacji jest prokuratura. Już 11 lutego zrobiłem sobie takie proste ćwiczenie, droga tego samochodu to 56 km, czas przejazdu ok 40 minut. Gdy wpisze się w mapę elektroniczną, to jest czas zgodny z takim przejazdem”. Jeszcze dzisiaj matematykę na maturze zaliczyłby na pięć.

Acz nie zgadzają się z nim dziennikarze „Rzeczpospolitej” i politycy opozycji, mianowicie twierdzą, że kolumna poruszała się z prędkością 90 km na godzinę w terenie, w którym dozwolona jest prędkjość 50 km/h. Nie doszło do użycia sygnałów dźwiekowych, do jakich są proceduralnie zobowiązane pojazdy uprzywilejowane. Ba, poseł Platformy Krzysztof Brejza zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury o niezabezpieczeniu danych pojazdów (bo tachometry zostały poddane twórczemu zniszczeniu z zapisami technicznymi), ponadto kierowcy przekroczli czas pracy – 10 godzin dla kierowców, 12 godzin dla funkcjonariuszy BOR.

Limuzyna, która została rozwalona – audi za 2,5 mln zł – jeździła zaledwie 2 miesiące i skończyła na drzewie. I tym razem nikt nie został zabity, acz może zostać zniszczone życie 20-letniego kierowcy, który stał się ofiarą systemu PiS zwalania winy na innych.

PiS to szczególna partia. Czego się nie dotkną – kończy się katastrofą. Więc przypominam, iż rządzą Polską – więc co nas czeka? Katastrofa. Na razie kibicujemy innej katastrofie, mianowicie zamierzyli się na przewodniczącego Rady Europejskiej, najwyższego urzędu w skali globalnej sprawowanego przez Polaka. Czy zabiją tę największą karierę w historii Polski? Zdolni są do wszystkiego ludzie od katastrof.

 

 

KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA, FAKTY TVN

Gdy frustracja spotyka się z obsesją

07 marca 2017

Jacek Saryusz-Wolski

Jacek Saryusz-Wolski (Fot. Wojciech Surdziel / AG)

Dla PiS liczy się tylko osiągniecie celu. Po trupach. To, jaką kampanię nienawiści uruchomił wobec Donalda Tuska, jest niespotykane. Nie liczy się Polska

O czym jest ta historia? O sfrustrowanym polityku, który poczuł, że to już ostatni moment, kiedy może coś dopisać do swojej bogatej biografii, i za tę cenę postanowił zerwać wszelkie więzi z własną przeszłością? O opętanym nienawiścią liderze, który postanowił zrobić wszystko, by zniszczyć swojego konkurenta, a cena w tym wypadku nie gra roli? O partii, która na sygnał swojego przywódcy jest w stanie zniszczyć reputację własnego kraju, sprowadzić go na polityczne manowce, ośmieszyć, byle tylko zadowolić i nakarmić jego ego? O kompleksach i zazdrości, która pożera zdrowy rozsądek?

Frustracja spotkała się z obsesją, mierność – z zawiścią. Z tej mieszanki nie wynika nic dobrego, skutki dla Polski będą katastrofalne, śmieszność to najmniejszy z naszych problemów.

Jacek Saryusz-Wolski ma – a raczej miał – biografię, której można pozazdrościć. Wiedza, kompetencja – tymi przymiotnikami obdarzano go latami. Czasem dodawano, że jest gwałtownie niezdolny do przyjmowania krytyki, że wybuchowy, niedopuszczający innego zdania. Ale wobec niezaprzeczalnych zasług – praca na rzecz wejścia Polski do Unii Europejskiej – pomijano te przywary.

Poziom niedocenienia nabrzmiewał i właśnie ktoś to dostrzegł. I postanowił cynicznie wykorzystać. Wyobrażam sobie te rozmowy. Z jednej strony pisowscy pochlebcy grający na tej nucie: – Jacku, jesteś świetny, PO cię nie docenia, nigdy nie doceniała, wolała Lewandowskiego, Thun, no i Tuska.

Wybitny europarlamentarzysta dał się na to złapać, skusić, a może i kupić. Kompletnie głuchy na to, co dzieje się w Polsce. On, który tak dziś górnolotnie mówi o wielkich europejskich wartościach, nie dostrzega, że w Polsce łamana jest konstytucja, że zniszczono Trybunał Konstytucyjny. Nie widzi ataków na sędziów i próby zniszczenia demokratycznego państwa opartego na trójpodziale władzy. Dziwne, biorąc pod uwagę jego wiedzę i kompetencje. Nie ma to dla niego żadnego znaczenia? Nie o to właśnie walczył przez całe życie?

Saryusz-Wolski dopisał do swojej pięknej biografii rozdział, którego kiedyś będzie się wstydził. To niesamowite, jak bardzo uległ sile, która musiała go gryźć od środka. Niepohamowanej ambicji, niszczącej nie tylko Polskę, z której jest podobno tak dumny, ale i własną reputację. Reakcja europejskich polityków, jego naturalne od 20 lat środowisko, nie pozostawia złudzeń, jak go oceniają. Zniszczył wszystko, na co zapracował latami. W imię jakiegoś stanowiska, którego wcale nie musi być pewny, w imię pochlebstw zerwał więzi, które łączyły go z jego politycznymi, i nie tylko, przyjaciółmi. Zerwał więzi z ideami, w które wierzył.

Trudno mieć pretensje do PiS, że wykorzystuje słabość sfrustrowanego polityka. O tym, jak bardzo sfrustrowanego, świadczy szeroka fala jego internetowych wpisów, gdy już przerwał milczenie. Jego zasługi dla wejścia Polski do UE są bezsporne, ale pisanie, że to on wprowadzał Polskę do UE z pominięciem wielu wybitnych nazwisk, świadczy o dużej dozie megalomanii. I to porównanie do Trumpa. Naprawdę to dla europosła wzór do naśladowania?

Dla PiS liczy się tylko osiągniecie celu. Po trupach. To, jaką kampanię nienawiści uruchomił wobec Donalda Tuska, jest niespotykane. Nie liczy się Polska. Chęć zniszczenia Tuska wygląda na jedyny motyw, którym kieruje się polski rząd w polityce zagranicznej. Jacek Saryusz-Wolski okazał się pomocny w tym dziele destrukcji, ale dziwi, że tak ochoczo w to wszedł.

Zobacz też: Kandydatura Saryusz-Wolskiego to „akcja ratunkowa” – w „3×3” R. Czarnecki o wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej

 

wyborcza.pl

Jessica Chastain, dwukrotnie nominowana do Oscara aktorka weźmie udział w strajku kobiet w Warszawie

 

Jessica Chastain, aktorka nominowana do Oscara za role w filmach „Służące” i „Wróg numer jeden” ogłosiła na Facebooku, że weźmie udział w warszawskim strajku kobiet.

Chastain jest w Warszawie w związku z promocją filmu „Azyl”, w ktorym wciela się w Antoninę Żabińską, żonę dyrektora warszawskiego zoo, która wraz z mężem ocaliła w czasie II wojny światowej dziesiątki Żydów. – Planuję świętować międzynarodowy dzień kobiet i okazać solidarność polskim kobietom – napisała na swoim facebookowym profilu. – Jeśli nie znacie ich sytuacji i sytuacji politycznej w Polsce, to poczytajcie – zachęciła ponad 700 tys. fanów.

Jessica Chastain we 'Wrogu numer jeden' / materiały promocyjneJessica Chastain we ‚Wrogu numer jeden’ / materiały promocyjne

Jessica Chastain ma na koncie role w filmach „Interstellar”, „Crimson Peak. Wzgórze krwi „, „Gangster”, „Wróg numer jeden”, „Służące” i „Łowca i Królowa Lodu „. Wymieniana jest jako jedna z najlepszych amerykańskich aktorek. Potwierdzeniem tego sa liczne nagrody – m.in. dwie nominacje do Oscara, Złoty Glob, Saturn i inne statuetki.

Premiera „Azylu” 24 marca. Film wyreżyserowała Niki Caro, nominowana do Złotej Palmy w Cannes za film „Sure to Rise”.

Jessica Chastain pomaszeruje z Polkami / screen/ FacebookJessica Chastain pomaszeruje z Polkami / screen/ Facebook

Warszawskie zoo bardzo mocno ucierpiało w bombardowaniach wojennych. Podczas okupacji Niemcy urządzili tam hodowlę świń, a jej dyrektorem został Jan Żabiński. Dzięki temu otrzymał przepustkę do getta, aby tam zbierać odpady restauracyjne dla świń.

Z getta wynosił jednak nie tylko jedzenie. Żabińscy w pustych klatkach po zwierzętach szmuglowali Żydów na bezpieczną, aryjską stronę. „Przemyconych” trzymali w opustoszałych pomieszczeniach, a także w piwnicy swojej willi, która znajdowała się na terenie ogrodu zoologicznego.

Udało im się uratować w ten sposób od pewnej śmierci setki osób. Żabińscy w 1965 roku zostali uhonorowani przez Instytut Yad Vashem tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Historię Żabińskich rozsławiła ją książka „The Zookeeper’s Wife” autorstwa Diane Ackerman z 2007 roku, która z kolei powstała na podstawie pamiętników Antoniny Żabińskiej.

http://cojestgrane24.wyborcza.pl/cjg24/1,13,21464712,0,jessica-chastain-dwukrotnie-nominowana-do-oscara-aktorka-wezmie.html#BoxGWImg

Wypadek Antoniego Macierewicza. Pan Kazimierz myli drogę, nawet nie hamuje, a po wypadku ucieka

Wojciech Czuchnowski, 07 marca 2017

Karambol z udziałem limuzyn Żandarmerii Wojskowej z kolumny wiozącej Antoniego Macierewicza

Karambol z udziałem limuzyn Żandarmerii Wojskowej z kolumny wiozącej Antoniego Macierewicza (Paweł Skraba/REPORTER)

Kierowca szefa MON pomylił drogę, wywołując zamieszanie w kolumnie samochodów Żandarmerii Wojskowej. W momencie kolizji BMW wiozące Macierewicza stanęło dzięki systemowi bezpieczeństwa, bo kierowca ministra nie zdążył zahamować.

– Jedno jest pewne: wypadek nie został spowodowany przez kierowcę samochodu, którym ja jechałem. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości – powiedział Antoni Macierewicz kilka dni po karambolu. Doszło do niego 26 stycznia w Lubiczu pod Toruniem. Tam kolumna samochodów szefa MON wjechała w cywilne pojazdy, czekające na czerwonym świetle.

Za kierownicą pan Kazimierz

BMW wiozące Macierewicza prowadził 61-letni Kazimierz Bartosik. To szara eminencja resortu obrony, którego przeszłość „Wyborcza” opisała zaraz po wypadku.

Bartosik w PRL woził ekipę stanu wojennego, a po zmianie ustroju wkupił się w łaski Macierewicza. W 2015 r. miał odejść na emeryturę jako chorąży Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ale wtedy Macierewicz awansował Bartosika na kapitana SKW. Z IPN znikła teczka personalna Bartosika z danymi o jego pracy w latach 70. i 80.

W Toruniu, gdzie Macierewicz był w szkole o. Tadeusza Rydzyka na wykładzie pt. „Oblicza polskiej dumy”, minister chwalił „pana Kazimierza” za pokonanie ok. 240 km trasy z Warszawy do Torunia w zaledwie 1 godz. i 40 min. Wypadek zdarzył się, kiedy wracali do stolicy na galę wręczenia Jarosławowi Kaczyńskiemu tytułu „Człowieka wolności” tygodnika „wSieci”.

Kierowcy w oficjalnym komunikacie broniło MON: „To dzięki profesjonalizmowi i poświęceniu kpt. Bartosika, który wziął na siebie skutki uderzenia w kierowany przez siebie samochód, minister obrony narodowej nie poniósł żadnych obrażeń podczas wypadku spowodowanego przez inny samochód”. MON wydało komunikat po naszej publikacji o przeszłości Bartosika. Określiło ją jako „kłamliwą” i „skierowaną przeciwko osobom ochraniającym ministra”.

Jak wyglądał wypadek Antoniego Macierewicza

Dochodzenie w sprawie wypadku prowadzi Żandarmeria Wojskowa (to ona na mocy ustawy ochrania ministra obrony narodowej). Żandarmeria z miejsca wypadku przegoniła policję. Postępowanie jest owiane tajemnicą, ale „Wyborczej” udało się nieoficjalnie poznać jego ustalenia. Przeczą oficjalnej wersji, sławiącej profesjonalizm pana Kazimierza.

W kolumnie, która wyjechała z Torunia, były trzy pojazdy. Pierwsza jechała Skoda Superb, za nią BMW 7 z „panem Kazimierzem” i Antonim Macierewiczem, a z tyłu SUV BMW X5 z Grupą Ochronną Żandarmerii.

Relacja osoby znającej szczegóły postępowania: „Trasę zaplanowali tak, że mieli zjechać na autostradę. Tak zrobił kierowca Skody, ale pan Kazimierz zamiast skręcić za Skodą, pognał prosto – zaskakując wszystkich – na starą trasę łączącą Toruń z Warszawą. Kierowca SUV nie wiedział, co robić. Po chwili wahania pojechał za Macierewiczem. Finał był taki, że Skoda musiała zrobić rundę dookoła, a SUV doganiać limuzynę ministra. Tak wpadli na skrzyżowanie ze światłami, gdzie stały cywilne samochody. Pan Kazimierz nie hamował, zadziałały dopiero systemy zbliżeniowe w BMW. Samochód postawiło bokiem, wtedy wjechał w niego SUV, który dokonał dalszej demolki na skrzyżowaniu”.

