Kijowski, 10.11.2016

 

 

top10-11-2016

 

Nierozwinięta generałowa i ambasador Macierewicz

Nierozwinięta generałowa i ambasador Macierewicz

Antoni Macierewicz niezmiennie inspiruje. Nie tylko komentatorów, także działaczy i klientów politycznych. Komu przypadł tytuł Patrioty Roku? Można było się spodziewać, że prezesowi Kaczyńskiemu. Nie! Lepszym patriotą jest Macierewicz. Jarosław Kaczyński musi poczekać do następnego roku.

Zupełnym zaskoczeniem był tytuł Ambasadora Polskiej Gospodarki dla ministra obrony. Najpierw pomyślałem, że sekretarz redakcji pomylił go z Mateuszem Morawieckim. Wszak się zdarzało, że Stalin stawał się Sralinem, a w tym wypadku wszak nazwiska mamy na M. Ocknąłem się jednak – toż Macierewicz to dopiero gospodarz. Na Caracalach zaoszczędził 3 mld zł. Rząd Beaty Szydło wydaje i wydaje, w tym roku zabraknie pół miliarda na program 500+, a Macierewicz oszczędza. Na miejscu Morawieckiego miałbym się na baczności, może przyjść dzień, że w swoim fotelu zastanie ambasadora Macierewicza.
Następne oszczędności Macierewicz poczynił w kwestii odszkodowań za śmierć „poległych” pod Smoleńskiem. Beata Gosiewska chciała 5 mln zł, minister pokazał jej wała – nie dostanie. Może te pieniądze zostaną spożytkowane na 500+, bo nowonarodzone dzieci wołają o papu.

A co powiedzieć o generałowej Ewie Błasik? W tym wypadku mam niejaki kłopot, a uważam się za adwokata diaboli Macierewicza. Generałowa Błasikowa, zwana też Sznapsową, to wdowa po gen. Andrzeju Błasiku, który wytrwał do końca w kokpicie Tupolewa podczas mitycznej katastrofy smoleńskiej. Rosjanie nawet zrobili wrzutkę, że generał dał sobie w gardło podczas lotu. Pewnie sądzili po sobie albo mieli wiadomości od swojego wywiadu, że generał za kołnierz nie wylewał.

Błasikowa dzielnie zachowuje się po katastrofie smoleńskiej. W podpoznańskich Krzesinach jej mąż dostał pomnik, a ona nawet wręczała statuetki imienia swego męża (złośliwie przez jej niechętnych nazywane sznapsikami) dla wyróżniających się lotników. Obok niej rozpromieniony stał minister Macierewicz, a Andrzej Duda trzymał ją za rękę. Generałowa za „polegniętego” w kokpicie męża dostała już 1,5 mln zł. Znalazła się też na liście kolejnej transzy odszkodowania od ministra ambasadora Macierewicza. Ta lista to w istocie rachunek, bo rodziny ofiar smoleńskich domagają się razem 61 mln zł odszkodowań.

I teraz należy docenić Macierewicza. Z 61 milionów już zaoszczędził 5 mln dla wspomnianej Gosiewskiej, acz z tego Błasikowa dostała 1,5 mln zł. Popatrzmy teraz życzliwie na gospodarcze umiejętności Macierewicza. Wszak mógł dać Błasikowej tyle, ile domagała się Gosiewska – 5 mln, a dał tylko 1,5 mln zł. Kto zaoszczędza na jednym rachunku 3,5 mln zł? Tylko prawdziwy ambasador gospodarki.

A jeszcze wczytajmy się w list motywacyjny generałowej: „Najpiękniejsze lata mojego życia podporządkowane były bezwzględnie armii. Częste zmiany zamieszkania i odpowiedzialność zapewnienia komfortowych warunków mężowi do wykonywania ekstremalnych zadań w powietrzu nie dawały mi możliwości rozwoju i spełnienia ambicji zawodowych”. Nie rozwinęła się Błasikowa, więc oczekuje rekompensaty, bo gdyby się rozwinęła, to ho-ho!!!

Mamy więc ministra, któremu przypinają do dzielnej piersi medale i nadają tytuły Człowieków Roku tudzież ambasadorów, niczym w ZSRR oraz dzielną generałową, która się nie rozwinęła, bo patriotyzm podciął jej skrzydła. I jak w takiej sytuacji się nie napić?

Waldemar Mystkowski

nierozwinieta

koduj24.pl

11.11.1988 odszedł Jan Himilsbach. Wprowadził do naszego życia bajkowy nastrój.”Tyle dróg budują, tylko, kurwa, nie ma dokąd iść!” Szacunek!

cw8eerxuuaazoda

Kaczyński na miesięcznicy: Obrzucają nas kamieniami, być może będą nawet spadać lawiny, ale dojdziemy

WB, 10.11.2016

Miesięcznica smoleńska

Miesięcznica smoleńska (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta / Dawid Żuchowicz)

• W Warszawie odbywały się obchody miesięcznicy katastrofy smoleńskiej
• Głównym punktem były dwa przemówienia Jarosława Kaczyńskiego
• Nie będzie prawdziwie wolnej Polski bez prawdy – mówił prezes PiS

– Nie będzie wolnej Polski, prawdziwie wolnej Polski bez prawdy, bez właściwego uczczenia tych, którzy zginęli, nie będzie bez zamknięcia sprawy, która tak długim cieniem położyła się na naszym życiu narodowym, społecznym – sprawy smoleńskiej. Ona, jak wszystkie sprawy w historii, musi pewnego dnia przejść do przeszłości, ale może przejść do przeszłości tylko wtedy, gdy nasza misja zostanie skończona – mówił Jarosław Kaczyński w pierwszym przemówieniu podczas 79. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej pod Pałacem Prezydenckim. W wigilię Święta Niepodległości prezes PiS przemawiał jeszcze raz, pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego.

Dowiedz się więcej:

Co jeszcze mówił Kaczyński pod Pałacem Prezydenckim?

Prezes PiS podkreślał, że obchody i „walka, żeby prawda wyszła na jaw” oraz stanęły pomniki ofiar katastrofy, jest „częścią szerszego przedsięwzięcia”. „Bo Polska niepodległa to musi być Polska żyjąca w prawdzie, to musi być Polska żyjąca bez obaw, bez strachu, i która jest gotowa, potrafi oddać cześć tym, którzy zginęli by służyć ojczyźnie, którzy zginęli na służbie, którzy chcieli oddać cześć ofiarom ludobójstwa w Katyniu. To są sprawy – wydawałoby się – odległe, ale tak naprawdę bardzo bliskie – mówił Kaczyński.

Co mówił Kaczyński w drugim przemówieniu?

Pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego Kaczyński wygłosił krótki wykład na temat walki o niepodległość Polski w 1918 roku. Podkreślił, że jego środowisko musi brać przykład z przodków, by zobaczyć, że „to, co niemożliwe może być możliwe”. – Że możemy zwyciężyć, wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkim naciskom i atakom, z którymi mamy do czynienia w naszym kraju – mówił.

Bo to co dzisiaj się dzieje, to nic innego, jak walka o wolność i suwerenność naszego narodu, o wolność Polaków we własnym kraju i o wolność Polski w Europie. Musimy iść drogą, na której samym końcu będzie można powiedzieć: ‚Tak, jesteśmy w Europie, ale w Europie jest silna, niezależna Polska, Polska, która jest wbrew wszystkiemu ostoją i redutą wolności’. (…) Dojdziemy do tego celu. Trudna droga, do góry, obrzucają nas kamieniami, być może będą nawet spadać lawiny, ale dojdziemy

kaczynskispadaja

gazeta.pl

Czy teraz już zawsze będziemy obchodzić wigilie świąt narodowych czy to tylko wtedy jak się to zbiegnie z kolejną 1679 miesięcznicą?

CZWARTEK, 10 LISTOPADA 2016

Kaczyński: Realizujemy program w trudnych czasach. Przeciwstawia nam się wielu. Musimy dać sobie radę

22:00
kaczynski1ipla

Kaczyński: Realizujemy program w trudnych czasach. Przeciwstawia nam się wielu. Musimy dać sobie radę

Jak mówił prezes Jarosław Kaczyński:

„Idziemy tą drogą, choć jest to dopiero początek, ale początek już bardzo znaczący. Uczyniliśmy już bardzo wiele, by wolność przywrócić, by przywrócić sprawiedliwość. Ale to co przed nami, jest trudniejsze. Bardzo bym chciał, wszyscy byśmy chcieli, żeby za dwa lata, w 100-lecie odzyskania niepodległości, nasze poczucie siły, pewności było większe, mocniejsze niż dzisiaj, byśmy byli bardziej wolni i bardziej suwerenni. Przyszło nam realizować nasz program w trudnych czasach, w których przeciwstawia się nam wielu i musimy dać sobie z tym radę. To hasło, które tak często pada – „Damy radę” – musi być rzeczywistym hasłem, musimy być głęboko przekonani, że przykłady naszych przodków, przykład marszałka Piłsudskiego, musi być czymś, co przemówi do nas, co buduje nasze poczucie obowiązku i poczucie tego, że to, co niemożliwe może być możliwe, że możemy zwyciężyć, wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkim naciskom”

„Obrzucają nas kamieniami, być może będą spadać lawiny, ale dojdziemy do celu”

„A ataki, z którymi mamy do czynienia w naszym kraju, to, co dzisiaj się dzieje, to walka o wolność Polski w Europie. Musimy iść tą drogą, na której końcu będzie można już powiedzieć: Tak, jesteśmy w Europie, ale w Europie jest silna, suwerenna Polska. Polska, która jest, wbrew wszystkiemu, ostoją i redutą wolności. I dojdziemy do tego celu. Idziemy i będziemy. To trudna droga, do góry. Obrzucają nas kamieniami, być może będą spadać lawiny, ale dojdziemy”

21:56

Kaczyński: Naprawę Rzeczpospolitej traktujemy jako swoje zadanie, obowiązek, imperatyw

Jak mówił przed pomnikiem Józefa Piłsudskiego prezes PiS, Jarosław Kaczyński:

„Ta Rzeczpospolita, którą dziś mamy jest wolna, ale wolność w niej wciąż jest słaba, na wolność podnoszona jest ręka i to zarówno tu wewnątrz, jak i z zewnątrz naszego kraju. Jest potrzebna naprawa, naprawa Rzeczpospolitej i chciałbym powiedzieć tutaj, w imieniu PiS, naszych sojuszników, całego obozu niepodległościowego, że my tę naprawę Rzeczpospolitej traktujemy jako swoje zadanie, jako swój obowiązek, jako imperatyw”

21:11
kaczynski

Kaczyński: Nie będzie wolnej Polski bez prawdy, bez właściwego uczczenia tych, którzy zginęli

Jak mówił podczas obchodów miesięcznicy katastrofy smoleńskiej prezes PiS, Jarosław Kaczyński:

„To już 79 miesięcy, ale dzisiejszy dzień jest szczególny, bo jutro Święto Niepodległości, święto narodowe i dlatego chciałbym powiedzieć kilka zdań o tym, że te nasze obchody, zabiegi, walka o to, by prawda wyszła na jaw, by uczczono ofiary tragedii smoleńskiej, by stanęły pomniki, jest częścią szczerszego przedsięwzięcia, jest częścią tego wszystkiego, co czynimy dla niepodległości Polski. Bo Polska niepodległa to musi być Polska żyjąca w prawdzie, żyjąca bez obaw, bez strachu, to musi być Polska prawdy, Polska, która jest gotowa oddać cześć tym, którzy zginęli służąc ojczyźnie, zginęli na służbie, którzy chcieli oddać cześć ofiarom ludobójstwa w Katyniu”

„Nie będzie sprawiedliwej, wolnej Polski bez prawdy, bez właściwego uczczenia tych, którzy zginęli”

„To są sprawy wydawać by się mogło bardzo odległe, ale tak naprawdę bardzo bliskie. Nie będzie sprawiedliwej, wolnej Polski bez prawdy, bez właściwego uczczenia tych, którzy zginęli. Nie będzie bez zamknięcia sprawy, która tak długim cieniem położyła się na naszym życiu narodowym, społecznym, sprawy smoleńskiej. Ona, jak wszystkie w historii, musi pewnego dnia przejść już do przeszłości, ale może przejść do przeszłości tylko w tedy, gdy nasze zadanie, nasza misja zostanie skończona. Stąd to dzisiejsze spotkanie łączymy jak co roku z obchodami wigilii święta narodowego”

300polityka.pl

waldemar-kuczynski

Salvador Dalí photographed in 1929 with Luis Buñuel

cw7zc_vweaa2vnk

 

Andrzej Duda wygłosił orędzie o wspólnocie wszystkich Polaków. A wcześniej… podpisał kolejną kontrowersyjną ustawę

Prezydent Andrzej Duda w dzisiejszym orędziu mówił o wspólnocie wszystkich Polaków.
Prezydent Andrzej Duda w dzisiejszym orędziu mówił o wspólnocie wszystkich Polaków. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta

Prezydent Andrzej Duda wygłosił dziś piękne orędzie do narodu z okazji wigilii Święta Niepodległości. Nawoływał w nim do pojednania. I można by przez chwilę uwierzyć w to, że głowa państwa od dziś będzie już rzeczywiście prezydentem wszystkich Polaków, jak zapowiadał w kampanii wyborczej. Gdyby nie to, że za słowami nie poszły czyny.

