Stasiuk, 07.01.2017

 

Kibole na Jasnej Górze

Kibole na Jasnej Górze

Od dziewięciu lat Kościół katolicki przytula do swego łona kibiców i kiboli, urządzając im pielgrzymkę na Jasną Górę. Ten stop kleru z kibicami musi dziwić. Bowiem kibice zjeżdżają ze sztandarami klubów kibica, szalikami klubowymi i wszelkimi gadżetami. To są ci ludzie z tzw. żylet na swoich stadionach, a na wyjazdach czynią zamieszanie i harmider takie, iż policja dowozi ich na stadiony, ma baczenie w trakcie meczów i odwozi po spotkaniach. I tak dochodzi niemal zawsze do bijatyk między kibolami, a duże miasta z ekstraklasowymi drużynami przeżywają stres, bo ten kibolski motłoch idzie ulicami i używa takiego języka, iż należy dzieciom zatykać uszy, samemu zresztą też.

Wcale nie przesadzam, bo byłem piłkarzem i jestem kibicem. Wiem, co znaczą emocje i kiedy sędziego nazywa się kaloszem, ale nie rozumiem, jak kluby mogą tolerować sektory ultrasów i tzw. żylety. Kibole nie oglądają meczów, skupiają się na eksponowaniu swoich emocji w ekstremalnych rejestrach wycia, darcia i śpiewu, iż trudno je nazwać ludzkimi, raczej zwierzęcymi. Kluby wcale nie muszą być wobec nich bezradne, lecz często dla świętego spokoju nie wypleniają kiboli z trybun. Efekty mamy takie, iż – niemal zawsze – stadiony polskich drużyn, które grają w europejskich pucharach są zamknięte dla kibiców, a za wyjazdowe mecze polskie kluby są karane dotkliwymi grzywnami, gdyż rozprowadzają bilety wśród swoich kiboli. Dotyczy to kiboli Lecha Poznań i Legii Warszawy, bo te kluby ostatnio reprezentują kraj na zewnątrz.

W Europie z kibolami – nie wiadomo dlaczego nazywanymi pseudokibicami – jakoś sobie poradzono i na trybunach widzimy rodziny. W Polsce pozostaje to w sferze marzeń, za obecnej władzy tak pozostanie. Kibole wnoszą estetyczną brzydotę, wulgarność zachowań i języka niestrawną dla najbardziej tolerancyjnych kibiców, jak ja. Warto podkreślić, iż doping kiboli nie jest wcale pomocny dla swoich drużyn. Polscy kibole tworzą subkulturę specjalnej troski.

Takich właśnie kiboli zaprasza Kościół na pielgrzymki na Jasną Górę. Kościół ma swój w tym cel, jak i politycy. PiS przyhołubia ten motłoch stadionów, a Kościół poprzez nich odbudowuje w kraju endecję i to tę nacjonalistyczną, która w razie czego może jako bojówki chwycić za kije bejsbolowe albo za cięższy sprzęt do walk ulicznych. Kibole mają swojego duszpasterza, ks. Jarosława Wąsowicza, wielu księży identyfikuje się z tą subkulturą, jak choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Na Jasnej Górze kibole usłyszeli od swych kapłanów, że ich patronami są żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, księża deklarowali w ich imieniu: „Nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy, bo tylko odwołanie się do fundamentalnych wartości, które kształtowały tożsamość starego kontynentu, może pomóc jej dzisiaj obronić się przed unicestwieniem – z różańcami w ręku”.
Wiara księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego wlewana w kiboli nie jest wartością duchową, konfesyjną, metafizyczną, ale jest namaszczeniem na krucjatę przeciw innym, którzy tej formy nienawiści nie wyznają. Księża odpowiednim językiem „miłości” nastawili kiboli, aby zwalczali wrogów Kościoła i PiS-u, modląc się: „o światło Ducha Świętego dla opozycji, by potrafiła odnaleźć się dla dobra ojczyzny”. Czyli opozycja nie działa dla dobra ojczyzny, bo nie dotknęła ją ciemnota światła księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego.

Na efekty światła nienawiści wlanego kibolom na Jasnej Górze nie trzeba było długo czekać. Tego samego dnia najprawdopodobniej pielgrzymi kibole wracając do domów wypatrzyli okazję do krucjaty „dla dobra ojczyzny”. Piszę „najprawdopodobniej”, bo takie jest w tej chwili rozpoznanie dziennikarskie. Około dziesięciu kiboli z Nowej Rudy spod Kłodzka wracając z Jasnej Góry zahaczyło o Namysłów, bo w Namysłowskim Ośrodku Kultury odbywało się spotkanie Mateusza Kijowskiego i Józefa Piniora z mieszkańcami miasta i członkami KOD-u.

Kibole od razu zrealizowali „fundamentalne wartości chrześcijańskie” wlane im w umysły przez księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego, bowiem zdemolowali hol ośrodka kultury i wdali się w przepychanki z członkami KOD. Musiała interweniować policja, a czterech policjantów ubezpieczało do końca spotkanie. Rzadko tak szybko owoce uzyskuje słowo chrześcijańskie. Krucjata uderzyła miłością chrześcijańską w Namysłowie. Kościół może więc liczyć na kiboli, zatem można spodziewać się, że w najbliższych dniach takich uderzeń kibolskich będzie więcej. Na Jasnej Górze wlano im ducha walki fundamentalnej.

Waldemar Mystkowski

kibole-na-jasnej-gorze

koduj24.pl

Kibole na Jasnej Górze i w Namysłowie

Od dziewięciu lat Kościół katolicki przytula do swego łona kibiców i kiboli, urządzając im pielgrzymkę na Jasną Górę. Ten stop kleru z kibicami musi dziwić. Bowiem kibice zjeżdżają ze sztandarami klubów kibica, szalikami klubowymi i wszelkimi gadżetami.

To są ci ludzie z tzw. żylet na swoich stadionach, a na wyjazdach czynią zamieszanie i harmider takie, iż policja dowozi ich na stadiony, ma baczenie w trakcie meczów i odwozi po spotkaniach. I tak dochodzi niemal zawsze do bijatyk między kibolami, a duże miasta z ekstraklasowymi drużynami przeżywają stres, bo ten kibolski motłoch idzie ulicami i używa takiego języka, iż należy dzieciom zatykać uszy, samemu zresztą też.

Wcale nie przesadzam, bo byłem piłkarzem i  jestemn kibicem, wiem co znaczą emocje i kiedy sędziego nazywa się kaloszem, ale nie rozumiem, jak kluby mogą tolerować sektory ultrasów i tzw. żylety. Kibole nie oglądają meczów, skupiają się na eksponowanbiu swoich emocji w ekstremalnych rejestrach wycia, darcia i śpiewu, iż trudno je nazwać ludzkimi, raczej zwierzęcymi.

Kluby wcale nie muszą być wobec nich bezradne, lecz często dla świętego spokoju nie wypleniają kiboli z trybun. Efekty mamy takie, iż – niemal zawsze – stadiony polskich drużyn, które grają w europejskich pucharach są zamknięte dla kibiców, a za wyjazdowe mecze polskie kluby są karane dotkliwymi grzywnymi, gdyż rozprowadzająi bilety wśród swoich kiboli. Dotyczy to kiboli Lecha Poznań i Legii Warszawy, bo te kluby ostatnio reprezentują kraj na zewnątrz.

W Europie z kibolami – nie wiadomo dlaczego nazywanymi pseudokibicami – jakoś sobie poradzono i na trybunach widzimy rodziny, w Polsce to pozostaje w sferze marzeń, za obecnej władzy tak pozostanie. Kibole wnoszą estetyczną brzydotę, wulgarność zachowań i języka niestrawną dla najbardziej tolerancyjnych kibiców, jak ja. Warto podkreslać, iż doping kiboli nie jest wcale pomocny dla swoich drużyn. Polscy kibole tworzą subkulturę specjalnej troski.

