Szydło, 18.07.2016

 

 

 

top18.07.2016b685

 

top18.07.2016

 

Ruchy tektoniczne w PiS

Ruchy tektoniczne w PiS

We wnętrzu PiS zachodzą ruchy tektoniczne, które zagrażają „dobrej zmianie”. Dotychczas byli trzymani pod wspólną gardą przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. PiS – przeciw całemu światu. Ale nawet rzeczywistość pisowska zaczęła skrzeczeć. Trzech ministrów, w tym nowy pupilek (delfin) wicepremier Mateusz Morawiecki, mówią „nie” drugiemu sztandarowi PiS – obniżeniu wieku emerytalnego. Program 500+ i obietnice cofnięcia tuskowej reformy emerytalnej wyniosły PiS do władzy. Postawa Morawieckiego może więc być decydująca w tym „nie”. Wicepremiera wspiera drugi wicepremier Jarosław Gowin i minister finansów Paweł Szałamacha.

Na posiedzeniu Rady Ministrów prędzej czy później dojdzie do konfrontacji w tej kwestii. Premier Szydło jest na przegranych pozycjach. Reforma emerytalna ciągle spadała z agendy, lecz dłużej nie można chować jej pod dywan, bo związki zawodowe zapowiedziały marsze. Szydło dostanie wsparcie od prezesa PiS, lecz to za mało na Morawieckiego czy Gowina, a nawet Szałamachę. Prezes nie może na nich pstryknąć, jak na Szydło, aby przybieżeli na Nowogrodzką.

Żaby emerytalnej Szydło raczej nie przełknie. W Sejmie jest projekt cofnięcia reformy, który wyszedł od Andrzeja Dudy, lecz on w ogóle przez wspomnianą trójkę jest nie do zaakceptowania. Wiele wskazuje na to, że czas Szydło się kończy. Raczej nie przyjdzie po niej Morawiecki, bo ten szybko zboczyłby z kursu dobrej zmiany. Jak to bankster. Plan Morawieckiego na razie jest tylko jego reklamówką, która po pół roku nie ma żadnych rozwiązań w postaci projektów sejmowych.

W PiS zaczyna działać syndrom Marcinkiewicza. Prezes nie chce, ale będzie musiał przestać być prezesem Polski, a zostać prezesem Rady Ministrów. To w wypadku Kaczyńskiego degradacja, a oprócz tego będzie odpowiadał ewentualnie gardłem przed Trybunałem Stanu. Chyba że Kaczyński zaczeka do grudnia, kiedy z Trybunału Konstytucyjnego odejdzie prof. Andrzej Rzepliński.

Lecz przyszedł jeszcze jeden cios w Kaczyńskiego, zadany został z nieoczekiwanej strony, która naprawdę może być „suwerenna”. Mianowicie Andrzej Duda nie podziela słów prezesa, że sukces szczytu NATO jest zasługą ministrów PiS i prezesa Kaczyńskiego. Zdanie prezydenta wygłosiły jego usta, Marek Magierowski w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl. raczył się  wyrazić: –Prezydentowi nie zrobiło się przykro [przyp. mój – po słowach prezesa Kaczyńskiego], bo wie, że szczyt NATO to sukces tysięcy osób. To sukces jego, ministra Macierewicza, ministra Waszczykowskiego, premier Szydło i samego prezesa Kaczyńskiego oraz wielu, wielu innych osób, także anonimowych. Prezydent mówił o tym, że starania o to, by ten szczyt odbył się w Polsce, to były starania poprzedników.

„Starania poprzedników” mogą się okazać nie do przełknięcia dla prezesa Kaczyńskiego. Tymi „staraniami” Duda dopuszcza się zdrady wg aksjologii prezesa. Kaczyński nie tylko nie będzie wymieniał nazwiska prezydenta w swoich wypowiedziach, nie będzie podawał ręki, a nawet gdy zobaczy twarz Dudy w telewizorze, szybko zmieni kanał na ten z transmisją zawodów rodeo.

Waldemar Mystkowski

ruchy

koduj24.pl

PONIEDZIAŁEK, 18 LIPCA 2016

21:06
Zrzut ekranu 2016-07-18 o 21.02.48

Nowacka sugeruje możliwy start Biedronia w wyborach prezydenckich w 2020

Jak Barbara Nowacka mówiła w TVP Info:

– Robert Biedroń w Słupsku rozwiązuje problemy mieszkalnictwa. To fantastyczny polityk, wykazujący się dużą wiedzą, kulturą i umiejętnościami. To w jaki sposób rządzi w Słupsku, pokazuje, że inna polityka to nie slogan i tak może działać prawdziwy postępowy prezydent, na razie Słupska…

– To jedna z najjaśniejszych gwiazd polskiej lewicy, ale nie gwiazd gwiazdorzących, a realnie robiących rzeczy ważne dla ludzi – dodawała Nowacka dopytywana o możliwy start Biedronia.

20:54
Zrzut ekranu 2016-07-18 o 20.53.07

Nowacka na pytanie o Palikota: Chce przyjść z nowym pomysłem

Jak jedna z liderek lewicy mówiła w TVP Info:

– Twój Ruch jest zaangażowany w inicjatywę obywatelską liberalizacji prawa aborcyjnego. Janusz Palikot jest mniej zainteresowany, choć złożył podpis. Każdy z nas po aktywnym czasie potrzebuje czasu na refleksję. Janusz miał za sobą trudne 4 lata w sejmie i ta refleksja każdemu, kto chce przyjść z nowym pomysłem – a Janusz Palikot chce przyjść z nowym pomysłem – jest potrzebna.

20:31
Zrzut ekranu 2016-07-18 o 20.24.12

Nowacka: Uprzedzaliśmy, że jeśli nie uczczą ofiar katastrofy godnie, to gdy zmieni się władza, to nastąpi odchył w drugą stronę

W programie 4 strony TVP Info, Barbara Nowacka skrytykowała polityków Platformy Obywatelskiej m.in. za ośmieszanie idei pomnika ofiar:

– Prosiliśmy o godne uczczenie pamięci. Nie podobała nam absencja Donalda Tuska, nie podobały się  się kpiny z pomnika światła. Uprzedzaliśmy, że jeśli będą tak postępować, to jeśli zmieni się władza, to może być w drugą stronę, co też bywa przesadą. Dobrym pomysłem jest pomnik światła przed Pałacem Prezydenckim, bo tam, zbierali się ludzie. Taki pomnik nie zakłóca przestrzeni publicznej. Wydaje się ładnym i dość nowoczesnym wyrazem pamięci o ważnych dla nas osobach. Zabrakło dobrej woli władz miasta Warszawy, które ustami pani prezydent Warszawy ideę pomnika ośmieszały. 

20:30
Zrzut ekranu 2016-07-18 o 20.29.32

Nowacka: Ja nie chcę, żeby ludzie mieli dosyć pamięci o mojej matce, czy o Lechu Kaczyńskim

Jak mówiła Barbara Nowacka w programie 4 strony TVP Info:

– Pamięć o katastrofie smoleńskiej, bardzo ważna i potrzebna, bo to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski, które nas wszystkich jako Polki i Polaków zmieniło, przez cały czas przypominanie w taki czasami nachalny sposób powoduje, że część osób nie będzie chciała rozmawiać o naszych bliskich, ich dokonaniach, bo będą mówili, że mają dosyć Smoleńska. Ja nie chce, żeby ludzie mieli dosyć pamięci o mojej matce, o Lechu Kaczyńskim i innych ważnych dla Polski postaciach. Apel poległych to dla mnie zagrożenie, że pamięć zbanalizowana po prostu straci wartość. 

