NowoczesnaPL (31.05.2015)

 

Nadchodzi całkowity zakaz aborcji. Nowy projekt ustawy proponują m.in. prof. Bogdan Chazan i Kaja Godek

Fundacja Pro - Prawo do życia i prof. Bogdan Chazan proponują nowy projekt ustawy, w którym chcą całkowicie zakazać aborcji.
Fundacja Pro – Prawo do życia i prof. Bogdan Chazan proponują nowy projekt ustawy, w którym chcą całkowicie zakazać aborcji. Fot. J. Marczewski / Agencja Gazeta

Kolejny, bardziej restrykcyjny projekt ustawy w sprawie aborcji proponuje Fundacja Pro – Prawo do życia. Jej członkowie domagają się całkowitego zakazu zabiegu. Nawet w przypadku, kiedy ciąża jest wynikiem gwałtu lub zagraża życiu i zdrowiu kobiety. Pod projektem udało się zebrać 100 tys. podpisów, a jednym z jego inicjatorów jest prof. Bogdan Chazan.

„Aborcja to śmierć”
Inicjatorzy przekonują, że dziecka nie powinno się karać za przestępcze czyny rodziców, a aborcja – w ich mniemaniu – taką właśnie karą jest i to karą najwyższą. – Aborcja to śmierć – przekonuje członek fundacji Krzysztof Kasprzak w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. W przypadku choroby inicjatorzy również nie czynią wyjątku i twardo stoją na stanowisku, że „celowo zabijać nie wolno”.
W zamian dopuszczają jedynie leczenie. W ostateczności akceptują również takie, które zagraża życiu dziecka, np. chemioterapia. Zgodnie ze stworzonym projektem ustawy, śmierć dziecka poczętego w konsekwencji takiego leczenia nie będzie oznaczała popełnienia przestępstwa dla lekarza, który prowadził terapię. Inicjatorzy ustawy uparcie nie zgadzają się z tym, iż ich projekt jest restrykcyjny. Przekonują, że kierują się po prostu ochroną życia od poczęcia.

Aby to podkreślić, proponują także zmianę tytułu ustawy „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” na „o ochronie życia i zdrowia ludzkiego od poczęcia”.

Prof. Płatek: Chcą oddać płodność ideologom
O propozycji Fundacji Pro – Prawo do życia bardzo krytycznie wypowiedziała się prof. Monika Płatek. – W tej ustawie chodzi wyraźnie o to, by przekazać władzę nad kobiecą płodnością w ręce ideologów – komentuje.

PROF. MONIKA PŁATEK

„Obrońców życia” pytam, w jaki sposób ustawa, która ma chronić życie, w takiej postaci będzie chronić życie kobiety? W jaki sposób zadbają o realizację ustawy o planowaniu rodziny, która uznaje prawo reprodukcyjne jako prawo do samodzielnego decydowania, kiedy, z kim, ile ktoś chce mieć dzieci? Co zrobili w celu ograniczenia produkcji broni i rzeczywistego ograniczenia sytuacji, w których giną ludzie?Czytaj więcej

Obrońcy życia będą walczyć do skutku
Fundacja Pro – Prawo do życia chce w swojej ustawie doprecyzować także warunki edukacji seksualnej, z jaką dzieci stykają się w szkołach. Przekonują, że „nauczanie w tym zakresie musi respektować normy moralne rodziców i wrażliwość uczniów”.

Mimo restrykcyjnych zmian, pod projektem udało się zebrać wymagane 100 tys. podpisów. Na czele komitetu inicjatywnego znaleźli się Kaja Godek, prof. Bogdan Chazan i Mariusz Dzierżawski. Dokument trafi do Sejmu w lipcu i najprawdopodobniej zostanie poddany pod głosowanie jeszcze w tej kadencji.

To kolejny już projekt „obrońców życia”, który ma chronić życie od poczęcia.W wywiadzie dla naTemat Kaja Godek przekonywała, że Fundacja Pro nie składa broni i mimo niepowodzeń będzie podejmowała próby dotąd, aż uda im się uregulować wszystkie kwestie.

Źródło: Wyborcza.pl

naTemat.pl

Duda chce niezależności w polityce zagranicznej. PiS wypchnie nas na polityczny aut?

Bartosz T. Wieliński, 30.05.2015
Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

Ledwie Andrzej Duda wygrał wybory, a już z jego otoczenia płyną sygnały, że w polityce zagranicznej Polska wreszcie wybije się na niezależność. Nie wiem, czy to slogan na jesienną kampanię do Sejmu. Ale jeśli traktować go poważnie, to PiS szykuje wypchnięcie Polski na polityczny aut.
Prezydent elekt słowa „główny nurt” wymawiał tak, jakby chodziło o truciznę. Jednak to, co Polska uzyskała w Unii w ostatnich ośmiu latach: hojny budżet, dobre warunki redukcji emisji CO2, wsparcie Europy dla Ukrainy, nie byłoby możliwe, gdy-byśmy stali z boku. To główny nurt i partnerstwo z Niemcami pozwoliły Polsce postawić na swoim. Z pozycji ubogiego krewnego weszliśmy do grona najważniejszych unijnych graczy; niektórzy nawet gorzko zauważają, że boksujemy ponad naszą wagę.

Mimo to prezes PiS uznał swój kraj za niemiecko-rosyjskie kondominium, a inny polityk tej partii zapowiada rewizję stosunków polsko-niemieckich.

Alternatywą dla głównego nurtu ma być, lansowany przez bliskich nowemu prezydentowi analityków, sojusz dziewięciu państw dawnego bloku wschodniego: krajów bałtyckich i wyszehradzkich oraz Rumunii i Bułgarii. Koncepcja ta pięknie wygląda tylko na papierze. Bo grupa złożona ze słabych wcale nie będzie silna. Tym bardziej że oprócz położenia na wschodniej rubieży UE łączy nas niewiele; potencjalni członkowie nowego „międzymorza” do tej pory nie byli skorzy do współpracy.

Polska nie będzie też drugą Wielką Brytanią, która zapewnia sobie posłuch, grożąc Unii rozwodem. Możemy stać się raczej jej karykaturą.

Europa postrzega Polskę jako kraj stabilny, który nie tworzy problemów, lecz pomaga je rozwiązywać. Dzięki temu zgromadziliśmy spory kapitał zaufania. Roztrwonić można go błyskawicznie. Chciałbym, aby Andrzej Duda i jego doradcy, którzy palą się do przestawienia steru polityki zagranicznej, o tym nie zapominali.

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Ojciec Dudy o zwycięstwie syna: „Nad Polską przeszedł powiew Ducha Świętego”

Jan Duda "ufa, że doczekam się uczciwej władzy"
Jan Duda „ufa, że doczekam się uczciwej władzy” Fot. Sławomir Kamiński / AG

– Mam nadzieję, że powiew Ducha Świętego, jaki przeszedł nad Polską, będzie trwał dalej. Ufam, że doczekamy się uczciwej władzy. Ludzie nie godzą się na władzę cyniczną, która manipuluje ludźmi – mówi w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” Jan Duda, ojciec prezydenta elekta.

Dziennikarka „ND” przeprowadziła rozmowę z rodzicami Andrzeja Dudy. Pytała m.in. o to, jak przyjęli zwycięstwo syna w wyborach prezydenckich. – Z wielką pokorą. Kandydowanie Andrzeja uznaliśmy za wielkie wyróżnienie i misję, zawierzyliśmy wszystko Opatrzności. Nie prosiliśmy o zwycięstwo, ale by Pan Bóg dał najlepsze rozwiązanie. Wierzymy, że syn sobie poradzi, a wiara góry przenosi. Fakt, że u nas „bez Boga ani do proga” – mówi Janina Milewska-Duda.

Jan Duda przekonuje z kolei, że wybór syna na prezydenta to szansa na budowanie „nowoczesnego państwa”. – Nowoczesne państwo to państwo, które wykorzystuje kapitał ludzki. Nas nie stać na to, by 30 proc. społeczeństwa uznać za „ciemnogród”, jak chcą niektórzy, tym bardziej że ten „ciemnogród” to to, co my cenimy najbardziej: przywiązanie do wartości, tradycji – komentuje.

Jego zdaniem „ktoś próbuje narzucić kalkę, że jak komuś się nie udało, to jest balastem. –. A ja bym chciał, by każdy człowiek był kapitałem dla dobra wspólnego. Trzeba w ludziach odkrywać talenty, to zadanie nowoczesnego państwa – dodaje.

Rodzice Dudy wspominają też moment, kiedy dowiedzieli się, że ich syn będzie kandydatem PiS w wyborach.

JAN DUDA

Andrzej przyszedł dzień wcześniej i nam powiedział, że otrzymał propozycję od pana prezesa. Przeżywaliśmy razem z nim, bo to trudna misja, ale skoro wybrany został z czterech kandydatów, uznaliśmy to za wyróżnienie i podjęliśmy gorącą modlitwę – codziennie dodatkowe Różańce za Ojczyznę.

Źródło: „Nasz Dziennik”

naTemat.pl

Ekspert: Ugrupowanie Petru może być konkurencją dla Platformy

jagor, PAP, 31.05.2015
Ekonomista Ryszard Petru na kongresie założycielskim NowoczesnaPL w Warszawie

Ekonomista Ryszard Petru na kongresie założycielskim NowoczesnaPL w Warszawie (Fot . Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Nowe ugrupowanie NowoczesnaPL może być konkurencją dla PO, bo unika podziałów ideologicznych, wskazując jednocześnie, że Polska może być nowoczesna lub staroświecka – uważa dr hab. Ewa Marciniak z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.

 

Ekonomista Ryszard Petru, były doradca Leszka Balcerowicza, otworzył w Warszawie kongres założycielski Stowarzyszenia NowoczesnaPL. Zgromadził wokół siebie działaczy społecznych, przedsiębiorców i samorządowców, nawołujących do uwolnienia gospodarki od obciążeń polityki.

Szef nowego ugrupowania przedstawił główne założenia programowe: m.in. pozbawienie partii politycznych finansowania z budżetu, ograniczenie do dwóch kadencji obecności posłów w parlamencie, przywrócenie wolności gospodarczej, zmiany systemu pomocy społecznej oraz dostosowanie systemu edukacji do potrzeb rynku pracy.

Podział wg Petru: Polska nowoczesna lub staroświecka

– Nowe ugrupowanie może być konkurencją dla PO, choć Ryszard Petru inaczej trochę dzieli scenę polityczną – unika podziałów ideologicznych, a raczej wskazuje, że Polska może być nowoczesna lub staroświecka. Nowej siły politycznej nie nazywa wprost partią liberalną bądź neoliberalną – powiedziała dr Marciniak.

Jeśli wczytać się w badania społeczne – zaznaczyła – to pokazują one, że Polacy są innowacyjni lub zachowawczy. Nowe ugrupowanie może uzyskać poparcie od tych osób, które postrzegają siebie jako innowacyjne – dodała. Zaznaczyła, że w tym sensie to rzeczywiście jest konkurencja dla PO, bo wokół niej jest skupiony elektorat innowacyjny.

Zdaniem dr Marciniak powodzenie nowej inicjatywy teraz może być większe, niż mogłoby być w innej sytuacji politycznej.

– Bowiem teraz, jesienią, gdy odbędą się wybory parlamentarne, można mówić o pewnym rozchwianiu sceny politycznej – do polityki wchodzą nowi gracze i na tej fali Petru może być jednym z nich – tłumaczy.

Możliwe transfery z Platformy do Nowoczesnej

Ekspertka nie wykluczyła, że możliwe są transfery z Platformy Obywatelskiej do NowoczesnejPL. – Byłoby to całkiem normalne. Gdy pojawia się nowy byt o politycznych aspiracjach, to z jednej strony zasilany jest przez inicjatorów mało znanych, ale też pojawiają się osoby, które już mają doświadczenie polityczne – zaznaczyła. Choć – jak podkreśliła – Petru chce wykorzystać efekt nowości, pokazać, że w polityce mogą być samorządowcy czy osoby pochodzące z tzw. trzeciego sektora. – Jeśli będą transfery, to byłaby to pewna niespójność miedzy efektem nowości a zapraszaniem starych twarzy do nowej partii – uważa dr Marciniak.

Obecne partie polityczne nie spełniają oczekiwań

Jej zdaniem dowodem na to, że Polacy oczekują nowości na scenie politycznej, jest fakt, że Paweł Kukiz uzyskał w wyborach prezydenckich poparcie 2 mln obywateli.

