Kijowski, 26.10.2016

Rewolucyjny Caravaggio w National Gallery w Londynie

National Gallery w Londynie pokazuje, jak potężny wpływ wywarł ten włoski awanturnik na artystów całej Europy.

Korespondencja z Londynu

Miał zaledwie 39 lat, kiedy umarł w Porto Ercole w Toskanii w 1610 roku po niezwykle burzliwym życiu. Od kilku lat tułał się na wygnaniu, ale teraz spieszył do Rzymu, by uzyskać papieskie ułaskawienie po licznych występkach, w tym zbrodni, a także pokazać nowe dzieła. Nie zdążył, choć papież Paweł V ułaskawienie wydał.

– Zginiesz marnie, tak samo jak marnie żyłeś – przepowiadał mu malarz Giovanni Baglione. Ale czy można ufać w pełni słowom rywala, który się z Caravaggiem procesował, a zarazem go naśladował, o czym w Londynie przypomina „Ekstaza św. Franciszka” Baglione z 1601 roku. Jest to przykład jednego z najwcześniejszych dzieł w stylu Caravaggia z mocnymi kontrastami światła i cienia.

Ani gwałtowny charakter, ani czarna legenda Caravaggia nie umniejszają jego geniuszu. I choć na londyńskiej wystawie „Beyond Caravaggio” zobaczyć można tylko sześć oryginalnych prac artysty, przede wszystkim z kolekcji brytyjskich, to są wspaniałe arcydzieła. A pozostałe 43 obrazy ponad 30 europejskich artystów wybrane z wielu muzeów stanowią najlepszy dowód jego rozległych wpływów.

Malarz obok Chrystusa

Za życia i długo po jego śmierci zastępy caravaggionistów błyskawicznie rosły. Tym bardziej dziwi, że w połowie XVII wieku on popadł w zapomnienie. Cóż, klasycyzm wolał Rafaela, przedkładając idealne widzenie świata nad brutalny naturalizm.

Dopiero w połowie XX wieku znów doceniono wyjątkowość malarstwa Caravaggia. W czasach artysty było rewolucyjne w swym dramatyzmie, nieupiększanej prawdzie, sile narracji i ekspresji, grze mroku i światła. Dziś jest dla nas bardzo współczesne.

Z eksponowanych w Londynie jego dzieł najmocniejsze wrażenie wywierają „Pojmanie Chrystusa” i „Wieczerza w Emaus”. Pierwszy obraz bardzo długo uchodził za kopię zaginionego oryginału wykonaną przez Holendra Gerrita van Honthorsta. Dopiero w 1993 roku historyk sztuki Sergio Benedetti dokonał sensacyjnego odkrycia, że jednak to autentyczny Caravaggio.

Dynamiczna kompozycja przedstawia siedem postaci wyłaniających się z ciemnego tła. Mocny snop światła kieruje całą uwagę na Chrystusa i Judasza, który chwyta Zbawiciela za ramię i zdradzieckim pocałunkiem daje żołnierzom znak, kogo mają pojmać. Chrystus o splecionych modlitewnie rękach nie opiera się, ale jego twarz wyraża cierpienie. Stojący za nim św. Jan Ewangelista wznosi ręce i zdaje się krzyczeć w przerażeniu. Świadkiem całej sceny na obrazie jest 30-letni Caravaggio, który siebie sportretował jako mężczyznę z latarnią w ręce.

„Wieczerza w Emaus” opowiada o spotkaniu Chrystusa z dwoma uczniami po Zmartwychwstaniu. Caravaggio namalował scenę w gospodzie z właściwym sobie realizmem, ale i żarliwością wiary. Chrystus ma krągłą młodzieńczą twarz, a zarazem w geście błogosławieństwa emanuje duchowym skupieniem. Uczniowie jakby zastygli, gdy rozpoznali Pana. Martwa natura z koszem przejrzałych owoców na pierwszym planie przypomina, że Caravaggio był mistrzem i prekursorem tego gatunku. Oba obrazy powstały w Rzymie latach 1601–1602 na zamówienie kolekcjonera Ciriaca Mattei.

Chłopiec i jaszczurka

Oglądane w National Gallery dzieła Caravaggia pochodzą z różnych okresów. „Chłopiec obierający owoc” i „Chłopiec ugryziony przez jaszczurkę” to prace 20-letniego artysty. Malował je po przybyciu do Rzymu, wtedy najczęściej portretował w naturalnym świetle młodzieńców, muzyków, graczy w karty, wróżbitów. Drugi obraz ma symboliczne i obyczajowe podteksty. Jest odczytywany jako ostrzeżenie przed krótkim trwaniem zmysłowych przyjemności. Wskazuje też, w jakich środowiskach Caravaggio się obracał.

Z kolei „Salome z głową św. Jana” (1609–1610) to jeden z ostatnich jego obrazów. W pamięć zapada głęboko również „Św. Jan Chrzciciel” (1603–1604), którego smutek kontrastuje z mocnym młodzieńczym ciałem.

Wśród artystów zafascynowanych twórczością Caravaggia są tacy, którzy znali go osobiście oraz przedstawiciele następnych generacji. Orazio Gentileschi (reprezentowany przez „Dawida i Goliata” oraz „Odpoczynek podczas ucieczki z Egiptu”) był jego przyjacielem. Córka Orazia – Artimisia Gentileschi, równie utalentowana malarka, też pozostawała pod silnym wpływem Caravaggia, co zdradza płótno „Zuzanna i starcy”.

Honthorst, malując „Chrystus przed Arcykapłanem” (Kajfaszem), wzmacniał emocje na wzór Caravaggia poprzez grę światła (choć u niego jego źródłem jest świeca, która nigdy nie pojawia się u mistrza).

Najciekawsi są ci, którzy idąc w jego ślady, odciskają wyraźny ślad własnej osobowości, jak np. Hiszpan Jusepe Ribera, który dzieła Caravaggia poznał w Neapolu i Rzymie. Zafascynowały go dramatyczną narracją, która cechuje również i jego płótna, m.in. „Męczeństwo św. Bartłomieja” czy „Opłakiwanie Chrystusa”.

Wystawę dopełnia film zachęcający do wyruszenia tropem Caravaggia do Rzymu, gdzie podziwiać można m.in. „Męczeństwo św. Mateusza” i „Powołanie św. Mateusza” w kościele San Luigi dei Francesi. To one dały początek sławie i wielkiej karierze artysty.

Wystawa „Beyond Caravaggio” czynna do 15 stycznia 2017 r.

Paraliż postępowy Trybunału Konstytucyjnego

Paraliż postępowy Trybunału Konstytucyjnego

Do Sejmu wpłynął nowy pisowski projekt ustawy dotyczący Trybunału Konstytucyjnego, a dokładnie jego organizacji i wyłaniania kandydatów na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. W istocie paraliżuje on autonomiczność Trybunału, gdyż wprowadza nową wykładnię Zgromadzenia Ogólnego Sędziów, a tworzą go wszyscy, którzy złożyli ślubowanie wobec prezydenta RP. Tym samym członkami Zgromadzenia będą trzej sędziowie wybrani przez Sejm w grudniu 2015 i uznani przez tenże Trybunał za wybranych niezgodnie z Konstytucją.

Projekt ustawy przesuwa termin wyboru kandydatów na prezesa, gdy powstaje wakat. Do tej pory kandydata na prezesa wybierano w terminie 15-30 dni przed upływem kadencji prezesa, a nowy projekt zakłada, iż procedura wyłaniania kandydatów na prezesa rozpoczyna się po upływie kadencji prezesa i następnie w ciągu miesiąca przedstawiana jest prezydentowi.
W tym wypadku chodzi o to, aby w wyborze kandydata na prezesa nie brał udziału obecny prezes TK prof. Andrzej Rzepliński. Taka słodka zemsta PiS. Zgromadzenie przedstawia prezydentowi co najmniej dwóch kandydatów na prezesa, którzy otrzymali 5 głosów i spośród nich prezydent powołuje prezesa TK.

Co z tego projektu wynika? Przede wszystkim PiS będzie się spieszyło z uchwaleniem ustawy przez Sejm, zatwierdzenia przez Senat i podpisania przez prezydenta. Termin mają do 19 listopada, bo od następnego dnia TK może wraz z prof. Rzeplińskim wybrać kandydata na prezesa wg starego regulaminu. Prof. Rzepliński kończy bowiem urzędowanie 19 grudnia 2016 roku.

Inne dwa szczegóły, które mogą łatwo umknąć z projektu. Po pierwsze – na czas „bezkrólewia” w TK, gdy jest wakat, a prezydent nie wybrał, p.o. prezesa TK jest sędzia „posiadający najdłuższy, liczony łącznie, staż pracy jako sędzia w TK; jako aplikant, asesor, sędzia w sądzie powszechnym; w administracji państwowej szczebla centralnego”. Wg PAP będzie to Julia Przyłębska, wybrana do Trybunału głosami PiS. Po drugie – obradom Zgromadzenia Ogólnego Sędziów przewodniczy ”najmłodszy stażem sędzia Trybunału”. Obecnie jest nim wybrany w kwietniu 2016 roku przez Sejm pisowski sędzia Zbigniew Jędrzejewski.

Projekt ustawy jest niekonstytucyjny, gdyż pełnoprawnymi członkami Zgromadzenia czyni trzech sędziów, którzy zostali uznani przez TK za wybranych niezgodnie z Konstytucją. Paraliż TK jest niemal ostateczny. Ustawa najprawdopodobniej zostanie uznana na niezgodną z Konstytucją, wobec tego niekonstytucyjne byłoby wybranie kandydatów na prezesa TK. A gdyby TK wybrało prezesa wg obowiązującej jeszcze ustawy, to prezydent nie uzna tego wyboru. Paraliż TK powiódł się partii Kaczyńskiego, można go nazwać paraliżem postępowym. Takich sukcesów przez rok rządzenia może pozazdrościć niejedna satrapia. Gnije polski ustrój, który jest coraz mniej demokratyczny. Paraliż nad wyraz postępowy.

Waldemar Mystkowski
paraliz
koduj24
PO wraca do pomysłu gabinetu cieni. Rząd Beaty Szydło będzie stale pod lupą
Proponowany skład obecnego gabinetu cieni nie grzeszy polityczną świeżością.

Platforma Obywatelska wraca do pomysłu z lat 2005–2007, kiedy rządziła koalicja pod przewodem PiS. Zapowiada ogłoszenie „gabinetu cieni’’ w pierwszą rocznicę powołania rządu Beaty Szydło. Pierwsze reakcje obozu obecnej władzy i jej zwolenników w internecie polegają na drwinach i lekceważeniu, co oznacza, że Platforma propagandowo trafiła celnie. Każdy minister pani Szydło i ona sama będą stale pod lupą.

Kpiarzom należy przypomnieć, że PiS też próbował stworzyć swój gabinet cieni, nazwany „Zespołem Pracy Państwowej’’. I tak jak platformiany gabinet cieni z r. 2006, też miał nietrafione kandydatury na przyszłych ministrów (np. Ryszarda Legutki na ewentualnego ministra spraw zagranicznych).

Pierwszy platformiany gabinet cieni (oficjalnie „Zespół Rzeczników PO’’) zostawił po sobie sporo niezłych pomysłów ulepszających państwo i kraj, np. rozłączenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, publikowanie wyroków sądowych w internecie, likwidację kuratoriów oświaty, oddzielenie policji samorządowej od państwowej, likwidację powszechnego poboru do wojska. To warto podkreślić, bo gabinet cieni nie ma być tylko dociekliwym recenzentem rządzących, ale też kuźnią pomysłów na czas, gdy dojdzie ponownie do władzy.

Obecna sytuacja polityczna na pewno wymaga od opozycji ciągłego testowania rządzących. Proponowany skład obecnego gabinetu cieni nie grzeszy polityczną świeżością, ale wejście doń byłej premier Ewy Kopacz sygnalizuje, że w PO zaczyna się mała stabilizacja. Jeśli Grzegorzowi Schetynie uda się ta powtórka z partyjnym „watchdogiem’’ rządu, jeśli obecny rząd rzeczywiście poczuje na karku gorący oddech platformianych „cieni’’, to polska polityka na tym skorzysta.

Rząd Szydło zaczyna się zużywać szybciej, niż można było się spodziewać. W sondażach ma ciągle poparcie, lecz nie tak wysokie, jakby pragnął. Liczba niezadowolonych sytuacją w kraju zbliża się do 50 proc. i przewyższa odsetek zadowolonych.

Gabinet cieni Wielkiej Brytanii

„Gabinet cieni” to pomysł z innego niż polski systemu politycznego. W Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi, ma półwieczną tradycję i mocne miejsce w systemie. Członkowie opozycyjnego rządu in spe pobierają pensje, a opozycyjny polityk, który zwykle stoi na czele „gabinetu cieni”, nosi tytuł Lidera Opozycji Lojalnej Jej Królewskiej Mości. Jest to znakiem stabilności państwa.

Polska nie jest monarchią, na dodatek przestaje być demokracją konstytucyjno-parlamentarną, więc każdy pomysł, nawet importowany i nieosadzony w naszej kulturze politycznej, przyda się w walce z niepokojącymi tendencjami obecnej władzy do rządów autorytarnych.

 powraca
adam-mazgula
Miasto nie chce płacić za przejazdy kibiców gości. Decyzję krytykuje minister Mariusz Błaszczak
W sobotę pisaliśmy o decyzji miasta, które postanowiło się wycofać z organizacji przejazdów kibiców gości na stadion przy ulicy Bułgarskiej. W poniedziałek decyzję skrytykował minister Mariusz Błaszczak.
Od dłuższego czasu kibice drużyn przyjezdnych wysiadają na stacjach położonych poza Poznaniem, a następnie dowożeni są autobusami MPK pod stadion przy ulicy Bułgarskiej. W ubiegłym roku miasto wydało na takie przejazdy 35 tysięcy złotych.

Teraz Jacek Jaśkowiak zadecydował, że miasto nie będzie płaciło za organizację przejazdów, a to oznacza, że kibice będą dojeżdżać na dworzec Poznań Główny. To oznacza ogromne utrudnienia na trasie pochodu kibiców. Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji ostrzega, że w celu umożliwienia im bezpiecznego dotarcia na INEA Stadion konieczne będzie całkowite zamknięcie ulicy Grunwaldzkiej, także dla ruchu tramwajowego.

