Tag Archives: Julia Przyłębska

Gwałt na podstawowych zasadach demokracji

Więcej o wyborach >>>

Kmicic z chesterfieldem

Skala buntu w Trybunale Konstytucyjnym jest większa niż wynikało to z pierwszych informacji. Julia Przyłębska ma potężny problem.

Więcej o chorym TK >>>

 

View original post

 

Załgana morda

Kmicic z chesterfieldem

Wielu ekspertów uważa, że kadencja Julii Przyłębskiej jako szefowej TK dobiegła końca 20 grudnia 2022 roku. Tak też wydaje się uważać część składu Trybunału, która domaga się wybrania jej następcy lub następczyni.

Więcej o buncie wobec kucharki Przyłębskiej w TK >>>

View original post

 

Nienawiść PiS

Kmicic z chesterfieldem

W pełni zgadzam się z wypowiedzią Prof. Balcerowicza!

Ursula von der Leyen po raz pierwszy publicznie sprecyzowała warunki, bez których Komisja Europejska nie da zielonego światła Krajowemu Planowi Odbudowy.

Więcej o warunkach do spełnienia przez rząd PiS >>>

Słuchając prof. Horbana wiemy, że Rada występowała z różnymi rekomendacjami, także aby ograniczyć dostępność miejsc publicznych dla osób niezaszczepionych, ale rząd z premierem na czele je lekceważy. To oznacza, że bierze na siebie 100 proc. odpowiedzialności za skutki pandemii. Premier i minister zdrowia odpowiadają w pełni za rozwój pandemii w Polsce, ponieważ unikają podejmowania odważnych decyzji w tej sprawie – mówi Bartosz Arłukowicz, eurodeputowany, były minister zdrowia. I dodaje: – Instytucje europejskie mówią jasno, jakie są wymagania, aby funkcjonować zgodnie z prawem we wspólnocie europejskiej. Arogancja i buta premiera spowodowały, że instytucje unijne od zapowiedzi przeszły do działań. Dzisiejszy koszt politykierstwa uprawianego przez premiera Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego to 1,5 mln euro…

View original post 27 słów więcej

 

Kolumbowie

Kmicic z chesterfieldem

Na trumnach do władzy, po trupach do celu.

Powstanie warszawskie. Z maturalnej klasy humanistycznej zginie siedmiu, wśród nich Baczyński. Z równoległej matematyczno-fizycznej jedenastu, w tym “Rudy”, “Alek” i “Zośka”. Z przyrodniczej pięciu.

O klasie wybitnych, w której uczył się K. K. Baczyński i inni polegli w PW >>>

Rocznica powstania warszawskiego. Jeśli nie skończymy w Polsce ze wzajemną nienawiścią i pogardą, stanie się najgorsze: stracimy wolność – ostrzega Wanda Traczyk-Stawska, weteranka powstania warszawskiego.

Rozmowa z Wandą Traczyk-Stawską >>>

Minister Ziobro zgłasza wątpliwość, czy prawo do sprawiedliwego sądu jest zgodne z konstytucją. A co z lewackim zakazem tortur?

Felieton Pawła Wrońskiego >>>

 

View original post

 

Kaczyński w polityce unijnej dąży do Polexitu

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Trybunał Konstytucyjny jest fasadą, dekoracją do pisowskiego autorytaryzmu, zaś prezes Julia Przyłębska – nie trzymająca profesjonalizmu – służy niekiedy do przyznawania jej tytułów „człowieka wolności” przez pisowskie media. O tym quasi Trybunale jakbyśmy zapomnieli, a nie powinniśmy, bo to jedno z ważniejszych narzędzi służących Jarosławowi Kaczyńskiemu do Polexitu. W Trybunale Przyłębskiej raczej nie przejmują się prawem, instytucja nie stoi na straży Konstytucji.

Oto Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) 19 marca ma ogłosić wyrok ws. pytania prejudycjalnego zadanego przez Sąd Najwyższy co do zdolności nowej Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) do wykonywania konstytucyjnego zadania stania na straży niezależności sądów. Czy Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, której skład wyłoniła nowa KRS, będzie niezależnym sądem w rozumieniu prawa unijnego?

Zaś Trybunał pod wodzą Przyłębskiej już 14 marca wyda wyrok ws. tychże przepisów o KRS zmienionych w grudniu 2017 roku. Posiedzenie TK ma być niejawne. W istocie będzie nieważne, bo zostanie podjęte wbrew przepisom ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich oraz o samym Trybunale.

Trybunał Konstytucyjny odpowie na połączone wnioski samego KRS i grupy senatorów. Przedstawienie stanowiska ws. wniosków przez RPO Adama Bodnara upływa dopiero 22 marca, czyli 30 dni po terminie, gdy wpłynął wniosek grupy senatorów. Ponadto udział w rozpoznaniu sprawy ma brać Justyn Piskorski, tzw. sędzia dubler, który został wybrany w skład TK niezgodnie z Konstytucją, a tym samym jego wyroki i postępowania z jego udziałem są nieważne.

Wyrok Trybunału Przyłębskiej ma ubiec wyrok TSUE. Ten ostatni najprawdopodobniej wyda postanowienie, które nie spodoba się władzy PiS, gdyż sądownictwo ma być niezależne, a nie w rękach rządzących polityków.

Najbliższe wybory w kraju dotyczą Parlamentu Europejskiego, wydawałoby się, że partia rządząca powinna skupiać się na porządku europejskim i tym, co by do niego ewentualnie wnieść. Ale nie PiS, które broni swego „porządku” w kraju, czyli władzy, bo gdy ta wypadnie im z rąk, będą odpowiadać za bezprawie, które jest owym pisowskim „porządkiem” oraz – o czym jeszcze mało wiemy – za afery, które ujawniają się przez przypadek, jak afery KNF, NBP czy K-Towers.

Aby Polska była normalna i miała przed sobą przyszłość w porządku cywilizacji zachodniej, demokratycznej, musi wyczyścić się z afer PiS. Najlepiej – wcześniej, bo później możemy doczekać, iż będziemy walczyć o niepodległość, utrata suwerenności państwowej nie jest wcale taka trudna.

PiS zrobił spęd swoich kadr partyjnych w Rzeszowie, które nazwał konwencją. Przemówienie Kaczyńskiego jak zwykle było politycznie i intelektualnie anemiczne, „siła” retoryki prezesa zasadza się na tym, że wynajduje wrogów i dzięki nim zyskuje to, iż jakiś czas kursują w narodzie jego złote myśli.

Prezes postraszył, iż opozycja – czytaj: Platforma Obywatelska – odbierze socjał, słynne 500 plus. Otóż Platforma ani Bruksela nie odbiorą. 500 plus weszło już na stałe do wydatków sztywnych. 500 plus może zostać zlikwidowane tylko przez inflację, a ta grozi, gdy PiS utrzyma się u władzy. Polsce grozi los gorszy od Grecji, a to z jednego zasadniczego powodu, nie mamy zabezpieczenia w euro, bo nie należymy do strefy euro.

Jeżeli opozycja coś „odbierze”, to przywróci trójpodział władzy i Konstytucję. Na początku będzie problem z Andrzejem Dudą, gdyż ten nie jest strażnikiem Konstytucji, stale ją łamie.

Z rzeszowskiej konwencji na dłużej zostanie zapamiętane, iż prezes postraszył dziećmi, otóż według niego u dzieci w wieku 0-4 lat (cytat) „ma być podważana kwestia tożsamości chłopców i dziewczynek”. W jaki sposób? – prezes nie powiedział. Czyżby zamieniano dzieciom narządy płciowe? Świadomość seksualna jest absorbująca od najmłodszych lat i należy jej uczyć dzieci wraz z nauką czytania, bo wiedza ma służyć, a PiS chciałby tę wiedzę odebrać, bo analfabetyzm służy takim jak oni ciemnogrodzianom.

