Czarny Protest, 24.10.2016

 

Płk Mazguła o obronie konstytucji

O „dobrej zmianie” zaczynają mówić przedstawiciele resortów siłowych. Śląscy policjanci wystosowali list do Beaty Szydło ws. pseudokibiców, czyli kiboli. Zajął w tej sprawie głos Mariusz Błaszczak, wg którego list ten jest natury politycznej. Istny Kubuś Puchatek: „Myślenie nie jest łatwe, ale można do niego się przyzwyczaić”

Czy do Błaszczaka można się przyzwyczaić? Każdy musi sobie na to pytanie odpowiedzieć. Masz w domu kogoś takiego, jak Błaszczak. Czy byś się przyzwyczaił?

To jest jeden resort siłowy, który mówi „dobrej zmianie” – nie tędy droga. Ważniejszy, a na pewno głośniejszy jest resort z ministrem Antonim Macierewiczem. Czy można przyzwyczaić się do Macierewicza, a zwłaszcza do jego Misiewicza? Acz ten ostatni to istny nieuk, jednak postanowił podciągnąć się w nauce w szkole u Rydzyka, która jest odpowiednikiem komuszych kursów markistowsko-leninowskich.

Do Macierewicza nie może się przyzwyczaić płk Adam Mazguła, który na wieść, iż przybudówka pisowska ministrowi obrony przyznała tytuł Patrioty Roku 2016, zapytał: „A jakiego państwa?”.

Płk Mazguła udzielił symtomatycznego wywiadu dla portalu naTemat.pl, taki Macierewicz powinien po nim poczuć, iż po plecach chodzą mu ciarki, podobnie prezes PiS, mimo że otoczył się szczelnym kordonem ochroniarzy.

Mazguła mówi o wojsku w kontekście „dobrej zmiany”: „Jak jednak już wcześniej apelowałem, nie może być tak, że demokracja wyłania władzę, która ją zniszczy. Obywatele musza być strażnikami demokracji, jeśli podstawowe mechanizmy jej ochrony zawiodą. Jeśli więc w przyszłości zostaną przez władzę przekroczone kolejne granice, w tym głównie te w atakach na konstytucję, może zdarzyć się różnie.”

Wojsko zatem miałoby być obrońcą konstytucji. Czyżbyśmy mieli w kraju władzę, jak w republice bananowej, którą może zmieść tylko resort siłowy? Tak było do niedawna w Turcji, ale Erdogan uprzedził wojskowych, inscenizując pucz.

Do Macierewicza przyzwyczaił się Jarosław Kaczyński. Nie łudźmy się, że go pozbędzie się z rządu za D’Amato, caracale, czy za zastęp Misiewiczów. Macierewicz ma misję stworzenia alternatywy wojskowej, gdy zawiodą rzeczywiści wojskowi (a zawiodą, jak zawodzą policjanci). Alternatywą jest Obrona Terytorialna. Tak je określa płk Mazguła: „Te siły nie są związane żadnymi przysięgami, ani żadnymi mechanizmami blokującymi. To w zasadzie luźny związek przeróżnych organizacji paramilitarnych z Antonim Macierewiczem w roli ich zwierzchnika.(…) sama w sobie nie ma większego znaczenia militarnego. Co innego z jej znaczeniem politycznym.”

Wracamy do punktu wyjścia, tj. do „natury politycznej”. Dobra zmiana nie po to wzięła władzę w demokratycznych procedurach, aby ją oddać, tworzy mechanizmy, które demokrację blokują. Zablokowany został Trybunał Konstytucyjny. Wojsko zostaje pozbawione swojego najważniejszego elementu w czasie pokoju – odstraszania wroga. Bo tym jest rozbrajanie, rezygnacja z caracali.

Chcą nas przyzwyczaić do Błaszczaka i Macierewicza. I przede wszystkim do prezesa. „Demokracja nie może wyłaniać władzy, która ją zniszczy!” Na naszych oczach demokracja jest niszczona, codziennie przybywa nam dowodów. Do tego nie można się też przyzwyczaić.

Suwerenek cofa czas

Właśnie mija pierwsza rocznica wyborów parlamentarnych 2015 roku. Nie sposób nie przypomnieć najważniejszego chyba hasła używanego w tamtej kampanii: „Pamiętaj! 25 października 2015 cofamy czas o godzinę, nie o 40 lat.” Niestety, nie udało się…

Już w pierwszych dniach po wyborach było widać, że cofamy czas. Odwoływanie uchwał Sejmu poprzedniej kadencji, to był HIT. Dlaczego się ograniczać? Można by przecież wszystkie „reformy” prowadzić w tym samym trybie.

Podporządkowanie mediów publicznych rządzącej partii?Wystarczyłoby odwołać kilka decyzji z ostatnich 27 lat – wycofać jakieś ustawy, rozporządzenia, decyzje.
Służba cywilna bezpartyjna i profesjonalna? A cóż to za nowinka? Komu to potrzebne? Trzeba się wycofać. Kiedyś tak nie było.

Prokuratura podporządkowana władzy politycznej i umożliwienie politycznie motywowanych śledztw? Do tego umożliwienie karania prokuratorów za niezależność i szacunek dla prawa zamiast uległości wobec przełożonych? Ale to proste! Trzeba tylko unieważnić kilka niepotrzebnych aktów prawnych.

Nieograniczona inwigilacja obywateli? Ależ co za problem! Prawa człowieka też można unieważnić. W końcu nie zawsze obowiązywały. A nawet kiedy mieliśmy oficjalnie ratyfikowane konwencje, nie udostępnialiśmy ich treści obywatelom, żeby nie wyobrażali sobie zbyt wiele. Tak czy inaczej należało cofnąć ratyfikację. Tak byłoby skuteczniej i szybciej.

Prawo własności? Żeby każdy mógł sprzedać własną ziemię rolną czy lasy komu zechce? A po co to? Kiedyś potrzebne było wykształcenie rolnicze. Warto to przywrócić. Tylko kilka unieważnień i jesteśmy w domu. No, trzeba tylko pamiętać o ważnym wyjątku – kościół może więcej.

Wolność do gromadzenia się i zrzeszania? Prawo do prywatności, do wolności i do nietykalności? Wolność wyznania i poglądów? Wolność przemieszczania? Prawo do ochrony danych osobowych? Do informacji publicznej? Do obrony i nietykalności? Do rzetelnego procesu? Zachowania tożsamości i języka narodowego dla mniejszości?

To się wszystko da odwołać. Trzeba tylko wycofać nieodpowiedzialne i niegodne decyzje Sejmów poprzednich kadencji. Właściwie to po prostu trzeba cofnąć czas. Tylko czy 40 lat wystarczy? 40 lat temu kierunek zmian już był wytyczony. Było po Poznaniu, a potem Radomiu, Ursusie, Płocku. Działał już KOR. Czy 40 lat wystarczy? Z drugiej strony 40 lat temu wpisano do Konstytucji PRL przewodnią rolę partii. Chyba nie warto by cofać się wcześniej, bo taki zapis jest całkiem praktyczny.

Suweren to ostatnio często używane słowo. To społeczeństwo czy ktoś sprawujący najwyższą władzę w jego imieniu?
Na Prawo i Sprawiedliwość (trzeba by tych słów używać w cudzysłowie)głosowało 18,5% uprawnionych do głosowania. Niecałe 51% uprawnionych w ogóle poszło do urn. Podjęli decyzję za całego suwerena. Ale czy chcieli cofania czasu? Czy to, co robi dzisiaj suwerenek to realizacja ich marzeń i aspiracji?
Suwerenek czyli ktoś, kto głosami mniejszości rości sobie prawo decydowania o nas wszystkich.
Czy Polacy na to pozwolą? Paradne. Żeby nie powiedzieć – żałosne…

naTemat.pl

Rozsądnie byłoby pozować ze szpadlem.

cviio4rwiaawmqw

Macierewicz nie zdementował tezy o sprzedaży mistrali Rosji. A do sprawy odniósł się nawet producent okrętów

past, 24.10.2016

MICHAŁ ŁEPECKI

• Wg firmy DCNS Egipt nie wystąpił z prośbą o reeksport – podaje TVN24 BiŚ
• Zgoda producenta mistrali byłaby konieczna, by odsprzedać okręty
• To już kolejna strona dementująca twierdzenia ministra Macierewicza

Najpierw Rosja i Egipt, a teraz producent mistrali zaprzecza, że okręty zostały lub mają zostać odsprzedane Rosji. W zeszłym tygodniu szef MON Antoni Macierewicz mówił, że Egipt sprzedał je za jednego dolara. Jednak producent okrętów, firma DCNS poinformowała, że władze Egiptu nie wystąpiły z prośbą o zgodę na reeksport – podaje TVN24 BiŚ. Przy takich transakcjach dot. sprzętu wojskowego producent zastrzega sobie prawo do decydowania, czy i komu kupiec może odsprzedać sprzęt. Pomimo tych głosów Macierewicz nie wycofał się z tego, co powiedział. Zażądał za to od Rosji wyjaśnień w sprawie rzekomego zakupu okrętów.

Dowiedz się więcej:

Gdzie pojawiła się informacja o sprzedaży Mistrali Rosji?

W trakcie dyskusji nt. zakupu śmigłowców od Francji pojawił się argument, że Francuzi w ramach solidarnej postawy przeciw Rosji odmówili sprzedania temu krajowi przygotowanych dla niego trzech okrętów typu mistral. Rzekomo rekompensatą za to miał być kontrakt na sprzedaż Polsce caracali. Już we wrześniu 2015 roku ta informacja pojawiła się na niszowych rosyjskich i rosyjskojęzycznych portalach. Zaczęła pojawiać się ponownie w październiku tego roku. O rzekomej transakcji za dolara milczały też rosyjskie agencje informacyjne. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

mistrale

gazeta.pl

. na jutro

cvjyjg3waaax85o

Nie kombinuj PiS-ie. Patrzymy Wam na ręce.

cvjrzkcxgaaxvrx

PONIEDZIAŁEK, 24 PAŹDZIERNIKA 2016, 20:15
cimoszewicz2

Cimoszewicz: Przymusowe ekshumacje to rodzaj moralnego barbarzyństwa ze strony prokuratury

Jak mówił w „Faktach po Faktach” w TVN24 Włodzimierz Cimoszewicz:

„Jeżeli rodziny ofiar mają wątpliwości co do prawidłowej identyfikacji pochowanych ich krewnych, to mają prawo wnieść o ekshumację i sprawdzenie. We wszystkich pozostałych przypadkach osobiście uważam to za rodzaj moralnego barbarzyństwa ze strony prokuratury. Twierdzenie, że takie prawo obowiązuje jest tylko kpiną z setek ludzi, ich najgłębszych, uzasadnionych uczuć. Prokuratorzy zachowują się tchórzliwie wobec polityków, nie mówiąc politykom jednej prostej prawdy: tutaj nie ma najmniejszych śladów na to, że katastrofa przebiegła z innych powodów i w inny sposób niż zostało to ustalone. Będą więc wykopywali szczątki tych nieszczęsnych ofiar tylko po to, żeby szukać czegoś, czego nie znajdą. Będą potem robili sensację z jakiś trzeciorzędnych kwestii, które nie będą miały żadnego związku z katastrofą”

19:55

Cimoszewicz: Każdego dnia z ust prezydenta padają niemądre słowa

Jak mówił w TVN24 Włodzimierz Cimoszewicz:

„Jestem szczerze i głęboko zmartwiony tym, że każdego dnia z ust prezydenta padają niemądre słowa, często będące oskarżeniami. To wszystko świadczy o braku chęci, być może umiejętności, do autorefleksji. To również świadczy o pyszałkowatości, o przekonaniu o własnej nieomylności”

19:52

Cimoszewicz: Macierewicz swoimi działaniami szkodzi Polsce i jej bezpieczeństwu

Jak mówił w „Faktach po Faktach” w TVN24 Włodzimierz Cimoszewicz:

„Można odnieść wrażenie, że minister Macierewicz nie pamięta, że jest ministrem obrony i że to do czegoś zobowiązuje – do odpowiedzialności za słowo, działanie, decyzje. Mamy sytuację, jeśli chodzi o bezpieczeństwo Europy i Polski, gorszą niż wcześniej. Ta sytuacja wymaga większej współpracy sojuszniczej, lojalności, odpowiedzialności, powagi. W moim przekonaniu minister swoimi działaniami szkodzi Polsce i bezpieczeństwu Polski”

19:50
cimoszewicz1

Cimoszewicz: PO nie ma żadnej koncepcji. Nowoczesna formą zewnętrzną bez wewnętrznej treści

Jak mówił w „Faktach po Faktach” w TVN24 Włodzimierz Cimoszewicz:

„To jest niestety istotny problem. Opozycja jest ciągle zdezorganizowana i słaba. Przy czym są różne słabości różnych ugrupowań. W moim przekonaniu Platforma Obywatelska ciągle przypomina zamroczonego zawodnika po ciężkim, faulującym ciosie. Nie podniosła się z kolan, nie ma żadnej strategicznej koncepcji budowania swojej wiarygodności, odzyskiwania poparcia społecznego” 

„Nowoczesna formą zewnętrzną”

„W przypadku partii, która jest pewnym pozytywnym zaskoczeniem, czyli Nowoczesnej, mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Z jednej strony jest tam grupka bardzo utalentowanych polityków, widocznych na ekranach telewizorów czy przy mównicy sejmowej. Z drugiej strony tej partii prawie nie ma w terenie. Dzisiaj jakby się odbywały wybory lokalne, to okazałoby się, że ta partia jest ciągle formą zewnętrzną niż jakąś tam wewnętrzną treścią”

300polityka.pl

Płk Adam Mazguła dla naTemat: Jeżeli władza przekroczy granice, to wojsko może kiedyś stanąć w obronie konstytucji

Płk. rez. Adam Mazguła wyrasta już nie tylko na głównego krytyka Antoniego Macierewicza, ale i całej "dobrej zmiany" wg PiS.
Płk. rez. Adam Mazguła wyrasta już nie tylko na głównego krytyka Antoniego Macierewicza, ale i całej „dobrej zmiany” wg PiS. Fot. Twitter.com/amazgula

Na liście wrogów Antoniego Macierewicza płk rez. Adam Mazguła musi zajmować pierwsze miejsce. Czołową lokatę z pewnością ma też na czarnej liście całej ekipy „dobrej zmiany”. Bo publicznie powątpiewa, czy wiceprezes PiS to polski patriota. Głośno mówi w imieniu żołnierzy, którzy mają dość upolitycznienia i klerykalizacji armii. I staje w pierwszym szeregu opozycyjnych demonstracji. – Nawet, gdyby spotkało mnie za to coś złego, będę wiedział, że to, co robiłem, było warto robić – mówi w rozmowie z naTemat.

Zapytał Pan, jakiego państwa patriotą jest Antoni Macierewicz. Na prawdę ma Pan podejrzenia, iż nie chodzi o Polskę?

Płk rez. Adam Mazguła: Specjalnie zdałem to pytanie prowokacyjnie. I nie chcę dawać odpowiedzi. Ją powinni chcieć odnaleźć w wojsku, w samym MON. Powinny jej poszukać służby specjalne. A także partia rządząca i ci wszyscy, którzy na Prawo i Sprawiedliwość głosowali.

adam-mazgula

Które z działań Antoniego Macierewicza powinny najbardziej niepokoić?

Przede wszystkim bardzo niepokoi mnie on sam. Boję się tego, że szefem MON jest obecnie człowiek, który zrobił karierę na likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych i na zdobytych przy tej okazji materiałach, którymi teraz zastrasza konkurencję w swojej partii i przeciwników politycznych.

Bardzo niepokoi mnie również to, co Antoni Macierewicz robi ze sprawą katastrofy smoleńskiej. To wszystko nie pozwala brać go za człowieka myślącego normalnie. Tak mówiliby o każdej innej osobie, do której nie trafiają naprawdę podstawowe fakty. W przypadku Antoniego Macierewicza i jego poglądów na wydarzenia w Smoleńsku jest z jakiegoś powodu inaczej.

Czy jednak żołnierz – nawet w stanie spoczynku – powinien tak ostro recenzować pracę ministra obrony?

A kto ma to robić?! Wielokrotnie już apelowałem do różnych osób i środowisk, by wykazali się patriotyzmem w tej sprawie. Prosiłem o to tak prezydenta, jak i członków tych wszystkich grup paramilitarnych, które cieszą się teraz takim uznaniem ministra obrony narodowej. I nikt nie chciał zabrać głosu. Podobnie było z mediami, które teraz może i uważniej patrzą Antoniemu Macierewiczowi na ręce, ale na początku podchodziły do tego z dystansem.

