Olejnik, 17.03.2017

 

 

Schetyna kandydatem PO na premiera. Zyska na tym czy straci?
W kwietniu Sejm odrzuci wniosek o wotum nieufności dla Beaty Szydło, a Grzegorz Schetyna nie zostanie premierem, co wiedzieliśmy nawet przed dzisiejszą konferencją PO, na której ten wniosek został przedstawiony.

Nie jest tajemnicą, że PO szukała innego niż jej przewodniczący kandydata na premiera, nikt w końcu nie lubi przegrywać.

Jest też całkiem prawdopodobne, że za wnioskiem Platformy, będącym pokłosiem brukselskiej awantury o Donalda Tuska, nie stoi żadna wyrafinowana strategia, że narodził się raczej pod wpływem impulsu, a Schetyna został z nim jak frankowicz z kredytem.

Trudno nawet porównywać obecną sytuację do dwóch wniosków PiS o wotum nieufności w latach 2013 i 2014, gdy Jarosław Kaczyński zgłaszał kandydaturę Piotra Glińskiego.

Kandydat był – tak samo jak teraz – w sytuacji beznadziejnej, ale koncepcja jakoś się broniła. Władza PO była już mocno zużyta, partia Tuska słabła, a PiS okazjonalnie wychodził na prowadzenie w sondażach. Profesor socjologii, wówczas spoza PiS, miał szansę przyciągnąć do partii trochę wyborców centrowych; okazał się prefiguracją kampanii wyborczej z Beatą Szydło i 500 plus na sztandarach, a Kaczyńskim i Macierewiczem w szafach.

Teraz jest o tyle inaczej, że PiS wciąż wyraźnie prowadzi w sondażach, a zaufanie do Szydło jest dwukrotnie wyższe niż do Schetyny. Ba, sam Kaczyński cieszy się zaufaniem wyższym niż lider PO (który, nawiasem mówiąc, musi się teraz liczyć z tym, że stanie się obiektem zainteresowania wiadomych mediów).

Ale skoro Schetyna sięgnął po karty, to musi wejść do gry. Wnioskiem o wotum nieufności zaczął kampanię na kilku polach: wewnątrz swej partii, w opozycji i z Kaczyńskim. Do tego wszystkiego musi przyzwyczaić Polaków do myśli, że to on może poprowadzić opozycję do zwycięstwa.

Cztery szanse Schetyny

A więc po pierwsze, złożenie wniosku o wotum nieufności kończy pewien etap w życiu PO. Schetyna ostatecznie przejął partię – nie ma żadnego konkurenta, nie narodziła się żadna potężna frakcja, młodzi nie urośli i chyba wszyscy się pogodzili z tym, że to obecny przewodniczący będzie pisał listy wyborcze.

Po drugie, Schetyna ma szansę na zwasalizowanie słabnącej w sondażach Nowoczesnej. Czym innym będzie bowiem podniesienie ręki przez Ryszarda Petru za szefem PO? A inne wyjścia – dyplomatyczna choroba, wyjście z sali, wstrzymanie się od głosu – są trudne do wyobrażenia.

Po trzecie, Schetyna może rzucić rękawicę Kaczyńskiemu, wytknąć mu, że kryje się za spódnicą Szydło, a przy okazji skrytykować ponadroczny już dorobek ekipy rządzącej.

Po czwarte wreszcie, Schetyna – który zrobił ostatnio postępy jako mówca – może się zaprezentować opinii publicznej jako ktoś, kto umie przeciwstawić się wizjom przywódcy PiS i kto zasługuje na kredyt zaufania jako lider opozycji.

Schetyna przegra arytmetycznie, ale politycznie będzie się liczyło wrażenie, jakie zrobi. Jeśli zaprezentuje się jak rzeczywisty rywal Kaczyńskiego, to może podtrzymać kilkumiesięczną dobrą passę PO i zrobić krok w stronę powrotu do dwubiegunowej sceny politycznej.

polityka.pl

Czy Schetyna strzeli bramkę PiS-owi?

Czy Schetyna strzeli bramkę PiS-owi?

Platforma Obywatelska podeszła do wotum nieufności do rządu Beaty Szydło po bożemu, a nawet misyjnie. I proszę nie dopatrywać się w tym jakichś insynuacji z podtekstem nieprzyzwoitości, mam na myśli standard oczywistości. Konstruktywnym kandydatem do zastąpienie marionetki Kaczyńskiego nie jest marionetka Schetyny, ale sam Grzegorz Schetyna.

Szef Platformy nie chowa się za plecami innych, aby wyskakiwać co rusz jak diabełek ze swoją genialnością. Schetyna bierze na własną klatę odpowiedzialność – a będzie ją coraz ciężej brać, bo sytuacja Polski staje się coraz cięższa. I coraz trudniejszy będzie powrót do normalności.

Pacjent, który zachorował, a takim jest Polska pisowska, nie potrafi przyznać się do swojej choroby i postawionej diagnozy, tym samym nie potrafi zgodzić się na aplikowane lekarstwa. Taki pacjent zapiera się przed rozumem, porażkę nazywa sukcesem. Trzeba dużej dozy nieprzytomności, aby z wyniku 1 do 27 być „dumnym”, jak to powiedział Jarosław Kaczyński do Beaty Szydło po sromocie na brukselskim szczycie i wręczył jej kwiaty. Długo przyglądałem się zdjęciom witającego Kaczyńskiego swoją pacynkę, czy aby oczy moje się nie pomyliły, bo kwiaty powinny układać się w wieniec pogrzebowy. Za mniejszą porażkę Paris Saint-German z Barceloną kibice paryscy chcieli pogonić swoich boiskowych pupilów.

Jakimś kłopotem dla PO będzie Nowoczesna, gdyż nie został razem ustalony kandydat Schetyna, ale partia Ryszarda Petru jest z tym pogodzona, bo sondaże wróciły do wyników z dnia wyborów, a poza tym w interesie opozycji jest do pokazania Polakom, ile strat przynosi obecna władza. Choć wynik głosowania nad wotum nieufności jest do przewidzenia, jednak powinno niektórym uzmysławiać to, że do niego dochodzi – kolejna kropla spada na skałę, a będzie ich coraz więcej i więcej – i wreszcie zostanie wydrążona droga do usunięcia PiS od koryta.

Wniosek o konstruktywne wotum nieufności PO złoży w następnym tygodniu. Najbliższa sesja sejmowa jest przewidziana na 22-24 marca, a więc na niej nie dojdzie do głosowania, gdyż regulamin Sejmu precyzuje, glosowanie odbywa się „po upływie 7 dni od dnia jego (wniosku) zgłoszenia i nie później niż na następnym posiedzeniu Sejmu”. Kolejne zaplanowane posiedzenie Sejmu jest na 5-7 kwietnia, co wydaje się najbardziej prawdopodobnym terminem głosowania, ale też może być to 20-21 kwietnia. Podkreślam te daty, bo w międzyczasie dojdzie do hucznego święta PiS – 7. rocznicy katastrofy smoleńskiej.

Wiele zatem zależy do stron politycznego konfliktu. Jak Platforma chce rozegrać wotum nieufności i co w nim zostanie zapowiedziane, jakie otrzyma wsparcie ze strony społeczeństwa obywatelskiego. To nie tylko gra polityczna, bo z żelaznego elektoratu PiS schodzi powietrze, co wyraźnie widać było podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej. Protestujących przeciw PiS było więcej niż ludu smoleńskiego.

Opozycja potrzebuje zgrania, wspólnych projektów. PiS wcale nie wygląda na zdrowego zawodnika, wyraźnie widać, iż porusza się na glinianych nogach, nawet nie za bardzo zadziała na ich korzyść ustawa o zgromadzeniach, która zgodnie z prawem jest do obejścia. Mam nadzieję, że Grzegorz Schetyna okaże się kimś w rodzaju Lionela Messi i strzeli PiS choć jedną bramkę. Polacy przebierają nogami, aby wynik podwyższyć i aby był nawet lepszy niż 27:1.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

To ma być najważniejsze wystąpienie w życiu Grzegorza Schetyny. Ryszard Petru wpadł w pułapkę?

Justyna Dobrosz-Oracz, Zdjęcia: Anu Czerwiński, Montaż: Katarzyna Szczepańska, 17.03.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21513923,video.html?embed=0&autoplay=1

‚Ma nadzieję, że to nie będzie spór na poziomie sporu z drogówką’- to reakcja szefa klubu PiS na wniosek PO o wotum nieufności dla rządu Beaty Szydło. Potwierdziły się nasze informacje sprzed tygodnia, że kandydatem na premiera jest Grzegorz Schetyna. Ile chce ugrać szef PO na z góry przegranym głosowaniu? Czy lider partii Nowoczesna wpadł w pułapkę?

wyborcza.pl

„W minutę”: 17 marca 2017 r.

Milena Kruszniewska; Montaż: Katarzyna Szczepańska, 17.03.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21513179,video.html?embed=0&autoplay=1

wyborcza.pl

 

„Współczuję starym sędziom, którzy muszą współpracować z Przyłębską”. Prof. Sadurski o tym, co dzieje się w TK

17.03.2017

Znany konstytucjonalista nie szczędzi ostrych słów opisując to, co wydarzyło się wczoraj w Trybunale Konstytucyjnym. Prof. Wojciech Sadurski współczuje prawdziwym sędziom, którzy obcują z sędzią Przyłębską i „dublerem” Muszyńskim. Jest też przekonany, że Jarosława Kaczyńskiego czeka wesoła starość z dala od Trybunału Stanu.

Co się wczoraj stało w budynku Trybunału Konstytucyjnego?

Dwie rzeczy. Ogłoszenie pseudowyroku ws. ustawy o zgromadzeniach i konferencja prasowa dwóch osób, które udają, że są kimś innym niż są w rzeczywistości.

Zacznijmy od początku. Dlaczego „pseudowyroku”?

Bo to nie był wyrok, ale produkt wyrokopodobny. Żeby go uzyskać, sędzia Przyłębska wykluczyła ze składu orzekającego prawidłowo mianowanych sędziów Tuleję, Rymara i Zubika. Gdyby oni oceniali niekonstytucyjną ustawę PiS, to wyrok brzmiałby zupełnie inaczej niż pseudowyrok.

To teraz proszę wyjaśnić o co chodzi z tymi dwoma osobami, które udają kogoś innego.

Chodzi oczywiście o sędzię Przyłębską, która udaje prezesa Trybunału Konstytucyjnego i dublera Muszyńskiego, który udaje sędziego TK, choć nie został zgodnie z prawem wybrany.

Jak więc należy ich nazywać?

Panią Julię Przyłębską można grzecznościowo tytułować sędzią lub magistrem, bo to najwyższy stopień naukowy, który uzyskała, a pana Mariusza Muszyńskiego, który nie jest sędzią TK, analogicznie można tytułować doktorem.

Czy w Polsce jest jeszcze Trybunał Konstytucyjny?

Tak, bo są jeszcze prawidłowo wybrani sędziowie. Natomiast nie wszystko co odbywa się w budynku Trybunału, tak jak wczorajszy pseudowyrok, jest działalnością TK. Wszystko więc zależy od tego, czy w składzie orzekającym są sędziowie, czy dublerzy nadani przez PiS.

Co pan czuł oglądając wczorajszą konferencję prasową sędzi Przyłębskiej i pana Muszyńskiego?

Zażenowanie. Jest mi przykro gdy myślę o tym, co muszą czuć „starzy”, czyli prawidłowo wybrani sędziowie Trybunału, gdy obcują z ludźmi pokroju mgr Przyłębskiej i dr Muszyńskiego. Znam wielu prawdziwych sędziów TK – zarówno obecnych jak i w stanie spoczynku – i to są ludzie o wybitnej wiedzy prawniczej i wysokiej kulturze osobistej. Co czują sędzia Kieres i sędzia Wronkowska-Jaśkiewicz, którzy muszą się z nimi zadawać? Do wczoraj myślałem, że ta różnica poziomów cywilizacyjnych jednak nie jest aż tak dolegliwa. Myliłem się.

Sędzia Przyłębska i dr Muszyński świetnie się bawili nie odpowiadając na pytania dziennikarzy.

To była pogawędka przekupki i lumpa. Pokaz prostactwa, bezczelności i ignorancji. Instynkt samozachowawczy powinien im doradzić, by nie zwoływali konferencji prasowej, skoro nie potrafią merytorycznie odpowiadać na pytania.

Wcześniej sędzia Przyłębska wyrzuciła dziennikarzy z sali.

To skandal, by organ konstytucyjny zamykał mediom dostęp do informacji. Ale to dlatego, że wśród uzurpatorów panuje duży lęk przed opinią publiczną. Stąd koncesjonowanie obecności prasy.

Czy poseł Jarosław Kaczyński zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za destrukcję wymiaru sprawiedliwości w Polsce?

Nie sądzę. Następna ekipa będzie musiała co do litery przestrzegać zasad praworządności, a na panu Kaczyńskim nie ciąży formalnie odpowiedzialność konstytucyjna. Przecież nie jest prezydentem ani premierem, tylko posłem. Przewiduję, że będzie wesołym staruszkiem, nie niepokojonym przez wymiar sprawiedliwości, który być może będzie śledził doniesienia o Trybunale Stanu dla premier Szydło czy prezydenta Dudy. Jeśli oczywiście następna władza pociągnie ich do odpowiedzialności.

naTemat.pl

Czy Schetyna strzeli bramkę PiS-owi?

Platforma Obywatelska podeszła do wotum nieufności do rządu Beaty Szydło po bożemu, a nawet misyjnie. I proszę nie dopatrywać się w tym jakichś insynuacji z podtekstem nieprzyzwoitości, mam na myśli standard oczywistości. Konstruktywnym kandydatem do zastąpienie marionetki Kaczyńskiego nie jest marionetka Schetyny, ale sam Grzegorz Schetyna.

Szef Platformy nie chowa się za plecami innych, aby wyskakiwać co rusz jak diabełek ze swoją genialnością, Schetyna bierze na własną klatę odpowiedzialność – a będzie ją coraz ciężej brać, bo sytuacja Polski staje się coraz cięższa. I coraz trudniejszt będzie powrót do normalności.

Pacjent, który zachorował, a takim jest Polska pisowska, nie potrafi przyznać się do swojej choroby i postawionej diagnozy, tym samym nie potrafi zgodzić się na aplikowane lekarstwa, taki pacjent zapiera się przed rozumem, porażkę nazywa sukcesem. Trzeba dużej dozy nieprzytomności, aby z wyniku 1 do 27 być „dumnym”, jak to powiedział Jarosław Kaczyński do Beaty Szydło po sromocie na brukselskim szczycie i wręczył jej kwiaty.

