PiS, 16.06.2016

 

top16.06.2016

PiS idzie na NIK. Prokuratura chce uchylenia immunitetu Krzysztofowi Kwiatkowskiemu

Mariusz Jałoszewski, Agata Kondzińska, 16.06.2016

Krzysztof Kwiatkowski

Krzysztof Kwiatkowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Prokuratura domaga się uchylenia immunitetu prezesowi Najwyższej Izby Kontroli, by postawić mu zarzut przestępstwa urzędniczego. PiS raczej to poprze, ale Krzysztof Kwiatkowski funkcji szybko nie straci.

Wniosek katowicka prokuratura złożyła na początku czerwca i czeka on na podpis prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. To nie jest nowa sprawa. Podobny wniosek prokuratura złożyła w Sejmie już rok temu w związku z podsłuchiwaniem rozmów telefonicznych, m.in. Kwiatkowskiego, podczas których uzgadniał on, kto ma wygrać konkurs na stanowisko w Izbie. – Ty sobie szykuj kandydata na wicedyrektora – miał mówić prezes NIK do posła Jana Burego z PSL przed konkursem na wiceszefa delegatury NIK w Rzeszowie.

Konkurs wygrał były asystent Burego, a polityk PSL wysłał do Kwiatkowskiego SMS: „Panie prezesie, jak donoszą, zadanie wykonane”. Kwiatkowski bronił się, że konkursy przeprowadzono zgodnie z prawem i że nie odpowiada za „nadinterpretacje” jego rozmów.

W poprzedniej kadencji Sejmu PO nie zdecydowała jednak, co zrobić z wnioskiem prokuratury, bo uchylenia immunitetu szefowi NIK nie regulowały żadne przepisy. Dopiero niedawno PiS uchwalił w Sejmie przepisy o uchylaniu immunitetów prezesowi NIK i rzecznikowi praw obywatelskich. Weszły w życie w czerwcu.

I tak sprawa immunitetu Kwiatkowskiego wróciła. Wniosek prokuratury może być podpisany przez Ziobrę w najbliższych dniach. Wtedy dostanie go sejmowa komisja regulaminowa i spraw poselskich. – Nie ma żadnych decyzji. Będzie wniosek, to będziemy się zastanawiać – mówi Marek Opioła z PiS, wiceszef komisji.

W PiS panuje przekonanie, że Kwiatkowski immunitet straci. – Trudno, byśmy byli przeciw, jeśli wniosek podpisze nasz minister – mówi jeden z posłów PiS.

Sam Kwiatkowski odmawia komentarza. – Będzie sprawa w Sejmie, to się do niej ustosunkuję – mówi.

Jeśli Sejm uchyli mu immunitet, to nadal będzie mógł pełnić swoją funkcję. Bo ustawa o NIK przewiduje tylko pięć przypadków, w których można odwołać prezesa Izby: + gdy sam się zrzeknie stanowiska, + gdy z powodu choroby nie może pełnić funkcji, + gdy zostanie prawomocnie skazany za przestępstwo, + gdy złoży nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne lub + gdy Trybunał Stanu orzeknie wobec niego zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych.

Wśród polityków Platformy, z której wywodzi się Kwiatkowski, słychać, że szef NIK sam nie zrezygnuje. Będzie się bronił, bo po skończeniu kadencji w 2019 r. chciałby wrócić do polityki. – Wszystko zależy od tego, czy wytrzyma to psychicznie, bo będzie grillowany przez PiS. Ale moim zdaniem prokuraturze trudno będzie doprowadzić do skazania go w sądzie – mówi polityk PO.

Były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll podkreśla, że nie można bez powodów określonych w ustawie przerwać kadencji szefów instytucji wybranych przez Sejm. – Same zarzuty czy oskarżenie to za mało. Trzeba prawomocnego wyroku. Można by się jednak zastanowić nad zawieszaniem osób z zarzutami do czasu zakończenia procesu – mówi prof. Zoll. Wtedy prezesa mógłby zastępować wiceprezes.

