6.

 

top23-11-2016

 

Proboszcz Gowin i Stańczyk Tym

Proboszcz Gowin i Stańczyk Tym

Niegdyś nieoceniona była rola trefnisia u boku władcy – ten pierwszy mógł w lekkiej formie zarzucić swemu panu brak rozumu. Stąd dawne pojęcie dowcipu jako inteligencji. W naszej historii takim był Stańczyk, a w literaturze Zagłoba.

Dzisiejszy pan partii rządzącej Jarosław Kaczyński nie ma na dworze żadnego błazna, wskazanie zaś, że to prezes jest śmieszny graniczy z końcem żywota politycznego. Jarosław Gowin nie obśmiał, ale zdobył się na odwagę cywilną, mówiąc, że prezes PiS nie ma racji w sprawie przedsiębiorców.

U Kaczyńskiego działa syndrom niepokalanego poczęcia, on nie grzeszy, inni oddają się uciechom, robią mu na złość, są winni osłabienia wzrostu gospodarczego: „przedsiębiorcy związani z partiami opozycyjnymi, bo uważają, że lepiej zaczekać, że wrócą te dawne czasy”.

Gowin tłumaczy prezesowi via TVN24, że nie spotkał „żadnego przedsiębiorcy, który na złość rządowi chciałby mniej zarabiać”. Ba, „taki przedsiębiorca, który chce zarabiać mniej ze względów politycznych, to jest zwierzę, które nie istnieje”. Tym zwierzęciem Gowin mógł podświadomie się odnosić do sławnego już prezesowego „elementu animalnego”, który to jest w posiadaniu opozycji, a on wszak jest czystym elementem homo sapiens. Gowin zdobył się na krytyczne słowa wobec zwierzchności, ale trefnisiem nigdy nie będzie, raczej proboszczem na dworze prezesa.

Błaznem mógłby być Stanisław Tym, lecz on byłby już dawno deportowanym banitą. Tym postrzega władzę PiS jako załogę statku, która wypłynęła w rejs. Kryterium naboru jest proste: „im większym jesteś nieudacznikiem, tym bardziej się nadajesz, bo będziesz wierniejszy”. A tacy niczego nie potrafią. „Choć nie ma sztormu, statek admirała od roku płynie na dryfkotwie. Hamuje po prostu”.

Prezes choć przebrał się za admirała jest li tylko handlarzem starzyzną, który dowodzi naszą ojczyzną. Tak pisze Stańczyk Tym, pointuje słowami, które mógłby powiedzieć prezes PiS: „Niech się bawią, niech się tytłają. Ja już nie mam żadnej przyszłości, więc niech oni też jej nie mają”.

Kaczyński nie ma żadnego planu ani wizji dotyczącej kraju, dostał władzę do rąk i bawi się w inżynierię społeczną: jak dalece można deformować Polskę. Ten feudał swojej partii, admirał – jak chce Tym, narzucił nam swoją deformację, a my złapani w sieć procedur demokratycznych wijemy się w niemocy.

Waldemar Mystkowski

proboszcz

koduj24.pl

Kleofas Wieniawa:

Muszyński nie może zlikwidować swojej biografii, jak konta na Twitterze

agent

Kwalifikacje moralne sędziego Mariusza Muszyńskiego, który bezprawnie przez pisowską większość został wybrany do Trybunału Konstytucyjnego, są takie, jak jego wpisy na Twitterze. Na wieść o śmierci Władysława Bartoszewskiego: „Normalnie Bóg zaczyna uśmiechać się do Polaków”.  O obecnym szefie Rady Europejskiej: „od 1990 r. w Polsce nie było większego bandyty i szkodnika niż Donald Tusk”. O Ewie Kopacz: „Czy słyszycie, co pieprzy w TVP Info nasza droga premier Kopacz? Czy ona wie, o czym mówi?”

Muszyński skasował konto na Twitterze, ale sumienia się nie kasuje, umysłu też nie, twarzy się nie kasuje. Jego facjata mogłaby być ilustracją podręczników słynnego Cesare Lombroso, psychiatry, antropologa, kryminologa.

Muszyński ma twarz, która ilustruje jego poglądy. Nie może zlikwidować także swojej biografii, jak konta na Twitterze, a w niej jest wątek agenta wywiadu UOP. Agentem jest się na zawsze, nie ma czegoś takiego, jak koniec agentury.

Ktoś taki został wybrany przez PiS do TK. To wszystko mówi o tej partii, która jest nie tyle sektą, ale poszerzaną jej wersją, o czym pisał wybitny intelektualista Norman Davies.

Więcej >>>

Co Macierewicz zrobił z aktami WSI?

Antoni Macierewicz

 fot. Jakub Kamiński  /  źródło: PAP

Antoni Macierewicz wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami w 2008 roku został pozbawiony dostępu do tajemnic państwowych. Z jakiego powodu obecny minister obrony narodowej i jeden z najbardziej zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego stracił zaufanie służb?

O sprawie pisze najnowsza „Polityka”. Według tygodnika do bulwersującego zachowania obecnego szefa resortu obrony narodowej miało dojść jesienią 2007 roku, na trzy tygodnie przed – jak się później okazało – przegranymi przez Prawo i Sprawiedliwość wyborami parlamentarnymi. Antoni Macierewicz kierował wtedy Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, która utworzona została na gruzach zlikwidowanych wcześniej Wojskowych Służb Informacyjnych. To właśnie w SKW zgromadzono najważniejsze informacje dotyczące działalności obcych wywiadów na terytorium Polski, dane agentów i inne tajne dokumenty związane z bezpieczeństwem narodowym. Tu także trafiło całe obszerne archiwum WSI – w formie zarówno papierowej, jak i cyfrowej EO-Bazy (Bazy Ewidencji Operacyjnej).

Dostęp do tych wszystkich dokumentów objęty jest ścisłą klauzulą tajności, co oznacza, że każdorazowe udostępnienie akt osobom uprawionym powinno być poprzedzone specjalnym pozwoleniem oraz skrzętnie odnotowane. Według „Polityki” tylko w teorii, bo w praktyce okazywało się, że zaufani ludzie Macierewicza nie tylko mogli przeglądać tajne dokumenty, lecz także je kopiować. Jak pisze Grzegorz Raczkowski, do masowego przegrywania danych z archiwum SKW na dyski twarde oraz płyty CD miało dojść w nocy 4 października 2007 roku.

Czytaj też: Jak Antoni Macierewicz uszczęśliwia Rosję

Według dziennikarza „Polityki” skopiowano wtedy głównie informacje dotyczące polskich przedsiębiorstw służące do kompilowania, czyli porównywania z danymi z Krajowego Rejestru Sądowego i Krajowego Rejestru Karnego. Poza tym tuż po przegranych przez PiS wyborach funkcjonariusze SKW mieli wywieźć całość archiwów dotyczących Wojskowych Służb Informacyjnych i przewieźć dokumenty do siedziby Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie urzędowała kierowana przez Jana Olszewskiego komisja weryfikująca żołnierzy WSI.

Po tym, jak w czerwcu 2008 komisja ds. WSI zakończyła swoją pracę, akta powinny trafić z powrotem do archiwum SKW. Okazuje się jednak, że część akt oraz kopii została przewieziona do… Pałacu Prezydenckiego. Braki w dokumentach zostały dostrzeżone przez nowe władze Służby Kontrwywiadu Wojskowego, które powiadomiły o tym prokuraturę – zgłoszono zaginięcie aż 16 dokumentów.

Jednak po objęciu władzy przez – wtedy jeszcze marszałka Sejmu – Bronisława Komorowskiego po katastrofie smoleńskiej w Pałacu Prezydenckim nie znaleziono śladu żadnej z zaginionych teczek. Co się z nimi stało? Nie wiadomo, natomiast do tej sprawy odniósł się niechcący Jacek Kurski podczas rozmowy z Moniką Olejnik w TVN24. Według Kurskiego Antoni Macierewicz 10 kwietnia wrócił bardzo szybko ze Smoleńska, ponieważ „obawiał się, że pod nieobecność wysokich przedstawicieli Kancelarii Prezydenta zostaną spenetrowane archiwa BBN”. Z kolei według dziennikarzy TVN24 obecny szef MON-u od razu po przyjeździe z Rosji udał się nie na Karową, lecz właśnie do Pałacu Prezydenckiego.

Wewnętrzne śledztwo w SKW wykazało, że w archiwum Służby panował chaos, a wszelkie działania związane z dostępem do tajnych dokumentów nie były właściwie ewidencjonowane. „Według prokuratury Macierewicz zlecał swoim podwładnym przetwarzanie informacji tajnych i ściśle tajnych z elektronicznej bazy danych operacyjnych SKW poprzez dokonywanie sprawdzeń z naruszeniem zasad udostępnienia informacji niejawnych” – pisze „Polityka”. W wyniku postępowania wewnętrznego w SKW zarówno Macierewiczowi odebrano certyfikat umożliwiający dostęp do tajnych dokumentów. Jednak po objęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość uprawnienia te przywrócono.

zaginelo

 Newsweek.pl

MON sprowadził do kraju prochy płk. Matuszewskiego. Jego bratanica protestuje: Nie chcę, by stryja stawiano obok majora „Łupaszki”

Maciej Bednarek, 23 listopada 2016

Powitanie szczątków doczesnych płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar-Rajchma

Powitanie szczątków doczesnych płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar-Rajchma (fot. ppor. Robert Suchy(CO MON))

Z inicjatywy ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza w środę do Polski sprowadzono szczątki płk. Matuszewskiego i mjr. Floyar-Rajchmana. Bratanica pułkownika nie chce, by płk. Matuszewski był stawiany w jednym rzędzie z niektórymi „żołnierzami wyklętami”

Ignacy Matuszewski. Apologeta sanacji i jej… żarliwy krytyk [SYLWETKA]

Samolot, którym przywieziono do Polski trumny ze szczątkami płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar-Rajchmana, wylądował na lotnisku w Warszawie w środę wczesnym popołudniem. Po godz. 15 rozpoczęła się uroczystość powitania w hangarze pobliskiej 1. Bazy Lotnictwa Transportowego z udziałem m.in. szefa MON Antoniego Macierewicza.

– To jest dzień, o którym marzyli polscy wygnańcy, polscy emigranci, kiedy najpierw w roku 1946 r. grzebali w dalekim Nowym Jorku Ignacego Matuszewskiego, a pięć lat później jego przyjaciela, zgodnie z jego wolą w tym samym grobie, mjr. Floyar-Rajchmana – mówił podczas uroczystości dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz.

– Dziś Rzeczpospolita spłaca swój dług, jaki my Polacy zaciągnęliśmy u dwóch wielkich rodaków – powiedział w trakcie uroczystości powitania minister obrony Antoni Macierewicz.

Oficerowie wsławili się m.in. ewakuacją polskiego złota do Francji w 1939 r. Macierwiecz podkreślił, że bez tego złota „nie byłby możliwy wysiłek zbrojny armii Rzeczypospolitej podczas II wojny światowej”.

Szef MON powiedział też, że Matuszewski jako współtwórca wywiadu i kontrwywiadu przyczynił się także do zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej 1920 r. i „czekał równo 70 lat na to aż powróci do Polski niepodległej”.

Bratanica pułkownika pisze do Macierewicza

Maria Mostowska, z domu Matuszewska, bratanica Ignacego Matuszewskiego, napisała list do szefa MON Antoniego Macierewicza. Opublikował go w swoim blogu prof. Jan Hartman, jej daleki krewny.

W liście Mostowska pisze, że z największym zaskoczeniem dowiedziała się z mediów o planowanym sprowadzeniu do Polski szczątków jej stryja i pochowaniu go na Powązkach, jak również o powstaniu specjalnego komitetu dotyczącego tej sprawy, w skład którego wchodzi m.in. Macierewicz.

„Sprawa ta wywołuje we mnie silne emocje: z jednej strony cieszy mnie, że postać mego stryja i jego zasługi dla Polski staną się znane Polakom, z drugiej jednak strony czuję się dotknięta, że nie zawiadomiono ani mnie, ani pozostałych członków naszej rodziny o planowanych działaniach; że dowiadujemy się o nich z mediów” – pisze Mostowska.

Jej niepokój budzi fakt, że „polityka historyczna obecnego rządu tworzy panteon bohaterów według wątpliwego klucza. Nie chciałabym, żeby postać mego stryja Ignacego Matuszewskiego stawiana była w jednym rzędzie z takimi osobami jak major „Łupaszka” i jemu podobni” – kończy list Maria Mostowska.

Pogrzeb na Powązkach

Uroczysty państwowy pogrzeb płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar-Rajchmana z udziałem asysty honorowej Wojska Polskiego zaplanowano na 10 grudnia w kwaterze żołnierzy 1920 r. na Wojskowych Powązkach. Przed złożeniem oficerów do grobu ma zostać odprawiona msza św. w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Podczas uroczystości wykorzystane zostaną repliki odznaczeń nadanych obu oficerom – Virtuti Militari i Polonia Restituta, które przekazał prezydent Andrzej Duda.

mon

wyborcza.pl

ŚRODA, 23 LISTOPADA 2016, 18:25

Magierowski: PAD stwierdził, że tort był pyszny, ale myślę, że pani Dorota powinna się ubierać nieco cieplej, bo idą mrozy

Pan prezydent stwierdził, że tort był naprawdę pyszny, ale myślę, że pani Dorota powinna się ubierać nieco cieplej, bo idą mrozy – mówił Marek Magierowski w rozmowie z Marcinem Zaborskim w Popołudniowej rozmowie RMF FM. Jak dodał:

„Widziałem to z bliska. Oczywiście znaliśmy scenariusz, ale – jak wiemy – nie wszystko da się przewidzieć. Wręczenie przez Dodę kawałka tortu panu prezydentowi, pani prezydentowej nie było planowane”

18:11

Magierowski: Prezydent nie ma zamiaru odciąć się od własnego programu wyborczego

Mam takie poczucie, że kiedy różne środowiska piszą różne listy do pana prezydenta, to w wielu przypadkach oczekują, aby się odciął od niektórych reform – bo mówimy nie tylko o reformie edukacji – które są proponowane czy też wprowadzane przez dzisiejszą większość parlamentarną. Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć: pan prezydent nie ma zamiaru odciąć się od własnego programu wyborczego. To bardzo istotne w tej całej debacie – mówił Marek Magierowski w rozmowie z Marcinem Zaborskim w Popołudniowej rozmowie RMF FM.

300polityka.pl

Spór o przeszłość sędziego Muszyńskiego. PiS blokuje wyjaśnienie sprawy

WOJCIECH CZUCHNOWSKI, 23 listopada 2016

07.11.2016 Warszawa. Obrady Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Mariusz Muszyński

07.11.2016 Warszawa. Obrady Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Mariusz Muszyński (Jacek Dominski/REPORTER / REPORTER)

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński pytał sędziego Mariusza Muszyńskiego o jego związki ze służbami specjalnymi. – Wyjaśnienia nie były konkluzywne – mówi prof. Rzepliński. PiS zablokował zbadanie sprawy przez sejmową komisję sprawiedliwości.

Po środowej publikacji „Wyborczej” politycy opozycji domagali się wyjaśnień, czy Muszyński, kandydując do Trybunału Konstytucyjnego jesienią 2015 r., zataił fakt, że w latach 90. był oficerem Zarządu Wywiadu UOP (dawna nazwa Agencji Wywiadu). Muszyński został wybrany głosami PiS i klubu Kukiz’15.

Poseł Robert Kropiwnicki (PO) chciał, by sprawą zajęła się sejmowa komisja sprawiedliwości na środowym posiedzeniu. Przypomniał, że kiedy Muszyński kandydował na sędziego TK, przewodniczący komisji Stanisław Piotrowicz (PiS) nie dopuścił do zadawania mu pytań. – To sytuacja niebezpieczna i kompromitująca dla wymiaru sprawiedliwości oraz dla niezależności Trybunału – mówił Kropiwnicki.

– Służba dla państwa [w wywiadzie] nie budzi wątpliwości. Nasze wątpliwości dotyczą tego, że ten fakt mógł zostać zatajony przez pana Muszyńskiego – dodawała Kamila Gasiuk-Pihowicz (Nowoczesna).