W poniedziałek decyzję prezydenta skrytykował Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, który przebywał w Wielkopolsce –Bardzo zły pomysł. To jest dowód na to, że funkcja przerasta Pana prezydenta Jaśkowiaka. To jest bardzo zły pomysł. Właśnie w Poznaniu pojawił się pewien standard dowożenia kibiców, to spowodowało zmniejszenie zagrożeń. Ten standard się upowszechnił w skali całego naszego kraju. No a obecny prezydent Poznania burzy ten standard. To jest bardzo złe posunięcie –powiedział Mariusz Błaszczak w rozmowie z Radiem Merkury.

Mariusz Błaszczak zaatakował dzisiaj w czasie konferencji prasowej prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka. Ten, odpowiedział politykowi Prawa i Sprawiedliwość!
prezydent-poznania
jacek-jaskowiak
Podjąłem decyzję, żeby Miasto nie finansowało przyjezdnym kibicom transportu na stadion. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji uważa to za dowód, że „przerasta mnie funkcja”… Polecam lekturę listu śląskich policjantów do premier Szydło: „Część polityków jako wzór patrioty przedstawia osobę noszącą szalik klubu piłkarskiego, a zapomina o tych, którzy noszą godło na czapce. Polscy policjanci, aby działać sprawnie i skutecznie muszą mieć świadomość, iż reprezentując Państwo są pod jego ochroną, a wszelki atak na nich spotka się z nieuniknioną i nieubłagalną karą”. Mam nadzieję, że Pan Minister potrafi zapanować nad pseudokibicami, a Pana resortu nie przerośnie zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa w czasie meczów piłkarskich. Nie jest rolą samorządu finansowanie przewożenia agresywnych kibiców.

Co mają ze sobą wspólnego zdrajca, błędny rycerz i Pierwszy Obywatel? – Radosław Sikorski w „Temacie Dnia”

Radosław Sikorski, Dorota Wysocka-Schnepf; Zdjęcia: Adam Rosołowski, Jakub Bach; Montaż: Paweł Gil, 26.10.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20896157,video.html?embed=0&autoplay=1

Jarosław Kaczyński chce, by prokuratura postawiła byłemu szefowi dyplomacji Radosławowi Sikorskiemu zarzut ‚zdrady dyplomatycznej’. W rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf Radosław Sikorski nie dziwi się temu, skoro tak chce ‚Pierwszy Obywatel’ to prokuratura wykona to zadanie. To na Jarosławie Kaczyńskim spoczywa odpowiedzialność za to, co robi Antoni Macierewicz, bo to szef PiS powierzył mu tę funkcję – mówi Radosław Sikorski w ‚Temacie Dnia Gazety Wyborczej’.

pierwszy

BEATA GOSIEWSKA CHCE 5 MILIONÓW ZŁOTYCH ZA ŚMIERĆ MĘŻA

JAKUB STACHOWIAK, 26 PAŹDZIERNIKA 2016

Europosłanka PiS Beata Gosiewska żąda od państwa 5 mln zł rekompensaty za śmierć męża – Przemysława Gosiewskiego w katastrofie smoleńskiej. Domaga się także dodatkowych rent na dzieci. Uzasadnia, że mieszka w małym mieszkaniu i potrzebuje pieniędzy na zajęcia terapeutyczne dla córki

Portal OKO.press dotarł do akt kolejnych 10 spraw o zadośćuczynienia i odszkodowania dla bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej. Trzy z nich skierowała do sądu wdowa po Przemysławie Gosiewskim – Beata Gosiewska (oddzielnie w imieniu swoim i dwójki niepełnoletnich dzieci). Wzywa Ministerstwo Obrony Narodowej do podpisania ugód i wypłaty:

  • po 1,25 mln zł zadośćuczynienia dla niej i każdego z dzieci
  • oraz po 400 tys. zł odszkodowania.

W sumie domaga się dla swojej rodziny prawie 5 mln zł rekompensaty. Dodatkowo wnioskuje o przyznanie każdemu z dzieci:

  • 72 tys. zł wyrównania renty
  • i dodatkowej renty w wysokości 2 tys. zł miesięcznie.

Dodatkowej- bo i syn i córka dostają już od kilku lat świadczenia od państwa. Cała rodzina otrzymała również zadośćuczynienia.

FOT. WOJCIECH OLKUŚNIK / AGENCJA GAZETA
Przeczytaj też:

RACHUNKI KRZYWD SMOLEŃSKICH. MON PŁACI ODSZKODOWANIA RODZINOM OFIAR KATASTROFY

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  7 WRZEŚNIA 2016

Śmierć zniweczyła wyrzeczenia

W wezwaniach do ugody, Gosiewska pisze, że przed katastrofą „całe (jej) życie podporządkowane było działaności męża”, a jego śmierć „zniweczyła wysiłki wielu lat wspólnej pracy i wyrzeczeń całej rodziny związanych z (jego) działalnością polityczną”.

Według niej, gdyby nie katastrofa smoleńska, Gosiewski mógłby być jeszcze politykiem przez długie lata. „W momencie katastrofy znajdował się u szczytu kariery politycznej, w każdych kolejnych wyborach uzyskiwał coraz wyższe poparcie”, a w najbliższych planach miał kandydowanie do Parlamentu Europejskiego „co wiązałoby się z olbrzymim awansem finansowym – jego uposażenie wzrosłoby dwukrotnie”- napisała w swoim piśmie.

Gosiewska oblicza, że gdyby nie katastrofa TU-154, jej mąż miałby przed sobą 21 lat aktywności zawodowej. W chwili śmierci zarabiał 14 tys. zł brutto.

„Nawet gdyby pominąć dynamiczny rozwój jego kariery politycznej i za punkt odniesienia przyjąć osiągane przez niego dochody sprzed katastrofy, budżet rodzinny zmarłego zostałby przez niego zasilony kwotą ponad 3,5 mln zł” – argumentuje.

Na 48 cudzych metrach z dwójką dzieci

Przed katastrofą smoleńską Gosiewska była pracownikiem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i radną warszawskiej dzielnicy Wola. Po katastrofie – w 2011 r. – została senatorem. Kandydowała z okręgu, w którym kiedyś odnosił sukcesy jej mąż. W 2014 r., mieszkańcy tego samego okręgu wybrali ją do Parlamentu Europejskiego.

08.11.2011 Senator Beata Gosiewska podczas pierwszego posiedzenia Senatu VIII kadencji FOT. SLAWOMIR KAMINSKI / AGENCJA GAZETA
08.11.2011 Senator Beata Gosiewska podczas pierwszego posiedzenia Senatu VIII kadencji FOT. Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta

W najnowszym oświadczeniu majątkowym, złożonym w europarlamencie w kwietniu br., Gosiewska podała, że w 2015 r. zarobiła ponad 97 tys. euro (czyli około 400 tys. zł). Zadeklarowała, że na koncie ma prawie 1,4 mln zł i 107 tys. euro (w przeliczeniu około 440 tys. zł) oszczędności oraz papiery wartościowe o wartości blisko 290 tys. zł. Jest także właścicielką samochodu Toyota. Nie ma jednak mieszkania ani domu.

We wnioskach o rekompensaty za śmierć męża Gosiewska, pisze, że wraz z dwójką dzieci zamieszkuje „w mieszkaniu o pow. 48 m kw, stanowiącym własność matki Przemysława Gosiewskiego”. I że wraz z mężem planowali wzięcie kredytu i kupno domu pod Warszawą. Ale plany przekreśliła katastrofa.

Według naszych ustaleń, po katastrofie smoleńskiej bliscy Przemysława Gosiewskiego, podobnie jak bliscy innych ofiar, otrzymali po 250 tys. zł zadośćuczynienia od Skarbu Państwa. Gosiewska z synem i córką dostali więc łącznie750 tys. zł. Tak jak wszystkim rodzinom, wypłacono im wówczas również 40 tys. złjednorazowej pomocy od rządu. Dodatkowo, ponieważ w dniu wypadku Gosiewski był posłem, Kancelaria Sejmu wypłaciła jego żonie 100 tys. zł odszkodowania. Dzieciom Gosiewskich, jak wszystkim osieroconym w wyniku katastrofy, premier Donald Tusk przyznał po 2 tys. zł renty, którą będą otrzymywać do ukończenia 18 roku życia lub do ukończenia nauki. W 2010 r. związana ze SKOKami Fundacja na rzecz Polskich Związków Kredytowych, przyznała też każdemu z dzieci Gosiewskich stypendium w wysokości 2,5 tys. zł miesięcznie. Zgodnie z uchwałą podjętą wówczas przez władze fundacji, wsparcie miało być wypłacane do 2013 r.

Zarówno syn, jak i córka Gosiewskich, otrzymali także wówczas ZUSowską rentę po ojcu – początkowo w wysokości ponad 2,5 tys. zł miesięcznie na osobę.

W wezwaniu do ugody Gosiewska pisze jednak, że renta została zmniejszona i nie pokrywa potrzeb dzieci, a w szczególności córki- która jest dyslektyczką i musi chodzić na dodatkowe zajęcia terapeutyczne. „Dotychczasowa renta 1846 zł brutto nie pozwala na kontynuowanie zajęć terapii sensorycznej” – przekonuje europosłanka.

23.04.2010 r. Przylot trumien z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej la lotnisko Okęcie Fot. Wojciech Olkuśnik/ Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

40 MILIONÓW ZŁOTYCH DLA RODZIN SMOLEŃSKICH?

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  14 PAŹDZIERNIKA 2016

56 mln roszczeń smoleńskich

O fali roszczeń związanych z katastrofą smoleńską pisaliśmy już na portalu OKO.press kilkakrotnie. Kilka dni temu informowaliśmy, że dotarliśmy do akt 47 spraw sądowych. Bliscy ofiar katastrofy domagali się w tych postępowaniach od MON prawie 40 mln zł. W tym tygodniu poznaliśmy wnioski dziesięciu kolejnych osób- z rodzin trzech ofiar katastrofy: Przemysława Gosiewskiego, gen. Tadeusza Buka i gen. Andrzeja Błasika. Domagają się one łącznie ponad 16 mln zł rekompensat. W sumie krewni ofiar, których akta czytaliśmy, złożyli już więc wnioski o wypłatę ponad 56 mln zł. Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało ugody z 26 osobami. Wypłaciło im ponad 5,2 mln zł. Rekompensata dla jednej osoby nie przekroczyła dotąd kwoty 250 tys. zł.

oko-press

Wiadomo, kim PiS zastąpi prezesa Rzeplińskiego. Udało się to wyczytać z TEGO projektu

lulu, PAP, 26.10.2016

Politycy PiS naradzają się przed głosowaniem nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Politycy PiS naradzają się przed głosowaniem nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta) (Politycy PiS naradzają się przed głosowaniem nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta))

• Do Sejmu wpłynął nowy projekt ws. TK autorstwa posłów PiS
• W praktyce zmienia on sposób wyboru prezesa Trybunału
• PAP: Zanim zostanie wyłoniony, Trybunałem pokieruje sędzia Przyłębska

Projekt ustawy zmienia zasady wyłaniania kandydata na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Złożyli go w Sejmie posłowie PiS. Prezes TK jest powoływany przez prezydenta spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów. Według projektu, do czasu wyboru nowego prezesa, Trybunałem pokieruje sędzia „posiadający najdłuższy, liczony łącznie, staż pracy: jako sędzia w TK; jako aplikant, asesor, sędzia w sądzie powszechnym; w administracji państwowej szczebla centralnego”. Wg PAP będzie to Julia Przyłębska, wybrana do Trybunału głosami PiS.

ZOBACZ CAŁY PROJEKT NA STRONIE SEJMU >>>

Dowiedz się więcej:

Jakie doświadczenie ma sędzia Julia Przyłębska?

PAP wylicza, że: w latach 1984-1988 odbyła ona aplikację sędziowską i asesurę; od 1988 do 1991 r. była sędzią Sądu Rejonowego w Poznaniu. W latach 1991-1998 orzekała jako sędzia Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu. Od 1998 do 2007 r., po zrzeczeniu się stanowiska sędziego, pracowała w służbie dyplomatycznej jako konsul i dyplomata w Niemczech. W 2007 r., na podstawie postanowienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wróciła na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego w Poznaniu. W grudniu 2015 r. została przez Sejm wybrana do TK.

Co w praktyce zmienia nowy projekt PiS?

  1. Zgromadzenie Ogólne tworzą urzędujący sędziowie TK, którzy złożyli ślubowanie wobec prezydenta. To oznacza, że sędzia kierujący pracami TK musi dopuścić do udziału w Zgromadzeniu 3 sędziów wybranych przez Sejm w grudniu 2015 r.
  2. Zgromadzenie musi przedstawić prezydentowi kandydatów na prezesa Trybunału „w terminie miesiąca od dnia, w którym powstał wakat”. Dziś ustawa o TK mówi, że obrady w tej sprawie zwołuje się „między 30 a 15 dniem” przed upływem kadencji prezesa.
  3. Zgromadzenie przedstawia jako kandydatów na prezesa sędziów, którzy zdobyli minimum 5 głosów. Jeśli wymaganą liczbę 5 głosów uzyskał tylko jeden sędzia, Zgromadzenie Ogólne przedstawia jako drugiego kandydata na prezesa sędziego, który zdobył najwyższe poparcie. Jeżeli otrzymał je więcej niż jeden sędzia, ZO przedstawia jako kandydatów na prezesa wszystkich sędziów Trybunału, którzy zdobyli tę samą, najwyższą liczbę głosów.
  4. Zgodnie z projektem obradom ZO ws. wyboru kandydata na prezesa przewodniczy „najmłodszy stażem sędzia Trybunału” (obecnie jest nim wybrany w kwietniu br. przez Sejm sędzia Zbigniew Jędrzejewski).

Kiedy kończy się kadencja obecnego prezesa TK?

Kadencja prezesa Andrzeja Rzeplińskiego kończy się 19 grudnia 2016 r.

ZOBACZ TEŻ: Wspólna konferencja prezydentów Polski i USA. Obama wyraża zaniepokojenie sytuacją wokół Trybunału

wiadomo

PiS do UE: Nasz Trybunał to nie wasz interes

BARTOSZ T. WIELIŃSKI, 26 października 2016Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, w Sztrasburgu. Komisja zastanawia się, co zrobić w sprawie Polski

Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, w Sztrasburgu. Komisja zastanawia się, co zrobić w sprawie Polski (VINCENT KESSLER / REUTERS / REUTERS)

Komisja Europejska zastanawia się, jak zareagować na to, że Polska nie zamierza stosować się do jej rekomendacji w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.

