Waszczykowski: Sprawa Trybunału Konstytucyjnego jest zamknięta
Witold Waszczykowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
z Komisji Europejskiej żadnej informacji na temat jej zaleceń w sprawie sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Jego zdaniem sprawa jest
zamknięta.
W ubiegłym tygodniu KE zaleciła Polsce m.in. wykonanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego ws. wyboru sędziów i konstytucyjności tzw. ustawy naprawczej o TK. KE oczekuje ich wykonania w ciągu trzech miesięcy.
– My przyjmujemy do wiadomości oczywiście wszelkie uwagi i wszelkie sugestie. Jesteśmy jednak państwem suwerennym, z własnym systemem politycznym i prawnym, który nie odbiega od kanonów systemów demokratycznych UE. Zgodnie z tymi kanonami, zgodnie z zaleceniami Komisji Weneckiej spór trzeba rozwiązać metodami dialogu politycznego. Rozwiązujemy go – powiedział szef MSZ w TVP Info.
Waszczykowski pytany o trzy miesiące na wykonanie zaleceń zaznaczył, że MSZ nie otrzymało z KE żadnej informacji. – Ja nic takiego nie dostałem w dalszym ciągu. Znamy tę informację tylko z komunikatów i z konferencji prasowej pana Timmermansa i jego rzeczników. W dalszym ciągu do nas nie dotarło nic, żaden list, żadna informacja, więc ja nie mam na co odpowiedzieć. Ja odpowiedziałem komunikatem rzecznika prasowego MSZ na komunikat Komisji – powiedział minister.
Proces legislacyjny jest zamknięty
– Przyjrzymy się, jeśli dotrą zalecenia. Sprawdzimy, czy one współgrają z tymi decyzjami, które już podjęliśmy, czyli podjął parlament, czyli Sejm, Senat i prezydent. Ale uważamy, że proces legislacyjny w tej kwestii jest zamknięty – powiedział szef MSZ. Podkreślił, że dialog był prowadzony przez wiele miesięcy, a opozycja miała prawo się wypowiedzieć i „miała prawo zachować się również kompromisowo”, zaś KE miała prawo „wpływać na moderowanie naszej opozycji”. – Nie wpływała. W związku z tym uważamy, że sprawa jest zamknięta – powiedział Waszczykowski.
Ostatnie działania KE w sprawie TK w Polsce minister nazwał wewnętrzną procedurą.
– To jest regulamin działania wewnętrznego Komisji, do którego się nie wtrącamy. Uważamy, że on nie może dotyczyć oceny państw członkowskich. W związku z tym nie traktujemy go jako decyzji wobec państwa członkowskiego – powiedział szef MSZ.
Zaznaczył też, że Polska nie zamierza drugi raz zwracać się o opinię do Komisji Weneckiej. – Uważamy, że uczyniliśmy pewien gest na początku tego roku i czujemy się oszukani. Komisja Wenecka podeszła skrajnie jednostronnie wobec nas. Przyjęła tylko jedną narrację. Jej opinia jest skrajnie nieobiektywna – powiedział Waszczykowski. Dodał, że zgadza się z wnioskiem Komisji Weneckiej, że problem należy
rozwiązać przez polityczny dialog.
Polska pomaga uchodźcom
Waszczykowski był też pytany o wątki dotyczące uchodźców w wypowiedziach papieża Franciszka podczas zakończonej w niedzielę wizyty w Polsce. Jak powiedział minister, papież mówił o uchodźcach, ale nie przedstawiał recept, które – zdaniem Waszczykowskiego – muszą znaleźć politycy. Szef MSZ podkreślił, że Polska pomaga uchodźcom. – Ojciec Święty, jak również dostojnicy, którzy uczestniczyli w jego orszaku, spotykali się z politykami, podnosili kwestię uchodźców i otrzymywali odpowiedź,
jak my pomagamy – dodał.
Relacjonował też, że w czasie rozmowy premier Beaty Szydło z sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietrem Parolinem strona polska przypomniała „nasze zachowanie wobec Ukraińców”, decyzję rządu o zwiększeniu pakietu pomocy dla uchodźców na przyszły rok oraz to, że tuż przed wizytą Franciszka w Polsce do Jordanii poleciał z Polski samolot wypełniony darami dla uchodźców.
Spór o Trybunał Konstytucyjny
Podjęta w środę decyzja KE oznacza przejście do drugiego etapu procedury ochrony praworządności wszczętej wobec Polski w styczniu. KE zaleca polskim władzom „przestrzeganie wyroków Trybunału Konstytucyjnego z 3 i 9 grudnia 2015 r. oraz ich pełne wykonanie; zgodnie z tymi wyrokami stanowiska sędziów Trybunału Konstytucyjnego ma objąć trzech sędziów wybranych w październiku 2015 r. przez poprzedni Sejm, od których ślubowania nie odebrał prezydent Andrzej Duda, a nie trzech sędziów wybranych w grudniu 2015 r. przez obecny Sejm, od których prezydent ślubowanie odebrał, a których do orzekania nie dopuszcza prezes TK Andrzej Rzepliński.
KE zaleca też ogłoszenie i pełne wykonanie wyroku TK z marca 2016 r. ws. grudniowej nowelizacji ustawy o Trybunale i jego późniejszych wyroków oraz zagwarantowanie automatycznego ogłaszania przyszłych wyroków niezależnie od decyzji władzy wykonawczej lub ustawodawczej. KE rekomenduje też „zagwarantowanie zgodności wszelkich nowelizacji ustawy o TK z wyrokami Trybunału oraz pełne uwzględnienie w tych nowelizacjach opinii Komisji Weneckiej”.
MSZ oceniło, że działania KE – podjęte przed wejściem w życie nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym – są zdecydowanie przedwczesne i „narażają KE na utratę autorytetu koniecznego do pełnienia opisanych w traktatach funkcji”. Nową ustawę o TK prezydent podpisał pod koniec lipca. W poniedziałek została opublikowana w Dzienniku Ustaw.
WTOREK, 2 SIERPNIA 2016
Lichocka: Być może publicyści, mieniący się prawicowymi, popełniają – nie po raz pierwszy – błąd wynikający z niewiedzy
– Być może koledzy publicyści, którzy mienią się prawicowymi, nie po raz pierwszy popełniają pewien błąd wynikający z niewiedzy – mówiła Joanna Lichocka w TV Republika. Jak dodała posłanka PiS:
„Być może wynika to [komentarze] z niezrozumienia tego, do czego została powołana Rada Mediów Narodowych. Ustawa o RMN nie nakłada na radę bardzo wiele różnych obowiązków. Ona ma mniej zadań niż KRRiT. Ale właśnie pierwszym, najważniejszym zadaniem rady jest wybranie w otwartych konkursach, w sposób demokratyczny, zarządów mediów publicznych i my po prostu realizujemy zadanie wynikające wprost z ustawy”
Lichocka: Kurski może wystartować w konkursie i go wygrać, bo może być po prostu najlepszy
Jak mówiła Joanna Lichocka w TV Republika:
„Przyjęliśmy uchwałę, że Jacek Kurski będzie pełnił rolę prezesa do momentu rozstrzygnięcia konkursu. Kurski może wystartować w konkursie i może go też wygrać, bo może być po prostu najlepszy, ale wtedy będzie miał inną pozycje jako prezes mediów narodowych, a i Rada Mediów Narodowych będzie mogła z pełną odpowiedzialnością powiedzieć: to nasz prezes. Myśmy to zapowiadali i to realizujemy. Niezwłocznie”
Raport ekspertów Zespołu ds. TK opublikowany. Zawiera m.in. krytykę opinii Komisji Weneckiej
Na stronach Sejmu pojawił się 82-stronicowy raport Zespołu Ekspertów ds. TK. Zawiera m.in krytykę opinii Komisji Weneckiej. Jak czytamy:
„Opinia Komisji Weneckiej, oprócz wielu cennych wypowiedzi, zawiera jednak również argumentacje trudne do zaaprobowania, zawierające błędy inferencyjne, Komisja Wenecka przyznała dosłownie w swej Opinii, że „nie jest łatwo ustalić, dlaczego nowelizacja z dnia 22 grudnia 2015 r. ma być działaniem naprawczym w odniesieniu do niekonstytucyjnych działań poprzedniej większości”. To oznacza, że: (a) Komisja przyznaje, że działania poprzedniej większości były niekonstytucyjne, oraz (b) nie jest jej łatwo ustalić (precyzyjniej ujmując: wyjaśnić), dlaczego nowelizacja grudniowa „ma być działaniem naprawczym”. By wykazać, że Komisja sięgnęła także po argumenty spoza puli rzeczowych uzasadnień, warto wskazać takie jak: (1) manipulacje informacjami albo braki informacyjne (pominięcie albo bagatelizowanie konkretnych faktów), skutkiem czego w Opinii pojawiły się opisy i oceny sytuacji faktycznej i prawnej zawierające pomyłki i błędy; (2) pomijanie albo bagatelizowanie głębokich kulturowych, politycznych i historycznych źródeł problemów Trybunału Konstytucyjnego, skutkiem czego w Opinii
pojawiają się błędne opisy i oceny sytuacji faktycznej i prawnej; (3) chwyty erystyczne (nieuprawnione analogie, semantyczne pułapki, manipulacyjne zmiany poziomów argumentacji i manipulacje we wnioskowaniach, wreszcie fałszywe generalizacje), skutkiem czego autorzy Opinii próbowali przekonywać do określonych tez i postulatów, naruszając
zasady rzeczowych uzasadnień i wyjaśnień;
Zespół rekomenduje m.in. zgłoszenie kandydatów na TK przez 15 posłów, wybieranie ich większością 3/5 (w pierwszej kolejności, gdyby to się nie udało, to w 2. kroku działałaby większość zwykła) oraz wprowadzenie kodeksu etyki dla sędziów TK.
Waszczykowski: Czujemy się oszukani. Komisja Wenecka podeszła wobec nas skrajnie jednostronnie, przyjęła jedną narrację
– Uczyniliśmy pewien gest na początku tego roku i czujemy się oszukani. Komisja Wenecka podeszła skrajnie jednostronnie wobec nas, przyjęła tylko jedną narrację i jej raport jest skrajnie nieobiektywny, ale końcowy wniosek uznaliśmy – mówił Witold Waszczykowski w „Dziś wieczorem” TVP Info. Jak przyznał, rząd nie będzie zwracał się drugi raz do Komisji Weneckiej.
Waszczykowski: Papież nie wypomniał nam Trybunału. Być może dlatego niektóre media są tak rozczarowane
Jak mówił Witold Waszczykowski w „Dziś wieczorem” TVP Info:
„Pytała pani, dlaczego nas krytykują, była taka niechętna podstawa wśród niektórych mediów. M.in. może dlatego, że papież Franciszek nie odniósł się do braku rzekomej demokracji w Polsce, że nie wypomniał nam TK, a wręcz przeciwnie. Mówił, że Polska jest wspaniałym krajem, ma wielką historię. To być może problem dlaczego lewicowe-liberalne media są tak rozczarowane, że nie dołączył do specyficznego chóru, który nas piętnuje i jednostronnie rozlicza”
Waszczykowski: Chodziło o przekazanie wiedzy i wrażliwości Ojcu Świętemu, że będziemy domagać się prawdy o Smoleńsku
Jak mówił Witold Waszczykowski w „Dziś wieczorem” TVP Info:
„Jako politycy PiS narzuciliśmy sobie obowiązek, od wielu, wielu lat, że będziemy odnosić się do tej katastrofy [smoleńskiej] na forach międzynarodowych. Uważamy, że ta katastrofa nie miała takiego przebiegu, jak opisują to oficjalne raporty – zarówno rosyjski, i jak i polski. To zostało częściowo wykazane na podstawie komisji sejmowej Antoniego Macierewicza. M.in. to mówił szef MON papieżowi. Chodziło o pewną wrażliwość, przekazanie pewnej wiedzy, wrażliwości Ojcu Świętemu, że my będziemy w dalszym ciągu drążyć tę kwestię i domagać się prawdy, żeby o tym pamiętał, wiedział, a jeśli może, to wsparł nas w jakichś rozmowach i przypominał o tym innym politykom światowym, z którymi będzie się spotykał”
Projekt ustawy frankowej skierowany do Sejmu
Zaprezentowany dzisiaj projekt tzw. ustawy frankowej – czyli tak naprawdę projekt ustawy o zasadach zwrotu niektórych należności wynikających z umów kredytu i pożyczki – został skierowany do Sejmu i opublikowany na stronie Kancelarii Prezydenta.Można go zobaczyć tutaj.
Po co widza denerwować, niech się widz cieszy. „Wiadomości” bez sprawy Kurskiego
„Wiadomości” TVP1, 02.08.2016 (http://wiadomosci.tvp.pl/)
Ale to nie znaczy, że o Kurskim w „Wiadomościach” w ogóle nie było. Wyrzucony- przywrócony prezes wystąpił w materiale podsumowującym Światowe Dni Młodzieży, które telewizja ogłosiła jako swój sukces. Dla jego pokazania sięgnięto „nawet” pod dane dyskredytowanej dotąd firmy Nielsen. To „nawet” było bardzo podkreślane przez lektora, który zza słupków infografiki informował o tym, jak TVP pod względem oglądalności zmiażdżyła konkurencję w dniach wizyty Franciszka w Polsce.
A prezes Kurski (który w momencie, gdy sukces ogłaszał, prezesem chwilowo nie był) radośnie komentował, że „to właśnie telewizja publiczna jest dla ludzi najbardziej wiarygodna”.
Dlaczego „Wiadomości” nie zająknęły się o zamieszaniu wokół Kurskiego? Przecież na pewno reporter Pobudzin mógłby zaprezentować jego zgrabną sylwetkę. A reporter Graczak chętnie pospieszyłby z rzetelnym wyjaśnieniem politycznych mechanizmów rządzących mediami publicznymi.
Dlaczego milczeli? Myślę, że kierowała nimi troska o spokój i dobrostan widza. Widz mógłby się przecież zmartwić, że nie wszystko w dobrej zmianie idzie jak trzeba. A nawet pomyśleć, że być może Polską rządzi kaprys, przepraszam wola, Prezesa (ale nie Kurskiego), co sprawa Kurskiego dobitnie pokazała.
Było więc jak zwykle: o złym KODzie, podstępnym prezesie Rzeplińskim, nudnej opozycji (tytuł newsa : „Opozycja znów o Trybunale”) no i o sukcesie prezydenta Dudy, który dotrzymał obietnicy i ratuje frankowiczów (choć wcale nie dotrzymał i nie ratuje).
Po co widza denerwować, niech się widz cieszy.
Kania: Widzę niepokojące zmiany w TVP. Są ludzie związani z Polsatem, TVN i Giertychem
Kania: Widzę niepokojące zmiany w TVP. Są ludzie związani z Polsatem, TVN i Giertychem
Jak mówiła Dorota Kania na antenie TV Republika:
„To właśnie „Gazeta Polska” w czerwcu poświęcił TVP kilka artykułów. Pisałam o tym razem z kolegami, że prezes Kurski realizuje wymyśloną przez siebie reformę. Jak ona będzie wyglądała, to będzie można ją ocenić po jakimś czasie. Ale chcę zauważyć, że nie chciałabym się kierować tym, co myśli jedna grupa czy druga publicystów prawicowych, tylko tak, jak została powołana Rada Mediów Narodowych – czyli te media mają być narodu, Polaków. Jeżdżąc na spotkanie z czytelnikami widzę, że było bardzo duże rozczarowanie tym, co robi TVP. To nie tak, że zmienił się rząd, opcja polityczna i wszystko jest w porządku. Te zmiany, które były w telewizji, według mnie nie do końca są dobre. Jest dużo osób, które są ze starego systemu. W dalszym ciągu pracuje tam Sławomir Zieliński, jeden z najwierniejszych ludzi Roberta Kwiatkowskiego, określany jako jego żołnierz, figurujący w aktach IPN jako TW. Są ludzie związani z LPR lub wręcz z Romanem Giertychem. Oni awansują i wystarczy zobaczyć przegląd nazwisk. Dlaczego pan Galimski pracuje w programie informacyjnym i jest bodaj prawnikiem, a jednocześnie pracuje w mediach kierowanych przez Jana Pińskiego, wrogich PiS-owi?”
