Schetyna: Polacy oczekują od nas, byśmy skutecznie odebrali władzę PiS-owi
Jak mówił w JNJ Grzegorz Schetyna:
„Nie ma wojny wewnątrz opozycji. Opozycja będzie silna jeśli nie będzie ze sobą walczyć. Polacy oczekują od nas, byśmy skutecznie odebrali władzę PiS-owi. Opozycja może wygrać z PiS gdy będzie przekonywać nieprzekonanych i tych, którzy głosowali na PiS, proponując to co robią niektóre partie, to przeciąganie, zabieranie to jest ślepa uliczka. Nie chcę tego komentować, one są jakby obok [słowa Petru o marszu]”.
Fałszywki na Wałęsę
Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa podczas mszy przed bramą główną Stoczni Gdańskiej im. Lenina dzień po podpisaniu przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy oraz przedstawicieli rządu PRL Porozumień Sierpniowych. Gdańsk, 1 września 1980 r. SB robiła wszystko, by skłócić… (WOJTEK LASKI)
Kilkadziesiąt dokumentów, które Lech Wałęsa pokazał na Facebooku, jest sygnowanych przez MSW lub Służbę Bezpieczeństwa. Wiele z nich nie ma nadruku świadczącego, że przeszły przez archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Materiały pokazują, jak w 1985 r. SB przekazywała skonfliktowanej z Wałęsą Annie Walentynowicz materiały o rzekomej współpracy Wałęsy z bezpieką oraz dowody jego rzekomych nadużyć finansowych.
Są też notatki z 1981 r. mające świadczyć o tym, że bezpieka za pomocą swoich agentów chciała usunąć Wałęsę ze stanowiska szefa „S”, a ważne funkcje w związku obsadzić tajnymi współpracownikami.
Dokument z 18 października 1985 r. opisuje „kombinację operacyjną” o kryptonimie „Mieszko”. Z tajnego materiału Biura Studiów MSW: „celem tych działań jest dalsze utwierdzanie A. Walentynowicz w przekonaniu, że L. Wałęsa nadal współpracuje z SB”. MSW z satysfakcją odnotowuje też, że „w ostatnim czasie A. Walentynowicz nasiliła działania dyskredytujące L. Wałęsę w środowiskach prosolidarnościowych. Coraz częściej rozsiewa plotki o niewłaściwej postawie L. Wałęsy nazywając go oszustem, dwulicowcem, karierowiczem, którego należy zdemaskować”.
Dostarczając Walentynowicz kwity na Wałęsę, bezpieka zaplanowała podrzucenie porcji materiałów do jej skrzynki na listy „lub bezpośrednio do mieszkania”. Z odręcznego dopisku wynika, że 6 listopada zadanie wykonał por. Płatek. Całością operacji dowodził mjr Adam Styliński, ten sam, który po stanie wojennym był w ekipie fałszerzy powołanych do fabrykowania raportów agenta „Bolka”, które miały obciążyć Wałęsę, by nie dostał Pokojowej Nagrody Nobla.
Innym elementem akcji dyskredytowania Wałęsy miała być sprawa pieniędzy z nagrody. Przyszły prezydent obiecał przekazać je na cele publiczne. Materiały SB pokazują, jak służby przekonywały Walentynowicz, że Wałęsa nie wpłacił 60 tys. dolarów na Panoramę Racławicką. Tutaj w „kombinację operacyjną” włączone zostały media: wybrany przez SB dziennikarz (nie jest podane nazwisko) miał na konferencji Jerzego Urbana, rzecznika rządu, zadać pytanie o pieniądze na Panoramę, a potem bezpieka zadbała o to, by materiał w tej sprawie ukazał się w telewizji publicznej oraz w podziemnej gazetce wydawanej przez Solidarność Walczącą.
