Kijowski, 10.05.2016

 

Vatican Insider: Polska zamykając się na uchodźców, grzebie dziedzictwo Jana Pawła II

 CiFrqbzWkAA1iXS
mw, pap, 10.05.2016
Papież Franciszek wita syryjskich uchodźców na rzymskim lotnisku Ciampino

Papież Franciszek wita syryjskich uchodźców na rzymskim lotnisku Ciampino (POOL / REUTERS / REUTERS)

– Polska zamykając się przed uchodźcami „grzebie” dziedzictwo nauczania Jana Pawła II – pisze włoski watykanista Andrea Tornielli w portalu dziennika „La Stampa”, Vatican Insider. Tekst ukazał się trzy dni przed wizytą premier Beaty Szydło u papieża Franciszka.
 
„Biskupi i teolodzy czerpią pełnymi garściami z dokumentów świętego Jana Pawła II na temat rodziny, ale jest duża część nauczania, która popadła w zapomnienie, przede wszystkim w jego ojczyźnie” – podkreśla jeden z najbardziej znanych włoskich watykanistów, autor książek o kilku pontyfikatach i wywiadu-rzeki z papieżem Franciszkiem.

„Zamknięcie wobec migrantów i uchodźców okazywane przez rząd Beaty Szydło, sympatyzującej z węgierskim chrześcijaninem Viktorem Orbanem i członkini partii Jarosława Kaczyńskiego, pokazuje, jak dziedzictwo pierwszego papieża pochodzącego z Europy wschodniej zostało pospiesznie odłożone i zapomniane” – ocenia Andrea Tornielli.

Przypomina, że począwszy od lat 80. polski papież zapisał wiele „ważnych stronic” na temat zjawiska migracji i jego przyczyn. Watykanista przywołuje tekst Jana Pawła II z 1986 roku o tym, że w państwie prawa ochrona rodzin, zwłaszcza tych migrantów i uchodźców, doświadczających dodatkowych trudności, powinna stanowić „nienaruszalny priorytet”.

W 1988 roku polski papież pisał o milionach uchodźców, którzy stracili domy, pracę, rodzinę i ojczyznę z powodu wojen, katastrof naturalnych, prześladowań i dyskryminacji. Następnie zachęcił wszystkich do refleksji i działania na rzecz usunięcia przyczyn migracji.

Po upadku Muru Berlińskiego Jan Paweł II apelował o to, aby migranci nie wyznający religii chrześcijańskiej byli przyjmowani przez chrześcijan w sposób serdeczny i bezinteresowny. Odnotował też zjawisko zamykania granic oraz fakt, że społeczeństwa, do których przybywają migranci, oferują im mało miejsca oraz najbardziej męczącą i najgorzej opłacaną pracę. W rezultacie, zauważył, pozostają oni zawsze ubodzy pod względem praw, bezpieczeństwa i szans na awans społeczny oraz zawodowy, dla samych siebie i swoich dzieci. Wierzący, wskazywał papież, w poczuciu sprawiedliwości i należytej solidarności taką sytuację odrzuca i walczy z nią.

Tornielli przywołał także apele Jana Pawła II o zwalczanie ksenofobii, rasizmu i postaw zamknięcia. Przypomniał, że polski papież wzywał, by nikt nie był obojętny wobec warunków, w jakich żyją migranci.

„Takie stanowisko – dodaje watykanista – zostało zapomniane w ojczyźnie Karola Wojtyły. Niekiedy zostało ono „zapomniane umyślnie” przez tych, którzy „także w Kościele chcieliby przedstawić słowa następcy, Franciszka, jako absolutną nowość” – konstatuje opiniotwórczy portal Vatican Insider.

Zobacz także

polskaZamykając

wyborcza.pl

 

9 maja 1794 – w czasie insurekcji kościuszkowskiej w Warszawie wykonano wyroki śmierci przez powieszenie na przywódcach konfederacji targowickiej: kasztelanie sądeckim Józefie Ankwiczu, biskupie inflancko-piltyńskim Józefie Kazimierzu Kossakowskim, hetmanie wielkim koronnym Piotrze Ożarowskim i hetmanie polnym litewskim Józefie Zabielle.