Długo przyglądałem się zdjęciom witającego Kaczyńskiego swoją pacynke, czy aby oczy moje się nie pomyliły, bo kwiaty powinny układać się w wieniec pogrzebowy. Za mniejszą porażkę Paris Saint-German z Barceloną kibice paryscy chcieli pogonić swoich boiskowych pupilów.

Jakimś kłopotem dla PO będzie Nowoczesna, gdyż nie został razem ustalony kandydat Schetyna, ale partia Ryszarda Petru jest z tym pogodzona, bo sondaże wróciły do wyników z dnia wyborów, a poza tym w interesie opozycji jest do pokazania Polakom, ile strat przynosi obecna władza. Choć wynik głosowania nad wotum nieufności jest do przewidzenia, jednak powinno niektórym uzmysławiać to, że do niego dochodzi – kolejna kropla spada na skałę, a będzie ich coraz więcej i więcej – i wreszcie zostanie wydrążona droga do usunięcia PiS od koryta.

Wniosek o konstruktywne wotum nieufności PO złoży w następnym tygodniu. Najbliższa sesja sejmowa jest przewidziana na 22-24 marca, a więc na niej nie dojdzie do głosowania, gdyż regulamin Sejmu precyzuje, glosowanie odbywa się „po upływie 7 dni od dnia jego (wniosku) zgłoszenia i nie później niż na następnym posiedzeniu Sejmu”.

Kolejne zaplanowane posiedzenie Sejmu jest na 5-7 kwietnia, co wydaje się najbardziej prawdopodobnym terminem głosowania, ale też może być to 20-21 kwietnia. Podkreślam te daty, bo w międzyczasie dojdzie do hucznego święta PiS – 7. rocznicy katastrofy smoleńskiej.

Wiele zatem zależy do stron politycznego konfliktu. Jak Platforma chce rozegrać wotum nieufności i co w nim zostanie zapowiedziane, jakie otrzyma wsparcie ze strony społeczeństwa obywatelskiego. To nie tylko gra polityczna, bo z żelaznego elektoratu PiS schodzi powietrze, co wyraźnie widać było podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej, protestujących przeciw PiS było więcej niż ludu smoleńskiego.

Opozycja potrzebuje zgrania, wspólnych projektów. PiS wcale nie wygląda na zdowego zawodnika, wyraźnie widać, iż porusza się na glinianych nogach, nawet nie za bardzo zadziała na ich korzyść ustawa o zgromadzeniach, która zgodnie z prawem jest do obejścia. Mam nadzieję, że Grzegorz Schetyna okaże się kimś w rodzaju Lionela Messi i strzeli PiS choć jedną bramkę. Polacy przebierają nogami, aby wynik podwyższyć i aby był nawet lepszy niż 27:1.

 

PIĄTEK, 17 MARCA 2017

Sejm w kwietniu rozpatrzy wniosek PO o wotum nieufności wobec rządu

Polityka europejska PiS ma być – jak zapowiedział w Poznaniu Grzegorz Schetyna – jedną z kluczowych kwestii składających się na uzasadnienie wniosku Platformy o wotum nieufności dla rządu, który dzisiaj został zaprezentowany. Sejm nie zajmie się nim jednak w przyszłym tygodniu. Zgodnie z prawem, do rozpatrzenia może – a nawet musi – dojść na jednym z dwóch kwietniowych posiedzeń.

Regulamin Sejmu jasno mówi, iż „rozpatrzenie wniosku o wyrażenie wotum nieufności przez Sejm i poddanie go pod głosowanie następuje na najbliższym posiedzeniu Sejmu przypadającym po upływie 7 dni od dnia jego zgłoszenia i nie później niż na następnym posiedzeniu”. Najbliższe posiedzenie odbędzie się 22-24 marca, ale Platforma dopiero w przyszłym tygodniu formalnie złoży wniosek – nie upłynie więc wymagane 7 dni.

Kolejny raz posłowie na Wiejskiej zbiorą się 5-7 kwietnia – to na chwilę obecną bardziej prawdopodobny termin – a następnie 20-21 kwietnia i to właśnie na jednym z tych posiedzeń Sejm rozpatrzy wniosek o tzw. konstruktywne wotum nieufności, czyli wyrażenie wotum nieufności Radzie Ministrów i wybór nowego premiera. Wniosek ma prezentować Grzegorz Schetyna – który jest także kandydatem na premiera. Sejm wyraża rządowi wotum nieufności większością ustawowej liczby posłów.

300polityka.pl

PIĄTEK, 17 MARCA 2017

Siemoniak o G20: Rwanda też została zaproszona

Siemoniak o G20: Rwanda też została zaproszona

– 7-8 krajów gospodarze zapraszają, nie wiem to jest sukces. Tam jest też Rwanda. Zdarzało się to w przeszłości, to jest uczestnictwo w charakterze gościa. To miła wiadomość, ale przedstawianie tego jako sukces to jest wyraz kompleksów – powiedział w „Porannej rozmowie RMF” Tomasz Siemoniak.

300polityka.pl

Pogarszają się notowania prezydenta Dudy

pw, 17 marca 2017

Prezydent RP Andrzej Duda. Według CBOS 51 proc, badanych dobrze ocenia jego osobę (spadek o 3 punkty procentowe), a 38 źle (wzrost o jeden) 11 procent nie ma zdania (wzrost o dwa). Notowania obsuwają się od początku roku (najwyższe miał jesienią - 56 proc )

Prezydent RP Andrzej Duda. Według CBOS 51 proc, badanych dobrze ocenia jego osobę (spadek o 3 punkty procentowe), a 38 źle (wzrost o jeden) 11 procent nie ma zdania (wzrost o dwa). Notowania obsuwają się od początku roku (najwyższe miał jesienią – 56 proc ) (Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta)

Pogarszają się oceny prezydenta Andrzej Dudy. Niewiele ponad połowa Polaków uważa, że prezydent dobrze wykonuje swoje obowiązki. Duda po niespełna dwóch latach prezydentury jest znacznie gorzej oceniany niż Bronisław Komorowski (ok. 70 proc. poparcia) i Aleksander Kwaśniewski (ok. 80 proc).

Według CBOS 51 proc. badanych dobrze ocenia prezydenta Andrzeja Dudę (spadek o 3 pkt proc.), a 38 źle (wzrost o jeden), 11 proc. nie ma zdania (wzrost o dwa). Notowania prezydenta obsuwają się od początku roku (najwyższe notowania miał jesienią – 56 proc. dobrych ocen w październiku).

Największe zaufanie ma wśród ludzi młodych (18-24 lata), z mniejszych miast, o niższych dochodach, kultywujących praktyki religijne. Najbardziej krytyczny jest elektorat wielkich miast, respondenci z wysokim wykształceniem, kadra kierownicza. W elektoracie PiS Andrzej Duda może liczyć na poparcie 98 proc. badanych (popiera go także 62 proc elektoratu Kukiz’15). Wśród zwolenników PO ma 14 proc. zwolenników, a Nowoczesnej tylko 11 proc.

Respondenci CBOS negatywnie oceniają również pracę Sejmu. 65 proc. z nich nie podoba się to, co dzieje się w izbie niższej. Pozytywnie pracę posłów ocenia 21 proc. ankietowanych.

Działania Senatu nie podobają się 51 proc. badanych. Aprobuje je 24 proc. respondentów.

Badanie przeprowadzano od 2 do 9 marca 2017 r. metodą wywiadów bezpośrednich wspomaganych komputerowo na liczącej 1020 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.

Zobacz: PiS zamierza Polskę z Unii wyprowadzić. Nie godzą się na to obywatele, Europejczycy i Polacy. Komentarz Jarosława Kurskiego

 

wyborcza.pl

Szczyt G20. Gorzka pigułka od Niemiec dla Polski ws. węgla. Co na to minister Morawiecki?

Ireneusz Sudak, 17 marca 2017Na spotkaniu G20 nie mogło zabraknąć ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeuble

Na spotkaniu G20 nie mogło zabraknąć ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeuble (Uwe Anspach / AP / AP)

Wicepremier Mateusz Morawiecki weźmie dziś udział w spotkaniu ministrów finansów grupy G20. Niemcy, którzy zaprosili Polskę na szczyt G20, chcą wezwać do wprowadzenia nowego podatku na węgiel.

Wicepremier Mateusz Morawiecki weźmie udział zaczynającym się dziś spotkaniu ministrów finansów grupy G20 w Baden-Baden.

Do G20 należą najbardziej uprzemysłowione kraje świata, więc zaproszenie przez niemieckich gospodarzy polskiej delegacji można uznać za nobilitację.

Prawdziwy szczyt G20

Ale w rzeczywistości do pełnego prestiżu jeszcze droga daleka, bo prawdziwe spotkanie przywódców państw G20 odbędzie się w Hamburgu w lipcu. Na razie spotykają się tylko ministrowie.

Niemcy nie będą mieli jednak dla polskiej ekipy dobrych wiadomości. Minister ds. energetyki Thorsten Herdan zapowiedział w rozmowie z dziennikarzem BBC, że wezwie światowych przywódców do wprowadzenia jednolitego podatku od węgla.

– Nigdy nie ustabilizujemy emisji CO2, jeśli nie każemy trucicielom płacić – powiedział Thorsten Herdan. – Skoro odnawialne źródła energii stają się coraz tańsze, to odpowiedzią rynku powinno być podniesie cen węgla – dodał Herdan.

Formalnie propozycje mają być przedstawione dopiero na lipcowym szczycie. Największym wyzwaniem dla kanclerz Angeli Merkel będzie przekonanie do nowego podatku prezydenta USA Donalda Trumpa. Niewykluczone, że temat nowej opłaty będzie poruszony na piątkowym spotkaniu Trumpa i Merkel w Waszyngtonie.

Co na to minister Morawiecki?

Niemcy z jednej strony są jednym z największych na świecie emitentów CO2 (6. miejsce), ale z drugiej strony są w trakcie ogromnego procesu stopniowego przestawiania gospodarki na odnawialne źródła energii (OZE) m.in. wiatraki, panele fotowoltaiczne, spalanie biomasy i wykorzystanie biogazu.

Cenę za transformację energetyczną godzą się płacić niemieccy konsumenci, którzy w przeciwieństwie do przemysłu ponoszą duże opłaty w rachunkach na wsparcie OZE. Dzięki dopłatom i rozwojowi technologii zielona energia jest z roku na rok tańsza. Np. koszt paneli fotowoltaicznych spadł w ciągu ostatnich 7 lat o blisko 70 proc., a prognozuje się dalszy spadek.

Polska nie chce być w awangardzie pod względem ochrony klimatu i redukcji emisji CO2. 85 proc. prądu produkujemy z węgla i przez następnych kilka dziesięcioleci ten odsetek znacząco nie spadnie. Entuzjaści mówią o spadku do 50 proc. na rzecz OZE, gazu i ewentualnie atomu. Minister Morawiecki powtarza, że Polska nie chce szybko rezygnować z uzależnienia od węgla i że „nie możemy sobie na to pozwolić”.

Jak zadziała podatek węglowy?

Podatek węglowy ma różne formy. Może nim być europejski system ETS, w którym fabryki i elektrownie płacą za każdą tonę emisji CO2, ale może mieć też formę dodatkowej opłaty od każdej wydobytej tony węgla. Nowa opłata byłaby skuteczna jedynie wtedy, gdyby była powszechna, jednolita i obowiązywała w jak największej liczbie państw.

Zdaniem ekologów podatek jest neutralny dla gospodarki, bo przychody zwracane są społeczeństwu, np. poprzez usuwanie skutków działania przemysłu czy obniżenie innych podatków. Grupa republikańskich kongresmanów, której przewodzi były sekretarz stanu w administracji Ronald Reagana James Baker, proponuje wprowadzić 40 dol. za emisję każdej tony CO2, a zarobione pieniądze rozdać Amerykanom.

wyborcza.pl

 

PIĄTEK, 17 MARCA 2017

Mazurek: Będziemy przypominać o tym, że za rządów PO państwo polskie było państwem teoretycznym

14:37

Mazurek: Będziemy przypominać o tym, że za rządów PO państwo polskie było państwem teoretycznym

– Nie odmawiamy im prawa do składania takich wniosków, będziemy Polakom przypominać, że kłamali i kłamią. Będziemy przypominać to, że za ich rządów państwo polskie było państwem teoretycznym. My wprowadzamy realne zmiany, które mają służyć Polakom. I to Polacy będą decydować o tym, kto wygra wybory. Dzisiejsza deklaracja, że za 2 lata Schetyna będzie premierem, to przerost formy nad treścią – powiedziała w Sejmie Beata Mazurek.

Jak dodała: Zrobimy wszystko, aby nie było powrotu do państwa teoretycznego.

14:00

Neumann: Mamy świadomość, że prawdopodobnie po tym wniosku Schetyna nie będzie premierem

Mamy świadomość, że prawdopodobnie – z dużą dozą pewności – można powiedzieć, że Grzegorz Schetyna nie będzie premierem za 2 czy 3 tygodnie, po tym wniosku i tej debacie, ale za 2,5 roku już tak – mówił Sławomir Neumann w Sejmie

13:54

PO: Każdy dzień funkcjonowania rządu PiS jest ze stratą dla Polski

– Wniosek zapowiadany przez ten tydzień, ten czas potrzebowaliśmy na to, żeby przygotować uzasadnienie nie tylko działań premier Szydło, ale także większości ministrów tego rządu, którzy przez ostatnie 17 miesięcy dali się Polakom we znaki. Ten wniosek przekażemy także dzisiaj naszym przyjaciołom z innych klubów opozycyjnych, żeby mogli się zapoznać z uzasadnieniem tego wniosku. Rozpoczniemy rozmowy i konsultację w przyszłym tygodniu, prosząć o poparcie tego wniosku w czasie debaty i głosowania (…) Wniosek jest konsekwencją wywołanej awantury przez PiS w Polsce i w Europie związanej z reelekcją Donalda Tuska – mówił Sławomir Neumann

Tomasz Siemoniak: Schetyna będzie ten wniosek uzasadniał

PO nie działa tak jak PiS, gdzie lider Jarosław Kaczyński już 2 razy zasłonił się dublerami. Raz profesorem Glińskim, raz Beatą Szydło. To przewodniczący Schetyna jest naszym kandydatem na premiera. Państwo znają go doskonale. Ogromne doświadczenie państwowe – prezes Rady Ministrów, wiceminister spraw wewnętrznych, Marszałek Sejmu, minister spraw zagranicznych. Jest osobą znakomicie przygotowaną do tego, żeby, po zwycięskich wyborach dla PO, objąć tekę prezesa Rady Ministrów. Mamy najgorszy rząd po ‘89 roku. Rząd złych ministrów z panią premier, która nie ma żadnej władzy nad tymi ministrami i która, reprezentując Polskę w Brukseli, musi nieść ciężar tego, że wszyscy wiedzą, że nie jest faktycznym przywódcą. Uważamy, że każdy dzień funkcjonowania tego rządu jest ze stratą dla polski.To właśnie nasz kandydat – przewodniczący Schetyna, będzie ten wniosek uzasadniał. Po to, żeby pokazać jak złe są rządy PiS i pokazać jak PO wraz z przyjaciółmi z opozycji stanowi realną alternatywę, że jest nadzieja.

