Kalukin: Nadchodzi druga faza rewolucji PiS
Głośne procesy polityczne będą drugim etapem rewolucji PiS. Jarosław Kaczyński osobiście to zapowiedział. Aby je umożliwić, należało wcześniej zniszczyć Trybunał Konstytucyjny.
W poniedziałkowym występie Jarosława Kaczyńskiego w TVP Info znalazła się czytelna zapowiedź. Prezes – jak to on, czyli naokoło – opowiadał coś o tym, iż rządząca PO próbowała dokonać „anihilacji” ówczesnej opozycji. Westchnęło się wtedy prezesowi, że teraz trzeba będzie te smutne prawdy ujawniać. Także – dodał – „w trybie procesowym”. Prościej nie dałoby się już tego wyrazić. Wkraczamy w epokę procesów politycznych!
Zmiana
Wedle propagandy PiS w Trybunale Konstytucyjnym okopały się siły starego reżimu, które pragną zablokować „zmianę”. Rządowi rozchodzi się więc o to, aby sądownictwo konstytucyjne owej sitwie odebrać. Czy PiS dysponuje alternatywną wizją działania tej instytucji? Nic na to nie wskazuje.
Ze zgłoszonych dotąd propozycji jasno wynika, że Jarosława Kaczyńskiego TK w roli ustrojowej instytucji w najmniejszym stopniu nie interesuje. W przypływie dobrego humoru byłby pewnie gotowy zrzec się jakiejkolwiek kontroli nad nim. Pod jednym wszakże warunkiem – wcześniej musiałoby się odbyć głębokie czyszczenie kompetencyjne Trybunału. Do tego stopnia głębokie, aby produkcji legislacyjnej oczyszczony TK nie zagrażał bardziej, niż powiedzmy statystyczny królik w sałacie.
Trybunalska masakra piłą konstytucyjną
Należałoby więc zadać pytanie, jakim to zmianom już stanął na przeszkodzie bądź mógłby stanąć w niedalekiej przyszłości Trybunał Konstytucyjny? W imię czego mamy akceptować rajd po konstytucyjnej bandzie oraz wiążące się z tym gwałtowne obniżenie pozycji międzynarodowej Polski? W tej kwestii liderzy PiS są raczej wstrzemięźliwi. Pani premier raz oświadczyła, że Trybunał już sobie ostrzył zęby na zablokowanie „500 plus”, choć sama pewnie nie wierzyła w tę propagandową bujdę. Słusznie została wyśmiana, więc dziś już nie porywa się na kolejne tego typu spekulacje – że Trybunał mógłby np. obalić podatek bankowy, niższy wiek emerytalny, darmowe leki dla emerytów, wyższą kwotę wolną od podatku i stawkę godzinową, niższy CIT itd.
Z drugiej strony nie ulega przecież wątpliwości, że w najbliższych miesiącach sędziowie faktycznie dokonają trybunalskiej masakry piłą konstytucyjną na ustawach o prokuraturze, mediach publicznych, służbie cywilnej i mediach publicznych. Rząd tych wyroków naturalnie nie uzna, za to usłyszymy raz jeszcze, że oto, proszę państwa, kolejny dowód na umoczenie trzeciej władzy, która zoologicznie nienawidzi obozu patriotycznego i pragnie zablokować wszelkie zmiany, ale na szczęście urwało się koryto i mogą sobie tylko kłapać bezzębną szczęką. Za potoczystą propagandą umknie oczywiście to, co najważniejsze – że owe niekonstytucyjne ustawy z perspektywy obywateli nie są żadną zmianą. Każda z nich służy wyłącznie wzmocnieniu kontroli PiS nad państwem i obywatelami, czyli przygotować ma odpowiedni grunt dla prawdziwie wytęsknionej „zmiany”. O której tyle słyszymy, lecz nic konkretnego na jej temat nadal nie wiemy.
Czytaj także: Nie będzie spotkania Obama – Duda
I zapewne już się nie dowiemy. Z prostej przyczyny – żadnej wunder-zmiany PiS tak naprawdę nam nie szykuje. Poszło „500 plus” i na więcej liczyć nie należy. Całe gadanie o „zmianie” to tylko propaganda, idąca naprzeciw nastrojom społecznym, które podlewane przez osiem lat ciepłą wodą z kranu mocno zwiędły.
Czego nie potrafi Kaczyński?
Coś się zacięło, coś się skończyło, każdy (poza PO) instynktownie dziś wyczuwa, że Polskę trzeba ułożyć na nowo, ale pominąwszy ideologiczne gotowce typu „zróbmy sobie Skandynawię” (Partia Razem) nikt na serio nie ma pojęcia, co i jak zmienić. Dotyczy to również (czy raczej – przede wszystkim) Jarosława Kaczyńskiego, który jest człowiekiem rozlicznych talentów, który grę polityczną uprawia z maestrią, który potrafi(ł) zdobywać publicystyczne szczyty swymi sugestywnymi diagnozami stanu państwa, lecz akurat nigdy nie posiadł i pewnie już nie posiądzie umiejętności, która kreuje mężów stanu. Otóż nie potrafi zaadaptować swych przeświadczeń i intuicji w procesie rządzenia.
Jeszcze w latach 90., gdy był seryjnym akuszerem kilku rządów, nie potrafił inspirować ich praktyczną myślą państwową (nawet zmitologizowaną na prawicy lustrację ’92 nie on przecież wymyślił, a nawet miał do niej stosunek ambiwalentny). Dekadę temu zahipnotyzował pół Polski wizją IV RP, lecz jak przyszło co do czego, to okazało się, że inwencji starczyło mu na rozwiązanie WSI, powołanie CBA i uchwalenie lustracji. Potem Kaczyński już nie bardzo wiedział, co robić dalej, więc poszedł banalną drogą poprzedników i po prostu zaczął administrować państwem. Gdyby nie absurdalna akcja w Ministerstwie Rolnictwa, być może dociągnąłby jako administrator do końca kadencji.
Poseł Kaczyński – a przy okazji nadprezydent, nadpremier i nadprokurator generalny (pod koniec roku również nadprezes Trybunału Konstytucyjnego) – takie rzeczy po prostu wie. Są suwerenowie równi i równiejsi, a Jarosław Kaczyński suwerenem najrówniejszym pośród równych.
