GUS, 31.01.2017

 

Mateusz Morawiecki jak Grek Zorba

Mateusz Morawiecki wcześniej przygotowywał opinię publiczną, że wzrost PKB w pierwszym roku rządów PiS będzie najgorszym od końca kryzysu europejskiego, który Polska przeszła suchą stopą i miała powody, aby dumnie nazywać się „zieloną wyspą” wśród kryzysowej czerwieni.

Morawiecki jest z wykształcenia historykiem i jeżeli uznamy, że jest najlepszym ekonomistą wśród historyków, to na pewno nie jest najlepszym ekonomistą wśród ekonomistów. Acz jeszcze mamy jedną subtelność, mianowicie ekonomista nie jest tożsamy z finansistą, a z tego ostatniego świata przyszedł Morawiecki, z prezesowania Bankowi Zachodniemu WBK, które jest własnością hiszpańskiej grupy finansowej Santander.

Morawiecki raczej był twarzą banku i podejmował się wyzwań natury public relations, a nie rzeczystych posunięć finansowych, bo te wykuwane były w Hiszpanii, a w Polsce decyzje stricte bankowe podejmowali fachowcy, którzy są z wykształcenia ekonomistami, a nie historykami.

Morawiecki miał jak na Polskę w branży finansów dobre papiery rodzinnne, jego ojciec Kornel gwarantował, że przynajmniej nie będą się syna czepiać politycy. Od kilku lat Morawiecki dawał sygnały o swoich ambicjach politycznych, bo w branży bankowej się obłowił na kilkadziesiąt milionów, takie tam frukta rozdają.

U Donalda Tuska był doradcą, ale na tym skończył, bo gdzie mu do Jacka Rostowskiego i rzeczywistych ekonomistów, Morawiecki był kimś w rodzaju pasa transmisyjnego do polskiej branży finansów, był facetem od PR, od zachwalania przewidywalności polityki „ciepłej wody”.

Słychać Morawieckiego na jednej z taśm z restauracji „Sowa & Przyjaciele”, jak wyraża podziw dla polityków Platformy Obywatelskiej. Zawiódł się więc na ścieżce awansu w PO i oddał się do dyspozycji PiS, jak swego czasu Zyta Gilowska. Jest kopią tamtego transferu, zdaje się, iż dużo marniejszą kopią.

Jedyne „sukcesy” Morawieckiego to plan jego imienia, który jest tylko zapowiedzią i tak bodaj pozostanie. Wszak plany to public relations PiS, wizja prezesa – powstaniemy z kolan za cenę upadku.

Morawiecki jak przystalo na polityka PiS swoje niepowodzenia ceduje na poprzednią ekipę. Najpierw ogłosił, iż najważniejszy wskaźnik ekonomiczny PKB nie jest bożkiem. Można było rozdziawić gębę, a ja dojrzałem rozdziawioną gębę Morawieckiego, a poprzez nią próchnicę jego umysłu. Jeżeli miałoby być inaczej, to Morawiecki okazałby się Einsteinem ekonomii. Oczywiście, że nie jest Einsteinem, na osi współrzednych – z jednej strony Einstein, z drugiej Kononowicz – to Morawieckiemu bliżej do tego ostatniego.

Po bożku PKB Morawiecki pośpieszył zrecenzować statystyki GUS. Twierdził, iż PKB za rządów PO było zawyżone z powodu niewłaściwego naliczania VAT-u. Szybko mu ekonomiści wybili tę bzdurę z głowy, ale Morawiecki miał ów papierek (wina PO) dla elektoratu PiS, a szczególnie dla prezesa Kaczyńskiego, który w ekonomii jest neptkiem, rzeczywistym Kononowiczem.

Dzisiaj wiemy, dlaczego Morawiecki tak PR-owsko uwijał się wokół PKB, bo właśnie GUS ogłosił, iż wzrost gospodarczy w ubiegłym roku to zaledwie 2,8 proc. A jeżeli porównamy go do roku rządów Ewy Kopacz 2015 – 3,9 proc., to szczęka z podziwu może wypaść z zawiasów dla poprzedników, a ze zgryzoty ta sama szczęka wypaść z zawiasów dla błędnych wyliczeń Morawieckiego.

Tak! Morawiecki wcześniej PR-owsko zakładał 3,8 proc., później to korygował w dół. Jeżeli PKB nie napędziła konsumpcja związana z programem 500+, to można się spodziewać, iż byłoby jeszcze gorzej. A jak byłoby gorzej, niech świadczy inny ważny czynnik ekpnomiczny, inwestycje. Spadek inwestycji jest największy od 2002 roku, w II kwartale ubiegłego roku nawet spadek wyniósł 7,7 proc., choć pod koniec roku wyhamował.

Zdaje się, że Morawiecki pomylił resorty, powinien być ministrem populizmu. Dobry jest w te klocki, pod warunkiem jednakże, iz zatrzyma się czas na planach, a nie na realizacjach. W kwestii panów Morawiecki jest dużo, dużo gorszy od Gilowskiej, która wylądowała w Radzie Polityki Pieniężnej, Morawiecki tam może nie dostać się, a do Banku Zachodniego WBK zamknie sobie drogę powrotu, bo hiszpańscy właścicieli nie będą chcieli mieć przegrańca.

Prof. Andrzej K. Koźmiński Morawieckiego plany zrecenzował: „Populistyczna retoryka przyniosła może sukces polityczny, ale jej cena społeczna i ekonomiczna może być w przyszłości niezwykle wysoka”. Powinien to sobie Morawiecki wziąć do serca, bo kto zechce w przyszłości zatrudnić takiego Greka Zorbę, który gotuje Polakom „piękną katastrofę”.

Więcej >>>

 

Gawroński: Nie wiem o co chodzi Kaczyńskiemu

– Martwi mnie upadek międzynarodowego prestiżu Polski – mówi włoski polityk polskiego pochodzenia i wielki przyjaciel naszego kraju Jaś Gawroński.

Newsweek:W Polsce pojawiają się głosy, że styl rządzenia PiS – tzw. „kaczyzm” – to odmiana włoskiego faszyzmu. Co pan na to?

Jaś Gawroński*: Nie śledzę aż tak bacznie polskiej polityki, ale wydaje mi się, że jedyne podobieństwo jest takie, że włoscy faszyści też doszli do władzy na skutek wolnych wyborów jak PiS. Martwi mnie co innego – upadek międzynarodowego prestiżu Polski. Dobrze by było, żeby polska polityka, tak kontrowersyjna dla wielu osób, nie odbijała się negatywnie na wizerunku kraju. Chodzi mi także o potencjał inwestycyjny, turystów itd.

Polska straciła prestiż z powodu polityki obecnego rządu…

Bardzo bym chciał aby Jarosław Kaczyński przyjął mnie choćby na 10 minut. Pomogłoby mu to zrozumieć, o co mu dokładnie chodzi.

Co by mu pan poradził?

Żeby nie pozostawał głuchy na krytykę i otoczył się ludźmi, którzy mają własne zdanie, którzy są w stanie krytycznie z nim dyskutować.

A nie tylko przytakiwać…

Nie wiem czy wszyscy w PiS przytakują prezesowi Kaczyńskiemu. Owszem w każdej partii musi być dyscyplina w kwestiach kierunkowych, ale każdy powinien mieć własne zdanie w konkretnych sprawach i nie powinien obawiać się go wyrażać.

* Jaś Gawroński (ur. 1936 w Wiedniu) włoski dziennikarz i polityk polskiego pochodzenia, był korespondentem telewizji włoskiej Nowym Jorku, Paryżu, Warszawie i Moskwie, przez kilka kadencji sprawował mandat posła do Parlamentu Europejskiego, był włoskim senatorem z ramienia Forza Italia i rzecznikiem Silvia Berlusconiego

 

newsweek.pl

Wzrost PKB w 2016 r. Wielkie plany rządu i brutalna rzeczywitość

2,8 proc. – o tyle wzrósł PKB w pierwszym pełnym roku rządów „dobrej zmiany”, szacuje GUS. Rok wcześniej wzrost wyniósł 3,9 proc. i to bez dodatkowego „dopalacza” w postaci programu 500+.

W budżecie na 2016 r. rząd zakładał wzrost PKB na poziomie 3,8 proc. Mniej więcej w połowie roku musiał zrewidować ten apetyt i zmniejszył to założenie do 3,4 proc. PKB. Ale i tak rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. 2,8 proc. wzrostu to najgorszy wynik od 2013 r., ale jeszcze nie tragedia, ot europejska dolna strefa stanów średnich. Wypadliśmy nieco lepiej niż średnia dla strefy euro (1,8 proc. PKB), ale gorzej np. w porównaniu z Hiszpanią (3,2 proc. PKB), która przecież zmaga się z ogromnym bezrobociem (ponad 18 proc.!) i na dodatek z kryzysem lokalnych kas pożyczkowych.

Powód?

Powód gorszego niż zakładano wzrostu w Polsce był oczywisty od mniej więcej połowy roku: drastyczny spadek inwestycji. Spadały one już od pierwszego kwartału: najpierw o 2,2 proc., potem o 5 proc. w II kwartale i aż o 7,7 proc. w kolejnym. Ten spadek na szczęście wyhamował w końcówce roku, ale i tak mieliśmy do czynienia z największą zapaścią inwestycji od 2002 r.

Przed jeszcze większym spadkiem tempa wzrostu PKB rząd uratował się tylko dzięki programowi 500+. 17 mld zł wydane na wsparcie dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci podniosło konsumpcję – tu z kolei odnotowano największy wzrost od 2008 r.

Skąd ten inwestycyjny dołek?

Po pierwsze z braku doświadczenia władz – rząd PiS obsadził ministerstwa i agencje ludźmi swoimi, ale często niedoświadczonymi. Nie radzą sobie oni z zarządzaniem i inwestycjami, zwłaszcza z unijnych funduszy. Drugi powód to niepewność – przedsiębiorcy wstrzymują się z inwestycjami w obawie przed nagłymi zmianami przepisów. Przykłady? PiS najpierw zafundował podatkową „jazdę bez trzymanki” bankom i handlowcom, a potem wszystkim pozostałym, machając przed oczami kolejnymi wersjami podatku jednolitego, z którego w końcu nic nie wyszło. A przecież mniejszych i większych zmian wprowadzanych najczęściej znienacka było o wiele więcej.

– Ten element niepewności ciągnie w dół twarde wskaźniki ekonomiczne. Przedsiębiorcy obawiają się inwestować, ponieważ nie są pewni, jakie będą warunki prowadzenia biznesu – komentował w „Newsweeku” prof. Andrzej K. Koźmiński z Akademii Leona Koźmińskiego.

PKB- Bożek elit

Są pierwsze sygnały, że w I kwartale tego roku wzrost inwestycje nieco ruszą. Ale trudno być optymistą kiedy patrzy się na reakcje władzy na informacje o spowalniającym wzroście PKB. Kilka miesięcy temu wicepremier Mateusz Morawiecki uznał, że PKB nie jest najważniejszym miernikiem wzrostu i że to „bożek elit.” Owszem, można stłuc termometr, ale jak potem sprawdzić czy temperatura organizmu nie zbliża się w okolice poziomu ścięcia białka?

Jakby tego było mało, ten sam wicepremier przed tygodniem stwierdził, że wzrost PKB w poprzednich latach napędzały „lewe” faktury VAT. Specjaliści długo tłumaczyli, że to ekonomiczna bzdura, ale w epoce „postprawdy” ta bzdura rozeszła się jak błyskawica – usłużne prorządowe media podchwyciły ją natychmiast, podobnie jak internetowi wielbiciele władzy. Problem w tym, że takimi stwierdzeniami wicepremier Morawiecki podważa zaufanie do Głównego Urzędu Statystycznego i wszelkich danych o stanie gospodarki. A to tylko pogłębia stan niepewności. Bo jeśli statystyki kłamią, to jak jest naprawdę? – będą pytać przedsiębiorcy.

– Populistyczna retoryka przyniosła może sukces polityczny, ale jej cena społeczna i ekonomiczna może być w przyszłości niezwykle wysoka” – ostrzega prof. Koźmiński. I to należy wpisać do sztambucha rządowi – temu i każdemu następnemu.

wielkie-plany

newsweek.pl

Mural w Poznaniu. 👏

c3kxv3owyauukur

Teczki Kaczyńskich

Lipiec 6, 2008

Dlaczego tylko teczka Jarosława Kaczyńskiego mogła być „sfałszowana”, a Lecha Kaczyńskiego pełna pomyłek? Jedyne w Polsce?

Gdy Jarosław Kaczyński ujawnił zawartość swojej teczki, część dokumentów uznał za prawdziwe, a część za fałszywe. Ale nawet te „prawdziwe” źle o nim świadczą

Jarosław Kaczyński ma szczęście, że jego biografią nie zajmują się „historycy” pokroju Cenckiewicza i Gontarczyka. I że nie piszą jej na postawie zapisków SB. Teczka Jarosława Kaczyńskiego, a raczej – zbiór dokumentów na jego temat – którą on sam ujawnił dwa lata temu, jest wdzięcznym tematem do snucia rozmaitych hipotez.

200 stron życia Jarosława K.

Teczkę Jarosława Kaczyńskiego mogliśmy poznać 2 czerwca 2006 r., kiedy to on sam przedstawił ją dziennikarzom. Zanim do tego doszło, przez kilka miesięcy toczył się dziwny spór. Otóż najpierw Kaczyński obiecał, że swoją teczkę ujawni, a potem zaczął z tym zwlekać. Przypierany do muru przez media tłumaczył, że nie może teczki upublicznić, bo „są w niej ślady ingerencji płk. Lesiaka”. Przypomnijmy, Jan Lesiak stał na czele zespołu, który działał w UOP i który był oskarżony o prowadzenie „inwigilacji prawicy”. W tej sprawie Lesiak stawał przed sądem, ale ostatecznie nie został skazany, gdyż zarzuty uległy przedawnieniu.
W każdym razie Kaczyński z upublicznieniem swojej teczki zwlekał, w końcu w całą sprawę zaangażował się Zbigniew Ziobro, który był wówczas ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym i który ogłosił, że teczka Kaczyńskiego była fałszowana. Czym oczywiście wywołał jeszcze większe zainteresowanie. W ogólnym ferworze nikt nawet nie zapytał, dlaczego właśnie Ziobro tak wiele wie o teczce, która nie jest upubliczniona.
Jak napięcie rosło, tak po 2 czerwca gwałtownie spadło. Bo materiały udostępnione mediom przez Jarosława Kaczyńskiego okazały się po prostu nudne. Jego teczka liczyła 200 stron, w większości były to mało ważne kserokopie, typu świadectwo ukończenia studiów czy świadectwo pracy. Teczka dotyczy lat 1976-1982. Pierwsze meldunki pokazują Kaczyńskiego jako osobę współpracującą z KOR. Ostatni – to rok 1982 i informacja, że Jarosław Kaczyński nie prowadzi szkodliwej działalności, więc wnioskuje się o przekazanie teczki do archiwum. Co było dziwne, bo w rzeczywistości działał on w podziemnej „Solidarności”, blisko jej najwyższych władz.
Owym fałszerstwem okazała się natomiast lojalka Jarosława Kaczyńskiego, którą miał podpisać zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, a która została najprawdopodobniej sporządzona na początku lat 90. Jakim cudem trafiła więc do materiałów o dekadę starszych, z poprzedniej epoki? A także notatka ppłk. Kijowskiego z jego rzekomej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim 17 grudnia 1981 r., podczas której miało dojść do podpisania lojalki.
To były te dokumenty, które Kaczyński niechętnie ujawniał, podkreślając, że są fałszywe. I że te fałszywki podrzucone zostały do jego teczki w latach 90.
Jeżeli owe wyjaśnienia przyjmiemy za dobrą monetę, a stoi za nimi również autorytet sądu, musimy też przyjąć, że teczka Jarosława Kaczyńskiego wcale nie jest teczką. Jest tylko zbiorem dokumentów.
Jak mówili to Gontarczyk i Cenckiewicz, archiwa SB były prowadzone z zachowaniem wszelkiej staranności. Teczki, personalne i obiektowe, miały spis treści. Wiadomo więc było, jakie dokumenty zawierają, i nie można było czegoś do nich podrzucić bądź wyjąć. Co więcej, znajdujące się w nich materiały były numerowane, tak jak w książce, z tym że ta numeracja była od tyłu. Na samym spodzie były strony wcześniejsze, na górze – późniejsze. To jest logiczne, do teczki materiały się wkłada. Poza tym gdy teczka szła do archiwum, była przeszywana, żeby więc wyjąć z niej jakiś dokument i zastąpić go innym, trzeba było złamać pieczęć.
To niejedyne utrudnienie – teczki miały też rubrykę, w której wpisać się musiał każdy, kto do niej zaglądał. Biorąc do ręki teczkę, archiwista już wiedział, kto ją czytał i kiedy.
Tego wszystkiego teczka Jarosława Kaczyńskiego nie posiadała. Jest to zatem raczej nieuporządkowany, nieopisany zbiór dokumentów. I tu nasuwa się pytanie: czy wszystkich?
Jeżeli do takiej teczki można było dokładać materiały, takie jak owa lojalka, to można było z niej wyjmować. I to w różnym czasie, nie tylko w okresie PRL. Kto miał „teczkę” Kaczyńskiego, miał możliwość dowolnego preparowania jego życiorysu. W jedną albo w drugą stronę.
To oczywiście otwiera pole do różnych domysłów i teorii. Każda będzie inna, w zależności od historyka i jego poglądów.
I jest przestrogą dla innych: czy tylko teczka Jarosława Kaczyńskiego mogła być „sfałszowana”? Jedyna w Polsce?

