Jarosław Kaczyński napisze konstytucję od nowa.
Jarosław Kaczyński napisze konstytucję od nowa. Fot. Sławomir Kamiński / AG

Jarosław Kaczyński będzie pisał nową konstytucję. Trudno się spodziewać powrotu do słynnego projektu z 2010 roku, ale część jego zapisów może powrócić. Ale najwięcej wniosków o przyszłej konstytucji można wyciągnąć z decyzji politycznych Prezesa z ostatnich miesięcy: pójścia na wojnę z Trybunałem, sędziami, zmarginalizowanie KRRiT czy wreszcie umocnienie roli Kościoła w państwie.

Prezes ogłosił, że Prawo i Sprawiedliwość przygotuje nową konstytucję. Przy okazji nagiął fakty tak, by pasowały mu do przemówienia. Kaczyński powiedział, że Konstytucja 3 Maja zakładała rewizję co 20 lat, więc przyszły rok będzie dobrą okazją do zweryfikowania obecnie obowiązującej konstytucji. W istocie Ustawa Zasadnicza z 1791 roku przewiduje rewizję co ćwierć wieku, więc jeśli Prezes chciałby czerpać z tego wzorca, musiałby poczekać do 2022 roku.

Przykryć porażki
Ale Prezesowi dyskusja jest potrzebna teraz. Trzeba wymyślić jakiś temat zastępczy, bo spełnianie zobowiązań wyborczych jest trudniejsze niż ich składanie w kampanii. Bo z tych najważniejszych obietnic na razie spełniono tylko pierwszą: uruchomienie programu 500+.

Dlatego przez najbliższe kilka tygodni będzie trwała dyskusja o tym, jak PiS zmieni konstytucję. Już dołączył do niej Andrzej Duda, który będzie starał się obronić możliwie najwięcej swoich kompetencji, bo wzmocnienie jednego z dwóch ośrodków egzekutywy pewnie będzie jedną z ważniejszych zmian. Zachwycony jest też Paweł Kukiz, ale może się rozczarować – Prezes już raz kompletnie zignorował projekt jego klubu.

Nocna zmiana?
Bo nawet gdyby wszyscy wprowadzeni przez Kukiza posłowie zagłosowali razem z PiS, i tak sporo im jeszcze brakuje do 307 głosów, których wymaga konstytucja. Chyba że Kaczyński zdecyduje się na scenariusz „nocnej zmiany”, o której pisaliśmy w naTemat. Gdyby głosowanie nad zmianą konstytucji przeprowadzić pod nieobecność opozycji, do jej przyjęcia wystarczyłoby 154 posłów. Czyli dużo mniej niż liczy klub PiS.

Kolejnym krokiem byłoby jej przyjęcie przez Senat, ale tam Kaczyński nie musiałby uciekać się do sztuczek, bo PiS ma bezwzględną większość. Gdyby projekt zmian był bardzo obszerny i dotyczył rozdziału I (Rzeczpospolita), II (Wolności, Prawa i Obowiązki) lub XII (Zmiana Konstytucji), politycy opozycji mogliby zażądać przeprowadzenia referendum. Taki scenariusz rozważa też Kaczyński.

Prezes liczy, że kolejne wybory dadzą jego partii większość konstytucyjną. Jednym ze środków do osiągnięcia tego celu może być zrobienie z wyborów swoistego plebiscytu konstytucyjnego: PiS oprze kampanię na przygotowanym w tej kadencji projekcie. Dlatego wydaje się, że nie będzie on mógł być skrajny. Ale to nie oznacza, że głębokich zmian nie będzie.

1. Z Panem Bogiem

Dla PiS napisana przez Tadeusza Mazowieckiego preambuła jest zbyt mało kościelna. Zapewne więc w nowej znajdzie się odniesienie do Boga bardziej wprost, bez „jak i nie podzielający tej wiary”. Możliwe jest też wpisanie dominującej roli Kościoła katolickiego. Dzisiaj art. 25 wyróżnia go tylko w niewielkim stopniu.