13:19

PO: Naszym kandydatem na premiera jest Grzegorz Schetyna

Sławomir Neumann i Tomasz Siemoniak na konferencji w Sejmie ogłosili, że kandydatem na premiera we wniosku o konstruktywne wotum nieufności będzie Grzegorz Schetyna.

– Nie obawiamy się pokazać lidera PO w takim wniosku, który ma pokazać alternatywę dla rządu Beaty Szydło – mówił Sławomir Neumann.

10:47

Kaczyński o Pszczółkowskim: Chciał być prezesem TK. I stąd te wszystkie sprawy

– Wydaje mi się, że to jest kwestia ambicjonalna. Chyba się nie mylę, sądząc, że to pan sędzia Pszczółkowski chciał być prezesem. I stąd te wszystkie sprawy. Ale cóż, takie rzeczy się zdarzają. Pewnie trudno by znaleźć instytucję, w której ktoś nie jest zawiedziony, nie uważa, że jest lepszy od tych, którzy awansowali – mówi o zachowaniu Piotra Pszczółkowskiego Jarosław Kaczyński w rozmowie z Onet.pl.

10:45

Kaczyński: Zrezygnujemy z miesięcznic, gdy będą pomniki i wstępne konkluzje śledztw

Skończymy, dopiero kiedy będą pomniki i kiedy będą konkluzje, przynajmniej wstępne, dotyczące śledztw smoleńskich.Jestem pokrzywdzonym w śledztwie smoleńskim, więc wiem, że postępowanie posuwa się do przodu. Także zespół Macierewicza też coś niedługo będzie miał do przedstawienia – mówi o rezygnacji z miesięcznic smoleńskich Jarosław Kaczyński w rozmowie z Onet.pl

Jak dodaje: Bardzo na to liczę. Kiedy Andrzej Duda został wybrany na prezydenta, to padł taki postulat, by zakończyć marsze. [Ten postulat padł] w rozmowie między mną a główną organizatorką

300polityka.pl

Profesor Aleksy Wakar – mój promotor i mistrz. Gdy umarł czułem, że w ten dramatyczny sposób zamyka się pewien etap mojego życia

Aleksandra Pezda, 17 marca 2017

Prof. Andrzej Koźmiński

Prof. Andrzej Koźmiński (Maszewski/REPORTER / REPORTER)

Wykazaliśmy niezbicie, że w systemie opartym o centralne planowanie nie da się racjonalne gospodarować. Dlaczego to przeszło? Ponieważ żaden cenzor tego nie zrozumiał, a przecież żaden nie mógł się do tego przyznać.
Prof. Andrzej Koźmiński opowiada o najważniejszym człowieku w jego życiu.

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z REGULAMINEM

Nauczył mnie, że trzeba mieć własne zdanie i że w nauce należy oddzielać emocje i poglądy od rzeczowej analizy. Choć jednocześnie lubił mówić, że ekonomia jest nauką impresjonistyczną, bo oddziałuje na rzeczywistość za pośrednictwem ludzkiej świadomości. Powtarzał: nie wolno się przywiązywać do żadnych koncepcji, trzeba być w każdej chwili gotowym do zburzenia tego, do czego się już doszło i postawienia wszystkiego od nowa. Uformował mnie nie tylko jako ekonomistę, ale również jako człowieka.

Profesor Aleksy Wakar- mój promotor i mistrz. To mój ojciec, który z Wakarem pracował i przyjaźnił się przez lata, uważał go za wybitnego ekonomistę i nalegał, abym u niego studiował. To się udało i kiedy zrobiłem magisterium, zostałem asystentem w Katedrze Ekonomii Politycznej. Wtedy słynna Szkoła Główna Handlowa funkcjonowała jako SGPiS (Szkoła Główna Planowania i Statystyki) a ja dzięki podpowiedzi ojca miałem szczęście pracować  pod kierunkiem jednej z największych osobowości tamtych lat.

Białogwardzista, spolszczony Rosjanin

Aleksy Wakar był profesorem ekonomii. To postać wybitna i z niezwykłym życiorysem – spolszczony Rosjanin. Urodził się w Warszawie grubo przed pierwszą wojną światową, jego ojciec był wysokim oficerem rosyjskim, chyba nawet wojskowym prokuratorem. Wakar po gimnazjum został posłany do wojskowej szkoły medycznej w Petersburgu i tam go zastała rewolucja. Na ochotnika wstąpił do słynnej Korniłowskiej Dywizji Uderzeniowej – przeszedł z białą armią cały tzw. korniłowski szlak od granic Finlandii aż po Krym. Dwukrotnie został przy tym odznaczony rosyjskim Krzyżem św. Jerzego. (To ciekawe – bo z jego wszystkich odznaczeń właśnie te dwa krzyże żona włożyła mu do trumny w 1967 r. już w Polsce.)

Kiedy Wakar wrócił do Warszawy po zwycięstwie rewolucji radzieckiej, zaczął studiować na ówczesnej Szkole Głównej Handlowej. I tu zrobił błyskawiczną karierę – w ciągu sześciu lat został docentem, w związku z czym przyjął polskie obywatelstwo. W czasie wojny prowadził podziemną SGH, wraz z Edwardem Lipińskim i Leonem Koźmińskim. To działało pod przykrywką handlowej szkoły zawodowej.

Po wojnie Wakar postanowił jednak dołączyć do nowych porządków, zapisał się do partii i został rektorem Szkoły Głównej Służby Zagranicznej, co się dla niego skończyło fatalnie, bo zaczęły się nim interesować służby bezpieczeństwa. W 1949 r. został przewieziony do Moskwy i jak obywatel rosyjski, mimo że z polskim paszportem, skazany na łagier w Mołdawii. Przetrwał m.in. dzięki temu, że pracował jako obozowy księgowy. Wrócił w 1956 r. – tym razem podlegał repatriacji, jako Polak. To był okres odwilży, wielu profesorów którym wcześniej zabroniono wykładać wracało na uczelnie. I Wakar na ówczesnym SGPiS objął Katedrę Ekonomii Politycznej.

Studentów oceniał pies

Wakar miał taki zwyczaj – nie czytał naszych prac, ale pozwalał nam je sobie odczytywać na głos. To się odbywało na uczelni, najczęściej w kawiarni, ale często szło się do jego mieszkania przy pl. Konstytucji. Wakar siadał w fotelu i milkł. Często milczał przez całą lekturę, dopiero na koniec przystępował do krytyki.

Miał też ukochanego psa, wilczura Szurę. Kiedy się przychodziło do jego domu czytać prace, pies leżał u jego stóp, przy fotelu. Jeśli delikwenta lubił, układał się pyskiem do niego. Tych, których nie lubił nie zaszczycał nawet spojrzeniem – oni oglądali tylko jego psi ogon. Mnie na szczęście Szura lubił. Wychodził na powitanie aż do drzwi, widocznie jakoś sobie na jego względy zasłużyłem.

Pamiętam, kiedy przyniosłem prof. Wakarowi pierwszy rozdział mojej pracy doktorskiej, to była analiza literatury do tematu. Czytam tekst, profesor nic nie mówi, oczywiście. W końcu powiedział tylko jedno zdanie: – Rozumiem, że pan  wie, co ci wszyscy autorzy mają do powiedzenia. Teraz niech mi pan powie, co pan o tym sądzi.

Nie byłem szczególnie strachliwy, ale nogi się pode mną ugięły. I wtedy, i potem czułem przed Wakarem respekt i obawę, czy zdołam zaspokoić jego oczekiwania. Szybko mnie nauczył, że w pracy naukowej trzeba prezentować własne, oryginalne pomysły, nie podchodzić odtwórczo do przedmiotu analizy. To była najlepsza szkoła, jaką otrzymałem.

A Szura odszedł tak, jak jego pan –  na zawał, tylko kilka miesięcy wcześniej niż prof. Wakar.

Krytyka socjalizmu bez cenzury

Kolejna zasada przejęta od Wakara – pracujemy zawsze w zespole. Każdy z członków zespołu otrzymuje własne zadania, ale kolejne etapy pracy dyskutujemy wspólnie.

Z takim właśnie zespołem, w którym miałem okazję pracować, z prof. Wakarem opracowaliśmy w latach 60. całkowicie unikalną tzw. teorię rachunku bezpośredniego. Wakar oparł ją nie na mechanizmie rynkowym, znanym z gospodarki kapitalistycznej, ale  na bilansowaniu wielkości fizycznych i centralnym planowaniu – bo w taki sposób działała gospodarka socjalistyczna. W uproszczeniu: potrzebujemy ileś ton stali, ileś par butów, ileś bochenków chleba – tyle produkujemy, czy kupujemy. Co z tego wyszło? Najbardziej zasadnicza krytyka gospodarki socjalistycznej, jaka kiedykolwiek powstała! I to było publikowane w Polsce przez całe lata 60. i 70. Bez przeszkód. A my wykazaliśmy w tej pracy niezbicie, że w systemie opartym o centralne planowanie nie da się racjonalne gospodarować. Dlaczego to przeszło? Ponieważ napisane było językiem ezopowym oraz okraszone dużą liczbą wzorów i wykresów. Żaden cenzor tego nie zrozumiał, a przecież żaden nie mógł się do tego przyznać.

Bez partii nie ma habilitacji

To prof. Wakar mobilizował mnie do jak najszybszego zdobywania tytułu naukowego. Doktorat zrobiłem już w wieku 24 lat, do habilitacji byłem gotów dwa lata później i to dzięki stałej pracy z profesorem. Tylko że wtedy Wakar już nie żył, a mi postawiono warunek: albo zapiszę się do PZPR, albo nie zrobię habilitacji. Nie zgodziłem się, nie mogłem więc zostać docentem w Katedrze Ekonomii Politycznej. Moja habilitacja został wstrzymana, a ja zostałem karnie zesłany do Katedry Zarządzania. To zabawne, bo wtedy uważano, że zarządzanie jest pozaideologiczne. Jestem przekonany, że gdyby żył Wakar, udałoby mu się przeforsować moją habilitację bez tych partyjnych cyrków. A tak habilitację mogłem zrobić dopiero dwa lata później na wydziale socjologiczno-ekonomicznym w Łodzi.

Elementy świadczą sobie względy

Kiedy go poznałem był już bardzo spokojnym, starszym panem. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek podniósł głos. Miał natomiast taki autorytet, że nikomu nie przychodziło nawet do głowy żeby go w czymś nie posłuchać. To było w ogóle nie do pomyślenia. Potrafił też ostro skrytykować, był złośliwy, ale w inteligentny sposób – nie niszczył ludzi, nie polemizował brutalnie, tylko zawsze konstruktywnie.

Po polsku mówił bardzo dobrze, prawie bez akcentu. Starannie unikał rusycyzmów, był chyba świadom ryzyka. Jeśli mówił po rosyjsku, to tylko po rosyjsku, nie wtrącał słówek z polskiego i na odwrót też nigdy mu się nie zdarzało.

Zawsze w dwurzędowym garniturze i pod krawatem. Strój formalny, dokładnie wyczyszczone buty. Był bardzo elegancki, również w języku. Przypominam sobie, kiedy poszedłem do niego z koleżanką z wydziału – Urszulą Liburą, dziś nadal czynną profesor ekonomii. A na pl. Konstytucji, również na klatce profesora uprawiano wówczas najstarszy zawód świata. Profesor starał się to ignorować, ale jakoś poczuł obowiązek wytłumaczyć się z tego przed moją koleżanką i powiedział: – Wiecie państwo, proszę wybaczyć ale u mnie na klatce schodowej tak już jest, że różne elementy świadczą sobie względy.

Przywiozłem jego ciało

Pamiętam, że tuż przed śmiercią prof. Wakara jeździłem do niego do Wisły, akurat  spędzał wakacje w jakimś ośrodku Społem. Nie odpoczywał, pisał swoją ostatnią książkę. Czytałem mu kolejne rozdziały mojej habilitacji – zdążyłem ją zakończyć, zostało mi jeszcze wprowadzić ostatnie zalecone przez Wakara poprawki.

Nie zdążyłem mu jednak pokazać poprawionej całości. Zawał. Pojechałem znów do Wisły, tym razem przywieźć profesora ciało.

Byłem już wtedy adiunktem i rektor polecił mi sprowadzenie zwłok do Warszawy. Jechaliśmy po dziurawych drogach rozlatującą się uczelnianą warszawą – z moim kolegą, Stefanem Kwiatkowskim i żoną profesora. To było traumatyczne przeżycie, zwłaszcza że trzeba było wesprzeć profesorową w identyfikacji zwłok. Bardzo to przeżyłem. Czułem, że w taki dramatyczny sposób zamyka się jakiś etap mojego życia.

Prof. Wakar uczył mnie, żeby zawsze wysłuchać opinii przeciwnych w stosunku do tego, co uważam. Żeby  zawsze analizować słowa przeciwników. Podobnie powtarzali moi mistrzowie z drugiego kierunku studiów – bo równocześnie z ekonomią studiowałem socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. I to u sław światowych, jak Maria i Stanisław Ossowscy, Janina Kotarbińska, Klemens Szaniawski, Stefan Nowak. Kiedy jeździłem za granicę i mówiłem o moich wykładowcach zdobywałem natychmiast szacunek.

Na socjologii przeszedłem kompletnie inny rodzaj formowania – tam panowały stosunki raczej koleżeńskie, tam się chodziło z kadrą na wódkę. SGPiS i Wakar – to było wszystko bardzo sformalizowane, ale w takim dobrym, XIX- wiecznym stylu

***KONKURS Z NAGRODAMI

Kim jest najważniejszy człowiek w twoim życiu
Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?

Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.

Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans.

 

wyborcza.pl

„Wyborcza” poznała projekt deklaracji o rozwoju UE, którą jej przywódcy mają przyjąć niebawem na jubileuszowym szczycie w Rzymie

Tomasz Bielecki, Bruksela, 17 marca 2017

Okrągły stół, przy którym odbywają się unijne szczyty w Brukseli

Okrągły stół, przy którym odbywają się unijne szczyty w Brukseli (Olivier Hoslet / AP / AP)

Projekt Deklaracji Rzymskiej zawiera tak rozwodnione zapisy o różnych „prędkościach” w Unii, by 25 marca zaakceptowali je wszyscy przywódcy. Jednak prawdziwa dyskusja na ten temat zacznie się za parę miesięcy

Wyborcza” poznała projekt deklaracji o kierunkach rozwoju Unii w ciągu najbliższych dziesięciu lat, którą przywódcy 27 krajów UE – czyli już bez Brytyjczyków – powinni przyjąć 25 marca na jubileuszowym szczycie w Rzymie. Mają tam uczcić 60. rocznicę traktatów rzymskich, m.in. powołujących EWG, z której wyrosła Unia Europejska.