Dziwna rozmowa

Ale jest w materiałach udostępnionych przez Jarosława Kaczyńskiego dokument, którego autentyczności nikt nie zaprzecza, a który interpretować można w sposób bardziej ścisły. Mianowicie zapis jego rozmowy z esbekiem 15 grudnia 1981 r., po wprowadzeniu stanu wojennego. To jest notatka kapitana SB, który prowadził rozmowę z Kaczyńskim, najprawdopodobniej kpt. Śpitalnika.
Gontarczyk i Cenckiewicz z wielkim obrzydzeniem traktują Lecha Wałęsę i jego rozmowy z SB, które miały miejsce na początku lat 70. Owszem, przyznają, że nie ma jego zobowiązania do współpracy, nie ma jego podpisu, ale już sam fakt, że Wałęsa rozmawiał z SB i być może przekazywał tej służbie jakieś informacje, jest dla byłego prezydenta kompromitujący.
Są więc w tej mierze ogromnie pryncypialni.
Bardzo ciekawe, jak potraktowaliby rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z SB?
Porównajmy zresztą te dwie sytuacje.
W roku 1970 Lech Wałęsa, młody, 27-letni robotnik z żoną i dzieckiem, był sam, na łasce i niełasce esbeków, nie miał zielonego pojęcia, jakie prawa mu przysługują, ale chyba słusznie wyczuwał, że żadne.
W roku 1981 Jarosław Kaczyński był działaczem „Solidarności”, współpracownikiem KOR, doktorem prawa, mężczyzną dojrzałym, 32-letnim, człowiekiem, który wie, jak się zachować w kontaktach z SB. Warto pamiętać, że od roku 1977 opozycja demokratyczna kolportuje poradnik „Obywatel a Służba Bezpieczeństwa”, z którego każdy zaczynający jakąś działalność może dowiedzieć się, jak ma się zachować w kontaktach z SB. To z tej broszury każdy działacz mógł się dowiedzieć, że w kontaktach z SB nie musi niczego podpisywać. Że powinien milczeć i nie dać się wciągnąć w pogawędki.
Tymczasem, jak wynika z notatki funkcjonariusza SB, Jarosław Kaczyński, którego doprowadzono rano do SB, zaczyna nagle dyskutować.
W notatce czytamy, że Kaczyński zaczął opowiadać, że wykładał w Białymstoku teorię państwa i prawa. I, jak zanotował esbek, miał „dość pochlebnie” mówić o swoich studentach – pracownikach MSW.
Kaczyński mówił też o swojej pracy w Ośrodku Badań Społecznych „S”. Ale odmówił odpowiedzi na pytanie, kto go tam rekomendował. Za to, jak czytamy w notatce, nawet chętnie podjął dyskusję o polityce, choć był „przygnębiony” porażką „Solidarności”. W notatce więc czytamy, że Kaczyński „uważał, że Związek ze względów geopolitycznych nie dążył do przejęcia władzy i że w tej kwestii władza jest przewrażliwiona i niepotrzebnie podjęła tak ostre środki. Uważa też, że władza (…) nie wywiązała się z zawartych porozumień społecznych i podejmowała szereg prowokacyjnych prób wciągnięcia Związku w konfrontację”.
Kapitan SB w tej notatce tak opisuje Jarosława Kaczyńskiego: „sprawiał wrażenie osoby mocno niepewnej o swój los. Jego wygląd jest niedbały. Twierdził, że nie interesują go sprawy materialne, kobiety, np. nie zależy mu w przyszłości na posiadaniu rodziny. Ma flegmatyczne usposobienie, wygląd książkowego mola. Pozuje na myśliciela Solidarności. Mimo pewnej demonstracyjnej rezygnacji z życia, kariery, stwierdzam, że jest osobą raczej ambitną”. I dodaje: „obruszył się, gdy stwierdziłem, że pozycja jego brata Lecha jest w Solidarności znacznie wyższa od tej, którą on reprezentuje. Nie przypadły mu do gustu uwagi typu, że na taką pozycję i rolę w środowiskach inteligenckich, jaką mają np. Michnik, Macierewicz czy Geremek, to trzeba zapracować, zasłużyć”.
Ta charakterystyka człowieka, który ma o sobie wysokie mniemanie i czuje się wyprzedzany przez gorszych – w jego mniemaniu – od siebie, jest jak zaproszenie do werbunku. Służby specjalne takich ludzi pozyskują, dając im ułudę rewanżu, pokazania swojej mocy. Więc i kapitan SB najpewniej w tym kierunku rozmowę poprowadził. A jak zareagował Kaczyński?
Esbek o tym napisał: „Jakkolwiek ponownie siedzieć nie chce, często odmawiał udzielenia odpowiedzi na pytanie. Stanowiska w tym względzie zmienić nie chciał, godząc się na internowanie. Dodał przy tym, że nie zgodzi się też na żadną współpracę i raczej wybrałby samobójstwo jako alternatywę”.
Czyli mamy Kaczyńskiego twardziela?
Może tak, może nie. Niechętny mu historyk uwypukliłby inne fragmenty notatki. Bo w innej części esbek pisze, że Kaczyński „dwukrotnie zaznaczył wyraźnie, że o niektórych sprawach może ze mną rozmawiać, ale w innych warunkach i po zakończeniu stanu wojennego”. I że, co prawda, „kategorycznie odmówił podpisania deklaracji lojalności, uważając, że jest ona bezprawna”, ale, z drugiej strony, miał się ustnie zobowiązać do przestrzegania przepisów stanu wojennego. Esbek nie pisze, czy przysięgał przy tym, jak podobno robił to Wałęsa w roku 1970, na medalik (z rechotem powtarza to prawicowa prasa)… Ale wnioski wysnuwa z tej rozmowy dla dzisiejszego Kaczyńskiego niebezpieczne. Bo stwierdza w notatce, że nie traktuje Kaczyńskiego jako „I kategorii ekstremisty Solidarności” i w związku z tym go nie internuje, ale będzie kontrolował operacyjnie.
Jak zinterpretować tę notatkę? Prezes PiS twierdzi, że „zawiera ona wiele pominięć i przeinaczeń”. Na pewno tak jest. Ale na pewno jest też tak, że Kaczyński musiał swoim zachowaniem przekonać esbeka, że jest mało groźny dla ustroju, że nie ma potrzeby go zamykać. Jakąś deklarację potulności musiał więc złożyć. To jest oczywiste. Wstępem do niej było rozmawianie z SB – choć wiedział, po lekturze broszury „Obywatel a Służba Bezpieczeństwa”, że z SB się nie rozmawia – chwalenie studentów – pracowników MSW, obietnice rozmowy z SB „w innych czasach”.
To wszystko można wielorako interpretować. Tę gadatliwość, chęć przypodobania się funkcjonariuszowi. Choć jedno jest raczej pewne – do odważnych Jarosława Kaczyńskiego w tamtym czasie zaliczyć nie można. Ani do odważnych, ani do ważnych.

Mały pikuś

To brzmi jak fragment scenariusza filmu sensacyjnego, bo to płk Lesiak założył Jarosławowi Kaczyńskiemu teczkę. „W Służbie Bezpieczeństwa to ja pierwszy go odkryłem”, mówił Lesiak dwa lata temu w rozmowie z „Przeglądem”. „Pojawił się u Kuronia, jakiś taki człowiek, akurat była obserwacja, w związku z tym poszli za nim i ustalili, kto to jest i gdzie mieszka. Sprawdziliśmy, nie był zabezpieczony. Więc ja go zabezpieczyłem”.
Z materiałów ujawnionych przez Kaczyńskiego wynika, że był on podrzędnym działaczem „Solidarności”, z dalekiego szeregu. Od liderów dzieliły go lata świetlne.
To zresztą widać w prezentowanych przez prezesa PiS materiałach – bezpieka zajmowała się nim pobieżnie i raczej przypadkowo.
A w roku 1982 przestali się nim zajmować – jego teczka kończy się na sierpniu 1982 r., adnotacją, że Jarosław Kaczyński nie prowadzi szkodliwej działalności, i wnioskiem o przekazanie teczki do archiwum.
Tymczasem działał on w podziemnej „Solidarności”, coraz bliżej jej najwyższych władz. Choć proces owego zbliżania był rozłożony na lata.
Ale warto w tym miejscu zastanowić się nad jednym elementem – dlaczego bezpieka lekceważyła Jarosława Kaczyńskiego? Odpowiedź na to pytanie może być dwojaka. Wszystko zależy od tego, jak oceniamy SB, czy była wszechpotężna i silna, czy też swą niewiedzę nadrabiała pewnością siebie i jej materiały i oceny w wielkim stopniu mijały się z rzeczywistością.
Jeżeli bowiem Jarosław Kaczyński był ważną postacią w „Solidarności” i szkodził PRL, i jeżeli bezpieka tego nie zauważyła, to znaczy, że była nieudolna, miała słabe rozpoznanie i myliła się. W związku z tym trzeba odpowiednio krytycznie patrzeć na tworzone przez funkcjonariuszy SB dokumenty.
Z kolei wrogowie Wałęsy, apologeci IV RP, utrzymują, że bezpieka była wszechpotężna, to ona skonstruowała Okrągły Stół i patronowała, poprzez swoich agentów, przejściu z PRL do III RP. I że jej wewnętrzne dokumenty to prawda i tylko prawda.
Jeżeli tak, to w tym świetle Jarosław Kaczyński jawi się jako mały pikuś, funkcjonujący gdzieś na obrzeżach opozycji demokratycznej, jej odłamu związanego z Antonim Macierewiczem.
Kim więc był Jarosław Kaczyński w czasie, gdy Lech Wałęsa był wrogiem PRL numer 1, był internowany i inwigilowany?

Raport Nowaka

Najprostszą odpowiedzią na to pytanie byłoby stwierdzenie, iż rzeczywiście w tamtym czasie był postacią dalekiego planu, że zacznie piąć się do góry dopiero za kilka lat. Ale czy PiS-owcy z czymś takim są w stanie się pogodzić?
Historia podpowiada, że nie, i pokazuje wiele przykładów świadczących o tym, że rozmaici przywódcy po latach dorabiali sobie legendy do życiorysu. W ten sposób w czasach ZSRR bitwa o Małą Ziemię, w której brał udział Leonid Breżniew, była opisywana jako jedna z najważniejszych bitew II wojny światowej. Podobny mechanizm można zauważyć i w przypadku Jarosława Kaczyńskiego – gdy pojawiają się tezy, że był opozycjonistą tak przebiegłym, że po prostu bezpieka go nie przejrzała.
Ale szerokie pole do interpretacji pozwala na tworzenie różnych wersji.
Jedną z nich rozpowszechnia na swojej stronie internetowej raportnowaka.pl były poseł Samoobrony Zbigniew Nowak. Fakt, że należał on do grupy niekonwencjonalnych posłów, każe na jego rewelacje patrzeć z dużą ostrożnością. Ale popatrzmy.
Otóż Nowak stawia tezę, chyba zupełnie logiczną, że teczka Kaczyńskiego nie zawiera wszystkich dokumentów i że SB nie powinna odpuścić sobie nawet tej rangi działacza.
W związku z tym inaczej patrzy na materiały z jego teczki, które, zdaniem Kaczyńskiego (i zdaniem sądu), były sfałszowane.
Idzie mniej więcej tą samą drogą, którą poszli Cenckiewicz i Gontarczyk, kwestionujący wyrok sądu lustracyjnego w sprawie Lecha Wałęsy.
I zatrzymuje się nad notatką ppłk. Kijowskiego z 17 grudnia 1981 r. Tę notatkę sąd uznał za nieprawdziwą, wytworzoną później. Kijowski zmarł w roku 1990, nie mógł więc potwierdzić ani zaprzeczyć, natomiast zaprzeczył jej autentyczności były jego zwierzchnik z SB, płk Wacław Król.
Załóżmy jednak, że nie wierzymy byłym esbekom, za to przemawiają do nas byle esbeckie dokumenty. Możemy więc mniemać, że Jarosław Kaczyński w SB pojawił się dwa dni po swoim pierwszym przesłuchaniu. To akurat potwierdza inny dokument, który prezes PiS uważa za autentyczny – jego noszące datę 17 grudnia oświadczenie, w którym odmawia podpisania lojalki. „Jednocześnie stwierdzam, że nie istnieją podstawy prawne zobowiązujące obywateli PRL do składania tego rodzaju deklaracji”, napisał Kaczyński.
Kijowski w swej notatce (tej uznanej za nieprawdziwą) to wydarzenie przedstawia tak, że miał zaproponować Kaczyńskiemu napisanie dwóch oświadczeń. Pierwszego, że odmawia podpisania lojalki, drugiego – że będzie przestrzegał przepisów stanu wojennego. I że to pierwsze będzie włączone do akt, a to drugie zostanie u Kijowskiego i będzie „podstawą do zwolnienia”, na co Kaczyński miał przystać.
W dalszej części Kijowski pisze, że Kaczyński zgodził się na propozycję, by raz w miesiącu spotykać się i dyskutować na tematy polityczne: „W moim odczuciu dokonałem wstępnej fazy pozyskania; dalsze rozmowy określą jego przydatność jako osobowego źródła informacji”.
Jest jeszcze inna notatka Kijowskiego (też uznana za fałszywą), że 17 grudnia „figurant Jar” miał się załamać i zgodził się na kontynuowanie rozmów na neutralnym gruncie. Kijowski miał też proponować, by w celu zakonspirowania Jara jako ewentualnego TW nie rejestrować go w Biurze C (czyli w archiwum SB).
Tak oto mamy dokument, który historyka o temperamencie Cenckiewicza czy Gontarczyka powinien rzucić na kolana. A przynajmniej zachęcić do przekopywania archiwów.
Na początek zaczęli go badać prokuratorzy – bo Jarosław Kaczyński złożył doniesienie do prokuratury, że jego teczka była fałszowana. Na razie jednak prokuratura nie zakończyła prac, nic nie wiadomo o badaniach notatek Kijowskiego, sprawdzaniu, kiedy rzeczywiście zostały wytworzone.
Sprawa jest niejasna. Na poparcie tezy, że te dwie notatki (a przynajmniej druga z nich) to fałszywki, wystarczy logiczny wywód – jeżeli Kaczyński miał być tak głęboko zakonspirowanym współpracownikiem, że nawet informacja o tym nie miała prawa iść do archiwum, to skąd tam się wzięła?
Ale jest i kontrargument – przytacza go Nowak: „Kaczyński twierdzi, że Lesiak lub inny esbek sfałszował mu lojalki, przy czym nie zauważa, że w jego teczce obydwa te dokumenty umieszczone są również w postaci mikrofilmów. Te pochodzą z okresu do 1985 i co najważniejsze, w opublikowanych przez Kaczyńskiego dokumentach jest mowa o tym, że prowadzący całą rozmowę nagrał na kasetę oraz załącza ją do notatki”.
I znów stajemy przed kolejnymi pytaniami: czy rzeczywiście te dokumenty zostały zmikrofilmowane? A jeżeli tak, to kiedy? Czy można mikrofilmy sfałszować? Czy, poza tym, zachowała się kaseta z rozmowy Kaczyński-Kijowski?
W ten sposób wchodzimy w kolejny etap dywagacji. W gruncie rzeczy zupełnie niepotrzebny, bo przecież to, czy Kaczyński rozmawiał z esbekami, czy nie, jest zupełnie bez znaczenia, oceniamy go przecież przez pryzmat ostatnich lat działalności, a nie jakichś mniej lub bardziej wiarygodnych zapisków.
Tylko że ludzie PiS uważają, że jest zupełnie inaczej. Dla nich to narzędzie do niszczenia przeciwników.
To polityczne i stricte użytkowe podejście do sprawy więcej przeszkadza, niż pomaga. 2 czerwca 2006 r. Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej, mówiąc o rzekomej lojalce i notatkach Kijowskiego, mówił pompatycznie, że to efekt tego, iż służby specjalne uważały go na początku lat 90. za najniebezpieczniejszego przeciwnika. Tak jak SB Wałęsę w roku 1981 i latach późniejszych. „W początkach lat 90. byłem traktowany jako osoba szczególnie niebezpieczna, którą trzeba zniszczyć i której dawna służba bezpieczeństwa nienawidzi. Skądinąd to dla mnie wielka pochwała”, mówił. W związku z tym – dodawał – fałszowano jego teczkę (zupełnie jak Wałęsie w latach 80.).
Argument Kaczyńskiego jest jednak o tyle chybiony, że zapomina on o jednym – teczkę Wałęsy fałszowano po to, żeby podrzucić ją innym działaczom „Solidarności” i Komitetowi Noblowskiemu. A nie ma śladu, by notatki Kijowskiego ktoś komuś chciał podrzucać…

Fałszowali czy mylili się?

Jak się okazuje, teczka Jarosława Kaczyńskiego była sfałszowana, natomiast teczka Lecha Kaczyńskiego była pełna pomyłek. O tych pomyłkach mówił sam prezydent, jeszcze w roku 2005, podczas kampanii wyborczej.
Lech Kaczyński przedstawił ją na początku lipca 2005 r., na konferencji prasowej w Centrum Foksal w Warszawie. Dokumenty dotyczące Lecha Kaczyńskiego zebrane były w siedmiu tomach i liczyły 440 stron. Pochodziły głównie z lat 1980-1982, były więc bardzo niekompletne, był to w zasadzie wycinek z bogatej i długiej działalności opozycyjnej obecnego prezydenta. Dodajmy jeszcze, że te dokumenty były oryginalnie zszyte przez IPN.
Te resztki materiałów (bo oryginalna teczka osobowa Lecha Kaczyńskiego nie zachowała się, były to zatem tylko materiały zebrane z tzw. teczek obiektowych, dotyczących instytucji, w których pracował, ale np. nie zachowały się żadne materiały dotyczące jego współpracy z Lechem Wałęsą) obecny prezydent oceniał bardzo krytycznie.
„To wszystko jest ubecka, nieprawdziwa wizja świata”, mówił. I dodawał, że bezpieka była bardzo źle zorientowana w tym, co się działo wewnątrz „Solidarności”: „Jeden z działaczy w raporcie został nazwany „inteligentnym”, znam go dobrze, jeśli on jest inteligentny, to ja jestem wysoki”.
„Ujawniam teczkę, bo takie jest zapotrzebowanie społeczne”, mówił trzy lata temu Lech Kaczyński.
W gruncie rzeczy nie był to dla Polaków komplement.

c3h-crpwqaaedc4

https://www.tygodnikprzeglad.pl/teczki-kaczynskich/

Nic nie ustalono w sprawie Wałęsy – IPN wyprzedza decyzje sądów

http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2017-01-31/procesowo-nic-nie-ustalono-pelnomocnik-walesy-o-ustaleniach-ipn/

Prof. Gersdorf: Brońmy niezawisłości przed władzą

LUTY 1, 2017

Prof. Gersdorf: Brońmy niezawisłości przed władzą

Wystąpienie Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzaty Gersdorf na Zebraniu Przedstawicieli Zebrań Sędziów Sądów Apelacyjnych oraz Zgromadzeń Ogólnych Sędziów Okręgów Warszawa, 30 stycznia 2017 roku:

Zostałam poproszona o to, aby zabrać głos na dzisiejszym zgromadzeniu i choć czuję się tym w pewien sposób wyróżniona, bo jako Pierwszy Prezes najwyższego organu władzy sądowniczej i wciąż jeszcze konstytucyjny członek Krajowej Rady Sądownictwa, zdecydowanie zbyt rzadko miewam taką sposobność – to jednak tym razem przepełnia mnie wielki smutek, którym muszę się z Państwem podzielić.

Stawką w grze są resztki niezależności sądownictwa oraz niezawisłość sędziów

Od ponad roku powtarzam, iż sądy łatwo przekształcić w igraszkę w rękach polityków. To, co dotychczas było zagrożeniem, staje się teraz faktem. Z ust przedstawiciela egzekutywy – Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego – równolegle piastującego mandat poselski usłyszeliśmy zapowiadane lub przewidywane przez nas już dawno słowa: sądy należy „zreformować”.