Zdobyć i skolonizować Polskę
Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Doprawdy nic nie wskazuje, aby gwałtowna kumulacja władzy w pierwszych miesiącach rządów PiS miała być szykowaniem gruntu pod „zmianę”. Trybunał Konstytucyjny nie został zaatakowany dlatego, że zagrażał jakimś doniosłym reformom. Na nic mądre wywody nadwornych intelektualistów z orbity PiS, że stawką w wojnie z TK jest adaptacja koncepcji Monteskiusza do realiów XXI wieku albo że czystka personalna ma głębokie filozoficzne uzasadnienie i jest niezbędna w reformie instytucji. To przecież bujdy na resorach i mydlenie oczu, a dla każdego normalnego, nie dzielącego włosa na czworo sympatyka PiS jest oczywiste, że chodzi tak naprawdę o to, aby (przepraszam za wulgarną dosadność, ale to słowo najlepiej wyraża panującą emocję) „zajebać”. Niestety, tego arcysłusznego procederu nie da się uprawiać w normalnym państwie szanującym reguły liberalnej demokracji, gdzie władza polityczna podlega sądowej kontroli, a prokuratura zamiast realizować wolę suwerena po prostu ściga przestępców. Można to czynić tylko w państwie zdobytym i skolonizowanym.
Czytaj także: Zamiast logiki – zamachy, spiski i cuda. Oto prawicowa wyobraźnia
W trybie procesowym
W poniedziałkowym występie Jarosława Kaczyńskiego w TVP Info znalazła się zresztą czytelna zapowiedź. Prezes – jak to on, czyli naokoło – opowiadał coś o tym, iż rządząca PO próbowała dokonać „anihilacji” ówczesnej opozycji. Westchnęło się wtedy prezesowi, że teraz trzeba będzie te smutne prawdy ujawniać. Także – dodał – „w trybie procesowym”. Prościej nie dałoby się już tego wyrazić. Wkraczamy w epokę procesów politycznych!
Wypadałoby oczywiście spytać, skąd poseł Kaczyński ma taką wiedzę? Czyżby sam jako poszkodowany składał zawiadomienia o przestępstwie? Ale żarty na bok. Poseł Kaczyński – a przy okazji nadprezydent, nadpremier i nadprokurator generalny (pod koniec roku również nadprezes Trybunału Konstytucyjnego) – takie rzeczy po prostu wie. Są suwerenowie równi i równiejsi (to już ogłosił w Otwocku pan prezydent), a Jarosław Kaczyński suwerenem najrówniejszym pośród równych.
Toteż jeśli idzie na rujnującą wojnę z grupką sędziów, którzy mogliby mu ulubione zabawki odebrać, to przecież nie po to, aby skromnie się nimi bawić przy biureczku na Nowogrodzkiej – lecz po to, aby czynić z nich donośny użytek. Statystyczny suweren może więc tego jeszcze nie wie, ale już zaraz się dowie, że jego wolą będzie teraz wsadzanie za kraty tych, którzy narazili się prezesowi. Winnych czy niewinnych – to rzecz drugorzędna, po cóż zawracać sobie głowę rzemiosłem ministra Ziobro? Nie chodzi o didaskalia, chodzi o zmiany.
Pytanie, czy suwerenowi taka propozycja jego własnej woli przypadnie do gustu. Ważne, bo od tego przecież zależy dalszy rozwój wypadków.
Tomasz Lis: Czy wzorem Brexitu PiS szykuje nam Polxit?
Wyjście Polski z Unii Europejskiej? Absolutna bzdura – odpowie każdy w miarę poważny polityk rządzącej partii. Ale każdy poważny polityk europejski widzi na własne oczy, że Polxit ma miejsce.
Wielkie obawy budzi po obu stronach Atlantyku perspektywa wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, zwanego Brexitem. Mniej emocji budzi pełzający Polxit, który dzieje się na naszych oczach za sprawą PiS. Wyjście Polski z Unii Europejskiej? Absolutna bzdura – odpowie każdy w miarę poważny polityk rządzącej partii. Ale każdy poważny polityk europejski widzi na własne oczy, że Polxit ma miejsce. Na razie w sensie ewakuacji ze świata wartości, w którym respektowane są fundamenty państwa prawa, trójpodział władz i obywatelskie wolności. Za sprawą kaprysu pana Kaczyńskiego Polska oddala się od tego, co jest istotą Unii Europejskiej – od wspólnoty wartości. I przesuwa się w stronę standardów dotychczas bardziej kojarzonych z Mińskiem niż z Warszawą.
Czy jest to wstęp do wyjścia z Unii? Nie, póki płyną z niej do Polski wielkie pieniądze. PiS może obrażać zwolenników KOD, ale nie widzi go, przynajmniej na razie, jako zagrożenia dla swej władzy. Gdyby jednak w Warszawie pojawili się pozbawieni dopłat rolnicy i górnicy z kopalń, które plajtują, bo Bruksela nie zgadza się na dalszą publiczną pomoc dla nich, tron Kaczyńskiego gwałtownie by się zachwiał. On doskonale o tym wie. Czyli nie ma zagrożenia? Dziś nie, jutro i pojutrze może być ogromne.
Czytaj także: Wojsko Macierewicza
(…) Za kilka tygodni do Europy przyleci prezydent Obama. Nie przez przypadek spotka się z dwoma politykami. Z Davidem Cameronem i Angelą Merkel. Oboje będzie chciał wzmocnić (…). Sojusznikiem Niemiec przestajemy być szybko, wiarygodnym partnerem Unii przestajemy być błyskawicznie. Autorytarne hobby Kaczyńskiego i jego pokraczne „wstawanie z kolan” to kiepski powód do niszczenia nie tylko fundamentów naszej demokracji, lecz także do niszczenia fundamentu naszej międzynarodowej pozycji. (…)
Gdzie te “wartości chrześcijańskie”? Pawłowicz w materiale TVN wyparła się tego, że ma siostrę
Posłanka Krystyna Pawłowicz pytana przez Filipa Chajzera o rodzinę, zaprzeczyła, jakoby miała siostrę. Dziennikarz wyjaśnił potem, że kobiety nie utrzymują kontaktu. A o siostrze parlamentarzystki PiS zrobiło się głośno, bo… poszła w marszu Komitetu Obrony Demokracji.
“Tajemnicę rodziny Pawłowicz” zdradził tydzień temu Jarosław Kurski z “Gazety Wyborczej”. Jak napisał, na jednej z manifestacji KOD podeszła do niego kobieta, która przedstawiła się jako siostra Krystyny Pawłowicz. Nic więcej o niej nie wiadomo, ale już z samego faktu, że siostra posłanki uczestniczy w marszach “obrońców demokracji”, można wysnuć wniosek, że w rodzinie raczej nie ma zgody i jednomyślności.
Teraz sprawa ma swój ciąg dalszy. Oto bowiem Filip Chajzer z “Dzień Dobry TVN” w materiale o rodzinach polityków postanowił umieścić wypowiedź prof. Pawłowicz. Odpowiedź na zadane przez niego pytanie okazała się zaskakująca. Pawłowicz wyparła się tego, że ma siostrę. Dopiero w dalszej części materiału można się było dowiedzieć, że posłanka nie utrzymuje kontaktu zarówno z siostrą, jak i z bratem.
