Top, 21.05.2016

 

Awantura w Sejmie: Premier Szydło mówi o suwerenności, a PiS przepycha specjalną uchwałę

jk, 20-05-2016

Beata Szydło, Jarosław Kaczyński

 fot. Jacek Turczyk  /  źródło: PAP

– Po każdej decyzji Brukseli, widzę uśmiechy na waszych twarzach – grzmi premier Szydło. PiS przepchnął przez Sejm uchwałę „o obronie suwerenności i praw Polaków”.

PODSUMOWANIE: Ostre sejmowe spięcie na linii rząd – opozycja. Po przecieku ws. krytycznej opinii KE w sprawie praworządności w Polsce, Beata Szydło oskarżyła opozycję o sprzyjanie „obcym siłom” oraz zadowolenie z powodu „ataku Brukseli na Polskę”. „Pani premier, czeka panią Trybunał Stanu” – odciął się szefowej rządu Sławomir Neumann, a Władysław Kosiniak-Kamysz oskarżył ją o „podżeganie do wojny domowej”.

Z kolei minister Waszczykowski poskarżył się na współpracę z Komisją Europejską – „spotkaliśmy się z wrogim podejściem ze strony urzędników europejskich, a wręcz nawet oszustwem” – stwierdził.

Sejm przegłosował także uchwałę o „obronie suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej i praw Polaków”.

KE zależy na rozbiciu Unii Europejskiej, a nie jej rozwoju! – mówiła Szydło

Przypomnijmy. Opinia Komisji Europejskiej o praworządności w Polsce jest już gotowa. I bardzo krytyczna wobec pisowskiego rządu i jego antydemokratycznych zakusów. Frans Timmermans postawił rządowi Beaty Szydło ultimatum: albo do 23 maja sprawa TK zostanie rozwiązana, albo KE przyjmie krytyczną wobec Polski opinię.

– To Komisja Europejska, a nie Polska ma dziś problem z autorytetem! – komentowała premier. – Jak to jest? Rozmawiamy i jest dialog, a opinia jest już wcześniej przygotowana? Komu na tym zależy? KE zależy na rozbiciu Unii Europejskiej, a nie jej rozwoju! – mówiła Szydło. PiS nagrodził ją oklaskami na stojąco, skandując „BE-A-TA!”

– Nikt poza państwem Polskim nie będzie dyktował nam rozwiązań. To jest nasza Polska odpowiedzialność. Oczekuję od opozycji podobnego stanowiska, bo dotyczy to naszej suwerenności – dodawała Szydło.

– Trzeba też przypominać Europie co Polska zrobiła dla wolności krajów na kontynencie. Ważne byście sobie o tym dzisiaj przypomnieli. Polacy ginęli za wolność Europy, trzeba jej o tym przypominać. Gdyby nie „Solidarność” nie upadłby mur berliński. Jesteśmy Europejczykami, ale przede wszystkim jesteśmy Polakami i chcemy, aby Europa szanowała naszą wspólnotę, tradycję, nasze wybory i naszą suwerenność. Polski rząd nie będzie ulegał żadnemu ultimatum. Polski rząd będzie ulegał tylko i wyłącznie woli polskich obywateli. O Polsce będą decydowali Polacy i ich suwerenne decyzje – mówiła premier.

– Chcecie by decyzje dotyczące Polski zapadały tutaj w Warszawie czy gdzie indziej? O co apelujecie? Zastanówcie się! Podważacie Polską suwerenność. Z satysfakcją przyjmujecie fakt, że Polska jest atakowana. A ja wam przypomnę: Polska to jest wielka rzecz! – krzyczała Szydło.

– Suwerenność Polski jest zapisana w Konstytucji. Ale powinna być też wypisana w sercu każdego Polaka. A już szczególnie posła i polityka – pouczała premier Beata Szydło, raz po raz powołując się na słowa kardynała Wyszyńskiego: „Będziemy walczyć, aby Polska Polską była”.

Przemówienie premier Szydło najlepiej podsumowały nieopatrznie rzucone słowa marszałka Kuchcińskiego: – Zaraz będziemy mogli usłyszeć wystąpienia merytoryczne. Cała opozycja wybuchnęła na nie śmiechem. Zobaczcie wideo!

1:03 / 1:13

PiS: Chcemy przyjąć uchwałę o obronie suwerenności Polski i Polaków

Po premier Beaty Szydło na mównicę wszedł poseł Maciej Małecki z Prawa i Sprawiedliwości. – Gdzie byliście kiedy Rosja z Niemcami kładli rurę na dnie Bałtyku? – pytał poseł z Płocka opozycję? Zasugerował, aby Sejm przyjął „Uchwałę o obronie suwerenności Polski i Polaków”. Po jego wystąpieniu ogłoszono pięciominutową przerwę i zebranie Konwentu Seniorów.

„Kolejny atak na opozycję. To doprowadzi tylko do pogorszenia sytuacji Polski”

– Rząd PiS powinien się teraz zająć negocjacjami, tłumaczyć, dlaczego sytuacja tak wygląda, a nie zajmować się oskarżaniem europejskich sojuszników. Czemu ma to służyć poza gromkim śmiechem na sejmowej sali? – komentował poseł PO Rafał Trzaskowski. – Jestem poruszony i zasmucony tym, że pozycja Polska ulega znowu pogorszeniu. Tydzień w tydzień oskarżamy sojuszników. Rozumiem, że to jest robione na użytek wewnętrzny, aby Jarosław Kaczyński mógł zobaczyć ostrą panią premier. Kolejny strzał w stopę, ale widocznie musimy się do nich przyzwyczaić – komentował.

Bruksela jako najgorszy wróg

„PiS, żeby żyć potrzebuje wrogów – wewnętrznych i zewnętrznych. I właśnie dziś wściekła PBS obwieściła, że naszym nowym wrogiem jest Bruksela” – komentuje Jacek Pawlicki, szef działu „Świat” w Newsweeku.

Schetyna: Pani premier, Polska się za panią wstydzi. Politycy PiS opuszczają salę

– To nie jest dobry dzień dla polskiej demokracji dla polskiego parlamentu, polskiej polityki i Polski, pani premier. Mówię to z przykrością. Spektakl, który przygotowaliście i kompromitujący głos pani premier. Chcę pani powiedzieć, że Polska się za panią wstydzi – powiedział przewodniczący PO. – Zdrajca – krzyczeli do niego posłowie PiS, po czym opuścili sejmową salę.
– Nie szanujecie polskiej historii i oskarżacie innych o Targowicę. A to wy nią jesteście!

Szydło wraca na mównicę: Wstydźcie się!

– To jest smutny dzień dla polskiej demokracji. Jeszcze nigdy w tej izbie nikt z opozycji nie okazywał takiej pogardy dla polskiego rządu jak wy. Z mównicy polskiego Sejmu szef największej partii opozycyjnej, która jeszcze kilka miesięcy temu brała odpowiedzialność za Polskę, a może to nie była odpowiedzialność, może to była gra interesów na czyjąś korzyść? Mówicie o wstydzie? To spójrzcie w oczy tym rodzinom, które jeszcze do niedawna były odpierane, bo nie było stać rodzin, aby im kupić żywność? Mówicie o wstydzie? Jedźcie do górników do Jastrzębia! Mówicie o wstydzie? To spójrzcie w oczy polskim stoczniowcom! Suwerenność – nie macie jej w sercach! Możecie wychodzić na mównicę i obrażać mnie, ale nigdy nie zmusicie mnie do tego, abym się wyrzekła polskiej suwerenności w imię politycznej poprawności. Co proponujecie Polakom? Jakiej UE chcecie? Unii, w której decyzje będą zapadały tylko w jednym miejscu? Gdzie interesy będą się liczyły tylko jednej grupy. Zastanówcie się nad tym wszystkim.

Neumann: Czeka na panią Trybunał Stanu!

– Pani premier, czeka na panią Trybunał Stanu! – odpowiedział Szydło Sławomir Neumann.

Kukiz: Mieliście 8 lat, by przygotować się do rządzenia

– Podpisuję się o słowami o suwerenności i godności, ale przypominam, że to wy, jak Konrad Mazowiecki, sprowadziliście Komisję Wenecką do Polski, tak jak on krzyżaków. Z tych waszych okrzyków to może nawet zrobimy piosenkę. Chcecie sobie pokrzyczeć? Zostawmy to na okres wakacyjny. Dzisiaj jednak dążmy do porozumienia w sprawie TK – mówił polityk. – Nie eskalujmy tego konfliktu – dodał.