Pozwolę sobie ująć to stwierdzenie ująć w cudzysłów, bo reform w Polsce mamy chyba już wszyscy dosyć. O nich mówi się jako o wartości samej w sobie. A chodzi o zmianę, która żadnej obiektywnej wartości nie przedstawia. Cel, o czym wszyscy doskonale wiemy, jest zupełnie inny niż czyjekolwiek dobro. Wie o tym również Pan Minister i Prokurator Generalny.

Stawką w grze są resztki niezależności sądownictwa oraz niezawisłość sędziów.

Tak, użyłam słowa „resztki” w sposób zupełnie celowy. Bo należy otwarcie powiedzieć, że szacunek dla niezależności sądów w naszym kraju nigdy nie był na zbyt wysokim poziomie.

Nigdy nie było niezależności budżetowej sądów powszechnych, niezależności ich kierownictwa, a także gwarancji instytucjonalnych, do jakich – nawet w latach 1926-1939, kiedy demokracji w Polsce po prostu nie było – należało tworzenie i znoszenie sądów mocą ustawy. Wprawdzie wiemy, że dzisiaj uchwalenie takiego aktu prawnego to bagatela, zadanie na jedną noc i pół dnia. Niemniej jednak byłby to przynajmniej jakiś symbol szacunku dla sądów, a w życiu nawet symbole się przecież liczą.

Obecna władza przez fakty dokonane zmienia konstytucyjny ustrój państwa

Wiele już razy przypominałam ten przykład z nie tak dawnej przeszłości: oto w 2001 r. Sąd Okręgowy w Przemyślu „ręcznie” zamieniono w ośrodek zamiejscowy jedynie po to, aby pozbyć się niewygodnego prezesa. I zważmy, że od tamtego czasu nie zrobiono dosłownie nic, aby ograniczyć wszechwładzę Ministra Sprawiedliwości nad sądami, więcej nawet – starano się bardzo, aby tę władzę zakonserwować i rozszerzyć.

Od niezależności sądów, której nawet po 1989 r. nie mieliśmy zbyt wiele, przechodzimy aktualnie do etapu drugiego, znacznie niebezpieczniejszego – rozmontowania niezawisłości sędziowskiej. O co chodzi? Pan Minister i Prokurator Generalny potwierdził w swoim publicznym wystąpieniu wszystko, co było albo znane, albo przeczuwane. Ma powstać w SN autonomiczna – co by to nie znaczyło – Izba Dyscyplinarna – wspólna dla sędziów i prokuratorów. Rzecz sama w sobie ciekawa, bo w SN od lat orzekamy jako sąd dyscyplinarny drugiej instancji, a skoro sędziowie są w przeciwieństwie do prokuratorów niezawiśli, to odpowiedzialności przedstawicieli obu grup nie można mierzyć jedną miarą… Ale przecież wiadomo, że nie w tym rzecz.

Zamysł jest prosty: obecna władza przez fakty dokonane zmienia konstytucyjny ustrój państwa. I za chwilę zyska potężny instrument nacisku na każdego indywidualnego sędziego, a przez to – na każdego obywatela. Do Izby Dyscyplinarnej – jak się zapowiada – wprowadzi się czynnik społeczny, ławników, bo sądy – jak powiedział pewien członek grupy rządzącej – są zbyt ważną sprawą, aby je pozostawić samym sędziom.

No więc będziemy mieli sądy ludowe, upolitycznione,

bo w razie czego skład mieszany w Izbie Dyscyplinarnej usunie z urzędu każdego, kto się nie zgadza z poddaniem prawa potrzebom bieżącej praktyki i woli politycznej.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to jest w gruncie rzeczy abstrakcja, bo przecież partia rządząca nie będzie się interesować każdą sprawą sądową i każdym sędzią. Każdą i każdym może i nie, ale niektórymi – owszem. Jak bardzo to jest prawdopodobne, przekonuje przykład z przedwojnia: zdymisjonowany jednym ruchem pióra ministra Stanisława Cara sędzia i prezes SN Aleksander Mogilnicki już jako adwokat prowadził sprawę karną przeciwko pewnemu oficerowi, którego w jego mieszkaniu zaatakowała grupa piłsudczyków. Ten w obronie własnej jednego z nich postrzelił, za co został skazany; skargę kasacyjną Sąd Najwyższy oddalił bez zająknienia o kontratypie obrony koniecznej.

Tak właśnie działają sędziowie w państwach autorytarnych

Nie od rzeczy będzie także przypomnieć kazus Stanisława Cywińskiego, docenta wileńskiego Uniwersytetu Stefana Batorego, którego za krytykę nieżyjącego już marszałka Piłsudskiego nie tylko dotkliwie pobito, ale i skazano na podstawie ustawy, którą Sejm śpiesznie uchwalił w toku procesu. Nullum crimen sine lege poenali anteriori? Wolne żarty! Tak właśnie działają sędziowie w państwach autorytarnych, kiedy się ich podda dostatecznie silnej presji. Nie mówię o tym dlatego, żeby kogoś obrazić lub wzbudzić tanią sensację. Nie! Chodzi mi tylko o to, aby każdy na tej sali i poza nią miał świadomość powagi sytuacji.

W Polsce skończyła się epoka, kiedy mogliśmy polegać na zadeklarowanej w art. 2 Konstytucji zasadzie demokratycznego państwa prawnego.

O prawo, o sposób jego interpretacji, o jego przestrzeganie, o każdy cal sprawiedliwości należy teraz walczyć i obowiązek ten – co tu dużo mówić – spoczywa na sędziach. Powstaje oczywiście pytanie, jak to robić? Prostych odpowiedzi nie ma. W każdym bądź razie muszę to powiedzieć: nie ma walki bez ofiar, a do nich może być zaliczony każdy z nas tu obecnych. Piastujemy władzę publiczną, a skoro tak, to musimy zawsze liczyć się z konsekwencjami.

Aby zwyciężyć, trzeba się przygotować nawet na sądy dyscyplinarne

Proszę więc Państwa Sędziów – wszystkich bez wyjątku – aby przestali myśleć o sobie jako o tych, którzy tylko przychodzą do miejsca pracy wykonać swój obowiązek, a tak poza tym to muszą pracować, spłacać kredyt, wyżywić rodzinę itp. Takie postawy skłaniają do szukania usprawiedliwień, a w ostateczności – do ustępstw. Walka o prawo, o niezawisłość sędziów musi toczyć się w granicach prawa, ale musi być twarda i jednoznaczna, jak jednoznaczny jest ustrój państwa.

Aby zwyciężyć, trzeba się przygotować nawet na sądy dyscyplinarne, na ryzyko usunięcia z urzędu, na wszystko! Trzeba pisać i wygłaszać dobre mowy, trzeba głośno i – daj Boże – mądrze mówić o imponderabiliach.

Nie wolno się bać. Trzeba pokazywać, że jesteśmy w opozycji przeciwko spychaniu demokratycznego państwa z niezawisłymi sędziami w niebyt. Jestem bardziej pewna niż kiedykolwiek dotąd, że Polska dojrzała do zmiany. Środowisko sędziowskie może pokazać klasę, na jaką nie jest stać wielu obywateli, którzy myślą, że demokratycznie wybrana większość może wszystko nawet zmieniać konstytucję bez wymaganej większości przez ustawodawstwo zwykłe. Takie przypadki już z historii znamy i wiadomo, czym się skończyło.

Jeżeli mamy bronić prawa, to nie ma lepszego momentu niż teraz. Środowisko nasze musi pokazać, że jest zjednoczone wokół idei państwa prawa, że onegdaj suweren, by użyć dzisiejszej nomenklatury, zadecydował o trójpodziale władz. Musi tłumaczyć, że nie bronimy jakichś mitycznych interesów własnych, bo ich nie mamy, tylko chcemy, aby obywatel przed sądem czuł się bezpiecznie, wierząc że sędzia jest niezawisły.

To jest nasza powinność wobec przyszłych pokoleń i misja.

wiadomo-co

wiadomo.co

c3haidcweae7yxb

Atak na KRS to przygrywka do większego „skoku na kasę” – prof. Adam Strzembosz w „Temacie dnia”

Prof. Adam Strzembosz, Dorota Wysocka-Schnepf; zdjęcia: Adam Rosołowski; Michał Szyszka, 31.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21317853,video.html?embed=0&autoplay=1

Pan Jarosław Kaczyński nie wybierał członków Krajowej Rady Sądownictwa i to chyba główny powód ataku na KRS – tak były I prezes Sądu Najwyższego prof. Adam Strzembosz komentuje w ‚Temacie dnia’ reformę sądownictwa, proponowaną przez ministra Ziobrę. I dodaje, że KRS będzie wybierana wg kryterium politycznego. Gość Doroty Wysockiej-Schnepf podkreśla, że jeśli będzie się lekceważyć prawo, to niszczy się strukturę, na której opiera się społeczeństwo.

wideo-wyborcza

wyborcza.pl

Patryk Jaki: „Patologie będą czyścić politycy, bo sędziowie sobie nie poradzili”. Czy wiceminister sprawiedliwości zna zapisy Konstytucji?

Justyna Dobrosz-Oracz; Realizacja: Maciej Czajkowski; Zdjęcia: Miłosz Więckowski; Dźwięk: Marcin Tynkowski; Montaż: Katarzyna Szczepańska, 31.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,155168,21318233,video.html?embed=0&autoplay=1

Swego czasu groził sędzi dyscyplinarką, teraz jego resort chce ‚likwidacji kasty’. Jak upolitycznienie Krajowej Rady Sądownictwa ma usprawnić prace sądów? Czy Patryk Jaki zna Konstytucję? Czy jest możliwe referendum w sprawie proponowanych zmian? Co zrobi PiS jak sędziowie się zbuntują? Zobacz wiceministra sprawiedliwości w ogniu pytań – ‚I kto tu rządzi?’.

czy

wyborcza.pl

Oszustwa podatkowe zawyżają eksport? GUS: nie tylko eksport, ale też import

Anna Popiołek, 31 stycznia 2017

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki (KUBA ATYS)

– Ewentualne korekty wartości eksportu w poprzednich latach powinny dotyczyć obrotu zarówno w eksporcie, jak i w imporcie – powiedziała PAP Karolina Dawidziuk, rzecznik Głównego Urzędu Statystycznego. To odpowiedź na zarzuty wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który sugerował, że przez karuzele VAT-owskie należy na nowo przeliczyć wzrost gospodarczy, bo przestępczość podatkowa zawyża wartość eksportu.

We wtorek Główny Urząd Statystyczny podał szacunkowe dane dotyczące wzrostu gospodarczego w ubiegłym roku. Polska gospodarka zwolniła w 2016 r. do 2,8 proc. Dla porównania, rok wcześniej było to 3,9 proc. Kiepskie dane wynikają przede wszystkim z zapaści w inwestycjach prywatnych firm i samorządów.

W ubiegłym tygodniu wicepremier Mateusz Morawiecki zasugerował, że trzeba na nowo przeliczyć nasz wzrost gospodarczy w latach 2013-14, bo… przez wyłudzenia podatku VAT dane o eksporcie były zawyżone w ostatnich latach nawet o 30 mld zł.

– W Ministerstwie Finansów oszacowaliśmy, że w ciągu 2,5 roku doszło do fikcyjnego eksportu samej elektroniki użytkowej – telefonów komórkowych, twardych dysków i innych tego typu przedmiotów – o wartości 20 mld – mówił Morawiecki. – Teraz dochody, które de facto nie powinny być zaliczone, trzeba by odjąć.

Ekonomiści: Karuzele VAT-owskie nie mają wpływu na PKB

Na słowa Morawieckiego od razu zareagowali ekonomiści. – Morawiecki ma rację, że eksport mógł być zawyżony przez karuzele VAT, bo tego typu transakcje zawyżają eksport, który przekłada się na PKB. Natomiast aby karuzela była możliwa, to ten towar musi do Polski jakoś wejść, a import również wpływa na dynamikę wzrostu gospodarczego, więc PKB nie powinien odczuwać tych transakcji – mówił „Wyborczej” ekspert podatkowy Radosław Piekarz.

Wtórował mu główny ekonomista banku Credit Agricole Jakub Borowski: – Na tym etapie można powiedzieć jedynie, że jeżeli mamy do czynienia z eksportem elektroniki z Polski, to najprawdopodobniej temu eksportowi towarzyszył znaczący import. Mówimy bowiem o zaawansowanych technologiach, a nie o eksporcie mebli.

Tego samego dnia GUS wydał też komunikat: „Głównym źródłem informacji dla statystyki publicznej w zakresie handlu zagranicznego są dane pochodzące z systemów informatycznych administracji celnej. Wszelkie prace GUS nad ewentualną weryfikacją eksportu, a w konsekwencji PKB, uzależnione są od pozyskania z MF oficjalnych nowych danych o wartości eksportu według szczegółowych grup towarowych”.

GUS: Ewentualne korekty będą dotyczyć zarówno eksportu, jak i importu

A to nie koniec. We wtorek rzeczniczka GUS została pytana przez PAP, czy wartość fikcyjnych faktur jest zaliczana do eksportu, a tym samym – czy podwyższa PKB. Wyjaśniła, że „faktury nie są źródłem danych dla statystyki handlu zagranicznego”.

– Jeżeli służby administracji podatkowej dokonają korekt danych w systemie VAT, służba celna przeprowadzi powtórną kontrolę i dokona korekty danych, naliczy i przekaże do GUS nowe zbiory statystyczne. Wówczas, po dokładnej analizie, GUS podejmie decyzje o ewentualnej korekcie danych – mówiła Dawidziuk.

I dodała: – Ewentualne korekty powinny dotyczyć obydwu rodzajów obrotu – eksportu i importu.

Jej zdaniem teraz nie można się odnieść do pytania, na ile zmiany danych mogłyby obniżyć PKB oraz wzrost PKB w latach 2014-15. – Identyfikacja tych danych pozwoli dopiero na rzetelną ocenę wpływu wyżej wymienionego zjawiska na wartość i dynamikę wzrostu PKB – dodała.

Zobacz także: Wierzy, że ma przed sobą trzy kadencje, a może nawet więcej. Mateusz Morawiecki – sylwetka

 

morawiecki

wyborcza.pl

Cimoszewicz: Magister Ziobro powinien wykazywać odrobinę więcej szacunku dla kwalifikacji prof. Zolla czy prof. Strzembosza

Katarzyna Kobierska, jsx, 31.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,21317899,video.html?embed=0&autoplay=1
– Argumenty przedstawiane przez przedstawicieli rządu świadczą o zupełnym wręcz skretynieniu tych ludzi – tak do proponowanych zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa odniósł się w TOK FM Włodzimierz Cimoszewicz.

– Jeden z kluczowych elementów reformy, że Sejm miałby wybierać dwie części części tej rady, posłowie mieliby dokonywać wyboru, jest oczywiście przekroczeniem granicy rozdzielającej różne władze – mówił w audycji „A teraz na poważnie” Włodzimierz Cimoszewicz.

Minister sprawiedliwości zapowiedział zmiany w funkcjonowaniu Krajowej Rady Sądownictwa. We wtorek o aktualnej sytuacji w wymiarze sprawiedliwości i reformach ustawowych debatują na posiedzeniu KRS sędziowie z całego kraju. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

– Jeżeli to gremium polityczne, czyli większość parlamentarna, ma decydować, czy sędzia X czy sędzia Y znajdzie się w KRS, to jest to otwarcie drzwi. Zaproszenie, żeby ludzie rywalizowali między sobą przy pomocy argumentów, jakie trafią do przekonania większości parlamentarnej – mówił były premier. – Czyli deklarując swoją spolegliwość, lojalność, wsłuchiwanie się itd. – dodał.

„To niepoważne”

– Argumenty przedstawiane przez przedstawicieli rządu, że jeśli posłowie wybierają, to jakby naród wybierał, świadczą o zupełnym wręcz skretynieniu tych ludzi – oceniał Cimoszewicz. Zdaniem byłego ministra sprawiedliwości to „niepoważne”.

Jak przypominał Mikołaj Lizut, według Zbigniewa Ziobry „proponowane zmiany są zgodne z konstytucją i ci, którzy mówią inaczej, bronią swych przywilejów”.

– Magister Ziobro powinien wykazywać odrobinę więcej respektu i szacunku dla kwalifikacji prof. Zolla czy prof. Strzembosza, wielu innych prawników i naukowców najwyższej klasy – odparł na to Cimoszewicz.

O co chodzi w proponowanych zmianach?

Obecnie KRS, będąca konstytucyjnym organem stojącym na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, składa się z 25 członków. Sędziów do Rady wybierają przedstawiciele zgromadzeń sędziowskich; z urzędu należą do niej I prezes Sądu Najwyższego, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, minister sprawiedliwości, a także posłowie i senatorowie oraz przedstawiciel prezydenta. Rada opiniuje kandydatów na sędziów (oraz do awansu do sądu wyższego szczebla) i przedstawia ich do powołania prezydentowi.

Proponowana przez ministra sprawiedliwości zmiana ma polegać na tym, że sędziów do KRS będzie wybierać parlament. Sama Rada ma zostać podzielona na dwie izby: w jednej z nich mają zasiadać sędziowie, w drugiej politycy. I to właśnie druga izba ma mieć decydujący głos przy wskazywaniu prezydentowi kandydatów na sędziów.

Do proponowanych zmian m.in. w wyborze sędziów – członków KRS – krytycznie odniosły się już przed kilkoma dniami we wspólnym oświadczeniu cztery stowarzyszenia sędziowskie. Według nich planowane reformy zmierzają do podporządkowania sądów politykom.

cimoszewicz

TOK FM

Prezydent Duda o programie PiS-u. „Nie zostanie zatrzymany przez żaden jazgot”

ds, PAP, 31.01.2017

Andrzej Duda

Andrzej Duda ((Fot. Magorzata Kujawka / Agencja Gazeta)

Andrzej Duda podczas swojej wizyty w Żaganiu chwalił 500+ oraz inne projekty partii rządzącej. Powiedział, że nic nie zdoła już zatrzymać programu PiS-u.

W poniedziałek prezydent spotkał się z mieszkańcami Żagania. To tam od połowy stycznia stacjonują żołnierze armii amerykańskiej. Podczas wizyty Duda zapewniał o stabilności polityki kraju oraz niezmienności programu Prawa i Sprawiedliwości.

„500 plus to nie jałmużna”

Znaczną część swojego wystąpienia prezydent poświęcił programom PiS-u. Wyraził satysfakcję z wprowadzenia programu „Rodzina 500 plus”. Podkreślił, że jego celem nie jest zniechęcanie kobiet do pracy. – Moja propozycja jest jedna: podwyższcie państwo wynagrodzenia. Mówię to do pracodawców. Zachęćcie państwo te panie, żeby one chciały pracować – podsumował Andrzej Duda.

Dodał także, że program 500 plus „to nie jest jałmużna, ale inwestycja w społeczeństwo”. Ta kwota to forma „docenienia domowej pracy kobiet”.