Takich właśnie kiboli zaprasza Kościół na pielgrzymki na Jasną Górę. Kościół ma swój w tym cel, jak i politycy. PiS przyhołubia ten motłoch stadionów, a Kościół poprzez nich odbudowuje w kraju endencję i to tę nacjonalistyczną, która w razie czego może jako bojówki chwycić za kije bejsbolowe, albo za cięższy sprzet do walk ulicznych.

Kibole mają swojego duszpasterza, ks. Jarosława Wąsowicza, wielu księży identyfikuje się z tą subkulturą, jak choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, człowiek nie grzeszący subtelnym umysłem i mało chrześcijański, a wręcz wyznający polski ryt katolicyzmu odwetowego.

Na Jasnej Górze kibole usłyszeli od swych kapłanów, że ich patronami są żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, księża deklarowali wich imieniu: „Nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy, bo tylko odwołanie się do fundamentalnych wartości, które kształtowały tożsamość starego kontynentu, może pomóc jej dzisiaj obronić się przed unicestwieniem – z różańcami w ręku”.

Wiara księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego wlewana w kiboli nie jest wartością duchową, konfesyjną. metafizyczną, ale jest namaszczeniem na krucjatę przeciw innym, którzy tej formy nienawiści nie wyznają. Bo ta wiara kibolska kieruje się chrześcijańską nienawiścią, kołtuństwem.

Księża odpowiednim językiem „miłości” nastawili kiboli, aby zwalczali wrogów Kościoła i PiS-u, modląc się: „o światło Ducha Świętego dla opozycji, by potrafiła odnaleźć się dla dobra ojczyzny”. Czyli opozycja nie działa dla dobra ojczyzny, bo nie dotknęła ją ciemnota światła księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego.

Na efekty światła nienawiści wlanego kibolom na Jasnej Górze nie trzeba było długo czekać. Tego samego dnia najprawdopodobniej pielgrzymi kibole wracając do domów wypatrzyli okazję do krucjaty „dla dobra ojczyzny”.

Piszę „najprawdopodobniej”, bo takie jest w tej chwili rozpoznanie dziennikarskie. Około dziesięciu kiboli z Nowej Rudy spod Kłodzka wracając z Jasnej Góry zahaczyło o Namysłów, bo w Namysłowskim Ośrodku Kultury odbywało się spotkanie Mateusza Kijowskiego i Józefa Piniora z mieszkańcami miasta i członkami KOD-u.

Kibole od razu zrealizowali „fundamentalne wartości chrześcijańskie” wlane im w umysły przez księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego, bowiem zdemolowali hol ośrodka kultury i wdali się w przepychanki z członkami KOD. Musiała interweniować policja, a czterech policjantów ubezpieczało do końca spotkanie.

Rzadko tak szybko owoce uzyskuje słowo chrześcijańskie. Krucjata uderzyła miłością chrzescijańską w Namysłowie. Kościół może więc liczyć na kiboli, zatem można spodziewać się, że w najbliższych dniach takich uderzeń kibolskich będzie więcej. Na Jasnej Górze wlano im ducha walki fundamentalnej.

Więcej >>>

Kleofas Wieniawa

Po 27 latach demokracji znowu walczymy o wolność

znow

Po 27 latach demokracji Polacy znów muszą walczyć o wolność, pisze jeden z pierwszych promotorów polskiej suwerenności na Zachodzie po 1989 roku, Timothy Garton Ash.

Tak się porobiło. Nie potrzebowaliśmy hitlerowców z Zachodu, ani sowietów ze Wschodu, wróg przyszedł z wewnątrz, z demokratycznego mandatu.

Tacy wrogowie zdarzali się w przeszłości w niejednym kraju i są częto groźniejsi niż ci zewnętrzni, to wrogowie, którzy się farbują w patriotyczne barwy, są krzykliwi, kiczowaci, bez ludzi utalentowanych, bo tylko tacy są posłuszni, awansowani bez kompetencji.

Narodowy populizm demontuje nam państwo. Zdemontowane zostało już państwo prawa konstytucyjnego, demontaż przenosi się lotem zarazy na pozostałe dziedziny. Widzi to świat, który może nas tylko wesprzeć werbalnie, acz Unia Europejska ponadto sankcjami. Lecz tego wroga rozbroić możemy tylko my sami. Jeżeli nie uda się, bo opozycja okaże się za słaba, a społeczeństwo obywatelskie nie dość zdeterminowane, to szybciej niż nam się wydaje obudzimy się z ręką w nocniku, w braku niepodległości.

27 lat to więcej niż okres międzywojnia, lecz jakie to pocieszenie. Ash wskazuje na pewne mechanizmy w państwie, które korodowanie Polski przez PiS może powstrzymać, lecz czy stać nas na taką szeroką pracę u podstaw, czyt. naukę o nowoczesnym społeczeństwie?

Więcej >>>

Kibole na spotkaniu z Mateuszem Kijowskim. Demolka w holu ośrodka kultury [ZDJĘCIA]

Piotr Guzik, 07.01.2017

PATRYCJA WANOT

W sobotni wieczór w Namysłowskim Ośrodku Kultury odbyło się spotkanie z udziałem Mateusza Kijowskiego, lidera Komitetu Obrony Demokracji. Na sali nie brakowało jego przeciwników. Pojawili się też kibice piłkarscy, którzy zdemolowali hol NOK i wdali się w przepychanki z ludźmi KOD. Na miejsce wezwano policję.

Spotkanie w NOK rozpoczęło się krótko po godz. 19. Rozpoczęło się od tłumaczeń Kijowskiego odnośnie zamieszania z fakturami, o których donosiły Onet i „Rzeczpospolita”. Kijowski podkreślał, że sprawa będzie wyjaśniona w ciągu kilku dni, kiedy to zaprezentuje za co były wystawiane faktury. Przekonywał, że wykonywanie przez jego firmę usług sieciowych dla KOD było konieczne z racji ataków.

– Nie wydaje mi się też, by pojawienie się tej sprawy akurat teraz, gdy w KOD trwają wybory władz, było przypadkiem – stwierdził Kijowski nie wskazując jednak konkretnie kto miałby za to odpowiadać.

– W całej tej sytuacji otrzymałem dużo głosów wsparcia z całego kraju. Ludzie namawiają mnie, aby nie rezygnował. Dlatego zamierzam się ubiegać o fotel lidera. Szczególnie, że ustąpienie w obecnej sytuacji mogłoby być uznane za dowód winy – komentował Mateusz Kijowski.

Demolka w holu NOK

Gdy przyszło do zadawania pytań przez publiczność, na początku posypały się zarzuty wobec Kijowskiego, m.in. wobec jego rodziny. W sali pojawił się też zamaskowany młody człowiek. Okazało się, że w holu zgromadziła się blisko około dziesięcioosobowa grupa kibiców, którzy zaczęli demolować ozdoby świąteczne ustawione na stolikach w holu NOK.

Awanturujących się kibiców próbowali uspokajać ludzie KOD. Doszło do przepychanki, zostali też obrzuceni wyzwiskami. Na miejsce wezwano policję, której potrzebne było dodatkowe wsparcie. Czworo funkcjonariuszy było na miejscu do końca spotkania z Kijowskim. Okazało się, że kibole przyjechali z Nowej Rudy spod Kłodzka. Niewykluczone, że zahaczyli o Namysłów w drodze powrotnej z Jasnej Góry, gdzie odbyły się uroczystości z okazji IX Patriotycznej Pielgrzymi Kibiców. Byli na miejscu i krzyczeli potem przed budynkiem do czasu przyjazdu policji.

Rok PiS-owskich „agencji pracy”. Jak rozdawano posady?alttekst

KOD nie powinien stać się partią

Tymczasem spotkanie z Kijowskim trwało pomimo zadymy, która miała miejsce za drzwiami. Pytano m.in. o to, czy KOD nie powinien przeistoczyć się w partię polityczną. Mateusz Kijowski odparł, że nie.

