Gej, 26.02.2017

 

„Szanse Tuska na drugą kadencję rosną razem z jego krytyką w Polsce”. Na Zachodzie zapowiadają spektakularną klęskę PiS

26.02.2017

„Nie ma alternatywnej kandydatury niż Donald Tusk” – mówi o zbliżających się wyborach na prezesa Rady Europejskiej jeden z francuskich polityków. A analitycy z renomowanego magazynu „Politico” zauważają, że ostra krytyka Tuska ze strony jego politycznych oponentów z Polski skutkuje tylko wzmocnieniem poparcia wśród liderów europejskich.

Jak zauważa „Politico”, krytyka ze strony Jarosława Kaczyńskiego raczej Polakowi w reelekcji nie przeszkodzi. Donald Tusk cieszy się poparciem Angeli Merkel i innych wpływowych polityków Europy. W czasie, gdy Unia Europejska stoi w obliczy Brexitu i innych wyzwań, można się spodziewać, że większość zagłosuje na sprawdzonego kandydata, gwarantującego stabilizację.

kit-klerenberg

alex-von

Na Donalda Tuska głosować będą również państwa Grupy Wyszehradzkiej. — Chcemy, by Donald Tusk został na drugą kadencję. Uważamy, że jest doskonałym przewodniczącym Rady Europejskiej. Potrzebujemy kogoś takiego. Kogoś, kto czynnie opowie się za UE. Szczególnie dziś, w obliczu sporych wątpliwości dotyczących relacji transatlantyckich — powiedział w rozmowie z „Politico” czeski minister ds. europejskich Tomas Prouza.

— Unia Europejska potrzebuje takiego lidera jak przewodniczący Tusk – potrafiącego nazywać rzeczy po imieniu, spostrzegawczego, szczerze oddanego znajdowaniu wspólnej płaszczyzny porozumienia pomiędzy państwami członkowskimi i wzmacniającego potrzebę zjednoczenia — dodał pragnący zachować anonimowość polityk słowacki.

 

Nie jest też do końca pewne, że Polska będzie głosować przeciw Polakowi. Być może przedstawiciel PiS podczas głosowania tylko wstrzyma się od głosu. W wywiadzie udzielonym TVP3 Białystok prezes Prawa i Sprawiedliwości mówił jednak, że „nie jest w interesie Polski, by ktoś taki był przewodniczącym Rady Europejskiej”. I wydaje się, że jest to oficjalne stanowisko Polski. 7 lutego Witold Waszczykowski w rozmowie z RMF FM komentował, że Tusk „zachowuje się groteskowo, ignoruje własne państwo, ignoruje własny rząd”.

„Politico” zauważa jednak, że mimo wielu agresywnych inwektyw strona polska nie zaproponowała jeszcze alternatywnego kandydata na to stanowisko. Tymczasem kadencja Donalda Tuska kończy się w maju. W PiS szybko będą musieli więc zdecydować, czy wolą mieć problem z Tuskiem w Brukseli, czy w Polsce.

szanse

naTemat.pl

Marek Beylin

Nieokiełznana „pańskość” władzy

26 lutego 2017
Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Celnej autodemaskacji PiS dokonał Jarosław Kaczyński, określając w Sejmie siebie i swoich ludzi jako partię panów. I choć dodał, że „jesteśmy ludzkimi panami”, bo 16 grudnia władza nie użyła siły wobec sejmowej opozycji, to, jak wiemy, łaska pańska jest kapryśna. Pan może tym, którzy mu uchybili, wybaczyć albo ich wybatożyć, jak niegdyś szlachcic swych niewolnych chłopów.

Właśnie taki obraz społeczeństwa przedstawił bezwiednie prezes PiS: jesteście poddanymi pana, który włada wami wszystkimi wedle swoich kaprysów. To nowość w polskiej polityce. Dotąd wszystkie partie odwoływały się do jakichś reguł i wartości, dobrych bądź złych. Kaczyński pierwszy jawnie uznaje swe widzimisię za najważniejszy regulator państwa i społeczeństwa.

Skoro chcę, to mogę – brzmi credo prezesa, jak i każdej dzikiej władzy nieliczącej się z cudzymi prawami i własnymi ograniczeniami. Credo potwierdzane przez codzienne praktyki rządzących.

Tylko kaprys pana, a nie prawo, procedury i nawet własny interes, rządzi dziś polską legislacją. Posłowie PiS uchwalają wszystko, co Kaczyńskiemu przyjdzie do głowy, lub poprawiają ustawy, które przestały mu się podobać. Rząd rujnuje oświatę czy niszczy przyrodę, nie bacząc na to, że szkodzi to także jego władzy.

Nieokiełznana pańskość rządzących sprawia, że szaleją oni po polskich drogach, jakby to były ich folwarki. I to ona nakazuje, by Żandarmeria Wojskowa blokowała ruch, gdy minister Macierewicz przechodzi przez ulicę.

Kaczyński, chlubiąc się swoją pychą i pogardą wobec „niepańskiego” społeczeństwa, wytycza sobie drogę do upadku. Bo widząc w Polakach jedynie poddanych, jest ślepy na ich wolę i nastroje. I na to, ile śmiechu wywołują poczynania jego i innych polityków PiS. Dlatego nasi panowie skończą tak jak każda władza ślepa i śmieszna.

marek-beylin

wyborcza.pl

NIEDZIELA, 26 LUTEGO 2017

Tydzień w 7 zdaniach: Kaczyński o „ludzkich panach”, Kownacki o PO

Ustawa o wycince drzew, Amber Gold, loty VIP-ów, sieć szpitali – to tylko niektóre tematy polityczne kończącego się tygodnia. Oto 7 wypowiedzi, które ukształtowały jego obraz.

Belka o analfabetach. W trakcie przesłuchania byłego premiera i byłego szefa NBP Marka Belki poznaliśmy m.in. jego wyjaśnienie, dlaczego Amber Gold odniosło sukces. Jak powiedział Belka: Trzeba być analfabetą, żeby do czegoś takiego [że to przekręt] nie dojść

Szydło o podróżach.
Ja bardzo chętnie podróżowałabym normalnie środkami lokomocji publicznej, wsiadając do pociągu, przemieszczając się własnym samochodem, ale nie mogę tego robić dlatego, że jestem osobą chronioną – powiedziała we wtorek premier Szydło.

Siemoniak o podróżach Szydło.
Premier Szydło ponad 50 razy na trasie Warszawa-Kraków-Warszawa leciała CASA – powiedział w środę były szef MON Tomasz Siemoniak, co stało się jednym z głównych elementów przekazu PO w późniejszej debacie o transporcie VIP-ów.

Kaczyński o „ludzkich panach”. Debata nad odwołaniem Marka Kuchcińskiego miała być wydarzeniem o charakterze rutynowym, bez większego politycznego znaczenia. Ale dzięki jednej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego ta debata zostanie na dłużej zapamiętana. „Nie użyjemy [siły]. Tak, jesteśmy ludzkimi panami, bo jesteśmy panami, w przeciwieństwie do niektórych”.

Radziwiłł o pigułce „dzień po”. Minister Radziwiłł był w centrum uwagi mediów w tym tygodniu głównie za sprawą ustawy o sieci szpitali. Ale nie tylko. Jak powiedział w czwartek w rozmowie z Konradem Piaseckim w „Radiu ZET”: Nie przypisałbym [nawet gdyby przyszła pacjentka, która została zgwałcona]. To nie kwestia tego, czy uważam czy ten preparat powinien być dostępny czy nie. Natomiast jeśli pan mnie pyta jako lekarza, nie przypisałbym. Skorzystałbym z czegoś, co nazywa się klauzulą sumienia.

Kownacki o Platformie. Debata nt. transportu VIP-ów w Sejmie zapamiętana główne za sprawą wiceministra Kownackiego, który w jej trakcie powiedział: Wy jako PO macie najmniejsze prawo, by o tym mówić. Bo wy macie krew na rękach. Bo robicie ten taniec. Pamiętamy co wydarzyło się w Brukseli, co wydarzyło się w Smoleńsku

Szyszko o gratulacjach. Ustawa o wycince drzew to jeden z dominujących tematów tygodnia. W piątek minister Jan Szyszko tak mówił o jej skutkach: Nie spodziewałem się, że będzie tak dobry oddźwięk ze strony społecznej, dostałem setki gratulacji.

300polityka.pl

Komunikat biskupów w sprawie „Klątwy”. Chcą „wynagrodzenia za dokonane bluźnierstwo”

Angelina Kosiek, 26 lutego 2017

MATERIAŁY PRASOWE

Komunikat Konferencji Episkopatu Polski odczytywany jest w niedzielę w kościołach w całej Polsce. Biskupi apelują w nim, by wierni modlili się, co będzie „wynagrodzeniem za dokonane bluźnierstwo”.

Komunikat biskupa kieleckiego Jana Piotrowskiego odczytano podczas niedzielnych mszy w kościołach diecezji kieleckiej. „W związku ze spektaklem »Klątwa” wystawionym w Teatrze Powszechnym w Warszawie, czynię swoją treść poniższego komunikatu rzecznika Konferencji Episkopatu Polski i proszę o odmówienie w parafiach przez kilka najbliższych dni Koronki do Bożego Miłosierdzia w akcie wynagrodzenia za dokonane bluźnierstwo” – radzi biskup swoim wiernym.

KEP: Dla wiernych krzyż jest świętością

Podobny komunikat wydała Konferencja Episkopatu Polski. „Spektakl »Klątwa” w reżyserii Olivera Frljića, który wystawiono w Teatrze Powszechnym w Warszawie, ma znamiona bluźnierstwa. Podczas spektaklu dokonuje się publiczna profanacja krzyża, przez co ranione są uczucia religijne chrześcijan, dla których krzyż jest świętością. Oprócz symboli religijnych znieważa się osobę św. Jana Pawła II, co jest to szczególnie bolesne dla Polaków. Ponadto nie może być przyzwolenia na nawoływanie do nienawiści i deprecjonowania ludzkiego życia. Podobnie nie można się zgodzić na znieważanie flag państwowych, w tym przypadku flagi Państwa Watykańskiego. Odpowiedzią na spektakl »Klątwa«, który wypacza pojęcie sztuki i piękna, niech będzie modlitwa wynagradzająca za bluźnierstwo oraz promocja wartości m.in. w środkach społecznego przekazu w myśl słów: »Zło dobrem zwyciężaj!«„ – napisał ks. Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik KEP.