Nie zatrzyma nas żaden jazgot

Zdaniem Andrzeja Dudy realizowany obecnie program polityczny PiS-u jest ukierunkowany na zwykłego człowieka. – Oczywiście, jest tak, i państwo to widzicie, że bardzo często ten program, te pomysły, te rozwiązania, które wprowadzamy, są wprowadzane ku niezadowoleniu wielu elit, może niejasno artykułowanych, ale właśnie za to jesteśmy atakowani – dodał prezydent.

Mimo to, Andrzej Duda zapowiedział, że kierunek polityki wyznaczonej przez PiS się nie zmieni.

Chcę państwu powiedzieć jedno: ten program będzie zrealizowany z żelazną konsekwencją. I nie zostanie zatrzymany przez żaden jazgot, przez żadne demonstracje nie zostanie zatrzymany

– powiedział prezydent.

W swoim przemówieniu Andrzej Duda zachęcał także do aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym kraju.

Jeżeli trzeba to, mam nadzieję, że państwo przyjedziecie, albo zbierzecie i pokażecie swoją postawą, że właśnie takich rozwiązań i takiej polityki, która jest proobywatelska i prospołeczna, a nie powoduje rozwarstwienia społecznego, że właśnie takiej polityki chcecie

– podsumował Andrzej Duda, a ze strony publiczności padły gromkie brawa.

A TERAZ ZOBACZ: „Prezydent nie może być notariuszem rządu”, obiecywał kandydat Andrzej Duda. Po wyborach zmienił zdanie

duda

gazeta.pl

Operacja „Referendum” rozpoczęta! ZNP spyta Polaków o reformę edukacji. Potrzeba pół miliona podpisów

Justyna Suchecka, 31 stycznia 2017

Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Związek zapowiada, że chce referendum w sprawie gimnazjów

Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Związek zapowiada, że chce referendum w sprawie gimnazjów (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

„Czy jest pan/i przeciwko reformie edukacji wprowadzanej przez rząd od 1 września 2017?” – tak brzmi pytanie, które chce zadać Polakom Związek Nauczycielstwa Polskiego wraz z kilkunastoma innymi organizacjami. Dziś zaczęła się zbiórka podpisów pod wnioskiem o referendum.

We wtorek w siedzibie Związku Nauczycielstwa Polskiego rozpoczęła się zbiórka podpisów pod wnioskiem o referendum obywatelskie w sprawie reformy edukacji. W skład koalicji, która chce referendum, wchodzi kilkanaście organizacji. To przedstawiciele i przedstawicielki: ZNP, ruchu „Rodzice przeciwko reformie edukacji”, koalicji „Nie dla chaosu w szkole”, Kongresu Kobiet, Społecznego Towarzystwa Oświatowego, Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej, OPZZ, PO, Nowoczesnej, PSL, Razem oraz Inicjatywy Polska.

Informacje o inicjatywie i formularze do zbierania podpisów są dostępne na stronie referendum-szkolne.pl.

Referendum ws. reformy edukacji: „Zmiany wymierzone w dzieci”

– To wspólna inicjatywa rodziców, partii politycznych, organizacji pozarządowych, związków zawodowych. Wszystkich, którzy zdają sobie sprawę, że przygotowanie tej reformy jest wymierzone w polskie dziecko, w ucznia, w szkołę. To, co planuje rząd, nie leży w interesie młodego pokolenia, któremu odbiera się szansę na aktywną, dobrą edukację – mówił szef ZNP Sławomir Broniarz.

– Jako rodzice mamy prawo do decydowania o przyszłości naszych dzieci. Jako rodzice mamy prawo sprzeciwiać się, gdy uważamy, że sprawy idą w złym kierunku. Tak właśnie się dzieje. Za mną stoją rodzice wściekli i przerażeni, tym, co czeka nasze dzieci. My nie obudziliśmy się teraz. Protestujemy od września, ale nikt nie chciał nas słuchać, choć chodziliśmy na komisje sejmowe, do ministerstwa – tłumaczyła Dorota Łoboda z ruchu „Rodzice przeciwko reformie edukacji”.

Czy na referendum nie jest za późno? Łoboda: – Dla nas, rodziców, dobro naszych dzieci jest najważniejsze i nigdy nie jest za późno, by walczyć z tym, co będzie naszym dzieciom szkodziło.

Urszula Augustyn, PO: – Nasi uczniowie plasują się na arenie międzynarodowej w czołówce ważnych państw. Nie pozwolimy na to, by PiS to zepsuł.

Katarzyna Lubnauer, Nowoczesna: – Jesteśmy za zmianami w edukacji, ale zmiany, które proponuje rząd, powodują tylko koszty i są złe dla naszych dzieci.

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Razem: – Od wielu miesięcy stoimy ramię w ramię z nauczycielami i rodzicami, organizacjami, które zdeterminowane walczą po to, by obronić dzieci przed nieodwracalnymi skutkami szkodliwej i nieprzemyślanej reformy Anny Zalewskiej.

Razem zapowiedziało, że jeśli dojdzie do nauczycielskiego strajku, również będą wspierać Związek Nauczycielstwa Polskiego. – Unikajmy upolitycznienia tej sprawy, chodzi o dobro dzieci, spokój rodziców i stabilność nauczycieli, a nie o to, by wygrać jakąś potyczkę – apelowała Dziemianowicz-Bąk.

W ostatniej chwili okazało się, że do komitetu referendalnego nie wchodzi SLD, które jeszcze we wtorek rano miało na swojej stronie internetowej program wyborczy z likwidacją gimnazjów. Na wtorkowej konferencji stawił się Artur Ostrowski, nauczyciel, który jest członkiem SLD, ale też koalicji „Nie dla chaosu w szkole” i to ją reprezentował. – Członkowie SLD złożyli swoje podpisy, bo oczywiście zachęcamy do tego, by każdy to robił, ale w komitecie ich nie ma – mówi Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP.

Zobacz: „Prosimy samorządowców, żeby z trudnymi decyzjami się jeszcze wstrzymywali” Minister edukacji o zamykaniu szkół

Czy referendum się odbędzie? Politycy PiS, w tym minister edukacji Anna Zalewska, już sugerują, że mogą odrzucić obywatelską inicjatywę. – Wniosek o referendum z pytaniem o gimnazjum już był – mówiła w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Zalewska. Chodziło jej o inicjatywę ruchu „Ratuj maluchy!” za rządów PO-PSL, który nie tylko chciał pozostawienia sześciolatków w przedszkolach, ale też przywrócenia ośmioletniej podstawówki. – Podpisy „zmielili” ci, którzy zachęcają do referendum, czyli PO i PSL – mówiła Zalewska.

Pytana wprost, czy poprze wniosek o referendum w sprawie jej reformy, odpowiadała: – Będę zachęcać polityków opozycji do rozsądku, abyśmy nie brali dzieci na zakładników (…). Trzeba wziąć odpowiedzialność za rok pracy, za wydatkowane pieniądze, za przestawienie systemu. Nie będzie dobrze dla systemu edukacji, jeśli ta dyskusja potrwa dłużej.

ZNP szykuje się również do strajku

Sławomir Broniarz dla „Wyborczej”: – Za niespełna miesiącspotka się w tej sprawie prezydium ZNP i jeśli wola strajku zostanie podtrzymana przez naszych członków, wyznaczymy datę. Jednocześnie każda zakładowa komisja ma prawo sama zorganizować strajk i nie czekać na nasze decyzje. A muszę przyznać, że skala napięcia w regionach jest dramatyczna i nie pamiętam takiej sytuacji. Nauczyciele oczekują radykalnych działań, bo i sytuacja, w której ich postawiono, jest ekstremalna. Swoje strajki planują już m.in. Opole i Kluczbork. O terminie jeszcze nie zadecydowano, ale najpewniej odbędą się wcześniej niż protest ogólnopolski.

W ZNP rozważają też strajk rotacyjny – nauczyciele w poszczególnych województwach mieliby protestować w kolejnych dniach, tak by ich sprzeciwu wobec reformy edukacji „nie dało się zagłuszyć”. W sporze zbiorowym i ewentualnym strajku udział wezmą wszystkie typy szkół, nie tylko gimnazja, bo – jak podkreśla Broniarz – efekty reformy dotkną wszystkich nauczycieli i aż 5 mln uczniów.

Choć źródłem konfliktu jest decyzja rządu o likwidacji gimnazjów, nauczyciele swoje postulaty poprzedzające strajk musieli skierować do dyrektorów szkół, bo to oni, a nie MEN, są ich pracodawcami. Oddziały regionalne ZNP już wystąpiły z żądaniem gwarancji pracy dla nauczycieli i reszty szkolnego personelu aż do 31 sierpnia 2022 roku, czyli pięć lat po wejściu w życie reformy edukacji. Zawnioskowali także o 10-procentowe podwyżki pensji.

znp

wyborcza.pl

Jak politycy zmieniali zdanie ws. referendum o edukacji? Przypominamy, co mówili w sprawie sześciolatków

Agnieszka Kwiatkowska, 31 stycznia 2017

Prezydent Andrzej Duda oraz Karolina i Tomasz Elbanowscy w Pałacu Prezydenckim podczas spotkania z inicjatorami akcji referendalnych

Prezydent Andrzej Duda oraz Karolina i Tomasz Elbanowscy w Pałacu Prezydenckim podczas spotkania z inicjatorami akcji referendalnych (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

Kiedy w 2013 r. koalicja PO-PSL odrzuciła obywatelski wniosek o referendum ws. obowiązku szkolnego dla sześciolatków, politycy PiS podkreślali, że to rodzice powinni decydować o przyszłości swoich dzieci. A Platforma odpowiadała: „Nie wszystkie kwestie mogą być rozstrzygane w referendum”

Związek Nauczycielstwa Polskiego wraz z kilkunastoma koalicjantami ogłosił we wtorek zbiórkę podpisów pod wnioskiem o referendum przeciwko reformie edukacji. By inicjatywa trafiła do Sejmu, trzeba pod nią zebrać co najmniej pół miliona podpisów. Politycy PiS, w tym minister edukacji Anna Zalewska, sugerują, że mogą odrzucić wniosek. Co mówili kiedyś? Przypomnijmy.

W listopadzie 2013 roku Sejm głosami PO i PSL odrzucił obywatelski wniosek o referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Fundacja Ratuj Maluchy Karoliny i Tomasza Elbanowskich zebrała pod nim prawie milion podpisów. We wniosku, oprócz kwestii obowiązku szkolnego dla sześciolatków, zawarte były również pytania o zniesienie obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków, przywrócenie w liceach pełnego kursu historii i innych przedmiotów, stopniowy powrót ośmioletniej podstawówki i czteroletniej szkoły średniej oraz o ustawowe powstrzymanie likwidacji publicznych szkół i przedszkoli.

Kaczyński: Odrzucenie wniosku o referendum to cios w demokrację

Tuż po głosowaniu, w którym większość parlamentarna odrzuciła wniosek, Jarosław Kaczyński skrytykował tę decyzję. – Doszło do kolejnego wydarzenia, które pokazuje, że demokracja w naszym kraju jest traktowana w sposób bardzo szczególny. Konstytucyjnych mechanizmów demokracji, które są niewygodne dla władzy, po prostu się nie stosuje – komentował tuż po wyjściu z sali sejmowej. – Trudno wyobrazić sobie sprawę bardziej nadającą się do powszechnego głodowania niż kwestie związane z relacją rodzice – dzieci i prawem rodziców, żeby o swoich dzieciach decydować – podkreślał.

Prezes PiS zapowiedział również wtedy kolejny wniosek o referendum. Tym razem z wyłącznie jednym pytaniem. – Niektórzy politycy PO stwierdzili, że poparliby wniosek z pytaniem dotyczącym tylko sześciolatków, bo pozostałe pytania były dla nich kontrowersyjne. W związku z tym PiS za chwilę złoży wniosek o referendum tylko z jednym pytaniem: „Czy chcesz, żeby dzieci sześcioletnie szły do szkoły” – zapowiedział.

I rzeczywiście, 10 dni później Mariusz Błaszczak ogłosił, że Prawo i Sprawiedliwość złożyło wniosek, o którym mówił Kaczyński. Sejm odrzucił go w marcu 2014 r.

Wszyscy politycy PiS podczas dyskusji przed głosowaniem nad wnioskiem zwracali uwagę, że blokowanie referendum wynika ze strachu przed sprzeciwem obywateli.

Marzena Michalak mówiła: – Czego się boicie? Że w kolejnym referendum obywatele pokażą wam czerwoną kartkę.

– Kto dał pani prawo recenzowania rodziców? – pytała ówczesną szefową resortu edukacji Krystynę Szumilas Józefina Hrynkiewicz z PiS. I krzyczała: – Jest pani sługą dzieci i rodziców. Proszę wrócić do swojej roli, która jest pani przypisana prawem!

Jarosław Gowin (wtedy już poza PO, dziś wicepremier w rządzie PiS) mówił: – Jestem za tym, by sześciolatki poszły do szkoły. Ale też za tym, żebyśmy szanowali opinię obywateli.

Wiosną 2015 roku z Elbanowskimi spotkał się ówczesny kandydat na prezydenta Andrzej Duda. – Uważam, że siłowe próby realizowane wobec rodziców i wobec sześciolatków od kilku lat przez rząd PO, pokazują jakąś polityczną zawziętość w kierunku realizacji tego programu – mówił po spotkaniu Duda.

Platforma nie chciała referendum. „Akcja szkodliwa dla dzieci”

Inicjatorzy referendum zarzucali rządzącym, że nie chcą dialogu. Donald Tusk, który w tym czasie był premierem, nie zaprosił ich do rozmów na temat reformy edukacji, a gdy wreszcie się z nimi spotkał, miał od razu – bez wysłuchania argumentów – zapowiedzieć, że nie poprze referendum. Politycy Platformy krytycznie wypowiadali się o inicjatorach referendum i politykach, którzy je wspierają.

– Zawsze znajdzie się grupa, która będzie się bardziej kierowała chęcią zdobycia popularności niż interesem społecznym i to właśnie obserwujemy – mówiła Julia Pitera w październiku 2013 r., tuż po dyskusji nad wnioskiem. – To wszystko jest promocją Elbanowskich, szczególnie pani Elbanowskiej. Myślę, że zostanie nagrodzona miejscem na liście PiS. A sama akcja jest bardzo szkodliwa dla dzieci, nie powinna nazywać się ratuj maluchy, ale szkodź maluchom – to z kolei zdanie Stefana Niesiołowskiego.

Niektórzy z polityków PO twierdzili, że zmiany w systemie edukacji to nie temat, o którym powinni decydować obywatele. – Rządzący po to zdobywają mandat społeczny do sprawowania władzy, aby podejmować decyzje. Nie wszystkie kwestie mogą być rozstrzygane w referendum. Tym bardziej że merytoryczne argumenty przemawiają za ustawą dotyczącą sześciolatków – mówił w TVN24 Paweł Olszewski.

Żałoba po polskim systemie edukacji – komentarz Romana Imielskiego

 

kaczynski

wyborcza.pl

Prezes Sądu Najwyższego wzywa sędziów do oporu. Dramatyczne wystąpienie Małgorzaty Gersdorf

Ewa Siedlecka, 31 stycznia 2017

I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf zaskarżyła w piątek nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym do TK

I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf zaskarżyła w piątek nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym do TK (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

– O każdy cal sprawiedliwości należy teraz walczyć i obowiązek ten spoczywa na sędziach. Nie ma walki bez ofiar – mówiła Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf podczas zjazdu sędziów-delegatów okręgów i apelacji sądowych.

– Od ponad roku powtarzam, iż sądy łatwo przekształcić w igraszkę w rękach polityków. To, co dotychczas było zagrożeniem, staje się teraz faktem – mówiła w poniedziałek sędzia Małgorzata Gersdorf. Zjazd sędziów-delegatów okręgów i apelacji sądowych odbył się kilka dni po tym, jak minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział zmiany w sądownictwie dyscyplinarnym dla sędziów i ujawnił nowy projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa, który całkowicie uzależnią Radę – konstytucyjny organ stojący na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów – od partii rządzącej.

Zobacz: Min. Ziobro obrzuca sędziów błotem i nakręca kampanię propagandową przeciwko KRS – sędzia Żurek w 3×3

Prezes Gersdorf nazwała zapowiedziana przez ministra Ziobrę „reformę” sądów „zmianą, która nie przedstawia żadnej obiektywnej wartości.

– Cel, o czym wszyscy doskonale wiemy, jest zupełnie inny, niż czyjekolwiek dobro. Wie o tym również pan minister i Prokurator Generalny. Stawką w grze są resztki niezależności sądownictwa oraz niezawisłość sędziów. Tak, użyłam słowa „resztki” w sposób zupełnie celowy. Bo należy otwarcie powiedzieć, że szacunek dla niezależności sądów w naszym kraju nigdy nie był na zbyt wysokim poziomie – mówiła prezes Gersdorf.

Przypomniała, że w okresie międzywojennym sądy można było tworzyć i znosić tylko ustawą. A za PRL-u i III RP robi to minister sprawiedliwości. – Od niezależności sądów, której nawet po 1989 r. nie mieliśmy zbyt wiele, przechodzimy aktualnie do etapu drugiego, znacznie niebezpieczniejszego: rozmontowania niezawisłości sędziowskiej.

Prezes Gersdorf nawiązała do przedstawionej przez ministra wizji zmiany postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów: utworzenie spec-izby dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, złożonej z dobranych przez polityków sędziów i ludowych ławników, w której oskarżycielami będą podlegli ministrowi Ziobrze prokuratorzy. – W razie czego skład mieszany w Izbie Dyscyplinarnej usunie z urzędu każdego sędziego, który się nie zgadza z poddaniem prawa potrzebom bieżącej praktyki i woli politycznej.

Przypomniała, jak za II RP sąd skazał docenta uniwersytetu wileńskiego Stanisława Cywińskiego za krytykę marszałka Piłsudskiego, na podstawie ustawy, którą uchwalono dopiero w trakcie procesu. – Tak właśnie działają sędziowie w państwach autorytarnych, kiedy się ich podda dostatecznie silnej presji.

– Chodzi o to, aby każdy na tej sali i poza nią miał świadomość powagi sytuacji – kontynuowała prezes Gersdorf. – W Polsce skończyła się epoka, kiedy mogliśmy polegać na zadeklarowanej w Konstytucji zasadzie demokratycznego państwa prawnego. O prawo, o sposób jego interpretacji, o jego przestrzeganie, o każdy cal sprawiedliwości należy teraz walczyć i obowiązek ten – co tu dużo mówić – spoczywa na sędziach. Nie ma walki bez ofiar, a do nich może być zaliczony każdy z nas tu obecnych. Piastujemy władzę publiczną, a skoro tak, musimy zawsze liczyć się z konsekwencjami. Proszę więc Państwa Sędziów – wszystkich bez wyjątku – aby przestali myśleć o sobie jako o tych, którzy tylko przychodzą do miejsca pracy wykonać swój obowiązek, a tak poza tym to muszą pracować, spłacać kredyt, wyżywić rodzinę itp. Takie postawy skłaniają do szukania usprawiedliwień, a w ostateczności – do ustępstw. Walka o prawo, o niezawisłość sędziów musi toczyć się w granicach prawa, ale musi być twarda i jednoznaczna, jak jednoznaczny jest ustrój państwa. Aby zwyciężyć, trzeba się przygotować nawet na sądy dyscyplinarne, na ryzyko usunięcia z urzędu, na wszystko! Trzeba pisać i wygłaszać dobre mowy, trzeba głośno i – daj Boże – mądrze mówić o imponderabiliach. Nie wolno się bać. Trzeba pokazywać, że jesteśmy w opozycji przeciwko spychaniu demokratycznego państwa z niezawisłymi sędziami w niebyt.