– Nie wiadomo dokładnie, jakie to są oczekiwania, ale wiadomo na pewno, że stare partie polityczne, a zwłaszcza partia rządząca, tych oczekiwań nie spełniają. Te nowe formacje zdynamizują życie polityczne; to większa konkurencja i ona może powodować, że partie, zabiegając o poparcie obywateli, będą się o nich bardziej starać niż do tej pory – powiedziała.

Według dr Marciniak jeśli ugrupowanie Petru przekroczyłoby w jesiennych wyborach próg wyborczy, byłby to sukces. – W Polsce jest większe zapotrzebowanie na partie opiekuńcze, a nowa siła jawi się jako wspierająca m.in. konkurencyjność, gospodarkę wolnorynkową, większą odpowiedzialność obywateli. Większe poparcie – jak sądzę – uzyska partia Kukiza, bo jest bardziej socjalna w ekonomiczniej warstwie – dodała.

Zobacz także

TOK FM

Powstała inicjatywa „Uczciwe Media”. Ma walczyć z „propagandą mediów mainstreamowych”

31.05.2015

Grupa publicystów i naukowców powołała inicjatywę społeczną „Uczciwe Media”, która zajmie się monitorowaniem mediów mainstreamowych, wskazywaniem manipulacji i propagandy. Bodźcem do utworzenia akcji był sposób relacjonowania kampanii prezydenckiej oraz „ataki mediów” na Andrzeja Dudę, a jej inicjatorami są m.in. Marcin Wolski, Maciej Pawlicki, Jan Pietrzak oraz Piotr Gliński.

– Nie możemy patrzeć bezczynnie jak nowy prezydent jest znieważany przez media, które w Polsce obecnej doby zdradziły swoją misję i niszczą demokrację, systematycznie kłamiąc i atakując ludzi, którym nie podobają się 8 lat rządów partii mającej słowo „Obywatelska” w nazwie, a która swoją działalnością zrujnowała podstawy aktywności obywatelskiej w Polsce – piszą w oświadczeniu inicjatorzy akcji.

Publicyści twierdzą, że od momentu wygrania kandydata Prawa i Sprawiedliwości w drugiej turze wyborów prezydenckich jest on atakowany przez media. – Ludzie, którzy przyłożyli rękę do niszczenia wizerunku śp. Lecha Kaczyńskiego, teraz atakują Prezydenta elekta – Andrzeja Dudę. Odbywa się to takimi samymi metodami jak poprzednio. Mamy tu do czynienia z technikami manipulacji rodem z PRL. Nie możemy Prezydenta Andrzeja Dudy zostawić samego wobec przemocy medialnej! – oświadczają założyciele „Uczciwych Mediów”.

Inicjatywę „Uczciwe Media” powołali: Artur Dmochowski (twórca TVP Historia, obecnie publicysta „Gazety Polskiej”), prof. Piotr Gliński (socjolog związany z Polską Akademią Nauk, były kandydat techniczny PiS na premiera), Sławomir Kmiecik (pisarz i publicysta), prof. Andrzej Nowak (historyk związany z Uniwersytetem Jagiellońskim), Józef Orzeł (prezes Klubu Ronina), Maciej Pawlicki (producent filmowy i dziennikarz), Jan Pietrzak (pieśniarz i publicysta), Maciej Świrski (prezes Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi przeciw Zniesławieniom), Marcin Wolski (prezes OW SDP) oraz prof. Andrzej Zybertowicz.

Prasa
Media opiniotwórcze razem z Komorowskim przegrały w kampanii z internautami (opinie)

Jeden z inicjatorów akcji publicysta Maciej Świrski wyjaśnia portalowi Wirtualnemedia.pl, że inicjatywa „Uczciwe Media” będzie monitorować media w Polsce i zagranicą, ujawniać propagandę, jaką prezentują media mainstreamowe oraz wskazywać manipulacje i stronnicze interpretacje wydarzeń. Świrski podkreśla, że od momentu ujawnienia utworzenia organizacji społecznej walczącej z propagandą w mediach, do jej współtworzenia zgłosiło się bardzo wiele osób. Kolejni chętni nadal się zgłaszają.

– To, co się dzieje w mediach mainstreamowych istnieje przynajmniej od 10 lat. One służą zohydzaniu środowisk krytycznych obozowi władzy. Potrzeba sprzeciwstawienia się temu w postaci organizacji społecznej jest paląca, zwłaszcza w sytuacji, gdy przed Polską stoją poważne wyzwania związane z polityką zagraniczną i wewnętrzną. Media obecnej doby w Polsce nie wypełniają swojej misji, czyli nie sa pośrodku między odbiorcą a producentem informacji. Pełnią za to funkcje propagandowe, a jest to marksistowski model. Chcemy się temu przeciwstawić – tłumaczy Wirtualnemedia.pl Maciej Świrski.

>>> Przeglądaj okładki gazet i magazynów w naszym dziale Jedynki

Na początku „Uczciwe Media” będą publikować raporty z monitorowania mediów raz w miesiącu, ale docelowo organizacja chce zwiększyć aktywność do cotygodniowych zestawień. Inicjatywa nie wyklucza nawiązania współpracy z innymi organizacjami, np. Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich, w ramach którego działa Centrum Monitoringu Wolności Prasy.

wirtualnemedia.pl

Gowin: Zaprezentujemy drużynę Andrzeja Dudy. Śledzińska-Katarasińska: Słucham w osłupieniu. Przeszliśmy chyba na system prezydencki [U OLEJNIK]

MT, 31.05.2015
Andrzej Duda podczas kampanii przed II turą wyborów prezydenckich dużo naobiecywał

Andrzej Duda podczas kampanii przed II turą wyborów prezydenckich dużo naobiecywał (PAWEŁ KOPCZYŃSKI / REUTERS)

– W lipcu prawica zaprezentuje swój program, ale też tzw. drużynę Andrzeja Dudy – zapowiedział w Radiu ZET Jarosław Gowin. – To nie będzie gabinet cieni, to będzie dużo szersze grono – mówił ku zaskoczeniu rozmówców. – Słucham w osłupieniu. Proszę to zapisać i ja to sobie dużymi literami wywieszę – stwierdziła Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO.

Gośćmi Moniki Olejnik w Radiu Zet byli Tomasz Nałęcz, Ryszard Czarnecki, Stanisław Żelichowski, Iwona Śledzińska-Katarasińska, Krzysztof Gawkowski oraz Jarosław Gowin. Tematy rozmowy krążyły wokół wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta, schodząc często na jesienne wybory parlamentarne. Ryszard Czarnecki z PiS zapowiedział między innymi, że za jakiś czas Jarosław Kaczyński przedstawi listę osób, które w rządzie PiS miałyby zajmować wysokie stanowiska. – Przedstawi bardzo szeroką ekipę, z której zapewne będą wybrani przyszli ministrowie, sekretarze stanu, podsekretarze stanu. Oczywiście, jeśli taka będzie wola Polaków, ale ostatnie sondaże wskazują na to, że być może tak będzie – stwierdził wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Zapytany o to, czy on sam byłby w rządzie, odparł, że nie może on godzić funkcji rządowych ze swoją funkcją w UE. – To już zostawmy panu premierowi Kaczyńskiemu, kogo on wskaże – dodał.

Drużyna Andrzeja Dudy?

O przedstawieniu programu i „ekipy” nieco więcej powiedział później Jarosław Gowin, przewodniczący klubu parlamentarnego Zjednoczona Prawica. – Na początku lipca, w pierwszy weekend, przedstawimy program – zapowiedział. – Powiemy precyzyjnie, co chcemy zrobić w najważniejszych obszarach polskiego życia gospodarczego i społecznego, i pokażemy coś w rodzaju drużyny. Powiedziałbym, że będzie to drużyna Andrzeja Dudy, grono ludzi, którzy będą realizowali program przedstawiony w lipcu, ale także program, który w trakcie kampanii prezydenckiej prezentował Andrzej Duda – stwierdził.

– To nie będzie gabinet cieni, to będzie dużo szersze grono i myślę, że w tym gronie znajdziecie państwo bardzo dużo nazwisk, które będą dla was zaskoczeniem, a dla wyborców przyjemną niespodzianką – dodał były minister sprawiedliwości.

– Czy Andrzej Duda będzie układał listy do parlamentu? Co to znaczy „drużyna Andrzeja Dudy”? – dopytywała Olejnik. – Nie, oczywiście, że nie. W sensie metaforycznym – czujemy się zobowiązani do realizacji programu, o którym mówił Andrzej Duda. Wiadomo, że kompetencje prezydenta muszą być dopełnione kompetencjami rządu – tłumaczył Gowin.

„Duda nie będzie prezydentem wszystkich Polaków”

Na te słowa mocno zareagowali pozostali goście. – Ja słucham w osłupieniu – stwierdziła Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO. – Proszę to zapisać i ja to sobie dużymi literami wywieszę. To znaczy, że w międzyczasie przeszliśmy chyba na system prezydencki – powiedziała. – Po drugie to znaczy, że Andrzej Duda będzie prezydentem, nie tak jak mówił przez całą kampanię, wszystkich Polaków, tylko będzie prezydentem Prawa i Sprawiedliwości czy Zjednoczonej Prawicy i ona będzie mu montowała i skład współpracowników, i program – dodała.

– Ja jestem nie mniej osłupiały – powiedział Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. – Ale jestem też wdzięczny panu Jarosławowi Gowinowi, bo on powiedział rzecz moim zdaniem fantastyczną od strony politycznej. Bo mi się wydawało, że pan Andrzej Duda rozstaje się z PiS-em – stwierdził, przypominając, że Duda oddał legitymację partyjną.

 

„Na te programy nie byłoby stać nawet Niemiec”

Dyskusja na temat obietnic Andrzeja Dudy rozpoczęła się, kiedy Monika Olejnik przypomniała, że prezydent elekt zapowiedział, że frankowicze będą spłacać kredyt po kursie z dnia jego zaciągnięcia.

– To jest retoryka wyborcza. W wyborach mówi się różne rzeczy i różne rzeczy obiecuje. Powinno się mówić mniej – stwierdził Stanisław Żelichowski, który powiedział, że realizacja obietnic Dudy byłaby zbyt kosztowna nawet dla tak wielkiej gospodarki jak niemiecka. – To jest nie do pomyślenia. Polska spadłaby w rankingach, stracilibyśmy, lekko licząc, 20 miliardów na obsłudze długu zagranicznego – mówił poseł PSL.

– Proszę się nie martwić. To już nie będzie pana sprawa – powiedziała Monika Olejnik.

„Prezydent elekt rakiem się wycofuje ze swoich obietnic”

– To nieprawda, ja protestuję – wtrąciła Iwona Śledzińska-Katarasińska. – Nie można powiedzieć, że to nie będzie kogoś z nas sprawa. To będzie sprawa wszystkich Polaków – dodała.

Posłanka przyznała, że z przyjemnością słucha, jak prezydent elekt rakiem się ze swoich planów powolutku wycofuje. – Dla mnie to jest pocieszające. Nie wiem, czy dla wyborców Andrzeja Dudy – mówiła wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej.

Apel Dudy do rządu? „Niestosowność”

Wcześniej goście rozmawiali też o wydarzeniach, które miały miejsce zaraz po zakończeniu wyborów. Iwona Śledzińska-Katarasińska stwierdziła, że prezydent elekt podczas wystąpienia na uroczystości przekazania mu aktu wyboru na prezydenta RP zachował się niestosownie, apelując do rządu o niepodejmowanie już znaczących decyzji ustrojowych. – Nie wiem, skąd by miał takie wiadomości, że się jakiś zamach stanu w Polsce szykuje, że są jakieś zmiany ustrojowe – zaznaczyła. – Natomiast apelowanie o to, żeby legalnie urzędujący rząd, legalnie urzędujący, wybrany parlament i legalnie kończący swoją kadencję prezydent powstrzymali się od jakichś działań, które się w przyszłości mogłyby panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie nie spodobać, jest taką niestosownością – stwierdziła.

Gawkowski: „Oszwabiacie Polaków”

– W PO gdzieś tam na zapleczu KPRM plotki sejmowe coraz głośniej o tym huczą, są przygotowane różne zabiegi, które mają pokazać środkowy palec tej części społeczeństwa, która głosowała na Andrzeja Dudę – odparł na to Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – Między innymi chodzi o sprawę wyboru członków TK – wyjaśnił.

