Sadurski, 07.04.2016

 

doTakich

 

TVP nie pokazała „Pegaza”. „Komisarze TVPiS wyrzucili w kosmos program”

Magda Piekarska, Natalia Szostak, 07.04.2016

Pegaz

Pegaz (Fot. mat. pras.)

W środę, 6 kwietnia, jednym z tematów telewizyjnego „Pegaza” miał być „Hymn narodowy”, spektakl legnickiego Teatru Modrzejewskiej. Jednak widzowie, którzy usiedli przed telewizorami o 22.45, zamiast „Pegaza” zobaczyli dyskusję o imigrantach.
 

Widzowie TVP Kultura nie obejrzeli debaty o przedstawieniu Przemysława Wojcieszka, ani o innych tematach tego zarejestrowanego w poniedziałek w telewizyjnym studio programu (książce Michała Łuczewskiego „Odwieczny naród. Polak i katolik z Żmiącej” czy spektaklu „Ojczyzna” Justyny Sobczyk) – tego wieczoru „Pegaz” prowadzony przez Agnieszkę Szydłowską i Marka Horodniczego w ogóle się nie pojawił na antenie. Rano nieaktywny był także profil programu na Facebooku.

O komentarz poprosiliśmy Aleksandrę Gieros-Brzezińską, rzeczniczkę prasową TVP. Po kilku godzinach dostaliśmy maila z jednozdaniowym komunikatem: „Odcinek nie został wyemitowany z przyczyn technicznych”. Tym samym rzeczniczka potwierdziła wcześniejsze informacje, które przekazała nam redakcja TVP Kultura. Nikt jednak nie był w stanie powiedzieć, dlaczego profil „Pegaz TVP” zniknął z Facebooka. W redakcji TVP Kultura dowiedzieliśmy się, że i w tym przypadku zadecydowały „przyczyny techniczne”. Po naszej rozmowie profil został ponownie opublikowany. Nie znajdziemy na nim jednak żadnych informacji dotyczących przyczyn braku emisji wczorajszego programu.

Jednak ani twórcy „Hymnu”, ani dyrektor legnickiego Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb nie mają wątpliwości: temat przedstawienia okazał się zbyt kontrowersyjny jak na potrzeby telewizji prezesa Jacka Kurskiego. „Hymn” to przedstawienie w reż. Przemysława Wojcieszka – opowieść o Polsce podzielonej między KOD-owców a PIS-owców, w której straszą polityczne demony – m.in. Krystyna (Pawłowicz), z obsesją na punkcie homoseksualnego spisku niszczącego Polskę, czy Jarosław (Kaczyński), karmiący się nienawiścią swoich rodaków. Twórcy spektaklu nie opowiadają się po żadnej ze stron budowanej w poprzek Polski barykady, dostaje się w nim także opozycji.

Jacek Głomb: – „Hymn” to nie manifestacja, agitka, czy plakat polityczny, ale spektakl teatralny, mocna wypowiedź o współczesnej, podzielonej Polsce.

Na Facebooku pisze: „W poniedziałek reżyser i dwoje aktorów pojechali do Warszawy i odbyli kulturalne spotkanie, bo przecież nowa telewizja jest bardzo otwarta na kulturę. A potem przyszli komisarze TVPiS i wyrzucili CAŁY odcinek „Pegaza”. To nie nożyce cenzora, ale wyrzucenie w kosmos CAŁEGO programu. Zaiste, dobra to zmiana”.

To redakcja „Pegaza” zabiegała o wizytę twórców spektaklu w studiu. Na prośbę TVP Kultura sporządzono zapis wideo „Hymnu” – zarejestrowano go z dwóch kamer i zmontowano po niedzielnej premierze. Do Warszawy pojechali reżyser i dwójka odtwórców głównych ról – Bogdan Grzeszczak (gra Zbigniewa, legendę opozycji, o którego zabiegają dwie strony politycznej barykady) i Emilia Piech (współautorka tekstu „Hymnu”, grająca Alicję, przedstawicielkę KOD-u, która próbuje uwieść Zbigniewa „dla sprawy”).

Na prośbę twórców programu aktorzy mieli zaimprowizować krótką scenkę na motywach przedstawienia. Najpierw zaczęli rozmawiać o współczesnej Polsce – tu zareagowała redaktorka wydania, tłumacząc, że to nie przejdzie. W zamian odpowiadali na zadane pytanie: jakie były ich odczucia, kiedy Wojcieszek zapropnował im współpracę. Powiedzieli, że na początku tekst wydał im się zbyt jednowymiarowy, ale w miarę pracy zawarte w nim tematy uległy pogłębieniu.

Potem nastąpiła debata z udziałem gości. – Było bez żadnych napastliwych pytań, tym bardziej dziwi mnie, że program spadł – mówi Wojcieszek. – O spektaklu mówiłem ogólnie, więcej o wyimaginowanym strachu dyrektorów teatrów przed podejmowaniem podobnych, trudnych tematów. Mam wrażenie, że niczego kontrowersyjnego nie powiedziałem. Jeżeli taki rodzaj debaty nie przechodzi w publicznej telewizji, jest to dowód jej skrajnego upolitycznienia. Generalnie, smutne to było – wszyscy w studio spięci, jakby bali się wychylić i mieli poczucie, że stali się twarzami czegoś, czego kształt kompletnie od nich nie zależy. A „przyczyny techniczne”? To kłamstwo, można między bajki włożyć.

dlaczego

wyborcza.pl

 

Racja kościelna, racja publiczna. Polska PiS-u zmierza ku teokracji

Wojciech Sadurski prawnik, 07.04.2016

Racje kościelne, religijne nie powinny być decydujące w kwestiach zarządzania państwem

Racje kościelne, religijne nie powinny być decydujące w kwestiach zarządzania państwem (Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta)

Gdy jedynym uzasadnieniem, podawanym na rzecz danego prawa, są argumenty czysto religijne – prawa takie nie mają racji bytu w państwie demokratycznym.
 

