Nobel dla następcy Homera
Literackiego Nobla dostał Bob Dylan. Zaskoczenie? Nie jest to wystarczająco trafne pytanie, nawet gdy dodamy: ogromne zaskoczenie. Nobliwego Nobla dostaje nienobliwy pieśniarz, bo nim jest Dylan, śpiewał i śpiewa piosenki własne, jest postacią pierwszorzędną z czasów hipisowskich, „dzieci-kwiatów”, acz jego śpiewanie było żadne w stosunku do Joe Cockera, Roberta Planta, a nawet Simona i Garfunkela.
Ale Dylan nie dostał Nobla za śpiewanie, bo takich nie przyznają. Dostał za władanie piórem, za czarowanie słowem, za odkrywanie słowem tajemnic życia, codzienności, naszej egzystencji. Dostał za literaturę. Takiego Nobla nie dostał Marcel Proust, ani James Joyce, ani Witold Gombrowicz. Dlaczego? Bo nie śpiewali?
Gdyby mnie spytano, jakim tekściarzom śpiewającym przyznałbyś literackiego Nobla? Po długim zastanawianiu się przyznałbym go Leonardowi Cohenowi, za wczesną jego twórczość i powieść, która jest skrzyżowaniem Joyce’a z Beckettem. Przyznałbym nieżyjącemu Johnowi Lennonowi za jego wspaniałe krótkie formy absurdalno-liryczne. Przyznałbym nieżyjącym Jackowi Kaczmarskiemu, Włodzimierzowi Wysockiemu i plejadzie francuskich pieśniarzy poetów.
O! Właśnie! Za nich Dylan dostał Nobla i za siebie, oczywiście. Dylan jest poetą estrady, nie nazbyt dobrze znanym w Polsce. Dlaczego? Bo to poeta. Słowo poetyckie różni się od literackiego, ale różni się szczególnie od słów ze słowników, a szczególnie ze słownika googlowskiego.
Słowo poetyckie to wiązanie atomów uczuć międzysłownych, co właśnie potrafi robić na estradzie Dylan. Nie znam uzasadnienia Akademii Szwedzkiej, ale takie może ono być. W zasadzie, my maluczcy, winniśmy zazdrościć Dylanowi. Bo lista czego on nie zdobył, jest krótsza niż zdobył. Ma na koncie Grammy, Oscara i Nagrodę Pulitzera.
I jeszcze najważniejsze. Dylan zdobył nagrodę za innego pieśniarza, swego poprzednika Homera, też opowiada naszą odyseję. Nie znacie jej? To przejdźcie na You Tube.
Autor znaku „Solidarności” staje w obronie kobiet z Czarnego Protestu. Nie chce ich ścigania
• Taką informację podała publicystka Anna Dryjańska
• „Solidarność” doniosła do prokuratury, że wykorzystały znak nielegalnie
„Autor kultowego znaku „Solidarności’ popiera kobiety z #CzarnyProtest” – napisała na swoim Twitterze publicystka Anna Dryjańska, mocno zaangażowana obecnie w walkę o prawa kobiet. W jej artykule w portalu NaTemat.pl czytamy z kolei, że Jerzy Janiszewski „nie zgadza się” ze ściganiem osób, które wykorzystują znak w walce o prawa kobiet i cieszy się, że symbol został tak wykorzystany.
Dowiedz się więcej:
Kto i dlaczego doniósł do prokuratury w sprawie Czarnego Protestu?
Chodzi o doniesienie Krajowej Komisji NSZZ „Solidarność”, która uważa, że podczas manifestacji nielegalnie wykorzystano znak „Solidarności”. Śledczy wystąpili do stołecznego ratusza o podanie danych organizatorów. Wcześniej doniesienie na organizatorki protestu złożyli przedstawiciele Obozu Narodowo-Radykalnego. ONR jest zdania, że podczas manifestacji doszło do profanacji symboli religijnych i narodowych.CZYTAJ WIĘCEJ >>>
Jak na doniesienie zareagowały kobiety?
W akcie sprzeciwu tysiące osób podpisały stworzoną przez Annę Dryjańską petycję do prokuratury. Zgłosiły, że to one zorganizowały manifestację. CZYTAJ WIĘCEJ >>>
Czym były Czarny Protest” i Strajk kobiet?
Bezpośrednio po tym, jak Sejm skierował do komisji ustawę zakazującą aborcji, partia Razem zaczęła akcję Czarny Protest. Wzywano, by kolejnego dnia przeciwnicy zakazu aborcji ubrali się na czarno. Akcja miała dużo oddźwięk w mediach społecznościowych. Kilka dni później – w poniedziałek 3.10 – odbył się Strajk kobiet, wzorowany na islandzkim proteście z 1975 r. Tysiące kobiet w całym kraju wzięły wolne i wyszły na ulice. Manifestacje w czarnych strojach odbyły się w kilkunastu miastach. Policja szacuje, że łącznie wzięło w nich udział około 100 tys. osób. CZYTAJ WIĘCEJ >>>
Tylko 10 proc. za ekshumacją ofiar katastrofy smoleńskiej
W sondażu Ipsos dla OKO.press* zapytaliśmy, jak to powinno się odbyć. Daliśmy trzy możliwości.
* Zamiar władz („ekshumować wszystkie ofiary”) poparło tylko 10 proc. badanych, nieco częściej mężczyźni (12 proc.) niż kobiety (9 proc.), najczęściej (16 proc.) osoby z wykształceniem podstawowym.
*Za tym, by „ekshumować tych, których rodziny wyrażają zgodę” (o co apelowały w dramatyczny sposób rodziny przeciwne ekshumacji swoich bliskich) było 40 proc.
*Najwięcej – 44 proc. – było zdania, by „w ogóle tego nie robić”.
W podobnym sondażu Millward Brown dla TVN z 5 października badani mieli tylko dwie odpowiedzi. Przeciw ekshumacjom było 69 proc.; za – 21 proc., w tym 10 proc. „zdecydowanie”; i to jest pewnie ta sama grupa, która u nas wybrała opcję „ekshumować wszystkich”. Takie jest realne poparcie dla działań prokuratury pod rządami Zbigniewa Ziobry.
Naruszenie tabu
Powszechny opór wynika zapewne z naruszenia kulturowego tabu wyrażonego katolickim życzeniem, by „zmarli spoczywali w pokoju”. Jak niedawno orzekł Sąd Najwyższy (w innej sprawie), „poszanowanie zwłok jest istotnym elementem kultury europejskiej, a także jednym z fundamentów doktryny Kościoła katolickiego głoszącej, że ciało zmarłego powinno być traktowane z szacunkiem i miłością”.
Rzecz w tym, że ten sam lęk moralny może zadziałać a rebours. Pierwsza informacja, że stopa pani G. znalazła się w trumnie pana J., „porazi” opinię publiczną. Znajdą się krewni – już tacy są – którzy będą publicznie płakać nad zbezczeszczeniem rytuału pogrzebu ciał sześć lat temu. To może odmienić postawy.
Wyborcy PiS mają wątpliwości
Z sondażu Ipsos dla OKO.press wyłania się obraz społeczeństwa podzielonego na polityczne stada o wyrazistych profilach, deklarujące poparcie dla PiS (34 proc.), Nowoczesnej (22 proc.) i PO (14 proc.) oraz Kukiz’15 (11 proc.). Każda z pozostałych partii zyskała mniej niż 4 proc. poparcia.
Pytania smoleńskie odbiegają od innych, bo wyborcy PiS tylko częściowo poparli linię partii. Za ekshumacją w wersji totalnej opowiada się ich tylko 22 proc., prawie tyle samo uważa, że nie ma ona sensu.
Wśród pozostałych badanych – wydzielonych na zasadzie „kto nie z PiS–em” – już tylko 6 proc. osób popiera zamiar prokuratury, a w elektoratach PO i Nowoczesnej takich osób nie ma wcale.
Nieco więcej wierzy w zamach
– Szanse, że Macierewicz wiarą w zamach zarazi więcej niż 25 proc. dorosłych Polaków, są zerowe – mówił „Wyborczej” w kwietniu 2014 autor „Diagnozy społecznej” Janusz Czapiński. Dziś przegrałby zakład.
W sondażu OKO.press „zamach” jako przyczynę katastrofy smoleńskiej wybrało 27 proc. Być może jesteśmy blisko pułapu 30 proc. społeczeństwa, które – według badań w różnych krajach – potrafi uwierzyć w najbardziej zdumiewające teorie spiskowe.
Czapiński, a potem „Wyborcza”, pytali o zamach inaczej niż my – dali szerszą odpowiedź „zamach lub spisek”, wymieniając ją jako jedną z czterech możliwości, można było wybrać dwie. W kolejnych latach ludzi wierzących w „spisek lub zamach” przybywało: od 12 proc. w 2011, przez 17 proc. w 2013, 23 proc. w 2014 i 22 proc. w 2015.
Na potencjał dalszej ekspansji „zamachowców” wskazuje marcowy sondaż CBOS, w którym aż 30 proc. uznało, że „w zasadzie nic nie zostało jeszcze wyjaśnione”, a tylko 29 proc. – że katastrofa została wyjaśniona w pełni. Kolejne 30 proc. sądzi, iż okoliczności katastrofy wymagają dodatkowych wyjaśnień. 11 proc. nie ma opinii.
Profile polityczne pokazują, że poza PiS podatność na religię smoleńską spada do 18 proc., a w elektoratach opozycji liberalnej praktycznie nie występuje.
Jeżeli zamach, to Tusk z Putinem
Zwolenników zamachu zapytaliśmy, kto za tym stoi.
*47 proc. uznało, że „władze Polski i Rosji (Tusk współpracował z Putinem)”;
*33 proc. obciążyło „władze Rosji z Putinem”, a
*10 proc. „władze Polski z Donaldem Tuskiem”.
Jeżeli wypadek, to winy rozłożone
Z kolei zwolennicy wypadku wskazywali niemal równolicznie na winę:
*osób na pokładzie, które wywierały presję na pilotów – 31 proc.,
*rosyjskich kontrolerów, którzy naprowadzali samolot – 31 proc.,
*pilotów, którzy popełnili błędy – 30 proc.
Prokuratura: Zgoda niepotrzebna
– Najpierw datę ekshumacji poznają rodziny ofiar, potem prok. Marek Pasionek wyda oświadczenie – mówi Ewa Bialik, rzeczniczka Prokuratury Krajowej. Zapewnia, że „w najbliższym czasie” ekshumacje nie są planowane.
Decyzję o wydobyciu z grobów zwłok i szczątków ofiar katastrofy smoleńskiej prowadzący śledztwo prok. Pasionek ogłosił wiosną 2016 r. Cel: „przeprowadzenie poprawnych pod względem metodologicznym i faktycznym sekcji zwłok ofiar”. Argumentuje, że rosyjskie sekcje z 10 kwietnia 2010 r. są „obarczone licznymi błędami”, a w szczątkach mogą być ślady, które wskażą na „faktyczny przebieg katastrofy”.
Śledztwo smoleńskie Prokuratura Krajowa przejęła w tym roku po rozwiązanej przez rząd PiS Prokuraturze Wojskowej. Ta uznała, że wystarczą jej próbki pobrane przez ekspertów ze zwłok, grobów i ubrań. PiS poddał krytyce całe śledztwo smoleńskie, a prowadzących je prokuratorów pozbawił funkcji, angażując nowych.
Teraz prokuratura stanowczo i konsekwentnie informuje, że do ekshumacji dojdzie nawet wbrew woli rodzin ofiar, bo ostateczna decyzja należy do śledczych. A część rodzin jest im przeciwna.
Wśród nich jest Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, b. minister Kancelarii Prezydenta. Proponuje: „Nie ekshumujcie wszystkich ciał, lecz tylko zwłoki tych, których rodziny się na to godzą”.
Na razie Pasionek nie odpowiedział na tę propozycję . |
*Sondaż Ipsos dla portalu OKO.press 28-30 września, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1001 osób. Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO i prowadzony przez nią serwis OKO.press powstały w połowie 2016 roku. Celem Fundacji jest finansowanie wysokiej jakości dziennikarstwa śledczego i weryfikacja prawdziwości wypowiedzi polityków i osób publicznych. „OKO” finansowane jest z darowizn czytelników i czytelniczek. Wpłat można dokonywać na konto (Fundacja OKO, 92 1160 2202 0000 0003 0434 1595) lub za pośrednictwem serwisu dostępnego pod adresem internetowym OKO.press.
Kaczyński wkurzył kobiety słowami o aborcji. Więc przyszły pod jego dom na Żoliborzu [ZDJĘCIA]
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Wywiad, którego udzielił prezes PiS, naprawdę wkurzył kobiety. Wieczorem pod domem Kaczyńskiego pojawiło się ok. 200 osób. Spontaniczny protest zablokował ulicę, a jego uczestnicy nie przebierali w słowach.
Co takiego powiedział polityk? – Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię – zapowiedział w wywiadzie dla PAP. CZYTAJ WIĘCEJ >>>
Te słowa wywołały oburzenie.
Jarosław Kaczyński wie, jak wkurzyć polskie kobiety. Czarny Protest pod domem prezesa PiS
Światowe media o „forkgate”. „Kownacki to pierwszy polityk, który popełnił samobójstwo widelcem”
W środę w programie „Jeden na jeden” Kownacki był pytany o sprawę zerwanych negocjacji ws. umowy offsetowej dotyczącej kontraktu na zakup śmigłowców Caracal. Po ogłoszeniu decyzji wizytę w Polsce odwołał prezydent Francji Francois Hollande, a portal Wpolityce.pl poinformował, że polskie delegacje zaproszone przez Francuzów na targi przemysłu zbrojeniowego Euronaval 2016, które odbędą się tam w dniach 17-21 października, nie zostaną uznane za oficjalne. Kownacki skrytykował reakcję Paryża i stwierdził: – To są ludzie, którzy uczyli się od nas jeść widelcem parę wieków temu. Więc być może w taki sposób się teraz zachowują.