Zatem, kto ma zabierać głos, jak nie żołnierze? Przecież nie zrobią tego cywile, którzy gdzieś tam cicho siedzą za biurkami i nie zdają sobie sprawy z tego, co się naprawdę dzieje. I tak bardzo mocno dziwię się, że tej krytyki ze strony wojska brakuje. Bo gdzie podziali się generałowie, choćby ci w stanie spoczynku? Dlaczego tylu ludzi milczy? Jaki mają w tym interes?

Kim jest płk rez. Adam Mazguła?


Absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Rembertowie, Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Opolskiego i podyplomowych studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

Służył na różnego szczebla stanowiskach dowódczych. W latach 2003-2004 był szefem Grupy Wsparcia Rządu w irackiej prowincji Babilon. Odpowiadał tam za odtworzenie administracji publicznej, systemu bezpieczeństwa i rządów prawa po upadku reżimu Saddama Husajna. W tej roli kładł szczególny nacisk na rozbicie procederu wykorzystywania irackich kobiet i dzieci. Zainicjował powołanie w Iraku organizacji odpowiedzialnych za działania na rzecz praw człowieka i praw kobiet.

Czy wśród wojskowych, którzy pozostają w służbie czynnej nastroje są podobne do tych, które Pan prezentuje?

Odebrałem już bardzo wiele takich sygnałów. Dlatego traktują swoją obecną aktywność jako pracę także w imieniu tych, którzy nie mogą mówić otwarcie ze względu na fakt, iż są w służbie czynnej. Szczególnie w imieniu młodszego pokolenia wojskowych, które nie może już znieść tego ciągłego poniżania armii i robienia sobie żartów z jej modernizacji. Proszę mi wierzyć, ludzie w wojsku mają tego wszystkiego serdecznie dość.

Wielu przeciwników obecnej władzy marzy, by to wojsko stanęło w obronie konstytucji, na straży której stać przysięgał każdy żołnierz. To realny w Polsce scenariusz?

To się może kiedyś zdarzyć… Jednak na pewno nie w tej chwili. Musimy pamiętać, że tzw. „dobra zmiana” jest niestety wyborem podjętym demokratycznie. I to całkiem niedawno. W związku z tym, wojsko nie może występować przeciwko demokratycznie wybranym władzom. Na razie pozostaje więc czekać.

adam-mazgula-3

Jak jednak już wcześniej apelowałem, nie może być tak, że demokracja wyłania władzę, która ją zniszczy. Obywatele musza być strażnikami demokracji, jeśli podstawowe mechanizmy jej ochrony zawiodą. Jeśli więc w przyszłości zostaną przez władzę przekroczone kolejne granice, w tym głównie te w atakach na konstytucję, może zdarzyć się różnie.

Spójrzmy więc także w drugą stronę. Obrona Terytorialna nazywana jest prywatną armią PiS.. Użycie tych sił w celach politycznych jest możliwe?

Jest to jak najbardziej realny scenariusz. Szczególnie z tego względu, iż te sił nie są związane żadnymi przysięgami, ani żadnymi mechanizmami blokującymi. To w zasadzie luźny związek przeróżnych organizacji paramilitarnych z Antonim Macierewiczem w roli ich zwierzchnika. I proszę zwrócić uwagę, iż on do tego projektu dobrał sobie szczególnie przyjaznych mu ludzi, którzy bezwzględnie zechcę realizować jego rozkazy. Obrona Terytorialna jest istotnym elementem obronności w ogóle, ale sama w sobie nie ma większego znaczenia militarnego. Co innego z jej znaczeniem politycznym.

Często krytykuje Pan nie tylko upolitycznienie armii, ale i rolę jaką odgrywa w niej Kościół.

Księża w armii są niezwykle potrzebni. Jednak mowa tu przede wszystkim o sytuacjach kryzysowych, gdy żołnierz jest ranny, czy umiera. Kapelani są naprawdę bardzo potrzebni w niektórych sytuacjach, ale w roli wsparcia! Powinni spełniać rolę zabezpieczenia w przypadku tego wszystkiego, co żołnierzom jest potrzebne w sferze duchowej.

Nie może być natomiast tak, że Kościół jest jakby zwierzchnikiem dowódców, głównym inspiratorem ich działań. Decyzje, które zapadają w armii powinny być absolutnie wolne od wszelkich tego typu czynników. Ksiądz nie może decydować za dowódcę, co ma się dziać w jednostce.

Wpływ biskupów na Wojsko Polskie naprawdę jest tak znaczący?

Proszę tylko spojrzeć na warstwę symboliczną… Nawet najmniej znaczące imprezy organizowane są z udziałem biskupów. I przy każdej takiej okazji zarówno dowódcy, jak i przedstawiciele władzy klęczą przed kapłanami. Minister obrony narodowej wręcz ostentacyjnie klęka przed każdym napotkanym krzyżem i jest wyjątkowo dumny ze swojej działalności w zakresie współpracy z Kościołem. Nie ma dziś żadnego poszanowania dla konstytucyjnej zasady, iż państwo i Kościół są autonomiczne i wzajemnie niezależne.

adam-mazgula-4

Powinniśmy też pamiętać o tym, co oznacza założenie munduru. Mundur to oznaka służby ojczyźnie. Ma on oznaczać właśnie to, że ten, kto go zakłada, stoi na straży konstytucyjnych praw. Po to się go właśnie nosi. A jeśli ktoś chce służyć przede wszystkim Bogu, a nie państwu, to powinien zakładać sutannę. Łączenie jej z mundurem to błąd.

A z takich błędów rodzą się poglądy takie, jak ten, który usłyszałem ostatnio na pewnym spotkaniu z biskupem. Stwierdził on, że „Wojsko Polskie to wojsko chrześcijańskie”. Cóż to ma znaczyć?! To znaczy, że nie jest narodowe i nie ma bronić państwa i obywateli, tylko wiarę? Nie zgadzam się na to. Wojsko musi być obrońcą wszystkich obywateli.

Decyduje się Pan na bezpardonową krytykę Antoniego Macierewicza, całej „dobrej zmiany” i Kościoła, który ją namaścił do rządzenia, a tę rozmowę przeprowadzamy na proteście kobiet… Czy nie obawia się Pan, że ktoś zaraz powie, że właśnie z takich ludzi trzeba oczyścić armię?

Jestem na emeryturze, ze mnie jej już nie muszą oczyszczać. Niech mówią i robią, co chcą. Nie boję się ich krytykować także dlatego, że spływa do mnie całą masa podziękowań i zachęty do dalszego działania. Nawet, gdyby spotkało mnie coś złego, co przy tej władzy nie jest nierealną obawą, to będę wiedział, że to, co robiłem, było warto robić.

plk-mazgula

naTemat.pl

Czy PiS pomógł Amber Gold? PO przypomina głosowanie w sprawie kontroli nad instytucjami finansowymi

WOJCIECH CZUCHNOWSKI, 24 października 2016

Siedziba Amber Gold

Siedziba Amber Gold (Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)

Posłowie Stanisław Pięta i Marek Suski, razem z całym klubem PiS, odrzucili w 2006 r. przepisy umożliwiające państwową kontrolę instytucji parabankowych. Brak tej kontroli umożliwił działanie firmie Amber Gold. Dziś obaj posłowie zasiadają w komisji śledzącej aferę Amber Gold.

Członek tej komisji Krzysztof Brejza (PO) stawia tezę: PiS, sprzeciwiając się objęciu kontrolą innych instytucji finansowych niż banki, chciał chronić SKOK-i, ale przy okazji ułatwił działanie aferzystom m.in. z Amber Gold. – Komisja powinna przesłuchać władze ówczesnego klubu PiS oraz urzędników Ministerstwa Finansów i zapytać, dlaczego przyjęli takie stanowisko – mówi „Wyborczej” Brejza.

Przypomnijmy sprawę.

Połowa lipca 2006 r. Rządzi koalicja PiS-Samoobrona-LPR. Na posiedzeniu sejmowej komisji finansów publicznych posłowie rozpatrują projekt ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym. Dyskutują, czy objęcie kontrolą Komisji Nadzoru Finansowego samych banków jest wystarczającym zabezpieczeniem rynku. Pada pytanie: co z instytucjami, które formalnie nie są bankami, ale prowadzą działalność bankową lub parabankową?

Prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz argumentuje, że jeśli nadzór obejmie tylko banki, to pomiędzy nimi a pozostałymi instytucjami rynku finansowego zapanuje nierówność, więc sama ustawa nie będzie skuteczna. Popiera go klub PO. Proponuje, by kontrolą objęte były również Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe oraz „inne instytucje finansowe”. Platforma składa w tej sprawie dwie poprawki do ustawy.

Protestuje prezes i założyciel SKOK-ów Grzegorz Bierecki (dziś senator z listy PiS). – Kasy świetnie prosperują i są samodzielnymi instytucjami finansowymi. Gdyby przyjąć tę poprawkę, Sejm byłby jedynym parlamentem na świecie, który uznałby spółdzielcze kasy za banki – mówi.

Biereckiemu odpowiada Maria Pasło-Wiśniewska (PO, b. prezes PKO SA). Argumentuje, że objęcie SKOK-ów nadzorem i uznanie ich za instytucję bankową chroni oszczędności klientów kas w razie kryzysu. Po latach okazało się, że miała rację. Dziś Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił już 5,5 mld zł klientom upadających SKOK-ów.

Głos zabiera Jarosław Pietras, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów: – Kwestia SKOK-ów jest ważna, ale rząd jest przeciwny wprowadzeniu tej poprawki do ustawy. Takie samo stanowisko wyrażamy wobec drugiej poprawki, która rozszerza nadzór na inne instytucje finansowe – mówi Pietras.

Ostatecznie los poprawek rozstrzygnął Sejm. Obie przepadły: „za” nadzorem dla SKOK-ów i parabanków była mniejszość, czyli kluby PO, SLD i PSL; „przeciw”, zachowując pełną dyscyplinę, całe kluby PiS, LPR i Samoobrona.

Sprawa nadzoru nad SKOK-ami i parabankami upadła na sześć lat. W 2008 r. Platforma, po objęciu władzy, przeforsowała kontrolę SKOK-ów. Wątpliwości miał jednak prezydent Lech Kaczyński i odesłał ustawę o nadzorze nad SKOK-ami do Trybunału Konstytucyjnego (Kaczyńskiego reprezentował w tej sprawie obecny prezydent Andrzej Duda). W 2009 r. TK nie podzielił zastrzeżeń prezydenta, ale SKOK-i objęto nadzorem dopiero w 2012 r.

Jeszcze gorzej było z „innymi instytucjami finansowymi”. Ich działalność ograniczyła dopiero ustawa parabankowa z 2014 r., uchwalona dwa lata po upadku Amber Gold.

Krzysztof Brejza rozważa dziś wezwanie na świadków posłów, którzy głosowali przeciwko poprawkom, a więc także swoich dwóch kolegów z komisji. Gdyby doszło do takiego przesłuchania, Pięta i Suski musieliby zrezygnować z prac w komisji, bo kodeks postępowania karnego (który reguluje prace komisji) wyklucza, by prowadzący postępowanie posłowie mogli być jednocześnie świadkami.

Najbliższe posiedzenie komisji śledczej ds. afery Amber Gold zaplanowano na 8 listopada. W pierwszej kolejności mają zeznawać prokuratorzy, którzy badali aferę Amber Gold.

czy

wyborcza.pl

PONIEDZIAŁEK, 24 PAŹDZIERNIKA 2016

Małgorzata Gosiewska o ekshumacjach: Uniknęlibyśmy tej rozmowy, gdyby państwo polskie w 2010 dochowało procedur

18:37
gosiewska1

Małgorzata Gosiewska o ekshumacjach: Uniknęlibyśmy tej rozmowy, gdyby państwo polskie w 2010 dochowało procedur

Jeśli prokuratura podjęła decyzję o ekshumacji, to znaczy, że śledztwo tego wymaga. Uniknęlibyśmy tej rozmowy, tego wszystkiego, gdyby państwo polskie w 2010 dochowało procedur, które w takich sytuacjach obowiązują. Jak np. procedury dot. poległych żołnierzy na misjach. Tych procedur wtedy nie dochowano. To nie my upolityczniamy tę sytuacje. Zróbmy to w tym roku, zamknijmy ten temat. – mówił o ekshumacjach ofiar katastrofy smoleńskiej Małgorzata Gosiewska w programie „Cztery strony” TVP Info.

300polityka.pl

Bo prezes TK nie prosi… Rząd Szydło ma nowy powód odmowy publikacji wyroków Trybunału

Ewa Siedlecka, 24 października 2016

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

We wtorek Trybunał Konstytucyjny orzeknie w sprawie, którą do TK posłał już prezydent Andrzej Duda. Co z tym wyrokiem zrobi rząd Beaty Szydło? Ostatnio zasłania się brakiem prośby o publikację wyroków przez prezesa Trybunału.

Do tej pory rząd Beaty Szydło nie publikował wyroków, bo twierdził, że są wydane w niewłaściwym trybie. Teraz, kiedy część wyroków wydawanych jest według procedury uchwalonej przez PiS w lipcu, ma nowy pretekst: prezes TK „nie kieruje stosownego wniosku do prezes Rady Ministrów”. Tak odpowiedział nam rzecznik rządu Rafał Bochenek.

Wyroki czekają, prezes nie pisze

Wyrok, który we wtorek wyda Trybunał, teoretycznie powinien być „uznany” przez rząd PiS. Dotyczy tzw. wniosku prewencyjnego prezydenta – czyli posłanego do TK przed podpisaniem ustawy przez głowę państwa.

Chodzi o wniosek złożony już przez Andrzeja Dudę ws. ustawy o kuratorach sądowych. Przepisy PiS-owskiej ustawy z lipca dotyczące takich prewencyjnych prezydenckich wniosków nie zostały zakwestionowane przez Trybunał, więc weszły w życie w kształcie, w jakim uchwalił je obecny parlament. Co zatem z wtorkowym wyrokiem zrobi rząd?

Podobnie jest z przepisami o sposobie rozpatrywania skarg konstytucyjnych czy pytań prawnych. Po 11 sierpnia (wtedy zapadł wyrok, w którym TK uchylił niektóre przepisy PiS-owskiej ustawy) zapadły dwa wyroki właśnie ws. skarg konstytucyjnych i jeden w sprawie pytania prawnego sądu. W rozprawach uczestniczył przedstawiciel prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Prokurator Prokuratury Krajowej Andrzej Stankowski potwierdził „Wyborczej”, że prokurator generalny uznaje prawo Trybunału do sądzenia takich spraw, skoro sądzi je według uchwalonej przez PiS procedury.

Ale do dziś te trzy wyroki (zapadły 27 września oraz 11 i 18 października) nie zostały opublikowane w Dzienniku Ustaw przez Rządowe Centrum Legislacji podlegające premier Szydło.

Komisja Wenecka: Rząd nie może decydować, czy wyrok wchodzi w życie

Zapytaliśmy rzecznika rządu o powód. Odpowiedział, że chodzi o to, że zgodnie z nową ustawą prezes Trybunału „kieruje wniosek o ogłoszenie wyroków i postanowień (…) do Prezesa Rady Ministrów”. Akurat ten przepis Trybunał 11 sierpnia uznał za naruszający art. 190 ust. 2 konstytucji, który mówi, że „orzeczenia TK (…) podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w Dzienniku Urzędowym”.  Dlatego prezes TK, tak jak dotąd, po prostu wydaje zarządzenie publikacji wyroku i wysyła je do RCL. O nic więcej rządu nie prosi.

To, że nałożenie obowiązku ubiegania się przez prezesa TK u premiera o publikację wyroku narusza niezależność Trybunału, potwierdziła Komisja Wenecka, która dwa tygodnie temu przyjęła opinię w sprawie lipcowej ustawy o TK. Potwierdziła ona, że jest to wprowadzanie tylnymi drzwiami możliwości weryfikacji przez władzę wykonawczą, który wyrok TK powinien wejść w życie, a który nie. Komisja Wenecka oświadczyła też, że „bez żadnej konstytucyjnej czy też prawnej podstawy” kancelaria premiera „przejęła kontrolę nad ważnością orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, odmawiając ich publikacji”.

Rząd nie uznał – i nie opublikował – wyroku Trybunału z 11 sierpnia, a więc uważa, że prezes TK ma obowiązek zwrócić się do premiera z wnioskiem o publikacje kolejnych wyroków.

Do końca listopada Trybunał osądzi dziewięć spraw, w tym zasady powoływania prezesa TK i tzw. ustawę „na bestie” (pozwala bezterminowo pozbawiać wolności osoby potencjalnie groźne, które skończyły już odbywanie kary więzienia). A także – z wniosku RPO – przepisy, które wymuszają na osobach niepełnosprawnych umysłowo, by zwracały się do sądu o zgodę na zawarcie małżeństwa.