Na konwencji PiS, która miała dotyczyć eurowyborów, najmniej poświęcono czasu Unii Europejskiej, choć została przyjęta 12 punktowa „Deklaracja Europejska”, która jest słuszna aż do bólu, ale przyjęta przez PiS jest groteskowa.

Pierwszy zadeklarowany punkt to „Europa Wartości”. Może prezes Kaczyński nie wie, iż fundamentem Unii Europejskiej są wartości demokratyczne, a pisowska Polska jako pierwsza i na razie jedyna jest sądzona w Trybunale Sprawiedliwości UE za niszczenie niezależności sądownictwa. Groteska? Tylko PiS potrafi deklarować coś, co jest im ideowo obce.

PiS także deklaruje, iż „wynegocjujemy korzystny dla Polski nowy budżet UE”. Bez żadnych przyjaciół w UE (nawet Węgry Orbana się odwróciły), zmarginalizowani, wrodzy do największych, jak Francja i Niemcy, chcą coś uzyskać.

Ta cała deklaracja jest tylko propagandą, bo gdyby miało stać się nieszczęście dla Polski i PiS wygrał eurowybory oraz parlamentarne, żaden punkt nie zostałby zrealizowany, a deklaracja sprowadziłaby się do tylko jednego punktu nie ujętego w niej, mianowicie do Polexitu. Kaczyńskiemu UE przeszkadzałaby w autorytaryzmie.

Prezes PiS do perfekcji opanował strategię posiadania pełni władzy, a zarazem nie chce być odpowiedzialnym za jej sprawowanie.

Odpowiedzialność prawna bowiem spada na jego marionetki, które kiedyś – gdy władza wypadnie mu z rąk, jak Ceaușescu bądź Janukowyczowi – staną przed niezależnym wymiarem sprawiedliwości i odpowiedzą za bezprawie. Kaczyński swoją odpowiedzialność rozpisuje na Andrzeja Dudę, Beatę Szydło i Mateusza Morawieckiego, którzy w niepohamowanej własnej żądzy władzy stali się zakładnikami prezesa PiS.

Afera ze spółką Srebrna pokazuje – niczym w podręczniku politycznej korupcji –  w jaki sposób splatają się wątki narracji dyktatury i zarządzania marionetkami delegowanymi przez prezesa PiS. Winniśmy całować po rękach Geralda Birgfellnera, że zdecydował się ujawnić taśmy z transakcji biznesowych przeprowadzanych z Jarosławem Kaczyńskim. Niemniej bardzo ważną postacią w demitologizacji prezesa PiS jest Roman Giertych, zaś dziennikarze „Wyborczej”, opisujący kolejne rozdziały afery K-Towers, zasługują na najwyższe nagrody dziennikarskie i to międzynarodowe – jakiegoś globalnego Pulitzera.

Kaczyński na poziomie państwa odpowiedzialnymi za swoje bezprawie czyni prezydenta i premierów (na razie jest dwoje). Oni kiedyś odpowiedzą za niszczenie Polski i to na wszelkich poziomach: prawnym, moralnym, finansowym.

We władzach spółki Srebrna, którą zarządza Jarosław Kaczyński, są osoby bez znaczenia, które nadstawiają kark za prezesa, jak sławny już Kujda i „pani Basia”, osoby, które nie wiedzą, za co odpowiadają, za co jednak są wynagrodzeni sowitymi synekurami państwowymi. Birgfellner, rozmawiając z Kaczyńskim, był zdziwiony, że nie rozmawia z zarządem Srebrnej, Kaczyński miał na to odpowiedź: „Ci ludzie kręcą własne lody”.

A zatem mamy do czynienia z ludźmi-słupami, którzy nie są świadomi odpowiedzialności. Tak też wyglądać miał model biznesowy K-Towers (wieżowców na cześć braci Kaczyńskich). Odpowiedzialność prawną i finansową brały na siebie dwie spółki-krzaki Nuneaton (komandytowa i z o.o.), zaś Srebrna pełnię zysków. Gdyby biznes z wieżowcami nie wypalił, odpowiedzialne byłyby spółki-krzaki, a Srebrna nie straciłaby na tym ani grosza.

Kaczyński zarządzą Srebrną za pomocą ludzi-słupów i tak zarządza państwem – za pomocą słupów, w które ochoczo zgodzili się wcielić Duda, wcześniej Szydło, a dzisiaj Mateusz Morawiecki. Aby w przyszłości osądzić bezprawie i dążenie Kaczyńskiego do dyktatury, nie wystarczy powołanie jakiejś komisji śledczej ani postawienia go przed sądem. Najpierw do spółki Srebrna winni wejść śledczy i to ci o najwyższych kompetencjach i profesjonalizmie. Ten akt „pożegnania dyktatury” winien odbywać się przy podniesionej kurtynie, jednocześnie dobrze byłoby, gdyby osądzane były polityczne słupy prezesa – jako to podsądnymi winni być Duda, Szydło i Morawiecki – z jednym zarzutem: legitymizowanie bezprawia.

Musimy zdawać sobie sprawę, że Kaczyński, jego słupy i kadry partyjne nie oddadzą władzy, tylko dlatego, że przegrają wybory. Czeka nas męka przez dyktaturę – ku demokracji.

Przyłębska jako strażniczka łamania Konstytucji przez Dudę

Trzy felietony Waldemara Mystkowskiego.

Pierwsza Prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf ma moralne prawo bronić porządku prawnego w Polsce wobec tych, którzy go niszczą.

Nowy rzecznik Andrzeja Dudy Błażej Spychalski dał krótki wykład, jak w Kancelarii Prezydenta rozumiana jest moralność. Mianowicie nie przeprosił za to, że dopuścił się oszczerstwa wobec konkretnych osób, ale tych, którzy jego oszczerstwem poczuli się dotknięci: – „Kogokolwiek ten wpis dotknął w jakiś sposób, poczuł się nie tak, jak być powinno, oczywiście w tym miejscu przepraszam”. Spychalski nie przeprosił za oplucie, ale za to, że jego ślina kogoś dosięgła.

Jeszcze lepszy jest inny minister prezydencki Paweł Mucha, który w imieniu Dudy poinformował, że prof. Małgorzata Gersdorf jest od 4 lipca sędzią Sądu Najwyższego w stanie spoczynku. Mucha ma – w imieniu prezydenta – pretensje do I prezes Sądu Najwyższego, iż broni Konstytucji na „wiecach, w wypowiedziach”. A gdzie ma bronić? W łóżku, w łazience?

Nieposłuszeństwo obywatelskie wobec bezprawia prezydenta, który łamie Konstytucję, może być tylko ekspresją polityczną, innej nie ma. I przede wszystkim nie jest to „manifestowania poglądów politycznych” – jest to wyrażenie sprzeciwu wobec zaprzaństwa politycznego, społecznego i prawnego. Prof. Gersdorf ma prawo moralne (Immanuel Kant) bronić porządku prawnego w Polsce wobec tych, którzy go niszczą, a do takich należy Duda. Gersdorf w liście do Dudy napisała, iż Konstytucja nie pozwala jej zmienić stanowiska, iż jest I prezes Sądu Najwyższego.

Ale to wszystko betka. Jarosław Gowin nie tylko podał taktykę PiS w stosunku do orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), które zapewne nie będzie korzystne dla władzy PiS, ale nową definicję polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Otóż Gowin był łaskaw powiedzieć, że Polska (uściślijmy tu: władza PiS) ustosunkuje się do wyroku TSUE w „zakresie, w jakim Trybunał ma uprawnienia”.

