Hartman, 20.08.2016

 

top20.08.2016

 

Świstaki Schetyna i Petru

Świstaki Schetyna i Petru

Pisarze nie powinni spać, tylko pisać. A jeżeli spać, to nie śnić. Bo wtedy nie pisaliby o snach. W takiej sytuacji stałoby się możliwe, że Sienkiewicz nie napisałby Trylogii, tylko Tetralogię, a nie napisałby Gombrowicz o nim, że jest pierwszorzędnym pisarzem drugiego rzędu. Tak czy siak, pisarze śnią na jawie, nawet, gdy nie śpią, bo pisanie jest snem, acz nie spaniem. Stąd mamy sny o potędze, sny o wolności, czyli sny polityczne, jak najsłynniejszy sen Martina Luthera Kinga.

Zdarzyło się mieć taki sen pisarzowi Ziemowitowi Szczerkowi, który zamknął oczy, ale nie rozum i zobaczył pod swymi powiekami Jarosława Kaczyńskiego, który zapłakał nad ojczyzną naszą, nad losem demokracji, i z tej empatii ustrojowej wziął i przeprosił Andrzeja Rzeplińskiego. Ładny sen, prawda? Aż chciałoby się wejść do takiej śniącej głowy i zobaczyć zatroskanego prezesa. Szczerek ma wyobraźnię, bo wyśnił, iż Kaczyński nakrzyczał na Krystynę Pawłowicz, a Mariusza Błaszczaka wyrzucił na zbity pysk. Szczerek nie pisze, gdzie wyrzuca się na zbity pysk, ale każdy rozsądny zgodzi się, iż gdziekolwiek znajduje się zbity pysk, to tam powinien znajdować się Błaszczak. Dobry dla niego kierunek.

Pisarz nawet wyśnił, że z tego wszystkiego Kaczyński odmienił się do tego stopnia, iż udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, zgodził się z Normanem Daviesem, co do sekty, jaką tworzy jego partia. Przyznał się w skrusze swej do zapędów totalitarnych, antydemokratycznych, czyli zgodził się z opinią Komisji Weneckiej, Komisji Europejskiej, a także Billa Clintona. Po czym nastąpiła u Kaczyńskiego reakcja chrześcijańska rodem ze Średniowiecza, tj. tarzanie się w ślinie, obciętych paznokciach i kurzu. Ostatkiem sił autokratycznych nakazał Sejmowi uchwalić nowe wybory.

W tym momencie pisarz chyba się obudził, gdyż udał się na głosowanie, po czym ogłosił wyniki wyborów. Jasne, bo to był dzień wyborczy, bo Szczerek doznał Dnia Świstaka. Nie wiem, jaką telewizję oglądał? Narodową TVP, czy TVN bądź Polsat, w każdym razie pisarz ogłosił wyniki przyspieszonych wyborów. Znowu wygrała partia prezesa, bo Schetyna i Petru… nie mogą się dogadać.

Szczerek opisał swój Dzień Świstaka, ale czy my dzień w dzień nie doznajemy podobnych „świstaków” ze Schetyną i Petru?

Waldemar Mystkowski

swistaki

koduj24.pl

Mury nie kłamią…

CqU5yzCXEAMB7gL

znajoma z FB świetnie podsumowała druha Dudę.To w nawiązaniu do przechwałek o naukach pobranych w harcerstwie.

CqU3V29WgAA48cY

Wystarczyły 4 dni, by Kościół opuściło 15 tysięcy wiernych. Powód? Duchowni pozwolili na apostazję przez internet

Apostazja przez internet? W Norwegii to możliwe już od kilku dni.
Apostazja przez internet? W Norwegii to możliwe już od kilku dni. fot. Shutterstock

W połowie sierpnia Kościół Norwegii umożliwił swoim członkom wypisanie się z niego przez internet. Okazało się, że w ciągu 4 dni z Kościoła wypisało się aż 15 tysięcy osób.

Rzeczniczka Kościoła Kristin Gunleiksrud nie jest zdziwiona takim przebiegiem wypadków. Twierdzi, że duchowni spodziewali się tego, że ułatwienie formalności doprowadzi do większej liczby apostazji. Internet jest też jednak wykorzystywany w drugą stronę – by zapisać się do Kościoła Norwegii. Z tej opcji skorzystało 549 osób. Od 2012 roku Kościół Norwegii jest stopniowo oddzielany od państwa.

Bloger Ryszard Balczyński pisał ostatnio w naTemat, że osoby usiłujące wystąpić z Kościoła rzymskokatolickiego znajdują się w sytuacji „martwych dusz”.

– Faktycznie nie należą one do Kościoła, figurują jedynie w spisie jego członków, co czyni ich członkostwo fikcyjnym. Kościół ma żywotny interes w statystycznym zawyżaniu liczby swoich wiernych, gdyż jest to podstawą propagandową do domagania się korzyści i przywilejów z racji swojej rzekomej przewagi liczebnej w społeczeństwie polskim. Tymczasem, według kryteriów wyżej przytoczonych, wiernych całkowicie należących do Kościoła – czyli tzw. prawdziwych katolików – jest nie więcej, niż ca 30% obywateli polskich – pisał Balczyński.

źródło: Wprost.pl

wystarczyło

naTemat.pl

 

 

Rosati: W Unii machnęli na nas ręką. Uważają, że z Kaczyńskim nie da się dogadać

środa, 17 sierpnia 2016

Zdaniem europosła z ramienia PO Dariusza Rosatiego – Polska traci na znaczeniu w Unii Europejskiej, ponieważ zapanowało w niej przekonanie, że „z Kaczyńskim się nie da dogadać”. 

– W ostatnim czasie podjęto decyzję, by pogłębiać jeszcze bardziej integrację w ramach strefy euro. Kraje te będą rosły w siłę i będą miały największe znaczenie dla struktur unijnych, pozostałe z kolei, w tym Polska, zostaną zepchnięte na margines

– stwierdził Rosati w wywiadzie dla portalu rp.pl.

– Komisja Europejska będzie niebawem proponować zmiany priorytetów wydawania pieniędzy, a to będzie bardzo trudna sprawa dla Polski. Pieniądze będą teraz szły w większym stopniu na badania i rozwój, politykę wobec uchodźców czy na odnawialne źródła energii, a nie na lanie betonu na autostrady

– zapowiedział auroposeł i dodał, że istnieje ryzyko, iż Polska może nie być w stanie wykorzystać środków, które już z Unii otrzymała.

Według Rosatiego pozycję Polski w unjnej wspólnocie osłabiła nie tylko postawa wobec imigrantów, lecz także spór o Trybunał Konstytucyjny oraz ustawa medialna.

– Komisja Europejska wciąż prowadzi procedury mające na celu przywrócenie pełnej praworządności w Polsce i będzie dalej napierać na PIS, by zmienił swoją polityką. (…) Kiedyś nas słuchano, uważano, że Polskę trzeba pozyskiwać, bo jesteśmy dużym krajem europejskim. W tej chwili wszyscy machają na nas ręką, bo panuje powszechne przekonanie, że z Kaczyńskim się nie da dogadać

– ocenił europoseł.

rosati

wsensie.pl

W „Smoleńsku” nie będzie ostatniej rozmowy Kaczyńskich? Prezes „nie życzył sobie, aby jego osoba była w tym filmie”

Według aktorki grającej Anny Walentynowicz, w filmie "Smoleńsk" nie będzie pokazana postać Jarosława Kaczyńskiego.
Według aktorki grającej Anny Walentynowicz, w filmie „Smoleńsk” nie będzie pokazana postać Jarosława Kaczyńskiego. fot. Zrzut ekranu z youtu.be/LgSl0VAn76M

Kolejne zaskakujące doniesienia o filmie „Smoleńsk”. Okazuje się, że w obrazie, którego premiera miała odbyć się w kwietniu, a ostatecznie została przełożona na 9 września, nie zobaczymy… Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości, brata zmarłego w katastrofie prezydenta.

– Według mojej wiedzy w filmie nie występuje postać brata pana prezydenta – powiedziała Katarzyna Łaniewska, aktorka grająca Annę Walentynowicz, przepytywana przez „Super Express”. To oznacza, że ostatnia rozmowa braci Kaczyńskich, którą odbyli niedługo przed katastrofalnym lądowaniem, zostanie pokazana w wersji okrojonej, o ile w ostatecznej wersji filmu w ogóle się pojawi.

5 miesięcy temu producent “Smoleńska” ogłosił, że jest zmuszony przełożyć premierę filmu. Chodzi o “trudności przy realizacji i stopień technologicznego skomplikowania”. Dodatkowy czas ma być niezbędny, by “przedstawić widzom w pełni ukończone dzieło”.

Reżyser Andrzej Saramonowicz przedstawił swoją hipotezę na temat przesunięcia premiery filmu w ostatniej chwili. – Jeśli na kilka zaledwie dni przed premierą producent wycofuje film, powołując się na „trudności przy realizacji filmu i stopień technologicznego skomplikowania”, w mojej ocenie (oczywiście mogę się mylić, to tylko próba odczytania tego osobliwego komunikatu) oznacza to mniej więcej tyle: „ktoś bardzo ważny, ktoś, od kogo wiele w Polsce zależy, a komu z powodów osobistych szalenie zależało na tym filmie, obejrzał go na pokazie przedpremierowym i tak nas zrąbał od stóp do głów, że nam ze strachu buty pospadały, a teraz w panice zastanawiamy się, co dokręcić i jak przemontować, rany boskie, na co nam to było, ten lęk, który nam teraz towarzyszy, nie jest wart kasy, którą zarobiliśmy na produkcji, ojojoj, ojojoj, ojojoj!” – pisał Saramonowicz na blogu w naTemat.

Źródło: Super Express

wSmoleńsku

naTemat.pl

Służył w armii 27 lat, dostał srebrny medal. Teraz odsyła go do MON. „Kierując się zasadami przyzwoitości…”

AB, 20.08.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114883,20574193,video.html?embed=0&autoplay=1
• 14.08 rzecznik MON dostał Złoty Medal za Zasługi dla Obronności Kraju
• Decyzja A. Macierewicza o przyznaniu orderu wywołała kontrowersje
• W ramach protestu major Pawlak zdecydował się oddać swój medal

 

Gdy rzecznik prasowy MON Bartłomiej Misiewicz pochwalił się otrzymaniem odznaczenia od ministra obrony, od razu wywołało to kontrowersje. Przyznanie mu Złotego Medalu za Zasługi dla Obronności Kraju skrytykowali m.in. politycy opozycji, publicyści oraz były żołnierz.

Decyzja Antoniego Macierewicza ubodła także Bogusława Pawlaka. Wojskowy dostał srebrny medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju” w 2001 roku, po 27 latach służby w armii. Teraz major chce odesłać odznaczenie. – Ten medal dla każdego wojskowego, dla każdego, kto chodził w mundurze, ma wielkie znaczenie. I kierując się po prostu zasadami przyzwoitości, stwierdziłem, że odeślę swój medal na adres MON-u, nie zgadzając się z takim postępowaniem – mówi w rozmowie z TVN24.

Wojskowy przekonuje, że nie „nie ma nic do rzecznika MON, tylko do zasad i procedur”, jakie zostały wprowadzone w resorcie. I tłumaczy, że lata służby dla kraju to nie to samo, co rok pracy w administracji cywilnej.

Za co można otrzymać odznaczenie?

W przeddzień Święta Wojska Polskiego  odznaczenia państwowe, resortowe oraz nominacje na wyższe stopnie wojskowe, np. tytuły „Zasłużony Żołnierz Rzeczypospolitej Polskiej” czy medale „Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny” otrzymało ponad 200 osób. Dodatkowo ponad stu żołnierzy i pracowników wojska zostało także uhonorowanych medalami „Za zasługi dla obronności kraju”.

Medal „Za zasługi dla obronności kraju” stanowi uznanie dla osób, które swoją pracą lub działalnością przyczyniły się do rozwoju i umocnienia obronności kraju. Medal może być również nadawany jednostce wojskowej, organizacji społecznej, przedsiębiorstwu, zakładowi lub instytucji. Wraz z odznaką wyróżnienia wręczana jest też legitymacja.

Kto może dostać medal? Osoba, która wykazała męstwo lub odwagę w bezpośrednim działaniu związanym z obronnością kraju albo osiągnęły bardzo dobre wyniki w realizacji zadań obronnych, posiada szczególne zasługi w dziedzinie rozwoju nowoczesnej myśli wojskowej, techniki wojskowej oraz potencjału obronnego, jak również w zakresie szkolenia i wychowania wojskowego lub swoją pracą zawodową czy działalnością w organizacjach społecznych znacznie przyczyniła się do rozwoju i umocnienia systemu obronnego kraju.

służył

gazeta.pl

 

Radosław Markowski: Drodzy młodzi, dobrze już było

Maciej Stasiński, 20.08.2016

Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

Mam złą wiadomość dla młodych ludzi w Europie: nie będziecie żyć coraz lepiej. Będziecie mieli dużo szczęścia, jeśli zachowacie obecny poziom życia. Będziecie pracować ciężej i nie wszystko będzie na wyciągnięcie ręki. Z politologiem Radosławem Markowskim* rozmawia Maciej Stasiński

Maciej Stasiński: Widmo krąży nad światem. Widmo populizmu, który niszczy liberalną demokrację. Jak to wygląda w świetle badań, których był pan współautorem, podsumowanych w książce „How Europeans view and evaluate democracy”?

Radosław Markowski: Demokracja zawsze ewoluowała, były kryzysy, nowe otwarcia. To stan permanentny. Owszem, mamy do czynienia z nasileniem się kryzysowych czynników, ale nie dotyczy to jeszcze jej istoty.

Przez około 150 lat współżycia demokracji i kapitalistycznej gospodarki rynkowej władza zachowywała kontrolę na rynkiem. W liberalnym modelu kontrolowała rynek, w socjaldemokratycznym bywało, że nim sterowała.

W liberalnym modelu kapitalizmu anglosaskiego istniały wymogi państwa prawa, wolnych wyborów i społeczeństwa obywatelskiego, sprawnej biurokracji, ale tylko w niektórych panowała zgoda co do obowiązujących reguł gry w gospodarce, „economic community”.

W Europie kontynentalnej dominował tzw. kapitalizm koordynowany. Wzorem mogą być Niemcy. Kapitał i praca przy mediacji państwa uzgadniały, co i jak robić w gospodarce. W świecie anglosaskim – Wielka Brytania, USA – państwo niczego nie koordynowało, lecz demokratyczną kontrolę sprawowało poprzez pilnowanie zasad gospodarki rynkowej i system sądowniczy. W obydwu jednak przypadkach kapitał był podporządkowany demokratycznemu państwu.

Dzisiejszy kryzys demokracji na Zachodzie polega na tym, że wielkie globalne siły kapitału i rynku wymknęły się spod kontroli demokracji. Demokracja puściła lejce i przegrała z chciwością rynków.

Rynek wytwarza nierówności, a demokracja je łagodzi. Z grubsza to się w Europie udawało. W Ameryce Łacińskiej i Azji raczej nie. Dzisiaj bankierzy i korporacje decydują o polityce wobec bezrobocia i o budownictwie mieszkaniowym, a rządy są petentami wobec korporacji. Korporacje mają własne systemy medialne, urabiające świadomość społeczną pod własne interesy, ale jest jeszcze gorzej, kiedy nieodpowiedzialni politycy monopolizują media. Kapitał się wyrwał, gigantyczne pieniądze, usługi i informacje latają po świecie, to jest nie do opanowania.

Pytanie, czy globalny chaos, jaki wytworzyli globaliści, ich obali. Czy powtórzy się cykl wczesnego kapitalizmu, w którym kapitaliści kreują kapitalizm, a kapitalizm poprzez to, że koncentruje ludzi o podobnych interesach w fabrykach i miastach, prowadzi do wzrostu ich świadomości klasowej, a w końcu do obalenia modelu kapitalizmu. Czy tak się stanie i tym razem, na razie nie wiemy.

Niemoc Europy. Sama we wszystko wątpi

W dodatku ten kapitalizm współistnieje z zupełnie niedemokratycznymi ustrojami, które są dla Europy i USA konkurencją.

– Globalny kapitalizm wytworzył wielkie kraje monstra, jak Chiny, Indonezja czy Malezja. Im się powiódł cywilizacyjny i modernizacyjny skok i nie można lekceważyć faktu, że jednej szóstej ludności świata żyje się dzisiaj lepiej. Ale te potwory nie są i nie chcą być ani liberalne, ani demokratyczne. Demokracje liberalne z nimi przegrywają, bo monstra nie myślą cyklami wyborczymi, tylko dekadami i wiekami. Wielki plan polega na tym, że Państwo Środka ma stać się największym mocarstwem, do którego wszyscy przyjdą kiedyś na kolanach. Samuel Huntington przewidywał, i wielu razem z nim, że w miarę budowy niedemokratycznego kapitalizmu w Chinach będzie rosła klasa średnia i ona się upomni o liberalną demokrację. Może i rośnie, ale jakoś nie możemy się doczekać jej pragnienia demokracji.

W takim razie PiS w dążeniu do odzyskania władzy nad żywiołem gospodarki idzie z duchem czasu?

– Wzorce azjatyckie czyta dobrze, nie sądzę jednak, by model ten mógł na trwałe zaistnieć w europejskiej kulturze politycznej, mimo starań obecnie rządzących, by zadać temu założeniu kłam. Każda władza bez mechanizmów samokontroli i samokrytyki prędzej czy później padnie. Tego PiS nie rozumie. Lider i kierownictwo PiS-u otoczyło się bezbarwnymi klakierami o zazwyczaj niskich kompetencjach, co zawsze prowadzi do katastrofy.