O co chodzi we wniosku prezydenta, którym zajmie się TK

We wtorek zapadnie wyrok w sprawie, którą prezydent posłał do Trybunału 27 sierpnia zeszłego roku. Prezydent zaskarżył przed podpisaniem ustawę zmieniającą ustawę o kuratorach sądowych. Andrzej Duda nie miał wątpliwości co do jej przepisów, ale do trybu uchwalenia. Przy głosowaniu nad poprawkami Senatu marszałek Małgorzata Kidawa Błońska (PO) pomyliła się: zamiast powiedzieć, że posłowie będą za odrzuceniem poprawek Senatu, powiedziała, że będą głosować za ich przyjęciem. Tymczasem według konstytucji i regulaminu Sejmu Sejm  o losie poprawek Senatu decyduje nie przyjmując je, ale odrzucając większością 2/3 głosów.

Prezydent Duda pyta Trybunał, czy ustawa, którą dostał do podpisu, została w ogóle uchwalona, skoro posłowie głosowali nie nad tym, nad czym powinni.

bo

wyborcza.pl

 

Pedofilia w Kościele. Ofiara: Kuria chciała mnie zdyskredytować [CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]

Marcin Wójcik, 24 października 2016

Rys. Anna Reinert / Jacek Faleńczyk

– Molestował mnie proboszcz – przyjaciel dwóch biskupów i kardynała. Biskup powiedział, że jeśli pójdę do prokuratury, to będę tego żałował. Potraktowali mnie tak, bo nie nazywam się Legierski

CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE

Pedofilia w Kościele. Jak biskupi chronili księdza Pawła Kanię

Kuria skąpi ofiarom księży

Michał Kelm, adwokat Kościoła. Jest obrońcą księży pedofilów. W oczach jednego z nich zobaczył kiedyś szatana

***

Nie śpi do trzeciej, układa w myślach, co powie biskupowi, bo niełatwo opowiedzieć o pocałunkach proboszcza pod schodami dolnego kościoła.

– Szczęść Boże, siostro, mam na imię Paweł, chciałbym porozmawiać z biskupem.

– Na jaki temat?

– Prywatny.

Gabinet jest obszerny, pod oknem biurko, przy biurku biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej Piotr Greger. Paweł przyklęka na jedno kolano, całuje biskupa w pierścień.

– W czym mogę pomóc?

– Ekscelencjo, chciałem opowiedzieć o czymś przykrym.

Pedofilia w Kościele. Ofiary księży: „Cierpimy w samotności”

I Historia Pawła i księdza Józefa

Początek XXI wieku. Jest przewodniczącym klasy, na świadectwie ma piątki, przepada za religią. Katecheta mówi: – Zostaniesz lektorem.

– Ale nie jestem nawet ministrantem, proszę księdza.

– Spokojnie, wszystkiego cię nauczymy, przyjdź do zakrystii.

Pawła w zakrystii dostrzega proboszcz. Nie byle jaki, bo z tytułami – prałat, dziekan, honorowy kapelan Ojca Świętego. Ksiądz Józef zaczynał seminarium w 1957 r. razem z Janem Zającem, Tadeuszem Rakoczym, Stanisławem Dziwiszem – wszyscy trzej są dziś biskupami i znajomymi proboszcza. O Zającu mówi „Jaś”, o Rakoczym „Tadziu”, o Dziwiszu „Staś”.

W kancelarii jest służbistą. Nie chce ochrzcić dziecka, jeśli rodzice nie mają ślubu. Nie chce dać ślubu, jeśli młodzi nie mają zaliczonych pierwszych piątków.

– Chciałbyś zostać księdzem? – pyta proboszcz Pawła.

– Chciałbym, proszę księdza.

Daje mu klucze, dzięki czemu czuje się wyróżniony – no bo kto z jego gimnazjalnych kolegów może nosić w szkolnym plecaku klucze do kościoła parafialnego.

Wtajemnicza go w sprawy diecezji, dzięki czemu czuje się wyróżniony, no bo kto z sześciu tysięcy parafian wie, że biskup wcale nie pojechał do Austrii na wakacje do pensjonatu, tylko do ośrodka odwykowego.

Zaprasza go na niedzielne narady przy herbacie. Wikarych nie dziwi obecność Pawła, bo przecież codziennie czyta na mszy, ma klucze, ma iść do seminarium, choć najpierw musi skończyć gimnazjum, potem liceum.

Po naradzie wikarzy idą na mszę. Proboszcz całuje Pawła w policzek, gładzi po piersiach, wpycha rękę do majtek, ale najwięcej uwagi skupia na tym, aby Paweł nie zaciskał zębów, tylko pozwolił sobie wepchnąć język do ust. Krzyczy: „Otwórz te usta!”. Nie otwiera.

– To nie grzech, nikomu się z tego nie spowiadaj. To będzie nasza słodka tajemnica.

– Chciałbym już iść, proszę księdza.

– Pamiętaj, nikomu się z tego nie spowiadaj.

Ogień kurialny. Ilu polskich księży skazano za pedofilię?

Kościelny

Wszystko byłoby prostsze, gdyby Bóg nie szeptał do Pawła: „Pójdź za mną”. Ta droga wiedzie przez parafię, przez codzienne msze, przez opinię proboszcza – niezbędną, żeby dostać się do seminarium. Proboszcz musi napisać, że kandydat na księdza służy przy ołtarzu i spełnia prośby duszpasterzy.

Kiedy kościelny wyjeżdża na długie wakacje, zastępuje go Paweł. O 6.15 otwiera kościół, przygotowuje wino i hostie do przeistoczenia w ciało Chrystusa. Zanim przyjdzie pierwszy ministrant, zjawia się proboszcz, zamyka na klucz zakrystię, przypiera Pawła do ściany, przywiera wargami do jego warg i się wścieka, że Paweł tak zacisnął zęby, że nie może się dostać do jego języka. Krzyczy: „Otwórz te usta!”. Nie otwiera.

Paweł za pięć siódma zapala świece. Mszy słucha w zakrystii, ale nie może się skupić, bo na twarzy i w ustach czuje wodę kolońską proboszcza.

Seminarzysta

Proboszczowie się śmieją, że biskupi oceniają ich pracę na podstawie trzech „l”: liczby wiernych chodzących na niedzielną mszę, liczby złotówek wysyłanych co miesiąc kurii, liczby chłopaków z parafii wstępujących do seminarium. W kontekście ostatniego „l” biskupi mówią nawet o „płodności proboszcza”. Ksiądz Józef jest niezwykle płodny, bo za jego kadencji do seminarium wstępuje szesnastu chłopaków. Paweł też wstępuje.

W wyższym seminarium duchownym jest klerykiem gospodarczym. To zaszczytna funkcja, bo kleryk gospodarczy jeździ z przełożonymi na zakupy, a z przełożonymi na zakupy nie może jeździć byle kto. Paweł jest gospodarczym dzięki opinii proboszcza.

Nie jest mu dobrze. Nie podoba mu się, że klerycy nie mogą mieć swojego zdania, tylko ze spuszczoną głową muszą słuchać przełożonych. Odchodzi.

Pedofilia w Kościele. Biskup, który siada w telewizji twarzą w twarz z ofiarami pedofilii, to jest dla mnie gość! Z Ekke Overbeekiem rozmawia Katarzyna Surmiak-Domańska

Odważny

Ksiądz Józef nie jest już proboszczem, ale emerytem. Mieszka w Domu Księży Emerytów w Bielsku-Białej. Paweł jedzie tam. Uderzają go blask korytarzy wyłożonych drogimi kamieniami i cisza – słychać tylko przelewającą się wodę w wielkim podświetlonym akwarium. Dom jest darem diecezjan dla „strudzonych pasterzy”.

Proboszcz chwali się mieszkaniem – salonem, sypialnią, aneksem kuchennym, choć nie gotuje, bo śniadania, obiady, kolacje ma na parterze, w jadalni prowadzonej przez kurię. Nie musi też prać, prasować, sprzątać.

– Przyjechałem prosić, by przestał mnie ksiądz nękać. Proszę do mnie nie wydzwaniać, nie wypytywać o mnie naszych wspólnych znajomych księży. W przeciwnym razie powiem o wszystkim biskupowi.

– Nie zrobisz tego, nie masz odwagi, a ja cię zniszczę.

– Zrobię.

– Nie masz odwagi.

Próbuje go pocałować, ale Paweł nie tylko zaciska usta, ale też odpycha proboszcza, choć nie jest to łatwe, bo proboszcz jest wysoki i barczysty, a Paweł niski i szczupły. Proboszcz krzyczy: „Otwórz te usta!”. Nie otwiera.

Pedofilia w Kościele. Reportaż Wojciecha Tochmana o księdzu molestującym dzieci w Tylawie

Ciszej

Pawłowi zaschło w gardle od mówienia. Biskup słucha, nie zadaje pytań, tylko czasami prosi, aby mówił ciszej, jakby się bał, że za drzwiami podsłuchuje zakonnica albo księża kurialiści, którzy za ścianami mają gabinety. – Ile miał pan wtedy lat? – pyta na koniec.

– Nie pamiętam, byłem już w gimnazjum, kiedy pierwszy raz mnie dotknął.

– Ciszej, ciszej.

– Przepraszam.

– Czyli nie był pan dzieckiem.

– Chyba nie byłem. Ale bez mojego przyzwolenia dobierał się do mnie.

– Ciszej, ciszej.

– Przepraszam.

– Dobrze, że już pan nie był w podstawówce. Nie będę musiał wszczynać postępowania z urzędu.

Biskup Piotr Greger każe Pawłowi wrócić do domu i spisać wszystko na kartce. Paweł zamyka się wieczorem w pokoju i spisuje – tak żeby rodzice i siostra nie widzieli. Zostawia w kurii kopertę zaadresowaną na nazwisko biskupa.

Biskup powiedział, że się odezwie, ale milczy. Paweł po miesiącu jedzie do kurii i w sekretariacie pyta zakonnicę, czy mógłby się spotkać z biskupem.

– Ekscelencjo, chciałem zapytać, co w mojej sprawie.

– Ksiądz prałat powiedział, że do niczego takiego nie doszło, że pan go szantażował i chciał 50 tysięcy. Do tego sprawdziliśmy pana. Pan jest gejem.

– Nie szantażowałem. Nie chciałem pieniędzy.

– To pana wersja.

– Więc kuria nie ukarze proboszcza?

– Nie mamy podstaw.

– Pójdę do prokuratury.

– Będzie pan tego żałował – mówi biskup.

Paweł: – Kiedy biskup powiedział: „Sprawdziliśmy pana. Pan jest gejem”, pomyślałem o jakichś tajnych służbach Kościoła, które zostały na mnie nasłane. Nie mam pojęcia, jak oni to sprawdzili. No i jakie to ma znaczenie.

Pedofilia w Kościele. „Spotlight”: światło na molestowanie dzieci

Doradca

Paweł klęka u kratek konfesjonału w kościele parafialnym. Wyznaje spowiednikowi, że molestował go były proboszcz i chciałby donieść do prokuratury.

Spowiednik: – Nie możesz tego zrobić, to wywoła zgorszenie. Nie zadawaj Kościołowi takiego bólu. Nie postępuj antychrześcijańsko.

Problematyczny

Ksiądz Józef: – Chciałem wytoczyć proces temu chłopakowi o pomówienie i szantaż. Chciał ode mnie 240 tysięcy złotych. Siedemnaście lat byłem proboszczem, za moich czasów tylu poszło do seminarium, z nikim nie było problemów, tylko z tym jednym.

– Ale wystawił mu ksiądz bardzo dobrą opinię, kiedy szedł do seminarium.

– Wie pan co, radziłbym panu, aby pan się tym w ogóle nie zajmował.

– Sprawę umorzyli w prokuraturze, prawda?

– Ja nie wiem, czy była jakaś sprawa w prokuraturze.

– Była. Nikt z prokuratury nie kontaktował się z księdzem?

– Widocznie stwierdzili, że nie ma tematu. Ale proszę już to zostawić, nie spotykać się z nim. Biskup Greger wszystko załatwił.

Paweł: – To teraz już chciałem 240 tysięcy? Bo biskup mi mówił, że chciałem 50 tysięcy.

„Kuszenie w cieniu katedry” – sprawa arcybiskupa Paetza

Prokuratura

W maju 2014 r. Paweł pisze zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Wadowicach.

– Na jakiej podstawie odmówili państwo wszczęcia postępowania? – pytam prokuratora Sebastiana Kicińskiego.

– Nie było znamion czynu zabronionego – odpowiada.

Prokuraturze nie wystarczyło, że Paweł był wówczas w gimnazjum, miał szesnaście lat, że – jak napisał w uzasadnieniu: „Ksiądz Józef wbrew mojej woli zaczynał mnie dotykać, także w miejsca intymne, całować i przytulać”.

Nie przesłuchano księdza Józefa, „albowiem postępowanie zostało zakończone, jak wskazano na etapie czynności sprawdzających, czyli na zas. art. 307 kpk, który nie przewiduje czynności procesowych z osobami innymi niż zawiadamiający”.

Pedofilia w Kościele. Dochodzenie „Spotlight”: wszyscy mieli „racjonalne” wytłumaczenie tego, że uprawiali seks z dziećmi

Przyjaciel

Paweł: – Ksiądz Józef nadal siedzi w pierwszym rzędzie na uroczystościach w katedrze, nadal ma tytuł honorowego kapelana Ojca Świętego, bo jest dobrym znajomym dwóch biskupów i kardynała. Ma również swoich wpływowych pupili, kilku z nich posłał do seminarium. Pierwszy jest dzisiaj kapelanem biskupa ordynariusza, drugi jest dyrektorem Centrum Informatyczno-Medialnego, trzeci jest dyrektorem Domu Kapłana Seniora, czwarty jest szefem wydziału młodzieży w kurii, piąty jeździ na wakacje z biskupem Piotrem Gregerem.

Paweł swoją bezradność przedstawia w liście nuncjuszowi Celestinowi Miglioremu. Nuncjusz odpisuje, że nie może mu pomóc, że pomóc mu może tylko diecezja. Pisze: „Otrzymałem zapewnienie, że Pańska skarga jest traktowana z należytą powagą”.

Nacenzurowany

Znajoma zakonnica zaprasza Pawła na kawę. Nie może uwierzyć w to, co słyszy od księży w parafii, bo zna Pawła od dziecka i wie, że taki nie jest. A słyszy, że za pieniądze chce spać z księżmi i szantażuje ich, kiedy odmawiają. Tak się mówi w parafii, dekanacie i na kurialnych korytarzach, choć jedynym księdzem, którego miał szantażować, jest ksiądz Józef.

– Siostro, chyba w to siostra nie wierzy? Oni chcą mnie zdyskredytować.

– Nie wierzę im, Pawełku, nie wierzę.

Przez ostatnie dwa lata nikt z kurii się z nim nie skontaktował, nie chciał jeszcze raz wysłuchać, nie zaproponował psychologa, co może by go uchroniło przed próbą samobójczą i sześciotygodniowym pobytem w szpitalu. Bo Paweł z powodu rozczarowania Kościołem przeszedł załamanie nerwowe i chciał się rzucić do Zalewu Międzybrodzkiego. Ale już się pozbierał, pracuje w dużej firmie, w Boga wierzy, do kościoła nadal chodzi.

Odżyły w nim wspomnienia, kiedy usłyszał, że kuria bielsko-żywiecka działaczowi politycznemu Krystianowi Legierskiemu proponuje pomoc psychologiczną i że chce z nim rozmawiać przy kawie.

– Nie mam wsparcia rodziny, nie mam znanego nazwiska. Mnie można było wykopać – mówi Paweł.

Dzwonię do biskupa Piotra Gregera, żeby zapytać, dlaczego nie pomógł Pawłowi. Przez swojego sekretarza przekazuje, że nie chce ze mną rozmawiać, że na moje pytania odpowie mailem rzecznik prasowy diecezji.

Wysyłam pytania:

1. Na jakiej podstawie nie wszczęto dochodzenia diecezjalnego w sprawie ksiądz Józef – Paweł?

2. Dlaczego Pawłowi nie zaproponowano pomocy psychologicznej?

3. Czy Ksiądz Biskup interesował się dalszym losem Pawła?

Po kilku dniach przychodzi odpowiedź: „Postępowanie we wspomnianej sprawie znajduje się w początkowej fazie. Dalsze kroki podejmuje delegat biskupa ds. ochrony dzieci i młodzieży, który ustala wszystkie istotne okoliczności i podejmuje działania przewidziane przez normy Kongregacji Nauki Wiary i wytyczne Konferencji Episkopatu Polski, oferując pomoc psychologiczną i towarzyszenie osobie pokrzywdzonej”.