Zobacz także

piSjednak

wyborcza.pl

 

Sejm pod butem Jarosława Kaczyńskiego. Posłowie muszą pracować pod rytm dnia prezesa PiS

Renata Grochal, Agata Kondzińska, 16.06.2016

Prezes PiS rządzi i dzieli - w Sejmie nie wydarzy się nic bez jego akceptacji. Na zdjęciu: Jarosław Kaczyński w otoczeniu najbliższych współpracowników z klubu PiS w Sejmie, 9 grudnia 2015 r.

Prezes PiS rządzi i dzieli – w Sejmie nie wydarzy się nic bez jego akceptacji. Na zdjęciu: Jarosław Kaczyński w otoczeniu najbliższych współpracowników z klubu PiS w Sejmie, 9 grudnia 2015 r. (JACEK MARCZEWSKI)

Wysokie kary dla posłów opozycji, pobłażliwość wobec PiS i układanie pracy pod rytm dnia prezesa. Tak działa obiecany przez PiS „pakiet demokratyczny” w Sejmie.

W kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński zapewniał, że PiS będzie szanował opozycję, wprowadzi nawet „pakiet demokratyczny”, który zapewni jej szerokie prawa. Ale PiS podporządkował sobie Sejm, a opozycję próbuje zmarginalizować.

Urządzając prezydium Sejmu, nie dał wicemarszałka PSL, z którym walczy o głosy na wsi, chociaż do tej pory wszystkie kluby miały przedstawiciela w prezydium. Nierzadko posiedzenia Sejmu rozpoczynają się dopiero około godz. 11, a nie jak w poprzedniej kadencji o 9. Chodzi o to, by zdążył na nie prezes PiS Jarosław Kaczyński, który – jak się zwierzył tabloidom – zasypia o trzeciej w nocy, bo do późna ogląda walki byków na rodeo i lubi pospać. Modne stały się nocne głosowania.

W styczniu, gdy prezes gościł na gali „Gazety Polskiej”, obrady Sejmu przesunięto z godz. 17 na 21. W smoleńskie miesięcznice obrady zaczynają się o 10, by posłowie PiS mogli się pomodlić w warszawskiej katedrze.

Stuk-puk laską o blat

PiS ma marszałka i dwóch wicemarszałków – jak żadna partia rządząca do tej pory. Chodzi o to, by zawsze mógł przegłosować opozycję, która też ma trzech wicemarszałków. Gdy jest remis w głosowaniu podczas obrad prezydium Sejmu, rozstrzyga głos marszałka. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński to zaufany współpracownik Jarosława Kaczyńskiego jeszcze z czasów jego pierwszej partii – Porozumienia Centrum. Jest na gorącej linii z Nowogrodzką, gdzie urzęduje prezes. Zawsze gdy w Sejmie dzieje się coś ważnego dla PiS, obrady prowadzi Kuchciński.

– Zapewne wynika to z parlamentarnego zwyczaju, ale chociaż raz chciałabym poprowadzić obrady w czasie głosowania. Jednak opozycyjni marszałkowie nie byli do tej pory w tym uwzględniani – mówi Barbara Dolniak, wicemarszałek z Nowoczesnej. W prezydium odpowiada za interpelacje poselskie. Joachim Brudziński (PiS) rozlicza posłów z nieobecności. Ryszard Terlecki (PiS) jest od kontaktów z ambasadorami. Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) wydaje posłom zgodę na używanie paszportów dyplomatycznych. Stanisław Tyszka (Kukiz’15) do tej pory odpowiadał za komisję socjalną. Teraz czeka na nowy przydział, bo naraził się posłom, m.in. nie chcąc dać pieniędzy na koszulki sportowe.

PiS obsadził swoimi ludźmi Biuro Analiz Sejmowych, do którego posłowie zwracają się o opinie prawne przy pracy nad ustawami. Jego szefem został Michał Warciński, który przekonywał, że prezydent nie powinien zaprzysięgać trzech legalnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Politycy rządzącej partii wymienili też redakcję „Przeglądu Sejmowego”, pisma naukowego wydawanego przez parlament. Zasiadali w niej sędziowie, którzy w grudniu upominali się, by PiS przestrzegał konstytucji.

Kuchciński dba o interesy PiS. Często daje więcej czasu na wypowiedzi obozowi Zjednoczonej Prawicy niż posłom opozycji. W debacie podsumowującej osiem lat rządów PO-PSL politycy PiS oskarżali poprzedników przez 10 godzin, a posłowie PO i PSL na obronę dostali niespełna 50 minut, i to dopiero wieczorem, już po serwisach informacyjnych.