W czwartek 27 października Warszawa wyśle do Komisji Europejskiej list z odpowiedzią na unijne rekomendacje w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Jak dowiedziała się „Wyborcza” z polskich źródeł dyplomatycznych, w dokumencie tym rząd PiS nie próbuje nawet podjąć z Komisją dyskusji dotyczącej funkcjonowania TK. Warszawa po prostu zakomunikuje jej, że nie ma podstaw prawnych, by prowadzić jakiekolwiek postępowanie w sprawie naruszania praworządności w Polsce.

W ten sposób rząd PiS kolejny raz podbije stawkę w sporze z Unią Europejską.

Jak zareaguje Komisja? Już wcześniej źródła „Wyborczej” w Brukseli przestrzegały przed „przekroczeniem Rubikonu” i przed sankcjami, które w ostateczności mogą zostać nałożone na Polskę, gdy wdrożona zostanie tzw. trzecia faza postępowania.

Pierwszą fazę postępowania w sprawie praworządności Komisja uruchomiła w styczniu, kilka tygodni po sparaliżowaniu Trybunału Konstytucyjnego przez PiS pośpiesznie uchwaloną ustawą i po odmowie zaprzysiężenia przez prezydenta trzech sędziów legalnie wybranych przez Sejm w poprzedniej kadencji. Komisja grała wówczas łagodnie, nie chcąc dawać propagandzie PiS amunicji. Bruksela liczyła, że wystarczy perswazja i polski rząd się wycofa, tak jak było to wcześniej w przypadku Węgier czy Rumunii. Liczono też, że PiS do zmiany stanowiska w sprawie TK przekona Komisja Wenecka, którą zaprosił do Polski sam szef MSZ, Witold Waszczykowski.

Dialog w sprawie praworządności nie przynosił efektów, a rząd PiS lekceważył Komisję. 27 lipca w Brukseli ogłoszono więc drugą fazę. Komisja przesłała Warszawie swoje rekomendacje. Domagała się m.in. zaprzysiężenia sędziów, opublikowania wydanych już wyroków TK i publikowania kolejnych orzeczeń.

MSZ ogłosił na stronie internetowej, że działania Komisji „narażają ją na utratę autorytetu” i zakwestionował jej lojalność wobec członków UE.

Na odpowiedź w sprawie wykonania zaleceń Polska dostała trzy miesiące. Termin mija w czwartek. Z naszych informacji wynika, że do Brukseli rząd PiS wyśle prawnicze rozważania, z których wynika, że Komisja nie ma prawa mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski. Ten argument politycy powtarzają od stycznia. Dla Brukseli będzie to niewątpliwie kolejny sygnał, że Warszawa ją lekceważy.

– Nie odpuszczę. Będę dalej walczyć o praworządność w Polsce. Sprawa Trybunału to nie jest drobnostka. To fundament. Nasze demokratyczne społeczeństwa bazują na niezależności sądów. Nie wolno z nią igrać – mówił miesiąc temu w wywiadzie dla „Wyborczej” pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Podkreślał, że Komisja ma obowiązek żądać od krajów członkowskich respektowania praworządności.

Według naszych informacji takie podejście ma w Brukseli wielu zwolenników. Ich zdaniem właśnie w kryzysie UE należy pokazać, że przestrzeganie jej wartości jest egzekwowane – w przeciwnym razie Unia straci wiarygodność. Zwolenników sankcji może teraz dodatkowo przybyć, bo 26 października PiS niespodziewanie złożył projekt ustawy zmieniającej sposób wyboru prezesa TK, by faworyzować kandydatów popieranych przez tę partię

Jednak druga, równie liczna frakcja w Brukseli jest zdania, że z karaniem Polski należy poczekać, aż UE okrzepnie, upora się z kryzysem migracyjnym i kłopotami gospodarczymi.

Nie wiadomo, które podejście zwycięży, choć nasze źródła twierdzą, że decyzja nie zostanie podjęta szybko. Komisja będzie przez jakiś analizować polską odpowiedź.

pisdoue

Czy PiS spróbuje odebrać TVN koncesję? Pawłowicz grozi, ale inni posłowie wątpią: „Elity Europy zaraz podniosłyby szum”

AGNIESZKA KUBLIK, AGATA KONDZIŃSKA, 26 października 2016

SŁAWOMIR KAMIŃSKI

Krystyna Pawłowicz (PiS) skarży się do KRRiT na TVN. Twierdzi, że jest w stacji atakowana i zaszczuwana. Sugeruje też, by stacji odebrać koncesję. Nie jest sama. Tylko w tym miesiącu KRRiT dostała 5,5 tys. petycji z podobnym żądaniem. Co zrobi Rada i partia rządząca?

W swojej skardze Pawłowicz powołuje się na ustawę o radiofonii i telewizji. Pisze, że „audycje lub inne przekazy nie mogą propagować działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym, w szczególności nie mogą zawierać treści nawołujących do nienawiści”.

Poseł PiS (nie zgadza się na „posłankę”) przypomina, że „koncesję można cofnąć, jeśli rozpowszechnianie programu poważnie zagraża m.in. bezpieczeństwu państwa lub narusza normy dobrego obyczaju.

Zauważa też, że telewizja ma obowiązek „rzetelnego i obiektywnego informowania o wydarzeniach krajowych”. Jej zdaniem TVN tego wymogu nie spełnia.

Pawłowicz się skarży na nierzetelność

Pawłowicz podaje „przykłady braku rzetelności” stacji. Np. „wypowiedź premier Beaty Szydło żartującej (podkreślała to specjalnie), że z ministrem Morawieckim są pomazańcami Jarosława Kaczyńskiego, autor materiału dopełnił obraźliwymi dla Jarosława Kaczyńskiego i dla premier Szydło komentarzami R. Petru i J. Palikota.”

Pawłowicz nie podoba się też, że w „Faktach” z 1 października jeden z materiałów „kończyła pogardliwa, seksistowska i obraźliwa wypowiedź poseł z PO, dotycząca premier Szydło i Kaczyńskiego. (…) To kolejny dowód konsekwentnie realizowanego przez „Fakty” TVN „przemysłu pogardy” i nienawiści do kobiet posłów z innego obozu politycznego” – pisze do KRRiT posłanka obozu władzy.

Skarży się też na materiał Jakuba Sobieniowskiego o Antonim Macierewiczu. Ocenia, że „kłamliwy, zmanipulowany materiał jest w całości przykładem „mowy nienawiści” i „przemysłu pogardy” wobec ministra Macierewicza. Podaje jeszcze kilka przykładów, a na koniec pisze, że czuje się, „podobnie jak inni posłowie PiS, obiektem nieustannego zaszczuwania. Czuje się zagrożona tym bardziej, że „organizowane przez „Fakty” akcje agresji przeciwko nam i nienawiści stwarzają realne zagrożenie i pobudzają do agresji widzów ze środowisk obecnej opozycji.”

Co jest najgorsze? „Szczucie Polaków przeciwko sobie”

Koncesja TVN obowiązuje od 15 kwietnia 2014 r. i wygaśnie 14 kwietnia 2024 r., jej kanału informacyjnego TVN24 – od 27 września 2011 roku i wygasa 26 września 2021 r. Koncesje daje i odbiera Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, obecnie zdominowana przez PiS.

I już 5 października Rada zajęła się problemem koncesji TVN, bo dostała 5,5 tys. identycznych petycji: „Zwracam się do KRRiT o odebranie koncesji telewizyjnej stacji informacyjnej TVN24 jak również stacji TVN w związku z ich kłamliwymi i zmanipulowanymi przekazami zawartymi w programach informacyjnych, takich jak min. „Fakty TVN”. (…) Wiele niewygodnych dla poprzedniej ekipy rządzącej a obecnej opozycji faktów i zdarzeń jest przemilczanych. Najgorszym jest jednak zjawisko szczucia przeciw sobie grup Polaków, które – wobec wyzwań stojących przed współczesną Europą – rozbija naszą narodową jedność” – piszą zatroskani widzowie.

Rada analizowała m. in. opisaną w petycjach pomyłkę w materiale TVN24 z 6 września o katastrofie smoleńskiej. Jedną z wypowiedzi błędnie przypisano Arturowi Wosztylowi, pilotowi Jaka 40, który 10 kwietnia 2010 r. lądował pod Smoleńskiem przez tupolewem. Stacja po kilku dniach przeprosiła za błąd.

A KRRiT w kategorycznym piśmie podpisanym przez wiceszefową Teresę Bochwic „wyraża głębokie zaniepokojenie tym wydarzeniem, które ocenia w kategoriach art. 13 ustawy o radiofonii i telewizji, tj. niedochowania zasady odpowiedzialności nadawcy za emitowane treści, a także braku odpowiedniej wrażliwości przy relacjonowaniu wydarzeń szczególnie poruszających opinię społeczną.

I dalej: „Tego typu zdarzenia podważają wiarygodność programu informacyjnego TVN24. KRRiT wzywa nadawcę do wprowadzenia w stacji TVN24 procedur uściślających zasady przygotowywania i kontroli materiałów przeznaczonych do emisji, które w przyszłości uniemożliwią wystąpienie tego rodzaju negatywnych zdarzeń”.

To byłoby otwarcie kolejnego frontu

Jan Dworak, b. szef KRRiT nie wierzy, że Rada mogłaby odebrać koncesję TVN: – Te petycje to akcja zorganizowana. Dlatego oczekuję od Rady wyraźnego sygnału, że stoi na straży wolności słowa, tak jak jest to zapisane w konstytucji. To będzie dla niej sprawdzian, jak potraktuje media, które są krytyczne wobec władzy. Nie wyobrażam sobie, by Rada podjęła kroki do odebrania koncesji. To byłaby akcja czysto polityczna. Włączenie się w taką akcję ludzi konstytucyjnie odpowiedzialnych za media uważam za haniebne – mówi „Wyborczej”.

Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, też wątpią, by Jarosław Kaczyński dał przyzwolenie na odebranie koncesji TVN.

– To byłby polityczny samobój. Otwarcie kolejnego frontu nie tylko w kraju, ale na arenie międzynarodowej.

– Elity Europy zaraz podniosłyby szum, że u nas się wykańcza telewizje, skandal byłby międzynarodowy, bo właścicielami są Amerykanie – analizuje jeden z posłów PiS.

Ocenia, że ruch Pawłowicz, dyskusja Rady, czy akcja z petycjami, są ruchami pozorowanymi, by umocnić w elektoracie PiS poczucie, że ktoś się sprawą zajmuje.

– W mediach społecznościowych, na forach, w rozmowach często słyszę prośby: zróbcie coś z TVN. Na to trzeba jakoś odpowiedzieć, ale nie odebraniem koncesji. Jeśli już, to może próbą przejęcia kapitału – rozważa poseł PiS.

Inny wspomina, że w 2015 r., gdy PiS był w opozycji, a Amerykanie kupowali akcje TVN, środowisko Jarosława Kaczyńskiego miało nadzieję, że telewizja przekształci się w konserwatywną. – Były nadzieje, że to republikanie, że ludzie związani z armią, że nasi sojusznicy. Ale szybko się okazało, że TVN to nadal TVN – mówi polityk PiS.

Działacze PiS wysłali wtedy nawet oficjalny list do nowych, amerykańskich właścicieli ze Scripps Networks International. Już wtedy nazywali TVN „stacją jawnie partyjną, prorządową i anty-opozycyjną”. Skarżyli się na „agresywną wymowę propagandową” programów telewizyjnych „skierowaną przeciwko ludziom, którzy zadają pytania o rzeczywisty dorobek ugrupowania rządzącego w Polsce od 8 lat i mają krytyczny do niego stosunek.” Pod listem znane nazwiska: Czabański, Gliński, Karnowski, Wolski, Zybertowicz.

W krytyce TVN PiS jest konsekwentny

TVN od lat już uwiera PiS. Partia kilka razy bojkotowała stację. W 2008 r. stosowną akcję ogłosił sam Jarosław Kaczyński. Mówił wtedy, że TVN i TVN24 traktują polityków jego partii jak „osoby drugiej kategorii”. Dwa lata później prezes PiS podczas sejmowej debaty o ataku na biuro PiS w Łodzi, domagał się likwidacji jednego ze sztandarowych programów TVN „Szkła kontaktowego”, bo ten wpisuje się w klimat „przemysłu nienawiści”.

Konsekwentna w krytyce TVN jest również Krystyna Pawłowicz. W połowie września napisała na FB: „Kto wreszcie zweryfikuje i odważnie ODBIERZE KONCESJĘ na nadawanie w Polsce TVN-owi (…) otwarcie podburzającemu do buntu przeciwko konstytucyjnym legalnym władzom?” (pisownia oryginalna).

Na początku roku, też na FB, dzieliła się refleksją, jak PiS może wyeliminować stację z rynku.

Jak można cofnąć koncesję? Są dwa rodzaje warunków: twarde i miękkie.

Twarde opisuje art. 38 pkt 1 ustawy o rtv. Koncesję cofa się, jeżeli: jest prawomocne orzeczenie zakazujące nadawcy wykonywania działalności gospodarczej objętej koncesją; nadawca rażąco narusza warunki określone w ustawie lub w koncesji; działalność objęta koncesją jest wykonywana w sposób sprzeczny z ustawą lub z warunkami określonymi w koncesji, a nadawca, pomimo wezwania Przewodniczącego Krajowej Rady, w wyznaczonym terminie nie usunął stanu faktycznego lub prawnego niezgodnego z warunkami określonymi w koncesji lub w ustawie; nadawca nie rozpoczął nadawania.

I miękkie z pkt 2 art. 38: rozpowszechnianie programu powoduje zagrożenie interesów kultury narodowej, bezpieczeństwa i obronności państwa lub narusza normy dobrego obyczaju; nastąpi ogłoszenie upadłości nadawcy; rozpowszechnianie programu powoduje osiągnięcie przez nadawcę pozycji dominującej; nastąpi przejęcie bezpośredniej lub pośredniej kontroli nad działalnością nadawcy przez inną osobę.

Do tej pory w ponad 20letniej historii KRRiT odebranie koncesji zdarzyło się kilkanaście razy i było zwykle związane z tym,że nadawca w ogóle nie rozpoczął lub zaprzestał nadawania.