– Oszwabiacie Polaków, mówiąc, że się nic nie dzieje – mówił dalej. – Miało być wybieranych najpierw trzech, później dwóch członków TK na jesieni i już po zakończeniu kadencji, a wy przyśpieszacie z pracami o cztery miesiące. To jest przypadek? Pani poseł, jeżeli pani chce nam wmówić, że prezydent, który miał dokonywać trzech nominacji, nie będzie tego robił, dlatego, że to się dzieje przypadkiem, to albo pani kłamie, albo pani nie wie. Myślę, że pani nie wie – powiedział, zwracając się do Śledzińskiej-Katarasińskiej.

– Bardzo proszę, naprawdę już się tak nie podlizujcie Prawu i Sprawiedliwości, bo nie sądzę mimo wszystko, by prezes Kaczyński z wami zawarł koalicję – odparła posłanka PO. – A prace nad ustawą o TK trwały od roku 2013, taki był finał, byliśmy świadkami tej samej debaty, były argumenty i kontrargumenty, nie ma tu żadnych zakulisowych działań – zapewniła.

Sprzeczka o tweety

Jarosław Gowin zaskoczył też gości i prowadzącą program, wypominając komentowanego tweeta byłej dziennikarki Polsatu. – Chciałbym się odnieść do słów pana Żelichowskiego, że ten obóz władzy z taką klasą zareagował na wybór prezydenta elekta. No to ja przypomnę słowa jednej z dziennikarek wypisane na Twitterze, że teraz trzeba zacząć organizować składkę na trotyl… – zaczął.

– Proszę pana, ja chciałam zaprotestować – wtrąciła Olejnik. – Jak ja bym panu cytowała wszystkich dziennikarzy strony prawicowej, to pan by się musiał wstydzić za nich. Więc proszę nie wrzucać tutaj jakiejś pani, która była dziennikarką i nie jest nią teraz. To jest poważny program – dodała. – Ponieważ jestem pani gościem, to mam prawo mówić to, co uważam za ważne – odparł Gowin.

Olejnik następnie przypomniała z kolei tweet Gowina z dnia wyborów. Kiedy ogłoszono przedłużenie ciszy wyborczej ze względu na śmierć kobiety w jednym z lokali wyborczych, który przez to musiał być otwarty dłużej, były minister sprawiedliwości zastanawiał się, czy w związku z tym we wszystkich komisjach można będzie głosować dłużej.

– Ja tylko dopowiem, że przeprosiłem za ten tweet, poniosły mnie nerwy – tłumaczył. – Ale po tym, jak rozmawiałem z mnóstwem osób, to obawa, że dzieje się coś nadzwyczajnego, była wśród Polaków bardzo powszechna – dodał. – Myślałam, że pan jest racjonalny i mówi jako były minister sprawiedliwości. Okazuje się, że pan w emocjach żyje – skomentowała Olejnik.

 

gazeta.pl

Nowoczesna.pl. Kongres założycielski. Ryszard Petru i Wadim Tyszkiewicz. „Dzisiejsza polityka ma twarz leśnego dziadka. Dziadka, który nie wie, czym jest Twitter, czym jest Tinder”

tw, PAP, 31.05.2015
Ryszard Petru otworzył kongres założycielski Stowarzyszenia NowoczesnaPL. Ekonomista, były doradca Leszka Balcerowicza, ramię w ramię z działaczami społecznymi, przedsiębiorcami i samorządowcami nawołuje do uwolnienia gospodarki od obciążeń polityki.

Szef Nowoczesna.pl przedstawił główne założenia programowe: wzywa m.in. do pozbawienia partii politycznych finansowania z budżetu, ograniczenia do dwóch kadencji obecności posłów w parlamencie, przywrócenia wolności gospodarczej, zmiany systemu pomocy społecznej oraz dostosowania systemu edukacji do potrzeb rynku pracy.

„Ciepła woda w kranie jest w Kijowie”

– Wprowadźmy kadencyjność posłów, niech po dwóch kadencjach wrócą do „realu” i zobaczą, jak wyglądają prawdziwe problemy Polaków – mówił ze sceny do tłumu.

Jak zaznaczył, w polskiej polityce od lat nie ma debaty o podstawowych problemach kraju, ograniczana jest energia obywateli. – Musimy dać szansę młodym ludziom – mówił. – Chcemy lepszego państwa dzięki energii i zaangażowaniu obywateli – dodał.

– Było już parę razy o ciepłej wodzie w kranie – mówił też. – Przypomnę, ciepła woda w kranie jest w Kijowie. Nic z tego nie wynika – stwierdził ekonomista.

Jak powiedział, budowany przez niego ruch to inicjatywa oddolna, obywatelska, naturalna i dostrzega potrzebę jego powołania.

Na scenie wystąpili też m.in. prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz, przedsiębiorca i założyciel firmy InPost Rafał Brzoska oraz Adam Kądziela z Zarządu Ogólnopolskiego Forum Młodych Lewiatan. – Zgadzamy się w jednym – powiedział ten ostatni. – Dzisiejsza polityka ma twarz leśnego dziadka. Dziadka, który nie wie, czym jest Twitter, czym jest Tinder. Nie jestem już rozczarowany tymi leśnymi dziadkami. Jestem wkurzony – mówił ze sceny.

Następnie stwierdził, politycy zaczęli dostrzegać problemy młodych ludzi dopiero w czasie kampanii prezydenckiej: – W końcu nas zobaczyli. Jakby nas wcześniej nie było – zaznaczył.

Petru dla Gazeta.pl: Wkurza mnie to, co się dzieje w Polsce. Bo można więcej i lepiej. Czego? Wolnego rynku, konkurencji

TOK FM

Jak Bóg przetrwa internet

Rachel Held Evans, przeł. Andrzej Ehrlich, 30.05.2015

FOT. MARCIN WOJCIECHOWSKI

Millennialsi nie chcą „cool” Kościoła z caffe latte. Chcą Ewangelii.
W audytorium rozbrzmiewa bas. Odprawiający nabożeństwo człowiek z wielką brodą robi przerwę, aby zaprosić zebranych tu wiernych, na których pada światło z dwóch ogromnych ekranów, do tweetowania za pośrednictwem #JesusLives. Z foyer, gdzie można zamówić macchiato albo kupić kubek ze zgrabnym kościelnym logo, dochodzi zapach kawy. Krzesła są wygodne, a muzyka brzmi jak utwór z czołowych miejsc list przebojów. Na koniec nabożeństwa ktoś wygra iPada.Według wielu Kościołów tego właśnie chcą millennialsi, ludzie tacy jak ja [urodzeni w latach 80. i 90. ub. wieku, inaczej pokolenie Y]. Nic dziwnego, że pastorzy tak myślą. Liczba młodych, ale już dorosłych ludzi chodzących do kościoła gwałtownie spadła. W USA odeszło w pewnym momencie 59 proc. wychowanych w chrześcijaństwie ludzi w wieku 18-29 lat. Według think tanku Pew Research Center (projekt „Pew Forum on Religion & Public Life”) aż jedna czwarta tych spośród nas, ci, którzy osiągnęli pełnoletność około 2000 r., mówi o braku jakiejkolwiek przynależności do religii, co sprawia, że moje pokolenie jest w znacznie większym stopniu dalekie od wiary, niż w porównywalnym momencie byli członkowie pokolenia X [urodzeni w okresie od wczesnych lat 60. do wczesnych 80.], a w dwukrotnie większym, niż w ich wieku byli członkowie powojennego wyżu demograficznego (baby boomers).

Kim są millennialsi? ” Kto dziś marzy o emeryturze. Zmierzch ery Paszczaków”

W reakcji na to wiele Kościołów usiłowało przywabić z powrotem millennialsów, skupiając uwagę na stylu: na występach zespołów muzycznych będących bardziej „cool”, na bardziej hipsterskich nabożeństwach, na budzących podziw technologiach. Chociaż nie są to w istocie złe pomysły i mogłyby niekiedy być skuteczne, to nie są jednak kluczem do przyciągnięcia millennialsów do Boga w sposób trwały. Młodzi ludzie nie chcą jedynie lepszego przedstawienia. Usiłowanie, żeby być „cool”, może nawet sprawy pogarszać.

Podczas narad odbywających się w różnych Kościołach można dziś usłyszeć sformułowania typu „udział w rynku” i „nadawanie marki” równie często jak w dowolnym biurze korporacji. Megakościoły, takie jak Saddleback w Lake Forest w Kalifornii czy Lakewood w Houston, mają całe działy marketingu, zajmujące się przyciąganiem nowych członków. Kent Shaffer z portalu ChurchRelevance.com rutynowo ocenia najlepsze logo i portale internetowe, oferuje też doradztwo strategiczne takim organizacjom jak Saddleback i LifeChurch.tv.

W coraz większym stopniu Kościoły oferują całe serie kazań na iTunes i nabożeństwa w stylu koncertów o takich nazwach jak „Vine” („Latorośl winna”) lub „Gather” („Zbierzmy się”). Grupa młodych dorosłych ludzi w działającym w Teksasie Fellowship Church pastora Eda Younga nosi nazwę „Prime” („W kwiecie wieku”), a jedna z grup osób samotnych w Kościele jego ojca w Houston nazywa się „Vertical” („Pionowa”). W ostatnich latach słyszeliśmy o Kościołach, które rozdawały na Wielkanoc tablety, telewizory, a nawet samochody. Mimo to nie wzrasta udział młodych ludzi w praktykach religijnych.

Straciłeś mnie

Ostatnie badania przeprowadzone przez ośrodki Barna Group i Cornerstone Knowledge Network wykazały, że 67 proc. millennialsów woli Kościół „klasyczny” niż „modny”, a 77 proc. wybrałoby raczej „sanktuarium” niż „audytorium”. Musimy też polubić słowo „tradycyjny” (40 proc. woli je od słowa „nowoczesny”). Millennialsi w coraz większym stopniu czują niechęć do ekskluzywnych wspólnot religijnych, które cechuje ciasnota umysłowa i które udają nowe hipsterskie punkty spotkań w mieście.

W oczach pokolenia bombardowanego kampaniami reklamowymi, które zarzut „nieautentyczności” zalicza do najbardziej obraźliwych, próby zmiany marki Kościoła mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego, zwłaszcza jeżeli młodzi ludzie wyczuwają, że więcej uwagi poświęca się marketingowi Jezusa niż rzeczywistemu pójściu za Nim. David Kinnaman, który przeprowadził dla Barna Group wywiady z setkami millennialsów i zestawił swoje badania w książce „You Lost Me: Why Young Christians Are Leaving Church and Rethinking Faith” (Straciłeś mnie. Dlaczego młodzi chrześcijanie opuszczają Kościół i od nowa rozważają wiarę), dowodzi, że millennialsi „nie rozczarowali się tradycją; są sfrustrowani gładkim czy płytkim wyrażaniem religii”.

Moja przyjaciółka, blogerka Amy Peterson, sformułowała to tak: „Chcę nabożeństwa, które nie jest obliczone na sensację, błyskotliwe czy szczególnie aktualne. Rozrywkę mogę znaleźć wszędzie. Nie chcę rozrywki w kościele. Nie chcę być celem niczyjego marketingu. Chcę, żeby mnie wezwano do uczestnictwa w życiu odwiecznej i nastawionej na przyszłość wspólnoty”.

Należący do pokolenia millennialsów bloger Ben Irwin napisał: „Kiedy Kościół mówi mi, co mam odczuwać – Klaszcz, jeżeli Jezus cię ekscytuje!– brzmi to nieautentycznie. Czasem nie chce mi się klaskać. Czasem odczuwam potrzebę modlitwy w chwilach załamania i wątpliwości – nie mimo nich, a z pewnością nie wbrew nim”.

Dlaczego odeszłam

Kiedy w wieku 29 lat opuściłam Kościół, pełna wątpliwości i rozczarowania, nie szukałam chrześcijaństwa lepiej wyreżyserowanego. Szukałam prawdziwszego, bardziej autentycznego chrześcijaństwa; nie podobało mi się to, jak w mojej ewangelickiej wspólnocie traktowano gejów, lesbijki, osoby biseksualne i transseksualne. Miałam pytania dotyczące nauki i wiary, interpretacji Biblii i teologii. W swoich wątpliwościach czułam się samotna. A wbrew powszechnej opinii maszyny wytwarzające mgłę i pokazy świetlne na tych gładkich konferencjach ewangelicznych nie przynosiły mi ulgi. Całe przedsięwzięcie sprawiało wrażenie płytkiego, wymuszonego i udawanego.

