Kibole na Jasnej Górze
Od dziewięciu lat Kościół katolicki przytula do swego łona kibiców i kiboli, urządzając im pielgrzymkę na Jasną Górę. Ten stop kleru z kibicami musi dziwić. Bowiem kibice zjeżdżają ze sztandarami klubów kibica, szalikami klubowymi i wszelkimi gadżetami. To są ci ludzie z tzw. żylet na swoich stadionach, a na wyjazdach czynią zamieszanie i harmider takie, iż policja dowozi ich na stadiony, ma baczenie w trakcie meczów i odwozi po spotkaniach. I tak dochodzi niemal zawsze do bijatyk między kibolami, a duże miasta z ekstraklasowymi drużynami przeżywają stres, bo ten kibolski motłoch idzie ulicami i używa takiego języka, iż należy dzieciom zatykać uszy, samemu zresztą też.
Wcale nie przesadzam, bo byłem piłkarzem i jestem kibicem. Wiem, co znaczą emocje i kiedy sędziego nazywa się kaloszem, ale nie rozumiem, jak kluby mogą tolerować sektory ultrasów i tzw. żylety. Kibole nie oglądają meczów, skupiają się na eksponowaniu swoich emocji w ekstremalnych rejestrach wycia, darcia i śpiewu, iż trudno je nazwać ludzkimi, raczej zwierzęcymi. Kluby wcale nie muszą być wobec nich bezradne, lecz często dla świętego spokoju nie wypleniają kiboli z trybun. Efekty mamy takie, iż – niemal zawsze – stadiony polskich drużyn, które grają w europejskich pucharach są zamknięte dla kibiców, a za wyjazdowe mecze polskie kluby są karane dotkliwymi grzywnami, gdyż rozprowadzają bilety wśród swoich kiboli. Dotyczy to kiboli Lecha Poznań i Legii Warszawy, bo te kluby ostatnio reprezentują kraj na zewnątrz.
W Europie z kibolami – nie wiadomo dlaczego nazywanymi pseudokibicami – jakoś sobie poradzono i na trybunach widzimy rodziny. W Polsce pozostaje to w sferze marzeń, za obecnej władzy tak pozostanie. Kibole wnoszą estetyczną brzydotę, wulgarność zachowań i języka niestrawną dla najbardziej tolerancyjnych kibiców, jak ja. Warto podkreślić, iż doping kiboli nie jest wcale pomocny dla swoich drużyn. Polscy kibole tworzą subkulturę specjalnej troski.
Takich właśnie kiboli zaprasza Kościół na pielgrzymki na Jasną Górę. Kościół ma swój w tym cel, jak i politycy. PiS przyhołubia ten motłoch stadionów, a Kościół poprzez nich odbudowuje w kraju endecję i to tę nacjonalistyczną, która w razie czego może jako bojówki chwycić za kije bejsbolowe albo za cięższy sprzęt do walk ulicznych. Kibole mają swojego duszpasterza, ks. Jarosława Wąsowicza, wielu księży identyfikuje się z tą subkulturą, jak choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Na Jasnej Górze kibole usłyszeli od swych kapłanów, że ich patronami są żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, księża deklarowali w ich imieniu: „Nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy, bo tylko odwołanie się do fundamentalnych wartości, które kształtowały tożsamość starego kontynentu, może pomóc jej dzisiaj obronić się przed unicestwieniem – z różańcami w ręku”.
Wiara księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego wlewana w kiboli nie jest wartością duchową, konfesyjną, metafizyczną, ale jest namaszczeniem na krucjatę przeciw innym, którzy tej formy nienawiści nie wyznają. Księża odpowiednim językiem „miłości” nastawili kiboli, aby zwalczali wrogów Kościoła i PiS-u, modląc się: „o światło Ducha Świętego dla opozycji, by potrafiła odnaleźć się dla dobra ojczyzny”. Czyli opozycja nie działa dla dobra ojczyzny, bo nie dotknęła ją ciemnota światła księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego.