300polityka.pl

MON nie odpuszcza. Będzie rozmawiać z powstańcami na temat „treści apelu pamięci”

AB, 18.07.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Sławomir Kamiński)

• Przedstawiciele powstańców warszawskich podjęli decyzję ws. uroczystości
• Kombatanci nie chcą apelu smoleńskiego na obchodach
• Mimo to MON chce przedyskutować z nimi m.in. „treść apelu pamięci”

– Wszyscy, bez dzielenia i dokonywania prób podziału, także w grupie kombatantów, przedyskutujemy sprawę dotyczącą przeprowadzenia obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego – oświadczył rzecznik prasowy MON. Bartłomiej Misiewicz dodał też że rozmowy będą dotyczyć zarówno uroczystości wojskowych, jak i treść apelu pamięci, a do dyskusji zostaną zaproszeni „wszyscy kombatanci – uczestnicy Powstania Warszawskiego”. Komentarze? Resort chce zaprosić pojedynczych kombatantów, a nie organizacje, bo te są „bliższe Platformie”.

.@RadioZET_NEWS MON zaprasza na rozmowy ws apelu poległych w roczn. Powstania Warszawskiego powstańców,nie zaprasza organizacji powstańczych

MON zorganizuje spotkanie z Powstańcami, a nie z Organizacjami Powstańczymi, bo „te sa bliższe Platformie”. Czy MON znajdzie Powstańców…

…bliższych PiSowi? Oczywiście, ze znajdzie. A ze niesmak (jak mi sie wydaje oczywiście) jest bardziej powszechny od akceptacji? Co z tego.

Dowiedz się więcej:

Jaką decyzję podjęli powstańcy?

Przedstawiciele powstańców warszawskich spotkali się w ratuszu z władzami miasta. Ustalili, że apel poległych będzie miał treść jak w ubiegłych latach (bez „apelu smoleńskiego”), a odczyta go nie wojskowy, lecz aktor wybrany przez kombatantów. Wspólne stanowisko powstańców i miasta zostało przesłane do Ministerstwa Obrony Narodowej. – Mam nadzieję, że pan minister wsłucha się w ten głos – mówił wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak. Pod listem podpisali się m.in. Prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy AK czy wiceprezesi Związku Powstańców Warszawskich. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Kto chce apelu smoleńskiego na powstania?

Taki postulat zgłosili m.in. szef MON Antoni Macierewicz i premier Beaty Szydło. Chcą oni, by podczas najbliższych obchodów rocznicy powstania warszawskiego odczytywano nazwiska ofiar katastrofy smoleńskiej. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Czym jest „apel smoleński”?

To przywołanie ofiar tragedii smoleńskiej w każdym apelu pamięci z udziałem kompanii honorowej. Apel pamięci przeprowadza się z okazji świąt państwowych i wojskowych oraz rocznic historycznych wydarzeń – w jego treści wspominane są osoby związane z wydarzeniem historycznym, które poległy w boju.

mon

gazeta.pl

„Burak wygrywa z brukselką i jest z tego powodu niezmiernie rozradowany”. Tomasz Lis dobitnie o rządach PiS

Tomasz Lis, PiS JK, 18.07.2016

Tomasz Lis, redaktor naczelny ''Newsweeka''

Tomasz Lis, redaktor naczelny ”Newsweeka” (FOT . WOJCIECH NEKANDA TREPKA)

– Celem PiS-u jest nie tylko władza, ale zaspokajanie emocjonalnych potrzeb lidera. Nie ma więc idiotyzmu, którego nie usłyszymy i obelgi, która nie padnie – redaktor naczelny „Newsweeka” w ostatnim numerze krytykuje partię rządzącą.

Lis wymienia długą listę kompromitujących zdarzeń, które miały ostatnio miejsce na polskiej scenie politycznej: – Władca państwa funduje despekt prezydentowi, bo ten miał czelność podziękować poprzednikom za udział w doprowadzeniu do szczytu NATO. Minister edukacji nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie kto dokonał pogromu w Kielcach i spalił Żydów w Jedwabnem. Minister obrony narodowej, ustami swojego rzecznika, potwierdza, że apel smoleński odbędzie się w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, mimo protestów powstańców. Władca państwa informuje, że jego brat był faktycznym liderem Solidarności. Po tragicznym zamachu w Nicei minister spraw wewnętrznych i wiceminister sprawiedliwości pomstują na europejskie elity i poprawność polityczną… – pisze Tomasz Lis.

Nie zgadza się też z propagowanym przez PiS antyintelektualnym kultem. -W każdym narodzie, tak jak w każdym człowieku, jest jakaś porcja zła i mroczności. Może być uśpiona i nigdy niezaktywizowana. Ale może też wybić jak szambo, gdy się ją nie tylko toleruje, nie tylko obłaskawia, ale promuje i gloryfikuje. Szkody estetyczne, jakie funduje nam władza, mogą być trudniejsze do usunięcia od innych. Prostactwo nie znajdzie się tak łatwo w defensywie, skoro właśnie następuje jego apoteoza.

Redaktor naczelny tygodnika przestrzega przed konsekwencjami polityki PiS. – Prawda nagle nie rozbłyśnie, skoro właśnie tonie w kłamstwie. Empatia szybko nie zatriumfuje, skoro dominowana jest przez bezczelność i butę. Łatwiej będzie odkręcić skutki edukacyjnej pseudoreformy niż tej antyedukacji. I pomyśleć, że PiS było w swoim czasie partią, która miała realne intelektualne zaplecze. Dziś głos rozsądku nie tylko przycichł. Zniknął. Skrupuły wyparowały. Wątpliwości nie mają prawa bytu, bo ceną za ich zgłaszanie jest polityczna dekapitacja – przestrzega Lis.

Zobacz także

burakWygrywa

TOK FM

PONIEDZIAŁEK, 18 LIPCA 2016

11:48

Mazurek o słowach Błaszczaka: Z całą pewnością były wyrwane z kontekstu


Jak mówiła Beata Mazurek na briefingu w Sejmie:

„Te słowa z całą pewnością były wyrwane z kontekstu. Minister Błaszczak mówił o całości sytuacji, która mogła mieć wpływ na to, co się zdarzyło. Tego wszystkiego bym nie bagatelizowała, bo przyczyna tego, która ma miejsce w Europie, wymaga głębokiej analizy i zastanowienia się, jaka jest przyczyna tego, że w zamach terrorystycznych giną ludzie”

11:43

Mazurek o reformie emerytalnej: Wprowadzenie stażu pracy mało realne. Czekamy na oficjalne stanowisko rządu


Jak mówiła Beata Mazurek na briefingu w Sejmie:

„Wsłuchując się w to, co mówi premier rządu, wydaje mi się to na dzień dzisiejszy mało realne [wprowadzenie stażu pracy]. Premier cały czas podkreślała to, że będziemy realizować nasze obietnice wyborcze. Mówiła jasno i wyraźnie: obniżenie wieku emerytalnego. Nie było mowy o uzależnieniu od stażu pracy”

Jak mówiła dalej:

„Prace nad projektem już się rozpoczęły. Teraz czekamy na oficjalne stanowisko rządu, które będzie mówiło o tym, od kiedy jest możliwość wprowadzenia obniżenia wieku emerytalnego. Kiedy stanowisko zapadnie, podkomisja natychmiast podejmie prace”

Rzecznik klubu PiS przyznała, że „termin wprowadzenia projektu jest dyskusyjny, związany z tym, że trzeba przygotować ZUS od strony informatycznej”.