Poza tym w Europie, gdzie żyjemy, nie ma objawów zasadniczej rewolty antydemokratycznej. Nasze paneuropejskie badania wskazują, że obywatele Europy preferują liberalny pakiet demokratyczny – oczekują rządów prawa, wolnych wyborów, rzetelnych mediów, reagowania władzy na potrzeby społeczne itp. Ale też coraz bardziej chcą, by demokracja była nie tylko procedurą, ale by prowadziła np. do większej równości społecznej, by skutecznie zwalczała ubóstwo itp. Tak więc minimalistyczne ujęcie demokracji – obywatele wybierają co cztery lata przedstawicieli, którym oddają władzę i wracają do swoich spraw, a następnie po czterech latach oceniają i znowu wybierają – już się chyba ostatecznie skończyło.

Rośnie sceptycyzm wobec elit politycznych i niechęć do instytucjonalnej mediacji między obywatelem i państwem. Po co nam procedury i deliberacje – ludzie chcą lidera, który ich szybko poprowadzi i rozwiąże bolączki. Tymczasem demokracja to system celowego spowolniania decyzji, cechuje ją namysł i rozwaga. Gdy chodzi o wybory – to zinstytucjonalizowana niepewność. Pewne są reguły gry, niepewny wynik. Gdy jest odwrotnie – pewny wynik, a niepewne reguły gry – to nie jesteśmy w demokracji.

Timothy Ash: Bij się o Europę

Jeśli tak, to jednak kryzys jest poważny, a nie powierzchowny, jak pan sugeruje. Ochlokracja?

– Jest bardzo różnie. Nie sądzę, by Europa miała problem z demokracją i wzrostem tendencji ochlokratycznych, czyli władzy tłumu. Owszem, narodził się nowy populista. Nastało Wielkie Uproszczenie, pojawił się Wielki Prostak, i to zarówno po stronie popytowej, jak i podażowej. Współczesny człowiek utracił wiarę w autorytety w każdej dziedzinie. Jaki Wajda? Jaki Penderecki? Jaki profesor? Kim oni są, żeby pouczać?

Fernando Savater, wybitny hiszpański filozof, opowiadał mi, jak to w telewizyjnym studiu, gdy opowiadał o prawdzie u Platona, młody człowiek mu przerwał: „A ja tak nie uważam. Pana zdanie jest tak samo ważne jak moje. Pan się wywyższa”.

– Młodzi ludzie zawsze kwestionują autorytety. To jest ożywcze i tak ma być. Ale są granice, bo kiedy na wykładzie wstaje młody pryszczaty i mówi, że w grupie facebookowej dominuje pogląd inny od mojego – dobrze jeśli odwołuje się do Wikipedii – a to, co ja mówię, to nieprawda, to sobie wypraszam!

Dzięki skądinąd pozytywnemu wynalazkowi, internetowi, pojawił się jego koszmarny skutek uboczny – wszyscy piszą i widać to na ekranie. Kiedyś pisali Marks, Durkheim i Weber, a dzisiaj pisze Kazek. I Kazek ma znacznie więcej lajków!

Istnieje przeświadczenie, że świat jest prosty i trzeba tylko oddać go w ręce jakiegoś wodza, który wzmacnia przekonanie o prostocie wszechrzeczy, by świat stał się natychmiast lepszy. Myślę, że to jest prawdziwie fałszywa świadomość, a to, o czym pisał Marks półtora wieku temu, to było tylko niedoinformowanie…

Nie mamy w Niemczech, Holandii, Estonii czy Hiszpanii albo Polsce problemu z ogółem elit politycznych, lecz tylko z niektórymi ich przedstawicielami, choć bywa, że są liczni. Problem poważniejszy jest w tym, że obywatele wierzą w cuda.

Przeświadczenie, że w demokracjach ludzie wyrażają interesy i przekonania, a potem przychodzą politycy, którzy je realizują, jest nieprawdziwe. Historycznie to raczej elity socjalizują lud do polityki, gospodarki i kultury. Lud to łyka i potem głosuje w wyborach zgodnie z pomysłami podsuniętymi przez elity. Tak było zawsze i tak będzie.

Milenialsi odmienią świat?

W Polsce lat transformacji socjalizacja „ludu” przez światłe elity została zaniechana i to jest przyczyną obecnego stanu?

– Właśnie tak. I nie tylko w Polsce.

W dziejach demokracji nic się nie dzieje bez elit. Ani złego, ani dobrego. W powojennej Europie wcale nie było zgody ludu na utworzenie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a potem EWG czy Unii Europejskiej, tak jak nie było zgody na wzorowy „aksamitny rozwód” Czechosłowacji. To przywódcy tego chcieli, a lud skorzystał.

Dlatego obecna jazda na elity jest nieuprawniona. Czy elity polityczne naprawdę są bardziej skorumpowane niż lud? Elity są rzeczywiście gorsze niż lekarze z ich kontraktami z koncernami farmaceutycznymi? Niż korporacje prawników? Elity i przywództwo polityczne ostatecznie zależą od tego, jacy są obywatele. Czy się interesują, biorą udział, kontrolują, piszą listy, protestują, opiniują. Merytoryczna krytyka jest absolutnym warunkiem tego, żeby demokracja się udała.

Unia Europejska to fascynujący i fantastyczny projekt. Pomysł nie tylko na uniknięcie wojny, ale na socjalizację polityczną, ekonomiczną, kulturalną, na szerzenie uniwersalnych wartości. Jednym błędem UE było pospieszne wprowadzenie euro.

Jeffrey Sachs mówił rok temu w Polsce: – We wszystkim, co robiliście w ostatnich latach w Europie, wy mieliście rację, a my, Amerykanie, nie. To myśmy wywoływali wojny, kwestionujemy Trybunał w Hadze, protokół w sprawie ocieplenia z Kioto, rządowe programy pomocy Afryce, nie doceniamy wagi ochrony środowiska czy kwestii zrównoważonego rozwoju. Dzięki pokorze i rozwadze Europa walczyła o te kwestie i miała rację, a my, Amerykanie, przez swoją butę, szczególnie republikańską, jej nie mieliśmy.

Zbiorowa mądrość Europejczyków bierze się ze wstydliwego źródła – z ich imperialnej przeszłości. Kraje europejskie mają doświadczenie w zarządzaniu światem i późniejszego wycofywania się z kolonii. Europa ma też kapitalne doświadczenie z integracją Europy Środkowo-Wschodniej. Szczególnie Niemcy świetnie tę Europę znają i rozumieją.

Teraz mamy problem z demokracją, bo ludzie nie chcą tylko wybierać raz na cztery lata, ale pytają, jaki model demokracji elity proponują. Jestem przekonany, że my, Europejczycy, damy sobie z tym radę.

Elity jednak nie są takie światłe, co pokazuje Brexit. Cała kampania przeciwników Unii była oparta na łgarstwach.

– Po referendum Boris Johnson, który przyczynił się walnie do głosowania przeciw Unii, ogłosił, że nie będzie nowym przywódcą konserwatystów. Przez pięć minut mówił o tym, jakie wyzwania stoją przed Wielką Brytanią, bo straszne są wykluczenia i nierówności społeczne w tym kraju – i dawał do zrozumienia, że to jakoby dlatego, że jego kraj był w Unii. I jakie wiąże nadzieje z sytuacją, gdy się Brytyjczycy Unii pozbędą. Przecierałem oczy ze zdumienia, bo jest dokładnie odwrotnie. Nierówności byłyby o wiele większe, gdyby Brytyjczyków nie było w Unii. To mówił konserwatywny polityk z najbardziej nierównego społecznie kraju UE. Nie do wiary!

Wszyscy trzej ludzie, którzy spowodowali Brexit: Cameron, Johnson i Farage, nie mają zielonego pojęcia o tym, co teraz robić. Portal kampanijny LEAVE zniknął z sieci, bo zawierał niewiarygodną liczbę bezczelnych łgarstw na temat Unii.

Coś złego się porobiło, i to w Wielkiej Brytanii, bo dotąd kiedy brytyjscy politycy coś obiecywali, to brali za to odpowiedzialność i miało to znaczenie. Tym razem, przy ogromnym zaskoczeniu mediów, zawiedli. A Cameron przejdzie do historii jako premier, który nie tyle wyprowadził Zjednoczone Królestwo z UE, ale doprowadził do jego zaniku.

David Cameron. Ups, ja tylko chciałem…

Ponadto brytyjski system partyjny i same partie są w kryzysie. Partia Konserwatywna ma problem przywództwa, ale zapewne się pozbiera i lojalnie skupi wokół nowej liderki. Ale Partia Pracy ma problem egzystencjalny. Brytyjska politologia stawia tezę, że to już nie jest partia, raczej jakiś zinstytucjonalizowany ruch społeczny. Kilka lat temu stracili Szkocję, która chce zostać w Unii, a teraz Walię, która chce wyjść. Labour nie ma pomysłu na kraj, a Brytyjczycy stracili wiarę, że może skutecznie rządzić… Ale Brexit stawia też ontologiczne pytanie: co to jest polityka i czy w ogóle można i warto oddawać ją w ręce ludu?

To było fatalnie nieprzygotowane referendum. Rzetelne badania pokazują, jak zawodna jest to forma podejmowania ważnych decyzji. Lista grzechów jest długa i powszechnie występująca, począwszy od kwestii najważniejszej – niekompetencji przeciętnego obywatela, przez manipulacje elit (nie tylko politycznych), po nadmierny wpływ tzw. neurotycznych mniejszości. Dlatego w wielu dobrze działających demokracjach do referendum polityka się nie odwołuje, np. w Niemczech, Belgii, Holandii czy Izraelu. Podobnie w Wielkiej Brytanii referenda są uważane za ostateczność, w całej jej historii odwołano się do tego narzędzia tylko dwukrotnie.

W Wielkiej Brytanii sprawę zawaliła grupa 18-25-latków, którzy najbardziej chcą zostać w Unii, ale poszło ich do urn tylko nieco ponad 30 proc. Osoby starsze, które były przeciw, poszły w ponad 80 proc. A potem ci młodzi wychodzą na ulice i krzyczą, że chcą nowego referendum! Co więcej ci, którzy w referendum przegrali – specjaliści, ludzie z wyższym wykształceniem, o wysokim statusie społecznym – dadzą sobie radę w nowym kraju poza Unią, ale tym, co za tym rozwiązaniem głosowali i „wygrali”, będzie niepomiernie trudniej, a mówiąc brutalnie, stracą na tym. Podobnie było w polskim referendum w 2003 r. o przystąpieniu do UE. Kto masowo zagłosował przeciw? Rolnicy i wieś. Kto po wejściu okazał się głównym beneficjentem? Rolnicy, wieś i regiony słabiej rozwinięte. Takich przykładów kompletnie błędnego poglądu na sprawę, o której się decyduje, jest mnóstwo.

Przecież wielu Brytyjczyków głosowało w przekonaniu, że plebiscyt jest niewiążący i tylko otwiera debatę, a nie że ją kończy. Uważali, że dają elitom sygnał do renegocjacji obecności Wielkiej Brytanii w Unii, a nie że decydują o wyjściu. I rzeczywiście, w Wielkiej Brytanii referendum nie jest wiążące, bo suwerenem jest parlament i do niego należy ostateczna decyzja. Według opinii brytyjskich prawników rząd brytyjski nie może sam uruchomić artykułu 50 traktatu lizbońskiego stanowiącego o wyjściu z UE bez ustawowej zgody parlamentu. Ma problem.

Brexit. Wielka mała Brytania

Mamy więc w Europie nowy bunt mas, jak pisał José Ortega y Gasset prawie sto lat temu. Czym on się różni od tamtego z przełomu wieków, kiedy rządy wielu krajów wprowadzały równouprawnienie kobiet i powszechne prawo wyborcze? Tamte masy zostały włączone w ustrój demokratyczny. A teraz?

– Masy się buntują, ale rewolucje bywają z reguły spiskami elit. Bolszewicy byli elitarnym buntownikami, ale mieli wizję: likwidacja państwa, zniesienie klas, budowa ustroju sprawiedliwości społecznej opartej na egalitaryzmie.

Dzisiejsi młodzi i tzw. Oburzeni protestują, ale niczego takiego jak nowa wizja nie mają. Oni widzą, że mają gorzej, mają mniejsze szanse i chcą tylko żyć tak samo jak ich rodzice. Ich rewolta bardziej niż rewolucję przypomina restaurację. Mamy rewolucyjne objawy bez rewolucyjnych przemian.

Tamten bunt przejęły związki zawodowe i partie polityczne. Istniały klasy i ruchy, a społeczeństwo zorganizowane było w związkach, partiach i parafiach, czyli w tzw. filarach instytucjonalnych. Przez całe życie ludzie należeli np. do organizacji świeckich albo katolickich czy protestanckich, jak w Holandii, gdzie panowała „filaryzacja”. To był świat uporządkowany, wsparty na trwałych instytucjach.

Dziś jest internet i chaos. Młodzi są pozamykani w swoich facebookowych grupach liczących po kilkaset osób, wymieniają się poglądami na świat. Ponieważ jednak dobierają się na zasadzie podobieństwa, w rezultacie tworzą zamknięte kręgi, komory rezonansowe, kółka wzajemnej adoracji. W tych zamkniętych obiegach wydaje im się, że są większością. Doznają szoku, kiedy wychodzą na ulice – nie mogą się nadziwić, że tam są inni, którzy rzeczywistość postrzegają całkiem inaczej. W konsekwencji panuje błędne przekonanie, czym jest dominująca opinia. Rezultatem jest ogromna frustracja, atomizacja oraz alienacja społeczna.

Pokolenie jednorożców. Młodzi 2016 chcą mieć ważne życie

Prowadzi pan do wniosku, że coś się kończy, a coś nowego zaczyna, ale nie wiadomo co.

– Owszem, ale katastroficzne wizje, że to koniec Europy, że wojna u naszych bram, gwóźdź do trumny demokracji, są histeryczne i przesadzone. W kilkudziesięciu krajach Europy Zachodniej nic takiego w najbliższym czasie się nie wydarzy – ani w Skandynawii, ani w trzonie sześciu krajów założycieli Unii, ani na Półwyspie Iberyjskim. Do tej pory nigdzie nie doszło do przejęcia władzy przez radykalnie oburzonych.

Gdy zastosujemy zaawansowanie metody modelowania zachowań wyborczych, poparcie dla partii radykalnych jest mizerne, znacznie gorsze, niż można by przewidywać, widząc wzrost radykalnych nastrojów, rozczarowania elitami i populizmu. Partie radykalne rosną przede wszystkim tam, gdzie dogadują się partie głównego nurtu, bo powstaje margines dla skrajności, jak w Niemczech czy Austrii. W Holandii, Belgii czy Skandynawii też rosną, ale słabo.

Zobaczymy, co się stanie po Brexicie. Na razie w Danii rośnie poparcie dla partii głównego nurtu. W Hiszpanii partia Podemos straciła poparcie, choć liczyła na znaczny wzrost, a partia głównego nurtu, prawicowa PP, znacznie zyskała. Portugalia powoli, godnie i zakasując rękawy wydobywa się z kryzysu, bez wyraźnych objawów wzrostu radykalizmu. A kryzys portugalski był kilka lat temu porównywany do greckiego.

W przeciwieństwie do niektórych intelektualistów nie „fukujamię” i nie uważam, że następuje upadek Zachodu. Natomiast całkiem możliwe, że będzie źle w niektórych słabo skonsolidowanych demokracjach postkomunistycznej Europy, gdzie władza wpadła w ręce megalomańskich nacjonalistów, bez wyczucia realiów XXI wieku, zdolnych swymi niekompetentnymi decyzjami do izolacji własnego kraju i pomniejszania jego międzynarodowej roli. Mówiąc wprost, tam, gdzie poprzez iluzje i nieuctwo do władzy doszli sabotażyści rozwoju, prowadzący do niszczenia wątłych instytucjonalnych filarów demokratycznej państwowości, mogą się zdarzyć wielkie nieszczęścia, łącznie z przelewem krwi, wojną itp.

A jeśli wygrają Donald Trump i Marine Le Pen?

– Daję głowę, że jeśli we Francji wygra Le Pen, nie dokona, łamiąc prawo, zamachu na ustrój republiki francuskiej, państwo prawa czy trybunał konstytucyjny, bo gdyby to zrobiła, zostanie natychmiast odsunięta od władzy. Inna sprawa, że gdyby miała konstytucyjną większość, na co się nie zanosi, to rzecz jasna może konstytucję zmienić, takie są bowiem fundamentalne zasady konstytucjonalizmu. Jej mało prawdopodobne dojście do władzy zapewne zmieni wiele polityk sektorowych, ale będzie to tzw. normalna polityka, choć zapewne poniekąd radykalna, np. w kwestii imigrantów.

Powód, dla którego w większości krajów europejskich mamy problem z populizmem, zwłaszcza zaś ze wzrostem oczekiwań, bierze się stąd, że elity zaniechały odpowiedzialnej socjalizacji obywateli do realiów nowego świata. Kiedy się patrzy na różne badania, widać, że europejska część gatunku Homo sapiens uwierzyła pochopnie, że stały wzrost PKB w granicach 2-4 proc. to jest norma i będziemy coraz bardziej, niemal liniowo, bogacić się także w przyszłości.

Niestety, mam złą wiadomość, zwłaszcza dla młodych ludzi w Europie: nie będziecie żyć coraz lepiej, będziecie mieli dużo szczęścia, jeśli zachowacie obecny poziom życia, a najlepiej zacząć się przygotowywać do tego, że będzie wam gorzej niż pokoleniom żyjącym po II wojnie światowej. Mówią o tym wszyscy odpowiedzialni demografowie i ekonomiści – takie są makrozjawiska, na które nie będzie można poradzić. Zamiast nakręcać obietnice, należy rozpocząć edukacyjne prace nad niwelowaniem ludzkich aspiracji. W przeciwnym razie skończymy otoczeni sfrustrowanymi masami. Niestety nie usłyszycie tego od nieodpowiedzialnych polityków – oni jeszcze do tego nie dorośli.