– Widzę niepokojące zmiany w telewizji. Są ludzie związani z Polsatem, z TVN. Mamy zatrudnianych ludzi związanych z Giertychem – dodała Kania, krytykując ponadto władze TVP za brak planu.
Nie poradzili sobie z odwołaniem prezesa Kurskiego. Co za kompromitacja
Jacek Kurski (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)
To nie jest Rada Mediów Narodowych. To jest NNN: NieRada, NieMediów, NieNarodowych. Bo sobie nie poradziła z odwołaniem prezesa Kurskiego. Bo nie o media tu chodzi, ale o tubę propagandową, i nie o narodowe, lecz o stricte partyjne.
PiS powołał Radę Mediów Narodowych tylko po to, by mieć niczym nieskrępowany (a w szczególności ustawą) wpływ na wybór władz mediów publicznych – TVP, Polskie Radio i PAP. Dlatego zasiedli w niej posłowie PiS – Krzysztof Czabański, Joanna Lichocka i Elżbieta Kruk.
Nigdy wcześniej instytucji, która nadzorowała media publiczne, nie tworzyli politycy rządzącej partii, bo konstytucja zabrania politykom zasiadania w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. I by ten zakaz obejść, Czabański, Lichocka i Kruk dla siebie stworzyli nowe ciało – właśnie Radę Mediów Narodowych. To ciało stricte partyjne, a w tej partii, w PiS, niepodzielnie rządzi prezes Jarosław Kaczyński.
Wczoraj prezes był za odwołaniem Kurskiego, dziś – przeciwko. Więc i RMN najpierw była za, a teraz jest przeciw.
Te ledwie parę godzin jej istnienia bezlitośnie ją obnażyło – jej jedynym sensem jest wypełnianie poleceń prezesa. Co w demokracji jest akurat bezsensem.
Jacek Kurski miał przestać być prezesem TVP po siedmiu miesiącach. Siedmiu miesiącach wytężonej pracy. Wyrzucał ludzi z pracy (Tomasz Lis, Hanna lis, Beata Tadla oraz Piotr Kraśko zniknęli z ekranu, jak PiS obiecywał w kampanii wyborczej). Przyjmował nowych z TV Trwam i TV Republika. Główny dziennik telewizyjny TVP 1 zamienił w prorządowy propagandowy show. TVP Info stała się niemal 24-godzinną tubą władz PiS.
TVP Kurskiego szczuła, insynuowała, obrażała, dezinformowała, przeinaczała, przemilczała, a nawet kłamała. A jej oglądalność spadała, np. „Wiadomości” od stycznia straciły ok. 1,5 mln widzów, teraz ogląda je ok. 2,5 mln.
W PiS trwa ostry spór o kształt mediów publicznych. Czy to, co zrobił Kurski, to za mało? Za wolno? Rewolucja powinna być gwałtowniejsza? Czabański chciałby więcej i szybciej. Kurski już nieco wrósł w instytucję, którą kieruje, i stracił rewolucyjny zapał – twierdzi część PiS.
Dziś wygrał Kurski. Czabański przegrał. I to spektakularnie. Musiał na oczach całej Polski wycofać się z decyzji, którą dopiero co ogłosił.
Ale nie łudźmy się. Czy Czabański wygra, czy Kurski przegra, media publiczne mają już przegwizdane. Ich los zależy od tego, komu się uda przekonać prezesa Kaczyńskiego. A prezes ma syndrom ostatniego rozmówcy. Kto będzie u niego częściej antyszambrował, ten wygra. Chwilowo. I tak dalej …
Rada Mediów Narodowych uchwaliła, że nic nie uchwaliła. Odwołany Kurski wciąż prezesem TVP
Rada Mediów Narodowych uchwaliła, że jej uchwała sprzed kilku godzin nie wchodzi w życie od razu, a dopiero po rozstrzygnięciu konkursu na nowego prezesa TVP, co musi się stać najpóźniej w połowie października. Oznacza to, że Jacek Kurski do tego czasu nadal zostaje szefem telewizji publicznej. Rada wycofała się tym samym ze swojej wcześniejszej decyzji, która już dziś odbierała Kurskiemu stanowisko prezesa.
Czabański w podróży do prezesa
Z kuluarów Rady Mediów Narodowych dochodziły popołudniu sensacyjne informacje. Jej nieoczekiwana zmiana decyzji miała zapaść po rozmowie Czabańskiego i Lichockiej z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Rada wznowiła obrady po przerwie ok. godz. 18 30. Wtedy miało być jasne, czy, a jeżeli tak, to jak, wycofa się z decyzji podjętej kilka godzin wcześniej.
– Obradująca w tej chwili Rada Mediów Narodowych, po przerwie ma zdecydować, kto będzie prezesem Telewizji na okres tymczasowy, do rozstrzygnięcia konkursu – mówił dziennikarzom chwilę po godz. 15. Krzysztof Czabański, szef RMN i dodał: – Są dwie propozycje. Decyzja zapadnie w ciągu najbliższych 2-3 godzin.
Przerwa się przedłużała, bo – jak dowiadywała się „Wyborcza” – Krzysztof Czabański, przewodniczący RMN, odjechał gdzieś autem razem z posłanką PiS Joanną Lichocką, na wniosek której Kurski został odwołany.
W kuluarach spekulowano, że najpewniej pojechali do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, by omówić telewizyjną strategię.
Prezes lubi decydować, kto ma być szefem telewizji publicznej. To on w swoim gabinecie na Nowogrodzkiej namaścił na to stanowisko w maju 2006 r. Bronisława Wildsteina, a potem to on zdecydował, że się Wildstein nie sprawdził. i zastąpił go Andrzejem Urbańskim, wtedy szefem kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Według nieoficjalnch informacji, najbardziej prawdopodobną kandydatką do czasowego zastąpienia Jacka Kurskiego jest Małgorzata Raczyńska, za poprzednich rządów PiS szefowa telewizyjnej Jedynki, a ostatnio doradca zarządu TVP, prywatnie zaprzyjaźniona z nieżyjącą już matką braci Kaczyńskich (tam sama mówiła o tej znajomości).
Krzysztof Luft z KRRiT: – No, zaczęło się. Przypominam, że w latach 2006-2010 prezesa TVP zmieniano osiem razy. Zapowiada się bicie tego rekordu.
Kurski ma pełnić obowiązki szefa TVP do października
Kurski ma pełnić obowiązki szefa TVP do października
– Odwołany dzisiaj prezes TVP Jacek Kurski będzie pełnił obowiązki szef Telewizji Polskiej do 15 października – podaje portal niezalezna.pl.
Odwołany Kurski w kilka godzin wrócił do łask? Może rządzić TVP aż do konkursu na stanowisko prezesa
Z kuluarów Rady Mediów Narodowych dochodzą sensacyjne informacje: podobno Rada ma zdecydować, że… Jacek Kurski zostaje w TVP do czasu zakończenia konkursu na prezesa, czyli do połowy października, a nie – jak wcześniej zdecydowała Rada – już dziś. Ta nieoczekiwana zmiana decyzji miała zapaść po rozmowie Czabańskiego i Lichockiej z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Rada ma wznowić obrady po przerwie ok. 18 30. Wtedy będzie jasne czy, a jeżeli tak, to jak, wycofa się z decyzji podjętej kilka godzin temu.
Co wcześniej mówił Czabański?
– Obradująca w tej chwili Rada Mediów Narodowych, po przerwie ma zdecydować, kto będzie prezesem Telewizji na okres tymczasowy, do rozstrzygnięcia konkursu – mówił dziennikarzom chwilę po godz. 15. Krzysztof Czabański, szef RMN i dodał: – Są dwie propozycje. Decyzja zapadnie w ciągu najbliższych 2-3 godzin.
Przerwa się przedłużała, bo – jak dowiedziała się „Wyborcza” – Krzysztof Czabański, przewodniczący RMN, odjechał gdzieś autem razem z posłanką PiS Joanną Lichocką, na wniosek której Kurski został odwołany.
W kuluarach spekulują, że najpewniej pojechali do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, by omówić telewizyjną strategię. Prezes lubi decydować, kto ma być szefem telewizji publicznej. To on w swoim gabinecie na Nowogrodzkiej namaścił na to stanowisko w maju 2006 r. Bronisława Wildsteina, a potem to on zdecydował, że się Wildstein nie sprawdził. i zastąpił go Andrzejem Urbańskim, wtedy szefem kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Według nieoficjalnch informacji, najbardziej prawdopodobną kandydatką do czasowego zastąpienia Jacka Kurskiego jest Małgorzata Raczyńska, za poprzednich rządów PiS szefowa telewizyjnej Jedynki, a ostatnio doradca zarządu TVP, prywatnie zaprzyjaźniona z nieżyjącą już matką braci Kaczyńskich (tam sama mówiła o tej znajomości).
Krzysztof Luft z KRRiT: – No, zaczęło się. Przypominam, że w latach 2006-2010 prezesa TVP zmieniano osiem razy. Zapowiada się bicie tego rekordu.
Karnowski ostro krytykuje dymisję Kurskiego, Semka – możliwą nominację dla Raczyńskiej
Karnowski ostro krytykuje dymisję Kurskiego, Semka – możliwą nominację dla Raczyńskiej
Jacka Kurskiego na fotelu prezesa TVP najprawdopodobniej zastąpi Małgorzata Raczyńska. Tę decyzję skrytykowało już część konserwatywnych mediów. Michał Karnowski na wPolityce.pl napisał, że dymisja Kurskiego „to błędna i szkodliwa decyzja”, bo należy mu się raczej nagroda, niż dymisja:
„Rada Mediów Narodowych w mojej ocenie zgrzeszyła tu pochopnością osądu i decyzji. To nie jest poważny i racjonalny sposób działania, a metoda, która powoduje tylko rozchybotanie struktury. Inaczej mówiąc: dzięki Radzie Mediów Narodowych miał być powszechny abonament, a będzie kolejne zamieszanie”
Możliwą nominację dla Raczyńskiej skrytykował z kolei Piotr Semka.
Jeśli nowym prezesem TVP zostanie istotnie Małgorzata Raczyńska – będzie to fatalny wybór. Powrót do epoki Farfała.
Satysfakcja medialnych bossów III RP. Szydzą ze zwolnienia Jacka Kurskiego jak szakale
Teraz to mogą sobie poużywać. Zatrudnieni w niszowych portalach i pozbawieni wpływu na narodową telewizję, dawni ulubieńcyPO w mediach, rozpoczęli jazgot przeciwko b. Prezesowi TVPJackowi Kurskiemu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Jacek Kurski nie jest już prezesem TVP? Rada Mediów Narodowych odwołała go ze stanowiska
Nie cofnęli się przy tym przed niczym. Tomasz Lis, który przez lata doił TVP, a teraz opowiada swoje bzdury w niemieckim portalu onet.pl posłużył się w swojej nienawiści nawet zdjęciem Papieża Franciszka! Na fotografii umieszczoneh na TT, papież wita się z prezesem Jackiem Kurskim w czasie ŚDM. Tomasz Lis dopisał: „Zamiast roku miłosierdzia wyszło półrocze. Jacku Kurski -uchodźców przyjmować.”
To było jednak za mało dla b. prezentera TVP. W kolejnym wpisie kpił już na całego, zamieszczając zdanie: „Mam pytanie. Czy Kurski jako prezes TVP zginął czy poległ”. Ta aluzja do tragedii smoleńskiej bardzo rozbawiła wyznawców Lisa i jego medialnych klakierów. Oczywiście kierowany przez Tomasza Lisa portal natemat.pl, skwapliwie przyłączył się do ujadania swojego szefa i przygotował cały blok materiałów o dymisji Jacka Kurskiego
Kolejną osobą z medialnego półświatka PO, Nowoczesnej i KOD, Paweł Wroński z Gazety wyborczej napisał uznał, że to dzięki GW pracę stracił Jacek Kurski. Megalomania jakich mało!
Z kolei Dominika Wielowieyska, także z GW, dworuje sobie z funkcji prezesa TVP, „proponując” na to stanowisko O. Tadeusza Rydzyka.
Poziom rechotu byłych rozgrywających w polskich mediach poraża, ale z drugiej strony cóż im pozostało. Pozbawieni wielkich wpływów i pieniędzy mogą dziś jedynie czuć krótką satysfakcję.
Maziarski polemizuje z Siedlecką: Sędziowie Trybunału muszą walczyć do końca!
Moja redakcyjna koleżanka Ewa Siedlecka zasugerowała sędziom Trybunału Konstytucyjnego, że powinni się podać do dymisji, by zademonstrować sprzeciw wobec niszczenia tej instytucji przez PiS. Mam nadzieję, że sędziowie jej nie posłuchają, a zamiast tego rozpatrzą zgodność z konstytucją PiS-owskiej kagańcowej ustawy o TK, o co wnioskują Nowoczesna i PO.
Siedlecka uważa, że ostentacyjna dymisja byłaby poruszającą demonstracją, która obnażyłaby antydemokratyczną i autorytarną naturę rządów PiS. Jeśli zaś sędziowie nie zdecydują się na to, będzie im – i Polsce – grozić użycie przez rządzących przemocy. Mogą np. chcieć wprowadzić na salę obrad Trybunału swoich mianowańców – sędziów wybranych na już obsadzone miejsca w Trybunale – w asyście BOR.
Szczerze mówiąc, wątpię, by się odważyli na coś takiego, ale nawet jeśli – to proszę bardzo, niech wprowadzają. Trzeba tylko zadbać o to, by w okolicy były obecne kamery zagranicznych oraz niezależnych polskich stacji telewizyjnych i portali internetowych. Jeśli zależy nam na demonstracji obnażającej naturę PiS-owskiej władzy, to taka jej forma wydaje się znacznie bardziej wymowna i skuteczna niż dymisja sędziów.
A jeśli nawet rządzący nie użyją siły – pisze Siedlecka – będzie nam grozić powrót do sytuacji, jaką mieliśmy po poprzedniej nowelizacji ustawy o TK: Trybunał orzeknie, że jest ona niezgodna z konstytucją, władza tego wyroku nie uzna i nie opublikuje. I w ten sposób znowu znajdziemy się w punkcie wyjścia. Potem możemy w kółko powtarzać, jak w „Dniu świstaka”, tę samą sekwencję: nowelizacja ustawy – orzeczenie o niezgodności z konstytucją. „Można tak się przepychać w nieskończoność” – stwierdza Siedlecka.
Tak jest, można. I nawet należy. Ale nie w nieskończoność – tylko do momentu, aż PiS zostanie odsunięty od władzy albo – to znacznie mniej prawdopodobne – pójdzie po rozum do głowy i przestanie łamać konstytucję.
Jacek Kurski odwołany z funkcji prezesa TVP
Jacek Kurski odwołany z funkcji prezesa TVP
Agnieszka Kublik podaje, że taki wniosek złożyła członkini Rady Mediów Narodowych- Joanna Lichocka. Za głosowało 4 z 5 członków Rady: jej szef Krzysztof Czabański, Elżbieta Kruk i Juliusz Braun. W skład RMN wchodzi też Grzegorz Podżorny.
Informację tę podają też PAP i Niezależna.
Kublik pisze, że RMN uznała, że Kurski był złym szefem TVP, nie było żadnego uzasadnienia.
RMN postanowiła, że rozpisze konkurs na nowe władze telewizji, ma być rozstrzygnięty do połowy października.
Agnieszka Burzyńska na Twitterze pisze, że nowym szefem TVP ma zostać kobieta.