Petru: Dla kogo to robicie? Dla jednego człowieka? To go zmieńcie!

– Widzę, że nie wiecie jak się zachować. Mam więc sugestię: zachowujcie się po prostu przyzwoicie. Nie zasłaniajcie się się suwerennością, nie zabierzecie nam biało-czerwonej flagi. Ta pogarda wobec UE to jest ten patriotyzm, który chcecie nam dać? Robicie to wszystko, aby Jarosław Kaczyński nie mógł powiedzieć: kapitulacja. Mówicie dużo o kompromisie, zgłosiliśmy propozycję w sprawie TK, nawet nie chcieliście o tym rozmawiać. Dlaczego oszukujecie Polaków i tworzycie konflikt prawny? Z kim jeszcze i w imię czego chcecie nas skłócić? – pytał Ryszard Petru. Jego wypowiedź przerwał klub PiS-u. – Powołujecie się państwo na Konstytucję? Więc zacytuję – powiedział Petru i zacytował klubowi PiS artykuł stanowiący o konieczności drukowania wyroków TK.- Wydrukujcie wyrok i sprawa będzie załatwiona. Dla kogo to robicie? Dla jednego człowieka? To go zmieńcie – zakończył Petru.

Kosiniak-Kamysz: Prowadzicie do wojny domowej

– Prowadzicie do wojny domowej, to zupełnie niepotrzebne. Przypominam wam rok 1926, kiedy doszło do rozlewu krwi Polaków. Nie podkręcajcie tych emocji. Nie jesteście jedynymi patriotami w kraju. Patriotyzm jest w nas, nie możecie się nazywać jedynymi sprawiedliwymi – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz. Kiedy jego wypowiedź przerwano krzykami „ZSL!” Kosiniak przytomnie odpowiedział: – Koledzy z PiS, zerknijcie po swoich ławach i zobaczcie, jak wielu tam ludzi z PZPR.

Zobacz, jak Kosiniak-Kamysz odpowiedział PiSowcom! [WIDEO]

Beata Szydło na nowo na mównicy: Nie pozwolę, byście obrażali Polskę

– Możecie mnie personalnie obrażać, ale nie dopuszczę, abyście obrażali Polskę. 21 października 2015 roku Polacy dokonali wyboru. Ten wybór oznaczał zmianę rządów, ale też polityki i filozofii. Podejścia do tego, co jest ważne dla polskich obywateli. Obywatele odrzucili politykę klientystyczną i poddańczą, opartą na tolerowaniu układów i układzików, korupcji i przyzwalaniu na to, aby grupy przywilejów zachowywały je dalej. Nie możecie się z tym pogodzić i chcecie te suwerenne wybory podważyć. Używacie do tego TK. Jako PiS nie zgodziliśmy się na zamach na Trybunał Konstytucyjny. Bo TK ma bronić interesów Polski i Polaków, a nie waszych politycznych przywilejów. Mówicie o kompromisie: co zaproponowaliście? Każda nasza propozycja jest przez Was odrzucana. Rozwiążecie problem w Brukseli? Po każdym uderzeniu z Brukseli w polski rząd, widzę uśmiechy na waszych twarzach – krzyczała premier. – Upominamy się o traktowanie Polski z szacunkiem. Komu zależy na takich grach politycznych? Dzisiaj naszym obowiązkiem jest budowanie silnej wspólnoty europejskiej w oparciu na szacunku dla wszystkich jej członków. Do czego wy dążycie? Chcecie doprowadzić do obalenia rządu w Polsce! – dodała na koniec Szydło.

Brak zaufania do Timmermansa i uchwała ws. obrony suwerenności

– Chciałbym mieć partnera po tamtej stronie, po stronie Komisji Europejskiej. Ja nie wiem, kiedy pan Timmermans mówi prawdę – Czy wtedy, gdy rozmawia z panią premier Szydło przez telefon we wtorek i kiedy wyraża głębokie zadowolenie, kiedy pani premier informuje go o poczynionych kompromisowych propozycjach, czy prawdę mówi, kiedy na drugi dzień się budzi i daje swoim kolegom jakieś ultymatywne sygnał – poskarżył się przebywający właśnie w Brukseli minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski. Dodaje także, że w związku z wyciekiem negatywnej opinii Komisji Europejskiej na temat Polski, czuje się oszukany: – Spotkaliśmy się z wrogim podejściem ze strony urzędników europejskich, a wręcz nawet oszustwem – powiedział Waszczykowski.

Konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego i związane z tym naciski ze strony unijnych instytucji według posła PiS, Macieja Małeckiego, zagrażają suwerenności Polski. Dlatego też parlamentarzysta złożył zaskakujący wniosek o przyjęcie uchwały o „obronie suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej i praw Polaków”. Uchwała przyjęta została głosami PiS-u i ugrupowania Kukiz’15.

awantura

newsweek.pl

Ci7hrpQWgAAtvRY

Po wystąpieniu Szydło: „Precz z geniuszem Europy!”

20-05-2016

Debate on Poland

Beata Szydło podczas debaty w Parlamencie Europejskim  /  fot. Wiktor Dąbkowski  /  źródło: Zuma

Odrzucając w Sejmie „ultimatum” Komisji Europejskiej w sprawie przejścia do drugiego etapu procedury oceniającej praworządność w Polsce premier Beata Szydło mówiła z zapałem ministra Józefa Becka z pamiętnego przemówienie z maja 1939 roku. Tyle tylko, że jest rok 2016, a Polska jest od 12 lat w Unii Europejskiej, która w żaden sposób nie przypomina nazistowskich Niemiec. Miało być groźnie, historycznie, ale wyszło zaściankowo.

Bruksela poirytowana tym, że Warszawa gra na zwłokę, dała rządowi Szydło czas do poniedziałku na kompromisowe rozwiązanie sporu o Trybunał Konstytucyjny. Jeśli do tego czasu nie zdarzy się nic, co zwiastowałoby przełom, ruszy drugi etap procedury wszczętej w styczniu przeciwko Polsce.

Występując w sejmie szefowa rządu nie pozostawiła żadnych złudzeń: „Polski rząd nigdy nie będzie ulegał żadnemu ultimatum, będzie ulegał tylko i wyłącznie woli polskich obywateli” mówiła. Zamiast kompromisu będziemy więc mieli eskalację napięć, o którą „dobra zmiana” oskarży oczywiście Brukselę. „Dziś to nie Polska ma problem z reputacją i autorytetem, ale Komisja Europejska” – grzmiała premier Szydło. Opozycję skrytykowała za to, że atakuje rząd, a powinna bronić suwerenności. – Nie macie suwerenności w sercach. Nigdy nie zmusicie mnie do tego, żebym wyrzekła się polskiej suwerenności w imię poprawności politycznej – mówiła.

Opowiadanie, że procedura Komisji Europejskiej zagraża polskiej suwerenności to więcej niż demagogia – to głupota. Ale mieści się w poetyce narzuconej przez polityków dręczonych kompleksami i bez przerwy opowiadających o „wstawaniu z kolan”. Zresztą PiS może pozwolić sobie na wojnę z Brukselą – nawet jeśli dojdzie do ostatniego, trzeciego etapu procedury, prawdopodobieństwo, że Polska zostanie objęta sankcjami jest niewielkie, bo do tego wymagana jest jednomyślność. Procedura potrwa kilka miesięcy, a Jarosław Kaczyński może skorzystać na podgrzewaniu antyunijnych nastrojów w części społeczeństwa w myśl zasady jak nas biją, to kupą, mości panie. Do stracenia – teoretycznie – ma niewiele. Reputacja rządu PiS i tak warta jest funta kłaków. Polska ma najgorszą prasę od czasów stanu wojennego, raz po raz słyszymy o putinowskim kursie, który obrała nowa władza. Na krótką metę stawianie się Brukseli może się więc opłacać, w dłuższej perspektywie to ślepy zaułek, bo prawdziwym zagrożeniem dla polskiej suwerenności nie jest UE, ale wyjście z niej, co oznaczałoby wystawienie się na pastwę Putina.