'Klątwa' - protest przed Teatrem Powszechnym, 23 lutego‚Klątwa’ – protest przed Teatrem Powszechnym, 23 lutego Przemek Wierzchowski/ Agencja Gazeta

Przedstawienie chorwackiego reżysera Olivera Frljicia oburzyło środowiska prawicowe. Złożenie zawiadomień do prokuratury zapowiedzieli poseł PiS Dominik Tarczyński, były szef LPR, obecnie założyciel Fundacji Obrony Demokracji Roman Giertych oraz Anna Sobecka.

Prokuratura z urzędu wszczęła śledztwo.

Spektaklu nie widzieli

„Klątwa” jest luźno oparta na dramacie Stanisława Wyspiańskiego. Oburzenie prawicy wywołała m.in. scena seksu oralnego, jaką aktorka „Powszechnego” Julia Wyszyńska odgrywa na figurze Jana Pawła II, oraz scena, podczas której dyskutowana jest zbiórka pieniędzy na zabójstwo Jarosława Kaczyńskiego. Kwesta się nie odbywa, bo – jak tłumaczy widzom aktorka – groziłyby jej za to konsekwencje prawne.

Większość protestujących spektaklu jednak nie widziała.

Nie przejmujmy się wszystkim – Jan Turnau na ostatnią niedzielę lutego

 

komunikat

wyborcza.pl

Witold Gadomski

Pułapki „nowej ekonomii strukturalnej”

26 lutego 2017

Wicepremier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu, 14 lutego 2017 r.

Wicepremier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu, 14 lutego 2017 r. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Racjonalnie myślący prywatni przedsiębiorcy raczej nie zaangażują się w projekty flagowe ze Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Będą robić swoje, trzymając się z dala od polityki.

Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju przewiduje uruchamianie projektów strategicznych i flagowych, takich jak: projekt „Batory” (stocznie), projekt „Żwirko i Wigura” (drony), projekt „E-bus” (autobusy elektryczne), „Luxtorpeda 2.0” (pojazdy szynowe), projekt „Telemedycyna” (usługi i produkty medyczne za pośrednictwem internetu). Widać, że autorzy Strategii są pod wpływem nowej ekonomii strukturalnej stworzonej przez chińskiego ekonomistę Justina Yifu Lina. Zaleca ona stymulowanie przez państwo rozwoju tych gałęzi, w których gospodarka danego kraju ma lub może mieć przewagi konkurencyjne i których udział w światowym handlu rośnie.

Ta stymulacja ma mieć charakter miękki niebezpośredni. Chodzi na przykład o finansowanie przez państwo kształcenia specjalistów w określonych zawodach, współfinansowanie wydatków na badania i rozwój, tworzenie bazy informacyjnej, gwarancje eksportowe, z których korzystać mogą przedsiębiorstwa z preferowanych przez państwo branż, bardziej przyjazne regulacje.

Wierzy, że ma przed sobą trzy kadencje, a może nawet więcej. Mateusz Morawiecki – sylwetka

Lin kładzie duży nacisk na to, że w preferowanych branżach mają działać firmy prywatne, a nie państwowe, a stymulacja rozwoju nie może polegać na dotacjach, czy tanich kredytach. Państwo ma po prostu dać sygnał, że dana branża jest przyszłościowa, warto w nią inwestować, a przedsiębiorcy, którzy się na to zdecydują, będą mogli liczyć na przyjazne traktowanie.

Twórca nowej ekonomii strukturalnej uważa, że była ona źródłem sukcesów gospodarczych krajów Azji Wschodniej, przede wszystkim Japonii, Korei Południowej, a obecnie Chin. Teza ta ma jednak wiele słabości.

Nie jest tak, że kraje zawdzięczają szybszy rozwój jednemu czynnikowi. Zwykle jest to splot różnych czynników i dopiero uważna analiza pozwala odróżnić istotne od nieistotnych. Mogą być też czynniki hamujące rozwój, które omyłkowo bierzemy za stymulujące. Dość powiedzieć, że gospodarka Tajwanu rozwijała się równie szybko jak Korei Południowej przy znacznie mniejszej ingerencji państwa. Nawiasem mówiąc, Justin Lin pochodzi z Tajwanu, ale w końcu lat 70. XX wieku jako zawodowy oficer zdezerterował i przedostał się do Chin komunistycznych.

Zalecenia nowej ekonomii strukturalnej mogą się okazać wątpliwe w polskich warunkach co najmniej z trzech powodów.

Po pierwsze, to urzędnicy, względnie naukowcy, mają określić branże, w których gospodarka danego kraju może mieć przewagi konkurencyjne. Lin proponuje nawet algorytm pozwalający na ich ustalenie, ale czy urzędnicy (nawet wspomagani przez ekonomistów) są mądrzejsi od przedsiębiorców? Na pewno łatwo popełnić błędy, ustalając taką listę, czego doświadczyła zresztą Korea Płd. Chętnie poznałbym wyliczenia Ministerstwa Rozwoju, z których jakoby wynika, że Polska może mieć przewagę konkurencyjną w produkcji pojazdów szynowych czy autobusów elektrycznych. A może wszystko sprowadza się do intuicji ministra?

Po drugie, istnieje bardzo cienka granica między stymulowaniem miękkim, zalecanym przez nową ekonomię strukturalną, a prymitywnym dotowaniem przez państwo.

Po trzecie wreszcie, nawet jeśli wyobrazimy sobie, że może powstać świetnie działająca instytucja publiczna, coś w rodzaju rządowego centrum strategicznego, która potrafi rozpoznać, jakie branże mogą mieć przewagi konkurencyjne i w jaki sposób państwo może im pomóc, nie zakłócając mechanizmów rynkowych, to jej skuteczność zależeć będzie od ciągłości kadrowej i merytorycznej oraz od apolityczności. Obecny rząd proponuje inwestowanie w konkretne branże. Nawet jeśli jakimś cudem lista tych branż jest prawidłowa, nie ma żadnej gwarancji, że następny rząd jej nie zmieni. Racjonalnie myślący prywatni przedsiębiorcy muszą się z tym liczyć i raczej nie zaangażują się w projekty flagowe. Będą robić swoje, trzymając się z dala od polityki. Pozostaną spółki skarbu państwa, które wykonają każde polecenie polityków, ale nie taką sytuację miał na myśli chiński ekonomista.

plan-morawieckiego

wyborcza.pl

Kaczyńskiego Rodzinka+ 14 milionów zł

sledztwo

Marcin Dubieniecki przez 14 miesięcy, podczas których siedział w areszcie, pozostawał najsłabszym ogniwem rodzinki Kaczyńskich. Nic z tego, że jest byłym zięciem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wg aksjologii „pana” Jarosława Kaczyńskiego rodzinki się nie opuszcza, tak jak były agent pozostaje na zawsze agentem. Klęczacy w kościołach prezes PiS wszak ma wbity w głowę dogmat: „co Bóg zwiąże, tego człowiek nie może rozwiązać”. Ogniwo? Ogniwo.

Dubieniecki gnił sobie w areszcie, a zarzuty miał poważne, mianowicie kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która wyłudziła  ponad 14 mln zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Ale od czego jest dobra zmiana, wystarczy dodać plus i mamy pisowskie wartości. Dubienieckiemu zmieniono zespół sledczy do prowadzenia jego sprawy. Zastępca Zbigniewa Ziobry, prokurator krajowy Bogdan Święczkowski powołał w krakowskiej Prokuratorze Regionalnej nowych śledczych z prokuratorem Markiem Sosnowskim na czele.

Ten Sosnowski to musi być wyjątkowy bystrzak, bo w ciągu kilkunastu dni od powołania wypuścił Dubienieckiego na wolność. Piszę bystrzak i dziób mam otwarty z podziwu. To taki… aż mi trudno znaleźć porównanie, ale się nie daję. Józef Ignacy Kraszewski przez całe życie napisał kilkaset tomów prozy, a Sosnowski przez kilkanaście dni przeczytał 400 tomów akt. To tak jakby przeczytał całego Kraszewskiego.

Sosnowski uznał wbrew sądowi, że Dubieniecki nie będzie zacierał śladów swoich przestępstw, nie będzie nakłaniał świadków do fałszywych zeznań. Taki pisowski plus, który z wyznawców tej partii czyni aniołów. Dubieniecki więc mógł odetchnąć powietrzem wolności, tj. smogiem wolności. Chyba tak pozostaje nazwać atmosferę w kraju rządzonym przez PiS. Nawdychał się tego smogu pisowskiego były mąż Marty Kaczyńskiej, zaznaczmy, że kosztował on 3 mln zł kaucji, zabrakło w nim jednak naważniejszego pierwiastka: Dubieniecki nie mógł opuszczać kraju.

Skoczyła Dubienieckiemu gula, dziennikarze „Newsweeka”, którzy opisują tę sprawę, relacjonują, ze Dubieniecki w krakowskiej prokuraturze dochodził swego i ustalił, że środki zapobiegawcze stosowane w stosunku do niego, a chodzi o ten najważniejszy zakaz opuszczania kraju, może uchylić „polecenie z samej góry”. Hm, hm, chrząkamy, czyli chodzi o naszego słynnego „pana”.

Dziennikarze próbowali ustalić, czy to prawda, że Sosnowski czekał na interwencję z góry. Ależ oczywiście dostali zapewnienie, że prokuratura nie poddaje się naciskom, czysty pisowski idiom: „nikt nam nie wmówi, że białe jest białe…”

Następuje jednak sekwencja zdarzeń, który potwierdzają działanie sił pańskich. Tego samego dnia, gdy Dubieniecki rozmawia z prokuratorem Sosnowskim, „pan” Kaczyński wysyła pismo do Zbigniewa Ziobry wraz załącznikiem, w którym jest 9 pytań od obrońcy Dubienieckiego. Między innymi są pytania: dlaczego Dubieniecki został zatrzymany w czasie kampanii wyborczej, po co „wytworzono dokumenty”, które mają obciążać Martę Kaczyńską, iż pobrała 50 tys. zł z cypryjskiej firmy Dubienieckiego i najważniejsze, dlaczego Dubieniecki nie może opuszczać kraju.