Poprosiliśmy o komentarz TVN, ale stacja jeszcze nie odpowiedziała.

czypis

ŚRODA, 26 PAŹDZIERNIKA 2016

PiS w nowym projekcie modyfikuje sposób wyboru prezesa TK i zmienia termin Zgromadzenia Ogólnego

Do Sejmu wpłynął złożony przez PiS projekt ustawy o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym. Projektowana ustawa ma zastąpić ustawę z 22 lipca 2016 roku o TK. Ugrupowanie rządzące chce m.in. zmienić sposób wyboru nowego prezesa Trybunału.

Zgodnie z propozycją PiS, prezesa Trybunału powołuje prezydent spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne w trybie określonym w art. 11. Zgromadzenie Ogólne przedstawia więc prezydentowi kandydatów na stanowisko prezesa Trybunału w terminie miesiąca od dnia, w którym powstał wakat. W praktyce oznacza to, że ZO odbędzie się dopiero po 19 grudnia.

W uzasadnieniu wprost napisano, że proponowane rozwiązanie przewiduje rozpoczęcie procedur związanych z powoływaniem prezesa lub wiceprezesa dopiero po zakończeniu kadencji urzędującego organu. Od dnia powstania wakatu do czasu wyboru prezesa Trybunału, pracami Trybunału kieruje sędzia Trybunału posiadający najdłuższy, liczony łącznie staż pracy: 1) w roli sędziego w Trybunale Konstytucyjnym, 2) jako aplikanta, asesora, sędziego sądu powszechnego i 3) w administracji państwowej na szczeblu centralnym.

Jako kandydatów na stanowisko prezesa Trybunału, Zgromadzenie Ogólne przedstawia wszystkich sędziów Trybunału, którzy w głosowaniu, o którym mowa w ust. 8, otrzymali co najmniej 5 głosów. Art. 8 mówi m.in., że Zgromadzenie Ogólne podejmuje uchwały bezwzględną większością głosów, w obecności co najmniej 2/3 ogólnej liczby sędziów Trybunału wskazanej w art. 3 (który z kolei mówi o 15 sędziach).

Obradom Zgromadzenia Ogólnego przewodniczy najmłodszy stażem sędzia Trybunału. W przypadku, gdy wymaganą liczbę głosów, uzyskał tylko jeden sędzia Trybunału, Zgromadzenie Ogólne przedstawia jako drugiego kandydata na stanowisko prezesa Trybunału tego sędziego Trybunału, który zdobył najwyższe poparcie wśród sędziów Trybunału, którzy nie uzyskali wymaganej liczby co najmniej 5 głosów.

Jeżeli najwyższe poparcie wśród sędziów Trybunału, którzy nie uzyskali liczby głosów wymaganej w ust. 10, otrzymał więcej niż jeden sędzia Trybunału, Zgromadzenie Ogólne, łącznie z sędzią Trybunału, który uzyskał co najmniej 5 głosów, przedstawia jako kandydatów na stanowisko prezesa Trybunału wszystkich sędziów Trybunału, którzy zdobyli tę samą, najwyższą liczbę głosów.

W przypadku, gdy w opisywaniem trybie nie doszło do wyłonienia co najmniej dwóch sędziów Trybunału, głosowanie powtarza się. Jeśli w powtórzonym głosowaniu ponownie nie doszło do wyłonienia co najmniej dwóch sędziów Trybunału, procedurę przedstawiania prezydentowi kandydatów na stanowisko prezesa Trybunału rozpoczyna się od początku.

Ustawa doprecyzuje też zapis dot. ZO: Zgromadzenie Ogólne tworzą urzędujący sędziowie Trybunału, którzy złożyli ślubowanie wobec Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

300polityka.pl

ŚRODA, 26 PAŹDZIERNIKA 2016 , 16:45

Halicki: W dalszym ciągu trwa paraliżowanie TK

W dalszym ciągu trwa paraliżowanie TK i podważanie wiarygodności polskiego rządu, jeżeli chodzi o możliwość wyeliminowania kryzysu konstytucyjnego. Przypomnę: jest bardzo prosty, łatwo osiągalny kompromis, czyli wszystkie orzeczenia TK muszą być honorowane, a zaprzysiężenie 3 sędziów oraz następnie demokratyczny wybór prezesa powinien być szanowany, a nawet inicjowany przez prezydenta – mówił Andrzej Halicki na briefingu w Sejmie, komentując nowy projekt dot. TK.

15:33
004-1280x800

Do Sejmu wpłynął kolejny projekt dot. TK

Grupa posłów PiS złożyła w Sejmie poselski projekt ustawy o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym. Propozycja dotyczy określenia organizacji i trybu postępowania przed TK, wzmocnienia legitymacji Zgromadzenia Ogólnego, w szczególności przy przedstawianiu kandydatów na prezesa TK.

W praktyce PiS modyfikuje sposób wyboru prezesa TK i zmienia termin Zgromadzenia Ogólnego, o czym piszemy na 300POLITYCE.

300polityka.pl

PiS chce zmienić sposób wyboru prezesa TK. Złożyli projekt ustawy, a w nim? 4 ważne punkty

lulu, PAP, 26.10.2016

Politycy PiS naradzają się przed głosowaniem nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Politycy PiS naradzają się przed głosowaniem nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta) (Politycy PiS naradzają się przed głosowaniem nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta))

• Do Sejmu wpłynął nowy projekt ws. TK autorstwa posłów PiS
• W praktyce zmienia on sposób wyboru prezesa Trybunału

 

Projekt ustawy „o organizacji i trybie postępowania przed TK” zmienia zasady wyłaniania kandydata na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Złożyli go w Sejmie posłowie PiS. Prezes TK jest powoływany przez prezydenta spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów.

Dowiedz się więcej:

Co w praktyce zmienia nowy projekt?

  1. Zgromadzenie Ogólne tworzą urzędujący sędziowie TK, którzy złożyli ślubowanie wobec prezydenta. To oznacza, że sędzia kierujący pracami TK musi dopuścić do udziału w Zgromadzeniu 3 sędziów wybranych przez Sejm w grudniu 2015 r.
  2. Zgromadzenie musi przedstawić prezydentowi kandydatów na prezesa Trybunału „w terminie miesiąca od dnia, w którym powstał wakat”. Dziś ustawa o TK mówi, że obrady w tej sprawie zwołuje się „między 30 a 15 dniem” przed upływem kadencji prezesa.
  3. Zgromadzenie przedstawia jako kandydatów na prezesa sędziów, którzy zdobyli minimum 5 głosów. Jeśli wymaganą liczbę 5 głosów uzyskał tylko jeden sędzia, Zgromadzenie Ogólne przedstawia jako drugiego kandydata na prezesa sędziego, który zdobył najwyższe poparcie. Jeżeli otrzymał je więcej niż jeden sędzia, ZO przedstawia jako kandydatów na prezesa wszystkich sędziów Trybunału, którzy zdobyli tę samą, najwyższą liczbę głosów.
  4. Zgodnie z projektem obradom ZO ws. wyboru kandydata na prezesa przewodniczy „najmłodszy stażem sędzia Trybunału” (obecnie jest nim wybrany w kwietniu br. przez Sejm sędzia Zbigniew Jędrzejewski).

Kiedy kończy się kadencja obecnego prezesa TK?

Kadencja prezesa Andrzeja Rzeplińskiego kończy się 19 grudnia 2016 r.

pischce

gazeta.pl

Dominika Wielowieyska Gazeta Wyborcza

Jak PiS lepi sobie klasę średnią

26 października 2016

Polscy przedsiębiorcy to z jednej strony ludzie, którzy odnieśli sukces życiowy: zdobyli wykształcenie, pozycję społeczną, majątek. Z drugiej jednak strony czują się sfrustrowani, osaczeni, pozostawieni sami sobie

Polscy przedsiębiorcy to z jednej strony ludzie, którzy odnieśli sukces życiowy: zdobyli wykształcenie, pozycję społeczną, majątek. Z drugiej jednak strony czują się sfrustrowani, osaczeni, pozostawieni sami sobie (Rys. Hanna Pyrzyńska)

Wizja przewodnia PiS zakłada stworzenie decyzją politycznego centrum dużej grupy beneficjentów „dobrej zmiany”, działającej ściśle wedle wytycznych partii rządzącej

Działalność obozu władzy analizujemy fragmentarycznie. Osobno opisujemy spadające inwestycje, m.in. z powodu nieudolności ministrów – państwowe przetargi stanęły w miejscu. Obserwujemy, jak w dół lecą giełdowe wyceny spółek skarbu państwa, jak zresztą cała giełda słabnie. Próbujemy oszacować koszty związane z obniżeniem wieku emerytalnego. Patrzymy na degradację telewizji publicznej, na ataki na sądownictwo i Trybunał Konstytucyjny. Na plany PiS powołania komisji weryfikacyjnej, która zbada reprywatyzację – będzie to taki trybunał ludowy, który zdecyduje o tym, gdzie prawo własności można uchylać na zasadzie arbitralnego widzimisię polityków. Jednocześnie rząd Szydło miota się w sprawie zmian systemu podatkowego i wprowadzenia jednolitej daniny, chce podnieść podatki najbogatszym, ale może się okazać, że uderzy w średniaków, którzy są motorem rozwoju. Uderzy w małe firmy, w przedsiębiorczych Polaków pracujących na własny rachunek. Każdy tydzień przynosi kolejny pomysł, bardziej radykalny od poprzedniego.

+++

Zbierzmy to wszystko do jednego worka. I zestawmy z zapewnieniami wicepremiera Morawieckiego o większych inwestycjach, o rozwoju przedsiębiorczości, o aktywności społecznej, która teraz zostanie rozbudzona. Można mieć wrażenie, że wicepremier – pełen dobrych chęci – żyje w alternatywnej rzeczywistości. I udaje, że nie widzi, co się dzieje. Morawiecki zresztą nie ma kontroli nad tym, co PiS robi, może wyłącznie zaklinać rzeczywistość.

Tymczasem polityka rządu budzi strach przed chaosem i restrykcjami, wywołuje protesty wielu grup. Niepewni jutra przedsiębiorcy są ostrożni z inwestycjami. Małe firmy obawiają się wysokich podatków. Handel ziemią jest utrudniony. Rząd uchwali restrykcyjne prawo wobec przedsiębiorców, np. w razie zarzutów prokuratorskich państwo przejmie zarządzanie twoją firmą, a jeśli ją w tym czasie zrujnuje, to trudno. A TK nie działa, a w każdym razie rząd nie respektuje jego wyroków. Rząd chce ograniczyć niezawisłość sądów, sędziowie, którzy będą wydawać wyroki nie po myśli władzy, będą mieli zablokowane drogi awansu. To podsyca niepewność, na ile obywatel będzie chroniony przed nadużyciami władzy.

Każda z wymienionych zmian z osobna może przynieść negatywne skutki w większym lub mniejszym stopniu, ale suma tych skutków spowolni rozwój gospodarczy i zwiększy dług publiczny, wolniej będziemy doganiać bogate kraje europejskie. W najgorszym scenariuszu przyniesie kryzys, bo w razie jakichkolwiek zawirowań na świecie nie mamy żadnych rezerw, żadnej poduszki finansowej, aby amortyzować upadek.

Pamiętamy z kampanii wyborczej Beatę Szydło z grubą teczką, w której były gotowe projekty ustaw. Teraz co ustawa, to katastrofa albo zamieszanie. To tworzy atmosferę niepewności, a biznes niczego tak bardzo nie pragnie jak stabilności. Ta władza nie jest przewidywalna, dlatego zaklęcia Morawieckiego mogą się nie spełnić.

+++

Te wszystkie mniejsze lub większe batalie mają jednak swój fundament, są związanie wizją przewodnią, która jest nawet jeszcze bardziej szkodliwa niż wymienione PiS-owskie działania. Ta wizja zakłada stworzenie decyzją politycznego centrum dużej grupy beneficjentów „dobrej zmiany”, działającej ściśle wedle wytycznych partii rządzącej.

Gdy PiS przegrał wybory w 2007 r., Ludwik Dorn mówił, że partia Kaczyńskiego swoją kampanią wyborczą wprowadziła atmosferę zastraszenia. Dorobiłeś się, osiągnąłeś sukces, coś stworzyłeś? Czuj się zagrożony, bo dla tej władzy jesteś podejrzany. Skoro wedle PiS krajem rządzą nieuczciwe sitwy, to znaczy, że sukces osiągnąłeś dzięki nim. Zapłacisz więc wyższe podatki. Uczciwi są tylko ci, którzy dopiero tej władzy zawdzięczają swój awans społeczny i powodzenie w biznesie.

To zniechęca do pracy, przedsiębiorczości, kreatywności. Ale też wywołuje protest – dlatego Polacy w 2007 r. poszli do wyborów, aby odsunąć PiS od władzy. Choć nikt tej fali nie przewidział i nie było widać jej wtedy w sondażach – PO i PiS miały zbliżone notowania.

Dziś Kaczyński chce stworzyć swoją bazę wyborczą, dał rodzinom wielodzietnym sporo gotówki. Jak zauważył Michał Szułdrzyński w „Rzeczpospolitej”, chce przerobić klasę średnią na swoje kopyto: zamiast lemingów-singli chce promować ludzi, którzy stawiają na rodzinę.

Nie mam nic przeciwko temu. Sama krytykowałam np. ulgę związaną ze wspólnym opodatkowaniem małżonków. Bo jaki jest pożytek społeczny z faktu, iż zamożny menedżer, także ten bezdzietny, płaci niższe podatki dzięki temu, że ma niepracującą żonę? Ale inżynieria społeczna PiS-u idzie o wiele dalej i będzie miała fatalne skutki.

Klasa średnia w krajach rozwiniętych to grupa wykształconych ludzi ze stabilną pozycją zawodową i finansową, to grupa ludzi, którzy osiągnęli sukces dzięki własnej zaradności i pracowitości – mieli ku temu warunki. Wystarczyło, że państwo nie przeszkadzało im w pracy.