– Owszem, powinniśmy rozmawiać z przedstawicielami różnych partii i szukać niw, na których można współpracować. Ale przeistaczając się w partię stalibyśmy się tylko kolejnym graczem na i tak ciasnym podwórku. Lepiej pozostać ruchem społecznym. Nie wyobrażam też sobie naszych ludzi na listach w wyborach. Albo chce się działać w ruchu, albo w polityce. Moim zdaniem nie da się robić jednego i drugiego – komentował.

Lider KOD podkreślał również, że działacze komitetu nie powinni dawać się prowokować stronie przeciwnej. – Szczególnie nie powinno dochodzić do aktów agresji. Bo jeśli zaczniemy odpowiadać siłą, to zniżymy się do poziomu oponentów. Konieczna jest rozmowa i próby dialogu z drugą stroną – przekonywał Mateusz Kijowski.

Jak chodzimy do kościoła? W Łodzi i Opolu większość wcale, a w Rzeszowie…alttekst

Pinior: Trzeba działać

Na miejscu był też Józef Pinior, legenda „Solidarności”, który wraz z burmistrzem Namysłowa Julianem Kruszyńskim odebrał w NOK certyfikat Przyjaciela KOD. Pinior podkreślał, że konieczna jest konsolidacja ludzi wokół KOD, ponieważ bez tego Polskę czeka pod rządami PiS to, co wydarzyło się na Węgrzech za rządów Viktora Orbana. – Ponieważ to, co się teraz dzieje, żywo przypomina PRL – przekonywał.

Nie wszyscy na sali się z nim zgadzali. – Przecież rząd PiS realizuje tylko swoje obietnice. Państwo staracie się go demonizować! – komentowano.

Józef Pinior odparł, że nie krytykuje programu 500 plus. – Natomiast demolkę Trybunału Konstytucyjnego przez PiS pod przykrywką realizacji programów socjalnych trzeba napiętnować. Teraz być może mało kto odczuwa tego skutki, ale wcześniej czy później każdy z nas na tym ucierpi – przekonywał.

Biskup Czaja ostro: PO sprzedawało wartości, PiS depcze ludzką godność i prawaalttekst

kibole

wyborcza.pl

„To ciężka próba dla nas wszystkich. Szczególnie teraz potrzebuję Waszej siły i pomocy”. Mocny list Petru do sympatyków

Ryszard Petru próbuje opanować sytuację w kryzysie, który dotknął opozycję.
Ryszard Petru próbuje opanować sytuację w kryzysie, który dotknął opozycję. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

„Rozumiem Wasze rozczarowanie spowodowane moją nieobecnością w sali plenarnej na przełomie roku. Jest mi przykro, jeśli ktokolwiek z Was poczuł się dotknięty. Ale właśnie teraz, kiedy rozgrywają się losy demokracji w Polsce, proszę Was o dodatkowe wsparcie i pomoc” – pisze Ryszard Petru w specjalnym liście do członków i sympatyków Nowoczesnej. „Szczególnie teraz potrzebuję Waszej siły i pomocy” – dodaje.

W trudnych dla opozycji chwilach chyba właśnie takiego głosu brakowało. Lider Nowoczesnej w weekend opublikował list do członków i sympatyków najpopularniejszej formacji opozycyjnej, w którym odnosi się do ostatnich kontrowersji, ale jednocześnie stanowczo przypomina, jaka jest stawka trwającej w Polsce walki o demokrację.

RYSZARD PETRU

przewodniczący Nowoczesnej w liście do sympatyków opozycji

Wydarzenia ostatnich dni to ciężka próba dla nas wszystkich. Od początku kadencji mamy do czynienia z władzą nieobliczalną, działającą bez skrupułów, dla której realizacja politycznego interesu jest ważniejsza od zachowania podstaw ładu demokratycznego. Nie mam złudzeń, że Prawo i Sprawiedliwość będzie dążyć do utrzymania władzy za wszelką cenę, nie licząc się z kosztami i nie bacząc na dobro Polski.(…)

Wartością naszego ruchu zawsze byli ludzie. Ich entuzjazm i wola walki o prawdziwie lepszą Polskę. Mam nadzieję, że tej wiary i nadziei wciąż nie utraciliście. Przed nami bowiem wciąż jeszcze mnóstwo wyzwań i przede wszystkim walka o odzyskanie Polski z rąk ludzi nieodpowiedzialnych, patrzących jedynie przez pryzmat interesu partyjnego.

Co ważne, Ryszard Petru podkreśla, że celem jego działań przede wszystkim ma być poszukiwanie kompromisu. „Jako odpowiedzialna opozycja, bacząc przede wszystkim na dobro Polski, musimy szukać rozwiązań, które służą nie nam, nie rządzącym czy opozycji, ale właśnie Polsce” – stwierdza szef Nowoczesnej.

ti-ciezka

naTemat.pl

SOBOTA, 7 STYCZNIA 2017

Petru w liście do członków Nowoczesnej: Rozumiem wasze rozczarowanie spowodowane moją nieobecnością na sali plenarnej

Ryszard Petru w liście do członków Nowoczesnej – który 300POLITYK publikuje jako pierwsze – odnosi się do swojej nieobecności na sali plenarnej Sejmu na przełomie roku. Przeprasza też tych, którzy poczuli się tym dotknięci. W niedzielę o 12:00 zbiera się zarząd Nowoczesnej – to będzie posiedzenie przed kluczowym dla kryzysu sejmowego tygodniem.

Jak pisze Petru:

„Wartością naszego ruchu zawsze byli ludzie. Ich entuzjazm i wola walki o prawdziwie lepszą Polskę. Mam nadzieję, że tej wiary i nadziei wciąż nie utraciliście. Przed nami bowiem wciąż jeszcze mnóstwo wyzwań i przede wszystkim walka o odzyskanie Polski z rąk ludzi nieodpowiedzialnych, patrzących jedynie przez pryzmat interesu partyjnego.

Chcę też byście wiedzieli, że rozumiem Wasze rozczarowanie spowodowane moją nieobecnością w sali plenarnej na przełomie roku. Jest mi przykro, jeśli ktokolwiek z Was poczuł się dotknięty. Ale właśnie teraz, kiedy rozgrywają się losy demokracji w Polsce, proszę Was o dodatkowe wsparcie i pomoc”

Petru uzasadnia też o polityczną taktykę Nowoczesnej w ostatnich dniach:

„(…) jako odpowiedzialna opozycja, bacząc przede wszystkim na dobro Polski, musimy szukać rozwiązań, które służą nie nam, nie rządzącym czy opozycji, ale właśnie Polsce. Dlatego jako przewodniczący klubu parlamentarnego Nowoczesnej, mimo wielu zastrzeżeń do procedowania nad budżetem przez PiS i jego akolitów, dążę do kompromisu”.

 

http://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/7,141637,21208156,trzymal-glowe-na-swym-towarzyszu-a-gdy-przejezdzal-pociag.html#BoxLokPozLink

Chuligani sympatyzujący z prawicą zaatakowali podczas spotkania sympatyków KOD. „Policja odgrodziła to bydło od ludzi”

Miejsce spotkania KOD zostało zdemolowane.
Miejsce spotkania KOD zostało zdemolowane. Fot. KOD

Podczas spotkania Komitetu Obrony Demokracji w Namysłowie grupa agresywnych mężczyzn wdarła się do środka. „Możemy się różnić. Nawet powinniśmy. Ale jest granica” – napisał na Facebooku Jacek Różycki załączając zdjęcia zdemolowanego pomieszczenia.

jacek-rozycki

Prawdopodobnie to atak chuliganów skłóconych z Komitetem Obrony Demokracji. Przypomnijmy, iż niedawno ONR informował o dokonaniu podobnego ataku w Przemyślu. „Przemyśl już działa. Wczoraj zaledwie kilku „nieznanych” sprawców pogoniło kilkudziesięciu szKODników, przy okazji rekwirując im banery” – donosili sympatycy skrajnej prawicy.

chuligani

naTemat.pl

Anne Applebaum*

Uwaga, Trump tuż-tuż. Już pokazał, że nie jest zainteresowany promowaniem amerykańskiej „wiary w demokrację”. Będzie flirtował z nacjonalistami?