Choć trudno oceniać rodzinne relacje Pawłowicz, reakcja, jaką zaprezentowała w kontakcie z Chajzerem, szokuje. Fakt, że Pawłowicz wypiera się siostry, mówi wiele o deklarowanym przez nią przywiązaniu do wartości rodzinnych i chrześcijańskich.
Bo w zupie nie było krwi [KRASTEW]
Lech Wałęsa (Fot. Agata Grzybowska/AG)
Ur. w 1965 r., bułgarski politolog, publicysta, szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i wykładowca w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu.Wschodnioeuropejskie antykomunistyczne rewolucje uznaje się za najlepsze przykłady transformacji. Przeważnie bezkrwawe, wyprodukowały przy okazji dwóch laureatów Pokojowego Nobla. Pierwszą odebrał Lech Wałęsa, przywódca dziesięciomilionowej „Solidarności”, w 1983 roku. Siedem lat później szef Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Michaił Gorbaczow został uhonorowany za to, że miał odwagę przyjąć do wiadomości moralne, polityczne i ekonomiczne bankructwo reżimu.Wałęsa, który został pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem Polski, Gorbaczow – ostatni przywódca ZSRR. Obaj stali się najsilniejszymi symbolami 1989 roku. Dziś jednak ich bohaterski status jest podważany. Gorbaczow został oskarżony o zdradę własnego kraju, Wałęsa – o zdradę kolegów z opozycji.
W Rosji Putina niechęć do 1989 roku jest tak silna, że gdy słynny reżyser i kremlowski lojalista Nikita Michałkow określił politykę Gorbaczowa mianem „prawdziwej zbrodni”, ludzie uznali to za zwykłe stwierdzenie faktu. Newsem była natomiast akcja dowcipnisia, który zadzwonił do Gorbaczowa, przedstawił się jako Michałkow i przeprosił. Wszyscy śmiali się z noblisty, który z wdzięcznością przyjął fałszywe przeprosiny. Rosjanie przy tym tak naprawdę nie tęsknią za komunizmem jako takim, ale za czasami, kiedy Związek Radziecki był supermocarstwem. W Rosji rok 1989 nie symbolizuje bowiem zwycięstwa społeczeństwa nad reżimem, ale raczej upokorzenie Moskwy przez Zachód.
Niemal jednocześnie z aferą Michałkowa polski Instytut Pamięci Narodowej opublikował dokumenty ożywiające oskarżenia Wałęsy o to, że w latach 70. był informatorem bezpieki. Tysiące ludzi wyszło na ulice Warszawy, Gdańska i innych miast w obronie byłego przywódcy „Solidarności” – rząd PiS zaś uznał, że jego „legendy nie da się już prawdopodobnie bronić”.
Czy można mieć pewność, że Wałęsa faktycznie nigdy nie współpracował z bezpieką? Nie. Najprawdopodobniej, jak wielu innych, w latach 70. poszedł na małe kompromisy, aby zachować wolność po aresztowaniu za działalność prodemokratyczną. Ale demonstrujący, z których część należała do „Solidarności”, rozumieją także, że bezpiece zdarzało się fabrykować dowody, by zdyskredytować przeciwników. I wiedzą, że cud „S” nie byłby możliwy bez przywódców takich jak Wałęsa.
***
Jednak ci, którzy wyszli na ulice polskich miast, bronią dziś czegoś większego niż Wałęsa – bronią całego dziedzictwa 1989 roku. Podejrzewają, że rząd korzysta z ataku na byłego prezydenta, by zdelegitymizować liberalną demokrację.
I wydaje się, że mają rację. Minister obrony Antoni Macierewicz stwierdził jasno: teczka Wałęsy udowodniła, że „postkomunistyczna Polska była tworem bezpieki, nie demokratycznie wybranych instytucji”.
Obrona 1989 roku w „pokonanej” Rosji to jedno. Ale dlaczego tak trudno bronić go w Polsce, gdzie ludzie mają więcej wolności i są bardziej zamożni niż kiedykolwiek przedtem, a „Solidarność” to narodowa ikona?
Rok 1989 jest odrzucany z tych samych powodów, dla których był wcześniej chwalony, a mianowicie przez brak radykalizmu. To, że opozycja zdecydowała się zintegrować dawne elity, zamiast je ścigać, okazało się trwałym osiągnięciem tej rewolucji – a jednocześnie jej ostateczną piętą achillesową.
Populistyczna rewolta zalewająca Polskę, Węgry i inne państwa regionu to bunt przeciw umiarkowaniu. Wydarzenia sprzed 26 lat są potępiane jako genialny spisek mający przekształcić polityczną władzę elit we władzę ekonomiczną. Jak w piosence The Who: „Poznaj nowego szefa, jest taki sam jak stary szef”.
W tej wizji rok 1989 oznacza wyzwolenie nie obywateli, ale komunistycznych elit. Aparatczyków. Wyzwolono ich od strachu przed czystkami i antykomunistycznymi powstaniami, od poczucia winy, od ideologii, od narodowej lojalności. Wcześniej elity miały przywilej podróżowania, dziś dostały prawo bycia częścią Zachodu. Wcześniej zarządzały krajem, dziś zostały jego właścicielami. Kryjąca się w cieniu władza dawnych elit stała się ostatecznym wytłumaczeniem wszystkiego, co się nie udało po 1989 roku – rosnących nierówności i zawiedzionych oczekiwań.
***
Uprawiana przez Jarosława Kaczyńskiego polityka gniewu, podobnie jak polityka urazy Putina, dociera do młodego pokolenia, które żyje w świecie, gdzie historia nie ma już znaczenia. Mają Google’a i smartfony, ale brak im cierpliwości do moralnych zawiłości dawnych czasów. Dlatego wcale nie pragną zrozumieć, co Wałęsa naprawdę zrobił w latach 70. ani przed jakimi wyborami stanął Gorbaczow w 80. Dla pokoleń, które nie mają żadnych osobistych doświadczeń z niszczącą i autodestrukcyjną naturą rewolucyjnej polityki, umiarkowanie nie jest ani inspirujące, ani uzasadnione.
Bohaterowie 1989 roku oddali sprawiedliwość za pokój. To był szlachetny kompromis. Dziś, kiedy pokój jest uznawany za pewnik, pozostaje tylko deficyt sprawiedliwości.
Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W Magazynie Świątecznym:
Polska widziana ze Szwecji. Urażeni wzięli rewanż
Miliony ludzi w Polsce odbyły podróż klasową od soli ziemi do klienteli pośredniaka. Pewnie było to nieuniknione, lecz czy musiało być tak brutalne, bez zrozumienia bolesności tego upadku? A teraz przychodzi za to płacić
Kazimierz Orłoś: Ciągle ta polskość!
Żyj i daj innym żyć – to podstawowa zasada. Dziś znów roi się od takich, którzy chcą innym urządzać życie. Z Kazimierzem Orłosiem rozmawia Donata Subbotko
Pokoloruj, bo nie zaśniesz
Na stres, na kreatywność, na skołatane nerwy i nadmierne napięcie. Jak to się stało, że poczciwe książeczki do kolorowania awansowały do rangi antydepresanta?
Szeryfowie ratują Brazylię
Kilka lat temu kraj był tygrysem w pół skoku po potęgę. Dzisiaj tygrys leży na deskach. Znokautował się sam
Czas niejedzenia. Jak poszczą Polacy?
40 dni bez alkoholu, mięsa, słodyczy, chemii – coraz więcej Polaków decyduje się, by pościć. Jedni z powodów religijnych, inni – by oczyścić organizm po zimie. Wszyscy twierdzą, że post im służy
Bartłomiej Piotrowski. ZaKODowany
Jeden dziadek akowiec i delegat rządu londyńskiego, drugi – zmuszony do służby w Wehrmachcie. Ojciec – minister za AWS, współpracownik Kaczyńskich, pełnomocnik rodziny Blidów. Co adwokat Bartłomiej Piotrowski robi w Komitecie Obrony Demokracji? Z Bartłomiejem Piotrowskim rozmawia Dariusz Kortko
Turcy gorszego sortu
Wie pan, u nas też zaczynało się podobnie: Erdogan zaczął grzebać przy telewizji i trybunale konstytucyjnym. A teraz mamy coś takiego
Paramilitarni
Wróg widzi, że cały naród pod bronią i duchem silny – trzy razy się zastanowi, nim napadnie. A jak już napadnie, to twierdzą będzie nam każdy powiat
Michał Heller: W zasadzie lubię podróże
Średnia intelektualna w społeczeństwie idzie w dół. I jeszcze konsumpcjonizm, wybiera się to, co łatwe, co nie wymaga wysiłku. Z tych ludzi wyrasta Kościół. Nauka ma ten sam problem. Rozmowa z księdzem profesorem Michałem Hellerem
Zależało nam na tym, żeby pokazać „ludzką” twarz Krystyny Pawłowicz, która w korespondencji z nami niekorzystne dla siebie opinie nazywa – pomówieniami.
Warzywniak
Tuż obok bloku, w którym Krystyna Pawłowicz mieszka od dziecka. Ceny, jak na Saskiej Kępie, ale i wybór spory.
– Co wybiera Krystyna Pawłowicz, jakie smaki lubi, jakie pomidorki kupuje? – pytam jedną ze sprzedawczyń, ale ta od razu odsyła mnie do szefowej.
– Myślę, że my nie możemy o tym mówić – twierdzi szefowa.
– Nie interesuje mnie polityka, chciałbym się dowiedzieć, jakim prywatnie człowiekiem jest pani poseł…. – próbuję ją przekonać do rozmowy.
– Jest wspaniałym człowiekiem – bez zastanowienie odpowiada sklepowa. – Wie pan, wokół jest tyle głupoty, a my jesteśmy normalni – dodaje sklepowa.
Sąsiadka nr 1
– Pamiętam ją z dzieciństwa, sikałyśmy w jednym kącie w piaskownicy. Nie było innych dziewczyn na podwórku, więc się razem trzymałyśmy – mówi sąsiadka z bloku pani Krystyny Pawłowicz. – W stosunku do mnie jest zawsze osobą serdeczną, więc mogę ją określić tylko w samych superlatywach. Może inni postrzegają ją inaczej – mówi sąsiadka.
Sąsiadka nr 2
Uśmiechnięta, energiczna, po pięćdziesiątce, skromnie, ale elegancko ubrana. Proszę ją o wspomnienia, anegdoty dotyczące sąsiedzkiego życia w bloku.
– Znamy się od 30 lat, jak to sąsiadki, ale tak naprawdę bliżej się poznałyśmy w latach 90., kiedy założyliśmy w naszym bloku wspólnotę mieszkaniową. Zaczęłyśmy bywać na zebraniach wspólnoty i poznałam ją prywatnie – mówi sąsiadka nr 2. – Wystarczy, że ktoś się z nią nie zgodzi i wtedy wstępuje w nią diabeł. Zmienia jej się wyraz twarzy, robi się taka wściekła i zaczyna krzyczeć. To, co pokazują w telewizji, to uładzona wersja Pawłowicz.
Warzywniak
– Dlatego pytam o rzeczy ludzkie, zwyczajne, o to, co lubi, czego nie lubi, co wybiera, jaką jest klientką? – czuję, że może jeszcze czegoś się jednak dowiem.
– Jest ciepłą, fajną kobietą. Pamiętam, jak przed świętami, na chodniku przed sklepem taka starsza pani czymś tam handlowała i dostała od pani profesor prezencik. My wszystkie też dostałyśmy. Bo Gwiazdka. Nie, że samochód, ale ptasie mleczko. Bo ona po prostu pamięta o wszystkich, jest wspaniała. Ale o szczegółach nie możemy mówić, bo może pani Krysia by się obraziła – mówi sklepowa.
– Jesteście na „ty” z panią Pawłowicz?
– Nie, mówimy „pani Krysia”. Znamy ją bardzo długo. Wie pan, o co z nią chodzi? Ludzie nie lubią, jak im się prawdę w oczy mówi. Wolą takich lisków, cichych, przyczajonych, uśmiechniętych. A pani profesor jest inna, jest bardzo wierząca i lubi prawdę – podkreśla szefowa warzywniaka.
– Ma jeszcze czas, żeby zakupy robić? – zmieniam temat, bo robi się patetycznie.
– Ma, przychodzi czasami – mówi sklepowa.