300polityka.pl

Kaczyński jak Erdogan, a Polska jak Turcja? Prof. Zoll: Nie chcę tego porównywać, ale…

jsx, 18.07.2016

Andrzej Zoll

Andrzej Zoll (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

– Wiemy, że tureckie wzorce inspirują Kaczyńskiego. Mówi, że chciałby, żeby Polska była jak Turcja – mówił w TOK FM Jacek Żakowski. – Jestem tym bardzo zaniepokojony – odpowiadał prof. Andrzej Zoll. – Łatwo jest wywołać niepokój, który staje się pretekstem do uderzenia szczególnie we władzę sądowniczą – tę siłę, która ogranicza pełnię władzy – ocenił.

– To jest bardzo widoczny przykład ingerencji władzy ustawodawczej we władzę sądowniczą – stwierdził w Poranku Radia TOK FM prof. Andrzej Zoll, sędzia, były prezes Trybunału Konstytucyjnego oraz były Rzecznik Praw Obywatelskich. – Mamy wyrok, który jest niewygodny dla władzy, wobec tego ustawą się go unieważni, to jest coś zupełnie kuriozalnego – ocenił.

Nowa ustawa o TK zarządziła publikację wyroków od 10 marca. To oznacza, że wyrok z 9 marca, w którym Trybunał uznał częściową niekonstytucyjność poprzedniej przyjętej przez PiS ustawy, nie zostanie opublikowany.

– Nie było takiej praktyki do tej pory? – pytał Jacek Żakowski. – Sytuacja jest niedopuszczalna. Poprawki [zgłoszone przez Senat w czwartek – przyp. red.] nie dotyczą też możliwości blokowania wydania orzeczenia przez czterech sędziów, to jest niedopuszczalne – powtórzył Zoll. Według ustawy autorstwa PiS czterech sędziów podczas narady w pełnym składzie może zgłosić sprzeciw wobec projektu wyroku, gdy zagadnienie jest ważne ze względów ustrojowych lub porządku publicznego.

Wtedy naradę odraczałoby się o trzy miesiące. Na kolejnej ci sędziowie przedstawialiby propozycję rozstrzygnięcia. Jeśli na ponownej naradzie ponownie czterech sędziów złożyłoby sprzeciw, znów następowałyby trzy miesiące odroczenia, po czym odbywałaby się kolejna narada i głosowanie.

„Na tym nie może polegać kompromis!”

– Dalej mamy ze strony pana Kaczyńskiego realizowany od 2007 r scenariusz paraliżu TK – mówił Zoll. – To jego program, ażeby pozbyć się organu, który może ograniczać władzę ustawodawczą. Taki projekt ustawy, który nie został uchwalony, był w 2007 r i to samo mamy obecnie – zaznaczył prawnik.

– Jestem oburzony zarzutami, że druga strona nie chce kompromisu – dodał. – Kompromis musi polegać na ustępstwie obu stron. Ale ofiarą kompromisu nie może być konstytucja. Siły polityczne nie mogą porozumiewać się, że danych przepisów konstytucyjnych nie będziemy przestrzegać, na tym nie może polegać kompromis! – podkreślił Zoll. – Obie strony są bezwzględnie konstytucją związane – mówił.

– I przysięgą na konstytucję – zauważył Żakowski. – Czy pan by powiedział, że ci politycy, którzy ustawami zwykłymi albo praktyką polityczną łamią konstytucję, popełniają krzywoprzysięstwo? – spytał. – Zdecydowanie sprzeniewierzają się złożonemu ślubowaniu – odparł Zoll. – Tu bym wręcz widział naruszenie przysięgi, mamy wyraźnie do czynienia z krzywoprzysięstwem – zaznaczył.

Polska jak Turcja?

W rozmowie poruszono także wątek nieudanej próby zamachu stanu w Turcji. – Wiemy, że wzorce tam stosowane inspirują Jarosława Kaczyńskiego. Mówi, że chciałby, żeby Polska była jak Turcja – powiedział Żakowski. – Jestem tym bardzo zaniepokojony – stwierdził były prezes TK. – Łatwo jest wywołać niepokój, który staje się pretekstem do uderzenia szczególnie w tę siłę, która ogranicza pełnię władzy – ocenił.

– Władza sądownicza jest właśnie w systemach demokratycznych władzą, która nie pozwala władzy wykonawczej czy ustawodawczej na wszystko. Ten sam proces, oczywiście zupełnie innymi środkami, nie chcę tego porównywać, ale w jakiś sposób przebiega w Polsce – mówił Zoll. – Minister sprawiedliwości i jego zastępca wielokrotnie mówią o konieczności zrobienia porządku z sędziami. To jest wysoce niepokojące – podkreślił.

http://audycje.tokfm.pl/widget/39434

Zobacz także

 

TOK FM

Prof. Zdzisław Krasnodębski o Brexicie i Jarosławie Kaczyńskim

18.08.2016

– W ogóle narasta w Europie bunt przeciw temu gigantycznemu eksperymentowi, który wdrażał europejski establishment – mówi w rozmowie z „wSieci” prof. Zdzisław Krasnodębski. Eurodeputowany PiS wymienia w tym kontekście mieszanie narodów, co powoduje zmianą relacji społecznych.

Zdzisław Krasnodębski

Foto: Maciej Kulczyński / PAP Zdzisław Krasnodębski

Socjolog pozytywnie wypowiada się o planach Wielkiej Brytanii dot. opuszczenia Wspólnoty. – Wielka Brytania pozostanie częścią Europy i może ostatecznie tylko lekko przemodeluje swoje relacje z Unią. Mniejsze znaczenie ma to, czy formalnie będzie poza nią, ale w bliskich relacjach, czy w niej, ale na specjalnych zasadach – mówi w „wSieci” naukowiec. Krasnodębski w Brexicie widzi szansę dla naszego kraju, bo jak przekonuje, „otwiera się jakieś pole gry (…), możliwość przebudowania relacji z UE”.

 

Rozmówca Jacka i Michała Karnowskich komentuje także sytuację polityczną w Polsce. Jego zdaniem obecnie w naszym kraju rządzi Jarosław Kaczyński. – W jego rękach jest odpowiedzialność za decyzje strategiczne. Choć niekiedy podejmuje też decyzje w sprawach konkretnych – przekonuje socjolog.

Prof. Krasnodębski uważa, że porównywanie Jarosława Kaczyńskiego do Józefa Piłsudskiego ma pewien sens. – Zauważyłem, że w naszym środowisku coraz częściej się mówi: „Idę do naczelnika, mam spotkanie z naczelnikiem, naczelnik zdecydował”. I to się przyjmuje coraz mocniej – podkreśla eurodeputowany.

W dalszej części wywiadu profesor mówił o wizerunku Polski za granicą. Jego zdaniem trzeba go zmienić. – Powielany jest obraz szczęśliwego kraju rządzonego przez ostatnie osiem lat przez wspaniałą, szlachetną i postępową partię Platformę Obywatelską, która nagle straciła władzę na rzecz formacji, która jest jakąś rzekomo skrajną siłą – konkludował prof. Zdzisław Krasnodębski.

Cały wywiad w „wSieci”.

 

onet.pl

Marta Kaczyńska o apelu smoleńskim 1 sierpnia: Wspominanie nie powinno się odbywać „przy okazji”

mw, 18.07.2016

Marta Kaczyńska

Marta Kaczyńska (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

– Bohaterowie każdej z ważnych dat zasługują na to, by mieć własne święto – z uwagi na swoją godność i troskę o dobrą pamięć pokoleń. Nieuporządkowana inflacja wspomnień z pewnością temu nie służy – pisze Marta Kaczyńska o pomyśle odczytania apelu smoleńskiego podczas rocznicy wybuchu powstania warszawskiego.