UE pod presją różnych prędkości

Szczególnie gorącym tematem w ostatnich tygodniach, także w kontekście Deklaracji Rzymskiej, stał się podział Unii na różne „prędkości”, czyli grupy krajów o różnym tempie integracji.

Prędkości istnieją od dawna – Polska tkwi poza pierwszą z nich, bo nie przystąpiła do strefy euro. Jednak odświeżenie tematu (a raczej zwiększenie już istniejących różnic między kręgami ściślejszej i słabszej integracji) wielu polityków Zachodu przedstawia teraz jako pomysł na uzdrawianie Unii. W lutym publicznie wsparła go kanclerz Angela Merkel. A w zeszłym tygodniu na szczycie czterech najważniejszych obecnie krajów UE w Wersalu swe poparcie dlań potwierdziły Berlin, Paryż, Rzym i Madryt.

– Nie zgodzimy się na dwie prędkości – ostrzegała premier Beata Szydło przed tygodniem w Brukseli. M.in. w Polsce „prędkości” są bowiem postrzegane – nie bez dużej racji – jako ryzyko dryfu na decyzyjne obrzeża Unii. A ponadto jako narzędzie politycznej presji ze strony starszych stażem krajów Unii – zostawimy was w tyle, jeśli będziecie się wyłamywać (w tym z zasady praworządności).

W Rzymie tylko świętowanie

Jednak wydaje się, że ten spór nie powinien się zaognić przed szczytem w Rzymie (nie zaplanowano tam zwykłych obrad, tylko świętowanie), bo zapisy z projektu Deklaracji Rzymskiej – jak często dzieje się w unijnych dokumentach – omijają konflikty przez ucieczkę w ogólnikowość.

‚Będziemy działać wspólnie, kiedy tylko to jest możliwe. Z różnym tempem i intensywnością, kiedy to potrzebne. Tak, jak robiliśmy to w przeszłości w ramach traktatów i zawsze pozostawiając drzwi otwarte dla tych, którzy chcą dołączyć później’ – głosi projekt Deklaracji.

Zgodnie ze środowymi zapowiedziami złożonymi w Parlamencie Europejskim przez przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, głównym przesłaniem z Rzymu powinna być zatem jedność Unii Europejskiej, a nie jej różne „prędkości”.

Budżet strefy euro kosztem wspólnej kasy?

Pomimo to fakt, że temat zróżnicowanego tempa integracji wewnątrz UE podniesiono w zaledwie dwustronicowej Deklaracji Rzymskiej, pokazuje dużą rangę tej wizji Unii.

Już w najbliższych miesiącach zaczną się prace na budżetem UE po 2020 r., a na koncepcie różnych prędkości opierają się pomysły wydzielenia odrębnego budżetu strefy euro. Gdyby do tego doszło, to zapewne kosztem wspólnej unijnej kasy. O stworzenie eurobudżetu apelował niedawno europarlament i jest on – wprawdzie dość oględnie – opisany w jednym ze scenariuszy rozwoju UE przedstawionych przez Komisję Europejską na początku marca.

„Prędkości” mogą się też pojawić w sprawie „unii obronnej” – temacie łatwym dla Polski tylko pozornie. Jednym z jej elementów powinno być mocniejsze rozciągnięcie zasad rynku UE na przemysł zbrojeniowy. A taki wzrost konkurencji ze strony Zachodu może być trudny dla Polaków.

Mniej konsensusu, więcej podziałów

Ewentualne pogłębienie podziałów Unii poprzez nowe przepisy oraz instytucje to kwestia kilku lat.

Natomiast w praktyce inne podziały mogą zacząć się bardzo szybko – m.in. poprzez coraz częstszą rezygnację ze zwyczajowego szukania konsensusu w Unii na rzecz przegłosowywania mniejszości, zwłaszcza krajów z naszego regionu.

W zeszłym tygodniu rząd Beaty Szydło doświadczył tego na własne życzenie, poprzez dotkliwą porażkę w swoim samotnym sprzeciwie wobec reelekcji Donalda Tuska na drugą kadencję na stanowisku szefa Rady Europejskiej.

Jak długo można zaciskać pasa, czyli spór Północ-Południe

W sprawie reform Unii (także w związku z Deklaracją Rzymską) toczy się jeszcze inny bardzo ostry spór, w którym główna oś podziału nie przebiega na linii Wschód-Zachód, lecz Północ-Południe. Chodzi o socjalny wymiar UE, politykę zaciskania pasa, mocno osłabianą już teraz przez Włochów i Francuzów, jak też o finansową solidarność między krajami euro (co dla Niemiec mogłoby oznaczać zwiększenie współodpowiedzialności finansowej za euroland). Bądź też – jak głosi projekt deklaracji – o „uwzględnianie różnorodności modeli socjalnych” wewnątrz UE.

Głównie kraje unijnego Południa domagają się prawa do silniejszej ochrony dotychczasowego modelu państwa dobrobytu. A także do odejścia od twardych recept austerity (surowych oszczędności), które w ostatnich kryzysowych latach UE umocowywała w swych regulacjach.

wyborcza.pl

Pan Maciej wyjechał ze Zgierza i został szeryfem w Nevadzie. „Koledzy nie potrafią wymówić mojego imienia”

Marcin Kozłowski, 17.03.2017

Maciej Stebel

Maciej Stebel (fot. arch. prywatne, Maciej Stebel)

Ma charakterystyczną gwiazdę na koszuli, a Amerykanie czują przed nim respekt. 38-letni Maciej Stebel ze Zgierza od dziesięciu miesięcy jest szeryfem w hrabstwie Douglas. Pracuje w areszcie, ale już za kilka miesięcy może wyruszyć na pierwsze patrole na ulicach miast stanu Nevada.

 

Marcin Kozłowski, Gazeta.pl: Na początek ustalmy fakty: jesteś szeryfem, czyli dokładnie kim?

Maciej Stebel: Jestem tzw. deputy sheriff, czyli zastępcą szeryfa. Trudno to przetłumaczyć na polskie warunki, więc nazywa się nas po prostu szeryfami. Wśród deputy sheriffs na moim terenie jest ok. stu chłopaków i dziewczyn. Naszym rejonem jest hrabstwo Douglas, w którym mieszka ok. 45 tys. mieszkańców. Powierzchnia jest jednak dość spora, bo to teren wysoko w górach.

Czym się zajmujesz?

Pracuję w areszcie, a więc robię wszystko od początku do końca, odkąd przywożą nam aresztowanego. Rejestruję go, biorę odciski palców, robię zdjęcia, przebieram w ciuchy więzienne, robię wywiad dotyczący przeszłości kryminalnej, historii chorób psychicznych. Daję mu lekarstwa, zaprowadzam pod prysznic, podaję jedzenie. Pilnuję też, żeby więźniowie nie bili się między sobą. Przewożę ich też do sądu na rozprawy, na wizyty lekarskie.

fot. arch. prywatne, Douglas County Sheriff’s Office

Brzmi dość spokojnie.

Tylko z pozoru. W drugim tygodniu mojej pracy jeden z więźniów powiesił się w swojej celi. Razem z kolegą udało nam się go uratować, mężczyzna przeżył. Są sytuacje, gdy całkiem spokojny człowiek w ciągu sekundy zamienia się w potwora i zaczyna się z nami bić. Niektórym szeryfom zdarzało się, że aresztowany splunął im w twarz lub ugryzł ich, a przecież nie wiadomo, czy taka osoba nie ma w ślinie krwi, zarazków, chorób.

Zanim zostałeś szeryfem, przez 10 lat pracowałeś jako manager w kasynie w Nevadzie. Tam na pewno było bezpieczniej.

Do pracy w biurze szeryfa przyciągnął mnie prestiż, ale i adrenalina. Koledzy, którzy pracują tam od lat, opowiadali mi o akcjach, w których brali udział i o tym, że każdego dnia dzieje się coś innego, nie ma stagnacji. Moja praca daje mi też stabilizację, ubezpieczenie dla żony i dwójki moich dzieci. Mogę również liczyć na wyższą emeryturę.

Dlaczego Amerykanie wybrali na szeryfa faceta z Polski, chociaż mogli zatrudnić kogoś swojego?

Rzeczywiście, nie byłem ich pierwszym wyborem na to stanowisko. Co prawda mieszkam w Stanach od 2002 r. i od kilku lat mam amerykańskie obywatelstwo, ale nie jestem przecież miejscowy, do tego mam twardy akcent. Osoby, które wybrano przede mną, nie przeszły dwunastotygodniowego treningu. Dlatego sięgnięto po mnie.

Co zadziałało na twoją korzyść?

Podobało im się, że jestem starszy w porównaniu do innych kandydatów, mam doświadczenie życiowe. Pracowałem przez 10 lat w jednym miejscu, co oznacza, że miałem bardzo dobrą historię pracy.

fot. arch. prywatne

Jak przeczytałem na twoim blogu szeryfusa.blog.pl, proces rekrutacji trwał łącznie czternaście miesięcy. Dokładne sprawdzanie przeszłości, rozmowy z rodziną, testy psychologiczne, sprawnościowe. Który z tych etapów był najtrudniejszy?

Zdecydowanie była to rozmowa kwalifikacyjna przed oficerami, podczas której padają bardzo szczegółowe pytania, dotyczące konkretnych sytuacji. Na przykład: „patrolujesz ulicę, zostajesz wezwany do faceta z nożem w ręku, który zabarykadował się w kuchni w swoim domu.  Co robisz?”. Nie będąc policjantem ciężko jest odpowiedzieć na takie pytanie. Komisja ocenia, czy masz zdrowy rozsądek i intuicję, czy raczej w takiej sytuacji strzeliłbyś do gościa bez słowa ostrzeżenia. Padło też pytanie o dziecko, które miało w szkole pistolet, o napad na stację benzynową. Wbrew pozorom to jest ta część rekrutacji, podczas której odpada najwięcej ludzi.

Później spotkałem jednego z oficerów, który był w komisji. Powiedział mi, że mnie zapamiętał, bo tego dnia byłem gościem, który najlepiej wypadł ze wszystkich kandydatów. Skoro koleś z twardym akcentem wypadł lepiej niż rodowity Amerykanin, to nie jest źle.

I udało ci się w końcu zdobyć upragnioną odznakę. Jak Amerykanie reagują na szeryfa-Polaka?

Część jest zdziwiona, ale wzbudzam życzliwe zainteresowanie. Mieszkańcy i koledzy z pracy nie potrafią wymówić mojego imienia. „Maciej” jest dla nich nie do przejścia, więc mówią do mnie po nazwisku.

Często zdarzają się też przyjazne żarty. Koledzy przez radio dopytują „powtórz, powtórz”, chociaż wiem, że zrozumieli to, co im powiedziałem. Nawet szeryf podczas rozmowy rekrutacyjnej pytał o Polskę i był zachwycony, że chciałem tu zamieszkać.

Ludzie darzą was szacunkiem czy raczej niechęcią?

W dużych miastach, gdzie są dzielnice opanowane przez gangi, szeryfowie nie są mile widziani. W mniejszych miejscowościach, na prowincji jest zupełnie inaczej. Mieszkańcy  przynoszą nam słodycze na posterunek, przysyłają nam kartki z zapewnieniami o wsparciu. Mają na samochodach naklejki z cienką niebieską linią, która symbolizuje rolę, jaką pełnią służby mundurowe w oddzielaniu społeczeństwa od zła i anarchii.

Poparcie dla szeryfów jest kojarzone z patriotyzmem. Oczywiście zdarzają się ludzie, którzy są przeciwko, nagrywają nas podczas interwencji i prowokują, ale jest to coś marginalnego.

fot. arch. prywatne

Czy było coś, co zupełnie kłóciło się z twoimi wcześniejszymi wyobrażeniami o tej pracy?

Zaskoczyło mnie to, że w areszcie mamy „stałych klientów” – ludzi, którzy wychodzą i wracają, w ogóle nie uczą się na swoich błędach. Drugą rzeczą jest liczba twardych narkotyków, które są w obrocie. Skala tego procederu jest szokująca.

Będziesz jeździć na patrole?

Zanim trafię do patrolu, muszę przejść akademię policyjną, która trwa szesnaście tygodni. Potem znów dwanaście tygodni szkolenia pod okiem doświadczonego szeryfa, a później będę mógł pracować samodzielnie. Skończę akademię w okolica listopada. Nie mogą wyprowadzić na ulicę „świeżaka”, jest to praca o wiele bardziej stresująca i wymagająca niż praca w areszcie.

Oprócz pracy szeryfa działasz także w ochotniczej straży pożarnej. Różni się to bardzo od polskich realiów?

 Straż w Stanach Zjednoczonych działa jak pogotowie, nie ma oddzielnej służby ratowniczej. Społeczeństwo w mojej okolicy jest starzejące się, więc większość naszych wyjazdów mają charakter medyczny: zawały, wylewy, złamania. Zdarzają się też bardziej nietypowe interwencje.

fot. arch. prrywatne

Pierwszą moją akcją po skończeniu szkoły ratownika medycznego był wyjazd do nastolatka cierpiącego na autyzm. Był bardzo pobudzony, jego matka prosiła, żebyśmy zmierzyli mu ciśnienie krwi. Bała się, że coś z nim się stanie. Kiedy zobaczył nas czterech w strojach i z torbami, wpadł w szał, skakał po łóżku i niemal po ścianach, był nie do opanowania. W końcu uspokoił się, ale nie dał sobie zmierzyć ciśnienia ani przeprowadzić innych badań.

Druga akcja, która zapadła mi w pamięć, to pierwszy raz, kiedy straciliśmy człowieka. To był starszy mężczyzna, dostał zawału. Leżał na podłodze, na miejscu już było dwóch szeryfów, którzy prowadzili reanimację. Panowała kompletna cisza. W sześć osób przez dwadzieścia minut próbowaliśmy przywrócić go do życia. Na zewnątrz płakała i rozpaczała rodzina, a my w środku, chociaż walczyliśmy o czyjeś życie, zachowaliśmy pełen spokój i opanowanie.

Masz jakiś sposób na odreagowanie stresów związanych z pracą szeryfa i strażaka?

Straż i biuro szeryfa oferują pomoc psychologa, poza tym po każdej akcji wspólnie rozmawiamy, co zrobiliśmy dobrze, co źle, żeby nie czuć się winnym, że coś się nie powiodło. Poza tym, trzeba mieć hobby. Jeżdżę w góry jeepem, a także na strzelnicę z kumplami.

fot. arch. prywatne

Mam wrażenie, że mocno wsiąknąłeś w Stany Zjednoczone. Nie myślisz o powrocie?