Drugi, znacznie szerszy obszar do zmian to kwestie światopoglądowe. Właściwie pewne jest wpisanie do nowej konstytucji PiS informacji, że małżeństwo to tylko i wyłącznie związek kobiety i mężczyzny. Nie należy się za to spodziewać wpisania silniejszej ochrony życia (art. 38 dzisiejszej konstytucji). Już w 2007 roku próbował to zrobić Marek Jurek, ale Kaczyński zablokował te zmiany.

2. Zniszczyć przeszkody

Rewolucja Kaczyńskiego opiera się na kadrach. Całkowicie uzależnionych od niego i w pełni posłusznych. Dlatego niepotrzebne są mu reguły i prawne ograniczenia, takie jak kadencyjność czy skomplikowany sposób wyboru gremiów. Dlatego zmarginalizowano Krajową Radę Radiofonii i Telewizji i część jej kompetencji przekazano Radzie Mediów Narodowych. Teraz KRRiT w ogóle może zniknąć z konstytucji.

Zmiany zapewne czekają też Trybunał Konstytucyjny. Możliwe jest wpisanie do konstytucji kilku przepisów z kolejnych ustaw naprawczych. Na przykład możliwość odwołania ze stanowiska sędziego lub danie politykom możliwości kwestionowania wyroków TK.

3. Mniej prezydenta

Jarosław Kaczyński ma manię kontroli. Czuje się niekomfortowo nawet przy tak podporządkowanych prezydencie i premierze. Szczególnie wadzi mu Andrzej Duda, którego w przeciwieństwie do Beaty Szydło nie można odwołać. Oczywiście nowa konstytucja nie będzie zakładała takiej możliwości, ale realne jest osłabienie roli prezydenta.

Bo prezydent przydaje się nam tylko w okresach kohabitacji. Wtedy chroni nas przed zapędami rządzącej większości. Możliwe więc, że nasz system zmieni się na czysty parlamentarno-gabinetowy, gdzie prezydent pełni jedynie funkcję reprezentacyjną. Otwarte pozostaje pytanie: co z wyborami? W takich krajach jak Niemcy czy Węgry prezydenta wybiera parlament.

4. Państwo socjalne

PiS to gospodarcza lewica i to znajdzie odbicie w nowej konstytucji. Przewidział to Andrzej Duda i 3 maja spróbował postawić się jako autora tych zmian. Mówił, że państwo powinno zapewniać nie tylko „egzystencję”, lecz także „godne życie”. Do tego wspominał o większej opiece nad rodzicami dzieci niepełnosprawnych czy zablokowanie podnoszenia wieku emerytalnego.

Może ukłonem w stronę „Solidarności” byłoby wzmocnienie roli związków zawodowych. Za rządów PO-PSL Komisja Trójstronna przez długi czas była ciałem martwym. Zastąpiła ją Rada Dialogu Społecznego, ale nie ma przecież pewności, że i ona będzie martwym organem. Dokładnie tak, jak marginalizowana Narodowa Rada Rozwoju.

5. Wybory

Prawo i Sprawiedliwość wielokrotnie wspominało o zmianie prawa wyborczego. Oczywiście będąc w opozycji skupiali się na wyimaginowanych fałszerstwach wyborczych. Jednak teraz bardziej prawdopodobne jest takie zmienienie zasad, by zwycięstwo w wyborach dawało bardziej wyraźną większość.

Prawo i Sprawiedliwość będzie próbowało zbliżyć nasz ustrój do węgierskiego ideału. Ale zmiany nie mogą być otwarcie antydemokratyczne, bo obywatele przeciwstawią się zapędom Kaczyńskiego. Nie będzie więc wpisania przewodniej roli partii czy sformalizowania pozycji Naczelnika Państwa. Co nie znaczy, że zmiany nie będą głębokie.