– Chcemy, aby obywatel przed sądem czuł się bezpiecznie, wierząc że sędzia jest niezawisły. To jest nasza powinność wobec przyszłych pokoleń i misja – zakończyła sędzia Gersdorf.

Ministerstwo Sprawiedliwości od roku zapowiada reformę sądownictwa, która ma je usprawnić, ale jej nie przedstawia. Ujawnia co jakiś czas niektóre pomysły, np. zlikwidowanie sądów rejonowych, co spowoduje konieczność powołania sędziów na nowo, a wiec da okazje do ich weryfikacji przez władze polityczną. Przedstawione w zeszły czwartek propozycje zmian w ustawie o KRS zmierzają do przejęcia przez partię rządzącą decyzji o mianowaniu i awansowaniu sędziów.

W poniedziałek zjazd sędziów apelacji i okręgów, Krajowa Rada Sądownictwa i Europejska Siec Rad Sądownictwa uznały rządowy projekt zmian ustawy o KRS za zagrożenie dla niezależności sądów i niezawisłości sędziów i złamanie europejskich standardów.

CAŁY APEL SĘDZI MAŁGORZATY GERSDORF

dramatyczne

wyborcza.pl

lech-walesa

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/walesa-wypozyczal-dokumenty-lustracyjne-i-je-niszczyl/991j5tv

„Wielka stoimy, podzieleni upadniemy”: list prezydenta Donald Tusk do 27 szefów państw i rządów na temat przyszłości UE przed szczytem Malta

31/01/2017

Drodzy koledzy,

Aby jak najlepiej przygotować naszą dyskusję na Malcie o przyszłości Unii Europejskiej z 27 państw członkowskich, a w świetle rozmów miałem z niektórymi z was, pozwólcie mi przedstawić kilka refleksji, które Wierzę, że większość z nas dzielić.

Wyzwania stojące obecnie Unii Europejskiej są bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek w okresie od podpisania traktatu rzymskiego. Dzisiaj mamy do czynienia z trzema zagrożeniami, które uprzednio nie wystąpiły, a przynajmniej nie na taką skalę.

Pierwszym zagrożeniem jedna zewnętrzna, związana jest z nowej sytuacji geopolitycznej na świecie iw Europie. Coraz bardziej, nazwijmy to, asertywne Chiny, zwłaszcza na morzach, Rosji agresywna polityka wobec Ukrainy i jej sąsiedzi, wojny, terror i anarchia na Bliskim Wschodzie iw Afryce, radykalny islam odgrywa ważną rolę, jak również niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej sprawiają, nasza przyszłość jest bardzo nieprzewidywalna. Po raz pierwszy w naszej historii, w coraz bardziej wielobiegunowego świata zewnętrznego, tak wielu stają się jawnie anty-europejska lub eurosceptycyzmu w najlepsze. Szczególnie zmiana w Waszyngtonie stawia Unię Europejską w trudnej sytuacji; z nowym pozornej administracji umieścić pod znakiem zapytania ostatnie 70 lat amerykańskiej polityki zagranicznej.

Drugim zagrożeniem wewnętrznym jeden jest połączony ze wzrostem Antyunijna, nacjonalistycznych, ksenofobicznych nastrojów coraz bardziej w samej UE. Egoizm narodowy staje się również atrakcyjną alternatywą dla integracji. Ponadto tendencje odśrodkowe żywią się błędów popełnianych przez tych, dla których ideologia i instytucje stały się ważniejsze od interesów i emocji ludzi.

Trzecim zagrożeniem jest stan umysłu proeuropejskich elit. Spadek wiary w integracji politycznej, poddanie się populistycznych argumentów, a także wątpliwości podstawowymi wartościami demokracji liberalnej są coraz bardziej widoczne.

W świecie pełnym napięć i konfrontacji, potrzebna jest odwaga, determinacja i solidarności politycznej Europejczyków. Bez nich nie przetrwa. Jeśli nie wierzymy w siebie, w celu pogłębienia integracji, dlaczego ktokolwiek inny? W Rzymie powinniśmy odnowić tę deklarację wiary. W dzisiejszym świecie państw-kontynentów z setek milionów mieszkańców krajów europejskich podejmowane oddzielnie mają niewielki ciężar. Jednak UE ma potencjał demograficzny i ekonomiczny, co sprawia, że jest on równy partnerem największych potęg. Z tego powodu najważniejszym sygnałem, że należy wyjść z Rzymu polega na gotowości 27 do zjednoczenia. Sygnał, że nie tylko muszą, ale chcą być zjednoczeni.

Pokażmy naszą europejską dumę. Jeśli będziemy udawać, że nie słyszy słowa, a my nie zauważamy decyzje zmierzające przeciwko UE i naszej przyszłości, ludzie będą przestać traktować Europę jako ich szerszej ojczyzny. Równie niebezpiecznie, Global Partners przestaną szanować nas. Obiektywnie rzecz biorąc, nie ma powodu, dlaczego Europa i jej przywódcy powinni schlebiać zewnętrznych mocarstw i ich władców. Wiem, że w polityce, argument godności nie może być nadużywane, gdyż często prowadzi do konfliktów i negatywnych emocji. Ale dziś musimy wstać bardzo wyraźnie dla naszej godności, godności zjednoczonej Europie – niezależnie od tego, czy mówimy do Rosji, Chin, USA i Turcji. Dlatego miejmy odwagę być dumni z naszych osiągnięć, które sprawiło, że nasz kontynent najlepszym miejscem na Ziemi. Miejmy odwagę przeciwstawić się retoryką demagogów, którzy twierdzą, że integracja europejska jest korzystna tylko dla elit, że zwykli ludzie ponieśli tylko jej wyniku, a kraje będą lepiej radzić sobie na własną rękę, a nie razem.

Musimy patrzeć w przyszłość – to twój najczęstszą wniosek w naszych konsultacji w ciągu ostatnich miesięcy. I nie ma co do tego wątpliwości. Ale powinniśmy nigdy, pod żadnym pozorem, zapomnieć o najważniejszych powodów, dla których 60 lat temu zdecydowaliśmy się zjednoczyć Europę. Często słyszymy argument, że pamięć o minionych tragediach podzielonej Europie już nie jest argumentem, że nowe pokolenia nie pamiętam źródła naszej inspiracji. Ale amnezja nie unieważnia tych inspiracji, ani nie zwalnia nas z naszego obowiązku nieustannie przypominają tragiczne lekcje podzielonej Europie. W Rzymie, powinniśmy stanowczo podkreślić te dwie podstawowe, ale zapomniane prawdy: po pierwsze, mamy Zjednoczonych w celu uniknięcia kolejnej historycznej katastrofy, a po drugie, że czasy jedności europejskiej były najlepsze czasy w całej Europie wielowiekowej historia. To musi być wykonane jasne, że rozpad Unii Europejskiej nie doprowadzą do przywrócenia jakiejś mitycznej, pełnej suwerenności krajów członkowskich, ale do ich rzeczywistego i faktycznego uzależnienia od wielkich mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Rosji i Chin. Tylko razem możemy być w pełni niezależne.

Dlatego musimy podjąć stanowcze i spektakularne kroki, które zmieniłoby zbiorowe emocje i ożywić dążenie do podniesienia integracji europejskiej do następnego poziomu. Aby to zrobić, musimy przywrócić poczucie bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, jak również dobrobyt społeczno-ekonomiczne dla obywateli Europy. Wymaga to ostateczne wzmocnienie granic zewnętrznych UE; ulepszona współpraca służb odpowiedzialnych za walkę z terroryzmem i ochrony porządku i spokoju w obrębie obszaru bez granic; wzrost wydatków na obronę; wzmocnienie polityki zagranicznej UE jako całości, jak i polityki zagranicznej lepszą koordynację poszczególnych państw członkowskich; i last but not least wspieranie inwestycji, integrację społeczną, wzrost, zatrudnienie, czerpania korzyści z przemian technologicznych i konwergencji zarówno w strefie euro, jak iw całej Europie.

Powinniśmy wykorzystać zmianę w strategii handlowej Stanów Zjednoczonych na korzyść UE poprzez intensyfikację naszych rozmów z zainteresowanymi partnerami, w obronie naszych interesów w tym samym czasie. Unia Europejska nie powinna porzucić swoją rolę jako supermocarstwa handlowej, która jest otwarta na innych, przy jednoczesnej ochronie własnych obywateli i przedsiębiorców, i pamiętając, że wolny handel oznacza sprawiedliwy handel. Powinniśmy również stanowczo bronić porządku międzynarodowego opartego na rządach prawa. Nie możemy poddać się tych, którzy chcą osłabić lub utratę więzi transatlantyckie, bez których globalna porządku i spokoju nie może przetrwać. Trzeba przypomnieć naszym amerykańskim przyjaciołom z własnym hasłem: United we stand, podzielone upadamy .

http://www.consilium.europa.eu/en/press/press-releases/2017/01/31-tusk-letter-future-europe/

Nauczycielka zdjęła w szkole krzyż, wytykali ją palcami. Teraz wygrała w sądzie. „Jakby tona ciężaru spadła mi z pleców”

Anna Gmiterek-Zabłocka, TOK FM, 31.01.2017

Grażyna Juszczyk

Grażyna Juszczyk (FOT. ŁUKASZ GIZA)

– Czuję ogromną ulgę – powiedziała nam Grażyna Juszczyk tuż po wyjściu z sali rozpraw Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Ten nie miał wątpliwości, że w szkole doszło do dyskryminacji ze względów światopoglądowych po tym, jak Juszczyk zdjęła krzyż w pokoju nauczycielskim.

 

Grażyna Juszczyk, nauczycielka matematyki z Krapkowic, w 2013 zdjęła krzyż z pokoju nauczycielskiego w szkole, w której naucza. Kilka miesięcy temu sąd pierwszej instancji uznał, że szkoła dopuściła się wobec niej dyskryminacji ze względów światopoglądowych. Dziś sąd drugiej instancji podtrzymał to rozstrzygnięcie, oddalając apelację prokuratura, która – dość nieoczekiwanie – już po wyroku przyłączyła się do tej sprawy.

– Czuję ogromną ulgę. To tak jakby tona ciężaru spadła mi z pleców – powiedziała nam Juszczyk tuż po wyjściu z sali rozpraw Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Sąd nie miał wątpliwości, że w szkole doszło do dyskryminacji ze względów światopoglądowych.

Nauczycielkę matematyki spotkał prawdziwy lincz. Była wytykana palcami na radzie pedagogicznej, mówiono, że krzyż ukradła; stosowano wobec niej ostracyzm, pojawiły się skargi, mimo, że wcześniej była bardzo dobrym nauczycielem.

Szkoła ma zapłacić 5 tys. zł za dyskryminację

Przed sądem walczyła o uznanie, że była prześladowana z powodu tego, co zrobiła. We wrześniu wygrała. Zgodnie z wyrokiem, do dyskryminacji doszło, a pracodawca miał jej też zapłacić 5 tysięcy złotych odszkodowania.

Tyle że od wyroku apelację złożyła szkoła, ale też – nieoczekiwanie – prokuratura. Śledczy uznali, że nie może być mowy o dyskryminacji matematyczki. – Prokurator nie zgadza się ze stwierdzeniem sądu, że doszło do dyskryminacji na tle światopoglądowym. Sprawa nie dotyczyła bowiem kwestii światopoglądowych, ale kwestii prawidłowości rozwiązania konfliktu przez pracodawcę, który powstał w szkole po zdjęciu krzyża przez powódkę, pomiędzy nią a grupą nauczycieli – mówiła nam rzeczniczka prokuratury, Lidia Sieradzka. Prokurator wyszedł z założenia, że sąd nie wziął pod uwagę faktu, iż to Juszczyk zdejmując krzyż przyczyniła się do powstania konfliktu.

To nie przekonało jednak sądu drugiej instancji. Dziś uznał obie apelacje za bezzasadne. – Padło takie bardzo znamienne zdanie – że przepisy z kodeksu pracy, mówiące o dyskryminacji, służą ochronie mniejszości, a nie większości – mówi Karolina Kędziora z Polskiego Towarzystwa Antydyskryminacyjnego, która reprezentowała nauczycielkę. Sąd nie oceniał faktu zdjęcia ze ściany krzyża, ale oceniał to, co wydarzyło się potem.

Jak doszło do całej sprawy?

Grażyna Juszczyk uczy w Krapkowicach matematyki. Nigdy nie było krzyża w pokoju nauczycielskim, ale gdy w 2013 roku miał przyjechać biskup, krzyż zawisł. Matematyczki nie było wtedy w szkole, miała dłuższy urlop zdrowotny. Po powrocie podjęła decyzję, że krzyż zdejmie. Nie kryje, że nie chodzi do kościoła, nie jest katoliczką i nie chciała symbolu wiary w swoim miejscu pracy. Początkowo nikt nie zauważył, że krzyża nie ma, ale ostatecznie powieszono go z powrotem. Zdjęła ponownie. Sprawa zatoczyła szersze kręgi: była słynna rada pedagogiczna, na której zdjęcie krzyża nazwano kradzieżą, grożono policją. Matematyczka czuła się napiętnowana – wtedy, ale także później. I dlatego poszła do sądu.

Zobacz także

dariusz-szuminski

TOK FM

WTOREK, 31 STYCZNIA 2017

STAN GRY: RZ: Zamieszanie w armii, KKZ: Dlaczego PAD nie miał nigdy konferencji prasowej? DGP: Dzięki metropolii, PiS zwiększa szanse w Warszawie

TO NIE ŻART, TO OBŁĘD – ROBERT MAZUREK O PRAKTYCE TVP INFO Z PETRU:
http://wpolityce.pl/media/325441-pol-porcji-mazurka-tvp-info-zrobilo-z-petru-rosyjskiego-szpiega-to-nie-zart-to-obled

— SE O BARBARZE SKRZYPEK: http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/oto-pani-basia-pierwsza-dama-prezesa-kaczynskiego-zdjecia_942485.html

— NOWE LOGO I LAYOUT GAZETY POLSKIEJ: http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/gazeta-polska-logo-layout-papier-magazynowy

— HANNA GRONKIEWICZ-WALTZ JAKO SYRENKA WARSZAWSKA z zasłoniętymi oczami i za kratkami – na rysunku w GPC.

— PREZYDENT GDAŃSKA O SWOICH… 36 KONTACH BANKOWYCH – mówi SE: “– Moją uwagę zwróciło to, że ma pan 36 kont bankowych.
– To prawda.
– Rany boskie, aż tyle?! Umie pan je wszystkie wymienić
– Wiem, że połowa Polaków nie ma w ogóle kont w banku, więc to może dziwić. Mam trzy kredyty, więc to są już trzy konta. Do pewnego momentu zakładaliśmy też konta na lokaty bankowe i każda z nich to osobne konto. Nie ma w tym więc niczego tajemniczego, to wynika z mojej umiejętności poruszania się po rynku finansowym. W porównaniu z prezesem Kaczyńskim, który do niedawna chwalił się, że nie ma żadnego konta, jestem w jakiejś niszy, ale to nie jest nic nadzwyczajnego”.
http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/pawel-adamowicz-mam-kont-w-bankach-ale-to-nic_942640.html

— ZAMIESZANIE W ARMII – Marek Kozubal w RZ: “Odchodzą czołowi dowódcy, a nowej struktury dowodzenia brak. (…) Sprawa się skomplikowała, bo do dzisiaj nie ma nowej struktury dowodzenia. Za przemodelowanie piramidy dowódczej odpowiedzialny jest szef MON Antoni Macierewicz. Na razie resort obrony nie informuje, na jakim jest etapie ta zmiana. Bartłomiej Misiewicz nie odbiera telefonu z „Rzeczpospolitej”. Nieoficjalnie z kręgów wojskowych słyszymy, że zostaną wprowadzone za kilka miesięcy”. http://www.rp.pl/Sluzby-mundurowe/301309891-Sytuacja-w-armii-Dowodcy-odchodza-nowej-struktury-dowodzenia-nie-ma.html#ap-1

— MIAŁ BYĆ TYSIĄC DRONÓW, SĄ OPÓŹNIENIA I BAŁAGAN – Paweł Wroński w GW: “Rezultat działań MON? Według Fundacji im. Pułaskiego w sprawie zakupu dronów pojawia się coraz więcej niejasności i zwykłego bałaganu. Dodatkowo pod koniec ubiegłego roku z MON odszedł gen. Adam Duda, szef Inspektoratu Uzbrojenia, odpowiedzialny przez lata za zamówienia dla wojska”.

— GNA BUSPASEM A I TAK SIĘ SPÓŹNIA – Fakt o Macierewiczu.