Poseł PiS straszy opozycję szubienicami. „Baczcie, by historia nie zatoczyła koła”

AB, 10.05.2016

Janusz Szewczak, lubelski poseł PiS i główny ekonomista SKOK

Janusz Szewczak, lubelski poseł PiS i główny ekonomista SKOK (Fot. Przemek Wierzchowski/ Agencja Gazeta)

1. Janusz Szewczak to lubelski poseł PiS i główny ekonomista SKOK
2. W felietonie przekonuje, że „warto przypomnieć lekcję polskiej historii”
3. Poseł nawiązuje do wieszania „zdrajców i sprzedajnych posłów”

„Tym, którzy dziś tak ochoczo chcą obalenia legalnego – polskiego rządu i obcej pomocy, a nawet i interwencji się dopraszają (…) warto przypomnieć lekcję polskiej historii. I dzień 9 maja 1794, kiedy to równo 222 lata temu na Rynku Starego Miasta w Warszawie stanęły szubienice dla zdrajców i sprzedajnych posłów” – pisze Szewczak, nawiązując do wypowiedzi Janusza Piechocińskiego i Jacka Żakowskiego.

„Taki był haniebny koniec Targowickiej Zdrady i jej autorów. Baczcie, więc Panowie Nowocześni, by historia nie zatoczyła koła i by polski lud ponownie nie musiał wymierzać historycznej sprawiedliwości. Zdrajcy, którzy zawiśli na Rynku Starego Miasta też byli majętni, ustosunkowani, pełni zaszczytów i poparcia na obcych dworach, ważniejszych nawet od Brukseli – dziś. Można bowiem być popularnym i w centrum uwagi i wydarzeń, nie zdając sobie sprawy z roli błazna po środku areny cyrkowej” – dodaje poseł.

Całość jego felietonu można przeczytać tutaj >>>

Na koniec główny ekonomista SKOK dodaje, że „warto też czytać transparenty kibiców Legii – zwłaszcza ten z ostatniej niedzieli.”. Przypomnijmy: podczas niedzielnego meczu z Piastem Gliwice na trybunie najzagorzalszych fanów Legii Warszawa pojawił się transparent o treści „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”.

To jasne odniesienie do wydarzeń z ubiegłego poniedziałku, kiedy w trakcie finału Pucharu Polski część obecnych na meczu wygwizdała prezydenta Dudę.

posełPiS

CiFrNRwXAAA2aL9

gazeta.pl

 

 

10.05.2016, 08:40

Kijowski: Słyszałem, że dzisiaj mamy zarząd PO. Być może coś to zmieni

Mateusz Kijowski w Kontrwywiadzie RMF na stwierdzenie Konrada Piaseckiego, że na sobotnim marszu to Ryszard Petru namawiał do wspólnej koalicji, a Grzegorz Schetyna wydawał się być wycofany, stwierdził:

„Ale widziałem też zmiany w postawach [Grzegorza Schetyny]. Widziałem głosy innych liderów PO. Słyszałem Grzegorza Schetynę, właśnie w „Faktach po faktach”, gdzie już co innego mówił. Pewne długofalowe idee wymagają czasami przemyślenia, uzgodnienia, przedyskutowania na forach kierowniczych. Dzisiaj mamy – zdaje się – zarząd PO, z tego co słyszałem. Podejrzewam, że tam też będzie dyskusja na ten temat. Być może coś to zmieni”

08:29

Kijowski: Schetyna dopuszcza możliwość startu ze wspólnych list, o czym w ogóle nie było rozmowy

Jak mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:

„W koalicji KRWD jeszcze nie ma Platformy. Z naciskiem na jeszcze. Wiem, że toczą się dyskusje w środku. Te sygnały, które wychodzą… Grzegorz Schetyna w sobotę w „Faktach po faktach” mówi, że dopuszcza możliwość startu ze wspólnych list, o czym w ogóle na razie nie było rozmowy. Te deklaracje możliwości współpracy idą coraz dalej. Jestem przekonany, że dojdziemy do współpracy”

W sytuacji, w której by doszło do konieczności stworzenia szerokiego ruchu prodemokratycznego, żeby odzyskać demokrację, wrócić na ścieżkę obrony praw obywatelskich, być może będziemy musieli pomagać dogadać się politykom, ale na pewno nie będziemy wchodzili do koalicji. W KWRD nie jesteśmy członkiem, tylko patronem, moderatorem – mówił lider KOD, dodając, że wyobraża sobie możliwość, że ugrupowania, które wstąpiły do KWRD, wystawiają wspólne listy.