Chociaż każdy ma swoją własną historię wiary, nie jestem jedynym millennialsem, którego wiary nie dało się uratować przez nałożenie bardziej hipsterskiej politury. Według Barna Group wśród młodych osób niechodzących do kościoła 87 proc. mówi, że uważa chrześcijan za ludzi wydających sądy o innych, a 85 proc. postrzega ich jako hipokrytów. Z innych, podobnych badań wynikało, że „zaledwie 8 proc. mówi, iż nie chodzi do kościoła, bo jest przestarzały”, podważając tezę, że jedyne, co Kościoły powinny zrobić na rzecz millennialsów, to spowodowanie, żeby nabożeństwa były bardziej „cool”.

Innymi słowy, Kościół może mieć zgrabne logo i portal internetowy, ale jeżeli osądza i jest ekskluzywny, jeżeli nie pokazuje wszystkim miłości Jezusa, millennialsi go zgaszą. Powody, dla których odchodzimy, są w mniejszym stopniu związane ze stylem i zewnętrznym obrazem Kościoła, a w większym – z zasadniczymi pytaniami dotyczącymi życia, wiary i wspólnoty. Nie jesteśmy tak płytcy, jak moglibyście sądzić.

Jeżeli młodzi ludzie poszukują wspólnot, które rzeczywiście praktykują nauczanie Jezusa w sposób otwarty i wszechogarniający, to dobra wiadomość jest taka, że Kościół już wie, jak to robić. Nie chodzi o to, żeby stał się „cool”; chodzi o to, żeby nabożeństwo było niesamowite.

Filiżankę kawy z przyjaciółmi możesz wypić wszędzie, ale kościół jest jedynym miejscem, gdzie posypią ci głowę popiołem, żeby ci przypomnieć, że jesteś śmiertelny. Może cię olśnić pokaz świetlny w trakcie koncertu w dowolny weekend, ale kościół jest jedynym miejscem, które wypełnia się blaskiem świec i kolędami w Wigilię. Możesz dorwać łupy różnego rodzaju w nagrodę za to, że jesteś lojalny wobec marki online, ale kościół jest jedynym miejscem, gdzie zanurzając cię w zimnej wodzie, nazywają cię ukochanym dzieckiem Boga. Możesz się dzielić jedzeniem z głodnymi w każdym schronisku dla bezdomnych, ale tylko Kościół uczy cię, że takie dzielenie się zbliża nas do obecności samego Boga.

Bóg przetrwa

Tym, co ostatecznie skłoniło mnie do powrotu, nie była kawa latte, tylko nauczanie Słowa i sakramenty: chrzest, spowiedź, komunia, namaszczenie chorych – te wszystkie dziwne rytuały obecne w życiu chrześcijan od 2 tys. lat. To sakramenty spowodowały, że Kościół stał się ważny, niezależnie od kultury czy epoki. Nie trzeba ich umieszczać w nowym opakowaniu czy zmieniać im marki; muszą być jedynie praktykowane, oferowane i wyjaśniane w kontekście kochającej, autentycznej i ogarniającej wszystkich wspólnoty.

Moje poszukiwania doprowadziły mnie do Kościoła episkopalnego, gdzie każdego tygodnia, mając 33 lata, klęczę obok siwej pani po mojej lewej stronie i pary gejów po prawej, gdy wyznaję swoje grzechy i odmawiam Modlitwę Pańską. Nikt nie próbuje mi niczego sprzedać. Nikt nie podejmuje desperackich prób, by uczynić Ewangelię hipsterską, aktualną czy „cool”. Po prostu inni przyłączają się do mnie w wyznawaniu wielkiej tajemnicy wiary – że Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci – w co, mimo moich utrzymujących się wątpliwości i odruchowego cynizmu, nadal przez większość dni wierzę.

Nie trzeba być członkiem Kościoła episkopalnego, żeby praktykować chrześcijaństwo sakramentalne. Nawet we wspólnotach chrześcijańskich, które nie posługują się językiem sakramentów do opisywania swoich działań, można zobaczyć ludzi, którzy udzielają chrztu grzesznikom, dzielą się posiłkami, wyznają grzechy i pomagają sobie nawzajem w trudnych czasach. Podczas nabożeństw, którym towarzyszą wielkie ekrany i w których grają profesjonalne zespoły muzyczne, również można udzielać sakramentów.

Jednak wierzę, że sakramenty są najpotężniejsze wówczas, kiedy udziela się ich nie tylko osobom religijnym i uprzywilejowanym, ale także biednym, zmarginalizowanym, samotnym i odrzuconym. To jest ta inkluzja, włączenie, którego tak wielu millennialsów pragnie w swoich Kościołach; to jest ta inkluzja, która w końcu przyciągnęła mnie do Kościoła episkopalnego, którego wielkie czerwone bramy są otwarte dla wszystkich – dla konserwatystów, liberałów, bogatych, biednych, gejów, osób heteroseksualnych czy nawet wiecznie wątpiących, takich jak ja.Liczba chodzących do kościoła może maleć, ale Bóg przetrwa epokę internetu. W końcu wie On coś niecoś o zmartwychwstaniu.Rachel Held Evans
Ur. w 1981 r., amerykańska dziennikarka, publicystka i blogerka.
Tekst Ukazał się w „The Washington Post”

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy, smacznych wątków i intrygujących odkryć. Daj się wciągnąć w ich przestrzeń nie tylko od święta!.

W Magazynie Świątecznym:

Jerzy Pilch: Jest czas obłapiania i jest czas miłości
Ułudy opisujące, jak będziemy zbawieni i w jakich aniołów przerobieni, są fajne, gdy ma się lat 30 i zdrowie jak byk

Co wymyśli chodnik. Polska atrapa rozwoju
Za unijne pieniądze przestajemy doganiać Zachód. Z Markiem W. Kozakiem rozmawia Grzegorz Sroczyński

Podatki, nie dusza
Drodzy państwo z PO, chcecie skręcać w lewo w kwestiach obyczajowych? Wolna droga, przegracie z kretesem. In vitro czy legalizacja związków jednopłciowych są realnym problemem dla promila społeczeństwa

Tajemnice księdza Twardowskiego
Chcemy wziąć ślub. Tylko, proszę księdza, jak najszybciej. – A co się pani tak spieszy? – To ksiądz nie wie? Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Z Magdaleną Grzebałkowską rozmawia Milena Rachid Chehab

I ty zostaniesz humanistą
Po przełomie 1989 roku, gdy rozwijały się banki, przyjmowano do nich głównie fizyków, filozofów i filologów klasycznych. Paradoks? Nie, oni po prostu mieli umysł doskonale wygimnastykowany do trudnych zadań. Rozmowa z prof. Andrzejem Eliaszem

Seymour Hersh. Legenda dziennikarstwa śledczego
Jego umysł jest jak przerwana linia wysokiego napięcia, strzela iskrami na wszystkie strony. Seymour Hersh – ostatni dziennikarz śledczy czy wariat?

Na architekturę dostają się nie tylko arcyksiążęta
Miasto to zadowoleni ludzie. Spotykam ich częściej w tych starych niż w tych nowoczesnych

Wyborcza.pl

Irlandczycy uwolnieni z więzów Kościoła

Peadar de Burca*, tłum. A.L., M.P. i M.L.CH., 30.05.2015
Mural w centrum Dablina

Mural w centrum Dablina (Fot. Shawn Pogatchnik /AP)

Nikt nigdy nie pracował tak wytrwale, żeby umrzeć w biedzie. To w dużej mierze dzięki Chuckowi Feeneyowi Irlandia powiedziała „tak” małżeństwom jednopłciowym
A więc w końcu Irlandczycy to zrobili. Stali się pierwszym krajem na świecie, który drogą referendum zalegalizował małżeństwa jednopłciowe. 62 proc. uprawnionych do głosowania zignorowało wskazówki swoich kardynałów oraz biskupów i potwierdziło to, o czym już wcześniej wiedzieliśmy: Irlandia jest krajem tolerancyjnym i postępowym.Bardziej szczegółowa analiza pokazuje, że spośród 3 milionów uprawnionych do głosowania 1,2 miliona powiedziało „tak”, a 735 tysięcy – „nie”. Otrzymaliśmy wyraźny sygnał akceptacji zmian zachodzących w naszym kraju. Jesteśmy szczęśliwi i dumni, uwalniając się z więzów Kościoła. A także szanujemy naszych współbraci.I nie ma tu różnicy pomiędzy miastem a wsią. Zaledwie jeden okręg wyborczy spośród 43 zagłosował na nie. Roscommon/Leitrim, niegdyś szczycący się najwyższym w Europie odsetkiem chorych na schizofrenię, zyskał obecnie nowy tytuł do sławy.Mały wypadek przy pracy. Irlandia grzeje się obecnie w blasku postępowej sławy, podczas gdy inni, na przykład Australia, która obawia się zaryzykować referendum, przyglądają się temu z ławki rezerwowych.Macie pełne prawo zapytać, jak to możliwe, że niewielki kraj na krańcach Europy, niegdyś pustoszony przez Kościół równie skutecznie jak Polska, znowu znalazł się w czołówce reform obyczajowych.***

Cóż, przede wszystkim racje przemawiające na korzyść zrównania małżeństw jednopłciowych były sprawiedliwe i uczciwe oraz trafiały zarówno do młodszych, jak i do starszych głosujących. A ci z kolei odwzajemnili poczucie odpowiedzialności, którym ich obdarzono. Istotna była wysoka frekwencja w grupie wiekowej od 18 do 24 lat – swoboda wyboru seksualności miała dla niej duże znaczenie. Już rok wcześniej zwolennicy zmiany zachęcali ich do rejestracji w spisach wyborców i dbali o to, aby ci, którzy deklarowali poparcie w internecie, nie zmieniali swoich poglądów poza internetem.

Nie sposób nie docenić wkładu irlandzkiego Kościoła w zwycięstwo opcji „tak”. Po wielu latach szkodliwego i toksycznego wpływu na życie w Irlandii biskupi mogą być pewni, że ich stanowisko w dowolnej kwestii automatycznie wywoła reakcje dokładnie odwrotne.

Biskupi Martin Drennan, Kieran O’Reilly, Kevin Doran i John Fleming nawoływali do głosowania na nie. Posłuszni księża odczytywali ich listy w przeddzień głosowania, przy czym należy zauważyć, że wielu z nich po prostu wypełniało polecenia z góry. Rozkazujący ton tych listów znaliśmy w Irlandii aż nazbyt dobrze; ton wykluczenia, w którym nie sposób dopatrzyć się jakiegokolwiek pozytywnego przesłania.

Uderzającą okolicznością tego głosowania było to, że tysiące starszych, praktykujących katolików odrzuciło przesłanie Kościoła, że homoseksualiści są „obiektywnie zaburzeni” ze „skłonnością do złego”. Jesteśmy takim małym, blisko ze sobą związanym społeczeństwem, że doprawdy trudno znaleźć w Irlandii kogoś, kto nie miałby przyjaciela, sąsiada, brata, siostry, wnuka lub rodzica geja. Gdzieniegdzie księża zignorowali dyscyplinę i otwarcie oznajmili wiernym, że będą głosować na tak. Co zapewne pomogło starszym katolikom odrzucić mowę nienawiści i postawić na pierwszym miejscu przyjaciół i rodzinę.

Podchodząc z wyciągniętą ręką, Irlandczycy pokazali, że „kochają bliźnich jak siebie samych”, że chrześcijaństwo jest żywe, że ma się dobrze i że jest zakorzenione w ludzkich sercach.

Gdy stało się pewne, że wynik głosowania przechyla się na korzyść „tak”, Diarmuid Martin, arcybiskup Dublina, oświadczył: „To, co ma tutaj miejsce, to obyczajowa rewolucja. Ludzie Kościoła być może niezupełnie zrozumieli jej konsekwencje”. Co, mówiąc zwięźle, oznacza: po raz kolejny nie wiemy, co to humanitaryzm, egalitaryzm i sprawiedliwość.

Dalej zauważył: „Jeżeli referendum jest odbiciem poglądów młodego pokolenia, to przed Kościołem jest do wykonania ogromna praca”. Innymi słowy: Kościół ma problem.

***

Zajrzyjmy teraz za kulisy. Damy sobie spokój z coming outem Leo Vradkera, irlandzkiego ministra zdrowia, przejdziemy do porządku nad rozpaczliwymi krzykami, że „tak” oznacza koniec świata i automatyczny upadek heteroseksualnej rodziny irlandzkiej, natomiast zauważmy, że postęp obyczajowy napędza znacznie bardziej trywialna siła.

Pieniądze.

Grupy gejowskie i lesbijskie, zwykle bogate, ale tylko w pomysły, zostały zasilone kwotą 15 milionów euro, co pozwoliło im stawić czoło zamożnym prawicowym i popieranym przez Kościół ośrodkom w rodzaju Iona Institute.