MS: Zbigniew Ziobro zażądał zwolnienia dwóch młodych ludzi, którzy zniszczyli nagrobek Bieruta
MS: Zbigniew Ziobro zażądał zwolnienia dwóch młodych ludzi, którzy zniszczyli nagrobek Bieruta
Jak czytamy w komunikacie prasowym Ministerstwa Sprawiedliwości dot. dwóch młodych ludzi, którzy zniszczyli nagrobek Bolesława Bieruta na Powązkach:
„Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro zażądał od prokuratora regionalnego doprowadzenia do natychmiastowego zwolnienia zatrzymanych. Prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej udali się na komisariat, aby doprowadzić do ich niezwłocznego wypuszczenia na wolność. W ocenie Prokuratora Generalnego zatrzymanie przez policję tych osób na 48 godzin jest niezasadne”.
Dwójka zatrzymanych namalowała na nagrobku czerwoną gwiazdę i napis „Kat”
9 września premiera filmu „Smoleńsk”. Jest nowy zwiastun
Film Antoniego Krauzego trafi do kin 9 września – poinformował we wtorek jego dystrybutor, firma Kino Świat. Pojawił się też nowy zwiastun filmu.
W zwiastunie pokazano m.in. scenę wybuchu na pokładzie Tu-154.
Papież rozmawiał z polskimi biskupami za zamkniętymi drzwiami. „Mój ojciec był imigrantem. Opowiedziałem prezydentowi Polski…”
Papież spotkał się z polskimi biskupami na Wawelu w ubiegłą środę. Zgodnie z życzeniem Franciszka rozmowa odbyła się za zamkniętymi drzwiami. Jednak na oficjalnej stronie internetowej Watykanu opublikowano oficjalny zapis rozmowy, podczas której pytania zadawali papieżowi: abp Marek Jędraszewski, abp Sławoj Leszek Głodź, bp Leszek Leszkiewicz oraz bp Krzysztof Zadarko.
Jako pierwszy pytanie zadawał abp Jędraszewski, który zwrócił uwagę, że „wierni Kościoła katolickiego i w ogóle wszyscy chrześcijanie w Europie Zachodniej są coraz bardziej w mniejszości w obrębie liberalno-ateistycznej kultury współczesnej”. Metropolita łódzki pytał, co zrobić, „aby naród polski pozostał wierny swojej ponad tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej”.
Papież przyznał, że „dechrystianizacja, sekularyzacja współczesnego świata jest silna”. Dlatego radzi, by tak duchowni, jak i „przekonani świeccy” byli „blisko ludu Bożego”. – Bez bliskości mamy tylko słowo bez ciała – podkreślił. – Bliskość. Dzieło Ojca: być ojcem, biskupem-ojcem.
Franciszek podkreślił też rolę parafii, która jest „domem ludu Bożego, tym domem w którym on mieszka”. Zwraca jednocześnie uwagę, że „są parafie z sekretarkami parafialnymi, które wydają się ‚uczennicami szatana’, straszące ludzi! Parafie z zamkniętymi drzwiami”.
Papież podkreślił, że „świat jest w stanie wojny, że przeżywamy trzecią wojnę światową w kawałkach”. Mówił o „bałwochwalstwie pieniędzy”, o „bożku-pieniądzu”, o tym, że „ludzie są wyzyskiwani”.
Mówiąc uchodźcach, papież przypomniał, że jego ojciec był imigrantem. – W odniesieniu do imigrantów powiem, że problem tkwi tam, w ich ojczyźnie. Ale jak ich przyjmiemy? Każdy musi zobaczyć, jak to zrobić. Ale wszyscy możemy mieć otwarte serce i zastanowić się nad wprowadzeniem godziny modlitwy w parafiach, jednej godziny tygodniowo, adoracji i modlitwy za imigrantów. Modlitwa góry przenosi! – powiedział biskupom papież.
Ostro Franciszek wypowiedział się na temat gender: – Dzisiaj dzieci w szkole – właśnie dzieci! – naucza się w szkole: że każdy może wybrać sobie płeć. A dlaczego tego uczą? Ponieważ podręczniki narzucają te osoby i instytucje, które dają pieniądze. Jest to kolonizacja ideologiczna, popierana również przez bardzo wpływowe kraje. I to jest straszne
Pełen zapis spotkania papieża Franciszka z polskimi biskupami:
Papież Franciszek:
– Zanim rozpoczniemy dialog, wraz z przygotowanymi przez was pytaniami, chciałbym wypełnić uczynek miłosierdzia z wami wszystkimi i zaproponować kolejny. Wiem, że w tych dniach związanych ze Światowym Dniem Młodzieży wielu z was było zajętych i nie mogło pojechać na pogrzeb drogiego arcybiskupa. Zimowskiego. Pochowanie umarłych jest uczynkiem miłosierdzia i chciałbym, abyśmy teraz wszyscy razem pomodli się za ks. abpa Zygmunta Zimowskiego, aby ta modlitwa była prawdziwym przejawem miłości braterskiej, pochowaniem brata, który umarł. Ojcze nasz … Zdrowaś Maryjo … Chwała Ojcu … Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…
Teraz z kolei drugi uczynek miłosierdzia, który chciałbym zaproponować. Wiem, że martwicie się o stan zdrowia naszego drogiego kardynała Franciszka Macharskiego, który jest poważnie chory… Choćby się zbliżyć, bo sądzę, że nie można wejść tam, gdzie on się znajduje nieprzytomny, ale chociaż zbliżyć się do kliniki, szpitala, i dotknąć muru, jakby mówiąc: „Bracie, jestem z tobą”. Odwiedzanie chorych jest kolejnym uczynkiem miłosierdzia. Ja też tam pojadę. Dziękuję.
A teraz niektórzy z was przygotowali pytania, sprawili, że do mnie dotarły. Jestem do dyspozycji.
Abp Marek Jędraszewski:
– Ojcze Święty, wydaje się, że wierni Kościoła katolickiego i w ogóle wszyscy chrześcijanie w Europie Zachodniej są coraz bardziej w mniejszości w obrębie liberalno-ateistycznej kultury współczesnej. W Polsce mamy do czynienia z głęboką konfrontacją, ogromną walką między wiarą w Boga, z jednej strony, a myślą i stylem życia tak, jakby Bóg nie istniał, z drugiej. Twoim zdaniem, Ojcze Święty, jakiego rodzaju działania duszpasterskie powinien podejmować Kościół katolicki w naszym kraju, aby naród polski pozostał wierny swojej ponad tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej? Dziękuję.
Papież Franciszek:
– Ekscelencjo, jakiej diecezji jesteś biskupem…?
Abp Marek Jędraszewski:
– Łodzi, gdzie rozpoczęła się droga św. Faustyny; bo właśnie tam usłyszała głos Chrystusa, aby udać się do Warszawy i zostać zakonnicą, właśnie w Łodzi. Historia jej życia rozpoczęła się w moim mieście.
Papież Franciszek:
– Jest ksiądz arcybiskup uprzywilejowany!
To prawda, dechrystianizacja, sekularyzacja współczesnego świata jest silna. Wręcz bardzo silna. Niektórzy jednak mówią: Tak, jest silna, ale widać przejawy religijności, jakby budził się zmysł religijny. Ale może to być także zagrożeniem. Myślę, że w tym tak zsekularyzowanym świecie mamy też inne niebezpieczeństwo, uduchowienie gnostyckie: owa sekularyzacja daje możliwość rozwoju nieco gnostyckiego życia duchowego. Przypomnijmy, że była to pierwsza herezja Kościoła: apostoł Jan atakował gnostyków – i to jak, z jaką siłą! – tam, gdzie jest duchowość subiektywna, bez Chrystusa. Moim zdaniem najpoważniejszym problemem owej sekularyzacji jest dechrystianizacja: usunięcie Chrystusa, usunięcie Syna. Modlę się, odczuwam… i nic więcej. To jest gnostycyzm. Istnieje jeszcze inna herezja, która jest również obecnie w modzie, ale odłożę ją na bok, bo pytanie Księdza Arcybiskupa idzie w tym kierunku. Istnieje również pelagianizm, ale zostawmy go na boku, aby porozmawiać o nim w innym czasie. Znajdować Boga bez Chrystusa: Boga, bez Chrystusa, lud bez Kościoła. Dlaczego? Ponieważ Kościół jest Matką, tą, która daje ci życie, a Chrystus jest starszym bratem, Synem Ojca, który odnosi do Ojca, tym który objawia ci imię Ojca. Kościół – sierota: dzisiejszy gnostycyzm, ponieważ jest właśnie dechrystianizacją, bez Chrystusa, prowadzi nas do Kościoła, powiedzmy lepiej do osieroconych chrześcijan, do osieroconego ludu. A my powinniśmy sprawić, aby nasz lud to odczuł.
Co mógłbym doradzić? Przychodzi mi na myśl – ale myślę, że jest to praktyka Ewangelii, gdzie zawarte jest nauczanie Pana – bliskość. Dzisiaj my, słudzy Pana – biskupi, kapłani, zakonnicy, przekonani świeccy – powinniśmy być blisko ludu Bożego. Bez bliskości mamy tylko słowo bez ciała. Pomyślmy – lubię o tym myśleć, o dwóch filarach Ewangelii. Jakie są te dwa filary Ewangelii? Błogosławieństwa oraz 25 rozdział Ewangelii według św. Mateusza, „protokół”, na podstawie którego wszyscy będziemy sądzeni. Konkretność. Bliskość. Dotknięcie. Uczynki miłosierdzia, zarówno co do ciała jak i co do duszy. „Ale mówisz te rzeczy, bo modnie jest w tym roku mówić o miłosierdziu?”. Nie, to jest Ewangelia! Ewangelia, dzieła miłosierdzia. Jest taki heretyk lub niewierny Samarytanin, który się wzrusza i czyni to, co powinien robić, a także ryzykuje pieniądze! Dotknąć. Jest Jezus, który był zawsze wśród ludzi lub z Ojcem. Albo sam na modlitwie z Ojcem, lub między ludźmi, ze swymi uczniami. Bliskość, dotknięcie. Takie jest życie Jezusa… Kiedy się wzruszył przy bramach miasta Nain (por. Łk 7, 11-17), wzruszył się, podszedł i dotknął mar, mówiąc: „Nie płacz…”. Bliskość. A bliskość to dotknięcie ciała cierpiącego Chrystusa. Zaś Kościół, chwała Kościoła, to oczywiście męczennicy, ale także wielu mężczyzn i wiele kobiet, którzy opuścili wszystko i spędzili swoje życie w szpitalach, w szkołach z dziećmi, chorymi… Pamiętam, w Afryce Środkowej pewna zakonnica, miała jakieś 83-84 lata, szczupła, dzielna, z małą dziewczynką… Przybyła, aby mnie pozdrowić: „Nie jestem stąd, jestem z drugiej strony rzeki, z Kongo, ale za każdym razem, raz w tygodniu przybywam tutaj na zakupy, ponieważ są one bardziej korzystne”. Powiedziała mi, że ma 83-84 lata. „Od 23 lat jestem tutaj: jestem pielęgniarką położną, pomagałam przy narodzinach około 2-3 tysięcy dzieci”. „Czy siostra przybyła tutaj sama?” – „Tak, tak, bierzemy kajak…” – W wieku 83 lat! Godzinę płynęła na kajaku i docierała. Ta kobieta – i wiele takich jak ona – opuściły swój kraj – jest ona Włoszką, z Brescii – opuściły swój kraj, aby dotykać Ciała Chrystusa. Jeśli udajemy się do tych krajów misyjnych, do Amazonii, w Ameryce Łacińskiej, to znajdujemy na cmentarzach groby wielu zakonników i zakonnic, którzy zmarli młodo, bo nie mieli przeciwciał na choroby tej ziemi i umierali młodo. Uczynki miłosierdzia: dotknąć, uczyć, pocieszyć, „tracić czas”. Kiedyś bardzo mi się spodobało, jak pewien pan poszedłszy do spowiedzi świętej, będąc w takiej sytuacji, że nie mógł otrzymać rozgrzeszenia, szedł ze strachem, bo kilka razy został odesłany, spotkał księdza, który go wysłuchał, wyjaśnił sytuację i powiedział: „Ale módl się, Bóg ciebie kocha. Dam tobie błogosławieństwo, ale wrócisz, czy możesz mi to obiecać?”. Ów ksiądz „tracił czas”, aby przyciągnąć tego człowieka do sakramentów. To się nazywa bliskość. A mówiąc biskupom o bliskości, sądzę, że muszę wspomnieć o najważniejszej bliskości – wobec księży. Biskup musi być dostępny dla swoich kapłanów. Kiedy byłem w Argentynie, słyszałem od księży… – wiele razy, gdy prowadziłem rekolekcje, a lubiłem to robić – i mówiłem im: porozmawiaj o tym z biskupem. Odpowiadali mi – „Nie da rady, dzwoniłem, ale w sekretariacie mi mówili, że to niemożliwe: jest bardzo zajęty: porozmawia z księdzem, w ciągu trzech miesięcy”. Ale ten kapłan czuje się sierotą, bez ojca, bez bliskości i zaczyna upadać. Biskup, który widzi na karcie połączeń, w godzinach wieczornych, kiedy wróci, telefon od księdza, albo tego wieczoru, albo też następnego dnia, powinien zadzwonić do niego od razu. „Tak, jestem zajęty, ale czy to pilne?” – „Nie, ale umówmy się…”. Niech ksiądz czuje, że ma ojca. Jeśli odbierzemy księżom ojcostwo, to nie możemy ich prosić, by byli ojcami. W ten sposób oddala się poczucie ojcostwa Boga. Dziełem Syna jest dotykanie ludzkiej biedy: duchowej i cielesnej. Bliskość. Dzieło Ojca: być ojcem, biskupem-ojcem.
Z kolei ludzie młodzi – bo w tych dniach trzeba mówić o młodych. Młodzi ludzie są „nudni”! Bo zawsze mówią to samo, albo „ja o tym myślę w następujący sposób”, albo „Kościół powinien…”, a to wymaga cierpliwości z młodymi. Jako chłopiec znałem niektórych kapłanów: był to czas, kiedy konfesjonał był bardziej popularny niż teraz, godzinami słuchali spowiedzi, lub przyjmowali ich w biurze parafialnym, słuchając tych samych rzeczy… ale z cierpliwością. Jeszcze trzeba wspomnieć o zabieraniu młodych na wieś, w góry. Pomyślcie o Janie Pawle II, co robił ze studentami? To prawda nauczał, ale potem szedł z nimi w góry! Bliskość. Wysłuchiwał ich, przebywał z młodymi …
Chcę jeszcze podkreślić ostatnią rzecz, bo sądzę, że Pan tego ode mnie chce: dziadkowie. Wy, którzy cierpieliście z powodu komunizmu, ateizmu, o tym wiecie: to dziadkowie, babcie zachowywali i przekazywali wiarę. Dziadkowie mają pamięć ludu, mają pamięć wiary, pamięć Kościoła. Nie można odrzucać dziadków! W obecnej kulturze odrzucenia, która jest głęboko zdechrystianizowana, odrzuca się to, co nie jest potrzebne, co nie działa. Nie! Dziadkowie są pamięcią narodu, są pamięcią wiary. Trzeba łączyć młodzież z dziadkami: także to jest bliskością. Być blisko i tworzyć bliskość. Tak bym odpowiedział na to pytanie. Nie ma recept, ale musimy zejść na boisko. Jeśli czekamy, aż zabrzmi dzwonek, czy zapukają. Nie. Musimy wyjść i poszukiwać, jak pasterz, który idzie w poszukiwaniu zgubionych. Nie wiem, tak to rozumiem. Po prostu.