 

Opowiadanie, że procedura Komisji Europejskiej zagraża polskiej suwerenności to więcej niż demagogia – to głupota. Ale mieści się w poetyce narzuconej przez polityków dręczonych kompleksami i bez przerwy opowiadających o „wstawaniu z kolan

Kiedy słuchałem wystąpienia premier Szydło przypomniał mi się wiersz „Patryota” z 1898 roku. Kazimierz Przerwa-Tetmajer wyśmiewał w nim z patriotyzmu polskiej szlachty zaściankowej. „Rozum, wiedza, talent, praca / U nas, bratku, nie popłaca!/ Postęp i cywilizacja / W kąt, gdy wchodzi do gry nacya!/ guanem wnet dostanie / Kto nie z nami, mocium panie,/ Bo jest jedna tylko cnota/ Byś był, wasze, patryota!/ Możesz kpem być i cymbałem,/ Możesz dureń być siarczysty,/ Byleś z mocą i zapałem/ Kraj miłował macierzysty!”

Od napisania tego wiersza minęło ponad 100 lat, ale w piątek na Wiejskiej znów górę wzięła „nacya” a „guano” poleciało w stronę ław opozycji. PiS z prezesem, który zatrzymał się w epoce państw narodowych, nieufnym i rozdrapującym stare polskie traumy, doskonale wpisuje się w klimat wyśmiewany przez Tetmajera. Za pointę niech posłuży więc inny fragment „Patryoty”: „Myśl witamy krzyżem pańskim / Precz z geniuszem Europy / Farmazońskim i szatańskim! / My o jedno tylko szlemy/ Modły k niebu z naszej chaty:/ By nam buty mogły śmierdzieć, /Jak śmierdziały przed stu laty!”

Czytaj też: Konsekracja toruńskiej świątyni opóźniła wybór szefa NBP

poWystąpieniu

newsweek.pl

 

„Die Welt”: Konserwatywna rewolucja partii Kaczyńskiego znalazła się w impasie

20.05.2016

Dziennik „Die Welt“ opisuje w artykułe pt. „Arogancja tego rządu jest nie do zniesienia” tworzenie w Polsce struktur społeczeństwa obywatelskiego.

Polen Demonstrationen in Warschau Panorama

Warszawski korespondent opiniotwórczego dziennika „Die Welt” Gerhard Gnauck opisuje na przykładzie kilku osób, co kieruje Polakami, że wychodzą na ulice i przyłączają się do manifestacji KOD (Komitetu Obrony Demokracji). Są wśród nich ludzie, jak Ewa Mockallo, którzy dotychczas mało interesowali się polityką. Ale tuż przed emeryturą w życie tej śpiewaczki operowej z miasteczka we wschodniej Polsce wkroczyła polityka – pisze Gerhard Gnauck. „Arogancja tego rządu jest nie do zniesienia”, dlatego nie mogła bezczynnie siedzieć w domu – tłumaczy artystka.Narodowo-konserwatywny PiS pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego, który przed rokiem po wygranych wyborach przejął władzę „próbuje nie zważając na obowiązujące dotychczas zasady zmienić cały kraj”, „prezydent łamie konstytucję” – to wszystko ją irytuje, a najbardziej „paraliż Trybunału Konstytucyjnego”.

„Jak w takiej sytuacji może zareagować obywatel, jeśli nie chce bezczynnie siedzieć w czterech ścianach”? – pyta autor artykułu i wskazuje na KOD. Jego rozmówczyni razem z niemieckim mężem, śpiewakiem operowym Arnoldem Busshofen byli na każdej manifestacji Komitetu Obrony demokracji w Warszawie, gdzie śpiewali po polsku i po niemiecku hymn europejski „Odę do radości”, co spotykało się z sympatią, podobnie jak flaga niemiecka i unijna, z którymi przychodzą na manifestacje.

Nowe struktury kształcenia obywatelskiego

Z małego miasteczka pod Warszawą pochodzi inna rozmówczyni warszawskiego korespondenta „Die Welt”. Natalia studentka psychologii mówi, że „Kaczyńskiego wypowiedzi o tym, że są dwa sorty Polaków, a ten gorszy sort to zdrajcy, „są obrzydliwe”.Natalia opowiada o swoich przeżyciach ze szkoły, kiedy, jako ewangeliczka, przesiadywała sama na korytarzu, podczas, gdy reszta klasy miała lekcję religii z katolicką zakonnicą. „Ze swoją aktywnością, a także tym, że płacenie podatków uważa za patriotyczny obowiązek, jest nietypowa dla swego pokolenia”– pisze Gnauck. Angażuje się na rzecz KOD rozwieszając plakaty, roznosząc ulotki. KOD w miasteczku Natalii organizuje ponadto edukację obywatelską, co jak pisze „Die Welt”, „było w Polsce raczej nieznanym obszarem działalności”. Studentka psychologii ubolewa w rozmowie nad polskim systemem nauczania, w którym obowiązuje ciągle zasada: siedź w ławce i czekaj, aż cię zapytają. Dlatego grupa KOD w jej miasteczku oferuje m.in. warsztaty dla dzieci poświęcone Konstytucji.

Niepokorne miasta

Trzecią osobą przedstawioną przez dziennik „Die Welt”, która aktywnie tworzy struktury społeczeństwa obywatelskiego w Polsce jest Bartosz Domaszewicz z Łodzi. W działaniach nowego rządu drażni go: „chaos w polityce zagranicznej”, a w polityce wewnętrznej „ultranacjonalizm, który podsycany jest lękami z powodu kryzysu migracyjnego”. 34-latek bierze udział w każdej manifestacji KOD, zaś Rada Miejska w Łodzi, w której zasiada z ramienia PO, w kwietniu br. oświadczyła, że będzie kierowała się w swych decyzjach orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego nawet wtedy, kiedy nie będą opublikowane. Za przykładem Łodzi poszły inne duże polskie miasta. „Jako zapalony rowerzysta, tak wykpiwany przez szefa polskiej dyplomacji, Damaszkiewicz angażuje się w swoim mieście w zorganizowanie systemu wypożyczania rowerów” – pisze „Die Welt”. O politykach rządzącego PiS mówi w rozmowie z niemieckim dziennikiem, że „oni boją się Zachodu, tego, jak żyją tam ludzie, jak się tam poruszają. Rowerzyści, ekolodzy, wegetarianie, homoseksualiści, w nich wszystkich dopatrują się onni przejawów zachodniej dekadencji”. W opinii samorządowego polityka z Łodzi, „za tym ukryty jest ogromny strach przed zmianami i modernizacją”.

Impas w rewolucji PiS

Berliński dziennik stwierdza, że „konserwatywna rewolucja partii Kaczyńskiego znalazła się w impasie. Ale KOD nie osiągnął jeszcze celu”. Gerhard Gnauck pisze o dylemacie KOD: czy ma się stać partią, czy ma wejść do Sejmu? Rozmówcy niemieckiego dziennikarza są przeciwni temu. KOD może współpracować z partiami, ale powinien pozostać ruchem obywatelskim.

KOD w celu tworzenia struktur przyjął statut – bardzo radykalny, pisze gazeta. Kto jest członkiem jakiejkolwiek partii, kto jest posłem czy członkiem Rady Miejskiej, nie będzie przyjmowany do Komitetu Obrony demokracji. Lider KOD Mateusz Kijowski opowiada w rozmowie z „Die Welt”, że najważniejsza działalność ruchu obywatelskiego odbywa się w strukturach lokalnych, co przypomina mobilizację z wyborów w 1989 roku. KOD, pisze gazeta, zaapelował do innych ruchów społecznych, aby zjednoczyły się w koalicję, która przyjęłaby nazwę: „Wolność, równość i demokracja” i być może później wystąpiła jako koalicja wyborcza.

W ocenie Kijowskiego „ten długi marsz, najpierw pozainstytucjonalny” może potrwać ok. trzech lat. Lecz, jak mówi, wszystko jest wielką niewiadomą, gdyż, jak twierdzą niektórzy, PiS może różnymi fortelami zapewnić sobie korzyści. Ta sprawa nie zajmuje jednak Kijowskiego w pierwszej kolejności.Głównym zadaniem są według niego działania na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. „To zadanie nigdy się nie skończy, gdyż ciągle jest coś nowego do zrobienia” – cytuje dziennik słowa Kijowskiego.