Mam tu żonę i córki. Nie będę ich przesiedlał do Polski. Mieszkam na wysokości 1,5 tys. m nad poziomem morza, wśród gór. Poza tym Amerykanie są bardzo wyluzowani i uśmiechnięci, pozytywnie podchodzą do rzeczywistości. Inny jest też poziom życia. Co robi polski emeryt, kiedy chce się spotkać się znajomymi? Idzie do lekarza i stoi w kolejce. Tutaj emeryci biorą ze sobą przyczepę kempingową i jadą na wakacje, albo idą do kasyna i piją wino.

W Nevadzie panuje swoboda, obywatel może nosić przy sobie broń. Wszędzie otwarta przestrzeń, mogę jeździć kilka mil jeepem bez spotkania jednego człowieka. Tutaj czuję się naprawdę wolny.

Zobacz także: To miasto miało być dumą Ameryki. Na gigantycznym terenie powstały już drogi, ale zabrakło najważniejszego…

 

gazeta.pl

Waldemar Kuczyński Retweeted Telewizja Republika

Jasio, ale dałeś d…. Do głowy by mi nie przyszło domagać się od Rzeczpospolitej odszkodowania za odsiadkę w 68 roku i internat w 81.Wstyd!

http://telewizjarepublika.pl/rokita-domaga-sie-odszkodowania-za-internowanie-chodzi-o-pol-miliona,45923.html

Nieoczekiwana zmiana miejsc. Kibice dobrej zmiany domagają się prawdy o… podkomisji Macierewicza

Anna Dryjańska, 17.03.2017

Tajne przez poufne to status praktycznie każdej informacji na temat podkomisji smoleńskiej Macierewicza, którą dziennikarze próbują wydobyć z MON. Minister, który rzekomo chce wyjaśnić katastrofę smoleńską, zaciemnia obraz funkcjonowania ciała. A to wszystko za pieniądze podatników, czyli społeczeństwa. Dotychczas denerwowało to tylko nie-pisowską stronę mocy. Teraz okazuje się, że cierpliwość tracą nawet ci, którzy uchodzą za żołnierzy dobrej zmiany.
Do tego, że podkomisję Macierewicza krytykują ci, którzy nie wagarowali na lekcjach fizyki, można było już się przyzwyczaić. W sumie niepotrzebna jest nawet szkolna wiedza, która pozwala przewidzieć, co stanie się z samolotem, który właśnie stracił 1/3 skrzydła. Wystarczy zdrowy rozsądek: lądowanie w lesie w gęstej mgle grozi śmiercią niezależnie od tego, czy jest się szarym obywatelem, czy prezydentem. Naprawdę nie trzeba tu żadnego zamachu.

Niekończące się dochodzenie do prawdy
Dociekliwi mogą przyjrzeć się szlakowi ściętych samolotem drzew, albo wgłębić się w szczegóły na stronie internetowej odtworzonej przez ekspertów po tym, jak skasował ją rząd PiS. Jednak propagatorzy spiskowych teorii zamachu dążą do prawdy niczym asymptota (będą się zbliżać w nieskończoność), a sprytniejsi z nich zrobili sobie z tego intratny sposób na życie. Witamy w podkomisji Macierewicza, która właśnie znalazła się na celowniku prawicowych mediów.

Podkomisja istnieje już ponad rok i przez ten czas regularnie obiecywała nowe fakty, porażające dowody i wstrząsające informacje. Zamiast tego drenuje pieniądze z budżetu państwa na opowieści dziwnej treści. W 2016 roku podkomisja Macierewicza wydała na siebie 1,4 mln zł. Kwota ta obejmuje wszystkie aspekty funkcjonowania ludzi ministra – od pensji, po ewentualne ekspertyzy i eksperymenty. Jakie? „Istotne” – odpowiada rezolutnie Macierewicz. Tego typu dezinformacją – bo informacją nie można tego nazwać – MON karmi dziennikarzy, a więc opinię publiczną, od miesięcy. Właśnie zaczęło to przeszkadzać również mediom, które sympatyzują z PiS, jak np. pismu „Do rzeczy”.

Nawet wyszarpanie z podkomisji czegoś tak podstawowego jak harmonogram jej spotkań, to droga przez mękę. Członkowie, nazywani złośliwie „podekspertami” każą czekać na te informacje aż 60 dni, a biorąc pod uwagę ich wcześniejsze kontakty z mediami, wcale nie jest pewne, że w ogóle udzielą jakiejkolwiek odpowiedzi. A jeśli już to zrobią, to czy będzie dotyczyła tematu. Redakcja naTemat od 8 marca 2016 r. (!) czeka na odpowiedź na pytanie, jakie katastrofy lotniczej badali wcześniej ludzie Macierewicza. O tym, że z fachowością członków jest krucho można wnioskować z faktu, że zamiast stworzyć komisję, musieli zrzeszyć się w podkomisji. Komisja wymaga jednak określonych kwalifikacji merytorycznych, których ludzie Macierewicza najwidoczniej nie mają.

 

2 miliony powodów
W roku 2017 budżet, którym dysponują członkowie podkomisji to aż 2 mln złotych. Tymczasem działalność ciała pozostaje zagadką – ostatni wpis na jej stronie internetowej, podczepionej pod oficjalną witrynę ministerstwa, jest datowany na 14 listopada 2016 r. To oznacza, że dział „aktualności” podkomisji ostatni raz był aktualny 4 miesiące temu.

Oczywiście oburzenie prawicowych mediów może bawić w sytuacji, gdy taki rozwój wypadków był jasny jak słońce. Podkomisja, której członkowie nawet nie pofatygowali się do Smoleńska, nie ma nawet czego badać. Katastrofa smoleńska jest już dawno wyjaśniona – to był kontrolowany lot ku ziemi, czyli piloci do ostatnich sekund mieli władzę nad maszyną. Ludzie Macierewicza nie mają kompetencji, by zajmować się tym, czym udają, że się zajmują. Zamiast pracować, pozorują pracę, by raz na jakiś czas rzucić coś tej części opinii publicznej, którą omamili bzdurami o zamachu, wybuchach, mgle, magnesach i helu. Dochodzenie do prawdy, zamiast dojścia do prawdy, po prostu się opłaca. Z perspektywy członków podkomisji dziennikarze to natrętne muchy, od których muszą się opędzać, zamiast w spokoju „wyjaśniać katastrofę” za grube pieniądze.

Prawicowe media dużo zainwestowały wizerunkowo w snucie narracji zamachowej, więc ich pretensje do podkomisji Macierewicza mogą mieć inne źródło niż zastrzeżenia innych mediów. Czytelnicy domagają się krwi, potu i łez odpowiedzialnych za śmierć „poległych” w zamachu, a członkowie podkomisji nabierający wody w usta utrudniają zaspokojenie ich potrzeb. Wbrew oczekiwaniom, medialny show z przymusowymi ekshumacjami smoleńskimi nie angażuje opinii publicznej na tyle, by odpuściła podkomisji. Jej członkowie mają trudny orzech do zgryzienia – są teraz między młotem a kowadłem.

naTemat.pl

Kaczyński: Będziemy rządzić długo. Wicepremier Morawiecki mówi, że do 2031 r. To defetysta (śmiech) [WYWIAD cz. 2]

Andrzej Gajcy i Andrzej StankiewiczDziennikarze i publicyści Onetu

17.03.2017

W wywiadzie dla Onetu prezes PiS Jarosław Kaczyński ostro atakuje sędziego Trybunału Konstytucyjnego Piotra Pszczółkowskiego, wybranego głosami PiS. Dawny adwokat Kaczyńskiego nie głosuje razem z innymi sędziami wskazanymi przez PiS. — Teraz się dowiaduję o różnych działaniach sędziego Pszczółkowskiego z przeszłości. Szczegółów nie podam, ale są dziwne — mówi w swym stylu lider PiS. Stwierdza też, że PiS „będzie rządził długo”.

  • Kaczyński ujawnia, że kiedy Andrzej Duda został prezydentem, w środowisku PiS padł postulat, by zakończyć miesięcznice smoleńskie. To on osobiście zdecydował, by obchody kontynuować
  • Lider PiS zapowiada — jak sam mówi — radykalne zmiany w sądach. Jego zdaniem sądownictwo jest „zdegenerowane do dna”, „podległe w stosunku do sił zewnętrznych wobec Polski”, a także „szerzy się tam lewactwo”
  • Kaczyński wierzy, że PiS będzie rządzić długo. — Wicepremier Mateusz Morawiecki mówi, że do 2031 r. — zauważają dziennikarze Onetu. — To defetysta — śmieje się Kaczyński
  • Co lider PiS myśli o serialu „Ucho prezesa”, parodiującym jego ekipę? „Niestety, widziałem tylko dwa pierwsze odcinki. Uśmiałem się” — przyznaje

Rezygnacja z miesięcznic smoleńskich

Co miesiąc podczas obchodów smoleńskich powtarza pan, że „ujawnienie prawdy o Smoleńsku jest już bliskie” i że „będzie wolna Polska”. Rządzicie półtora roku i nie ma prawdy ani wolności?

Dziś celem comiesięcznych marszów modlitewnych jest zbudowanie dwóch pomników — wszystkich ofiar katastrofy, a także mojego brata. I ten cel wydaje się bliższy niż kiedykolwiek. Może uda się je odsłonić za rok, na ósmą rocznicę? Bardzo na to liczę. Kiedy Andrzej Duda został wybrany na prezydenta, to padł taki postulat, by zakończyć marsze.

Gdzie padł? W PiS?

W rozmowie między mną a główną organizatorką.

Panią Anitą Czerwińską z klubów „Gazety Polskiej”, dziś posłanką. Ona przedstawiła taki postulat?

Za jej pośrednictwem całe środowisko, które organizuje miesięcznice, bo przecież nie organizuje ich PiS. Powiedziałem, że nie. Skończymy, dopiero kiedy będą pomniki i kiedy będą konkluzje, przynajmniej wstępne, dotyczące śledztw smoleńskich.

Jestem pokrzywdzonym w śledztwie smoleńskim, więc wiem, że postępowanie posuwa się do przodu. Także zespół Macierewicza też coś niedługo będzie miał do przedstawienia. Ale przyznaję, w pewnym momencie — jeszcze chyba w 2010 r. — wydałem zalecenie, by spośród polityków na miesięcznicach pojawiali się wyłącznie ci, którzy przyjaźnili się z moim bratem. Prosiłem innych, by nie przychodzili, bo chciałem, by to była uroczystość o charakterze rodzinnym, nie politycznym. Dzisiaj się to zmienia ze względu na protesty podczas miesięcznic, organizowane przez naszych przeciwników.

Do jakiej wersji przyczyn katastrofy pan osobiście skłania się najbardziej?

Na pewno nie było tak, jak twierdzą w swych raportach Anodina i Miller. To są kłamliwe wersje. Z całą pewnością ich działania były obliczone na to, by nie powiedzieć prawdy. Więcej nie chcę mówić do czasu przedstawienia konkluzji przez prokuraturę i zespół Macierewicza.

W tym obszarze także pan widzi możliwość zarzutów dla Tuska?

Elementarnym wymogiem po wydarzeniu są oględziny zwłok i sekcje, których w Polsce nie zrobiono. Sekcje rosyjskie z punktu widzenia polskiego prawa nie mają znaczenia. Zamknięto trumny i zabroniono rodzinom oglądać ciała, jedynym wyjątkiem byłem ja. Opowiadano, że to reguła wynikająca z przepisów sanitarnych. Sprawdziliśmy — to nieprawda. Na misjach zagranicznych zginęło 118 żołnierzy — ich sekcje przeprowadzano w Polsce. Brak takich działań w sprawie Smoleńska to ewidentne przestępstwo.

Kaczyński atakuje swego adwokata

Mieliście uporządkować sytuację w Trybunale Konstytucyjnym, lecz Trybunał praktycznie nie działa albo działa marnie…

Jak to nie działa?

Dopiero raz zebrał się w pełnym składzie — w czwartek uznał za konstytucyjną waszą ustawę o zgromadzeniach, którą zakwestionował prezydent. Szkopuł w tym, że wybrany głosami PiS sędzia Michał Warciński, zdaniem części prawników, powinien zostać wyłączony ze sprawy, bo pracował w Sejmie nad tą właśnie ustawą. Takie zarzuty będą się wobec niego powtarzać przy innych ustawach, którymi zajmował się w parlamencie. Gdyby go wyłączyć, to nie ma pełnego składu TK, bo trzech sędziów ze starej ekipy zostało praktycznie zawieszonych przez Zbigniewa Ziobrę, który podważa legalność ich wyboru. Poza tym wybór Julii Przyłębskiej na prezesa TK kwestionuje nawet sędzia Piotr Pszczółkowski, pański dawny adwokat w sprawie Smoleńska. Jak pan to wszystko ocenia?

O ile sobie przypominam, wszyscy sędziowie Trybunału — i chyba był wśród nich Piotr Pszczółkowski — uznali ten wybór za legalny.

On właśnie nie. Złożył pismo, z którego wynika, że nie uznaje tego wyboru.

Wydaje mi się, że to jest kwestia ambicjonalna. Chyba się nie mylę, sądząc, że to pan sędzia Pszczółkowski chciał być prezesem. I stąd te wszystkie sprawy. Ale cóż, takie rzeczy się zdarzają. Pewnie trudno by znaleźć instytucję, w której ktoś nie jest zawiedziony, nie uważa, że jest lepszy od tych, którzy awansowali.

Czyli to zawiedzione ambicje Pszczółkowskiego — wybranego przecież głosami PiS — decydują, a nie jego prawne zastrzeżenia?

Jestem o tym przekonany.

On był zainteresowany stanowiskiem prezesa, a pan inaczej zdecydował?

Ja o niczym nie decydowałem. Kiedy został sędzią, to od razu mnie zapytał, czy może być prezesem. Odpowiedziałem, że to nie ja o tym decyduję.

Pięciu sędziów głosuje ot tak na sędzię Przyłębską bez pańskiej wiedzy? Ona miała jakieś szczególne walory, lepsze niż Pszczółkowski?

Walory pani sędzi Przyłębskiej ocenili jej koledzy i oczywiście prezydent. Prywatnie sądzę — ale podkreślam, że jest to tylko sąd prywatny — że był to wybór lepszy niż w wypadku, gdyby prezesem został pan sędzia Pszczółkowski. Tu miałbym wątpliwości.

Z czasów, gdy był pana adwokatem smoleńskim?

Także i z tych czasów, ale o wielu rzeczach wtedy nie wiedziałem. Teraz się dowiaduję od różnych osób.

O co chodzi? O zarzuty, że jego kancelaria pracowała dla firmy handlującej długami szpitali?