Wałęsa opublikował też kilka materiałów MSW pokazujących, jak komuniści chcieli zastąpić jego ludzi w Gdańsku swoimi agentami. Na 41 członków zarządu regionu większość została zaplanowana do internowania. Ich miejsce miało zająć 22 tajnych współpracowników SB. Z kolei z grudnia 1983 r. pochodzi zaakceptowany przez szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka „Ramowy plan działań w stosunku do Lecha Wałęsy”. Zakłada on „skierowanie w rejon zamieszkania Wałęsy tajnych współpracowników z całego kraju”. Ich zadaniem była „dezintegracja osób z nim związanych, skłócanie, sianie zamętu, wykazywanie spadku zainteresowania i poparcia”. Według zaleceń SB, gdyby Wałęsa odmawiał rozmów z osobami nasłanymi przez służby, należy „rozpowszechniać, że Wałęsa jest nadęty, nieprzystępny, rozmawia tylko z ludźmi z KOR, cudzoziemcami, dziennikarzami itp.”.
Dokument zawiera też polecenie, by „przemilczeć w środkach masowego przekazu fakt odebrania przez Danutę Wałęsę Pokojowej Nagrody Nobla”, którą Lech Wałęsa otrzymał mimo zabiegów SB.
Wałęsa publikuje materiały b. SB, bo – jak pisze – „nie liczy na to, że zrobi to IPN”. Rzeczywiście, mimo zapowiedzi Instytut nigdy nie opublikował większego opracowania na temat prześladowań Wałęsy przez władze PRL.
Jedynym dużym materiałem książkowym nadal jest książka „SB a Lech Wałęsa” o tym, że Wałęsa w latach 70. współpracował z bezpieką. Były prezydent temu zaprzecza i twierdzi, że dowody przeciwko niemu zostały sfałszowane w ramach akcji dyskredytującej go w oczach innych działaczy. Śledztwo w tej sprawie w 2014 r. umorzył IPN. Powód: przedawnienie.
Cena kościelnej ziemi na Śląsku
Biznesmen Jacek Domogała podczas procesu w sprawie handlu ziemią kościelną. Katowice, 26 kwietnia 2012 r.(DAWID CHALIMONIUK)
W Sądzie Apelacyjnym w Katowicach toczy się proces apelacyjny Jacka Domogały (zgodził się na publikację swojego wizerunku i nazwiska), śląskiego biznesmena, jego syna (52. miejsce na liście najbogatszych Polaków z majątkiem 571 mln zł), żony, córki, zięcia, synowej i jej siostry.
Przed sądem pierwszej instancji zostali uniewinnieni od zarzutu bezprawnego zakupu ziemi kościelnej. Prokuratura się odwołała, a kluczowy świadek właśnie zmienił zeznanie. Zostanie przesłuchany przez sąd apelacyjny 6 maja.
Prokuratura: To fikcyjni rolnicy
Chodzi o ziemię – kilkaset hektarów – którą w styczniu 2008 r. Komisja Majątkowa przekazała Towarzystwu Pomocy dla Bezdomnych im. Brata Alberta. To grunty w okolicach Pyskowic, Wieszowej, Świerklańca i Zabrza warte kilkadziesiąt milionów złotych. Prawie natychmiast Towarzystwo wystawiło te tereny na sprzedaż. Pełnomocnikiem towarzystwa był Marek P., były oficer śląskiej SB. Większość kupili Jacek Domogała i jego syn.
Gliwicka prokuratura oskarżyła ich, że nabywając te grunty, posługiwali się fikcyjnym meldunkiem i złożyli nieprawdziwe oświadczenie, że są rolnikami indywidualnymi. CBA twierdziło, że nie uprawiali roli i mieszkali gdzie indziej. Miały to potwierdzać logowania ich komórek. Podobnie miał działać zięć Jacka Domogały oraz siostra jego synowej.
To istotne, bo zgodnie z przepisami prawo pierwokupu mogli mieć tylko mieszkający tam rolnicy indywidualni, posiadający mniej niż 300 ha gruntów oraz prowadzący już gospodarstwo rolne. Nie musieli jednak sami wykonywać prac rolnych, wystarczyło, że je komuś zlecali. W innym przypadku o ziemię mogli się starać ich obecni dzierżawcy lub Agencja Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa.
Rodzina Domogałów wskazała Józefa P., który najpierw w CBA, a potem przed sądem pierwszej instancji potwierdził, że na zlecenie niektórych członków tej rodziny razem z synem wykonywał na ich gruntach różnego rodzaju prace rolne. Tym samym potwierdził, że mieli oni status rolników indywidualnych.