W PO mówią, że PiS bardzo pilnuje przekazu w mediach. Najchętniej wyrugowałby w ogóle opozycję z relacji z obrad Sejmu. Kuchciński przerywa wystąpienia posłów opozycji, gdy wychodzą na sejmową mównicę, wyłącza im mikrofon, odbiera głos i wyklucza z obrad. Marszałek zasłania się wtedy paragrafami z regulaminu Sejmu i zarzuca posłom, że nie zgłaszają wniosku formalnego. Ale od lat posłowie wszystkich opcji trochę naciągają regulamin, by jak najdłużej mieć głos. Do tej pory marszałkowie byli jednak bardziej tolerancyjni.

Sejm pod rządami PiS krytykuje nawet Piotr Liroy, poseł Kukiz’15. W debacie nad projektem ustawy o mediach narodowych mówił: „Możecie oczywiście procedować tak jak zawsze, na zasadzie: stuk-puk laską w podłogę, Sejm, Sejm wyraża zgodę. Ale, proszę państwa, to bez nas, naprawdę bez nas”.

Kuchciński trzyma krótko nie tylko opozycję. Pozamykał część korytarzy, by dziennikarze niepotrzebnie nie niepokoili jego i posłów. Zrezygnował z konferencji prasowych, które otwierały każde posiedzenie w poprzedniej kadencji. Nie udziela też wywiadów.

Czemu prezes rusza żuchwą

W ciągu siedmiu miesięcy Kuchciński zdążył już ukarać karami finansowymi za „niesubordynację” dwóch posłów PO. W poprzedniej kadencji przez całe cztery lata były tylko dwie kary dla posłów Armanda Ryfińskiego i Jarosława Gromadzkiego (kary wyniosły odpowiednio jedną czwartą i połowę miesięcznego uposażenia).

Najwyższą karę w tej kadencji, czyli prawie 5 tys. zł (odebranie połowy miesięcznego uposażenia wynoszącego prawie 9,9 tys. zł), dostał Tomasz Lenz (PO). Protestował przeciwko nieoczekiwanemu poszerzeniu porządku obrad o wybór kandydata PiS prof. Zbigniewa Jędrzejewskiego na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Lenz podniesionym głosem mówił, że żenujący kryzys wokół TK trwa od kilku miesięcy.

– Mówimy o wrogach ze Wschodu i Zachodu, podczas gdy sami jesteśmy wrogami własnej ojczyzny, prowadząc w taki sposób debatę – argumentował. Kuchciński najpierw wyłączył mu mikrofon, później wykluczył go z obrad, a na koniec zaproponował na prezydium Sejmu karę finansową. Wcześniej 2,5 tys. zł kary dostał poseł Michał Szczerba (także PO) za przekroczenie czasu wypowiedzi. Jemu również Kuchciński wyłączył mikrofon i kazał opuścić sejmową mównicę.

– PiS obiecywał w kampanii pakiet demokratyczny, a mamy białoruskie standardy. Tak wysokie kary finansowe służą temu, by zastraszyć posłów opozycji i zamknąć im usta – mówi nam Lenz. Dodaje, że poprzedni marszałkowie Sejmu, mimo że obsadzani przez partię rządzącą, zawsze próbowali zachować dystans wobec wszystkich partii, a Kuchciński nie próbuje nawet stwarzać pozorów bezstronności.

– Marszałek Kuchciński przez całe obrady jest w kontakcie wzrokowym z Jarosławem Kaczyńskim. Jak prezes poruszy żuchwą czy kiwnie palcem, to on zaczyna ograniczać wypowiedzi parlamentarzystom. Chodzi o to, żeby nie pokazywały ich media, bo PiS jest bardzo na to czuły. Najbardziej pasowałby im Sejm niemy – mówi Lenz.

Poseł odwołał się od decyzji o karze finansowej, ale odwołania rozpatruje także prezydium Sejmu. Do dziś nie ma decyzji.