Po 4 tygodniach „panu” Kaczyńskiemu odpowiada prokurator krajowy Święczkowski. Ponoć odniósł się do zarzutów obrońcy, ale żadna tajemnica śledztwa nie została wydana. Oczywiście dziennikarze „Newsweeka” nie zobaczyli na oczy tego pisma.

Kaczyński sprawę swojej rodzinki pilotuje osobiście, bo to jego Rodzinka+. Za władzy PiS nie spotka jej żadna katastrofa.

 

W najnowszym „Newsweeku”. Prezes PiS interweniował w sprawie śledztwa przeciw Dubienieckiemu

26.02.2017

Prokurator domagający się politycznych instrukcji, interwencja poselska prezesa PiS i agenci CBA tropiący przelewy dla Marty Kaczyńskiej. „Newsweek” odsłania kulisy śledztwa przeciw Marcinowi Dubienieckiemu, byłego zięcia prezydenta.

Na Dubienieckim ciąży zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, która miała wyłudzić ponad 14 mln zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Były zięć prezydenta spędził za kratami 14 miesięcy.

Gdy PiS sięga władzę w kraju, a Zbigniew Ziobro po prokuraturę, w śledztwie przeciw Dubienieckiemu zostaje przestawiona wajcha: Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski powołuje nowy zespół śledczych w Prokuraturze Regionalnej w Krakowie do prowadzenia sprawy Dubienieckiego. Na jego czele staje prokurator Marek Sosnowski. Choć akta liczą 400 tomów, to nowemu śledczemu wystarcza kilkanaście dni, żeby wypuścić podejrzanego na wolność. Prokurator Sosnowski podejmuje decyzję wbrew opinii sądu, który dopiero co uznał, że Dubieniecki może niszczyć dokumenty i nakłaniać świadków do składania fałszywych zeznań.

 

Postanowienie o zwolnieniu to prawnicza ekwilibrystyka. Prokurator Sosnowski z jednej strony przyznaje, że nie zachodzi obawa ukrywania się, a z drugiej – obejmuje podejrzanego dozorem policji i zakazem opuszczania kraju. Wyznacza też 3 mln zł kaucji. Kwota jest astronomiczna, ale prezydenckiemu zięciowi najbardziej ciąży brak paszportu. Dubieniecki kilkukrotnie jeździ do Krakowa negocjować uchylenie zakazu opuszczania kraju.
Dubieniecki relacjonuje jedno ze spotkań: – Jeden z prokuratorów (z naszych informacji wynika, że chodzi właśnie o Sosnowskiego – przyp. red.) wyraźnie przyznał, że środki zapobiegawcze są stosowane wobec mnie bezpodstawnie, ale z obawy przed opinią publiczną prokuratura nie może ich uchylić na tym etapie postępowania, bo zostałaby rozszarpana przez media. Na moje pytania, kto w takim razie decyduje o uchyleniu tych środków, padło stwierdzenie, że dobrze by było, żeby takie polecenie przyszło z samej góry. Dopytałem, czy chodzi o interwencję najwyższego czynnika politycznego. Prokurator nie zaprzeczył.

Rzecznik Prokuratury Regionalnej Włodzimierz Krzywicki twierdzi, że to wszystko nieprawda. Sosnowski nie domagał się ingerencji polityków, w sprawie nie było też żadnych nacisków.

Sęk w tym, że do spornej rozmowy miało dojść 4 stycznia (taką datę podał nam Dubieniecki). A według naszych ustaleń tego dnia w sprawie śledztwa interweniował prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wysłał pismo do Zbigniewa Ziobry, do którego załączył list z dziewięcioma pytaniami od obrońcy podejrzanego Łukasza Rumszek. Kaczyński chciał wiedzieć: dlaczego Dubienieckiego zatrzymano w czasie kampanii parlamentarnej? W jakim celu „wytwarzano dokumenty” mogące obciążać jego najbliższych (chodzi o graf CBA, na którym, między podejrzanymi, widnieje Marta Kaczyńska, miała ona dostać 50 tys. zł z cypryjskiej firmy Dubienieckiego)? I dlaczego były zięć prezydenta ma zakaz opuszczania kraju?

Kaczyńskiemu po czterech tygodniach odpisał Bogdan Święczkowski, zastępca Ziobry. Prokuratura twierdzi, że Święczkowski odniósł się jedynie do zarzutów stawianych przez obrońcę Dubienieckiego, i zapewnia, że żadne informacje ze śledztwa nie zostały ujawnione. Ale samego pisma pokazać nie chce.

W śledztwie przeciwko Dubienieckiemu dyskusyjna jest też kwestia aresztu. Mimo że wnioski o jego przedłużenie powinny być rozpatrywane według kolejności wpływu (de facto oznacza to losowość), to w sprawie prezydenckiego zięcia trzykrotnie orzekała ta sama krakowska sędzia Barbara Pankiewicz. Wnioskując o jej wyłączenie, adwokat Łukasz Rumszek wyliczył, że według rachunku prawdopodobieństwa szanse sędzi na trzykrotne otrzymanie tej samej sprawy wynosiły 1:2197.

sledztwo

 

w-najnowszym-newsweeku

newsweek.pl

Program socjalny według PiS

24.02.2017

Premier Beata Szydło często podkreśla, że rząd PiS realizuje program „zwykłych Polaków”, który będąc „wielkim planem godnościowym”, ma na celu „wyrównywanie szans i niwelowanie różnic”. Sztandarowe elementy polityki socjalnej, które mają doprowadzić do urzeczywistnienia tego założenia, to: program 500+ oraz podniesienie płacy minimalnej. Jednocześnie jednak wprowadzane są rozwiązania, których konsekwencje będą odwrotne od deklarowanych – NIE wyrównają szans i NIE zniwelują różnic. Przeciwnie – zwiększą je, pogarszając sytuację osób, które z różnych względów i tak mają gorzej.

Spójrzmy na cztery przykłady i cztery odmienne grupy społeczne, których sytuacja – i tak już trudna – na skutek działań rządu PiS z pewnością nie ulegnie poprawie.

1) Ofiary przemocy domowej

Według statystyk policyjnych (za rok 2016) 72 proc. osób doświadczających przemocy domowej to kobiety, 15 proc. – dzieci („małoletni”, w przypadku których nie ma informacji o płci), 13 proc. – mężczyźni; w ponad 90 proc. przypadków podejrzanymi o stosowanie przemocy domowej są mężczyźni. Według danych przedstawionych w publikacji „Przemoc wobec kobiet w Polsce. Aspekty prawno-kryminologiczne” autorstwa prof. Beaty Gruszczyńskiej z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości co roku na skutek przemocy domowej w Polsce traci życie ok. 150 kobiet. Są to dane z 2007 r. Centrum Praw Kobiet w raporcie z 2013 r. szacuje, że ofiar jest więcej – nawet 400-500 kobiet*.

Co w sprawie przeciwdziałania przemocy w rodzinie zrobiła partia rządząca? Ministerstwo Sprawiedliwości dwa razy odmówiło dofinansowania dla Centrum Praw Kobiet, działającej od ponad 20 lat organizacji zajmującej się pomocą dla ofiar przemocy. Powód? CPK „zawęża pomoc tylko do określonej grupy pokrzywdzonych” – do… kobiet, co zdaniem ministerstwa nie jest działaniem „kompleksowym” i może być uznane za dyskryminujące.

Trudno o bardziej kuriozalne tłumaczenie. CPK to niejedyna organizacja angażująca się w pomoc na rzecz ofiar przemocy domowej, która nie dostała dofinansowania z budżetu państwa. W podobnej sytuacji znalazły się m.in. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, której celem jest „ochrona najmłodszych przed krzywdzeniem, a także zminimalizowanie konsekwencji, jakie niesie ze sobą doświadczenie przemocy”, oraz Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, które ze względu na brak funduszy od stycznia 2017 r. wyłączyło stacjonarny numer poradni telefonicznej.

Jak jeszcze rządzący pomagają ofiarom przemocy domowej? Proponując – a po fali krytyki szybko wycofując się z tej propozycji – wypowiedzenie Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu wobec kobiet i przemocy w rodzinie, którą Polska ratyfikowała w 2015 r. W grudniu 2016 r. minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska tłumaczyła: „Byliśmy jej [Konwencji] od początku przeciwni. Szereg wyrażonych w niej poglądów i rozwiązań kłóciło się z naszymi poglądami, np. zapisy związane z kulturowym widzeniem płci. Dla mnie płeć jest kategorią biologiczną, a nie kulturową”, a Adam Lipiński pełniący funkcję pełnomocnika rządu ds. równego traktowania wysłał pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich z informacją o przygotowaniu w Ministerstwie Sprawiedliwości projektu wniosku o wypowiedzenie Konwencji.

Później te informacje zdementowano, a Lipiński stwierdził, że rząd już się sprawą nie zajmuje.

Oburzając się na zapis o płci społeczno-kulturowej (słynny gender), przeciwnicy konwencji ignorują fakt, że jest to przede wszystkim dokument, którego przyjęcie wymaga od ratyfikującego kraju wprowadzenia szeregu konkretnych rozwiązań mających na celu przeciwdziałanie przemocy domowej, w tym np. stosowania skutecznej izolacji sprawców przemocy od osób pokrzywdzonych; podjęcia działań na rzecz sprawnego i zdecydowanego ścigania i karanie sprawców przemocy; prowadzenia rozbudowanych i skutecznych działań profilaktycznych oraz zapewnienia odpowiedniej do potrzeb liczby schronisk i ośrodków specjalistycznych dla ofiar przemocy domowej.

Nie tylko kobiety, które doświadczają przemocy domowej, ale ogólnie kobiety – szczególnie w wieku prokreacyjnym – są grupą, na rzecz której rządzący podejmują szkodliwe działania. Przoduje w tym minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Przykładów jest kilka: od braku budżetowego dofinansowania dla programu in vitro, przez zawieszenie standardów opieki okołoporodowej, po przywrócenie recept na tzw. pigułki dzień po, czyli na antykoncepcję awaryjną**. Trzeba jeszcze dodać: próby zaostrzenia prawa aborcyjnego, choć w tym przypadku to nie rząd jest oficjalnym wnioskodawcą.