Barbara Cöllen (opr.)

deutsche welle

 

W Polsce odradza się myśl endecka. Nie bez konsekwencji
Endek na Wschodzie
W Polsce drugą młodość przeżywa obecnie myśl endecka i jej radykalniejsze odmiany. Apologetyczny stosunek dużej części Polaków do tej tradycji może bardzo poważnie utrudnić prowadzenie polskiej polityki wobec wschodnich sąsiadów.

Od lewej: Roman Dmowski, Jarosław Kaczyński, Józef Piłsudski

BEW, East News/•

Od lewej: Roman Dmowski, Jarosław Kaczyński, Józef Piłsudski

Artykuł ukazał się w numerze 3-4/2016 „Nowej Europy Wschodniej” 

Od kilku lat możemy zaobserwować w Polsce renesans dziedzictwa Romana Dmowskiego, narodowej demokracji oraz Narodowych Sił Zbrojnych założonych między innymi przez faszystowski Obóz Narodowo-Radykalny. Rządząca prawica nie poddała ich poważniejszej krytyce i uznała za równie wartościowe jak tradycję piłsudczykowską. Prawo i Sprawiedliwość oraz ruch Kukiz‘15 twierdzą, że są w takim samym stopniu spadkobiercami obu tych zdecydowanie przeciwstawnych tradycji.

W rzeczywistości znajdziemy w programie Prawa i Sprawiedliwości oraz ruchu Kukiz‘15 i wypowiedziach jego liderów znacznie więcej odwołań do myśli endeckiej (stosunek do narodu, liberalnego Zachodu, Niemiec, Europy Środkowej, Kościoła rzymskokatolickiego, teorii spiskowych, oponentów politycznych).

Dziedzictwo narodowo-radykalne stało się elementem kultury masowej. W koszulce Narodowych Sił Zbrojnych biega nie tylko Paweł Kukiz, lider trzeciej partii w Sejmie, w której szeregach znajduje się spora reprezentacja skrajnie prawicowego Ruchu Narodowego, a także wielu młodych ludzi. Nie negując niepodważalnych zasług Romana Dmowskiego w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, należy przyznać, że w tradycji endecji są elementy ksenofobiczne, które są poważnym zagrożeniem dla polskiej tożsamości narodowej i pamięci historycznej. Jednym z nich jest polskocentryczna i szowinistyczna wizja Wschodu. Bez krytycznej refleksji nad tym dziedzictwem trudne będzie prowadzenie skutecznej polityki wschodniej.

Dwie Polski

Zrozumienie myśli endeckiej i jej stosunku do Wschodu najlepiej rozpocząć od krótkiej genealogicznej wyprawy w przeszłość i przyjrzenia się korzeniom jej twórcy, Romana Dmowskiego. Jego rodzina od strony ojca wywodziła się z wioski Dmochy położonej na pograniczu Mazowsza i Podlasia (Łomżyńskie).

Ten biedny region porośnięty przez gęste lasy, pokryty bagnami był zamieszkany w dużym stopniu przez drobną szlachtę zagrodową, żyjącą w gniazdach lub przysiółkach – wspólnotach wiejskich o charakterze rodowym. Region był przez wieki bastionem ortodoksyjnego katolicyzmu. Olbrzymią większość mieszkańców stanowili Polacy.

Jedyną mniejszością byli Żydzi, mieszkający w miastach, wobec których niechęć była bardzo silna. Rodzina Dmowskiego pochodziła z najbardziej na Wschód wysuniętego polskiego obszaru etnicznego. Pra-heimat Dmowskiego graniczył z multikulturowym Podlasiem, a wielu jego mieszkańców (Mazurzy) odegrało istotną rolę niczym konkwistadorzy w ekspansji na Wschód, docierając aż do Dźwiny.

Sam Dmowski urodził się w Kamionku, wówczas przedmieściu warszawskiej Pragi. Jeśli miał większy kontakt z Innym, to był nim Żyd nierzadko pochodzący z Litwy (Litwacy) i niemówiący po polsku. Wystarczy zestawić background Dmowskiego z korzeniami Józefa Piłsudskiego, żeby zrozumieć, dlaczego ci politycy i ich wizje Polski były tak różne. Ten ostatni pochodził ze spolonizowanej rodziny należącej do średniej szlachty żmudzińskiej.

Urodził się na pograniczu polsko-litewsko-białoruskim, gdzie mieszkało wielu Żydów, ale także Tatarów i Karaimów. Piłsudski mówił o sobie: „jestem Litwinem, a więc należę do rasy więcej umiarkowanej niż Francuzi i Polacy, którzy są sobie podobni pod wieloma cechami charakteru”. Znakomicie różnicę między Dmowskim i Piłsudskim oddałwybitny polski dziennikarz Ksawery Pruszyński, pisząc: „gliny ludzkie, z jakich tych dwóch ulepiła Opatrzność, były najbardziej różne w swym składzie glebowym ze wszystkich różnych glin, jakie zna ziemia polska”.

Ta uderzająca różnica dziedzictwa małych ojczyzn, która ukształtowała Dmowskiego i Piłsudskiego, dotyczyła także ich współpracowników. Wokół Marszałka spotkamy Polaków pochodzących przede wszystkim z Kresów, a jak on sam nieskromnie stwierdził: „Polska jest jak obwarzanek. Wszystko, co najlepsze na Kresach, a w środku pustka”.

Piłsudski przyciągał także wyznawców różnych odmian chrześcijaństwa, judaizmu, a nawet islamu, nie-Polaków lub osoby z rodzin etnicznie mieszanych czy też świeżo zasymilowane w polskości. Natomiast Dmowskiego otaczali niemal wyłącznie rzymscy katolicy, Polacy pochodzący przede wszystkim ze zdecydowanie etnicznie polskich Kongresówki, Wielkopolski i Małopolski.

 

Wschód i Zachód

Endecja w sporze między dwoma archetypami, Polską piastowską i jagiellońską, opowiadała się za tą pierwszą. Wybór Polski piastowskiej wynikał z jej marzenia o Polsce jako państwie czystym etnicznie, osadzonym mocno na Zachodzie i powstrzymującym Drang nach Osten Germanów – największych wrogów Polaków.

Jednak, paradoksalnie, Wschód był dla endecji tym samym, czym Polska dla Germanów: przedmiotem ekspansji i warunkiem sine qua non polskiej potęgi. Jak stwierdził Jan Popławski, jeden z najważniejszych ideologów endecji: „na wschodzie tylko mamy obszar odpowiedni do rozwoju naszej potęgi, naszej twórczości narodowej”. Joachim Bartoszewicz, prezes Stronnictwa Narodowego w latach 1928-1937, stawiał sprawę ostrzej: „Polska może się utrzymać tylko jako wielkie i silne mocarstwo i dlatego musi posiadać ziemie swoje wschodnie, do których ma odwieczne i historyczne prawo”.

Dlatego idealnie na centralną postać panteonu endeckiego nadawał się król Bolesław Chrobry, który przesuwając najbardziej na zachód granice Polski, jednocześnie zdobył na Wschodzie Kijów. Nie przypadkiem symbolem endecji stał się Szczerbiec – miecz koronacyjny, który według legend Chrobry wyszczerbił, uderzając w Złotą Bramę w Kijowie. Stosunek endecji do Wschodu był jednak pełen sprzeczności. Wschód stanowił także wielkie zagrożenie i obciążenie dla Polski. Według Dmowskiego, dokonując ekspansji, „Polska zwróciła się frontem ku Wschodowi, gdzie zjawiło się dla niej niebezpieczeństwo w hordach tatarskich, w Turcji, wreszcie w Moskwie”. Dmowski walczący z różnymi mitami sam przyczynił się do umocnienia mitu Polski jako odwiecznego przedmurza chrześcijaństwa.

Polska była dla endeków częścią Zachodu, który miał jako synonim cywilizacji stać na zdecydowanie wyższym poziomie rozwoju niż barbarzyński Wschód. Jednak Dmowski dostrzegał, że ścisła granica między Polską a Rosją „zatraciła się”. Według lidera endecji, „między nami a Rosją wytworzył się szeroki pas do nikogo cywilizacyjnie nienależącej ziemi”. Ta sytuacja była niebezpieczna, gdyż naród polski przez wieki „wciągnięty (…) w walkę ze Wschodem, zniżał się (…) stopniowo do swych przeciwników, kultura na wielu polach się cofnęła, a z wpływami cywilizacyjnymi Zachodu coraz bardziej walczyły wpływy wschodnie, zmieniając obyczaje, upodobania, ubiór nawet, obniżając stopę umysłowego życia”.