— MISIEWICZ MA OCHRONĘ NA LEWO – Fakt: “Co o kierowcy Misiewicza mówią nasi informatorzy z resortu? – Tajemniczy człowiek. Zawsze miły i grzeczny, ale nie brata się z innymi kierowcami – mówią nasi informatorzy i przyznają, że oddelegowanie go z SKW jest prawdopodobne. Tyle że ustawa o SKW – to jest służba specjalna! – nie przewiduje, by jej funkcjonariusz zajmował się prowadzeniem samochodu cywilnego urzędnika MON i jego ochroną”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/misiewicz-ma-nieformalna-ochrone/sdhm3qf

POLITYCZNY PLAN WTORKU: IPN o teczce „Bolka”, GUS o PKB, rząd o planie Morawieckiego http://300polityka.pl/live/2017/01/31/polityczny-plan-wtorku-ipn-o-teczce-bolka-gus-o-pkb-rzad-o-planie-morawieckiego/

— PLATFORMA ROZWAŻA SZEROKIE LISTY OPOZYCJI W WYBORACH SAMORZĄDOWYCH – Michał Wilgocki w GW: “Jak dowiedziała się „Wyborcza”, Platforma Obywatelska rozważa stworzenie szerokich list opozycyjnych w wyborach samorządowych. Chodzi przede wszystkim o sejmiki wojewódzkie”. http://wyborcza.pl/7,75398,21313724,platforma-planuje-wspolne-listy-opozycji-kto-dolaczy.html

POWIĘKSZENIE METROPOLII WARSZAWSKIEJ MOŻE SPOWODOWAĆ, ŻE PIS-OWI PRZYBĘDZIE WYBORCÓW – piszą w DGP Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak: “Przy bardziej urealnionym poziomie frekwencji na poziomie 50 proc. mowa o zysku dla PiS rzędu 40–50 tys. osób. To niewiele, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że na zmianach zyskają też partie opozycyjne – Platformie Obywatelskiej przybędzie kilkanaście tysięcy wyborców. Natomiast gdyby przyłączyć do aglomeracji całe powiaty tworzące dziś w wyborach do parlamentu okręg 20, tzw. wianuszek, to przybyłoby aż 830 tys. wyborców. Ale to mało realne. O zmianach szykowanych przez partię Jarosława Kaczyńskiego zaczyna się robić głośno w opozycji. W Platformie komentują, że od 2006 r. PiS przegrał wszystkie wojny o fotel prezydenta stolicy, więc musi coś wymyślić”.
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/541453,wielkie-ksiestwo-warszawskie-stolica-warszawa-aglomeracja-piaseczno-powiekszenie.html

LIVEBLOG 300POLITYKI:
Karczewski: Nie idziemy na żadną wojnę. Chcemy wprowadzać reformy
Rafalska: Pracujemy nad propozycjami, które zachęciłyby Polaków do powrotu
Rafalska: Za chwileczkę będzie stanowisko rządu w sprawie zakazu handlu w niedzielę
Bochenek o Misiewiczu: Media donosiły o pewnych działaniach, ale poza pracą. Nas takie działania nie interesują
Waszczykowski o wizycie Merkel: Obie strony umówiły się, że na 7-10 dni przed spotkaniem data zostanie ujawniona
Piasecki do Bochenka: Możemy się umówić, że nie będzie pan mówił do mnie przekazami dnia?
Kijowski: Jestem przeciwny udziałowi KOD w walce o władzę
Kijowski: Nie bardzo widzę powód, żebym miał w tej chwili z czegokolwiek rezygnować
http://300polityka.pl/live/2017/01/31/

— PIS NIE MA ODPOWIEDZI NA GNIEW KOBIET – KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA w GW: “Ale przestraszył się PiS, bo o ile łatwo mu walczyć z niezborną dość opozycją, o tyle na gniew kobiet nie ma gotowej odpowiedzi. W tej sytuacji robi wszystko, by debatę na temat ustawy odwlekać, ile można. Na razie zyskano 30 dni: posłowie wymyślili, żeby wysłać dezyderat do rządu z pytaniem, jakie są jego plany w sprawie ochrony życia. Dezyderat jeszcze nie jest gotowy, a co najważniejsze, jeśli odpowiedź się posłom z komisji nie spodoba – a raczej śmiało można założyć, że się nie spodoba – mogą wysłać kolejny z prośbą o uzupełnienie. I tak w kółko, byle grać na czas”.

KOLENDA PYTA CZEMU PAD NIE MIAŁ KONFERENCJI PRASOWEJ: “Przy okazji chciałabym zapytać, kiedy można się spodziewać jakiejkolwiek konferencji prasowej pana prezydenta. Od początku kadencji nie było żadnej. W trakcie szczytu NATO Barack Obama ponad godzinę konferował z dziennikarzami. Polski prezydent wygłosił tylko oświadczenie. Jak to wyglądało, pamiętamy. I czekamy”.
http://wyborcza.pl/7,75968,21310327,obroncy-zycia-to-klopot.html

— NA WOKANDZIE: PIS PRZECIW SĘDZIOM – GW.

— O PODZIALE RADY NA DWA ZGROMADZENIA – SĘDZIOWSKIE I POLITYCZNE – EWA USOWICZ w RZ: “Główny problem leży jednak gdzie indziej. Nie w trybie wyboru sędziów do KRS przez Sejm, ale w podziale Rady na dwa zgromadzenia – „sędziowskie” i „polityczne” (w tym ostatnim będzie ośmiu polityków i dwoje sędziów). Teraz też w KRS zasiadają politycy, jednak wszelkie decyzje podejmują wspólnie z sędziami. Po zmianie kandydat na sędziego nie otrzyma pozytywnej opinii, jeśli „polityczna” część KRS się na to nie zgodzi. A o zgodę w relacjach politycy – sędziowie, niestety, coraz trudniej. Co z reformą ministra Ziobry?”. http://www.rp.pl/Opinie/301309906-Czy-sedziowie-dziela-sie-na-pisowskich-i-reszte—komentuje-Ewa-Usowicz.html

— MILCZENIE PLATFORMIE NIE WYSTARCZY – Zuzanna Dąbrowska w RZ: “Wbrew początkowemu komunikatowi, że zatrzymano „urzędników z warszawskiego ratusza”, żadna z osób, przymusowo przewiezionych do wrocławskiej prokuratury nie pracuje już w urzędzie, a Jakub R., najgrubsza ryba w tej sieci, nie pracuje tam od czterech lat. Po co więc – myślą stołeczni urzędnicy – grzebać w sprawie, skoro i tak nie daje to szans na zwycięstwo? Lepiej zająć się „ucieczką do przodu” – komunikacją miejską czy walką ze smogiem. Milczenie w tej sprawie jednak chyba Platformie nie wystarczy”. http://www.rp.pl/Polityka/301309889-Dabrowska-Milczenie-Platformie-nie-wystarczy.html

POLITYCY WSPÓŁPRACUJĄCY Z WAŁĘSĄ NIE ZAKŁADALI, ŻE PEWNE SPRAWY AŻ TAK GO DETERMINUJĄ – PAWEŁ KOWAL w RZ: “Skoro politycy różnych opcji współpracowali z Lechem Wałęsą, to zakładam konsekwentnie, że nie uważali, iż jego stare sprawy aż tak go determinują. Z drugiej strony pozostaje fakt, że w czasach prezydentury Wałęsy zaginęły dokumenty Bolka, historia teczki Kiszczaka to sama w sobie historia przynajmniej na dobry kryminał. Czyli wygląda, że ukryta przed opinią publiczną sprawa miała jednak jakiś wpływ na politykę III RP”.

— MICHAŁ SZUŁDRZYŃSKI O PYTANIACH WS PREZYDENTURY WAŁĘSY – pisze w RZ: “Jeśli coś trzeba napisać na nowo, to historię jego prezydentury, bo warto teraz postawić pytanie, czy fakt, że w domu Kiszczaka w centrum Warszawy spoczywały materiały, których ujawnienie w latach 90. mogłoby wywołać potężny szok, wpływał na decyzje, które podejmował Wałęsa. Ale to już zupełnie inne, nowe zadanie”.
http://www.rp.pl/Polityka/301309883-Szuldrzynski-Kogo-nie-przekonaja-archiwa-Kiszczaka.html

— SĘDZIA TK WYWŁASZCZA LUDZI – sędzia Rymar na jedynce Faktu: “Po interwencji mieszkańców kancelaria przysłała nowe wezwania. Już z nowym numerem księgi wieczystej. A w niej nazwisko sędziego Rymara oraz jego dwóch córek. W jaki sposób sędzia TK i jego rodzina dołączyli do grona spadkobierców? Dlaczego kancelaria tak długo ukrywała ten fakt? Chcieliśmy zapytać o to autora pism do właścicieli garaży. – Dziękuję za rozmowę – uciął próbę dyskusji radca prawny Janusz Grabski. Z kolei sędzia Rymar nie odpowiedział na pytania, choć je na pewno dostał. Zapytaliśmy ekspertów o wartość terenu na Woli. „Dziesiątki milionów złotych pod eleganckie osiedle” – usłyszeliśmy”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/sedzia-trybunalu-zabiera-ludziom-garaze/zlbmw2n

PIS ROZWAŻA ZAKAZANIE HODOWLI ZWIERZĄT FUTERKOWYCH, ALE MA POLITYKÓW ZWIĄZANYCH Z LOBBY – RZ: “Fundacja Viva! zauważa jednak, że z biznesem futerkowym związanych jest wielu polityków partii rządzącej. W raporcie można znaleźć nazwiska kilku posłów PiS, w tym ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela, którzy na stronie internetowej fundacji jednego z hodowców norek byli przedstawiani jako jej eksperci. Czy PiS wzorem kilku innych europejskich państw zdecyduje się na zakaz hodowli zwierząt na futra? – Trudno to ocenić. Głos prezesa w PiS ma niezwykłe znaczenie, jednak futrzarskie lobby też jest silne – mówi Paweł Suski z PO, szef Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt”.

— GPC SCEPTYCZNIE O USTAWIE ANTYLICHWIARSKIEJ: “Choć inicjatywa Ministerstwa Sprawiedliwości, aby przeciwdziałać tzw. lichwie, uważana jest za uzasadnioną, to zaproponowane przez resort zmiany prawne mające rozwiązać problem nie zyskały pełnej aprobaty nie tylko firm pożyczkowych, ale także wielu instytucji i ekspertów”.

300polityka.pl

WTOREK, 31 STYCZNIA 2017

Petru: Celem rządu miało być rozruszanie gospodarski przez inwestycje. W praktyce realizują dokładnie odwrotny cel

13:43

Petru: Celem rządu miało być rozruszanie gospodarski przez inwestycje. W praktyce realizują dokładnie odwrotny cel

– Wzrost gospodarczy: jest 2,8 proc, miało być 3,8 proc w 2016 wg założeń budżetu (wobec 3,9 proc w 2015), inwestycje: spadek o 5,5 proc – szczególnie sektor prywatny. Stopa inwestycji jest najniższa od 2004 roku! To dane znacznie słabsze od zakładanych przez rząd na ubiegły rok. Obserwujemy wstrzymanie inwestycji państwowych, stopa inwestycji najniższa od 2004. Celem rządu miało być rozruszanie gospodarski przez inwestycje, tymczasem w praktyce realizują dokładnie odwrotny cel. Mateusz Morawiecki, między innymi, za te osiągnięcia został Człowiekiem Roku 2016 Gazety Polskiej – powiedział w Sejmie lider Nowoczesnej Ryszard Petru.

13:33

Schetyna: Morawiecki funkcjonuje w innej rzeczywistości

Jak mówił Grzegorz Schetyna na konferencji w Sejmie:

„To wszystko, co się dzieje w Polsce, to kompromitacja i rachunek błędów. To decyzje, które tak naprawdę nas kompromitują. W kraju, w Europie i na świecie. Problem polega na tym, że to wszystko ma swoją cenę. Dzisiaj widzimy prognozę PKB. Przypomnę – koniec 2015 roku to 3,9%, kiedy kończyliśmy nasze rządzenie, dzisiaj prognoza to 2,8% na 2016 rok. To skala upadku i nie pomoże zaklinanie rzeczywistości i tworzenie światów równoległych. Dzisiaj wszystko, to, co dzieje się w propagandzie służyć ma temu, żeby przykryć złe wyniki gospodarcze i to, że polska gospodarka spowalnia i idzie w kierunku kryzysu. To będzie efekt najbliższych miesięcy i nie pomoże zaklinanie rzeczywistości i nie pomoże tej sytuacji też to, bo to pokazuje jak w soczewce politykę PiS. Jarosław Kaczyński kilka dni temu zostaje człowiekiem wolności, a Lech Wałęsa jest wyklinany od czci i pamięci. Robi się z niego agenta komunistycznych służb. To skala absurdu i nienormalności polityki PiS i to bardzo wyraźnie widać”

Minister Morawiecki funkcjonuje w innej rzeczywistości. Niech popatrzy na te liczby, na to, jaka jest jego aktywność i efekty. To zmniejszenie inwestycji zagranicznych, to agenci CBA we wszystkich urzędach marszałkowskich, którzy skutecznie paraliżują wydawanie środków europejskich. Nie można zaklinać rzeczywistości – dodał przewodniczący PO.

WTOREK, 31 STYCZNIA 2017

Schetyna: Rzecznik rządu pomylił prognozę pogody z nominacjami w Sztabie Generalnym

13:21

Schetyna: Rzecznik rządu pomylił prognozę pogody z nominacjami w Sztabie Generalnym

Jak mówił Grzegorz Schetyna na konferencji w Sejmie:

„Dzisiaj jesteśmy świadkami kompletnej dewastacji polskiej armii. To kwestia polskiego bezpieczeństwa, zakładnikami prędkości kolumn ministra Macierewicza z Warszawy do Torunia i z powrotem, wypadków i arogancji władzy. Mówiliśmy, że pycha kroczy przed upadkiem, ale przed upadkiem kroczy też niekompetencja i kompromitacja. Tak oceniam wczorajsze występy prezydenta Dudy w Żaganiu, a także dzisiejsze wypowiedzi rzecznika rządu, który pomylił prognozę pogody z nominacjami w Sztabie Generalnym, bo jak to się ma do rzeczywistości kraju NATO-owskiego, podmiotu UE, jeżeli rzecznik prasowy wskazuje p.o. szefa Sztabu Generalnego, co po kilku godzinach ma dementi ze strony MON. To kolejna kompromitacja i wstyd”

13:14

Schetyna: PiS wydaje wyrok na Lecha Wałęsę i polską historię. IPN realizuje politykę PiS

Jak mówił Grzegorz Schetyna na konferencji w Sejmie:

„To element wojny z Lechem Wałęsą, z polską historią prowadzoną przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego od lat. Dzisiaj symboliczny dzień. Tak patrzę na tę aktywność przez te odsłony poprzednich lat czy dekad, bo pamiętam, jak Jarosław Kaczyński prowadził politykę i był blisko Lecha Wałęsy razem z Lechem Kaczyńskim. Jak tworzyli koalicję z SD i ZSL, klubu obywatelskiego w 1989 roku, w efekcie której można było wprowadzić reformy. Premierem został wtedy Tadeusz Mazowiecki. Pamiętam, jak bracia Kaczyńscy promowali i proponowali Wałęsę, nominowali go tak naprawdę w wyścigu prezydenckim w 1990 roku i później pamiętam, jak te drogi się rozeszły i pamiętam tę wojnę między środowiskiem braci Kaczyńskich a Wałęsą. Dzisiaj symboliczny dzień i ta data będzie symbolem, bo dziś PiS ma większość w parlamencie, ma rząd i PiS wydaje wyrok na Lecha Wałęsę i polską historię”

„IPN realizuje politykę PiS”

„IPN realizuje politykę PiS, politykę partyjną, niszczenia autorytetów i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Kiedy wygramy wybory, właśnie dlatego i dzisiejsza wypowiedź szefa IPN-u potwierdza tę tezę, ponieważ on nie odnosi się do historii, ale prowadzi analizy związane także z latami 90-tymi i prezydenturą Wałęsy, z tym, co było później. To polityczne zamówienie, realizacja politycznego zamówienia. To niszczenie polskiej historii”

– Ci, którzy w ten sposób piszą polską historię, zapłacą za to – dodał przewodniczący PO.

12:54

Ziobro powtarza: Czas najwyższej kasty dobiega końca

Jak mówił Zbigniew Ziobro na konferencji:

„Nie podzielam tej opinii [o niekonstytucyjności]. Uważam, że aktualna konstrukcja KRS jest wątpliwa konstytucyjnie, bo ona się sprowadza do tego, że poszczególni sędziowie, którzy znajdują się w KRS, nie reprezentują wszystkich sędziów, tylko poszczególne grupy czy sędziów. My wprowadzamy mechanizm, ze parlament będzie wybierał sędziów, których zadaniem będzie reprezentować wszystkich sędziów”

Nie podzielam zastrzeżeń konstytucyjnych. To rozwiązanie zgodne z Konstytucją. Muszę powiedzieć jedno. Czas najwyższej kasty dobiega końca. Przywracamy uczciwość, służbę i stawiamy na ogromną większość uczciwych sędziów, których nie brakuje w polskich sądach. Będą mieli godną reprezentację w KRS i będziemy dbać o dobry wizerunek i standardy polskiego sądownictwa – dodał minister sprawiedliwości.

12:47

„Nie psujcie szkoły”. Wystartowała akcja zbierania podpisów pod referendum ws. reformy edukacji

„Czy jest Pan/Pani przeciw reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 r”.– tak brzmi pytanie w referendum o reformie edukacji. Dziś ZNP i przedstawiciele partii oraz organizacji popierających referendum oficjalnie rozpoczęli akcję zbierania podpisów pod referendum. Jednym z haseł akcji jest „Nie psujcie nam szkoły”.

Akcję popiera m.in. PO, Nowoczesna i PSL.

12:37

Ziobro: Chcemy, żeby polskie sądy działały dużo sprawniej, bardziej efektywnie

Jak mówił Zbigniew Ziobro na konferencji, odnosząc się do zmian w KRS:

„Ci sędziowie, którzy wczoraj się spotykali, udawali, że problemów nie ma. Udawali, że o nich nie słyszą, bo gdyby traktowali te informacje poważnie, na pewno chcieliby zabrać w tej sprawie głos, podjąć uchwałę i odciąć się, potępiając wszystkie procedery korupcyjne, które mogą toczyć się w polskich sądach, bo to najbardziej podważa zaufanie do polskiego sądownictwa. Ubolewam, że wczoraj przedstawiciele sędziów nie wykorzystali okazji i nie zajęli stanowiska wobec afery korupcyjnej w Krakowie, która jest ujawniana, która dot. prezesa sądu apelacyjnego i takie sprawy po raz kolejny uchodzą uwadze ważnych gremiów reprezentujących środowiska sędziowskie. Czas z tym skończyć, zmienić i dlatego też wobec braku reakcji zdecydowaliśmy się przeprowadzić gruntowną reformę, która wprowadza europejskie, cywilizowane standardy, jeżeli chodzi o zasady powoływania sędziów, awansowania sędziów i to, co proponujemy jest odpowiedzią na społeczne oczekiwanie”

Chcemy, żeby polskie sądy działały dużo sprawniej, bardziej efektywnie, aby stawiały na uczciwość i transparentność. Dlatego też te rozwiązania – dodał minister sprawiedliwości.

12:25

Do Sejmu wpłynął projekt ustawy o ustroju miasta stołecznego Warszawy autorstwa PiS

Zgłoszony przez PiS projekt zakłada stworzenie na obszarze tworzącym metropolię warszawską nowego rodzaju jednostki samorządu terytorialnego o charakterze metropolitalnym, które będą realizować zadania powiatowe oraz zadania związane z funkcjami metropolitalnymi w obszarze transportu, zagospodarowania przestrzennego oraz koordynacji wykonywania zadań publicznych w gminach.

Jednostką tą będzie miasto stołeczne Warszawa. Dotychczasowe miasto na prawach powiatu – m.st. Warszawa uzyska status gminy miejskiej o nazwie gmina Warszawa, z obligatoryjnym podziałem na dzielnice.

O projekcie pisał dzisiaj „Dziennik Gazeta Prawna”. Dzięki ustawie, w 2018 roku prezydenta megamiasta mogli wybierać już i „starzy”, i „nowi” warszawiacy. Co istotne, takie zmiany zwiększą szanse PiS w wyborach samorządowych, bo spora część mieszkańców podwarszawskich miejscowości to sympatycy tej właśnie partii.