300polityka.pl

KOD boi się szykan. W rodzinnym mieście Szydło przeciwnicy niszczą banery i obrzucają jajkami

Rozmawiał Łukasz Grzesiczak, 10.05.2016

Marcin Gębus, lider KOD w Brzeszczach, rodzinnym mieście premier Szydło

Marcin Gębus, lider KOD w Brzeszczach, rodzinnym mieście premier Szydło (Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)

– Spotykamy się z wulgarną agresją. W Brzeszczach poleciały w nas jajka. Nasi przeciwnicy niszczą nasze banery – mówi Marcin Gębuś, lider KOD w Brzeszczach, rodzinnym mieście premier Szydło.
 

ŁUKASZ GRZESICZAK: Na niedawnej demonstracji KOD w Oświęcimiu powiedział pan, że osoby odpowiedzialne za protesty boją się szykan ze względu na swoje zaangażowanie i niezgodę na łamanie prawa przez PiS. Co pan miał na myśli?

MARCIN GĘBUŚ: Ludzie się boją, szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie nie jest się anonimowym. Doświadczyłem tego podczas organizacji styczniowej demonstracji KOD w Brzeszczach, rodzinnej miejscowości premier Beaty Szydło.

To był pierwszy protest, potrzebowałem wsparcia. Na długo przed demonstracją poprosiłem o pomoc kolegę, który ma agregat prądotwórczy. Zależało mi na tym, by zajął się nim podczas wydarzenia. Miał siedzieć z tyłu, nikomu nie rzucać się w oczy i pilnować, by działał bez zarzutu. Kolega zgodził się pomóc. Do momentu, kiedy w lokalnych portalach w komentarzach pod informacją o naszym proteście wylał się niespotykany wcześniej hejt, najpewniej związkowców górniczych. W wieczór poprzedzający demonstrację kolega zrezygnował. Udostępnił sprzęt, ale nie chciał się pojawić na demonstracji. Tłumaczył, że świadczy usługi na rzecz kopalni i związków zawodowych. Bał się, że je straci.

Zna pan jakiś innych przypadek?

– Inny kolega – obaj, rozumie pan, chcą być anonimowi – jest bezrobotny i stara się o przyjęcie do pracy w kopalni. Kiedy podczas demonstracji w Brzeszczach pojawiła się ekipa dziennikarzy Polsatu News, prosił, by nie był filmowany. Bał się, że jak go zobaczą w telewizji, to go nie przyjmą do pracy.

Na pierwszą demonstrację w Brzeszczach szły dwie koleżanki. Katarzyna jest z nami do dziś i zaangażowała się w działalność KOD, ale jej znajoma, kiedy zobaczyła kontrdemonstrację, przeczytała obraźliwe transparenty, wysłuchała obraźliwych haseł, zrezygnowała i poszła do domu.

Co usłyszała?

– Że jesteśmy oderwanymi od koryta komuchami, że nie jesteśmy Polakami, że zdradziliśmy Polskę i jesteśmy sługusami Brukseli. Spotykamy się z wulgarną agresją. W Brzeszczach w naszym kierunku ze strony kontrdemonstrantów poleciały jajka. Nasi przeciwnicy niszczą nasze banery zapraszające na demonstrację, które wiszą na płotach.

Wśród rodziny i przyjaciół zbierałem podpisy pod wnioskiem obywatelskim pod naszym projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wiele osób podpisywało, mimo że nie zgadzają się z naszymi działaniami, i mają do tego święte prawo. Jednak znalazły się i takie, które choć popierają nas całym sercem, bały się złożyć podpis. Tłumaczyły, że mają parę lat do emerytury, pracują w miejscu w jakimś stopniu uzależnionym od polityków. Bały się szykan.

Pan to rozumie?

– W kraju, w którym nieprzychylni władzy prokuratorzy i urzędnicy muszą być gotowi na alokację, a nawet zwolnienie, nie dziwi mnie, że ludzie się boją. Podczas ostatniej demonstracji w Oświęcimiu niektóre osoby zaangażowane w jej organizację poprosiły mnie o pozostanie anonimowymi. Dlatego na zakończenie współpracownikom podziękowałem, wymieniając tylko ich imiona. Taka jest rzeczywistość, z którą musi się liczyć KOD w mniejszych miejscowościach.