O słowach wiceministra pisze m.in. francuska agencja informacyjna AFP, a za nią francuskie media. Kanał informacyjny LCI nazywa słowa ministra wprost „kryzysem dyplomatycznym”, natomiast gazeta „L’Orient Le Jour” opisuje sytuację i przypomina, że słowa Kownackiego odnosiły się do informacji o tym, jakoby Henryk III Walezy, który był zarówno władcą Polski, jak i Francji, po raz pierwszy z widelcami miał spotkać się nad Wisłą. W depeszy autor artykułu przytacza jednak opinie ekspertów, którzy wskazują, iż dopiero w drodze powrotnej nad Sekwanę – w Wenecji – miał po raz pierwszy zobaczyć ich zastosowanie.
LCI
„Informacja została wzbogacona o powszechną w Polsce opinię powtarzaną przez część historyków, że do Polski sztućce te trafiły dzięki królowej Bonie z włoskiego rodu Sforzów, co potwierdzałoby teorię o tym, że Walezy miał styczność z widelcami dopiero w Polsce” – pisze AFP, a za nią francuskie media.
Jak się może skończyć „dyplomacja na noże”?
„Forkgate”, czyli pierwsze samobójstwo widelcem
Wypowiedź Kownackiego odnotowały też m.in. „The Washington Post”, „The New York Times”, brytyjski „Daily Mail” oraz szwajcarska „Neuer Zuricher Zeitung”. BBC nazywa polsko-francuski spór „forkgate”, czyli aferą widelcową, i przypomina, że to ostatnia z serii kontrowersji, jakie wywołało Prawo i Sprawiedliwość od objęcia władzy. Największy brytyjski serwis informacyjny wskazuje, że rządząca w Polsce partia jest krytykowana przez Unię Europejską za przejęcie kontroli nad mediami publicznymi i zmiany w Trybunale Konstytucyjnym.
BBC
Na koniec artykułu pojawia się teoria, że widelce najprawdopodobniej przywędrowały do Europy południowej z Cesarstwa Bizantyjskiego na początku XI wieku, a do wieku XVIII były już powszechnie używane w Europie północnej.
„The Guardian” cytuje natomiast rzecznik PiS Beatę Mazurek, która nazwała wypowiedź ministra „niefortunną” i „niezbyt dyplomatyczną”. Największy brytyjski dziennik przytacza też komentarz z magazynu „Polityka”, gdzie stwierdzono, że „minister Kownacki jest pierwszym politykiem, który popełnił samobójstwo widelcem”.
Zerwane negocjacje między Polską i Airbusem
W ubiegłym tygodniu resort rozwoju poinformował, że negocjacje umowy offsetowej z Airbus Helicopters ws. kontraktu na zakup śmigłowców Caracal dla polskiej armii zostały zakończone. Jak podano, kontrahent nie przedstawił oferty offsetowej zabezpieczającej „w należyty sposób” interes ekonomiczny i bezpieczeństwo państwa polskiego.
Airbus Helicopters napisał we wtorek w liście otwartym do premier Beaty Szydło, że offset oferowany przy zakupie caracali odpowiadał wartości dostawy z podatkiem, zakładał transfer technologii do państwowych spółek, a ambicją przedsiębiorstwa było stworzenie 6 tys. miejsc pracy.
Wiceminister rozwoju Radosław Domagalski-Łabędzki natomiast we wtorek, że jego resort prowadził negocjacje z Airbus Helicopters prawidłowo, w dobrej wierze; nie zerwał ich, ale zakończył zgodnie z zatwierdzonym przez obie strony harmonogramem i nie ma podstaw do roszczeń odszkodowawczych. Wieczorem w TVP Info Domagalski-Łabędzki mówił, że „pierwszy raz słyszał” o możliwości powstania 6 tys. miejsc pracy.
Bob Dylan! Literacka nagroda Nobla dla gwiazdy muzyki
Ma na koncie Grammy, Oscara i Nagrodę Pulitzera. Od lat był wymieniany też wśród kandydatów do literackiego Nobla, ale jednak jego zwycięstwo jest zaskakujące. Jak poinformowała Sara Danils, przedstawicielka Szwedzkiej Akademii, Dylan został doceniony za ” stworzenie nowego sposobu poetyckiej ekspresji w tradycji amerykańskiej piosenki”.
– Przez 54 lata nieustannie wynajdywał się na nowo. Już „Blonde on Blonde” [album z 1966 roku – red.] to wspaniały przykład jego talentu poetyckiego do tworzenia refrenów i genialnego myślenia – powiedziała Danils.
Dylan jest autorem piosenek, które są uznawane za kultowe – choćby „Blowin’ in the Wind” i „Like a Rolling Stone”.
Urodzony w 1941 roku artysta to także autor słynnych protest-songów, takich jak „The Times They Are a-Changin'” czy „Hurricane”. Jest uznawany za jedną z najważniejszych postaci muzyki popularnej, śpiewa zarówno utwory zaliczane do tradycyjnego amerykańskiego folku, country bluesa czy country, jak i rock and rolla, po gospel i jazz.
Literacki Nobel jest przyznawany od 115 lat, a wśród 112 nagrodzonych znalazło się 14 kobiet – rok temu 8 mln koron szwedzkich (ok. 1.1. mln dolarów) dostała białoruska pisarka Swietłana Aleksijewicz.
Polscy twórcy do tej pory byli wyróżnieni cztery razy. Nobla dostali Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Władysław Reymont i Henryk Sienkiewicz.
Chcesz wiedzieć więcej o życiu i początkach kariery Boba Dylana? Sprawdź tę książkę >>
Bezprecedensowa decyzja. Muzyk Bob Dylan z literackim Noblem
Wow! Tego jeszcze nie było. Tegoroczną nagrodę Nobla w dziedzinie literatury zdobył nie autor prozy czy wierszy, ale pieśniarz. Laureatem został Bob Dylan. Każdy, kto choć trochę zna jego twórczość wie, że to nagroda w pełni zasłużona.
Nagroda literacka kojarzy się raczej z opasłymi tomami prozy, albo z tomikami poezji. Tymczasem w tym roku Szwedzi postanowili nagrodzić pieśniarza. Laureatem literackiej nagrody Nobla 2016 został Bob Dylan.
BREAKING 2016 #NobelPrize in Literature to Bob Dylan “for having created new poetic expressions within the great American song tradition”
Bob Dylan jest jednym z najbardziej docenianych amerykańskich tekściarzy i kompozytorów. Choć jego możliwości wokalne nie powalają, mało kto potrafi pisać tak jak on. Po jego utwory chętnie sięgają inni artyści (chociażby Guns n’ Roses i Eric Clapton po „Knocking on Heavens Door” czy The Rolling Stones i ich cover „Like A Rolling Stone”).
Bob Dylan – Knockin’ On Heaven’s Door (Unplugged)•youtube.com/BobDylanVEVO
Polscy fani mogli na żywo zobaczyć Dylana w 2014 roku. Zagrał wtedy na Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty koło Słupska. Teraz Dylan przygotowuje się do występu podczas drugiego weekendu tzw. Coachelli dla seniorów, czyli festiwalu Desert Trip. Poza nim na scenie pojawią się The Rolling Stones, The Who, Neil Young, Roger Waters i sir Paul McCartney.
Prof. Kuźniar komentuje zerwany kontrakt i słowa Kownackiego nt. Francuzów. I naprawdę nie przebiera w słowach
Według gościa Poranka Radia TOK FM, w sporze z Francuzami po zerwaniu przez Polskę kontraktu na śmigłowce, problem leży po naszej stronie. Jak mówi prof. Roman Kuźniar z Instytut Stosunków Międzynarodowych UW – „trzeba umieć zachować się rozumnie i przyzwoicie”.
„Brak reakcji premier na słowa wiceszefa MON to dowód, jak nie wiele może”
– To, co się stało, to pokaz czegoś zupełnie odwrotnego. To szkodzi nie tylko naszej pozycji w Europie, w stosunkach z jednym z głównych mocarstw europejskich, ale szkodzi przede wszystkim nam. Bo to nie jest wypadek przy pracy. Wypowiedź ministra Kownackiego… ten człowiek od dawna słynął z takiej niekompetencji i arogancji, ale doszło do tego jakieś takie polityczne matołectwo, bo trzeba to nazywać po imieniu. Zachowując się w ten sposób szkodzi się polskim interesom. Ja się bardzo dziwię, że w tej sprawie wypowiada się posłanka Mazurek, a nie jego bezpośrednia przełożona [premier Szydło – red.]. To pokazuje jak niewiele może w stosunku do rzekomo swoich podwładnych – ocenia Kuźniar.
„Uczyli się od nas jeść widelcem parę wieków temu”
Wiceszef MON Bartosz Kownacki był pytany w TVN24, czy decyzja organizatorów paryskich targów przemysłu zbrojeniowego Euronaval 2016, którzy uznali, że status polskich delegacji, biorących udział w targach, nie będzie już oficjalny, a także zakończenie negocjacji ws. śmigłowców Caracal, oznacza wojnę dyplomatyczną na linii Paryż-Warszawa.
– To jest raczej kompromitacja i pokaz klasy Francuzów, niż jakakolwiek wojna dyplomatyczna. To strona francuska dawno temu zapraszała nas oficjalnie, teraz nas wyprasza – powiedział wiceszef MON. – Zawsze można znaleźć dyplomatyczną formę wypowiedzi, dającą do zrozumienia, że jest problem – mówił. – Ale to są ludzie, którzy uczyli się od nas jeść widelcem parę wieków temu. Więc być może w taki sposób teraz się zachowują – dodał Kownacki.
Prezydent, który nie zna konstytucji
Były doradca prezydenta Komorowskiego zwraca uwagę, że w sprawie tej wypowiedzi nie doczekaliśmy się też reakcji jego bezpośredniego przełożonego, czyli ministra obrony, ale i zwierzchnika sił zbrojnych Andrzeja Dudy. – Prezydenta, który w tej sprawie milczy i zachowuje się prześmiesznie, a który nie zna konstytucji, która nakłada na niego poważne obowiązki w dziedzinie bezpieczeństwa i obronności – dodaje.
Roman Kuźniar przestrzega też, że w sprawie okoliczności zerwania umowy na śmigłowce dla polskiej armii nie można wierzyć Antoniemu Macierewiczowi.
Macierewicz od „mega kłamstwa smoleńskiego”
– Wierzyć Macierewiczowi i jego zespołowi, który znany jest z tego mega kłamstwa smoleńskiego, jego wytworzenia i kontynuowania? To nie jest człowiek, któremu można dać wiarę i którego należy traktować poważnie. To jego starszy kolega Kaczyński może go tak traktować. Generalnie większości Polaków i partnerów zagranicznych tak go nie traktuje – mówi.
Dyplomata podkreśla, że umowa z Airbusem miała po raz pierwszy w historii dać Polsce technologię i udział w wielkim konsorcjum europejskim. A jak wiadomo Amerykanie technologii nie sprzedają. Co jeszcze straciliśmy? Zdaniem Kuźniara tego szybko dowiemy się od Francuzów, którzy z całą pewnością ujawnią szczegóły zerwanego kontraktu.
Rządzący skazują nas Rosję i Chiny
Kuźniar zwraca uwagę, że choć USA są naszym kluczowy sojusznikiem, to nie powinniśmy odwracać się od Europy.
– Tu nie ma żadnej kolizji. My nie możemy odwracać się od Europy, jak np. Filipiny, Turcja, czy jakiś kraj egzotyczny, który owszem będzie miał dobrej stosunki z USA, ale z innymi krajami w najbliższym otoczeniu będzie skłócony. Wydaje się, że ci, którzy obecnie rządzą, rysują przed nami taki wybór: Rosja czy Chiny. To pokazuje, że mentalnościowo tkwią w byłym Związku Sowieckim, w PRL-u, i to w tym początkowym, bo późniejsi komuniści już się tak nie zachowywali – mówi prof. Roman Kuźniar w Poranku Radia TOK FM.
„Forkgate” w zagranicznych mediach. Świat cytuje wypowiedź wiceszefa MON o widelcach
Wiceszefa MON Bartosz Kownacki komentował w środę w TVN24 informacje dot. targów przemysłu zbrojeniowego w Paryżu. Organizatorzy targów Euronaval 2016 uznali, że status polskich delegacji, biorących udział w targach, nie będzie już oficjalny. Decyzja zapadła po zakończeniu negocjacji ws. śmigłowców wielozadaniowych Caracal.
– To strona francuska dawno temu zapraszała nas oficjalnie, teraz nas wyprasza. Ale to są ludzie, którzy uczyli się od nas jeść widelcem parę wieków temu. Więc być może w taki sposób teraz się zachowują – powiedział Bartosz Kownacki. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
Media o „forkgate”
Wypowiedź wiceministra zacytowały agencje informacyjne AP i AFP, a za nimi podchwyciły ją światowe media, m.in. „The New York Times”, „The Guardian”, „The Washington Post” i „Fox News”. Dziennikarze zaznaczają, że Platforma Obywatelska domaga się dymisji ministra.
Portal „BBC News” nazwał całą sytuację „forkgate” i napisał o innych „kontrowersjach” związanych z rządami Prawa i Sprawiedliwości – m.in. proteście kobiet ws. zaostrzenia prawa aborcyjnego i kryzysie ws. Trybunału Konstytucyjnego.
Zobacz także: „Największym kłopotem Kaczyńskiego jest… PiS”
Marszałek Karczewski zmienia decyzję wicemarszałka Borusewicza
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Decyzję podjął na wniosek senatora PiS Jana Marii Jackowskiego, który chciał przerwy do 19 października, by senatorowie przygotowali się do debaty nad informacją prezesa Trybunału Konstytucyjnego o działaniach w 2015 r. Borusewicz zarządził przerwę o dzień dłuższą, bo sprawdził, że 19 października prezes TK Andrzej Rzepliński nie będzie mógł uczestniczyć w obradach. Tego dnia TK ma posiedzenie sędziów w pełnym składzie.