Ale Piotrowicz nie zgodził się na włączenie sprawy Muszyńskiego pod obrady komisji. – Wniosek jest bezpodstawny, a państwo zakłócają obrady i wprowadzają obstrukcję – uciął.

Według naszych źródeł w służbach specjalnych sędzia ukrył przed Sejmem, że w 1993 r. zaczął szkolenie stacjonarne w Ośrodku Kształcenia Wywiadu w Kiejkutach Starych. Miał je skończyć w 1994 r., po czym podjął roczną pracę w centrali UOP w Warszawie, a w końcu znalazł się w ambasadzie w Berlinie, gdzie funkcja szefa działu prawnego była przykrywką dla drugiego etatu – oficera służb.

Nasi rozmówcy w TK podkreślali, że Muszyński kandydując na sędziego, powinien ujawnić, że pracował w służbach. A jeśli nie mógł tego zrobić ze względu na tajemnicę państwową, to nie powinien się ubiegać o funkcję w Trybunale.

Sprawy nie komentuje urząd koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego. Posłowie PO chcą, by Kamiński przedstawił stosowną informację na posiedzeniu Sejmu w przyszłym tygodniu. – Wnosimy także o wyjaśnienie tej sytuacji na posiedzeniu sejmowej komisji do spraw specsłużb – powiedział w Sejmie Arkadiusz Myrcha (PO).

Sędziego broni PiS. – W mojej ocenie doniesienia dotyczące pana Muszyńskiego to kłamstwa i pomówienia niemające nic wspólnego z rzeczywistością – powiedziała PAP rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek.

O konsekwencje ewentualnego zatajenia ważnych faktów w życiorysie sędziego TK dziennikarze pytali w środę prezesa Trybunału Andrzeja Rzeplińskiego i wiceprezesa TK Stanisława Biernata.

– Każdy powinien odpowiedzieć sobie w sumieniu, a potem podlega to weryfikacji zewnętrznej, czy to, co robił, a czego nie podaje do wiadomości, było czymś, co da się pogodzić z godnością sędziego i wymaganiami moralnymi, jakie stawia się sędziom. Akurat w odniesieniu do służb, to powstaje problem ewentualnej przyszłej, potencjalnej zależności sędziego – mówił Biernat. – Wiadomo, że sędziowie są niezawiśli i jednym z aspektów tej niezawisłości jest fakt, iż nie są zależni od jakichś sił zewnętrznych poza wymiarem sprawiedliwości – zastrzegł.

Dla „Wyborczej” Włodzimierz Cimoszewicz, b. premier i szef MSZ:

Nie ma formalnej przeszkody, by funkcjonariusz wywiadu został wybrany do TK, ale w praktyce tak nie powinno być. Nigdy nie wiadomo, czy to jest były funkcjonariusz, czy aktualny, i nie ma możliwości sprawdzenia tego. Nie wiadomo też, czy nie został skierowany przez służby, by wywierać wpływ na orzecznictwo TK, zgodnie z zewnętrznymi poleceniami. Wreszcie, taka osoba nie może ujawniać faktu swojej służby wywiadowczej, a zatajając taką informację, pozbawia się moralnego prawa do zasiadania w Trybunale.

agent

wyborcza.pl

4 czerwca 1992: wojsko wyprowadzić!

16.02.2016 czuchnowski

Poniżej tekst, który nigdy w całości nie ukazała się w Gazecie (skrócony był w internecie) publikuję, go bo pokazuje, nieznaną część naszej historii i dowodzi, że w czerwcu 1992 r. rząd Jana Olszewskiego chciał jednak wyprowadzić na ulice wojsko w obronie „listy Macierewicza”. Wtedy sam w to nie wierzyłem, po latach dotarłem do dowodów…

4 czerwca 92: wojsko gotowe do działań

Ujawniamy nieznane akta śledztwa z lipca 1992, badającego czy 4 czerwca 1992 ministrowie rządu Jana Olszewskiego próbowali wyprowadzić wojsko na ulicę.

20 lat temu o godz. 10 ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz dostarcza do Sejmu 24 koperty z listą 64 polityków (wśród nich prezydenta RP Lecha Wałęsy) którzy mieli być agentami SB. O tej samej godzinie Piotr Naimski, szef Urzędu Ochrony Państwa (dzisiaj związany z PiS)wzywa do siebie płk Józefa Pęckę- dowódcę Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych MSW.

NJW (rozwiązane w 2002r.) były liczącą ok. 5tys.żolnierzy formacją podlegającą bezpośrednio ministrowi spraw wewnętrznych. Używano ich do ochrony obiektów rządowych i VIP-ów oraz działań antyterrorystycznych. Miały też służyć jako pierwsza linia obrony w razie niepokojów społecznych, zamieszek, konfliktów zbrojnych czy klęsk żywiołowych.

Milczanowski oskarża, komisja oczyszcza

Naimski nakazuje dowódcy NJW wprowadzenie stanu podwyższonej gotowości w podległych mu jednostkach. Żąda też wydzielenia grupy żołnierzy do ochrony obiektów Telewizji Polskiej. Płk Pęcko przystępuje do działania…

12 czerwca Andrzej Milczanowski, nowy szef MSW, ogłasza, że w dniu ujawnienia listy agentów Macierewicz i Naimski próbowali wyprowadzić z koszar wojska MSW. Dowodem na to jest popisany przez płk Peckę szyfrogram nr PF 100. Po tym szyfrogramie w stan alarmu postawionych zostało ok. 800 żołnierzy w tym jednostki żandarmerii, Grupa Antyterrorystyczna (późniejszy GROM) oraz śmigłowce Bell i Mi-8 należące do MSW. Alarm odwołano 5 czerwca rano-po nocnych obradach Sejmu na których odwołano rząd Jana Olszewskiego.

Szyfrogram Pęcki trafił do Milczanowskiego za pośrednictwem oficerów pracujących w BBN Lecha Wałęsy. Przekazał go im gen. Edward Wejner – odsunięty w maju 1992r. przez Macierewicza b.dowódca NJW. W sprawę włączył się prezydent Wałęsa sugerując publicznie, że w ramach działań NJW miał zostać zatrzymany i osadzony w jednym z rządowych ośrodków. Politycy związani z rządem Olszewskiego odpierali zarzuty zaprzeczając, zamiarowi skorzystania w „dniu teczek” ze wsparcia militarnego i dokonania próby zamachu stanu.

Sejmowa komisja, która badała zarzuty po 5 miesiącach pracy niejednogłośnie orzekła, że zarzuty nie mają podstaw.

Gotowość bojowa czy obalenie ustroju RP?

Zaraz po wykryciu szyfrogramu , w prokuraturze Warszawskiego Okręgu Wojskowego wszczęto śledztwo. Początkowo dotyczyło ono: „Okoliczności wydania w dniu 4 VI 1992 polecenia wprowadzenia stanu podwyższonej gotowości bojowej w NJW MSW”.

17 VI 1992 przesyłając materiały do Naczelnej Prokuratury Wojskowej, zca Prokuratora Generalnego, Stanisław Iwanicki napisał: „wyjaśnienia wymaga czy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że podjęte przez b. kierownictwo MSW decyzje zmierzały do obalenia przemocą ustroju RP”.

7 lipca prokurator wojskowy płk Andrzej Komarski wydał postanowienie o wszczęciu śledztwa z art. 276 kk -„w sprawie udziału żołnierzy NJW i innych formacji wojskowych MSW podejrzanych o udział w związku mającym na celu popełnienie przestępstwa”. Podstawą były „materiały nadesłane przez MSW a zwłaszcza doniesienie złożone przez gen. Edwarda Wejnera”. Postępowanie rozpoczęto 19 VI 1992 a zakończono 31 VII 1992r. Akta sprawy liczą 257 kart. W materiałach nie ma końcowych wniosków prokuratury. Informację o umorzeniu śledztwa ogłoszono dopiero w marcu 1993r. Wojskowi prokuratorzy przesłuchali kilkadziesiąt osób- bezpośrednich uczestników wydarzeń, do których doszło w dniu ogłoszenia listy Macierewicza.

Poniżej przedstawiamy fragmenty niektórych przesłuchań spisane z oryginalnych akt śledztwa.

Wojciech Czuchnowski

Były plany zatrzymania Wałęsy- zeznania gen. Edwarda Wejnera z 8 lipca 1992)

„W dniu 10 kwietnia została przeprowadzona przez grupę funkcjonariuszy MSW z wiceministrem spraw wewnętrznych Andrzejem Zalewskim na czele, wizytacja obiektów koszarowych jednostki NJW w Bieszczadach oraz budynków wczasowych URM w Arłamowie i Trójcy.(…)Celem tej wizytacji było ustalenie możliwości zakwaterowania ludzi w obiektach koszarowych i wczasowych. Pobyt tej grupy w Pułku w Bieszczadach odbył się w głębokiej tajemnicy przede mną i moimi zastępcami(…)

W dniu 3 czerwca 92 na rozkaz płk Pęcko przybył do dowództwa NJW po dowódcy Pułku w Bieszczadach ppłk Wolanowski po specjalne zadania. Na czym one polegały, tego nie wiem. Następnego dnia ściągnięto do Warszawy dowództwo 14 pułku ochrony z Olsztyna po określone zadania. Nie wiem na czym one polegały. Ta jednostka jest odpowiedzialna za ochronę i funkcjonowanie obiektów wczasowych Prezydenta RP (Hel) i URM- w rejonie Olsztyna.

3 czerwca minister spraw wewnętrznych wizytował antyterrorystyczną grupę specjalną pod dowództwem płk Petelickiego.[późniejszy GROM] Nie wiem jakie przedstawił zadania tej grupie.

3 czerwca płk Pęcko osobiście pilotując śmigłowiec rozpoznawał miejsca lądowisk dla śmigłowców-najprawdopodobniej lot ten odbywał z dyr. gen. MSW Ścibutem. Lądowali m. in w obiekcie wczasowym prezydenta RP w Rudzie Tarnawskiej. Dowódca załogi Ochrony Obiektów w Rudzie Tarnawskiej otrzymał zakaz informowania kogokolwiek o tej wizycie.

W czasie rozmowy oficerów z Samodzielnego Oddziału Żandarmerii Wojskowej NJW, padło stwierdzenie z ust jednego z nich, że gdyby prezydent RP wieczorem lub w nocy w dniu głosowania w Sejmie nad odwołaniem Rady Ministrów wyszedł poza budynek Sejmu, to zostałby odizolowany i odsunięty od władzy. Takie same komentarze były czynione przez członków grupy antyterrorstycznej płk Petelickiego.(…)Z tego co mi wiadomo, to w grupie antyterrorystycznej od 27 maja do 5 czerwca 1992 była wprowadzona pełna gotowość bojowa.

Na przełomie maja i czerwca 1992 grupę tę kilkakrotnie wizytowali minister Macierewicz i Dyrektor Generalny Ścibut.(…)W dniu 28 maja 1992 po kilku funkcjonariuszy tej grupy wyjechało do Gdańska,Szczecina,Elblaga, Białegostoku, Łodzi, Katowic, Olsztyna i Rzeszowa w celu zabezpieczenia funkcjonariuszy UOP w pracy związanej z ujawnianiem byłych tajnych współpracowników UB i SB. .

4 czerwca 1992r. zostały utworzone co najmniej dwie podgrupy antyterrorystyczne w składzie dowódca, kierowca i 5 funkcjonariuszy z odpowiednim wyposażeniem w broń i amunicję. Grupy te poruszać się miały dwoma mercedesami-sanitarkami. Zadania tym podgrupom wydawał osobiście min. A. Macierewicz. (…)Na polecenie dowódcy NJW, w dniu 5 czerwca z tablic propagandowych w sztabie dowództwa NJW zostały zdjęte fotografie Prezydenta RP i jego małżonki.”

Niespodziewane wizytacje- zeznania płk Józefa Kołaczkiewicza, do 4 maja 1992r. szef Sztabu Dowództwa NJW 29 lipca 92..

„Drugim zdarzeniem poprzedzającym wydarzenia 4 czerwca 1992 była niespodziewana wizytacja na obiektach umocnionych przeznaczonych na stanowiska kierowania w okresie zagrożenia i wojny dla naczelnych organów władzy i administracji państwowej. Odbyło się to w końcu kwietnia 1992r. Wizytację przeprowadzili wiceminister Zalewski, dyrektor generalny Ścibut, dyr. gabinetu Siwko w obecności dyrektora biura spraw obronnych MSW płk Zmarzlińskiego(…) Na powyższą wizytację nie wyrażał zgody gen. Wejner jak i płk Zmarzliński, gdyż są to obiekty specjalnego znaczenia. Wiem, że poza obiektem MSW te same osoby dokonały lustracji obiektu Prezydenta RP, chociaż nie miały na to zgody Biura Bezpieczeństwa Narodowego.(…)Trzecim zdarzeniem była wizyta płk Józefa Pęcko w obiekcie Kancelarii Prezydenta w Rudzie Tarnawskiej. Płk Pęcko osobiście pilotował śmigłowiec Bell-206 a jedynym pasażerem był dyr. generalny MSW, Ścibut.O tej wizycie nie była powiadomiona Kancelaria Prezydenta ani też BOR.”

Co miała robić Grupa Antyterrorystyczna? – zeznania kpt Jerzego Waniorka, członka Grupy Antyterrorystycznej,,od stycznia 1992 w dowództwie NJW, 27 lipca 92.

„Po dniach 4 i 5 czerwca 1992 rzeczywiście kontaktowałem się z gen. Wejnerem(…)przekazałem mu przekazane od moich znajomych [z grupy antyterrorystycznej ]informacje, jednak nie mogę tych informacji podać w chwili obecnej, gdyż uważam, że stanowią one tajemnicę państwową(…)informacje te przekazałem, mając nadzieję, że gen. Wejner przekaże to min. Milczanowskiemu.(…)Nie będę mógł złożyć zeznań do chwili gdy nie uzyskam zgody ministra spraw wewnętrznych (…)

„Po co te śmigłowce?” – zeznania gen. Jana Światowca szefa Departamentu Wojskowego Biura Bezpieczeństwa Narodowego., 9 lipca 1992)

„Z treści szyfrogramu(…) wynikało, że w NJW został wprowadzony stan podwyższone gotowości bojowej. O fakcie tym nie poinformowano BBN ani tym samym Prezydenta RP, do czego minister spraw wewnętrznych był zobowiązany.(…)Ta samowola w tym okresie czasu dawała wiele do myślenia co do celu działania(…)tym bardziej, że z dopisków na szyfrogramie wynikało, że polecając wzmóc ochronę niektórych obiektów państwowych celowo nie wzmocniono ochrony Belwederu.(…)Chcę tu zaznaczyć ,że gen Wejner na bieżąco informował nas o sytuacji w NJW m. in o takich zdarzeniach jak rekonesans przedstawiciela MSW na obiektach wojskowych w Arłamowie czy też dziwnej kontroli, którą przeprowadził delegowany z dowództwa MSW do obiektów Łańsku.(…)

Szczególną moją uwagę zwrócił pkt 4 tego dokumentu traktujący o gotowości obowiązującej w Pułku Lotniczym. Nie wiadomo było do czego tego śmigłowce miały ewentualnie służyć.(…)według mojej oceny szyfrogram ten nie wprowadzał stanu podwyższonej gotowości bojowej w ujęciu klasycznym(…)lecz przedsięwzięcia zawarte w jego treści świadczyły o wprowadzeniu podwyższonej gotowości do natychmiastowego działania sił i środków.Budziło to większy niepokój co do celu działania.”

Przybywa Żandarmeria – zeznania mjr Romana Kalisza, dowódcy Jednostki Wojskowej 2102, 15 lipca 1992r)

„Po otrzymaniu szyfrogramu Pf 100 poprosiłem do siebie swoich zastępców powiadamiając ich o jego treści i by ograniczyć wyjścia żołnierzy z koszar a także by szef sztabu(…)zorganizował zespół operacyjny.(…)po zorganizowaniu zespołu operacyjnego otrzymałem telefon od szefa Sztabu NJW płk Dziamskiego, który powiadomił mnie, że do mojej jednostki przybędzie grupa 50 żołnierzy Żandarmerii Wojskowej NJW MSW których mam zakwaterować na terenie jednostki(…)

Plotki o zatrzymaniu prezydenta – zeznania płk Zbigniewa Bonczyńskiego- szefa Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Żandarmerii Wojskowej NJW 26 lipca 92.