Nie twierdzę, że w niektórych zapóźnionych krajach wschodniej i południowej Europy nie będzie się jeszcze przez dekadę czy dwie widocznie poprawiać los ludzki, ale w większości krajów nie. Nie wolno stwarzać ludziom młodym fałszywych nadziei. Będą pracować ciężej i nie wszystko będzie na wyciągnięcie ręki.

Nacjonalizm w Europie

A USA z Trumpem dokąd zmierzają?

– W USA nierówności są trzecioświatowe i rosną. Ale wcale nie w wyniku globalizacji, ale politycznych decyzji Partii Republikańskiej podejmowanych w interesie wielkiego kapitału. Republikanie zawsze je zwiększali, a Demokraci nie byli w stanie wyrównać. Ameryka już nie jest otwartym społeczeństwem pionowej mobilności i awansu. To się skończyło w latach 70. XX wieku. Dziś to społeczeństwo silnie zhierarchizowane.

Fenomen Trumpa jest zbyt skomplikowany, by o nim krótko opowiedzieć. Powiem tylko tyle, że poważni przedstawiciele amerykańskich nauk społecznych głowią się, na ile jest to fenomen społeczny, oddolny, a na ile czysto polityczny, związany z istotą amerykańskiej polityki i specyfiki Partii Republikańskiej.

Europejskie populizmy są różne i różne są ich źródła. Gdzieś chodzi tylko o wrogość do masowo napływających imigrantów, gdzie indziej o anachroniczny nacjonalizm. A Polska PiS-owska – jakie to zwierzę?

– Nie należy na siłę wszędzie szukać wspólnego mianownika dla ruchów sprzeciwu. W Polsce np. nierówności wcale nie rosną, chociaż w innych krajach – tak. Współczynnik Giniego jest u nas poniżej średniej unijnej i OECD.

Kiedy mnie na świecie pytają, co się u was dzieje, odpowiadam: – Nie było podstaw – materialnych, społecznych – do takich wydarzeń, jakie nastąpiły po zwycięstwie PiS-u, a jednak się wydarzyły. Przyczyny leżą bardziej po stronie politycznej podaży niż popytu, czyli „rewolucja” niszcząca instytucjonalną infrastrukturę naszej młodej demokracji zachodzi od góry, od nowej władzy.

A teorie są różne. Jedna głosi, że demokracja i jej współczesne instytucje, przybyłe do nas drogą dyfuzji, a które można traktować jako technologiczne innowacje, nie zostały kulturowo przyswojone. Czyli że kultura adaptacyjna, społeczne rozumienie funkcji tych instytucji, nie nadąża za ich „publiczną obecnością”.

Druga, że społeczeństwa można podzielić na te o „otwartym bądź zamkniętym dostępie”, a prościej chodzi o to, czy ludzkie pozycje, awanse, dostęp do stanowisk i możliwości następują na podstawie jawnych merytokratycznych kryteriów, czy są „zamknięte” i kierowane lojalnościami, przynależnością grupową, ideologią czy innymi niemerytokratycznymi kryteriami. Dziś w Polsce odbywa się właśnie proces odchodzenia od – przyznajmy, że niedoskonałej – „otwartości” systemu ku jego „zamykaniu”.

To odwrót od jawności selekcji, kwalifikacji, racjonalności na rzecz lojalności wobec wodza, partii, idei, znajomości. Mamy masową czystkę we wszystkich dziedzinach, wymianę elit, redystrybucję władzy i prestiżu. Fatalne konsekwencje tej zmiany widoczne są w tak odległych dziedzinach życia, jak polityka zagraniczna czy los koni w stadninie w Janowie. A będzie coraz gorzej, bo jedyni dwaj kompetentni w PiS-ie już zostali powołani na stanowiska według kwalifikacji.

Ku czemu to zmierza?

– Do bolszewizmu zbliża PiS przedstawianie się mniejszości jako większość. Ale wzór, do którego to prowadzi, to raczej Portugalia Salazara i jego Estado Novo. To jest zniesienie społeczeństwa obywatelskiego oraz urządzanie społeczeństwa całkowicie przez państwo. Wszechobecne państwo kontroluje wszystko, pozwala na związki zawodowe, stowarzyszenia i inne organizacje. Nie ma jednostek, społeczeństwo jest zorganizowane w struktury korporacyjne. Zdrowym rdzeniem narodu jest chłop i ziemia. Jest też armia, służby specjalne, policja, inwigilacja. A nad wszystkim czuwa ojciec mędrzec.

W dodatku Polska ma podobno specjalną rolę do odegrania wobec sąsiadów, narodów, które kiedyś do niej należały – Białorusi, Ukrainy, Litwy. To widać w rojeniu o Międzymorzu. Portugalia też miała specjalne, paternalistyczne związki z dawnymi koloniami afrykańskimi. Ponadto jest wielki sojusz z Kościołem katolickim, który nadaje organizacji społeczeństwa sankcję porządku naturalnego: nasza wiara jest lepsza od innych, nasza tradycja jest wyższa, Biblia dyktuje porządek rzeczy.

Wygląda bardzo podobnie, ale przecież Kaczyński i PiS mają bliższe wzory. Kiedy się czyta publicystykę ONR-u z lat 30., to dokładnie tak to wygląda.

– Bardzo możliwe. Nie przeceniam oczytania Kaczyńskiego i ideologów PiS-u. Tyle że tamci endecy, nacjonaliści z ONR-u i Falangi, owszem, czytali. Nie wiem, czy akurat Salazara, ale Mussoliniego i Hitlera jak najbardziej. I takie były ich wzory. I podczas gdy ONR nie zdołał swojej wizji zrealizować, Salazarowi się udało na dziesięciolecia.

Christian Davies. Jak spiskowcy zagarnęli Polskę

Mróz chodzi po grzbiecie. Unia nas nie uratuje, Ameryka też pewnie nie da rady, jeśli się sami nie uratujemy. Ale przynajmniej Barack Obama zbeształ Kaczyńskiego w Warszawie.

– Obama powiedział to, co powiedział. Ma dobrą wolę. Ale on odchodzi. Trybunał Konstytucyjny w Polsce to na liście jego spraw daleka pozycja. Słowa to jedno, a zachowania co innego. Zdziwiłem się bardzo np., że na otwarciu skweru Martina Luthera Kinga w Warszawie nie pojawił się nikt z przedstawicieli USA.

Moja hipoteza – mało prawdopodobna, ale nie do wykluczenia – jest następująca: skoro nowe polskie władze sabotują nasz dobrostan i pozycję w rodzinie krajów demokratycznych Unii, gdzie zaledwie po ośmiu miesiącach staliśmy się krajem trzeciego sortu, i skazują nas na osamotnienie, to nie wykluczam, że stratedzy z NATO, może bardziej ci przyszli niż obecni, mogą zacząć redefiniować stosunki z Polską. W przeszłości na flankach NATO w najlepsze kooperowano z Portugalią Salazara czy niedemokratyczną Turcją. Nie można wykluczyć, że „na flankach” warto mieć sojuszników, których demokratyczne kwalifikacje są niezbyt oczywiste. W demokracjach ujawniane są jakieś Kiejkuty czy inne kłopotliwe sprawy. Czyż nie wygodniej mieć do dyspozycji osamotniony – na własne życzenie – w rodzinie demokratycznej rząd?

Taki kraj łatwo do czegoś namówić, ale też taki kraj sam może narozrabiać. Owszem, jest zobowiązanie paragrafu 5 traktatu północnoatlantyckiego, ale jego zastosowanie może być różne – spieszne lub powolne, zaangażowane lub marginalne. Jakie będzie, to zależy od statusu kraju. W dobie przemożnego wpływu opinii publicznej na politykę nietrudno sobie wyobrazić, że łatwiej jest zaniechać podjęcia sprawnej akcji w sytuacji, gdy kraj jest „problematyczny”, niż gdy jest wzorową demokracją. Nie mówię o celowej decyzji, znając jednak historię realpolityki, może się – ot tak po prostu – nie udać. Tak jak się naszym sojusznikom z 1939 r. „nie udało”, ot, ogłosili wojnę i tyle. A myśl strategiczna dzisiejszych polskich patriotów jest tyle samo warta co tych sprzed ośmiu dekad.

Zaczynam chyba jednak „fukujamić” i mam nadzieję, że to tylko mrzonki niekompetentnego obserwatora, choć chcę je mieć na papierze.

*Radosław Markowski – politolog, specjalizuje się w badaniach demokracji i demokratyzacji oraz systemów politycznych i zachowań wyborczych. Co miesiąc, w cyklu „Sprostowania”, pisze w „Magazynie Świątecznym” o sprawach publicznych i obecnych w polskim życiu publicznym kłamstwach i manipulacjach

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Andrzej Seweryn: Nie palcie komitetów, zakładajcie własne
Kuroń kazałby się organizować, tak jak robią to Młodzież Wszechpolska, ONR-owcy czy organizacje paramilitarne. Jak oni fantastycznie działają! Rozmowa z Andrzejem Sewerynem

Układ warszawski. Czy reprywatyzacja w stolicy zatrzęsie polską polityką?
Decyzję o reprywatyzacji najdroższej działki w stolicy mecenas Nowaczyk odbiera od urzędnika Rudnickiego, który kilka tygodni później rezygnuje z etatu w ratuszu. Odnajdujemy ich jako współwłaścicieli ośrodka Salamandra w Zakopanem

Wybory prezydenckie w USA. Rosyjska kasa Trumpa
Banki nie pożyczają Trumpowi pieniędzy, ale jego zadłużenie rośnie. Skąd bierze pieniądze? To proste, z Rosji

PiS u władzy, a jego propaganda nadal w opozycji [SKARŻYŃSKI]
Dzięki swoim propagandowym mediom PiS nie zauważy, że popełnił polityczne samobójstwo

Są role dla aktorek po sześćdziesiątce… o ile nazywają się Meryl Streep
Na pytanie: „Czy wkurza cię, że zarabiasz mniej niż mężczyźni?”, Meryl Streep odparła: „Ależ kochanie, skąd pomysł, że tak jest?”

Radosław Markowski: Drodzy młodzi, dobrze już było
Mam złą wiadomość dla młodych ludzi w Europie: nie będziecie żyć coraz lepiej. Będziecie mieli dużo szczęścia, jeśli zachowacie obecny poziom życia. Będziecie pracować ciężej i nie wszystko będzie na wyciągnięcie ręki

Polska znicestwiona – głos dla Tischnera. Co by powiedział, gdyby był z nami
Jest taka polskość, która mówi wiele i głośno. Ale im głośniej krzyczy, tym bardziej jawna staje się jej głupota – mógłby powtórzyć dzisiaj swoje słowa ksiądz Józef Tischner

Kto się boi szortów?
Najpierw były piętnowane jako nieobyczajne i nieeleganckie, potem jako infantylne i brzydkie – ale właściwie dlaczego, skoro podczas obu wojen światowych służyły żołnierzom – dzielnym, męskim, pełnym poświęcenia?

Ołeksandr Bojczenko: Przepraszam za Wołyń. I co z tego?
Kiedy pytają mnie o poczucie humoru, odpowiadam: ja tylko mówię prawdę. A to na Ukrainie zawsze brzmi jak dowcip. Z Ołeksandrem Bojczenką rozmawia Jędrzej Słodkowski

Kryzys konstytucyjny. Obywatelu, nie czuj się bezpieczny
W wyniku obecnego kryzysu konstytucyjnego państwo nie będzie mogło zagwarantować bezpieczeństwa prawnego, pewności i przewidywalności prawa

mamZłą

wyborcza.pl

Andrzej Seweryn: Nie palcie komitetów, zakładajcie własne

Donata Subbotko, 20.08.2016

Andrzej Seweryn jako Zdzisław Beksiński w filmie

Andrzej Seweryn jako Zdzisław Beksiński w filmie „Ostatnia rodzina”. Za tę rolę tydzień temu dostał nagrodę dla najlepszego aktora na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno (Fot. Hubert Komerski)

Kuroń kazałby się organizować, tak jak robią to Młodzież Wszechpolska, ONR-owcy czy organizacje paramilitarne. Jak oni fantastycznie działają! Rozmowa z Andrzejem Sewerynem.

DONATA SUBBOTKO: Jako Beksiński jest pan nierozpoznawalny.

ANDRZEJ SEWERYN*: To zasługa całej ekipy. Po projekcji filmu na festiwalu w Locarno długo nie mogłem dojść do siebie.

Nie przywyknął pan do siebie na ekranie?

– Przywykłem, tylko sprawdzam, czy nie fałszuję.

Fałszuje pan?

– Coraz rzadziej. A jestem pies na fałsze.

Jak się węszy fałsz?

– Fałsz jest wtedy, kiedy się nie wierzy. Coś niedobrze akcentujesz, ruszasz się nieprawdziwie, patrzysz nie tak jak trzeba. Jestem surowy wobec siebie. Myślałem, że będziemy gadali o…

Polityce?

– O nie, nie. Nic nie powiem.

Pan – opozycjonista, kuroniowiec – nie chce zabrać głosu?

– Parę lat temu rozmawialiśmy o polityce, ale potem wyrzuciłem z tekstu wszystkie brzydkie słowa i była pani niezadowolona. Teraz czasy są takie, że tym bardziej trzeba zachować spokój.

Obrażają pana przyjaciół z opozycji, niszczą Lecha Wałęsę, a pan zachowuje spokój?

– Ma pani rację, ale czy w związku z tym mam powiedzieć, że tych, którzy to robią, trzeba rozstrzelać? To nie jest mój pogląd. Takie gadanie uważam za kretyńskie.

Tak tylko pytam.

– A ja staram się odpowiadać serio.

Niektórzy wychodzą na ulice.

– I dobrze. Każdy ma swoją rolę do odegrania. Jestem urzędnikiem państwowym, mam obowiązek czegoś, co Francuzi nazywają „le devoir de réserve” – to obowiązek powściągliwości. Jestem odpowiedzialny za instytucję, za ludzi, realizację programu, który uważam za istotny.

I dlatego lepiej siedzieć cicho?

– Nie. Tylko spokój jest bardziej konstruktywny. Nie trzeba tyle gadać, ale wziąć się do roboty, ponieważ to, co się dzieje dzisiaj w Polsce, jest rezultatem zaniedbań związanych z pielęgnowaniem pewnych wartości: patriotyzmu, historii itd. Zaniedbaniem losu pokrzywdzonych na skutek transformacji. Było ich wielu.

Ci, którym nie podoba się dzisiejsza władza, mają obowiązek przygotować się do wyborów. A ci, którzy są za władzą, niech się cieszą i korzystają z tego, co ta władza im przyniosła.

Andrzej Seweryn o zamachu w Nicei: mury i druty kolczaste to nie jest wyjście [WIDEO]

Kuroń też by tak powiedział?

– Pewnie też by kazał wziąć się do roboty. Powiedziałby raz jeszcze: „Nie palcie komitetów, zakładajcie własne!”. Ja mam swoją robotę do wykonania w Teatrze Polskim, nie wiem, jak długo jeszcze. Tam się spełniam również jako obywatel. My robimy czasami rzeczy ważne – zapraszam. Jacek próbowałby się organizować, tak jak robią to ci, którym dzisiaj bliżej do władzy. Mam na myśli Młodzież Wszechpolską, ONR-owców czy organizacje paramilitarne. Jak oni fantastycznie działają! Pozazdrościć zapału.

Jeżeli ponad 30 procent Polaków popiera obecny rząd, to trzeba się zastanowić, skąd się to bierze. Kiedyś tak nie było, ta ekipa miała kilkunastoprocentowe poparcie. Coś się stało. W tym sensie mówię o spokoju, że trzeba się zabrać do roboty. Do roboty! I tyle.

A co się stało?

– Polska się spiera o model demokracji.

Jednak demokracji?

– Pani pytanie dowodzi sporu. Jak powiedział bodajże prof. Antoni Dudek z IPN, może być inna demokracja niż ta zachodnia, liberalna. Nie wiem, jaki jeszcze model demokracji miał na myśli i do jakiego dąży obecna władza. Politycy PiS mówią też, że są kraje, w których nie ma Trybunału Konstytucyjnego, np. w Danii, ale i to nie jest, zdaje się, wzór państwa, do którego zmierzamy.

Nie wierzy pan, że zbudują nam wielką Polskę?

– Jak wielką? Będą podbijać?

Za wzór prezes stawia Turcję. Nie chciałby pan wielkiej Polski?

– W tym sensie wielka Polska mnie przerasta, wyobraźni nie starcza.

A w sensie zmiany prawa? Jako państwowiec pewnie jest pan na to wyczulony?

– To prawda, jestem państwowcem i mnie się wydawało, że prawo, które mieliśmy, nie było złe. Trójpodział władzy parę razy się sprawdził w historii. Ale rozumiem, że przyszedł ktoś, kto ma inny pogląd, i chce to zmienić. To się może podobać lub nie. Komu się nie podoba, może o tym mówić. Nie jest to zakazane, opozycja, kiedy chce, to się wypowiada – nie żyjemy w III Rzeszy, jak usłyszałem kiedyś z ust słynnego reżysera. Inna sprawa, czy społeczeństwo tę opozycję słyszy. Czy szanuje? Czy ona się przeorganizuje? Opozycja jest, jak widzimy, w trudnej sytuacji.

Andrzej Seweryn o stosunkach polsko-ukraińskich: Mówić prawdę i pamiętać o dialogu [ROZMOWA]

Z tego powodu nie warto bronić pewnych wartości?