Teraz PiS chce dotychczasową klasę średnią poniżyć, wystraszyć i zdegradować finansowo także za pomocą wyższych podatków. Tworzy atmosferę, w której ludzie mają poczucie, że osiągną sukces nie dzięki własnej zaradności, ale dzięki temu, że będą dobrze żyć z władzą, że od tej władzy dostaną pieniądze – na życie, na rozwój biznesu. Przecież państwo ma być aktywne w gospodarce…

Już widzimy, jak bardzo jest w tej mierze nieudolne, ale w jednym jest skuteczne: obywatele już wiedzą, że zrobią karierę, jeśli będą ulegli wobec władzy. Państwo tych, których lubi, będzie nagradzać, umożliwiać im działanie, otwierać drogi awansu odgórnymi decyzjami. Tych, których nie lubi, będzie sekować. Dziś widać to nie tylko na przykładzie sędziów, ale też np. dyrektorów szkół: to władza centralna będzie miała teraz o wiele większy wpływ na te nominacje. Niepokorny kandydat może być skutecznie utrącony przez władzę centralną. W ten sposób duża część najbardziej kreatywnej klasy społecznej zostanie zepchnięta do defensywy.

Może się oczywiście zdarzyć, że PiS będzie zbyt słaby, by zrealizować swoją wizję. Od 25 lat próbujemy zmienić naszą post-PRL-owską mentalność i utwierdzać kolejne pokolenia Polaków w przekonaniu, że to, co mają, zawdzięczają przede wszystkim własnej pracy i zdolnościom, a nie łasce scentralizowanej władzy. Dzisiaj PiS chce ten proces unieważnić.

inzynieria

wyborcza.pl

„Zdrajca dyplomatyczny” kontra „Pierwszy Obywatel” – Radosław Sikorski w „Temacie Dnia”

Radosław Sikorski, Dorota Wysocka-Schnepf; Zdjęcia: Adam Rosołowski; Montaż: Paweł Gil, 26.10.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20893560,video.html?embed=0&autoplay=1

Jarosław Kaczyński chce, by prokuratura postawiła byłemu szefowi dyplomacji Radosławowi Sikorskiemu zarzut ‚zdrady dyplomatycznej’. W rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf Radosław Sikorski nie dziwi się temu, bo skoro tak chce ‚Pierwszy Obywatel’ to prokuratura to wykona. Całość rozmowy dziś na wyborcza.pl o 19.00.

sikorski

wyborcza.pl

 

ŚRODA, 26 PAŹDZIERNIKA 2016, 12:35
Cvr6tTHXgAAYw4o.jpg-large

Terlecki o zespole PO ds. katastrofy smoleńskiej: PO boi się odpowiedzialności. Ten strach jest uzasadniony

Jak mówił na konferencji prasowej w Sejmie Ryszard Terlecki:

„Jestem ciekaw, o której z tych osób, które widzieliśmy dzisiaj na konferencji prasowej, za kilka dni czy kilka tygodni dowiemy się, że przyjęła obywatelstwo innego kraju. Ta komisja to zasłona dymna dla kłamstw, które słyszeliśmy przez lata. To próba przekonania opinii publicznej, że teraz właśnie nadszedł czas, żeby platforma, która miała instrumenty do tego, żeby katastrofę i jej przyczyny zbadać, że teraz dopiero zabierze się do pracy i wszystko wyjaśni”

„Koledzy z PO, jest już za późno”

Wicemarszałek zwrócił się też bezpośrednio do posłów PO:

„Koledzy z PO, jest już za późno. Mieliśmy na to czas. Nie zrobiliście nic, a zrobiliście wiele złego. Jest oczywiste, że strach zagląda wam w oczy i ten strach sprawia, że mamy do czynienia z kabaretem politycznym. Bo jeżeli po 6 latach PO, która straciła władzę, mówi, że teraz będzie to wyjaśniać, to to jest śmieszne”

„Platforma boi się odpowiedzialności”

“Platforma boi się odpowiedzialności za to wszystko, co działo się przed i po katastrofie, od pierwszych chwil po tym zdarzeniu, a także przez następne tygodnie, miesiące i lata. To jest uzasadniony strach, ale czekamy na dalsze badania i wyjaśnienia”

300polityka.pl

 

Co studiuje Misiewicz? Szef MON podaje kierunek, który… nie istnieje w szkole ojca Rydzyka

WB, 26.10.2016

Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz.

Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz. (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Antoni Macierewicz twierdzi, że jego młody asystent od października kontynuuje studia „politologiczno-prawnicze” w szkole ojca Rydzyka. Taki kierunek jednak nie istnieje na toruńskiej uczelni.

 

Bartłomiej Misiewicz to postać, której Jarosław Kaczyński zapewne chciałby na zawsze pozbyć się z partii. Inaczej jest w przypadku Antoniego Macierewicza. Przełożony Misiewicza – mimo jego licznych kompromitacji – nadal uważa, że młody polityk dobrze wykonuje swoją rolę.

„Newsweek” ujawnił, że 26-latek – bez wymaganego na takim stanowisku wyższego wykształcenia – został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Ostatecznie wystąpił o zawieszenie funkcji rzecznika MON.

Nieistniejący kierunek

Misiewicz w październiku wrócił na studia, by uzupełnić brak w wykształceniu. Trafił do Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Na jaki kierunek? Tu pojawia się kolejny problem. – Kontynuuje, o ile się nie mylę, studia politologiczno-prawnicze. Tak sądzę, dlatego że taką przekazywał mi informację – mówił Antoni Macierewicz w rozmowie z reporterem TVN.

Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnejwsksim.edu.pl

„Super Express” sprawdził informację szefa MON u źródła. Okazało się, że toruńska szkoła nie oferuje takiego kierunku, co potwierdziliśmy w sekretariacie szkoły. Stopień licencjata można osiągnąć na jednym z trzech kierunków – dziennikarstwie, politologii i kulturoznawstwo. WSKSiM w ogóle nie ma wydziału prawa.

Administratywista? Prawnik?

Na listach wyborczych w ubiegłym roku Misiewcz figuruje jako „administratywista”, a więc absolwent kierunku administracji. Z kolei startując w 2014 roku do Sejmiku województwa mazowieckiego z listy PiS, mówił o sobie, że studiuje prawo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Lista wyborcza PiSpkw.gov.pl

– Kończę studia licencjackie – mówił jeszcze niedawno sam zainteresowany. Wiadomo jednak, że wówczas był już skreślony z listy studentów.

 co-studiuje

gazeta.pl

Seksistowskie uwagi i groźby – powszechny problem posłanek na całym świecie

MACIEJ CZARNECKI, 26 października 2016

AP Photo/Michael Probst

Na zachowanie mężczyzn poskarżyło się ponad 80 proc. ankietowanych parlamentarzystek z 39 krajów. „Problem jest znacznie bardziej powszechny niż nam się wydawało” – konkluduje nowy raport Unii Międzyparlamentarnej.

Badanie przeprowadziła Unia Międzyparlamentarna (IPU) – międzynarodowa organizacja skupiająca parlamentarzystów z całego świata, która właśnie obraduje w Genewie. Autorzy raportu przepytali 55 posłanek z 39 krajów, w tym 18 afrykańskich, 15 europejskich, 10 z regionu Azji i Pacyfiku, 8 amerykańskich i 4 arabskich.

Groźby na Twitterze

Prawie 82 proc. ankietowanych przyznało, że doświadczyło jakiejś formy przemocy psychicznej. Najczęstsze były seksistowskie uwagi (65,5 proc.). Wiele parlamentarzystek skarżyło się jednak także na groźby zabójstwa, gwałtu, pobicia lub porwania (44,4 proc.). Niektóre mówiły o poniżających lub seksistowskich treściach na ich temat, publikowanych w mediach społecznościowych (41,8 proc.) lub tradycyjnych (27,3).

– W ciągu czterech dni otrzymałam na Twitterze ponad 500 gróźb, że zostanę zgwałcona

– zdradziła jedna z europejskich posłanek.

– Dostaję informacje o moim synu: wiek, szkoła, do której uczęszcza, lekcje i tak dalej – z groźbami, że zostanie porwany

– mówiła parlamentarzystka z Azji.

Nie pozwalać na seksizm

– Sondaż przeprowadzono w niewielkiej grupie parlamentarzystek, ale pokazuje on jasno, że problem jest znacznie bardziej powszechny niż nam się wydawało. Środowisko parlamentarzystów powinno głośno potępić seksizm i molestowanie – komentuje Martin Chungong, sekretarz generalny IPU.

– Parlamenty muszą zaprowadzić porządek u siebie, jeśli chcą dawać przykład i powstrzymać dyskryminację i przemoc wobec kobiet w innych obszarach życia – dodaje Chungong.

W raporcie nie ma wyszczególnionych krajów, więc nie wiadomo, czy wypowiadały się również polskie parlamentarzystki. O problemie seksizmu w Sejmie mówiła jednak niedawno posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus.

– Jedną z pierwszych rzeczy, jakie usłyszałam przychodząc do Sejmu, było: „Niezła z ciebie dupeczka”- mówiła Scheuring-Wielgus w programie „Sterniczki w Krytyce Politycznej”.

– Odpowiedziałam równie soczyście i od tamtej pory nie słyszę już takich tekstów – zastrzegła. Dodała, że takie seksistowskie teksty zdarzają się bardzo często.

– Trzeba od razu reagować, żeby nie pozwolić sobie na takie „lekkie” traktowanie. Dziewczyny z Nowoczesnej reagują podobnie jak ja. Nie pozwalamy sobie na tego typu uwagi i tego typu teksty – powiedziała Scheuring-Wielgus.

Raportu IPU można znaleźć tutaj.

poslanki

wyborcza.pl

Platforma tworzy gabinet cieni. W ostatnim szefował „premier z Krakowa”, kto tym razem? Znamy nazwiska

RENATA GROCHAL, 26 października 2016

gabinet cieni

gabinet cieni (Agencja Gazeta / montaż Zuzanna Przywuska)

10 lat temu Platforma próbowała budować gabinet cieni wokół Jana Rokity, który jednak nigdy nie został premierem. Jak będzie tym razem? Na czele stanie Grzegorz Schetyna. Wicepremierami będą Ewa Kopacz i Tomasz Siemoniak. Powstaną ciekawe resorty: ds. polityki senioralnej i samorządu – dowiaduje się „Wyborcza”.

Lider PO Grzegorz Schetyna zapowiedział, że skład gabinetu cieni zostanie ogłoszony w rocznicę powołania rządu Beaty Szydło, czyli 16 listopada.

Każdy minister z gabinetu PiS będzie miał swój „cień” w gabinecie PO, który będzie recenzował jego pracę. Na czele, jako cień premier Szydło, stanie lider partii Grzegorz Schetyna. Tomasz Siemoniak jako wicepremier ma koordynować sprawy dotyczące bezpieczeństwa, Ewa Kopacz – polityki społecznej. Według naszych rozmówców to ma być sygnał, że Kopacz wraca do pierwszego szeregu w PO. Polityk zaangażowany w tworzenie gabinetu podkreśla, że jego zbudowanie nie było łatwe. Platforma ma wielu byłych ministrów z ambicjami, ale musiała szukać efektu świeżości, by uniknąć wrażenia, że wraca stare. Dlatego generalna zasada jest taka, że byli ministrowie nie obejmują swoich dawnych resortów.

Schetyna postawi na kilku młodych polityków

  • Za sprawy zagraniczne ma odpowiadać Rafał Trzaskowski, były wiceminister spraw zagranicznych ds. europejskich. Według zleconych przez PO badań wizerunkowych to najlepiej oceniany polityk Platformy.
  • Ministrem cieni spraw wewnętrznych będzie Borys Budka, były minister sprawiedliwości.
  • Natomiast sprawiedliwość bierze Krzysztof Brejza, 33-letni poseł z Bydgoszczy, członek komisji śledczej ds. Amber Gold. To będzie najmłodszy „cień” w gabinecie PO.
  • Ministrem obrony zostanie Czesław Mroczek, były wiceminister w tym resorcie.
  • Kultura to Rafał Grupiński, były szef klubu PO. Pod uwagę brana jest także Małgorzata Kidawa-Błońska, ale jest ona wicemarszałkiem Sejmu, a Schetyna nie chce dublowania funkcji.

Będzie też grupa całkiem nowych ministrów cieni.

  • Resortem edukacji ma pokierować Elżbieta Gapińska, posłanka z Płocka, członkini sejmowej komisji edukacji.
  • Zdrowiem – Zbigniew Pawłowicz, lekarz i poseł z Bydgoszczy, który według naszych rozmówców ma być „Religą Platformy”.
  • Na czele resortu rolnictwa stanie Dorota Niedziela, posłanka i lekarka weterynarii.

Platforma powoła też dwa ministerstwa cieni, które nie mają swoich odpowiedników w rządzie Beaty Szydło. Chodzi o politykę senioralną i samorząd terytorialny.

  • Za seniorów ma odpowiadać 38-letni poseł Michał Szczerba, który we wrześniu zorganizował w Sejmie konferencję na temat polityki wobec osób starszych. Według Platformy kwestia polityki senioralnej będzie w najbliższych latach jednym z kluczowych zagadnień, bo Polacy są starzejącym się społeczeństwem.
  • Ministrem ds. samorządu ma być poseł Jacek Protas, b. marszałek województwa warmińsko-mazurskiego.

Platforma chce rozdzielić połączone przez PiS rozwój i finanse.

  • Ministrem rozwoju ma zostać Iwona Wendel, była wiceminister infrastruktury i rozwoju w rządzie PO-PSL (chociaż pod uwagę jest brany także senator Waldemar Sługocki).
  • Za finanse odpowiadać ma była wiceminister w tym resorcie Izabela Leszczyna.
  • Infrastruktura to poseł Stanisław Żmijan, członek dawnej spółdzielni Cezarego Grabarczyka.

Nie wiadomo, czy sam Grabarczyk wejdzie do gabinetu cieni. Ciągle nie zapadła decyzja, czy z Ministerstwa Infrastruktury zostanie wydzielone budownictwo. Według naszych rozmówców Grabarczyk stanąłby na jego czele. To on przygotował propozycje dotyczące mieszkań dla młodych w nowym programie PO.

  • Ministrem ds. energii będzie Krzysztof Gadowski, poseł z Rybnika, członek sejmowej komisji ds. energii i skarbu państwa (jego rywalem jest poseł Andrzej Czerwiński, ale jego szanse są mniejsze).
  • Kandydatów na „cienie” ds. środowiska jest dwóch – Gabriela Lenatrowicz, posłanka ze Śląska, była szefowa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, i Stanisław Gawłowski, były wiceminister środowiska. Lenartowicz ma większe szanse, bo Gawłowski jest już sekretarzem generalnym partii, a Schetyna chce zaangażować w prace jak najwięcej osób.
  • „Cieniem” od sportu może zostać były sportowiec, młociarz poseł Szymon Ziółkowski (chociaż brany pod uwagę jest także Adam Korol, to jedyny były minister, który ma szanse wejść do gabinetu cieni na to samo stanowisko).