Abp Sławoj Leszek Głódź (metropolita gdański):
– Drogi Ojcze Święty, jesteśmy szczególnie wdzięczni, że Papież Franciszek pogłębił bogate nauczanie o miłosierdziu, zainicjowane przez św. Jana Pawła II właśnie tutaj w Krakowie. Wszyscy wiemy, że żyjemy w świecie zdominowanym przez niesprawiedliwość: bogaci się bogacą, biedni stają się nędzarzami, istnieje terroryzm, istnieje etyka i moralność liberalna bez Boga… A moje pytanie brzmi następująco: w jaki sposób należy stosować nauczanie o miłosierdziu i przede wszystkim wobec kogo? Ojciec Święty promował lek, który jest nazywany „misericordyną”, który zabrałem ze sobą: dziękuję za promocję…
Papież Franciszek:
– … Ale teraz przychodzi „misericordyna plus”: jest silniejsza!
Abp Sławoj Leszek Głódź:
– … Tak, i dziękuję za ten „plus”. Mamy też program „plus” promowany przez rząd dla rodzin wielodzietnych. Ten „plus” stał się modny. Przede wszystkim komu i jak? Kto powinien być w pierwszym rzędzie przedmiotem naszego nauczania miłosierdzia? Dziękuję.
Papież Franciszek:
– Dziękuję. Nauczanie o miłosierdziu nie jest czymś, co byłoby moją ideą. Jest to pewien proces. Warto zauważyć, że już błogosławiony Paweł VI miał kilka wskazówek na temat miłosierdzia. Następnie Jan Paweł II był gigantem miłosierdzia, z encykliką Dives in misericordia, kanonizacją siostry Faustyny, a następnie z oktawą Wielkanocy: zmarł w wigilię tego dnia. Jest to proces, toczący się w Kościele przez wiele lat. Widzimy, że Pan chciał, aby obudzić w Kościele tę postawę miłosierdzia wśród wiernych. On jest Miłosierny, przebaczający wszystko. Wielkie wrażenie wywiera na mnie średniowieczny kapitel, który znajduje się w Bazylice św. Marii Magdaleny w Vezelay, we Francji, gdzie rozpoczyna się pielgrzymka do Santiago de Compostela. Na tym kapitelu z jednej strony znajduje się Judasz powieszony z otwartymi oczami, wywieszonym językiem, a z drugiej strony jest Dobry Pasterz, który bierze go ze sobą. A jeśli dobrze, uważnie się przyjrzeć, to twarz Dobrego Pasterza, wargi po jednej stronie są smutne, ale z drugiej strony się uśmiechają. Miłosierdzie jest tajemnicą. Jest tajemnicą Boga. Przeprowadzono ze mną wywiad, który później został przekształcony w książkę zatytułowaną: Miłosierdzie to imię Boga. Jest to termin publicystyczny, ale myślę, że możemy powiedzieć, iż Bóg jest Ojcem miłosiernym. Przynajmniej Jezus w Ewangelii ukazuje Go takim. Karze, aby nawrócić. Następnie przypowieści o miłosierdziu i sposób, w jaki zechciał nas zbawić… Kiedy nadeszła pełnia czasu, sprawił, że Syn narodził się z Niewiasty: z ciałem, zbawia nas poprzez ciało; nie wychodząc od lęku, ale od ciała. W tym procesie Kościoła otrzymujemy wiele łask.
A Ksiądz Arcybiskup widzi ten świat chory na niesprawiedliwość, na brak miłości i korupcję. Ale to prawda. Dzisiaj, w samolocie, rozmawiając o tym ponad osiemdziesięcioletnim księdzu, który zginął we Francji: od dawna mówię, że świat jest w stanie wojny, że przeżywamy trzecią wojnę światową w kawałkach. Pomyślmy o Nigerii… To prawda ideologie, ale któraż to z dzisiejszych ideologii znajduje się w centrum i jest matką korupcji, wojen? Bałwochwalstwo pieniędzy. Mężczyzna i kobieta nie są już na szczycie stworzenia, tam umieszcza się bożka-pieniądz, a wszystko jest kupowane i sprzedawane za pieniądze. W centrum stawia się pieniądze. Ludzie są wyzyskiwani. A dzisiejszy handel ludźmi? Zawsze tak było: okrucieństwo! Rozmawiałem o tym uczuciu z pewnym szefem rządu, a on mi powiedział: „Zawsze było okrucieństwo. Problemem jest to, że dzisiaj widzimy je w telewizji, przybliżyło się do naszego życia”. Zawsze jednak owo okrucieństwo. Zabijać dla pieniędzy. Wyzyskiwać ludzi, wyzyskiwać stworzenie. Pewien niedawno wybrany szef rządu afrykańskiego, przychodząc na audiencję
powiedział mi: „Pierwszym aktem rządu, jakiego dokonałem, było ponowne zalesienie kraju, który został pozbawiony lasów i unicestwiony”. Nie troszczymy się o stworzenie, a to oznacza więcej ubóstwa, więcej korupcji. Ale co myślimy, gdy 80% – mniej więcej, dobrze popatrzcie do statystyk, jeśli to nie jest 80, to może 82 lub 78 – bogactw jest w rękach mniej niż 20% osób. „Ojcze, nie mów tak, jak byś był komunistą!”. Nie, to są statystyki! A kto za to płaci? Płacą ludzie, Lud Boży: wyzyskiwane dziewczyny, młodzi ludzie bez pracy. We Włoszech 40 procent osób poniżej 25 roku życia nie ma pracy, w Hiszpanii – 50 proc., w Chorwacji, 47 proc. Dlaczego? Ponieważ istnieje gospodarka pieniężna, która zachęca do korupcji. Opowiadał mi pewien zgorszony, wspaniały katolik, który udał się do znajomego przedsiębiorcy: „Pokażę ci, jak zarabiam 20 tys. dolarów nie ruszając się z domu”. I za pomocą komputera, z Kalifornii, zrobił zakup nie wiem czego i sprzedał to do Chin: w ciągu 20 minut, w czasie krótszym niż 20 minut, zyskał 20 tys. dolarów. Wszystko jest płynne! A ludzie młodzi nie mają kultury pracy, bo nie mają pracy! Ziemia jest martwa, ponieważ została niemądrze wyzyskana. I tak idziemy dalej. Świat się ociepla, dlaczego? Ponieważ musimy zarobić. Zysk. „Popadliśmy w bałwochwalstwo pieniędzy”: to mi powiedział pewien ambasador, kiedy przyszedł, by złożyć listy uwierzytelniające. To bałwochwalstwo.
Miłosierdzie Boże jest świadectwem, świadectwem wielu ludzi, wielu mężczyzn i kobiet, ludzi świeckich, młodzieży, którzy dokonują dzieł: we Włoszech, na przykład, spółdzielczość. Tak, są tacy, którzy są zbyt sprytni, ale zawsze czyni się dobro, dokonuje się dobrych rzeczy. Następnie instytucje zajmujące się troską o chorych: silne organizacje. Trzeba iść tą drogą, sprawiać aby coraz bardziej wzrastała ludzka godność. Ale prawdą jest to, co mówi Ksiądz Arcybiskup. Przeżywamy religijny analfabetyzm, do tego stopnia, że ??w niektórych sanktuariach na świecie rzeczy się mieszają: udajemy się, by się modlić, ale są też sklepy, gdzie można kupić dewocjonalia, różańce, a w niektórych sprzedają rzeczy zabobonne, bo poszukuje się zbawienia w przesądach, w analfabetyzmie religijnym, w owym relatywizmie, który myli jedno z drugim. I do tego trzeba katechezy, katechezy życia, katechezy, która daje nie tylko pojęcia, ale towarzyszy w pielgrzymowaniu. Towarzyszenie jest jedną z najważniejszych postaw! Towarzyszenie wzrostowi wiary. Jest to wspaniała praca i młodzi ludzie tego oczekują! Młodzi ludzie czekają… „Ale jeśli zacznę mówić, to się znudzą!”. Ależ trzeba im dać zadanie do wykonania. Powiedz im, aby pojechali w czasie wakacji na 15 dni, aby pomóc budować skromne domy dla ubogich, albo zrobić coś innego. Niech zaczną odczuwać, że są przydatni. I pozwólmy, aby tutaj padło Boże ziarno. Powoli. Ale nie można tego uczynić tylko słowami! Współczesnemu analfabetyzmowi religijnemu musimy stawić czoło za pomocą trzech języków: języka umysłu, języka serca i języka rąk. Wszystkie trzy w harmonijnej jedności.
Nie wiem… Mówię za dużo! Są to pomysły, którymi się z wami dzielę. Z waszą roztropnością będziecie wiedzieli, co robić. Ale zawsze Kościół musi wychodzić. Kiedyś odważyłem się powiedzieć: że jest przecież ten werset w Apokalipsie „Oto stoję u drzwi i kołaczę” (3, 20); On puka do drzwi, ale zastanawiam się, ile razy Pan puka do drzwi od wewnątrz, abyśmy Jemu otworzyli, by mógł On wyjść razem z nami, żeby nieść Ewangelię na zewnątrz. Nie zamknięci, ale skierowani za zewnątrz! Trzeba wychodzić! Dziękuję.
Bp Leszek Leszkiewicz (biskup pomocniczy diecezji tarnowskiej):
– Ojcze Święty, nasze zaangażowanie duszpasterskie opiera się głównie na tradycyjnym modelu wspólnoty parafialnej, w oparciu o życie sakramentalne. Jest to model, który tutaj nadal przynosi owoce. Jednak zdajemy sobie sprawę, że również u nas warunki i okoliczności codziennego życia szybko się zmieniają i domagają się od Kościoła nowych metod działania duszpasterskiego. Duszpasterze i wierni podobni są trochę do tych uczniów, którzy słuchają, są bardzo zapracowani, ale nie zawsze wiedzą, jak wykorzystać wewnętrzny i zewnętrzny dynamizm misyjny wspólnot kościelnych. Ojcze Święty, w Evangelii gaudium mówisz o uczniach-misjonarzach, którzy z entuzjazmem przynoszą Dobrą Nowinę dzisiejszemu światu. Co nam proponujesz? Do czego nas zachęcasz, abyśmy mogli budować w naszym świecie wspólnotę Kościoła w sposób owocny, płodny, z radością, z dynamizmem misyjnym?
Papież Franciszek:
Dziękuję! Chciałbym podkreślić jedną rzecz: parafia jest ciągle aktualna! Parafia musi pozostać: jest strukturą, której nie wolno nam wyrzucić przez okno. Parafia jest właśnie domem ludu Bożego, tym domem w którym on mieszka. Problemem jest to, w jaki sposób ustawić parafię! Są parafie z sekretarkami parafialnymi, które wydają się „uczennicami szatana”, straszące ludzi! Parafie z zamkniętymi drzwiami. Ale istnieją też parafie z drzwiami otwartymi, parafie, gdzie, kiedy ktoś przychodzi by zapytać, mówi się: „Proszę bardzo. Proszą spocząć, na czym polega problem?…”. A dana osoba jest cierpliwie wysłuchana… bo troska o lud Boży jest męcząca! Pewien świetny profesor uniwersytetu, jezuita, którego poznałem w Buenos Aires, kiedy poszedł na emeryturę poprosił prowincjała, aby mógł być proboszczem w dzielnicy, aby doświadczyć duszpasterstwa. Raz w tygodniu szedł na Wydział – był członkiem tej wspólnoty – i pewnego dnia powiedział do mnie: „Powiedz twojemu profesorowi eklezjologii, że w jego traktacie brakuje dwóch tez” – „Jakich ?” – „Po pierwsze święty Lud Boży zasadniczo jest męczący. I po drugie: Święty Lud Boży ontologicznie robi to, co wydaje się jemu najlepsze. A to męczy!”. Dziś bycie proboszczem jest męczące: prowadzenie parafii jest męczące, w tym dzisiejszym świecie z wieloma problemami. A Pan nas powołał po to, abyśmy się odrobinę zmęczyli, abyśmy pracowali, a nie odpoczywali. Parafia jest męcząca, kiedy jest dobrze ustawiona. Odnowa parafii jest jedną z rzeczy, którą biskupi powinni zawsze mieć na oku: jak żyje ta parafia? Co robisz? Jak wypada katecheza? Jak jej uczysz? Czy parafia jest otwarta? Wiele rzeczy… Myślę o pewnej parafii w Buenos Aires; gdy narzeczeni przyszli mówiąc: „Chcielibyśmy się tutaj pobrać…” – „Tak, powiedziała sekretarka – oto są ceny”. Tak nie może być, parafia nie może być taka. Jak ludzie są przyjmowani? Jak są wysłuchiwani? Czy zawsze jest ktoś w konfesjonale? W parafiach – nie tych, które są w małych miejscowościach, ale które znajdują się w centrum miasta, na głównych ulicach, jeśli jest konfesjonał z zapalonym światłem, ludzie zawsze przychodzą. Zawsze! Parafia gościnna. My biskupi musimy pytać o to księży: „Jak działa twoja parafia? A czy wychodzisz? Czy odwiedzasz uwięzionych, chorych, staruszki? A co robisz z dziećmi? Jak ich zachęcasz do zabawy i jak rozwijasz oratorium? To jedna z wielkich instytucji parafialnych, przynajmniej we Włoszech. Oratorium: tam dzieci się bawią i tam otrzymują trochę słowa, nieco katechezy. Wracają do domu zmęczone, szczęśliwe i z dobrym ziarnem. Parafia jest ważna! Niektórzy mówią, że parafia się zdezaktualizowała, bo teraz jest czas ruchów. To nieprawda! Ruchy kościelne pomagają, ale nie powinny być alternatywą dla parafii: powinny pomagać w parafii, rozwijać parafię, tak jak Sodalicja Mariańska, podobnie jak Akcja Katolicka i wiele innych. Poszukiwanie nowości i zmienianie struktury parafialnej? To, co mówię może będzie wydawać się herezją, ale tak to przeżywam: myślę, że to jest coś analogicznego do struktury biskupiej, jest to inne, ale podobne. Parafia jest nietykalna: musi pozostać jako miejsce kreatywności, odniesienia, macierzyństwa i tego wszystkiego. Tam należy realizować wszelką zdolność kreatywności; a kiedy parafia rozwija się w ten sposób, to dokonuje się to, o czym mówiłem o uczniach-misjonarzach – nazywam to „parafia wychodząca”. Myślę na przykład o parafii – piękny przykład, który był później naśladowany przez wielu – w kraju, gdzie nie było zwyczaju chrzcić dzieci, bo nie było pieniędzy; ale odpust patronalny przygotowywany jest 3-4 miesiące wcześniej, z odwiedzinami domów, a tam można zobaczyć, jak wiele dzieci nie jest ochrzczonych. Przygotowuje się rodziny i jednym z wydarzeń odpustu patronalnego jest chrzest 30-40 dzieci, które w przeciwnym razie pozostałyby nieochrzczone. Trzeba wymyślać takie rzeczy. Ludzie nie biorą ślubu w kościele. Myślę o pewnym spotkaniu księży; jeden z nich wstał i powiedział: „Czy zastanawiałeś się dlaczego?”. I przytoczył wiele powodów, które podzielamy: kultura współczesna, i tak dalej. Ale jest spora grupa ludzi, którzy się nie pobierają, bo dzisiaj ślub kosztuje! Kosztuje! Kosztuje przede wszystkim wesele… To fakt społeczny. A ten bardzo pomysłowy proboszcz powiedział: „Czekam na tych, którzy chcą się pobrać”. W Argentynie są bowiem dwa śluby: trzeba zawsze iść do urzędu stanu cywilnego, aby zawrzeć związek cywilny, a następnie, jeśli chcesz, możesz pójść do świątyni swojej religii, by zawrzeć małżeństwo. Wielu ludzi nie zawiera sakramentu małżeństwa, ponieważ nie mają pieniędzy, by urządzić wielkie wesele… Ale księża, którzy mają trochę pomysłowości mówią: „Nie, nie! Będę na ciebie czekać”. Tego dnia w urzędzie stanu cywilnego śluby są o 11.00-12.00-13.00-14.00: tego dnia zrezygnuję ze sjesty! Po ślubie cywilnym przychodzą do kościoła, zawierają sakrament i idą w pokoju. Trzeba być pomysłowym, poszukiwać, wychodzić, szukać ludzi, postawić się w trudnościach, jakie przeżywają ludzie. Ale dziś parafia-biuro nie wychodzi! Ludzie nie są bowiem zdyscyplinowani. Macie lud zdyscyplinowany, a to jest łaską od Boga! Ale zazwyczaj nie jest zdyscyplinowany. Myślę o mojej ojczyźnie: ludzie, jeśli nie będziecie ich szukać, jeśli się do nich nie zbliżycie – nie przyjdą. To właśnie jest uczeń-misjonarz, parafia wychodząca. Wychodzić i szukać, tak jak uczynił to Bóg, który posłał swego Syna, aby nas szukał.