Na efekty światła nienawiści wlanego kibolom na Jasnej Górze nie trzeba było długo czekać. Tego samego dnia najprawdopodobniej pielgrzymi kibole wracając do domów wypatrzyli okazję do krucjaty „dla dobra ojczyzny”. Piszę „najprawdopodobniej”, bo takie jest w tej chwili rozpoznanie dziennikarskie. Około dziesięciu kiboli z Nowej Rudy spod Kłodzka wracając z Jasnej Góry zahaczyło o Namysłów, bo w Namysłowskim Ośrodku Kultury odbywało się spotkanie Mateusza Kijowskiego i Józefa Piniora z mieszkańcami miasta i członkami KOD-u.
Kibole od razu zrealizowali „fundamentalne wartości chrześcijańskie” wlane im w umysły przez księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego, bowiem zdemolowali hol ośrodka kultury i wdali się w przepychanki z członkami KOD. Musiała interweniować policja, a czterech policjantów ubezpieczało do końca spotkanie. Rzadko tak szybko owoce uzyskuje słowo chrześcijańskie. Krucjata uderzyła miłością chrześcijańską w Namysłowie. Kościół może więc liczyć na kiboli, zatem można spodziewać się, że w najbliższych dniach takich uderzeń kibolskich będzie więcej. Na Jasnej Górze wlano im ducha walki fundamentalnej.
Waldemar Mystkowski
Kibole na Jasnej Górze i w Namysłowie
Od dziewięciu lat Kościół katolicki przytula do swego łona kibiców i kiboli, urządzając im pielgrzymkę na Jasną Górę. Ten stop kleru z kibicami musi dziwić. Bowiem kibice zjeżdżają ze sztandarami klubów kibica, szalikami klubowymi i wszelkimi gadżetami.
To są ci ludzie z tzw. żylet na swoich stadionach, a na wyjazdach czynią zamieszanie i harmider takie, iż policja dowozi ich na stadiony, ma baczenie w trakcie meczów i odwozi po spotkaniach. I tak dochodzi niemal zawsze do bijatyk między kibolami, a duże miasta z ekstraklasowymi drużynami przeżywają stres, bo ten kibolski motłoch idzie ulicami i używa takiego języka, iż należy dzieciom zatykać uszy, samemu zresztą też.
Wcale nie przesadzam, bo byłem piłkarzem i jestemn kibicem, wiem co znaczą emocje i kiedy sędziego nazywa się kaloszem, ale nie rozumiem, jak kluby mogą tolerować sektory ultrasów i tzw. żylety. Kibole nie oglądają meczów, skupiają się na eksponowanbiu swoich emocji w ekstremalnych rejestrach wycia, darcia i śpiewu, iż trudno je nazwać ludzkimi, raczej zwierzęcymi.
Kluby wcale nie muszą być wobec nich bezradne, lecz często dla świętego spokoju nie wypleniają kiboli z trybun. Efekty mamy takie, iż – niemal zawsze – stadiony polskich drużyn, które grają w europejskich pucharach są zamknięte dla kibiców, a za wyjazdowe mecze polskie kluby są karane dotkliwymi grzywnymi, gdyż rozprowadzająi bilety wśród swoich kiboli. Dotyczy to kiboli Lecha Poznań i Legii Warszawy, bo te kluby ostatnio reprezentują kraj na zewnątrz.
W Europie z kibolami – nie wiadomo dlaczego nazywanymi pseudokibicami – jakoś sobie poradzono i na trybunach widzimy rodziny, w Polsce to pozostaje w sferze marzeń, za obecnej władzy tak pozostanie. Kibole wnoszą estetyczną brzydotę, wulgarność zachowań i języka niestrawną dla najbardziej tolerancyjnych kibiców, jak ja. Warto podkreslać, iż doping kiboli nie jest wcale pomocny dla swoich drużyn. Polscy kibole tworzą subkulturę specjalnej troski.