Sąsiad nr 1
– To, co się dzieje na zebraniach wspólnoty, przechodzi ludzkie pojęcie. Pani Pawłowicz traktuje wspólnotę jak swój prywatny folwark. W naszym bloku mieszkają w większości osoby starsze, które nie za bardzo orientują się w sytuacji prawnej i wszystkie sprawy załatwiają przez panią Krysię. Ona od zawsze robiła agitacje, chodziła po domach i zbierała od tych staruszków pełnomocnictwa, dzięki którym załatwiała swoje własne interesy. A na zebraniach, kiedy wpada w szał, nikt już nawet nie reaguje. Niech pan zrozumie, te zebrania to jest jak obrazek przeniesiony z sejmu, czyli „ja mówię, Polska mówi!”. I nie da się nic powiedzieć, nie da się przedstawić swoich propozycji. Jak ktokolwiek myśli inaczej i nie daj Boże ma inny pomysł niż pani poseł, będzie przez nią zakrzyczany i usłyszy teksty typu „pan tu nie ma prawa głosu!”. Jak się przez lata jest w czymś takim, to się wie, że dyskusji nie ma. Ona nie przyjmuje żadnych argumentów, nie prowadzi dialogu, nie ma mowy o kompromisach, nie i koniec. Różne teksty leciały, także w moją stronę, ale ja tej pani się nie boję i w razie potrzeby mogę to wszystko przed sądem przedstawić pod nazwiskiem. Tylko czy to ma sens? – pyta sąsiad.
Sąsiadka nr 3
– Najwięcej problemów miał z nią taki młody sąsiad z parteru. Przed jego oknem rosła choinka. Ale to drzewko wegetowało, że rosło, to za dużo powiedziane. Ani nie było ładne, ani zielone. I jak ocieplali nasz blok, to ta choinka zmarniała jeszcze bardziej, ale nikt jej nie żałował, nie było czego. I pani Pawłowicz na jednym z zebrań wspólnoty stwierdziła, że to ten sąsiad to drzewko wykończył, że ona co prawda nie widziała, ale wie na pewno, że to on. Na tym zebraniu straszyła, że go do sądu za to drzewko poda, i że go zniszczy. Z tego co wiem, to na razie nie podała, chyba tylko straszyła – mówi sąsiadka.
Sąsiadka nr 1
Zaprasza mnie do środka „nie będziemy przecież przez próg rozmawiać”. W kuchni telewizor i spór wokół Trybunału Konstytucyjnego. Na stole kanapki, „proszę się częstować, herbatki może zrobić”.
– Chora jestem, synów wychowałam i w domu siedzę. Dopiero co skończyłam robić opatrunek na wiecznie niegojące się i bolesne rany. Przez tę chorobę mam wycięte 15 lat z życiorysu i skupiam się tylko na sobie. Mamę Krystyny, starszą panią Pawłowicz, znałam doskonale. Młodsza siostra Krysi, ma na imię tak, jak ja. Daleka jestem od złych ocen, które słyszę. Nawet wkoło sąsiadki mają inne zdanie na jej temat – mówi sąsiadka nr 1.
– W mediach, w wystąpieniach publicznych sama buduje swój wizerunek – mówię. – Używa ostrych słów, krytykuje i zachowuje się prowokacyjnie. Często bywa na „nie”…
– Prywatnie jest zupełnie inna, jest cieplutka, kulturalna i pomocna – przerywa sąsiadka – Byłam zaskoczona, kiedy pierwszy raz zobaczyłam jej publiczne wystąpienie, że stać ją na takie cięte riposty. Później zrozumiałam, że ona tak musi, niestety – agresja budzi agresję. Skoro ją prowokują, to ona nie może być bierna. Ale w życiu prywatnym jest zupełnie inna. Miałam ostatnio takie zdarzenie, że zostałam okradziona i ona bardzo mi pomogła. Nie tylko psychicznie, ale i finansowo, zatroszczyła się o mnie, sama z siebie powiedziała „mam, to dam, nie krępuj się”. Krysia jest po prostu osobą ludzką. A w telewizji? Może ona chce taki obraz zbudować? Kto wie, może się chce w ten sposób oddalić od ludzi, którzy są jej nieprzyjaźni? No nie wiem. Czasami człowiek musi wokół siebie mur postawić – mówi sąsiadka.
Sąsiadka nr 2
– Przez wiele lat byłam aktywnym członkiem naszej wspólnoty mieszkaniowej. Pani Krystyna na początku oferowała nam dużą pomoc, w końcu jest prawnikiem. Pomagała w pisaniu umów, pism urzędowych itd. Na ostatnim spotkaniu, na którym byłam, w zeszłym roku, sprzeciwił się jej jeden z członków zarządu, nastąpiła delikatnie mówiąc – różnica zdań. Pani Krystyna zwyzywała go od najgorszych, przy świadkach. Poszło o to, że w Ursusie mają być likwidowane piecyki gazowe. Firma Veolia wysłała pismo do wspólnoty, że się tym zajmie i podłączy ciepłą wodę za darmo. Pani Krysia stwierdziła, że „to nie jest polska firma, tylko niemiecka”, że „to są Żydzi”, że „chcą nas wykupić, zawłaszczyć”, i że nikogo z tej firmy do bloku nie wpuści. Klęła przy tym jak szewc i nie ma żadnych hamulców. To, jak ją pokazują w telewizji, jak krzyczy z ławy sejmowej „zamknij mordę” to jest jeszcze delikatnie – emocjonuje się sąsiadka.
– Jak ludzie zareagowali? Są jakieś protokoły z tego zebrania? – pytam, bo szczerze mówiąc nie dowierzam.
– Protokoły są, ale nikt tam tego nie opisał. Wszyscy ją tu u nas znają, wiedzą, jaka jest i już nie reagują, siedzą cicho. I wtedy też zamilkli, a ona od razu wybiegła. Proszę pana, u niej nie ma czegoś takiego jak kompromis. Ona ma dwa zdania do powiedzenia, powtarza je pięć razy pod rząd, przy czym każde zdanie mówi coraz głośniej. I nie ma nikogo, kto mógłby jej przerwać. U niej jest: „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po mojej stronie”. I koniec – odpowiada sąsiadka nr 2.
Warzywniak
– No niech mi pani o jej ulubionych smakach opowie. – Uśmiecham się najpiękniej, jak potrafię. Sklepowa patrzy na mnie nieufnie, waży pomidory i słowa.
– Nie, nie, nie! Pan mnie nie podpuszcza na „sałatkę polityczną”! Cały wizerunek pani Pawłowicz jest taki, że coś tam zjadła w Sejmie. Wielkie mi rzeczy, a ktoś samochód ukradł w tym czasie, i co? Łatwo jest człowieka oczernić, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy w kraju dzieje się coś złego. A pani Krysia jest naprawdę wspaniałą kobietą. Niech pan zapyta studentów, którzy chodzili do niej na zajęcia. U profesor Pawłowicz cała aula była wypchana, bo wykłady miała ciekawe, nie mdłe, ale fachowe i fajne. Taka jest prawda. Dla nas jest wspaniała, zresztą podejrzewam, że jak pan popyta, to od wielu ludzi w Ursusie pan to usłyszy – twierdzi sklepowa.
– Robi coś dla dzielnicy? – dopytuję.