Nasz informator twierdzi, że żandarmi z ochrony zgodnie oskarżają o spowodowanie wypadku kierowcę Macierewicza. Uważają też, że Kazimierz Bartosik zbiegł z miejsca kolizji (oddalił się razem z Macierewiczem, który spieszył się na galę „wSieci”).

Po wypadku… dodatek do pensji

– Na razie za sprawcę zdarzenia został uznany kierowca SUV-a. I ma o to żal, bo samochody nie maja ubezpieczenia Autocasco, więc grozi mu zabranie poborów w Żandarmerii, może stracić do trzech pensji. Ale ma obiecane, że „skrzywdzony nie zostanie” – twierdzi rozmówca „Wyborczej”.

Według jego relacji, „krzywdy” nie poniosą też żandarmi z Grupy Ochronnej. Po wypadku dostali 1700 zł dodatku do pensji. – Ale tu też jest haczyk. Dodatek jest wypłacany tylko wtedy, gdy ktoś pracuje w grupie. Jeżeli zostanie przeniesiony, traci dodatek – wyjaśnia informator. Przyznanie dodatku ma wzmocnić lojalność żandarmów wobec szefa MON.

Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi dział ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald. Jest osobiście nadzorowane przez mjr Wojciecha Skrzypka, który nominację na szefa działu dostał z rąk Antoniego Macierewicza. W ramach śledztwa nie jest badany wątek oddalenia się z miejsca wypadku przez pana Kazimierza.

Zdarzenie zakwalifikowano początkowo jako kolizję, a nie wypadek. Potem jednak doszło do zmiany kwalifikacji, bo jeden z cywilnych kierowców poszkodowanych przez kolumnę MON spędził w szpitalu więcej, niż trzy dni. Jak informował mjr Skrzypek, zarzuty „nieumyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym” dostał „kierujący pojazdem wojskowym marki BMW X5, żołnierz z Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej”. To właśnie jemu grozi odebranie trzech pensji za wypadek, do którego – jak twierdzą nasze źródła – co najmniej przyczynił się „pan Kazimierz”.

wyborcza.pl

 

Włączają niskie ceny, gdy klientem jest Kościół. Sprawdziliśmy, jak samorządy sprzedają działki

Paweł Kośmiński, współpraca: reporterzy lokalni „Gazety Wyborczej”, 07 marca 2017

Poznań w ostatnich latach nie przekazał Kościołowi żadnej nieruchomości z bonifikatą, a prezydent Jacek Jaśkowiak (po prawej) zapowiedział, że z kurią rządzoną przez abp. Stanisława Gądeckiego będzie się rozliczał w przejrzysty sposób

Poznań w ostatnich latach nie przekazał Kościołowi żadnej nieruchomości z bonifikatą, a prezydent Jacek Jaśkowiak (po prawej) zapowiedział, że z kurią rządzoną przez abp. Stanisława Gądeckiego będzie się rozliczał w przejrzysty sposób (Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta /)

W ciągu ostatnich pięciu lat największe polskie miasta sprzedały Kościołowi kilkadziesiąt działek. Niemal wszystkie z bonifikatą – najczęściej ponad 95-procentową.

Za nieruchomość przy ul. Totus Tuus w Krakowie wartą 2,8 mln netto Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” zapłaciło 56 tys. zł. A za wycenioną na ponad 550 tys. zł działkę przy ul. Nałkowskich w Lublinie archidiecezja lubelska uiściła jedynie 55 zł (przy rekordowej bonifikacie 99,99 proc.).

Z zebranych przez nas informacji wynika, że zaledwie dziesięć spośród polskich miast za niespełna 1,9 mln zł przekazało (sprzedało bądź oddało w użytkowanie wieczyste) Kościołowi ziemie o wartości ponad 21 mln.

Bo sprzeciw jest nie na miejscu

Na sprzedaż bez przetargu, zastosowanie bonifikaty bądź ustalenie ceny uchwałą odpowiedniej rady lub sejmiku zezwalają ustawy: o gospodarce nieruchomościami i o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej.

– To decyzja kompetentnych organów samorządu terytorialnego. Jeżeli mają do tego prawo, należy to oceniać w kategoriach odpowiedzialności politycznej. Odbywa się to bowiem kosztem finansów samorządu. Mieszkańcy mają prawo wiedzieć o tego rodzaju przedsięwzięciach i wyciągnąć ewentualnie konsekwencje podczas wyborów – mówi „Wyborczej” dr Paweł Borecki z Katedry Prawa Wyznaniowego UW. – Oczywiście, Kościół jest instytucją wpływową, a w ostatnich latach te wpływy są coraz większe, więc niedziwne, że tego rodzaju uchwały popierają różne opcje polityczne.

Pod koniec stycznia wspólną decyzją toruńskiego PiS, PO, prezydenckiego Czasu Gospodarzy oraz Mariana Frąckiewicza z SLD i Macieja Cichowicza z Czasu Mieszkańców za 16 tys. zł Kościół otrzymał w dzierżawę wieczystą bez przetargu i z 99-proc. bonifikatą działkę wartą 1,6 mln. – Dyskusja o wysokości bonifikaty jest nie na miejscu. W latach poprzednich przekazywaliśmy bezpłatnie grunty pod obiekty sakralne i nie budziło to kontrowersji – argumentował radny… z SLD.

Podobnie jednogłośnie radni podejmowali decyzje w Rzeszowie, gdzie w ostatnich latach na preferencyjnych warunkach miasto sprzedało Kościołowi dwa tereny, a w ramach zamiany przekazało mu trzy kolejne. Po jednej z zamian Parafia pw. św.św. Wojciecha i Stanisława uzyskała blisko 25-arową działkę. Stanął tam budynek, który zgodnie z założeniami miał być „centrum sportu i rekreacji”. Ale służy jako kościół nowo utworzonej parafii, której budowie sprzeciwiali się mieszkańcy osiedla.

Zobacz też: Za parę lat nie będzie czym rządzić – Andrzej Olechowski w „Temacie dnia”

Problem braku wzajemności

Problemem nie jest tylko sprzedaż działek za niewielką część ich wartości. Poznań w ostatnich latach nie przekazał Kościołowi żadnej nieruchomości z bonifikatą, użyczał mu za to lokali po preferencyjnych cenach. I tak np. katolicka szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum im. bł. Natalii Tułasiewicz przy ul. Mińskiej rocznie płaciły 11 tys. zł czynszu, a Publiczne Gimnazjum Katolickie im. Stanisława Kostki za korzystanie z miejskiego budynku przy ul. Kanclerskiej – 14 tys. zł rocznie. Dla porównania – za użytkowanie kościelnego budynku przy ul. Głogowskiej, w którym działało publiczne liceum, miasto musiało płacić kurii aż 400 tys. zł rocznie.

Z podobnym brakiem wzajemności borykała się Częstochowa. Gdy w 2010 r. Instytut Prymasowski kupował kolejną ziemię, za ponad 4 tys. m zapłacił 712 tys. zł (ok. 200 zł za metr). Tymczasem rok wcześniej za działkę o powierzchni ponad 3 tys. m miasto zapłaciło stronie kościelnej aż 3,3 mln zł, a więc po 1 tys. zł za metr.

W sposób zdecydowany zmienić tego rodzaju praktyki postanowił po wygranych wyborach nowy prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, który zlecił opracowanie raportu dokumentującego relacje finansowe miasta i kurii. Było to nowością na skalę krajową. Okazało się, że miasto sowicie płaciło m.in. na remonty (7,5 mln zł w latach 2010-15), akcje społeczne kurii (w 2014 r. – 9,9 mln, w 2015 r. – 9,6 mln) czy imprezy kulturalne organizowane przez Kościół (500 tys. zł w latach 2010-15).

– Takie rozwiązanie pozwala na kompleksowy wgląd w to, ile miasto inwestuje na cele kościelne. Są cele ogólnospołeczne, jak szkoły, noclegownie, ale są też cele czysto partykularne. I w tym przypadku finansowanie należy oceniać negatywnie – uważa dr Borecki.

Co robi Kościół z darami?

Miasta przekazują Kościołowi grunty na budowę nowych świątyń lub te, na których już wcześniej kościoły się znajdowały (np. Szczecin). W Kielcach na ziemi zakupionej z 80-proc. bonifikatą kapucyni od lat budują klasztor. Są też inne cele, jak rozbudowa cmentarzy (np. w Sopocie, Wrocławiu czy Radomiu). W Płocku rzymskokatolicka parafia św. Józefa zakupiła za 1690 zł (99-proc. bonifikata) działkę o wielkości 1,3 tys. m kw., by poszerzyć wjazd na teren kościoła, zbudować parking i nowy chodnik. Z kolei we Wrocławiu najpierw w 2013, a następnie w 2016 r. miasto przekazywało diecezji wrocławsko-gdańskiej Kościoła greckokatolickiego lokale „z przeznaczeniem pod rezydencję biskupa”.

Ale Kościół nie tylko bierze, czasami również oddaje – w dobrych uczynkach. Na przejętej w Radomiu działce Caritas prowadzi Dom dla Bezdomnych Kobiet oraz noclegownię dla bezdomnych, we Wrocławiu zaś konwent oo. Bonifratrów zapowiedział prowadzenie działalności na rzecz bezdomnych i wykluczonych społecznie. Z kolei na kupionej w Zielonej Górze działce w starym budynku Caritas prowadzi od wielu lat magazyn odzieży i żywności oraz łaźnię dla bezdomnych i wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego.

Większość ziem po preferencyjnych cenach trafia do Kościoła katolickiego. Pojedyncze przypadki dotyczą działek dla Kościoła prawosławnego (np. w Zielonej Górze nabył teren przy cerkwi za 1 proc. wartości), gmin żydowskich (np. dwie we Wrocławiu z bonifikatą 99 i 80 proc.), zielonoświątkowców (99 proc. bonifikaty w Lublinie; 99,9 proc. w Gdańsku) czy baptystów (50-proc. bonifikata w Olsztynie).

Na BIQdata.pl zobacz dokładne dane i mapę: gdzie, kiedy i za ile kościoły dostawały tereny od samorządów.

wyborcza.pl

WTOREK, 7 MARCA 2017

Nowoczesna o propozycji zmian w ustawie o KRS: Odejście od demokracji i duży krok na Wschód

12:54

Nowoczesna o propozycji zmian w ustawie o KRS: Odejście od demokracji i duży krok na Wschód

– Ustawa, która proponuje PiS, to odejście od trójpodziału władzy, odejście od demokracji i bardzo duży krok na Wschód. Po wprowadzeniu zmian do ustawy o KRS o nominacjach sędziowskich i awansach będą decydowali albo politycy PiS, stanowiący większość jednej izby, albo sędziowie nominaci PiS, wybrani przez Sejm. Wprowadzenie obowiązku podejmowania decyzji przez obie izby – w tym jedną niby sędziowską, ale powoływaną przez Sejm, drugą składającą się z polityków PiS – będzie oznaczało to, że nikt w Polsce nie będzie mógł zostać sędzią, jeżeli nie będzie na to zgody Nowogrodzkiej. Już na przykładzie TK widzimy, że PiS nie wybiera do tych instytucji najlepszych, ale najwierniejszych działaczy –powiedziała w Sejmie Kamila Gasiuk-Pihowicz.

Dolniak: PiS nie ma pomysłu na reformę

Minister sprawiedliwości w swoim ostatnim wywiadzie dla Telewizji Trwam i Radia Maryja, powiedział, że rozkładają reformę na kilka lat. To oznacza, że PiS idąc do wyborów i teraz rządząc przez 1,5 roku, nie ma pomysłu na reformę wymiaru sprawiedliwości. Nie ma pomysłu na usprawnienie pracy sądów. Ma pomysł tylko na jedno – na podporządkowanie sądów władzy wykonawczej, politykom i to jest jedyny pomysł na dzisiaj. My, obywatele, czekamy na reformę wymiaru sprawiedliwości. Przede wszystkim na przyśpieszenie postępowań, bo na to wszyscy narzekamy idąc do sądów.

11:49

PO składa zawiadomienie do prokuratury w związku z niezabezpieczeniem danych z kolumny Szydło

W Sejmie odbył się briefing prasowy Platformy Obywatelskiej na temat nowych informacji w sprawie wypadku premier Szydło. Jak mówił Mariusz Witczak: Zachowanie ministra Błaszczaka wygląda tak, jakby to było utrudnianie śledztwa.

Poseł Brejza dodał: Dzisiaj okazuje się, że kolumna poruszała się najprawdopodobniej z prędkością ponad 90 km/h. Powstaje pytanie, dlaczego pan minister Błaszczak kłamał w sobotę po wypadku, kiedy mówił o prędkości 50 km/h. Czemu służą te kłamstwa? Ponieważ kłamał również w sprawie czasu pracy kierowców, kiedy mówił, że kierowca rozpoczął pracę o godzinie 18. Kierowca wyjechał z garaży BOR o 7:29, w pracy był około godziny 6. Wszyscy trzej kierowcy tej kolumny mieli przekroczony czas pracy, wynikający z rozporządzenia z roku 2004 – 10 godzin dla kierowców, 12 godzin dla funkcjonariuszy BOR.