Takich właśnie kiboli zaprasza Kościół na pielgrzymki na Jasną Górę. Kościół ma swój w tym cel, jak i politycy. PiS przyhołubia ten motłoch stadionów, a Kościół poprzez nich odbudowuje w kraju endencję i to tę nacjonalistyczną, która w razie czego może jako bojówki chwycić za kije bejsbolowe, albo za cięższy sprzet do walk ulicznych.
Kibole mają swojego duszpasterza, ks. Jarosława Wąsowicza, wielu księży identyfikuje się z tą subkulturą, jak choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, człowiek nie grzeszący subtelnym umysłem i mało chrześcijański, a wręcz wyznający polski ryt katolicyzmu odwetowego.
Na Jasnej Górze kibole usłyszeli od swych kapłanów, że ich patronami są żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, księża deklarowali wich imieniu: „Nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy, bo tylko odwołanie się do fundamentalnych wartości, które kształtowały tożsamość starego kontynentu, może pomóc jej dzisiaj obronić się przed unicestwieniem – z różańcami w ręku”.
Wiara księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego wlewana w kiboli nie jest wartością duchową, konfesyjną. metafizyczną, ale jest namaszczeniem na krucjatę przeciw innym, którzy tej formy nienawiści nie wyznają. Bo ta wiara kibolska kieruje się chrześcijańską nienawiścią, kołtuństwem.
Księża odpowiednim językiem „miłości” nastawili kiboli, aby zwalczali wrogów Kościoła i PiS-u, modląc się: „o światło Ducha Świętego dla opozycji, by potrafiła odnaleźć się dla dobra ojczyzny”. Czyli opozycja nie działa dla dobra ojczyzny, bo nie dotknęła ją ciemnota światła księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego.
Na efekty światła nienawiści wlanego kibolom na Jasnej Górze nie trzeba było długo czekać. Tego samego dnia najprawdopodobniej pielgrzymi kibole wracając do domów wypatrzyli okazję do krucjaty „dla dobra ojczyzny”.
Piszę „najprawdopodobniej”, bo takie jest w tej chwili rozpoznanie dziennikarskie. Około dziesięciu kiboli z Nowej Rudy spod Kłodzka wracając z Jasnej Góry zahaczyło o Namysłów, bo w Namysłowskim Ośrodku Kultury odbywało się spotkanie Mateusza Kijowskiego i Józefa Piniora z mieszkańcami miasta i członkami KOD-u.
Kibole od razu zrealizowali „fundamentalne wartości chrześcijańskie” wlane im w umysły przez księży Wąsowicza i Isakowicza-Zaleskiego, bowiem zdemolowali hol ośrodka kultury i wdali się w przepychanki z członkami KOD. Musiała interweniować policja, a czterech policjantów ubezpieczało do końca spotkanie.
Rzadko tak szybko owoce uzyskuje słowo chrześcijańskie. Krucjata uderzyła miłością chrzescijańską w Namysłowie. Kościół może więc liczyć na kiboli, zatem można spodziewać się, że w najbliższych dniach takich uderzeń kibolskich będzie więcej. Na Jasnej Górze wlano im ducha walki fundamentalnej.
Kleofas Wieniawa
Po 27 latach demokracji znowu walczymy o wolność
Po 27 latach demokracji Polacy znów muszą walczyć o wolność, pisze jeden z pierwszych promotorów polskiej suwerenności na Zachodzie po 1989 roku, Timothy Garton Ash.
Tak się porobiło. Nie potrzebowaliśmy hitlerowców z Zachodu, ani sowietów ze Wschodu, wróg przyszedł z wewnątrz, z demokratycznego mandatu.