Takie organizacje, jak The Irish Council for Civil Liberties, The Gay and Lesbian Equality Network, Marriage Equality, Amnesty International oraz The Children’s Rights Alliance, są utrzymywane przez jednego człowieka, człowieka, którego pozytywny wpływ na życie kraju jest odczuwalny już od wielu lat.

Ten człowiek nazywa się Chuck Feeney.

Pozwólcie, że opowiem wam o nim nieco więcej. Upłyną lata, a nasi następcy będą nadal bez powodzenia próbowali zrozumieć jego fenomen.

Urodził się w New Jersey, a jego zasługi dla Irlandii są większe niż zasługi Bono, świętego Patryka i celtyckiego tygrysa razem wziętych. W ciągu minionych 30 lat rozdał prawie cały swój majątek wynoszący 7,5 miliarda dolarów, pompując go w naukę, służbę zdrowia, prawa człowieka i edukację. Jego firma Atlantic Philantropies dysponuje jeszcze kwotą 1,3 miliarda dolarów, których zamierza się pozbyć do końca roku 2016. Jeszcze nikt nigdy nie rozdał takich sum za swego życia. Wyrażając to inaczej – nikt dotąd nie pracował tak wytrwale, aby umrzeć w biedzie.W ciągu pierwszych 15 lat swojej działalności Chuck Feeney niemalże obsesyjnie unikał rozgłosu. Do tego stopnia, że uniwersytet w Limerick, który zawdzięcza mu swoje istnienie, nie miał pojęcia, skąd biorą się fundusze. Zresztą chodzi tu nie tylko o Limerick. Feeney finansuje wszystkie uniwersytety w Irlandii. To jemu w dużym stopniu zawdzięczamy dobrze wykształconych pracowników, którzy stworzyli nowoczesną Irlandię.Zrozumiałe, że jego wsparcie dla organizacji walczących o równe prawa poprowadzi nasz kraj o krok dalej.Oczywiście na nie są tacy, którzy argumentują, że dotacje Chucka Feeneya to działanie z pogranicza inżynierii społecznej i socjotechniki, a pieniądze nie powinny służyć do zmiany prawa państwowego. Inicjatywy zmierzające do zmiany konstytucji powinny wychodzić od obywateli, a nie od amerykańskiego miliardera.Nie ulega wątpliwości, że 4 miliony dolarów, które przekazał The Gay and Lesbian Equality Network (GLEN), pomogły jej się przekształcić z jednoosobowego ciała we w pełni profesjonalną i sprawną maszynę lobbującą, która zatrudnia obecnie siedmiu specjalistów oraz wielu konsultantów. Marriage Equality z kolei otrzymała od niego pół miliona dolarów, co pozwoliło jej założyć stale pracujące biuro i uruchomić zakulisowe działania, jak na przykład wynajmowanie profesjonalnych doradców, którzy pracują w agendach rządowych i systematycznie konsolidują poparcie z zamiarem doprowadzenia do zmiany konstytucji.To jest właśnie owo niewidoczne pole walki, na którym została wygrana bitwa o małżeństwa jednopłciowe.

Organizacje gejowskie i lesbijskie otrzymały finansowe wsparcie, dzięki któremu mogły się spotkać jak równy z równym na polu, na którym dotąd dominowały organizacje prawicowe i konserwatywne. Mimo że argumenty przeciwko wpływaniu na politykę rządu za pomocą prywatnych pieniędzy zasługują na poważne potraktowanie, przynajmniej wsparcie, jakiego udzielił Feeney, jest transparentne.

I choć wszyscy wiedzą, że organizacje gejowskie i lesbijskie są przez niego finansowane, to prawicowy Iona Institute nadal odmawia dostępu do swojej księgowości i ujawnienia, przez kogo był wspierany przez lata skutecznego lobbowania.

***

Gdzie zatem znajduje się Irlandia? Ekonomicznie? Politycznie? Duchowo? W pierwszych dwóch konkurencjach wcale nie tak daleko od Polski, jak może się wydawać. Pod względem ducha natomiast trzeba przyznać, że jesteśmy na zupełnie innym poziomie.

Słyszałem komentarze, jak to w ciągu 24 godzin Irlandia wykonała ruch do przodu. Polska natomiast w rezultacie innych wyborów ruszyła wstecz. Być może.

Nie traćmy jednak kontaktu z rzeczywistością. Są takie miejsca na Wyspie, gdzie ludzie nie są równi. Irlandia Północna jest jedynym regionem Europy Zachodniej, w którym małżeństwa jednopłciowe nie mają tych samych praw. Co gorsza, wskutek panującej tam homofobicznej kultury odmawia się im prawa do wyrażania miłości przez pocałunki i przytulanie. W obawie przed fizyczną agresją i wystawianiem się na pośmiewisko zakochani boją się chodzić za ręce w miejscach publicznych. Macie doprawdy szczęście, że nie mieszkacie w takim kraju.

Przepraszam, pomyłka. Jest dokładnie odwrotnie.

*Irlandzki dramaturg, aktor i reżyser, felietonista katowickiej „Gazety Wyborczej”. Mieszka w Gliwicach.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy, smacznych wątków i intrygujących odkryć. Daj się wciągnąć w ich przestrzeń nie tylko od święta!.

W Magazynie Świątecznym:

Jerzy Pilch: Jest czas obłapiania i jest czas miłości
Ułudy opisujące, jak będziemy zbawieni i w jakich aniołów przerobieni, są fajne, gdy ma się lat 30 i zdrowie jak byk

Co wymyśli chodnik. Polska atrapa rozwoju
Za unijne pieniądze przestajemy doganiać Zachód. Z Markiem W. Kozakiem rozmawia Grzegorz Sroczyński

Podatki, nie dusza
Drodzy państwo z PO, chcecie skręcać w lewo w kwestiach obyczajowych? Wolna droga, przegracie z kretesem. In vitro czy legalizacja związków jednopłciowych są realnym problemem dla promila społeczeństwa

Tajemnice księdza Twardowskiego
Chcemy wziąć ślub. Tylko, proszę księdza, jak najszybciej. – A co się pani tak spieszy? – To ksiądz nie wie? Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Z Magdaleną Grzebałkowską rozmawia Milena Rachid Chehab

I ty zostaniesz humanistą
Po przełomie 1989 roku, gdy rozwijały się banki, przyjmowano do nich głównie fizyków, filozofów i filologów klasycznych. Paradoks? Nie, oni po prostu mieli umysł doskonale wygimnastykowany do trudnych zadań. Rozmowa z prof. Andrzejem Eliaszem

Seymour Hersh. Legenda dziennikarstwa śledczego
Jego umysł jest jak przerwana linia wysokiego napięcia, strzela iskrami na wszystkie strony. Seymour Hersh – ostatni dziennikarz śledczy czy wariat?

Na architekturę dostają się nie tylko arcyksiążęta
Miasto to zadowoleni ludzie. Spotykam ich częściej w tych starych niż w tych nowoczesnych

wyborcza.pl

Marsz dla Życia z dziwnymi hasłami: „Seks – deprawatorze odejdź w pokorze”

kuch, PAP, Wideo – Anna Czuba, 31.05.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,34862,18025553,video.html?embed=0&autoplay=1
„Rząd ten gorszy niż Sowieci, chce nam deprawować dzieci”, „Dziś aborcja, jutro Auschwitz” – pod takimi hasłami przeszedł przez Warszawę Marsz dla Życia i Rodziny. Na czele szli muzycy w spódnicach z brazylijską flagą.
Uczestnicy marszu zbierali się od południa pod pomnikiem Kopernika. Pogoda dopisała, przyszło sporo rodzin z dziećmi, były balony i puszczane bańki. Były też hasła, które organizatorzy zawczasu wypisali na transparentach i rozdali uczestnikom marszu. Wśród haseł m.in.: „Choćby nie wiem, jak się złożył, gender trzeciej płci nie stworzy” oraz „Seks – deprawatorze odejdź w pokorze”. – Jakaś kobieta od kilkunastu minut mówi o pornografii, aborcji, cywilizacji śmierci I faszystowskich Niemczech. To dziwnie niepasujący obrazek do kolorowego tłumu z dziećmi, balonami I bańkami unoszącymi się w powietrzu – opisuje nasza reporterka Anna Czuba.Prowadzący opowiadali też przez mikrofon, jak homoseksualiści, pigułki „dzień po” i gender deprawują dzieci. W końcu o godz. 12.40 marsz ruszył Karową w kierunku Powiśla. Na czele szła orkiestra kobziarzy, ktoś niósł brazylijską flagę.Radość z posiadania rodzinyMarsz został on zorganizowany przez Fundację Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. – Imprezę wyróżnia jej afirmatywny charakter, ponieważ Marsze to przede wszystkim święto rodzin, stanowiące okazję do tego, by publicznie manifestować radość z posiadania rodziny – podkreśliła rzeczniczka Marszu Anna Borkowska-Kniołek. – To również sposobność, by spotkać osoby, z którymi dzielimy te same wartości. Uczestniczą w nich przede wszystkim młode rodziny z dziećmi, ale także różnego rodzaju ruchy i stowarzyszenia – dodała.- Maszerujemy po to, by zwracać uwagę opinii publicznej na fakt, że rodzina powinna cieszyć się mianem instytucji prestiżowej ze względu na zadania i funkcje, jakie pełni. Decydentów zaś chcemy zachęcać do wdrażania rozwiązań promujących rodzinę” – mówiła podczas manifestacji rzeczniczka Marszu.Dodała jednocześnie, że „wychodzimy na ulice również po to, by upominać się o prawa tych, którzy sami nie mogą się bronić – dzieci przed urodzeniem, które można w Polsce pozbawiać życia ze względu na ich niepełnosprawność bądź okoliczności poczęcia”.

5 tysięcy uczestników

Podczas Marszu były odtwarzane przemówienia papieża św. Jana Pawła II na temat rodziny oraz zbierane podpisy pod petycją do Ministerstwa Zdrowia o wycofaniu ze sprzedaży pigułki „dzień po”.

Według organizatorów Marszu uczestniczyło w nim ok. 5 tys. osób, w tym przedstawiciele ze Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych oraz innych ruchów i stowarzyszeń katolickich, duszpasterz Rodzin Archidiecezji Warszawskiej oraz goście z Brazylii, Irlandii, Francji i Wielkiej Brytanii.

Marsz odbył się pod patronatem biskupa diecezji warszawsko-praskiej abp. Henryka Hosera i z błogosławieństwem metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza.

Poza Warszawą – jak poinformowali organizatorzy Marszu – marsze odbyły się w 140 miastach w całym kraju.

gazeta.pl

Jarosław Kaczyński na zlocie klubów „Gazety Polskiej”. Ośrodek jak twierdza, wejściówka za 250 zł

Prezes Kaczyński przyjechał na złot członków klubów "Gazety Polskiej".
Prezes Kaczyński przyjechał na złot członków klubów „Gazety Polskiej”. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Ośrodek Dreso w Piotrkowie Trybunalskim w pobliżu Zalewu Sulejowskiego na trzy dni zamienił się w prawdziwą twierdzą. Wszystko za sprawą dziesiątych urodzin klubów „Gazety Polskiej”. Na zjeździe z czytelnikami gazety spotkał się prezes Jarosław Kaczyński. Oprócz szefa Prawa i Sprawiedliwości na spotkaniu pojawił się Antonii Macierewicz i Wojciech Sumiliński, autor głośnej książki o Bronisławie Komorowski i jego związkach z WSI.

Na zlocie pojawiło się 500 wielbicieli i członków klubu „Gazety Polskiej”. Na teren ośrodka położonego w lesie mogły wejść tylko upoważnione osoby – z ważnym identyfikatorem. Żeby go dostać trzeba było zapłacić 250 zł – tyle kosztowało uczestnictwo w wydarzeniu. Nad wydarzeniem czuwali ochroniarze.

Szef PiS chwalił Andrzeja Dudę, mówiąc, że jest „spadkobiercą jego Świętej Pamięci brata” i kontynuatorem polityki zainicjowanej przez Lecha Kaczyńskiego. Zaskoczył jednak w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. Jeszcze niedawno, żeby przekonać elektorat Pawła Kukiza do głosowania na Andrzeja Dudę, pomysł zmiany ordynacji wyborczej nie wzbudzał wielkiego sprzeciwu w szeregach PiS. Na zjeździe wielbicieli „Gazety Polskiej”, Kaczyński wypunktował wady systemu i dał jasny sygnał, że jego partia nie opowie się raczej za wprowadzeniem JOW-ów.