Brejza mówił o informacji, którą sam uzyskał z BOR:

„Ta limuzyna – Audi A8 – została zakupiona za kwotę 2,5 miliona złotych i BOR pisowski te 2,5 miliona złotych rozbija w ciągu dwóch miesięcy służby. To jest niesamowite, że pojazd wchodzi do służby w połowie grudnia 2016 roku, jeździ 2 miesiące i kończy pancerna limuzyna na drzewie”

“Składamy zawiadomienie do prokuratury związane z niezabezpieczeniem danych z komputerów pojazdowych dwóch samochodów. Zastanawiamy się również – prawdopodobnie to zawiadomienie obejmie również to – czy BOR przekazał prokuraturze dane z telefonów, z komunikacji pomiędzy funkcjonariuszami BOR, a centralą. Te dane – nagrania rozmów pomiędzy funkcjonariuszami przed wypadkiem stanowią istotny materiał dowodowy, albowiem na tych nagraniach, które są rejestrowane w centrali BOR uchwycony został sygnał dźwiękowy, bądź też nie. Pytanie, czy BOR ukrywa prawdę

300polityka.pl

Jak to naprawdę jest z tym poparciem dla Donalda Tuska? Przygotowaliśmy mapę, która pokazuje, jak wielki problem ma PiS

07.03.2017

Jarosław Kaczyński próbuje przekonać Polaków, że Donald Tusk jest „niemieckim kandydatem” do pozostania na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Ile w tym prawdy? Im bliżej dzień reelekcji, tym wyraźniej widać, że murem za stoi za nim właściwie cała Europa. W naTemat przygotowaliśmy aktualną mapę poparcia dla wpływowego Polaka walczącego o utrzymanie władzy nad najważniejszą instytucją Unii Europejskiej.

Narracja Prawa i Sprawiedliwości w sprawie wojny przeciwko Donaldowi Tuskowi nie przestaje być optymistyczna. Politycy partii rządzącej zachwycają się nad tym, iż wystawili kandydaturę innego, „prawdziwego” Polaka. I sugerują, że jeśli nawet Jacek Saryusz-Wolski nie wygra z Donaldem Tuskiem, to w odebraniu mu stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej pomoże komuś innemu. W PiS mają nadzieję na obudzenie ambicji frakcji europejskich socjalistów, którzy mogliby jednak zechcieć zawalczyć z chadekami.

 

Nawet, gdyby do tego doszło, szanse na „sukces” PiS w postaci pozbawienia Polaka kierownictwa nad Radą Europejską są iluzoryczne. O czym w ubiegłym tygodni rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert przypominał tuż przed tym, gdy kanclerz Angela Merkel odebrała telefon od premier Beaty Szydło w sprawie rezygnacji z poparcia Berlina dla Donalda Tuska. – Rada wybiera swojego przewodniczącego kwalifikowaną większością – mówił Seibert, gdy pytano go o kontrkandydatów dla Polaka.

 

Jak już wyjaśniliśmy w naTemat, tę większość uzyskuje się, gdy „za” opowiada się 55 proc. państw członkowskich (16 z 28) i poparcie udzielone jest przez państwa członkowskie reprezentujące co najmniej 65 proc. całkowitej ludności Unii Europejskiej. Na kilka dni przed planowaną na 9 marca decyzją w sprawie reelekcji Donalda Tuska poparcie dla niego wygląda w Europie w ten sposób:

Bezpośrednio zgłaszają je wcale nie Niemcy, a te państwa, w których nie rządzą członkowie Europejskiej Partii Ludowej. Najgłośniej słychać je od sąsiadów Polski z Grupy Wyszehradzkiej. – Jestem przekonany, że Donald Tusk jest przewodniczącym Rady Europejskiej, który rozumie potrzeby i interesy Europy Środkowej i Wschodniej. Naprawdę nie chciałbym ryzykować, że stracimy takiego przedstawiciela – oznajmił szef czeskiej dyplomacji Lubomír Zaorálek. – Nasze stosunki układały się bardzo dobrze i nie widzimy powodu, żeby to zmieniać – wtórował mu szef MSZ Słowacji Miroslav Lajčák.

Podobnie myślą na Łotwie. – Stanowisko Łotwy jest jasne. Uważamy, że Donald Tusk powinien kontynuować swoją pracę na stanowisku szefa RE przez kolejne dwa i pół roku – poinformował kierujący łotewskim resortem spraw zagranicznych Edgars Rinkēvičs. – To jedyna poważna kandydatura – stwierdził Didier Reynders, który stoi na czele MSZ Belgii. – Mamy bardzo dobrego przewodniczącego. Ważne jest także, by dać pierwszeństwo europejskim interesom przed interesami polityki wewnętrznej – komentował minister spraw zagranicznych Holandii Bert Koenders.

Poparcie z podobnym pouczeniem pod adresem aktualnie rządzących w Warszawie skierował także prezydent Francji. – Dwa i pół roku temu wsparłem jego kandydaturę. Nie ma powodu, bym to wsparcie wycofał, nawet jeśli z punktu widzenia równowagi politycznej teraz kolej na socjalistę. Chodzi o to, żeby mieć wizję – bardziej europejską, niż partyjną czy narodową – powiedział François Hollande.

Donald Tusk może być jednak pewien znacznie szerszego poparcia. Tego, co mówią przywódcy socjalistyczni i liberalni nie muszą tak dobitnie ogłaszać przyjaciele Polaka z Europejskiej Partii Ludowej. O tym, że murem stoją oni za Tuskiem już wiele dni temu ogłosił przewodniczący EPL Joseph Daul. „W pełni popieramy Donalda Tuska w kontynuacji jego udanego mandatu w roli przewodniczącego RE” – pisał Francuz.

W poniedziałek o stanowisku EPL przypomniano też w oficjalnym oświadczeniu o wykluczeniu z tej partii Jacka Saryusz-Wolskiego, który zgodził się być kontrkandydatem Tuska wysuniętym przez PiS. „Stanowisko rodziny EPL pozostaje jasne i niezmienne. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk ma nasze jednoznaczne poparcie na drugą kadencję na obecnym stanowisku” – poinformowano.

A EPL ma swoich premierów lub głowy państwa w Chorwacji, Hiszpanii, Irlandii, Niemczech, Rumunii i na Węgrzech. I to wcale nie Niemcy pierwsi wyrwali się z najtwardszym poparciem dla Polaka. – Będziemy wspierać reelekcję Donalda Tuska – głośno zapowiada szef hiszpańskiej dyplomacji Alfonso Dastis.

naTemat.pl

Tusk zagrał va banque, a motywacją polskiego rządu jest wściekłość – były Ambasador Polski przy UE w „3×3”

Marek Grela, Dorota Wysocka-Schnepf, Zdjęcia: Paweł Głogowski, Montaż: Katarzyna Dworak, 07.03.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21462937,video.html?embed=0&autoplay=1

Szanse Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej są tak duże, jak nigdy – ocenia w ‚3×3’ Marek Grela, były Ambasador Polski przy Unii Europejskiej. Rozmówca Doroty Wysockiej-Schnepf uważa, że Donald Tusk zagrał va banque, bo najprawdopodobniej przewidział reakcję polskiego rządu, a – jak napisał jeden z brukselskich dzienników – nikt w Unii Europejskiej nie chce się mieszać do wewnętrznych awantur politycznych, gdzie motywacją jest wściekłość. Ambasador Grela zaznacza też, że Traktat o Unii Europejskiej nie określa, iż kandydat danego państwa musi być zgłoszony przez rząd tego kraju.

 

wyborcza.pl

Pomnik Jana Szyszki przed Sejmem. Złota piła „od wdzięcznych deweloperów i drwali”

Emilia Dłużewska, 07 marca 2017Złoty pomnik ministra Jana Szyszki pod Sejmem

Złoty pomnik ministra Jana Szyszki pod Sejmem (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta / / Agencja Gazeta)

Złotą piłę „ku czci ministra Szyszki” odsłoniła we wtorek przed Sejmem Partia Razem. – To symboliczna nagroda w porównaniu z milionami, które zarobią dzięki Szyszce deweloperzy, lobbyści i właściciele tartaków – twierdzą.

Niewielki czarny postument, a na nim złota piła i tabliczka „Janowi Szyszce – wdzięczni deweloperzy i drwale”. Tak prezentuje się pomnik wdzięczności dedykowany ministrowi środowiska Janowi Szyszce.

We wtorek uroczyście odsłonili go przed Sejmem członkowie Partii Razem sprzeciwiający się ustawie pozwalającej na masową wycinkę drzew i domagają się dymisji ministra środowiska Jana Szyszki. Jak twierdzą członkowie Razem, złota piła to zaledwie symboliczna nagroda w porównaniu z milionami, które na wycince drzew zarobią „deweloperzy, lobbyści i właściciele tartaków”.

Zobacz też: Warszawska masakra piłą mechaniczną to my

Pomnik Szyszki za „prawo własności wyniesiony ponad interes społeczny”

Ustawa ułatwiająca wycinanie drzew na prywatnych posesjach bez pozwolenia obowiązuje od 1 stycznia. Na konferencji prasowej Julia Zimmerman z zarządu krajowego Razem podkreślała, że nigdy wcześniej wycinka drzew w Polsce nie była tak łatwa. – Najbardziej z ustawy Szyszki ucieszyło się lobby deweloperów. Nie potrzeba już pozwoleń, żeby zamienić zieloną działkę w betonową pustynię. W Łebie jeden z deweloperów, zachęcony nowymi przepisami, wyrżnął cztery hektary chronionego lasu, aby móc postawić w tym miejscu hotel. Prawo własności zostało wyniesione ponad interes społeczny – mówiła.

Zimmerman krytykowała też zapowiedzianą w piątek przez PiS nowelizację ustawy, która zakłada, że po wycięciu drzew właściciel działki przez pięć lat nie będzie mógł jej sprzedać podmiotowi prowadzącemu działalność gospodarczą. – Po pierwsze, nadal będzie można wyrąbać drzewa „na zapas”, a ziemię sprzedać później. Po drugie, w ustawie pozostawiono dziurę – co prawda należy zgłaszać planowaną wycinkę, ale za niedopełnienie tego obowiązku nie przewidziano żadnej kary. Ta nowelizacja to bubel prawny i mydlenie oczu Polkom i Polakom – mówiła.

Razem: „Ustawą o wycince powinno zająć się CBA”

Przy odsłonięciu pomnika Szyszki przed Sejmem był również Adrian Zandberg, który stwierdził, że ustawę pozwalającą na wycinkę drzew powinno zbadać Centralne Biuro Antykorupcyjne. – PiS przyznał, że zachodzi podejrzenie nieuczciwego lobbingu. W każdym europejskim kraju taki skompromitowany polityk zostałby zdymisjonowany. Gdyby Jarosław Kaczyński poważnie traktował walkę z układem, z nieuczciwością, to po Szyszce nie zostałyby nawet trociny – mówił.

wyborcza.pl

 

 

 

 

NIEDZIELA, 5 MARCA 2017

Tydzień w 7 zdaniach: Saryusz-Wolski o przystanku Polska, Szyszko o wiewiórkach

Sprawa kandydatury Jacka Saryusza-Wolskiego była jednym z najczęściej komentowanych tematów kończącego się tygodnia. Ale nie tylko. Oto 7 zdań, które ukształtowały jego obraz.

Kaczyński o Tusku. Tusk jest politykiem, który łamie elementarne zasady UE. – mówił na wtorkowej konferencji prasowej Jarosław Kaczyński. W sobotę rząd Polski oficjalnie zgłosił kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego na szefa RE.

Schetyna o JSW. W środę Grzegorz Schetyna tak określał pomysł zgłoszenia Jacka Saryusza-Wolskiego jako alternatywnego kandydata dla Tuska. Jesteśmy częścią prowokacji politycznej, którą przeprowadza Bielan. Trzeba być trochę poważnym i nie dać się prowadzić na dość prymitywnej lince prowokatorów – powiedział w „Politycznym Graffiti” Polsat News. W sobotę Jacek Saryusz-Wolski przestał być politykiem Platformy.

Janusz Korwin-Mikke o inteligencji kobiet. W mijającym tygodniu na czołówki serwisów internetowych (i nie tylko) na całym świecie powrócił Janusz Korwin-Mikke. A to wszystko za sprawą swojej wypowiedzi o kobietach na forum PE: kobiety są mniejsze, słabsze, mniej inteligentne, dlatego muszą zarabiać mniej niż mężczyźni

Saryusz-Wolski o kandydowaniu. „No comment” – usłyszeli dziennikarze w windzie pytający Jacka Saryusza-Wolskiego o jego kandydowanie na szefa RE. JSW dużo więcej powiedział (a raczej napisał) w niedzielę na Twitterze. Jak stwierdził: „Wysiadam z Platformy na przystanku Polska”

Gersdorf o sędziach. Wniosek do TK o zbadanie zgodności z konstytucją wyboru prof. Małgorzaty Gersdorf na I Prezes SN to kolejny temat tego tygodnia. Jak mówiła prof. Gersdorf na piątkowej konferencji w Katowicach: Na wszystkich prawnikach spoczywa obowiązek podtrzymywania – albo może już ratowania demokratycznego państwa prawnego. A nie całe społeczeństwo zdaje sobie z tego sprawy. Mamy obowiązek dotrzeć z tym przekazem do społeczeństwa.