Zobacz także

poleciały

wyborcza.pl

 

„Fronda” o kobietach pisze z wykastrowanym mózgiem

Piotr Cieśliński, 10.05.2016

„Europa znosi gwałty bo jej kobiety są…wykastrowane !” – alarmuje „Fronda” (fronda.pl)

Internet robi sobie dziś wielką bekę z „Frondy”. Zasłużenie. Reklamujący się jako „największy portal konserwatywno-katolicki w Polsce” publikuje kuriozalny tekst pod tytułem „Europa znosi gwałty bo jej kobiety są…wykastrowane !” (ortografia oryginalna).
 

Jest to brawurowa krytyka tabletek antykoncepcyjnych oraz hormonalnej terapii zastępczej dla kobiet w okresie menopauzy. Wiadomo, z punktu widzenia religii katolickiej to grzech, ale anonimowemu autorowi tej publikacji to nie wystarcza,wytacza więc ciężkie działa – argumenty z dziedziny nauki.

Jego zdaniem antykoncepcja i spowodowana przez nią „dominacja estrogenów”, doprowadziły w ciągu ostatnich stu lat do prawdziwej degeneracji płci pięknej. Faszerowana hormonami współczesna kobieta staje się… „wycofana, nieśmiała, niezaradna, czuje lęk, traci orientację w terenie, jest nieodporna na stres, ma duże poczucie winy, staje się labilna emocjonalnie czasami choleryczka, z czasem pojawia się depresja, niechęć do życia, ma niewłaściwą ocenę sytuacji, jest niezdecydowana i bardzo zmienna”.

Nic dziwnego, że ma ” trudności z pójściem do pracy i utrzymaniem pracy, niskie poczucie własnej wartości, przykłada zbytnią wagę do ubioru i wyglądu”. A przede wszystkim ma „problem z właściwą oceną mężczyzn”, co bardzo często„doprowadza przyzwoitych mężczyzn do flustracji” (a gdy ta flustracja z nich fluśnie – chciałoby się tu dodać – to może być źle).

Współczesne dziewczyny z biustami napompowanymi sterydami lub tabletkami antykoncepcyjnymi”, stają się także aspołeczne. „Kiedyś kobiety miały chociaż Koła Gospodyń Wiejskich. Dziś nafaszerowane progesteronem nie potrafią się organizować.”

Co gorsza, „jeśli do estrogenu dołączymy progesteron w dużej ilości to kobieta może stać się straszną wyrachowaną „zdzirą” . Bywa również że one „wiją się jak wiewióry wokół wpływowych mężczyzn” albo stają się „służkami” w ręku„psychopatycznych podłych mężczyzn”.

A wszystko przez te progesterony, kortyzole i inne testosterony, albo substancje takie same „jak te, których używa się do chemicznej kastracji gwałcicieli i pedofilów.”

Autor tego bełkotu z pewnością także ma za mało pewnej substancji w organizmie. Stawiałbym na brak oleju w głowie. To się naukowo nazywa głupotą.

Zobacz także

beka

wyborcza.pl

 

Niestety, wizerunek prezesa Rzeplińskiego ucierpiał

Ewa Siedlecka, 10.05.2016

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński (ADAM STĘPIEŃ)

Poufne spotkania prezesa Trybunału Konstytucyjnego z „emisariuszem” Jarosława Kaczyńskiego sprawiają wrażenie, że szef sądu konstytucyjnego uczestniczy w politycznych negocjacjach.
 

Nawet jeśli prezes Andrzej Rzepliński nie oferował żadnego kompromisu i twardo stał na – jedynym możliwym z legalnego punktu widzenia – stanowisku, że władza ma po prostu wykonać wyroki Trybunału, to publiczność zobaczyła, że dał się wciągnąć w grę. I niekoniecznie musi przy tym rozumieć, jak niesłychanej presji polityków prezes TK od mniej więcej pół roku musi stawiać czoła.

Między Trybunałem a władzą wykonawczą i ustawodawczą nie ma chińskiego muru. Służby prawne zatrudnione w Biurze TK mogą opiniować projekty aktów prawnych dotyczących Trybunału. Mogą przygotowywać propozycje własnych rozwiązań. Prezes i wiceprezes TK mogą w tej sprawie służyć konsultacją – co w swojej opinii stwierdziła choćby Komisja Wenecka. Przed wydaniem wyroków w sprawach np. pociągających skutki dla budżetu państwa Trybunał zwraca się o opinię do Rady Ministrów, bo równowaga budżetowa jest wartością konstytucyjną.