– Wracamy do przeszłości, żeby budować lepszą przyszłość – mówił dziś Prezydenta Andrzej Duda. Podkreślał w swoim orędziu, że Europa dostarcza dziś ciężkich chwil. Jakich? Jak zauważa prezydent, mamy w UE kryzys migracyjny, do tego prowadzone są działania wojenne na wschodzie i na południu. Oprócz tego Europejczycy zmagają się z terroryzmem i na wszystkim kładą się cieniem zmiany naruszające spójność Unii Europejskiej.

 

I w obliczu tak ciężkich czasów prezydent zaapelował do rodaków o to, żeby zacząć burzyć mur, jaki przez ostatnie miesiące stawiano między tzw. obywatelami gorszego sortu a zwolennikami PiS. – Bądźmy razem, bez względu na to, w jakim kto idzie marszu i jakie ma poglądy. Bo przecież wzrok nas wszystkich zwrócony jest w tą samą stronę: ku dobrej przyszłości naszej ojczyzny – mówił dziś w orędziu prezydent Duda.

 

Tym wszystkim, którzy zacierają ręce na myśl o tym, że prezydent już jutro przyjmie ślubowanie od sędziów Trybunału Konstytucyjnego oraz wpłynie na premier Beatę Szydło, by opublikowała niekorzystne dla PiS wyroki TK musimy z obowiązku zacytować jeszcze jedno zdanie. – Zgodne świętowanie będzie znakiem tego, że potrafimy wznieść się jako naród ponad niepotrzebne podziały i spory – powiedział dziś Andrzej Duda.

Prezydent, który tak pięknie mówił w orędziu w wspólnocie, kilka godzin wcześniej podpisał dzielącą opinię społeczną ustawę „Za życiem”. Czyli nowy pomysł rządu, który zakłada przyznawanie jednorazowej zapomogi tym matkom decydującym się urodzić dziecko, o którym wiadomo, że będzie upośledzone. Prezydent nie dostrzegł powszechnego oburzenia Polaków przeciwko tej ustawie, mimo tego, że pikietowali także … przed Pałacem Prezydenckim.

źródło: RMF FM

duda-wyglosil

naTemat.pl

Prezydent Duda chce się spotkać z szefową MEN w sprawie jej reformy edukacji

Justyna Suchecka, 10 listopada 2016

Prezydent Andrzej Duda i minister Anna Zalewska podczas uroczystości zaprzysiężenia rządu

Prezydent Andrzej Duda i minister Anna Zalewska podczas uroczystości zaprzysiężenia rządu (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

To nie pierwszy sygnał z Pałacu Prezydenckiego w sprawie rewolucji, jaką w polskich szkołach chce przeprowadzić minister edukacji Anna Zalewska.

Dziennikarze „Polska The Times”, którzy przeprowadzili wywiad z prezydentem, stwierdzili, że w tej sprawie ma on „kompetentną doradczynię”. Agata Duda to nauczycielka języka niemieckiego,  uczyła w jednym z krakowskich liceów. Co sądzi o likwidacji gimnazjów? Nie wiadomo.

Prezydent odpowiedział: – Korzystam z jej rad. Wspólnie w tej sprawie wsłuchujemy się w różne głosy. I wspólnie chcielibyśmy się spotkać z minister Zalewską w sprawie reformy systemu edukacji.

To nie pierwszy sygnał z Pałacu ws. rewolucji, jaką w polskich szkołach chce przeprowadzić Zalewska. 28 października w czasie wywiadu dla telewizji Polsat News Andrzej Duda mówił: – Głos samorządów i nauczycieli o odroczeniu reformy edukacji powinien zostać wysłuchany i powinna nad tym toczyć się dyskusja. Jeśli te uwagi nie zostaną uwzględnione, to będę się zastanawiał, jak przyjdzie do mnie ustawa.

Jednak kilka dni później bronił już minister. Pytany przez PAP o komentarz do głosów opozycji apelującej o odłożenie reformy, mówił m.in.: – Minister Anna Zalewska przez rok przygotowywała te rozwiązania, odbywała konsultacje społeczne. Z otwartą przyłbicą dyskutowała na ten temat. Dodawał, że opozycja ma prawo krytykować, ale nie powinna straszyć.

– Ten atak, który jest teraz przypuszczany na minister Zalewską, jest po prostu nieprzyzwoity. Jest tyle przekłamań rzucanych z trybuny sejmowej i w mediach ze strony osób negatywnie nastawionych do tej reformy czy do rządów PiS. Jeżeli chcemy, by w Polsce była prowadzona uczciwa debata polityczna mająca charakter publiczny, to prowadźmy ją z jakąś kulturą polityczną – podsumował.

Duda uważa, że „ośmioletnia podstawówka i czteroletnie liceum były dobrym systemem”. Jeszcze w czerwcu na zebraniu sekcji edukacji Narodowej Rady Rozwoju mówił: – Należy zmienić formułę dotychczasowego gimnazjum. To jest moje osobiste głębokie przekonanie. Ja uważam, że należy je zlikwidować albo wydłużyć.

Twierdził wtedy, że najlepszym wyjściem jest stworzenie systemu: cztery – cztery – cztery: 4-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie gimnazjum, 4-letnie liceum.

We wtorek ustawy oświatowe przyjął rząd. Anna Zalewska chce, by posłowie zajęli się nimi na najbliższym posiedzeniu Sejmu – w połowie listopada, by prezydent zdążył je podpisać w grudniu.

Likwidacja gimnazjów ma rozpocząć się 1 września 2017 r., wtedy obecni szóstoklasiści pójdą do klasy siódmej.

 

duda

wyborcza.pl

 

cw62lm0xaaenngy

Gen. Błasikowa jako hiena dostała kolejne 1,5 mln zł za Smoleńsk

Generałowa sznapsowa – Ewa Błasik – dostała kolejne 1,5 mln zł odszkodowania za śmierć męża, Andrzeja Błasika, który wytrwał do końca w kokpicie i pilnował pilotów aby wylądowali na tamtym świecie, acz im zdawało się, że w Smoleńsku.

Błasikowej i  jej dzieciom przyznano po 250 tys. złotych. Razem to daje 1,5 mln złotych! To już drugie zadośćuczynienie o takiej samej kwocie przyznane rodzinie Błasików. Pierwszą otrzymała ona w 2011 r. !

Motywowała swoje sznapstwo:

„Najpiękniejsze lata mojego życia podporządkowane były bezwzględnie armii. Częste zmiany zamieszkania i odpowiedzialność zapewnienia komfortowych warunków mężowi do wykonywania ekstremalnych zadań w powietrzu nie dawały mi możliwości rozwoju i spełnienia ambicji zawodowych.”

W związku z czym dostała honorowe obywatelstwo wśród hien.

racjonalna-polska

W kwestii hieny Błasikowa lepsza od o. Rydzyka.

Macierewicz jest już „Patriotą Roku”, teraz dostał tytuł Ambasadora Polskiej Gospodarki. Ale najlepsze jest uzasadnienie

PAP, mk, 10.11.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

• Antoni Macierewicz otrzymał tytuł Ambasadora Polskiej Gospodarki
• Tytuł przyznał Ogólnopolski Klaster Innowacyjnych Przedsiębiorstw
• Szef MON miał wspierać firmy zajmujące się obronnością

Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz otrzymał honorowy tytuł Ambasadora Polskiej Gospodarki. Do wręczenia nagrody doszło podczas XVII Zlotu Niepodległościowego w Łowczówku, gdzie uczczono pamięć legionistów. Tytuł minister otrzymał z rąk przedstawicieli biznesowej organizacji – Ogólnopolskiego Klastra Innowacyjnych Przedsiębiorstw. Laureatami byli w przeszłości m.in. premier Jerzy Buzek i  minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk.

Dowiedz się więcej:

Jak zostało uzasadnione przyznanie tytułu szefowi MON?

– Nagroda ma wymiar szerszy, niż tylko ekonomiczny. Dostają ją osoby, które promują polską gospodarkę, patriotyzm gospodarczy. Wiele firm ma problemy ze współpracą z podmiotami podległymi ministerstwu, m.in. Agencją Mienia Wojskowego. Te firmy zgłosiły się po pomoc do pana ministra i zostały wysłuchane – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Angelika Jarosławska, wiceprezes Zarządu OKIP. Minister został doceniony także za „podjęcie działań na rzecz budowy polsko-ukraińskiego śmigłowca”.

Jak zareagował minister?

Antoni Macierewicz przyznał ,że „dziś szczególnie Polska potrzebuje ambasadorów polskiej sprawy i polskiej gospodarki”. Jak twierdzą organizatorzy zlotu, szef MON wysłuchał także postulatów przedsiębiorstw z woj. tarnowskiego, pracującymi dla obronności.

Zobacz także: „Człowiekiem Roku” w Krynicy powinien zostać… Macierewicz

radio-tok-fm-2

TOK FM

PONAD 61 MILIONÓW ZŁOTYCH ROSZCZEŃ SMOLEŃSKICH

JAKUB STACHOWIAKBIANKA MIKOŁAJEWSKA, 10 LISTOPADA 2016

Gdyby MON chciał wypłacić pełne kwoty zadośćuczynień, jakich domagają się rodziny ofiar katastrofy, kosztowałyby one państwo co najmniej 61 milionów złotych

Do warszawskich sądów wciąż wpływają nowe wnioski o odszkodowania i zadośćuczynienia za katastrofę smoleńską. Portal OKO.press dotarł już do akt 65 takich spraw. Ostatnie, które poznaliśmy, zostały skierowane do sądu zaledwie kilka tygodni temu – w październiku br.

Bliscy ofiar domagają się w nich w sumie od państwa ponad 61 mln zł. Ministerstwo Obrony Narodowej, pod adresem którego zgłaszane są roszczenia, wypłaciło już w tych postępowaniach ponad 5,2 mln zł.

FOT. WOJCIECH OLKUŚNIK / AGENCJA GAZETA
Przeczytaj też:

RACHUNKI KRZYWD SMOLEŃSKICH. MON PŁACI ODSZKODOWANIA RODZINOM OFIAR KATASTROFY

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  7 WRZEŚNIA 2016

Za śmierć generałów

W ostatnich dniach zapoznaliśmy się w sądzie m.in. z wnioskami o zadośćuczynienia złożonymi przez rodzinę generała Andrzeja Błasika, zmarłego pod Smoleńskiem dowódcy Sił Powietrznych. Wdowa po generale – Ewa Błasik domagała się od państwa 750 tys zł. O takie same kwoty wnioskowali córka i syn generała.

Generałowa uzasadniała, że „ostatnie 25 lat swojego życia bezgranicznie poświęciła mężowi”. I że najważniejsza była dla niej „wzorowo pełniona, dla dobra Ojczyzny, praca (…) męża pilota i jego trudny i niebezpieczny zawód”.

„Najpiękniejsze lata mojego życia podporządkowane były bezwzględnie armii; częste zmiany zamieszkania i odpowiedzialność zapewnienia komfortowych warunków mężowi do wykonywania ekstremalnych zadań w powietrzu nie dawały mi możliwości rozwoju i spełnienia ambicji zawodowych” – przekonywała w piśmie do sądu.

15.12.2012 LODZ , LOTNISKO LUBLINEK IM REYMONTA . EWA BLASIK , WDOWA PO GENERALE ODSLANIA TABLICE POSWIECONA TRAGICZNIE ZMARLEMU MEZOWI FOT. MALGORZATA KUJAWKA / AGENCJA GAZETA
15.12.2012 Ewa Błasik odsłania tablicę poświęconą pamięci jej męża na łódzkim lotnisku Lublinek Fot. Małgorzata Kujawka/ Agencja Gazeta

I skarżyła się, że renta, którą otrzymuje po mężu, nie jest wysoka i nie rośnie tak szybko, jak „rosłaby pensja odbierana przez zmarłego małżonka, który był wysoko oceniany w strukturach NATO i niezwykle szanowany w szeroko rozumianym świecie lotniczym”.

We wniosku Ewa Błasik odniosła się również do zarzutów, które padały publicznie po katastrofie, pod adresem generała. Przypomnijmy: były dowódca pułku, do którego należał TU 154, wśród głosów osób, które podczas lotu rozmawiały z pilotami rozpoznał głos Błasika; na tej podstawie generałowi zarzucono wywieranie nacisków na załogę. Generałowa pisze, że imię jej męża zostało zszargane celowo. „Machina propagandowa Rosji, wspierana przez polskich dziennikarzy głównego nurtu, sięgnęła po najgorsze wzorce stalinowskie. (…) zbrukano jego dobre imię, odebrano to, co było wartością najwyższą, honor oficera Wojska Polskiego”.

Argumenty generałowej musiały przekonać przedstawicieli MON, bo resort podpisał ugody z nią i jej dziećmi. Każde z nich dostało po 250 tys. zł zadośćuczynienia. Cała trójka, podobnie jak inni najbliżsi ofiar, dostała już po 250 tys. zł w 2011 r.

17.04.2010 Warszawa. Uroczystości żałobne po katastrofie smoleńskiej Fot. Bartosz Bobkowski/ Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

PIENIĄDZE ZA SMOLEŃSK. ILE JUŻ, ILE JESZCZE?