Kaczyńska w felietonie w tygodniku „W Sieci” pisze, że pomysł odczytania nazwisk ofiar katastrofy smoleńskiej podczas apelu poległych w Poznaniu „wzbudził wiele kontrowersji i niepotrzebnych komentarzy, zarówno wśród jego zwolenników jak i przeciwników”.

Antoni Macierewicz zdecydował, że na każdej uroczystości z udziałem honorowej asysty wojska ma być odczytywana lista ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Polecenie Antoniego Macierewicza rozesłano do jednostek wojskowych w całym kraju. Na jego odczytanie podczas niedawnych obchodów 60. rocznicy wydarzeń Czerwca ’56 w Poznaniu nie zgodził się prezydent tego miasta Jacek Jaśkowiak. Gdy nie udało mu się dojść w tej sprawie do porozumienia z ministrem obrony, w ogóle zrezygnował z asysty wojskowej na głównych uroczystościach (apel smoleński w Poznaniu został odczytany w innym miejscu).

Córka prezydenta Lecha Kaczyńskiego przypomina, że pomysł powrócił przy okazji obchodów rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Marta Kaczyńska nie jest zwolenniczką tego pomysłu: – Wspominanie zasłużonych dla historii Polski, zarówno tej dawnej, jak i najnowszej nie powinno odbywać się „przy okazji” obchodzenia rocznic wydarzeń. Pamięć historyczna nie znosi chaosu. Bohaterowie każdej z ważnych dat zasługują na to, by mieć własne święto – z uwagi na swoją godność i troskę o dobrą pamięć pokoleń. Nieuporządkowana inflacja wspomnień z pewnością temu nie służy – czytamy w felietonie Kaczyńskiej.

Zobacz także

martaKaczyńska

wyborcza.pl

 

PONIEDZIAŁEK, 18 LIPCA 2016

Magierowski: PAD nie zrobiło się przykro po słowach Kaczyńskiego, bo wie, że szczyt NATO to sukces tysięcy osób

10:00

Magierowski: PAD nie zrobiło się przykro po słowach Kaczyńskiego, bo wie, że szczyt NATO to sukces tysięcy osób

Prezydentowi nie zrobiło się przykro [po słowach Jarosława Kaczyńskiego], bo wie, że szczyt NATO to sukces tysięcy osób. To sukces jego, ministra Macierewicza, ministra Waszczykowskiego, premier Szydło i samego prezesa Kaczyńskiego oraz wielu, wielu innych osób, także anonimowych. Prezydent mówił o tym, że starania o to, by ten szczyt odbył się w Polsce, to były starania poprzedników – mówił Marek Magierowski w programie #RZECZoPOLITYCE na Rp.pl.

300polityka.pl

List do ministra Błaszczaka: Jak to możliwe, że jest Pan ministrem?

Katarzyna Mortoń, 16.07.2016

Mariusz Błaszczak

Mariusz Błaszczak (Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta)

Szanowny Panie Ministrze Błaszczak, tak jak Pan apeluje w swoim wystąpieniu, które ukazało się w TVN 24 tuż po atakach terrorystycznych w Nicei, czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Chętnie to też uczynię. Proszę mi powiedzieć, jak to możliwe, że jest Pan ministrem? Pańska „dogłębna analiza” otaczającej nas rzeczywistości geopolitycznej wprawia w konsternację.

Czy to brak świadomości i perspektywy skłonił Pana do konkluzji, jakoby jedyną reakcją Europy na terroryzm były tęczowe kwiatki, a jedyną przyczyną ataków poprawność polityczna i multi-kulti? Czy jak inaczej mam tę sytuację „nazwać”?

Szanowny Panie, ataki terrorystyczne przeprowadzane przez (bądź inspirowane) Daesh nie mają miejsca tylko w Europie. Oprócz Francji i Belgii zamachy przeprowadzane były również w Iraku, Libanie, Mali, Tunezji czy Turcji. Rozumiem, że nie interesują Pana inne regiony czy kontynenty. Słusznie – najpierw należy zabezpieczyć własne podwórko. Tylko co jest ”naszym podwórkiem” w coraz mocniej zglobalizowanym świecie? Skupiając się na samej Europie, traci Pan kontekst.

Widzi Pan, jeśli to multi-kulti jest przyczyną zamachów, to jak w ten argument wpisują się ataki na muzułmańską społeczność iracką czy libańską? Daesh, czyli tak zwane Państwo Islamskie, terroryzuje każdą społeczność, która nie dostosowuje się do ich fanatycznej ideologii.

Fanatyczne ideologie, drogi Panie, ideologie totalne czy autorytarne nie pojawiły się też nagle wraz z rozpowszechnieniem się islamu.

Jeszcze wiek temu ich wylęgarnią był kontynent europejski, czyli cywilizacja, do której tak często się odwołujemy! Oddech nazizmu, faszyzmu czy komunizmu czujemy jeszcze dziś. Jak Pan widzi, nie potrzebowaliśmy multi-kulti, aby się nawzajem mordować, najeżdżać, terroryzować czy też popełniać zbrodnie przeciwko ludzkości.

Miło mi jednak, iż docenia Pan (paradoksalnie) dorobek Unii Europejskiej, czyli jedynego, tak długiego momentu w historii współczesnej, w której Polska jako kraj suwerenny cieszy się względnym spokojem.

Widzi Pan, niewydolna polityka geopolityczna, zagęszczenie interakcji, komunikacji czy informacji oraz bagaż historyczny są wyzwaniami naszego świata. To nie „polityczna poprawność” jest tutaj problemem.

Nazwę dla Pana rzeczy po imieniu: inwazja na Irak zdejmuje z ”piedestału” Saddama Husajna, zostawiając w regionie polityczną czarną dziurę. Służby bezpieczeństwa jego partii politycznej schodzą do podziemia i budują struktury, aby przygotować przejęcie władzy w regionie. Jednoczą się z radykalnym odłamem islamu sunnickiego. Budują maszynę finansową i psychologiczną: oddziaływają na strach, inspirują wykluczonych, indoktrynują, radykalizują. Sam ISIS jest długo bagatelizowany przez zajęty innymi wyzwaniami establishment Zachodu. Sama organizacja i jej metody działania pozostają niedocenione.

Syria, na której ziemi toczy się proxy wojna (wpływy bogatych państw arabskich, Rosji, Iranu, Zachodu, Turcji), wykańcza jej mieszkańców. Uchodźcy uciekają do Europy. O Syryjczykach co prawda nikt nie słyszał jeszcze 6 lat temu, ale, o dziwo, nagle wszyscy zdecydowali przybyć do Unii Europejskiej po zasiłki. Przypadkiem za czasów wojny na ich terytorium…

Uchodźcy Ci przybywają do już dawno istniejącego, zachodniego społeczeństwa multi-kulti. Ponieważ imigranci ekonomiczni na przykład z Turcji czy też dawnych kolonii zawitali do wrót Europy lata temu, stanowiąc jej integralną część.

Tak, ma Pan rację, Unia Europejska czy też szeroko rozumiany Zachód nie poradził sobie w pełnym wymiarze z wyzwaniami globalnej polityki oraz globalnego, zagęszczonego świata. Nie poradziliśmy sobie z konsekwencjami naszych działań militarnych na Bliskim Wschodzie. Historia się zapętla, wszystko dzieje się szybciej, intensywniej. Unia Europejska musi się zreformować i przemyśleć swój format, skuteczność, naprawić błędy komunikacyjne, proceduralne czy decyzyjne.