Szyszko o wiewiórkach. Pod koniec tygodnia wiralne zdjęcie martwej wiewiórki stało się jednym z tematów politycznych. Tak odniósł się do całej sytuacji minister Szyszko w piątkowym „Kwadransie politycznym” TVP: Wiewiórka, bardzo sympatyczne zwierzę. Notabene, warto wiedzieć, że wiewiórka taka mała ma 6 miotów w ciągu roku, a w miocie ma do 6 młodych, także produktywność tego gatunku jest naprawdę duża

Gen. Różański o salutowaniu Misiewiczowi. We wtorkowej „Kropce nad i” gen. Mirosław Różański odniósł się do jednego z aspektów sprawy Bartłomieja Misiewicza. Jak powiedział o salutowaniu rzecznikowi MON: Chcę przeprosić, że w wojsku byli tacy, którzy nie potrafili zachować standardów

300polityka.pl

WTOREK, 7 MARCA 2017

STAN GRY: GW: PiS opodatkuje uczniów i studentów, Fakt: Miesięcznica kosztuje policję 300 tys, RZ: Audi Szydło jechało 90 km/h

— RZĄD OPODATKUJE UCZNIÓW I STUDENTÓW, BO W ZUS JEST WIELKA DZIURA I TRZEBA JĄ ZASYPAĆ – jedynka GW: “Jesteś studentem i chcesz pracować? Możesz, ale na umowę ze wszystkimi składkami – takie zmiany szykuje rząd. Bo w ZUS jest wielka dziura i trzeba ją zasypać”. http://wyborcza.pl/7,155287,21462195,rzad-opodatkuje-umowy-o-dzielo-studentow-i-uczniow-cel-zwiekszyc.html

— MIESIĘCZNICE KOSZTUJĄ TYLE ILE ZADYMY KIBOLI – Fakt: “Jak dowiedział się Fakt, za zabezpieczenie manifestacji pod Pałacem Prezydenckim w styczniu i w lutym tego roku podatnicy zapłacili aż… 323 tys. zł! Nad bezpieczeństwem uczestników miesięcznicy czuwało w sumie ponad 1,6 tys. funkcjonariuszy. W marcu będzie tak samo?”.

— DALEJ FAKT O KOSZTACH ZABEZPIECZANIA MIESIĘCZNIC: “16 października ub. r. w Łodzi odbywały się pierwsze od dawna derby, czyli mecz lokalnych drużyn piłkarskich: ŁKS i Widzewa. Od lat już tułają się po niższych ligach. Kibice Widzewa nie zostali wpuszczeni na stadion. W stronę policjantów rzucali butelki, kamienie, puszki z piwem. Zatrzymano 30 osób! Porządek zaprowadzało 1690 policjantów, a akcja kosztowała 408,7 tys. zł. To niewiele więcej niż pełne zadumy uroczystości, w których uczestniczy kilkaset osób, grupa polityków i kilkudziesięciu protestujących! Czy miesięcznice naprawdę wymagają takich nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa? W styczniu i w lutym, na wniosek Biura Ochrony Rządu, Pałac okalały specjalne barierki. Komenda Stołeczna Policji twierdzi, że „nie miało to wpływu na zwiększenie lub zmniejszenie kosztów działań policyjnych”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/tyle-kosztuja-miesiecznice-smolenskie

— TAK SZYBKIEGO PRZYROSTU DŁUGU JESZCZE NIE MIELIŚMY – Witold Gadomski w GW: “Pod koniec ubiegłego roku zadłużenie skarbu państwa wyniosło 928 661,2 mln zł. W ciągu roku dług przyrósł aż o 94,1 mld zł. Tak szybkiego zadłużania państwa jeszcze nie mieliśmy w III RP. Przypomnijmy, że w kryzysowym roku 2009 dług skarbu państwa przyrósł o 61,6 mld zł, a w 2010 – o 70,3 mld zł.” http://wyborcza.pl/7,155290,21459351,dramatyczny-przyrost-dlugu-w-ciagu-roku-wzrosl-niemal-o-100.html

— LIMUZYNA PANI PREMIER GNAŁA, MIJAJĄC SEICENTO – na jedynce RZ: “Limuzyna, którą 10 lutego poruszała się premier Beata Szydło, tuż przed kolizją mogła gnać po ulicach Oświęcimia z prędkością nawet 90 km/h. Z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że rejestratory, które na zlecenie prokuratury zbadał biegły, wykazały, iż kierowca audi wcisnął hamulec, gdy na liczniku było 85 km/h. Szacuje się, że czas, jaki mija pomiędzy zdjęciem nogi z gazu a naciśnięciem hamulca, wynosi ok. 1,5 sekundy. A to pozwala zakładać, że tuż przed hamowaniem samochód jechał szybciej”.

— AUDI BOR NIE BYŁO UBEZPIECZONE – dalej RZ: “Ewentualna wina kierowcy BOR oznacza brak środków na naprawę rządowej limuzyny, bo ta nie miała autocasco (AC). Brak tej polisy w rządowych samochodach to nic nowego – poza bardzo wysokimi opłatami za AC wynika także z zasad, jakie BOR stosuje wobec tych aut. – Są cały czas pod opieką funkcjonariuszy. Istnieje zakaz pozostawienia auta nawet na chwilę”. http://www.rp.pl/Kraj/303069873-Wypadek-w-Oswiecimiu-Jak-szybko-jechala-Szydlo.html

— MŁODZI SĄ PRAWICOWI, ALE PIS NIE LUBIĄ – GW o badaniu Kantar i ISP: “Respondentów pytano o stosunek do konkretnych ugrupowań i ich liderów. Badani mieli określić na skali 0-5 prawdopodobieństwo, że w wyborach parlamentarnych oddaliby głos na dane ugrupowanie. Największe poparcie uzyskały Kukiz’15 (15 proc. – bardzo prawdopodobnie i 12 – prawdopodobnie) i Wolność (ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego – 11 + 8 )Na kolejnych miejscach znalazły się: Nowoczesna (7 + 7), PiS (7 + 6), PO (5 + 8), Razem (3 + 3), PSL (2 + 4), SLD (1 + 3), Inicjatywa Polska (1 + 3)”.

— PIS WŚRÓD MŁODYCH Z DUŻYM ELEKTORATEM NEGATYWNYM – dalej GW: “Badacze szacowali też elektorat negatywny. Aż 54 proc. badanych określiło, że to „w ogóle nieprawdopodobne” by mogli zagłosować na PiS (do tego 9 proc. ocenia taką możliwość jako „nieprawdopodobną”). Podobnie duży elektorat negatywny mają: PSL (52 + 13), SLD (51 +14), Inicjatywa Polska (51 + 13). Dalej plasują się: Razem (48 + 10), Nowoczesna (45 + 9), PO (43 + 10), Wolność (32 +13) oraz Kukiz’15 (23 + 9). – Skąd tak duży negatywny elektorat PiS? Prawdopodobnie z tego, że młodzi uważają rządzących za część establishmentu, nawet jeśli politycy twierdzą inaczej – mówi dr Kucharczyk”. http://wyborcza.pl/7,75398,21460291,polska-mlodziez-ma-prawicowe-poglady-ale-to-nie-oznacza-ze.html

— CZY UNIA DA PREZENT KACZYŃSKIEMU – Tomasz Bielecki w GW: “Rozstrzygnięcie tego dylematu – nie ulegać zagrywkom Jarosława Kaczyńskiego (i ryzykować eskalację) albo ulec w nadziei na uspokojenie relacji z Warszawą (i zarazem nagrodzić władze kraju łamiącego praworządność) – należy do najważniejszych członków Unii. Jeśli zatem Tusk straciłby drugą kadencję, to pewnie nie w wyniku rebelii, np. obozu centrolewicy (spragnionej posady dla swego człowieka) albo innej doraźnej koalicji, a raczej wskutek decyzji głównych graczy, by jednak ustąpić PiS. Angeli Merkel zależy przecież, by wciągnąć Polskę do procesu reformowania Unii”. http://wyborcza.pl/7,75399,21462077,tusk-zostanie-w-brukseli-czy-jednak-unia-da-prezent-kaczynskiemu.html

— EUROPA: TUSK TO PEWNOŚĆ W NIEPEWNYCH CZASACH – tytuł na jedynce DGP.

— PRZEPYCHACIE SIĘ A ONI ROBIĄ UNIĘ BEZ POLSKI – Fakt. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/w-polsce-polityczna-bijatyka-w-wersalu-dyskusja-o-losach-ue

— NIEUDANE ŁOWY WASZCZYKOWSKIEGO – Fakt.

— POLITYKA ZAGRANICZNA ZAKŁADNIKIEM KOMPLEKSÓW WASZCZYKOWSKIEGO I INTERESU PIS – Tomasz Walczak w SE: “Polityka zagraniczna to jedno z największych rozczarowań rządów PiS. Trudno jednak, aby było inaczej, skoro stała się ona zakładnikiem kompleksów szefa polskiej dyplomacji i interesu partyjnego PiS. Zamiast budować pozycję Polski na arenie międzynarodowej Witold Waszczykowski wykorzystuje funkcję do budowania swojej pozycji w PiS”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/Tomasz-Walczak-polityka-zagraniczna-ktorej-nie-ma_962112.html

— CZY OSTATECZNY EFEKT BĘDZIE KORZYSTNY DLA PAŃSTWA? – naczelny DGP Krzysztof Jedlak: “(…) sami dyplomaci dodają jednak, że pod każdym względem lepszy jest w roli szefa RE Donald Tusk niż ktoś spoza Polski. Czy rząd wszelkie tego typu rachuby przeprowadził, a ostateczny efekt rozgrywki będzie jednak korzystny dla polskiego państwa? Musiałby abstrahować od doraźnych konfliktów personalnych i politycznych oraz kierować się zasadą: mniej emocji, więcej racji stanu”.

— TUSK BERLINA, NIE WARSZAWY – jedynka GPC.

— CZY KTOŚ JESZCZE WIERZY, ŻE BOR MOŻE SIĘ COKOLWIEK UDAĆ? – Fakt: “Ktoś jeszcze wierzy, że w Biurze Ochrony Rządu może się cokolwiek udać? Okazało się, że w rejestratorach w samochodach towarzyszących 10 lutego limuzynie premier Beaty Szydło (54 l.)… nie zachowały się dane z dnia wypadku!” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/rejestratory-bor-nie-zarejestrowaly-szczegolow-wypadku-szydlo

— WALKA Z IMPOSYBILIZMEM TO BYŁ TYLKO CHWYT RETORYCZNY – Jan Sowa w SE: “- Owszem, okazało się, że cała ta walka PiS z „imposybilizmem” była jedynie trikiem retorycznym. W przypadku ochrony przyrody widać to jak na dłoni. Wzmacnianie państwa polega głównie na nadaniu nowych uprawnień służbom i niszczeniu konstytucyjnych ograniczeń dla samowoli rządu. Brakuje natomiast działań w kierunku wzmocnienia działań zbiorowych na rzecz budowy dobra wspólnego”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/Jan-Sowa-pis-kontynuatorem-ideologii-iii-rp_962148.html

— AMBASADOR WZIĄŁ PSEUDONIM PO TEŚCIU – Fakt: “Andrzej Przyłębski podpisał lojalkę, kiedy był na studiach. Jak wynika z akt, przybrał pseudonim Wolfgang. Tymczasem już wtedy związany był z Julią Żmudzińską (dziś Przyłębską, prezes Trybunału Konstytucyjnego). Jej ojcem jest Wolfgang Żmudziński, emerytowany notariusz. Trudno uznać to za przypadek!” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/tajemnice-meza-prezes-trybunalu/

— NIESPÓJNE TŁUMACZENIA PRZYŁĘBSKIEGO – Tomasz Krzyżak w RZ: “Sprawy dotyczące współpracy z SB nie należą do prostych. Nigdy nie są czarno-białe. Tak też jest w przypadku ambasadora Polski w Niemczech, Andrzeja Przyłębskiego. Zadziwiające jest zachowanie samego zainteresowanego, którego wyjaśnienia nie są spójne. Dziwi niefrasobliwość MSZ, które nie wyjaśniło całej sprawy”. http://www.rp.pl/Komentarze/303069885-Tomasz-Krzyzak-Lustracja—wciaz-te-same-bledy.html

— SPOŁECZEŃSTWO POWOLI SIĘ BUDZI – Barbara Nowacka w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “Cieszę się, że jeszcze w Polsce możemy protestować. Jestem spokojna o frekwencję. Społeczeństwo powoli się budzi. Ci, którzy nie poszli na wybory, dzisiaj żałują. PiS dzisiaj robi wszystko, żeby podnieść frekwencję w przyszłych wyborach. Przeciwko sobie”. http://www.rp.pl/Kraj/303069864-Barbara-Nowacka-Spoleczenstwo-powoli-sie-budzi.html

— ADAM STRZEMBOSZ O INTERPRETOWANIU KONSTYTUCJI PRZEZ SĄDOWNICTWO POWSZECHNE – mówi w rozmowie z RZ: “Na bezrybiu i rak ryba. jeżeli nie można się odwołać do Trybunału Konstytucyjnego, to sąd, którego obowiązkiem jest rozstrzyganie sporów, musi wziąć sprawy w swoje ręce. Nieraz dla obywatela, który przyszedł do sądu po sprawiedliwość, jest to przecież sprawa życia i śmierci. Nie można chować głowy w piasek”. http://www.rp.pl/Rzecz-o-prawie/303069920-Adam-Strzembosz-Sedziowie-czekaja-na-uderzenie.html

— 4100 POLAKÓW STRACI PRACĘ W OPLU? – Fakt.