Jeszcze tego samego dnia marszałek ocenił, że decyzja wicemarszałka była „była kuriozalna, zaskakująca”. Jego zdaniem „po raz pierwszy w historii polskiego parlamentaryzmu po 1989 r. wicemarszałek ogłosił przerwę bez konsultacji z marszałkiem Senatu”. I że Borusewicz stracił jego zaufanie. Karczewski jest zwolennikiem jego odwołania.
Borusewicz tłumaczył, że miał prawo ogłosić przerwę. A reakcję marszałka ocenił jako „nadmiernie emocjonalną”. Na Facebooku napisał: „Postępowałem zgodnie z regulaminem. Marszałkiem bądź wicemarszałkiem się bywa, nie pełni się funkcji wiecznie. Nie zamierzam poświęcać swoich zasad dla funkcji”.
Pedofilia w Kościele. Jak biskupi chronili księdza Pawła Kanię [CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]
Pornografia
Wrzesień 2005. Matka wysyła 14-letniego Michała po zakupy. Idzie z dwoma kolegami. Pod jednym z wrocławskich sklepów zatrzymuje się srebrna honda. Kierowca pyta przez okno, czy chcą zarobić. Chcą. Mężczyzna wchodzi do sklepu, na zachętę kupuje chłopcom papierosy, a dla siebie paczkę prezerwatyw.
– Co mamy zrobić?
– Zarobicie po 100 złotych, będzie szybko i łatwo – uśmiecha się tajemniczo. – Za kwadrans widzimy się ulicę dalej – mówi i odjeżdża.
Chłopcy czują, że to propozycja seksualna. Dzwonią na policję. Dyżurny wysyła patrol, umawia się z nimi, że pójdą na spotkanie, a jeśli poczują się zagrożeni, jeden z nich ściągnie czapkę. Idą. Mężczyzna zachęca, by wsiedli, jest natarczywy. Chłopiec ściąga czapkę, z piskiem podjeżdża nieoznakowane auto. Podbiega policjant, a honda nagle rusza. Ale już drugie auto blokuje jej drogę. Policjanci skuwają mężczyznę kajdankami. Broni się. – Mam znajomego komendanta! – krzyczy.
Na komisariacie pokornieje. Prosi, by nie robić rozgłosu z zatrzymania, bo jest księdzem. Policjanci jadą do parafii Ducha Świętego we Wrocławiu, gdzie pracuje, znajdują komputer, są w nim zdjęcia i filmy pedofilskie.
Pedofilia w Kościele. Ilu polskich księży skazano za molestowanie?
Cichy wielbiciel
Ksiądz Paweł Kania urodził się w Świdnicy, ukończył tam technikum elektryczne. Miał dziewczynę, ale wstąpił do seminarium we Wrocławiu. Jego rodzice byli nauczycielami, matka zajmowała się trudną młodzieżą, prowadziła świetlicę środowiskową. Młodszy o trzy lata brat Wojciech też został księdzem.
Paweł został wyświęcony w 1996 roku i trafił do parafii w Oławie, gdzie był katechetą w kilku szkołach. Uczniowie i ministranci zapamiętali, że był wesoły, a podczas wyjazdów szkolnych organizował zabawę „Cichy wielbiciel” – losowało się jedną osobę i dawało prezent.
W 2002 roku ksiądz przechodzi do parafii pw. Ducha Świętego we Wrocławiu, gdzie zostaje opiekunem ministrantów.
Karol miał wtedy 12 lat. Ksiądz Kania często zaprasza go na plebanię, do swojego mieszkania. Karol to lubi, gra u księdza na komputerze, jeździ z nim srebrną hondą i tylko czasami duchownemu zdarza się pomylić drążek biegów z kolanem chłopca, z czego śmieje się figlarnie. Raz, gdy jadą przez Wrocław, ksiądz Paweł zatrzymuje się przy parku koło Panoramy Racławickiej. – Widzisz? To park męskich prostytutek. A ty jaki jesteś? Lubisz mężczyzn?
– Nie wiem – mówi ministrant.
– Może spytamy męską prostytutkę, za ile zrobi loda i czy dorzuci coś gratis?
Karol nie mówi o tym rodzicom, czuje, że nie wypada. Gdy jego starszy brat chrzci córkę, mszę celebruje ksiądz Paweł. Poznaje wtedy rodziców Karola. Zabiera chłopca do Warszawy na zwiedzanie, na co matka chętnie się zgadza, bo syn ma nadzór kuratora za drobną kradzież, a ojciec to alkoholik. Ksiądz kupuje młodemu telefon, kurtkę, a po kilku miesiącach ściąga Karolowi na plebanii majtki i chwyta jego penis w usta.
Przerzucony
Proboszczem parafii pw. Ducha Świętego jest ksiądz Czesław Mazur. Zapamiętał, że gdy we wrześniu 2005 roku ksiądz Kania wrócił z komisariatu, twierdził, że został w coś wmanewrowany. Ale ksiądz Mazur już wcześniej widział, jak ksiądz Paweł przyjmuje w swoim mieszkaniu ministrantów – zawsze tę samą małą grupę – i zabiera ich na wycieczki samochodem. Proboszcz stara się odsuwać go od chłopców, ale usunąć z parafii nie może. Za to informuje kurię o znalezionych u niego filmach pedofilskich.
Ksiądz Kania zostaje przesunięty do innej parafii, a do proboszcza Mazura przychodzą rozżalone, głównie starsze kobiety: dlaczego nie bronił księdza Pawła, przecież to taki dobry człowiek.
Ksiądz Kania na kilka miesięcy wprowadza się do Adriana, swojego 17-letniego ministranta, którego poznał dwa lata wcześniej. Rodzice Adriana lubią księdza, ale po kilku tygodniach przestaje im się podobać jego relacja z ich synem. Ktoś rzuca kamieniem w ich okno, pojawiają się plotki o pedofilii. Rodzice Adriana wyrzucają księdza z domu i idą do arcybiskupa wrocławskiego Mariana Gołębiewskiego. Mówią o swoich podejrzeniach.
Kilka miesięcy później, w 2006 roku, gdy rusza już proces w sprawie o napastowanie chłopców pod sklepem i posiadanie pedofilskiej pornografii, ksiądz Paweł zostaje przerzucony do diecezji bydgoskiej, do parafii pw. Opatrzności Bożej. Znów opiekuje się ministrantami. Decyzją kurii bydgoskiej uczy religii w gimnazjum nr 13.
Pedofilia w Kościele. Ofiary księży: „Cierpimy w samotności”
Katecheza o członkach
Teresa Doczekalska, dyrektorka gimnazjum, pamięta, że zaczyna się od infantylnych dowcipów: ksiądz Paweł zamyka nauczycieli w klasach, nauczycielkom wrzuca do torebki jakieś rzeczy. Rodzice skarżą się, że na katechezie opowiada o seksie.
Uczennica III klasy: „Ksiądz mówił, że jest bardzo przyjemnie, gdy u mężczyzny następuje wytrysk, a nasienie rozlewa się po brzuchu”.
Uczennica II klasy: „Przyjemnie jest, gdy się bierze członka do ust”.
Dyrektorka idzie do księdza, ten się wypiera i kontratakuje. Mówi rodzicom, których zna z parafii, że ktoś chce mu zaszkodzić w szkole. Piszą list poparcia.
Dyrektorka rozmawia z proboszczem parafii księdzem Maciejem Gutmajerem. Proboszcz też widzi dziwne zachowania księdza i wie o zarzutach z Wrocławia. Prosi dyrektorkę, by opisała skargi rodziców, wysłała je do biskupa bydgoskiego Jana Tyrawy. Dyrektorka nie podaje jednak w liście konkretów, pisze o „nagannym zachowaniu księdza Pawła” i „zbyt swobodnych relacjach kapłana z uczniami”.
Dyrektorka widzi coś jeszcze: Klaudiusza, 14-letniego ucznia, smutnego blondyna wychowywanego samotnie przez matkę. Na każdej przerwie Klaudiusz rozmawia z księdzem, a ten obejmuje go ramieniem. Doczekalska dzwoni do matki: – Proszę uważać.
Pedofilia w Kościele. Reportaż Wojciecha Tochmana o księdzu molestującym dzieci w Tylawie
Ja, Słonik
Matka Klaudiusza pochowała męża, zmagała się z problemami finansowymi i buntem syna. A ksiądz kupował Klaudiuszowi karty telefoniczne, gadżety, zabierał na wycieczki. Zastępował ojca i kazał chłopcu mówić do siebie „Słoniu”. Niepokój wkrada się, gdy dzwoni dyrektorka, „by uważać na księdza”. Matka zakazuje Klaudiuszowi kontaktów z duchownym, zabrania dzwonić. Ale syn ma Gadu-Gadu. Matka chce sprawdzić korespondencję, ale syn zabezpiecza komputer hasłem. Raz zapomina go wyłączyć, matka siada ukradkiem i czyta.
Ksiądz wypytuje Klaudiusza o sprawy osobiste, śmierć ojca, relacje z mamą – chłopiec odpowiada szczerze. Ksiądz pisze: „Jesteś moim PRZYJACIELEM, a wielu mnie zawiodło. Przyjaciele to dwie dusze mieszkające w jednym ciele. Postaram się nigdy CIEBIE nie zawieść. Będę walczył o twoje szczęście. Ja, Słonik”.
Ksiądz zaprasza Klaudiusza na basen i do kina. Chłopak nie ma czasu.
– Może 15? Podpowiedz mamie, by obiad zrobiła przed tym czasem. Pasuje?
– OK.
Spotkanie księdza i chłopca przedłużyło się. Ksiądz pisze na Gadu-Gadu: – Mam nadzieję, że mama nie ma żalu. Jakby co mogę powiedzieć, że tyle trwał film.
W zaszyfrowanej wiadomości pisze Klaudiuszowi, że go kocha.
Matka chłopca idzie na policję w Bydgoszczy. Mówi, że na 80 procent ksiądz Paweł jest pedofilem. Ale nie ma dowodów, tylko obserwacje.
– Wie pani, że będzie uruchomiona cała machina… Lepiej mieć dowody – mówi policjant.
Matka rezygnuje, ale nie musi już pilnować syna. Interwencje proboszcza Gutmajera i dyrektorki gimnazjum nr 13 przynoszą skutek. Ksiądz Paweł zostaje w 2009 roku przeniesiony na kilka miesięcy z powrotem do Wrocławia, a potem do nowej parafii w Miliczu.
Pedofilia w Kościele. „Spotlight”: światło na molestowanie dzieci
Czapeczka św. Mikołaja
Janek, 16-latek, w parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Miliczu jest opiekunem ministrantów. Ksiądz Paweł trafia do parafii wraz z plotką, że został przeniesiony za pedofilię. Janek przekonuje się o tym już po kilku dniach, gdy ksiądz prosi, by pomógł mu ustawić meble w nowym mieszkaniu na plebanii. Podpity chce go przytulić, chłopak odsuwa się ze wstrętem. Idzie na skargę do wikarego Radosława Bariasa. Ten sprawdza informacje i dowiaduje się, że zapadł nieprawomocny jeszcze wyrok: rok więzienia z zawieszeniem na pięć lat za posiadanie pornografii z 2005 roku we Wrocławiu. Ustalają, że będą mieli na księdza Pawła baczenie.
Janek widzi, że ksiądz Paweł zaprasza 10-11-letnich ministrantów do mieszkania, kupuje im płyty, telefony, karty telefoniczne. Prosi chłopców, by ich nie przyjmowali. Trzy razy idzie do proboszcza Kazimierza Kudryńskiego i mówi, że ksiądz Paweł dziwnie przytula ministrantów, chwyta ich za krocze. Proboszcz Kudryński nie reaguje.
– Porozmawiam z proboszczem, nie pozwolę nikogo skrzywdzić – obiecuje wikary, ksiądz Radosław. Ale proboszcz mówi mu tylko, że uspokoi księdza Pawła.
– Przecież on był skazany za posiadanie pedofilskiej pornografii. Dlaczego jeszcze tu pracuje? – pyta ksiądz Radosław.
– Nikomu o tym nie mów, załatwię to – odpowiada proboszcz.
Ale ksiądz Paweł jest coraz śmielszy. Potrafi obłapiać ministrantów nawet przy siostrze zakonnej, czapeczkę Św. Mikołaja na jej oczach przytyka sobie do genitaliów i rechocze.
Ksiądz Radosław z Jankiem idą do biskupa wrocławskiego Edwarda Janiaka. Mówią, co się dzieje na plebanii, że boją się o chłopców. Biskup obiecuje, że się tym zajmie. Ale tylko wzywa proboszcza Kudryńskiego. Gdy ten wraca na plebanię, ma pretensje do wikarego i Janka, że się poskarżyli. Wyzywa ich i upokarza. Gdy ksiądz Radosław wychodzi z plebanii, widzi, że jego samochód ma oponę przebitą czymś ostrym. Przychodzą też do niego z pretensjami uczniowie szkoły, w której ksiądz Paweł uczy religii: dlaczego niszczy tak dobrego księdza?
Przy stole wigilijnym ksiądz Radosław zauważa, że gdy ksiądz Paweł opowiada seksualne dowcipy, proboszcza bardzo one radują. Wtedy rozumie, że nic nie wskóra.
W opinii o księdzu Pawle proboszcz Kudryński napisze: „Subtelny, punktualny, solidnie wypełniający swoje duszpasterskie obowiązki. Bardzo miły, koleżeński, przyjazny w gronie księży współpracowników na plebanii. Ma zdolności poetyckie, pisze wiersze, wydał kilka tomików. Cieszy się sympatyczną opinią wśród parafian i wśród uczniów w szkole. Myślę, że trud gorliwej służby kapłańskiej Ks. Pawła będzie obficie owocował w sercach Ludu Bożego”.
Decyzją zwierzchników ksiądz Paweł zostaje na parafii. Odprawia msze, spowiada, chodzi po kolędzie. Ksiądz Radosław, który się poskarżył, zostaje z niej odwołany.