– Oczywiście, że tak, ale przede wszystkim trzeba ciężko pracować, kształcić się, uczyć języków i debatować z ludźmi, z którymi się człowiek nie zgadza. Martwić się tym, co w ogóle się dzieje na świecie – kto zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, jak się rozwinie konflikt w Donbasie i na Krymie, co robią terroryści na Zachodzie i w Syrii, co z uchodźcami i naszym stosunkiem do nich. Trzeba być otwartym na przyjęcie tych ludzi, ale uruchomić wszelkie możliwe służby, żeby ci, którzy tu przychodzą, nie rozwalili naszego domu. Krótko mówiąc, nie być naiwnym, ale spełniać posłanie Chrystusowe.

Posłanie rządu jest odmienne od Chrystusowego. Minister Błaszczak mówi, że polityczna poprawność i ideologia multi-kulti dają tragiczne skutki. Pana życie było trochę „multi-kulti”.

– Żyłem przez wiele, wiele lat wśród ludzi o różnych religiach i różnym kolorze skóry i tym się wzbogacałem – jako człowiek, jako artysta. Nigdy za to nie byłem ministrem spraw wewnętrznych, być może ktoś taki inaczej widzi problem terroryzmu, ale dla mnie stwierdzenie „multi-kulti” jest niezrozumiałe.

Nie ma już państw zamkniętych na przybyszów z zewnątrz. Może wyjątkiem jest Korea Północna, tam trudno znaleźć mieszkańca Afryki. Świat się zmienił, nie da się egzystować w enklawie, gdzie będą wyznawcy jednej religii i jednego koloru skóry. Dzisiaj trzeba żyć z tymi, którzy myślą inaczej. Nawet odkładając na bok aspekt moralny, to jest racjonalne. Musimy dawać i brać, umieć wykorzystać obecność tych ludzi. Czytałem przesłanie polskiego Kościoła w sprawie uchodźców – należy wyjść z pomocą cierpiącym, którzy uciekają przed wojną.

A księdza Międlara pan czytał?

– Ale stanowisko wysokich urzędników Kościoła jest inne. Piekielnie ważne, jak wkrótce zareagują ludzie w parafiach na to, że np. mają przyjąć Syryjczyka.

Kiedy podczas pracy nad „Mahabharatą” spytano Petera Brooka o problem rasizmu, odpowiedział: „My po prostu razem pracujemy”. To znaczy Afrykanie, Hindusi, Azjaci, Europejczycy. Niczego nie tłumaczył, tylko czynem dawał dowód tego, co myśli. Taka postawa jest mi bliska. Robota, a nie deklaracje. Słyszała pani jakieś deklaracje Młodzieży Wszechpolskiej? Nie. Ci chłopcy pracują. Codziennie, proszę pani. Na obozach, w małych miasteczkach. A z drugiej strony co? Jakiś aktor wypowie się w prasie? Niech już lepiej ludzie przyjdą do Teatru Polskiego i zobaczą, co robi np. Pożar w Burdelu.

Zaprosił ich pan do siebie, a nawet z nimi zagrał.

– Mówi się o przepaści między pokoleniem młodych i naszym, ludzi po sześćdziesiątce. Otóż nie zawsze jest to prawda. Przykładem ta współpraca z Pożarem. Świetnie się rozumiemy, umiemy dzielić się swymi wizjami świata, ocenami społeczeństwa, szanujemy się nawzajem i nie jest nam obojętne, co dzieje się w naszym kraju. Można się przecież z tego również śmiać.

W Pożarze nie ma nienawiści. Jest wspaniała energia, którą nam przekazują. Spotkanie aktorów Teatru Polskiego z zespołem Pożaru to kapitalne doświadczenie dla nas wszystkich. Na przedstawienia w Polskim przychodzą ludzie, dla których jest to pierwsza wizyta w naszym teatrze – i wracają na inne spektakle.

To, że oni mogą u nas grać, jest najważniejsze. A że jestem od Kuronia i z Żoliborza? Nawet ten Żoliborz okazuje się „dwuznaczny”. Na tej samej ulicy, na której mieszkał Jacek, mieszka Jarosław Kaczyński. Zresztą jeden z moich przyjaciół mówił mi w latach 70.: „Ty rób teatr, a my będziemy robili politykę”. Więc robię teatr, a jedyna moja przynależność polityczna to był Komitet „Solidarności” w Paryżu.

Andrzej Seweryn: Wspieramy przyjaciół z Ukrainy [ROZMOWA]

Ale był pan w tym środowisku, a dzisiaj piszą historię na nowo i mówią, że kto inny budował wolną Polskę niż ci, którzy budowali.

– Byłem zawsze trochę obok. Ale śmieszy mnie, że ktoś, kto wtedy nie był w pierwszym szeregu, za takiego się dzisiaj podaje.

Ma pan na myśli kolegę z liceum Lelewela?

– Kiedyś pan prezydent Lech Kaczyński, podczas wręczania mi Krzyżu Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, powiedział, że myśmy byli razem w szkole. Ja tego nie pamiętam, on z bratem byli chyba dwie czy trzy klasy niżej.

Po drugiej klasie Jarosław zmienił szkołę, wyleciał przez dwóje z polskiego, angielskiego i przysposobienia wojskowego.

– A ja za złe zachowanie zostałem przeniesiony z klasy z językiem angielskim do niemieckiej. Czy dlatego, żem się urodził w Heilbronn?

Nawiasem mówiąc, mnie obserwowanie polityków pasjonuje. My, aktorzy, mamy doświadczenie grania innych ludzi i dzięki temu może łatwiej wyłapujemy fałsz nie tylko u siebie. Rozpoznajemy, kiedy ktoś mówi nie to, co czuje, mimowolnie zauważamy szczegóły, jak ktoś patrzy, jak reaguje, gdy inni się odzywają. I wie pani co, oni prawie wszyscy udają.

Komu pan dzisiaj wierzy?

– Obamie na przykład. Nie jestem naiwny, ale słuchać go lubię. Jest przekonujący, mówi rozsądnie, jak autorytet, czuje się, że to przedstawiciel najwyższej władzy.

Baracka Obamy raczej pan nie zagra, ale chciałby pan wcielić się w któregoś polityka?

– W Stalina. Fantastycznie zagrał go kiedyś Jerzy Trela w sztuce wyreżyserowanej przez Kazimierza Kutza, ale poza tym Stalin jest nieobecny, wszyscy się boją. Bo Hitlera to świetnie zagrał Bruno Ganz. Stalin to tajemnica, największy polityk XX wieku, rządził najdłużej ze wszystkich tyranów. Jak to się robi?

Którego kolegę po fachu ceni pan najbardziej?

– Hopkinsa. Wyszedł z teatru, jest genialny, dr Hannibal.

Prawie jak Stalin.

– Zło jest pociągające. Anthony Hopkins zagrałby go genialnie.

A pana role? Które z perspektywy czasu uważa pan za najlepsze?

– No wie pani, co to za pytanie?

Za proste? Próbuję się zorientować, czego pan chciał od życia jako młody chłopak i co z tego wyszło.

– Pierwszy raz poszedłem do kina Tęcza z mamą, na radziecką komedię „Dygnitarz na tratwie”, z dziewięć lat miałem. Pamiętam jedną scenę: facet w kapelusiku słomkowym leży na tratwie i się wypina. Ważniejszy był „Hamlet” z Laurence’em Olivierem. Ten film już zrobił na mnie wrażenie, chociaż nic nie rozumiałem. Dzisiaj najchętniej oglądam dobre kino amerykańskie, w stylu Martina Scorsese. Ze swoich ról lubię Maksa z „Ziemi obiecanej”, Marka z „Na srebrnym globie” i Robespierre’a z „La Revolution Française”, i te różne nagrodzone. A w młodości to ja chciałem bronić Polski, walczyć o Polskę, Polskę wyzwolić. To się nam akurat udało.

Teraz od lat mówię, że teatr powinien służyć dyskusji o naszych korzeniach, źródłach polskiej kultury. Od lat mówię o repertuarze polskim, którego brak. O polskiej tradycji. Pod tym względem jest mi w sumie po drodze z obecną władzą. Zresztą nawet Karol Modzelewski mówił, że bez Kościoła czeka nas w Polsce zgroza. Kościół jest nosicielem wartości.

Dzisiaj też?

– Co znaczy dzisiaj w porównaniu z dwoma tysiącami lat? Nie mówimy o jakichś osobach z Kościoła, ale o Kościele. Kościół to są wszyscy wierni, nie tylko polscy księża. To także np. papież Franciszek czy bardzo głęboki w swojej refleksji Kościół francuski.

Zaskakuje mnie polskie społeczeństwo. Nie jestem przekonany, czy ludzie przyjdą do teatru, jeśli wystawię, powiedzmy, „Horsztyńskiego”, „Sen srebrny Salomei” czy „Księdza Marka”. Czy klasyka polska Polaka interesuje? Żeby uczcić 1050. rocznicę chrztu Polski, podjąłem decyzję, żeby czytać w teatrze Biblię. Wysłałem list do warszawskich proboszczów z prośbą o powiadomienie wiernych i, delikatnie mówiąc, byłem zawiedziony liczbą widzów. Planujemy teraz projekt „Maranatha”, czyli „Przyjdź”, w reżyserii Ryszarda Peryta. Ma to być rodzaj dialogu z Grotowskim, którego ” Apocalypsis cum figuris” kończyło się tym, że wyrzucano Chrystusa i mówiono, żeby nigdy nie wracał. W naszym spektaklu mowa będzie o pragnieniu powrotu Chrystusa. Mam nadzieję, że widzowie dopiszą.

Andrzej Seweryn: Krytycy, nie zabijajcie matek! [ROZMOWA]

Co pan chce przez to powiedzieć?

– Wydawało mi się, że tematyka religijna wzbudzi większe zainteresowanie u widza w naszym religijnym kraju. To znaczące, że Paul Claudel, jeden z największych autorów katolickich w historii teatru, jest tu bardzo rzadko grywany.

Jeśli sugeruje pan, że polski katolicyzm jest powierzchowny, to muszę ostrzec, że być może pan „szkaluje naród polski”. Zaraz wejdzie takie prawo.

– Tylko podaję fakty z mojego pola.

Zaraz, gdzie jest moja komórka? Wie pani, ja wszystko gubię. Komórki, okulary, długopisy, kaszkiety. O, to jest temat. Może pani napisać, że Seweryn zgubił swoją przeszłość.

Zgubił?

– Nie zgubił, niestety.

W tym roku skończył pan 70 lat.

– To ma tylko aspekt formalny. Życie komunikuje delikwentowi, że dotarł do miejsca, w którym powinien coś podsumować, ukoronować, a nawet rzucić okiem w przyszłość. Wszystko to miało miejsce.

I jak wypada bilans?

– Mama by powiedziała, że „wyszedłem na ludzi”. Chociaż jestem sceptyczny co do siebie.

Co do czego? Wychodzenia na ludzi?

– Co do jakości i wagi.

Ale nam nie było łatwo w życiu, bytowo, że się tak wyrażę. Sukcesem był już fakt, że mogłem uprawiać ten zawód i byłem akceptowany. Najlepiej zapytać mamę, jak to było u nas, na ulicy Suzina, ona ciągle tam mieszka. Kim, czym ja byłem na Suzina, a czym los dał mi być dzisiaj.

Ile mama ma lat?

– 94. Mamy dobre relacje, coraz lepsze. Lubię jej prostotę i poczucie humoru, coraz bardziej się rozwijające. Mama kpi ze mnie. Że w tym wieku dżinsy noszę, że marynarki za wąskie. Syn ma być pod krawatem i w garniturze. A nie daj Boże bez niczego. Kilka lat temu zobaczyła spektakl „Wyobraźcie sobie…” Szekspira, w którym w pewnym momencie rozbierałem się do naga. Powiedziała, że wypadłem wspaniale, z wyjątkiem tej właśnie sceny, tego się nie robi.

Swoje urodziny uświetnił pan w teatrze kreacją w spektaklu „Krapp i dwie inne jednoaktówki” Becketta, o rozrachunku z samym sobą. Jakiś nihilizm?

– Dla mnie to raczej rzecz o tożsamości. Czy ten, którym byłem 40 lat temu, ciągle jest mną. Bohater Becketta nagrywał się w każde swoje urodziny i potem to odsłuchiwał. Zresztą Beksiński też się nagrywał, stale – przez blisko 50 lat. Nie wiem, czy miał czas, żeby siebie słuchać.

Czy to normalne tyle się nagrywać?

– A nie nagrywać się jest normalne? To względne.

Pan jako aktor też się lubi nagrywać. Znalazł pan w Beksińskim coś bliskiego sobie?

– Sporo, ale należy tu podważyć pogląd, że on był potworem. To uproszczenie. Było w życiu rodziny Beksińskich wiele faktów, które wskazywały na to, że oni się kochali, rozumieli, nie mówiąc o tym, że to byli dowcipni ludzie. Zdzisław dużo czytał, pisał, doskonale rozumiał rzeczywistość społeczno-polityczno-ekonomiczną, w której funkcjonował. Bliski był mu Gombrowicz, nie cierpiał tego narodowego patriotyzmu, w 1981 nie bardzo wierzył w skuteczność „Solidarności”. Mówił o sobie, że jest prawicowym ateistą.

Pan, lewicowy katolik, więc tu podobieństwo raczej odpada.

– Jeśli już, to centrysta raczej.

Beksiński pisał, że pozwala sobie na „luksus nihilizmu”. A pan?

– To tylko formuła – w najmniejszym stopniu nierealizowana w jego życiu. Malował, w pewnym momencie był jednym z najwybitniejszych fotografików w Polsce, pisał prozę, tysiące listów, a także zajmował się swoją matką i swoją teściową do ostatnich dni ich życia, nie odwiózł ich do domu starców. Więc niech sobie będzie nihilistą, ale był wspaniałym człowiekiem.

Świadomość umierania na raty przekładała się tylko na jego obrazy?

– Był totalnym pesymistą, jeśli chodzi o sens naszej obecności na ziemi. Mówił o depresjach. Ale uważał, że skoro świat zmierza donikąd, nie należy sobie jeszcze utrudniać tych kilkudziesięciu lat życia na ziemi. Po prostu.

Ja mam wiarę. Nie uważam, że żyjemy w jakiejś nicości. A gdybym wiary nie miał, myślałbym tak jak Beksiński. Po co sobie jeszcze utrudniać życie? Przecież istnieje armagnac, istnieje tak wspaniałe wino jak Primitivo di Manduria, los mi dał teraz Kasię, moją obecną żonę. W Locarno, jeszcze przed przyznaniem mi nagrody, siedzieliśmy sobie w Asconie nad jeziorem Maggiore, patrzyliśmy na góry, spokojną taflę wody i byliśmy szczęśliwi. Albo gdy byliśmy w Beskidzie Niskim, w Radocynie. Albo u moich przyjaciół w hotelu Rubinstein na Kazimierzu w Krakowie. Takie rzeczy też człowiek przeżywa.

Zwalnia pan?

– Szkoda, że nie mam przy sobie kalendarza, spisu moich planów i obowiązków, zobaczyłaby pani, jak zwalniam – w tym jestem podobny do Beksińskiego. Wszyscy narzekają, że „trzeba zwolnić”, „pędzimy i nie wiemy dokąd”, a ja nie wiem, o co chodzi. Banialuki. Żyję, pracuję, wypełniam obowiązki. Mam poczucie, że muszę je wypełniać. Zaraziłem się tym chyba od mojego ojca i od Jacka Kuronia, ale żona próbuje mnie z tego wyleczyć. Pracujemy nad tym.

Beksiński mówił, że i tak niemożliwa jest pełnia życia, tylko ta marność itd.

– Była w nim też chęć kreowania siebie, jak u nas wszystkich, Gombrowicz i tutaj miał rację.

O marności wolę nie myśleć za dużo, nie mam na to czasu. Może to dowód mojej płytkości i intelektualnej dezynwoltury, ale wierzę w sens tego, co robię – i to mi wystarcza. Poważne wyznanie. I kompromitujące. Ale tak jest.

Inna sprawa, że czytając najwspanialsze owoce myśli ludzkiej – Szekspirów, Molierów, Racine’ów – mam świadomość tej marności w głowie. Tak jak tekst Mickiewicza „Czym jest me czucie?/ Ach, iskrą tylko!// Czym jest me życie?/ Ach, jedną chwilką!”. Przyjąłem to pokornie na klatę i intensywnie pracuję. Dawno temu zrozumiałem, że nie zrozumiem wszystkiego. I że nikt nie rozumie. A ci, którzy udają, że rozumieją i że mają rację, jeszcze mniej rozumieją niż ja. Zamiast narzekać, wolę jakoś wypełnić jeszcze te kilka czy kilkanaście lat, które mi zostały na tej ziemi. Proszę mi wybaczyć, że to tak podniośle brzmi.

Lubię podróżować z żoną. Lubię być z dziećmi, z wnuczkami, od niedawna mam pierwszego wnuka, Aaron ma na imię. Naprawdę staję się dziadkiem. I jeszcze mogę chodzić. Matko Boska! Nie trzeba się zamartwiać. A że jest paru kretynów na świecie? Zawsze tak było. Oni się tylko chowali czasami.

Teraz ktoś wypuścił demony?

– Tego właśnie nie rozumiem.