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  9 WRZEŚNIA 2016

Również 250 tys. zł ministerstwo wypłaciło kilka tygodni temu córce gen. Włodzimierza Potasińskiego, byłego dowódcy Wojsk Specjalnych. Aleksandra Potasińska w swoim wniosku domagała się początkowo 360 tys. zł. Uzasadniała, że temat katastrofy jest wciąż poruszany w mediach i że pod adresem ofiar katastrofy, związanych z wojskiem, padają „nieuprawnione zarzuty”.

„Rodziny ofiar katastrofy, a zwłaszcza rodziny wojskowych, muszą nie tylko przeżywać publicznie żałobę, ale także drżeć, że to nie koniec niepokoju i że jeszcze coś przykrego je spotka” – pisała.

Dodawała również, że wciąż trwa śledztwo w sprawie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. i „nie ma pewności, co do rzetelności wykonanych wszystkich czynności łącznie z identyfikacją zwłok.” A na dodatek „rodziny ofiar spotykają się z atakami w związku z otrzymanymi w drodze ugód sądowych zadośćuczynieniami”, choć przecież sądy przyznają podobne kwoty tym, którzy siedzieli w więzieniach za PRL.

Po 250 tys. zł zadośćuczynienia chcą też od MON żona, córka i syn gen. Kazimierza Gilarskiego, zmarłego pod Smoleńskiem dowódcy Garnizonu Warszawa oraz żona i córka gen. Franciszka Gągora, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

O największe rekompensaty wystąpiła rodzina gen. Tadeusza Buka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych. Troje jego bliskich domagało się łącznie od państwa 9 mln zł. Na razie ministerstwo podpisało ugodę tylko z synem – Mariuszem – przyznając mu 250 tys. zł.

Rodziny biskupa i księdza

W ostatnim czasie z wnioskami o zadośćuczynienia za katastrofę smoleńską, wystąpili także bliscy biskupa polowego Tadeusza Płoskiego: matka Kazimiera, brat Jan i siostra Elżbieta Smiszek. Domagają się od MON po 500 tys.zł zadośćuczynienia. Rodzeństwo biskupa nie dostało wcześniej pieniędzy.

„A ból tak samo przeżywamy jak reszta rodzin, które straciły swoich bliskich w katastrofie pod Smoleńskiem, na tej nieludzkiej ziemi” – pisze w swoim wniosku siostra duchownego.

W 2011 r., Prokuratoria Generalna, która w imieniu państwa prowadziła negocjacje z rodzinami w sprawie zadośćuczynień, uznała, że nie obejmą one braci i sióstr ofiar. Bo trudno z góry założyć, że między dorosłym rodzeństwem, mieszkającym często bardzo daleko od siebie, jest bliskość uzasadniająca wypłacanie rekompensat. Ówczesne władze uznały, że to sąd powinien oceniać, jaka więź łączyła konkretne rodzeństwo i czy braciom i siostrom ofiar należą się pieniądze. MON odrzucał ich wezwania do ugody. Teraz resort Antoniego Macierewicza godzi się na wypłatę pieniędzy – a sąd jedynie zatwierdza ugody.

23.04.2010 r. Przylot trumien z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej la lotnisko Okęcie Fot. Wojciech Olkuśnik/ Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

40 MILIONÓW ZŁOTYCH DLA RODZIN SMOLEŃSKICH?

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  14 PAŹDZIERNIKA 2016

W swoim wniosku Jan Płoski pisze, że śmierć brata- biskupa była dla niego wielką traumą, którą przeżywa do dziś. Ze względu na nią musiał zrezygnować z pracy (był wychowawcą w zakładzie karnym) i pójść na rentę – przyznano mu trzecią grupę inwalidzką.

Według niego, argumentem za wypłatą pieniędzy, są także ustalenia powołanej na początku roku przez Antoniego Macierewicza podkomisji ds. zbadania katastrofy smoleńskiej.

Ten sam argument pada we wnioskach wielu rodzin smoleńskich. Piszą, że zgodnie z prawem takie gremium może być powołane tylko gdy wyjdą na jaw nowe okoliczności katastrofy, a skoro takie okoliczności wyszły – to znaczy, że nie została ona przez tyle lat wystarczająco dobrze zbadana.

„Powołana podkomisja (…) wykazała zaniedbania, kłamstwa i manipulacje komisji Jerzego Millera. Ja od początku nie wierzyłem, że to była zwykła katastrofa. Na setki kawałków nie rozpada się samolot z tak niskiej wysokości i nie powoduje takich zniszczeń ciał” – przekonuje brat biskupa.

I dodaje: „Nasza rodzina cierpi również z powodu, iż dotychczasowe ekshumacje potwierdziły, że w trumnach znajdowały się inne osoby. My też nie mamy pewności, czy ciało brata przebywa w trumnie złożonej w Katedrze Polowej w Warszawie”.

Jan Płoski zaznacza, że pieniądze z zadośćuczynienia chce przeznaczyć na wsparcie fundacji Pamięci Biskupa Tadeusza Płoskiego, by „zachować pamięć o bracie i szukać ujścia dla swojej żałoby i cierpienia”.

O rekompensatę wystąpiła także Krystyna Chojnacka, siostra ks. prałata Bronisława Gostomskiego, kapelana prezydenta. Domagała się 250 tys. zł. Do ugody na razie nie doszło.

Inni także chcą zadośćuczynień

Przykład znanych osób, domagających się pieniędzy za śmierć ofiar katastrofy smoleńskiej, zachęca do zgłaszania roszczeń kolejne osoby. Bartosz Borkowski, leciał do Smoleńska jako opiekun swojej babci Anny, która w Katyniu straciła ojca. Jego żona – Ewelina domaga się od MON 450 tys. zł zadoścuczynienia. Jej pełnomocniczka pisze, że:

„Dla postawy wnioskodawczyni nie bez znaczenia jest to, że wciąż napływają nowe informacje dotyczące wypłat dla rodzin”.

Prawniczka dodaje, że chodzi m.in. o bliskich Janusza Kurtyki i Andrzeja Przewoźnika. „Wnioskodawczyni uważa wobec tego, że i jej, jako osobie najbliższej – żonie ofiary – przysługuje wyższa rekompensata niż dotychczas wypłacona. Wiceminister MON Bartosz Kownacki przyznał, że poprzedni rząd nie stanął na wysokości zadania i w sprawie odszkodowań dla rodzin smoleńskich były one za niskie”.

Podobnie argumentują także inne rodziny, mniej znanych ofiar katastrofy smoleńskiej. Według naszych informacji, do złożenia wniosków o dodatkowe zadośćuczynienia prawnicy przekonują również rodziny ofiar katastrofy samolotu CASA.

Współpraca: Konrad Szczygieł, Patryk Szczepaniak

 

oko.press

 

Iskrzy na linii Prezydent RP – Macierewicz

Iskrzy na linii Prezydent RP – Macierewicz

Nie będzie nominacji generalskich?

Używanie słowa „konflikt” jest pewnym nadużyciem – uważa dyrektor prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski – oceniając różnicę zdań do jakiej doszło miedzy Andrzejem Dudą, a Antonim Macierewiczem w sprawie wręczenia nominacji generalskich z okazji Święta Niepodległości.

Wcześniej lotem błyskawicy rozeszła się wieść, że w związku z zaistniałym sporem i wbrew wcześniejszym planom, prezydent nie dokona tego aktu podczas najbliższych uroczystości 11 listopada.

Według informacji RMF FM prezydentowi nie do końca podobają się niektóre kandydatury oficerów, którzy mieliby uzyskać generalskie szlify. Zaprzeczając konfliktowej sytuacji Magierowski przekonuje, że jak w każdym przypadku, również i w tym obowiązują pewne procedury. Kandydaci muszą być ocenieni przez BBN, a i sam prezydent musi im się przyjrzeć. Z tym właśnie mamy do czynienia – zapewniał.

Prezydent jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, spotyka się z ministrem Macierewiczem regularnie, po kilka razy w miesiącu – tłumaczy Magierowski – bardzo często rozmawiają na temat różnych wizji i koncepcji, które przedstawia prezydentowi minister Macierewicz. Trudno oczekiwać, aby prezydent i minister mieli za każdym razem dokładnie to samo zdanie, identyczne we wszystkich sprawach – dodaje.

Doniesienia RMF FM dementował także szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch. „Najlepszym dowodem, że konfliktu nie ma, jest to, że właśnie wracam z rozmów – na polecenie pana prezydenta – z ministrem obrony. Nominacje generalskie zostały przedyskutowane i uzgodnione” -zapewnił.

Dyrektor prezydenckiego biura prasowego oświadczył, że uroczystość została przeniesiona na 29 listopada, czyli Dzień Podchorążego, a uzgodnienia w sprawie nominacji trwają. To jest normalna rozmowa między ministrem obrony a zwierzchnikiem sił zbrojnych – uznał.

/jp/

Źródło: onet.pl

kod-iskrzy

koduj.pl

Niespodziewane nominacje w listopadzie. Siemoniak: To zapowiedź ruchów kadrowych, tzw. dobrej zmiany w wojsku

jsx, 10.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103085,20958732,video.html?embed=0&autoplay=1
Czy Andrzej Duda jest w konflikcie z Antonim Macierewiczem? – Mogą mieć go już w PiS dosyć – uważa Tomasz Siemoniak. – Nieustającego teatru, szumnych zapowiedzi, inicjatyw odpalanych jedna za drugą. To jest polityk nieobliczalny, niewiarygodny, nieumiejący się wycofać z błędów – dodaje były minister obrony.

– Mamy do czynienia z pierwszym konfliktem między prezydentem Andrzejem Dudą a szefem MON Antonim Macierewiczem – stwierdził Mikołaj Lizut w audycji „A teraz na poważnie”. – 11 listopada miały się odbyć nominacje generalskie, a są przełożone na 29 listopada, bo prezydentowi nie podobają się kandydatury – wyjaśnił.

Jak podało RMF FM „podstawowe wątpliwości Andrzeja Dudy dotyczą m.in. nieodbycia przez część wskazanych wojskowych, generalskich kursów”. – Ja myślę, że używanie słowa konflikt przez dziennikarzy jest pewnym nadużyciem. Trwają uzgodnienia – powiedział w TVN24 szef biura prasowego prezydenta Marek Magierowski.

Zapowiedź „dobrej zmiany” w wojsku?

– Oby było tak, że ktoś w obozie PiS jest w stanie powiedzieć Macierewiczowi „nie” – uznał były minister obrony Tomasz Siemoniak. – I odbudować wizerunek Polski rujnowany wypowiedziami Macierewicza. Jak Mistrale i inne działania pokazujące kompletną groteskowość obecnego MON – dodał.

Zdaniem polityka nominacje, które odbywają się poza zwyczajowymi 15 sierpnia mogą być zapowiedzią „głębokich ruchów kadrowych, tzw. dobrej zmiany w wojsku”.

„Sam wywołuje wojny i potem próbuje gasić pożary”

Wydaje mi się bardzo trudne niekonfliktowanie się z Macierewiczem przy jego sposobie bycia i działania czy wypowiedziach.Wytwarza tyle konfliktów wokół siebie. On te wojny sam wywołuje i potem próbuje gasić pożary

– podkreślił.

Były wicepremier wśród konfliktów wymieniał ten z Powstańcami Warszawskimi o apel smoleński, sprawę „Misiewiczów”, Mistrali czy chaos wokół śmigłowców. – Trudno za nim nadążyć. To jest moment pewnego przesilenia – stwierdził. – Mogą mieć go już w PiS dosyć. Nieustającego teatru, szumnych zapowiedzi, inicjatyw odpalanych jedna za drugą – mówił Siemoniak.

„Dziś PiS równa się Macierewicz”

– Tylko on jest twarzą PiS, to on przykuwa uwagę, zgłasza coraz to nowe pomysły. Dziś PiS równa się Macierewicz – zaznaczył. Jak dodał, na miejscu pozostałych polityków PiS, obawiałby się takiej sytuacji. – To jest polityk nieobliczalny, niewiarygodny, nieumiejący się wycofać z błędów – podkreślił.

Jako przykład poseł PO ponownie przywołał zamieszanie z Mistralami. –  Za granicą czekano, czy polski minister przeprosi, zdystansuje się. A to się nie stało – mówił Siemoniak.

Zobacz także

radio-tok-fm

TOK FM

A robiłem sobie nadzieję, że to się jakoś rozejdIe po kościach. Chyba nie

Newt Gingrich sekretarzem stanu, gen. Flynn doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego u ? Tragiczny wybór dla Polaków i Kurdów.

cw5z620xuaij5ii

Kebab po Marszu Niepodległości? Choć to piątek, biskupi pozwolili

MICHAŁ WILGOCKI, 10 listopada 2016

Narodowcy w Krakowie

Narodowcy w Krakowie (KUBA OCIEPA/AGENCJA GAZETA)

Młodzi mężczyźni ustawiający się po Marszu Niepodległości w kolejkach przed kebabami to już tradycja listopadowych obchodów w Warszawie. W tym roku była zagrożona. Święto Niepodległości wypada bowiem w piątek. Ale biskupi zarządzili dyspensę w sprawie jedzenia mięsa.