Rządzący zdają się nie dostrzegać, że osoby w dobrej sytuacji finansowej będzie stać i na in vitro, i na zapłacenie za godną opiekę w czasie porodu, i na przeprowadzenie zabiegu aborcji. Natomiast wprowadzane zmiany najbardziej uderzą w kobiety, które nie będą mogły „zapłacić”.

2) Dzieci, które najbardziej ucierpią na deformie edukacji

Minister edukacji Anna Zalewska nieustannie i z rozbrajającym uśmiechem zapewnia, że na katastrofie w edukacji – zwanej przewrotnie reformą – wszyscy skorzystają: i niedouczeni uczniowie, którym „luki w programie wypełni życie pozaszkolne”, i zwalniani nauczyciele czy pracownicy administracji szkolnej, i samorządy, które zawieszając wydatki na inne cele, będą realizować deformę.

To piękna wizja, niestety zupełnie nierealna. Na edukacyjnej hucpie nikt nie zyska (może oprócz wydawców podręczników), a grupą, która straci najwięcej będą dzieci, które i tak są już w trudniejszej sytuacji, ponieważ wychowują się rodzinach o niższym statusie społeczno-ekonomicznym.

Po pierwsze – na skutek podniesienia wieku rozpoczęcia edukacji szkolnej dzieci o rok później rozpoczną naukę. Autorzy listu otwartego do premier Beaty Szydło z Zespołu Pedagogiki Społecznej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN stwierdzają jednoznacznie: „Cofnięcie ustawy o obowiązku szkolnym sześciolatków to niemoralne, cyniczne tworzenie mechanizmów wykluczania i marginalizowania młodego pokolenia małych Polaków na samym progu drogi życiowej. To budowanie społeczeństwa nierówności, bo przecież to wykształcenie określa los człowieka. Projekt obecnego rządu rujnuje ideę wyrównywania szans dostępu i udziału dla polskiego dziecka. Jest negacją idei cywilizacyjnego i kulturowego rozwoju w  wymiarze pokoleniowym”.

Po drugie – ponieważ o rok skrócony zostanie okres edukacji ogólnej, o rok wcześniej młodzi ludzie i ich rodzice będą musieli podjąć trudną decyzję o wyborze liceum, technikum lub szkoły branżowej – a w przypadku dwóch ostatnich trzeba będzie wybrać także specjalizację. To z dużym prawdopodobieństwem zaważy nie tylko na przyszłości edukacyjnej, ale i zawodowej uczniów. Gdy komuś w podstawówce szło gorzej, a nie będzie mu dana szansa „rozpoczęcia od nowa” w gimnazjum, z dużym prawdopodobieństwem trafi do szkoły branżowej – inna opcja może mu nawet nie przyjść do głowy.

Ogólnie: uczniowie, którzy z różnych przyczyn na początku kariery edukacyjnej nie radzą sobie najlepiej – przypisana została im łatka „łobuza”, „ucznia o ograniczonych możliwościach”, „wprawdzie zdolnego, ale lenia” – lub nie odnajdą się w grupie koleżanek i kolegów (a nie zdecydują się na zmianę szkoły), z tą opinią będą się zmagać przez osiem lat, do końca edukacji na poziomie ogólnym. Nie będą mieli szans na zmianę środowiska i na rozpoczęcie wszystkiego „od początku” w gimnazjum.

Likwidacja gimnazjów wygeneruje także dla rodzin gorzej sytuowanych i mieszkających na wsi oraz w małych miastach dodatkowe obciążenie finansowe związane np. z dojazdem do szkół – rodzice o rok wcześniej będą musieli ponosić koszty transportu dzieci. (Bezpłatny transport do szkół podstawowych i gimnazjów zapewniały gminy).

Krótko mówiąc, gorzej będą mieli ci, którzy i tak nie mają łatwo. I nic tu nie pomogą zapewnienia pani minister: „Tydzień po tym, jak zostałam ministrem, przystąpiłam do uwalniania rodziców od trosk”. Niestety, działania Anny Zalewskiej przede wszystkim wygenerują rodzicielskie „troski”.

Rodzice dobrze sytuowani zapłacą za edukację w szkołach prywatnych, a jeśli będzie trzeba, zapłacą za korepetycje – może to miała na myśli pani minister, mówiąc o „lukach w programie, które wypełni edukacja pozaszkolna”? Rodzice, którzy nie dysponują kapitałem ekonomicznym, ale są dobrze wykształceni, także będą w stanie pomóc swoim dzieciom w edukacji. Różnice między sytuacją dzieci z rodzin o różnym statusie społeczno-ekonomicznym tylko się pogłębią.

[Więcej na temat skutków deformy edukacji tu].

3) Dzieci, które w Polsce nie znajdują rodzin chcących je adoptować

Na początku 2017 r. Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej odebrało prawo do prowadzenia adopcji międzynarodowych Krajowemu Ośrodkowi Adopcyjnemu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci (działającemu od 27 lat) oraz Wojewódzkiemu Ośrodkowi Adopcyjnemu w Warszawie. Od tego roku tego typu przysposobieniami zajmować się będą jedynie dwie katolickie placówki.

Tym samym szanse dzieci, dla których w Polsce nie udaje się znaleźć rodziców adopcyjnych – ze względu na ich chorobę, dysfunkcje, trudne doświadczenia, np. molestowania seksualnego, czy po prostu ze względu na wiek (są „za stare”) – znacząco spadły. A to wszystko ze względu na misję, którą najwyraźniej przyjmuje MRPiPS, zgodnie z którą polscy obywatele „nie będą wysyłani za granicę”. Niszczenie programu adopcji zagranicznych to szczególnie okrutny przykład ograniczania szans dzieci – i to tych, które są w wyjątkowo trudnej sytuacji.

[Więcej na ten temat pisałam: tu]

4) Starsi ludzie potrzebujący opieki szpitalnej

Na początku tygodnia rząd przyjął projekt tzw. ustawy o sieci szpitali. Jedną z konsekwencji planowanych zmian będzie ograniczenie – i tak niewielkiej – liczby miejsc geriatrycznych. Jak pisze Judyta Wadoła: „W projekcie wymienione są dziesiątki specjalności, których posiadanie umożliwia szpitalom wejście do sieci i otrzymanie ryczałtu na leczenie. Geriatria nie jest w nim wspomniana ani razu. Ryczałt na nią dostaną więc tylko te szpitale, które otrzymają z góry pieniądze na wszystkie oddziały. To instytuty, szpitale podległe ministerstwom, szpitale kliniczne oraz największe szpitale wojewódzkie. Jednak większość oddziałów geriatrycznych jest w mniejszych szpitalach, które ryczałtu nie dostaną”.

Na tym przykładzie po raz kolejny doskonale widać, jak pokrętnie rozumiane jest przez rządzących „wyrównywanie szans i niwelowanie różnic”. Osoby w dobrej sytuacji finansowej będzie stać na opłacenie opieki dla osób starszych. Mniej zamożni będą mieli problem.

Premier Beata Szydło w expose zapewniała: „Zdecydowanie odrzucamy tezę, która ciąży nad nami od dwudziestu pięciu lat, że w sprawach odnoszących się do interesów społeczeństwa, szczególnie jego gorzej materialnie sytuowanej części, nic nie da się zrobić. Da się”. Z pewnością się da, pytanie: czy „ludzkim panom” (i paniom) z PiS rzeczywiście na tym zależy?

*Podanie dokładnej liczby jest niemożliwe ze względu na sposób klasyfikowania przestępstw. Zostało to szczegółowo opisane w raporcie „Wymiar sprawiedliwości w sprawach o zabójstwa na tle przemocy w rodzinie”.

**Minister Radziwiłł stwierdził: „Jako lekarz nie przepisałbym pacjentce pigułki <<dzień po>>. Nawet zgwałconej. Skorzystałbym z klauzuli sumienia”. Czyżby minister-lekarz nie wiedział, że nie jest to środek wczesnoporonny?

 

punkts.blog.polityka.pl

Dlaczego coraz częściej dajemy się uwieść populizmowi
Pięć lekcji
Populizm stał się ostatnio najbardziej wydajnym sposobem porozumiewania się polityków z wyborcami – w Polsce, USA i wielu innych krajach. Na czym polega jego siła i jak mu się przeciwstawić?

Agencja Reutersa, Politiko i niemal wszystkie media, które sporządzały rankingi najważniejszych albo symbolicznych dla dzisiejszej polityki postaci, umieszczały na czołowym miejscu Jarosława Kaczyńskiego. To polski przywódca obok Donalda Trumpa stał się symbolem populizmu, który przez ten rok przekroczył barierę krytyczną i stanowi dziś najpoważniejsze zagrożenie dla zachodniego modelu demokracji. Czekając na pierwsze decyzje po inauguracji prezydentury Donalda Trumpa, do którego dołączyć w tym samym 2017 r. może Marine Le Pen i inni, warto wyciągnąć kilka znaczących wniosków po roku z populizmem w Polsce. Okazał się zaskakujący i sprzeczny z oczekiwaniami. Rok z Kaczyńskim nauczył nas czegoś nowego. Taka obserwacja może szczególnie przydać się Amerykanom, Francuzom, Holendrom i Włochom, bo niedługo tam też prawdopodobnie będą rządzić populistyczni przywódcy.

Stereotypowe wyobrażenie na temat tego, co może przynieść populista u władzy, jest takie: pojawi się chaotyczny lider, który będzie wprowadzał w życie sprzeczne ze sobą postulaty. Zacznie się bałagan. Najbardziej skorzystają bogaci, bo to im wbrew obietnicom zazwyczaj próbują pomóc populiści. Oni też umieją zarabiać na destabilizacji. Stracą najbiedniejsi, bo ani Trump, ani Marine Le Pen nie będą w stanie sprowadzić fabryk na powrót do swoich państw. Nie będą też w stanie poradzić sobie z ogromną liczbą uchodźców, więc niewiele się w tej sprawie zmieni. Na koniec władza im się rozleci w rękach i skończy się na impeachmencie albo na jednej kadencji, bo to są ludzie niezdolni do rządzenia.