„Dn. 4 czerwca 1992r. przyszedł do mnie oficer dyżurny Oddziału(…)polecając abym przebrał się w mundur polowy. Nie precyzował powodu(…) Po jakimś czasie wszedłem do pokoju komendanta ŻW, płk Hnata, który w tym czasie telefonował do jednostki w Emowie gdzie stacjonuje kompania żandarmerii NJW. (…)Rozmowa dotyczyła wyjazdu części tych żołnierzy do Warszawy. (…)Ta grupa żołnierzy została przywieziona do Warszawy i zakwaterowana na obiektach 9 batalionu. Przyjechali ze swoją bronią, natomiast jeśli chodzi o amunicję, to prawdopodobnie została wydzielona z 9 batalionu, ponieważ ŻW nie posiada na swoim stanie amunicji w tak dużej ilości.

Zeznaję, że widziałem na korytarzu Oddziału w dn. 4 czerwca drewniane skrzynki z amunicją. Skrzynki te były zaplombowane i stały w pokoju mjr Kalety.(..)Nie widziałem by wydawano z nich lub składano do nich amunicję.(…)

Już po tych wydarzeniach w rozmowach towarzyskich poruszaliśmy temat tych zdarzeń i działań w NJW MSW.(…)Jedną z wersji, którą osobiście traktuję jako plotkę było, że w dniu obrad Sejmu nad odwołaniem rządu i związanej z tym sprawy teczek tajnych współpracowników UB i SB mogło nastąpić ewentualne zatrzymanie prezydenta RP w areszcie.”

Skrzynki z amunicją na korytarzu – zeznania płk Zdzisława Makuszewskiego, szefa Wydziału Pracy Sztabowo-Biurowej NJW 20 lipca 92.

„5 czerwca ok. godz. 11-12.00 poszedłem do majora Adama Kalety, szefa wydziału I Samodzielnego Oddziału Żandarmerii Wojskowej (…)zauważyłem, że w pobliżu jego pokoju na korytarzu kilku żołnierzy w mundurach polowych ładowało amunicję od dwóch skrzyń stojących pod drzwiami kancelarii. Żołnierze ci składali do skrzyń magazynki od kbkAK z ostrą amunicją. Zdziwiło mnie to tym bardziej, że i mjr Kaleta był w mundurze polowym.Komendant Hnat wyglądał na niewyspanego(…)zapytałem co się u nich dzieje (…) Dowiedziałem się tylko, że spali w oddziale.(…)

Odnośnie zdjęcia fotografii Prezydenta RP z tablicy w korytarzu Sztabu NJW (…)to faktycznie nie było tam tych fotografii. Nie wiem kiedy i z czyjego polecenia te fotografie zdjęto.

Po tych wydarzeniach, w luźnych rozmowach z niektórymi oficerami żandarmerii, rozważaliśmy różne przypuszczenia odnośnie działań w dniu obrad Sejmu. Łącząc różne fakty i zdarzenia wyrażone zostało przypuszczenie, że to co prezydent Lech Wałęsa mówił o swoim ewentualnym osadzeniu mogło polegać na prawdzie”.
Pułkownik kręci głową – zeznania płk Tadeusza Wnęka zcy dowódcy NJW ds.liniowych 15 lipca 92.

„Ok. godz. 14-15 dowódca NJW, płk Pęcko poinformował mnie, że w godzinach rannych był wezwany do Ministerstwa, gdzie w imieniu ministra spraw wewnętrznych szef UOP, Piotr Naimski wydał mu polecenie wprowadzenia stanu podwyższonej gotowości bojowej w NJW oraz wzmocnienia ochrony obiektów telewizji. W trakcie tej rozmowy z dowódcą zadzwonił telefon.
Płk Pęcko podniósł słuchawkę i zameldował się używając zwrotu „panie ministrze”. Ze słów, których używał w tej rozmowie płk Pęcko domyśliłem się, że jego rozmówca żąda informacji o realizacji otrzymanego polecenia(…)zorientowałem się, że rozmówca płk Pęcko pytał o fazę realizacji i czy już wyjechały wzmocnienia do obiektów telewizji(…)dowódca tłumaczył swojemu rozmówcy dlaczego to trwa tak długo(…)z treści wypowiedzi dowódcy NJW wywnioskowałem, że druga strona tej rozmowy telefonicznej napiera na wykonanie tych zadań.W tej fazie rozmowy ja dawałem dowódcy do zrozumienia aby nie ulegał tym naciskom.Czyniłem to w ten sposób, że kręciłem przecząco głową.

Po odłożeniu słuchawki pan płk Pęcko połączył się z szefem Sztabu płk Dziamskim i zapytał go na jakim etapie jest przygotowanie grupy żołnierzy do wzmocnienia ochrony obiektów telewizji(…) słyszalny był dla mnie z słuchawki głos płk Dziamskiego.Mówił on dowódcy, że trzeba jak najdłużej czekać z tym i nie wyprowadzać wojska poza koszary.

Po zakończonej rozmowie z płk Dziamskim dowódca powiedział do mnie, że ta poprzednia rozmowa to była z rozmowa z gabinetu ministra spraw wewnętrznych i że dzwonił szef UOP, Piotr Naimski, który nie jest jego przełożonym, ale wydaje mu polecenia jakby nim był(…)Dowódca określił to dosadnie używając niecenzuralnych słów.

Widać było, że jest tą rozmową zdenerwowany.(…) z jego wypowiedzi zorientowałem się, że dowódca uważa takie działania za niepotrzebne, nieuzasadnione, wręcz awanturnicze. Nawet te ograniczone działania, które zostały podjęte, też były traktowane przez dowódcę niechętnie- takie odniosłem wrażenie.”

„Odwołaj to wszystko”- zeznania ppłk Jana Budnika, szefa Sztabu 1 Warszawskiej Brygady Zmotoryzowanej NJW, 16 lipca 92.

„4 czerwca 1992 o godz. 11. 00 zostałem wezwany do gabinetu dowódcy NJW, płk Józefa Pęcko(…)dowódca polecił mi natychmiastowe wzmocnienie ochrony gmachu MSW poprzez wystawienie patroli i wzmocnienie posterunków.(…)polecił mi przejście na wzmocniony wariant ochrony a ponadto wystawienie podwójnego (2 wartowników) posterunku przed gmachem F (siedziba MSW) i przezbroić wartę w broń długą.(…)Po tej rozmowie(…)zostałem ponownie poproszony do gabinetu dowódcy NJW.Płk Pęcko pytał się ilu jeszcze posiadam żołnierzy w dyspozycji. Pytał czy jestem w stanie wydzielić do działania batalion piechoty.(…) byłem w stanie wydzielić co najwyżej 400 żołnierzy(…)

Płk Pęcko pytał się mnie również, czy będę miał jeszcze 50 ludzi na Radiokomitet(…)Przez krótki czas byłem obecny przy stawianiu przez płk Pęcko zadania dla Dowódcy Pułku Lotniczego NJW. Przy mnie płk Pęcko pytał dowódcy pułku ile ma śmigłowców „Bell”Mjr Urbaniak- dowódca-powiedział, że ma 2 ale 1 niesprawny. Płk Pecko powiedział coś w tym sensie, żeby wobec tego przygotować jeszcze wszystkie MI 8.(…)

Po tej rozmowie przystąpiłem do działania(…)o godz. 17.00 wszystkie czynności przygotowawcze zostały wykonane. Na placu alarmowym stała kolumna środków transportu w postaci 20 Starów 266, UAZ-a z radiotelefonem i sanitarki z sanitariuszem.Żołnierze przebywali w pododdziałach, broń i amunicja alarmowa znajdowała się w magazynach kompanijnych(tam gdzie się zwykle znajduje)w gotowości pozostawały też środki łączności(…)Każdy z żołnierzy miał otrzymać kbkAKM. Określona została do wydania amunicja alarmowa w ilości 8 skrzynek po 1400 szt. w skrzyni.Każdy żołnierz miał też otrzymać po 4 magazynki z ładownicą, maskę i hełm (…)

Wydając mi te polecenia płk Pęcko użył sformułowania o wprowadzeniu gotowości do działań batalionu całą pewnością nie użył sformułowania o wprowadzeniu stanu podwyższonej gotowości bojowej (…)Płk Pęcko nie określał jakie konkretnie działania żołnierze będą wykonywać. Powiedział, że mają być w gotowości do działań ochronno-obronnych i porządkowo-ochronnych.(…)

Udałem się do domu ok. godz. 18.00. wydałem przy tym polecenie dyżurnym służbom operacyjnym, że w przypadku otrzymania jakichkolwiek poleceń do działania, mają sami nie podejmować decyzji, lecz mnie o tym niezwłocznie powiadomić i wtedy ja przybędę do jednostki.(…)

Nie jest mi znany powód odwołania przedsięwzięć nakazanych mi w dniu 4 czerwca 1992r. 5 czerwca płk Dziamski powiedział do mnie sposób lakoniczny coś w tym sensie: `odwołaj to wszystko`.

(…) Uznałem,że wojsko zostało zamieszane w rozgrywki polityczne i jestem o tym przekonany do dzisiaj(…)Sytuacja taka jak 4 czerwca 1992 nie była wyjątkowa, ale od mniej więcej 1989r. takich historii nie było.W mojej ocenie istniała realna możliwość użycia wojska poza koszarami.Groziło to nieobliczalnymi skutkami.”

Opinie:

Lech Wałęsa, prezydent RP 1990-95.

Uznawałem te przygotowania za rzecz poważną, która jednak znajdowała się w rękach ludzi niepoważnych. Byłem w stanie w każdym momencie to zagrożenie wyeliminować.

Byłem tak silny, że resztę bym pociągnął za sobą. Przeciwników miałem tak słabych, że nie byli w stanie nic dobrze odgadnąć.

Zagrożenie było poważne, tym bardziej, że pewna grupa wojskowych brała w tym udział. Natomiast zarządzający byli tak kiepscy, że można ich było w każdym momencie wybić z rytmu. W tamtym czasie byłem zdecydowany, więc się ich nie bałem.

Robili to ludzie związani ze mną, z opozycją. W związku z tym ja nigdy nie chciałem w to grono uderzać. Zawsze ich oszczędzałem i wszystko wybaczałem. I to też im wybaczyłem wiedząc, że prędzej, czy później sprawa zostanie wyjaśniona i prawda zatriumfuje.

Żyją jeszcze świadkowie, są generałowie, żołnierze i dokumenty. Ale czy dzisiaj jest klimat do dociekania prawdy? Nie ma, bo Kaczyńscy też w tym brali udział – byli po tamtej stronie. A więc dziś nie ma większych szans na wyjaśnienie, można tylko sprawę zasygnalizować. Niech to czeka na rozwiązanie, bo ci z tej drugiej strony będą to dziś bagatelizować. Ludzie, którzy to wtedy robili, dziś są u władzy. Więc ważne jest pokazanie, co robili wtedy, gdy o władzę walczyli. Dziś, kiedy są u władzy są bardziej niebezpieczni, niż wtedy.

(notował Krzysztof Katka)

Andrzej Milczanowski, szef MSW 1992-95

W tym czasie nikomu nie zależało by wobec autorów tych wydarzeń stosować jakieś represje. Dlatego też prokuratura wojskowa umorzyła sledztwo, kierując się też stanowiskiem komisji sejmowej. Myślę, że w jakimś stopniu kierowano się też tym, że cała ta historia nie była korzystna dla zewnętrznego wizerunku Polski-to były jednak zaledwie trzy lata po odzyskaniu niepodległości i informacja, że rząd w naszym kraju próbował wyprowadzić na ulice wojsko przeciwko prezydentowi, nie służyła by obrazowi stabilnego państwa.

Myśle, że p. Naimski wydając polecenie wprowadzenia stanu podyższonej gotowści nie do końca rozumiał jego konsekwencje. Żolnierze jednak z koszar nie wyszli. Uważam, że w dużym stopniu sytuację uratowali ci oficerowie, którzy tych poleceń nie wykonali. Obserwowali sytuację w kraju i nie chcieli brać odpowiedzialności za awanturnicze wystąpienia.

w

Piotr Naimski, w 1992r. szef UOP, dzisiaj wiceminister gospodarki.

Za pośrednictwem biura prasowego Naimski przekazał nam, że nie będzie się wypowiadał bo „cała sprawa jest dla niego zamknieta”. Na wypowiedź nie zgodził się też Jan Olszewski, dzisiaj doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W kwietniu 1993r. Naimski powiedział, że „prokuratura nie istnieje jako organ praworządności lecz jest narzędziem politycznym”.

Olszewski, Naimski i Macierewicz zaprezentowali wtedy „Białą księgę” dokumentujacą sprawę zarzutów o próbę przeprowadzenia zamacu stanu. W ich wspólnym oświadczeniu czytamy: „Obalenia rządu Jana Olszewskiego dokonano gwałtownie, w nocy kilkanaście godzin po rozpoczęciu akcji lustracyjnej. Przeciwnicy rządu wiedzieli, że nic poza rozpoczętą lustracją nie usprawiedliwia pośpiechu ich działania. Wysunięto zatem oskarżenie o przegotowywaniu zamachu stanu. Takie sugestie pojawiły się już 4 czerwca, nie można ich było jednak udowodnić. Dlatego też ujawnienie – 8 dni później- przez Andrzeja Milczanowskiego rzekomych dowodów na wprowadzenie stanu podwyższonej gotowości bojowej w NJW, stanowiło dogodny pretekst dla usprawiedliwienia działań podjętych przeciwko rządowi Jana Olszewskego.Dokonywało się to nie tylko poprzez rozpowszechnianie plotek i zarzutów polityków, informacji o niesprawdzonych i nieprawdziwych faktach, lecz również przez sam sposób relacjonowania wydarzeń daleki od obiektywizmu. Prasa mimo, że uczestniczyła w rozpowszechnianiu zarzutów nie doprowadziła do wyjaśnienia kwestii, jakie niosło za sobą załamanie się oskarżeń. Nie podjęto też żadnej próby zadośćuczynienia ludziom wobec których wysuwano pomówienia i oskarżenia”.

http://czuchnowski.blox.pl/2016/02/4-czerwca-1992-wojsko-wyprowadzic.html

Rafał Zakrzewski

Kłótliwy jak minister Macierewicz. Prezes Kaczyński ostro z nim porozmawiał

23 listopada 2016

Rząd na miesięcznicy smoleńskiej

Rząd na miesięcznicy smoleńskiej (Fot. Dawid Zuchowicz)

Czasem trzeba skorzystać z tego, co piszą o swojej ulubionej pisowskiej władzy dziennikarze dawniej „niepokorni”. Bo oni mają dostęp do tajemnic rządzących.

Dość rzadko zdarza się dziennikarzom zajrzeć do czarnej skrzynki władzy. Zwłaszcza dziś, kiedy przedstawiciele obozu rządzącego nie mają ochoty kontaktować się ze „zdradzieckimi mediami”, do których zaliczają moją gazetę.

Czasem więc trzeba skorzystać z tego, co piszą o swojej ulubionej pisowskiej władzy dziennikarze dawniej „niepokorni”. Bo oni mają dostęp do tajemnic rządzących.

W ostatnim numerze „Do Rzeczy” moją uwagę przykuł tytuł „Tarmoszenie Macierewicza”. Artykuł Wojciecha Wybranowskiego dotyka toczącego się konfliktu o nominacje generalskie między szefem MON a prezydentem Dudą. Andrzej Duda wręczy nominacje 29 listopada zamiast jak zwykle 11 listopada. I wciąż nie wiadomo komu.

Wybranowski twierdzi co prawda, że wojny między Pałacem Prezydenckim a MON nie będzie, ale ta sytuacja służy mu do opisania relacji między Macierewiczem a kimś ważniejszym niż prezydent – prezesem Kaczyńskim. „Jak mówią nasze źródła w PiS – w ostatnim czasie [Macierewicz] kilkakrotnie był strofowany przez lidera PiS” – informuje. Za sprawę rzekomo sprzedanych Rosji przez Egipt za 1 dol. okrętów desantowych Mistral i kompromitującą historię zatrudniania Bartłomieja Misiewicza.