W maju zeszłego roku Sąd Okręgowy w Katowicach uniewinnił oskarżonych. Uznał, że spełnili formalne wymogi potrzebne do kupna kościelnych nieruchomości. Sędzia Roman Kubiś w uzasadnieniu napisał: „Sąd dał wiarę zeznaniom Józefa P. w całości, uznając je za spójne, logiczne i korespondujące z materiałem dowodowym. Sąd nie znalazł żadnych podstaw, by kwestionować jego zeznania”.
Prokuratura złożyła apelację, twierdząc, że wyrok został wydany wbrew logice oraz z pominięciem niektórych dowodów.
Józef P. zmienia zeznanie
Do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który zajął się tą sprawą, dotarło właśnie pismo świadka Józefa P., który odwołał wcześniejsze zeznanie.
„Oświadczam, że w postępowaniu karnym przed Sądem pierwszej instancji złożyłem fałszywe zeznania, do których zostałem zmuszony bezprawnymi groźbami karalnymi oskarżonych. Posiadam dokumenty świadczące przeciwko faktom opisanym przeze mnie w trakcie śledztwa i powtórzonym przed sądem, które udostępnię na żądanie sądu. Do składania fałszywych zeznań przygotował mnie obrońca oskarżonych. Okoliczności tego zdarzenia też postanowiłem ujawnić” – napisał Józef P.
Zostanie przesłuchany przez sąd 6 maja. Obrońcy rodziny Domogałów chcieli, aby zeznania składał za zamkniętymi drzwiami. Ich zdaniem oświadczenie P. należy traktować ostrożnie, bo zostało sformułowane w sposób ogólnikowy i niejasny. „Zarówno oskarżeni, jak i ich obrońcy nie podejmowali żadnych bezprawnych działań w toku procesu, a przedmiotowe pismo, niezależnie od ewentualnych zeznań świadka, zmierza wyłącznie do zniesławienia uczestników przedmiotowego procesu” – podkreślali we wniosku o wyłączenie jawności. Sędziowie go jednak odrzucili.
Józef P. powiedział nam: – W bezpiecznym miejscu mam schowane dokumenty, które pokażą, jak było naprawdę. Przyniosę je do sądu, niczego się już nie boję.
Nie chciał powiedzieć, kto miał mu grozić i czemu ujawnia to dopiero teraz. – Proszę przyjść do sądu, wszystko tam powiem i pokażę – oznajmił.
Mecenas Jacek Pałka, obrońca Jacka Domogały, powiedział nam, że oskarżeni złożyli już w sądzie prywatny akt oskarżenia przeciwko Józefowie P. – Bo w przesłanym oświadczeniu wszystkich ich zniesławił.
Sprawę bada też prokuratura. Poprosiła sąd o przesłanie kopii oświadczenia świadka oraz protokołu z ostatniej rozprawy. Z oceną prawną poczeka jednak do złożenia przez P. zeznań.
Komisja Majątkowa
Została powołana w 1989 r. przez Episkopat i rząd. Jej decyzje były arbitralne i nie można się było od nich odwoływać. Zajmowała się przyznawaniem instytucjom kościelnym rekompensat za mienie utracone w czasach PRL.
W ciągu 22 lat jej działalności parafie i zakony złożyły 3063 wnioski o rekompensaty, ale Komisja wydała aż 3593 decyzje. Instytucje kościelne dostały 143 mln zł odszkodowań oraz 66,5 tys. ha gruntów. Wartości tych terenów nie można dziś ustalić. Komisja nie prowadziła bowiem rejestru roszczeń, sposobów i czasu ich zaspokojenia, a także wartości gruntów. Jeden wniosek bywał rozpatrywany kilkakrotnie, rekord to 15 rozstrzygnięć w jednej sprawie!
Komisja została rozwiązana w 2011 r. w efekcie nieprawidłowości ujawnionych przez prokuraturę w Gliwicach oraz CBA. Prokuratorzy zarzucili członkom Komisji, że bardziej dbali o interesy Kościoła niż skarbu państwa. Nie sprawdzali, czy ziemia, którą przekazują, należy do państwa, nie weryfikowali też wyceny gruntów.