JAROSŁAW KACZYŃSKI, PREZES PIS

Cała ta mitologia o tym, jak to ludzie zanurzenie w miejscowych sprawach będą posłami i będą te sprawy załatwiali, poza tym, że to zupełnie nie konweniuje z kształtem pracy żadnego parlamentu, to nie ma też żadnego związku z rzeczywistością. Czytaj więcej

Zwrócił też uwagę na to, że JOW-y na świecie często nie spełniają pokładanych w takiej ordynacji nadziei. – Trzeba wiedzieć, jak okręgi jednomandatowe działają na świecie i czemu sprzyjają. Po pierwsze, sprzyjają całkowitej dyscyplinie partyjnej, absolutnemu podporządkowaniu posłów kierownictwu partii. Tam, gdzie one są, tam wiadomo, że tak naprawdę walka toczy się mniej więcej w 1/3 okręgów. W pozostałych wiadomo, kto wygra – mówił.

Na spotkaniu, oprócz Kaczyńskiego i Macierewicza, który wygłosił prelekcję na temat katastrofy smoleńskiej, na zjeździe pojawili się prawicowi dziennikarze z „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie”, TV Republika i Niezaleznej.pl.

Pierwszy klub gazety powstał w 2005 roku. Na stronie klubu można przeczytać, że członkowie uważają się za „spiskowców wolności” i mają dość wszechobecnej ich zdaniem manipulacji. –Swoją obecnością na spotkaniach klubowicze chcą zademonstrować po której stronie stoją. Mają dość manipulacji ich emocjami, kształtowania ich postaw moralnych i etycznych dokonywanych często poza ich świadomością. Mają dość totalnej manipulacji – tak piszą o swoich sympatykach autorzy strony klubu „Gazety Polskiej”.

W Polsce działa obecnie ok. 400 takich klubów. Prof. Andrzej Zybertowicz w wypowiedzi dla Niezalezna.pl zasugerował nawet, że bez środowiska klubowiczów, wynik uzyskany przez kandydatów PiS w wyborach, byłby znacznie gorszy. – Gdyby nie kluby, kandydatowi Prawa i Sprawiedliwości zabrakłoby tych kilkuset tysięcy głosów osób, które zostały przekonane przez wyjątkową aktywność członków klubów „Gazety Polskiej”. To właśnie członkowie tej organizacji czynnie wspierali lokalnych posłów PiS-u w kampanii

Źródło: Gazeta Wyborcza, Niezależna.pl, Klubygp.pl

naTemat.pl

Kuba Rozpruwacz wciąż nieprzenikniony

Sebastian Duda, 18.05.2015
Zabójstwa w Whitechapel w 1888 r. wprawiły londyńczyków w histerię, a psychozę podsycała prasa. W Wielkiej Brytanii po raz pierwszy zaczęto wtedy mówić, że media cynicznie gonią za sensacją, zamiast pomagać stróżom porządku w powstrzymaniu fali zbrodni. Dziś wiadomo, że sami dziennikarze pisali fałszywe listy od Kuby Rozpruwacza (jeden z nich wymyślił zresztą ów pseudonim dla mordercy), by wzrosły nakłady ich pism. Okładka jednego z londyńskich tygodniowych magazynów policyjnych z rysunkami przedstawiającymi odkrycie zwłok ofiar mordercy.

Zabójstwa w Whitechapel w 1888 r. wprawiły londyńczyków w histerię, a psychozę podsycała prasa. W Wielkiej Brytanii po raz pierwszy zaczęto wtedy mówić, że media cynicznie gonią za sensacją, zamiast pomagać stróżom porządku w powstrzymaniu fali zbrodni. Dziś wiadomo, że sami dziennikarze… (FOT. BE&W)

W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii ogłoszono „ponad wszelką wątpliwość”, że Kubą Rozpruwaczem był żydowski imigrant z Polski Aaron Kośmiński. Ta hipoteza została już obalona.
15 października 1888 r. George Lusk otrzymał przesyłkę. Lusk, prezes Komitetu Czujności Dzielnicy Whitechapel w Londynie powołanego przez mieszkańców przerażonych bestialskimi zabójstwami, do jakich od końca sierpnia dochodziło w ich stronach, otworzył kopertę i przeczytał:Z piekła
Pan Lusk
Panje,
Przesyłam ci puł nerki z kobiety com jom zachował bo kawałek usmażyłem i zjadłem bardzo była szmaczna. Jakbyś nieco poczekał dłużej tobym ci też wysłał nuż co nim ją wyjołem.
podpisane
Złap mnie jak umiesz
Panje Lusk

(tekst w tłumaczeniu Jakuba Małeckiego)Do napisanego łamaną angielszczyzną listu dołączone było pudełeczko z fragmentem zakonserwowanej w winie ludzkiej nerki. Po pewnym czasie eksperci policyjni uznali, że należała ona do Catharine Eddowes, jednej z ofiar z Whitechapel.Jatki przy Buck’s RowW slumsach Whitechapel, części londyńskiego East Endu, kłębiły się tysiące przymierających głodem biedaków, codziennie dochodziło tam do grabieży i rozbojów, a na ulicach wystawały prostytutki – dla wielu z nich była to jedyna możliwość zarobienia na miejsce w noclegowni i jedzenie. Ulicznice oddawały się w parkach, pustostanach, na placykach i w krzakach Whitechapel, tam, gdzie wieczorem można było spotkać mężczyzn z półświatka oraz szukających okazji robociarzy, żebraków, tragarzy, gońców, rzemieślników, urzędników niższego szczebla, a nawet uczniów. Umawiały się szybko co do ceny i prowadziły klientów w „ustronne miejsce”, ale często wszystko odbywało się właściwie na oczach przechodniów.W nocy z czwartku na piątek 31 sierpnia 1888 r. na ulice Whitechapel wyszła Mary Ann Nichols, znana jako Polly. Miała już 43 lata i bogate doświadczenia. Jako 18-latka wyszła za mąż za ślusarza, urodziła pięcioro dzieci, ale nie umiała być dobrą żoną i matką. Stała się nałogową alkoholiczką nieustannie potrzebującą pieniędzy na trunki. Kiedy po trzydziestce zaczęła trudnić się prostytucją, mąż wyrzucił ją z domu. Przez pewien czas płacił jej nędzne alimenty, ale szybko się to skończyło, bo prawo zabraniało wypłacania alimentów prostytutkom. Mary Ann imała się tzw. uczciwych zajęć (m.in. jako sprzątaczka i służąca), ale za każdym razem wracała na ulicę.Od czerwca 1888 r. wspólnie z koleżanką po fachu Emily Holland, znaną jako Nelly, wynajmowała pokój w noclegowni. I to Nelly po raz ostatni o godz. 2.30 w nocy 31 sierpnia 1888 r. widziała Polly żywą. Spotkały się na ulicy. Nichols, dobrze już pijana, zwierzyła się koleżance, że miała trzech klientów, ale wszystkie pieniądze wydała na alkohol i nie ma czym zapłacić za łóżko w ich pokoju. Nelly namawiała ją do powrotu do noclegowni, obiecując, że zapłaci za obie, ale ta odmówiła. Była pewna, że tej nocy znajdzie klienta.Nieco ponad godzinę później woźnica Charles Cross zauważył niepokojący kształt przy wejściu do stajni i postoju wozów przy Buck’s Row (dziś Durward Street). Z początku wziął go za stertę starych szmat, ale dostrzegł kobiece nogi wystające spod gałganów. Niebawem pojawił się drugi woźnica Robert Paul i razem próbowali cucić kobietę. Cross, dotknąwszy zimnego policzka, uznał, że jest martwa, ale Paul nie był tego pewien i zdecydowali się zawiadomić policję. Przechadzającemu się stróżowi porządku pokazali, gdzie leży kobieta, i szybko oddalili się do swej pracy. Zaraz potem policjant sprowadził pod bramę kolegów, a z pobliskiej jatki przyszło kilku rzeźników zarzekających się, że w ciągu nocy nie zauważyli w okolicy nic niepokojącego. Ich zdaniem przez cały wieczór po wąskiej Buck’s Row przechadzały się jak zawsze prostytutki.

Policjanci stwierdzili, że morderca dwukrotnie poderżnął ofierze gardło, rozerwał nożem brzuch i zadał kilkanaście ran kłutych. Stało się to najpewniej zaledwie 10 min przed przybyciem na miejsce Charlesa Crossa.

Seryjni mordercy. Dusiciele bogini Kali

Londyn zaczyna się bać

Co jakiś czas na East Endzie dochodziło do zabójstw prostytutek, więc początkowo mord na Polly nie wydał się policji czymś szczególnie wyjątkowym. Ale tydzień później, w sobotni ranek 8 września 1888 r., w Whitechapel zginęła Annie Chapman. Miała 47 lat, była matką trojga dzieci i po śmierci jednego z nich wraz z mężem popadła w alkoholizm. Wkrótce małżonek zmarł na marskość wątroby, a Chapman pozostała bez środków do życia, więc imała się różnych zajęć – wchodziła w krótkotrwałe związki z mało odpowiedzialnymi mężczyznami i sporadycznie trudniła się prostytucją. W końcu dzieci musiały zacząć radzić sobie same, bo Annie, choć pracowita, trzeźwiała coraz rzadziej. Chorowała na gruźlicę, mimo pulchnej sylwetki była niedożywiona i mieszkała w noclegowni. Aby przeżyć, prostytuowała się.

Feralnej nocy 8 września 1888 r. znów wydała wszystko na alkohol i nie miała na zapłatę w noclegowni. Musiała znaleźć klienta. Po raz ostatni widziała ją w tamten sobotni poranek około godz. 5.30 niejaka Elisabeth Long. Zeznała później policji, że Annie rozmawiała wtedy na Hanbury Street (niedaleko Spitalfields Market, gdzie prostytutki często polowały na klientów) z mężczyzną o ciemnych włosach i „wyglądzie cudzoziemca”, który miał eleganckie, choć nieco zużyte ubranie, a także czapkę uszankę.

Owego sobotniego poranka kwadrans przed godz. 6 na podwórze budynku Hanbury Street 29 wyszedł John Davis, mieszkaniec posesji. Chciał skorzystać z umywalni w pobliskim zakładzie fryzjerskim i między schodami prowadzącymi do fryzjerni a płotem dostrzegł zwłoki Chapman. Miała zadartą po szyję spódnicę i zgięte kolana. Morderca poderżnął jej gardło i rozpłatał brzuch, z którego wyciągnął wnętrzności. Obok denatki leżały grzebień, potargana koperta, muślinowa chusteczka i pudełeczko z dwiema pigułkami, które brała na gruźlicę. Policjanci byli wstrząśnięci, zwłaszcza gdy od lekarza dokonującego sekcji dowiedzieli się, że morderca wyciął ofierze macicę wraz z kawałkiem pochwy i pęcherza moczowego. Zdaniem lekarza zabójca z taką precyzją wyciął macicę, że musi świetnie znać anatomię, więc być może jest chirurgiem.

Po tym drugim zabójstwie na Whitechapel na Londyn padł blady strach, a gazety rozpisywały się o okrutnych morderstwach. W napięciu oczekiwano następnej zbrodni. Podsycana przez prasę psychoza rosła z dnia na dzień.

List od Kuby

27 września 1888 roku do Centralnej Agencji Prasowej przyszedł list, którego nadawca pisał: Drogi Szefie, wciąż słyszę, że policja mnie schwytała. Ale jak dotąd nawet mnie nie namierzyła. Likwiduję pewien typ kobiet i nie przestanę ich rozpruwać, dopóki nie będę miał dosyć. Ostatnio dobrze się spisałem, dama nawet nie pisnęła. Uwielbiam to robić i znowu zacznę. Wkrótce usłyszycie o mnie i o moich milutkich, zabawnych wyczynach. Po ostatniej robocie zachowałem w małej butelce po piwie imbirowym trochę odpowiedniej substancji, aby nią pisać. Ale szybko zgęstniała i stała się kleista, więc nie mogłem jej użyć. Mam nadzieję, że czerwony atrament jest wystarczająco dobry. Cha! Cha! Następnym razem utnę ofierze uszy i wyślę je na policję, ot, tak, dla żartu. Kuba Rozpruwacz .

Początkowo policja uznała list za fałszywkę. Sam podpis nadawcy listu „Kuba Rozpruwacz” (ang. Jack the Ripper ) wydawał się niesmacznym żartem. Ale po kilku dniach policyjni detektywi nie mieli już takiej pewności co do fałszerstwa, ponieważ w nocy z soboty na niedzielę 30 września znów zginęły dwie kobiety.