Paweł: – Że sprawa znajduje się w początkowej fazie?! Przecież dwa lata nie odzywali się do mnie, a biskup powiedział, że nie ma sprawy i że pożałuję, jeśli pójdę do prokuratury!

Intymny dziennik kleryka

Mail

Po tym, jak zapytałem biskupa Piotra Gregera, dlaczego nie uwierzył Pawłowi i dlaczego mu nie pomógł, Paweł dostaje maila z kurii z zaproszeniem na spotkanie.

– Pojechałem, uważałem, że muszę zamknąć pewien etap. Nie rozmawiałem z biskupem, tylko z wikariuszem generalnym. Położyłem rękę na Biblii i przyrzekałem, że będę mówił prawdę i tylko prawdę. Czułem się gorzej niż na przesłuchaniu w prokuraturze, czułem, że nie są mi przychylni. Zapytałem, dlaczego dopiero teraz się odezwali, dlaczego milczeli przez dwa lata. Nic nie odpowiedzieli.

II Historia Krystiana, jego kolegów i księdza Jerzego

Pięć matek siedzi w poczekalni kurii bielsko-żywieckiej – w tej samej poczekalni, w której siedział Paweł. Nie rozmawiają ze sobą, nie czytają, tylko szepczą zdrowaśki. Wzywane są pojedynczo, mają usiąść przy stole, nalać sobie kawy. Ksiądz wikariusz generalny siedzi po drugiej stronie stołu, jest miły, prosi, by wyznały, co wiedzą.

Wyznanie matki

– W pracy mam taki duży krzyż. Kiedy się ostatnio dowiedziałam, złapałam Pana Jezusa za nogi i wyłam. Zapytałam: „Jezu, czy to jest sprawdzian mojej wiary?”. Wzięłam koronkę i pomodliłam się za kata i ofiary.

Potem napisałam list do proboszcza Jerzego. Opisałam mu, co czuję i że mu po chrześcijańsku przebaczam.

Bloki

Tutaj był las, rosły świerki i sosny. Ścięto drzewa i wyrosły bloki – dla pielęgniarek, salowych, kucharek, palaczy kotłowni dziecięcego sanatorium pulmonologicznego. Przyjechali z daleka. Słyszeli, że praca jest niebezpieczna, że gruźlicze prątki mogą odżyć, ale oprócz pracy jest mieszkanie – dla pielęgniarek dwupokojowe, dla pozostałych pokój.

Wyrósł i kościół, pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego, obok plebania. Proboszcz mówi z ambony, że dla Boga nie ma różnicy, czy ktoś z dziada pradziada jest „stela”, czy przyjechał z miasta, bo na sądzie ostatecznym tak samo będzie rozliczał tych, co w niedzielę omijają kościół.

Ksiądz Jerzy pochodzi z Piekar Śląskich. Ma rodzinę w Niemczech, przez całe lata 80. przysyła mu paczki – kawę, słodkie kakao. Dostaje też dary dla parafian. W pierwsze soboty miesiąca pod plebanią ustawia się kolejka, są kłótnie, przepychanki. Ministrant Walduś ma trzynaście lat, wyrwał mleko UHT, bo nigdy takiego nie widział; długo może stać, więc stawia je za szybą w meblościance i nie pozwala ruszać.

Wyznanie matki

– Nie widziałam elegantszego księdza, zawsze uprany i uprasowany. A w kościele jaki porządek. Lichtarze czyścił pastą do zębów Nivea. Jak go już ręce bolały od czyszczenia, to kazał to robić ministrantom. Zawsze ich miał koło siebie.

Krzyki

Mało kto ma telewizor. Ksiądz proboszcz w piątki po południu zaprasza na film z odtwarzacza. W repertuarze: „Męka Pańska”, „Maria Magdalena”, „Życie Jezusa”, „Całun turyński”. Po filmie każe zostać chłopcom – trzem, dwóm, jednemu, wszyscy z podstawówki.

– Czego się napijesz?

– Herbaty, proszę księdza.

Walduś codziennie na śniadanie pije herbatę, dlatego wie, jak smakuje i pachnie. I wie, że to, co teraz pije, to woda z cytryną, choć nie smakuje jak woda z cytryną, tylko wódka, którą ojciec trzyma w kredensie. Proboszcz pije to samo.

– Obejrzymy coś? – pyta proboszcz.

– Tak, proszę księdza.

Walduś widzi na ekranie nagiego pana, kopuluje z nagą panią, jęczą, liżą się. Ksiądz proboszcz patrzy na ekran i zarazem podtrzymuje rozmowę, pyta Waldka, co w domu, w szkole, na osiedlu. Walduś nie wie, gdzie patrzeć, myśli, że proboszcz sprawdza, czy jest wystarczająco pobożny i odporny na „brzydkie filmy”, dlatego patrzy tylko na meblościankę. Uszu nie zatyka. Jedyne pytanie, jakie zadaje księdzu, to czy oni tak naprawdę krzyczą, czy tylko udają. Po drinku wraca chwiejnym krokiem do domu i nie śpi do rana.

Wyznanie matki

– Kiedy odprawiał mszę, był jak Bóg, tak się skupiał. A kiedy go ktoś z tego skupienia wyrwał, to się wściekał. Można było pomyśleć, że nie lubi dzieci. Na mszy upominał matki, że dzieci płaczą i zakłócają świętą liturgię. Kiedyś mój syn szeptał, a ten przerwał mszę, wywołał go z ławki i powiedział na głos: „Oto przywódca chuliganów”. Myślałam, że się spalę ze wstydu.

Płacz

Rafała mama jest pielęgniarką. Ojciec nie żyje. Proboszcz każe mu zostać po „Marii Magdalenie”. Nalewa wody do szklanki, wrzuca cytrynę, dolewa czegoś z butelki, częstuje i włącza porno.

Tomka mama jest salową. Ojciec pije. Proboszcz każe mu zostać po „Męce Pańskiej”. Nalewa wody do szklanki, wrzuca cytrynę, dolewa czegoś z butelki, częstuje i włącza porno.

Krystiana mama jest sekretarką. Ojca nie poznał. Proboszcz każe mu zostać po „Janie Chrzcicielu”. Nalewa wody do szklanki, wrzuca cytrynę, dolewa czegoś z butelki, częstuje i włącza porno. Kiedy Krystian dopija drinka, proboszcz wkłada mu rękę do majtek, wkłada też rękę do swoich i się onanizuje. Krystian wybiega z płaczem.

Wyznanie matki

– Nie dawał mi żyć, dlaczego nie posyłam dziecka na ministranturę, bo to jest obowiązek matki, żeby dziecko służyło Bogu. Syn miał może osiem lat, wydawało mi się, że jeszcze jest za mały, ale dla świętego spokoju go posłałam. Lubił ministranturę, chętnie rano wstawał. Ale kiedyś wyprasowałam mu komżę, a on rzucił ją na podłogę i powiedział, że już nigdy nie będzie ministrantem. Poszłam do księdza zapytać, co się stało. Ksiądz powiedział, że nakrzyczał troszeczkę na niego, bo był niegrzeczny. Wróciłam do domu i dałam mu solidny ochrzan. Mimo to do ministrantury już nigdy nie wrócił. Biedak nic mi wtedy nie powiedział. Dopiero po trzydziestu latach się dowiaduję.

Sanatorium

Sanatorium ma 500 łóżek. Dla kuracjuszy jest przedszkole, podstawówka, zawodówka, liceum. Mimo że komuna, to na mszę i katechezę przychodzi tutaj proboszcz. Chodzi po oddziałach, przesiaduje u lekarek i pielęgniarek oddziałowych.

Po Okrągłym Stole nowy dyrektor sanatorium zakazuje księdzu pić kawę na oddziałach, nie pozwala jeść za darmo obiadów, nie pochwala tego, że w niedzielę zbiera ofiarę od dzieci.

– Na szczęście niedługo po tym, jak nastałem, biskup przeniósł proboszcza do pobliskiej parafii w Koniakowie i poczułem ulgę. Czy zauważyłem coś podejrzanego? Nie. Wiem tylko, że kolegował się z pewnym księdzem pedofilem, który był mi znany. Skąd? Przecież jestem lekarzem pediatrą. Tamten ksiądz został pochowany z honorami i ma piękny pomnik przed kościołem – mówi były dyrektor sanatorium na Kubalonce.

Koleżanki

Katarzyna jest pobożną parafianką. Z najstarszym synem jeździ do poradni psychologicznej, bo jest zamknięty w sobie, źle się uczy, strzela z procy do ptaków.

Iwona: – Katarzyna przychodziła do mnie na kawę i się żaliła. Zaczęło się od tego, że jej mały Antoś przez przypadek zobaczył swojego ojca bez majtek i powiedział, że on wie, co „to” jest, bo widział „to” u proboszcza. Pomyśleli, że mały bredzi. Proboszcz przesiadywał u nich w domu, jak trzeba było, to i dziecko uśpił.

Sabina: – Katarzyna przychodziła do mnie na kawę i się żaliła. Antoś, jak trochę podrósł, ale jeszcze był w podstawówce, to powiedział jej, co mu robił proboszcz. Na początku nie wierzyła. Ale jako matka czuła, że coś jest nie tak.

Iwona: – Katarzyna przyszła do mnie i powiedziała, że jedzie do kurii. To było na początku lat 90. Po przyjeździe wpadła spłoszona i powiedziała, żebym nikomu nic nie mówiła, bo wszystko jest załatwione. Ale nic nie było załatwione, bo proboszcz awansował na dziekana. Jeździła potem do wielu księży, radziła się, mówili, żeby zapomniała, a jeden ksiądz profesor wygarnął jej, że brednie opowiada.

Sabina: – Brała leki na depresję.

Iwona: – Z jednej strony wierzyła Antkowi, z drugiej, nie dowierzała. Kiedy siostra Antka wychodziła za mąż, zaprosili proboszcza na poprawiny. Jedna z ciotek o wszystkim wiedziała i jak podpiła, to wybuchła: „Jak mogliście go zaprosić! Ja mu ręki nie podam!”. Proboszcz szybko się ulotnił.

Próbuję się skontaktować z Katarzyną i Antonim, ale odmawiają spotkania.

Iwona: – Na Katarzynę wpływa rodzeństwo. Jej siostra jest emerytowaną katechetką, nie chciała oskarżać proboszcza, byłego pracodawcę. A brat jest radnym gminnym, góralem z krwi i kości.

Próbuję porozmawiać z siostrą Katarzyny, katechetką Zofią, ale zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.

Rozmawiam z bratem Katarzyny, Andrzejem, radnym gminnym.

– Nie wiem, jak mogło dojść do tego oskarżenia, jest to chore, niepoważne.

– Stoi pan po stronie proboszcza?

– Oczywiście.

– W pana rodzinie jest ofiara, Antek. Słyszałem, że zabronił pan siostrze jechać do kurii i prokuratury.

– Tylko opieprzyłem. Mówię jej: „Cóż po tylu latach wymyślasz?”.

– A jeżeli to prawda?

– Nawet jak to było – choć myślę, że nie było – to trzeba było zostawić.

Kurie

Do 1992 r. Kubalonka należała do diecezji katowickiej, więc przełożonymi księdza Jerzego byli biskup Herbert Bednorz, później biskup Damian Zimoń. Za Zimonia kanclerzem kurii katowickiej był ksiądz Wiktor Skworc, dzisiejszy biskup katowicki.

– Czy do kurii docierały informacje o niewłaściwych zachowaniach seksualnych księdza Jerzego? – pytam w mailu biskupa Skworca.

Odpowiada jego rzecznik:

– Nigdy wcześniej, ani z osobistej rozmowy, ani z urzędowych dokumentów, ksiądz arcybiskup nie miał wiedzy o tego typu zarzutach wobec niego.

W 1992 r. Kubalonka jest już w granicach nowo powstałej diecezji bielsko-żywieckiej. Ksiądz Jerzy zostaje proboszczem kilka kilometrów od Kubalonki, w tej samej gminie, w Koniakowie. Dodatkowo biskup Tadeusz Rakoczy mianuje go dziekanem dekanatu istebniańskiego.

– Czy do kurii docierały niepokojące informacje o księdzu Jerzym? – pytam w mailu biskupa Romana Pindla, ordynariusza od 2013 r.

Odpowiada jego rzecznik: – Żadna z zeznających osób nie zgłaszała wcześniej w kurii bielsko-żywieckiej doniesienia w tej sprawie.

Sabina, koleżanka Katarzyny: – Kaśka o tym, co proboszcz robił Antkowi, mówiła co najmniej dwudziestu księżom. Przyszła niedawno do mnie, siadła zrezygnowana: „Ja się spowiadałam, ja opowiadałam księżom, wszyscy mnie ignorowali”.

Wyznanie matki

– Pewien chłopiec wieczorem szedł na plebanię, a wracał rano. Miał może osiem lat, jego ojciec często pił, matka ciężko pracowała. Był smutny, nie podnosił głowy. Proboszcz powiedział, że zajmie się nim, weźmie go do siebie i przygotuje do komunii. Po komunii chłopiec nadal szedł wieczorem na plebanię, a wracał rano. Nikt się z nim nie chciał bawić. Jego jedynym przyjacielem był proboszcz. Pozwalał mu nawet jeździć swoim samochodem, mimo że chłopiec nie miał prawa jazdy.

Urósł, ożenił się, ale nadal przyjeżdżał wieczorem na plebanię – już nie na Kubalonce, tylko w Koniakowie. Żona martwiła się, a jak zapytała, gdzie był, to dostała w twarz. A jak nie chciała z nim iść do łóżka, to bił ją tak, żeby nie było śladów.

Ma bzika na punkcie duchownych. Zaprzyjaźnia się z księżmi, biskupami z diecezji bielsko-żywieckiej i kardynałem w Krakowie. Biskupowi w Bielsku wysłał wędzoną świńską nogę na święta, kardynałowi w Krakowie wysyła kartki świąteczne; był nawet w Krakowie na premierze filmu o Janie Pawle II. To był pokaz zamknięty, tylko dla elit.

Poseł

W 2013 r. poseł PiS Stanisław Pięta dowiaduje się od Krystiana Legierskiego, że proboszcz Jerzy w latach 80. molestował wielu chłopców.

– Powiedziałem o tym posłowi Pięcie przy jakiejś okazji, bo to jego okręg wyborczy – opowiada Legierski.

– Jak zareagował?

– Powiedział, że zorientuje się w sprawie.

– I co było dalej?

– Nic.

Dzwonię do posła Pięty.

– Mam kontakt z dziesięcioma osobami z gminy Istebna, żadna z tych osób nie potwierdza zarzutów – mówi.

– Może pan rozmawia z niewłaściwymi osobami?

– Panie redaktorze, są to osoby zorientowane. Tam opcja „Gazety Wyborczej” czy jakaś lewica nie mają czego szukać, to jest twardy, prawicowy elektorat, ludzie mają do siebie zaufanie. Tam takie rzeczy, gdyby miały miejsce, docierałyby do obiegu. Wygląda to na sztucznie rozkręconą hecę. Nie daję wiary tym oskarżeniom.

– Znał pan księdza Jerzego?

– Nie.

– Przekazał pan to kurii, kiedy Krystian Legierski powiedział panu, że był molestowany przez księdza?

– Jak mogłem to zrobić, skoro nie miałem żadnego potwierdzenia?

– A to, co mówił Legierski?

– Jeden świadek, żaden świadek.

– Ale Legierski wysłał panu swoją rozmowę na Facebooku z jeszcze jedną ofiarą.

– Tego nie pamiętam. Panie redaktorze, jeśli po trzydziestu latach pojawiają się tego rodzaju informacje, to trzeba do tego podchodzić z dużą dozą ostrożności.

– Wszędzie na świecie tak się działo – w Stanach, Irlandii, Niemczech – że ofiary odzywały się po dwudziestu, trzydziestu latach. Proces dojrzewania do opowiedzenia tego światu jest długi.

– Panie redaktorze, może tak było, a może jest to formuła wydobywania nienależnych odszkodowań i kłamliwego atakowania Kościoła.

Wyznanie matki

– Syn mi teraz powiedział, że to były niemieckie filmy porno produkcji polskiej reżyser Teresy Orlowski. I że do drinków dostawał plastikową słomkę. Miał dwanaście lat. Proboszcz go dotykał.

Lista

W sierpniu Krystian Legierski pisze na Facebooku, że molestował go proboszcz. Temat podchwytują media, rozmawiają z ofiarami. Mimo oskarżeń ksiądz Jerzy nadal jest proboszczem, spowiada, odprawia msze. Na pogrzebie starej Stelmakowej zamiast o nieboszczce mówi kazanie o tym, jak łatwo się rzuca oskarżenia, że idą za człowiekiem, choć człowiek niewinny. Podpuszcza ministrantów, by zrobili listę poparcia. Ministranci się podpisują, że nigdy nie byli molestowani. Zaświadczenie chcą wysyłać do kurii.