Niemniej jednak również Pan, Panie ministrze Błaszczak, nie nazywa rzeczy po imieniu – głównie dlatego, że w gąszczu zależności nie umie ich Pan dostrzec i poprawnie zdefiniować. Swoje wypowiedzi buduje Pan na wyrwanym z kontekstu historycznego i przyczynowo-skutkowego kawałku rzeczywistości. Swoje myślenie opiera Pan na stereotypach i uproszczeniach. Nie uwzględnienia Pan szerszej, globalnej perspektywy – którą, czy tego chcemy, czy nie – musimy w dzisiejszym świecie przyjmować.

Przy okazji tego tekstu chciałabym złożyć kondolencje rodzinom ofiar zamachów terrorystycznych w Nicei.

 

Wyborcza.pl

„Newsweek” o pracy w TVP. „Jeśli ktoś lepiej „realizuje misję”, dostaje wyższe wyceny”

mk, 18.07.2016

Okładka

Okładka „Newsweeka” (newsweek.pl)

• Tygodnik „Newsweek” o kulisach powstawania materiałów w TVP
• Dziennikarz TVP: dostajesz dokładne wytyczne, kogo masz nagrać
• Jeden materiał wyceniany jest na kwotę od 300 do 600 zł

 

Ścisła kontrola nad wydźwiękiem materiałów i unikanie wypowiedzi opozycji – tak według tygodnika „Newsweek” wygląda przygotowywanie materiałów politycznych w Telewizji Polskiej. Dziennikarze tygodnika rozmawiali z jednym z pracowników TVP z warszawskiego placu Powstańców, który opowiadał o pracy nad tematem.

– Omawia się go w gabinecie szefa na osobności. Dostajesz dokładne wytyczne, jak materiał ma wyglądać, kogo masz nagrać. Jeśli rzecz dotyczy rządowego projektu, to mają o nim opowiadać politycy partii rządzącej. No, bo po co opinia opozycji, skoro to przecież nie ich projekt, prawda? – mówi ironicznie dziennikarz TVP w rozmowie z „Newsweekiem”.

– Jeśli coś mu [szefowi redakcji] się nie podoba, wzywa wydawcę, wskazuje „błędy”, a wydawca dzwoni do mnie. Słyszę, że materiał w obecnym kształcie jest nie do zaakceptowania, bo coś jest nie tak z tymi wypowiedziami opozycji. W końcu słyszę, że ponieważ czas goni, mam skrócić materiał do minimum. I idzie bez wypowiedzi opozycji – relacjonuje pracownik Telewizji Polskiej.

Jak twierdzi, za jeden materiał dziennikarz telewizji otrzymuje od 300 do 600 zł. Jeśli „lepiej realizuje misję”, może liczyć na górną stawkę. A jeśli „podpadnie”, nie zarobi nic.

Kolejny dziennikarz, z którymi rozmawiały autorki artykułu w „Newsweeku”, twierdzi, że nigdy nie widział, żeby ktoś instruował reporterów.

– Działa klasyczny mechanizm autocenzury: ludzie starają się przewidywać oczekiwania szefów. Jak reporterzy zgłaszają tematy, to od razu, pokazują, że się dystansują: „o, KOD znowu coś wymyślił” – mówi.

Parodia „Wiadomości” TVP autorstwa Jacka Fedorowicza i .Nowoczesnej

newsweek

gazeta.pl

Erdogan wszechmocny

Erdogan wszechmocny

Różne można snuć wnioski po puczu wojskowym w Turcji.

Porównania polityczne są zwodnicze, zwłaszcza dotyczące państw. Duże grupy społeczne wymykają się zabiegom komparatystycznym, niemniej wciągają intelektualnie, a przez to uczą (oczywiście uczą tych, którzy chcą się nauczyć). W przypadku Turcji można powiedzieć, że do zamachu wojskowego musiało dojść. Pan i władca tego kraju Recep Tayyip Erdoğan przykręca kurek demokracji rodakom, coraz bardziej staje się konserwatywny i przede wszystkim rozmył rozdział państwa od religii.

Turcja ma tradycję od czasów Kemala Paszy, iż depozytariuszem demokracji jest wojsko, które już pięciokrotnie dokonywało zamachów, gdy brakowało powietrza wolności w kraju. I wojsku udawało się – Turcja powracała do równowagi państwa dążącego do nowoczesności. Taka Turcja stała się sojusznikiem Zachodu. Tym razem puczyści przegrali, bo lud stanął po stronie swego satrapy, więc Erdoğan będzie mógł powoływać się na suwerena, czyli swój lud, który uratował własne skostnienie. Erdoğan będzie mógł głębiej brnąć w islamizację.

Turcja ma wiele wspólnego z naszą sytuacją. Partia Erdoğana przypomina nie tylko z nazwy PiS – Partia Sprawiedliwości i Rozwoju. Władca ma podobne dokonania, jakie przeżywamy za sprawą Jarosława Kaczyńskiego, media zrobił narodowymi, także zdewastował swój Trybunał Konstytucyjny i podzielił społeczeństwo. A jeszcze przypomnijmy sobie, iż prezes PiS wyznał jakiś czas temu, że bliższy mu niż Orban jest Erdoğan.

Pucz wojskowy w Stambule przewidział jeden z najlepszych analityków politycznych w kraju, były minister spraw wewnętrznych poprzedniego rządu, Bartłomiej Sienkiewicz. Przewidział przegraną puczystów, bo suweren turecki, który szerokim strumieniem napływa do stolicy kraju pochodzi z chłopskiej Anatolii, ludu przywiązanego do islamistycznej tradycji. Ten suweren uratował Erdoğana przed zamachem wojskowym.

Turcja dla Unii Europejskiej jest kluczowa w sprawie uchodźców, którzy napływają przez jej teren, a źródłem są tereny już kompletnie zdziczałe, nie nadających się do żadnego życia. Erdogan zarządza niejako kryzysem europejskim w sprawie uchodźców.

Adam Szostkiewicz, publicysta „Polityki”, zastanawia się, czy lud – słynny suweren – broniłby Kaczyńskiego jak Erdoğana? Szostkiewicz konkluduje: – A skoro do puczu nie dojdzie, lud propisowski nie będzie musiał zdawać egzaminu z lojalności względem Kaczyńskiego. Nie przekonamy się więc, czy by go zdał tak jak zwolennicy Erdoğana.

Sytuacje są różne w Polsce i Turcji, bo Wojsko Polskie nie wystąpi przeciw PiS. Lecz wiem, że PiS też nie jest w stanie użyć wojska przeciw ludowi, gdyby ten się zbuntował. W naszej części Europy tradycją są organizujące się społeczeństwa obywatelskie, które znosiły działania miejscowych reżimów. Zaś ostrą postacią społeczeństwa występującego przeciw miejscowej satrapii jest Majdan. Do takiej sytuacji jak w Turcji w Polsce nie może dojść, bo Polacy mają więcej narzędzi oddziaływania na zapędy autokratyczne swoich polityków. Przykład turecki winien służyć jako przestroga, iż niebezpieczna jest ciemnota, w jakiej celowo utrzymują suwerena ci, którzy chcą nim zarządzać.

Waldemar Mystkowski

erdoganWszechmocny

koduj24.pl

Zanim zapiszesz mieszkanie księdzu, dwa razy się zastanów. I sprawdź, czy cię nie nagrywa

Katarzyna Włodkowska, 18.07.2016

Rys. Ireneusz Szuniewicz

92-latka wytoczyła proces znanemu kapłanowi. Bo przepisała na niego mieszkanie, ale zmieniła zdanie i zapragnęła obdarować wnuczka. Ksiądz nie chce oddać lokalu. – Niech się pani lepiej zastanowi, czy chce o tym pisać – radzi dziennikarce.