Tacy wrogowie zdarzali się w przeszłości w niejednym kraju i są częto groźniejsi niż ci zewnętrzni, to wrogowie, którzy się farbują w patriotyczne barwy, są krzykliwi, kiczowaci, bez ludzi utalentowanych, bo tylko tacy są posłuszni, awansowani bez kompetencji.
Narodowy populizm demontuje nam państwo. Zdemontowane zostało już państwo prawa konstytucyjnego, demontaż przenosi się lotem zarazy na pozostałe dziedziny. Widzi to świat, który może nas tylko wesprzeć werbalnie, acz Unia Europejska ponadto sankcjami. Lecz tego wroga rozbroić możemy tylko my sami. Jeżeli nie uda się, bo opozycja okaże się za słaba, a społeczeństwo obywatelskie nie dość zdeterminowane, to szybciej niż nam się wydaje obudzimy się z ręką w nocniku, w braku niepodległości.
27 lat to więcej niż okres międzywojnia, lecz jakie to pocieszenie. Ash wskazuje na pewne mechanizmy w państwie, które korodowanie Polski przez PiS może powstrzymać, lecz czy stać nas na taką szeroką pracę u podstaw, czyt. naukę o nowoczesnym społeczeństwie?
Kibole na spotkaniu z Mateuszem Kijowskim. Demolka w holu ośrodka kultury [ZDJĘCIA]
Spotkanie w NOK rozpoczęło się krótko po godz. 19. Rozpoczęło się od tłumaczeń Kijowskiego odnośnie zamieszania z fakturami, o których donosiły Onet i „Rzeczpospolita”. Kijowski podkreślał, że sprawa będzie wyjaśniona w ciągu kilku dni, kiedy to zaprezentuje za co były wystawiane faktury. Przekonywał, że wykonywanie przez jego firmę usług sieciowych dla KOD było konieczne z racji ataków.
– Nie wydaje mi się też, by pojawienie się tej sprawy akurat teraz, gdy w KOD trwają wybory władz, było przypadkiem – stwierdził Kijowski nie wskazując jednak konkretnie kto miałby za to odpowiadać.
– W całej tej sytuacji otrzymałem dużo głosów wsparcia z całego kraju. Ludzie namawiają mnie, aby nie rezygnował. Dlatego zamierzam się ubiegać o fotel lidera. Szczególnie, że ustąpienie w obecnej sytuacji mogłoby być uznane za dowód winy – komentował Mateusz Kijowski.
Demolka w holu NOK
Gdy przyszło do zadawania pytań przez publiczność, na początku posypały się zarzuty wobec Kijowskiego, m.in. wobec jego rodziny. W sali pojawił się też zamaskowany młody człowiek. Okazało się, że w holu zgromadziła się blisko około dziesięcioosobowa grupa kibiców, którzy zaczęli demolować ozdoby świąteczne ustawione na stolikach w holu NOK.
Awanturujących się kibiców próbowali uspokajać ludzie KOD. Doszło do przepychanki, zostali też obrzuceni wyzwiskami. Na miejsce wezwano policję, której potrzebne było dodatkowe wsparcie. Czworo funkcjonariuszy było na miejscu do końca spotkania z Kijowskim. Okazało się, że kibole przyjechali z Nowej Rudy spod Kłodzka. Niewykluczone, że zahaczyli o Namysłów w drodze powrotnej z Jasnej Góry, gdzie odbyły się uroczystości z okazji IX Patriotycznej Pielgrzymi Kibiców. Byli na miejscu i krzyczeli potem przed budynkiem do czasu przyjazdu policji.
Rok PiS-owskich „agencji pracy”. Jak rozdawano posady?
KOD nie powinien stać się partią
Tymczasem spotkanie z Kijowskim trwało pomimo zadymy, która miała miejsce za drzwiami. Pytano m.in. o to, czy KOD nie powinien przeistoczyć się w partię polityczną. Mateusz Kijowski odparł, że nie.