Kto ten zakres oceni? Wiadomo – Trybunał Konstytucyjny z prezes Julią Przyłębską. A Przyłębska – magister prawa, której nie chciał przyjąć do pracy Sąd Okręgowy w Poznaniu ze względu na jej braki fachowe – jak trusia podpisuje się pod wszystkim, co jej każe PiS. Przyłębska stoi na straży decyzji polityków PiS, którzy łamią Konstytucję, stoi na straży łamania konstytucji przez Dudę. Taki z niej strażnik bezprawia.

Warto uzmysłowić sobie, iż orzeczenie TSUE nie może być niezgodne z polską Konstytucją, inaczej Polska nie mogłaby zostać członkiem Unii Europejskiej. Trybunał Konstytucyjny orzekł w 2005 roku, iż „proces integracji europejskiej związany z przekazywaniem kompetencji w niektórych sprawach organom wspólnotowym (unijnym) ma oparcie w samej Konstytucji RP”. A jeszcze ważniejsze jest stwierdzenie: – „Trybunał Konstytucyjny nie może czynić przedmiotem dokonywanej przez siebie bezpośredniej oceny konstytucyjności wypowiedzi orzeczniczych Trybunału Sprawiedliwości Wspólnot Europejskich”.

Na podstawie tego orzecznictwa sądzona będzie w przyszłości mgr Przyłębska, iż nie stała na straży organu, który orzeka zgodnie z Konstytucją, ale na straży łamania Konstytucji przez Dudę. Taka wspólnota w szerzeniu bezprawia podlega określonym artykułom Konstytucji i Kodeksu karnego.

PiS pisze nową prawdę (Kaczyński zawsze do niej dążył na stojaku na Krakowskim Przedmieściu) i nową logikę. Oczywiście jest ona wbrew prawdzie i logice, więc nie od parady należy ją nazwać post-prawdą, post-logiką.

Za sprawą partii Kaczyńskiego Polak już nie brzmi dumnie.

Polacy w czasie komuny nie cieszyli się najlepszą sławą w Europie, a przede wszystkim w USA – mówiono na nas Polaczek. W Polsce są dowcipy o blondynkach, w Stanach były o Polaczkach. Polacy byli blondynkami w kawałach, co autentycznie nas wkurzało, jak niejedną inteligentną blondynkę. Udało nam się wyzwolić z tego stereotypu, awansowaliśmy najpierw na hydraulików, a wreszcie na pełnoprawnych Europejczyków, zwłaszcza że jeden z pośród nas został szefem Rady Europejskiej.

I od tego chyba zaczęło się nieszczęście, polskie qui pro quo, polskie piekiełko, bo dorwała się do władzy partia takiej blondynki i nas zglajchszaltowała, wyrównała do małych, niedojrzałych, kłótliwych. Za sprawą partii Kaczyńskiego Polak już nie brzmi dumnie, ale podejrzanie. Polak to coraz mniej wartościowy obywatel Unii Europejskiej. Kaczyński i jego podwładni wykluczają nas z europejskiej wspólnoty, pracują nad tym, aby nas umniejszyć, sprowadzić do swego wzorca ksenofoba, do zaścianka, do zabitej dechami krainy rechrystianizacji.

Oto Europejczyk pełną gębą Bronisław Geremek – wg dyrektora Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa z IPN -nie zasługuje, aby na tablicy jemu poświęconej widniał właściwy mu rzeczownik „Europejczyk” i określenie „współtwórca demokratycznej Polski”. To ostatnie ma być zastąpione „aktywny uczestnik przemian”. Tak mali ludzie wyrównują rachunki swojego braku talentu, równają najlepszych do swojej małości. Przeciw tej małości protestuje 32 byłych ambasadorów RP. Ingerencję dyrektora z IPN Adama Siwka w oświadczeniu nazywają podobnie jak ja tutaj: „Próbę ingerencji w treść tekstu uważamy za małostkową manipulację i za działanie haniebne”.

Ten zjazd w dół wielkości Polaka mamy od 3 lat. Czy damy się dalej zmniejszać, marginalizować? Ten, od którego awansu zaczął się proces umniejszania Polski Donald Tusk kilka dni temu opublikował na Twitterze minutowy filmik. Pokazuje Tuska jako polityka, który gra w I lidze światowej – i wszak tak jest. Czy to zapowiedź jego dalszej kariery w polityce globalnej, czy podsumowanie pracy w Brukseli? Mniejsza. Ale i nad Tuskiem trwają prace miejscowych Liliputów, jak mu w awansach przeszkodzić. Najsłynniejsza jest „wygrana” Beaty Szydło 1:27.

Tusk byłby wartością dodaną opozycji, gdyby wrócił do Polski, ale jeszcze większą wartością dla Polski i naszej historii byłby, gdyby udało mu się wyżej awansować. Z pomocą, czy bez pomocy Tuska, musimy się wyzwolić z krainy Liliputów PiS.

Politycy PiS znajdują się na finiszu walki o stołek prezesa, który jeszcze może pokwęka na wiecach w kampanii wyborczej, ale będą to 5-10 minutowe wystąpienia, bez większej wartości merytorycznej, raczej z komunikatem „szef ma się dobrze”, co wiadomo, iż odczytuje się – ma się źle. Widać to aż nadto.

Finiszuje dwóch delfinów, którzy wyrwali się całemu peletonowi PiS, w tym Andrzejowi Dudzie, ten ciągle łapie gumy i jest doprowadzany do peletonu przez zawodników z własnej kancelarii, a nawet ci odmawiają współpracy, jak Krzysztof Łapiński, aby na ich plecach wiózł się ten maruder.

Może dojść do sytuacji, iż nie będzie chciał współpracować z Dudą żaden zawodowiec i zostanie skazany na amatorów, a tym samym na niewystawienie do reelekcji.

Finiszują po funkcję prezesa Mateusz Morawiecki i Joachim Brudziński, którzy zawarli tymczasowy sojusz antydudowy – o czym w „Newsweeku” pisze Renata Grochal. Intryga z australijskimi fregatami Adelaide się powiodła. Duda został ograny jak zwykły cienias.

Prezydent już nie dojdzie uciekinierów, nie ma na to szans. Oni zaś są skazani na konflikt, bowiem stołek prezesa jest jeden. I raczej Morawiecki w tym starciu jest przegrany. Prowadzi – to prawda. Lecz na przodzie bierze się wiatr na siebie, a rywal wiezie się na kole, do tego potrzeba tylko 90 procent wysiłku prowadzącego. A zatem Brudziński ma przewagę 10 proc., z której skorzysta, gdy zobaczy kreskę mety i będzie musiał wyminąć Morawieckiego.

Brudziński oprócz tego ma aparat partyjny pod sobą, on go kształtował i zna pisowski beton na wylot, zna ich słabe punkty, staną za nim, a nie za transferowanym Morawieckim. Oczywiście, o wszystkim może zadecydować prezes i zdyskwalifikować, jednak jest uwięziony w sidłach. Sam je zastawił na Nowogrodzkiej, gdzie otoczył się kordonami ochroniarzy.

Brudziński więc zawsze może zachować się jak Beria w stosunku do Stalina. Znajdujemy się w podobnej logice tragedii. Może dojść do innych rozwiązań, ale byłyby one wbrew gatunkowi samospełniającej się tragedii.

Mógłby do gry wejść – na zasadzie bonifikaty – Patryk Jaki, gdyby wygrał wybory samorządowe w Warszawie. Mamy do czynienia z jego desperackimi próbami przekonywania warszawiaków do siebie. Niczym Filip z konopi rzucił na agendę projekt 19. dzielnicy Warszawy, który szybko okazał się humbugiem, fantomem, kitem.