Piątkowy post to wieloletnia tradycja w Kościele katolickim. Tego dnia wierni powstrzymują się od jedzenia mięsa, okazując w ten sposób zadumę nad śmiercią Jezusa na krzyżu. Zakazu jedzenia mięsa nie zniosła niedawna liberalizacja przykazań kościelnych przez polski Episkopat.

Poprzednia wersja, obowiązująca do 2014 r., zawierała przykazanie: „Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w okresach pokuty powstrzymywać się od udziału w zabawach”. Nowa wersja jest łagodniejsza i od zabaw należy się powstrzymywać już tylko w czasie Wielkiego Postu. W zwykły piątek można balować do woli. Biskupi tłumaczyli, że nie chcą walczyć z wiatrakami i mają świadomość, że wiele imprez i uroczystości rodzinnych odbywa się właśnie w piątki.

Ale piątkowego postu wówczas nie znieśli. A to oznaczałoby, że w tegoroczne Święto Niepodległości katolicy musieliby powstrzymać się od spożywania mięsa. Biskupi na Zebraniu Plenarnym Episkopatu zadecydowali jednak, że w tym roku 11 listopada mięso jeść można.

Komunikat KEP jest lakoniczny. Biskupi powołują się w nim na prawo kanoniczne, które mówi: „Biskup diecezjalny może dyspensować wiernych – ilekroć uzna to za pożyteczne dla ich duchowego dobra – od ustaw dyscyplinarnych, tak powszechnych, jak i partykularnych”.

Choć decyzja KEP odnosi się do całej Polski, na stronach internetowych niektórych diecezji analogiczne oświadczenia wydali biskupi. „Biorąc pod uwagę świąteczny charakter dnia i uwzględniając prośby wiernych, udzielam mocą przysługującej mi władzy biskupa diecezjalnego dyspensy od nakazanej w piątki – jako dni pokutnych – wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych na terenie diecezji warszawsko-praskiej” – napisał abp Henryk Hoser.

Dyspensa tylko dla połowy Warszawy

Sprawa jedzenia mięsa w piątki w Warszawie nie zawsze była taka oczywista. Do absurdalnej sytuacji doszło w Warszawie w weekend majowy w 2014 r. Kardynał Kazimierz Nycz udzielił wiernym dyspensy na piątek 2 maja. Wierni na lewym brzegu Wisły nie musieli zatem zadowalać się cukinią i bakłażanami z grilla, ale dostali przyzwolenie na bezgrzeszną konsumpcję boczku i karkówki. Swoboda kończyła się na Wiśle, bo po drugiej stronie, w diecezji-warszawsko praskiej, arcybiskup Hoser na udzielenie dyspensy się nie zdecydował.

Dlaczego? – Pytać raczej można o przyczyny wprowadzenia dyspensy, niż o przyczyny jej nie wprowadzenia – tłumaczył wówczas na Fronda.pl rzecznik arcybiskupa Mateusz Dzieduszycki. – Warto zauważyć, że ksiądz kardynał [Nycz] nie zmusza nikogo do jedzenia mięsa 2 maja. Ja przynajmniej nic takiego nie zauważyłem. Jeśli ktoś z archidiecezji warszawskiej chce w piątek dochować postu, może to zrobić. Ja jestem mieszkańcem archidiecezji warszawskiej i mięsa jeść nie będę. Myślę, że ani ksiądz kardynał, ani żaden inny pasterz tej diecezji nie będzie miał do mnie o to pretensji.

Warszawscy internauci rozważali wówczas, czy stojąc na moście Łazienkowskim można jeść kiełbasę, czy jednak nie.

Pomni tego zamieszania biskupi w kolejnych latach dyspensy udzielali już zgodnie: choćby na Światowe Dni Młodzieży w tym roku i na uroczystości obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego rok wcześniej.

Co piątek poszczą nieliczni

Z badań wynika, że i bez dyspensy biskupów wielu polskich katolików udzieliłoby jej sobie samemu. CBOS, który regularnie pyta Polaków o przestrzeganie postu w Wielki Piątek, w 2002 r. dodatkowo zapytał o poszczenie co tydzień. Wyniki były zatrważające – w Wielkim Poście mięsa nie je 38 proc. ankietowanych, ale postu cotygodniowego przestrzega… zaledwie 2 proc. z tej grupy.

Czym innym są czyny, czym innym ich ocena. W 2015 r. aż 43 proc. respondentów CBOS odpowiedziało, że nieprzestrzeganie postu (co prawda tylko w Wielki Piątek, bo tego dotyczyło badanie) to poważny grzech.

Także w 2002 r. Instytutu Statystyczny Kościoła Katolickiego zapytał wiernych, co ich zdaniem oznacza „posty nakazane zachować” (to starsza, obowiązująca wówczas wersja przykazania kościelnego). Co piąty odpytany był zdania, że przykazanie nie obowiązuje w każdy piątek, a np. jedynie w Środę Popielcową i Wielki Piątek.

kebab

wyborcza.pl

ameryka

http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2016-11-10/koniec-wyjazdow-worktravel-do-usa-to-obietnica-wyborcza-prezydenta-elekta/

„Ameryka wybrała witalizm i proste wartości przeciw zdemoralizowanej oligarchii demokratów” Piotr Semka, publicysta.

Jeśli tego nie zrozumiesz, niczego nie zrozumiesz.

cw4qapqwiaarkjh

 

niepokojace

Świątynia Opatrzności Bożej. Kościół droższy niż bazylika w Licheniu

swiatynia

Michał Wojtczuk, 10.11.2016

Świątynia Opatrzności Bożej

Świątynia Opatrzności Bożej (DARIUSZ BOROWICZ)

W piątek uroczyste otwarcie Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Jej budowa trwała prawie półtorej dekady, wykańczanie zajmie pewnie drugie tyle. Dotychczas pochłonęła prawie ćwierć miliarda złotych. – Obietnic danych Bogu trzeba dotrzymywać – mówi metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz.
Wielki płaski krzyż z namalowaną sylwetką Jezusa wydawał się lewitować kilka metrów nad posadzką. Opromieniony światłem sączącym się przez umieszczone kilkanaście metrów wyżej przeszklenie nabierał odrealnionego, biblijnego wręcz wyrazu. Kardynał Kazimierz Nycz omiótł go roztargnionym spojrzeniem. Kierował się w stronę potężnego bloku białego marmuru. Bryła o wymiarach 411 na 140 cm, ważąca ponad 26 t, spoczywała na przyczepce ciągnika. Metropolita dotknął jej ręką, jakby nie mogąc się doczekać, kiedy robotnicy ustawią ją na miejscu, wyposażając Świątynię Opatrzności Bożej w ołtarz. – Moment jest historyczny. Na to wydarzenie pokolenia czekały od 225 lat – mówił kilka minut wcześniej dziennikarzom.

gazeta-wyborcza

wyborcza.pl

Rzecznik Dudy: nie ma konfliktu z Macierewiczem. A wtedy dziennikarz cytuje mu słowa samego prezydenta

lulu, PAP, wideo: TVN24/x-news, 10.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,20957551,video.html?embed=0&autoplay=1
RMF FM informowało o konflikcie na linii prezydent – szef MON. Rzecznik Andrzeja Dudy komentował tę sprawę w TVN24. Prowadzący program nie dał mu się łatwo wywinąć od odpowiedzi.

Radio RMF podało, że jest problem z nominacjami generalskimi. Uroczystość nie odbędzie się 11 listopada, bo prezydentowi „nie do końca podobają się niektóre kandydatury oficerów, którzy mieliby uzyskać generalskie szlify, a których przedstawił szef MON”. Według rozgłośni „podstawowe wątpliwości Andrzeja Dudy dotyczą m.in. nieodbycia przez część wskazanych wojskowych, generalskich kursów”.

Trudna rozmowa rzecznika Dudy

Sprawę komentował dziś w poranku TVN24 szef prezydenckiego biura prasowego, Marek Magierowski. – Uroczystość została przeniesiona na 29 listopada, czyli Dzień Podchorążego. Trwają w tej chwili uzgodnienia między prezydentem a szefem resortu obrony na temat tych nominacji. Są pewne procedury. Te kandydatury są zgłaszane, muszą być ocenione przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, sam prezydent musi się im przyjrzeć, to trochę oczywiście trwa – skwitował Magierowski. – Ja myślę, że używanie słowa konflikt przez dziennikarzy jest pewnym nadużyciem. Trwają uzgodnienia – zaznaczył.

– Pan mówi, że nie ma konfliktu… – zagaił ponownie prowadzący program. -… ale jak czytamy wypowiedzi prezydenta Dudy w „Polska The Times”, on mówi otwarcie o relacjach z Macierewiczem: „Bywa różnie, czasem się spieramy, często dopytuję go, dlaczego ma taką wizję a nie inną i wskazuję, co bym zweryfikował”. To kolejne otwarte zdystansowanie się prezydenta od ministra obrony – stwierdził Bogdan Rymanowski.

– Prezydent jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. Spotyka się z ministrem Macierewiczem regularnie, po kilka razy w miesiącu. Bardzo często rozmawiają na temat różnych wizji i koncepcji, które przedstawia prezydentowi minister Macierewicz. Trudno oczekiwać panie redaktorze, aby prezydent i minister mieli to samo zdanie, identyczne we wszystkich sprawach – zaznaczył Magierowski w TVN24.

Dodał, że „prezydent wyraża swoje wątpliwości, minister mu tłumaczy, na czym polegają jego koncepcje, prezydent przedstawia swoje propozycje”. – Jest to normalna rozmowa między zwierzchnikiem Sił Zbrojnych a ministrem obrony – powiedział.

– Rozumiem, że w sprawie nominacji generalskich prezydent postawi na swoim? Tak? Czy nie? – dopytywał Rymanowski.

– Trwają uzgodnienia – uciął Magierowski.

rzecznik

gazeta.pl

Jak „Wyborcza” i TVN nie dostały akredytacji na Marsz Niepodległości

Wojciech Czuchnowski, 10 listopada 2016Marsz Niepodległości w Warszawie 11.11.2015.

Marsz Niepodległości w Warszawie 11.11.2015. (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Wysłać komuś zaproszenie, a potem napisać, że się tego kogoś nie przyjmie, to numer słaby i głupi.

Poniedziałek

Godz. 22.21. Od Tomasza Kalinowskiego, rzecznika ONR otrzymuję maila. Pisze:  „Szanowny Państwo [tak w oryginale] z myślą o logistyce Marszu Niepodległości przewidzieliśmy dla przedstawicieli mediów pewne strefy i udogodnienia, umożliwiające wygodniejsze relacjonowanie wydarzenia. W związku z powyższym, będziemy wydawać specjalne akredytacje medialne, które w praktyce między innymi umożliwią przebywanie w miejscach niedostępnych dla ogółu uczestników, a także będzie swego rodzaju identyfikacją w oczach przedstawicieli Straży Marszu Niepodległości.”

Na liście mailingowej 24 redakcje. Wśród nich „Wyborcza” i TVN.

W sprawie akredytacji mam pisać na adres d.kita@marszniepodległosci.pl. To najprawdopodobniej Damian Kita. Czytam, że „pochodzi z Zamościa i studiuje w Warszawie” a „obecnie jest sekretarzem Brygady Mazowieckiej”. I dalej: „Pełni też funkcję kierownika Sekcji Ogólnopolskiej. Jest także sekretarzem Komisji Rewizyjnej Marszu Niepodległości”.

Na Marsze Niepodległości chodzę jako dziennikarz od kilku lat. Organizatorzy nigdy nie proponowali mi akredytacji. Ale skoro teraz zapraszają…

Damianowi Kicie wysyłam nazwisko, nazwę gazety i numer legitymacji sejmowej. W zamian mam  dostać „specjalny identyfikator, honorowany przez organizatorów Marszu Niepodległości.”  Nie do pogardzenia jest „swego rodzaju identyfikacja w oczach przedstawicieli Straży Marszu”

Wtorek

12.37. Damian Kita pisze: „niestety akredytacja prasowa nie została udzielona.”

12.43. Pytam: „dlaczego?”.

13.46. Kita: „Mimo sympatii z Państwa strony, jaką zauważyliśmy wraz z ukazaniem się ostatniego reportażu, bardzo zależy nam na rzetelności!”.

To chyba sarkazm. Chodzi zapewne o reportaż „Dużego Formatu”, którego autorce udało się przeniknąć w szeregi ONR i opisać tę organizację.

17.50. Piszę do Kity: „To po co wysyła mi Pan info o akredytacjach, i zabiera mi czas? „

22.50. Kita: „O udzieleniu akredytacji decydujemy dopiero, gdy ktoś się w tej sprawie do nas zgłosi.  Równie dobrze mógłbym Pana zapytać, dlaczego prosi Pan o akredytację? „

22.54. Odpowiadam: „To wyście do mnie wysłali maila w tej sprawie. Korespondencję uważam za zakończoną, proszę mi nie zaśmiecać poczty.”

Środa

22.34. Na facebookowym profilu Marszu wpis: „GW i TVN bez akredytacji medialnych 11.11. Nie spełniają standardów społeczności Marszu. Miłego dnia.” Do tego grafika z logiem TVN (przekreślonym) i „Wyborczej” (nie przekreślonym) I jeszcze informacja, że na ponad 20 redakcji, które wystąpiły o akredytacje, dwie jej nie dostały.