Mówią o różnych jego działaniach z tego czasu. Szczegółów nie podam, ale są dziwne. Ale spór o to, kto będzie prezesem, jeśli taki kiedykolwiek istniał, to już historia. Wybór został dokonany.

Kim był tajemniczy wiceszef MSZ? „Nie wiem”

Nie uwiera pana, że TW Wolfgang — czyli Andrzej Przyłębski, mąż pani Julii — jest ambasadorem w Niemczech? Jak to się mogło stać, że to przeoczyliście?

Myśmy tego nie przeoczyli. Jego papiery zostały zbadane i tam w gruncie rzeczy nic nie ma.

Jednak o wielu ludziach na podstawie podobnych kwitów mówiliście źle w przeszłości.

O kim konkretnie?

Na przykład Michał Boni. Nie chcemy szukać analogii, bo każda historia TW jest inna. Ale wy jesteście partią antykomunistyczną. Dekomunizujecie, oczyszczacie, lustrujecie — i tolerujecie TW we własnych szeregach.

Z Bonim problem był taki, że wiele lat zaprzeczał, brutalnie atakując tych, którzy wspominali o jego przeszłości. Co do Przyłębskiego — powtarzam — znaliśmy te dokumenty. Każdy, kto wyjeżdża na placówkę, wchodzi w tzw. wirówkę, czyli procedurę sprawdzenia.

A pan osobiście znał te dokumenty?

Ja ich nie oglądałem.

Myśleliśmy, że pan się interesuje tym, kto zostaje ambasadorem w najważniejszym kraju UE. I to takim, który oskarża pan o chęć zdominowania Unii.

Nie interesuję się papierami każdego człowieka, który wyjeżdża na placówkę, nawet jeśli są to Niemcy. Tym razem ocena służb po analizie dokumentów z IPN była taka, że nie ma przeciwwskazań, by odmówić mu wyjazdu. Nie chcemy krzywdzić ludzi, którzy dobrze działają, a kiedyś popełnili błąd. Ja i wielu moich kolegów pamiętamy te czasy. Wiemy, co oznaczało w małym Koninie rozdawanie broszurek antykomunistycznych. Gdyby esbecy wtedy kogoś takiego jak ja złapali, to wiedziałbym, że niewiele mogą mi zrobić, ale ja w drugiej połowie lat 70. byłem człowiekiem z doktoratem i działaczem warszawskiej opozycji. Krótko mówiąc, miałem pewne doświadczenie i skromną, ale pewną pozycję. Doktorat immunizował wobec brutalnych działań SB. A Przyłębski był początkującym studentem, mogli go pobić i to dotkliwie. Ale przede wszystkim — i tego ludzie wtedy najbardziej się obawiali — mogli całkowicie zniszczyć mu życie. To, że historia potoczyła się inaczej, przewidywało wtedy niewielu. I dlatego jakiś moment załamania nie może decydować o losach człowieka, który dzisiaj kompetentnie i odważnie, wykorzystując też swoją pozycję jako profesora – znakomitego znawcy filozofii niemieckiej – służy Polsce. Bardzo niewielu takich mamy.

Wszystko rozumiemy. Ale on kręci dziś w sprawie tych kontaktów.

Bezpieka szukała ludzi, którzy są bardzo zdolni i wywodzą się ze słabszych społecznie środowisk. On spełniał te warunki. Dlatego mógł być pod szczególnym naciskiem. Ale niech to IPN sprawdzi.

A jak pan ocenia historię Roberta Greya? To tajemniczy Polonus z USA, który był wiceministrem spraw zagranicznych. Nikt nie sprawdził przed nominacją wiarygodności jego CV. W finale okazało się, że miał fikcyjny przebieg kariery i pojawiły się podejrzenia, że pracuje dla amerykańskich służb specjalnych. I został w trybie pilnym odwołany.

To jest dla mnie przypadek niebywale zagadkowy.

A wie pan dziś, kim był ten człowiek?

Nie wiem.

Panie prezesie, on był wiceministrem spraw zagranicznych!

Żyjecie panowie w świecie pewnego stereotypu. Ja tu, w siedzibie partii, jestem sam. Jeden człowiek niemający w istocie żadnego aparatu nie jest w stanie wszystkiego kontrolować. Jeśli sądzicie, że wiedziałem, że Grey dostaje nominację, to się mylicie. Nie miałem o tym zielonego pojęcia.

Nie chodzi o pana. Chodzi o to, jak działają służby i mechanizmy kontrolne za rządów PiS. Powołaliście na wiceministra w strategicznym obszarze dyplomacji ekonomicznej oraz relacji z USA i Azją człowieka znikąd.

Panowie, 8 – 12 lat jest potrzebne, żeby z tego państwa teoretycznego zbudować państwo prawdziwe. Oczekiwanie, że zmieni się w ciągu kilkunastu miesięcy, jest naiwne. Problem polega na tym, że po upadku komunizmu państwo nie zostało zbudowane całkowicie od nowa. Po 1989 r. wprowadzono reguły demokratyczne, ułomne, ale wprowadzono. Wprowadzono procedury wolnorynkowe — też z ułomnościami, ale wprowadzono. Ale żeby to wszystko zaczęło działać, należało zbudować nowe państwo, a w ramach niego zbudować nową hierarchię społeczną, odsuwając ludzi dawnego systemu.

Panie prezesie, ale takie rozumowanie całkowicie zwalnia was z odpowiedzialności za bieżące rządzenie. Zawsze można powiedzieć, że winne są systemowe defekty III RP. A akurat służby przejęliście twardą rękę i usuwacie z nich ludzi kojarzonych z poprzednią epoką. Żaden esbek nie chronił Greya, vel Grygiełki, bo tak się kiedyś nazywał.

Nie ponosimy odpowiedzialności za to, że przez ponad 20 lat państwo się rozsypywało, a pseudoelity tego nie rozumiały i się tym nie zajmowały. Ba, część z nich miała nastawienie antypaństwowe. Powtarzam — w ciągu kilkunastu miesięcy nie jesteśmy w stanie doprowadzić do wymiernej naprawy państwa. To wymaga lat, a przede wszystkim zburzenia ograniczeń. Bo to „państwo teoretyczne” zabezpieczono na wiele sposobów, poprzez regulacje prawne. A znoszenie tych przepisów powoduje duży opór i zarzuty, że łamiemy konstytucję. A nie da się demokracji i wolnego rynku zbudować na szkielecie państwa komunistycznego. Trzeba zbudować całkiem nowe państwo. I my to robimy.

Poprzedni wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla Onetu

„W sądach szerzy się lewactwo”

Grupa posłów PiS zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego wybór I prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf. Do tej pory obowiązujące od 2003 r. procedury wam nie przeszkadzały. Ba, nie kwestionowaliście wyboru Gersdorf, która kieruje Sądem Najwyższym od 2014 r. Czy wie pan, co oznacza nie tylko wniosek o kontrolę przepisów, ale także żądanie pozbawienia Gersdorf stanowiska i unieważnienia jej decyzji od 2014 r.? To recepta na chaos prawny.

To będzie decyzja Trybunału, który na pewno zadba, by jego orzeczenie nie wywołało chaosu.

Skierowaliście wniosek do TK w sprawie Gersdorf tuż po tym, gdy zaczęła was krytykować, choćby w wywiadzie dla Onetu. Dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf — trochę tak to wygląda.

Na takiej zasadzie można powiedzieć, że procedury obowiązują, gdy podoba się to elitom prawniczym i wspierającym je politykom opozycji. A nie obowiązują, gdy im się nie podoba. Takie panowie przyjmują stanowisko.

Oceniamy sytuację, która wygląda tak. Z jednej strony Sąd Najwyższy zajmie się wkrótce rozstrzygnięciem, czy prezes TK Julia Przyłębska została wybrana zgodnie z prawem. Z drugiej — z inicjatywy PiS Trybunał Przyłębskiej będzie badał, czy legalnie została wybrana prezeska Sądu Najwyższego. W ten sposób mamy klincz prezesek — zakładamy, że o to wam chodziło.

Cały problem polega na tym, że pani Gersdorf nie ma żadnego prawa badać legalności wyboru pani Przyłębskiej. A pani Przyłębska ma prawo badać wybór pani Gersdorf. Na tym polega ta zasadnicza różnica prawna. Pani prof. Gersdorf rozumie praworządność jako petryfikację stanu społecznego z poprzedniego okresu. Idzie drogą byłego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, zresztą ich dobre relacje są powszechnie znane.

Prof. Gersdorf twierdzi, że z pańskim bratem też miała dobre relacje. Znali się latami, oboje zajmowali się zawodowo prawem pracy. I to pański brat jako prezydent powołał ją na sędziego Sądu Najwyższego.

Była koleżanką po fachu mojego brata. I cóż z tego? Nie wiem, czy wtedy w ogóle rozmawiali o polityce. Nie wiem, jakie wtedy pani profesor miała poglądy. Być może mój brat ją cenił i lubił, tylko że to nie może mieć wpływu na ocenę jej dzisiejszej postawy.

Zmiany w Krajowej Radzie Sądownictwa, które chcecie wprowadzić, oznaczają wybór sędziów przy poparciu Sejmu, a więc rządzącej partii. W praktyce — sędziami będą zostawać ludzie wam bliscy. To ma być recepta na sanację wymiaru sprawiedliwości?

KRS powstało w 1989 r., zostało powołane przez ostatni PRL-owski Sejm jako oczywisty instrument utrwalenia postkomunizmu w sądownictwie. Według naszej oceny sądy to jedna z twierdz postkomunizmu w Polsce. Na czele jest tu Sąd Najwyższy, który ma naprawdę spory dorobek, jeśli chodzi o ochronę ludzi służących dawnemu systemowi, ale także wiele bardzo wątpliwych wyroków. Jednocześnie szerzy się tam lewactwo i podległość w stosunku do sił zewnętrznych wobec Polski.

Szuka pan politycznego uzasadniania do starcia z sądami. Z Trybunałem wojowaliście, mimo że lewacki nie był — choćby umocnił w Polsce zakaz aborcji i rozszerzył klauzę sumienia dla lekarzy.

Zabiegi PO i PSL wobec TK w oczywisty sposób służyły temu, by stał się blokującą zmiany trzecią izbą parlamentu. Były to także zmiany całkowicie sprzeczne ze stosowaną od lat praktyką konstytucyjną. Zareagowaliśmy na to. Mieliśmy nie tylko prawo, ale obowiązek tak uczynić. To była przecież próba zmiany ustroju z demokratycznego na trybunalski. Próba realnej zmiany konstytucji. Po naszej wygranej TK miał sypać piach w tryby rządu, żeby nie udała nam się przebudowa kraju.

I w sprawie TK, i w sprawie sądów tworzycie instrumenty prawne, które kolejna władza wykorzysta przeciw wam. Nie będziecie rządzić wiecznie.

Będziemy rządzić długo…

Tak, wiemy. Wicepremier Morawiecki mówi, że do 2031 r.

To defetysta (śmiech).

Dobrze, weźmy ten wariant defetystyczny. Kiedy w 2031 r. stracicie władzę, to kolejna ekipa wykorzysta te stworzone przez was instrumenty, żeby wprowadzić do sądów swoich ludzi i przeprowadzić „depisyzajcę” państwa.

Widzimy orzecznictwo polskich sądów. Te wyroki, które zapadają przeciw nam, są tylko promilem. Dostaję rocznie 23 tys. listów, wiele z nich dotyczy niesprawiedliwości w sądach. Ludzie siedzą latami w szpitalach psychiatrycznych, bo się postawili lokalnej klice. Przegrywają sprawy oczywiste i żaden adwokat w mieście nie odważy się im pomóc. Czasami gołym okiem widać, że do sędziego poszła łapówka. Z drugiej strony mamy do czynienia z przykładami destrukcyjnymi z punktu widzenia państwa. Przestępcy w dwóch instancjach zostają skazani za wyłudzanie VAT, a w kasacji Sąd Najwyższy ich zwalnia, bo jego zdaniem ich przestępstwo nie godziło w podstawy ekonomicznego bezpieczeństwa państwa, więc to nie ABW powinno się nimi zajmować.

Krytykujecie sądy także za orzeczenia w sprawie reprywatyzacji. Sami tworzycie komisję, która ma mieć uprawnienia śledcze oraz administracyjne. Tyle że nie dostrzegacie chyba, że wciąż toczą się kontrowersyjne operacje reprywatyzacyjne, choćby eksmisje. Same zapowiedzi niczego nie zmieniły.

Nasunęli mi panowie pewną myśl. Powinniśmy to zatrzymać. Prawnie jest to trudne, ale może trzeba to zrobić.

Co dla zwyczajnych ludzi zmieni to, że do KRS wprowadzicie sędziów z poparciem PiS?

To ma być element, który doprowadzi do zmiany w sądownictwie. Ale element, bo potrzebna jest szeroka przebudowa personalna i strukturalna sądownictwa.

Ilu sędziów chcecie wymienić? Liczby? Procenty?

Nie chcę składać takich deklaracji. Wiem o jednej rzeczy — wielu sędziów dokonuje nadużyć. Ktoś rzuci tortem w sędziego, dostaje 10 miesięcy więzienia, a ktoś uczestniczy w bandzie dokonującej wymuszeń i dostaje 10 miesięcy, tyle że w zawieszaniu. Sądownictwo jest zdegenerowane do dna i powinno być zmienione radykalnie.

CBA na tropie ludzi PiS

Zauważamy tylko, że wprowadzenie ludzi z klucza PiS nie gwarantuje szczęścia i uczciwości. Weźmy spółki skarbu państwa. Jesienią mówił pan nam o wyrzuceniu ministra skarbu Dawida Jackiewicza: „W spółkach skarbu zdarzyło się wiele złego. Problemem były kompetencje i uczciwość. Będziemy zwalczać wszelkie przejawy nepotyzmu”. Twierdził pan, że Jackiewiczem i jego przyjacielem Adamem Hofmanem jako rozgrywającymi w spółkach zajmują się służby. Zmieniono związanych z Jackiewiczem i Hofmanem prezesów w KGHM, Azotach, Lotosie, Tauronie, Enerdze czy Węglokoksie. I cisza.

Czy ja jestem szefem służb? Wiem, że działania wobec nich były podejmowane, ale nie mam uprawnień, by być na bieżąco informowanym, na jakiem etapie jest ta sprawa. Nasi ludzie w służbach przestrzegają procedur. Mówią mi, że są jakieś sprawy, ale ja nie próbuję wymuszać informacji.

Inny przykład, który wzmaga plotki, że chronicie własnych ludzi. Spółka krzak dostaje warte 2 mln zł zlecenie od PKP przed Światowymi Dniami Młodzieży. Są z nią związani wasi szefowie BOR i Agencji Wywiadu. Odchodzą po cichu, choć w sprawie są głośne zatrzymania innych ludzi. Stanowisko zachowuje też minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, któremu podlega PKP.