Przecież nie startuje na dewelopera Warszawy, a przy tym ową 19. dzielnicę usadowił na terenach zalewowych, chronionych projektem ekologicznym Natura 2000. Uwagę zwrócił mu Rafał Trzaskowski, że ta 19. dzielnica już jest, gdyż teren zalewowy jest integralny dla działu wodnego Wisły. Oprócz tego wyszła impotencja twórcza Jakiego i jego sztabu, gdyż ów pomysł zastosował Lech Kaczyński, gdy startował z prezydenta Warszawy na prezydenta Polski i obiecywał warszawiakom park technologiczny na Siekierkach. Jaki więc zaserwował ogrzewane kotlety.

Oprócz tego, że 19. dzielnica jest w budowie, ma stronę w internecie, buduje ją hiszpański deweloper Pro Urba. Może zajść podejrzenie, iż to zamierzona wpadka, darmowa reklama, bo mieszkania w tej ekskluzywnej dzielnicy są do kupienia. Jakim zatem powinny zająć się służby, policja, a nawet jego szef Ziobro.

A przy tym zaprezentowany projekt to pół godziny pracy w programie Adobe. Amatorszczyzna, humbug, jak cała partia PiS z delfinami włącznie, z którymi wyborcom tej partii tak czy siak wyjdzie na łyso.

Konstytucja jest wrogiem PiS

3 teksty Waldemara Mystkowskiego.

Julia Przyłębska nie jest zanadto lotna jako prawnik, o czym świadczy jej wcześniejsza kariera zawodowa. Nie dostała pracy w Sądzie Okręgowym w Poznaniu z uzasadnieniem: „nie nadaje się do orzekania”. O takiej osobie rzecze się: brak jej kompetencji zawodowych.

Ale te braki nie przeszkadzają partii PiS, aby wynieść ją najwyżej w hierarchii zawodowej, bo do najbardziej prestiżowej funkcji – prezes Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli zestawimy ją z poprzednikiem prof. Andrzejem Rzeplińskim, z autorytetem prawniczym z dużym dorobkiem naukowym i wieloma uznanymi publikacjami zwartymi, to nie od rzeczy będzie porównanie tych dwóch wielkości, jak mrówki do słonia.

Poza tym Przyłębska została mianowana przez prezydenta Andrzeja Dudę nieproceduralnie, co zaskarżone w sądzie mogłoby być orzeczone, iż w świetle prawa nie jest prezes TK. Ale nie tylko o niej możemy to powiedzieć. Bezprawnymi są inni sędziowie TK, w tym najgłośniejszy z nich Mariusz Muszyński.

W istocie to on rządził – i rządzi – w Trybunale Konstytucyjnym, bo nawet w machlojkach i przekazie retorycznym Przyłębska jest tak samo „kompetentna”, jak w uzasadnieniu, gdy odmówiono jej posady w Poznaniu: nie nadaje się.

Określając postać Przyłębskiej najwłaściwiej byłoby o niej powiedzieć: nie jest lotna intelektualnie, a na pewno nie nadaje się na funkcję prezesa TK. Żyjemy jednak w rzeczywistości pisowskiej, w której wartościowanie jest odwrotne niż w realności, niż nakazywałby rozum.

Robotę za Przyłębską w TK wykonywał Muszyński, a polegała ona na tym, iż demolkę ustawową PiS przetwarzał na demolkę administracyjną i spraw, które trafiały do TK. Czyli nie jest ważne prawo i nadrzędna do niego Konstytucja, ale interes PiS, a praktycznie wola prezesa I po to Muszyński został wysłany do TK.

Działał w interesie PiS. Jego ambicje demolowania sięgały jeszcze dalej, bo z punktu prawa – a nie pisowskiego bezprawia – był tylko dublerem, czyli nie był sędzią wg prawa. Zachciało się jednak ponadto Muszyńskiemu być sędzią Sądu Najwyższego. Zgłoszona została jego kandydatura i spodziewano się, że nawet może zostać I prezes Sądu Najwyższego, albo szefem nowej struktury w SN – bodaj ważniejszej niż I prezes SN – Izby Dyscyplinarnej.

Nagle dowiedzieliśmy się, że Muszyński zrezygnował z kandydowania do SN. Dlaczego? Czyżby tyle nabroił, iż z chwilą powrotu kraju do normalności, groziła mu wieloletnia odsiadka za kratami?

A może… i dzisiaj otrzymujemy jedną z możliwych odpowiedzi. Mianowicie Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok w jednej ze spraw, która dotyczyła zaskarżonego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a w składzie orzekającym był  nasz „czarny charakter” Muszyński. WSA powołując się na sygnatury wyroków TK, uznał, iż w świetle wskazanych wyroków TK Muszyński jest osobą nieuprawnioną do orzekania w składzie Trybunału Konstytucyjnego.

A zatem Muszyński nie ma prawa do orzekania w TK. Logicznym jest, iż nie można uznawać go za sędziego TK. A uogólniając jeszcze szerzej w stosunku do kraju: w Polsce nie działa prawo, mamy sytuację samowoli prawnej, bezprawia.

Najprawdopodobniej – prawdopodobieństwo graniczące z pewnością – Trybunał Sprawiedliwości UE w Luksemburgu przychyli się zasadności pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego, a tym samym pośrednio stwierdzi, że prawo stanowione przez PiS określa Polskę jako państwo bezprawia, republikę bananową. Nieuprawniony Muszyński w TK był i jest prawniczym cynglem PiS. Prawo w Polsce zostało postawione pod ścianą, rozstrzelane.

PiS-owi do zawłaszczania sądownictwa pozostała ostatnia instytucja – Sąd Najwyższy, gdy on zostanie zdobyty, kasta pisowskich prawników będzie strzegła bezprawia, nie pozwolą, aby PiS oddał komukolwiek władzę. Czy im się uda zamach na Sąd Najwyższy?

Krajowa Rada Sądownictwa z nominacji PiS dokonuje wyboru kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego. Odbywa się to w pośpiechu, kandydaci są wyjątkowo mierni, bo tylko tacy mogą być wierni.

Przed KRS protestowała dziesiątka aktywistów ze Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego UW i kilku członków Obywateli RP, mieli ze sobą transparent z napisem „Nie ma sprawiedliwości bez niezależności”. Przyznajmy, w tym haśle pobrzmiewa esencja demokracji, w rytm tego zdania winno bić serce społeczeństwa obywatelskiego.

Można zadać pytanie – ba, należy zadać to pytanie! – dlaczego tak niewielu jest świadomych wagi zdarzeń, które dokonują się na naszych oczach. Wszak po wyborze kandydatów i mianowaniu ich na sędziów Sądu Najwyższego Temidą będzie Jarosław Kaczyński, a nie bogini sprawiedliwości z zasłoniętymi oczami, czyli logo niezależności sądownictwa.

PiS spieszy się z proponowanymi kandydatami, a następnie z mianowaniem ich na sędziów Sądu Najwyższego, aby zdążyć przed wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który wypowie się, co do zgodności prawa unijnego z ustawą znoszącą Sąd Najwyższy w dotychczasowej konstytucyjnej postaci.

PiS załatwia sobie bezprawie poprzez fakty dokonane, aby stało się tak, iż orzeczenie TSUE miało dotyczyć instytucji, której już nie ma (Sądu Najwyższego w obecnym kształcie), aby wyrok stał się bezprzedmiotowy.

Wówczas egzekwowanie prawa unijnego, w gestii Komisji Europejskiej pozostanie tylko jedno narzędzie: nałożyć sankcje na Polskę rządzoną przez PiS.

Aby nie doszło do takich skrajnych sytuacji, do prezydenta Andrzeja Dudy apelują nasze największe organizacje sędziowskie i pozarządowe: „Przyłożenie ręki do tych nominacji oznaczać będzie początek faktycznego wyjścia z Unii Europejskiej”.