„Kuszenie w cieniu katedry” – sprawa arcybiskupa Paetza
Misjonarz
Ksiądz Paweł jeździ po parafiach wokół Wrocławia, Milicza i opowiada wiernym o Ameryce Południowej. O nędzy, budach zbitych z desek zamiast domów, o bezdomnych dzieciach, braku opieki lekarskiej. – Będąc w Boliwii, pokochałem – mówi podczas jednej z mszy – tych biednych, lekceważonych, opuszczonych, ale szczerych Indian. W sercu mam bezdomne dzieci z Santa Cruz, które śpią w kanałach i śmietniskach.
„Czy wierzysz w to, że można podzielić się kromką chleba? Zwyczajną, małą kromką? Jeśli tak, pomóż tym biedakom” – pisze w ulotkach i podaje numer konta. Parafianie, nie wiedząc, że to jedno z jego kilkunastu prywatnych kont, chętnie przelewają pieniądze. Niektórzy po 500-600 złotych. Na co te pieniądze? Jednym ksiądz mówi, że na dzieci, innym, że na kielich mszalny albo obrazy drogi krzyżowej, które zawisną w biednych wioskach.
Dostaje też od wiernych pieniądze w różnych intencjach: „W podziękowaniu za otrzymane dary, zwłaszcza za wnuków”, „Za nawrócenie dla Haliny”, „By wnuk Kacper wyrósł na porządnego człowieka”, „O uwolnienie z nałogów”, „Za zmarłych rodziców”.
Parafianie nie wiedzą, że z 16 tysięcy złotych, jakie ksiądz Paweł od nich zebrał, ponad dwie trzecie pójdzie na przelot i koszty jego pobytu w Boliwii, a reszta na klimatyzację dla kolegi misjonarza i laptop. Nie wiedzą też, że nim ksiądz Paweł poleci do Boliwii, sprawdzi w internecie przepisy prawa tam obowiązujące dotyczące molestowania seksualnego. Jest ciekaw, ile za to grozi.
Po powrocie z Boliwii w jego komputerze, o czym parafianie też się nie dowiedzą, znajdą się zdjęcia uśmiechniętych dziecięcych buziek „biednych Indian” i kilku chłopców ze zdjętymi spodenkami. Dorzucił je do fotografii nagiego chłopca w łóżku, które zrobił kilka lat wcześniej podczas pobytu w Azji. I swojego zdjęcia, gdy uśmiechnięty i nagi siedzi na hotelowej toalecie.
W 2010 roku biskup wrocławski Edward Janiak dowiaduje się, że po nieskutecznych odwołaniach księdza Kani uprawomocnił się w końcu wyrok skazujący go za posiadanie pornografii pedofilskiej w 2005 roku. Nie można tego przemilczeć. Biskup informuje księdza Pawła, tytułując go w liście „przewielebnym”, że zakazuje mu uczenia w szkołach i opieki nad ministrantami. Przenosi go do ośrodka we Wrocławiu, w którym pracują siostry zakonne. Nie będzie się tam nudził jako ich kapelan.
Gwałt
W swoim komputerze, na komunikatorze Gadu-Gadu, ksiądz Paweł ma namiary na kilkudziesięciu ministrantów z parafii, w których służył.
W Bydgoszczy poznał między innymi Arka, 11-latka, który marzył, by być księdzem. Lubił księdza Pawła, który troskliwie wypytywał chłopców o sytuację w domu. Tych biednych, także Arka, zabierał na wycieczki do Sopotu, do aquaparku. Zaprzyjaźnił się z rodzicami – przychodził na urodziny, był miły dla matki.
Będąc u sióstr we Wrocławiu, Paweł odświeża kontakt z Arkiem, teraz 14-latkiem. Zaprasza go. Mama Arka się zgadza, wsadza syna w autokar. Idą do zoo, aquaparku. Ksiądz mówi mu: lepiej, by siostry nas razem nie widziały. W nocy Arka rozbiera i molestuje. – To twoja wina, powinieneś się wstydzić – mówi na koniec chłopcu.
Arek rzeczywiście ma poczucie winy, ale ksiądz zakazuje mu o tym mówić. Przychodzi do niego przez dwie noce. Potem wsadza w autokar, odsyła do domu. Ale kupuje chłopcu telefon komórkowy. Dzwoni już na drugi dzień. – Chciałbyś to powtórzyć?
– Nie, proszę księdza.
Dzwoni kilka razy. – Przyjedziesz jeszcze do mnie?
– Nie chcę, proszę księdza.
– Pojedziemy do Warszawy?
– Nie chcę, proszę księdza.
Ksiądz dzwoni do jego matki, mówi, że może pokazać chłopcu stolicę. Matka namawia syna. On nie chce. Więc przekonuje go ojciec. Ksiądz zabiera Arka swoim samochodem do Warszawy, nocują w hotelu Hilton. Wieczorem rozbiera chłopca. Potem dzwoni i pisze na Gadu-Gadu: „to twoja wina, to twoja wina”. Arek czuje coraz większy wstyd. Ksiądz Paweł dzwoni do jego matki: – Jest okazja, Wyspy Kanaryjskie, wszystko opłacam.
Arek nie chce, matka nalega, takiej okazji nie można przepuścić, zwłaszcza że za darmo. Jadą w lipcu 2011 roku, za pieniądze z datków wiernych dla „biednych Indian”. Każdej nocy ksiądz Paweł molestuje Arka. Gdy raz chłopak się broni, ksiądz go gwałci. Po powrocie nic nie mówi matce, która tak bardzo przecież lubi księdza Pawła.
Ksiądz przyjeżdża do nich kilka miesięcy później. Zabiera do kina Arka i jego młodszego brata. Chce ich zabrać do hotelu, wtedy Arek mówi: dość. Ksiądz Paweł przestaje dzwonić.
Arek, który chciał być księdzem, przestaje chodzić do kościoła, idzie do psychologa. Nie mówi rodzicom o powodach.
„Wujek”
Siostry zakonne widzą, że ksiądz Paweł przyprowadza sobie chłopców. Muszą być zgorszone, bo w 2011 roku Paweł zostaje przeniesiony do Domu Księży Emerytów we Wrocławiu. Jeździ pod Wrocław, do małych miejscowości. Obserwuje chłopców, podobnie jak podczas wpadki w 2005 roku, pod sklepami.
2012 rok. Miejscowość pod Wrocławiem. Marcel, 13-latek, ma matkę i ojca ze zdiagnozowaną ociężałością intelektualną. Ojciec sprząta ulice, matka pracuje jako salowa. Mieszkają na 40 metrach w sześć osób, bo Marcel ma jeszcze trzech braci. Wszyscy uczą się w specjalnym ośrodku wychowawczym.
Księdza Pawła poznał pod sklepem. Nie wie, że jest księdzem. „Wujek” zabiera 13-letniego Marcela i jego o rok młodszego brata Filipa na wycieczki. Filip widzi, jak ksiądz w samochodzie głaszcze Marcela po kroczu. Łapie też Filipa. Ich mama była najpierw ciekawa, kim jest mężczyzna, ale gdy zaczął przyjeżdżać do domu i dawać prezenty – perfumy, trzy telefony, bluzę Nike, buty Nike, kurtkę, czekolady, rower, komplet dresów, a do domu pasztet, cukier, jogurty – przestała pytać.
W hotelu Filip słyszy przez drzwi, jak mężczyzna mówi do jego brata: – Jak mi obciągniesz, kupię ci telefon.
– Tylko żeby Filip nie słyszał – odpowiada chłopiec.
Filip nie chce mówić nic matce, choć czuje, że coś jest nie w porządku. Raz jednak wygaduje się: – Marcel spał w pokoju z tym panem.
– Głupi jesteś – mówi matka.
„Wujek” w ramach wycieczki edukacyjnej zabiera braci do Oświęcimia, by pokazać im, jak zapamięta Filip, „co człowiek może zrobić człowiekowi”. Potem w hotelu każe Marcelowi „zrobić sobie loda”.
Ośrodek szkolno-wychowawczy dzwoni do ojca Marcela do pracy ze skargą, że jego syn nie przychodzi do szkoły. Ojciec wraca do domu, słyszy, że syn znów był z „wujkiem”. Bierze pas, bije go, zakazuje wyjazdów. Chłopiec idzie do szkoły, na wuefie widać, że ma siniaki na nogach. Mówi, że ojciec go pobił. Ośrodek wzywa policję, zakładają rodzinie „niebieską kartę”, a ojciec przyznaje się przed sądem, że zbił syna „za wagary”. Dostaje wyrok w zawieszeniu, a rodzina kuratora. Ojciec nie wtrąca się już w wyjazdy syna z „wujkiem”, a kurator kilka razy notuje, że Marcel i Filip wagarują, źle się uczą, bo jeżdżą z „wujkiem” do Karpacza, zamiast chodzić do szkoły. Matka przyznaje się kuratorowi, że „wujek” daje chłopcom pieniądze, zabiera na wycieczki. Ale, co też notuje kurator, ona nie widzi nic niepokojącego w zachowaniu synów. Kurator nie docieka, kim jest „wujek”.
W listopadzie 2012 roku, po kolejnej awanturze o wagary, Marcel mówi mamie, że „wujek” to ksiądz Paweł, że się obmacywali, że pokazywał księdzu członek. Matka zabrania mu wyjazdów, ale jest za późno. Chłopiec, ubierany i odżywiany przez księdza, nie chce z tego rezygnować.
Pendrive
Między wrześniem a grudniem 2012 roku ksiądz Paweł przyjeżdża z Marcelem osiem razy do hotelu Orbis we Wrocławiu. Chłopca nie melduje. Personel hotelu przeszedł akurat szkolenie z akcji „Stop przemocy wobec dzieci”, nauczano ich rozpoznawać „zły dotyk”. Gdy ksiądz Paweł przyjeżdża po raz dziewiąty, recepcjonistka uznaje, że para jest podejrzana. Pod pozorem zmiany przepisów każe księdzu Pawłowi zameldować także chłopca. Ratownik z hotelowego basenu widzi, jak obaj dziwnie tulą się w narożniku basenu.
– To ojciec z synem? – pyta w recepcji.
– Nie.
Dyrektor wzywa policję. Ale gdy policjanci przyjeżdżają, mężczyzny ani chłopca nie ma w pokoju.
Znajdują więc telefon rodziców Marcela. Matka potwierdza, że to jej syn. Ale przecież zawsze z tych spotkań wracał uśmiechnięty. Ojciec mówi, że bał się działać, bo zarobił wyrok za bicie syna.
Policjanci organizują zasadzkę. Recepcja dzwoni do Pawła Kani, że była próba włamania do jego pokoju, proszą, by przyjechał.
W międzyczasie policjanci odkrywają, że Paweł Kania jest księdzem.
Ksiądz Paweł właśnie w ramach zastępstwa odprawia msze w podwrocławskich wsiach: Smardzewie, Niedziszowie, Borowej. Swoim samochodem wozi go organista, prywatnie śpiewak wrocławskiej opery. Ksiądz odbiera telefon z recepcji. Włamanie wydaje mu się podejrzane. Prosi organistę, by podjechał pod hotel, poszedł do pokoju i przyniósł mu laptop. Organista jest zdziwiony, ale idzie. W pokoju czekają na niego policjanci.
Prowadzi ich do samochodu. Ksiądz Paweł leży na siedzeniu, udaje, że go w samochodzie nie ma. Policjanci chcą go skuć, on chwyta za telefon, chce dzwonić do adwokata. Nikt nie zauważył, że w tej szamotaninie ksiądz Paweł wkłada pendrive za osłonę przeciwsłoneczną.
Ksiądz Paweł na komisariacie mówi, że mieszka z rodzicami. Następnego dnia prosi o dyskrecję, mówi, że na koncie ma już wyrok, boi się, że poniesie konsekwencje w kurii. Przyznaje, że uprawiał z Marcelem seks, ale chciał pomagać biednej rodzinie. Nadal nie chce zdradzić, gdzie naprawdę mieszka. A ponieważ chłopiec nie przyznaje się, że ksiądz go molestował, innych dowodów nie ma.
Ksiądz wychodzi z aresztu, dzwoni do organisty. Prosi, by przyniósł mu pendrive schowany w samochodzie.
– Masz? – pyta go następnego dnia, przed mszą.
– Nie znalazłem – mówi organista. W rzeczywistości przejrzał jego zwartość i zaniósł policji.
W międzyczasie kuria wrocławska informuje policję, że Paweł Kania mieszka u księży emerytów. Policjanci znajdują ukryty w łóżku laptop i dysk. Przeglądają – są tam setki filmów pedofilskich oraz zdjęcia. Na kilku Marcel – nago. Podobne zdjęcia są na pendrivie.
Kuria: żadnych skarg
Sąd po obejrzeniu zawartości dysków umieszcza księdza w areszcie. Prokuratura prowadzi śledztwo. Ustala, że molestowanie ministrantów trwało ponad dziesięć lat, dociera do trzech ofiar, bo wielu ministrantów wskazanych przez inne ofiary wstydzi się zeznawać. Metodę uwodzenia chłopców i ich rodzin prokuratura nazywa „pajęczą siecią”.
Ksiądz Paweł skarży się prokuraturze, że w Boliwii chorował na tropikalną dengę, powinien po niej prowadzić higieniczny tryb życia, a w areszcie to wykluczone. Jest też alergikiem i przeszkadzają mu zapachy z toalety w celi – ma odruchy wymiotne, a także podwyższone ciśnienie, lęki i depresję. I nie może uczestniczyć w codziennej mszy świętej.
Prokuratura ma problemy we współpracy z kuriami bydgoską i wrocławską. Gdy pyta, czy przeciwko księdzu były jakieś postępowania kościelne – nie ma odpowiedzi. Bydgoska kuria twierdzi, że nie było żadnych skarg, a wręcz przeciwnie – „ksiądz cieszył się uznaniem”. To dlaczego go przeniesiono? Bo „ustały przyczyny, by dalej tam pracował”.
Proces rusza w 2014 roku.
Poszkodowani proszą o możliwość zeznawania pod nieobecność księdza, bo się go krępują lub wstydzą.