Podobne oczekiwania towarzyszyły Jarosławowi Kaczyńskiemu. Spodziewaliśmy się, że będzie działał na korzyść bogatych, doprowadzi do chaosu w państwie. Na końcu się potknie o własne nogi i nie dotrwa nawet do końca kadencji. Dokładnie tak było w latach 2005–07, gdy Prawo i Sprawiedliwość rządziło Polską. Tymczasem z partii całkowicie pustej programowo – nie licząc dziwacznej mieszanki piłsudczyzny z dmowszczyzną w polityce historycznej – Prawo i Sprawiedliwość stało się partią wprowadzającą zaskakujące zmiany w Polsce z rekordową szybkością i skutecznością. Niektóre z wyciągniętych na ten temat lekcji mogą się przydać innym społeczeństwom, a przede wszystkim dla tamtejszej opozycji, żeby nie dała się tak zaskoczyć jak nasza.

I.

Socjal zamiast neoliberalizmu.
PiS, które prowadziło w latach 2005–07 najbardziej neoliberalną politykę gospodarczą w III RP (np. likwidując najwyższy próg podatkowy i podatek spadkowy), zaraz po objęciu rządów rozpoczęło wdrażanie największych transferów socjalnych, jakie znają Polacy. Na każde drugie dziecko 500 zł na rękę i także na pierwsze dziecko w biedniejszych rodzinach (średnia pensja w Polsce to około 2900 zł netto, przy czym mniej niż tyle zarabia ponad dwie trzecie Polaków). W ten sposób według raportu prof. Ryszarda Szarfenberga z Instytutu Polityki Społecznej UW udało się w rok zmniejszyć ubóstwo o 20 do 40 proc., a w przypadku dzieci o 70 do 90 proc. W 2016 r. wprowadzono darmowe leki dla osób starszych niż 75 lat. Podniesiono wyżej płacę minimalną, niż zabiegali o to związkowcy, zaś wiek emerytalny obniżono. Zaplanowano również podniesienie kwoty wolnej od opodatkowania dla najbiedniejszych. Opozycja w Stanach Zjednoczonych, która spodziewa się po Trumpie, że będzie prowadził politykę szkodliwą dla najbiedniejszych i korzystną dla najbogatszych, niech się na wszelki wypadek przygotuje na odwrotną możliwość.

II.

Porządek zamiast chaosu.
Organicznym wrogiem populistów są niezależne instytucje. Populistyczni przywódcy to control-freaki. Rzeczywistość normalnej demokracji liberalnej wydaje im się totalnym chaosem, który „odpowiedzialna za państwo” władza musi „uporządkować”. Pluralizm medialny to chaos informacyjny. Niezależne sądownictwo to chaos prawny. Niezależna administracja publiczna to chaos instytucjonalny. Społeczeństwo obywatelskie to chaos społeczny, warcholstwo. Ale to nie znaczy, że ten chaos powstał samoczynnie. Według populistów nic tak nie powstaje. Kaczyński nie wierzy w przypadki. Podobnie jak nie wierzy w nie Trump. Jeśli coś nie zależy ode mnie, to znaczy, że zależy od wroga. A zatem jest w interesie elit, obcych sił, poprzedników u władzy. Polityka to podział nie na odmienne stanowiska, ale na bohaterów i zdrajców. Jeśli to my chcemy „Make Poland Great Again”, to nasi przeciwnicy są a priori zdrajcami, nie mogą więc być równoprawnymi kandydatami do władzy. A to populistycznego przywódcę wręcz zobowiązuje do zwalczenia opozycji i ograniczenia jej praw.

Przede wszystkim jednak iluzją jest przekonanie, że populistyczny przywódca wprowadzi chaos. Jeśli mu pozwoli na to opozycja, będzie dążył do podporządkowania sobie wszystkich możliwych instytucji w państwie: prokuratury, sądów, mediów, biznesu, instytucji kultury, endżiosów itd. Fakt, że Donald Trump już w dniu inauguracji ruszył z podpisywaniem całej masy rozporządzeń, wygląda bardzo podobnie do blitzkriegu zafundowanego nam przez PiS.

III.

Wybieralna dyktatura zamiast demokracji.
Typ idealny ustroju, do którego zwalczanie niezależnych instytucji prowadzi, to wybieralna co cztery lata dyktatura. Dzisiejsi populiści chcą i potrafią wygrywać wybory, ale ich definicja demokracji nie sięga dalej. Pozostałe reguły demokracji liberalnej (takie jak szacunek dla mniejszości, trójpodział władzy, niezależne media czy sądownictwo) uważają za atak na władzę większości, czyli na samą demokrację. I tak to skutecznie przedstawiają społeczeństwu. Politycy tacy jak Jarosław Kaczyński zwalczają bardziej liberalizm niż demokrację. Zrywają ten powojenny związek, wyrzucając demokrację liberalną z kanonu zachodniej polityki.

To, czego organicznie nie znoszą populiści, to wolność, a nie wybory. Nie każda demokracja musi być liberalna. Demokracja może być także dyktaturą wybieraną raz na cztery lata. Przynajmniej według populistów. Inna sprawa, czy bez liberalizmu do utrzymania jest na dłuższą metę sam mechanizm demokratycznych wyborów. Podporządkowanie sobie niezależnych instytucji i podważanie praw opozycji daje populistom wystarczającą przewagę, żeby byli pewni wyborczego zwycięstwa.

Amerykańskie wybory są najlepszym dowodem na to, że wszystko zależy od ordynacji wyborczej. Wybory fałszować można więc w niezauważalny sposób, zmieniając zasięg okręgów wyborczych, prawo o finansowaniu partii politycznych czy reklamie politycznej.

IV.

Siła zamiast prawdy.
Populiści władzę zdobywają za pomocą postprawdy, czyli poprzez skuteczne rozpowszechnianie fałszywych treści, oczerniających przeciwnika albo obiecujących cuda. Błędem jest jednak przekonanie, że odpowiedzią na postprawdę może być po prostu prawda. Gdyby tak było, nie trzeba byłoby wymyślać nowego pojęcia. W szlachetnej wierze media, eksperci i portale fact-checkingowe próbują dogonić fałsz populistów. Ale w świecie postprawdy decyduje siła, a nie prawda lub kłamstwo. Postprawda jest dzieckiem postmodernizmu, z którego uleciał emancypacyjny potencjał, jaki chronić nas miał przed ideologiami XX w. Gdy raz uznało się pluralizm prawd, nie sposób wyznaczyć granicy między pluralizmem a relatywizmem. Z deszczu prawdy absolutnej uciekliśmy pod rynnę absolutnego relatywizmu.

Jeśli prawdy nie ma, zostaje siła. Wówczas zwycięża ten, kto jest bardziej bezwzględny. Ten, kto ma mniej skrupułów. Odbywa się to zazwyczaj kosztem elegancji, stylu, estetyki. Populiści są obciachowi, ale rosną w siłę. Opozycja mainstreamowa obciachowa być nie chce, dlatego przegrywa. Obciach Trumpa stał się dla spauperyzowanych mas dowodem wiarygodności i łączności z nimi. Obciach jest poświęceniem populistów, za które nagradzani są przez lud władzą. Natomiast elegancja, prawda i racjonalność są dowodem zdrady elit. Jeśli ludziom pod rządami prawdy, racjonalności i demokracji liberalnej się pogorszyło, to do diabła z prawdą, racjonalnością i demokracją liberalną.

Opozycja musi się pogodzić z tym, że sama prawda nie wystarczy do walki z populizmem. Potrzebne są również siła, determinacja i bezwzględność. Granicą takiego działania musi być to, żeby nie stać się lustrzanym odbiciem populizmu. Praktykę polityczną do walki z populizmem w czasach postprawdy opozycja będzie dopiero zdobywać. Przykładem udanego działania mogła być niedawna sytuacja z Polski, gdy po całym roku cofania się dwie największe partie opozycyjne zaczęły okupować parlament (protestując przeciwko nielegalnemu głosowaniu ustawy budżetowej), zastawiając na partię Jarosława Kaczyńskiego pułapkę. Gdyby nie przestraszyły się, że strajk wygląda źle, Kaczyński (który nigdy się takich rzeczy nie boi) musiałby się albo cofnąć, albo użyć otwartej przemocy. Na obu działaniach mógł tylko stracić. Skrupuły zgubiły jednak opozycję.

V.

Nacjonalizm wiecznie żywy.
To jedyna ideologia, której udało się przetrwać w czasach postideologicznych, a którą ludzie odbierają jak niekwestionowaną prawdę. Odwołujący się do nacjonalizmu populiści zyskują poparcie w każdym kraju, niezależnie od przyjętego modelu gospodarczego i stanu gospodarki. Dzieje się podobnie w USA, gdzie panują ogromne nierówności, jak i w Danii czy Norwegii, gdzie są one znacznie mniejsze. Nie ma korelacji między sytuacją gospodarczą państwa a nastrojami nacjonalistycznymi. Wszystko dlatego, że dziś paliwo dla nacjonalizmu pochodzi z zewnątrz, głównie od napływu imigrantów i uchodźców lub poczucia zagrożenia tym (także poprzez zbitkę uchodźcy=terroryzm, wyjątkowo nieprawdziwą i niesprawiedliwą, bo uchodźcy są przede wszystkim ofiarami terroryzmu, nie jego organizatorami, a tym bardziej przyczyną). Politycy mainstreamu nie mają dziś żadnego własnego skutecznego przekazu w tej sprawie. Opowiedzieć się przeciwko napływowi jest niezgodne z ideami, a opowiedzieć się „za” to pewna porażka wyborcza. Opozycja, jeśli ma pokonać populizm, skazana jest na odważną zmianę swojej retoryki w kwestii uchodźców. W przeciwnym razie i tak zwycięży retoryka antyuchodźcza, i nie będzie uchodźców ani demokracji liberalnej, bo państwem rządzić będą populiści. Rachunek wydaje się więc brzydki, ale prosty.

Im bardziej peryferyjny jest naród, tym bardziej szkodliwy (i w gruncie rzeczy antynarodowy) jest nacjonalizm. W rywalizacji nacjonalizmów ten polski ma bardzo słabą pozycję, ogra go każdy gracz średniej wagi, nie mówiąc o takich gigantach jak Rosja. Grać w tę grę może chcieć tylko ktoś, kto nic nie wie o historii, albo ktoś, kto jest niezrównoważony i ma jakiś problem ze sobą, który musi nadrabiać czymś na zewnątrz.