Kiedy ta sprawa wyszła na jaw, działaliśmy bardzo zdecydowanie. Z Adamczykiem akurat na ten temat nie rozmawiałem. Spotykałem się z przedstawicielami służb i wymiaru sprawiedliwości. Powtarzam — nie ja decyduję o przebiegu śledztwa, zarzutach i zatrzymaniach.

Adamczyk straci stanowisko za brak nadzoru?

Sądzę, że się obroni, bo na razie nie widzę podstaw, by mu stawiać jakiekolwiek zarzuty.

Da pan gwarancję, że nie wiedział o tej aferze?

Jestem przekonany, że nie wiedział.

Adamczyk i tak nie ma najlepszych notowań. Widzi pan pole do rekonstrukcji rządu przed wyborami samorządowymi?

Popełniłbym błąd, gdybym dziś mówił o rekonstrukcji. Choć różnie oceniam ministrów.

Kiedyś wspominał pan o taborach maruderów — Radziwiłł, Waszczykowski, Morawiecki?

Tabory się podciągnęły, ale inni zostali z tyłu. Zostawię dla siebie ocenę którzy…

Jako zwolennik praw zwierząt, przeciwnik rytualnego uboju i miłośnik przyrody, jak pan ocenia działalność ministra środowiska Jana Szyszki? Słyszeliśmy, że zablokował pan liberalizację prawa łowieckiego ułatwiającego polowanie z nagonką?

Zablokowałem i nie ma mowy o żadnej liberalizacji. Do polowań odnoszę się bardzo krytycznie.

A wycinka drzew?

Mam nadzieję, że wkrótce Sejm zmieni przepisy umożliwiające swobodną wycinkę. Chcemy wprowadzić zasadę, że osoby indywidualne w razie usunięcia drzew ze swej działki nie będą mogły sprzedać tego gruntu deweloperom przez 5 lat. Nie wrócimy do poprzednich przepisów, które wymagały zezwoleń z gminy na wycinkę. Ułatwienia są dobrym kierunkiem. Weźmy mój przykład. Kiedy sprowadzałem się z rodzicami do domu na warszawskim Żoliborzu, posadziliśmy drzewa i niektóre z nich zasłaniają okna. Niektóre chętnie bym wyciął.

To ma pan jeszcze parę tygodni.

Dla mnie to nie jest ważny problem. Ale gdyby żyli moi rodzice, to być może by chcieli się tych drzew pozbyć.

Zezwolenia były wydawane właściwie wszystkim.

W moim domu nie ma gazu. Jak wprowadziliśmy się, ojciec poszedł po pozwolenie na instalację i okazało się, że trzeba zamówić projekt, którego cena nie miała nic wspólnego z realnym wkładem pracy. Ojciec uznał, że to jest forma łapówki. Ponieważ był człowiekiem zasadniczym, powiedział, że nie zapłaci, i nie mamy gazu, choćby się przydał, bo jednak łatwiej się gotuje. Podobnie było z drzewami. Pozwolenia to był mechanizm, który prowadził do nadużyć.

Z Morawieckiego jest pan zadowolony? Na jesieni mija rok, jaki dał mu pan na wykazanie się.

Bardzo jestem zadowolony. Bardzo wiele spraw rusza, a do jesieni będzie jeszcze więcej. Uważam, że premier Morawiecki robi bardzo dużo i ma bardzo duży potencjał. Cieszę się, że w młodszym od mojego pokoleniu są tacy ludzie, bardzo kompetentni i jednocześnie patriotyczni.

Ogląda pan „Ucho prezesa”?

Niestety widziałem tylko dwa pierwsze odcinki.

Czyli nie widział pan części czwartej z satyrą na Morawieckiego właśnie. A jak panu się te dwie pierwsze części podobały?

Uśmiałem się. Ciągle liczę, że obejrzę dalsze części, ale brakuje mi czasu.

W pierwszej części wywiadu dla Onetu prezes Jarosław Kaczyński zadeklarował, że uznaje legalność wyboru Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. To ważna deklaracja, biorąc pod uwagę, że premier Beata Szydło odmówiła podpisania konkluzji wyborczego szczytu w Brukseli, a politycy PiS przekonywali dotąd, że decyzje tam podjęte nie wchodzą w życie.

Lider PiS dokładnie tłumaczył też, za co Tusk powinien — jego zdaniem — usłyszeć zarzuty prokuratorskie w aferze Amber Gold oraz przy sprzedaży chemicznego giganta CIECH firmie Jana Kulczyka.

Kaczyński w rozmowie z Onetem ocenił też działania poszczególnych ministrów, w tym Antoniego Macierewicza. Szefowi MON dostało się za kontrowersyjnego współpracownika, Bartłomieja Misiewicza. — Moje stanowisko jest całkowicie jednoznaczne: on powinien zniknąć ze sceny publicznej — mówi Kaczyński o Misiewiczu.

onet.pl

PIĄTEK, 17 MARCA 2017

Grupiński: TK przestał istnieć i musimy się z tym pogodzić. Sędziowie dublerzy będą musieli zwrócić wynagrodzenia skarbowi państwa

09:28

Grupiński: TK przestał istnieć i musimy się z tym pogodzić. Sędziowie dublerzy będą musieli zwrócić wynagrodzenia skarbowi państwa

– Byłem zdumiony [konferencją prezes Przyłębskiej i sędziego Muszyńskiego].Te kaskady śmiechu, które tam padały po wcześniejszym zamknięciu sali przed dziennikarzami i wszelkimi obserwatorami, jeśli chodzi o ogłaszanie wyroku. Wyciemniona sala, niedziałające kamery przemysłowe. Trybunał Konstytucyjny przestał istnieć i musimy się z tym- niestety – w tej chwili pogodzić. Osoby, które do tego doprowadziły będą musiały w przyszłości za to odpowiedzieć za tego rodzaju demolowanie TK. Na miejscu sędziów dublerów odkładałbym te wszystkie wynagrodzenia, które otrzymują, bo będą je musieli zwrócić skarbowi państwa –mówił Rafał Grupiński w “Politycznym Graffiti” Polsat News.

09:23

Grupiński o kandydacie na premiera: Będzie to na pewno ktoś ze środowiska PO

– Będzie to na pewno ktoś ze środowiska Platformy Obywatelskiej (…) My zgłaszamy konstruktywne wotum nieufności, bo to rząd się skompromitował w Brukseli, sposobem przeprowadzenia próby zablokowania Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. To było tą kroplą, która przelała szalę, jeśli chodzi o błędy tego rządu. Stąd ten wniosek. To jest nasze konstytucyjne prawo. Będziemy się starali powiedzieć w parlamencie jeszcze raz o tym, co złego działo się w ciągu ostatnich 15 miesięcy. Po to jest konstruktywne wotum nieufności – mówił Rafał Grupiński w rozmowie z Beata Lubecką w “Politycznym Graffiti” Polsat News i dodał, że nazwisko kandydata Platformy na stanowisko premiera powinno zostać ogłoszone dzisiaj koło południa.

09:07

Siemoniak o kandydatach na prezydenta Gdańska: Jest Jarosław Wałęsa, jest Agnieszka Pomaska

– W Warszawie mamy trójkę mocnych kandydatów – Trzaskowski, Halicki, Kidawa-Błońska. W Krakowie to Bogusław Sonik i Róża Thun. To są dwie bardzo mocne osoby, z dużym doświadczeniem parlamentarnym. Zobaczymy, będziemy robić sondaże w miastach, wybierzemy kogoś, kto ma szanse na zwycięstwo. W Gdańsku też mamy kandydatów: jest Jarosław Wałęsa, jest Agnieszka Pomaska. Tam samorząd stoi Platformą i może mniej znane mi osoby będą mogły się pokazać – powiedział w „Porannej rozmowie RMF” Tomasz Siemoniak.

09:01

Siemoniak o G20: Rwanda też została zaproszona

– 7-8 krajów gospodarze zapraszają, nie wiem to jest sukces. Tam jest też Rwanda. Zdarzało się to w przeszłości, to jest uczestnictwo w charakterze gościa. To miła wiadomość, ale przedstawianie tego jako sukces to jest wyraz kompleksów – powiedział w „Porannej rozmowie RMF” Tomasz Siemoniak.

08:52

Siemoniak: W przyszłym tygodniu jest zapowiedziane spotkanie prezydiów klubów N i PO

– W zeszłym tygodniu spotkałem się na herbatce z Ryszardem Petru. Rozmawialiśmy. To nie jest tak, że tych kontaktów nie ma. Posłowie rozmawiają. W przyszłym tygodniu jest zapowiedziane spotkanie prezydiów. Nie ma problemów na linii Platforma – Nowoczesna. Dojdzie [do tego spotkania] w przyszłym tygodniu. Wszystko powinno mieć swój czas. Tutaj nie ma żadnej sensacji. Bez przerwy rozmawiam z posłami Nowoczesnej, spotykam ich w Sejmie. Nie ma tutaj żadnego problemu – powiedział w „Porannej rozmowie RMF” Tomasz Siemoniak.

08:40

Szymański: Opozycja sama wybiera sobie zastępczą rolę, sama wybiera sztuczne tematy jak Polexit

– Ja jestem bardzo chętny na to, by rozmawiać z opozycją. Często przychodzę do Sejmu, by również z opozycją rozmawiać. Realne polskie interesy powinny łączyć. I myślę że łączą. Ja nie słyszałem poważnych zarzutów opozycji jeśli chodzi o poszczególne sektory polityki unijnej. Opozycja sama wybiera sobie trochę zastępczą rolę, sama wybiera sztuczne tematy jak problem wyjścia z Polski z UE. Trudno rozmawiać z opozycją, gdy ona zajmuje się czymś innym. Opozycja woli zajmować się problemami abstrakcyjnymi. Nie chodzi o euro, tylko o Polexit – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Konrad Szymański.

08:36

Szymański: Byłoby bardzo dobrze dla UE w tym trudnym okresie, gdyby JSW mógł pełnić ważne funkcje

– Ja nie ukrywałem od wielu miesięcy, że kompetencja i charakter JSW predestynują go do objęcia najważniejszych stanowisk w państwie. Byłoby bardzo dobrze dla UE w tym trudnym okresie, gdyby JSW mógł pełnić ważne funkcje. JSW podjął się tej sprawy dzięki swoim głębokim przekonaniom. Doskonale wiedział co stawia na szalę tej sprawy, zaryzykował bardzo wiele. Ale zrobił to całkowicie bezinteresownie – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Konrad Szymański.

08:30

Możdżanowska: Może powinniśmy Kaczyńskiego powołać na świadka i wtedy powiedziałby to, co wie

Może powinniśmy jednak powołać prezesa Kaczyńskiego na świadka [komisji śledczej ds. Amber Gold] i wtedy powiedziałby to, co wie. Moglibyśmy zapytać, bo opieram się na dokumentach i faktach oraz przesłuchaniach świadków. Do tej pory nic z tego nie wynika – mówiła Andżelika Możdżanowska w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:29

Szymański: Od wielu miesięcy testowaliśmy różne scenariusze ws. wyboru szefa RE

– Nie powiedziałbym, że to była porażka. Od wielu miesięcy testowaliśmy różne scenariusze. Dopiero gdy okazały się, że nasze argumenty związane z RE, z zasadą nieingerencji osoby piastującej stanowiska, zasada desygnacji, to zdecydowaliśmy się wyrazić nasz sprzeciw. Nie będzie zgody na łamanie [zasad]. Mam nadzieje, że teraz będziemy wracali do stołu lepiej przygotowane, że stolice przemyślały to. Mamy już pierwszy pozytywny bardzo wynik tego kryzysu: przekonanie, że trzeba uściślić reguły. I to otrzymamy. My chcemy, żeby to było uściślone. I jak sadzę to uzyskamy – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Konrad Szymański.

08:25

Możdżanowska: Z dzisiejszych przesłuchiwań świadków nie wynika, żeby Tusk był związany z Amber Gold

– Czytałam ten wywiad [z Jarosławem Kaczyńskim], zapoznałam się z nim. Najpierw mówi, że [Donald Tusk] popełnił przestępstwo, a potem, że nie jest sędzią ani prokuratorem. To znów na zasadzie „wiem, ale nie powiem”. Pamiętamy tzw. teczki Tymińskiego, kiedy była czarna teczka i coś mamy, ale pokażemy później. Z dzisiejszych przesłuchiwań świadków nie wynika, żeby Donald Tusk był związany z Amber Gold – mówiła Andżelika Możdżanowska w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodała, ani Jarosław Gowin ani żaden ze świadków nie potwierdził informacji, że Tusk wiedział o sprawie.

08:24

Szymański: Przed szczytem w Rzymie najważniejsza jest dla nas przyszłość wspólnego rynku i jedność instytucjonalna UE

– Mam nadzieję, że nasze postulaty dobrze przeniosą się na sam kształt deklaracji [w Rzymie]. Mają znaczne szersze poparcie niż Grupa Wyszehradzka. Zgłosiliśmy całą paletę propozycji. Grupa V4 ma najbardziej rozbudowane stanowisko. Dla nas najważniejsze są dwie sprawy: przyszłość wspólnego rynku i ochrona jedności instytucjonalnej Unii. Niektóre państwa myślą, że w dobie kryzysu trzeba zamknąć się w małych grupach. To nie są lęki, że będziemy tam czy tam, co nam maniakalnie sugeruje opozycja. My sobie sami wybierzemy, gdzie będziemy. To jest fatalne dla Europy – powiedział Konrad Szymański w „Salonie polityczny Trójki”.

07:43

Schetyna: Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobimy po wygraniu wyborów, to zmiana ustawy o zgromadzeniach

– Cały ten spektakl wokół TK znajduje swoje zakończenie. To kabaretowy wniosek, pierwszy raz wysyła ustawę do TK wtedy, kiedy zmienia się jego skład. Trybunał nie jest niezależny. Wczoraj konferencja sędziów Przyłębskiej i Muszyńskiego jest kompromitacją i wstydem dla państwa prawa. Ustawa [o zgromadzeniach] skandaliczna, trzeba sobie wprost powiedzieć, bo tak naprawdę ograniczająca wolność zgromadzeń. Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobimy po wybraniu wyborów, to zmienimy tę ustawę – mówił Grzegorz Schetyna w „Sygnałach dnia” PR1.

07:38

Schetyna: Konsultacje ws. wotum na początku przyszłego tygodnia 

– Przewodniczący Neumann będzie rozmawiał ze wszystkimi klubami na początku przyszłego tygodnia i budował wsparcie dla tego wniosku – mówił Grzegorz Schetyna w „Sygnałach dnia” PR1.