Ksiądz Paweł nie przyznaje się do winy, uważa, że zemściła się na nim policja, bo w 2005 roku poskarżył się na mandat. Chciał dobrze dla rodzin ministrantów, bo ich rodzice to alkoholicy z problemami psychicznymi, a synowie źle się uczyli. Chciał „oderwać młodego człowieka od deprawacji”. Porno pedofilskie? Nie jego, pewnie policja podrzuciła.
Sąd chce wiedzieć, w ilu szkołach uczył ksiądz Paweł – kuratorium odpowiada, że nie prowadzi takiego rejestru, bo o tym decyduje właściwy biskup.
Lekarzowi biegłemu ksiądz Paweł mówi, że w seminarium miał kontakty z duchownymi o orientacji homoseksualnej, stąd jego praca magisterska pt. „Homoseksualizm i jego aspekt moralny”. Lekarz rozpoznaje u niego pedofilię. Inny napisze, że „w relacjach z ludźmi jest otwarty, pogodny, dominujący. (…) W kontaktach z dziećmi jak i dorosłymi stosował manipulacje, jak wykorzystanie autorytetu i wpływu wynikającego z pełnionej funkcji społecznej”. Zauważa, że ofiarami księdza są chłopcy z problemami emocjonalnymi, w trudnej sytuacji rodzinnej.
W kwietniu 2013 sąd rodzinny ogranicza władzę rodzicielską mamie i ojcu Marcela i Filipa za brak nadzoru nad synami i dopuszczenie do kontaktów z „wujkiem”.
Psycholog szkolny Marcela zezna, że w szkole wiedzieli o „wujku”, ale sprawdzali mężczyznę ostrożnie, bo mógł to być członek rodziny. Uznali też, że z dwóch braci to Filip jest przystojniejszy, a mężczyzna bardziej zajmował się Marcelem, więc stwierdzili, że to raczej nie pedofil.
Jesienią 2014 sąd uznaje, że dowody zostały zabezpieczone, i wypuszcza księdza Pawła z aresztu.
Ksiądz Paweł nęka SMS-ami jednego z poszkodowanych. Grozi, że ujawni go w jego środowisku.
Zmienia też linię obrony. W trakcie rozprawy mówi, że padł ofiarą zemsty politycznej za wiersz, który w 2010 roku napisał na cześć prezydenta Lecha Kaczyńskiego:
Lecieli. aby hołd oddać zmarłym
i w ich szeregi wkroczyć
by świat poprzez tragedię na KATYŃ
otworzył oczy
Lecieli. aby Ci co za POLSKĘ bestialsko
pomordowani
pozostali na zawsze dla świata
niezapomniani (…)
Sąd podczas ogłaszania wyroku nazywa jego próbę obrony „zdecydowanie poniżej oczekiwań, jakie należałoby stawiać osobie z wyższym wykształceniem teologicznym oraz aspirującej do wartości moralnych”. Sąd opisał też krzywdę, jaką wyrządził dzieciom: „To nie siniaki i złamania, które wygoją się po tygodniach. To urazy i rany osobowości, z którymi trzeba żyć i mierzyć się latami”. Wyrok – siedem lat więzienia, nakaz leczenia, dożywotni zakaz wychowywania i edukacji dzieci.
W maju 2015 roku, kilka dni przed pójściem do więzienia, ksiądz Paweł pisze na Facebooku: „Zajęciem BOGA jest przebaczanie”.
Patron
Jednym z opiekunów duchowych księdza Pawła Kani jest ksiądz Andrzej Siemieniewski. Poznali się, gdy Siemieniewski był wikariuszem w Świdnicy, rodzinnej parafii Kani. To on namówił Pawła do wstąpienia do seminarium, redagował mu wiersze, był jego opiekunem w seminarium.
Gdy ksiądz Kania molestował, ksiądz Siemieniewski awansował – został biskupem pomocniczym w archidiecezji wrocławskiej, która otrzymywała skargi na molestowanie.
Czy biskup Siemieniewski bronił swojego podopiecznego przed odpowiedzialnością? Czy mógł nie wiedzieć przez tyle lat o wyroku, skargach od rodziców, szkoły, proboszczów?
Zadzwoniłem: – Ksiądz biskup był od początku duchowym patronem księdza Kani.
– To trzeba by jego spytać.
– Czy ksiądz biskup nie wiedział o jego kontaktach pedofilskich w ciągu ostatnich 20 lat?
– Widzę, że pan łączy prawdziwe z fałszywymi…
– Co to znaczy?
– Jestem za granicą. Nie mogę rozmawiać. (Rozłącza się).
Kilka minut wcześniej pracownik kurii wrocławskiej powiedział mi, że biskup jest we Wrocławiu, już dojeżdża do kurii.
Imiona poszkodowanych chłopców zostały zmienione
Milczenie
Oto niektóre pytania, które przesłaliśmy do kurii wrocławskiej i bydgoskiej
1 Dlaczego kuria wrocławska przeniosła w 2005 roku księdza Kanię do kurii bydgoskiej, gdzie sprawował nadzór nad ministrantami i uczył religii w szkole mimo wiedzy o pedofilskich zarzutach wobec księdza?
2 Dlaczego kuria bydgoska zezwoliła na nauczanie przez ks. Kanię religii w szkole i opiekę nad ministrantami, skoro z Wrocławia został przeniesiony z zarzutami pedofilskimi?
3 W 2009 roku ksiądz Paweł Kania wraca z kurii bydgoskiej po skargach proboszcza i dyrektorki szkoły – ciążą na nim podejrzenia o molestowanie dzieci. Dlaczego nadal zajmuje się dziećmi na terenie diecezji wrocławskiej?
4 Dlaczego w 2010 roku ksiądz Kania zostaje umieszczony w parafii w Miliczu na terenie kurii wrocławskiej, gdzie nadal uczy i zajmuje się ministrantami?
5 Jak wynika z informacji zebranych przez prokuraturę wrocławską w sprawie III K 389/13, ksiądz Kania molestuje również ministrantów, mieszkając u sióstr zakonnych w ośrodku leczniczo-opiekuńczym na terenie kurii wrocławskiej, oraz chłopców spotkanych na ulicy, gdy mieszka w domu księży emerytów we Wrocławiu. Dlaczego kuria nie przeciwdziała temu?
6 Kiedy kuria wrocławska otrzymała pierwszą informację o przestępczych zachowaniach seksualnych księdza Kani, który wyświęcony został w tej diecezji w 1996 roku?
7 Ile przypadków molestowania przez księdza Kanię zostało zgłoszonych kurii wrocławskiej?
8 Co zrobiła kuria wrocławska, by przeciwdziałać przypadkom molestowania przez księdza Kanię?
Chcieliśmy zapytać o to byłego kanclerza kurii księdza Stanisława Jóźwiaka. Jest obecnie proboszczem we Wrocławiu. Nie chciał rozmawiać. Spytaliśmy rzecznika prasowego kurii księdza Rafała Kowalskiego. Odparł, że jest za granicą, odesłał nas do kanclerza księdza Rafała Hołubowicza. Ten odesłał nas do starego komunikatu kurii sprzed trzech lat, który niczego nie tłumaczy, a tylko zapewnia, że kuria „zrobiła wszystko, co w jej mocy”.
Z kurii bydgoskiej nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Jak diecezje wrocławska i bydgoska kryły księdza Kanię
2005
Ksiądz Kania zostaje zatrzymany przez policję na terenie diecezji wrocławskiej. Nagabuje chłopców pod sklepem, a w komputerze ma materiały pedofilskie. Biskup wrocławski przenosi go do Bydgoszczy. Ksiądz zajmuje się tam ministrantami i uczy w gimnazjum. Nadal molestuje chłopców.
2009
Dyrektorka gimnazjum i proboszcz skarżą się biskupowi bydgoskiemu na „naganne wobec młodzieży zachowania” księdza Kani. Biskup przenosi księdza do Wrocławia. Tam znów zajmuje się ministrantami i uczy w szkole. Molestuje ministrantów.
2010
Biskup wrocławski po kolejnych informacjach o molestowaniu przenosi księdza Pawła z Wrocławia do Milicza. Nadal może uczyć i zajmować się ministrantami. Dopiero gdy po pięciu latach uprawomocnia się wyrok za posiadanie pornografii pedofilskiej, zostaje odsunięty od dzieci i umieszczony w ośrodku opiekuńczym sióstr zakonnych we Wrocławiu. Tam sprowadza sobie chłopców i ich molestuje.
2010/2011
Kuria wrocławska przenosi księdza Kanię do domu księży emerytów we Wrocławiu. Tam nadal sprowadza chłopców i ich molestuje. Poluje także na ulicach podwrocławskich miasteczek.
2012
Ksiądz Kania wpada w hotelu w zasadzkę policji, gdy molestuje 14-latka.
2013
Dopiero gdy rusza proces o molestowanie trzech chłopców (tylu zgodziło się zeznawać), a sprawa księdza Kani pojawiła się w mediach, kuria wrocławska wszczyna postępowanie o wykluczenie go ze stanu duchownego na mocy przepisów prawa kanoniczne-go. Proces jest w toku, Paweł Kania nadal jest księdzem.
Rozpoczynamy cykl Zły dotyk w Kościele. W najbliższych numerach „Dużego Formatu” pokażemy mechanizmy, dzięki którym księża pedofile przez lata molestują swoje ofiary, bo ich przełożeni pomagają w tuszowaniu skarg.
Bohaterowie naszych reportaży szli do kościoła przyciągani siłą autorytetu księży, wiarą albo marzeniami, by zostać kapłanem. W murach kościoła nie znaleźli jednak wzniosłych ideałów, a ich marzenia ulatywały wraz z pierwszym złym dotykiem duszpasterzy.
Księża, których opisujemy, jak ksiądz Paweł Kania z Wrocławia (podajemy jego nazwisko, bo został skazany prawomocnym wyrokiem), mogli zostać powstrzymani w swoich pedofilskich zapędach wiele lat temu. Kościół jednak milczał, dawał bierne przyzwolenie, a nawet ochronę. Do biskupa pisali skargi dyrektorka szkoły, wikary, proboszcz, ministranci. Bez skutku.
Do kurii jeździli też bohaterowie następnego reportażu z diecezji bielsko-żywieckiej.
Księża pedofile świadomi są ochrony, którą znajdują wśród polskich hierarchów. Jak powiedział ks. Kania, gdy zatrzymała go policja, „was się nie boję, ale przełożonych”. Lęk przed utratą kościelnej ochrony, przed odpowiedzialnością kanoniczną jest u niego większy niż strach wobec państwa i prawa karnego.
Ta „pajęcza sieć” – jak to określił jeden z prokuratorów – tkana jest od lat.
Prof. Stanisław Obirek, teolog, historyk, były jezuita, opowie w naszym cyklu o tym, jak jeszcze w latach 60., będąc dzieckiem, padł ofiarą molestowania przez duchownego.
***
Za tydzień
Jeden z ministrantów, ofiara księdza Kani, złożył pozew przeciwko kurii bydgoskiej i wrocławskiej. Jego adwokat w rozmowie z „Dużym Formatem” mówi: – Wrocławska kuria w perfidny sposób chciała zmusić mojego klienta do milczenia.
Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.
W ”Dużym Formacie” czytaj:
Pedofilia w Kościele. Jak biskupi chronili księdza Pawła Kanię [CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]
Kuria bydgoska i wrocławska przerzucały księdza pedofila do kolejnych parafii. Dzięki temu molestował chłopców przez co najmniej siedem lat
Mama chorego na autyzm Kuby: Jestem gotowa do walki
W Białej Podlaskiej psychologowie na widok chłopca z autyzmem rozkładali bezradnie ręce. Sama założyła więc ośrodek terapii, przedszkole, podstawówkę i gimnazjum dla syna. I 200 innych autystycznych dzieci
Ja bym radziła rodzić. Kobiety ze wsi o aborcji i czarnym proteście
Widzę w telewizji: wszyscy na czarno idą, krzyczą, deszcz leje. „Czy to żałoba jakaś? – pomyślałam. – Aaa, to tylko kobiety”. Machnęłam ręką i poszłam zmywać
Nie chcemy być częścią Opola. Łapy precz od naszej gminy
W naszych małych społecznościach dbamy o siebie. Nie chcemy stać się peryferiami Opola
Wajda [FotoPortret]
Andrzej Wajda. Człowiek w czerwonym golfie
Andrzej Bargiel. Najszybszy polski himalaista
Mit cierpiętniczy w polskim himalaizmie często bierze się z tego, że większość himalaistów to nie są sportowcy. Rozmowa z himalaistą Andrzejem Bargielem
Kuchnia litewska. Jedz w Wilnie!
Dla mojego męża przyjęcie weselne powinno się zaczynać od rosołu. Na Wileńszczyźnie to nie do pomyślenia. W tej sprawie moja rodzina okazała się nieugięta
Po szokujących słowach Kaczyńskiego kobiety organizują Czarny Protest pod jego domem
• Protest wywołała wypowiedź prezesa PiS nt. zakazu aborcji
• Demonstracja odbędzie się o godzinie 19 na warszawskim Żoliborzu
W odpowiedzi na słowa Jarosława Kaczyńskiego na temat zakazu aborcji, grupa kobiet postanowiła zorganizować protest pod domem prezesa PiS. Odbędzie się on 13 października o godzinie 19. „Poseł Kaczyński zagląda nam do łóżek, my tylko zajrzymy mu przez płot. Oczywiście powiemy mu też kilka słów, bo wygląda na to, że w Czarny Poniedziałek nas nie usłyszał” – informują inicjatorzy protestu i przekonują, że Kaczyński „aby przypodobać się biskupom, jest gotów praktycznie na wszystko”. Demonstracja na warszawskim Żoliborzu według zapowiedzi organizatorów ma być „spontanicznym, pokojowym zgromadzeniem”.
Dowiedz się więcej:
Co powiedział Kaczyński?
– Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię – zapowiedział prezes PiS. Dodał, że chodzi tylko o sytuacje, gdy nie ma zagrożenia życia i zdrowia matki. Wykluczył jednak przyjęcie takich rozwiązań, jakie były w projekcie ustawy Ordo Iuris.