Kwiecień 2007 r., Puck, woj. pomorskie, podpisanie umowy dożywocia:

Klara Piotrowska* przenosi na Sławomira Czapiewskiego, w zamian za dożywotnie utrzymanie, własność lokalu mieszkalnego nr 11, stanowiącego odrębną własność, a Sławomir Czapiewski powyższe prawa nabywa i zobowiązuje się w zamian za to zapewnić Klarze Piotrowskiej dożywotnie utrzymanie, przyjąć ją jako domownika, dostarczać jej wyżywienia, światła i opału, zapewnić jej odpowiednią pomoc i pielęgnowanie w chorobie oraz sprawić jej własnym kosztem pogrzeb odpowiadający zwyczajom miejscowym, nadto oświadcza, że jest kawalerem.

Wartość 44-metrowego mieszkania w centrum Gdyni (określona w akcie notarialnym) to 200 tys. zł.

– Ja albo nie zrozumiałam, albo sama nie wiem – mówi mi dziś 92-letnia pani Klara. – Chciałabym, żeby to mieszkanie dostał mój wnuk.

Mąż Klary nie żyje od 39 lat, synowie Tomasz i Piotr (nieżyjący już) na przełomie lat 70. i 80. wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. W Polsce został tylko pasierb Ryszard, lat 73.

Syn odnaleziony

Ojciec Czapiewski to wysoki brunet. Rocznik 1971, dobre wykształcenie: studia doktoranckie i podyplomowe. Autor książek i wielu publikacji, działacz opozycji młodzieżowej w latach 80. Przez lata kapłan w gdyńskiej parafii położonej tuż przy domu pani Klary. Poznali się – jak twierdzi ksiądz – w 1998 r. w czasie wizyty duszpasterskiej, co nie jest bez znaczenia.

Na początku 2006 r. znajomość się zacieśniła. Dokładnie wtedy, po siedmiu latach poszukiwań, w jednym ze szpitali w USA odnalazł się Piotr, młodszy syn Klary. Diagnoza: nowotwór mózgu.

– Klara zaczęła wtedy regularnie chodzić do kościoła – mówi Ryszard, pasierb 92-latki. – Piotr zmarł półtora roku później, czyli w maju 2007 r. Miesiąc wcześniej Klara podpisała umowę z księdzem. Dowiedziałem się o tym na pogrzebie. Dostałem szału. Powiedziała mi, że to umowa darowizny, i kazała się nie wtrącać. Teraz zastanawiam się, czy ona w ogóle rozumiała, co podpisuje.

Piotr, który zmarł w hospicjum niedaleko Nowego Jorku, pozostawił po sobie syna – wnuka Klary. Prawdopodobnie po namowach pasierba Piotrowska zmieniła zdanie we wrześniu 2015 r. i złożyła w gdańskim sądzie pozew, w którym domaga się zamiany umowy dożywocia na rentę i 124 tys. zł odszkodowania za niewywiązywanie się z umowy o utrzymywaniu.

Chciała się utrzymać sama

Duchowny odpowiedział na pismo następująco:

W ramach zawartej umowy pozwany nie był zobowiązany do ponoszenia kosztów czynszu, gazu, energii, telefonu, telewizji kablowej oraz ubezpieczenia powódki. Umowa określa obowiązki pozwanego w sposób bardzo lakoniczny…

Jak wylicza ksiądz, 92-latka była przezeń często zabierana na obiad do restauracji, a jego rodzice robili zakupy i odwiedzali starszą panią, przynosząc posiłki. „Rachunki płaciła z własnej woli”, bo „zaraz po podpisaniu umowy zapewniła, że sama chce się utrzymywać”.

Do zawarcia umowy doszło z inicjatywy powódki, która nie utrzymywała wówczas bliskich kontaktów z własną rodziną i obawiała się, że zostanie pozbawiona opieki i pomocy na starość

– tłumaczy ksiądz Czapiewski, który do akt sprawy dołączył list. Data: 13 października 2006 r., sześć miesięcy przed zawarciem umowy dożywotniej opieki.

Drogi księże Sławku! Mam do księdza gorącą prośbę. Ponieważ znamy się już kilka lat, zwracam się o pomoc. Tak się złożyło, że zostałam sama, dzieci mam daleko, tracę wzrok i potrzebuję opieki. Jeżeli to możliwe, proszę mi pomóc, a ja za opiekę oddaję księdzu mieszkanie. Klara Piotrowska.

Podpis mój, ale pismo – nie

Jest marzec 2016 r., niedowidząca Klara staje przed sądem. Przejście z korytarza na salę sądową zajmuje jej kilka minut:

– Nie pamiętam tego listu. Podpis mój, ale pismo – nie. Przyszedł ksiądz po kolędzie, opowiadałam, że zostałam sama i chcę się wyprowadzić do Krakowa. Ale nic tam nie znalazłam. Po jakimś czasie powiedział, że chętnie to mieszkanie weźmie w zamian za opiekę. Pojechaliśmy do notariusza, ja tam podpisałam wszystko in blanco, a ksiądz potem przyniósł umowę. Miałam do niego zaufanie. Właściwie wszystkim powinien się zająć, ale ja byłam ambitna i przyznaję, że nie prosiłam. Jak był w Gdyni, to wpadał raz w tygodniu. A potem przenieśli go do innej parafii i przychodził sporadycznie, raz na dwa, trzy tygodnie.

Ojciec Czapiewski pisze, że

wypełniał obowiązki wynikające z umowy dożywocia aż do sierpnia 2015 roku, kiedy powódka zaczęła swoim zachowaniem uniemożliwiać pozwanemu spełnianie na jej rzecz świadczeń objętych umową.

Pasierb Ryszard: – W sierpniu odcięto Klarze prąd. Zadzwoniła i poprosiła o pomoc. Zaczęliśmy analizować dokumenty, żeby ustalić, co się stało. Wtedy zorientowaliśmy się, że podpisała umowę dożywotniej opieki, a nie darowizny, czyli ksiądz powinien ponosić koszty.

Kapłan przed sądem: – Pani Klara twierdziła, że jeszcze może wyjść za mąż. Potem, gdy czuła się samotna, poprosiła mnie, żebym to ja się nią zaopiekował. Powiedziała, że w zamian przepisze mieszkanie. Stwierdziłem, że chcę to na piśmie. Wtedy napisała ten list. Pojechałem do znajomego notariusza i on miał to tak zrobić, by pani Klara była zabezpieczona. Tak doszło do zawarcia umowy. W razie kłopotów ze zdrowiem miała przygotowane miejsce w naszym domu. Ja tak rozumiałem umowę dożywocia, jako utrzymanie przy życiu, zdrowiu, zapewnienie opieki, przyjęcie kogoś na członka rodziny, kogoś, kim będę się musiał opiekować. Klara była nawet na weselu mojej siostry. Gdyby o cokolwiek poprosiła, dałbym.

Nagrywali mnie ukradkiem

Ksiądz do akt sprawy dołączył zdjęcia z wycieczki samochodowej z Klarą i ze wspólnych świąt. A także płytę CD z 15 rozmowami. Mają one dowodzić tego, że wypełniał swoje obowiązki. Najstarsza pochodzi z września 2009 r., ostatnia z listopada 2014 r.