Wysłać komuś zaproszenie, a potem napisać, że się tego kogoś nie przyjmie, to numer słaby i głupi. Nawet jak na kogoś spod znaku Falangi.

jak

wyborcza.pl

Agnieszka Kublik

Smoleńsk niczym lot na Księżyc

10 listopada 2016

Konferencja dotycząca badania przyczyn katastrofy smoleńskiej

Konferencja dotycząca badania przyczyn katastrofy smoleńskiej (PRZEMEK WIERZCHOWSKI/AGENCJA GAZETA)

Prokuratura, która żali się i biadoli przed dziennikarzami, że niewiele może, to ewenement. A właśnie takie było wczorajsze wystąpienie szefa śledztwa smoleńskiego.

Marek Pasionek to zastępca prokuratora generalnego i jednocześnie szef smoleńskiego śledztwa. Na środowej konferencji prasowej żalił się, że „zorganizowanie grupy 14 patomorfologów do sekcji smoleńskich było mistrzostwem świata”, bo renomowani naukowcy nie chcą z nim współpracować. Powód? „Czytają, co się pisze”. Biadolił też, że prokuratura nie ma jeszcze umowy z laboratorium, które będzie wykonywać sekcje ekshumowanych zwłok, bo jest „zamieszanie” wokół sprawy.

Pasionek uzasadniał też ekshumacje ofiar katastrofy pod Smoleńskiem: „Jakby to brutalnie nie brzmiało, niestety, ale ciała ofiar są praktycznie jedynym dowodem, do którego możemy mieć dostęp”. Bo „kluczowe, newralgiczne dowody w dalszym ciągu są na terenie Federacji Rosyjskiej i ja się bynajmniej nie spodziewam, że prędko będziemy w ich posiadaniu”. Chodzi o wrak tupolewa.

Ekshumacje to szukanie przez prokuraturę potwierdzenia teorii o zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wskazuje na to wypowiedź o dostępie do wraku – inaczej śledczy by go nie potrzebowali.

Pamiętam, że Antoni Macierewicz i jego pseudoeksperci z parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej bez dostępu do wraku, ba!, nawet bez dostępu do analiz z badania wraku, wyprodukowali cztery raporty ze szczegółowymi wnioskami, jak i gdzie na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu. Macierewicz wymachiwał tymi raportami, krzycząc, że zebrał dowody na zamach. Teraz prokuratura przyznała, ile są one warte – nic.

Zresztą tyle samo jest warta pracująca od marca w MON komisja smoleńska. W tym roku dysponuje budżetem rzędu 4 mln zł, ale nie pokazała żadnych wniosków ze swoich prac. Dowiedzieliśmy się tylko, że tak sowicie opłacani eksperci wymyśli kuriozalny eksperyment, by pędzącego tupolewa zderzyć z brzozą. – W czasie burzy mózgów zastanawialiśmy się na tym – chwalił się dr Wacław Berczyński, szef komisji.

Aż 4 mln zł musi wydać państwo polskie, by udowodnić, że ta komisja nie ma pojęcia o badaniu katastrof lotniczych?

Ale i prokuratura zafunduje nam przykry i długi spektakl smoleński, bo jest całkowicie nieprzygotowana do wyciągania z grobów ciał ofiar katastrofy smoleńskiej (ma to potrwać aż do zimy 2017 r.).

Prokurator Pasionek, tłumacząc konieczność ekshumacji, opowiadał, że w Ameryce do dzisiaj się zastanawiają, czy Neil Armstrong faktycznie wylądował na Księżycu. Czyżby uważał, że szukanie śladów zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego jest tak absurdalne jak udowadnianie, że Armstrong nie postawił nogi na Księżycu?

W sumie to by napawało optymizmem.

 

wyborcza.pl

Roman Pawłowski

Program „Niepodległa”: pięć lat trzymania flagi? PiS ogłasza nowe otwarcie w polityce historycznej i kulturalnej [KOMENTARZ]

09 listopada 2016

MICHAŁ ŁEPECKI

Lubicie narodowe obchody? Rekonstrukcje bitew są waszą pasją? Nadchodzi wasz czas. Dzięki rządowemu programowi obchodów 100-lecia niepodległości Polski nie zabraknie okazji, by te pasje realizować.

Plany, które przedstawił w środę wiceminister kultury Jarosław Sellin, przyćmiewają wszystko, co do tej pory PiS realizował w ramach polityki historycznej.

Rocznicę 1918 r. będziemy obchodzić całe pięć lat. Specjalny program zacznie się w przyszłym roku i zakończy się w 2021 r. W jego ramach rząd sfinansuje projekty ogólnopolskie, regionalne i międzynarodowe. W przyszłorocznym budżecie ministerstwo rezerwuje na to kilkanaście milionów złotych, w 2018 – 70-80 mln zł. Cały program ma kosztować 200 mln zł – to prawie dwie trzecie rocznych programów grantowych ministra. Operatorem będzie Narodowe Centrum Kultury, międzynarodowym komponentem zajmie się Instytut Adama Mickiewicza, a projektami ogólnopolskimi – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Twórczo odwołać się do rocznicy

Poprzedni program polityki historycznej „Patriotyzm jutra”, realizowany za pierwszych rządów PiS, przyniósł zalew rekonstrukcji militarnych, rajdów pamięci, akademii okolicznościowych, wystaw itp. Tym razem jako przykładowe projekty resort wymienia serię koncertów „100 utworów na 100-lecie”, uzupełnienie listy Pomników Historii Polski, finał konkursu na Europejską Muzealną Nagrodę Roku czy organizację Europejskich Dni Dziedzictwa.

Będzie też ofensywa muzealna: otwarcie w 2018 r. kompleksu w warszawskiej Cytadeli (Muzeum Historii Polski i Muzeum Wojska Polskiego), Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku i Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Świątyni Opatrzności Bożej. Muzea finansowane są osobno, ale ich inauguracja zostanie włączona do obchodów.

Szczyt przypadnie na rok 2018 – i trzy daty: 3 maja, 15 sierpnia i 11 listopada. Czeka nas świętowanie rocznic: Sellin wymienił m.in. rocznicę ukonstytuowania się Sejmu, wojny polsko-bolszewickiej, zaślubin Polski z morzem, powstań śląskich, konstytucji marcowej, traktatu ryskiego. Do tego: 700-lecie odbudowy Królestwa Polskiego, 450-lecie Unii Lubelskiej, rocznica konfederacji barskiej. W programach ministra na 2017 rok pojawiło się nowe kryterium strategiczne: „utrwalanie tożsamości kulturowej i narodowej”, w szczególności „twórcze odwołanie do obchodów rocznic, jubileuszy i wydarzeń historycznych”. Za spełnienie tego kryterium minister może przyznać dodatkowe 15 punktów (poza przyznanymi przez ekspertów), co będzie miało wpływ na decyzję o przyznaniu dotacji.

Sellin: koniec ery orła z czekolady

Instytucje i organizacje już wyczuły koniunkturę: zanim jeszcze program został ogłoszony, do ministerstwa napłynęło ponad 200 projektów i ofert. Ministerstwo zamierza wybrać kilkanaście i sfinansować. Osobny priorytet będzie dotyczył projektów międzynarodowych – PiS chce połączyć obchody z działaniami innych krajów Europy, obchodzących swoje rocznice niepodległości.

Tak wielki zasięg działań minister Sellin tłumaczy badaniami przeprowadzonymi na zlecenie ministerstwa przez TNS. Ponad 70 proc. Polaków jest dumnych ze swojej tożsamości narodowej, jednak aż 40 proc. uważa, że więcej nas dzieli, niż łączy. – Chcemy odbudować poczucie wspólnoty. Większość Polaków preferuje tradycyjne formy uczestnictwa w obchodach patriotycznych. Lubią trzymać flagę, uczestniczyć w obchodach, odwiedzać cmentarze. Nie wystarcza im czekoladowy orzeł i różowe baloniki – ironizował wiceminister, nawiązując do akcji „Orzeł może” zorganizowanej pod patronatem poprzedniego prezydenta.

Hasłami – ideami obchodów mają być wolność, poszanowanie dla godności człowieka i praw oraz solidarność. A wśród oczekiwanych efektów wymieniane są wzrost kapitału społecznego, dumy i radości z wspólnoty. Ministerstwo deklaruje, że zależy mu na aktywnym włączeniu się obywateli w obchody. Jak głoszą założenia do programu Niepodległa: „wspólnoty nie można budować odgórnie: zarządzeniami i dekretami”.

Dmowski i Paderewski na sztandary

Problem w tym, że te piękne deklaracje całkowicie rozjeżdżają się z praktyką państwa PiS. Jak pogodzić ideę wolności z próbami cenzurowania sztuki, które podejmował w ostatnim roku minister kultury Gliński? Jak ma się idea poszanowania dla prawa z tym, co PiS wyczynia z Konstytucją, naruszając trójpodział władz i ingerując we władzę sądowniczą? Czym jest dzisiaj przywołana w programie idea solidarności w obliczu rosnącej w Polsce ksenofobii, którą głoszą wspierane i akceptowane przez PiS grupy prawicowych ekstremistów? Jak się ma deklarowane wsparcie dla społeczeństwa obywatelskiego wobec propagandowych ataków na organizacje pozarządowe w TVP?

Obchody 100-lecia niepodległości mogą stać się narzędziem do zmiany znaczenia wielu słów ważnych dla Polaków. Wolność, ale nie dla kultury, poszanowanie prawa, ale nie dla Konstytucji, solidarność, ale nie z uchodźcami. Jeśli tak miałby wyglądać program „Niepodległa”, odniesie odwrotny skutek do zamierzonego. Zamiast skleić podzieloną wspólnotę, jeszcze bardziej ją podzieli.

Niepokojące są zapowiedzi nowej narracji na temat początków II RP. Z badań przedstawionych przez Sellina wynika, że połowa Polaków kojarzy postać Piłsudskiego z odzyskaniem niepodległości, ale tylko kilka procent wymienia w tym kontekście Dmowskiego i Paderewskiego. PiS chce zmienić proporcje. Czy będzie się to odbywało na podobnych zasadach jak przebudowa narracji o „Solidarności”, w której niesłusznego Wałęsę zastępuje się słuszną Walentynowicz? Albo jak konstruowanie nowej opowieści o KOR, w której pomija się ludzi krytycznych dziś wobec PiS, a eksponuje Macierewicza? Piłsudski ze swoim lewicowym rodowodem jest kłopotliwym patronem dla narodowo-katolickiej partii.

Wszyscy Polacy mogą być dumni z tego, co osiągnięto w pierwszych latach niepodległej Polski: złączenia w nowy organizm państwowy trzech zaborów, początków budowy polskiego przemysłu, rozwoju kultury.

Obawiam się jednak, że PiS chce to dziedzictwo zawłaszczyć i użyć do własnych politycznych celów.

glinski

wyborcza.pl

CZWARTEK, 10 LISTOPADA 2016

STAN GRY: McConnell ostrzega Rosję, Sikorski w GW: Trump odpuści PiS z TK, Fakt: Ultimatum PiS dla Zalewskiej

— JEDEN Z NAJWAŻNIEJSZYCH POLITYKÓW REPUBLIKAŃSKICH OSTRZEGA ROSJĘ – jak relacjonuje GW: “Przywódca republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell oświadczył w środę, że Rosjanie powinni „w pełni” rozumieć, że jeśli zaatakują któreś z państw NATO, będą mieli do czynienia z całym Sojuszem”.

— NIEMOŻLIWE STAŁO SIĘ MOŻLIWE I BĘDZIE SURREALISTYCZNĄ RZECZYWISTOŚCIĄ – lead na jedynce GW.

— ADAM MICHNIK KRYTYKUJE NAJSTARSZE DEMOKRACJE – jak pisze na jedynce GW: “Po 27 latach od rozmontowania dyktatury komunistycznej w Polsce i obalenia muru berlińskiego dwie wielkie demokracje, brytyjska i amerykańska, wprowadziły cały świat wolności w bardzo niebezpieczną fazę”.

— CZY EFEKT TRUMPA BĘDZIE SPRZYJAŁ W POLSCE PUTINOWSKIEMU AUTORYTARYZMOWI? – dalej Michnik: “Czy w Polsce stanie się to impulsem do działania na rzecz demokracji, czy też będzie to sprzyjać ewolucji Rzeczypospolitej w stronę putinowskiego autorytaryzmu?”

— WASZYNGTON ODPUŚCI WARSZAWIE TK, KOGOŚ TO UCIESZY RADOSŁAW SIKORSKI W GW: “USA będą targane problemami wewnętrznymi. Nowy prezydent będzie miał mało czasu dla ważnych sojuszników, a co dopiero dla tych krajów, które sprawiają kłopoty, jak Polska. Jako wyznawca pełnej suwerenności państw Trump odpuści Warszawie łamanie demokracji, niszczenie Trybunału Konstytucyjnego, naruszanie praworządności. To pewno kogoś w Polsce ucieszy. Ale ten brak zainteresowania ze strony USA może nas drogo kosztować”.