Jak polskie prawo reguluje obecnie kwestię aborcji?
Obecnie aborcji można dokonywać legalnie, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Aborcji można dokonać także wtedy, gdy ciąża powstała w wyniku gwałtu bądź innego czynu zabronionego.
Zobacz także: Strajk kobiet. Trwa ogólnopolski protest przeciwko zakazowi aborcji. Kobiety wyszły na ulice
„W 2017 r. Polsce grozi katastrofa”. Tak mówią w rządzie
13.10.2016
Czarne chmury zbierają się nad rządem Beaty Szydło (53 l.). Realizacja programu Rodzina 500+, obniżenie podatków dla najuboższych, więcej darmowych leków dla seniorów, tanie mieszkania dla rodzin – na to wszystko potrzeba miliardów złotych. Część ministrów alarmuje, że pieniędzy może zabraknąć już w 2018 r.!
– Grozi nam załamanie finansów i totalna klęska – powiedział Faktowi jeden z członków gabinetu Beaty Szydło (53 l.). Takie wieści usłyszeliśmy jeszcze od innych ministrów, którzy obawiają się, że państwo nie udźwignie finansowo wszystkich obietnic. W przyszłym roku budżet jakoś się domknie, ale w 2018 r. – już nie. Skarżą się jednak, że nikt w rządzie nie chce ich słuchać!
– A to może oznaczać katastrofę w roku wyborów samorządowych i na ostatniej prostej przed parlamentarnymi – mówi nam ważny minister w rządzie Beaty Szydło (53 l.). I ostrzega, że jeżeli teraz nie znajdziemy realnych sposobów na zdobycie pieniędzy, „to w 2018 r. się zawalamy”.
Inny ważny polityk dodaje, że jak na razie nic nie wychodzi z zapowiadanych wcześniej planów zdobycia pieniędzy. Podatku handlowego nie ma, a uszczelnienie ściągalności podatku VAT, które miało przynieść miliardy złotych, nie przyniosło efektów.
Co w tej sytuacji robi premier? Póki co zajmuje się „gaszeniem pożarów”. Począwszy od afer z zatrudnianiem tzw. misiewiczów (młodych działaczy PiS bez doświadczenia), w spółkach Skarbu Państwa, kryzysem aborcyjnym wreszcie zerwaniem kontraktu na zakup śmigłowców…
Prezes PiS Jarosław Kaczyński (67 l.) jednak nie odpuszcza i żąda kolejnych projektów dla ludzi. Nie chce słyszeć, że się czegoś nie da zrobić.
wypłaty pieniędzy z 500+ – 23 mld zł
obniżenie wieku emerytalnego – 10,2 mld zł
reforma służby zdrowia – 9 mld zł
darmowe leki dla seniorów – 643 mln zł
STAN GRY: Lityński: Legutko, pseudionim “Zoil”, Fakt: Nadciąga katastrofa w finansach, PO dyscyplinuje Saryusza
- Lityński: Legutko, pseudionim “Zoil”
- Fakt: Nadciąga katastrofa w finansach
- PO dyscyplinuje Saryusza
— CBA zatrzymało na polecenie wrocławskiej prokuratury Marzenę K, b. urzędniczkę min. sprawiedliwości. Sprawa ma zw. z reprywatyzacją – podało Radio Zet.
— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Petru o słowach Kaczyńskiego o aborcji: Skrajny cynizm. Niech powie to kobietom, a nie do PAP-u
Ziobro: Ws. Smoleńska PDT nie jest traktowany inaczej niż wszystkie inne osoby
Zalewska o wywiadzie Kaczyńskiego i słowach o zdeformowanych płodach: To odpowiedź na deklarację PBS
Zalewska: To naprawdę przemyślana reforma. Nie ma potrzeby jej odroczenia
Polityczny plan czwartku: PBSz na spotkaniu z zarządem Mercedesa
http://300polityka.pl/live/2016/10/13/
— RYSZARD LEGUTKO, PSEUDONIM ZOIL – JAN LITYŃSKI W GW: “Z materiałów IPN wiemy, że w przeciwieństwie do reżysera i polskiej inteligencji filozof całe życie dawał przykład postawy niezłomnej. W konspiracji pod pseudonimem „Zoil” organizował brawurowe akcje, które doprowadziły do obalenia komunizmu. Jako senator z ramienia PiS, minister edukacji w rządzie Kaczyńskiego i europoseł nieustannie dowodził, że Polska jest marionetką poddaną europejskiej zarazie. Mówi, co myśli, i nie boi się nikogo. No, może jedynie tych, którzy w Polsce zniewolonej przez Unię Europejską proponowali mu kolejne stanowiska. (…) Zapewne jedynym, co zostanie zapamiętane z bohaterskiej działalności profesora, będzie ta wypowiedź po śmierci Andrzeja Wajdy. Jako przejaw zawistnej podłości. Taki jest los zoilów”.
— PARTIA PETRU GONI KACZYŃSKIEGO – sondaż SE: PiS 24, N 18, PO 13, Kukiz 7, SLD 6, Korwin (Wolność) 5, Razem 4.
— PROPKURATURA SPRAWDZA KONTAKTY NIESIOŁOWSKIEGO Z BIZNESMENAMI – GPC: “Trwa śledztwo, w którym pojawia się postać posła Stefana Niesiołowskiego. „Codzienna” ustaliła, że obecnie ba- dane są relacje niedawnego polityka Platformy Obywatelskiej z biznesmenami z firmy AlStal”.
— DOJNA ZMIANA W PGNIG 2 – pisze w GW Wojciech Czuchnowski: “Część pieniędzy z nagród została przekazana fundacji związanej z żoną prezesa PGNiG Piotra Woźniaka”.
— PREZES PGNIG ODDAŁ NAGRODĘ W GOTÓWCE, NIE POKAZUJE DOWODU W POSTACI WYCIĄGU Z KONTA – dalej Czuchnowski: “”Słowo „gotówka” jest tu kluczowe. Woźniak tłumaczył się przed władzami PiS, że oddał nagrodę już w lipcu, czyli przed, a nie po wybuchu afery. Ale nie pokazuje dowodu, np. w postaci wyciągu z konta, a w oświadczeniu archidiecezji nie ma mowy o tym, że jest na to jakieś pokwitowanie – twierdzi nasz informator z PGNiG. Jego zdaniem prezes „posługuje się Kościołem do ratowania swojej funkcji”. Wątpliwości budzi też sprawa innego beneficjanta pieniędzy z premii, czyli warszawskiej Fundacji Rozwoju Dzieci im. J.A. Komeńskiego. Jedną z założycielek jest Monika Rościszewska-Woźniak – prywatnie żona prezesa”.
— NADCIĄGA KATASTROFA – Fakt o stanie finansów: “– Grozi nam załamanie finansów i totalna klęska – powiedział Faktowi jeden z członków gabinetu Beaty Szydło. Takie wieści usłyszeliśmy jeszcze od innych ministrów, którzy obawiają się, że państwo nie udźwignie finansowo wszystkich obietnic. W przyszłym roku budżet jakoś się domknie, ale w 2018 roku – już nie. Ministrowie skarżą się jednak, że nikt w rządzie nie chce ich słuchać!
– A to może oznaczać katastrofę w roku wyborów samorządowych i na ostatniej prostej przed parlamentarnymi – mówi nam ważny minister w rządzie Beaty Szydło. I ostrzega, że jeżeli teraz nie znajdziemy realnych sposobów na zdobycie pieniędzy, to „w 2018 r. się zawalamy”. Inny ważny polityk dodaje, że na razie nic nie wychodzi z zapowiadanych wcześniej planów zdobycia pieniędzy. Podatku handlowego nie ma, a uszczelnienie ściągalności podatku VAT, które miało przynieść miliardy złotych, nie przyniosło efektów”.
— ROZLICZAJĄCY SIĘ LINIOWO STRACĄ PONAD 16 MLD ZŁ – jedynka DGP.
— PIS OSKUBIE KLASĘ ŚREDNIĄ – tytuł w GW.
— MILIARDY OD BOGATYCH – tytuł w GW.
— NA SAMEJ LIKWIDACJI LIMITY ZUS DLA NAJBOGATSZYCH, BUDŻET ZAOSZCZĘDZI ROCZNIE 7 MLD ZŁ – Anna Popiołek w GW: “Tylko na likwidacji limitu składki emerytalnej dla najbogatszych budżet zaoszczędzi ponad 7 mld zł rocznie. Kolejne 36 mld zł zabierze z OFE przy okazji likwidacji drugiego filara systemu emerytalnego”.
— RZĄD ROZDA MIESZKANIA – tytuł w SE.
— KURSKI NA 4 LATA WZIĄŁ TVP – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Pokerowym zagraniem” nasz rozmówca z PiS nazywa puszczenie w obieg medialny przed finalnym posiedzeniem RMN informacji o przygotowywanej przez posłów PiS nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, zgodnie z którą nadzór nad wyborem zarządów mediów publicznych miałaby KRRiT, a nie RMN. – Widmo podporządkowania KRRiT oraz bezpośrednie rozmowy prezesa tuż przed rozstrzygnięciem zadecydowały, że Kurski dostał to, co chciał – wyjaśnia nasz rozmówca. Nowelizacja na razie nie ujrzała zresztą światła dziennego”.
— JACEK KURSKI BYŁ I JEST PREZESEM TVP – Agnieszka Kublik w GW: “Z nieoficjalnych informacji z PiS i Kukiz’15 wiemy, że Kurski Podżornemu miał zapłacić za jego głos obroną posady „człowieka” Kukiz’15 w zarządzie – Macieja Staneckiego. Stanecki od stycznia jest wiceprezesem TVP. I dziś miał to stanowisko stracić. Bo wcześniej Rada uchwaliła, że zarząd ma być jednoosobowy. Ostatecznie w środę na wniosek Czabańskiego Rada poprzednią decyzję o zarządzie jednoosobowym uchyliła. A potem – na wniosek Kurskiego – przegłosowała, że zarząd będzie dwuosobowy – z Kurskim jako prezesem i Staneckim, jego zastępcą. Tego nowego rozwiązania bronił sam Kurski – że w zarządzie powinien być „przedstawiciel opozycji” i że to właśnie ma być … Stanecki”.
— APEL KAROLA MODZELEWSKIEGO DO SOLIDARNOŚCI – drukuje GW: “Apeluję do Was, byście wycofali doniesienie do prokuratury. Nie występujcie w roli ormowców „dobrej zmiany”. Szkoda na to Związku”.
— PIS WRACA DO ABORCJI – jedynka GW.
— KACZYŃSKI DECYDUJE NAWET O PRZETARGACH NA ŚMIGŁOWCE – mówi Sławomir Neumann w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “ – Polska jest zarządzana przez Jarosława Kaczyńskiego, który decyduje o wszystkim, nawet o przetargach na śmigłowce. Chcemy wiedzieć, jak często w ostatnich miesiącach Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS spotykali się na ul. Nowogrodzkiej (mieści się tam siedziba partii – red.) i w innych miejscach z ludźmi pracującymi dla koncernu Lockheed Martin produkującego śmigłowce Black Hawk.
– PO nie ma dowodów na aferę.
– Tylko komisja śledcza może wyjaśnić aferę helikopterową. Przecież to oczywiste, że ani prokuratura Ziobry, ani CBA Kamińskiego nie zajmie się Kaczyńskim”.
— SARYUSZ-WOLSKI UDZIELIŁ WYWIADU, NAD KTÓRYM MÓGŁ SIĘ DŁUŻEJ ZASTANOWIĆ – mówi dalej Neumann: “Udzielił wywiadu, nad którym mógł się dłużej zastanowić i przed udzieleniem którego mógł zaczerpnąć informacji merytorycznych.
– Bliżej mu do PiS niż do PO?
– Dzisiaj wciąż jeszcze jest w Platformie.
– Jeszcze?
– Jest na mocnym prawym skrzydle PO. W jego interesie jest porozmawianie z ludźmi, którzy znają się na wojsku i obronności, żeby jego wypowiedzi były merytoryczne. On patrzy na Polskę z innej perspektywy.
– Perspektywy PiS?
– Pan to powiedział. Ja raczej uważam, że mówił bardziej jako wiceszef Europejskiej Partii Ludowej niż europoseł PO”.
— PODATKOWY HAMULEC – tytuł RZ na jedynce: “Rząd zapowiada 100 usprawnień dla firm, tymczasem wprowadza przepis, który może podciąć skrzydła spółkom kapitałowym. Inwestując w nie, trzeba będzie od razu płacić wysoki podatek. Przepisy będą mieć olbrzymie znaczenie, bo takich spółek jest w Polsce ponad 330 tys.”.
— UCHODŹCY NIE PRZYLECĄ SZYBKO – pisze w RZ Tomasz Krzyżak: “Rząd utrącił pomysł korytarzy humanitarnych, twierdząc, że nie zagwarantuje przyjezdnym bezpieczeństwa”.
— POTRZEBNY GEST W SPRAWIE UCHODŹCÓW – pisze w komentarzu RZ Michał Szułdrzyński: “Okazuje się, że Polski nie stać nawet na tak symboliczny gest. Czy powodem jest ideologiczny upór, motywowany politycznie sprzeciw, czy też zwykła opieszałość urzędnicza – dość, że państwo pokazuje zupełną obojętność na potrzeby ludzi. Wydawałoby się, że przy sporej ilości problemów międzynarodowych, które ma w tej chwili rząd, gest solidarności mógłby się okazać przydatny. Ale widocznie rząd uznał, że mamy wystarczająco dużo dyplomatycznych asów w rękawie, by tak tanim kosztem zdobywać kolejne atuty. Pozazdrościć”.
— DUDA PRZYBIŁ PIĄTKĘ Z KWAŚNIEWSKIM – SE.
— RODZINA ALBO PARTIA – Fakt o ultimatum dla posłanki Kloc.
— ZIOBRO ROZDA 3 MLN RYDZYKOWI – SE.