07:33

Schetyna: Najpoważniejszym nazwiskiem jest nazwisko szefa partii. Wniosek przedstawimy w ciągu kilku godzin

– Dzisiaj składamy ten wniosek i rzeczywiście w konstruktywnym wotum nieufności musi być podane nazwisko. Patrzymy na to i rzeczywiście to dzisiaj główna zagadka, bo chcemy, żeby ten wniosek był poważny, więc i nazwisko musi być poważne. [Najpoważniejszym nazwiskiem] jest nazwisko szefa partii, bo wniosek jest PO, ale w ciągu kilku godzin przedstawimy i uzasadnienie wniosku i nazwisko. Nie dlatego, że nie mamy podjętej decyzji, bo ona jest podjęta, ale dlatego, żeby pokazać, jak powinna wyglądać procedura z konstruktywnym wotum – mówił Grzegorz Schetyna w „Sygnałach dnia” PR1.

300polityka.pl

PIĄTEK, 17 MARCA 2017

Polacy bardzo dobrze oceniają wybór Tuska i uważają, że był kandydatem całej Unii, a nie Niemiec – KANTAR Millward Brown dla 300POLITYKI

Badanie KANTAR Millward Brown dla 300POLITYKI pokazuje, że dawno w żadnej sprawie narracja PiS nie była tak odległa od zbiorowego odczucia opinii publicznej jak przy niedawnej sprawie wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Polacy bardzo dobrze oceniają wybór Tuska i uważają, że był kandydatem całej Unii, a nie Niemiec – wynika z badania.

Wyraźnie dominują oceny dobre (21%) i aż dla 39% – bardzo dobre. Bardzo źle wybór Tuska ocenia tylko 12%, raczej źle 13%. Ogólnie relacja ocen bardzo dobrych i dobrych to 60%, do 25% dla złych i bardzo złych.

Tylko 12% ankietowanych uznało, że Tusk był kandydatem Niemiec, 18% że był kandydatem tylko Polski i aż połowa (49%), że reprezentował wszystkie kraje Unii. Pojedynczy wyborcy uważają, że był kandydatem Europy Środkowej, innego kraju, albo np. EPP.

Sondaż zrealizowany przez KANTAR Millward Brown SA w dniach 13-14 marca 2017 na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie telefonów stacjonarnych i komórkowych, wśród osób w wieku 18+.

300polityka.pl

Olejnik pyta Kempę, czy Donald Tusk jest dobrze wychowany. „Szczerze? Powiem jak kobieta kobiecie”

AB, 16.03.2017

Beata Kempa

Beata Kempa (Fot. MICHAŁ ŁEPECKI/ Agencja Gazeta)

W rozmowie z Moniką Olejnik Beata Kempa zdradziła, co nie podoba jej się w zachowaniu Donalda Tuska. Takiej odpowiedzi chyba nikt się nie spodziewał.

Jednym z tematów poruszonych w „Kropce nad i” w TVN24 był wybór szefa Rady Europejskiej. – Czy pani premier będzie utrzymywała kontakty z Donaldem Tuskiem? – chciała wiedzieć Monika Olejnik. – Pani premier Beata Szydło jest przede wszystkim osobą bardzo dobrze wychowaną z domu, to jest rzadkość w polityce – zaczęła tłumaczyć Beata Kempa.

– A Donald Tusk jest dobrze wychowany, czy źle? – przerwała prowadząca. – Szczerze? Nie podoba mi się jedno, powiem jak kobieta kobiecie. Bardzo często idąc trzyma rękę w kieszeni. Przepraszam, ale zwracam na to uwagę, to jest taka nonszalancja – śmiała się szefowa Kancelarii Premiera.

– Może to tak z europejska, może Polakiem już mniej się czuje – oceniła Kempa. Jak dodała – tym razem już na poważnie – że premier w Brukseli „będzie twardo zabiegała o sprawy kraju, i żeby w Europie nie było Polski dwóch prędkości”.

Wybór Tuska na szefa RE

9 marca Donald Tusk został ponownie wybrany na szczycie UE na szefa Rady Europejskiej. W trakcie szczytu w Brukseli odbyło się głosowanie, w którym przeciwna jego wyborowi Tuska była tylko premier Szydło; wszyscy pozostali unijni przywódcy poparli dotychczasowego szefa RE. Wcześniej Polska zgłosiła swojego kandydata, byłego członka PO Jacka Saryusza-Wolskiego.

Zgodnie z traktatem przewodniczący Rady Europejskiej wybierany jest kwalifikowaną większością głosów. Tusk będzie szefem Rady Europejskiej przez kolejne 2,5 roku, do roku 2019. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

A TERAZ ZOBACZ: Politycy PiS oceniają „niemieckość” Donalda Tuska. I nie jest to nowa narracja

gazeta.pl

Monika Olejnik, „Kropka nad i” TVN24

Polska daje nauczkę Unii, czyli koszmarny sen dentysty z Brukseli

16 marca 2017

Witold Waszczykowski, Jarosław Kaczyński, Beata Szydło i Węgier Viktor Orban podczas wręczenia nagrody 'Człowiek Roku' Forum Ekonomicznego w Krynicy

Witold Waszczykowski, Jarosław Kaczyński, Beata Szydło i Węgier Viktor Orban podczas wręczenia nagrody ‚Człowiek Roku’ Forum Ekonomicznego w Krynicy (Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta)

Potwierdza się to, co odkrył i uświadomił prezes: że Tusk jest kandydatem niemieckim. Dowodem gazety, które oznajmiają: Volksdeutsch królem Europy

Wydawałoby się, że w październiku 2015 r., kiedy PiS zdobyło 235 mandatów w Sejmie, Polska odzyskała wolność.

Okazuje się, że jednak nie. Po wyniku 27 do 1 w Brukseli straciliśmy to, co nam dano. 10 marca na Krakowskim Przedmieściu prezes mówił: „Będzie wolna Polska, będzie prawda o Smoleńsku i będzie klęska tych, którzy są łotrami”.

Kim są łotry? To oczywiste: to ci, którzy ucieszyli się z tego, że Polak został ponownie przewodniczącym Rady Europejskiej.

Jarosław Kaczyński „unieważnia” słowa premier? Podwójna gra PiS wobec Unii po wyborze Tuska

Pan prezes myślał, że zrobi rewolucję w Brukseli ekspresowo, z przyjaciółmi z Budapesztu. W sobotę ogłoszono decyzję o kandydowaniu Jacka Saryusza-Wolskiego, a w czwartek w Brukseli były wybory. W poniedziałek Saryusz-Wolski został wykluczony z Europejskiej Partii Ludowej i tym samym premier Orbán zrezygnował z pomagania przyjacielowi.

Teraz prezesa potwornie denerwuje, kiedy politycy Platformy w telewizji pokazują tabliczki z napisem 27:1, więc mówi „Rzeczpospolitej”: „To jest sukces, który tak naprawdę ich kompromituje, bo przecież 1 to Polska, a 27 to inne kraje, i wpisuje się to w bardzo niedobrą, trwającą od XVII w. tradycję zdrady narodowej”. Ale choć „jesteście partią zewnętrzną, kompromitujecie Polskę”, to Polska jest państwem prawa, dlatego być może opozycja będzie mogła startować w wyborach.

Dla prezesa witającego na lotnisku kwiatami Beatę Szydło premier jest mężem stanu. Dzielnie walczyła w Brukseli, a teraz opowiada, że następnego dnia po głosowaniu przywódcy unijni mieli nietęgie miny. Dopadł ich kac moralny.

No i potwierdza się to, co odkrył i uświadomił prezes: że Tusk jest kandydatem niemieckim. Dowodem gazety w kioskach. Na okładce tej, której prezes dziękował w dniu wyborów, widać Tuska w mundurze Wehrmachtu. Na innej okładce tytuł oznajmia: „Volksdeutsch królem Europy”. Już pojawiają się pomysły, żeby zablokować Tuskowi możliwość głosowania w Sopocie, bo przecież nie jest Polakiem.

Jeszcze niedawno prezes mówił, że najlepszym kanclerzem dla Polski byłaby Angela Merkel. Prawda? Ale wiele się zmieniło. Merkel trzęsąca Unią i polskojęzyczny Niemiec na czele Rady Europejskiej – to już za wiele.

Dobrze chociaż, że zdrajcy, jak to zdrajcy, nie potrafią się dogadać, każdy ciągnie w swoją stronę. Kukiz i Petru przebąkują, że chcieliby odwołania ministra spraw zagranicznych, Platforma mówi o wotum nieufności dla rządu, ale nie rozmawia z przywódcami innych partii.

Zresztą, nawet gdyby się dogadali, nic nie osiągną. Wypracowaliśmy sprawdzoną strategię dobrego i złego policjanta: z jednej strony prezes Kaczyński zapewnia, że nie chce, żeby Polska wyszła z Unii, a z drugiej – minister spraw zagranicznych zamierza pokazywać ostre zęby, blokować inicjatywy, obniżać poziom zaufania i prowadzić bardzo ostrą grę.

Gwarantowane, że Unia się przestraszy. Tak dziurawych zębów w Europie dawno nie widzieli.

wyborcza.pl

Co ze sprawą konwencji PiS opłaconej w euro? Opozycja żąda wyjaśnień

Agata Kondzińska, 17 marca 2017

Konwencja PiS w Katowicach. Obok Jarosława Kaczyńskiego Mariusz Błaszczak i Jarosław Gowin, dalej Piotr Gliński

Konwencja PiS w Katowicach. Obok Jarosława Kaczyńskiego Mariusz Błaszczak i Jarosław Gowin, dalej Piotr Gliński (DAWID CHALIMONIUK)

– Będziemy domagać się wyjaśnień w sprawie konwencji PiS w Katowicach. Jeśli okaże się, że europejskie pieniądze zostały wydane niezgodnie z prawem, to będzie oznaczać, że PiS złamał unijne rozporządzenie o finansach partii. I polskie też – mówi Rafał Trzaskowski, były wiceminister spraw zagranicznych i poseł PO.

We wtorek „Wyborcza”, holenderski dziennik „NRC Handelsblad” i belgijski portal Apache.be opisały, że audytorzy z Parlamentu Europejskiego mają wątpliwości dotyczące konwencji programowej PiS z lipca 2015 r. Za jej organizację zapłacił ACRE, Sojusz Konserwatystów i Reformatorów w Europie. Zrzesza on m.in. PiS, brytyjskich torysów i turecką AKP prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Europosłowie ACRE zasiadają w europarlamencie we frakcji Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR).

Audytorzy z europarlamentu przejrzeli dostępne w sieci materiały (m.in. nagrania na YouTubie) dotyczące konwencji w Katowicach. Dotąd nie znaleźli żadnego dowodu, że ACRE, choć wyłożyła pieniądze na konferencję, odegrała istotną rolę bądź była widoczna podczas trzydniowej imprezy. Jedynie w broszurze, która jest zbiorem propozycji programowych PiS, każdą stronę oznaczono logo ACRE – tuż obok logo partii Jarosława Kaczyńskiego. Na 50 paneli konwencji zaledwie kilka dotyczyło UE, np. Brexitu.

Według dyrektora ACRE na katowicką konferencję wydano 100 tys. euro. Nie wiemy, czy i ile dołożył do niej PiS. Skarbnik partii nie odpowiedziała na nasze pytania, choć wysłaliśmy je 6 marca. W rachunkach PiS z lipca 2015 r. w Krajowym Biurze Wyborczym nie znaleźliśmy wpłat związanych z konwencją.

– Rozważamy zawiadomienie prokuratury – mówi Katarzyna Lubnauer, rzeczniczka Nowoczesnej. Zaznacza jednak, że ma wiele wątpliwości dotyczących działań prokuratury pod rządami ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry: – Dlatego będziemy z uwagą śledzić działania Parlamentu Europejskiego, który dąży do wyjaśnienia sprawy.

Kto może zbadać finanse PiS

Przed rokiem Nowoczesna złożyła wniosek do prokuratury po wspólnej publikacji „Newsweeka” i duńskiej gazety „Ekstra Bladet” o tym, że Solidarna Polska – partia Zbigniewa Ziobry – urządziła swoją konwencję za pieniądze europarlamentu przeznaczone na kongres klimatyczny. Trzy miesiące później prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie. Do śledztwa dołączono też kongresy PO, PSL i SLD.

W rozmowie z belgijskim portalem Apache.be poseł PO Rafał Trzaskowski stwierdził, że rolą opozycji jest domagać się wyjaśnień, a rolą prokuratora wszcząć postępowanie z urzędu. – Jeśli okaże się, że unijne pieniądze były wydane niezgodnie z przeznaczeniem, będzie to oznaczało, że PiS złamał unijne rozporządzenie o finansowaniu partii – mówi Trzaskowski.

Zgodnie z rozporządzeniem o statusie oraz finansowaniu partii europejskich i ich fundacji nie można pieniędzy z UE wydawać na „bezpośrednie i pośrednie finansowanie partii krajowych”. Zapytaliśmy w Krajowym Biurze Wyborczym, czy sprawdzi raz jeszcze finanse PiS za 2015 r.?

– Postępowania dotyczące kontroli finansów Komitetu Wyborczego i kontroli finansów partii za 2015 r. są zakończone. A przepisy kodeksu wyborczego i ustawy o partiach politycznych nie przewidują wznowienia postępowania w tych sprawach – poinformował nas Krzysztof Lorentz, szef zespołu kontroli finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych w KBW. – Takie rzeczy po zakończeniu badań kontrolnych mogą być badane tylko przez organy ścigania pod kątem ewentualnego popełnienia przestępstwa.

PiS nie odpowiada, ale straszy pozwem

PiS nie odpowiada na nasze pytania. W czwartek z rzecznik partii Beatą Mazurek próbował porozmawiać dziennikarz holenderskiego „NRC Handelsblad” i belgijskiego portalu Apache.be. Nie odebrała. W końcu szef biura prasowego PiS w Sejmie Krzysztof Wilamowski poprosił o pytania mailem. Wyjaśnień nie otrzymaliśmy.

Telefonów od nas nie odbiera też europoseł Tomasz Poręba, który kieruje konserwatywnym think tankiem New Direction, fundacją związaną z ACRE. Opisaliśmy, że New Direction w 2015 r. dostała mocne wsparcie od darczyńców z Polski. Wśród nich były m.in. firmy, które od lat współpracują z PiS. Fundacja twierdzi, że wszystko jest zgodne z prawem.

Poręba straszy „Wyborczą” pozwem na Twitterze: „Analizowane są wasze pomówienia i kłamstwa oraz agresywne najścia na niewinnych ludzi”. I jeszcze, że „pomówień, insynuacji, taniej sensacji a więc najczęściej artykułów »Wyborczej« nie komentuje z zasady”.

Do europosła Poręby dodzwonił się dziennikarz Apache.be. Kiedy się przedstawił, rozmowa została przerwana.

„Zakaz złamano” – Minister Adamczyk przyznaje w rozmowie z Wyborczą, że jednak przelano pieniądze na konto firmy podejrzewanej o przekręt

 

wyborcza.pl