Historia kryminalna. Kuba Rozpruwacz to ja

Przy Berner Street…45-letnia Elizabeth Stride to kolejna nieszczęśnica odumarła przez męża i matka kilkorga dzieci, które zmuszona była zostawić na pastwę losu. Już po czterdziestce kilkakrotnie stawała przed sądem za wywoływanie pijackich burd – pomieszkiwała z kochankiem, który stale wszczynał awantury i 27 września pobił ją kolejny raz. Stride poszła do przytułku, a sobotni wieczór postanowiła spędzić w pubie. Kiedy skończyły jej się pieniądze, postanowiła znaleźć klienta i jak później zeznali świadkowie, około północy blisko klubu robotniczego przy Berner Street nagabywała kilku mężczyzn. Kwadrans przed pierwszą w nocy ujrzał ją tam Israel Schwartz wychodzący z klubowego odczytu (zatytułowanego „Konieczność socjalizmu pośród Żydów”). Zauważył, że w sąsiedniej bramie przy Dutfield’s Yard jakiś mężczyzna powalił na ziemię próbującą mu się wyrwać z rąk kobietę.Kilkanaście minut później tragarz Louis Diemschutz wjechał wozem konnym na podwórze za klubem przy Berner Street. Nagle koń się spłoszył, a Diemschutz zauważył przy dyszlu kłąb szmat. Były to zwłoki Stride. Morderca przeciął jej tchawicę, ale najwyraźniej spłoszył go Diemschutz, bo na ciele denatki nie pozostawił straszliwych okaleczeń takich jak na zwłokach uprzednio zabitych prostytutek (i co wedle śledczych powinno zostać uznane za jego znak rozpoznawczy).…i na Mitre SquareTej samej nocy kwadrans przed drugą patrolujący okolicę konstabl Edward Watkins wszedł na placyk Mitre Square i zauważył dziwny kształt pod murem. Kiedy policjant zbliżył się z latarenką, ujrzał leżącą na plecach kobietę z rozłożonymi nogami i spódnicą zadartą po szyję. Ktoś poderżnął jej gardło, prawie odcinając głowę, a także rozerżnął brzuch – wywleczone wnętrzności leżały na prawym ramieniu ofiary. Obok, przy lewej ręce, znajdował się ponadpółmetrowy kawał jelita. W trakcie sekcji lekarz stwierdził, że morderca wyciął z ciała kawałek macicy (bez szyjki i pochwy) oraz lewą nerkę. Skoro tych części ciała nie znaleziono na miejscu zabójstwa, zasadne wydawało się podejrzenie, że sprawca wziął je ze sobą.Około trzeciej nad ranem w publicznym zlewie w pasażu nieopodal Mitre Square policjanci natrafili na poplamiony krwią kawałek fartucha i napis wypisany kredą na murze: Juwes (niepoprawna forma angielskiego Jews, czyli Żydzi) są ludźmi, którzy nie będą oskarżani za nic . Dowiedziawszy się o tym, sir Charles Warren, szef londyńskiej policji, nakazał usunięcie napisu. Obawiał się wybuchu antyżydowskich zamieszek.Zamordowaną okazała się 46-letnia Catharine Eddowes, kobieta naznaczona wieloma dramatami, wśród których prym wiedli wykorzystujący ją (a często też bijący) mężczyźni, z którymi się wiązała, oraz alkohol, na który potrafiła wydać ostatnie pieniądze (nierzadko wypraszane od córki). Nie ma jednak dowodów na to, by zajmowała się prostytucją. Siedem lat przed śmiercią związała się z Johnem Kellym, także alkoholikiem, a para na swój sposób starała się o siebie troszczyć. W sobotni poranek 29 września 1881 r. John, wychodząc na targowisko, przypomniał Catharine o zabójcy kobiet. Odparła: „Nie bój się o mnie. Dam sobie radę i nie wpadnę w jego ręce”. Mieli się zobaczyć w noclegowni nie później niż o czwartej po południu.Ale Kate nie zjawiła się w przytułku, zdobyła pieniądze, za które upiła się w sztok, została zaprowadzona na posterunek i zamknięta w celi do wytrzeźwienia. Policjanci wypuścili ją tuż przed pierwszą w nocy, a mniej więcej trzy kwadranse później została zamordowana. Jej twarz i jedno z uszu były bardzo pokiereszowane, więc śledczy od razu pomyśleli o liście wysłanym do Centralnej Agencji Prasowej kilka dni wcześniej. Wkrótce Londyn zaczął mówić o zabójcy, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sam siebie nazwał Kubą Rozpruwaczem.

Seryjni mordercy. Bestialstwo rosyjskiej dziedziczki

Inne pismo, inna angielszczyzna

W poniedziałek 1 października do Centralnej Agencji Prasowej przyszła kartka o następującej treści: Nie żartowałem, dając wskazówkę drogiemu staremu Szefowi. Jutro usłyszysz o robocie Zuchwałego Kuby, tym razem podwójne wydarzenie. Numer jeden ciut nie wyszedł. Nie mogłem dokończyć. Nie miałem czasu obciąć uszu dla policji, dzięki za przechowanie ostatniego listu, póki nie wziąłem się znów do roboty. Kuba Rozpruwacz .

Charakter pisma bardzo przypominał ten, którym napisano wysłany uprzednio do Agencji list. A jednak śledczy nabrali wątpliwości. Kartka Zuchwałego Kuby została wysłana ponad dobę po zabójstwach Elizabeth Stride i Catharine Eddowes i było prawdopodobne, że ktoś próbuje wprowadzić policję w błąd. Niemniej śledczy zdecydowali się na publikację zdjęć oryginałów listów w prasie, w nadziei że jakiś czytelnik rozpozna charakter pisma.

Gdy jednak George Lusk, prezes Komitetu Czujności Dzielnicy Whitechapel, otrzymał 15 października przywołany na początku list z pudełeczkiem z nerką w środku, wątpliwości śledczych pogłębiły się. Ten list napisany został nie tylko innym charakterem pisma niż uprzednia korespondencja Kuby Rozpruwacza, ale też okropną angielszczyzną, dużo gorszą niż dwa pozostałe.

Nerkę przesłaną Luskowi zbadał doktor Thomas Horrocks Openshaw, patolog z London Hospital, który stwierdził, że wyjęto ją z ludzkiego ciała, a jego opinię upubliczniły gazety. 29 października 1888 r. Openshaw otrzymał list podpisany przez Kubę Rozpruwacza, w którym nadawca w łamanej angielszczyźnie zapowiadał następne zabójstwo. I ten list wydał się śledczym fałszerstwem.

Seryjni kordercy. Gilles de Rais: marszałek Francji i seryjny morderca

Zabójstwo w pokoju

9 listopada 1888 r. kwadrans przed godz. 11 rano do drzwi pokoju na Miller’s Court 13 wynajmowanego przez 25-letnią prostytutkę Mary Jane Kelly zapukał pełnomocnik właściciela, były żołnierz Thomas Bowyer. Kelly nie płaciła czynszu od sześciu tygodni i zalegała 29 szylingów. Zarobki z prostytucji nie starczały na pokrycie należności, a jej konkubent Joe Barnett, pracujący dorywczo na targu rybnym, ostatnimi czasy nie mógł zarobić nawet na najskromniejsze utrzymanie ich obojga. Wyprowadził się więc do przytułku, by Mary bez przeszkód mogła trudnić się nierządem.

Bowyer wiedział o tym i chciał wymóc na pannie Kelly choć część należności. Kiedy mimo pukania nikt nie odpowiadał, pomyślał, że kobieta się przed nim ukrywa, i postanowił wejść przez okno. Zamiast zasłon wisiał tam płaszcz. Bowyer otworzył zawias przez szparę, przesunął płaszcz i ujrzał na łóżku zwłoki Mary. Dostrzegł zmasakrowaną kompletnie twarz, poderżnięte gardło i obcięte piersi. Morderca usunął z brzucha i ud skórę oraz mięśnie, odcięte kawałki ciała leżały na stole przy łóżku, a dookoła zwłok walały się wnętrzności. Lekarz sądowy nie znalazł serca, co mogło oznaczać, że morderca spalił je w kominku, w którym jeszcze żarzyły się węgle, albo zabrał je jako swoiste trofeum. Na zmasakrowanie ciała miał tym razem więcej czasu, a efekt jego działań był iście piekielny.

Śledczy ustalili, że poprzedniego wieczoru Mary usiłowała zarobić na czynsz za pokój i widziano ją, jak zaczepiała mężczyzn. Ostatnim, do którego podeszła około drugiej w nocy, był wysoki, ciemnowłosy jegomość, niektórzy świadkowie widzieli w nim „Żyda”, inni „gościa o smagłej cerze”. Miał przyzwoite ubranie i złotą dewizkę. To ostatni z portretów pamięciowych Kuby Rozpruwacza.

Zabójstwa kanoniczne i inne

Po piątym zabójstwie histeria prasowa sięgnęła zenitu, a sprawą zainteresowała się królowa Wiktoria. Sir Charles Warren, który tak bał się rozruchów antyżydowskich, stracił stanowisko, detektywi policyjni zostali postawieni na nogi, ale do dziś sprawca pięciu zabójstw kobiet z 1888 r. nie został zidentyfikowany. Nie wiadomo zresztą, czy osobnik nazywany Kubą Rozpruwaczem popełnił tylko pięć morderstw – zanim z jego rąk zginęła Mary Ann Nichols, w Whitechapel w 1888 r. straciły życie jeszcze dwie kobiety, ale zostały zakłute nożem, a nie umarły na skutek poderżnięcia gardła, co było typowym modus operandi Kuby Rozpruwacza.

Także w 1889 r. w Whitechapel straciło życie kilka kobiet. Śledczy podejrzewali o te morderstwa sprawcę zabójstw tzw. kanonicznej piątki z 1888 r., ale pojawiło się zbyt wiele kryminologicznych wątpliwości, by uznać te podejrzenia za pewnik.Wydaje się, że po zabójstwie Mary Jane Kelly morderca z jakiegoś powodu przestał zabijać. Mógł umrzeć, zostać uwięziony, wyemigrować lub radykalnie zmienić swój status społeczny. Do dziś nie wiadomo nawet, czy jedna osoba była mordercą „kanonicznej piątki”.Po prawie 130 latach tajemnica Kuby Rozpruwacza pozostaje nierozwikłana mimo prób wyjaśnienia jej za pomocą najbardziej nowoczesnych metod. Wiadomo dziś, że listów i karty pocztowej wysłanych do Centralnej Agencji Prasowej raczej nie napisał morderca, lecz żądny sensacji dziennikarz, natomiast list „z piekła” wielu współczesnych kryminologów uznaje za autentyczny.

Kuba Rozpruwacz jednak nie był Polakiem?

Czy zatem zabójca z Whitechapel był cudzoziemcem? Wiele na to wskazuje (np. list prezesa Luska czy napis na murze nieopodal Mitre Square), choć lista podejrzewanych o zbrodnie liczy sobie prawie dwie setki osób, z czego połowa to Brytyjczycy. W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii ogłoszono „ponad wszelką wątpliwość”, że Kubą Rozpruwaczem był żydowski imigrant z Polski Aaron Kośmiński, na co miała wskazywać analiza plam krwi i spermy na szalu, który ponoć należał do zamordowanej Catherine Eddowes. Ale po kilku miesiącach kilku znanych kryminologów stwierdziło, że przeprowadzona analiza materiału genetycznego była błędna. Zagadka Kuby Rozpruwacza wciąż czeka na rozwiązanie.