Wybranowski cytuje barwny opis informatora: „Było bardzo ostro. Doszło do mocnej wymiany zdań między Kaczyńskim a Macierewiczem. Mimo że drzwi były zamknięte, słychać było, że temperatura jest bliska wrzenia. Po wyjściu ze spotkania Macierewicz nie opanował emocji. A prezes się o tym szybko dowiedział”.

Ciekawe, co też mógł wykrzykiwać szef MON po wyjściu od prezesa. O tym już jednak nie przeczytamy. Dowiemy się tylko, że prezydent-zwierzchnik sił zbrojnych – parokrotnie lekceważony przez szefa MON – wykorzystuje chwilowe osłabienie Macierewicza i próbuje odbić od niego swój kawałek podłogi. Ale to napisała już wcześniej w „Gazecie Wyborczej” Dominika Wielowieyska. Trochę czerstwe te okruchy z pańskiego stołu.

Warto za to przytoczyć kawałek o kłótliwości ministra Macierewicza, który – jak twierdzi pisolog z „Do Rzeczy” – „uchodzi za najbardziej konfliktowego ministra w rządzie PiS. (…) Walczy m.in. z Ziobrą o wpływy w wojskowej prokuraturze i dobór śledczych badających katastrofę smoleńską. Silny jest też konflikt między szefem MON a szefem MSZ. Waszczykowski i Macierewicz rywalizują o wpływy w sąsiednich okręgach wyborczych, pokłócili się też przy okazji nominowania pełnomocników na szczyt NATO w Warszawie. Napięte stosunki mają być też między szefem MON a minister Streżyńską – tu punktem zapalnym ma być kwestia cyberbezpieczeństwa”.

Miejmy nadzieję, że to wszystko prawda, choć dziwne, że tak wielki strateg jak Macierewicz otworzył aż tyle frontów naraz. Chyba że będą go wspierać wierne mu jednostki wojsk obrony terytorialnej.

klotliwy

wyborcza.pl

 

 

Jarosław Gowin nie zgadza się z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego o przedsiębiorcach

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Wicepremier Jarosław Gowin przyznał w TVN24, że ma inne zdanie na temat działań przedsiębiorców niż Jarosław Kaczyński.

Kaczyński przed kilkunastoma dniami tłumacząc mniejszą skalę inwestycji w Polsce stwierdził, iż „przedsiębiorcy związani z partiami opozycyjnymi dzisiaj nie chcą podejmować się różnego rodzaju przedsięwzięć gospodarczych, zyskownych dla nich, bo uważają, że lepiej zaczekać, że wrócą te dawne czasy”.

Gowin jest w tej sprawie innego zdania. – Działając przez ponad 20 lat w sferze biznesu nie spotkałem żadnego przedsiębiorcy, który na złość rządowi chciałby mniej zarabiać – podkreślił.

Dodał, że potrafi sobie wyobrazić sytuację odwrotną – czyli przedsiębiorcę, który chce zarobić więcej, aby wspomóc siły opozycyjne.

– Ale taki przedsiębiorca, który chce zarabiać mniej ze względów politycznych, to jest zwierzę, które nie istnieje – stwierdził. Dopytywany, czy oznacza to, że nie zgadza się z Kaczyńskim, przyznał, że w tej kwestii się z nim nie zgadza.

Gowin był też pytany o obniżenie wieku emerytalnego. Przyznał, że jest sceptyczny wobec tego pomysłu, ale „takie było porozumienie przedwyborcze, a porozumień trzeba dotrzymywać”.

– Polityka jest kwestią nie tego co wymarzone, tylko tego, co realne – tłumaczył.

 

rp.pl

Tym o rządach PiS: Naszą ojczyzną dowodzi handlarz starzyzną, który przebrał się za admirała

jsx, 23.11.2016

Grzegorz Schetyna przedstawia Gabinet Cieni Platformy Obywatelskiej

Grzegorz Schetyna przedstawia Gabinet Cieni Platformy Obywatelskiej (Sławomir Kamiński)

„Liczną załogę skompletował, kierując się prostym kryterium: im większym jesteś nieudacznikiem, tym bardziej się nadajesz, bo będziesz wierniejszy” – pisze o „admirale” Stanisław Tym. „Choć nie ma sztormu, statek admirała od roku płynie na dryfkotwie. Hamuje po prostu” – dodaje.

 

Stanisław Tym w felietonie w nowej „Polityce” punktuje poszczególne siły polityczne. „Kiedy patrzę na gabinet cieni Platformy Obywatelskiej, wydaje mi się, że niektóre twarze malował już Matejko” – pisze. O zjeździe PSL, na którym ugrupowanie na swojego prezesa znów wybrało Władysława Kosiniaka-Kamysza: „W cieniu gabinetu cieni zebrał się w Jachrance gabinet figur woskowych”.

„Naszą flagową jednostką zwaną ojczyzną dowodzi handlarz starzyzną, który przebrał się za admirała” – tak natomiast opisuje PiS i jego prezesa. „Liczną załogę skompletował, kierując się prostym kryterium: im większym jesteś nieudacznikiem, tym bardziej się nadajesz, bo będziesz wierniejszy” – dodaje Tym.

„Niech się bawią, niech się tytłają”

I zauważa, że „choć nie ma sztormu, statek admirała od roku płynie na dryfkotwie. Hamuje po prostu”. Załoga się uwija, Morawiecki „obiecuje cuda na kiju polskim przedsiębiorcom”, a Zalewska „robi reformę edukacji, która nie ma żadnego sensu”. Ale admirał ogłasza, że wśród przedsiębiorców wykrył spisek, a reforma według jego planu ma na celu jedynie „nieopisany chaos” w samorządach.

Wtedy admirał będzie mógł, zdaniem Tyma, oskarżyć samorządy o nieudolność i „ludzi wymienić na naszych„. Bo, jak dodaje satyryk, wtedy „admirał jest zadowolony: Niech się bawią, niech się tytłają. Ja już nie mam żadnej przyszłości, więc niech oni też jej nie mają”.

Zobacz także

tym

TOK FM

Zwolnienia zamiast mediacji? Dziennikarze piszą o władzach publicznego radia: „Kontynuują zastraszanie pracowników”

AGNIESZKA KUBLIK, 23 listopada 2016

Pikieta pod siedzibą radiowej Trojki

Pikieta pod siedzibą radiowej Trojki (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Zarząd Polskiego Radia zamiast mediacji proponuje dziennikarzom kolejne zwolnienia. „Odczytujemy te sygnały jako kontynuację zastraszania pracowników” – czytamy w komunikacie Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programów Trzeciego i Drugiego Polskiego Radia

We wtorek związek zawodowy zaproponował zarządowi spółki „zorganizowanie profesjonalnych mediacji pomiędzy Zespołem a Zarządem”. Bez skutku.

„Chcemy dążyć do zażegnania kryzysu w Polskim Radiu. Władze rozgłośni odpowiedziały jednak zamiarem zwolnienia bądź odsunięcia od pracy kolejnych dziennikarzy” – czytamy w środowym komunikacie związku. „Odczytujemy te sygnały jako kontynuację zastraszania pracowników, upominających się o poszanowanie standardów dziennikarskich oraz kultury pracy w mediach publicznych. Inicjatywa władz radia dziwi nas tym bardziej, że jest to następny krok zaostrzający konflikt i szkodzący marce Polskiego Radia” – dodają związkowcy.

List zakończyli cytatami prezes Polskiego Radia Barbary Stanisławczyk.

Pierwszy pochodzi ze spotkania z pracownikami 18 listopada: „W sądzie to może my się znajdziemy za chwilę, za jakiś czas może albo za chwilę”.

Drugi z oświadczenia Polskiego Radia opublikowanego 22 listopada: „Jest pomówieniem twierdzenie, że Zarząd Polskiego Radia straszył pracowników procesem sądowym (…)”.

Zwolniony za hashtag?

Wymiana listów, oświadczeń i komunikatów między związkiem a zarządem trwa od tygodnia. Widać coraz większe emocje i coraz mniejsze szanse na rozwiązanie konfliktu.

Przypomnijmy. W ubiegłą środę związek zawodowy stanął w obronie dwóch serwisantek Trójki – Małgorzaty Spór i Anny Zaleśnej. Pod koniec października zarząd odsunął je od anteny, zostały karnie przesunięte na trzy miesiące do działu dokumentacji Informacyjnej Agencji Radiowej.

„To działanie na szkodę radia” – napisało w liście otwartym do RPO, KRRiT i sejmowej komisji kultury 125 osób z Dwójki, Trójki i Polskiego Radia 24. „Odsunięcie koleżanek od anteny i działania podejmowane wobec solidaryzujących się z nimi dziennikarzy stwarzają poczucie zagrożenia w zespole i mogą być traktowane jako forma cenzury prewencyjnej” – pisali związkowcy. Domagali się też przywrócenia do pracy zwolnionych serwisantek.

Wcześniej dziennikarze Trójki stanęli w obronie Spór i Zaleśnej w mediach społecznościowych: opublikowali swoje zdjęcia z zasłoniętymi ustami i hashtagiem #kogoniesłychać. Po tej akcji musieli składać do zarządu radia pisemne wyjaśnienia. Damian Kwiek stracił nawet pracę.

Ani słowa o proteście słuchaczy

W piątek doszło do spotkania związku z prezes radia Barbarą Stanisławczyk. Radio po tym spotkaniu opublikowało komunikat: „Nikt z grupy obecnych na sali ok. 50 pracowników nie potwierdził zarzutów postawionych w podpisanym piśmie. Mimo wielokrotnych pytań kierowanych przez Prezes Barbarę Stanisławczyk o konkretne zarzuty poparte faktami nie podano żadnego przykładu. Po prośbie o podanie jakiegokolwiek zarzutu na sali zapadła cisza. (…) Padł tylko kolejny głos, świadczący o tym, że pracownik nie spotkał się z cenzurą”.

I dalej: „Prezes Zarządu Barbara Stanisławczyk podkreślała, że podczas spotkań redakcyjnych przekonuje dziennikarzy, iż w Polskim Radiu jest miejsce wyłącznie na dziennikarstwo niezależne, obiektywne i wysokiej jakości”.

Związek zawodowy wydał potem oświadczenie, że komunikat zarządu jest „niezgodną z faktami relacją ze spotkania”, bo np. „przedstawiciel sygnatariuszy, Wojciech Dorosz, przedstawił stanowisko potwierdzające zażalenie na decyzję dyrekcji IAR”.

W niedzielę pod siedzibą Trójki w obronie dziennikarzy protestowali słuchacze programu 3. Władze radia zakazały informowania o tej pikiecie na antenie Polskiego Radia.

 

wyborcza.pl

„Zaćma” Ryszarda Bugajskiego od piątku w kinach. Komunistka i prymas [SOBOLEWSKI]

Tadeusz Sobolewski, 23 listopada 2016

JACEK DRYGALA

„Zaćma” Ryszarda Bugajskiego. Ten film warto zobaczyć dla jednej sekwencji – spotkania wzorowanej na „krwawej Lunie” komunistki i wzorowanego na Wyszyńskim prymasa.

Bohaterka „Zaćmy” to postać autentyczna. Luna istniała naprawdę. Jej prawdziwe nazwisko pada z ekranu: Julia Brystiger. Pochodziła z inteligenckiej, zasymilowanej rodziny żydowskiej. Studiowała historię. W latach 30. we Lwowie działała w KPP. Trzykrotnie więziona. Autorka biograficznej książki „Krwawa Luna” Patrycja Bukalska uważa, że pobyt w lwowskim więzieniu uratował jej życie. Przetrwała w ten sposób stalinowską czystkę, w której ginęli komuniści.

Legenda Krwawej Luny

W czasie wojny Brystigerowa – wówczas już wdowa – działała w założonym w ZSRR Związku Patriotów Polskich. Po wojnie skierowano ją do pracy w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Była szefową departamentu zajmującego się walką z Kościołem. W tych latach miała osobisty kontakt z prymasem Stefanem Wyszyńskim.

Do ich rozmowy doszło w Wielki Piątek 1949. Była nim zafascynowana. Dostała od prymasa w prezencie Nowy Testament. Modlił się za nią, choć po swoim aresztowaniu miał powiedzieć: „To straszna kobieta”. Być może to nie on ją nawracał, tylko ona pragnęła pozyskać go dla idei komunizmu.

Bukalska twierdzi, że nie ma bezpośrednich dowodów na to, że Brystigerowa osobiście – jak sadystyczny Józef Różański – brała udział w przesłuchaniach i torturach. Choć trudno, żeby o nich nie wiedziała. Możliwe, że legendę Krwawej Luny stworzono później w UB, w ramach zemsty.

W 1956 r. odeszła z bezpieki, pracowała jako redaktor w PIW-ie. Opublikowała pod pseudonimem Julia Prajs autobiograficzną powieść „Krzywe litery”. Z powodu kontaktów z „osobami ze środowiska rewizjonistyczno-syjonistycznego” była śledzona. Niewygodna dla resortu, znająca wiele tajemnic UB. Niewiele wiadomo o rzeczywistym spotkaniu Brystigerowej z Laskami (w filmie noszą nazwę Górki). Tamtejszy zakład dla niewidomych dzieci, prowadzony przez siostry franciszkanki, jest do dziś ośrodkiem promieniującej duchowości, pomostem wiary dla osób poszukujących. Do spotkania doszło na przełomie lat 50. i 60.

Nawrócona?

Na ile Ryszardowi Bugajskiemu udało się w filmie przebić przez legendę i zbliżyć do „banalnego zła” tamtego czasu? Cokolwiek by nie powiedzieć o tym filmie, „Zaćma” nie wpisuje się w obecną politykę historyczną, w której komunizm, czy w ogóle lewicowość jest synonimem zła, natomiast dobre jest to, co narodowe i religijne.

Film odwołuje się do innej legendy: o rzekomym nawróceniu Luny na katolicyzm.

Pierwsze ujęcie „Zaćmy”: długa jazda kamery po mieszkaniu Luny. Zdjęcia. Książki. Obrazy Modiglianiego, Picassa z jej paryskiego pobytu. I egzemplarz partyjnego miesięcznika „Nowych Dróg”. Dramat lewicowej inteligencji wciąż czeka u nas na odkrycie. Bugajski w swoim filmie zaledwie go dotknął. Niechby zrealizował film o swoim dziadku z PPS.

Luna (Maria Mamona w swojej pierwszej dużej roli) jedzie moskwiczem do Lasek. Elegancka, pachnąca francuskimi perfumami, z nieodłącznym papierosem. Twarz – maska. Szorstka w obyciu, skrępowana, obca. Na czyjeś „niech będzie pochwalony” odpowiada: „dzień dobry”.

Maria Mamona zdejmuje maskę

„Zaćma” jest przedsięwzięciem karkołomnym. Nadekspresyjna, chwilami kiczowata, stylistycznie rozdarta między symbolicznymi, mistycznymi wizjami a płaską rodzajowością. Sekwencja w knajpie, do której Luna trafia w poszukiwaniu telefonu tworzy satyryczny obrazek: PRL w miniaturze. W „Popiele i diamencie” tragizm też był przełamany knajpianą trywialnością. Bugajski idzie podobnym tropem, ale bez powodzenia. Luna, upokarzająco zrewidowana w knajpie przez patrol MO – po prostu obmacana – zostaje uznana za „swoją” przez gości, którzy nie wiedząc, z kim mają do czynienia, chcą z nią razem pić wódkę na pohybel komunie.

W oczekiwaniu na spotkanie z Prymasem – przeniesione tutaj na początek lat 60. – Luna dokonuje prywatnego rachunku sumienia. Prześladuje ją wizja młodego więźnia, którego katuje. Pytany o nazwisko, odpowiada: Jezus Chrystus. Czekając na to spotkanie z człowiekiem, któremu chce przedstawić swoją skomplikowaną sytuację wewnętrzną i uzyskać błogosławieństwo, Luna przekracza kolejne stopnie upokorzenia i zderza się z rzeczywistością, za którą czuje się w jakimś stopniu odpowiedzialna. Ale gdy dojdzie do upragnionego spotkania, będzie już tak bardzo skruszona, że zapomni argumentów, które sobie przygotowała.