— MILION NA REMONT RZĄDOWEJ WILLI – SE: “Chcą przywrócić willi rządowej dawny blask! A to nie będzie tanie – niemal milion kosztuje remont dwupiętrowego budynku położonego w zamkniętym kompleksie zespołu rezydencjalnego Parkowa w Warszawie. W sąsiedztwie odnawianej willi mieszkają premier Beata Szydło (54 l.) i marszałek Senatu Stanisław Karczewski (62 l.)”. http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/milion-na-remont-rzadowej-willi_962109.html

300LIVE:
Błaszczak: Projekt bardzo mocno zmieni BOR
Błaszczak o wypadku premier Szydło: Jedynym wiarygodnym źródłem informacji jest prokuratura
Sikorski: Nie tęsknię za polityką
Karczewski: Senat zajmie się zmianami w ustawie o wycince drzew najszybciej, jak to możliwe
Sikorski: Mam nadzieję, że Saryusz-Wolski zostanie szefem MSZ. Byłby kompetentniejszy od Waszczykowskiego
Sikorski: Saryusz-Wolski prędzej zostanie wybrany na zwycięzcę Eurowizji, niż na szefa RE. Nie ma do tego kwalifikacji
Siemoniak: Cenię ministra Szymańskiego. Kiedyś będzie w Platformie. Chętnie go przyjmiemy
Siemoniak: Nie chodzi o to, żeby kandydatura Saryusz-Wolskiego miała jakieś szanse. Chodzi o zamieszanie w Polsce
Polityczny plan wtorku: Amber Gold przesłucha Pawlaka, rząd o zmianach w KRS
http://300polityka.pl/live/2017/03/07/

300polityka.pl

WTOREK, 7 MARCA 2017

Petru o wspólnej liście PO i .N: Proponuję prawybory

09:56

Petru o wspólnej liście PO i .N: Proponuję prawybory

– Dzisiaj, rozmawiając o wyborach samorządowych, proponuję prawybory, które byłyby realizowane we wszystkich dużych miastach, ale nie na bazie naszych członków, nie na bazie sondaży. Natomiast na bazie wszystkich mieszkańców danego miasta. Wszyscy, którzy są uprawnieni do głosowania w Warszawie, Wrocławiu, w Szczecinie, mogliby oddać głos na jednego z naszych kandydatów – PO i Nowoczesnej. Na całym świecie tak się organizuje. Robimy to internetowo i kilka lokali wyborczych – mówił Ryszard Petru w #dziendobryWP.

09:52

Petru o Saryusz-Wolskim: Nie wiem jak nazwać takie skundlenie

– To jest działanie na szkodę Polski. Przejdzie do historii [Saryusz-Wolski] jako osoba, która została wykorzystana by uwalić polskiego kandydata. Nie wiem jak nazywać takie zachowanie, takie skundlenie. Ja nie rozumiem, jak ten człowiek może się patrzyć w lustro widząc swoją twarz po tym wszystkim – mówił Ryszard Petru w rozmowie z Kamilą Biedrzycką-Osicą w programie #dziendobryWP

Jak dodał: Jest taka osoba, która lubi takie osoby poniżone, sponiewierane, bez charakteru. To jest Jarosław Kaczyński. Lubi takie osoby brać do siebie, przytulać. Być może zaoferuje mu stanowisko ministra spraw zagranicznych

08:38

Błaszczak o wypadku premier Szydło: Jedynym wiarygodnym źródłem informacji jest prokuratura

– Wszystko jest w rękach prokuratury, jedynym wiarygodnym źródłem informacji jest prokuratura. Już 11 lutego zrobiłem sobie takie proste ćwiczenie, droga tego samochodu to 56 km, czas przejazdu ok 40 minut. Gdy wpisze się w mapę elektroniczną, to jest czas zgodny z takim przejazdem. Ja nie mam wiedzy na ten temat – powiedział w „Sygnałach Dnia” PR1 Mariusz Błaszczak.

300polityka.pl

„Limuzyna premier Szydło jechała 90/h i nie miała autocasco”. BOR będzie musiał pokryć koszty naprawy audi za 2 mln zł?

07.03.2017

jaką prędkością jechała rządowa limuzyna z premier Beatą Szydło, która uderzyła w drzewo w Oświęcimiu? Według „Rzeczpospolitej” mogło to być nawet 90 km/h, przy ograniczeniu do 50 km/h. Gazeta podaje także, że pancerne audi nie miało autocasco. Oznacza, to, że jeśli wina za wypadek będzie po stronie kierowcy BOR, to Biuro będzie musiało samo pokryć koszty naprawy.

Ostatnio wyszło na jaw, że limuzyny, które brały udział w wypadku premier Beaty Szydło miały komputery pokładowe, ale nie zarejestrowały one prędkości, ani innych parametrów przejazdu. – Celowo doprowadzono do tego, że te dane się nie zapisały. BOR ich nie zgrał – komentował poseł PO Krzysztof Brejza. A są one kluczowe dla śledztwa i rozwikłania zagadki związanej z wypadkiem premier.

 

Według "Rzeczpospolitej" pancerna limuzyna premier Szydło, która uderzyła w drzewo w Oświęcimiu nie miała autocasco
Według „Rzeczpospolitej” pancerna limuzyna premier Szydło, która uderzyła w drzewo w Oświęcimiu nie miała autocasco Fot: kadr „Wiadomości” TVP

Zjaką prędkością jechała rządowa limuzyna z premier Beatą Szydło, która uderzyła w drzewo w Oświęcimiu? Według „Rzeczpospolitej” mogło to być nawet 90 km/h, przy ograniczeniu do 50 km/h. Gazeta podaje także, że pancerne audi nie miało autocasco. Oznacza, to, że jeśli wina za wypadek będzie po stronie kierowcy BOR, to Biuro będzie musiało samo pokryć koszty naprawy.

Ostatnio wyszło na jaw, że limuzyny, które brały udział w wypadku premier Beaty Szydło miały komputery pokładowe, ale nie zarejestrowały one prędkości, ani innych parametrów przejazdu. – Celowo doprowadzono do tego, że te dane się nie zapisały. BOR ich nie zgrał – komentował poseł PO Krzysztof Brejza. A są one kluczowe dla śledztwa i rozwikłania zagadki związanej z wypadkiem premier.

Z nieoficjalnych informacji, do których dotarła „Rzeczpospolita” wynika, że rejestratory wykazały, iż kierowca BOR wcisnął hamulec, gdy na liczniku było 85 km/h. Według szacunków czas, jaki mija między zdjęciem nogi z gazu a naciśnięciem hamulca, wynosi około 1,5 sekundy. Na tej podstawie można założyć, że audi w momencie wypadku jechało więcej niż 85 km/h. W miejscu, gdzie doszło do wypadku, obowiązuje ograniczenie do 50 km/h. Mariusz Błaszczak zapewniał, że właśnie z taką prędkością poruszała się rządowa kolumna.

Obecnie zarzut spowodowania wypadku usłyszał kierowca seicento Sebastian K. Po uzyskaniu pełnych opinii biegłych okaże się, czy zostanie on utrzymany. Okazuje się jednak, że to, kto będzie winny wypadku może mieć znaczenie nie tylko prestiżowe, ale także finansowe, bo audi, którym jechała Beata Szydło, nie miało autocasco. Jest to stała zasada BOR. Koszt polisy AC dla tego samochodu jest bardzo wysoki, natomiast szansę na jego kradzież są bardzo nikłe. Pojazd jest bowiem cały czas pilnowany przez funkcjonariuszy. Z kolei podczas jazdy w kolumnie zasady zakładają, że auto VIP-a jest chronione samochodami ochronnymi.

 

Naprawa samochodu, który zniszczył się w Oświęcimiu, według szacunków gazety może wynieść około 300 tys. złotych. Uszkodzenia są jednak tak duże, że nawet po remoncie nie wróci ono do służby. Pojazdu jednak nie można sprzedać więc może ono trafić np. do CBŚP do celów operacyjnych.

Źródło: Rp.pl

naTemat.pl

„Zła, nieszczęśliwa gra powodowana zawziętością i małostkowością” – Ujazdowski o rozgrywce PiS przeciwko Tuskowi

As, 07.03.2017

Kazimierz Michał Ujazdowski odszedł z PiS

Kazimierz Michał Ujazdowski odszedł z PiS (Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)

– Ta operacja nie ma najmniejszego pozytywnego sensu. Podważenie Tuska będzie otwierało drogę dla kandydatury cudzoziemskiej – tak o rozgrywce z Saryusz-Wolskim mówił w TOK FM Kazimierz Michał Ujazdowski. Wg europosła, PiS robi wszystko, by izolować Polskę w UE.

Jak ocenia Ujazdowski, zagrywka ze zgłoszeniem Jacka  Saryusz-Wolskiego „sprowadza do wprowadzenia w błąd polskiej opinii publicznej, że możliwy jest inny polski kandydat – jako opozycja dla kandydatury Donalda Tuska”.

A zasady są jasne: jeśli nie Tusk, to ktoś spoza Polski. Dlatego – jak stwierdził europoseł niezależny – z punktu widzenia interesów naszego kraju, to co robi PiS jest „zupełnie niesensowne”.

– Podważanie kandydatury Donalda Tuska otworzy drogę dla kogoś, kto reprezentuje tzw. starą Unię. To zła, nieszczęśliwa gra powodowana zawziętością i małostkowością, której efektem będzie na przegranej Polaka – podsumował gość „Poranka Radia TOK FM”.

Jak Polska Prawa i Sprawiedliwości wstaje z kolan

Zdaniem Kazimierza Michała Ujazdowskiego, polityka PiS może przynieść Polsce „izolację, brak wypływów”.

– Na pewno ten spór personalny nie zwiększa aktywów Polski. Wywołuje wrażenie, że jesteśmy krajem, który nie ma zdolności do aktywnej polityki w UE, do przyciągania sojuszników, skoro tak wielką uwagę poświęcamy sporowi czysto personalnemu – mówił były europoseł PiS.

Jak stwierdził, spór o Tuska doskonale pokazuje, że polityka Prawa i Sprawiedliwości opiera się na „asertywności bez zdolności do poruszania się w świecie unijnym”. Bo w sprawie wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej wszyscy – nawet najwytrwalszy sojusznik Victor Orban – mają inne zdanie niż polskie władze.

„W murowanych kandydatów na szefa MSZ nie wierzę”

Skoro Ujazdowski krytykuje politykę zagraniczną PiS, to oczywiste, że dostrzega konieczność zmiany na stanowisku szefa MSZ. Dostrzega, że za zbliżeniem Saryusz-Wolskiego z Prawem i Sprawiedliwości stoi pomysł, by były polityk PO został nowym ministrem spraw zagranicznych.

– Wierzę w siłę murów, które znajdują się w starych kamienicach, ale nie wierzę w murowanych kandydatów na ministra spraw zagranicznych – podsumował. I dodał, że sama zmiana personalna na stanowisku szefa MSZ nie rozwiąże polskich problemów.

– Zasadniczą rzeczą jest przemiana nastawienia: odejście od polemiki i zwarcia z instytucjami unijnymi.

Kazimierz Michał Ujazdowski rozstał się z PiS na początku stycznia.  Jak wyjaśnił, ” strategia przyjęta przez kierownictwo PiS po wyborach uniemożliwia realizację deklarowanych celów”. Europoseł kilkukrotnie publicznie skrytykował swoja partie między innymi za działania destabilizujące Trybunał Konstytucyjny.

To nie pierwsze rozstanie się Ujazdowskiego z PiS. W listopadzie 2007 r. wraz z Pawłem Zalewskim i Ludwikiem Dornem zrezygnowali z funkcji wiceprezesów partii, w proteście przeciwko sposobowi kierowania ugrupowaniem przez Jarosława Kaczyńskiego.Po miesiącu odszedł z PiS i zaczął działać w kole Polska Plus. Do Prawa i Sprawiedliwości wrócił w 2010 roku.

TOK FM

, 7 MARCA 2017

Marginalizacja Polski zgodnie z projektem Jarosława Kaczyńskiego. Jak najdalej od Brukseli

W sprawie przyszłości Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej PiS-rządowi udało się zamieszać w polskim politycznym kotle, ale przede wszystkim utracić wszelkie pozory znaczenia międzynarodowego

Propagandziści PiS zakłamują rzeczywistość, utrzymując, że kandydatura Jacka Saryusz-Wolskiego ma szanse. Chyba najbardziej ekscentrycznie wystąpił min. Zbigniew Ziobro, proponując rozwiązanie równie kompromisowe co zabawne: „Gdyby Donald Tusk łącznie z opozycją zaangażował się w forsowanie kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego na szefa Rady Europejskiej, miałby on duże szanse”.

Z licznych powodów Saryusz-Wolski nie ma szans, ale ona sam tu jest najmniej ważny. Po egocentrycznym tweecie, że „wprowadził Polskę do Europy” stał się wręcz śmieszny.