Rzecznik klubu PiS Beata Mazurek uważa, że posłowie opozycji przesadzają: – Regulamin Sejmu obowiązuje wszystkich i powinien być przestrzegany. Posłowie opozycji za wszelką cenę chcą zaistnieć, zwłaszcza w czasie telewizyjnych transmisji obrad. W przeciwieństwie do poprzedniej kadencji opozycja ma teraz ogromną swobodę wypowiedzi, ale wszystko to powinno się odbywać zgodnie z regulaminem.

Wysokie kary finansowe wobec posłów opozycji stosowano także na Węgrzech Viktora Orbána, na którym wzoruje się Kaczyński. W maju Europejski Trybunał Praw Człowieka skazał Węgry za złamanie swobody wypowiedzi posłów opozycji, uznając, że sankcje na parlamentarzystów mogą być nakładane, ale powinni oni móc się odwołać.

Srogi dla opozycji Kuchciński na obelgi kierowane do politycznych przeciwników przez posłów PiS jest mniej wyczulony. Nie uciszał partyjnych kolegów, gdy na mównicę próbowała wejść Agnieszka Pomaska (PO), a z ław PiS dochodziły krzyki: „Siadaj, wstrętna babo!”, „Zejdź z tej mównicy, bo ja ci zaraz pomogę!”.

Wrzutki i esemesy

Zwyczajem tej kadencji stało się zaskakiwanie opozycji, ale także posłów PiS projektami wpisywanymi w ostatniej chwili do porządku obrad. Tak było z tzw. pomostową ustawą medialną, gdy okazało się, że planowana opłata audiowizualna zawarta w projekcie ustawy medialnej wymaga notyfikacji Komisji Europejskiej. Podobnie z ustawą „naprawczą” o Trybunale Konstytucyjnym czy zmianami w ustawie o służbie cywilnej, która umożliwiła PiS wymianę kadr w urzędach.

– To Kaczyński decyduje, czym się będzie zajmował Sejm, stąd te wrzutki w ostatniej chwili. Gdy trzeba coś przyjąć, dzwonią do Kuchcińskiego z Nowogrodzkiej, a on uzupełnia porządek obrad – mówi szef klubu PO Sławomir Neumann.

PiS dba o dyscyplinę w klubie, bo przewaga koalicji jest skromna. Zjednoczona Prawica ma 234 posłów, może też liczyć na dwa głosy posłów niezrzeszonych i trzyosobowe koło Kornela Morawieckiego. – Przed każdym posiedzeniem dostajemy ponaglające esemesy, że obecność na posiedzeniach jest obowiązkowa. Jak widać, to skutkuje, bo w pierwszej setce posłów z najwyższą frekwencją podczas głosowań tylko jeden jest spoza PiS – mówi polityk tej partii.

Zobacz także

sejm

wyborcza.pl

Rząd chce jednocześnie budować Dolinę Krzemową i utrzymywać Dolinę Węglową. Ze wskazaniem na to drugie

Michał Olszewski, 15.06.2016

Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia na konferencji Impact'16 4.0 Economy w Krakowie

Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia na konferencji Impact’16 4.0 Economy w Krakowie (fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta)

W środę rząd Prawa i Sprawiedliwości wysłał dwa wykluczające się wzajemnie komunikaty.

Najpierw, w Krakowie, Jarosław Kaczyński zakomunikował podczas Kongresu Nowej Gospodarki Impact16 4.0 Economy, że Polska wkracza w erę czwartej rewolucji przemysłowej. Padły znane zaklęcia o kreatywności i innowacjach. Konkretów nie było, ważniejsze jest jednak co innego – prezes PiS dał zielone światło dla pomysłów, z jakimi do władzy przyszli Mateusz Morawiecki i Jarosław Gowin. Chcą informatyzacji, społeczeństwa mobilnego, start-upów i polskich Dolin Krzemowych, a Jarosław Gowin powiedział nawet 11 czerwca PAP, że powinniśmy inwestować w odnawialne źródła energii.