„Nienawiść kryje wiarę” – to zdanie, które wypowiada w rozmowie z Luną prymas, wydaje się puentą filmu. Dla tej jednej sekwencji nocnej rozmowy w kaplicy, kiedy Maria Mamona zdejmuje z twarzy maskę, warto ten film zobaczyć.

Spotkanie ludzi władzy

W jej trakcie następuje moment, kiedy oboje – ksiądz i komunistka – nie wiedzą, co sobie powiedzieć. Kiedy milkną, robi się najciekawiej. Będę bronił tego filmu – to nie jest historyjka o nawracaniu komunistki. W jakimś sensie oboje są sobie bliscy. Mówią różnymi językami, ale spotykają się w jednej duchowej przestrzeni. Luna pragnie pozbyć się ciężaru win z powodu swego uczestnictwa w aparacie terroru. Już wie, że komunizm był pomyłką. Chce się – jak mówi – „zmienić”. Ale do tego potrzebna byłaby łaska Boga, w którego nie wierzy. Reżyser filmu również deklaruje się jako ateista.

Prymas (Marek Kalita) zakłada, że Bóg jest. On wierzy. Rozmawiają o tym w pustej kaplicy jak dwoje wolnych ludzi, którzy spotkali się w epoce totalitaryzmów. Oboje – zauważmy – są ludźmi władzy, aspirują do „rządu dusz”. Przy czym władza Prymasa sięgała w PRL nieporównanie dalej i głębiej niż wiara Luny. To sprawia, że tym bardziej nie może się ona ukorzyć i nawrócić.

Ich wyimaginowany dialog jest żonglerką paradoksów. Okazuje się, że wiara kryje w sobie możliwość niewiary. Z kolei manifestowana niewiara czy wręcz nienawiść do religii może kryć zawiedzioną potrzebę wiary. Kiedy Luna rzuca prymasowi w twarz: „Boga nie ma!”, czy nie wyraża w ten sposób pragnienia, które leżało u podstaw jej wiary w oczyszczającą siłę komunizmu?

Komunizm to też religia

Szkoda, że w filmie nie znalazła odbicia przedwojenna, komunistyczna i antyfaszystowska działalność Luny, jej udział w krwawo tłumionych manifestacjach, jej niezachwiana wiara w ZSRR i lata polskiego więzienia. Czy przyjdzie czas, kiedy można będzie pokazać, że zło społeczne może mieć różne twarze: zarówno lewicową, jak prawicową? Komunistyczną i narodowo-religijną? Komunizm Luny, który uczynił z niej wyznawczynię – ale nie do końca posłuszną – był reakcją na inne zło. Jej uczestnictwo w powojennym aparacie terroru musiało wynikać z tego samego idealizmu, który doprowadził ją kiedyś do partii.

Gdyby o tym mógł powstać film, byłby przestrogą dla autorytarnych rządów wszelkiego rodzaju, mających za cel oczyszczenie terenu pod jakąś przyszłą, totalną „dobrą zmianę”, której spełnienie wciąż będzie odsuwane. Marzenie o wolnym, zbawionym ziemskim świecie może niepostrzeżenie prowadzić idealistów z prawa i lewa oraz wszelkich religijnych fundamentalistów, na drogę terroru. Komunizm nie był pod tym względem niczym wyjątkowym. Zwalczając religię, sam był religią, w którą Luna nie przestała wierzyć.

Dlatego przedstawione w filmie imaginacyjne spotkanie z Prymasem pozostaje bez konkluzji. Nie naruszając fundamentalnego rozróżnienia między dobrem i złem, film Bugajskiego – w moim odczuciu – łamie barierę oddzielającą „dobrych” i „złych”. Na placu pozostają sami błądzący, poszukujący, ślepi. To poszukiwanie staje się wartością.

Ja nie wierzę. Ale się modlę

Wśród bohaterów filmu jest ksiądz, oślepiony podczas przesłuchań na UB (bezbłędna w każdym geście i intonacji kreacja Janusz Gajosa). Jest też zakonnica żydowskiego pochodzenia (Małgorzata Zajączkowska), której los przypadkiem potoczył się inaczej niż los Luny. Wiara jest dla tych ludzi niekończącym się zmaganiem z niemożliwością.

Ma się wrażenie, że aktorzy mają nam do powiedzenia więcej niż znajduje się w scenariuszu. Temat wiary i niewiary jest przecież „bergmanowski”, choć realizacja już nie. Wyobrażam sobie, że na pytanie o wiarę każdy z bohaterów odpowiedziałby inaczej. Swoją odpowiedź dałby też dozorca (Sławomir Orzechowski), etatowy donosiciel, a równocześnie przykładny ojciec rodziny, przystępujący do sakramentów. Siostra Żydówka mówi wprost: „Ja nie wierzę. Ale się modlę”. Dla niej Bóg to coś nieuchwytnego. Kabalistyczna metafora. Coś, co dopiero się staje. A prowadzi ku niemu – jak u Żydów – spełnianie miłosiernych obowiązków.

Niewidome dzieci. Tam jest Bóg.

 

wyborcza.pl

 Ryszard Petru: Trybunał Stanu dla Dudy i Szydło

– Najważniejszymi wyborami są dla mnie wybory parlamentarne. Będę robił wszystko, żeby być liderem obozu opozycyjnego, żeby przejąć władze po PiS i żeby być premierem – deklaruje na łamach „Polityki” Ryszard Petru. Lider Nowoczesnej zapowiada także postawienie Andrzeja Dudy i Beaty Szydło przed Trybunałem Stanu.

23.11.2016
Ryszard Petru
Foto: Janek Skarzyński / AFPRyszard Petru

– Trybunał Stanu dla Dudy i Szydło. Mówię to po to, żeby się zobowiązać. I żeby Polacy też oczekiwali rozliczenia tej władzy – mówi Petru. – A ludzie PiS, żeby byli tego świadomi – dodaje. To plan działania po ewentualnym objęciu władzy, a jak lider Nowoczesnej ocenia działania obecnej opozycji?

– Na pewno robimy błędy, moglibyśmy być lepsi. I będziemy. Mogę zadeklarować, że jeżeli będzie wymagała tego racja stanu, dogadam się z Grzegorzem Schetyną, stworzymy koalicję – zapowiada Petru. I jednocześnie wyjaśnia, czym jego partia różni się od PO.

Tu jedną z różnic jest odmienne podejście do programu 500 plus. – Oni (PO – red.) głosują za dubeltowym 500 plus – my przeciwko – wyjaśnia Petru. I dodaje, że jest przeciwnikiem polityki „ciepłej wody w kranie”, a także opowiada się za podwyższeniem wieku emerytalnego oraz likwidacją przywilejów emerytalnych.

IBRIS: Nowoczesna wyrasta na lidera opozycji

Ostatni sondaż IBRIS dla Onetu, (15.11 – red.) pokazuje, że partia Jarosława Kaczyńskiego odrabia straty i zyskuje coraz większe poparcie. Coraz więcej traci natomiast Platforma Obywatelska i tym samym oddala się od drugiego miejsca. Na lidera opozycji wyrasta natomiast Nowoczesna.

Na Prawo i Sprawiedliwość swój głos chce dziś oddać 30,6 proc. wyborców. W porównaniu do badania sprzed miesiąca oznacza to wzrost poparcia o jeden punkt procentowy. Tracą natomiast kolejne dwa ugrupowania: Nowoczesna, którą popiera 22,4 procent Polaków oraz PO – 14,2 proc. Partia Ryszarda Petru straciła jeden punkt procentowy, a Grzegorza Schetyny – dwa.

ryszard-petru-2

onet.pl

Opowiadanie codziennie:

http://deser.gazeta.pl/deser/7,111858,21017217,uratowalem-tatusia-trzylatek-karmi-nieprzytomnego-ojca-nikt.html#Czolka3Img

„Gdzie został majestat głowy państwa? W szatni?”. Ekspert ds. protokołu komentuje wizytę Dudy na gali „SE”

WB, 23.11.2016

Prezydent Andrzej Duda i Doda

Prezydent Andrzej Duda i Doda (Bartosz Krupa / East News)

Czy odbieranie tortu od półnagiej piosenkarki licuje z urzędem prezydenta? Ekspert w dziedzinie ceremoniału państwowego przyznaje: – Nie wyobrażam sobie prezydenta Niemiec czy Francji w takiej sytuacji.

We wtorek odbyła się gala z okazji 25-lecia Super Expressu. Gwoździem programu było wręczenie tortu prezydentowi Andrzejowi Dudzie przez Dodę, której strój nie pozostawiał zbyt wiele dla wyobraźni.

O komentarz poprosiliśmy dr. Janusza Siborę, eksperta w dziedzinie protokołu dyplomatycznego i ceremoniału państwowego. Ten wyjaśnił, jak wygląda organizacja wizyty prezydenta od strony formalnej. – Służby powinny znać szczegółowy program imprezy, włącznie z tym, gdzie siedzi prezydent, czy miejsce jest prestiżowe i którędy wchodzi na salę, co jest ważne ze względów bezpieczeństwa – tłumaczył dr Sibora.

Patriotyczno-religijny Duda

Zdaniem eksperta informacja o występie Dody powinna zaalarmować pracowników prezydenta. – Kancelaria powinna zapytać, jak będzie wyglądał występ. Natomiast prezydent, wiedząc, że wystąpi artystka kontrowersyjna, godzi się na jej konwencję. Jeśli idziemy do Moulin Rouge, to wiemy czego się spodziewać, akceptujemy tę konwencję, ale tam raczej prezydent nie chodzi – wyjaśniał.

„SE” kończy 25 lat. Życzenia prezydenta to prawdziwa laudacja na cześć tabloidu >>>

– Gdzie został majestat głowy państwa? W szatni? – zapytał Sibora i dodał: – Nie wyobrażam sobie prezydenta Niemiec Joachima Gaucka czy nawet prezydenta Francji Francois Hollande’a w takiej sytuacji. Ekspert zauważył, że w przypadku prezydenta Dudy jest to tym dziwniejsze, że na co dzień prowadzi retorykę patriotyczno-religijną.

Miejsce w pierwszym rzędzie

Ekspert zauważył również, że miejsce pary prezydenckiej w pierwszym rzędzie nie było wystarczająco prestiżowe. – W przedwojennych przepisach protokolarnych była nawet uwaga, że jeśli prezydent przychodzi oficjalnie do teatru, należy wcześniej dać ogłoszenie w gazecie z informacją, że goście w lożach muszą mieć stroje wieczorowe. Na galowo musieli się też ubierać goście do 10. rzędu publiczności, czyli wszystkie osoby, które prezydent widział z loży – tłumaczył dr Sibora.

O komentarz chcieliśmy poprosić kancelarię prezydenta, jednak nie udało nam się dodzwonić do biura prasowego. 

DODA PODAŁA CIASTO ANDRZEJOWI DUDZIE. ALE JAK! COŚ TAKIEGO WIDZI SIĘ TYLKO RAZ NA 25 LAT [ZOBACZ MEMY] >>>

gdzie

gazeta.pl

Magdalena Środa

Środa: Jest szansa, trzeba korzystać! Twarz można zmienić, wstyd zneutralizować

23 listopada 2016

„Znam pewną lewicową kandydatkę na prezydenta, która bryluje w reżimowej telewizji jako zwolenniczka obecnego rządu”(Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Dziś nie chodzi o złożenie koniecznego haraczu aktualnej władzy, by przetrwać i przeżyć. To nie ta cena. Dziś płaci się dużo, by być na topie, to znaczy: w mediach, w obiegu, w partii, jednym słowem – na pienistej powierzchni

Zapytałam kiedyś mądrego człowieka (niestety, dziś już nie żyje), co trzeba zrobić, by po radykalnej zmianie poglądów zachować twarz. Pytanie nie było przypadkowe; w sferze publicznej zwiększała się liczba osób, które przechodziły z lewa na prawo, z ateizmu do fundamentalizmu, bez żadnego praktycznie ideowego uzasadnienia.

Po chwili namysłu mądry człowiek odpowiedział: „Trzeba zawsze pamiętać, kim się było kiedyś”. Poglądy można zmieniać, ale przecież „nie można być panną młodą na każdym weselu”.

Okazuje się jednak, że można. I to nie tylko w czasach, gdy radykalna zmiana poglądów stanowiła warunek sine qua non zachowania pracy czy wolności. Licznym konwersjom, które obserwowałam w czasach transformacji, zawsze towarzyszyła wielka gorliwość arywistów. Dziś towarzyszy raczej poczucie normalności. Ot! Nadarzyła się szansa, trzeba skorzystać! Twarz można zmienić, poczucie wstydu zneutralizować.

Znam pewnego naukowca, który zaprzedał duszę diabłu, by uzyskać tytuł profesora. Z lewicowca, postkomunisty stał się gorliwym wyznawcą PiS i bezkrytycznym admiratorem polityki obecnego rządu, myśląc, że przehandlowanie twarzy za podpis prezydenta Dudy na nominacji profesorskiej to godziwa transakcja. Znam pewną lewicową kandydatkę na prezydenta, która bryluje w reżimowej telewizji jako zwolenniczka obecnego rządu, znam też jej protektora i jego akolitów, którzy nie mają żadnego poczucia winy ani wstydu, że zmarnowali głosy wyborców i ich zaufanie na prywatną grę zatytułowaną „a nuż blondynce się uda”. Znam wielu, którzy handlują twarzą, by utrzymać się na powierzchni, by być w sferze publicznej za każdą cenę.

Tu nie chodzi o złożenie koniecznego haraczu aktualnej władzy, by przetrwać i przeżyć. To nie ta cena. Dziś płaci się dużo, by być na topie, to znaczy: w mediach, w obiegu, w partii, jednym słowem – na pienistej powierzchni. Oczywiście są konwersje innego rodzaju: Żyd staje się fanatycznym katolikiem, chętnym do promowania postaw ksenofobicznych, byle dowieść swego gorliwego poddaństwa obecnej władzy, katolik staje się nienawistnikiem i ksenofobem, byle ukryć własne nieprawości (władza na nieprawości oko przymyka, na ateizm – nie). Dziennikarz staje się tubą panującej władzy, gotowy potwierdzić każdy fałsz i zaprzeczyć każdej prawdzie. Bo taka jest cena jego prywatnej kariery.

Zobacz także: Rok rządu PiS

Oportunizm, konformizm, cynizm, hipokryzja zalewają nas, znosząc rzeczywiste podziały na dobro i zło, cześć i podłość.

Kategorie poczucia wstydu, honoru, „zachowania twarzy” czy nawet przyzwoitości są dziś traktowane jako sentymentalne i równie nieistotne jak stare koronki. A jednak żal. Kategorie te przez całe wieki stanowiły nieformalne regulatory moralne. Człowiek nie musiał znać dekalogu, szczegółowych przykazań, nie musiał sięgać do rad katechety czy mądrych ksiąg filozofów, by wiedzieć, że nie respektując pewnych zasad, straci coś, dla czego żyć warto. Dziś różne cele osiąga się mimo „twarzy”, a często wbrew niej. Ale czym jest „twarz” przy karierze? Tylko problemem.

znam

wyborcza.pl

„Różnimy się tylko jedną literką”. Jak prezydent Duda dał się wykorzystać Dodzie do promocji

"Różnimy się tylko jedną literką". Jak prezydent Duda dał się wykorzystać Dodzie do promocji.
„Różnimy się tylko jedną literką”. Jak prezydent Duda dał się wykorzystać Dodzie do promocji. Fot. East News

„Pierwszy kawałek jest dla najważniejszego gościa. Dzisiaj mogę być nawet kelnerką” – oświadczyła ze sceny Doda podczas 25-lecia „Super Expressu”. Po czym, w bardzo prześwitującym stroju, zeszła ze sceny i wręczyła tort zaskoczonemu Andrzejowi Dudzie. O co tu chodzi? O coś więcej, niż tylko jednorazowy happening.

Można śmiało założyć, że sytuacja z tortem została dokładnie wymyślona przez ekipę Dody, chociaż nikt z jej otoczenia oficjalnie tego nie potwierdzi. Cel był jeden – przypomnieć, kto jest najbardziej kontrowersyjną postacią polskiej sceny. A wiadomo, że Dorota Rabczewska właśnie na kontrowersjach zbudowała swoją pozycję.