Przewodniczącym Rady Europejskiej będzie ktoś, kto sprawował funkcję premiera/prezydenta, albowiem tylko osoba o podobnym statusie i z podobnym doświadczeniem może być partnerem dla innych liderów zasiadających w Radzie.

Centroprawica za Tuskiem

Dwa ugrupowania w Parlamencie Europejskim, centro-prawicowa Europejska Partia Ludowa (EPP) i liberalna ALDA ogłosiły, że Tusk jest ich kandydatem. Nie uczyniłyby tego, nie znając stanowiska swoich rządów, które na dodatek sprawują władzę w ogromnej większości państw europejskich. Potwierdził to w specjalnym oświadczeniu Manfred Weber, przewodniczący EPP w Parlamencie Europejskim:

„Donald Tusk jest jedynym kandydatem EPP na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Cieszy się on jednomyślnym poparciem całego ugrupowania EPP.”

Socjaliści także wspierają Tuska

Dał temu wyraz prezydent Francji François Hollande w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej i pięciu innych czołowych gazet europejskich:

„Dwa i pół roku temu wsparłem jego kandydaturę. Nie ma powodu, bym to wsparcie wycofał, nawet jeśli z punktu widzenia równowagi politycznej teraz kolej na socjalistę. Chodzi o to, żeby mieć wizję – bardziej europejską niż partyjną czy narodową”.

Bez wsparcia Francji żaden potencjalny kandydat socjalistyczny się nie zgłosi, zdając sobie sprawę z nieuniknionej klęski.


Przeczytaj też:

Dunka, socjaliści i Saryusz-Wolski, czyli europejski House of Cards w wersji PiS

SZYMON GRELA  4 MARCA 2017


PiS jest osamotniony w Unii Europejskiej

Liczni działacze PiS, czerpiąc z tajemnej wiedzy „kuchni” unijnej, fantazjują w licznych wypowiedziach o rzekomym wsparciu w Europie dla propozycji rządu: że Saryusz ma wsparcie, a może także wyłonić się inny kandydat.

Europoseł PiS Ryszard Czarnecki powtarza, że zgłosić się może była premier Danii Helle Thorning-Schmidt, a Tuska nie popierają rządy Włoch i Szwecji. Okazało się to wytworem jego wyobraźni. Sprawdziłem na najwyższych szczeblach dyplomatycznych w obu stolicach: ich kandydatem jest Tusk. Dyplomata najwyższego szczebla jednego z tych państw powiedział: – „Doceniamy pracę Tuska, a biorąc pod uwagę politykę polskiego rządu  – żadnych prezentów”.


Przeczytaj też:

Ryszarda Czarneckiego europejska lekkość bytu. I całkiem swojskie kłamstwo

EUGENIUSZ SMOLAR  27 LUTEGO 2017


…i w naszym regionie

2 marca, podczas nagłego szczytu Grupy Wyszehradzkiej w Warszawie, publicznie odmówili poparcia dla JSW premierzy Czech i Słowacji, gdy Orban zachował neutralne milczenie.

Premier Węgier jest nie tylko osobiście zaprzyjaźniony z Tuskiem, lecz w ten sposób daje także wyraz wdzięczności za blokowanie przez Tuska-premiera dalej idącej krytyki przez Komisję Europejską polityki rządu Węgier w minionych latach.

W obecnej sytuacji otwartego konfliktu rządu PiS z Komisją i z większością w Parlamencie Europejskim, to Kaczyńskiemu bardziej zależy na Orbanie niż na odwrót.

Premier Bohuslav Sobotka oświadczył po szczycie w Warszawie: „Rząd Republiki Czeskiej popiera Tuska, gdy Polska sprzeciwia się jego powtórnej nominacji. Słowacja także wspiera Tuska, gdy Węgry raczej zachowują neutralność”.

Sobotka stwierdził, że „Praga popiera Tuska, ponieważ ma dobre z nim doświadczenia, a ponadto Tusk jest jedynym przedstawicielem nowych państw członkowskich UE, który stoi na czele kluczowej instytucji UE. Uznaję za wielki sukces, że jest on Polakiem, człowiekiem z sąsiadującego z nami państwa, z Europy Środkowej, z Grupy Wyszehradzkiej. Tusk bardzo nam pomógł w minionych latach. (…)

Jest sprawą kluczową, by Europa Środkowa i Wschodnia nie utraciła tej pozycji. Tusk uzyskał poparcie ogromnej większości państw członkowskich”.

Kaczyński nienawidzi Tuska i nade wszystko chcą mu zaszkodzić, nie bacząc na konsekwencje dla pozycji Polski. Ma świadomość, że jego rząd jest niepopularny w Unii, a radykalne propozycje zmiany traktatów UE są przez innych pomijane.

Najważniejsze państwa dążą nade wszystko do zwiększenia stabilizacji i przewidywalności, podstawy dalszych stopniowych reform. Elementem tej pożądanej stabilizacji stał się Donald Tusk na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.


Przeczytaj też:

Cztery wpadki Elżbiety Witek. Szefowa gabinetu politycznego premier Szydło wszystko pokręciła

KAMIL FEJFER  6 MARCA 2017


Dowodem bezradności, ale i świadomości, że dyplomacja znalazła się w sytuacji bez wyjścia, jest wypowiedź min. Witolda Waszczykowskiego, który pytany, ile w tej chwili państw popiera polską propozycję, odparł: „Nie wiem. Nie kolekcjonujemy tego. I nie interesuje mnie to, kto popiera. Mnie interesuje to, że jest to nasz kandydat i jest w grze”.

Przed najbliższym szczytem UE spotkali się w poniedziałek w Wersalu – bez Polski – liderzy Francji, Hiszpanii, Niemiec i Włoch. Potwierdzili swoją wcześniejszą zgodę na rozwój Unii „wielu prędkości”, co wytrąca z rąk Kaczyńskiego groźbę blokowania ewentualnych rozstrzygnięć. Te bowiem będą realizowane na zasadzie „wzmocnionej współpracy” chętnych. Inni, jak Polska, pozostaną poza.

Jest to jednak, i trzeba o tym pamiętać, zrealizowanie strategicznego projektu lidera PiS.

Zgodnie z nim Polska, pozostając członkiem Unii Europejskiej, będzie – ma on nadzieję – mniej podatna na naciski Komisji Europejskiej w sprawach dla Kaczyńskiego najważniejszych, to jest polityki prowadzonej w samej Polsce.

Konsekwencje są mniej ważne, bo przecież jak powiedział kilka tygodni temu, jest gotów pogodzić się z wolniejszym rozwojem gospodarczym Polski.

OKO.press

 

„To proeuropejski entuzjasta”. Tak Kaczyński zachwala Saryusz-Wolskiego. Jest tylko jeden problem

mako, 07.03.2017

Jarosław Kaczyński.

Jarosław Kaczyński. (Agencja Gazeta)

„Jest wiceprzewodniczącym EPL, w końcu należy do PO” – czytamy w zapowiedzi jutrzejszego wywiadu dla „Gazety Polskiej”. „Nie jest naszym kandydatem, ale uzyskałby nasze poparcie” – przekonuje prezes PiS.

Rzeczywistość wyprzedziła prezesa – rzeczy, o których mówił wywiadzie dla „Gazety Polskiej” już są nieaktualne. „Wiceprzewodniczący EPL” został w sobotę wyrzucony z Platformy, a w poniedziałek odszedł z Europejskiej Partii Ludowej. W zapowiedzi widzimy też, że Kaczyński bardzo pozytywnie wypowiadał się na temat Jacka Saryusz-Wolskiego, jednocześnie starając się wbijać szpilki Donaldowi Tuskowi.

„Entuzjastycznie proeuropejski”, „doskonale zna politykę brukselską”, „w przeciwieństwie do Tuska ma kompetencje językowe do sprawowania funkcji w Unii”, „jeden z najlepszych znawców spraw związanych z funkcjonowania wspólnoty w Europie – mówił o Saryusz-Wolskim prezes PiS.

„Powiem zatem wprost – tak, pan Jacek Saryusz-Wolski to dobry kandydat na szefa Rady Europejskiej. Nie jest naszym kandydatem, ale uzyskałby nasze poparcie” – czytamy w wywiadzie.

Czyim kandydatem jest więc Saryusz-Wolski? Na chwilę obecną jego kandydaturę wspiera tylko rząd Prawa i Sprawiedliwości. Ten sam, który forsuje, że Donald Tusk jest kandydatem Niemiec, w dodatku kandydatem nielegalnym.

gazeta.pl

Co ze sprawą Marcina Dubienieckiego? Prezes PiS pisze do ministra sprawiedliwości

Krzysztof Katka, 07 marca 2017

24.08.2015 Kraków. Adwokat Marcin D. doprowadzony do Prokuratury Apelacyjnej w związku z podejrzeniem wyłudzenia 13 mln zł z PFRON.

24.08.2015 Kraków. Adwokat Marcin D. doprowadzony do Prokuratury Apelacyjnej w związku z podejrzeniem wyłudzenia 13 mln zł z PFRON. (Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta)

Jarosław Kaczyński interweniował u ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry w sprawie Marcina Dubienieckiego, do niedawna męża Marty Kaczyńskiej, podejrzanego o wyłudzenie 14 mln zł. Jego list ujawnił „Newsweek”.

Jarosław Kaczyński wysłał pismo do ministra Zbigniewa Ziobry w styczniu. Dołączył do niego dziewięć pytań od obrońcy Marcina Dubienieckiego. Kaczyński chciał wiedzieć m.in.:

  • dlaczego Dubienieckiego (wówczas męża Marty, bratanicy Kaczyńskiego) zatrzymano w czasie kampanii parlamentarnej w sierpniu 2015 r.,
  • w jakim celu „wytwarzano dokumenty” mogące obciążać jego najbliższych (chodziło o grafikę CBA, na której między podejrzanymi widniała Marta Kaczyńska – miała ona dostać 50 tys. zł od cypryjskiej firmy Dubienieckiego),
  • jak to było możliwe, że jego sprawy aresztowe rozpatrywała wielokrotnie ta sama sędzia.

Po czterech tygodniach Kaczyńskiemu odpisał Bogdan Święczkowski, zastępca Ziobry. Według prokuratury odniósł się jedynie do zarzutów stawianych przez obrońcę Dubienieckiego i nie ujawnił żadnych informacji ze śledztwa.

W rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Dubieniecki powiedział, że Jarosław Kaczyński nie kontaktował się z jego adwokatem i nie pomagał mu w prokuraturze. W odpowiedzi „Newsweek” ujawnił dokumenty dowodzące, że było inaczej.

– Po raz pierwszy spotkałem się z sytuacją, że obrońca zwrócił się do posła z prośbą o interwencję w sprawie swojego klienta – mówi Dariusz Strzelecki, dziekan Pomorskiej Izby Adwokackiej. – To działanie niecodzienne. Gdy toczy się postępowanie, to poruszamy się w ramach przepisów i kodeksów. Nie znam przepisów, które wskazywałyby, że jeśli – załóżmy – łamane są prawa klienta albo podejmowane są decyzje błędne lub krzywdzące, to należy szukać pomocy u posła czy u szeregowego posła, jak lubi się nazywać pan prezes. Moje osobiste zdanie jest takie, że polityka nie powinna się mieszać do sądów i postępowań prokuratorskich. W tej sprawie jest jeszcze dosyć specyficzny układ personalny. Chciałbym, żeby to nie rodziło podejrzeń, że klient wyszedł z aresztu, bo coś załatwiono, bo stryj się wstawił – dodaje dziekan Strzelecki.

W 2009 r. prezydent Lech Kaczyński ułaskawił Adama S., wspólnika Dubienieckiego, który wtedy był zięciem prezydenta. Postępowanie zainicjowało pismo Andrzeja Dudy, ówczesnego ministra z Kancelarii Prezydenta. Lech Kaczyński wszczął sprawę z urzędu i zrezygnował z zasięgania opinii sądu, dzięki czemu procedura uległa przyspieszeniu. Prokurator generalny nie dostrzegał przesłanek przemawiających za wydaniem aktu łaski. Posłowie PO podejrzewali, że wniosek o ułaskawienie napisał sam Dubieniecki, on jednak zaprzeczał.

Marcin Dubieniecki został zatrzymany 23 sierpnia 2015 r. wraz z czterema innymi osobami. Postawiono mu zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, wyłudzenia ponad 14 mln zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i prania brudnych pieniędzy. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla wszystkich zatrzymanych. Ale tylko w przypadku Dubienieckiego zezwolił, by mógł wyjść z aresztu po wpłaceniu 600 tys. zł kaucji. Prokuratura zaskarżyła tę decyzję i Dubieniecki kolejne 14 miesięcy spędził w areszcie. Ostatecznie w październiku 2016 r. wyszedł na wolność po uiszczeniu przez rodzinę 3 mln zł kaucji. Miesiąc po opuszczeniu aresztu rozwiódł się z Martą Kaczyńską.

– Będziemy żądać wyjaśnień – zapowiedział poseł Jan Grabiec z PO. – Zarzuty postawione panu Dubienieckiemu są bardzo poważne. Tego rodzaju śledztwo nie może się odbywać pod naciskami politycznymi. Opinia publiczna powinna się dowiedzieć, czy politycy PiS wykorzystują prokuraturę do spraw swoich rodzin – dodał.