— ŚWIAT NABIERA NIEBEZPIECZNEJ DYNAMIKI – dalej Sikorski: “Uskrzydli nacjonalistów i może być przedsmakiem tego, co będzie się działo na naszym kontynencie w najbliższej przyszłości. Przywódczyni francuskiego Frontu Narodowego Marine Le Pen deklaruje, że po jej zwycięstwie w wyborach prezydenckich w 2017 r. rozpisze referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej. A bez Francji UE przestanie istnieć. Świat nabiera niebezpiecznej dynamiki”.,

— TRUMP PORYWA AMERYKĘ – tytuł na jedynce RZ.

— ŚWIAT ZAMIENIA SIĘ W WIELKI TALK-SHOW – pisze w RZ Paweł Kowal: “Jedno jest pewne – w Ameryce nie doszło do prostej zamiany demokratów na republikanów i sprawa nie dotyczy tylko Ameryki. To, co się stało, zmienia zasady prowadzenia polityki w skali całego Zachodu i jest kolejnym dowodem na to, że stare polityczne formy nie mieszczą już żywiołów nowoczesnej ludowej demokracji. Zamiast partyjnych, często strasznych, ale jednak znanych nam wyjadaczy na scenę wchodzą showmani. Dziś media dają mikrofon każdemu, kto przyciąga widzów, i kreują postaci, które potem będą zwalczać. Tego zaś publika nie lubi i głosuje przeciw mediom. Tak świat zamienia się na naszych oczach w wielki talk-show”.

— “DOBRA ZMIANA” DOTARŁA DO AMERYKI – tytuł w Fakcie.

— CZY TRUMP DOGADA SIĘ Z PUTINEM KOSZTEM POLSKI? – tytuł w Fakcie.

— CHYBA POPROSZĘ KACZYŃSKIEGO O AZYL – tytuł rozmowy SE z Benjaminem Barberem: “Spodziewałem się wygranej Clinton. Miała łatwiejszą drogę, a on niemal niemożliwą. I udało mu się! Może zdzwonimy się jeszcze pod koniec tygodnia i pomoże mi pan uzyskać azyl polityczny w Polsce! Chyba poproszę o to Kaczyńskiego (śmiech).
– W Polsce? Nie czytał pan, jaki u nas faszyzm i koniec demokracji?
– Przy Trumpie Jarosław Kaczyński jest postępowym liberałem! Mając wybór między Trumpem a Kaczyńskim, głosowałbym na Kaczyńskiego”.

— DEMOKRACJA W AMERYCE ZADZIAŁAŁA – naczelny SE: “Amerykańska demokracja ma się świetnie. Zadziałała. Poukładanym z władzą elitom biznesowym, medialnym i aktorskim przypomniała, co jest jej sercem. A sercem demokracji jest ocena ludu”.

— NACZELNY SE O ZDEGENEROWANYCH ELITACH – jak pisze Sławomir Jastrzębowski: “Ten proces dotyczy nie tylko USA. Zdegenerowane elity niemyślące interesami i mentalnością zwykłych ciężko pracujących i chcących godnie żyć ludzi nie są rzadkością w Europie. Nadchodzą zmiany”.

— RATUNKIEM JEST EUROPA – komentarz GW na zwycięstwo Trumpa.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Kamiński: Nawet gdyby Tusk nie chciał wracać do Polski, może zostać do tego sprowokowany
Kamiński: W sobotę kolejny ważny krok w rozwoju polskich liberalno-demokratycznych ugrupowań
Kamiński: Czuję się rozczarowany wyborami w USA. Nie taki wynik przewidywałem
Magierowski: Trump jest cały czas pewnego rodzaju enigmą
Polityczny plan czwartku: społeczne obchody w przededniu Narodowego Święta Niepodległości organizowane przez PiS
http://300polityka.pl/live/2016/11/10/

— PGNIG ZASKARŻY DECYZJĘ KE WS GAZPROMU – pisze w GW Andrzej Kublik: “Pozwu nasz koncern jeszcze nie złożył, bo Komisja nie opublikowała decyzji zwalniającej Gazprom z unijnych przepisów antymonopolowych w eksploatacji rury OPAL, kluczowej odnogi bałtyckiego gazociągu Nord Stream. Prezes PGNiG Piotr Woźniak w środę powiedział, że polski koncern wciąż zamierza zaskarżyć decyzję Komisji Europejskiej, zezwalającą Gazpromowi na zmonopolizowanie eksploatacji gazociągu OPAL. To główna lądowa odnoga bałtyckiego gazociągu Nord Stream, którym przez Bałtyk płynie rosyjski gaz do Niemiec. Ułożona wzdłuż naszej zachodniej granicy rura OPAL transportuje rosyjski gaz znad Bałtyku do Czech”.

— JEDYNA DROGA TO WYBORY, MOŻE POPRZEDZONE OKRĄGŁYM STOŁEM – MATEUSZ KIJOWSKI w GW: “Jedyna droga to wybory. Być może poprzedzone jakimiś negocjacjami, jakimś okrągłym stołem. Być może przedterminowe, bo zdegenerowanie władzy obejmuje już ją samą. Musimy się jednak do tego przygotować. Nauczyć się aktywności obywatelskiej, wypracować solidarność i utrzymywać stałą presję na tych, którzy zawłaszczają Polskę. Musimy też przygotować realną alternatywę”.

— TA WŁADZA SIĘ NIE ZMIENI – dalej Kijowski: “Ta władza się nie zmieni. Nie zacznie dobrowolnie przestrzegać polskiej konstytucji i polskiego prawa ani szanować polskich obywateli. Ta władza zmierza prostą drogą do autorytaryzmu”.

— DZIESIĘĆ EKSHUMACJI W TYM ROKU – Wojciech Czuchnowski w GW.

— ULTIMATUM PIS DLA MINISTER EDUKACJI: ZAWALI REFORMY, WYLECI Z RZĄDU – Magdalena Rubaj w Fakcie: “Minister niedawno usłyszała dwa warunki: po pierwsze, rozwiązania mają być gotowe przed obchodami rocznicy gabinetu. – Nie mogliśmy sobie pozwolić na klapę w tej sprawie – mówi nam ważny polityk PiS. Dlatego reforma edukacji w ostatniej chwili wskoczyła na posiedzenie rządu. Warunek drugi: reforma musi zostać gładko wprowadzona w życie. Szefowa MEN musi to zrobić do wiosny. – Teraz będzie czas na „sprawdzamy” dla Zalewskiej – dodaje współpracownik prezesa Jarosława Kaczyńskiego (67 l.). Jeśli nie podoła, straci stanowisko! W walkę włączyła się premier Beata Szydło (53 l.). – Musimy mieć po swojej stronie tych, którzy dzisiaj odpowiadają za polską oświatę – nauczycieli, a przede wszystkim rodziców i samorządy – mówiła w środę szefowa rządu podczas spotkania z kuratorami oświaty i wojewodami. Ale to Anna Zalewska zapłaci, jeśli reforma nie zakończy się sukcesem”.

— NIE BĘDZIE FETY NA ROK RZĄDU – Magdalena Rubaj w Fakcie: “ – Szampana otwierać nie będziemy – mówi nam jeden z polityków PiS odpowiedzialnych za organizację tych skromnych obchodów. I dodaje, że rząd ma tylko mówić o tym, co już udało się zrobić. Będą więc chwalić się wdrożeniem programu Rodzina 500+, podwyżką najniższych emerytur do 1000 zł, czy zatrzymaniem sześciolatków w przedszkolach… Do tych osiągnięć w przyszłym tygodniu rząd dołączy kolejne Obchody – zgodnie z wolą prezesa PiS – mają rozpocząć ofensywę medialną PiS”.

— ROŚNIE SPÓR O REFORMĘ EDUKACJI – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Na pewno jednak nie uda się rządowi przeciągnąć na swoją stronę nauczycieli z ZNP. W nabitej do ostatniego miejsca największej sali związku zebrali się w środę na naradzie poświęconej strategii na najbliższe tygodnie. Atmosfera była dość gorąca, nauczyciele byli rozemocjonowani i zdesperowani – minister idzie w zaparte – mówiła jedna z nauczycielek. – Co jeszcze możemy zrobić, żeby to powstrzymać?! Przecież wiadomo, że jedyną osobą zdolną to wyhamować jest Jarosław Kaczyński… Odpowiedział jej kolega: – To nie Kaczyński ma to zatrzymać, tylko my – powiedział, co wywołało poruszenie na sali”.

— SZUKAJĄ PODPALACZA BUDKI – tytuł w RZ: “Jest nowe śledztwo ws. spalenia budki przed ambasadą Rosji w 2013 r. Ustali, czy miał z tym coś wspólnego b. szef MSW”.

— WZIĘŁA ZA ŚMIERĆ GENERAŁA 1,5 MLN ZŁ – jedynka SE o Ewie Błasik.

— RONDO ANTYSEMITY DO ZAORANIA – Jarosław Osowski w Stołecznej: “To wstyd dla stolicy, że jej centralny punkt, skąd odlicza się odległości do innych miast, jest poświęcony akurat jemu. Miasto dotknięte w czasie wojny tragedią największego getta, gdzie kilka lat wcześniej żyła najliczniejsza społeczność żydowska w Europie, uhonorowało w swoim najbardziej ruchliwym punkcie zapiekłego antysemitę. Jeśli w ogóle zasługiwał na jakieś miejsce, bo przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości, można mu było znaleźć coś mniej eksponowanego. Wybrano jednak rondo, przez które każdego dnia przetaczają się tłumy mieszkańców i przyjezdnych. Współcześni apologeci Dmowskiego znaleźli tu sobie punkt startowy dla swojego Marszu Niepodległości, na którym szerzą nienawistne hasła i wzywają do przemocy wobec myślących inaczej”.

— REFORMA GOWINA STRASZY MAŁE UCZELNIE, DUŻE ŚPIĄ SPOKOJNIE – tytuł w GW.

300polityka.pl

CZWARTEK, 10 LISTOPADA 2016, 09:13
szczerski1

Szczerski: Mieliśmy kontakt jako Kancelaria Prezydenta z ekipą Trumpa w trakcie kampanii

– Znamy nazwiska, znamy te osoby. Mieliśmy kontakt jako Kancelaria Prezydenta z ekipą Trumpa w trakcie kampanii – oczywiście także z ekipą pani Hillary Clinton – bo to jest nasze zadanie jako profesjonalnych polityków, więc mamy dzisiaj te nazwiska, nasza placówka działa w Waszyngtonie. Przygotowujemy się pod pracę z nową administracją – mówił w „Porannej rozmowie RMF” Krzysztof Szczerski z KPRP.

 

CZWARTEK, 10 LISTOPADA 2016, 08:51

Kamiński: Nawet gdyby Tusk nie chciał wracać do Polski, może zostać do tego sprowokowany

W jakimś sensie, nawet gdyby Donald Tusk nie chciał wracać, może zostać sprowokowany do tego powrotu. Zarówno poprzez pogarszającą się sytuację Polski. Jestem przekonany, że Tusk jest patriotą i jemu na Polsce zależy. Jeżeli będzie widział, że ta sytuacja idzie w bardzo złą stronę, to będzie się czuł moralnie zobligowany do tego, żeby wrócić. Nie wykluczam tez, że przez wszystkie plugastwa, które się wokół Tuska dzieją ze strony obozu władzy, po prostu tak po ludzku skłonią go  do tego, że on tę rękawicę podejmie – mówił Michał Kamiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

Parlamentarzysta przyznał, że jest w Polsce poważne grono polityków, na których Tusk może liczyć, gdyby wrócił do polskiej polityki.

08:44
kaminski1011_2

Kamiński: W sobotę kolejny ważny krok w rozwoju polskich liberalno-demokratycznych ugrupowań

Już w sobotę kolejny ważny krok w rozwoju polskich liberalno-demokratycznych ugrupowań. Zapraszam na sobotę, wszyscy państwo zobaczycie – mówił Michał Kamiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodał:

„Ważne, żeby opozycja się jednoczyła, żeby w tej opozycji były różne głosy, bo dzisiaj wyborcy opozycji są zróżnicowani. Dzisiaj potrzeba ludzi, którzy odwołując się do ważnych dla Polaków ideałów wolności, nowoczesnej demokracji Europy, żeby ten głos był widoczny”

Kamiński dał do zrozumienia, że nazwa nowej formacji to Unia Europejskich Demokratów.

08:36

Kamiński: Czuję się rozczarowany wyborami w USA. Nie taki wynik przewidywałem

Jako Polak martwię się tym, co wybór Trumpa oznacza dla polityki światowej i jak Polska będzie się w tym świecie czuła – mówił Michał Kamiński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodał:

„Jako Polak i człowiek, które bliskie są wartości, które Hillary Clinton wyznaje, to czuję się rozczarowany. Nie taki wynik przewidywałem – nie ja jeden – natomiast myślę, bo operujemy na twardych danych, że strategia Clinton okazała się dobra. Mocno postawiła na konfrontację z Trumpem i to dało jej większość w Ameryce w głosach bezwzględnych. W każdym innym kraju, gdzie nie ma takiego systemu, ona by wygrała. Zawiodła ją taktyka z powodu pewnej nadmiernej pewności siebie, żeby nie powiedzieć pychy”

300polityka.pl

Całkowita klęska Demokratów

Bartosz T. Wieliński, 10 listopada 2016

Hillary Clinton przemawia do swoich zwolenników dzień po przegranych wyborach. Na scenie w hotelu na Manhattanie towarzyszył jej mąż, były prezydent Bill Clinton

Hillary Clinton przemawia do swoich zwolenników dzień po przegranych wyborach. Na scenie w hotelu na Manhattanie towarzyszył jej mąż, były prezydent Bill Clinton (CARLOS BARRIA/REUTERS)

Partia Demokratyczna nie tylko przegrała walkę o fotel prezydenta, ale też poniosła klęskę w wyborach do Kongresu. Sondaże wróżyły coś innego.