Konkluzja: Po pierwszym roku z populizmem w Polsce wydaje się, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się zająć dwa kluczowe dla mas bastiony: transfery socjalne i antyuchodźczą politykę. Dopóki ktoś ich mu nie zabierze, dopóty jest bezpieczny. Opozycja może wyciągnąć z tego wnioski.

***

Sławomir Sierakowski – socjolog i komentator polityczny. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych (w ramach których studiował socjologię, filozofię i ekonomię) i stypendysta na Uniwersytetach Yale, Princeton, Harvarda. Twórca „Krytyki Politycznej”. Publikuje m.in. w „New York Times”, „The Guardian” i „Project Sindicate”. Dyrektor Instytutu Studiów Zaawansowanych w Warszawie.

piec-lekcji

polityka.pl

, 25 LUTEGO 2017

Nienawiść i strach rządzą światem. A Polska ściga się z Węgrami w naruszaniu praworządności. Raport AI

Politycy uzbrojeni w niszczącą i nieludzką retorykę „my vs. oni” tworzą podzielony i niebezpieczny świat – ostrzega Amnesty International w raporcie o sytuacji praw człowieka w 2016. Najpotężniejsze państwa przymykają oczy na zbrodnie i ich ofiary. W Europie Polska PIS ściga się z Węgrami w łamaniu praworządności i ograniczaniu wolności

Retoryka pełna nienawiści prowadzi do odwrotu od praw człowieka – alarmuje Amnesty International w corocznym raporcie monitorującym sytuację praw człowieka na świecie.  Według AI 2016 rok był kapitulacją zaangażowania oraz wartości zapisanych w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku.

„Tworzenie podziałów i wzbudzanie strachu stało się niebezpieczną siłą w stosunkach międzynarodowych.

Czy to Trump, Orban, Erdoğan czy Duterte, coraz więcej polityków określa samych siebie mianem „antysystemowych” i używa toksycznego programu, który tropi, oskarża i odbiera godność całym grupom osób”

– podsumowuje Draginja Nadażdin, dyrektorka Amnesty International Polska.

Język polityki skręcił w stronę nienawiści i strachu, a obietnice bezpieczeństwa sprzedawano kosztem “Innego” – kreowania wewnętrznych i zewnętrznych wrogów. Wspólnota międzynarodowa nie potrafiła wypracować odpowiedzi na palące problemy – kryzys uchodźczy, konflikty zbrojne, represje, odbieranie wolności obywatelskich i politycznych.

Amnesty International udokumentowała, że aż 36 państw naruszyło prawo międzynarodowe odsyłając uchodźców i uchodźczynie do krajów, w których ich prawa były zagrożone.

Głosy sprzeciwu wobec takiej polityki są uciszane.„We wszystkich częściach świata obserwujemy ataki przeciwko tym, którzy nie zgadzają się z władzą. Niekiedy przybierają postać jawną i brutalną, innym razem są przeprowadzane w białych rękawiczkach. Jednak wszędzie wzmogły się wysiłki na rzecz zagłuszenia krytyki i sprzeciwu.”

Raport ostrzega, że zwiększające nierówności społeczne tworzą nastrój, który sprzyja uznawaniu praw człowieka za „pomysł elitarny”. Narusza to przyjmowane dotąd powszechnie założenie, że stanowią one wartość uniwersalną. Tymczasem rządzący

„składają ludziom nową propozycję: obiecują bezpieczeństwo i dobrobyt gospodarczy w zamian za oddanie swobód obywatelskich i prawa do współdecydowania”.

Rażące przykłady odwrotu od praw człowieka w 2016 roku, które wymienia AI to m.in.:

  • zbrodnie wojenne popełnione w co najmniej 23 państwach m.in. w Syrii, Libii, Jemenie czy Sudanie;
  • pozasądowe egzekucje na Filipinach pod rządami Duterte;
  • użycie broni chemicznej w Sudanie;
  • morderstwa ośmiorga aktywistów i aktywistek praw człowieka w Hondurasie;
  • bierność wobec kryzysu w Aleppo;
  • brak wsparcia dla uchodźców i odsyłanie ich do regionów ogarniętych konfliktami zbrojnymi;
  • ksenofobiczna, mizoginiczna, homofobiczna kampania prezydencka Donalda Trumpa;
  • represje wobec opozycyjnych mediów w Turcji (aresztowanie 118 dziennikarzy, zamknięcie 184 redakcji);
  • tzw. prawo inwigilacyjne w Wielkiej Brytanii będące krokiem w stronę odebrania prawa do prywatności;
  • atak na organizacje pozarządowe w Rosji, traktowanie ich jako „zagranicznych agentów”.

Polska odwraca się od państwa prawa, obywatelek i obywateli

Polska, która znalazła się wśród 30 szczegółowo omówionych państw, pod rządami PIS wpisuje się – zdaniem AI –  w trend odwrotu od praw człowieka, głównie na poziomie politycznym. Wraz z Węgrami wiedzie niechlubny prym w regionie wprowadzając reformy, które kosztem sądownictwa rozszerzają uprawnienia władzy wykonawczej oraz ograniczają wolność zgromadzeń i mediów, a także prawa seksualne i reprodukcyjne.

Skalę naruszeń najdobitniej ukazuje rozpoczęta przez Komisję Europejską w styczniu 2016 roku procedura kontroli praworządności w Polsce. AI to kolejna organizacja, która zwraca uwagę na tempo i tryb przeprowadzanych przez PiS reform. Od października 2015 r. wprowadzono lub znowelizowano 214 ustaw, wiele z nich w tzw. trybie poselskim, bez konsultacji społecznych.

Przeczytaj też:

Rząd PiS podważa wartości UE, Komisja Europejska musi reagować! Bezprecedensowy apel organizacji międzynarodowych

AGATA AMBROZIAK  17 LUTEGO 2017

Sądownictwo i Konstytucja

AI analizę sytuacji w Polsce zaczyna od przywołania zmian w zasadach w funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego oraz konsekwentne niestosowanie się do zaleceń Komisji Europejskiej, Komisji Weneckiej czy Komitetu Praw Człowieka przy ONZ. Wszystkie trzy instytucje zaleciły poszanowania integralności i niezależności Trybunału oraz publikację i wdrożenie wszystkich jego orzeczeń.

Zagrożona jest też niezależność sądownictwa i prawo do sprawiedliwego procesu. Raport przypomina m.in.: połączenie funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego oraz rozszerzenie jego kompetencji, nieuzasadnioną odmowę nominacji 10 z 13 sędziów wskazanych przez Krajową Radę Sądownictwa przez prezydenta Andrzeja Dudę w czerwca 2016 roku.

OKO.press uzupełnia tę listę o planowaną reformę Krajowej Rady Sądownictwa, która faktycznie podporządkuje tę instytucję parlamentarnej większości.

Ustawa antyterrorystyczna

Pod ostrzałem jest też prawo do prywatności oraz prawa cudzoziemców. Przyjęta w czerwcu 2016 ustawa antyterrorystyczna rozszerzyła kompetencje ABW, nie gwarantując zewnętrznej kontroli działań służb. Ustawa dopuszcza też szeroką definicję „zagrożenia terrorystycznego”, która godzi przede wszystkim w cudzoziemców. Podstawą do niejawnej inwigilacji – zakładania podsłuchu, monitoring komunikacji online, sieci i urządzeń telekomunikacyjnych bez autoryzacji sądu przez trzy miesiące – może być zaledwie „obawa”.

Przeczytaj też:

Jak nas inwigilują? Po cichu. Raport Fundacji Panoptykon

MAGDALENA CHRZCZONOWICZ  18 STYCZNIA 2017

AI wymienia kolejne przejawy naruszenia praw obywatelskich w kilku dziedzinach.

Wolność Zgromadzeń

Mimo negatywnych opinii RPO i Sądu Najwyższego, a także krytyki ze strony ponad 200 organizacji pozarządowych, parlament przeforsował restrykcyjną nowelizację ustawy o zgromadzeniach. Prezydent jej nie podpisał i skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.

Media:

  • spadek Polski w Światowym Rankingu Wolności Prasy z 18 na 47 miejsce;
  • masowe zwolnienia pracowników mediów państwowych – 216 osób według danych Towarzystwa Dziennikarskiego;
  • próby ograniczenia dostępu dziennikarzy do Sejmu.

Ochrona mniejszości

  • likwidacja Rady ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii;
  • Sejm odrzucił nowelizację art. 256 kodeksu karnego o ochronie przed przestępstwami z nienawiści – polegała na uzupełnieniu listy o następujące przesłanki: płeć, tożsamość płciowa, orientacja seksualna, wiek i niepełnosprawność;
  • OKO.press przypomina też, że wciąż brakuje regulacji dotyczących możliwości zawierania związków przez pary jednopłciowe oraz
  • ustawy o uzgodnieniu płci. Uchwalona przez Sejm poprzedniej kadencji, została zawetowana przez prezydenta Dudę. Nadal obowiązuje wyjątkowo dyskryminujące obecne prawo.

Prawa uchodźców

  • Polska nie przyjęła żadnych uchodźców i uchodźczyń w ramach unijnego programu relokacji;
  • nadużywa detencji (przetrzymywania siłą) wobec uchodźców;
  • odmawia przyjmowania wniosków o ochronę międzynarodową na przejściu granicznym Brześć – Terespol;
  • OKO.press przypomina, że MSWiA nie wydało też puli unijnych środków przeznaczonych na wsparcie migrantów i uchodźców oraz nie uruchomiło programów integracyjnych.

Prawa seksualne i reprodukcyjne

  • próba zaostrzenia ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. W propozycjach znalazły się m.in.: całkowity zakaz aborcji i kryminalizacja osób poddających się zabiegowi.
Przeczytaj też:

Projekt całkowitego zakazu aborcji i antykoncepcji awaryjnej zostaje w Sejmie. Cytaty z debaty

MAGDALENA CHRZCZONOWICZ  26 STYCZNIA 2017

nienawisc

OKO.press

, 26 LUTEGO 2017

Historyk sprawdza Jakiego. Cztery bzdury w dwóch zdaniach wiceministra sprawiedliwości

W wywiadzie dla portalu „wPolityce” wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki mówił o planowanej przez rząd PiS reformie sądów. Przy okazji wypowiedział się o uwikłaniu sędziów w okresie PRL. Zbiegiem okoliczności przeczytał to historyk, specjalista od dziejów PRL, prof. Piotr Osęka

Prof. Piotr Osęka jest historykiem, autorem książek o historii PRL. Zajmował się m.in. historią antysemickiej nagonki w marcu 1968 r. oraz dziejami aparatu bezpieczeństwa. Pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN w Warszawie. W 2013 r. za zasługi w badaniu najnowszej historii Polski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki jest magistrem politologii. M.in. pracował jako specjalista od marketingu w Międzynarodowej Wyższej Szkole Logistyki i Transportu we Wrocławiu. Publikował w piśmie „Logistyka”. Jego drogą do kariery było stanowisko asystenta eurodeputowanego PiS Ryszarda Legutki. Obecnie jest w satelicie PiS, partii „Solidarna Polska” Zbigniewa Ziobro.