Dlatego Dmowski przyznawał, że między Polską i resztą Zachodu istnieją ogromne różnice i Polska powinna iść własną drogą, nie naśladując ślepo wzorców zachodnich. Stanisław Grabski, jeden z liderów endecji, dostrzegł także negatywny wpływ Wschodu na polską państwowość: „po unii lubelskiej (…) ciążyła nad Polską samowola panów litewskich i ruskich z ich klientelą zrównaną z polską szlachtą w prawach, ale nie zespoloną z nią kulturą i jedną myślą państwową tak samo i dziś państwotwórcze energie mają swe źródło na zachodzie, rozkładowe na wschodzie”.

Brzemię bycia imperium – warunku przetrwania narodu – okazywało się ponad siły Polaków. Lęk przed pochłonięciem Polaków przez „prymitywny” Wschód tkwił głęboko w podświadomości endeków. Paradoksalnie obnażał on, niewypowiedziane wprost, poważne wątpliwości endeków co do zachodniego charakteru Polski oraz do rzekomej oczywistej wyższości Zachodu nad Wschodem. Strach przed Wschodem stanowił dla Dmowskiego uzasadnienie zdecydowanej opozycji z pozycji cywilizacyjnych wobec idei federacyjnej Piłsudskiego. Dla Dmowskiego odtworzenie Rzeczypospolitej Wielu Narodów groziło „zmiksowaniem” narodu polskiego i przekształceniem go w naród typu zachodnio-wschodniego poprzez przeniesienie do Polski cech azjatyckich i w efekcie zepchnięcie Polaków poza strefę cywilizacji łacińskiej. Jednak, z drugiej strony, endecy zdawali sobie sprawę, że Wschód ukształtował w wielkim stopniu tożsamość Polaków.

Jędrzej Giertych, najważniejszy ideolog partii w latach trzydziestych XX wieku, przyznawał, że „usunięcie pierwiastków kresowych z życia polskiego, sprowadzenie tego życia w ramy Polski etnograficznej, byłoby nie tylko uszczupleniem terenów polskiej ekspansji, lecz zachwianiem tych podstaw, na których się całość życia polskiego opiera”. Podobna schizofrenia dotyczyła stosunku endecji do dziedzictwa Jagiellonów. Dmowski, wielbiciel Piastów, uważał monarchię Jagiellonów za… apogeum polskiej potęgi, pisał o niej: „świetny okres jagielloński, kiedy naród polski stał kulturalnie na równi z resztą Europy”. A przecież wielonarodowe i wieloreligijne państwo było według Dmowskiego szkodliwą aberracją.

W Polsce popularne jest przekonanie, że po I wojnie światowej endecja miała bardziej realistyczne podejście do granic Polski niż Piłsudski, chcąc stworzyć w większym stopniu homogeniczne etnicznie państwo narodowe. W rzeczywistości Polska promowana przez Dmowskiego miała mieć 480 tysięcy kilometrów kwadratowych: o ponad 90 tysięcy więcej niż II Rzeczpospolita, zaś Piłsudski był gotów na ustępstwa terytorialne wobec sąsiadów w zamian za utworzenie federacji.

Polska Dmowskiego miała obejmować na wschodzie całą Litwę i Białoruś oraz kawałek Łotwy. Na odcinku ukraińskim granica Polski miała być o kilkadziesiąt kilometrów przesunięta na wschód w porównaniu z granicą ustanowioną przez traktat ryski. Wizja potężnej Polski jako warunku jej istnienia stała w zdecydowanej sprzeczności z endeckim ideałem jednolitego państwa narodowego, gdyż w granicach wyobrażonych przez Dmowskiego Polacy stanowiliby niewiele więcej niż połowę mieszkańców.

Zdecydowanie bardziej megalomańska i fantastyczna była wizja Wielkiej Katolickiej i Narodowej Polski organizującej Polskie Katolickie Imperium, promowana przez Narodowe Siły Zbrojne podczas II wojny światowej. Jej granica miała biec od południowego wschodu rzekami Prutem i Dunajem, od wschodu Dnieprem, od północnego wschodu Dźwiną. W efekcie Polska miała znowu rozciągać się od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego oraz stać się największym państwem w Europie.

Rzymskokatolickie Państwo Narodu Polskiego

Problem wieloetniczności Polski endecy rozwiązywali na papierze, odmawiając prawa do bycia narodami Białorusinom, Litwinom i Ukraińcom. Według „Przeglądu Wszechpolskiego” słowa Białoruś i Białorusini były sztucznymi i bałamutnymi nazwami. Natomiast sprawiedliwe i dobitne były określenia Białolechia i Białolachy.

Endecy pisali słowo Ukraińcy z małej litery jako określenie sztucznej wspieranej przez Niemców formacji politycznej próbującej oderwać Rusinów, podgrupy Polaków, od ich polskich korzeni. Tych ostatnich jako nie-naród, ale kresowych Kaszubów też często pisywali małą literą. Ta postawa negacji utrzymywała się bardzo długo. Na przykład dopiero w 1943 roku po rzezi wołyńskiej Stronnictwo Narodowe uznało Ukraińców za naród.

Stosunek endeków do narodów Wschodniej Europy był równie schizofreniczny jak do samego Wschodu. Białorusini, Litwini i Ukraińcy, rzekomi nieuświadomieni Polacy, byli opisywani językiem pełnym nienawiści i pogardy, co świadczyło o tym, że podświadomie postrzegano ich jako odrębne narody. Dmowski uważał, że mieszkańcy Wschodu między Polską i Rosją są biernymi i amorficznymi masami stanowiącymi podatny materiał dla dyktatury jednostek i grup oligarchicznych. Te narody stały na zdecydowanie niższym poziomie rozwoju niż Polacy. Były one dla endecji Indianami Europy Wschodniej. Polska ekspansja na Wschód była w tej sytuacji misją cywilizacyjną. Polonizacja była dla Białorusinów czy Ukraińców wyjątkową szansą awansu cywilizacyjnego – dołączenia do Zachodu. Alternatywą było pogrążenie się w Azji.

Według endeckiej prasy Litwini byli mieszańcami. Przed zawarciem unii z Polską stanowili jedynie hordę wojenną. Polska musiała zaopiekować się tymi „leśnymi rabusiami”. W okresie międzywojennym endecy uważali, że Litwa nie ma prawa do niepodległości. Powinna zostać włączona do Polski. Endecy nazwali ją „miniaturowym krajem” i „państwem nieporozumieniem”. Ich zdaniem Litwa powstała w wyniku niemiecko-żydowskiego spisku.

Szczególnie negatywny był stosunek endeków do Ukraińców. Ci ostatni byli według Dmowskiego kiepskim gatunkiem… Polaków. Byli „z natury jeszcze bardziej bierni i leniwsi od nas” oraz politycznie ciemni i nieokrzesani. Według Dmowskiego Ukraińcy to „dziesiątki milionów ludzi rozpadających się na bardzo różnorodne grupy etnograficzne”. Natomiast ukraiński ruch narodowy był tandetny, niezdolny do stworzenia państwa, lecz jedynie „międzynarodowego domu publicznego”. Stanisław Grabski twierdził, że „cała literatura ukraińska zmieści się w jednym niedużym pokoju”. Jeszcze w okresie międzywojennym kluczowy polityk endecki Joachim Bartosiewicz pisał, że Ukraińcy „to społeczeństwo rolniczo-pasterskie z wszystkimi cechami pierwotności.” Dmowski czy Grabski i tak byli politycznie poprawni. Jan Zamorski, wiceprezes endecji, nie owijał w bawełnę: „Z Rusinów [sic!] najwyżej stoi albo analfabeta, albo człowiek nietknięty ukraińską kulturą, a wychowany w obcej, polskiej lub niemieckiej. Postępowanie w kulturze ukraińskiej jest równoznaczne z cofaniem się we wszystkich dziedzinach człowieczeństwa do stanu gorszego niż jaskiniowiec. Ten ostatni zabijał i rabował, ale się nie znęcał, bo nie znał sadyzmu”.