W nowojorskim sztabie Demokratów ludzie czekali na Hillary Clinton całą noc po wyborach. Gdy po południu przychodzili i zajmowali miejsca przed sceną, pod wielką szklaną kopułą, wydawało się, że Clinton zwycięstwo ma w kieszeni. Gdy na Wschodnim Wybrzeżu zapadał wieczór, CNN podała wyniki kolejnego sondażu przeprowadzonego wśród wyborców. Wynikało z niego m.in., że większość Amerykanów pozytywnie ocenia prezydenturę Obamy i że kobietom nie podoba się Trump.

Do tego dochodziły mobilizujące apele Trumpa i rozsiewane przez jego sztab informacje o zepsutych maszynach do głosowania. Prawnicy Trumpa bezskutecznie próbowali w Nevadzie nawet wstrzymać głosowanie w jednym z hrabstw, gdzie z powodu tłumów wyborców głosowanie trzeba było przedłużyć. Tę informację odebrano jako przygrywkę do spodziewanego podważania wyborczego wyniku przez Trumpa. Bo przecież nie miał szans wygrać.

Jednak w miarę upływu czasu, gdy z poszczególnych stanów zaczęły napływać wyniki, twarze wyborców Clinton tężały. A gdy późno w nocy, po utracie Florydy i Wisconsin, stało się jasne, że Hillary Clinton może uratować już tylko cud, w oczach wielu jej zwolenników pojawiły się łzy. Na twitterowym koncie kandydatki Demokratów opublikowano zdjęcie, na którym ściska młodą wolontariuszkę. I słowa skierowane do jej zespołu: „Cokolwiek się zdarzy tego wieczoru, dziękuję wam za wszystko”.

Ci, którzy się spodziewali, że po ogłoszeniu porażki Clinton wyjdzie do ludzi, zawiedli się. O drugiej w nocy czasu lokalnego na scenie pojawił się szef jej kampanii John Podesta i oświadczył, że kandydatka przemawiać nie będzie. – To była długa noc i długa kampania. Możemy chyba jeszcze trochę poczekać. W niektórych stanach sytuacja ciągle jest niejasna. Dajcie nam policzyć głosy – mówił. Ludzie byli wyraźnie rozczarowani. Chwilę później kamery pokazały, jak zebrani opuszczają siedzibę sztabu. Przybici, z niedowierzaniem na twarzach. W kilku miastach spontanicznie formowały się demonstracje przeciw Trumpowi, w Nowym Jorku wzięła w niej udział znana piosenkarka Lady Gaga. Przeciw nowemu prezydentowi protestowano także pod Białym Domem.

Clinton miała ostatecznie przemówić i publicznie uznać swoją porażkę w jednej z sal nowojorskiego hotelu New Yorker wczoraj o 10.30 czasu lokalnego. Nad ranem zadzwoniła już do Donalda Trumpa i pogratulowała mu wygranej. Na mównicy pojawiła się z godzinnym opóźnieniem. – Nie o taki wynik nam chodziło. Przykro mi, że nie wygraliśmy. Nie przebiliśmy najwyższego i najtwardszego szklanego sufitu, ale kiedyś, miejmy nadzieję, prędzej, niż myślimy, ktoś to zrobi – mówiła, mając na myśli pierwszą w historii prezydenturę kobiety. Telewizje pokazywały za to szeregowych pracowników jej kampanii. Przybitych, ściskających się, ze łzami w oczach.

Dla Clinton to niezwykle smutny dzień, bo przegrana z Trumpem kończy jej 30-letnią karierę w polityce. Jednak Demokraci przegrali nie tylko Biały Dom, ale też walkę o odbicie Kongresu. Od stycznia Ameryka przechodzi pod pełną kontrolę Republikanów.

Przedwyborcze sondaże dawały nadzieję, że Demokratom uda się przełamać trwającą od 2014 r. dominację Republikanów w Senacie. Ale sondaże pomyliły się i w tym przypadku.

Demokratom udało się jedynie w Illinois, gdzie w wyborach do Senatu kongresmenka Tammy Duck-worth pokonała republikańskiego senatora Marka Kirka. Duckworth, która wcześniej była zastępcą sekretarza ds. weteranów, jest pierwszym politykiem o tajlandzkich korzeniach, który zasiada w Kongresie. Jest też pierwszą niepełnosprawną kobietą w amerykańskim parlamencie. W 2004 r. jako pilot helikoptera transportowego służyła w Iraku. Jej helikopter został zestrzelony przez rebeliantów, a ona straciła w katastrofie obydwie nogi. Kirk nie dość, że nie miał takiego dorobku, to jeszcze podśmiewywał się z azjatyckich korzeni Duckworth, czym zraził do siebie wyborców.

Do Senatu z Florydy dostał się nawet Marco Rubio, syn kubańskich imigrantów, który ubiegał się w tym roku o republikańską nominację prezydencką. Wróżono mu sukces, w związku z wyborami zrezygnował z walki o drugą kadencję w Senacie, ale gdy Trump pokonał go w prawyborach w rodzinnym stanie, wycofał się z prezydenckiego wyścigu. Do walki o utrzymanie senatorskiego fotela wrócił pod koniec czerwca. I dokonał – wydałoby się – niemożliwego.

Politycy Partii Demokratycznej o porażki obwiniają szefa FBI Jamesa Comeya, który tuż przed wyborami ogłosił, że jego agenci dotarli do nowych e-maili Clinton z czasów, gdy była sekretarzem stanu, wysyłanych niezgodnie z przepisami z serwera znajdującego się w jej rezydencji. Wybuchła afera, bo w lipcu FBI przecież oświadczyło, że Clinton w sprawie mai-li postępowała lekkomyślnie, ale nie złamała prawa, a tuż przed wyborami postanowiło wrócić do sprawy. Choć w niedzielę Comey oświadczył, że w e-mailach nie było nic nowego, Trump odrobił stratę do Clinton i wygrał wybory. Podobny efekt zanotowali demokratyczni kandydaci do Senatu.

To również prezydent Donald Trump rozwiąże spór o obsadę stanowiska w sądzie najwyższym, jaki powstał wiosną tego roku po śmierci Antonina Scalii. Prezydent Obama na jego miejsce nominował sędziego Merricka Garlanda. Ale kontrolowany przez Republikanów Senat odmówił przesłuchania kandydata i zatwierdzenia go, uznając, że wakat w sądzie najwyższym powinien wypełnić przyszły prezydent. Teraz obserwatorzy sceny politycznej spodziewają się, że Trump wycofa kandydaturę Garlanda i nominuje kogoś innego. Najprawdopodobniej będzie w sądzie najwyższym więcej wakatów do wypełnienia, bo troje sędziów dobiega osiemdziesiątki lub ją przekroczyło. W kampanii Trump zapowiadał, że sędziowie, których wyśle do SN, będą ściśle przestrzegać konstytucji, a w szczególności drugiej poprawki, która daje Amerykanom prawo do noszenia broni.

 

kleska

wyborcza.pl

 

Sędzia pozwała ministra Ziobrę. „Fałszywie i bezprawnie zarzucił jej nieudolność”

look, pap, 09 listopada 2016

Sędzia Justyna Koska-Janusz

Sędzia Justyna Koska-Janusz (%Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

Sędzia Justyna Koska-Janusz w 2015 r. oddaliła zarzuty Zbigniewa Ziobry w sprawie z oskarżenia prywatnego. Wcześniej ukarała polityka grzywną. We wrześniu kierowane przez Ziobrę Ministerstwo Sprawiedliwości zdecydowało, że sędzia nie powinna orzekać w sądzie okręgowym z powodu jej rzekomej „nieudolności”. – Ocena była nieuprawniona i fałszywa – mówi pełnomocnik sędzi.

Pozew przeciw skarbowi państwa-ministrowi sprawiedliwości wpłynął do warszawskiego sądu na początku listopada. – Sędzia Justyna Koska-Janusz wnosi, by sąd zobowiązał pozwanego do usunięcia ze stron resortu komunikatu z inkryminowanymi sformułowaniami, opublikowania przeprosin w trzech gazetach i dwóch portalach oraz wpłaty przez pozwanego 10 tys. zł na cel społeczny – poinformował PAP pełnomocnik sędzi mecenas Andrzej Michałowski.

„Inkryminowane sformułowania” miały się znaleźć w komunikacie, który resort opublikował na swojej stronie internetowej w październiku. Oświadczenie dotyczyło decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości z września. Minister Zbigniew Ziobro wycofał sędzi delegację do sądu okręgowego, bo uznał, że orzekała nieudolnie.

„Do MS dotarła informacja, że to właśnie sędzia Justyna Koska-Janusz miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem bardzo prostej, choć głośnej sprawy” – ogłosiło MS w komunikacie.

Ministerstwo: „Media obwiniały sędzię…”

Resort przywoływał głośną sprawę Izabelli Ch. W 2013 r. kobieta po pijanemu wjechała samochodem w przejście podziemne w centrum Warszawy. Sędzia Koska-Janusz zajmowała się tą sprawą, gdy w trybie przyspieszonym wpłynęła do sądu. Zdecydowała, że Izabella Ch. powinna zostać poddana badaniom psychiatryczno-sądowym. Zwróciła sprawę prokuraturze, by zasięgnęła opinii biegłych i prowadziła sprawę w trybie zwykłym, a nie przyspieszonym. Na tym udział sędzi się zakończył.

„Media obwiniały prowadzącą postępowanie Justynę Koskę-Janusz o pobłażliwość wobec oskarżonej i nieudolność w prowadzeniu sprawy” – ogłosił resort w październiku. „Po sprawdzeniu tych informacji Minister Sprawiedliwości podjął decyzję o skróceniu delegacji sędzi Justyny Koski-Janusz, by uniknąć zarzutu, że w Sądzie Okręgowym, do którego trafiają sprawy skomplikowane i trudne, orzeka taki sędzia” – opisywał. Dodawał, że w „sądzie okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie”.

Sędzia: Moje wątpliwości się potwierdziły

„W ocenach sędziów nie kierujemy się ocenami medialnymi. Do sądu nie wpłynęły tego rodzaju skargi na panią sędzię” – komentowała komunikat MS rzeczniczka SO ds. karnych sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak. Podkreślała, że sędzia Koska-Janusz orzekała „w licznych, skomplikowanych sprawach i doskonale radziła sobie z przedmiotem i sprawnością postępowania”.

Sama sędzia nie rozumiała argumentacji MS. – Miałam wątpliwości, czy Izabela Ch. jest zdolna odpowiadać karnie. Moje spostrzeżenia okazały się później słuszne. Dzięki mojej czujności nie doszło do sytuacji, w której osoba uznana za niepoczytalną zostałaby skazana – mówiła w październiku w rozmowie z TVN 24.

Bo ostatecznie w 2015 r. inny sędzia umorzył sprawę Izabelli Ch. i skierował kobietę na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Na podstawie opinii biegłych prokuratura stwierdziła, że kobieta jest chora psychicznie i w momencie popełnienia czynu była niepoczytalna.

Ziobro znał sędzię dużo wcześniej

Gdy MS we wrześniu wycofało delegację, media ujawniły, skąd minister Ziobro zna sędzię Koskę-Janusz. To ona orzekała, gdy Ziobro oskarżał byłego szefa PZU Jaromira Netzla o zniesławienie. Chodziło o słowa Netzla przed sejmową komisją śledczą badającą aferę gruntową z 2007 r. Były szef PZU powiedział, że jego ówczesne rozmowy telefoniczne z ministrem zaginęły, bo „Ziobro, wówczas prokurator generalny, o to zadbał”.

W 2015 r. sędzia uniewinniła Netzla. W uzasadnieniu wytknęła także Ziobrze, że będąc w 2007 r. ministrem sprawiedliwości/prokuratorem generalnym, zdradzał Netzlowi tajniki prowadzenia przez prokuraturę śledztwa dotyczącego przecieku z operacji CBA. Podczas jednej z rozpraw Koska-Janusz nałożyła również na Ziobrę 2 tys. zł grzywny za spóźnienie.

Po ujawnieniu tej sprawy przez media MS wydało komunikat o „nieudolności” sędzi.

Działania ministra zagrażają prawu do rzetelnego procesu

„Oświadczenie Ministerstwa Sprawiedliwości traktujemy jako nieudolną próbę odwrócenia uwagi opinii publicznej od ujawnionego przez media faktu, że Pani sędzia prowadziła proces z udziałem Ministra Zbigniewa Ziobry, który ten proces przegrał” – napisało w październiku Stowarzyszenie Sędziów Polskich.

„Za wysoce niestosowne uważamy ocenianie kompetencji sędziego przez Ministra Sprawiedliwości, który nie ma wystarczających kwalifikacji, aby pełnić urząd sędziego, a więc tym bardziej nie jest kompetentny oceniać profesjonalizmu sędziego. Tego rodzaju działania Ministra Sprawiedliwości stanowią zagrożenie prawa obywateli do rzetelnego procesu i bez wątpienia stanowią próbę wywarcia presji na orzekających sędziów. Zapewniamy, że wszystkim sędziom poddanym tego rodzaju naciskom udzielimy wsparcia” – napisali sędziowie.