Zobacz też: Zbigniew Ziobro o reformie sądów

 

wyborcza.pl

Dlaczego poparcie dla PiS nie spada? Bo klasa średnia chce czuć dumę

WYWIAD
rozmawiał Michał Wilgocki, 07 marca 2017

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Polityka PiS nie opiera się na planie, ale na odwecie. Jej paliwo to nasze niespełnione aspiracje. Da się na tym jeszcze długo jechać – mówi dr hab. Maciej Gdula, socjolog z UW.

Michał Wilgocki: PiS zniszczył Trybunał Konstytucyjny, zawłaszczył media publiczne, dobiera się do sądów i ordynacji wyborczej, a w sondażach wciąż ma poparcie rzędu 30-35 proc. Dlaczego?

Maciej Gdula: W obiegu są dwie teorie. Pierwsza: mamy prawicowe społeczeństwo, które popiera działania partii rządzącej. PiS reprezentuje ich ideały i pomysł na organizację społeczeństwa. I druga: to efekt genialnego planu prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ludzie idą za jego wizją modernizacji, mają też nadzieję, że sami na niej skorzystają. Jej elementy to m.in. programy 500 plus i Mieszkanie plus czy silne państwo, które przeciwstawia się elitom i pomaga słabym.

Pan, w którą teorię wierzy?

– W żadną. Skoro mamy prawicowe społeczeństwo, to jakim cudem Donald Tusk przez osiem lat cieszył się dużym poparciem? W tej opowieści przeszkadza mi też fakt, że wyborów nie wygrał Kaczyński, ale dublerzy: Andrzej Duda i Beata Szydło. W kampanii PiS zaprzeczał, że Antoni Macierewicz będzie szefem MON. Gdyby Polacy mieli poglądy takie jak PiS, nie trzeba by było chować ani Macierewicza, ani Kaczyńskiego.

Tezy o planie prezesa też nie kupuję. Z obserwacji rządów PiS wynika, że są chaotyczne i odruchowe. Pokazał to kryzys parlamentarny. Mała sprawa z udziałem drugorzędnego posła urosła do rangi kryzysu państwowego, a Kaczyński wyjeżdżał z Sejmu z uśmiechem na ustach. Widać było, że podoba mu się to, co się dzieje, że ten chaos to jego żywioł.

Polityka PiS nie opiera się na planie, ale na odwecie. Na pokazaniu, że przeciwnika można upokorzyć, pokazać mu, że jego ideały są nieważne.

To co, po prostu PiS nie ma z kim przegrać?

– Trzeba się cofnąć do 2015 r. W lutym Bronisław Komorowski miał jeszcze poparcie rzędu 65 proc. I nagle bardzo krótka kampania wyborcza wszystko odmieniła. Powstało wrażenie, ugruntowane w działaniach PO, jego politycy nie dorośli do swoich stanowisk, nie są przywódcami. Blado wypadali w porównaniu z Tuskiem. Pierwszym sygnałem były wybory samorządowe, w których ani Ewa Kopacz, ani Komorowski nie umieli opanować kryzysu wokół Państwowej Komisji Wyborczej.

Drugim sygnałem, który urósł do rangi symbolu, stała się krótka rozmowa prezydenta z młodym człowiekiem na ulicy, który usłyszał, że ma „wziąć kredyt i zmienić pracę”. Już po kampanii okazało się, że córka Komorowskiego kupuje mieszkanie nie na kredyt, ale za gotówkę.

Klasa średnia ma to do siebie, że co jakiś czas się budzi i chce wykrzyczeć swoje niespełnione aspiracje. Obudziła się akurat przed wyborami i zobaczyła, że elity nie stosują się do wskazówek, których udzielają biedniejszym. I w tym kryzysie pojawił się młody polityk z PiS, który powiedział: da się, zróbmy coś odważnego. PiS uderzył i cały czas uderza w strunę niespełnionych aspiracji. Na tym paliwie można jeszcze długo pociągnąć.

Zobacz też: Sondaże zastąpią nam demokrację? Nie kupujmy ich tam, gdzie najtaniej – socjolog ostrzega w „Temacie dnia”

Platforma jest zbyt ostrożna?

– W kampanii mówiła: tego nie można, tamtego nie można. Poza tym na wynik wyborczy przełożenie mają nie tylko kampanie, ale także towarzyszące im wydarzenia. Takim wydarzeniem był kryzys migracyjny, który pomógł PiS przejąć władzę i częściowo pogrzebał PO.

Platforma mogła rozegrać to wszystko inaczej. Zamiast kluczyć w sprawie uchodźców – których przecież koniec końców zgodziła się przyjąć – można było opowiedzieć się wprost i głośno za ich przyjęciem. A Ewa Kopacz kluczyła, czując, że w społeczeństwie jest opór i niepokój.

Publiczność polityczna czuje, kiedy ktoś kluczy. Odrzuca to. Woli klarowne poglądy wygłaszane przez charyzmatycznych liderów. W ogóle w ostatnich latach nastąpiła zmiana sposobu uprawiania polityki. Mniej ważne stały się wielkie podziały, programy, narracje. Bardziej – kto wygłasza określone idee, jaką ma charyzmę i czy jest wiarygodny.

Adrian Zandberg z Razem zrobił w debacie dobre wrażenie, bo mówił jasno i wierzył w to, co mówił. Platformie tego zabrakło.

PiS nałożył na to jeszcze opowieść o niespełnionych aspiracjach. Podparł to dumą z Wielkiej Polski, która nie jest przecież tylko domeną nacjonalistów. Takiej dumy pragnie zwykła klasa średnia, która zamiast „nie da się” chce usłyszeć: „możemy, stać nas na to”. Zamiast tego słyszy: „weź kredyt i zmień pracę”. I widzi dzieci polityków, które nie muszą wysyłać CV i martwić się, czy wystarczy im pieniędzy na wakacje.

Teraz klasa średnia widzi błyskotliwą karierę Bartłomieja Misiewicza, który w kilka lat zza lady w aptece awansuje do rad nadzorczych spółek skarbu państwa. Dlaczego się nie buntuje?

– Wciąż działa mechanizm „nowych elit”. Im się więcej wybacza, bo odsunęły stare. Tacy ludzie jak Misiewicz dają też poczucie odegrania się. W końcu tamci odeszli, jest nasz czas. Taka błyskawiczna kariera jest też sygnałem, że nie ma już starych układów i każdy ma swoją szansę.

Po jakimś czasie to znów wywoła irytację. Ale musi nastąpić coś, co sprawi, że ludzie przestaną pokładać nadzieję w PiS.

Sondaże pokazują, że na razie się na to nie zanosi.

– Struktura władzy i jej „trójpodział” – prezydent, premier i naczelnik – na razie służy PiS. Różnorodna publiczność może sobie wybrać swojego faworyta, który będzie ją trzymał przy tej partii. Dla czytelnika „Gazety Polskiej” czy słuchacza Radia Maryja będzie to prezes. Dla rodzin, które dostały 500 plus – premier Szydło.

Ale ten układ w końcu zacznie być dysfunkcjonalny. Już przy parlamentarnym kryzysie było widać, że jest rozdźwięk i nie wiadomo, kto jest wyrazicielem partii rządzącej. Takie sytuacje, wymagające szybkiej reakcji, będą się zdarzały. I w „trójpodziale” pojawią się zgrzyty. Jeszcze 10 lat temu, przed erą internetu, polityka przypominała wojnę pozycyjną. Armie ostrzeliwały się, szarżowały, wracały na pozycje. W czasie wyborów przychodził moment na szturm.

Dziś wojnę pozycyjną zastąpiła hybrydowa. Zamiast dwóch armii jest wielu aktorów, jedni zastępują drugich. To, co jest słabością, za chwilę okazuje się siłą, a atut staje się przekleństwem. To stało się np. we Francji. Jeszcze w grudniu czuliśmy, że prawica weźmie tam wszystko. Wystarczył jeden szybki kryzys i z gry wypada François Fillon, wszedł do niej Emmanuel Macron, który nie jest już prawicowcem, ale centrystą.

2017 jest ostatnim rokiem bez kampanii wyborczej. Już w przyszłym zaczynamy dwuletni maraton: wybory samorządowe, potem parlamentarne, europarlamentarne i prezydenckie. Czy pomysłem na odsunięcie PiS od władzy jest stworzenie wielkiego obozu anty-PiS?

– Polska sytuacja jest wyjątkowa, choćby na tle Węgier. Tam Viktor Orbán ma dużą władzę, Jobbik po prawej i bardzo rozczłonkowaną opozycję socjal-liberalną. W Polsce jest inaczej. Opozycja jest skonsolidowana dzięki Kaczyńskiemu. Jest też silna poza parlamentem, choć boryka się z problemem Mateusza Kijowskiego. Ale i poza KOD są ruchy społeczne, jest „czarny protest”, przed którym Kaczyński już raz się cofnął. Ta energia może się przełożyć na poparcie dla partii opozycyjnych, choć oczywiście nie wprost i nie jeden do jednego.

W opozycji i ruchach społecznych ścierają się dwie tendencje. Pierwsza – że najważniejsze to odsunąć PiS od władzy wszelkimi środkami przy wspólnym minimum programowym. A dopiero potem będziemy się zastanawiać, co dalej.

Druga perspektywa – bardziej mi bliska i chyba skuteczniejsza – to współpracować w kluczowych kwestiach, jak Trybunał Konstytucyjny, zakaz aborcji czy wolność mediów – ale podkreślać różnice. Różnorodność nie jest problemem, obywatel powinien mieć z czego wybierać. A dla Kaczyńskiego będzie to niewygodne, bo nie będzie mógł już grać podziałem nowe-stare elity. Ryszarda Petru czy Barbarę Nowacką ciężko przecież uznać za starą elitę, a Grzegorza Schetynę – tak. Dlatego we wspólnym obozie będzie im trudniej.

To PO suflowała pomysł wspólnych list. W tym samym czasie Schetyna – bez konsultacji – wskazał kandydatkę na prezydenta Wrocławia. Czy on ma mandat, by grać rolę lidera opozycji?

– PO jest bytem, bo trudno powiedzieć, że kolosem, na glinianych nogach. Schetyna nie przekonuje mnie jako lider. Nie ma umiejętności, wizji, retoryki. Nie wiem, o co mu chodzi, poza tym, że chce sprawować władzę. To wygląda na jego jedyny cel. I to się zemści na PO. Sama chęć odzyskania władzy bez idei to za mało.

Jeżeli Schetyna zostanie wystawiony w kampanii jako lider, wydaje mi się, że nie zda testu. Dużo lepiej na jego tle wypada Petru, choć ma wiele za uszami, a jego wyprawa do Portugalii w środku kryzysu była karygodna. Ale nawet mimo to ma on lepsze papiery na lidera niż Schetyna. Podobnie Nowacka, która jednak jest słabsza, jeżeli spojrzeć na sondaże. Ale ma ideały, twarde przekonania.

Nie jestem fanem wspólnych list. Gubi się w nich potencjał różnorodności liderów. Zasoby, które ma opozycja, nie zostają w pełni wykorzystane. To pomysł z epoki, kiedy można było łączyć elektoraty, tworząc wspólne podstawy programowe. Dziś następuje personalizacja polityki i dużo ważniejszy od programu jest lider. Kto miałby nim być przy wspólnych listach?

Donald Tusk?

– Taki powrót jeszcze nikomu się nie udał. Próbował Wałęsa, próbował Kwaśniewski. Nie widzę szans Tuska bez zmiany kontekstu. Może w sytuacji, kiedy faktycznie zostałby pozbawiony fotela szefa Rady Europejskiej, ściągnięty do kraju i prześladowany przez PiS? Wtedy mógłby się stać przywódcą ruchu „prześladowanych”. W obecnej konfiguracji nie ma dla niego miejsca.

Jak skończą się rządy PiS? Może opozycja powinna dać PiS porządzić, licząc, że przewróci się na własnych pomysłach?

– Cierpliwość jest cnotą polityczną. Jej przykładem jest Kaczyński. Przegrał osiem razy wybory, by wygrać dziewiąte i dziesiąte. Ale nie czekał z założonymi rękoma, cały czas starał się odsunąć PO od władzy. To samo musi robić opozycja: czekać aktywnie.

A nie czeka nadaktywnie? Grzegorz Sroczyński pisał, że jeżeli zbyt szybko wyprztykamy się ze słów dużego kalibru (np. „faszyzm”, „koniec demokracji”) to zabraknie nam amunicji, kiedy zacznie się dziać jeszcze gorzej.

– To, co robi PiS, jest zagrożeniem dla liberalnej demokracji. Używanie mocnych słów buduje rodzaj stałego poparcia, które nie jest oparte na interesach, a na ideałach. To ideał – często utopijny, ale ideał – że musi istnieć niezależny organ kontrolny, niezależna od polityków kultura, niezależne media. Używanie wielkich słów to nie błąd. Rozumiem obawy, że najgorsze dopiero przed nami. Jednak kiedy będzie naprawdę źle, to czy nazwiemy coś „faszyzmem”, będzie bez znaczenia. Będziemy mogli powiedzieć tylko: „byliśmy głupi, że wcześniej odpuściliśmy”.

Co z lewicą? Barbara Nowacka ma na razie stowarzyszenie, nie partię. Razem nie może przekroczyć 3 proc. poparcia. Mało lewicowe SLD niespodziewanie balansuje na progu wyborczym.