Emanacją duszy ukraińskiej była kozaczyzna utożsamiona z okrucieństwem, rabunkiem i ukształtowana przez Tatarów. Odwieczną cywilizacyjną misją Polski wobec Ukraińców było zatem ujarzmianie anarchistycznego kozactwa pozbawionego tradycji państwowych, a warunkiem polonizacji wytępienie dziedzictwa kozackiego.

Nie może dziwić, że po I wojnie światowej endecy zdecydowanie sprzeciwiali się niepodległości Ukrainy, uważając tę ideę za zdradę interesów narodowych. Po wylaniu tego kubła pomyj na Ukraińców musi bawić promowana przez endeków idylliczna wizja zgodnej koegzystencji rusińskich chłopów z polskimi panami. Przeszkadzała im jedynie grupka ukraińskich radykałów, która nie powstałaby i nie mogła przetrwać bez wsparcia Niemców.

 

Ta idylla wynikała w opinii Dmowskiego z „wrodzonej skłonności Polaków do jałowego humanitaryzmu wobec wschodnich sąsiadów”. Natomiast, aby zbudować Wielką Polskę, trzeba było przykręcić śrubę. W II RP endecy głosili program katolicyzacji i polonizacji Ukraińców i Białorusinów oraz asymilacji Litwinów. Dmowski od początku kariery politycznej był zdecydowanym przeciwnikiem jakichkolwiek ustępstw wobec nich. Jego formacja podtrzymała to stanowisko przez następne sto lat. Endecja opowiadała się za wprowadzeniem cenzusu ograniczającego prawa wyborcze tych narodów. Popierała także masową kolonizację przez polskich osadników wschodnich województw.

Ta polityka przymusowej asymilacji stawiała pod znakiem zapytania endecką wizję atrakcyjności potężnej polskiej kultury oraz rzekomej stuprocentowej polskości Kresów. Idea zasymilowania grekokatolików i prawosławnych, stanowiących ponad 20 procent mieszkańców kraju, była przejawem skrajnie naiwnego myślenia życzeniowego formacji, którą dziś w Polsce często przedstawia się jako stronnictwo trzeźwych aż do bólu realistów. Polska z endeckich marzeń o „Rzymskokatolickim Państwie Narodu Polskiego”, czyli wyznaniowo-nacjonalistycznym autorytarnym reżimie, była zupełnie oderwana od realiów II RP.

Co więcej, w razie przejęcia pełnej władzy przez endecję i prób wprowadzenia w życie tej idei stanowiłaby ona bardzo poważne zagrożenie dla przetrwania Polski. Tę kwadraturę koła można było rozwiązać, tylko wypędzając Ukraińców i Białorusinów z Polski. Ta idea zyskała poparcie Narodowych Sił Zbrojnych podczas II wojny światowej, zamierzających po zakończeniu działań zbrojnych zastosować odpowiedzialność zbiorową wobec ukraińskich „rezunów” i białoruskich komunistów. Wielu endeckich zwolenników radykalnego rozwiązania kwestii mniejszości narodowych znalazło następnie miejsce w szeregach żołnierzy wyklętych.

Pogarda i pragmatyzm

Obsesyjny lęk wobec Niemiec sprawił, że Rosja jawiła się Dmowskiemu jako mniejsze zło, nawet rządzona przez bolszewików, i w efekcie potencjalny sojusznik przeciw Teutonom. Dmowski uważał, że zagrożenie ze strony sowieckiej jest na Zachodzie wyolbrzymione. Twierdził, że kwestią czasu jest ułożenie, bez względu na ustrój w Moskwie, relacji polsko-rosyjskich na bazie wspólnych interesów.

Wojnę z lat 1919-1920 tłumaczył awanturnictwem Piłsudskiego („Jeżeliśmy widzieli bolszewików pod Warszawą w r. 1920, było to tylko konsekwencją wyprawy kijowskiej”), którego jednocześnie nie wahał się nazywać… moskiewskim bolszewikiem. Wrogi stosunek endecji do niepodległości Ukrainy wynikał z dążenia do uniknięcia konfrontacji z Rosją. Najlepiej sposób myślenia endeków w tej kwestii wyraził Jędrzej Giertych: „Niewątpliwie najpożądańszym dla nas sąsiadem jest Rosja jednolita – wszystko jedno bolszewicka czy narodowa”.

Traktowanie Rosji jako mniejszego zła wynikało z ogromnej pogardy wobec Rosjan niepostrzeganych jako realne zagrożenie. Rosjanie byli dla endecji totalnym orientalnym Obcym, rodzajem neandertalczyka. Dmowski tak o nich napisał do Ignacego Paderewskiego: „bydło, do którego nikt większego wstrętu ode mnie nie miał”.

Innym razem stwierdził: „mam pogardę do Moskali za ich azjatycką skłonność niszczycielską, za tę bezceremonialność, z jaką tratują po niwach wiekowej pracy cywilizacyjnej, za tę wschodnią nieodpowiedzialność przed własnym sumieniem”. W opinii lidera endecji Rosja pod względem niemoralności, zimnego okrucieństwa i cynizmu była wyjątkowa w dziejach świata. Grabski opisywał Moskwę zgodnie z najprostszymi orientalistycznymi kliszami jako mongolską despocję i turańskorosyjski nihilizm przemieszany ze zdegenerowanym Bizancjum. W rezultacie stawali się oni w oczach endeków „azjatycką bezmyślną masą trwale zdeformowaną przez wieki tyrańskiego jarzma i niezdolną do życia w cywilizowanych warunkach”.

Piłsudski nienawidził Rosji, jednak nigdy nie używał tak ostrego języka wobec samych Rosjan. Paradoksalnie najbardziej prorosyjska politycznie formacja niepodległościowa odegrała negatywną rolę w ugruntowaniu się w Polsce silnych stereotypów wobec Rosjan i pośrednio innych narodów żyjących w Eurazji (na przykład Tatarów i Mongołów).

Endecja w XXI wieku

Dziś możemy często w Polsce usłyszeć, że oceniając dziedzictwo endecji, musimy uwzględnić kontekst historyczny. Jednak, nawet biorąc pod uwagę inne realia historyczne, trzeba przyznać, że mimo wad dziedzictwo Piłsudskiego nadaje się zdecydowanie bardziej na źródło inspiracji dla polskiej polityki wschodniej niż spuścizna największego przeciwnika Marszałka.

Co więcej, bezrefleksyjne kultywowanie w polskim mainstreamie tradycji Dmowskiego i Narodowych Sił Zbrojnych to przepis na niepotrzebne napięcia ze wschodnimi sąsiadami. Nie da się tak po prostu przejść nad pragnieniem dominacji, nienawiścią i pogardą wobec wschodnich sąsiadów, które stanowiły istotę myśli endeckiej.

Niestety apologetyczny stosunek do tradycji narodowo-radykalnych jest coraz powszechniejszy w elitach władzy i znajduje wyraz w postrzeganiu przez nich Wschodu. Profesor Jan Żaryn, wydawca dodatku historycznego do czasopisma „wSieci”, senator PiS i członek Rady Historycznej Związku Żołnierzy NSZ, jest bardzo dobrym przykładem tego neoendeckiego spojrzenia na Wschód. W wywiadzie udzielonym zaraz po wyborach dla portalu Kresy.pl profesor stwierdza, że Kresy są sercem Polski, zaś nasze dziedzictwo kulturowe bardzo silnie i jednoznacznie terytorialnie pokrywa się z ich terytorium. Litwini, Białorusini i Ukraińcy są jedynie ich „dzisiejszymi gospodarzami”.

Senator Żaryn nie zauważa znaczenia tych ziem w dziejach wymienionych narodów. Kresy są polskie i już. Protesty przeciw mapie przedstawiającej „Wielką Polskę” powstałą z połączenia przedwojennej z dzisiejszą zawieszonej – na krótko – w polskim MSZ jeszcze przez Platformę Obywatelską uważa za niezrozumiałe. „Cóż tu komentować. Wiadomo, jakie były granice Polski przedwojennej, chyba, żebyśmy uważali, że to nie była Polska”.

Senator PiS nie kryje poczucia wyższości i nie próbuje zrozumieć punktu widzenia wschodnich sąsiadów, którzy mają uznać nasze stanowisko na zasadzie „dialogu do jednej bramki”. Według profesora Żaryna „naród ukraiński nie jest zdolny do samorefleksji bz pomocy Polski i Polaków”. Natomiast UPA zostaje przez niego porównana do cyklonu B. Tę opinię o Ukraińcach historyka będącego bezkrytycznym apologetą NSZ i Dmowskiego oraz nieskalanej polskiej historii można by odczytać jako przejaw autoironicznego dystansu. Niestety senator Żaryn był śmiertelnie poważny.