Mecenas: Tu immunitet nie ochroni Ziobry

– W pozwie wskazano, że doszło do bezprawnego i zawinionego naruszenia dobrego imienia i dobrej opinii powódki, której w sposób niezgodny z prawdą zarzucono niewłaściwe postępowanie przy pełnieniu funkcji sędziego –  mówi mec. Michałowski.

Według adwokata ocena sędzi była nieuprawniona i fałszywa, bo jego klientka wcale nie działała nieudolnie. – Informacja z komunikatu pochodziła z bliżej nieokreślonych informacji medialnych, a więc nie była sprawdzona, czyli nie dołożono należytej staranności przy jej formułowaniu. Poza tym minister nie ma żadnego uprawnienia do tego by w komunikatach prasowych oceniać sposób sądzenia przez sędziego poszczególnych spraw – mówi Michałowski. Podkreśla, że w tej sprawie nie można mówić o ochronie immunitetu Ziobry – czy jako posła, czy jako Prokuratora Generalnego.

Rzecznik MS Sebastian Kaleta proszony przez PAP o komentarz do pozwu sędzi wobec Ziobry powiedział jedynie: „Nie komentujemy sprawy, jeśli pozew zostanie złożony, sprawę rozstrzygnie sąd”.

Sędzia Kosek-Janusz po wycofaniu jej delegacji musiała przerwać procesy, które prowadziła w sądzę okręgowym. Wśród nich była m.in. sprawa prawnika Stanisława Sz. oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji.

 

pozwala

wyborcza.pl

Wojciech Maziarski Gazeta Wyborcza

Maziarski: O tym, jak bardzo niebezpieczne jest państwo [CZWARTKOWE WYSTĘPY]

10 listopada 2016

Budynek Sejmu

Budynek Sejmu (SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AGENCJA GAZETA)

Wolność przetrwała w Polsce w tych dziedzinach i instytucjach, które udało się po 1989 r. wyrwać spod kontroli państwa. Natomiast tam, gdzie państwo zachowało wpływy, dziś panoszy się PiS-owski zamordyzm

Przez blisko pół wieku panowania realnego socjalizmu w Europie Środkowo–Wschodniej tutejsze społeczeństwa próbowały ucywilizować ten ustrój. Wielu ludziom długo wydawało się, że możliwy jest socjalizm z ludzką twarzą, że trzeba go po prostu zdemokratyzować, wmontować weń samorządność pracowniczą i obywatelską. Wznoszono hasło: „Socjalizm tak, wypaczenia nie”. W końcu jednak niedoszli reformatorzy socjalizmu dali za wygraną, uznając, że – jak śpiewał Młynarski – z tych puzzli innego obrazka nie da się ułożyć.

Od upadku komunizmu minęło ćwierć wieku. W dojrzałość wkroczyło pokolenie niepamiętające tamtej epoki. Jego przedstawiciele często są dziś przekonani, że jedynym źródłem nieszczęść w tamtych czasach były sowieckie oddziały, które wkraczały do buntujących się krajów. I że dziś, gdy nie ma już tej groźby, można wrócić do utopii socjalizmu z ludzką twarzą.

Nie bagatelizuję znaczenia sowieckiej dominacji, ale nie na tym polegała istota problemów z socjalizmem. Wskazuje na to choćby przypadek Jugosławii, która nie należała do sfery wpływów ZSRR, a była tak samo zniewolona i niedemokratyczna.

Udana transformacja lat 90. polegała przede wszystkim na wyrugowaniu wszechpotężnego państwa i oddaniu pod kontrolę obywatelom, społeczeństwom tak wielu sfer życia, jak to tylko możliwe. Źródłem opresji przed 1989 r. nie była bowiem armia sowiecka, lecz potężna instytucja państwa, zawłaszczająca i kontrolująca wszystko – gospodarkę, kulturę, edukację, media, życie społeczności lokalnych, system opieki zdrowotnej, budownictwo mieszkaniowe itd. Jednostka niczym, jednostka zerem – o wszystkim decydowało państwo. Czyli władza.

Reformatorzy lat 90. doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak niebezpieczne jest państwo. Owszem, to instytucja niezbędna, ale zarazem wykazująca skłonność do pasożytniczego rozrastania się na kształt nowotworowego guza i do ubezwłasnowolniania obywateli. Dlatego trzeba ją trzymać w ryzach, ograniczać, nie pozwalać na nadmierną ekspansję. Gwarancją obywatelskiej wolności jest państwo skromne, niewielkie, niemające kompetencji do nadmiernego ingerowania w życie społeczne i gospodarkę.

Ten program neosocjalistyczna lewica nazywa dziś „neoliberalizmem” i wzywa do rewizji jego założeń. Chce więcej państwa. Więcej władzy dla jego instytucji i organów. Wyższych podatków, więcej środków do rozdzielania przez urzędników. Mniej wolności, więcej regulacji. Mniej własności prywatnej, a więcej państwowej.

Powołuje się przy tym na przykłady skandynawskie, ignorując po pierwsze to, że tzw. państwo opiekuńcze w Skandynawii okazało się w wielu dziedzinach niewydolne i obserwujemy stopniowy odwrót od niego, obniżanie podatków dla lepiej zarabiających itd.

Po drugie – pojawia się wiele niepokojących sygnałów, że skandynawskie rozwiązania społeczne mogą być sprzeczne z prawami człowieka; przykładem choćby skandale z odbieraniem dzieci polskim rodzinom w Norwegii.

Po trzecie wreszcie, i najważniejsze, żyjemy nie w Skandynawii, lecz w Europie Środkowo-Wschodniej, gdzie silne są tradycje nacjonalistycznych autorytaryzmów, totalitaryzmów i faszyzujących dyktatur. Mieszkając w takim miejscu, trzeba się wykazać szczególną przezornością. Trzeba dobrze identyfikować zagrożenia. Jesteście pewni, szanowni neosocjaliści, że największym problemem w Polsce jest nadmierne bogacenie się „kapitalistycznych krwiopijców”? A nie groźba autorytarnej dyktatury?

Do niedawna te pytania miały charakter teoretyczny, jednak po „dobrej zmianie” ciałem się stały. Doskonale widzimy, że wolność przetrwała w Polsce w tych dziedzinach i instytucjach, które udało się po 1989 r. sprywatyzować i wyrwać spod kontroli państwa. Natomiast tam, gdzie państwo zachowało wpływy, dziś panoszy się PiS-owski zamordyzm.

Porównajmy media prywatne i państwowe. Porównajmy to, co dzieje się w spółkach prywatnych i państwowych. Porównajmy niezależne i państwowe instytucje kultury. Zobaczmy, jak władza pompuje środki ze źródeł publicznych do wspierających ją organizacji i środowisk. Jak wykorzystuje swoją pozycję, by osłabić i zniszczyć niezależne instytucje społeczne, fundacje, media. Jak „państwo opiekuńcze” obejmuje opieką Misiewiczów, Rydzyka i ONR.

Żeby w obliczu wszystkich tych faktów nadal głosić hasła podniesienia podatków, rozbudowy sektora publicznego i wzmocnienia państwa, trzeba być chyba przybyszem z Księżyca.

tam

wyborcza.pl

 

Mateusz Kijowski Komitet Obrony Demokracji

Dokąd ten marsz? 11 listopada – Święto Niepodległości

10 listopada 2016 | 01:00

Musimy wspólnie pozbawić PiS władzy. Jedyna droga to wybory. Być może poprzedzone jakimiś negocjacjami, jakimś okrągłym stołem. Musimy się jednak do tego przygotować.

Wkrótce rocznica zaprzysiężenia rządu i 12 miesięcy od czasu, gdy KOD zaczął maszerować w obronie demokracji. Dokąd maszerujemy?

Skoncentrujmy się na tym, co można zrobić dzisiaj.

Praca, aby zwyciężyć

W przededniu Narodowego Święta Niepodległości pamiętajmy, że odzyskana po 123 latach rozbiorów niepodległość nie spadła z nieba. Polski język i kultura przetrwały dzięki wytężonej pracy u podstaw. Przelano również wiele krwi, ale w ostatecznym rachunku najważniejsze okazały się edukacja, organizacja, poczucie bycia obywatelem, budowa instytucji społecznych. Piłsudski, Witos, Daszyński, Dmowski, Paderewski i dziesiątki innych wydawali polskie książki, budowali ruch spółdzielczy, walczyli z analfabetyzmem robotników i chłopów, tworzyli koła edukacyjne, uczyli obywateli o przynależnych im prawach, poznawali sztukę wojenną i administracyjną. Pracą osiągnęli to, o czym marzyły pokolenia Polaków.

Dzisiaj polski naród znowu jest zniewalany. Historia pokazuje, jak łatwo przejść od demokracji poprzez dyktaturę większości do totalitaryzmu. Czego nam zatem potrzeba w tym trudnym czasie?

Samoedukacja

Po pierwsze – potrzebujemy powszechnej świadomości i aktywności. Politycy sprawujący dzisiaj rządy w Polsce polityczną przemocą chcą wymusić na nas poparcie lub chociaż akceptację.

Obronimy się przed tym. Potrzeba nam samoedukacji . Musimy się spotykać, rozmawiać i spierać. Potrzeba nam czujności, żeby nie dać się oszukać czy zbałamucić. Tylko wspólnie możemy dojść do wniosków, które dadzą nam wszystkim lepszą przyszłość.

Postawy obywatelskie

Po drugie – musimy się bronić, kiedy władza codziennie nam coś odbiera, czegoś nas pozbawia. Ale możemy obronić najważniejsze wartości w nas. Bo wolność jest w nas. Bo godność jest w nas. Bo przyszłość jest w nas. Musimy protestować, wyrażać głośno, na co się nie godzimy i czego się domagamy.

Potrzeba nam zatem siły, odwagi i czujności. Potrzeba nam postaw obywatelskich i siły, żeby nie zmęczyć się, nie zrezygnować i nie dać się skorumpować. Odwagi, żeby zawsze występować otwarcie i uczciwie.

Solidarność

Po trzecie – musimy tworzyć wspólnotę. Dziel i rządź – to stara metoda satrapów i dyktatorów. Będą nas podgryzać, kroić na plasterki, skłócać i antagonizować. Tak, potrzeba nam solidarności .

Wszyscy musimy zrozumieć, że tylko wspólnie możemy coś naprawdę zmienić. Co pracownicy służby zdrowia uzyskają od ministra, który nawet nie chce z nimi rozmawiać? Czy nauczyciele powstrzymają panią minister przed wdrożeniem jej destrukcyjnych pomysłów na szkołę podporządkowaną władzy politycznej? Czy kobiety porozumieją się z Jarosławem Kaczyńskim w sprawie liberalizacji prawa do samodecydowania albo chociaż wymuszenia przestrzegania obecnie obowiązujących przepisów? Czy Komitet Obrony Demokracji sam obroni niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego, apolityczność prokuratury, prawo własności, prawo do prywatności czy niezależną służbę cywilną i wolność mediów, szczególnie tych publicznych?

Tylko działając razem, broniąc wspólnie podstawowych wartości, możemy zrealizować nasze cele. Widzę to codziennie, spotykając się z ludźmi. Zaczynamy myśleć w kategoriach wspólnotowych.

Porzućmy złudzenia

Jeszcze 10 miesięcy temu można się było łudzić, że nowa władza chce słuchać obywateli. Dzisiaj jej działania krytykuje, obok polskich obywateli, cały cywilizowany świat. Jednak mimo największych po 1989 roku publicznych protestów Polaków, mimo głosów Komisji Weneckiej, Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej, prezydenta Stanów Zjednoczonych i administracji USA, a teraz nawet Komitetu Praw Człowieka przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, ta władza prezentuje jedynie butę. Trzeba postawić sprawy jasno.

Ta władza się nie zmieni. Nie zacznie dobrowolnie przestrzegać polskiej konstytucji i polskiego prawa ani szanować polskich obywateli. Ta władza zmierza prostą drogą do autorytaryzmu.

Bądźmy razem!

Musimy się dzisiaj zjednoczyć, żeby pozbawić Prawo i Sprawiedliwość wpływu na nasze życie. Musimy wspólnie pozbawić je władzy.

Jedyna droga to wybory. Być może poprzedzone jakimiś negocjacjami, jakimś okrągłym stołem. Być może przedterminowe, bo zdegenerowanie władzy obejmuje już ją samą.

Musimy się jednak do tego przygotować. Nauczyć się aktywności obywatelskiej, wypracować solidarność i utrzymywać stałą presję na tych, którzy zawłaszczają Polskę. Musimy też przygotować realną alternatywę. To zadanie dla polityków, ale też dla obywateli. Bo tylko obywatele mogą wymóc na partiach lepsze programy i większą wrażliwość na potrzeby zwykłych ludzi.

Działajmy, bo nie ma czasu do stracenia. Dlatego 11 listopada o godzinie 12.30 na placu Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta wolnej Polski, zaczynamy nasz kolejny marsz.

musimywspolnie

wyborcza.pl