W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Patryk Jaki powiedział, co myśli o sądach w okresie PRL.


Grzech pierworodny wymiaru sprawiedliwości III RP polega na tym, że w Magdalence Jaruzelski dogadał się z Solidarnością, że odda jej władzę, ale tylko wtedy, gdy sądy i trybunały pozostaną bez zmian.

Patryk Jaki, Wywiad dla portalu wPolityce.pl – 23/02/2017

fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta


FAŁSZ. EKSPERT MÓWI: BZDURA


Wiceminister Jaki dodał także: „To dlatego właśnie sędziowie, którzy pracowali w wymiarze sprawiedliwości nawet od 1947 roku – a sędziami mogły wtedy zostać osoby po pięciomiesięcznym kursie – suchą stopą przeszli przez transformację i tworzyli wymiar sprawiedliwości III RP”.

„Dwa zdania, cztery nieprawdy” – skomentował to prof. Piotr Osęka w swoim wpisie na FB (który publikujemy za jego zgodą):

  1. W Magdalence nie było Jaruzelskiego.
  2. PZPR nigdy nie wystąpiła z propozycją „oddania władzy Solidarności”.
  3. Ani w Magdalence ani przy Okrągłym Stole nie postanowiono, że „sądy i trybunały pozostają bez zmian”. Przeciwnie! Mimo ostrego oporu strony rządowej, strona opozycyjna przeforsowała (m.in. dzięki stanowczości Strzembosza i Geremka) rewolucję w ustroju sądów powszechnych. Odebrano partii władzę nad sądami i stworzono Krajową Radę Sądownictwa, która miała gwarantować niezawisłość sędziów. Tę samą, którą PiS chce teraz de facto zlikwidować.
  4. Sędziowie mianowani w 1947 r. w 1990 przechodzili w stan spoczynku (a najmłodsi absolwenci „przyspieszonych kursów” zaraz po nich). Nie mogli „tworzyć” wymiaru sprawiedliwości III RP.

OKO.press nie jest zaskoczone precyzją wypowiedzi ministra Jakiego, jej zgodnością z faktami oraz głęboką uczciwością intelektualną. Wiceminister Jaki dobrze znany jest czytelnikom naszego portalu z tych wszystkich zalet.

W przeszłości m.in. uzasadniał w bałamutny sposób planowane zmiany w Krajowej Radzie Sądownictwa (Jaki potem twierdził, że zmanipulowaliśmy jego wypowiedź), oraz groził sędzi postępowaniem dyscyplinarnym, ponieważ nie uznała jego wniosku o odrzucenie pozwu. W tej ostatniej sytuacji wykazał się nie tylko głęboką wiedzą prawniczą, ale również i kryształowym charakterem – wszystkim tym, czego wymagamy od wiceministra sprawiedliwości.

historyk

OKO.press

Kaczyński gejem? Cudownie! Kocham!

25-02-2017

No i stało się. Wreszcie ktoś powiedział to, co wszyscy przypuszczali od wielu lat. Robert Biedroń orzekł w telewizji, że lider prawicy głaszczący kota jest, na jego wyczucie, gejem. Cóż, w wyczucie Roberta w tych sprawach można wierzyć. Tym bardziej że jakoś nie spotyka się polityków utrzymujących, iż Jarosław Kaczyński jest wyznania większościowego… Ja w każdym razie nie słyszałem nigdy takiej hipotezy.

Może więc nadszedł już czas, aby i Jarosław Kaczyński, wzorem tylu innych, powiedział, że bliżej mu do mężczyzn niż do kobiet? W każdym razie już się od sprawy nie wywinie. Lada chwila ktoś zada mu to pytanie wprost: czy to prawda, że jest pan gejem? A wtedy każdy wykręt lub brak odpowiedzi będzie tylko potwierdzeniem. Na nic sztuczki spin-doktorów. Tu nie ma nic pośrodku (no, może bi…) ani „nie wasz zakichany interes”.

Biedroń odpalił niezłą bombę. Jak dobrze poniesie, to w ciągu kilku tygodni wśród ludu, a zwłaszcza wśród ludu pisowskiego, rozejdzie się i przyjmie, że zbawca narodu jest ten tego. Polityczny rezultat będzie zaś dwojaki. Niektórzy się rozczarują i wycofają swoje poparcie dla PiS. Inni pomyślą zaś, że może to gejostwo ostatecznie nie jest takie straszne, skoro nawet pan prezes… Obydwa efekty, jakoż ich synergia, są nader pożądane, a przeto alleluja, radujmy się! Całuję Pana dubeltowo, Panie Prezesie!

Radość moja i wdzięczność dla Roberta Biedronia są tym większe, że posiadam w sobie niezmierzone pokłady sympatii i czułości dla gejów. Jestem najgłębiej przekonany, że są mężczyznami osobliwie wrażliwymi, ciepłymi i serdecznymi. Uwielbiam z nimi rozmawiać i ufam im o wiele bardziej niż pospolitym heterykom. Co więcej, uważam, że najczęściej odznaczają się wyższym od naszego morale, gdyż wolni są od męskiego szowinizmu i dominacyjnego stosunku do kobiet. Jako politycy są przez to sprawiedliwsi. Doświadczenie dyskryminacji sprawia zaś, że nieobojętne są im kwestie równości, wolności i tolerancji.

Jednakże dotyczy to chyba tylko gejów jawnych, mających za sobą wzniosłe przeżycie godnego stanięcia przed oczami świata w swej prawdziwej tożsamości i osobowości. Bo jeśli tchórzliwie kryją się ze swoją orientacją, to łatwo mogą popaść w zgorzknienie i nabawić się złości na świat, na którym się potem z powodu swych nieszczęść znęcają. Tym bardziej jest w naszym interesie, aby p. Kaczyński dokonał coming outu. Po prostu stanie się wtedy lepszym człowiekiem. A skoro już wszyscy jesteśmy owieczkami w stadzie Prezesa, to niechaj ten pasterz będzie chociaż dobrym pasterzem.

Niezwykle nisko stojące u mnie akcje prezesa Kaczyńskiego znacznie dziś wzrosły in spe. Panie Prezesie, jeśli jest Pan naprawdę gejem, to proszę nie przynosić wstydu swojemu szlachetnemu plemieniu i zachowywać się jak na geja przystało. Choćby tak jak Robert Biedroń, który, w przeciwieństwie do Pana, jest politykiem prawdziwie demokratycznym, otwartym, praworządnym i transparentnym.

Kiedyś było takie seksistowskie powiedzenie: „bądź mężczyzną!”. Proszę wybaczyć, że się nim – w żartach – posłużę i powiem tak: „Panie Jarosławie, niech Pan będzie mężczyzną i powie, czy jest Pan gejem!”. Twój lud, Najjaśniejszy Panie, czeka na jasną odpowiedź. Ja zaś czekam, w wyjaśnionych wyżej względów, szczególnie niecierpliwie. Czyż lud, a ja wśród niego, nie mamy prawa wiedzieć takiej ważnej rzeczy o swoim panu, zwłaszcza o ludzkim panu?

kaczynski

hartman.blog.polityka.pl

PONIEDZIAŁEK, 20 LUTEGO 2017

Tusk po spotkaniu z wiceprezydentem USA: Usłyszałem dziś słowa obiecujące co do przyszłości [PEŁNY TEKST]

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk spotkał się w Brukseli z wiceprezydentem USA. Po rozmowie stwierdził, że Pence zgodził się z nim w trzech kluczowych sprawach dotyczących współpracy UE-USA. Przypomniał apel o solidarność Reagana i stwierdził, że idea NATO nie jest przestarzała, chociaż można rozmawiać o jej ulepszeniu. Oto tekst.

Przede wszystkim, dziękuję za to spotkanie. Było nam wszystkim bardzo potrzebne. Zbyt wiele wydarzyło się w ostatnich miesiącach w Pańskim kraju i w Unii Europejskiej, zbyt wiele nowych, czasem zaskakujących opinii wypowiedziano w tym czasie na temat naszych relacji i naszego wspólnego bezpieczeństwa, abyśmy udawali, że wszystko jest po staremu. Dziękuję za Pana otwartość i szczerość. Usłyszałem dziś słowa obiecujące co do przyszłości i wiele wyjaśniające jeśli chodzi o stanowisko nowej administracji w Waszyngtonie. Zrewanżowałem się naszemu gościowi szczerością w ocenie sytuacji, podzieliłem się naszymi niepokojami i nadziejami. Ponieważ jestem nieuleczalnie proamerykańskim Europejczykiem fanatycznie oddanym transatlantyckiej współpracy, tym bardziej mogłem sobie pozwolić na szczerość.

Tusk: Spytałem wprost o trzy zasadnicze kwestie

Spytałem wprost Pana wiceprezydenta, czy podziela moje opinie w trzech zasadniczych kwestiach: ładu międzynarodowego, bezpieczeństwa i stosunku nowej administracji amerykańskiej do Unii Europejskiej. Po pierwsze, wyraziłem przekonanie, że utrzymanie ładu opartego na regułach prawa międzynarodowego, gdzie brutalna siła i egoizm nie decydują o wszystkim, leży w interesie Zachodu. I że tylko wspólna, solidarna i stanowcza polityka całej zachodniej wspólnoty może wymusić utrzymanie tego ładu. Dla milionów ludzi na całym świecie przewidywalność i stałość naszych postaw jest gwarancją, a co najmniej nadzieją, że chaos, przemoc i arogancja nie zatryumfują w wymiarze globalnym. Nawiązując do pewnych oświadczeń z Monachium sprzed dwóch dni, chciałbym jasno stwierdzić, że pogłoski o śmierci Zachodu są przesadzone. Każdy, kto chce ten ład zdemolować, zapowiadając „post-zachodni” ład, musi wiedzieć, że w jego obronie będziemy zdeterminowani.