— 7 LAT TEMU Grzegorz Schetyna, Andrzej Czuma i Mirosław Drzewiecki odeszli z pierwszego rządu Donalda Tuska. Mariusz Kamiński został odwołany z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
— 9 LAT TEMU SEJM UCHWALIŁ REFORMĘ EMERYTALNĄ.
— URODZINY: Piotr Gursztyn, Mirosław Kochalski, Walter Chełstowski.
Petru o słowach Kaczyńskiego o aborcji: Skrajny cynizm. Niech powie to kobietom, a nie do PAP-u
To świadczy o tym, że ten człowiek w ogóle nie ma empatii. Widać, że jest zimnym cynikiem. Ta wypowiedź jest skandaliczna, świadczy o zupełnym braku uczuć u tego człowieka. To skrajny cynizm i bezczelność. Niech wyjdzie i powie to kobietom prosto w oczy, a nie do PAP-u to powie. – mówił w „Poranku TOK FM” Ryszard Petru.
Ziobro: Ws. Smoleńska PDT nie jest traktowany inaczej niż wszystkie inne osoby
Minister Sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, odnosił się w programie „Gość poranka” w TVP Info do słów Donalda Tuska, że czuje się w Polsce wrogiem publicznym:
„Patrząc bardziej generalnie, dla nikogo nie jest tajemnicą, również dla Donalda Tuska, że toczy się śledztwo związane z katastrofą smoleńską, które obejmuje nie tylko sam fakt zdarzenia, które tam nastąpiło, ale również okoliczności poprzedzające, jak i te, które zdarzyły się po wizycie. We wszystkich tych sprawach w sposób bardziej lub mniej bezpośredni lub pośredni, bo różne tu były zaangażowania osób publicznych, był też zaangażowany Donald Tusk. W kontekście organizacji wizyty, jak to postępowanie ma być później prowadzone, więc trudno, żeby się dziwił, że jego rola też jest wyjaśniania jak każdej innej osoby. To jest zadaniem prokuratury. Donald Tusk nie jest traktowany inaczej niż wszystkie inne osoby”
Komandos. Przypadki ministra Macierewicza
13.10.2016
Powiedzieć, że Francuzi są wściekli na polski rząd, to nic nie powiedzieć. „Nagle” odwołana wizyta Francoise’a Hollande’a w Polsce i jasny sygnał z Pałacu Elizejskiego, że to przez zerwanie przez Polskę kontraktu na 50 śmigłowców Caracal o wartości 13,5 mld zł. Strony francuska i polska przerzucają się odpowiedzialnością za zerwane negocjacje. Airbus chce skarżyć Polskę. – Nigdy nie zostaliśmy tak potraktowani przez rząd klienta, jak zostaliśmy potraktowani przez ten rząd – ocenił dyrektor generalny Airbus Group Tom Enders. Polscy delegaci podczas targów zbrojeniowych w Paryżu nie będą traktowani jako oficjalna delegacja.
Antoni Macierewicz ma inne zdanie. – Francja zrobiła bardzo źle, Airbus Helicopters zrobił źle, że zerwał te rozmowy – stwierdził minister obrony w TVP Info. MON twierdzi, że to raczej Polska ma prawo dochodzić odszkodowań od Airbusa „w związku z odmową podpisania umowy offsetowej przez stronę francuską”. Kto ma rację? Przyszłość pokaże, ale Francuzi na pewno na długo zapamiętają nazwisko Macierewicz. Nie oni jedyni.
Kilka miesięcy wcześniej. Audyt rządów PO-PSL. – Co takiego wam Polska zrobiła, że tak ją pozostawiliście bezbronną? Co takiego musiało się zdarzyć w siłach zbrojnych, co takiego musiało się zdarzyć w waszych głowach, że wtedy, gdy wszystko wskazywało na to, iż zbliża się najgorszy konflikt, największe niebezpieczeństwo, największe zagrożenie dla naszego kraju, to wy głosiliście bezpieczeństwo ze strony rosyjskiej, a minister spraw zagranicznych w waszym rządzie stwierdzał, że Rosja rychło będzie członkiem NATO? – pyta w Sejmie szef MON.
Radosław Sikorski nie wytrzymuje. „Panie Ministrze Obrony Narodowej, Antek, świrze, wskaż cytat, kiedy rzekomo mówiłem, że Rosja wkrótce będzie członkiem NATO” – odbija piłeczkę na Twitterze.
O „świra” wybucha na Twitterze ostry spór. Odpowiada też sam Macierewicz. Z Sikorskim nie znoszą się od lat. „Przejdzie do historii jako jedyny minister spraw zagranicznych, który nawoływał w Berlinie do likwidacji państwa polskiego” (Alfabet Antoniego Macierewicza,„Nowe Państwo” nr 12/2011) – stwierdza. Teraz, w odpowiedzi na „świra”, ripostuje.
Antoni Macierewicz o Sikorskim (fot. Waldemar Kompala/AG)
Czy mam też wskazać, kiedy i gdzie robił Amerykanom – przepraszam, już nie pamiętam – łaskę, zdaje się? – brzmi nawiązująca do afery taśmowej odpowiedź Macierewicza. Szef MON zbiera też cięgi od swoich poprzedników – byli ministrowie obrony (w tym Sikorski) w liście, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej„, ostro krytykują jego politykę.
Mogą być pewni, że jeśli pojawi się odpowiedź, to będzie ostra. Bo Macierewicz w sporach politycznych nie uznaje półśrodków, jeśli chodzi o argumenty. Oto próbka. Zdaniem Macierewicza manifestujący w protestach KOD to część dawnych elit, które przywłaszczyły sobie Polskę przez ostatnie 25 lat, kontynuacja aparatu komunistycznego – bezpośrednio ci ludzie, albo ich najbliżsi. Znamienne słowa padają też z ust ministra obrony podczas niedawnego występu w publicznej telewizji: Gdy zaczniecie państwo mówić w tym studio prawdę, to zobaczycie, jak szybko ona ogarnie wszystkie umysły, bo ona sama dociera i sama zwycięża. Nawet dzisiaj, po tym 24-letnim praniu mózgu. To było jasne stwierdzenie – za poprzedniego rządu TVP nie mówiła prawdy. A 7 maja, relacjonując stan negocjacji w sprawie wzmocnienia obronności Polski, minister mówi wprost o „rosyjskiej prowokacji”. Czego miała dotyczyć? Dobre pytanie.
Antoni Macierewicz (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Minister
Rządy w MON zaczyna od kontrowersyjnej wymiany kadr w mieszczącym się w Polsce NATO-wskim Centrum Kontrwywiadu. Choć sprawa wywołała skandal, według MON wszystko było w porządku. Szef resortu obrony krytykuje za to stan wojska, którego stan jesienią ubiegłego roku rzekomo „nie pozwalał na obronę integralności terytorialnej dłużej niż kilka dni”.
Zdaniem z reguły ważącego słowa byłego ministra obrony, Tomasza Siemoniaka, Macierewicz nie jest ani odpowiedzialny za armię, ani za słowo i trudno traktować poważnie to, co mówi. – On powiedział, że armia była w tak katastrofalnym stanie, że bardzo łatwo było ją szybko odbudować. To skąd wysoka ocena u sojuszników, skoro było tak źle? – pytał w RMF FM Siemoniak.
„Bardzo negatywnie” działania min. Macierewicza w kontekście obronności polskiego państwa i wizerunku jego zdolności obronnych za granicą ocenia w rozmowie z nami Janusz Onyszkiewicz. – Pan Macierewicz w swoim wystąpieniu sejmowym zakwestionował całość polityki bezpieczeństwa państwa od 1989 r. A przecież w tym czasie były też dwa lata rządów PiS i prezydentura Lecha Kaczyńskiego! Zakwestionował naszą wiarygodność jako partnera w NATO a także wiarygodność samego Sojuszu. Myślę, że to jest coś niesłychanie fundamentalnego i coś, co go dyskwalifikuje jako szefa MON – podkreśla były opozycjonista, który sam dwukrotnie przewodził resortowi obrony. – Minister obrony narodowej musi mieć pewien autorytet i poważanie w samym wojsku. Nie sądzę, by je uzyskał, gdy wypowiada się tak krytyczne o jego wyszkoleniu i rzekomym skorumpowaniu – dodaje Onyszkiewicz. I przypomina kilka „zakrętów”, jakie przebył w swoich poglądach politycznych obecny minister. – Przecież był w zasadzie klasyfikowany jako człowiek lewicy, zainteresowany Che Guevarą, przeciwnik amerykańskich interwencji na Kubie. W”Głosie” ukazał się tekst w którym w zasadzie przedstawiano, że jeśli chodzi o możliwość zmiany w Polsce, to cała nadzieja w kadrze Wojska Polskiego. A teraz zestawmy to z obecnymi wypowiedziami. To jest zabawne, żeby nie powiedzieć więcej.
O co chodzi? W latach 80. w kierowanym przez Macierewicza „Głosie” ukazał się artykuł „Odbudowa państwa” (podpisany przez cały zespół), który postulował – uwaga –porozumienie „Solidarności” i Kościoła z… Ludowym Wojskiem Polskim – jako trwałym elementem w słabym socjalistycznym państwie.
Dzwonię do Piotra Naimskiego, dawnego działacza opozycji, współzałożyciela Komitetu Obrony Robotników, posła Prawa i Sprawiedliwości, obecnego ministra w Kancelarii Premiera. Człowieka, którego minister – sam współzałożyciel KOR – otwarcie nazywa przyjacielem. Chcę zapytać o najbardziej wartościowe cechy Antoniego Macierewicza: o jego bezkompromisowość, niezłomność wobec PRL-owskiej bezpieki – i o jego ideowe wybory. Niestety Naimski nie chce rozmawiać.
Sprawdziliśmy więc sami, jak zmieniało się życie, opinie i wybory polityczne Antoniego Macierewicza, który z PRL wyniósł właściwie nieskazitelną kartę opozycjonisty, a w III RP często przesuwał granice debaty publicznej tam, gdzie wydawały się one nienaruszalne.
Antoni Macierewicz o obronności państwa (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Komandos
Jest kawalerem Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski. Dostał go w 1990 r. od prezydenta Polski na uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego. I nic dziwnego, bo działalność opozycyjna Antoniego Macierewicza w PRL jest niemal jak wzorzec z Sevres.
Syn Zdzisława i Marii, pracowników naukowych, pierwszy raz naraża się władzy ludowej, gdy odmawia potępienia w szkole na apelu orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich – milowego kroku w normalizacji stosunków polsko-niemieckich. Rodzina jest konserwatywna, wierząca. W 1949 r., gdy Antoni ma zaledwie rok, jego ojciec, chemik, nauczyciel akademicki, zostaje znaleziony martwy w swoim laboratorium. Był inwigilowany przez UB w związku z domniemaną siatką szpiegowską w Szczecinie, powiązaną z konsulem Francji. Ustalenia ubecji: samobójstwo. Jak było naprawdę? Nie wiadomo. Sam Macierewicz o okolicznościach śmierci rodzica dowiaduje się, gdy jest już dorosły.
Antoni Macierewicz w 1992 r. (fot. Sławomir Kamiński/AG)
– Wychowywałem się w środowisku polskiej inteligencji katolickiej i niepodległościowej, ojciec był przed wojną członkiem Stronnictwa Narodowego, a po wojnie Stronnictwa Pracy, w tym środowisku było oczywiste, że Polska jest krajem okupowanym. A więc dążenie do odzyskania niepodległości było obowiązkiem oczywistym dla wszystkich. Ale wszystko zaczęło się chyba od działalności w 1. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej im. Romualda Traugutta, czyli słynnej „Czarnej Jedynki” – cytuje go w 2006 r. „Dziennik”.
Jest 1968 r. Student Macierewicz uczestniczy w strajkach, 5 dni spędza w areszcie. Po Grudniu 1970 r. na Wybrzeżu to on organizuje akcję krwiodawstwa dla rannych. Działalność opozycyjna przeszkadza mu w rozwoju kariery naukowej, blokowana jest publikacja jego książki o Ameryce Łacińskiej. Niezrażony tym angażuje się w powstanie Komitetu Obrony Robotników. Współpracuje wówczas z ludźmi, z którymi potem znajdzie się na przeciwległych biegunach polskiej polityki – Adamem Michnikiem i Jackiem Kuroniem. Manifestuje w proteście przeciw zabójstwu Stanisława Pyjasa, zakłada wspomniany podziemny miesięcznik „Głos”, który wydaje do 1990 r.
SB depcze mu po piętach – jest rozpracowywany, inwigilowany, karany, zatrzymywany, jego mieszkanie jest przeszukiwane. Wiele lat później historyk Andrzej Friszkie napisze – na podstawie materiałów IPN – w książce „Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi”,że obecny minister obrony miał obciążać kolegów w śledztwie w marcu 1968 r. Macierewicz zapowiada pozew przeciw historykowi. Opozycjonista Wojciech Onyszkiewicz, rzekomo obciążony zeznaniami kolegi, opisuje w „Gazecie Wyborczej” kulisy tej sprawy – nie przesądza o jego winie i nazywa go „niezłomnym”.
Lata 80. to dalszy ciąg pięknej biografii Antoniego Macierewicza. Doradca Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, członek komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej po wprowadzeniu stanu wojennego zostaje internowany. Z internowania udaje mu się uciec – ukrywa się do 1984 r.