– Takie głupoty wygadują – mówi gospodyni plebańska. – Mam syna w ministranturze. Nie chciał myć zębów, tyle się go naprosiłam i nic z tego. Dopiero proboszcz na niego wpłynął. Bo do ołtarza trzeba być umytym, wystrzyżonym, wyprasowanym. Wprowadził wojskową musztrę. Za to się teraz mszczą na nim ci z Kubalonki.

– A jest może na plebanii?

– Nie ma. Zabrał rzeczy pierwszej potrzeby i wyjechał odpocząć.

Wątpliwości

Kuria wydaje oświadczenie: „Proboszcz parafii św. Bartłomieja w Koniakowie złożył na ręce Ordynariusza Bielsko-Żywieckiego ks. bp. Romana Pindla prośbę o zwolnienie z pełnienia funkcji proboszcza oraz o zgodę na zamieszkanie poza parafią. (…) Postępowanie to jest zgodne z normami Kongregacji Nauki Wiary i instrukcją Konferencji Episkopatu Polski i ma na celu rzetelne zbadanie i wyjaśnienie wątpliwości powstałych wokół osoby ks. Jerzego”.

– Nie ma słowa o molestowaniu. Tylko o „wątpliwościach” – zauważa Krystian Legierski.

Kuria nie ujawnia, gdzie przebywa ksiądz. Prawdopodobnie w Domu Księży Emerytów w Bielsku-Białej. Gdy rozmawiał jeszcze z mediami, powiedział: „To nagonka na moją osobę. Nie wiem, co ją spowodowało, tym bardziej że jestem w podeszłym wieku. Nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłem i zastanawiam się, skąd nagle takie oskarżenia”. Mówił też, że nie będzie się bronił, bo nie chce eskalować dyskusji i ataków.

Górale

Krystian Legierski: – Nie chciałem przyjeżdżać do kurii, żeby złożyć zeznania. Przyjechali do mnie do Warszawy – dwóch księży, spotkaliśmy się na neutralnym gruncie. Było miło. Siedzieliśmy ze trzy godziny. I tak cud, że jest kilku chłopaków, którzy zdecydowali się mówić w kurii i prokuraturze. Chłop, góral, katolik, ojciec rodziny ma problem z tym, żeby się przyznać do „dotykania przez księdza” w dzieciństwie. To delikatna sprawa. Niestety, prokuratura w Cieszynie nie zgodziła się, aby ofiary nie były przesłuchiwane przez miejscową policję. Wiem, że niektórzy mają z tym problem, bo policjantami są ich koledzy, sąsiedzi, kuzyni. I myślę, że sterroryzowanych przez własne rodziny i księży z okolicy jest znacznie więcej, nie tylko Katarzyna i Antek.

Wyznanie matki

Ta matka runęła na podłogę, siedząc za kurialnym stołem. Pogotowie zabrało nieprzytomną do szpitala. Zanim odzyskała przytomność, mamrotała: „Wszystko, co mówiłam, jest nieprawdą, wszystko, co mówiłam, jest nieprawdą, wszystko, co mówiłam, jest nieprawdą”.

– Ponoć coś takiego mamrotałam. Umówiłam się na kolejne spotkanie, żeby podtrzymać to, co mówiłam przed zasłabnięciem.

Niektóre imiona zostały zmienione

***

Modlitwa za molestowanie

W ostatnich dwóch odcinkach opisaliśmy przypadek księdza Pawła Kani z Wrocławia, który od 2005 do 2012 roku przerzucany był między diecezją bydgoską a wrocławską mimo wiedzy hierarchów na temat jego pedofilii oraz postępowań karnych, które się toczyły. Po każdym przeniesieniu ksiądz molestował kolejnych chłopców. Dlaczego kurie nie przeciwdziałały temu? Nie dostaliśmy odpowiedzi, ale jedynie zapewnienie, że zrobiono wszystko, co należy.

Jedną z ofiar księdza Kani był 11-letni ministrant z Bydgoszczy. To dziś 19-latek, który pozywa kurię bydgoską i wrocławską za to, że świadome pedofilskich skłonności księdza Kani dopuszczały go latami do kontaktu z dziećmi. Domaga się od nich odszkodowania. Tydzień temu adwokat mężczyzny Janusz Mazur opisał nam mechanizm uciszania jego klienta: kuria podesłała swojego adwokata, który obiecał, że w zamian za rezygnację z roszczeń finansowych wobec Kościoła chłopak otrzyma tajemnicze „stypendium” i modlitwę.

Za tydzień

Polscy biskupi od 15 lat – zgodnie z wytycznymi Watykanu – powinni zgłaszać tam każdy przypadek pedofilii. Nie robili tego. Benedykt XVI usunął za to około 80 biskupów na całym świecie. Co z polskimi biskupami, którzy nie respektowali watykańskiego prawa?

Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.

 

molestowal

wyborcza.pl

 

Narodowcy szykują się na zadymę 11 listopada. Zaatakują inne marsze w stolicy? „Trzeba rozj… tę pedalską grupę i po sprawie”

ŁUKASZ WOŹNICKI, 23 października 2016

W 2014 roku w Warszawie zniszczenia po Marszu Niepodległości wyceniono na 90 tys. zł. W 2013 roku - 120 tys.

W 2014 roku w Warszawie zniszczenia po Marszu Niepodległości wyceniono na 90 tys. zł. W 2013 roku – 120 tys. (Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta)

„KODziarze, lewaki, feministki już zacierają ręce i będą prowokować na każdym kroku. Aż proszą się o to, by dostać w łeb, i to jest ich głównym celem” – tak narodowcy zagrzewają się do boju przed 11 listopada. Są przekonani, że Marsz Niepodległości zostanie zaatakowany, a KOD dopuści się prowokacji. Atmosferę podgrzewają prawicowe media.

„Zapraszamy, lewackie skurw…” – pisze na Facebooku Mateusz Blada z Żychlina w województwie łódzkim. Profil ozdobił hasłem „Boże chroń fanatyków”. Wybiera się na Marsz Niepodległości. Już teraz, jak część sympatyków tego wydarzenia, uwierzył w rozpowszechnianą pośród narodowców plotkę. Brzmi tak: Antifa zaatakuje marsz, a Komitet Obrony Demokracji szykuje prowokacje.

11 listopada ulicami Warszawy przejdą w sumie trzy pochody. Uczestnicy marszu Młodzieży Wszechpolskiej i ONR będą maszerować pod hasłem „Polska bastionem Europy”. KOD i partie opozycyjne swoim marszem chcą pokazać, że „Dzień Niepodległości jest świętem wszystkich Polaków”. A koalicja Antyfaszystowska Warszawa (zrzesza rozmaite organizacje i Partię Razem) będzie manifestować „Za wolność naszą i waszą – przeciw nacjonalizmowi”. Trasy marszów KOD i antyfaszystowskiego nie przecinają się z Marszem Niepodległości. Każde wydarzenie zorganizowano w innym miejscu.

Narodowcy wodzeni na pokuszenie

„KODziarze, lewaki, feministki zacierają ręce i będą prowokować na każdym kroku. Aż proszą się o to, aby dostać w łeb, i to jest ich głównym celem” – pisze na profilu „IDĘ 11 na Marsz Niepodległości” Paweł Kiszcz z Warszawy. „Później miesiącami będą pisać o wyrządzonych krzywdach i sterować ciemną masą, która z nimi maszeruje. Wiem, że aż kusi, aby dać im wpier…, ale pokażmy naszą dumę i nie dajmy się sprowokować patologii” – apeluje.

Nieco innego zdania jest Patryk Borkowski, miłośnik husarii i Polski Walczącej. Na profilu zamiast zdjęcia ma obrazek pięści uzbrojonej w kastet.

„Trzeba rozj… tę pedalską grupę i po sprawie” – nawołuje

Skąd narodowcy wzięli „ataki i prowokacje”? Z linków krążących po Facebooku i Twitterze. „Lewactwo szykuje się, aby zaatakować Marsz Niepodległości” – ostrzegał pod koniec września na Twitterze tygodnik „Polska Niepodległa” (przyświeca mu hasło: „Bóg, Honor, Ojczyzna”). „UJAWNIAMY! Lewacka Antifa na Marszu Niepodległości 2016!” – krzyczał nagłówkiem swojego tekstu.

Ale „Polska Niepodległa” niczego nie odkryła i nie ujawniła. W swoim tekście zamieściła jedynie komunikat organizatorów marszu przeciw nacjonalizmowi. Mówił on, że 11 listopada antyfaszyści będą protestować przeciw rasizmowi, ksenofobii i skrajnej prawicy.

Mimo to „Polska Niepodległa” ostrzegała czytelników, czego mogą się spodziewać. „Spodziewajcie się prowokacji podobnych do tych, gdy przedstawiciele lewicowych organizacji rzucali kostką brukową, atakowali policję, patriotów, a nawet rodziny z dziećmi maszerujące w kolumnie Marszu Niepodległości”.

Czyli mniej więcej tego, czym w ubiegłych latach „zasłynęli” uczestnicy Marszu Niepodległości.

„Kominiarka to podstawa, ziom”

Rewelacje „Polski Niepodległej” powtórzył prawicowy serwis Parezja. „Hołota z Antify znów zamierza zakłócić Marsz Niepodległości” – opisywał. „Miejmy nadzieję, że w tym roku to bydło zostanie zawczasu poskromione przez odpowiednie służby” – dodawał.

Niektórzy sympatycy Marszu Niepodległości przejęli się wyczytanym zagrożeniem.

Dla pewności lepiej mieć gaz w kieszeni, żeby ich nim potraktować w razie potrzeby” – doradza Paweł Kowalik

„Ja się wybieram na marsz z pokojowym nastawieniem. Ale jak do mnie z łapami doskoczy jakiś KOD, feminienawistki czy inni prowokatorzy, zamierzam się bronić…” – zapewnia Aleksandra Nastarowicz, sekretarka z Łodzi. Z kolei Norbert Halek prosi organizatorów Marszu, by „kategorycznie zabronili używania kominiarek”. „To jedyny sposób, by wykasować od razu wszystkich prowokatorów” – przekonywał. Ale pomysł nie zdobył poparcia. „Wszyscy powinni mieć kominiarki”, „Kominiarka to podstawa, ziom” – odpisali narodowcy.

Od 2011 roku ich nie było. Czas ich pogonić i kolejne pięć lat spokoju” – podrzuca pomysł Leszek Dec z Gdańska

„Odmawiasz ludziom o innych poglądach prawa do świętowania Dnia Niepodległości? I Pan niby jest Polakiem?” – spierał się z nim Jędrzej Jezierski. „Świętować może każdy, kto prawdziwie kocha Polskę. A nie tylko jak mu jest to do czegoś potrzebne. Mi tu pachnie prowokacją ze strony KOD i środowisk lewicowych” – odpowiadał gdańszczanin.

Kibic Stali Gorzów kryjący się pod pseudonimem Jagus Kensy „wyjaśnia”, dlaczego nie można bagatelizować KOD-u. „Wśród KOD-owców są byli SB-cy, milicjanci, ORMO-wcy, ZOMOW-cy i ich potomkowie wychowani w tych patologicznych klimatach. Więc trzeba się spodziewać prowokacji. Osobiście mam to gdzieś, ale któregoś z Nas prawych może ponieść” – przekonuje.

Co zamierza zrobić Błaszczak?

Opisane w komentarzach groźby narodowców przesłaliśmy MSWiA. Zapytaliśmy resort, czy podległe mu służby zdają sobie sprawę z zagrożenia i jakie kroki zamierzają podjąć, by zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom marszów.

Na czele resortu stoi Mariusz Błaszczak. Minister sam oskarżał KOD, że 11 listopada przygotowuje prowokacje. – Jest niebezpieczeństwo, że po nią sięgnie. Że będzie dążyć do konfrontacji. Widać, że stracił paliwo, na demonstracje przychodzi coraz mniej ludzi – przekonywał we wrześniu w TVN 24.

„Czy minister rozważał konsekwencje takich słów?” – zapytaliśmy resort. Czekamy na odpowiedź.

Tymczasem na stronach marszu antyfaszystowskiego ludzie pytają, dlaczego nie będzie blokady narodowców. „Aby nikt nie dostał cegłą w głowę” – jedni tłumaczą drugim. Na stronie marszu KOD inne pytania. „Oddajemy centrum?”, „Dlaczego pochód przejdzie opłotkami? (odbędzie się na Ochocie)”. „Tak. Unikamy konfrontacji. Ze względu na bezpieczeństwo uczestników marszu. Odpowiedzialność przede wszystkim” – padają odpowiedzi.

„W poprzednich latach nacjonalistów atakowały już drzewka, Tęcza, wóz TVN Meteo, rowery pod Stadionem Narodowym i inna materia nieożywiona. I oczywiście te prowokacje nie mogły przejść bez odpowiedzi dzielnych patriotów” – mówi Weronika Samolińska z Koalicji Antyfaszystowskiej i Partii Razem

I dodaje: – Nie dziwi więc, że narodowcy już na miesiąc przed marszem zapowiadają, że zostaną sprowokowani. Marsz Niepodległości zawsze był agresywną demonstracją. Wybraliśmy czas i miejsce naszego marszu, aby było jak najbezpieczniej. Nasza manifestacja jest zaplanowana w rozsądnej odległości od Marszu Niepodległości. Ruszamy w podobnym czasie i idziemy w przeciwnym kierunku.

– Zdajemy sobie sprawę, że adrenalina u nacjonalistów buzuje. Ale my nie chcemy doprowadzać do zaognienia sytuacji. Planując trasę marszu, chcieliśmy się odsunąć od centrum, bo konfrontacja nie jest naszym zamiarem ani celem. Zależy nam, aby ten dzień był świętem wszystkich, a nie tylko wybranej grupy tzw. patriotów. O zabezpieczeniu marszu jeszcze przed jego zgłoszeniem rozmawialiśmy z policją i jestem przekonany, że KGP stanie na wysokości zadania – mówi Piotr Wieczorek, koordynator KOD Regionu Mazowieckiego.

* Na trasie Marszu Niepodległości 11 listopada pikiety organizować będą członkowie nieformalnej grupy Obywatele RP. Planują je na 10 i 11 listopada przy rondach Dmowskiego i de Gaulle’a.

narodowcy

wyborcza.pl

STUHR W NEWSWEEKU PORÓWNUJE KACZYŃSKIEGO DO HITLERA!

24 października 2016

ajustuhr

Jerzy Stuhr udzielił wywiadu tygodnikowi Newsweek. Oto najważniejsze wypowiedzi artysty!

„W grudniu ubiegłego roku zmienił się w Polsce ustrój. A przynajmniej poważnie zmutował. Ustawami o Trybunale Konstytucyjnym Prawo i Sprawiedliwość zlikwidowało trójpodział władzy i przeszło od demokracji do dyktatury”.

Porównanie Kaczyńskiego do Hitlera…

„Hitler też miał tę umiejętność. Wiedział, jak dobrać. Jak od siebie uzależnić. Jak uwikłać. Zbuntowałeś się? Myślisz, że ja cię do więzienia wsadzę? Nie, chodź, mam dla ciebie specjalne zadanie, tylko jak podskoczysz, to ci wyciągnę takie rzeczy, że jesteś na całe życie skończony”. 

CvhJswRWcAAGYoo

PiS nie ma wstydu…

My jesteśmy z kultury wstydu. Nie robimy pewnych rzeczy, bo nie chcemy się potem za siebie wstydzić. A dla ludzi „dobrej zmiany” to żaden problem. Czy pan wiceminister od widelca się wstydzi? Nie sądzę. Rąbnął głupotę roku, obraził Francuzów, ośmieszył Polaków i chodzi dumny jak paw. Bo wszyscy o nim mówią już drugi tydzień. A ta pani, która nazwała sędziów Sądu Najwyższego grupą kolesi, to czy ona się wstydzi? Zdaje się, że pełni jakąś zaszczytną funkcję w swojej partii, jest rzecznikiem? A pan od dyplomacji, który o Komisji Weneckiej powiada, że nie życzy sobie jej wycieczek do naszego kraju? Czy on się wstydzi? Albo pan, który twierdzi, że Amerykanie mogą się uczyć od nas demokracji. Jest ministrem obrony naszego kraju. No skoro tak, to każdą głupotę można u nas powiedzieć bez mrugnięcia powieką. Ta władza zaraziła nam Polskę bezwstydem”.