07 stycznia 2017

Donald Trump

Donald Trump (Evan Vucci (AP Photo/Evan Vucci, File))Od dziesięcioleci obrona demokracji i wolności na świecie łączyła kolejnych przywódców USA i Europy. To się może szybko skończyć. Już za dwa tygodnie zaczyna rządy nowy amerykański prezydent.

 „Prowadzimy politykę zagraniczną, która jest zewnętrznym wyrazem wyznawanej przez nas wiary w demokrację. Robimy wszystko, co możemy, aby popierać wolne państwa i wolne narody na całym świecie, aby pomagać cierpiącym i prześladowanym w innych krajach i aby wzmacniać demokratyczne państwa w obliczu agresji”.

Harry S. Truman, przemówienie o stanie państwa, rok 1949

 Odkąd niemal 70 lat termu prezydent Harry S. Truman wypowiedział te słowa, świadomie lub nieświadomie każdy z kolejnych prezydentów USA brał je sobie do serca. Idea, że USA „powinny wzmacniać demokratyczne państwa w obliczu agresji” i utrzymywać sieć „wolnych państw i wolnych narodów” na całym świecie, doprowadziła do zawarcia potężnych przymierzy w Azji, a także do powstania licznych transatlantyckich i europejskich instytucji, które podtrzymywały bezpieczeństwo, wolność i dobrobyt Europy oraz jej sojusz z USA: Sojusz Północnoatlantycki, Radę Europy, Unię Europejską.  Funkcjonowanie tych instytucji wiązało się z ponoszeniem przez USA kosztów, ale ze względu na to, że ich istnienie jest fundamentem amerykańskiej potęgi w świecie – bo sojusznicy USA promują amerykańskie wartości i interesy na całym globie – żadna z administracji USA w ciągu ostatnich siedmiu dziesięcioleci nigdy nie dążyła do ich podważenia.

Kiedy za niecałe dwa tygodnie odbędzie się inauguracja prezydentury Donalda Trumpa, sprawa nie będzie się już tak przedstawiać. Trump wyraźnie pokazał, że nie jest zainteresowany promowaniem amerykańskiej „wiary w demokrację” ani utrzymywaniem przez Amerykę specjalnych relacji z „wolnymi państwami i wolnymi narodami”. Wiemy już, że zamiast tego postrzega Amerykę jako kraj zawierający transakcje w imię wąsko definiowanego interesu narodowego. Czy jednak pójdzie dalej?

Zobacz też: Mięknący Trump, atakujący Putin i ukryta opcja rosyjska – w „Temacie dnia” świat wg. prof. Kuźniara

W ostatnich paru tygodniach najdawniejsi i najbliżsi sprzymierzeńcy Ameryki w Europie zaczęli się obawiać, że Biały Dom Donalda Trumpa nie tylko może ich zaniedbać, co się zdarzało dostatecznie często w przeszłości, ale że może nawet dążyć do podważenia ich pozycji oraz ich instytucji. Najbardziej martwią ich związki między Trumpem, jego głównym doradcą i strategiem Stephenem K. Bannonem oraz Breitbart News, witryną internetową, którą Bannon kierował do czasu podjęcia pracy na rzecz Trumpa. Ciesząca się popularnością w USA witryna Breitbart stara się dzisiaj wykorzystać antyimigranckie i rasistowskie nastroje w Europie, promując, sprzedając i wykorzystując je, aby doprowadzić do wyboru populistycznych polityków, którzy równie sceptycznie jak Trump odnoszą się do NATO i którzy zrobią wszystko co w ich mocy, żeby zniszczyć Unię Europejską.

Na pierwszy ogień idą Niemcy i Francja – portal Breitbart oznajmił, że przed zbliżającymi się w Niemczech i we Francji wyborami zamierza otworzyć witryny niemiecko- i francuskojęzyczne. Można przewidzieć, co będą one głosić: ta strona internetowa entuzjastycznie opisywała francuski Front Narodowy, jawnie finansowany z rosyjskich funduszy i głoszący koniec NATO oraz wycofanie się Francji z Unii Europejskiej. Wkrótce po amerykańskich wyborach Marion Maréchal-Le Pen, siostrzenica przywódczyni Frontu Narodowego Marine Le Pen, zamieściła następujący tweet: „Odpowiadam »tak« na zaproszenie do współpracy ze strony Stephena Bannona, szefa kampanii prezydenckiej @realDonaldTrump”.

Breitbart często z uznaniem cytuje też Alternatywę dla Niemiec (AfD), antyimigrancką partię niemiecką, produkującą nagłówki i artykuły składające się wyłącznie z ataków na kanclerz Angelę Merkel. Czy Bannon wspiera szybki wzrost znaczenia AfD, podobnie jak Frontu Narodowego? AfD także ma przywódców wyrażających zachwyt wobec Rosji, przejawia głęboką niechęć do USA i sceptycyzm wobec NATO.

A czy, rzecz istotna, Trump popiera antyamerykańskich polityków? Nie wiemy, ale mogą być ku temu powody. Odpowiedź może tkwić w nihilizmie Bannona, w wyrażonej przez Trumpa wierze w ozdrowieńczą moc kryzysu i przemocy („Kiedy gospodarka się załamie, kiedy cały kraj trafi do piekła (…), dojdzie do rozruchów, a wtedy powrócimy w to miejsce, w którym się znajdowaliśmy, kiedy byliśmy wielkim krajem”) i być może w bliskich związkach tego Białego Domu z Rosją.

Oczywiście zniszczenie przymierza transatlantyckiego i Unii Europejskiej mogłoby wywołać niepewność i obniżenie standardów życia Europejczyków, nie mówiąc już o przemocy czy prawdziwym chaosie. Oczywiście destabilizacja w Europie nie leży w interesie amerykańskiego biznesu ani polityki. Parę osób mogłoby jednak na tym skorzystać. Rosja stałaby się znów liczącym się w Europie graczem. Plutokraci mogliby zarobić na katastrofie – fundusze hedgingowe, jak wiadomo, wolą brak stabilizacji. W wyniku takiej rewolucji władzę mogą zdobyć ludzie, których zwycięstwa zupełnie się nie spodziewamy.

Jest jasne, że są tacy członkowie ekipy Trumpa, którym nie spodoba się idea chaosu w Europie. Trudno sobie wyobrazić, żeby załamanie się NATO było atrakcyjne dla Jamesa N. Mattisa [emerytowanego generała piechoty morskiej] czy Rexa Tillersona [byłego prezesa i dyrektora naczelnego ExxonMobil]. Ale ponieważ nikt nie wie, kto będzie miał dostęp do ucha Trumpa, według jednego z niemieckich tygodników Merkel już zaczęła „przygotowywać się na najgorsze”.

Jest to przełomowy moment dla wszystkich przywódców europejskich, których większość dopiero teraz zaczyna zmagać się z faktem, że Rosja chce zniszczyć sojusz europejsko-amerykański. Czy kilka pokoleń po Trumanie będą musieli przygotować się na rząd amerykański, który też chciałby to zrobić?

przeł. Andrzej Ehrlich

*Anne Applebaum – amerykańska pisarka i publicystka, zdobywczyni Nagrody Pulitzera za książkę „Gułag”

(C) 2017 „The Washington Post”

zamiast-amerykanskiej

wyborcza.pl

Timothy Garton Ash: Patrzę na Polskę. Śmieję się i płaczę

Timothy Garton Ash, 07 stycznia 2017

Timothy Garton Ash

Timothy Garton Ash (Fot. Mateusz Skwarczek)

Cieszę się, bo znowu ci krnąbrni Polacy przystępują do walki o wolność. Płaczę, bo taka mobilizacja nie powinna być potrzebna po 27 latach demokracji.