– Tak, na pewno.
– A co konkretnie? Pomogła zdobyć fundusze na drogę, szkołę, przedszkole?
– Nie wiem dokładnie, ale na pewno coś robi – kończy sklepowa. Dziękuje, przeprasza i biegnie do klienta.
Sąsiadka nr 1
– Krystyna rodziny nie założyła bo się poświęciła swojej chorej mamie, którą pielęgnowała i doglądała aż do śmierci, jakieś dwa lata temu. Jej młodsze rodzeństwo wcześniej z domu wyszło, a ona została. Ale też bardzo dużo podróżowała, zwiedziła kawał świata. Ale czy miała jakiegoś faceta, nie wiem. Powiem panu taką ciekawostkę, że mój mężczyzna stawiał mi ją za wzór jak była młoda. Miała piękne nogi, była kobietą efektowną, miała inną figurę niż teraz, rzucała się w oczy, była taką naturalną blondynką. Ciągle się uczyła, publikowała, później miała studentów, wykładała na uniwersytecie. Widziałam ją wielokrotnie z naręczem kwiatów, jak wysiadała z taksówki – wspomina sąsiadka.
– Chwileczkę, pani facet się w niej podkochiwał? – pytam.
– Nie to, że się podkochiwał, tylko mówił, że to jest jego „sympatia”, ale on nawet jej nie znał osobiście, tylko wizualnie. Mówię panu, Krysia wpadała w oko. Pięknie chodziła, zresztą chodzi do tej pory bardzo ładnie, bo jest wyprostowana – dodaje sąsiadka.
Sąsiad nr 1
– A może chodzi o to, że ma pan jakiś sąsiedzki zatarg z panią Pawłowicz? Wiadomo, różnie z sąsiadami bywa i nie zawsze jest kolorowo – dopytuję, żeby zrozumieć intencje sąsiada.
– Nie mam z nią żadnego zatargu. Proszę się postawić na moim miejscu. Mieszka pan w bloku, jest pan pełnoprawnym właścicielem mieszkania, ale niczego pan nie jest w stanie załatwić, niczego zmienić, bo za przeproszeniem jest pan dymany przez osobę, która dzięki pełnomocnictwom od starszych babć, z większością głosów, każdy pana pozytywny pomysł torpeduje. Pałałby pan miłością do takiej osoby? No niech pan pomyśli, chce pan coś dobrego zrobić dla wspólnoty, zgłasza pan pomysł na zebraniu, a słyszy pan, że jest pan debilem. Tu nie chodzi o zatarg sąsiedzki, tylko o zwykłą ludzką przyzwoitość – kończy sąsiad.
Sąsiadka nr 2
– Zarząd wspólnoty postanowił, że trzeba ocieplić budynek – zaczyna swoją historię. – Na co pani Krystyna, że nie, bo ona ma znajomego prawnika, który jej powiedział, że się takich bloków nie ociepla, bo jest półmetrowa ściana i się nie opłaca. Poza tym, ona nie chce ocieplać z troski o starsze osoby, bo będzie czynsz podniesiony co najmniej dwa razy i starsi nie dadzą rady go opłacić. Pani Krystyna ma zwyczaj chodzić po lokatorach i zbierać od nich pełnomocnictwa upoważniające ją do występowania na zebraniach wspólnoty w ich imieniu. Kiedyś spytałam takich młodych, co mieszkają u nas na klatce, dlaczego dali jej to upoważnienie. Odpowiedzieli, że jak do nich przyszła, jak zaczęła się drzeć, to podpisali dla świętego spokoju. Mając te upoważnienia, doprowadziła do tego, że ocieplenia nie zrobiliśmy. Z czasem pani Krysia wybrała sobie swój własny zarząd wspólnoty, w którym była jej ciocia, do której później przestała się odzywać, bo ciocia zaczęła mieć własne zdanie, i dwóch panów, w tym ten pan z Ukrainy. I pierwszą decyzją nowego zarządu było, żeby budynek jednak ocieplić. Ale tym razem na jej warunkach – kończy sąsiadka nr 2.
Sąsiadka nr 5
– Ona jest bardzo mądra, jakich słów używa, aż czasami to ja jej nie rozumiem. Bardzo jest pomocna, wysłucha i poradzi. Zawsze mówimy sobie „dzień dobry”, zawsze się uśmiecha i proponuje pomoc – mówi starowinka, którą spotykam pod śmietnikiem tuż obok bloku pani Krystyny Pawłowicz.
Sąsiadka nr 3
– Nie wierzyłam, że ludzie będą na nią głosować, ale z drugiej strony wiem, że ona się potrafi przymilić. Niech pan porozmawia w sklepie spożywczym, tym po drugiej stronie ulicy. Tam się pan dowie, że pani Krystyna bardzo im pomogła – mówi sąsiadka, ale do domu nie wpuszcza, rozmawiamy przez próg.
– Ale finansowo pomogła? – pytam.
– Tego nie wiem, musiałby pan z panią M. porozmawiać, ale z tego co słyszałam, to pomogła prawnie – mówi sąsiadka i zamyka drzwi przed nosem.
Sąsiadka nr 2
– Niestety nie jest uczciwa, złapałam ją kiedyś na kłamstwie, ale nie mogę panu oficjalnie powiedzieć, na jakim, boję się, że mnie zacznie po sądach ciągać. Powiem panu tylko, że chodziło o pana Czesia. Pani Krystyna będzie wiedziała, o co dokładnie chodzi. Zawiodłam się na niej, pomyślałam sobie – to jest prawnik? To jest poseł? Zresztą, proszę pana, ona jest skłócona z całą swoją rodziną, jeszcze kilka lat temu jej brat tu ze 2 – 3 razy przyjechał, ale od tamtej pory go nie było. Z siostrą też nie rozmawia, ale o tym na pewno pan słyszał. Całe życie mieszkała z mamą, jak jeszcze tata żył, to zaadaptowali strych i powiększyli to mieszkanie. Prócz tego ma jeszcze kawalerkę, pokój z kuchnią pod wynajem – mówi sąsiadka.
Sąsiadka nr 1
– Podobna jest do mamy, czy do taty? – pytam.
– Do ojca, on był blondynem, kręcone włosy, też taki wyprostowany, niewysoki facet, ale z ładną sylwetką. Polityką się interesował, gazety prenumerował, kiedyś je w kioskach odkładali. To jest rodzina, o której mogę powiedzieć tylko same dobre rzeczy – podkreśla sąsiadka.
– A teraz się spotykacie? Na sąsiedzką kawkę, ploteczki? – dopytuję.