– Owszem, powinniśmy rozmawiać z przedstawicielami różnych partii i szukać niw, na których można współpracować. Ale przeistaczając się w partię stalibyśmy się tylko kolejnym graczem na i tak ciasnym podwórku. Lepiej pozostać ruchem społecznym. Nie wyobrażam też sobie naszych ludzi na listach w wyborach. Albo chce się działać w ruchu, albo w polityce. Moim zdaniem nie da się robić jednego i drugiego – komentował.
Lider KOD podkreślał również, że działacze komitetu nie powinni dawać się prowokować stronie przeciwnej. – Szczególnie nie powinno dochodzić do aktów agresji. Bo jeśli zaczniemy odpowiadać siłą, to zniżymy się do poziomu oponentów. Konieczna jest rozmowa i próby dialogu z drugą stroną – przekonywał Mateusz Kijowski.
Jak chodzimy do kościoła? W Łodzi i Opolu większość wcale, a w Rzeszowie…
Pinior: Trzeba działać
Na miejscu był też Józef Pinior, legenda „Solidarności”, który wraz z burmistrzem Namysłowa Julianem Kruszyńskim odebrał w NOK certyfikat Przyjaciela KOD. Pinior podkreślał, że konieczna jest konsolidacja ludzi wokół KOD, ponieważ bez tego Polskę czeka pod rządami PiS to, co wydarzyło się na Węgrzech za rządów Viktora Orbana. – Ponieważ to, co się teraz dzieje, żywo przypomina PRL – przekonywał.
Nie wszyscy na sali się z nim zgadzali. – Przecież rząd PiS realizuje tylko swoje obietnice. Państwo staracie się go demonizować! – komentowano.
Józef Pinior odparł, że nie krytykuje programu 500 plus. – Natomiast demolkę Trybunału Konstytucyjnego przez PiS pod przykrywką realizacji programów socjalnych trzeba napiętnować. Teraz być może mało kto odczuwa tego skutki, ale wcześniej czy później każdy z nas na tym ucierpi – przekonywał.
Biskup Czaja ostro: PO sprzedawało wartości, PiS depcze ludzką godność i prawa
„To ciężka próba dla nas wszystkich. Szczególnie teraz potrzebuję Waszej siły i pomocy”. Mocny list Petru do sympatyków
„Rozumiem Wasze rozczarowanie spowodowane moją nieobecnością w sali plenarnej na przełomie roku. Jest mi przykro, jeśli ktokolwiek z Was poczuł się dotknięty. Ale właśnie teraz, kiedy rozgrywają się losy demokracji w Polsce, proszę Was o dodatkowe wsparcie i pomoc” – pisze Ryszard Petru w specjalnym liście do członków i sympatyków Nowoczesnej. „Szczególnie teraz potrzebuję Waszej siły i pomocy” – dodaje.
W trudnych dla opozycji chwilach chyba właśnie takiego głosu brakowało. Lider Nowoczesnej w weekend opublikował list do członków i sympatyków najpopularniejszej formacji opozycyjnej, w którym odnosi się do ostatnich kontrowersji, ale jednocześnie stanowczo przypomina, jaka jest stawka trwającej w Polsce walki o demokrację.
Wydarzenia ostatnich dni to ciężka próba dla nas wszystkich. Od początku kadencji mamy do czynienia z władzą nieobliczalną, działającą bez skrupułów, dla której realizacja politycznego interesu jest ważniejsza od zachowania podstaw ładu demokratycznego. Nie mam złudzeń, że Prawo i Sprawiedliwość będzie dążyć do utrzymania władzy za wszelką cenę, nie licząc się z kosztami i nie bacząc na dobro Polski.(…)
Wartością naszego ruchu zawsze byli ludzie. Ich entuzjazm i wola walki o prawdziwie lepszą Polskę. Mam nadzieję, że tej wiary i nadziei wciąż nie utraciliście. Przed nami bowiem wciąż jeszcze mnóstwo wyzwań i przede wszystkim walka o odzyskanie Polski z rąk ludzi nieodpowiedzialnych, patrzących jedynie przez pryzmat interesu partyjnego.