Rok temu napisałem komentarz, w którym przestrzegałem przed zagrożeniami w polskiej polityce. Ukazał się w „Guardianie” pod dramatycznym tytułem „Niszczone są filary polskiej demokracji” i spowodował gniewne reakcje zwolenników rządzącego w Polsce Prawa i Sprawiedliwości.

Tytuł był, jak wtedy, szczerze mówiąc, sądziłem, nieco przesadzony. Jednak po roku widzę, jak coraz bardziej dewastowane są filary liberalnej polskiej demokracji. Jak chwieją się, choć jeszcze nie zostały zniszczone.

Timothy Garton Ash: Uwaga, Polska na zakręcie

Kiedy myślimy o stosowalności w przypadku Polski skrótowej formuły „nieliberalna demokracja”, winniśmy rozróżnić dwie rzeczy. Po pierwsze, mamy ideologiczno-kulturalno-polityczny program narodowo-populistycznej partii, która wygrała jednocześnie wybory parlamentarne i prezydenckie.

Nieżyczliwie można go nazwać połączeniem konsekwentnego antyliberalizmu z zastarzałym resentymentem zaprawionym paranoją. Nie lubię znakomitej części PiS-owskiego pakietu, jednak większość wyborców dała jasno do zrozumienia, że woli go od reszty oferty, a zwycięska partia ma prawo realizować swoją politykę.

Nie ma jednak prawa rozmontowywać instytucji, które umożliwiają społeczeństwu dokonywanie wolnych, przemyślanych wyborów, zapewniając zarazem ich wzajemną kontrolę. A to właśnie robi PiS.

Często oglądam polską telewizję publiczną. Niemal z dnia na dzień zamieniła się ona z nieco nudnego, lekko prorządowego kanału w tubę propagandową PiS-u.

Szopka noworoczna w TVP, czyli Sikorski jako „pan Applebaum”, a Rzepliński gada z penisem. Wolski: „Nic bym nie zmienił”

Trybunał Konstytucyjny poddany został kontroli sędziów związanych z partią rządzącą mimo protestów społecznych organizowanych przez Komitet Obrony Demokracji i kolejnych ostrzeżeń Brukseli, że łamane są unijne zasady rządów prawa.

W zaproponowanym wariancie projekt ustawy o zgromadzeniach przewidywał rzecz niesłychaną: że zarejestrowana demonstracja, powiedzmy partii opozycyjnej, przegrywa z później zarejestrowaną demonstracją rządową lub, uwaga, kościelną.

Podczas Bożego Narodzenia Sejm zamienił się w farsę, kiedy opozycja zaczęła okupować mównicę, a posłowie rządzącej partii przenieśli się do sąsiedniej sali, gdzie w chaosie unoszonych rąk uchwalili ustawę budżetową. Analitycy przewidują, że kolejnym krokiem może być zmiana ordynacji wyborczej.

Ruch Kontroli Wyborów proponuje zmiany w systemie wyborczym. „Prosił o to marszałek Kuchciński”

Ale bardziej niż tempo i zajadłość tej „orbanizacji” szokuje słabość, jaką objawiły instytucje polskiej liberalnej demokracji, na którą nakłada się słaba jakość opozycji.

Zamiast umacniać instytucje, Polska cofnęła się do żywej tu tradycji protestów pozaparlamentarnych, wizji społeczeństwa organizującego się obok państwa lub przeciw niemu. Niektóre z tych demonstracji robią wrażenie, zwłaszcza tzw. czarny protest, podczas którego dziesiątki tysięcy kobiet zabrały głos przeciwko katolicko-konserwatywnemu zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Przede wszystkim jednak, kiedy patrzę na marsze przeciągające ośnieżonymi ulicami polskich miast i słyszę znajomą kadencję skandowania, kiedy stary dobry Lech Wałęsa mówi, że „patrioci muszą się zjednoczyć”, żeby pozbyć się PiS-u bliżej nieokreślonymi „mądrymi, atrakcyjnymi i pokojowymi” metodami, chce mi się naraz śmiać i płakać.

Cieszę się, bo znowu ci krnąbrni Polacy przystępują do walki o swoją wolność.

Płaczę, bo taka społeczna mobilizacja nie powinna być potrzebna po 27 latach parlamentarnej demokracji.

Jak mówi Brechtowski Galileusz, „nieszczęśliwy jest kraj, który potrzebuje bohaterów”. Jeśli mamy dobrze funkcjonujący parlament, silny, niezależny sąd konstytucyjny, bezstronne media publiczne i profesjonalne służby publiczne, nie potrzebujemy Komitetu Obrony Demokracji. Liberalna demokracja winna mieć własne, wbudowane mechanizmy obronne, jak zdrowy organizm swój układ odpornościowy.

Powiecie, że polska demokracja jest taka młoda. Owszem, ale gdyby to były Niemcy zachodnie i punkt startowy w roku 1945 – mielibyśmy już rok 1972. 27 lat od nowego otwarcia Niemcy, które przeżyły o wiele gorszą dyktaturę, miały, jak się zdaje, znacznie silniejszą strukturę instytucjonalną niż ma Polska pod naporem populizmu. Nie posunę się do powtarzania starego dowcipu, że Niemcy potrafią sprawić, że każdy system będzie działać, a Polacy każdy obalić.

Ale rzuca się w oczy kontrast między niemiecką umiejętnością budowania sprawnego państwa i siłą polskiego społeczeństwa umiejącego zorganizować się przeciw państwu.

Co robić? Teoretycznie UE może już w marcu odwołać się do artykułu 7 traktatu europejskiego, który przewiduje sankcje przeciwko krajowi członkowskiemu uporczywie naruszającemu europejskie normy, w tym zasadę rządów prawa. W praktyce każdy taki krok zablokują Węgry i prawdopodobnie nowy najlepszy przyjaciel Polski – Wielka Brytania.

Troska wyrażana przez Europejczyków ma swoją wagę, ale to, co stanie się w Polsce, zależy od samych Polaków.

Gdyby, co mało prawdopodobne, młody Polak lub Polka poprosili mnie o radę, przypomniałbym im hasło niemieckiego roku 1968: „Długi marsz poprzez instytucje”. Ten długi marsz nie musi być tak atrakcyjny jak demonstracje przed parlamentem, ale to, czego Polska potrzebuje, to ludzi z zasadami. Wykształconych, gotowych pracować w jej parlamencie, sądach, służbie publicznej, szkołach i mediach. Ludzi, którzy wzmocnią system odpornościowy ciągle zastraszająco kruchej demokracji.

*Timothy Garton Ash – ur. w 1955 r., brytyjski historyk, jako jeden z pierwszych opisał fenomen „Solidarności”. Dziś profesor europeistyki na Uniwersytecie Oksfordzkim, senior fellow w Hoover Institution na Uniwersytecie Stanforda

przeł. Sergiusz Kowalski

 

znow

wyborcza.pl

Pielgrzymka kibiców na Jasną Górę. Ks. Wąsowicz: Nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy

Maciej Bednarek, PAP, 07 stycznia 2017

Częstochowa. Pielgrzymka kibiców na Jasną Górę

Częstochowa. Pielgrzymka kibiców na Jasną Górę (ŁUKASZ KOLEWIŃSKI)

Przedstawiciele środowiska kibiców piłkarskich po raz dziewiąty przybyli w sobotę na Jasną Górę. Podczas mszy duszpasterz środowisk kibicowskich ks. Jarosław Wąsowicz ogłosił nową inicjatywę, jaką ma być różaniec kibiców. Wkrótce ruszy strona internetowa na ten temat.

„Chciałbym, abyśmy naszą tegoroczną pielgrzymką podjęli nową inicjatywę: żywego różańca kibiców, trwającego na modlitwie za Polskę, za nasze środowisko, za nasze rodziny, byśmy stawali się coraz lepsi” – powiedział ks. Wąsowicz.

Dodał, że strona internetowa tego wydarzenia będzie udostępniona w najbliższych dniach.