Poprosiliśmy Dodę o skomentowanie wczorajszego wieczoru. – Moim jedynym komentarzem niech będzie zdjęcie Jennifer Lopez, które zamieściłam na moim fanpage’u – skwitowała wokalistka. Chodzi o niedawną sytuację z koncertu amerykańskiej gwiazdy, która w podobnie odważnym stroju wystąpiła w obecności Hillary Clinton. I również wywołała oburzenie części amerykańskich mediów.

Ostatnie lata kariery Dody przypominają rollercoaster. Dwa procesy z prezenterką Agnieszką Szulim, jeden z byłym narzeczonym Emilem Haidarem, który po burzliwym rozstaniu domagał się zwrotu… prezentów. Oba wygrała i teraz wyraźnie odbudowuje swoją pozycję na rynku muzycznym.

Umiejętnie udaje jej się także wykorzystać nowe władze do własnej promocji. Już podczas premiery „Historii Roja”, filmu o żołnierzach wyklętych, dała do zrozumienia, że nie będzie unikać kontaktów z obecną władzą.

Wokalistka chętnie pozowała z Antonim Macierewiczem, a ich wspólne zdjęcie szybko się znalazło na jej Instagramie, a później niemal we wszystkich mediach.

Kilka miesięcy później pochwaliła się także zaproszeniem na premierę filmu „Smoleńsk” – nie zdecydowała się jednak z niego skorzystać.

A jeszcze niedawno o piosenkarce mówiło się raczej w kontekście jej coraz większych kłopotów osobistych i zawodowych. Kiedy prezenterka TVN-u Agnieszka Szulim oskarżyła ją o pobicie w toalecie, stacja przestała zapraszać Dodę, ogłaszając medialny bojkot. W życiu prywatnym także ponosiła porażki – były narzeczony nie dość, że zażądał zwrotu prezentów, to jeszcze zaprzyjaźnił się z Szulim.

Co by jednak nie mówić o Dodzie, jej wyuzdanych strojach, specyficznym sposobie bycia oraz wybuchowym temperamencie, trzeba jej przyznać jedno – kłopoty działają na nią mobilizująco. Celebrytka mówiła o tym w wywiadzie dla magazynu „Viva”.

– Nawet gdybym dostała karę, zniosłabym ją z godnością i pokorą. Zresztą zostałam ukarana banicją z TVN przez dwa i pół roku, nakręconą na mnie nagonką medialną i odebraniem mi części możliwości do realizowania się jako muzyka i artystki… Jeżeli połowa mojej branży wierzy, że biję kogoś w toalecie, a druga przez dwa i pół roku ma pranie mózgu na mój temat, to dostaję publicznie policzek – mówiła o wygranym procesie z Szulim.

Czy flirt z obecną władzą sprawi, że Doda na dłużej wróci na szczyt? Możliwe, ale intuicja powinna jej podpowiedzieć, że zbyt bliskie kontakty z rządzącymi nie zawsze są dobrze odbierane. Jak się przekonaliśmy, mimo osobliwego wsparcia Jennifer Lopez Lopez prezydentem została nie Hillary Clinton, a Donald Trump. Jakie konsekwencje dla prezydenta Dudy będzie miało słynne już zdjęcie z pośladkami Dody? Pewnie żadne poważne, ale niesmak pozostanie…

roznimysie

naTemat.pl

 

tomasz-lis

Piotr Stasiński: – W pewnym momencie obudzimy się w kraju, w którym władza będzie panować nie tylko nad naszym życiem

Piotr Stasiński, zdjęcia: Wojciech Kaniewski, montaż: 23.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21017284,video.html?embed=0&autoplay=1

– Codziennie przychodzą do nas informacje, jak władze państwowe próbują nas indoktrynować, ograniczać naszą wolność. Jak próbują podporządkować nas swojej wizji świata, życia i obyczajów – ostrzega Piotr Stasiński, z-ca redaktora naczelnego Gazety Wyborczej. I dodaje: – Telewizja publiczna jest używana do tego, żeby szerzyć obskurantyzm za publiczne pieniądze, czyli twierdzić, że szczepionki są szkodliwe dla zdrowia. Prokuratura jest używana jako narzędzie do włączania się we wszystkie sprawy, które dla władzy są wygodne, a dla obywateli niekoniecznie.

obudzimy

wyborcza.pl

ŚRODA, 23 LISTOPADA 2016

STAN GRY: Petru: Rozmowy o wspólnej liście na rok przed wyborami, GW: Duda bez swoich ludzi w PiS, GPC o ekshumacji

— 9 LAT TEMU – premier Donald Tusk wygłosił w Sejmie najdłuższe w historii III RP exposé.

— 79 LAT KOŃCZY KAROL MODZELEWSKI.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Gowin: Zarzut dla Zdanowskiej pojawił się za Seremeta. Trudno go traktować jako siepacza obozu Zjednoczonej Prawicy
Gowin: Pewien klimat niepewności nie zachęca przedsiębiorców do inwestowania
Gowin: Jest przymiarka, by od przyszłego roku wzrosła kwota wolna od podatku dla mniej zarabiających
Schetyna: Gdyby Zdanowska nie byłaby w PO i nie byłaby prezydentem, to nie miałaby zarzutów
Schetyna: Gabinet cieni będzie stale funkcjonować. Ta presja na PiS musi być cały czas
Polityczny plan środy: sejmowa komisja o TK, rząd o komisji weryfikacyjnej, wyrok ws. ustawy o bestiach
http://300polityka.pl/live/2016/11/23/

— ZDJĘCIA DUDY Z DODĄ Z GALI SE PODBIJAJĄ INTERNET. http://radiozet.pl/Rozrywka/O-tym-sie-mowi/Doda-Andrzej-Duda-i-Agata-Duda-na-gali-Super-Expressu-ZDJECIA-00032412

— DOJENIE SPÓŁEK, NEPOTYZM, NIEGOSPODARNOŚĆ – TAK RZĄDZIŁA PO, TAK ROBI PIS – Fakt.

— WYNIKI EKSHUMACJI ZGODNE Z USTALENIAMI ZESPOŁU PARLAMENTARNEGO – pisze GPC: “”Całkowicie rozerwane zostaje poszycie kadłuba, a zwłaszcza salonka prezydenta i kokpit, których w większości do dziś nie udało się odnaleźć. Ale te części, które ocalały, uderzają w ziemię w pozycji normalnej” – taką informację ujawniono już w 2014 r. na filmie obrazującym ostatnią fazę lotu Tu-154M. O tym, że samolot nie mógł obrócić się na plecy, mówił również Glenn Joergensen, ekspert zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej”.

— RYSZARD PETRU O WSPÓLNEJ LIŚCIE OPOZYCJI – mówi w rozmowie z Polityką: “Jako opozycja na pewno robimy błędy, moglibyśmy być lepsi. I będziemy. Mogę zadeklarować, że jeżeli będzie wymagała tego racja stanu, dogadam się z Grzegorzem Schetyną, stworzymy koalicję. Przy wszystkich niedoskonałościach Grzegorza i naszych relacjach wiem, że jak do niego zadzwonię i powiem, że chciałbym się dogadać, to się spotkamy i będziemy próbować się porozumieć. Akurat to jest jego zaleta, że się nie obraża. Ale takie dogadywanie się mogłoby mieć sens dopiero rok przed wyborami, na pewno nie teraz, są duże różnice między nami. W PO są spore ruchy odśrodkowe, nie wiem, co z nich wyjdzie, stoję z boku, czekam i patrzę, kto wychodzi. Natomiast, gdyby była sytuacja, że my mamy w sondażach 22 proc. poparcia, PO – 14, a PiS – 30, to jest oczywiste, że trzeba robić koalicję”.

— PROGRAM NOWOCZESNEJ JAK IPAD – mówi Petru: “Nasz program jest społeczno-liberalny, a nie socjalny. Troszczymy się, ale nie rozdajemy pieniędzy wszystkim po równo. Do tego realizm gospodarczy – czyli więcej własności prywatnej i wsparcie dla przedsiębiorczości. To połączenie jest możliwe. Tak powstał iPhone czy iPad – połączono kilka rzeczy, które były wcześniej, w coś zupełnie nowego…”.

— PETRU NA PYTANIE POLITYKI CZY ROZLICZY PIS JAKO PREMIER: “Oczywiście. Trybunał Stanu dla Dudy i Szydło. Mówię to po to, żeby się zobowiązać. I żeby Polacy też oczekiwali rozliczenia tej władzy. A ludzie PiS, żeby byli tego świadomi”.

— DUDA NIE MA SWOICH LUDZI W PIS-IE – Agata Kondzińska w GW: “Swojego nie ma za to prezydent Andrzej Duda. – To świadczy o słabości najbliższych współpracowników prezydenta. Za czasów Bronisława Komorowskiego wiadomo było, że jego sojusznikiem w PO jest Grzegorz Schetyna i jego zwolennicy, Aleksander Kwaśniewski też zachował wpływy w SLD, a Duda nic w tym kierunku nie robi – ocenia polityk PiS”.

— KONDZIŃSKA O POZYCJI BRUDZIŃSKIEGO: “Wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński wyrasta w PiS na drugiego po Kaczyńskim. Od lat umacnia swoją pozycję za przyzwoleniem prezesa. 11 września na radzie politycznej PiS Kaczyński zapowiedział działaczom, że jeśli coś mu się stanie, np. złamie nogę, partią pokieruje Joachim Brudziński”.

— KOŃCZY SIĘ PROSPOŁECZNY PIS – Tomasz Walczak na opiniach Super Expressu: “Nic z tego. Z jednej strony PiS uległ szantażowi liberałów z własnych szeregów, a z drugiej położył po sobie uszy po krytyce, która spłynęła na niego z wpływowych środowisk biznesowych. Tyle w kwestii politycznej odwagi ekipy rządzącej i jej prospołecznych zapatrywań. Wbrew swojej propagandzie gania bowiem na krótkiej smyczy lobbystów, robiąc dobrze tym, którzy i tak są już przez państwo uprzywilejowani. Widać, że PiS najwyraźniej nie zrozumiał – cytując wybitnego ekonomistę prof. Tadeusza Kowalika – że Polski nie stać na brak państwa opiekuńczego. A nie zbuduje się go w raju podatkowym, jakim de facto jest nasz kraj”.

— PIS KOMPROMITUJE IDEĘ PAŃSTWA OPIEKUŃCZEGO – konkluzja Walczaka: “Trzeba oddać PiS, że po wielu latach potrafił przywrócić w debacie publicznej wagę polityki społecznej. Jednocześnie swym nieudacznictwem i brakiem zrozumienia dla złożoności państwa opiekuńczego robi wszystko, żeby tę ideę skompromitować na kolejne kilkanaście lat”.

— AGENT RZĄDU W TRYBUNALE – Wojciech Czuchnowski i Bartosz Wieliński w GW: “Czy sędzia Trybunału Konstytucyjnego Mariusz Muszyński ukrył przed Sejmem, że w latach 90. służył w wywiadzie? Taką informację „Wyborcza” potwierdziła w niezależnych źródłach. – Sama praca w służbach specjalnych nie jest przeszkodą w sprawowaniu funkcji sędziego. Przeszkodą jest zatajenie tej służby – słyszymy w TK”.

— GW CYTUJE ODPOWIEDŹ BIURA PRASOWEGO TK WS ZWIĄZKÓW MUSZYŃSKIEGO ZE SŁUŻBAMI: “”Poprosiłem go na rozmowę po otrzymaniu pytania od dziennikarza śledczego [nie chodzi o “Wyborczą”] – odpisał prof. Rzepliński. Pytany o reakcję Muszyńskiego, prezes TK informuje: “Odpowiedź była wymijająca. Miał w tym czasie odbywać pozaetatową aplikację prokuratorską. Nie powiedział, gdzie po ukończeniu studiów, od 1991 do 1996 r., pracował na etacie”. Rzepliński dodaje: “Pytanie [do Agencji Wywiadu] było bezprzedmiotowe, bo fakt służby w policji bezpieczeństwa państwa, cywilnej czy wojskowej, jest wieczyście chroniony, bez względu na aktualny stosunek służbowy funkcjonariusza agencji/służby”.

— PLATFORMA PONOSI ODPOWIEDZIALNOŚĆ POLITYCZNĄ ZA AMBER GOLD – mówi Małgorzata Wassermann w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “Jeśli ktoś upolitycznia prace komisji, to na pewno nie Marek Suski. Niektórzy członkowie komisji mogą zaklinać rzeczywistość, ale są związki polityków PO z założycielami Amber Gold. Bezspornym faktem są przelewy pieniędzy z Amber Gold na różne inicjatywy publiczne, jak np. dla miasta Gdańska na imprezy miejskie. Na czele urzędów, które umożliwiły funkcjonowanie Amber Gold, stali ministrowie PO i minister Waldemar Pawlak. Poza odpowiedzialnością moralną, karną, jest też odpowiedzialność polityczna. Tę za Amber Gold ponosi PO”.

— SYN TUSKA POWINIEN STANĄĆ PRZED KOMISJĄ – mówi dalej Wassermann: “Kwestia OLT jest jeszcze przed nami. Obecnie zajmujemy się wątkiem nadzoru prokuratury, a następnie będziemy rozmawiali o KNF i NBP. Zobaczymy, jaka kolejna instytucja będzie omawiana. Odniosę się do sprawy w odpowiednim momencie. Na pewno syn Donalda Tuska powinien stanąć przed komisją”.

— WŁADYSŁAW KOSINIAK-KAMYSZ O PROGU DOCHODOWYM W 500+: “ – I to jest niesprawiedliwe. Wolałbym założyć górny poziom, do którego wypłacane jest 500 zł. Ci najbogatsi nie muszą tego dostawać. A żeby dostawali ci, którzy pracują np. na wynagrodzenie minimalne i mają jedno dziecko. To są czasem ludzie określeni mianem biednych pracujących, płacą uczciwie podatki, a nie mają szans na 500+. A zasadę złotówka za złotówkę wprowadziliśmy w innych świadczeniach rodzinnych, na które wydaje się notabene 10 mld zł, o których zapominamy. Matka przekroczy próg 800 zł o złotówkę? To nie dostanie świadczenia 500 zł, ale 499 zł. Przekroczy o 10 zł, dostanie 490 zł. Myślę, że to ciekawe rozwiązanie, które zachęca też do aktywności zawodowej”.

— GPC – GRZEJMY PO CAŁOŚCI – Agnieszka Kublik w GW: “W tekście zero konkretów – żadnej analizy, jak wyniki sekcji Marii i Lecha Kaczyńskich doprowadziły do wniosku, że samolot upadł na koła. Gazeta na nikogo się nie powołuje. Nie ma też ani słowa wyjaśnienia, jak ta teza ma się do poprzednich forsowanych przez „GPC”, że na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu jeszcze w powietrzu. Nie ma też znanej od kilku dni informacji, że wstępne wyniki sekcji zwłok prezydenckiej pary potwierdziły, że odnieśli oni obrażenia charakterystyczne dla ofiar wypadków komunikacyjnych”.

— ZASZCZEPCIE SIĘ PRZECIWKO TVP – Judyta Watoła na jedynce GW: “Telewizja Polska otwarcie wspiera ruch antyszczepionkowy. To skandal i działanie na szkodę obywateli – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. Prosi ministra zdrowia o interwencję”.

— 16% w sondażu RZ uważa, że ekshumacje doprowadzą do ujawnienia nowych faktów.

— PIS WPĘDZA SIĘ W PUŁAPKĘ – pisze w komentarzu RZ Michał Szułdrzyński: “Wynik naszego sondażu pokazuje, że zarówno prowadząca sprawę prokuratura, jak i rząd PiS, któremu jest ona podporządkowana, przegrały polityczną, ale też emocjonalną, wojnę o ekshumacje. Dlaczego? Dwie dotychczas przeprowadzone ekshumacje prezydenckiej pary nie przyniosły – według przecieków – żadnego przełomu. Biegli mieli stwierdzić, że śmierć obojga nastąpiła w wyniku urazów typowych dla katastrofy komunikacyjnej”.