– O lewicy myślę z optymizmem, daję jej kredyt zaufania, choć na razie funkcjonuje w formach przetrwalnikowych. Jest wyjałowione SLD, ale jest też Razem, które konsekwentnie stara się realizować swoją strategię. Popełnia przy tym błąd, którego nie mogę zrozumieć, jednocześnie zgadzając się z ich ideami. Bronią się przed wyłonieniem lidera. Rozumiem, dlaczego to robią, ale to strategia samobójcza i nietrafne rozpoznanie tego, jak funkcjonuje dziś polityka. Nie wykluczam, że oni zmienią strategię podczas wyborów, świadomie lub nie. I że Zandberg czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk staną się dużo bardziej przywódcami.

wyborcza.pl

Nazwisko Macierewicza na sztandarze Służby Kontrwywiadu. „To już jest kult jednostki”

Wojciech Czuchnowski, 06 marca 2017

Antoni Macierewicz.

Antoni Macierewicz. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Na drzewcu nowego sztandaru Służby Kontrwywiadu Wojskowego znalazło się nazwisko szefa MON Antoniego Macierewicza. Minister osobiście wręczył sztandar szefowi SKW. Poprzedni uznano za zły, bo jego fundatorem był prezydent Bronisław Komorowski.

– To już jest kult jednostki – mówi „Wyborczej” oficer kontrwywiadu, który zwrócił uwagę na treść tabliczki przybitej do drzewca. Jest na niej imię i nazwisko Macierewicza z informacją, że w 2006 r. został on „pierwszym szefem SKW”. Oprócz Macierewicza na drzewcu znalazło się też nazwisko Piotra Bączka, jednego z najbliższych współpracowników ministra, doradcy smoleńskiego zespołu parlamentarnego, który obecnie kieruje kontrwywiadem.

Sztandar wręczył Bączkowi sam Macierewicz podczas uroczystości, która odbyła się w ubiegły piątek w Belwederze i symbolicznie kończy proces „odzyskiwania” SKW przez Macierewicza i jego ludzi.

Gdy zaraz po ostatnich wyborach – w grudniu 2015 roku – Bączek obejmował szefostwo kontrwywiadu, zaczął od zmiany logo tej służby. Utrzymany w nowoczesnym stylu znak z motywem orła Bączek uznał za „mało patriotyczny”. Zastąpił go klasyczny orzeł na okrągłej tarczy, który u stóp ma kotwicę używaną przez polską konspirację w czasie II wojny światowej. Przez jakiś czas SKW posługiwało się jeszcze łacińską dewizą „Salus patriae suprema lex” (Dobro ojczyzny najwyższym prawem) ale potem też zdjęło ją ze swojej strony internetowej, zastępując cytatem z „Pieśni konfederatów barskich”: „Nigdy z królami nie będziem w aliansach, nigdy przed mocą nie ugniemy szyi”.

Główną dewizą SKW jest teraz hasło „Bóg Honor Ojczyzna”. To ono zamiast łacińskiej maksymy jest na nowym sztandarze.

Stary sztandar prawdopodobnie został złożony w magazynie. Nadany został 22 czerwca 2012 r. przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ufundowali go z własnych składek funkcjonariusze i pracownicy cywilni SKW. Do czasu zmiany władzy stał w gablocie przed gabinetem szefa. Ekipie Macierewicza nie podobał się tak bardzo, że zaraz po przejęciu przez nią MON został obrócony awersem do ściany.

– To wyjątkowo niehonorowe i szkodliwe dla służby działanie – komentuje wymianę sztandaru Tomasz Siemoniak kierujący MON w latach 2011-15. Jak mówi, tego rodzaju zmiany „łamią zasadę ciągłości służby”. – Czy teraz co cztery lata każda nowa ekipa będzie nadawała służbom własne symbole, a stare wyrzucała? – pyta Siemoniak.

wyborcza.pl

PiS: Brexit i napływ uchodźców to „wina Tuska”. Sprawdziliśmy

Maciej Orłowski, PAP, 06 marca 2017

PiS uważa, że Donald Tusk odpowiedzialny jest m.in. za Brexit, napływ uchodźców do Europy i zaostrzenie sytuacji politycznej w Polsce. Co z tego jest prawdą? Sprawdziliśmy.

PiS uważa, że Donald Tusk odpowiedzialny jest m.in. za Brexit, napływ uchodźców do Europy i zaostrzenie sytuacji politycznej w Polsce. Co z tego jest prawdą? Sprawdziliśmy. (AA/ABACA / AA/ABACA/EAST NEWS)

Rzecznik rządu Rafał Bochenek tłumaczył dziś, dlaczego rząd nie chce reelekcji Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Jak mówił, Tusk odpowiedzialny jest m.in. za Brexit i napływ uchodźców do Europy, a z jego pracy niezadowolonych jest „wielu przywódców”. Co z tego jest prawdą? Sprawdziliśmy.

– Pełniąc funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej, Donald Tusk nie potrafił poradzić sobie z bieżącymi problemami, z jakimi zmaga się Unia Europejska. Nie potrafił doprowadzić do wypracowania jednego rozwiązania, które zbliżałoby całą Unię Europejską do tego, aby poradzić sobie z kryzysem migracyjnym – mówił dziś rzecznik rządu Rafał Bochenek. Na konferencji prasowej tłumaczył, dlaczego rząd nie popiera Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.

– Brexit to również pokłosie i efekt rządów Tuska i wszystkich elit brukselskich, które nie dostrzegały tego, że Unia Europejska powinna się zmieniać, w Unii Europejskiej powinny być wdrażane kolejne reformy, tak aby jeszcze bardziej odpowiadała na oczekiwania Europejczyków. Niestety, nie było chęci do stworzenia takich warunków, które przyciągnęłyby Wielką Brytanię z powrotem do Unii Europejskiej – stwierdził Bochenek.

– Poza tym warto zwrócić uwagę na propozycje instytucji unijnych na temat tego, jak należy sobie radzić z kryzysem migracyjnym. Donald Tusk jednoznacznie opowiadał się za tym, aby nakładać kary finansowe na państwa członkowskie, które nie będą chciały przyjmować uchodźców. Podejrzewam, że stąd wynikało stanowisko poprzedniego rządu, aby przyjmować uchodźców – mówił Bochenek.

Dlatego – zdaniem Bochenka – „wielu przywódców, premierów zgłaszało swoje uwagi dotyczące działania przewodniczącego Donalda Tuska”. – Nie były to uwagi pochlebne, Dlatego m.in. Polska zdecydowała się wystawić lepszego kandydata, którym jest Jacek Saryusz-Wolski – oświadczył. Dodał, że „Tusk był popierany pierwotnie przez polityków PiS”, którzy „wierzyli, że będzie chciał w sposób neutralny zajmować się sprawami, do których został powołany.

Przeczytaj: Donald Tusk: „Inaczej definiuję polskie interesy niż PiS. Robię to lepiej i precyzyjniej”

Tusk o uchodźcach: Przyjmować i wzmacniać granice

Czy zarzuty rzecznika rządu Rafała Bochenka są uzasadnione? Sprawdziliśmy. Stanowisko Donalda Tuska ws. napływu uchodźców do Europy jest konsekwentne i wyważone. Tusk popiera przyjmowanie uchodźców, ale nie imigrantów zarobkowych. – Nie wierzcie przemytnikom, nie ryzykujcie życia i pieniędzy – apelował w 2016 r.

Tusk brał też udział w negocjacjach ws. porozumienia z Turcją, dzięki któremu znacząco udało się ograniczyć napływ uchodźców. W rozmowie z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem mówił, że jeśli nie dojdzie to zawarcia porozumienia, „wydarzenia mogą przybrać dramatyczny bieg, tj. część państw członkowskich może się zdecydować na zamknięcie granic”. Przed groźbą upadku strefy Schengen ostrzegał wielokrotnie.

Przeczytaj: Donald Tusk: musimy wzmocnić granice Unii. Nie przewidzieliśmy skali zjawiska

Opowiadał się też za relokacją uchodźców, wskazując, że „jeżeli Polska wyrzekłaby się języka solidarności, to prędzej czy później może się to odbić także na naszych interesach”. Jednocześnie strofował Niemcy. – Inne kraje, biorąc pod uwagę liczbę ludności, też przyjęły bardzo dużo uchodźców. Niemcy nie zostały pozostawione samym sobie i nie powinny udawać męczennika – mówił w wywiadzie dla tabloidu „Bild”.

Tusk przestrzegał też, że napływ uchodźców „obnażył w wielu krajach zjawiska społeczne takie jak ksenofobia”, a także może być wykorzystany jako nowa forma wojny hybrydowej i „broń przeciwko sąsiadom”. Mówił też o „brudnym interesie” uchodźczym, z którym trzeba walczyć. Przemytników nazwał „mordercami bezpośrednio odpowiedzialnymi za śmierć tysięcy ludzi”.

Kłamstwem jest, aby Tusk opowiadał się za karami dla krajów, które nie chcą przyjąć uchodźców. Portal OKO.press napisał, że nie udało się odnaleźć żadnej wypowiedzi Tuska jednoznacznie popierającej kary dla krajów, które wbrew podjętym wcześniej zobowiązaniom nie przyjmująuchodźców. Europoseł PiS Ryszard Czarnecki, który również twierdził w rozmowie z portalem wPolityce, że Tusk chciał kar za nieprzyjmowanie uchodźców, stwierdził, że była to pomyłka portalu.

Tusk o Brexicie: „Nie będzie ciastek na stole. Tylko ocet i sól”

Przed Brexitem Donald Tusk ostrzegał Brytyjczyków, że nie mogą liczyć na miękkie wyjście z UE, po którym korzystaliby z przywilejów bycia w Unii bez żadnych zobowiązań. – Jedyną alternatywą dla twardego Brexitu jest brak Brexitu – mówił w październiku zeszłego roku. – Brutalna prawda jest taka, że Brexit będzie ciężki dla nas wszystkich. Nie będzie ciastek na stole. Tylko ocet i sól – dodawał, podkreślając, że Unię i Zjednoczone Królestwo czekają twarde i nieprzyjemne negocjacje.

Portal Politico Europe komentował wówczas, że ostre słowa Tuska to „policzek dla brytyjskiego rządu”. „W niezwykle brutalnych jak na niego słowach Tusk zapowiada, że nie będzie żadnego kompromisu w negocjacjach na temat warunków, na jakich Wielka Brytania opuści Unię” – pisało Politico.

Przeczytaj: Donald Tusk: „Widmo rozpadu krąży nad Europą. Europa bez państw narodowych to utopia. Musimy wrócić do korzeni”

I miało rację. Tuż po tym, jak 23 czerwca Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z Unii, Tusk mówił: – Nie będę ukrywał, że życzylibyśmy sobie innego wyniku referendum. Jestem w pełni świadomy, jak poważny, a nawet dramatyczny to moment z politycznego punktu widzenia. Nie można przewidzieć wszystkich politycznych konsekwencji tego wydarzenia, szczególnie dla Wielkiej Brytanii.

Dodawał, że Brytyjczycy nie powinni za długo zwlekać z formalnym wnioskiem o wyjście z UE, bo „Unia potrzebuje jasnej perspektywy politycznej”. Kilka dni po Brexicie mówił, że „UE jest gotowa rozpocząć proces rozwodu nawet dziś, choć bez entuzjazmu”.

Przywódcy europejscy murem za Tuskiem

Nie wiadomo, jacy „przywódcy i premierzy” zgłaszali swoje uwagi do pracy Donalda Tuska, bo Bochenek nie wymienił ich z nazwiska. Jednak w połowie lutego brytyjski dziennik „Financial Times” pisał, że Tusk ma coraz większe szanse na reelekcję. Kilku europejskich dyplomatów powiedziało dziennikowi, że przeważająca większość krajów członkowskich wspiera reelekcję Tuska.

Gazeta zaznaczyła, że jego urzędowanie przypadło na trudny dla Europy czas: kryzys finansowy w Grecji, napływ uchodźców do Europy, Brexit i zaostrzenie relacji z Rosją wskutek wojny na Ukrainie. Jednak dodał, że „szczere i proste” przemówienia Tuska kontrastowały z bardziej ostrożnym wyrażaniem swojego stanowiska przez jego poprzednika, byłego premiera Belgii Hermana Van Rompuya.

Donald Tusk: „Nie ma powodu, by Europa przypochlebiała się zewnętrznym mocarstwom”

Donalda Tuska twardo popiera Europejska Partia Ludowa, chadecka międzynarodówka, w skład której wchodzą 73 partie z 39 krajów, w tym Platforma Obywatelska. Do EPL należy też m.in. Donald Tusk, przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, kanclerz Niemiec Angela Merkel czy premier Węgier Viktor Orbán, z którym Tusk się przyjaźni. Europejska Partia Ludowa ma największą frakcję w Parlamencie Europejskim.

Jednak „Financial Times” pisał, że podczas gdy wrogość Kaczyńskiego do Tuska wzmocniła poparcie przewodniczącego Rady Europejskiej w niektórych krajach UE, sprzeciw wobec jego kandydatury ze strony Polski może być wykorzystany do szukania innych kandydatów. Jeden z wyższych dyplomatów Unii Europejskiej przyznał w rozmowie z gazetą, że rywale Tuska czekali, aż Warszawa zrobi „brudną robotę”.

Zobacz też: Kandydatura Saryusz-Wolskiego to „akcja ratunkowa” – w „3×3” R. Czarnecki o wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej

wyborcza.pl