„Jedna dziesiątka różańca dziennie to niewielkie poświęcenie, a wiele może w naszym życiu zmienić” – mówił w homilii duszpasterz kibiców.

Do zgromadzonych mówił, że organizowane od dziewięciu lat jasnogórskie spotkanie środowiska kibiców pod nazwą „Patriotyczna Pielgrzymka Kibiców” to „świadectwo wiary i patriotyzmu” jego uczestników.

Transparenty i klubowe szaliki kibiców – „barwy, którą noszą w sercu” – poświęcił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Z pielgrzymami spotkał się prezes IPN Jarosław Szarek.

Modlitwa za prezydenta i opozycję

Na Jasnej Górze modlono się nie tylko w intencjach kibiców i klubów sportowych, ale także m.in. w intencji ojczyzny, prezydenta i rządzących – „za polski rząd, za parlament, aby światło rozbłysłej nadziei, jakie dają ostatnie przemiany w naszym kraju, nigdy nie zgasło, o światło Ducha Świętego dla opozycji, by potrafiła odnaleźć się dla dobra ojczyzny”.

Ks. Wąsowicz wskazał, by na wydarzenia ostatnich tygodni ubiegłego roku w Polsce oraz na wszystko co dzieje się wokół nas, patrzeć – jak mówił – „oczami wiary”. „Będziemy wówczas jasno widzieli, co pochodzi od Boga, a co nie jest od niego” – powiedział.

Wąsowicz nawiązał też do przypadającej w tym roku 75. rocznicy powstania Narodowych Sił Zbrojnych oraz 75. rocznicy męczeństwa pięciu wychowanków Oratorium Salezjańskiego z Poznania – żołnierzy Narodowej Organizacji Bojowej, zgilotynowanych w 1942 r. w Dreźnie i beatyfikowanych – wśród innych męczenników – przez Jana Pawła II.

Ks. Wąsowicz: Chcemy chrześcijańskiej Europy

„W 75. rocznicę ukonstytuowania się Narodowych Sił Zbrojnych z różnych organizacji konspiracji narodowej chcemy oddać hołd tym niezłomnym rycerzom naszej walki o niepodległość, przywołać przed Panem Bogiem ich imiona, bo wierzymy, że są zapisane w niebie. Dla polskiej historii odzyskujemy pamięć o naszych bohaterach od kilkunastu lat, także dzięki zaangażowaniu kibiców. W przestrzeni państwowej – dopiero w ostatnich latach, za sprawą Narodowego Święta Żołnierzy

Wyklętych, państwowych pochówków z wojskowymi honorami i udziałem w nich prezydenta RP, premier i ministrów naszego rządu. Moglibyśmy rzec – nareszcie” – powiedział ks. Wąsowicz.

I dodał: „My, podobnie jak nasi patroni, żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, błogosławiona poznańska piątka męczenników II wojny światowej, nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy, bo tylko odwołanie się do fundamentalnych wartości, które kształtowały tożsamość starego kontynentu, może pomóc jej dzisiaj obronić się przed unicestwieniem – z różańcami w ręku” – dodał ks. Wąsowicz.

modlitwa

wyborcza.pl

Mateusz Kijowski w sprawie faktur: Dałem okazję do ataków na KOD. Przepraszam

Maciej Bednarek, 07 stycznia 2017

Mateusz Kijowski

Mateusz Kijowski (Fot. Łukasz Kolewiński / AG)

„W moim własnym imieniu, a także wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że KOD znalazł się w kryzysowej sytuacji, serdecznie przepraszam. To, że nie zostało naruszone prawo ani wewnętrzne zasady komitetu społecznego, nie oznacza, że wszystko jest czytelne i transparentne” – napisał na Facebooku lider Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski.

Kijowski przyznał, że dał okazję do ataków na KOD, co obciąża tysiące zaangażowanych i aktywnych działaczy i sympatyków. „Bardzo Was wszystkich za to przepraszam” – napisał.

mateusz-kijowski

Kilka dni temu wyszło na jaw, że firma Kijowskiego i jego żony Magdaleny wystawiła KOD-owi faktury na kwotę ponad 90 tys. zł za wykonanie usług informatycznych. Pieniądze pochodziły ze zbiórek. Kijowskiego oskarża się o konflikt interesów.

Zobacz też: Potrzebny jest nadzwyczajny zjazd KOD – Jarosław Kurski komentuje sprawę wynagrodzenia Mateusza Kijowskiego

Kijowski o fakturach: głupia decyzja

Lider KOD zapewnił, że w najbliższych dniach przedstawi informacje i dokumenty wyjaśniające okoliczności sprawy. „Jestem przekonany, że pozwolą one wszystkim zrozumieć, co się faktycznie wydarzyło” – pisze Kijowski.

„Z dzisiejszej perspektywy cała sytuacja wygląda inaczej niż wtedy, kiedy były podejmowane decyzje. W okresie dynamicznego rozwoju KOD-u, w okresie ciągłych ataków na wszelkie przejawy istnienia KOD-u, szczególnie te w internecie i mediach społecznościowych, decyzje trzeba było często podejmować w sposób niemal natychmiastowy, a kontrola nad całością naszych stron, grup i innych form komunikacji była krytycznym aspektem naszego istnienia” – tłumaczy Kijowski.

Przyznaje jednak, że Komitet Społeczny, który finansował działalność KOD w pierwszych miesiącach istnienia, nie miał prawa nikogo zatrudniać ani wypłacać żadnych wynagrodzeń. „Decyzja o wystawianiu faktur za działania w obszarze informatyki, z dzisiejszej perspektywy głupia, wtedy wydawała się najlepszym rozwiązaniem. Nie chcieliśmy szukać rozwiązań sztucznych czy naciąganych ani omijających obowiązujące w Polsce prawo” – czytamy w oświadczeniu.

Zjazd KOD 18 lutego?

Kijowski apeluje: „Szukajmy rozwiązań, wyjaśniajmy, usuwajmy przeszkody, ale szanujmy się i nie atakujmy tych, którzy mają wątpliwości lub inne zdanie”.

Jego zdaniem „jedyną ostateczną formą uznania zdania wszystkich członków KOD-u są wybory. W sytuacji, która powstała, jest to również sprawa niezwykle pilna, a kontrola nad całym procesem powinna być powierzona wszystkim KODerkom i KODerom, a także osobom publicznego zaufani”.

Mateusz Kijowski proponuje przyspieszenie krajowego zjazdu programowo-wyborczego KOD, który mógłby się odbyć 18 lutego 2017 r.

Apeluje o powstrzymanie się członków zarządu KOD od wszelkich działań, które nie są związane z realizacją procesu demokratycznych wyborów.

Do czasu wyborów – zdaniem Kijowskiego – kierowanie działaniami KOD-u powinna przejąć Rada Regionów.

Rada Regionów KOD powinna też przeprowadzić audyt „merytoryczny i etyczny” Komitetu Społecznego KOD oraz Stowarzyszenia Komitet Obrony Demokracji i powierzenie jego realizacji Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia wspieranej przez osoby zaufania publicznego.

„Liczę, że realizacja tych propozycji pozwoli utrzymać zaangażowanie obywateli w działania KOD-u, które służą obronie Polski przed zagrożeniem totalitaryzmem i autorytarnymi rządami antydemokratycznej partii władzy” – kończy Kijowski.

kijowski

wyborcza.pl

„Kurwizja!”. Takimi okrzykami powitano Gmyza z TVP na pokazie „Smoleńska” w Berlinie

Cezary Gmyz był na berlińskiej premierze "Smoleńska"
Cezary Gmyz był na berlińskiej premierze „Smoleńska” Fot. P. Wierzchowski/Agencja Gazeta

W Berlinie pokazano wreszcie „Smoleńsk”Antoniego Krauzego. Organizatorem była grupa artystyczna „Polski Klub Nieudaczników”. Emocji nie brakowało.