— ZALEWSKA NIE MA WIELKIEGO WSPARCIA W PIS – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Minister wcale nie ma wielkiego wsparcia w PiS. Jarosław Kaczyński ceni Zalewską za zaangażowanie i umiejętność „dołożenia” przeciwnikom, ale surowo ocenia wszelkie wpadki. Jej porządki we własnym okręgu od lat budzą wątpliwości lokalnych działaczy. Sprzeciwiali się oddaniu jej “jedynki” na liście w ostatnich wyborach parlamentarnych, napisali nawet list do władz PiS, zarzucając nepotyzm i umieszczenie własnego męża na czele listy do rady powiatu w Świebodzicach. Kiedy pytam jednego z członków komisji edukacji, nauki i młodzieży o ocenę minister, trudno mu ukryć dystans. – Minister Zalewska z domu Gąsior? – pyta z ironią. I dodaje: – Pani minister trudno przerwać, jak zacznie mówić. Może dlatego ciężko jej słuchać ludzi? Najgorsze jest to, że szczyt zamieszania przypadnie na rok 2019. Zapłacimy za to w wyborach. Ja też uważam, że gimnazja się nie udały, ale trzeba by czasem się zastanowić, przemyśleć sprawę”.

— SYN MINISTRA ATAKOWAŁ SIEKIERĄ, ZOSTAŁ DYREKTOREM – Fakt o Tchórzewskim w PZU.

— TABLOIDY O ROZWODZIE MARTY KACZYŃSKIEJ.

300polityka.pl

ŚRODA, 23 LISTOPADA 2016

Opozycja na sejmowej komisji wnioskuje o informację nt. sędziego Muszyńskiego

11:20

Opozycja na sejmowej komisji wnioskuje o informację nt. sędziego Muszyńskiego

Tuż po rozpoczęciu posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości, poseł Kropiwnicki złożył wniosek o wprowadzenie do porządku obrad punktu: informacja posła Asta nt. prof. Muszyńskiego z pytaniem, czy poseł Ast miał świadomość, że prof. Muszyński był w latach 90 agentem UOP i czy zataił tę wiedzę przed posłami. Podobny wniosek zgłosiła Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej. Posłowie opozycji opierali się o artykuł dzisiejszej „Gazety Wyborczej”. Wniosek nie został rozpatrzony – Stanisław Piotrowicz argumentował, że nie to jest przedmiotem obrad.

11:19
borysSejm1

Platforma chce wyjaśnień od Kamińskiego ws. przeszłości Muszyńskiego

– Dziś opinia publiczna została zmrożona informacją o możliwym zatajeniu pracy prof. Muszyńskiego dla wywiadu w latach 90-tych. Wobec niespotykanej do tej pory sytuacji w TK, możliwości zasiadania w niej osoby, która była współpracownikiem służb rodzą się poważne wątpliwości wobec PiS, które rekomendowało i głosowało kandydaturę. Domagamy się jawnego, otwartego postępowania w tej sprawie – mówił Borys Budka na konferencji prasowej w Sejmie.

Myrcha: Domagamy się złożenia wyjaśnień przez ministra Kamińskiego

– W związku z tym jako PO domagamy się złożenia wyjaśnień przez ministra Kamińskiego – na najbliższym posiedzeniu Sejmu – czy Muszyński rzeczywiście pracował dla wywiadu, czy to miało faktycznie miejsce. Wnosimy też o wyjaśnienie tej sytuacji na komisji ds. służb. Sprawa jest poważna. Będziemy się domagali uzupełniania porządku obrad Komisji Sprawiedliwości, tak by członkowie tej komisji mieli pełną informację o przeszłości Muszyńskiego.

09:23
mpwKomisja

MamPrawoWiedziec.pl pyta: Co wyjaśni komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji?

Dziś rząd zajmie się projektem ustawy o komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji. W jej skład wejdzie 9 członków: 8 z wykształceniem prawniczym powoływanych przez Sejm oraz przewodniczący – sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Będą podejmowali decyzje większością głosów. Prokuratura na wniosek komisji będzie mogła dokonywać przeszukań i przekazywać jej zdobyte w ten sposób dowody.

Komisja będzie mogła odbierać niesłusznie pozyskane nieruchomości na terenie Warszawy lub nakładać wysokie odszkodowania na tych, którzy nieuczciwie się uwłaszczyli. Organem doradczym komisji będzie dziewięcioosobowa rada społeczna wyłaniana spośród członków organizacji pozarządowych przez ministra sprawiedliwości.

Odpowiadają: Bartosz Józwiak (Kukiz’15) // Michał Wójcik (PiS) // Adam Szłapka(Nowoczesna) // Marcin Kierwiński (PO)

We wrześniu przygotowaliśmy analizę wszystkich projektów ustaw dotyczących reprywatyzacji, które powstały w Polsce od 1989 r. Zachęcamy do czytania: http://serwis.mamprawowiedziec.pl/analiza/2016/09/20-razy-reprywatyzacja.html

Wideo: Wojciech Gąsior, Róża Rzeplińska (MamPrawoWiedziec.pl), realizacja Piotr Wójcik (Picture Doc)

300polityka.pl

Irena Wóycicka*

Za politykę łatwizny zawsze płaci następne pokolenie

23 listopada 2016

Premier Beata Szydło na konferencji podsumowującej rok pracy rządu PiS

Premier Beata Szydło na konferencji podsumowującej rok pracy rządu PiS (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W pierwszym roku swoich rządów PiS mocno skupił się na polityce społecznej. Dużej aktywności towarzyszy zmiana kierunku. Radykalna, ale zastanówmy się, czy na pewno dobra

Morawiecki wirtualny, Szydło rzeczywista

Pierwsza dotyczy wyzwań związanych ze starzeniem się ludności. Wydaje się, że PiS postrzega ten problem głównie w kategoriach narodowych: zmniejszająca się liczba Polaków to zagrożenie dla siły narodu i państwa. Jednak definiowanie zmian demograficznych w kategoriach zagrożeń dla wielkości narodu ma swoje ograniczenia. Chiny nie były istotnym graczem politycznym mimo ogromnej liczby ludności, dopóki nie stały się potęgą ekonomiczną. Nietrudno też dostrzec, że o sile państwa w skali międzynarodowej decyduje w dużym stopniu właśnie siła jego gospodarki.

Tymczasem PiS najwyraźniej ignoruje związane ze starzeniem się ludności Polski zagrożenia dla rozwoju społecznego i gospodarczego. Coraz mniej ludzi będzie w wieku, w którym mogą pracować, a to zmniejszy potencjał rozwojowy gospodarki. Coraz mniej pracujących osób będzie też musiało ze swojej pracy utrzymać rosnącą armię osób nieaktywnych zawodowo, co spowoduje napięcia w podziale dochodu narodowego i w finansach publicznych.

Projekty PiS: program „Rodzina 500+” oraz przywrócenie niższego wieku emerytalnego, idą w poprzek planom wielkiego skoku rozwojowego. O ile wirtualny plan Morawieckiego nawołuje do energicznych działań na rzecz powstrzymania spadku zatrudnienia związanego z procesami demograficznymi, o tyle konsekwencją obu rzeczywistych, a nie wirtualnych programów rządu Szydło będzie przyspieszenie spadku liczby pracujących Polaków. Z powodu odwrócenia emerytalnej reformy PO-PSL już w 2030 r., a więc za niespełna 15 lat, ubędzie ok. 1,4 mln osób w wieku aktywności zawodowej. A w wyniku 500+ w ciągu najbliższych lat według szacunków z rynku pracy wycofa się kolejne 235 tys. osób, głównie kobiet z wykształceniem średnim, wychowujących jedno lub dwoje dzieci.

To zasadnicza i niedobra zmiana dotychczasowych trendów i prowadzonej od lat polityki. Podczas gdy ponad 10 lat temu pracowała mniej niż jedna trzecia osób starszych (w wieku 55-64), to obecnie już blisko połowa. Mimo istniejących wciąż trudności w godzeniu obowiązków rodzinnych i zawodowych blisko 75 proc. kobiet z dziećmi pracuje obecnie zawodowo, dziesięć lat temu – ok. 60 proc. Wzrost zatrudnienia osób starszych zawdzięczamy konsekwentnej polityce ograniczania możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, a ostatnio dzięki stopniowemu podnoszeniu wieku emerytalnego.

PiS skupia się na tym, by rodziło się więcej dzieci. Jednak nawet jeśli uda się trwale zwiększyć w Polsce dzietność, to pierwsze efekty takiej polityki poprawią sytuację na rynku pracy najwcześniej za 20-25 lat. Ale i tak nadal będziemy mieć do czynienia ze starzeniem się ludności.

Udomowianie opieki, czyli tradycyjny podział ról

Polska w ostatnich latach zaczęła tworzyć kompleksowy system polityki rodzinnej odpowiadający na różne potrzeby i wybory rodziców.

Z jednej strony to działania służące godzeniu ról zawodowych i rodzinnych (wydłużone i elastyczne urlopy rodzicielskie i urlop ojcowski, znaczne zwiększenie miejsc oraz obniżenie kosztów opieki i edukacji przedszkolnej, rozpoczęcie tworzenia żłobków i klubów dziecięcych), z drugiej zaś wsparcie finansowe rodzin z dziećmi (nowa ulga podatkowa, karta dużej rodziny czy kosiniakowe – 1000 zł miesięcznie dla rodziców na umowach śmieciowych, czyli bez prawa do urlopów macierzyńskich). Ten rząd jednak postawił przede wszystkim na wsparcie materialne rodzin z dziećmi.

Tymczasem dla wielu młodych kobiet – co pokazują badania – praca zawodowa jest życiowym priorytetem. Wpierw praca, potem dziecko – to model preferowany przez kobiety zwłaszcza z wyższym wykształceniem, które obecnie stanowią połowę młodszych roczników. Dla nich sprawą zasadniczą jest dostęp do usług opiekuńczo-edukacyjnych, które pozwalają wrócić do pracy stosunkowo szybko po urodzeniu dziecka.

Jednak rząd idzie w innym kierunku – udomowienia opieki, zgodnego z tradycyjnym podziałem ról: mężczyzna pracuje, kobieta opiekuje się dziećmi. Destrukcyjna działalność minister Zalewskiej sprawia, że dotychczasowe wysiłki samorządów na rzecz poprawy dostępu do opieki i edukacji przedszkolnej zostaną zniweczone, a dla tysięcy rodziców trzy-, cztero- i pięciolatków przedszkole stanie się znowu nieosiągalnym marzeniem. Taki będzie łączny efekt podniesienia wieku rozpoczęcia szkoły, wycofania obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków oraz likwidacji gimnazjów i związanej z tym konieczności zapewnienia pomieszczeń lekcyjnych dwóm dodatkowym rocznikom. W przyszłorocznym budżecie rząd przeznacza na program „Maluch” – wspierający samorządy w tworzeniu i utrzymywaniu żłobków czy klubów dziecięcych – 151 mln zł, na program „Rodzina 500+” – 23 mld. Wystarczy porównać, by zrozumieć, gdzie w priorytetach rządu znajduje się pozadomowa opieka nad maluchami.

Dla wielu kobiet aktywnych zawodowo 500 zł na drugie i kolejne dziecko nie zastąpi braku miejsca w żłobku czy przedszkolu. Niewykluczone, że 500+ wpłynie pozytywnie na decyzje o posiadaniu potomstwa, zwłaszcza wśród kobiet z niższym wykształceniem i mniej zorientowanych na pracę zawodową. Ale będzie to sukces połowiczny, bo nie otworzy drogi do realizacji aspiracji dużej części młodych kobiet.

Z pewnością także ogłoszenie przez rząd sukcesu – wzrostu liczby dzieci urodzonych w pierwszej połowie roku – było przedwczesne. Zawdzięczamy to poprawie sytuacji na rynku pracy oraz różnym programom polityki rodzinnej wprowadzonym w poprzedniej kadencji Sejmu.

Równość, ale nie szans

Sukcesem programu 500+ jest za to zmniejszenie rozpiętości dochodowych oraz liczby rodzin z dziećmi żyjących w ubóstwie. Co prawda żadne dostępne badania nie potwierdzają wzrostu zróżnicowań materialnych w ostatnich dziesięciu latach, a ich poziom sytuował Polskę w środku europejskiej stawki, jednak zmniejszenie nierówności, a zwłaszcza ograniczenie skali ubóstwa rodzin z dziećmi, to bez wątpienia pozytywna zmiana.

Jednak dla spójności społecznej ważna jest nie tylko redystrybucja dochodów zmniejszająca istniejące nierówności, ale również mobilność społeczna, czyli szanse na awans społeczny i materialny kolejnych pokoleń. To właśnie ta równość – równość szans – jest jedną z istotnych wartości demokracji. W praktyce bowiem droga edukacyjna dzieci, ich poziom wykształcenia, a co za tym idzie – również sytuacja zawodowa zależą w dużej mierze od środowiska, w którym dzieci dojrzewają. I to systemy edukacyjne mogą ten związek łagodzić. Na wyrównywanie szans edukacyjnych dzieci i młodzieży istotny wpływ ma wczesne rozpoczynanie edukacji oraz wydłużanie jej okresu. Tymczasem wspomniane już wcześniej reformy: likwidacja obowiązkowej edukacji przedszkolnej dla pięciolatków, przesunięcie obowiązku szkolnego z szóstego na siódmy rok życia oraz skrócenie o rok powszechnej edukacji idą w odwrotnym kierunku i będą raczej petryfikować obecną strukturę społeczną, niż wyrównywać szanse.

Być może, jak sądzi wielu, za działaniami PiS stoi nie tyle odmienna filozofia społeczna zakorzeniona w tradycjonalistyczno-narodowym sosie, ile po prostu pragmatyczna wiedza, jak zdobyć elektorat. Bo łatwiej i efektowniej dać gotówkę, niż budować system opieki nad małymi dziećmi, łatwiej i efektowniej zamieszać w edukacji, niż ją mozolnie poprawiać, łatwiej i efektowniej przywrócić niższy wiek emerytalny, niż bronić potrzebnej reformy. Łatwiej realizować politykę na tu i teraz, niż troszczyć się o długofalowe perspektywy rozwojowe Polski i o los obecnie dojrzewających pokoleń.

*Irena Wóycicka – ekonomistka, była wiceminister pracy i sekretarz stanu ds. społecznych w kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego

 

wyborcza.pl

Zaszczepcie się przeciwko TVP

Judyta Watoła, 23 listopada 2016

W Polsce co roku wzrasta liczba rodziców, którzy odmawiają zaszczepienia swoich dzieci. W 2009 r. odnotowano 3 tys. odmów, a w zeszłym było ich już 17 tys

W Polsce co roku wzrasta liczba rodziców, którzy odmawiają zaszczepienia swoich dzieci. W 2009 r. odnotowano 3 tys. odmów, a w zeszłym było ich już 17 tys (123RF)

Telewizja Polska otwarcie wspiera ruch antyszczepionkowy. To skandal i działanie na szkodę obywateli – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. Prosi ministra zdrowia o interwencję

W Polsce co roku wzrasta liczba rodziców, którzy odmawiają zaszczepienia swoich dzieci. W 2009 r. odnotowano 3 tys. odmów, a w zeszłym było ich już 17 tys. Eksperci ostrzegają: im mniej zaszczepionych dzieci, tym większe ryzyko, że zapomniane choroby, takie jak różyczka czy odra, wrócą. Przykładów, że wciąż są groźne, jest wiele. W lutym 2015 r. falę zachorowań odnotowano w Berlinie. Zmarł półtoraroczny chłopczyk. Kilka tygodni temu w Rumunii zachorowało na odrę kilkaset osób. Sześć zmarło. Eksperci rumuńskiego rządu nie mają wątpliwości, że przyczyną epidemii było celowe unikanie szczepień.

Zobacz też: Historia ruchu antyszczepionkowego

To zjawisko rozpoczęło się kilkanaście lat temu po doniesieniu, że szczepionka MMR (przeciw odrze, różyczce i śwince) może wywołać autyzm. Okazało się, że jego autor sfałszował wyniki badań. Ale fałsz poszedł już w świat.

Temat szczepień podjęła ostatnio TVP, stając po stronie przeciwników szczepionek.