Pułapki afirmacyjnego stosunku do narodowo-radykalnego podziemia pokazała afera wokół Marszu Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce. Organizatorem marszu był między innymi skrajnie prawicowy Obóz Narodowo-Radykalny. Głównym „bohaterem” marszu został kapitan Romuald Rajs pseudonim „Bury” należący do Narodowego Związku Wojskowego. „Bury” popełnił zbrodnie na Białorusinach uznane przez Instytut Pamięci Narodowej za noszące znamiona ludobójstwa.

Marsz był przez kilka tygodni reklamowany na stronie Kancelarii Prezydenta RP. Dopiero protesty „lewaków” spowodowały, że reklamę usunięto ze strony Kancelarii. Problem jest jednak poważniejszy i dotyczy akceptacji w debacie publicznej przez PiS radykalnych publicystów i historyków, którzy negują lub relatywizują zbrodnie popełnione przez Rajsa i innych partyzantów narodowego podziemia na Białorusinach, Ukraińcach czy Żydach.

Przejawem tej tendencji był wydany w marcu specjalny dodatek „Naszego Dziennika” poświęcony Rajsowi. Wśród czołowych obrońców Rajsa i podobnych do niego narodowych „wyklętych” znajdziemy Leszka Żebrowskiego, autora samego pojęcia „żołnierze wyklęci”. Jest on antysemitą, członkiem Społecznego Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, Rady Historycznej Związku Żołnierzy NSZ, honorowego komitetu wyborczego Jana Żaryna oraz doradcą Ruchu Narodowego. W styczniu 2010 roku Klub Jagielloński, zaplecze intelektualne PiS przyznał mu wyróżnienie dla historyków zajmujących się dziejami najnowszymi. W 2016 roku Żebrowski był jednym z najważniejszych prelegentów podczas imprez zorganizowanych w ramach Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych (1 marca) odbywających się pod patronatem prezydenta RP.

Niestety kokietowanie przez władzę skrajnej prawicy nie dotyczy tylko niektórych historyków, ale także nacjonalistycznych organizacji i związanych z nimi środowisk kibicowskich. 11 listopada 2015 roku prezydent RP po raz pierwszy napisał list poparcia do uczestników Marszu Niepodległości odbywającego się pod hasłem „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski”, w którego komitecie honorowym pierwsze skrzypce grają przedstawiciele Ruchu Narodowego. Marsz został w nim nazwany „pięknym świętem młodych żarliwych polskich serc”.

W oficjalnym przemówieniu z okazji Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych prezydent „pochylił głowę” przed środowiskami kibiców, dziękując im gorąco za podtrzymanie pamięci o żołnierzach wyklętych. PiS powinien zdawać sobie sprawę, że w ten sposób wprowadza na salony środowiska, których stosunek do wschodnich sąsiadów to często kopia poglądów Romana Dmowskiego i jego współpracowników. Natomiast im bardziej takie poglądy będą obecne w polskiej debacie, tym trudniejsze będzie budowanie przyjacielskich relacji z Ukrainą czy Litwą. Polska afirmująca Dmowskiego i Narodowe Siły Zbrojne nie będzie miała także szans, aby przekonać Ukraińców czy Litwinów do krytycznego spojrzenia na ciemne strony własnej historii.

Artykuł ukazał się w numerze 3-4/2016 „Nowej Europy Wschodniej

wPolsce

polityka.pl

Sześć kluczowych słów języka PiS. Dekonstrukcja

1. Suwerenność: nie tylko Polska, lecz także wszystkie państwa członkowskie UE dobrowolnie oddały część swojej suwerenności państwowej do wspólnej puli służącej integracji, współpracy i wzajemnej pomocy. Odpowiedni traktat, zwany potocznie traktatem lizbońskim, podpisał (słusznie) prezydent Lech Kaczyński w 2008 r. Odtąd traktat ten jest częścią prawa polskiego. Mówiąc językiem premier Szydło, prezydent Kaczyński zgodził się na „dyktat Brukseli”.

2. Patriotyzm: zdaniem PiS tylko patriotyzm pisowski jest prawdziwym patriotyzmem. W rzeczywistości patriotyzm w różnych odmianach rozkwitał w Polsce od wieków. W II RP był patriotyzm endecki i piłsudczykowski, ale także patriotyzm ludowców i patriotyzm obywatelski części ówczesnych mniejszości narodowych.

3. „Polska potrzebuje Unii, a Unia Polski”. Niestety, nieprawda. Polska bardziej potrzebuje Unii niż Unia Polski. Poczucie tej potrzeby po stronie Unii maleje z tygodnia na tydzień na widok scen takich jak w piątek w Sejmie. Zainteresowanie problemami Polski maleje w Unii proporcjonalnie do przybywania problemów, w których rząd PiS odmawia współpracy z Unią.

4. Zdrajcy, złodzieje, komuniści. Najchętniej po takie argumenty sięgają ci, którzy nie mają innych, rzeczowych. Nieraz się okazuje, że złodziejem jest ten, kto krzyczy: Łapaj złodzieja!

Pachołkami Zachodu propaganda PRL nazywała opozycję demokratyczną i Solidarność, a ówczesna elita władzy sama (w dużej części, ale nie cała) gwarantowała Moskwie, że zapewni w Polsce pokój i porządek. Przekazywanie agencjom zachodnim i ośrodkom polskiej emigracji niepodległościowo-demokratycznej informacji o represjach politycznych i łamaniu praw człowieka w PRL propaganda PZPR piętnowała jako donoszenie na ojczyznę, w której przecież miliony obywateli chcą żyć i pracować w spokoju.

5. Szantaż, dyktat, kapitulacja – p. punkt 4. Szantażowała Polskę III Rzesza. Unia stara się namówić rząd PiS do przestrzegania prawa polskiego (konstytucji) i europejskiego (w tym traktatu lizbońskiego; p. punkt 1). Oczekiwanie, że Polska jako członek Unii będzie tego prawa przestrzegała, nie jest zmuszaniem nas do padania na klęczki, tylko przypomnieniem, że jak na razie gramy w jednej drużynie i nie strzelamy do własnej bramki, choć bramkarz może się poza meczem czubić z napastnikiem.

6. Sztandar Unii wyprowadzić. W Komisji Europejskiej mamy polskich urzędników, szefem Rady Europejskiej jest Polak, w Parlamencie Europejskim mamy licznych deputowanych. Unijna flaga nie jest „szmatą”, lecz sztandarem na motywach biblijno-maryjnych, bo większość Ojców Założycieli Unii była katolikami.

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Ci5_PV2WYAARy3D

 

Klauzula sumienia dla manikiurzystów i fryzjerów. Elektrowstrząsy dla wątpiących. Kwitną u nas demokratyczne obyczaje

Tomasz Piątek, 20.05.2016

Tydzień kończy Piątek

TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK. Beata Szydło dzisiaj krzyczała. Krzyczała w Sejmie, że opozycja jest antypolska. I że Komisja Europejska ma złą reputację. A potem pani premier uciekła z sali, żeby nie słyszeć, co jej odpowie Schetyna (też mi strach). Po chwili jednak wróciła karnie do ław rządowych. Pewnie dostała SMS-a.
 

Jakby nie było, występ pani premier tak rozgrzał posła Winnickiego z Ruchu Narodowego, że zażądał usunięcia unijnej flagi z Sejmu. Bo to znak obcej okupacji jest – powiedział. Mówił też, że słabość UE jest dobra, bo to szansa dla Polski. I pochwalił się, że parę dni temu wystąpił w Dreźnie przed paroma tysiącami Niemców, którzy myślą podobnie.