Powiedział Herbert w „Przesłaniu Pana Cogito”: „powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy/ bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz”. Jest mi bliski ten tekst. Mam swój sposób na tę herbertowską wierność. Tak jak swój patriotyzm, swoją miłość do hymnu i flagi. Już parę lat temu o tym mówiłem – że źle się dzieje. Nie miałem racji? Czy nie zaniedbano patriotyzmu? Nie zaniedbano tego, co narodowe? Cały ten teren został zawłaszczony przez kogoś innego, bo ci, którzy byli u władzy, zachłysnęli się ekonomią liberalną. Zresztą po cholerę znowu wciąga mnie pani w politykę? O to, dokąd zmierza świat, to trzeba by teraz pytać pana Putina.

To dopytam jeszcze o tę pełnię życia.

– Zabrzmi to banalnie, ale chodzi o to, żeby kochać i być kochanym. Jeśli zacznę to precyzować, będę się kompromitował.

Co panu szkodzi?

– Mam na myśli miłość nie tylko do paru najbliższych osób, ale do ludzi w ogóle, to jakiś sposób na zawarcie zgody ze światem. Mnie to nie zawsze się udaje, słaby jestem.

W jakim sensie?

– Takim, że się denerwuję tym wszystkim, co się z nami dzieje.

A nawołuje pan do spokoju.

– Ano właśnie. Ale ja to mówię trochę do siebie. Sam ze sobą debatuję. Za mało we mnie chłodnej kalkulacji, za dużo emocji.

Nie widać po panu.

– Aktorem jestem, proszę pani.

*Andrzej Seweryn – ur. w 1946 r., aktor, reżyser, pedagog. Grał m.in. w „Ziemi obiecanej”, „Bez znieczulenia”, „Dyrygencie”, „Dantonie”, „Panu Tadeuszu” Wajdy, „Liście Schindlera” Spielberga, „Na srebrnym globie” Żuławskiego, „Kung-fu” Kijowskiego, „Prymasie. Trzech latach z tysiąca” Kotlarczyk, „Ogniem i mieczem” Hoffmana i „Różyczce” Kidawy-Błońskiego. W latach 1968-80 aktor Teatru Ateneum w Warszawie. Od 1980 r., przez 33 lata, mieszkał we Francji. W latach 1984-88 związany z Międzynarodowym Centrum Kreacji Teatralnej Petera Brooka. Przez 20 lat był aktorem Comédie-Française, gdzie debiutował tytułową rolą w „Don Juanie” Moliera. Od 2011 r. dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie. Tydzień temu na Festiwalu Filmowym w Locarno nagrodzono go statuetką Lamparta za najlepszą rolę męską w filmie „Ostatnia Rodzina” Jana P. Matuszyńskiego

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowychtematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy ismacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się winterpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Andrzej Seweryn: Nie palcie komitetów, zakładajcie własne
Kuroń kazałby się organizować, tak jak robią to Młodzież Wszechpolska, ONR-owcy czy organizacje paramilitarne. Jak oni fantastycznie działają! Rozmowa z Andrzejem Sewerynem

Układ warszawski. Czy reprywatyzacja w stolicy zatrzęsie polską polityką?
Decyzję o reprywatyzacji najdroższej działki w stolicy mecenas Nowaczyk odbiera od urzędnika Rudnickiego, który kilka tygodni później rezygnuje z etatu w ratuszu. Odnajdujemy ich jako współwłaścicieli ośrodka Salamandra w Zakopanem

Wybory prezydenckie w USA. Rosyjska kasa Trumpa
Banki nie pożyczają Trumpowi pieniędzy, ale jego zadłużenie rośnie. Skąd bierze pieniądze? To proste, z Rosji

PiS u władzy, a jego propaganda nadal w opozycji [SKARŻYŃSKI]
Dzięki swoim propagandowym mediom PiS nie zauważy, że popełnił polityczne samobójstwo

Są role dla aktorek po sześćdziesiątce… o ile nazywają się Meryl Streep
Na pytanie: „Czy wkurza cię, że zarabiasz mniej niż mężczyźni?”, Meryl Streep odparła: „Ależ kochanie, skąd pomysł, że tak jest?”

Radosław Markowski: Drodzy młodzi, dobrze już było
Mam złą wiadomość dla młodych ludzi w Europie: nie będziecie żyć coraz lepiej. Będziecie mieli dużo szczęścia, jeśli zachowacie obecny poziom życia. Będziecie pracować ciężej i nie wszystko będzie na wyciągnięcie ręki

Polska znicestwiona – głos dla Tischnera. Co by powiedział, gdyby był z nami
Jest taka polskość, która mówi wiele i głośno. Ale im głośniej krzyczy, tym bardziej jawna staje się jej głupota – mógłby powtórzyć dzisiaj swoje słowa ksiądz Józef Tischner

Kto się boi szortów?
Najpierw były piętnowane jako nieobyczajne i nieeleganckie, potem jako infantylne i brzydkie – ale właściwie dlaczego, skoro podczas obu wojen światowych służyły żołnierzom – dzielnym, męskim, pełnym poświęcenia?

Ołeksandr Bojczenko: Przepraszam za Wołyń. I co z tego?
Kiedy pytają mnie o poczucie humoru, odpowiadam: ja tylko mówię prawdę. A to na Ukrainie zawsze brzmi jak dowcip. Z Ołeksandrem Bojczenką rozmawia Jędrzej Słodkowski

Kryzys konstytucyjny. Obywatelu, nie czuj się bezpieczny
W wyniku obecnego kryzysu konstytucyjnego państwo nie będzie mogło zagwarantować bezpieczeństwa prawnego, pewności i przewidywalności prawa

kiedyś

wyborcza.pl

GRA O TRON PREMIER SZYDŁO

KINGA DUNIN 20 SIERPNIA 2016

emier czyta w wakacje „Hardą” Elżbiety Cherezińskiej. To historia Świętosławy, siostry Bolesława Chrobrego. Gdyby Beata Szydło chciała pójść drogą niepolskiej królowej, musiałaby wykiwać prezesa i prawdopodobnie pozbyć się męża

Sprawdziliśmy, co zamierza przeczytać w czasie wakacji premier Szydło. To „Harda” Elżbiety Cherezińskiej, historia Świętosławy, znanej także jako Sigrid Storråda albo Gunhilda, córki Mieszka i siostry Bolesława Chrobrego, która została królową Norwegii, Szwecji, Danii i Anglii. Dla kobiety, która nie boi się pragnienia władzy, to z pewnością fascynująca pozycja. I pouczająca, dowie się z niej, jak prowadzić grę o tron.

Wiadomo, w patriarchalnym świecie kobiety są raczej pionkami w męskich grach politycznych, a nie samodzielnymi graczami. W czasach Mieszka córki były walutą w dynastycznych układach, a żony miały rodzić następców tronu. Świętosława wybiła się jednak na niepodległość. Poza rozumem potrzeba do tego sprytu, bezwzględności, a czasem ognia, żeby kogoś spalić w saunie. Kiedy ma się do wyboru: miłość czy władza – wybrać władzę.

Jan Sobieski pod Wiedniem/Jan Matejko
Przeczytaj też:

POLSKA PRZEDMURZEM CHRZEŚCIJAŃSTWA?

JAKUB MAJMUREK  15 SIERPNIA 2016

Gdyby Beata Szydło chciała pójść drogą niepolskiej królowej, musiałaby wykiwać prezesa i prawdopodobnie pozbyć się męża. Myśleć w kategoriach szerszych niż polski zaścianek. I koniecznie przerobić kwestię gender.

Sukces historycznych powieści Cherezińskiej wśród prawicowych czytelników pokazuje, że mimo usilnych starań problematyka gender jest dla prawicy szalenie pociągająca. Te silne kobiety, które dobrze rozpoznają mechanizmy męskiego świata i potrafią sobie w nim poradzić, zamiast odgrywać „naturalne” role płciowe! Są w tych powieściach też triki, których pani premier nie musi się uczyć. Np. jak wykorzystać instrumentalnie chrześcijaństwo do podporządkowania sobie poddanych, umocnienia państwa i pognębienia wrogów.

Przypuszczamy, że skoro Szydło wybrała na wakacyjną lekturę powieść tej właśnie autorki, to czytała także poprzednie, albo przynajmniej zamierza to zrobić, o ile nie przestraszy się ideologii gender w „Hardej”. Może spodobają się jej zielone panny z innych utworów, żyjące w lasach ekologiczne pogańskie feministki? Wtedy dni ministra Szyszki będą policzone, a może nawet spłonie w saunie, chociaż zielone panny preferują chyba truciznę. A co będzie, jeśli przeczyta wspaniałą sagę o wikingach, „Droga Północy”? Wtedy dowie się, że geje nie są wynalazkiem zachodniej kultury i kto wie, może to oni odkryli Amerykę?

Życzymy miłej lektury!

Kinga Dunin – socjolożka, publicystka „Dziennika Opinii” i „Krytyki Politycznej”

 

OKO.press

Co robi premier Szydło na wakacjach?

Zaraz po obchodach 72 rocznicy powstania warszawskiego premier Beata Szydło (53 l.) wyjechała na urlop. Gdzie? To niemal tajemnica państwowa. Wiemy tylko, że szefowa rządu odpoczywa w południowo-wschodniej Polsce, w środku lasu.

Jak widać na zdjęciach, które przysłał do Faktu nasz czytelnik, premier realizuje plan, który zapowiedziała w rozmowie z nami w końcu lipca: rower, książka i dużo świeżego powietrza. A co czyta Beata Szydło na wakacjach? – Odkładałam od dawna lekturę „Hardej” Elżbiety Cherezińskiej (44 l.) i zamierzam nadrobić – mówiła nam przed wyjazdem.

Co to za książka? To opowieść o Świętosławie, siostrze Bolesława Chrobrego, która chciała zostać królową. I cel osiągnęła, choć nie w Polsce, a w Szwecji, Danii i Norwegii! Potem została matką króla Anglii! Po drodze jednak jej przyjaciele stali się wrogami. Opowieść o silnej kobiecie, która wbrew mężczyznom osiągnęła swój cel wakacyjną lekturą premier Szydło? To może być ważna lektura, bo po kilkudniowym odpoczynku Beaty Szydło celów do realizacji dla jej rządu nie zabraknie – naprawy wymaga np. sytuacja w służbie zdrowia. Jeśli ministrowie myślą, że premier wróci łagodniejsza to się raczej rozczarują.

 

Rzepa

W pewnym kraju nad rzeczką żył sobie profesor, którego przyjaciele nazywali po kryjomu Rzepą. Podobno pewnego razu przydarzyła mu się następująca historia:

Zasadził Sejm Rzepę w Trybunale
Chodziliśmy ją tam oglądać co dzień.
Wyrosła Rzepa mądra i krzepka,
Teraz zabrać chcą nam Rzepę jak okruszek chlebka
Więc ciągnie Rzepę Duda nieboże,
Ciągnie i ciągnie wyciągnąć nie może!

 

Zawołał Duda na pomoc Szydło:
„Ja złapie Rzepę, ty za mnie złap się!”
I biedny Duda z Szydło niebogą
Ciągną i ciągną wyciągnąć nie mogą!

Szydło za Dudę,
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę!

Przyleciał Ziobro, Szydło się złapał,
Poci się, stęka, aż się zasapał!
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę,
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Zawołał Ziobro mruczka Piotrowicza,
Przyleciał Piotrowicz i ciągnie Ziobrę!
Piotrowicz za Ziobrę,
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Na kurkę czekała Kempa w ukryciu,
Krzyknął Piotrowicz; „Pomóż nam, Kiciu!”
Kempa za Piotrowicza,
Piotrowicz za Ziobrę,
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę,
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Więc woła Kempa Kuchcińskiego z podwórka,
Wnet przyleciał usłużny Kuchciński,
Kuchciński za Kempę
Kempa za Piotrowicza,
Piotrowicz za Ziobrę,
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę,
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Szła sobie Pawłowicz ścieżynką wąską,
Krzyknął Kuchciński: „Chodź no tu Pawłowicz!”
Pawłowicz za Kuchcińskiego,
Kuchciński za Kempę,
Kempa za Piotrowicza,
Piotrowicz za Ziobrę,
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę,
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Leciał wysoko Brudziński – długonos,
„Fruń, że tu Brudziński, do nas na pomoc!”
Brudziński za Pawłowicz,
Pawłowicz za Kuchcińskiego,
Kuchciński za Kempę,
Kempa za Piotrowicza,
Piotrowicz za Ziobrę,
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę,
Duda za Rzepkę,
Oj, przydał by się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Skakał drogą zielony Kaczorek,
Złapał Brudzińskiego – rzadka to gratka!
Kaczorek za Brudzińskiego,
Brudziński za Pawłowicz,
Pawłowicz za Kuchcińskiego,
Kuchciński za Kempę,
Kempa za Piotrowicza,
Piotrowski za Ziobrę,
Ziobro za Szydło,
Szydło za Dudę,
Duda za Rzepę,

Tak się zawzięli
Tak się nadęli
Że się spocili
A Rzepy nie wyciągnęli.
Aż wstyd powiedzieć
co było dalej !
Wszyscy na siebie
Po napadali:
Duda na Szydło,
Szydło na Ziobrę,
Ziobro na Piotrowicza,
Piotrowski na Kempę,
Kempa na Kuchcińskiego,
Kuchciński na Pawłowicz,
Pawłowicz na Brudzińskiego,
Brudziński na Kaczorka.

A Rzepa stoi tam gdzie stała
I sprawiedliwości tam pilnowała.

Dubois & Stępiński

dubois stępiński

naTemat.pl

 

SOBOTA, 20 SIERPNIA 2016

STAN GRY: GW: Reprywatyzacja warszawska zachwieje polską polityką? Wąsik: Musi być jasny sygnał dla aktywistów, że państwo bierze ich pod ochronę

— 86 lat kończy dziś premier Jan Olszewski.

— Jutro 74. rocznica urodzin Marii Kaczyńskiej.

— MINISTER RADZIWIŁŁ I POSEŁ LATOS ZABLOKUJĄ LEGALIZACJĘ MEDYCZNEJ MARIHUANY – Fakt.

— WYCIĘLI JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO Z FILMU SMOLEŃSK – pisze SE: “Politycy PiS również nie chcą rozmawiać o szczegółach „Smoleńska”. A jeśli już, to anonimowo. Usłyszeliśmy jednak, iż „Jarosław Kaczyński nie życzył sobie, aby jego osoba była w tym filmie”.

— OŚMIORNICA W WARSZAWSKIM RATUSZU – O 11:30 BRIEFING NOWOCZESNEJ.

— REPRYWATYZACJA PO WARSZAWSKU – CZY ZACHWIEJE POLSKĄ POLITYKĄ? – REPORTAŻ ŚLEDCZY autorek Gazety Wyborczej Iwony Szpali i Małgorzaty Zubik: “Politycy PO i miejscy urzędnicy zastanawiają się, czy reprywatyzacja będzie gilotyną, która zakończy rządy Gronkiewicz-Waltz w stolicy i zachwieje polską polityką. Chmielna 70 nie jest jedynym adresem reprywatyzacji po warszawsku, który sprawdza prokuratura i CBA”.

— TRZY DNI PRZED KOŃCEM KADENCJI RADNI PO UCHWALAJĄ ZMIANY W PLANIE ZAGOSPODAROWANIA – “Teraz piłeczka jest po stronie urzędników prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W czasie, kiedy badane są papiery dostarczone przez mecenasa Nowaczyka, rządząca Warszawą PO ma właśnie głosować nad zmianami w planie zagospodarowania okolic Pałacu Kultury. Poprzedni Gronkiewicz-Waltz skrytykowała zaraz po wygranych wyborach samorządowych w 2006 r., ledwie kilka miesięcy po uchwaleniu go przez jej poprzedników z PiS. Wydawał się jej „mało ambitny”, bo pozwalał budować tylko do ośmiu kondygnacji. – Chcemy stworzyć coś nowego i oryginalnego – tłumaczył latem 2007 r. wiceprezydent Jacek Wojciechowicz (PO)”.

— DECYZJĘ O REPRYWATYZACJI NAJDROŻSZEJ DZIAŁKI W STOLICY MEC. NOWACZYK ODBIERA OD URZĘDNIKA RUDNICKIEGO. ODNAJDUJEMY ICH JAKO WSPÓŁWŁAŚCICIELI OŚRODKA W ZAKOPANEM – “Decyzję o reprywatyzacji najdroższej działki w stolicy mecenas Nowaczyk odbiera od urzędnika Rudnickiego, który kilka tygodni później rezygnuje z etatu w ratuszu. Odnajdujemy ich jako współwłaścicieli ośrodka Salamandra w Zakopanem. (…) Mecenas Nowaczyk zapewnia, że nie łączą go z Rudnickim relacje biznesowe. Ich nazwiska odnajdujemy jednak w księdze wieczystej ośrodka Salamandra w Kościelisku, który przed wojną należał do generała Tadeusza Kasprzyckiego, ministra spraw wojskowych”.

— NAZWISKO WŁAŚCICIELA KAMIENICY IDENTYCZNE Z NAZWISKIEM URZĘDNIKA OD REPRYWATYZACJI: “W grudniu 2010 r. Jakub Rudnicki podpisuje decyzję o reprywatyzacji kamienicy. Lokatorzy komunalni dostają wypowiedzenia umowy najmu, zaczynają się procesy o eksmisję. W sądzie po raz pierwszy słyszą, że kamienica ma już nowego właściciela. Nazwisko identyczne z nazwiskiem wieloletniego urzędnika od reprywatyzacji. I nie jest to zbieg okoliczności. Mec. Robert Nowaczyk tym razem reprezentuje Adama Rudnickiego, brata Jakuba”.