 

polityczek.pl

PONIEDZIAŁEK, 24 PAŹDZIERNIKA 2016, 09:52

Posłanka PiS: Należałoby się przyjrzeć jeszcze raz umowie zakupu gazet lokalnych przez Grupę Polska Press

– Nie chcę wypowiadać się na temat ewentualnego wykupu, ponieważ nie uczestniczę w takich pracach, ani nic o nich nie wiem. Należałoby się natomiast przyjrzeć jeszcze raz umowie zakupu gazet lokalnych przez Grupę Polska Press. Z pewnością konieczny jest wniosek o zbadanie tego zakupu przez Urząd Antymonopolowy – mówi Barbara Bubula w rozmowie z wPolityce.pl.

Posłanka PiS przyznaje, że „jest zwolenniczką stworzenia ustawy, która zapobiegałaby nadmiernej koncentracji i monopolizacji mediów”.

300polityka.pl

Duda: Moja żona w żadną awanturę wciągnąć się nie da. Wielowieyska: A Kaczyńska powiedziała to, co myśli. Miała odwagę

jsx, 24.10.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20879763,video.html?embed=0&autoplay=1
– To jakby prezydent sugerował, że Maria Kaczyńska kiedyś dała się wciągnąć w awanturę polityczną, bo nie bała się wypowiedzieć swojego zdania – stwierdziła Dominika Wielowieyska w Poranku Radia TOK FM.

 

W przeglądzie prasy Dominika Wielowieyska pochyliła się nad wywiadem z Andrzejem Dudą dla „wSieci”. Odpowiedzi prezydenta jej zdaniem „coś wnoszą, jeśli chodzi o naszą wiedzę na temat planów obozu rządzącego”.

Uważam, że należało skierować do komisji projekty obu ustaw obywatelskich, a więc także propozycję środowisk lewicowych. Tym bardziej, że obiecywano poważne traktowanie wszystkich projektów społecznych. Nie dziwię się tym posłom PiS, w tym Jarosławowi Kaczyńskiemu, którzy właśnie tak głosowali. To było rozwiązanie, które być może pozwoliłoby na uniknięcie całego niepotrzebnego zamieszania

– mówi w rozmowie prezydent. – Mamy tutaj z jednej strony krytykę PiS, a z drugiej strony hołd dla Jarosława Kaczyńskiego, który głosował jak głosował – oceniała Wielowieyska.

Dalej Duda podkreśla, że jest „przeciwny jakiejkolwiek formie karania kobiet”.

Jednocześnie jestem zdania, że dzieci z zespołem Downa lub inną niepełnosprawnością powinny być zdecydowanie chronione. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Dziś tzw. kompromis aborcyjny ich nie chroni

– Z tego fragmentu można wnieść, że jeśli Sejm uchwali ustawę, która zaostrza prawo antyaborcyjne, tzn. ograniczy możliwość legalnej aborcji, to prezydent taką ustawę podpisze – podkreśliła publicystka.

– „Moja żona w żadną awanturę wciągnąć się nie da” – to a propos, że nie wypowiedziała się w ogóle w sprawie planów zmiany ustawy antyaborcyjnej. „To ja jestem politykiem, nie ona, ona jest pierwszą damą” – przytaczała Wielowieyska.

„Protesty w obronie zachowania konsensusu jak najbardziej uzasadnione”

– To jakby Duda sugerował, że Maria Kaczyńska kiedyś dała się wciągnąć w awanturę polityczną, bo nie bała się wypowiedzieć swojego zdania – dodała, przypominając, że Kaczyńska opowiedziała się za obowiązującym kompromisem. – Ja sądzę inaczej, Maria Kaczyńska nie wciągnęła się w żadną awanturę, po prostu powiedziała to, co myśli, miała taką odwagę – mówiła Wielowieyska.

– Wywiad niewnoszący specjalnie nic nowego poza kwestią ustawy antyaborcyjnej – podsumowała prowadząca Poranek. – Prezydent zadeklarował podpisanie ustawy zaostrzającej, co oznacza, że protesty w obronie zachowania konsensusu są jak najbardziej uzasadnione, ponieważ wydaje się, że władza zmierza do tego, by to zmienić – zaznaczyła.

Zobacz także

dudamoja

TOK FM

Macierewicz Patriotą Roku. Zdziwiony wojskowy pyta: „A jakiego państwa?”

OK, 24.10.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (fot. Michał Łepecki/AG/Adam Mazguła/Twitter)

Antoni Macierewicz został wybrany Patriotą Roku 2016. Płk. Adam Mazguła ma jednak pewne wątpliwości. „Którego państwa?” – dopytuje.

 

Antoni Macierewicz odebrał w weekend Nagrodę im. Kazimierza Odnowiciela „Patriota Roku 2016”. Szef MON, podczas gali w Operze Krakowskiej, dziękował swojej rodzinie i politykom, ale „najwyższe wyrazy wdzięczności i podziwu” przekazał o. Tadeuszowi Rydzykowi. W trakcie uroczystości kolejne osoby chwaliły Macierewicza za jego „odwagę” oraz niestrudzoną walkę „o wolność i prawdę”. Specjalną mowę pochwalną na cześć Macierewicza wygłosił  prof. Janusz Kawecki, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

„Patriota Roku? A jakiego państwa?”

Nagroda dla Macierewicza zaskoczyła jednak Płk. Adama Mazgułę. Dowódca w stanie rezerwy, który m.in organizował administrację w jednej z prowincji w Iraku zapytał na Twitterze: „Patriota Roku – a jakiego państwa?”.

Maciarewicz „Patriotą Roku” – a jakiego państwa?

To nie pierwszy post Mazguły o Antonim Macierewiczu. We wrześniu pisał: „Macierewicz mentalnie nigdy nie był MON, ale ministrem wojny z narodem. To skrajna nieodpowiedzialność i ignorowanie bezpieczeństwa Polski”.

Macierewicz mentalnie nigdy nie był MON, ale ministrem wojny z narodem. To skrajna nieodpowiedzialność i ignorowanie bezpieczeństwa Polski.

Zobacz także: „Macierewicz jako minister obrony, to spełnienie marzeń Kremla”

macierewiczpatriota

gazeta.pl

Rodziny apelują o wstrzymanie ekshumacji ofiar. Błaszczak odpowiada: „Gdyby Donald Tusk zadbał…”

WB, PAP, 24.10.2016

Mariusz Błaszczak i Donald Tusk

Mariusz Błaszczak i Donald Tusk (Agencja Gazeta)

• Szef MSWiA mówił, dlaczego dochodzi do ekshumacji ofiar smoleńskich
• Jego zdaniem są konieczne, ponieważ katastrofa nie została wyjaśniona
• Nie zadbał o to ówczesny premier Donald Tusk – przekonywał Błaszczak

 

– Ekshumacje to decyzja prokuratora, który chce wyjaśnić przyczyny katastrofy smoleńskiej. Nie byłoby tych ekshumacji, gdyby Donald Tusk, który był premierem w czasie, kiedy doszło do tragedii, zadbał o wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Nie zrobił tego – powiedział szef MSWiA Mariusz Błaszczak w Polsat News. Błaszczak był pytany, czy ekshumacje są konieczne. O ich powstrzymanie apelują rodziny części ofiar.

Dowiedz się więcej:

O co apelują krewni ofiar?

„Po sześciu latach od tych strasznych dni stajemy samotni i bezradni wobec bezwzględnego i okrutnego aktu: nasi Bliscy mają być wyciągnięci z grobów, wbrew uświęconemu tabu, aby nie zakłócać spokoju zmarłym, pochowanym z najwyższą czcią. My, rodziny, od miesięcy bezskutecznie wyrażamy swój sprzeciw wobec zapowiedzi tego niezrozumiałego i niczym nieuzasadnionego przedsięwzięcia. Dzisiaj staje się ono faktem” – czytamy w liście otwartym krewnych części ofiar katastrofy smoleńskiej.

Kto podpisał się pod apelem?

Pod listem podpisało się ponad 200 krewnych ofiar katastrofy smoleńskiej. Są tam podpisy członków rodzin: Ewy Bąkowskiej, Leszka Deptuły, Grzegorza Dolniaka, Artura Francuza, Jarosława Florczaka, Pawła Krajewskiego, Andrzeja Kremera, Barbary Maciejczyk, ks. Adama Pilcha, Katarzyny Piskorskiej, Agnieszki Pogródki-Węcławek, Arkadiusza Rybickiego, Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, Leszka Solskiego, Jolanty Szymanek-Deresz, Wiesława Wody, Edwarda Wojtasa.

gazeta.pl

Anna Ziomkiewicz-Wichary*

Osoby z lewicowymi poglądami dbają o sylwetkę, więc mają problemy z zajściem w ciążę? Prof. Chazan, spójrzmy na badania!

24 października 2016

JĘDRZEJ NOWICKI

Wypowiedź Pana Profesora uważam nie tylko za społecznie szkodliwą, ale również niepopartą żadnymi wynikami prac naukowych opublikowanymi w światowej literaturze naukowej.

Szanowny Panie Profesorze,

Z wielkim zdumieniem przeczytałam zamieszczoną w prasie wypowiedź, którą miał Pan wygłosić w trakcie sympozjum naukowego współorganizowanego przez Wojewodę Wielkopolskiego oraz Katedrę i Klinikę Neonatologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i zatytułowanego „Profilaktyka, rozpoznanie przyczyn i leczenie niepłodności”. W trakcie tego sympozjum miał Pan powiedzieć, że – cytuję – „Osoby o poglądach lewicowych częściej mają problemy z zajściem w ciążę, a przyczyną zaburzeń płodności jest przesadna dbałość o szczupłą sylwetkę” (źródło: „Głos Wielkopolski” z 21 października 2016).

Wypowiedź Pana Profesora uważam nie tylko za społecznie szkodliwą, ale również niepopartą żadnymi wynikami prac naukowych opublikowanymi w światowej literaturze naukowej

Kobiety szczupłe nie mają problemów z zajściem w ciążę. Przeciwnie, w ich przypadku szansa na zajście w ciążę jest wyższa w porównaniu z kobietami z nadwagą i kobietami otyłymi. Świadczą o tym wyniki wielu badań opublikowanych w światowych czasopismach naukowych. W badaniach tych zaobserwowano zależność pomiędzy szansą na zajście w ciążę a otłuszczeniem określonym za pomocą wskaźnika masy ciała (BMI). U kobiet z nadwagą i otyłością (BMI powyżej 25) obserwuje się obniżoną szansę na zajście w ciążę, przy czym wzrost BMI o jedną jednostkę (1 kg/m2) związany jest z 4-procentowym spadkiem szansy na zapłodnienie (badania van der Steeg i wsp. 2007). Podobny efekt zaobserwowano w innych badaniach (np. Gesink Law i zespół 2006 oraz Wang i  zespół 2000). W przypadku kobiet o niższym otłuszczeniu obniżoną szansę na ciążę obserwowano jedynie u kobiet bardzo szczupłych o BMI poniżej 18-19 kg/m2.

Ponadto kobiety z nadwagą i otyłe mają większą szansę na ciążę, jeśli schudną. Spadek masy ciała w efekcie aktywności fizycznej i utrzymywania diety związany jest z podwyższeniem szansy na ciążę, zarówno w wyniku zapłodnienia naturalnego, jak i metodą in vitro. Wykazały to m.in. badania autorów Clark i zespołu (1995), Hollmann i zespołu (1996) oraz Kort i zespołu (2014). Najważniejsze wyniki badań w tym zakresie podsumował Norman z zespołem w artykule opublikowanym w „Human Reproduction Update” w 2004 roku.

Wynika z niego jednoznaczny wniosek, że to nadwaga i otyłość, a nie szczupłość, związana jest z mniejszą szansą na ciążę. Podobne wyniki mamy również dla polskich kobiet

W pracy doktorskiej oraz artykule z roku 2008 opublikowanym, razem z zespołem, w czasopiśmie „Human Reproduction” przeprowadziłam analizę zależności pomiędzy zawartością tkanki tłuszczowej w organizmie a poziomem estradiolu. Poziom tego hormonu mierzyliśmy codziennie w trakcie trwania całego cyklu menstruacyjnego. Kobiety szczupłe, które charakteryzowała niska zawartość tkanki tłuszczowej, miały o 25-35 proc. wyższy poziom estradiolu w porównaniu z kobietami o bardzo niskiej zawartości tkanki tłuszczowej oraz z kobietami z nadwagą i otyłością, które charakteryzowała wysoka zawartość tkanki tłuszczowej. Podobne wyniki, obniżonego poziomu estradiolu u kobiet z nadwagą i bardzo szczupłych, uzyskali inni autorzy (Grenman i zespół, 1986, Kopelman i zespół, 1980, Leenen i zespół,1994 oraz Tworoger i zespół, 2006). Obniżony poziom estradiolu w cyklu menstruacyjnym, a zwłaszcza w pierwszej (folikularnej) fazie cyklu związany jest z obniżoną szansą na zajście w ciążę zarówno w przypadku poczęć naturalnych, jak i poczęć w wyniku procedury in vitro (służę literaturą w tym zakresie).

Nieznane mi są natomiast z literatury naukowej żadne badania, które potwierdzałyby związek masy ciała bądź otłuszczenia z poglądami i orientacją polityczną.

Szanowny Panie Profesorze, apeluję do Pana o większą rozwagę w wygłaszanych opiniach. Jako akademików obowiązuje nas zasada mówienia tylko naukowo potwierdzonych prawd.

Z poważaniem

* dr n. med. Anna Ziomkiewicz-Wichary jest pracownikiem Zakładu Antropologii, Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk

osoby

wyborcza.pl

Prezent z serca narodu [SZCZYGIEŁ]

Mariusz Szczygieł, 24 października 2016

Mariusz Szczygieł

Mariusz Szczygieł

Oczywiście mam swojego Andrzeja Wajdę i ja

Dostałem kiedyś od mistrza list, że chce mnie zaprosić na rozmowę. Może okazją byłyby jego urodziny?

Przyszedłem z prezentami. Wziąłem kieliszek szampana, mistrz przeprosił gości i na chwilę weszliśmy do gabinetu. – Skoro mam dziś urodziny. – zaczął.

– A które? – spytałem, choć wiedziałem które, jednak z tremy człowiek wygaduje nie wiadomo co.

– Osiemdziesiąte ósme.

– A nie osiemdziesiąte trzecie? – spytałem, bo z tremy. itp.

– Zaraz, co pan mówi – zafrasował się. – Niech policzę.

Zaczął teatralnie liczyć półgłosem: dwudziesty szósty., dwa tysiące szósty, plus osiem.

– No co mnie pan w błąd wprowadza, panie Mariuszu! Osiemdziesiąt osiem przecież.

– Żartowałem.

– Ja też! – uśmiechnął się filuternie. – I właśnie dlatego pana zaprosiłem. Bo nadszedł ważny moment.

Wypiłem łyk szampana.

– Chcę – ciągnął – nakręcić ostatni film w swoim życiu i pomyślałem, że pan mógłby mi pomóc.

Z wrażenia chciałem wypić jeszcze łyk, ale nic już nie było w kieliszku, więc tylko przełknąłem ślinę.

– Pan mógłby napisać scenariusz tego filmu. O współczesnej Polsce najlepiej.

– Taka propozycja to jak nagroda literacka, ale nie pisałem nigdy scenariusza. Przyniosłem panu prezenty i może one dadzą pomysł na film. A scenariusz mógłby napisać ktoś bardziej zdolny.

Wyciągnąłem dwie książki reporterskie. „Serce narodu koło przystanku” Włodzimierza Nowaka i „Bóg zapłać” Wojciecha Tochmana.

– „Bóg zapłać” – taki nawet tytuł dla mnie. – ucieszył się. – Ale to serce narodu świetnie brzmi!

– W tym „Bóg zapłać” jest historia o księdzu, który wygłasza kazanie, a cały film mógłby się dziać w kościele.

– Już mi się podoba, choć ciężko kręci się w jednym miejscu. Tyle że w kościele nie jest nudno, bo można pokazywać dużo detali: oczy rzeźb, oczy wiernych, szkła witraży. To może być bardzo malarskie. A co głosi ten ksiądz?

– Głosi, że właśnie jest międzynarodowy dzień chorego, a on zdradza, że też jest chory.

– Widzę potencjał.

– Właśnie, ja też! Ksiądz jest zakażony HIV, a do tego jest czynnym gejem. Odwiedza kluby erotyczne w Berlinie, ale nadal kocha Jezusa, czystą miłością, jak mamę i tatę. Jako proboszcz małej parafii to wszystko wyjawia wiernym. I nie jest to postać zmyślona.

– Panie Mariuszku. – mistrz spojrzał na mnie, jakbym mu sprawił przykrość.

– Przecież „Tatarak” w tej części z Jandą też jest kręcony w jednym miejscu. Kameralnie. Jakby to jeszcze zagrał młody Stuhr na zbliżeniach, żeby z tą twarzą widz mógł tak blisko obcować.

– Czy pan mi źle życzy?

– No wiem, to bardzo odważny pomysł. Ale kto może nakręcić w Polsce taki film bezkarnie? Tylko pan.