Sprawdziłem, przy jakiej okazji Winnicki wystąpił w Dreźnie. Była to manifestacja tzw. PEGID-y, czyli islamofobów, rasistów i neonazistów. Przemawiając do niemieckich nazioli, poseł Winnicki powiedział tak: „Jesteśmy tutaj dzisiaj nie dlatego, że nie było trudnych momentów, bardzo ciężkich, dramatycznych w historii polskiej i niemieckiej. Były i są rany, które powoli się zabliźniają, ale nie to jest dzisiaj istotne. Kto z Was oglądał ‚Władcę pierścieni’? We ‚Władcy pierścieni’ są różne rasy, są różne narody. Są elfowie, krasnoludy, jest Rohan, jest Gondor, i oni często toczyli wojny między sobą. Ale w momencie, kiedy nadciąga Zło, w momencie kiedy nadciąga Mordor, wtedy te wszystkie rasy, te wszystkie narody, te wszystkie państwa jednoczą się przeciwko nadciągającej inwazji”.

 

Faktycznie, to jest fantasy, gdy obrońcy „polskiej suwerenności” bratają się z nowymi Hitlerami i Stalinami (bo koledzy Winnickiego również Putina bardzo lubią). Męczy mnie tylko jedno pytanie: poseł wystąpił w Dreźnie jako elf czy jako krasnolud?

Ale to jeszcze nic. W poniedziałek prorządowy tygodnik „Do Rzeczy” pokazał na okładce tłum Polaków w kaftanach bezpieczeństwa ze sztandarami KOD-u, „Wyborczej” i partii opozycyjnych. Nie udało mi się zrozumieć, w jaki sposób oni trzymają te sztandary, skoro ręce mają związane (grafik z „Do Rzeczy”, sądząc po obrazku, też nie umiał sobie z tą zagwozdką poradzić). Okładka reklamowała znajdujący się w środku wywiad z psychiatrą Łukaszem Święcickim. Według niego miliony obywateli, którym nie podoba się nowa władza, zostały zarażone obłędem. Święcicki sugeruje, żeby te miliony leczyć elektrowstrząsami.

Tak się składa, że dzień wcześniej działacz PiS z Rzeszowa, Włodzimierz Nowak, napisał na Facebooku, że dobry występ polskiego piosenkarza na festiwalu Eurowizji mógł być sukcesem Szatana. Jego wpis – Nowaka, nie Szatana – polubiło trzech parlamentarzystów PiS (w tym posłanka Jolanta Szczypińska).

A we wtorek posłanka PiS Bernadeta Krynicka zażądała klauzuli sumienia dla fizjoterapeutów. Żeby mogli odmówić leczenia pacjentki z antykoncepcyjną wkładką domaciczną. Moim zdaniem to seksizm. Uważam, że klauzula sumienia powinna uwzględniać też pacjenta mężczyznę z prezerwatywą. Choćby miał ją tylko w kieszeni. I nie rozumiem, czemu prawo do odmowy miałoby przysługiwać jedynie fizjoterapeutom. Co z masażystami? Sumienie mają także manikiurzyści, pedikiurzyści i fryzjerzy. W ogóle na wszystkich sklepach i lokalach usługowych trzeba wywiesić napis: „Tylko dla katolików”. Wszędzie zapanuje sumienie.

Może nie fizjo-, ale jakaś terapia jest konieczna – myślałem sobie, oglądając Krynicką w telewizji. Wyglądała, jakby startowała w konkursie na Najbardziej Niepokojącą Minę Roku. Byłem pewien, że jej wystąpienia nic nie zaćmi. Byłem naiwny.

Bo w tym samym tygodniu rząd postanowił m.in.:
– pozbawić pomocy dzieci katowane przez rodziców (sprawa fundacji Dzieci Niczyje) i kobiety katowane przez mężów (sprawa Centrum Praw Kobiet);
– dać bardziej pobłażliwego prokuratora aferzyście Gawronikowi (podejrzanemu o zlecenie morderstwa);
– wyprostować Wisłę. To ostatnie byłoby zabójcze dla wodnych zwierzątek, ale PiS nie lituje się nawet nad bitymi dziećmi (jedynie nad bandziorem). Wyprostowanie Wisły podobno ma udrożnić rzekę dla transportu wodnego. Ja jednak czuję, że chodzi o sprawy bardziej ambicjonalne niż transportowe. Chodzi o to, żeby tzw. dobra zmiana miała efekty nieusuwalne. Żeby nie dało się już wymazać jej z oblicza ziemi, tej ziemi.

Równocześnie zaś minister Morawiecki porównał panią Clinton do dżumy i/lub cholery. A prezes Kaczyński oświadczył, że jej mąż powinien się leczyć psychiatrycznie. Czy też elektrowstrząsami?

Jednak nie natrząsajmy się… Przepraszam, użyję innego słowa: nie wyśmiewajmy się z prezesa. Jego wypowiedź była tylko reakcją na przykre słowa Billa Clintona, który powiedział, że Polska odchodzi od demokracji w stronę putinizmu. Przypuszczam, że inną odpowiedzią na te zarzuty miało być widowiskowe zatrzymanie Mateusza Piskorskiego (szefa małej, prokremlowskiej i powszechnie skompromitowanej partii Zmiana). „Aresztowali mnie – pomyślał Stirlitz. Ale po co? – pomyślał Stirlitz. Przecież wszyscy znają moje powiązania, nawet moje myśli – pomyślał Stirlitz”.

Faktycznie, ktoś tu słabo pomyślał. Bo przecież niepotrzebne są reakcje. Gołym okiem widać, że Clinton się myli: kwitną u nas demokratyczne obyczaje, a z Putinem nie mamy nic wspólnego. Najlepiej jest to widoczne we wspomnianym prorządowym tygodniku „Do Rzeczy”. Znajdą w nim Państwo nie tylko sugestię, żeby miliony przeciwników PiS-u pakować w kaftany i torturować prądem. Nieco dalej są trzy długie teksty o prokremlowskich nacjonalistach i neofaszystach z ONR. Na 9 stronach autorzy „Do Rzeczy” przekonują nas, jaka to rozsądna organizacja. I ilustrują te wywody zdjęciem ONR-owców z czarnym transparentem: „Miejsce lewicy jest na” (tu rysunek szubienicy).

A jeszcze ciekawiej brzmią ostrzeżenia Clintona, gdy sprawdzi się, skąd „Do Rzeczy” ma pieniądze. Pisałem o tym na początku tygodnia. Tych, którzy nie czytali, gorąco zachęcam do przeczytania.

Tak, proszę Państwa. Dużo się działo w tym tygodniu. Ale nic nie poruszyło mnie bardziej niż pewna artystka. Ulubiona reżyserka prezesa, Ewa Stankiewicz, powiedziała w Sejmie: „Polska jest krajem chrześcijańskim i katolickim. Być może to jest przykre dla niektórych z państwa, potomków – posłużę się tutaj terminem, który usłyszałam od polskiego historyka pochodzenia żydowskiego – terminem ‚pełniących obowiązki Polaka'”.

Powiedziała więc, że Polska jako całość ma tylko jedną religię, oczywiście katolicką. Że ci, którym ta religia jakoś się nie podoba, nie są prawdziwymi Polakami. Albo od jakichś nieprawdziwych Polaków pochodzą.

Tym samym do Niepolaków – tak ich nazwijmy – reżyserka zaliczyła m.in.: Mikołaja Reja (ojciec literatury polskiej), Jana Łaskiego, Andrzeja Frycza Modrzewskiego, Samuela Zborowskiego (ulubiony bohater wieszcza PiS, Rymkiewicza), Samuela Lindego (autor pierwszego słownika języka polskiego), Samuela Orgelbranda (twórca pierwszej polskiej nowoczesnej encyklopedii), Oskara Kolberga (pierwszy polski folklorysta), Józefa Piłsudskiego (bez komentarza), Stefana Żeromskiego, Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Juliana Tuwima, Brunona Schulza, Władysława Andersa, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Stanisława Lema, Józefa Hena, Jerzego Pilcha, a nawet Adama Małysza. I prawdopodobnie też Jana Kochanowskiego.

Cieszę się, że należę do takiego narodu. Do narodu Niepolaków, oczywiście.

Cieszę się, że nie należę do tego samego narodu co Ewa Stankiewicz.

Przynajmniej w jej rozumieniu.

premier

wyborcza.pl

 

http://opinie.newsweek.pl/opinia-komisji-europejskiej-o-praworzadnosci-w-polsce-przemowienie-szydlo,artykuly,386017,1.html

 

opowiadanie

http://www.dw.com/pl/die-welt-konserwatywna-rewolucja-partii-kaczy%C5%84skiego-znalaz%C5%82a-si%C4%99-w-impasie/a-19274316?maca=pl-Facebook-sharing

top21.05.2016