— HANNA GRONKIEWICZ-WALTZ ODMAWIA INFORMACJI – jak piszą autorki GW: “Chcemy poznać adresy nieruchomości, które już odzyskał i o które się stara. Interesuje nas też kwota odszkodowań, które wywalczył dla siebie i swoich klientów. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz odmawia. W piśmie powołuje się m.in. na tajemnicę adwokacką. Wcześniej nasz wniosek o dostęp do informacji publicznej ratusz konsultuje z Okręgową Radą Adwokacką w Warszawie, której szefem jest Grzegorz Majewski, współwłaściciel (razem z siostrą Nowaczyka) wartej 160 mln zł działki przy Chmielnej 70”.

— JAK PLANOWANO PLAC DEFILAD – jedynka Gazety Stołecznej: “Kiedy jedno z biur ratusza szykowało plan zagospodarowania okolic Pałacu Kultury, w innym urzędnicy pracowali nad reprywatyzacją działek. Dziś należą one do kupców roszczeń i można tam postawić wieżowce. Działki są warte fortunę”.

— O NOWYM UKŁADZIE WARSZAWSKIM naczelny Stołecznej Michał Wybieralski: “Dziennikarki „Wyborczej” Iwona Szpala i Małgorzata Zubik wykryły i opisały powiązania pomiędzy mecenasem, który przejął – dla siebie i swoich klientów – ok. 50 prestiżowych adresów w stolicy, oraz urzędnikiem, który przez lata zajmował się reprywatyzacją. Opisały, jak miasto oddało kupcom roszczeń działkę w sercu Warszawy wartą ok. 160 mln zł, której nie należało zwracać. Opisały nowy „układ warszawski” pozwalający bogacić się na publicznym mieniu kilku osobom, którym się to nie należało”.

— WARSZAWSKI RATUSZ UTRUDNIAŁ NAM PRACĘ – AUTORKI ŚLEDZTWA WYBORCZEJ W SPECJALNYM MAILINGU: “dwie trzecie działki wartej 160 mln złotych w ogóle nie powinno przejść w prywatne ręce. W Warszawie rozpętała się burza. Stołeczny ratusz utrudniał nam pracę, odmawiając informacji o nieruchomościach, którymi zajmuje się mecenas. Ale zgłaszali się do nas kolejni informatorzy, dotarłyśmy do nowych dokumentów. Tak powstał materiał, który pokazuje jak zarabia się na warszawskiej reprywatyzacji”.

— AKTYWIŚCI MUSZĄ BYĆ BEZPIECZNI – SE ROZMAWIA Z MACIEJEM WĄSIKIEM O ŚLEDZTWIE WS ŚMIERCI JOLANTY BRZESKIEJ: “Przede wszystkim państwo musi pokazać, że żadna zbrodnia nie pozostanie bezkarna. Jest też inna sprawa. Nie ukrywam, że Jolanta Brzeska nie pochodziła z mojego środowiska politycznego. Była związana z lewicą. Niemniej nie może być mowy, żeby ktokolwiek poniósł śmierć czy narażał się na jakiekolwiek niebezpieczeństwo tylko dlatego, że działa społecznie. Musi być jasny sygnał dla aktywistów, że państwo bierze ich pod ochronę. Niezależnie od tego, czy działają zgodnie z linią rządzących, czy też nie”.

— CBA BĘDZIE PATRZEĆ NA REPRYWATYZACJĘ – DALEJ WĄSIK W SE: “Myślę, że CBA dało jasny sygnał, że będzie patrzeć na proces reprywatyzacji, ale także na ręce tych, którzy bezprawnie wyłudzają grunty w Warszawie. Uważam zresztą, że zdobyte w ten sposób majątki na mocy prawa trzeba odzyskać”.

— O GRABIEŻY REPRYWATYZACYJNEJ W SE MÓWI Piotr Ciszewski, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów: “Rzeczywiście, dramatycznych incydentów było wiele. Były osoby, które w ciężkim stanie zdrowia eksmitowano z objętych roszczeniami kamienic. Umierały potem w wyniku chorób, które nasilały się po wyrzuceniu z dotychczasowego domu. Weźmy choćby przykład z Warszawy, kiedy to mężczyznę eksmitowano do kotłowni, w której zmarł. To wszystko są skutki tej grabieży reprywatyzacyjnej”.

— MAŁA USTAWA REPRYWATYZACYJNA NIE ZAKOŃCZY DRAMATU LOKATORÓW – mówi dalej: “Niestety, nadal będą oddawane budynki wraz z lokatorami. Ta ustawa nie chroni ich przed dziką reprywatyzacją. Nie jest więc ona finalnym rozwiązaniem i potrzebne będzie prawo, które nakaże wypłatę odszkodowań, a nie zwrot nieruchomości. Bez tego dramat lokatorów budynków objętych roszczeniami będzie trwał”.

— JÓŹWIAK TŁUMACZY GW DLACZEGO HGW NIE ZGODZIŁA SIĘ NA FINANSOWANIE IV VITRO: “BO PIS”: “Prezydent Jóźwiak w rozmowie z OKO.press tłumaczy, dlaczego Warszawa nie poszła tropem Częstochowy i Łodzi, które przyjęły programy in vitro. – Wprowadziły te programy, zanim zmienili się wojewodowie, a to oni mają nadzór nad uchwałami i mogą je pouchylać. Poza tym regionalne izby obrachunkowe na razie są instytucjami niezależnymi, ale według propozycji resortu finansów ich skład będzie nominować rząd. Kaganiec się zaciska – ostrzega Jóźwiak”.

— MILIONY UTOPIONE W MUZEUM – pisze GPC: “Najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli nie zostawia suchej nitki na władzach Warszawy. Kontrolerzy zarzucają magistratowi niegospodarność i nieefektywne działania przy budowie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Koszty tych zaniedbań sięgają milionów złotych!”

— PIS PRZESOLIŁ – EWA SIEDLECKA NA JEDYNCE GW: “Zamiast uczyć się na błędach, PiS robi to samo, tylko bardziej. Ogłasza absurdalne śledztwo, w którym prokuratura ma dowodzić, że prezes Trybunału, stosując się do wyroków Trybunału, popełnia przestępstwo. Zdrowia życzę. Umysłowego”.

— LENIE ZA NASZE PIENIĄDZE – GPC O ZEWNĘTRZNYCH ZLECENIACH W TK: “Trybunał chętnie korzysta z zewnętrznego doradztwa. W spisie umów cywilnoprawnych z 2015 r. znajdziemy 16 pozycji odnoszących się do procesu tworzenia wyroków. I tak w spisie widnieje np. „Umowa o dzieło z 10.06.2015 z Anną Zołotar-Wiśniewską – współpraca w zakresie przygotowania projektów rozstrzygnięć w sprawach prowadzonych przez sędziego TK Marka Kotlinowskiego”, która opiewa na 24,5 tys. zł.”.

— PLATFORMA PODĄŻA ŚCIEŻKĄ SAMOZNISZCZENIA – mówi Robert Smoleń w rozmowie z Elizą Olczyk w RZ: “Nie wiem, czy PO wyciągnęła takie właśnie wnioski z historii SLD. Mam wrażenie, że Platforma podąża dziś ścieżką samozniszczenia wytyczoną ponad dekadę temu przez Sojusz”.

— ZLEKCEWAŻYLIŚMY AFERĘ RYWINA – mówi dalej Smoleń: “Przyznam, że na początku zlekceważyliśmy tę aferę. Osobiście sądziłem, że to jest humbug. Ale wyszło na jaw, że klasa polityczna nie przestrzega procedur przy tworzeniu prawa. Katastrofa smoleńska pokazała, że to nieprzestrzeganie zasad występowało nie tylko przy procesie legislacyjnym. To samo można powiedzieć o historii z pękniętą oponą prezydenckiej limuzyny, a także o awanturze o Trybunał Konstytucyjny”.

— W SPRAWIE TK TO PARTIA RZĄDZĄCA NIE PRZESTRZEGA ZASAD – jeszcze Smoleń: “ – Kto w tej ostatniej sprawie nie przestrzega zasad?
– To chyba oczywiste, że partia rządząca. W końcu po to wprowadzono w konstytucji ostateczność werdyktów Trybunału Konstytucyjnego, żeby świat polityki nie mógł gmerać przy tym, co orzekło grono sędziów wysokiej klasy. A jednak świat polityki sięga po tę władzę. Uważa, że wie lepiej, które orzeczenia są właściwe, a które nie”.

— MILLER NIE BYŁ W STANIE ZAPANOWAĆ NAD 150-TYSIĘCZNĄ PARTIĄ – mówi dalej Smoleń: “Chciałem tylko powiedzieć, że lewica musiała zacząć swoje rządy od niepopularnych oszczędności. Ale to byli odpowiedzialni ludzie, z dużym doświadczeniem, wyobraźnią i poczuciem odpowiedzialności. Niestety, nie byli doskonali. Sporo działaczy terenowych miało poczucie, że wszystko mogą. Miller ich przed tym przestrzegał, ale nie był w stanie zapanować nad 150-tysięczną partią”.

— CHUDA KASA TVP – pisze GW: “Spada oglądalność kanałów TVP, maleją wpływy z abonamentu, a reklamodawcy powoli się odwracają od publicznego nadawcy. To sprawia, że w kasie Telewizji Polskiej zaczyna brakować pieniędzy”.

— TVP STRACIŁA NA OLIMPIADZIE MIMO WYSOKIEJ OGLĄDALNOŚCI – czytamy dalej w GW: “Mimo nie najlepszej sytuacji finansowej TVP zdecydowała się kupić od Polsatu sublicencję na pokazywanie części meczów Euro 2016 za ok. 40 mln zł. Mecze te były jednak pokazywane jednocześnie w Polsacie i w TVP. Mimo że to TVP miała lepszą oglądalność, to nadawca nie potrafił sprzedać czasu reklamowego, przez co stracił na imprezie ok. 20 mln zł – wynika z szacunków agencji Starcom Polska. Polsat zarobił ok. kilkunastu milionów”.

— ROSJANIE SPLUGAWILI POMNIK SMOLEŃSKI – FAKT.

— MAJĄ 66 DNI LABY I JESZCZE IM ZA TO PŁACĄ – FAKT o europosłach, na zdjęciach Korwin na spływie Dunajcem, Boni w Alpach.

— URODZINY: Jan Olszewski, Dorota Niedziela, Adam Korol, Barbara Imiołczyk, Leszek Jastrzębski.

300polityka.pl

SOBOTA, 20 SIERPNIA 2016

Nowoczesna o „ośmiornicy w Ratuszu”: Domagamy się zajęcia wyraźnego stanowiska przez Schetynę

received_10210000932000690

Tekst w „Gazecie Wyborczej” pokazuje nieuprawnione, niebezpieczne personalne związki warszawskiego ratusza z handlarzami nieruchomości. To co dziś najbardziej szokuje to skala tego zjawiska i perfidia osób, która bierze w tym udział. To ośmiornica, która oplotła warszawski ratusz – mówił na konferencji prasowej Paweł Rabiej z zarządu Nowoczesnej. Partia Ryszarda Petru szybko zareagowała na publikację o powiązaniach ratusza z handlarzami roszczeń w sobotniej GW.

Nowoczesna domaga się 1) wyciągnięcia służbowych, prawnych konsekwencji wobec ludzi, którzy w ratuszu zarządzały sytuacją – wobec Marcina Bojko i Jarosława Jóźwiaka 2) ujawnienia wszystkich dokumentów, na podstawie których były podjęte działania reprywatyzacyjne 3) powołanie komisji doraźnej do nadzorowania procesu reprywatyzacji w mieście. 4) „To PO ponosi pełną odpowiedzialność polityczną za to co dzieje się w sprawie reprywatyzacji w Warszawie” – mówił Rabiej. Jak podkreślił:„Domagamy się zajęcia wyraźnego stanowiska przez PO, w szczególności przez Grzegorza Schetynę”

Jak podkreślił: To będzie test uczciwości dla Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jej rodzina też przejęła kamienicę w wyniku reprywatyzacji. To jest pytanie, czy będzie w stanie uczciwie bronić interesu miasta, interesu warszawiaków. Politycy Nowoczesnej uczestniczący w konferencji przypomnieli też, że partia Ryszarda Petru już wcześniej apelowała o większą transparentność w ratuszu np. w sprawie Chmielnej 70.

 

300polityka.pl

ziemowit szczerek

PiS przesolił…

Ewa Siedlecka, 20.08.2016

Jarosław Kaczyński zna Andrzeja Rzeplińskiego od lat (razem studiowali i byli w wojsku) i wie, że zastraszyć się go nie da

Jarosław Kaczyński zna Andrzeja Rzeplińskiego od lat (razem studiowali i byli w wojsku) i wie, że zastraszyć się go nie da (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

…i przegrywa swoją wojnę propagandową przeciwko Trybunałowi Konstytucyjnemu. Postępuje coraz bardziej irracjonalnie.

Ni z gruszki, ni z pietruszki podległa rządowi prokuratura powiadomiła o śledztwie ws. niedopuszczenia przez prezesa TK do orzekania trzech sędziów dublerów. Śledztwo wszczęła miesiąc temu i wtedy się nie chwaliła. Chce teraz zastraszyć prezesa, by dublerów dopuścił? Jarosław Kaczyński zna Andrzeja Rzeplińskiego od lat (razem studiowali i byli w wojsku) i wie, że zastraszyć się go nie da. Pogróżki wywołają skutki odwrotne do zamierzonych. Chce zastraszyć sędziów TK? Tylko czym? Doświadczyli już od tej władzy utrudnień i upokorzeń, łącznie z groźbą obcięcia uposażeń i odebrania stanu spoczynku.

Nie chodzi więc o zastraszenie, lecz o odzyskanie rządu dusz.

Śledztwo ogłoszono kilka godzin po opublikowaniu badań (na zlecenie „Rzeczpospolitej”), z których wynika, że nie tylko większość społeczeństwa, ale nawet większość elektoratu PiS uważa, że rząd powinien publikować wszystkie wyroki Trybunału. W całym sporze dwa razy więcej badanych przyznaje rację „Trybunałowi i opozycji” niż PiS. To klęska propagandy, która od pół roku wciska ludziom, że Trybunał i jego prezes to w istocie politycy Platformy, banda darmozjadów pobierających niesłusznie wysokie wynagrodzenie, przestępców wydających bezprawne wyroki. I autorów zamachu na demokrację, czyli na PiS – suwerena z woli narodu.

PiS wyraźnie przedobrzył. A zdrowy rozsądek w narodzie nie zaginął.

Zamiast uczyć się na błędach, PiS robi to samo, tylko bardziej. Ogłasza absurdalne śledztwo, w którym prokuratura ma dowodzić, że prezes Trybunału, stosując się do wyroków Trybunału, popełnia przestępstwo.

Zdrowia życzę. Umysłowego.

Zobacz także

 

wyborcza.pl

 

PiS u władzy, a jego propaganda nadal w opozycji [SKARŻYŃSKI]

Stanisław Skarżyński*, 20.08.2016

Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia na konferencji Impact'16 4.0 Economy w Krakowie

Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia na konferencji Impact’16 4.0 Economy w Krakowie (fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta)

Dzięki swoim propagandowym mediom PiS nie zauważy, że popełnił polityczne samobójstwo.
Nie umiem splatać słów górnie i grzecznie
– niechże niebiańska szydzi ze mnie brać
– rozśmieszyłbym cię patosem bezsprzecznie,
gdybyś się, Panie, nie oduczył śmiać.

Mefistofeles w „Fauście” J.W. Goethego
tłum. Emil Zegadłowicz
Budowa aparatu propagandowego z prawdziwego zdarzenia jest jednym z największych osiągnięć PiS w ostatnich latach. Żeby zrozumieć, jak wspaniały to jest wynalazek i jak wyrafinowana konstrukcja, trzeba sobie wyobrazić tę gigantyczną, wielofunkcyjną tubę, przez którą Jarosław Kaczyński wrzeszczy do obywateli. Za jej pomocą można stworzyć człowieka, który nie istniał, na przykład Andrzeja Dudę, a innego – Antoniego Macierewicza – ukryć tak, jak gdyby go nigdy nie było.Aparat propagandowy umożliwia PiS ręczne sterowanie tematami debaty publicznej, uruchamianie medialnych lawin, bezkarne testowanie i czerpanie zysków z zupełnie szalonych pomysłów bez ryzyka obciążenia wizerunku partii. Jeśli coś okaże się zbyt ostre lub zbyt głupie, nazywa się to prywatną opinią dziennikarza.

Antysemicki „Głos” redaktora Antoniego Macierewicza

Ostatnio taką operację uruchomiła Ewa Stankiewicz z telewizji Republika. W szóstą rocznicę katastrofy smoleńskiej ogłosiła w TVP Info, że żąda przywrócenia kary śmierci, ponieważ śmiercią należy ukarać Donalda Tuska za Smoleńsk. Wypowiedź wywołała lawinę pytań – ale nie o to, czy Tusk w ogóle powinien odpowiadać karnie za katastrofę w Smoleńsku, tylko jaką powinien ponieść karę. „Nie, no pani redaktor. Ja jestem przeciwnikiem kary śmierci. Nie będę komentował tych wypowiedzi. Jestem za tym, żeby była kara ciężkiego więzienia” – mówił następnego ranka Stanisław Karczewski u Moniki Olejnik.

Propaganda uzależnia ludzi od partii, tworzy sieć zależności, w której nie da się ustalić, gdzie się kończy partia, a zaczynają bliskie jej media. Granice między polityką a dziennikarstwem zupełnie się pozacierały, a powiązań są bambiliony. Posłowie i eurodeputowani PiS – na przykład Ryszard Czarnecki i Zbigniew Kuźmiuk – systematycznie piszą dla prawicowych gazet i portali. Antoni Macierewicz w Radiu Maryja prowadzi wideoblog „Głos Polski”. Joanna Lichocka – do niedawna dziennikarka „Gazety Polskiej” – w ostatnich wyborach została posłanką PiS. Stanisław Żaryn – syn senatora prawicy Jana Żaryna – po wyborach pracę w jednym z prawicowych portali uzupełniać zaczął urzędniczą karierą w kancelarii premiera. Odpowiada tam za kontakty medialne koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.