Antoni Macierewicz na posiedzeniu Sejmu (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Opozycjonista
A potem przychodzi 1989 rok. Opozycjonista Macierewicz nie popiera Okrągłego Stołu, coraz mocniej za to wiąże się z różnymi stronnictwami konserwatywnej, katolickiej prawicy. Współtworzy Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, w którego szeregach jest m.in. człowiek, z którym publicznie w maju 2016 r. zrywa kontakty – Stefan Niesiołowski. Macierewicz popiera wówczas Wałęsę, dostaje się do Sejmu w wyborach 1991. A w latach 1991-1992 współtworzy – jako minister spraw wewnętrznych – bodaj najsłynniejszy rząd w historii III RP – Jana Olszewskiego. I to w tym rządzie wykonuje pierwszą ze swoich wielu spektakularnych politycznych akcji – ogłasza tzw. „listę Macierewicza”, na której widnieją nazwiska osób zarejestrowanych przez SB jako Tajni Współpracownicy (TW). Jest na niej m.in. Wałęsa i szef ZCHN, szanowany nestor polskiej prawicy katolickiej Wiesław Chrzanowski [W 2000 sąd lustracyjny prawomocnie orzekł, że Wiesław Chrzanowski nie był agentem SB – przyp. red.]. Wybucha potężny kryzys polityczny, rząd Olszewskiego upada, a Jacek Kurski kręci słynny film „Nocna Zmiana”.
19 lipca 1992 Macierewicz zostaje wyrzucony z ZChN. Z końcem kadencji przestaje być posłem. Ale już w 1997 r. wraca do Sejmu z listy Ruchu Odbudowy Polski, zakłada swoją partię Ruch Katolicko-Narodowy. Cztery lata później znów wraca – tym razem z listy Ligi Polskich Rodzin. Unia Europejska jest dla niego wówczas eksperymentem socjalistycznym, który przynajmniej od lat 90. nakierowany jest na stworzenie wspólnej przestrzeni politycznej, gospodarczej i – co najgorsze – ideowej z Rosją. Jest tak, jak pisze Władimir Bukowski: w perspektywie ma powstać neosocjalistyczne mocarstwo rozciągające się między Lizboną a Władywostokiem. Unia w takim kształcie byłaby tak naprawdę realizacją planów Włodzimierza Lenina. Inne są tylko metody: kuszą, obiecując mannę z nieba – stwierdza (Alfabet Antoniego Macierewicza, „Nowe Państwo” nr 12/2011).
Antoni Macierewicz podczas konferencji zespołu ds. badania przyczyn katastrofy TU-154 (fot. Franciszek Mazur/AG)
Ambitny polityk długo w LPR nie zostaje – szybko popada w konflikt z Romanem Giertychem. Bezpieczną przystań znajduje dopiero w PiS – choć do partii wstąpi dopiero w 2012 r., to już w 2006 dostaje w swoje ręce funkcję, która zaważy na jego dalszej karierze. Zostaje wiceministrem obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. I dokonuje weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych – jednego z najbardziej kontrowersyjnych ruchów w swojej karierze. Przeciwnicy zarzucają Macierewiczowi, że publikując w raporcie niektóre informacje dotyczące WSI mógł zdekonspirować polskich agentów. Co zawierał ów raport? M.in. ujawniał istnienie polsko-amerykańskiej operacji ZEN, którą trzeba było w efekcie przerwać.
Człowiek Kaczyńskiego
Ale jest ktoś, kto Macierewicza w sprawie WSI popiera. Jarosław Kaczyński. Ja mogę powiedzieć jedno: te służby był w stanie zlikwidować tylko człowiek niezwykle zdeterminowany. Takim człowiekiem był i jest Antoni Macierewicz – broni likwidatora służb w 2008 r.
I to właśnie Macierewicz zostaje w 2010 r. twarzą PiS na najważniejszym odcinku działań – zmierzających do zakwestionowania zarówno rosyjskiego, jak i polskiego raportu o katastrofie smoleńskiej. Wystąpienia barwnej galerii ekspertów parlamentarnego (a w rzeczywistości PiS-owskiego) zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy przechodzą do historii, ale Macierewicz dostaje wiatr w żagle. Gdy po wyborach z 2015 r. zostaje szefem MON, tworzy nowy zespół do ponownego zbadania najważniejszej dla jego środowiska politycznego sprawy. A jaką on sam ma opinię na temat katastrofy?
Lech Kaczyński wraz z elitą niepodległościową znalazł się w wirze wielkiej rosyjskiej operacji odzyskiwania wpływów na obszarze dawnego imperium i to w uzgodnieniu z Niemcami oraz za zgodą rządu Donalda Tuska. Była to w istocie gigantyczna pułapka, która zatrzasnęła się wraz ze startem Tu-154 10 kwietnia o godzinie 7.20 czasu warszawskiego – napisał w „Gazecie Polskiej” w 2011 r. Jak widać z poniższej wypowiedzi z 2016 r., tu akurat zdania nie zmienił.
Antoni Macierewicz (fot. Łukasz Antczak/AG)
Polityczny fighter
Ministrowi nie można odmówić pewności siebie i przekonania do własnych racji. Najlepiej tę pewność oddaje riposta na zastrzeżenia do jego kandydatury jako członka komisji śledczej ds. zabójstwa Krzysztofa Olewnika: Przyjmuję tę wściekłość z radością, bo oznacza ona potwierdzenie słuszności moich działań – kwituje Macierewicz.
Przez lata, gdy PiS jest w opozycji, dawny członek-założyciel Komitetu Obrony Robotników, w którym współpracował właściwie z całą wierchuszką solidarnościowej lewicy, objeżdża Polskę. Na spotkaniach Klubów kojarzonej z prawicą „Gazety Polskiej” tematem nr 1 jest Smoleńsk. – Czymże innym jest sytuacja, w której ginie cała elita, w której odcięta zostaje głowa narodu? To jest wypowiedzenie wojny, nawet jeżeli kolejny atak będzie odłożony o rok, dwa, pięć, to trzeba sobie zdawać sprawę – to jest wypowiedzenie wojny – mówi w 2012 r. w Krośnie.
20 sierpnia 2006 w Telewizji Trwam Macierewicz oświadcza, że większość byłych szefów MSZ była agentami sowieckich służb specjalnych. Musi tłumaczyć się z tych słów, broni się, przeprasza. Kilka miesięcy później jego ówczesny szef Radosław Sikorski żąda odwołania Macierewicza z funkcji szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego – ten wytrzymuje jednak do końca kadencji. W 2013 r. zostaje wiceprezesem PiS. Rok później Sikorski traci fotel szefa MSZ. Konflikt obu panów trwa do dziś. I obecnie wszedł w etap „świra”.
Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl, wcześniej w Dzienniku.pl i tygodniku „Newsweek”. Rozmawiał m.in. z Richardem Bransonem, Benjaminem Barberem, Robertem Biedroniem i prezydentem Andrzejem Dudą. Prowadzi bloga Realpolitik, bywa na Twitterze i Instagramie. Gdy nie pracuje, chodzi po górach i robi zdjęcia.
Dziwne losy nagród w państwowej spółce EuRoPol Gaz. Dojna zmiana w PGNiG 2
Piotr Woźniak podczas uroczystości nadania terminalowi LNG w Świnoujściu imienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czerwiec 2016 (ŁUKASZ SZELEMEJ / EAST NEWS)
Chodzi o 2 mln zł, które w czerwcu tego roku przydzielili sobie członkowie władz EuRoPol Gazu oraz zarządu PGNiG, do którego EuRoPol Gaz należy. Były to premie za osiągnięcia spółki w 2015 r.
„Rzeczpospolita”, która we wrześniu ujawniła całą sprawę, podkreślała, że premie otrzymały osoby, które w 2015 r. nie przepracowały w spółce ani jednego dnia (lub, jak członkowie rady nadzorczej, zaledwie tydzień).
Oburzona była zarówno opozycja, jak i część polityków PiS. Marek Suski z PiS, szef sejmowej komisji ds. spółek, uznał, że to „niemoralne” i że powinno być powodem do zawieszenia zarządu.
PGNiG tłumaczyło się dwojako. Że EuRoPol Gaz jako spółka zarządzająca polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego jest firmą polsko-rosyjską, a wypłata nagród była wymogiem stawianym przez udziałowców z Rosji. W zamian Rosjanie zgodzili się na przeniesienie lokaty spółki (ponad pół miliarda złotych) do PKO BP. Zabiegał o to zarząd PGNiG, który chciał, by pieniądze znalazły się w polskich bankach.
Co do samej nagrody, to trzech członków zarządu oświadczyło, że przekazało ją na cele dobroczynne. Według komunikatu PGNiG prezes Piotr G. Woźniak i jego zastępcy Bogusław Marzec i Janusz Kowalski wsparli następujące organizacje pożytku publicznego: Caritas Polska, Fundację Rozwoju Dzieci im. J.A. Komeńskiego w Warszawie, fundację Dom Rodzinnej Rehabilitacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym w Opolu, Fundację Pomocy Młodzieży im. Jana Pawła II „Wzrastanie” w Lipniku.
Sam Piotr Woźniak opublikował na stronie spółki wydane 28 września oświadczenie Marcina Adamczewskiego, pełnomocnika archidiecezji warszawskiej, że prezes przekazał 145 tys. zł w gotówce „na cele rewitalizacji Domu Rekolekcyjnego w Skolimowie będącego w przyszłości zapleczem rekolekcyjnym Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie”.
Dlaczego w gotówce
W oświadczeniu nie ma informacji o dacie przekazania pieniędzy ani wyjaśnienia, dlaczego prezes dostarczył je w gotówce, a nie przelewem bankowym. Biuro prasowe PGNiG nie odpowiedziało nam na te pytania.
– Słowo „gotówka” jest tu kluczowe. Woźniak tłumaczył się przed władzami PiS, że oddał nagrodę już w lipcu, czyli przed, a nie po wybuchu afery. Ale nie pokazuje dowodu, np. w postaci wyciągu z konta, a w oświadczeniu archidiecezji nie ma mowy o tym, że jest na to jakieś pokwitowanie – twierdzi nasz informator z PGNiG. Jego zdaniem prezes „posługuje się Kościołem do ratowania swojej funkcji”.
Wątpliwości budzi też sprawa innego beneficjanta pieniędzy z premii, czyli warszawskiej Fundacji Rozwoju Dzieci im. J.A. Komeńskiego. Jedną z założycielek jest Monika Rościszewska-Woźniak – prywatnie żona prezesa. Pytane o tę relację biuro prasowe PGNiG podkreśla, że pani Woźniak od 31 grudnia 2011 r. nie pełni żadnej funkcji we władzach fundacji, chociaż „systematycznie udziela jej finansowego wsparcia w formie darowizny”.
Instytut żony
To prawda, ale nie cała. Monika Woźniak nie zasiada już we władzach fundacji, bo w listopadzie 2010 r. założyła spółkę z o.o. o nazwie „Instytut Komeńskiego”. Prowadzi komercyjną działalność (szkolenia, wydawnictwa, konferencje) na podstawie m.in. związków z fundacją, z którą jest w ścisłych relacjach.
Nie wiadomo, ile pieniędzy na fundację przekazał prezes Woźniak.
Według naszych źródeł zarząd PGNiG uważa, że zwycięsko wyszedł z burzy związanej z nienależnymi premiami, a władze PiS przyjęły do wiadomości tłumaczenia, że wypłaty były konieczne, a pieniądze poszły na cele dobroczynne.
Jednak Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wczoraj oświadczył wprawdzie, że „nie widzi potrzeb zmian w zarządzie PGNiG”, zaraz jednak dodał, że „w większości spółek sektora energetycznego kończą się kadencje zarządu i będą rozstrzygane konkursy”. A to znaczy, że zmiany jednak mogą nastąpić, a władzy zależy tylko na tym, by nie przebiegły w atmosferze skandalu.
Apel do KK NSZZ „Solidarność”: Nie występujcie w roli ormowców „dobrej zmiany”
Plakat Tomasza Sarneckiego z wyborów w czerwcu 1989 r. oraz praca Sanji Iveković „Zapomniane kobiety Solidarności” (Fot. Sławomir Sierzputowski / Agencja Gazeta; Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie)
17 września 1980 r. odbyła się w Gdańsku ogólnopolska narada przedstawicieli Międzyzakładowych Komitetów Założycielskich nowego ruchu związkowego z całego kraju. Byłem wówczas członkiem Prezydium MKZ regionu wrocławskiego i na gdańską naradę pojechałem jako przewodniczący wrocławskiej delegacji. Przedstawiłem tam w imieniu delegatów z Wrocławia, Wałbrzycha, Warszawy i Poznania projekt uchwały o utworzeniu ogólnopolskiego związku zawodowego pod nazwą „Solidarność” z Komisją Krajową na czele i z siedzibą w Gdańsku. Projekt ten został przyjęty przez aklamację mimo przeciwnego zdania czołowych doradców i środowiska gdańskiego Komitetu Wolnych Związków Zawodowych. Bez tamtej uchwały nie byłoby ani ogólnopolskiego związku, ani Komisji Krajowej, w której dziś zasiadacie, ani nazwy „Solidarność”, a znak graficzny, który powstał w sierpniu 1980 r. jako symbol więzi łączącej strajkujące załogi, nie stałby się związkowym logo, do którego dziś rościcie sobie prawo wyłączności.
Ten znak jest ważnym symbolem narodowej historii, symbolem walki o wolność, którego nie mogą zawłaszczać działacze żadnej organizacji.
W „czarnym proteście” polskich kobiet nie posłużono się zresztą znaczkiem związkowym, lecz strawestowano plakat Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”wzywający do wyborów czerwcowych 1989 r.
Na domiar wszystkiego swoim pretensjom do wyłączności nadaliście formę donosu do prokuratury przeciwko organizatorkom największego protestu społecznego w wolnej Polsce. Stanęliście w rezultacie ramię w ramię z narodowcami, którzy złożyli donos do prokuratury katowickiej (rozsławionej swego czasu sprawą Barbary Blidy), aby ścigać organizatorki „czarnego protestu” za użycie symbolu Polski Walczącej.
Związkowcom nie brak w Polsce przeciwników. Gdy Związek Zawodowy „Solidarność” jest przedstawiany jako partyjna przybudówka lub sojusznik skrajnej prawicy, macie prawo mówić, że przyprawiają Wam gębę. Ale macie prawo tak mówić pod warunkiem, że sami sobie gęby nie przyprawiacie.
Apeluję do Was, byście wycofali doniesienie do prokuratury. Nie występujcie w roli ormowców „dobrej zmiany”. Szkoda na to Związku.