PO bierze pod uwagę wydzielenie z resortu sportu turystyki – wtedy „cieniem” ds. turystyki zostałby krakowski poseł Ireneusz Raś, członek dawnej spółdzielni Grabarczyka.

  • Ministerstwem Gospodarki Morskiej pokieruje najprawdopodobniej szczeciński poseł Sławomir Nitras, ale pod uwagę jest brany także Tadeusz Aziewicz z Gdyni.

Czy ten pomysł Platformie wypali?

Według dr Anny Materskiej-Sosnowskiej, politolożki z UW, powołanie gabinetu cieni przez PO jest dobrym pomysłem, bo może doprowadzić do monitorowania działań PiS i proponowania alternatywnych rozwiązań.

– To mógłby być wstęp do odgrywania roli opozycji konstruktywnej, a nie totalnej – podkreśla Materska-Sosnowska. Jej zdaniem nazwiska, które maja się znaleźć w gabinecie cieni PO, są ciekawe. – Są starzy, młodzi, byli funkcyjni, różne frakcje, ale widać także otwarcie na nowe twarze, czyli są kanały awansu, co pokazuje przykład posła Szczerby, który od lat zajmuje się polityką senioralną – podkreśla politolożka.

Idea gabinetu cieni wywodzi się z państw o tradycji anglosaskiej. Chociaż występują one także w innych krajach, to najlepiej sprawdzają się w systemach dwupartyjnych, gdy zmiana władzy jest przewidywalna, np. w Wielkiej Brytanii. Zasada jest taka, że ci, którzy przygotowują się do objęcia władzy, potem te stanowiska otrzymują. W Polsce wyglądało to dotychczas nieco inaczej. Pierwszy gabinet cieni został powołany przez Platformę Obywatelską w styczniu 2006 r. Miał monitorować działania rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Na jego czele stanął Jan Rokita, określany ironicznie „premierem z Krakowa”, bo nigdy premierem nie został. Gdzie teraz są „cienie” sprzed 10 lat?

Do gabinetu cieni Rokity weszło 21 osób, z czego tylko kilka – gdy PO doszła do władzy – objęło resorty zgodne z tematyką, jaką zajmowały się wcześniej w gabinecie cieni. Mirosław Drzewiecki u Rokity zajmował się sportem i został ministrem sportu w rządzie Tuska (odszedł z polityki po aferze hazardowej). Ewa Kopacz odpowiedzialna w gabinecie cieni za zdrowie została ministrem zdrowia w rządzie Tuska, później premierem, dziś kandydatką na wicepremiera w nowym gabinecie cieni. Podobnie Krystyna Szumilas – zajmowała się edukacją w gabinecie cieni i została minister edukacji w rządzie Tuska (dziś posłanka PO).

Marek Biernacki w gabinecie Rokity odpowiadał za sprawy wewnętrzne i służby specjalne, ale u Tuska został ministrem sprawiedliwości, dziś jest posłem PO. Zbigniew Chlebowski u Rokity odpowiadał za finanse, później był szefem klubu PO, odszedł z polityki po aferze hazardowej. Waldy Dzikowski – administracja, nie został ministrem, dziś poseł PO; Stanisław Gawłowski – środowisko, były wiceminister środowiska w rządzie Tuska, dziś kandydat na ministra środowiska w gabinecie cieni Schetyny; Aleksander Grad – rolnictwo, były minister skarbu w rządzie Tuska, odszedł z polityki do biznesu; Bronisław Komorowski – sprawy zagraniczne, nie został ministrem w rządzie PO-PSL, były prezydent RP; Julia Pitera – sprawiedliwość, pełnomocnik rządu ds. zwalczania korupcji w rządzie Tuska, dziś europosłanka; Bogdan Zdrojewski – obrona, został ministrem kultury w rządzie Tuska, dziś europoseł.

W marcu 2009 roku powołanie gabinetu cieni zapowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński, ale taki gabinet nigdy nie powstał.

Zobacz: I kto tu rządzi? Czy Grzegorz Schetyna ma jeszcze „granat” w gabinecie?

 

platforma-2

wyborcza.pl

Kijowski: Jestem przekonany, że służby specjalne inwigilują mnie i KOD. Nasze telefony są na podsłuchach

bc, 26.10.2016

Mateusz Kijowski, lider KOD

Mateusz Kijowski, lider KOD (Fot. Łukasz Antczak / Agencja Gazeta)

• Mateusz Kijowski uważa, że KOD-em interesują się służby specjalne
• Lider KOD-u jest przygotowany na to, że „trafi za kratki”
• Uważa, że niektórzy ministrowie „służą obcym mocarstwom”

 

– Jestem przekonany, że służby specjalne inwigilują mnie i KOD. Mamy całkowitą pewność, że nasze telefony są na podsłuchach – mówi Mateusz Kijowski, lider KOD-u w programie „Gość Radia ZET”. – Nie chodzę ze szczoteczką do zębów, ale jestem mentalnie przygotowany, że mogę trafić za kratki – dodaje. Zdaniem Kijowskiego służby specjalnie aktywnie działają wokół niego i członków Komitetu Obrony Demokracji. Wcześniej w rozmowie z Konradem Piaseckim lider KOD stwierdził: – Rządzą nami ludzie, którzy nie wiadomo, komu służą i skąd się wzięli. Wygląda na to, że służą obcym mocarstwom. Dopytywany, o kogo chodzi, stwierdził, że jest dyskusyjne „w czyim interesie działa Macierewicz”.

kijowski

gazeta.pl

ŚRODA, 26 PAŹDZIERNIKA 2016, 10:52
Cvrbx8ZWYAALTty

Tusk w PE: Rosja pracuje energicznie, by podzielić i osłabić Unię Europejską

Unia Europejska nadal nie jest gotowa, by podpisać porozumienie CETA z Kanadą. Ale rozmowy w Belgii – również tego poranka – nadal trwają. Tylko Belgia może zdecydować o belgijskim stanowisku. Jestem pod wrażeniem ich determinacji i zaangażowania w ostatnich godzinach. Mam nadzieję, że Belgia po raz kolejny udowodni, że jest mistrzem budowania konsensusu i wkrótce będziemy mieć porozumienie h – mówił w Parlamencie Europejskim Donald Tusk. Jak podkreślił, szczyt UE-Kanada „nadal może się odbyć” jutro. Tusk wygłosił w Strasburgu wystąpienie podsumowujące ostatni szczyt RE.

Tusk: Po raz pierwszy od roku, spotkanie Rady nie było spotkaniem kryzysowym

Po raz pierwszy od roku, spotkanie Rady nie było spotkaniem kryzysowym. Przepływ imigrantów na wyspy greckie spadł o 98% w porównaniu do tego samego okresu w roku ubiegłym. Nadal jednak nieregularne przepływy imigrantów drogą śródziemnomorską pozostają zbyt wysokie i w istocie nie zmieniły się od dwóch lat. Dlatego skoncentrowaliśmy się tak bardzo na współpracy z Afryką. Liderzy UE zapoznali się z informacjami Wysokiego Przedstawiciela dotyczącymi wysiłków w kontrolowaniu przepływu migrantów w regionie Centralnego Morza Śródziemnego. Dobre podstawy współpracy zostały nawiązane z krajami takimi jak Mali, Senegal, Mali, Niger, Nigeria i Etiopia w sprawie tzw. „porozumień partnerskich”. W grudniu liderzy ocenią pierwsze postępy prac w zakresie realizowania naszego celu, jakim jest powstrzymanie nielegalnej imigracji do Włoch i reszty UE, oraz zapewnienie efektywnego powrotu nieregularnym imigrantom.

Tusk: Rosja pracuje energicznie, by podzielić i osłabić Unię Europejską

Rozmawialiśmy również o Rosji. Liderzy podzielili się indywidualnymi doświadczeniami jeśli chodzi o kampanie dezinformacyjne, cyberatki, wpływ na procesy polityczne w UE i nie tylko, naruszenia przestrzeni powietrznej, podsycanie konfliktów na Ukrainie, na Bałkanach itd. Śledztwo w sprawie MH17 każe zadawać wiele kłopotliwych pytań. Ogólnie, trzeźwo i bez iluzji spojrzeliśmy na całą sprawę. Zwiększanie napięcia z Rosją nie jest naszym celem, my po prostu reagujemy na kroki podejmowane przez Rosję, która energicznie i w skoncentrowany sposób pracuje by podzielić i osłabić UE.

Całe przemówienie można przeczytać tutaj.

 

300polityka.pl

Platforma tworzy gabinet cieni. W ostatnim szefował „premier z Krakowa”, kto tym razem? Znamy nazwiska

RENATA GROCHAL, 26 października 2016

gabinet cieni

gabinet cieni (Agencja Gazeta / montaż Zuzanna Przywuska)

Gdy 10 lat temu Platforma próbowała budować gabinet cieni wokół Jana Rokity, pomysł nie wypalił. Jak będzie tym razem? Na czele stanie Grzegorz Schetyna. Wicepremierami będą Ewa Kopacz i Tomasz Siemoniak. Powstaną ciekawe resorty – ds. polityki senioralnej i samorządu – dowiaduje się „Wyborcza”.

platforma

wyborcza.pl

ŚRODA, 26 PAŹDZIERNIKA 2016

STAN GRY: Ławrow: Tusk to Rusofob, niech UE go nie popiera, GW: Słabnie pozycja Lipińskiego, rośnie Witek, Fakt: Tylko Macierewicz może się postawić prezesowi

— ŁAWROW ATAKUJE TUSKA: TO RUSOFOB, NIECH UE GO NIE POPIERA: “Lavrov said on Tuesday that President Donald Tusk had “taken the liberty” to speak on behalf of all EU members states of an alleged Russian policy to undermine the bloc. Despite his status, Tusk “had made a blatantly Russophobic point, giving the Russophobic assessment of the discussion that took place [during the European Council meeting].”

(…) Lavrov said he believes that “the short-sighted position voiced by Tusk” will not get enough support inside the EU as has negative impact on trade and investment between Russia and Europe”.
https://www.rt.com/news/364043-lavrov-tusk-russia-eu/

— KOMOROWSKI NIE MIJAŁ PRZYPADKOWYCH OSÓB, A BOR ŚLEDZIŁO TUSKA – FRAGMENT NOWEJ KSIĄŻKI MICHAŁA MAJEWSKIEGO.http://300polityka.pl/news/2016/10/25/komorowski-nie-mijal-przypadkowych-osob-a-bor-sledzilo-tuska-fragment-nowej-ksiazki-michala-majewskiego/

— 13 lat temu Waldemar Pawlak ponownie został premierem.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Gliński: Nie potrafię postaci Sławomira Nowaka opisywać w sposób poważny. Z zegarków pewnie będą zbudowane te drogi
Witek: Czasami nie zdążyliśmy się zorientować, że nie jesteśmy już w opozycji
Gliński: Program Miecugowa w TVN-ie jest pełen nienawiści
Gliński o Misiewiczu: To udana zagrywka propagandowa naszych konkurentów
Kijowski: Teraz w Polsce mamy zwierzchność ludzi, którzy nie wiadomo komu służą
Kijowski o blokowaniu ekshumacji przez KOD: Jeśli ktoś nas poprosi, będziemy rozmawiać
Kijowski o deklaracji Wałęsy: Nie uzależniamy naszego sukcesu od poszczególnych osób
Schetyna o kandydacie PO na prezydenta Warszawy: Nie ma decyzji, bo nie ma decyzji o skończeniu kadencji
Schetyna: HGW nie ma prawa uciec i powiedzieć: to nie moja sprawa. Musi pokazać i wyjaśnić swoją sytuację
Schetyna: Gdyby HGW podała się do dymisji, sprawa wynikająca z reprywatyzacji w Warszawie nie zostałaby wyjaśniona
Polityczny plan środy: PBSz w Wielkopolsce, spotkania PO na Mazowszu
http://300polityka.pl/live/2016/10/26/

— NIE ŻYJE PROF. JERZY SZACKI. Wspomina go Adam Michnik: “Jego śmierć to wielka strata dla polskiej humanistyki. Ten wieloletni profesor Uniwersytetu Warszawskiego był jednym z najwybitniejszych historyków idei. (…) W znakomitych esejach podejmował tematy najbardziej trudne, ryzykowne i kontrowersyjne. Był wreszcie człowiekiem wielkiej mądrości, uczciwości i odwagi. Bez Jurka Szackiego polska duchowość będzie uboższa”.

— O PROFESORZE SZACKIM pisze też Adam Leszczyński: “Prof. Szacki zapamiętany będzie przez pokolenia studentów jako autor monumentalnej „Historii myśli socjologicznej”, wydanej po raz pierwszy po angielsku w 1979 r. i stale aktualizowanej. Jako socjolog zajmował się m.in. historią utopii, funkcjonowaniem tradycji w społeczeństwie, ideą konserwatyzmu i kontrrewolucji”.

— 365 DNI DOBREJ ZMIANY – jedynka GPC.

— PREZES KGHM MOŻE STRACIĆ STANOWISKO, SŁABNIE POZYCJA LIPIŃSKIEGO, ROŚNIE WITEK – pisze w GW Jacek Harłukowicz: “Już w piątek Krzysztof Skóra może stracić stanowisko prezesa KGHM. W porządku obrad zbierającej się tego dnia rady nadzorczej jest punkt dotyczący zmian w zarządzie. (…) O jego dymisji decydować mają nie tyle wyniki KGHM, ile polityka; słabnie partyjna pozycja Lipińskiego, rośnie za to innej dolnośląskiej członkini rządu – szefowej gabinetu politycznego premiera – Elżbiety Witek. (…) – Witek od dłuższego czasu spotykała się ze związkowcami, przekonując, że niebawem będą mieli nowego prezesa i to ona go wskaże – mówi „Wyborczej” jeden z dolnośląskich polityków PiS, prosząc o anonimowość”.

— 7% CHCE ZAOSTRZENIA USTAWY ANTYABORCYJNEJ – GW relacjonuje badanie CBOS: “Z sondażu przeprowadzonego przez CBOS w połowie października (na reprezentatywnej próbie 937 dorosłych Polaków) wynika, że zdecydowana większość respondentów (62 proc.) nie chce zmiany obowiązującej ustawy. 23 proc. uważa, że prawo powinno zostać zliberalizowane, a stosunkowo nieliczni – 7 proc. – chce zaostrzenia przepisów”.