„Smoleńsk” wyświetlono w berlińskim kinie „Babylon”. Zainteresowanie było duże – ponad 500 Polaków i Niemców zjawiło się obejrzeć w piątkowy wieczór „dzieło” Antoniego Krauzego. Część z nich musiała siedzieć na dostawionych krzesłach.

Radośni, otwarci, tolerancyjni ludzie, witający mnie po berlińskim pokazie Smoleńska przyjaznymi okrzykami – kurwizja

„Radośni, otwarci, tolerancyjni ludzie, witający mnie po berlińskim pokazie Smoleńska przyjaznymi okrzykami – kurwizja” – napisał na Twitterze Cezary Gmyz, polski korespondent TVP z Berlina, którego najwyraźniej zabolała reakcja publiczności.

Według relacji, publiczność reagowała żywiołowo jeszcze podczas projekcji. Później doszło do dyskusji, zorganizowanej przez „Klub Polskich Nieudaczników”– grupy artystów polskiego pochodzenia. Obecny był na niej Cezary Gmyz, berliński korespondent TVP, który „ubolewał”, że nie został tam przyjęty zbyt entuzjastycznie.

Ale o co chodzi Czarek? Przecież ciężko na to pracowałeś. Twoi nowi szefowie też. Po prostu

Szybko, także za pośrednictwem Twittera, odpowiedział mu publicysta „Gazety Wyborczej”, Bartosz Wieliński: „Ale o co chodzi Czarek? Przecież ciężko na to pracowałeś. Twoi nowi szefowie też”.

Cezary Gmyz swoimi oryginalnymi korespondencjami (m.in z papierosem w ustach), szybko wyrobił sobie opinię jednego z najbardziej osobliwych nabytków TVP pod rządami PiS.

źródło: Twitter, TVP info

zamiast

natemat.pl

z21213485qkon-sereno-wzruszyl-innych-uczestnikow-pogrzebu

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,21213393,jego-wlasciciel-zginal-w-wypadku-motocyklowym-reakcja-konia.html#Prze

MSZ łagodzi stanowisko w sprawie listy ludzi kultury. A ci protestują przeciw polecaniu ich Instytutom Polskim. Albo się cieszą

Milena Rachid Chehab, 07 stycznia 2017

Szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski

Szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Podpisuję wyłącznie własne książki, a nie ‚listy obecności’, które stają się listami politycznej weryfikacji” – zadeklarowała pisarka Elżbieta Cherezińska, która znalazła swoje nazwisko na ujawnionej przez „Wyborczą” liście MSZ. Po naszym tekście resort częściowo wycofuje się z pomysłu rekomendowania Instytutom Polskim ludzi kultury zaaprobowanych przez centralę.

W środę napisaliśmy o liczącej ok. 150 nazwisk liście ludzi kultury i historyków, którą MSZ wręczył 24 dyrektorom Instytutów Polskich. To placówki odpowiedzialne za promocję kultury polskiej za granicą (a od roku – także wśród Polonii).

Wśród „ludzi pióra, publicystów” nie znaleźli się najchętniej tłumaczeni pisarze (np. Olga Tokarczuk, Andrzej Sapkowski, Andrzej Stasiuk), znalazło się za to miejsce dla publicystów związanych z mediami prorządowymi (m.in. Cezary Gmyz, Jerzy Targalski, Jan Pietrzak, Piotr Semka, Tomasz Terlikowski).

Wśród ludzi filmu zabrakło m.in. laureata Oscara Pawła Pawlikowskiego, wśród historyków  specjalizujących się w relacjach polsko-żydowskich nie było Barbary Engelking i Dariusza Libionki, którzy zwracają uwagę także na mroczne z polskiego punktu widzenia aspekty wspólnej historii.

MSZ przynajmniej część nazwisk umieścił na liście bez wiedzy i zgody zainteresowanych, co wywołało zdumienie zwłaszcza wśród tych, którzy nie są sympatykami dzisiejszej władzy.

Zobacz też:Kofta: To pomysł rodem ze Związku Radzieckiego

Filmowcy: Brutalna ingerencja w swobodę dostępu do polskiej kultury

„Podpisuję wyłącznie własne książki, a nie ‘listy obecności’, które stają się listami politycznej weryfikacji” – napisała na Facebooku Elżbieta Cherezińska. Autorce popularnych powieści historycznych nie spodobało się wykorzystanie jej w charakterze „listka figowego”, dzięki któremu lista wygląda na pluralistyczną.

elzbieta

Justynie Sobolewskiej, krytyczce literackiej „Polityki”, która na początku myślała, że umieszczenie jej na liście to pomyłka lub żart, ta „obecność (…), delikatnie mówiąc, nie sprawia przyjemności”. „Bo przecież jeśli miałabym opowiadać gdziekolwiek o polskiej literaturze, to mówiłabym przede wszystkim o tych, których nie ma na liście, a są chętnie tłumaczeni i zapraszani, którzy rzeczywiście promują kulturę polską” – pisze Sobolewska na stronie tygodnika, zaznaczając, że sam pomysł sporządzenia takiej listy wydaje jej się niewyobrażalny, bo dzieli twórców na słusznych i niesłusznych.

W podobnym tonie wypowiedzieli się w liście protestacyjnym reżyserzy, którzy znajdują się na liście MSZ. Oni jednak upomnieli się także o pominiętych: „Wybitne koleżanki i kolegów z różnych dziedzin kultury i sztuki”:

„Odbieramy ich nieobecność jako próbę cenzury politycznej i brutalną ingerencję w swobodę dostępu do polskiej kultury za granicą. Tworzenie list artystów według politycznego klucza, dzielenie ich na prawomyślnych i nieprawomyślnych jest dla nas nie do przyjęcia. Cofa nas do ery komunizmu i kultury ręcznie sterowanej – napisali m.in. Jan Komasa, Joanna Kos-Krauze, Paweł Łoziński, Wojciech Smarzowski i Agnieszka Smoczyńska.

Celiński: dyplomata czy cieć?

Na centralne sterowanie zwracał uwagę Artur Celiński z „Res Publiki Nowej” w Tok FM: – Jeżeli powstaje taka lista, to równie dobrze dyrektorów Instytutów mogłoby nie być. Mógłby być jeden kaowiec w ministerstwie, który przygotowałby tournee po świecie np. Jana Pietrzaka. Ktoś pomylił rolę polityka odpowiedzialnego za dyplomację kulturalną z cieciem, który chciałby wszystko kontrolować i ostatni zamykać drzwi.

Listy MSZ i umieszczenia na niej Jana Pietrzaka bronił z kolei – także w Tok FM – Agaton Koziński z „Polska The Times”: – Pietrzak to całkiem inna wrażliwość niż Olga Tokarczuk czy Andrzej Stasiuk, ale Stasiuk w Niemczech ma taką markę, że nie potrzebuje tego typu rekomendacji, a Pietrzak reprezentuje pewną wrażliwość Polaków, która była kompletnie niereprezentowana przez poprzednie ekipy.

Terlikowski: nic o tym nie wiedziałem

Lista była również tematem konferencji zorganizowanej w środę przez Platformę Obywatelską. Rafał Grupiński stwierdził, że stworzenie listy osób, które „depczą wartości wyznawane przez inne środowiska i które tolerancją, która jest podstawą wolnej kultury, raczej nigdy do tej pory się nie wykazywali”, a które teraz mają promować polską kulturę za granicą, to „windowanie swojego środowiska także w sensie finansowym”.

Lista, jak się okazuje, dała też niektórym trochę radości: „Miło, że mnie doceniono, ale ja nic o tym nie wiedziałem” – napisał na Twitterze Tomasz Terlikowski. I zaznaczył, że jeśli chodzi o niego, rekomendacje MSZ jeszcze nie zadziałały, bo „nigdzie nie bywał”.

Dowiedziałem się, że jestem na liście MSZ-u. Miło, że mnie doceniono, ale ja nic o tym nie wiedziałem. I nigdzie nie bywałem 🙂

MSZ: lista nie jest zamknięta

Głos w sprawie zabrało też biuro prasowe Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które przed publikacją pierwszego tekstu nie odpowiedziało nam na większość pytań o listę. MSZ zdaje się łagodzić stanowisko.