Nie wiem, czy nie jest to odpowiedź zbyt uproszczona, ale nie mam innej. Nie jestem wybitnym profesorem teologii pastoralnej, mówię to, co mi przychodzi na myśl.
Bp Krzysztof Zadarko (biskup pomocniczy diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej):
– Ojcze Święty, jednym z najbardziej niepokojących problemów stojących przed dzisiejszą Europą jest kwestia uchodźców. Jak możemy im pomóc, skoro są tak liczni? I co możemy zrobić, aby przezwyciężyć strach przed ich inwazją lub agresją, który paraliżuje całe społeczeństwo?
Papież Franciszek:
Dziękuję! Problem uchodźców… Nie we wszystkich okresach przybywało tak wielu uchodźców, jak obecnie. Powiedzmy imigranci i uchodźcy, możemy ich rozpatrywać łącznie. Mój ojciec był imigrantem. Opowiedziałem prezydentowi [Polski], że w fabryce, w której pracował mój ojciec, było po wojnie wielu polskich emigrantów. Byłem wtedy dzieckiem i wielu z nich poznałem. Moja ojczyzna jest krajem imigrantów, wszyscy… I nie było żadnych problemów; były to naprawdę inne czasy. Dlaczego jest dzisiaj tak wielka imigracja? Nie mówią o emigracji z ojczyzny do innych krajów: jest ona spowodowana brakiem pracy. To jasne, że udają się w poszukiwaniu pracy za granicą. To jest problem domu, który i wy macie… Mówię o tych, którzy do nas przybywają: uciekają od wojny, głodu. To właśnie jest problemem. A dlaczego problem tkwi w tym? Bo w danym kraju istnieje wyzysk ludzi, eksploatacja ziemi, istnieje wyzysk, by zarobić więcej pieniędzy. Gdy rozmawiałem ze światowymi ekonomistami, widzącymi ten problem, powiedzieli: musimy dokonywać inwestycji w tych krajach; jeśli będą inwestycje, to będą mieli pracę i nie będą musieli emigrować. Ale jest też i wojna! Są wojny plemienne, pewne wojny ideologiczne lub sztuczne, przygotowane przez handlarzy bronią, którzy z tego żyją: dają broń tobie, który jesteś przeciwnikiem jakichś ludzi, a równocześnie tym, którzy są przeciw tobie. I tak sobie żyją! Naprawdę korupcja jest u źródeł imigracji. Co zrobić? Sądzę, że każdy kraj musi zobaczyć, w jaki sposób i kiedy. Nie wszystkie kraje są równe; nie wszystkie kraje mają takie same możliwości. Mają jednak możliwość, by być hojnymi! Szczodrymi jako chrześcijanie. Nie możemy inwestować tam, ale dla tych, którzy przybywają… Ilu i jak? Nie można dać odpowiedzi uniwersalnej, ponieważ gościnność zależy od sytuacji każdego kraju, a także kultury. Ale oczywiście można zrobić wiele rzeczy. Na przykład, modlitwa: cotygodniowe adoracje Najświętszego Sakramentu z modlitwą za tych, którzy pukają do drzwi Europy i nie mogą wejść. Niektórym się udaje, ale innym nie… Poza tym wkracza któryś, i podejmuje drogę, która prowadzi do strachu. Mamy kraje, które potrafią od wielu lat dobrze integrować imigrantów! W innych, niestety, utworzyły się jakby getta. Istnieje cała reforma, którą należy podjąć na poziomie globalnym, odnośnie do tego zaangażowania, przyjęcia imigrantów. Ale jest to kwestia relatywna: absolutne jest serce otwarte na przyjęcie. To jest absolutne! Z modlitwą, wstawiennictwem uczynić to, co mogę. Relatywny jest sposób, w jaki mogę to uczynić: nie wszyscy mogą zrobić to w taki sam sposób. Ale problem ma charakter globalny! Wyzysk stworzenia i wyzysk osób. Przeżywamy wydarzenie unicestwienia człowieka jako obrazu Boga.
I na tym chciałbym zakończyć ten aspekt, ponieważ kryją się też za nim ideologie. W Europie, w Ameryce, w Ameryce Łacińskiej, w Afryce, w niektórych krajach azjatyckich istnieje prawdziwa kolonizacja ideologiczna. Jedną z nich – mówię to jasno z „imienia i nazwiska” – jest gender! Dzisiaj dzieci w szkole – właśnie dzieci! – naucza się w szkole: że każdy może wybrać sobie płeć. A dlaczego tego uczą? Ponieważ podręczniki narzucają te osoby i instytucje, które dają pieniądze. Jest to kolonizacja ideologiczna, popierana również przez bardzo wpływowe kraje. I to jest straszne. Kiedy rozmawiałem z Papieżem Benedyktem, który ma się dobrze i ma jasną myśl, powiedział mi: „Wasza Świątobliwość, to epoka grzechu wobec Boga Stwórcy”. To mądre! Bóg stworzył mężczyznę i kobietę; Bóg stworzył świat, w taki to konkretny sposób, a my czynimy coś przeciwnego. Bóg obdarzył nas stanem „pierwotnym”, abyśmy uczynili go kulturą; a następnie z tą kulturą czynimy rzeczy, które sprowadzają nas do stanu „pierwotnego”. Słowa wypowiedziane przez Benedykta XVI powinny skłonić nas do myślenia: „To epoka grzechu wobec Boga Stwórcy!”. Ta refleksja nam pomoże.
Ale ty, Krzysztofie powiedziesz mi: „Co to ma wspólnego z imigrantami?”. To jest pewien kontekst. W odniesieniu do imigrantów powiem, że problem tkwi tam, w ich ojczyźnie. Ale jak ich przyjmiemy? Każdy musi zobaczyć, jak to zrobić. Ale wszyscy możemy mieć otwarte serce i zastanowić się nad wprowadzeniem godziny modlitwy w parafiach, jednej godziny tygodniowo, adoracji i modlitwy za imigrantów. Modlitwa góry przenosi!
Były to cztery pytania. Nie wiem… Wybaczcie, jeśli mówiłem zbyt wiele, ale zdradza mnie włoska krew…
Dziękuję bardzo za przyjęcie i ufajmy, że te dni napełnią nas radością: radością, wielką radością. Módlmy się też do Dziewicy Maryi, która jest Matką i zawsze trzyma nas za rękę.
Salve Regina …
I nie zapominajcie o dziadkach, którzy są pamięcią ludu.
Macierewicz z papieżem Franciszkiem, czyli pół godziny zakłamywania prawdy o Smoleńsku
Antoni Macierewicz, szef MON, rozmawiał w niedzielę z papieżem Franciszkiem o katastrofie smoleńskiej(SŁAWOMIR KAMIŃSKI, JAKUB PORZYCKI)
Według Waszczykowskiego (dla RMF FM) „papież jako polityk powinien mieć wiedzę na temat tego wydarzenia”. – Sprawa smoleńska jest niezakończona, katastrofa nie miała takiego przebiegu, jaki miała, i będziemy tę świadomość przekazywać – tłumaczył szef MSZ. – Papież to nie tylko przywódca religijny, ale również polityk, który spotyka się z innymi politykami i taką wiedzę powinien mieć. To był nasz obowiązek, żeby w taką wiedzę wyposażyć Ojca świętego – dodał. Rozmowa miała trwać ok. pół godziny.
Co zatem mógł Macierewicz przekazać papieżowi? Na pewno nie zreferował mu ustaleń rządowej komisji Jerzego Millera, jedynego państwowego ciała, które tę katastrofę zbadało i ustaliło jej przyczyny. Czyli że prezydencki tupolew się rozbił pod Smoleńskiem, bo leciał w gęstej mgle za szybko i za nisko, bez widoczności ziemi. Macierewicz ten raport uważa za stek kłamstw.
O ustaleniach swojej podkomisji w MON (tej składającej się z nieekspertów od badania katastrof lotniczych) pewnie też nie wspomniał, bo to ciało jeszcze do niczego nie doszło (choć tylko w tym roku dostało do wydania ponad 3,5 mln zł).
Może zatem Macierewicz podzielił się z papieżem podejrzeniami szefa podkomisji dr. Wacława Berczyńskiego, że „z ogromnym prawdopodobieństwem, prawie z pewnością, można stwierdzić, że samolot rozpadł się w powietrzu”. To podejrzenie jest niepoparte żadnymi dowodami, jest za to mnóstwo dowodów je obalających.
A może Macierewicz wspomniał o ustaleniach swojego zespołu parlamentarnego, podobnie jak podkomisja MON składającego się z nieekspertów od badania katastrof lotniczych?
Np. że (wszystko to są cytaty z Macierewicza z ostatnich lat):
„Mogło być tak, że mamy do czynienia z mordowaniem tych, którzy przeżyli, ale równie dobrze mogło być tak, że to są strzały policji i wojska odpędzające rabusiów. To, co tam słychać, pozwala na obie hipotezy, na obie wersje”;
„Po blisko trzech latach badań mogę powiedzieć z olbrzymią dozą pewności, że relacje o tym, że trzy osoby przeżyły, są wiarygodne. Mamy te informacje z trzech różnych, niezależnych źródeł, a dwie z nich pochodzą od ludzi, którzy zawodowo zajmują się weryfikacją informacji i nie podają wiadomości niesprawdzonych”;
„Samolot został obezwładniony 15 m nad ziemią. W dodatku po katastrofie rząd zawarł tajne porozumienie ze stroną rosyjską w sprawie tego, kto ma prowadzić śledztwo, i nie zwrócił się do NATO i USA o pomoc w zbadaniu sprawy”;
„Samolot nie uderzył w brzozę, a jego skrzydło oderwało się na wysokości 26 m”;
„Do katastrofy doszło w powietrzu na skutek świadomego działania osób trzecich”;
„Gdyby od początku było międzynarodowe śledztwo w sprawie katastrofy w Smoleńsku, nie doszłoby do aneksji Krymu, wojny w Donbasie, zestrzelenia tam malezyjskiego samolotu i śmierci Niemcowa. Zbrodnia nieukarana jest powtarzana. Gdyby Polska wymogła na Kremlu śledztwo międzynarodowe w sprawie Smoleńska, to udowodniłoby ono winę Putinowi i w efekcie powstrzymało go od kolejnych zbrodni”.
Jeżeli zatem Macierewicz zreferował Franciszkowi swoje poglądy na przyczyny katastrofy smoleńskiej, prawdy mu nie powiedział.
Generalnie podoba mi się sama koncepcja zmuszania kogoś do czegoś dobrowolnego. Ma w sobie rozmach i odrobinę zdrowego poczucia humoru.
Łopiński o pomocy frankowiczom: Zaczynamy od spreadów. I dajemy szansę sektorowi bankowemu
KPRP zaproponowało rozwiązania dotyczące pomocy frankowiczom, ale dotyczą one tylko spreadów. Jak tłumaczył na konferencji prasowej Maciej Łopiński:
„Ten projekt dotyczy sprawy najmniej kontrowersyjnej. Większość osób uważała, że spready są nienależnym świadczeniem, że są dodatkową prowizją banku na całej operacji, i dlatego zaczynamy od spreadów. Ale nie kończymy na tym. Banki będą miały czas, aby na drodze ugodowej dokonać przewalutowania. Ja chciałem podkreślić, że przedstawiciele rządu i prezes Glapinski apelowali do prezydenta by w tej trudnej sytuacji wstrzymać na rozwiązania ustawowe, które byłyby przymusowym przewalutowywaniem kredytów. Dajemy szanse sektorowi bankowemu. Dajemy szanse też sobie jako politykom, jesteśmy odpowiedzialni za rozwój gospodarczy, za sytuację kredytobiorców i dlatego przyjęliśmy takie rozwiązanie o jakim mówię. Będziemy bacznie obserwować sytuację przez najbliższy rok”.
Jak podkreślił: Traktujemy spready jak nienależnie pobrane świadczenia. Projekt zakłada zwrot spreadów do limitu kredytu 350 tys. zł. Kwota limitu zostanie podwojna, jeśli będzie dotyczyć małżeństw. Koszty to ok 3,6-4 mld złotych.
Jednocześnie prezes Glapiński zapowiedział rozwiązania, które doprowadzą do tego, że banki będą zawierać ugody z kredytobircami dot. przewalutowywania. Jak podkreślił:
„Zostaną wprowadzone dalsze wymogi regulacyjne, które spowodują, że utrzymywanie takich kredytów w bilansie banków będzie niekorzystne. To będzie oznaczać stopniowy proces przewalutowania”
Jest frankowa propozycja prezydenta. Przewalutowania na razie nie będzie
02 SIERPNIA 2016
Pierwszy etap rozwiązania kwestii kredytów walutowych będzie dotyczył zwrotu spreadów pobranych przez banki – poinformował Maciej Łopiński, minister w Kancelarii Prezydenta RP. Kwestia ustawowego przewalutowania kredytów ma być ponownie rozważona za rok. Do tego czasu nadzór bankowy ma skłonić banki do dobrowolnej restrukturyzacji części kredytów walutowych.
– Chce podkreślić, że jest to pierwszy etap. Najmniej projekt ten dotyczy najbardziej kontrowersyjnych kwestii. Większość osób uważała, że spready są nienależne (…) i zaczynamy od spreadów, ale nie kończymy na nich. Chcemy dać bankom czas na ugodowe doprowadzenie do przewalutowania kredytów – powiedział Łopiński podczas prezentacji prezydenckiego projektu ustawy frankowej.
– Chcemy wstrzymać na rok rozwiązania ustawowe, które byłyby przymusowe w zakresie przewalutowania (…). Dajemy szansę bankom, będziemy obserwować to co będzie się działo – dodał prezydencki minister.
Realne korzyści
Łopiński podkreślił, że ustawa „daje realne korzyści nie tylko frankowiczom, ale wszystkim, którzy brali kredyty denominowane albo indeksowane do obcych walut”. – Jednocześnie nie powoduje ona krachu na rynkach finansowych – zaznaczył.
– Uwzględniliśmy sytuację, z którą mamy do czynienia po wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i sytuację na rynku finansowym we Włoszech i innych krajach – dodał.
Korzystne warunki
Prezes NBP Adam Glapiński poinformował, że rozłożenie w czasie procesu przewalutowania kredytów walutowych będzie istotnym elementem utrzymania stabilności finansowej państwa.
– Przewalutowanie kredytów będzie miało miejsce w odpowiednim momencie, w terminie rozsądnym, a klienci otrzymają korzystne warunki – zaznaczył.
– Rekompensata ze względu na spready obniży kapitał pozostały do spłaty kredytu – dodał.
Glapiński podkreślił, że skala obciążeń dla banków w związku ze zwrotem spreadów – choć znacząca – nie doprowadzi do destabilizacji sektora.
– Jednorazowe, ustawowe przewalutowanie kredytów na złote jest niemożliwe. Stwarzałoby ono bardzo poważne zagrożenie m.in. dla polskiej waluty. Przewalutowanie powinno jednak nastąpić i będzie miało miejsce – powiedział. Dodał, że przewalutowanie nastąpi w „odpowiednim momencie”.
Nakłonić banki do dobrowolnego przewalutowania
Glapiński zapowiedział, że podjęte zostaną zdecydowane działania nadzorcze, które poprzez silne bodźce będą skłaniały banki do restrukturyzacji kredytów walutowych. – Chodzi o dodatkowe wymogi ostrożnościowe dla banków – dodał.