„Wciąż ma Pan ten wybór i to na Pana, a nie szeregowych polityków czy członków KRS, zwrócone są oczy całego świata”. Ogromna większość prawników i sędziów apeluje do Dudy, aby nie powoływał sędziów do Sądu Najwyższego.

Czy przebywający w Australii i Nowej Zelandii Andrzej Duda posłucha? Wszak tam spotkał się z rodakami, którzy witali go protestując w koszulkach z napisem Konstytucja.

Czy Duda nawróci się na prawo, na dobro Polski, na standardy demokratyczne i cywilizację zachodnią? Nadzieja umiera ostatnia, oby ta nadzieja nie była złudzeniem, bo Duda wydaje się być złudzeniem jako prezydent, a nadzieją, że jednak przypomni sobie, że powinien strzec konstytucji, jest warta funta kłaków.

Czyżbyśmy mieli prezydenta wartego funta kłaków? A może mniej.

Arcybiskup Wacław Depo ogłosił, że ponad Konstytucję stawia Ewangelię. Podobny pogląd, acz innymi słowy wyraziła prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska, dla której koszulki z napisem „Konstytucja” na krzyżach, które pojawiły na demonstracjach, naruszają uczucia religijne.

Władza PiS ukrzyżowała konstytucję, którą następnie złożona została przez nich do grobu. A my na polskiej Golgocie demokracji, wyrażamy nadzieję, że zmartwychwstanie za pomocą kartki wyborczej.

Konstytucja w kraju stała się dla władzy przekleństwem, wrogiem publicznym. Powoduje do tego stopnia wzmożenie, że władza ściga Polki i Polaków za ubieranie pomników w koszulki z napisem tego najbardziej popularnego obecnie słowa, a nawet dochodzi do sytuacji, iż podlizujący się władzy a nie reprezentujący aparatu partyjno-państwowego, nie chcą narażać jej na kontakt z ich przekleństwem, z ich wrogiem publicznym, z ofiarą ich egzekucji.

W Puławach restaurator Grzegorz Szostak w swojej niewielkiej restauracji na drzwiach wywiesił plakat z napisem Konstytucja. Do tego miasta miał przyjechać jeden z wrogów Konstytucji – nawet swego czasu sprecyzował na czym to miałoby polegać: ponad prawem jest naród – premier Mateusz Morawiecki. Więc rozpoczęto naciski na restauratora, aby nie drażnił władzy słowem dla nich wrogim, aby plakat zdjął z drzwi.

Wszak dla Morawieckiego, jak i dla prezesa Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy Konstytucją jest inna książeczka, statut ich partii. Obecny prezydent nawet chciał z tego powodu ogłosić referendum konstytucyjne, które w istocie byłoby referendum nad statutem PiS.

Obecna władza ukrzyżowała Konstytucję, ale to spowodowało powstanie nowych uczuć – uczuć konstytucyjnych, o których jeszcze niedawno nie wiedzieliśmy, że są istnieją, że nawet są możliwe.

Uczucia konstytucyjne są złożone z takich składników, jak: pielęgnowanie wolności, uwielbienie dla demokracji i przestrzeganie zasad równości wszystkich wobec prawa.

I gdy taki facet od rechrystianizacji jak Morawiecki napotyka na swojej drodze wyznawców uczuć konstytucyjnych dostaje wścieklizny, wodowstrętu, konstytucjowstrętu. Niestety Morawieccy, Kaczyńscy, Dudowie nie mają wpływu na to, że Konstytucja zmartwychwstanie, a oni skończą jak Annasz, Kajfasz i Piłat, bo są ich wcieleniem na polskiej ziemi w XXI wieku.

PiS brzytwy się chwyta. Partyjne państwo zastrasza

Krzysztof Luft (były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji), Eliza Michalik i internauci o zatrzymaniu Jacka Kapicy.

W Poranku TOK FM u Doroty Warakomskiej gościły dziś dr Katarzyna Kasia, prof. Monika Płatek i Ewa Siedlecka.

Według komentatorek najprostszą intencją, jaką mógł kierować się rząd PiS przy dzisiejszym zatrzymaniu Jacka Kapicy, jest próba odwrócenia uwagi od sejmowego wystąpienia Beaty Szydło. Była premierka PiS z sejmowej mównicy grzmiała, że nagrody, które przyznała swoim ministrom i sobie, po prostu im się należały.

Z kolei dziś wiceminister Patryk Jaki w komentarzu do zatrzymania Jacka Kapicy, powiedział o 20 mld złotych, które miały wypłynąć w związku z aferą hazardową. Według komentatorek analogia nasuwa się sama: może w PiS-ie przyznaliśmy sobie wysokie nagrody, ale za czasów PO wyciekały większe pieniądze.

„Praktyka ze stalinowskich czasów”

 – Patryk Jaki nie jest poważnym politykiem, ale niestety jest na poważnym stanowisku. Za parę dni zapomnimy o tym, że Kapica został tymczasowo aresztowany. Ale samo aresztowanie tymczasowe jest tu bardzo znaczące. Należy pamiętać, że nie jest to zatrzymanie na trzy miesiące, ale do trzech miesięcy. I mamy tu do czynienia z praktyką, która pozwala rutynowo ograniczać wolność obywateli. I jest to praktyka z najgorszych stalinowskich czasów – zauważyła prof. Monika Płatek, która gościła w czwartkowym Poranku radia TOK FM.

– Tego rodzaju areszty są aresztami politycznymi i służą temu, żeby pokazywać je opinii publicznej. Trzeba pamiętać o tym, że aresztuje się wtedy, kiedy zabezpiecza się dowody. W przypadku afery hazardowej, po tylu latach nie ma czego mataczyć, dlatego uważam, ze to zatrzymanie jest niekonieczne – stwierdziła Ewa Siedlecka.

Komentatorki zgodziły się, co do faktu, że afera związana z Jackiem Kapicą szykowana była bliżej wyborów samorządowych. Jednak ze względu na niesmak związany z nagrodami Szydło, PiS postanowił tę sprawę ruszyć wcześniej.

– Chodzi o mocny polityczny gest, uruchomienie tej afery jest odpowiedzią na spadek poparcia PiS. I straszne jest to, że używa się takich środków, jak areszt wydobywczy, że zmusza się sędziów do orzekania – dodała dr Katarzyna Kasia.

W tym momencie zaprotestowała prof. Monika Płatek, która zaznaczyła, że nikt sędziów do niczego nie zmusza. – Sędziowie muszą wiedzieć, że tam, gdzie stosuje się areszt tymczasowy, jest większa skłonność do uznawania winy i orzekania wyroków – stwierdziła karnistka.

Areszt tymczasowy – wygodne narzędzie polityczne

Komentatorki podkreśliły wagę środka zapobiegawczego, jakim jest właśnie areszt tymczasowy. Postawiły też pytanie, czy na pewno wykorzystano wszystkie inne dostępne środki, zanim zdecydowano się na areszt. Bo jeśli nie, to ich zdaniem można zaryzykować stwierdzenie, że wymiar sprawiedliwości jest przez PiS traktowany jak narzędzie do walki partyjnej.

 – Być może wymaganie przez sędziów od prokuratorów dobrze uzasadnionego wniosku o areszt byłoby jakimś rozwiązaniem. Zastanawiam się też, jak to jest w przypadku przedłużania aresztu. Czy jeśli prokurator się zgłosi i zamruga oczami, że nie zdążył przesłuchać świadka, to ten areszt jest od tak przedłużany? – dywagowała Ewa Siedlecka.

– Badania z Rosji pokazują, że prokuratorzy zaczynają działać na siedem dni przed tym, kiedy należy złożyć wniosek o przedłużenie aresztu. Podobnie może być w Polsce. A z tego powinno rozliczać prokuratorów. Gdyby nam zależało na wolności, to decyzję o tymczasowym aresztowaniu podejmowaliby niezależni, silni sędziowie i sędzie, a nie tak jak teraz. Poddani naciskom – dodała prof. Monika Płatek.