W tym samym czasie w Warszawie minister energii Krzysztof Tchórzewski otwierał obrady Okrągłego Stołu Energetycznego. Tu usłyszeliśmy starą śpiewkę. Minister znowu straszył Polaków odnawialnymi źródłami energii. Na całym świecie OZE są podstawowym elementem gospodarki innowacyjnej, ważniejszym niż smartfony i najbardziej sprytne choćby aplikacje – zasoby paliw kopalnych kurczą się, więc nowoczesne gospodarki uciekają od ropy i węgla. Wbrew ostrzeżeniom sceptyków rośnie ilość energii z wiatru i słońca, górnictwo na świecie przeżywa głęboki kryzys. Dla Tchórzewskiego jednak OZE pełnią funkcję straszaka, który ma uzasadniać kolejne inwestycje w gospodarkę węglową. Powołanie Polskiej Grupy Górniczej, która ma utrzymać status quo, jest tego koronnym dowodem. Co więcej, w marcu tego roku minister oznajmił, że chciałby, aby w gospodarstwach domowych zużycie energii wzrosło dwukrotnie. To podejście dobre, gdy jest się rzecznikiem prasowym koncernu energetycznego, ale z nowoczesnością nie ma nic wspólnego. Cały świat woła bowiem: „Oszczędzać!”. Bez oszczędzania kryzysu paliwowego nie unikniemy.

Do tego dodajmy ewidentny atak na ustawę o OZE. Nowelizacja proponowana przez posłów PiS ma na celu zduszenie powstającego właśnie rynku drobnych producentów zielonej energii, tzw. prosumentów. Są oni solą w oku dużych graczy energetycznych, którzy korzeniami tkwią jeszcze w odchodzącym w przeszłość modelu tzw. energetyki wielkoskalowej. Rząd ich wspiera, silna energetyka konwencjonalna zapewnia bowiem spokojną przyszłość sektorowi górniczemu.

Samo ministerstwo jest zresztą niekonsekwentne. W „Wyborczej” napisaliśmy, że Ministerstwo Energii przygotowuje rozporządzenie, które ma wyeliminować z rynku najgorsze rodzaje węgla. Jak uwierzyć w skuteczność takich działań, jeśli jednocześnie minister wyraża głęboką nieufność do odnawialnych źródeł energii, które przynajmniej częściowo powinny zastąpić miały i muły węglowe?

Widać tu sprzeczność albo grę na różnych instrumentach. W Krakowie opowiemy o IV rewolucji, w Warszawie uspokoimy górników. Na razie fakty wskazują, że rząd chce jednocześnie budować Dolinę Krzemową i utrzymywać Dolinę Węglową. Ze wskazaniem na to drugie.

Zobacz także

wśrodę

wyborcza.pl

 

Ignorancja Ziobry jest zatrważająca

Beata Basińska, 09.06.2016

Zbigniew Ziobro powinien oddać mandat?

Zbigniew Ziobro powinien oddać mandat? (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jestem zbulwersowana i nie wiem, czy nie złożę zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poprzez naruszenie moich uczuć religijnych, choć wiem, że to byłoby bezcelowe

Chciałam wyrazić swoje najwyższe oburzenie dotyczące wczorajszej wypowiedzi Ziobry, kiedy przekazywał swoje 500+ dla chłopca niepełnosprawnego.

Otóż ignorancja Ziobry jest zatrważająca, albowiem werset którym się posłużył z Ks. Mt. 10,8 – „…darmo wzięliście, darmo dawajcie ” – dotyczy mocy Bożej, mocy Ducha Św. w odniesieniu do darów duchowych, których udziela Jezus dla ludzi wierzących, a z całą pewnością nie dotyczy to w tym kontekście dawania pieniędzy. Dokładnie Słowo Boże brzmi: „Chorych uzdrawiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trędowatych oczyszczajcie, demony wyganiajcie; darmo wzięliście, darmo dawajcie ”.

Jestem zbulwersowana i nie wiem, czy nie złożę zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poprzez naruszenie moich uczuć religijnych. Choć doskonale wiem, że to byłoby bezcelowe, ponieważ uniewinnia się, a postępowania wszczęte umarza tylko dla „pisowców”.

Natomiast mogę powiedzieć z całą pewnością, że Biblia również mówi o „pisowcach” w Słowach Pana Jezusa: „Plemię Żmijowe, jak długo jeszcze będę was znosił”. [Mt 12,34-35: „Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście?…”]

I to jest mowa o faryzeuszach, jakimi są PIS-owcy, oni już odebrali swoją nagrodę.

ignorancja

wyborcza.pl