Jak piszą wnioskodawcy w uzasadnienium, miasto stołeczne Warszawa uzyska wszelkie niezbędne atrybuty jednostki samorządu terytorialnego: osobowość prawną, samodzielność i odpowiedzialność za wykonywanie zadań publicznych oraz niezbędne dochody.

Miasto stołeczne Warszawa swoim zasięgiem obejmie 33 gminy, w tym gminę Warszawa oraz gminy: Błonie, Brwinów, Góra Kalwaria, Grodzisk Mazowiecki, Halinów, Izabelin, Jabłonna, Józefów, Karczew, Kobyłka, Konstancin-Jeziorna, Legionowo, Lesznowola, Łomianki, Marki, Michałowice, Milanówek, Nadarzyn, Nieporęt, Otwock, Ożarów Mazowiecki, Piaseczno, Piastów, Pruszków, Raszyn, Stare Babice, Sulejówek, Wiązowna, Wieliszew, Wołomin, Ząbki, Zielonka.

Cały projekt tutaj

11:46

Szydło: Propozycja organizowania referendum ws. oświaty jest próbą wszczynania kolejnej awantury politycznej

Reforma oświaty została już przesądzona. Parlament przyjął ustawę, a prezydent podpisał tę ustawę. Reforma oświaty jest rozpoczęta. Przygotowują się do niej samorządy, szkoły, rodzice. W tej chwili propozycja organizowania referendum w tej sprawie jest po prostu tylko i wyłącznie próbą wszczynania kolejnej awantury politycznej i do tego jeszcze straszenia rodziców i siania chaosu – mówiła premier Szydło na konferencji w KPRM.

11:42

Gliński o ustawie abonamentowej: Myślę, że to kwestia 2-3 tygodni, kiedy przedstawimy taki projekt

Jak mówił Piotr Gliński na konferencji w KPRM:

„Jest faktem, że Ministerstwo kultury w związku z przekształceniami, z likwidacją MSP, przejęło częściowo odpowiedzialność za kwestie mediów i za funkcjonowanie spółek, a więc także za sytuację finansową spółek medialnych. Od początku stycznia bardzo intensywnie pracujemy nad rozwiązaniami. W tej chwili jesteśmy na końcowym etapie przygotowywania projektu, który wreszcie umożliwiłby sensowne, cywilizowane funkcjonowanie telewizji i radia oraz umożliwił ściąganie abonamentu. Chodzi o ten abonament, który funkcjonuje, obowiązuje, bo inną kwestią są ew. prace nad zmianą tych form finansowania, bo to wymaga zgody KE. W ramach abonamentu chcielibyśmy sprawę jak najszybciej rozwiązać. Myślę, że to kwestia 2-3 tygodni, kiedy przedstawimy taki projekt”

10:04

GUS: Wzrost PKB w 2016 r. wynosił 2,8%

GUS podał wstępny odczyt PKB za 2016 r. Wynosi 2,8% wobec 3,9% w 2015 r.

: Według wstępnego szacunku w 2016 zwiększył się realnie o 2,8% w skali roku http://bit.ly/2jONt3G 

09:08

Karczewski o pracy mediów w Sejmie: Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać

Generalne zasady są zachowane i one będą obowiązywać. Amen. Tak jest. Szczegóły mogą być zmieniane i to zawsze będą zmieniane. Generalnie są zachowane – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News, pytany o pracę dziennikarzy w Sejmie.

09:01

Karczewski: Nie idziemy na żadną wojnę. Chcemy wprowadzać reformy

Nie, dlaczego? To nie wojna, tylko uporządkowanie. Wczoraj miałem, jak to zwykle bywa, dyżur w swoim biurze i jak zwykle zgłaszają się ludzie, którzy są niezadowoleni, oburzeni tym, jak działa wymiar sprawiedliwości i polskie sądy. Nie dość tego, wczoraj wieczorem miałem spotkanie i rozmawialiśmy o systemie opieki zdrowotnej, o problemach tego systemu. Okazuje się, że są jeszcze sprawy w sądach, które dot. roszczeń w stosunku do kas chorych, które zostały zlikwidowane kilkanaście lat temu. Tego oczekuje społeczeństwo – mówił Stanisław Karczewski w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News, pytany, czy PiS rozpoczęło otwartą wojnę z sędziami. Jak dodał:

„Nie idziemy na żadną wojnę. Chcemy wprowadzać reformy. Jeżeli wprowadzamy reformy dla społeczeństwa, dla Polski, Polaków, bo tego oczekują, reformy oświaty, to przecież nie walczymy z nauczycielami. Chcemy również dla nauczycieli, stworzyć im dobre warunki. W wyniku tej reformy żaden nauczyciel nie straci pracy. To samo dotyczy wszystkich innych reform. One nie są robione przeciw komuś, tylko przede wszystkim dla obywateli”

08:57

Rafalska: Pracujemy nad propozycjami, które zachęciłyby Polaków do powrotu

– Pracujemy nad propozycjami, które zachęciłby Polaków do powrotu. Ale wiemy, że tu poprzeczkę trzeba podnieść wysoko. Mądra polityka rodzinna może tworzyć zachętę. Wysoki poziom edukacji, dobra opieka zdrowotna – to wszystko może zachęcić do powrotu – powiedziała w „Sygnałach Dnia” PR1 Elżbieta Rafalska.

08:51

Rafalska: Za chwileczkę będzie stanowisko rządu w sprawie zakazu handlu w niedzielę

– Za chwileczkę będziemy mieli stanowisko rządu w tej kwestii. Ja mówiłam o tym, że do końca lutego to stanowisko powstanie. Na razie te poglądy wyrażane są w mediach niekoniecznie w formie stanowiska. Jeszcze parę dni temu rozmawiałam z wicepremierem Morawieckim. Z dużym zaciekawieniem oczekujemy na stanowisko ministerstwa finansów i rozwoju. Morawiecki opowiadał się za ograniczeniem handlu, w ostatecznej jakiej formule – tego nie precyzował Mój resort na pewno nie przygotuje stanowiska o odrzuceniu tego projektu, to absolutnie dementuje. My odniesiemy się do wad prawnych w tej ustawie np. do kar więzienia. Ja też nie mogę zagwarantować, że jesteśmy za zakazem handlu we wszystkie niedziele, ale też nie jesteśmy za zakazem w jedną. Znajdziemy jakiś środek. – powiedziała w „Sygnałach Dnia” PR1 Elżbieta Rafalska.

08:39

Pracujemy nad spotkaniem Trump-Duda

– Pracujemy nad spotkaniem Trump-Duda. Program wyjazdów Trumpa nie jest jeszcze ustalony. Ciągle nie wiemy kiedy będzie szczyt NATO w Brukseli. Spodziewamy się, że tam przyjedzie Trump, tam może dojść do spotkania prezydentów Dudy i Trumpa. Będzie też spotkanie G-20, to kolejna okazja. Ale nie wykluczam też, że prezydent Duda odwiedzi USA. Wkrótce do USA wybiera się senator Anna Maria Anders, w USA będzie też minister Krzysztof Szczerski – powiedział w „Kwadransie politycznym” TVP1 Witold Waszczykowski.

08:34

Bochenek o Misiewiczu: Media donosiły o pewnych działaniach, ale poza pracą. Nas takie działania nie interesują

Każdy sobie dobiera współpracowników tak, jak uważa. Nikomu dni nie odliczam i pani premier również. Każdemu życzymy jak najlepiej. Jeżeli jesteśmy jedną drużyną, to chcemy, żeby drużyna działa w sposób spójny i skuteczny. I tyle – mówił Rafał Bochenek w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodał:

„On [Bartłomiej Misiewicz] jest troszkę ofiarą tej całej sytuacji. Nie chciałbym komentować zachowań prywatnych poszczególnych polityków. Media rzeczywiście donosiły o pewnych działaniach, ale poza pracą. Nas takie działania nie interesują. W tym momencie jest na urlopie. Z tego, co wiem, do końca tygodnia”

08:30

Bochenek: Nowy szef Sztabu Generalnego? Od jutra nowym będzie gen. Sikora. Będzie go zastępował

– Tak, wiem [kto będzie nowym szefem Sztabu Generalnego]. Nawet sobie zapisałem. Pan generał Sikora, on jest zastępcą i będzie go zastępował. Teraz będzie go zastępował, jeżeli będzie ostateczna decyzja, czy już na stałe będzie pełnił tę funkcję, to państwa [poinformujemy] – mówił Rafał Bochenek w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:29

Waszczykowski o wizycie Merkel: Obie strony umówiły się, że na 7-10 dni przed spotkaniem data zostanie ujawniona

– Obie strony umówiły się, że na 7-10 dni przed spotkaniem data zostanie ujawniona. Myślimy o lutym. Na wizycie Zależy obu stronom. Jesteśmy sąsiadami, jest cała gama spraw [w agendzie]. Brexit, kwestia migracji, uchodźców, kwestie bezpieczeństwa – powiedział o wizycie Angeli Merkel w Warszawie Witold Waszczykowski.

08:24

Waszczykowski: Będziemy odpowiadać na bezpodstawne ataki na Polskę. Wypowiedź Schulza jest nie do zaakceptowania

– To jest kwestia wewnątrzniemiecka. My nie będziemy ingerować [w kampanię]. Takie są standardy. Ale będziemy odpowiadać na bezpodstawne ataki na Polskę. Wypowiedź Schulza jest nie do zaakceptowania. Nigdzie nie ma w prawie europejskim zobowiązania, że trzeba przyjmować imigrantów. To zależy od rynku pracy, od czynników demograficznych. Nikt nie ma prawa karać za to, że państwo nie chce przyjmować ludzi – powiedział w „Kwadransie politycznym” TVP1 Witold Waszczykowski.

08:24

Piasecki do Bochenka: Możemy się umówić, że nie będzie pan mówił do mnie przekazami dnia?

Rząd premier Szydło jest spójną drużyną. Jesteśmy zgranem zespołem i wspólnie realizujemy wiele programów w ramach poszczególnych resortów, również w ramach MON. Takie zmiany są wdrażane również w polskim wojsku. Od zeszłego roku wiele dobrych reform, w tym roku również takie planujemy i działamy – mówił Rafał Bochenek w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet, pytany czy szefowa rządu bierze odpowiedzialność za wszystko, co robi Antoni Macierewicz. Jak mówił dalej:

„Nie zauważyłem, żeby pani premier odcinała się od jakiejkolwiek działalności swoich ministrów. Zawsze ministrowie spotykają się między sobą, pani premier spotyka się również z ministrami. Pan doskonale widzi, jak to wygląda w ostatnich tygodniach w ramach przeglądu resortów”

Po tych słowach Konrad Piasecki stwierdził: – Możemy się umówić, że pan nie będzie do mnie mówił przekazami dnia, tylko odpowie na pytanie: czy widział, jak minister Macierewicz dostaje burę od pani premier?

Bochenek odpowiedział: – Chciałbym zdementować. Mówię to do pana prosto z serca. To, że ministrowie ze sobą rozmawiają, wcale nie oznacza, że się kłócą. Przez ostatni rok, pracują z panią premier, nigdy nie widziałem, żeby była osobą impulsywną, nerwową, żeby na kogokolwiek krzyczała czy robiła komukolwiek reprymendę. Czasami mówi bardziej stanowczo, stawia wymagania poszczególnym ministrom co do działalności ich resortów. Do tego ograniczyłbym mój komentarz.

Pani premier rozmawiała z ministrem nt. ostatnich wydarzeń i tyle – stwierdził rzecznik rządu, dodając, że „my teraz czekamy teraz na roztrzygnięcia właściwych organów, które wyjaśniają okoliczności tego zdarzenia”.

08:00

Kijowski: Jestem przeciwny udziałowi KOD w walce o władzę

Jestem przeciwny udziałowi KOD w walce o władzę. KOD powinien być ruchem obywatelskim, silnym partnerem dla partii politycznych, a najchętniej dla koalicji partii politycznych, które by stworzyły jakąś koalicję – mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:56

Kijowski: Raczej niemożliwe jest, żeby się tak wiele rzeczy wydarzyło bez zewnętrznego wpływu

Dowodów nie mam, ale na poziomu czysto logicznej analizy raczej niemożliwe jest, żeby się tak wiele rzeczy wydarzyło w takim ciągu bez zewnętrznego wpływu. Wybory musieliśmy przekładać. Pierwszy raz zaczęliśmy wybory regionalne i później miały być również krajowe we wrześniu. To juz 4 miesiące, a okazało się, że nie można ich było przeprowadzić, bo statut nie dotarł do KRS-u. Ktoś, kto miał zanieść, nie zaniósł. Dzisiaj mamy kolejny atak, tuż przed wyborami. Komu jest na rękę skłócenie KOD-u i doprowadzenie do tego, żeby go osłabić? Na pewno nie ludziom, którzy KOD tworzą z przekonania, że ta idea jest ważna – mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24, pytany o dowody na zaangażowanie służb specjalnych.

07:50

Kijowski: Nie bardzo widzę powód, żebym miał w tej chwili z czegokolwiek rezygnować

To byłoby dosyć absurdalne. Po pierwsze, od tym, kto pełni funkcję w stowarzyszeniu, decydują członkowie, a nie poszczególne osoby. Mamy demokrację, walczymy o demokratyczne reguły. Zostałem wybrany przez 487 osób. Tyle głosów dostałem. To więcej głosów, niż wiele regionów ma członków w Polsce. To bardzo duże poparcie i nie bardzo widzę powód, żebym miał w tej chwili z czegokolwiek rezygnować – mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24, pytany, czy może zrezygnować jeszcze przed wyborem nowego lidera KOD

300polityka.pl

Justyna Kowalczyk

Justyna Kowalczyk: Szanujmy się

29 stycznia 2017Justyna Kowalczyk

Justyna Kowalczyk (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Smuci mnie zachowanie tych, którzy nart nakładać nie mają zamiaru, ale niszczenie naszych tras przychodzi im bez większego namysłu – pisze Justyna Kowalczyk.

Patrzyłam w telewizor i czułam dumę. Duszniki-Zdrój świetnie poradziły sobie z organizacją mistrzostw Europy w biatlonie. Słyszałam od zagranicznych gości, że było na medal. Mnie również dusznickie mistrzostwa pomogły w codziennej robocie, bo miło było ustawiać sobie dzień tak, by móc pooglądać biatlonistów biegających po polskiej ziemi. Narty. Obiad z biatlonistami. Drzemka. Kawa z biatlonistkami. Narty znów. I wieczorem przy masażu analizy biatlonowe. Wszystko to w ogólnodostępnej rosyjskiej telewizji. Nawet kilku Rosjan pytało mnie, co to za miasteczko i czy można by tam pojechać odpocząć i pobiegać na nartach. Duszniki nie są jeszcze tak dobrą bazą jak Laura na Krasnej Polanie (arena ostatnich igrzysk olimpijskich), na której trenuję, ale i tak możemy być dumni.

Od dekady wraz z kilkoma napaleńcami walczyliśmy o to, by w Polsce powstały trasy do narciarstwa biegowego

A tu, w Soczi, mam wszystko, czego mi potrzeba w okresie bezpośredniego przygotowania do mistrzostw świata w Lahti. I odpowiednią wysokość nad poziomem morza, i ciężką trasę, i porządną siłownię, i stoki zjazdowe (tak, tak – zjeżdżam też), i gorącą wodę pod prysznicem, i – co najważniejsze – spokój. Śniegu, mrozu i słońca też nie brakuje.

Kilka dni temu, przeglądając Facebooka, natrafiłam na zdjęcie z tras narciarskich z Kościeliska Chotarza. Ktoś uwiecznił rodziców z trójką dzieci na sankach, depczących po trasie. Biegacze byli bezsilni, oburzeni i smutni

Od dekady wraz z kilkoma napaleńcami walczyliśmy o to, by w Polsce powstały trasy do narciarstwa biegowego. Mnie to się nawet marzył taki ośrodek z prawdziwego zdarzenia ze sztucznie naśnieżaną i oświetlaną trasą, z rolkostradą (latem). Taka pięciokilometrowa pętla dla wyczynowców. A dla amatorów nartkowego szaleństwa codziennie ratrakowane turystyczne pętle. I o ile na spełnienie marzeń profesjonalistów muszę jeszcze trochę poczekać (choć Jakuszyce są coraz bliżej celu), o tyle ze względu na to, że śnieg od początku grudnia w górach jest (a i na nizinach od miesiąca się dzielnie trzyma), tras i trasek turystycznych nie brakuje. Nie brakuje też ludzi, którzy chcą na biegówkach aktywnie odpoczywać.

Trudno ubrać w słowa, jak bardzo mnie to cieszy. Ale jeszcze trudniej opisać, jak smuci mnie zachowanie tych, którzy nart nakładać nie mają zamiaru, ale niszczenie naszych tras przychodzi im bez większego namysłu.

Takie zdjęcie z Kościeliska. Jaka szkoda, ze w PL wciąż nie potrafi się szanować czyjejś pracy.Trasy biegowe nie są dla saneczek i buciorów😔

Kilka dni temu, przeglądając Facebooka, natrafiłam na zdjęcie z tras narciarskich z Kościeliska Chotarza. Ktoś uwiecznił rodziców z trójką dzieci na sankach, depczących po trasie. Biegacze byli bezsilni, oburzeni i smutni. Bo tyle starań na nic. W komentarzach odezwali się też ci z Jakuszyc, z Kubalonki, z Mogielicy i z innych mniejszych bądź większych tras. Że u nich to samo. Udostępniłam więc to zdjęcie i posypały się gromy. Że gwieździe już do końca odbiło. Że zakazuje dzieciom bawić się na śniegu itd. Tu, gdzie jestem, nikt po trasach nie chodzi. Ludzie się domyślają, że jak jest znak zakazu wstępu dla pieszych, to spacerowiczów, saneczkowiczów (nawet tych na wczasach) również dotyczy. Więc mi ani w pracy, ani w regeneracji wspomniana rodzina niszczycieli nie przeszkadzała. Szkoda tylko narciarskich turystów.

W czym przeszkadza rodzina z dziećmi i saneczkami? W tym, że chodząc, robią dziury w trasie, przez które biegacz turysta może stracić równowagę i się wywrócić, a biegacz wyczynowiec nie będzie mógł rozwinąć takiej prędkości, jaką rozwinąć na treningu powinien.

O co tyle krzyku? Trasy w Koscielisku Chotarzu powstały (jak wiele innych w Polsce) dzięki staraniom społeczników. Niestety, w naszym kraju nie obowiązuje tzw. prawo alpejskie. W krajach alpejskich na jego mocy uznaje się śnieg za własność publiczną, co pozwala na ratrakowanie tras bez zgody właściciela gruntu. A ci ludzie musieli chodzić od domu do domu i prosić o zgodę (to łatwe nie było!), potem zorganizować ratrak i codziennie pracować na trasie. Ponieważ trasa prowadzi po zasypanych łąkach, nikomu biegacze narciarscy w drogę nie wchodzą. Nie było tam wcześniej żadnych deptaków ani ścieżek. Nic. Rodzinie niszczycieli na pewno wcześniej nie przyszłoby do głowy, by się w tym miejscu pałętać. Codziennie rano ratrak wyjeżdża na trasę i ją ubija. To sporo kosztuje! Zakłada się specjalne tory do stylu klasycznego, a obok nich jest gładki ubity śnieg do biegania stylem dowolnym. To miejsce tylko i wyłącznie dla narciarzy biegaczy. Nikogo innego. Trasy naokoło naszpikowane są znakami zakazu wejścia.