Tusk: Idea NATO nie jest przestarzała

Po drugie, że nasze bezpieczeństwo oparte jest na NATO i jak najściślejszej współpracy transatlantyckiej. Musimy razem pracować nad unowocześnieniem form tej współpracy. Niektóre z nich rzeczywiście powinniśmy ulepszyć. Ale powinniśmy też – jak sądzę – zgodzić się co do jednego: idea NATO nie jest przestarzała, tak jak nie są przestarzałe wartości, które są jej fundamentem. Rozmawiajmy o wszystkim, począwszy od nakładów finansowych, ale wyłącznie po to, by wzmocnić naszą solidarność, nigdy osłabić.

Tusk: Usłyszałem dziś trzy razy tak!

Po trzecie, że liczymy, tak jak zawsze w przeszłości na serdeczne i jednoznaczne, powtarzam – jednoznaczne wsparcie ze strony USA idei zjednoczonej Europy. Świat byłby zdecydowanie gorszy, gdyby Europa nie była zjednoczona. Amerykanie najlepiej wiedzą, jak wielką wartością jest być zjednoczonym i że podział jest wstępem do upadku. W interesie nas wszystkich jest powstrzymanie dezintegracji Zachodu. Jeśli chodzi o nasz kontynent, to w tej kwestii niczego lepszego niż Unia Europejska nie wymyślimy. W odpowiedzi na te trzy kwestie usłyszałem dziś od wiceprezydenta Pence’a trzy razy tak! Po tak pozytywnej deklaracji pozostaje nam, Europejczykom i Amerykanom po prostu wprowadzać słowa w czyn.

Tusk: Wyraźnie pamiętam apel Reagana

W sobotę w Monachium wspomniał Pan, gdy podczas podróży po Europie w 1977 r., dotarliście ze starszym bratem do Berlina Zachodniego i zachwyciliście się nim, a potem przechodząc przez Checkpoint Charlie ujrzeliście „ciążący na ludziach cień represji”. Jak Pan wie, żyłem w tym cieniu przez ponad 30 lat. Z mojej przeszłości wyraźnie pamiętam, gdy po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 r., prezydent Reagan zaapelował do Amerykanów, aby w Wigilię Bożego Narodzenia zapalili „świeczkę solidarności”, co on sam też uczynił. Nietrudno sobie wyobrazić jak ten poruszający gest amerykańskiej solidarności z polskim narodem przeciwko – jak Reagan to ujął – „siłom tyranii i tym, którzy pobudzają je od zewnątrz”, pomógł przywrócić nadzieję i determinację, aby się nie poddać. W wystąpieniu podkreślił Pan również historyczną rolę amerykańskich i europejskich liderów, w tym Vaclava Havla i Lecha Wałęsy. Miałem szczęście blisko z nimi współpracować w trudnych czasach. Oni wszyscy, podobnie jak my, wierzyli w sens współpracy i solidarności między Europą i USA. Nie możemy zmarnować ich wysiłków. Po dzisiejszej rozmowie łatwiej będzie mi uwierzyć, że sprostamy temu zadaniu.

300polityka.pl

Biedroń oznajmił, że wpływowy polityk „głaszczący koty” jest gejem. Przypadkiem zrobił coming out w imieniu prezesa PiS?

25.02.2017

Nadawany przez Polsat News program „Skandaliści” nie raz kończył się w taki sposób, że nikt nie miał wątpliwości, iż nosi najwłaściwszą nazwę. To, co w sobotni wieczór w rozmowie z Agnieszką Gozdyrą powiedział prezydent Słupska Robert Biedroń może jednak wywołać skandal wyjątkowo głośny. I zatrząść polską sceną polityczną. Polityk lewicy postanowił bowiem dość jednoznacznie opisać prawdopodobnie najbardziej wpływowego geja w Polsce.

Nazwisko z ust Roberta Biedronia nie padło. Jednak na antenie Polsat News prezydent Słupska powiedział, iż bardzo wpływowym gejem w Polsce jest ktoś „głaszczący koty”. I zarzucił tej osobie hipokryzję ze względu na łączenie homoseksualnej orientacji z wtrącaniem się w życie innych. — Wszystko byłoby OK, gdyby oni zajęli się głaskaniem kota i nie wtrącali się w życie innych, ale niestety głaszcząc kota zaglądają pod kołdrę innych i próbują tam majstrować — wypalił Biedroń.

Znanych z zamiłowania do kotów polityków (Biedroń o tej cesze wymownie wspominał potem jeszcze kilka razy) zdolnych do „wtrącania się w życie innych” nie jest nad Wisłą zbyt wielu. Do takiego opisu pasuje w zasadzie tylko jeden człowiek. Mówiąc wprost, wygląda na to, że w ten sposób prezydent Słupska postanowił dokonać coming outu w imieniu prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Czy prawdziwego?

 

Warto zauważyć, iż tych rewelacji na temat wpływowego geja znanego z zamiłowania do kotów Robert Biedroń nie podparł już żadnymi konkretami. Co wypadło trochę słabo w zestawieniu ze słowami, które gdyby okazały się prawdą, bez wątpienia doprowadziłyby do trzęsienia ziemi na scenie politycznej. Później Robert Biedroń kilkukrotnie podkreślił, że coming outu za nikogo nie zamierza robić, ale to, co powiedział zaczęło już żyć własnym życiem i rozpętało dyskusję tylko o jednej osobie.

źródło: „Skandaliści / Polsat News

biedron

naTemat.pl

Biedroń właśnie rozpętał burzę roku. Zdradził kto jest PIERWSZYM GEJEM RP. PiS w furii

W programie „Skandaliści” u Agnieszki Gozdyry wystąpił Robert Biedroń. Prezydent Słupska oficjalnie stwierdził, że „polityk głaszczący koty” jest gejem. To rozpętuje burzę roku, a w komentarzach już jest piekielnie gorąco.

Biedroń ujawnił Gozdyrze, która zapytała go o „gejów którzy się ukrywają” w polityce, że pierwszym gejem Rzeczpospolitej jest „ten głaszczący koty”. Według prezydenta Słupska „miłośnik kotów” jest hipokrytą, ponieważ jako „lider prawicy” publicznie działa przeciwko gejom. Stwierdził również, że „wie to jako gej”, sugerując, iż ma pewne wyczucie w tej materii.

 

W komentarzach już rozpętała się prawdziwa burza. Oczywiście wszyscy wiedzą kogo Robert Biedroń miał na myśli. Chodziło mu o Jarosława Kaczyńskiego, który znany jest z sympatii do kotów. Nie wiadomo jednak czy prezydent Słupska ma tajemną wiedzę na temat orientacji prezesa PiS, czy zmyślił tę sugestię, by wywołać skandal i uderzyć w rząd. Sympatycy rządu są w furii i uważają, że tego typu sugestie powinny kończyć się odpowiedzialnością karną.

W programie Biedroń mówił również o homofobii, posłance Pawłowicz, którą chciałby pocałować oraz o tym, że „Jarosław Kaczyński jest tchórzem”, bo według niego schował się za plecami premier Szydło oraz prezydenta Dudy.

Bohaterami programu są ludzie poruszający wyobraźnię tłumów, znani z kontrowersyjnych działań lub słów, reprezentujący różne dziedziny życia. Autorka programu pyta ich o motywy, jakie nimi kierują i o życiową drogę, która doprowadziła ich do obecnego punktu. Program ma trzy części: pierwsza to intymna rozmowa z gościem, następnie do studia wchodzi publiczność, która zadaje bohaterowi swoje pytania; na koniec pojawia się gość specjalny: przyjaciel lub antagonista bohatera. W trakcie programu widzowie oglądają zdjęcia z prywatnych archiwów gości.

 

pikio.pl

Gmina Beaty Szydło pobiła rekord smogu w Polsce

czy-ujawnienie

 

gmina

25.02.2017

Polski Alarm Smogowy sprawdził, która z polskich gmin odnotowała najwyższe stężenie szkodliwego pyłu PM10 w powietrzu. Jak się okazuje, niechlubne pierwsze miejsce przypadło gminie Brzeszcze w woj. małopolskim, gdzie mieszka premier Beata Szydło. W rekordowe dni zanieczyszczenie powietrza w ciągu doby sięgało tam 854 procent normy.

Z danych Polskiego Alarmu Smogowego wynika, że stacja pomiaru jakości powietrza w gminie Brzeszcze (powiat oświęcimski, woj. małopolskie), w której mieszka premier Beata Szydło, odnotowała najwyższe stężenie szkodliwego pyłu PM10 spośród 180 stacji w całej Polsce. Średnie stężenie szkodliwych substancji wyniosło tam 202 jednostki na metr sześc. Dopuszczalne normy zanieczyszczeń w Polsce 50 jednostek na metr sześc. w styczniu 2017 roku zostały przekroczone aż przez 24 dni. W rekordowych dniach w gminie premier Szydło stacja pokazywała zanieczyszczenie sięgające 428 jednostek, czyli przekraczające 854 proc. normy!

Jakość powietrza w Brzeszczach mierzy stacja Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska położona przy ul. Kościelnej. Premier Beata Szydło była burmistrzem tej gminy w latach 1998-2005. Szefowa rządu ma dom w miejscowości Przecieszyn pod Brzeszczami. Często na weekendy wraca do rodzinnej miejscowości gdzie m.in. bierze udział w uroczystościach kościelnych.

Zatrutym powietrzem w Brzeszczach oddycha 11,5 tysiąca mieszkańców. Normy zanieczyszczeń powietrza zostały poważnie przekroczone także w innych miejscowościach w woj. małopolskim. W prawie wszystkich, w których zlokalizowane są stacje pomiarowe zarejestrowano zaledwie po kilka dni bez przekroczeń dopuszczalnych limitów. Bardzo źle było m.in. w Nowym Targu, gdzie z powodu wysokich stężeń pyłomierze regularnie odmawiają współpracy.

Tak podróżuje premier Beata Szydło

http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/krakow/gmina-beaty-szydlo-pobila-rekord-smogu-w-polsce/myqll42