— TRZASKOWSKI SIĘ NIE PALI DO KANDYDOWANIA – Iwona Szpala w GW: “Na razie do roli kandydata na prezydenta Trzaskowski się nie zapalił. Kieruje wprawdzie sztabem kryzysowym w ratuszu, ale jego porady na razie trafiają w próżnię”.

— RABIEJ UWAŻA, ŻE TO BŁĄD PO, ŻE HGW NIE ZREZYGNOWAŁA – pisze Szpala: “Podobnie jak inni opozycyjni politycy twierdzi, że PiS nie ma ochoty na przyspieszone wybory, ale na „powolne grillowanie” Hanny Gronkiewicz-Waltz. I dodaje, że PO popełniła polityczny błąd, nie decydując się na skrócenie obecnej prezydentury na początku kryzysu wokół reprywatyzacji”.

— NA LEWICY PRAWDOPODOBNA KANDYDATURA NOWACKIEJ – pisze Szpala: “Do gry o prezydenturę w stolicy włączyć się będzie próbowała też lewica. Grzegorz Pietruczuk, który odszedł w tym roku z SLD i wsparł Inicjatywę Polską, ocenia, że kandydować będą Paulina Piechna-Więckiewicz albo liderka IP Barbara Nowacka. Bardziej prawdopodobna wydaje się ta druga kandydatura”.

— NOWOCZESNA W WARSZAWIE, W PRZECIWIEŃSTWIE DO PO MA CZYSTĄ KARTĘ – Szpala dalej: “Apetyty partii Jarosława Kaczyńskiego to nie jedyny problem PO. Platforma ma coraz silniejszego rywala w Nowoczesnej. To także partia wielkomiejskiego elektoratu, która – w przeciwieństwie do PO – ma czystą kartę”.

— KONTROLA CBA U SASINA TO PRÓBKA WEWNĘTRZNEJ RYWALIZACJI W PIS – pisze jeszcze w GW Iwona Szpala: “Próbka wewnętrznej rywalizacji o Warszawę odbyła się latem, kiedy to podlegające Kamińskiemu CBA, w ramach “rutynowej kontroli”, zajęło się oświadczeniem majątkowym Jacka Sasina. – Nie wiem, ile oświadczeń poselskich poszło pod lupę, ale mówiło się tylko o Jacku. Po co? By zrobić atmosferę – twierdzi polityk PiS”.

— WYBORY LOKALNE STRASZĄ PIS – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “ – Wybory parlamentarne rządzą się innymi prawami – mówi “Rzeczpospolitej” jeden z posłów PiS. – W samorządowych zawsze wypadaliśmy słabiej. Ewentualny słabszy wynik niż w ogólnokrajowych sondażach mógłby być złym sygnałem dla elektoratu w późniejszych wyborach europejskich czy parlamentarnych. Dlatego już teraz trzeba myśleć, co się będzie działo w 2018 r. w wyniku wejścia w życie naszych ustaw, np. reformy edukacji”.

— BEZROBOCIE W POLSCE NAJNIŻSZE OD 25 LAT – tytuł w GW.

— RYSUNEK W SE: Po roku rządów PiS ma 30% a PO 17, Donald wróć!

— TAK MACIEREWICZ ZBUDOWAŁ POTĘGĘ – Mikołaj Wójcik w Fakcie: “Antoni Macierewicz (68 l.) jako jedyny w PiS może postawić się prezesowi, a jego ewentualne wyrzucenie z partii byłoby ogromnym ciosem – to zgodna opinia polityków PiS, którzy wiedzą, co w trawie piszczy. Ich zdaniem właśnie świadomość, jaką siłą dysponuje, zabezpiecza go przed dymisją, na którą ostatnimi decyzjami i wypowiedziami zasłużył. A od wczoraj jego pozycja jest jeszcze mocniejsza – rząd przyjął projekt ustawy powołującej Obronę Terytorialną!”.

— MAREK BEYLIN O OGÓLNOPOLSKIM GNIEWIE – pisze w GW: “Dwudniowe „czarne protesty” tym razem nie były tłumne, ale ujawniły coś bardziej cennego. Wściekłość i strach przed zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej, które 3 października wyprowadziły na ulice morze ludzi, przeobraziły się w ogólnopolski gniew”.

— PROTEST KOBIET ZACIERA PODZIAŁY KLASOWE – dalej Beylin: “Protest kobiet ma wielki atut – zaciera podziały społeczne i klasowe. Odnajdują się w nim Polki biedniejsze i bogatsze, z wielkomiejskich klas średnich i małomiasteczkowych środowisk, sprzedawczynie, pielęgniarki, menedżerki”.

— CZAS PROSZENIA MINĄŁ – pisze Beylin: “Chodzi o to, by prawa kobiet miały mocną reprezentację w przyszłym parlamencie. Bez tego ruch kobiet będzie tylko petentem wobec państwa. Po nastrojach widać, że czas proszenia mija”.

— AMBASADOR WALCZY Z TRYBUNAŁEM – tytuł w GW: “Prof. Andrzej Przyłębski atakuje szefa Federalnego Trybunału Konstytucyjnego za mieszanie się w polskie sprawy. Wcześniej zaś ostro krytykował Niemców i samego prezydenta Gaucka, że mają „zawężone horyzonty” i nie rozumieją zachodzących u nas zmian”.

— CZY PREZYDENT WROCŁAWIA STRACI WŁADZĘ – pisze GPC: “Dolnośląskie media podają, że prawdopodobnie dwójka radnych PO opuści rządzącą w Radzie Wrocławia koalicję Rafała Dutkiewicza z Nowoczesną. Chociaż PO i prezydent Wrocławia dawno już zakończyli płomienny związek polityczny, ten formalny rozwód może zatrząść miastem. Dutkiewicz straciłby bowiem większość, a PiS stałby się największym klubem w radzie miasta”.

— W ZUS PROGRAM 1000+ – tytuł w Fakcie: 45 mln zł na nagrody dla urzędników.

— SŁAWOMIR NOWAK NA JEDYNKACH TABLOIDÓW.

— NOWY PLAN WICEPREMIERA: POLSKA SPRYWATYZUJE BIAŁORUŚ – FAKT.

— RZĄD NIE CHCE RUSZAĆ PRZYWILEJÓW MUNDUROWYCH – Leszek Kostrzewski i Piotr Mączyński w GW: “Czym to się skończy? Łatwo przewidzieć. Z roku na rok trzeba będzie zwiększać wydatki na emerytury. Tymczasem ZUS już wyliczył, że w ciągu pięciu lat zabraknie mu na wypłatę świadczeń nawet 400 mld zł. Gdy PiS obniży wiek emerytalny, dziura będzie większa o kolejne kilkadziesiąt miliardów. PiS zdaje się jednak tym nie przejmować. Najważniejsze jest tu i teraz. A co będzie po nas? Niech się martwią kolejne ekipy”.

— PIS PODNOSI I ZACISKA VAT – Piotr Skwirowski w GW.

— KARCZEWSKI WSYPAŁ MARSZAŁKA – SE: “Trwa zamieszanie wokół wycieczki Marka Kuchcińskiego (61 l.) do Rzymu, w którą zabrał swojego nastoletniego syna. Stanisław Karczewski (61 l.), marszałek Senatu, przekonuje nas, że latorośl Kuchcińskiego wracała wraz ze swoim ojcem do Polski na pokładzie rządowego samolotu. Z kolei biuro prasowe Sejmu, plącząc się w odpowiedziach, upiera się, że Kuchciński i jego syn w Rzymie wsiedli do rejsowego samolotu”.

— DEMOKRACJE DO KONTROLI – pisze w RZ Anna Słojewska: “Europarlament chce dorocznego sprawdzania stanu praworządności we wszystkich państwach Wspólnoty. Krytycy mówią: to naruszanie ich suwerenności”.

— MILIARDY POD CHOINKĘ – tytuł na jedynce RZ: “Przyspieszanie startu sezonu zakupów świątecznych widać co roku. Jednak o ile jeszcze kilka lat temu ruszał on dopiero po 1 listopada, o tyle obecnie już widać w pierwszych sklepach, np. OBI, TK Maxx czy Lidl, ofertę produktów okolicznościowych. – Zwyczaje polskich konsumentów zbliżają się do standardów w krajach zachodnich, gdzie chętnie sięga się po produkty bożonarodzeniowe z dużym wyprzedzeniem – mówi Aleksandra Robaszkiewicz, rzeczniczka Lidl Polska”.

michal-olech

300polityka.pl

Macierewicz tworzy prywatną armię? Rząd zgodził się na powołanie wojsk obrony terytorialnej

Milena Kruszniewska, montaż: Łukasz Carbone, 26.10.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20891303,video.html?embed=0&autoplay=1

Nie będzie Caracali, będą za to Wojska Obrony Terytorialnej. Rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony, który zakłada powołanie Wojsk Obrony Terytorialnej jako samodzielnego rodzaju sił zbrojnych. Mają one uzyskać zdolności operacyjne do prowadzenia typowych działań zbrojnych lądowo-militarnych we współdziałaniu z wojskami operacyjnymi, a także zdolności do prowadzenia działań antykryzysowych i antyterrorystycznych. To ma być odpowiedź na nowe zagrożenia np. na wojnę hybrydową. Pomysł ostro krytykuje opozycja. Platforma Obywatelska akcentuje, że powstanie formacja, która będzie miała ‚niewielkie’ znaczenie wojskowe, a pochłonie ‚olbrzymie’ środki przeznaczone na obronę.

nie-bedzie

macierewicz

wyborcza.pl

EWA SIEDLECKA

Co Ziobro i Szydło proponują w sprawie reprywatyzacji? Spektakl kontrolowany

26 października 2016

Premier Beata Szydło wystąpiła na wspólnej konferencji prasowej z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro

Premier Beata Szydło wystąpiła na wspólnej konferencji prasowej z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Reprywatyzacyjna speckomisja PiS nie potrzebuje dodatkowych uprawnień – dzisiejsze prawo wystarczy. Ale PiS potrzebuje spektaklu, ludzie zresztą też. Najważniejsze, że będzie się można od niego odwołać do sądu.

Ministerstwo Sprawiedliwości ujawniło we wtorek założenia zapowiadanej przez rząd PiS komisji weryfikacyjnej, która ma przywrócić sprawiedliwość w sprawie reprywatyzacji w Warszawie. O projekcie na konferencji prasowej mówili premier Beata Szydło i minister Zbigniew Ziobro. Z założeń wynika, że komisja ma spełnić dwie role.

Pierwsza: dać ludziom poczucie, że reprywatyzacyjni oszuści i wyłudzacze zostaną obnażeni i napiętnowani, oraz że zostanie im wymierzona sprawiedliwość. I druga, już nie spektakularna rola: posłanie do prokuratury i sądów zebranych materiałów, z których będą one miały ową sprawiedliwość ulepić.

I to jest dobra wiadomość. Oznacza bowiem, że PiS, nasyciwszy się spektaklem, zamierza uszanować konstytucyjne zasady państwa prawa, z prawem do sądu i do odwołania się od decyzji władzy publicznej.

Spektakl

Działania komisji mają być jawne. a więc będą mogły być transmitowane w internecie, czy w telewizji – jak obrady sejmowych komisji śledczych. Można się spodziewać, że tak będzie przynajmniej w tych sprawach, które komisja weźmie na warsztat na początku. Zapewne takich, jak sprawa niesłusznie zwróconej działki przy Pałacu Kultury, czy kamienicy odzyskanej przez rodzinę Hanny Gronkiewicz-Waltz. Taki spektakl nie będzie sprzyjał merytoryczności i sprawności pracy. Ale ostatecznie jawność będzie zaletą. Skoro każdy – w tym dziennikarze – będzie miał dostęp do posiedzeń komisji i wytworzonych tam dokumentów, to będzie nad jej działalnością kontrola społeczna, której nie ma w przypadku działań prokuratury, a także zwykłego organu administracji.

Komunikat ministerstwa sprawiedliwości nazywa komisję „nadzwyczajnym organem administracji”. Do jego składu swoich przedstawicieli mają wybrać wszystkie ugrupowania parlamentarne. Taki polityczny dobór nie wróży dobrze. Na szczęście, partie nie muszą wskazywać jako swoich przedstawicieli samych parlamentarzystów. Wymogi, oprócz nieposzlakowanej opinii, to „wyższe wykształcenie prawnicze lub niezbędna wiedza w dziedzinie gospodarowania nieruchomościami i racjonalnego wykorzystywania zasobów majątku państwowego.”

Prawo

Komisja ma działać na podstawie przepisów kodeksu postępowania administracyjnego: prowadzić postępowanie i wydawać decyzje administracyjne. Ale ma dostać jakieś – nie wyjaśnione bliżej – specjalne uprawnienia. Ministerstwo przekonuje, że nadzwyczajny organ jest konieczny, bo inaczej to warszawski ratusz musiałby weryfikować własne decyzje, czyli sam siebie kontrolować.

Z pewnością kontrola zewnętrzna będzie dla ludzi bardziej wiarygodna od wewnętrznej. Natomiast prawny argument ministerstwa dla konieczności utworzenia specjalnego trybu badania legalności decyzji reprywatyzacyjnych jest już naciągany. Ministerstwo twierdzi, że możliwości wznowienia postępowania lub stwierdzenia nieważności na podstawie obowiązujących art. 145 i 156 kodeksu postępowania administracyjnego „są mocno ograniczone ze względu na stosunkowo wąskie i niedostosowane do zaistniałej sytuacji przesłanki materialne. Ponadto, w stosunku do wielu decyzji zastosowanie tych trybów nadzwyczajnych nie jest możliwe ze względu na znaczny upływ czasu”.

Jednak według tych przepisów uchylać można decyzje do dziesięciu lat wstecz. Większość kwestionowanych dziś publicznie decyzji reprywatyzacyjnych mieści się w tym czasie. A w przypadku oparcia decyzji na fałszywych dowodach, czy wydania jej w wyniku przestępstwa, nie ma żadnych ograniczeń czasowych. Wszystkie nagłośnione dziś przypadki dzikiej reprywatyzacji spokojnie zmieszczą się w ramach wymienionych wyżej artykułów, które pozwalają na uznanie decyzji za nieważną. Mało tego: dla unieważnienia takiej decyzji nie trzeba dziś nawet formalnego stwierdzenia sfałszowania dowodu lub popełnienia przestępstwa, jeśli te okoliczności są „oczywiste, a wznowienie postępowania jest niezbędne dla uniknięcia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia ludzkiego albo poważnej szkody dla interesu społecznego” (art. 145 par. 2 kpa).