Co ważne, Ryszard Petru podkreśla, że celem jego działań przede wszystkim ma być poszukiwanie kompromisu. „Jako odpowiedzialna opozycja, bacząc przede wszystkim na dobro Polski, musimy szukać rozwiązań, które służą nie nam, nie rządzącym czy opozycji, ale właśnie Polsce” – stwierdza szef Nowoczesnej.
Petru w liście do członków Nowoczesnej: Rozumiem wasze rozczarowanie spowodowane moją nieobecnością na sali plenarnej
Ryszard Petru w liście do członków Nowoczesnej – który 300POLITYK publikuje jako pierwsze – odnosi się do swojej nieobecności na sali plenarnej Sejmu na przełomie roku. Przeprasza też tych, którzy poczuli się tym dotknięci. W niedzielę o 12:00 zbiera się zarząd Nowoczesnej – to będzie posiedzenie przed kluczowym dla kryzysu sejmowego tygodniem.
Jak pisze Petru:
„Wartością naszego ruchu zawsze byli ludzie. Ich entuzjazm i wola walki o prawdziwie lepszą Polskę. Mam nadzieję, że tej wiary i nadziei wciąż nie utraciliście. Przed nami bowiem wciąż jeszcze mnóstwo wyzwań i przede wszystkim walka o odzyskanie Polski z rąk ludzi nieodpowiedzialnych, patrzących jedynie przez pryzmat interesu partyjnego.
Chcę też byście wiedzieli, że rozumiem Wasze rozczarowanie spowodowane moją nieobecnością w sali plenarnej na przełomie roku. Jest mi przykro, jeśli ktokolwiek z Was poczuł się dotknięty. Ale właśnie teraz, kiedy rozgrywają się losy demokracji w Polsce, proszę Was o dodatkowe wsparcie i pomoc”
Petru uzasadnia też o polityczną taktykę Nowoczesnej w ostatnich dniach:
„(…) jako odpowiedzialna opozycja, bacząc przede wszystkim na dobro Polski, musimy szukać rozwiązań, które służą nie nam, nie rządzącym czy opozycji, ale właśnie Polsce. Dlatego jako przewodniczący klubu parlamentarnego Nowoczesnej, mimo wielu zastrzeżeń do procedowania nad budżetem przez PiS i jego akolitów, dążę do kompromisu”.
Chuligani sympatyzujący z prawicą zaatakowali podczas spotkania sympatyków KOD. „Policja odgrodziła to bydło od ludzi”
Podczas spotkania Komitetu Obrony Demokracji w Namysłowie grupa agresywnych mężczyzn wdarła się do środka. „Możemy się różnić. Nawet powinniśmy. Ale jest granica” – napisał na Facebooku Jacek Różycki załączając zdjęcia zdemolowanego pomieszczenia.
Prawdopodobnie to atak chuliganów skłóconych z Komitetem Obrony Demokracji. Przypomnijmy, iż niedawno ONR informował o dokonaniu podobnego ataku w Przemyślu. „Przemyśl już działa. Wczoraj zaledwie kilku „nieznanych” sprawców pogoniło kilkudziesięciu szKODników, przy okazji rekwirując im banery” – donosili sympatycy skrajnej prawicy.
Uwaga, Trump tuż-tuż. Już pokazał, że nie jest zainteresowany promowaniem amerykańskiej „wiary w demokrację”. Będzie flirtował z nacjonalistami?
Timothy Garton Ash: Patrzę na Polskę. Śmieję się i płaczę
Pielgrzymka kibiców na Jasną Górę. Ks. Wąsowicz: Nie chcemy Polski bez Boga i religii, chcemy chrześcijańskiej Europy
Mateusz Kijowski w sprawie faktur: Dałem okazję do ataków na KOD. Przepraszam
„Kurwizja!”. Takimi okrzykami powitano Gmyza z TVP na pokazie „Smoleńska” w Berlinie
W Berlinie pokazano wreszcie „Smoleńsk”Antoniego Krauzego. Organizatorem była grupa artystyczna „Polski Klub Nieudaczników”. Emocji nie brakowało.