Szef NBP powiedział, że miałyby to być wymogi kapitałowe, które zwiększałyby wagi ryzyka dla portfela walutowego, co spowodowałoby, że banki posiadające w portfelu kredytowym instrumenty walutowe musiałyby utrzymywać wskaźniki na poziomach istotnie wyższych niż dotychczas.
Wskazał również, że zwiększenie wymogów kapitałowych leży w gestii KNF. Dodał, że nadzorca miałby również wydać rekomendację, która wskazywałaby przewalutowanie jako główną metodę restrukturyzacji kredytów. Wymienił również inne metody restrukturyzacji m.in. zrzekanie się prawa do nieruchomości w zamian za anulowanie umowy kredytowej.
„Gmach otaczało ZOMO. Ruszyłem na bezczelnego. Wszedłem między nich z pewną miną” [AUTOBIOGRAFIA KACZYŃSKIEGO]
O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziałem się w kościele św. Stanisława Kostki podczas mszy. 12 grudnia 1981 roku późno wróciłem do domu, (…*) po powrocie rozmawiałem telefonicznie z Leszkiem. Pół godziny później został internowany. Nieświadomy niczego spałem długo. Rano słyszałem, jak mama rozmawia z tatą. Była zirytowana, bo nie działał telefon. Podejrzewała ojca o to, że nie zapłacił rachunku. U nas w domu rano nigdy nikt nie słuchał radia ani nie włączał telewizora, więc nic nie wiedzieliśmy. I tak kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, co zaszło w kraju, po śniadaniu poszedłem na mszę. Do kościoła szedłem boczną ulicą. Nie widziałem żołnierzy, nie wiedziałem, co się dzieje. (…)
Lech i Jarosław Kaczyńscy w 1990 r. (fot. Tomasz Wierzejski/AG)
Następnego dnia zaspałem. Mama poszła do Instytutu Badań Literackich. Zerwałem się i pojechałem za nią. Obawiałem się, że może być tam strajk i pacyfikacja. Rzeczywiście. Gmach otaczało ZOMO. Ruszyłem na bezczelnego. Wszedłem między nich z pewną miną. Udało się. Później często się to udawało, bo zomowcy nie wiedzieli, co robić i jak reagować. W środku spotkałem kogoś, kto powiedział, że milicja wyprowadziła pracowników Instytutu. Po tej złej wiadomości przyszła i dobra – uwolniono ich, a wielu przebywa obok katedry św. Jana na Starym Mieście. Popędziłem tam i kamień spadł mi z serca. Odnalazłem mamę. Spotkany Mieczysław Wachowski mówił, że wypuścili go z internowania i ma jechać do Wałęsy. Zaintrygowało mnie to bardzo. Zacząłem się zastanawiać, jakie są cele władzy. Wątpliwości związane ze statusem Wałęsy po 13 grudnia 1981 roku skończyły się wraz z informacją o jego internowaniu. To nastąpiło dopiero w lutym 1982 roku. Przedtem istniało mnóstwo dziwnych pogłosek co do roli, jaką miał odegrać, i ewentualnego porozumienia z władzą na dużo gorszych warunkach niż w roku 1980. (…)
Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa w 1990 r. (fot. Tomasz Wierzejski/AG)
Wieczorem 16 grudnia 1981 roku pojawiłem się w domu tuż przed godziną milicyjną. Okazało się, że wcześniej była po mnie esbecja. Spakowałem się i następnego dnia chciałem wyjść wczesnym rankiem, by się gdzieś ukryć. Nie zdążyłem. Przyszli po mnie jeszcze przed szóstą rano i zabrali do MSW. Funkcjonariusz przedstawiający się jako Kowalski – po latach dowiedziałem się, że naprawdę nazywał się Igielniak – zaczął mnie przesłuchiwać. Właściwie była to zwykła rozmowa. Nie był agresywny, choć chwilami nieco straszył. Na koniec zaproponował podpisanie „lojalki”. Odmówiłem. Nalegał, bym wobec tego chociaż zapewnił ustnie, że będę przestrzegał praw stanu wojennego. Ponownie odmówiłem. Zapytał:
– To co pan będzie robił?
– A co, chce pan, żebym meldował o spotkaniach trzech osób?
Takie były przepisy dekretu o stanie wojennym.
– Nie, ale jeśli dowiem się, że pan kręci się w środowisku opozycyjnym, to pana zamknę.
W czasie pierwszej części rozmowy było bardzo zimno. Mroźny dzień i okno szeroko otwarte. Esbek siedział w grubym golfie. W pewnym momencie, jeszcze przed sprawą lojalki, gdy zaczął sugerować, choć bardzo ostrożnie, jakieś możliwości współpracy, powiedziałem, że wolałbym wyskoczyć przez to okno – a było to wysokie piętro – niż współpracować. On na to, że to tak łatwo się mówi, a gdy spojrzy się w dół, to przestaje być takie proste. Ale okno zamknął. Były też próby podejścia na „antysemityzm”, na co ostro zareagowałem. Sugestie, że można mi załatwić pracę w Warszawie, habilitację. Igielniak mówił: ten Białystok musiał już panu bokiem wyjść.
Jarosław Kaczyński na marszu przeciw Lechowi Wałęsie, 1993 r. (fot. Krzysztof Miller/AG)
Jeszcze jeden element wart jest podkreślenia. Parę razy wracał do perspektywy buntu w wojsku, w szczególności w lotnictwie. Na spotkaniach rady OBS [Ośrodka Badań Społecznych – przyp. red.] opowiadałem o niechętnym stosunku oficerów lotnictwa do użycia wojska w Grudniu ’70, o czym słyszałem w czasie pobytu w Szpitalu Wojsk Lotniczych w 1973, zorientowałem się, że albo mieli w radzie OBS agenta, albo nas rzetelnie podsłuchiwali.
Przedtem pytał, czy chcę być internowany. Uczciwie mówiąc, chciałem i skądinąd byłem pewny, że zostanę, ale z drugiej strony słyszałem o kabotynach, którzy zgłaszali się, aby ich internować. Odrzekłem więc, że nie chcę. On zapytał: czy mogę napisać mu odmowę? Tak postąpił Jan Olszewski, prawdziwy mistrz w rozgrywkach z esbecją, więc ja też się zgodziłem. Po latach z liter mojej odmowy skonstruowano „lojalkę”, opublikowaną w „Nie” w 1993 roku. Ale w końcu prawda wyszła na jaw. Tego samego dnia wieczorem, ku mojemu zaskoczeniu, zostałem wypuszczony. Zamierzałem nadal działać, choć wiedziałem, że grozi mi za to coś gorszego od internowania – więzienie. Pierwszy wyrok, o jakim się dowiedziałem, trzy i pół roku dla Krzysztofa Dowgiałły, kolegi Leszka, specjalnie mnie jednak nie przestraszył. (…)
Chodziłem na demonstracje, pisałem teksty na doraźne zamówienia, regularnie spotykała się Rada OBS. Poszukiwałem kontaktów, na przykład z Romaszewskimi przez Joannę Jankowską, jednak bez skutku. Współpracowałem często z Ludwikiem Dornem, a za jego pośrednictwem z „Wiadomościami”. Ludwik był wtedy bardzo optymistycznie nastawiony. Sądził, że w nowej sytuacji środowisko „Głosu” może odegrać dużą rolę. Chcieliśmy trafić do kierownictwa podziemia. Wiosną powstała Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarność”. (…)
Jarosław Kaczyński jako premier RP (fot. Sławomir Kamiński/AG)
W październiku 1982 roku Leszek wyszedł z internowania na wniosek rektora Uniwersytetu Gdańskiego, trzeci zresztą, dwa poprzednie odrzucono. Nawiązał kontakt z Lechem Wałęsą, którego zwolniono niedługo po nim. Przed 13 grudnia byli skonfliktowani, ale teraz zapomnieli o sporach. Ja też zacząłem współpracować ze środowiskiem powstającym wokół przewodniczącego. Pisałem memoriały skierowane do Wałęsy, a w istocie na ręce Leszka, z ocenami sytuacji. Próby odpowiedzi na pytanie: co robić?We wrześniu 1982 roku musiałem podjąć pracę, bo skończyły mi się pieniądze. Zostałem bibliotekarzem w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Takim stojącym za ladą i podającym książki w głównej czytelni. Pracowałem tam dziewięć miesięcy. (…)
W kolejnych latach biblioteka była dla mnie miejscem licznych spotkań związanych z podziemiem, ale także towarzyskich. Nie miałem właściwie związków z tamtejszą „Solidarnością”, ale czasami zwracali się do mnie z prośbą o jakieś usługi. Na przykład pewnego dnia poproszono mnie, bym zaniósł ampułkę lekarstwa na adres na Bródnie. Chodziło w istocie, niestety nie opanowałem ciekawości, o adres miejsca, gdzie miało się odbyć posiedzenie Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej w Nowej Hucie – na przełomie 1982 i 1983 roku. (…)
Innym razem, 10 listopada 1982 roku, dostałem wielką paczkę ulotek do rozrzucenia. Udało mi się i to na wypełnionym ZOMO Krakowskim Przedmieściu. Szczęśliwie uciekłem pogoni. Takich małych zadań było więcej. (…) Wczesną wiosną, a może jeszcze zimą 1983 roku Leszek przekazał mi polecenie przeprowadzenia rozmów w sprawie stworzenia struktury, którą nazwał anty-PRON-em. Szereg osobistości miało poprzeć Lecha Wałęsę i stworzyć wokół niego platformę polityczną jako odpowiedź na organizowany przez władze Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego. Zacząłem sondować. Część rozmówców: Stefan Bratkowski, Henryk Samsonowicz, Andrzej Szczepkowski, Ryszard Reiff, Józef Szaniawski zgodziła się od razu, ale później zaczęły się kłopoty. Aleksander Gieysztor, Stanisław Stomma, Krzysztof Penderecki uprzejmie odmówili. Marek Nowakowski nie bardzo chciał przed zakończeniem rozmów w sprawie zgody na działalność Związku Literatów Polskich. Pamiętam Stanisława Stommę, który powiedział mi, że Lech Wałęsa jest partnerem dla Jurija Andropowa, a w ogóle to najwyższa globalna półka. Aleksander Gieysztor odkładał decyzję. Krzysztof Penderecki mówił coś o Galicji i że w Krakowie (rozmawialiśmy w Warszawie) się zastanowi.(…).
Jarosław Kaczyński w siedzibie PC, 1993 r. (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Pierwszy raz znalazłem się na zebraniu [Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej] w grudniu 1983 roku w zastępstwie Leszka, który bywał już na spotkaniach wcześniej na ogół z Wałęsą, choć nie był wtedy członkiem TKK. (…) Mieliśmy już przygotowany w Radzie OBS zaawansowany szkic dokumentu, ale mówiąc najkrócej – wszystko diabli wzięli. Stefan Jurczak, szef Małopolski, dziś już nieżyjący, powiedział w pewnym momencie: „Robotnikom chodzi nie o związki, a o niepodległą Polskę”. Część TKK miała wtedy radykalne nastawienie. Krytykowano Wałęsę, lecz tylko w prywatnych rozmowach.Proponowaliśmy stworzenie płaszczyzny porozumienia, której wprawdzie władza nie przyjmie, ale będzie ona politycznym orężem. Sądziłem, że „Solidarność”, jako największa siła opozycyjna, powinna grać umiarkowanie. Stawiać takie cele, które wydają się możliwe do zrealizowania. Można by je było oczywiście przeformułować wraz ze zmianą sytuacji, stawiać stopy coraz dalej, jednak najważniejsze to otworzyć szczelinę. Koncepcja ta była podobna do planu Piłsudskiego w czasie pierwszej wojny światowej, a w szerszym sensie i dłuższym okresie – do strategii Romana Dmowskiego. Słowa Jurczaka wszystko przekreśliły. Zbigniew Bujak, numer jeden w TKK, zainteresował się jednak moimi koncepcjami. (…)
Czekałem na ofertę działania w centralnych strukturach podziemia. Dostałem tylko propozycję pracy w Komisji Finansowej Regionu „Mazowsze”, która miała inwestować pieniądze konspiracji. Pomysł był chybiony i co do samej istoty, i co do sposobu jego przeprowadzenia. Nie wiem też, czy najlepiej dobrano ludzi, którzy mieli go realizować. W każdym razie nic z tego nie wyszło. Machnąłem na to ręką chyba po dwóch spotkaniach. Brałem jednak udział w rozgrywkach o generalnym znaczeniu. W kwietniu 1984 roku Jan Olszewski zwrócił się do mnie o przeprowadzenie rozmów z TKK w sprawie rokowań dotyczących amnestii dla więźniów politycznych.
*) Skróty pochodzą od redakcji.
Okładka autobiografii Jarosława Kaczyńskiego i prezes PiS w 2016 r. (fot. Wyd. Zysk i S-ka/Adam Stępień/AG)
Jarosław Kaczyński. Premier RP w latach 2006-2007, członek opozycji demokratycznej za PRL, brat bliźniak prezydenta RP, śp. Lecha Kaczyńskiego. Założyciel i lider Porozumienia Centrum, założyciel i prezes Prawa i Sprawiedliwości. W latach 1991-1993 i od 1997 poseł na Sejm I, III, IV, V, VI, VII i VIII kadencji.
Budka zapowiada wniosek do TK ws. ustawy o TK i chce, aby Trybunał rozpoznał sprawę w ciągu 2 tygodni
Budka zapowiada wniosek do TK ws. ustawy o TK i chce, aby Trybunał rozpoznał sprawę w ciągu 2 tygodni
Jak mówił Borys Budka na konferencji przed TK:
„Konkluzją tego wniosku jest stwierdzenie, że przepisy ustawy o TK, zaproponowane w tzw. ustawie naprawczej, są niezgodne z ustawa zasadniczą. Przede wszystkim chcemy podkreślić, że TK w wielu kwestiach wypowiedział się już w swoim orzeczeniu z 9 marca tego roku. TK w sposób jasny wskazał, że parlament nie ma prawa narzucać zasady kolejkowania spraw. Dodatkowo w przepisach przejściowych nakazano rozpatrzenie wszelkich spraw od początku. Co więcej, narzucając przymusowe, 6-miesięczne zawieszenie tych spraw i rozpoznanie od samego początku. To powoduje, że TK na wiele lat został zakorkowany. Cel tej ustawy jest jasny i nie budzi wątpliwości: PiS chce wyeliminować możliwość konstytucyjnej legalnej kontroli aktów prawnych. Wszelkie kolejne ustawy, które były forsowane, miały ten sam cel: zablokowanie TK”
– PO wnosi, by TK rozpoznał tę sprawę jeszcze w okresie trwania krótkiego vacatio legis, czyli w ciągu 14, a tak naprawdę 13 dni – dodał poseł PO.
Nowoczesna złożyła wniosek do TK ws. nowej ustawy o Trybunale
Oto niektóre kwestionowane przez Nowoczesną przepisy zawarte we wniosku partii Ryszarda Petru o kontrolę zgodności z konstytucją nowej ustawy o TK. Wniosek został złożony we wtorek rano:
1) Art. 6 ust. 7, zgodnie z którym „Sędzia po złożeniu ślubowania stawia się
w Trybunale w celu podjęcia obowiązków, a prezes Trybunału przydziela mu sprawy
i stwarza warunki umożliwiające wypełnianie obowiązków sędziego.”.Z przepisu może wynikać, że to złożenie ślubowania wobec Prezydenta RP, a nie
wybór przez Sejm RP decyduje o rozpoczęciu realizacji obowiązków sędziego TK.