Media PiS zamieniają życie przeciwników politycznych partii w piekło pomówień, bezustannej lustracji, przywoływania nieszczęśliwych, poprzekręcanych lub wyrwanych z kontekstu wypowiedzi. Cytując się wzajemnie i bezkrytycznie, budują wirtualną rzeczywistość – dzięki niebywałej liczbie powtórzeń, retweetów i przywołań powstała alternatywna rzeczywistość o niebywałych rozmiarach, która umiejętnie zatrudnia strach, kompleksy i frustracje właściwe późnej nowoczesności.

Jako narzędzie partii opozycyjnej propaganda PiS była absolutnie genialna. Do rządzenia nie nadaje się zupełnie. Już niespełna rok po objęciu przez PiS władzy można śmiało postawić tezę, że ten sam aparat propagandowy, który umożliwił przejęcie władzy, dziś ciągnie PiS na dno.

Nie dlatego, że w momencie objęcia władzy propagandyści zaczynają się kłócić o posady – ostatnim przykładem było starcie między pisowską Radą Mediów Narodowych wywodzącą się z „Gazety Polskiej” a pisowskim prezesem TVP popieranym przez środowisko „wSieci”. Nie dlatego również, że od czas do czasu ktoś z prawicowych mediów skrytykuje partię. To ostatnio zdarzyło się aż dwa razy. Raz, gdy Antoni Macierewicz wymusił na powstańcach warszawskich umieszczenie nowych nazwisk w apelu pamięci. Drugi, gdy PiS postanowił dać podwyżki politykom, co – o ironio – chwalił Jacek Żakowski, a krytykowały media, które powstały, by sławić PiS.

Gdyby pisowskie media były niezależne, co pozwalałoby im się swobodnie kłócić, rywalizować i krytykować rząd PiS, nie byłoby problemu. Problem polega właśnie na tym, że są do twórczego konfliktu między sobą i z partią strukturalnie niezdolne, bo każdy konflikt rozstrzyga arbitralnie centrala partii. Dla PiS i jego mediów ostateczną instancją jest centrala przy ulicy Nowogrodzkiej, więc nie może być nią rzeczywistość. To się sprawdzało tylko wtedy, gdy PiS był w opozycji.

Partia u władzy…

Dla opozycji rzeczywistość nie ma znaczenia. Zawsze i na wszystko starcza jej pieniędzy.

W przypadku partii rządzącej rzeczywistość jest dużo bliżej, więc rządzący nie mogą bujać w przestrzeni potencjalności, ponieważ weryfikujące ich zdania fakty pojawiają się dużo szybciej. Przechodząc z opozycji do władzy, PiS boleśnie się przekonał, że to, co w opozycji łatwe i proste, skonfrontowane z rzeczywistością rządzenia staje się koszmarem. W kampanii wyborczej Beata Szydło pokazywała teczkę z „gotowymi ustawami”, a podczas exposé zapowiadała realizację większości obietnic podczas pierwszych stu dni rządu. Wtedy propaganda PiS działała doskonale. Przestała, kiedy zapowiedzi zderzyły się z rzeczywistością.

Zależne od PiS media oraz podbite przez partię media publiczne starają się to wszystko tuszować i ukrywać, ale nawet gdyby tej walki nie przegrywały – a przegrywają – to propaganda, niestety, w żaden sposób nie zmienia rzeczywistości. Ile by pisowskie media kłamały i jak naginały rzeczywistość, to PiS boleśnie się przekonuje, że rządząc państwem, musi się zacząć liczyć z faktami. A te złośliwie nie chcą pasować do projektu, który PiS narysował, będąc w opozycji. Podatek bankowy nie spełnia założeń, ten od sklepów wielkopowierzchniowych nigdy nie został wprowadzony. Przekładana jest data piekielnie kosztownego obniżenia wieku emerytalnego, a podniesienie kwoty wolnej od podatku PiS próbuje rozmyć. Ustawowe przewalutowanie kredytów frankowych po prostu skreślono. Nawet darmowe leki dla seniorów się nie udały – pieniędzy wystarczy na co siódmy lek na receptę.

Ze zrealizowanych obietnic jest program 500+. W kampanii wyborczej był lekiem na całe zło. Od czasu jego wprowadzenia wszyscy – łącznie z PiS – zastanawiają się, co ten eksperyment tak naprawdę przyniesie Polkom i Polakom. Rozwali budżet? Ograniczy biedę? Będzie stymulować wzrost gospodarczy? Wypchnie kobiety z rynku pracy? Wywoła podniesienie najniższych wynagrodzeń? Nie wiadomo.

Chłoń-Domińczak: Program 500+ ograniczy kobietom wybór. A do rodzenia nie zachęci

…A jej propaganda nadal w opozycji.

Dla mediów zależnych od PiS te tematy nie istnieją. Dalej są w opozycji, realny świat nie istnieje. Nie ma złamanych obietnic wyborczych, ograniczeń budżetu, a 500+ nadal jest odpowiedzią na wszystko. Polską rządzi koalicja Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Komisji Europejskiej, Trybunału Konstytucyjnego oraz lobby hodowców koni i ekologów z Puszczy Białowieskiej.

Jarosław Kaczyński sam na siebie zastawił tę pułapkę i tylko on może się próbować z niej wydostać. Wszystko wskazuje na to, że mu się to nie uda.

Jest tak z kilku powodów. Po pierwsze, wymuszenie sztywnej zależności mediów od partii spowodowało, że przez lata w aparacie propagandy PiS zatrudniał ludzi ideowych i lojalnych, nie zwracając jednak uwagi na ich kompetencje. PiS powołał te instytucje tylko po to, żeby powtarzały i nagłaśniały to, co nadaje partia, nic dziwnego więc, że nie są one zdolne dostarczać partii rządzącej danych i analiz pozwalających reagować na sejsmikę emocji społecznych.

Po drugie, podporządkowane politykom media straszliwie PiS rozleniwiają. Politycy tej partii od lat są rozpieszczani przez spijających im z ust propagandystów i bardziej niż jakakolwiek inna partia przyzwyczajeni do tego, że mogą się nie przejmować mediami, bo one posłuszne się dostosują, a te niezależne są nieważne. Tworzy to w PiS atmosferę przyzwolenia na gadanie głupot, a jednocześnie sprzyja korupcji, nepotyzmowi i bezczelności.

Oraz uniemożliwia korekty polityki. Kompletny brak słuchu na krytykę powoduje, że PiS robi straszne głupstwa i nigdy się z nich nie wycofuje – a to uniemożliwia mu zamykanie frontów i ograniczanie strat. Wojna o Trybunał Konstytucyjny, wpisanie ofiar katastrofy smoleńskiej do apelu poległych w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, wycinka Puszczy Białowieskiej, zdemolowanie renomy polskich stadnin koni arabskich, medal na piersi Bartłomieja Misiewicza – to tylko garść przykładów, w których PiS forsuje głową mur tylko dlatego, że jego politycy mają media w nosie i czytają tylko prawicowe gazety i portale.

Koń a sprawa polska

Kpina z inteligencji

Zwolenników PiS stawia to wszystko w beznadziejnym położeniu, bo propaganda tej partii jest dla nich szalenie wymagająca. Muszą oni dzień po dniu przełykać naprawdę gorzkie pigułki kłamstw i głupstw, by móc popierać swoją partię. Przez jakiś czas jeszcze PiS będzie mógł udawać, że wciąż jest w opozycji, że wszystko, co złe, jest odpowiedzialnością poprzedniej władzy – tak było w przypadku opony w prezydenckiej limuzynie, za której pęknięcie próbowano oskarżać rząd PO-PSL. Czekając na realizację obietnic wyborczych, elektorat przymyka oczy i licząc przyszłe zyski, idzie za partią, choćby musiał puszczać mimo uszu kolejne głupstwa i kłamstwa.

W końcu jednak polityczna karta się odwróci, bo wyborcy zaczną traktować partię Jarosława Kaczyńskiego jak każdą inną partię władzy. Znajdą się wtedy w sytuacji biblijnego Hioba – aby popierać swoją partię, będą musieli iść nie tylko za wiarą, ale również wbrew elementarnemu rozsądkowi.

PiS może oczekiwać od swoich wyborców, że w zamian za realne zyski będą pozwalali się oszukiwać i kpić ze swojej inteligencji, ale jeśli swoich obietnic nie zrealizuje, to nie może racjonalnie oczekiwać od ludzi innych niż masochistyczni fanatycy pokroju Hioba, że nie zrezygnują z PiS w momencie, gdy do robienia z siebie idioty dojdzie jeszcze liczenie wynikających z tego strat.

Samobójstwo

Zdumiewające jest to, że po pół roku od objęcia przez PiS władzy widać, że Jarosław Kaczyński i jego ludzie utknęli przed upiększającym lustrem serwowanej im propagandy, choć przecież muszą wiedzieć, że ich wykończy. Opozycja nie zawsze będzie tak beznadziejna, jak jest teraz, a rzeczywistość – jak każdej partii władzy – codziennie gotowa jest podstawić PiS nogę.

Najśmieszniejsze jest jednak to, że dzięki propagandzie PiS może w ogóle nie dostrzec własnego samobójstwa politycznego.

Choć upadek PiS będzie skutkiem dysfunkcji wynikających ze związków tej partii z przychylnymi jej mediami, to po utracie władzy usłużni propagandyści ogłoszą przecież, że porażka PiS nie ma nic wspólnego z Janowem Podlaskim, Trybunałem Konstytucyjnym i medalem na piersi Misiewicza. „Do Rzeczy”, „wSieci” i „Gazeta Polska” na wyścigi będą dowodzić, że upadek rządu PiS – jak kiedyś rządu Olszewskiego – to efekt spisku: Europy, postkomuny, wrogich mediów.

A ludzie PiS – działacze, propagandyści, wyborcy – chętnie w to uwierzą i tym się rozgrzeszą, bo cechą wspólną wszystkich tych ludzi jest to, że zamiast mierzyć się z odpowiedzialnością, wolą powtarzać, że prezes ma cztery metry wzrostu, a jego kot fruwa, pokryty jest łuską i zieje ogniem.

Niektórzy robią to z głupoty, bo nie są w stanie dostrzec rzeczywistości ukrytej za karmiącą ich kłamstwami, uzależnioną od partii gazetą, ale zdecydowana większość powtarza te brednie cynicznie. Politycy i dziennikarze PiS polubili komfort życia w ciepłej iluzji propagandy, która tak przyjemnie masuje ego, powtarzając, że my jesteśmy potomkami „żołnierzy wyklętych”, że my pamiętamy o powstaniu warszawskim, ale odpowiedzialność zawsze ponosi ktoś inny.

*Stanisław Skarżyński – wicenaczelny OKO.press, członek zespołu „Res Publiki Nowej”. Doktorant w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Andrzej Seweryn: Nie palcie komitetów, zakładajcie własne
Kuroń kazałby się organizować, tak jak robią to Młodzież Wszechpolska, ONR-owcy czy organizacje paramilitarne. Jak oni fantastycznie działają! Rozmowa z Andrzejem Sewerynem

Układ warszawski. Czy reprywatyzacja w stolicy zatrzęsie polską polityką?
Decyzję o reprywatyzacji najdroższej działki w stolicy mecenas Nowaczyk odbiera od urzędnika Rudnickiego, który kilka tygodni później rezygnuje z etatu w ratuszu. Odnajdujemy ich jako współwłaścicieli ośrodka Salamandra w Zakopanem

Wybory prezydenckie w USA. Rosyjska kasa Trumpa
Banki nie pożyczają Trumpowi pieniędzy, ale jego zadłużenie rośnie. Skąd bierze pieniądze? To proste, z Rosji

PiS u władzy, a jego propaganda nadal w opozycji [SKARŻYŃSKI]
Dzięki swoim propagandowym mediom PiS nie zauważy, że popełnił polityczne samobójstwo

Są role dla aktorek po sześćdziesiątce… o ile nazywają się Meryl Streep
Na pytanie: „Czy wkurza cię, że zarabiasz mniej niż mężczyźni?”, Meryl Streep odparła: „Ależ kochanie, skąd pomysł, że tak jest?”

Radosław Markowski: Drodzy młodzi, dobrze już było
Mam złą wiadomość dla młodych ludzi w Europie: nie będziecie żyć coraz lepiej. Będziecie mieli dużo szczęścia, jeśli zachowacie obecny poziom życia. Będziecie pracować ciężej i nie wszystko będzie na wyciągnięcie ręki

Polska znicestwiona – głos dla Tischnera. Co by powiedział, gdyby był z nami
Jest taka polskość, która mówi wiele i głośno. Ale im głośniej krzyczy, tym bardziej jawna staje się jej głupota – mógłby powtórzyć dzisiaj swoje słowa ksiądz Józef Tischner

Kto się boi szortów?
Najpierw były piętnowane jako nieobyczajne i nieeleganckie, potem jako infantylne i brzydkie – ale właściwie dlaczego, skoro podczas obu wojen światowych służyły żołnierzom – dzielnym, męskim, pełnym poświęcenia?

Ołeksandr Bojczenko: Przepraszam za Wołyń. I co z tego?
Kiedy pytają mnie o poczucie humoru, odpowiadam: ja tylko mówię prawdę. A to na Ukrainie zawsze brzmi jak dowcip. Z Ołeksandrem Bojczenką rozmawia Jędrzej Słodkowski

Kryzys konstytucyjny. Obywatelu, nie czuj się bezpieczny
W wyniku obecnego kryzysu konstytucyjnego państwo nie będzie mogło zagwarantować bezpieczeństwa prawnego, pewności i przewidywalności prawa

jarosław kaczyński

wyborcza.pl

POLSKA ZACZYNA SIĘ OD KACZYŃSKIEGO

TEKST Cezary Michalski ILUSTRACJA Piotr Chatkowski

20.08.2016

Między rocznicami wybuchu Powstania Warszawskiego, cudu nad Wisłą i początku II wojny światowej warto spojrzeć, jak wygląda praktyka polityki historycznej PiS. Jej funkcją nie jest budowanie wspólnoty, ale umacnianie partyjnego monopolu na patriotyzm.

Jarosław Kaczyński lubi się porównywać do Piłsudskiego, jednak ani on, ani jego środowisko nie mają porównywalnych ze środowiskiem piłsudczykowskim dokonań w odzyskiwaniu niepodległości. Z faktycznego dorobku Marszałka kopiują jedynie jego zdolność do stworzenia własnej polityki historycznej i przejęcia niepodległościowego dorobku wszystkich środowisk walczących o suwerenność Polski (poza samym Piłsudskim także socjalistów, ludowców, endeków, Dmowskiego, Witosa, Daszyńskiego). Akurat ten „sukces” Piłsudskiego miał negatywne konsekwencje zarówno dla życia politycznego II RP, jak też dla świadomości politycznej pokolenia Kolumbów wychowanego w mitach piłsudczykowskiej polityki historycznej (Polska jako mocarstwo odbudowane ex nihilo wolą jednego człowieka i jego środowiska, bez kontekstu geopolitycznego).

jakPiS

newsweek.pl

Ks. Jacek Międlar: Dumny antysemita w koloratce. A Kościół milczy

16-08-2016

Jacek Międlar Kościół katolicki nacjonalizm narodowcy nacjonaliści

Wrocław, ks. Jacek Międlar znany z kontrowersyjnych wypowiedzi na Marszu Przeciwko imigrantom organizowanym przez ONR  /  fot. Maciej Witkowski  /  źródło: Reporter

Jesteś rzymskokatolickim księdzem, antysemitą i rasistą w jednej osobie? Nawiedza cię lęk, czy możesz ogłosić swoje poglądy światu? Spokojnie. Działalność ks. Jacka Międlara pokazuje, że włos z głowy ci nie spadnie.

Ks. Jacek Międlar zdobył rozgłos nie dlatego, że jest pobożnym księdzem. Nie dlatego, że pomaga biednym. Że troszczy się o wykluczonych i uchodźców. A więc zdobył popularność, choć nie robi nic z tych rzeczy, do których nawołuje Ewangelia i papież Franciszek. Ksiądz Międlar stał się popularny, gdyż wprost mówi, że rozpiera go duma z faktu, że jest antysemitą, nacjonalistą i rasistą.

W niemały szok, że można być księdzem i głosić nienawiść do obcych duchowny wprawił władze kościelne. W ramach obchodów 82-rocznicy istnienia Obozu Narodowo-Radykalnego w Białymstoku, ks. Międlar grzmiał w czasie kazania: „Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (…) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm”. Oczywiście tym nowotworem, zdaniem księdza, są takie wartości, jak tolerancja, otwartości, gościnność, europejskość.

Czytaj też: Ks. Międlar odwołany. Kościół ma dość księdza-narodowca [Cytaty]

Po tym wystąpieniu władze kościelne wywołane do tablicy przez powszechne oburzenie, ale także po interwencji Adama Bodnara, rzecznika Praw Obywatelskich, postanowiły zareagować: ks. Międlar dostaje całkowity zakaz występów publicznych. Taki sam, jak wcześniej dostali ks. Adam Boniecki czy ks. Wojciech Lemański. O ile jednak ci dwaj ostatni stosują się do decyzji swoich przełożonych, o tyle ks. Międlar nic sobie z decyzji swoich przełożonych nie robi.