„Smoleńsk” wyświetlono w berlińskim kinie „Babylon”. Zainteresowanie było duże – ponad 500 Polaków i Niemców zjawiło się obejrzeć w piątkowy wieczór „dzieło” Antoniego Krauzego. Część z nich musiała siedzieć na dostawionych krzesłach.
Radośni, otwarci, tolerancyjni ludzie, witający mnie po berlińskim pokazie Smoleńska przyjaznymi okrzykami – kurwizja
„Radośni, otwarci, tolerancyjni ludzie, witający mnie po berlińskim pokazie Smoleńska przyjaznymi okrzykami – kurwizja” – napisał na Twitterze Cezary Gmyz, polski korespondent TVP z Berlina, którego najwyraźniej zabolała reakcja publiczności.
Według relacji, publiczność reagowała żywiołowo jeszcze podczas projekcji. Później doszło do dyskusji, zorganizowanej przez „Klub Polskich Nieudaczników”– grupy artystów polskiego pochodzenia. Obecny był na niej Cezary Gmyz, berliński korespondent TVP, który „ubolewał”, że nie został tam przyjęty zbyt entuzjastycznie.
Ale o co chodzi Czarek? Przecież ciężko na to pracowałeś. Twoi nowi szefowie też. Po prostu #fejm
Szybko, także za pośrednictwem Twittera, odpowiedział mu publicysta „Gazety Wyborczej”, Bartosz Wieliński: „Ale o co chodzi Czarek? Przecież ciężko na to pracowałeś. Twoi nowi szefowie też”.
Cezary Gmyz swoimi oryginalnymi korespondencjami (m.in z papierosem w ustach), szybko wyrobił sobie opinię jednego z najbardziej osobliwych nabytków TVP pod rządami PiS.
źródło: Twitter, TVP info
MSZ łagodzi stanowisko w sprawie listy ludzi kultury. A ci protestują przeciw polecaniu ich Instytutom Polskim. Albo się cieszą
Justynie Sobolewskiej, krytyczce literackiej „Polityki”, która na początku myślała, że umieszczenie jej na liście to pomyłka lub żart, ta „obecność (…), delikatnie mówiąc, nie sprawia przyjemności”. „Bo przecież jeśli miałabym opowiadać gdziekolwiek o polskiej literaturze, to mówiłabym przede wszystkim o tych, których nie ma na liście, a są chętnie tłumaczeni i zapraszani, którzy rzeczywiście promują kulturę polską” – pisze Sobolewska na stronie tygodnika, zaznaczając, że sam pomysł sporządzenia takiej listy wydaje jej się niewyobrażalny, bo dzieli twórców na słusznych i niesłusznych.
W podobnym tonie wypowiedzieli się w liście protestacyjnym reżyserzy, którzy znajdują się na liście MSZ. Oni jednak upomnieli się także o pominiętych: „Wybitne koleżanki i kolegów z różnych dziedzin kultury i sztuki”:
„Odbieramy ich nieobecność jako próbę cenzury politycznej i brutalną ingerencję w swobodę dostępu do polskiej kultury za granicą. Tworzenie list artystów według politycznego klucza, dzielenie ich na prawomyślnych i nieprawomyślnych jest dla nas nie do przyjęcia. Cofa nas do ery komunizmu i kultury ręcznie sterowanej – napisali m.in. Jan Komasa, Joanna Kos-Krauze, Paweł Łoziński, Wojciech Smarzowski i Agnieszka Smoczyńska.
Celiński: dyplomata czy cieć?