2) Art. 26 ust. 1 pkt 1 lit. g): „Trybunał Konstytucyjny orzeka w pełnym
składzie w sprawach, w których trzech sędziów Trybunału, w terminie 14 dni od
otrzymania przez nich odpisów skarg konstytucyjnych, a także odpisów wniosków i
pytań prawnych, o których mowa w art. 38 ust. 1, złoży stosowny wniosek w tej
sprawie.”Kwestionowany przepis stwarza podstawy prawne do tego, aby trzech sędziów
Trybunału Konstytucyjnego, w tym także sędziowie, którzy nie zostali wyznaczeni
do składu orzekającego w danej sprawie, mogło ingerować w tryb jej rozpoznania
przez Trybunał Konstytucyjny, wnosząc o jej rozpoznanie w innym składzie.
Przepis narusza zasadę niezawisłości sędziów TK.3) Art. 38 ust. 3 – według niego terminy rozpraw, na których rozpoznawane są
wnioski, wyznaczane są „według kolejności wpływu spraw do Trybunału”.Podporządkowanie działalności TK zasadzie rozpoznawania skarg i wniosków według
kolejności ich wpływu narusza zasadę efektywności działania instytucji
publicznych. Artykuł uniemożliwiając Trybunałowi Konstytucyjnemu rzetelne i
sprawne działanie oraz ingerując w jego niezależność i odrębność od pozostałych
władz, narusza zasady państwa prawnego.4) Art. 89: „W terminie 30 dni od dnia wejścia w życie ustawy ogłasza się
rozstrzygnięcia Trybunału wydane przed dniem 20 lipca 2016 r. z naruszeniem
przepisów ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym, z
wyjątkiem rozstrzygnięć dotyczących aktów normatywnych, które utraciły moc
obowiązującą.”.Przepis ten jest sprzeczny zarówno z zasadą państwa prawnego, zasadą legalizmu,
jak i zasadą podziału władzy. Jego prawdziwy cel jest tu czytelny – ma on
stworzyć podstawy dla sankcjonowania odmowy publikacji wyroku Trybunału
Konstytucyjnego z dnia 9 marca 2016 r. w sprawie oceny konstytucyjności
nowelizacji ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym.5) Art. 92: „sędziów Trybunału, którzy złożyli ślubowanie wobec Prezydenta
Rzeczypospolitej, a do dnia wejścia w życie niniejszej ustawy nie podjęli
obowiązków sędziego, z dniem jej wejścia w życie prezes Trybunału włącza do
składów orzekających i przydziela im sprawy”.Z wyroków TK z dnia 3 grudnia 2015 r. oraz z dnia 9 grudnia 2015 r.
jednoznacznie wynika, że trzech sędziów wybranych przez Sejm VII kadencji
zostało powołanych prawidłowo, zaś wybór trzech kolejnych – powołanych na te
miejsca przez Sejm VIII kadencji jest niezgodny z Konstytucją RP. Nałożenie
przez ustawodawcę na Prezesa Trybunału Konstytucyjnego obowiązku włączenia ich
do składów orzekających i przydzielenia im spraw oznacza zatem zobowiązanie do
działania z naruszeniem prawa.
Dera: Ze sporu o TK opozycja zrobiła sobie sztandar walki z ekipą rządzącą
Jak mówił w Sygnałach Dnia Andrzej Dera:
„Ta propozycja Sejmu zdaniem prezydenta ułatwia i usprawnia pracę TK. W tej ustawie są zapisy, które były zalecaniami Komisji Weneckiej. Prezydent ma nadzieję, że jak najszybsze wejście w życie tej ustawy – taką prezydent ma nadzieję – obniży napięcie wokół TK. Z tego sporu opozycja zrobiła sobie sztandar walki z ekipą rządzącą, wokół tego konfliktu buduje swoją narrację polityczną i tu się nie spodziewamy, aby coś się zmieniło. Zdaniem prezydenta podpisanie tej ustawy było lepszym rozwiązaniem, jej zapisy są lepsze niż obecnie obowiązujące”
Budka o możliwym skróceniu kadencji samorządów i wyborach na wiosnę
– Mam duże obawy, że będą kolejne polskie miasta, gdzie pod pozorem nieprawidłowości będzie się próbowało wprowadzać nominantów obecnej władzy do samorządu. Jeżeli to nie wyjdzie, to mówi się o skróceniu kadencji samorządowcom i wyborom na wiosnę przyszłego roku bądź też bardzo mocnym ograniczeniu kompetencji – mówił Borys Budka w TOK FM.
Budka: Kaczyński próbuje w sposób wyjątkowo brutalny, zwykłymi ustawami zmienić polski ustrój
Jak mówił Borys Budka w TOK FM:
„Polska Konstytucja została skonstruowana bardzo prosto. Jeżeli ktoś chce ją zmienić, musi większość konstytucyjną 2/3 głosów. Właśnie dlatego zmiana Konstytucja nie mogła nastąpić za każdym razem, kiedy zmienia się władza, ale Polacy nie dają jej dużego mandatu. Ani PO, ani teraz PiS nigdy nie miały większości 2/3 w Sejmie. Tylko myśmy – mówię o obozie PO – szanowali werdykt wyborców i nie próbowali zmieniać Konstytucji bez jej zmiany. Tymczasem Jarosław Kaczyński próbuje w sposób wyjątkowo brutalny, zwykłymi ustawami zmienić polski ustrój”
Budka: PO skarży dziś nową, pseudonaprawczą ustawę o TK. Trybunał to ostatni bezpiecznik
– PO skarży dzisiaj nową, pseudonaprawczą ustawę o TK. Kolejną, którą PiS blokuje Trybunał Konstytucyjny – zapowiedział w TOK FM Borys Budka. Briefing w tej sprawie odbędzie się o 9:30 przed siedzibą TK. Jak mówił poseł PO:
„Ta ustawa ma spowodować, że Trybunał zostanie zapchany, zakorkowany setkami spraw, które już są gotowe do rozstrzygnięcia, a będą musiały być zawieszone na okres pół roku, po czym rozpoczęte od samego początku. To powoduje nieuprawniony wpływ innych władz na sposób rozpatrywania spraw przez TK. Wszystko po to, by w obecnej kadencji Trybunał nie mógł kontrolować działań obecnie rządzących. TK to ostatni bezpiecznik, to instytucja, która daje pewność obywatelom, że władza – obojętnie, z jakiego nadania – nie może łamać Konstytucji”
Opozycja zaskarżyła ustawę PiS o TK. „Kaczyński próbuje w sposób brutalny zwykłymi ustawami zmieniać ustrój”
Platforma Obywatelska zaskarży dzisiaj – jak mówił Budka – nową pseudo naprawczą ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, którą Prawo i Sprawiedliwość chce zblokować pracę TK.
– Ta ustawa ma spowodować, że TK zostanie zapchany setkami spraw, które już są gotowe do rozstrzygnięcia, a będą musiały być zawieszone na okres pół roku, po czym rozpoczęte od samego początku. Powoduje [nowa ustawa o TK – red.] nieuprawniony wpływ innych władz na sposób rozpatrywania spraw przez TK. Wszystko po to, by Trybunał w obecnej kadencji nie mógł kontrolować działań obecnie rządzących. A TK to ostatni bezpiecznik, to instytucja, która daje pewność obywatelom, że władza, obojętnie z jakiego nadania pochodzi, nie może łamać konstytucji – przypomniał b. minister sprawiedliwości.
Wcześniej Borys Budka odniósł się do sporu o TK jaki trwa na linii: Komisja Europejska – rząd Polski. Budka zwrócił uwagę, że nieprawdziwą jest teza, którą lansują tzw. media narodowe, że w tym sporze po jednej stronie jest KE niewybierana przez Polaków, a z drugiej strony większość parlamentarna z mandatem od obywateli.
Nikt nie zainwestuje w kraju, gdzie prawo można zmienić w jedną noc
– Na pozór może się tak wydawać. Nic bardziej błędnego. Polska konstytucja została skonstruowana bardzo prosto. Jeśli ktoś chce ją zmienić, musi uzyskać większość konstytucyjną. Takiego mandatu nie miała PO, teraz nie ma PiS. Tymczasem Kaczyński w sposób brutalny zwykłymi ustawami chce zmienić polski ustrój. Żaden poważny inwestor nie przyjedzie do kraju, w którym w ciągu jednej nocy można zmienić prawo i tej zmiany nie będzie może skontrolować przez TK, czy sąd konstytucyjny – wytknął polityk PO.
To metody Rosji putinowskiej i przypadek Jukosu
– Żaden poważny inwestor nie będzie chciał przyjść do Polski, w której władza uzyskuje kolejne elementy umożliwiające inwigilację obywateli, gdzie propozycja z resortu sprawiedliwości konfiskaty rozszerzonej ma również dać możliwość wkraczania do firm i stawiania zamiast zarządu osób, które będą pełniły funkcje komisarza. To bardzo niebezpieczne dla gospodarki. To przypomina rozwiązania Rosji putinowskiej – ostrzegał w „Poranku Radia TOK FM” Budka i przypomniał przykład giganta naftowego Jukos.
PO i Nowoczesna zaskarżyły dziś rano do TK nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym autorstwa PiS.
Gościnne występy. We wtorek – Kolenda. Milczenie w Auschwitz, jazgot wokół Powstania
Prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 72. rocznicy powstania warszawskiego na Powązkach (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
Dwa wydarzenia. Przypadkowo zbiegły się w czasie, ale pokazały potężny kontrast, jak można czcić ofiary wielkich zbrodni II wojny światowej. Pokazały, gdzie są autentyczny szacunek i ból, a gdzie jest hipokryzja.
Papież Franciszek pojechał do Auschwitz-Birkenau. Nie padło ani jedno słowo. Siła milczenia była jak krzyk. Papież celowo wybrał ciszę – w ten sposób on, pielgrzym z dalekiej Argentyny, który po raz pierwszy stąpał po prochach ofiar, mógł wykrzyczeć cierpienie pomordowanych. I milczeniem bardziej niż najpiękniejszymi słowami wyrażał gniew, cierpienie i smutek. A także swoje zadziwienie i zadumanie nad pozostającym bez odpowiedzi pytaniem – gdzie był wtedy Bóg?
W tym samym czasie z Warszawy dochodził gorszący jazgot związany z obchodami 72. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Kontrast tej ciszy i tego jazgotu był potężny. I dla nas wstydliwy.
Prezydent Andrzej Duda w czasie uroczystości na Żoliborzu wypowiedział wiele pięknych słów. Tyle że nic one nie znaczyły wobec tego, co zgotowano powstańcom. Zmuszano ich – wielkich bohaterów – do długotrwałych negocjacji, jak mają wyglądać ich obchody. Obchody, w których upamiętnia się nie tylko żyjących, ale też tych, którzy zginęli.
Bohaterowi Powstania generałowi Zbigniewowi Ściborowi-Rylskiemu zgotowano piekło pod koniec życia, otwierając proces lustracyjny i kierując sprawę do sądu. Naprawdę jest to konieczne? W imię jakich wartości? Jakiej prawdy, która dziś jest nie do ustalenia?
Chciałoby się po ludzku zapytać: Jak tak można? Jak tak możecie? Gdzie wasz deklarowany szacunek i podziw dla powstańców, skoro jesteście zdolni do takiej podłości?
Można wypowiedzieć wiele słów, wygłosić setki przemówień o bohaterstwie, ale nic nie przykryje wstydu, że można było być zdolnym do potraktowania w tak haniebny sposób bohaterów, ale też ofiar II wojny światowej. Powstańców, którzy zginęli.
Prezydent Duda powinien był przerwać ten żałosny spektakl, na który – tego jestem pewna – nigdy nie pozwoliłby Lech Kaczyński. Prezydent ma możliwości, żeby ukrócić dręczenie powstańców. Czemu tego nie zrobił? Czego się bał? I czego nie zrozumiał z przesłania papieża Franciszka, którego tak uważnie słuchał i obserwował.
Pamięć domaga się szacunku. I tego szacunku zabrakło, bo powstańców, tych żyjących i tych poległych, potraktowano całkowicie instrumentalnie. Zabrakło też czułości i delikatności – tego, o co nieustannie apeluje Franciszek.
A był jeszcze czas, by się wycofać, gdy papież w Auschwitz wyznaczał nowe kryteria czczenia przeszłości. Wielkim niemym krzykiem.
Smutne to i przygnębiające, że milczenie w Auschwitz zostało zakłócone awanturą. Okrucieństwo wobec zmarłych i ocalałych powstańców jest trudne do zrozumienia. Ale może przyjdzie refleksja. Papież zostawił wiele słów i gestów. Trzeba mieć nadzieję, że coś z tego jednak wykiełkuje. I że zamiast kolejnych murów zbudowane zostaną mosty.
Papież Franciszek i jego naśladowcy. Jak zrozumieliśmy przesłanie o uchodźcach?
Papież Franciszek i premier Beata Szydło w szpitalu w Prokocimiu (MATEUSZ SKWARCZEK)
Premier np. rozumie je tak: „Będziemy angażowali się jeszcze mocniej w pomoc humanitarną, którą będziemy realizowali w krajach Bliskiego Wschodu. Będziemy pomagali Syrii, Libanowi, Irakowi, ale musimy też pamiętać o jednym: że pomoc, która jest konieczna, musi trafiać do tych, którzy tej pomocy potrzebują. A drugą kwestią jest bezpieczeństwo. Naszym obowiązkiem, rządu, jest zapewnić bezpieczeństwo Polakom i tym, którzy do nas przyjeżdżają”.
I jeszcze w radiu Kraków przekonywała, że „przecież w Polsce mieszka w tej chwili wielu obywateli Ukrainy, którzy u nas znaleźli schronienie, my zawozimy pomoc humanitarną na Bliski Wschód”. Ciekawe, że premier nawiązała do swojej niedawnej gafy, jakoby „Polska przyjęła ok. miliona uchodźców z Ukrainy, którym nikt nie chciał pomóc”. W rzeczywistości co roku status uchodźcy zostaje przyznany ledwie kilku Ukraińcom. Reszta to czasowi migranci ekonomiczni.
Jedno nie ulega wątpliwości: dla uchodźców z Bliskiego Wschodu w Polsce jest szlaban. Jeszcze dwa dni przed przyjazdem papieża w wywiadzie dla „wSieci” Szydło potrafiła to ująć mniej dyplomatycznie: „Napływ do Polski ludzi z krajów Bliskiego Wschodu jest wykluczony”.
Wczoraj szef MSZ Witold Waszczykowski, który również zabrał się za „rozumienie” papieskiej myśli, oświecił nas dlaczego: – Jeśli ktokolwiek do Polski dotrze, dostanie właściwą opiekę, zostanie jego sprawa rozpatrzona. Ale my do Polski nie będziemy nikogo ściągać, bo na siłę ci ludzie do Polski przyjechać nie chcą. Tak papież mówił: otwórzcie serce i co możecie zrobić, to zróbcie – stwierdził. I dodał, że „nie ma zgody, żeby w Polsce tworzono obozy chronione i trzymano uchodźców siłą”.
Czytaj: jedynym obrońcą uchodźców jest rząd PiS. Bo demaskuje prawdziwe zamiary złej UE – ściągnięcia uchodźców do Europy, żeby wtrącić ich do obozów. Ale czyżby minister Waszczykowski sugerował, że te niecne zamiary podziela papież Franciszek?!
Żeby przeciąć polityczne manipulacje, warto przypomnieć, co właściwie o uchodźcach przez tych kilka dni powiedział papież. W środę stwierdził jasno, że „potrzebna jest gotowość przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu”, co „wymaga mądrości i miłosierdzia” oraz międzynarodowej współpracy.
Niechętni przyjmowaniu imigrantów politycy i publicyści od razu uchwycili się wzmianki o „mądrości”, chcąc ją rozumieć raczej jako „podejrzliwość”.
W piątek Franciszek uściślił, że w „przyjęciu osoby usuniętej na margines, która została zraniona na ciele, stawką jest nasza wiarygodność jako chrześcijan”. W niedzielę zachęcał do postrzegania „wielokulturowości nie jako zagrożenia, lecz jako szansy”. A w samolocie zaprotestował przeciwko mówieniu o „islamskiej przemocy”, tłumacząc, że na takiej samej zasadzie, czytając o wielu przestępstwach, trzeba by mówić o „przemocy katolickiej”.