– Przecież Kościół by mnie zaraz wyklął, zakazał. Zrobiłaby się wielka awantura, a tego bym nie chciał pod koniec życia. Ostatni film. Rozumie mnie pan?

Zamilkłem, bo jak najbardziej to rozumiałem.

– To może jednak ja temu sercu narodu się przyjrzę – oznajmił mistrz.

Za jakiś czas zrozumiałem, że mistrz do serca narodu dotarł, tylko może nie tego koło przystanku.

Myślałem z żalem, że nie umiem mu nic od siebie dać.

Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy przy różnych okazjach, najczęściej w towarzystwie jego żony Krystyny Zachwatowicz. Podczas rozmowy podtrzymywał się swoją kulą w lewej dłoni, a prawą zawieszał mi się na przedramieniu, tak że jego ciepło zaraz stawało się moim albo odwrotnie.

Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.

 

ksiadz

wyborcza.pl

JACEK ŻAKOWSKI („POLITYKA”, COLLEGIUM CIVITAS)

Wiedza i wiara redaktora Ziemca

24 października 2016

Krzysztof Ziemiec

Krzysztof Ziemiec (Fot. Roman Rogalski / Agencja Gazeta)

Mało brakowało, a bym się przez Krzysztofa Ziemca udusił. Wiele godzin wstrzymywałem oddech, czekając na jego felieton, który PR „Rzeczpospolitej” wciskał internetowi jako szokujący atak na PiS.

Gazeta.pl nawet wyrażała obawę, iż „Ziemiec pożegna się z TVP”, bo „nieźle narazi się PiS-owi”. „Super Express” zapowiadał: „Ziemiec UDERZA w PiS”, „Fakt” krzyczał: „Czy to jego koniec?”, a WP informowała, że „zapowiedź tekstu dziennikarza wywołała burzę”.

Wysupłałem prawie 5 zł na „Plus Minus”, by przeczytać utwór będący rozwinięciem tez Prezesa, że „czas balowania się skończył” oraz że „były wpadki takie jak ten nieszczęsny Misiewicz”. Kluczowe zdania Ziemca brzmią: „władza woli otaczać się ludźmi niedouczonymi, ale pokornymi, gotowymi bezrefleksyjnie wykonywać polityczne zlecenia” oraz: „w pochodzących ze starego rozdania pracownikach widzi tylko wrogów, którzy będą stawiać opór dobrej zmianie”.

Rozczarowałem się. Bo hucznie zapowiadanym tekstem Ziemiec idzie jeszcze o krok dalej w kopiowaniu peerelowskiej propagandy. Parafrazując słynny pezetpeerowski slogan: „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie”, wraca na ścieżkę „Polityki” z lat 70., która martwiąc się problemami Gierka i jego ekipy, zainicjowała akcję „dobry fachowiec, ale bezpartyjny”.

Sytuacja jest niestety podobna. Tylko że wtedy sporo można było zwalić na Jałtę, Sowietów itp., a teraz Polacy robią to sobie na własne życzenie. O ludziach Gierka można było powiedzieć, że są lepsi od innych, których przysłałaby Moskwa. O ludziach Kaczyńskiego powiedzieć tego nie można. Nikt nie musi im służyć jako mniejszemu złu, bo Polska nie jest skazana na zło. Ziemiec wybrał je sam.

Misiewicz i Misiewicze „to nie kryzys, to rezultat”, jak pisał Stefan Kisielewski. Co dziwnego w tym, że „ludźmi niedouczonymi, ale pokornymi, gotowymi bezrefleksyjnie wykonywać polityczne zlecenia” otacza się władza złożona z ludzi podobnie lub bardziej „niedouczonych, ale pokornych, gotowych bezrefleksyjnie wykonywać polityczne zlecenia”. Ziemiec, prowadząc „Wiadomości”, nieustannie dowodzi, że jest „gotów wykonywać polityczne zlecenia”.

Nie krzyczał, gdy wokół niego „pokorni i niedouczeni” zastąpili mniej pokornych i lepiej wykształconych. W łańcuchu pokarmowym PiS również ma nad sobą „niedouczone, pokorne itd.” ogniwa – od Marzeny Paczuskiej i Jacka Kurskiego po Beatę Szydło, Andrzeja Dudę, Marka Kuchcińskiego, którzy nieustannie deklarują i demonstrują pokorę i gotowość wykonywania politycznych zleceń Prezesa. A po drodze są rywalizujące pokorą i niedouczeniem orły: ministrowie Błaszczak, Waszczykowski, Zalewska, Ziobro, Gowin, Jurgiel, posłowie Piotrowicz czy Pawłowicz.

Niezwłocznie wyślę red. Ziemcowi ruskiego szampana, jeśli na szczytach władzy wskaże mi jednego widocznie „douczonego” i „niepokornego” wobec samodzierżawia Prezesa. Bo mu nie zazdroszczę. Po słowach Prezesa o Misiewiczu jest w takiej sytuacji jak komuniści po referacie Chruszczowa. Już nie może nie wiedzieć, ale jeszcze chce wierzyć. Bo tak jest wygodniej.

malo

wyborcza.pl

 

Eksmisje Plus, czyli ciemna strona programu mieszkaniowego PiS. Ciężarne, niepełnosprawni i renciści na bruk?

LUDMIŁA ANANNIKOVA, 24 października 2016

Eksmisja rodziny Topczewskich

Eksmisja rodziny Topczewskich (Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta)

Narodowy Program Mieszkaniowy rządu Beaty Szydło miał uwzględniać potrzeby najsłabszych obywateli. Tymczasem w programie znalazł się zapis proponujący likwidację katalogu osób objętych szczególną ochroną przed eksmisją na bruk. Chodzi m.in. o kobiety w ciąży, osoby niepełnosprawne, emerytów. – To cofanie się w rozwoju i barbarzyństwo – alarmują organizacje pozarządowe.

Narodowy Program Mieszkaniowy, którego częścią jest program „Mieszkanie plus” został przyjęty przez Radę Ministrów 27 września. Jednym z jego głównych założeń jest budowa tanich mieszkań na wynajem, ale program to coś więcej niż tylko plan budowy.

Określa kierunki, w jakich podążać ma polska polityka mieszkaniowa. W swoich zapowiedziach przedstawiciele rządu niejednokrotnie wskazywali, że ma ona uwzględniać interesy grup „o szczególnych potrzebach mieszkaniowych” – m.in. seniorów, niepełnosprawnych, wychowanków domów dziecka czy rodzin wielodzietnych. W programie znalazł się jednak zapis, który zdecydowanie przeczy tym deklaracjom.

„Państwo pomoże czyścicielom kamienic”

W ramach „racjonalizacji gospodarowania zasobem mieszkań komunalnych” autorzy proponują usunąć z ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego katalog osób objętych szczególną ochroną, którym obecnie sądy w procesie o eksmisję nie mogą nie przyznać mieszkania socjalnego. Dotyczy to kobiet w ciąży, osób niepełnosprawnych, obłożnie chorych i ubezwłasnowolnionych (wraz z opiekunami), a także emerytów, rencistów, bezrobotnych i dzieci.

Według autorów programu istnienie „katalogu” nie pozwala sądom na dokonanie oceny, czy przyznanie prawa do lokalu w przypadku osób objętych ochroną rzeczywiście jest uzasadnione. A więc mogą one trafiać w ręce tych, którzy mogą zapewnić sobie mieszkanie w inny sposób.

– Jeżeli ktoś tak uważa, to całkowicie nie zna realiów – oburza się Katarzyna Czarnota, doktorantka socjologii UAM, działaczka Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów. – Zlikwidowanie katalogu osób uprzywilejowanych uderzy w najuboższych. Jeśli obecnie niepełnosprawny czy emeryt mieszkający w prywatnej kamienicy i mający prawo do lokalu socjalnego może się czuć stosunkowo bezpiecznie, to w sytuacji, kiedy sąd mu tego lokalu nie przyzna, zaraz po wyroku wyleci na bruk, a państwo w ten sposób pomoże czyścicielom kamienic – mówi Czarnota.

Organizacje: „To cofnięcie się w rozwoju”

Zgodnie z prawem osoby, którym sąd przyznał lokal socjalny, mogą pozostać obecnie w dotychczasowym mieszkaniu, dopóki miasto nie przydzieli im innego lokum. Często taki stan zawieszenia trwa latami, bo samorządy nie mają wystarczającej liczby lokali socjalnych. Właściciel mieszkania zajmowanego przez dłużnika może wówczas starać się o odszkodowanie. W większych miastach kwota odszkodowań liczona jest w milionach złotych.

Samorządom byłoby więc na rękę, gdyby sądy rzadziej przyznawały mieszkania socjalne. Od lat nagminnie występują w postępowaniach o eksmisję jako interwenienci uboczni i wnioskują o nieprzyznawanie lokalu. Tłumaczą to tym, że lokali brakuje.

– A sądy często idą samorządom na rękę, bo eksmitowani nie mogą skutecznie się bronić, nie mają pieniędzy na prawnika i ich pozycja jest z góry przegrana – wyjaśnia Czarnota.

Pomysł ministerstwa krytykują także inne organizacje. Polska Unia Lokatorów w uwagach do programu nazwała proponowane zmiany „barbarzyństwem i cofnięciem się w rozwoju cywilizacyjnym”.

‚Przypuszczenie, że osoba w ciąży, niepełnosprawny albo obłożnie chory łatwo podpisze umowę najmu na wolnym rynku, jest chybione’ – pisze PUL

Jak dodaje, państwo powinno zakazać gminom występowania w charakterze interwenienta ubocznego, bo „stoi to w sprzeczności z obowiązkiem gminy dotyczącym przeciwdziałania bezdomności”.

Negatywną opinię nowemu zapisowi wystawiła także fundacja Habitat for Humanity Poland. Rezygnację z katalogu nazywa „regresem w systemie pomocy społecznej”.

I pisze tak:

„Jesteśmy świadomi problemów, z jakimi borykają się gminy zobligowane do zapewniania lokali socjalnych osobom eksmitowanym. Uważamy jednak, że wymienione grupy osób powinny podlegać szczególnej ochronie państwa i mieć obligatoryjne prawo do dachu nad głową. Jako organizacja mająca praktyczne doświadczenie w remontowaniu lokali socjalnych wiemy, że są to lokale o bardzo niskim standardzie, o które nie będą się ubiegać osoby mające inną możliwość zaspokojenia swoich potrzeb mieszkaniowych”.

Proponowana zmiana oburzyła również działaczy Partii Razem. Na swojej stronie piszą, że oddanie losu osób szczególnie wrażliwych w ręce sądów będzie powodować kolejne ludzkie tragedie. „Szokuje nas bezduszność PiS-u” – zaznacza partia.

Jak tłumaczy się rząd?

Poprosiliśmy Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, które jest autorem programu, o komentarz do powyższych uwag. W odpowiedzi urzędnicy napisali, że za sprawą proponowanej zmiany… „lokale socjalne będą trafiać do osób faktycznie tej pomocy potrzebujących”.

Zdaniem ministerstwa inne przepisy ustawy, nakładające na sądy obowiązek badania sytuacji rodzinnej i materialnej lokatorów, które nie odnosiły się dotąd do osób z kategorii uprzywilejowanej, zapewnią im odpowiednią ochronę. Zmiany natomiast jedynie „wyeliminują automatyzm” w przyznawaniu prawa do lokalu socjalnego.

– Zwiększona ochrona dla szczególnych kategorii lokatorów nie jest stosowana, gdy osoby, które jej podlegają, mogą zamieszkać w innym lokalu. Wniosek jest taki, że już obecnie sądy mogą sprawdzać sytuację materialną i osobistą eksmitowanych, aby ewentualnie odmówić im prawa do lokalu socjalnego. Podważa to oficjalne uzasadnienie dla proponowanych zmian – komentuje dr hab. Ryszard Szarfenberg z Instytutu Polityki Społecznej UW. Jak dodaje, rząd nie wykazał, że problemem obecnie jest przyznawanie ochrony osobom w szczególnych sytuacjach, które jej jednak nie potrzebują. – Definicja lokatorów wrażliwych, którzy powinni być chronieni, może być lepsza, ale całkowita rezygnacja z tych przepisów nie jest uzasadniona – uważa Szarfenberg.

———-

Ludmiła Anannikova: Interesują Cię tematy związane z polityką społeczną, mniejszościami, dyskryminacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!

oto

wyborcza.pl

Prawie uzbrojona armia,prawie magister Misiewicz i prawie piłkarze w gazetach! Więcej w PŚ w

piotr-maslak

 

cvgkhaovmaaeoom

 

KRZYSZTOF ZIEMIEC I “TĘPI KONIUNKTURALIŚCI”. Komentarz Elżbiety Królikowskiej-Avis

Napisano 23.10.2016

W ostatnim „Plusie Minusie” Krzysztof Ziemiec opublikował felieton, rekapitulujący rok rządów Prawa i Sprawiedliwości. Ten urodzinowy materiał jest typowy dla wielu innych, które pojawiają się ostatnio w prasie lewicowej i konserwatywnej, z jednego choćby  powodu. Ziemiec nie tylko nie wspomina na początku o osiągnięciach partii rządzącej, aby potem przejść do wpadek – prawdę mówiąc koncentruje się głównie na tych drugich. Dokładnie jak media liberalne.

  Już sam tytuł mówi o felietonie wszystko: „Dobra zmiana hoduje tępych koniunkturalistów”. Jakby ich przedtem nie było, i w nadmiarze,  podczas ostatnich 8 lat   rządów  PO. I już na początku pojawia się pytanie: jeśli podsumowanie roku, to dlaczego felietonista koncentruje się wyłącznie „na tym, czego rząd nie zrobił w przestrzeni publicznej”, cokolwiek by ta „przestrzeń publiczna” miała znaczyć.  W podsumowaniach  sięgamy  zwykle – po dżentelmeńsku, dla sprawiedliwości i równowagi – po minusy, ale także po plusy. Zaraz potem pada zarzut o  „ostentacyjne demonstrowanie poczucia wyższości zwycięzców” oraz „politycznego rewanżyzmu”. Jak subiektywne jest to odczucie, dowodzi fakt, że ani ja, ani wielu innych kolegów po prawicy, jakoś tego nie zauważyli. Owszem, obie te postawy pojawiły się, ale w 2005 roku,  w 2015 roku PiS najwyraźniej odrobił swoją pracę domową. A już sugestia „politycznej oferty współdziałania  dla opozycji, żeby nie czuła się upokorzona”, to idealistyczny nonsens, nie praktykowany nawet przez najstarsze demokracje.  Polityka jest jak powiedział Platon „dla ludzi mężnych i cnotliwych”, ale także silnych i twardych, realistów i pragmatyków, to nie jest zabawa dla ministrantów. W Wielkiej Brytanii, owszem, partia konserwatywna od czasu do czasu współpracuje z labourzystowską opozycją i prosi o poparcie przy głosowaniu ustaw o tzw. charakterze ponadpartyjnym np. ograniczenie korupcji, sprawy bezpieczeństwa publicznego, służba zdrowia czy fala imigracyjna.  Ale to wszystko, co można zaoferować opozycji! Przegrała wybory parlamentarne, obywatele odrzucili jej propozycje, musi się z tym pogodzić. I   p o k o j o w o   organizować się do przyszłych wyborów. Powtarzam, pokojowo, a nie  to siłą, to sposobem próbować destabilizować kraj,  sabotować  wszystkie bez wyjątku inicjatywy  rządowe,  wciąż wyprowadzać ludzi na ulicę,  powodować informacyjny chaos. Bo  to już nie ma nic wspólnego z demokracją.