– Nie, ona czasu nie ma. Wcześnie z domu wychodzi, w nocy wraca. Widuję ją, jak z siatami skądś wraca, nie ma ochrony, żadnej obstawy, zawsze jest sama. Powiem panu, że dla niej nie ma różnicy z kim rozmawia, czy z dozorcą, czy ze starowinką, czy z jakąś szychą. Zawsze jest ciepła, serdeczna i pomocna. Jest bardzo pobożna i jest prawdziwą patriotką. Mój syn się od niej zaraził i też wywiesza flagi podczas świąt państwowych – mówi sąsiadka.
– Kibicuje jej pani? – pytam.
– Ja w ogóle jestem za PiS. Może w końcu będzie sprawiedliwie? – kończy sąsiadka nr 1.
Sąsiadka nr 4
– Powiem panu tak, jeżeli pan napisze o niej źle, to się pan może różnych rzeczy spodziewać. Nawet, że pana do sądu poda. Ona to uwielbia – mówi szeptem sąsiadka.
– Ale za co? – pytam.
– Jak to za co. Za obrazę posła. Zresztą, nieważne za co – kończy.
Epilog
Dzwonię do Krystyny Pawłowicz. Przedstawiam się, mówię skąd jestem, ale nie mam szans wyjaśnić, w jakiej sprawie chcę rozmawiać.
– Z pańską gazetą nie będę rozmawiała. Wy zawsze kłamiecie na mój temat. Niech pan się nie gniewa, pan jest na pewno bardzo miły, wszystkiego dobrego – kończy i odkłada słuchawkę.
Wysyłam oficjalnego maila na jej poselską skrzynkę mailową. W kilku słowach opisuję czego będzie dotyczył mój tekst i proszę o komentarz do sytuacji z zebrania wspólnoty mieszkaniowej, o którym opowiedzieli mi sąsiedzi. Odpowiedź pani poseł otrzymuję jeszcze tego samego dnia:
– Opisuje Pan sytuację i przypisuje mi Pan wypowiedzi, które nie miały miejsca. Czy dysponuje Pan dowodami na wyżej wymienione pomówienia? – podpisane Krystyna Pawłowicz.
Olejnik: Czy będzie postawiony pomnik 10 kwietnia? Sasin: Na razie być może zapewne instalacja
Olejnik: Czy będzie postawiony pomnik 10 kwietnia? Sasin: Na razie być może zapewne instalacja
Monika Olejnik poprosiła Jacka Sasina o skomentowanie informacji Radia Zet, że możliwe jest postawienie pomnika smoleńskiego już 10 kwietnia. Jacek Sasin odpowiadał:
„Czegoś takiego jak pomnik pewnie na razie nie będzie, bo muszą być spełnione określone procedury prawne i architektoniczne. Może zostać postawiona pewna instalacja na tę okoliczność, ale chciałbym, podobnie jak duża część Polaków, by stanął tam pomnik”
Lubnauer: W przeciwieństwie do PO chcemy uczestniczyć w komisji Kuchcińskiego
– Polacy oczekują, że będziemy rozmawiać, by rozwiązać ten kryzys. Chcemy uczestniczyć w komisji marszałka Kuchcińskiego, do której przekazane zostało stanowisko Komisji Weneckiej – mówiła Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej w Radiu Zet.
Magierowski: Opublikowanie stanowiska TK byłoby złamaniem prawa
– Opublikowanie byłoby złamaniem prawa, bo w Dzienniku Ustaw powinny się pojawiać jedynie oficjalne orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Posiedzenie TK odbywało się w sposób bezprawny, wbrew ustawie o Trybunale – mówił w Radiu Zet rzecznik prezydenta.
Marek Magierowski odniósł się też do spotkania PAD z amerykańskimi senatorami:
„Rozmawiano głównie o tematach bezpieczeństwa tej części Europy i polityce NATO”
Grupiński przyznaje: Byłem zwolennikiem dymisji Klicha po Smoleńsku
W Radiu Zet, podczas dyskusji o odpowiedzialności politycznej szefów resortów “siłowych” Katarzyna Lubnauer z .N i Rafał Grupiński z PO domagali się dymisji szefa MSW Mariusza Błaszczaka.
Na uwagę Moniki Olejnik, że po wypadku Casy i katastrofie smoleńskiej nie doszło do dymisji w rządzie PO, Grupiński stwierdził, że był zwolennikiem dymisji ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha.
Paramilitarni z WOT. To nie jest śmieszne
Formacje paramilitarne i paraobronne są bardzo popularne wśród młodych mężczyzn, zwłaszcza studentów (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)
Socjolog, dziennikarz. Doktorant w ISNS UW, członek zespołu „Res Publiki Nowej”.Wojska obrony terytorialnej mają być zdolne do „samodzielnego prowadzenia działań antykryzysowych, antydywersyjnych, antyterrorystycznych oraz antydezinformacyjnych”. Ich celem będzie „wzmocnienie patriotycznych i chrześcijańskich fundamentów systemu obronnego – tak aby patriotyzm oraz wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa”.Takie fragmenty niejawnego dokumentu, który urzędnicy MON pokazali w Sejmie, opublikował serwis 300polityka.- Mam nadzieję, że Polacy was obśmieją – drwił Czesław Mroczek (PO) na posiedzeniu sejmowej komisji obrony. Więcej można się spodziewać po opozycji, bo tu nie ma powodów do śmiechu.W historii były już oddziały, do których przyjmowano ochotników o wierze lub przekonaniach politycznych odpowiadających mocodawcom tych oddziałów, które potem przeciwdziałałyby „dywersji” i „dezinformacji”. Ma coś takiego nawet swoją nazwę – organizacje o takim rysie nazywa się powszechnie bojówką.
Paramilitarni. Wróg widzi, że cały naród pod bronią i duchem silny
Projekt WOT w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości niebezpiecznie pachnie właśnie tradycją partyjnych bojówek. Proszę to sobie wyobrazić: 35-40 tys. ochotników o odpowiednio patriotycznych przekonaniach i prawidłowo chrześcijańskim wyznaniu. Dostają taką samą broń, jakiej używają regularne siły zbrojne. Szkoleni są w weekendy – przez pierwsze trzy lata raz na miesiąc, później raz do roku – przez zawodowych żołnierzy. Poza weekendowymi wypadami robią to, co dotychczas – i 28 dni w miesiącu mają wolne! Dostają też żołd: 500 zł miesięcznie.
Już w tym roku mają powstać trzy brygady (po 3-6 tys. żołnierzy), które MON chce zorganizować w północno-wschodniej Polsce. Wychodzi około 10 tys. zmilitaryzowanych, regularnie szkolonych cywilów i nikt nie jest w stanie zagwarantować, że pod płaszczykiem WOT w zarządzanym przez PiS wojsku nie powstaje właśnie dziesięciotysięczna armia kiboli.