Ale PiS woli udawać, że bez speckomisji ze specjalnymi uprawnieniami nadużyć reprywatyzacyjnych rozliczyć i naprawić się nie da.

I niech mu będzie.

Jeśli tylko komisja przyczyni się do sprawniejszej kontroli reprywatyzacji – większej szkody dla systemu prawnego z rozwiązywania problemu specustawą nie będzie. Bo najważniejsze, że jej decyzje zweryfikuje sąd. Państwu prawa stanie się więc zadość. Oczywiście, można się spodziewać, że komisja, by się wykazać przed publicznością, zakwestionuje jakieś decyzje na wyrost, czy na wyrost wymierzy finansową karę reprywatyzacyjnemu oszustowi, który już sprzedał nieruchomość, więc nie można mu jej odebrać. Wtedy sąd, który to zakwestionuje, będzie „tym złym”.

Ale tak działa czasami i prokuratura, kierując do sądów akty oskarżenia „na wyrost” – to też patologia. I sądy takich „na wyrost” oskarżonych uniewinniają, biorąc na siebie ewentualne oburzenie publiczności.

Wezmą i teraz.

pis

wyborcza.pl

Nie tylko Ameer twierdzi, że ABW chce go wydalić za to, że odmówił współpracy

Paweł Figurski, Jarosław Sidorowicz, 26 października 2016

Pikieta w obronie Ameera Alkhawlany'ego przed Collegium Novum UJ w Krakowie. 13 październik br.

Pikieta w obronie Ameera Alkhawlany’ego przed Collegium Novum UJ w Krakowie. 13 październik br. (MICHAŁ ŁEPECKI)

Irakijczyk Ameer Alkhawlany, doktorant na Uniwersytecie Jagiellońskim, twierdzi, że ma zostać wydalony z Polski, bo odmówił współpracy z ABW. Agencja uważa go za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, ale dowody utajniła nawet przed jego obrońcą.

Od trzech tygodni 30-letni Alkhawlany siedzi w areszcie ośrodka dla cudzoziemców w Przemyślu. Na początku października zatrzymała go Straż Graniczna, gdy szedł w Krakowie na uczelnię.

W Polsce jest od dwóch lat, miesiąc przed zatrzymaniem przedłużono mu pobyt czasowy. Przyjechał z Iraku, gdzie zaczął studia. Na UJ wybrał Wydział Biologii i Nauk o Ziemi. Przyjęto go na studia doktoranckie, dostał stypendium polskiego rządu.

Irakijczyka zatrzymano z powodu wniosku szefa ABW o wydalenie z Polski. „Podstawą wydania decyzji była taka okoliczność, że zachowanie cudzoziemca stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej” – uzasadnił sąd.

O jakie zagrożenie chodzi, sąd nie wyjaśnił, bo materiały Agencji są tajne.

Współpraca albo deportacja
Ameer twierdzi, że ABW nakłaniała go do współpracy od połowy lipca, gdy kończyła mu się zgoda na pobyt czasowy i starał się o jego przedłużenie. Było to podczas ostatnich przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, gdy służby specjalne interesowały się cudzoziemcami, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu.

Odebrałem telefon, że mam się stawić na rozmowę. Podano mi adres w Krakowie. Rozmawiałem z dwoma mężczyznami, pytali o życie moje i moich braci, którzy studiują w Niemczech i w Polsce, i o moje starania o przedłużenie pobytu w Polsce. Usłyszałem, że decyzja zależy od moich rozmówców. Stwierdzili, że dadzą mi zadanie do wykonania i jeśli będę współpracował, to odpowiedź w sprawie dalszego pobytu będzie pozytywna – opowiadał nam Ameer przez telefon z ośrodka w Przemyślu.

Relacjonował, że agenci spotkali się z nim jeszcze dwukrotnie w Krakowie i Warszawie. Chcieli, by poszedł do krakowskiego meczetu zbierać informacje o Irakijczykach i Kurdach mieszkających w Polsce. Ameer odmówił: – Powiedziałem, że nie chcę tam iść, bo nie jestem religijny. I że nie będę mówił o innych, najwyżej o sobie.

Twierdzi, że na drugi dzień po zatrzymaniu odwiedzili go w areszcie ci sami agenci i ostro oznajmili, że stracił szansę na pobyt, bo nie chciał współpracować.

Ameer opowiedział mi o tym podczas pierwszej wizyty po zatrzymaniu. Nadal jestem zbulwersowany – mówi adwokat Marek Śliz. Wystąpił do ABW o odtajnienie materiałów, by poznać powody zatrzymania, co pozwoliłoby mu bronić Irakijczyka. Agencja go zbyła – niech się zwróci do sądu i prokuratury. Biuro prasowe ABW odmówiło nam komentarza.

W obronie Ameera już kilkakrotnie odbyły się demonstracje w Krakowie i Warszawie, m.in. przed siedzibą ABW. Pracownicy UJ prosili o interwencję ministra nauki Jarosława Gowina, premier Beatę Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę. Odpowiedział tylko sekretarz stanu w resorcie nauki, powtarzając ogólny argument ABW.

Piotr Niemczyk, były zastępca szefa UOP, dziś ekspert ds. bezpieczeństwa, mówi, że dla służb nie ma znaczenia, czy postępują etycznie, bo muszą być skuteczne. Ale dodaje: – Jeśli rzeczywiście ten człowiek odmówił współpracy, ma być wydalony z Polski, a teraz publicznie opowiada o próbach werbunku – świadczy to o małym profesjonalizmie służb. Wolałbym, by po odmowie pozostał w Polsce, bo mielibyśmy pewność, że nie ujawni metod służb.

Służby łowią cudzoziemców
Ameer Alkhawlany nie jest jedynym obcokrajowcem, który twierdzi, że ABW domagało się wydalenia go z kraju, bo nie chciał podjąć współpracy ze służbami specjalnymi.

Marokańczyk Chakib Marakchi opowiadał o tym sześć lat temu reporterce „Wyborczej”. Jego historię Małgorzata Kolińska-Dąbrowska opisała w reportażu „Polski paragraf 22”.

Chakib studiował na Politechnice Krakowskiej, chciał robić tam doktorat. I, jak twierdził, też straszono go deportacją. Nie dostał zgody na dalszy pobyt w Polsce, bo według ABW zagrażał bezpieczeństwu państwa. Dokumenty z Agencji były objęte tajemnicą.

O tym, że zagraża bezpieczeństwu kraju, dowiedział się dwa lata temu obywatel Azerbejdżanu Azar Orujov. Powodów nie znał, bo materiały z ABW były tajne. Wcześniej przez dwa lata wzywano go na spotkania z agentami, a ich treść kazano mu zachować w tajemnicy. – Nigdy nie widziałem protokołów z tych rozmów – mówił „Wyborczej”.

Wszystko tajne
Art. 6. ustawy o cudzoziemcach daje prawo organom decydującym o ich pobycie do odstąpienia od uzasadnienia, jeśli wymagają tego względy obronności, bezpieczeństwa państwa lub ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego. Zdaniem rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara jest to sprzeczne z prawami człowieka i prawem europejskim: – Przeprowadza się procedury wydaleniowe w taki sposób, że wszystkie materiały są tajne i nigdy żaden adwokat i klient nie są w stanie dowiedzieć się, jakie argumenty stoją za taką decyzją. Jest jakaś notatka ABW, znana tylko sędziemu, urzędowi ds. cudzoziemców i Straży Granicznej. Nie mamy systemu, który pozwoliłby chronić bezpieczeństwo państwa, a z drugiej strony dawałby prawa osobie, której sprawa dotyczy.

Półtora miesiąca temu RPO wystąpił do szefa MSWiA o zmianę przepisów. – Poinformowano mnie, że sprawa jest skomplikowana i ministerstwo przedłuża termin jej rozpoznania – mówi Bodnar.

Prawo powinno przewidywać jakąś formę zapoznania się z zarzutami, jakie postawiono cudzoziemcowi. Rozwiązaniem jest powołanie specjalnego pełnomocnika, który mógłby zajrzeć we wszystkie dokumenty i próbować podważyć wątpliwości bez zdradzania klientowi szczegółów wrażliwych dla bezpieczeństwa – uważa Jacek Białas, prawnik współpracujący z Helsińską Fundacją Praw Człowieka w ramach Programu Pomocy Prawej dla Uchodźców i Migrantów.

Nieprofesjonalna ABW?
Piotr Niemczyk, były zastępca szefa UOP, dziś ekspert ds. bezpieczeństwa: – To niełatwa sytuacja, także z punktu widzenia służb. W przypadku cudzoziemców często dysponują one danymi od innych wywiadów i oczywiście nie chcą ujawniać nie tylko tych danych, ale również faktu współpracy z agencjami obcych państw.

Według Niemczyka „jedyne wyjście to mieć profesjonalne służby, do których ma się zaufanie, a nie ciągłe wątpliwości, czy nie ułatwiają sobie pracy i nie idą na skróty”. – Potrzebny jest dobry system rekrutacji i skuteczna kontrola ich działania – podkreśla.

Na razie sąd odwoławczy utrzymał w mocy trzymiesięczny areszt dla Irakijczyka. Od tej decyzji nie ma już odwołania. Teraz bitwa toczyć się będzie wokół decyzji o deportacji Ameera – jego adwokat złożył już wniosek w Urzędzie ds. Cudzoziemców. Jego rozpatrywanie może potrwać kilka miesięcy, a jeżeli Urząd nie zmieni zdania, Irakijczyk zostanie wydalony z Polski. Obrońca może jeszcze złożyć skargę do sądu administracyjnego, ale nie wstrzymuje ona procesu deportacji.

nie-tylko

wyborcza.pl

Mateusz Kijowski ostro uderza w PiS: Mamy zwierzchność ludzi, którzy nie wiadomo, komu służą

Mateusz Kijowski bardzo ostro odniósł się do ostatniej aktywności Antoniego Macierewicza i rządu PiS.
Mateusz Kijowski bardzo ostro odniósł się do ostatniej aktywności Antoniego Macierewicza i rządu PiS. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

– Mamy zwierzchność ludzi, którzy nie wiadomo, komu służą. Prowadzonych jest wiele dyskusji o tym, w czyim interesie działa Antoni Macierewicz – mówił lider Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski w wywiadzie udzielonym w środowy poranek Radiu ZET. – Jego działania służą głównie naszemu wschodniemu sąsiadowi – ocenił.

W ten sposób Mateusz Kijowski odniósł się do pytania prowadzącego wywiad Konrada Piaseckiego o przedstawioną jakiś czas temu opinię, iż „niepodległość Polski jest zagrożona”. – Wygłosiłem takie zdanie i trochę się z nim zgadzam – stwierdził szef Komitetu Obrony Demokracji. Jego zdaniem, niepodległość jest dziś zagrożona w podobny sposób, co w czasach PRL. Gdy nie było zagrożenia na granicach, ale władza nie służyła przede wszystkim narodowi.

Na antenie Radia ZET Mateusz Kijowski odniósł się też do pojawiających się coraz częściej opinii, iż formuła w jakiej działa jego ruch już się wyczerpała. – Są tacy, którzy bardzo by tego chcieli – odpowiedział. – KOD się rozwija, rośnie, organizuje się – podkreślił. I przypominał, że „media rządowe” już w styczniu ogłaszały, iż KOD się skoczył. Zdaniem Kijowskiego, o dobrej kondycji Komitetu może świadczyć szczególnie fakt, iż nadal masowo zapisują się do niego nowi członkowie.

Mateusz Kijowski skomentował także ostrzeżenia przed zaplanowanym na 11 listopada w Warszawie marszem KOD, które od dłuższego czasu wygłasza minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. – On zafiksował się na idei krwiożerczego KOD – stwierdził. Kijowski podkreślił, iż członkowie Komitetu nie zamierzają wchodzić w drogę prawicy. Dlatego też na marsz KOD wybrano miejsca położone daleko od tych, w których Narodowe Święto Niepodległości obchodzić będą narodowcy, oraz sympatycy Prawa i Sprawiedliwości.

mateusz-kijowski

naTemat.pl

ŚRODA, 26 PAŹDZIERNIKA 2016, 08:23

Kijowski: Teraz w Polsce mamy zwierzchność ludzi, którzy nie wiadomo komu służą

– Teraz mamy zwierzchność ludzi, którzy nie wiadomo komu służą. Nie wiadomo skąd się wzięli, wywołują jakieś międzynarodowe afery. Mam wątpliwości, w czyim interesie działa Antoni Macierewicz, można dyskutować na temat tego co robi świadomie, co celowo, ale z całą pewnością jego działania służą naszemu wschodniemu sąsiadowi – mówił w „Gościu Radia ZET” Mateusz Kijowski.

08:19

Kijowski o blokowaniu ekshumacji przez KOD: Jeśli ktoś nas poprosi, będziemy rozmawiać

– Nie było na razie takich rozmów. Jeśli ktoś nas poprosi, to będziemy rozmawiać. Ja powiem tak: Jedno jest niezwykle ważne przy naszych działaniach, abyśmy nie sprawiali wrażenia – i tego nie robili – żeby nie wyglądało, że coś zawłaszczamy. My nie chcemy zbijać kapitału na ekshumacjach, na czarnych protestach. My wspieramy ludzi tam, gdzie to jest potrzebne, zgodne z naszymi wartościami. Na pewno nie będziemy się wpychali na siłę – mówił o pomyśle blokownia niektórych ekshumacji przez KOD Mateusz Kijowski w „Gościu Radia ZET”.

08:09
kijowski2

Kijowski o deklaracji Wałęsy: Nie uzależniamy naszego sukcesu od poszczególnych osób

– My nie uzależniamy naszego sukcesu od poszczególnych osób. Współpracujemy ze wszystkimi, którzy szanują wartości demokratyczne. To jego decyzja, jego polityczna droga – mówił w „Gościu Radia ZET” Mateusz Kijowski o deklaracji Lecha Wałęsy o współpracy z PO.

300polityka.pl