W czym przeszkadza rodzina z dziećmi i saneczkami? W tym, że chodząc, robią dziury w trasie, przez które biegacz turysta może stracić równowagę i się wywrócić, a biegacz wyczynowiec nie będzie mógł rozwinąć takiej prędkości, jaką rozwinąć na treningu powinien. Poza tym to niebezpieczne. Wbrew pozorom na biegówkach można się rozpędzić dość mocno. Dzisiaj np. odnotowałam maksymalną prędkość na treningu 71,3 km na godz. Więc gdy nagle zza zakrętu wyłoni się dziecko albo i trójka dzieci z saneczkami, to wypadek jest niestety nieunikniony.

Pewnie jeszcze nieraz w Polsce usłyszę od jakiejś dumnej mamy z wózkiem spacerującej po trasie narciarskiej czy nartorolkowej, że mi sodówka uderzyła do głowy, gdy w sposób mniej lub bardziej miły (zależy od tego, jakie niebezpieczeństwo stworzyła) zwrócę uwagę. Wolę jednak to, niż doprowadzić nie ze swojej winy do wypadku. Czasem takie spotkania kończą się zadrapaniami. Czasem złamaniami. Jeszcze inne kalectwem. A były i wypadki śmiertelne. Aby ich uniknąć, wystarczy się tylko dostosować do znaków. I uszanować czyjąś pracę.

Więcej felietonów Justyny Kowalczyk

gwiezdzie

wyborcza.pl

Parasol ochronny szefa MON – komentarz Rafała Zakrzewskiego

Rafał Zakrzewski; Zdjęcia: Anu Czerwiński; Montaż: Joanna Bielak, 31.01.2017

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21314883,video.html?embed=0&autoplay=1

– Szef MON ma mocną pozycję w PiS. Macierewicz jest przywódcą ludu smoleńskiego, a premier Szydło nie jest dla niego partnerem – komentuje Rafał Zakrzewski.

parasol

wyborcza.pl

„Bolek” to Wałęsa. Ale istotne jest, że zerwał współpracę z SB. I jak to zrobił [ROZMOWA]

WYWIAD
Rozmawiał: Paweł Wroński, 31 stycznia 2017

Przed tygodniem Lech Wałęsa zjawił się na konferencji IPN (n/z). - Ani sekundę nie byłem po tamtej stronie, nie napisałem na nikogo donosu, to nie są moje papiery - przekonywał w emocjonalnym wystąpieniu

Przed tygodniem Lech Wałęsa zjawił się na konferencji IPN (n/z). – Ani sekundę nie byłem po tamtej stronie, nie napisałem na nikogo donosu, to nie są moje papiery – przekonywał w emocjonalnym wystąpieniu (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Komuniści mieli przekonanie, że Lech Wałęsa jest informatorem kłopotliwym, który przynosi więcej problemów niż korzyści. Na koniec SB zgadza się, aby kierownictwo Stoczni im. Lenina wyrzuciło go z pracy – ekspertyzę IPN w sprawie TW „Bolka” komentuje historyk Jan Skórzyński.

Paweł Wroński:

Instytut Pamięci Narodowej przedstawił ekspertyzę dokumentów

agenta „Bolka” i stwierdził, że nie ma wątpliwości: „Bolek” to Lech Wałęsa. Czy pana zdaniem ta ekspertyza może być podważona?

Jan Skórzyński, publicysta, historyk, badacz dziejów opozycji PRL: – Moim zdaniem nie. Ona nie budzi wątpliwości. Zresztą sama analiza dokumentów dokonana zgodnie z zasadami historycznej krytyki źródeł przekonuje, że „Bolek” to Lech Wałęsa.

Sam Wałęsa to podważa.

– Wydaje się, że jest to zrozumiała skądinąd obrona mitu wielkiego przywódcy, który nigdy nie miał chwili słabości. Tymczasem historia jest bardziej skomplikowana i przez to ciekawsza. To jest historia człowieka, który nagle staje na czele wielkiego protestu. W grudniu 1970 roku mimo młodego wieku jest jednym z przywódców strajku. Jako przywódca zostaje przez komunistyczną policję aresztowany i nakłoniony do współpracy. Dość szybko, bo po półtora roku, zaczyna się z tej współpracy wymigiwać. Przekształca swoje meldunki i informacje dla władz o rzeczywistej sytuacji w stoczni. Tłumaczy, co trzeba naprawić, co władze powinny robić, by uniknąć kolejnego tragicznego protestu. Te doniesienia TW „Bolka” od 1973 roku są memoriałami na temat sytuacji w stoczni i sytuacji robotników.

Tylko adresat wydaje się dziwny.

– W motywacji Lecha Wałęsy widać wyraźnie, że chce, by nie powtórzył się grudzień 1970 roku w Gdańsku, który dla niego był osobistą tragedią. Istotne jest też, że tę współpracę zrywa i to, jak ją zrywa. Najpierw próbuje w 1973 roku i drugi raz w 1975. Istotne jest, że SB nie próbuje go zatrzymać. Ma przekonanie, że Lech Wałęsa jest informatorem kłopotliwym, który przynosi więcej problemów niż korzyści. Na koniec SB zgadza się, aby kierownictwo Stoczni im. Lenina wyrzuciło go z pracy, bo wprowadza ferment wśród załogi i staje się jednym z przywódców sprzeciwu.

Prezes IPN dr Jarosław Szarek stwierdził, że nie chce wykreślać Lecha Wałęsy z historii, ale przemyślenia wymaga jego rola w latach 80 i 90.

– Ta wypowiedź jest wyraźnym wykroczeniem poza rolę prezesa IPN. Nie ma podstaw źródłowych kwestionowania uczciwości zachowań Lecha Wałęsy po 1978 roku, gdy przystępuje do bardzo nielicznej grupki tworzącej Wolne Związki Zawodowe. W Gdańsku tworzyło je około 20 osób. Nie ma żadnego dowodu, ani powodu, aby kwestionować ówczesną postawę Lecha Wałęsy.

Z jednej strony trwa radosne„polowanie na skalp Lecha Wałęsy” jako polityczne trofeum, z drugiej „obrona okopów Świętej Trójcy” – czyli obrona legendy. Co przetrwa?

– Jestem przekonany, że legenda Lecha Wałęsy pozostanie – bo jest po prostu prawdziwa. To legenda o człowieku, który nie rodzi się, ale staje się przywódcą. Człowieka, który mimo słabości potrafił podnieść się z upadku i stanąć na czele ruchu. Być może właśnie to doświadczenie z lat 70. sprawiło, że Lech Wałęsa był tak skutecznym przywódcą w czasie strajku w 1980 roku, w momencie powstawania „Solidarności” i podczas stanu wojennego, kiedy mimo potężnej presji odmówił kategorycznie generałowi Jaruzelskiemu utworzenia „łże Solidarności”.

Tylko co zrobić z samym Lechem Wałęsą, który powtarza, że te materiały sa sfabrykowane, że to wszystko kłamstwo i spisek?

– No cóż. Tak już pewnie będzie dalej, choć przyznam, że wolałbym, aby Lech Wałęsa w tej sprawie milczał.

bolek

wyborcza.pl

Polska gospodarka rosła w 2016 najwolniej od trzech lat. Duży spadek inwestycji

Rafał Hirsch
31.01.2017

Wicepremier i minister finansów Mateusz Morawiecki; premier Beata Szydło

Wicepremier i minister finansów Mateusz Morawiecki; premier Beata Szydło (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Polska gospodarka urosła w 2016 roku o 2,8 procent – podał Główny Urząd Statystyczny. To minimalnie lepiej od oczekiwań ekonomistów, którzy obstawiali 2,7 procent. Ale to znacznie gorszy wynik od tego za 2015. Za ten słabszy wzrost odpowiadają inwestycje.

Produkt Krajowy Brutto, czyli wartość wszystkiego co polska gospodarka wytworzyła i sprzedała był w 2016 o 2,8 procent większy niż w 2015. To dwudziesty piąty rok wzrostu gospodarczego w Polsce z rzędu.

: Według wstępnego szacunku w 2016 zwiększył się realnie o 2,8% w skali roku http://bit.ly/2jONt3G 

Jednocześnie w 2016 PKB wzrósł najsłabiej od trzech lat:

Wzrost PKB w Polscedane: GUS

Dzisiejsza publikacja GUS jasno wskazuje, że za słabszy wzrost w 2016 odpowiadają inwestycje. Wydatki związane z inwestycjami spadły aż o 5 i pół procent.

Inwestycje i konsumpcja w Polscedane: GUS

Jak widać na wykresie, podobnie wielki spadek inwestycji nie zdarzył się w Polsce przez ostatnie kilkanaście lat. Według danych GUS ostatni raz głębszy spadek inwestycji notowaliśmy w 2002 roku (wtedy sięgał -6,1 procent).

Spadek inwestycji to głównie efekt opóźnień w przygotowaniach do korzystania z nowej puli pieniędzy unijnych. Aby po nie sięgać musieliśmy m.in. znowelizować prawo o zamówieniach publicznych. Parlament niestety zrobił to z kilkumiesięcznym opóźnieniem. W efekcie ruch w programach unijnych zaczął się dopiero pod koniec roku, a dane uwzględniające cały rok pozostały fatalne.

Główny ekonomista w banku Credit Agricole Poland, Jakub Borowski zauważył, że stopa inwestycji w polskiej gospodarce (czyli wydatki na inwestycje w stosunku do wartości całego PKB) spadły najniżej od 2004. To dokładna odwrotność tego, co chciał osiągnąć rząd, który jako jeden z najważniejszych celów gospodarczych stawia sobie wzrost stopy inwestycji

Dane GUS: w 2016 r. stopa inwestycji osiągnęła poziom najniższy od 2004. Cel zapisany w planie Morawieckiego pozostaje, niestety, odległy.

Wzrost PKB wyglądałby jeszcze gorzej, gdyby nie rosnąca konsumpcja. W 2016 wydaliśmy w sklepach o 3,6 procent więcej pieniędzy niż w 2015 – to największy wzrost od roku 2008. Ludzie wydają więcej pieniędzy, bo mają większe dochody. Te z kolei rosną bo po pierwsze sytuacja na rynku pracy jest coraz lepsza – maleje liczba osób bezrobotnych, po drugie rośnie płaca minimalna i generalnie poziom płac staje się powoli coraz wyższy, a po trzecie sporej części gospodarstw domowych pomaga program Rodzina 500 plus.

PKB rośnie najwolniej od 3 lat, ale konsumpcja wzrasta. Co jest przyczyną? Wyjaśniamy

gus

next.gazeta.pl

Platforma planuje wspólne listy opozycji. Kto dołączy?

Michał Wilgocki, 31 stycznia 2017

Warszawa, 28 stycznia 2017 r. Grzegorz Schetyna podczas Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej

Warszawa, 28 stycznia 2017 r. Grzegorz Schetyna podczas Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jak dowiedziała się „Wyborcza”, Platforma Obywatelska rozważa stworzenie szerokich list opozycyjnych w wyborach samorządowych. Chodzi przede wszystkim o sejmiki wojewódzkie. Co o wspólnym froncie przeciw PiS myślą potencjalni koalicjanci PO?

Wezwanie do stworzenia wspólnych list miało paść już na sobotniej radzie krajowej Platformy, ale jak dotąd partia Grzegorza Schetyny nie odsłoniła wszystkich kart. Wiadomo jednak, że PO chciałaby stworzyć wspólne listy m.in. z Nowoczesną, lokalnymi działaczami Komitetu Obrony Demokracji i aktywistkami organizującymi protesty przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Czy to koncepcja możliwa do zrealizowania? Rozmówcy „Wyborczej” są sceptyczni.

– Dążymy do tego, by startować samodzielnie. Ale nie można wykluczyć scenariusza, że wybory będą przyspieszone i na innych zasadach niż te, które obecnie obowiązują. W takiej sytuacji być może będzie potrzebny wspólny blok opozycyjny, żeby obronić samorządy przed PiS – mówi „Wyborczej” Katarzyna Lubnauer, rzeczniczka Nowoczesnej.

Partia Ryszarda Petru zakłada też inny scenariusz: poparcie kandydatów innych partii w sytuacji, kiedy w drugiej turze wyborów na prezydenta, burmistrza czy wójta mierzą się z kandydatami PiS. Lubnauer: – Oczywiście pod warunkiem, że to porozumienie będzie obustronne: jeżeli do drugiej tury wejdzie kandydat Nowoczesnej i PiS, Platforma poprze nas. Możliwe też, że w miastach, gdzie wystartują politycy z lokalnych komitetów, nie wystawimy własnego kandydata.

Jarosław Marciniak, członek zarządu Komitetu Obrony Demokracji, zapewnia, że KOD nie będzie się ubiegał o władzę i tworzył własnych list. – Ale jeżeli nasi członkowie będą chcieli zaangażować się na poziomie lokalnym, nie widzę przeciwwskazań – mówi Marciniak. I przypomina, że postulat wspólnych list opozycyjnych KOD-u zgłasza od wielu miesięcy. – Bardzo się cieszę, że politycy PO przejęli nasz pomysł.

– Nie widzę nic złego w tym, żeby członkowie KOD-u brali udział w wyborach samorządowych. Natomiast czy powinni startować z list jakiejś partii? To budzi wątpliwości – dodaje Krzysztof Łoziński, pomysłodawca i jeden z założycieli KOD-u. – Czy nie lepiej, żeby startowali samodzielnie, z własnych komitetów wyborczych? Oczywiście wspólna lista kilku ugrupowań, która miałaby zatrzymać PiS, to co innego, o takim porozumieniu można rozmawiać.

W Platformie mają też pomysł, by na listy zaprosić najaktywniejsze działaczki, które organizowały w październiku protesty przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego.

– Całym sercem jesteśmy za tym, żeby kobiety, które są aktywne, startowały w wyborach i wygrywały. Dziewczyny ze strajku kobiet to wspaniałe lokalne liderki – mówi Marta Lempart, współorganizatorka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. – Ale jeżeli partie opozycyjne oznajmią, że prawa kobiet są dla nich w tym momencie nieważne i zajmiemy się nimi później, jak już obronimy demokrację – tych pretekstów politycy zawsze mają mnóstwo – to szans na porozumienie nie będzie – dodaje.

Jeden z polityków PO zwraca uwagę, że być może Platformie udałoby się namówić na start te działaczki, którym zamiast liberalizacji prawa aborcyjnego wystarczy utrzymanie tzw. kompromisu z 1993 r. Lempart: – Wiadomo, że rozmawiać trzeba ze wszystkimi, natomiast nie wróżę temu przedsięwzięciu szczególnego powodzenia.

Małgorzata Adamczyk z Partii Razem, inicjatorka „czarnego protestu”, przyznaje, że trudno jej sobie wyobrazić, by ktoś traktował poważnie prawa kobiet i jednocześnie przyjął od PO zaproszenie do wspólnego startu. – Bez żartów. Przecież to PO chciała wpisać obecne, bardzo ostre prawo antyaborcyjne do konstytucji. A w Warszawie przez wiele miesięcy blokowała wniosek Partii Razem o finansowanie przez samorząd procedury in vitro – mówi „Wyborczej” Adamczyk.

Zobacz też: Jak poseł Jarosław Kaczyński chce ujarzmić samorządy – komentuje Rafał Zakrzewski

platforma

wyborcza.pl

Paweł Wroński

Odpychanie Ukrainy, czyli polityczna kalkulacja prezesa Kaczyńskiego

31 stycznia 2017

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Relacje polsko-ukraińskie stoją pod ogromnym znakiem zapytania – powiedział w wywiadzie dla Radia Rzeszów Jarosław Kaczyński. Zakwestionował linię Giedroycia nakazującą wspieranie suwerenności narodów w przestrzeni poradzieckiej na rzecz „twardej obrony interesu polskiego” na Ukrainie. Powiało późnym Romanem Dmowskim.

Powiedzmy na początku, że nie jest to wina wyłącznie Polski. Gloryfikacja na Ukrainie takich postaci jak dowódca UPA Roman Szuchewycz czy Stepan Bandera, twórca współczesnego nacjonalizmu ukraińskiego, budzą w Polsce słuszny sprzeciw. Ukraińcy uważają ich za konieczny w dobie wojny z Rosją symbol walki z komunizmem i władzą sowiecką. Polacy oczekują głośnego „przepraszam” i przyznania, że ci, w imię których ukraińscy żołnierze giną w Donbasie, to wojenni zbrodniarze i ludobójcy.

Polityka historyczna Ukrainy przypomina w gruncie rzeczy sposób myślenia Jarosława Kaczyńskiego i jego akolitów. Nacjonalistyczne postrzeganie historii własnego kraju – bezgrzesznej ofiary sowieckiej – styka się z nacjonalizmem polskim, który głosi, że w imię szacunku dla polskiej krwi władze naszego kraju powinny domagać się od Ukrainy wyznania grzechów i pokuty.

To wyznanie jest ważne, ale dochodzi się do niego często małymi krokami. Taką politykę stosował choćby Lech Kaczyński, który podobnie jak inni polscy prezydenci przykładał do relacji z Ukrainą ogromną wagę.

Zapewne w zmianie nastawienia Jarosława Kaczyńskiego kryje się polityczna kalkulacja. Gdy sprawa ukraińska była w Polsce modna, jeździł na kijowski Majdan i wśród okrzyków: „Sława Ukrainie! Herojam sława!”, demonstrował poparcie dla wolności i europejskich ambicji Ukraińców. Gdy się zorientował, że większość jego elektoratu nie popiera Ukrainy, a żywi wobec niej historyczny resentyment, postawił na twardą politykę wobec Kijowa.

Polskie władze zdają sobie też sprawę z tego, że przestają być adwokatem Ukrainy w UE, bo nie mają w Unii większego znaczenia. Kijów preferuje zaś kontakty z Niemcami czy Francją. Kaczyński dostrzega również, że z nastaniem ery Donalda Trumpa Stany Zjednoczone mogą stracić zainteresowanie Ukrainą w imię budowania dobrych relacji z Rosją.

Lider PiS odwołuje się więc do „realnej polityki”. Jaką ma jednak alternatywę wobec dobrych relacji z Kijowem? Narastające nacjonalizmy i ponowny wybuch nienawiści między Polakami i Ukraińcami? A może izolacje Ukrainy i powolne oddanie jej w ręce Władimira Putina? To zdaniem prezesa Kaczyńskiego leży w „interesie Polski”?

To jest faktyczny „znak zapytania”, który w sprawie relacji z Kijowem lider PiS właśnie stawia.

wywiad

wyborcza.pl