Klara: – Teraz wiem, że nagrywali mnie, jak bywałam u nich w domu. Raz zapytałam Renię, matkę Sławka, co ten telefon tak leży na stole. Renia odpowiedziała, że chce go mieć pod ręką, bo córka może w każdej chwili dzwonić. Rok temu zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że chciałabym to wszystko odkręcić i dać mieszkanie wnukowi, synowi Piotrusia. To mi powiedziała: „W dupie mam twojego wnusia, mieszkanie jest moje”.

Ksiądz nie chce rozmawiać o procesie.

– To moja prywatna sprawa. Wytłumaczę się przed sądem, a proces, zapewniam panią, wygram – mówi stanowczo. – I niech się pani lepiej zastanowi, czy chce o tym pisać.

– Dlaczego ksiądz nagrywał panią Klarę?

Bez odpowiedzi.

W trakcie ostatniej, czerwcowej rozprawy ksiądz zgodził się wpłacać – w ramach zabezpieczenia – tysiąc złotych miesięcznie na konto Klary Piotrowskiej. Kolejna rozprawa w październiku.

Rozmowy po kolędzie

Ksiądz Józef z Gdańska: – Chodząc po kolędzie, często rozmawia się ze starszymi ludźmi o tym, co komu przepisać przed śmiercią. Seniorzy czują się samotni, odczuwają lęk, rodziny ich zawodzą. Boją się o swój dobytek po śmierci. I pytają czasem: czy Kościół by wziął? A potem, gdy rodzina się dowiaduje o decyzji, bywa różnie.

*Nazwiska powódki i księdza zmienione

MIESZKANIE NIE DLA SYNOWEJ

Sąd Rejonowy w Słupsku rozpatrywał w tym roku sprawę 90-letniej Edyty K., która najpierw zapisała w testamencie swoje dwupokojowe mieszkanie synowej, a potem zmieniła zdanie i oddała je księdzu. Bliscy zmarłej przekonywali, że duchowny wkradł się w łaski staruszki i wyłudził lokal. Sąd nie zgodził się jednak na unieważnienie testamentu.

 

wyborcza.pl

Cywil Bączek degraduje

Wojciech Czuchnowski, 18.07.2016Budynek Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, do którego Piotr Bączek wszedł w nocy 17 grudnia z żandarmerią. Jego ekipa pruła sejfy i przeszukiwała gabinet

Budynek Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, do którego Piotr Bączek wszedł w nocy 17 grudnia z żandarmerią. Jego ekipa pruła sejfy i przeszukiwała gabinet (DARIUSZ BOROWICZ)

Piotr Bączek, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, zdegradował do stopnia szeregowca płk. Krzysztofa Duszę. Powód? Kontakty z „Wyborczą”, TVN, TOK FM, Radiem ZET i RMF. To pierwszy taki przypadek w historii służb specjalnych.

Orzeczenie o degradacji zostało wydane 14 czerwca. Jak napisał w nim szef SKW Bączek, przestępstwo płk. Krzysztofa Duszy polegało na tym, że „działając z zamiarem bezpośrednim i nieposiadając [pisownia oryginału] upoważnienia Szefa SKW w zakresie kontaktów z mediami, przekroczył swoje uprawnienia”. Tu następuje wyliczenie wypowiedzi płk. Duszy udzielonych mediom 18 grudnia 2015 r. Tego dnia, a dokładniej: w nocy z 17 na 18 grudnia Bączek z ekipą zaufanych ludzi wkroczył siłowo do pomieszczeń Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, którym kierował płk Dusza.

Pruli sejfy, wyburzali ściany

Płk Krzysztof Dusza na czele Centrum stanął jeszcze przed przyjściem do MON Antoniego Macierewicza. Alarmował w pismach do prezydenta Andrzeja Dudy i sejmowej speckomisji o zamiarach sparaliżowania prac Centrum przez nowe kierownictwo SKW, które chciało tam wprowadzić swoich ludzi.

Powołując się na przepisy prawa i regulaminy, odmawiał przekazania dowodzenia jednostką bez zgody partnerów z NATO, w tym służb Słowacji, które współkierowały Centrum.

To właśnie sprawiło, że szef Bączek wszedł do Centrum z Żandarmerią Wojskową. Wejście pokonał zresztą dopiero następnego dnia, burząc ścianę między Centrum a siedzibą SKW. Dowódca oddziału żandarmerii, który nie chciał sforsować drzwi, został pozbawiony funkcji.

O nocnych działaniach Bączka płk Dusza zawiadomił media. Był to akt sprzeciwu wobec akcji, która odbiła się echem na całym świecie i wywołała protesty opozycji oraz zaniepokojenie strony słowackiej. Ekipa Bączka pruła sejfy w gabinetach i weszła do pomieszczeń zajmowanych przez słowackich oficerów. – Te działania były bezprawne i pozbawione sensu. Centrum jest instytucją międzynarodową, która nie podlega SKW, i powinna tu być wezwana ABW, która jest krajową władzą bezpieczeństwa. Poza tym wystarczyło wezwać mnie i moich współpracowników, a otworzylibyśmy pokoje, szafy czy sejfy. Nikt nie podjął nawet takiej próby – mówił wtedy „Wyborczej” płk Dusza.

Po przejęciu natowskiego Centrum MON i SKW podjęły akcję propagandową mającą zdyskredytować poprzednie kierownictwo. W prawicowych mediach pojawiły się zdjęcia butelek alkoholi znalezionych w pokojach i zarzuty, że na ścianach pomieszczeń były godła rosyjskich służb specjalnych.

„Niedopuszczalne zachowanie”

Równolegle szef Bączek wszczął wobec Duszy postępowanie dyscyplinarne, które zakończyło się właśnie orzeczeniem o degradacji oficera. „Niedopuszczalne jest aby decyzje przełożonych były kwestionowane przez podwładnych. Publiczna krytyka przełożonych godzi w dobre imię służby a obwiniony doskonale zdawał sobie sprawę, jaką szkodę może wyrządzić nadmierne zainteresowanie mediów działalnością służby, która ze swej natury powinna działać w sposób dyskretny” – napisał w uzasadnieniu Bączek, dodając, że motywacją Duszy było „utrzymanie zajmowanego stanowiska”. Zdaniem Bączka kara degradacji spełni funkcję „zapobiegania naruszeniom dyscypliny i utrzymania jej na właściwym poziomie” przez innych funkcjonariuszy. Czyli odstraszy ich od kontaktów z mediami.

Piotr Bączek to prawa ręka Antoniego Macierewicza. Za pierwszego rządu PiS razem z Macierewiczem zakładał SKW i likwidował WSI. Funkcję w służbach stracił po wyborczej klęsce PiS, potem działał w Klubach „Gazety Polskiej” i był sekretarzem Macierewicza w zespole smoleńskim. Jest wyznawcą teorii zamachu i współautorem „raportów smoleńskich” sugerujących, że za katastrofę z 10 kwietnia 2010 r. odpowiadają Donald Tusk i Władimir Putin.

Sam Bączek też był ofiarą „zamachu”. W lutym 2011 r. na furtce jego domu nieznani sprawcy położyli martwą wiewiórkę. „Ułożenie ciała zwierzęcia jednoznacznie wskazuje, że ktoś celowo umieścił je między prętami” – pisała wtedy Niezalezna.pl w tekście „Ostrzeżenie dla Piotra Bączka”. Bączek zgłosił sprawę policji, bo podejrzewał, że może to być polityczny odwet za jego działalność u boku Macierewicza. Sprawa jednak została umorzona.

„Przejaw bolszewickiej sprawiedliwości”

Do 10 lipca SKW próbowała wszelkich sposobów, by doręczyć płk. Duszy orzeczenie o degradacji. Po tej dacie oficer odchodził ze służby i decyzja Bączka już go nie obejmowała. Nie udało się, dlatego orzeczenie ma tylko formalny charakter i według prawa Dusza dalej jest pułkownikiem.