Przekaz papieża jest przejrzysty, sęk w tym, że niektórym mocno nie w smak. Nie podważam sensowności projektów przygotowywanych przez rząd. W lipcu premier Szydło przedstawiła założenia pakietu pomocy humanitarnej na rok 2017. Pieniądze z budżetu państwa docierają do potrzebujących głównie w postaci bezpośrednich transportów i poprzez organizacje pozarządowe. Niedawno szef MSZ odwiedził ośrodek dla uchodźców w Fuhais w Jordanii i przekazał dary. Ale te działania nie powinny wykluczać innego rodzaju pomocy – umożliwienia godnego życia uchodźcom na terenie UE.
O to właśnie apelował papież. Politycy, którzy konsekwentnie powtarzają, że Polska nie przyjmie uchodźców w ramach kwot ustalonych przez poprzedni rząd z UE, a jednocześnie zapewniają, że realizują papieskie przesłanie, dopuszczają się zwykłej manipulacji.
„Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” – mówił papież, cytując podczas drogi krzyżowej Ewangelię św. Mateusza. Tak, pani premier, „przyjęliście”, a nie „zawieźliście mi paczki”.
Uchodźcy z Ukrainy
Jak wynika z najnowszych danych Urzędu ds. Cudzoziemców, od stycznia do połowy lipca 2016 r. Rada do Spraw Uchodźców wydała 16 decyzji o nadaniu statusu uchodźcy obywatelom Ukrainy. W 2015 r. podjęto 2 decyzje o nadaniu Ukraińcom statusu uchodźcy w RP.
Z kolei ok. 65 tys. obywateli Ukrainy posiada ważne karty pobytu w Polsce (co nie jest równoznaczne ze statusem uchodźcy).
Macierewicz i pisowskie inkwizycje
Witold Waszczykowski podzielił się wiedzą o Antonim Macierewiczu, który rozmawiał z papieżem o katastrofie smoleńskiej. Pytań powstaje bez liku. Czy rozmowa dotyczyła przyczyn katastrofy, czy modlitw za pobyt Lecha Kaczyńskiego na tamtym świecie, a może powołania katolickiej komisji śledczej, wszak w tych sprawach jest tradycja w Kościele. Taki Donald Tusk, gdyby dostał się w ręce Inkwizycji, to od razu wyznałby, czy do strącenia tupolewa użył stingera od Obamy, czy panzerfausta od Merkel, a może zwykłego kałasznikowa od Putina.
Może dziwić, że Waszczykowski nie poinformował, jaka była treść rozmów podczas niedawnego szczytu NATO ministra Macierewicza z Barackiem Obamą, bądź szefem NATO Jensem Stoltenbergiem, bo to właściwe osoby. No i dlaczego nie ma słynnej międzynarodowej komisji smoleńskiej? Acz ktoś przytomny mógłby zadać pytanie: komisja od awiacji, czy konsylium psychiatrów?
Coś mi się widzi, że Macierewicz – jak Beata Kempa – chciał papieża namówić na Wawel i kryptę z pisowskim kandydatem na świętego. Na razie sukcesem ministra obrony jest uczynienie brata prezesa PiS bohaterem Powstania Warszawskiego.
O rzucaniu ręką Kaczyńskiego koktajli Mołotowa na niemieckie Tygrysy w 1944 roku nic nie wiemy, przydałaby się lustracja IPN w tej kwestii, bo mamy wiedzę o czynach gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego, a mimo to IPN będzie 99-letniego bohatera powstańca prześwietlał.
Nowy szef IPN może zastosować syndrom podobny do formuły minister Anny Zalewskiej, iż w Jedwabnem i podczas pogromu kieleckiego nie brali udziały Polacy, tylko element antysemicki. Logika PiS dla takich maluczkich, jak ja, jest nie do ogarnięcia. Jak pisze Kuba Wojewódzki oddać politykom historię, to jak oddać siostrę do burdelu.
Acz burdelem nie jest Sejm – tak przynajmniej chcę wierzyć – to – jaki sens ma raport zespołu ekspertów powołanych przez marszałka Marka Kuchcińskiego dotyczący problematyki działania Trybunału Konstytucyjnego. Eksperci zakończyli raport po uchwaleniu nowej trzeciej naprawczej ustawy TK. A nawet została podpisana przez Andrzeja Dudę, możliwe, że w tym czasie, gdy Macierewicz gaworzył sobie z papieżem na tematy smoleńskie.
Możliwe, że PiS przygotowuje się do czwartej ustawy naprawczej dotyczącej TK, ale wówczas raport ekspertów nie będzie potrzebny, bo szefem TK nie będzie już prof. Andrzej Rzepliński, a Komisja Europejska wdroży trzeci etap procedury praworządności, co może wiązać się z planem strategicznym geniuszu prezesa: nie chcą nas w Unii Europejskiej, elektoracie „ciemny ludzie”, więc – co? – wychodzimy?
Waldemar Mystkowski
Rosja szykuje się do wielkiej wojny
Do końca roku siły zbrojne Rosji przeprowadzą około 4 tys. ćwiczeń – zapowiedział w ubiegłym tygodniu wiceminister obrony gen. armii Dmitrij Bułgakow. Wojskowi planują przeprowadzenie od 15 sierpnia „Kaukazu 16” – manewrów jednostek Południowego Okręgu Wojskowego (przy granicy z Ukrainą) z udziałem tego, co nazywają Systemem MTO (zaopatrzenie materiałowo-techniczne). Celem ma być sprawdzenie, jak magazyny rezerwy państwowej są przygotowane do sprawnego wyposażenia w broń, mundury, racje żywnościowe dużej liczby rezerwistów zmobilizowanych do służby w jednostkach liniowych.
O tym, jak Rosja wzmacnia swe siły przy granicy z Ukrainą, sporo opowiedział w ubiegłą środę minister obrony Siergiej Szojgu. Poinformował, że „w związku z narastającym zagrożeniem ze strony NATO i Ukrainy” armia sformowała w południowym okręgu cztery dywizje i dziewięć brygad. Część z nich wchodzi w skład tych czterech nowych dywizji, jednak są też brygady poza strukturą dywizji, m.in. dwie brygady rakietowe wyposażone w rakiety Iskander. Obrona przybrzeżna została wzmocniona wyrzutniami rakiet Bastion i Bał, przeciwlotnicza – bateriami pocisków S-400 Triumf. W sumie, zgodnie ze słowami Szojgu, jednostki okręgu południowego przez ostatnie dwa lata otrzymały około 4 tys. najnowszych maszyn bojowych, samolotów, wyrzutni rakiet.
Ekspert wojskowy Wiktor Murachowski zwraca uwagę, że Szojgu wprowadza w błąd opinię publiczną, mówiąc o czterech nowych dywizjach w pobliżu granicy z Ukrainą. Za nowe bowiem można uznać tylko dwie: 150. Idricko-Berlińską – swą nazwę odziedziczyła po rozformowanej jeszcze 70 lat temu jednostce, której żołnierze w 1945 r. wywiesili flagę ZSRR nad Reichstagiem, oraz ulokowaną na Krymie dywizję obrony przeciwlotniczej wyposażoną w wyrzutnie rakiet S-400.
Dwie pozostałe to dawne dywizje powietrzne, które w wyniku reform armii przeprowadzonych po 2008 r. przez ministra obrony Anatolija Sierdiukowa zostały przekształcone w bazy lotnicze. Teraz wracają one do statusu sprzed zmian, które miały unowocześnić armię na wzór zachodni.
Moskwa ostatecznie porzuciła zamysły Sierdiukowa, który próbował przygotować jej siły zbrojne do konfliktów, jakie rzeczywiście grożą krajowi – lokalnych, takich jak na Kaukazie czy ewentualnych w Azji Środkowej. W ramach reformy zrezygnowano wtedy z dywizji i pułków. Podstawową jednostką w armii stała się brygada złożona z trzech-czterech batalionów strzelców zmotoryzowanych (w sumie 5-6 tys. ludzi), wzmocnionych oddziałami wsparcia, własną artylerią, łącznością, jednostką zwiadu, służbą tyłów. Taka brygada mogła samodzielnie działać na polu walki bez oczekiwania na ogniowe wsparcie czy dyspozycje z wyższego szczebla dowodzenia.
Teraz jednak Rosja zarzuciła tę koncepcję. Przywraca pułki, dywizje, armie, a więc formacje przeznaczone do współdziałania z innymi na szerokim froncie.
O tym, jak Moskwa buduje swój „front ukraiński”, napisał niedawno w dzienniku „Wiedomosti” ceniony moskiewski ekspert wojskowy Rusłan Puchow. Przypomniał, że w pobliżu północnej granicy Ukrainy stacjonują jednostki odtworzonej przed rokiem 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej. Na południu Rosja tworzy 20. Armię. Rozważane są plany, by w tym rejonie utworzyć jeszcze jedną nową armię.
„Sens tych posunięć jest jasny: na granicy z Ukrainą (gdzie jeszcze trzy lata temu w ogóle nie było wojsk) strona rosyjska tworzy trzy poważne grupy zdolne do nagłego uderzenia na północy w kierunku Kijowa, który od granicy dzieli tylko 270 km, a na południu – do stworzenia silnych kleszczy i otoczenia podstawowej grupy armii ukraińskich na Ukrainie lewobrzeżnej” – wyjaśnił ekspert.
W rozmowie z „Wyborczą” Puchow zwrócił uwagę na to, że wbrew temu, co się mówi na Zachodzie, mobilizacja sił zbrojnych Rosji przy granicy z Ukrainą jest nieporównywalnie większa niż w sąsiedztwie państw bałtyckich oraz Polski, i dodał: – W obwodzie kaliningradzkim nie ma wciąż nawet iskanderów. Tamtejsza 152. Brygada Rakietowa jest już pewnie jedyną w naszych siłach zbrojnych, która jest uzbrojona w stare toczki-U i nie została jeszcze wyposażona w te nowoczesne pociski.
W piątek tygodnik „Niezależny Przegląd Wojskowy” (pismo, które ministerstwo obrony rekomendowało do prenumerowania wszystkim jednostkom wojskowym) otwarcie napisał: „Rosja nie wyklucza wielkiej wojny. Ukraina staje się naszym strategicznym przeciwnikiem”. Dlatego Moskwa przy granicy musi stale utrzymywać potężne, stale gotowe do akcji armie.
Rosja wzmacnia swe siły także na środkowym zachodzie, w pobliżu białoruskiej granicy. Od połowy przyszłego roku pod Smoleńskiem zacznie służbę nowa 144. Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej. W jej skład wejdą pułk czołgów, trzy pułki piechoty zmotoryzowanej, pułki artyleryjski, obrony przeciwlotniczej i rakietowy. W sumie formacja liczyć będzie 10 tys. żołnierzy.
Stale, i to na zaskakująco dużą skalę, rosną też militarne wydatki nękanej kryzysem Rosji. Jak informuje dziennik „RBK”, Moskwa niedawno przedstawiła ONZ raport o budżecie obronnym: wydatki na siły zbrojne w ubiegłym roku wzrosły o 48 proc. i wyniosły 2,9 bln rubli. W oficjalnym ubiegłorocznym budżecie państwa na obronę przewidziano 3,2 bln. Moskiewski Instytut im. Gajdara ocenia jednak, że realne wydatki wyniosły 4,28 bln, czyli 5,5 proc. PKB (w USA to 3,8 proc., w Niemczech – 1,25 proc. PKB).
Radzieckie karabiny, amerykańskie drony
W 2016 r. ukraińscy żołnierze wezmą udział w 10 międzynarodowych ćwiczeniach. Pod koniec lipca w obwodzie odeskim odbyły się ukraińsko-amerykańskie manewry „Sea Breeze 2016”.
USA i inne państwa zachodnie nie zgodziły się na dostawy broni, ale wspomagają ukraińską armię sprzętem, takim jak drony, systemy komunikacji, radary lokalizujące artylerię itp.
– Rosja może w każdej chwili nasilić działania na Ukrainie, więc musimy być gotowi odeprzeć agresję jednej z największych armii świata – powiedział w czerwcu przewodniczący parlamentu Andrij Parubij.
Granica lądowa Ukrainy z Rosją liczy 1974 km (z tego 500 km jest pod kontrolą separatystów). Od 2014 r. Ukraina realizuje projekt „Ściana”, który polega na budowie fortyfikacji na granicy. Do dziś wykonano 10,5 proc. prac, a ich zakończenie jest przewidziane na 2020 r.
Za prezydentury Wiktora Janukowycza doszło do znacznego osłabienia militarnego Ukrainy. W marcu 2014 r. armia liczyła 126 tys. żołnierzy i planowano jej dalsze zmniejszenie do 70 tys. żołnierzy zawodowych
Aneksja Krymu i wojna w Donbasie wymusiły szybką rozbudowę sił zbrojnych. W początkowym etapie działań bojowych ciężar walk spoczął na tzw. batalionach ochotniczych. Z czasem zostały one włączone do armii i Gwardii Narodowej Ukrainy.
Obecnie w armii służy ok. 280 tys. żołnierzy. Składają się na tę liczbę żołnierze poborowi (nie walczą na wschodzie), zmobilizowani i kontraktowi. Jednak należy się spodziewać spadku tej liczby, bo kolejna fala mobilizacji nie została ogłoszona, natomiast odbywa się demobilizacja poprzednich fal. Liczba żołnierzy kontraktowych rośnie (w pierwszej połowie 2016 r. kontrakty podpisało 7 tys. żołnierzy), jednak nie zapełnia to luki po demobilizowanych żołnierzach. Szeregowy żołnierz kontraktowy zarabia równowartość ok. 1100 zł, służąc poza strefą działań wojennych, a w bezpośredniej strefie frontowej ok. 1750 zł.
Na wschodzie walczą żołnierze zmobilizowani i kontraktowi. Jednak nie wszyscy kontraktowi chcą służyć bezpośrednio w strefie walk. Odstraszająco działają na nich komunikaty o zaostrzeniu sytuacji. Każdego dnia sztab informuje o kilkudziesięciu przypadkach wymiany ognia. Tylko w lipcu zginęło 65 żołnierzy, a kilkuset zostało rannych.
Ukraińska armia przezbraja się. Według raportu Military Balance 2016 w ciągu dwóch lat ukraińska strona straciła ok. 300 czołgów i niemal połowę z posiadanych w 2014 r. wozów opancerzonych i jednostek artylerii.
Braki w pierwszej kolejności łatano remontowanym sprzętem pochodzącym z czasów ZSRR. Jednocześnie rozwijano produkcję nowych rodzajów sprzętu. W poprzednich latach przemysł obronny był niedofinansowany i realizował kontrakty jedynie na rynki zagraniczne. Przykładem czołg Opłot, który został umieszczony przez specjalistów w rankingu 10 najlepszych czołgów świata. Tyle że jedynym krajem, który posiada te wozy, jest Tajlandia. Kijów od kilku lat realizuje kontrakt na dostawy opłotów dla tamtejszej armii, ale nie ma dość pieniędzy, by kupić je dla swojego wojska.
W tym roku armia otrzymała 646 nowych lub zmodernizowanych jednostek sprzętu wojskowego. Jednak, jak podkreślają żołnierze z pierwszej linii, to wciąż za mało.
– Mój automat z lat 70. jest starszy ode mnie. Nie wiemy, gdzie trafia nowa technika, może do Gwardii Narodowej? – mówił mi w lipcu jeden z żołnierzy na froncie. Rozmawialiśmy w przerwach pomiędzy wystrzeliwaniem kolejnych taśm z pociskami. – Z czego strzelamy? Tak, to karabin maszynowy Maksim z 1934 r. – ma dobry zasięg, chociaż bardzo się grzeje.
Maksim to rzadkość, ale ukraińscy żołnierze wciąż korzystają przede wszystkim z radzieckiej broni.