Macieja Hamankiewicza, prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej, oburzył program „Studio Polska” nadany w TVP Info w minioną sobotę. Eksperci, m.in. wirusolog prof. Włodzimierz Gut oraz prof. Andrzej Radzikowski, bronili szczepień, choć nie zaprzeczali, że czasami występują powikłania. Jednak prowadzący (Maciej Pawlicki i Katarzyna Matuszewska) często im przerywali, oddając głos przeciwnikom szczepionek. Była ich większość. – Trzy czwarte programu to było opowiadanie rodziców o tym, że choroby ich dzieci są wynikiem niepożądanych odczynów poszczepiennych. Nie mieli na to dowodów. Nie padło też, ilu chorób i ciężkich powikłań unikamy dzięki obowiązkowym szczepieniom – zauważa Hamankiewicz.

W programie wystąpiło wiele matek, które twierdziły, że ich dzieci po zaszczepieniu doznały porażenia mózgowego. Na widowni była też osoba na wózku – rzekoma ofiara szczepień – która nie mówiła, ale nieustannie wydawała niezrozumiałe odgłosy. – To manipulowanie ludźmi – oburza się szef Naczelnej Izby Lekarskiej.

W liście do społeczeństwa napisał: „Celem programu było wywołanie w społeczeństwie lęku przed szczepieniami”.

Oburzenie lekarzy jest tym większe, że już raz, 15 listopada, w liście do prezesa TVP Jacka Kurskiego zwracali uwagę na propagowanie antyszczepionkowego ruchu w Telewizji Polskiej. Chodziło o nadany 4 listopada w TVP 2 program „Szeptem”. Smaczku sprawie dodaje to, że dwa miesiące temu prezes TVP i minister zdrowia Konstanty Radziwiłł uroczyście podpisali list intencyjny w sprawie współpracy, która ma polegać na „kształtowaniu postaw prozdrowotnych oraz tworzeniu audycji promujących zdrowie”.

Izba chce teraz, by Radziwiłł interweniował w TVP w sprawie antyszczepionkowych programów. Konstanty Radziwiłł, który kilka tygodni temu na oczach kamer poddał się szczepieniu przeciwko grypie, tym razem nie zabrał głosu. Milena Kruszewska, rzeczniczka resortu, tłumaczy w e-mailu do „Wyborczej”, że stanowisko Ministerstwa Zdrowia w zakresie szczepień jest niezmienne: są dobre, bo służą poprawie zdrowia i eliminują kolejne choroby zakaźne.

TVP nie skomentowała listów z Izby. 23 listopada w nocy ma nadać kolejny odcinek programu „Szeptem”. Tym razem jednak zaproszono także przedstawicieli GIS, NIL i Państwowego Zakładu Higieny.

lekarze

wyborcza.pl

Agent rządu w Trybunale. Skąd luka w życiorysie sędziego Muszyńskiego?

WOJCIECH CZUCHNOWSKI, BARTOSZ WIELIŃSKI, 23 listopada 2016

07.11.2016 Warszawa. Obrady Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Mariusz Muszyński

07.11.2016 Warszawa. Obrady Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Mariusz Muszyński (Jacek Dominski/REPORTER / REPORTER)

Czy sędzia Trybunału Konstytucyjnego Mariusz Muszyński ukrył przed Sejmem, że w latach 90. służył w wywiadzie? Taką informację „Wyborcza” potwierdziła w niezależnych źródłach. – Sama praca w służbach specjalnych nie jest przeszkodą w sprawowaniu funkcji sędziego. Przeszkodą jest zatajenie tej służby – słyszymy w TK.

Muszyński należy do grupy sędziów wybranych przez Sejm w grudniu 2015 r. głosami PiS i klubu Kukiz’15. Prezes TK Andrzej Rzepliński nie dopuszcza ich do orzekania, bo ich wybór Trybunał uznał za niekonstytucyjny. Muszyński jest też przedstawicielem rządu w Komisji Weneckiej, a wcześniej reprezentował PiS w Trybunale Stanu.

W życiorysie, który przedstawił sejmowej komisji sprawiedliwości (opiniowała jego kandydaturę do TK), Muszyński pomija lata 90. Jedynie stwierdza ogólnie, że po studiach na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu „uczęszczał na prokuratorską aplikację pozaetatową”, a potem był szefem działu prawnego Ambasady RP w Berlinie. Pierwsza data, jaka pada w tym biogramie, to rok 2002. Muszyński zaczyna wtedy prowadzić wykłady na Uniwersytecie im. kard. Wyszyńskiego (UKSW).

W jego życiorysie w Wikipedii początek lat 90. to „stypendium na Uniwersytecie Wiedeńskim” (też bez dokładnych dat).

Kiejkuty, Berlin, MSZ

Według relacji, które uzyskaliśmy od byłych funkcjonariuszy Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa (poprzednia nazwa Agencji Wywiadu powstałej w 2001 r.), wynika, że w 1993 r. – po studiach prawniczych – Muszyński został przyjęty do UOP i skierowany na szkolenie w Ośrodku Kształcenia Wywiadu w Kiejkutach Starych”.

Szkolenie ukończył w 1994 r., po czym przez rok pracował w centrali UOP w Warszawie. Potem w ambasadzie w Berlinie objął funkcję szefa działu prawnego. Zdaniem naszych informatorów była to „przykrywka” dla drugiego etatu – oficera służb.

W 1996 r. na życzenie strony niemieckiej Muszyński musiał w ciągu jednego dnia opuścić placówkę. Przyczyny nie znamy. Według jednoźródłowej informacji Niemcy zdekonspirowali go w trakcie działań operacyjnych i uznali, że „przekroczył granicę dozwoloną sojuszniczym służbom na terenie zaprzyjaźnionego kraju”.

Pytania o jego przeszłość wysłaliśmy Muszyńskiemu na skrzynkę emailową Trybunału Konstytucyjnego. Mamy potwierdzenie, że pytania otrzymał, ale odpowiedzi nie udzielił.

Innego kontaktu z Muszyńskim nie ma. TK jest obecnie jego jedynym miejscem pracy.

Dowiedzieliśmy się, że wcześniej informacje o służbie Muszyńskiego w wywiadzie dotarły do kierownictwa Trybunału. Rozmowę na ten temat odbył z nim prezes Rzepliński w obecności świadka – jednego z sędziów. Muszyński miał powiedzieć, że w latach 90. „wykonywał prywatne zlecenia”. Zaprzeczył swoim związkom ze służbami.

Rozmowa z Rzeplińskim

– Były oficer wywiadu demokratycznego państwa może zostać sędzią, pod warunkiem, że ujawni publicznie taką informację przed wyborem. Kandydat ma taki obowiązek, aby nie było wątpliwości, że jako sędzia będzie podlegał tylko konstytucji. Nieujawnienie przeszłości jest przeszkodą nie do przejścia i sprawą wagi państwowej – ocenia jeden z sędziów TK. – Z drugiej strony jako oficera tajnej służby obowiązuje go wieczysta tajemnica i nie ma prawa tego upubliczniać. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. By nie popadać w sprzeczność, ktoś taki nie powinien po prostu kandydować do Trybunału.

Do biura prasowego TK wysłaliśmy pytanie, czy prezes Rzepliński rozmawiał z sędzią Muszyńskim i czy zwracał się do Agencji Wywiadu o potwierdzenie lub zaprzeczenie informacji o pracy sędziego w UOP.

„Poprosiłem go na rozmowę po otrzymaniu pytania od dziennikarza śledczego [nie chodzi o „Wyborczą”] – odpisał prof. Rzepliński. Pytany o reakcję Muszyńskiego, prezes TK informuje: „Odpowiedź była wymijająca. Miał w tym czasie odbywać pozaetatową aplikację prokuratorską. Nie powiedział, gdzie po ukończeniu studiów, od 1991 do 1996 r., pracował na etacie”. Rzepliński dodaje: „Pytanie [do Agencji Wywiadu] było bezprzedmiotowe, bo fakt służby w policji bezpieczeństwa państwa, cywilnej czy wojskowej, jest wieczyście chroniony, bez względu na aktualny stosunek służbowy funkcjonariusza agencji/służby”.

Parol na Niemców

Mariusz Muszyński (ur. 1964) ma tytuł doktora habilitowanego nauk prawnych. W latach 2006-07 był przewodniczącym zarządu Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” i przedstawicielem rządu RP w kuratorium niemieckiej fundacji Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość. Był też pełnomocnikiem szefowej MSZ Anny Fotygi ds. stosunków polsko-niemieckich.

Pracując dla poprzedniego rządu PiS, Muszyński energicznie krytykował Niemcy.

Jego nominacja na pełnomocnika Fotygi była odpowiedzią Warszawy na pozew Powiernictwa Pruskiego (spółki założonej przez deportowanych z Polski po 1945 r. Niemców lub ich krewnych), którzy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu domagali się odszkodowań za utracone nieruchomości. Fotyga zapowiedziała wówczas, że będzie chciała zrewidować polsko-niemiecki traktat o dobrym sąsiedztwie.

Muszyński był zwolennikiem tego rozwiązania. Jako pełnomocnik pozwalał sobie na ostre, niedyplomatyczne wypowiedzi pod adresem Niemiec. Zdarzyło się, że nie wyszedł na powitanie prof. Gesine Schwann, swojej niemieckiej odpowiedniczki w tamtejszym MSZ. Zamierzał udowodnić, że Polacy w Niemczech są dyskryminowani (m.in. ze względu na język i pochodzenie). Polecił ambasadzie wpisywać przypadki prześladowania na specjalnych formularzach. Z akcji nic nie wyszło, bo polscy dyplomaci zdołali ustalić tylko kilka nazwisk „prześladowanych”.

Funkcję ministerialnego pełnomocnika Muszyński stracił jesienią w 2007 r., po przegranej PiS w przyspieszonych wyborach parlamentarnych.

Naukowo związany był z Uczelnią Łazarskiego, a obecnie – z UKSW. W latach 2013-14 zasiadał w komitecie konferencji smoleńskich powielających spiskowe teorie na temat katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Prezydent Andrzej Duda powołał Muszyńskiego do Narodowej Rady Rozwoju.

Skasowane konto na Twitterze

Przed wyborem na sędziego TK Muszyński prowadził ożywioną działalność komentatorską na Twitterze. Oto kilka wpisów: „Normalnie Bóg się zaczyna uśmiechać do Polaków” (o śmierci Władysława Bartoszewskiego); „Czy słyszycie, co pieprzy w TVP Info nasza droga premier Kopacz?” (wpis podczas kampanii wyborczej); „Doświadczenie życiowe mówi mi, że [tu nazwisko] to brak seksu i nadmiar alkoholu u kobiet w średnim wieku” (o lokalnej działaczce PO). Po wyborze do TK Muszyński skasował swoje twitterowe konto.

Jak pisała niedawno w „Wyborczej” Ewa Siedlecka, Muszyński w Trybunale pełni funkcję „ambasadora” PiS. Kolportuje wśród sędziów i pracowników otrzymane z rządu dokumenty, np. stanowisko Rady Ministrów dla Komisji Europejskiej w sprawie jej zaleceń dotyczących praworządności. Rząd do tej pory tych dokumentów nie ujawnił.

Zobacz też: Rok rządu PiS

 

sedzia

 

czy

wyborcza.pl

 

Dominika Wielowieyska

Jak posłowie PiS stali się własnością partii

23 listopada 2016

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jarosław Kaczyński wychodzi z założenia, że tylko bezwzględnie karne wojsko umożliwi mu prowadzenie licznych wojen na wielu frontach. Trzyma więc swoich parlamentarzystów na bardzo krótkiej smyczy.

Żadna partia do tej pory nie wprowadziła tak zamordystycznych reguł wobec swoich własnych parlamentarzystów jak Prawo i Sprawiedliwość.

Owszem, posłowie muszą być lojalni i grać wedle reguł obowiązujących w danej drużynie. I zawsze byłam sceptyczna wobec narzekań, że jakiś klub to maszynka do głosowania, a w jakiejś partii panują autorytarne zasady. Partia rządząca musi w pewnym momencie od dyskusji przejść do podejmowania trudnych decyzji.

Ale w PiS ograniczono posłom swobodę do tego stopnia, że właściwie zakwestionowano sens sprawowania mandatu poselskiego. Stali się oni niejako własnością partii, a nie samodzielnymi bytami.

Widać to wyraźnie na przykładzie polityki informacyjnej PiS. Aby kogoś zaprosić do programu w mediach, trzeba załatwiać to przez biuro prasowe PiS i rzeczniczkę klubu parlamentarnego Beatę Mazurek. Z moich rozmów z dziennikarzami i z własnych doświadczeń wynika, że nawet jeśli dany poseł chce przyjść, to biuro prasowe odmawia zgody. Jest to praktyka nagminna. Można było podejrzewać, że blokowane są w ten sposób media i dziennikarze krytyczni wobec PiS. Ale to tylko część problemu. Oczywiście dziennikarze przyjaźnie nastawieni wobec PiS mają fory (politycy wszystkich partii wybierają te media, które uważają za mniej opresyjne). Jednak władze PiS bardzo często zabraniają konkretnym politykom chodzenia np. do mediów publicznych, co wydawałoby się absurdem. Bo przecież media te są w rękach partii rządzącej.

Dlaczego tak się dzieje? Chodzi o to, by żaden poseł czy senator nie wypromował się nadmiernie. By był bezwzględnie uzależniony od władz partii, a przy układaniu list nie szachował prezesa tym, że jest bardzo popularny, więc żąda pierwszego miejsca. I aby nie zdarzały się przypadki, że prezes umieścił kogoś na dalszym miejscu na liście, a mimo to delikwent przeskakiwał jedynkę i zdobywał mandat kosztem faworyta prezesa.

Tak było swego czasu w przypadku Tadeusza Cymańskiego, który bardzo się wypromował w programach Bogdana Rymanowskiego w TVN 24. I ku zaskoczeniu wszystkich, startując z piątego miejsca, został europosłem, zabierając mandat przyjaciółce Lecha Kaczyńskiego Hannie Fołtyn-Kubickiej. A potem jeszcze odszedł z PiS razem ze Zbigniewem Ziobrą.

Jarosław Kaczyński wychodzi z założenia, że tylko bezwzględnie karne wojsko umożliwi mu prowadzenie licznych wojen na wielu frontach. Każda dywersja jest niezwykle groźna. Trzyma więc swoich parlamentarzystów na bardzo krótkiej smyczy.

PiS szykuje zresztą dalsze obostrzenia, bo traktuje media jako wielkie zagrożenie. Dlatego władze Sejmu chcą ograniczyć dziennikarzom swobodę w poruszaniu się po budynku parlamentu. Chodzi o to, żeby dziennikarze nie łapali i nie nagrywali posłów PiS na korytarzu bez kontroli prezesa partii. Cały przekaz ma być centralnie i precyzyjnie sterowany. Nie ma miejsca na improwizację. Tym bardziej że politycy PiS specjalizują się w niezbyt mądrych wypowiedziach, które – niesione potem w sieci – są obiektem powszechnych żartów. A władze PiS mają problem z tłumaczeniem tych wpadek. Owszem, największe wpadki zalicza sam Jarosław Kaczyński. To prezes winą za spowolnienie gospodarcze obciążył przedsiębiorców, którzy rzekomo na złość PiS nie chcą inwestować. I powiedział to akurat w przeddzień kongresu dla biznesu zorganizowanego przez partię rządzącą, na którym rząd chciał pokazać, jak bardzo sprzyja przedsiębiorczości.

Ale można rzec tak: wystarczy, że PiS ma sporo kłopotów z nietrafionymi wypowiedziami prezesa, żeby jeszcze miał się zajmować pomniejszymi pożarami.

Przeciwko planom ograniczenia swobody sejmowych reporterów zaprotestowali redaktorzy naczelni różnych pism, o różnych profilach ideowych. Nie protestują np. media Jacka i Michała Karnowskich czy media publiczne, bo wiedzą, że nawet przy ograniczeniach będą beneficjentami tych zmian. Zabawne jest to, że w sprawie planów PiS zamknięcia dziennikarzy sejmowych w jednym tylko miejscu alarmowali właśnie posłowie PiS. Sami boją się otwarcie zbuntować, aby się nie narazić władzom, więc zaczęli aktywizować sejmowych reporterów.

Tylko czekać, aż kierownictwo PiS zakaże swoich działaczom aktywności w sieci, bo wpisy niektórych posłów na Twitterze i Facebooku zapewniają dziś opinii publicznej dużo atrakcji.

Zobacz też: Rok rządu PiS

 

pis-szykuje

wyborcza.pl