– To aresztowanie jest przykładem arogancji PiS-u, który bronił nagród dla siebie i dla swoich ministrów. Z tego sobie trzeba zdać sprawę. Wypowiedzi ministra Jakiego dotyczące wycieku 20 mld w związku z aferą hazardową, są dokładnie w tym samym tonie, co pokrzykiwanie Beaty Szydło z mównicy sejmowej ws. nagród dla jej ministrów.

Poseł Krzysztof Brejza rozkręca się. Po ujawnieniu powiązań Amber Gold ze SKOKami związanymi z Prawem i Sprawiedliwością, celnie tym razem uderza w spółkę Srebrna należącą do Instytutu Lecha Kaczyńskiego, zaplecze finansowe partii, czym przybliża tzw. Komisję ds. Amber Gold do kompromitacji. Istny koń trojański opozycji.

O machlojkach istniejącej od 1995 r. spółki od wielu lat informują media głównego nurtu. Nie uszło ich uwadze gdy przyjaciółka Prezesa – Janina Gross, od 2012 r. członkini zarządu spółki Srebrna zasiadła w radzie nadzorczej PGE. W tym roku informowały o biurowcu, który ma stanąć na warszawskiej Woli, zaś wobec działki, na której ma stanąć, roszczenia wysuwają spadkobiercy właścicieli. PiSowi pomocy w tej sprawie udzielał adwokat Robert N. zamieszany w dziką prywatyzację, podejrzewany o przyjęcie 2,5 mln korzyści majątkowej. Dziś poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza każe przyjrzeć się niejasnościom wobec nieruchomości, które imperium finansowe PiS otrzymało od Skarbu Państwa. Sprawa zasługuje na jak najszersze rozpowszechnienie.

Niejasnościom mogłaby się przyjrzeć Komisja ds. reprywatyzacji Partyka Jakiego. Od społecznego nacisku i świadomości afery będzie zależał efekt ewentualnego skierowania tematu do agendy komisji.

Przemieszczenie majątku Skarbu Państwa na spółki związane z Porozumieniem Centrum przedstawiła Gazeta Wyborcza w infografice.

Wyciąganie takich spraw na światło dzienne osiąga spodziewany efekt. Skutecznie sabotuje “prace” tzw. Komisji, stworzonych w celu kreacji pozytywnego wizerunku PiS, jako partii “naprawiającej patologie i niszczącej imposybilizm”. Skandaliczne sprawy, którym już dawno powinna przyjrzeć się prokuratura, pozostawiają na takim obrazie grube rysy i wytrącają argumenty z rąk ludzi, których, modnie dziś, nazywa się symetrystami (“Tamci też kradli”). Powrót do wizerunku Prawa i Sprawiedliwości jako partii popieranej przez szaleńców, gotowych wybaczyć każde karygodne posunięcie argumentami odnoszącymi się do bogoojczyźnianych frazesów to szansa na pogrążenie partii Kaczyńskiego. Łatwa tym bardziej, że PiS, nawet w swoim śmiesznym “Audycie” nie dostarcza symetrystom argumentów. W orężu opozycji nie pozostała tylko ulica. Oczekuje się zdecydowanych działań w internecie, także wymierzonych w stronę sławnego trollingu, który z etapu “głośnej mniejszości” wszedł w fazę kreowania poglądów w mechanizmie social proof. Każdy absurdalny spot, czy twitterowy wpis PiS zasługuje na rzeczową, merytoryczną odpowiedź (spoty godzące w wizerunek sądownictwa nie mogły liczyć na kontrakcję – choćby pozytywne historie z wymiarem sprawiedliwości w tle). To może się udać, opozycja wraca znów w ofensywną fazę. Będzie to jednak bardzo trudne z uwagi na to, że gra toczy się nie tylko o dusze, a grube pieniądze…

Przez ostatnie dni i tygodnie nie mieliśmy ani jednego zdania z ust premiera Morawieckiego dotyczących działalności koordynatora służb specjalnych, Mariusza Kamińskiego, szefa ABW pana Pogonowskiego, szefa CBA pana Bejdy czy pana Wąsika, który jest zastępcą Mariusza Kamińskiego. PiS udaje, że nie ma sprawy. Żeby tę sprawę jednak wyjaśnić, bo my nie pozwolimy na to, żeby w cieniu służb specjalnych wielkie interesy finansowe PiS-u były ukrywane, wzywamy i żądamy od marszałka Kuchcińskiego zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, po świętach, w środę o godzinie 12:00 po to, żeby na tym posiedzeniu premier polskiego rządu mógł odnieść się do tych informacji, do tych zdarzeń i mógł wyjaśnić zaangażowanie najważniejszych osób kierujących służbami specjalnymi w Polsce w działania przy aferze reprywatyzacyjnej, a także żeby Prokurator Generalny mógł odnieść się do sytuacji, wiedzy, którą posiada prokuratura ws. wyłudzania czy przeprania pieniędzy, w posiadanie których weszło środowisko Jarosława Kaczyńskiego na Cyprze. Ten wniosek dzisiaj zostanie złożony, jest wnioskiem klubu Platformy Obywatelskiej z dwoma punktami: informacją premiera Morawieckiego o działalności najważniejszych osób w służbach oraz informacji Zbigniewa Ziobry o transferach finansowych i niejasnych powiązaniach między spółką Srebrna a spółkami na Cyprze” – mówił na konferencji prasowej przewodniczący klubu Platformy, Sławomir Neumann.

Julia Przyłębska – choć z namaszczenia PiS, jest prezesem TK – sama, nie ma prawa autoryzować stanowiska Trybunału Konstytucyjnego, o czym „Gazecie Wyborczej” powiedzieli jednoznacznie konstytucjonaliści. Do tego tymczasem doszło…

Taką praktykę, konstytucjonalista prof. UW Marcin Matczak nazwał wręcz nadużyciem: „ Sytuacja, w której stanowisko prezesa Trybunału prezentowane jest publicznie jako stanowisko  TK, budzi ogromne wątpliwości, to nadużycie. Zarówno obyczajowe, bo jest niegrzeczne wobec innych sędziów, jak i prawne. Nieuzasadnionym jest twierdzenie, jakoby prawo reprezentacji Trybunału przez prezes umożliwiało jej wypowiadanie się zawsze za TK. Stanowisko przedstawione przez prezesa w imieniu Trybunału powinno być konsultowane z sędziami, potrzebna jest uchwała Zgromadzenia Ogólnego. Prezes reprezentuje TK w zakresie oświadczeń woli: kiedy np. zawiera umowę, może zrobić to sama. Ale czym innym jest wydanie komunikatu przypisującego stanowisko innym sędziom”– ocenił prof. Matczak.

Chodzi o stanowisko Trybunału Konstytucyjnego będące odpowiedzią na uchwałę Forum Współpracy Sędziów. GW przypomina, że na początku stycznia FWS „stanowczo potępiło fundamentalne uchybienia proceduralne”, do których doszło przy rozpoznawaniu przez TK konstytucyjności trzech PiS-owskich ustaw. Tych, które zmieniły zasady wyłaniania kandydatów na prezesa TK i umożliwiły włączenie do orzekania tzw. dublerów.

Mimo że sprawa ich dotyczyła, w składzie orzekającym znalazło się również dwoje z „dublerów”. W opinii Forum Współpracy Sędziów było to „naruszenie reguły przyjmowanej od czasów rzymskich w każdym cywilizowanym porządku prawnym, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie”.