Używając mediów społecznościowych duchowny szokuje opinie publiczną coraz radykalniejszymi wystąpieniami. Świat według ks. Międlara rządzony jest przez spisek żydowsko-masoński, który przedostał się nawet do Watykanu. Gdyby za antysemityzm dostawało się w Kościele kapelusz kardynalski, to – jeśli zdołacie obejrzeć tę mowę nienawiści w wydaniu ks. Międlara – duchowny już dawno brylowałby w purpurze. Na tym nie koniec. Posłankę .Nowoczesnej Joannę Scheuring-Wielgus ksiądz zaatakował na Twitterze, gdyż ta złożyła w jego sprawie doniesienie do prokuratury. Napisał: „Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?”.

 

 

Co na to władze kościelne?Jak zwykle w sytuacji, gdy trzeba pokazać chrześcijańską odwagę i przyzwoitość, milczą. Milczą w sytuacji, gdy Jan Paweł II nazywał Żydów naszymi „starszymi braćmi w wierze”. Milczą w sytuacji, gdy papież Polak mówi, że „antysemityzm jest grzechem”, a w roku 2000, bijąc się w imieniu Kościoła w piersi, prosił Żydów o przebaczenie za zło, jakie chrześcijanie dopuścili się wobec „Ludu Przymierza” w ciągu dziejów. Milczenie przełożonych wobec poczynań ks. Międlara, który niszczy dziedzictwo Jana Pawła II najlepiej pokazuje stosunek władz kościelnych do nauczania papieża Polaka.

 

Po drugie, ks. Międlar nie wziął się z księżyca. Jest efektem kościelnego wychowania i edukacji. Ktoś bowiem przyjął obecnego kapłana do seminarium, ktoś uczył go teologii, ktoś był jego duchowym kierownikiem, ktoś dopuścił go do święceń kapłańskich – i ktoś milczy dziś, kiedy ksiądz głosi „Ewangelię nienawiści”. Dlatego trzeba zapytać, jak to możliwe, że w ramach kościelnego wychowania i seminaryjnej edukacji, zakony i seminaria duchowne kształcą oraz wychowują antysemitów i rasistów w sutannach i habitach?

W końcu, po trzecie: ks. Jacek Międlar nic nie robi sobie z zakonnych zakazów powstrzymania się od publicznych wypowiedzi, gdyż wie, że głosząc antysemityzm i rasizm, znajdzie w Kościele wielu obrońców i wielu naśladowców. Ba, niektórzy widzą w nim nawet niezłomnego głosiciela Prawdy – zawsze pisanej przez duże „P”. Niezłomnego kapłana, który nim pomyśli, krzyczy: „Bóg-Honor-Ojczyzna” lub „Śmierć wrogom Ojczyzny”. Ale, proszę, wyobraźcie sobie, jaki los spotkałby księdza Międlara, gdy publicznie powiedział, że in vitro jest dobre, gdyż daje nowe życie i szczęście ludziom chcącym mieć dzieci. Albo, że związki partnerskie są przejawem równości wszystkich obywatelki wobec prawa i Kościół powinien je popierać. Następnego dnia ks. Międlar zostałby najpewniej suspendowany. A więc: tam, gdzie kościelnym decydentom zależy, potrafią stanowczo reagować i uciszać księży, jak to miało miejsce w przypadku ks. Lemańskiego. Tam, gdzie im to nie na rękę, jak w przypadku ks. Międlara, milczą, kluczą, zwodzą.

Jeśli widzisz zło i nie reagujesz, jesteś współwinny. Jeśli władze kościelne widząc zło antysemityzmu i rasizmu, jakie czyni ks. Jacek Międlar i nie reagują, muszą mieć świadomość, że są współodpowiedzialne za poczynania swojego wychowanka. Tym bardziej, jeśli pamiętamy, że – jak przenikliwie zauważył rabin polskiego pochodzenia Abraham J. Heschel – Holocaust nie zaczął się wraz z budową pieców krematoryjnych, a Hitler nie doszedł do władzy za pomocą czołgów czy broni palnej. Koszmar zaczął się od słów pełnych zła, nienawiści i pogardy. Henschel przywoływał mądrość Księgi Przysłów, że śmierć i życie znajdują się we władaniu języka.

Już po opublikowaniu tego tekstu do sprawy księdza Międlara odnieśli się zakonnicy. Oto treść oświadczenia

 

 

Czytaj też: Ks. Andrzej Luter o księdzu-narodowcu: To pseudochrześcijaństwo

dumny

newsweek.pl

we Wnioskach

KE ujawniła wysłaną 1 czerwca do polskich władz opinię w sprawie praworządności. Mówi ona, że istnieje systemowe zagrożenie dla rządów prawa w Polsce. Dokument był konsekwencją impasu w rozmowach między Brukselą i Warszawą na temat kryzysu wokół TK.

Do tej pory opinia, która podsumowuje prowadzony od 13 stycznia dialog z polskim rządem na temat sytuacji wokół Trybunału Konstytucyjnego, była poufna.

PRZECZYTAJ TREŚĆ OPINII KOMISJI EUROPEJSKIEJ (JĘZYK ANGIELSKI)

„Nie publikowaliśmy pierwszej opinii w sprawie praworządności, ale opublikowaliśmy rekomendacje, które były drugą fazą (procedury)” – powiedziała na piątkowej konferencji prasowej w Brukseli rzeczniczka KE Natasha Bertaud. Jak zapowiedziała, dostęp do opinii będzie jednak umożliwiony.

Źródła w KE tłumaczyły, że teraz, gdy jawne są zalecenia dla Polski dotyczące m.in. wykonania wszystkich wyroków Trybunału Konstytucyjnego, nie ma powodu, by wydana 1 czerwca opinia na temat praworządności pozostawała utajona.

KE: istnieje systemowe zagrożenie

Dokument na pierwszych ośmiu stronach wyjaśnia, czym jest procedura ochrony praworządności, a także punkt po punkcie przedstawia kalendarium wydarzeń związanych z kryzysem konstytucyjnym, w tym wszelkie kontakty miedzy KE a polskim rządem.

Na kolejnych stronach przedstawione są problemy, np. niezaprzysiężenie przez prezydenta trzech wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji sędziów TK, czy konsekwencje grudniowej nowelizacji ustawy o TK. W każdym opisywanym aspekcie, który składał się na kryzys wokół TK, przytoczone są najpierw fakty, potem ocena, a na końcu wnioski KE.

W opinii jest też mowa o przeprowadzonych zmianach w prawie medialnym (zdaniem KE podważają one wolność i pluralizm mediów), a także zmianach w służbie cywilnej i ustawie o policji (regulującej zasady prowadzenia inwigilacji).

We wnioskach końcowych Komisja stwierdza, że istnieje systemowe zagrożenie dla rządów prawa w Polsce. „Fakt, że Trybunałowi Konstytucyjnemu uniemożliwiono w pełni skuteczną kontrolę konstytucyjną, niekorzystnie wpływa na jego integralność, stabilność i właściwe funkcjonowanie, co stanowi jedno z kluczowych zabezpieczeń praworządności w Polsce” – stwierdziła KE.

Opinia nie została umieszczona na stronach internetowych, ale może ją otrzymać każdy, kto wystąpi w tej sprawie do Komisji.

Unijna procedura w toku

Pod koniec lipca KE wydała zalecenia dla Polski, które były przejściem do drugiego etapu procedury ochrony praworządności, wszczętej wobec naszego kraju w styczniu.

Komisja zaleciła publikację wyroków TK oraz ich pełne wykonanie, co oznacza, że stanowiska sędziów Trybunału Konstytucyjnego ma objąć „trzech sędziów wybranych zgodnie z prawem przez poprzedniego ustawodawcę w październiku 2015 r., a nie trzech sędziów wybranych przez nowego ustawodawcę (w grudniu zeszłego roku – red.) bez ważnej podstawy prawnej”.

W odpowiedzi na wtorkową publikację 21 z 23 wyroków TK (bez wyroków: z 9 marca i 11 sierpnia dotyczących ustaw o TK) Komisja podkreśliła, że nie rozwiązuje to wszystkich problemów, jakimi zajmuje się w ramach prowadzonej wobec Polski procedury praworządności. Brak publikacji dwóch kluczowych wyroków stanowi poważny problem dla Komisji Europejskiej – informowali urzędnicy.

Niezastosowanie się do zaleceń może skłonić KE do przejścia do kolejnego etapu procedury i wystąpienia z wnioskiem do Rady UE (przedstawicieli rządów państw członkowskich) o stwierdzenie poważnego zagrożenia dla rządów prawa w Polsce. Aby stwierdzono istnienie takiego zagrożenia, wniosek KE musiałby zostać poparty przez 4/5 głosów w Radzie UE.

Ostatecznym krokiem może być wniosek do Rady Europejskiej (przywódców państw UE) o stwierdzenie, że zasady państwa prawa są naruszane, zgodnie z art. 7 unijnego traktatu. Artykuł ten pozwala nałożyć sankcje na kraj łamiący zasady praworządności, jednak do stwierdzenia poważnego naruszenia zasad rządów prawa konieczna jest jednomyślność państw członkowskich. (http://www.tvn24.pl)

1e07a527-075c-40ba-ac34-fcf30041c644

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/komisja-europejska-ujawnila-tresc-opinii-o-polsce,669640.html

Polska nie była tak zadłużona od 15 lat

tm, 19-08-2016
pieniądze złoty ogień płomień

Łatwiej krytykować oponentów, niż samemu, po objęciu rządów, podejmować racjonalne decyzje. Efekt? Przez pięć miesięcy 2016 roku dług Skarbu Państwa wzrósł o 56 mld zł, a w ciągu półrocza – może nawet zwiększyć się o 60 mld zł. To rekordowa kwota od 15 lat.

Podczas majowego „audytu” Mateusz Morawiecki ostro skrytykował rząd PO-PSL za politykę gospodarczą i podwojenie zadłużenia Polski. Kłopot w tym, że za rządów PiS dług zwiększa się znacznie szybciej, mimo że sytuacja ekonomiczna kraju przedstawia się znacznie lepiej niż kilka lat temu – pisze „Rzeczpospolita”.

O ile wzrósł dług w ciągu pierwszego półrocza – dowiemy się w poniedziałek. Według szacunków „Rz” będzie rekordowe zadłużenie Polski od 15 lat.

Co przyczyniło się do zwiększenia zadłużenia? Jak pisze „Rz”, to efekt m.in. rozbuchanej polityki socjalnej i demograficznej PiS. Morawiecki słusznie zauważył bowiem, że pieniądze na Program 500+ są brane na kredyt. Gdyby nie dodatki na dzieci, deficyt i dług mogłyby być o 16 mld zł niższe. Główny problem leży jednak w tym, że choć wydatki rosną, to wpływów do budżetu nie przybywa. Podatku od hipermarketów nie ma, a zapowiadane uszczelnienie systemu podatkowego nie funkcjonuje.

Jak zaznaczają eksperci „Rz”, nie bez znaczenia jest również spadek wartości złotówki (w przypadku pożyczek w obcych walutach), który nastąpił m.in. po obniżeniu ratingów Polski, a te spowodowane były atakiem PiS na Trybunał Konstytucyjny. A do tego dochodzą reperkusje polityki Jacka Rostowskiego, za rządów którego „Polska zadłużała się szybciej niż za Edwarda Gierka” – przez trzy lata o ponad 50 mld zł. Wziąć jednak należy pod uwagę fakt, że panował wówczas globalny kryzys.

Czytaj także: Minister przyznaje: Na program 500+ brakuje 5 miliardów złotych

Źródło: „Rzeczpospolita”

Balcerowicz o Morawieckim: „Jest niepoważny”. Zobacz wideo:

polska

newsweek.pl

 

CqSltG2WEAAVv5m

 

„Gazeta Polska” vs. Jugendamt, czyli jak wytrzeć gębę Żydem

Media niepokorne przekraczają kolejne granice. Byleby prześcignąć świeckie tabloidy w kategorii „uprzedzenia”, „fobie” i „manipulacje”. Za każdą cenę – choćby i profanacji pamięci Holokaustu.

Wprawdzie „Gazeta Polska Codziennie” zgodnie ze swą nazwą codziennie publikuje – niestety, po polsku – teksty niemające nic wspólnego z warsztatem dziennikarskim i zwykłą ludzką uczciwością, wobec czego nie zasługuje nawet na monitoring i komentowanie, niemniej gdy standardowy artykuł opluwający państwo niemieckie (co samo w sobie stanowi prostą kontynuację propagandy czasów PRL i daje się jeszcze jakoś zrozumieć w kontekście wojny i powojnia), ilustrowany jest zdjęciem z Auschwitz, ktoś powinien wstać i powiedzieć: tu, synu, jest granica, której przekroczyć ci nie wolno. Chyba padło na mnie.

Zobaczcie najpierw okładkę wydania z piątku, 19 sierpnia:gazeta polskaAutorze materiału z „Gazety Polskiej” i ty, ilustratorze oraz wydawco, wiedzcie, że sprofanowane przez Was zdjęcie, użyte jako ilustracja rzekomo zbrodniczej działalności współczesnego niemieckiego urzędu, który tymczasowo odebrał noworodka polskiej matce, zrobili radzieccy wyzwoliciele obozu w Auschwitz 27 stycznia 1945 r.

Na zdjęciu tym akurat polskich dzieci prawdopodobnie nie ma (narodowość, jak się zdaje, miała dla Was znaczenie…). Są na nim między innymi Paula, Miriam, Gabor i Eva – czworo spośród tysiąca dzieci Auschwitz, które przetrwały. Mieli wyjątkowe szczęście, bo ok. 230 tys. ich rówieśników, żydowskich dzieci z całej Europy (w tym dziesiątki tysięcy, tak, tak, polskich dzieci, małych polskich Jidełe), a ponadto kilka tysięcy dzieci narodowości romskiej, polskiej i innych Auschwitz nie przeżyło.

Na zdjęciu poniżej pani Paula, pani Miriam, pan Gabor i pani Eva pokazują siebie na „waszej okładce”. Czy starczy Wam honoru i odwagi, aby ich teraz przeprosić? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że nie.dzieciA teraz o sprawie odebrania dzieci polskiej matce. Być może niemieccy urzędnicy odebrali ze szpitala w Esslingen polskiego noworodka celem uśmiercenia go w obozie koncentracyjnym bądź też celem germanizacji i włączenia do zdrowych rasowo zasobów Republiki Federalnej, jakkolwiek jest to wariant mało prawdopodobny. Bardziej prawdopodobne jest, że wykazali się nadgorliwością, która zostanie za kilka dni skorygowana przez sąd.

Jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że postąpili rutynowo i zgodnie z prawem, bo skuteczne zaskarżenia interwencyjnego tymczasowego objęcia dziecka opieką (czyli „odebrania”) są w Niemczech dość rzadkie. Sądowa kontrola procedur administracyjnych, wszczynanych na zlecenie policji, kuratorów czy samych nieletnich zaczyna się już następnego dnia i jest bardzo skrupulatna. Za kilka dni rozprawa w sprawie polskiego maleństwa, więc zapewne dowiemy się czegoś więcej.

A polski konsul, niechaj idzie na tę rozprawę, jak pewnie nieraz mu się to zdarza. Polskich konsulów w Niemczech wszak nie brakuje. Od tego właśnie są. Przypuszczam, że jak w większości przypadków tego rodzaju – sąd uzna, że urzędy działały prawidłowo, jakkolwiek zmiana sytuacji rodziców oraz złożone przez nich deklaracje sprawią, że dziecko do nich wkrótce powróci. Otrzyma też zapewne polskie obywatelstwo, a niemiecki paszport, który w wyniku całej tej sprawy podobno dostało, z pewnością wart będzie zatrzymania w szufladzie.

W Niemczech interwencyjnie odbiera się rodzicom bądź opiekunom blisko 50 tys. dzieci rocznie, tj. mniej więcej co pięćsetne dziecko. W tej liczbie jest kilkaset dzieci mających oboje rodziców Polaków bądź jedno z rodziców polskiej narodowości. Polaków jest bowiem w Niemczech, jak wiemy, bardzo wielu. Sensacji w tych zatrzymaniach żadnej nie ma, bo niemieckie prawo chroni w ten sam, bardzo surowy sposób, prawa wszystkich dzieci, niezależnie od ich pochodzenia. Z pewnością zdarza się, że jakieś niemieckie, tureckie czy polskie dziecko trafia do pogotowia opiekuńczego niepotrzebnie. Gdy tak się zdarzy, trzeba trąbić o tym na wszystkie strony, żeby takie przypadki były jak najrzadsze.

Polskie prawo chroniące dzieci oraz cały nasz system położnictwa, kuratoriów, pomocy socjalnej, domów dziecka i sądów rodzinnych czuwających nad tą niełatwą materią nie różni się bardzo od systemu niemieckiego. W Polsce też odbiera się dzieci rodzicom, a przed sądami toczą się setki procesów o przywrócenie odebranej bądź ograniczonej władzy rodzicielskiej. Choć nie dotarłem do statystyk, jestem pewien, że pomimo zbliżonych regulacji (zwłaszcza od kiedy zakazano w Polsce bicia dzieci) w naszym kraju dochodzi do przymusowego przejęcia opieki nad dzieckiem znacznie rzadziej niż w Niemczech i w innych krajach zachodniej Europy.

Nasi kuratorzy są bardziej wyrozumiali i tolerancyjni, podobnie jak nasze sądy. W Niemczech nieraz wystarczy uderzyć dziecko w miejscu publicznym, żeby rozpoczęły się poważane kłopoty z prawem. Nie ma też mowy o wychowywaniu dzieci w ciasnej zagrzybionej izbie ani tolerowaniu przez władze niedożywienia dzieci, zwłaszcza gdy towarzyszy temu nadużywanie alkoholu przez rodziców. Standardy są tam inne. Czy to dobrze, czy źle, niechaj dyskutują specjaliści.

prawicowy

hartman.blog.polityka.pl