Abstrahując na chwilę (ale tylko na chwilę!) od drakońskiej i okrutnej treści proponowanej obecnie ustawy antyaborcyjnej, zwróćmy uwagę na coś jeszcze ważniejszego. Oto Kościół i zbliżeni do niego politycy i publicyści przekroczyli granicę, którą dotychczas starali się respektować, gdy argumentowali o konieczności prawa antyaborcyjnego, opierając się na retoryce moralnej.

Dziś – zapewne rozzuchwalony władzą ostentacyjnie rozmodloną i mającą polityczny dług do spłacenia – Kościół nie kryje się z żądaniami zmiany prawa stanowionego na podstawie kategorii i dogmatów wyłącznie religijnych.

Państwo, w którym prawo dotyczące wszystkich stanowione jest zgodnie z nakazami dominującej religii, nazywa się teokracją – i w takim kierunku Polska PiS-u zmierza. Jeśli parlamentarzyści i prezydent zaakceptują żądania Kościoła, oznaczać to będzie, że przyjmują prymat religii nad prawem państwowym. Będzie to już kolejna zmiana ustroju konstytucyjnego bez formalnej zmiany konstytucji, na której wierność parlamentarzyści i Andrzej Duda przysięgali. Politycy PiS-u, tacy jak poseł Ryszard Terlecki, prześcigający się w zapewnianiu, że nakazy Kościoła są dla nich wiążące, za nic mają granicę dzielącą państwo demokratyczne od kościelnego i sprzeniewierzają się swemu mandatowi.

W ostatnią sobotę kardynał Kazimierz Nycz wsparł absolutny zakaz aborcji odwołując się do zasady świętości życia: „Każde życie jest święte – i głęboko upośledzonego, i geniusza”. Ale pojęcie świętości jest pojęciem czysto religijnym, bez znaczenia dla człowieka niewierzącego: może je rozumieć, ale nie odgrywa ono żadnej roli w jego etyce. W etyce świeckiej można mówić o wielkiej wartości życia, być może nawet absolutnej – ale „świętość” nie jest pojęciem animującym etykę niereligijną.

Swą koncepcję świętości życia kardynał Nycz zobrazował opisem początku życia: „Nie człowiek, ale Bóg daje życie, współpracując z rodzicami”. Wersja poczęcia, w której Istota Najwyższa „współpracuje” z uczestnikami aktu seksualnego, jest koncepcją czysto religijną, dla człowieka niewierzącego mającą taki sam status jak np. wierzenia w bociany przynoszące dzieci. Ma to więc charakter bajki – której należy się szacunek, jeśli jacyś ludzie w nią wierzą i jest dla nich ważna. Ale tylko tyle. Nie może być argumentem uzasadniającym obowiązywanie prawa wiążącego wszystkich.

Swoją drogą interesujące jest, czy ta Istota Najwyższa „współpracuje” też w poczęciu w wyniku gwałtu lub kazirodztwa – bo przecież Kościół chce zmuszać kobiety do donoszenia także tych ciąż.

By rozwiać wątpliwości, że chodzi mu o prawo obowiązujące wszystkich, a nie tylko o religijne nakazy skierowane do katolików, kardynał Nycz dodał: „Mówiąc o świętości życia, musimy mieć na myśli wszystkich. Owszem, jest potrzebne stanowione prawo – i tego Kościół zawsze się będzie domagał”. Trudno o jaśniejsze wyłożenie idei państwa katolickiego.

Istnieje w demokratycznej teorii politycznej pojęcie „racji publicznej”. Oznacza ono, że tylko takie prawa mają legitymację, a zatem są prawowite i należy im się posłuch, które oparte są na argumentach, jakie mogą być zaakceptowane przez wszystkich. Z kolei prawa oparte na racjach „niepublicznych”, czyli takich, które z samej swojej natury są zrozumiałe i akceptowalne tylko dla niektórych, nie mogą sobie rościć legitymacji do wiązania tych, którzy nie mają powodu, by te racje przyjąć za swoje.

Do takich racji „niepublicznych” należą racje czysto religijne. Gdy jedynym uzasadnieniem, podawanym na rzecz danego prawa, są argumenty czysto religijne – prawa takie nie mają racji bytu w państwie demokratycznym. Nie są prawowite; nie mają legitymacji do zobowiązywania osób niereligijnych; nie należy im się posłuch, gdyż łamią podstawową umowę społeczną między państwem a obywatelami.

Są natomiast czymś zupełnie naturalnym w państwie wyznaniowym, w teokracji.

Wojciech Sadurski – jest obecnie profesorem gościnnym na wydziale prawa Uniwersytetu Nowego Jorku

Zobacz także

racja

wyborcza.pl