Ale poufne rozmowy polityczne to co innego. To stwarza wrażenie, że prezes TK akceptuje „narrację” PiS, że w sprawie Trybunału mamy spór polityczny, który należy rozwiązać środkami politycznymi. I daje PiS-owi argumenty na rzecz twierdzenia, że prezes TK jest „politykiem”. Skoro siada do tajnych rozmów politycznych, to rzeczywiście wchodzi w tę rolę.

I na co panowie prezesi partii i Trybunału mogliby się umówić, skoro prezes Rzepliński nie ma nic politycznego do zaproponowania? A może ma? Jeśli tak, to byłoby to tym bardziej groźne: Trybunał nie może się wikłać w politykę bardziej, niż to wynika z faktu, że wiele spraw, które sądzi – ot, chociażby ostatnia, dotycząca zaskarżalności podziału na okręgi wyborcze – ma charakter ściśle polityczny.

Także sposób, w jaki prezes Rzepliński poinformował opinię publiczną o poufnych rozmowach z „emisariuszem” – nie oficjalnym komunikatem na stronie Trybunału, ale w wywiadzie, w tonie thrillera politycznego, w półsłówkach, półsugestiach, zasłaniając się poufnością – sprawia wrażenie, jakby uczestniczył w grze politycznej. Politycy mają interes, by go w nią wciągać, bo to mu odbiera wiarygodność. Ale jaki w tym interes Trybunału?

Także w sprawie listu od ministra finansów Pawła Szałamachy – z prośbą o milczenie do czasu wydania przez agencję Moody’s opinii o ratingu Polski – przeszarżował. Zupełnie wystarczyłoby wywieszenie go na stronie internetowej TK. Zabiegi, by spotkać się z ministrem na rozmowę na temat listu, też są mało zrozumiałe. Nie mówiąc już o tym, że samo zabieganie przez prezesa TK o spotkanie z jakimkolwiek ministrem jakoś uchybia powadze funkcji szefa sądu konstytucyjnego.

A na koniec kategorycznie i publicznie wyrażona przez prezesa Rzeplińskiego opinia, że nowy PiS-owski projekt ustawy o TK jest sprzeczny z konstytucją. To, że jest sprzeczny, wynika z wyroku Trybunału w sprawie tzw. ustawy naprawczej, z 9 marca. Ale to, że prezes TK mówi to publicznie, w sytuacji gdy niedługo Trybunał może dostać tę ustawę do oceny, daje politykom PiS okazję do kwestionowania jego prawa do sądzenia tej ustawy. I pretekst, by nie uznać, a więc nie opublikować wyroku wydanego z udziałem sędziego Rzeplińskiego.

Tymczasem jedyną, ale niezwykle ważną zaletą tego projektu PiS jest to, że umożliwia Trybunałowi jego osądzenie – a więc wyeliminowanie z niego niekonstytucyjnych przepisów – w trybie, który PiS mógłby uznać za prawomocny. Dzięki temu rozwiązałby się problem nieuznawania wyroków Trybunału. Projekt rozmyślnie zwalnia ustawę o TK z obowiązku czekania w kolejności wpływu na ocenę, TK mógłby go osądzić w składzie 11 sędziów, a w Trybunale jest potrzebna większość dwóch trzecich głosów za odrzuceniem jego niekonstytucyjnych rozwiązań.

Notabene sądzę, że to właśnie ten projekt PiS był tym, z czym na negocjacje przyszedł „emisariusz” prezesa Kaczyńskiego. Czego żądał w zamian? Skoro prezes odmówił, nie mogło być to nic zgodnego z prawem. W tym wypadku z wyrokami Trybunału.

Oczywiście najważniejsze jest, że prezes Rzepliński się nie zgodził. Ale w całej sprawie to jego wizerunek ucierpiał. A z nim wizerunek Trybunału. Prezes PiS jest politykiem i polityczne negocjacje nie przynoszą mu ujmy. Choć informacja, że jego „emisariusz” straszył możliwością odebrania sędziom stanu spoczynku – już tak.

Zobacz także

prezesRzepliński

wyborcza.pl