Forum zaapelowało wówczas do sędziów o „samodzielne dokonywanie kontroli konstytucyjnej we wszystkich przypadkach, gdy jest to niezbędne dla prawidłowego rozstrzygnięcia sprawy”. Powinni kierować się ustawą zasadniczą i orzecznictwem TK sprzed grudnia 2016 r.

W odpowiedzi Trybunał wydał oświadczenie, w którym stwierdzono, że „sądy powszechne nie mają prawa dokonywania tzw. kontroli konstytucyjności”. „Podmioty, które w wyniku takiego bezprawnego działania sądów powszechnych poczują się pokrzywdzone, zawsze będą mogły złożyć skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał dokona wtedy stosownej weryfikacji orzeczenia sądu powszechnego” – zapowiedziano.

Nagle jednak – z niewiadomych przyczyn – tekst tak sformułowanego stanowiska został usunięty ze strony. Dlaczego i kto o tym zdecydował oraz kto był autorem tego stanowiska – zapytała TK – „Wyborcza”.

Wtedy okazało się, że stanowisko „zostało usunięte ze strony internetowej w związku z zdezaktualizowaniem się zagadnienia”, a decyzja o tym „została podjęta kolegialnie”. Z kolei „autorem ‘stanowiska’ jest Prezes Trybunału Konstytucyjnego” – poinformowało biuro prasowe TK.

Wcześniej, Piotr Rachtan redaktor internetowego serwisu Monitor Konstytucyjny zauważył, że tzw. starzy sędziowie TK „o ‚Stanowisku Trybunału Konstytucyjnego” dowiedzieli się po pojawieniu się dokumentu w internecie, co oznacza, że Stanowisko nie jest dokumentem całego Trybunału”, tylko albo prezes Przyłębskiej, albo np. kancelarii TK bądź rzecznika prasowego. „Stanowisko Trybunału może wyrażać tylko uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego” – podsumował.

Media obiegła informacja, że Fundacja Czartoryskich niewiele ponad rok od historycznej transakcji złożyła wniosek o likwidację… z powodu braku pieniędzy na dalszą działalność. Przypomnijmy: w grudniu 2016 r. skarb państwa zawarł ze wspomnianą fundacją rekordową transakcję na kwotę prawie pół miliarda złotych i stał się właścicielem 86 tys. obiektów muzealnych, a także biblioteki i budynków będących własnością fundacji. Minister Gliński odtrąbił sukces, chociaż transakcja nie wszędzie spotkała się ze zrozumieniem i słychać było głosy, że za pieniądze podatników polski rząd kupił niezbywalną na rynku kolekcję. Argumenty rządu? – „Ta decyzja zabezpiecza w większym zakresie prawo własności narodu polskiego, bo czymś innym jest depozyt, a czymś innym bycie właścicielem. (…) ta kolekcja dzięki temu będzie mogła być pokazywana w całości” – przekonywał minister.

Tymczasem w związku z likwidacyjnym wnioskiem Fundacji Czartoryskich przez chwilę wydawało się, że los gigantycznej kwoty pozostanie niewyjaśniony. Dlaczego? Otóż do wniosku fundacji załączono jedynie uchwałę jej rady w tej sprawie, bez żadnych sprawozdań finansowych, merytorycznych czy innych dokumentów finansowych. Krakowski sąd rejestrowy, do którego wpłynął wniosek wezwał fundację do uzupełnienia dokumentacji, która mogłaby uzasadniać potrzebę likwidacji. Prezes zarządu Fundacji Czartoryskich Maciej Radziwiłł odpowiedział lakonicznym pismem. Poinformował w nim, że „Fundacja dysponuje aktualnie jedynie środkami finansowymi przeznaczonymi na (…) na pokrycie uprzednio zaplanowanych wydatków Fundacji w czasie trwania likwidacji”. To nie przekonało sądu i na początku marca br. ponownie wezwano do przekazania dokumentów. Jak do tej pory, bezskutecznie.

To nie koniec sensacyjnych informacji. Jak czytamy na portalu Onet, gdy dziennikarze Tygodnika Przegląd chcieli ustalić szczegóły sprawy, Maciej Radziwiłł próbował wprowadzić ich w błąd twierdząc, że środki pochłonęła digitalizacja kolekcji, która stanowiła „ogromne i kosztowne przedsięwzięcie”. Jednak prezes zataił fakt, że była ona finansowana z grantu publicznego, a nie środków własnych fundacji. Kłamstw było więcej. Powróćmy do momentu finalizacji transakcji, do grudnia 2016 roku. Na kilka dni przed dopięciem sprzedaży kolekcji do dymisji podał się zarząd Fundacji Czartoryskich. Jej ówczesny prezes Marian Wołkowski-Wolski decyzję tę tłumaczył utratą zaufania do fundatora, ponieważ negocjacje dotyczące sprzedaży zbiorów były prowadzone bez wiedzy zarządu. Rzeczywiście, niecałe dwa tygodnie przed zamknięciem transakcji zarząd fundacji otrzymał uchwałę rady fundacji o zmianie statutu – z fundacji wieczystej na możliwą do likwidacji oraz dopuszczającą sprzedaż Skarbowi Państwa części zbiorów oraz budynków. W ten sposób utorowano drogę prawną do likwidacji podmiotu, co nie było wcześniej możliwe. Co więcej, Adam Czartoryski zażądał od ministerstwa przelania środków za sprzedaż zbiorów i budynków fundacji na swoje prywatne konto zamiast organizacji. Wkrótce potem do zarządu fundacji dołączył i został jej prezesem Maciej Radziwiłł. Kilka miesięcy po transakcji dochodzi do kolejnej zmiany statutu organizacji. Tym razem wykreślono cel, jakim była opieka nad kolekcją Czartoryskich (sic!).

Na koniec zaś gruchnęła wieść, że fundacja … przekazała swój majątek w formie darowizny nowopowołanej Fundacji Le Jour Viendra, z siedzibą w Liechtensteinie. Jednym słowem, w majestacie prawa omawiane środki zostały z Polski wyprowadzone! Nie sposób uciec od refleksji, że cała sprawa powinna poważnie obciążyć wizerunek rządu. Gazeta Wyborcza dotarła do dokumentów, które wskazują, że to wicepremier wysunął propozycję negocjacji z pominięciem zarządu Fundacji Czartoryskich (sic!). Ponieważ jednak Adam Karol Czartoryski jako fundator nie był właścicielem kolekcji, minister de facto złamał prawo. Ministrowi miało rzekomo zależeć na… dyskrecji, ponieważ statut nie zezwalał na sprzedaż kolekcji, a zarząd stał bezkompromisowo na straży jego realizowania. To nie wszystko. Gliński miał również naciskać później na sąd, aby przyspieszył wspomniane wyżej zmiany statutu organizacji, na te, które umożliwią jej likwidację. Jeśli przypomnimy sobie, że państwo polskie nie musiało kupować kolekcji Fundacji Czartoryskich, gdyż ta miała obowiązek troszczyć się i udostępniać ją obywatelom, a prawo równocześnie zakazywało niekontrolowanego wywozu dzieł sztuki za granicę – sprawa nabiera posmaku gigantycznego skandalu. Ambicja wicepremiera Glińskiego, który swoim działaniem chciał prawdopodobnie przejść do historii, naraziła państwo na pół miliarda złotych straty.

Na taki pomysł mógł wpaść tylko „Obatel Czarnecki”, powszechnie znany z wielu odkrywczych wypowiedzi, europoseł Prawa i Sprawiedliwości. Komentując ostatni sondaż, sygnalizujący drastyczny spadek notowań PiS, oznajmił, że jedyny cel jaki mu przyświeca to podzielić i skłócić Polaków przy świątecznym stole.