  Nie mogę wyliczać  wszystkich osiągnięć Prawa i Sprawiedliwości, bo nie ma ani miejsca, ani  potrzeby. Więc tylko najważniejsze projekty:  500+, mieszkanie +, obniżenie wieku emerytalnego,  za to podwyższenie minimalnej emerytury, bezpłatne leki dla 75+ / na Wyspach od 60+, ale to wciąż bogaty kraj/, mobilizacja  NATO, zmiany myślenia Unii o imigrantach, rewitalizacja Grupy Wyszechradzkiej, /z czego zaczyna wynikać  nowa jakość i nowa siła/, próby powstrzymania dekadencji polskiej kultury / czego Europie nie udało się zrobić z kinem, dziś destrukcyjnym i nihilistycznym/.  To, o czym pisze – zresztą z dużą przesadą –  Krzysztof Ziemiec, czyli  „hodowaniu tępych koniunkturalistów”, to tylko efekt uboczny procesu sanacji państwa. A czy w czasach II Rzeczpospolitej było inaczej?  To niby skąd się wziął bestseller „Kariera Nikodema Dyzmy” Tadeusza Dołęgi – Mostowicza?  Zresztą z powodzeniem przeniesiony na amerykańskie duże ekrany pt. „Wystarczy być”, i doskonale przez Amerykanów zrozumiany. Owszem, nastąpił „szturm ludzi, związanych z władzą na wpływowe stanowiska”, ale po pierwsze, to jest światowa i historyczna prawidłowość – autor felietonu zobaczy wkrótce, co się będzie działo w Stanach Zjednoczonych, jeśli  prezydentem zostanie Donald Trump.  Ponadto, te stanowiska obejmują zwykle ludzie, którzy w przeszłości dobrze się zapisali w swoich zawodach i na swoich polach działania. Wiem, to już widać, że nie wszyscy się sprawdzają, patrz: część Rady Mediów Narodowych, i rozumiem, że w jakimś momencie nastąpi  ich wymiana. Albo jeden z ministrów, zresztą wielki patriota i porządny człowiek. Ale kiedy idzie, przed nim kroczy jego Wielkie Ego, a pan minister za nim. Sama byłam świadkiem, kiedy podczas uroczystości na pomorskim poligonie, najpierw trzymał długi speech, a potem 3 razy przerywał krótkie wystąpienie amerykańskiego generała! Gospodarz – gościowi! I ten minister i przynajmniej kilku posłów partii rządzącej powinni trzymać się z daleka od mediów, ponieważ każde ich słowo, to prezent dla Gazety Wyborczej i TVN24.  A, przy okazji, należałoby  skończyć z „łapankami” na korytarzach sejmowych, gdzie  zaskoczeni i nieprzygotowani politycy zwykle mówią głupstwa, które stają się potem refrenem dnia mediów mainstreamowych.  W brytyjskim parlamencie nie ma „łapanek”, jest trawnik przed  Pałacem Westminsterskim oraz studio parlamentarne.

    Ale powracając do wątku głównego: trzeba dostrzec także ministrów Morawickiego, Mariusza Kamińskiego,  Konstantego Radziwiłła,  dwie „ministry”  Streżyńską i Rafalską, nie licząc młodych, Patryka Jakiego i Bartosza Kownackiego.  Przykładem pracy nad sobą niech będzie Mariusz Błaszczak, i efekty jego pracy przy Szczycie NATO i Swiatowych Dniach Młodzieży. A także  szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. Zapraszam do lektury kilkudniowej agendy tego ministra, dziś na Węgrzech, jutro w Kanadzie, pojutrze w  Singapurze, i przysłuchania się co i jak mówi. Dumna z niego byłaby Wielka Brytania,  i to nie tylko dziś, kiedy  kolegą Waszczykowskiego „po resorcie” jest  cynik i telewizyjny performer  Boris Johnson. A więc proszę – mniej ogólników, a więcej faktów. Mniej łzawego idealizmu, więcej  wyważenia i pragmatyzmu.

   I jeszcze jedno, niechże polscy publicyści konserwatywni, w tym Krzysztof Ziemiec,  nie pozwalają sobie wciskać przez mainstream kitu typu „dziennikarz nie ma poglądów”. Owszem, ma. To jeszcze jeden lewicowy mit, suflowany konserwatystom przez liberałów. Spójrzcie tylko na Guardiana, La Stampę, Washington Post, Zuddeutsche Zeitung czy Gazetę Wyborczą.  Czy opublikowane tam materiały dowodzą, że ich autorzy nie mają poglądów? Wręcz przeciwnie. Mają i nie zamierzają  zostawiać ich na progu redakcji, choć namawiają do tego dziennikarzy konserwatywnych. To dlatego  Observer i post-komunistyczna Morning Star różni się od Timesa czy Daily Maila.  Owszem, należy  ciągle nawoływać do obiektywizmu, trzymania się prawdy i faktów –  ale nie w relacji  do poglądów politycznych, lecz wysokich standardów dziennikarskich! Jednak te zasady powinny przecież obowiązywać obie strony. Tylko w krajach, gdzie demokracja jest młoda i świeża jak „spring union” czyli szczypiorek na wiosnę, konserwatyści pozwalają się tak ogłupiać lewicowymi mądrościami.  A co do kolegi Ziemca, który zaleca „zwycięzcom na rocznicę spojrzeć na siebie z dystansu”, życzę mu,  nie tylko na rocznice,  tego samego.

                                                                      Elżbieta Królikowska-Avis. 23 pażdziernika 2016

 

sdp.pl

Czarny protest nie pod kurią

gra

Czemu czarne protesty w obronie praw kobiet nie gromadzą się pod siedzibami władz kościelnych? Jak dotąd nie słyszałem o takim przypadku. Ale może jest w tym jakaś logika?

No bo biskupi prawa nie stanowią. Wpływają na prawodawców z ambon, a częściej zakulisowo. Pośrednio przez katolickie ruchy, zrzeszenia, instytucje, media. Dobrze umieją się nimi posługiwać, osiągają sukcesy. Ale w parlamencie nie zasiadają. Prawo stanowią posłowie i senatorowie, w konsultacji albo bez konsultacji, z zainteresowanymi środowiskami.

I słusznie protesty odbywają się przed Sejmem, instytucjami państwa czy siedzibami partii dążącymi do całkowitego zakazu legalnej aborcji.

Na czarnych protestach słyszymy, że kobiety nie boją się biskupów i polityków. Ale protesty i marsze omijają rezydencje biskupie. Tak jakby istniała jakaś niepisana umowa, żeby tej linii nie przekraczać. Mogą być co najmniej dwa tego powody.

Pierwszy: bo to będzie odebrane jako akcja konfrontacyjna, a tego czarne protesty mogą nie chcieć. Drugi – że osobom organizującym protesty zależy na zachowaniu ich obecnego charakteru. Ponad różnicami światopoglądowymi czy politycznymi.

Protesty mają moc, gdy są obywatelskie. Gdy gromadzą pod hasłem obrony praw kobiet do podejmowania decyzji, kiedy i czy chcą rodzić dzieci, a nie pod hasłami ideologicznymi, antyreligijnymi. Bo wśród osób popierających czarne protesty są też osoby wierzące. A wielu z nich może wystarczyć zachowanie tzw. kompromisu aborcyjnego.

Ruch czarnych protestów musi wypracować swój kompromis między żądaniem legalnej aborcji z powodów sytuacji życiowej kobiety a żądaniem utrzymania obecnego prawa z trzema wyjątkami od zakazu aborcji. Podstawą mogłaby być właśnie obrona praw kobiet.

Tymczasem mamy rodzaj jednostronnego zawieszenia broni. PiS obawia się społecznych protestów, których nie potrafi propagandowo spacyfikować lub skompromitować. Takim protestem jest ruch w sprawie obrony praw kobiet, zauważony także poza Polską.

Dlatego PiS w zakulisowym przymierzu taktycznym z kierownictwem Kościoła zawiesił sprawę zaostrzenia prawa antyaborcyjnego i zapewnia, że nie ma dziś żadnych planów w tej sprawie. Na jak długo? Zależy to od tego, czy ruch czarnych protestów wygaśnie.

dlaczego

szostkiewicz.blog.polityka.pl

 

Pochody nie wystarczą

en-passant

Jak słychać, manifestacje w obronie kobiet nie cieszyły się zbyt dużą frekwencją, mimo że tym razem pogoda dopisała. Ciekaw jestem, co o tym myślą organizatorki (-rzy) i uczestnicy (-czki).

Co do mnie, to uważam, że demonstracje powinny być od wielkiego dzwonu, np. 11 listopada, czy organizowane z powodów niecierpiących zwłoki, natomiast na co dzień potrzebna jest systematyczna, wytrwała praca u podstaw.

W pełni zgadzam się z jedną z ostatnich (wrzesień 2016) wypowiedzi Andrzeja Wajdy, że strona przegrana w ostatnich wyborach, czyli Platforma, Komorowski i spółka, przegrała na własne życzenie, przez zaniechanie, lenistwo, pychę. Dopiero teraz widać, że demokracja nie jest dana raz na zawsze, trzeba o nią dbać na co dzień.

Jak? Na pewno nie wystarczą manifestacje i demonstracje uliczne, na których frekwencja – bądźmy szczerzy – maleje. Obok głośnych protestów, manifestacji etc. potrzebna jest także praca od podstaw. Mam na myśli na przykład działalność edukacyjną, która byłaby odtrutką na propagandę oficjalną, jaką na każdym kroku sączy władza, podając nową, poprawną politycznie wersję historii, prawa, literatury, stosunków międzynarodowych.

Temu trzeba przeciwstawić spotkania, wykłady i dyskusje w różnych miejscach – od szkół (po godzinach lekcyjnych) po mieszkania prywatne, a także w internecie, tak jak to robi OKO.press.

Kilka osób, które mają głowę na karku, mogłoby zaproponować cykl odczytów (pogadanek?), ich tematykę, a także autorów, inni mogliby zająć się poszukiwaniem lokali, promocją spotkań. Działacze opozycji demokratycznej przed 1989 r. powinni przypominać, jak to było naprawdę, nie brak jeszcze historyków gotowych dać własną (a niekoniecznie „poprawną politycznie według IPN”) lekcję historii Polski XX-XXI wieku, są krytycy sztuki gotowi przypomnieć dzieje cenzury, teatru, filmu, literatury, wyobrażam sobie rozmowy o tym, co dzieje się w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Rosji, na Węgrzech, chętnie posłuchałbym krytyków literackich, ich opinii o prozie – od Twardocha do Wildsteina, medioznawców o zabiegach władzy, by zniszczyć media opozycyjne, a także o TVP, TVN, Polsacie, TV Republika i Trwam, politologów o stosunkach państwo – kościoły, o przyczynach porażki Platformy, dyplomatów (zwłaszcza byłych, bo czynnym nie wolno) i historyków o polskiej polityce zagranicznej, ekonomistów – o sytuacji gospodarczej, rozpiętości dochodów, innowacyjności, prawników o niezawisłości sądów, o dyspozycyjności prokuratorów. Chętnie posłucham socjologów, religioznawców, psychologów, dziennikarzy.

Im bardziej będą ograniczane media opozycyjne, tym większa będzie rola przedsięwzięć prywatnych i nieoficjalnych, choć ich „sprawcy” muszą się liczyć z szykanami. Widać ogromny spis tematów, zapraszam blogowiczów do sugestii tematycznych, autorskich, organizacyjnych. Posłuchajmy Andrzeja Wajdy – nie czas siedzieć z założonymi rękami.

pis-off

passent.blog.polityka.pl

 

Jarosław Mikołajewski

Martwa kobieta w ciąży i cywilizacja życia

23 października 2016

Pracownicy organizacji

Pracownicy organizacji „Save the Children” podczas akcji ratunkowej u wybrzeży Libii (Mstyslav Chernov / AP (AP Photo/Mstyslav Chernov))

470 osób przywiózł w niedzielę rano do Neapolu okręt włoskiej straży przybrzeżnej „Gregoretti”. Pochodzących w większości z Wybrzeża Kości Słoniowej. Prawie wszyscy są żywi. Prócz jednej martwej kobiety w ciąży. Czyli – jeśli płód jest człowiekiem – prócz dwojga ludzi.

Dziennikarka Rai News 24 pyta kapitana o okoliczności. „Byliśmy na wodach międzynarodowych – mówi dowódca – i otrzymaliśmy informacje o grupie migrantów. Zobaczyliśmy ich na pontonach, wciągnęliśmy na pokład, przewieźliśmy. Jedyne, co możemy zrobić, to potwierdzać akcjami ratunkowymi naszą kulturę życia”.

Kultura życia jest we Włoszech kulturą ratowania życia: narodzonego i nienarodzonego. Premier Matteo Renzi przypomina, że pośród wszystkich europejskich wartości najbardziej zapomnianą jest civilta, czyli cywilizacja. A raczej – ucywilizowanie. Dojrzałe i odpowiedzialne przeżywanie duchowych zdobyczy humanizmu. Jeśli podczas akcji ratownicy stawiają sobie pytanie, czy wśród tonących są kobiety w ciąży, to tylko dlatego, że wymagają one większej troski. Dlatego że cierpią i trzeba natychmiast je zbadać, zapewnić wygodę. Uprzedzić lekarzy portowego ambulatorium, że muszą przygotować karetkę i łóżko.

Zobacz też: Oni sobie nie pójdą – reportaż z obozu dla uchodźców

W ciągu minionych dwóch dni uratowano na tzw. kanale sycylijskim, czyli wyłowiono bezpośrednio z morza i wyciągnięto z pontonów, 14 ciał. Uratowano ok. 2400 osób. Dopóki liczbę żywych podaje się w przybliżeniu, a martwych co do jednego, jest nadzieja dla kraju cywilizacji życia.

Coraz mniej nadziei pozostaje natomiast dla kraju, gdzie cywilizacją śmierci nazywa się wolność wyboru, a nie – jak się nazywać powinno – obojętność na los uchodźców. Kochani rodacy, katolicy i nie, szanowny księże arcybiskupie: wśród tonących w Morzu Śródziemnym bardzo dużo jest kobiet w ciąży. Również niechcianej, pochodzącej z gwałtu. Często zbiorowego. Doktor Pietro Bartolo, lekarz z Lampedusy, mówi mi, że przyjmuje bardzo wiele kobiet w ciąży, zgwałconych w Libii. Te, które nie zaszły w ciążę, dostały wcześniej od oprawców zastrzyki odbierające płodność nawet na rok.

I doktorowi Bartolo wierzę bardziej niż polskim kapłanom i biskupom, z których żaden nie chciał się z nim spotkać na Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdzie Człowiekiem Roku został premier Orban.

temu

wyborcza.pl

Uczestniczki czarnego protestu wspierają Natalię Przybysz. Złamała tabu dotyczące aborcji

Aleksandra Sobczak, 23 października 2016

Natalia Przybysz

Natalia Przybysz (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Natalia Przybysz w wywiadzie dla ostatnich „Wysokich Obcasów” opowiedziała o swojej aborcji. W reakcji na to w internecie wezbrała fala hejtu przeciw niej.

– Musimy wspierać Natalię Przybysz. Obecna ustawa nie działa. Polki dokonują większej liczby aborcji niż Niemki, Włoszki czy Austriaczki – mówi „Wyborczej” Barbara Nowacka, jedna z organizatorek niedzielnej demonstracji.

Jej zdaniem od kilku miesięcy widać, że polskie tabu dotyczące aborcji jest przełamywane. – Kobiety przestają się bać i wstydzić o tym mówić – twierdzi Nowacka.

Z badań CBOS wynika, że aborcji poddała się co czwarta Polka. Większość w podziemiu lub za granicą, bo od 1993 r. przerywanie ciąży z przyczyn osobistych jest w Polsce nielegalne. Dotychczas nikt o tym nie mówił głośno. Ostatnio jednak atmosfera w Polsce zaczyna się zmieniać. Coming out Natalii Przybysz jest tego dobitnym przejawem.

Anna Dryjańska wspiera Natalię Przybysz

Potwierdza to Anna Dryjańska, publicystka i działaczka feministyczna: – W mediach społecznościowych kobiety zaczynają ostatnio otwarcie opowiadać o tym, że ich prawa są łamane, bo np. lekarze odmawiają im pomocy, gdy płód jest uszkodzony i zgodnie z prawem należy im się aborcja. Mówią, jak jeżdżą za granicę, żeby się wysterylizować, bo w Polsce to nielegalne.

Dryjańska apeluje do kobiet o solidarność z Natalią Przybysz. – Ona opisała powszechne kobiece doświadczenie. Przerywamy ciąże, bo chcemy skończyć studia, mamy nową pracę i nie chcemy z niej wylecieć, bo mamy już tyle dzieci, ile chcemy. Kobiety są tylko ludźmi. Zdarzają nam się błędy. Możemy zapomnieć wziąć pigułkę, prezerwatywy czasem pękają – tłumaczyła.

Oprócz aborcji tematem niedzielnej manifestacji była przemoc seksualna wobec kobiet. Z badań fundacji Ster przeprowadzonych w zeszłym roku wynika, że 87 proc. kobiet w Polsce powyżej 15. roku życia spotkało się z jakąś formą molestowania seksualnego. Aż 22 proc. zostało zgwałconych, w tym 92 proc. przez bliską osobę, przyjaciela, partnera lub męża.

– Żyjemy w kulturze gwałtu, która pozwala na przemoc seksualną. Pokrzywdzone kobiety bardzo często są zostawione same sobie, nie mają do kogo zwrócić się o pomoc – komentowała badanie Agnieszka Grzybek z fundacji Ster.

Ponad połowa kobiet nie mówi o gwałcie nikomu, bo odczuwa wstyd lub strach. Nieliczne zgłaszają sprawy na policję, ale w 67 proc. przypadków prokuratura umarza postępowanie.

uczestnicy

wyborcza.pl