Kto zamawiał dobrą zmianę?
Beata Szydło i Jarosław Kaczyński podczas odrzucania poprawek opozycji do projektu ustawy PiS o Trybunale Konstytucyjnym (+Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
A właściwie, to kto chciał? Kto zamawiał? Ręka w górę! Ja takich nie znam. Rozmawiam z różnymi ludźmi, także z tymi, którzy głosowali na PiS, ale nie spotkałem nikogo, kto oczekiwałby np. wyrzucenia z TVP popularnego Kraśki i przyjęcia niejakiego Pobudzina. Ucieczka widzów od TVP do konkurencyjnych stacji też wskazuje na to, że chyba raczej nie śnili o tej dobrej zmianie. Sytuacja jest zupełnie jak w dowcipie z czasów, gdy w Polsce stacjonowały oddziały ZSRR. Pytanie w barze mlecznym: Kto zamawiał ruskie? Odpowiedź: Nikt, same przyszły!
Władza stara się jednak przekonać „ciemny lud”, że zamawiał dobrą zmianę. Że wyniki wyborów świadczą o potrzebie zerwania ciągłości, wykarczowania wszystkiego, co wyrosło w Polsce w minionych latach, i zaorania kraju do zera.
Przypomnijmy więc: na partie tworzące obóz mniej lub bardziej radykalnej zmiany (PiS, Kukiz’15, KORWiN, z zastrzeżeniami zaliczmy tu też Partię Razem kwestionującą rynkowy model gospodarczy) głosowało w sumie 8 mln 324 tys. 129 wyborców. Na partie reprezentujące ciągłość III RP (PO, Nowoczesna, PSL, Zjednoczona Lewica) – 6 mln 743 tys. 821 wyborców. Zaokrąglając, wychodzi proporcja mniej więcej 8 do 7.
Jeszcze dobitniej przemawiają wyniki wyborów prezydenckich. Na kandydata „dobrej zmiany” Andrzeja Dudę głosowało 8 mln 630 tys. 627 wyborców, na kandydata ciągłości Bronisława Komorowskiego 8 mln 112 tys. 311 wyborców. Prawie remis.
W Polsce w 2015 r. demokratyczne wahadło lekko wychyliło się w stronę opozycji, dając jej niepodważalne prawo do przejęcia władzy i wprowadzenia korekt do polityki społeczno-gospodarczej rządu. Jednak skala tego zwycięstwa ani nie uzasadnia rewolucji, ani nie uprawnia zwycięzców do wywracania wszystkiego do góry nogami. Takie przepływy społecznego poparcia są rutyną w demokracjach i nigdzie nie prowadzą do zamachów na fundamenty państwa.
Nasuwa się zresztą pytanie: skoro Polacy ponoć tak bardzo oczekiwali tej „dobrej zmiany”, to dlaczego PiS ukrywał przed nimi jej plan? W kampanii była mowa o 500 złotych na dziecko, o obniżeniu wieku emerytalnego i o przewalutowaniu kredytów frankowych, ale niszczenia Trybunału Konstytucyjnego, mediów publicznych i stadnin nikt nie zapowiadał.
PiS, wmawiając Polakom, że sami chcieli tego, co mają, zyskał nieoczekiwanego sojusznika na lewicy, gdzie niektórzy też głoszą pogląd, iż wyniki wyborów ujawniły bezprecedensową ponoć skalę sprzeciwu Polaków wobec modelu ustrojowego III RP opartego na gospodarce rynkowej.
Takie tezy znajduję w wystąpieniach polityków Partii Razem, w artykułach niektórych lewicowych publicystów, ale też w internetowych wpisach pod tymi moimi felietonami, w których bronię kapitalizmu. Np. bystry i utalentowany skądinąd komentator podpisujący się nickiem „moskwasadowa” stwierdził, że bunt społeczny w Polsce został przejęty przez oszustów z PiS.
Co do oszustów – zgoda. Ale gdzie pan widzi ten bunt?