To prawda, że 12 – procentowy spadek popularności ma prawo martwić wszystkich funkcjonariuszy Prawa i Sprawiedliwości, na razie uznali chyba jednak, że najlepiej go ignorować i poddawać w wątpliwość wiarygodność sondażu. Prym wiedzie w tym były wiceszef Parlamentu Europejskiego.

„To żaden przełom. To pic na wodę, fotomontaż”. „Rozumiem, że sondaż ten ma zafundować rodzinom dyskusję przy świątecznych stołach. Ma dzielić i skłócać Polaków w okresie świąt Wielkiej Nocy. Myślę, że to się jednak nie stanie”  – powiedział na antenie radiowej Trójki.

Beztrosko ocenił, że sondaż dla TVN „nie jest delikatnie mówiąc najbardziej wiarygodny”.

O dobrym samopoczuciu Czarneckiego, a może robieniu dobrej miny do złej gry, najlepiej świadczy inna teza „Obatela”: „Mogę sobie wyobrazić sytuację, że – z różnych powodów – Prawo i Sprawiedliwość czasowo traci kilka procent. Ale nie zdarzyło się nic, co mogłoby spowodować zjazd o paręnaście procent. Ja w te sztuczki nie wierzę. Myślę, że mało kto wierzy” – powiedział europoseł.

Idąc jednak w ślady prezesa oznajmił, że partia „z pokorą” przyjmuje wszystkie sondaże, ale ma też prawo podchodzić do nich sceptycznie. „Czekamy na kolejne. Tendencja jest oczywista, PiS jest wyraźnym liderem. Ale to nas nie uśpi” – zapewnił.

„Być może niektórzy z naszych wyborców mogą mieć zastrzeżenia do niektórych elementów polityki zewnętrznej, albo też wewnętrznej. Ale nie widziałem żadnej analizy socjologicznej, która wskazywałaby jedną przyczynę – powiedział. Obiecujemy Trzy razy „P”, czyli pokorę, powściągliwość i pracę – zapewnił.

Wcześniej sam Jarosław Kaczyński mówił, że odnosi się do wyników badań „z szacunkiem i pokorą”.  Ale wiemy też, jak są on prowadzone” – zaznaczył z wyraźnym lekceważeniem.

 „Wiele wskazuje na to, że ten sondaż mógł być „podprowadzany” – sugerował z kolei wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.

Ten i podobne opinie wywoływały śmiech po drugiej stronie sceny politycznej; „To jest taka „hatakumba”, jak mawiają politycy PiS – zakpił rzecznik PO Jan Grabiec.

O sondażu tym pisze Waldemar Mystkowski.

Prezes stosuje swoją starą sztuczkę dla ciemnego ludu i najnowszy sondaż to dla niego manipulacja.

Jarosław Kaczyński został zaskoczony. Już miał wpakować piłkę do kosza, usłyszał jednak pytanie: co z tym sondażem? Prezes został złapany na wykroku.

Z sondażu wynika, że zjednoczona opozycja ma tyle samo punktów procentowych, co PiS. Na tablicy widnieje remis 28:28. Więc prezes stosuje swoją starą sztuczkę dla ciemnego ludu i obwieszcza: manipulacja. – „Z szacunkiem odnosimy się do wyników i z pokorą do wyników badań, ale też wiemy, jak są prowadzone i w związku z tym jesteśmy pełni optymizmu”.

Prezes wraz z Jarosławem Gowinem promowali konstytucję, choć to inna konstytucja, bo dla nauki. Pada jednak słowo kluczowe dla bezprawia PiS. Można zatem kozłować i kiwać wokół prawa, jak to PiS je przestrzega. Gowin nawet cmokał prezesa i konsultacje społeczne: – „Chciałbym bardzo serdecznie podziękować prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu za to poparcie (…). To był dialog unikalny. Na taką skalę po 1989 roku nie organizowano żadnych konsultacji społecznych z zainteresowanymi grupami zawodowymi”.

Sondaż przykrył cmokanie Gowina. Cóż jednak z sondażu wynika? Przede wszystkim jest to taki pierwszy sondaż, tąpniecie bardzo poważne, bo aż o 12 proc. spadło PiS-owi, z 40 do 28. Gdyby w jednym z miast śląskich doszło do tak poważnego tąpnięcia, to centrum miasta zapadłoby się pod ziemię, nawet, gdyby ratusz znajdował się przy Nowogrodzkiej.

Wg socjologicznych obliczeń, przy założeniu, iż frekwencja wyborcza wynosi 50 proc., to 12 proc. wyborców, które odeszło od PiS, to około 1,5 mln elektoratu. Czy to możliwe, że PiS w ostatnich tygodniach stracił zaufanie aż tylu Polaków z powodu przyznania sobie wysokich nagród?

Z pewnością mamy do czynienia ze spadkiem poparcia wyborców dla PiS. Poczekajmy na następne sondaże, które albo potwierdzą sondażową katastrofę dla PiS, albo pokażą dynamikę zjazdu partii Kaczyńskiego. Dotychczas nic nie ruszało partii Kaczyńskiego, żadni Misiewicze, zawłaszczanie państwowych spółek, przyznawanie niebotycznych apanaży.

Obsuwa wydaje się być trwała. PiS będzie się pogrążało, gdyż dopiero teraz na wierzch wybije szambo, o którym za wiele nie wiemy. Ponadto dojdzie do wyrywania sukna dla siebie, wewnętrzne tarcia i oskarżanie siebie nawzajem. I ukaże się imposybilizm rządu, który nic nie może bez Kaczyńskiego.

Tąpnięcie PiS to dla nich piekło, gdyż trzeba będzie ponieść odpowiedzialność za łamanie Konstytucji i prawa, a tam na dole elektorat już czeka, będzie przysmażał, domagał się prawa i sprawiedliwości. Oj, będzie – Pichcenie i Skwareczki.

Służalczość pisowców i ich niekompetencje

Ks. Wojciech Lemański, który zadarł z abp. Henrykiem Hoserem, za co zapłacił banicją, pozbierał sie po tym łomocie od braci z kleru, zajmuje głos w wielu sprawach.

Kapitalnie napisał o ministrze kultury Piotrze Glińskim.

Poseł PO Arkadiusz Myrcha ujawnia, jak korumpowani są pisowscy słudzy. Julia Przyłębska, nieprawidłowo wybrana na prezes Trybunału Konstytucyjnego, dostaje za służalczość luksusy.

A Roman Giertych widzi światełko w tunelu. Zbliża się koniec PiS. Chciałbym być takim optymistą.

Na razie padalce w nagrodę swej służalczości mają się dobrze i rozwalają kraj na życzenie prezesa. PiS ich mać.

Trybunał Konstytucyjny odsuwa nas od europejskiego systemu sprawiedliwości

Kolejny twardy dowód, że Polska pisowska zmierza do dyktatury.

Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego pisze do Witolda Waszczykowskiego, szefa dyplomacji:

Szanowny Panie Ministrze, uprzejmie informuję, że Trybunał Konstytucyjny podjął decyzję o zakończeniu realizacji postanowień Porozumienia w sprawie tłumaczenia i udostępniania orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”.

Niemal za pewne należy przyjąć, że PiS wyprowadza nas z Unii Europejskiej. Cel powyższej decyzji Trybunału Konstytucyjnego jest jasny: ograniczyć Polakom dostęp do informacji o wyrokach, a już w szczególności wyroków dotyczących polskich obywateli.

Odsunięcie nas od europejskiego systemu sprawiedliwości jest równoznaczne z nierespektowaniem orzeczeń ETPC.

Europejscy politycy są tym zaskoczeni, to wyjątkowo niebezpieczny precedens świadczacy dobitnie, że Polska przesuwa się w kierunku kraju niedemokratycznego.

Witajcie rodacy w despotii.

Maciej Lasek ma propozycję, aby znaleźć miejsce, gdzie można byłoby publikować tłumaczenia wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.