Na centralne sterowanie zwracał uwagę Artur Celiński z „Res Publiki Nowej” w Tok FM: – Jeżeli powstaje taka lista, to równie dobrze dyrektorów Instytutów mogłoby nie być. Mógłby być jeden kaowiec w ministerstwie, który przygotowałby tournee po świecie np. Jana Pietrzaka. Ktoś pomylił rolę polityka odpowiedzialnego za dyplomację kulturalną z cieciem, który chciałby wszystko kontrolować i ostatni zamykać drzwi.
Listy MSZ i umieszczenia na niej Jana Pietrzaka bronił z kolei – także w Tok FM – Agaton Koziński z „Polska The Times”: – Pietrzak to całkiem inna wrażliwość niż Olga Tokarczuk czy Andrzej Stasiuk, ale Stasiuk w Niemczech ma taką markę, że nie potrzebuje tego typu rekomendacji, a Pietrzak reprezentuje pewną wrażliwość Polaków, która była kompletnie niereprezentowana przez poprzednie ekipy.
Terlikowski: nic o tym nie wiedziałem
Lista była również tematem konferencji zorganizowanej w środę przez Platformę Obywatelską. Rafał Grupiński stwierdził, że stworzenie listy osób, które „depczą wartości wyznawane przez inne środowiska i które tolerancją, która jest podstawą wolnej kultury, raczej nigdy do tej pory się nie wykazywali”, a które teraz mają promować polską kulturę za granicą, to „windowanie swojego środowiska także w sensie finansowym”.
Lista, jak się okazuje, dała też niektórym trochę radości: „Miło, że mnie doceniono, ale ja nic o tym nie wiedziałem” – napisał na Twitterze Tomasz Terlikowski. I zaznaczył, że jeśli chodzi o niego, rekomendacje MSZ jeszcze nie zadziałały, bo „nigdzie nie bywał”.
MSZ: lista nie jest zamknięta
Głos w sprawie zabrało też biuro prasowe Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które przed publikacją pierwszego tekstu nie odpowiedziało nam na większość pytań o listę. MSZ zdaje się łagodzić stanowisko.
„Placówki zagraniczne mają nieograniczoną możliwość kontynuowania współpracy z dotychczasowymi twórcami i ekspertami.
Zachowują one w tym zakresie pełną swobodę. Wskazani eksperci to jedynie dodatkowe nazwiska, propozycje, które mogą zostać dodane do istniejących już od lat kontaktów Instytutów Polskich” – czytamy w mejlu do „Wyborczej”.
Nie oznacza to, że lista przestaje istnieć, ale że „nie jest zamknięta, ulega ciągłej aktualizacji i jest jedynie uzupełnieniem i rozszerzeniem wypracowanych przez lata kontaktów kadr Instytutów Polskich”.
Wcześniej słano listy kucharzy
– Ludzie, którzy w dyplomacji kulturalnej pracują od lat, nie będą korzystać z takiej listy, bo wiedzą, jak bardzo ucierpiałaby na tym jakość ich pracy – komentuje dyplomata od lat zatrudniony w MSZ. – Lista powstała z myślą o nowych pracownikach, którzy jadą na placówki w wyniku ostatnich zmian w Instytutach Polskich. A jest ich coraz więcej, bo na stanowiskach kierowniczych w Instytutach następują kolejne zmiany. Nowi pracownicy to często ludzie bez doświadczenia, więc dzięki takiej liście nie będą na miejscu przejmować starych nawyków, ale od początku dowiedzą się, kto jest słuszny.
Nasz rozmówca jednocześnie przyznaje, że listy z namiarami ekspertów wysyłanymi do dyrektorów IP zdarzały się już wcześniej: – Wtedy jednak rozsyłana była np. lista polskich kucharzy, bo po pierwszej w historii gwiazdce Michelin dla polskiej restauracji wzrosło na nich zapotrzebowanie.
Trzej królowie dostaliby w zęby
O parlamentarnym zamachu stanu
Stasiuka wolę od bieda-mesjanizmu Żaryna