„Placówki zagraniczne mają nieograniczoną możliwość kontynuowania współpracy z dotychczasowymi twórcami i ekspertami.

Zachowują one w tym zakresie pełną swobodę. Wskazani eksperci to jedynie dodatkowe nazwiska, propozycje, które mogą zostać dodane do istniejących już od lat kontaktów Instytutów Polskich” – czytamy w mejlu do „Wyborczej”.

Nie oznacza to, że lista przestaje istnieć, ale że „nie jest zamknięta, ulega ciągłej aktualizacji i jest jedynie uzupełnieniem i rozszerzeniem wypracowanych przez lata kontaktów kadr Instytutów Polskich”.

Wcześniej słano listy kucharzy

– Ludzie, którzy w dyplomacji kulturalnej pracują od lat, nie będą korzystać z takiej listy, bo wiedzą, jak bardzo ucierpiałaby na tym jakość ich pracy – komentuje dyplomata od lat zatrudniony w MSZ. – Lista powstała z myślą o nowych pracownikach, którzy jadą na placówki w wyniku ostatnich zmian w Instytutach Polskich. A jest ich coraz więcej, bo na stanowiskach kierowniczych w Instytutach następują kolejne zmiany. Nowi pracownicy to często ludzie bez doświadczenia, więc dzięki takiej liście nie będą na miejscu przejmować starych nawyków, ale od początku dowiedzą się, kto jest słuszny.

Nasz rozmówca jednocześnie przyznaje, że listy z namiarami ekspertów wysyłanymi do dyrektorów IP zdarzały się już wcześniej: – Wtedy jednak rozsyłana była np. lista polskich kucharzy, bo po pierwszej w historii gwiazdce Michelin dla polskiej restauracji wzrosło na nich zapotrzebowanie.

msz

wyborcza.pl

Aleksandra Klich

Trzej królowie dostaliby w zęby

06 stycznia 2017

Trzej królowie otwierają orszak we Wrocławiu

Trzej królowie otwierają orszak we Wrocławiu (Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta)

Trudno o bardziej celny symbol hipokryzji w obliczu rasistowskich napaści, do których dochodzi w Polsce od tygodni, niż orszaki Trzech Króli na ulicach polskich miast. Zamiast chrześcijańskiej miłości do bliźniego i miłosierdzia mamy puste ornamenty.

Zgodnie z tradycją Kacper, Melchior i Baltazar – trzej królowie czy też magowie, uczeni – poszli złożyć pokłon nowo narodzonemu Chrystusowi. Z własnej woli, powodowani miłością, podziwem i szacunkiem.

Na powstających od średniowiecza obrazach pokazywano ich jako przedstawicieli trzech najważniejszych ras albo trzech stron świata: Afryki, Azji i Europy – o czarnym, śniadym i białym kolorze skóry. Gdyby dziś wyszli na polskie ulice w cywilu, dwaj pierwsi dostaliby w zęby za „ciapaty” wygląd, a trzeci, biały – za to, że się z tamtymi zadaje.

Sześć rasistowskich ataków w cztery dni. Pakistańczyk, który w Ozorkowie został ciężko pobity, bo przyznał, że jest muzułmaninem. Bar w Lubinie wymalowany sprayem: „Jeb… ISIS” (właściciele akurat nie są muzułmanami, tylko hindusami).

Wspaniale, że część Polaków pomaga obcokrajowcom: zrzucają się na wybite szyby, w ramach solidarności przychodzą na obiad na kebab. Wspaniale, że są księża, którzy proszą, by porzucić przemoc, że kardynał Nycz prosi, byśmy pomagali jak umiemy uchodźcom z Bliskiego Wschodu, a kardynał Dziwisz – byśmy budowali świat jedności bez uprzedzeń rasowych czy kulturowych.

Dlaczego jednak głos Kościoła w Polsce jest tak niejednoznaczny? Dlaczego biskupi nie wzywają rządu do ścigania sprawców, do napiętnowania nienawiści i przemocy? Dlaczego pozwalają, by minister Błaszczak wygadywał bzdury, że „nie ma problemu rasizmu w Polsce” i że to „tylko incydenty” rozdmuchane przez rozhisteryzowaną opozycję i liberalne media?

Milczenie biskupów jest postawą Piłata. Piłat był namiestnikiem cezara, biskup winien naśladować Jezusa.

Zobacz też: Aleksandra Klich, Omenaa Mensah i Joanna Subko o mowie nienawiści w „Studio pod parasolką”

 

trzej

wyborcza.pl

 

Karol Modzelewski

O parlamentarnym zamachu stanu

07 stycznia 2017

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)

Słowa Jarosława Kaczyńskiego o puczu, którego dopuściła się parlamentarna opozycja, okupując salę obrad plenarnych i zamawiając kanapki, wywołały falę szyderczych komentarzy. Nie podzielam ich satyrycznej tonacji, nie jest mi do śmiechu.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Z prasowych przecieków wiadomo, że prezes Jarosław Kaczyński na zamkniętym posiedzeniu kierowniczego gremium politycznego PiS zapowiadał poważne i brzemienne w skutki wydarzenia polityczne w Sejmie w grudniuminionego roku. Tak też się stało. Kryzys na sali sejmowej nie był więc dla niego zaskoczeniem, choć nie wiem, czy przewidział blokadę sali sejmowej przez parlamentarną opozycję.

Najpoważniejszym zarzutem sejmowej opozycji wobec tego, co stało się w Sali Kolumnowej, jest wątpliwość co do kworum, a więc co do prawomocności uchwalonej tam ustawy budżetowej. Nie lekceważę wymogów prawa, ale daleko ważniejszy od naruszenia procedury wydaje mi się groźny precedens: po raz pierwszy partia dysponująca większością kilku mandatów zebrała się na odrębnym posiedzeniu bez udziału opozycji, by uchwalić ustawę jako Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Prominentni politycy PiS mówią o możliwości przystosowania Sali Kolumnowej lub innego pomieszczenia do przyszłych obrad takiego kadłubowego Sejmu. Często powołują się na demokratyczny mandat do sprawowania władzy i przeprowadzania zmian ustrojowych uzyskany w powszechnych wyborach.

Jednak zwycięstwo wyborcze nie upoważnia zwycięskiej partii do samowoli ani do zmiany konstytucyjnego ustroju państwa. Polska jest demokracją parlamentarną. Wykluczenie opozycji z obrad i głosowań Sejmu łamie podstawową regułę demokracji parlamentarnej i faktycznie oznacza obalenie demokratycznego ustroju.

Zaporą przeciwko takiemu zamachowi jest wymóg konstytucyjnej większości dwóch trzecich przy uchwalaniu ustaw zmieniających ład ustrojowy. PiS większości takiej nie ma. Dopiero wykluczenie opozycji z obrad sprawi, że klub PiS osiągnie większość pozwalającą na zmianę konstytucji. Oznaczałoby to parlamentarny zamach stanu, a więc to, o co prezes Kaczyński obwinił parlamentarną opozycję.

Demokracja jest silna poparciem obywateli. Może upaść, gdy zabraknie ich zgody co do podstawowych reguł demokracji. W ostatnich wyborach doszło do głosu rozczarowanie znacznej części obywateli niedostatkiem równości i braterstwa w wolnej Polsce. Nie oznacza to jednak, że rozczarowani obywatele porzucili ideał wolności. Od postaw obywateli, a więc od siły oporu społecznego, zależeć będą losy polskiej demokracji, a także to, czy obecny kryzys parlamentarny zaowocuje utworzeniem kadłubowego Sejmu jako alibi dla dyktatury.

Zobacz też: „Jaki prezes, taki pucz” – Andrzej Halicki w 3×3

 

gdy

wyborcza.pl

c1kvls8xgaaaczf

Stasiuka wolę od bieda-mesjanizmu Żaryna