On sam nie chciał komentować całej sprawy. W jego imieniu wypowiada się gen. Janusz Nosek, szef SKW w latach 2008-14: – Próba dyscyplinarnej degradacji pułkownika do stopnia szeregowego to przejaw typowej bolszewickiej sprawiedliwości. Nie znam takiego przypadku w historii służb specjalnych. Pułkownik 25 lat służył Rzeczypospolitej, nigdy nie był karany dyscyplinarnie, natomiast wielokrotnie był wyróżniany, nagradzany i odznaczany. Próba ukarania go jedną z najwyższych kar dyscyplinarnych w ostatnich dniach jego służby to nic innego jak polityczna zemsta. Może to też wyraz frustracji obecnego szefa SKW, że on nie jest i pewnie nie będzie oficerem polskich służb specjalnych, pozostając jedynie politycznym partyjnym urzędnikiem? – zastawia się gen. Nosek. Jego zdaniem „Dusza, udzielając informacji mediom o nocnym wejściu do CEK NATO, kierował się wyłącznie interesem służby i troską o jej wizerunek w relacjach z zagranicznymi partnerami”.

Były szef SKW zwraca uwagę, że nie spełniły się zapowiedzi MON, że Centrum szybko zacznie działalność, i dzisiaj „wydaje się, że inicjatywa ta pozostanie już tylko na papierze”.

Degradacja w służbach

Stopień oficerski nadaje w Polsce prezydent. Degradacja oficera do stopnia szeregowca na podstawie decyzji dyscyplinarnej szefa jest możliwa tylko w SKW i Służbie Wywiadu Wojskowego. Ustawy o innych służbach i o wojsku przewidują bardziej skomplikowany tryb. W ABW stopnie oficerskie są dożywotnie. Stracić je można tylko w przypadku utraty polskiego obywatelstwa, prawomocnego pozbawienia praw publicznych przez sąd, prawomocnego wyroku „za przestępstwo popełnione w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie”. W policji stopień traci się w przypadku karnego wydalenia ze służby. Żołnierz traci stopień w razie zrzeczenia się obywatelstwa, prawomocnego pozbawienia praw publicznych i odmowy złożenia przysięgi wojskowej.

Zobacz także

człowiek

wyborcza.pl

Trzech ministrów mówi Szydło: nie

Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński, 18.07.2016

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

Ministrowie Mateusz Morawiecki, Paweł Szałamacha i Jarosław Gowin są przeciw obniżeniu wieku emerytalnego w modelu obiecanym przez PiS w kampanii wyborczej. Uważają, że to zbyt kosztowne

Rząd ma kłopot z realizacją obietnicy wyborczej. Zapowiedź krótszej pracy – do 60 (kobiety) i 65 (mężczyźni) lat – była lokomotywą, która pociągnęła partię Jarosława Kaczyńskiego do władzy.

Choć PiS obiecał, że nie bacząc na koszty, już w styczniu 2016 r. wyrzuci do kosza reformę rządu PO o wydłużaniu wieku emerytalnego do 67 lat. Jednak do dziś tego nie zrobił.

Projekt prezydenta Andrzeja Dudy zakładający powrót do dawnego wieku emerytalnego leży w sejmowych szufladach ponad pół roku. Nie można go z nich wyjąć bez opinii rządu, a ten milczy.

Kolejne podejście do uzgodnienia stanowiska zapowiadano na ostatni wtorek. Ale premier Szydło w ostatniej chwili usunęła ten punkt z porządku obrad Rady Ministrów. Według naszych informacji szef resortu finansów Paweł Szałamacha, wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin nie chcą realizować kosztownej obietnicy z kampanii.

Trzymający w rządzie kasę Szałamacha proponuje tańsze rozwiązanie. Na wcześniejszą emeryturę po ukończeniu 60 i 65 lat będzie można przejść, ale po udowodnieniu długiego stażu pracy. Dla kobiet miałby on wynosić 35 lat, a dla mężczyzn – 40 lat. Kto takiego stażu nie udowodni, będzie musiał pracować dłużej.

Spełnienie jednocześnie obu warunków (stażowego i wiekowego) będzie trudne, dlatego niewiele osób z tego rozwiązania skorzysta.

– Według analiz rządowych, na razie tajnych, rozwiązanie Szałamachy może być tańsze niż propozycja PiS z kampanii nawet o trzy czwarte – mówi nasz informator.

Łukasz Wacławik, specjalista od ubezpieczeń z Wydziału Zarządzania krakowskiej AGH, ma własne szacunki. Zapewnia, że gdyby pozwolić Polkom odchodzić z pracy po osiągnięciu 60 i 65 lat, bez żadnych dodatkowych warunków, to na emeryturę mogłoby od razu przejść 180 tys. rodaków. Gdyby jednak każdy musiał udowodnić zaproponowany przez Szałamachę staż, liczba ta spadłaby do 60 tys. Podobne procentowe proporcje w liczbie uprawnionych do emerytury utrzymywałyby się w najbliższych kilkunastu latach.

To oznaczałoby, że budżet obniżenie wieku jakoś udźwignie. Przywrócenie, beż żadnych warunków, poprzedniego wieku emerytalnego kosztowałaby państwo 8,6 mld zł w 2017 r., 10,2 mld zł w 2018 r. i 11,9 mld zł w 2019 r. W wersji Szałamachy co roku mogłoby to być nawet o 7 mld zł mniej.

– W rzeczywistości koszty zmian, jakie zaproponowali prezydent Duda i PiS w kampanii, byłyby dużo wyższe. Bo ludzie, wcześniej odchodząc z pracy, mieliby groszowe emerytury. Aby przeżyć, musieliby korzystać z finansowanej przez państwo pomocy społecznej. Propozycja, która daje prawo do emerytury, ale po wielu latach pracy, jest pod tym względem bardziej odpowiedzialna – dodaje Wacławik.

Tymczasem budżet już w tym roku ma rekordowy deficyt. Uszczelnienie podatków przynosi efekty, ale przynajmniej na razie poniżej oczekiwań. Nowe podatki: bankowy i handlowy, dadzą mniej pieniędzy, niż obiecywano. A w kolejnych latach trzeba będzie znaleźć 23 mld zł na sfinansowanie programu 500 plus.

Morawiecki popiera obniżenie wieku emerytalnego powiązane ze stażem pracy, bo jak napisał w „Planie na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, jeśli nie powstrzymamy spadku liczby pracujących Polaków, „grozi nam katastrofa”.

Gowin z kolei uważa siebie za liberała gospodarczego, który – gdy był jeszcze w PO – naciskał rząd Donalda Tuska o jeszcze głębsze reformy. Nigdy nie popierał „prostego” powrotu do niższego wieku emerytalnego. Zdania nie zmienił. Powtarza jedynie, że skoro Polacy chcą krócej pracować, trzeba znaleźć rozwiązania, które nie zrujnują systemu ubezpieczeń.

Trójka ministrów ma jednak bardzo mocnego przeciwnika. Powrotu do dawnego wieku, w wersji kampanijnej, chce prezes PiS Jarosław Kaczyński. Skłania się do tego też premier Beata Szydło. Decydujące starcie ma się odbyć na jutrzejszym posiedzeniu rządu.

– Plan ministrów ma niewielkie szanse, głos prezesa jest decydujący – mówi nasz informator.

Poprosiliśmy o komentarz Mateusza Morawieckiego i Jarosława Gowina. Na razie odpowiedzi nie dostaliśmy.

Zobacz także

wyborcza.biz