W ”Ale Historia” czytaj:

Nędza przedwojennej Warszawy
– Nostalgia za zburzonym miastem każe uważać, że było piękne. Ja też ją odczuwam i też dużo bym dał, żeby przejść się po warszawskich ulicach w 1936 r. i zobaczyć to wszystko. Rozumiem też ból po stracie. Warszawę wielu kochało, ale przed wojną mało kto uznawał ją za piękne miasto

Kuba Rozpruwacz wciąż nieprzenikniony
W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii ogłoszono „ponad wszelką wątpliwość”, że Kubą Rozpruwaczem był żydowski imigrant z Polski Aaron Kośmiński. Ta hipoteza została już obalona

Trujący gaz nad Halabdżą
– Nie rozumiem, dlaczego my, Arabowie, tak bardzo nienawidzimy Kurdów. Rozumiem doskonale, dlaczego Kurdowie nienawidzą nas, Arabów. Bo nasza, arabska wina jest bardzo wielka – mawiał często w Iraku mój tłumacz Dżamal Salman. Zamordowali go islamscy fundamentaliści

Krzyżacy: błąd Konrada Mazowieckiego
Kiedy książęta piastowscy uznali, że sami nie dadzą sobie rady z najazdami Prusów, zdecydowali, że na pograniczu pruskim należy osadzić „instytucję międzynarodową” sprawdzoną w walkach z poganami. Na pomysł ściągnięcia Krzyżaków wpadł prawdopodobnie książę wrocławski Henryk Brodaty

Nowy poczet władców Polski
Matejkowski poczet tak się przyjął, że dziś nie wyobrażamy sobie innego. A ja postanowiłem go sobie wyobrazić. Chciałem mieć na obrazach prawdziwych ludzi – tłumaczył Waldemar Świerzy, wybitny plakacista, który stworzył 49 nowych wizerunków polskich władców

Japońska wojna trzydziestoletnia
Ukrywali się w dżungli przez dziesiątki lat, nie wiedząc lub nie chcąc przyjąć do wiadomości, że II wojna światowa dawno się skończyła. Ostatni japoński żołnierz złożył broń w 1974 r.

Wyborcza.pl

Petru: Wkurza mnie to, co się dzieje w Polsce. Bo można więcej i lepiej. Czego? Wolnego rynku, konkurencji

Krzysztof Lepczyński, 31.05.2015
Ryszard Petru

Ryszard Petru (mat. Nowoczesna PL)

– Miller, Kaczyński, Piechociński, Kopacz, Tusk. Im się nic nie chce, im jest dobrze. A ja mam wizję, że Polska może być małymi Niemcami Europy – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Ryszard Petru, który ze stowarzyszeniem Nowoczesna.pl jesienią chce wejść do Sejmu. Co najmniej.

Ryszard Petru, były doradca Leszka Balcerowicza, później ekonomista m.in. w Banku Światowym i szef Towarzystwa Ekonomistów Polskich, rusza do polityki. W Warszawie odbędzie się dzisiaj kongres stowarzyszenia Nowoczesna.pl, które Petru, ze wsparciem Balcerowicza i Władysława Frasyniuka, chce wprowadzić do Sejmu.

Krzysztof Lepczyński: Po co to panu? Ta polityka?

Ryszard Petru: – Wkurza mnie to, co się dzieje w Polsce.

Co konkretnie?

– Wkurzają mnie bramki na autostradach, wkurza bezsensowna debata o ochronie zdrowia, bo nic z niej konkretnego nie wynika, nic się po niej nie dzieje, czy promocja systemu taniej siły roboczej w Polsce. My jesteśmy dumni, że jesteśmy tani, a potem ludzie dziwią się, że zarabiają 2 tysiące. Wkurza mnie to, że obecnej klasie politycznej już nic się nie chce. Są zadowoleni, uważają że reszta sama się będzie toczyła.

A dlaczego Polacy po wyższych uczelniach stają się bezrobotnymi? Albo jest hasło, żeby zlikwidować gimnazja, a minister mówi, że 100 tys. ludzi straci pracę. To gimnazja są dla nauczycieli czy nauczyciele dla uczniów? To takie pierwsze z brzegu przykłady, ale można z tego zbudować większą historię.

Co to będzie za historia? Drugi plan Balcerowicza?– Po prostu nie widzę grupy osób, która chciałaby zmieniać ten kraj. W bajce o Filemonie był jeszcze Bonifacy, taki powolny kot, któremu nic się nie chciało. To nasza klasa polityczna. Miller, Kaczyński, Piechociński, Kopacz, Tusk. Im się nic nie chce, im jest dobrze.I proszę unikajmy etykietek. Czytam dzisiaj, że powstaje partia Balcerowicza i Petru, a to jest przede wszystkim inicjatywa młodych, energicznych ludzi, którym się coś chce. I Petru.Ale etykiety pomagają. Bo wszyscy chcą zmiany, ale nie wiadomo jakiej.– Chcę zmiany odważnej, konstruktywnej, nowoczesnej, lepszej.Pan unika tego słowa: liberalizm. A już nie daj Boże: neoliberalizm.– Nie jestem liberałem, nie jestem neoliberałem. Staram się szukać……trzeciej drogi?– Nie. W Polsce jest dziś inny podział. Na tych, którzy są nowocześni, i na tych, powiedzmy, staromodnych, którzy utknęli gdzieś w starych koleinach. Mamy dominującą klasę polityczną, która jest pod wrażeniem tego, co się udało przez 25 lat. A jak nie jest pod wrażeniem, to ma pretensje o to, co się wydarzyło przy Okrągłym Stole. Mówią o przeszłości.

Jest także ogromna grupa zaangażowanych ludzi, którzy są poza polityką, którzy się o nią ocierają, i ich głos do nikogo nie dociera. I to jedyna forma, żeby nas usłyszeć. Bo jeśli mówię jako ekspert, do niektórych to w ogóle nie trafia.

Do kogo pan chce trafiać: do zadowolonych czy niezadowolonych?

– Do tych, którzy wiedzą, że można więcej i lepiej.

Czego?

– Więcej wolności gospodarczej, państwa sprawnego, wspierającego, ale nie zajmującego się wszystkim.

Wolności? Już nawet Jacek Rostowski mówi, że Keynes ma rację raz na 70 lat i pech chciał, że to właśnie ten moment. Mówi to liberał!– Rostowski nie jest liberałem, Rostowski jest symbolem socjalistycznego etatysty w PO. Przecież to on zmienił kierunek.Ale kiedy tacy ludzie zmieniają kierunek…– To jego problem, nie mój. Rostowski zabił OFE, trzymał Ministerstwo Finansów w rygorze gmatwania prawa i dobijania przedsiębiorców. On jest typowym etatystą. Przecież żaden liberał nie zabrałby ludziom oszczędności z OFE.I pan je odda?– To nie takie proste – one zostały wydane. Wolałbym trzeci filar. W emeryturach wszystko jest proste, to matematyka. Trzeba dwa razy więcej odkładać niż pobierać. Trzeba zebrać, żeby wydać.No dobrze, czyli ma być…– Wolnorynkowo, konkurencyjnie, ale oczywiście myślimy też o tych najbiedniejszych. Musimy ukrócić takie wykluczenie najbiedniejszych, przywrócić aktywnie do społeczeństwa, ale damy wędkę, a nie jałmużnę.Czyli co?

– Dobra edukacja na wsi, pomoc społeczna, która wyciąga z biedy, a nie utrzymuje w niej. Trzeba unikać sytuacji, w której wszystkim dajemy te same kwoty.

Niewiele już dajemy, pomoc jest oparta na ulgach podatkowych.

– To złe rozwiązanie.

Złe, bo najbardziej wspieramy klasę średnią.

– Polityka społeczna powinna być przeznaczona dla 20 proc. najbiedniejszych Polaków. A nie wszystkich. To dobry przykład, jak marnotrawione są pieniądze.

I minister Szczurek dostaje zwrot z PIT.

– Minister Szczurek to nie problem. Większy problem jest z naprawdę bogatymi ludźmi. Nie powinni dostawać ulgi, to bez sensu.

Ale kwotę wolną od podatku pan zwiększy?

– Chciałbym do tego przekonać. Ulga podatkowa dla ludzi tylko do pewnego poziomu dochodów. I z tych pieniędzy podwyższamy kwotę wolną od podatku.

Jeszcze wrócę do programu. Czytam: innowacyjna przedsiębiorczość, nowoczesna gospodarka oparta na wiedzy… Wszyscy o tym mówią.

– Ale mało kto jest wiarygodny. Zabrzmi nieskromnie, ale jestem o wiele bardziej wiarygodny niż stare partie. PO osiem lat nic nie robiła. PSL? To nie ich program. PiS-u tym bardziej nie. To kto?

Czyli pan? I co z tego będzie?– Mam wizję, że Polska może być gospodarczo takimi małymi Niemcami Europy. O podobnym systemie gospodarczym, z dominującym przemysłem, którzy wytwarza wartość dodaną i nie jest montownią. Gdzie ludziom się żyje dobrze. Obecna Polska jest krajem, gdzie politycy są dumni, że jesteśmy tani. Sprowadzają inwestorów zagranicznych, którzy nie płacą podatków i tworzą dużo tanich miejsc pracy. Ta filozofia kończy się tym, że ludzie zarabiają dwa trzysta i starcza im jedynie na podstawowe potrzeby.I to się da zmienić? Lata pracy.– Dwa lata wystarczą.W dwa lata zmieni pan wektor polskiej gospodarki?– W Czechach, na Słowacji zrobili to w rok. Na Węgrzech i w Czechach wartość dodana jest większa niż w Polsce. A kadry mamy te same, tylko oni szukali innych inwestorów.To co, zamknie pan specjalne strefy ekonomiczne?– Tak, byłbym zwolennikiem zamknięcia SSE. I obniżenia w zamian CIT albo innego podatku.To dla przedsiębiorców, a pracownicy? Umowy śmieciowe? Ludzie zmuszeni do samozatrudnienia?

– Kodeks pracy jest przeregulowany. Jak pracodawca się boi, proponuje umowy poza kodeksem, bez ochrony. Doświadczenia Hiszpanii pokazują, że jak przeregulujemy, rośnie bezrobocie. Trzeba dać możliwość umów kontraktowych, które nie muszą być odnawiane na czas nieokreślony.

Płacy minimalnej pan nie podwyższy?

– To powoduje wyższe bezrobocie.

Teraz jest podwyższana i nic takiego się nie dzieje.

– Dzieje się to, że przegrała PO. Ludzie są niezadowoleni. Efektem tych wszystkich działań, włącznie z płacą minimalną, nie jest wcale szczęście Polaków.

To co im daje szczęście?

– Ciekawa perspektywa pracy i rodzina. Jeśli chodzi o rodzinę nie chcę mieć wpływu…

Czyli w sprawy światopoglądowe się pan nie miesza?

– Związki partnerskie tak. In vitro dawno powinno być załatwione.

Dotowane przez państwo?

– Tak. Rozdział Kościoła od państwa – tak. Ale w dialogu z Kościołem, a nie w atmosferze ataku.

JOW-y?– Jestem zwolennikiem systemu mieszanego. Większy kontakt obywatela z posłem. Trzeba też zredukować liczbę posłów do 200, wprowadzić kadencyjność. Marzę, żeby do politycy szli ludzie z doświadczeniem i dorobkiem, a nie ci, którzy chcą się na niej dorobić.I co pan zrobi, żeby to wszystko było?– Trzeba mieć duże poparcie. Wejść do parlamentu.Niedawno pan mówił, że parlament to za mało. Więc co, przejąć władzę, już, teraz?– A w ciągu ilu miesięcy Duda wygrał wybory? A Kukiz? Wieje wiatr zmian. Ludzie chcą świeżości, wiarygodności.I na razie ma pan cztery, pięć procent w sondażach.– Gdyby Duda się przejmował sondażami, to by nie startował.A jak skończy pan na tych czterech procentach? Dorżnie pan PO.

– Platforma sama się…

Dorzyna.

– Pan to powiedział. Najprawdopodobniej PO przegra kolejne wybory. I czerwona kartka dla Komorowskiego to dopiero początek.

Czemu pan się teraz dystansuje od Leszka Balcerowicza?

– Nigdy się nie dystansowałem. Ja się cieszę z każdego głosu wsparcia i sympatii. Ale kiedy podkreślam wyraźnie, że NowoczesnaPL to moja inicjatywa, a niektóre media powtarzają jak zaklęte, że to partia Balcerowicza, to już nie wiem co mam mówić. Balcerowicz nigdy nie chciał tworzyć osobiście partii, nie będzie go także na Kongresie. A z dobrych rad mądrych ludzi zawsze chętnie korzystam.

A jego duch się unosi?

– Sam pan to musi powiedzieć.

Miejscami się unosi. I nie przeszkadza panu to stwierdzenie?

– W ogóle.

Na kongres zgłosiło się ponad 9 tysięcy osób. Kto to?

– Nie znam wszystkich tych osób. Przyznaję, efekt Palikota na listach to główne ryzyko projektu.

Prekariusze to nie są. Przedsiębiorcy?

– Ludzie z doświadczeniem życiowym. Z samorządu, przedsiębiorcy, działacze organizacji pozarządowych. Te trzy grupy wystarczą. Pytanie, czy zdążę wszystko sensownie połączyć.

A jak się nie uda?

– To się nie uda.

 

gazeta.pl

Dodaj komentarz