Politycy PiS oczywiście każą mi się puknąć w głowę, ale takie bojówki – nazwijmy je „antonówkami” – byłyby przecież doskonałym narzędziem do debaty ulicznej (w sprawie uchodźców? z demonstrantami Komitetu Obrony Demokracji?), w której PiS okazało się kompletnie pozbawione argumentów. A na rzecz takiej interpretacji przemawia, co następuje.
Po pierwsze, PiS od dojścia do władzy zrobiło już taką liczbę rzeczy niewyobrażalnych w cywilizowanym państwie, że głupotą byłoby mu na słowo uwierzyć, że akurat w przypadku WOT nie chodzi o cele partyjne, ale o rzeczywiste wzmocnienie bezpieczeństwa państwa.
Po drugie, PiS przedstawia swoją wojnę z Trybunałem Konstytucyjnym, opozycją i KOD jako spór prawdziwych Polaków z obcymi siłami. Andrzej Duda mówi, że w Polsce są ludzie pierwszej kategorii, którzy mają prawo głośno powiedzieć, „kto jest naszym gościem, a kto wrogiem”. Jarosław Kaczyński nazwał KOD „szkodliwą działalnością antypolską”. Profesor Zybertowicz błysnął pomysłem, że demonstracje obrońców demokracji to część wojny hybrydowej Rosji z Polską. Wypowiedzi dające podstawę do uznania opozycji politycznej za „dywersję” i „dezinformację” PiS produkuje codziennie.
Po trzecie, PiS od lat romansuje ze środowiskami kibolskimi i nacjonalistycznymi. Prawicowi politycy i dziennikarze biorą udział w Marszach Niepodległości i bronią kibolskich demonstracji jako wyrazu patriotyzmu młodego pokolenia.
Szczytem tego romansu było poręczenie Beaty Kempy za „Starucha”, gdy herszt szalikowców Legii trafił do aresztu pod zarzutem rozboju. – Wiem, że ten człowiek ma w sercu wiele patriotyzmu i szacunku dla powstańców warszawskich i dla Polski – mówiła dzisiejsza szefowa kancelarii premiera o człowieku, który zdążył się już wówczas wsławić m.in. zaintonowaniem na stadionie okrzyku „jeszcze jeden!” w kilka godzin po śmierci Jana Wejcherta – jednego z właścicieli Legii.
Twarzą „antonówek” mógłby być też Marian Kowalski, który regularnie pojawia się w zależnych od PiS mediach. Wypowiedzi kandydata Ruchu Narodowego na prezydenta – którego postura, patriotyzm i katolicka wiara predestynują do obrony terytorialnej – mogą być przedsmakiem tego, jak wyglądać będą „samodzielne działania antydywersyjne”. W wywiadzie dla wPolityce mówił o sędziach Trybunału: „Ze zdrajcami Ojczyzny trzeba jechać na ostro. Nie możemy się przejmować opinią ambasad, prasy niemieckiej itd.”.
Po czwarte, PiS musi jakoś zaopiekować się radykalną prawicową młodzieżą, o którą walczy dotąd bez większych sukcesów na brutalne, najczęściej antyimigranckie hasła z Pawłem Kukizem i Ruchem Narodowym. Szkolenia wojskowe i 300 mln zł – a tyle w budżecie MON zarezerwowano na powołanie WOT – to świetny wabik dla antydemokratycznych, gloryfikujących przemoc kiboli i narodowców, którzy dziś – oprócz emerytów i rencistów – są trzonem 150-tysięcznej armii ochroniarzy pracujących za głodowe stawki. Oprócz nich trudno w Polsce znaleźć kogoś, kto mógłby się do WOT nadawać.
Po piąte wreszcie, paraliż konstytucyjny powoduje, że ustawa powołująca WOT nie zostanie zbadana przez Trybunał – a nawet jeśli zostanie, to rząd wyrok zignoruje – choć samodzielne prowadzenie „działań antydywersyjnych” wydaje się trudne do pogodzenia z art. 26 konstytucji, który stanowi, że „Siły Zbrojne RP służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic” i „zachowują neutralność w sprawach politycznych”.
Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W Magazynie Świątecznym:
Polska widziana ze Szwecji. Urażeni wzięli rewanż
Miliony ludzi w Polsce odbyły podróż klasową od soli ziemi do klienteli pośredniaka. Pewnie było to nieuniknione, lecz czy musiało być tak brutalne, bez zrozumienia bolesności tego upadku? A teraz przychodzi za to płacić
Kazimierz Orłoś: Ciągle ta polskość!
Żyj i daj innym żyć – to podstawowa zasada. Dziś znów roi się od takich, którzy chcą innym urządzać życie. Z Kazimierzem Orłosiem rozmawia Donata Subbotko
Pokoloruj, bo nie zaśniesz
Na stres, na kreatywność, na skołatane nerwy i nadmierne napięcie. Jak to się stało, że poczciwe książeczki do kolorowania awansowały do rangi antydepresanta?
Szeryfowie ratują Brazylię
Kilka lat temu kraj był tygrysem w pół skoku po potęgę. Dzisiaj tygrys leży na deskach. Znokautował się sam
Czas niejedzenia. Jak poszczą Polacy?
40 dni bez alkoholu, mięsa, słodyczy, chemii – coraz więcej Polaków decyduje się, by pościć. Jedni z powodów religijnych, inni – by oczyścić organizm po zimie. Wszyscy twierdzą, że post im służy
Bartłomiej Piotrowski. ZaKODowany
Jeden dziadek akowiec i delegat rządu londyńskiego, drugi – zmuszony do służby w Wehrmachcie. Ojciec – minister za AWS, współpracownik Kaczyńskich, pełnomocnik rodziny Blidów. Co adwokat Bartłomiej Piotrowski robi w Komitecie Obrony Demokracji? Z Bartłomiejem Piotrowskim rozmawia Dariusz Kortko
Turcy gorszego sortu
Wie pan, u nas też zaczynało się podobnie: Erdogan zaczął grzebać przy telewizji i trybunale konstytucyjnym. A teraz mamy coś takiego
Paramilitarni
Wróg widzi, że cały naród pod bronią i duchem silny – trzy razy się zastanowi, nim napadnie. A jak już napadnie, to twierdzą będzie nam każdy powiat
Michał Heller: W zasadzie lubię podróże
Średnia intelektualna w społeczeństwie idzie w dół. I jeszcze konsumpcjonizm, wybiera się to, co łatwe, co nie wymaga wysiłku. Z tych ludzi wyrasta Kościół. Nauka ma ten sam problem. Rozmowa z księdzem profesorem Michałem Hellerem